76
50 SGO „POLESIEW DOKUMENTACH I WSPOMNIENIACH Po kapitulacji dnia 6 X 1939 r. zostałem zapisany do odznaczenia przez ppor. Henryka Sadowskiego 29 i por. Mierzwińskiego, obaj ze 182 pp, oraz por. [Tadeusza] Stelmacha ze 183 pp 30 . Powiedzieli, że walczyłem w pierwszej linii i zabrałem 3 Niemców do niewoli, nie traciłem na- dziei, walczyłem do końca, wykazałem hart i odwagę, dochowałem wierności Ojczyźnie, zasłu- guję na wielkie bojowe odznaczenie i że jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie. Po kapitulacji 6 X 1939 r. zostałem wywieziony do niewoli niemieckiej do szpitala do miejscowości Bremerhaven, gdzie przebywałem do 10 X 1942 r. Z powodu ciężkiego sta- nu zdrowia komisja lekarska odesłała mnie i Jana Kocia, zamieszkałego obecnie Przywory Małe, woj. siedleckie, do Polski. Potem byłem w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie, ul. Górnośląska 45. Dnia 27 VIII 1943 r. Komisja Lekarska w Szpitalu Ujazdowskim uznała mnie za wojskowego inwalidę wojennego. Oryginał, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. nr 346/393a 124. Por. Józef Kucharczyk, dowódca 3 kompanii strzeleckiej 82 pp. Opis działań Grupy „Polesie”, b.m., [przed 1950 r.] 31 Fazy działań SGO „Polesie” Plan działań SGOP da się podzielić na 5 faz, które pokrywają się całkowicie z wiadomo- ściami zasięgniętymi przeze mnie podczas działań i w niewoli u różnych oficerów ze sztabu śp. gen. bryg. Kleeberga. I faza Obejmuje wykonanie planu mob. od 29 VIII do 10 IX 1939 r. W myśl tego planu po- zostałości pułkowe odchodzą do Ośrodków Wyszkoleniowych Dywizji, np. 82 sps i 84 pp 29 Stanisława. 30 W czasie pokoju służył w 82 pp. 31 Na karcie tytułowej znajduje się adnotacja o następującej treści: „Por. J. Kucharczyk po uwolnieniu z niewoli niemieckiej był w amerykańskich kompaniach wartowniczych. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w Chicago 1 VII 1950 r. Pochowany 3 VII 1950 r. na cmentarzu: St. Adalbert’s Cementery, 6800 N. Milwaukee Avenue, Nr grobu 1108 sekcja WM. Powyższe dane wraz z pamiątkami ofiarowuje jego siostra Anastazja Kucharczyk dla Instytutu Historycznego Marsz. Józefa Piłsudskiego”. W IPMS (zespół B.I.42) zachowało się również napisane w X 1945 r. w Niemczech sprawozdanie por. Kucharczyka z kampanii wrześniowej. Zawiera ono syntetyczny opis działań SGO „Polesie”, obsadę jednostek oraz odpisy posiadanych przez niego roz- kazów. Sprawozdanie to stało się podstawą do napisania prezentowanej, znacznie obszerniejszej relacji, dlatego zrezygnowano z jego publikacji.

„Polesie”, b.m., [przed

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: „Polesie”, b.m., [przed

50

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Po kapitulacji dnia 6 X 1939 r. zostałem zapisany do odznaczenia przez ppor. Henryka Sadow skiego29 i por. Mierzwińskiego, obaj ze 182 pp, oraz por. [Tadeusza] Stelmacha ze 183 pp30. Powiedzieli, że walczyłem w pierwszej linii i zabrałem 3 Niemców do niewoli, nie traciłem na-dziei, walczyłem do końca, wykazałem hart i odwagę, dochowałem wierności Ojczyźnie, zasłu-guję na wielkie bojowe odznaczenie i że jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie.

Po kapitulacji 6 X 1939 r. zostałem wywieziony do niewoli niemieckiej do szpitala do miejscowości Bremerhaven, gdzie przebywałem do 10 X 1942 r. Z powodu ciężkiego sta-nu zdrowia komisja lekarska odesłała mnie i Jana Kocia, zamieszkałego obecnie Przywory Małe, woj. siedleckie, do Polski. Potem byłem w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie, ul. Górnośląska 45. Dnia 27 VIII 1943 r. Komisja Lekarska w Szpitalu Ujazdowskim uznała mnie za wojskowego inwalidę wojennego.

Oryginał, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. nr 346/393a

124. Por. Józef Kucharczyk, dowódca 3 kompanii strzeleckiej 82 pp. Opis działań Grupy „Polesie”, b.m., [przed 1950 r.]31

Fazy działań SGO „Polesie”Plan działań SGOP da się podzielić na 5 faz, które pokrywają się całkowicie z wiadomo-

ściami zasięgniętymi przeze mnie podczas działań i w niewoli u różnych oficerów ze sztabu śp. gen. bryg. Kleeberga.

I fazaObejmuje wykonanie planu mob. od 29 VIII do 10 IX 1939 r. W myśl tego planu po-

zostałości pułkowe odchodzą do Ośrodków Wyszkoleniowych Dywizji, np. 82 sps i 84 pp

29 Stanisława.30 W czasie pokoju służył w 82 pp.31 Na karcie tytułowej znajduje się adnotacja o następującej treści: „Por. J. Kucharczyk po uwolnieniu z niewoli niemieckiej był w amerykańskich kompaniach wartowniczych. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w Chicago 1 VII 1950 r. Pochowany 3 VII 1950 r. na cmentarzu: St. Adalbert’s Cementery, 6800 N. Milwaukee Avenue, Nr grobu 1108 sekcja WM. Powyższe dane wraz z pamiątkami ofiarowuje jego siostra Anastazja Kucharczyk dla Instytutu Historycznego Marsz. Józefa Piłsudskiego”.W IPMS (zespół B.I.42) zachowało się również napisane w X 1945 r. w Niemczech sprawozdanie por. Kucharczyka z kampanii wrześniowej. Zawiera ono syntetyczny opis działań SGO „Polesie”, obsadę jednostek oraz odpisy posiadanych przez niego roz-kazów. Sprawozdanie to stało się podstawą do napisania prezentowanej, znacznie obszerniejszej relacji, dlatego zrezygnowano z jego publikacji.

Page 2: „Polesie”, b.m., [przed

51

Relac je: Józef Kucha rcz yk

maszerują do Ośrodka Wyszkoleniowego Dywizji przy 83 pp w Kobryniu. W tym Ośrodku miano szkolić rocznik poborowy i przeszkalać rezerwistów jako uzupełnienie pułków znaj-dujących się w I linii.

II fazaTak zwanej obrony – powstała na skutek szybkich działań wojsk niemieckich, tj. bro-

ni pancernej i lotnictwa, które bombardowało miasta, miasteczka i wsie. Bombardowania lotnicze poprzerywały komunikację i łączność. Wódz Naczelny Rydz-Śmigły Edward znajdował się od 6 do 10 IX 1939 r. w Twierdzy Brześć n/B. i dał podobno rozkaz śp. gen. Kleebergowi porzucić wykonanie planu mob., a przystąpić do zorganizowania linii obron-nej: Brześć–Kobryń–Pińsk z pozostałości 20 i 30 dywizji. W razie załamania się nakazanej linii obronnej – odpłynąć na południe do granicy rumuńskiej. Od 10 do 17 IX 1939 r. od-działy pozostałości pułków 30 Dywizji, które znalazły się w rejonie Kobrynia, organizują obronę i są związane walkami z oddziałami niemieckimi.

III fazaNa wiadomość o przekroczeniu naszych granic przez wojska sowieckie – rozpoczyna

się odpływanie oddziałów na kierunek Kowla. Pułkownik Koc podobno otrzymał rozkaz od śp. gen. Kleeberga zabezpieczyć spływanie grupy od wschodniej strony z rejonu Kowla.

Grupa pińska z całym sztabem spływała z rejonu Pińska przez Kamień Koszyrski–Nujno.Dywizja „Kobryń” odrywa się z walk o Kobryń i maszeruje różnymi drogami na

Dywin–Samary–Ratno.Podczas spływania na południe, w dniu 20 IX 1939 r. nadeszła wiadomość, że płk [dypl.

Leon] Koc poddał garnizon Kowla wojskom sowieckim bez strzału, a wojsko rozpuścił do domów. Ubezpieczenie grupy pińskiej w Kamieniu Koszyrskim nawiązało łączność telefo-niczną z Kowlem. Przy aparacie był już komisarz sowiecki, który naszemu rotmistrzowi, dowódcy zabezpieczenia nakazał złożenie broni. Wieczorem nawiązano drugi raz [kon-takt] z Kowlem, ale komisarz kategorycznie zażądał złożenia broni. Wyznaczono miejsce spotkania się parlamentariuszy obu stron. Z naszej strony był wyznaczony gen. [Ludwik] Kmicic-Skrzyński i ppłk Bujwid Bogdan, którzy udali się na wyznaczone miejsce, ale ze strony sowieckiej nikt nie przybył. Droga spływania została przecięta.

IV fazaObejmuje plan „Odsiecz Warszawie”. Chcąc maszerować ku granicom Rumunii, trze-

ba było albo walczyć z wojskami sowieckimi, albo złożyć im broń. W tym czasie są wia-domości, że Warszawa, Hel i jeszcze kilka miast walczą z Niemcami. Na skutek takiej sy-tuacji śp. gen. Kleeberg porzuca plan przebijania się na południe i postanawia spieszyć z odsieczą Warszawie. Od miejscowości Mielce–Piaseczno następuje zmiana kierunku na m. Włodawa. Po dojściu do Włodawy, w której zebrało się dość dużo różnego wojska, nastąpiła organizacja grupy. W dniu 28 IX 1939 r. całe wojsko zostało podporządkowane śp. gen. Kleebergowi i otrzymało nazwę Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, w skró-cie brzmi SGOP. Marsz z odsieczą Warszawie trwa od 20 do 30 IX 1939 r.

Page 3: „Polesie”, b.m., [przed

52

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

V fazaNa skutek otrzymanych wiadomości o upadku Warszawy powstaje plan marszu na

Dęblin. SGOP miała się w Dęblinie zaopatrzyć w broń, amunicję, sprzęt i żywność – ja-ko nieodzowne środki do walk, maszerować w Góry Świętokrzyskie i stamtąd wykonywać wypady na wojska niemieckie. Plan ten nie doszedł do skutku, ponieważ w realizowaniu SGOP zmuszona była przyjąć walkę z Niemcami w rejonie Kocka i Serokomli. Walka trwa-ła od 2 do 6 X 1939 r. i zakończyła się kapitulacją SGOP.

(Szkic nr 132)

Dywizja „Kobryń”:Kobryń–Płoskie–Sławki–Ruchowicze–Chobowicze–Dywin–Samary–Cyganki–Koma-

rowo–Ratno–Zamszany–Nowiny–Piaseczno–Czeremszanka–Borzowa–Wyżwa Nowa–Rudka –Halinowola–Smolary–Browar–Krymno–Butmer–Wilica–Szack–Piszcza–Tomaszówka –Włodawa–Dworek Adampol i Folwark–Natalin–Żuków–Mosty–Opole–Puchowa Góra–Jab-łoń–Gęś–Czeberaki–Kostry–Okalew–Suchowola–Świerże–Niewęgłosz–Paszki–Sitno–Ruda Muro wa na–Krasew–kol. Krasew–Oszczepalin A i B–Wojcieszków–Hordzieżka–Gajówka Ofia-ra–Folwark Lipiny–Turzystwo–Wola Gułowska.

Skład SGOPZ rozkazu organizacyjnego Dywizji „Kobryń” i z opowiadań zasięgniętych w niewoli,

skład SGOP przedstawiał się następująco:

A. SGOPKwatera Główna śp. gen. bryg. [Franciszek] KleebergI Szef Sztabu płk [Mikołaj] ŁapickiII Szef Sztabu ppłk [Kazimierz] StawiarskiI Adiutant mjr [Tadeusz] GrzeszkiewiczII Adiutant rtm. [Jan] MichałowskiSzef Kancelarii kpt. [Stanisław] CzuczwarZastępca st. sierż. Włodzimierz Gruszecki Kwatermistrz ppłk Bohdan Bujwid po nim płk [Romuald] KohutnickiSzef łączności mjr [Roman] HetperSzef saperów ppłk [Eugeniusz] SchubertSzef uzbrojenia ppłk [Józef] Mara-MeijerSzef sanitarny mjr [Marian] KordzikSzef artylerii mjr dypl. Kazimierz SzczakowskiSąd polowy ppłk [Tomasz Żuk-]RybickiKomisariat cywilny woj. krak. Michał Gnoiński Zastępca ppłk [Bronisław] BatschDowódca artylerii plot. kpt. Kazimierz de Latour

32 Szkice zamieszczono na końcu tomu.

Page 4: „Polesie”, b.m., [przed

53

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Dowódca żandarmerii polowej mjr [Antoni] CzabańskiDywizja „Kobryń” płk [Adam] EplerDywizja „Brzoza” płk em. [Ottokar] Brzoza-BrzezinaSamodzielna Grupa ppłk [Wilhelm] PaszkiewiczOddział OPL płk [Jerzy] TrojanowskiBaon „Kowel” mjr [Adam] WilczyńskiPodlaska Brygada Kawalerii gen. [Ludwik] Kmicic-SkrzyńskiSuwalska Brygada Kawalerii gen. [Zygmunt] Podhorski

B. Dywizja „Kobryń”Dowódca Dywizji płk [Adam] EplerSzef Sztabu mjr [Franciszek] SchoenerAdiutant ppor. [Alfons] ŁyskawaDowódca 82 sps ppłk Franciszek Targowski Dowódca 83 pp ppłk Władysław Seweryn Dowódca 84 pp mjr Józef ŻeleskiDowódca Sam. Baonu 79 pp mjr (śp.) Michał BartulaDowódca Baonu Morskiego kmdr ppor. [Stefan] KamińskiDowódca KD płk [Anatol] Dworenko-DworkinDowódca KZ por. Zygmunt Kawa Dowódca ckm ppor. Józef SochaDowódca ppanc. por. [Czesław] MalinowskiDowódca Artylerii mjr [Stanisław]] OlechowskiDowódca plut. żand. pol. ppor. [Maksymilian] MuszyńskiDowódca komp. łączności por. Zygmunt SikoraKwatermistrz mjr Michał Leszczak Oficer skarbnik kpt. Lucjan ŚwitajOficer żywnościowy por. Wacław StelmaszczukSzef sanitarny dyw. mjr dr [Leon] Streit

C. Skład 82 spsDowódca Pułku ppłk Franciszek Targowski I Adiunkt kpt. Bolesław BaranieckiII Adiunkt por. Wacław Kruk-Rutkowski Oficer łącznikowy ppor. Eugeniusz UkrynOficer informacyjny ppor. Stanisław NanowskiOficer żywnościowy chor. Jan KaszubowskiZastępca plut. Jan ŻukOficer skarbnik por. Tadeusz KowalkowskiOficer zastępca st. sierż. (śp.) Witold MagierOficer zastępca plut. Kazimierz PokaOficer lekarz ppor. Józef GrosglikKwatermistrz mjr Edward PachKwatermistrz zastępca rtm. Witold Ber

Page 5: „Polesie”, b.m., [przed

54

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Kwatermistrz zastępca por. Władysław NowickiSzef kancelarii pułku st. sierż. Ludwik GrabowskiUzbrojenie chor. Stanisław SzczurekZastępca plut. [Józef]Potiopa33

Plut. artylerii ppor. Stanisław ŻarskiPlut. pionierów ppor. OlesiakZastępca ppor. Eugeniusz SkibaPlut. KZ ppor. GrysiewiczPlut. kolarzy ppor. Zygmunt TarasPlut. łączności por. Lubomir Malinowski Plut. sztabowy ppor. (śp.) Władysław Włodarz34

Plut. zastępca ppor. Stanisław OleńskiOficer taborowy ppor. Klemens Gucwa

I baon – dowódca mjr Tadeusz BandołaAdiutant ppor. Janusz SzaniawskiPisarz baonu plut. Bronisław Wierzbanowski Oficer skarbnik ppor. Bronisław WierzchowskiOficer żywnościowy ppor. Jan NowakOficer lekarz ppor. [Wacław] GerwelPlut. łączności ppor. Marceli LiwskiOficerowie dyspozycyjni ppor. Stanisław KwiatkowskiOficerowie dyspozycyjni ppor. Jan Petrykowski1 komp. – dowódca komp. kpt. Jan Pawłowski

I pluton ppor. Jan WoźniakI pluton ppor. Jan RutkowskiII pluton ppor. (śp.) Rafał Górecki II pluton ppor. (śp.) [Bogdan] MościckiIII pluton ppor. Ignacy JarzembińskiIII pluton ppor. [Mieczysław Marceli] Duch

2 komp. – dowódca komp. por. Stanisław OlszakI pluton por. Jan WojewskiI pluton ppor. Stanisław KwiatkowskiII pluton ppor. Stanisław Sadowski III pluton ppor. [Edward] Borowski

3 komp. – dowódca komp. por. Józef Kucharczyk I pluton por. Wacław Rusecki I pluton ppor. Tadeusz BuykoII pluton ppor. Mieczysław MaczkowskiII pluton ppor. [Mieczysław] SzparkowskiIII pluton ppor. Jan Wójcik

33 Młodszy majster wojskowy.34 Oficer służby stałej 82 pp. W publikacjach występuje jako Włodzimierz.

Page 6: „Polesie”, b.m., [przed

55

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Szef kompanii sierż. [Jan] Cwenarskipo nim plut. Edward Liszewicz

Podoficer gospodarczy plut. SosnowskiPodoficer broni plut. pchor. Jerzy Duszyński Sekcja granat. kpr. [Bronisław] ZamojdaKapral obserwator plut. pchor. Ernest MalcherPocztowy osobisty strz. Józef WięzowskiI plut. kpr. obser. plut. pchor. Henryk Nowosielski

1 drużyna kpr. pchor. Mieczysław Sowiński2 drużyna kpr. pchor. Ryszard Strauss3 drużyna kpr. pchor. Rotkiewicz

II plut. kpr. obser. plut. pchor. Borys Radkiewicz4 drużyna kpr. pchor. [Klemens] Dekler5 drużyna kpr. pchor. Musiał6 drużyna kpr. pchor. Turski

III plut. kpr. obser. plut. pchor. Demecki7 drużyna kpr. pchor. Edward Ilkowski8 drużyna plut. pchor. Hoffman9 drużyna sierż. pchor. Konopnicki

1 ckm dowódca komp. por. Marian Kamińskizastępca por. Żak KazimierzI pluton ppor. Kazimierz WilkowskiII pluton ppor. Lewicki WitoldIII pluton ppor. Kubicki AnzelmIV pluton ppor. [Kazimierz] BoużykV pluton ppor. Kubisiak Jan

Plut. moździerzy ppor. [Sławomir] BożymińskiZastępca ppor. [Józef] Skindzier

II baon – dowódca baonu kpt. Roman SamoszukAdiutant por. Piotr JacuńskiOficer żywnościowy chor. KwiekZastępca sierż. Karol Soboński4 komp. – dowódca komp. por. Leon Mierczyński

I pluton – dowódca ppor. ŻęszakII pluton – dowódca ppor. [Józef] Ćwirko-GodyckiIII pluton – dowódca ppor. Gross (Niemiec)Szef komp. st. sierż. [Stanisław] BartusikPodoficer gospodarczy plut. [Władysław] Gonczarko

5 komp. – dowódca komp. por. [Ferdynand] TrojnickiI plut. – dowódca plut. por. [Bolesław] SankowskiII plut. – dowódca plut. ppor. Paweł Heinzelman

6 komp. – dowódca komp. por. [Roman] Goldman

Page 7: „Polesie”, b.m., [przed

56

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

I plut. – dowódca plutonu ppor. Stanisław Czajkowski35

2 ckm – dowódca komp. kpt. [Eugeniusz] CzaputowiczZastępca por. Kazimierz Zawada I plut. dowódca plut. ppor. Stanisław Alasiński II plut. dowódca plut. ppor. KozickiPluton taczanek ppor. Adam Wojnar36

III baon morski – dowódca kmdr. ppor. Stefan Kamiński3 komp. – dowódca komp. kpt. Piotr Czekalski

D. Skład 83 ppDowódca Pułku ppłk Władysław Seweryn I Adiutant kpt. Franciszek Pietrzkiewicz II Adiutant ppor. Kazimierz Kłoczewiak Oficer skarbnik por. [Jan] Wojas i ppor. KowalskiOficer zwiadowczy ppor. [Zygmunt] OsińskiPluton sztabowy kpt. [Kazimierz] SlizewiczPluton sztabowy ppor. [Stanisław] JanczakPluton PW kpt. [Piotr] Kabata Pluton PW ppor. [Bernard] DietrichPluton PW ppor. [Henryk] Dawid

I baon – dowódca baonu kpt. Władysław SroczyńskiAdiutant ppor. [Fryderyk] PalkiewiczPlut. łączności ppor. [Stanisław] Kiernik

1 komp. – dowódca komp. por. Karol Kucharczyk2 komp. – dowódca komp. por. [Antoni] Andruszko3 komp. – dowódca komp. por. [Henryk] Jasionowski

1 ckm – dowódca komp. por. Jan Roszkowski

II baon – dowódca baonu kpt. Marian ŚcisłowskiAdiutant chor. Marian PilarskiOficer żywnościowy ppor. [Franciszek] KlimekOficer skarbnik ppor. Janusz Białobrzeski

4 komp. – dowódca komp. por. Stanisław Maksimowicz5 komp. – dowódca komp. ppor. Kazimierz Wagner6 komp. – dowódca komp. por. [Józef] Rybicki

E. Skład 84 ppDowódca Pułku mjr Józef Żeleski

35 Według zgodnych relacji podchorążych 6/82 pp, opublikowanych w dalszej części wydawnictwa, dowódcą I plutonu tej kompanii był ppor. rez. Michał Karasiński, poległy 5 X 1939 r. w Helenowie.36 W życiorysie znajdującym się w aktach personalnych przechowywanych w CAW ppor. rez. Adam Wojnar podał, że był dowódcą plutonu w 83 pp.

Page 8: „Polesie”, b.m., [przed

57

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Adiutant kpt. Adam Różański Oficer skarbnik st. sierż. Różański

I baon – dowódca baonu kpt. [Franciszek] Bilczewski1 komp. dowódca komp. ppor. [Stanisław] Szczepaniak2 komp. dowódca komp. ppor. [Janusz] Pauli3 komp. dowódca komp. ppor. [Kazimierz] Wróblewski1 ckm dowódca komp. por. Józef Komornicki

II baon – Dowódca baonu kpt. Seweryn KozyraOficer żywnościowy chor. [Bernard] Macierzyński4 komp. – dowódca komp. kpt. [Jan] Korcyl5 komp. – dowódca komp. ppor. [Julian] Kulma6 komp. dowódca komp. ppor. [Marian] Tarnawski2 ckm – dowódca komp. por. [Stanisław] Byrczek

F. Samodzielny baon 79 ppDowódca baonu mjr (śp.) Michał Bartula Adiutant por. [Tytus] WilskiOficer skarbnik ppor. Roman MajchrzakOficer żywnościowy ppor. [Henryk] KryskaOficer medyczny ppor. [Zyskind] Flaks37

Pluton łączności ppor. Jan Janowski Pluton zwiadowców ppor. [Zygmunt] Waleszyński1 komp. – dowódca komp. kpt. [Paweł] Wacławowicz2 komp. – dowódca komp. por. [Zygmunt] Liciński3 komp. – dowódca komp. por. [Władysław] Smoleński1 ckm – dowódca komp. por. [Adam] Fallzastępca dowódca komp. ppor. [Józef] Kruszewski

G. Skład KDDowódca KD płk [Anatol] Dworenko-Dworkinzastępca kpt. Jan JedlińskiAdiutant por. Henryk RewickiOficer taborowy ppor. Arseniusz Lewicki Dowódca szwadronu por. Piotr BrzozowskiI plut. dowódca plut. ppor. Władysław NowoleckiII plut. dowódca plut. ppor. Zygmunt ZiółkowskiIII plut. ckm dowódca plut. ppor. Jerzy OlszańskiIV plut. kolarzy dowódca plut. ppor. Eugeniusz Zaturski

37 Według dodatku do rozkazu organizacyjnego dowództwa Dywizji „Kobryń” z 28 IX 1939 r. (opublikowanego w cz. 1, s. 274–286), lekarzem tego batalionu był plut. pchor. Stanisław Jarząbek.

Page 9: „Polesie”, b.m., [przed

58

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

H. Skład Dywizji „Brzoza”Dowódca dywizji płk [Ottokar] Brzoza-BrzezinaSzef uzbrojenia mjr [Aleksander] Sankiewiczzastępca kpt. Alfons Witold StarkI brygada – dowódca brygady ppłk [Kazimierz] Gorzkowski

1 pułk – dowódca pułku ppłk [Władysław] Dec (z 78 pp)I baon dowódca mjr [Tadeusz] Król (Junak)II baon dowódca por. [Zdzisław] NiedziałkowskiIII baon dowódca kpt. Władysław Peksa (CWSap.)Skarbnik pułku chor. GordekOficer taborowy ppor. Trachimowicz

2 pułk – dowódca pułku mjr [Franciszek] Pająk (z 80 pp)I baon dowódca kpt. Jan MajewskiII baon dowódca kpt. [Władysław] TurskiIII baon dowódca por. [Feliks] Miodowski

II Brygada – dowódca brygady ppłk [Mieczysław] Gumkowski3 pułk z 79 pp4 pułk z 4 pułku „Jasiołda”

I. Skład baonu „Kowel”Dowódca baonu mjr (śp.) [Adam] WilczyńskiDowódca baonu mjr [Zygmunt] BoglewskiAdiutant ppor. [Ludwik] Kamionko1 komp. dowódca komp. kpt. [Jan] Porębski (intendent)2 komp. dowódca komp. ppor. Władysław Skrobiszewski3 komp. dowódca komp. por. [Marian] Balicki1 ckm dowódca komp. kpt. [Jan] Papiz

J. Suwalska Brygada KawaleriiDowódca brygady gen. bryg. [Zygmunt] PodhorskiSzef sztabu mjr dypl. [Edward] BonieckiOficer operacyjny rtm. [dypl.] Adam GalicaOficer informacyjny por. Kurek38[imię?]1 Pułk ułanów – dowódca płk [Jan] Litewski39

2 Pułk ułanów – dowódca płk Plisowski Kazimierz2 Pułk ułanów – zastępca mjr Antoni PlatonoffAdiutant por. Tadeusz Rószkiewicz40 Oficer ordynansowy ppor. Tadeusz Loth41

Kwatermistrz rtm. Wiktor Olędzki42

38 Według innych źródeł por. Ignacy Cieplak.39 Poległ 11 IX 1939 r. pod Zambrowem.40 W SGO „Polesie” pełnił funkcję adiutanta brygady „Plis”.41 Oficer do zleceń dowódcy 2 puł.42 Kwatermistrz 2 puł. Również podani niżej oficerowie pełnili funkcje w kwatermistrzostwie tego pułku.

Page 10: „Polesie”, b.m., [przed

59

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Oficer broni por. [Antoni] CabanowskiOficer skarbnik por. Franciszek SieńkoOficer żywnościowy chor. Franciszek Madoński43

Oficer gazowy ppor. Wincenty RydzewskiOficer weterynarii por. Antoni ZielińskiOficer medycyny por. Bernard HinzKapelan ks. [Jan] Chrabąszcz44

3 psk płk [Edward] Milewski3 psk ppłk [Jan] Małysiak4 dak ppłk [Ludwik] Kiok[11] Szwadron łączności por. [Jan] Piekut[11] Pluton żand. polowej por. [Jerzy] MajewskiKwatermistrz kpt. dypl. Mager45

K. Podlaska Brygada KawaleriiDowódca brygady kaw. gen. bryg. [Ludwik] Kmicic-SkrzyńskiSzef sztabu mjr [Juliusz] SzychiewiczOficer operacyjny kpt. dypl. [Stanisław] BurchardtOficer informacyjny rtm. [Stefan] MajchrowskiOficer ordynansowy ppor. Staniszewski46

5 pułk ułanów ppłk Chomicz47

5 pułk ułanów – zastępca ppłk [Jerzy] Anders48

9 pułk strzelców płk [Tadeusz] Falewicz10 pułk ułanów płk [Kazimierz] Busler14 dak ppłk [Tadeusz] ŻyborskiOficer taborowy rtm. [w st.spocz.] [Wacław] Działak

I fazaWykonanie planu mobilizacyjnego od 30 VIII do 10 IX 1939 r.

(szkic nr 3)

W sierpniu 1939 r. została ogłoszona mobilizacja. W myśl wytycznych planu mob. otrzymałem zadanie zmobilizować batalion marszowy. Dotychczasowe kompanie: skadro-waną i strzelecką przekazałem wyznaczonym oficerom, a następnie udałem się do oficera mob. po teczkę mob. Na miejscu po pobraniu teczki mob. sprawdziłem jej zawartość i za-poznałem się z czynnościami. Rozkaz o mobilizacji otrzymałem o godz. 16.00, a ludzie prawdopodobnie będą napływali na drugi dzień, więc wbrew wszelkim zasadom zabrałem teczkę mob. do domu.

43 W oryginale: Miodoński.44 W oryginale: Chrząszcz.45 Faktycznie – rtm. dypl. Tadeusz Radziukinas.46 Według innych źródeł – por. rez. Zygmunt Przerembel.47 Od 14 IX 1939 r. 5 puł dowodził ppłk Jerzy Anders.48 Od 15 IX 1939 r. zastępcą dowódcy pułku był mjr Zygmunt Strubel.

Page 11: „Polesie”, b.m., [przed

60

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Tegoż wieczora odeszły z koszar obsługi ckm do obrony przeciwlotniczej do Małasze-wicz na lotnisko, do Adamkowa na lotnisko, na stację kolejową, na wieżę ciśnień w rejonie koszar i na plac sportowy. W koszarach panuje ruch. Na każdym kroku odczuwa się jakieś podniecenie i nerwowość. Jest pewne, że wojna będzie z Niemcami, gdyż od marca stoją na zachodzie nasze armie, a z prasy czyta się o różnych incydentach granicznych. Wiadomość o mobilizacji rozeszła się lotem błyskawicy po całym mieście. W powietrzu czuje się zapach prochu.

Nie ma czasu zastanawiać się nad sytuacją ogólną i wnikać w jej sedno rzeczy, a trzeba brać się do wyznaczonej pracy. W mieszkaniu przy herbatce i papierosie zaczynam opraco-wywać plan sposobu wykonania mobilizacji baonu marszowego.

Nie miałem do swej dyspozycji żadnych zawiązków. Byłem samiuteńki jak nagi gołek, a zmobilizowanie baonu wymagało nakładu pracy. Po dokładnym przestudiowaniu czyn-ności mob. opracowałem wreszcie plan działania i ze spokojnym sumieniem położyłem się spać. Pod poduszką znajdowała się teczka mob. i pistolet. „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

31 VIII 1939 r. O godz. 5.00 przeszedłem się do oficera służbowego pułku dowiedzieć się, czy podczas nocy nie zaszły jakieś zmiany, czy wyszły nowe zarządzenia i czy rezerwa już napływa. Zmian ani zarządzeń nie było, a rezerwiści napływali w ciągu nocy bardzo słabo. Napływających rezerwistów kierowano do świetlicy żołnierskiej, w której na podło-dze rozłożono słomę (szkic 2).

Poranek tego dnia był śliczny. Od bramki nr 1, wzdłuż dowództwa pułku, II bloku i kuchni aż do świetlicy żołnierskiej ciągnęły się grupki rezerwistów przybyłych pociągami. Spacerowałem sobie po placu alarmowym pułku, rozmyślałem nad pracą, która czeka mnie tego dnia, i wsłuchiwałem się w stuki maszerujących rezerwistów po koszarowym bruku.

W przepływających grupach nie było słychać rozmów i śmiechu jak to dawniej bywało, gdy przychodzili odbywać ćwiczenia rezerwy. Każdy z szaraczków niósł na plecach węzełek lub walizkę w ręce. Głowy opuszczone ku ziemi. Na ustach zanikł ślad uśmiechu, a myśli uno-siły się przy tych najbliższych, których pożegnali i nie wiadomo, czy będzie im dane ujrzeć ich jeszcze raz w swym życiu. Z panującego nastroju wyczuwa się, że każdy jest zajęty myślami o sobie i nie ma zamiaru dzielić się nimi z kolegami. Długi czas obserwowałem korowód cią-gnących grupek, a gdy poczułem wrażenie głodu, skierowałem się do domu. Na progu, jak to zwykle bywało – powitał mnie „Mazgaj” mały, nierozłączny piesek. Siostra (Nela) przygoto-wała już śniadanie, do którego, mówiąc nawiasem, nie mogłem się zabrać, gdyż myślą byłem przy mobilizacji. Zmusiłem się siłą woli, żeby jednak coś zjeść i na czczo nie pracować.

Po śniadaniu udałem się do dowódcy pozostałości pułku ppłk. Targowskiego, u którego wywalczyłem sobie trzech podchorążych do pomocy. Odnalazłem w koszarach podchorą-żych, udałem się z nimi do kasyna podoficerskiego (szkic nr 2), objaśniłem całą sprawę i wy-dałem im rozkaz do pobierania umundurowania i zwożenia go. Z braku koni, podchorążo-wie musieli je zastępować przy wozie. Ja tymczasem udałem się do rejonu I baonu, gdzie por. [Kazimierz] Zawada – pełniący obowiązki oficera mob. przyjmował rezerwistów, nadawał przydziały i odsyłał do kąpieli. Mnie chodziło o to, żeby do południa nie przysyłał mi rezer-wistów, gdyż jeszcze nie jestem gotów na przyjmowanie. Prośba moja została uwzględniona. Wracając do swego lokalu mob., widziałem maszerujące kompanie młodego rocznika z łopa-tami na ramionach. Część kompanii poszła na plac sportowy, a inne do ogrodów gospodar-skich położonych przy bramce nr 3 (patrz szkic nr 2) do kopania rowów przeciwlotniczych.

Page 12: „Polesie”, b.m., [przed

61

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Moi podchorążowie przyciągnęli pierwszy wóz z umundurowaniem i jadą po dalsze sorty. Ja zajmuję się segregacją przywiezionych mundurów i układam w kupki różne wiel-kości sort. Chodziło mi o sprawną organizację przy wydawaniu [mundurów] dla odpo-wiedniej wielkości wzrostu. Do południa miałem zwiezione: mundury, spodnie, furażerki, obuwie, onuce, spinacze, bieliznę, chlebaki, plecaki i pasy główne. Na szczęście do południa przydzielono mi kilku oficerów rezerwy, z których stworzyłem szkielet obsad mających po-wstać kompanii, przydzieliłem im rejony dla kompanii, umundurowałem i kazałem zamel-dować się im u mnie po południu.

W czasie obiadu zmieniłem swój poprzedni plan na nowy, który lepiej mi odpowiadał. Do wieczora chciałem stworzyć zawiązki kompanijne, umundurować je, a następnie wydać im wszystko na stan kompanii, niech oni się martwią o umundurowanie ludzi, których będę przy-dzielał osobiście. Po południu zameldowali się oficerowie i rezerwiści zaczęli napływać. Z re-zerwistów tworzyłem grupki po 20 ludzi, których zaewidencjonowałem, nadałem przydział, umundurowałem i przekazałem wyznaczonym dowódcom kompanii. Podczas tych czynno-ści przyszedł dowódca pułku i to, co widział, nie podobało mu się, gdyż szło zbyt wolno. Nie zwracałem uwagi na jego gadaninę, bo uważałem, że mój plan, o którym on nic nie wie, będzie dobry i usprawni pracę. Tego dnia miałem bardzo mały przydział rezerwistów, tak że ledwie stworzyłem zawiązki kompanijne. Wieczorem kazałem dowódcom kompanii kolejno przycho-dzić ze swymi zawiązkami do mnie. Każdy dowódca kompanii pobrał wszystko na stan kom-panii – prócz uzbrojenia, które miałem wydać w dniu następnym, gdyż jeszcze wszystkiego nie pobrałem. Kompanie w swoich rejonach posiadały magazyny, więc miały gdzie przechować umundurowanie. Cały ciężar umundurowania i uzbrojenia kompanii spadł na barki dowód-ców, którzy będą dowodzili tymi kompaniami i będą za nie odpowiedzialni. Na mojej głowie leżało teraz wydać w dniu następnym uzbrojenie i zająć się tylko sprawą ewidencyjną oraz nada-waniem przydziałów. Tegoż wieczora nakazałem jeszcze dowódcom kompanii, aby na następny dzień przysłali mi po dwóch ludzi na godz. 7.00, którzy będą przewodnikami grup przydzie-lanych do ich kompanii. Na tym zakończyłem w dniu dzisiejszym wykonanie czynności, za-mknąłem lokal na klucz i na noc kazałem oficerowi służbowemu pułku wystawić wartownika.

Teczkę mob. znowuż zabrałem ze sobą do domu. Z przebiegu czynności dzisiejszego dnia byłem bardzo zadowolony, chociaż dowódca pułku gderał na ślamazarność i mówił mi, że jeżeli tak będę mundurował, to przez tydzień nie zmobilizuję baonu. Prócz gderania podał mi rady, jak mam zrobić, aby praca szybko ruszyła z miejsca. Jako stary żołnierz mówiłem utarte w woj-sku słowo: „Tak jest, Panie Pułkowniku”, a robiłem nadal po swojemu. Dowódca Pułku chciał, abym ja sam prowadził ewidencję, robił przydziały, mundurował i uzbrajał cały batalion. Chcąc słuchać tych rad, to z trzema podchorążymi nie zmobilizowałbym baonu marszowego przez ty-dzień czasu, a ja miałem rozkaz wykonać to wszystko w ciągu trzech dni. Na to wszystko mach-nąłem ręką i powiedziałem sobie w duchu: „Nie tak smykiem, jak językiem”. Ja do wykonania pracy podchodzę zawsze z wyliczeniem i jeżeli powezmę plan, to trudno, żeby mnie miał ktoś zbić. Byłem święcie przekonany, że wykonując mój plan, jutro będę całkowicie gotów z zastrze-żeniem, że wszyscy rezerwiści napłyną na stan baonu. Siostry tego wieczora przyszły dość póź-no i opowiadały mi, że w mieście nie można już nic dostać z artykułów spożywczych. Odczuwa się brak: soli, cukru, mąki i chleba. Od pocztowego osobistego pożyczyłem bochenek wojsko-wego chleba i posłałem go siostrze (mężatka – Maria) do miasta. Wszystkie piekarnie w mie-ście były zajęte do wypieku chleba dla wojska, a przecież Brześć n/B. był dużym garnizonem.

Page 13: „Polesie”, b.m., [przed

62

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

1 IX 1939 r. Wstałem o godz. 4.00, zjadłem śniadanie i udałem się do swego lokalu. Przeglądając arkusz ewidencyjny, usłyszałem warkot motorów lotniczych. Dla ciekawości wyszedłem przed blok. Z koszar zaczęli wychodzić żołnierze, żeby pogapić się na samoloty tak samo jak i ja. Do uszu mych dochodziły rozmowy na temat mającego się odbyć dzisiaj próbnego ćwiczenia przeciwlotniczego. Warkot staje się coraz silniejszy, aż wreszcie nad dachami 82 i 35 pp przemknęły na 100-metrowym pułapie trzy samoloty o polskich bar-wach. Ledwie maszyny skryły się za dachami, od strony lotniska Adamkowo rozległ się zgrzytający huk i sponad dachów uniósł się w górę wysoki, czarny słup dymu. Wszyscy ga-pie oniemieli z wrażenia na widok takich ćwiczeń lotniczych. Nikomu nie przeszło przez głowę, aby widziane maszyny były niemieckie, a słyszany huk był skutkiem zrzuconych bomb. Słyszało się głosy: „Ależ silne petardy”. Nikt z obecnych nie wierzyłby, że to, co wi-dział i słyszał – jest zapowiedzią wojny, a raczej wypowiedzenie nam wojny przez Niemcy. Wszelkie dociekania na temat ćwiczeń przeciwlotniczych zostały przerwane przez dowód-cę pułku, który ukazał się na placu alarmowym pułku i z wielkim krzykiem zapędził ga-wiedź do rowów przeciwlotniczych (patrz szkic 2; A i B). Ja pozostałem w swoim lokalu. Plac alarmowy opustoszał i zanikł gwar. Człowiek odnosił wrażenie, że zamarły całe kosza-ry. Przez plac alarmowy pułku od strony 35 pp biegnie goniec z lotnictwa Adamkowo (patrz szkic nr 4) z meldunkiem. Jest to goniec z obsługi ckm plot. Dowódca pułku znajduje się na placu. Obserwuję przez okno, jak goniec składa meldunek, a następnie wręcza coś dowódcy pułku. Zaciekawiło mnie to wszystko i chciałem coś niecoś wiedzieć o tych nadzwyczaj-nych ćwiczeniach przeciwlotniczych. Zamknąłem swój lokal i chcę iść do dowódcy puł-ku, ale tego już nie było na placu alarmowym. Idę do dowództwa. W kancelarii pułkowej spotykam adiutanta ppor. Ukryna, który powiedział mi, że nie ma żadnych ćwiczeń prze-ciwlotniczych, tylko jest wojna z Niemcami. W tej chwili otrzymano wiadomość z DOK, że Niemcy wypowiedziały Polsce wojnę. Samoloty, które leciały nad naszymi koszarami o barwach polskich – były niemieckie. Z lotniska Adamkowo przyniesiono kawał skorupy od bomby lotniczej. Ze zrzuconych 3 bomb ani jedna nie trafiła w cel. Szkód żadnych nie wyrządzono. Samoloty skierowały się na lotnisko Małaszewicze i znowu było słychać kilka-naście seryjnych wybuchów. Podziemne lotnisko Małaszewicze było ważnym celem, toteż tego dnia przeżyło i odczuło bardzo poważne naloty maszyn niemieckich. Ofiarą bombar-dowania padło kilka „Łosi” i „Karasi”.

