32
ISSN 1896-1878 O poznańskich sposobach mieszkania O rozwoju polskiego gazownictwa... Reelekcja: ciàgłoÊç zadaƒ Mniejsza konkurencja, dro˝sze mieszkania Okińczyc 3/ 2012 02 (59) Od poczwarki do skrzydlatej piękności Jaki Motor Show? Era tanga

Merkuriusz 3/2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Merkuriusz

Citation preview

Page 1: Merkuriusz 3/2012

ISSN 1896-1878

O poznańskich sposobach mieszkania

O rozwoju polskiego gazownictwa...

Reelekcja: ciàgłoÊç zadaƒ

Mniejsza konkurencja, dro˝sze mieszkania

Okińczyc

3/201202(59)

Od poczwarki do skrzydlatej piękności • Jaki Motor Show?

Era tanga

Page 2: Merkuriusz 3/2012
Page 3: Merkuriusz 3/2012

w numerzew numerze

P O L S K A ISSN 1896-1878Wydawca: DOM WYDAWNICZY NETTER ul. Głogowska 26, 60-734 Poznań

NIP 779-110-19-06 • REGON 300467591

konto: Bank Zachodni WBK S.A  Nr 56 1090 1362 0000 0001 1083 8358

Redakcja (sekretariat): tel. 61 866 78 58 tel. +48 (0) 501 180 575 tel. +48 (0) 515 079 888

[email protected] [email protected]

www.merkuriusz.com.pl

Redaktor naczelna: Mariola Zdancewicz

Zastępca redaktor naczelnej: Krzysztof Wiench

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i materiałów promocyjnych, i ma prawo do skracania niezamówionych tekstów.

Asystent redakcji: Lidia Piechocka

Korekta: Patryk Szaj

Fotografie: Karol Budziński, Stanisław Wojcieszak

Współpraca: Marek Zaradniak, Kamila Zdancewicz, Andrzej Haegenbarth, Andrzej Wilowski, Stefania Pruszyńska, Dariusz Buda, Ewa Kazimierska, Anna Czerwiec

Na okładce: Al Di Meola, fot. Era Jazzu

Skład: Pre-Press Studio Krzysztof Spychał, www.spychal.pl

Druk: Zakład Poligraficzny DRUKMA sp.j., ul. Smoluchowskiego 5, 60-179 Poznań ZAPRASZA

www.opera.poznan.pl

Nasze artykuły znajdziesz także na portalu epoznan.pl

amb

ELI OW K OI LK OT¥ RZ OC WEI EP

ul 0. 6 O -0g 0ro -d 2o 5w 8 a 1 617 0 , x P afo /z .n la eñ, t

w lw p.w t. ea nm .b

www.amb.net.pl

zamawiaj¹c internetem

P ¹ i o wi t e l ee k l oc i o rz w k o

oraz bezp³atny projekt

kupon na rabatu10%

O poznańskich sposobach mieszkania 4

Powiat turecki zawsze po drodze 6

Od poczwarki do skrzydlatej piękności 7

Mniejsza konkurencja, droższe mieszkania 8

Jaki Motor Show? 10

Dziewięć hektarów kwiatów 12

Wszystko o nasionach, sadzonkach i nasadzeniach 14

Reelekcja: ciągłość zadań 17

No to posłuchajcie 19

O rozwoju polskiego gazownictwa, nowym prawie gazowym i funkcjach społecznych 20

Wesołym Koziołkom tryknęło pięć wiosen 22

Zygzakiem 23

Kawałek legendy i kij w mrowisko 24

Okińczyc 26

Era tanga 28

Blue Note Poznań Jazz Club prezentuje: kwiecień 29

Starość musi się wyszaleć 30

Hamlet 31

spis treści

s. 26 Okińczyc

s. 12 Dziewięć hektarów kwiatów

s. 10 Jaki Motor Show?

Pomnik Jana Ignacego Paderewskiego w PoznaniuWesprzyjmy wszyscy tę szlachetną inicjatywę, wpłacając dowolną kwotę na konto:

PKO BP S.A. 14 1020 4027 0000 1402 0308 1866

z dopiskiem: „Pomnik”

Page 4: Merkuriusz 3/2012

4

mia

sto

Maciej Szymaniak

O poznańskich sposobach mieszkania

Lokacja Poznania nastąpiła w  1253 roku. Założenie średniowiecznego miasta było podobne do setek innych przykładów z całej Europy. Na lewym brzegu Warty wy-znaczono teren, którego centralną część stanowił kwadratowy plac – dziś Stary Ry-nek. Od głównego placu odchodziła sieć ulic tworzących charakterystyczny dla śre-dniowiecznej urbanistyki szachownicowy układ. Rynek, ulice, uliczki, zaułki były wy-pełniane budynkami mieszczącymi miesz-kania, sklepy i warsztaty rzemieślnicze.

Miasto, otoczone murami, przez kil-ka wieków rozwijało się intensywnie. Za-budowa gęstniała i narastała. Na średnio-wiecznych fundamentach powstawały domy renesansowe, barokowe i  klasycy-styczne. Najbardziej prestiżowym poznań-skim adresem był oczywiście Rynek. Tu, od początku istnienia miasta, swoje siedziby posiadali najbardziej zamożni miesz-k ańc y. Domy stawiane przy

Rynku charakteryzowały się układem ka-lenicowym – ich stosunkowo wąskie fasa-dy mieściły się od strony placu, dom rozra-stał się natomiast w głąb działki.

Obok piętrowych, murowanych i czę-sto reprezentacyjnych kamienic przyryn-kowych, wyrastały domy przy bocznych ulicach. Mniej okazałe, często szachulcowe lub drewniane. Wśród gęstej mieszkalnej zabudowy dawnego Poznania na uwagę zasługuje Pałac Górków. Powstał z połącze-nia średniowiecznych kamienic i wciąż fa-scynuje hipotezami o luksusowym wypo-sażeniu, spotykanym w najznamienitszych rezydencjach europejskich epoki.

Przy Starym Rynku znajdują się jeszcze dwie, powstałe później niż Pałac Górków, rezydencje wielkopolskich rodów szla-checkich: Pałac Działyńskich i nieco zapo-mniany Pałac Mielżyńskich. Oba reprezen-tują zabudowę rezydencjonalną powstałą w miejscu wcześniejszych kamienic. W Po-znaniu, w odróżnieniu od Krakowa czy sto-łecznej Warszawy, nie wykształcił się mo-del pałaców czy rezydencji znajdujących się poza murami miejskimi. Do początku XIX wieku mieszkano w mieście narasta-jącym przez wieki, gdzie relikty przeszło-ści, i dla najzamożniejszych, i dla biedniej-szych, stanowiły tło, na którym rozwijała się współczesność.

Zmiana przyszła wraz z likwidacją śre-dniowiecznych murów miejskich na prze-łomie XVIII i XIX wieku. Nowe, pruskie już,

władze miasta wyznaczyły kierunek roz-woju Poznania na najbliższe sto lat. Na początku XIX wieku liczba ludności

wzrosła z 12 tysięcy do ponad 20. Pojawiła się konieczność

budowy nowych domów na włączanych w  ob-szar miasta terenach

położonych po jego zachod-

niej stronie. N a w z ó r

fot.

Dar

iusz

Szy

man

ek,

ww

w.p

olsk

ieza

bytk

i.pl

Page 5: Merkuriusz 3/2012

5

miasto

Berlina wytyczono Aleje Wilhelmowskie (dziś Aleje Marcinkowskiego), plac Wilhel-mowski (plac Wolno-ści) oraz sieć ulic ma-jących tworzyć nowe centrum miasta. Na dawnych r ycinach i  fotografiach widzi-my, w  znacznej mie-rze nieistniejące już dziś, domy z  tamtej niezwyklej epoki. Pię-trowe budynki o  wie-loosiowych fasadach szybko zaczęły zapeł-niać nowe ulice i  pla-ce. Mieszkania w nich miały o wiele wyższy standard niż w do-mach na Starym Mieście. Kształt nowego Poznania podyktowany był klasycystyczny-mi sposobami myślenia o miejskim domu.

Przez kilkanaście lat duży teren Nowe-go Miasta zapełniał się domami i budyn-kami użyteczności publicznej. Z czasem nastała nowa epoka wyznaczająca mia-stu kolejną funkcję i  wpływająca na po-wstawanie specyficznych form zabudowy mieszkaniowej w XIX-wiecznym Poznaniu. W pierwszych dekadach XIX wieku rozpo-częła się budowa twierdzy poligonalnej, która ściśle opięła nowe centrum miasta. Przez kilkanaście lat wolne działki zostały gęsto zabudowane standardowymi kamie-nicami czynszowymi. W Poznaniu można w ciekawy sposób prześledzić rozwój do-mów mieszkalnych od lat 20. do lat 90. XIX wieku. Z początku bardziej rozległe i niższe, z czasem stawały się wysokimi kamienica-mi mieszczącymi wiele mieszkań.

Specyficzna sytuacja Poznania jako twierdzy i restrykcyjne prawo budowlane ukształtowały go w XIX wieku jako miasto gęsto zabudowane, nawet ciasne. Niewąt-pliwie był to jednak wyróżnik, który nadał bardzo unikalny charakter i  wyznaczył pewne standardy mieszkania.

Wśród zachowanej zabudowy miesz-kalnej z XIX wieku na większą uwagę zasłu-gują przynajmniej dwie realizacje. Pierwsza z nich, wcześniejsza, to znana doskonale kamienica przy Alejach Marcinkowskiego

u  wylotu ulicy Podgórnej, zwa-na Pałacem Anderschów. Jest to świetny przykład kamienicy mieszczańskiej, która otrzyma-ła formę pałacową, w tym czasie właściwie w  Poznaniu niespoty-kaną. Nazwa pochodzi od nazwi-ska właściciela, kupca Wilhelma Anderscha. Kolejnym przykładem domu mieszczańskiego na wyso-kim poziomie jest kamienica Sta-nisława Hebanowskiego przy uli-cy Święty Marcin 11. Ukończono

ją w 1860 roku. Był to luksusowy i nowo-czesny dom mieszczański z sześcioma du-

żymi mieszkaniami. Przez lata kamienica stanowiła tło dla pomnika Adama Mickie-wicza. Niestety, sposób użytkowania zatarł

jej pierwotny kształt, po którym ślady po-zostały na klatce schodowej niegdyś bo-gatego, mieszczańskiego domu.

W drugiej połowie XIX wieku intensywnie rozwi-jały się podmiejskie wsie. Zabudowa była tu czę-sto mniej trwała, szachul-cowa. Ciekawe przykła-dy domów z tego okresu zachowały się na Górczy-nie lub na Dębcu. Czę-sto są to dawne budynki

bamberskie, których oryginalny kształt za-tracony został przez lata. Dawna zabudowa podmiejska Poznania z pewnością stano-wi interesujący i unikatowy element tkanki mieszkalnej miasta.

Przełom XIX i XX wieku przynosi jed-ną z najistotniejszych zmian w przestrzeni miejskiej. Jakość mieszkania w Poznaniu ograniczonym murami twierdzy poligo-nalnej gwałtownie spadała. Zagęszczona zabudowa i brak nowych działek budowla-nych spowodowały konieczność poszerze-nia obszaru miejskiego. Stało się to możli-we, gdy na początku XX wieku rozpoczęto rozbiórkę murów, a do Poznania włączono

część Wildy, Łazarza i Jeżyc. W  nowych dzielnicach bardzo

szybko pojawiły się nowe rozwiąza-nia mieszkalne. Na Wildzie powsta-wały wielkie kamienice o  stosunko-wo niskim standardzie. Zaznaczmy, że poznańską normą na początku XX wieku było mieszkanie 4-5 pokojo-we z kuchnią; nie we wszystkich lo-kalach znajdowały się łazienki i  toa-lety. Na Wildzie warto zwrócić uwagę na kilka domów i miejsc. Szachulco-wy dom przy ulicy Wierzbięcice, willa Michała Bayerleina przy ulicy Różanej to przykłady zróżnicowanej zabudo-

wy nowej dzielnicy. Niezwykła jest również ulica Poplińskich z secesyjnymi kamienica-mi i  jedynymi zachowanymi w Poznaniu

przedogródkami, które niegdyś sta-nowiły charaktery-styczne poznańskie rozwiązanie.

Najpiękniejsze budynki powstały na Łazarzu i  na Je-życach. Luksusowe kamienice w  okoli-cy dzisiejszego par-ku Wilsona stanowi-ły wizytówkę miasta. Ogromne miesz-kania o  bardzo wy-sokim standardzie przeznaczone były

dla najzamożniejszych, często przyjezd-nych, mieszkańców Poznania. Kamienice

fot.

Rado

mił

Bine

k

Page 6: Merkuriusz 3/2012

Powiat turecki położony jest w  malowniczym zakąt-ku wschodniej Wielkopolski posiadającym wiele walorów przyrodniczych i kulturowych związanych z  polską wsią. Atrakcyjność środowisku natu-ralnemu regionu nadają m.in.: obszary krajobrazu chronio-nego, kompleksy leśne (naj-większe we wschodniej Wiel-kopolsce), parki krajobrazowe, akweny wodne w  Jeziorsku, Żeronicach i Przykonie, wzgó-rza morenowe oraz pomniki przyrody. Na terenie powiatu oddano do użytku ponad 200 km nowych szlaków pieszych i rowerowych.

Znajdują się tu też liczne zabytkowe budowle sakralne, świeckie, obiekty o wartościach kulturowych, archeologicznych. W  Turku warto zobaczyć ko-ściół Najświętszego Serca Pana Jezusa z witrażami, polichromią i obrazami olejnymi Józefa Me-hoffera. Artysta dzieło swojego życia zostawił właśnie w Turku. Stąd też każdego roku w trze-ci weekend września odbywa się Festiwal „Mehofferowskie Klimaty”. Wówczas miejska starówka przeniesiona zosta-je w  lata 20. i  30. ubiegłego wieku. W  XIX-wiecznym ratu-szu w Turku mieści się jedyne w  Polsce Muzeum Rzemiosła Tkackiego. Podstawą zbiorów są eksponaty związane z dzie-łami rzemiosła. Turek w Polsce znany jest z  produkowanych tutaj serów „TUREK”, dlatego zawsze w  pierwszy weekend wakacji w  mieście odbywają się Dni Sera.

Więcej informacji o powiecie tureckim na:www.powiat.turek.pl

Powiat turecki zawsze po drodze6

mia

sto

w tej okolicy fascynują do dziś formą i eu-ropejskim poziomem artystycznym. Nieste-ty, jak w wielu innych przypadkach, powo-jenny sposób użytkowania kamienic zatarł

ich dawny kształt. Przez długie lata model kamienicy z różnorodnymi mieszkaniami, z malowniczą fasadą pełną detali i nieba-nalnych rozwiązań architektonicznych, był typowym poznańskim domem.

Kolejne zmiany dokonały się w okresie międzywojennym, kiedy w poszerzającym

się terytorialnie Pozna-niu pojawiły się inne typy domów. Coraz po-pularniejsze stawały się wille, często o  moder-nistycznych kształtach. Były one budowane przez elitę miasta, ale również przez tzw. klasę średnią. Tworzono je na obrzeżach Śródmieścia

– na Jeżycach, Grunwal-dzie, Dębcu. Taki sposób budowania domu pozo-stał typowy dla miasta jeszcze przez długie po-wojenne lata.

Swobodny rozwój Poznania w okresie powojennym zakładał powstawanie wielkich osiedli mieszkanio-wych. Pierwsze realizacje osiedlowe budo-wano jeszcze przed wojną, jednak potężną

stypizowaną zabudowę wielorodzinną stworzo-no w Poznaniu po 1945 roku. Najwcześniej po-jawiła się ona na Dębcu, później, już w formach modernistycznych, za-budowywano Wino-grady i Rataje. W całym mieście możemy zna-leźć kilka realizacji in-spirowanych „jednostką marsylską” Le Corbusie-ra, które jednak znaj-dują się poza wielkimi osiedlami. Najbardziej charakter ystycznym przykładem jest budy-nek dawnego kina Wil-da przy ulicy Wierzbię-cice – doskonała praca

na europejskim poziomie.Domy tworzą klimat miasta. Historycz-

ne Stare Miasto, część z XIX wieku czy se-cesyjne i modernistyczne dzielnice zachod-nie i południowe to wizytówka Poznania, element jego tożsamości. Przechodząc przez centrum od Starego Rynku do Ryn-

ku Jeżyckiego, możemy obserwować, jak zmie-nia się przestrzeń, jak – sposób kształtowania domu mieszkalnego. Warto również zaglądać w miejskie zakamarki – znaleźć można tam nie-zwykłe czasem budyn-ki i przestrzenie, bardzo poznańskie.

