Upload
others
View
3
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Numer 1 2014
W numerze: futbol w kobiecym wydaniu wywiad z liderem
zespołu Ejtobangla MŚ w siatkówce mężczyzn 2014
z olsztyńskiego podwórka: Stomil Olsztyn kogo spotkamy na siłowni
Numer 1 2014
Scena
Scena ����
2 | S t r o n a
Spis treści:
Scena muzyczna:
Mamy „bang” w nazwie……………………………………………….……... str. 4
Zachwytu ciąg dalszy………………………………………………………… str. 6
Nowa ścieżka starej grupy?.............................................................................. str. 7
Wciąż najlepsi …………………………………………….………………….. str. 8
Scena sportowa:
Futbol w spódnicy……………………………………………………………. str. 9
Mundial na medal…? ……...………………………………………….…… str. 11
Ważne zwycięstwo Stomilu …………………………………………..…….. str. 14
Ronaldinho, Premier League i Złota Piłka, czyli krótka rozmowa Arkadiuszem
Mroczkowskim ………………………………………………..……..……… str. 15
Siłowniowi goście…………………………………………….……………… str. 16
Felieton:
Dalekie podróże żółtym kanu …………………………………………...… str. 18
Scena ekonomiczna:
Wirtualny świat, wirtualny pieniądz……………………………...……….. str. 19
Scena ����
3 | S t r o n a
Drogi czytelniku
Życie ludzkie przyrównać można do
teatru, w którym każdy ma do odegrania
swoją rolę. Scena, na której występujemy, ma
wiele form i wymiarów. W naszej gazecie
pokazać chcemy kilka z nich. W pierwszej
części odnaleźć będzie można znaczące
informacje z polskiej i zagranicznej sceny
muzycznej. Nie tylko artykuły, ale także
wywiady, przede wszystkim z młodymi
artystami, którzy są na początku kariery.
Koleją odsłoną będzie scena sportowa.
W każdym numerze znajdzie się coś dla fana
siatkówki, kibica olsztyńskiego Stomilu, nie
zabraknie też sportu w ujęciu nieco bardziej
swobodnym. Ostatnią pokazaną przez nas
sceną, będzie scena ekonomiczna. Znaleźć tu
będzie można przede wszystkim nowinki ze
świata finansów, czy artykuły o inwestycjach
z polskiego podwórka.
Redakcja:
Redaktor naczelna: Sylwia Szewczyk
Sekretarz redakcji: Natalia Tyszko
Źródło:nimicniciodata.wordpress.com
W pierwszym numerze przeczytać
można m. in. o zwycięskich dla polskiej
drużyny Mistrzostwach Świata w siatkówce
mężczyzn, o nowej wirtualnej walucie, która
szturmem wdarła się na światowe rynki,
a także o wygranej olsztyńskich Juwenaliów
w plebiscycie na najlepszą tego typu imprezę
w Polsce. „Scena” powstała z myślą
o ludziach, którzy kochają sport i muzykę,
mamy zatem nadzieje, że takich wśród
naszych czytelników nie zabraknie.
Redaktor naczelna
Sylwia Szewczyk
Zespół Redakcyjny: Ewelina Sakowicz,
Katarzyna Skowrońska, Karol Szulter,
Arkadiusz Stępień – Miernikowski, Robert
Szczepański, Konrad Poziemski
Scena muzyczna ����
4 | S t r o n a
Mamy „bang” w nazwie
Ejtobangla. Wszystko i nic. Reggae
Rock z domieszką rapu. Kortowo ich już zna.
Olsztyńskie rogzłośnie radiowe także. Zagrali
we wszystkich klubach w tym mieście.
W składzie: Łukasz Weranis (Doktor) - rap
wokal, Agnieszka Skrycka (Ruda) - wokal,
Łukasz Berndt - gitara, Kuba Oczkowski -
gitara basowa, Krzysztof Sidor - perkusja.
Rozmowa z liderem grupy, Doktorem.
Skąd nazwa Ejtobangla, czy to słowo coś
znaczy?
Wszystko i nic. Użyłem tych słów w tekście
do piosenki „Cytrusy”. Tyle, że na kartce
napisałem je osobno, czyli ej, to bangla. Coś
w stylu ej, to buja, to ma to coś. I tak się
w zespole wszystkim spodobało, że
nowopowstałe słowo, stało się nazwą naszego
zespołu. Poza tym bardzo mi się podoba, że
mamy bang w nazwie. Ja bardzo lubię słowo
bang.
Do jakiego grona odbiorców jest
skierowana wasza muzyka?
Do wszystkich. Nie zastanawiamy się nad
tym, komu robimy muzykę. Mogą to być
dzieci, mogą to być dorośli. Przede
wszystkim staramy się wnosić pozytywny
przekaz i wibracje. Przedział wiekowy od
1 do 100.
Jak się poznaliście?
Ruda jest moją przyjaciółką od ponad 10 lat.
Nasza stara ekipa spotykała się wtedy
w klubie Boom Town, tam graliśmy pierwszy
raz razem. Głównie imprezy Reggae i hip-
hop. Łukasza Berndta poznaliśmy pod
klubem Rewolwer na Starówce. Grał przed
wejściem na gitarze. Tego dnia jakoś
„wesoło” się potoczyło i zaproponowaliśmy
mu zrobienie kilku utworów razem.
Łukasz poznał nas z Kubą Oczkowskim,
basistą. Wszyscy się szybko
zaprzyjaźniliśmy. Od niedawna gra z nami
także nowy perkusista, Krzysztof Sidor.
Nagrywacie krążek?
Myślę, że ukaże się wiosną. Ale nie mówmy
na razie o terminach, bo nie warto. Poza tym
umówiliśmy się, że będziemy robić single
i grać dużo koncertów. W pewnym momencie
doszliśmy do wniosku, że są dwie drogi. Albo
idziemy do programu telewizyjnego i robimy
„karierę”, co jest oczywiście grubymi nićmi
szyte, bo band może okazać się niegotowy,
aby grać na dużą skalę, albo jeździmy po
Polsce i gramy dużo koncertów. Przez rok,
półtora, przejeżdżamy cały kraj wzdłuż
i wszerz i dopiero puszczamy płytę.
Wybraliśmy oczywiście drugą drogę.
Opowiedz coś o pracy przy nagraniach.
Dochodzi czasem między wami do
sprzeczek?