Wobec takiej sytuacji dowódca pułku wydał rozkaz dwóm baonom zakwaterowania na pobliskich wsiach (patrz szkic nr 4): Tuchenicze, Moszczonka, Płoska i Brzozówka. W ko-szarach pozostał baon marszowy, kompania wartownicza, dowództwo pułku i oficer mob., który przyjmował stale napływających rezerwistów.

Wracając do mnie, to nadal urzędowałem w swoim lokalu. O godz. 8.00 baony odpły-nęły do wiosek, rezerwiści napływają do mnie. Kompanie przysłały po dwóch przewodni-ków. Wciągnąłem do ewidencji po 20 ludzi, nadawałem im przydziały według specjalności, przekazywałem przewodnikom, a ci odprowadzali swoje grupki do rejonów zakwaterowa-nia. Przydzieleni podchorążowie przed południem zwieźli broń, którą po południu wydam na stany kompaniom. Na obiad udałem się do kasyna, gdyż siostry dzisiaj cały dzień miały spędzić w mieście. Po obiedzie Dowódca Pułku zabrał mi przydzielonych podchorążych. Szczęście, że już wszystko miałem załatwione z magazynami mobowymi, toteż w dalszej pracy nie poniosłem uszczerbku. Wieczorem wydałem broń i na tym zakończyłem cał-

Page 14: „Polesie”, b.m., [przed

63

Relac je: Józef Kucha rcz yk

kowicie swoją pracę. Okazało się, że mój plan, na który gderał Dowódca Pułku, był prak-tyczny i pozwolił mi w ciągu dwóch dni zmobilizować batalion. W domu zamknąłem listę ewidencyjną, uporządkowałem teczkę mob. i napisałem raport o zakończeniu czynności mobilizacyjnych baonu marszowego. Kładąc się do snu, rozmyślałem do późnej nocy o wy-darzeniach przeżytego dnia.

2 IX 1939 r. Przeszedłem się wczesnym rankiem do poszczególnych kompanii celem sprawdzenia gotowości bojowej. Dowódcy kompanii meldowali mi, że kompanie są całkowi-cie umundurowane, uzbrojone i że nie posiadają żadnych braków. Dzięki Bogu, że mobiliza-cja baonu poszła tak gładko i że mogę zaraz pójść do Dowódcy Pułku z meldunkiem zakoń-czenia nakazanych czynności. Zdziwił się Dowódca Pułku, że mam już gotowy baon marszo-wy. „Niech Pan zda teczki mob. i baon por. rez. Baranowskiemu. Dzisiaj jeszcze proszę zdać pełnioną funkcję prezesa Spółdzielni Pani Klimczakowej49, a wieczorem zamelduje się Pan u mnie po dalsze rozkazy”. – „Tak jest, Panie Pułkowniku! Czy mogę odejść?”. „– Tak”. Gdy wychodziłem z Dowództwa, rozległo się przeraźliwie wycie syren, które swym jednostajnym jęczącym głosem awizowały zbliżanie się samolotów niemieckich. Na alarm syren kompania wartownicza, baon marszowy i rodziny wojskowe spieszyły do rowów przeciwlotniczych A i B (szkic nr 2). Stałem przed dowództwem, a gdy masa ludzka zniknęła z powierzchni i zniknę-ła w rowach przeciwlotniczych, podążyłem za nią i ja. Wchodząc do rowu przeciwlotniczego, natknąłem się na por. Baranowskiego, któremu zameldowałem, że z rozkazu Dowódcy Pułku ma objąć ode mnie teczkę mob. i dowództwo baonu. Korzystając z tego, że nie było jeszcze słychać warkotu motorów, zapoznałem go z zawartością teczki mob. i zdałem mu dowódz-two. Słychać szum motorów. Po kilku minutach odezwała się nasza artyleria przeciwlotnicza. Oczy biegną za smugami pocisków i na ich kierunkach odkrywają na niebie mknące czar-ne punkciki. Kierunki pocisków są dobre, lecz niestety zasięg bardzo krótki i nie ma mowy o dosięgnięciu samolotów, które przemknęły na wysokim pułapie nad koszarami. Czarne punkciki zniknęły z oczu i ucichł warkot silników. Po kilku minutach syreny odwołują alarm. Do obiadu mam jeszcze sporo czasu, więc idę do Spółdzielni Wojskowej (szkic nr 2). Pani Klimczakowa jest na miejscu. Nie tracę czasu, a zabieram się zaraz do zdania ksiąg, zapoznaję z czynnościami i daję wskazówki. W ciągu godziny załatwiło się wszystko, a jeżeli będą jakieś wątpliwości, to jestem na miejscu i będę służył wyjaśnieniami.

O godz. 3.00 po południu udałem się do Dowódcy Pułku, że wszystko już załatwiłem i czekam na dalsze rozkazy. „No dobrze. Jutro rano pojedzie Pan do Kobrynia i zamelduje się u Dowódcy Dywizji jako kwatermistrz 82 sps. Jeszcze dzisiaj musi Pan zorganizować sobie oddział kwaterunkowy. Niech Pan zadzwoni do wszystkich kompanii będących na wsiach, że z mego rozkazu mają Panu przysłać po 2 podoficerów. Ma Pan tu aparat i niech Pan to za-łatwi”. „Tak jest, Panie Pułkowniku”. Łączę się telefonicznie z poszczególnymi kompaniami i każę z rozkazu Dowódcy Pułku przysłać mi na godz. 21.00 po dwóch podoficerów kwate-runkowych w pełnym uzbrojeniu i z suchym prowiantem na 4 dni. Po załatwieniu tych czyn-ności, udałem się do mieszkania, żeby przygotować sobie coś do podróży. Jest godz. 17.00. W drodze do mieszkania zastaje mnie przeraźliwy ryk syren. Na alarm jęczących syren bie-gną żołnierze i rodziny wojskowe do rowów przeciwlotniczych. Po umilknięciu syren powsta-ła pustka w koszarach, a w rowach panowała cisza. Słychać już jęczenie silników lotniczych,

49 Żona mjr. Kazimierza Klimczaka, dowódcy III batalionu 82 pp, poległego 9 IX 1939 r. pod Słupią k. Bełchatowa.

Page 15: „Polesie”, b.m., [przed

64

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

które z każdą sekundą staje się głośniejsze i zapowiada o swoim zbliżaniu się. Dawniej warko-ty motorów były jakieś inne, a obecnie napełniają każdego grozą. To silne brzęczenie mówi, że samoloty są obładowane bombami, toteż silniki wydają nieregularne jęki i zwiastują nie-szczęście. Oczy zwracają się ku niebu, ale trudno wykryć nadciągające czarne kruki.

Nic nie widać. Warkot przybiera na sile. Odezwała się artyleria przeciwlotnicza. W nie-bo wznoszą się wąskie smugi dymu, a na ich wierzchołkach powstają czarne obłoczki. Owe obłoczki są pękającymi pociskami. Teraz oczy biegną śladami za wznoszącymi się smugami i na ich przedłużeniach wykrywają cztery klucze czarnych punkcików. Każdy z kluczy liczy po 3 samoloty. Przed kluczami czarnych punkcików w dość dużym wyprzedzeniu błysz-czy srebrny, pojedynczy samolot jak rozpoznanie lub jako dowódca wyprawy bombowej. Rozczarowanie wielkie. Czarne sępy nic sobie nie robią z naszej artylerii i spokojnie, wolno szybują po błękicie nieba nad miastem. Czarne obłoczki podobne do roju pszczół powstają i zanikają w połowie drogi. Obsługa ckm przeciwlotniczych nie może nerwowo wytrzy-mać. Ze wszystkich stron rozpoczyna się trajkotanie karabinów maszynowych. Odległość, a raczej pułap jest bardzo wysoki. Czarne potwory mkną sobie jakby nic nie było. Jedno nas cieszy, że chociaż zasięg naszej pelotki jest krótki, to jednak samoloty czują przed nią respekt i nie lecą tak, jak to wczoraj było, że o mało podwoziem nie jechały po dachach. Bezkarne kruki kierują się na Twierdzę. Powietrze przecina przeraźliwy świst widocznie le-cących seriami bomb. Rozlegają się przeraźliwie zgrzytliwe huki i sponad zabudowań z kie-runku twierdzy wznoszą się ku niebu czarne pióropusze dymu. Wrażenie i widok napełnia człowieka zgrozą. Bomby padły na Czerwone Koszary w Twierdzy, a odnosiło się wrażenie jakby spadły na naszym boisku sportowym (szkic nr 4). Każdy myśli sobie w duchu – jak dobrze, że minęło nas nieszczęście i że my tego wszystkiego nie odczuliśmy na własnej skórze. Nad Twierdzą zaczyna się przejaśniać. Milknie szum motorów. Niewiasty zanoszą modły do Najwyższego, aby oddalił nieszczęście i żeby drapieżne kruki nie zawróciły nad miasto. W rowach panuje powaga. Żołnierze widzą modlące się niewiasty – idą ich ślada-mi i szepczą modlitwy. Od chwili zrzucenia bomb upłynęła godzina czasu do odwołania alarmu. Godzina czasu napięcia nerwowego była bardzo długa. Słyszy się tylko zewsząd westchnienia. „O Jezu! Kiedyż wreszcie się to wszystko skończy. O Matko, królowo koro-ny polskiej, oddal od nas nieszczęście” itp. Na głos syren odwołujących alarm otwiera się jakoby wieko rowów przeciwlotniczych, z których wychodzi ludzkie mrowie. Każdy oddy-cha pełną piersią i prostuje skulone członki. Na powierzchni czuje się swobodę, a w rowach ścisk, brak powietrza i skulenie członków.

Dowódca Pułku z ppor. Ukrynem jadą do Twierdzy zobaczyć skutki nalotu. Każdy z nas jest ciekawy, co te czarne sępy narobiły w Twierdzy i jak wielkie powstały tam szko-dy. Po upływie godziny czasu słychać warkot motocykla. Dowódca Pułku powiedział tylko: „Nie macie pojęcia o tym, co stało się w Twierdzy” i poszedł do prywatnego mieszkania. Otoczyliśmy wiankiem ppor. Ukryna, a ten tak mówił: „Po przyjeździe do Czerwonych Koszar ujrzałem makabryczną scenę. Ściany budynku zupełnie wyleciały od podmuchu bomb. Na każdej z kondygnacji wyglądają stosy pokręconych karabinów maszynowych. Cały plac poryty lejami bardzo głębokimi i szerokimi. Leje są uprzczone krwią i strzępami ludzkimi. Tu leży głowa, tam tułów, dalej ręce, nogi itd. Widok okropny. Słyszy się jęki ran-nych i ich błaganie o pomoc. Na placu jest karetka pogotowia, a lekarz chodzi i robi rannym tylko prowizoryczne opatrunki. Straty w ludziach: 17 zabitych i 35 rannych”.

Page 16: „Polesie”, b.m., [przed

65

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Wieść o wypadkach w Czerwonych Koszarach rozeszła się w mieście lotem błyskawicy. Wszędzie widać pracę przy kopaniu i ulepszaniu rowów przeciwlotniczych. Zaledwie minęły trzy godziny od owego nalotu, a tu syrena zapowiada alarm. Rodziny wojskowe zabierają ze sobą do rowów najcenniejsze rzeczy. Już słychać szum motorów. Stoję przy swoim mieszka-niu (szkic nr 2 – Blok oficerski napis: JA) i namyślam się – iść do rowu czy pozostać w domu? Warkot staje się coraz silniejszy. Rozsądek nakazuje iść do rowu. Już odezwała się artyleria i smugami wskazuje jęczące maszyny na błękicie nieba. Trzeba było dobrze wytężać wzrok, żeby dojrzeć samoloty w postaci małych czarnych punkcików. Czarne punkciki wolnym ru-chem przesunęły się nad miastem i zniknęły z oczu. Słyszy się głosy: „Nie bombardują, tylko oglądają swoje żniwo”. Inne głosy mówią „To wracają inne samoloty po wykonaniu swego zadania”. Jedno i drugie można przyjąć za pewnik. Niewiasty modlą się do Boga, że raczył oddalić nieszczęście. Syrena zapowiada koniec alarmu. Rowy opróżniają się i każdy kieruje kroki w swoją stronę. Idę do Oficera Służbowego Pułku, żeby przychodzących podoficerów kierował do świetlicy żołnierskiej, a ja przyjdę tam o godz. 22.00. Teraz trzeba pomyśleć trochę nas sobą. W mieszkaniu zastaję obie siostry (Nelę i śp. Jadzię), które idąc do domu, musiały przesiedzieć w jakimś rowie przez cały czas alarmu. Siostry dzielą się ze mną wra-żeniami dnia i opowiadają mi nowiny krążące po mieście. Ludność jest przygnębiona wy-padkami w Czerwonych Koszarach. Kobiety na alarm lotniczy tracą głowy. Ulice wymarły, gdyż nikt nie chce się oddalać poza własny dom i poza swój rodzinny – sklecony schron. Na wiadomość, że jutro rano opuszczam je – rozpłakały się, że w takim momencie odjeżdżam. Pocieszałem je jak mogłem i mówiłem, że to jest mój obowiązek, że będę stale o nich pamię-tał i że każdej niedzieli będę je odwiedzał. Jakoś uspokoiły się i przystąpiły do pakowania walizki, żeby mi nic nie brakowało podczas tygodniowej nieobecności. Przed godz. 22.00 udałem się do świetlicy żołnierskiej zobaczyć swój oddział kwaterunkowy. Wszyscy już byli na miejscu, więc objaśniłem cel naszego wyjazdu i kazałem złożyć się do snu, bo o godz. 2.00 wyjeżdżamy. Po przeprowadzeniu tej krótkiej odprawy poszedłem do domu. Pocztowemu osobistemu kazałem przygotować się do wyjazdu, nastawić budzik na 1.00, zbudzić mnie i przygotować śniadanie. Podczas mojej nieobecności siostry przygotowały dla mnie całą wyprawę. Nigdy one nie przypuszczały, ani też mnie nie przeszło przez głowę, że owa wypra-wowa walizka będzie dla mnie cenną rzeczą w niemieckiej niewoli. O godz. 23.00 położyłem się do snu, żeby być trochę wypoczętym w dniu jutrzejszym.

3 IX 1939 r. Pocztowy zbudził mnie o godz. 1.00. Siostry nie spały i jak tylko zostałem zbu-dzony, wstały i przygotowały śniadanie. Po śniadaniu zacząłem przygotowywać się do odjazdu – nakładając płaszcz, pistolet na pas główny, lornetkę, torbę oficerską i mapnik. Pocztowego z jego i moją walizką wysłałem do świetlicy żołnierskiej, żeby kwaterunkowi nie czekali na mnie, tylko maszerowali zaraz na dworzec. Rozstanie z siostrami było bardzo czułe, serdecznie i pełne łez. Składając pocałunki na ustach sióstr, uczułem zimny dreszcz na ustach śp. Jadzi, a następnie usłyszałem następujące słowa, które do dziś brzmią mi w uszach „Rozproszymy się po całym świecie i już nigdy się nie zobaczymy”. Biedna Jadzia przeczuła swoje nieszczę-ście, a wypowiedziane jej słowa były prorocze. (W 1940 r. cała rodzina została wywieziona do Kazachstanu. Jadzia za pisanie pamiętnika dostała się do więzienia, w którym przesiedzia-ła 1,5 roku. Na mocy amnestii została zwolniona i zaciągnęła się do Korpusu gen. Andersa. W Teheranie skończyła kurs pielęgniarski z wyróżnieniem. Oddawała wszystko z siebie, żeby ulżyć chorym. Tyfus objął ją w swoje objęcia i zakończyła swe młode życie na obczyźnie – dla

Page 17: „Polesie”, b.m., [przed

66

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

sprawy Polski50). Wychodząc z mieszkania, prosiłem siostry, żeby jeszcze dzisiaj przeniosły się do miasta (do siostry Marii – mężatki), ponieważ koszary jako obiekt wojskowy będą narażone na bombardowania lotnicze. Czas szybko płynie. Biorę na ręce swego „Mazgajka”, który stoi smutny przy moich nogach i patrzy mi ciągle w oczy. Krótkie pożegnanie wiernego towarzysza – kilka liźnięć po mojej twarzy, mój pocałunek i kilkakrotne pogłaskanie. Teraz siadam na ro-wer i jadę na dworzec. Na dworcu wykupiłem bilet na rozkaz jazdy i czekam na pociąg, którego jeszcze o przepisowym czasie nie było. Łączność kolejowa w trzecim dniu wojny zaczęła nawa-lać, gdyż sporo dworców i torów kolejowych zostało zniszczonych przez bombardowanie lot-nicze. Naprawa torów wymagała sporo czasu, a tym samym powodowała opóźnienia w ruchu kolejowym. O godz. 4.00 zapowiedź przez megafon: „Uwaga! Wychodzić do pociągu w kierun-ku na Kobryń. Pociąg odchodzi z pierwszego peronu”. Wychodzimy na peron. Przeleciałem się wzdłuż pociągu, wybrałem dwa wolne przedziały czwartej klasy, dałem znak ręką kwaterun-kowym i załadowaliśmy się. Rower miałem przy sobie, bo wiedziałem, że on mi odda wielkie usługi. Odjazd pociągu nastąpił o godz. 4.10 (szkic nr 3 – Brześć n/B.–Żabinka–Kowel), a przy-jazd do Kobrynia o godz. 5.15. Po wyjściu z pociągu wyprowadziłem kwaterunkowych na zie-loną trawkę obok toru kolejowego. Tu kazałem odpoczywać i czekać na mnie. Najpierw trzeba samemu rozejrzeć się w sytuacji i zameldować się w Dywizji. Jadę rowerem do koszar 83 pp. Przejeżdżając obok rampy kolejowej – widziałem, jak wyładowywał się 84 pp, który z Pińska przyjechał koleją. Wzdłuż całej drogi i w koszarach – panowała pustka. W Dowództwie dywi-zji zastałem oficera inspekcyjnego garnizonu ppor. [rez.] Mansfelda Jana, z którym gawędziłem równą godzinę. Dzieliłem się z nim wrażeniami z nalotów na Brześć n/B., a on opowiadał mi o nalotach na Kobryń. Koszary 83 pp nie były bombardowane, natomiast w mieście padło kilka domów. O godz. 6.30 przyszedł do Dowództwa jakiś major, któremu zameldowałem cel swe-go przybycia. Po zameldowaniu się, okazaniu swojej legitymacji i doręczeniu pisma Dowódcy 82 sps – otrzymałem grubą, zalakowaną kopertę. Na miejscu rozpieczętowałem i z grubsza zapoznałem się z zawartością oraz treścią instrukcji. Koperta zawierała instrukcję i plan oko-lic Kobrynia, według której miałem przygotować kwatery dla Ośrodka Wyszkoleniowego po-zostałości 82 sps. Znając treść instrukcji, odmeldowałem się i pojechałem do swoich ludzi. W drodze spotkałem chłopski wózek, który wynająłem do przewiezienia rynsztunku, gdyż do nakazanej miejscowości mieliśmy 8 km drogi (szkic nr 3 Kobryń–Legaty). Rynsztunek załado-wano na wóz. Wyznaczam jednego z podchorążych służby czynnej (Petrykowskiego) na do-wódcę oddziału i każę maszerować do m. Legaty. Wieśniak zna dokładnie drogę, więc nie za-błądzicie. Ja jadę rowerem rozejrzeć się w sytuacji. Po przyjeździe do m. Legaty – zatrzymacie się u sołtysa i czekajcie na mnie. Przez zabranie roweru zyskałem dużo na czasie. W Legatach przeprowadziłem z sołtysem mały wywiad o nastrojach tutejszej ludności, ilości mieszkańców w poszczególnych wioskach, w których będą kwaterowały kompanie i o stanie pomieszczeń gospodarskich. Mając te dane, jadę na nakazane wsie z grubsza zorientować się w pomieszcze-niach gospodarskich i zrobić sobie prowizoryczny szkic zakwaterowania dwóch baonów. Ta praca nie zajęła mi dużo czasu.

Zaczynam od m. Legaty (patrz szkic nr 5), w których śmiało mogą kwaterować dwie kompanie. Osada wojskowa Legaty nadaje się na dowództwo baonu. W Huckach jedna kom-

50 Według Wykazu poległych i zmarłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Obczyźnie w latach 1939–1946 (Londyn 1952), ochotniczka Jadwiga Kucharczyk, ur. 9 V 1920 r., zmarła w 14 V 1942 r. w Teheranie.

Page 18: „Polesie”, b.m., [przed

67

Relac je: Józef Kucha rcz yk

pania. To samo i w Andronowie. Folwark Łobaczewo nadaje się dla zakwaterowania małego oddziałku, jak np. pluton łączności. Dwór Stryhowo może pomieścić całe Dowództwo Pułku z kwatermistrzostwem i taborem. Właściciel tego dworu książę Puzyna jest w Teheranie, a księżna51 wyjechała do Kobrynia. W mieszkaniu zastaję dwie młode księżne52, którym oświadczyłem, że we dworze będzie kwaterowało wojsko, i że chciałbym obejrzeć wszystkie mieszkania oraz zabudowania dworskie. Księżne ucieszyły się bardzo, że u nich będzie woj-sko, a jeszcze większa była radość z tego, że w pałacu będzie kwaterował Dowódca Pułku ze swoim sztabem. Chętnie towarzyszyły mi przy oględzinach zabudowań, a nawet dawały rady, gdzie będzie najlepiej umieścić magazyn sprzętu wyszkoleniowego, gdzie tabor i inne rzeczy. Pomieszczenia były obszerne, bo były dwa puste spichlerze, wozownia, stajnie, sto-doły, czworaki, a nawet i kuźnia na miejscu. Zbałamuciłem dość dużo czasu na oględziny i gawędkę, ale miałem już gotowy plan rozmieszczenia. Obiecałem, że wieczorem przybędę na kwaterę do nich, a teraz muszę jechać na dalsze zwiedzanie wiosek. Jadę z dworu dro-gą do m. Laskowo. W miarę oddalania się od dworu – droga zaczyna zanikać w błotnym terenie i nie było mowy o jeździe rowerem. Doszło wreszcie do tego, że byłem zmuszony nieść rower na ramieniu i skakać z nim z kępki na kępkę. Ten odcinek dał mi się okropnie we znaki. Buty zabłocone po kolana, na koszuli nie było ani jednej suchej nitki, a język ze zmęczenia zwisał po pas. Dobrnąłem wreszcie do m. Laskowo i siadłem sobie przy drodze trochę odpocząć ze zmęczenia i nabrać świeżych sił. Po dziesięciominutowym odpoczynku rozpoczynam pracę. W Laskowie mogę zakwaterować jedną kompanię. Majątek, a raczej dwór Imienin nadaje się dla Dowództwa Baonu: Imienin A i B pomieści dwie kompanie. Mam już z grubsza plan zakwaterowania, więc jadę do m. Legaty. Dwadzieścia minut przed moim przyjazdem przybyli kwaterunkowi, którzy złożyli swój rynsztunek na trawie przed mieszkaniem sołtysa i sami plażują się po przebytej drodze. Kładę się na trawie, wyciągam mapnik, orientuję kwaterunkowych w sytuacji terenowej i zaczynam odprawę. Pułk ma kwaterować w następujących wsiach: Legaty, Osada Wojskowa Legaty, Hucki, Andronowo, Folwark Łobaczewo, Dwór Stryhowo, Laskowo, Dubowo, Dwór Imienin, Imienin A i B. Po przejrzeniu pomieszczeń w tych wsiach, postanowiłem zakwaterować kompanie następują-co: w Legatach będzie kwaterowała 6 i 2 ckm, do kwaterunkowych 6 kompani przydzielam wieś od wlotu do szkoły włącznie, plus przygotowanie kwatery dla dowództwa II baonu w Osadzie Wojskowej Legaty. Od szkoły do końca wsi 2 ckm plus Folwark Łobaczewo ma być przygotowany dla plutonu łączności. W Huckach 4 kompania. W Andronowie 5 kom-pania. Dwór Stryhowo ja sam przygotuję dla Dowództwa Pułku. Laskowo 1 kompania, Dubowo 2 kompania, Imienin A – 3 kompania, Imienin B – 1 ckm plus dwór Imienin przygotować dla dowództwa I baonu. Teraz pójdziecie do wyznaczonych wsi przygotować kwatery dla swoich kompanii. Na kwaterach macie wykonać do jutra południa następujące rzeczy:

1) Przygotować kwatery dla dowódców kompanii, dowódców plutonów i na kompanij-ne kancelarie.2) Wyszukać pomieszczenia na magazyny żywnościowe, mundurowe, broni i sprzętu wyszkoleniowego.

51 Róża Puzyna z d. Trębicka.52 Maria Krystyna ur. 1922 i Maria Izabela ur. 1925.

Page 19: „Polesie”, b.m., [przed

68

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

3) Wyszukać miejsca dla kuchen polowych tak, żeby były z dala od zabudowań, żeby miały blisko wodę i odpowiedni plac do wydawania strawy.4) Wyszukać pomieszczenia w stodołach dla drużyn, oznaczyć kredą numerację dru-żyn i przygotować słomę do spania.5) Zbadać, które studnie nie nadają się do użytku, która woda nadaje się do picia i umie-ścić napisy „Woda nie nadaje się do picia”, „Woda nadaje się do picia”.6) Wyszukać stajnie dla pomieszczenia 8 koni na każdą kompanię strzelecką i na 12 ko-ni dla kompanii ckm.7) Wybrać miejsca za stodołami na latryny.8) Zebrać deski na przygotowanie stojaków karabinowych w stodołach.9) W razie braku słomy u któregoś z gospodarzy, nakazać sołtysowi, żeby ją dostarczył.10) Przewidzieć place zbiórek dla poszczególnych kompanii.„Czy wszystko macie zanotowane? Tak jest. Podchorąży Sowiński przeczyta to wszyst-

ko, co podałem”. Wymieniony podchorąży odczytał swoje notatki punkt po punkcie. Wszystko było zgodne.

Moje m.p. znajduje się tutaj u sołtysa, a ja będę znajdował się we dworze Stryhowo i przy-gotowywał kwatery dla Dowództwa Pułku. U sołtysa będzie mój pocztowy osobisty, a st. sierż. pchor. Petrykowski będzie moim zastępcą. Jutro po południu objadę wasze wioski i sprawdzę rejony zakwaterowania, usunę niedomagania i zobaczę, co wy przez ten czas zrobiliście. To jest wszystko, co chciałem wam powiedzieć, a teraz manatki na plecy i jazda do swoich wiosek.

Po skończonej odprawie udałem się do sołtysa zamówić jajecznicę z 10 jaj na słonince, dzban przegotowanego mleka i kilka kromek razowego chleba z masłem – dla mnie i dla pocztowego osobistego. Jest godzina 12.00 i żołądek domaga się podkładu. Z sołtysem za-łatwiłem sprawę mego pocztowego osobistego, który będzie chwilowo do przybycia pułku u niego kwaterował i stołował się. Zanim zamówiony niby obiad był gotów, ja zasiadłem przy stole i naszkicowałem przez kalkę plan zakwaterowania. Jedząc jajecznicę i popijając mleko – dawałem wskazówki swemu pocztowemu osobistemu. Umówiłem się z Dowódcą Pułku, że moje m.p. Będzie u sołtysa w pierwszej wsi rejonu zakwaterowania od strony Kobrynia. Chcąc być w porządku, pozostawiam tu swego pocztowego ze szkicem, który ma siedzieć u sołtysa, pilnować przyjazdu Dowódcy Pułku, doręczyć mu plan zakwaterowania i skierować do dworu Stryhowo. Wykreśliłem plan identyczny jak szkic nr 5.

Po zasileniu żołądka wsiadłem na rower i pojechałem do dworu Stryhowo. Do dworu przybyłem o godz. 16.00. Księżna robiła w mieście wielkie zakupy od samego rana i jeszcze jej nie zastałem. Do przyjazdu księżnej spędziłem czas dość miło z jej córeczkami i z panną Paszkiewicz, która udzielała korepetycji księżnym. Zwiedziłem cały pałac, park z kortem tenisowym, boiskiem siatkówki i sadzawką z dzikimi kaczkami. Księżne nie wiedziały, co mają robić ze mną. Wielkie zadowolenie, że mogą u siebie gościć oficera. Dość późnym wie-czorem przyjechała księżna, której przedstawiłem się i wyjaśniłem cel mego przyjazdu. Po wejściu do pałacu, księżna nakazała służbie przygotować kolację, zaprosiła mnie do pokoju gościnnego, poleciła córeczkom zabawiać mnie, a sama udała się do swych apartamentów przebrać się i odświeżyć po podróży. Podczas wieczerzy poruszyliśmy temat wojny, a po za-kończeniu wieczerzy przeprosiła mnie księżna, że musi wyjść wydać dyspozycje dla służby celem przygotowania pokoi i zmobilizowania pościeli oraz odpowiedniej ilości łóżek. Dla mnie był już przygotowany pokoik na piętrze obok księżnych. Zmęczony całodzienną jaz-

Page 20: „Polesie”, b.m., [przed

69

Relac je: Józef Kucha rcz yk

dą postanowiłem pójść wcześniej spać. Do pokoiku wprowadziły mnie księżne ze świecą, gdyż światła elektrycznego nie było. Starsza księżna udała się z dzbankiem na dół po wodę, żebym jutro rano nie potrzebował szukać, a młodsza słała mi łóżko. Muszę przyznać się, że młodsza księżna przypadła mi do gustu i jak na 15-letnią dziewczynę była dobrze rozwi-nięta. Pięknie grała na pianinie, w tenisa, siatkówkę i jeździła konno. Obie księżne uczęsz-czały do gimnazjum w Kobryniu i jako sztubaczki zaczęły się podkochiwać. Przez cały czas słania łóżka dowcipkowałem, a oczami pochłaniałem jej pięknie rozwinięte kształty. Woda była przyniesiona i łóżko gotowe, więc księżne zażartowały, że teraz one mnie ułożą do snu. Zamiast wykonać plan, na który się zgodziłem – zarumienione życzyły mi dobrej nocy i przyjemnych marzeń w panieńskim łóżeczku. Wychodząc, podkreśliły, że one śpią w są-siednim pokoju, tuż za tą ścianą. Idąc na górę, obiecywałem sobie, że dzisiaj będę smacznie i twardo spał. Niestety, tak nie było, gdyż do późnej nocy myślami byłem w pokoju za ścia-ną. Słyszałem jak obie księżne weszły do pokoju, jak szeptały, jak szeleściły ich ubrania i jak układały się do snu. Na myśl przyszła mi rozmowa przeprowadzona z jednym robotnikiem, od którego dowiedziałem się, że książę Puzyna przebywa w Teheranie jako przedstawiciel jakiejś polskiej firmy, że małżeństwo nie było zgrane, że majątek był zapuszczony i oddany Żydom w dzierżawę. Zwiedzając zabudowania, zauważyłem wiele niedociągnięć i zniszcze-nie, którego od kilku lat nie usiłowano odremontować. Myśl o księżnych za ścianą, o nie-zgranym małżeństwie i nadzwyczajna cisza panująca w pokoju, która w uszach wywoływa-ła wrażenie bicia dzwonów – nie dawały mi czasu na spokojny i zasłużony sen.

4 IX 1939 r. Słyszałem, jak jedna z księżnych wyszła bardzo wcześnie, ale sen zamknął mi powieki i nie wiem, czy powróciła. Przebudziłem się o godz. 7.00, umyłem się, zabrałem rower z werandy i pojechałem do Legat. Wczoraj wieczorem zapowiedziałem księżnej, że nie będę na śniadaniu, bo wcześniej wstanę i muszę załatwić sprawy służbowe. Wyprowadzając rower przed werandę, zauważyłem na ścieżce leżącą, porwaną uzdeczkę, do której nie przypisywa-łem większej wagi, bo w gospodarstwie takie rzeczy są na porządku dnia. Zajeżdżam do Legat. Pocztowy spotyka mnie i melduje, że Dowódcy Pułku jeszcze nie było. U sołtysa zjadłem śnia-danie wspólnie z pocztowym. Po śniadaniu wstąpiłem do pchor. Petrykowskiego, który był w sąsiedniej kwaterze u kierownika szkoły. Petrykowski był zadowolony ze swej kwatery, gdyż kierownik szkoły jako podwładny jego brata – inspektora szkolnego, dogadzał mu jak tylko mógł. Musiałem tu wypić dwie szklanki herbaty i zjeść kilka kawałków ciasta. Radio nadawa-ło śliczny koncert, ale co chwila przerywany „Uwaga, uwaga, uwaga! Nadchodzi D-24”. Były to zapowiedzi o zbliżaniu się nieprzyjacielskich samolotów na rejony oznaczone ustaloną nu-meracją. Opowiadano przy herbatce, że wczoraj wieczorem radio podało o naszej wyprawie na obszar Niemiec, ale nie było wzmianki o ich wynikach. Rozmowa potoczyła się na różne tematy. O godz. 11.00 postanowiłem rozpocząć wczoraj zapowiedzianą inspekcję, którą roz-począłem od Legat. Muszę przyznać się, że wszyscy kwaterunkowi należycie wywiązali się z nałożonego na nich zadania i usterek prawie żadnych nie było. Podkreślam, że oddział kwa-terunkowy składał się z samych podchorążych rezerwy, którzy w sprawach zakwaterowania dobrze się orientowali. Jako ostateczny termin wygładzenia spraw kwaterunkowych podałem datę 5 IX 1939 r. W tym dniu każdy ma się osobiście zgłosić u mnie, zameldować całkowitą gotowość zakwaterowania i otrzyma dalsze instrukcje. O godz. 14.00 byłem już w Stryhowie. Tam księżna z obiadem, jak i ja oczekiwaliśmy przybycia Dowódcy Pułku, który zapowie-dział mi, że 4 IX 1939 r. mam go oczekiwać. Czekaliśmy do godz. 17.00, a gdy nikogo nie było

Page 21: „Polesie”, b.m., [przed

70

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

na drodze widać i nie słyszało się szumu silnika samochodowego – zdecydowaliśmy dłużej nie czekać, tylko zasiadać do obiadu. Po spożyciu obiadu ucięliśmy pogawędkę o wojnie i jej okropnościach. Opowiadałem o swoich wrażeniach z nalotów na Brześć n/B. i o szkodach, jakie zostały wyrządzone. Dla odpędzenia tych strasznych myśli i wprowadzenia humoru zjawiła się na stole wspaniała nalewka, przyrządzona przez samą księżną. Wódziunia – że paluszki lizać. Z księżną trzeba było głośno prowadzić rozmowę, gdyż na jedno ucho niedo-magała. W tej pogawędce wyjaśniła się sprawa widzianej przeze mnie uzdeczki. Najmłodsza księżna zażywała każdego poranka konnej przejażdżki. Koń zawsze oczekiwał ją przywiąza-ny koło werandy. Tego dnia zamiast konia zastała tylko uzdeczkę. Rozpoczęły się poszukiwa-nia za koniem, lecz o odnalezieniu nie było mowy. Do tego czasu nie słyszało się o wypadkach kradzieży, a w czwartym dniu wybuchu wojny słyszało się coraz częściej. Całe popołudnie spędziłem z paniami na korcie tenisowym. Początkowo graliśmy w siatkówkę, a gdy przyszła księżna – rozpoczął się tenis. Nie grałem w tenisa, toteż moja rola w tej grze ograniczyła się tylko do podawania piłek. Po zakończeniu partii zaczęto mnie atakować, żebym spróbował tego sportu. Pierwszy raz w życiu wziąłem rakietę do ręki i otrzymywałem słowa uznania za piękne uderzenia. Nie chciano mi wierzyć, że dzisiaj pierwszy raz znalazłem się na korcie tenisowym. Tak spędziliśmy czas aż do zapadnięcia zmroku. Księżna poszła do kuchni wy-dać dyspozycje do przygotowania wieczerzy, a ja z panienkami do salonu. Przysłowie mówi „W starym piecu diabli palą”. Tak też było i ze mną. Na dodatek tego sprzyjała pora i otocze-nie, jak np. półmrok, otomana, z jednej strony jedna księżna, a z drugiej druga. Rozpaliłem się, ale trzeba było wziąć się w karby i hamować swoją namiętność. To błogie tête-à-tête zosta-ło przerwane przez panią domu, która zapraszała na kolację. Kolacja składała się z jajecznicy, indyka, kawy i pysznej śliwowicy, którą czuło się aż w piętach. Księżna widać się niecierpliwi-ła oczekiwaniem na Dowódcę Pułku. W instrukcji było powiedziane, że pułk przybędzie noc-nym marszem 5/6 IX 1939 r. Dowódca zapowiedział mi, że dwa dni przed przybyciem Pułku przyjedzie obejrzeć teren zakwaterowania. Musiały zajść jakieś zmiany, które jeszcze do mnie nie dotarły. Przeprosiłem Panie, że idę do swojego pokoiku położyć się do snu, ponieważ ju-trzejszej nocy nie będzie mowy o spaniu.

Tego dnia w godzinach popołudniowych wymaszerował Pułk z okolicznych wiosek Brześcia w kierunku na Kobryń. I baon osiągnął lasy w miejscowości Rykowicze, a II baon lasy w miejscowości Bulkowo. Oba baony nocują w lesie (szkic nr 3).

84 pp organizuje się na kwaterach w miejscowościach: Lepiosy, Bosiacz, Łucewicze, dwór i wieś Buchowicze. M.p. Dowódcy 84 pp w m. Buchowicze (szkic nr 3).

83 pp organizuje się w Ostromeczu Szlacheckim i w m. Osowce. W m. Ostromecz Szlachecki organizuje się baon kpt. Sroczyńskiego, a w m. Osowce baon kpt. Ścisłowskiego (szkic nr 3).

