30

Now e z yc i e - kronikisaltamontes.pl · –Czy człowiek nie może już sobie posiedzieć w samotności? ... –A Emmanuel Sol żył sto dwa lata i do końca życia miał wiarę

Embed Size (px)

Citation preview

Szczecin 2018

N o w e z y c i e

Mon i k a M a r i n

KRONIKISALTAMONTES

A gdyby pewnego dnia człowiek wyciągnął dłoń do innego stworze-nia, aby mu pomóc, a nie chcąc pokazać, że ma nad nim władzę? Gdyby przestał nienawidzić za to, że ktoś jest inny (a czasami za to, że jest taki sam)? Albo za to, że ktoś jest chory lub zdrowy, biedny lub bogaty, czarny lub biały? Gdyby szanował dzieci, dorosłych, star-ców, zwierzęta, planetę? Gdyby spór traktował jako rozwój, a nie walkę? Gdyby umiał podać rękę człowiekowi o innych poglądach? A jeśliby tak przypomnieć ludziom o ich prawdziwej naturze? 

O życiu, które jest cudem i które należy celebrować, z którego trzeba się cieszyć. Jeśliby pokazać, że o rozwoju świadczy rozwiązy-wanie problemów bez rozlewu krwi, a nie pokonanie innych ludzi? Jeśliby powiedzieć to właśnie dziś? To co wtedy? Co by się stało? Jak ocenilibyśmy przeszłość i z jakimi myślami wkroczylibyśmy w przyszłość? Czy wtedy nareszcie potrafilibyśmy na nowo odkryć, że wrażliwość jest naszą siłą, a nie słabością?Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie Ziemię za tysiąc lat. A te-

raz pomyślcie o tym, co dzieje się teraz. Nieważne, ile macie lat, pomyślcie, co dziś zrobiliście dobrego. Czy gdyby ktoś dał Wam moc podróżowania w czasie i moglibyście spojrzeć na siebie z per-spektywy kilkuset lat, to bylibyście z siebie dumni? Jesteście pewni, że następne pokolenia nie będą się za Was wstydzić?

Dedykuję ludziom odważnie patrzącym w przyszłość…

Rozdział 1 Fajka Aleksa

San Gimignano, lipiec 2015 roku

Tupanie stóp o podłogę rozniosło się echem po całej posiadłości. W jednej sekundzie kilka gołębi sie-dzących na parapecie zerwało się do lotu. Krętymi schodami wbiegła niezdarnie kobieta z rozczochra-ną fryzurą, potykając się i raz po raz łapiąc się rzeź-

bionej barierki. Minęła długi korytarz wyłożony miękkim dywanem i przestronną bibliotekę, po czym sapiąc ze zmęczenia i rozpaczy, rzuciła się na drewniane drzwi i zaczęła walić w nie pięściami.

– Proszę pana! Proszę pana! Znowu ma pan gości! – Na wysoko-ści jej oczu w drewnianych drzwiach wyrzeźbione były jakieś owady. Koniki polne? – Proszę w końcu otworzyć! – wrzasnęła. – Jeśli pan tego nie zrobi, to pomyślę, że pan umarł i mnie też pan do grobu wpędzi!

Odsunęła się. Zza drzwi doszedł jakiś szmer, a potem niepo-kojąca cisza, w której złowrogo brzmiała nawet brzęcząca gdzieś kilka metrów dalej mucha. Kobieta przyłożyła ucho do rzeźbionego owada. Przyszło jej do głowy, że widziała go już w wielu miejscach, ale nigdy nie zwracała na niego uwagi.

– Panie Aleksie! Jest pan tam? Proszę natychmiast otworzyć! –zakomenderowała głośno. – Jeśli nie, to pomyślę, że coś się panu

4

Kroniki Saltamontes

stało i będę musiała wezwać jakąś pomoc! I nie będę więcej po-wtarzać! Dzwonię po pomoc! Teraz! Słyszy pan? – wykrzyczała i zamilkła.

Cisza trwała nadal.– Ja pana nie straszę! Ja naprawdę zaraz zadzwonię po karetkę

i policję! Proszę bardzo, wyjmuję telefon, wystukuję numer i dzwo-nię! – wrzasnęła. – Słyszy pan, jak pikają klawisze? Jak to było… – powiedziała do siebie ciszej, próbując przypomnieć sobie obsługę aparatu. – Tak więc dzwonię, aby zawiadomić, że pan nie żyje i pana ciało należy stąd jak najszybciej zabrać! Oto, co robię: dzwonię!

Nie było już słychać nawet muchy. Minęło kilkanaście ciągną-cych się w nieskończoność sekund. Gdyby ciszę można było zwa-żyć, to przygniotłaby teraz cały dom. Wreszcie zza drzwi doszło delikatne szuranie, z początku cichutkie, potem coraz głośniejsze.

– Proszę otworzyć, i to natychmiast! – powtórzyła służąca, czując,jak kamień spada jej z serca. – Przecież słyszę, że pan tam jest!

Dźwięk przekręcanego klucza w starym i skrzypiącym zamku słychać było chyba w całym domu i po chwili drzwi delikatnie się uchyliły.

Kobieta głęboko westchnęła. – Na miłość boską! Niech mnie pan nie straszy! Co ja mam

z panem robić? Nie można tak żyć z dala od ludzi! Bez jedzenia, spacerów… – Złapała się za pierś, oddychając głęboko.

Aleks uchylił drzwi o kolejnych kilka centymetrów.– Proszę powiedzieć, dlaczego pani zakłóca mój spokój – wysapał.– Bo… oprócz tego, że ma pan gości, to martwi mnie pan! Jesz-

cze chwila, a naprawdę pomyślałabym, że pan umarł. – Spuściła wzrok. – A tego bym nie chciała… Nikt by nie chciał! Sam pan mówił, że człowiek musi żyć od początku życia do jego końca tak, jakby był pierwszy raz w życiu zakochanym nastolatkiem. I co ja mam z panem teraz zrobić? Uwierzyłam panu! A pan się zaszywa sam na sam ze sobą i straszy ludzi, że już umarł…

Aleks westchnął. – Czy człowiek nie może już sobie posiedzieć w samotności? –

Spojrzał służącej prosto w oczy. – Tak normalnie, tylko ze swoimi myślami? Sam na sam? To takie dziwne? – zapytał bez zażenowania.

5

Fajka Aleksa

Służąca cmoknęła i oparła rękę o ścianę. Nie potrafiła ukryć radości z faktu, że Aleks wciąż żyje.

– Szczerze mówiąc – zaczęła – siedzenie w samotności ze swoimimyślami jest bardzo, ale to bardzo dziwne. Co mam powiedzieć? Że nie?

– Tak. Proszę mnie pocieszyć, że nie jest dziwne.– To proszę mi wskazać osobę, która tak robi. Nikt tak nie robi!

