259
Paweł Kempczyński HEKATE

Pawel Kempczynski - Hekate

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Pawel Kempczynski - Hekate

Citation preview

  • Pawe Kempczyski

    HEKATE

    $#guid{96EE0BF6-8360-41E2-A2F4-24D1C2579582}#$

  • Ciarwki zatrzymuj si na pycie lotniska. Zeskakujemy ze skrzyni, wpatrzeni w

    statek. To redni wahadowiec, ale jego ogrom sprawia, e czujemy si przy nim jak mrwki.

    Paty statku i potne silniki wznosz si na cztery pitra ponad naszymi gowami. Smuke,

    lnice golenie podwozia pn si do gry niczym strzeliste kolumny Akropolu, dwigajc bez

    wysiku gadki biay kadub. W oddali rysuje si dzib, zakoczony lanc sondy wlewu paliwa.

    Gapimy si na statek jak szkolna wycieczka zapdzona pod filary futurystycznego mostu.

    - Co jest?! To tylko wahadowiec. Wypakowa graty! - Popdza nas Kay, a jego oczy

    lni z podniecenia.

    Z kaduba Luny wysuwa si tamocig prowadzcy do adowni. Nie dziaaj adne

    urzdzenia lotniska, musimy wszystko zaadowa rcznie. We czterech wchodzimy po

    tamocigu do adowni. Droga przyprawia o lekki zawrt gowy. Kiedy tamocig rusza, musimy

    przyjmowa nadjedajce skafandry, torby i piekielnie cikie kontenery z czciami

    zapasowymi. Po kwadransie jestemy spoceni niczym po szychcie w kopalni. adownia jest

    niewielka.

    Prawie ca pojemno kaduba zajmuje ogromy zbiornik ciekego paliwa. Z trudem

    mocujemy kolejne adunki. Nie mam pojcia, jak udao nam si przenie na wasnych plecach

    tak fur bambetli. Do tego doszy jeszcze zapasy, ktre Kay zdoby tu, w ocalaych magazynach

    lotniska.

    Nareszcie koczymy zaadunek. Kay woa innych do rodka. Ludzie wchodz z

    ociganiem po nieruchomej pochylni tamocigu. Odwracaj si co chwila za siebie, lecz tutaj

    nie egnaj nas tumy. Jestemy tylko my i komandosi z Masady. Nagle ich dowdca podnosi

    do i krzyczy do nas gono:

    - Szalom!

    Kay odpowiada mu skinieniem gowy.

    Wskim korytarzykiem za lukiem bagaowym przechodzimy do kabiny pasaerskiej z

    przodu kaduba. Fotele stoj parami wzdu burt z okrgymi iluminatorami. Zajmujemy tylko

    poow. Kabina przypomina zwyczajne wntrze maego samolotu pasaerskiego, tylko e

    wszdzie rozmieszczono specjalne uchwyty, pomagajce porusza si w stanie niewakoci.

    - Tam jest magazyn ywnoci. - Kay wskazuje wskie drzwiczki. - Je oszczdnie, jak

    najmniej. W przestrzeni kopoty z odkiem to powszechna sprawa, prawie kady musi przez to

  • przej. Torebki macie pod oparciami foteli. Po wszystkim torebk trzeba koniecznie zamkn

    cigaczem. To wane! W kabinie nie mog si unosi adne ciecze. Tu mona si zakrztusi

    nawet jedn kropl wcignit przez nos - ostrzega. - Tak sam ostrono trzeba zachowa

    przy przyrzdzaniu potraw, kawy i herbaty. Torebk z zup czy rozdrobnionym gulaszem

    umieszczamy w szczkach automatu, ktry wypenia j podgrzan wod. Zawarto wysysamy

    przez rurk. Co do reszty, to w ubikacji jest bardzo dokadna instrukcja. Ja poka wam tylko, jak

    zaatwia si grubsze potrzeby, poniewa z dowiadczenia wiem, e z tym s zawsze problemy -

    mwi, biorc z fotela jak bia paczk.

    Rozrywa foli i pokazuje nam co, co przypomina biay cylinder iluzjonisty.

    - Nazywamy to sombrerem zasracw. Z ronda odrywa si papier, pod spodem jest

    warstwa kleju. Teraz trzeba przyklei to do tyka i jazda. W razie problemw nie certoli si,

    tylko o wszystko pyta - przypomina.

    - Mona co zje przed startem, kapitanie? - Pyta Estoczyk Arno Pukonenem.

    - Moecie zrobi sobie kawy, obiad zjemy ju w przestrzeni. Teraz id si dowiedzie, o

    ktrej lecimy.

    Kapitan wychodzi do zamknitej kabiny pilotw. Nam nie wolno z nimi rozmawia ani

    nawet ich zobaczy. Pastwowe tajemnice i zakazy nie kocz si razem z zanikiem ziemskiej

    grawitacji.

    - Pozwl ze mn, Hubercie. Musz z tob zamieni sowo na osobnoci - prosi Peter.

    Idziemy do azienki pokadowej, jedynego pomieszczenia, gdzie na razie panuje spokj.

    Jest dosy obszerna, wyposaona w prniowe sedesy i umywalki oraz szczelne kabiny do mycia

    caego ciaa.

    - Oto jest sowo, ktrym chciaem si z tob podzieli - mwi Peter, wycigajc spod

    bluzy pask butelk. - Oszczdzaem przez cay ten cholerny czas. Kay widzia, e wlewam tu

    co trzeci kolejk, ale nic nie mwi. To prawdziwa whisky, nie trywialna wda. Nie wiesz, ile

    cierpie i pokus musiaem znie, eby wytrwa do tej chwili - wyznaje podniosym tonem.

    - Jeste prawdziwym bohaterem o sercu ze stali - wychwalam jego hart.

    - Nie mamy adnych naczy, na pokadzie s tylko foliowane torebki ze somkami.

    Pijemy z butelki. Peter, mieszajc rne gatunki whisky, stworzy niepowtarzalny smak i aromat.

    Bogaty bukiet mieszanki wypenia nam nozdrza. Dogadzamy sobie jeszcze papierosami,

    wdmuchujc dym w wylot filtru powietrza. Czytaem gdzie, e tak robi palcy kosmonauci.

  • - Przed chwil Wielki Da powiedzia mi o Ksiycu. Dolecimy tam - zapewnia Peter.

    - Moe zapytaj go, ile butelek zostao jeszcze w zapasie Kaya? - Pytam, ujty smakiem

    whisky.

    - No wiesz? Wielki Da zajmuje si tylko wielkimi fundamentalnymi sprawami. Duperele

    to nie jego dziaka - odpowiada uraony.

    - Nie uwaam, eby ilo whisky w naszych zapasach to byy jakie duperele - broni si.

    - Trudno to wszystko wytrzyma na trzewo.

    Peter w kocu zgadza si ze mn. Zamiast paka nad naszym losem, prbujemy obliczy

    liczb flaszek w zapasie kapitana. W ustaleniu dokadnego rachunku przeszkadza nam delikatne

    stukanie do drzwi. Kiedy ponaglani wychodzimy z kabiny, natykamy si na par Sacharozy

    czekajc pod drzwiami.

    - Ostatni ziemski numerek? Macie racj. Przy zerowej grawitacji bdziecie si od siebie

    odbija jak nadmuchane gumowe banany - zaczepia ich podchmielony Bur.

    Chopaki psowiej. Wal Petera w plecy.

    - Szanuj prawdziw mio, afrykaski bawole, bo nam przyniesiesz pecha - broni

    zakochanej pary.

    Zostawiamy im do dyspozycji cichy zaktek i zapadamy si w fotele. Ja siadam przy

    iluminatorze, Peter woli nie patrze, co si bdzie dziao.

    Czekamy. Dwa razy Kay wychodzi z kabiny pilotw, ogaszajc, e odliczanie zacznie si

    za trzydzieci minut. Za kadym razem przypomina, jak zachowa si podczas startu i skoku na

    orbit. Zapi pasy. Rce uoone swobodnie na oparciach, proste plecy i gowa oparta o

    zagwek. Nie wpada w panik i oddycha jak najgbiej.

    Podniecenie opada powoli i zaczynamy wtpi, czy start w ogle nastpi, wtedy jednak z

    gonika dobiega gos Kaya:

    - Zapi pasy!

    Pniej rozlega si gwizd sprarek. Patrz w napiciu na olepiajco biay wierzch pata.

    Gwizd zamiera niczym gos zdychajcej lokomotywy i znowu narasta. Po kilku prbach

    wyrwnuje si i wibruje przez kilkadziesit sekund bez przerwy. Nasze ostatnie chwile na Ziemi

    obwieszcza potny grzmot zaponu paliwa. Silniki z oguszajcym rykiem turbin nabieraj

    mocy.

    Kiedy cig jest bliski zerwania opon, lekko puszczaj hamulce. Krajobraz ze szpalerem

  • zdziczaego ywopotu robi zwrot po okrgu. Luna kieruje dzib w stron pasa startowego,

    rozpoczynajcego si koo wiey kontrolnej. Peter, nucc jak zulusk pie, zamyka oczy i

    odchyla gow na oparcie. Podaje mi piersiwk po omacku. Bior spory yk i wciskam flaszk

    pomidzy biodro a fotel.

    Jestemy ju na prostej. Dopiero teraz silniki nabieraj penej mocy startowej.

    Wahadowiec dry na bocianich goleniach jak ywa istota. Przyspiesza gwatownie, gnany

    eksplozj rozgrzanych gazw.

    - egnaj, biedna, udrczona Ziemio! egnaj, moje ycie. egnaj, moja mioci. Na wieki

    wiekw, na krew i zy moich bliskich. A ty, Katrin Kowacz...

    Wibracje gasn raptownie. Ju nic nie czy naszego biaego ptaka z powierzchni Ziemi.

    Po sekundach spokoju nowy wstrzs. Fotele skacz raptownie do gry, kiedy statek odrzuca

    podwozie. odek przykleja mi si do podniebienia. Peter jczy, szukajc w popochu torebki.

    Jednym szarpniciem wyciga ich cay plik, uoony w wachlarz. Nie ma czasu, zatapia twarz w

    stercie papieru. W dole zielone i szare paszczyzny oddalaj si byskawicznie, malejc jak

    wystrzelone w ty szachownice. Prujemy w stron penego bkitu pod ktem, na ktry Ana

    nigdy nie mogaby sobie pozwoli. Patrz jak urzeczony na nieskoczon czasz eteru, w ktrym

    zatapia si maszyna, celujc dziobem w najwiksz gbi. Mija czas odmierzany uderzeniami

    serca, walczcego z ciarem matki Ziemi. Niebo przybiera ciemn barw przepastnej gbi.

    Wida ju blade gwiazdy i opadajc nad horyzontem krzywizn Ziemi. Poznaj ten widok,

    chocia na wysokoci dwudziestu kilometrw byem tylko raz, kilkanacie lat temu. Luna,

    pync w ciemniejcym granacie nieba, agodnie wyrwnuje lot.

    - Niech mnie osra hiena. Tyle wdy - rozpacza Peter, upychajc mokre torebki w

    pojemniku u podstawy fotela.

    Do naszej kabiny wraca Kay. Przechodzi wzdu rzdu foteli, sprawdzajc wszystkim

    pasy i poprawiajc uoenie cia. Pniej zajmuje swoje miejsce z przodu. Odwraca si do nas.

    - Maj tankowiec na radarze zblieniowym. Poczenie za jakie sze, siedem minut -

    mwi przez szczelin pomidzy oparciami.

    Nastpnie przez gonik po raz kolejny instruuje, jak mamy si zachowa podczas wejcia

    na orbit. Nie zobaczymy tankowca, powietrzna cysterna pozwala si dogoni, lecc w jednej

    linii z wahadowcem. O tym, e tankowanie ju si rozpoczo, informuje nas szum skroplonego

    gazu w przewodach. Zbiornik wypenia si dziesitkami ton lodowatej cieczy. Czujemy na

  • skrze chd pezncy od tyu kaduba, jakby kto otworzy drzwi do chodni. Silniki grzmi

    znowu najwysz moc, eby utrzyma coraz ciszy statek na odpowiednim puapie.

    - Uwaga, chopcy. Zaraz rozpocznie si odliczanie - uprzedza nas Kay.

    Zapada cisza. odek ponownie przeciska si do garda, gdy Luna odrzuca cikie

    silniki. Opadamy z szybkoci szybkobienej windy. Moje rce staj si bezwadne niczym

    ramiona topielca. Teraz moemy lecie ju tylko w gr. Prba ldowania z tak mas paliwa

    spowodowaaby pknicie kaduba i eksplozj. Staram si odpowiednio uoy i przycisn

    gow do oparcia. Nie jest to proste, poniewa cigle spadamy jak kamie.

    - Boisz si? - Pyta struchlaym gosem Peter. Nie mog odpowiedzie, bo wanie w tej

    chwili z gonika pada sowo: Dziesi.

    Nie rozumiem znaczenia kolejnych liczb, staram si nie myle. Dopiero Dwa i Jeden

    budz krtk fal strachu.

    - Zero!

    Na pier spada tona sypkiej, twardniejcej na beton mki. Miady ciarem, przygniata

    rce, nogi i korpus. Straszliwa sia wciska mnie w oparcie. Fotel z przodu szamoce si na

    podstawie, jakby wycigowy bolid cign go po kocich bach. Przez szum krwi w uszach sysz

    wibrujcy jk Petera. Wrzask trwa nawet wtedy, kiedy dociera do mnie, e jazda na grzbiecie

    mustanga zakoczya si i wibracje ustay.

    Otwieram oczy, wzrok po chwili odzyskuje ostro.

    Patrz przez iluminator... I widz milion brylantw rozsypanych na czarnym aksamicie.

    Skrz si niczym wszystkie klejnoty wiata, migoc rem, srebrem i bladym bkitem. Cudowne

    przeycie psuje mi odr przetrawionego alkoholu i wymiocin.

