Upload
dangdiep
View
232
Download
3
Embed Size (px)
Citation preview
1
ZESZYTY
JAGIELLOŃSKIE P I S M O U C Z N I Ó W , N A U C Z Y C I E L I I P R Z Y J A C I Ó Ł
L O i m . K R Ó L A W Ł A D Y S Ł A W A J A G I E Ł Ł Y W P Ł O C K U N R 61 , PA ŹD Z IE R N IK 2 01 1 , P IS M O U K A ZUJ E S IĘ O D R O KU 2 00 0
MŁODZIEŻOWY DOM KULTURY
IM. KRÓLA MACIUSIA I W PŁOCKU
20 października 2011 roku
GŁOŚNE CZYTANIE NOCĄ
Klasycy historiografii
Część IV – Finis Poloniae!
czyli o historii, polityce i honorze
2
20 października 2011 roku, godz. 19.00
Państwo Elżbieta i Tomasz Zbrzezni prezentują po raz 42.
W 61. numerze „Zeszytów Jagiellońskich” przedstawiamy materiały
zaprezentowane w dniu 20 października 2011 roku w Młodzieżowym Domu
Kultury im. Króla Maciusia I w ramach spotkania „Klasycy historiografii”
(cześć IV – „Finis Poloniae czyli o historii, polityce i honorze”).
W biogramach uczonych informacje pochodzą głównie ze stron Wikipedii.
Na okładce: Jan Bogumił Plersch, Bitwa pod Maciejowicami (Kościuszko pada ranny).
Uwaga! W tekstach źródłowych została zachowana oryginalna pisownia przedwojenna
z niewielkimi zmianami.
Zeszyty Jagiellońskie. Pismo Uczniów, Nauczycieli i Przyjaciół Liceum Ogólnokształcącego
im. Króla Władysława Jagiełły w Płocku
Redakcja: ul. 3 Maja 4, 09 – 402 Płock; http:// www.jagiellonka.plock.pl ;
(024) 364-59-20 [email protected]; Opiekun zespołu: mgr Wiesław Kopeć, [email protected]
Opiekun merytoryczny projektu: Tomasz Zbrzezny, filozof, wykładowca Politechniki Warszawskiej.
Zespół redakcyjny: członkowie Międzyszkolnego Klubu Myśli Polskiej.
3
Adolf Pawiński (1840 – 1896) – historyk, przedstawiciel "warszawskiej szkoły
historycznej", profesor Szkoły Głównej i Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego
Historyk, docent Szkoły Głównej Warszawskiej i profesor historii powszechnej Cesarskiego
Uniwersytetu Warszawskiego. W 1859 r. rozpoczął studia na Uniwersytecie Petersburskim,
na którym brał czynny udział się w ruchu studenckim. Zajmował się kontaktami pomiędzy
polskimi studentami w Petersburgu i w Dorpacie. W 1862 r. Pawiński przeniósł się na niemiecki
uniwersytet w Dorpacie. W 1864 r. otrzyma stopień kandydata nauk. W tym samym roku Teodor
Witte, dorpatczyk, przyznał Pawińskiemu dwuletnie stypendium na studia zagraniczne.
Najpierw wyjechał do Berlina, następnie udał się do Getyngi, gdzie pod okiem Waitza uzyskał
doktorat w dziedzinie genezy ustroju średniowiecznych komun włoskich. Od 1875 dyrektor
Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie. Członek Akademii Umiejętności.
Ważniejsze dzieła: Polska XVI wieku pod względem geograficzno-statystycznym, Rządy sejmikowe
w Polsce 1572-1795 na tle stosunków województw kujawskich (1888), Sejmiki ziemskie (1895),
Skarbowość w Polsce i jej dzieje za Stefana Batorego.
W numerze 31. „Zeszytów Jagiellońskich” (Klasycy historiografii, część II – Rzeczpospolita
szlachecka): Charakterystyka dążeń i pojęć szlacheckich osnuta na podstawie instrukcji
poselskich (Z książki Adolfa Pawińskiego „Rządy sejmikowe w Polsce”).
4
Rozdział I. Organizacja sejmiku
Sejmik, do jakiejkolwiek powołany czynności, czy to dla obrania deputatów na trybunał,
czy posłów na sejm, czy dla uchwalenia poborów lub zarządzenia dochodami skarbu
wojewódzkiego, ma pewien ustalony porządek swoich obrad, oparty bądź na prawie pisanym, bądź
spoczywający tylko na zwyczaju, a mimo stałe prawidła i zasady ulegający w toku dziejów niektórym
zmianom.
Sejmik złożony przez zwierzchnią władzę lub z mocy prawa albo konstytucji sejmowej,
po zaznaczeniu swej prawomocności, tj. po stwierdzeniu, że rozpoczyna swą czynność na podstawie
prawnej, przystępował do zagajenia swych obrad.
Poprzedzała ten akt niekiedy krótka modlitwa z wezwaniem Ducha Św., do czego skłaniało samo
miejsce — kościół, w którym się narady odbywały. W ogóle pod koniec Rzeczypospolitej, już za
Stanisława Augusta, w okresie reform, wprowadzono do bardzo prostego dawniej porządku
sejmikowania niektóre obostrzenia i formalności, które miały na celu zapewnić obradującej szlachcie
spokój, porządek i prawidłowość czynności. Pierwotnie zaś trzymano się wielce prostego sposobu
prowadzenia obrad sejmikowych.
Po zagajeniu sejmiku przez najstarszego w kole senatora słuchano, jeżeli to był sejmik poselski,
instrukcji królewskiej, którą niekiedy odczytywał umyślnie w tym celu przysłany poseł, zalecający
w imieniu króla zastosowanie się do życzeń lub żądań w instrukcji piśmiennej, a niekiedy drukowanej,
wyłuszczonych. Zdarzyło się raz w 1688 r., że zapowiedziany poseł na sejmik nie przybył, szlachta „nie
widząc in medio koła (...) posła jkr. mci, jako prawo jkr. mci chce, cum sufficienti instrumento
ordynowanego..." na dwa tygodnie sejmik odroczyć postanowiła.
W innych wypadkach, kiedy czynność sejmikowa nie miała bezpośredniego związku z instrukcją
przedsejmową królewską, przystępowano wprost do obioru marszałka, który kierował obradami.
Brak laudów z końca XVI w., czyli z pierwszej epoki elekcyjnej, nie pozwala rozstrzygnąć wątpliwości,
azali już od 1572 r. przewodniczył obradom obieralny marszałek, którym pierwiastkowo może bywał
kto inny — np. najstarszy senator. Ponieważ jednak od czasu pierwszego bezkrólewia szlachta na
sejmiku dość ważne zajmowała stanowisko, jest więc prawdopodobne, że marszałka sobie wybierała
jako przewodniczącego w kole rycerskim już od 1572 r.
Nazywają go lauda marszałkiem, dyrektorem koła, rządcą obrad sejmikowych i niekiedy
zaznaczają, jak dobry porządek na tym kierownictwie polega.
Marszałek spełniał istotnie bardzo ważne obowiązki. Od umiejętnego prowadzenia obrad nieraz
pomyślny skutek ich zależał. On głosy rozdawał, on głosy zbierał, on wnioski czynił i konkluzje
stawiał, redagował niekiedy uchwały i instrukcje sejmikowe i stwierdzał je zawsze swoim podpisem.
W 1683 r., kiedy postanowiono większością głosów obierać deputatów i posłów, marszałek był
zobowiązany składać przysięgę na rzetelne pełnienie swego obowiązku, mianowicie na sprawiedliwe
obliczanie głosów albo kresek.
Ponieważ na osobie marszałka sejmikowego wiele zależało, ubiegano się więc nieraz, szczególniej
od połowy XVII w., kiedy rozszerzył się zakres czynności sejmikowych, o przeprowadzenie
umówionego kandydata mogącego dopomóc do spełnienia pewnego programatu. Niezgoda
powstających na sejmiku partii znajdowała tu już szerokie pole do zgubnego działania. Ponieważ
do obioru marszałka stosowano w drugiej połowie XVII w. zasadę jednomyślności, zrywano więc
sejmik już w pierwszym akcie, "nie pozwalając" na marszałka przeciwnej strony. Chcąc nie dopuścić
obioru deputatów trybunalskich lub poselskich i ukrywając istotny swój zamiar, sprzeciwiano się elekcji
marszałka na zasadzie jednomyślności i obstawano przy tym, że dyrektor koła rycerskiego winien być
obrany „nemine contradicente".
W XVIII w., kiedy za Augusta III (około 1742), a zwłaszcza za Stanisława Poniatowskiego,
zaprowadzono zasadę większości głosów, następował zwykle po obiorze marszałka sejmikowego
obiór asesorów, których mu dodawano po jednemu z każdego powiatu dla większej ścisłości
przy obliczaniu kresek. Niekiedy i tychże asesorów do wykonania przysięgi zobowiązywano.
5
Obrady sejmikowe toczyły się za dnia, wyjątkowo tylko przy zapalonych świecach wieczorem.
Porządek ich wskazywał sam przedmiot. Na sejmikach deputackich przystępowano wprost do obioru
deputatów trybunalskich, na przedsejmowych do obioru posłów, ułożenia instrukcji, na relacyjnych
do wysłuchania sprawozdania, w ogóle załatwiano wszelkie czynności według ich ważności
lub potrzeby, a czynności te w miarę wzrastania powagi sejmików bywały bardzo rozmaite. Zwłaszcza
od połowy XVII w., kiedy to skarbowe sprawy przeszły pod zarząd sejmiku, rozszerzył się zakres
działalności tak, iż słuchano rachunków, sprawdzano taryfy, wybierano komisje skarbowe, wojskowe,
czyniono wypłaty, odbierano pieniądze, przyjmowano przysługi od komisarzów i w ogóle załatwiano
najrozmaitsze czynności wchodzące w zakres administracji. W takich wypadkach obrady i czynności
sejmikowe przez kilka dni z rzędu się ciągnęły.
Wszelkie postanowienia lub uchwały wymagały ogólnej zgody całego zgromadzenia.
Do ważności ich nie potrzeba było, aby obecnymi byli wszyscy, którzy mieli prawo uczestniczenia
na sejmiku. Nie była też wymaganą jakaś pewna określona liczba — najmniejsza — dla nadania
prawomocności uchwałom sejmikowym. Bez wojewody, kasztelanów, jak się nieraz zdarzało, gdy ci
dostojnicy czy to przy boku królewskim zostawali, czy innymi byli zajęci sprawami publicznymi, mógł
się odbyć sejmik, jak również i wtedy, kiedy nie wszyscy zjechali urzędnicy ziemscy lub gdy niezbyt
licznie zebrała się szlachta. Tylko w bardzo ciężkich czasach wojen szwedzkich za Augusta II zdarzył
się raz i drugi wypadek, że dla nader niewielkiej liczby uczestników sejmik do skutku nie przyszedł.
W zwykłym porządku rzeczy ci którzy się na sejmik stawili, utworzywszy koło pod przewodnictwem
marszałka, uprawnieni byli do stanowienia uchwał lub dokonania właściwych czynności.
Podawano tak zwane vota kiedy pod rozstrzygnienie z porządku obrad przychodziła sprawa
lub elekcja. W wypadkach podrzędnej wagi załatwiano rzecz przez aklamację, w innych razach pytano
po szczególe o zdanie.
Równość zupełna panowała co do głosów na sejmiku. Ani senatorowie, ani urzędnicy nie mieli
wyższości nad prostą szlachtą, chyba tylko oddawano im pierwszeństwo co do porządku, w jakim
zdania wypowiadano. Pewne ograniczenie zaprowadzono dopiero w 1690 r., nie wcześniej, kiedy
postanowiono, o ile się zdaje — po raz pierwszy, wyłączyć od obierania posłów szlachtę gołotę,
tj. takich, którzy nie płacili podatków, posiadłości nie mieli, a na sejmiku bywając jako słudzy i czeladź
dworska zamożniejszych ziemian, nie mogli zasiadać w ławkach, tylko stać byli powinni bądź
przy swych panach, bądź w tłumie gminu szlacheckiego. To wyłączenie od głosowania w razie obioru
posłów sejmowych wskazywać się zdaje, że w innych rzeczach ograniczenie to stosowanym nie było
i zasady równości szlacheckiej nie nadwyrężało. W roku bowiem 1764 wyraźnie laudum sejmikowe
uchwala nie usuwać "ab activitate braci naszych w województwach tych urodzonych, chociażby ich
calamitas temporum do straty substancji przyprowadziwszy, sine possessione zostawiła et solo tylko
terrigenatus nominis et consanguinitatis titulo gaudentes uczyniła". Przyznano więc jako zupełnie równe
prawo głosu mających — szlachtę zubożoną, bez posiadłości, tylko usunięto szlachtę gołotę z innych
województw pochodzącą, a więc napływową, czasowo na Kujawach bawiącą.
Ponieważ dopiero w 1683 r. zaprowadzono zasadę większości (pluralitas votorum), którą następnie
znów usuwano, więc poprzednio, jak i później często wymaganą była jednomyślność. Ową większość
stosowano głównie do elekcji deputatów trybunalskich oraz posłów na sejm, jak opiewa konstytucja
sejmowa z r. 1685, która zatwierdziła laudum w tej mierze zapadłe na sejmiku radziejowskim. W tych
bowiem wypadkach najczęściej uwydatniało się współzawodnictwo osób ubiegających się o te
wpływowe godności.
Uprzątniono przez zarzucenie jednomyślności jedne z najważniejszych zawad, które hamowały
prawidłowy rozwój stosunków wewnętrznych, tę samą, która na sejmach walnych tak zgubne za sobą
prowadziła następstwa. Ale chętnie wracano do dawnych nawyknień.
Ta jednomyślność w stanowieniu uchwał, w obiorze deputatów lub posłów jest jednym
z najwybitniejszych znamion życia publicznego Polski, jedną z najgłówniejszych zasad — a tak
zgubną — wszelkich obrad zarówno sejmowych, jak i sejmikowych.
Po konstytucji z 1685 r. bardzo prędko odezwały się dawne narody. Zaczęto znów burzyć tylko co
zapadłą uchwałę i gdy jedni "prawa pluralitatis odstąpić" nie chcieli, drudzy stawali "circa vetera instituta,
nemine contradicente". Udano się nawet do sejmu z prośbą o rozstrzygnięcie tego sporu. Więc starą
6
instytucją, starą zasadą nazywano ową jednomyślność, owo prawo każdego z uczestników rzucenia
na szalę rozpraw swojego stanowczego "nie pozwalam". Jak tam na sejmie sprawę załatwiono,
wiadomości o tym nie masz. W 1690 r. stosowano wprawdzie prawo większości do obioru posłów,
ale później — zdaje się — znów wracano do anarchicznej zasady jednomyślności, w miarę jak prywata
górę brać zaczynała nad rzeczą publiczną. Około 1742 r. obiera sejmik deputatów trybunalskich
pluralitate votorum na zasadzie konstytucji z 1685 r., tymczasem w lat kilkanaście później wyraźny w
laudach ślad się znajduje, że w 1754 r. obierano znów deputatów "non per vota, sed unanimi consensu
et libera voce". A więc wróciła jednomyślność i liberum veto, które w tym mianowicie okresie
panowania Augusta III tylu zerwanych sejmików stało się powodem. Dopiero ostatni okres reform
za Stanisława Augusta przyniósł pożądane w tym kierunku zmiany na korzyść prawa większości.
Wprowadzone od r. 1685 głosowanie, czyli zapisywanie wotów albo kresek, prowadziło za sobą
konieczność ustalenia pewnego w tym względzie porządku. Jakoż w 1690 r. postanowiono usunąć
od głosowania na posłów szlachtę zależną, czeladną, która żadnej posiadłości nie miała, a co do
samego odbierania głosów poprzestano na bardzo krótkim przepisie, poleciwszy marszałkowi,
aby głosów nie odbierał od stojących (tj. szlachty czeladnej) i tłumnie się cisnących, tylko zapisywał
wota tych, co jako posesjonaci w ławkach siedzieli. Taki skromny regulamin winien był starczyć
do utrzymania porządku w tak ważnej sprawie, jaką było głosowanie. Łatwo sobie wyobrazić, jaki mógł
nieraz powstawać zamęt w XVIII w., kiedy około 1742 r. odnowiono zasadę większości przez dłuższy
czas snadź nie stosowaną, obierano asesorów do pomocy marszałkowi przy obliczaniu kresek, co za
Stanisława Augusta już jako stały zaprowadzono zwyczaj. Jak zaś w ogóle przedtem, a więc
za Augustów i wcześniej, w XVII stuleciu, wyglądał ten osławiony porządek sejmikowania, najlepiej
przekonać się można, czytając postanowienie w 1764 r. na sejmiku radziejowskim zapadłe. Zdaje się,
że zapobiegając przez zaprowadzenie ścisłego porządku niedogodnościom gwarnych i hałaśliwych
obrad niesfornego gminu szlacheckiego, stwierdzono istotnie, że zła reputacja sejmikowania w ogóle
nie była potwarzą, ale rzeczywistą prawdą.