Page 7: Merkuriusz 3/2012

7

wystaw

y

pięknościMotyle... Lepidoptera... najbardziej zróżnicowana i najliczniejsza grupa zwierząt. Opanowały wszystkie środowiska. Obecnie znanych jest około 140 tysięcy gatun-ków, pod tym względem ustępują tylko chrząszczom, a ich liczba stale rośnie, gdyż co roku opisuje się nowe.

W Palmiarni Poznańskiej wystawa motyli tropikalnych odbywa się cyklicznie i to już trzecia z kolei jej edycja. Trwała niecały miesiąc ze względu na krótki żywot owadów.

I tym razem w specjalnie wydzielonej części pawilonu oglądać można było kil-kaset latających i wychodzących z poczwarek egzotycznych motyli. Prezentowano między innymi motyle z gatunków: Morpho peleides, Papillio rumanzovia, Caligo

memnon i Idea leuconoe.Jeśli komuś nie udało się w tym roku przyjść i podziwiać okazów, zapra-

szamy do obejrzenia zdjęć autorstwa Karola Budzińskiego.

Od poczwarki do skrzydlatej piękności

Rok 2011 był dla Palmiarni Poznańskiej jubileuszowy. Obecna palmiarnia jest trzecim obiektem. Pierwszy powstał w latach 1910-1911, miał powierzchnię 534 m² i składał się z części centralnej, w której prezento-wano palmy, oraz dwóch skrzydeł, przeznaczonych do kolekcji kaktusów i roślin tropikalnych. Drugi obiekt wybudowano w związku z Powszechną Wystawą Kra-jową w roku 1929. Palmiarnia miała wtedy siedem pa-wilonów różnej wielkości i łączną powierzchnię 1694 m². Trzeci został otwarty w roku 1992, ma 4600 m² i 46000 m³ kubatury, tworzy go dziewięć pawilonów wystawienniczych, pawilon akwarium, dwa pawilony zaplecza i pawilon, w którym znajduje się kawiarnia.

W dziesięciu pawilonach Palmiarni Poznańskiej zgro-madzono roślinność klimatu śródziemnomorskiego, subtropikalnego, tropiku, sawann, pustyń Ameryki i Afryki oraz kolekcję ryb egzotycznych. W Pal-miarni znajduje się ponad 1100 różnych gatunków i odmian roślin tropikalnych. W dziale akwarium, w trzydziestu pięciu basenach o pojemności od 1000 do 14000 litrów, prezentowanych jest około 120 gatun-ków ryb tropikalnych oraz około 30 gatunków roślin wodnych.

Poszczególne pawilony wzbogacają dodatkowe ekspozycje zoologiczne: papugi, jaszczurki, żółwie, żaby i ślimaki.

Każda z kolekcji Palmiarni Poznańskiej odpowiada zasadniczo nazwom pawilonów, co wynika z przyję-tego założenia, że w pawilonach gromadzi się rośliny mające odwzorowywać określoną formację roślinną. Sprzyja temu też celowe zróżnicowanie temperatury i wilgotności powietrza.

Page 8: Merkuriusz 3/2012

mie

szka

nia

Z  Pawłem Bugajnym, Prezesem firmy Trust, rozmawia Mariola Zdancewicz

Za Państwem marcowe targi mieszkań i domów na Międzynarodo-wych Targach Poznańskich. Jakie ma Pan spostrzeżenia dotyczące rynku deweloperskiego? Jak wygląda Wiel-kopolska na tle innych regionów?

Tegoroczne targi zaskoczyły dewelo-perów liczbą zwiedzających, która w na-szej ocenie była największa od dwóch lat. Sądzimy, że bardzo bogata oferta przeło-żyła się na sporą frekwencję oraz wielość zawieranych kontraktów. Dużo się zmieni-ło. Do tej pory poznański rynek charakte-ryzował się stabilnością i niewielką fluktu-acją sprzedanych mieszkań. Po ostatnich targach zauważamy znaczny wzrost dy-namiki sprzedaży. Co ciekawe, takiej pozy-tywnej zmiany nie odnotowano w innych regionach kraju. Mamy kontakty z dewelo-perami warszawskimi, którzy nie dzielą się podobnymi rewelacjami.

Co to może oznaczać? Obserwujemy, że do dużej grupy ludzi

oczekujących na zakup mieszkania docie-rają informacje o pogorszeniu się zdolno-ści kredytowych, co naturalnie rodzi pewne obawy. Nie hamuje to jednak aktywności potencjalnych kupujących, którzy robią wszystko, żeby jakoś wpasować się w tę sytuację, bo w końcu mieszkanie kiedyś trzeba nabyć. Banki też próbują działać

w  ramach rekomen-dacji Komisji Nadzoru Finansowego. Widać, że jest zapotrzebowa-nie na rynku. Są to jed-nak mieszkania mniej-sze i tańsze.

Czy poli-tyka udzielania kre-dytów mieszkanio-wych przez banki rzeczywiście się za-ostrza, czy to sprawa retoryki?

Większość ban-ków wprowadziło tę politykę już wcze-śniej, przynajmniej te z  nich, które z  nami współpracowały. Po-wiedziałbym, że za-ostrzenie dotycz y głównie banków dzia-łających dotąd bar-dziej elastycznie, np. akceptujących oso-by, które miały zadłu-żenie w ZUS-ie. Teraz już takiej możliwości praktycznie nie ma. Placówki do niedaw-na pozwalające sobie na kredytowanie w ca-łości, zaczęły domagać się udziału własnego na poziomie 10-20%. Wydaje się, że jest to rozsądny przedział, którego powinno się wymagać od klienta.

Czy straszenie drugą falą kry-zysu, przynajmniej jeśli chodzi o tę sfe-rę gospodarki, ma uzasadnienie?

Widać to doskonale, patrząc na liczbę sprzedawanych w Polsce mieszkań. Nigdy drastycznie nie wzrosła, cały czas utrzymu-je się w skali kraju w przedziale 130-160 ty-sięcy. Rynek deweloperski stanowi mniej więcej połowę. Przed kryzysem sprzedaż trochę podskoczyła, ale to nie znaczy, że później zaczęła gwałtownie spadać. Wa-hania mają stopniowy charakter. Nie można tu mówić o jakichś dynamicznych zmianach. To jest bardzo stabilny rynek, więc nie grozi nam zjawisko występujące w Hiszpanii, w której półtora miliona nie-sprzedanych mieszkań doprowadziło do tego, że budowa nowych stała się bezce-lowa. U nas ciągle istnieje kwartalna pro-dukcja gotowych, ale jeszcze niesprzeda-nych mieszkań, co w skali kraju daje liczbę kilkunastu tysięcy. Nie ma więc nadwyżki podaży nad popytem.

Dlaczego w  Polsce rynek wy-najmu mieszkań tak słabo się rozwija? Nasze społeczeństwo nie jest przecież bogate i  powinno być to działaniem podstawowym. W  takich krajach, jak Anglia czy Niemcy, państwo wspiera ów rynek poprzez dopłaty, co umożliwia młodym ludziom życiowy start i pozwa-la nie wikłać się w karkołomne kredyty...

Zgadza się. W tej chwili szacuje się, że 30-40% osób nie ma zdolności kredytowej i nie stać ich na kupno mieszkania. Jednak problem stanowią przede wszystkim rosz-czenia prawne związane z eksmisją, które utrudniają najemcy wyeksmitowanie lo-katora, na przykład zalegającego z opła-tami. Banki nie chcą nas kredytować na taki cel i na tak długi okres, to z kolei po-woduje, że udziałowcy obawiają się dłu-goterminowych inwestycji. Wydaje się, że idealnym rozwiązaniem byłyby Fundu-sze Emerytalne, które zamiast lokować oszczędności w niepewną giełdę, gdzie zabezpieczenie emerytury jest bardzo nie-trwałe, inwestowałyby w stosunkowo sta-bilny rynek mieszkaniowy. W Niemczech wprowadzono zasadę, przyznając na przykład dziesięcioletni okres amortyza-cji mieszkań, który inwestor wlicza w kosz-ty, a spłata kredytu trwa nawet do 50 lat. U  nas samo rozliczenie amortyzacji już zachęciłoby do budowania. To pierwszy element, jaki umożliwiłby otworzenie się społeczeństwa na wynajmowanie miesz-kań. Drugim byłoby uproszczenie procesu eksmisji w taki sposób, aby właściciele nie stali na straconej pozycji względem zadłu-żonych lokatorów.

A w  jaki sposób lobbują Pań-stwo w tym kierunku? Czy dla Państwa to również byłoby wyjście?

Jako że jesteśmy członkiem Polskie-go Związku Firm Deweloperskich, cały czas – ostatnio nawet bardzo intensyw-nie – wystosowywane są do rządu różne memoranda w sprawie uruchomienia ryn-ku wynajmu.

Anglikom też chyba to do-skwiera, bo ostatnio zaproponowali na-wet dopłaty do mieszkań wynajmowa-nych. Poza tym pojawia się dodatkowy problem w momencie, gdy ludzie zmie-niają pracę. Trzeba przecież wówczas sprzedać mieszkanie…

Rynek wynajmu jest bardzo ważny i  ciągle niedoceniany przez rządzących, a mógłby być przyczyną mobilności zarob-kowej i rozwoju całej gospodarki.

W  październiku ubiegłego roku na rynku Catalyst zadebiutowały obligacje Pańskiej spółki Trust. Proszę krótko przypomnieć cel emisji i  powie-dzieć, kiedy planuje Pan debiut na ryn-ku głównym?

Mni

ejsz

a ko

nkur

encj

a,

droż

sze

mie

szka

nia

8

bizn

es

Page 9: Merkuriusz 3/2012

mie

szka

nia

Chcieliśmy pozyskać środki na dwa duże przedsięwzięcia, to znaczy na osie-dle Lubczykowa Góra oraz osiedle Amber na Piątkowie. Pierwsze z nich to domy jed-norodzinne, drugie natomiast – mieszkania popularne. To wieloletnie inwestycje, dlate-go obligacje są na trzy lata i mają one czę-ściowo sfinansować te budowy. Prace idą teraz pełną parą, realizujemy obecnie trzy-sta mieszkań i wkrótce będą kolejne.

Jeśli chodzi o  debiut na rynku głów-nym jako spółka notowana na GPW, to pro-spekt jest już napisany i złożony w Komisji Nadzoru Finansowego, natomiast wyceny są obecnie niskie, nawet poniżej wartości księgowej, więc bezcelowa byłaby emisja w tym momencie. Ale – jak to na giełdzie

– nigdy nie wiadomo, kiedy się coś zmieni, może za dwa miesiące, może za rok. Jeste-śmy gotowi, ale czekamy, aż ceny pójdą w górę i staną się bardziej realne, bo uwa-żamy, że teraz są zdecydowanie zaniżone. Wtedy spróbujemy zadebiutować.

Wiemy, że w  ubiegłym roku zaangażowali się Państwo w  sponsorowanie Lecha Poznań. Proszę przybliżyć ten wielowar-stwowy projekt.

Na mecze Lecha, zwłaszcza w ze-szłym sezonie, gdy zespół grał lepiej, przychodziło często blisko czter-dzieści tysięcy ludzi. Nie należy trak-tować kibiców jako wąskiej grupy, jak to na co dzień – w negatywnym świetle – się przedstawia. Dla nas stanowią oni przekrój całego spo-łeczeństwa, to potencjalni klienci. Poza tym, jako że jesteśmy poznań-ską firmą i cały czas podkreślamy tę poznańskość, nasze inwestycje zlo-kalizowane są w stolicy Wielkopol-ski i jej najbliższych okolicach. Chcie-liśmy zainwestować w rynek lokalny.

Czy widzą Państwo jakieś korzyści płynące z  tego pomysłu?

Rozpoznawalność marki wzrasta, a czy klienci się pojawiają? Owszem. Pewna grupa kibiców Lecha, dla których wystosowaliśmy specjalną ofertę w postaci wyposażenia kuch-ni przy zakupie mieszkań, skorzysta-ła z tej okazji.

Jakiś czas temu wspól-nie z  Hiszpanami podjęli się Państwo realizacji projektu przy ulicy Witosa. Ja-kie są jego losy?

Praktycznie wszystkie firmy hiszpań-skie wycofały się z Polski. Okazało się, że spółka, która miała z  nami współpraco-wać, posiada w swym kraju ogromne dłu-gi sięgające miliarda dwustu milionów euro. W  Polsce kupiła bardzo dużo róż-nych gruntów, ale nic na nich nie realizuje.

Współpracę z tą firmą rozwiązaliśmy już w 2008 roku.

Czyli projekt poległ?Tak, poległ. Uzyskano pozwolenie na

budowę, które jest w tej chwili własnością firmy hiszpańskiej, gdyż w całości jej je od-sprzedaliśmy. Niewiadomo, co będzie dalej. Nie planujemy kupna tych gruntów, bo na razie mamy dosyć własnych.

Jakie inne inwestycje Tru-stu w tej chwili będzie Pan realizował? Czy ogranicza się Pan do rynku poznań-skiego, wielkopolskiego? Jeśli tak, to dlaczego?

W  2008 roku mieliśmy zakupione grunty w Warszawie, ale potem przyszedł trudny moment, między innymi współ-pracy z powyższą firmą hiszpańską, i się z  tego wycofaliśmy, gdyż na rynku war-szawskim nastąpiło znacznie większe zała-manie niż w Poznaniu. U nas wyniosło ono 20-30%, a w stolicy w granicach 60-70% sprzedaży. Był to bardzo duży krach, pro-wadzenie tam inwestycji nie miało sensu.

W tej chwili mamy dwa duże projekty, tak jak wspomniałem, na około dwa tysiące mieszkań: siedemset w lokalizacji Amber Piątkowo i  tysiąc dwieście w  Lubczyko-wej Górze. Może zdecydujemy się jeszcze na jakieś drobne inwestycje, ale obecnie główne siły kierujemy na te dwie, tym bar-dziej, że osiedle Lubczykowa Góra chcieli-byśmy zbudować na kształt małego mia-steczka z rynkami. Planowana jest nawet

budowa szkoły. Byłoby to praktycznie niezależne miasteczko utworzone w gra-nicach Poznania. Czas pokaże, jak uda się zrealizować ten projekt.

Proszę o  skomentowanie no-wej ustawy deweloperskiej, wchodzącej w życie 29 kwietnia, w której mowa jest o tym, że dotychczas zakup mieszkania w trakcie jego budowy wiązał się z wy-sokim ryzykiem dla nabywcy. Co Pan o tym sądzi?

Ustawa to całkowity bubel prawny. Jest skandalicznie napisana i  została przegło-sowana w ostatnim dniu bez konsultacji. W efekcie jedne zapisy są sprzeczne z dru-gimi. Wielokrotnie odbywają się szkolenia i analizy każdego artykułu, bo w zasadzie można mieć trzy interpretacje jednego za-pisu. Jednak jakiś cel w postaci ochrony na-bywcy istniał. W skali kraju przez ok. piętna-ście lat ogromnego skoku gospodarczego i wybudowania miliona mieszkań, liczba tzw. klientów pokrzywdzonych to kilkadzie-siąt, może kilkaset osób. Po wejściu ustawy

deweloperzy będą mieć dużo dodat-kowej pracy, między innymi dla każ-dego mieszkania musi być sporzą-dzony prospekt, wykazujący, jakie są przewidywane inwestycje w obrębie jednego kilometra. Z kolei na te infor-macje muszą odpowiedzieć wszyst-kie urzędy, które przeważnie odpo-wiadać nie chcą. Wystąpiliśmy z takim pytaniem do różnych instytucji. Pyta-nie, jaki wpływ na budowę ma mieć fakt, że ktoś np. zamierza otworzyć zakład fryzjerski, należy jednak zadać ustawodawcy. Tego typu kwiatków w ustawie jest wiele. Założono, że do-celowo powstaną rachunki powierni-cze dla klientów, którzy mają wpłacać pieniądze, a deweloper będzie mógł je dostać dopiero po całkowitym wy-budowaniu mieszkania. W efekcie na rynku zostaną tylko duże firmy de-weloperskie, zdolne uzyskać kredy-ty bankowe. Jeśli budynek kosztu-je pięćdziesiąt milionów, to nikt nie opłaci jego budowy z własnych środ-ków. Bez kredytu nie ma mowy o sfi-nalizowaniu takiej inwestycji, zatem banki będą teraz przeprowadzać cer-tyfikację deweloperów. W  grze po-zostaną tylko bardzo duże spółki,

konkurencja się zmniejszy, a to dla konsu-mentów oznacza wzrost cen. Wszyscy mó-wią, że deweloperzy obniżą marżę. Pew-nie jakaś zmiana w tym kierunku nastąpi, jednak w konsekwencji należy liczyć się ze wzrostem kosztów. W dalszej perspektywie wpłynie to również na cenę. Będzie mniej-sza konkurencja i większe koszty. Nastąpi monopolizacja, jak w dostawie mediów, te-lefonów i innych usług.