Tylko pan! I straszy ludzi… Mnie pan straszy!– Dobrze. – Aleks uchylił drzwi jeszcze bardziej. – To znaczy…

niedobrze, że ja panią straszę. Ale o co chodzi? Po co to całe za-mieszanie? – Rozejrzał się.

– Przyszły do pana te dzieci, które były wczoraj i przedwczoraj.Mówią coś o jakiejś księdze, którą znaleźli gdzieś tam… – Mach-nęła ręką. – W jakichś zimnych krajach. Tak… Wydaje mi się, że mówili o jakichś zimnych krajach, gdzie jest śnieg i łososie. Chcą z panem rozmawiać. Powiedziały, że są uparte jak osły i nie pójdą sobie, dopóki nie porozmawiają z panem, ot co! Takie uparciuchy!

Aleks się zamyślił.– Dzieci, powiadasz… Z daleka… Uparte…Kobieta spojrzała Aleksowi prosto w oczy. – Podobno są tu na wakacjach. Zatrzymały się z rodzicami

u Amelii. Czytały o panu, bóg wie gdzie i w czym, sama nie wiem. Może w tej księdze? Bo mówią coś, że znalazły na dalekiej północy książkę ze znaczkiem konika polnego – doprecyzowała – takiego chyba jak ten tu. – Wskazała palcem na drzwi. – Właśnie, takiego, co to go raz na jakiś czas widzę tu i ówdzie, kiedy sprzątam…

Mimo zacnego wieku i ogromnego bólu w plecach Aleks wypro-stował się jak struna.

– Że co powiedziały? Że na północy znalazły?– No… Dalekiej… Tak mówiły. Dalekiej północy.– Mętne tłumaczenie… Równie dobrze może tu chodzić o pół-

nocne Włochy.– Ale skąd ja niby mam wiedzieć, o jaką północ chodzi? Nie

mam pojęcia! – zaperzyła się służąca. – Pewnie z tej północy, co to jest aż za kołem podbiegunowym, proszę pana! – Podrapała się po głowie. – Tej od Mikołaja i reniferów. I łososi, rzecz jasna. – Zrobiła minę znawcy.

6

Kroniki Saltamontes

Aleks nie mógł opanować śmiechu. – No to widać, Aldono, że zbyt dużo o północy nie wiesz – skwi-

tował najdelikatniej, jak umiał.Kobieta pogładziła się po włosach.– Wiem, ile trzeba. Więcej mi do życia nie jest potrzebne, ot

co! – Zawiesiła głos. – To co? Mam ich wpuścić czy nie? Aleks poprawił szlafrok. – Z jednej strony ciekawy jestem… Mówili, że mają księgę, tak?– Tak. Taką z konikiem polnym. Oprawioną w skórę. Przychodzą

tu z nią od kilku dni. Największy chłopiec przedstawiał się jako Tomas, ledwo ją pod pachą trzyma, taka ciężka jest – powiedziała z uznaniem.

Aleks spojrzał w głąb korytarza i poczuł, jak ponownie dopada go smutek. Złapał za klamkę i już chciał zamknąć drzwi, ale słu-żąca postawiła na ich drodze swą stopę.

– Proszę się nie wygłupiać – powiedziała nieco ciszej. – Niechpan się nie chowa jak ślimak w skorupie! – huknęła z całej siły i sama przestraszona swoim zachowaniem zakryła usta.

Aleks zrobił groźną minę.– Ależ ja nie zapraszałem żadnych dzieci. Ani dorosłych. Ani

nikogo, jeśli miałbym być szczery… – odburknął. – Proszę ich na-tychmiast odprawić! – zagrzmiał.

Służąca zabrała stopę, aby po chwili solidnie nią tupnąć, przy-trzymując drzwi obiema dłońmi.

– Panie Aleksie – wydusiła zdecydowanie. – Co się z panem dzie-je?! Rozumiem, że stracił pan bliską osobę… To pewnie jest trudne, ale ja też uwielbiałam panią Katarzynę, lubię ją nadal, mimo że jest już duchem, a nie rwę włosów z głowy tak jak pan. – Zawiesiła głos, zamyśliła się na chwilę i dodała: – Nie można się tak przed światem chować! Życie musi się toczyć dalej! Sam mi pan to tłukł do głowy dziesiątki razy! Razem z panią Katarzyną zresztą…

– Ja tłukłem?– A jakże. Pan! Nikt inny!Aleks odwrócił głowę i spojrzał w głąb pokoju, jakby chciał tam

zobaczyć swoją żonę.– Ale teraz chciałbym pobyć sam… – wymamrotał cicho.

7

Fajka Aleksa

– Bzdura! Właśnie teraz najbardziej potrzebuje pan towarzy-stwa! Co to za zwyczaje tak się zamykać, zapominać o najbliższych?!

– Ale ty nie mówisz o najbliższych. Mówisz o jakichś dzieciach.To zupełnie obcy ludzie. Nikogo przecież nie zapraszałem.

– Dobra, dobra, nie zapraszał pan, ale one są tu kolejny raz! I coja mam im powiedzieć? Żeś pan zwariował? Żeś pan oszalał? Żeś pan zgłupiał na stare lata?

– Tak im powiedz! – Aleks ścisnął pasek w szlafroku. – Żemzgłupiał!

– I tak nie uwierzą! Tak, tak! Niech się pan tak nie gapi! Przy-chodzą tu dzień w dzień z tą książką pad pachą, więc na pewno mają jakiś cel!

– I czego chcą? – zapytał Aleks. – Tak konkretnie: cze-go-chcą?– Pogadać! Ot co! Sam pan mówił, że nie można ludziom za-

braniać rozmowy! Pamiętam dokładnie: „Zabraniać ludziom roz-mowy to barbarzyństwo”. Że nie chcą rozmawiać ci, co mają coś do ukrycia. Takie rzeczy pan niedawno mówił. Nie pamięta pan?

Aleks podrapał się po głowie.– No tak, rzeczywiście, czasami mówiłem takie rzeczy…– Poza tym – służąca ściszyła głos – to doskonała okazja, aby

w końcu wyściubił pan swój nos z tej nory i zobaczył, że słońce świeci. Pamięta pan jeszcze, że słońce świeci? Hm?

Aleks otworzył szeroko oczy, które momentalnie się zaszkliły. Broda zadrżała mu jak u małego chłopca.

– Niech się pan tak nie patrzy, tylko się ubiera. I proszę pamię-tać swe własne słowa, że do końca naszych dni mamy moc, aby zmieniać świat na lepsze. Jeszcze pan nie umarł, a i pewnie nie umrze szybko. Bo nie można się poddawać!

– Aldono, ja mam już osiemdziesiąt dwa lata, mam prawo za-chowywać się jak starszy pan, nie sądzisz?

– A Emmanuel Sol żył sto dwa lata i do końca życia miał wiaręi marzenia małego chłopca. Więc proszę nie opowiadać już takich bzdur!

