20
1 Nr 5 / 7.11.2014 Nakład 40 szt. Cena 2 PLN SIENKIEWICZ NA WAKACJACH Str. 4 - 6 NARODOWE CZYTANIE… Str. 10 Chcesz zabić nudę? Zajrzyj do działu ROZRYWKA! WYŚCIG ŚLIMAKÓW… Po wakacyjnej przerwie wracamy z TEMATEM TABU! str. 13

NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

1

Nr 5 / 7.11.2014 Nakład 40 szt. Cena 2 PLN

SIENKIEWICZ NA WAKACJACH

Str. 4 - 6

NARODOWE

CZYTANIE… Str. 10

Chcesz zabić

nudę?

Zajrzyj do działu

ROZRYWKA!

WYŚCIG

ŚLIMAKÓW…

Po wakacyjnej

przerwie wracamy z

TEMATEM TABU!

str. 13

Page 2: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

2

redaktor naczelny: Katarzyna Kujko

grafika: Katarzyna Kujko, Michał Erbel, Oliwia Ochman z-ca redaktora: Konrad Mrozik & Kacper Ponichtera

korekta: Urszula Kamińska & Michał Kadej

felietoniści: Magdalena Janiszewska, Natalia Łabuzek, Kamila Kozłowska, Karolina Nierojewska, Dominika Kobus, Agnieszka Chabera, Aleksandra Rybak, Ola Zagubień, Wiktoria Jakubiec, Weronika Pławińska, Malwina Kowalczyk, Weronika Kędziorek,

Agnieszka Grzybowska, Konrad Mrozik, Kacper Ponichtera, Kamila Szwejk, Dominik Owczarek, Grzegorz Roliński

SSSPPPIIISSS TTTRRREEEŚŚŚCCCIII

OD REDAKCJI

ssttrr.. 1100

TEMAT NUMERU: Sienkiewicz na wakacjach

ssttrr.. 44--66

AKTUALNOŚCI / „Dzieci polskie w Oświęcimiu”

ssttrr.. 77

Kultura

ssttrr.. 88

TEMAT TABU: STOP rozmnażaniu się w

miejscach publicznych

ssttrr.. 1133

Rozmówki koreańskie

ssttrr.. 1155

Rozrywka

ssttrr.. 1166

UWAGA!

Dnia 24 listopada o godzinie

14:30 odbędzie się spotkanie

KLUBU LITERACKIEGO… „Traktat

o łuskaniu fasoli”

TO

JEST

MIEJSCE

NA

TWOJĄ

REKLAMĘ

Page 3: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

3

DROGI CZYTELNIKU…

Obejmując stanowisko redaktora naczelnego szkolnej gazetki, nie śmiałem nawet przewidywać, że jej reaktywacja spotka się z tak dużym zainteresowaniem. Od grudnia do maja wydane zostały cztery numery „Na Siennej”, a efekty swojego pióra ukazała niemała ilość uczniów.

Ostatecznie ostało się dwadzieścia osób, przed którymi w tym roku stoi zadanie wprowadzenia pierwszoklasistów do redakcyjnego kręgu. Wiążę z tym nadzieję i wierzę, że dzięki świeżej krwi będą w stanie podnieść poziom gazety. W tym roku szkolnym przedsięwzięcie powierzam osobie, która do tej pory była grafikiem - stery przejmuje Kasia Kujko i myślę, że uda się jej kontynuować coś co do tej pory udało nam się osiągnąć, bo mimo niejednych przeszkód, „Na Siennej” jest czymś, co sprawia, że mam prawo być zadowolony, zarówno z siebie, jak i tych, którzy dołożyli swoją cegiełkę (a nawet cegiełki!) do jej rozwoju.

Podsumowując, chciałbym podziękować Pani Dyrektor Elżbiecie Wysmołek, Pani Urszuli Kamińskiej, jak również Panu Michałowi

Kadejowi, którzy umożliwili powstanie gazetki. Od tego numeru, Drodzy Czytelnicy, będziecie mogli mnie podziwiać w charakterze dziennikarza stałego; mam nadzieję, że pierwszy numer w nowym roku

szkolnym nie pozostawi u Was niedosytu i z chęcią będziecie czytać następne.

Dominik Owczarek

dotychczasowy Redaktor Naczelny „Na Siennej”

PS. Redakcja gazety "Na Siennej" dziękuje koledze Dominikowi Owczarkowi za cały rok wspólnej pracy, gdy w

gazetce pełnił funkcję Naczelnego.

Page 4: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

4

WYCIECZKA PIERWSZA:

AUSTRIA - WŁOCHY Wszystko zaczęło się 19 września…

Wyjechaliśmy na wycieczkę do

Austrii. Najpierw była bardzo długa i

męcząca podróż – 14 godzin.

Wszyscy niezmiernie narzekali na

niewygody przejazdu, ale… opłacało

się! Gdy dojechaliśmy na miejsce,

oczom naszym ukazał się piękny

widok gór, który chyba na zawsze

zapisze się w naszej pamięci.

Po przyjeździe do hotelu szybko się

zakwaterowaliśmy, a następnie

wyruszyliśmy pieszo na szczyt góry

Gerlitzen. Nie ukrywam… było to

trudne, zwłaszcza po tylu godzinach

podróży. Nie wszyscy byli zadowoleni,

lecz, gdy wróciliśmy, czekała na nas

przepyszna polska obiadokolacja.

Później chętnie zajadaliśmy się

przywiezionymi z Polski opiekanymi

nad ogniem jabłkami.

Nazajutrz gondolową kolejką

zjechaliśmy z góry, na której

mieszkaliśmy. Następnie

odwiedziliśmy domniemany grób

króla Polski Bolesława

II Śmiałego w Ossiach. Potem

wybraliśmy się w malowniczy rejs po

jeziorze Ossiacher. Po wyjściu ze

statku czekał nas 45 - minutowy

morderczy spacer pod górę. Jednak

naprawdę było warto się tak męczyć,

by w końcu trafić do rezerwatu

makaków. Gdy zobaczyliśmy te

niezwykłe zwierzątka, wszystko co złe

uciekło w niepamięć. Obejrzeliśmy

godzinny pokaz tych niesamowitych

małpek. Potem wyruszyliśmy jeszcze

wyżej - do zamku Landskorn, skąd

niebawem wypędziła nas burza…

Schodziliśmy na dół podczas

ulewnego deszczu. Byliśmy

kompletnie

przemoczeni.

Wieczorem

wspólnie

emocjonowaliśmy

się meczem

siatkówki, w

którym

reprezentowali nas

Polacy. Z dumą i

na stojąco

śpiewaliśmy nasz hymn narodowy…

W poniedziałek mieliśmy okazję

zobaczyć istny cud inżynierii, a

mianowicie słynną zaporę w Dolinie

Spadającej Wody, co było

poprzedzone długim przejazdem

przez krainę fantastycznych

wodospadów – do 350 m wysokich.

Na tamie czekał nas jeszcze spacer

nad przepaścią po szklanej tafli

widokowej… Z tamtego miejsca

pojechaliśmy prosto do niezwykłego

muzeum Porsche w Gemund.

Mieliśmy okazję zobaczyć tam wiele

cudownych i drogocennych modeli

samochodów tej marki. Stamtąd

popędziliśmy na zakupy spożywcze

do Villach, a potem do

ośrodka. Wieczorem

każdy, kto chciał,

mógł uczestniczyć w

zorganizowanym

ognisku. Było

cudownie! Rano

czekała nas nie lada

wyprawa nad

przepiękne, naturalne

alpejskie wodospady w Ferlach.

Później weszliśmy na Piramiden-

kogel, skąd rozciąga się

niezapomniany widok na Alpy i trzy

malownicze jeziora. Odważni, a może

szaleńcy (!) zjechali z piramidy rurą…

Potem jeszcze wizyta w malowniczym

Welden (austriackie Saint Tropez)…

Wieczorem chętni bawili się na

dyskotece.

Następnego dnia wstaliśmy

wyjątkowo wcześnie. To był dzień, w

którym mieliśmy odwiedzić Wenecję.

Po kilku godzinach dojechaliśmy tam

pociągiem. Na początku mieliśmy

mieszane uczucia. Średnio nam się

podobało, lecz, gdy przeszliśmy

prawie całe miasto i zobaczyliśmy je

od każdej strony, zmieniliśmy zdanie.

Ujrzeliśmy tam, między innymi,

kościół San Rococo, bazylikę dei

Frari, Ponte Rialto, Most Westchnień,

plac św.

Marka. W Wenecji mieliśmy czas na

spróbowanie np. tradycyjnej włoskiej

pizzy czy kupienie prześlicznych

masek. Po pełnej wrażeń podróży j

do hotelu wróciliśmy około pierwszej

w nocy. Tam czekała na nas pyszna

kolacja.

Kolejny dzień był, niestety, dniem

powrotu do domu. W czasie drogi

zatrzymaliśmy się w Wiedniu.

Podziwialiśmy tam śliczne ogrody

pałacu

Schönbrunn.

Zwiedzając

wiedeński

Ring,

zaczerpnęliśmy

trochę wiedzy

na temat

poszczególnych

budynków w Wiedniu. Udaliśmy się

także na krótki spacer po stolicy

Austrii – minęliśmy cesarski pałac

Hoffburg, zajrzeliśmy do katedry św.

Szczepana, podziwialiśmy wystawy

luksusowych sklepów wiedeńskich.

Nawet nie wiadomo kiedy minęła

nam cała podróż powrotna i nagle

znaleźliśmy się… w Warszawie.

Szkoda, że wszystko, co dobre i

przyjemne, tak szybko się kończy. Z

pewnością większość z nas chciałaby

tam zostać znacznie dłużej. Uważam,

że wycieczka była wyjątkowo udana

pomimo wielu „nieprzewidzianych

okoliczności”. Zdecydowanie wszyscy

chcielibyśmy ją powtórzyć.

TEMAT NUMERU

Magdalena Janiszewska

Page 5: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

5

WYCIECZKA DRUGA

Moje Jądro Ciemności, czyli

relacja z Czarnego Lądu

Spędziłem dwa i pół miesiąca na innym kontynencie. Podziwiałem nowe zwierzęta, widoki, rośliny, a przede wszystkim poznałem ogrom nowych i fascynujących ludzi. Nauczyłem się niewyobrażalnie wiele; wspominam nie tylko o szkoleniu języka, ale także o sprawach duchowych i życiowych. Ale jak się to wszystko zaczęło?

Cześć, jestem Konrad i ostatnie wakacje spędziłem w Afryce. Wyjechałem tydzień przed końcem roku szkolnego, a wróciłem w drugim tygodniu września. Dwa i pół miesiąca siedziałem w Republice Południowej Afryki i wcale się nie nudziłem. Głównym celem mojego wyjazdu było podszkolenie języka, więc sumiennie uczęszczałem do szkoły języka angielskiego International House of Cape Town. Całe dwa miesiące mieszkałem w Capetown (pol. Kapsztad) i wynajmowałem pokój od niejakiego Blake’a. Ale dlaczego akurat RPA?

Przede wszystkim dlatego, że moja babcia mieszka tam już 40 lat i to ona mi to zaproponowała. Poleciałem do niej (15 godzin morderczej niewygody) do Pretorii na ostatni tydzień czerwca. Jak opisać można stolicę RPA? Cicho, spokojnie i

nienaturalnie. Atmosfera dziwna, inaczej nie mogę tego wyrazić. Dobre miejsce na tygodniowy odpoczynek, ale więcej bym tam nie wytrzymał.