Przejąwszy się żywo przekonaniem, "iż dobry porządek jest zawsze duszą i fundamentem wszelkich
spraw i czynności", sejmik radziejowski w 1764 r., za pobudką ustawy sejmu konwokacyjnego zajął
się ułożeniem dość szczegółowych przepisów względem głosowania, mającego nadal na zawsze
stanowić przez prostą większość o uchwałach na wszelkich sejmikach. Prawidła te, które na przyszłość
obowiązywać miały, rzucają, jak się już wyżej rzekło, ciekawe światło na obraz sejmikowania
przed ustaleniem tego porządku. Postanowiono więc "dla powagi i porządku w sejmikowaniu": "że przy
zagajeniu sejmiku, gdy jjww. ichm. pp. senatorowie i urzędnicy, tak jako komu ex ordine lege
praescripto zasieść w kole przyjdzie i każdemu z braci naszych na swoim miejscu usieść, czyli stanąć,
według upodobania, każdemu przyjdzie, non decebit nikogo, we środek koła sejmikowego wchodzić,
w zaczęte głosy bądź to senatorskie, bądź urzędników, bądź kogożkolwiek z braci naszych wpadać i one
przerywać, ale każdego głosu, komu będzie od marszałka dany, z należytą modestią i poszanowaniem
równości braterskiej słuchać, żadnych tumultów prawem na sejmikach zakazanych nie wszczynając, ani
prywatnych, do obrady publicznej nie należących i spokojność sejmikową mieszających jeden
do drugiego non exprobando urazów i pretensji".
Co do prawa głosowania postanowiono wyłączyć szlachtę z obcych województw, nie osiadłą,
gołotę. Polecono, aby nadal oficjaliści ziemscy i grodzcy każdego powiatu, przed każdym zebrać się
mającym sejmikiem spisali obywatelów mających posesje. Nie ubliżano tym zbiedniałej szlachcie, która
w skutku klęsk, nieszczęść i przygód była pozbawiona posiadłości, owszem, w myśl uchwały
sejmikowej z tegoż 1764 r. przyznano jej równe prawo i do spisów przyłączyć kazano ,"i tych braci
naszych w województwach (kujawskich) urodzonych", choćby nawet przez klęski różne do straty
"substancji swych" byli przyprowadzeni.
Nadto i przy samym głosowaniu pewien porządek według powiatów zachować postanowiono.
Uchylając tak częste sprzeczki, tyle szkodliwe "zgodzie braterskiej i spokojności sejmików",
o pierwszeństwo między siedmiu powiatami, z których się oba składały województwa, uszeregowano je
w ten sposób, aby powiaty brzeskiego województwa poprzedzały inowłocławskie i mianowicie,
aby głosy podawano w takim porządku: powiaty brzeski, kujawski, kowalski, przedecki, radziejowski,
kruświcki, inowłocławski i bydgoski."
7
Właściwie dopiero na Sejmie Czteroletnim opracowano szczegółowy regulamin, który ujął
w stałe karby organizacją sejmiku, porządek obrad, określił sposób głosowania, ustalił podawanie
wotów sekretnych, obostrzył przepisy dotyczące karności itd. Prawo o sejmikach z r. 1791, złożone
z 21 rozdziałów, obejmujące zbiór przepisów formalnych pod każdym względem, zmierzało
do usunięcia tych wszystkich przyczyn, które tamowały od dawna prawidłowy bieg obrad
sejmikowych. Jednym ze skuteczniejszych środków było odebranie prawa głosu szlachcie biednej,
nie mającej posesji, szlachcie czynszowej, tym więc żywiołom, które stanowiły w organizacji
sejmikowej pierwiastek nieładu, anarchii i demoralizacji. Zamieszanie, którego widownią stała się
niebawem cała Rzeczypospolita, nie pozwoliło nowego regulaminu zastosować do życia. Dlatego też
nie wprowadzamy tu do naszej pracy szczegółowego rozbioru licznych jego paragrafów, poprzestając
tylko na tej pobieżnej wzmiance.
Wszelkie postanowienia sejmików przenoszono na papier, utrwalając je za pomocą pisma.
Polecenia dawane posłom, na sejm obranym, nazywały się artykułami, a później instrukcją, inne zaś
uchwały nosiły od najdawniejszych czasów nazwę laudów. Zarówno jedne, jak i drugie spisywali
mianowani do tej czynności deputaci spośród obradującej szlachty, zwykle pod koniec sejmiku. Jeśli
czasu starczyło, odczytywano jeszcze wobec wszystkich przygotowane na osobnych arkuszach spisy
artykułów, czyli instrukcje lub postanowienia, albo lauda. W innym razie polecano marszałkowi
dopilnować ścisłej i dokładnej redakcji oraz własnoręcznie protokół sejmikowy, czyli uchwałę,
podpisać i dla większej wiarogodności stwierdzić pieczęcią własną. Prócz tego obowiązkiem tegoż
marszałka było odnieść do grodu miejscowego piśmienną uchwałę sejmiku i tam albo zostawić ją w
oryginale do przechowania, albo podać ją do obiaty, czyli do urzędowego wciągnienia do ksiąg
grodzkich właściwego rodzaju. Z tego pierwowzoru sporządzano na żądanie urzędów lub szlachty
wiarogodne odpisy, które również do właściwych grodów powiatowych wnoszono dla wiadomości
powszechnej. Dzięki takiemu postępowaniu pozostały z przeszłości naszej tyle bogate ślady życia
sejmikowego, które w całej pełni pozwalają odtworzyć obraz administracji w ciągu z górą dwustu
ostatnich lat dziejów polskich, nie tylko jednego, ale niemal każdego z sześćdziesięciu kilku sejmików,
z jakich się składał organizm administracyjny Rzeczypospolitej. Nie są nam znane po przejrzeniu
wielu dziesiątków tysięcy ksiąg grodzkich takie wypadki, gdzie by nie spisano uchwały sejmikowej
lub instrukcji dla niedbalstwa, z powodu zawichrzeń domowych lub innej przyczyny. Jeżeli się zaś
nawet sejmik rozszedł daremnie, jałowo, jeśli do żadnej na nim nie przyszło uchwały, to i wtedy jednak
bardzo często ślad pozostawał po nim w tak zwanych pretensjach mniejszości tej szlachty, która
na zasadzie liberum veto zrywała obrady sejmikowe, jak tego najliczniejsze dowody w księgach
grodzkich z czasów Augusta III się znajdują.
Rozdział II.
Zakres władzy i czynności sejmiku. Konfederacje i elekcje.
Zasada viritim, wprowadzona na sejmie elekcyjnym w 1573 r., nie powinna być
rozumiana jako środek demagogiczny wymyślony nadspodziewanie i zastosowany
w widokach stronnictwa szlachecko-demokratycznego. Zasady tej nie należy uważać za jakąś
nadzwyczajną, niezwykłą ideę, która przyszła nagle, niby z zewnątrz, spoza zakresu zwykłego
i prawidłowego rozwoju stosunków wewnętrznych. Owszem, trzeba ją rozważać w związku
z ogólnym ruchem politycznym, jaki się zaczął w Polsce od zgonu Zygmunta Augusta. Jest
ona w ścisłej łączności z tą władzą udzielną, z tym jus majestaticum, które sobie
przywłaszczyły sejmiki, zamienione na konfederacje. Pierwszy sejmik radziejowski
z dnia 22 sierpnia 1572 r., który zawiązał się w konfederację, nie indywidualizował władzy
sądowej, nie utworzył oddzielnego organu, ale ustanowił sąd zbiorowy, sejmikowy całego
8
województwa. Siła egzekucyjna jego spoczywała znów w rękach tejże szlachty, w ruszeniu
pospolitym. Wprawdzie powoli nastąpiła w organizacji sejmików konfederackich dalsza
ewolucja, ustalił się pewien stosunek władz rządowych i sejmikowych w sądzie
konfederacyjnym, czyli kapturowym, ale pierwotnie występowała na jaw dość powszechnie ta
dążność do zbiorowego wykonywania zwierzchniej władzy.
Wysyłanie deputatów na sejmy elekcyjne, dokonywanie za ich pośrednictwem wyboru,
nie licowało z charakterem ruchu demokratycznego, jaki ogarnął społeczność szlachecką.
Później utarła się i ta forma udziału sejmików w elekcji, ale pierwotnie, gdy raz rozległo się
hasło "obierajmy króla", obierać pragnęli wszyscy, jakby zgodnie z tym powszechnie trafnym
spostrzeżeniem, iż zawsze jest wielkim urok władzy i nienasycona chęć korzystania z niej,
choćby tylko z początku.
Ku zasadzie viritim prowadziła sejmiki skonfederowane jeszcze inna potrzeba, która
w następnych elekcjach występowała z całą grozą nieubłaganej konieczności. Elekcja
wywoływała zwykle współubieganie się stronnictw lub potężnych kandydatów ościennych
albo dalszych mocarstw, którym podobać się mogło zbrojnie dobijać się korony. Taki więc
akt, jak obwołanie królem tego lub innego, mógł się stawać początkiem nowej wojny albo
hasłem najścia nieprzyjacielskiego. Zdarzały się też później wypadki, że pod bronią, wśród
ogólnego ruszenia pospolitego dokonywano obioru króla.
Pierwsza elekcja nie odbywała się wprawdzie jeszcze pod grozą takiego
niebezpieczeństwa, ale wobec nowej rzeczy niepewność trzymała umysły w obawie, niepokój
był rzucony między tłumy szlachty, niezgoda co do kandydatów zapowiadała zbliżające się
zamieszki i rozterki. Więc dla osłony porządku, bezpieczeństwa, dla nadania powagi całemu
zgromadzeniu i dobrze myślącym przywódcom trzeba było na polu elekcyjnym stanąć
osobiście, choćby nie zbrojnie, choćby nie w całym rynsztunku wojennym. Ale, ponieważ
według ustanowionego porządku elekcyjnego nie wolno było przybywać ze strzelbą ani
z bronią tylko "na te place, gdzie się województwa do namiotów swych zjeżdżają", gdzie
indziej zaś ukazywanie się zbrojne nie było zakazanym, więc i pierwsza elekcja miała
pozory orężnego zgromadzenia, które na pospolite ruszenie zamienić się mogło.
Zasada elekcji viritim tkwiła już zatem w samej istocie konfederacji, tworzonych
przez sejmiki podczas bezkrólewia. W nich spoczywała siła egzekucyjna zbrojnego stanu
rycerskiego, one były tarczą porządku domowego, spokoju, więc też dla osłonienia
prawidłowego biegu najwyższej czynności przybywały sejmiki in plena na pole elekcyjne,
aby tam dopełnić viritim obioru. Myśl delegacyjnej elekcji urzeczywistniła się dopiero później.
Bywały jednak wypadki zbrojnych obrad elekcyjnych, jak się już nadmieniło, z góry
naprzód przez sejm konwokacyjny uchwalonych, albo też zdarzało się tak zwane zbrojne
poparcie nowego elekta przeciwko kandydatowi innego stronnictwa. Tak więc pod bronią,
przy udziale całej szlachty sejmikowej odbywały się elekcje Zygmunta III w 1587 r., Jana Kazimierza w 1648 r., Michała Wiśniowieckiego w 1689 r., Augusta II w 1697 r., Augusta III
w 1733 r.
Dla braku niektórych, zwłaszcza z wcześniejszej epoki laudów niepodobna określić bliżej
po szczególe udziału sejmiku radziejowskiego w każdej elekcji. Zapewnie różnice, jakie w tej
mierze zachodziły, były niezbyt wielkie. Można tu poprzestać na kilku wzmiankach.
Na elekcję po abdykacji Jana Kazimierza, kiedy groźnie wzrastała zawziętość stronnictw,
postanowiono jechać zbrojnie pospolitym ruszeniem. "Jako każdemu ślachcicowi
urodzonemu — tak opiewa laudum na popisie pod Przedczem uchwalone — jeżeli kiedy
bronić wolności i poprześć swobód należy, tedy pod ten czas wolny obrania pana elekcji, aby
nikt na państwo invitis (wbrew woli) nie wprowadzał Polonis (...), tedy my cnotą ślachecką (...)
obowiązujemy się, że się i my rozjeżdżać nie będziemy aż szczęśliwie, da Pan Bóg,
przyszłego obierzemy pana." Na każdego, kto by się od tego obowiązku ruszenia pospolitego
chciał uchylić, postanowiono surowe kary, konfiskaty majątków itd., tak zupełnie, jak
za zaniedbanie obowiązku służby wojskowej podczas wyprawy wojennej.
9
Na elekcją Augusta II uchwalono wyruszyć w 1697 r., w podobnym szyku z całym
rynsztunkiem wojennym według przepisów konstytucji 1621 r., obowiązującej do siadania
na koń podczas wyprawy wojennej. Ciągnienie pod Warszawę opisano bardzo szczegółowo,
ustanowiono duktorów chorągwi, obrano oboźnych, którzy mieli "miejsce województwom"
i pole obierania "sposobne" upatrzeć i naznaczyć. Dla ściślejszej kontroli i dla wzmocnienia
samej powagi i siły wojskowej postanowiono ciągnąć "sine divsione belli", a więc
nie oddzielnie pod znaczkami, ale gromadnie pod chorągwiami w całym szyku wojennym.
Stanisława Leszczyńskiego w 1733 r. obwołanie królem odbyło się na Woli
pod Warszawą także wśród ogólnego ruszeniu całej szlachty, przy czym wywiązała się, jak
wiadomo, przeciwna konfederacja, która Augusta III wyniosła. Na tę elekcję smutnej pamięci
wybrać się postanowiła szlachta "viritim, nemine excepto" [osobiście, nikogo nie wyłączając],
przewidując zbrojną interwencją mocarstw, które występowały przeciwko kandydaturze
Leszczyńskiego. Uwolniono tylko miasta od wypraw, tj. od zbrojnych wozów z zapasami
wojennymi, powołano zaś wyłącznie samę "electricem nobilitatem" - szlachtę wyborców -
i zastrzeżono również, aby, unikając niebezpieczeństwa rozdwojenia politycznego, ciągnąć
nie "sparsim" pojedynkiem, ale pod znaczkiem, tj. w szyku wojennym.
Ostatnia elekcja, jaka się w Rzeczypospolitej odbyła w 1764 r., przedstawia
pod względem udziału w niej województw kujawskich nawet już zwyrodnienie pierwotnej
myśli, która tkwiła w licznym a zbrojnym zgromadzeniu szlachty na polu elekcyjnym.
Kierowano się tak dziwnymi a błahymi pobudkami, że i te poniekąd, między innymi wyraźnie
wskazują, jak płytkim był grunt umysłów, które wpływały do elekcji ostatniego króla Polski.
Na sejmie konwokacyjnym zostawiono ziemianom do woli — albo przybyć viritim, albo przez
delegatów. Województwa kujawskie ze względu na szczupłość czasu do wybrania się
umyśliły wybrać posłów. Naznaczono 42 delegatów. "Żeby jednak ichm. delegowani — są
słowa uchwały sejmowej — nie mieli ruborem (wstydu) i województwa nasze opprobrium
(hańby), gdyby w szczupłej liczbie stawili się do nominacji najj. pana in conspectu totius
reipublicae [w obliczu całej Rzeczypospolitej], ile kiedy z innych województw, jedni viritim, inni
per delegatos z liczną wypraw i nadwornych ludzi stawić się in hoc solenni actu gotują
asystencją; obligujemy per amorem stany własnego kraju, w którym vivimus et alimur honore
[żyjemy i żywimy się honorem] i imienia obywatelskiego tych naszych województw kujawskich
wszystkich jjww. ichm. braci naszych, a osobliwie nieprzytomnych, aby glorioso exemplo
jjww. ichmościom znajdujących się na dzisiejszym sejmiku ochotnie (...) jedni po kilkunastu,
drudzy po kilku (...) pocztowych (...) oddawali."
Takie więc zaklęcia na miłość sławy własnej ojczyzny wychodziły z grona sejmikującej
szlachty, która poczęła uważać za punkt honoru świetność zewnętrznego wystąpienia, bo
o obronę wojenną już wtedy nie szło. W troskliwości nadto o ten zaszczyt czczy i błahy, o ten
blask fałszywy, nie zapomniano nawet wydać na sejmiku przepisów co do barwy, w jakiej
owe poczty ukazać się miały na elekcji. "A więc — tak brzmiała uchwała sejmikowa —
żupan niebieski, katanka popielata z niebieskimi wyłogami, u czapki wierzch niebieski, baran
czarny, mituk [krótki czaprak] na kulbakę niebieski z popielatymi listwami, karabin krótki,
para pistoletów, ładownica, flintpas." Za tę zamierzoną świetność trzeba było, prócz tego,
zapłacić ze skarbu wojewódzkiego. Wziął więc rotmistrz 1000 zł, porucznik 800, a chorąży
600 zł, którzy owe poczty wojewódzkie pod Warszawę ku chwale elekcji prowadzili.
Po upływie więc dwustu przeszło lat owa myśl, która spoczywała w zasadzie elekcji
zbrojnej szlachty, zamieniła się na czczą formalność, na teatralną dekorację.