5 IX 1939 r. Wczesnym rankiem zerwałem się z łóżka i pojechałem do Legat zobaczyć, czy przypadkiem nie nocował Dowódca Pułku. Pocztowy melduje mi, że nikogo tu z Pułku nie było. Kierownik szkoły widział mnie jadącego, wysłał pchor. Petrykowskiego z zapro-szeniem na śniadanie. Nie mogłem się wymówić tak sympatycznym ludziom i skorzystałem z zaproszenia – tym bardziej że dzisiaj nie miałem jeszcze nic w ustach. Rozmowa nasza by-ła stale przerywana zapowiedziami radiowymi „Uwaga! uwaga! uwaga! Nadchodzi… ” itd. Przykro było słuchać tych zapowiedzi, które dawały dowód o niemieckiej przewadze lotni-czej, której samoloty bezkarnie penetrowały całe połacie naszego kraju. O działaniu naszego lotnictwa nie słyszało się słowa. Całymi dniami dochodziły do uszu wycia syren – zapowia-

Page 22: „Polesie”, b.m., [przed

71

Relac je: Józef Kucha rcz yk

dające alarmy lub odwołujące alarmy lotnicze. Samoloty niemieckie prócz działań bombo-wych, urządzały sobie polowania na pojedynczych ludzi, pracujących w polu, na pastuszków pasących stada krów i omyłkowo oddawały całe serie z broni pokładowej do kopek zboża, sądząc, że to są żywe cele. Gawędziliśmy przy stoliku do godz. 12.00. Najwyższy czas poże-gnać towarzystwo i jechać do Stryhowa. Dzisiaj byłem pewny, że Dowódca Pułku przybędzie. Daremnie wyczekiwała sympatyczna księżna, a zapowiedziany gość nie zjawiał się. Mimo późnej pory, księżna uzbrojona w cierpliwość – czeka z obiadem. Pod wieczór zasłyszeliśmy warkot motoru, a następnie na drodze do dworu ujrzeliśmy sylwetkę motocykla. Jestem pew-ny, że ppor. [Eugeniusz] Ukryn wiezie na swym motorze Dowódcę Pułku. Nareszcie dobili do werandy pałacu. Rozczarowanie moje wielkie. Zamiast Dowódcy Pułku, drugim pasażerem okazał się ppor. [rez. Bronisław] Wierzchowski. Jednym słowem przybyło dwóch adiutantów, a Dowódcy Pułku nie ma i nic o nim nie wiedzą. Z opowiadania dowiaduję się, że dowódca wyjechał przed nimi w kierunku Kobrynia i oni byli pewni, że on już tu jest. Czekamy dalej, a raczej księżna wyczekuje gościa, bo my zabraliśmy się do naprawy motoru. Uszkodzenie bardzo proste, tylko trzeba mieć kawałek cyny i kolbę lutowniczą. Księżne pobiegły po dwor-skiego kowala, który przyszedł i w kilka minut linka hamulcowa działała jak złoto. Zmrok zaczyna zapadać, a o naszym wodzu ani słychu, ani dychu. Księżna straciła cierpliwość i za-prasza nas do obiadu. Przed rozpoczęciem obiadu golnęliśmy sobie po 2 głębokie kielichy śliwowicy, a po obiedzie opróżniliśmy obie butelki. W pałacu nie było światła elektrycznego, a oświetlano świeczkami. Śliwowica pobudziła u wszystkich humor i przenieśliśmy się do salonu, w którym księżna zasiadła do pianina i rozpoczęła. Początkowe melodie rozpoczę-ły się od piosenek patriotycznych, a zakończyły się na Mazurku Dąbrowskiego. Ppor. Ukryn zmienia księżną, uderza w klawisze i zaczyna z innej beczki; tanga, walce itp. Księżne i panna Paszkowska nie mogą usiedzieć w miejscu. Usuwamy z podłogi dywan i uderzamy w tany. Tańczyliśmy do godz. 23.00, a wodza jak nie ma, tak nie ma. Dzisiejszej nocy ma przymasze-rować pułk. Kwaterunkowi już się znajdują na miejscach wyczekiwania, żeby zabrać z dro-gi swoje kompanie, zaprowadzić najkrótszą drogą do miejsca zakwaterowania i rozprowa-dzić wojsko po kwaterach. W pałacu pozostaje ppor. Wierzchowski, a ja z Ukrynem jedzie-my do Kobrynia na poszukiwanie wodza. O godz. 23.00 znajdujemy się przed Dowództwem Dywizji w Kobryniu. W kancelarii zastaję oficera służbowego, od którego dowiedziałem się, że nasz Wódz był tutaj w południe i zaraz odjechał, ale nie wie dokąd. Jedziemy do kasyna 83 pp. W kasynie wszystkie stoliki zajęte przez oficerów. Na stołach widać zakąski i butel-ki z wódziunią. O naszym wodzu dowiedzieliśmy się to samo, co mówił mi oficer służbo-wy. Koledzy zaciągają nas do stolika, na którym zjawia się zaraz ciepła zakąska i wódecz-ka. Towarzyszyłem godzinę czasu, ale nie mogłem przesiedzieć całej nocy, gdyż mam ważne obowiązki. Ppor. Ukrynowi zaszumiało w głowie i nie chce słyszeć słowa o powrocie. Kolega z 83 pp ppor. [Jan] Bergier odwozi mnie własnym motorem, ale nie drogą, tylko polnymi ścieżkami. Co chwila jesteśmy zatrzymywani przez nasze patrole. Szczęście, że to byli ludzie z kompanii ppor. Bergiera, bo inaczej to byłoby trudno jechać, nie mając hasła. Dzięki Bogu, że skończyły się polne ścieżki, po których motor latał na wszystkie strony, skakał do góry i obijał siedzenie. Jesteśmy na trakcie, a w kilka minut znalazłem się przed domem sołtysa. Pocztowy melduje, że Dowódcy Pułku nie było. Pożegnałem się z kolegą i podziękowałem za udzieloną mi przysługę. To wszystko było dla mnie niejasne. Czekam na dworze z pocztowym do godz. 2.00 w nocy, gdyż o tej godzinie miał przybyć pułk. We wsi panowała głucha cisza,

Page 23: „Polesie”, b.m., [przed

72

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

to samo było i w okolicznych wsiach. Psie szczekanie jest zawsze zwiastunem odbywającego się ruchu we wsi lub na drogach. Tej nocy nie słyszało się ani jednego szczeknięcia. Nie ma co czekać, trzeba iść spać na rozpostartej słomie w mieszkaniu sołtysa. W głowie miałem lekki szumek od wypitej wódki, toteż szybko zasnąłem. Ja smacznie spałem na rozpostartej słomie, a bataliony spały tej nocy w lasach: Bulkowo i Rykowicze. O godzinie 3.00 słyszę stukanie w szybę. Pytam się, kto tam? „Gońcy do Pana Porucznika”. Pocztowy zapala świecę i otwiera drzwi. Wchodzi plutonowy z kapralem. „Meldunek do Pana Porucznika”. Czytam doręczony meldunek: „Zmiana zakwaterowania. Natychmiast ma Pan się udać ze swymi kwaterunko-wymi do m. Zawersze i jeszcze w dniu dzisiejszym przygotować kwatery”. Pułk przybędzie w nocy z 6 na 7 IX br.”. Podpisał Dowódca Pułku Targowski ppłk.

6 IX 1939 r. Wysyłam pocztowego na miejsce wyczekiwania z rozkazem, aby kwaterun-kowi udali się natychmiast na swoje kwatery, zabrali rynsztunek i zameldowali się u mnie. Drugi meldunek kazałem oddać jednemu z kwaterunkowych z m. Laskowo, aby doręczył go ppor. Wierzchowskiemu we dworze Stryhowo. Nie było mowy o żegnaniu się z księżną i sympatycznymi jej córeczkami, gdyż na to nie było czasu. Ppor. Wierzchowskiego zawia-domiłem tylko o zmianie rozkazu i podałem miejscowość, do której ma przyjechać z ppor. Ukrynem. Zbudziłem teraz sołtysa i dałem mu nakaz przygotowania pięciu podwód dla oddziału kwaterunkowego. Chodziło mi o szybkie przerzucenie kwaterunkowych na nowe miejsce i natychmiastowe przygotowanie kwater. O godz. 5.00 zajechały podwody i prawie wszyscy kwaterunkowi byli na miejscu. Wyznaczam pchor. Petrykowskiego na dowódcę, podałem mu marszrutę, miejscowość i gdzie ma się zatrzymać. Sam siadam na rower i ja-dę do nowego rejonu. Dla podwód była marna, piaszczysta droga, ale rowerem można było zapylać ścieżką. O godz. 6.00 byłem we wsi Zawersze (szkic nr 3), szybko ją przejechałem, dokładnie zilustrowałem, planowałem, co i kogo mogę tu zakwaterować. Wracając przez wieś, u jej wylotów usłyszałem warkot motorów, a następnie mknące 3 czarne sylwetki sa-molotów, kontrolujące linię kolejową Żabinka–Orańczyce. Od czasu do czasu słyszałem eks-plozje zrzucanych bomb. Stałem oparty o płot i obserwowałem. Po zniknięciu samolotów wyjąłem mapnik, zorientowałem się w terenie i postanowiłem w m. Zawersze zakwaterować Dowództwo Pułku, dwie kompanie strzeleckie i jedną kompanię ckm. Na siodełku od ro-weru oparłem szkicownik, zrobiłem prowizoryczny plan pobliskich miejscowości, na który będę wpisywał zakwaterowane kompanie. W czasie szkicowania widziałem dwóch biegną-cych ze wsi chłopców do oddalonego budynku pod lasem na górce. Po zrobieniu szkicu sia-dam na rower i kieruję się do wsi m. Dziewiątki odległej 2 km. W połowie drogi obejrzałem się do tyłu i ujrzałem cyklistę, który naciskał na pedały ze wszystkich swych sił, aby mnie dopędzić. Zwolniłem tempo. Cyklista wymija mnie, zsiada z roweru i zagradza mi drogę. Naciskam na hamulec i zatrzymuję się. Nieznany osobnik unosi kapelusz na przywitanie i prosi mnie grzecznie o wylegitymowanie się, pokazując swoją książeczkę wojskową – ofi-cera rezerwy. Na to przedstawiam się i pytam o powód, który nakłonił go do legitymowa-nia mojej osoby. Otrzymuję następujące wyjaśnienie: „Jestem kierownikiem tutejszej szko-ły, wydałem uczniom i gospodarzom we wsi polecenie, aby meldowali mi o podejrzanych osobach, które kręcą się i szperają bez celu po wsi. Przed kilkoma minutami przybiegło do mnie dwóch chłopców i mówią, że jakiś wojskowy kręci się po wsi, zagląda do podwórek i coś pisze w zeszycie”. Na skutek takiego oświadczenia postanowiłem wylegitymować Pana Porucznika, bo w takim czasie ma się do czynienia z różnymi ludźmi. Podobało mi się zaję-

Page 24: „Polesie”, b.m., [przed

73

Relac je: Józef Kucha rcz yk

cie takiego stanowiska i wydanie takiego zarządzenia, toteż wyraziłem kierownikowi swo-je uznanie oraz dla zaspokojenia ciekawości pokazałem mu swoją legitymację. Przysłowie mówi „Nie ma tego złego, które by na dobre nie wyszło”. – Po co ja mam jeździć po wsiach, jeżeli mogę to uczynić na miejscu z pomocą kierownika szkoły, który jest oficerem rezerwy i zna okolice jak własne pięć palców. Na środku drogi w ciągu 15 minut miałem gotowy plan zakwaterowania i zasięgnięte wiadomości o nastroju tutejszej ludności. Porzuciłem plan ob-jazdu miejscowości i udałem się z kierownikiem do jego mieszkania – zaproszony na śniada-nie. We wsi była jedna szkoła, a druga w samotnym domku pod lasem na pagórku, w której mieszkał kierownik szkoły. Nie było mowy o dojechaniu na rowerach do szkoły, na piaszczy-stej i dość wysokiej górce. W mieszkaniu przedstawił mnie żonie i poprosił o przygotowanie śniadania. Rozłożyłem mapę i swój szkic na stole. Zaczynamy obaj studiować miejscowości i odpowiednio do ich wielkości zakwaterowujemy kompanie tak, jak przedstawia szkic nr 6.

Śniadanie jest gotowe, toteż zabieramy się do jedzenia, przez okno widzę podwody cią-gnące do wsi z moim oddziałem kwaterunkowym. Załatwiamy się szybko z jedzeniem, siada-my na rowery i jazda do wsi. Pierwszą moją czynnością było wypisanie kwitów dla furmanów, odesłanie ich i krótka odprawa. Każda para kwaterunkowych otrzymała przydzieloną wieś, a reszta czynności taka sama do wykonania, jak podałem w Legatach. Ja miałem przygotować tylko kwaterę dla dowódcy pułku i pomieszczenia dla taboru pułkowego. Kierownik szkoły miał przygotować pomieszczenie w szkole we wsi na kancelarię pułkową, w szkole na górce dla kasyna oficerskiego i w szkole m. Świszcze kancelarie mob. Kwaterunkowi rozchodzą się. Słychać warkot samochodu, a za kilka minut zjawia się łazikiem dowódca pułku. Melduję swoje przybycie na nowe miejsce, przedstawiam plan zakwaterowania i przedstawiam obok stojącego kierownika szkoły. „Bardzo ładnie, że Pan tu jest i będzie mi mógł udzielić cennych wskazówek. Teraz siadajcie panowie do łazika i przejedziemy się zbadać teren. Zaczniemy od tej wsi. Przejechaliśmy wieś, zatrzymaliśmy się u jej wylotu, a dowódca patrzy na mój szkic – co ja tu umieściłem. „Duża wieś. Dwie kompanie i dowództwo – pomieszczą się. W tym lesie na północy będzie ćwiczyła sobie kompania kwaterująca w tej części wsi, a druga kom-pania może sobie ćwiczyć w lasku za szkołą na górce. Ze względu na opl kompanie będą tylko nocowały we wsi, a przez cały dzień muszą siedzieć w lasach. W lasach muszą być przygoto-wane rowy przeciwlotnicze, w których będą się kryły kompanie podczas nalotów. Kuchnie bę-dą gotowały we wsi, a śniadania, obiady i kolacje będą dowoziły kompaniom do lasów. W la-sach kuchnie nie mogą gotować, bo dym może posłużyć lotnikom za cel, a we wsi wszędzie się dymi. Tak będzie najlepiej. Godzina 5.00 rano wszystko idzie w lasy, a o 9.00 wieczorem wracają na kwatery”. To wszystko. Dowódca mówił sam do siebie i stawiał punkty na planie jako miejsca ćwiczeń kompanii w lasach. Skrzętnie słuchałem uwag wypowiadanych głośno przez dowódcę pułku i w swoim planie również nanosiłem takie same punkty. Jeździliśmy od wsi do wsi i wszędzie dowódca pułku przeprowadzał taki sam, głośny proces myślowy. Przed wjazdem do każdej wsi dowódca pułku przeprowadzał o niej wywiad z kierownikiem szkoły, a uwagi notował w szkicowniku. Po dokonanym przeglądzie rejonów zakwaterowania dowódca pułku odwiózł nas do m. Zawersze, zapowiedział, że w nocy [będzie] oczekiwał puł-ku, i odjechał. Była godz. 15.00. Żona kierownika czekała z obiadem i niecierpliwiła się naszą długą nieobecnością, ale gdy dzieci doniosły jej, że jakiś wojskowy zabrał nas na samochód – przestała się niepokoić. Przejażdżka łazikiem po wiejskich drogach wytrzęsła nam uczciwie żołądki, toteż obiad zjedliśmy z wielkim apetytem. Kierownik z żoną byli bardzo zadowoleni,

Page 25: „Polesie”, b.m., [przed

74

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

że mogą u siebie gościć oficera, toteż niczego mi nie brakowało. Na półmisku do obiadu zja-wiła się soczysta kaczuszka, że aż paluszki lizać. Nie mieliśmy czasu uciąć popołudniowej po-gawędki, gdyż w nocy przybywa pułk, a my z kierownikiem jeszcze nie rozpoczęliśmy swoich czynności. Nie ma rady, trzeba siadać na rowery i rozpocząć swą pracę. Jedziemy razem – ja do st. Kiwatycz wydać zarządzenia właścicielce majątku, żeby przygotowała dwa pokoje dla dowódcy pułku, a kierownik do m. Świszcze wydać zarządzenia tamtejszemu kierownikowi szkoły. Wszystko szło jak z płatka, toteż szybko załatwiliśmy się i przyjechaliśmy do kierow-nika, gawędząc przy oknie, z którego był widok na Zawersze, Kiwatycze i Dziewiątki, ujrza-łem pędzący po drodze motocykl z 2 pasażerami. To na pewno ppor. Ukryn i Wierzchowski. Widać, że ppor. Ukryn musiał sobie dobrze zalać robaka, późno przyjechał do Strychowa po ppor. Wierzchowskiego i teraz dopiero pędzą, gdy ja już wszystko załatwiłem. Wyszedłem z kierownikiem przed szkołę, gwizdnąłem na palcach i ściągnąłem obu pasażerów do szkoły. Teraz dowiedziałem się, że księżna Puzyna nie wypuściła ich wcześniej – zanim nie zjedzą obiadu. Zaraz po obiedzie nie wypadało startować, trzeba było opowiedzieć o nocnej eska-padzie itp. Wieczór nadchodził, kierownik przygotował w szkole posłania dla nas trzech, lecz nie mieliśmy chęci do snu, tylko gadaliśmy do przybycia pułku. O godz. 24.30 do naszej wsi przybyło dowództwo i trzy kompanie wojska, ale dowódcy pułku nie było. Ludzie zmęczeni marszem, po wskazaniu im kwater, ułożyli się na słomie i szybko zasnęli. We wsi zapanowa-ła cisza. I nikt nie przypuszczałby, że tu znajduje się wojsko na noclegu. Po zakwaterowaniu wojska udałem się z kolegami do szkoły, aby zażyć snu na miękkich pierzynkach. W tym dniu został zorganizowany drugi batalion 83 pp kapitana Ścisłowskiego.

7 IX 1939 r. Zbudziłem się o godz. 5.30 i poszedłem do kwatery dowódcy pułku, ale jeszcze go nie było. Przez kilka godzin czekałem we wsi na przybycie pułkownika, a gdy się nie zjawił – postanowiłem wydać zarządzenia na własną odpowiedzialność. Na pierwszym miejscu postanowiłem zorganizować łączność drutową z baonami. Do tego celu zawezwa-łem podchorążego – dowódcę plutonu łączności, wskazałem mu miejsca postoju dowódców baonów, miejsce na centralę w kancelarii pułkowej oraz aparat prywatny do mieszkania pułkownika. Nadchodzi południe, dowódcy nie ma i łączności również nie ma, mimo wy-budowanych linii telefonicznych. Jako stary drucik badam przyczynę i okazało się, że tele-foniści są rezerwistami szkolonymi na starym sprzęcie łączności i nie umieją obchodzić się z nowym sprzętem polskim. Rozpoczynam kontrolę linii od centrali. Kable były załączone na opak, baterie niezałączone do zacisków, a obsługa nie umie obchodzić się ze szmerami połączeniowymi. Uporządkowałem linie na zaciskach, ponumerowałem przewody, załą-czyłem aparat stacyjny, aparat w kancelarii pułkowej i przeszkoliłem obsługę w obchodze-niu się ze sprzętem. Mimo to baony nie zgłaszają się. Biorę ze sobą plutonowego z aparatem i jedziemy rowerami na kontrolę linii. Po każdym napotkanym bębnie rozwiniętego kabla sprawdzam linię. Centrala odpowiada, a baon nie. Tak sprawdziłem linię do I baonu, lecz aparat załączony w baonie nie działał, ponieważ linia była załączona do zacisku L1, a uzie-mienie do ziemi odgromnikowej – zamiast do zacisku L2. Po prawidłowym załączeniu li-nii dzwonię – aparat nie działa. Przerzucam klucz przełącznika na PR – dzwonek dzwoni, a przedmuchu nie ma. Zaglądam do baterii. Bateria niezałączona do zacisków bateryjnych, a w muszli mikrofonowej nie ma wkładki mikrofonu. Po usunięciu tych niedomagań aparat działał jak złoto i łączność I baonu z centralą nawiązana. Pouczyłem obsługę w obchodze-niu się z nowym aparatem i udałem się z plutonowym do II baonu, a następnie do miesz-

Page 26: „Polesie”, b.m., [przed

75

Relac je: Józef Kucha rcz yk

kania dowódcy pułku. Po drodze nie sprawdzałem linii, bo byłem przekonany, że wina le-ży w aparatach, które wzięte z mob. – nie były przygotowane przez obsługę do użytku, bo nie znała tego sprzętu. O godz. 14.00 przyjechałem do kancelarii pułkowej. Linia działa, łączność jest już nawiązana, a dowódcy pułku nie ma. Decyduję się na wydanie drugiego zarządzenia, chociaż mam pietra, że dostanę OPR do pułkownika, a on był ostry w języku i bezwzględny. Było nie było trzeba odpowiedzialność wziąć na swoje barki. Siadam na ro-wer i objeżdżam rejony zakwaterowania poszczególnych kompanii i każdemu z dowództw wskazałem rejon ćwiczeń, pracę, jaką ma do wykonania w danym rejonie, w lasku (rowy przeciwlotnicze), drogę dojścia, miejsce na kuchnię polową, która będzie przywoziła stra-wę, o której godzinie kompanie mają wychodzić ze wsi i o której wracać. Jednym słowem, podałem to wszystko, co pułkownik, objeżdżając ze mną teren poprzedniego dnia, notował na swoim szkicu i półgłosem wypowiadał swój proces myślowy. Te zarządzenia zabrały mi sporo czasu, ale mimo to po powrocie do m. Zawersze pułkownika jeszcze nie było. O godz. 21.00 przyjechał dowódca pułku. Wychodzę do łazika, melduję pułkownikowi o zakwate-rowaniu pułku i wydanych przeze mnie zarządzeniach. Otrzymuję odpowiedź „dobrze”. Po wejściu do kancelarii pułkownik każe mi połączyć go z dowódcami baonów, aby we-zwać ich na odprawę. Co by było, gdyby łączności z baonami nie było? Na pewno OPR. Kto otrzymałby to? Na pewno ja – chociaż to do mnie nie należało, bo na przygotowaniu kwater moja czynność się skończyła, a następnie miałem objąć swoją kompanię. Mniejsza z tym. Dowódcy baonów zostali powiadomieni i po półgodzinie zjawili się na odprawę. Podczas odprawy, na której nie byłem obecny, poruszona została między innymi przez dowódcę I baonu mjr. Bandołę sprawa kuchni. Baon ten składał się z pięciu kompanii, na które przy-padały cztery kuchnie. Jedna z kompanii kuchni nie posiadała i podczas marszu brała stra-wę wspólnie z 1 kompanią… ja o tej sprawie nie wiedziałem, bo od 2 IX byłem poza puł-kiem. Ta kompania bez kuchni otrzymała kwatery na wsi jako samotna, nie z mego rozka-zu, tylko dowódcy baonu. Dowódca baonu miał cały dzień do swej dyspozycji i widząc swój błąd – mógł przekwaterować tę kompanię – dając na jej miejsce kompanię z kuchnią. Teraz przed pułkownikiem porusza tę sprawę, a ten skoczył zaraz na adiutanta za niedopatrzenie, a następnie na mnie. Gdzie tu logika? Padają słowa pułkownika do mnie: „Nie dziwi mnie to, że ten zasrany Ukryn nie dopilnował, ale że pan to przeoczył, dziwię się bardzo. Ja pa-nu tego nie zapomnę”. Na to krew mnie zalała i powiedziałem: „Tak jest, panie pułkowni-ku, ale to wina ani Ukryna, ani moja – tylko mjr. Bandoły, który o tym wiedział i mógł we własnym zakresie załatwić”. Za tę odpowiedź podpadłem i byłem w niełasce u pułkownika. Tegoż dnia dostałem rozkaz zameldować się u por. Olszaka, dowódcy 2 kompanii, jako je-go młodszy oficer. W baonach cztery kompanie były obsadzone przez świeżo upieczonych podporuczników, z których mogłem jedną dowodzić, lecz za gorliwą pracę i w nagrodę za moją inicjatywę oraz śmiałą odpowiedź stanowisko dowódcy kompanii nie było dla mnie.

8 IX 1939 r. Wstałem sobie o godzinie 9.00, kazałem pocztowemu zapakować moje rzeczy i przenieść je do wsi Dziewiątki. Nie śpiesząc się do nowej pracy – jechałem sobie wolno rowe-rem po piaszczystej drodze. Pierwszym moim obowiązkiem było zameldować się u dowódcy baonu, mjr. [Tadeusza] Bandoły, który był z żoną i dwojgiem dorastających dzieci. Tu na poga-wędce z żoną majora przesiedziałem do południa, a gdy zabierali się do obiadu, pojechałem na rowerze do lasu, gdzie por. [Stanisław] Olszak ze swą kompanią wykonywał prace ziemne. Las już był poryty dość głębokimi i szerokimi rowami przeciwlotniczymi. Kompania odpoczywała

Page 27: „Polesie”, b.m., [przed

76

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

sobie po obiedzie w cieniu drzew, drzemała i pochrapywała. Por. Olszak również spał smacz-nie. Ruszam [go] za ramię. Długo patrzy na mnie, przeciera oczy, a po dłuższej chwili poznał mnie. Melduję swój przydział do jego kompanii. A ty po co mi tu potrzebny? Ja mam oficerów na plutonach, ale jeśli cię przydzielili, to będę miał z kim gawędzić, bo mi się strasznie nudzi.

O godzinie 14.00 rozpoczęły się zajęcia nad maskowaniem rowów, mimo że las dosko-nale je maskował. Nie chodziło tu właściwie o maskowanie, ale raczej o wzmocnienie ścian gruntu piaszczystego przez wykładanie darnią. Pod wieczór nadleciały samoloty nad las, a po kilku minutach dało się słyszeć gwałtowne bombardowanie toru kolejowego Żabinka –Prużana lub Żabinka–Kobryń. Odgłos bombardowania robi dziwne wrażenie słuchowe w lesie, ponieważ odnosi się wrażenie, że bomby padają niedaleko i że słychać trzask ła-miących się drzew. Nie siedziałem z kompanią w lesie do późnego wieczora, lecz o godzinie 19.00 pojechałem do dowódcy baonu, aby dowiedzieć się o przydzielonej dla mnie kwaterze. Pocztowy przez ten czas przeniósł moje i swoje rzeczy do kancelarii baonu i czeka na mnie, żebym wskazał mieszkanie. Mjr Bandoła oświadcza mi, abym przenocował w jego kancela-rii, ponieważ dowódca pułku dzwonił, abym jutro zameldował się u niego. Usłuchałem tej rady, bo na pewno jutro dostanę nową posadę.

Pocztowy przyniósł słomę, rozłożył na podłodze, nakrył kocami i legowisko dla nas obu było gotowe. Gosposi kazałem zrobić jajecznicę z 20 jaj na słoninie, ukroić kilka pajd chleba i postawić dzban mleka. Wszystko to wtrząchnąłem ze swoim pocztowym, nawet palce oblizaliśmy – tak nam smakowało. Dochodziła godzina 23.00, nie wypadało nic in-nego robić, jak tylko ułożyć się do snu i marzyć o niebieskich migdałach tak długo, zanim sen nie zmorzy znużonych powiek.

9 IX 1939 r. Rano nie chciało się wcześnie wstawać, bo dowódca pułku nie przyjmie wcześniej, jak o godzinie 11.00. Odległość do dowództwa 2 km jest fraszką dla roweru, to-też dużo się naziewałem, zanim zdecydowałem podnieść swe zwłoki z barłogu. Śniadanie zjadłem o godzinie 10.00, a do 10.30 byłem już w kancelarii dowódcy pułku. Pukam do drzwi. „Proszę. Wchodzę. – Panie Pułkowniku, melduję się posłusznie na rozkaz. – Pan porucznik obejmie dzisiaj kompanię 4 od ppor. [Stanisława] Oleńskiego53. – Rozkaz, Panie Pułkowniku. Czy mogę odmaszerować? – Może Pan. Robię w tył zwrot, wychodzę z do-wództwa, siadam na rower i pedałuję do kompanii ppor. Oleńskiego, która kwaterowała o 200 metrów. Ta kompania była moją kompanią, którą zdałem, odjeżdżając do Kobrynia jako kwatermistrz pułku, a ppor. Oleński był moim oficerem młodszym. Ponieważ była pora obiadowa – nie przystępowałem do objęcia kompanii, a po południu dowódca pułku zarzą-dził nadzwyczajną odprawę celem przeorganizowania pułku. Z całego wojska utworzono dwa baony pełne + jedną kompanię. Utworzenie tej kompanii przypadło dla mnie z resztek tworzących się baonów. Wszystko to miało być ukończone w dniu dzisiejszym do godziny 24.00. Każda kompania, która zorganizowała się, miała resztki (najgorszych ludzi) odesłać do mnie do m. Dziewiątka i miała maszerować natychmiast do m. Planta (wyznaczoną trasą, jak na szkicu nr 7 – linia z kreskami). Widziałem późnym wieczorem, jak przez Dziewiątki przeszło kilka kompanii, a do mnie ludzie nie napływali. Dzwoniłem do baonów i otrzyma-łem odpowiedź, że zaraz wysyłają do mnie ludzi. O godzinie 23.00 pojawiło się u mnie kilku

53 W okresie poprzedzającym wojnę dowódca plutonu 82 pp.

Page 28: „Polesie”, b.m., [przed

77

Relac je: Józef Kucha rcz yk

kulawych ludzi. Broń pobrałem zaraz po odprawie od por. [Zygmunta] Sikory54, który miał oddział specjalistów, np. łączność, pionierzy, zwiadowcy konni, artylerzyści itp. Ci wszyscy ludzie bez broni odeszli z por. Sikorą do dowództwa dywizji w m. Kobryń.

Widząc słaby napływ ludzi, i to przeważnie samych kalek, którzy nie nadawali się do tworzących się kompanii, gdyż marszem z Brześcia n/B. pozdzierali sobie nogi. Tych ludzi pozbyli się dowódcy kompanii, a ja miałem z nich zrobić wojsko zdolne do dalszego mar-szu. Nie widziałem innej rady, jak wezwać lekarza I baonu, aby uznał ich za niezdolnych do odbycia marszu, i przydzielić dla nich kilka podwód. Wezwany lekarz uznał w 80% niezdolność do marszu na stan 90 – który przybył do mnie. Mimo to musiałem to wojsko zorganizować, dać obsadę plutonom i drużynom. Pracę organizacyjną wykonywałem przy świetle latarni naftowej, a zakończyłem o godzinie 2.00 w nocy. Przez czas organizowania kompanii jeden z oficerów młodszych wraz z sołtysem chodzili po wsi i ściągali podwody. Dużo kosztowało wysiłku, zanim ściągnięto podwody, ponieważ chłopi z końmi uciekali w pola lub do lasu. Z wielkim trudem mogłem ruszyć dopiero o godzinie 2.30. W tym dniu rozpoczęła się organizować Dywizja „Kobryń” płk. Eplera z 82, 83 i 84 pp.

10 IX 1939 r. Już wczesnym świtem pojawiły się samoloty niemieckie i krążyły nad la-sem, którym posuwają się poszczególne kompanie 82 sps. Las całkowicie przesłonił nasz marsz, toteż szczęśliwie dotarliśmy o godzinie 10.00 do m. Planta i chwilowo zatrzymali-śmy się w lesie koło drogi (szkic nr 8).

Do mego przybycia już powstała nowa organizacja pułku z przybyłych dwóch baonów i z resztek, które nadciągnęły tutaj z kpt. [Romanem] Samoszukiem55 szosą z Brześcia przez Kobryń. Powstał nowy batalion kpt. [Wacława] Radziszewskiego56, który zaraz odmaszero-wał do załogi twierdzy Brześć n/B. – utworzonej z ośrodka zapasowego 9 Dywizji. Po od-płynięciu tego baonu przystąpiono do organizowania dwóch baonów: I baon mjr. Bandoły i II baon kpt. Samoszuka. Baon kpt. Samoszuka organizował się w lesie na południe od szosy, w tym miejscu, gdzie dochodzi do niej droga z m. Planta. Po moim przybyciu sytuacja wy-glądała następująco: baon obrony twierdzy Brześcia kpt. Radziszewskiego odmaszerował. Kwadrat nr 1 oznacza miejsce tworzenia się baonu kpt. Samoszuka oraz zapasy ekwipun-ku i amunicji ściągniętych z Brześcia. Po zorganizowaniu się tego baonu, pozostałe wojsko ma odejść do mjr. Bandoły, jako uzupełnienie baonu, ponieważ część wojska odeszła do ba-onu kpt. Radziszewskiego. Kwadrat nr 5 to m.p. dowódcy pułku w szkole rolniczej i kom-panii ckm por. [Mariana] Kamińskiego57 oraz m.p. dowódcy I baonu mjr. Bandoły. Kwadrat nr 3 – kompania kpt. Pawłowskiego, kwadrat nr 4 – kompania por. Olszaka i kwadrat nr 2 – moja kompania. W moim rejonie znajdowała się sadzawka, toteż ludzie zabrali się zaraz do mycia, prania i przewijania ran na nogach. Tutaj spotkałem żonę mjr. Bandoły z dziećmi i żonę por. Kamińskiego, z którymi gawędziłem dość długo. Kuchnia pobrała mięso i goto-wała obiad. O godzinie 12.00 podszedł do mnie mjr Bandoła i powiedział mi, abym wybrał 10 ludzi z najbardziej otartymi nogami i odesłał ich do szkoły rolniczej – do adiutanta pułku. Wyznaczeni ludzie odeszli i zostali wyznaczeni na woźniców, toteż byli ucieszeni, że im się

54 Pokojowy dowódca plutonu łączności 82 pp, potem dowódca kompanii telefonicznej Dywizji „Kobryń”.55 Wcześniej komendant powiatowy PW w Brześciu n. Bugiem (82 Obwód PW przy 82 pp).56 Wcześniej dowódca kompanii 82 pp. Brał udział w obronie Brześcia. Dostał się do niewoli rosyjskiej, zamordowany w 1940 r.57 Oficer 82 pp, wcześniej dowódca plutonu Dywizyjnego Kursu Podchorążych Rezerwy 30 DP.

Page 29: „Polesie”, b.m., [przed

78

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

szybko zagoją rany. Zaraz po obiedzie dostałem 70 ludzi od kpt. Samoszuka, toteż przeorga-nizowałem kompanię, która liczyła teraz 150 ludzi + 5 oficerów i weszła w skład baonu I mjr. Bandoły. Gorzej przedstawiało się z bronią, bo miałem tylko 4 rkm-y i 40 kb. Tabor składał się z kuchni polowej, jednego wozu parokonnego i 4 poleskich wózków. Po przeprowadzeniu tych czynności otrzymałem rozkaz pozostać na swym miejscu przez noc, jednak trzeba było natychmiast przystąpić do ubezpieczenia się od strony zachodniej (jak szkic). Zadanie ubez-pieczenia – zamknąć obie drogi wychodzące z m. Łuszczyki z mostu na rzece Muchawiec. Por. Olszak miał zadanie zamknąć obie drogi idące na północ z mostu na Muchawcu, a kpt. Pawłowski wystawił placówkę oficerską na krzyżówce dróg idących z m. Hultajka (most na rz. Muchawcu) do m. Planta i z m. Łuszczyki na północ do m. Planta. Wyznaczone ubez-pieczenia odeszły na wskazane stanowiska i przygotowały tylko wnęki strzeleckie. O go-dzinie 22.00 otrzymałem rozkaz ściągnięcia kompanii i odmaszerować do zabudowań Muchowłoki (jak na szkicu nr 8), ubezpieczyć pułk od południa – przez zamknięcie mo-stu na rz. Muchawiec w rej. m. Muchowłoki i folwark. Jeszcze przed odmarszem miałem zdać kompanię por. [rez. Wacławowi] Ruseckiemu, a ja miałem następnego dnia odejść do m. Kobryń, gdzie w Ośrodku Zapasowym Dywizji miałem szkolić specjalistów.

Na skutek zmiany nocnych stanowisk pozostałem przy kompanii i miałem czekać na dalsze rozkazy. Po moim odejściu, kpt. Pawłowski zajął moje stanowiska, a por. Olszak po-został nadal na swoich. Maszerowaliśmy po omacku, taka była ciemnota w lesie, i ledwie dojrzeliśmy nakazane zabudowania. Wyznaczyłem ubezpieczenia, które odeszły na stano-wiska (prowizoryczne) okrakiem na drodze, kompania poszła spać do stodoły, a ja z ofice-rami młodszymi udałem się do mieszkania.

Zanim ułożyliśmy się na rozpostartej słomie na podłodze, kazaliśmy przygotować so-bie jajecznicę, mleka i chleba, a po zjedzeniu tego ułożyliśmy się do snu. Tej nocy spało mi się jak nigdy – bo poprzednia noc była bez snu i cały dzień do połowy następnej nocy upły-nął na stałej bieganinie.

W tym dniu I baon 83 pp kpt. [Mariana] Ścisłowskiego maszeruje przez Kobryń do Netreba--Raczki (szkic nr 9), gdzie już został na postoju ubezpieczonym do dnia 13 IX 1939 r. II baon 83 pp kpt. Sroczyńskiego pomaszerował do m. Kobryń z zadaniem obrony miasta i ubezpiecze-nia się od kierunku m. Brześć n/B.–Kobryń i m. Włodawa–Kobryń.

11 IX 1939 r. Tego dnia gen. bryg. Kleeberg znajdował się ze swym sztabem w Pińsku. Dywizja „Kobryń” przeprowadzała rozpoznanie z Kobrynia na Brześć n/B., Prużanę, Żabinkę, Tewle i Ogrodniki (szkic nr 9). Wczesnym rankiem udałem się do kpt. Samoszuka celem pobrania brakującego sprzętu i po uzupełnienie ludzi. Ze sprzętu otrzymałem 1 rkm i 50 łopatek polowych. Mimo to byłem zadowolony, że już mam kompanię etatową, a co do broni, to powoli się uzupełni. Do tego dostałem jeszcze pełen wóz drelichów, gdyż ubranie na ludziach było niżej krytyki i wstyd było maszerować z kompanią przez wieś. Po przyby-ciu do swego m.p., spędziłem wszystkich ludzi do lasu, przebrałem w drelichy, podzieliłem ludzi na drużyny, plutony i w odpowiedniej proporcji podzieliłem posiadaną broń i rkm-y. Po zakończeniu tych czynności wydałem rozkaz drużynowym spisać z ludzi dane ewiden-cyjne w 2 egzemplarzach – jeden dla mnie, a drugi dla drużynowych. W tym czasie por. Rusecki udał się do dowódcy pułku po instrukcje. O godzinie 8.00 rano kompania była już zorganizowana i gotowa do przekazania por. Ruseckiemu. Wyszło zupełnie inaczej, bo por. Rusecki przybył od dowódcy pułku i przyniósł rozkaz, że nadal pozostaje dowódcą kompa-

Page 30: „Polesie”, b.m., [przed

79

Relac je: Józef Kucha rcz yk

nii i natychmiast mam ruszyć na prom na rz. Muchawiec (szkic nr 9) oraz czekać na dalsze rozkazy. Jako najdalej wysunięty na południe miałem bliską drogę do promu. Zarządzam pogotowie marszowe i maszeruję na nakazane miejsce. Na promie zastaję już dowódcę puł-ku z adiutantem ppor. Ukrynem. Nie zdążyłem się zameldować, a podniecony dowódca zaczął mi wydawać rozkazy. – Panie! W m. Prużana już jest broń pancerna niemiecka. Dywizja nasza ma bronić Kobrynia na linii rz. Muchawiec. Batalion mjr. Bandoły broni Muchawca w m. Turna. W lewo od nas jakieś wojsko 79 pp. Pan ze swoją kompanią zajmie stanowiska obronne okrakiem na promie z zadaniem obrony przeprawy przez Muchawiec. Na szosie m. Kobryń–Prużana wystawi Pan 2 placówki – jedną na moście, a drugą na szosie w m. Żuchowce. W m. Zaprudy znajduje się placówka oficerska w sile plutonu z kompanii por. Olszaka. Pan musi przygotować odpowiednich ludzi i zaopatrzyć ich w sprzęt do wy-sadzenia mostu na szosie (rz. Muchawiec) oraz tego promu. Wysadzenie mostu i zatopienie promu wykona Pan na rozkaz dowódcy dywizji! Po wysłuchaniu tego rozkazu odpowie-działem: – Tak jest, Panie Pułkowniku – chcąc bronić się, trzeba mieć broń i amunicję, a ja tego nie mam. W kompanii mam tylko 50 kb i 5 rkm-ów, a do tego ani jednej sztuki amu-nicji. – My to zaraz wszystko uzupełnimy, niech tylko nadejdzie kpt. Samoszuk ze swoim batalionem, któremu zabierzemy broń i najpierw uzbroimy Pana kompanię, a po niej resztę baonu mjr. Bandoły. Wystaw Pan zaraz 2 rkm-y na tej górce (wskazał ręką), 3 na tej (wska-zał), niech ubezpieczają przeprawę, bo razem z naszymi oddziałami mogą wpaść nam na kark i Niemcy. Rozpocząłem przewóz kompanii promem. Zaczynając od pierwszego plu-tonu, wydałem mu tymczasowe rozkazy do zajęcia stanowisk, a następnie do pobierania broni, gdy nadejdzie baon kpt. Samoszuka. Po przeprawieniu się pierwszego plutonu wyda-łem rozkaz dla pozostałych plutonów. Kompania szybko się przeprawiła, zajęła stanowiska, chłop przy chłopie, aby szybko można było pobrać broń. Zanim nadciągnęło wojsko – zo-rientowałem się w terenie i powziąłem następujący plan obronny rozmieszczenia kompanii na stanowiskach. Wezwani dowódcy plutonów otrzymali rozkazy.

I pluton zorganizuje obronę okrakiem na promie na odcinku lewa granica (wskazałem w terenie) – prawa granica (wskazałem w terenie).

Zadanie. Na wskazanym odcinku wykonać stanowiska obronne (rowy dla stojącego). Bro nić przeprawy na promie. Rkm-y na stanowiskach dotychczasowych – bronią ogniem przeprawy.

Na odcinku kompanii będzie pluton ckm. Dowódca plutonu wystawi dwa posterun-ki kontrolne – jeden po tamtej stronie promu, a drugi po tej. Zadaniem tych posterunków będzie kontrolowanie i legitymowanie osób postronnych, a podejrzanych odsyłać do mnie. Ja będę miał swoje m.p. w budce przewoźnika. Ponadto dowódca plutonu wyznaczy 3 ob-sługi promu w sile 1+4 (każda), które będą obsługiwały prom na zmianę po przeprawieniu się naszych baonów. Obsługi te będą obsługiwały prom dla naszego użytku, np. przeprawa zmian naszych placówek, patroli itp. Po otrzymaniu broni i amunicji przystąpić natych-miast do wykonania powyższego zarządzenia oraz do wykonania prac ziemnych, tj. każdy strzelec kopie najpierw rów dla stojącego dla siebie. Tu wziąłem pod uwagę lotnictwo i broń pancerną, które wg mego zdania przy tym sposobie obronnym wyrządzają mniejsze straty.

II pluton zajmie stanowiska obronne okrakiem na jazie (wskazałem lewą i prawą granicę oraz podałem sąsiada w lewo – 79 pp). Broń rkm i ckm skierować na jaz – zamykając ogniem przeprawę. W zabudowaniach kilometr od jazu na zachód – wystawić czujkę podoficerską. W zabudowaniach na szosie (wskazałem) wystawić placówkę. Placówki z I i II plutonów oso-

Page 31: „Polesie”, b.m., [przed

80

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

biście wystawię i podam im zadania w terenie. Po uzbrojeniu się I plutonu, uzbroi się II plu-ton i uda się natychmiast na wskazane stanowiska.