Jasne, że tak. Najczęściej wtedy, kiedy
zamierzymy sobie coś, że ma być zrobione
w ten sposób, a wychodzi inaczej. Ale trzeba
Scena muzyczna ����
5 | S t r o n a
pamiętać, że podczas nagrania, każdy z nas
wkłada w numer część siebie i staramy się po
prostu o tym rozmawiać. Wszyscy się lubimy,
więc z tym nie ma problemu.
Wiele osób uważa, że na koncercie
wypadacie dużo lepiej niż w studio. To
prawda?
Oceniasz nas teraz po trzech kawałkach, które
ukazały się trzy miesiące temu. Nagraliśmy
wtedy trzy tracki w dwa dni, za co
zapłaciliśmy zresztą śmieszne pieniądze.
Teraz za duże pieniądze nagrywamy
profesjonalny materiał. 6 grudnia będziecie
się mogli o tym przekonać. Wychodzi
teledysk do „Cytrusów”.
Uważasz, że dobrze wypadniesz na płycie?
Nie zastanawiam się nad tym. Kiedy wchodzę
do studia i w bardzo krótkim czasie muszę
nagrać materiał, staram się dać z siebie
wszystko. Ale podchodzę do tego jak do
nagrywek przy mixtape’ach, to znaczy,
wchodzę, nagrywam raz i wersja próbna na
dobrą sprawę była wersją finalną. Tak
nawiasem, to ostatnio spędziliśmy dwa dni
w studio, żeby nagrać jeden numer.
Kręcicie nowe klipy. Możesz zdradzić
jakieś szczegóły?
Jak wspomniałem wcześniej, 6 grudnia
odbędzie się premiera klipu „Cytrusy”. Na
plan zaprosiliśmy wszystkich naszych
przyjaciół olsztynian. Kilka osób przyszło,
żeby zobaczyć jak wygląda nagrywanie
takiego teledysku. Bawiliśmy się fajnie.
Przeszliśmy ekipą przez starówkę
wygłupiając się i robiąc salta. Resztę
zobaczycie w grudniu.
Źródło:muzycznamigawka.pl
Graliście w tym roku na Kortowiadzie. Jak
wrażenia?
Juwenalia dla mnie zaczęły się w środę,
a skończyły się w niedzielę na moich
urodzinach. Przez całą Kortowiadę
występowałem z różnymi projektami na
wszystkich scenach po kolei, więc za wiele
nie pamiętam.
Widzisz Ejtobangla za rok na głównej
scenie?
Już w tym roku mieliśmy zaproszenie na
główną scenę, ale pora była zbyt wczesna,
więc wybraliśmy bycie gwiazdą na plaży.
W przyszłym roku zobaczymy się na górce
i zagramy nowy hymn Kortowiady.
Rozmawiał Karol Szulter
Scena muzyczna ����
6 | S t r o n a
Zachwytu ciąg dalszy
Ben Howard, jeszcze niedawno znany
jedynie grupce ludzi w Europie, popularny
głównie w Anglii, odniósł kolejny sukces.
Zagraniczny wokalista wraz ze swoim
wiernym zespołem pojawił się w krajach
Europy tuż po wydaniu pierwszego krążka
typu Long Play, zatytułowanego Every
Kingodm w 2011 roku. Od tamtej pory stał się
bardzo popularnym artystą i często koncertuje
w wielu krajach całego świata. Raz nawet
zagrał w Polsce, na festiwalu Open’er
Festiwal, na którym miałem przyjemność być
i zaliczam do jednego z najciekawszych
koncertów, na jakich byłem obecny.
Publiczność nawet po zakończeniu koncertu
stała pod sceną i przez co najmniej godzinę
wywoływała swojego idola śpiewając jego
piosenki.
Źródło: brandnewanthem.pl
Sukces, o którym wspomniałem, to
album I Forget Where we Where, który zespół
Bena wydał w październiku tego roku.
Źródło: facebook.com
Niestety, nie ma go jeszcze
w większości sklepów, lecz dla zagorzałych
fanów, takich jak ja, jest do zdobycia.
Ben Howard po raz kolejny wykazał
się oryginalnością tekstów i talentem
muzycznym, co bardzo szybko przyniosło
popularność nowej płycie. Składający się
z dziesięciu utworów krążek charakteryzuje
się bardzo emocjonalnymi słowami
i wspaniałą, hipnotyzującą wręcz melodią
gitar, perkusji czy wiolonczeli.
Twórczość Anglika doceniana jest na
całym świecie i mam nadzieje, że zmierzać
dalej będzie w tym samym kierunku co teraz.
Za parę lat spokojnie chciałbym zaliczyć ją do
klasyki gatunku.
A.S.M.
Scena muzyczna ����
7 | S t r o n a
Nowa ścieżka starej grupy?
Kiedyś pewna bardzo mądra,
spostrzegawcza i mało znana osoba
powiedziała mi, że wielkim
artystą nie zostaje się z dnia na
dzień, lecz tworząc swą historię
i dzieła małymi kroczkami. Tak
właśnie było z zespołem
Happysad i ich wokalistą.
Początki zespołu
o charakterze raczej lokalnej
kariery przerodziły się w miarę
lat w trasy koncertowe i sławę pokroju takich
zespołów, jak Myslovitz czy Hey. Z każdą
kolejną płytą poziom muzyki, słów czy
wokalu Kuby stawał się coraz wyższy, aby
w końcu osiągnąć apogeum w 2012 roku
Źródło: halolodz.pl
podczas wydania płyty Ciepło/Zimno. Od
tamtej pory utrzymują się na najwyższym
poziomie w Polsce, a sale koncertowe
wypełniane są po brzegi.
Nowy album Jakby nie było jutra,
wydany 22. października tego roku, wywołał
jednak mieszane uczucia. Niektóre
utwory, takie jak Tańczmy czy Powódź
Dekady, określane mianem świetnych
i świeżych, nie przysłaniają jednak słabej
ogólnej oceny publiki.
Według mojej skromnej osoby
Happysad rozpoczęło nową ścieżkę kariery.
Ich muzyka ma trochę inną, niepasującą do
reszty albumów melodię, a słowa okryte są
większą dwuznacznością. Czy to dobra droga
dopiero się okaże, gdy zespół zakończy trasę
koncertową. Mimo braku powiązań do
klasycznych utworów tej grupy, płytę
uważam za udaną, a nawet przyjemną do
odsłuchania.
A.S.M.
Scena muzyczna ����
8 | S t r o n a
Wciąż najlepsi
W Polsce istnieje wiele festiwali
muzycznych, jedne cieszą się większą
popularnością, drugie mniejszą, jednak często
tematem dyskusji jest to, które juwenalia
studenckie są najlepsze. 7 listopada br. tytuł
najlepszych przyznano jednej z tego typu
imprez.