Ciepło i tyle; kompletnie nic się tam nie działo.

Do Capetown leciałem sam, a mojego „gospodarza” pierwszy raz spotkałem na lotnisku (moja babcia znalazła go na Gumtree). Przyznam, że trochę się bałem. Mógł się okazać osobą typu: płać mi za miesiąc, do zobaczenia w przyszłym, cześć! Ale na szczęście przywitał mnie długowłosy hipis z pacyfą na koszulce, który w pierwszy weekend pokazał mi pół miasta i okolic. Okazał się niesamowicie otwartą osobą, bardzo kreatywną i przyjazną. Pomagał mi w szkoleniu mojego

języka, siedział ze mną wieczorami, rozmawiał i chciał mi pokazywać nowe miejsca. W weekendy pracowałem w jego hipsterskim sklepie. Przez Blake’a poznałem bardzo wielu kreatywnych i myślących ludzi, z którymi rozmowy miały sens i dawały do myślenia. Przede wszystkim ludzie w RPA są nieco inni niż w Polsce, bo obcy na ulicach, w sklepach, gdziekolwiek, są w większości niesamowicie uprzejmi i mili. Krótka formułka: „Hi, how are you?” otwierała każdą konwersację, nieważne, czy chciałem kupić coś w kiosku, czy po prostu zapytać o drogę. To było coś niesamowitego.

Szkoła także okazała się niesamowitym przeżyciem. Chodziłem do niej od poniedziałku do piątku, od godziny 9:00 do 15:15 z półtora-

godzinną przerwą na lunch. Na porannych zajęciach skupiałem się na gramatyce angielskiej, na słuchaniu, czytaniu i pisaniu w tym języku. Na

popołudniowych natomiast było tylko mówienie i słownictwo. Poznałem mnóstwo niesamowitych ludzi z całego świata, głównie z Brazylii, Arabii Saudyjskiej, Republiki Kongo i Gabonu. Była tam też jedna dziewczyna z Czech, jedna z Hiszpanii i chłopak z Niemiec, ja byłem czwartym Europejczykiem. To, co mnie zafascynowało w tej szkole, to sposób prowadzenia lekcji. Był taki, że nawet nie myślało się, że jest się w szkole. Nauczyciele (bardzo młodzi) byli na równi z uczniami, a rozmowy były naturalne.

Oprócz ludzi i miasta

widziałem także lwy, tygrysy, papugi, pingwiny, foki, flamingi, gepardy i leopardy. Niesamowite zwierzęta, które na żywo wyglądają majestatycznie i groźnie. Chodziłem po górach, dotykałem palm, kąpałem się w oceanie i codziennie chadzałem nad wodę. Mam ogrom zdjęć i filmów, a teraz także międzynarodowych znajomych. Do dziś utrzymuję kontakt z Blake’iem, paroma nauczycielami, uczniami i ludźmi poznanymi w Cape Town. Miejsce było pełne dobrej energii, życzliwości i uprzejmości ze strony ludzi. Niesamowite wrażenia, które zapamiętam do końca życia. Jeżeli ktoś się zastanawia nad przyszłymi wakacjami, to śmiało może celować w dziką Afrykę, bo to może być niezapomniana przygoda!

Konrad Mrozik

WYCIECZKA

TRZECIA One night in Tel Aviv

Stolicą Izraela jest Jerozolima, ale to Tel Awiw nosi miano kulturalno-imprezowego centrum kraju. Do Świętego Miasta rocznie pielgrzymuje miliony wiernych, ale to tu podążają hordami fani dobrej zabawy. Wiedzą, co czynią. Rozmiarami przypomina on nam popularną niewielką pigułkę, zatem, w tej samej formie pigułki przedstawię Wam mój dzień z życia na miejscu. Krok po kroku, ze wszystkimi tego urokami – od klimatycznego śniadania przy plaży

po równie klimatyczny techno łomot w jednym z miejscowych klubów. Jedno jest pewne. To miejsce nie bierze zakładników.

I tak budzę się rano, skąpany promieniami izraelskiego słońca, a na zegarku magicznie miga 8:00. Nie ma co marnować czasu i wylegiwać się w łóżku do późnych godzin popołudniowych. Jestem typem człowieka, który aż nadto ceni sobie długi sen, ale w podróżach zawsze o tym zapominam, wychodząc z założenia, że każda sekunda przespana poza domem jest czasem straconym. Nadchodzi pora na śniadanie, a więc najważniejszy posiłek dnia, który musi zagwarantować mi niespożytą ilość energii na następne kilka godzin.

Zazwyczaj posiłki przygotowuje w domu, a na moim stole widnieją typowe dla tego miejsca Szakszuka, czyli rodzaj aromatycznej jajecznicy z pomidorami, pikantne kiełbaski

Merguez, zbożowa kawa oraz chlebek pita, który tu jest nieodłącznym elementem każdego posiłku. Tym razem postanowiłem nieco inaczej i na śniadanie wybrałem się na miasto. Idąc ulicą Jabotinsky, dzierżąc pod pachą dzisiejszy numer dziennika Maariv, zakupionego u znajomego kioskarza, dochodzę na miejsce, gdzie wita mnie moja ulubiona kawiarnia Cafe Michal przy Dizengoff Street 230. Nie jest to jedynie moje ulubione miejsce, bo można tu spotkać rano wiele niezwykłych osobistości, które, tak jak ja, wpadły tu na śniadanie w stylu

Page 6: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

6

śródziemnomorskim, czyli filiżankę mocnej kawy i garści świeżych informacji z kraju i ze świata. Codziennym bywalcem tego miejsca

jest Etgar Keret, izraelski pisarz polskiego pochodzenia, autor m.in. „Gaza blues” czy „Kolonii Knellera”, który każdego dnia, prócz sobót, rytualnie popija tu świeżo parzoną kawę i tak jak ja delektuje się jej smakiem i ciepłym, francuskim wnętrzem tego też miejsca. Spacerologia Po śniadaniu wyruszam na wcześniej zaplanowany spacer. Celem mojej wędrówki będzie Stara Jaffa, czyli obecnie jedna z dzielnic Tel Awiwu, a dawniej starożytna Joppa i jeden z najstarszych portów morskich na świecie. Miejsce tak magiczne, złożone, zróżnicowane, co jednocześnie piękne, klimatyczne i chwytające człowieka za serce. To tu był biblijny port, z którego to wyruszył prorok Jonasz, udając się do Tarszisz. To tu był port króla Salomona, sprowadzającego libańskie drzewo pod budowę Świątyni Jerozolimskiej, aż wreszcie to tu Napoleon Bonaparte w 1799 roku ze swoim francuskim wojskiem dokonał rzezi na miejscowej ludności. Dziś idąc wzdłuż telawiwskiego wybrzeża rozpościera nam się piękny widok na Starą Jaffę, gdzie nad bliskowschodnią zabudową, arabskimi

minaretami góruje wieżyczka franciszkańskiego Kościoła Świętego Piotra, który stanie się początkiem mojej malutkiej podróży po starym mieście. Kościół został zbudowany w 1654 w oddaniu świętego Piotra na miejscu średniowiecznej cytadeli. Budowlę wzniesiono przez Fryderyka II i przywrócona przez Ludwika IX z Francji na początku drugiej połowy XIII wieku. Jednak na przełomie XVIII wieku kościół został dwukrotnie zniszczony i przebudowany. Obecna struktura została zbudowana w latach 1888 i 1894, a ostatnio odnowiona w 1903 roku. Miejsce to jest o tyle ciekawe, że urzędują tu polscy księża,

odprawiający co niedzielę liturgię w naszym ojczystym języku. I mając okazję poznać ich i ich prace, śmiem twierdzić, że to księża z tzw. powołania, a za ich posługę należy się ogromny szacunek nawet ze strony wojujących ateuszy. Jeśli jesteśmy już przy Polakach to warto napomknąć, że tu Nas szanują bardziej niż w innych częściach globu, bo zgodnie ze starym izraelskim porzekadłem „Romanit gana, Polanit szana” Tu najgorszą plagą są rumuńscy złodziejaszkowie, a Polacy

im jedynie pomagają. To niezwykle budujące. Ale Stara Jaffa to nie tylko starożytny port, klimatyczny rynek czy polski kościół. To też jedno z

najniebezpieczniejszych miejsc na ziemi, a właściwie jej niewielka część, czyli Ajami. Ajami śmiało można określić mianem żydowskiego Bronxu, gdzie codziennie o przeżycie walczą narkotykowe kartele, a serie z karabinów maszynowych to odgłos powszechniejszy od śpiewu ptaków. Miejsce to stało się również inspiracją do nakręcenia w 2009 filmu przez duet Scandar Copti & Yaron Shani o tymże samym tytule. Obraz o tyle warty odnotowania, że jest to pierwsza w historii izraelsko-palestyńska koprodukcja oraz doskonale oddająca zróżnicowany klimat życia tutaj, czego dowodem była nominacja do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, Złota Kamera na festiwalu w Cannes czy deszcz nagród na izraelskich Ofirach. Pokarmowy orgazm Ale Jaffa to nie tylko mafie narkotykowe, strzelaniny i ogromna adrenalina. To też miejsce dla kulinarnych freaków, bo tu właśnie mieszczą się dwa legendarne lokale, niedaleko od siebie. Pierwszy z nich to Abu Hasan przy 1 Ha' Dolfin Street, czyli najlepszy hummus w Izraelu, o renomie porównywalnej chyba tylko do Papieża oraz Abulafia

przy głównej ulicy Yefet Street, czyli najsłynniejsza arabska piekarnia, gdzie ja właśnie zakupiłem swojego rodzaju kruche pierogi z kozim serem i aromatycznymi przyprawami, typowymi dla Bliskiego Wschodu i powolutku zmierzam w kierunku centrum, do dzielnicy jemeńskich Żydów na upragniony obiad. Po 20 minutach jestem na miejscu. Z dala od miejskich arterii wita mnie malownicza uliczka Nahila’l, przy której w trakcie niedługiej obecności , miałem przyjemność poznać od kuchni – w przenośni i dosłownie – kulturę potomków Królowej Saby. W Erez Yemen, niezwykle klimatycznej

knajpce z narodową , jemeńską kuchnią, – prawdopodobnie jedną z najlepszych i najbardziej aromatycznych, jakie dane było mi spróbować, – przeżyłem pokarmowy orgazm. Trafić tu jest nie trudno, bo zapachy rozpościerają się w promieniu kilku kilometrów i już z dala można wyczuć woń jagnięcej zupy Saltah, suszonej Dorady w ziołach czy tradycyjnej pikantnej pasty sahawaq. Całość o tyle czarująca i niezwykła, jak sama historia i kultura jemeńskich Żydów ,

z którymi miałem przyjemność porozmawiać, poznać, by w końcu dopełnić wspaniałe popołudnie czarną herbatą z mlekiem Shahi

