46
1 Bitwa Warszawska 1920 – fakty i mity, dwa obrazy narodowej epopei: film Jerzego Hoffmana – 1920 Bitwa Warszawska i książka Grzegorza Nowika – Wojna światów. 1920. Bitwa Warszawska. Zapis dyskusji panelowej, jaka odbyła się w Domu Spotkań z Historią w Warszawie, 9 listopada 2011 r. (Wszystkie wypowiedzi zostały autoryzowane.) * * * Dr Anna Ziarkowska: Dobry wieczór Państwu! Witam bardzo serdecznie na spotkaniu poświęconemu Bitwie Warszawskiej 1920 roku, faktom i mitom z nią związanym, dwóm obrazom narodowej epopei – filmowi Jerzego Hoffmana 1920 Bitwa Warszawska oraz książce Pana profesora Grzegorza Nowika, którą dzisiaj Państwu prezentujemy Wojna światów. 1920. Bitwa Warszawska. Organizatorem dzisiejszego spotkania jest Dom Spotkań z Historią, Muzeum Józefa Piłsudskiego, Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń oraz Wojskowe Biuro Badań Historycznych. Witam serdecznie szanownych prelegentów: Pana płk dr Marka Tarczyńskiego, który będzie gospodarzem dzisiejszego spotkania, Pana ppłk dr Juliusza Tyma z Akademii Obrony Narodowej, Pana red. Tadeusza Górnego, Pana Konrada Paduszka z WBBH oraz Pana prof. Grzegorza Nowika z Muzeum Józefa Piłsudskiego oraz Instytutu Studiów Politycznych PAN, który był konsultantem filmu, a zarazem jest autorem książki, którą prezentujemy. Oddaję głos Panu Doktorowi Tarczyńskiemu. Dr Marek Tarczyński: Witam Państwa, myślę, że dzisiejsze nasze spotkanie będzie miało nietypowy charakter, ponieważ dyskutujemy nad dwoma ważnymi, ale zupełnie różnymi dziełami, mianowicie nad książką Grzegorza Nowika Wojna Światów. 1920. Bitwa Warszawska i jednocześnie nad filmem 1920. Bitwa Warszawska – Jerzego Hoffmana. Dzięki takiej odmienności przedmiotu dyskusji, każdy, jak sądzę, ma dla siebie jakiś odcinek do przeanalizowania, ma możliwość odniesienia czy porównania. Nawet opinia w sensie – film podobał mi się albo nie podobał – jest bardzo konkretną opinią i do wyrażenia takiej opinii ma prawo każdy, nawet ten, co nie przeczytał ani jednego artykułu o wojnie 1920 roku, bo to

Pobierz zapis dyskusji

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Pobierz zapis dyskusji

1

Bitwa Warszawska 1920 – fakty i mity, dwa obrazy narodowej epopei: film

Jerzego Hoffmana – 1920 Bitwa Warszawska i książka Grzegorza Nowika – Wojna

światów. 1920. Bitwa Warszawska. Zapis dyskusji panelowej, jaka odbyła się w

Domu Spotkań z Historią w Warszawie, 9 listopada 2011 r. (Wszystkie wypowiedzi

zostały autoryzowane.)

* * *

Dr Anna Ziarkowska: Dobry wieczór Państwu! Witam bardzo serdecznie na

spotkaniu poświęconemu Bitwie Warszawskiej 1920 roku, faktom i mitom z nią

związanym, dwóm obrazom narodowej epopei – filmowi Jerzego Hoffmana 1920

Bitwa Warszawska oraz książce Pana profesora Grzegorza Nowika, którą dzisiaj

Państwu prezentujemy Wojna światów. 1920. Bitwa Warszawska. Organizatorem

dzisiejszego spotkania jest Dom Spotkań z Historią, Muzeum Józefa Piłsudskiego,

Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń oraz

Wojskowe Biuro Badań Historycznych.

Witam serdecznie szanownych prelegentów: Pana płk dr Marka Tarczyńskiego,

który będzie gospodarzem dzisiejszego spotkania, Pana ppłk dr Juliusza Tyma z

Akademii Obrony Narodowej, Pana red. Tadeusza Górnego, Pana Konrada

Paduszka z WBBH oraz Pana prof. Grzegorza Nowika z Muzeum Józefa

Piłsudskiego oraz Instytutu Studiów Politycznych PAN, który był konsultantem

filmu, a zarazem jest autorem książki, którą prezentujemy. Oddaję głos Panu

Doktorowi Tarczyńskiemu.

Dr Marek Tarczyński: Witam Państwa, myślę, że dzisiejsze nasze spotkanie będzie

miało nietypowy charakter, ponieważ dyskutujemy nad dwoma ważnymi, ale

zupełnie różnymi dziełami, mianowicie nad książką Grzegorza Nowika Wojna

Światów. 1920. Bitwa Warszawska i jednocześnie nad filmem 1920. Bitwa

Warszawska – Jerzego Hoffmana. Dzięki takiej odmienności przedmiotu dyskusji,

każdy, jak sądzę, ma dla siebie jakiś odcinek do przeanalizowania, ma możliwość

odniesienia czy porównania. Nawet opinia w sensie – film podobał mi się albo

nie podobał – jest bardzo konkretną opinią i do wyrażenia takiej opinii ma prawo

każdy, nawet ten, co nie przeczytał ani jednego artykułu o wojnie 1920 roku, bo to

Page 2: Pobierz zapis dyskusji

2

jest kwestia naszego smaku, naszego poczucia. Nieco trudniej jest z dyskusją nad

książką. Tu miarodajna ocena wymaga konkretnej wiedzy. Proszę Państwa,

dyskusja panelowa polega na tym, że każdy z uczestników porusza jakiś temat.

Dziś w naszym gronie miał być Pan profesor Janusz Odziemkowski, który

niestety, trafił do szpitala i przysłał tylko list, list – opinię, list – recenzję i od tego

zaczniemy, życząc Mu jednocześnie szybkiego powrotu do zdrowia. Poproszę Pana

pułkownika Juliusza Tyma o odczytanie opinii prof. Janusza Odziemkowskiego.

Opinia prof. Janusza Odziemkowskiego o filmie Jerzego Hoffmana 1920 Bitwa

Warszawska:

Do pisania opinii o najnowszym filmie Jerzego Hoffmana przystępuję z dużym

wahaniem, żeby nie powiedzieć niechętnie. Najtrudniej bowiem jest dokonać

oceny dzieła, kiedy rzetelność nakazuje napisać to, co stoi w sprzeczności z

osobistym stosunkiem recenzenta do dorobku autora recenzowanego utworu.

W pierwszych słowach pragnę wyrazić swój głęboki szacunek dla reżysera, który

od wielu lat konsekwentnie sięga po ważne tematy historyczne z naszej polskiej

przeszłości. Dzisiaj, kiedy tak wielu apostołów nowoczesności uważa przeszłość za

nieistotną, kiedy rodzima produkcja filmowa w znacznej części polega na

tworzeniu kolejnych mutacji nieskomplikowanych, żeby nie rzec – głupawych

komedyjek, trzeba mieć wiele odwagi i silnej woli aby tworzyć kino historyczne.

Tej odwagi i przekonania, że przeszłość jest ważna, bo to na niej przyszłość

budujemy, panu Jerzemu Hoffmanowi nie brakuje. Stąd mój szacunek i moja

wdzięczność.

Bardzo bym pragnął, aby treść recenzji była zbieżna w tonie i opiniach z tym co

powiedziałem na wstępie. Kiedy jednak zastanawiam się, co dobrego o

recenzowanym filmie mógłbym z całym przekonaniem napisać, nagle zaczyna

brakować słów. Zanim jeszcze poszedłem na najnowszy film pana Hoffmana,

przeczytałem, bodaj w Gazecie Wyborczej, słowa, które mnie wówczas wzburzyły:

narodowa szmira. Kiedy mniej więcej w połowie projekcji rozejrzałem się po sali

kina Femina, w której siedziało może 40 osób (jak na niedzielny wieczór kino było

niemal puste), słowa te mimo woli powróciły. Co tworzy dobre kino historyczne?

Dlaczego kolejny polski film historyczny, i to film dotykający tak ważnego

momentu naszych dziejów, cieszy się tak małym zainteresowaniem? Skąd tak

Page 3: Pobierz zapis dyskusji

3

wiele krytycznych wypowiedzi, których nie mogą przygłuszyć pochwalne peany

wykrzykiwane przez reklamę?

Dobry film to taki obraz, do którego chętnie wracamy myślą, który pobudza do

myślenia, do refleksji, który porusza lub wzrusza, albo urzeka pięknem obrazu.

Losy jego bohaterów nas obchodzą, identyfikujemy się z nimi. To po prostu film,

który po pewnym czasie chętnie obejrzelibyśmy raz jeszcze. Jaki jest najnowszy

film Jerzego Hoffmana?

Zacznijmy od scenariusza. To rdzeń filmu, nić, na której reżyser snuje przędzę

opowieści a operator tworzy obraz. Według mojej wiedzy złożono szereg

propozycji scenariuszy. Kto wybrał akurat ten? Czy był to wybór reżysera? Czy

może wyboru dokonała komisja? Nie wiem. Nie znam też pozostałych

scenariuszy. Niemniej po obejrzeniu filmu, jako widz, mam prawo wyrazić swoje

osobiste przekonanie, że wybrano scenariusz miałki, płytki. Nie chodzi nawet o to,

że to scenariusz do bólu typowy, z kategorii ułan i dziewczyna, bo często typowe

scenariusze, ale umiejętnie, interesująco przygotowane, mogą ściągnąć tłumy

widzów, wzruszać i na długo zapadać w pamięć. Wcale nie musi to być scenariusz

tzw. „ambitny”, w którym niestety dosyć często przymiotnik „ambitny” przykrywa

brak pomysłu i nudę wiejącą z ekranu. Scenariusz najnowszego filmu Jerzego

Hoffmana, a przynajmniej to co z niego widzimy na ekranie, to papierowe

postacie bohaterów, płytkie dialogi, boleśnie prosta fabuła. Trudno nie tylko

identyfikować się z bohaterem filmu, ale nawet go polubić. Trochę pechowiec,

trochę nieudacznik, wpisany kiepsko, czasem wręcz błędnie w źle ukazane realia

służby w kawalerii polskiej. Błędy o których myślę, dostrzeże oko historyka, dla

przeciętnego widza może i nie mają dużego znaczenia, więc nie będę ich wytykał.

Natomiast brak bohatera, z którym widz mógłby się identyfikować, lub

przynajmniej przejąć jego losem, to pierwszy poważny zarzut.

Zarzut drugi to chaos. Nie wiem czy kierować go do scenarzysty, czy do reżysera,

bo nie mam pojęcia czy reżyser nie dokonał zmian w scenariuszu. Niemniej przy

oglądaniu scen batalistycznych, a takie przeważają w filmie, dominuje poczucie

chaosu. Dużo krwi, okrucieństwa, zbrodni, mnóstwo obrazów walki, które nie

tworzą niestety spójnej całości. Wojną polsko-rosyjską lat 1919–1920 zajmuję się od

lat jako zawodowy historyk. Poświęciłem jej kilka książek i mam prawo

powiedzieć, że dobrze znam przebieg walk toczonych w 1920 roku. Niemniej

oglądając film kilkakrotnie traciłem wątek, mogłem tylko domyślać się co reżyser

Page 4: Pobierz zapis dyskusji

4

w danej chwili chce nam pokazać. A co mówić o widzu, który o wojnie słyszał

tylko na jednej lekcji historii w szkole? Nie chodzi mi o to aby bitwę pokazywać

w sposób „uczesany”, uładzony. Ale aby zachować jakiś logiczny ciąg zdarzeń, aby

obraz bitwy nie składał się z oderwanych obrazów, które nawet historykowi

trudno połączyć w logiczna całość. Chaos zaprezentowany na ekranie utrudnia

odbiór filmu, orientację w następstwie wydarzeń na polu bitwy, męczy. W

dodatku poza hukiem, krzykiem, pozorami „kina akcji” niewiele daje.

A przecież można było sięgnąć do literatury pamiętnikarskiej, do setek

zachowanych relacji, aby odkryć w nich przygody i wydarzenia nie wymyślone

przez reżysera, lecz autentyczne a godne sienkiewiczowskiego pióra! Rdzeniem

samych walk o Warszawę można było uczynić trzydniowy bój o Radzymin,

miasto przechodzące z rąk do rąk. Jest tam wszystko czego potrzebuje dobry

scenariusz wojennego filmu. Ataki i kontrataki, starcia mas piechoty, dramatyczny

bój na ulicach miasta, ludność stająca do walki obok żołnierza, baterie polskie

strzelające na wprost na odległość 100–200 metrów do mas nacierających

czerwonoarmistów, szeregi polskich żołnierzy idących do przeciwnatarcia ze

śpiewem Mazurka Dąbrowskiego (obraz jak z Olszynki Grochowskiej 1831 roku!),

oficerów misji zagranicznych poruszonych tym męstwem i bijących brawo

atakowi polskiej piechoty itd., itd.

Można było wybrać także inne pole bitwy, ale uczynić z niego spójny obraz, akcję,

która ma swój początek, narastający ładunek dramatyzmu, napięcia i wreszcie

zwycięski koniec. Ale niech by to była konkretna bitwa, którą widz może w

przestrzeni i czasie pomieścić, a nie szereg obrazów nie powiązanych ze sobą, tak

jakby wyrwanych z kontekstu różnych pól bitewnych..

Zupełnie pominięto na filmie dramatyzm polskiej kontrofensywy, jeśli nie liczyć

krótkiego epizodu pokazującego jak Tuchaczewski dał się wyprowadzić w pole.

Zwycięstwo osiągnięto dzięki nieprawdopodobnemu wysiłkowi żołnierza, który

mdlejąc z wyczerpania parł do przodu po 40-60 kilometrów dziennie, pieszo,

obciążony bronią, amunicją, staczając walki, zamykając kolejne pierścienie

okrążenia wokół umykających jednostek Armii Czerwonej. To było olbrzymie

zaparcie siły i woli, możliwe tylko przy wielkim napięciu uczuć patriotycznych.

Ono zadecydowało o rozmiarach zwycięstwa nad Wisłą, obrona Warszawy zaś to

jeden z ważnych epizodów owej wielkiej bitwy. Gdzież jest na filmie owa polska

decydująca kontrofensywa?

Page 5: Pobierz zapis dyskusji

5

Zamiast polskiego pościgu, pełnego dramatyzmu i pięknych przykładów

poświęcenia, reżyser pokazuje atak polskich czołgów pod Warszawą, który miał

lokalne znaczenie, a film zamyka masową szarzą polskiej kawalerii, gromiącej

uciekających pieszo czerwonoarmistów. Kawaleria polska w samej bitwie

warszawskiej odegrała rolę niewielką, możemy więc domyślać się, że chodzi o

bitwę pod Komarowem gdzie dywizja jazdy gen. Rómmla zmierzyła się z I Armia

Konną. Tyle, że była to bitwa mas kawalerii i została stoczona po klęsce

Tuchaczewskiego nad Wisłą!

Ale nie to wytykam reżyserowi. Ma on prawo naginać fakty, niektóre pomijać a

nawet przeinaczać, bo nie tworzy filmu dokumentalnego, lecz fabularny. Jeśli to

dobrze służy fabule, jeśli potrzebne jest dla pokazania losów bohatera, przyznaję

reżyserowi prawo do przeinaczania faktów! Nie będę się czepiał! Ale w przypadku

szarż polskiej kawalerii zarzut jest znacznie poważniejszy, tu chodzi o realia epoki.

Panie reżyserze, którego szanuję za podejmowanie tematów historycznych,

dlaczego Pan tak nie szanuje polskiej kawalerii??? Każda szarża wykonana w

pańskim filmie, czy to husarii z epoki potopu szwedzkiego czy ułanów nad Wisłą,

to szarża przypominająca uderzenia watahy tatarskiej lub niekarnej chorągwi

pospolitego ruszenia idącej z okrzykiem – Kupą mości panowie! Czyż nikt nie

podpowiedział Panu, że jazda zawsze atakowała w szyku, że szyk i manewry na

polu bitwy decydowały o zwycięstwie? Budionny podziwiał świetne

manewrowanie polskiej jazdy, pisali o tym w meldunkach jego podkomendni. O

doskonałym manewrowaniu oddziałów polskich wspominał w swoich

meldunkach Tuchaczewski. Tymczasem na ekranie widzimy hurmę jeźdźców

pędzących na złamanie karku w wielkim bałaganie! Patrząc na taką szarżę

Budionny – zamiast słów podziwu – mógłby powiedzieć tylko: Wot duraki!

A cała szarża zakończyłaby się porażką, zanim dotarłaby do linii nieprzyjaciela!

Cóż Panu przeszkadzało, mając do dyspozycji technikę komputerową, pokazać

pułki idące do szarży w zwartych ławach szwadronów, z oficerami na czele,

trębaczami przy dowódcach i sztandarach? Elementy chaosu, które u Pana

dominują cały czas, mogły wkradać się do szarży na krótko przed uderzeniem na

białą broń. Niech Pan zobaczy jak potrafią to robić Anglicy, Francuzi, Rosjanie,

Amerykanie! Niechże ktoś wreszcie powie Panu, dla Pana dobra i dobra filmu, że

szarże robi Pan fatalnie, a miłośników kawalerii, jak na nie patrzą, bolą zęby!