Parlament Studentów Rzeczpospolitej
Polskiej ogłosił głosowanie na najlepsze
juwenalia w Polsce, a pośród nominowanych
pojawiła się Kortowiada, czyli impreza
odbywająca się z okazji juwenaliów
studenckich w Olsztynie.
Fot. Paweł Stefanowicz
Organizatorzy, Rada Uczelniana
Samorządu Studenckiego Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego, od dawna określają
swoją imprezę jako najlepsze
i najbezpieczniejsze juwenalia w Polsce,
jednak teraz stało się to faktem.
Fot. Jowita Romaniuk
Trwające kilka dni głosowanie
wyłoniło zwycięzcę, który niewielką
przewagą wygrał z rzeszowskimi
juwenaliami. Co ciekawe, zarówno
olsztyńskie jak i rzeszowskie imprezy
posiadały głosy liczone w tysiącach, zaś
reszta konkurentów zaledwie w setkach lub
dziesiątkach. Pojedynek był zażarty i w ciągu
ostatnich dni, czy nawet godzin, faworyci
przeskakiwali wciąż z pierwszego na drugie
miejsce i na odwrót. Ostatecznie, jak już
wspomniałem, wygrała Kortowiada
a reprezentanci Prezydium RUSS UWM
pojechali do Warszawy by odebrać nagrodę –
statuetkę zaświadczającą o pierwszym
miejscu w Polsce.
A.S.M.
Scena sportowa ����
9 | S t r o n a
Futbol w spódnicy
Czym się interesują kobiety? To
bardzo ogólne pytanie, ale większość pewnie
odpowie że modą, urodą, kulturą. Nic bardziej
mylnego. W naszym społeczeństwie kobiety
coraz częściej realizują się, zdawać by się
mogło, w typowo męskich dziedzinach.
Ola, 17 lat, ciemna blondynka, długie
włosy związane w kucyk, łagodne rysy
twarzy, bez makijażu, dziewczęcy
uśmiech. W piłkę zaczęła grać już
w podstawówce. Na treningi przyjeżdża trzy
razy w tygodniu, pokonując dystans około 40
kilometrów w obie strony. Zamiast rozmów
o kosmetykach i pokazach mody, woli
dyskutować o ostatnim meczu Ligi Mistrzów.
Nie wyobraża sobie życia bez piłki. Takich
dziewczyn jak Ola są w Polsce tysiące.
Zarejestrowanych piłkarek w naszym kraju
jest około 12,5 tysiąca. Trenują po parę
godzin, kilka razy w tygodniu. Weekendy
spędzają grając mecze ligowe i turnieje.
Muszą godzić pasję do piłki z nauką i
nierzadko pracą. Interesują się piłką i tylko
piłką. Brakuje im czasu na cokolwiek innego.
Ale nie narzekają, takie życie daje im pełną
satysfakcje. Gdzie się zaczyna żeńska pasja
piłkarska? Najczęściej na wsi lub w małym
miasteczku. Zainteresowanie piłką często
rodzi się z nudów. Dziewczyny w miastach
mają o wiele więcej możliwości spędzania
czasu wolnego. Mogą chodzić na balet,
zumbę czy basen. Możliwości dziewczyn na
wsi są ograniczone. Mogą pomagać mamie
w kuchni, czesać lalki, albo… kopać piłkę
z chłopakami. Właśnie tak zaczęła się
przygoda z piłką jednej z najlepszych
polskich piłkarek, Magdaleny Szaj.
Wychowanka Surmy Barczewo zaczynała od
kopania piłki z braćmi koło domu. Teraz
oprócz tego, że gra w reprezentacji, trenuje
także w jednym z najlepszych niemieckich
klubów Bundesligi - Turbine Poczdam.
Kobieca piłka nożna, choć dość
mocno zakorzeniona w świecie sportu, dla
wielu i tak stanowi swego rodzaju nowość.
W rzeczywistości całkowicie zdominowanej
przez futbol w męskim wydaniu jest trzymana
na marginesie. O polskiej kobiecej
reprezentacji w mediach mówi się mało albo
wcale. Wyjątkiem była wygrana Polek
w meczu ze Szwedkami w finale ME U-17.
Wtedy rzeczywiście było głośno o futbolu
w wydaniu pań, ale tylko przez chwilę.
Mistrzostwa się skończyły i temat kobiecej
piłki także. Ale chociaż dowiedzieliśmy się
o istnieniu Ewy Pajor czy Eweliny Kamczyk.
Brak zainteresowania mediów jednak wcale
nie przeszkadza kobietom w graniu
i osiąganiu sukcesów. Unia Racibórz gra
w Lidze Mistrzów zdecydowanie częściej niż
nasze męskie drużyny klubowe pomimo, że
jej mecze nie są transmitowane w telewizji
publicznej, a zawodniczki nie pojawiają się na
pierwszych stronach gazet. To właśnie różni
Scena sportowa ����
10 | S t r o n a
piłkarki od piłkarzy. Dziewczyny nie grają ani
dla pieniędzy, ani dla sławy.
Co jeszcze różni kobiecy futbol od
znanego wszystkim futbolu męskiego? Przede
wszystkim to, że gra u kobiet jest odrobinę
wolniejsza. To wynika z warunków
fizycznych kobiet i mężczyzn. Jednak to
w żaden sposób nie powinno
dyskwalifikować kobiet w kwestii uprawiania
tego sportu. Gra dziewczyn jest też o wiele
czystsza od męskiej. Nie ma gwiazdorstwa
i prób oszustwa. Mniej fauli i działań, których
celem jest uszkodzenie przeciwnika.
Mnóstwo w ich grze jest walki, serca,
doskonałej techniki, dobrych strzałów,
wrzutek i tego wszystkiego, co stanowi
o pięknie tego sportu. Nie da się też ukryć, że
w kobiecym futbolu jest więcej łez.
Mężczyźni duszą w sobie emocje, kobiety
wyrzucają je na zewnątrz. Płaczą jak wygrają,
płaczą jak przegrają. Wielu miłośników piłki
nożnej zarzuca piłkarkom, że ich futbol jest
nudny, blady i ponury. Że nie są one w stanie
zagwarantować takich emocji, jak mężczyźni.
Jest wręcz odwrotnie, ma on w sobie coś, co
na swój sposób czyni go interesującym.
Radości w nim jest więcej niż w męskim
futbolu, w którym taktyka ogranicza wolność
piłkarzy i sprawia, że futbol coraz częściej
przypomina grę w szachy.