Haleeb w towarzystwie jazzujących gdzieś w oddali moich żydowskich kumpli z Sana’a. Wielkimi krokami zbliża się wieczór, a więc ta właściwa pora dnia, kiedy do życia raz jeszcze budzą się młodzi mieszkańcy Tel Awiwu. Na ulicach ogromny ruch, kawiarniane i restauracyjne bistra znów świecą tłumami, a ja po sowitym posiłku mam ochotę zacząć powolutku zabawę i nastrajanie się na całonocny rave, dlatego też zmierzam w kierunku Białego Miasta, czyli 5-tysięcznego kompleksu w stylu międzynarodowym i Bauhaus. To nie lada gratka dla architektonicznych zapaleńców i ziszczenie się marzeń samego Le Corbusiera. To tu pośród modernistycznej zabudowy kwitnie wieczorne życie młodych Żydów i Żydówek. To tutaj przy Rothschild 12 siadam w ukryciu i zamawiam kolejną lampkę czerwonego wina, prosto z najlepszych szczepów z Pustyni Negew. Delektując się wybornym smakiem izraelskiego wina, słuchając rozmów przypadkowych ludzi, obserwuje kątem oka Dom Dizengoffa, czyli słynną Sale Niepodległości, gdzie 14 maja 1948 o godzinie 16.00 swoją niepodległość proklamowało Państwo Izrael tym samym, dając mi możliwość siedzenia

tutaj i wyruszenia za chwilę na, jak się okaże, jedną z najlepszych techno imprez w moim skromnym życiu. Izrael słynnie z gorących dziewczyn, równie gorących imprez, ale przede wszystkim z psychodelicznego trance’u, bo przecie nazwy Infected Mushroom czy Astral Projection zna nawet słabo szanujący się fan muzyki elektronicznej. Ja jednak wielkim fanem trance’owej muzyki nie jestem, ale to też nie szkodzi, bo tu każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Jest takie miejsce, które odpowiada mi szczególnie - The Block przy Salame Street 157, które określiłbym mianem żydowskiego

Berghain przy jednoczesnym zachowaniu miejscowych realiów. Dziś tam będzie bal, większy nawet od tego znanego z Budki Suflera, bo przygrywać będą goście z Ostgut Ton Nacht, a kolejno za konsoletą pojawią się Efdemin, Marcel Fengler, Steffi i rezydent tego miejsca Boris. I dlatego drogi czytelniku pozwolisz teraz, ze pożegnam sie z Toba i oddam zabawie, a rano znow powita mnie piekne miasto Tel Awiw.

Kacper Ponichtera

Page 7: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

7

AKTUALNOŚCI

NA ŚWIECIE : Znaleziono laptop z

tajnymi dokumentami dżihadystów! Wśród 35 tysięcy plików znajdowały się filmy szkoleniowe dot. użycia bomby biologicznej oraz rad, jak ją zastosować, by dotarła do jak największej liczby ludzi. Państwo Islamskie opublikowało w Internecie nagranie wideo, na któ-rym dżihadyści grożą Rosji i Władimi-rowi Putinowi. Jeden z bojowników podkreśla, że IS wyzwoli Czeczenię i cały Kaukaz. W Przemyślu znaleziono szczątki noworodka, które, jak stwierdzono, mogły leżeć tam 30 lat! Ciało zostało ukryte pod dachem budynku, w którym niegdyś znajdował się szpital

z oddziałem położniczym. 22 września Prezydent RP Bronisław Komorowski powołał rząd Ewy Kopacz. Radosław Sikorski został nowym marszałkiem Sejmu. Wicemarszał-kiem wybrano Elżbietę Radziszewską. 1 września nowa Premier wygłosiła swoje expose. Islamiści zapowiadają kolejne egzekucje. Radykałowie z Państwa Islamskiego zagrozili, że będą zabijać obywateli państw zachodnich, które popierają tworzoną przez Stany Zjed-noczone i wymierzoną w nich między-narodową koalicję w Iraku lub de

facto w niej uczestniczą. Kraków alkoholową stolicą Polski. Była stolica Polski bije inne polskie miasta pod względem liczby punktów sprzedających trunki. (informacje czerpane z portalu onet. pl)

NA SIENNEJ: 1 września rozpoczął się rok szkolny 2014/2015. W tym roku mamy aż 6 klas pierwszych! Otrzęsiny pierwszaków odbyły się 12

września. Nasza szkoła, jak co roku, odwiedziła Wolę Okrzejską - miejsce urodzenia Henryka Sienkiewicza. 19 września rozpoczęła się 8

dniowa wycieczka do Austrii i Włoch. Wycieczka była cudowna, jej sprawozdanie możecie przeczytać na dalszych kartach naszej gazetki :) Uczestnicy wycieczki wrócili cali i zdrowi, z głową pełną wspomnień oraz niezłymi zakwasami. 3 i 4 października nasza szkoła brała udział w zbiórce Banków Żywności "Podziel się Posiłkiem". Jedzenie było zbierane w Ken Center na Ursynowie. Ludzie byli bardzo życzliwi, angażując się w tę wspaniałą akcję. W pierwszym i drugim tygodniu października klasy pierwsze integrowały się na wycieczce w Białce Tatrzańskiej. Mamy nadzieję, że rocznik '98 wrócił ze sobą zgrany i zaprzyjaźniony. Nasza szkoła "podskoczyła" w Rankingu Perspektywy. Obecnie uplasowaliśmy się na 51 miejscu, otrzymując Brązowy Znak Jakości. Jesteśmy dumni z naszej szkoły! :) 14 października nasza szkoła, reprezentowana przez uczniów klasy III d, wzięła udział w konkursie wiedzy o Żeromskim (i jego pobycie w Warszawie, organizowanym przez XL LO im. Stefana Żeromskiego w Warszawie. Kreatywność, spryt i szybkość naszego zespołu zaowocowała sporą przewagą - a co za tym idzie - wygraną. Konkurs miał formę gry miejskiej, w której uczestnicy odkrywali ważne miejsca z życia pisarza. Codziennie w ramach akcji EKO SZKOŁA organizowana jest zbiórka telefonów komórkowych, które nie są już nam potrzebne (sprawne lub nie). Szkoła zbiera telefony i wysyła je do

organizatorów akcji, którzy wymieniają je na pomoce dydaktyczne i nagrody rzeczowe dla szkoły. Celem akcji jest w przystępny

sposób uświadomienie uczniom skutków nieodpowiedzialnego gospodarowania sprzętem elektronicznym oraz przedstawienie możliwości jej ponownego, zgodnego z przeznaczeniem, wykorzystania. Dbajmy o środowisko i wspomóżmy akcję! Kolejną eko akcją jest zbieranie zużytych baterii, które można złożyć do specjalnego pudełka znajdującego się w szatni. :) 29.10 odbyło się Święto Szkoły. Był to dzień wolny od zajęć dydaktycznych, natomiast każda klasa miała różne zadania do wykonania. Klasy pierwsze- filmik, klasy drugie – zdrową potrawę, klasy trzecie - herb szkoły. Zwycięzcami zostali okazali się wszyscy, którzy w ogóle wzięli udział. Wyróznione przez jury zostały następujące klasy: wśród klas I: I miejsce… 15 listopada odbyła się akcja sprzedawania ciast na rzecz zwierząt w schroniskach. Dzięki zaangażowaniu uczniów, rodziców i nauczycieli udało się zebrać aż 500 zł. Dziękujemy! W dalszym ciągu można przynosić karmę, koce itp przedmioty, które przydadzą się osamotnionym zwierzakom. W październiku odbył się szkolny etap Olimpiady Wiedzy o III RP. Do II etapu przeszli: Wacek Dzięcioł z klasy II d i Kamil Rodak z III d W listopadzie przewidziano eliminacje do Olimpiady z Wiedzy o Świecie Współczesnym. Zapisy u pana Michała Kadeja.

Domininika Kobus

DZIECI POLSKIE W OŚWIĘCIMU -

SPRAWOZDANIE Z WYCIECZKI

"Powinniśmy być wdzięczni ludziom, którzy tu zginęli, ponieważ dzięki nim możemy kochać i być kochanymi oraz możemy mówić dumnie o sobie jako Polakach."

26 września grupa 30 uczniów z naszej szkoły pod opieką pani Stoińskiej i pani Garbolewskiej uczestniczyła w wycieczce do

nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz- Birkenau w Oświęcimiu w ramach obchodów 70. rocznicy deportacji cywilnej ludności z powstańczej Warszawy.

Przejeżdżając przez Pruszków,

mogliśmy przez okna autokaru zobaczyć cześć obozu przejściowego Dulag 121, z którego w sierpniu 1944 roku ludność Warszawy była przewożona m.in. do Auschwitz-Birkenau i obozów w głębi III Rzeszy.

W obozie macierzystym dowiedzieliśmy się, jak działał ten obóz oraz jak wyglądało życie więźnia. Cały obóz składa się z kompleksu bloków i placu apelowego. Funkcjonowały w nim budynki administracji obozowej, Gestapo oraz komendantura. Tuż za drutami stał dom komendanta wraz z ogrodem –

AKTUALNOŚCI

Page 8: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

8

mieszkał w nim razem z rodziną. Widzieliśmy dowody zbrodni, czyli przedmioty codziennego użytku należące do więźniów, a świadczące o

tym, że ludzie nie wiedzieli, że już stamtąd nie wrócą. Powiedziano nam, jakie tortury wobec więźniów obozu były stosowane przez Niemców - np. kara słupka. Polegała ona na wieszaniu więźniów za wygięte do tyłu ręce. Więźniów duszono gazem

(cyklonem B powszechnie używanym do dezynsekcji) w specjalnie

wybudowanych do tego komorach, a ciała palono w piecach krematoryjnych.

W Brzezince mogliśmy zobaczyć baraki lub ich części, które przetrwały do naszych czasów. W niektórych kompleksach spotkaliśmy więźniów, którzy opowiadali, jak żyli podczas pobytu w obozie oraz do czego dany budynek służył.

Oglądaliśmy też pomnik upamiętniający skazanych na śmierć niewinnych ludzi. Mogliśmy uczestniczyć w uroczystości 70.

rocznicy deportacji cywilnej ludności z powstańczej Warszawy.

Myślę, że każdy przynajmniej raz w życiu powinien pojechać do Auschwitz-Birkenau i w ten sposób wyrazić szacunek dla zamordowanych tam ludzi. Ta wycieczka skłoniła mnie do myślenia nad wartością ludzkiego życia.

Wera

__________________________________________________________________________________

KULTURA

WYWIAD NUMERU

Joanna Kołaczkowska - polska aktorka i autorka tekstów kabaretowych, realizatorka niezależnej wytwórni filmowej A'YoY. Aktualnie związana z kabaretem Hrabi, ale jest znana także z kabaretu Potem – klasyki polskiej sceny rozrywkowej oraz improwizowanego programu Spadkobiercy. Rozmowę z artystką przeprowadził Konrad Mrozik.

Konrad Mrozik: Wiem, że pierwsze

pytanie będzie sztampowe i raczej oczywiste, ale muszę je zadać: Jak zaczęła się ta cała kabaretowa przygoda?

Joanna Kołaczkowska: Ech, już tyle razy to opowiadałam.

KM: Wiem, że na początku był kabaret Drugi Garnitur, następnie Potem, ale mi raczej chodzi o to dlaczego właśnie kabaret?