Stolica Wielkopolski jest drugim po Warszawie najsilniejszym gospodarczo miastem

Polski. W 2010 r. wartość PKB wytworzona w Poznaniu była dwukrotnie wyższa

niż średnia krajowa i w przeliczeniu na mieszkańca wyniosła 61,6 tys. zł (źródło: CEE Property Group i GUS). Wyższa wartość PKB utrzymuje się w Poznaniu już od dłuższego czasu, w latach 2000-2006 średnie tempo

wzrostu wyniosło tam 7,8%, a w reszcie kraju 6,9%. W ciągu ostatnich trzech lat (2007-2010) Poznań zanotował wzrost PKB o 3,6% wobec

2,9% dla całego kraju. Miasto może poszczycić się również jedną z najniższych w Polsce

stopą bezrobocia, w 2010 r. wyniosła ona 3,2%, w momencie gdy w całym kraju było to 12,3%. Wysoki poziom zatrudnienia oraz podnosząca się zamożność społeczeństwa bezpośrednio wpływa na decyzje o zakupie własnego „m”.

9

biznes

Page 10: Merkuriusz 3/2012

Motor Show

Z Tomaszem Kobierskim, Wiceprezesem Międzynarodowych Targów Poznańskich, rozmawia Mariola Zdancewicz

Zainteresowanych informują Państwo, że ubiegły rok był udany... Proszę więc pochwalić się na naszych łamach.

Rzeczywiście miniony rok był dla Międzynarodowych Targów Poznańskich udany pod wieloma względami. Przede wszystkim zanotowaliśmy duży wzrost liczby wystawiających się firm oraz zwiedzających. W czwartym kwartale na terenie targów gości-liśmy także najważniejszych polityków i urzędników UE, biorą-cych udział w konferencjach towarzyszących polskiej prezydencji w krajach wspólnoty. Ponadto, przygotowywane przez nas wystą-pienia polskich przedsiębiorców na targach zagranicznych zosta-ły bardzo wysoko ocenione, co pokazuje, jakim zaufaniem darzą nas nasi partnerzy, powierzając tego typu zadania właśnie nam.

Jakich nowości wystawienniczych można oczeki-wać w tym roku?

Kalendarz wydarzeń zmienia się wraz z trendami rynkowy-mi, tak, abyśmy mogli optymalnie zaspokoić potrzeby naszych kontrahentów. Oprócz corocznych imprez, takich jak Budma, ITM, Drema czy też Polagra, w tym roku zapraszamy na targi Fix-Tech

– Targi Technologii Łączenia, czy też wydarzenia dla szerokiej pu-bliczności, takie jak powracająca do Poznania największa impreza w branży multimediów, Poznań Game Arena. Wartymi szczegól-nej uwagi są organizowane przez nas zawody jeździeckie Cava-liada, które, oprócz edycji poznańskiej, po raz pierwszy zostały zorganizowane również w Warszawie i zakończyły się bardzo du-żym sukcesem.

Targi Motor Show cieszą się coraz większym zain-teresowaniem. Podobno w tym roku będzie w nich uczestni-czyć marka Ferrari! I to pewnie nie jedyna gratka...

Podejmując w 2010 roku decyzję o przywróceniu Motor Show do kalendarza wydarzeń targowych, postawiliśmy sobie dwa za-sadnicze cele. Pierwszym z nich było stworzenie motoryzacyjne-go święta z premierami samochodów i motocykli, na które z przy-jemnością przyjdą tysiące ludzi. Drugim natomiast przygotowanie dnia dla mediów i biznesu w postaci Motor Show VIP Day oraz ekskluzywnego wieczoru Motor Show VIP Night, podczas które-go prezentowane są samochody właśnie z takiej półki, jak Ferrari. Oczywiście wszystkie samochody pokazywane na gali będą do-stępne w weekend dla szerokiej publiczności. Aby zachęcić obie grupy odbiorców potrzebne są atrakcje, a taką bez wąt-pienia są oprócz wspomnianego Ferrari, samo-chody takie jak: Lotus, Bentley, Aston

Jaki Motor Show?

10

bizn

es

Page 11: Merkuriusz 3/2012

Motor Show

Martin, Mercedes czy też Rolls Royce. Wszystkie te marki będą obecne na Motor Show 2012.

W ubiegłym roku światową premierę właśnie w Po-znaniu miało zjawiskowe Maserati...

Atrakcji na takim poziomie będziemy mieli kilkanaście, między innymi po raz pierwszy w Polsce na Motor Show swoje samocho-dy pokaże oprócz Ferrari także Rolls Royce. Wyjątkową ekspozy-cję przygotowuje również Lotus Cars, a także grupa Volkswage-na zajmująca cały osobny pawilon. Bardzo bogato zapowiada się również wystawa motocykli, w której zadebiutują na poznańskich targach rozpoznawalne na całym świecie modele marki Harley-

-Davidson. Obok nich natomiast 110-lecie istnienia świętować będą jednoślady firmy Triumph.

Popularnością cieszyły się zabytkowe samo-chody z  kolekcji Automobilklubu. Czy ten pomysł będzie kontynuowany?

Wystawa historycznych pereł motoryzacji była jednym z naj-ciekawszych elementów ubiegłorocznej ekspozycji. Temat bez wątpienia będziemy kontynuować w latach przyszłych, ale w tym roku wraz z Automobilklubem Wielkopolskim skupiamy się na te-matyce sportów wyścigowych i bezpiecznej jeździe. Pracujemy co roku, aby program był maksymalnie atrakcyjny, a ciągłe powtarza-nie takiej wystawy przestałoby w pewnym momencie wzbudzać emocje w gościach Motor Show.

Jakie atrakcje przygotowują Państwo na tegorocz-ny Motor Show?

Tegoroczna odsłona będzie wyjątkowa pod wieloma wzglę-dami, między innymi właśnie za sprawą liczby i atrakcyjności wy-darzeń. Dla publiczności przygotowujemy jak co roku konkurs, w którym do wygrania będzie samochód osobowy Volkswagen up!, do tego dochodzi fenomenalna wystawa Fordów Mustangów, a dla pasjonatów aktywnego wypoczynku I Ogólnopolski Salon Caravaningowy. Ponadto organizujemy Custom Festival, czyli wy-bory najpiękniejszych motocykli. Nie zabraknie również atrakcji dla całych rodzin, którym dedykujemy Miasteczko Rodzinne z pla-cem zabaw dla najmłodszych. Dla biznesu natomiast pierwszego dnia przygotowujemy Ogólnopolskie Forum Flotowe oraz Wielką Debatę Motoryzacyjną z udziałem prezesów najważniejszych izb i stowarzyszeń motoryzacyjnych w naszym kraju.

Mówi się o tym, że w przyszłym roku targi Motor Show będą jeszcze atrakcyjniejsze...

...jeszcze większe, jeszcze bardziej prestiżowe i… ...jak zawsze budzące pozytywne emocje!

11

biznes

Page 12: Merkuriusz 3/2012

12

lasy

Z Nadleśniczym Zbigniewem Szelągiem z Nadleśnictwa Łopuchówko rozmawia Maja Netter

Śnieżycowy Jar pod Starcza-nowem to na wiosnę jedna z  najwięk-szych i  najrzadszych atrakcji ściągają-ca setki turystów. To miejsce niezwykłe, gdyż dla kwitnących kwiatów natural-nym środowiskiem są góry. Jak dotrzeć do rezerwatu, by na własne oczy zoba-czyć te rozkwitające dywany?

Dojazd do położonego w  Dolinie Warty jaru jest dość skomplikowany, ale jeżeli ktoś już raz tam był, na pewno trafi ponownie bez większego problemu. Je-dziemy z Murowanej Gośliny w kierunku

Obornik. W  miejscowości Uchorowo skręcamy w  lewo do leśniczówki, skąd prowadzą już drogowskazy, które bez-błędnie wskażą drogę do samego rezer-watu. Można też w Murowanej Goślinie skręcić w lewo na Starczanowo i przez tę miejscowość dojechać do drogowska-zów, które również doprowadzą nas do celu. Należy jednak pamiętać, że dojazd możliwy jest od strony trasy Obornickiej tylko do leśniczówki i do Starczanowa od strony Murowanej Gośliny, gdzie zorga-nizowany został parking. Dalej około 2 km trzeba przejść pieszo. Śnieżycę moż-na oglądać właściwie tylko przez dwa, trzy tygodnie w ciągu roku, w związku z  czym myślę, że podziwianie jej i  kil-kunastominutowy spacer urokliwymi, leśnymi drogami to połączenie przy-jemnego z  pożytecznym. Przewidzieliśmy pewne udogodnienia dla osób n i e p e ł n o s p r a w n y c h w  postaci możliwości dojazdu samochodem do samego rezerwatu.

Proszę powiedzieć, jaką powierzchnię zajmuje re-zerwat?

W tym momencie jest to około 9 ha, z tym że śnieżyca ma tendencję do zwiększania swego terytorium, mię-dzy innymi za sprawą działalności dzików i mrówek. Należy jeszcze nadmienić, że jest to bardzo urozmaicony i mocno pofałdo-wany teren.

I  naprawdę na tych 9 ha w  pewnym momencie wszystko kwit-nie?

To jest tak, jak z  każdą żywą istotą. W  tym roku mieliśmy niekorzystne dla kwitnienia warunki, ponieważ styczeń był bardzo ciepły i śnieżyca zaczęła już rosnąć, a  później ponownie przyszły silne mro-zy. Najładniejsze efekty można podziwiać wtedy, gdy zima jest normalna, trzyma sto-sunkowo długo, a później następuje ocie-plenie. W momencie, gdy te rośliny zaczy-nają się pojawiać, na naszej stronie internetowej podajemy informa-cje, łącznie z  robio-nymi dwa razy

Dziewięć hektarów kwiatów

Page 13: Merkuriusz 3/2012

13

lasy

w tygodniu zdjęciami z aktualnym stanem kwitnienia.

Pańskie Nadleśnictwo charak-teryzuje się dużym zróżnicowaniem te-renu i  wieloma, bodaj sześćdziesięcio-ma, jeziorami. Proszę nam trochę o tym opowiedzieć.

Jezior jest rzeczywiście bardzo dużo. Mają one przede wszystkim olbrzymią war-tość przyrodniczą. Jeżeli chodzi o miejsca udostępnione do kąpieli, to jest ich niewie-le. Jeziora ulokowane są przede wszystkim w  dwóch rynnach polodowcowych, jed-na znajduje się w okolicy Tuczna, a wzdłuż drugiej wije się rzeka Trojanka. Te są jednak niedostępne do kąpieli, ponieważ zarosły je szerokie pasy trzcinniczysk. Występuje tu natomiast duża różnorodność gatun-kowa ptaków. Ptakiem, którego – jak my-ślę – mało kto widział, ale którego czasa-mi można usłyszeć, jest bąk. Wydaje on bardzo charakterystyczne buczenie. Przez większość czasu ukrywa się w trzcinach,

gdzie trudno go wypatrzyć. Na terenie Nadleśnictwa występuje również kilkana-ście par orła bielika, który jest bardzo sil-nie związany ze środowiskiem wodnym. Na naszym terenie mamy osiem gniazd tego ptaka, lecz prawdopodobnie na stałe prze-bywa tu cztery, pięć par, dlatego, że każda z nich ma najczęściej dwa gniazda.

Dlaczego tak się dzieje?Myślę, że jest to związane z faktem, że

gniazda bielików są bardzo duże, ciężkie i zdarza się dość często, że przez wiatr któ-reś z nich ulega zniszczeniu. Drugie jest po prostu zapasowe.

Inną ciekawostką jest miejsce upadku największego meteorytu, jaki znaleziono w Polsce...

Jest to rezerwat Meteoryt Morasko. Ist-nieją dwa takie miejsca w Europie – jedno u nas, a drugie w Estonii na wyspie Sare-ma. W 2006 roku znaleziono tu największy z meteorytów żelaznych, o wadze ponad 160 kg. Warte zobaczenia są również kra-tery, jakie pozostały po zderzeniu mgławi-cy meteorytów z Ziemią, w jednym z nich cały czas jest woda, natomiast w pozosta-łych występuje ona tylko okresowo. Znaj-duje się tu również ścieżka edukacyjna. W tej chwili jesteśmy na etapie budowy ze środków Unii Europejskiej trzech par-kingów z prawdziwego zdarzenia, w tym jednego przy rezerwacie Meteoryt Mora-sko, gdzie każdego roku zwiedzających jest coraz więcej.

Na jakie szlaki turystyczne za-prosiłby Pan czytelników Merkuriusza?

Na naszym terenie mamy zarówno szla-ki piesze, jak i rowerowe. Na obszarze Pusz-czy Zielonki znajduje się szlak kościołów drewnianych, który oprócz poznawania za-bytków kultury umożliwia również podzi-wianie przyrody. Poza tym polecam Łysy Młyn, nasz ośrodek edukacji leśniej z pół-torakilometrową ścieżką edukacyjną, gdzie w ciekawy sposób można dowiedzieć się o roli wody w przyrodzie. Dodatkowo wraz z jednym z współpartnerów, Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym Polskiej Akademii Nauk, uruchamiamy przy każdej z tablic informacyjnej QR kody, dzię-ki którym każdy posiadacz telefonu komór-

kowego będzie mógł ściągnąć z Internetu pozostałe informa-cje, jakie nie zmieściły się na planszy.

Skąd nazwa Łysy Młyn?

Szukałem w dawnych nie-mieckich archiwach i najpraw-dopodobniej wzięła się ona po prostu od odkrytej, pozbawio-nej roślinności powierzchni, gdzie tuż obok młyna znajdo-wała się żwirownia, na której

po rekultywacji i zalesieniu rośnie teraz las. Warto podkreślić w tym miejscu, że młyn stanowi atrakcję samą w sobie. Jest on rze-czywiście bardzo stary, bo pierwsze prze-kazy o nim pochodzą jeszcze z XVI wieku.

Po uprzednim odrestaurowa-niu utworzono w  nim Centrum Ochro-ny Pachnicy Dębowej oraz ekspozycję prezentującą rolę martwego drewna w lesie...

Pachnica dębowa to owad, który pro-wadzi bardzo skryty tryb życia, występuje w dziuplach starych drzew. Dlaczego tak się go hołubi? Gdyż jest to owad, można powiedzieć, wskaźnikowy. Jeżeli wystę-puje, możemy stwierdzić, że dany ekosys-tem leśny jest pełen, tzn. występują w nim wszystkie stadia wiekowe lasu, od młodych drzewek do starych, zamierających w natu-ralny sposób drzew. Ciekawą rzeczą jest to, że nie można go chronić tak, jak się chro-ni na przykład jakieś zwierzęta w zoo, bo żeby utrzymać pachnicę w naturze, należy stworzyć pewnego rodzaju parasol ochron-ny nad całym ekosystemem, w którym ona

występuje. Co do martwego drewna, czyta-jąc w muzeum o Puszczy Białowieskiej, zna-lazłem informację że na żywym, rosnącym dębie żyje około 50-60 gatunków różnych organizmów, zaczynając od grzybów i po-rostów, a kończąc na owadach, dzięciołach, wiewiórkach itd. Natomiast na starym, mar-twym, rozkładającym się – występuje oko-ło 500 innych gatunków, głównie grzybów i  owadów. Czyli jeżeli nie ma martwego drewna, to las jest o te 450 gatunków uboż-szy. Aby był on więc zrównoważony i bioróż-norodny, musimy posiadać zarówno organi-zmy, które żyją na zwykłym drzewie, jak i te, które żyją również w martwym drewnie.

fot. Artur Napierała

Page 14: Merkuriusz 3/2012

Z  Nadleśniczym Krzysztofem Mrot-kiem oraz jego zastępcą Jerzym Pulce-rem z  Nadleśnictwa Konin rozmawia Merkuriusz

Nadeszła wiosna, w  związku z czym najważniejszym tematem są na-siona, sadzonki i nasadzenia. Proszę po-wiedzieć, co w tej materii się u Państwa dzieje?