Chociaż kobieca piłka nożna to jedna
z najprężniej rozwijających się dyscyplin
sportu w Europie, niedoceniana jest przez
Polski Związek Piłki Nożnej. Męskie zespoły
z dużo mniejszymi osiągnięciami nie muszą
się martwić o finanse. Piłkarze ekstraklasy nie
muszą pracować, bo otrzymują pensję
w wysokości 2-50 tys. zł miesięcznie, a nawet
więcej. Pobyty w luksusowych hotelach,
bicze wodne, solanki, masaże to dla piłkarzy
norma. Kobiety otrzymują czasami
stypendium w wysokości 200 zł. Za udział
w turniejach muszą płacić same. A zamiast
w hotelach śpią często w szkołach na
karimatach. Budżet PZPN to ok. 100 mln zł.
Na kobiecy futbol przeznaczone jest około
3 mln. Kobiety mają w PZPN tylko
2 swoich delegatów. Mężczyźni dla
porównania 120-stu. Panie zajmują 33
miejsce w rankingu FIFA, panowie 44
miejsce.
Kobiety w naszym kraju kochają
futbol. Grają w piłkę pomimo braku
pieniędzy, braku sławy, braku kibiców
i pomimo złośliwych komentarzy ze strony
mężczyzn. Udowadniają, że dziś grać jak
baba oznacza odnosić sukcesy. Wierzę, że
z czasem ludzie, którzy nie są sympatykami
kobiet-piłkarek przekonają się, że pełne pasji
i miłości do futbolu kobiety są gwarancją
wspaniałych spektakli na murawie.
Ewelina Sakowicz
Scena sportowa ����
11 | S t r o n a
Mundial na medal…?
Emocje po tak wielkim wydarzeniu,
jakim niewątpliwie były Mistrzostwa Świata
w piłce siatkowej w Polsce, jeszcze nie
opadły. Po stracie głównych sponsorów
strategicznych zarząd telewizji postanowił
zakodować sygnał wszystkim, którzy nie byli
abonentami Cyfrowego Polsatu. Wpadli
również na genialny pomysł udostępnienia
fanom siatkówki oglądania wszystkich
meczów, po zakupie specjalnego pakietu
siatkarskiego. Na specjalną prośbę prezydenta
Bronisława Komorowskiego, prezes Solorz-
Żak zezwolił na transmisję z dwóch
najważniejszych spotkań mundialu – meczu
otwarcia i finału. Polsat, chcąc chyba wyjść
z twarzą z całego „zamieszania”, bombarduje
nas powtórkami z najlepszych spotkań. Na
jego szczęście wszystkie powtórki ogląda się
z dumą i uśmiechem. Radości, jakiej
dostarczyli nam swoim triumfem biało-
czerwoni, wystarczy na wszystkie długie,
szare, jesienne wieczory. Prawie 10 milionów
widzów oglądało wymarzony finał
z udziałem reprezentacji Polski i Brazylii.
Tak na marginesie, co robili wtedy pozostali
Polacy? Tego nie można było przeoczyć!
Gorączka sportowego szaleństwa dopadła
chyba wszystkich.
„To absolutny rekord w historii
siatkarskich mistrzostw globu” – tak Polski
Związek Piłki Siatkowej określa
zainteresowanie mundialem fanów siatkówki.
Kibice nie zawiedli, prawie 600 000 osób
obejrzało na żywo mecze rozgrywane na
siedmiu stadionach podczas tegorocznych
rozgrywek. Oczywistym jest, że największą
frekwencję miały mecze z udziałem polskich
siatkarzy, ale kibice nie pozwolili na to, aby
mecze w innych grupach były rozgrywane
przy pustych trybunach. Zauważyli to nawet
reprezentanci Kamerunu, którzy dziękowali
polskim fanom za wspaniały doping.
I chociaż odpadli już w pierwszej fazie,
z pewnością będą wspominać niesamowitą
atmosferę meczu. Kibice pokazali, że kochają
nie tylko polskich siatkarzy, ale przede
wszystkim samą siatkówkę. Tak wielkie
zafascynowanie siatkówką w Polsce odbiło
się echem nawet w mediach za granicą.
W samych superlatywach o meczu otwarcia
pisał niemiecki „Bild”, włoska „La gazetta
dello sport”, a na rosyjskich stronach
internetowych pojawiły się zdjęcia, określane
jako „fotografie dnia”. O sukcesie możemy
także mówić odnośnie samej organizacji
mistrzostw. Mundial 2010, organizowany
przez Włochy, został przyćmiony przez
tegoroczny rozmach i warunki logistyczne.
Posiedzenie sejmowej komisji kultury
fizycznej, sportu i turystyki, wraz
z deputowanymi rządu Niemiec, wydało
raport o organizacyjnym i sportowym
sukcesie mistrzostw w Polsce, który przyjęto
z wielkim entuzjazmem. Możemy być
Scena sportowa ����
12 | S t r o n a
wdzięczni setkom wolontariuszy, ludziom ze
służb porządkowych i informacyjnych,
całemu komitetowi organizacyjnemu,
sponsorom i wielu innym osobom, których
Fot. Bartłomiej Zborowski
nie znamy, a którzy włożyli w to wydarzenie
wiele pracy. Nad perfekcyjną formą naszych
mistrzów czuwał cały sztab szkoleniowy, na
czele z selekcjonerem reprezentacji
Stephanem Antigą, który dopiero zaczyna
swoją karierę trenerską. Po objęciu tego
stanowiska w mediach wrzało od krytycznych
ocen wobec byłego przyjmującego
reprezentacji Francji. On sam wiele
ryzykował podejmując się tej pracy tuż przed
mistrzostwami. Jak widać, swoją rolę odegrał
na miarę Oscara. „Nie jestem w stanie
powiedzieć, w jakiej części jest to medal
naszego sztabu trenerskiego, bo przecież
działacze zapewnili nam doskonałe warunki,
lekarze pomagali chłopakom dojść do siebie,
kibice dopingowali. Reprezentacja to złożony
organizm, w którym każdy odgrywał ważną
rolę. Ja po prostu stoję
w świetle reflektorów (…). Nasz wspólny
wysiłek dał złoty efekt” – mówił Antiga
w wywiadzie dla onet.sport.pl.
Donald Tusk po finale mistrzostw
powiedział, że jest dyscyplina sportu, w której
to właśnie my tworzymy „grupę śmierci”.
Zagumny, Drzyzga, Wlazły, Konarski,
Bociek, Możdżonek, Kłos, Mika, Winiarski,
Ignaczak, Zatorski – te, i wiele innych
nazwisk, zostaną nam w pamięci na długo.