JK: W 1988 roku skończyłam studia pedagogiczne. Wtedy właśnie z Adamem Nowakiem, który mnie na to namówił, poszłam na casting do kabaretu Drugi Garnitur. To miało być tylko zabawą, nie sądziłam, jak bardzo to zmieni moje życie. Wystąpiłam przed jury, kazali mi wyrecytować wiersz, wyrecytowałam, a jury opadły szczęki. Zaczęli mi pochlebiać, a ja nie wiedziałam, dlaczego, i od razu powiedzieli, że biorą mnie do kabaretu. W Drugim Garniturze byłam rok, aż do jego rozwiązania. Mieliśmy wtedy skecze oparte głównie na poezji socrealistycznej, o fabrykach, robotnikach. W 1989 roku DG się rozpadł, ale na jego miejsce w moje życie wskoczył - sławny dziś - kabaret

Potem. Aż dziesięć lat, bo do 1999 roku występowaliśmy na scenie, ale ludzie pytają dlaczego rozwiązaliśmy naszą działalność tak nagle. Ideą Władka Sikory, naszego lidera, było rozwiązanie kabaretu w czasach jego świetności i tak też zrobiliśmy. Następnie miałam trzy lata przerwy na swoje życie osobiste, bo już kilka tygodni po ostatnim występie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Gdy Hania już przyszła na świat i miałam trochę czasu na odpoczynek, Darek Kamys, z którym grałam w kabarecie Potem, przyszedł do mnie z nowym pomysłem na kabaret. Miałam na początku lęk przed porównywaniem nowego kabaretu ze starym, bo wiedziałam, że Potem odniósł sukces. Ale w końcu się zgodziłam, pod jednym warunkiem: miało być kameralnie. Granie tylko w mieście, żeby nikt nas nie zobaczył. Ale wyszło jak wyszło.

KM: Jakie to uczucie, gdy należało się (i należy się obecnie) do jednych z najlepszych polskich kabaretów?

JK: Myślę o tym, oczywiście, ale nie pławię się w sławie. Najważniejsza dla mnie jest praca, praca i jeszcze

raz praca. Wiem do czego dążę, do czego dążymy jako grupa. Nie zatrzymujemy się nad tym czy jesteśmy dobrzy, czy może najlepsi, po prostu wkładamy w kabaret Hrabi serce i ogromny wysiłek. Najlepiej jak potrafimy. Mamy świadomość, jak jesteśmy postrzegani, ale właśnie w ten sposób spełniamy nasze marzenia.

KM: Czy często ludzie zaczepiają panią na ulicy? Czy piszą maile, wiadomości o tym, że są fanami?

JK: Często spotykam ludzi, którzy mówią po prostu „dzień dobry”,

pozdrawiają, uśmiechają się, ogólnie są życzliwi. Czasem proszą o autograf lub wspólne zdjęcie; jest mi niezmiernie miło z tego powodu, oczywiście. Ale jeszcze nikt mi nie powiedział: Jest pani słaba, lub coś w tym rodzaju. Oczywiście, mam nadzieję, że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. Ale taki jest problem z kabaretami. Spora część ludzi traktuje to jak wygłupy, poza tym jest cała masa ludzi, którzy nie mają poczucia humoru. Nie można powiedzieć, że to coś złego, trzeba to tylko zaakceptować.

KM: Co pani sądzi o nowo powstałych kabaretach? Czy ma to sens w dzisiejszych czasach, zważając na to, że trudno jest się wybić i tak wiele kabaretów już powstało?

JK: Sądzę, że to ma sens. Jeżeli ludzie chcą coś przekazać, coś powiedzieć, niech próbują i tworzą. To właśnie ma sens, kiedy wychodzi od młodych ludzi. Z perspektywy doświadczenia wiem, że w pierwszym roku działalności ponad 50% kabaretów się rozpada. Jak już ktoś chce założyć kabaret, lepiej to zrobić

w czasie studenckim, bliżej tego stabilnego życiowo. Ale przyznaję, że trudno się wybić. Obecnie trzeba mieć ogromną charyzmę, talent, osobowość. Trzeba mieć też pomysł, jakiś nowy i świeży, coś oryginalnego i innego. Taki pomysł miał kabaret Ani mru mru, to, co oni robili, to było coś nowego w Polsce.

KM: Dariusz „Kamol” Kamys w jednym z wywiadów powiedział: „Aśka Kołaczkowska ma coś takiego jak nadświadomość. Ona mogłaby absolutnie płynnie robić wszystko. Aśka stosuje celowe środki

KULTURA

Page 9: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

9

wyrazowe, zapowietrza się, niby się przejęzycza, po to, aby widz miał tę pewność, że improwizuje.” Wiem, że powiedział to w kontekście

Spadkobierców, ale czy to odnosi się też do kabaretu?

JK: Przyznaję, że czasem wykorzystuję tę technikę i to dość celowo. Wszystko jest dla widza. Czasem na scenie coś zaimprowizujemy i to będzie śmieszne tylko raz, jak żarty sytuacyjne. Ale są też takie skecze, w których scenariusz ma tylko początek i koniec, a resztę improwizujemy na scenie; są też żarty, które po prostu lepiej się przyjmą pokazywane za pomocą tej techniki. Chodzi o to, żeby te techniki wykorzystywać sprytnie i mądrze.

KM: Jak wygląda pisanie tekstów do skeczy. Kto za tym stoi?

JK: Teksty piszemy i razem i osobno. Czasem ja początek, a Kamol koniec, czasem na odwrót. Często jest tak, że ja wymyślam piosenkę, zapisuję jej ideę, a Kamol ją poprawia stylistycznie. Często mam tak, że pomysły na krótkie scenki mi przychodzą niespodziewanie, wtedy je szybko nagrywam na dyktafon. Często jest tak, że mamy skecz

zrobiony trochę z pomysłów i trochę z improwizacji i szlifujemy go przez kilka występów. Raz nie mieliśmy puenty do skeczu przez kilka

miesięcy, a tu nagle na jednej próbie zapytałam: A gdybym ja powiedziała to? A potem to? – no i puenta się pojawiła. Mamy kilku autorów tekstów, bardzo pomaga nam Władek Sikora.

KM: Czy jest kabaretowa cenzura? O czym pani by nigdy nie żartowała?

JK: Każdy kabaret ma swoje granice. Naszymi są: kościół, polityka, nazwiska. Nigdy nie żerujemy na czyimś nieszczęściu, na publicystyce i polityce, zero satyry. Nie lubimy spraw kościoła, molestowania, maltretowania drugich ludzi,

gnębienia dzieci. Wielu artystów nie ma hamulców, żeby takie tematy poruszać, ale nam się to w głowie nie mieści. Fajnie jest odwoływać się do haseł, które wszyscy znają i zrozumieją, ale to jest banalne i proste. Staramy się, żeby nasze skecze były ponadczasowe i uniwersalne, gdzie nie poruszamy popularnych na ten czas tematów z pierwszych stron gazet i tabloidów. Gender, księża pedofile – dużo tego jest. Tak dużo jest kabaretów w

Polsce, które takie tematy poruszają; że jak się trafi jeden Hrabi, który jest inny, to z całą pewnością jest korzystne.

KM: Ostatnie pytanie, które mnie bardzo nurtuje: Dlaczego kabaret? Dlaczego właśnie kabaret, a nie komedie w teatrach czy stand-upy?

JK: Komedie w teatrach zawsze! Zawsze marzyłam o graniu w teatrze. Nie stand-up, bo teraz wszyscy się za to zabierają, a ja po prostu nie chcę. Żeby być mimem, trzeba poświęć masę lat na warsztat, tak samo żeby być dobrym stand-uperem. Nie mam takiej potrzeby, żeby próbować. Jak się za coś zabieram, to chcę, żeby to był wulkan, torpeda, nie że sobie popróbuję. Kabaret tak, teatr tak.

Może jakiś film kiedyś…

KM: I z tą miłą puentą zakończymy nasz wywiad. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że się pani na to zgodziła, bardzo miło mi się rozmawiało. Życzę powodzenia w teatrze i na występach kabaretu Hrabi!

JK: Mnie z kolei jest bardzo miło, że poprosiłeś o wywiad! Dziękuję!

Pierwszy Areopag Sportowy za nami!

W LXIV Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Witkiewicza w Warszawie w dniu 29 października 2014 roku odbył się Areopag Sportowy.

Wszystko zaczęło się krótko po godzinie 11:00 od przedstawienia głównych gości, którymi byli: Paweł Skorb (Redaktor Naczelny) oraz Mikołaj Smoląg(Wicenaczelny) z portalu SKOKInews.com, dziennikarze gazety ,,W ogóle’’Dominik Owczarek (XII Liceum Ogólnokształcące im. Henryka Sienkiewicza w Warszawie) oraz Artur Stachyra (V Liceum Ogólnokształcące im. ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie) a także przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Marcin Wroński.

Przemówienie dyrektor szkoły mgr Beaty Zdanowicz – Garnuszek było krótkim wstępem do uroczystego otwarcia Areopagu prowadzonego przez prezesa tego wydarzenia

Huberta Taładaja (LXIV Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Witkiewicza w Warszawie). Następnie miała miejsce rozgrzewka, czyli pierwsza część debaty dotyczącej sportu. Wysłuchaliśmy wykładu Marcina Wrońskiego na temat ekonomicznych konsekwencji wydarzeń sportowych. Byliśmy świadkami rozmów na temat braku powodzenia idei Igrzysk w Polsce, walorach artystycznych między innymi spotu reklamowego oraz całościowym pomyśle Zimowych Igrzysk w Krakowie w 2022 roku. Tematem debaty był również wynik i zasadność referendum wśród mieszkańców Krakowa, które dotyczyło Zimowych Igrzysk w 2022 roku. Padały pytania czy w ogóle Polska potrzebuje Igrzysk Olimpijskich. Zaproszony gość, ekonomista Marcin Wroński w trakcie swojego wykładu przekazał bardzo zaskakujące i ciekawe dane statystyczne. Koszty organizacji wydarzeń sportowych na świecie w latach 1960 – 2012 były średnio o 179 % większe niż pierwotnie zakładano. Zakończeniem rozgrzewki była odtworzona prezentacja Jagny

Marczułajtis – Walczak pt. ,,Zimowe Igrzyska Olimpijskie Kraków 2022’’.

Po przerwie powróciliśmy na salę gimnastyczna LXIV LO, by rozpocząć 2 część spotkania, batalię. W trakcie kolejnych 2 godzin mogli wykazać się dyskutanci. Padały pytania dotyczące rozwoju państwa dzięki Igrzyskom Olimpijskim. Nie zabrakło gorącej dyskusji na temat osiągnięć naszych sportowców i dorobku medalowego Polski. Lepsza promocja kraju poprzez siatkówkę czy piłkę nożną? Kto w dzisiejszych czasach chce

organizować Igrzyska Olimpijskie? Tak trudne tematy też się zdarzały; podgrzewały one atmosferę dyskusji. Duża część dyskutantów wypowiedziała się, iż coraz częściej Igrzyska Olimpijskie organizują państwa autorytarne, które w ten sposób chcą pokazać swoją siłę.

Gorącą atmosferę dyskusji ostudził spontaniczny i pełen humoru występ artystyczny wykonany przez jednego z dyskutantów. Trzecią i ostatnią częścią nazwaną przez organizatorów dogrywką, uświetniło czytane cytatów

Page 10: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

10

przez Huberta Taładaja z książki pt. ,,FIFA Mafia’’ Thomasa Kistnera. Dyskutanci i główni goście podzielili się z nami rozmyślaniami na temat

książki, ale także, na temat polityki oraz układów finansowych FIFY.