Krzysztof Mrotek: Rzeczywiście rozpo-częliśmy cykl prac związanych z zakłada-niem upraw leśnych, w tym przede wszyst-kim odnowień. Jest to wykonywanie nasadzeń na powierzchniach, na których prowadzono w okresie wcześniejszym wy-cinkę drzew i wprowadza się nowe poko-lenie, w odróżnieniu od zalesiania, jakiego w tej chwili u nas już praktycznie nie wy-konujemy. Nie mamy obecnie powierzch-ni rolnych, które nadawałyby się, czy na-wet wymagałyby zalesienia. Na bieżący rok zaplanowaliśmy około 120 ha do od-nowień. Oczywiście musieliśmy uprzed-nio wyhodować sadzonki określonych gatunków, ponieważ wsadzamy je, dostosowując skład przyszłe-go drzewostanu do żyzności sie-dliska. Na uboższych siedliskach sadzimy np. sosnę i brzozę, a na żyźniejszych dęby i  buk. Nato-miast siedliska podmokłe to sta-nowisko dla olchy czarnej. Skła-dy upraw wzbogacamy również innymi drzewiastymi gatunkami domieszkowymi oraz krzewami.

No właśnie, moż-na u  Państwa dowiedzieć się wszystkiego o  sadzeniu. Pro-szę powiedzieć, jak wygląda taka leśna szkółka?

KM: Najlepiej ją zobaczyć (śmiech). Jest to kilka kwater o  powierzchni około 5 ha, wy-posażonych w podsiąkowy i po-wierzchniowy natryskowy system nawadniania oraz – oczywiście – w zaplecze techniczne. Głównym

hodowanym gatunkiem jest sosna, ale oprócz tego istotny udział w naszych drze-wostanach mają dąb, brzoza, olcha, mo-drzew, świerk oraz buk. Produkcję pro-wadzimy na powierzchni otwartej oraz w namiotach foliowych.

Ale mogą też Państwo wyho-dować na życzenie klienta sadzonki za-opatrzone w grzyby mikoryzowe...

KM: Tak, wówczas wykorzystujemy podłoże zaszczepione grzybnią grzybów mikoryzowych. Korzenie sadzonek wcho-dzą z nią w symbiozę, żeby łatwiej pobierać substancje pokarmowe z gleby. Poprzez korzenie drzewa dostarczają grzybom po-trzebnych do ich rozwoju węglowodanów, a strzępki grzybni zwiększają nawet tysiąc-krotnie powierzchnię chłonną korzeni.

Wszystko o nasionach, sadzonkach i nasadzeniach

14

lasy

Page 15: Merkuriusz 3/2012

Wyhodowane w ten sposób sadzonki wykorzystywane są szczególnie na potrze-by zalesień ubogich gruntów porolnych.

Gwarantują Państwo sadzon-ki najwyższej jakości.

KM: Stosujemy wypracowane naukowo i sprawdzone w praktyce metody hodow-li, zarówno jeśli chodzi o  nawoże-nie, jak i  ochronę mechaniczną czy chemiczną, choć o be cnie prefe -ruje się metody biologiczne.

Jak już mówi-łem, mamy oko-ło 120 ha gruntów przeznaczonych do odnowienia w bie-żącym roku. Po-trzebujemy na tę powierzchnię oko-ło 600 tysięcy sa-dzonek, a do tego dochodzą te, któ-re produkujemy głównie na potrze-by rolników, wyko-nujących zalesienia w ramach dofinan-sowania z funduszy Unii Europejskiej na rzecz rozwoju obszarów wiejskich. Na ten cel potrzeba około 200 do 300 tysięcy sadzonek. W skali roku produkujemy więc około milion sztuk materiału sadzeniowego.

Ciągle mało mówi się o bogac-twie walorów przyrodniczych w polskich nadleśnictwach. Proszę się pochwalić –

przyszła wiosna, ludzie zaczną szukać celu nowych eskapad. Dokąd można ich skierować?

Jerzy Pulcer: Myślę, że naszą główną atrakcją jest kompleks Lasów Bieniszew-skich, w skład którego wchodzą cztery rezerwaty przyrody: Mielno, Bieniszew, Sokółki i  Pustelnik z  wieloma małymi, malowniczymi jeziorami. Kompleks ten przylega do większych naturalnych jezior rynnowych, a także powstałych sztucznie w wyniku działalności kopalni węgla bru-natnego. Największe jest Jezioro Gosław-skie, w którym hoduje się niewystępują-ce w regionie amury, co stanowi sporą ciekawostkę wędkarską. W  ogóle jezio-ra w rejonie konińskim są dużą atrakcją, z czego wiele osób w Wielkopolsce (nie sięgajmy nawet dalej) nie zdaje sobie sprawy.

W kompleksie bieniszewskim na trasie ścieżki przyrodniczej o długości 6,5 km usy-tuowaliśmy kilkanaście tablic przedstawia-jących pracę leśników w zakresie hodowli i ochrony lasu, a także jego użytkowania. Nie zapomnieliśmy również o gospodarce łowieckiej.

Wędrując ścieżką, możemy poznać w naturze wiele gatunków drzew, opisa-nych szczegółowo również na tablicach. Turyści bardzo chętnie z niej korzystają, tak

w formie wycieczek rowerowych, jak i pie-szych. Wielką atrakcją jest zabytkowy Klasz-tor OO. Kamedułów, który znajduje się na wzgórzu położonym w centrum tego ob-szaru chronionego.

Ze względów naukowych i dy-daktycznych stworzono na tym terenie

cztery rezerwaty. Czy może Pan powie-dzieć o nich nieco więcej?

JP: Najstarszy z nich to Rezerwat Przy-rody Mielno, utworzony w latach 50. Jest to teren zabagniony, w środku znajduje się zarastające jezioro. W tamtym okre-sie był rezerwatem ptasim, miał chro-nić miejsce masowego wylęgu mewy śmieszki. Obecnie ptaki całkowicie wy-niosły się z  tego jeziora. Znaleziono tu również stanowiska brzozy niskiej. Jest ona charakterystycznym gatunkiem dla kręgu polarnego i  jako relikt z  tamtej części świata znalazła się również w re-zerwacie. Trzy pozostałe to rezerwaty flo-rystyczne, mające na celu zachowanie fragmentów lasów liściastych łęgowych oraz grądowych, łęgów jesionowo-ol-szowych, grądu środkowoeuropejskiego oraz świetlistej dąbrowy.

Myślę, że ważne jest również istnienie na terenie konińskiego Nadle-śnictwa programu Natura 2000.

KM: Cały kompleks Lasów Bieniszew-skich znajduje się w obszarze tego pro-gramu. Należy zwrócić uwagę, że te te-reny dzielą się na dwie grupy: specjalne obszary ochrony ptaków oraz siedlisk. Nasza Puszcza Bieniszewska zaliczana jest do obszarów ochrony siedlisk, na-tomiast tereny Doliny Środkowej Warty

i Ostoi Nadgoplańskiej należą do pierwszego obszaru. To przepięk-ne tereny, szczegól-nie wiosną obfitujące w rzadkie gatunki pta-ków, takich jak na przy-kład bataliony, które mają bardzo ciekawy sposób tokowania. Jak twierdzą ornitolodzy, ptaków tych może być tysiąc, a  rysunek ich upierzenia nigdy się nie powtórzy. Każdy jest inny.

Wszystkim terenom towarzyszą trasy rowe-rowe. Szlaki są dodatko-wo podzielone różnymi kolorami, określającymi stopień ich trudności.

Chciałbym na ko-niec zaapelować o  od-powiedzialne zachowa-nie w lesie. Mamy w tej

chwili bardzo wysokie zagrożenie pożaro-we, które potrwa kilka tygodni, dopóki zie-leń się nie pojawi i nie znikną suche trawy. Proszę o ostrożność, bo odnotowaliśmy tej wiosny już kilka pożarów.

Zapraszamy do wędrówki po pięknych konińskich lasach.

15

lasy

Page 16: Merkuriusz 3/2012

Gratulujemy raz jeszcze nie tyle wyboru, ile podję-cia się przez Pana funkcji Rektora, gdy idą trudniejsze czasy, by wspomnieć tylko niż demograficzny, nasycenie rynku ekono-mistami czy rysującą się konkurencję...

Wiele przesłanek wskazuje, że lata 2012-2016 mogą okazać się okresem niełatwym. Odnoszę to do wszystkich uczelni w Pol-sce. Aspirując do stanowiska Rektora cztery lata temu, zwracałem uwagę na wspomniane przez Panią utrudnienia. Widzę je też dzisiaj, tym bardziej, że ujawniają się w warunkach kryzysu ogólnoświato-wego. Mógłbym również wskazać na inne, chociażby wynikające z obniżającego się poziomu edukacji w Polsce. Myślę o przyszłości naszej uczelni przede wszystkim w kategoriach szans i mam pew-ność, że nie jest to tylko myślenie życzeniowe. Poza tym podejścia ekonomicznego potrzeba w każdym zawodzie i nie ukrywam, że w tym upatruję wielkie zadanie dla Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.

Podczas poprzedniej kadencji w międzynarodowym rankingu Eduniversal 2009 Uniwersytet Ekonomiczny w Pozna-niu był notowany jako najlepsza szkoła w kategorii Excellent business schools. Czy mógłby Pan się do tego odnieść?

Miejsce w gronie uprzywilejowanego klubu najlepszych szkół biznesu w stu pięćdziesięciu trzech państwach świata oraz fakt, że jesteśmy jedyną uczelnią z Poznania wyróżnioną w tym rankingu,

z pewnością nobilituje, ale i zmusza do działania. Mamy to szczęście, że studia na naszym uniwersytecie od lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem kandydatów, którzy potrafią docenić bardzo wy-soką jakość oferowanych im studiów.

Jesteśmy jedną z najstarszych i najbardziej prestiżowych uczel-ni ekonomicznych w Polsce, w której europejska jakość kształcenia

Reelekcja: ciągłość zadańZ profesorem Marianem Gorynią, Rektorem Uniwer-sytetu Ekonomicznego w  Poznaniu, rozmawia Ma-riola Zdancewicz

16

ucze

lnia

Page 17: Merkuriusz 3/2012

poparta jest certyfikatami i akredytacjami. Programy nauczania opierają się na światowych wzorcach edukacji menedżerskiej i naj-nowszych trendach biznesu. Zajęcia prowadzą autorytety nauki i praktyki biznesu. Nie wahamy się więc powiedzieć, że to uczelnia z absolutnej czołówki rankingowej. Specjalizujemy się w kształce-niu wysoko wykwalifikowanych kadr menedżerskich, ekspertów gospodarczych oraz pracowników korpusu administracji rządowej, samorządowej i unijnej.

Platforma Moodle, elektroniczny protokół zaliczania przed-miotów oraz system ankietyzacji zajęć dydaktycznych przez stu-dentów m.in. zapewniają najlepszą jakość prowadzonych zajęć. Obecnie proces dydaktyczny jest prawie w całości wspierany przez materiały elektroniczne, a nasi studenci mogą korzystać z pierw-szego w Polsce urządzenia do powielania notatek SkanboX. Reali-zujemy też wielkie projekty edukacyjne finansowane przez Unię Europejską, które zwiększają atrakcyjność naszych absolwentów

na dynamicznym rynku pracy. Zatem myślę, że w pełni zasłużyli-śmy na ten zaszczytny tytuł.

Ilu zagranicznych studentów uczy się obecnie na UEP? Czy będzie Pan starał się przyciągnąć młodych ludzi z zagranicy do swojej uczelni? Jeśli tak, to w jaki sposób? Czy kierunek wschodni jest atrakcyjny?

Bardzo nam zależy na pozyskiwaniu studentów zagranicznych, cieszy mnie więc fakt, że z roku na rok rośnie liczba tych młodych, studiujących u nas ludzi. W semestrze letnim 2011/2012, w ramach programu LLP/Erasmus oraz umów międzyuczelnianych, gościmy sto pięćdziesiąt cztery osoby m.in. z Francji, Niemiec, Hiszpanii, Portugalii i innych krajów Unii Europejskiej oraz z Kanady, Rosji, Ukrainy i Chin. Każdym studentem z zagranicy w trakcie pobytu u nas zajmuje się indywidualny opiekun.

Doskonale rozwija się współpraca uczelni z organizacją stu-dencką ESN (ERASMUS Student Network), która promuje wymianę międzynarodową i w istotny sposób służy pomocą w opiece nad studentami zagranicznymi. Organizuje także liczne spotkania i wy-cieczki regionalne oraz krajowe.

Program Unii Europejskiej ERASMUS jest najbardziej popular-ną i znaną formą współpracy z partnerami zagranicznymi. Obec-nie w jego ramach współpracujemy z ponad setką uczelni partner-skich z dwudziestu sześciu państw europejskich. Systematycznie wzrasta także zainteresowanie obcokrajowców podjęciem częścio-wych studiów u nas.

Z roku na rok zwiększamy liczbę międzynarodowych projek-tów naukowo-badawczych oraz listę specjalności i przedmiotów w językach obcych. W ofercie dydaktycznej znajdują się specjal-ności i studia doktoranckie w językach obcych.

Jeżeli chodzi o „kierunek wschodni”, to młodzi studenci zza wschodniej granicy coraz częściej wybierają Uniwersytet Ekono-miczny w Poznaniu jako uczelnię, na której chcą zdobywać wyższe wykształcenie. Studia u nas stwarzają im o wiele większe możli-wości, począwszy od wyjazdów zagranicznych, poprzez prakty-ki w firmach zagranicznych, a kończąc na dyplomie uznawanym w Unii Europejskiej.

Znane są problemy z niedokształceniem kandyda-tów na studia nie tylko na Pańskiej uczelni. Co jest przyczyną tego stanu rzeczy? Czy rozważa się go w takich szacownych gremiach, jak Komitet Nauk Ekonomicznych, Rada Naukowa

Polskiej Akademii Nauk czy naukowe medium PAN-u  – cza-sopismo „Studia Ekonomiczne”, których jest Pan członkiem?

Generalnie zauważa się obniżenie poziomu tzw. przeciętne-go kandydata przyjmowanego na studia. Niepokój budzą bardzo umiarkowane kompetencje maturzystów, w szczególności mate-matyczne. Dotyczy to też znajomości języków obcych i umiejętno-ści posługiwania się komputerem. W każdym społeczeństwie jest jakiś odsetek ludzi wybitnych, przeciętnych i słabych. Ze wzglę-du m.in. na procesy demograficzne, ale także z powodu aspira-cji edukacyjnych społeczeństwa, jako uczelnie wyższe zaczyna-my w coraz większym zakresie korzystać z naboru kandydatów reprezentujących różny poziom kwalifikacji intelektualnych, cza-sem nadspodziewanie dobry.

Problem jest bardzo ważny i z uwagi na to analizujemy go we wszystkich gremiach, które w istotny sposób stanowią o losie i przyszłości szkolnictwa wyższego w Polsce.

Jeszcze w tym roku ruszy budowa nowego obiektu przy uli-cy Towarowej. Pierwotnie miała kosztować 100 mln zł. Mówi się o oszczędnościach rzędu 30 mln... Czy zatem będzie reali-zowany cały projekt?