Page 6: Pobierz zapis dyskusji

6

O ile przyznaję reżyserowi prawo naginania faktów „dla dobra filmu”, o tyle

zupełnie nie mogę zrozumieć przeinaczania faktów, kiedy w zasadzie deprecjonuje

to wysiłek bohaterów. Reżyser słusznie zwraca uwagę na znaczenie złamania

szyfrów, jakimi posługiwało się dowództwo sowieckie przesyłając rozkazy i

meldunki. Była to praca znakomitych młodych polskich matematyków, którzy

wykazali tu swoje talenty i ogromną biegłość. Natomiast z filmu widz może

wynieść przekonanie, że decydujące znaczenie miał pomysł grupki bywalców

kasyn (karciarzy? szulerów?), którzy podpowiedzieli trafne rozwiązanie. Być może

nie było to zamiarem reżysera, ale wyszło fatalnie, a zamiast ciężkiej pracy

koncepcyjnej matematyków uwypuklono przypadkowość sukcesu.

Reżyser trafnie pokazuje to co bolszewizm niósł ze sobą: krew, mordy, zagładę

państwa polskiego. Ale pomija zupełnie jego siłę atrakcyjną: hasła

sprawiedliwości społecznej, umiejętną propagandę, która zwiodła wielu i na

wschodzie i na zachodzie, która sprawiała, że tak wielu uwierzyło, że białe armie

rozpadały się pod ciosami Armii Czerwonej. Fenomen Polski polegał także na tym,

że owych haseł bolszewickich społeczeństwo w swej masie nie przyjęło, zwieść się

nie dało. Szkoda, że ten wątek został pominięty.

Niemniej ten ostatni zarzut nie wydaje się istotny, podobnie jak szereg błędów

szczegółowych, które dostrzega tylko oko historyka, a dla widza nie mają

znaczenia. Problem w tym, że film jako całość nie jest obrazem, który może

zainteresować, sprawić, że widz będzie do niego wracał, że pozostawi trwalsze

wrażenie. Wielka szkoda, bo temat jest frapujący i mógł dać podstawy do

stworzenia dzieła interesującego, które znalazłoby trwałe miejsce w polskiej sztuce

filmowej.

Kiedy recenzent nie może znaleźć zbyt wielu walorów dzieła, które recenzuje,

pisze zwykle, że dobrze się stało iż w ogóle powstało, bo wraca uwagę na ważny

problem, o czymś istotnym przypomina itd. Nie wiem czy w tym przypadku są to

stosowne słowa. Mam pewność, że po nakręceniu tak kosztownego filmu, którego

co tu mówić – do dzieł interesujących nie sposób zaliczyć, przez długie lata nikt

nie da dużych środków na nakręcenie innego filmu o 1920 roku.

A recenzowany film obejrzy w Polsce może nawet milion widzów. Jedni pójdą na

niego z obowiązku, niektórzy przez ciekawość, a podstawową rzeszę widzów

stanowić będą uczniowie szkół i wojsko wysyłani do kin w ramach edukacji

Page 7: Pobierz zapis dyskusji

7

historycznej. Tylko czy po obejrzeniu filmu zostanie w głowach klarowny obraz

Bitwy Warszawskiej?

Dr Marek Tarczyński: Bardzo dziękuję. Proszę Państwa, to jest typowa dyskusja

nauki z literaturą. Wiadomo, uczony ma pogląd, określony rygorami nauki,

wynikami procesu badawczego. Pisarz i reżyser kierują się „wizją twórczą”, która

nie zawsze idzie w parze z odkryciami nauki. Korzystam z obecności prof.

Wiesława Majewskiego, który kiedyś pisał pracę o postawie historyków wobec

twórczości Henryka Sienkiewicza, zwłaszcza Trylogii. Inaczej patrzy na dzieje

historyk, inaczej patrzy pisarz. Co pozostanie w głowach, a co pozostanie w

sercach? Rozum czy emocje? Oddziaływanie filmu i większości dzieł sztuki jest

często inne niż oddziaływanie dzieł naukowych. Poproszę teraz o zabranie głosu

Pana Konrada Paduszka, pracownika naukowego Wojskowego Biura Badań

Historycznych, który zajmował się propagandą w okresie wojny 1920 r.

Propaganda to ten dział wojowania, który działa bardziej na serce i emocje, niż

na rozum. Proszę bardzo…

Konrad Paduszek: Przede wszystkim jest mi bardzo miło, że mogę wziąć udział w

tym zacnym spotkaniu i bardzo się cieszę, że Państwo tak licznie postanowili

również wziąć udział w spotkaniu. Jak Pan dyrektor powiedział, ja zajmuję się

propagandą wojny polsko-sowieckiej, propagandą polską, jak i sowiecką, jednak

nasze spotkanie dotyczy filmu i książki. Jako młody historyk, chciałbym podzielić

się kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi filmu. Wprawdzie nie jestem krytykiem

filmowym, jednak wydaje mi się, że kilka cech decyduje o powodzeniu filmu.

Wydaje mi się, że tymi cechami jest przede wszystkim scenariusz, linia dialogowa,

nakreślenie powiedzmy postaci głównych bohaterów, jak i zdjęcia.

Film dotyczy wojny polsko-sowieckiej, z całą pewnością można powiedzieć, że

dzieje tej wojny jest to gotowy scenariusz filmu. Historia Polski, zwłaszcza historia

Polski w XX wieku, obfituje w gotowe scenariusze filmowe. Te filmowe

scenariusze mogą być poświęcone zarówno wydarzeniom, jak i też poszczególnym

osobom. Mogę tylko z własnego punktu widzenia podzielić się pewną troską i

ubolewaniem, że polska kinematografia tak rzadko sięga do gotowych scenariuszy

z historii i faktów.

Page 8: Pobierz zapis dyskusji

8

Natomiast, jeśli chodzi o pewne ukształtowanie, narysowanie portretów

głównych postaci, to wojna polsko-sowiecka również dostarcza gotowe właściwie

rysy charakterologiczne postaci, zarówno po stronie sowieckiej, jak i po stronie

polskiej.

Trzecia cecha – linia dialogowa, no cóż, tu należałoby sięgnąć do przekazów

źródłowych, z tymże nie wymagajmy, aby w filmie fabularnym bohaterowie

cytowali treści dokumentów historycznych. Niemniej jednak, scenarzyści mogliby

w większym zakresie sięgnąć do literatury wspomnieniowej, tak obfitych

dzienników, pamiętników, korespondencji z tego okresu, to na pewno by znacznie

wzbogaciło ten film.

I kolejna cecha, ostatnia, to akurat zdjęcia. Myślę, że gdyby nie to, że film został

nakręcony w bardzo modnej, ale niestety bardzo efekciarskiej technice czyli 3D, w

technice trójwymiarowej, zdjęcia byłyby najmocniejszą cechą tego filmu. Tutaj

oczywiście chapeau bas dla Sławomira Idziaka, który świetnie opanował warsztat

i pokazał to w tym filmie.

Wracając do tych głównych cech, historia prawdziwa wojny polsko-sowieckiej

jest bardziej ciekawa, niż historia wojny polsko-sowieckiej opowiedziana w filmie,

który właśnie teraz jest emitowany w kinach. Myślę, że gotowy scenariusz

dostarczony przez historię został wykorzystany w stopniu, powiedzmy

dostateczny plus. Tutaj się przychylam do opinii mojego szanownego,

nieobecnego przedmówcy prof. Janusza Odziemkowskiego. Również czuję

niedosyt, jeśli chodzi o zarysowanie postaci głównych, czyli po stronie polskiej

Marszałka Piłsudskiego, po stronie sowieckiej postacie polityczne Lenin, Stalin,

elity wojskowe – Marszałek Tuchaczewski. To są moje uwagi dotyczące tego

filmu, natomiast tutaj spotkaliśmy się, żeby toczyć dyskusję dotyczącą filmu i

książki i chciałbym poruszyć przyczynkarski wątek. Oczywiście kino historyczne

stara się w jakiś sposób opowiedzieć historię jak najszerszym rzeszom widzów w

kinach, oczywiście film jest dzisiaj przedsięwzięciem komercyjnym, czyli ktoś

wykłada pieniądze, ktoś kręci, ktoś chce na tym przedsięwzięciu zarobić. Nie mniej

jednak pytanie brzmi: czy kosztem atrakcyjnego efekciarskiego filmu możemy

właściwie okaleczyć historię, pokazać ją w sposób bardzo banalny, bardzo

trywialny, bardzo uproszczony? Tak więc, moje pytanie do Państwa oraz moich

szanownych współrozmówców brzmi: czy w taki sposób powinniśmy opowiadać

za pomocą filmu historię? Czy ten film powinien być efekciarski, mówiąc

Page 9: Pobierz zapis dyskusji

9

delikatnie efektowny, sklejony pod masowego widza czy też bliższy prawdy

historycznej, ale jednocześnie bardzo trudny w odbiorze i interpretacji? Dziękuję

bardzo.

Dr Marek Tarczyński: Postawił Pan bardzo trudne pytanie, czym ma się

charakteryzować nauka, a czym sztuka. Jedna i druga musi być prawdziwa na

pewno, ale jaka jest geneza tej prawdy? Inaczej dochodzi się do prawdy w nauce,

inaczej w sztuce. Panie Redaktorze, proszę bardzo…

Red. Tadeusz Górny: Myślę, że nasza rozmowa idzie w złym kierunku. Oba dzieła

– a chciałbym, aby określenie dzieło używać również w stosunku do książki – są

tylko pretekstem do rozmowy o tym, jak tworzyć, żebyśmy pamiętali i żeby nasza

pamięć była pamięcią historyczną, ale nie taką, która powoduje, że bardzo często

mawiamy: nic się tak szybko nie zmienia, jak historia. Prosiłbym także, abyśmy

nie tworzyli cezury między nauką a sztuką. Profesor Janusz Tazbir zwykł

przypominać, że jego zdaniem polska historia zbyt wiele straciła, w momencie

kiedy nauka wzięła rozbrat z literaturą. Bo kiedyś Stanisław Wasylewski pisał

wprawdzie w oparciu o fakty, ale pisał tak, że to się czytało jak powieść i o to

chyba chodzi.

Pan powiedział, że film stał się komercyjny. Film zawsze był komercyjny. Przed

wojną producent dawał pieniądze i mówił – ona ma umrzeć, a ten ma dalej żyć –

i teraz jest tak samo. Profesor Odziemkowski zaczął od wyrazów szacunku dla

reżysera Hoffmana, że podjął tak ciężki temat, jakim jest historia. Przyłączam się

do niego. Proszę Państwa, żadnemu innemu reżyserowi, który by chciał zrobić w

dzisiejszych czasach film o bitwie warszawskiej, nikt by nie dał ani grosza. A czym

Pan się może wykazać? Reżyser Hoffman swoim nazwiskiem ściągnął kapitał.

Taka jest bolesna prawda. A że go zaprzepaścił, o tym się przekonałem dzisiaj

między godz. 10.30 a 12.30, oglądając ten film w towarzystwie zaledwie dwóch

osób. Trzy osoby na seansie, to najlepsza recenzja. Bo ja nie rozumiem jak w

przypadku tego filmu można dyskutować o jakimś scenariuszu. Ja tu nie

widziałem żadnego scenariusza. Jest jakiś pomysł, jakiś wątek romansowy, ale

gdzie tu bitwa warszawska.

Page 10: Pobierz zapis dyskusji

10

Ja oczywiście podzielam opinię prof. Odziemkowskiego, jeśli chodzi o dorobek

artystyczny Jerzego Hoffmana. Tutaj absolutnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Ale

filmu 1920 Bitwa Warszawska trudno nazwać sukcesem tego reżysera. Dla mnie to

rodzaj filmowego komiksu w technice 3D, która stała się nieszczęściem kolejnego

znakomitego twórcy. Bo operator Pan Idziak, zresztą człowiek sprawdzony w

wielu filmach, nagradzany na świecie i ze światową renomą w pewnym

momencie zafascynował się możliwościami 3D, jak to fajnie będzie jak widzowi

koło ucha przeleci rączka, poza tym co by nie powiedzieć mnie najbardziej

(szukam jakiegoś słowa, które nie było by za ostre) oburzyła, zniesmaczyła jedna

ze scen końcowych. Trup na trupie obok trupa i ta samotna diwa kabaretowa,

która jak każda diwa kabaretowa przed wojną była patriotką wielką i to wszystko

jest znowu takie kiczowate, takie nieprawdziwe. Znowu nam ktoś wciska historię,

która nie jest naszą historią.

Jednocześnie jednak dzisiejszy dzień jest dla mnie dniem wielkiego święta. Bo od

lat wielu zawodowo zajmuję się przypominaniem Polakom, że oprócz tych

wszystkich sztuk, sztuczek i nowinek jest także książka. Dziś właśnie triumfuje

książka, której walorów nie przebije żaden, najbardziej nawet wymyślny film.

Książka, którą autor tworzy w dużym skupieniu, z uwagą dla szczegółów,

korzystając z wieloletnich studiów nad tematem. I tak mamy książkę, którą

napisał profesor Nowik, swoistą encyklopedię, biblię tematu Bitwa Warszawska.

Być może gdyby film oglądać po przeczytaniu książki, nie byłby taki szkodliwy.

Osobiście uważam, że najlepszą zachętą do nabycia tej książki nie jest 20

procentowy rabat, ale jej wartość. Gratuluję Panie Profesorze.

Dr Marek Tarczyński: Bardzo dziękuję panu redaktorowi. Do ostatnich słów

Pańskich wracając, ta książka to jest przełomowa książka profesora Nowika. On

się przełamał i zaczął pisać cienkie książki. Bo wszystkie wcześniejsze mają po

1000 stron. Ale to jest dowód na to, ażeby powstała dobra, choć cienka książka, to

najpierw musi powstać kilka grubych. I być może Jerzemu Hoffmanowi zabrakło

tych grubych książek poprzedzających scenariusz.

Page 11: Pobierz zapis dyskusji

11

Red. Tadeusz Górny: Z tym, że określenie „cienka” jest we współczesnym języku

szalenie dwuznaczne. „Cieńkim” jest film Jerzego Hoffmana. Książka jest

wspaniała.

Dr Marek Tarczyński: Zarówno filmowa Trylogia Jerzego Hoffmana, oparta na

Trylogii Henryka Sienkiewicza, jak i wiele innych dzieł filmowych, swoją siłę

czerpie z tego, że powstaje na bazie wielkich dzieł epickich. O przygodach Jana

Skrzetuskiego, czy Michała Wołodyjowskiego, nie trzeba dowiadywać się z filmu.

Bo o tym całe pokolenia wiedzą z książki. Wersety poszczególnych części Trylogii

na pamięć recytują. Natomiast wojna 1920 roku nie doczekała się dzieła epickiego.

Nie ma takiej książki, takiego dzieła, które by plastycznie i dramatycznie

pokazywało tę wojnę w taki sposób, aby można je było przenieść na ekran

filmowy. Choć można było wykorzystać Rembeka, Kaden-Bandrowskiego,

Lepeckiego czy Mackiewicza. Myślę, że to jest także jeden z tych elementów, który

powoduje, że mamy tak krytyczny stosunek do filmu Jerzego Hoffmana. Proszę

bardzo, Pan pułkownik doktor Juliusz Tym. Teraz już od siebie.

Ppłk dr Juliusz Tym: Dziękuję bardzo. Moje odczucia dotyczące filmu Jerzego

Hoffmana 1920 Bitwa Warszawska są mieszane. Z jednej strony filmu mi się nawet

podobał, ale z drugiej strony widzę bardzo wiele mankamentów, które są w tym

filmie. Ja wiem, że miał być on zrobiony w technice 3D, ale mam bardzo dużo

wątpliwości, czy to jest technika 3D. Mam wrażenie, że to jest taka „połowa”

techniki 3D.

Proszę Państwa, ja miałem okazję mieć bardzo bliską styczność z innym filmem

Pana Jerzego Hoffmana, z filmem pt: Ogniem i mieczem, ponieważ półtora

miesiąca spędziłem na planie tego filmu wraz z moimi żołnierzami, którzy byli

tam statystami, dlatego wiem, jak Jerzy Hoffman robi filmy historyczne czy filmy

wojenne. Tak się również składa, że dzięki moim znajomym oficerom brytyjskim,

którzy uczestniczyli w podobnych przedsięwzięciach wiem, jak tego typu filmy,

filmy historyczne, robi się, generalnie rzecz ujmując na zachodzie. Mówię o filmie

historycznym ponieważ nosi on tytuł 1920 Bitwa Warszawska. Tutaj dzielą nas,

jeśli chodzi o poziom przygotowania lata świetlne, pomiędzy tym co się robi na

zachodzie, a tym co robią polscy reżyserzy. Tu nie chodzi tylko i wyłącznie o Pana

Page 12: Pobierz zapis dyskusji

12

Hoffmana. Niestety, Pan pułkownik Tarczyński słusznie podniósł, że nie ma takiej

książki, poza tą jedną dziś omawianą, którą można by wykorzystać na gotowy

scenariusz. Ale gdyby poszukać w całej literaturze lekkiej, beletrystycznej,

wspomnieniowej, to znajdzie się dziesiątki, jeśli nie setki utworów, z których

udało by się stworzyć bardzo interesujący scenariusz. Często są to pozycje

wspomnieniowe, które się czyta lekko, swobodnie, a scenariusz filmowy sam się

tutaj pisze.