Przed godziną 16:00 odbyło się uroczyste zakończenie, podczas, którego rozdawane były nagrody za

konkurs wiedzy o Igrzyskach Olimpijskich oraz wyróżnienie dla Laureata Złotego Asa. Obie nagrody

otrzymał Joachim Martecki uczeń XXI Liceum Ogólnokształcącego im. Hugona Kołłątaja.

Miejmy nadzieje, że pierwszy Areopag Sportowy będzie początkiem tradycji corocznych spotkań w gronie ciekawych młodych ludzi. Już tylko za

rok zapraszamy na równie ciekawe spotkanie z tematem głównym ,,Doping w dwóch postaciach’’.

Kamila Kozłowska

Opener 2014

„Od legendarnych Pearl Jam i Faith No More, przez najważniejszych artystów ostatnich lat - The Black Keys czy Jacka White’a, po tych, którzy dopiero piszą swoją muzyczną historię: Haim, Bastille i Banks. – tak brzmiał Open’er Festival 2014. Po raz kolejny, zapewniając pełen przekrój muzyczny i podtrzymując pozycję jednego z najważniejszych festiwali w Europie.”- tak właśnie podsumowali opener 2014 główni organizatorzy- Alter Art. Poza wymienionymi zespołami warto wspomnieć o innych, którzy wystąpili na poszczególnych scenach, a w szczególności o koncertowym faworycie polskiej publiczności - Foalsach. Oksfordzki zespó³ zrobi³ niesamowite wraæenie na publiczno�ci najbardziej znanymi utworami takimi jak: Spanish Sahara, My number, Inhaler, Balloons i oczywi�cie Latenight. Ponadto na festiwalu wyst¹pili: Lykke Li, Foster

The people, Mela Kotulek, Artur Rojek, MØ, Phoenix, The Horrors, Wild Books i inni, o których warto poczytać na stronie alterart.pl

Zaskoczeniem festiwalu i nowością był teatr - można było obejrzeć spektakl ,,Dziady”, jeden z najważniejszych dramatów narodowych odczytany w sposób uniwersalny i popkulturowy. Cały

spektakl przyniósł zaskakujący efekt. Autorem przedstawienia był Radosław Rychcik. „Dziady” w jego interpretacji to swobodne podejście do treści, jak i formy, dyskusja z teatralnymi inscenizacjami Mickiewiczowskiego dzieła i wreszcie hołd dla wolności i tolerancji.

Fashion Stage na Open’er Festival to niezwykła przestrzeń modowych inspiracji, powstała z chęci podkreślenia wielopłaszczyznowości festiwalu, który w swej formule poza charakterem ściśle muzycznym styka się również ze światem sztuki i mody. W strefie tej prezentowane są kolekcje najciekawszych młodych projektantów i projektantek. Choć są

bardzo różni, wszystkich cechują świeże spojrzenie i oryginalna koncepcja, a 80-tysięczna publiczność festiwalu nie wywołuje u nich tremy. W tym roku mogliśmy podziwiać projekty: Alicji Fraczek, Wearso, Carbon, Damiana Koniecznego, Dominiki Gromadzińskiej,PtASZEK, Lous oraz finalisty pierwszej edycji programu Project Runway telewizji

TVN. Ogólne wrażenie festiwalu - bardzo pozytywne, co roku inni, ciekawi artyści, zawsze można znaleźć coś, co nas zainteresuje, jeżeli znudzimy się muzyką, możemy udać się do teatru, na zakupy, do kina czy wziąć udział w jakiejś zabawie. Tegoroczny festiwal różnił się od zeszłorocznych tym, że pojawiły się nowości takie jak: Teatr, Here and NowStage oraz Alter Stage. Alter Art zaczęło już sprzedaż biletów na Opnen’er 2015; jeżeli ktoś zakupi bilet już teraz, zapłaci za niego o wiele mniej, ceny są bardzo atrakcyjne. Teraz z niecierpliwością czekamy na line-up 2015! :)

Weronika Pławińska

Trzecia edycja narodowego czytania

W zeszłym miesiącu (06.09.2014) obchodziliśmy w całej Polsce dzień Narodowego Czytania – tym razem dzieł Henryka Sienkiewicza. Wydarzenie to zainicjował prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Bronisław

Komorowski. Nasza szkoła również brała udział w tym przedsięwzięciu.

Akcja Narodowego Czytania ma na celu propagowanie wybitnych utworów polskiej literatury. Dzięki niej wzmacnia się także nasza tożsamość narodowa. Przy okazji możemy zasmakować pięknego języka, dać porwać się przygodzie i przeżywać to wszystko wraz z ponadczasowymi bohaterami.

W licznych miastach naszego kraju wspólnie czytano fragmenty Potopu Sienkiewicza. Jak to było w

Warszawie? Wszystko zaczęło się o godzinie 1200 w Ogrodzie Saskim, w którym na tę okoliczność powstała specjalna scena plenerowa. Przez 11 godzin znani aktorzy czytali dzieło Sienkiewicza. Wśród tych aktorów znaleźli się: - Adam Woronowicz; - Piotr Cyrus; - Jan Peszek; - Andrzej Grabowski; - Jarosław Gajewski; - Anna Seniuk; -Anna Próchniak;

- Daniel Olbrychski; - Arkadiusz Jakubik; - Izabela Kuna; - Olga Bołądź; - Andrzej Seweryn. Podczas czytania tej niezwykłej części Trylogii w tle bezustannie towarzyszyła nam świetnie dopasowana muzyka, o którą dbali przeróżni muzycy. Adaptacją tekstu i prowadzeniem zajął się Bronisław Maj. Nasza młodzież przysłuchiwała się aktorskim interpretacjom głosowym oraz udzieliła licznych wywiadów stacjom telewizyjnym i radiowym.

Cała inicjatywa jest naprawdę fantastyczna. Warto chociaż raz wziąć udział w takim wydarzeniu, które jest jak najbardziej godne polecenia, dlatego już teraz zapraszamy za rok, gdy sięgniemy po „Lalkę” Bolesława Prusa.

Magda Janiszewska

Page 11: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

11

Poganie w Warszawie

W sobotę 27 września w Warszawskiej Stodole odbył się koncert zespołu Omnia. Dlaczego warto o tym wspomnieć? Ponieważ był jednym z koncertów podczas ich pierwszej w historii trasy po Polsce. To wydarzenie było zdecydowanym ‘must see’ dla fanów folku. Zespół znany jest na całym świecie ze swojej oryginalności. Pochodzą z Holandii, mówią o sobie, że grają neoceltic paganfolk. Ich utwory pisane w wielu językach (choć przeważa angielski) opowiadają historie z różnych krańców świata. Co ich wyróżnia spośród innych zespołów? W muzyce można usłyszeć wiele instrumentów, takich jak np. lirę korbową, bodhrán (irlandzki bęben obręczowy), harfę, dudy oraz magiczne didgeridoo (instrument dęty australijskich aborygenów). Tym bardziej jest to niespotykane, ponieważ możemy je usłyszeć na żywo a nie z playbacku. To wszystko sprawia, że ich koncerty pełne są magii, rytmu i prawdziwego ducha natury. Sam zespół działa w obronie Matki Ziemi, zwierząt oraz namawia do pokoju na świecie. I tak oto, odziani w pióra, zwiewne stroje oraz malunki na ciałach, przypominające pnące się gałązki, zjawili się na naszej pięknej, polskiej ziemi.

Długo czekałam na ich koncert, więc, kiedy wkroczyłam do Stodoły, skakałam z radości i podekscytowania. Już na wejściu widziałam wiele osób z długimi dredami, tatuażami oraz kolczykami,

co sprawiło, że nawet moje niebieskie włosy wydały się mało oryginalne. Koncert organizowany był w ramach Oskar Kolberg's Folk Lore Festival. Jako pierwszy na scenę wkroczył polski Żywiołak. Zespół, po długiej przerwie, reaktywował swoją

działalność i, jak pokazał koncert, słusznie. Przekazali nam niesamowitą energię, grając mroczną i skoczną słowiańską muzykę. Idealna

rozgrzewka przed główną gwiazdą. W tym momencie warto wspomnieć o naszej polskiej publiczności. Wszyscy skakali, śpiewali i tańczyli, a w przerwie między koncertami chórem zaśpiewali jednej z osób na sali ‘ Sto lat’. Po zakończonym supporcie dało się zauważyć, że ludzi zaczęło przybywać, robiło się coraz ciaśniej, a na scenie Omnia rozpoczęła strojenie. Za każdym razem, kiedy widać było któregoś z członków zespołu, tłum głośno krzyczał i klaskał. Dało się wyczuć to zniecierpliwienie i ogromną chęć usłyszenia w końcu muzyki, którą do tej pory słyszało się tylko z odbiorników, nigdy na żywo. Na scenę wszedł wokalista Steve i zaczął odprawiać swój ‘rytuał’, jak to ma w zwyczaju robić przed każdym koncertem. Po kilku minutach zapanowały mrok oraz cisza. Wraz z dźwiękami didgeridoo rozjaśniła się sala, a zespół zaczął swoje show. Był to taki wybuch, którego nie zapomnę do końca życia. Na publikę rozlała się magiczna aura. Wszyscy, bez wyjątku, zaczęli skakać, tańczyć i wić się w rytmach muzyki. Kiedy zagrali jeden z ich najsłynniejszych utworów ‘I don’t speak human’, salę wypełnił śpiew fanów. Już po pierwszych utworach wokalista Steve (Sic) wspomniał, że są zaskoczeni tą energią oraz radością przepełniającą polskich fanów. Od pierwszej minuty zaczęli się pojawiać ludzie ‘latający na fali’. Długo by opisywać to, co się działo w tamtych chwilach. Zespół tańczył na scenie, bawił się muzyką, tworząc przy tym niesamowitą więź z publiką. W przerwach muzyki wygłaszali przemówienia o tym, że ludzkość się zatraca, niszczy świat. Wspominali również o tym, jak im (zespołowi) oraz nam (publice) wszyscy wmawiają, że jesteśmy szaleni, nienormalni, a tak naprawdę ludzie boją się zrozumieć odmienność, która ich przeraża. Przez prawie 2h Stodoła zamieniła się w miejsce znajdujące się zupełnie gdzie indziej. Omnia zagrała dodatkowo trzy nadprogramowe utwory, a na samym końcu, mimo że byli zmęczeni, zapowiedzieli, że będą na nas czekać, aby rozdać autografy i

dać fanom szansę zrobić sobie z nimi zdjęcia. Zeszli ze sceny z hukiem i burzą oklasków. W podskokach popędziłam, aby ustawić się w