Jak za ostatniej elekcji zostawionym było do woli województwom albo stanąć viritim, albo
przez delegatów wziąć udział, tak poprzednio zdarzały się wypadki, że sejmiki posyłały
swych delegatów na pole elekcyjne. Bywało to mianowicie wtedy, gdy dla szczupłego czasu
województwa nie mogły natychmiast wyruszyć, aby przybyć w oznaczonym terminie na sam
początek sejmu elekcyjnego. W r. 1648 wysłano z sejmiku radziejowskiego 24 delegatów,
uzasadniając, iż "z pewnych poważnych przyczyn nie wszyscy zaraz na ten akt electionis
z domów naszych wyjeżdżamy". Później jednak wyruszono w szyku bojowym. Podobnież
10
zarządzono w 1697 r., kiedy na elekcję Augusta II wysłano 40 posłów tymczasowych, którzy
w imieniu województw działać mieli, dopóki pod Warszawę nie nadciągnęło pospolite
ruszenie. W 1648 r. dano posłom zupełną moc traktowania z innymi województw o tym
wszystkim, co by się przyczynić mogło do naprawy praw, swobód i pomnożenia wolności.
W roku jednak 1697 dano im szczegółową instrukcję, wskazując, czego by przy układaniu
paktów domówić się mieli.
Na elekcję po śmierci Michała wysłano w 1674 r. ośmiu delegatów. Ruszenia pospolitego
nie uchwalono. Zalecono atoli posłom, aby przestrzegali prawidłowego obioru króla; gdyby
się zaś zanosiło na jakie scysje, gdyby ktoś ku wzgardzie wolnej elekcji siłą dobijał się
panowania, powinni byli nieodwłocznie wyjednać u prymasa wydanie trzecich wici, w skutku
których mogłyby się województwa kujawskie ruszyć dla zdążenia jeszcze pod Warszawę
na dzień elekcji.
Obecność deputatów sejmikowych nie tamowała jednak możności brania udziału w elekcji
każdemu z ziemian wojewódzkich, który by przybył na pole elekcyjne dobrowolnie
bez upoważnienia, bez charakteru delegata. Wyraźnie to zastrzeżonym było w uchwale
sejmikowej z 1764 r., gdzie powiedziano, że prócz delegatów "ktokolwiek ex inclita nobilitate
chce zażyć swojej prerogatywy ad eligendum futurum rege, każdemu ex concivibus jako electori
populo wolno jechać".
Z powyższego przedstawienia rzeczy wypływa, że tylko w wyjątkowych razach odbywała
się elekcja przez deputatów, wyznaczanych z łona sejmików konfederackich. Zasadniczą zaś
regułą był osobisty udział całej szlachty, związanej między sobą węzłami konfederacji,
czyli związku poprzysiężonego, stojącego na stopniu pewnej zwierzchności lub udzielności.
Ta zwierzchność, będąc raz uznaną w zakresie władzy, jaką sobie przyswoiły konfederacje,
prowadziła bezpośrednio do rozciągnienia jej i na najbliższą dziedzinę, na udział bezpośredni
w tej sprawie, gwoli której tworzono "spiski" i sprzysiężenia. Powstawały one, między
innymi i dla utrzymania nieograniczonej wolności w obieraniu króla, a tej wolności strzegły
i broniły konfederacje, złożone z ogółu zbrojnej szlachty, więc i ogół w tym stosunku szukał
uprawnienia zasady viritim, czyli zasady powszechnego głosowania.
Jak konfederacje, tak i elekcje, związane ze sobą węzłem bliskiego powinowactwa,
podkopywały podstawy gmachu państwa. Podobne do sił wulkanicznych, które w pewnych
odstępach czasu wybuchają, mogły one często sprowadzać zgubne wstrząśnienia. Za obu
Augustów saskich stały się przyczyną długich zawichrzeń, ciężkiej wojny domowej
i śmiertelnej niemocy. A jednak, aż do ostatnich chwil istnienia politycznego, uważała
szlachta konfederacje i elekcje wraz z liberum veto za paladium wolności, za źrenicę
w oku, za najdroższy swoich przywilejów klejnot.
Rozdział III. Sejmik jako organ reprezentacji.
Posłowie, instrukcje i relacje
§ 2. INSTRUKCJE.
Instrukcje sejmikowe — Ich znaczenie — Skrępowanie swobody — Pełnomocnictwa
ogólniejsze — Nieograniczanie posłów w ciężkich czasach, w chwilach niebezpieczeństwa
powszechnego, w czasie najazdu szwedzkiego, w przededniu wyprawy wiedeńskiej —
Krępowanie instrukcjami w zwykłych razach — Różne stopnie ograniczania pełnomocnictwa
— Obowiązek trzymania się tylko materii wyłuszczonych w instrukcji królewskiej —
Wypadek w 1590 r. — Zastrzeżenie w 1693 r. — Różne stopnie siły poleceń dawanych
posłom sejmikowym — Bezwzględne postanowienie, czyli rozkaz stanowczy — Polecenie
11
zerwania obrad sejmowych na zasadzie jednomyślności — Odnoszenie ważniejszych materii
do braci, czyli do sejmików — Ograniczenie posłów przez przysięgę — Instrukcje
pod względem osnowy — Materiał do dziejów ustawodawstwa ogólnego — Obraz pragnień
miejscowych — Wyraz opinii — Właściwości tego materiału — Sposób spisywania
instrukcji — Składowe części — Artykuły i petyta albo instancje — Obszerność — Redakcja
i jej wady — Znaczenie instrukcji w synchronistycznym rozwoju ustawodawstwa sejmowego
— Zbadanie ich ze stanowiska ogólniejszego — Rozbiór ich treści według kategorii życia pu-
blicznego i prywatnego — Kategorie osobne w ich rozwoju historycznym — Ogólna cecha
— Ślady uczuć wznioślejszych — Pojęcie ojczyzny — Zmienne koleje tych uczuć — Brak
ich w dziejach innych społeczeństw — Przykłady poświęceń — Upadek ducha
obywatelskiego w XVIII w. — Uszanowanie dla przeszłości — Tradycja — Podstawa
miłości ojczyzny — Pobudki w niej materialne — Korzyści polityczne i in. — Ciasne granice
miłości kraju — Egoizm szlachecki — Uczucie samolubne solidarności szlacheckiej —
Dbałość o interes stanu jako najogólniejsze znamię wszystkich dążności szlachty —
Wyłączność — Zazdrosne zachowanie się względem nobilitacji i indygenatów —
Ograniczenia zalecane w instrukcjach, aby nie "spodlał klejnot szlachecki" — Dbałość
o zachowanie prerogatyw szlacheckich — Szlachta tylko na urzędach — Niedopuszczanie
plebejów na najniższe nawet stanowiska urzędowe — Niedopuszczanie ich do arendowania
dóbr duchownych, ziemskich i królewskich — Wniosek sejmiku radziejowskiego w 1764 r.
— Niedopuszczanie do burs szkolnych — Inne objawy dbałości o interes wyłącznie
szlachecki — Stosunek do cudzoziemców zajmujących urzędy w Polsce dworskie, publiczne,
wojskowe — Stosunek do klas niższych — Obojętność względem innych stanów —
Stosunek do Żydów — Stosunek do chłopów — Środki ogólne — Niechęć do zniesienia
poddaństwa — Stosunek do mieszczan — Dążenia do ograniczeń i uciemiężania — Stosunek
do klas równych albo wyższych — Stosunek do duchowieństwa— Zakaz nabywania dóbr
ziemskich — Obawy o przewagę Kościoła na polu ekonomicznym — Usiłowania i walka —
Ograniczanie jurysdykcji sądów duchownych co do dziesięciny i innych spraw — Dbanie
szlachty o równomierne z duchowieństwem ponoszenie ciężarów — Stosunek
do Rzeczypospolitej — Partykularyzm województw i ziem — Dbałość o nadanie charakteru
terytorialnego urzędom i dygnitarstwom królewskim — Wnioski i środki — Interes
miejscowy wojewódzki — Dbałość o otrzymywanie soli — Starania o ulgi dla województw
— Niechęć do podatków — Zatwardziałość i opór — Zgubne skutki — Zniesienie skarbu —
Brak siły zbrojnej — Zaniedbanie przez szlachtę wymiaru sprawiedliwości — Upadek
sądownictwa trybunałów — Sprawy ogólniejsze, odbijające się w instrukcjach —
Nietolerancja religijna — Związek ścisły z Kościołem katolickim — Ogólny rzut oka na
kierunek opinii sejmikowej — Stosunek do tronu — Czcza frazeologia — Trzymanie się
jednomyślności — Brak zrozumienia potrzeb i zadań czasu.
Od pierwszego roku epoki elekcyjnej (1572) aż do końca istnienia Rzeczypospolitej
nie ustał na chwilę zwyczaj zaopatrywania posłów w szczegółowe zlecenia, czyli instrukcje.
Na każdy sejm, na każda walną radę, ilekroć wzywano województwa o przysłanie posłów,
a bez nich żadne ustawodawcze zebranie miejsca mieć nie mogło, zawsze wyprawiano ich
z piśmiennym poruczeniem, z piśmiennymi wskazówkami, jak się zachować mieli
we wszelkich przewidzianych a w instrukcji królewskiej wyłuszczonych wypadkach
i przedmiotach obrad sejmowych oraz jak popierać mieli sprawy czysto wojewódzkie,
miejscowe i wnosić instancje w rzeczach prywatnych.
Instrukcja zawierająca w sobie tak zwane punkta, czyli artykuły, w odpowiedzi nieraz
wprost na propozycje królewskie, choćby zredagowaną była w najłagodniejszej formie,
choćby nie żądała bezwarunkowego poddania się pod jej brzmienie, już sama przez się
narzucała posłowi pewną zależność i ograniczała jego samoistność. Wyrażała ona zdanie
sejmiku, zwykle jednozgodne, powszechne, ogólne, a takie zdanie osłonięte powagą,
zbiorowego ciała, zredagowane na piśmie, przypominające się posłowi przy każdym
12
odczytywaniu wskazówek postępowania, mieszczących się w instrukcji, odbierało mu
odwagę występowania przeciwko niemu z własnym, odrębnym, samoistnym poglądem.
W ogóle więc, skoro ustne porozumienie się na sejmiku, jak to po większej części przed r.
1572 bywało, z posłami obranymi nie wystarczało, instrukcje, czyli tak zwano artykuły im
dawane, już ich samodzielność na sejmie krępowały. Poseł przeto z instrukcją przybywający
od sejmiku, ze zdaniem wyrażonym niekiedy w stanowczej formie o tej lub innej sprawie,
która dopiero miała być przedmiotem ogólnych narad, przynosił poniekąd ze sobą już
uprzedzenie do niej, korzystne lub nieprzychylne, które oczywiście mogło tylko hamować
swobodny bieg obrad publicznych. Ponieważ zaś opatrywano posłów sejmikowych
w instrukcje stale, ciągle i nieprzerwanie od pierwszego początku epoki elekcyjnej aż
do końca istnienia Rzeczypospolitej, stanowisko więc posła można uważać w ogóle
za pozbawione tej swobody działania, którą nowsze systemy reprezentacyjne uważają
za istotną, niezbędną i nie podlegającą żadnemu ograniczeniu. Zależność posła od sejmiku,
skrępowanie jego samodzielności stanowiło najważniejszą osnowę stosunku. To było główne
tło obrazu. Zmieniać się mogły tony tego zabarwienia, mogły być to niższe, to wyższe,
jaśniejsze lub ciemniejsze kolory, ale zasadniczą podstawą był zawsze pierwiastek zależności
mandatariusza od mocodawców. Zawisło to zresztą wprost od tego wysokiego stanowiska,
jakie zajęły sejmiki w czasie pierwszego bezkrólewia i następnej epoki. Łatwo też zrozumieć
tę dążność do ograniczania władzy i pełnomocnictwa posła, gdy się tylko oceni zakres powagi
samego sejmiku.
W najłagodniejszej formie wyrażone w instrukcji zlecenia zamykano niekiedy życzeniem,
aby posłowie według swego uznania, rozumienia i według sił swoich starali się popierać
na sejmie sprawy ogólne i sprawy wojewódzkie. Szczególniej za Stanisława Augusta, kiedy
się z upadku swego dźwignął duch publiczny i sejmiki do większej spoistości skłaniać się
zaczęły, odzywano się do posłów, zachęcając ich, aby dobro powszechne mieli na względzie,
a więc aby większej zażywali swobody w swych zdaniach i postanowieniach. "Tę naszę
instrukcją dając ichm. pp. posłom — takie są słowa sejmikującej szlachty w 1773 r. — nie
zasadzamy na obszernym opisie jej własności, ale idąc za przykładem dawnych Rzymian,
którzy nie na ostrzeżeniach wyraźnych, ale na gruncie i charakterze posłów, pełnomocności
udziale swoje ocalenie i warunek zakładali, ich zdaniem kończymy: videat legatus, ne quid
detrimenti respublica patiatur [Niech pilnuje poseł, aby Rzeczypospolita nie cierpiała krzywdy].
Instrukcja też ta istotnie napisaną była dość treściwie i przy tym miękko, łagodnie, jakby
obojętnie. Zrozumieć też to łatwo, bo to był pierwszy sejm po strasznym ciosie, jaki spotkał
Polskę w 1772 r.
W podobny sposób na lat pięćdziesiąt przed tym wysyłano posłów z sejmiku
radziejowskiego, zachęcając ich formułą rzymską: ut videant, ne quid respublica detrimenti
patiatur. Ale to ogólne zaklęcie, wzmocnione innym zaklęciem na honor, prawość i sumienie
posłów, ściągało się tylko do tych nowych rzeczy, które by na sejmie były poruszone, a jakich
w instrukcji nie przewidziano. Co zaś do bieżących spraw, to instrukcja, którą dano tymże
posłom, składała się nie mniej ani więcej tylko z pięćdziesięciu artykułów, zajmujących
w naszym zbiorze laudów pięć kart wielkiego formatu. Podobnież i przed tym także w XVII
w., w epoce wybujania indywidualizmu sejmikowego, bywały chwile, kiedy wśród klęsk
i nieszczęść krajowych duch ogólny, poczucie wspólności i dążność do zjednoczenia się
podnosiły. Wtedy zbliżały się sejmiki do siebie, zrzucały z siebie zwykłą swą powłokę
szorstką, która zawsze raczej odpychała niżeli przyciągała, i mocniejszą między sobą spójnię
wytworzyć pragnęły. Wtedy też posłom rozwiązywano ręce, dawano im władzę szerszą, moc
większą, siłę samoistniejszą. Wtedy też, w tych wyjątkowych razach, choć niekiedy tylko
w wyjątkowych sprawach występowali posłowie nie jako deputaci wojewódzcy, którzy
wyłącznie tylko mają na widoku interes swego województwa lub powiatu, ale jako
przedstawiciele Rzeczypospolitej, radzący wspólnie z innymi o jej dobru.
13
Tadeusz Korzon (1839 – 1918) – historyk, powstaniec styczniowy, zesłaniec, pedagog, przedstawiciel "warszawskiej szkoły
historycznej"
Polski historyk, uczestnik powstania styczniowego, wykładowca Uniwersytetu Latającego, ur. 9
listopada 1839 w Mińsku, zm. 18 marca 1918 r. Po ukończeniu mińskiego gimnazjum, udał się do
uniwersytetu w Moskwie na studia prawne (1855-1859), które ukończył w dwudziestym roku życia
ze stopniem kandydata. Zdolności, których dowody m.in. złożył w napisanej w 1859 po rosyjsku
rozprawie, pt. "Pogląd porównawczy na procedury karne: francuską i angielską", zwróciły nań uwagę
osób wpływowych, które chciały mu utorować drogę do objęcia katedry profesora, ale Korzon nie
zdecydował się pozostać w Moskwie i osiadł w Kownie, gdzie w tamtejszym gimnazjum przez dwa
lata (1859-1861) wykładał historię. Brał udział w powstaniu styczniowym. Został skazany na
przymusowe osiedlenie w Rosji. W końcu roku 1863 wyjechał do Ufy, potem do Orenburga, gdzie
przebywał do sierpnia 1867 r.. Tam wypełniały mu czas zajęcia umysłowe, prace malarskie oraz
pisanie "Historii wieków średnich". Wróciwszy do kraju w 1867 r., z początku osiadł
w Piotrkowie, jako pedagog, skąd w 1869 r. przeniósł się do Warszawy. Tu niepodzielnie oddał się
historii, już to nauczając jej w tutejszych zakładach naukowych, już to wzbogacając literaturę
sumiennymi i cennymi dziełami. Od razu zajął stanowisko jednego z najpoważniejszych
i najpoczytniejszych pisarzy, umieszczając swe rozprawy oraz recenzje i sprawozdania w "Tygodniku
Ilustrowanym", "Bibliotece Warszawskiej", "Kłosach", "Ateneum", "Kwartalniku Historycznym"
(lwowskim), "Muzeum", "Niwie", "Tygodniku literackim" (lwowskim) i książkach zbiorowych
"Charitas", (1894); "Dla Śląska" (1895). W kwietniu 1897 powołany na posadę bibliotekarza
w bibliotece Ordynacji hr. Zamojskich.