III pluton zajmie stanowiska obronne w prawo od I plutonu na odcinku (prawą i lewą granicę wskazałem w terenie). Zadanie – bronić rz. Muchawiec od północnego zachodu. Dowódca plutonu wyznaczy placówkę w sile drużyny, która będzie wystawiona na moście – na szosie na rz. Muchawiec. Drużyna ta po otrzymaniu broni zamelduje się u mnie. Po uzbrojeniu się plutonu zająć nakazany odcinek i przystąpić do wykonania prac ziemnych.

Dowódcy plutonów po zajęciu nakazanych odcinków przyślą do mnie po jednym gońcu. W prawo od nas kompania por. Olszaka, w lewo wojsko z 79 pp, 3 kompania kpt. Pawłowskiego, jako odwód w m. Turna – tamże m.p. dowódcy baonu. M.p. dowódcy pułku w m. Netreba--Raczki. M.p. dowódcy dywizji w lasku na północ m. Zalesie + kawaleria dywizyjna.

Po wydaniu tych zarządzeń zaczęło nadchodzić nasze wojsko. Od kpt. Samoszuka pobra-łem broń, rkm-y i amunicję + 3 granatniki i plutony natychmiast odeszły na nakazane odcin-ki celem przygotowania obrony. Tabor i kuchnię skierowałem do m. Turna – celem lepszego zamaskowania. Zgłosiły się dwie drużyny strzeleckie z I i III plutonu, z którymi udałem się na szosę Kobryń–Prużana. Placówka nr 1 otrzymała zadanie strzeżenia mostu i zamknięcia ruchu kołowego oraz instrukcje do przygotowania materiału palnego, którym na rozkaz do-wódcy dywizji będzie most spalony. Placówka nr 2 w m. Żuchowce z zadaniem zamknięcia drogi z m. Łuszczyki (most na rz. Muchawiec) oraz zamknięcia szosy w kierunku m. Kobryń. Placówki otrzymały rozkaz wykopać okrągłe doły strzeleckie i w razie pojawienia się broni pancernej niemieckiej bronić się na miejscu, strzelając z kb i rzucając granaty. Czołg może przejechać się po takim rowie i nic nie zrobi strzelcowi. Zarządzenie prywatne dla obu placó-wek było takie, aby od przechodzących szosą żołnierzy, którzy szli z bronią i dobrze umun-durowani na wschód Bóg wie gdzie (prawdopodobnie do domów) – zabierać broń, amunicję, maski, hełmy, ładownice, łopatki, bagnety i zamieniać swoje drelichy na ubrania sukienne. W ten sposób w ciągu dwóch dni miałem uzbrojoną i umundurowaną kompanię na ostatni guzik. Widziałem, co się święci, i to wojsko, które maszerowało znad Warty – szło do wła-snych domów – a tym samym te rzeczy, które im zabierałem, dla nich nie były potrzebne, a mnie były potrzebne. Następną moją czynnością było zaciągnięcie placówki i czujki na od-cinku III plutonu. Ta praca na przedpolu zużyła mi dużo czasu, ale pańskie oko konia tuczy – mówi przysłowie – toteż powróciłem do kompanii o godz. 18.00. Sprawdzenie stanowisk na odcinku kompanii odłożyłem na dzień następny. Kuchnia otrzymała rozkaz podwożenia strawy pod stanowiska plutonów na wskazane miejsca. Tegoż dnia I/84 pp maszeruje do lasku na północ m. Zalesie, a II/84 pp odszedł na obronę Muchawca. Batalion kpt. Samoszuka prze-prowadza organizację w lasku na południowy wschód m. Turna w m. Lipowo.

Pułkownik Dworenko-Dworkin otrzymał rozkaz zorganizowania kawalerii dywizyj-nej. Jako stary zagończyk gen. Bałachowicza szybko zorganizował swój oddział KD z roz-bitków 4 pułku ułanów i okolicznych krakusów. Mówiąc prawdę, to płk Dworkin do osią-gnięcia m. Włodawa działał jako oddział partyzancki, a następnie wszedł w skład Dywizji „Kobryń” i był wymieniany w rozkazach. (I/84 pp odmaszerował do lasku na północ m. Zalesie, a II/84 pp odszedł na obronę Muchawca).

Mniej więcej w tym czasie powstała dywizja ppłk. [Kazimierza] Gorzkowskiego z Ośrodka Zapasowego 20 Dywizji i grupa płk. [dypl. Wilhelma] Paszkiewicza z oddziałów wartowni-czych i Flotylli Pińskiej.

Page 32: „Polesie”, b.m., [przed

81

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Oddział zwiadowców por. [Zygmunta] Kawy58 rozpoznawał:a) patrol nr 1 cyklistów szosą na Brześć n/B., Żabinkę i Ogrodniki,b) patrol nr 2 konny na m. Tewle i Prużanę.

Zmęczony całodzienną bieganiną chciałem się zdrzemnąć w budce przewoźnika, ale mowy o tym nie było, bo telefon stale dzwonił, co chwila otrzymywałem dodatkowe za-rządzenia oraz zapytywano o sytuację na moim odcinku. O godz. 1.00 zbudziłem por. Ruseckiego – mego zastępcę, aby podyżurował przy telefonie, a ja na chwilkę zdrzemnę się i nabiorę trochę sił do dalszych prac na odcinku kompanii.

12 IX 1939 r. Przebudziłem się o godzinie 6.00 i zaraz udałem się na przeprowadzenie kon-troli stanowisk obronnych kompanii od lewego skrzydła, tj. od II plutonu, sekcji granatników i 2 ckm, które dano mi na tym odcinku. Osobiście sprawdzałem każde stanowisko strzeleckie rkm, ckm i granatnika. Wszelkie niedociągnięcia kazałem natychmiast usunąć. Wydałem rozkaz oczyszczenia terenu na przedpolu, aby mieć dobrą widoczność i dobre pole obstrzału. Do tego celu dowódcy plutonów musieli wysłać ludzi po siekiery do m. Turna, wyciąć drze-wa, a gałęzi użyć do maskowania stanowisk. Czas do południa zszedł mi na przeprowadzaniu kontroli. W tym czasie nadchodziły rozkazy, aby przedstawić wykazy brakującego sprzętu, broni i amunicji. (szkic nr 9). Podobne żądania nadchodziły drogą telefoniczną po kilka razy dziennie, a rezultatu nie było. Po obiedzie pojechałem na kontrolę placówek. Szosą i drogami bocznymi odbywał się ruch ewakuacyjny kołowy i pieszy urzędów, ludności cywilnej i wojska walczącego na zachodzie. Cała masa ewakuacyjna pchała się na kierunek Nowogródka, Wilna i Pińska. Wśród płynącej masy rozbitków – jak ich zwano – spotkałem pocztowego osobiste-go por. [Stefana] Zdolińskiego59, który był z pułkiem koło Wielunia. Od niego dowiedziałem się, że pierwszego dnia walk zginął mjr [Zygmunt] Rosiński60 i por. Zdoliński (ten ostatni żył). Granat artylerii wpadł do schronu i obaj mieli być zabici, tylko wspomniany pocztowy ocalał i teraz maszeruje – sam nie wie dokąd. Każdy tak zwany rozbitek opowiadał straszne rzeczy o swych oddziałach, które zostały całkowicie zniszczone, tylko on sam jeden ocalał i maszeruje na wschód, bo tam ma się tworzyć jakaś nowa armia. Nie wierzyłem w te bajeczki i byłem święcie przekonany, że wszystko to ucieka do swych domów i szkoda tylko sprzętu, który niosą, a którego brak my odczuwamy. Po przyjeździe na odcinek kompanii, wydałem rozkaz dowódcy I plutonu, aby co dwie godziny wysyłał drużynę na placówkę z zadaniem umundurowania się i uzbrojenia. Po I plutonie wystawiał drużynę co 2 godziny pluton II, a następnie pluton III. W ciągu tego dnia miałem już całkowicie umundurowaną kompanię w ubrania sukienne i uzbrojoną w polską broń, a nie jakieś niemieckie, francuskie i angielskie karabiny. Na zarządzenia tyczące się uzupełnienia braków w kompanii gwizdałem i żadnych papierków nie wysyłałem. W kompanii miałem teraz 9 rkm, 5 granatników i 3 kb przeciw-pancerne oraz 5 rakietnic i dużą ilość rakiet, maski i łopatki były na cały stan, natomiast bra-kowało mi hełmów na połowę stanu, gdyż rozbitki uważali to za zbyteczny balast i mało któ-ry niósł go przy sobie. Pod wieczór samoloty niemieckie zrzuciły 95 bomb na most kolejowy

58 W okresie pokojowym dowódca plutonu w 82 pp.59 Dowódca 1 kompanii ckm 82 pp.60 Dowódca I batalionu 82 pp. Poległ 2 IX pod Bobrownikami k. Działoszyna. Okoliczności jego śmierci – A. Wesołowski, Walki 30 Poleskiej Dywizji Piechoty pod Parzymiechami i Działoszynem w dniach 1–2 września 1939 r. (w:) A. Wesołowski, J. Tym, Mokra–Działoszyn 1939. Działania wielkich jednostek Grupy Operacyjnej „Piotrków” w pierwszych dniach kampanii 1939 r., Warszawa 2012, s. 493–495.

Page 33: „Polesie”, b.m., [przed

82

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

na rz. Muchawiec koło m. Horodec. Kpt. Samoszuk organizuje swój baon w lasku na połu-dnie m. Lipowo. Por. Goldman na czterech warszawskich autokarach przywiózł z Dęblina61: ckm-y, rkm-y, moździerze i pistolety automatyczne. Dowódca pułku przeniósł swoje m.p. do m. Kamień Królewski. W nocy kompania por. [Kazimierza] Zawady odchodzi z baonu kpt. Samoszuka – pod rozkazy dowódcy samodzielnego baonu 79 pp mjr. [Michała] Bartuli i zaj-muje stanowiska okrakiem – tor kolejowy i szosę na kierunku m. Horodec. Kompania ta po-siadała tylko kb – bez amunicji (szkic nr 9).

Dzisiejszą noc spędzam w ziemiance za budką przewoźnika wraz z aparatem telefonicz-nym, telefonistą i trzema gońcami. Służbę pełnię do północy, a od północy por. Rusecki. Co godzinę muszę przekazywać meldunki o sytuacji na przedpolu do dowódcy baonu. Noc przeszła bez żadnych niespodzianek ze strony nieprzyjaciela.

Rozmieszczenie I baonu jak szkic nr 10. 1 kompania kpt. Pawłowskiego jako odwód w m. Turna, 2 kompania por. Olszaka lewa granica ujścia m. Muchawiec do kanału Muchawiec – prawa załamanie kanału Muchawiec na południe m. Podrzecze–Sieledówka [szkic nr 10].

Moja kompania – prawa granica ujścia rz. Muchawiec do kanału Muchawiec – lewa – jaz na kanale Muchawiec włącznie. Ubezpieczenia z mojej kompanii: jedna drużyna na placów-ce most na szosie Muchawiec, druga drużyna jako placówka w m. Żuchowce dozoruje drogę na m. Łuszczyki, Ostromecz Królewski i szosę na Kobryń, trzecia drużyna w m. Podberje62 dozoruje szosę Kobryń–Prużana. Punkty obserwacyjne: na placówkę Podberje – na dachu budynku jaz i na placówki: most na szosie i w m. Żuchowce – na dachu majątku Mielniki. Z punktów tych było widać placówki oraz ruch na szosie i bocznych drogach.

13 IX 1939 r. Rano zameldował mi się pchor. Demecki z workiem na plecach jako zdo-byczą na placówce. Szosą jechało kilka wozów z rozbitkami, które przejrzał, i na jednym z nich znalazł przyniesiony worek z machorką, trochę zapałek i kilka książeczek bibułki. Ucieszyłem się tym bardzo, bo strzelcy od kilku dni palą zamiast tytoniu – nać kartofli. Podzieliłem to na kompanię i wypadło na każdego po paczce machorki, pół książeczki bi-bułki i po pudełku zapałek na czterech. Uciecha tego dnia była wielka i każdy z namaszcze-niem zaciągał się machorką.

Na twarzach zadowolenie wielkie – gęba roześmiana od ucha do ucha, a dym dochodził aż po sam pępek. Na jedzenie nie mogli narzekać, bo dowódcy kompanii otrzymywali za-liczki na zakup żywności, więc biło się prosiaki, robiło się wypiek chleba i zakupywało się inne produkty. Jedzenie było tłuste i pożywne. Podoficer kuchenny dokonywał uboju, robił wypiek u gospodarzy na wsi.

Tego dnia pobrałem gażę u płatnika baonu, zaliczkę na zakup żywności i żołd dla kompa-nii. Na odcinku kompanii wydałem rozkaz przygotować (ogniska) stosy z suchych gałęzi na przedpolu każdej drużyny, które na wypadek pojawienia się nieprzyjaciela w nocy – podpa-lić i oświetlić przedpole. Z baonu podoficer gospodarczy pobrał benzynę i ze wsi zebrał sporą ilość butelek. Butelki zostały napełnione benzyną – do środka wsadzono knot i przydzielono po 10 na drużynę, które w razie pojawienia się czołgów npla należało podpalić i rzucić na czołg. Butelka przy zderzeniu się z masą czołgu rozbijała się, benzyna oblewała czołg i płomie-niem zapalała go. Rozmieszczenie plutonów jak szkic nr 11. Ugrupowanie 83 pp w tym dniu

61 Główna Składnica Uzbrojenia Dęblin-Stawy.62 Inna nazwa miejscowości: Podborze.

Page 34: „Polesie”, b.m., [przed

83

Relac je: Józef Kucha rcz yk

było następujące: 1 kompania ppor. [Kazimierza] Wagnera63 w m. Rykowicze – okrakiem do Muchawca i brodu. 2 kompania por. [rez. Józefa] Rybickiego w m. Czerwaczyce ubezpiecza kierunek od m. Żabinka. 3 kompania por. [Stanisława] Maksimowicza w m. Pajewszczyzna. 1 kompania ckm ppor. Sowińskiego64 i m.p. dowódcy baonu kpt. Ścisłowskiegow m. Perki65. Placówka kolarzy dywizyjnych na cmentarzu tuż przy szosie.

Oddziały niemieckie są meldowane w m. Piotrowicze (wszystko jak szkic nr 12). Por. Kawa zdobył tego dnia motocykl. Wzięto jeńca – podoficera z 49 pac, przy którym znajdowa-ły się rozkazy i instrukcje w mapniku. Podczas kontroli placówek nasłuchałem się od rozbit-ków i ludności cywilnej o wyposażeniu wojska niemieckiego, o broni pancernej, lotnictwie, o rozbiciu naszych miast i zniszczeniu naszej armii. Wieczorem przechodził przez prom braciszek zakonny i opowiadał, że oddziały niemieckiej broni pancernej buszują po szosie Włodawa–Brześć–Kowel. Na krzyżówce tych szos zostały zbombardowane nasze oddziały i ewakuująca się ludność cywilna. Leżą tam dymiące się stosy pojazdów i rozchodzi się swąd palących się ludzi. Wieczorem pojawiły się samoloty niemieckie – obrzuciły most kolejowy na Muchawcu koło m. Horodec. Na 100 zrzuconych bomb – ani jedna nie trafiła w most.

14 IX 1939 r. Przez 4 dni została zorganizowana na stanowiskach obronnych Dywizja „Kobryń”. Od tego dnia rozpoczęła się intensywna praca patroli na przedpolu i częstsze sprawdzanie stanowisk kompanii oraz placówek. Przed południem przyjechał na mój od-cinek dowódca pułku, a po przejrzeniu stanowisk wytknął mi jedną uwagę co do umiesz-czenia jednego ckm. Nie chciałem sprzeczać się o ten metr czy 50 cm odległości od punktu taktycznie silnego. Według mego zdania ckm był dobrze zabudowany i całkowicie spełniał swoje zadanie, ale starszy zawsze musi mieć rację. Dzisiaj dowiedziałem się, że samodzielny baon 79 pp przyjechał ze Słonimia do m. Orańczyce, a następnie marszem drogami leśnymi dołączył do naszej dywizji. Do kompanii przyjąłem dwóch harcerzy z Poznańskiego, którzy pieszo dobrnęli aż w tę stronę, i przydzieliłem ich do taboru. Młodzi harcerze trzymali się dobrze, a odeszli dopiero w m. Włodawa, bo nie chciałem ich brać ze sobą – spodziewając się walk, i rozkaz był, aby ludność cywilna odłączyła się od wojska.

83 pp wysyła w tym dniu jeden pluton 1 kompanii do fw. Ateczyzna i Piotrowicze – z zadaniem wyparcia Niemców z tych miejscowości. Pluton ten jest jednocześnie osło-ną wypadu baonu kpt. Bilewicza66 z 84 pp, który z flaszkami benzyny wszedł w lasy koło m. Żabinka. Przez całą noc trwała strzelanina.

Tej nocy baon kpt. Samoszuka przechodzi na południe m. Kobryń i melduje się u mjr. [Józefa] Żeleskiego67, który został wyznaczony na dowódcę oddziału wydzielonego do m. Krzyżówka. Oddział ten został wysłany na rozkaz gen. Kleeberga, ponieważ w tym dniu broń pancerna niemiecka zaatakowała ośrodek zapasowy artylerii OK IX i całkowicie go zniszczono. Major Żeleski ze swym baonem (84 pp), baonem kpt. Samoszuka i kompanią saperów dywizji miał zadanie stworzyć redutę na krzyżówce, zamykając wszystkie drogi przez wykonanie zawał i stanowisk obronnych. W tym celu kompania por. [rez. Piotra]

63 Przed wojną dowódca plutonu w 82 pp.64 Według innych źródeł, dowódcą kompanii ckm w batalionie kpt. Mariana Ścisłowskiego był ppor. Franciszek Magiera, oficer służby stałej 83 pp.65 Według innych danych, batalion kpt. Ścisłowskiego nosił numer drugi, co oznacza również inną numerację kompanii (4–6).66 Chodzi o kpt. Franciszka Bilczewskiego.67 Dowódca 84 pp.

Page 35: „Polesie”, b.m., [przed

84

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Jacuń skiego (z baonu kpt. Samoszuka)68 z plut. saperów została przerzucona samochodami na krzyżówkę z zadaniem ubezpieczenia domarszu oddziału wydzielonego mjr. Żeleskiego.

Samodzielny baon 79 pp zajął stanowiska obronne w rejonie m. Kamień Szlachecki (szkic nr 9) i nawiązał łączność z oddziałem ppłk. Gorzkowskiego. Na wszystkich drogach zostały wystawione zapory wojskowe i policyjne. Do zadania zapór wojskowych należało zbieranie ochotników do wojska, a zapory policyjne zawracały tych, którzy omijali zapory wojskowe i kierowali się na wschód. W m. Dywin powstała stacja zborna w miejscowym areszcie, w któ-rym przyjmowano rozbitków, rozbrajano i odsyłano do uzupełnienia Dywizji „Kobryń”.

15 IX 1939 r. Tego dnia otrzymałem rozkaz spalenia mostu na szosie i zatopienia promu na rz. Muchawiec, ponieważ na przedpolu pojawiła się broń pancerna niemiecka. Koło po-łudnia rozpoczęła się wielka kanonada na linii moich placówek. Działka i broń maszynowa grały bez przerwy przez całą godzinę. Słysząc odgłos walki, sądziłem, że z obu moich pla-cówek nie wyjdzie ani jeden żywy. Po zamilknięciu ognia nadleciał goniec z meldunkiem, że 4 wozy pancerne nadjechały szosą i otworzyły ogień na obie placówki. Placówki wbrew otrzymanemu rozkazowi rozpoczęły wycofywanie się. Ruch ten śledziłem ze swego punk-tu obserwacyjnego i włosy mi na głowie dęba stanęły, że wycofują się w terenie całkiem otwartym wśród takiego ognia. Cztery wozy pancerne jeździły sobie od m. Żuchowce do mostu spalonego, a następnie pojechały drogą Żuchowce–Ostromecz Królewski. Wsiadłem na rower i pedałuję w kierunku szosy. W zabudowaniach Dubryjanka69 spotkałem obie pla-cówki. Pierwszym moim pytaniem było, ilu ludzi stracili. Odpowiedź była, że ani jednego. Zaciągnąłem obie placówki i wydałem kategoryczny rozkaz, aby siedzieli w swych lejach, w których broń pancerna nic im nie zrobi, a oni mogą skutecznie rzucać granaty pod gąsieni-ce. Podczas walki na placówkach – nad stanowiskami mojej kompanii przeleciał samolot na niskim pułapie i skierował się na Planteczkę I (szkic nr 10), pod którą wystrzelił rakietę i do której skierowały się 4 wozy pancerne. Po powrocie z placówek wezwałem do siebie dowódcę I plutonu ppor. [rez. Tadeusza] Buykę i kazałem mu wybrać z plutonu 5 ludzi na ochotnika, którzy pójdą z nim na patrol. Ciekawy byłem, co znajduje się w Planteczce I, gdzie skiero-wały się 4 wozy i gdzie została wystrzelona rakieta. Po zgłoszeniu się ochotników, kazałem im zabrać tylko kb z amunicją pancerną i chlebaki z granatami i dałem zadanie rozpoznać m. Planteczka I. Patrolu nie krępowałem wyznaczeniem drogi dojścia, lecz dałem swobodę w poruszaniu. Patrol wrócił o godz. 17.00 i przyniósł kilka łusek od wystrzelonych rakiet oraz kilka świec samochodowych z opakowaniem papierowym. Od ludności cywilnej patrol do-wiedział się, że w lasku koło wsi przez całą noc stało około 100 wozów. Dzisiaj rano żołnierze niemieccy: jedni golili się, drudzy grali w siatkówkę, inni samochodami po wsi wozili dzieci, dawali chłopom papierosy, a kilka wozów wyjechało sobie na drogi w różnych kierunkach. Po strzelaninie na szosie, którą słyszano we wsi, [nadjechały] 4 samochody, a za nimi nadle-ciał samolot. Załoga Planteczki I wystrzeliła rakiety i rozłożyła płachtę tożsamości. Samolot zatoczył koło, wystrzelił rakietę, obniżył się i zrzucił [meldunek]. Po przeczytaniu meldunku zapuszczono wszystkie maszyny i udano się, jak Niemcy mówili, do ludności na obiad do Strychowa. Czy było tyle wozów pancernych – trudno powiedzieć, dość że cały lasek był po-orany gąsienicami, zaśmiecony papierami i puszkami od konserw. Wśród tego śmiecia ppor.

68 Potem adiutant baonu kpt. Samoszuka.69 Inna nazwa miejscowości: Dobryjanowicze.

Page 36: „Polesie”, b.m., [przed

85

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Buyko znalazł przyniesione łuski wystrzelonych rakiet i kilka świec z [etykietami] pisanymi w języku niemieckim. Złożyłem telefoniczny meldunek do dowódcy baonu, a pisemny z za-łączonymi łuskami i świecami – przesłałem przez gońca. Od południa było słychać ogień artylerii na szosie Kobryń–Brześć nad Bugiem. Niemcy uderzyli na cmentarz przy szosie Chwedkowicze – spędzili placówkę [kolarzy] dyw. – zajęli stanowiska i artylerią ostrzeli-wują Ateczyznę (szkic nr 12). Pod naporem broni pancernej i ognia artylerii niemieckiej – kpt. Ścisłowski wycofuje się o godz. 16.30 na m. Perki–Suchowszczyzna. Niemcy zajmują opuszczone nasze stanowiska i ostrzeliwują artylerią przedmieście Kobrynia. Palą się zabu-dowania m. Perki i m. Piaski. Kpt. Ścisłowski odpływa ze swym baonem do m. Kisielowce (szkic nr 9). Kolarze dywizji rozpoznają po szosie Kobryń–Zaprudy (szkic nr 3), a konni m. Perki wzdłuż Muchawca. Wraca kpt. Bilczewski z wypadku, który przez walkę rozpo-znał siły nplu, zamiar przeprawy przez Muchawiec z oddziałem: Baon bronią maszynową, kilka wozów pancernych i bateria 100 mm. Dowódca dywizji podporządkował baon kpt. Bilczewskiego dowódcy 83 pp płk. [Władysławowi] Sewerynowi do ubezpieczenia lewego skrzydła dywizji w rejonie i lasów Hajkówka na szosie Kobryń–Włodawa (szkic nr 9). Wyżej wspomniane oddziały pancerne niemieckie wdarły się na szosę Brześć n/Bugiem–Kobryń z rej. m. Żabinka po sforsowaniu brodu Chwedkowicze. W m. Perki natknęły się wozy pan-cerne na nasz ogień ckm i artylerii, tracąc 3 czołgi. Niemcy, widząc, że na tym kierunku nic nie wskórają – kierują się na m. Jahołki, lecz znowu otrzymują silny ogień ze skraju lasków m. Hajkówka z baonu kpt. Bilewicza70.

O zmroku Niemcy wycofują się na całej linii w kierunku Brześć n/Bugiem. Noc prze-szła spokojnie, tylko z kierunku m. Brześć n/Bugiem widać było łuny pożarów, które świad-czyły, że tam znajduje się broń pancerna niemiecka na postoju.

16 IX 1939 r. Batalion kpt. Ścisłowskiego pod osłoną nocy przeszedł do odwodu do m. Kisie-low ce. Samodzielny baon 79 pp wpływa z Kamienia Szlacheckiego przez Kamień Królewski, a następnie przez Lipowo do m. Sławki na stanowiska obronne pomiędzy II/84 pp a II/83 pp.

Ugrupowanie dywizji tego dnia wyglądało następująco (szkic nr 9): na kanale w m. Turna I/82 pp, oddziały dyspozycyjne dowódcy dywizji, kawaleria dywizyjna i artyle-ria mjr. [Stanisława] Olechowskiego (skład 1 bateria 100 mm haubic, 6 samodzielnych dzia-łonów, w tym 2 haubice 100 mm i 4 armaty 75 mm w rejonie m. Zalesie). I/83 pp broni za-chodniego wylotu m. Kobryń od Muchawca – mostu kolejowego po obie Gubernie. W mie-ście urządzono barykady. Samodzielny baon 79 pp w m. Sławki. II/84 pp w m. Hajkówka ubezpiecza dywizję od południa. II/83 pp jako odwód dywizji w m. Kisielowce. Na krzy-żówce II/82 pp + I/84 pp + kompania saperów dywizji. Na to ugrupowanie obronne rozwija się natarcie niemieckie o godz. 9.00 rano. Niemcy rozpoczęli rozwijać się na szosie Brześć n/Bugiem–Kobryń i na południe od niej. Odezwały się nasze ckm-y i artyleria. Niemcy zo-stali zatrzymani i rozpoczęli wycofywać się. Batalion II/84 pp z m. Hajkówka melduje, że słyszy warkot motorów i nadciągającą piechotę. Artyleria niemiecka rozpoczęła ostrzeliwać m. Kobryń i stanowiska obronne I/83 pp w rejonie fw. Gubernia. O godz. 12.00 ruszyło na-tarcie piechoty niemieckiej wsparte czołgami i silnym ogniem artylerii, lecz załamało się w ogniu naszej artylerii i piechoty. Niemcy wycofują się, pozostawiając na polu kilka roz-bitych wozów pancernych, i rozpoczęli ostrzeliwać artylerią miasto Kobryń, które zaczęło

70 Chodzi o kpt. F. Bilczewskiego z 84 pp.

Page 37: „Polesie”, b.m., [przed

86

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

się palić. To samo było z obu folwarkami Gubernia. Po południu, po wprowadzeniu więk-szych sił, rozpoczęło się natarcie na oba folwarki Gubernia, które zdobyto. Piechota nasza nie miała dostatecznego wsparcia artylerii, w dodatku 2 działka zostały rozbite, a [haubica] 100 mm uszkodzona i obsługa doszczętnie wybita. W natarciu tym [bombowce] niemieckie bombardowały nasze stanowiska, lecz [szkód] nie wyrządziły. O godz. 18.00 otrzymałem rozkaz od dowódcy [batalionu] ściągnąć swoje ubezpieczenia, opuścić stanowiska obron-ne, [jako] kompania przednia baonu maszerować polnymi drogami do szosy, a następnie od m. Kamień Królewski na m. Lipowo. Czułem, że sytuacja niewyraźna, bo przez cały dzień słyszałem ogień artylerii i broni maszynowej od strony Kobrynia. Wydałem rozkaz do opuszczenia stanowisk i wyznaczyłem miejsce zbiórki przy moim taborze w m. Turna. Por. Ruseckiemu wydałem rozkaz ściągnięcia ubezpieczeń, pobrania podwód w m. Jurna i jak najszybciej dogonić mnie na wyznaczonej trasie marszu. Po wyjściu z m. Turna ma-szerowałem ze szperaczami [na czele baonu]. Mjr Bandoła ponaglał do szybkiego marszu, żeby przypadkiem nas nie odcięto. Wchodząc na szosę, trafiliśmy na barykadę z samo-chodów ciężarowych, którą musieliśmy wyminąć polem. Szosą od Kobrynia wycofywali się cykliści. Artyleria prowadziła ogień ze stanowisk koło szosy. W mieście Kobryń łu-ny pożaru. Dookoła widać ruch odwrotowy na wszystkich drogach. Po stronie zachodniej Kobrynia rozgrywa się zacięta walka. II/84 pp z m. Hajkówka melduje, że Niemcy wprowa-dzili do walki nowych 90 czołgów i ponad 200 samochodów bojowych. O godz. 16.00 na ca-łym odcinku rozpoczęło się natarcie. Dlatego dowódca dywizji, obawiając się odcięcia I/82 pp, wydał rozkaz spłynięcia na południe. II/84 pp i II/83 pp otrzymały rozkaz uderzenia na npla od południa wzdłuż kanału Królowej Bony i okrakiem szosą Włodawa–Kobryń. Samodzielny baon 79 pp pozostał w odwodzie do wsparcia obu baonów. Całością natarcia dowodził ppłk Seweryn. Z chwilą ruszenia tego natarcia załoga Kobrynia otrzymała roz-kaz uderzenia z miasta. To natarcie miało być generalną próbą zmuszającą Niemców do wycofania się z pola walki. O godz. 17.00 ruszyło natarcie z patriotycznym okrzykiem na ustach: „Niech żyje Polska!”. Zatrajkotały karabiny maszynowe i zahuczały nasze skromne działka – przy akompaniamencie których rwie się do przodu z bagnetem na karabinie nasz piechur. Samoupór, odwaga i okrzyk: „Niech żyje Polska” – czynią z naszego żołnierza bo-hatera, przed którym ustąpiły niemieckie pancerze. Cel natarcia został osiągnięty – Niemcy opuścili pole walki, prócz folwarku Gubernia I, w którym bronili się do późnej nocy. Słońce zaczęło zachodzić, rzucając swe ostatnie promienie na ziemię. Zmrok połączony z mgłą opadał na błota kobryńskie, poprzez które widać było czerwieniące się jak krew łuny poża-rów miasta i daleko na zachodzie płonące stogi siana. Wśród tej czerwieni na zachodzie wi-doczne były dziesiątki rakiet oświetlających przedpole i kołyszących się na spadochronach. Niemcy po nieudanej walce mieli wielkiego pietra, aby przypadkiem nasze oddziały nie sprawiły im manta na postoju, toteż dzisiaj jak nigdy urządzili wielką iluminację na swym przedpolu. Z rejonu Błoty Wielkie, [gdzie] odpoczywałem ze swą kompanią, obserwowałem zachód słońca, wsłuchiwałem się w odgłos dogorywającej walki i śledziłem za iluminacją przedpola Kobrynia. Późnym wieczorem dołączył do kompanii por. Rusecki ze ściągnięty-mi placówkami. Biedak miał dużo kłopotu z podwodami, ponieważ chłopi po opuszczeniu wsi przez nasze wojsko i na skutek walk w Kobryniu pochowali się z końmi w pobliskich lasach. Z wielkim trudem zdobył dwie podwody, na których złożono rynsztunek. Ściąganie placówek z przedpola trwało dość długo, toteż przez całą drogę podpędzano koniki, a żoł-

Page 38: „Polesie”, b.m., [przed

87

Relac je: Józef Kucha rcz yk

nierze biegli za wozami, aby dopędzić batalion. Wszyscy przyszli zziajani i mokrzy od potu. Baon do samego świtu przesiedział w lesie. W tym momencie, gdy Niemcy stracili panowa-nie na przedpolu, a nasz żołnierz opanował przedpole walki – nadjechał oficer łącznikowy od gen. Kleeberga z rozkazem spływania na południe od bagien rz. Prypeci. Przez noc do świtu nadchodzili żołnierze grupkami z przedpola Kobrynia, które tak krwawo zdobyli. Kpt. Ścisłowski otrzymał rozkaz oderwania się nocą i spłynięcia do m. Nowosiółki, a kpt. Sroczyński do m. Błoty Wielkie. KD wycofała się traktem do m. Dywin. (szkic nr 13). Przez całą noc nie mogłem zasnąć mimo zmęczenia, gdyż przed oczyma stał obraz pola walki Kobrynia i w dodatku cały czas padał drobny deszcz. Do głowy cisnęły się różne wiado-mości zasięgnięte za dnia, jak np. podobno był telefon z m. Prużana, że do naszej grupy ma dołączyć jakaś grupa „Narew”. Jak okazało się później, były to jakieś oddziały, które szuka-ły drogi do przebicia się na południe. Zaczęto przebąkiwać, że Rosja wypowiedziała nam wojnę itp. Co do tego ostatniego, to się sprawdziło. Do rana panował gwar w lesie. Strzelcy z pułków szukali swych oddziałów i opowiadali swoje wrażenia z pola walki.

17 IX 1939 r. Na skutek otrzymanego telegramu z Berezy Kartuskiej o przekroczeniu naszych granic przez wojska sowieckie, w dniu dzisiejszym była możliwość zetknięcia się z nimi. Dywizja otrzymuje rozkaz przejść do lasów m. Dywin i zamknąć drogi pomię-dzy mostem kolejowym Brześć n/B.–Kowel i Kanałem Orzechowskim. Jest to jednocześnie ubezpieczenie gros sił gen. Kleeberga od strony zachodniej ponieważ opuszcza m. Pińsk i przechodzi do rejonu Lubieszów. Do osiągnięcia rejonu prowadziły dwie drogi: a) Kobryń–Nowosiółki i b) Kamień Szlachecki–Lipowo. Pierwszą drogą maszerował 82 i 83 pp, a drugą ze Sławek 79 pp II/84 pp z Hajkówki maszerował szosą na Kowel przez Krymno, m. Mokrany z zadaniem zamknięcia dróg wiodących do Brześcia. Samodzielny baon 79 pp otrzymał za-danie zamknięcia drogi z lasów m. Dywin prowadzące na rz. Prypeć. 82 pp miał (I/82 pp) zamknąć drogi w m. Nowosiółki na południu i zachód. W m. Dywin, m.p. dowódcy dywi-zji, oddziały dyspozycyjne, a KD pomaszerowało przez Płoskę i Chobowicze do m. Lelików. Artyleria została rozparcelowana do oddziałów piechoty (szkic nr 13). Na skutek tego roz-kazu I/82 pp ruszył do m. Nowosiółki. Droga uciążliwa – początkowo przebiegała w te-renie bagnistym, a następnie poprzez piaski. W jednej wsi dowiedziałem się od ludności, że bolszewicy przekroczyli nasze granice. W godzinach popołudniowych dobrnąłem do m. Nowosiółki jako pierwszy. Kompanie I/82 pp maszerowały drogami wg rozeznania do-wódców kompanii – ze względu na jakość dróg. W m. Nowosiółki pop powtórzył mi sły-szany komunikat radiowy o przekroczeniu naszych granic przez wojska sowieckie. W tu-tejszej szkole znajdowało się dużo uchodźców, a wśród nich ujrzałem żonę kpt. Piwowara – z naszego pułku. Wieś była cała skomunizowana i złowrogo nastawiona tak do wojska, jak i do ludności cywilnej. Zatrzymałem kompanię koło cerkwi na odpoczynek, a ja ucią-łem sobie pogawędkę z uciekinierami. Po upływie pół godziny nadjechał mjr Bandoła i wy-dał następujący rozkaz – po dołączeniu powstałych kompanii batalion zamknie wszystkie drogi wiodące z południa i zachodu. W tym celu kompanie zajmują stanowiska obronne (jak szkic nr 14). Do wieczora wykopać doły przeciwpancerne, zbudować barykady i wnę-ki strzeleckie. Ja na swym odcinku po przestudiowaniu terenu wydałem [rozkaz] zajęcia stanowisk obronnych i wykopania na nich tylko wnęków strzeleckich. Do kopania rowów przeciwko broni pancernej i budowania barykad zwerbowałem ludność cywilną. Barykady kazałem zrobić ze starych wozów, bron i pługów. Do północy chodziłem po stanowiskach

Page 39: „Polesie”, b.m., [przed

88

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

plutonów, a następnie ułożyłem się do snu pod stogiem siana. Dowódca 82 pp miał swoje m.p. w m. Jagminowo + kpt. Sroczyński + II/84 pp. W m. Doropiejewicze71 [było] m.p. kpt. Ścisłowskiego. Niemcy tego dnia, po naszym spływaniu na południe, weszli do m. Kobryń w godzinach południowych, a na m. Horodec wysłali tylko rozpoznanie. W mieście powie-wały chorągwie – jedna ze swastyką, a druga sowiecka. Niemcy dostarczyli komunistom broń, aby ci tworzyli oddziały dywersyjne na naszych tyłach.

18 IX 1939 r. Cały dzień spędziłem na kontrolowaniu plutonów, placówek, osobistym zetknięciu się z sąsiadującymi dowódcami kompanii, uzgadniając z nimi powiązanie ogni na przedpolu i zapoznając się z miejscami, w których były ich placówki. O nplu nie było nic słychać. Ludność cywilna, która przesiąkała tutaj z zachodu, opowiadała, że oddziały niemieckie odpoczywają po wsiach, wystawiając na drogach ubezpieczenia, i nie prowadzą żadnych działań. Podczas sprawdzania obiadu przy kotle zetknąłem się z inżynierem, który zawędrował tutaj z Kutna i zaczął mi opowiadać swoje perypetie. Dziesięć kilometrów przed Nowosiółkami dojechał własnym wozem, lecz na skutek braku paliwa zmuszony był pozo-stawić limuzynę w stodole u chłopa i dalszą drogę odbyć na wózku poleskim. Narzekał na obecne pomieszczenie, gdzie nie można było ani wykąpać dziecka, ani też utrzymać czysto-ści. Muchy, komary, pluskwy i pchły nie pozwalały na spokojne przespanie nocy. Ludność miejscowa jest wrogo nastawiona do uciekinierów i odgraża się, że po odejściu wojska oraz policji dobierze się im do skór. Nie ma innej rady, jak tylko jechać za wami, bo inaczej to gro-zi nam śmierć. Przyznałem mu rację i poradziłem, aby już wynajął furmankę i pojechał dalej na południe, bo jak my będziemy opuszczali Nowosiółki, to za żadne pieniądze nie wynaj-mie furmanki. Usłuchał mej rady i jeszcze tegoż dnia odjechał do m. Włodawa.

W tym dniu dowódca dywizji wysłał 3 patrole na rozpoznanie:a) patrol oficerski nr 1 (konny) ppor. [Eugeniusza] Ukryna72 na kierunek Brześć n/B.,b) patrol oficerski nr 2 (konny) ppor. Olesińskiego73 na kierunek Kobryń,c) patrol oficerski nr 3 (konny) ppor. [Władysława] Włodarza na kierunek Kamień Szlachecki.

Wieczorem zaczęły krążyć pogłoski przynoszone przez ludność cywilną od strony Kowla, że płk [dypl. Leon] Koc rozpuścił swoje oddziały, że każdy żołnierz otrzymał po 100 zł i mógł wrócić do swego domu. Dowódca dywizji dla sprawdzenia tych pogłosek wy-słał samochodem oficera, który do Kowla nie dojechał, bo w lesie został ostrzelany, auto uszkodzone, a oficerowi przestrzelono mosznę.

Batalion kpt. Ścisłowskiego odmaszerował do m. Ratno przez Mokrany. Mimo tylu najrozmaitszych pogłosek żołnierze nie stracili ducha i sumiennie pełnili swoje obowiązki. Noc dzisiejszą przespałem pod stogiem siana, mimo chłodu lepiej tu niż w wiejskiej chacie wśród panującego smrodu i robactwa.

19 IX 1939 r. W rejonie Nowosiółki panuje spokój i nie słychać o żadnych działaniach tak ze strony niemieckiej, jak i sowieckiej. Wyjechałem daleko na przedpole poza linię pla-cówek. Ludność spokojnie pracuje w polu – tak jakby nic się nie działo. Po powrocie do-

71 Doropiejewicze znajdowały się w ówczesnej gm. Nowosiółki, w pow. kobryńskim. W oryginale autor wymienia Doropiejewo, położone było w pow. kowelskim. 72 Oficer łącznikowy 82 pp, przed wojną dowódca plutonu w tym pułku.73 Prawdopodobnie chodzi o ppor. Stanisława Oleńskiego.

Page 40: „Polesie”, b.m., [przed

89

Relac je: Józef Kucha rcz yk

wiaduję się, że patrole oficerskie, które wczoraj były wysłane na przedpole – zawróciły, lecz z patrolu nr 3 nie wrócił ppor. Włodarz. Patrol ten, podjeżdżając pod m. Kamień Szlachecki, otrzymał ogień broni maszynowej ze wsi. Patrol zawrócił do lasu, lecz złowroga kula dosię-gła ppor. Włodarza, który resztkami sił trzymał się szyi konia, gdy jego siły opadły z nad-miernego upływu krwi – spadł z konia. Sprawcami śmierci ppor. Włodarza byli miejscowi chłopi, którzy przedwczoraj jeszcze nas przyjmowali, a dziś stali się naszymi wrogami.