kolejce na spotkanie z muzykami. Wraz ze znajomymi czekaliśmy około godziny, aż mogliśmy stanąć z nimi twarzą w twarz. Muszę tutaj wspomnieć o tym, że udało nam się uczestniczyć w kręceniu teledysku do ich piosenki ‘Earth Warrior’, którą nagrywali wraz z fanami. Kiedy w końcu nadeszła nasza kolej, Jenny oraz Steve podejrzliwie się nam przyglądali. Zaczęliśmy wspominać o naszym udziale w teledysku, aż nagle z radością wstali i z zaskoczonymi minami mówili ‘ To wy?! Nie wierzymy!’. Zaczęli nas przytulać i dziękować, co sprawiło, że byłam bardzo zaskoczona. Zalał mnie ogrom życzliwości i pozytywnego nastawienia. Najbardziej zapadło mi w pamięć to, że, mimo iż się nie znaliśmy, nazywali nas przyjaciółmi. Po chwili czekania na możliwość zrobienia sobie wspólnego zdjęcia zaczęło do mnie docierać, co się stało. W tej chwili mogę powiedzieć, że pomimo wielu koncertów, na których byłam, mimo ujrzenia wielu zespołów, które spotkałam, jeszcze nigdy nie widziałam takiego oddania fanom oraz miłości do muzyki. Następnego dnia Omnia napisała kilka słów na temat koncertów organizowanych w Polsce. Podkreślili, że nigdy w życiu nie spotkali się z czymś takim. Od pierwszej sekundy do zakończenia koncertu czuli niesamowitą energię. Zaskoczeni byli sposobem ‘zabawy’ Polaków. Nie do pojęcia było dla nich to, że wszyscy znali słowa piosenek, tańczyli, skakali. Podczas spotkań z fanami, jak opisali, widzieli to oddanie i szczerą radość ze spotkania z zespołem. Nie podejrzewali, że w Polsce znajdą tak bardzo oddanych ludzi. Kiedy nadszedł czas na ich powrót do domu, nie mogli pozbierać swoich myśli i ze smutkiem opuszczali Polskę. Zapowiedzieli, że z pewnością powrócą do tych ‘crazy polish pagans’. Co było ukojeniem dla mojej duszy, gdyż od razu po wyjściu z klubu, chciałam znowu tam się znaleźć i cieszyć się chwilą.

Awita

Zdrowy rozsądek, normalność - zapomnij…

„No i mamy sukces w walce z satanizmem.” - głosi jeden z

internetowych portali katolickich. - „Kolejny raz wygrał nie tylko zdrowy rozsądek, ale i normalność!” Ze „zdrowym rozsądkiem” i szeroko rozumianą „normalnością” sytuacja, do której powyższe słowa się odnoszą, ma jednak niewiele

Page 12: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

12

wspólnego. Chodzi bowiem nie o sukces w walce z niebezpiecznymi, zbrodniczymi ugrupowaniami, a o odwołanie wydarzenia kulturalnego,

które miało mieć miejsce 6 października w poznańskim klubie Eskulap.

4 lutego w Polsce ukazał się dziesiąty album studyjny polskiej black/death metalowej grupy Behemoth - „The Satanist”. Jesienna trasa koncertowa promująca płytę obejmowała osiem miast, w tym

Poznań - centrum (prawie) wolnej kultury, gdzie koncert pierwotnie miał się odbyć 2 października. Rektor Uniwersytetu Medycznego, do którego kompleksu budynków należy klub Eskulap, nie wyraził jednak zgody na koncert w tym terminie, tłumacząc się inauguracją roku akademickiego. Po długich i intensywnych negocjacjach profesor Jacek Wysocki przystał na inny termin - 6 października. Niestety, wbrew wszystkim wcześniejszym ustaleniom, „mając na uwadze odbiór społeczny” imprezy oraz „liczne protesty mieszkańców oraz grup wyznaniowych, a przede wszystkim w trosce o bezpieczeństwo studentów i pracowników kampusu” , w ostatniej

chwili odmówiono udostępnienia sali klubu na koncert, na który sprzedano już 700 biletów.

„Stało się. Polska została drugim krajem po Rosji, w którym z powodów politycznych odwołano koncert Behemoth.” - zakomunikował Adam „Nergal” Darski, lider grupy, na jednym z portali społecznościowych. Na to, by fani zespołu wyrazili swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, nie trzeba było długo czekać. Grupa młodych ludzi zebrała się przed Collegium Maius, gdzie znajduje się rektorat Uniwersytetu Medycznego i dumnie prezentowała transparenty z napisem „WSTYD” wymierzone w rektora. Myślę, że „wstyd” to niezłe określenie na uleganie grupce zdesperowanych fanatyków i, kolokwialnie mówiąc, podpieranie się

artykułem 73 naszej Konstytucji, w którym stoi, że „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także korzystania z dóbr kultury”.

„Stanowczo protestuję przeciwko udostępnieniu przez Państwa sali na koncert zespołu Behemoth, który ma odbyć się w

ramach trasy promującej płytę „The Satanist”. Odczytuję to jako włączenie się Państwa w kampanię promocji satanizmu w Polsce.”. Nikt nikogo na koncert nie ciągnie siłą. Nie lubisz takiej muzyki, a treści zawarte w tekstach czy oprawa graficzna imprezy Cię rażą - nie idź, ale daj iść tym, którzy mają na to ochotę i nie dyktuj, przy jakiej muzyce okraszonej jakimi tekstami mają się bawić.

W niewielu dziedzinach reprezentujemy poziom światowy. Jedną z takich dziedzin jest muzyka ekstremalna; dziedzina, w której polskich artystów wymienia się w światowej czołówce. Nie oczekuję, że będzie się tę muzykę z całych sił promować, ale myślę, że mam prawo oczekiwać od ludzi przynajmniej stosowania się do prostej zasady „żyj i daj żyć innym”. To naprawdę nie jest trudne, a bardzo ułatwiłoby życie w społeczeństwie. Mam nadzieję, że ludzie z czasem do tego dojdą, zrozumieją i zaczną stosować w praktyce. Amen.

Skadi

Tradycji stało się zadość

Jak co roku klasy pierwsze wyjechały do Woli Okrzejskiej, by ślubować w miejscowości, w której urodził się Henryk Sienkiewicz. Również jak co roku zostaliśmy niezwykle miło przyjęci przez tamtejszą Szkołę Podstawową.

Ślubowanie odbyło się na terenie Muzeum Henryka Sienkiewicza. Po uroczystym przywitaniu i ślubowaniu odbyły się otrzęsiny. Nagrodą główną była Palma Zwycięstwa. Pierwsze klasy musiały zaprezentować wraz z wychowawcą piosenkę. W tej konkurencji klasy wykazały się dużą pomysłowością. Następnie przedstawiciele klas przedstawiały herb klasy. Konkurencją dla nauczycieli były kalambury. Nie wszystkie hasła były proste i tu decydował

łut szczęścia. Później kilka osób z poszczególnej klasy musiało na czas podać sobie wałek kolanami. Końcową konkurencją był wyścig w workach, tu uczniowie pokazali jak im zależy na wygranej ich klasy.

Końcowe wyniki :

1miejsce - Ib ,

2 miejsce - Id,

3 miejsce - Ia,

4 miejsce - 1c,

5 miejsce - 1 f,

6 miejsce - 1e

A tak oceniła otrzęsciny jedna z klas: " Na otrzęsinach wszyscy dobrze sie bawili. Jeśli się śmialiśmy to nie z kogoś. Wszyscy byli mili i uprzejmi, toważyscy i zabawni. Konkursy były zabawne i miło było patrzeć jak wszyscy się dobrze bawią. Pogodę też mieliśmy wspaniałą. Większość klasy mówi, że było wspaniale."

Wera i Grześ

Page 13: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

13

Subkultura- sposób na wyrażanie siebie czy przelotna moda?

Od najmłodszych lat każdy z nas pragnie akceptacji środowiska, w jakim żyje. Do pewnego wieku tę potrzebę spełnia nasza rodzina czy szkoła. Głównym zadaniem, zarówno szkoły, jak i rodziny jest wpajanie dziecku określonych wzorców zachowań. Jednak w końcu przychodzi okres dojrzewania, nasza potrzeba akceptacji wzrasta, pojawia się także nowe pragnienie -odrębności. Zaczynamy się buntować. Przestają nam odpowiadać wpajane

przez innych ideały, wzory, autorytety. To rzecz całkowicie naturalna. Każdy przez to przechodził, przechodzi lub dopiero przejdzie. Pojawiają się konflikty i nieporozumienia. Nie rozumieją nas rodzice, nauczyciele, w ogóle dorośli, nie rozumie nas też także spora część rówieśników. Zaczynamy szukać, odkrywać. Kim chcemy być? Jak chcemy wyglądać? Szukamy ludzi takich jak my sami. Zaczynamy wyrabiać sobie swoje własne spojrzenie na świat, własne poglądy, kreujemy własny sposób bycia. Swój bunt, odmienność podkreślamy zachowaniem, ubiorem, muzyką, jakiej słuchamy. Oczywiście, nie każdy przechodzi przez okres buntu, ale większość z nas dobrze wie, o czym piszę i wie, jak to jest. Ja sama doskonale to rozumiem. Wiem też dobrze, że podczas tego szukania

własnej drogi dobrze jest mieć kogoś, kto potowarzyszy nam w tych trudnych poszukiwaniach. Potrzebujemy ludzi takich jak my, którzy czują to samo i myślą to samo. Tak właśnie tworzą się subkultury. Należą do nich młodzi ludzie, którzy podobnie patrzą na świat, podobnie wyglądają, słuchają tej samej muzyki. Jednak czy subkultura nadal oznacza odmienność? Zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy wręcz osaczeni buntowniczym, „subkulturowym” wyglądem? Odniosę się głównie do subkultur punkowych, metalowych i grungeowych, bo to jest najbliższe mojemu sercu. Koszulki z zespołami są obecnie

dostępne w prawie każdej sieciówce; kiedyś były domeną subkultur, teraz są zwyczajnie popularne. Punkowy czy rockowy styl staje się po prostu coraz bardziej modny. Nie niesie już ze sobą żadnej głębszej ideologii, buntu, odmienności. Czy to źle? Z jednej strony nie. To upowszechnienie ma dobre strony. Ludzie wyglądający inaczej, posiadający tatuaże, piercing, kolorowe włosy, dredy czy glany stają się kimś na porządku dziennym; coraz rzadziej są traktowani jak margines społeczeństwa czy jak kosmici. To zdecydowanie jest dużym plusem.

Jednak z drugiej strony cała masa ludzi upodabnia się do jakiejś subkultury, zupełnie nic o niej nie wiedząc. Wiele dziewczyn (bo to jednak dziewczyny najczęściej) nosi koszulki np. Nirvany, Ramones czy Sex Pistols, nie wiedząc nawet, że

napis na ich ubraniu to nazwa zespołu. Trudno tego uniknąć, kiedy sklepy zarzucają nas takimi koszulkami, ubraniami w stylu lat 80, spodniami i spódniczkami w kratę (domena punków), butami podobnymi do glanów czy ramoneskami. Niegrzeczny, buntowniczy styl stał się modny i nic na to nie poradzimy. A co na to ludzie, którzy ubierali się w taki sposób o wiele wcześniej niż to stało się popularne? Większość z nich krytykuje tę modę, rodzą się konflikty, nazywają innych „pozerami”. Mylnie oceniają, bo jak ktoś może być „pozerem”, nie należąc nawet do danej subkultury? Przecież

to, że ktoś nosi punkowe ciuchy, bo lubi, nie znaczy, że ma identyczne poglądy i ideały jak dana subkultura. Czy naprawdę to, jak wyglądamy, jest tak szalenie ważne? Moim zdaniem nie. Każdy ma prawo wyglądać jak chce. Wiele osób przyjęło złą definicję subkultury. Subkultura to nie wygląd i ubiór, to nie jest najważniejsze. Subkultura to LUDZIE. Ich poglądy, ideały, sposób patrzenia na świat. Wygląd to tylko dodatek do tego wszystkiego. Jaka jest więc odpowiedź na pytania: Czy subkultura w dzisiejszych czasach jest sposobem na wyrażanie siebie? Czy może jest przelotną modą?