Druga kwestia to przygotowanie polskich aktorów. Większość polskich aktorów

nie potrafi grać oficerów, generałów, nie potrafi nawet nosić munduru, nie

przykłada do tego jakiejkolwiek wagi. Dla nich to nie ma żadnego znaczenia, czy

guzik jest zapięty czy jest odpięty. Oczywiście w warunkach polowych pozwalano

sobie na pewne ustępstwa, ale na tyłach w zaciszu gabinetów sztabowych, to

oficerowie byli podciągnięci do ostatniej haftki. Proszę Państwa, tak naprawdę

najlepszymi odtwórcami ról są grupy rekonstrukcyjne, które teraz uczestniczą w

filmach, jako statyści, grając również role drugoplanowe, bardzo ważne tuż przy

tych najważniejszych aktorach i to oni są najlepiej nie tylko umundurowani, ale

również wyszkoleni. Tak naprawdę przy nich aktorzy wypadają najgorzej.

Pozwolę sobie również odnieść się do kilku zarzutów, które podniósł Pan profesor

Odziemkowski. W kwestii chaosu na polu walki. Proszę Państwa, wojna jest

chaosem, ale o tym wiedzą ci, którzy mieli do czynienia z konfliktem zbrojnym. W

kinie trudno jest to przekazać, ale nie jest to niemożliwe. Jerzy Hoffman po części

chciał to pokazać, nie wszystko – od a – do z jest uporządkowane, gdzieś tam na

poziomie pojedynczego żołnierza, to wszystko wydaje się być chaosem. Natomiast

rzeczywiście, widz wychodząc z kina, po obejrzeniu scen batalistycznych, może

mieć wrażenie, że to był jeden wielki chaos, nad którym nikt nie panował, gdzie

nawet nie wiadomo kto wygrał. Aczkolwiek wszyscy, po obejrzeniu tego filmu

wiemy, że bitwę warszawską wygrała Natasza Urbańska przy pomocy ciężkiego

karabinu maszynowego. Oczywiście pewne kwestie techniczne dotyczące scen

batalistycznych też mogą budzić zdziwienie. Bo okop piechoty, który oglądamy w

tym filmie jest tak szeroki jak rów przeciwpancerny. Jestem w stanie zrozumieć to,

że kamera, która nagrywa w systemie 3D, a w zasadzie są to dwie kamery obok

siebie, w tak wąskim okopie by się nie zmieściły. W scenach batalistycznych nie

brakuje również scen, które wzruszają, są wręcz wstrząsające. Dla mnie osobiście

taką sceną była scena śmierci ks. Ignacego Skorupki. Akurat tak się składa, że

kiedy jeszcze służyłem w jednostce bojowej, w trakcie jednego z dosyć ciężkich

Page 13: Pobierz zapis dyskusji

13

dwustronnych ćwiczeń odczułem na własnej skórze co to znaczy rola oficera, który

prowadzi żołnierzy do natarcia. Zatrzymanie się na jeden moment powoduje, że

cała linia żołnierzy, których prowadzę również odczuje takie wahanie. Powiem

szczerze, kiedy oglądałem scenę na tej piaszczystej równinie pod Ossowem, kiedy

pododdział został zatrzymany i wówczas ksiądz Skorupka poderwał swoich

żołnierzy, swoich uczniów – ciarki przechodziły mi po skórze na plecach.

Aczkolwiek ta scena też nie jest do końca prawdziwa, gdyż jako pierwszy

poderwał się oficer dowodzący tym pododdziałem, a ks. Skorupka za nim. Traf

chciał, że kula trafiła nie oficera, lecz ks. Ignacego Skorupkę.

Odnosząc się do poruszonych przez Pana prof. Odziemkowskiego kwestii

kawalerii, w filmie jest taka scena, kiedy Józef Piłsudski mówi o tym, że kawaleria

to przeżytek. Marszałek tak uważał, ale tylko do pewnego czasu i wcale nie jestem

przekonany, że powiedział to akurat wtedy oraz że powiedział to do Wieniawy,

ponieważ Wieniawa był jednym z kilku oficerów, którzy dogłębnie

przeanalizowali użycie kawalerii zarówno w okresie napoleońskim, jak i jej użycie

w wymiarze operacyjnym, szczególnie w pierwszym okresie wojny światowej.

Dzięki tym analizom powstał plan użycia kawalerii w trakcie operacji zaczepnej

Wojska Polskiego na Ukrainie, którą potocznie określa się jako „wyprawa

kijowska”. Tak więc z całą pewnością Piłsudski i Wieniawa nie wymienialiby tego

typu uwag, że kawaleria jest przeżytkiem, bo doskonale rozumieli znaczenie

manewru w skali taktycznej, operacyjnej i strategicznej na wschodnim teatrze

działań wojennych podczas konfliktu zbrojnego z bolszewicką Rosją.

Proszę Państwa, w temacie kawalerii pozostając – główny bohater filmu Jan,

początkowo widzimy go w 1 Pułku Szwoleżerów i to co się tam wyrabia, jeśli

można tak kolokwialnie powiedzieć, w następstwie czego nasz główny bohater

zostaje aresztowany, z całą pewnością nie miałoby miejsca akurat w tym pułku,

który był zaliczany do elitarnych pułków ówczesnej jazdy polskiej i w którym

panowały braterskie stosunki pomiędzy oficerami, podoficerami i szeregowymi. A

więc sceny, jakie oglądaliśmy nie miałaby po prostu miejsca. A jeszcze większe

zdziwienie budzi to, że kiedy nasz bohater wraca z niewoli sowieckiej, to nagle

widzimy go w mundurze 3 Pułku Ułanów. To było niemożliwe, ponieważ gdyby

wrócił z niewoli, to zostałby wcielony do swojego macierzystego oddziału.

Kwestia szarż kawaleryjskich – zgadzam się częściowo z opinią Pana Profesora

Odziemkowskiego, ponieważ wiem, że w tym filmie dołożono starań, aby szarże

Page 14: Pobierz zapis dyskusji

14

kawaleryjskie wyglądały możliwie realistycznie. Bardzo wielu scen, które zostały

nakręcone, gdzie widać te wyrównane linie szarżujących szwadronów nie ma,

zostały usunięte nie wiem z jakiego powodu. Być może okazało się, że po

nakręceniu nie wyglądały tak, jakby chciał reżyser.

Red. Tadeusz Górny: Może były za równe.

Ppłk dr Juliusz Tym: Mogło tak być. Trzeba mieć świadomość tego, że kiedy w

szarży padała komenda – Marsz, marsz! – linie wyrównane załamywały się.

Załamywały się dlatego, że zgodnie z regulaminem kawalerii, wykonanie

uderzenia polega na tym, że każdy jeździec ma pędzić co tchu w końskich płucach

w kierunku przeciwnika i nie dać się wyprzedzić. Znane są takie sytuacje w czasie

wojny, kiedy pocisk artyleryjski wybuchł tuż przed koniem dowódcy. Ani

koniowi, ani dowódcy nic się nie stało. Ale tak jak często wielu ludzi, którzy się

przestraszą ponoszą ręce do góry, tak samo wówczas koń się wspinał, stał na

tylnych nogach i nie chciał pójść do przodu. Cały szwadron wówczas swego

dowódcę wyprzedził. A konie w szarży to jest coś nad czym się prawie nie panuje.

Ja, w odróżnieniu od Pana Profesora Odziemkowskiego, miałem okazję wziąć

udział w szarży, w której uczestniczyło 140 koni i to jest żywioł. Konie czują co się

dzieje i zaczynają się ścigać jeden przez drugiego. A więc do momentu kiedy

padnie komenda – Marsz, marsz! – szwadron idzie wyrównany, natomiast po tej

komendzie nie ma już wyrównanej linii. Z tym jednym zarzutem Pana profesora

Odziemkowskiego nie do końca się zgodzę. Ale faktycznie zabrakło sceny, gdzie

widać, że kawaleria polska to nie jest pospolite ruszenie, tylko jest to dobrze

wyszkolony oddział wojskowy.

Mój niepokój, czy też niedosyt budzi również to w jaki sposób pokazywano jak

rodziły się najważniejsze strategiczne decyzje i to po obu stronach frontu, zarówno

w sztabie Marszałka Józefa Piłsudskiego, jaki i w dowództwach sowieckich. Tak

naprawdę w filmie trudno odczuć to, jak wielki ciężar spoczywał na marszałku

Piłsudskim, kiedy podejmował najważniejsze decyzje, gdy rodziła się koncepcja

rozegrania bitwy warszawskiej, doskonale zresztą opisana w książce Marszałka –

Rok 1920. Natomiast, kończąc już, podobało mi się w filmie to, że jest wyraźnie

pokazane, wbrew temu co różni historycy na przestrzeni kilkudziesięciu lat

Page 15: Pobierz zapis dyskusji

15

twierdzili na temat marszałka Józefa Piłsudskiego, że od samego początku

Marszałek kontrolował wszystko, miał wszystko w garści. Owszem, były pewne

elementy krytyczne, były elementy kulminacyjne, ale to on cały czas był Wodzem

Naczelnym. Druga rzecz, która mi się podobała to sposób w jaki pokazano Armię

Czerwoną. Owszem, byli tam dobrze wyszkoleni dowódcy, ale w swej masie była

to bolszewicka, barbarzyńska dzicz, której funkcjonowanie opierało się na

gwałtach, mordach, rabunkach.

Dr Marek Tarczyński: Wiele lat temu, w Towarzystwie Miłośników Historii

miałem odczyt o Powstaniu Listopadowym i taką wolną dyskusję. A ponieważ

biegle mówiłem o osobach, które brały udział w powstaniu, o zdarzeniach, wiele

lat poświęciłem tym badaniom, jedna z pań zapytała: A Pan brał udział w

Powstaniu Listopadowym? – Otóż zapewniam Państwa, że Pan pułkownik Tym

nie służył w kawalerii w dwudziestym roku, służył, owszem w jednostkach

zmechanizowanych i pancernych Wojska Polskiego, w kawalerii pancernej, ale

głęboko studiował i pisał wiele razy o kawalerii tej epoki, analizując

przygotowanie polskiej kawalerii do wojny w 1939 roku. Także jego słowa

możemy przyjmować za miarodajne w tej dziedzinie. Teraz oddamy głos autorowi

książki, człowiekowi chyba najbardziej kompetentnemu, ponieważ w jakiś sposób

był również w pewnym czasie związany z Panem Hoffmanem i z filmem.

Prof. Grzegorz Nowik: Proszę Państwa, wszyscy moi przedmówcy narzekali na

scenariusz, a tak się złożyło, że ja przez pewien czas byłem konsultantem

scenariusza. Byłem jednak dotąd, dopóki Pan Jerzy Hoffman chciał słuchać.

Natomiast, kiedy Pan Hoffman przestał słuchać, nasze drogi się rozeszły. Aby nie

być gołosłowny, że się przypisuję do mistrza, mam tu wyciąg z oficjalnej strony

internetowej – filmpolski.pl internetowa baza filmu polskiego, gdzie jestem

wpisany jako konsultant ds. historycznych, a dopiero później wymienione jest

nazwisko konsultanta ds. historyczno-muzealnych, którego nazwisko Państwo

widzieliście na ekranie. Odbyłem kilka rozmów z Panem Jerzym Hoffmanem

począwszy od listopada 2009 roku. Znacie Państwo taką piosenkę – Cud się stał

pewnego razu, dziad przemówił do obrazu, a obraz doń ani słowa, taka była ich

rozmowa.

Page 16: Pobierz zapis dyskusji

16

Chciałbym dodać, że trzy wersje scenariusza, które mam w komputerze, różnią się

objętością i każda kolejna jest skrócona w stosunku do poprzedniej. Z tych skrótów

wyniknął zapewne ten chaos, o którym wspominali przedmówcy. Natomiast gdy

obejrzałem film, nie znalazłem w nim wielu doskonałych scen (o czym później),

usuniętych już na etapie montażu, natomiast pozostały „kabaretowe”, kosztem

wielu scen „historycznych”. Za scenariusz, który napisali Pan Jerzy Hoffman i

Jarosław Sokół, obaj są odpowiedzialni, ale nie był to scenariusz moich marzeń i

wyobrażeń. Pan Hoffman używał argumentu, że przeczytał powieść (a w

właściwie wspomnienia) Stanisława Rembeka – W polu, które wymienił Pan dr

Tarczyński oraz książkę Józefa Mackiewicza – Lewa wolna – i na nich głównie

oparta jest wiedza autorów scenariusza o wojnie. A ja wówczas odpowiedziałem,

że takich pamiętników, wspomnień, relacji, również dzieł literackich, (bo mamy

przecież opowiadania Kaden-Bandrowskiego: Dwie wyprawy – czyli Wilno i

Kijów oraz dłuższe i krótsze nowele i reportaże – jak choćby Stefana Żeromskiego

– Na probostwie w Wyszkowie), ja tych opowiadań, wspomnień, reportaży i

relacji przeczytałem grubo ponad setkę, no może nie wszystkie, jakie powstały ale

dużo więcej niż oni. A oprócz tego tysiące dokumentów i większość opracowań.

Drugi argument, który przesądził o naszym rozstaniu, był podstawowy i

najważniejszy. Pan Hoffman podkreślał cały czas, że to nie jest film historyczny,

nie rekonstruuje historii, ale chce oddać realia epoki. Ja wówczas zapytałem – Jak

to nie jest film historyczny? To jest film, który zatytułował Pan – „1920. Bitwa

Warszawska”. Trzeba było nakręcić film, który zacznie się od słów – Dawno,

dawno temu, gdzieś w odległej galaktyce… Państwo zebrani na tej sali są nieco

starsi wiekiem, i może nie oglądali – chyba że z dziećmi – filmu Gwiezdne wojny.

Taki sam motyw i taki sam wątek (jak tu – ułan i dziewczyna), niespełniona

miłość, rozstanie, a potem cudowne odnalezienie się, na tle konfliktu dobra ze

złem – to główny wątek prawie każdego odcinka Gwiezdnych wojen. To po co

było tworzyć film o Bitwie Warszawskiej w 1920 roku i tyle apetytu nam narobić,

że będzie to obraz taki jak Najdłuższy Dzień (o lądowaniu Aliantów w

Normandii), albo Tora – Tora – Tora (o ataku Japończyków na Pearl Harbour), czy

inne? Ja uważałem, że tylko prawda jest ciekawa i do filmu należy włączyć jak

najwięcej autentycznych wątków, epizodów, realiów, ale przede wszystkim

(zgodnie z tytułem) powinien być pokazany cały przebieg narastania (rozwijania

się) Bitwy Warszawskiej, z całym jej dramatyzmem (niekoniecznie polegającym

na fruwaniu nagrobków w powietrzu) i tym co zadecydowało o zwycięstwie –

Page 17: Pobierz zapis dyskusji

17

przede wszystkim kontrofensywą znad Wieprza – co podkreślał profesor

Odziemkowski. Tłumaczyłem, że wielka strategiczna Bitwa Warszawska toczyła

się na obszarze większym od Belgii i Holandii, składała się z kilku mniejszych

operacyjnych bitew i oprócz obrony Warszawy i Modlina, była bitwa nad Wkrą,

była kończąca ją bitwa zamojska, była wreszcie decydująca polska kontrofensywa

na tyły wojsk Tuchaczewskiego. A tu mamy tylko epizody z okopów pod

Radzyminem i z pól pod Ossowem. Konkludując – uważałem, że film noszący

tytuł Bitwa Warszawska, powinien pokazywać przebieg bitwy warszawskiej, tak

jak np. Najdłuższy dzień – lądowanie w Normandii, a Bitwa o Anglię, bitwę o

Anglię.

Jakiego jeszcze argumentu używałem, żeby przekonać Pana Jerzego Hoffmana?

Ten argument był poważny, jak mi się zdawało. W 2008 r. Ministerstwo Obrony

Narodowej oraz Państwowy Instytut Sztuki Filmowej zorganizowały konkurs na

scenariusz filmu o Bitwie Warszawskiej 1920 roku. Byłem jednym z członków jury

konkursu i przeczytałem blisko 40 scenariuszy filmowych. Oto mam, swoje

notatki i protokół z tego konkursu (który można również znaleźć na stronach

internetowych Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej). Prawie 40 scenariuszy – było

z czego wybierać, było co poprawiać. 90% z nich zdyskwalifikowaliśmy, wszystkie

które opierały się na prostym schemacie: ułan i dziewczyna, niespełniona miłość,

rozstanie z powodu wojny, poszukiwanie się, a na końcu scena finałowa, jak się

spotykają. Proszę Państwa, dziesiątki można napisać takich scenariuszy i umieścić

ich akcję w dowolnym czasie. (Na przykład Sienkiewicz fabułę Quo vadis oparł na

legendzie herbu Rawicz, panna na niedźwiedziu – Ligia uratowana przez Ursusa,

ale do tego trzeba pióra Sienkiewicza, taki też jest schemat Trylogii.)

Uważaliśmy w jury, że pierwszy film, jaki powinien powstać o wydarzeniu – tak

ważnym w naszych dziejach i tak nieznanym – jak Bitwa Warszawska 1920 roku –

powinien ukazać rangę bitwy, jej skalę i grozę zawisłą nad Polską, którą starałem

się oddać w tytule mojej książki – Wojna światów. A powinno to być

zrealizowane, tak jak to robi z powodzeniem redaktor Wołoszański; historyczny

teatr grozy, narastająca atmosfera napięcia, zawiązywanie się akcji, wiele

niewiadomych, oczekiwanie na decyzje i kontr decyzje głównych bohaterów, aż

do finału, taki thriller historyczny. W to można wpleść także fikcyjnych

bohaterów, ale nie odwrotnie. Trylogia to też jest miłość w tle wojny: Skrzetuski i

Helena, Kmicic i Oleńka, Mały Rycerz i Basia.