Tak. Nasze wieloletnie starania o pozyskanie środków na sfi-nansowanie budowy Centrum Edukacyjnego Usług Elektronicz-nych zostały uwieńczone sukcesem. Ministerstwo Nauki i Szkol-nictwa Wyższego przyznało nam brakujące 11 mln zł, 45 mln zł przekaże Marszałek Województwa Wielkopolskiego z Europej-skiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, a 18 mln zł wyłożymy z własnych środków. Całkowity koszt budowy wyniesie 74 mln zł. Pierwsze prace rozpoczną się w wakacje, a Centrum będzie goto-we w 2014 roku. Na pięciu kondygnacjach zmieszczą się trzy sale

audytoryjne (na 280 osób każda), 12 sal dydaktycznych, 12 labora-toriów komputerowych oraz pomieszczenia konsultacyjne. Korzy-stać z nich będzie mogło jednocześnie 2 tysiące studentów i pra-cowników Wydziału Informatyki i Gospodarki Elektronicznej. Pod powierzchnią znajdzie się parking na 120 samochodów.

Za Państwem jubileuszowa, XV edycja Poznańskie-go Festiwalu Nauki i Sztuki, którego byli Państwo w tym roku

Reelekcja: ciągłość zadań

17

uczelnia

Page 18: Merkuriusz 3/2012

reel

ekcj

a

gospodarzem. W przygotowanym programie widniały propo-zycje służące lepszemu zrozumieniu otaczającej rzeczywisto-ści gospodarczej i współczesnych zjawisk ekonomicznych...

Festiwal to nie tylko doskonała promocja najważniejszych osiągnięć współczesnej nauki i techniki wśród mieszkańców Po-znania i regionu, ale także „żywa” forma rozbudzenia zaintereso-wań nauką, kulturą i sztuką. W ramach tego święta poznańskie publiczne uczelnie wyższe oraz Polska Akademia Nauk otwarły swoje podwoje, pracownie naukowe i laboratoria dla wszystkich chętnych. Życzyłbym sobie, żeby dzięki interesującym wykładom, warsztatom i wydarzeniom artystycznym czy muzycznym udało nam się zaszczepić bakcyla nauki.

Chciałabym wrócić do niedawnych Dni Uczel-ni. W  tym roku rozpoczęły się bardzo romantycznie, bo walentynkowo...

Tak, wieczorem poezji. Mieliśmy liryczne entrée do naszych obchodów. Wnętrza Biblioteki Głównej zamieniły się w scenę te-atralną, na której młodzi aktorzy i studenci przy akompaniamen-cie lutnisty, profesora Henryka Kasperczyka, recytowali poezję. Specjalnymi gośćmi byli członkowie Stowarzyszenia Biblioteka-rzy Polskich.

Obchody „właściwe” rozpoczął wykładem były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, który poruszył problemy gospodarcze i polityczne świata z perspektywy Davos.

Wykład prezydenta cieszył się dużym zainteresowa-niem, ale to nie jedyne wydarzenie z jego udziałem.

Odbyła się też konferencja prasowa, obejrzeliśmy wspólnie stadion miejski przy ulicy Bułgarskiej, gdzie podjęły nas władze i właściciel Klubu KKS Lech Poznań.

W tym samym czasie w auli paneliści tej rangi, co dr Andrzej Byrt – Prezes Zarządu Międzynarodowych Targów Poznańskich, dr Andrzej Malinowski – Prezydent Organizacji Pracodawcy RP oraz dr Ryszard Petru z  PricewaterhouseCoopers, przy udzia-le moderatora, profesora Tomasza Rynarzewskiego – Dziekana Wydziału Gospodarki Międzynarodowej Uniwersytetu Ekonom-icznego w Poznaniu, starali się znaleźć odpowiedź na nurtujące dziś wszystkich pytanie: „Czy rynki same odzyskują równowagę?”.

Popołudniu w kinie Muza odbyła się uczelniana premiera fil-mu „Żelazna Dama”, opowiadającego o losach Margaret Thatch-er – pamiętajmy, że otrzymała ona doktorat honoris causa nasze-go Uniwersytetu w 1996 roku. Przed projekcją mieliśmy okazję

poznać szczegóły dotyczące pobytu w Polsce byłej premier Wiel-kiej Brytanii, o których opowiedzieli nam inicjatorzy i reżyserzy jej przyjazdu: profesorowie Bohdan Gruchman i Romuald Zalewski – ówcześni Rektor i Prorektor.

Tak udany dzień musiał zapewne mieć równie miłe zakończenie...

Oczywiście, wraz z  prezesem Targów wydałem uroczystą kolację, w czasie której nastąpiło podpisanie umowy z dwoma nowymi członkami Klubu Partnera, tj. Kariną Gizińską, Prez-esem Zarządu Bukowianka S.A., oraz Jerzym Witkowskim reprezentującym Prezesa Zbigniewa Drzymałę i firmę Inter Gro-clin Auto S.A.

Drugi dzień rozpoczął się od sympozjonu na temat „Metafizycznych wątków w ekonomii”...

Moderowała go profesor Halina Zboroń, a uczestnikami byli m.in.: profesor Ryszard Domański, doktor Kristof Zorde – autor książki pod tym samym tytułem, oraz gość z Wrocławia, profesor Andrzej Matysiak z tamtejszego Uniwersytetu Ekonomicznego.

Po raz kolejny zawitał też profesor Leszek Balcerowicz, który wyłożył nam zagadki wzrostu gospodarczego, a o szczegóły mo-gli go zapytać podczas biznes lunchu zaproszeni goście. Swoją wiedzą podzielił się również Prezes Business Center Club, Marek Goliszewski.

To tak z grubsza... Potem był jeszcze koncert galowy, podczas którego Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek wręczył odznaczenia państwowe, medale „Za Zasługi dla Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu”, medale i wyróżnienia Towarzystwa im. Hipolita Ce-gielskiego w Poznaniu oraz nagrody Fundacji Uniwersytetu Eko-nomicznego w Poznaniu. Zgodnie z tradycją wręczenie odznaczeń odbywa się zazwyczaj podczas uroczystości inaugurującej nowy rok akademicki, jednak Koncert Galowy stanowił równie dobrą ku temu okazję.

Nasz uniwersytet został uhonorowany statuetką „Hipoli-ta” za prowadzenie badań naukowych na światowym poziomie, kształcenie studentów oraz pełnienie funkcji prestiżowego nau-kowego ośrodka opiniotwórczego i  doradczego dla potrzeb współczesnej gospodarki.

W części artystycznej wystąpiła orkiestra Poznań Ekonomic-ka Dehovka, zespół Prochy oraz Anna Zimmerman – sopran Teatru Wielkiego w Łodzi. Całość poprowadził profesor Andrzej Sokołowski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

18

ucze

lnia

Page 19: Merkuriusz 3/2012

19

muzyka

NO TO POSŁUCHAJCIE

NO TO POSŁUCHAJCIE

N O T O P O S Ł U C H A J C I EMarek Zaradniak

THE BEST JAZZ... Ever! Czteropłytowy box z największymi standardami jazzu w wykonaniu tych, któ-

rzy w jego światowej i polskiej odmianie byli i są najważniejsi. Można tu posłuchać aktualnych wersji standardów, które znamy od lat, jak i tych oryginalnych, których często na żywo nie da się już usłyszeć, bo ich wykonawcy lub kompozytorzy są po tamtej stronie. Louis Armstrong i Duke Ellington nie zagrają przecież dziś na kon-

cercie „I’m Just a  Lucky So and So”. A tu mamy oryginal-ne nagranie z roku 1961. Nie usłyszymy już na żywo „Au-tumn Leaves” w wykonaniu Milesa Davisa, a tu możemy słuchać nagrania z roku 1958. Nie usłyszymy wreszcie „Mi-sty Blue” w wykonaniu Elli Fit-zgerald, a ten zestaw przyno-si nam oryginalne nagranie z roku 1968. Nie zabrakło też

„Ballad For Bernt” Krzysztofa Komedy w oryginalnym wy-konaniu Tria Komedy z roku 1962. Legendarną kołysankę Komedy z filmu „Rosemary’s Baby” śpiewa Grażyna Augu-ścik, a najbardziej znaną pio-senkę Armstronga, „What A  Wonderful World”, inter-pretuje Stacey Kent. Do tego beatlesowska „Eleeanor Rig-

by” w wykonaniu Stanley’a Jordana i wiele innych tematów, które zdobyły świat lub takich, które swój artystyczny żywot rozpoczęły niedawno, czego przekładem może być kompozycja Krzesimira Dębskiego „Croatia On My Mind” w wykonaniu reaktywowanej grupy String Connection. Zestaw utworów jest taki, że tego albu-mu nie wypada nie mieć.

OLGA BOŃCZYK LISTY Z DALEKA

W ubiegłym roku minęła 20. rocznica śmierci, a dwa lata temu 80. rocznica uro-dzin znakomitej polskiej aktorki i piosenkarki, Kaliny Jędrusik. Właśnie ona była od

lat idolką Olgi Bończyk. Stało się to pretekstem do zmierzenia się przez nią z repertuarem nie-zapomnianej artystki. Płyta „Li-sty z daleka” przynosi 12 piose-nek śpiewanych przez Jędrusik. Większość to niezapomniane przeboje autorskiego duetu Je-rzy Wasowski – Jeremi Przybora, czyli Starszych Panów. Znajdzie-my tu takie szlagiery, jak „Kali-nowe serce” czy „W kawiarence Sułtan” oraz „S.O.S”. Oprócz tego nie zabrakło legendarnego prze-boju Krzysztofa Komedy do tek-stu Agnieszki Osieckiej „Ja nie chcę spać” i perełki duetu Jerzy Matuszkiewicz – Wojciech Mły-narski, mniej znanego przeboju

„La Valse Du Mal”. Olga Bończyk śpiewa z  towarzyszeniem Pol-

skiej Orkiestry Radiowej pod batutą Radosława Labakhuy i zespołu Jana Zeylanda, który obok Henryka Batora jest autorem aranżacji. Bończyk śpiewa poprawnie. Jest nastrojowo i lirycznie, ale nie spodziewajcie się fajerwerków. Zdecydowała się na orkiestrę, bo, jak słusznie mówi, siłą każdego utworu jest jego aranżacja. Ponadto wspierając się orkiestrą, chciała oddać hołd Kalinie Jędrusik. Szkoda jednak, że nie pozwoliła sobie na trochę więcej swobody interpretacyjnej. Szkoda też, że w tym zestawie zabrakło takich przebojów, jak „Bo we mnie jest seks” czy „Na całych jezio-rach ty”. Niemniej krążek jest godny zauważenia.

EMI

Pols

kie

Radi

o

MET

AL

MIN

D P

ROD

UC

TIO

NPo

lski

e Ra

dio

STRING CONNECTION2012

Założona w 1981 roku w Poznaniu przez Krzesimira Dębskiego grupa String Connec-tion stała się z czasem jedną z legend nie tyl-ko polskiego jazzu. Po-wody są dwa. Nakłady jej ówczesnych płyt równały się z  nakła-dami zespołów rocko-wych, ale ze względu na wiele obowiązków lidera zawiesiła dzia-łalność w  roku 1987. Występowała spora-dycznie. Nie nagrywała. O fonograficznym powrocie grupy zaczę-to mówić w związku z trasą koncertową na początku roku 2009. To właśnie zarejestrowane wtedy nagrania koncertowe miały uka-zać się na płycie. Tak się jednak nie stało. Do studia zespół wszedł dopiero w ubiegłym roku i zarejestrował materiał, który ukazał się pod nazwą „2012”. Obok „starej gwardii”, czyli saksofonisty An-drzeja Olejniczaka, pianisty Janusza Skowrona, basisty Krzysztofa Ścierańskiego, perkusisty Krzysztofa Przybyłowicza, no i grające-go na skrzypcach, klawiszach i organach Hammonda Dębskiego, gościnnie pojawia się też wokalistka Anna Jurksztowicz. Czegoż w tych dźwiękach nie znajdziemy? Jest tutaj folk i funky. Wysma-kowane skrzypcowe solówki Dębskiego i „murowane”, nie tylko jaz-zowe, przeboje. Posłuchajcie gry Krzesimira Dębskiego na skrzyp-cach w „Das Salzpelspiel” czy w dynamicznej „Cien kilos de Papas”, a także piosenki „O czym marzą dziewczyny?”. To hit, jakiego daw-no nie było.

SBBSBB

Grupa SBB przyzwy-czaiła nas do tego, że najczęściej pojawia się w  trio. Tymczasem naj-nowszy krążek zespo-łu zatytułowany po pro-stu „SBB” jest efektem współpracy duetu Józef Skrzek – Apostolis Anthi-mos. To muzyka inna niż do tej pory przez zespół proponowana, bo kame-ralna. Nie za głośna. Do-skonale nadająca się na ilustrację muzyczną fil-mu. To płyta historycz-na nie tylko dlatego, że nagrana przez duet, ale także dlatego, że zawie-ra szesnaście muzycz-nych opowieści o tym, co w życiu zespołu było ważne. Bo przecież otwierająca krążek „Piwnica” nawiązuje do początków, czyli ćwi-czeń w piwnicy w Siemianowicach Śląskich, gdzie wszystko się za-częło. „Niemen” to wspomnienie współpracy z tym wielkim artystą. Natomiast rock’n’rollowy utwór „74” przypomina początki samo-dzielnej działalności i słynnego koncertu w warszawskiej Stodole, z którego nagrania znalazły się na pierwszym krążku grupy. Jak-że ogromną ewolucję przeszedł zespół SBB! Wtedy dominowało potężne brzmienie syntezatorów. Teraz nastał czas spokoju, choć przecież wcale nie muzycznej ciszy.

Page 20: Merkuriusz 3/2012

20

bizn

es

W  maju odbędzie się w  Mię-dzyzdrojach konferencja poświęco-na problemom gazownictwa. Gośćmi będą: Ministerstwo Skarbu Państwa, Ministerstwo Gospodarki, Urząd Regu-lacji Energetyki, przedstawiciele władz wojewódzkich i  samorządowych. Jest Pan wśród organizatorów. Jakie tematy zostaną poruszone?

Zasadniczy cel XV Konferencji GAZ-TERM w Międzyzdrojach to odpowiedź na pytanie, w jakim kierunku w najbliższych latach będzie rozwijało się polskie gazow-nictwo, w szerokim znaczeniu tego słowa, począwszy od wydobycia gazu, przesyłu, dystrybucji, po jego zastosowania.

Pochylimy się nad rolą gazu ziemne-go w ochronie klimatu w świetle dyrektyw Unii Europejskiej. Chcemy zwrócić uwagę na geopolityczne uwarunkowania wydo-bycia gazu łupkowego w Polsce. Istotnym punktem będzie także omówienie aspek-tów techniczno-prawnych związanych z budową terminala w Świnoujściu. Biorąc

pod uwagę erę globalnego rozwoju oraz szybko postępującej techniki, zastanowi-my się nad możliwościami rozwoju ener-getyki w Polsce w oparciu o gaz ziemny oraz najnowszymi technologiami stosowa-nymi w gazownictwie przy budowie i eks-ploatacji sieci gazowych. Ponadto szybko postępująca rewolucja informatyczna wy-maga zastanowienia się nad rolą systemów IT w przesyle i dystrybucji gazu ziemnego.

Jeden z  ważniejszych tema-tów to zapewne projekt nowego pra-wa gazowego. Czego będą dotyczyły zmiany?

Proces zmian na rynku gazu w Polsce jest nieuchronny. Rozwój rynku gazu ziem-nego podąża za rynkiem energii elektrycz-nej, co wymaga nowych regulacji prawnych. W niemal całej Unii Europejskiej nastąpiło uwolnienie cen gazu w obrocie hurtowym, co poskutkowało rozwojem handlu gazem. Brak dostosowania się krajowego rynku do trendów zmian w krajach UE wpływa na osłabienie konkurencyjności polskie-go przemysłu. To tylko nieliczne powody, dla których tak istotne są zmiany w prawie gazowym, jakie zostanie wyodrębnione z obecnego prawa energetycznego.

O rozwoju polskiego gazownictwa,

nowym prawie gazowym

Z Prezesem WSG Sp. z o.o., Zdzisławem Kowalskim, rozmawia Merkuriusz

Page 21: Merkuriusz 3/2012

21

biznes

Ważniejsze propozycje projektu to np. system wspar-cia i ochrony odbiorcy wraż-liwego, wprowadzenie mak-symalnie 3-tygodniowego terminu zmiany sprzedawcy. Ponadto ważne jest, by insta-lacje regazyfikacji przyłączo-ne do sieci dystrybucyjnej nie były traktowane jako instala-cje oddzielne – wówczas nie będzie potrzebne uzyskanie dodatkowych koncesji.