Korzon zajmuje jedno z najpoważniejszych miejsc w gronie historyków polskich. Wytknął nowe
drogi dla badań historycznych: jako pierwszy zaczął uwzględniać w swych pracach historycznych
warunki administracyjne, ekonomiczne, finansowe, ludnościowe, w jakich się naród w opowiadanej
przez niego chwili przeszłości znajdował. W uznaniu jego działalności naukowej Akademia
Umiejętności w Krakowie powołała go na swego członka.
Dzieła: Kurs historyi wieków średnich (Warszawa, 1871), Nowe dzieje starożytnej Mezopotamii
i Iranu (1872), Historycy pozytywiści i Poranek filozofii greckiej (Bibl. Warszawska), Ludzie
prehistoryczni (Tygodn. Illustrow.), Historyja starożytna (Warszawa, 1876), Stan ekonomiczny Polski
w latach 1782—1792 (Ateneum, 1877), O życiu umysłowym Grecyi (Tygodn. Illustrow.), Historyk
wobec swego narodu i wobec ludzkości (1878), Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta,
1764—94, badania historyczne ze stanowiska ekonomicznego i administracyjnego (Kraków, tom I,
1882; tom II, 1883; tom III, 1884; tom IV, część 1., 1885; tom IV, część 2. i zamknięcie, 1886;
wydanie drugie w 7 tomach z zamknięciem, Warszawa, 1897-1899), Grunwald, ustęp z dziejów
wojennych Polski (Warszawa, 1910), Dzieje wojen i wojskowości w Polsce (Kraków 1912)
W numerze 31. „Zeszytów Jagiellońskich” (Klasycy historiografii, część II – Rzeczpospolita
szlachecka"): Bitwa pod Chocimiem w 1673 roku. Z dzieła Tadeusza Korzona Dola i niedola Jana
Sobieskiego.
14
WIADOMOŚCI WSTĘPNE.
56. Rozpatrzywszy się w zasobach materialnych narodu, zbadajmy teraz ilość i wartość
funduszów wydzielanych z ogółu bogactwa narodowego na potrzeby powszechne,
na utrzymanie budowy państwowej. W wieku XVIII, tak samo jak dzisiaj, pieniądz był
nerwem " r e r u m g e r e n d a r u m " ; budżety, od dzisiejszych mniejsze rozmiarami,
ale niemniej pewno uciążliwe dla opodatkowanych, były niezawodną miarą potęgi rządów.
Dla zrozumienia różnicy pomiędzy budżetami dzisiejszymi i rachunkami skarbowymi
dawnej Polski zanotować winniśmy nasamprzód, że już w XVI w. (od r. 1512) od skarbu
królewskiego został oddzielony skarb Rzeczypospolitej i że w r. 1562 wszystkie wydatki
tego ostatniego poddane były pod kontrolę sejmów. Takiemu urządzeniu zawdzięczamy
niezwykłe bogactwo i dokładność materiału do dziejów skarbowości polskiej: do dziś dnia
przechował się nieprzerwany prawie szereg rachunków koronnych od r. 1520 aż do 1794,
w porządnych, starannie, czasem ozdobnie pisanych, w drzewo lub skórę oprawnych
księgach. Liczba tych "rachunków generalnych sejmowych" wraz z brulionami i kopiami
wynosi 118 w archiwum koronnym skarbowym. Na egzemplarzach głównych znajdujemy
zawsze pokwitowania, a czasem uwagi i sprostowania, podpisane przez senatorów i posłów
ziemskich, z których składały się deputacje sejmowe "do examinowania" skarbów Rzpltej,
koronnego i litewskiego. W skarbie litewskim musiał też znajdować się może mniej liczny,
ale równie wiarogodny i cenny poczet rachunków sejmowych; nie mieliśmy sposobności
widzieć go w oryginałach; znamy tylko pojedyncze rachunki z diariuszów lub relacji.
Nie podlegały kontroli sejmowej rachunki skarbu nadwornego czyli królewskiego, toteż nie doszły nas one w tak obfitej ilości, bodaj nawet nie były układane zawsze
z pożądaną dokładnością. Podskarbi nadworny miał do czynienia tylko z królem,
więc osobiste przymioty charakteru, okoliczności chwilowe i różne przygody nie zawsze
sprzyjały ścisłości w buchalterii. Nawet za panowania Stanisława Augusta podobno znajdą się
luki. My przynajmniej znaleźliśmy porządne, zamknięte bilansami obrachunki roczne do roku
1772 w Arch. Gł. Kr. Pol., z lat 1787—1794 w Archiwum znajdującym się w Jabłonnie;
15
z 1781 w papierach Kicińskiego. Wśród zamieszek rozbiorowych, zdaje się, że i w kamerze
królewskiej zakradał się nieporządek, więc brak nam ksiąg rocznych z epoki pierwszego
rozbioru i niektórych z lat drugiego okresu. Ale jest mnóstwo dat szczegółowych i kilkanaście
ksiąg w których Stanisław August własnoręcznie wpisywał przychód i wydatki swojej
osobistej szkatuły (w Jabłonnie).
Skarbowość polska w ogóle przedstawia wdzięczne pole dla badacza. Materiał jest
niezwykle bogaty i wiarogodny; w żadnym kraju zapewne, prócz Anglii, nie znajdzie się tyle
i tak szczerych dokumentów, dających świadectwo o obrocie grosza publicznego,
odbijających, niby zwierciadło, wszelkie przemiany dziejowe, wszystkie chwile potęgi
i słabości rządu, energicznych wysileń lub niedołężnego uśpienia narodu. Niedługo też
zapewne będziemy oczekiwali na kompletną historię finansów Polski. Początek jest już
zrobiony. Książę J. T. L u b o m i r s k i opracował kilka pierwszych lat XVI wieku, prof. A.
P a w i ń s k i skarbowość z czasów Stefana Batorego. Nietknięte są jeszcze wieki XVII
i pierwsza połowa XVIII, ale w tych epokach o tyle już wydoskonaliła się technika
rachunkowa, księgi już są na tyle dokładne i systematyczne, że z nich powziąć możemy
ogólne wyobrażenie nawet bez głębszych studiów naukowych. Co się zaś tyczy epoki przez
nas badanej, panowania Stanisława Augusta, nie będziemy już biadali na braki
lub niedostateczność informacji, jak to się niejednokrotnie w poprzednich rozdziałach
zdarzało: owszem, obiecujemy złożyć dokładne, a co do skarbu Rzeczypospolitej nawet ścisłe
sprawozdanie z obrotu funduszów publicznych.
Trzymając się ustalonego w dawnej Polsce podziału, będziemy badali oddzielnie skarb
królewski, a potem oba skarby Rzeczypospolitej. Ostrzegamy zawczasu, iż z tych trzech
skarbów żaden nie obejmował funduszów edukacyjnych, czyli tak zwanego dziś ministerium
oświaty, ani kosztów na opłacenie urzędów wojewódzkich i powiatowych, ani budżetu
ministerium sprawiedliwości, gdyż zaledwo kilku urzędników sądowych (jak marszałkowie
i prezydenci trybunału, jurysdykcja marszałkowska w Warszawie, gród warszawski
i sędziowie pograniczni) pobierali pensje skarbów Rzeczypospolitej i to już dopiero od r.
1776.
DZIAŁ I.
S K A R B K R Ó L A I M C I.
ROZDZIAŁ VII.
Stosunki pieniężne Stanisława Augusta.
57. „Czy bardzo bogaty jest król polski"? — zapytywała pani Geoffrin Stanisława
Augusta, otrzymawszy wiadomość o obiorze jego.
Gdyby pytanie takie skierowanym było do nas jako do historyka, gdyby wymagano
odpowiedzi ścisłej i ogólnej, cały obszar dziejów polskich obejmującej: musielibyśmy
zażądać z parę lat czasu na przygotowanie się do niej. Trzeba by najprzód zebrać kompletny
spis dochodów królewskich z oznaczeniem wartości monety, co nie jest łatwym, a kto wie,
czy jest nawet możliwym na każde panowanie. Następnie należałoby zbadać rejestra
wydatków stałych i przygodnych, koniecznych i zbytkowych — co jest rzeczą jeszcze
trudniejszą. Nasunęłaby się następnie rubryka długów, a nareszcie kwestia najtrudniejsza:
czy porządnie, czy starannie, czy umiejętnie były administrowane dochody królewskie;
czy w wydatkach nie było utracjuszostwa, które wszelkie skarby pochłonąć, wszelkie
bogactwa wyczerpać może?
Nie możemy się kusić obecnie o odpowiedź w takim zakresie. Nie śmiemy orzekać, o ile
słusznym było mniemanie szlachty, że król jest bardzo bogaty i dlaczego ostatni
16
Jagiellończyk wykrzyknął z goryczą w izbie sejmowej: "Zastawiałem, bom nie miał co jeść'!
W zgodzie z Lengnichem zdobędziemy się chyba na określenie ogólnikowe, że zamożność
tronu uszczuplała się stopniowo w miarę ograniczenia władzy królewskiej przez
możnowładców. Po Kazimierzu Wielkim przetrwały do dziś dnia baszty, zamki i ratusze
z ciosowego kamienia; majestatycznie piętrzy się rezydencja Jagiellonów na Wawelu;
zaledwie przystojnie przedstawia się oku zamek warszawski, siedziba Wazów, a zarazem
miejsce obrad sejmowych, a więc opatrywany z funduszów Rzeczypospolitej. Jan III przy
własnym majątku, z którego mógł wojsku wypłacać po kilka milionów, przy łupach tureckich
z wyprawy wiedeńskiej, przy skrzętności i reputacji bardzo bogatego króla, mógł wystawić
zaledwo mały wiejski pałacyk, który jednak wydawał się zbytkownym pewnemu senatorowi:
"Wilanów prawda, jest sztuka piasku, ale i na niej siedziałby szlachcic, a na Powsinku
drugi!". Augustowie II i III utrzymywali się głównie z dochodów dziedzicznej swojej,
małej, ale bogatej Saksonii; ich też prywatną własnością był pałac Saski z ogrodem
w Warszawie. Jedzenia zapewne nigdy zabraknąć nie mogło królowi polskiemu, bo dobra
jego nawet po ostatecznym oddzieleniu ekonomii od królewszczyzn czyli starostw (w r.
1595), były bardzo obszerne i najliczniejszy dwór wyżywić by zdołały, ale pieniędzy, pracy
ludzkiej, usług, kunsztów, artyzmu i wszelkich narzędzi przepychu monarchicznego bywało
zawsze za mało. Któryż z królów elekcyjnych mógłby zamarzyć o wybudowaniu Watykanu
z kościołem św. Piotra. Eskorialu, Wersalu? Za to małe Wersale budowali sobie Braniccy
w Białymstoku, Czartoryscy w Puławach, a zamek Nieświeski Radziwiłłów i pałac
Tulczyński Szczęsnego Potockiego mogły iść o lepsze z Wilanowem, Ujazdowem
i Łazienkami.
Ale jakże odpowiedział Stanisław August na obcesowe zapytanie swej przyjaciółki,
swej "mamy"?
"Pragniesz wiedzieć — pisze on d. 22 grudnia 1764 r., czy król polski jest bardzo bogaty?
Nie bardzo, o tyle o ile; przy małym zasiłku, jakiego mu naród udzielił, przy staranności
i przestrzeganiu ścisłego porządku w interesach swoich, król, mam nadzieję, znajdzie sposób
utrzymania się mniej więcej z godnością. Bądź co bądź, król polski daje i dawać będzie bez
rozgłosu tym, którzy się znajdują w wielkiej potrzebie. To nigdy nie jest stratą. Takie jest
moje przekonanie".
Zapamiętajmy te słowa, czyli raczej zapiszmy je na czele protokółu, do którego
niniejszym powołujemy ambitnego stolnika litewskiego. Są one szczere, rzetelne i rozsądne;
jeśli o nich Poniatowski na tronie zapomni, tym większą będzie jego wina, tym ważniejszymi
zarzutami wypadnie obciążyć jego sumienie i sławę.
58. Rozpatrzmy się teraz w rachunkach i rozrządzeniach co do funduszów
Stanisława Augusta w pierwszym trzyleciu jego panowania.
Zebrany po śmierci Augusta III sejm konwokacyjny nie przepomniał o uposażeniu
przyszłego króla "na to wzgląd mając, żeśmy determinowali przyszłą elekcję Polaka".
Zalecono tedy podskarbim i Komisjom Ekonomicznym obojga narodów "ażeby
w ekonomiach tak Koronnych, jako też Litewskich tudzież Wielkorządach, żupach solnych,
cłach, portorium Gdańskiem i innych wszelkich ekonomicznych prowentach stołu
królewskiego, całości tychże prowentów przestrzegali i do siebie odbierali dla zachowania
onych przyszłemu królowi". Za wszelką szkodę, w tych dochodach zrządzoną, konstytucja
niniejsza zagroziła sądem. Wyznaczono nawet cztery liczne komisje z senatorów i posłów
do zrewidowania żup solnych i ekonomij królewskich: "w jakim znajdują się stanie, jeżeli
konserwacja ich należyta była, albo jeżeli w czym jakim sposobem i od kogo szkodę poniosły".
Wyznaczono też deputację do rewizji klejnotów i archiwum w zamku Krakowskim. Litwini
zalecili swemu podskarbiemu, aby spłacił dług ciążący na ekonomii szawelskiej i tę, od dnia
24 lipca 1764 r. objąwszy, do dóbr stołu królewskiego przyłączył. Nareszcie "chcąc aby pro
honore gentis Król Imć przyszły mógł pro condigno z dworem swoim mieszkać w zamku
tutejszym (warszawskim), kazano ukończyć rozpoczęte w nim roboty, pokoje przyozdobić
17
obiciami i innymi rekwizytami, dwa place przyległe dokupić dla rozprzestrzenienia tegoż
zamku — wszystko to na koszt skarbu Rzeczypospolitej. Zapomniano jednak o kosztach
koronacji.
Tym przyszłym królem, o którego się troszczyła konfederacja Czartoryskich, został
za sprawą posłów rosyjskiego i pruskiego, nie Xżę August, ani syn jego Adam, ani Xżę
Ogiński, lecz jeden z sześciu synów, a ośmiorga dzieci parweniusza Stanisława
Poniatowskiego, wojewody Mazowieckiego, już nieżyjącego podówczas. Wybraniec pięciu
i pół tysięcy zgromadzonej pod Wolą szlachty przyznawał się do krwi Jagiellońskiej przez
matkę, Czartoryską; w marzeniach tej matki, w dodanym do Stanisława Augusta imieniu
"August" upatrywał przepowiednię przeznaczonej od losu korony, ale dla większości narodu
szlacheckiego i dla własnych wujów Czartoryskich obiór ten był dziwną i niemiłą
niespodzianką. Ród Poniatowskich nie mógł jeszcze, pomimo talentów protoplasty, dorównać
świetnością znakomitym domom magnackim; osobistych zasług Stanisław August nie miał
za sobą żadnych; o charakterze człowieka mało znanego niewiele było do powiedzenia; znali
go tylko protektorowie, a najlepiej przenikliwy Fryderyk II, kiedy, odwodząc Katarzynę
od przyzwolenia na gotujące się w Polsce reformy, pisał do niej: "Zgoda, że przy królu
Stanisławie nie potrzebujemy się obawiać (wzmocnionej reformami Polski), lecz po jego
śmierci?" Podobnież zapewne sądziła Katarzyna swego dawnego ulubieńca; przynajmniej
obawy Dywanu Tureckiego, że go na tron Polski prowadzi, żeby miała wyjść za niego za mąż
okazały się zupełnie płonnymi. Jeśli można wierzyć słowom, wezyra, wszystkie dwory,
z wyjątkiem rosyjskiego i pruskiego uznawały Stanisława Augusta niegodnym korony.
Elekcja taka świadczy niewątpliwie o upadku moralnym i politycznym
społeczeństwa, a w szczególności możnowładztwa polskiego; świadczy też o chorobliwej,
lekkomyślnej, poziomej ambicji elekta, który drogą intrygi przedzierał się do stanowiska
trudnego ze wszech miar i niebezpiecznego, goniąc tylko za blaskiem, za świetnością
zewnętrzną majestatu. Rozogniły mu wyobraźnię zapewne wrażenia z podróży
zagranicznych, przepych dworów francuskiego, angielskiego, petersburskiego: podniecało tę
próżność poczucie własnego ubóstwa.
Bo Stanisław August Poniatowski posiadał po rodzicach bardzo skromną fortunę. Dobra
jego dziedziczne: Targówek i Kaleń pod Pragą, Ujazdów pod Warszawą, Zaleszczyki,
Jazłowiec przyniosły w roku 1767 zaledwie 67.399 złp. (może to dochód niekompletny).
Z tak szczupłym dochodem czyż można było dorównać magnatom o milionowych
intratach, a chociażby nawet zamożniejszemu ziemianinowi — takiemu
np. Suchorzewskiemu, który miał 150.000 rocznie?
Więc nowy król Stanisław August zaraz po swoim obiorze potrzebował dużo
pieniędzy. Obaczmy jakże sobie w trudnym położeniu poradził?