Aleks wbił wzrok w podłogę.– Żył sto dwa lata i może żyłby i dłużej, gdyby nie wypłynął tak

daleko…

8

Kroniki Saltamontes

– Znam tę opowieść, panie Aleksie! Wszyscy wiedzą, że wypłynął,bo tego chciał. Chciał umrzeć, choć mógł żyć jeszcze dłużej. Jak ktoś się uprze jak osioł, że jego życie dobiega końca, że jest już stary i chory, to na pewno tak będzie. Więc czas to sobie uzmysło-wić i zacząć żyć na nowo! Nawet gdy ma się sto lat, można zacząć żyć na nowo! Ot co!

Służąca przepchnęła się obok Aleksa, wpadła do pokoju i otwo-rzyła szafę.

– A te mądrości to skąd znasz?– Ależ jak to skąd? Również od pana!– To też ja powiedziałem? – Aleks się zamyślił. – Dokładnie tymi

słowy? Jesteś pewna?– Tak! Pan tak mówił. I pan Adam. Od lat od was słyszę te wszyst-

kie rady, które dajecie innym, aby im się lepiej na świecie żyło, a jak przychodzi co do czego, to co? No? – syknęła. – Zamyka się pan, siedzi sam ze sobą w pokoju i na świat nie wychodzi. – Przemiesza-ła stertę ubrań w szafie. – A teraz proszę włożyć to. – Rzuciła na łóżko bieliznę, kolorowy sweter w zygzakowate wzory i granatowe spodnie. – Ten sweter to zawsze pan lubił, z tego, co wiem…

Aleksowi ponownie zaszkliły się oczy.– Bo zrobiła mi go na drutach moja ukochana żona… Kata-

rzyna…– To proszę zakładać i nie gadać! Skoro żona robiła, to trzeba

nosić! Nie inaczej!– Ale ja chodziłem w nim, kiedy byłem młody. Teraz do takiego

starszego pana chyba nie pasuje…– Pasuje, pasuje! Od razu poczuje się pan młodszy. I proszę prze-

stać biadolić, tylko się ubierać i czuć się tak, jakby pana żona była cały czas wśród nas.

Aleks sięgnął po sweter, ale jedyne, co potrafił w tej chwili zrobić, to trzymać go w dłoniach i gładzić jak miękkiego kota. Służąca dreptała w miejscu.

– Ja czekam z tymi dziećmi na dole, więc proszę się nie guzdrać,tylko jak najszybciej schodzić. Zajmę je jakoś i zrobię im herbaty, a najlepiej soku, zwłaszcza że kompletnie nie mam pojęcia, co zrobić z tymi wszystkimi pomarańczami… – Popatrzyła na Aleksa,

9

Fajka Aleksa

jakby odgadła jego myśli i jak najszybciej chciała go z nich wyciąg- nąć. – A tak w ogóle to mógłby mi pan pomóc coś zrobić z tyloma skrzynkami owoców, bo jakaś klęska urodzaju, słowo daję.

Aleks oderwał się od swoich myśli. Pokiwał głową na znak, że za-raz zejdzie. Służąca wyszła z pokoju i zapomniała o swoim zmęcze-niu, jakby dobrze wykonane zadanie dodawało jej skrzydeł. Zbiegła po krętych schodach, wzbijając za sobą tumany kurzu. Kaszlnęła i pomyślała, że tutaj również powinna posprzątać. Otworzyła sze-roko drzwi wejściowe i uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Proszę bardzo, wchodźcie! Pan Aleks zaraz do was zejdzie,a tymczasem przygotuję wam coś do picia. Mam nadzieję, że lu-bicie sok pomarańczowy… Bo mam mnóstwo pomarańczy. Przy-jechały prosto z Sycylii. A obrodziły w tym roku, że aż mnie skręca ze złości, co ja mam z nimi zrobić… – westchnęła.

Dzieci weszły niemal szturmem, nie kryjąc radości.– Czy pan Aleks opowie nam więcej o Bractwie Saltamontes?– Tego nie wiem. – Machnęła ręką. – Skąd jesteście? Bo mówi-

liście, że z dalekiej północy, ale to nic mi nie mówi.– Z Norwegii jesteśmy. Przyjechaliśmy z rodzicami na wakacje

do Włoch. Na dwa tygodnie. Bo nasz tata jest Włochem i często tu gościmy. Ale tym razem to… tak naprawdę przyjechaliśmy po to, żeby się z panem Aleksem spotkać.

– A nie z panem Adamem przypadkiem? – zapytała służąca. –On też zna wiele opowieści mrożących krew w żyłach.

– Z panem Adamem też, tylko czy będzie chciał nas przyjąć? –wydukał chłopiec o jasnych włosach. – Bo w tej księdze – wskazał palcem na książkę, którą taszczył pod pachą – jest napisane, że on nie ma czasu. Że podróżuje. Że jego złapać to jak złapać mu-chę w locie. E tam muchę! Ptaka! I to nie wróbla, a sokoła! Że jak chcemy się o bractwie więcej dowiedzieć, to pan Aleks zazwyczaj jest na miejscu. Tu w Toskanii.

– I to jest napisane w tej księdze? – Oczy służącej zrobiły sięokrągłe jak spodki.

Dzieci pokiwały głowami.– A i racja – dodała Aldona. – Lepiej bym tego nie ujęła. Adam

wciąż gdzieś gna po świecie, a Aleks przesiaduje w posiadłości.

10

Kroniki Saltamontes

Trudno się im zresztą dziwić, Aleks ma już swoje lata, co nie przeszkadza mu być wciąż przystojniakiem, ale odkąd Katarzyna odeszła, to bardzo spoważniał.

– Nasza mama mówiła, że wiek ludzi nie ma znaczenia.Służąca spojrzała badawczo na chłopca i aż przekrzywiła głowę.– Wasza mama tak mówi?Chłopiec przytaknął. – Twoja mama musi być mądrą kobietą. Jak masz na imię?– Tomas.– A reszta? – spytała i rzuciła okiem na pozostałych.– To mój młodszy brat Valter – powiedział Tomas – i dwie siostry,

Anna, a ta mniejsza to Ursulka. Aldona oparła dłonie na biodrach, a Tomas podniósł palec do

góry i otworzył usta.– Chciałbym o coś zapytać, jeśli można.– Pytaj.– Pan Adam. On mieszka gdzieś w pobliżu?– Pan Adam mieszka w tym domu obok. – Służąca wyjrzała

przez okno. – Widzicie? – Wskazała palcem. – Tamten budynek jest niemal taki sam jak ten. – Dzieci również podeszły do okna. – Adam akurat dziś jest w domu, chociaż macie rację, podróżuje często.

– Dwa identyczne wielkie domy… Zawsze tu stały? – zapytałTomas i spojrzał na Aldonę.