Wieczorem przyszedł rozkaz do opuszczenia stanowisk i maszerowania na kierunek m. Ratno. Trasa marszu prowadziła przez m. Bielsk–Dywin (szkice 13 i 14). Noc była ciem-na, a droga bardzo piaszczysta. Przez m. Dywin przemaszerowaliśmy o godz. 22.00, w któ-rym roiło się od wojska. Ulice zapchane wojskiem i taborem czekającym na swoją kolejkę przemarszu. Żandarmeria reguluje przemarsz przez miasteczko. Jestem zmęczony i mam gorączkę, toteż proszę por. Ruseckiego o prowadzenie kompanii, a sam idę do swego taboru na wóz. Marsz trwał przez całą noc. W tym dniu batalion kpt. Ścisłowskiego znajdował się już na stanowiskach obronnych w m. Ratno.

20 IX 1939 r. Wczesnym świtem zszedłem z wozu i udałem się do kompanii zmienić por. Ruseckiego. Poranek mglisty, rosa i zimno. Przyjechał do mnie mjr Bandoła i idziemy drogą razem ze szperaczami. Trudno maszerować w takim terenie, posługując się tylko ma-pą kolejową, którą wydarłem w domu (Brześć n/B.) z rozkładu jazdy pociągami. Przed po-łudniem natknęliśmy się w dolinie na drodze piaszczystej koło gajówki na podziurawioną kulami limuzynę. Domyśliliśmy się, że była to limuzyna wysłana z oficerem do m. Kowel, który został tutaj ostrzelany i ranny. W gajówce nie było nikogo, więc nie mogliśmy się do-wiedzieć szczegółów. Po dziesięciominutowym marszu od tego miejsca spotkaliśmy cywila, który jak się okazało po wylegitymowaniu, był sekretarzem wojewody brzeskiego. Mimo wszystko dla pewności przeszukaliśmy jego kieszenie, w których miał dwa pistolety, toteż odesłaliśmy go z 2 strzelcami do dowódcy pułku. W samo południe osiągnęliśmy bagna Prypeci i otrzymaliśmy rozkaz zatrzymać się w lesie. Dowódca baonu poszedł na odprawę, a gdy powrócił, otrzymaliśmy rozkazy do zajęcia stanowisk obronnych (jak szkic nr 15). Jaki był cel zajęcia stanowisk, nie powiedziano, tylko był rozkaz, aby otwierać ogień, gdy nadejdą bolszewicy i nas ostrzelają – a jeżeli nie będą strzelali, my mamy siedzieć spokoj-nie. Na tych stanowiskach batalion przesiedział do zmierzchu. Zajęcie stanowisk odbyło się w szybkim tempie i z dość dużej odległości, toteż taborowi kazałem pozostać na miej-scu. Po zajęciu stanowisk wsiadłem na konia, aby ściągnąć tabor z kuchnią i nakarmić woj-sko. Taboru na poprzednim miejscu nie znalazłem, bo wszystkich odesłano do tyłu, ale po dłuższych poszukiwaniach odnalazłem, podciągnąłem pod stanowiska i wydałem obiad. O godzinie 16.00 nadszedł rozkaz, aby niepotrzebny sprzęt i broń zakopać w lesie, a przez to uzyska się odciążenie w taborze, bo przed sobą będziemy mieli drogi piaszczyste (szkic nr 14). Na wozach przewożono niepotrzebne drelichy, karabiny francuskie, zbędne łopat-ki, kilofy itp. O tak, teraz słyszało się, że my pomaszerujemy do granic Rumunii, więc po co to wszystko wozić i mordować konie. Połowa balastu znikła z wozów i została zakopana w lesie. W kompanii miałem trochę żołnierzy – Białorusinów i Ukraińców, którzy trzymali się kupkami, coś radzili, a nocami podczas marszu ulatniali się bezpowrotnie. Przejrzałem sobie ewidencję, wynotowałem 40 chłopa, którzy pochodzili z terenów wschodnich, a resz-ta kompanii z Poznańskiego i Pomorza. Dowódcom plutonów kazałem przysłać tych ludzi, których zebrałem w stodole, odebrałem broń, amunicję i rynsztunek. Koło stodoły wysta-

Page 41: „Polesie”, b.m., [przed

90

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

wiłem posterunek, aby nikogo nie wypuszczono. Wieczorem był spodziewany odmarsz, więc powiedziałem tym ludziom, że jak nasze wojsko przejdzie, mogą sobie iść, gdzie chcą.

O godzinie 21.00 baon rusza do marszu, a moja kompania jako przednia baonu. Wartownik opuścił wartę przy stodole i w ten sposób pozbyłem się niepewnego elementu, a po drogach spotykało się żołnierzy z Poznańskiego i Pomorza, którzy chętnie szli na uzu-pełnienia, bo nie wiedzieli, co dalej mają robić. Znaleźli się teraz jakby w worku zamknię-tym przez wojska rosyjskie od wschodu i niemieckie od zachodu. Element ten był pewny, patriotycznie nastawiony, a broń i rynsztunek miałem, więc braki szybko uzupełniłem. Maszerowaliśmy na kierunek m. Ratno drogą brukowaną, od czasu do czasu udekorowaną sterczącymi białymi kominkami, po zbombardowaniu pojedynczych zabudowań. O godz. 2.30 dobrnęliśmy do m. Ratno i tu czekaliśmy przeszło dwie godziny, ponieważ na szosie po-wstał korek. Z kierunku Kowla maszerowały kolumny wozów na kierunek Brześć i Kobryń, tarasując całą szosę. [Kompanie] włożyły dużo pracy, ale wreszcie korek został usunięty i po-wstała wolna droga dla naszych oddziałów. Oddziały policji zostały skierowane na m. Dywin, a rozpuszczone wojsko z Kowla do m. Kortelisy. Ludność cywilną zepchnięto na pola, względ-nie na boczne drogi. Ci ostatni przeszli ciężkie chwile życia, ponieważ w pierwszych dniach walk uciekali na wschód, a obecnie uciekają przed bolszewikami na zachód. Wśród ludności wielkie rozczarowanie z powodu udania się nowego rządu do Rumunii i kierowania naszych wojsk na Rumunię i Węgry. Mówiono o zdradzie naszych dowódców, o hańbie garnizonu kowelskiego, który bez oddania jednego strzału oddał miasto bolszewikom i sam się im pod-dał. Pomimo tych dziwnych opowiadań [żołnierz] gen. Kleeberga nie załamał się i szedł dalej z myślą o zwycięstwie. W Ratnie miałem okazję zafasować sobie kuchnię z końmi, ponie-waż moja była starego typu i starym gruchotem. Po godz. 24.00 dywizja mogła już kontynu-ować swój marsz na południe. Początkowo jechaliśmy szosą, a następnie skierowaliśmy się na boczną drogę w lasy. Gorączka dokucza mi, toteż proszę por. Ruseckiego o prowadzenie kompanii, a sam jadę na wozie przykryty sianem i kocami. Nad świtem przebudziłem się na odgłos strzelaniny leśnej. Jak się okazało, to jakiś cywil strzelał do naszej kolumny, którego schwytano, na miejscu osądzono i rozstrzelano. W pobliżu gajówki odległej o 2 kilometry od m. Piaseczno dywizja zatrzymała się celem wydania śniadania i zaczerpnięcia oddechu po całonocnym marszu. Przy wydawaniu śniadania stwierdziłem, że stara kuchnia podczas noc-nego marszu odczepiła się od jaszcza i pozostała gdzieś na drodze. Zadowolony byłem ponie-kąd, bo po co ciągnąć ten stary grat, więc kazałem jaszcz pozostawić, a konie przydzielić do wozów taborowych, aby ulżyć wymęczonym konikom (szkic nr 15). Po godzinnym postoju dywizja rusza. Muszę dodać, że w m. Ratno dołączył do dywizji mjr Żeleski z dwoma baona-mi z Krzyżówki, a po przejściu dywizji dołączył kpt. Sroczyński jako ubezpieczenie dywizji w m. Ratno. KD znajdowała się na ubezpieczeniu dywizji od strony Kowla w m. Bucyń.

21 IX 1939 r. Dalszy marsz dywizji ubezpieczał w straży przedniej 83 pp, a w siłach głów-nych szły 82 i 84 pp. Dochodząc do wsi Piaseczno, straż przednia otrzymała ogień z broni maszynowej ze wsi i na skutek tego rozwija się do natarcia. Na odgłos walki nadleciała nasza KD od strony szosy – groblą. Natarcie ruszyło na całego, toteż od pocisków zapalających za-jęła się wieś, a ludność zaczęła uciekać do pobliskiego lasu na zachód od wsi. Jak się okaza-ło, to mieliśmy już pierwsze zetknięcie się ze zorganizowaną bandą ukraińską. Po przejściu natarcia przez wieś, ruszyły siły główne. Widok był okropny. Wieś doszczętnie spalona. Na podwórkach i w rowach przydrożnych leżą popalone świnie i bydło. Widziałem, jak osma-

Page 42: „Polesie”, b.m., [przed

91

Relac je: Józef Kucha rcz yk

lona świnia z pękniętym brzuchem ciągnęła za sobą wnętrzności. W jednym miejscu wy-glądały ze zgliszczy popiołów osmalone buty żołnierskie z kośćmi goleniowymi. Dalej na drodze stała para staruszków rzewnie płacząca i błagająca o pomoc. Staruszka pokazywała głowę swego męża podobną do wielkiej dyni i trzymała go pod rękę. Owa głowa nie wska-zywała śladu twarzy ani nie posiadała włosów. Od silnego opalenia stała się żółta jak wosk i cała wzdęta jak balonik. Co się stało z owym staruszkiem, nie wiem. Jestem pewny, że tego bólu biedak nie przetrzymał, ale nie było czasu litować się, ponieważ kolumna maszerowała.

Po przejściu wsi zatrzymaliśmy się celem wydania obiadu i zaopatrzenia się w mięso, bo świń leżała moc, tylko brać je na wozy. Na uboczu wsi pod laskiem znajdowało się kilka zabudowań naszych osadników, którzy uprosili dowódcę dywizji, aby pozwolił im jechać za wojskiem, bo gdyby pozostali na miejscu, czekała ich niechybna śmierć. Osadnicy szybko załadowali swoje wozy najniezbędniejszymi rzeczami i żywnością, a resztę kazali zabierać wojsku, np. świnie, bydło, groch, kaszę, owies, mąkę itp. Używaliśmy sobie na postoju, sma-żąc kury, kurczaki, gęsi, szynkę i moc miodu. Osadnicy opowiadali, że wczorajszego dnia przyszła tu uzbrojona banda, weszła do sołtysa osadnika, który słuchał komunikatu radio-wego, i zabili go na miejscu, nie podając powodu. Ciało zabitego sołtysa pochowali sąsiedzi pod oknem mieszkania (widziałem tę mogiłę). W tej wsi zaobserwowałem ciekawy obraz mentalności niewiasty Ukrainki. Jeden z żołnierzy naszych zauważył wałęsającego się konia na łące, którego złapał i przyprowadził do swego wozu taborowego. Po kilku minutach przy-biegła młoda niewiasta z wielkim lamentem, że zabrano jej konia. Ile łez wylała ta kobieta, ile się namodliła i zaklinała na różne świętości, żeby tylko zwrócić jej konia, który dla niej w ży-ciu jest prawą ręką. Żołnierz zwrócił jej konia, a kobieta z tego powodu była tak uradowana, jakby skarby nieba posiadała. Prowadząc swego konika, wskazała nam ręką na dwa męskie trupy leżące na polu tuż przy drodze. „Panoczku, zdieś mój dzied i muż ubityje”. Po tych sło-wach poszła dalej i nie padła już ani jedna łza, ani jedno słowo modlitwy na widok zabitego ojca i męża. Po całej wsi i na polach leżały chłopskie trupy, a przy nich broń, którą strzela-li, i przy boku przypięta czerwona kokardka. Osadnicy dołączyli do nas ze swym dobyt-kiem, ruszyliśmy dalej na południe. W dalszym marszu przechodziliśmy przez spaloną wieś Brunetówka, w której nasza KD stoczyła walki z bandami Ukraińców. Koło traktu leżą trupy z bronią i czerwonymi kokardkami, a wśród nich Żyd ubrany w czerwoną rubaszkę z czer-woną gwiazdą na czapce. Przechodziliśmy koło tych truposzów bez żadnego wrażenia, bo wiedzieliśmy, co oni robili i że spotkała ich zasłużona kara. Za wszystko, co nasze państwo dawało Ukraińcom, teraz odwdzięczają się naszemu żołnierzowi i podstępnie wbijają mu nóż w plecy. O zmierzchu doszliśmy do m. Wyżwa Nowa (przez m. Borzowa). Miasteczko puste. W domu ani jednej osoby. Stodoły, chlewy i mieszkania pozamykane. Ludność słysza-ła już o Piasecznie i Brunetówce, toteż mając nieczyste sumienie, pochowała się w pobliskim lesie. Wielkie było dla nich zdziwienie, ponieważ zamiast wyczekiwanych wojsk sowieckich, dla których była zbudowana brama tryumfalna udekorowana zielenią i czerwonymi flagami, przybyło wojsko polskie. Nie było innej rady, jak wyważać drzwi i ułożyć się do snu. Utkwił mi jeden obrazek, który widziałem pomiędzy m. Brunetówką a Borzową. Por. Olszak zabrał jakiemuś taborycie dwie skrzynie z konserwami. Nie wiem, do kogo one należały, dość że po przyjściu do m. Wyżwa Nowa rozpoczęło się śledztwo w tej sprawie. Ściągnięto kilku ofice-rów do konfrontacji, ale woźnica nie mógł rozpoznać, względnie nie chciał. Widziałem, kto był sprawcą tego, lecz nie w mojej naturze było donosicielstwo i pchać kolegę pod sąd polowy

Page 43: „Polesie”, b.m., [przed

92

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

za dwie skrzynki konserw. Zamiast położyć się wcześniej do snu, straciłem kilka godzin przy głupich badaniach o kradzieży konserw.

22 IX 1939 r. O świcie zostałem zbudzony i doręczono mi rozkaz dowódcy dywizji, który należało natychmiast wykonać. Rozkaz ten jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zaginął mi w trzecim roku niewoli. Wszystkie rozkazy i notatki przechowywałem w sienniku, ponie-waż gestapo często urządzało rewizje. W rozkazie tym były poruszone następujące sprawy:

a) zmniejszenie taboru do 50% przez zamianę wozów jednokonnych na parokon-ne celem skrócenia kolumny taborowej,b) do wozów mają być zaprzężone tylko dwa konie, a reszta odesłana do punktu zbornego,c) zmniejszyć obciążenie wozów przez zakopanie niepotrzebnego sprzętu,d) zwolnić mniejszość narodową z pododdziałów, wysyłając ich do lekarza, który będzie wydawał zaświadczenia stwierdzające „Niezdolność do wykonania rozkazu”,e) wprowadzić dyscyplinę w pododdziałach i dbać o [wygląd zewnętrzny] żołnierza,f) wprowadzić z dniem dzisiejszym odmawianie modlitwy porannej i wieczornej oraz odśpiewywać „Boże, coś Polskę”,g) pochwała dowódcy dywizji za dzielną postawę żołnierską wobec demoraliza-cji, którą wokół widzieli na własne oczy,h) wojsko nasze maszeruje z odsieczą oblężonej Warszawie.

Rozkaz ten miał być przeczytany przed frontem wszystkich pododdziałów. Postąpiłem, jak rozkaz nakazywał, tj. zarządziłem zbiórkę kompanii, odmówiliśmy modlitwę, odśpie-waliśmy „Boże, coś Polskę” i odczytałem rozkaz. Żołnierzy do zwolnienia nie miałem, gdyż uskuteczniłem to na własną rękę. Przy likwidowaniu taboru byłem osobiście, znalazłem 3 wozy parokonne, a poleskie wózki pozostawiłem (6 wózków). Niepotrzebny sprzęt kaza-łem zakopać i tabor teraz składał się z: 1 kuchnia (4 konie), wóz przykuchenny (2 konie), wóz amunicyjny (2 konie) i wóz podręczny (2 konie – dla podwożenia rynsztunku oraz żoł-nierzy z silnie otartymi nogami) i koń wierzchowy dla mnie, którego dopiero teraz otrzy-małem. Do dnia dzisiejszego posługiwałem się własnym rowerem, względnie maszerowa-łem pieszo. Cztery pozostałe konie odesłałem na punkt zborny. Ta organizacja zajęła mi czas do południa. W miasteczku wszystkie ulice i ogrody były wypełnione gęstą masą woj-ska i taborów. Tak małe miasteczko nie było w stanie pomieścić całej dywizji. Po południu ukazały się nad miasteczkiem 2 sowieckie samoloty, które zatoczyły kilka kół i odleciały. W miasteczku powstał popłoch, wrzało od gwaru i nawoływań. Przystąpiono do maskowa-nia taboru, a żołnierze chowali się do zabudowań. Wielkie szczęście od Boga, że samoloty nie zrzuciły bomb, bo zrobiłyby z nas masę mięsa. Zaraz po odlocie samolotu nadszedł roz-kaz do wystawienia ubezpieczenia. Batalion mjr. Bandoły (I/82 pp) został wysłany na czatę do m. Borzowa z zadaniem zamknięcia drogi do m. Czeremszanka dozorować linię kolejo-wą do m. Kowel. Ugrupowanie batalionu przedstawiało się następująco: 3 kompania (moja) zamknąć drogę do m. Czeremszanka i wystawić czujkę podoficerską w lasku przy drodze. 2 kompania por. Olszaka – zamknąć kierunek od strony Kowla na torze kolejowym i wy-stawić placówkę w lasku przy torze. 1 kompania kpt. Pawłowskiego jako odwód, wystawi 2 czujki podoficerskie w laskach – jedną w prawo na drodze, drugą w lewo i zamknąć bronią maszynową w prawo do lasku do m. Wyżwa Nowa, tor kolejowy i cypel lasku.

(szkic nr 16)

Page 44: „Polesie”, b.m., [przed

93

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Było to ugrupowanie jeżowe – ubezpieczające dywizję od Kowla, a batalion ze wszystkich stron, mające na uwadze dywersję band i noc. Do zapadnięcia zmroku skończyłem pracę przy rozmieszczaniu plutonów, broni maszynowej, placówki, czujek i wysłałem patrole, które stale krążyły na przedpolu kompanii. Moje m.p. było w folwarku u rządcy majątku, który cieszył się dobrą opinią u okolicznej ludności i gdy była tu banda, chciała go powiesić, lecz ludność tu-tejsza nie pozwoliła. Był to inteligentny człowiek, wyglądu starego, wąsatego szlachcica, weso-ły i gadatliwy. Żoną była szczupła, siwiutka i bardzo miła niewiasta. Przyjęto mnie gościnnie i co mieli najlepszego – znalazło się na stole. Odczuwali brak palenia, które ja miałem i przez to sprawiłem im wielką uciechę. Na drogę dali mi kilka ugotowanych jaj, bochenek białego chleba i dość duży woreczek z suszonymi gruszkami i śliwkami. Przyjemnie gawędziło się do północy i przed pójściem spać wyszedłem na drogę, ponieważ w tym czasie moi żołnie-rze rozmawiali z plutonem konnym. Dowódcą patrolu był plutonowy, a po wylegitymowaniu okazało się, że to wracał patrol śp. ppor. Włodarza, który zginął w Kamieniu Szlacheckim.

(szkic nr 17)Plutonowy opowiedział mi szczegóły i pokazał konia, który był pokryty skrzepłą krwią

śp. kolegi. Była już późna pora, toteż poszedłem do mieszkania i położyłem się w ubraniu na sienniku, gdyż w każdej chwili mogła wpaść banda ukraińska. Noc przeszła spokojnie. Tego dnia prócz naszego baonu w godzinach popołudniowych 83 pp odszedł również na czatę i miasteczko przerzedziło się.

24 IX 1939 r. O godzinie 7.00 rano przyszedł rozkaz do opuszczenia stanowisk i masze-rowania na kierunku m. Krymno przez Wyżwę Nową–Smolary. Jako ubezpieczenie dywizji została wysłana KD, która w m. Smolary została ostrzelana przez dywersantów ukraińskich. Kawaleria wykonała szarżę na szkołę, w której banda osaczyła patrol konny ppor. Zatorskiego74. W szarży tej zginął z naszej strony instruktor rolny [na powiat] Kobryń – Mich, a trupa wrzuco-no pod most. Schwytano trzech chłopów – reszta zniknęła w lesie. Do naszej kolumny dołączył tabor uciekinierów znajdujących się w m. Smolary, ponieważ po naszym przemarszu obawiali się zemsty chłopstwa. Późnym wieczorem dotarliśmy do m. Krymno na nocleg. W drodze mi-jał nas jakiś tabor kawalerii, przy każdym wozie były przywiązanych po 2–3 konie luzem. Tabor był lekki, a na wozach drabiniastych mieli trochę siana i po dwie skrzynie z żywnością, toteż mogli jechać kłusem. Nasi piechurzy zazdrościli ułanom, którzy nie potrzebowali maszerować tak, jak oni. Z tego powodu zaczęto docinać słówkami w żartobliwej formie. Ułani na to rzu-cali im z wozów chleb i papierosy ze swych skrzyń. Przy jednym z wozów padł koń, którego odwiązano i pozostawiono na drodze. Zatrzymałem się nad wynędzniałym biedakiem, który szybko robił bokami, urwałem trochę trawy, powąchał i zaczął jeść. Powtórzyłem to kilka razy, poklepałem, wziąłem za uzdę i cmokając, zmusiłem go do powstania. Biedaczysko podniósł się, ale wyglądał jak szkielet. Mimo wszystko zabrałem go ze sobą. Po przyjściu do m. Krymno zająłem się najpierw zakwaterowaniem kompanii, dopilnowałem wydania kolacji, a następnie poszedłem pod stóg siana, przy którym mój koń już się opychał. O godz. 23.00, gdy koń najadł się siana, dałem mu trochę wody, a następnie owsa i położyłem się obok niego przy stogu. Noc była chłodna, ale zmęczony całodziennym marszem szybko zasnąłem.

24 IX 1939 r. O godz. 5.00 rano otrzymałem rozkaz przygotowania kompanii do odmarszu na godz. 8.00. Przed samym odmarszem przejeżdżało koło mnie kilkanaście wozów ułańskich

74 Prawdopodobnie chodzi o ppor. Zaturskiego z Kawalerii Dywizyjnej.

Page 45: „Polesie”, b.m., [przed

94

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

z uprzężą, od których dostałem uzdę i siodło. Koń mój po przespanej nocy wypoczął i odży-wił się, toteż założyłem na niego siodło i nową uzdę. Podobała mi się jego sylwetka, chociaż był chudy, a w drodze pytano mi się, skąd zdobyłem tego araba. Koń ten, jak się okazało, był ujeżdżony i nie istniały dla niego przeszkody, tak pięknie brał, a w kłusie i galopie był wspa-niały. Przywiązałem się do swego rumaka i dogadzałem mu jak „ksiądz Magdzie”, a on cho-dził za mną jak pies z wodzami zarzuconymi na siodło. Kolumna do odmarszu formowała się godzinę czasu, a przy wylocie wsi stała komisja badająca wielkość taborów kompanijnych i ilość koni. Kto miał więcej jak 4 wozy w kompanii – zabierano. Do wozu mogły być zaprzę-żone tylko 2 konie – resztę również zabierano. Po przejściu wsi, droga przebiegała pomiędzy dwoma jeziorami i w tym to miejscu pojawiły się dwa samoloty sowieckie. O kryciu się nie było mowy, toteż na naszą kompanię otworzono ogień z broni pokładowej. Całe serie poszły w jezioro, jakby ktoś groch rzucił na jego powierzchnię. Kolumna wyszła bez strat, a samolo-ty po oddaniu kilku serii odleciały. Przy jeziorach spotkałem z mego pułku plut. Żuka, który był podoficerem żywnościowym w pułku i od niego dostałem pajdę białego chleba ze słoni-ną, konserwą. Jadłem z wielkim apetytem, bo o chleb było bardzo trudno, kompania żywiła się własnym przemysłem i z powodu ciągłych marszów nie było mowy o zrobieniu wypieku chleba. Maszerowała cała dywizja, więc trudno było, aby jakaś wieś dokonała wypieku chleba na taki stan. Żołnierze wysyłani na ubezpieczenia baonu lub na postojach chodzili nocami do sąsiednich wiosek zaopatrzyć się w chleb, bo tam gdzie stało wojsko, szkoda marzyć o kawał-ku chleba. Na obiady nie narzekano, bo kaszy, grochu i świniaka zawsze można było kupić. Dalszy marsz odbywał się drogami leśnymi, nie było piasku, spiekoty słonecznej, no i było się zamaskowanym przed lotnictwem. W jednym z kawałków leśnych przechodziliśmy koło szta-bu gen. Kleeberga, składającego się z taboru kołowego, samochodów ciężarowych i limuzyn. Wychodząc z lasów do m. Wilica, była otwarta przestrzeń i łąki, toteż w obawie przed obser-wacją lotniczą każdy z żołnierzy niósł dużą gałąź nad sobą, a przy nalocie lotniczym był rozkaz zatrzymać się (maszerowaliśmy gęsiego w odległości 50 metrów jeden od drugiego) i gałęzie nad żołnierzami miały imitować rosnące drzewa. Przechodząc przez most na kanale Prypeci, ujrzeliśmy kilka olbrzymich lejów, które powstały od wybuchu bomb lotniczych. Bomby jed-nak nie trafiły w most, a leje były tak wielkie, że chałupa chłopska mogłaby się w nich pomie-ścić. Z m. Wilicy weszliśmy znowu w las i pod wieczór wchodziliśmy do m. Szack. W drodze koło m. Szack spotkałem por. Kamińskiego, który jechał w wymoszczonej poduszkami ta-czance nakryty kożuchem. Przykro mi się zrobiło na ten widok, a jeszcze bardziej, gdy poza plecami słyszałem słowa: „Temu sk…synowi powodzi się dobrze. Jedzie sobie jak baron. Niech sk…syn weźmie rynsztunek i maszeruje tak jak my, a nie leżeć w pierzynie i drzeć mordę, żeby szybciej maszerować” itp. rzeczy. Muszę przyznać całkowitą słuszność żołnierzom, ponieważ ze strony oficerów nie było należytego zrozumienia i opieki nad strzelcem. Każdy z oficerów dbał o własne wygody i o własny żołądek. Nie spotkałem w swym baonie ani jednego oficera, który by zatroszczył się o żołnierza na odpoczynku, po przyjściu na kwatery szukano od razu dla siebie mieszkania, myto się i golono, zamawiano dobre jedzenie i wygodne spanie. Żołnierz był zdany na łaskę losu, sam szukał legowiska i kuchni polowej. Moi oficerowie robili to samo, toteż często brałem ich do galopu i krzyczałem za takie praktyki. Moim obowiązkiem po przy-byciu na nocny odpoczynek było zawsze ulokowanie kompanii w stodołach, a następnie być obecnym przy każdym wydawaniu posiłków. Od 11 IX 1939 r. do zakończenia działań, tj. 6 X 1939 r., nie zdejmowałem z siebie ani ubrania, ani obuwia, a spałem przeważnie w stodole lub

Page 46: „Polesie”, b.m., [przed

95

Relac je: Józef Kucha rcz yk

pod stogiem siana na podwórku. Żołnierz jest dobrym obserwatorem, to nic na mnie nie mó-wił, bo zawsze widział mnie tak w marszu, jak i na postoju. W marszu, zanim nie miałem ko-nia, szedłem pieszo, a gdy miałem konia, częściowo jechałem na nim, a przeważnie wsadzałem na niego żołnierza z obdartymi nogami. Jadłem z menażki przy kuchni tę strawę co żołnierz, toteż tym postępowaniem zaskarbiłem u swych żołnierzy szacunek, a swoje rozkazy wykony-wali bez szemrania i ociągania. Były wypadki, że żołnierze dostali ode mnie słuszną naganę, ale koledzy na nich wpływali i zmuszali, aby poszli przeprosić pana porucznika. Czasem byłem rozczulony prostotą żołnierza i gdy przychodził mnie przepraszać, łzy cisnęły mi się do oczu i zamiast przemówić, nie mogłem wydusić słowa z siebie, tylko poklepałem go po ramieniu i wskazałem ręką kierunek, aby odmaszerował. Marsze były bardzo ciężkie, żołnierze ze zmę-czenia lub otartych nóg rozciągali się do kilometra, ale na całym tym odcinku widzieli mnie żołnierze, bo raz byłem na początku kompanii, drugi raz w środku, to na tyle itd. W marszach ubezpieczonych szedłem zawsze ze szperaczami, a w natarciu jako patrol bojowy z trzema goń-cami i obserwatorem. Często słyszałem głosy: „Panie Poruczniku, niech Pan nie idzie w prze-dzie, bo zabiją Pana i nie będziemy mieli dowódcy”.

No, ale trzeba dalej coś o marszu. Przed m. Szack kolumna zatrzymała się w lesie, po-nieważ nasze ubezpieczenia i KD kończyli tłumienie band dywersyjnych, która je ostrzela-ła. Wejście do miasteczka zdobiła brama udekorowana zielenią i czerwonymi chorągwiami, remiza straży ogniowej napełniona zbożem i mąką, a część ludności uciekła do lasu. Jeszcze przed południem banda Ukraińców zamordowała leśniczego, aresztowała kilku uchodź-ców z zachodu i dokonała nad nimi sądu. Nasze przyjście położyło kres ich panoszeniu się, a kilkanaście trupów leżało rozciągniętych przy drodze i na cmentarzu cerkiewnym. Po wejściu dywizji do m. Szack na odpoczynek, wyszły natychmiast rozkazy do ubezpieczenia postoju. Moja kompania otrzymała zadanie zamknąć drogę wychodzącą z lasu do m. Szack. Rozmieszczenie kompanii jak szkic nr 18.

I pluton + pluton ckm + 1 działko przeciwpancerne jako placówka oficerska na stano-wiskach obronnych okrakiem na trakcie z zadaniem zamknięcia drogi do m. Szack. II plu-ton w rejonie stodoły wystawi jedną drużynę + 3 obsługi rkm z zadaniem położenia ognia na mostki (na trakcie). Reszta ludzi na kwaterach, gotowa w każdej chwili do zajęcia sta-nowisk. Każdy strzelec znał swoje stanowisko, bo za dnia był na nim. W lewo ode mnie kompania por. Olszaka, a w prawo za jeziorem kompania z 83 pp. Moje m.p. przy drodze w pierwszym budynku, tuż [obok] aparat telefoniczny do baonu. O zmroku przyszedł na stanowiska gen. Kleeberg. Na odcinku nie zastał ppor. [rez.] Maczkowskiego75, który się od-dalił do zabudowań – nie zostawiając zastępcy. Generałowi zameldowali się tylko drużyno-wi i celowniczy działka. Tę scenę widziałem przez okno z mego m.p., ale nie przypuszczam, że to generał odbywa inspekcję.

Tegoż wieczora dostałem zawiadomienie, aby na drugi dzień stawić się do raportu do gen. Kleeberga o godz. 10.00. Wiedziałem, w czym sprawa stoi, bo po dokonaniu inspekcji przez generała przyszedł jeden z drużynowych i zameldował mi, że generał był niezado-wolony, bo na stanowiskach nie było oficera. Nie przejmowałem się tą sprawą, zająłem się sprawą zaopatrzenia kompanii, zakupiłem dużą tłustą świnię, którą jedliśmy przez 5 dni. Noc przespałem w stodole ze strzelcami.

75 Dowódca II plutonu w kampanii autora.

Page 47: „Polesie”, b.m., [przed

96

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

25 IX 1939 r. Przebudziłem się dość wcześnie i przystąpiłem do golenia, wyczyszczenia butów, a następnie do mycia. O godzinie 9.30 założyłem pistolet, mapnik, torbę oficerską i uda-łem się do kwatery gen. Kleeberga. W kancelarii zameldowałem się u jakiegoś pułkownika, objaśniłem, za co staję do raportu. Uważam, że do raportu powinien stanąć dowódca plutonu za swą nieobecność. Pułkownik wysłuchał wszystkiego, co mu opowiedziałem o wczorajszej inspekcji, i poszedł do kancelarii generała. Po kilku minutach wyszedł i powiedział: „Pan ge-nerał kazał mi powiedzieć, aby Pan dał naganę dowódcy plutonu, a dowódca kompanii musi pamiętać o tym, że porządek musi być i wszystko musi widzieć”. Na tym zakończył się raport.

W Szacku przesiedzieliśmy cały dzień, a po południu przyszedł rozkaz w sprawie zmniej-szenia taboru. Przejrzałem wozy, niepotrzebny sprzęt kazałem wyrzucić i zakopać. Najgorszy wóz całkowicie zlikwidowałem, a parę koni odesłałem do baonu. Po południu przeszedłem się po miasteczku, znalazłem szewca-Żydka i ten musiał mi na poczekaniu przybić podeszwę, która odłaziła, a do środka zaczął sypać się piasek. Podczas wkroczenia naszego do miasteczka w remizie straży ogniowej zastaliśmy zboże i mąkę – zebrane przez ludność na przyjęcie wojsk sowieckich, toteż w dniu dzisiejszym wszystkie piekarnie otrzymały mąkę celem wypieku chle-ba, którego brak żołnierz odczuwał najbardziej. Od wyruszenia z Kobrynia nasza prowiantura po raz pierwszy zaopatrzyła nas w chleb. Każdy żołnierz otrzymał 1 kg chleba i po 20 papiero-sów „Junaków”, a oficerowie po 20 sztuk „Płaskich”. Przez cały okres działań grupy był to pierw-szy i ostatni przydział papierosów. Żołnierze palili samosiejki lub najrozmaitsze liście.

W rejonie mej kompanii w jednej ze stodół żołnierze odkryli sześć [skrzyń] amunicji, 6 rkm, kilkanaście dubeltówek, kb i granaty ręczne. O powyższym zameldowałem dowódcy baonu, a ten dalej. Po upływie dwóch godzin od złożenia meldunku, otrzymałem rozkaz od dowódcy dywizji, że przy opuszczaniu miasteczka mam podpalić te zabudowania. Trudno mi było wykonać ten rozkaz, ponieważ z jednej i drugiej strony znajdowały się domy, i to piętrowe. Rozkaz został wykonany, ale w inny sposób. Zebrałem wojsko jeszcze tego samego dnia i kazałem tak stodołę, jak i dom rozwalić na drobne kawałki. Po dwóch godzinach dom i stodoła były rozebrane, a ludność polska porozbierała drzewo na opał. Sumienie miałem czyste, bo rozkaz został wykonany, tj. dom i stodoła zniknęły – a ludność nasza była spo-kojna o swe zabudowania. Wieczorem na odprawie u dowódcy pułku zameldowałem, jak wykonałem rozkaz dowódcy dywizji, i ten mi przyznał słuszność. Odprawa ta tyczyła się na-szego odmarszu, podając godzinę odmarszu, kolejność marszu oddziałów i cel domarszu do m. Włodawa. Tego dnia por. [rez. Piotr] Brzozowski76 poznał 3 chłopów, którzy w Smolarach zabili instruktora rolnego, i nad nimi odbył się sąd polowy – skazując ich na rozstrzelanie. Szwadron por. Brzozowskiego otrzymał zadanie rozpoznania m. Włodawa. W Szacku dołą-czyli do nas: grupa ppłk. Gorzkowskiego, Flotylla Pińska kmdr. [Witolda] Zajączkow skiego oraz gen. [Ludwika] Kmicica-Skrzyńskiego i gen. [Zygmunta] Podhorskiego.

26 IX 1939 r. Dzień ten spędziliśmy nadal w Szacku, poświęcając go na uporządkowa-nie taboru, doprowadzenie broni do należytej czystości i na odpoczynek przed czekającym nas marszem. Na Włodawę zostały wysłane rozpoznania:

a) gen. Kmicic-Skrzyński na m. Włodawa,b) Dywizja „Kobryń” na Koszary i Olszankę,c) ppłk Gorzkowski – Grabów–Zbereże.

76 Dowódca szwadronu Kawalerii Dywizyjnej Dywizji „Kobryń”.

Page 48: „Polesie”, b.m., [przed

97

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Na wschodnim brzegu Bugu na północ od Włodawy rozpoznanie gen. Kmicica pod m. Komarówka77 natknęło się na czołgi sowieckie, z którymi wywiązała się walka. W re-zultacie walki kilka wozów pancernych sowieckich zostało zniszczonych. Ubezpieczenie 84 pp, osłaniając dywizję od północy – odrzuca w m. Piszcza zmotoryzowane oddziały so-wieckie. Rozpoznanie ppłk. Gorzkowskiego natknęło się w m. Grabów na zmotoryzowa-ne oddziały sowieckie, które nie wdały się w walkę i odeszły na południe. Wieczorem tego dnia Dywizja „Kobryń” opuszcza Szack i maszeruje na kierunek Włodawa przez: Świtaź, Zalesie, Orchów. Od godz. 1.00 do 5.00 rano jechałem na wozie, ponieważ miałem silną gorączkę. Droga marszu była fatalna, ponieważ raz jechało się drogą, drugi raz trzeba było zjeżdżać i przejeżdżać małe strumyki w bród, bo mosty były zniszczone. O godz. 6.00 rano zaczęło mżyć. Kolumna zatrzymała się o godz. 10.00.

27 IX 1939 r. Rozpoznanie doniosło, że Włodawa jest wolna oraz że mosty kołowy i kole-jowy są zniszczone. To było powodem [zatrzymania] się kolumny, ponieważ saperzy przystąpili do [budowy] kładki pontonowej przez Bug. Po wykonaniu kładki przeprawa miała się odbyć na-stępująco: grupa ppłk. Gorzkowskiego przez spalony most kolejowy, a Dywizja „Kobryń” – ta-bor brodem, wojsko po zbudowanym moście pontonowym. Kompania stoi od godz. 10.00 do 18.00, deszcz pada na zmianę ze śniegiem, toteż wszyscy jesteśmy przemoknięci i drżymy z zim-na. Wstąpiłem do przydrożnego żydowskiego domu, gdzie gościnnie mnie przyjęto śniadaniem (herbata, chleb z masłem i jajecznica z cebulą). Pierwszy raz po tak przebytym marszu spostrze-głem tę serdeczność i przychylne nastawienie ludności do wojska. Od Kobrynia do Włodawy spotykaliśmy ludzi złowrogo nastawionych i bandy starające się tamować nasz ruch i przysłużyć się przez to Sowietom. Zdawało mi się, że teraz wkroczyliśmy do Polski, do swoich rodaków. Od Włodawy słyszeliśmy tylko polską mowę i wszędzie nas serdecznie witano. Polesie, które tyle lat należało do nas, było niegościnne i zza każdego krzaczka czy opłotka trzeba było być przygotowa-nym na różne niespodzianki. Pod wieczór kolumna ruszyła konno piaszczystą drogą. Po przejściu toru kolejowego Brześć–Włodawa przechodziliśmy koło cmentarza, na którym widniały świeżo usypane mogiły z zatkniętymi niemieckimi hełmami na krzyżach. Od ludności cywilnej dowie-działem się, że po jakiejś bitwie, której słyszeli tylko odgłos, Niemcy przywieźli samochodami moc zabitych i tu pochowali. Z kim była ta bitwa – nie dowiedzieli się. Koło Orchówka Niemcy mieli swoje lotnisko i dwa dni temu zostało zwinięte. Na to lotnisko przyleciał samolot, przy-wiózł meldunek, który odczytano wojsku. Wojsko było strasznie oburzone, zrywano naramienni-ki, swoje odznaczenia i rzucano na ziemię. Po godzinie czasu lotnisko zostało opuszczone przez wojsko, które przez Włodawę udało się na zachód. Dochodzimy do Bugu. Ciężki tabor został skierowany na bród, a biedki wraz z wojskiem przeprawiły się mostem pontonowym. Jesteśmy we Włodawie, ale jak wyglądało miasto, tego nie wiem. Przedmieście koło mostu kolejowego, gdzie przeszedłem z wojskiem, aby maszerować do m. Adampol, świeciło zgliszczami. Ta dzielnica du-żo ucierpiała, bo Niemcy, bombardując most, trafiali w pobliskie zabudowania. Przeprawa trwała dość długo i już było ciemno, gdy batalion zabrał się do dalszego marszu. (Tabor długo się szwen-dał, zanim nas odnalazł). Początkowo maszerujemy szosą, a następnie zeszliśmy na błotnistą tra-wę. Brniemy po kolana w błocie w ciemnościach i przy dość dobrym deszczyku zatrzymujemy się w lesie, bo nie wiadomo, gdzie będziemy kwaterowali. Żołnierze palą ogniska, grzeją się i suszą swoje ubrania – mimo rozkazu, by ognisk nie palono ze względu na lotnictwo.