Na zamku warszawskim krzątano się pilnie około nakazanych przez konfederację
porządków: sprowadzano meble, tapicerowie oklejali pokoje mieszkalne, zdobiono tron
"z aksamitu karmazynowego, suto galonami i frandzlą z krepinami złotymi szamerowany";
sale zaś sejmowe musiały już być w porządku, gdy w nich właśnie obradowała konfederacja.
Mieszkanie tym sposobem było zapewne gotowe przed koronacją, a chociaż uchwała
sejmowa nic nie wspomniała, jednakże Skarb Rzpitej wydał "na reparacyą i memble"
(tj. umeblowanie) zamku warszawskiego 1,255.780 złp. Potem znajdujemy w Rachunkach
Sejmowych z lat 1766 — 1775 dodane jeszcze dwie sumy ze skarbu Rzpitej: 804.934
i 87.118 złp., a z ksiąg szczegółowych i z inwentarza, sporządzonego w 1769 r. możemy się
przekonać, że roboty w zamku nie ustawały w najcięższych dla kraju czasach: Konfederacji
Radomskiej, Barskiej i Sejmu Delegacyjnego rozbiorowego. Artystyczne upodobania
Stanisława Augusta, nabywania obrazów, posągów, zegarów i t. p. wciągały go niezawodnie
w nadbudżetowe wydatki. Oczekiwały jednak na dyspozycję Stanisława Augusta i gotowe
pieniądze: z ekonomii, czyli dóbr stołowych w ciągu 12-miesięcznego blisko bezkrólewia
704.154 złp. i z innych rachunków od podskarbiego Wessla 359.567 złp., czyli razem
18
1.063.721 złp. Gdańszczanie złożyli 20.000 dukatów na podarunek koronacyjny
za potwierdzenie przywilejów swoich. Ale poza tym niepodobna było wyglądać
jakiegokolwiek zasiłku nawet od sejmu, gdy oba skarby Rzeczpospolitej znajdowały się
jeszcze w nieładzie, a zresztą posiadały zaledwo jakie 1,5 miliona złp. w rocznych dochodach
na wszelkie potrzeby państwowe (prócz opłaty wojska).
Na przyszłość Stanisław August zapewne nie mógł obliczyć z góry budżetu swojego.
Wyświeciły ogół dochodów królewskich dopiero późniejsze rachunki. Po upływie pierwszego
trzechlecia od 1 października 1764 do tejże daty 1767, dochody te przedstawiły się
w następnej postaci:
[tu Tabela 134: Percepta pieniędzy in Annis 1764 a 1 Octobris et 1765, 1766, 1767:
suma 3-letniej percepty: 16,987,934 złp]
W niektórych latach dochody znacznie przewyższały tę średnią normę; tak np. rok 1767
dał 7,721.254 złp. Niemała to suma! Niektórzy królowie rozrządzali większymi funduszami
— to prawda. Tak, sam Stanisław August szacował dochody króla angielskiego na 40 blisko
milionów złp. Koszta utrzymania dworu francuskiego podawano w r. 1746 na 20., w r. 1749
na 24, w r. 1750 na 24 miliona liwrów, czyli 30 i 36 milionów złp. a w r. 1751 podobno aż do
68 milionów liwrów czyli 102 mil. złp. Były to już czasy panowania pani Pompadour, czasy
utracjuszostwa i zbytku, czasy ruiny finansowej państwa, która w ciągu lat 30 doprowadziła
Bourbonów do rewolucji i gilotyny. Prawda, że te cyfry przenoszą 5 do 6, a w r. 1757 aż 13
razy sumę dochodów Stanisława Augusta (lubo ta różnica zmniejszyłaby się znacznie przy
strąceniu kosztów utrzymania dworu królowej i książąt krwi, które w owej chwili
nie obciążały skarbu polskiego); prawda, że Waszyngton nie dał jeszcze przykładu
oszczędnego obchodzenia się z groszem publicznym, że nie były jeszcze praktykowane
skromne listy cywilne prezydentów republik: ale nie widzimy znów konieczności, żeby
człowiek szczupłej fortuny z antenatów, wyznający publicznie i urzędownie, że "zostawszy
z łona równości wyniesionym, nie utracił jednak smaku ulubienia tego równości stanu,
w którym rodzić się i wychować się mu przyszło, człowiek mający panować w kraju
nieludnym, zubożałym, osłabionym, nawet bezsilnym politycznie — żeby taki człowiek,
powtarzamy, miał się urządzać z wydatkami na sposób monarchów, panujących "z łaski
Bożej" nad krajami najludniejszymi i najbogatszymi. Zdrowy rozsądek i prawe sumienie
nakazywało Stanisławowi Augustowi skromność i oszczędność w urządzeniu swego
dworu. Tym łatwiej można było domyśleć się takiego obowiązku, że o kilkanaście mil od
granicy polskiej, w Berlinie, mieszkał król, już sławny i możny, Fryderyk II, który dawał
przykład najściślejszej, może nawet przesadnej oszczędności. Obaczmyż, jaką drogę obierze
sobie Poniatowski?
Kosztów koronacji nie znamy. Zdaje się, że nadzwyczajnych zbytków nie
popełniano; odbyła się przystojnie, w głosach współczesnych nie znajdujemy szczególnych
podziwów, tylko trochę niechęci, że król wystąpił w cudzoziemskich szatach i że na rynku
warszawskim wywijał na cztery strony świata szpadką, nie szablą, która wymagała kontusza
i podgolonej czupryny. Damy wcale korzystne składały świadectwa. Opisawszy strój
koronacyjny, tak dziwny dla naszego oka (tom 1, str. 35), decydowały, że "do twarzy mu
było... ale mu w koronie nie tak pięknie, jak w kapuzie" (angielskiej). Lud zachowywał się
obojętnie. W dzień koronacji nikt nie wołał wiwatów przechodzącemu do kościoła królowi —
"to na drugi dzień byli komenderowani żołnierze bez broni, którzy zaczynali wiwat i bili
(sąsiadów z pospólstwa, żeby wołali).
Posiadamy za to o dworze i o zwyczajnych wydatkach królewskich dostateczne, lubo
niekompletne wiadomości. Najobfitszy materiał rachunkowy znajdujemy w powołanej już
księdze z trzylecia 1764 — 7. Wypisujemy z niej sumy ogólne, obliczone przeciętnie na rok
pojedynczy w rekapitulacjach; zmieniamy tylko porządek pozycji dla dogodniejszego
usystematyzowania tychże; zresztą w drugiej rubryce zaznaczymy porządek oryginału.
19
[tu Tabela 135: Tabela expensy generalney Króla z trzylecia 1764-67. Summa: 6,877.544
złp]
Ten obraz, cyframi kreślony, możemy uzupełnić i ożywić wspomnieniami ludzi, którzy widywali
Stanisława Augusta: Magiera i Niemcewicza. Wspomnienia ich pochodzą z późniejszej epoki, bliskiej
czasów sejmu czteroletniego, ale różnice nie są ważne. Tu i ówdzie znajdą się też pojedyncze szczegóły
z przemówień samego Stanisława Augusta, z różnych korespondencji i pamiętników.
Najważniejsze stanowiska przy dworze zajmowali bez wątpienia urzędnicy Kamery
i Gabinetu. Kasztelan K a r a ś zajęty był podobno tylko sprawami pieniężnymi i gospodarczymi;
w pałacu jego, do dziś dnia istniejącym (wprost Kopernika na rogu Oboźnej) mieścił się departament
paziów; o charakterze jego nie zdołaliśmy powziąć żadnych informacji. R o c h K o s s o w s k i ,
podskarbi nadworny, a z czasem wielki koronny odznaczy się pożyteczną pracowitością w Komisji
Skarbowej; biografię jego podamy niżej (§. 89). Po nim podskarbim nadwornym kor. został
T o m a s z O s t r o w s k i .
T o m a s z O s t r o w s k i , p o d s k a r b i n a d w o r n y k o r o n n y .
Przez lat kilka bankierowie Tepper i Blanc byli kasjerami J. K. Mci. ale w roku 1784 uwolniono ich
"od dalszego trzymania kasy królewskiej" z zapisaniem wdzięcznej pamięci za pracę i usługi, a w nowo
utworzonej Komisji Ekonomicznej Skarbu J. K. Mci objął prezydencję J. K i c k i koniuszy w. k.,
który odtąd prowadzi naczelny zarząd wszelkich interesów pieniężnych aż do śmierci Stanisława
Augusta, a i potem jeszcze udziela wyjaśnień plenipotentom Xcia Józefa Poniatowskiego i toczy z nimi
spory aż do 1808 r., kiedy był zawarty układ ostateczny.
Jacek Ogrodzki, dyrektorem gabinetu.
Dyrektorem gabinetu był Jacek Ogrodzki, scharakteryzowany przez samego Stanisława Augusta:
"Wychowany po wyjściu z uniwersytetu krakowskiego w domu mojego ojca, towarzyszył mi
20
w podróżach po Francyi; zostawiony przy braciach w Hollandyi, podzielał nauki u Kauderbacha... był
zarządcą kancclaryi u kanclerza Załuskiego; nie tylko znał prawie wszystkich Polaków i Litwinów
z twarzy i imienia, ale miał dokładną wiadomość o ich interesach, przygodach, stosunkach. Pracowity,
ścisły, tajemnicę zachować umiejący, skromny, cierpliwy, spokojny... Obowiązkiem swoim znał
kochać mnie i czuwać nade mną. Ukazywał się na sejmach 1764 i 1766, ale bez wybitniejszej
roli: umarł w r. 1780, mając 69 lat wieku; zostawił bardzo szczupły majątek, co słusznie mu
do zalet policzono.
Zastąpił go najprzód Cieciszowski, a potem Pius K i c i ń s k i , szef gabinetu, który
mając przed sobą 6 k a n celistów ( w tej liczbie D e s z e r t a ) , trudnił się wyprawianiem
poczt i sztafet, sporządzaniem kluczy cyfrowych, dozorem korespondencji sekretniejszych
i utrzymywaniem protokółu pism, spod pieczęci pokojowej wychodzących. Obrany posłem
liwskim na sejmie czteroletnim, wyróżniał się zaszczytnie z całego otoczenia królewskiego
zdolnościami i żarliwością uczuć obywatelskich, jakie tryskają ze znakomitej mowy jego,
w dniu 3 maja 1791 r. wygłoszonej. Gdy król miał podpisać akces do Konfederacji
Targowiekiej. Kiciński pożegnał go listem patriotycznym, zrzekł się nadanej mu kasztelanii
połanieckiej i odjechał do Galicji. Dzieduszycki kierował inną kancelarią, złożoną z 4
subalternów ( w tej liczbie Tęgoborski), Badeni z dwoma subalternami był dyrektorem
trzeciej z kancelarii przybocznych. W tomie IV poznamy bliżej dyrektorów Kancelarii
Wojskowej J. K. Mci. jenerałów amplojowanych przy boku J. K . Mci, J a n a
K o m a r z e w s k i e g o (1774 - 1789) i G o r z e ń s k i e g o (1789 — 1794). W epoce sejmu
czteroletniego przyszedł do znacznego wpływu, mianowany sekretarzem do ekspedycji
włoskiej, 1'abbé P i a t o l i, dawny nauczyciel w domu Ignacego Potockiego, "człowiek
światły, uczony, poczciwy", poprzestając na skromnej pensji, w jego to mieszkaniu odbywały
się narady nad ustawą rządową, gdy się gotowano do dnia 3 Maja 1791 roku, w obecności
Stanisława Augusta, który schodził tu incognito bocznymi korytarzami poprzedzany
przez głuchoniemego dworzanina Wilczewskiego [za: J.U. Niemcewicz, Pamiętniki czasów
moich, Paryż 1848 r.
Departament Paziów w Pałacu Karasia.
S c h m i d t, starosta Brodnicki niczym się nie uwydatnił; był posłany w r. 1766
do Paryża z tytułem S e c r é t a i r e p r i v é et l ' i n t e n d a n t d e la m a i s o n d u r o i —
może dla odsunięcia od żony, która była kochanką króla; umarł też za granicą w r. 1777.
W gabinecie znajdowało się dużo cudzoziemców. G l a i r e zajął miejsce Schmidta
i miewał polecenia wielce poufne. G h i gio t t i , konsyliarz tajny prowadził korespondencję
z Rzymem, której liczne pliki zachowały się w Jabłonnie; miał pod sobą dwóch subalternów,
a tymi byli: X. Lewiński, późniejszy biskup unicki, i Bacciarelli. Ale zakałą gabinetu
królewskiego był B o s k a m p L a s o p o l s k i , rodem Wołoszyn, agent, nawet
szpieg rosyjski, który zakończył w 1794 roku życie zbrodnicze na szubienicy. Wątpliwą notę
musimy dać A n t o n i e m u d e F r i e s e , który od początków panowania uwija się
21
przy królu, zrazu jako sekretarz Kompanii Manufaktur Wełnianych, potem jako sekretarz,
nareszcie jako konsyliarz Tajny J. K. Mści. Protestant i mieszczanin z pochodzenia, uniżony,
"bardzo do króla przywiązany", załatwiał ostatecznie najpoufniejsze zlecenia, służył
za posłańca do ambasadorów rosyjskich, rozdzielał pieniądze, tajemnie przeznaczane dla osób
faworyzowanych, i pisał dla nich odpowiednie dokumenty. Raz atoli, w r. 1796, nie przyjął
wyznaczonych dla siebie 4.000 dukatów i oświadczył, że mając tylko dwie córki i 13.000
dukatów majątku, uważa się za dość zamożnego i nie chce korzystać ze szczodrobliwości
królewskiej. Trudno jest przecież uwierzyć w to bezinteresowne oddanie się Stanisławowi
Augustowi, wiedząc, że podczas pobytu w Grodnie w 1795 Friese właśnie przesłał Repninowi
szczegółowe doniesienia o wszystkich osobach, jakie były przyjmowane na zamku oraz
o całym trybie życia codziennego. A w czasie sejmu delegacyjnego w r. 1773 dostał 100 dukatów z kasy wspólnej ambasadorów "za dziennik sejmowy jak i za inne papiery
z archiwum w różnych czasach wypisywane.
Jeszcze bardziej zagadkową figurą jest niejaki L i t t l e p a g e , który w roku 1787 był
wysłany do Paryża, w r. 1793 pobierał pensyi "gratyskowej" 50 dukatów, wyciągał ze
Stanisława Augusta poufne wyznania polityczne i komunikował je Igelstromowi, a na liście
długów z V listopada 1793 (Tab. 148) figuruje jako wierzyciel grubej sumy 432.000 złp.
C r u t t a , tłumacz do języków orientalnych, mianowicie tureckiego, był jednym z głównych
agentów do pożyczania pieniędzy. Ufali mu jednak Ignacy Potocki i Kościuszko i wysyłali
do Konstantynopola w r. 1794.
Codziennie pełniło służbę przy królu dwóch adiutantów, a rangę tę nosili: Kierkor,
Czapski, Szydłowski, Dzierżanowski, Stanisław Zakrzewski i Arnold Byszewski, któremu
król co roku opłacał długi, dał szefostwo Lekkiej Jazdy, nareszcie rangę jenerała lejtenanta
i komendę dywizji w r. 1792, chociaż z raportów, nadsyłanych w owym czasie, wygląda
ciężkie nieuctwo, dochodzące aż do grubej nieznajomości ortografii, do ekonomskiego
bazgrania (np. "Całując nóżki y Racky Waszy kr. Mci"). Ale zapewne umiał być pokornym
służalcem.
Szambelanów mianował król w ciągu swego panowania 743, ale pensjonowanych bywało
najwięcej 6. Do takich należeli różnymi czasy: C o r t i c e l l i , C a m e11i, St r ę b o s z,
Sobo1ewski, Wa1enty Kow n a c k i , D u c h ê n e , D u h a m e l (ten ostatni dostawał
pieniędzy na zastawy, najwyższa ich pensja miała wynosić 50 dukatów n a miesiąc. Kilku
młodych kamerjunkrów kręciło się w przedpokojach. Paziowie w liczbie 1 2 mieścili się stale
w pałacu Karasia pod zwierzchnim dozorem pułkownika Königsfelda. Do gabinetu puszczał
furyer w liberii pąsowej z galonami i kutasikami; nazwiska tych odźwiernych królewskiej
pracowni: P e t r a s z, K o r z e n i e w s k i, B o u r 1 o t, Schultz — znane były na mieście.
Również powtarzano nazwiska kamerdynerów: Rousseau, Heinrich, Brunet, Beigrand,
pod którego imieniem A d a m Xżę C z a r t o r y s k i wydał kilka komedii, a szczególnie
głośnym było nazwisko R y x a, który wyszedł n a przedsiębiorcę teatru i starostę
piaseczyńskiego. Załatwiał on poufne polecenia drażliwej natury, chociaż służba jego
urzędowa zależała na wkładaniu wstęgi orderowej na króla, gdy starszy kamerlokaj
H o f m a n dokończył ubierania i zapinania guzików na sukniach.