    - O w mord, jak tu piknie - szepce znad moje go ramienia wpatrzony w iluminator Peter.

    Odwracam si znowu do okna. Spogldam w gr i zamieram ze zdziwienia, kiedy

    zamiast spodziewanego Ksiyca widz grajc milionem sonecznych odblaskw paszczyzn

    szafirowego ziemskiego oceanu. Dalej rozciga si zota plama w szmaragdowe ctki, muskana

    przez zwiewne kbki biaej waty. Przesuwa si nad ni ciemniejszy cie, mieszajc barwy na

    ogromnej palecie kolorw. Peter bez rozkazu rozpina pas i zgity wp przesuwa si do

    iluminatora. Prawie przykleja twarz do szyby.

    - To Atlantyk i brzeg Europy, dalej w tamt stron jest Afryka i mj dom - mwi

    wzruszony.

  • Zasania mi cay widok. Odpycham go lekko, ale jego ciao nie przesuwa si w bok, tylko

    startuje ku grze jak spuszczony z uwizi sterowiec. Bur wymachuje niezgrabnie rkami, odbija

    si od oparcia fotela i pdzi jak rakieta w stron Kaya. Kapitan zrcznie przechwytuje

    zdezorientowan przesyk i sadza Petera obok siebie. Nastpnie odpina swj pas i egluje z

    wpraw na rodek kabiny. Zwile wydaje nowe instrukcje. Moemy szale do woli, tylko

    musimy pamita, eby odpycha si od cian czubkami palcw. Przez cay czas mamy mie

    przy sobie torebki. Torsje to normalka. Pniej kapitan frunie do mnie.

    - Nasza suba si rozpocza. Na razie byo ulgowo, ale teraz jestemy prawie w

    kosmosie. Musisz zwraca uwag na ludzi. I uwaga na alkohol, wolabym, ebycie nie pili przy

    nich - mwi, patrzc na prby powietrznych akrobacji zaogi. - Chyba e opijamy co na mj

    rozkaz. Z okazji udanego wyjcia z atmosfery wanie taki wydaj.

    Wyciga piersiwk, odkrca i owija szyjk foli. Nastpnie przebija oson somk.

    Teraz trzeba nabi na jej koniec fruwajc wewntrz kul alkoholu. Whisky ucieka przed somk,

    zmieniajc ksztat niczym przestraszona ameba. Wsysam jej bursztynowe ciao. Zamiast spywa

    do garda, rozprasza si na fragmenty, ktre ukrywaj si za dzisami i pod jzykiem. Nie wiem,

    czy si udusi, czy to wyplu, oczy staj mi w sup. Kay mieje si.

    - We saby wdech - podpowiada.

    Bior i ognisty stwr trafia w kocu do przeyka.

    Kay oglda si do tyu, obserwujc coraz bardziej miae wyczyny swoich ludzi. Z

    wpraw kosmicznego weterana zasysa alkohol.

    - Moe z kilku zrobimy kiedy prawdziw zaog - stwierdza w przypywie optymizmu.

    Dobijamy wijc si bezksztatn galaret dwoma sztychami somek.

    - Nie masz pojcia, jak si mczyem na gwnianej Ziemi - wyznaje kapitan, klepic mnie

    w rami.

    - Nie masz pojcia, jak si mcz, poykajc wd nosem - odpowiadam, patrzc, jak Kay

    odbija si od oparcia i dwoma ruchami ramion kieruje si w stron kabiny pilotw.

    Postanawiam poszale tak jak inni. Odrywam si od kotwicy pasa. Powietrze unosi mnie,

    jakbym by bezcielesnym anioem. Ca przestrze kabiny wypeniaj skbione ciaa

    kosmonautw. Ludzie bawi si lataniem jak niewinne dzieci. Odbijaj od cian i sufitw,

    wykrcaj w powietrzu szalone fikoki. Wielka Stara zostaa na Ziemi. Nasze bezpieczniki

    jeszcze nie dziaaj. Stajemy si podobni do eglujcych nad morzem nieskoczonej wolnoci

  • niemiertelnych albatrosw. Bawi mnie udawanie hrabiego Draculi. Przesuwam si wzdu

    sufitu, opierajc swj motyli ciar na samych opuszkach palcw. Skradam si niczym lotna

    mga po pionowej cianie ceglanego domu ku oknu picej dziewicy. Zaraz dotkn jej gadkiej,

    pachncej ywym ciepem szyi. Ale zanim zatopi w niej ky, pozbawi ci, mj sodki

    krliczku, twojej egoistycznej pieczci. Z lubienej fantazji budzi mnie ldujca na podbrzuszu

    stopa ONeila.

    - Uwaaj, drewniany fiucie! - Krzycz, chwytajc jego stop.

    Oparty plecami o cian obracam Irlandczykiem, a nabierze odpowiedniej rotacji,

    popychajc go jednoczenie do przodu. Wiruje z szybkoci robicego rub skoczka z

    trampoliny. Coraz czciej w ruch id papierowe torebki. Do tego stanu trzeba si jednak

    przyzwyczai. Take w mojej gowie zaczyna szale bdnik. Zatrzymuj si nad fotelem i udaj,

    e siadam.

    Wanie zachodzi Soce. Na Ziemi nasuwa si strefa cienia, mrok opada jak gigantyczna

    powieka zasypiajcego kosmosu. Ciemno nie jest jednak zupena. Tam na grze budz si

    nocne istoty, znaczc lad swojego istnienia zotymi iskierkami wiate. Niektre s pojedyncze,

    inne zbieraj si w gromadki i cae ogromne stada. Mrugaj do siebie, przekazujc pozdrowienia:

    Halo, zobacz mnie kolego, tu jestem. Najwiksze skupiska pochodni ttni wiatem, ktre faluje

    niczym pobyskujce neony stworw z gbi oceanu. Nigdy aden, nawet najbardziej natchniony

    geniusz sztuki nie byby w stanie opisa czy namalowa tego, co widz. Istoty kochaj si i

    morduj. Zdradzaj lub usypiaj swoje dzieci. Gdzie tam, przy bezpiecznym blasku nocnej

    lampy, tyran podpisuje wyroki mierci. Gdzie tam, przy chwiejnym pomyku wiecy, stracecy

    czyszcz bro, eby go zabi. A ja kr nad ich gowami, obojtny jak lepy los.

    Chon te wibracje wszystkimi zmysami. Moje serce wypenia nieskoczony

    wszechwiat. Nagle czuj na ramieniu czyj do. Odwracam si i widz twarz Kaya. Jego

    szkliste rekinie oczy s czci niepojtego kosmosu.

    - Zaczynasz rozumie, o czym mwiem? - Pyta. Jego rzymski sygnet wznosi si na

    wysoko ust.

    - Wszystko tam to Cie i Proch. Jestemy ponad ludzkie udrki. Jestemy dziemi wielu

    soc i ognistych komet - mwi, apic mnie za rk.

    Holuje mnie z wpraw w gb kabiny.

    - Musisz pj ze mn, Hubercie. eby otworzy luz, trzeba wcisn rwnoczenie dwa

  • przyciski - wyjania.

    Odpychajc si od cian szybu, spywamy do wntrza adowni. Tam Kay zatrzymuje si

    nad wielk torb z naszym sprztem technicznym. Odpina mocujce j klamry. Przemieszczamy

    si, trzymajc lejsz od puchu torb, w kierunku luku luzy. Kay otwiera jego pokryw i

    umieszcza torb wewntrz komory.

    - Powiedziaem kapitanowi Luny, e zawory zbiornikw z tlenem s niepewne i lepiej

    pozby si tego majdanu - tumaczy, zamykajc pokryw. - Jak powiem: Start!, naciniesz

    przycisk obok iluminatora.

    I po chwili, zbliajc twarz do okienka po swojej stronie, podaje komend: Start! Torba

    wyskakuje ze luzy niczym wystrzelona z procy. Eksploduje w prni obokiem gazw jak

    pkajcy balon, wyrzucajc z siebie biay ksztat. To czowiek!

    Ciao wybucha rozerwane na strzpy przez gaz i cite w uamku sekundy na kamie.

    Oddala si, wirujc, najeone ostrzami zakrzepw.

    - Le, pieprzona suko, na zamanie karku. Le obcina jaja gwiazdom - syczy Kay.

    - To nasza obozowa rekordzistka kastracji! - Olniewa mnie nagle. - Poderne babie

    gardo i wleklimy jej trupa przez trzydzieci kilometrw!

    - A co, miaem j tam zostawi? - Pyta spokojnym gosem.

    - Zarne to babsko - stwierdzam w szoku jeszcze raz.

    - Masz mi to za ze? Moge to zrobi sam. Mg to zrobi kady z was, dupy woowe -

    urywa temat.

    Przypominam sobie nasz rozmow przy zamykaniu magazynu z wylosowanymi

    skafandrami. Teraz rozumiem jego podniecenie i agresj. Musia to zrobi jeszcze tego samego

    dnia, przed zaplombowaniem magazynu. Pewnie zwabi j tam pod jakim pretekstem, zabi i

    wpakowa do hermetycznej torby. Tak jak kiedy obieca.

    - Masz chyba racj, Kay. Wiele razy o tym mylaem, ale nie zrobiem. Jestem dupa

    woowa - przyznaj.

    - No, dobra, nie przesadzaj. Potrafisz by twardy jak cholera, kiedy masz kogo ratowa.

    Dosy o tym. Chyba nie musz podkrela, Hubercie, e to zostaje midzy nami. Twj

    bezpiecznik nie wykryje po czasie takich niuansw. Jak nie chlapniesz przez sen, nikt si nie

    dowie. Wiesz, Iwicz zostaa tam. Na Ziemi.

    - Nie pieprz bzdur, Kay - teraz ja ucinam z gniewem.

  • Patrz na malejc w oddali bia plam. W rwnych odstpach czasu pobyskuje jej

    starowieckie lekarskie zwierciado na czym, co kiedy byo gow. Symbol feudalnej wadzy,

    jak przypisali sobie lekarze nad wszystkimi ywymi i martwymi ludmi, przypomina odleg

    morsk latarni.

    - Patrz, Kay. Pani doktor nadaje morse'em. Pewnie zwouje na konsylium zjawy

    wszystkich, ktrych zaatwia. Teraz ona bdzie cienko piewa... Kiedy przyjd.

    - Ola cierwo. Chodmy do chopakw, pora co przeksi - odpowiada nasycony

    zemst.

    Dla niego torba z trupem jest ju tylko mao ciekaw histori, ktr chcia si jednak ze

    mn podzieli.

    Gdyby si postara, na pewno byby w stanie sam otworzy luz. Teraz poczya nas

    tajemnica.

    Wracamy do kabiny, wszystko wyglda normalnie. Z naszych iluminatorw nie wida

    tylnej czci kaduba. A piloci, nawet jeeli przez kamery zauwayli dziwny adunek, nie

    zamelduj o tym.

    W naszym pastwie najzdrowsi ludzie - to ociemniali guchoniemi.

    Pkajcy trup sadystki przypomnia mi zbrodni z dziecistwa. Nadmuchalimy kiedy

    nieszczsn ab, czego wstydz si do dzisiaj. Wspomnienie trupa i paza wzbudza fal mdoci.

    Sun jak najszybciej w stron nawiewu wieego powietrza. Niestety jest za pno, mog ju

    tylko wyrwa plik torebek zza spodni przelatujcego obok Wickego.

    Z boku, zupenie jak ogromny, suncy po cianie karaczan, zblia si Peter.

    - Rzygae - stwierdza odkrywczo.

    - Jak karmicy pisklta kormoran. Przykro mi, Peter, ale twojego drinka trafi szlag -

    przyznaj si.

    - Nie martw si, stary. Mam jeszcze niez piersiwk na dobranoc. Daem za ni

    Czapiskiemu zmian bielizny i paczk golarek - pociesza mnie.

    Spod sufitu melduje si ONeil.

    - Ja take, za paczk golarek i bielizn kupiem od niego piersiwk.

    Peter drapie si w zamyleniu po brodzie.

    - Ciekawe, jak bdzie handlowa, kiedy zupi nas wszystkich do goej skry.

    - Bdziemy jego brodatymi niewolnikami w brudnych gaciach - snuje katastroficzne wizje

  • ONeil.

    - Brudne gacie to te towar - odbieram mu nadziej.

    Patrzc na Star Ziemi, ujemy w milczeniu kandyzowane owoce. Co czterdzieci minut

    moemy obserwowa, jak zblia si wit. Cienka niczym kouszek pary nad stygnc herbat

    warstewka atmosfery chonie wiato soca. Zaraz rozbynie wszystkimi barwami tczy.

    Ogldana z orbity robi wraenie tak wtej, e moe rozwia j uderzenie motylich skrzyde. A

    przecie z kabiny samolotu wydawaa si nieskoczonym bezkresem.

    Absolutn cisz przerywa tylko grzmot silnikw sterujcych, ktry rozlega si co jaki

    czas, rezonujc w kadubie. Wahadowiec zmienia orbit, eby przygotowa si do cumowania w

    bazie. Kay wyjania nam, e kiedy w satelicie skoczy si paliwo do utrzymujcych go na

    odpowiedniej wysokoci silnikw korekcyjnych, bezwadna masa zostanie cignita przez

    grawitacj na niskie orbity. Po kilkunastu latach runie nieuchronnie na ziemi i sponie w

    atmosferze. Wtedy ostatnia Luna ju nigdy nie wylduje na Srebrnym Globie. Ludzko albo

    zbuduje nowe statki kosmiczne, by tam dotrze, albo bdzie moga tylko do niego wy. uj

    preparowane daktyle, mylc o tym.

    ywno kosmonautw jest nieprawdopodobnie kaloryczna. Czuj syto, a wraz z ni

    ch na drzemk. Pogrzeb kolegi, lot na orbit i asysta przy upynnieniu trupa. To cakiem sporo

    wrae jak na jeden dzie. Pod fotelem znajduje si schowek zawierajcy piwr. Kokon piwora

    ma zaczepy i mona zamocowa go w dowolnie wybranej pozycji. Orientacja ciaa nie ma tu

    adnego sensu, ja jednak mocuj go stopami w d. Zamykam si w ciepym, bezpiecznym

    miejscu. Jednak ju po kilku minutach prawie z niego wyskakuj. Wraenie spadania w czarn

    bezdenn studni jest przeraajce.