Page 18: Pobierz zapis dyskusji

18

Nagrodziliśmy cztery takie thrillery historyczne. Drugie miejsce (nie przyznaliśmy

pierwszej nagrody) otrzymały ex equo dwa scenariusze. Pierwszy (tylko

alfabetycznie) scenariusz pana Macieja Litwina – Nowa Europa, oparty na

wspomnieniach generała Carton de Wiarta, szefa brytyjskiej misji wojskowej w

Polsce (oraz pośrednio książce lorda D’Abernona). Scenariusz pokazywał

przemianę poglądów generała, który przybył do Polski jako rzecznik interesów

angielskich, a na miejscu stał się orędownikiem polskiej racji stanu, a w osobie

Józefa Piłsudskiego dostrzegł jedynego w Europie męża stanu mogącego

przeciwstawić się ekspansji bolszewików. Nie zdołał jednak przekonać premiera

Lloyda George’a do wsparcia Polski. Jest tam dramatyzm i przygody wojenne z

inspekcji pierwszej linii frontu podczas bitwy pod Równem a jednocześnie

ciekawe dialogi w gabinetach wielkich tego świata. Klamrę filmu stanowi wykład

o Bitwie Warszawskiej, który odbywa się w Londynie w 1960 r., i jest na nim

obecny sędziwy generał De Wiart. Szczególnie nośny był tu międzynarodowy

aspekt i ranga bitwy, nieobecne w filmie Jerzego Hoffmana.

Drugi nagrodzony scenariusz napisany przez panią Dagmarę Szymańską-Szymurę

nosił tytuł – Bitwa. Scenariusz był oparty na motywach działania polskiego

radiowywiadu. Ukazywał okoliczności kształtowania się decyzji w Belwederze,

jako reakcji na – znane Piłsudskiemu z radiowywiadu – decyzje Lenina

podejmowane na Kremlu – taka dynamiczna rozgrywka pokerowa, w gabinetach

przywódców obu państw, a jednocześnie na polach bitew. Z jednej strony

bolszewicy wysuwają pozorne propozycje pokojowe, a z drugiej Józef Piłsudski –

dzięki radiowywiadowi – wiedział, że szykują się do wojny. Każdemu posunięciu

przeciwnika odpowiadało kontr-posunięcie polskie. Autorka pokazywała, jak

Marszałek rozgrywał kolejne partie wojny, w tym przede wszystkim decydujący

dla Bitwy Warszawskiej, ryzykowny manewr znad Wieprza.

Wyróżnienia otrzymały dwa kolejne scenariusze: pierwszy pt. Rozkaz 8358/III – kulisy

Bitwy Warszawskiej, pana Leszka Staronia, oparty na okolicznościach powstania rozkazu

do przegrupowania, czyli tego rozkazu, który zainicjował Bitwę Warszawską i na

podstawie którego była ona rozgrywana. Jest tam scena, gdy nadchodził dzień ofensywy

– świt 16 sierpnia 1920 r., a Józef Piłsudski stał wobec wielu niewiadomych: – czy

wytrzyma obrona Warszawy? – czy gen. Sikorski zwiąże rosyjskie armie nad Wkrą? – czy i

kiedy Budionny zawróci spod Lwowa na Warszawę? czy Tuchaczewski po zdobyciu

polskich rozkazów przerzuci wojska na południe? gdzie są rezerwy sowieckiego Frontu

Zachodniego? jak liczne są odwody Grupy Mozyrskiej? Wódz Naczelny otrzymywał

Page 19: Pobierz zapis dyskusji

19

informacje z polskiego radiowywiadu, ale informacje te wydawały się Marszałkowi

nazbyt optymistyczne. To tam właśnie, w Puławach do płk Tadeusza Schaetzela, szefa

wywiadu sztabu Piłsudskiego (a nie do porucznika Jana Kowalewskiego – jak to

pokazano na filmie) miał powiedzieć, że jeśli te informacje są prawdziwe, nagrodzi go

Virtuti Militari, a jeśli fałszywe, każe rozstrzelać. Okazały się prawdziwe.

I wreszcie czwarty scenariusz pana Tomasza Świerczyńskiego pt. Poleszuk, gdzie są

pokazane losy Poleszuka – Maksyma, wplątanego przypadkowo w wir wojny, który

początkowo ogląda ją (a my wraz z nim) oczami mimowolnego jej świadka, następnie jej

ofiary i skutkiem tego uczestnika po stronie polskiej. Maksym jest dla Polaków – zbyt

obcy, a dla bolszewików – zdrajcą narodowym i społecznym. Interesująca jest przemiana

bohatera, dla którego odradzająca się Polska jest „macochą”, ale bolszewizm z okrutnym

komisarzem staje się katem. Ginie wymordowana jego cała rodzina – nie dość aktywnie

opowiadająca się za bolszewizmem, a retrospektywnie dowiadujemy się że komisarz

okazuje się jego dawnym przełożonym a zarazem prześladowcą z okresu służby w carskiej

armii w Warszawie, gdzie Poleszuk – opolaczyłsia. Niebywałe zwroty akcji i tempo, a

zarazem realizm charakteryzowały ten interesujący zamysł autorski.

Żałuję, że żaden z tych scenariuszy nie został wykorzystany. Oczywiście, cytując protokół:

Członkowie Jury uznali, że żadna z nadesłanych prac nie spełnia wszystkich wymagań

konkursowych i nie stanowi gotowego materiału do rozwoju projektu filmowego.

Zgłoszone do konkursu scenariusze wymagają dalszych prac scenariuszowych, w tym

także – co szczególnie istotne w przypadku filmu historycznego – konsultacji

historycznych. Był to jednak bardzo dobry materiał, o którym zapewne wiedziała Pani

dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (która była współorganizatorem konkursu i

współfundatorem nagród), a jednocześnie współfinansowała film Jerzego Hoffmana.

Uważam, że każdy z nagrodzonych scenariuszy był lepszy od tego co zobaczyliśmy w

kinie. (Krótkie omówienie scenariuszy, jeśli ktoś z Państwa jest zainteresowany, można

przeczytać w internecie.) O tych scenariuszach wiedział Pan Hoffman, ponieważ sam mu

to powiedziałem, łącznie z krytycznym zdaniem o banalnych pomysłach w rodzaju ułan i

dziewczyna.

Mając więc doświadczenie jurora w konkursie na scenariusz filmu o 1920 roku, a

jednocześnie będąc bogaty w wiedzę o przebiegu i realiach konfliktu z bolszewicką

Rosją, bo przecież jak powiedział Pan dr Marek Tarczyński, zajmuję się tym 20 lat,

pracując w zespole, którym kieruje Pan Marek, żałuję, że z moich uwag i sugestii

nie zechciał Pan Hoffman skorzystać.

Zdaję sobie sprawę, że prawda ekranu i rzeczywistość historyczna mogą się czasem

rozmijać, ale jako autor książek o radiowywiadzie, szczególnie boleśnie odczuwam

Page 20: Pobierz zapis dyskusji

20

na filmie obecność dwóch gejów (poprawność polityczna pod publiczkę?),

szulerów i kanciarzy, którzy szachrowali w Monte Carlo i coś im się przypadkowo

(sic!?) udało. A jak było naprawdę – rosyjskie szyfry łamały najtęższe polskie

intelekty, profesorowie lwowsko-warszawskiej szkoły matematycznej.

Zastanawiam się, cui bono taka zamiana, komu to służy, po co to zostało zrobione?

Zamiast zwycięstwa intelektu polskich profesorów i oficerów, zamiast mądrości i

dumy z niej, mamy przypadek, kaprys dwóch pajaców (my razem!) – czy to ma

bawić? Wolę już jak nas bawi Natasza Urbańska.

Przekonywałem Pana Hoffmana do wielu rzeczy, z części tych uwag skorzystał,

nawet z dużej części. Np. wyeliminowany został spór o autorstwo planu Bitwy

Warszawskiej. Ten spór niech się toczy w gabinetach historyków, na filmie miał

być pokazany jeden twórca zwycięstwa – Wódz Naczelny i Naczelnik Państwa,

marszałek Józef Piłsudski. Bo przecież wiemy, kto byłby winnym klęski, tak samo

wiemy dziś bez wątpienia komu zawdzięczamy zwycięstwo. I tak to zostało

zrobione. (Tu pozwolę sobie na dygresję, że na stronach internetowych znajdziecie

Państwo najróżniejsze dywagacje oszczerców rozmaitej maści, które lansując

kłamliwe tezy sprowadzają naszą naukę do poziomu magla: Piłsudski załamał się,

uciekł od odpowiedzialności, wyjechał z Warszawy do kochanki, a dowodził gen.

Rozwadowski, któremu Wódz ukradł laury zwycięstwa. Chwała Panu

Hoffmanowi – że tego wątku nie podjął!)

Szkoda, że dwie – znane mi i nakręcone – znakomite moim zdaniem sceny nie

weszły do filmu. Obie ukazują osobowość Marszałka (który wbrew temu co piszą

rozmaici pismacy: nie załamał się, nie stchórzył ale cały czas sprawował naczelne

dowództwo) oraz jego elektryzujący wpływ na żołnierzy – co dopełniałoby w

sposób istotny pozytywny przekaz filmu. Pierwsza – to rozmowa z przybyłą do

Polski misją dyplomatyczno-wojskową z lordem D’Abernonem i szefem sztabu

marszałka Focha – gen. Weygandem (zagrał go Wojciech Pszoniak, a Wiktor

Zborowski wcielił się w rolę kpt. de’Gaulle). Przypomnijmy, że w zamyśle

przywódców Ententy, gen. Weygand miał objąć stanowisko Wodza Naczelnego,

ale powitany przez Józefa Piłsudskiego pytaniem – Ile dywizji przywiózł ze sobą?

– z kandydata do buławy sprowadzony został do rangi doradcy polskiego szefa

sztabu. Mam fotogramy z tej sceny, wyglądają interesująco. Wielki Zborowski i

niziutki Pszoniak, trochę groteskowo, jak Pat i Pataszon.

Page 21: Pobierz zapis dyskusji

21

Druga scena, która wypadła z filmu to inspekcja frontu przeprowadzona przez

Piłsudskiego i Weyganda, gdzieś na terenie twierdzy Modlin czy Dęblin. Generał

Weygand widząc tysiące leżących, półżywych ze zmęczenia, śmiertelnie

wyczerpanych żołnierzy, w podartych mundurach, bez butów, stwierdził, że z tym

wojskiem nie można już nie tylko zwyciężyć, ale nawet bronić się. Gdy słowa te

wypowiadał do marszałka Piłsudskiego, jeden z podoficerów rozpoznawszy

Wodza Naczelnego z wielkim wysiłkiem podniósł się, wyprężył i zameldował – że

oficerowie zginęli a on dowodził kompanią, którą tu doprowadził po odwrocie

liczącym pół tysiąca kilometrów. W czasie tego meldunku, podnosili się kolejni

żołnierze, stawali boso na baczność, salutowali, a po chwili cały dziedziniec

cytadeli zapełniony był tysiącami – tych półżywych – żołnierzy, prężących się w

postawie na baczność i oddających honory Wodzowi Naczelnemu. To scena

autentyczna, z wizytacji wojsk przed polską kontrofensywą znad Wieprza (z Firleja

– inspekcja 21 Dywizji Górskiej), opisana zresztą przez Piłsudskiego w książce Rok

1920. Szkoda, że obu tych scen zabrakło.

Udało mi się również przekonać pana Jerzego Hoffmana, w drobnej, ale istotnej,

kwestii dotyczącej realiów epoki, że Witos nie mógł w 1920 roku przemawiać do

chłopów polskich przed mikrofonami polskiego radia. Radiofonia nie istniała

wtedy, a jedynie radiotelegrafia, pozwalająca na przekazywanie w eterze długich i

krótkich dźwięków oznaczający kropki i kreski alfabetu Morse’a, ale nie mikrofony

i głośniki. Sugerowałem, aby apel do chłopów rozpoczynał Witos, a dalsze wersy

wygłaszali działacze ludowi na wiecach, ksiądz w kościele, albo czytał ktoś z

rozlepionego na parkanie afisza, każdy fragment kto inny. Tak to jest na filmie,

mam świadomość, że to dobra scena.

Przekonywałem również (na szczęście nie tylko ja), że nie było rosyjskich balonów

pod Warszawą z napisem – Dajosz Warszawu! Tak pisali na wagonach bojcy 27

Dywizji Strzeleckiej, jadącej z Syberii na polski front. To ta dywizja zdobyła

Radzymin. Balony nie dotarły pod Warszawę i ich nie użyto. Dlatego to hasło

pojawia się w mowach bolszewickich komisarzy. To również dobrze wygląda.

Pan Hoffman osłabił również wejście do akcji batalionu Ochotniczej Legii Kobiet,

która faktycznie nie walczyła na pierwszej linii frontu i nie brała bezpośredniego

udziału walkach Bitwy Warszawskiej. Obsadzała pozycje po obu stronach

dzisiejszej ulicy Grochowskiej (wtedy Szosy Brzeskiej) wzdłuż obecnej ulicy

Międzynarodowej, na skraju Parku Skaryszewskiego. W tym rejonie batalion

Page 22: Pobierz zapis dyskusji

22

okopał się i była to ostatnia linia obrony Warszawy, ale tam bolszewicy nie

doszli, więc legionistki nie brały udziału w walce. Jerzy Hoffman został

przekonany, że nie można zbytnio mijać się z rzeczywistością i dlatego

sanitariuszka Ola (Natasza Ubrańska) przed rozpoczęciem ostrzału z ckm-u zdjęła

opaskę czerwonego krzyża. W pierwotnych wersjach scenariusza natarcie rosyjskie

było zatrzymane na ostatniej linii obrony, obsadzonej przez batalion kobiecy.

Także do kilku innych spraw dał się Pan Hoffman przekonać. Nie uważam więc

swej pracy (aczkolwiek w konsekwencji nie podpisałem umowy z filmem) za

całkowicie bezowocną, ot zrobiłem to – pro publico bono.

Ale do czego się nie dał przekonać? To z czym się absolutnie nie mogłem zgodzić,

to scena, wskazująca że inicjatorem wojny był Trocki, a Lenin demokratą(?!) bo

zaproponował głosowanie nad tym wnioskiem. Proszę Państwa, młodzi ludzie

obejrzą film, oni nie pamiętają komunizmu, jakie więc wrażenie wyniosą?

Bolszewicy to – Demokracja! Demokraci! Cytuję w mojej książce, w jakich

okolicznościach i kto podjął decyzję o rozpoczęciu wojny. Lenin tłumacząc się po

przegranej wojnie jak do niej doszło, powiedział m.in. (...) zdecydowaliśmy, ale nie

w formie jakiejś uchwały, biura politycznego, tak między sobą – tak jak tu teraz

siedzimy przy stole, może w dwóch, trzech, – żeby sprawdzić przy pomocy

bagnetów, czy w Polsce nie dojrzała rewolucja. I w tym momencie, gdy to mówił

na konferencji partyjnej, zorientował się, że wypowiada herezję. Bolszewizm

niszcząc wszystkie instytucje starego państwa rosyjskiego jednocześnie stworzył

nowe. Ale jeżeli stworzył nowe, to po co one były? – Żeby tak najważniejsze

decyzje między sobą? I zreflektowawszy się i zawołał do stenografistek: – To nie

jest do protokółu! Tego proszę nie zapisywać! A co zrobiły stenografistki

wychowane w carskiej Rosji, nauczone że każde słowo notuje się w stenogramie?

Otworzyły nawias i napisały – To nie jest do protokółu! Tego proszę nie

zapisywać! A co młodzi ludzie zobaczą na filmie? – Demokrację bolszewicką?

Głosowanie za wojna z Polską. A przecież to była jedna z pierwszych totalitarnych

dyktatur w XX wieku!

Przechodząc do innych czasów, jeśli ktoś z Państwa liczy, że znajdziemy

wiarygodne decyzje, że wejdą albo nie wejdą do Polski w grudniu 81 roku, to się

srodze zawiedzie. Bo w systemach dyktatorskich, w systemach władzy totalitarnej,

niezależnie od tego co zdecydują komisje, plena i inne organa partyjno-

państwowej władzy, ostateczne decyzje podejmuje się przy zielonym stoliku, w

nielicznym gronie, o tak między sobą, w dwie, trzy osoby, i nie zapisuje się ich w

Page 23: Pobierz zapis dyskusji

23

protokółach. Decyzje takie możemy poznać dopiero po ich skutkach. I jeżeli tego

Jerzy Hoffman nie zrozumiał, to bardzo żałuję.

Co dobrego jest jeszcze w tym filmie. Mimo wielu, bardzo wielu zastrzeżeń,

których część już przedstawiłem, uważam, że film ma niewątpliwe atuty i niesie z

sobą najważniejsze przesłanie – wielki potencjał patriotyzmu, co nie jest obecnie

powszechne. Stale jesteśmy epatowani jakimś rewidowaniem narodowych

dziejów i zmuszani do bicia się piersi za popełnione i nie popełnione winy. Wielki

walor filmu to bardzo realny obraz komunizmu, uosabiany przez komisarz

Bykowskiego. Może jego nazwisko i narodowość jest odniesieniem do naszego

rodaka, krwawego kata towarzysza Dzierżyńskiego, ale wiemy też, że duża część

komisarzy była, jak to wówczas mówiono „handlowego” wyznania. Liczna

młodzież starozakonna witała Armię Czerwona jak wybawicieli, ale z drugiej

strony do Armii Ochotniczej wstąpiło (z Warszawy, Lwowa i Krakowa) niewiele

mniej ochotników żydowskiego pochodzenia niż chłopów polskich. Na filmie

prawdziwie pokazani są warszawscy Żydzi budujący okopy pod Radzyminem.