77 W oryginale Komorów.

Page 49: „Polesie”, b.m., [przed

98

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

(szkic nr 19)Po długim oczekiwaniu nadszedł rozkaz do marszu na kwatery do folwarku Adampol. Cały

batalion kwaterował w suszarni chmielu. O godz. 23.00 wydałem kolację i wojsko zaraz poszło spać po uciążliwym marszu i deszczowej kąpieli, aby się troszkę rozgrzać. Grupa ubezpieczyła się na noc: 83 pp ubezpiecza przeprawę, która trwa prawie do rana. Samoloty sowieckie nadleciały na przeprawę, ale nie atakowały (I/83 pp ubezpiecza w Koszarach, II/83 pp na noclegu w szkole w m. Włodawa). I/84 pp w m. Adampol, II/84 pp w m. Suszno dozoruje drogi Włodawa–Chełm i Włodawa–Lublin. 82 pp w folwarku Adampol. KD późnym wieczorem ostrzeliwała czołgi so-wieckie, które zbliżały się do naszej przeprawy. Samoloty sowieckie zrzucały ulotki. Dowódca grupy we dworze Adampol, dowódca dywizji i 82 pp w folwarku Adampol. Cała noc była po-święcona na przeprawę, wydanie rozkazów do ubezpieczenia, przegrupowania i przeorganizo-wania grupy ze wszystkich oddziałów, które znalazły się w rejonie m. Włodawa. Zachowałem sobie treść jednej z ulotek, które były zrzucane przez samoloty sowieckie:

„Rzołnierze Armii Polskiej!Pańsko-burżuazyjny Rząd Polski, wciągnąwszy Was w awanturystyczną wojnę, po-

zornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić krajem i zorganizować obrona. Ministry i generałowie schwycili nagrabione złoto, tchórzliwie uciekli, pozostawiając ar-mię i cału lud Polski na wolę losu. Armia Polska pocierpiała surową porażkę, od której ona nie wstanie się. Wam, waszym żonom, dzieciom, braciom i siostrom ugraża głodna śmierć i zniszczenie.

W te ciężkie dni dla was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej po-mocy. Nie przeciwcie się Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Wasze przeciwienie bez kożyści i przeczono na całą zgubę. My idziemy do Was nie jako zdobywcy, a jako wasi bracia po kłasu, jako wasi wyzwoleńcy od ucisku obszarników i kapitalistów.

Wielka i niezwalczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach pracującym bra-terstwo i szczęśliwe życie.

Żołnierze Armii Polskiej! Nie poliwajcie daremnie krwi za cudze Wam interesy obszar-ników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów, ukraińców. Rządzące koła Polskie sieją narodową różność między polakami, białorusinami i ukraińcami.

Pamiętajcie! Nie może być swobodny naród, uciskający drugie narody. Pracujące biało-rusini i ukraińcy – Wasi pracują a nie wrogi. Razem z nimi budujcie szczęśliwe, dorobkowe życie. Rzucajcie broń! Przechodźcie na stronę Armii Czerwonej.

Wam zabezpieczona swoboda i szczęśliwe Życie.

Naczelny Dowódca Białoruskiego Frontu Komandarm Drugiej Rangi Michał Kowalow

17 września 1939 r.78”.Inna ulotka, którą czytałem w niewoli, nawoływała żołnierzy Armii Polskiej, aby za-

przestali walk i wystrzelali wszystkich oficerów.28 IX 1939 r. Z opowiadań kilku oficerów ze sztabu śp. gen. Kleeberga dowiedziałem

się, że generał otrzymał rozkaz od Wodza Naczelnego Rydza-Śmigłego, który znajdował się

78 Zachowano oryginalną pisownię ulotki.

Page 50: „Polesie”, b.m., [przed

99

Relac je: Józef Kucha rcz yk

w Brześciu n/B. (Twierdza) od 6 do 10 IX 1939 r., zorganizować obronę na linii Brześć n/B.–Ko-bryń–Szack (szkic nr 1) z kierunkiem na północ. Pod przewagą silnego naporu broni pancer-nej niemieckiej wycofać się w kierunku granic Rumunii. W tym celu gen. Kleeberg 10/11 IX 1939 r. opuszcza Brześć n/B., udaje się ze sztabem do Pińska i wydaje rozkaz organizowania się oddziałów na miejscu i przystąpienia do zorganizowania linii obrony na ww. odcinku. Na wia-domość o przekroczeniu naszych granic przez wojska sowieckie, sztab grupy opuścił folwark koło Pińska i maszeruje na (Kobryń) Kowel przez Lubieszów–Pniewno–Kamień Koszyrski. Z Pniewna otrzymał generał meldunek od rotmistrza z ubezpieczenia, że on rozmawiał telefo-nicznie z Kowlem i że miasto zostało zajęte przez wojska sowieckie. Przy telefonie znajdował się komisarz sowiecki, który żądał złożenia broni przez grupę i wyznaczył miejsce na spotkanie się parlamentariuszów. Z naszej strony podobno był wyznaczony gen. [Ludwik] Kmicic-Skrzyński i ppłk [Bohdan] Bujwid, którzy udali się na oznaczone miejsce, lecz ze strony sowieckiej nikt się nie zjawił79. Płk Koc jako komendant m. Kowel otrzymał podobno rozkaz od gen. Kleeberga ubezpieczyć od strony wschodniej spływanie grupy na południe. Wobec wytworzonej sytu-acji, gdzie płk Koc rozpuścił swoje oddziały i garnizon oddał w ręce sowieckie bez jednego strzału, gen. Kleeberg zmienia swoją decyzję spływania na południe – na zmianę kierunku ku zachodowi z odsieczą Warszawie. Taka decyzja miała zapaść w dniu 20 IX 1939 r. Z dalszych działań grupy widzimy zmianę marszu na zachód przez Wyżwę Nową–Ratno lub Krymno na Włodawę–Kock. W czasie nowej zmiany kierunku dowiadujemy się w drodze przez radio o bo-haterskich czynach naszych oddziałów na zachodzie. Marsz odbywa się w uciążliwych warun-kach po drogach poleskich, piachach i lasach. Oddziały nasze są napadane przez bandy dywer-syjne, przez broń pancerną niemiecką i lotnictwo sowieckie. Maszeruje przez północne wsie i walczy się na wszystkie strony. Sztab grupy został zaatakowany przez samoloty niemieckie, ale z tej ciężkiej opresji wybawiają go samoloty sowieckie, które stoczyły walkę z Niemcami i strąci-ły im jeden samolot. Po osiągnięciu m. Włodawa gen. Kleeberg podporządkował sobie wszyst-kie znajdujące się tam oddziały i wydał rozkaz do zorganizowania grupy. Organizacja ta została ubezpieczona: 83 pp ubezpiecza m. Włodawę od strony północnej i południa. 82 pp obsadza la-sy Adampol, zamykając dojście od m. Parczew i m. Piaski Luterskie. W m. Suchawa samodziel-ny baon 79 pp, 84 pp jako odwód dywizji na wschodnim skraju lasów Adampol, grupa „Brzoza” na trakcie Włodawa–Parczew. M.p. dowódcy grupy i Dywizji „Kobryń” we dworze Adampol.

Dywizja „Brzoza”W dniu 7 IX 1939 r. ppłk Gorzkowski jako dowódca ośrodka 20 DP opuszcza Słonim

i maszeruje do m. Huszcza Wielka. 20 IX 1939 r. na rozkaz gen. Kleeberga tworzy dwupuł-kową dywizję w składzie:

1 pułk „Rarańcza” ppłk [Mieczysław] Gumkowski80

2 pułk „Łowczówek” mjr [Franciszek] Pająk81

Trasa marszu: Janów Poleski–Lubieszów–Kamień Koszyrski–Mielce–Synowo –Piaseczno–Krymno–Szack–Włodawa.

79 Patrz – relacje gen. L. Kmicica-Skrzyńskiego i mjr. dypl. Tadeusza Grzeszkiewicza o przebiegu tych rozmów, zamieszczone w części pierwszej.80 79 pp.81 80 pp.

Page 51: „Polesie”, b.m., [przed

100

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

28 IX 1939 r. płk emerytowany [Ottokar] Brzoza-Brzezina znalazł się w Małorycie, gdzie podporządkował sobie znajdujące się tam oddziały i zameldował się z nimi u gen. Kleeberga. W tym czasie gen. Kleeberg organizuje swoją grupę z oddziałów, które były w m. Włodawa, daje więc rozkaz staremu legioniście stworzyć dywizję z oddziałów, które przyprowadził z Małoryty, i oddziałów ppłk. Gorzkowskiego. Dywizja ta składała się z dwóch brygad dwu-pułkowych. Wojsko wchodzące w skład Dywizji „Brzoza” było różnorodne, np. piechota, ar-tyleria, saperzy, junacy, PW, policja itp. Uzbrojenie było najróżnorodniejsze, np. kb polskie, francuskie, angielskie, rosyjskie itp.

Baon „Kowel”Po przyjeździe delegata sowieckiego do Kowla, [płk dypl. Leon] Koc zwołał odprawę

dowódców batalionów, na której przedstawił oddanie miasta wojskom sowieckim. Na tej odprawie wystąpił mjr [Adam] Wilczyński82 w swoim imieniu i oficerów swego baonu, że nie zgadza się na złożenie broni. Po odprawie przyszedł major do baonu, zarządził zbiórkę i podał przebieg odprawy u pułkownika Koca. Baon poparł słuszność sprawy majora, posta-nawiając opuścić Kowel i maszerować w kierunku Brześcia n/B. przez Zielona, Włodzimierz Wołyński omija, gdyż tam stacjonuje wojsko sowieckie i we wsi Werba zarządza postój ubez-pieczony. Następnie trasa prowadziła na Luboml i postój ubezpieczony we wsi Julianów. Ponieważ Niemcy obsadzili most w Uściługu – dalszy marsz odbył się wzdłuż Bugu na Dubienkę–Chełm–Łęczną i koło Parczewa dołączył do brygady gen. Podhorskiego83.

Wczesnym rankiem I/82 pp został zaalarmowany celem zaciągnięcia czaty w m. Żuków (szkic nr 19). Pierwszy raz podczas całego marszu nie miałem chęci wstać, ponieważ po ca-łodziennej kąpieli deszczowej nie miałem ani suchej nitki, podczas nocy rozprężyło się ubra-nie od ciała, a na dworze przymrozek. Baon szybko się zebrał do kupy i szczękając zębami z zimna, maszerował do m. Żuków. Dwie kompanie i dowódca baonu z dowódcą kompanii ckm pozostali w m. Żuków, a mnie wysłano na czatę na skraj lasu koło gajówki. Gajówka była uwidoczniona na mapie, a w lesie pozostał po niej tylko fundament. Po zaciągnięciu czaty doprowadzono do mnie telefon, a co się tyczy żywienia – to trzeba było zdobyć wła-snym przemysłem. Wysłałem do wsi czy też folwarku Kapłonosy swego podoficera gospo-darczego z wozem, który zakupił grochu i ziemniaków. Posiadałem jeszcze połowę świniaka z m. Szack. Ziemniaki obrał pluton odwodowy i mieliśmy wspaniały obiad ze śniadaniem. Żołnierze na placówkach w głębi lasu palili ogniska i na zmianę suszyli ubrania. Po zjedze-niu całej gorącej grochówki i osuszeniu ubrań zapanował w kompanii zupełnie inny humor. Wysyłałem bardzo często patrole do lasu, ponieważ stale ktoś strzelał, a nikogo nie było można złapać. Poniżej zachowana treść fonogramu w sprawie zaciągnięcia czaty.

Telefonogram z Dowództwa Dywizji z dnia 28 IX 1939 r., godz. 17.00Baon odwodowy 82 pp przesunie się do rej. m. Żuków, gdzie zluzuje kawalerię.Zadanie: osłonić kierunek m. Wisznice–Włodawa. Baon ten pozostaje w składzie 82 pp.

82 Wcześniej komendant KRU Małkinia.83 Marszruta batalionu „Wilk”, którego dzieje ukazane zostaną w kolejnej części wydawnictwa, przedstawiała się inaczej niż podana przez autora tego opracowania. Po opuszczeniu Kowla batalion forsownymi marszami osiągnął Bug, który przekroczył brodem w rejonie Dorohuska. Następnie skierował się północny wschód, napotykając 28 IX Dywizję Kawalerii „Zaza” i wcho-dząc w jej skład.

Page 52: „Polesie”, b.m., [przed

101

Relac je: Józef Kucha rcz yk

KD rozpoznaje na m. Sławatycze. KZ rozpoznaje na kierunki: Adampol–Żuków–Krasówka i na północ z kierunku na Helenów. Bateria dak w pełnym składzie przechodzi do brygady kawalerii gen. Kmicica. Punkt przeznaczenia w m. Żuków godz. 7.00. Bateria przechodzi całkowicie na stan brygady.

Odebrał ppłk Targowski Nadał szef sztabu Dowódca Dywizjidn. 27 IX 1939 r. godz. 17.00 /-/ Schoener mjr /-/ Epler płk

Drugi fonogram jako dodatek do rozkazu marszowego na dzień 29 IX 1939 r.

Dowództwo Dywizji „Kobryń”m.p. dn. 28 IX 1939 r.Dodatek do rozkazu marszowego na dzień 29 IX 1939 r.

Meldunek lotniczy z godz. 13.00 dn. 28 IX 1939 r.Armia niemiecka – zgrupowanie broni pancernej w rej. m. Firlej na zachód od Wieprza

(patrz szkic nr 1).Armia sowiecka – w m. Łomazy zgrupowanie piechoty – na drodze Łomazy–Rossosz

–Wisznice w marszu oddziały piechoty i kawalerii. W rej. Radzyń na rozpoznaniu drob-ne oddziały pancerne i samochody ciężarowe. Podając do wiadomości meldunek lotniczy – zwracam uwagę na wszelkie prawdopodobieństwo związania się walką z wojskami so-wieckimi. Należy przygotować oddziały do zdecydowanej walki.

Rozdzielnik jak rozkaz do marszuL.dz. 2/17/OP Dowódca Dywizji /-/ Epler płkZa zgodność Szef Sztabu /-/ Schoener mjr

Dowództwo Dywizji „Kobryń”L.dz. 2/17/OPm.p. dn. 28 IX 1939 r. godz. 20.00

Rozkaz do marszu na dzień 29 IX 1939 r.(potwierdzenie wydanych rozkazów ustnych)

Mapa: 1 : 300 000 Lublin Mapa 1 : 100 000 Włodawa–Parczew

I – Położenie: Wiadomości o nieprzyjacielu. Armia sowiecka zarysowuje się dwa kierunki działania wojsk sowieckich (prawie wyłącznie broń pancerna). Na kierunku Chełm–Lublin w si-le około 50 wozów pancernych. Na kierunku Biała Podlaska––Siedlce słabsze oddziały. Z tych kierunków grupki po kilka wozów bojowych z piechotą są skierowane na nasz rejon (Lubartów–Wisznice). Działań zaczepnych w stosunku do naszych oddziałów na zachodnim brzegu Bugu do-tychczas nie stwierdzono. Armia niemiecka wg posiadanych wiadomości wycofuje się na Wieprz.

Page 53: „Polesie”, b.m., [przed

102

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Zadanie dywizji:Przejść marszem ubezpieczonym po osi Włodawa–Żuków–Mosty–Opole–Jabłoń

i opanować rejon Jabłoń jako podstawę do dalszego działania na zachód. W razie pojawie-nia się na osi marszu sił nieprzyjaciela, które by wykazywały tendencje zaczepne, starać się je oskrzydlić, współdziałając z Podlaską Brygadą Kawalerii. W czasie marszu i na postoju ubezpieczyć się od północy i zachodu.

Sąsiedzi: w rejonie m. Parczew Podlaska Brygada Kawalerii. Na południu maszeruje Dywizja „Brzoza” po osi Adampol–Wyryki–Uhnin–Parczew (szkic nr 17).

Wykonanie:a) 82 pp + baon morski (do podjęcia w m. Wyryki–Adampol) + działko przeciw-

pancerne + kompania saperska + 2 działka 75 mm [przejdzie] całością jeszcze w dniu dzisiejszym do m. Żuków, skąd jutro dnia 29 IX 1939 r. o godz. 4.00 przejdzie marszem ubezpieczonym po osi jak pkt II i przejdzie na postój ubez-pieczony w m. Jabłoń, ubezpieczając się od zachodu i północy. W czasie marszu usuwać przeszkody na osi i wykonać zniszczenia na północ osi marszu.

b) 84 pp + działko przeciwpancerne + bateria 100 mm + Kwatera Główna przej-dzie dzisiaj jednym batalionem do folwarku Połód (Natalin) (szkic nr 19), skąd całością dnia 29 IX 1939 r. o godz. 5.00 ruszy po osi jak pkt II i osiągnie m. Puchowa Góra, gdzie postój ubezpieczony z głównym naciskiem od kie-runku północnego. Punkt przejściowy k. 190 na trakcie. Wydzielić kompanię strzelecką + jeden ckm jako straż tylną i osłonę taboru. Punkt wyjściowy ta-boru – las zach. Lipówka. Dowódca kompanii melduje się u mjr. Leszczaka.

c) 8 pp + 1 działko przeciwpancerne + dwa działony 75 mm przejdzie po osi jak punkt II, jako straż tylna dywizji, ubezpieczając się równocześnie od północy, i przejdzie na postój ubezpieczony w m. Kolano. Punkt przejścia – Włodawa, część zachodnia, godz. 4.00.

d) Kwatera Główna – maszeruje w środku ugrupowania dowódcy 84 pp. Punkt przejścia k. 190, godz. 5.00. Postój w m. Kolano.

e) Samodzielny baon 79 pp wejdzie w kolumnę dywizji drogą Suchawa–dwór Adampol–folwark Połód, gdzie dołączy w odległości 1 km za 84 pp. Oś marszu kolumny jak w pkt II. Postój w lesie płd. Jabłoń.

f) Zgrupowanie taboru dywizji – tabor żywnościowy i bagażowy dywizji i ta-bor żywnościowy i bagażowy 82 pp, 83 pp, baonu 79 pp i artylerii przejdą dzisiaj na postój do lasu zach. Lipówka, skąd w dniu jutrzejszym pod do-wództwem mjr. Leszczaka w zgrupowaniu taborów SGO przejdzie po osi Wyryki–Lipówka–Krzywowierzba–Kodeniec–Marianówka–Przewłoka –północny skraj m. Parczew.

Różne:1. Rannych i chorych w czasie marszu ewakuować do chwili osiągnięcia m. Mosty do

m. Włodawa, a po osiągnięciu m. Mosty do m. Parczew.2. Podkreślam obronę przeciwlotniczą czynną i bierną. Obronę czynną w wypadku za-

czepnego działania lotnictwa.

Page 54: „Polesie”, b.m., [przed

103

Relac je: Józef Kucha rcz yk

3. Przerwa obiadowa dla 82 pp w rej. m. i lasku Mosty–kol. Piechy, dla pozostałych od-działów w lasach wzdłuż osi marszu.

Rozdzielnik jak rozkaz organizacyjnyL.dz. 1/17/OP z 28 IX 1939 r.

Dowódca dywizji /-/ Epler płk

Za zgodność: Szef sztabu /-/ Schoener mjr

[…]84 Przed Dywizją „Brzoza” rozpoznaje brygada kawalerii gen. Podhorskiego: Włodawa –Parczew–Kock. Przed Dywizją „Kobryń” rozpoznaje brygada kawalerii gen. Kmicica --Skrzyńskiego od strony północnej na Łuków.

Cel grupy: osiągnąć linię Kock–Żelechów jako podstawę do działania na Warszawę lub na Dęblin, jako źródła zaopatrzenia grupy w amunicję.

W myśl podanych rozkazów przygotowałem kompanię do odmarszu. Zbędnego tabo-ru i ludzi chorych nie miałem. Kazałem ugotować dobrą kolację, żeby żołnierze nabrali sił do marszu. Przeszedłem się po placówkach, a następnie ułożyłem się do snu obok ogniska w lesie. Z jednej strony bije ciepło od ogniska, z drugiej podwiewa chłodny wiatr, a do oczu wciska się dym i nie było mowy o spaniu. Taka to już jest dola żołnierska: „Choć chłodno i głodno, żyjem sobie swobodno”.

29 IX 1939 r. O godz. 3.00 ściągnięto linię telefoniczną. Kompanię ściągnąłem z przed-pola, pozostawiając tylko 4 słabe patrole. Po wypiciu gorącej kawy uszykowałem kompa-nię do odmarszu i czekałem na lukę, w którą miałem wejść, ponieważ kolumna już prze-chodziła koło mnie. Przechodząc koło pozostawionych patroli, dałem znak do dołączenia. Marsz odbywał się bardzo cicho, a żołnierze, maszerując, drzemali. Po lesie odbijały się tylko dźwięki brzęczącego oporządzenia.

Koło godz. 7.00 dołączył baon morski do naszej kolumny i odtąd był w składzie nasze-go pułku, jako trzeci baon. Około godz. 10.00 czoło I baonu dochodzi do m. Puchowa Góra. Słychać początkowo słabą strzelaninę, a po niej zaczęły ujadać karabiny maszynowe. Muszę zaznaczyć, że w m. Kolano zwolniłem ppor. Buykę do m. Parczew, gdzie mieszkał. Chciał przynieść sobie trochę drobnych rzeczy i dla mnie mapę, bo nie miałem żadnej i szło się za-wsze na ślepo. Owa strzelanina to zetknięcie się naszego rozpoznania konnego ppor. [rez. Zygmunta] Tarasa, które na skutek silnego ognia wycofało się z m. Jabłoń do m. Puchowa Góra. Jako kompania przednia straży przedniej I baonu była kompania 1 kpt. Pawłowskiego, która rozwinęła się i naciera na majątek (pałac) Jabłoń. Na drodze wzdłuż kolumny powstał popłoch, bo zaczęto powtarzać: „Broń pancerna”. Wojsko i tabor wchodzą do lasu, a przy tym hałas i przeklinania woźniców. Znalazłem się z kompanią tuż przy stanowisku dowódcy dywizji płk. Eplera. Bez żadnego rozkazu wydałem rozkaz dowódcom plutonów zająć stano-wiska ogniowe w kierunku na most na trakcie Kolano–Puchowa Góra I pluton, w kierunku na Jabłoń II pluton i na m. Paszenki III pluton. Do każdego plutonu przydzieliłem po 3 ckm,

84 Opuszczono treść rozkazu organizacyjnego Dywizji „Kobryń” L.1/17/Op. z 28 IX 1939 r. opublikowanego w części 1, s. 272–274.

Page 55: „Polesie”, b.m., [przed

104

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

bo stały przy drodze jak sieroty i nie wiedzieli, co mają robić. Po wydaniu rozkazu posze-dłem do punktu obserwacyjnego dowódcy dywizji, na którym już był telefon do 1 kompanii kpt. Pawłowskiego i dowódcy I baonu. Tuż koło p.o. dowódcy dywizji znajdowało się dział-ko 75 mm i kierowało lufę na szosę Jabłoń–Wisznice, po której jeździły czołgi sowieckie. Dowódca tego działka ppor. [rez. Stanisław] Żarski mówi, że nie może strzelać, bo nie ma przyrządów celowniczych. Na to podchodzę do niego i pokazuję, że z braku przyrządów ce-lowniczych celuje się po lufie. Dowódca dywizji, który był artylerzystą, popatrzał na mnie i powiedział: „piechur wie, jak strzelać do czołgów, a artylerzysta nie wie”. Następnie płk Epler wydał rozkaz telefoniczny do dowódcy I baonu, aby natarł dwiema kompaniami na m. Jabłoń, a jedną kompanią osłonił się od m. Paszenki. Zameldowałem płk. Eplerowi, że to już jest wykonane. Rusza natarcie i strzelanina wzrasta na sile.

O godz. 11.00 wzywa mnie do aparatu dowódca baonu i daje rozkaz podciągnąć kom-panię pod m. Puchowa Góra, a sam mam natychmiast zameldować się u niego po rozkaz. Kazałem por. Ruseckiemu ściągnąć kompanię ze stanowisk (szkic nr 20) i maszerować do m. Puchowa Góra, zatrzymać się i czekać mego przybycia. Sam wsiadam na rower, naciskam na pedały i maszeruję do dowódcy baonu. Dowódca baonu znajdował się w pierwszych za-budowaniach, zameldowałem się i otrzymałem następujący rozkaz: batalion ma zadanie na-trzeć na m. Jabłoń, zająć ją i czekać na dalsze rozkazy. Czołgi sowieckie wycofały się za wieś, a piechota sowiecka znajduje się w zabudowaniach majątku. Na drodze z Horodyszcza przez Kudry jedzie piechota sowiecka samochodami do m. Jabłoń. Kpt. Pawłowski, jak Pan widzi, naciera na majątek. Por. Olszak poszedł przez 158 i 155 na środek wsi, a Pan natrze w lewo od niego przez stóg, kępkę krzaków na lewy skraj wsi. Po zajęciu wsi ubezpieczyć się i czekać na dalsze rozkazy. Moje m.p. po zajęciu wsi w majątku Jabłoń. Tabor kompanii skierować w le-wo do lasu Smuga, a następnie podciągnąć go za sobą do wsi. Na razie wszystko Panu powie-działem. Podobno nasze prawe skrzydło ma przedłużyć baon morski. Siadam na rower i jadę na przeciwny skraj wsi rozpoznać teren, zanim nadciągnie kompania. Kompania do podsta-wy wsi mogła się swobodnie poruszać, ponieważ od wsi zaczynała się góra, która osłaniała i chroniła. Plutony i tabor doszły do wsi. Wołam dowódców plutonów, podaję to, co słysza-łem u dowódcy baonu, oraz podaję dla każdego plutonu odcinek w terenie do zajęcia pod-stawy wyjściowej do natarcia i kierunki natarcia. Ogień na przedpolu wzmaga się. Dowódcy plutonów odchodzą i podciągają plutony do podstawy wyjściowej do natarcia. Wzywam do siebie ppor. Okińczyca, który jest dowódcą taboru kompanijnego, wskazuję mu w lewo las, w którym ma podciągnąć tabor za kompanią i stale utrzymywać łączność wzrokową ze mną. Rozkazy wydane, wojsko leży na podstawie wyjściowej do natarcia, teraz nacisnąć na guzi-czek, a wszystko ruszy do przodu. Nie mam tego magicznego guziczka, trzeba wydać roz-kaz „Kompania na wysokość lasku przed nami, skok… Biegiem marsz!”. Rozkaz podano po linii, ale ani jeden strzelec nie poderwał się do skoku. Patrzą w prawo – kompania kpt. Pawłowskiego leży przygwożdżona ogniem ckm do ziemi, a na moim przedpolu kurzy się od serii pocisków i przed naszymi głowami świst kul, które powodują dreszcze na całym cie-le. Jest to pierwszy chrzest bojowy całej kompanii, bo pojedyncze drużyny już były w ogniu, toteż każdy drży o swe życie. Sam nie miałem ochoty pchać się w tę gęstą sieć gwiżdżących pocisków i migających nitek od pocisków smugowych, jednak rozkaz jest rozkazem i musi być wykonany. Podnoszę się, wychodzę ze 20 metrów przed kompanię i mówię: „Widzicie chłopcy, to nie jest tak źle, jakby się wam wydawało. Ta kula, którą słyszałem, jak przelecia-

Page 56: „Polesie”, b.m., [przed

105

Relac je: Józef Kucha rcz yk

ła mi koło ucha ze świstem, albo ta, która się zaryła koło mojej nogi, pozostawiając trochę kurzu, nie są dla mnie niebezpieczne. Niebezpieczna jest taka kula, której nie słyszę, a która mnie dosięgła. No chłopcy! Jazda za mną!”. Biegnę na przedzie, a cała kompania za mną. Na wysokości stogu (i kępki krzaków) otrzymaliśmy bardzo silny ogień ckm, i to boczny, więc padliśmy w kartoflach, aby odetchnąć pod osłoną stogu i krzaków.

Bolszewikom chodziło prawdopodobnie, żeby nie dopuścić do oskrzydlenia, więc tak silnie ostrzeliwali. Stóg i krzaki dały nam tylko osłonę, a ochrony żadnej – mimo to człowiek czuł się moralnie pewny, że jest ukryty przed obserwacją nieprzyjaciela i że trzeba ten ogień przeczekać. Po 5 minutach umilkły brzęczące pszczółki i teraz trzeba jeszcze wykonać skok 100 metrów do lasu, aby złapać tchu i rozejrzeć się w terenie znajdującym się po przeciw-nej stronie języka leśnego. Kompania robi skok, a pszczółki zaczęły znowu bzykać, lecz nie zwracamy [na nie] uwagi i wpadamy do lasu. Po osiągnięciu języka leśnego broń maszynowa sowiecka umilkła, a wojsko zaczęło się skupiać koło mnie. Strzelcy meldują mi, że w lewo w lesie widzieli bolszewików. Wykonując ostatni skok do lasu, widziałem w lewym rogu lasu jakichś żołnierzy, którzy kiwali do nas rękami. Po kilku minutach przybiega do mnie kpr. Piasecki – podoficer gospodarczy z kompanii por. Olszaka – i pyta się, gdzie jego kompania, bo on stoi z taborem w lesie i nie wie, gdzie ma dalej jechać. Mówię mu, żeby poczekał na mój tabor i razem pojadą na środek wsi. Rozmowę przerwali mi krzykiem, że jakiś strzelec ran-ny. Podchodzi ten strzelec do mnie, trzymając się ręką za krtań, która była zbroczona krwią. Wyciągnąłem z torby oficerskiej bandaż, wytarłem krtań i dostrzegłem tylko draśnięcie, na które nałożyłem plaster. Teraz przechodzę z kompanią na drugą stronę języka leśnego, spotykam tu spalony samochód, który wczoraj był spalony przez naszych ułanów. Ułani za-skoczyli bolszewików, sprali im skórę, zniszczyli ten samochód, a na szosie koło dworu stał unieruchomiony samochód pancerny, w którym była kasa z pieniędzmi. Pieniądze w bank-notach zabrało nasze wojsko, a drobniaki, które potem ludność pozbierała, rozrzucono na szosie. Tę wiadomość zasięgnąłem od chłopa, który wraz z rodziną siedział w rowie za cha-łupą na drugiej stronie języka leśnego. Z przeciwnego skraju lasu ujrzałem kilka chałup roz-rzuconych po polu, a w prawo zakrzaczenia. Te zakrzaczenia i palący się stóg (szkic nr 1) za-krywały ruch kompanii przed obserwacją npla znajdującego się w pałacu. Widziałem docho-dzącą już do wsi kompanię por. Olszaka. Na środku pola stoją dwie biedki otoczone chmurą kurzu od serii sowieckich pocisków z ckm. Mam przy sobie dowódców plutonów. Pierwszym plutonem dowodzi por. Rusecki, ponieważ ppor. [Tadeusza] Buykę zwolniłem do Parczewa. Drugim plutonem dowodzi ppor. Maczkowski, a ppor. [rez. Witold] Okińczyc – jako niena-dający się nawet na drużynowego – prowadzi tabor kompanii. Trzecim plutonem dowodzi plutonowy zawodowy Lisiewicz, ponieważ ppor. [rez. Mieczysław] Szparkowski zachorował jeszcze w Nowosiółkach i odszedł do szpitala polowego. Ppor. [rez. Jan] Wójcik tegoż dnia zachorował na żołądek. Zebranym dowódcom plutonów podaję dalsze kierunki natarcia i cel do osiągnięcia wsi, ubezpieczenia się i czekania na dalsze rozkazy. Natarcie na wieś od-było się po zoranym polu na odległości 1,5 km, toteż wszyscy byli wyczerpani, bo nacierali-śmy w płaszczach, głodno i dochodziła godzina 12.00 przy skwarnej pogodzie. Idę w natar-ciu jako patrol bojowy z kapralem obserwatorem i gońcem. Po osiągnięciu wsi por. Rusecki wystawił placówkę w kierunku zachodnim, a ppor. Maczkowski za stodołami w kierun-ku północnym na lasek. Obiad będzie wydany we wsi, kolejno plutonami. Kompania rusza schodami w lewo, plutony w ugrupowaniu trójkąt w przód. Ruszając z natarciem, dowiedzia-

Page 57: „Polesie”, b.m., [przed

106

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

łem się jeszcze od chłopa w rowie, że szosą przejeżdżało 10 samochodów pancernych, które pojechały do majątku, a w tym lasku, z którego wyszedłem, była piechota sowiecka, która przed godziną uciekła również do majątku. Po drodze zastanawiałem się, dlaczego na tak wysokim terenie są pokopane te głębokie rowy, i doszedłem do wniosku, że majątek zdreno-wał te pola, a rowy są do odprowadzania wody. Przechodzimy szosę, na której widać ślady gąsienic. Słońce piecze, pot się leje i wielkie pragnienie. W połowie drogi podbiega do mnie strzelec i prosi, żeby mu pozwolić skoczyć pierwszemu do wsi, bo on akurat mieszka na tym kierunku. „Możesz iść, tylko uważaj, bo bolszewicy mogą być we wsi”. „Jak Pan Porucznik idzie na czele i nie obawia się, to ja w swojej wsi też się ich nie boję”. Strzelec wszedł na polną drogę i biegiem poleciał do wsi. Strzelanina zaczęła wszędzie milknąć. Podczas całego natar-cia plut. Lisiewicz, który szedł z plutonem za mną, wołał: „Panie Poruczniku, niech Pan nie idzie w przodzie, bo mogą Pana zabić i kto będzie nas prowadził”. „Jak zabiją, będzie jednego mniej, a do dowodzenia są jeszcze oficerowie kompanii”. „Tak są, ale oni nie będą wiedzieli, dokąd prowadzić i co robić”. Te uwagi słyszałem kilkakrotnie, a w niewoli przy zetknięciu się w obozie w 1941 r. również mi przypominał je plut. Lisiewicz. Jedną moją odpowiedzią na to było, że musiałem dać przykład swoim żołnierzom, bo żołnierz szedł wtedy, jak widział ze sobą swego dowódcę. Na to plutonowy odpowiadał mi: „Czy pamięta Pan Porucznik, jak to było na ćwiczeniach polowych w garnizonie, dowódca szedł zawsze z tyłu, żeby widzieć swą kompanię i dowodzić nią”. No tak, ale garnizon był garnizonem, a rzeczywistość w polu wymagała czegoś innego.

Dość o tym. Wieś – czyli cel natarcia – została osiągnięta. Teraz trzeba się ubezpieczyć i nawiązać łączność z dowódcą baonu i z kompaniami baonu. Ubezpieczenie wystawiono, wojsko zmęczone natarciem odpoczywa w przydrożnych rowach lub pod płotami, część już szpera po chałupach za chlebem i mlekiem. Wieś głucha, ani jednego człowieka na drodze. Strzelanina całkowicie zamilkła. Myślę sobie – tak spokojnie, to przejdę się z gońcem do ma-jątku i sam nawiążę [łączność] z nim, a może po drodze i z dowódcami kompanii. Do mająt-ku miałem z 800 metrów. Gdy uszedłem z 200 metrów, natknąłem się na 4 wyrostków, któ-rzy wyszli z chałupy i przyglądali się odpoczywającemu wojsku. Podchodzę do nich i pytam się: „Byli tu bolszewicy?” „We wsi dzisiaj ich nie było, ino czołgi jeździły po szosie. W ma-jątku to byli dzisiaj rano, złapali naszego sierżanta i plutonowego z KOP-u, zaprowadzili do parku, przywiązali ich do sosen i rozstrzelali. Wczoraj to nasi ułani dali bolszewikom wciry”. „Jak to, tu byli nasi ułani?” „A ino. Wczoraj przyjechali. Bolszewicy zaczęli strzelać. Ułani wsiedli na konie i pojechali na nich takim zagonem, a ci w nogi do lasku, że aż hej. Na szosie ułani przestrzelili im samochód pancerny. Przez całą noc ułani nocowali i dzisiaj rano zwi-nęli drut telefoniczny i pojechali”. „A czy dzisiaj szło przez wieś jakieś wojsko?” „Pół godzi-ny temu szła kupka piechoty do majątku”. Myślę sobie, to na pewno por. Olszak. Trzeba iść do majątku i dowiedzieć się o dalsze zarządzenia. Zwracam się do wyrostków, żeby poszli do tej chałupy (wskazałem palcem), tam jest wasz kolega, który przyszedł z moją kompa-nią. Chłopaki puścili się biegiem do wskazanej chałupy i wypowiadali imię: „To na pewno Franek”. W tym momencie jakby ktoś z bicza strzelił nad moim uchem. Co to może być? To pękanie zaczyna być coraz częstsze, a z drzew sypią się liście topoli. Pierwszy raz zetkną-łem się ze strzelaniną w zabudowaniach. Człowiek nie wie, skąd strzelają, i zamiast świstu kul słyszy się suchy trzask, jakby ktoś z bicza trzaskał. Zszedłem z drogi pod płot i patrzę w stronę kompanii. Na drodze widzę ruch, a przydrożnymi rowami biegną grupki strzelców

Page 58: „Polesie”, b.m., [przed

107

Relac je: Józef Kucha rcz yk

w moim kierunku. Pod osłoną budynków i poprzez ogrody, wyrywając sztachety w płotach, idę do kompanii. Po kilku minutach takiego przebijania napotykam pomiędzy chałupami w przerwie ppor. Maczkowskiego z dwoma plutonami (II i III), który biegnie w kierunku majątku. Wyjmuję pistolet, zatrzymuję całe wojsko i daję rozkaz: „Całość padnij i ani ruszyć się z miejsca, czekać na moje dalsze rozkazy”. Pytam się ppor. Maczkowskiego, co się takiego stało. „Bolszewicy są we wsi”. „Dobrze, czekaj pan tu z wojskiem tak długo, zanim nie przy-ślę rozkazu”. Biegnę do przodu. W następnych zabudowaniach spotykam por. Ruseckiego z plutonem: „Panie poruczniku, w następnym podwórku są bolszewicy i zabrali nam 3 ckm z biedkami”. Nie namyślając się wiele, daję rozkaz: „bagnet na broń” i z wielkim okrzykiem hurra!!! pędzimy do zabudowań. Bolszewicy w nogi i nasze ckm z biedkami pozostawili. Obsługa zdejmuje ckm z biedek, które każę rozmieścić następująco: jeden ckm z prawej stro-ny drogi zwalcza cele po lewej stronie drogi. Drugi ckm poza stodołami zwalcza cele na wprost w opłotkach i na lewo w lukach pomiędzy zabudowaniami. Trzeci ckm z lewej stro-ny drogi zwalcza cele z prawej strony drogi i w laskach pomiędzy zabudowaniami. Z lewej strony drogi jako osłona ckm jedna drużyna strzelecka, z prawej strony drogi dwie drużyny strzeleckie. Wojsko przyjmuje nakaz ugrupowania, a ja wysyłam dwóch gońców do ppor. Maczkowskiego, żeby przyszedł z wojskiem (dwa plutony). Gońcy wrócili i meldują, że ni-gdzie nikogo nie widzieli aż do samego majątku. Wysłałem drugich gońców z podchorążym, gdyż poprzednim nie wierzyłem. Dla pewności zaznaczyłem podchorążemu, że ma dojść do majątku, a na pewno znajdzie ppor. Maczkowskiego lub inne nasze wojsko. Teraz rozpoczy-nam natarcie tym wojskiem, które mam pod ręką. W zabudowaniach nawet jest wygodniej nacierać plutonem niż kompanią, której nie dałoby się rozwinąć. Padają pierwsze zabudo-wania, w których bolszewicy pozostawili kilku zabitych, kb, amunicję i taśmy z amunicją do ckm. Bolszewicy zastosowali strzelców wyborowych spoza drzew przydrożnych lub węgłów domów oraz ckm spoza węgłów stodół. Z następnymi zabudowaniami było gorzej, ponieważ bolszewicy podciągnęli na moje lewe skrzydło ckm-y rowami odwadniającymi, a na prawym moim skrzydle odezwały się ckm-y z lasku. Teraz trzeba było wykonywać skok w ogniu bocznym i czołowym. Przestrzenie od zabudowania do zabudowania dochodziły od 50 do 100 metrów. Porucznik Rusecki z kilkoma strzelcami skutecznie radzili sobie ze strzelcami wyborowymi ukrytymi poza drzewami. Nasi strzelcy z prawej strony sprzątali bolszewików ukrytych po lewej stronie i odwrotnie – z lewej strony strzelali na prawą stronę. Nasze ckm-y przykrywały swym ogniem ckm-y sowieckie w rowach odwadniających w lasku i poza zabu-dowaniami. Po każdym wykonanym skoku przy przydrożnych drzewkach leżały trupy bol-szewików, tzw. strzelców wyborowych, a wśród nich kapitan. Moje straty wynosiły dwóch zabitych: jeden celowniczy ckm, a drugi strzelec z plutonu (zdaje się Staff), który położył swymi celnymi strzałami kilku bolszewików. Wraca podchorąży ze strzelcami i melduje, że był w samym majątku i nigdzie nie spotkał ppor. Maczkowskiego ani żadnego żołnierza z in-nej kompanii. Cała wieś jakby wymarła. Może nasze wojsko otrzymało rozkaz do odmarszu, mnie nie zawiadomili, a ja w trakcie zaciętej walki nic nie wiem. Ta myśl zaczęła mnie nur-tować w myśli, że ja tylko walczę, ale z tej walki nie mogę się wycofać, bo poniósłbym więcej strat, opuszczając wieś niż w ciągu walki. Postanawiam walczyć do zmroku, a gdy nie będę miał żadnej łączności i pomocy – wycofam się ze wsi pod osłoną nocy.