    - Cholera jasna, Peter. Jak spa, lecc z Everestu z workiem na gowie? Daj mi yk

    narkozy, bo pilimy i nie mog teraz wzi pastylek - przypominam mu.

    - Przecie ci zapraszaem - mwi, podajc mi wyhandlowan piersiwk wraz ze somk.

    Zasysam pyn i czuj, jak ponie mi gardo. W kocu, eby nie spali sobie podniebienia,

    wdycham cholerstwo razem z porcj powietrza. Cae szczcie, e jestem zamknity w piworze,

    inaczej przez atak kaszlu rozbibym si o ciany kabiny.

    - Czapiski! - Krzycz przez spalon krta. Nieopodal spod sufitu gapi si na mnie

    zdziwiony i zaniepokojony truciciel.

    - Co jest, panie pierwszy? - Pyta gosem niewinnego kleryka, dla ktrego samogwat

  • brzmi gorzej ni ojcobjstwo.

    - Co to za zajzajer? Gadaj, co nam sprzedajesz - rozkazuj.

    - Panie pierwszy, ciszej, kapitan si wcieknie. A to jest czysty jak dziewicza za ytni

    spirytus. Mj dziadziu z Sochaczewa nie napdziby lepszego. Rcz majtkiem i gow -

    zapewnia arliwie. - I jak pan skoczy, prosz odda pust piersiwk, bo nie mog zrealizowa

    innych zamwie - nalega w absolutnie bezczelny sposb.

    Nie przypuszczaem, e ma tego a tyle. Przez chwil zastanawiam si, jak postpi.

    Ludzie nie wykonuj jeszcze adnych zada. Waciwie s tylko pasaerami, wic koszarowy

    dryl byby przesad. Jestem jednak oficerem.

    - Skd go masz?

    - Panie pierwszy, ze zomowiska floty. Niektre systemy pracoway tylko na takim.

    Pogadaem tu i tam. Zreszt to przecie tylko koleeska wymiana - e jak z nut.

    - Moge uprzedzi, e to spirytus. I pamitaj, przed startem na Ksiyc masz zameldowa

    kapitanowi, ile tego jeszcze jest... Jeeli co ci zostanie. To statek kosmiczny, nie objazdowa

    melina - wydaj Salomonowy wyrok.

    Myl, e do tego czasu nasz geniusz improwizacji zdy pozby si zapasw, a sam nie

    chc na niego donosi. Ostatecznie pij wanie jego kontraband.

    Czapiski odpywa zadowolony reklamowa trunek, ktry zaakceptowaa kadra.

    Decyduj si jeszcze raz zassa okowit rodem z pieka, prbujc zapi to szybko sokiem.

    Ale w niewakoci ciecze nie chc si miesza. W ustach wiruj osobno rce bble stonego

    alkoholu i sodkiego przecieru. Przeykam to jako i zamykam si znowu w piworze. Spirytus i

    stan niewakoci wprawiaj mnie w stan nirwany. Byt przestaje by ksztatem, pyn w

    przestrzeni porodku materii bez pocztku i koca. Nareszcie zasypiam.

    Kiedy budz si, patrz w zdumieniu na jakie falujce przed moj twarz ramiona. Chc

    je odepchn i wtedy okazuje si, e to moje wasne. Wysuny si w czasie snu ze piwora i yj

    teraz samodzielnym yciem. Przypominam im, kto tu dowodzi, masujc obrzmia twarz. Stan

    niewakoci staje si nieznony. Zaczynam tskni za biegiem z plecakiem penym cegie po

    schodach na dziesite pitro. Teraz czekaj mnie jeszcze tortury w ubikacji. Lewituj po caej jej

    objtoci, przyczepiony do przewodu na uryn jak pd do ppowiny. Kiedy strzela silnik

    korekcyjny, uderzam twarz w lamp umieszczon pod sufitem. Przez ca minut widz pod

    powiekami kolorowe pulsujce plamy. Przez to nie mog trafi rk w piercie otaczajcy

  • przewd. Trzeba go cign tak, by wcisn mocz zalegajcy przewd do zbiornika. Niby

    proste, ale nie wtedy, gdy ciao zachowuje si jak kulka rzucona na tarcz ruletki. Jestem

    wcieky i mam kaca. Cholerny Peter! Zawsze musz dobra sobie kompana alkoholika. Ju raz

    spieprzyem sobie przez to ycie. Nagle ogarnia mnie wstyd. Wybacz, Stani, picie z tob to bya

    poezja.

    Uspokaja mnie dopiero kawa z torebki i widok Ziemi, tym razem na waciwym miejscu -

    pod stopami.

    W szkle iluminatora widz odbicie biaej postaci. Odwracam si do Kaya w kosmicznym

    skafandrze z napisem: Luna na rkawie. Unosi si nad oparciem fotela, trzymajc w doni

    hem.

    - Zbliamy si do satelity. Bdziemy dokowa i mocowa napd. Wychodz w przestrze

    - oznajmia, starajc si nada swojemu gosowi obojtny ton.

    Wida jednak, jak promienieje ze szczcia na myl, e zobaczy z bliska swoje ukochane

    gwiazdy.

    - Pniej start i na Ksiycu koniec wakacji. Wracamy do szkole i koniec wdy, cholerne

    opoje. Gorza jedzie od was std do kabiny pilotw - gdera, lecz rado nie pozwala mu na

    przyzwoity opieprz.

    Wraca do kabiny pilotw, gdzie jest luza osobowa, cignc za sob kable od hemu i

    skafandra. Po tym, co usyszaem, jest mi wstyd. Wrd ludzi, z ktrymi dziel los, jako nie

    potrafi wczu si w rol oficera. Peter ma podobny problem. Dla dobra sprawy postanawiamy

    jednak rozsta si z naogiem. eby naszemu lubowaniu nada odpowiedni opraw, woamy

    Czapiskiego. Niczym Faustowski Mefistofeles meliniarz zjawia si natychmiast. Peter pozbywa

    si ocieplanych chemicznie kalesonw, ja bezwzgldnie wykorzystujc stanowisko, pac tylko

    poow paczki golarek. Czapiski, zapisujc dug na kartce, a sapie z wciekoci i szeleci co

    po swojemu. eby nie demoralizowa zaogi naszym widokiem, zamykamy si w azience. Tu,

    niczym para zachannych pluskiew, wysysamy spirytus przez somki.

    Picie bez palenia nie sprawia jednak naleytej przyjemnoci. Po krtkiej naradzie

    postanawiamy zaufa nowoczesnym technologiom i pierwszy raz na orbicie zapali. Jak

    wszystko tutaj, okazuje si to trudniejsze, ni wydawaoby si z pozoru. Pomie zapalniczki

    zmienia si w pobyskujc tawo kul. Wreszcie po kilku prbach przypalenia tym

    pcherzykiem papierosw - niczym licealici w szkolnym kiblu - kopcimy ze strachem. Dym

  • wyprawia istne cuda. Zanim zassie go klimatyzacja, tworzy przestrzenne formy podobne do

    ywych zwierzt. Czekamy w napiciu na wczenie si alarmu, lecz nie dzieje si nic. Chyba e

    zaoga wie, co robimy, i po prostu ma to gdzie. Wraca nam dobry nastrj. Peter opowiada o

    Afryce, jak widzia, kiedy spaem. Wymienia nazwy jezior, rzek i pusty. W podnieceniu

    przysiga nawet, e widzia kominy swojego ulubionego browaru w Oamaruru w Namibii, co

    uwaam za czyst fantazj.

    Zadowoleni wracamy ponad podog na swoje miejsca, by obserwowa poczenie z

    satelit. Z przepastnej ciemnoci wyania si powoli pobyskujcy srebrem punkt. Wida go,

    poniewa Luna zblia si do celu po lekkim uku. Niektre z jego elementw obracaj si,

    odbijajc wiato niewidocznego z naszej pozycji Ksiyca. Jestemy coraz bliej. Silniki

    korekcyjne strzelaj krtkimi prychniciami co kilka sekund. Nie moemy przyspieszy,

    poniewa wejdziemy wtedy na wysz orbit i satelita poruszajcy si szybciej na niszej

    wyprzedzi nas, uciekajc doem. Cay skomplikowany manewr polega na przeskakiwaniu z

    orbity na orbit, a do poczenia z ramieniem satelity. Wahadowiec prycha silniczkami jak

    rozdraniony byk, zmniejszajc dystans. Wida ju wyranie szczegy budowy satelity. Stacja

    przypomina krce w przestworzach aurowe rusztowanie. Do dugich ramion przymocowane

    s beczkowate moduy techniczne i mieszkalne. Skrzyda baterii sonecznych nadaj jej ksztat

    futurystycznego migowca. Energii elektrycznej dostarczaj take dwie gigantyczne,

    pobyskujce tawo pyty cienkiego jak li kwarcu. Rozprajc si w cieple wschodu i

    kurczc w kosmicznym chodzie, kiedy Ziemia zasania Soce, zasilaj stacj impulsami prdu,

    ktry mgby zaopatrzy w energi kilka sporych budynkw.

    Na jednym z wysignikw bieleje rzd tpo zakoczonych cylindrw z rozet dysz

    wstecznego cigu w poowie dugoci. Umocowane w gronym, rwnym szeregu, wygldaj jak

    naboje w adownicy myliwego. To z pewnoci doczepiane silniki - nasz bilet na Ksiyc.

    Toczymy si przy iluminatorach. Baza zblia si teraz z zawrotn szybkoci. Jest troch

    nad nami. Brak perspektywy sprawia, e nie wiemy dokadnie, w jakiej jest teraz odlegoci.

    - Grzmotniemy i polecimy w choler z caym mietnikiem - gorczkuje si Gerd.

    Luna strzela nagle silnikami dziobowymi. Jak oliwki w koktajlu lecimy wszyscy na

    przedni cian. Zanim zdoamy si wyplta z kbowiska splecionych niewakich cia, jest po

    wszystkim.

    Tylko lekkie stuknicie oraz szczk chwytnikw oznajmia, e cumowanie udao si za

  • pierwszym podejciem. Szybujemy znw do iluminatorw. Wahadowiec zacumowa przy

    dugim ramieniu obok skadanego teleskopowo rkawa, prowadzcego do moduu mieszkalnego.

    Orbitalny hotel mg w razie awarii przyj wszystkich pasaerw statku. Satelita oprcz tego, e

    by magazynem silnikw i stacj przesiadkow, spenia w dodatku rol stacji naukowo-

    badawczej, wyposaonej w najnowoczeniejszy sprzt. Midzy innymi w interferometr o

    dugoci ponad stu metrw. Widzimy doln cz jego szyny ze zwierciadami. Caa konstrukcja

    obrotowego teleskopu poczona jest ze stacj dug osi.

    - Dostawalimy dane z tego satelity. Zdjcia galaktyk, nasuchy. Sabsze ni te z Ksiyca,

    ale cakiem przyzwoite - przypomina sobie astrofizyk Czapiski. - Ciekawe, ile dobra tam

    zostao? - Syci wyobrani.

    - Czapiski, zera ci demon zachannoci. Mamona zmieni ci w kocu w wieprza-

    skarbonk - dopieka Polakowi Stam.

    Teraz Peterowi odbija si czkawk przepity ekwipunek.

    - Ju masz szpar na pieniki... Na dupie.

    Czapiski zbywa atak wyniosym chodem.

    - To mutacja przystosowawcza charakterystyczna dla inteligentnych jednostek w cikich

    czasach. Kiedy byem fizykiem poet. Gardziem dobrami doczesnymi i szmalem. Panienki

    musiay paci za mnie w knajpach rachunki - komentuje po chwili swj moralny upadek.

    - A ja natomiast kazaem paci babom z szacunku do wasnej forsy. Namczy si i

    jeszcze za to buli? To niedorzeczny samogwat - obwieszcza Fryz Wicke.

    Odwraca si do trzymajcych si za rce Sacharozy.

    - A u was, kto trzyma kas? - Pyta bez ogrdek.

    - Razem trzymamy - bka Rosa.

    - To z takim stosunkiem do pienidzy razem pjdziecie chopaki na dno: uczciwe spki

    zawsze tak kocz. Wiedzieli o tym ju jaskiniowcy. Dziki tej elementarnej wiedzy nigdy

    wszyscy naraz nie zdychali z godu. Zawsze jaki bardziej rozgarnity chowa dla siebie co nieco

    pod kamieniem i by w stanie przetrwa - krytykuje ich komun.

    Dyskusja nabiera rozmachu, kiedy Ciastek zapewnia wszystkich, e Czapiski ma na celu

    dobro wsplne. A jego pazerno jest spowodowana tajnym, nie znanym nam bliej planem.

    Obserwuj kosmos, nie wtrcajc si do zaartych sporw. Przez chwil widz dwu

    kosmonautw z odrzutowymi plecakami, poczonych z wahadowcem nici laserowego wiata.

  • Kiedy, szybujc w przestrzeni, przekroczy si dopuszczaln bezpieczn odlego mierzon przez

    laser, plecak automatycznie wystrzeli w kierunku Luny elektromagnetyczn kotwic z

    wolframow nici.