Zmienia się także liczba i  rodzaj do-kumentów wymaganych do uzyskania przyłączenia, które określono jako za-mkniętą listę – nie będzie mógł jej zmie-nić operator.

Jak wygląda rozbudowa sieci gazowej? Ile jest jeszcze miejscowości na mapach gmin, które nie mogą korzy-stać z gazu ziemnego?

Trudno odpowiedzieć jednoznacz-nie na to pytanie, gdyż na terenie konce-syjnym WSG prowadzą działalność dys-trybucyjną oraz handlową również spółki spoza GK PGNiG, tj. G.EN. Gaz Energia S.A.,

KRI S.A., EWE energia Sp. z o.o., Avrio Me-dia Sp. z  o.o. Na wybranych obszarach gmin działalność dystrybucyjna tych spó-łek pokrywa się z działalnością operator-ską WSG. Dlatego też możemy jedynie przedstawić informacje na temat gmin, w  których WSG świadczy usługę dystry-bucji bądź tego nie robi. Analiza roku 2011 wykazuje, że na obszarze koncesyjnym obejmującym 382 gminy, WSG prowadzi dystrybucję gazu ziemnego E, Lw i Ls na terenie 239 gmin. Stanowi to ok. 62,5%. W  odniesieniu do użytkowników gazu ziemnego w gospodarstwach domowych procent gazyfikacji wynosi ok. 44%.

Do sierpnia 2012 roku ma powstać projekt rozbudowy sieci

w kierunku Osiecznej, czy takich zamia-rów jest więcej?

Projekt Osieczna związany jest z  bu-dową gazociągów dystrybucyjnych śred-niego ciśnienia i przyłączania podmiotów do sieci gazowej. W ramach współpracy z urzędem gminy określono zakres gazyfi-kacji. W roku 2012 i latach następnych pro-wadzone będą rozmowy w sprawie pod-pisania listów intencyjnych/porozumień o współpracy w kwestii gazyfikacji m.in. z gminami: Przemęt, Wieleń, Kłodawa, Tu-liszków, Władysławów, Rychwał, Grodziec, Stare Miasto.

Ostatnio bardzo modne sta-ło się pojęcie spo-łecznej odpowie-dzialności biznesu. Czy w  Wielkopol-skiej Spółce Gazow-nictwa realizowana jest polityka CSR

i jak to wygląda?Wielkopolska Spółka Gazow-

nictwa jest firmą, która dobro-wolnie zobowiązuje się do za-chowania równowagi pomiędzy trzema aspektami funkcjonowa-nia przedsiębiorstwa: ekonomicz-nym, ekologicznym i  etycznym. Co oznacza, że poza swoimi pod-stawowymi zadaniami realizuje również funkcje społeczne, wspomagając kulturę, sztukę oraz sport.

Wspieramy Towarzystwo im. Henryka Wieniawskiego poprzez sponsoring kon-certów i  Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskie-go, Poznański Chór Chłopięcy, Enter Music

Festival oraz Festiwal Pol-ska Akademia Gitary.

Pomagamy instytu-cjom takim, jak domy dziecka oraz szpitale. Naszym wiodącym pro-jektem jest „Republika Uśmiechu” – od dwóch lat wspomagamy budowę miasteczka, gdzie orga-nizowane są wakacyjne turnusy dla dzieci peł-no- i niepełnosprawnych.

W trakcie wakacji spędzanych w Republi-ce Uśmiechu uczestnicy biorą udział w róż-nego rodzaju zajęciach, hipoterapii, dogo-terapii, terapii zajęciowej oraz społecznej.

Ponadto przekazaliśmy na rzecz Fun-dacji Polskich Kawalerów Maltańskich, prowadzącej działalność charytatywną, samochód, który będzie wykorzystywany do dowożenia osób upośledzonych umy-słowo na zajęcia rehabilitacyjne.

Intensyfikując działania w  kierunku zrównoważonego rozwoju, w  czerwcu 2011 roku Wielkopolska Spółka Gazow-nictwa podpisała Deklarację w Sprawie

Zrównoważonego Rozwoju i  Odpowie-dzialności Biznesu w branży energetycz-nej w Polsce, w której zobowiązujemy się włączyć zasady zrównoważonego rozwo-ju w działalność gospodarczą poprzez ich stosowanie i promowanie, np. w ramach inicjatyw podejmowanych w  naszym przedsiębiorstwie.

i funkcjach społecznych

Page 22: Merkuriusz 3/2012

W  początkach 2008 roku grupa pracowników Wydziału Chemii Uni-wersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu postanowiła z  inicjatywy prof. Andrzeja Katrusiaka zorganizo-wać warsztaty wysokociśnieniowych badań kryształów. Uczestnikami byli głównie doktoranci i młodzi naukow-cy z  ośrodków akademickich i  placó-wek badawczych w Polsce i za granicą, którzy korzystali ze sprzętu i doświad-czenia pracowników poznańskiego la-boratorium wysokociśnieniowego – jednej z niewielu tego typu jednostek na świecie. Po sukcesie pierwszej edy-cji „Wesołe Koziołki” – bo tak, kierowa-ni lokalnym patriotyzmem, nazwaliśmy spotkanie – stały się wydarzeniem cy-klicznym, odbywającym się dorocznie wiosną. Sporo wody upłynęło od tego czasu w Warcie i oto obchodzimy mały jubileusz. To nie tylko okazja do świę-towania, ale także do przybliżenia dzia-łalności naszego zespołu i prezentacji znaczenia wykonywanych przez nas eksperymentów.

Co ciekawe, żeby wytworzyć w la-boratorium ogromne ciśnienie rzędu nawet milionów atmosfer, nie musi-my już stosować jak niegdyś skompli-kowanych, drogich i niebezpiecznych pras o monstrualnych rozmiarach. Od ponad 50 lat mamy do dyspozycji apa-raty o prostej konstrukcji mieszczące się w dłoni. Są to komory ciśnieniowe z  kowadełkami diamentowymi. Zasa-da działania jest bardzo prosta: prób-ka znajduje się pomiędzy dwoma dia-mentami oszlifowanymi podobnie jak jubilerskie brylanty. Wystarczy doci-snąć diamenty (tzw. kowadełka) do sie-bie, a ze względu na małą powierzchnię styku niewielki nacisk może wytworzyć w próbce olbrzymie ciśnienie. Właści-wości diamentu powodują, że jest on idealnym materiałem na kowadełka: to najtwardsza znana substancja, któ-ra przepuszcza ponadto wiele rodza-jów promieniowania, dzięki czemu do

Kamil Filip Dziubek

Wesołym Koziołkom tryknęło pięć wiosen

analizy można stosować mikrofale, pod-czerwień, światło widzialne, promienio-wanie Roentgena, jak też neutrony.

Naturalnym kierunkiem badań wyso-kociśnieniowych jest odtwarzanie warun-ków panujących wewnątrz Ziemi i innych planet (szacuje się, że w środku Ziemi pa-nuje temperatura dochodząca do 5500 stopni Celsjusza i ciśnienie około 3,6 mln atmosfer). Wyniki tych pomiarów mają zasadnicze znaczenie w geologii, geofi-zyce i sejsmologii. Nie jest to jednak je-dyny obszar zainteresowań naukowców poznających właściwości materii w wa-runkach ekstremalnych.

Pod wysokim ciśnieniem syntetyzu-je się wiele materiałów o specyficznych cechach, które znajdują zastosowanie w technice. Przykładem są ferroelektryki i relaksory wykorzystywane do produkcji kondensatorów o dużej pojemności, uży-wanych m.in. w pamięciach komputero-wych, diagnostyce ultrasonograficznej, kamerach termowizyjnych, czujnikach temperatury i  drgań mechanicznych, a także urządzeniach hydrolokacyjnych. Co więcej, nowe organiczne ferroelektry-ki i relaksory, które mogą być wytwarzane pod wysokim ciśnieniem, stanowią lep-sze zamienniki stosowanych głównie do tej pory materiałów nieorganicznych. Są bowiem tańsze, nietoksyczne, przyjazne dla środowiska, a  także elastyczne i  ła-twiej poddają się obróbce mechanicznej (co ma znaczenie przy ich zastosowaniu

jako aktywnych składników nowocze-snych urządzeń elektronicznych). W na-szym laboratorium trwają intensywne prace nad stworzeniem takich materia-łów. Być może wkrótce w komputerach znajdziemy nowe, znacznie sprawniej-sze i  tańsze pamięci ferroelektryczne, przy produkcji których zastosowano wysokie ciśnienie?

Kolejnym zagadnieniem jest wy-sokociśnieniowa krystalizacja substan-cji. Jest to metoda, dzięki której można wytworzyć nowe odmiany polimorficz-ne ciał stałych (czyli kryształy zbudowa-ne z tych samych cząsteczek, różniące się tylko ich wzajemnym położeniem – tak jak ułożone z identycznych płytek różne wzory posadzek). Ponieważ od-miany polimorficzne pomimo tego sa-mego składu chemicznego mają różne

Uczestniczki ubiegłorocznej edycji podczas konferencyjnej wycieczki – przejażdżka drezyną

Zamknięta komora z kowadełkami diamentowymi

22

nauk

a

Page 23: Merkuriusz 3/2012

właściwości fizyczne, otrzymanie nowej formy krystalicznej może mieć olbrzy-mie znaczenie praktyczne. Przykładami są składniki czynne leków różniące się rozpuszczalnością, co zmienia ich przy-swajalność w organizmie, oraz materia-ły wybuchowe o większej gęstości, co zwielokrotnia ich skuteczność. Ostat-nio w poznańskiej grupie badawczej otrzymano nową odmianę sacharozy (czyli, mówiąc potocznie, cukru). Wcze-śniej znana była tylko jedna postać kry-staliczna tego związku chemicznego. Może gdyby wysokociśnieniową formę udało się zachować w warunkach oto-czenia, moglibyśmy produkować cukier, który znacznie szybciej (lub wolniej) rozpuszczałby się w ustach?

Od roku 2010 nasz zespół realizu-je badania w ramach programu TEAM Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Nowo-czesny park maszynowy i młodzi adepci chemii gwarantują rozwój laboratorium i „Wesołych Koziołków”, którym od daw-na sekunduje „Merkuriusz” – nasz patron medialny. Niech więc koziołki nie mar-nują energii na trykanie się, ale biorą się do roboty, wytwarzając ciśnienie między diamentowymi kowadełkami.

z y g z a k i e m

Ruszyła europejska inicjatywa obywatelska

1 kwietnia weszła w życie europej-ska inicjatywa obywatelska. Dzięki niej obywatele Unii będą mogli bezpośred-nio wpływać na kształtowanie polityki i podejmowanie decyzji unijnych.

Mieszkańcy UE uzyskali możli-wość wezwania Komisji Europejskiej do stworzenia nowego ustawodaw-stwa lub zmiany istniejącego. W tym celu milion obywateli z  co najmniej 7 z 27 państw członkowskich Unii bę-dzie musiało złożyć taki wniosek. Trze-ba przy tym pamiętać, że zagadnienia poruszane w inicjatywie muszą wpisy-wać się w kompetencje Komisji Europej-skiej. Inicjatywy obywatelskiej nie nale-ży jednak mylić z prawem do składania petycji, ani z prawem do referendum. Porównywalna jest raczej z  prawem Parlamentu i Rady do zwracania się do Komisji o złożenie wniosku w sprawie nowego ustawodawstwa.

Aby zgłosić inicjatywę obywatelską, należy powołać komitet obywatelski

składający się z co najmniej 7 obywateli UE mieszkających na stałe w 7 różnych krajach członkowskich, a następnie za-rejestrować ją na portalu europejskiej inicjatywy obywatelskiej (http://ec.eu-ropa.eu/citizens-initiative/public/how-

-to-register). Kolejnym etapem, na jaki organizatorzy mają rok, jest zgroma-dzenie deklaracji poparcia. Kiedy ini-cjatywa zdobędzie milion podpisów, trafi do Komisji, która ma 3 miesiące na dokładne jej przeanalizowanie. W tym czasie przedstawiciele Komisji odbywać będą spotkania z przedstawicielami ko-mitetu obywatelskiego, którzy szczegó-łowo wyjaśnią tematy, jakie porusza ini-cjatywa. Ważnym elementem procesu jest publiczne przedstawienie w Parla-mencie Europejskim istotnych ele-mentów inicjatywy z punktu widzenia obywateli UE. Końcowy etap to przed-stawienie przez Komisję odpowiedzi z uwzględnieniem konkretnych działań, jakie podejmie w reakcji na inicjatywę.

Wspólne budowanie przyszłości– Jako szef drugiego co do wielko-

ści regionu w Polsce, muszę uwzględ-niać nie tylko potrzeby miasta stołecz-nego, ale również mniejszych miast, miasteczek i  wsi. Doceniam rolę du-żych ośrodków miejskich i  ich funda-mentalny wkład w rozwój i w przezwy-ciężanie kryzysu w Europie. Nie można jednak doprowadzać do alienacji po-lityki miejskiej i traktować miast jako organizmów wyłączonych z  otocze-nia – powiedział Marszałek Marek Woź-niak podczas Szczytu Regionów i Miast w Kopenhadze.

Organizowane co 2,5 roku przez Komitet Regionów spotkanie groma-dzi zawsze wielu gości. Tym razem za-proszenie przyjęli m.in. przewodniczą-cy Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, premier Danii Helle Thorning-

-Schmidt oraz przewodniczący Parla-mentu Europejskiego Martin Schulz. Przez dwa dni ponad 300 prezydentów regionów i miast, wraz z urbanistami i  architektami, dyskutuje nad kierun-kami rozwoju miast oraz właściwymi sposobami finansowania ich potrzeb

w nadchodzącej perspektywie finanso-wej 2014-2020. W miastach i aglome-racjach żyje obecnie 75% populacji UE. W  roku 2020 ich liczba wyniesie 80%. Mimo że miasta będą pełnić w najbliż-szych latach kluczową funkcję w prze-zwyciężaniu kryzysu, tworząc dogodne warunki dla rozwoju przedsiębiorczo-ści, kreując nowe miejsca pracy, wspie-rając innowacje i  edukując młode pokolenie, borykają się z wieloma po-ważnymi problemami rozwojowymi. Podczas panelu poświęconego wpły-wowi Unii Europejskiej na rozwój miast Marszałek Marek Woźniak dowodził, że korzystają one obecnie z dużej puli środków w ramach regionalnych pro-gramów operacyjnych. W  przypadku Poznania dofinansowanie osiągnęło pułap 7% całego WRPO, a przecież mia-sta pozyskują dodatkowo duże dofinan-sowanie również w ramach programów sektorowych. Nie można więc mówić, że potrzeby rozwojowe miast stołecz-nych nie są wystarczająco dostrzegane. Należy jednak z pewnością wzmocnić ich współpracę z otoczeniem.

O-MAZ23

zygzakiem

Page 24: Merkuriusz 3/2012

Daromiła Wąsowska-Tomawska

Kawałek legendy i kij w mrowisko

Jak rzek ł po -eta, „Historia przed lat y szczel inami

uszła...”. „To było naj-oryginalniejsze miasto

pod słońcem, z pewnością unikat na kuli ziemskiej wszech

czasów” – tak pisał Boy-Żeleński, kronikarz, autor Słówek, inicjator pierwszego kaba-retu krakowskiego „Zielony balonik”. Kra-ków z początku XIX wieku liczył 8 tysięcy mieszkańców. Dziwnie musiały wyglądać mury sąsiadujące z bujną wsią podkrakow-ską, o 10 minut drogi od centrum miasta. Mury przytłaczały, wyciskały specyficzne piętno na mieszkańcach. Umieli z nimi żyć Wyspiański, Matejko. Ale któż jeszcze? Wal-czono ze skamieniałą tradycją, wyburzając baszty, zaułki, piękne domy i przybudów-ki. Zubożano miasto o autentyczną patynę

lat, o najcenniejszą wartość. Stara Brama Floriańska, chluba dzisiejszego Krakowa, ocalała przez przypadek. Uratował ją głos rajcy, przestrzegający przed przeciągami, jakie pojawiłyby się wówczas przed ko-ściołem Mariackim. Zburzono starą kaplicę w szpitalu św. Ducha dla przyszłego teatru. Matejko pragnął odrestaurować ją wła-snymi środkami. Gdy nie pomogły prośby i kaplicę zdemolowano – odesłał dyplom honorowego obywatelstwa miasta. Sta-ry Kraków przeżywał się, nikł, upadał, po-grążając się w prowincjonalizm. Wyniosła arystokracja i zhołdowane, zgięte w pokło-nie mieszczaństwo. Kontrasty. Nędza. Pod zastałą skorupą przyzwyczajeń i hierarchii powstawały nowe siły, nowe ruchy, opozy-cyjne wobec patronatu coraz bardziej kost-niejącej tradycji. Rebelia przeciw autoryte-tom, jaką była Młoda Polska, przyniosła

Krakowowi wiele dobrego. Miasto starców stało się miastem młodych. Nawet jego biedę zdołała na chwilę oszukać sztuka.