– Słuszna uwaga, spryciarzu. Bo jeśli chodzi o szczegóły, to naj-pierw był tu tylko jeden dom. Stał tak przez wiele lat i wtedy kupiła go mama pana Adama i Aleksa, pani Annabelle. Dlatego tamten dom nazywa się willą Annabelle. Drugi został wybudowany na podobieństwo pierwszego niedługo po śmierci Annabelle i Alberta, dawnych właścicieli, bo taka była ich wola. Chcieli, aby chłopcy, którzy już zresztą wtedy byli mężczyznami, nie kłócili się o dom. Pan Aleks mieszkał z panią Katarzyną nieopodal i z tego, co wiem, było im razem bardzo dobrze. Ale zapadła decyzja o tej wielkiej budowli. Annabelle i Albert mieli troje dzieci i ich marzeniem było, aby każde z nich obdzielić po równo zarówno miłością, jak i dobrami doczesnymi.

11

Fajka Aleksa

– Naprawdę? – zapytał chłopiec nieśmiało i rozejrzał się po wnę-trzu. – A jakby mieli dziesięcioro dzieci, to wybudowaliby dziesięć takich domów?

Śmiech służącej rozszedł się po całym holu.– Nie, nie… Oni wychowywali jeszcze jedną dziewczynkę, która

zamieszkała nieopodal i wcale nie chciała takiej posiadłości. Może dlatego, że miała nadzieję, że zamieszka kiedyś z Aleksem? – do-dała cicho. – Ach! Nie będę roznosić plotek. To co z tym sokiem? Może być pomarańczowy? Błagam, wybierzcie pomarańczowy. – Uśmiechnęła się. – Po pierwsze pyszny, po drugie zdrowy, a po trzecie, to jeśli nie będę częstować gości, owoce się zmarnują.

Dzieci pokiwały głowami na znak zgody.– A pan Aleks zejdzie zaraz? – odezwała się cichutko najmniej-

sza dziewczynka o niebieskich oczach i jasnych jak słoma włosach.– Oczywiście. – Aldona spojrzała na schody. – Mam tylko nadzie-

ję, że nie będzie się guzdrał – westchnęła. – Powiedzcie mi tylko: gdzie są wasi rodzice?

– Tu niedaleko. Zatrzymaliśmy się w pobliskim pensjonacie,o nazwie… jak to szło…

– W okolicy jest tylko jeden pensjonat – przerwała Aldona. –Prowadzi go Amelia, siostra pana Aleksa i pana Adama. Ten pen-sjonat nazywa się „Amelia”, tak żeby było bardzo, ale to bardzo oryginalnie – zarechotała.

– To pani Amelia to siostra pana Adama i pana Aleksa? Ta, któranie chciała trzeciego domu?

– Ano! Tylko nie tak dokładnie. To taka siostra, jak by to nazwać,przyszywana. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Pani Amelia bar-dzo pana Aleksa lubi i wcale się nie zdziwię, jak tu się zaraz zjawi. Chociaż ostatnio wspominała, że gdzieś na południe Francji musi jechać. No, ale jeśli jest na miejscu, to przychodzi tu codziennie, a już szczególnie po tym, jak zmarł jej mąż oraz pani Katarzyna…

– Żona pana Aleksa nie żyje?– Tak. Zmarła niedawno. Dlatego pan Aleks taki przytłoczony.

Biedaczek… W pokoju ciągle siedzi, za nic wyciągnąć się nie da. A życie przecież musi toczyć się dalej. Sam mnie tego uczył. – Wes-tchnęła. – I nic nie pomaga, ani wizyty bliskich, ani tłumaczenia.

12

Kroniki Saltamontes

Może przy was ożywi się nieco. Mam nadzieję… – To powiedziaw-szy, mrugnęła porozumiewawczo.

Chłopiec o jasnych włosach i bardzo podobna do niego siostra usiedli na pobliskiej sofie i zaczęli rozglądać się dookoła, raz po raz szturchając się łokciami i wskazując palcem na rzeczy porozstawia-ne po kątach, które tworzyły wielki bałagan. Pozostała dwójka stała na baczność i spoglądała w kierunku krętych schodów, wyczekując Aleksa. Aldona wyszła do kuchni i słychać było tylko dźwięk maszy-ny do wyciskania owoców. Po kilku minutach wróciła ze szklankami pomarańczowego soku.

– Na długo przyjechaliście?– Na kilkanaście dni. Potem jedziemy na Sycylię. Rodzice lubią

Toskanię. Lubią ten klimat, bo tu jest ciepło. Mama mówi, że tylko tu nie ma migreny. A u nas to ją często głowa boli – powiedział Tomas.

– Te pomarańcze są właśnie z Sycylii. Pan Aleks ma tam planta-cję. Choć teraz to wcale się nie interesuje owocami, tylko duchami.

– Ale sok jest pyszny – powiedział chłopiec, biorąc solidny łyki wycierając dłonią usta.

– Ano pyszny, bo na plantacji wszystkiego pilnuje ich syn. Do-bry mężczyzna, umie zarządzać. – Zaśmiała się. – A w Norwegii to teraz chyba zimno, co? – zagadywała, spoglądając co chwilę na schody.

Dzieci pokiwały głowami i nadstawiły uszu. Z pierwszego piętra doszedł do nich odgłos kroków. Służąca podniosła głowę, a goście stanęli na baczność. Aleks wolnym krokiem doczłapał do stopni i złapał się barierki. Schodził w milczeniu, zdawało się, że trwa to wieki, i przez ten czas dzieci ani drgnęły. Gdy przystanął w połowie, głęboko westchnął, jakby nagle dostał zadyszki.

– Może panu pomóc? – krzyknął Tomas i podbiegł w kierunkuAleksa. Pokonał kilka stopni i złapał go za rękę. Poczuł, że jest zimna.

– No proszę… nie ma to jak młodość, która z ciebie kipi, chłop-cze. Dziękuję ci.

– Nie ma sprawy, proszę pana – rzucił z prędkością błyskawicy. –Gdzie pana zaprowadzić?

13

Fajka Aleksa

Podeszli do olbrzymiego fotela obłożonego zielonymi podusz-kami we wzory. Minęło kilka chwil, zanim Aleks usadowił się wy-godnie i przykrył kolana miękkim pledem.

– Spocznijcie, proszę – wskazał palcem na puszysty perski dy-wan – i powiedzcie, co was do mnie sprowadza.

– Boo… proszę pana… my tak w sumie… to znaczy… chcieli-byśmy dowiedzieć się czegoś o Bractwie Saltamontes.

– O Bractwie Saltamontes? A skąd ja niby mam coś wiedzieć natemat… jakiegoś tam bractwa? Co? – spytał groźnie.

– Bo… to znaczy… ja wiem, że pan nie może za dużo powiedzieć,ale może zrobiłby pan jakiś wyjątek? Dla nas – nieśmiało spytał Tomas, szczerząc zęby.

– A dlaczegóż to miałbym robić wyjątek akurat dla was? A niena przykład dla tych dzieci, które czasem jeżdżą w okolicy na ro-werach, hm? – zapytał Aleks stanowczo, lecz żartobliwie.

– Bo my, proszę pana, w Norwegii znaleźliśmy księgę. I ona…jak by to ująć… zaprowadziła nas tutaj. Wprost do pana.