    Kotwica bdzie kierowa si na elektromagnesy umieszczone w kilkunastu miejscach

    kaduba. Jeeli cieka laserowa zostanie przerwana przez jakie elementy konstrukcyjne lub

    system kierowania kotwicy ulegnie awarii, kosmonauta moe wystrzeli j sam. Zaczep oprcz

    magnesu ma dodatkowo przyssawk z lepk mas ogrzewan adunkiem termicznym,

    uaktywnianym w momencie uderzenia w kadub. Moe przyklei si wtedy w dowolnym

    miejscu. Kay opowiada mi, e prawdziwa zabawa polega na rozkodowaniu systemu

    bezpieczestwa. Nic nie moe podobno dostarczy takich wrae, jak swobodny lot w absolutnej

    pustce. Raz tak si zagapi, e musia wystrzeli rcznie kotwic z odlegoci ponad tysica

    metrw. W plecaku nie mia ju prawie paliwa. Obserwujc kosmonaut oddalonego tylko o

    pidziesit, samego w bezdennej przepaci, dochodz do wniosku, e Kay to szczery niczym

    brylant czystej wody, autentyczny wariat.

    Jeden z kosmonautw manipuluje przy skrzynce umieszczonej na ramieniu satelity. Nie

    wiem, czy jest to Kay, czy czonek zaogi Luny. Jego hem ma opuszczon czarn przeson

    zasaniajc twarz. Czowiek mocuje na skrzynce jakie pulsujce czerwonym wiatem

    urzdzenie. Nagle odwraca si i macha do nas rk w niezgrabnej rkawicy. To chyba jednak

    Kay.

    Koczy prac i znika z pola widzenia, pchany si odrzutu mikrosilnika w plecaku. Zza

    Ziemi wychyla si gorca kula Soca, owietlajc stacj ostrym, nie tumionym przez atmosfer

    blaskiem. Dostrzegam teraz wyranie podobn do wielkiej golfowej piki kapsu ratownicz.

    Obok niej wida pi lepo zakoczonych rur umieszczonych w rzdzie. Pi pozostaych kapsu

    zostao wystrzelonych, kiedy ewakuowano stacj po ogoszeniu zakazu lotw kosmicznych i

    zniszczeniu floty. Partie zielonych wraz z feministkami nie zaczekay, a ostatni wahadowiec

    zabierze zaog satelity. Realizoway haso: Ozon dla wszystkich, nie ogldajc si na takie

    szczegy. Nie syszaem o tym w radio i telewizji. Nie wiem wic, czy kto z zaogi przey

    awaryjne ldowanie w przypadkowym miejscu i bez pomocy z Ziemi. Biedne dupki z satelity,

    westchnem. Lot w takiej pice to ostateczno. Jeeli w dodatku wyldowali na terytorium

    muzumaskim... To lepiej byo si upi i spokojnie umrze na stacji. Dla prostego wyznawcy

    Allaha loty kosmiczne to jedno z najwikszych witokradztw, na jakie skada si ich

  • pojmowanie wiata. Obszar wolnoci, jakim dysponuj, nie jest wikszy od mzgu mikroba, a

    kto spadajcy z gwiazd to ywa obraza Boga. Taki plugawy szatan nie umrze od razu zatuczony

    kamieniami. Bdzie zdycha dzie po dniu i noc po nocy, przywizany do pala, gdzie mona na

    niego plu i okada go kijem.

    Widok kosmosu zaczyna wywoywa trans podobny do hipnozy. To, co jest tam

    najbardziej niesamowite, to namacalna, wszechogarniajca cisza. Kay odradza suchania muzyki

    przed wyjciem na powierzchni Ksiyca. Pocztkujcych kosmonautw mona podobno

    pozna po przestraszonym wzroku. Kiedy na duej pozostaj sami i nikt si do nich nie odzywa,

    ich zdezorientowane mzgi same zaczynaj generowa dwiki. Do niego przyczepi si kiedy

    Marsz triumfalny z Aidy. Nie mg pozby si z gowy tego drastwa w aden sposb. Zacz

    nawet maszerowa w jego takt, wlokc po Ksiycu kabel zasilajcy razem z bbnem, ktry

    wanie si zaci. O may wos, a wyrwaby go z gniazda, odcinajc dopyw energii do ich

    przenonej bazy. Gdyby jego dowdca w por tego nie zauway, zasuchany we wasn

    orkiestr, Kay w cigu kilkunastu sekund zamroziby wszystkich mieszkacw na ko.

    Powracam do rzeczywistoci, kiedy rozlega si odgos uderzenia w ty kaduba czego o

    masie wagonu z wglem. ciany Luny s bardzo cienkie i rezonuj przy kadym stukniciu

    niczym pudo gitary. Wahadowiec prycha silniczkami, korygujc trajektori satelity. Od strony

    rufy co chwila dobiegaj stukoty i wibrujcy szum. Zaczynam si ba, czy nie konserwowany od

    lat sprzt jest sprawny. Jeeli co nie gra, bdziemy musieli wraca na Ziemi.

    Tymczasem zjawia si rudy afrykaski Merkury z woreczkiem zalanego wrztkiem

    ekstraktu kawy.

    - Masz pierwszy - mwi, wrczajc mi foliowy woreczek. - dam awansu za zachowanie

    zimnej krwi w obliczu ostatecznego wkurwienia.

    - Co si stao?

    - Czapiski to skoczone bydl. Podnis ceny, cho niektrzy syszeli, e ma jeszcze trzy

    litry spirytusu. Jak czego nie wymylimy, przyjdzie nam chla cieky tlen ze zbiornikw -

    wyznaje straszn prawd.

    - Moe znajdziemy co w bazie na Ksiycu. Poza tym zostaje niezawodny bicz na

    spekulantw. Czyli bojkot nowych cen - uspokajam go.

    Peter kiwa z aprobat gow i odlatuje z triumfalnie wzniesionymi ydkami do reszty

    wzburzonych chopakw. Ja za czekam na powrt Kaya. Zaczyna mnie denerwowa

  • niedorzeczny spr wiecujcych. Obraduj, kto ma zosta szefem strajku wyzyskiwanych

    konsumentw. Ku mojemu zdumieniu, na prezydenta nowo powstaej republiki wybieraj

    opanowanego Ciastka. Rewolta odbdzie si wic bez rozlewu krwi gnbiciela. Ciastek pnie si

    w gr jak napeniony wodorem balon. Myl, e przychylno elektoratu zawdzicza swojemu

    stanowisku nadzorcy wszystkich naszych oficjalnych zapasw. Wzruszony, skada przysig na

    wierno idei realnej ceny nektaru desperatw. Nastpnie powouje wiceprezydenta, trzech

    sekretarzy oraz skarbnika zwizku. Rozgoryczony Peter wraca do naszego fotela.

    - Podstpne skurwysyny! Nie wybrali mnie, a przecie to by mj pomys.

    - Takie s elazne reguy polityki i ekonomii. Geniusze zawsze zdychaj w zapomnieniu

    w cieniu cynicznych krwiopijcw - wyjaniam cierpliwie.

    Peter chce da upust swoim alom, lecz przerywa mu narastajca wrzawa. Odwracamy si

    do tyu, chcc si zorientowa, o co chodzi tym razem. Ze wzburzonych gosw wynika, e nowo

    wybrany skarbnik, Soweniec Vinko Pevec, zrzek si wanie swojej funkcji na rzecz

    Czapiskiego i prezydent zaakceptowa kandydatur Polaka. Tak wic Czapiski zosta

    oficjalnym nadzorc swojej nielegalnej wdy. Teraz nawet Kay bdzie musia wzi to pod

    uwag.

    - Ciekawe, ile wzi w ap za zrzeczenie si funkcji? Ta caa polityka, Hubercie, to jedno

    mierdzce gwno. Dobrze, e nie naciskaem na swj udzia w tych brudnych igrzyskach -

    komentuje wydarzenia Peter.

    Dalsze paacowe rozruchy przerywa wejcie Kaya. Tkwi w swoim skafandrze koo drzwi

    niczym boek kosmosu, lekko unoszc si nad podog.

    - Co jest? To bunt? Tsknicie za resocem, czy kto w arciu zobaczy robaki? - Pyta,

    patrzc na zgromadzenie.

    Zebrani zaprzeczaj gwatownie.

    - Wszystko w porzdku. Start za cztery godziny. Musimy tylko cign dane naukowe z

    bazy z ostatnich kilku lat i poczeka, a Ksiyc znajdzie si w odpowiednim pooeniu -

    przerywa im kapitan. - I przestacie, do cholery, tak si wydziera. Sycha was na Marsie -

    dodaje, otwierajc drzwi do kabiny pilotw.

    Przez ostatnie miesice samotnoci odzwyczaiem si od rozgardiaszu ludzkiej gromady.

    W takiej ciasnocie tum rozgadanych facetw staje si tortur. Wycigam piwr. Szkoda mi

    widoku Ziemi i gwiazd, ale wol zaczeka na start w jego ciemnym wntrzu. Kto mnie potrca,

  • kokon faluje jak mikki wodorost, kiedy odbijam si od oparcia fotela. Lewitacja usypia niczym

    ciepa do. Suchajc gosw zaogi, jestem bardziej samotny ni dusza zmarego dziecka,

    czekajcego w zawiatach na powrt rodzicw. Tskni do tych, ktrych ju nie zobacz. Widz

    przeraone oczy upadego hegemona Dodo. Jakie byy jej ostatnie chwile? Czy wieczne

    potpienie to ta ostatnia sekunda, kiedy czowiek widzi zo, jakie wyrzdzi, i nie moe ju

    niczego zrobi? Kiedy nie poprosi o wybaczenie milczcych twarzy swoich ofiar, patrzcych na

    strach i wstyd umierajcego kata. Jestem pewien, e w pdzcej ku mierci gowicy krzyczaa w

    gbi struchlaego serca: Mamo ratuj! I nagle znw staa si dzieckiem. Jak wszyscy krwawi

    oprawcy i wszyscy uczciwi ludzie w chwili przebudzenia z koszmaru ycia. Doroso jest tylko

    trudn drog, zanim nie powrcimy do dziecistwa. Do tej naszej tsknoty. Do tamtego dnia

    skpanego w letnim socu.

    *

    Budzi mnie klepnicie w rami. Wychylam gow z bezpiecznego wntrza mojej

    separatki.

    - Jak ty moesz spa przed startem? Mamy w tyku obronite pajczynami stare cygaro z

    kilkoma tonami dynamitu. Wstawaj, pjdziemy zapali przed wielkim bumm! - Gorczkuje si

    Peter.

    Wygrzebuj si ze piwora. Wszystko wok fruwa i ja take. Kiedy pakuj piwr do

    pokrowca, sia moich rk wystrzeliwuje mnie pod sufit. Peter ciga mnie z powrotem za nog.

    - Pieprz swoj uczciwo. Obarczony grzechami bybym ciszy - daj upust zoci.

    - Tak sdzisz? Bo mnie si to nie zgadza. Ten piekielny dra Czapiski fruwa sobie jak

    jaki anielski puch. - Peter nie moe darowa wrogowi publicznemu numer jeden.

    Posilamy si ostatni meduz spirytusu i lecimy do kibla na papierosa, co uznalimy za

    zupenie bezpieczne. Kiedy znw ze zdumieniem obserwujemy teatr ognia i dymu, Peter doznaje

    iluminacji.

    - Mam doskonay pomys - oznajmia.

    Pniej, podniecony swoim planem, dyskutuje z Gerdem. Ten kiwa gow na znak

    aprobaty.

    Zaciekawieni eksperymentem ludzie zbieraj si w ciasny krg. Wewntrz, trzymajc si

    podstawy fotela, tkwi z opuszczonymi spodniami od dresu i wypitym tykiem Gerd. W

    kulminacyjnym momencie Peter przytyka mu do tyka zapalniczk. Zamieramy w napiciu. Gerd

  • nata siy i kiedy jest gotw, daje znak. Jego gazy przelatuj przez bbelek ognia z zapalniczki,

    ponc powierzchniowo niczym miecz pomsty archanioa Gabriela. Nastpnie ognista smuga

    kurczy si, wchaniajc swoje koce. Migoczc zielonkawym blaskiem, kula o rozmiarach jabka

    pynie pomidzy nami, co chwila zmieniajc kurs. Jestemy oczarowani magicznym

    widowiskiem ze wieccym duszkiem, ktry popychany oddechami gawiedzi wiruje niczym

    mydlana baka.

    - Piorun kulisty - kto w zachwycie definiuje jego ulotne pikno.

    Nage w gonikach rozlega si paniczny ryk Kaya.

    - Zgacie to, kretyni! Jak wpadnie do wentylacji, spalicie statek!

    Po chwili osupienia wszyscy jak jeden m rzucamy si, by schwyta bak. Gwatowny

    huragan powietrza spowodowany naszym ruchem wyrzuca kul pod sufit. Tam zasysa j

    powietrzny prd z filtra klimatyzacji. To ostatnie chwile, zanim w nim zniknie. Kb panicznie

    miotajcych si cia uniemoliwia jakiekolwiek rozsdne dziaanie. Odpychamy si od siebie i

    rzucamy na olep, chcc przej pik w meczu o ycie. Katastrofa zblia si nieuchronnie, gdy

    niespodziewanie odbija si od podogi Roman Ciastek. Szybuje w gr i kiedy zowieszcza

    bomba jest dwadziecia centymetrw przed jego twarz, bierze potny wdech, poykajc

    adunek w jednym kawaku.

    Zapada kosmiczna cisza. Spsowiay na twarzy Ciastek przeyka nerwowo lin, ypic na

    nas rozbieganym wzrokiem.

    Milczymy. Nikt nie wie, jak okreli akt tak nadludzkiego heroizmu.

    - To niesychane. Zear mj pierd - szepce poruszony do ywego Gerd.

    - Ma serce wojownika - mruczy Peter.

    Reszta wyraa swj podziw, prbujc w gecie braterstwa poklepa bohatera po plecach.