Scena sportowa ����
13 | S t r o n a
I chociaż część kadry kończy swoją karierę,
cieszmy się z tego, że na boisku zostaje wielu
młodych, utalentowanych zawodników,
którzy mogą uczyć się od najlepszych.
Jeszcze piękniejsze jest to, że ci najlepsi, to
właśnie Polacy.
W tym miejscu kończy się jednak
wspaniały obraz polskiej siatkówki. Niesmak
po tych pięknych przeżyciach zostawia afera
korupcyjna, w którą wplątani są prezesi
Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Mirosław
P. i Artur P. Mieli oni dostać łapówkę od
firmy ochroniarskiej. Oficjalnie miał być to
milion złotych, chociaż spekulacji na temat
wysokości tej kwoty jest tyle, ilu dziennikarzy
się tym zajmuje. Cała sprawa toczy się
w cieniu wielu niedopowiedzeń i tajemnic.
Komentarze ze strony PZPS są lakoniczne.
Nic dziwnego, gdy zatrzymanym jest prezes,
nikt nie chce narażać na kolejne wpadki i tak
już zszarganego imienia związku. W całym
zajściu chodziło o wyłączność pracy jednej
z firm ochroniarskich w zabezpieczaniu
wszystkich meczów, oprócz meczu otwarcia
i finału. Na szczęście podczas mundialu firma
ta nie zanotowała żadnych niepowodzeń, bo
aż strach pomyśleć, co by było, gdyby...
Fakty są takie, że obaj prezesi, zatrzymani
przez funkcjonariuszy Centralnego Biura
Antykorupcyjnego, przebywają w areszcie
i zostaną tam przez trzy miesiące. Postawiono
im zarzuty korupcji. Za to grozi im 12 lat
więzienia.
Oczywiście, dopóki sąd nie wyda
wyroku, nie możemy mówić o jakiejkolwiek
winie, ale wszystkie media już na samym
początku afery okrzyknęły tę sprawę
największą wpadką roku.
Źródło: sport.newsweek.pl
Nawet, jeśli to wszystko to jedna
wielka mistyfikacja, znów czujemy to
specyficzne uczucie, że nie ma w Polsce
sprawy, która w stu procentach byłaby
zrobiona dobrze. Zawsze znajdzie się jakiś
mankament, który zburzy efekty ciężkiej
pracy i osiągniętych sukcesów. W tym
przypadku jest to interesowność, materializm
i zwykła chciwość. Pamiętajmy jednak o tym,
żeby umieć rozdzielić zarząd i biurokrację od
prawdziwej siatkówki, jaką możemy oglądać
na boisku.
.Natalia Tyszko
Scena sportowa ����
14 | S t r o n a
Ważne zwycięstwo Stomilu
Sandecja Nowy Sącz - Stomil Olsztyn 1:2
(0:2)
Bramki: 0:1 Wołodymyr Kowal (1), 0:2
Wołodymyr Kowal (42-wolny), 1:2 Fabian
Fałowski (57)
Żółte kartki - Sandecja Nowy Sącz: Kamil
Słaby; Stomil Olsztyn: Karol Żwir, Arkadiusz
Czarnecki, Witalij Bierezowski, Ihor Skoba
Sędzia: Tomasz Wajda (Żywiec).
Widzów: 800 osób
Na zakończenie rundy jesiennej
Stomil Olsztyn pokonał na wyjeździe
Sandecję Nowy Sącz 2:1. Obie bramki dla
olsztyńskiego zespołu zdobył Ukrainiec
Wołodymyr Kowal. Honor gości uratował
Fabian Fałowski.
Kibice w Nowym Sączu jeszcze
dobrze się nie rozsiedli, a Cci bardziej
nierozgarnięci nie dotarli jeszcze na stadion,
a już Stomil prowadził 1:0. W małej
przepychance główkowej lepsi byli piłkarze
Stomilu, Ihor Skoba głową wypuścił Kowala
na sam na sam z bramkarzem, a ten posłał
piłkę obok bramkarza. Druga bramka to tzw.
„stadiony świata”. Kowal z około 30 metrów
z wolnego prawą nogą uderzył w samo
okienko, golkiper Sandecji był bez szans.
Honorowa bramka dla gospodarzy padła bo
dośrodkowaniu z rzutu wolnego i strzale
głową Fałowskiego.
Gdyby ktoś przed rozpoczęciem
sezonu zasugerował, że Stomil po 17
kolejkach będzie zajmował 6 pozycję w tabeli
I ligi, to wielu znawców futbolu kolokwialnie
mówiąc popukało by się w głowę twierdząc,
że to mało realistyczny scenariusz. A jednak!
Doświadczony trener, nowi zagraniczni
zawodnicy, a także młodzi wychowankowie
z Olsztyna sprawili, że zespół ze stolicy
Warmii i Mazur w tym sezonie radzi sobie
o niebo lepiej, niż w poprzednich latach.
W najbliższej kolejce Stomil na
własnym stadionie zmierzy się z drużyną
z Suwałk.
Źródło: stomil.olsztyn.pl
Konrad Poziemski
Scena sportowa ����
15 | S t r o n a
Ronaldinho, Premier League
i Złota Piłka, czyli krótka rozmowa
Arkadiuszem Mroczkowskim
Arkadiusz
Mroczkowski to młody
zawodnik Stomilu
Olsztyn, grający na
pozycji pomocnika.
Wypytaliśmy go o parę
szczegółów z jego
życia.
Fot. Artur Szczepański
Redakcja: Gdybyś nie był piłkarzem, to co
byś robił w życiu?
Arkadiusz Mroczkowski: Gdybym nie był
piłkarzem, pewnie postawiłbym na naukę
i w tej chwili byłbym studentem.
R: Które miejsce w Olsztynie najbardziej
lubisz?
A. M.: Starówka.
R: Pamiętasz swój debiut w Stomilu? Jak
go wspominasz?
A. M.: Debiutowałem w pierwszym sezonie
po awansie Stomilu do pierwszej ligi.
Graliśmy z Flotą Świnoujście. Dostałem od
trenera 15 minut. Niestety graliśmy w
osłabieniu, czyli w 10 i to był nerwowy
moment dla mnie i kolegów.
R: Na jakiej pozycji gra Ci się najlepiej?
A. M.: Najlepiej czuje się na pozycji
defensywnego pomocnika.
R: Po meczu piłka w telewizji czy film?
A. M.: Po meczu wolę odpocząć od piłki,
więc z tych dwóch rzeczy wybieram film.