– A to ciekawe… Księga Saltamontes w Norwegii. Niech pomy-ślę, który ze strażników tam mieszkał? – Podrapał się po głowie.

– Czyli wie pan coś o bractwie? I o tym, że ma strażników? – drą-żył Tomas.

Aleks zacisnął usta.– Łapiesz mnie, chłopcze, za słowa.– Nie łapię pana za nic, tylko pana wyraźnie słucham.Aleks uśmiechnął się w duchu. Tymczasem Tomas kontynuował:– Ta księga była w starym domu, który stał na takiej dużej dział-

ce z napisem „na sprzedaż”. Działkę kupili moi rodzice. Dom miał być zburzony, bo był w okropnym stanie. Ale my najpierw poszli-śmy tam posprzątać, to znaczy… pomyszkować. Bo po co sprzątać dom, który zaraz zniknie z powierzchni ziemi? I mieliśmy nadzieję znaleźć coś niezwykłego. Więc myszkowaliśmy i znaleźliśmy księgę w skórzanej oprawie ze znakiem konika polnego. I w tej księdze jest napisane, że takich ksiąg są tysiące i zapisuje się w nich praw-dziwą historię świata. Mama powiedziała, że to dowód na to, że istnieją podziemia, skarby i że są też księgi jeszcze wartościowsze, w których jest napisane coś arcyważnego, ale nie każdy może to

14

Kroniki Saltamontes

przeczytać. Że są jakieś kamienie magiczne i wiele innych rze-czy. No i jak się o tym wszystkim dowiedzieliśmy, to bardzo, ale to bardzo chcieliśmy pana spotkać i nasi rodzice zgodzili się, abyśmy porozmawiali z panem, jak przyjedziemy do Włoch. No i zatrzy-maliśmy się w okolicy San Gimignano.

– W starym domu, powiadacie… No dobrze, ale skąd mieliściemój adres? – zapytał Aleks. – I skąd wiecie, że ja mam coś wspól-nego z księgami?

– Na końcu tej książki była taka notatka. – Chłopiec wyjął z kieszenimałą kopertę. Z namaszczeniem otworzył ją i podał Aleksowi kartkę.

– No rzeczywiście. Mój adres. I mapa. Mój dom. I dom Adama.A tu – wskazał palcem – Amelii. Zatrzymaliście się w pensjonacie u Amelii?

Dzieci pokiwały głową. Aleks zaczął wnikliwie się im przyglądać. – A ta księga, którą znaleźliście, to gdzie jest teraz?Chłopiec zerwał się na równe nogi.– Zaraz panu przyniosę, bo zostawiłem na tamtej sofie przy

wejściu.I po kilku sekundach taszczył już ciężką książkę. Z respektem

wręczył ją Aleksowi, który z ostrożnością jubilera zaczął gładzić ją po okładce.

– Czy to prawda, że takich ksiąg są tysiące? Czy to prawda, pro-szę pana, że istnieją magiczne przedmioty chowane przed świa-tem? Rzeczy, o których nikt nie wie? Szkielety ludzi wielkoludów? – Dzieci zalewały milczącego Aleksa morzem pytań, wpatrując się w niego wielkimi oczyma.

Aleks głęboko westchnął i spojrzał na Aldonę wymownym wzro-kiem. Ta zareagowała błyskawicznie:

– O nie, proszę pana, proszę tak na mnie nie patrzeć! Fajki panunie przyniosę! Co za staromodny i okropny nawyk! A fuj! – I udała, że splunęła.

– Ależ bardzo proszę! Czyż nie tak wygląda idealna opowieść,że starszy pan, jakim bezsprzecznie jestem, siedzi w fotelu, pyka sobie fajeczkę i gada? Dzieci wtedy siedzą wokół niego i go uważnie słuchają. Tak to było w wielu baśniach, to dlaczego nie może być i teraz? – zapytał Aleks, nie kryjąc kpiny.

15

Fajka Aleksa

– Tak to właśnie jest, ale bez fajki też byłoby dobrze… Zdrowiepan tylko traci. – Machnęła ręką. – Ale niech panu będzie. Proszę tylko okien nie zamykać.

Służąca ruszyła w kierunku schodów. Dzieci wciąż wpatrywały się w Aleksa w milczącym oczekiwaniu.

– No dobrze… czyli jesteście ciekawi…– Tak, proszę pana. I to bardzo! – odpowiedziały niemal chórem.– No tak. Też bym był ciekawski na waszym miejscu. Ale muszę

wam wyznać, że Bractwo Saltamontes nie ujawnia swoich sekretów tak po prostu. Gdyby tak było, wszystko, co przez setki lat zgro-madzono, mogłoby wpaść w ręce niepowołanych osób. Tajemnica to tajemnica. Wiecie, co mam na myśli?

Tomas chrząknął głośno.– Chcesz coś powiedzieć? – zwrócił się do niego Aleks.– Chcę… za pozwoleniem. Bo jeśli to prawda, co przeczytali-

śmy w starej księdze, to wygląda na to, że gdy ktoś jest dociekliwy, trochę niepokorny i ciekawy, a także umie dochować tajemnicy, to właśnie on nadaje się do powierzenia sekretów Bractwa Salta-montes. Czytaliśmy w tej księdze też o tym, że to właśnie dzieci są najlepszymi spadkobiercami wiedzy bractwa. A my jesteśmy dziećmi, jak pan zauważył.

W tym czasie Aldona stawiała obok fotela stolik fajkowy, na któ-rym bujała się drewniana fajka, zapałki i woreczek tytoniu. Aleks starał się pohamować uśmiech, ale bycie poważnym nie wychodziło mu najlepiej. Postanowił więc sięgnąć po fajkę i załadować ją ty-toniem, aby nieco zebrać myśli.

– Proszę, panie Aleksie – zaczęła służąca – ale muszę panu po-wiedzieć, po prostu muszę wyrazić swe zdanie!

– Ależ jakie zdanie?– Że ten nałóg pana zgubi…– Dziękuję za troskę. Ale teraz, gdy jestem taki smutny, to myślę

sobie, że bardziej zgubi mnie nieoddawanie się przyjemnościom. Czy człowiek musi być zawsze taki poważny? Dopiero co krzyczałaś na mnie, że świata nie oglądam. A teraz prawisz mi morały – od-rzekł srogo.

Dzieci zachichotały, słysząc tę wymianę zdań.

16

Kroniki Saltamontes

– No proszę, i to się nazywa siła autorytetu. I tak mnie pan nieposłucha. Szkoda, że nie jestem dla pana kimś ważnym…Wtedy może nie paliłby pan tej fajki i nie niszczył płuc. Bo gdybym mogła, tobym panu tego zabroniła! – Spojrzała na dzieci i po chwili zwró-ciła się do nich: – To ja zostawiam was z panem Aleksem, a sama pójdę ogarnąć trochę jego pokój. Bo jak tego nie zrobię teraz, to pan Aleks zaraz zginie w tym bałaganie.