    Uroczysty nastrj przerywa wejcie, lub raczej wpynicie, Kaya. Kapitan niesie ze sob

    gniew gradowej chmury.

    - Nie mam, kurwa, sw! - Zaczyna, wskazujc na mnie i Petera. - Po prostu ich nie mam.

    Gdyby nawiew zassa te fajerwerki, szkoda gada. Mielicie mi pomaga. Zamiast koncentrowa

    si na pracy, musz cay czas martwi si, co znowu wywiniecie.

    Kilka razy wyczaem system przeciwpoarowy w kiblu. Ale to mao! Musielicie zawlec

    otwarty ogie do kabiny. Kurwa! Tak w kosmosie robili tylko Ruscy. Tylko e oni mieli

    kompletnie w dupie swoje pieprzone ruskie ycie. To wszystko, co wam chciaem powiedzie -

  • koczy opieprz, odwracajc si do nas pitami.

    Ze wstydu zapadamy z Peterem w nasze fotele.

    - Przygotowa si, start za trzydzieci minut. Pozbiera zaraz wszystkie mieci - z

    gonika pada ostry rozkaz dowdcy.

    Po kilkunastu minutach Kay troch spokojniej poleca zapi pasy oraz przypomina o

    odpowiednim uoeniu ciaa w fotelach. Pniej zjawia si, by osobicie sprawdzi porzdek na

    pokadzie.

    Bez sowa wraca do kabiny pilotw, lecz zanim znika za drzwiami, pokazuje nam

    uniesiony do gry kciuk.

    Oddychamy gboko, kiedy trzaskaj zaczepy i Luna zaczyna swoj ari na prychajce

    silniczki.

    Teraz strzelaj po kilka jednoczenie, ustawiajc wahadowiec na kursie. Ich grzmot dudni

    wewntrz kaduba jak palba ze starodawnych karabinw. Co chwila zmieniamy pozycj,

    oddalajc si od stacji. Niczym samotna wyspa marze o zdobyciu kosmosu, nasza baza maleje

    w mroku.

    - Wida j dobrze z Ziemi. Wiele razy, stojc przy oknie, ja i Agnes patrzylimy, jak

    pynie wrd gwiazd. Bya jak najjaniejsza z nich. Moe bdzie przypomina ludziom, co

    stracilimy? Moe bd chcieli kiedy to odzyska? - Rozmarzam si.

    Peter take egna wzrokiem samotny, oddalajcy si port.

    - Kiedy bdzie spada, chopaki w moim buszu uo now pie. O tym, jak crka boga

    Ura-Bura dawaa wszystkim ssiadom i podkurwiony ojciec wykopa j z nieba. I wanie tak

    powstao szybujce spie gwno... Tyle bdzie przypomina - mruczy ponuro, wcieky po

    opieprzu od Kaya.

    Zawieszona w absolutnej ciszy Luna zamiera w bezruchu. Nagle rozlega si

    rozdzierajcy wiergot brzczyka alarmowego. Przywieramy do foteli na dwik sowa:

    Dziesi.

    Oddycham rwno i spokojnie, przygotowujc klatk piersiow na ucisk przecienia. Nie

    ma adnego huku, tylko kadub zaczyna dre. Upragniona sia cienia wprasowuje nas w

    fotele, a w nogach i reszcie ciaa znw rozlewa si pynny ow. Jestem sptany wasn mas

    niczym toncy w basenie z rtci. Nowy cios - poszycie statku przewodzi silny wstrzs, ktremu

    towarzyszy trzask rezonujcego metalu. To Luna odrzuca piercie wypalonej dyszy silnika.

  • Ju nie przyspieszamy, flaki znw mieszaj si w jamie ciaa jak jajko w mikserze. Ogarnia mnie

    fala mdoci, nie mog powstrzyma torsji. W mce towarzyszy mi miotany skurczami odka,

    przypominajcy przestrzelon ganic Peter.

    Kiedy moje wntrze naladuje wyciskan tubk pasty do zbw, pojawia si obok nas

    Kay. Rozbawiony patrzy na Bura, ktry ryczy gucho w kurczowo przycinit do ust torebk,

    jakby straszy przez megafon zebrane na dole tumy.

    - Nie nadmuchaj jej, bo strzeli - ostrzega ze miechem. - No, dranie, wypompowao z was

    ca wd - cieszy si dalej.

    Wyobrania dobija mnie, gdy wyobraam sobie pkajc torebk ze skarbami Petera.

    Ledwie jestem w stanie na czas wycign nastpn. Pniej dugo puczemy w ubikacji usta nad

    podcinieniow umywalk, rozpychajc si okciami w tumie podobnych kalek.

    Nareszcie dziki wypompowaniu z odka spirytusu mog wzi pastylki. Pomaga od

    razu. Mog spokojnie patrze na oddalajc si Ziemi. Z minuty na minut coraz bardziej

    przypomina kolorowy balon, unoszcy si w mrocznym Niczym. Zawijam si w piwr.

    Zapadam w sen czarny i pusty jak kosmos.

    *

    Kiedy otwieram oczy, dugo nie mog poskada obrazu w sensown cao. Przed moimi

    oczami unosi si but. Ma rozpite paski upodabniajce go do psiego uszatego ba. Zmienia

    pozycj, utrzymujc si pi centymetrw nad podog. Teraz podziwiam jego wzmocnion

    pit. Dociera do mnie, e wisz gow w d. Jest mi tu dobrze. Spd foteli zasania przed

    widokiem kolegw oraz nieczuym wiatem lamp. Czuj si jak dzieciak, ktry ukry si przed

    reszt klasy pod blatem awki. Pawi si tutaj w niczym niezmconym spokoju wiele

    przedmiotw. Bd cieszy si swobod, dopki przed wczeniem silnikw hamujcych Kay nie

    zarzdzi generalnych porzdkw.

    Moj uwag przyciga prostokt rozmiarw pocztwki. W minimalnym, wymuszonym

    powiewie klimatyzacji kartka porusza si w tempie minutowej wskazwki zegarka. Z wolna

    ukazuje mi swoj twarz kobieta o wesoych, roziskrzonych szczciem oczach. Ma dugie,

    poskrcane w burz piercieni czarne wosy oraz zmysowe usta. Linia brwi upodabnia j do

    minojskiej piknoci z freskw, ktrych lka si miertelny czas. Nieodgadniona, smukymi

    palcami obejmuje gwk przytulonego picego noworodka. Dumna matka pokazuje mi swj

    najwikszy, niepojty cud.

  • - liczne malestwo - mwi do niej czule.

    Nie robi alarmu, niech ojciec sam odnajdzie fotografi. Na pewno nie chce, eby kto

    ciska w apach jego przeszo, zadajc gupie pytania. Kady z nas ma swj bl tylko dla

    siebie.

    Peter jako wyczuwa, e ju nie pi, i wyciga mnie na powierzchni.

    - Przepraszam, Hubercie, ale musiaem ci przewiesi. Nie mogem zmieci si nad

    oparciem - tumaczy moj zmian pozycji.

    - Nic nie szkodzi, stary. Od dnia, kiedy na dyskotece w piknym Czieng Mai oberwaem

    w gow mosinym poskiem Buddy, nie spaem tak dobrze - odpowiadam uprzejmie.

    - Dyskoteka buddystw? - Pyta zdziwiony.

    - Nie, skd. To bya dyskoteka dla prostytutek, alfonsw i handlarzy narkotykw.

    Praktykujcym agodno i tolerancj dla wszystkich form ycia by tylko barman, waciciel

    tego poska. Dlatego mnie wtedy nie zabi - wyjaniam.

    Peter kiwa ze zrozumieniem gow. A pniej informuje mnie, w jak haniebny sposb

    prezydent alkoholowego buntu i bohater w jednej osobie, czyli zdrajca Ciastek, uleg podszeptom

    skarbnika Czapiskiego i zaakceptowa kolejn podwyk.

    Polityczny ferment wcign w objcia nowych przewodniczcych kolejnych

    konfederacji, ktre niezmiennie nie raczyy powierzy cnocie mojego przyjaciela choby

    najskromniejszego stanowiska.

    - Ju, kurwa, wszyscy chocia raz byli prezydentami. Tylko nie ja - tryska gorycz.

    Sucham go, mylc o tym, co zrobi Kay. Myl o skafandrach, w ktrych pewnie trafi

    nas wszystkich szlag, oraz dziecku takim, jak tej kobiety - ktrego nigdy nie bd mia. I chce mi

    si pi jak nigdy dotd.

    - Politycy to wilki pozbawione sentymentw, lecz to nie w nich bije serce

    sprawiedliwoci. Le migiem do Czapiskiego i przeka mu moje pozdrowienia. Bez golarek. I

    niech pamita, co ma zrobi, kiedy do kabiny wejdzie kapitan - decyduj, pieprzc resztki

    godnoci.

    Peter patrzy na mnie z podziwem. Unosi si w powietrzu i niepomny powagi oficera, gna

    ku jdru deprawacji, zaatwi dla nas spirytus. Kiedy czekam na jego powrt, na moj twarz pada

    coraz silniejszy blask. W okrg iluminatora zaglda ogromny, olepiajcy ci i srebrem

    Ksiyc. wiato latarni kochankw jest tak silne, e po kilkunastu sekundach mczy wzrok.

  • Musz zwikszy przeson iluminatora o kilkadziesit procent. Patrz na samotn ska tkwic

    tu od miliardw lat. Poorany bliznami od uderze niezliczonych meteorytw, zimny i martwy

    patrzy obojtnie na mrwcz ras kbic si na niebieskiej kuli, ktr musi obiega

    przywizany niewidzialnym acuchem cienia. Nasza rakieta jest dla niego rwnie niewana,

    jak nocna ma dla szczytu alpejskiej gry. Kiedy tarcza Ksiyca wypenia cay iluminator,

    zmczony niemiertelnym blaskiem zamykam oczy.

    *

    - Jak to si trzyma, tak na niczym? - Budzi mnie gupkowatym pytaniem Peter, gorliwie

    rozrabiajcy skonfiskowany spirytus w kartonie z winiowym sokiem.

    Nabieram oddechu.

    - Masa i siy grawitacji sprawiaj, e w otaczajcej materii zachowuje pozycj statyczn

    wzgldem obserwatora. Oczywicie nie do koca. Biorc pod uwag fakt dynamicznego

    rozszerzania si kosmosu pod wpywem inercji pierwotnego Wielkiego Wybuchu, ysy leci

    razem z Ziemi, zachowujc proporcje odlegoci wymuszone siami cienia. Zapieprzamy wic

    w zwizku z tym wszystkim razem, jak kamienie wystrzelone z jdrowej procy - wyjaniam

    zwile.

    - Jeste pewien? - Pyta, podajc mi pojemnik z drinkiem.

    - Ani troch - odpowiadam.

    Sczymy z coraz wiksz wpraw alkohol. Za chwil wiat znw powraca do swoich

    barw i ludzie staj si godnymi zaufania przyjacimi.

    - Kay to wietny dowdca, tylko mg nas opieprzy na osobnoci - stwierdza zupenie

    rozsdnie Peter.

    - Niby gdzie? W sraczu? Dowdcy nie wypada zamyka si tam z facetami, a w kuchni

    trzech si nie zmieci - ucinam niewygodny temat.

    Peter orze paznokciami brod.

    - No niby tak. Do adowni jest za daleko i po drodze by mu przeszo - godzi si po chwili

    okrelanej jako mylowy proces.

    Za naszymi plecami powstaje zamieszanie, znowu sycha podniecone gosy. Peter oglda

    si przez rami. W kocu nie wytrzymuje.

    - Skocz zobaczy, co si dzieje. Te prezydenckie winie pewnie co znw

    wykombinoway, eby zbiera ca mietank. Miae cakowit racj, Hubercie. Politycy zawsze

  • zachowuj si tak samo. Rbi w popiechu wszystkich dookoa, jakby zaraz miay odpa im

    kutasy - objawia wielk tajemnic wadzy.

    I znika, by spopieli w tyglu kolejnej rewolucji swoje polityczne nadzieje. To dobrze, e

    ten prny gniew pozwala mi na luksus wyszoci. Na samotno, kiedy umiera ostatni uczciwy.

    Sodkie poczucie samozachwytu przerywa mi pojawienie si picego jak zabity

    podwodniaka Hugona Konrada. Jego piwr odczepi si od uchwytu lub kto odwiza go dla

    hecy. Cumuj go nad oparciem fotela z przodu. Narastajcy gwar gosw sejmikujcych

    kosmonautw budzi marynarza. Otwiera zaspane oczy, poprawia swj piwr i dopina zaczepy

    kaptura. Najwyraniej ma zamiar spa dalej. Postanawiam mu przeszkodzi. Ju od dawna

    chciaem porozmawia z tym ciekawym czowiekiem.

    - Widz, Hugo, e nic nie jest ci w stanie przeszkodzi w sodkiej drzemce - zaczynam.

    - Mnie, skd? Pywaem na URS 45. Tam na dwu musiao nam wystarczy ptora metra

    powierzchni. Mog spa nawet w paczce po fajkach - odpowiada zaspanym gosem.

    - A haas?

    - Te mi nic nie robi. Kadub naszej ajby przewodzi dwiki. A w oceanie wcale nie jest

    tak cicho, jak si wszystkim wydaje.

    To, co mwi, rozpala moj wyobrani. URS 45 byy najbardziej tajemniczymi

    jednostkami, jakie pojawiy si we flocie tu przed rozkadem Europy. Oprcz tego, e istniej,

    nikt nie wiedzia o nich niczego wicej.

    - Dugo na nich pywae? - Cign go za jzyk.

    - Dugo. O wiele za dugo. Do dzi mam wstrt do sardynek w konserwach.

    miejemy si z kiepskiego dowcipu. Widz, e moje zainteresowanie go rozkrca.

    - Na ile schodzilicie? - Pytam dalej.