Moje uwagi, są uwagami historyka, który będzie miał zawsze wrażenie niedosytu.

Sądzę, że widzowie, a szczególnie młodzież, zapamiętają i pozostawią w pamięci te

piękne sceny jedności narodu w obliczu zagrożenia, a z drugiej strony przykład

partykularnego partyjnictwa (delegacja polityków Narodowej Demokracji z

poznańskiego z księdzem Walerianem Adamskim zarzucająca Piłsudskiemu

zdradę. (Tylko kto zrozumie ten kontekst, z głosowaniem votum zaufania do

Piłsudskiego na posiedzeniu Rady Obrony Państwa.) Dodajmy, że politycy ci

zamierzali tworzyć w Poznaniu własny rząd i odrębną armię!, ale z drugiej strony

Wielkopolska dała największą liczbę ochotników i była gospodarczym,

życiodajnym, zapleczem Państwa.) Widzowie zapamiętają również stawkę o jaką

toczyła się wojna, a także uzmysłowią sobie cenę płaconą przez naród (...wolność

krzyżami się mierzy). Ukraińcy nie zapłacili jej w dwudziestym roku i płacili

podczas hołodomoru za niedostateczne poparcie dla Petlury. Może mieli taką

świadomość jak duża część polskiego chłopstwa w Kongresówce latem 1920 roku,

która chciała tylko przeczekać.

Walorem filmu jest to, że pokazano konfrontację dwóch głównych personae

dramatis. Z jednej strony jest Lenin, który zresztą symbolicznie staje się czerwony.

Nie wiem czy Państwo pamiętacie, w ubiegłym roku przy Krakowskim

Przedmieściu też stał taki czerwony Lenin, a po drugiej stronie ulicy Józef

Page 24: Pobierz zapis dyskusji

24

Piłsudski. To była wystawa, którą przygotowało Muzeum Józefa Piłsudskiego,

przeciwstawiając symbolicznie dwie główne osobowości. Są również dobrze (acz

skromnie) przedstawione cele wojny obu stron konfliktu. Z jednej strony obrona

niepodległości Polski, wizja stworzenia swoistej unii środkowo-europejskiej

między Bałtykiem a Morzem Czarnym w sojuszu z Ukrainą. To jest ledwie

zasygnalizowane, ale jest! A z drugiej strony – bolszewicka wizja światowej,

proletariackiej rewolucji, bo ona przecież nie miała ograniczyć się tylko do Rosji,

ona miała być zaniesiona na bagnetach Armii Czerwonej aż po zatokę Biskajską,

do Indii i może nawet za Atlantyk. I to jest na tym filmie zupełnie dobrze

pokazane, choć II Kongres III Kominternu tak blado wyglądał, tylko buńczuczne

przemówienie Lenina, a gdzie aplauz i ogromny entuzjazm i nadzieje reszty?

Należy podkreślić jak świetnie w osobie komisarza Bykowskiego (doskonała rola

Adama Ferency) – ukazany jest komunizm, bolszewizm, jako partia władzy –

kłamstwo, obłuda, brutalność, nieufność, podejrzliwość, buta, chamstwo,

prymitywizm – to wszystko skupia się jak w soczewce w tej sylwetce. I ten

symboliczny kał pozostawiany na wszystkich wytworach kultury „starego

świata”. To jest świetnie pokazane! (Mówiłem o tym szerszej w wywiadzie dla

„Suprekspresu”.) Jednak mam zastrzeżenie, że w filmie pokazany jest komunizm

tylko od strony „bata” oraz organizacji struktury i cynicznych mechanizmów

sprawowania władzy. To taki podręcznik makiawelizmu w prymitywnym

wydaniu. Ale nie ma tu „marchewki”, tego co napisał również prof.

Odziemkowski, tej siły mamiącej masy, łudzącej je: chlebem, przejmowaniem

ziemi i fabryk, pokojem, władzą, równością, mówiącej – grab zagrabione! A

przecież bez pokazania tego oblicza i siły komunizmu, bez tej propagandy, którą

bolszewizm wabił, oszukiwał i zwodził, a masy przyjmując te obietnice, jak

ochłapy w dobrej wierze wkładały sobie jarzmo na szyję; bez tego nie

zrozumiemy w ogóle XX wieku. Tego zabrakło tym bardziej, że jak to podkreślił

prof. Odziemkowski, społeczeństwo polskie nie uległo bolszewickiej iluzji, w swej

masie (szczególnie większość świadomych robotników oraz biednej wsi) okazało

się odporne na komunistyczną propagandę i to był właśnie fundament polskiego

zwycięstwa. A tego nie ma w filmie! Jest scena wyboru do „Sielosowietu” albo

„Miejskiego Komitetu Rewolucyjnego”, ale tak samo przypadkowa i bez

kontekstu, jak wizyta delegacji z księdzem Adamskim w Belwederze.

Dobrze są pokazane te ataki piechurów Armii Czerwonej, w gęstych tyralierach.

kładzionych pokotem ogniem karabinów maszynowych. Świetnie – w scenie

Page 25: Pobierz zapis dyskusji

25

przypalania papierosa – przedstawiona jest służalczość dawnych carskich oficerów

względem Tuchaczewskiego, „czerwonego Napoleona”, jak mówiono o nim,

protegowanego Trockiego. W tej scenie widoczne są stosunki panujące nie tylko w

sztabach Armii Czerwonej. Bardzo dobra jest scena, gdy Tuchaczewski nie uwierzył

zdobytym polskim rozkazom, mówiącym o koncentracji jakiejś nieznanej polskiej

armii lubelskiej. Nie uwierzył, sądząc że jest to polski fortel, aby odciągnąć go od

Warszawy na południe. Jest wiele więcej dobrych, właściwie osadzonych w

realiach scen, ale niestety tak wiele bałamutnych których część postaram się

wymienić i skomentować.

– Chciałem powiedzieć (zgadzając się z uwagami dr Tyma), że w wywodzącym się

z ułanów legionowych „Beliny” 1 Pułku Szwoleżerów, którego honorowym szefem

był marszałek Józef Piłsudski niemożliwe były takie stosunki między kadrą i

żołnierzami oraz sytuacja, w której koledzy nie wstawili się za kolegą w czasie

sesji sądu polowego. Skąd taki pomysł, że jeden podoficer do drugiego podoficera

wyrażał się o żonie kolegi w takich słowach, których tutaj nie powtórzę? Może

autorzy scenariusza zbyt zafascynowali się fabułą Lewej wolnej Mackiewicza, ale

tam jest mowa o „zbieraninie” generała Bałachowicza, a nie o elitarnym

(dosłownie!, w znaczeniu intelektualnym kadry oficerskiej i podoficerskiej oraz

relacji między kadrą i żołnierzami) 1 Pułku Szwoleżerów. Bałachowcy to było

zupełnie inne wojsko, ochotnicze, watażkowate, które walczyło po polskiej stronie

z motywacji tak różnorodnych, jak jego skład społeczny i etniczny, a spoiwem był

temperament dowódcy połączony z nienawiścią do bolszewizmu. Proponowałem

przenieść tę scenę do innej formacji, w innych okolicznościach rozpisać owo

dostanie się Janka do niewoli. Skracając scenariusz połączono zresztą dwie

sylwetki, brata filmowej Oli, i jej narzeczonego Janka, a wyszedł z tego taki głupi i

nieprawdziwy epizod.

– Każdy z nas widział, płynąc Dunajcem, że górale pienińscy, mają inne serdaki

niż podhalańscy, żywieccy i sądeccy. Należałoby zapytać dlaczego kozacy dońscy

są w strojach kozaków kubańskich, a przy tym, ani dońscy ani kubańscy nie

podlegali Symonowi Petlurze – tylko Borysowi Sawinkowowi. Nie można

kluczowej dla Polski kwestii niepodległości Ukrainy, skwitować sentencją

Domagarowa, że ... tylko zemsta pozostała. I znowu mamy lapsus, który niczego

nie wyjaśnia.

Page 26: Pobierz zapis dyskusji

26

– Głupotą, niemożliwą do zaakceptowania jest wspomniane w filmie zawracanie

spod Płocka 4 Armii Konnej (sic!?). Gdyby bolszewicy, mieli tam IV Armię Konną,

to by z pewnością zawrócili i zwyciężyli. Tam była IV Armia, ale złożona głównie

z piechoty (z przydanym jej III Korpusem Konnym). W Armii Czerwonej nie było

czterech armii konnych, tylko dwie. Po co wymyślać nieistniejące armie, które

rosyjski krytyk natychmiast obśmieje.

– Jan Krynicki pisze z frontu list do żony, że siedzi w jakiejś dziurze gdzieś nad

Dnieprem (a więc na Ukrainie), tamże zostaje skazany, z więzienia zamiast przed

pluton egzekucyjny trafia do Armii Czerwonej, a komisarz Bykowski, zamiast o

Budionnym lub Stalinie (którzy byli na Ukrainie) opowiada mu o geniuszu

Tuchaczewskiego, który dowodził na Białorusi. Gdzie Rzym, a gdzie Krym?

Komisarz tak niskiej rangi nie mógł widzieć – kto gdzie dowodził! A jakiż to

geniusz Tuchaczewskiego, że zamiast korzystać z transportu kolejowego –

mobilizowano furmanki – toż to była norma, konieczność! Geniusz polegał na

tym, że niezależnie od tysięcy furmanek, gdy bitwa toczyła się pod Warszawą,

Rosjanie – na swoją szerokość – przekuli już tor kolejowy do Małkini.

– Następna sprawa to pokazany w filmie krytyczny stosunek marszałka

Piłsudskiego do roli kawalerii. To zarazem prawda i nieprawda. Prawa, jeśli chodzi

o niedocenianie wielkich mas kawalerii (takich jak Armia Konna), a nieprawda,

bowiem tydzień po przełamaniu frontu przez Budionnego, Wódz Naczelny podjął

decyzję o sformowaniu polskiego odpowiednika – Armii Konnej – polskiej Grupy

Operacyjnej Jazdy; nieprawda również dlatego, że w kwietniu 1919 r. polska

kawaleria użyta operacyjnie zajęła Wilno, a w kwietniu i maju 1920 r. odegrała

ważna rolę podczas operacji na Ukrainie. A w filmie to wszystko zostało

skwitowane jednym zdaniem. W tej samej rozmowie Marszałka z Wieniawskim

(czyli Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim) ten ostatni wypowiada kwestię:

Mamy tylko jeden dywizjon lotniczy, tymczasem w Wojsku Polskim było

ówcześnie 21 eskadr (zwykle trzy eskadry tworzyły jeden dywizjon), a więc polskie

lotnictwo było siedem razy liczniejsze, niż to mówi to na filmie adiutant

Naczelnego Wodza.

– Józefa Piłsudskiego nie witano po powrocie z Kijowa pod kościołem Św. Krzyża

na Krakowskim Przedmieściu, ale przed Kościołem św. Aleksandra na placu Trzech

Krzyży. Uwieczniono to na wielu fotografiach, więc po co to mieszać.

Page 27: Pobierz zapis dyskusji

27

– Mimo, że 19 marca 1920 r. komisja weryfikacyjna przyznała Wodzowi

Naczelnemu stopień marszałka, ale do wręczenia buławy (14 listopada 1920 r. – a

więc do zakończenia wojny) Józef Piłsudski nie podpisywał się tym stopniem, a

zwracano się doń – Panie Komendancie, a nie Panie Marszałku, jak słyszymy to

na filmie.

– Polacy zagłuszali rosyjskie sieci radiowe – nie tekstem Księgi Rodzaju, ale

słowami Ewangelii wg. św. Jana. Rosjanie nie używali szyfru Cezara. Porucznik

Jan Kowalewski nie przyjeżdżał do Belwederu z Pałacu Saskiego, ale telefonował

(szkoda było czasu na przejazdy!) Biuro Szyfrów znajdowało się w Pałacu Saskim,

ale radiostacja, która zagłuszała rosyjskie sieci radiowe była w Cytadeli.

– Rozkaz, który zdobyli Rosjanie, to nie był rozkaz Wodza Naczelnego, ale aż dwa

kolejne rozkazy polskiej 3 Armii zdobyte w odstępie kilku dni, a więc sztabu trzy

szczeble niższego – jeden zdobyty pod Dubienką, drugi pod Włodawą.

– Tuchczewski urzędował na filmie w jakimś dworku, w środku lasu

(zelektryfikowany, lampy się świecą!?), a przecież on rezydował w Smoleńsku, a

następnie w Mińsku Litewskim, a więc w dużych miastach, poza które nie

przenosił sztabu.

– Armia Konna wchodziła do walki w końcu maja, gdy dojrzewają zboża, a na

filmie maszeruje po rżysku (sic!) A przecież te pierwsze walki, np. pod Wołodarką,

toczyły się w łanach zbóż.

– Polska kawaleria pokazana jest jako decydujący rodzaj broni w bitwie

warszawskiej, tymczasem zwycięstwo osiągnięto nogami piechura.

– Równie nieprawdziwy jest też kapitan żandarmerii.

– Mapa, na której przesuwano chorągiewki, podczas kongresu Kominternu wisiała

na ścianie w holu, a nie leżała na stole.

– Z kolei te chorągiewki ma stole marszałka Piłsudskiego to zupełna fikcja,

codziennie sporządzano dlań nowe oleaty, z aktualną sytuacją, a nie jakieś

chorągiewki-zabawki na patyczkach. Pamiętam film Bitwa o Anglię, gdzie

operations room, z którego marszałek Dowding dowodził RAF-em odtworzono na

podstawie fotografii. Mamy przecież takie fotografie Wodza Naczelnego nad

mapami; mamy dziesiątki innych.

Page 28: Pobierz zapis dyskusji

28

– Gdzie kto widział w wojnie 1920 r. worki z piaskiem stosowane do umocnień

polowych. Z lepszego nieco materiału workowego szyto letnie mundury, które się

po kilku tygodniach rozpadały. A jeszcze te piękne suknie i ubiory w Warszawie,

jak z żurnali, a to już szósty rok wojny, a przemysł włókienniczy i odzieżowy,

ewakuowany w połowie przez Rosję na wschód w 1915 roku, a w równym stopniu

zdemontowany przez Niemców. Owe ubiory to powinny być w większości

przenicowane, znoszone, sprane i spłowiałe chałaty. Tym bardziej, że siermiężna

pstrokacizna bolszewickich mundurów, jest właściwie ukazana.

Można powiedzieć, że to wszystko są drobiazgi, ale one trwale i błędnie

kształtują świadomość widza, który nie studiował historii. Prawdziwość realiów,

jest tak samo ważna, jak sekwencja wydarzeń historycznych i ich spektrum, a

niestety mamy na filmie i chaos i zaburzoną chronologię. Tu już nie chodzi Panie

Juliuszu o walkę, bój, gdzie jest chaos, jest kryzys, gdzie ważą się losy i

rozstrzygnięcie, ale my się gubimy i nie wiemy o co tu chodzi i gdzie co się dzieje!

Ja oglądałem ten film trzy razy, począwszy od premiery, ale za każdym razem,

zamiast rozjaśniać sobie obraz bitwy, coraz bardziej utwierdzałem się w

przekonaniu, że to zamiast symfonii jest kakafonia dźwięków. A cóż dopiero widz,

który nie jest przygotowany do odbioru filmu. Będzie przekonany, że

najważniejsze były okopy pod Radzyminem, ani tak oszalowane, ani tak wielkie, i

pierwszego dnia utracone (dwie kolejne linie); że najważniejsza była obrona

jakiegoś cmentarzyka (gdzie?), a kontrofensywa (kawalerii – sic!?) wyszła na tyły

bolszewików pod Radzymin, a 4 Armia Konna nie zawróciła (skąd?) – spod

Lwowa lub z Pomorza? Czy to jest Bitwa Warszawska? – a przecież taki jest tytuł

filmu!

– Wojciech Kossak namalował obraz – Straż nad Wisłą. To oczywiście licencja

poetica, ale reżyser potraktował ten obraz serio – i mamy gołe kolana harcerzy,

którzy w kapeluszach i krótkich spodniach biegną do natarcia w Radzyminie

(sic!?). Tymczasem ochotnicy, w tym harcerze, otrzymywali różnorodne sorty

mundurowe. Rozumiem, reżyser mógł nagiąć pewne elementy, aby pokazać

ofiarność również najmłodszych. Ale ilość tych realiów i faktów, które zostały

naciągnięte, zafałszowane i pokazane błędnie jest za duża.