Lokajów służyło codziennie 12; nosili liberię zieloną z pąsowymi wyłogami, a na dnie
galowe jeszcze zwierzchnią suknię z wyłogami zielonymi i bortami kamelerowymi. Stanisław
August snadź zaprzątał się poważnie kwestią łiberii, kiedy sam wymyślał i malował wzory
galonów, które następnie wykonywano w fabrykach grodzieńskich. Dwunastu hajduków
nosiło pantalony opięte, ciżmy haftkami zapinane, katanki bortami szamerowane, od parady
płaszcze białe. Oprócz murzyna (Ledoux) znajdował się też pomiędzy służbą jeden Turek
(Kirkor).
Straż przy zamku, pałacach i tronie w sali sejmowej była utrzymywana przez gwardie:
pieszą i konną. Ta ostatnia zwała się mirowską od dawnego dowódcy swego jenerała Miera,
czy M i r a (do dziś dnia istnieją resztki koszar mirowskich w Warszawie). Oficerowie
mirowscy nosili aksamitne pąsowe kolety ze srebrnymi słońcami na piersiach.
22
O powozach nie zapomniał też Stanisław August. W jednym z pierwszych swych listów,
do pani Geoffrin po koronacji pisanych, obstaluje w Paryżu dwie karety; z tych jedna miała
być zaopatrzona w latarnie wewnętrzne do czytania i wybita materią żółtą; wszystkie ozdoby
" w kolorach najweselszych, lakier powinien być najpiękniejszy". Gdy sprzedawano pojazdy
w latach 1796 — 7, Dangel oszacował je na 12.000 dukatów, czyli na 216.000 złp. Koni
utrzymywano ze 300; najpiękniejsze byty dwa cugi: kary i gniady. Za karetą jechali zawsze
dworzanie konno, zapewne sześciu, bo tyle ich stawało do służby co kwartał i wtedy pobierali
płacę po 10 dukatów na miesiąc). Ale jeden dworzanin Wilczewski, brat szambelana, jako
głuchoniemy, był używany do przepisywania pism tajemnych. Eskortę królewską przy
wyjazdach na miasto stanowili: adiutant i 6 ułanów, od r. zaś 1 7 7 1 , czyli od zamachu
konfederatów barskich, jeździło przy karecie 24 ułanów.
Jakkolwiek dzieje zbytku i pompy monarszej mogą wskazać liczniejsze i kosztowniejsze
dwory, przecież dwór Stanisława Augusta wydawał się pysznym i głośnym w porównaniu
z późniejszym dworem Fryderyka Augusta Xięcia Warszawskiego i Króla Saskiego, który
"rządząc w trudniejszych nierównie czasach", pracował codziennie od godziny 8. do 1. i 1/2
z rana i od 3. do 8. po południu wśród cichych komnat i pustych korytarzy z a m k u
warszawskiego.
Stolnik litewski, miernej fortuny, mógłby z pewnością poprzestać na takich dostatkach,
jakich mu Polska użyczała. Czterystu ludzi do posługi w samej Warszawie, nie licząc
gwardii i wojskowych, około 7 milionów rocznego dochodu przy gotowym mieszkaniu
i dowozach z ekonomii bliższych — to nie jest bynajmniej stan ubóstwa. Rzuciwszy okiem na
ceny (§, 37), chociażby z późniejszych droższych czasów, przekonamy się, że z dochodów
Stanisława Augusta wyżyłoby przez rok przynajmniej 70.000 chłopów, przeszło 20.000
zakrystianów, ze 2.000 dostatniej szlachty i można byłoby utrzymać 7.000 towarzyszów
z pocztami, czyli 14.000 kawalerzystów z końmi, a gemeinów z piechoty ze 23.000. Gdy
poznamy jeszcze stan skarbów Rzeczypospolitej oraz szczupłość zasobów na opłatę wojska,
urzędów i wszelkich potrzeb państwowych, przekonamy się, że dla króla Polska była wcale
hojną. A rozglądając się baczniej w tabeli expensy (Tab. 135), przekonamy się znów, że
wydatki stałe, konieczne, zaliczając do nich już i ludwisarnię i "fabryki" z utrzymaniem
malarzy Pilment, Canaletta, Bacciarellego, Triblego i 800.000 do szkatuły, wynosiły tylko
4,654.000; że dodając suty expens extraordynaryjny i pensje "gratiskowe" nawet
dla kochanek królewskich, jak pani Lullé, wydatki nie o wiele przenosiły sumę 5,5 milionów;
że przy opłacie wszystkich prowizji pozostawało jeszcze około 700.000 do dyspozycji; że
deficyt pierwszego trzylecia w kwocie 275.000 zł. powstał z użycia na opłatę długów
900.000, a można było zapewne u m knąć go, przeznaczając na tę spłatę tylko podwyżkę
realną, 700.000. Więc pierwsze trzylecie nie wykazało rachunkami ani nędzy, ani
trudnych powikłań w kasach królewskich. Zresztą na sejmie 1766 roku Stanisław August
wystąpił z d a rowizną dla Rzpltej około 3 mln. zł. należnych m u za poselstwa, za urządzoną
ludwisiarnię, za korpus kadetów, i t. p., odrzucił też kilkakroć sto tysięcy złp., ofiarowanych
mu przez izbę.
59. Lubo w latach pojedynczych dochód skarbu królewskiego znacznie przeniósł podaną
wyżej cyfrę przeciętną, bo w r. 1766 doszedł aż do 8,674.804 złp., a w r. 1767 przy 7,721.254
złp. było expensy generalnej tylko 7.383.147 złp.: jednakże w sumach ogólnych z trzylecia
okazał się deficyt i długi nie dały się spłacić.
Skąd i jakim sposobem powstały te długi?
Kategorycznego wyjaśnienia nie dostarczają nam księgi rachunkowe Kamery: więcej
oświecić mogą wydatki ze szkatuły królewskiej, zapisywane ręką samego Stanisława
Augusta, ale i tu wiele pozycji jest oznaczonych tylko pierwszymi literami. Zresztą i bez
głębszych studiów, bez dochodzenia tajemnic, łatwo jest odgadnąć, że Stanisław August
grzązł w kłopoty pieniężne przez nieokiełznaną chętkę błyszczenia, używania uciech
i przyjemności wysokiego stanowiska, tudzież przez brak oględności i rachunku.
23
Pierwsze długi zaciągnęło się zapewne przed koronacją; potem szły koszta ogromne
na umeblowanie, malowanie, ozdabianie apartamentów, na kupno Łazienek
od Lubomirskich w 1764 r. za 1.100.000 złp., następnie na budowę tego pałacu, zaczętą w r.
1767, a trwającą aż do 1793; na przebudowywanie Ujazdowa, potem jakieś zagadkowe
wydatki, które się pokrywały głuchą pozycją w księgach rachunkowych: "do rąk
królewskich". W r. 1766 pozycja ta wynosi aż 2,195.832 złp.
Zaraz po wstąpieniu na tron sprowadza Poniatowski francuza Louis, budowniczego, który
mu robi szkice i modele do przyszłych budowli i któremu posyłają się później do Paryża
spore sumy np. 2.500 dukatów (45.000 złp.). Malarze sławni, Boucher i Vien, otrzymują
znaczne obstalunki, chociaż w samej Warszawie na stałej pensji są utrzymywani malarze:
Canaletto, Pilment i Bacciarelli. Pani Geoffrin odbiera 2.000 dukatów na różne sprawunki,
nadto jedzie niejaki Krempiński do Paryża po aktorów i bawi tam jeszcze w r. 1766 r.
Czytamy też w haniebnej pamięci roku 1768, w maju, pełen zadowolenia list Stanisława
Augusta, że wkrótce oczekuje wysłanych na umyślnie najętym okręcie karet i biustu Henryka
IV. Ale sprowadzając sobie wizerunek szlachetnego króla francuskiego, zdemoralizowany
głęboko król polski nie chciał naśladować jego uległości nieograniczonej oszczędnemu
Sully; przeciwnie, puszczał mimo uszu świeże napomnienia pani Geoffrin. Ta musiała
udzielać morałów Stanisławowi Augustowi już podczas pobytu w Warszawie; potem pisała
do niego z Paryża w dwóch listach: „Bardzo mi pochlebia..., że W. K. .Mc przypomina sobie
moją zasadę oszczędności. Skoro ją zastosujesz w praktyce, przekonasz się, jak słodką jest
ona dla duszy, serca, a nawet dla ciała. Zdrowie służy lepiej, gdy myśl jest spokojna!"
W odpowiedzi Stanisław August obiecywał, że jego sekretarz i intendent dworu, Schmidt
przyjedzie wkrótce dla opłacenia rachunków. Na to odpisuje pani Geoffrin: „Rozumiem, że
W. K. Mc doznaje kłopotów ze swymi finansami; jestem przekonaną, że jęki wszystkich
rzemieślników sprawiają ci wiele udręczenia. Ośmielam się powiedzieć W. K. Mci, że nie
należy rozpoczynać nowych wydatków, dopóki dawne się nie zaspokoją". Słowa te były
grochem, rzuconym na ścianę. W ośm lat później, w r. 1776 pani Geoffrin radzi sprzedać
meble, zrobione dla króla „ponieważ niszczą się i wymagają kosztu na najem oddzielnego
mieszkania; bankier Sellouf ma z nami dużo kłopotu". Dlaczegóż nie sprowadzono ich
do Warszawy? Zapewne nie były opłacone i na transport brakło pieniędzy; za to przed
kilkoma miesiącami chwalił się król, że w Parku Ujazdowskim odnowił i pobudował wiele
mieszkań, pomiędzy którymi znajdują się też bardzo ładne. Podczas pierwszego rozbioru
zaniechał tych robót dla braku pieniędzy i ofiarował z czasem Rzeczypospolitej cały Pałac
Ujazdowski na koszary dla wojska.
W tejże korespondencji napotykamy tajemnicze napomknienia o zrozpaczonej
Lubomirskiej i o jakiejś winie Stanisława Augusta względem niej. Skąd inąd dochodzą nas
wieści o czułym stosunku z Czartoryską, jenerałową ziem podolskich, którą poświęcić miał
Repninowi dla wyjednania przychylnego do Katarzyny raportu. Może to być plotka, ale
charakterystyczna. Ów sekretarz Schmidt, starosta brodnicki, wysłany do Paryża, był mężem
jakiejś piękności, którą Stanisław August zaszczycał swymi afektami. Nie uganiając się za
dokładnością chronologiczną, wymienimy dalszy rejestr kochanek: dwie Sapieżyne (jedna
wojewodzina Branicka z domu, druga kanclerzyna w. lit.) ex-aktorka hrabina Tomatysowa,
Buonafini, Malczewska. Luliié „uczona wdowa po tapicerze", baronowa Schitter; żona
fabrykanta fajansów z Belwederu i zapewne niejedna jeszcze z kobiet, wymienionych
w rejestrze pensji „gratiskowych", a może i nie wymienionych wcale. Jenerałowa Grabowska,
ustąpiona Stanisławowi Augustowi przez brata, księcia Kazimierza podkomorzego w. k.
została żoną morganatyczną. Towarzyszyła też w ostatnich latach życia do Grodna i do
Petersburga, sama w podeszłym wieku, garbata, czy przygarbiona, zostawiwszy w historii
smutne wspomnienie, że ona to głównie miała nakłonić Stanisława do podpisania akcesu
do Konfederacji Targowickiej. Pobrała też niemało pieniędzy: w jednym rachunku z r. 1793
było dla niej pod cudzymi imionami zapisanych 41.030 dukatów, czyli 738.000 złp. z czasem
24
nie zapomniał Stanisław i o swoich nieprawych dzieciach: "Stasiu"; Michale i Kazimierzu
Grabowskich, Cichockim, Cichockiej zamężnej Szwan czy Zwan i podobno 3 braciach
Grabowskiej oraz siostrze jej Górskiej. Wedle Niemcewicza zarzucić można Stanisławowi
Augustowi, że on wprowadził do kraju niemoralność w obyczajach, zdeptanie wiary
małżeńskiej. Galanteria była w największej modzie; nie było pięknej kobiety, która by nie
miała kochanka swego.
Nie zaniedbywał tedy Poniatowski wyzyskać najbardziej poziomych przywilejów
stanowiska monarszego, skwapliwie naśladował, a bodaj prześcignął pod tym względem
najgłośniejszych monarchów dziedzicznych: Ludwika XIV, Augusta II Sasa i Ludwika XV
z jego markizą Pompadour i hrabiną Dubarry. Jakkolwiek byśmy chcieli tłumaczyć naszego
szlachcica elekta wpływami rozpusty, panującej w wyższych warstwach ówczesnego
społeczeństwa; jakkolwiek byśmy przecenili potęgę modnych obyczajów Paryża i Wersalu:
niemniej przeto uznać musimy, że Stanisław August nosił w głębi swej duszy moralną
zgniliznę, której wstrętność i nieuleczalność stanie w całej grozie dopiero przy zestawieniu
wszystkich stron jego życia prywatnego i publicznego.
Tymczasem objawi się ona już na wstępie panowania w kwestiach pieniężnych. Bo gdzież
dostawał pieniędzy, u kogo zaciągał długi Stanisław August? J u l i a n B a r t o s z e w i c z twierdzi, że do opędzenia kosztów koronacji dopomogli
mu wujowie, a więc Xżęta Michał i August Czartoryscy. Nie wiemy, na jakich podstawach
opiera się to twierdzenie; nic podobnego nie wyczytaliśmy w znanych nam dokumentach.
W pierwszych księgach rachunkowych skarbu królewskiego, powoływanych już kilkakrotnie,
znajdujemy takie nazwiska wierzycieli:
[tu Tabela 136 - Nazwiska wierzycieli króla: m.in. Sapieżyna wojewodzina mścisławska,
książę Poniatowski jenerał austriacki, książę Poniatowski podkomorzy, książę Sułkowski,
biskup płocki Szeptycki, Merlini, Panny sakramentki warszawskie po 6%, Panny karmelitki
po 7%]
Z tego pocztu wierzycieli można się domyślać, że Stanisław August pożyczał najprzód
u krewnych i przyjaciół, potem u sług swoich, potem u kogo się dało, nie przebierając, nie
targując się o wysokość procentu. Ajenci jego nie gardzili nawet drobnymi kapitalikami, jak
np. 6.000 złp. od panien Karmelitek. Są to już niewątpliwe symptomata gorączki
utracjuszostwa.
Dostojeństwo królewskie otworzyło drogę do skrzyń bankierskich. Nie pominął jej
Stanisław August. Nasamprzód warszawskiego kupca Teppera wyprowadził na pole operacji
bankierskich, zaszczycając go swymi pożyczkami, które dochodzą w roku 1766 do 360.000,
a w końcu 1767 roku do 773.686l/4 złł. po 7% rocznie. Za pośrednictwem tegoż Teppera
udało się znegocjować pożyczkę w Hollandii, którą nazwiemy pierwszą, na sumę 600.000 złł.
po 6%. Nareszcie Genueńczycy dali 1.653.7763/4 złł. po 5,5 a później (podobno w r. 1767.)
dopożyczyli jeszcze 418.750 złł. z niezwykle niskim procentem, 5 od sta. Domyślamy się, że
skarbili sobie protekcję, czyli po prostu przekupywali króla w zamiarze otrzymania dzierżawy
na projektowaną właśnie loterię w całym kraju. Jakoż mocą uchwały sejmowej od r. 1769
wprowadzoną została Loteria Genueńska w Koronie; głównym przedsiębiorcą był margrabia
de Groza, a pierwszym dyrektorem Filip de Gibelli. Wszystkie te operacje finansowe są zaznaczone mniej lub więcej wyraźnie w księgach Kamery
Królewskiej. Można je ganić, uznać za niepotrzebne, lekkomyślne, bezładne, wszakże nie
przekraczają one jeszcze granic możności i wypłatności skarbu królewskiego, mieszczą się prawie bez
deficytu w dochodach z pierwszego trzylecia i na bezwzględne potępienie, na zarzut jawnej
nieuczciwości nie zasługują. Ale Stanisław August miewał bez porównania gorsze pieniądze w ręku,
pochodzące z datków haniebnych, z jałmużny żebraczej. Te jego dochody nie wpisywane do żadnych
ksiąg, o ile nam wiadomo, stanowiły dla narodu, a zapewne i dla otoczenia tajemnicę: jedynym
dowodem są raporty ambasadorów rosyjskich, których wiarogodność stwierdza się do pewnego
stopnia i mnogością wypadków, i ubocznymi okolicznościami i naturą stosunku ich do Stanisława
25
Augusta i nareszcie korespondencją własną jego samego.