    - Na ile dno pozwala. Moglimy bazowa na dnie Rowu Mariaskiego.

    - Co? Musielicie mie kadub z jakiego konglomeratu.

    - Hugo krci si niecierpliwie.

    - Panie pierwszy, mam swoje nawyki. Wie pan to s supertajne informacje.

    - Mam tu najlepszy lek na te twoje nawyki. Zreszt kogo to dzisiaj obchodzi. Oprcz

    oczywicie mnie - dodaj mu odwagi, podsuwajc torebk z reszt drinka.

    Marynarz zachannie wyciga rk. Zasysa alkohol i z luboci rozsmarowuje pyn na

    podniebieniu.

  • - Lepszy pdzilimy tylko w naszej bazie. I to z czego! Z mki sago! Jaka pokrcona

    baba od ywienia stwierdzia, e nie ma lepszego arcia dla marynarzy ni sagowe kluseczki w

    sojowej zupce. Mielimy, panie pierwszy, cae tony tego wistwa. Nikt tego nie chcia wzi do

    pyska, nawet nasz stary cie Karl. A on, panie pierwszy, nie brzydzi si nawet arcia w

    wietnamskich budach i chiskiego sosu z pieprzonych karaluchw - rozgaduje si zgodnie ze

    zwyczajem ludzi morza.

    - No, a ta wasza d podwodna? - Przerywam mu.

    - Bya nieza - mwi po chwili. - Moglimy schodzi na dowoln gboko dziki

    budowie kaduba. Nie wiem zreszt, czy kadub to odpowiednie sowo. d bya waciwie

    kadubopatem, czyli, jak pan wie, walcem z dziur z przodu i tyu. Profile kta natarcia walca

    byy jak w pacie samolotu. Dziki nim fruwalimy w wodzie przy maym nakadzie

    energetycznym. Moglimy si nie wynurza, dopki bylimy w stanie wytrzyma w ciasnocie.

    Nasza kabina bya maleka. Caa miecia si w najwikszej szerokoci pata na spodzie kaduba.

    Okrt czerpa wodr do generatora i tlen dla nas przez pprzepuszczalne membrany wprost z

    wody. Im wiksza gboko, tym wydajniejsza wymiana gazowa. W pewnym sensie URS by

    morskim organizmem z ukadem oddechowym i mzgiem, czyli nami. Mikkie poszycie

    wypeniaa gliceryna zmieszana z pewnym rozpuszczalnym gazem zapewniajcym sprysto

    cieczy. Zupenie niczym olbrot we bie kaszalota

    Jak mwiem, nasza kabina bya maleka. Odlana w jednym kawaku ze sprystego

    polimeru, kurczya si w zalenoci od gbokoci zanurzenia. Od piciu kilometrw w d

    prawie stykalimy si tykami.

    - A cinienie? Przecie roso wewntrz - pytam.

    - Ano roso, panie pierwszy, ale nieznacznie. Mona si byo przyzwyczai, czasami tylko

    gwizdao w uszach. Ten polimer by sprysty jak twarda guma i sto razy odporniejszy od stali.

    Dziki temu, e pracowa, nie pka. Mielimy te zawory wyrwnujce cinienie. Ale przede

    wszystkim bylimy niewykrywalni dla sonaru. Poszycie pochaniao fale dwikowe, jakbymy

    byli zrobieni z galarety.

    - A napd? Musia emitowa jaki szum - mcz go dalej.

    - No, Stru co tam emitowa - przyznaje Hugo.

    - Jaki Stru?

    - Pi fajek, panie pierwszy - da twardo marynarz.

  • Odliczam trzy papierosy, ktre chowa natychmiast do maego blaszanego pudeka.

    - Stru to may reaktor z turbin. Albo okrelajc to lepiej, bezzaogowy holownik

    podwodny klasycznej budowy. Jechalimy za nim na holu o zmiennej dugoci jak dupek za

    pieskiem na smyczy. Cign nas i zaopatrywa w energi z odlegoci nawet dwu kilometrw.

    Mia take czynne oraz bierne rodki walki, a w razie afery ciga na siebie ataki. Kiedy robio

    si bardzo gorco i bya obawa, e wrogi sonar namierzy nasz hol i w kocu zajm si nami,

    odcinalimy naszego Strusia, przesuwali balast i dawali nura w d. Nie mielimy klasycznego

    napdu, zbiornikw balastowych i nie wytwarzalimy adnego haasu. Mogli nas cmokn w

    pomp wodn. A Stru, jak przetrwa atak, mg znale swojego URS-a po kodzie optyczno-

    chemicznym i znw wzi na hol.

    - A jak go rozwalili? Chyba lepiej dosta torped, ni zdycha na dnie w bezwadnym

    wraku.

    Marynarz stka, pozbywajc si asa z talii tajemnic.

    - Nie mielimy napdu, jaki pan ma na myli. Dali nam ogon, z ktrym mona byo

    wycign cztery wzy - wyznaje Hugo.

    - Ogon!? Moe mielicie jeszcze cycki, dugie wosy i wabilicie piewem marynarzy?

    Marynarz obrusza si.

    - Co pan? Mwi, e ogon, tylko sztuczny. Taki jak u waleni, dugi z poziom petw.

    Wzdu jego nasady biega struna z nowego bimetalu. Wodr z wody morskiej suy do ogrzania

    struny. Wtedy petwa sza do gry. Tam jest zimno jak cholera, wic zaraz si schadzaa i struna

    cigaa j w d. Machalimy sobie dostojnie tym ogonem jak stary wieloryb. Stery

    stabilizoway wychylenia z przodu kaduba. Troch kiwao do gry i w d i mona byo

    przysn jak w koysce mamusi, ale wycigalimy cztery jak nic. I to, panie pierwszy, bez

    adnego szelestu, niczym nurkujcy kaszalot. Moglimy nawet piewa jak on i udawa, e

    jestemy zakochanym wielorybem. Oczywicie, jeeli kto jeszcze jest w stanie si na to nabra,

    bo ci wyrnli ju prawie wszystkie. Powiem panu w tajemnicy, e kilka razy mielimy spor

    ochot posa im lokwk. Pan nie ma pojcia, co te ryowe zasrace wyprawiaj na oceanie,

    panie pierwszy. Potrafi tuc i nagania awice bombami gbinowymi, a dziewidziesit

    procent ryby idzie wtedy na dno. Raz ledwo przed nimi spieprzylimy - mwi, ciszajc gos.

    - Chcielicie posa im lokwk? - Pytam zdziwiony.

    Hugo drapie si nerwowo po czuprynie.

  • - Tylko niech pan znowu nie zaczyna z tymi cyckami i dugim warkoczem. Tak

    nazywalimy nasze supertorpedy. S aurowe. Naprawd przypominaj wielkie babskie lokwki.

    Walec z siatki rurek wypenionych materiaem wybuchowym, elektronik i mikroturbinami na

    kocu kadej z nich. Nawet jeeli wykryje j jaki czuy sonar, to echo wyglda jak awica kryla

    lub innego taatajstwa. Nikt nie zwraca na co takiego uwagi. Dopki torpeda nie rbnie przy

    kadubie, wystrzeliwujc strumie wody, ktry moe przeci p metra stali.

    Hugo dostrzega moje zaskoczenie. Zaczyna wychwala swoj bro bez dalszego

    ponaglania.

    - Orientoway si na zmiany cinienia wody. Miay receptory zbudowane na wzr linii

    bocznej ryb. Nie byy szybkie i okrt mg nawet im uciec. Ale tylko na jaki czas. Torpeda po

    zidentyfikowaniu celu moga pyn za nim nawet tydzie lub jeszcze duej. I tak go w kocu

    dopada. Cel nie mia szans, nie mona si byo przed ni schowa - znia gos do szeptu.

    Kiwam z podziwem gow.

    - Oprcz innych receptorw potrafiy wyczu w wodzie nawet pojedyncze molekuy

    mocznika i ludzkich biaek. Szy za najwikszym steniem, dlatego zawsze najpierw rozwalay

    najwiksz jednostk.

    Rozumie pan, duo szczyn razem z reszt to lotniskowiec strategiczny lub krownik.

    Szy za ludzkim smrodkiem jak ogary za mierdzcym dzikiem. Moglimy je take zastawia na

    trasach eglugi i odbezpiecza sygnaem dwikowym, panie pierwszy. Dwie odzie takie jak

    moja mogy posa na dno ca flot i nikt by si nie kapn, jak to si stao - podkrela z dum.

    - Jestem pod wraeniem, cho mam niewielkie wtpliwoci. Tylko kretyn nie zwrciby

    uwagi na awic kryla prujc z szybkoci trzydziestu wzw - zauwaam.

    Marynarz znw wzdycha zaamany moj niewiedz.

    - Panie pierwszy. Mwiem, e Azjaci wytukli wieloryby, a zaraz dopadn ostatniego

    tuczyka. Przez to kryla namnoyo si od cholery. Jego awice mog pyn z prdem ustawione

    w lini o dugoci stu kilometrw. Nikt nie wie, gdzie zaczyna si jedna i koczy druga. To

    wszystko byo przemylane. Takiej odzi jak URS nie znajdzie nikt, dopki ci nie wezm si

    te za plankton i nie wychlej w kocu z oceanu caej wody.

    - Nie martw si. Gdzie bd musieli si przecie odla. Jak dobrze pjdzie, jeszcze

    bdziesz mia stop cieczy pod kilem - pocieszam go.

    Marynarz mieje si dugo chrapliwym, wronim gosem. To wpyw stanu niewakoci i

  • mieszanki, jak oddychamy.

    Kapitan ogasza przez gonik stan pogotowia przed odpaleniem czonu hamujcego

    naszego silnika. Ma to nastpi za trzydzieci minut. Gwar politycznej debaty prezydentw i ich

    zastpcw, skupionych wok idei rwnego podziau spirytusu Czapiskiego, troch cichnie.

    Sam bohater caej afery zjawia si koo mojego fotela. Bezceremonialnie odczepia piwr

    Konrada i le go w przestrze.

    - Panie pierwszy, jestem zmczony. Kierujc si wsplnym dobrem, chciaem oprze

    moje dziaania na zasadach sprawiedliwej demokracji. Bo ta zaoga jest jak moja rodzina, innej

    nie mam - zaczyna mtnie.

    Wyznaje pniej, e wszystkie weksle dune trzyma zebrane w kopercie z napisem:

    Magazyn wzajemnej pomocy. A cae to dobro oddaje do dyspozycji kwatermistrza Ciastka w

    zamian za wyczno do czwartej czci swojego towaru. Zgadzam si dla witego spokoju.

    - Dobrze, Czapiski, oddaj weksle, a czwarta cz twojego towaru jest twoj wasnoci.

    Tylko nie wolno ci nim w przyszoci handlowa. Jestemy zaog - kocz spraw.

    - Panie pierwszy, teraz jest teraniejszo. Na dzid moich przodkw! Jak nikt potrafi

    dba o dobro spoeczne. Pragn da panu poow mojego spirytusu w zamian za protekcj przy

    wyborze zastpcy kwatermistrza Ciastka - proponuje mi bez enady.

    Zatyka mnie. Chc go opieprzy, lecz przypomina mi si, jak dzieli si ze wszystkimi

    papierosami, a take jak odwag wykaza przy straniczkach. Zreszt, o ile wiem, Kay w ogle

    nie przewidzia takiej funkcji. Mog wic pozby si Czapiskiego oraz caego problemu.

    Ka mu napisa oficjalne podanie z propozycj objcia funkcji zastpcy kwatermistrza.

    Czapiski, zgadza si natychmiast. Co mnie w tym niepokoi, lecz nie ma ju czasu na analiz

    jego kombinacji. Musimy znw zebra wszystkie latajce drobiazgi i odwrci fotele o sto

    osiemdziesit stopni. Dopiero teraz zjawia si Peter. Znw jest na gazie.

    Prbuje rozbawi mnie zasyszanymi na politycznym salonie dowcipami.

    - Wiesz, czym rni si stara, dowiadczona feministka od modej? - I nie czekajc na

    odpowied, wyjania: - Stara, kiedy kupuje now bateri do swojego wibratora, pamita te o

    gazecie, fajkach i piwie.

    miej si razem z nim, cho nie mam na to najmniejszej ochoty. Nastpne kaway s

    rwnie sabe. Wydaj jakie puste, niecierpliwe rechoty z wymuszonej uprzejmoci. Na szczcie

    rozlega si ostrzegawczy brzczyk i po rutynowym odliczaniu silnik odpala adunek hamujcy.

  • Przecienie nie jest tak obezwadniajce, jak poprzednie. Krtkie, ostre szarpnicie nie

    powoduje sensacji w odkach. Ciska tylko naszymi ciaami jak manekinami na symulacjach

    samochodowych kraks. Nie odpinamy pasw; w cigu trzydziestu minut potny silnik odpala

    jeszcze dwa razy wsteczny cig i wypalony milknie. Teraz funkcj hamulca przejm sabsze

    silniczki dziobowe. Prychaj na prb, co wewntrz kaduba przypomina dwik

    przedmuchiwania nosa. Dopiero teraz moemy odpi klamry. Czuj zmczenie, od razu

    wycigam piwr i nie zwaajc na paplanin Petera, ukadam si do snu.

    Po kilku godzinach budz si w miar wypoczty i nie wysuwajc si ze piwora, patrz w

    iluminator. Ogrom Ksiyca wprost przytacza. Srebrny glob, ktry owietla wntrza nor

    ukrywajcych naszych przodkw przed kami i pazurami nocnych owcw, jest na wycignicie

    rki. Gigantyczne kratery z postrzpionymi zrbami wypitrzonych brzegw. Olepiajce

    pustynie pumeksu i gbiny, gdzie cie urywa si jak ucity noem. Cay ten niezwyky widok

    hipnotyzuje tajemniczoci. Byy tu ju tysice ludzi, ale i tak nie mog opanowa wzruszenia.