– Nieprawdą jest na przykład masowy akces chłopów polskich do Armii

Ochotniczej. Wstąpiło ich najmniej, stanowili nieznaczny tylko odsetek. A kto

wstępował do Armii Ochotniczej? – Świadomi swej Polskości, głównie mieszkańcy

Page 29: Pobierz zapis dyskusji

29

miast, inteligencja, uczniowie gimnazjalni, harcerze, studenci, robotnicy, ci którzy

mieli ukształtowaną świadomość narodową, uczęszczali do polskich szkół, należeli

do polskich stowarzyszeń i organizacji. Trzeba pamiętać, że chłopi byli

powoływani do regularnego wojska i też dezerterowali. Ale generalnie chłopów

na Mazowszu, Podlasiu i w Lubelskiem uczyła patriotyzmu dopiero kozacka

nahajka i brutalne rekwizycje dokonywane przez Armię Czerwoną. Zarówno

plakaty generała Hallera, jak i apele Witosa do chłopów polskich poszły niemalże

w próżnię. Pamiętajmy, że 15 lipca Sejm przyjął ustawę o wykonaniu reformy

rolnej, co miało zachęcić chłopów, ale zanim wieść o tym rozeszła się po Polsce, a

radia przecież nie było – o czym wspominałem – minęły miesiące, tak powolny

był wówczas obieg informacji.

Dziesiątki takich lapsusów nie wyłowi nikt poza fachowym okiem, choć wątpię

aby mogły się pojawić w filmie Najdłuższy dzień, czy Tora, Tora, Tora. Ale te

główne: demoniczna rola Trockiego i demokrata Lenin, brak pokazania jak hasła

bolszewickie były w praktyce nośne i pociągające masy (choćby początkowo na

Białorusi, Wołyniu i Podolu), w krzywym zwierciadle przedstawione stosunki

panujące w Wojsku Polskim, sposób pokazania radiowywiadu, terminologia,

faktografia, chronologia – to były kwestie nie do zaakceptowania.

Sugerowałem jeszcze Panu Jerzemu Hoffmanowi, że jak będzie wybierał plenery

do walk o Radzymin (w biurze na Chełmskiej były rozwieszone panoramiczne

fotografie tych plenerów) aby wybrał takie, gdzie zabudowania nie sąsiadują z

bujną zielenią drzew, najwyżej mogą być drzewka owocowe. Dlaczego? To był

szósty rok wojny, nie było węgla, (nie było gazu), nie było już parkanów, bo je

wcześniej rozebrano, a drzewa i krzewy wycięto na opał, przecież trzeba było

gotować ciepłą strawę. A tam takie piękne kasztanowce zielone, w sierpniu w

scenie walk o Radzymin. Wystarczy popatrzeć na fotografie zamieszczone w

opracowaniu Waligóry. Równie dobrze bitwę o Midway można było zrobić na

Zalewie Zegrzyńskim, to woda i to woda!

O każdym epizodzie, o każdym szczególe można byłoby coś opowiedzieć, na coś

zwrócić uwagę, mógł on zagrać swoją znaczącą rolę. I ta ostatnia tragiczna scena: z

jednej strony zwycięstwo, a z drugiej mamy szpital w auli Politechniki

Warszawskiej, i te setki rannych i umierających (scena jak w końcu pierwszej

części Przeminęło z Wiatrem – ale tam miała być protestem przeciwko

bezsensownej wojnie domowej w Stanach Zjednoczonych). Ale nasze zwycięstwo

Page 30: Pobierz zapis dyskusji

30

w wojnie z bolszewicką Rosją nie było bezsensowną hekatombą ofiar, to nie była

„niepotrzebna wojna”, to była wojna o wszystko, o nasze być albo nie być, to była

cena naszej wolności. Jeśli już jesteśmy epatowani hekatombą ofiar, rannych w

szpitalach i okopów pełnych poległych, to z drugiej strony trzeba było pokazać że

ta wojna, i bitwa były fundamentem II Rzeczypospolitej, że mimo różnic, one

zjednoczyły Naród w jedno Państwo. Tego w finale filmu zabrakło.

Zakończyłem współpracę z zespołem filmowym w czerwcu 2010 r., mimo

zaproszenia kierownika produkcji nie pojechałem podpisać umowy. Jeszcze tylko

w Sulejówku przygotowywałem do roli Piłsudskiego Pana Daniela

Olbrychskiego. Latem ekipa pana Jerzego Hoffmana kręciła film, było już za późno

na wprowadzanie uwag do scenariusza. Żałowałem straconego czasu, żałowałem,

że para poszła w gwizdek. Ale w tym samym czasie z zespołem Muzeum Józefa

Piłsudskiego przygotowaliśmy wystawę Wojna Światów, gdzie wraz z kilkoma

historykami przedstawiliśmy własną wizję wojny. Po otwarciu wystawy, po

wydaniu w październiku 2010 roku drugiej części książki o radiowywiadzie

(Rozszyfrowano „REWOLUCJĘ”), przez niespełna 3 miesiące, do początku 2011

roku, na zlecenie Oficyny Wydawniczej G&P (za co dziękuję Panom

Gościańskiemu i Prętnickiemu) napisałem książkę, której dałem tytuł, taki – jaki

nosiła nasza wystawa – Wojna Światów. Napisałem ją w pewnym sensie jako

forma dialogu z filmem Jerzego Hoffmana, pokazałem genezę wojny, jej przebieg i

konsekwencje, pokazałem czym była bitwa warszawska, jakie były źródła

polskiego zwycięstwa i klęski bolszewickiej Rosji.

Można powiedzieć, że napisałem ją szybko, ale od kilku lat miałem ją gdzieś w

głowie, jako owoc przemyśleń i blisko dwudziestu lat badań, jako konsekwencja

dyskusji w zespole pana pułkownika doktora Marka Tarczyńskiego, z obecnym tu

panem profesorem pułkownikiem Tadeuszem Rawskim i pułkownikiem doktorem

Juliuszem Tymem. Skutkiem tego są i obszerne tomy dokumentów, równie

obszerne prace o radiowywiadzie i ta cienka – jak powiedział pan redaktor Górski

– książeczka.

Rok temu, na tej samej Sali, podczas promocji drugiej części pracy o

radiowywiadzie, powiedziałem, że napiszę książkę dla normalnych ludzi, nie

tysiąc, półtora tysiąca, ale dwieście stron i tyleż obrazków. Słowa dotrzymałem, a

jeśli chodzi o ilustracje, to nawet z nawiązką, dzięki uprzejmości pani profesor Oli

Leinwand, która udostępniła mi swoje zbiory.

Page 31: Pobierz zapis dyskusji

31

Pragnąłbym, aby film spowodował wzrost zainteresowania tym tak ważnym dla

nas okresem historycznym, żeby widzowie sięgnęli również do książek. Mam

jednak świadomość, że film obejrzą dziesiątki, setki tysięcy, a może i milion

widzów, a niestety po książki sięgną zaledwie tysiące. Dlatego sądzę, że dobrze

byłoby gdy prawda ekranu nie rozmijała się zbyt wyraźnie z prawdą historyczną.

Jak bardzo się rozmija, mimo wielu (jak podkreślałem) walorów tego filmu –

oceńcie Państwo sami. Zachęcam do obejrzenia filmu i do lektury książki. Dziękuję

bardzo.

Dr Marek Tarczyński: Bardzo dziękuję. W tym roku odbyliśmy rejs Dnieprem

szlakiem wojny dwudziestego roku, Siczy Zaporoskiej, szlakiem Pana

Skrzetuskiego, od granicy białoruskiej aż do Morza Czarnego. Tam nie jest łatwo

pływać, trzeba mieć zezwolenie, specjalne pismo pozwalające na pływanie po

wewnętrznych wodach. Myśmy dostali takie pismo: Niniejszym zaświadcza się, że

ten rejs nie musi mieć zaświadczenia o pływaniu po wewnętrznych wodach

Ukrainy – tam jeszcze te zasady obowiązują. Kto z Państwa chciałby zabrać głos,

to bardzo proszę, proszę tylko o możliwie krótkie wypowiedzi, aby jak najwięcej z

nas mogło wyrazić swoją opinię.

Prof. Wiesław Majewski

Czy „czysta” historia może być odtworzona w filmie fabularnym? – Uważam, że

tak. Szczególnie nadaje się do tego historia wojskowa nacechowana niejako z

natury rzeczy dramatyzmem. Świetny tego przykład stanowi film – Najdłuższy

dzień o lądowaniu w Normandii 6 czerwca 1944 r. Odtworzono tu dowodzenie i

działania od szczebla naczelnego dowództwa do szczebla batalionu i kompanii, to

ostatnie oczywiście tylko pokładowo. Film miał duże powodzenie podobnie jak

analogiczny film – O jeden most za daleko ukazujący działania na mniejszą skalę

pod Arnhem w 1944 r. spadochroniarzy angielskich i polskich.

Jest u nas niemożliwe zrobienie podobnego filmu o bitwie warszawskiej 1920 r.

tak ze względu na olbrzymi koszt takiego przedsięwzięcia jak i ze względu na brak

takiej rekonstrukcji reportażowej tych działań jak Monte Cassino Wańkowicza.

Page 32: Pobierz zapis dyskusji

32

Byłoby jednak możliwe nakręcić film o bitwie warszawskiej, o mniejszym

nasyceniu rzeczywistą historią, ale w której by odgrywała ona jednak istotną rolę

jak w powieściach historycznych wybitnych pisarzy jak Sienkiewicz, Kossak-

Szczucka, Malewska, Gołubiew i Anglik Robert Graves, którzy deklarowali, że

dążą do odtworzenia prawdy dziejowej. Rozumieli przez to ukazanie jej zgodnie ze

źródłami czy badaniami historyków na poziomie władców, mężów stanu czy

wodzów, ale uzupełniali ją, niejako ukazując jak ta Wielka Historia jest też

tworzona przez fikcyjne postacie na szczeblu – przykładowo – przez dowódców

chorągwi jak u Sienkiewicza, czy nawet jeszcze mniej znaczące osoby, lub jak ta

Wielka Historia (dalej WH) wpływa na ich losy ale musi się to mieścić w

granicach prawdopodobieństwa historycznego, określam to jako Małą Historię

(dalej MH). Ta Wielka i Mała Historia w powieściach tych stale się przeplatają .

Tak jest przykładowo w Potopie. Jest tu ukazane podjęcie decyzji wyruszenia

dywizji Czarnieckiego i Lubomirskiego spod Sandomierza przeciw margrabiemu

brandenburskiemu (WH). Potem mamy przedstawione trudy szybkiego marszu

komunikiem, co unaoczniają narzekania Zagłoby (MH). Później dochodzi do

rozbicia pojazdu szwedzkiego, co rzeczywiście miało miejsce, ale przebieg tego

starcia i udział w nim chorągwi laudańskiej to już Sienkiewicz (MH). Następnie

autor ten przedstawia bitwę pod Warką uwydatniając tu dowodzenie

Czarnieckiego (WH).

Z podobnym przeplataniem Wielkiej i Malej Historii mamy do czynienia i u

innych wspominanych wyżej autorów powieści historycznych. Wielka Historia

zajmuje w Trylogii dużo miejsca, ale nie przeszkodziło to tym trzem powieściom

być przez cały wiek bestsellerem. Ta Wielka Historia została opisana przez

Sienkiewicza zgodnie z tym jak mu się ona rysowała z jego własnych badań na

podstawie ówczesnych opracowań i źródeł drukowanych. Nieraz to Sienkiewicz

wiedział lepiej niż ówcześni historycy, a nawet czasem i późniejsi, dlatego mój

artykuł o Wielkiej Historii w Trylogii zatytułowałem: Sienkiewicz przodek nas

historyków. (Epoka ogniem i mieczem we współczesnych badaniach

historycznych, zbiór studiów pod red. Mirosława Nagielskiego, Warszawa 2000)

Oczywiście wiedza historyczna przez cały wiek posunęła się naprzód i niejedno

wygląda inaczej, ale jednak sporo z Sienkiewiczowskiego obrazu utrzymuje się

nadal.

Page 33: Pobierz zapis dyskusji

33

Powieści wymienionych wyżej autorów mogłoby stanowić dobry wzorzec i dla

reżysera filmu Bitwa warszawska. Niestety w tym filmie, który wszedł na ekrany

teraz, Wielka Historia występuje zbyt rzadko i jest nieraz nienajlepiej ujętą.

Tak w filmie przytoczono słowa Piłsudskiego o tym, że zlekceważył początkowo

Armię Konną Budionnego. Scenarzysta dodał do tego od siebie, że już w czasach

Napoleona rola kawalerii była niewielka. Ten dodatek jest całkowicie błędny.

Piłsudski za wiele czytał o wojnach napoleońskich, by mógł podobny błąd

popełnić. Napoleon twierdził przecież: Gdybym miał pod Lützen i Bautzen

[Budziszynem, są to zwycięskie bitwy cesarza z 2 i 20–21 maja 1813 r.] silną

kawalerię, zawojowałbym z powrotem Europę (Stefan Mossor, Sztuka wojenna w

warunkach nowoczesnej wojny, Warszawa 1986, s. 414).

Zdania Piłsudskiego w kontekście ukazanych w filmie sukcesów czerwonej

kawalerii, mogą wywołać wrażenie, że wojna 1920 r. to wojna typu kolonialnego,

w której walczą ze sobą dwie tubylcze armie, zwłaszcza, że nie bardzo widać na

ekranie działania artylerii, a cekaem tylko raz się pojawia, gdy strzela z niego

dziewczyna. Piłsudski po paru tygodniach gruntownie zmienił zdanie i stwierdził,

że jego plan wojny (…) oparty na znegliżowaniu wartości jazdy musi być

zmieniony (Rok 1920, s. 46). Uznał, że trzeba jak najszybciej rozbudować własną

kawalerię samodzielną – Korpus Jazdy. O tym ostatnim mamy wzmiankę w filmie

niepowiązaną z niczym.

W czasie I wojny światowej wodzowie zafascynowani byli potęgą ognia ciężkiej

artylerii. Fronty nasycone wojskiem utrudniały wykorzystanie drugiego elementu

działań wojennych – ruchu. W wojnie domowej w Rosji na rozległych

przestrzeniach przy o wiele mniej licznych armiach ruch odzyskał swe znaczenie.

Przypomniano sobie, że koń idzie dwa razy szybciej niż człowiek. W składzie

Armii Czerwonej powstała Armia Konna. To nie był bynajmniej żaden krok w tył,

to było po prostu wykorzystanie możliwości, o których wodzowie I wojny

światowej zapomnieli. Nawet wówczas przy dużym nasyceniu wojskiem

przestrzeni były możliwości wydajnego użycia licznej kawalerii, gdy w trakcie

działań wytworzyła się szersza luka w ugrupowaniu co występowało nieraz na

froncie wschodnim, ale wykorzystano ją tylko raz, we wrześniu 1915 r., gdy w taką

lukę na kierunku Wiłkomierz – Święciany Niemcy wprowadzili grupę sześciu

dywizji kawalerii, która wyszła na głębokie tyły 10 Armii rosyjskiej w rejonie

Wilna, co zmusiło ją do opuszczenia miasta. Takich okazji było więcej, ale

Page 34: Pobierz zapis dyskusji

34

przeświadczenie wodzów, że to siła ognia artylerii rozstrzyga losy wojny

utrudniało wykorzystanie z tych okazji.

Przy tworzeniu Armii Konnej Budionnego nie zapomniano też o znaczeniu siły

ognia. Armia ta miała 362 cekaemy tj. przeciętnie 22 na 1000 szabel, a to było

sporo. Umieszczone były one na taczankach (bryczkach) tak, że mogły nadążyć za

kawalerią. Nie potrzeba było tracić czasu na ustawienie tej broni, bo stale była

ona gotowa do otwarcia ognia. Mogła świetnie wspierać szarżującą kawalerię,

można też było szybko skoncentrować znaczną ilość taczanek w decydującym

punkcie. Prędkość poruszeń Armii Konnej pozwalała na przeprowadzenie

rozpoznania walką na szerokim froncie przez poszczególne własne dywizje, jak to

miało miejsce w walce z polską 13 Dywizją Piechoty rozciągniętą na przestrzeni

sześćdziesięciu kilometrów, by potem nagle się skoncentrować i uderzyć skupioną

całą armią na wybranym szczególnie na słabym odcinku na froncie 10 km i łatwo

przerwać obronę, a następnie wyjść na głębokie tyły przeciwnika, zagrażając mu

osaczeniem.

Na filmie narodzenie się planu bitwy warszawskiej ograniczono do ukazania tego,

co niedawno odkrył prof. Grzegorz Nowik, jak polski wywiad radiowy

rozszyfrowuje depesze rosyjskie i okazuje się, że lewa flanka frontu

Tuchaczewskiego jest osłonięta tylko przez słabą Grupę Mozyrską i wobec tego

Piłsudski z miejsca podejmuje decyzję zaatakowania tej grupy z nad Wieprza.

Wiadomość ta jest niewątpliwie kamieniem węgielnym, na którym oparł się plan

Piłsudskiego, ale to nie wystarczy jeszcze do stworzenia koncepcji działań.