Okres Młodej Polski to Wyspiański, Wyczółkowski, Stanisławski, Malczewski, Pankiewicz, Kasprowicz, Fałat. Kraków był przedmieściem dwóch metropolii: Paryża i Wiednia. W nim – o coś się sprzeczali, cze-goś chcieli, za czymś tęsknili. Kto dzisiaj czyta w kawiarni lub dyskutuje przy czar-nej kawie – do białego rana toczy gorące spory, polemiki? Tamte kawiarnie były wg Boya „kuźniami intelektu”. W kawiarniach rozstrzygano losy narodów. Do dyskusji, jak do gry, siadywano latami przy jednym stoliku. I  jak tu nie zatęsknić i kilka razy w roku nie pojechać przez Kraków w Gor-ce? Zatrzymać się i wypić kawę przy jed-nym z nich, w krakowskiej Jamie przy Bra-mie Floriańskiej?

24

kult

ura

Page 25: Merkuriusz 3/2012

W 1895 roku Michalik założył w mieście cukiernię – przy redakcji „Czasu”, z Akade-mią pod nosem. Przy dużym okrągłym sto-le w Jamie Michalikowej powstało krzywe zwierciadło życia – kabaret „Zielony balo-nik”, moda Paryża, przeniesiona stamtąd przez Jana Augusta Kisielewskiego, dra-maturga, autora Karykatur, rodzonego stry-ja Stefana Kisielewskiego. W okresie prze-kwitania Młodej Polski zaczęli schodzić się do Michalikowej kawiarni dwaj niepo-skromieni humoryści – pisze stały bywa-lec Balonika, Adam Grzymała-Siedlecki. Jednym z  nich był utalentowany malarz

– Stanisław Kuczborski, drugim młodszy brat Boya – Edward Żeleński. Przemyśliwa-li, jakby tu kogoś „wystawić do wiatru”, ze-brać wszystkich z poczuciem humoru i na

„podwawelskim gruncie” pokusić się o ka-baret, jakim zasłynął paryski Montmartre. Powrócił właśnie z Paryża pomysłodawca Jan Kisielewski. Nie każdy mógł być go-ściem w ich kabarecie. Należało otrzymać zaproszonie. Komitet zielonobalonikowy (Edward Żeleński, Witold Noskowski, Karol Frycz, Boy, Trzciński, Sierosławski i inni) dra-końsko przestrzegał założenia, by w skład słuchaczy nie przedostało się „ciało obce”. Wchodzącego gościa witano trzykrotnym oklaskiem. Pomysł nazwy powstał nad ra-nem, po naradzie dotyczącej kabaretu, gdy wracano Floriańską do domu. Na rynku stał chłopiec z  pękiem zielonych baloników. Żywa, soczysta barwa, lekkość i autoironia

– oto najlepsza nazwa – „Zielony balonik”.W czasie trzeciego kolejnego wieczo-

ru Balonika laskę konferansjera po Janie Kisielewskim objął Stanisław Sierosławski,

uczeń Przybyszewskiego. I  tak już było. Imienne zaproszenie brzmiało: „Miły go-ściu: oto czas już nadszedł! Cóż tu widzisz? (obrazek). Widzisz Zielony balonik. A więc przyjdź w sobotę dn 3 listopada o godz. 11 w nocy do Jamy Michalikowej. Wejście tylko przez bramę domu, jedynie za okaza-niem Zaproszenia”. Konferansjer oznajmiał w dowcipnych słowach jawiących się wy-konawców i program. Na innym zaprosze-niu „Zielony balonik” zdecydował się wpu-ścić na Kabaret do Michalika w sobotę dn 12 b.m. po premierze. I znów rysunek – na gitarze gra Jadwiga Mrozowska. Zatem w  Jamie Michalikowej rozegrano jedną z istotniejszych walk o kształt i treść naszej kultury. Była to walka o zasady, pryncypia życia, o podstawy w drwinie z ludzi, oby-czajów, śmiesznostek. Balon stał się satyrą, krzywym zwierciadłem snobizmu, filister-stwa i kabotyństwa, pleniących się nie tyl-ko w pałacach arystokracji czy w salonach mieszczańskich. Najwyższą lotność drwiny Balonik osiągnął w latach 1905-1908. Mała salka tuż za bufetem, mieszcząca nie wię-cej niż 120 osób, została obmalowana ka-rykaturami i rysunkami ówczesnej bohemy malarskiej.

Muzyka, fortepian, śmiech, brzęk szkła, estrada i publiczność, bez linii demarka-cyjnych. „Zielony balonik” znów zapra-sza z podobizną Boya i butelkami alkoho-lu. I począł się kryzys. Warszawa przeszła przez rewolucję, Kraków przez „Zielony balonik” – pisał kiedyś Jan Kott. Kaba-ret był kijem w mrowisko tradycyjnego Krakowa. Gorszył i podniecał, bawił i bu-dził krytykę, szczególnie ośmieszanych.

W 1910 roku redaktor „Krytyki”, Wilhelm Feldman, pisał: „Toż to szła zabawa, toż to huczał śmiech, pieniły się strugi napojów, gorzały serca”. Tak to trwało siedem lat, robiono Szopki, Boy pisał Słówka. Wiersze i skecze, przekorność i pieprzność. Awan-garda myśli pośród omamień i  symboli Młodej Polski. Dziś sam stał się symbolem, kawałkiem legendy.

Jak co roku, tak i dziś siedzę z przyja-

ciółmi Salonu Artystycznego im. Jackow-skich przy kawie w krakowskiej Jamie Mi-chalika. Obczytujemy ściany, oglądamy wpisy i karykatury uczestników, ale i póź-niejszych przyjaciół Anny i Tadeusza Gu-stawa Jackowskich, których salon okresu międzywojennego we Wronczynie blisko Poznania dziś, tradycyjnie od 16 lat, kon-tynuujemy. W imprezach Balonika uczest-niczył artysta malarz Józef Czajkowski, któ-ry był autorem projektu nieistniejącego już dzisiaj ogrodzenia dworu we Wronczynie, nagrodzonego złotym medalem podczas Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekora-cyjnej w Paryżu w 1925 roku. Bywał u Mi-chalika ósmoklasista, student Leon Schiller

– rodzony brat Anny Jackowskiej, później-szy znakomity reżyser, reformator teatru. Uczestniczyli w Baloniku Karol Frycz oraz twórca Reduty Juliusz Osterwa, preten-dent do ręki Anny Jackowskiej. Te znako-mite nazwiska, które wpisane są do księgi wronczyńskiego dworu, towarzyszą nam z opisanych ścian Jamy. Jest i sam gospo-darz Michalik, uprzejmy, wijący się w ciżbie wśród ściśniętych stolików, nic nierozumie-jący z tego bratania się stanów.

25

kultura

Page 26: Merkuriusz 3/2012

Joanna Dziubkowa

OKIŃCZYCOd 19 lutego poznańskie Muzeum Narodowe zaprasza do obejrze-nia wystawy prac Andrzeja Okińczyca. Wystawa potrwa do 29 kwiet-nia tego roku.

Rzadko zdarza się, by współczesny, znany artysta nie był w Polsce związany z akademią. Jeszcze rzadziej, by, tak jak kiedyś Okińczyc, z pra-cy w uczelni rezygnował. Ten epizod wyjęty z życiorysu autora wysta-wy, może nie najważniejszy, ale jakże znamienny, charakteryzuje go jako twórcę osobnego, unikającego presji podszeptów i ocen środowiska, świadomie przyjmującego odpowiedzialność za własne wybory. A nie były one łatwe. Po zetknięciu się podczas studiów z projektowaniem pla-katu (który był tematem jego pracy dyplomowej) oraz rysunkiem i gra-fiką (został po studiach asystentem w katedrze rysunku) na cztery lata zawiesił swoją twórczość malarską. Potem, w czasach gloryfikowanej atmosfery nieomal anarchistycznego, bezgranicznego twórczego luzu z jednej strony, z drugiej przymusu spektakularnej inności, często poże-rającego psychicznie najsłabszych, Andrzej Okińczyc zajął się robieniem portretów. Jakoś nie przejął się tym, że tworzenie wizerunku człowieka było jednym z najstarszych tematów sztuki, a więc pomysłem na pewno nie awangardowym, poza tym dzisiaj jeszcze zepchniętym na margines dzięki niebywałemu, budzącemu fascynację rozwojowi fotografii czy fil-mu. Działalnością uznaną przez wielu krytyków za zużytą już i wyeksplo-atowaną w sferze formalno-warsztatowej, a artystycznie mało ambitną. Malowane przez niego portrety zadziwiające techniczną lekkością, eks-perymentami wykonawczymi prowadzonymi na szeroko pojętej materii obrazu łącznie z indywidualnym wyznaczaniem przestrzeni ograniczanej przez ramę, przyciągały wzrok widza ku postaci modela znacznie bogat-szej niż fizjonomiczne odbicie człowieka. Współczesne formą a zarazem naznaczone dotknięciem niegdysiejszego humanizmu, wskrzeszały zapo-mniane pojęcie mistrza zarówno jako demiurga, jak i swoistego medium. Poznańska wystawa, niebędąca retrospektywą, choć dotykająca najważ-niejszych wyborów lat ostatnich, nie uwzględnia jednak tego rozdziału, tak powszechnie kojarzącego się z twórczością Andrzeja Okińczyca. Luka jest widoczna, rzec można: prowokacyjna, ponieważ autor nie zrezygno-wał z portretowania świata. Dla swoich obserwacji od dawna wybierał tematy często uznawane za niesamodzielne, błahe, na pierwszy rzut oka Draperia V, 2008, technika własna, 90 × 90 cm

Parawan 11, 2008, akryl, 85 × 240 cm

26

sztu

ka

Page 27: Merkuriusz 3/2012

nawet banalne, traktowane przeważnie jako tło lub fragment dopełniający większą, skomplikowaną kompozycję. Za wyci-nek poważniejszego dzieła wart najwyżej szkicu ustawiające-go i kształtującego rękę. Wcześnie, bo już w 1978 roku, zafrapo-wały go draperie. Malowane z niezwykłą łatwością, odrzucały od początku podejrzenie o warsztatowych wprawkach, coraz bardziej zadziwiając i zmuszając do zastanawiania nad moty-wami dokonanego przez artystę wyboru. Wprawdzie i w kon-terfektach tworzonych przez Andrzeja Okińczyca, szczególnie w autoportretach, tkanina miała ważne znaczenie, woalując lub odkrywając, przesuwała się z obszaru formy w rejony tre-ści obrazu, była jednak środkiem semantycznie pomocniczym. I oto stała się głównym obiektem zainteresowania twórcy, ob-razem, artystycznym wizerunkiem i osłoną istoty przedmiotu wyposażonego we własny byt. W życie gdzieś tam prawdziwe, ale przecież sztuczne, jak odbita w lustrze złuda rzeczywistości. Skomplikowany problem obrazu i obrazowania rozwijany jest przez Okińczyca także technicznie, poprzez nakładanie faktury aż po reliefowe płaskorzeźbienie. Dramatycznie przedarte lub przestrzelone draperie przestają być kawałkiem zwykłej, zmię-tej szmaty, mają swoją tajemnicę. Gigantyczne Draperie, Kurty-ny, Przesłony zasłaniają tę istniejącą poza sztuką, realną część świata. Czasem, jak w ostatnim cyklu plażowych Parawanów, za-znacza się ona majaczącym cieniem anonimowej postaci, lub niby spersonalizowaną częścią niedbale przewieszonej, jakby dopiero zdjętej z ciała garderoby. W przemieszaniu żywego ży-cia i sztucznej sztuki nic nie jest takie, jak się wydaje. Iluzję za-cierającą granice rzeczywistości i artystycznej kreacji zdają się podtrzymywać kształty niektórych obrazów, nieobramowanych, o wykroju pokazywanego przedmiotu. Ale myliłby się ten, kto także w prezentowanych na wystawie cyklach innych tematów: miejskich, szerokich Schodów czy związanych z przyrodą wido-ków Lawy, Wody, Łąk i Traw, widziałby jedynie prestidigitatorską zręczność artysty-sztukmistrza żonglującego złudzeniami. Okiń-czyc demaskatorsko odkrywa swój warsztat, ukazując grubość podłoża dzieł, sposób nakładania farby, mówiąc: patrzcie, oto jest obraz, tak powstawała sztuka, która żywi się czasem świa-tem realnym, ale jest bytem własnym, uzależnionym jedynie od wyboru, umiejętności, a nawet kaprysu swojego twórcy...

Wystawa Okińczyc przymusza do uszanowania syntetycz-nego, zapewne autorskiego wyboru tytułu ekspozycji. Odnosi się on również do aranżacji pokazywanych prac w muzealnych wnętrzach – równoległej działalności, choć chciałoby się po-wiedzieć, innej pasji artysty. Poznańska ekspozycja uwzględnia także realizacje wystawiennicze autora. Ale to już odrębna opo-wieść.

Scho

dy II

I, 20

11, t

echn

ika

wła

sna,

akr

yl, 1

32 ×

164

cm

Parawan 9, 2008, akryl, 80 × 217 cm

Trawy, 2011, technika własna, relief, akryl, 60,5 × 60,5 cm

Lawa 2, 2005, technika własna, relief, akryl, 61 × 61 cm

27

sztuka

Page 28: Merkuriusz 3/2012

Aulę Uniwer-sytetu Medycz-nego wypełniła publiczność: pa-nie w kreacjach, panowie wygar-

niturowani – wszak szyld „The World Sinfonia” zobowiązuje. Tymczasem na estradę

wkroczyło czterech dżentelmenów w dżinsach i T-shirtach. Al Di Meola odwiedził Polskę po raz czwarty w ciągu dwudziestu lat i jak zawsze zaskoczył.

Debiutował w zespole Chica Corei Return to Forever w 1974 roku, by po dwu latach się usamodzielnić. Albumy „Elegant Gyp-sy”, „Cassino”, „Splendido Hotel”, „Land of the Midnight Sun”, „Elec-tric Rendezvous” sprawiły, że stał się najpopularniejszym gitarzystą jazzrockowym, przedstawicielem latin jazzu dorównującym sławą

Carlosowi Santanie. Niezwykła melodyjność i inwencja, ale też rozpoznawalne po kilku taktach brzmienie gitary, mimo stosowania rozmaitych efektów, były źródłem sukcesu. Kie-dy artysta coraz bardziej zbliżał się do popu, zwłaszcza na płycie „Rendezvous” (nawiązanie do wcześniejszego krążka nieprzypadkowe), zaczął tracić fanów. W latach 90. nastąpił zwrot w twórczości Ala Di Meoli. Zrezygnował z elektrycz-nego efekciarstwa i świadomie zwrócił się w stronę jazzu, muzyki bardziej kameralnej i akustycznej. Zwrotem było nagranie dwu albumów z orkiestrą symfoniczną. Wpływ na to miało spotkanie z orkiestrą kameralną Agnieszki Ducz-mal dwanaście lat temu. Artysta w dorobku ma ponad trzy-dzieści płyt.