    Tak na pewno jest z kadym, kto po raz pierwszy w yciu widzi z bliska ten ostatni przystanek

    przed gbi czarnego kosmosu.

    Jak na zawoanie budz si prawie wszyscy. Pijemy kaw i prbujemy kosmicznych

    zupek. Przy iluminatorach panuje tok. Kilka razy na godzin rozlegaj si wystrzay silnikw

    dziobowych. Ciska wtedy nami niczym gromad niedowiadczonych, niezgrabnych ptakw

    porwanych przez wiatr. Po godzinie, a moe po dwu wchodzimy w stref przepastnego mroku.

    Lecimy nad ciemn stron Ksiyca i dowiadczamy, czym jest kosmos. Odcici od Ziemi

    cielskiem martwej kamiennej kuli, truchlejemy. Milkn wszystkie komentarze. Nawet najwiksze

    gldy, Czapiski i ONeil, zamykaj z wraenia jadaczki. Wschd Ziemi i ognistego Soca znad

    czarnej krawdzi witany jest westchnieniem ulgi. Jestemy ju znacznie bliej powierzchni, a

    Luna wci skraca dystans. Wyaniajce si zza krtkiego horyzontu kratery, a nawet ju

    wyranie widoczne mniejsze skay mkn coraz szybciej do tyu. Jeszcze raz wchodzimy w

    grobow ciemno wszechwiata, kiedy w goniku rozlega si gos Kaya:

    - Przygotowa si do ldowania. Zapi pasy. Siadamy za siedemnacie minut.

    Luna strzela teraz z kilku silnikw jednoczenie. Nasze gowy chwiej si na szyjach.

    Czuj, e moje ciao zaczyna nabiera wagi. lina znw zbiera si pod jzykiem, a do pooona

    na oparciu nie unosi si sama z siebie, niczym obce ciao. Kiedy milkn silniki korekcyjne,

    wahadowiec szybuje bezszelestnie niczym wielka biaa sowa. Patrz przez iluminator, lecz obraz

  • o stuprocentowym kontracie utrudnia obserwacj. Co chwila musz odwraca gow i zamyka

    oczy. Teraz, kiedy je otwieram, obok wielkiego krateru dostrzegam biae zabudowania,

    przypominajce zbiorniki rafinerii. Rozlegaj si okrzyki:

    - Baza! Tam za kraterem!

    Wida coraz wicej szczegw. Budynkw jest kilkanacie, rnych rozmiarw, to cae

    miasteczko. Kilka przypomina ogromne pprzezroczyste bble z mniejszymi kopuami

    wewntrz.

    W jednym z przezroczystych hangarw nagle zapala si wiato. Blask domu na martwej

    pustyni robi na wszystkich wielkie wraenie.

    - Czekaj z obiadem - gorczkuje si Peter, przyciskajc brod do mojego ramienia.

    - Moe maj wietlic i ekran do kolacji - marzy gono kto z tyu.

    Ulic pomidzy budynkami tworzy dugi, wietlisty szlak baterii sonecznych. Dalej

    znajduje si plac przypominajcy rozlege boisko, otoczone uoonymi promienicie upinami

    gigantycznej pomaraczy. Nie wiem, na jakiej jestemy wysokoci. Ostre cienie i niezwyka linia

    horyzontu oszukuj skutecznie zmys poczucia przestrzeni. To moe by trzysta lub sto metrw.

    Jedno jest pewne, nasza waga wzrasta, jakbymy tyli w cigu sekund.

    Luna nadlatuje nad paszczyzn ldowiska i syczc silnikami sterujcymi, zatrzymuje

    si nad jej rodkiem. Po chwili zaczyna opada. Widz, jak odrzut dolnych silnikw wznieca na

    dole mae oboczki kurzu. Trzy, dwa, jeden... Zero - ugina si podwozie. Siedzimy na Srebrnym

    Globie.

    Otacza nas cisza, przerywana trzaskami kurczcego si metalu i stygncych dysz.

    Od iluminatorw odrywa nas rozkaz Kaya.

    - Orze wyldowa. Wszyscy do roboty! Pokad ma lni, adnych mieci. Macie

    wysprzta nawet wspomnienie po sobie!

    Bierzemy si do pracy, kicajc po pododze, podobni do stada chorych kangurw. Wa

    teraz kilkanacie kilogramw. Moje nogi zamieniy si w stalowe spryny. Trzeba cholernie

    uwaa, by nie rozwali sobie gowy o sufit.

    - Ju nigdy nie bdziemy si czuli jak ludzie - stka Peter, odbijajc si groteskowo na

    jednej nodze. - Przecie na filmach kosmonauci zawsze chodzili normalnie - wci narzeka,

    robic efektowny skok w dal.

    Na moich plecach lduje rozpdzony Gerd Wicke.

  • - Posuwali te bez zdziwienia gadajce po angielsku kosmitki - dudni mi wprost do ucha.

    Prac przerywa okrzyk:

    - Patrzcie, chopaki, Ziemia!

    Wszyscy tocz si przy iluminatorach. W oddali wyania si z mroku lnica kula.

    Wyglda jak bkitna kropla pynnego diamentu tonca w atramentowoczarnym oceanie snu. Jest

    daleko, bardzo daleko, lecz jej widok powoduje przyspieszone bicie serca.

    - Jest najpikniejsza ze wszystkich rzeczy, jakie moe zobaczy czowiek. Istnienie

    takiego cudu jest wprost niewiarygodne. Szkoda tylko, e obleli j ludzie - wyraa swj

    stosunek do wasnego gatunku upady astrofizyk Czapiski.

    - I srajce na ulicach wielbdy - uzupenia niedorzecznie ONeil.

    - I lekarze skretyniali od dobroci na pokaz. Ze swoimi pieprzonymi szczepionkami dla

    wszystkich palantw - dodaje do litanii Spiss.

    - Oraz banda leniwych niechlujw. Panie pierwszy, niech pan zagoni ludzi do pracy -

    koczy nasze seminarium Kay, ktry wrci wanie do kabiny pasaerskiej. Spogldam ostatni

    raz na nasz wysp ycia. Paty pokrywy hangaru unosz si do gry, zasaniajc jej obraz. Za

    chwil kopua zamknie si nad naszymi gowami. Poganiam ludzi, pakujc jednoczenie swoje

    rzeczy. Idc za przykadem kilku chopakw, chowam do torby take lekki, wspaniale ciepy

    piwr z wyposaenia Luny. Nikomu po mnie ju si pewnie nie przyda.

    Po inspekcji posuwamy si w komicznych podskokach do adowni. Mijamy luz, skd

    pani doktor wykonaa swoje efektowne wyjcie w przestrze.

    Zabieramy torby ze skafandrami oraz inne pakunki, zawierajce wyposaenie dla

    wyprawy. Jest tego sporo, ale to przecie Ksiyc. Kady z nas mgby tu unie na grzbiecie

    lektyk z ca rodzin nadzianego nababa. Kay sprawdza, czy proces wpompowywania powietrza

    do wntrza hangaru dobieg koca, i przez interkom zawiadamia o naszej gotowoci kokpit.

    - Powodzenia, chopaki. Pozdrwcie od nas gwiazdy - dobiega w odpowiedzi przez

    gonik.

    Z sykiem hydrauliki opuszcza si pomost luku adunkowego. Ponad naszymi gowami

    tkwi ogromne, okopcone cygaro korpusu doczepionego silnika. Wahadowiec stoi na niskim

    podwoziu. Wychodzimy po rampie niczym karawana objuczonych mrwek ze starych kreskwek

    Disneya.

    Naprawd jestem na Ksiycu! wiadomo tego niezwykego wydarzenia ledwo do mnie

  • dociera.

    Nad nami wznosi si niebotyczne sklepienie hangaru. Jest jasnoszare, podzielone patami

    ruchomej pokrywy. Cicha, spokojna Luna drzemie jak zmczony po dugim locie ptak. Jutro

    wraca do naszego Raju. Gdzie wszystkim wydaje si, e Soce wieci tylko dla nich.

    Kay prowadzi nas do soczewkowato wypukej bramy. Nigdzie ywego ducha. Wrota

    znikaj w cianach. Moemy wej do prowadzcego w d tunelu. Najpierw jednak kapitan

    pokazuje nam wiszce na cianie dociajce pasy. Wiesza si je na szerokich szelkach. Sam pas

    biodrowy zoony jest z ogniw wykonanych z mieszanki najciszych metali. Na ziemi taka

    ozdoba wayaby kilkadziesit kilogramw.

    Umoliwia to w miar normalne poruszanie si. Zakadamy pasy i znw dwigamy nasz

    adunek. Nie mam pojcia, jaki ciar mam na sobie. Lecz w dalszym cigu czuj si lekki i

    zwiewny niczym zjawa modelki z anoreksj, a jednoczenie silny jak cyrkowy atleta. Ruszamy w

    gb tunelu, owietlonego pasami folii emitujcej tawe wiato. Jego ciany wylane s

    chropowatym szarym tworzywem ze stopionego ksiycowego gruntu. Te korytarze cign si

    setkami kilometrw, pokrywajc sieci cay glob. Odgosy naszych krokw odbijaj si dziwnym

    tpym echem od cian korytarza. Powietrze jest ciepe i suche jak we wntrzu egipskiej piramidy.

    Pomimo nikego cienia mczymy si szybko. Co chwila kto wpada mi na plecy. Raz zbyt

    silnie stawiam stop i wyskakuj z miejsca na trzy metry. Wpadam na cian i przewracam si

    twarz w d. Mam usta pene ksiycowego pyu. Jest drobny jak mka i ma gorzkawo-mdy

    smak.

    Nasze ogupiae po niewakoci mzgi nie mog sobie teraz poradzi z ekscentrycznym

    cieniem. Nie potrafi kierowa miniami z odpowiedni si. Kay poleca zwikszy odstpy.

    Sam oddala si od kolumny w rwnych, odmierzonych skokach. Marsz w tych warunkach nie

    sprawia mu najmniejszego problemu.

    - Dra si chyba urodzi w tych krecich norach - mwi Peter, ocierajc pot z czoa.

    Nie odpowiadam, uwaajc, by znw nie zary twarz w szarym pyle chodnika. Spadek

    korytarza ronie i powietrze wydaje si zawiera odrobin wicej wilgoci. Nie wysusza ju

    luzwek atmosfer zastygej pustyni. Dostrzegam na cianie rzd elektronicznych urzdze w

    niebieskich obudowach. Kiedy lduj przy jednym z nich, okazuje si, e jest to dziaajcy

    wilgotnociomierz. Wskazuje dwadziecia procent wilgotnoci powietrza. Posuwamy si w

    niezdarnych podskokach jeszcze przez kilkanacie minut, co chwila mijajc porzucony sprzt

  • niewiadomego przeznaczenia. W oddali pojawia si jaka zagradzajca korytarz ciana. Czeka

    tam na nas nasz dowdca. Jeszcze kilkadziesit siedmiomilowych krokw i zatrzymujemy si

    przed pprzezroczyst kotar.

    Kay ma zadowolon, tajemnicz min. Przesuwa kart magnetyczn przez szczelin

    czytnika w cianie i wystukuje na pytce kod.

    - Chopaki, nie widzielicie jeszcze czego takie go. Chyba e wszystko trafi szlag. Zaraz

    si przekonamy. Zacie gogle, s w tamtym pojemniku - poleca, wskazujc czerwon skrzynk

    umieszczon w pytkiej niszy.

    Czeka, dopki wszyscy nie osoni oczu, i rozchyla kurtyn. Za ni znajduje si maa sala

    z niklowanymi dwuskrzydowymi drzwiami. Wchodzimy wszyscy do rodka, rozgldajc si

    niepewnie dookoa. Zalewa nas nagle ostre fioletowe wiato. Blask odbija si od naszych

    postaci, tworzc widmow aur. Zby ciko oddychajcego Petera wiec niczym niebieskie

    arwki. Inni take wygldaj, jakby poarli wanie reklamowe neony. wiato ganie, moemy

    zdj okulary. Kay wsuwa kart w kolejny czytnik.

    - Panowie kosmonauci, przedstawiam wam synne, pywajce w ludzkim szambie

    ksiycowe ogrody krlowej Smrodoramidy - zapowiada szumnie, uchylajc drzwi.

    Wycigamy szyje, wpatrujc si w szczelin. Nie wida jednak nic oprcz skbionej

    zielonej masy jakiego zielska.

    - No cakiem niele, chyba im tu dobrze. Zaroso jak cholera - komentuje Kay. - Czapiski

    z dzid do mnie.

    Polak zarzuca na rami swoj torb ze skafandrem i wyciga do przodu or. Kapitan

    przepuszcza go przodem.

    - Rb przejcie - wydaje komend, otwierajc drzwi na ca szeroko.

    Czapiski robi dzid potnego myca. odygi owijaj si wok drzewca, hamujc jego

    zamach, lecz po chwili zaczynaj ustpowa. Czapiski, tnc mikkie roliny z wpraw

    dowiadczonego przewodnika z dungli, znika za murem zielonego koucha. Za nim i Kayem

    wkraczamy wszyscy do wntrza tajemniczej puszczy.

    Kay rozgarnia rkami ciany wyrbanego tunelu. Id za nim. Z kadej strony dotykaj

    mnie zielone macki pnczy. Odgarniam je z ramion, ami si z atwoci. Ogromne

    jasnoseledynowe licie oraz tawe odygi s niezwykle kruche. Rozgldam si, lecz w zielonej

    kipieli nie widz nic oprcz plecw Kay, a powietrze jest cikie i zgnie niczym zastay

  • bagienny opar. Wdychamy siarczany odr rozkadu oraz ciki od wonnych olejkw aromat

    tropikalnych rolin. Im dalej, tym licie staj si wiksze. Niektre, rozmiarw parasola

    plaowego, s wrcz ogromne. W kolumnie powstaje zamieszanie, co chwila kto zapltuje w

    odygach stopy i przewraca si, klnc gono. Nagle, odgarniajc porbane ostrzem dzidy odygi,

    dostrzegam co, co zatrzymuje mnie w zdumieniu.