Dzieci grzecznie podziękowały Aldonie i w spokoju czekały, aż Aleks zapali fajkę. Gdy otoczyła go chmura dymu, znowu zaczęły mówić.

– To jak? Powie nam pan, jak to jest z tym bractwem?Aleks rzucił okiem na drzewka oliwkowe kołyszące się za oknem.– To prawda, że są takie niezwykłe podziemia i tam można spo-

tkać skarby?– I skrzynie ze złotem?– I szkielety ludzi wielkoludów?– I wynalazki obcych cywilizacji?Aleks znów się uśmiechnął. Na dwie sekundy zniknął za szarą

zasłoną gęstniejącą i rozrzedzającą się jakby na zawołanie. Zdawa-ło się, że gdy Aleks podążał za tą chmurą wzrokiem, ta stawała się grubsza, a gdy ją lekceważył, przypominała przeźroczystą firankę. Tomas nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Aleks panuje nad fajko-wym dymem, bawi się nim i tylko czeka, czy ktoś ten fakt zauważy.

– No niech nam pan powie. Jeśli nie wszystko, to chociaż trochę.Przejechaliśmy całą Europę, żeby się z panem spotkać.

– Ależ powiem, ale najpierw wy powiedzcie mi coś jeszcze.– Co? – jednocześnie spytały dzieci.– Jak wyglądał ten dom, w którym znaleźliście księgę? Tak mniej

więcej? Tomas usadowił się wygodniej na dywanie, opierając dłonie na

podłodze za plecami.– Był bardzo stary.– Mówiłeś już… – wtrąciła dziewczynka siedząca obok.– Dobra, dobra, to powtórzę. Był stary i murowany. A to rzad-

kość, bo u nas to zazwyczaj drewniane domy stoją. – Coś jeszcze?

17

Fajka Aleksa

– Miał w ogrodzie fontannę, ale rzeźba w niej była w kawałkach.Do domu wchodziło się przez drewniane drzwi, ale one też ledwo wisiały na jednym zawiasie. W środku był kominek, jakieś poroz-walane meble. Stała też szafa z książkami. I wśród nich była ta książka. Z konikiem polnym. Od razu przyciągnęła nasz wzrok. Zabraliśmy ją do domu i wieczorem czytaliśmy. Mama mówiła, że to nie może być zwykła książka. Chciała się skontaktować z wła-ścicielem opuszczonego domu i dowiedzieć czegoś więcej, ale on umarł dawno temu.

– To w jaki sposób rodzice kupili dom z działką? Chyba nie odnieboszczyka?

– Rodzina tego pana sprzedawała. Jego dzieci chyba – odpowie-dział chłopiec.

Aleks się zamyślił. Przez chwilę milczał, ponownie wpatrując się w fajkowy dym i bawiąc się nim.

– A jakie macie plany co do tamtego domu?– Plany? Ja tam nie wiem, ale rodzice kiedyś mówili, że gdy

pewnego wieczoru pojechali tam zabrać resztę książek, to tam straszyło!

– Straszyło, powiadacie…– Tak. Więc rodzice już tam nie zaglądają.– Ciekawe. – Aleks się zamyślił.– A mama przeczytała księgę w skórzanej oprawie i nie mogła

spać. Ale nie bała się, tylko myśli jej nie dawały spać. Tak powie-działa: „Myśli nie dają mi spać”.

Dziewczynki zaczęły się kokosić.– To mnie akurat nie dziwi – powiedział Aleks, gładząc okładkę

księgi. – A tak na marginesie, to co wy sobie pomyśleliście o tej księdze znalezionej w domu, w którym, jak powiedzieliście… stra-szy?

– Że to niezwykłe! – odparł natychmiast Tomas. – Tak naprawdęnigdy takiej księgi nie widziałem. I ta kartka wewnątrz książki. Ja przeczytałem wszystko, bo umiem nie tylko mówić, ale i czytać po włosku. Tata mnie nauczył. Nie wszystko zrozumiałem, ale było to bardzo, ale to bardzo ciekawe. I nie wyglądało na to, że są to bajki. No proszę w końcu powiedzieć, czy tych ksiąg są tysiące?

18

Kroniki Saltamontes

Aleks potwierdzająco pokiwał głową.– I czy istnieją te podziemia?Aleks ponownie kiwnął głową.– I skarby, i wynalazki, i szkielety?Aleks uniósł kąciki ust w uśmiechu i znów przytaknął.– Niektórzy gadają, że to niemożliwe – kontynuował chłopiec.– To, co niektórzy ludzie uważają za niemożliwe, to są rzeczy,

których jeszcze nie widzieli.– A gdybyśmy chcieli zobaczyć to wszystko na własne oczy, to

co? Moglibyśmy?– Trochę tak. Ale żeby zobaczyć wszystko, należy być człowie-

kiem…– No to ja jestem człowiekiem! – krzyknął chłopiec. – My wszy-

scy – spojrzał na inne dzieci – jesteśmy ludźmi!– Tak, wiem… Ale daj mi skończyć. No, jak by to nazwać… Trze-

ba być człowiekiem nieco niepokornym, co nie znaczy nieuprzej-mym. Rozumiecie, co mam na myśli? – Zawiesił głos. Dzieci po-patrzyły po sobie. – Trzeba pokonać swój strach i wygrać z własną słabością. Mówi wam to coś? – Uśmiechnął się i zaciągnął się fajką.

Dzieci nadal milczały.– No właśnie – ciągnął Aleks – wygrać z własną słabością, a potem…– Co potem? To jest jakaś kolejność?Aleks pokiwał głową.– Jak stopnie wtajemniczenia czy coś?Aleks ponownie potwierdził.Tomas zerwał się na równe nogi.– Zaraz, zaraz, jak to było? Zapiszę sobie. Ma pan jakąś kartkę?

Mógłbym pożyczyć?Aleks zaczął śmiać się w głos, a dzieci zamilkły, zdumione tym

wybuchem. – Przepraszam – wydusił Aleks.– Śmieje się pan ze mnie?– Nie śmieję się z ciebie. Śmieję się, bo właśnie zdawało mi się,

że cofnąłem się w czasie i zobaczyłem samego siebie.Tomas popatrzył na Valtera, a Anna na Ursulkę. Po chwili Valter

zapytał:

19

Fajka Aleksa

– To znaczy, że Tomas jest podobny do pana?– Tak właśnie. Ja też starałem się nie zgubić ważnych myśli i je

zapisywałem. – Spojrzał na stojącą pod ścianą szafkę i rzucił: – Tam jest szuflada, w której znajdziesz ołówki i kartki. Weź sobie, czego potrzebujesz.

– To jak to było? Co najpierw należy zrobić, aby poznać brac-two? – zapytał Tomas z wypiekami na twarzy.