Cesarzowa Katarzyna, ująwszy w swą rękę rządy Rosji w końcu 1762 r., snuła zaraz plany
ambitne w polityce zagranicznej, szczególnie względem państw ościennych. Pragnęła zdobyć wpływ
stanowczy w Szwecji, Polsce i Turcji, posługując się siłą oręża i potęgą pieniędzy, hojnie
na przekupstwo sypanych. Największe podobno sumy szły do Szwecji, bo Ostermann żądał co kilka
miesięcy po 800.000 albo i po milionie talarów; panowie polscy poprzestawali na mniejszych bez
porównania kwotach, jednakże kasa ambasady rosyjskiej była, w stosunku do mniejszych wymagań,
zaopatrywaną hojnie. Po śmierci Augusta III służyła ona do pokierowania obiorem nowego króla
dogodnego widokom Imperatorowej. Te koszta wyszły na pożytek Poniatowskiemu. Po dokonanej
elekcji nowy król otrzymał pensję miesięczną po 1.200 dukatów (21.600 złp.) na swoje utrzymanie do
końca sejmu koronacyjnego, ponieważ pierwej nie mógł pobierać swoich dochodów skarbowych. Z tej
pensji zapewne oddzielał Stanisław August 26.800 złp. dla ambasadora rosyjskiego, hr. Keiserlinga,
swojego protektora, a niegdyś nauczyciela logiki i przyjaciela rodziców. Ale hr. Keiserling umarł
właśnie przed koronacją; przydany mu do boku siostrzan Panina Xżę Repnin, objął zaraz interesa
ambasady, a niedługo otrzymał nominację na ambasadora. W jednym z pierwszych raportów swoich
doniósł, że w kasie "ministerialnej" znajdowało się 85.566 dukatów, (około ll/ 2 miliona złp.); załączał
zarazem rejestr niewypłaconych należności prymasowi Łubieńskiemu. Czartoryskim i Ogińskiemu.
Katarzyna kazała wszystko wypłacić, a nadto "przez szczególną swoją życzliwość i przyjaźń
dla Poniatowskiego" zrobiła mu dar ze 100.000 dukatów (1,800.000 złp.) na pierwsze potrzeby
i zaopatrzenie dworu.
Przyjąłże Stanisław August datki takie, będąc już na tronie? Jeśli go tłumaczył do pewnego
stopnia widok przedajności panów polskich i szlachty podczas zabiegów i intryg przedelekcyjnych,
czyliż najwyższe dostojeństwo w narodzie, czyliż obrzęd koronacji i namaszczenie monarsze nie
zbudziło w duszy jego poczucia godności? Czy nie zaliczył przynajmniej tych datków do rejestru
długów swoich, które spłacić należało przed wszystkimi innymi, przed długiem Xcia Podkomorzego
i Xcia Jenerała Austryackiego, i Ogrodzkiego, i Teppera, i nawet PP. Karmelitek? Czy nie rozumiał,
że dary te nie są darami "szczególnej życzliwości i przyjaźni", że będą zapłatą zdrady wobec
interesów narodowych?
Niestety! Stanisław August spełnił do dna zbrodnię, jaką nie splamił się dotychczas żaden
król polski. Przyjął datki po kryjomu i posłał swojej opiekunce pudło trufli! Nowoczesny historyk
rosyjski lituje się ubóstwa jego, ale my wiemy teraz, że i ta okoliczność, niby łagodząca, nie istniała,
bo Stanisław August posiadał miliony swoje w dochodach stałych i w dostarczonych mu z kraju
pożyczkach. Miał też dosyć wykształcenia, i biegłości, a nawet przebiegłości dyplomatycznej, żeby
nie rozumiał: do czego takie datki obowiązują? Tego tylko z pewnością nie przewidywał, że tenże
Repnin, który go na tron wprowadzał, kiedyś po lat 30 pełnych hańby wszelakiej, będzie jego dozorcą
w niewoli grodzieńskiej i w rocznicę koronacji odbierze od niego akt abdykacji.
Nie trzeba było zresztą czekać tak długo, żeby poczuć gorycz prezentów Imperatorowej. Oto,
Repnin niezwłocznie zażądał nowego traktatu przymierza między Rosją i Polską z uznaniem
gwarancji, oraz nadania praw politycznych dysydentom. Obie kwestie były palące, obie narodowi
wstrętne otwierały przepaść między królem i poddanymi jego, prowadziły do zaburzeń i wojny
domowej. Czartoryscy, którzy właśnie interwencję rosyjską w widokach reformy państwowej
sprowadzili, usunęli się wnet od stosunków z Repninem. Stanisław August próbował wywinąć się od
twardych żądań figlami drobnej dyplomacji, ale po daremnym borykaniu się zawsze w końcu ulegał
ambasadorowi i wykonywał jego instrukcje, jak płatny służalec. Bo w r. 1766 Repnin ofiarował mu
20.000 dukatów tytułem pożyczki; a zresztą groził i obchodził się z nim tak niegrzecznie, tak
natarczywie, że pani Geoffrin, która była świadkiem audiencji i konferencji podczas swoich odwiedzin
w r. 1766. pisała później: "Nie jestem w stanie myśleć o Repninie bez oburzenia. Nigdy nie widziałam,
aby ktokolwiek posuwał zuchwalstwo do tego stopnia, jak on względem W. K. Mci". Wywarła nawet
zemstę kobiecą, robiąc mu afront, gdy po kilku latach przybył do Paryża. Odczuwał te zniewagi sam
Stanisław August, bo przy rozstaniu powiedział otwarcie Repninowi: "Sprawiałeś mi, Xżę, osobiście
więcej udręczeń, niźli ktokolwiek na świecie"; ale na żaden krok energiczny ku poratowaniu godności
tronu, lub osoby swojej nie zdobył się. Gdy, przerażony gromadzącymi się żywiołami zamieszki i nie-
nawiści narodu ku sobie, próbował stawiać opór żądaniom posła, ten zapowiadał, że się wyniesie
z Warszawy do Grodna i zabierze z sobą pułki rosyjskie, a groźba taka skutkowała od razu. Wyjście
Rosjan z Warszawy byłoby dla Stanisława Augusta wyrokiem detronizacji, on zaś tak pragnął być
królem za jaką bądź cenę! Połykając tedy wszystkie upokorzenia, wykonywając najwstrętniejsze
rozkazy, robił jeszcze dobry w oczach swoich interes, bo się utrzymywał na chwiejnym tronie.
26
Władysław Smoleński (1851 – 1926) – historyk, przedstawiciel "warszawskiej szkoły
historycznej", profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Historyk i prawnik, badacz dziejów Polski osiemnastowiecznej oraz dziejów szlachty
mazowieckiej. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. "historycznej szkoły
warszawskiej". Ideowy pozytywista. Studiował na wydziale prawa Uniwersytetu
Warszawskiego. W 1881 r. został członkiem Akademii Umiejętności, a w 1882 otrzymał
profesurę w Uniwersytecie Warszawskim. Jako wykładowca historii brał udział w pracach
Uniwersytetu Latającego. Członek Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. W 1921
uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim doktorat honoris causa. Jego księgozbiór wchodzi w
skład zbiorów Biblioteki im. Zielińskich Towarzystwa Naukowego Płockiego w Płocku.
Dzieła: Dzieje narodu polskiego (1897-98), Szkice z dziejów szlachty mazowieckiej, Przewrót
umysłowy w Polsce wieku XVIII. Studia Historyczne (1891), Kuźnica Kołłątajowska (1895),
Wiara w życiu społeczeństwa polskiego w epoce jezuickiej, Stan i sprawa Żydów polskich
w XVIII wieku, Drobna szlachta w Królestwie Polskim, Studium etnograficzno-społeczne,
Mazowiecka szlachta w poddaństwie proboszczów płockich, Szkoły historyczne w Polsce.
Główne kierunki poglądów na przeszłość, Ostatni rok Sejmu Wielkiego (1896),
Mieszczaństwo warszawskie w końcu XVIII wieku (1917).
Jak dla Warszawy i wojska, tak i dla konfederatów akces Stanisława Augusta był
niespodzianką. Hetman Branicki, dowiedziawszy się o nim w Lublinie od Ożarowskiego, pisał
do Szczęsnego Potockiego: «Raptem się rzeczy odmieniają i szybko idą». Niemniej zdumiony był
Potocki, który pod koniec lipca ze Starego Konstantynowa przeniósł się ze swym sztabem
konfederackim do Dubna.
Akces króla pokrzyżował plany i zmącił widoki konfederatów.
Zarówno Szczęsny Potocki, jak Szymon Kossakowski myśleli o zdobywaniu Warszawy.
Kossakowski, otrzymawszy wiadomość o wymaszerowaniu korpusu rezerwowego spod Pragi, już 18
lipca meldował Kreczetnikowowi gotowość swoją pociągnięcia z czterema tysiącami Rosjan wzdłuż
Buga, obejścia wojsk polskich, przeprawienia się przez Wisłę i wtargnięcia do stolicy. Zamiarem
Potockiego było triumfalne wkroczenie do Warszawy na czele wojska konfederackiego, które pomnażał
przy pomocy Złotnickiego i Rudnickiego; ziszczenie swych marzeń wiązał z sukcesami Kachowskiego.
27
Wobec akcesu króla upadała potrzeba zdobywania Warszawy. Zachwiały się tajone widoki
na detronizację Stanisława Augusta.
Szczęsny był niezadowolony z akcesu królewskiego. Nie dlatego tylko, że go nie pragnął:
Stanisław August zbagatelizował powagę zwierzchności konfederackiej. Król, abdykując przed Rosją,
nie przed konfederacją bezpośrednio, niedwuznacznie dokumentował, że poczytuje ostatnią nie za
władzę samoistną, lecz za narzędzie w ręku gabinetu petersburskiego. Ani nie przesłał Szczęsnemu
formalnego aktu akcesu, ani wspomniał o nim w swym liście. Nie poddawał się marszałkowi
konfederacji generalnej koronnej, wzywał go tylko do współudziału w pracy około uszczęśliwienia
ojczyzny. Obrażała przy tym Potockiego treść listów, jakie Stanisław August rozesłał
do obywatelstwa. Wszak król w nich stwierdził, że przystąpił do konfederacji tylko z powodu
wyczerpania zasobów pieniężnych i niedopisania pomocy zewnętrznej; że uczynił to w zamiarze
ocalenia choć części ustaw, uchwalonych na sejmie konstytucyjnym.
Niezadowoleniu swemu Potocki dał wyraz w dwóch aktach datowanych 2 sierpnia w Dubnie:
w odpowiedzi królowi i w pozwie, wydanym Kołłątajowi.
«Miałem honor odebrać list WKMości 24 julii. Gdy wart byłem dawniej łaski i ufności WKMości, tej
wart jestem i teraz, bo nigdy tej wolnej rzeczy pospolitej nie zdradzałem... Zawsze mówiłem, że WKMość
winieneś dotrzymywać narodowi pactów, które były jednem prawem WKMości do tronu; a gdy spiskiem
3 maja, złamane zostały, błagałem WKMości, abyś prawo swoje; do tronu i prawa odwieczne rzeczy
pospolitej, występnie stargane, przywrócił. Głos mój był głos wołający na puszczy; skutecznym nie był,
bo nie dogadzał ambicyi niczyjej; bo przypominał powinności króla, przez Rzeczpospolitę obranego, co
jest tylko jej naczelnikiem, gdy go podłość panem nazywała. Mówiłem wtenczas, że nie godzi się rwać
przysięgę, narodowi poprzysiężoną, dla projektów dogodniejszych; że jest nieroztropnie czynić rzeczy,
co się utrzymać nie dadzą. Odwróciłeś WKMość swe ucho od rad zdrowych; podchlebnym, co mało
o zgubę Rzeczypospolitej nie przyprawili, siebie poddawszy. Teraz, Mości wy Królu, trzeba to
nadgrodzić narodowi republikańskiemu; i, jeżeli nie chcesz ujść za wiarołomcę, co zamiast wdzięczności
narodowi, że ciebie osadził na pierwszem miejscu, chciał go podbić i własnością swoją uczynić, —
powinieneś nie bronić i nie utrzymywać te czyny, ale raczej wyrzec się ich na zawsze. Ale, Mości Królu,
straszą nas listy, które rozpisujesz do obywatelów i ubolewasz nad utratą konstytucji, co nam więzy
wkładała; mówisz, że dla tego już jej bronić przestajesz, że już nie staje sposobów utrzymywania wojska.
To, gdyby jeszcze pieniądze były, nie przestałbyś lać krew republikantów zwiedzionych, aby swą nową
moc monarszą utrzymywać. To współbraci krew nie woła w twem sercu, abyś dla próżnej ambicyi ją lać
przestał. Tylko skarb wyniszczony wstrzymuje cię od tego i że szukanej od swej ambicyi pomocy
u obcych znaleźć nie możesz... Mówisz w tych listach, że gdy Polak z Polakiem bić się przestanie,
utrzymasz, jeśli nie całą, to przynajmniej część konstytucyi... Wszak od tego czasu, kiedy ułani WKMości
konfederatów ścigali, lub kiedy gwardye posłów, prawnie obranych, na sejmie 1776 przez kolby
przepuszczali, Polak z Polakiem nie wojował; a więzy, które występni Polacy na nas włożyli, wielka
Katarzyna skruszyć raczyła... Teraz sami o sobie radzić możemy, nie sącząc krwi współbraci, bo ta,
która się teraz niewinnie wylała, kalać powinna tych, którzy nią marnie szafowali na dopięcie dumnych
zaszczytów absolutnego i dziedzicznego panowania. Ta konstytucya niewolnicza tak mocno WKMość
uprzedziła, że, jeżeli nie całą, to część jej utrzymać pragniesz; ja zaś mówię szczerze: zapomnij wcale
stanowienie praw nowych, prezyduj narodowi wolnemu; dopuść, na koniec, aby naród dla siebie je
stanowił... Mówisz w tychże listach, że nieprzyjacielowi opierać się nie możesz. Któż to jest ten
nieprzyjaciel?... Słyszę tu o akcesie WKMości do konfederacyi... Cóż się znaczy, że WKMość z wojskiem
do nas chcesz przystąpić? Konfederacya generalna tak WKMość przystępującego żąda widzieć, jakim
król polski być powinien, tj. jak głowę stanów Rzeczypospolitej, a nie jak hetmana. Wojsko powinno
zaprzysiądz wierność i posłuszeństwo rzeczypospolitej, bo pod jej władzą być powinno... Trafimy
we wszystkiem do karbów prawdziwych, gdy i WKMość i my zawsze pamiętać będziemy, że Polska jest
Rzecząpospolitą ukoronowaną, nie monarchją, nie królestwem dziedzicznem.. ». [Respons JW
Stanisława Szczęsnego Potockiego, generała art. kor., marszałka konfederacji generalnej, na list
JKMości z dnia 24 lipca 1792 roku]
W pozwie, wydanym Kołłątajowi, podobnie jak przedtem marszałkom sejmowym i Ignacemu
Potockiemu, zarzucała generalność podkanclerzemu różne winy, pomiędzy innymi skłonienie króla
28
do złamania pactów conventów. Potocki wiedział od Ożarowskiego, że Kołłątaj, wyjeżdżając
z Warszawy, akces do konfederacji złożył na ręce swego przyjaciela, barona Strassera; że nie
zrezygnował z urzędu i że gotów był wrócić do Warszawy. Wiedząc, o wszystkim, pozwał
podkanclerzego, iżby tego, którego poczytywał za ramię króla, człowieka zdolnego a zręcznego, przez
pozbawienie pieczęci i usunięcie od spraw publicznych uczynić dla konfederacji nieszkodliwym.
W obu aktach, zwłaszcza w odpowiedzi królowi, Potocki zdobył się na samodzielność, godną
stanowiska marszałka generalnego. Zdumiewa odrzucenie akcesu, zaaprobowanego przez posła
rosyjskiego. Zdumiewa zuchwalstwo dydaktyczno-polemiczne listu, pisanego do osoby ukoronowanej.
Obciążając króla zarzutami, Potocki upatrzył winę jego nawet w tym, że przystępował do konfederacji
z wojskiem, którego faktycznie — choć nieprawnie, zdaniem marszałka generalnego — był wodzem
naczelnym. Stanisław August oddawał konfederacji całą swoją królewskość z armią, wszystko, co
posiadał z ręki sejmu konstytucyjnego; tymczasem powiadają mu: nie masz prawa przystępować do nas
z wojskiem; należy ono nie do ciebie, lecz do Rzeczypospolitej, do hetmanów! Ależ hetman Rzewuski
ordynansem, datowanym 14 maja pod Targowicą, daremnie wzywał armię koronną do słuchania
rozkazów konfederacji. Ależ wojsko odpowiedziało Rzewuskiemu: «Tacy, jak WPan, są ohydą narodu
i zdrajcami ojczyzny». Ależ to wojsko walczyło przeciwko hetmanom, wałęsającym się w obozach
rosyjskich, i było wierne królowi do ostatniej chwili!
W kwestii wojska, tego samego zdania, co Potocki, byli i inni konfederaci. «Zdaje mi się — pisał
Branicki do Szczęsnego — iż ten wyraz, że król z wojskiem przystępuje do konfederacji, nie jest
przyzwoity: wojsko i skarb są Rzeczypospolitej, a nie królewskie; te wprzód konfederacja odebrać
powinna (od kogo?), a potem o akcesie królewskim będziesz JWP. Dobr. z radą decydować.
Nie chcieli konfederaci przyjąć zwierzchnictwa nad wojskiem z rąk króla; nie śpieszyli się zresztą
do komendy dla różnych trudności finansowych i moralnych. « Wojska w komendę — pisał Branicki
pod datą 29 lipca — brać teraz, ani przysięgi od niego odbierać nie chciałem: raz bowiem, iż to wojsko
od czterech niedziel jest niepłatne, trzeba więc wiedzieć sposoby zapłacenia go; po wtóre, po uniwersale
(z 18 lipca) względem późniejszych patentów i znaków przypuszczać do przysięgi patentowanych
w tym czasie byłoby ich akceptować.