R: Złotą Piłkę powinien otrzymać...
A. M.: Szanuje bardziej Lionela Messiego,
ale złotą piłkę powinien otrzymać Cristiano
Ronaldo.
R: Z którym z kolegów spędzasz najwięcej
czasu?
A. M.: Najwięcej czasu spędzałem
z Patrykiem Kunem, lecz on zmienił klub
w czerwcu i teraz spędzam go z moim innym
przyjacielem Karolem Żwirem, gramy razem
w Stomilu i mieszkamy.
R: Miałeś jakiegoś idola w dzieciństwie?
A. M.: Jak każdemu dzieciakowi podobała mi
się gra Ronaldinho.
R: W jakiej lidze chciałbyś zagrać?
A. M.: Według mnie najlepsza liga jest
angielska Premier League i tam sięgają moje
marzenia.
R: Czy według Ciebie należała Ci się
czerwona kartka za faul w meczu
z Chojniczanką?
A. M.: Był to agresywny faul, lecz tylko na
żółtą kartkę, tak się gra w piłkę....
Rozmawiał Konrad Poziemski
Scena sportowa ����
16 | S t r o n a
Siłowniowi goście
Chcesz być fit? Idź na siłownię,
mówili. Poznasz fajnych ludzi, mówili. Taka
reklama pozostawia wiele do życzenia, ale
mnie zachęciła. Więc kupiłem karnet na
siłownię, sprzęt już jako taki miałem
skompletowany i zacząłem ćwiczyć.
Niesamowite, jak złożone jest społeczeństwo
„siłowniowych gości“. Mozaika charakterów
i zachowań, każda jednostka jest
indywidualnością. Dwóch takich samych
osobników nie spotkasz, chociaż udało się ich
jakoś sklasyfikować.
Typowy koksu. Stworzenie
w zasadzie urodzone na siłowni. Żeby tak
wyglądać trzeba od najmłodszych lat tachać
hantle. Co do wyglądu, to można go opisać
krótko. Mała głowa (najczęściej łysa)
wyrastająca z masywnego karku, jeszcze
masywniejszego ciała. Największym skarbem
koksa są jego „bicki“. Pompuje łapę przy
każdej okazji. Monstrualnych rozmiarów
biceps to podstawa każdego prawilnego
koksa. Z charakteru raczej miły
i sympatyczny, rozumem też nie grzeszy,
choć wyjątki są spotykane w tym gatunku.
Zawsze pomoże kolegom z „tyrałki“, których
traktuje jak młodszych braci.
Zmotywowany grubas. Raczej waga
ciężka. Facet miał już dość żartów na temat
swojego wielkiego, tłustego zadka i w afekcie
zakupił półroczny karnet. Na siłowni
przykuwa dość dużo uwagi, ze względu na
swoje gabaryty. Ostro ćwiczy, zostawiając po
sobie pamiątki w postaci wielkich plam potu
(bo przecież nikt mu nie powiedział, że należy
mieć ręczniczek) i nieprzyjemnego zapachu.
U większości pierwsza wizyta na pakerni jest
zarazem ostatnia. Po zakwasach i braku
efektu na drugi dzień błyskawicznie godzi się
ze swoim wyglądem.
Wygrzaniec. Typowy frustrat.
Czasem jest tak, że wielkie bicepsy już nie
wystarczają i chce się czegoś więcej. „Czemu
bicek już nie rośnie?” takie zapytania
w przeglądarce internetowej to u nich
codzienność. Osobnik, pomimo ogromnego
bicka i klaty niczym szafa dwudrzwiowa,
czuje niedosyt. Ćwicząc wydaje z siebie
dźwięki jak łoś na rykowisku szukający
samicy. Po skończonej serii ciska ciężarami
o podłogę, głośno przy tym wydmuchując
powietrze.
Gość, który zapomniał o nogach.
W każdej siłowni, bez względu na długość
czy szerokość geograficzną, znajdzie się ktoś,
kto zapomniał o nogach. Szkatuła (klatka
piersiowa) jak u Herkulesa, a nogi jak Naomi
Cambel. Proces rozrostu mięśni pominął nogi,
przez co narażone są one na liczne i bolesne
kontuzje. Przecież mają co dźwigać. Coś
trzeba zrobić zamiast tych nóg.
Scena sportowa ����
17 | S t r o n a
Miss. Nie zapominajmy o płci pięknej.
Jest to rzadki widok na siłowni, choć kobiet
ćwiczących ciągle przybywa. Taka sytuacja,
stado naładowanych testosteronem facetów,
a tu nagle w drzwiach pojawia się kobieta.
Nie musi być bardzo urodziwa, wystarczy, że
jest. Sama jej obecność budzi zdziwienie
i przyciąga wzrok. To tak jakby papież
wystąpił w reklamie prezerwatyw (nie
ubliżając płci pięknej) . Samo jej jestestwo
jest tylko jednym czynnikiem wywołującym
ogólne zainteresowanie. Do tego dochodzi
energia wkładana w ćwiczenie i magiczne
zjawisko „nie pocenia się“. Energicznie
wykonywane ćwiczenia nie pozostawiają na
jej ubraniu, żadnych mokrych śladów.
Zjawisko to nie zostało jeszcze do końca
wyjaśnione.
Wynalazca, człowiek od innowacji.
McGyver siłowni. Często ktoś, kto dopiero
zaczyna swoją przygodę z pakernią. Nie chce
być wziętym za laika i wymyśla ćwiczenia,
które dla normalnego człowieka były by
niewykonalne. Osobnik ten nierzadko
ćwicząc ociera się o śmierć, albo
przynajmniej o trwałe kalectwo. Łapiąc
przypadkowe przyrządy, wykonuje taką
kompilację ruchów, że wprawia ona
w osłupienie. Nie potrzebuje planu
treningowego, ani niczyjej pomocy. Wszystko
co robi spowodowane jest jego wybujałą
wyobraźnią, której Salvador Dali by się nie
powstydził.
Pokazówa. Ten facet to chodzący
ekshibicjonista. Nigdy nie przepuści okazji do
zdjęcia koszulki i napinania się przed lustrem.
„Lustereczko powiedz przecie, kto ma
najładniejszą klatę na świecie?”. Powtarzanie
takiego pytania to norma. Jakby lustro miało
mu zaraz odpowiedzieć. Przerwa między
seriami to dla niego czas, aby sprawdzić, jak
prezentują się mięśnie skośne brzucha, czy
biceps. To też okazja do poprawienia fryzury,
czy pójścia do szatni po napój izotoniczny
znanej marki, bo w sklepie była akurat
promocja. Facet ten nie stroni również od
cykania sobie fotek po ćwiczeniach
i wstawianiu ich na swojego Facebooka.