– Najpierw należy być człowiekiem nieco niepokornym… – po-wtórzył Aleks i uśmiechnął się delikatnie, przypominając sobie, jak kiedyś wskoczył do pociągu za dziewczyną, która skradła mu serce. Nie chciał jednak dzieciom o tym opowiadać, więc zawiesił głos.

– A potem, jak już będę niepokorny?– Powiedziałem nieco niepokornym. Słowo NIECO jest tu klu-

czowe, młody człowieku. – Łypnął okiem na dzieci, a te same już nie wiedziały, czy w żartach, czy na poważnie. Gdy zobaczył ich przestraszone twarze, postanowił się uśmiechnąć, nawet gdyby miało to wyglądać sztucznie.

– A co dalej? Co potem mam zrobić?– Potem… potem należy pokonać swą słabość i wygrać ze stra-

chem.Tomas notował.– A gdy to zrobię?– Gdy to zrobisz… musisz… otworzyć się na nowe, następnie

uratować siebie, uratować kogoś, wygrać, spojrzeć w przeszłość, dostrzec piękno w inności, popełnić szaleństwo, upaść i się pod-nieść, a na koniec jeszcze…

Tomas przełknął ślinę.– Co na koniec, proszę pana?– Na koniec musisz uratować ducha uwięzionego w strasznym

domu i spotkać się z ludźmi przyszłości. A w międzyczasie należy w innym człowieku widzieć jego wnętrze, duszę oraz umieć w tłu-mie ludzi dostrzec osoby o dobrym sercu.

– To mi mama zawsze powtarza – powiedział Valter i spojrzałna starszego brata. – Prawda, Tomas?

Tomas pokiwał głową.

20

Kroniki Saltamontes

– Trzeba jeszcze potrafić przyznać się do błędu, naprawiać popsu-te, wierzyć w niemożliwe, otwierać umysł dla innych, a na dodatek dochować tajemnicy. No i co? Umiecie czynić takie cuda?

Nastąpiła przytłaczająca cisza.– Hm… tak… to znaczy, że… myśli pan, że my się nie nada-

jemy? Że nie moglibyśmy? – zapytała dziewczynka o dźwięcznym głosie.

– W tej znalezionej księdze przeczytałem – dorzucił Tomas –że nie ma przypadków i wszystko dzieje się po coś. To, że to ja znalazłem księgę, to znaczy moja rodzina, może właśnie ozna-czać, że jestem właściwą osobą… – Przełknął ślinę, nie potrafiąc ukryć zakłopotania. – Poza tym, proszę pana, nasi rodzice się zgodzili, abyśmy mogli się z panem spotkać, przejechaliśmy kawał drogi. I jesteśmy bardzo, ale to bardzo ciekawscy. Nie poddajemy się łatwo. I język za zębami też umiemy trzymać, jeśli mam być szczery.

Aleks pomyślał o czasach, kiedy był małym chłopcem i posiadał marzenia, na które inni pukali się w czoło. Przypomniał sobie, jak taszczył przez tysiące kilometrów zlepek rur, sznurka i kartonu, bo uważał, że jest to Maszyna do Produkowania Szczęścia, która uszczęśliwi i jego, i ludzi o dobrych sercach, którzy się w jej okolicy znajdują. Przypomniał sobie, że dzięki swoim marzeniom, przez które inni uznawali go za szaleńca, zamieszkał w pięknej Toska-nii wśród serdecznych ludzi, z którymi stworzył rodzinę. W końcu cmoknął i odłożył fajkę.

– Dobrze. Jeśli chcecie, opowiem wam kilka historii o BractwieSaltamontes. Ile macie czasu?

Dzieci aż podskoczyły z radości.– To zależy od nas. Bo możemy przyjść jeszcze jutro i przez na-

stępne kilka dni. Jeśli pan się zgodzi, nasi rodzice też się zgodzą. Na pewno. To wszystko od pana zależy.

Aleks znów podrapał się po głowie zupełnie jak wtedy, gdy był małym chłopcem.

– Zatem posłuchajcie. Ale pamiętajcie – na chwilę zawiesił głos –że to, co usłyszycie dziś czy kiedykolwiek później ode mnie, musi zostać między nami.

21

Fajka Aleksa

Kroniki Saltamontes

– Tak będzie – odpowiedział natychmiast najstarszy chłopiec. –A jeśli komuś wygadam, to niech mnie… no… niech mnie… no sam nie wiem co…

Aleks spojrzał za okno i na kilka sekund zatopił się w swoich myślach.

– Wygląda na to, że stanie się to teraz…– Co się stanie, proszę pana? – zapytała nieśmiało najmłodsza

dziewczynka.– Nowe życie, moi drodzy. Zacznie się nowe życie. Ale jak mówi

przepowiednia, zostanie ono poprzedzone serią niewytłumaczal-nych zdarzeń. Jeśli ma to nastąpić właśnie teraz, musimy przed tą podróżą zapiąć porządnie pasy. Bo mogą się zdarzyć rzeczy, na które nie jesteśmy przygotowani. – Niezdarnie podniósł się z fotela, odłożył księgę i podszedł do otwartego okna. – Jak na przykład ta burza, która nadeszła, mimo że chwilę wcześniej nie było na niebie żadnej chmury. – Westchnął i wyciągnął dłoń przed siebie, wystawiając ją za okno. Przez kilka sekund wpatrywał się w ciepłe krople odbijające się od jego dłoni.

– No, przyjacielu, jesteś… – odezwał się cicho. – Oddasz mizatem mój kamień.

– On gada do siebie – szepnęła Anna.– Ciii – syknął Tomas i wymienił spojrzenia z Valterem. – Po-

słuchajmy – dorzucił najciszej, jak umiał. – Tertius – wydusił Aleks. – TERTIUS! – wrzasnął. – To ty! Wró-

ciłeś! – Wychylił się za okno i przez chwilę spoglądał na lejący jak z cebra deszcz, który wściekle smagał całe podwórze. Po sekundzie dodał ze smutkiem: – Czy może to Hostus Vitruvius znów przy-pomina o swoim istnieniu? – Gdy odwrócił się do dzieci, mokrą dłonią wytarł sobie czoło.

– Co pan mówił? To jakieś magiczne słowa?– Nie, moi drodzy. Jedno imię to imię mojego przyjaciela, a dru-

gie… mojego wroga. Zarówno jeden, jak i drugi potrafią pojawić się znienacka. A to może oznaczać tylko jedno. Zmiany.

– Zmiany? Ale jakie zmiany? – Tomas nie mógł wytrzymaćz napięcia.

23

Fajka Aleksa

– Jak turbulencje, proszę pana? – spytała również wystraszonaAnna.

– O tak… – powiedział Aleks cicho, a potem sam do siebie: –Turbulencje, jakich nie było od tysięcy lat…

Podszedł do stolika fajkowego, na którym leżała księga w skó-rzanej oprawie. Pogładził ją po okładce i uśmiechnął się w duchu, gdy wyczuł pod palcami niewielkie zgrubienie.