Myślę, że teraz bardzo modne stało się bycie w jakiejś subkulturze, jednak z pewnością nadal jest to sposób na wyrażanie siebie. A jak wy sądzicie? Odpowiedź na to pytanie i na poprzednie pozostawiam wam

Ola Zagubień

SYNDROM SAMOISTNIENIA

Zastanów się dwa razy, gdy, po przeczytaniu tego artykułu, będziesz chciał wrzucić jego przekaz do worka całkiem obojętnej Ci wiedzy, sprawiając, że, jak wiele innych, nie wniesie on najdrobniejszej zmiany do Twojego, rzekomo szczęśliwego i prawdziwego, życia. Jest zjawisko, z którym niemalże każdy się spotyka na porządku dziennym, każdy o nim słyszał, lecz nie każdy jest świadom katastrofalnych konsekwencji, jakie niesie za sobą jego stałe pogłębianie się. Jedni nazywają to „californication”, czyli kalifornizacją. Inni wyścigiem szczurów, jeszcze inni

po prostu rozwojem świata, w tym nas. Jednak ci, którzy patrzą i widzą, słuchają i słyszą, całkiem trafnie zauważają, że nasze wspaniałe imperium, chodź śmiało posuwa się naprzód, to w kierunku przepaści, nad którą niebezpiecznie pochylamy się właśnie MY. W dzisiejszych czasach, przy takim tempie rozwoju, zwłaszcza w wielkich miastach, gdzie wszyscy zatracają się w pogoni za sławą, pieniędzmi i „szczęściem”, trudno o zwolnienie. Większość żyje wśród ludzi, a nie z nimi, gubiąc to, co w ludzkiej naturze jest istotniejsze, zapominając o tym, że istota tkwi nie w celu, lecz w wędrówce. Coraz częściej jesteśmy zwykłymi materialistami, którzy na innych patrzą jak na zysk, nie mając w sobie

bezinteresowności w zwykłej relacji człowieka z człowiekiem. Nauczyliśmy się funkcjonować wyodrębnieni, stwarzając sobie „swój własny świat”, pozwalający nam przetrwać w brutalnej miejskiej dżungli. Dajemy się złapać w pułapkę, która została stworzona przez innych, żądnych kontroli i fortuny. Wkraczamy w schemat, w którym prawdziwą wartość ma to, ile kosztowała twoja bluzka i czy aby na pewno jest markowa, czy dodałeś ładne zdjęcie kubka ze Starbucksa na Instagram. Zapominamy o tym, co naprawdę jest ważne. Zagubieni w wirze „idealnego życia” zatracamy prawdziwe wartości. Mało kto potrafi teraz czerpać radość „z niczego”. Budować szczere relacje, nieoparte na sztucznych więziach. Kochać i być

Page 14: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

14

kochanym, okazywać prawdziwe emocje i uczucia, wyrażać szczere poglądy, samego siebie – wbrew temu, co powiedzą inni. Wszyscy żyją

w obawie przed odrzuceniem w obliczu swojej odrębności i posiadania własnego zdania. Coraz rzadziej można liczyć na prawdziwą szczerość, zaufanie, poleganie na kimś całkowicie, bo każdy nauczył się żyć, tak naprawdę, samotnie. Nie idziemy swoją drogą, lecz torem wydzielonym nam przez tłum przed nami... na oślep.

Dobrze widać to na ulicach, gdy tysiące twarzy mija się, nawet na siebie nie spoglądając, całkiem obojętnie zatapiając się np.: w

najnowszych smartphonach i własnych myślach. Choć są wśród miliona, tak naprawdę nie ma to znaczenia, bo i tak są samotni. Widać to w autobusach, pociągach, gdy wolimy uciec w zakamarki własnego umysłu, izolując się muzyką niż najzwyczajniej, tak jak kiedyś robiono, porozmawiać z innym człowiekiem. Jesteśmy zbyt zmęczeni

pędem, żeby przystanąć na ten ułamek sekundy. A jak wygląda Twoje życie? Jak chciałbyś, aby wyglądało? Czy żyjesz

prawdziwie, czerpiąc z każdej chwili maksimum, robiąc to, co kochasz i kochając to, co robisz? A może, jak większość z nas, zatraciłeś się już w bezwzględnym schemacie nieustającego biegu… Pomyśl o tym, co tracisz i o tym, co możesz zyskać.

I am a seeker

TEMAT TABU

STOP dla rozmnażania się w miejscach publicznych

Wszyscy lubimy okazywanie czułości, uściski, namiętne pocałunki. Wyzwalają one endorfiny i inne tego typu psychiczne i fizyczne przyjemności. Miłość jest dobra! Uprawiajmy więc miłość w każdej formie i cieszmy się obecnością ukochanych osób. W zaciszu domowym. Nie w szkole, na ulicy, w pracy, kawiarni.

Zakochani są wspaniali! Czułe spojrzenia i splecione ze sobą ciała rozczulają... Tylko na filmach. "Make love not war"- jak najbardziej, ale po co ma się temu przyglądać cała Warszawa? To wspaniale, że "łączy was coś więcej", kochacie się i chcecie wzbudzić zazdrość u innych ludzi. To wspaniałe dla Was, dla odbiorców - niekoniecznie.

Odbywając codzienne spacery wątpliwej przyjemności, co i rusz napotykam na swej drodze męskie dłonie na damskich pośladkach (i odwrotnie), języki w gardłach i wijące się wokół ciała partnera kończyny, oplatające go w duszącym uścisku. Prowokacja, a może fetysz?

Wszelakie akty seksualne w miejscach publicznych budzą zniesmaczenie. Rozumiem, że żyjemy w czasach, gdy wstyd i cnota tracą na wartości, ale myślę, że jednak warto raz na jakiś czas znaleźć w sobie człowieka i pomyśleć o innych ludziach oraz ich odczuciach (żołądkowych i psychicznych).

Teoretycznie zarazkami ze swoich ust wymieniać możecie się wszędzie.

Praktycznie - nie wszędzie wypada to robić. Pozwólcie ubraniom i innym częściom garderoby pozostać na właściwych miejscach, swoje dłonie zamknijcie w dłoniach partnera, a wargi zmuście do fazy spoczynku, do momentu, gdy nadarzy się odpowiednia chwila do zmiany - chwila na osobności.

Gratulacje należą się zakochanym, bo szczęście ich spotkało - miłość w sercu mieszka. Pożyczyć rozsądku zdrowego im wypada - by zawsze pamiętali, że w swej miłości nie potrzebują oni widowni.

Malwina Kowalczyk

„PRZYCHODZI FACET DO LEKARZA”

RECENZJA

Sam tytuł już zachęca do zwrócenia uwagi na ten film. Każdy człowiek obdarzony poczuciem humoru zna

chyba najpopularniejszą serię dowcipów o nazwie „Przychodzi baba do lekarza…”. awet jeśli są one już

tak banalne i tak denne, że odechciewa się ich słuchać, to i tak

mają swój niepowtarzalny urok. Francuski aktor Dany Boon

postanowił zostać alfą i omegą przedsięwzięcia, które nazwał

„Przychodzi facet do lekarza” i trzeba

przyznać, że wyszło mu to świetnie. Ale o tym poniżej.

Na samym początku warto zwrócić uwagę na to, o kim i o czym jest ten film. Opowiada on o 40-letnim mężczyźnie, który, mimo tego, że jest „zdrów jak ryba”, to często ląduje w szpitalu lub w gabinecie u lekarza, który jest prywatnie jego przyjacielem. Z racji tego, że główny bohater – Romain Faubert - jest hipochondrykiem, uważa się go za człowieka natrętnego i skazuje się go na odrzucenie przez społeczeństwo. W ten oto sposób całkowicie zdrowy Romain cierpi (już tak naprawdę) na jedną chorobę, samotność. Jego przyjaciel lekarz ma już dość ciągłych

wymyślonych problemów hipochondryka i postanawia pomóc mu znaleźć kobietę, licząc na to, że wyleczy go ona z obu przypadłości. Nie jest jednak o to łatwo, bowiem Romain reaguje histerycznie na wszystko, co może zawierać bakterie. Po serii nieszczęśliwych wypadków główny bohater stanie się idolem rebeliantów z fikcyjnego i opanowanego przez dyktaturę Czerkistanu. Na szczęście/nieszczęście dla lekarza jego siostra szczyci się tym, że ich rodzina ma „czerkijskie” korzenie. Dlaczego to tak ważny element filmu? Przekonacie się o tym, oglądając ten film, przy okazji świetnie się przy tym bawiąc.

TEMAT TABU

Page 15: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

15

Żeby nie było oczywiście tak pięknie i słodko, film nie przekonuje od razu. Muszę przyznać, że na samym początku „efektu twórczości Dany’ego

Boona” zastanawiałem się, czy jest on wart tych wszystkich opinii i powszechnego rozreklamowania go. Z czasem przekonałem się, że jest. Przecież nie sposób nie powstrzymać śmiechu przy niektórych scenach, które wcale nie muszą być

prymitywne, żeby bawić. Hipochondria to dość dobry materiał na powód do żartów i reżyser/scenarzysta/aktor grający

główną rolę postanowił to świetnie wykorzystać. Nie jest to oczywiście dzieło komediowe godne „Nagiej Broni” czy „Maski”, jednak najbardziej znany francuski aktor komediowy – Louis de Funes nie musi przewracać się w grobie, patrząc na poczynania

Dany’ego Boona. Osobiście polecam ten film, jeśli chcecie „przeżyć luźny seans”, a i ci, którzy nie lubią prymitywnego poziomu dowcipu,

także nie będą mieli prawa narzekać.

Moja ocena – 4/5

Dominik Owczarek

POMARAŃCZOWA LEGANDA

Marco van Basten znany jest futbolowemu światkowi jako wyśmienity piłkarz. Holenderski napastnik pomimo krótkiej kariery trzykrotnie zdobył mistrzostwo Holandii z Ajaxem Amsterdam, trzykrotnie mistrzostwo Włoch z AC Milan, jak i tyle samo razy otrzymał Złotą Piłkę tygodnika „France Football” dla najlepszego piłkarza grającego w Europie czy też złoty medal z reprezentacją Holandii na Euro 1988. To najważniejsze osiągnięcia „Super Marco”, wśród których trudno doszukać się sukcesów trenerskich. Głośno jednak ostatnio było właśnie o tym, że ze względu na kłopoty zdrowotne musi zrezygnować z funkcji pierwszego trenera holenderskiego AZ Alkmaar. Przyjrzyjmy się legendzie, nie tylko jego szwankującym, niestety, od dawna zdrowiu.