Nadlatują trzy samoloty sowieckie, obrzuciły nas wiązkami granatów ręcznych, ogniem ckm, zatoczyły kilka kółek i odleciały. Stałem przez ten czas z por. Ruseckim na klepisku

Page 59: „Polesie”, b.m., [przed

108

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

w stodole, której wrota były otwarte na oścież, i obserwowaliśmy samoloty. Pada seria poci-sków przez dach do stodoły, ale nic nam nie zrobiła. Następna seria pocisków zapalających padła w chałupę niedaleko dworu, która natychmiast stanęła w płomieniach. O gaszeniu pożaru nie było mowy, bo po wsi latały stada brzęczących pocisków kb i ckm. Wysyłam trzecią parę gońców z zadaniem pójścia do majątku i szukania wojska, bo tam miał być ten baon. Umawiam się z por. Ruseckim, że on poprowadzi natarcie po prawej stronie, a ja po lewej stronie drogi. U por. Ruseckiego już grają rkm i 2 ckm-y, a on sam strzela z kb (bol-szewickiego) do wysuniętego ckm przed stodołą. Karabinowy wywrócił się ugodzony ku-lą, ckm na chwilę milknie, ale celowniczy zastępuje miejsce karabinowego i znowu sypią się pociski. Por. Rusecki strzela, celowniczy podnosi się i pada. Ckm milknie. Celowniczy drugi raz podnosi się, robi w tył zwrot i biegnie w kierunku stodoły. Po kilku krokach do-sięga go celna kula porucznika i pada. Ckm przez ten czas milczał, ale o dziwo sam jedzie do stodoły! (Podstawa Sokołowa ma dwa kółka). Spoza stodoły widzę wyciągniętą rękę, linkę i połowę wystającej twarzy. Widzi to również mój porucznik, składa się, celuje, pada strzał. Ckm zatrzymał się, a spoza stodoły runął na ziemię bolszewik. Po zlikwidowaniu ckm, który prowadził ogień na wprost, pozostał jeszcze jeden boczny ckm w lasku, na któ-ry oba ckm-y por. Ruseckiego położyły ogień, a strzelcy wykonali skok do zabudowań. Po mojej stronie mam przestrzeń 150 m, którą muszę przeskoczyć, a tu spoza stodoły praży jeden ckm, a z lewej strony z rowu dwa ckm-y. Po prawej stronie około 100 metrów mam już por. Ruseckiego, któremu daję znak, aby skierował swoje ckm-y na moją stronę w kie-runku rowu. Moje ckm i rkm otrzymują zadanie położyć ogień na dwa ckm-y w rowie, aby je przygwoździć, a ja zabieram się do zlikwidowania ckm przy stodole. Muszę zaznaczyć, że jestem bardzo dobrym strzelcem, a w pułku przez 5 lat szkoliłem strzelców wyborowych i w każdym roku brałem z nimi pierwsze miejsce w strzelaniach o mistrzostwo dywizji.

Zanim przystąpiłem do strzelania, mój celowniczy ckm melduje, że u niego nastąpiło zerwanie łuski, nie ma wyciągu łusek i nie może strzelać. Każę wnieść ckm do stodoły i mó-wię: „Jak nie masz wyciągu łusek, to masz bagnet”. „Tak, Panie Poruczniku, ale nas uczono, że bagnetem nie wolno”. Odpowiadam: „Nie wolno, tylko szybko się robi, bo to nie garni-zon, tylko wojna i ckm musi strzelać. Zresztą fujaro, masz tu lufę zapasową”. Nie chciało mi się dłubać bagnetem, wyjąłem starą lufę, założyłem nową i wysłałem obsługę na stanowisko prowadzić ogień. Postanowiłem wybić obsługę przy ckm przy stodole, toteż musiałem wy-brać sobie w zabudowaniach takie miejsce, z którego mógłbym widzieć chociaż bok obsłu-gi, bo od przodu osłaniała i chroniła ich płyta pancerna. Wreszcie dostali się pod moją rękę i już nie uszli z życiem. Daję teraz rozkaz do ckm i rkm, aby silnie ostrzelali dwa sowieckie ckm-y w rowie, na które również strzelają 2 ckm-y por. Ruseckiego (swym ogniem będą wspierały mój skok do połowy przerwy pomiędzy zabudowaniami), a z drużyną wykonuję skok. Dobiegam do bolszewickiego ckm-u, kieruję go na 2 ckm-y w rowie, które już są w ty-le poza nami. Przy ckm-ie są jeszcze 4 taśmy amunicji, toteż gram na nim jak na automa-tycznej maszynce. Bolszewickie ckm-y umilkły i widać, że zaczynają się wycofywać, bo są z tyłu i obawiają się odcięcia. Daję znak mojemu ckm-owi i rkm-owi do wykonania skoku. Celowniczy z lufą znalazł się koło mnie, a karabinowy z podstawą miał jeszcze z 30 kroków do przebycia. Z podwórka zabudowań, które zdobyliśmy, pada strzał i karabinowy pada z podstawą. Zdziwiło mnie bardzo, że w zabudowaniach zajętych przez moje wojsko pada strzał. We wsi trudno jest zorientować się, skąd pada strzał, ale na wszelki wypadek obser-

Page 60: „Polesie”, b.m., [przed

109

Relac je: Józef Kucha rcz yk

wuję zabudowania spoza węgła stodoły, słyszę drugi strzał, a z drzwi obory wygląda dymią-ca się lufa. Chwytam swój karabin z nasadzonym bagnetem oparty o stodołę, przekradam się cichutko koło ściany stodoły i obory. Kto strzelał – obojętne, ale muszę go ukatrupić, bo strzela do mego wojska, a na rozpoznanie osobnika nie ma czasu.

Podchodzę do drzwi obory, wsuwam karabin z bagnetem i strzelam prosto w pierś. Bolszewik pada na bydlęcy gnój. Kula trafiła go w samo serce. Idę do stodoły, przy której zło-żono karabinowego w ostatnich podrygach śmierci. Kula przebiła mu czaszkę na wylot, z któ-rej sączył się mózg. Zabandażowałem głowę, aby uniknąć przykrego widoku, i pozostawiliśmy go, bo o ratowaniu nie było mowy, a minuty jego życia były policzone. Po 10 minutach biedak skonał. Trzeba dalej rozejrzeć się w terenie i znowu pchać się do przodu. Dałem zadanie dla ckm-ów, rkm-ów i strzelców, a sam poszedłem do por. Ruseckiego, który był po prawej stronie drogi i z 50 m z tyłu, aby zorientować się w sytuacji. Po wykonaniu skoku na drugą stronę dro-gi wszedłem na podwórko, a następnie przeskok na drugą stronę stodoły. W sadzie przecho-dziłem koło piwnicy i wystraszyłem się nagłym okrzykiem: „Nie zabijajcie mnie, panoczku”. Te słowa były tak przeraźliwie wypowiedziane, że włosy mi dęba stanęły i stanąłem jak wryty. Po chwili nerwy zaczęły się uspokajać i pytam się go, co on tu robi. „Panok! Kamisar prikazał strzelać do was, a ja nie chacieł i astałsia zdieś”. Pytam się, dlaczego on nie chciał do nas strze-lać. „Patamu, czto nam skazano było – ciepier wy idiomie bić germańca. Ja wieriu, czto eto łosz. Z pierwa dano nam ślepyje puli i skazali czto idiom na poligon, a patom czto na germańca. Siewodnia dali nam wostryje puli i skazali, czto budziem strzelać do Polaków”. Skąd ty pocho-dzisz? „Z charkowskiej guberni”. „Ile masz lat?”. „22”. „Czy wy wszyscy chodzicie tak marnie ubrani?”. „Jeszcze gorzej, tylko po wkroczeniu do Polski zdobyliśmy buty, owijacze, pasy, ła-downice, furażerki i plecaki”. Wyglądem zewnętrznym przypominał ten żołnierz ubiór na-szego żołnierza z tą różnicą, że spodnie, mundur i płaszcz były koloru wybrudzonego worka. Materiał płaszcza cienki i rzadki jak sito oraz szyty ręcznie zamiast maszynowo. Większość ka-rabinów noszono na sznurkach, a ci co nosili na paskach, to zdobyli je w naszych magazynach.

W rozmowie z por. Ruseckim oświadczył mi, że nie był pewny, kto wkracza do wsi przed rozpoczęciem walki. Z dala przez lornetkę widział posuwających się strzelców przy-drożnymi rowami we wsi. Kolor ubrania nasz, ekwipunek nasz, więc nie otwierał ognia, bo sądził, że to idzie kompania por. Olszaka.

Po dojściu na odległość 100 m bolszewicy pierwsi otworzyli ogień. To było znakiem, że nie nasi maszerują, tylko bolszewicy. Na pierwsze strzały nasze wojsko zaczęło nacie-rać w kierunku majątku, ale porucznik powstrzymał końcówkę swego plutonu, tylko ppor. Maczkowski nawiał z dwoma plutonami i do końca walki nie był w akcji. Zwróciłem się do naszych strzelców, aby wystąpiło dwóch na ochotnika do odprowadzenia bolszewika do do-wódcy baonu. Było chętnych dużo, ale wybrałem dwóch, napisałem meldunek do dowódcy baonu z prośbą o nadesłanie pomocy. Gońcy odeszli z meldunkiem i jeńcem do majątku, a gdy tam nie będzie nikogo, mieli iść na Puchową Górę. Stwierdziłem z por. Ruseckim, że o dalszym posuwaniu nie ma mowy, bo bolszewicy podciągnęli sporo wojska i kilka ka-rabinów maszynowych. Z opowiadania jeńca wynikało, że w m. Dawidy było ich 4 sotnie (4 kompanie) piechoty i sporo wozów pancernych. Do porucznika mówię, aby chwilowo ob-jął dowództwo, a ja z podchorążym przejdę się do tyłu przejrzeć zabudowania, bo naszego wojska z każdym skokiem było coraz mniej. Poszliśmy spory kawał do tyłu, a następnie pod-chorąży szedł po lewej stronie drogi, przeglądając zabudowania, a ja po prawej. Zaglądając

Page 61: „Polesie”, b.m., [przed

110

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

do chałup, obór i stodół, spotkaliśmy kilkunastu strzelców, którym przejechałem się kijem po grzbietach – wskazywałem im właściwe ich miejsce. Po przejściu kilku zagród dojrzałem wojsko idące gęsiego poprzez ogrody. To maszerował ppor. [rez. Edward] Borowski ze swoim plutonem z kompanii por. Olszaka. „Panie Poruczniku! Co u Pana słychać?”. Por. Olszak sły-szał przez kilka godzin walkę, wysłał nareszcie ppor. Borowskiego dowiedzieć się, co u mnie się dzieje. „Co słychać? Widzi Pan, że walczę od kilku godzin z bolszewikami, a was w ogóle nie można znaleźć. Gdzie wy jesteście?”. „Po wejściu do wsi pomaszerowaliśmy do plebanii za majątkiem (szkic nr 20), zajęliśmy stanowiska, ale przed nami nie ma nikogo”. Z dalsze-go opowiadania dowiedziałem się, że kompania zjadła obiad, a oficerowie jedli smakołyki u proboszcza. „Gdzie jest kpt. Pawłowski?”. „Nie wiem. Widzieliśmy, jak nacierał na mają-tek, a co dalej z nimi się stało, nie wiem”. „Czy po drodze nie widział Pan przypadkiem ja-kiegoś wojska?”. „Owszem. W kartoflach koło majątku leżało jakieś wojsko, ale nie pytałem się czyje”. Był to ppor. Maczkowski z dwoma plutonami, którego tak szukałem, wysyłając cztery pary gońców. Gdyby w tej minucie pojawił się ppor. Maczkowski, bez jednego słowa zapytania wsadziłbym mu kulę w łeb. Co się tyczy kompanii kpt. Pawłowskiego, to w niewoli dowiedziałem się od ppor. Jarzębińskiego Ignacego (z kompanii kpt. Pawłowskiego), że cała kompania leżała ukryta w rowie odwadniającym koło zakrzaczenia koty 155, obserwowała moją walkę i widziała wysyłanych gońców. Mam wielki żal do kpt. Pawłowskiego, jako sta-rego oficera z poprzedniej wojny, który widząc moją walkę, siedział bezczynny i bezpieczny w rowie, zamiast spieszyć z pomocą. Porucznik Olszak po siedmiu godzinach walki zainte-resował się moim losem i zamiast od razu przyjść z całą kompanią, wysłał pluton, a po go-dzinie przyszedł z resztą kompanii na mój meldunek. Największy żal mam do dowódcy ba-onu, który nie zainteresował się natarciem baonu, nie miał łączności z kompaniami, pozostał bezpiecznie z tyłu (bo miał przy sobie żonę i dwoje dzieci), a pod wieczór dowódca pułku85 znalazł go gdzieś w rowie koło szosy. (To opowiadał mi adiutant dowódcy pułku, stary legio-nista, porucznik stanu spoczynku Kruk-Rutkowski Wacław. Stary był tak zły na Bandołę, że byłby go w kawałki porwał, gdyż nie miał żadnego meldunku z pola walki).

Wracając do plutonu ppor. Borowskiego, napisałem meldunek do por. Olszaka, aby przybył z resztą kompanii i o ile ma łączność z dowódcą baonu, niech mu o tym zameldu-je. Meldunek ten wysłałem przez swego gońca i strzelca z plutonu ppor. Borowskiego – ja-ko przewodnika, który po drodze miał wskazać miejsce, w którym były moje dwa plutony z ppor. Maczkowskim, i zaprowadził mego gońca do por. Olszaka. Po wysłaniu gońców poprowadziłem ppor. Borowskiego z plutonem i po drodze skreśliłem mu przebieg walki na moim odcinku. Dochodzimy do stanowisk. Zatrzymuję pluton, wysuwam się z ppor. Borowskim za róg stodoły i orientuję go w sytuacji. Ppor. Borowski nie wytrzymał na wi-dok bolszewików, wyskoczył przed stodołę i strzelał do nich z postawy stojącej – opierając kb o drzewo. Oderwałem go jednak od tej niebezpiecznej zabawki, bo o śmierć nietrudno, a on musi trochę podowodzić swym plutonem, który jest wypoczęty.

Dałem rozkaz ppor. Borowskiemu wykonać skok całym plutonem jednocześnie przez drogę, rozwinąć go i nacierać lewą stroną drogi do najbliższych zabudowań. Rozkaz został natychmiast wykonany. Pluton rozwinął się w polu, zajmuje stanowiska, a tu słychać szum motorów, a następnie rozpoczął się ogień artylerii. Pociski padały przed plutonem ppor.

85 Ppłk Franciszek Targowski.

Page 62: „Polesie”, b.m., [przed

111

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Borowskiego, odbijały się, zataczając łuki ponad głowami, i padały 200 m za plutonem. Daję rozkaz do natarcia lewej stronie. Zabudowania osiągnięte. Z prawej strony drogi nie można wykonać skoku, gdyż silny ogień ckm nie pozwala wytknąć nosa spoza zabudowań. Dwóch strzelców próbowało wykonać skok spoza stodoły. Pierwszy wraca się z okrzykiem „O Jezu! Mój brzuch!”, a drugi „Och! Moja ręka, moja ręka!”. Obu każę przyprowadzić za stóg siana na podwórku. Pierwszemu rozpinam płaszcz. Guzik płaszcza na wysokości pępka odpadł – pozostało tylko uszko. Przy mundurze i rozporku też to samo. Podnoszę koszulę, a tu koło pępka leży kula z rozlanym ołowiem, który go tak piekł. Tę kulę schowa-łem na pamiątkę i pokazywałem znajomym przy opowiadaniu tej dziwnej historii. Przed południem drasnęła go kula w krtań przy natarciu na wystający język leśny, a teraz druga rozlała mu się koło pępka. Na opalone miejsca położyłem tylko gazę i plaster i chłopak da-lej poszedł na linię. Z drugim było gorzej, ponieważ seria ckm-u przesiekła mu przedramię i ręka wisiała tylko na mięśniach i skórze – kość była jakby przepiłowana. Temu nałożyłem dwa patyki na rękę, zabandażowałem i odesłałem do majątku z dwoma strzelcami, aby od-naleźli lekarza. Z lewej strony słyszę głosy: „Pan porucznik ranny”. Patrzę, dwóch strzelców prowadzi ppor. Borowskiego pod rękę, który ledwie przeplata nogami. Był zbyt odważny i pewny, że kule nie powinny się czepiać jego osoby. Seria z ckm-u przeszyła mu prawą pierś i obojczyk86. Po nałożeniu opatrunku kazałem odprowadzić do majątku, spodziewałem się, że przez ten czas powinien już tam być ktoś z baonu. Do końca wsi dzieliły nas dwa zabu-dowania. Słyszę głos: „Kucharzec”, tak mnie nazywał por. Olszak. Ucieszyłem się na widok jego wojska. Teraz przynajmniej nie jestem sam, a wkrótce wylot wsi będzie osiągnięty.

Patrzę na zegarek, godz. 20.00, lepiej późno niż wcale, tak sobie pomyślałem o por. Olszaku. Por. Olszak mówi do mnie, abym brał jego wojsko i dowodził całością, bo on nie zna sytuacji. Daję rozkaz jednemu ckm dołączyć do plutonu ppor. Borowskiego, a dwóm ckm zająć stanowiska poza stodołą i prażyć do ckm-ów w lasku, które nie pozwalają mi wy-sunąć nosa z zabudowań. Jak mam rozmieszczone wojsko i broń w końcowej fazie po przej-ściu por. Olszaka: po prawej stronie drogi 1 drużyna moja i 2 plutony por. Olszaka + 7 rkm-ów i 3 ckm-y. Z lewej strony drogi 2 moje drużyny, pluton ppor. Borowskiego + 5 rkm-ów i 3 ckm-y. Plutony ruszają do natarcia. Zabudowania osiągnięte, nie trzeba tracić czasu i kuć żelazo póki gorące, ruszam dalej do natarcia i osiągam wylot wsi. Teraz daję rozkaz do oko-pania się i ubezpieczenia się tak z prawej, jak i z lewej strony. Wszystkie ckm-y podciągnąłem do przodu. Zaczyna zapadać zmrok. Por. Olszak jest cały czas przy mnie, zapoznał się z te-renem i sytuacją, więc mówię do niego: „Twoje wojsko jest wypoczęte, zjadło obiad, a moi ludzie zmęczeni i od rana nie mieli nic w ustach. Dowódź teraz swoim wojskiem, a ja ściągnę swoje do tyłu i nakarmię”. „Dobra jest”. Daję rozkaz ściągnąć ckm-y i pluton do tyłu. Por. Rusecki po osiągnięciu wylotu wsi zaopiekował się rannymi, których pościągał z zabudowań i odesłał na punkt opatrunkowy do majątku. Podczas ściągania mego wojska doprowadzono aparat telefoniczny i mieliśmy już łączność z dowódcą baonu, który był w czworakach mająt-ku. W kilka minut po zainstalowaniu aparatu przyszedł ppor. [rez.] Szaniawski Janusz,

86 Ppor. rez. Edward Borowski (w publikacjach wymieniany jako poległy pod Jabłonią) następująco przedstawił swoje dalsze losy: „Pod Jabłonią niedaleko Woli Gułowskiej zostałem ciężko ranny. Po kilku dobach wożenia mnie w przygodnych trans-portach, 3 X znalazłem się w szpitalu w Radzyniu Podlaskim. W szpitalu leczono mnie do 7 III 1940 r., do chwili wywiezienia ostatnich 5 rannych ze szpitala przez Niemców. W Siedlcach uciekłem z transportu i przez 2 lata jeszcze kurowałem się w do-mu. W szpitalu byłem 4 razy operowany” (CAW, Kolekcja Kleeberczyków, ankieta nr 356 z 4 XII 1974 r.).

Page 63: „Polesie”, b.m., [przed

112

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

adiutant dowódcy baonu, i mówi, że dowódca baonu wzywa mnie i Olszaka na odprawę. Por. Olszak przekazuje dowództwo jednemu ze swych oficerów, pokazuje nam aparat telefonicz-ny i mówi, że idzie na odprawę do dowódcy baonu w majątku. Ja szukam wśród swoich ludzi najstarszego, który by zebrał wojsko i zaprowadził do kuchni w środku wsi. Spotykam ppor. Maczkowskiego z dwoma plutonami. Zapomniałem o wszystkim, kazałem mu zebrać całe wojsko, zaprowadzić do kuchni i czekać tam na dalsze moje rozkazy. Ja idę na odprawę do dowódcy baonu w majątku. Początkowo idziemy ogrodami, a po drodze pokazuję kolegom zdobyte dwa ckm-y, wyjmuję zamki i rzucam w pole. Dalej spotykamy biedkę z koniem na środku drogi. Pod koniem kałuża krwi, a on stoi drżący i zdrętwiały ze łzami w oczach. Podchodzimy bliżej i widzimy, że cała pierś podziurawiona jak sito. Zrobiło się nam żal bied-nego stworzenia i trzeba nam było ulżyć cierpieniom przez przyłożenie pistoletu pomiędzy uszy i oddanie strzału. Koń padł na miejscu, a cierpieniom było kres, bo litość brała człowie-ka, gdy patrzył na to bezradne stworzenie, które cierpiało, a nie mogło do nas przemówić. Odchodzimy, siadamy na linijkę dowódcy baonu, którą ppor. Szaniawski pozostawił z tyłu, i dojeżdżamy do czworaków, majątku koło dogorywającego się domu. W czworaku zastali-śmy dowódcę baonu, dowódcę baonu morskiego, kpt. [Jana] Pawłowskiego i por. [Mariana] Kamińskiego. Rozpoczęła się odprawa tycząca się ugrupowania na noc. Baon I i Morski ma-ją zająć stanowiska we wsi, a baon II kpt. Samoszuka ma zamknąć szosę na Wisznice. 83 pp w m. Kolano, 84 pp w m. Puchowa Góra, a 1 kompania w m. Paszenki. Samodzielny baon 79 pp w Kalinka, KD w m. Paszenki, dowódca dywizji w m. Kolano, artyleria na dotychcza-sowych stanowiskach (szkic nr 20). W związku z tym dowódca baonu wydaje następujący rozkaz do ugrupowania na noc: Baon Morski zajmie stanowiska w parku i plebanii, zamknie (drogę) szosę na Wisznice i drogę do lasu wychodzącą z plebanii. I baon: kompania por. Olszaka na dotychczasowych stanowiskach zamknie drogę na m. Dawidy, kompania moja od plebanii do płonącego domu zamknie wyjścia z lasku. Kompania kpt. Pawłowskiego – ja-ko odwód pośrodku wsi w wykopie. Dowódca baonu – m.p. w czworakach (gdzie była odpra-wa). Po odprawie zatrzymujemy się na kilka minut i dzielimy się swymi wrażeniami. Straty po naszej stronie: zabici: ppor. [rez. Bogdan] Mościcki, [ppor. rez. Rafał] Górecki87 i kilku strzelców, ranny ppor. Borowski i kilku strzelców. Po stronie sowieckiej na odcinku mojej kompanii 13 zabitych strzelców, w tym jeden kapitan, wzięto 2 ckm-y, dużo amunicji, broni ręcznej i 1 czołg zniszczony oraz wzięto 50 jeńców. Zabitych bolszewików na moim odcinku było daleko więcej, tylko bolszewicy zabitych i rannych zaraz zabierali do tyłu. Żołnierz so-wiecki podczas walki był pilnowany przez komisarzy. Jeńcy cieszą się, że dostali się do nie-woli, tylko proszą, żeby ich nie zabijać. Żaden z nich nie chce wracać do Rosji, chcą pozostać w Polsce, bo tu jest dobrze, każdy ma własny dom, ziemię, pieniądze i wszystko może kupić, a u nich tego nie ma. Proszą, aby przyjąć ich do naszych oddziałów, aby wspólnie walczyć przeciw komunizmowi. Po zakończeniu opowiadań rozchodzimy się do swych kompanii, aby przegrupować w myśl wydanego rozkazu. Wracam z por. Olszakiem, ale nie drogą, tylko opłotkami, ponieważ na naszym odcinku rozpoczęła się strzelanina, a kule dość gęsto bry-kały po drodze. Na tle dogorywającego budynku przemknął wóz z kompanii kpt. Pawłowskiego, do którego był przyczepiony ckm. Mówię do por. Olszaka, że podobał się ckm woźnicy i zabrał go z drogi (zdobyty przeze mnie). Później kpt. Pawłowski chwalił się, że jego

87 Oficerowie 1 kompanii strzeleckiej 82 pp.

Page 64: „Polesie”, b.m., [przed

113

Relac je: Józef Kucha rcz yk

kompania zdobyła ckm (ale zamku nie było, bo wyrzuciłem go w pole). Nagle słyszymy na-woływanie za nami, żeby wrócić. Wracamy, a przed czworakiem zastajemy dowódcę pułku, który daje nam rozkaz do wycofania kompanii z walki, bo w dniu 30 IX 1939 r. 30 DP ma zająć Milanów i zamknąć kierunek wyprowadzający z północy na Parczew, celem osłony przemarszu SGO „Polesie”. Samodzielny baon 79 pp jako straż tylna dywizji. Ugrupowanie: 83 pp jako straż przednia, 84, KD, 82 pp i 79 (straż tylna 79 pp). Po tym rozkazie szybko ma-szerujemy przez opłotki. Ogień wzmaga się, teraz słychać tylko ckm-y, następnie przed nami rozpostarła się płachta czerwona od pocisków świetlnych, wśród której nieprzyjemnie było maszerować, bo była na wysokości piersi i człowiek czekał, kiedy zostanie poczęstowany oło-wiem. Po kilku minutach odezwał się szum motorów, smugi reflektorów, zaczęły się palić zabudowania i spotkaliśmy uciekających naszych żołnierzy. Nie było sensu iść dalej, bo we wsi panowało istne piekło, toteż z por. Olszakiem podawaliśmy żołnierzom kierunek mar-szu: szosa i szosą w prawo. Już nas dosięgnął ogień broni maszynowej, już się zaczęły palić koło nas zabudowania. Przez ogrody dochodzimy do drogi z żywopłotem z majątku do szo-sy i pod osłoną wału doszliśmy do szosy, a za nami nasi żołnierze. Stanąłem przy szosie, kie-ruję żołnierzy w prawo i przyglądam się płonącej wsi, która jest oświetlona jak w dzień i wi-dać w niej poruszające się czołgi. Czołgi wyjechały teraz poza zabudowania i otwierają ogień na szosę, po której snuje się wąż wozów taborowych, a obok rowami żołnierze. Ogień jest dość silny, pociski padają na jezdnię, odbijają się z blaskiem i świstem, ale nie robią nam żad-nej szkody. Na odcinku 300 m ostrzelanym silnie bronią maszynową nie spotkałem na szosie ani jednego zabitego konia, a rowem, którym szedłem, ani jednego żołnierza. Dziwne to by-ło uczucie i dziwiłem się, że z tego piekła wyszliśmy cali. Po przejściu placówek II baonu na szosie rozpoczął się las, więc człowiek odetchnął pełną piersią, że teraz pod osłoną drzew może być bezpieczny i może zebrać swoje wojsko w kupę. Spotkałem swego pocztowego z ko-niem, siadam i jadę kłusem do przodu, a po przejechaniu 2 km zsiadam, staję na szosie i na-wołuję swoich ludzi, aby zatrzymali się koło mnie. Gdy tabor i wojsko przeszło, odliczyłem swoich ludzi, których na 200 przed walką – miałem teraz 150. Co się stało z 50 ludźmi, tego nie wiem – prawdopodobnie część poszła do domu, część było rannych i zabitych we wsi, a mo-że dostała się do niewoli. Z swoją szczupłą kompanią pomaszerowałem za taborem. Przy-dzielo ny do mej kompanii pluton ckm, który tak dzielnie się spisał w walce o m. Jabłoń, znik-nął jak kamfora. Przez całą noc maszerowaliśmy do lasów Milanowa.

30 IX 1939 r. O świcie dywizja zatrzymała się na polanie w lasach milanowskich. W m. Kos-try dywizja rozdzieliła się: 83 pp poszedł na południe w lasy od m. Kostry z zadaniem za-mknięcia czatami drogi z m. Kostry na m. Parczew, a reszta wzdłuż toru kolejowego na po-lanę w lasach na południe od m. Milanów. Rozmieszczenie dywizji, jak uprzytamniam sobie, wyglądało następująco: 83 pp zamyka drogę z m. Kostry na m. Parczew, 84 pp zamyka drogę z m. Milanów na m. Wierzbówka, 82 pp zamyka drogi z m. Cichostów na Suchowolę i Wohyń, 79 pp (baon) na zabudowaniach na północ lasów milanowskich i nowej kompanii, ubezpieczo-ny na stacji kolejowej i we wsi Milanów, KD w m. Cichostów zamyka drogi na północ.

(szkic nr 21)Baon 82 pp odpoczywa sobie wokół polany, a baon II ubezpiecza. Początkowo panował

spokój, toteż nadeszły rozkazy, aby przedstawić wykazy:a) poniesionych strat w ostatniej walce,b) zdobyczy na nplu,

Page 65: „Polesie”, b.m., [przed

114

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

c) przedstawić do awansu,d) przedstawić do odznaczeń.

Przy podawaniu zdobyczy zwróciłem uwagę dowódcy baonu, że kompanie 1 i 2 poda-ły takie rzeczy, które nie miały miejsca, bo ani jednego ckm-u nie zdobyły, a wykazały itp. Dowódca baonu odpowiedział mi: „Trzeba jednak wykazać, aby dowódca dywizji wiedział, że w tych walkach jednak mieliśmy zdobycz”. W wykazie do odznaczeń byłem podany do Krzyża Virtuti Militari, a por. Rusecki do Krzyża Walecznych. Ten wykaz odszedł z dowódz-twa pułku do dywizji, tak mi oświadczył adiutant pułku por. Kruk-Rutkowski. Moje straty przedstawiały się: 2 zabitych, 8 rannych, 50 zaginionych, rozbita kuchnia i zaginiony pluton ckm ze sprzętem. Zdobycz: 2 ckm-y, 6 rkm-ów, 50 kb, duża ilość amunicji do kb i ckm, 1 koń wierzchowy, 22 jeńców. Do awansu podałem 4 strzelców na starszych strzelców, 2 starszych strzelców na kaprali i kaprala na plutonowego. Do odznaczenia Krzyżem Walecznych poda-łem por. Ruseckiego i śp. strzelca Staffa (który uśmiercił około 10 bolszewickich strzelców wyborowych). W międzyczasie zrobiłem przegląd kompanii, doprowadziłem rynsztunek i ta-bor do porządku oraz uzupełniłem braki. Przy kompanii miałem strzelca sowieckiego, tego którego spotkałem we wsi przy piwnicy, moi żołnierze zaopiekowali się nim i był przez kilka dni w taborze, a następnie woźnicą. Po obiedzie ukazało się nad lasem kilka samolotów so-wieckich, które stale krążyły i nas wyszukiwały. Za każdym ich odlotem dało się słyszeć silne bombardowanie Parczewa, przez który maszerowała Dywizja „Brzoza”. Nasza artyleria prze-ciwlotnicza kpt. [Kazimierz] de Latour88 zaczęła ostrzeliwać samoloty, gdy nadleciały nad las, i jeden został strącony. Po takich trzech przelotach nad lasem na odcinku samodzielnego ba-onu 79 pp ukazało się rozpoznanie kawalerii sowieckiej we wsi Milanów, które po ostrzelaniu odjechało na m. Kostry. Z lasów na południe m. Kostry i ze wsi Milanów wyszło natarcie pie-choty sowieckiej, które zepchnęło placówki samodzielnego baonu 79 pp i szło naprzód wspar-te artylerią. Dowódca dywizji rzuca na ten odcinek dyspozycyjną kompanię ckm w rejon ga-jówki Kuliki, a 83 pp daje również prawoskrzydłowej kompanii wesprzeć działanie samo-dzielnego baonu 79 pp. Walka trwała do późnego wieczora, a owocem jej było: 11 ckm, 7 rkm, 1 działko, dużo broni ręcznej, 10 wozów amunicji, 100 zabitych (w tym dowódca baonu i 2 ofi-cerów) i 60 jeńców. Straty z naszej strony wynosiły: 1 oficer ranny, kilku strzelców i 6 strzel-ców zabitych. Na polanę, gdzie stał sztab dywizji, wpadł pocisk działka, trafił w samochód dowódcy 82 pp i wybił tylko szybę. Zmasowane wojsko wokół polany, sztab dywizji, kolumna sanitarna, saperzy, łączność, artyleria polowa i przeciwlotnicza – rozlecieli się po lesie, oko-pali się i wrócili późnym wieczorem, gdy ustała walka. Tegoż wieczoru po zjedzeniu kolacji nastąpił odmarsz o godz. 23.00 leśną drogą (jak niebieska linia, szkic nr 21) na m. Cichostów –Suchowola–Paszenki do nowego rejonu: Borki–Sitno–Ossowno–Wola Ossowińska i Krasew. Opanowanie tego rejonu było konieczne do wyrównania frontu z Dywizją „Brzoza”, która została ostrzelana przez samoloty sowieckie w m. Parczew, a obecnie przeprawiła się przez rz. Tyśmienicę w rejonie lasów Czemierniki (szkic nr 22). Dywizja ta osłaniana przez brygadę gen. Podhorskiego miała za zadanie osiągnąć Kock. Marsz Dywizji „Kobryń” do nowego re-

88 Dowódca baterii motorowej art. plot nr 29 należącej do Armii „Prusy”, wymieniany w niektórych źródłach jako poległy w kampanii wrześniowej. Według relacji oficerów i podchorążych tej baterii zamieszczonych w wydawnictwie Polska obrona przeciwlotnicza 1939 cz. 3, Warszawa 2012 (Wojskowe Teki Archiwalne, t. 2), kpt. de Latour odłączył od baterii podczas walk w rejonie Chełma w dniu 26 IX, udając się w kierunku Włodawy w poszukiwaniu I plutonu ogn. pchor. Stefana Jankowskiego. Prawdopodobnie z tym plutonem (1 działo 40 mm) dołączył do SGO „Polesie”.

Page 66: „Polesie”, b.m., [przed

115

Relac je: Józef Kucha rcz yk

jonu dał się we znaki, ponieważ nocą maszerowaliśmy wąskimi leśnymi drogami, na których było pełno dziur i wystających korzeni, a w dzień drogami piaszczystymi przy bardzo silnym upale. W drodze spotkała mnie żona mjr. Bandoły w m. Tchórzewek, wyniosła z mieszkania dzban zimnej wody i ugasiła me pragnienie, lecz ta ulga trwała niedługo w tej wielkiej spieko-cie i unoszącym się kurzu od maszerującego wojska.

(szkic nr 22)1 X 1939 r. Batalion osiągnął nakazany rejon dopiero w południe, ale był rozciągnięty chy-

ba na przestrzeni 5 km, tak wojsko było zmęczone. Stale jeździłem konno od czoła do tyłu i podpędzałem, żeby się to wojsko nie pogubiło. W m. Krasew otrzymałem tylko jedną stodołę i malutką chałupkę. Rozmieszczenie dywizji: w m. Borki dowódca dywizji z oddziałami dyspo-zycyjnymi, KD w m. Radzyń, 82 pp w m. Krasew i Olszewnica, 83 pp w m. Wola Ossowińska, 84 pp w m. Borki i Ossowno, samodzielny baon 79 pp w m. Sitno. Wszystkie oddziały na po-stoju były ubezpieczone. W m. Rabsztyn lądował nasz RWD, a podchorąży pilot meldował, że w m. Firlej stoi 13 dywizja zmotoryzowana niemiecka. Jak ten podchorąży jechał na tym samo-locie, to ci było dziwne, bo cały kadłub i skrzydła były podziurawione jak sito.

Moją czynnością na kwaterze było w pierwszym rzędzie wystawić ubezpieczenia. Wystawiłem dwie placówki, każda z 1 ckm, zajęli stanowiska na kocie 151, wykopali wnęki i zostali ściągnięci do stodoły. Na stanowiskach pozostała tylko obsługa rkm i ckm, ponie-waż na północ koty 151 w pierwszym pojedynczym zabudowaniu kwaterowała kompania por. Olszaka. Żołnierze zabrali się od razu do mycia, żeby zmyć pot z kurzem i odświeżyć się. Pod wieczór został wydany obiad z kuchni kompanii ckm, ponieważ po rozbiciu mo-jej kuchni nie było mowy o zdobyciu innej. Całe popołudnie było do dyspozycji żołnierzy, którzy myli się, prali bieliznę, cerowali ubrania, a po kolacji smacznie spali na słomie. Tego dnia dowiedziałem się, że pod Kockiem walczą nasze oddziały z Niemcami (słychać na-wet strzały), że w m. Adamów jest już 80 jeńców niemieckich, że nastąpiła zmiana Rządu Polskiego, np. prezydentem jest Raczkiewicz, ministrem spraw zagranicznych Zaleski, mi-nistrem spraw wojskowych i premierem rządu gen. Sikorski, ministrem skarbu Koc, a na-stępnie [dostałem] wiadomość o kapitulacji Warszawy i Modlina.

2 X 1939 r. Wczesnym rankiem dał się słyszeć huk artylerii spod Kocka, to było zetknię-cie się brygady gen. Podhorskiego z 13 Dywizją Zmechanizowaną gen. Reichenaua89. Nastrój wśród żołnierzy jest poważny, bo widzą, że przyjdzie wkrótce walczyć z Niemcami. Po śniada-niu zebrałem kompanię i pomaszerowałem do por. Olszaka, u którego był ksiądz, słuchał spo-wiedzi i odprawił nabożeństwo. Gdy siedziałem w kancelarii por. Olszaka, odezwał się telefon, podnoszę słuchawkę, dowódca pułku wzywa mnie, abym się zameldował u niego na kwaterze. Pozostawiam wojsko por. Ruseckiemu i jadę konno do dowódcy pułku. Na podwórku przed kwaterą dowódca pułku, podchodzi do mnie telefonista i melduje się jako mój dawny drucik z 6 ppLeg. Wilno. Żołnierz jest bardzo ucieszony, że po 10 latach spotyka mnie jako oficera, bo w 6 ppLeg. byłem podoficerem. Nie miałem czasu na dłuższą pogawędkę i zameldowałem się u dowódcy pułku, który kazał mi jechać do m. Olszewnica do Baonu Morskiego i wziąć so-bie ludzi na uzupełnienie kompanii. Jednocześnie dowódca pułku wyraził się: „Ależ Pan stracił dużo ludzi”. W słowach tych wyczułem pogardę, toteż nic nie powiedziałem, ale pomyślałem: Czy ty wiesz bałwanie, na kim spoczywa cały ciężar walki w m. Jabłoń? Ty wiesz, że nacierał

89 Dowódcą 13 DPZmot był gen. Otto, gen. Walter von Reichenau dowodził w kampanii wrześniowej 10 Armią.

Page 67: „Polesie”, b.m., [przed

116

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

batalion, ale tylko w pierwszej fazie, a od godz. 12.00 do 20.00 walczyła tylko moja kompania i nikt się mną nie interesował. Tak myśląc, wyszedłem, wsiadłem na konia i pojechałem po lu-dzi. Dowódca Baonu Morskiego skierował mnie do kpt. Czekalskiego90, którego odnalazłem i w rozmowie dowiedziałem się, że jest starszym bratem Władka Czekalskiego, z którym miesz-kałem przez 3 lata w szkole oficerskiej. Pierwszą czynnością, którą musiałem wykonać, było łyk-nięcie kieliszka wódki, zjedzenie jajecznicy, a dopiero wybranie sobie ludzi. Na podwórku była zrobiona zbiórka całego jego wojska (więcej, kompania), z którego wybrałem sobie zdrowych ludzi, sformowałem w czwórki i pomaszerowałem do swych kwater. Po południu zarządziłem zbiórkę całej kompanii, przeorganizowałem i uzupełniłem braki. Podczas organizacji kompanii obserwowaliśmy walkę samolotów. Jeden samolot niemiecki i 2 sowieckie. Wynik walki był do przewidzenia i samolot niemiecki spadł w płomieniach na ziemię. Żołnierze już wiedzą o kapi-tulacji Warszawy i Modlina, którym szliśmy na odsiecz. Chcąc dalej walczyć, trzeba mieć amu-nicję, której nam brak, a którą możemy zdobyć tylko w Dęblinie. Rozpoznanie na naszą korzyść prowadzi por. [Edmund] Piorunkiewicz91 na swoim RWD. Wieczorem przyszedł rozkaz do od-marszu. Ja maszeruję z kompanią w straży przedniej, ale nie mam mapy – tylko otrzymuję miej-scowości, przez które mam maszerować, więc zapisuję sobie i biorę tutejszego mieszkańca jako przewodnika, bo zmierzch zapada, a marsz odbywa się bocznymi drogami. Na tle nieba przela-tują ogniste smugi wybuchów artylerii i odczuwa się dudnienie ziemi. Kompanię prowadzi por. Rusecki, a ja z przewodnikiem i szperaczami na czole. Przechodzimy przez m. Oszczepalin B, w której sterczą kominy i bielą się szkielety zbombardowanych chałup. Dochodzimy za wsią do traktu, na którym ciągną tabory i wojsko. Celem marszu naszej dywizji jest uchwycenie lasów Hordzieżka i zamknięcie dróg z m. Łuków–Żelechów– Dęblin. Maszerujemy całą noc.