O Autorce

Monika Marin – pisarka, ob-serwatorka  świata  z pozycji widza  i głównego  bohatera. Jej hobby to pisanie książek, analiza  zachowań  między-ludzkich (przede wszystkim 

tych, które dotyczą porozumienia pomiędzy dzieckiem a dorosłym) oraz… motoryzacja. Z wykształcenia jest pedagogiem, jednak po kilku latach pracy z dziećmi – zbuntowana na system szkolnictwa, w swych fundamentach ten sam od XIX wieku – zmieniła całko-wicie profesję i zaczęła pracować jako niezależna dziennikarka. Skupiała się przede wszystkim na podróżach. Jej artykuły i felie-tony dotyczyły jeszcze jednej pasji: motoryzacji. Na motocyklu zwiedziła kilka razy Europę, Afrykę Północną oraz Amerykę. Jest zwolenniczką udanego dialogu międzyludzkiego i międzykulturo-wego, poszanowania godności dzieci, których głosu jakże często dorośli nie biorą pod uwagę, traktując dziecko jako „niekomplet-nego dorosłego”. Ma dwoje dzieci – Adama i Helenę – wciąż jeździ na motocyklu 

oraz…sadzi kwiaty w ogrodzie. Jej książki pokochały już tysiące dzieci i… ich rodzice. Napisane są współczesnym językiem, a opisa-ne w nich losy ludzi zaplątane są w losy świata. Pokazują, że nasze własne myśli i nawyki są często narzucone przez innych i jakże ważna jest umiejętność zajrzenia w swoje własne serce. Wartka akcja nie pozwoli odłożyć trylogii na półkę bez przeczytania jej do końca i zadania sobie kilku ważnych pytań. „Kroniki Saltamontes” zaczęła pisać dla swojego syna, a osta-

tecznie książka jest czytana przez tysiące dzieci w Polsce i w pol-skich szkołach na całym świecie. Trylogia ma tysiąc dwieście jeden 

25

stron, które przypominają czytelnikowi o wartościach często zapo-minanych lub nawet wyśmiewanych w dzisiejszym świecie: przy-jaźni, miłości, szacunku do drugiego człowieka oraz o tym, że sam rozwój technologii bez rozwoju emocjonalnego i braku umiejętno-ści dyskusji z drugim człowiekiem nie poprawi świata.Trylogia spodoba się miłośnikom przygód i magii. A czytelnik, 

który będzie czytał ją nieco wolniej, odnajdzie świat, który istnieje obok nas i czeka na odkrycie, do którego jako ludzkość w głębi serc dążymy od tysięcy lat, choć często z marnym skutkiem: świat bez wojny, świat dialogu i otwartego umysłu. Taki, jakiego pragną nasze dzieci. Odnajdziesz go w trylogii „Kroniki Saltamontes”.

Spis treści

Podziękowanie  ....................................................................................................... 5

Rozdział 1  Fajka Aleksa  ........................................................................... 9

Rozdział 2  Toskańskie lato  .................................................................. 31

Rozdział 3  Lekcja  ...................................................................................... 45

Rozdział 4  Niezwykłość codzienności  ........................................... 63

Rozdział 5  Przyjaźń ponad wszystko  ............................................. 75

Rozdział 6  Nuta wspomnień  ............................................................... 99

Rozdział 7  Miraż  ..................................................................................... 109

Rozdział 8  Wenecja  ............................................................................... 129

Rozdział 9  Ciocia Amelia  .................................................................. 151

Rozdział 10  Upiór w marmurze  ....................................................... 165

Rozdział 11  Żywioł  .................................................................................... 189

Rozdział 12  Anioły przychodzą nierozpoznawalne  ............. 203

Rozdział 13  Weneckie sny .................................................................... 215

Rozdział 14  Kanał  ..................................................................................... 229

Rozdział 15  Czary  ..................................................................................... 237

Rozdział 16  Tertius  .................................................................................. 243

Rozdział 17  Przez wieczność  .............................................................. 263

Rozdział 18  Dotknięcie nieznanego  .............................................. 271

Rozdział 19  Kiełbaska i Śnieżka  ..................................................... 293

Rozdział 20  Vivaldi i Puccini  ............................................................. 303

27

Rozdział 21  Echo z zaświatów  ........................................................... 317

Rozdział 22  Przewrotność losu  ......................................................... 327

Rozdział 23  Helena, córka króla  ..................................................... 343

Rozdział 24  Ukojenie  .............................................................................. 367

Rozdział 25  Nieznane moce  ............................................................... 379

Rozdział 26  Pomost ku przyszłości  ................................................. 403

Rozdział 27  Cenniejsze niż złoto  .................................................... 419

Rozdział 28  Alumnos  .............................................................................. 435

Rozdział 29  Narada  .................................................................................. 459

Rozdział 30  Nowe życie  ......................................................................... 469

Bibliografia  ......................................................................................................... 477

POZNAJ WCZEŚNIEJSZE LOSY BOHATERÓW

Pełna przygód i wzruszeń powieść przygodowa dla całej rodziny. Adam i Aleks – dwóch młodych przyjaciół z sierocińca, jeden obdarzony nie-przeciętną intuicją, a drugi inży-nieryjnym umysłem – wyruszają w podróż. Wcześniej jednak kon-struują Maszynę do Produkowania Szczęścia, której powierzą swe se-krety. Chłopcy marzą o odnalezieniu domu i zaskakujących przygodach. Ich życie nabierze tempa, gdy w średniowiecznych podziemiach odnajdą tajemnicze księgi. Ale naj-ważniejsze jest, aby przeprawili się przez całą Europę i dotarli do miej-sca, które wspólnie wylosowali na mapie. No i oczywiście aby ich wy-nalazek uszczęśliwił nie tylko ich, ale i ludzi o dobrym sercu.

W drugiej części cyklu o przygo-dach Adama i Aleksa przewija się motyw drogi, miłości, magii i wiel-kiej tajemnicy. Na czytelnika czeka ekscytujący i pełen niespodzianek świat nastolatków, w którym cie-kawość przypomina bezkresny ocean, wiara przenosi góry, a bun-townicza miłość nie zna barier. Książka napisana lekkim językiem celuje w nastoletniego odbiorcę, nie zanudza opisami, a przemyco-ne gdzieniegdzie złote myśli zatrzy-mają na chwilę czytelnika w każdym wieku. Młodzież znajdzie w powie-ści odbicie swoich problemów, a dorosły niejednokrotnie otrze łzę wzruszenia, śledząc los bohaterów i wracając w myślach do swych młodzieńczych lat.

Kroniki Saltamontes – cz. 1:Ucieczka z mroku

Kroniki Saltamontes – cz. 2:Tajemnicze Bractwo

Obok tych książek nie da się przejść obojętnie. Przywracają wiarę w trochę zakurzone w dzisiejszym świecie wartości: prawdziwą

przyjaźń, bezinteresowność i tolerancję.

www.kronikisaltamontes.pl

Szczegółowo zapoznasz się z trylogią na stronie:

www.kronikisaltamontes.pl