Jako trener van Basten jest - powiedzmy otwarcie – przeciętny. Po krótkim prowadzeniu rezerw Ajaxu Amsterdam podjął się pracy szkoleniowca reprezentacji Holandii, z którą na Euro 2004 dotarł do półfinału (wynik ten jednak pozostawił niedosyt), na mundialu 2006 „Oranje” musieli pakować walizki już po 1/8 finału, a na Euro 2008 po znakomitym przebrnięciu „grupy śmierci” nie sprostali w ćwierćfinale Rosjanom. Możliwe, że charakter van Bastena utrudnia mu sukcesy na ławce trenerskiej. 49-letniego Holendra cechuje to, że jest zamknięty w sobie. Można w sumie

twierdzić, że, gdyby nie znane nazwisko, szkoleniowiec nie podjąłby się pracy na tak ważnych stanowiskach jak reprezentacja Holandii czy AZ Alkmaar. O legendach takich jak van Basten nie powinno się mówić źle, jednak prawdopodobnie obejmował on funkcję trenera ze względu na sytuację finansową, wiadomo przecież, że funkcja eksperta telewizyjnego jest lubiana przez byłych piłkarzy; łatwo krytykować w końcu kogoś zamiast samemu być krytykowanym za ewentualne słabe wyniki.

Jako piłkarz van Basten żył krótko, ale wspaniale. Zaczynał karierę w lokalnych EDO Utrecht i UVV Utrecht, zresztą urodził się w mieście tych dwóch klubików. W 1981 roku został dostrzeżony przez skautów Ajaxu, a w debiucie zastąpił na placu gry samego Johana Cruyffa, strzelając na dodatek bramkę pieczętującą zwycięstwo nad NEC Nijmegen. W kolejnym sezonie młokos z 28 bramkami w 26 meczach został po raz pierwszy królem strzelców ligi holenderskiej, a po kilku latach gry w ojczyźnie zdecydował się dołączyć do Milanu, gdzie miał występować w drużynie z RuudemGullitem – także znanym holenderskim futbolistą. W debiucie również strzelił gola, zarówno tym pucharowym, jak i ligowym. Jednak w październiku, po rozegraniu trzynastu meczów, doznał kontuzji kostki, która wyeliminowała go z gry na pół roku. Gdy powrócił na boisko w kwietniu, zapewnił zwycięstwo swojej drużynie i w tym sezonie AC Milan wywalczyło mistrzostwo kraju. W czerwcu wziął udział z reprezentacją swojego kraju w mistrzostwach Europy, na których Holandia zdobyła złoty medal, a van Basten dzięki hat-trickowi w meczu z Anglią i efektownej bramce w półfinale z ZSRR został także królem strzelców turnieju. Po powrocie do Mediolanu prezes Silvio Berlusconi zatrudnił kolejnego do „tercetu tulipanów” – Franka Rijkaarda. Marco

van Basten rozegrał wtedy swój najlepszy sezon, w czasie którego ekipa Arrigo Sacchiego triumfowała w Pucharze Mistrzów, a rok później włoski klub powtórzył sukces, przy czym holenderski napastnik po raz kolejny otrzymał koronę króla strzelców. W 1992 roku „Oranje” dotarli do półfinału, w którym przegrali z późniejszymi triumfatorami – Duńczykami. Holendrzy przegrali z nimi w serii jedenastek, podczas której bramkarz Peter Schmeichel obronił m.in. strzał van Bastena. W sezonie 1992/93 Milan dowodzony już przez Fabio Capello zmierzał pewnie po tytuł mistrza Włoch, ale w ligowym spotkaniu z Anconą „Super Marco” znów doznał urazu kostki i zmuszony był ponownie pauzować kilka miesięcy. Wrócił pod koniec rozgrywek, jednak dolegliwość okazała się zbyt poważna, by mógł kontynuować profesjonalną karierę i zdecydował się ją zakończyć dwa lata później. Po raz ostatni w barwach Milanu wystąpił w przegranym finale Pucharu Mistrzów z Olympique Marsylia, mając ledwie 29 lat.

Wpływ na rezygnację z funkcji szkoleniowca AZ Alkmaar miał może fakt, że po śmierci ojca, z którym był mocno związany, u van Bastena nasiliły się problemy z sercem. Ze względu na pogłębiający się stres i stan zdrowia nieulegający poprawie Holender zdecydował pozostać w klubie w roli asystenta swojego dotychczasowego „pomagiera”. Szkoleniowiec piłkarski nieraz żyje w ogromnym napięciu, zależnym od passy osiąganej przez dowodzoną przez niego drużynę. Serce czasami nie wytrzymuje takiego napięcia – czego przykładem jest Jock Stein, ceniony trener. Serce Szkota nie wytrzymało po podyktowaniu rzutu karnego dla dowodzonej przez niego reprezentacji. A przykładów tego typu na pewno znalazłoby się jeszcze kilka…

Dominik Owczarek

Page 16: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

16

ROZMÓWKI KOREAŃSKIE

Koreański, czyli 한국어 [hangugo] opiera się na oryginalnym

systemie zapisu 한글 [Hangul], stworzonym sztucznie w XV w.

na polecenia króla Sejonga Wielkiego. Sporadycznie używany jest

też alfabet 한자 / 漢字 [Hancha], czyli znaki pochodzenia

chińskiego, ale są one nawet obowiązkowo nauczane w szkole.

Wbrew pozorom, bardzo łatwo opanować 한글, dlatego

nazywany jest ,,alfabetem jednego poranka'' lub ,,alfabetem dla kobiet''.

Składa się on z 24 znaków, które składają się na bloki od 2 do 5 znaków, jak na podanym przykładzie:

Zanim przeczytasz sposób wymowy podany w nawiasie, spróbuj, podążając za podanym powyżej przykładem, samodzielnie

przeczytać niektóre zwroty korzystając z tej tabelki:

(Znakㅇpozostaje niemy gdy stoi przed samogłoskami, które nigdy nie mogą stać same.)

Dzień dobry. - 안녕하세요? [Anjonghasejo?]. (dosł. Czy masz się dobrze?)

Cześć! - 안녕! [Anjong!]

Co słychać? - 잘지냈어요? [Dzal dzinessojo?]

Mam się dobrze. - 저는잘지내요. [Dzonyn dzal dzinejo.]

Jestem z Polski. - 폴란드사람입니다. [Polandy saram imnida.]

Miło mi Cię poznać. - 만나서반가워요. [Mannaso bangałojo.]

Jak masz na imię? - 이름이뭐예요? [Irumi błojejo?]

Mam na imię... - 저는...이에요/입니다. [Dzo nyn ... ieyo/imnida]. (mniej/bardziej uprzejmie).

Dziękuję. - 감사합니다./ 고마워요. [Kamsamnida./Komałojo] (bardziej, mniej uprzejmie)

Przepraszam. - 미안합니다. [Mianhamnida.] (mniej/bardziej uprzejmie)

Czy mówisz po angielsku? - 영어할수있어요? [Jongo halsu issoyo?]

Page 17: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

17

Nie mówię po koreańsku. - 한국어못해요. [Hangugo butejo.]

Do widzenia - (gdy odchodzimy)안녕히계세요. [Anjonghi kjesejo.] / (gdy zostajemy)안녕히가세요.[Anjonghi kasejo]

Do zobaczenia później. - 또봐요. [Do błajo].

Tak. - 예. [Je].

Nie. - 아니요. [Anijo.]

Dobranoc. - 굿나잇. [Gudnait.] / 잘자요. [Dzal dzayo.]

Aleksandra Rybak

ROZRYWKA

ROZRYWKA

TU JEST MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ

(zgłoszenia kieruj do redakcji gazety „Na Siennej”)

Page 18: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

18

Zapytaj pierwszaka Redakcja: Obawiałaś się pierwszego dnia w szkole? Wiktoria, klasa 1D: Bałam się, ponieważ byłam bardzo niepewna nowego otoczenia.

Redakcja: Jak przyjęły was starsze klasy? Marysia, klasa 1D: Przyjęli nas bardzo miło i byli pomocni. Redakcja: Czy szkoła spełnia twoje oczekiwania? Uczennica 1C: Tak, według mnie poziom jest całkiem wysoki, sale posiadają dobre wyposażenie, do szkoły jest łatwy dojazd, skala ocen również spełnia moje oczekiwania. Redakcja: Lubisz swoich nauczycieli? Uczennica 1C: Nie lubię tylko jednej pani. Pozostali są bardzo w porządku. Redakcja: Jak odniesiesz się do korków na schodach? Uczennica 1C: Nie przeszkadzają mi. Nie stoi się całą przerwę w korku, tylko chwilę, potem idzie to dosyć szybko. Redakcja: Czy smakuje ci jedzenie w szkolnym bufecie?

Uczeń 1A: Jeszcze nie jadłem. Redakcja: Co pomyślałeś, pierwszy raz wchodząc do szkoły? Uczeń 1D: „Życie boli” Redakcja: Cokolwiek to znaczy. Dziękuję…

Wywiad przeprowadziła Kamila Szwejk

1. Szczęsny, 2. Kamińska, 3. Staudt, 4. Owczarzy, 5. Wojczakowski, 6. Wysmołek, 7. Włoczewska, 8. Kosiński, 9.

Kadej, 10. Szeloch, 11. Koprek, 12. Jaworska , 13. Dyjasińska, 14. Zielińska, 15. Jędrzejczak, 16. Homa, 17.

Zieliński,18. Linde

I hasło: Nauczyciele w szkole

II hasło: Errare humanum est (tłum. Mylić się jest rzeczą ludzką)

Page 19: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

19

Michał Erbel

Page 20: NARODOWE - 12lo.warszawa.pl · „Traktat o łuskaniu fasoli

[NA SIENNEJ]

20

1. W tym rejonie są takie państwa jak

Haiti, Jamajka, Kuba, Bahamy

2. Popularny portal społecznościowy

3. ………… polityczny np. republika

parlamentarna

4. Polaki ………..

5. Stolica Madagaskaru

6. Dyrektor XII LO p. Elżbieta …….

7. Wyznawcy filozofii Zenona z Kition

8. Przypadek, przykład z życia

9. Towarzyszy w przepadaniu

10. Inni mają sale, a my mamy …..

11. Państwo w państwie np. Watykan

12. Do upiększania kobiet

Do pierwszaczków... Drogie moje pierwszaczki kochane!

Dopiero co z wakacji wróciliście i zewsząd już jesteście przytłaczani.

Nauczyciele przypominają, że matura za 3 lata.

A w waszych głowach po gimnazjum tylko dziurawa łata.

Tylko ledwo się do Sienka dostaliście. I od razu myślicie ze dorosłymi

się staliście.

Lecz pod nauczycieli czujnym oka strażą Drugoklasiści i maturzyści szybko was

do kultury doprowadzą. Jeszcze mleko pod nosem i naturę gimbusa

macie

Oraz zasad w naszej szkole panujących nie ogarniacie.

Nauczyciele na lekcjach widza tylko dzieci wystraszone.

Które na dodatek są wiecznie rozkojarzone. Na schodach naszych małych

się rozpychacie

I za wielkich Panów tej szkoły się macie. Jedna wam prawdę powiem, którą pewnie już znacie:

Wy pierwszaki jak ryby - głosu nie macie.

!!!UWAGA KONKURS!!!

Kto pierwszy zgłosi się z hasłem i jego tłumaczeniem z krzyżówki do jednego z

opiekunów gazetki, wygra DARMOWY OBIAD w naszym szkolnym bufecie!