Swoje kompleksy rekompensuje ilością
„lajków“ pod zdjęciem.
Gwiazda. W 99% największa
piękność na osiedlu. Paznokcie zawsze
umalowane, włoski ułożone, strój
eksponujący kształtny biust i zgrabny tyłek.
Na siłowni ćwiczeń unika, w obawie
o ewentualne plamy na ubraniach. Przecież to
umniejsza seksapilowi. Zazwyczaj leniwie
pedałuje na rowerku, czytając gazetę albo
książkę, żeby pokazać swoją niedostępność.
Kiedy już się jej znudzi i zauważy, że
wszyscy przestali na nią patrzeć, podchodzi
do jednego ze stałych bywalców i prosi
o pomoc. Udaje, że nie może czegoś ustawić,
albo pyta „jak się na tym ćwiczy?”.
Robert Szczepański
Felieton ����
18 | S t r o n a
Dalekie podróże żółtym
kanu
Rutynowe czynności odzwiercie-
dleniem tego, kim tak naprawdę jesteśmy?
Nic bardziej mylnego! Któż
w ogóle wyprowadził na światło dziennie
takie stwierdzenie?
Weźmy na pulpit jedzenie. Ja, kobieta,
Ty pewnie też, uwielbiam jeść, a poza tym
jedzenie jest najważniejszą częścią ludzkiego
życia. Wracając, bo trochę za daleko
odpływam od tematu moim własnym kanu,
pomalowanym żółtą, starą farbą, do krainy
filozofów. Wracając! Czy to, że jem jest
jednoznaczne z tym, że jestem grubą świnią
pochłaniającą dziennie setki kalorii? Nie, to
po prostu… Tak, najważniejsza część
ludzkiego życia, bla, bla, bla…
Albo to, że jest sobota, a ja nie
posprzątałam, bo to jedna z tych leniwych
sobót, kiedy marzę tylko o tym, żeby jeść
popcorn, pić gorącą czekoladę, leżeć pod
kocem i oglądać maratony śmiesznych lub
mniej śmiesznych filmów, jest jednoznaczne
z tym, że jestem bałaganiarą? Nie, to po
prostu oznacza, że akurat dzisiaj kompletnie
nie miałam na to ochoty. No i oczywiście, nie
jestem grubą świnią, która leży i je popcorn,
popija gorącą czekoladą. To tylko ta sobota,
to ona jest wszystkiemu winna!
Pranie? Prasowanie? Zawsze na tak!
To swego rodzaju hobby. I to też nie oznacza,
że jestem perfekcyjną panią domu, bo
oddzielam białe od kremowego, a delikatne
od bardziej delikatnego. To oznacza, że ja to
lubię, a jak coś lubię, to po prostu to robię.
Tak samo jest ze sprzecznością lubienia. Jak
czegoś nie lubię, to tego nie robię. Nawet,
jeśli jest to ta jedna z wyżej wymienionych
sobót.
Ah, no i gotowanie! Jasna sprawa.
Lubię gotować, bo lubię jeść, nie lubię
gotować, bo nie lubię sprzątać. Nic bardziej
logicznego. Tona garów wysypująca się ze
zlewu, przypalone patelnie, tłuste talerze,
przykry zapach smażenia unoszący się
w powietrzu i najważniejsze… Pyszny, duży,
ogromny, idealnie wyklepany schabowy,
młode ziemniaczki z koperkiem i perfekcyjnie
doprawiona mizeria. I bądź tu człowieku
człowiekiem i zdecyduj się na coś. Gotować
i sprzątać przez następną godzinę? Czy nie
gotować i umierać z głodu. Jak się dowiesz,
to daj znać.
Jeśli tylko zechcę, to z leniwego
lemura mogę zamienić się w zwinną panterę.
A teraz przepraszam bardzo, jest sobota, idę
poleżeć…
Katarzyna Skowrońska
Scena ekonomiczna ����
19 | S t r o n a
Wirtualny świat, wirtualny
pieniądz
Rok 2034. Przy kasie w jednym
z najpopularniejszych supermarketów miła
pani prosi mnie o zapłatę za zakupy. „To
będzie 1,2 Bitcoina”. Nierealne? Bo kto z nas
dziś wie, czym jest Bitcoin?
Zacznijmy może jednak od tego, jak
wygląda świat, w którym obecnie żyjemy.
Jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie dekadę
czy dwie temu Internet był dla nas nowością,
czymś trudno dostępnym, czymś niezwykłym,
nieodkrytym, fascynującym. Na chwilę
obecną każdy z nas w wirtualnym świecie
porusza się nawet swobodniej, niż w tym
realnym. Zamiast wyjść wieczorem na piwo,
umawiamy się ze znajomymi na pogawędkę
przez facebooka, zamiast komplementować,
dajemy „lajki”, a zamiast iść do sklepu,
kupujemy przez Internet płacąc za to
elektronicznym pieniądzem zapisanym na
elektronicznych kontach. Wirtualne związki,
wirtualne szkoły, można powiedzieć, że
z każdej strony mamy do czynienia z czymś,
co nie jest do końca prawdziwe. W dobie
Internetu nie powinno więc dziwić, że
i pieniądz staje się nie tylko elektroniczny, ale
właśnie wirtualny.
Czym jest zatem ten wirtualny
pieniądz, czyli Bitcoin? Bitcoin został
Źródło: biznes.interia.pl
stworzony w 2008 roku przez osobę
o pseudonimie Satoshi Nakamoto, choć tak
naprawdę do dziś nikt nie wie, kto jest jego
prawdziwym twórcą. Ta kryptowaluta to nic
innego jak inteligentnie wymyślony algorytm
matematyczny. To zapis komputerowy
w postaci ciągu znaków i liczb. Jak więc
wyjaśnić najprościej jej funkcjonowanie?
Nakamoto zaprogramował Bitcoiny w taki
sposób, że aby je „wytworzyć” należy
rozwiązać ów algorytm. Oczywiście nie za
pomocą kartki i długopisu. Do wytwarzania
Bitcoinów należy posiadać superszybkie
komputery o dużej mocy obliczeniowej, które
pracując ‘wydobywają” wirtualną monetę.