Potrzebne było uwzględnienie wielu innych elementów tej decyzji. Pozwoliłoby

to na wydobycie całego dramatyzmu towarzyszącego tworzeniu tego planu. To, co

pisze Piłsudski o swych rozterkach przy powstaniu tego projektu w pracy Roku

1920, daje zarys tych problemów. Konieczność obrony Warszawy, której upadek

mógłby wstrząsnąć Wojskiem Polskim, powodował, że jak pisze Piłsudski, musiał

¾ wojska przeznaczyć rolę pasywną a tylko ¼ – 5 i ½ dywizji miało uczestniczyć w

decydującym manewrze z nad Wieprza. Oczywiście wystarczyło to aż nadto dla

pobicia tych niecałych dwóch dywizji osłonowej Grupy Mozyrskiej, ale potrzebna

była przewaga sił nad tymi armiami, na które natrafi się w głębi ugrupowania

nieprzyjacielskiego. W dodatku, gdy dywizje pasywne były już na miejscu, to 2

dywizje ze zgrupowania nadwieprzańskiego trzeba było dopiero ściągnąć z Frontu

Południowo-Wschodniego, gdzie były związane walką. Kiedy jednak było już

wiadomo, że dotrą na czas, Piłsudski zaczął się martwić, że przez to (…)

Page 35: Pobierz zapis dyskusji

35

otworzyłem niejako bramę wpadową dla Armii Konnej. Mógł teraz oczekiwać, że

wkrótce będzie miał (…) na swoich bezpośrednich tyłach tzn. tyłach Frontu

Środkowego armie Budionnego, co może zagrozić manewrowi z nad Wieprza (Rok

1920, s. 122).

Czy przedstawienie tego nie byłoby zbyt statyczne? Nie, jeśli przedstawi się

dynamicznie tworzenie planu. Odrzucanie jednych pomysłów, zastępowanie ich

nowymi ujęciami, ilustrowanymi zmianami na mapie, przerywanie pracy nad

planami by domagać się od pod władnych potrzebnych informacji, względnie gdy

Piłsudski nie może znaleźć rozwiązania trudności, rozkładałby pasjans a wracałby

znów do pracy, gdy to rozwiązanie nagle mu się nasuwa.

Słusznie w filmie ukazano, że to Piłsudski był twórcą planu manewru znad

Wieprza. Pisał o tym wyraźnie Marian Kukiel w księdze poświęconej gen.

Rozwadowskiemu w roku 1928.

Prof. Nowik wskazywał, że postać komisarza sowieckiego dobrze unaocznia zło

bolszewizmu. Wydaje się, że dobrze byłoby ukazać, że oprócz chłopów także

polscy robotnicy byli przeciw bolszewikom. Wicepremierem został Ignacy

Daszyński przywódca PPS-u, a Żeromski w „Przedwiośniu” wspominał mowy

robotników i ich przywódców (…) wzywające do walki […] nie z burżuazją, lecz z

tym najeźdźcą z czerwonymi sztandarami. Powstawały pod egidą PPS-u bataliony

robotnicze i Robotniczy Pułk Obrony Stolicy.

Przy epizodzie z Witosem wzmianka o powrocie na żniwa trywializuje sprawę.

Zamiast chłopów z kosami na sztorc zaciągających się do armii, lepiej było

pokazać jak „to nieledwie baby z cepami i chłopi z widłami spieszą sekundować

naszym góralom” z 21 dywizji (Rok 1920, s. 127), podczas kontrofensywy znad

Wieprza.

Dobrze, ze w filmie znalazł się epizod z kozakami kubańskimi walczącymi po

stronie polskiej. Szkoda, że o armii ukraińskiej mamy tylko wzmiankę.

Prof. Leszek Moczulski: Ja, proszę Państwa, nie będę mówił o filmie z bardzo

prostego powodu. Z polskim filmem historycznym, zwłaszcza dotyczącym historii

wojennej, spotykam się od pół wieku. Więcej nawet niż od pół wieku, bo Kanał

chyba w 1957 roku wszedł na ekrany. Kiedyś powiedziałem sobie, że o żadnym

Page 36: Pobierz zapis dyskusji

36

pojedynczym filmie o polskiej historii wojennej (nie wiem zresztą czy to są filmy

rzeczywiście o polskiej historii) nie będę się wypowiadał. Pół wieku wystarczy.

Szkoda grochu do rzucania o ścianę. Ale pozostaje problem ogólny, nie dotyczący

pojedynczych filmów, tylko całości produkcji fabularnych filmów, mówiących o

naszej przeszłości.

Pierwsza kwestia. Niektóre z tych filmów były bardzo wredne, lecz zostały bardzo

dobrze zrobione reżysersko, na wysokim poziomie artystycznym. Można to jednak

powiedzieć tylko w czasie przeszłym. Od dłuższego już czasu, obok skandalicznego

nieraz traktowania prawdy historycznej, są to filmy na coraz niższym poziomie.

Wedle dawnej, dziś już zapominanej terminologii holywoodzkiej typowe B-

pictures z gorszej półki, obliczone na prymitywnego odbiorcę.

Druga uwaga dotyczy pewnej prawidłowości, od dziesięcioleci występującej w tej

części twórczości filmowej. Otóż, jeśli przedstawia jakiś epizod w naszej historii,

gdzie choćby w dalekim tle tej pokazują się Rosjanie, to wtedy z reguły film bywa

albo głupi, albo wredny – a za każdym razem tendencyjnie nieprawdziwy.

Trzecia sprawa wynika z relacji historyk – sztuka, historyk – literatura. Jestem

profesjonalnym historykiem, kilkadziesiąt lat badań mam za sobą – ale sądzę

również, że umiem pisać książki, także scenariusze; wiem jak to się robi. Autor ma

prawo do swobody twórczej, może przedstawiać każdą rzeczywistość autentyczną

czy fikcyjną, lecz obowiązują go pewne kryteria, w tym osobista kultura. Gdy

zabraknie kultury – trudno mówić o twórczości kulturowej. Otóż, jeśli twórca

pragnie ukazać na ekranie jakąś nikczemną czy karykaturalną postać, ma do tego

oczywiście pełne prawo – pod warunkiem, że tej swojej wizji nie narzuci obrazowi

konkretnej postaci historycznej, która taka nie była. Dotyczy to nie tylko osób,

również wydarzeń. Na tle prawdziwych wydarzeń można umieszczać fikcyjne

fabuły – ale ani one, ani te wydarzenia nie mogą fałszować prawdy. Jeśli chcemy

taką fikcję wykorzystać, musimy się odwołać również do jakiejś wymyślonej

rzeczywistości. Nikt nie wymaga prawdy od „Seksmisji”, mimo różnych analogi do

świata realnego. Nieszczęście na ogół nie tkwi w tym, co reżyser zrobił ze

scenariuszem, bo wynika przede wszystkim z tego, jak się zrobiło scenariusz, jak

się zrobiło książkę na podstawie której kręcony jest film, jaką wiedzę miano, jaką

wiedzę chciano mieć, co chciano zrozumieć, a czego nie chciano zrozumieć.

Oglądałem bardzo wiele filmów wojennych, patrząc na nie okiem historyka.

Często dotyczyły one epizodów historii, które doskonale znałem. Większość tych

Page 37: Pobierz zapis dyskusji

37

filmów to twórczość zagraniczna, głównie zachodnia. Otóż, nawet przy bardzo

niecodziennych, wymyślonych fabułach, nie były sprzeczne z prawdą historyczną.

U nas natomiast częsta jest tendencja, aby głupio wymyśloną fikcję przedstawiać

jako prawdę.

Film zdominował naszą dyskusję, warto powiedzieć coś o książce, choćby bardzo

krótko. Jest rzeczywiście rozmiarowo niewielka, jak tu mówiono – „cienka”. To

prawda, tylko, że ma swój wielki prolog. Wielotomowy, zawierający mnogość

materiałów archiwalnych o wojnie roku 1920, wydawanych przez ostatnie

dwadzieścia lat. Gdyby nie te tomy – zasługa nie tylko głównego redaktora Pana

pułkownika Tarczyńskiego, ale i Grzegorza Nowika, który w toku tych lat

awansował do profesury – to obecna książka nie powstałaby taka, jaką ona jest.

To dorobek wielu lat pracy, zarówno nad dokumentami dotyczącymi wojny

polsko-sowieckiej, jak również nad kluczowym dla niej problemem

radiowywiadu. Na tej bazie powstała książka dość szczupła objętościowo, ale

będąca znakomitą syntezą wojny, która się toczy przez bite dwa lata, znakomitą

syntezą historyczną. W dodatku napisana w taki sposób, że się ją czyta i rozumie.

Zawiera prawie wszystko, co jest najważniejsze, co należy wiedzieć. Mam

nadzieję, że ta książka rozejdzie się nie tylko w dużym nakładzie, ale że będzie

miała drugie wydanie. Może uzupełnione o niektóre istotne epizody. Mam na

myśli zwłaszcza epizod z Rady Obrony Państwa, kiedy na włosku zawisła cała

przyszłość Polski – bo gdyby ze stanowiska Naczelnego Wodza odszedł Józef

Piłsudski, wojna byłaby katastrofalnie przegrana. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby

ta książka naprawdę trafiła pod strzechy. Dziękuję.

Barbara Czepik nauczycielka historii oraz wiedzy o społeczeństwie,

współorganizator dzisiejszego spotkania z ramienia Warszawskiego Centrum

Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń (WCIES):

Szanowni Państwo, chciałam zabrać głos, który wyłamie się z nurtu krytyki i

mam nadzieję, że mnie Państwo nie zakrzyczycie. Zacznę od tego, że

organizowałam konferencję metodyczną połączoną z premierowym pokazem

filmu dla warszawskich nauczycieli. Projekt przeprowadziłam z obecnym tu

profesorem Nowikiem, któremu chciałam za to raz jeszcze serdecznie podziękować.

Pan Profesor przygotował dla uczestników prelekcję przed seansem oraz po jego

zakończeniu. Jako konsultant historyczny filmu podzielił się z nami swoimi

Page 38: Pobierz zapis dyskusji

38

uwagami, wskazując zarówno na walory filmu i błędy historyczne. Na szkoleniu

obecnych było ponad 200 nauczycieli, z których tylko część stanowili nauczyciele

historii, ale byli również nauczyciele innych przedmiotów: języka polskiego,

języków obcych, WOS, WOK, a nawet matematyki, fizyki, chemii, biologii czy

wychowania fizycznego. Warto dodać, że byli to nauczyciele wszystkich etapów

edukacji – szkół podstawowych, gimnazjów, liceów, szkół zawodowych i

specjalnych. Każdy z nich miał prawo wypowiedzieć się na temat filmu w

anonimowej ankiecie przeprowadzonej pod koniec spotkania. Pozwolę sobie

przytoczyć fragmenty raportu z analizy ankiet.

87% badanych uznało, że film pomoże nauczycielom i uczniom w lepszym

opanowaniu wiedzy z historii najnowszej. 84% ankietowanych pozytywnie

oceniło możliwość wykorzystania filmu na własnych lekcjach. 87% dobrze lub

bardzo dobrze oceniło przydatność filmu w realizacji tematyki z historii

najnowszej. Ankietowani przedstawili wiele ciekawych pomysłów na

wykorzystanie filmu w nauczaniu innych przedmiotów np. język polski, wiedza o

kulturze, godzina wychowawcza. Poloniści sięgną po film omawiając literaturę

dwudziestolecia. Prawie wszyscy planują zabrać młodzież do kina. Głosy

krytyczne stanowiły zaledwie 4,2% wszystkich odpowiedzi, chociaż należy

zaznaczyć, że nauczyciele szkół podstawowych zamierzają wykorzystać tylko

fragmenty filmu ze względu na wulgarne słownictwo i drastyczność niektórych

scen oraz obawę, że jest za trudny w odbiorze dla najmłodszych uczniów.

Jednocześnie uznali film za wartościowy dla nich samych. Uważają, że pomógł im

we własnym rozwoju zawodowym.

Mając na uwadze głos tak licznego grona pedagogicznego, ośmielę się pochwalić

film. Po pierwsze, zacznę od tego, że bardzo się cieszę, że nasz wybitny reżyser

Jerzy Hoffman nie przygotowywał tego filmu przez dwadzieścia lat, nie czytał

tysięcy stron źródeł historycznych, dokumentów i monografii. Nie zrobiłby wtedy

tych wszystkich filmów, które są piękne i za które go kochamy. W dzisiejszej

dyskusji ograniczamy się tylko do filmu „1920. Bitwa Warszawska”, ale nie wolno

nam zapomnieć o imponującym dorobku artystycznym reżysera.

Chcę bardzo podziękować panu pułkownikowi Juliuszowi Tymowi, który śmiał

wyłamać się na moment z nurtu krytyki filmu i powiedział, że ... nawet trochę mu

się ten film podobał. Bardzo się z tego cieszę, dodam od siebie więcej – film mi się

podobał. Zauważmy, że ten film był bardzo potrzebny. Czekaliśmy na niego wiele

Page 39: Pobierz zapis dyskusji

39

lat. Mamy chyba taką tendencję narodową, że lubimy krytykować. Ja bym chciała

skupić się na rzeczach pozytywnych.

Ten film powstał dla przeciętnego widza, także dla mojego gimnazjalisty. Nie

powstał wyłącznie dla historyków wojskowości i znawców epoki. Dla mnie jest

istotne, że moi uczniowie w ogóle usłyszeli, że ta bitwa miała miejsce, że to my ją

wygraliśmy, że był Piłsudski, który stał za zwycięstwem Polaków, i był Lenin,

który stał za wybuchem wojny i który poniósł klęskę. Dla Państwa jest to

oczywiste, ale moje szkolne doświadczenie i różne statystyki dowodzą, że wiedza

historyczna przeważającej większości Polaków jest bardzo mała. Wypada, aby

wszyscy mieli wiedzę dotyczącą „Cudu nad Wisłą”, dobrze, że wreszcie pokazano

na dużym ekranie osiemnastą najważniejszą bitwę dla losów Europy i świata.

Diabeł tkwi w szczegółach, ale te szczegóły dla przeciętnego widza, szczególnie dla

mojego gimnazjalisty, nie są istotne. Proszę Państwa, nie przypuszczam, żeby inny

reżyser spowodował, że konie kawalerii szły równo. Zresztą, jak słyszeliśmy,

nawet wśród Państwa nie ma zupełnej zgody, czy powinny iść równo. Pułkownik

Tym pozwolił, żeby w trakcie szarży jeden mógł się wyłamać... Nie uczyniłabym

również poważnego zarzutu Jerzemu Hofmanowi z powodu pokazania ścierniska,

chociaż scena miała rozgrywać się wiosną. Również obecność drzew na planie

filmowym nie wzbudza mojego protestu.

Kolejna rzecz, proszę Państwa, dlaczego zbyli Państwo milczeniem znakomitą grę

Pana Adama Ferenca jako bolszewickiego komisarza Bykowskiego. Gwarantuję, że

nawet gdyby moi uczniowie przeczytali 3 grube tomy książek (a większość tego

nie zrobi, nie orientują się Państwo jak tragicznie mało czytają), nie zrozumieliby

lepiej, czym był komunizm.

Mam nadzieję, że obraz bitwy przedstawiony zarówno w filmie jak i książce,

skłoni nas do refleksji związanej z dziejami wojny Polski z bolszewicką Rosją.

Uczniów zainspiruje do pogłębienia wiedzy, żeby dowiedzieć się jak było

naprawdę, szczególnie w przededniu kolejnej rocznicy odzyskania Niepodległości.

Mogłabym mówić jeszcze bardzo dużo i przytaczać różne opinie, ale szanuję

Państwa czas. Dziękuję bardzo.

Page 40: Pobierz zapis dyskusji

40

Dr Marek Tarczyński: Każdy ma prawo do swojej opinii i bardzo słusznie, na tym

polega sztuka. My patrzymy na film, albo nam się podoba albo nie podoba.

Profesor Grzegorz Nowik: Pani Barbaro, ja chwaliłem rolę komisarza

Bykowskiego i uważam, że jest to świetny sposób pokazania bolszewizmu. Tylko

zabrakło mi drugiej strony tego oblicza, i wyjaśnienia jak to się stało, że uwiódł

on, zaczadził miliony ludzi, przez prawie wiek. To jest świetna rola Adama

Ferency. Myślę, że to była najlepsza rola w filmie i pokazanie czym był

bolszewizm, jako metoda rządzenia, jako partia władzy. Ja to chwaliłem, a nie

ganiłem, podobnie jak na prelekcji dla nauczycieli w kinie. Tak samo chwaliłem i

chwalę te walory filmu, które na uznanie zasługują, krytykuję zaś te, które na

krytykę zasługują.

Red. Tadeusz Górny: Droga Pani, jesteśmy jednak tolerancyjni i nie przyszliśmy

tutaj nikogo zakrzyczeć za to, że ma własne zdanie, nawet jeżeli z tym zadaniem

się nie zgadzamy. Po drugie, ja także to powiedziałem i wszyscy kolejno oddawali

cześć reżyserowi Jerzemu Hoffmanowi za to co zrobił do tej pory i nikt chyba tego

nie zaprzecza. Tylko ja pytam się, czy to wystarczy, żeby pomogło to dzieciom i

młodzieży, która była na tym filmie, aby to zrozumiała. Bo to, że zapamiętają

nazwisko Lenina – mam nadzieję, że tak, ale co gimnazjalista zrozumie ze sceny,

kiedy delegacja poznańska krzyczy na Piłsudskiego – Zdrajca? Co oni z tego

zrozumieją? Po co ta scena (chociaż prawdziwa)? Jestem nadpobudliwy, jeśli

chodzi o wydawanie ogromnych pieniędzy. Bo chciałbym, żeby chociaż połowa

tej sumy była przeznaczona na wydawanie dobrze napisanych książek. To szkoła

powinna codziennie przypominać, że warto czytać książki. Nieprawdziwa jest teza,

że Polacy nie czytają.