    Przed moj twarz wisi gigantyczny, metrowej dugoci strk grochu. Jego ziarna maj

    rednic sporego grejpfruta. Odamuje okaz i podaj go do tyu.

    - Masz, Peter, wystarczy na tydzie.

    - Poszukaj do kompletu kapusty, to urzdzimy w niej knajp - odpowiada zdumiony

    przyjaciel.

    - A jak s tu te, no, te zielska, co jedz robale? - Pada trwoliwa uwaga.

    Peter rusza do przodu, dgajc mnie strkiem w plecy.

    - Nie twj problem, Wicke, ciebie nie wezm do pyska. Nie cierpi mierdzieli - stwierdza

    Bruno Spiss.

    Z tyu zaraz wybucha awantura.

    - Cicho! Zamkn si! - Krzycz.

    Jestem pewien, e o moj ydk otaro si co duego. To nie bya rolina. To co

    poruszao si, byo wochate i ciepe. Zamieram bez ruchu, jednak oprcz odgosw torowania

    drogi przez Czapiskiego i sapania kolegw nie sysz nic.

    - Uwaga! Tu s zwierzta - kto z tyu potwierdza moje podejrzenia. - Widziaem

    brzowego limaka. By wielki jak drewniany kutas ONeila - opowiada dalej z przejciem.

    Wszystkich ogarnia niepokj. Cichn rozmowy. Koszmar z dziecistwa, w ktrym mali

    jak krasnoludki przedzieramy si przez trawnik peen pajkw, jeszcze nigdy nie by tak

    rzeczywisty.

    - Rusza! - Rozkazuj.

    Na szczcie przez mrok dungli przebija jakie sabe wiato. Przepychamy przez zarola

    nasze lekkie ciaa najszybciej, jak potrafimy. Widz ju zarys postaci Czapiskiego. Stoi wsparty

    na swojej wczni, gapic si w gr. Rozgarniam nerwowo ostatnie odygi i staj obok

    zbryzganego rwno zielonym sokiem Polaka. Zadzieram jak on gow i tak pozostaj. Nad nami,

    na wysokoci trzydziestu metrw, pitrz si baldachimy koron bananowcw, a jeszcze wyej, na

    ponad dwustu metrach wieci soce. Czuj poszturchiwania wpadajcych na mnie kolegw.

  • Wszyscy zastygaj w pozie wyczekujcego na posiek pisklcia. Patrzymy na ognist kul,

    promieniujc z nieskazitelnego bkitu nieba. Jest takie, jak nasze - tam, na Ziemi.

    Stoimy na wierzchoku rozlegego paskowyu, a olepiajco jasna tarcza owietla

    nieskoczon cian zieleni pod nami. Kiedy zamieramy bez ruchu, jak na rozkaz rozpoczyna si

    koncert cykad. Gdzie w gbi gbczastej dungli krzyczy ptak. Nagle nad naszymi

    rozdziawionymi gbami przelatuje stado kolorowych papug. Ostatnie dostrzegaj nas, posz si i

    robic kilka karkoomnych akrobatycznych figur, pierzchaj na wszystkie strony. Niektre lec

    tyem! Steruj dugimi tczowymi ogonami, by z wrzaskiem skry si w gszczu.

    - Wszystko tu jakie takie popieprzone, ale pikne - szepce Peter.

    Kay bierze z rk Czapiskiego dzid. Posugujc si ni jak wskanikiem, zwraca grot w

    stron ognistej kuli.

    - Ta arwka, lub jak tam chcecie j nazywa, bdzie wieci przez dwiecie lat. Jak

    zganie, zastpi j nastpna. Jest ich jeszcze jedenacie. Moe w tym czasie mieszkajce tu

    karaluchy naucz si je naprawia lub wymyl co innego. No wic, sztuczne soce porusza si

    po prowadnicy umieszczonej na sklepieniu sfery o rednicy dwu tysicy metrw. Jej wysoko

    wynosi dwiecie siedemdziesit pi metrw. Kiedy komputer wyczy arwk po zachodzie,

    powrci ona na swj wschd, a zastpi j odtwarzajca wszystkie fazy atrapa ksiyca. To wane

    dla rolin, zwierzt i caego biologicznego zegara. Ta biosfera oraz cztery inne, tak jak caa baza,

    zasilane s z baterii sonecznych o powierzchni wielu tysicy hektarw, umieszczonych na

    powierzchni Ksiyca. Baterie czyszcz z pyu samonaprawiajce si roboty - wyjania,

    zapalajc papierosa. - Nad dungl unosi si para mgy, co zapewnia wysok wilgotno. Para

    skrapla si na kopule i wikszo wody spywa po specjalnych wyobieniach do strumieni na jej

    obwodzie. Cz wilgoci spada jako deszcz, czasami zdarza si tu nawet oberwanie chmury i

    prawdziwe powodzie w dolinach. Kiedy byem tu ostatnio, krater zajmoway uprawy specjalnie

    wyselekcjonowanych rolin. Banany, drzewa owocowe i cay warzywnik w rwnych grzdkach.

    Wyglda na to, e roliny olay nasz porzdek i yj, jak im si podoba. I pewnie miay racj -

    koczy.

    - To jest krater? - Pyta Czapiski, wyrywajc swoj dzid z rki dowdcy.

    - Tak, to krater. Media ogaszay, e biosfery zostay zbudowane od podstaw. To

    nieprawda. Jestemy w wyrwie po elaznym meteorycie, ktry stopi ciany. Wystarczyo tylko

    je wzmocni oraz zakry dachem. Doprowadzi wod i energi, ktra jest tu gratis bez

  • ogranicze. Wyprodukowa gleb ze stopionego, odparowanego ksiycowego gruntu i szklarnia

    gotowa - odpowiada Kay.

    - A mineray? - Docieka Soweniec Vinko Pevec, byy winiarz i chemik organiczny w

    jednej osobie.

    - Odparowujc gazy z ksiycowego gruntu i odpowiednio mieszajc ich molekuy,

    moesz, jak pewnie wiesz, zmontowa baanta w sosie z trufli. To nie jest wielki problem.

    Oczywicie prchnic dowoono take z Ziemi. Reszt delicji dla pomidorw dostarczay

    tutejsze klopy. Teraz, jak wida, cay system dziaa ju sam. Rusza si! Wiem, gdzie moemy

    odpocz - kapitan zmusza nas do marszu.

    Posuwamy si dalej wsk ciek z obronitych porostem pyt chodnika. Dungla nie

    jest tu tak gsta, poniewa baldachim monstrualnych bananowcw odbiera poszyciu cz

    wiata.

    Wida, e staa wilgotno oraz niewielka grawitacja sprzyja rolinom. Pokazujemy sobie

    coraz to bardziej zadziwiajce okazy flory. te odygi fasoli owijajcej pnie bananowcw

    strasz strkami, przypominajcymi monstrualne miecze stranikw haremu. Obok mango

    rozmiarw dyni oraz melon, ktry mgby suy za przyczep kempingow rodzinie Papuasw.

    To jeszcze nie koniec czarw.

    Nawet mrukliwy i wiecznie zatopiony w sobie Fin Marcus Kakka wydaje jk zachwytu,

    gdy na gowie Wilfrema Stama lduje uskrzydlony, ekstatycznie barwny elf. Za nim pojawiaj

    si kolejne, szybujc nad nami jak w bani. Niektre motyle maj skrzyda o powierzchni

    okadek tygodnika. W tej grawitacji wa tyle, co patek niegu. Prawie niedostrzegalnie

    poruszaj skrzydami kipicymi feeri barw, ktrych umys nie jest w stanie nazwa i

    zinterpretowa. Pod nimi na niepojtych kwiatach o rednicy koa ciarwki roj si buczce

    pszczoy, wiksze od naszych szerszeni.

    - Rajski ogrd - wzdycha Peter.

    - Nie pieprz gupot. To tylko ksiycowy konspekt, zdziwaczaa grzdka. Ksiyc nie jest

    naszym celem - odzywa si Kay.

    Podwodniak Hugo Konrad jest wyranie wzruszony.

    - Widziaem resztki Wielkiej Rafy, ale to badziewie w porwnaniu z tym. O rany, eby tu

    zbudowa may domek - wzdycha.

    Gone zachwyty przerywa nagle wysoki, widrujcy pisk. Cichn gosy dungli, sycha

  • tylko drcego si wniebogosy ktrego z Sacharozy. Zawracamy natychmiast, zapominajc o

    magii ogrodu. Przez tum widz tylko, e rdo paniki tapla si w pytkiej kauy,

    unieruchomione zwojami brunatnego pncza. Roztrcam ludzi okciami. Jest tam przeraony

    Sacha oraz bestia, ktra zagnaa go w krzaki. Metrowy, usianymi pomaraczowymi kropkami wij

    z uniesion do gry gow drobi setkami ng.

    Bydl wydaje gony syk i pry si jak kobra, wysuwajc straszliwe chitynowe cgi o

    kleszczach niczym ogrodniczy sekator. Nagle jego pancerny eb strzela do przodu i Sach trafia

    kula jaskrawotej liny. Nieszcznik w spazmie strachu zrywa krpujce go pdy i jednym

    tygrysim susem daje nura w krzaki. Przemieszcza si w gszczu, kwiczc jak spanikowany dzik.

    Widz, jak z boku, z potnym konarem w doni, zblia si do wija Norweg Anders Nass.

    Do wrzasku Sachy docza teraz bojowy krzyk jego kochanka, gdy ten niespodziewanie

    wskakuje Norwegowi na plecy.

    - Zostaw go, brutalu! To unikatowa forma! Jest bezcenny! - Drze si, okadajc Andersa

    po gowie.

    Zdezorientowany Nass traci rwnowag i razem z napastnikiem lduje w kauy

    opuszczonej przez Sach. Tocz si w zwarciu po bocku, za sprawca caego zamieszania oddala

    si, kroczc dostojnie pod pie drzewa.

    - Ktry jest bezcenny? - Pyta Peter.

    - Ja - odpowiada Czapiski, podajc nam paczk papierosw.

    W tej chwili jestem gotw przyzna mu racj. Kay stoi w odlegoci kilku metrw od

    miejsca wypadku.

    - Do cholery, panowie. To tylko wyronita stonoga - stwierdza z dezaprobat w gosie.

    Rosa wygrzebuje si spod wciekego Nassa.

    - Panie kapitanie, ona oplua Sach lin. Pewnie bardzo toksyczn - piszczy, otrzepujc

    dres.

    Kay ma wyranie tego dosy.

    - A ja ci zaraz kopn w tyek, jak si nie uspokoisz. Woa tego drugiego, jeszcze

    zabdzi - rozkazuje.

    Chopaki zaczynaj gorliwie pohukiwa w cian dungli. Stoj z boku, palc papierosa.

    Widok motyli, wija oraz rolin zaniepokoi mnie nie na arty.

    - Jeste pewien, e t dziur wyrbaa kometa? - Pytam Kaya.

  • Nasz dowdca patrzy na mnie z uwag.

    - Kometa zacza, ludzie dokoczyli. Nie martw si, musiaby mieszka tu ze sto lat,

    eby wyrs ci ogon. To by niewielki adunek nuklearny. Na Ziemi robi si takimi podziemne

    zbiorniki na wod pitn. Zreszt bdziemy tu tylko kilkanacie dni - odpowiada, wycierajc

    chusteczk pot z czoa.

    - A te robale i zielsko?

    - S tu od dawna, a wikszo z nich bya wczeniej modyfikowana genetycznie.

    Prawdziwy problem to system ochrony przed promieniowaniem kosmicznym Hekate. Nie

    jestem pewien, czy uda si go uruchomi kodem, jakim dysponuj. Promieniowaniem si nie

    przejmuj, jest podobne w caej bazie - ucina temat.

    - Patrz na biay purchawkowaty grzyb, ktry opar swoje cielsko o pie sagowca.

    - Skoro jeste pewien - mwi bez przekonania.

    - Wytnij sobie kawaek, te grzyby s doskonae. Wiesz, przy ich pomocy Vietkong

    pokona Amerykanw. Kady onierz mia kawaek grzybni. Sadzili je w nocy, a rano mieli

    gotowe niadanie - opowiada, ledzc mj wzrok.

    - Dziki, Kay, na razie wol nasze konserwy. Nareszcie wraca Rosa. Jest utytany w

    bocie po biaka oczu. Kiedy roztrzsiony pokazuje chopakom swj postrza, wszyscy odwracaj

    si ze wstrtem. Rozmazany smark na jego bluzie mierdzi niczym perfumy eleganckiego

    skunksa. Zostawiamy ofiar stawonoga na kocu kolumny, cho Czapiski twierdzi nie bez racji,

    e powinien maszerowa w awangardzie i odstrasza smrodem inne stwory.

    Przedzieramy si dalej. Po kilku minutach Kay myli drog. Przechodzimy ponownie obok

    powalonego pnia rednicy latarni morskiej. Zmieniamy ciek. Dalej dungla ustpuje miejsca

    sawannie ze skarowaciaych cytrusw, owinitych miniaturowymi winorolami. Zrywam jedn

    gazk. Nie mog oprze si zachwytowi, ogldajc granatowe grona przypominajce ziarenka

    kawioru. Wdrapujemy si na szczyt pagrka. Jego stok przechodzi w piaszczyst pla, ktrej

    brzeg zalewa krystalicznie czyste, szmaragdowe jezioro. Wpywa do niego leniwa rzeczka

    pokryta dywanem lotosw. Brzegi jeziora oraz rzeki porastaj palczaste papirusy, wrd ktrych

    unosz si lekko bkitne, zote i rubinowe waki.