Cały proces nazywany jest „kopaniem” lub
„miningiem”, a osoby się tym zajmujące to
„górnicy” czy „kopacze”. Gdy już
wydobędzie się Bitcoina, trafia on do obiegu
i jest losowo przekazywany któremuś
z „górników”. Żeby zapobiec inflacji,
zaprogramowano to w ten sposób, że ilość
monet w obiegu nie może przekroczyć 21
mln. Szacuje się, że ta liczba zostanie
Scena ekonomiczna ����
20 | S t r o n a
osiągnięta w 2033 roku. W styczniu 2009
roku uruchomiono sieć, która jest podstawą
działania Bitcoina. Jest to tak zwana sieć Peer
to Peer (P2P), czyli taka, w której nie ma
żadnego centralnego serwera. Wszyscy
użytkownicy mają takie same uprawnienia
i łączą się ze sobą bezpośrednio. Chcąc
zacząć używać Bitcoina wystarczy ściągnąć
i zainstalować darmowy program, który
podłączy nas do sieci i stworzy nasz własny
wirtualny portfel. Potem trzeba walutę kupić
na internetowych giełdach, zarobić jako
"górnik" albo otrzymać od kogoś znajomego.
Można zadać sobie pytanie, w jaki
sposób płacić monetą, która tak naprawdę nie
istnieje? Pierwsze Bitcoiny miały praktycznie
zerową wartość. Sytuacja zaczęła się zmieniać
po roku, kiedy użytkownicy zaczęli
eksperymentować i próbować kupować za
niego rzeczy u znajomych dostawców.
Pierwszym zakupem za tą wirtualną walutę
były dwie pizze, wycenione na 10 tysięcy
bitcoinów. Od tego zaczął się rozwój
wirtualnej waluty, która coraz szybciej
zaczęła zyskiwać na wartości. Bitcoin stał się
na tyle popularny i na tyle zafascynował
ludzi, że dziś można go wymieniać na
dowolną, prawdziwą walutę. Istnieją
specjalne giełdy Bitcoinów, gdzie można
kupować i sprzedawać kryptowalutę.
Fenomenem Bitcoina niewątpliwie jest to, że
w przeciągu niespełna trzech lat jego kurs
wzrósł z około 20 centów za jednego Bitcoina
w porywach do 1500 dolarów za jedną
monetę! Wystarczyło zainwestować w niego
małą sumę w 2009 roku, by dziś zostać
milionerem.
Źródło: wyborcza.biz
W wielu państwach za Bitcoiny można
nabyć nieruchomości czy kupić samochód.
Można nimi płacić w kawiarni, sklepie czy
kinie. Wystarczy, że na swoim smartphonie
mamy zainstalowaną odpowiednią aplikację,
która służy do przesyłania monet z naszego
wirtualnego portfela. W Polsce pierwsze
firmy akceptujące płatności w tej
kryptowlucie pojawiły się w zeszłym roku.
Bitcoin przyciąga tak liczne grono
odbiorców, ponieważ ma niezwykle wiele
zalet. Przede wszystkim nie jest w żaden
sposób kontrolowany przez państwo.
Dokonując transakcji za pomocą Bitcoinów
przesyła się pieniądze bezpośrednio
z wirtualnego portfela jednego użytkownika
do portfela drugiej osoby. Nie pośredniczy
w tym ani bank, ani żadna inna instytucja
finansowa, dlatego też przyczynia się to do
redukcji kosztów transakcyjnych. Kolejną
Scena ekonomiczna ����
21 | S t r o n a
zaletą jest to, że czas transakcji jest niezwykle
krótki. Można przesłać pieniądze
z jednego końca kuli ziemskiej na drugi
w dosłownie kilkanaście minut, a dodatkowo
jest to całkowicie anonimowe. Korzystanie
z Bitcoinów, kiedy już zrozumie się ich
funkcjonowanie jest poza tym łatwe
i wygodne. Bitcoin nie jest jednak
„produktem” bez skazy, dlatego też wspomnę
o kilku wadach tej wirtualnej waluty. Tak jak
wcześniej mówiłam do jej wytwarzania
potrzebny jest szybki sprzęt, co niewątpliwie
wiąże się z dodatkowymi kosztami. Wysoce
prawdopodobnym jest też to, że
w najbliższym czasie Bitcoinem na poważnie
zainteresują się rządy państw, co sprawi, że
waluta może stać się kontrolowana przez
instytucje finansowe. Jak uważa Piotr
Kuczyński- analityk finansowy- wirtualna
waluta jest zbyt podatna na manipulacje, bo
nie czuwają nad nią żadne instytucje.
Wahania kursu Bitcoina są bardzo duże i to
jest jego głównym zagrożeniem. Dodatkowo,
tak jak to często bywa z nowymi
„wynalazkami”, może okazać się, że po
niewątpliwym boomie, ludzie zwyczajnie
przestaną się nim interesować, bańka
spekulacyjna pęknie.
Jak na razie jednak Bitcoin w świecie
finansów radzi sobie całkiem nieźle. Co raz
częściej o tej kryptowalucie możemy
przeczytać nie tylko za pośrednictwem
Internetu, ale także w mediach tradycyjnych.
W Polsce sympatyków Bitcoina nie brakuje,
niektórzy mówią wręcz, że nasz kraj to
„europejska kolebka” wirtualnych monet (na
co wpływ mają przede wszystkim polskie
giełdy Bitcoinów, które są jednymi
z najlepszych i największych na świecie).
W Internecie aż roi się od różnego rodzaju
forów, stron czy fanpage’y na portalach
społecznościowych poświęconych tej
tematyce np. satoshi.pl, bitcoin.org oraz wiele
innych. W Warszawie studenci SHG pod
patronatem doktora Krzysztofa Piecha
utworzyli klub „Bitcoin SGH”, w ramach
którego m.in. organizowane są seminaria
z udziałem przedstawicieli władz oraz
instytucji zajmujących się promowaniem
Bitcoina w Polsce. Także w Olsztynie
w ostatnim czasie zostało zorganizowane
spotkanie w ramach „TechKlubu” podczas,
którego przedstawiciele największej polskiej
giełdy Bitcoinów „Bitbay” zaprezentowali
studentom oraz mieszkańcom Olsztyna
możliwości tej nowoczesnej waluty.
Bitcoin staje się co raz bardziej
popularny. Kto wie, jak potoczą się jego losy
w najbliższych latach. Może w roku 2034
realna będzie zatem sytuacja, kiedy pani
w supermarkecie poprosi nas o zapłatę
w Bitcoinach. Do tego czasu, warto śledzić
uważnie rozwój tego „wirtualnego
wynalazku” w świcie finansów.
Sylwia Szewczyk
Scena ����
22 | S t r o n a
Sportowe łamigłówki
dla malucha
Źródło: scholaris.pl