Krzysztof Jabłonka, nauczyciel: Dwie uwagi. Po pierwsze, Grzegorzu dziękujemy

Ci, że powstała twoja książka. Dla mnie jako pedagoga jest o tyle ważne, żeby

wreszcie rok dwudziesty odkleił się od roku osiemnastego. Bo panowała zbitka. To

żywcem przypomina dyrektywę któregoś z ministrów „przerobić” na jednej lekcji

powstanie listopadowe ze styczniowym. Skutek jest taki, że dla przeciętnego

Page 41: Pobierz zapis dyskusji

41

ucznia styczniowe było najpierw, bo styczeń jest przed listopadem. Natomiast

tutaj jest to wstęp do nowego zrywu w naszym narodzie. My nie jesteśmy w

stanie do tej pory ponumerować powstań, ale zacznijmy numerować zrywy.

Wrzesień – wiadomo ‘39, niech będzie sierpień ‘20 czymś odrębnym od powstania

warszawskiego z kulminacyjnym punktem i rozwiązaniem, szczęśliwym dla nas.

Wtedy zacznie nam się poprawiać bilans zwycięskich zrywów, bo na razie chcemy

mieć, na siłę, ujemny.

Jeśli chodzi o film, ja już bym się nad nim zmiłował z innego powodu – nadał mu

inny tytuł. Gdyby zamiast – 1920 Bitwa Warszawska był to – Ułan i dziewczyna,

to byłoby fajne, ale wykorzystano i spalono rzecz cenną, jaką jest właśnie

dramatyczny rok dwudziesty, pod coś, co nie jest rokiem dwudziestym. Ta

nieadekwatność, kupuję koszulę, a w środku są spodnie, denerwuje nas. Tak samo

jest tu. I tylko to mnie zdenerwowało. To samo w filmie rosyjskim – Rok 1612,

który w żaden sposób nie był rokiem 1612, chyba tylko z tytułu. I to jest ta

dysharmonia, inne szczegóły przy innym tytule uszłyby płazem. Dziękuję bardzo.

Ppłk dr Juliusz Tym: A propos totalnej krytyki tego filmu. Obawia się Pani, że

będzie zakrzyczana, a ja myślę, że my mamy trochę uwag i one są w naszym

przekonaniu całkowicie słuszne. Natomiast myślę, że kto inny już nie zakrzyczał,

ale zlinczował ten film. Ten film zlinczowała „Gazeta Wyborcza” pisząc –

narodowa szmira – nie precyzując, czy temat jest szmirą, czy jego realizacja?

[Głos z Sali] Towarzystwo Historyczne Rok 1920: Ja miałem przyjemność być

statystą w tym filmie. Dopycham się tutaj do głosu, żeby powiedzieć dwie rzeczy.

Panie Profesorze, wielki szacunek, za to, że miał Pan odwagę cywilną powiedzieć

nie i wycofać się z produkcji tego filmu, w momencie, kiedy widział Pan, w którą

to idzie stronę. Ja osobiście mam mocno krytyczny stosunek do tego filmu.

Natomiast chciałbym, w drugiej myśli, którą chcę Państwu przekazać,

zaryzykować pewną tezę. Jak oglądałem ten film, cały czas siedząc na fotelu

mocno niezadowolony, co jakiś czas była taka iskierka. Przyjeżdża gen. Sikorski,

zakłada ręce z tyłu i już sobie przypominam zdjęcie, które znam gen. Sikorskiego,

który dokładnie w takim geście przyjmuje meldunek jednego z oficerów 5 Armii.

Page 42: Pobierz zapis dyskusji

42

Wychodzą fale bolszewików z lasu, żółte mundury, cisza. I przypominam sobie

książkę Pana Waligóry, który dokładnie tak opisywał widok, który zobaczył

obserwator artyleryjski na wieży w Radzyminie. Takich scen jest dużo więcej, gdy

Piłsudski siedzi nad mapą, chyba wszyscy Panowie przypomnieli sobie ten

fragment z jego pamiętników, czy wspomnień, gdy pisze, że ... czuł się jak ta

panna w bólach porodu i nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji. Czyli w detalu, w

wielu miejscach mamy czasem niesamowitą precyzję.

Jednej rzeczy w tym filmie mi najbardziej brakuje – wydawało mi się, że rok

dwudziesty to jedyny moment, gdzie można pokazać polskie zwycięstwo, radość,

dumę, wszystko, co ze zwycięstwem się wiąże. A w tym filmie tego nie ma. W

wielu szczegółach (oczywiście przemilczę wszystkie szczegóły, które źle wyglądają)

jest wręcz świetnie. W sprawach ogólnych jest źle. I mi to przypomina jednego

polskiego znanego artystę Jana Matejko. On też w detalach był świetny, ale

perspektywę gubił. Dziękuję.

Wiesław Drzewiecki: Ja w przeciwieństwie do przedmówców albo do znacznej ich

większości nie jestem historykiem. Powiem więcej, nie jestem zachwycony ani

wcześniejszą ani późniejszą twórczością Jerzego Hoffmana. Być może dlatego, że

wychowywałem się od dzieciństwa na Trylogii, i uważam że Pan Hoffman

położył ją na łopatki w każdej części, no może Pana Wołodyjowskiego najmniej,

za to Ogniem i mieczem najbardziej. Patrząc na te dzieła, możemy dopatrzeć się

pewnego chaosu w bataliach wojsk hetmana Czarnieckiego, jak również

absolutnego porządku w natarciach rajtarii szwedzkiej. Tak więc nie każda batalia

reżyserowana przez Pana Hoffmana to był bałagan i chaos. Chcę się również

odnieść do tego co Pan redaktor powiedział, że któż by przyniósł pieniądze

innemu reżyserowi niż Panu Hoffmanowi, bo któż ma taki dorobek? Jak

wspomniałem, nie cenię sobie bardzo dorobku Pana Hoffmana, ale również

podzielam tę opinię. Komóż innemu przyniesiono by te pieniądze i za Tobą

Grzegorzu powtarzam cui bono? – te przekłamania. Natomiast Tobie ogromnie

dziękuję za kolejną pracę szalenie interesującą, bo tu akurat wiem, komu to służy i

kto ma z tego korzyści. Dziękuję.

Page 43: Pobierz zapis dyskusji

43

Anna Brodawka, nauczycielka języka polskiego (WCIES): Mam troszeczkę inny

punkt widzenia. Rozmawiałam dzisiaj jeszcze z moimi maturzystami, w kontekście

Przedwiośnia właśnie, o tym filmie. I wydaje mi się, że dzięki temu, że poszli na

ten film wreszcie przestaną mylić pierwszą wojnę z wojną polsko-sowiecką. Bo

generalnie zawsze tak było. Po drugie, wreszcie spojrzą na bolszewików, tak jak to

wyglądało, a nie tak jak to w kilku zdaniach, delikatnie zarysował Żeromski.

Bardzo się cieszę, że młodzież mogła pójść do kina na ten film, bo mogliśmy sobie

porozmawiać o ich odczuciach. Młodzi ludzie, podzielają wiele opinii, że jest chaos

na tym filmie, że jest bałagan. Ale była taka konkluzja jednego z moich uczniów,

że musi teraz znaleźć w historii, jak to było naprawdę, musi się więcej dowiedzieć,

bo ma na razie trochę bałaganu w głowie. Wydaje mi się, że to jest bardzo miłe

podsumowanie tej dyskusji. Dziękuję.

Głos z sali: Nie jest w porządku organizacja panelu, dlatego, że nie ma Pana

Hoffmana ani kogoś z realizatorów*. W tym momencie gramy do jednej bramki, a

ciekaw byłbym usłyszeć jaka będzie riposta twórców filmu. Zwracam uwagę, że tu

zostało zaprezentowane dość jasno stanowisko historyczne, natomiast to co Pan

Nowik mówi to oczywiście, jak byłby to film dokumentalny. To jest film

fabularny i na tym polega rzecz, że artysta w filmie fabularnym nie tylko może,

ale powinien stawiać tezy kontrowersyjne. Jeden artysta zrobi tak, inny inaczej.

Gdyby tak nie było, to na przykład można powiedzieć, że Popiół i diament

przedstawia źle historię Armii Krajowej. Pomyślmy nad filmami, a nie historią,

* W 2008 r. Wojskowe Biuro Badań Historycznych, przy współpracy Niezależnego Komitetu

Historycznego Badania Zbrodni Katyńskiej, Polskiej Fundacji Katyńskiej, Rodzin Katyńskich,

zorganizowało dyskusję o filmie Andrzeja Wajdy – Katyń. Wzięło w niej udział wielu badaczy

zbrodni katyńskiej, profesorowie, pracownicy Muzeum Katyńskiego, literaci, historycy, w tym także

prowadzący dzisiejszą dyskusję płk dr Marek Tarczyński, a przybyło na nią ponad sto osób. Debata

była niezwykle żywa i wszechstronna. Wypowiedź zaproszonego konsultanta historycznego filmu p.

Stanisława Jankowskiego była bardzo zwięzła. Nie ustosunkował się do większości uwag uczestników

dyskusji panelowej oraz pytań z sali, stwierdzając jedynie, że: Scenariusz jest powszechnie znany, (...)

a o innych sprawach nie mogę rozmawiać, ponieważ obowiązuje mnie tajemnica służbowa, taką z

producentem podpisałem umowę. (…) Wszystkie inne uwagi przyjmuję z wielką pokorą, ale na

niektóre z nich mógłby odpowiedzieć tylko i wyłącznie pan Andrzej Wajda. (…) Być może zechce

odpowiedzieć. Nie odpowiedział nigdy. (Zob. Zapis dyskusji opublikowany opracowany przez

Grzegorza Nowika w kwartalniku „Przegląd Historyczno-Wojskowy” 2007, Nr 4(219), 207–229.) Czy

odpowie Pan Jerzy Hoffman oraz konsultant historyczny filmu?

Page 44: Pobierz zapis dyskusji

44

stosunek filmu do historii. Proponuję, żeby zrobić drugi panel, w którym byliby

realizatorzy, bo to jest ciekawy temat. Dziękuję.

Dr Marek Tarczyński: Proszę Państwa, na tym kończymy dyskusję.

Korzystając z prawa przewodniczącego, pozwolę sobie jeszcze dwa słowa

powiedzieć i o filmie i o książce, bo to są dwa różne obrazy narodowej epopei.

Cały czas starałem się, żeby nie było tak, że nie ma tu Pana Jerzego Hoffmana, ani

nikogo z jego bliskich współpracowników, a my wszyscy – Huzia na Józia!

Przeciwnie, starałem się pokazać, że Pan Jerzy Hoffman jest reżyserem, który

stworzył dzieło filmowe, a nie historyczne, ale nadał mu tytuł historyczny. Tu

jednak siedzą historycy, badacze wojny dwudziestego roku. Taka konfrontacja to,

siłą rzeczy, jest gra na jedną bramkę. W sumie bardzo się cieszę, że ta dyskusja

dzisiaj odbyła się i że tutaj rozmawialiśmy tak żywo, bo to świadczy o tym, że

wraca zainteresowanie wojną roku 1920, wraca w obliczu zbliżającego się stulecia

tej wojny. Dopiero dzisiaj próbujemy dogłębnie odpowiedzieć sobie na pytanie,

czym była ta wojna dla Polski, czym ona była dla Rosji bolszewickiej, co miała

przynieść, jaki był jej wymiar? Bo przez 50 lat Polski Ludowej nasze pojmowanie

tej epoki zostało przytłamszone, przysłonięte różnymi innymi sprawami. Film,

oczywiście, ma swoje słabe strony i ma swoje znakomite strony. Choć z punktu

widzenia prawdy historycznej, dziewczyna, która wali z ckm-u i kładzie pokotem

bataliony rosyjskie to jest imaginacja twórcy, ale z punktu widzenia duchowego

to jest bardzo ładny obrazek, miło popatrzeć.

Patrzmy również i z tej strony na sprawę, że jest to wizja autorska, wizja twórcy,

którą możemy, lub nie, przyjąć do wiadomości. Jednym się podoba, innym

zupełnie się nie podoba. Apeluję do profesjonalistów, do zawodowców, do

historyków, żeby jednak mieć wyrozumiałość i uwzględniać to, że artysta, twórca,

kieruje się nieco innymi prawami, niż badacz profesjonalny.

Co do książki Grzegorza Nowika, o której tu padło wiele ciepłych słów.

Powiedział Pan Profesor Moczulski, że bardzo dobra a nawet wybitna. To jest

książka wybita i bardzo dobra, jak byśmy jej nie oceniali. Jakaś analogia musi być,

żebyśmy mogli dokonać wyrazistej oceny – jakim jest obrazem narodowej epopei?

W czym tkwi jej wybitność? Jest odkrywcza, odpowiada na wiele pytań, na które

dotąd wyczerpująco nie odpowiedziano. W tym na konkretne pytanie

Włodzimierza Lenina, zadane na X Zjeździe WKP(b) w marcu 1921 r.: W czasie

Page 45: Pobierz zapis dyskusji

45

naszej ofensywy posuwając się zbyt szybko, aż do Warszawy popełniliśmy

niewątpliwie błąd. Nie będę teraz rozsądzał czy był to błąd strategiczny czy też

polityczny, bo to zaprowadziłoby mnie zbyt daleko. Sądzę, że winni się tym zająć

przyszli historycy, w każdym razie błąd jest wyraźny. Wybitny tuz historii

powszechnej, Norman Davies, analizując to pytanie i szukając próby odpowiedzi,

napisał – ja nie rozumiem o co chodzi.

Pierwszy oczywiście na to pytanie spróbował odpowiedzieć Tuchaczewski. Jego

zdaniem polityka błędu nie popełniła, ale to strategia zrobiła błąd. Nie widziałem

nigdy żołnierza, który by tak samokrytycznie podchodził do swojej własnej

strategii. Kto więc zrobił błąd? O tym błędzie przez 90 lat, właściwie do książek

Grzegorza Nowika (bo napisał o tym już w poprzedniej – Rozszyfrowano

„REWOLUCJĘ”), toczyła się dyskusja, i byli winni: pierwszy Budionny, Stalin,

który był komisarzem przy Froncie Południowo-Zachodnim, a potem

Tuchaczewski. Dziś odkrywamy karty historii i dowiadujemy się wreszcie z książek

prof. Nowika, że winien był ten, kto postawił pytanie – Włodzimierz Lenin. On

podjął błędną decyzję, która kierowała Front Południowo-Zachodni na inny

kierunek – na Lwów, dzięki czemu Bitwa Warszawska i cała wojna mogła

zakończyć się większym zwycięstwem, niż gdyby tego błędu nie popełniono. To

zagadnienie oraz wiele innych, nowoodkrytych. nieznanych wcześniej spraw,

przedstawia książka Grzegorza Nowika.

Ja myślę, że nasza dyskusja również zakończyła się zwycięstwem, bo, dyskutując o

filmie i o książce, przypomnieliśmy sobie losy wojny dwudziestego roku, dzieje

bohaterów i nasze zwycięstwo. Serdecznie Państwu dziękuję za obecność.

Podziękujmy bohaterom dzisiejszego spotkania: Jerzemu Hoffmanowi i

Grzegorzowi Nowikowi. Dziękuję bardzo.

Uczestnicy dyskusji panelowej

Mgr Anna Brodawka, nauczycielka, doradca nauczania języka polskiego m.st.

Warszawy,

Mgr Barbara Czepik, nauczycielka, doradca nauczania historii oraz wiedzy o

społeczeństwie m.st. Warszawy, pracownik WCIES, współpracownik Zakładu

Dydaktyki Historii Instytutu Historycznego UW,

Page 46: Pobierz zapis dyskusji

46

Wiesław Drzewiecki, informatyk, działacz harcerski i samorządowy, b. radny m.st.

Warszawy,

Red. Tadeusz Górny, muzyk, dziennikarz i publicysta, autor programów

kulturalnych w radio i telewizji, zasłużony popularyzator czytelnictwa,

Mgr Krzysztof Jabłonka, historyk, nauczyciel, współpracownik Muzeum Józefa

Piłsudskiego w Sulejówku,

Prof. Wiesław Majewski, historyk, emerytowany pracownik Akademii Obrony

Narodowej, Uniwersytetu Warszawskiego i Wojskowego Instytutu Historycznego,

autor prac poświęconych wojnie z bolszewicką Rosją,

Prof. Leszek Moczulski, dziennikarz, historyk, polityk, działacz niepodległościowy,

honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, autor prac

poświęconych m.in. wojnie w 1914 i 1939 r.,

Prof. Grzegorz Nowik, historyk, pracownik naukowy ISP PAN i Muzeum Józefa

Piłsudskiego, wykładowca UKSW, autor prac poświęconych wojnie z bolszewicką

Rosją, członek zespołu badawczego wydającego dokumenty operacyjne tej wojny,

Prof. Janusz Odziemkowski, historyk, autor prac poświęconych wojnie z

bolszewicką Rosją, dziekan studiów niestacjonarnych Wydziału Nauk

Historycznych i Społecznych UKSW,

Mgr Konrad Paduszek, historyk, pracownik naukowy Wojskowego Biura Badań

Historycznych, doktorant Instytutu Historycznego UW, autor prac poświęconych

wojnie z bolszewicką Rosją,

Płk rez. dr Marek Tarczyński, historyk, kierownik zespołu badawczego

wydającego dokumenty operacyjne wojny z bolszewicką Rosją, autor prac

poświęconych tej wojnie,

Ppłk dr Juliusz Stanisław Tym, wykładowca Akademii Obrony Narodowej,

członek zespołu badawczego wydającego dokumenty operacyjne wojny z

bolszewicką Rosją, autor prac poświęconych tej wojnie.