Dla miłośników jazzu Al Di Meola był zbyt elektryczny i przearanżowany, dla wyznawców innych gatunków mu-zycznych zbyt eklektyczny: ani jednoznacznie rockowy, ani bluesowy czy tangowy. Od pierwszych albumów wszyst-ko mieszał i łączył, co wprowadzało jego płyty na listy be-stsellerów. Dziś pasma radiowe są sformatowane przez producentów i prezenterów, muzycy mieszają i szukają, a przemysł muzyczny na wszystko nakleja etykietki, choć już nikt nie wie, co się pod nimi kryje. Dawniej te podziały były mało ważne i trudno sobie wyobrazić, że Weather Re-port, Chic Corea i nasz bohater trafiali na listy przebojów.

Al Di Meola grał rockowo i funkowo, akustycznie i sym-fonicznie, aż dojrzał do „The World Sinfonia”. Pod tym szyldem kry-je się kwartet złożony z włoskiego akordeonisty Fausto Beccalossi, francuskiego gitarzysty Kevina Seddiki i węgierskiego perkusisty Petera Kaszaz, (nieobecny był basista Victor Miranda), więc co tu symfonicznego? Jego mistrz, Astor Piazzolla, tango wprowadził z tawern do filharmonii, światowe natomiast jest to, że każdy mu-zyk ma korzenie w innej kulturze. Niczym żeglarze, przybyli do ko-lejnego portu z różnych stron świata i spotkać się mogą przy tangu, uniwersalnej formie muzycznej. Jeszcze nie tak dawno w jazzie był nią blues, dziś – w epoce poszukiwań rozmaitych inspiracji etnicz-nych – staje się nią właśnie tango.

W formie określonej przez Astora jako tango nuevo, jest ono niezwykłe, daje muzykowi wiele możliwości: schemat rytmiczny

związany z tańcem, powtarzanie frazy niczym kolejnych zwrotek piosenki, ale z wariacjami. W jednym utworze można zawrzeć róż-ne klimaty i nastroje. Ta forma często posługuje się cytatem, albo łączy dwa lub więcej tematów muzycznych, które – podobnie jak w romantycznym rondzie – przenikają się, transformują i po-wracają odmienione. Od nostalgii do euforii, od tanecznej zmy-słowości do balladowej liryczności – nigdy nie wiadomo, jak się utwór rozwinie. Al Di Meola zaczął od suity złożonej z kilku nie-mal klasycznych tematów Astora Piazzolli. Po raz pierwszy nagrał je na albumie poświęconym klasykowi gatunku w 1990 roku. Da-lej przypomniał pozostałe tematy mistrza ze swej najnowszej pły-ty „Pursuit of Radical Rhapsody”. W drugiej odsłonie rzecz się tro-chę skomplikowała, bo obok własnych kompozycji inspirowanych Piazzollą, przypomniał standardy, w tym kompozycje „Somewhe-re Over the Rainbow” oraz „Strawberry Fields” The Beatles. W trze-ciej części – bisowej – nie mogło zabraknąć „Mediterraneanean Sundance”, po raz pierwszy zarejestrowanego na albumie „Elegant Gypsy”. Ten sam temat otwierał słynne spotkanie trzech wirtuozów gitary w San Francisco: Paco de Lucii, Johna McLaughlina, Ala Di Meoli w roku 1978. Komplikacja polega i na tym, że Al Di Meola sięga po rozmaite konwencje, od flamenco po tango, od funky po kubańską rumbę, od bossanovy po cygańskie tańce, choć tango dominuje. Jeśli Dionizy Piątkowski nie zaprzestanie poszukiwań takich niezwykłych fuzji, być może będzie musiał zmienić szyld z „Ery jazzu” na „Erę tanga”.

Muzyczna podróż od Argentyny, poprzez Kubę, do Hiszpanii i Włoch dostarczyła wielu emocji. Towarzyszący muzycy nie za-wsze nadążali za gitarą Meoli, jedynie czasem akordeonista nawią-zywał z nią dialog. Na ich usprawiedliwienie powiedzieć można, że grali z wielkim wirtuozem. Mimo wszystko mam pretensje do maestro, że nadużywa procesora efektów i do akustycznej gitary dodaje pogłos z fortepianową barwą. Wolałbym, gdyby „The World Sinfonia” była konsekwentnie akustyczna, tak jak jest etniczna.

Dobrze, że na koncercie zabrakło ministra Rostowskiego. Za-uważyłby, że zespół grał ponad dwie godziny, a maestro nawet się nie spocił: gra z pasją i radością prawie czterdzieści lat i na emery-turę wcale się nie wybiera. Er

a ta

nga

Andrzej Wilowski

28

muz

yka

Page 29: Merkuriusz 3/2012

29

jazz

jazzowe nuty

JAZZ

OW

E N

UTY

Blue

Not

e Po

znań

Jazz

Clu

b pr

ezen

tuje

:

Kwietniowy repertuar klubu Blue Note jest bardzo urozmaicony – sporo tu nowo-ści, premier, wschodzących gwiazd, choć

i nestorów nie brak!Na początku miesiąca warto zwrócić uwagę na Steapunk

Trio – obiecujące, nawiązujące do muzyki klasycznej XX wie-ku trio, którego członkowie docenieni zostali przez jury ubie-głorocznego Międzynarodowego Konkursu Młodych Zespo-łów Jazzowych Jazz Juniors (2.04.).

Mówiąc o młodych, piekielnie utalentowanych, nie spo-sób nie wspomnieć o koncercie Cassie Taylor & The Soul

Cavalary z gościnnym udziałem Jacka Moore’a (18.04.). Cas-sie Taylor to liderka młodego pokolenia światowego bluesa, fantastyczna basistka, pianistka, wokalistka i kompozytorka, a prywatnie – córka samego Otisa Taylora, z którym wiele lat występowała. Obok Cassie i jej zespołu, tego wieczoru zoba-czymy i usłyszymy jeszcze jedno utalentowane dziecko wiel-kiego ojca – Jacka Moore’a (syna Garry’ego!).

Następnego dnia w  Blue Note zabrzmią kompozycje Czesława Niemena w  aranżacjach opartych na współcze-snych stylistykach drum’n’bass i trip hop, groove i jazz, a to za sprawą zbierającej niezwykle pochlebne recenzje formacji Soundrise i jej debiutanckiego materiału „Niemen nieznany”.

Dwa dni póź-niej zawita do klu-bu żywa legenda i  najwspanialsza

„wizytówka” polskiej muzyki improwizo-wanej, artysta nie-banalny, o  którym The New Yorker na-pisał: „Jeden z  naj-bardziej oryginal-nych i  twórczych trębaczy jazzowych”

– Tomasz Stańko ze swym kwartetem. Poznański koncert to część europej-skiej trasy, będącej prapremierą naj-nowszego progra-mu artystycznego, który w  czerwcu nagrany zostanie w Nowym Jorku dla wytwórni ECM. Powstający album dedykowany jest Wisławie Szymborskiej. Stańko, który miał okazję towarzyszyć poetce podczas wieczorów autorskich, postanowił w ten sposób uczcić jej pamięć i geniusz. W składzie kwartetu pojawi się też nowa postać – David Virelles – wschodzący talent amery-kańskiej sceny jazzowej, z pochodzenia Kubańczyk. Na jego osobę Stańko zwrócił uwagę dzięki rekomendacji Manfreda Eichera, szefa ECM, co jest najlepszym świadectwem kunsztu tego pianisty (21.04.).

Pod koniec miesiąca polecamy natomiast koncert Pati Yang – pierwszej damy sceny elektronicznej. Artystka od lat pracująca i tworząca w Wielkiej Brytanii, a obecnie również w Nowym Jorku, uznawana jest za jedną z najważniejszych postaci nurtu alternatywnego ostatnich lat.

NAJWAŻNIEJSZE MUZYCZNE WYDARZENIA kwiecień

2.04.2012 r., poniedziałek, godz. 20.00STEAMPUNK TRIO

3.04.2012 r., wtorek, godz. 20.00BĄKOWSKI & KOWALEWSKI BLUES DUO + goście

9.04.2012 r., poniedziałek, godz. 21.00EASTER PARTY

10.04.2012 r., wtorek, godz. 20.00WOLNA SOBOTA | DELETED | DISCO COVER METAL PROJECT| OUTSIDER

11.04.2012 r., środa, godz. 20.00PINK FREUD

12.04.2012 r., czwartek, godz. 19.00TOTENTANZ

14.04.2012 r., sobota, godz. 20.00LUBELSKA FEDERACJA BARDÓW

15.04.2012 r., niedziela, godz. 19.00XXII Dni Kultury Francuskiej i Frankofo-nii: DIFFÉRENT

16.04.2012 r., poniedziałek, godz. 20.00SAY Jacka Czerwińskiego

17.04.2012 r., wtorek, godz. 20.00KOBRANOCKA 

18.04.2012 r., środa, godz. 20.00CASSIE TAYLOR & THE SOUL CAVAL-RY feat. JACK MOORE

19.04.2012 r., czwartek, godz. 19.30SOUNDRISE – Niemen nieznany

20.04.2012 r., piątek, godz. 20.00AFRICANA FESTIWAL

21.04.2012 r., sobota, godz. 20.00TOMASZ STAŃKO NEW QUARTET

22.04.2012 r., niedziela, godz. 20.00PARIAS

23.04.2012 r., poniedziałek, godz. 19.30KLUSKA – KLUbowe Spotkania KAbaretowe

24.04.2012 r., wtorek, godz. 20.00DEPRESJONIŚCI

25.04.2012 r., środa, godz. 20.00PATI YANG

27.04.2012 r., piątek, godz. 20.00RPWL

28.04.2012 r., sobota, godz. 20.00JELONEK

29.04.2012 r., niedziela, godz. 19.00CLOSTERKELLER

Page 30: Merkuriusz 3/2012

30

felie

tonPod koniec...

Z  autokaru wysiada grupka starszej młodzieży. Klasa średnia i średnia wieku powyżej pięćdziesiątki. Okazja niebywa-ła: zobaczyć kawałek nieskażonej przyro-dy, lodowiec na północy Norwegii. Na par-king zajeżdża miejscowy autokar. Wysiada z niego wycieczka miejscowych emerytów. Czują się swobodnie i wszystko wskazuje na to, że nie są tu po raz pierwszy. Szybko oddalają się i znikają z pola widzenia go-ściom, którzy z lekką zadyszką pokonują wzniesienie. Cóż, nie każdy ma na co dzień takie luksusy. I tylko żal: trzeba było wcze-śniej zainteresować się turystyką.

Dzwoni do mnie koleżanka ze studiów i komunikuje: jestem szczęśliwą emerytką! Jak ktoś może być radosny, gdy w wieku 55 lat czuje się emerytem. Wczesne emerytu-ry to przywilej zawodu

nauczyciel-skiego. Znam kilku nauczycieli,

którzy chcą pozostać aktywni jak najdłużej, chociaż większość uważa pracę w szkole za karę i marzy o jak najszybszym przejściu w stan spoczynku, co często sprowadza się do zmiany formy aktywności.

Kilka lat temu, przy okazji badań arche-ologicznych w okolicach Pompei, odkryto ślady wcześniejszego kataklizmu od tego znanego nam z lekcji historii, bo z epoki brązu. Popiół wulkaniczny i pumeks dosko-nale utrwaliły ślady pierwszej osady w tych okolicach i pozwoliły dokładnie odtworzyć scenariusz wydarzenia. Wszystko stało się nagle, mieszkańcy pozostawili zwierzęta w zagrodach, porzucili dobytek i przerwa-li codzienne zajęcia. Niedaleko osady od-naleziono szczątki dwóch osób, kobiety w wieku około lat dwudziestu, która praw-dopodobnie posiadała liczne potomstwo, i starca w wieku około lat 45. W tamtej epo-ce nieliczni przekraczali czterdziestkę. Ar-cheolodzy postanowili dokładnie zbadać odnalezionych. Mężczyzna miał zwyrod-nienia stawów, cierpiał na osteoporozę. Nie mógł się samodzielnie poruszać. Pomaga-ła mu młoda kobieta, tylko dlaczego? In-stynkt nakazywałby jej ratować potom-stwo, a szczątków dzieci w sąsiedztwie nie odnaleziono. Uczeni postawili hipotezę, że potomstwo prawdopodobnie nie przeżyło,

a ów starzec mógł być jej ojcem. W tam-tych czasach śmiertelność wśród dzieci była wysoka; w obejściach chat odnajdy-wano liczne gliniane urny z  ich pochów-kami. Dlaczego jednak badacze skupili się na tym nietypowym odkryciu szkiele-tów dziwnej pary? Wnioski z utrwalonej w  wulkanicznym popiele scenki wycią-gnęli następujące: zachowanie, jak na tam-ten okres nietypowe, dowodzi, że w epoce późnego brązu zaczynają się kształtować silniejsze więzi rodzinne i pokoleniowe. Po raz pierwszy występuje zjawisko szacunku dla człowieka w podeszłym wieku i chęć niesienia pomocy niepełnosprawnemu, co jest zaczątkiem naszej kultury.

Co się od tamte-

go czasu zmieniło w  kondycji seniorów, poza oczywistą poprawą komfortu życia? Zmieniło się przede wszystkim podejście do starości. W popkulturze pojęcie „starość” niemal nie występuje. Nic dziwnego, wszy-scy pragniemy być młodzi i zdrowi, pełni wigoru. Politycy ten życzeniowy model przyjęli za fakt i przekonują nas, że powin-niśmy pracować do 67 roku życia, a pra-gnienie wcześniejszej emerytury nie tylko

nie ma uzasadnienia ekonomicznego, ale jest czymś nieprzyzwoitym. Prawda pozo-staje jednak smutna: na co dzień czujemy się wyeksploatowani, znękani chorobami i postępującą niepełnosprawnością.

Każdego dnia czytam doniesienia ze świata nauki o nieprawdopodobnym po-stępie w procedurach naprawczych, przy-wracających sprawność zużytych orga-nów. Tymczasem mnie bardziej interesują metody zachowawcze, czyli co zrobić, aby nasz zegar biologiczny, obliczany przez ge-netyków na około 140 lat, nie wyzerował się przedwcześnie, a jego mechanizm nie zacinał się? Pomóc może nie tyle medycy-

na, dostarczając nowe prepara-ty (wszak eliksiru nikt nie odkrył), ile postęp cywilizacyjny, optyma-lizujący wysiłek i niwelujący nad-mierne, zbędne obciążenie or-ganizmu, oraz nasze podejście do aktywności.

W  ubiegłym roku w  Wie-

liczce odbył się nietypowy koncert. Sam mikroklimat dawnej kopalni soli sprzyja dobremu samopoczuciu. Muzycy z zespo-łu Laboratorium, którzy swą artystyczną przygodę rozpoczęli czterdzieści lat temu, po krótkiej przerwie postanowili ją konty-nuować pod hasłem „Starość musi się wy-szumieć”. Jak ilustruje to nagrana płyta, sta-re Laboratorium nadal poszukuje i nowe dźwięki preparuje.

Andrzej Wilowski

Starość musi się

wyszaleć WYCIECZKA

Page 31: Merkuriusz 3/2012

wyw

iad

31

Opera w 5 aktachLibretto: Michel Carré i  Jules Barbier

Hamleta Szekspira można uznać za dzieło zupełnie nieope-rowe! Nie ma przecież w nim ja-sno nakreślonych przestrzeni: dość prostych intryg, hiperbo-licznie przedstawionych postaci czy emocji właściwych operowe-mu światu. W  tym jednak zada-nie kompozytora, librecisty (tu-taj: librecistów), jak i  reżysera, by jak najlepiej przełożyć obłęd duńskiego księcia na operowy język, który przede wszystkich składa się z  dźwiękowych środ-ków ekspresji. Nie trzeba – zdaje się – pisać, że wymaga to nie lada umiejętności.

Hamlet Thomasa to po mi-strzowsku skomponowana mu-zyka i równie po mistrzowsku od-dane napięcie między blaskiem a  mrokiem. Na tle dynamicznej melodii i gry cieni rozgrywa się dramat zagubionego mężczyzny, który wątpi, szuka, kocha, niena-widzi i rozpacza. Dobrze wszyst-kim znana historia Hamleta zy-skuje nowy wymiar, w  którym ponadczasowe pozostaje jedynie pytanie: być albo nie być?

Premiera 26 maja!

Page 32: Merkuriusz 3/2012

Razem ze swoimi znajomymi głosuj na Facebook’u i wybierz ulubione

mieszkanie, a my obniżymy jego cenę!grajo rabatna mieszkanie

Znajdź nas na