3 X 1939 r. O świcie batalion osiągnął nakazane lasy i został skierowany na wschodni wylot m. Wola Gułowska. Gdy maszerowaliśmy przez Wolę Gułowską, było jeszcze ciem-no, a po przejściu wsi zaczęło lekko świtać. Przy mnie ze szperaczami maszeruje dowód-ca baonu. Droga po wyjściu ze wsi opada w dolinę, w której widać zarys lasu, a z niego dochodzą jakieś głosy. Przystajemy i słuchamy. Rozmowa toczy się w języku niemieckim, więc zawracamy i maszerujemy na północ wsi do lasu i na lizjerze zajmujemy stanowiska ogniowe. Pada deszcz. Zaczyna świtać i mamy już wgląd na dalsze przedpole. Mjr Bandoła otrzymał rozkaz dowodzić II baonem i sam. baonem 79 pp. Kpt. Pawłowski dowodzi I ba-onem i swoją kompanią, którą ma w odwodzie. W lewo od naszego baonu znajduje się sam. baon 79 pp, a II baon w lesie, jako odwód. Patrole niemieckie podchodzą pod stanowiska sam. baonu 79 pp i rozpoczyna się wymiana strzałów. Ta sytuacja trwa aż do wieczora, bez żadnych poważniejszych strat, a wieczorem nadszedł rozkaz zejścia ze stanowisk. Zadanie dywizji: 83 pp na północny wschód m. Okrzeja z jedną kompanią w m. Wola Okrzejska ma nawiązać łączność z brygadą kawalerii Kmicica w m. Radoryż Kościelny, z którego rozpoznaje na m. Łuków i Żelechów, a na południe od wsi Hordzieżka obsadza południo-wy skraj lasu i ubezpiecza od zachodu w rejonie gajówki Ofiara. 84 pp w odwodzie dywi-zji, z tym, że jeden baon w m. Hordzieżka, a drugi przy leśniczówce na południe od wsi. Samodzielny baon 79 pp ubezpiecza dywizję od wschodu przy drodze Gułów–Hordzieżka.

90 Z przytoczonego sprawozdania tego samego autora wynika, że chodzi o kpt. Piotra Czekalskiego, dowódcę kompanii w ba-talionie morskim.91 Patrz – jego relacja w części 2 wydawnictwa.

Page 68: „Polesie”, b.m., [przed

117

Relac je: Józef Kucha rcz yk

Dowódca dywizji w m. Hordzieżka wraz z oddziałami dyspozycyjnymi. Dowódca SGO „Pole sie” w leśniczówce przy 84 pp, a w ostatnim momencie w m. Krzywda. KD rozpoznaje na Dęblin z Woli Okrzejskiej. Zwiad dywizji prowadzi rozpoznanie z przedpola 82 pp przez Lipiny–Budziska–Krzówkę–Charlejów. Wiadomości o Dywizji „Brzoza”, która przeprawi-ła się po moście pontonowym przez Tyśmienicę pod Tchórzewkiem, są takie, że uderzyła na oddziały 13 dywizji zmotoryzowanej pod Kockiem, Serokomlą. Brygada kawalerii gen. Podhorskiego uderza teraz od zachodu i północy na 13 dywizję zmotoryzowaną, przebi-ja się przez nią i maszeruje na Adamów. Niemcy w tej walce ponieśli duże straty. W takiej sytuacji 82 pp przechodzi na nowe stanowiska. Ja po zebraniu kompanii czekam na baon, maszeruję przez Wolę Gułowską na oznaczone miejsce zbiórki w lesie. Pada deszcz. Błoto po kostki. Na drodze we [wsi] wzmożony ruch kawalerii, tak że ledwo bokami przeciskam się z kompanią. W Woli Gułowskiej zamówiłem wypiek chleba, po który mam wysłać wóz na dzień następny, jeżeli będzie to możliwe. Wreszcie przeszliśmy długą wieś i weszliśmy do lasu. Zaraz na wstępie koło gajówki Ofiara napotkaliśmy zawałę leśną i ledwo swój ta-bor przeprowadziłem polem, a następnie lasem pomiędzy drzewami. W dalszym marszu spotkałem przy ognisku tuż po drodze dowódcę baonu ze swym sztabem, który czeka na ściągnięcie się baonu. Moja kompania jest jako pierwsza, więc odpoczywamy w lesie i paląc ogniska, suszymy mokre ubrania. Po kilku godzinach nadeszły 1 i 2 kompania (szkice duży i mały nr 24). Przy ognisku dowódcy baonu spotkałem płatnika z naszego pułku, który był nad Wartą, a z nim dwóch podoficerów, którzy opowiadali o działaniach naszej dywizji.

(szkic nr 23)Teraz wiadomości z naszego terenu walk. KD wycofała się z przedpola Woli Gułowskiej

i Lipin (ta kawaleria, która nocą szła przez wieś). Rozpoznanie niemieckie podeszło pod Wolę Okrzej ską, lecz nasza KD odrzuca je. Rozpoznanie to nadeszło z kierunku Dęblina, a zepchnięte przez naszą KD, natknęło się na brygadę kawalerii Podhorskiego i zostało całkowicie zlikwido-wane. Na skutek tego 82 pp otrzymał następujące zadanie: nawiązać łączność z KD, współpra-cować z brygadą kawalerii gen. Podhorskiego. Do 82 pp został przydzielony baon 84 pp (z od-wodu dywizji). Zadanie zasadnicze 82 pp to utrzymanie południowego skraju lasu (st. Krzywda) i osłaniać wycofanie się brygady kawalerii gen. Podhorskiego w razie ewentualnego naporu nie-mieckiego. Z 3 na 4 X 1939 r. 82 pp maszeruje do wyznaczonego rejonu i obsadza lizjerę leśną.

4 X 1939 r. Gen. Kleeberg był u dowódcy dywizji płk. Eplera i podał mu ogólne położe-nie. Przed brygadą kawalerii gen. Kmicica znajdują się oddziały 29 dywizji zmotoryzowanej niemieckiej, które nadciągnęły z kierunku Warszawy. Na skrzyżowaniu szos pod Rykami Niemcy organizują obronę. 13 dywizja zmotoryzowana niemiecka poniosła wielkie straty i może uda się ją zlikwidować. Zamiarem gen. Kleeberga było uderzenie na dywizję zmoto-ryzowaną niemiecką, która była już w worku, dążyła teraz za wszelką cenę przebić się przez Adamów–Krzywda do 29 dywizji zmotoryzowanej niemieckiej. Wobec tej sytuacji Dywizja „Kobryń” w dniu 4 X 1939 r. uderzy przez Lipiny–Wolę Gułowską–Serokomlę.

W tym dniu na odcinku 82 pp był spokój, żołnierze kopali rowy strzeleckie i wypoczy-wali, bo pogoda była piękna. Niedaleko od naszych stanowisk przebiegał tor kolejowy, na którym stały zbombardowane wagony. Kilka wagonów stało lekko uszkodzonych bomba-mi lotniczymi. Na torze, gdzie były zbombardowane wagony, były olbrzymie leje. Na na-szym skraju lasu, oddalonym od toru 400–500 m, leżały koła z osiami, drobne części wago-nów i karabiny z wygiętymi lufami. Wykorzystałem piękną pogodę i spokój na przedpolu

Page 69: „Polesie”, b.m., [przed

118

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

na spisanie ewidencji kompanii, wydanie chleba z zamówionego wczoraj wypieku w Woli Gułowskiej i wypłacenie żołdu. W lewo ode mnie sąsiadował II baon kpt. Samoszuka, a za mną w odwodzie Baon Morski. Po południu nawiązał ze mną łączność ppor. [Jan] Mansfeld z 83 pp (którego poznałem w Kobryniu, gdy zgłosiłem się w dywizji po instrukcje jako kwa-termistrz pułku, a następnie całą niewolę mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu). Do kom-panii przydzielił mi dowódca baonu st. sierż. [Antoniego] Gajewskiego i kpr. [Bronisława] Żamojdę, którzy przybyli z pułku znad Warty92. St. sierż. Gajewskiemu dałem funkcję szefa kompanii, a kpr. Żamojdzie funkcję dowódcy sekcji granatników. Wieczorem otrzymałem rozkaz opuszczenia stanowisk i maszerowania do gajówki Ofiara. Zaczął padać deszcz, na drodze straszne błoto, a w dodatku przenikliwe zimno. Drogą ledwo można się przecisnąć, bo oddziały maszerują w dwóch przeciwnych kierunkach. Artyleria grzmi bez przerwy. Po długiej męczarni dobrnęliśmy do gajówki Ofiara. Otrzymałem rozkaz zatrzymać kompa-nię w lesie i czekać na dalsze rozkazy. W lesie sypie się grad szrapneli i odłamków artyle-ryjskich, gałęzie spadają i trzask łamiącego się drzewa. Nasza artyleria strzela z lasu na pół-nocy zachód gajówki Ofiara. Od strony m. Lipiny przywożą na koniach rannych ułanów, których układają na podłodze w gajówce, lekarz dokonuje pierwszych zabiegów i odsyła się ich wozami do tyłu. Po północy rannych kieruję do tyłu, a w gajówce zasiada sztab dy-wizji. Położyłem się na słomie, na której widać ślady krwi po rannych ułanach, i drzemię sobie – czekałem na dalsze rozkazy. Słyszę, że o świcie 82 pp ma zająć podstawę wyjścio-wą do natarcia, luzując brygadę kawalerii gen. Podhorskiego, o godz. 8.00 wykonać natar-cie. Przez całą noc trwała walka, podczas której brygada kawalerii gen. Podhorskiego pod naporem Niemców utraciła Wolę Gułowską i broni się teraz w Lipinach. Batalion 84 pp przydzielony do 82 pp jest w akcji i odrzucił Niemców aż do klasztoru. Niemcy obsadzili Wolę Gułowską z klasztorem włącznie, Konorzatkę i Czarną. Nasz wieczorny ruch powstał na skutek powziętego nowego planu. Dywizja „Kobryń” musiała przejść do rejonu gajów-ki Ofiara bez 84 pp, który był związany walką z Niemcami. KD była na rozpoznaniu Ryki –Dęblin. I/83 pp + płk [Edward] Milewski93 z kawalerią na północ w lasach m. Niedźwiedź do oskrzydlenia npla. Dowódca dywizji przeniósł swoje m.p. do gajówki Ofiara, a punkt opatrunkowy znajdował się w leśniczówce na południe od wsi Hordzieżka. O godz. 20.00 odbyła się odprawa dowódców u gen. Kleeberga na stacji kolejowej Krzywda.

Wyciąg z rozkazuPołożenie ogólne, własne i nieprzyjaciela niezmienione. Niemcy znajdują się swym gros

(13 DP) w Serokomli, a swymi osłonowymi elementami obsadzają Józefów, Konorzatkę, lasy na wschód od Helenowa, wschodnią część Woli Gułowskiej. Główny nacisk oddziałów ich da się wyczuć w kierunku na Adamów, poza tym odrzucili oddziały gen. Podhorskiego na zachód, zajmując pod wieczór wschodnią część Woli Gułowskiej. Ustalono 4 pułki piechoty 13 dywizji zmotoryzowanej znacznie osłabione i silnie reagujące na ogień i jak zwykle na szturm na ba-gnety. Artyleria w sile dwu dywizjonów o kalibrze 100 mm strzela bardzo, ale bez większych

92 Chodzi o podoficerów pierwszego rzutu pułku, który walczył w składzie Armii „Łódź”, a następnie wraz z całą 30 DP bronił Modlina. Część pododdziałów, a nawet pojedynczych żołnierzy z jednostek 30 DP, po utracie łączności ze swoimi jednostkami pod walkach pod Przyłękiem (9 IX 1939 r.), kierowała się do garnizonów, a następnie dołączyła do SGO „Polesie”.93 Dowódca brygady kawalerii „Edward” w składzie Dywizji Kawalerii „Zaza”.

Page 70: „Polesie”, b.m., [przed

119

Relac je: Józef Kucha rcz yk

sukcesów. Broń pancerna po południu już nie działała, po zniszczeniu kilku wozów pancer-nych w przedpołudniowej walce. Zdaje się, że ten rodzaj broni u nich się wykończył. Ogółem od 1 X straciła 13 dywizja zmotoryzowana około 100 czołgów i samochodów pancernych. Nacisk 29 dywizji zmotoryzowanej nie był bardzo silny. Prawdopodobnie gen. Kmicic walczył z silnym rozpoznaniem tej dywizji, które odrzucił i zniszczył mu kilka wozów pancernych. Zgrupowanie Ryki ma, wydaje się, zadanie wyraźnie obronne i poza wysłaniem słabego rozpoznania na Wolę Okrzejską nie dało żadnego znaku życia. W Dęblinie znajduje się dowództwo armii gen. Reichenaua. Według niesprawdzonych wiadomości wywiadowczych miało ono dojść dzisiaj szosą na Puławy. To samo źródło podaje przyspieszoną ewakuację materiałów ze Stawów94.

Oddziały własneDywizja „Brzoza” obsadza Adamów i Wojcieszków. Dywizja walczyła cały dzień

z 13 dywizją zmotoryzowaną i miała poważne straty krwawe. Dywizja „Kobryń” nawiąza-ła styczność z 13 dywizją zmotoryzowaną w rejonie Konorzatki i Woli Gułowskiej, dywizja gen. Podhorskiego po przejściu przez 13 dywizję zmotoryzowaną uderzyła na nią od zacho-du i jest obecnie spychana przez nią na Lipiny, brygada gen. Kmicica walczy z oddziałami 29 niemieckiej dywizji zmotoryzowanej, miała też poważne straty.

Zamiarem w dniu 4 X [było] wyzyskać rozdział sił nieprzyjacielskich i zniszczyć 13 nie-miecką dywizję zmotoryzowaną, osłaniając się przed 29 dywizją i zgrupowaniem Ryki. Liczę, że pojawienie się 29 dywizji nie wpłynie jeszcze w tym dniu decydująco na przebieg działania. Po zlikwidowaniu 13 dywizji zamierzam zwrócić się – zależnie od rozwoju akcji – przeciw 29 dywizji lub zgrupowaniu Ryki.

Zadanie zlikwidowania 13 dywizji powierzam Dywizji „Kobryń”, która wzmocniona jedną brygadą kawalerii z dywizji gen. Podhorskiego uderzy silnym południowym skrzy-dłem przez Wolę Gułowską na Serokomlę i odrzuci npla na Dywizję „Brzoza”. Północna gra-nica natarcia: rzeczka bez nazwy przepływająca przez Wolę Gułowską–Czarną–Serokomlę.

Dywizja gen. Podhorskiego po wydzieleniu brygady dla Dywizji „Kobryń” osłoni na-tarcie Dywizji „Kobryń”, utrzymując obronnie wschodnie i południowe wyloty lasu Hordzieżka oraz wejście do tegoż lasu z kierunku Ryki.

Dywizja „Brzoza” współdziała z Dywizją „Kobryń” przez utrzymanie Adamowa, a co najmniej lasów między Adamowem a Krzywdą, a następnie uderzy od północy na 13 dywi-zję w porozumieniu z dowódcą Dywizji „Kobryń”. Dywizja wydzieli silny odwód w rejonie na północ od Adamowa.

Brygada gen. Kmicica ma utrzymać przeprawę przez stawy i rzekę Bystrzycę pod Radoryżem i osłonić przez to działanie grupy przed interwencją 29 niemieckiej dywizji. Przewiduję możli-wość wzmocnienia brygady w razie potrzeby przez oddziały Dywizji „Brzoza”.

Zarządzenia specjalne. Natarcie Dywizji „Kobryń” ma zachować pełne cechy zaskocze-nia. Dla związania nieprzyjaciela, o ile on sam nie natrze, na co wskazywałoby jego położe-nie i dotychczasowy sposób prowadzenia walki, wykonując o świcie natarcie na Konorzankę – dywizja gen. Podhorskiego, na Józefów – Dywizja „Brzoza”. Dywizja „Kobryń” ude-rzy dopiero po rozpoczęciu się akcji obu tamtych dywizji. Początek natarcia dywizji gen. Podhorskiego i Dywizji „Brzoza” godz. 6.00 rano.

94 Chodzi o zapasy broni i amunicji zdobyte przez Niemców w Głównej Składnicy Uzbrojenia Nr 2 Dęblin-Stawy.

Page 71: „Polesie”, b.m., [przed

120

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

5 X 1939 r. Na podstawie rozkazu dowódcy SGO „Polesie” 82 pp zajmuje o świcie pod-stawę wyjściową do natarcia: I baon okrakiem na rzece przy majątku Lipiny, w prawo II ba-on, w lewo we wsi batalion 84 pp i za I baonem – Baon Morski jako odwód. I baon zajmu-je podstawę o godz. 8.00 rano. Moja kompania (trzecia) o godz. 7.30, którą prowadziłem drużynami w odległości 300 metrów. Ja idę jako pierwszy, a por. Rusecki wypuszcza dru-żyny z lasu i maszeruje z ostatnią drużyną. Dojście do podstawy było dobre, ponieważ by-ła mgła, droga do połowy była osłonięta wzniesieniem 171 i 172, a od połowy przesłania-ła wieś [szkic nr 25]. Na dziedzińcu majątku spotkałem gen. Podhorskiego, który czekał na zluzowanie jego dywizji przez naszą Dywizję „Kobryń”. Drużyny zajmują stanowiska w opłotkach majątku przy drodze z Lipin do folwarku Lipiny. Na przedpolu robi się co-raz lepsza widoczność. Sprawdzając stanowiska na prawym skrzydle kompanii, spotkałem por. Goldmana z kompanią z II baonu, który poczęstował mnie szklanką gorącej herbaty. Herbata po nieprzespanej nocy orzeźwiła mnie. W miarę widoczności zaczynam oriento-wać się w terenie i widzę rzeczułkę, wzdłuż której mam nacierać.

(szkic nr 25)Ugrupowanie I baonu: moja kompania (trzecia) ma nacierać okrakiem wzdłuż rzeczułki i opa-

nować Budziska jako pierwszy przedmiot natarcia. 2 kompania por. Olszaka ma nacierać wzdłuż wsi Turzystwo–Wola Gułowska, a za nią kompania pierwsza kpt. Pawłowskiego jako odwód.

O godzinie 8.00 rusza natarcie przy wsparciu naszej artylerii. Artyleria niemiecka kładzie na nas silny ogień, a piechota ogień ckm z lasów z prawej strony z m. Zarzecze i z klasztoru. Natarcie idzie naprzód na razie bez strat. Na wysokości ostatniego zabudowania Helenówek i klasztor, natarcie zostaje przygwożdżone zaporą artylerii. Jestem ostrzeliwany z broni ma-szynowej i kb strzelców wyborowych, którzy polują na dowódców. Robię skok pod drzewo, przy którym stoi ceber. Ogień jest koło mnie, a ceber rozsypuje się w kawałki. Wykonuję dru-gi skok do drzewa z workiem i sieczkarką. Ogień znowu mnie nęka, ale czuję się bezpiecz-nie za workiem z żytem i grubą jabłonią. Z sieczkarki odpadają tryby i nieprzyjemny szczęk pocisków. Badam źródło ognia, bo na przedpolu nie widzę npla, choć nareszcie domyślam się, że to na pewno z lasku oznaczonego nr 5. Daję rozkaz do dwóch ckm-ów, które są przy ostatnim zabudowaniu, aby przejechały się po koronach drzew lasku nr 5. Moje ckm-y zaczę-ły grać, a ja obserwuję przez lornetkę, bo już npl przestał strzelać i zauważyłem, jak spadło dwóch strzelców z drzew. Ogień z drzew nie jest tak skuteczny jak z ziemi, bo żołnierz padnie tylko wtedy, jak jest trafiony, a kula leci tylko do tego miejsca, gdzie był wycelowany karabin. Ogień z ziemi rani na całej swej przestrzeni i jeżeli nie trafi tego, do którego się celowało, to może na dalszej przestrzeni kogoś dosięgnąć. Rozglądam się teraz w terenie, gdzie by zrobić skok i przeskoczyć zaporę artylerii, która posuwa się od klasztoru na mój kierunek. Widzę wnęk, do którego wykonuję skok z 30 metrów, prawdopodobnie był on wykopany wczoraj przez ułanów. Zapora trwała prawie godzinę i przerolowała się cztery razy po kompanii. Nie było mowy o wytknięciu głowy, więc położyłem się na wznak, łopatkę położyłem na twarzy, modliłem się i czekałem, który to pocisk rozerwie mnie w tym wnęku. Pociski padały gęsto i dość blisko ode mnie, bo 1 metr. Przykre uczucie leżeć we wnęku, słuchać świstu przelatują-cych pocisków i padających tuż-tuż oraz być obsypywanym piaskiem i ogrzewanym ciepłym powietrzem eksplodującego materiału wybuchowego. Łopatką świadomie się osłoniłem, żeby nie raziły twarzy drobne odłamki, lepiej niech szarpią inne części ciała lub od razu uśmier-cą, żeby człowiek nie cierpiał, względnie był kaleką. Ta zapora wydawała się wiecznością,

Page 72: „Polesie”, b.m., [przed

121

Relac je: Józef Kucha rcz yk

a śmierć nie nadchodziła, chociaż spodziewałem się jej w każdym blisko padającym pocisku. Raz tylko udało mi się ogarnąć okiem przedpole walki, lecz prócz ściany dymu nic nie widzia-łem, nawet swoich ludzi. Nareszcie artyleria zaczyna słabnąć, pociski coraz rzadziej padają i zapanowała chwilowo cisza jak w kościele. W tej ciszy nie słyszałem jęku rannych i zdawa-ło mi się, że wszyscy zginęli, tylko ja jeden ocalałem, bo żyję, myślę i poruszam się w swym wnęku. Po kilkunastu sekundach zauważyłem, że w terenie zaczęły wychodzić głowy, obra-cały się i na pewno już nie myślały tak jak ja, bo ich było pełno. Jak stwierdziłem, to z całej kompanii został tylko jeden strzelec zabity i 4 rannych. Śmierć owego strzelca była dziwna, bo został trafiony pociskiem artylerii w sam kręgosłup, kula przeszła przez niego, rozerwała się pod nim i siła gazów podniosła ciało do góry i w pozycji jak na czworakach zastygł, a pod nim w dołku leżały wnętrzności. Korzystam z ciszy przedpola i wydaję rozkaz do skoku naprzód, opanowując lasek nr 5. Zaczęły padać pojedyncze strzały, na które żołnierze nie reagowali i szli tak jak na manewrach – jak gdyby to były ślepe strzały. Na przedpolu kompanii leżało sporo trupów niemieckich. Byli to młodzi ludzie, ok. 18 do 22 lat, wzrostu wysokiego, czuć od nich alkohol i każdy z nich miał trafienie w czoło przez hełm. Żołnierz nasz zdał egzamin z celności strzałów i wierzył w swój karabin, poza którym miał wsparcie ckm-ów i trochę naszej artylerii. Jednym słowem, żołnierz był zdany na własne siły, toteż dbał o swą broń, bo w niej widział własną obronę. Jestem w lasku nr 4, a przy mnie dowódca baonu i por. [Marian] Kamiński z moździerzami. Niemcy wymacali nas artylerią. Pada pocisk, a odłamki ranią por. [rez. Kazimierza] Żaka z kompanii ckm. Wszyscy uciekli do lasku, prawdopodobnie nr 2, a ja wysunąłem się w kierunku lasku nr 5. W drodze łapie mnie seria ckm, prawdopodobnie z wieży klasztornej, toteż tak szybko wgryzłem się w ziemię, że tego cudu w tak rekordowym czasie podczas pokoju nie wykonałbym. Na ćwiczeniach żołnierz kopał wnęk 8–10 minut, a ja na pewno w ciągu 1–2 minut. Seria zamilkła, ale poleżałem sobie dobre 10 minut, bo i zmę-czony byłem, i nie chciałem znowu ściągać na siebie ognia. Po 10 minutach byłem w lasku nr 5. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że na lewym skrzydle ktoś podał po linii: „Wycofać się” i rozkaz ten jak błyskawica przeniósł się na prawe skrzydło.

Pierwsza zaczęła wycofywać się kompania druga por. Olszaka, który został ranny i od-niesiony do tyłu, a za nią moja. Skoczyłem biegiem do lasku nr 3 i z karabinem wycelowanym do żołnierzy wydawałem rozkazy do zatrzymania się. W tym trakcie widziałem, jak z tyłu poza laskiem nr 3 szedł kpt. Pawłowski z gońcem od zabudowań Helenówek do m. Helenów. Miałem ciężką sprawę z powstrzymaniem wojska, ale połowa 2 kompanii odpłynęła, a mo-ja pozostała cała. Teraz dowodziłem dwiema kompaniami. Wysłałem gońca do dowódcy baonu z zapytaniem, kto wydał rozkaz do wycofania się, ale dowódcy baonu nie można by-ło znaleźć. Przypuszczam, że żołnierze widzieli rejteradę dowódcy baonu ze sztabem i por. Kamińskiego z moździerzami, to więc któryś podał po linii: „Wycofać się”. Wojsko, któ-re zatrzymałem, pchnąłem na wschodni skraj lasku nr 3, dałem rozkaz do zajęcia stano-wisk, a do lasku nr 5 wysłałem dwa ubezpieczenia. Teraz obrazek z kpt. Pawłowskim, który szedł w odwodzie za por. Olszakiem, podczas zapory artyleryjskiej zgubił gdzieś kompanię we wsi (jeden z oficerów młodszych opowiadał mi, że do wieczora kompania pierwsza była w rejonie cmentarza m. Turzystwo B) i przeszedł na prawe skrzydło baonu do m. Helenów. W m. Helenów natknął się na kompanię por. Goldmana, któremu chciał odebrać dowódz-two i dowodzić kompanią. Por. Goldman ostro się postawił, oświadczając, że on jest dowód-cą kompanii, on ma łączność z dowódcą baonu i kompanii nie odda.

Page 73: „Polesie”, b.m., [przed

122

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

Nadchodziła noc, żołnierze na linii pokopali sobie doły, nakryli się kocami, bo było dość zimno, i pochrapywali. Od chwili, gdy zatrzymałem wojsko, gdy wycofywało się na całej linii, był spokój i to nas dziwiło. Niemcy nie strzelali, więc i my nie strzelaliśmy. Nie nacierałem, bo nie miałem łączności z dowódcą baonu i to wszystko było dla mnie jakieś podejrzane. Por. Rusecki poszedł do m. Lipiny, odnalazł tabor, ściągnął go do lasku nr 6, zjadł sobie chleba ze smalcem, zabrał koc z wozu i powrócił. Od niego dowiedziałem się, że w lasku nr 7 jest mjr Bandoła i kpt. Samoszuk oraz że w lasku nr 6 jest nasz tabor. Teraz por. Rusecki pozostał na linii, zabrał się do kopania dołu na nas dwóch, a ja głodny posze-dłem najpierw do taboru, odnalazłem swój wóz, najadłem się, wziąłem koc i poszedłem do lasku nr 7. Było ciemno i nikt mnie nie zauważył. Słyszę głos kpt. Pawłowskiego, jak się skarży przed mjr. Bandołą na por. Goldmana, że tamten nie wykonał rozkazu kapitana. Mjr Bandoła mówi mu: „A co ty chciałeś od jego kompanii, przecież masz swoją”. „Tak, ale tam było moich kilku strzelców, ja jako najstarszy musiałem objąć dowództwo. Pomyślałem sobie – miałeś gońca, a kompanię w przeciwnej stronie”. Dalszą rozmowę przerwał dzwo-nek telefonu. Muszę zaznaczyć, że siedząc koło sztabu I i II baonu, miałem wrażenie, że jestem w gorzelni – tak jechało od nich spirytusem, w który zaopatrzyli się w Suchowoli. Kpt. Samoszuk otrzymał telefoniczny rozkaz, aby w całej linii przerwać ogień, wypatrywać rakiety dziewięciogwiaździstej, a gdy ją zauważy się, wystawić na linii białe płachty jako oznakę kapitulacji. Rano o godz. 7.00 zbiórka pułku w m. Lipiny, gdzie wojsko zje śniada-nie, otrzyma żołd i będzie czekało na dalsze rozkazy. Po otrzymaniu tego rozkazu wysłano gońców przez dowódców kompanii na odprawę. Zgłosiłem się zaraz u mjr. Bandoły, mó-wię, że wszystko słyszałem i nie potrzebuję być na odprawie, tylko pójdę do kompanii wy-dać zarządzenia. Najpierw podzieliłem się przykrą wiadomością z por. Ruseckim, który już wykopał dół, naniósł naci kartoflanej i ułożył się do spania, a następnie przygotowaliśmy tyczki z onucami i chusteczkami, aby zatknąć na linii. Po tej czynności ściągnąłem jeszcze ubezpieczenia lasku nr 5 i położyłem się spać. O godzinie 4.00 przebudziłem się z zimna i mowy już nie było o spaniu.

Teraz trochę o innych działaniach. Niemcy o godz. 8.00 rano rozpoczęli natarcie na dwóch kierunkach: na Adamów i na lasy Hordzieżka. „Brzoza” traci Adamów. Zabrano sporo jeńców. 84 pp (baon kpt. [Seweryna] Kozyry) zdobywa klasztor, 79 pp (samodziel-ny baon) naciera od północy na Wolę Gułowską, ginie dowódca baonu mjr Bartula. Kpt. Kozyra w natarciu na klasztor stracił 5 oficerów. Charlejów zajęty przez nas i jesteśmy już na tyłach niemieckich. O godz. 16.00 pod silnym ogniem npla 82 i 84 pp wycofują się na wysokość klasztoru. Samolot niemiecki rzuca ulotki.

„Uznajemy Wasze męstwo i miłość Ojczyzny. Zaprzestańcie jednak walki. Jesteście sa-mi. Niemcy szanują swoich jeńców i zapewniają Wam rycerskie traktowanie w niewoli”.

Podobno gen. Kleeberg dzwonił do wyższych dowódców, zawiadamiając ich o kapitu-lacji i złożeniu broni. Dywizja „Kobryń” nie chciała złożyć broni, dywizja Podhorskiego też nie. O godz. 20.00 została wyznaczona odprawa wyższych dowódców w m. Hordzieżka. Na odprawie tej byli: gen. [Franciszek] Kleeberg, gen. Młot-Fijałkowski (bez przydziału), płk dypl. [Mikołaj] Łapicki, szef sztabu grupy, mjr dypl. [Tadeusz] Grzeszkiewicz, oficer opera-cyjny grupy i dowódcy dywizji. Kapitulację uzasadniano brakiem amunicji, wielką stratą ludzi (60%). W Lipinach na odprawie u dowódcy dywizji zapadła decyzja dowódców puł-ków o kapitulacji. Dywizja „Kobryń” ma złożyć broń w m. Czarna.

Page 74: „Polesie”, b.m., [przed

123

Relac je: Józef Kucha rcz yk

6 X 1939 r. O godz. 6.00 zebrałem swe wojsko ze stanowisk, pomaszerowałem do lasku nr 6, gdzie był tabor, przedstawiłem całą naszą sytuację, kazałem wykopać dół, zawinąć w płach-ty namiotowe ckm-y, rkm-y i granatniki i zakopać. Po rozwidnieniu wysłałem podchorążego z drużyną na nasze stanowiska, aby przejrzał teren, czy są zabici nasi lub Niemcy, złożył zabi-tych na wóz i odwiózł do lasku nr 7, gdzie dowódca baonu miał wykopać duży dół i wszystkich zabitych pochować. Na moim odcinku był zabity jeden nasz strzelec i 8 niemieckich. Gdy ko-pano dół do zakopania broni, szedłem w las, gorzko zapłakałem nad losem, nie mogłem pogo-dzić się z tym, że mam złożyć broń i pójść do niewoli, toteż odbezpieczyłem granat, wyjąłem zawleczkę i położyłem się na nim, aby zakończyć sobie życie. Przez głowę przelatywały prze-błyski, że może jednak po złożeniu broni uda się nawiać i pójść do Rumunii. Ta myśl postawi-ła mnie na nogi, podniosła na duchu, wsadziłem przetyczkę do granatu i granat włożyłem do rozłożystego jałowca. O godz. 7.30 zebrałem kompanię z taborem i pomaszerowałem do m. Lipiny, zastałem kuchnię por. Kamińskiego, z której kompania pobrała kawę i jadła śniadanie. Ja z oficerami udaliśmy się do dowództwa pułku pobrać gażę i żołd. W dowództwie dostałem rozkaz o kapitulacji, który zaraz po powrocie do kompanii odczytałem przed frontem.

Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”L.dz. 118M.p. dnia 5 X 1939 r.

ŻOŁNIERZE!

Z dalekiego Polesia, znad Narwi z oddziałów, które się oparły demoralizacji, zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca. Chciałem iść wpierw na południe, gdy to się stało niemożliwem, nieść pomoc Warszawie. Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliście nadziei i walczyliście dalej. Najpierw z bolszewikami, następnie w trzydniowej bitwie pod Serokomlą z Niemcami. Wykazaliście hart i odwagę w masie zwątpień i docho-waliście wierności Ojczyźnie do końca.

Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie ro-kuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może.

Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięż-szej chwili – każę zaprzestać walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremno.

Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będzie potrzeba.Jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie!Powyższy rozkaz przeczytać przed frontem wszystkich oddziałów.

Dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” /-/ Kleeberg gen. bryg.

Po odczytaniu rozkazu zauważyłem wielkie wzruszenie u żołnierzy, jedni byli smutni, drudzy mieli łzy w oczach, a jeszcze inni płakali. Zaraz przystąpiłem do wypłacania żołdu. Kompania usiadła na trawie, podchorąży wpisywał nazwiska podchodzących strzelców, każdy otrzymał 100 złotych i musiał podpisać się na liście. Po wypłaceniu żołdu podsumo-wałem listę i odniosłem ją do płatnika, rozliczając się z pobranych pieniędzy. Tutaj dowie-

Page 75: „Polesie”, b.m., [przed

124

SGO „POleSie” w dOkumentach i wSPOmnieniach

działem się, że 13 dywizją zmotoryzowaną niemiecką z Wrocławia dowodził gen. [Paul] Otto. W skład tej dywizji wchodziły pułki 43, 44 i 4595. W walce straciła ta dywizja 3 do-wódców baonów, jednego dowódcę dyonu, 30% krwawych strat i 50% zniszczonego sprzę-tu96. Ledwie zdążyłem dojść do kompanii, która stała gotowa do odmarszu, a tu zjawił się dowódca pułku na koniu i przynagla pozostałe kompanie do pośpiechu, które nie dokoń-czyły śniadania lub nie otrzymały żołdu. W kilku słowach mówił do żołnierzy: „Idziemy teraz złożyć broń. Kompanie maszerują pod dowództwem dowódców kompanii. Nie wolno opuszczać szeregów, bo Niemcy zapowiedzieli, że do małych grupek, które będą same szły, będą strzelać. Kolejność marszu: I, II i Baon Morski. Maszerować!”. Maszerujemy boczną drogą przez Helenówek na kierunek cmentarza w Woli Gułowskiej. W Woli Gułowskiej na wysokości kościoła wjechała w naszą kolumnę kawaleria, która odcięła moją i por. Kamińskiego kompanię. Przez masę kawalerii straciłem łączność z pułkiem. Przechodząc koło klasztoru, ujrzałem kilku zabitych naszych i Niemców. Niemcy są już we wsi i przyglą-dają się nam, a swoich zabitych pozakrywali plandekami. Na klasztorze nie ma ani jednej dachówki, tylko prześwieca samo rusztowanie. Zakonnik stoi przy plebanii i błogosławi maszerujące wojsko znakiem krzyża świętego. Nie wypadało nic innego zrobić, jak masze-rować z kawalerią, która za klasztorem skręciła na polną drogę w lewo do lasów. Sądziłem, że w tym kierunku pomaszeruje całe wojsko. Przed Adamowem złożyliśmy broń, a następ-nie pomaszerowaliśmy wzdłuż traktu, gdzie oddzielono oficerów od strzelców. Po godzinie oczekiwania nadjechały samochody, na które zabrano tylko oficerów, i zawieźli nas, o ile się nie mylę, do szosy pod m. Przytoczno na południe od m. Charlejów.

Na wielkiej łące po obu stronach traktu roiło się od ludzi. Po prawej stronie traktu stały tylko tabory, a po lewej konie wierzchowe i ludzie. Cała łąka była oświetlona reflektorami, aby mieć wgląd i żeby nikt się nie wysmyknął w teren. Nasze wojsko, które pozostało pod Adamowem, maszerowało pieszo i przyszło dopiero na ową łąkę po północy. Przez całą noc przyjeżdżały samochody partiami i zabierały oficerów do Dęblina. W pierwszej kolejce za-bierano oficerów z kawalerii, toteż odnalazłem swój wóz taborowy z walizką i postanowi-łem jechać nim do Dęblina – na drugi dzień. Podczas jazdy samochodem na wspomnianą łąkę por. Kamiński dowiedział się dopiero od nas, że my pobraliśmy gażę i żołd dla kom-panii, który wydaliśmy żołnierzom. Jego wojsko błogosławiło przez całą drogę, że żołdu nie otrzymali. Por. Kamiński jak zwykle dbał o siebie, poszedł wieczorem spać, a w nocy gońcy nie mogli go znaleźć i nic nie wiedział o zarządzeniach tyczących się kapitulacji. Tak się zakończyła kampania SGO „Polesie”, zamiast dojść z odsieczą Warszawie, doszliśmy do kapitulacji i niewoli.

Oryginał, rękopis; Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. (1120) II.A.21.9

95 Faktycznie 33, 66 i 99 ppzmot.96 Są to dane zawyżone. Według meldunku porannego z 5 X, straty dywizji w walkach od 1 do 4 X wyniosły: 60 zabitych (w tym 7 oficerów), 136 rannych (w tym 5 oficerów) i 128 zaginionych (wśród nich 4 oficerów). Straty w dniu 5 X – 16 pole-głych (w tym jeden oficer), 80 rannych (w tym 5 oficerów) i 3 zaginionych. Do tego dodać należy straty wymienione w meldun-ku porannym z 6 X, wynoszące 6 poległych, 26 rannych oraz 60 zaginionych podoficerów i szeregowych. Por. A. Wesołowski, Końcowe walki generała Kleeberga w świetle dziennika wojennego niemieckiej 13 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej (1–6 paź­dziernika 1939 r.) (w:) Dzieje–wojsko–społeczeństwo. Studia ofiarowane prof. dr. hab. Edwardowi Pawłowskiemu z okazji sześć­dziesiątej piątej rocznicy urodzin, Siedlce 2006, s. 218.

Page 76: „Polesie”, b.m., [przed

125

Relac je: Wacław Ru seck i

125. Por. rez. Wacław Rusecki, zastępca dowódcy I plutonu i zastępca dowódcy 3 kompanii strzeleckiej 82 pp. Relacja z udziału w SGO „Polesie”, Katowice, 25 kwietnia 1974 r.

[…]97

4. Krótki opis udziału w walkach w jednostce mob.a) Jednostka nasza, będąca w marszu na zachód, jako ubezpieczenie boczne SGO,

w m. Jabłoń otrzymała ogień km-ów oraz ukazały się czołgi npla. Podczas walki 1 kompa-nii moja 2 kompania otrzymała rozkaz uderzenia na wieś od strony południowej, po wej-ściu do wsi natknęliśmy się na npla w sile jednej kompanii, który jednocześnie wkroczył do wsi od strony północno-zachodniej. Pierwsze strzały padły od stronty npla i wówczas wywiązała się wzajemna wymiana strzałów z odległości 20–30 m. Dopiero nasze „hurra” zdetonowało npla, który w panice zaczął wycofywać się ze wsi. W pewnej chwili nadleciały samoloty, które ogniem km starały się wykurzyć nas ze wsi. Nasze wycofanie się nastąpiło dopiero w nocy o godz. 22.00 i po pewnym czasie udało nam się dotrzeć do jednostki w la-sach parczewskich.

Reasumując, zadanie było w 100 proc. wykonane. Zdobyliśmy trochę broni i jedne-go jeńca. Własne straty: 1 zabity (Strumpf98), 2 rannych (1 ranny w brzuch, drugi w rękę i w głowę). Straty npla trudno było ustalić, gdyż walka trwała w samej wsi, gdzie obserwacja była bardzo utrudniona.

b) Następnie, po dojściu w rejon walk pod Kockiem, jednostka nasza wzięła udział w natarciu na Wolę Gułowską. Nasza kompania po wyruszeniu do natarcia została ostrze-lana ogniem km-ów, po czym, nacierając dalej wzdłuż południowego skraju wsi, dotarliśmy na odległość na ok. 400 m od lasu. Wówczas [npl] przez parę minut otworzył huraganowy ogień artylerii na nasz odcinek. Po chwili przerzucił ogień na kompanię, która nacierała wzdłuż wsi, i wówczas zauważyłem, że kompania wycofuje się. W tym czasie otrzymuję rozkaz, aby przerwać dalsze posuwanie się i przegrupować się w lewo, tj. ok. 200 m na połu-dnie od dotychczasowego kierunku natarcia. Po zajęciu nowych stanowisk okopaliśmy się,

97 Pominięto pkt 1–3 zawierające dane autora.98 Prawdopodobnie poległy strzelec nazywał się Staff. Takie nazwisko podaje w swojej relacji por. Józef Kucharczyk. Widnieje ono również (bez wskazania miejsca i daty śmierci) w Księdze pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej (Pruszków 1993, s. 377).