Baron Bühler odpowiedź Szczęsnego z 2 sierpnia, zakomunikowaną mu w przekładzie francuskim
przed wysłaniem oryginału do Warszawy, uznał za zbyt mocną. Potocki jednak uparł się i żadnych
do niej nie wprowadził złagodzeń. Odpowiedź tę z listem królewskim, który ją wywołał, oraz z pismami
Stanisława Augusta do kasztelana Morskiego, Kajetana Wyleżyńskiego i Michała Deniski, przejętymi
przez konfederację, w tłumaczeniu francuskim wyprawiono natychmiast do Petersburga. «Wasza
Wielkość — pisał Potocki do imperatorowej — lepiej ode mnie wyczuje intencję listów królewskich.
W liście do Zubowa Potocki usprawiedliwiał gwałtowność odpowiedzi danej królowi. Dowodził,
że, znając sposób myślenia Stanisława Augusta, wie, jakich w postępowaniu z nim użyć trzeba
sposobów, i wierzy w skuteczność środków bezwzględnych. Wstrząsa go do głębi dwulicowość króla
i zażycie przezeń marnych sposobów postępowania. «Jeżelim — kończył Potocki — uczynił krok
niestosowny, racz mnie, Ekscelencjo, usprawiedliwić przed monarchinią. Gdyby otwartość moja
okazała się szkodliwą, winną będzie imperatorowa, że stanowisko, które zajmuję, powierzyła
człowiekowi nieodpowiedniemu».
Odpowiedź królowi Potocki kazał wydrukować i rozrzucić po kraju. Uczynił to z tendencją
obudzenia w powszechności nienawiści dla Stanisława Augusta, czego nie taił w liście
do Kachowskiego, pisanym jednocześnie z odpowiedzią. «Inaczej — głosił — przywiązać narodu
do Moskwy nie można, jak tylko zwalając na króla całą nienawiść Polaków».
Stanisław August, w mniemaniu, że uległością, względem imperatorowej okupi choć część
urządzeń sejmu konstytucyjnego, czynił wszystko, czego zażądał poseł rosyjski. 26 lipca wydał
ordynans generałowi Gorzeńskiemu, iżby sprowadził do Warszawy i odesłał do ambasady rosyjskiej
więzionych w Częstochowie: archimandrytę słuckiego Sadkowskiego i ihumena Medwedowskiego.
Po przywiezieniu do Warszawy Sadkowskiego, nakazał wydać Bułhakowowi dyzunitów, trzymanych
pod aresztem w Ujazdowie. 10 sierpnia pod naciskiem Bułhakowa komendę nad armią obojga
narodów przelał na Komisję wojskową która wysłała zaraz od siebie do generalności koronnej
29
delegację z rekognicją. Ulegał Stanisław August imperatorowej we wszystkim, w niej też
tylko szukał obrony przeciwko konfederatom. Szukał u imperatorowej obrony z zahaczeniem
godności monarszej: posłał jej kopię odpowiedzi Szczęsnego Potockiego ze skargami — on,
król, na swego poddanego!
Imperatorowa przestrzegała pilnie taktyki, zaleconej baronowi Bühlerowi
w instrukcji z 3 maja: «Warunki chwili obecnej wymagają największej delikatności
i ostrożności w postępowaniu z osobą ukoronowaną». Gdy Branicki, chwaląc się z zawiązania
konfederacji wołyńskiej i czernichowskiej, zwierzał się z pomysłów, zmierzających
do terroryzowania króla (des idées d'extrémité dirigées contre le roi) — zapędy hetmana
imperatorowa i sama hamowała listownie i poleciła Bühlerowi, iżby zawczasu przedsięwziął
środki ku wyleczeniu go z zakusów, niezgodnych z jej intencjami. Mogłoby to wszystko
dawać Stanisławowi Augustowi podstawę do pewnych nadziei, gdyby ich nie rozwiały
instrukcje, nadesłane Bühlerowi i Bułhakowowi, ostrzejsze od wszystkich dawniejszych.
Rada państwa na posiedzeniu 6 sierpnia (26 lipca v. st.) roztrząsała nadesłany
przez Bułhakowa akces króla i list jego do imperatorowej, oraz wniesione
przez prezydującego w kollegium wojskowym, hrabiego Sałtykowa, projekty reskryptów
do Kachowskiego i Kreczetnikowa, dotyczących dyslokacji wojsk rosyjskich w Polsce.
Projekty Sałtykowa zostały przyjęte; akces i list królewski zrobiły wrażenie dobre.
Uchwalono odpisać Stanisławowi Augustowi, że akces do konfederacji zadawalnia
imperatorowę, zapewnia mu jej życzliwość i przyjaźń; że konsystujące w Polsce wojska
rosyjskie, zabezpieczając osobę króla, dają mu możność spełnienia przyrzeczeń zgodnie
z widokami, wyrażonymi w deklaracji Bułhakowa z 18 maja. Oprócz tego Rada uchwaliła
polecić reprezentantom imperatorowej w Polsce, iżby, porozumiawszy się z naczelnikami
konfederacji i innymi mężami zaufanymi, jak najprędzej przygotowali i przysłali
do Petersburga projekt rządu Rzeczypospolitej w duchu deklaracji Bułhakowa i instrukcji,
danych 30 kwietnia i 3 maja baronowi Bühlerowi.
Niebawem nadeszły do Petersburga depesze Bułhakowa i Bühlera z wiadomościami:
o potyczce 26 lipca pod Markuszewem, o widzeniu się Kachowskiego z księciem
Poniatowskim, o przeprawie armii polskiej przez Wisłę i o zarządzonej przez króla dyslokacji
wojsk obojga narodów; oraz z kopiami: listów, jakie Stanisław August po swym akcesie
rozesłał do obywateli, odpowiedzi Szczęsnego Potockiego z 2 sierpnia. Hr. Bezborodko
przedstawił to wszystko pod rozwagę Rady Państwa i zarazem wniósł, czy by nie wypadało
żądać od króla, iżby odwołał z Petersburga Debolego.
Rada na posiedzeniu 13 sierpnia (2 v. st.), na podstawie przedstawionego jej materiału,
doszła do wniosku, że król, chociaż przystąpił do konfederacji, jednakże nie wypełnia
rzetelnie swych zobowiązań i dlatego nie może być dopuszczonym do udziału w sprawach
publicznych dopóty, dopóki nie ustali się właściwy porządek rzeczy. Lepiej więc w sprawie
odwołania Debolego zwrócić się nie do króla, lecz do naczelników konfederacji. A jeszcze
lepiej zawiadomić wprost Debolego, że utrzymywanie z nim stosunków ministerialnych
nie dogadza dworowi imperatorowej, skutkiem czego i bytność jego w cesarstwie jest
zbyteczna. Obok tego na podstawie przedstawionego materiału Rada omawiała treść
reskryptów do Bühlera, Bułhakowa, Kreczetnikowa i Kachowskiego
Rezultatem roztrząsań Rady była odpowiedź imperatorowej na list królewski z 25 lipca,
oraz reskrypty do posłów i generałów.
W odpowiedzi królowi (3 sierpnia v. st.) imperatorowa ogólnikowo wyraziła zadowolenie
swoje z jego akcesu do konfederacji.
W reskrypcie do Bühlera pochwalała dotychczasową działalność konfederacji, a więc
akceptowała i odpowiedź Szczęsnego na list królewski z 24 lipca. «Zawiadom pan marszałka
konfederacji generalnej i jej konsyliarzów, żem zadowolniona z ich działalności roztropnej,
stanowczej i zgodnej z mymi zamiarami». Polecała Bühlerowi, żeby jak najprędzej nadesłał jej
projekt rządu Rzeczypospolitej. «Obowiązkiem pana jest baczyć, żeby do tej roboty nie
wkradło się nic niekorzystnego i szkodliwego naszym interesom!»
30
Bułhakow otrzymał reskrypt następujący: «Żądamy nieodmiennie, żeby wojska polskie
były pod komendą przychylnych nam hetmanów, znajdujących się przy konfederacji
generalnej: koronne pod dowództwem hrabiów Branickiego i Rzewuskiego, litewskie —
Kossakowskiego, a nie tych, którzy zuchwale podnieśli oręż przeciwko armii rosyjskiej,
posiłkującej Rzeczpospolitę. Król polski z powodu dwuznaczności swego postępowania
nie zasługuje na zaufanie. To, co zaszło 26 lipca z armją Kachowskiego, przekonywa
aż nadto, jak niezbędnem jest dla Rosyi i spokoju Polski obezwładnienie jawnych wrogów
naszych, którzy postąpili tak wiarołomnie po akcesie królewskim. Po złożeniu przez wojska
przysięgi na wierność Rzeczypospolitej i hetmanom, dyzlokacya ich ma być dokonaną
w porozumieniu z naszymi generałami, komenderującymi w Polsce. Wojska koronne powinny
pozostać w Polsce, litewskie wrócić na Litwę; rozlokować je zaś należy w ten sposób, iżby nie
zagrażały spokojowi. Temu celowi wcale nie odpowiada dyzlokacya, proponowana przez
króla polskiego, tem bardziej, że usiłuje on utrzymać przy komendzie te osobistości, które
okazały się względem nas najbardziej wrogiemi. Oprócz tego nie odpowiada woli naszej
rozlokowanie wojsk koronnych za Wisłą, a litewskich w bliskości ich. Należy te wojska
oddalić od siebie jak najbardziej, zarówno w interesie łatwiejszego ich wyżywienia, jak
i zabezpieczenia spokoju. W obecnym stanie rzeczy, dopóki pan nie wykonasz tego
rozporządzenia, trzeba mieć na wojsko polskie baczność najpilniejszą».
W reskrypcie do Kreczetnikowa zalecono z naciskiem, żeby «wojska polskie,
pod pretekstem łatwiejszego ich wyżywienia i utrzymania spokoju, były rozdzielone
i nietrzymane w jednem miejscu w liczbie znaczniejszej. Ponieważ Kachowski bliskim był
zajęcia Warszawy, przeto armja Kreczetnikowa wróci na Litwę».
Kachowskiemu zrobiono wymówkę, że po bitwie pod Dubienką nie rozbroił wojsk
polskich. «To, co zaszło 18 lipca, stanowi nowy dowód zdradziectwa i nienawiści ku nam
tych, którym powierzono zwierzchnictwo nad wojskami Rzeczypospolitej. Kierując się
wskazówkami reskryptów z 20 kwietnia i 21 czerwca (v. st.), po czynie tak wiarołomnym,
niedopuszczającym najmniejszego zaufania, należało panu nie przepuszczać wojsk polskich
za Wisłę, lecz zmusić je do uznania nad sobą władzy hetmanów». Polecono Kachowskiemu
popierać we wszystkim rozporządzenia Bułhakowa, zakomunikowano mu dyslokację
korpusów rosyjskich. «Wyprawiając do Wielkopolski korpus pod komendą generała
Goleniszczewa-Kutuzowa, zaleć mu pan baczność na konsystujące tam wojsko polskie,
a bardziej jeszcze na obywateli, którzy zachowywali się względem nas nieprzychylnie».
W pierwszej połowie sierpnia wojska rosyjskie, obozujące pod Węgrowem, ruszyły
z powrotem na Litwę. Korpus, stojący pod Pragą, otrzymał również rozkaz wymarszu
za Bug, lecz dowódcy jego, Kossakowskiemu, polecono w interesach konfederacji pozostać
w Warszawie. Przed wymarszem korpusu, na wieść o narodzinach córki następcy tronu
rosyjskiego, Kossakowski 12 sierpnia wyprawił wspaniały festyn: bił z armat i podejmował
obiadem gości, zaproszonych z Warszawy. Ledwo zamilkły huki armatnie pod Pragą,
nadciągnął pod Warszawę i zaobozował pod Czerniakowem Kachowski. 16 sierpnia śród
wielu znakomitych osób, które zjechały pod Czerniaków dla przypatrzenia się wejściu wojsk
rosyjskich do obozu, znajdował się incognito i król polski. Nazajutrz Kachowski obiadował
u posła rosyjskiego. 19 sierpnia karetą ośmiokonną zajechał do zamku, był przez Bułhakowa
prezentowany królowi, po czym wizytował prymasa.
«W samej Warszawie i w całej Polsce — pisał Kachowski — wszędzie panuje dotychczas
spokój i nie ma obawy jakichkolwiek zamieszek». Istotnie! w Warszawie, ujętej w kleszcze
obozów rosyjskich, panował spokój. Usunęły się z niej zresztą żywioły gorętsze.
Na mieszczaństwo padł postrach kar z ręki zwycięzców; terroryzowała je drożyzna. Obiegały
pogłoski o zamiarze Rosjan nałożenia na samą Warszawę trzech milionów rubli kontrybucji.
Zatrzymywanie przez wojska fur, dążących do stolicy, podniosło niesłychanie cenę
produktów spożywczych. Śród takich warunków Warszawa zdobywała się zaledwo
na nieśmiałe objawy uznania dla tych, którzy zaszczytnie służyli sprawie narodowej.
31
10 sierpnia wchodzącego do sali teatralnej księcia Józefa powitano hucznymi oklaskami
i okrzykami wdzięczności.
Na prowincji nie dawano z początku wiary wiadomościom o akcesie króla
do konfederacji. W Wilnie rozrzucono w kopii list, pisany rzekomo przez Trębickiego, posła
inflanckiego, zawierający ostrzeżenia, że pogłoskę o akcesie króla rozpuścili Targowiczanie
w celu zachęcenia obywateli do konfederacji. Nawet po opublikowaniu «obwieszczenia»
konfederacji generalnej litewskiej z 3 sierpnia nie wszyscy wierzyli w akces królewski.
Po stwierdzeniu faktu ogarnęło obywateli zdziwienie, opanował kraj niepokój.
«Obywatele województwa krakowskiego i sieradzkiego — donoszono królowi — bardzo
są potrwożeni tak z przyczyny wojsk N. imperatorowej rosyjskiej, zbliżających się, jako też
i różnych, grożących nieszczęściami, z Warszawy doszłych wiadomości...» Ten sam
korespondent pisał współcześnie do Gorzeńskiego: «Po doszłej wiadomości, że N. Pan
podpisał konfederacyę targowicką, wielkie wzburzenie obywateli nastąpiło, tak dalece,
że niektórzy sądzą to być zdradą». Wielce oddany królowi Łubieński, starosta nakielski,
komunikował: «Z uszanowaniem o akcesie WKMości do nowej konfederacyi powziąłem
wiadomość, lubo wyznać muszę, iż to wszelkie moje przechodzi pojęcie».
Wyjątkowi byli optymiści, poczytujący akces króla za akt rozumu politycznego. «Są
głoszący — pisano z Wilna — że książę Konstantyn będzie królem, że konstytucya utrzyma
się; że kraje, nam dawniej zabrane, wrócą się, i że Prusak za zdrady wszystkie ukarany
zostanie przy wspólnem na niego uderzeniu... Jest tu wiadomość z dosyć dobrej ręki, że król
nasz albo już objął, albo wkrótce obejmie generalną nad wojskiem rosyjskiem komendę. Zdaje
się to i stąd potwierdzać, że komenda Kossakowskiego na rekwizycyę królewską zatrzymała
się w Kobyłce o dwie mile od Warszawy, ile gdy twierdzą niektórzy, że to był prosto ordynans,
a nie rekwizycya, i że wkrótce złączą się wojska rosyjskie z naszemi na Prusaka». Pomysły
optymistyczne rozpowszechniała i broszura Józefa Sołtykowicza: JA LEPIEJ TRZYMAM O KRÓLU,
napisana z inicjatywy Stanisława Augusta.
W powszechnym popłochu pytano: co robić? Z pytaniem tym różni obywatele zwracali
się wprost do Stanisława Augusta.
Emigranci, przebywający na terytorium galicyjskim, ze zdziwieniem odczytywali listy
Stanisława Augusta z 25 lipca, pisane do wybitniejszych obywateli, wykładające powody
przystąpienia do konfederacji. Wielu z nich, zmęczonych tułactwem, natychmiast ruszyło
do domów w gotowości poddania się «panującej w województwie wołyńskiem partyi».
Niektórzy jednak mieli skrupuły. Józef Jabłonowski i dwaj Worcellowie: Leon Leonard
i Stanisław Grzegorz, przebywający w Podhajcach, zbiorowym listem prosili króla o radę: co
robić? Starzyński, chorąży podolski, pisał ze Lwowa: «Szukam u WKMci rady, co mam
począć? Wiem, że człowiek poczciwy przy dobrej sprawie na wszystko winien eksponować się;
ale też wiem, że największe ofiary na nic się nie przydają, gdy przemoc jest bliska
do zniszczenia wszystkiego. Miło mi będzie zostać ubogim, gdybym tylko mógł być pewnym,
że ojczyzna moja szczęśliwą będzie». W takim samym sensie zwracali się do króla
niepokojeni przez ziemian sieradzkich: Łubieński, starosta nakielski, Ludwik Walewski,
chorąży piotrkowski i inni. Król na tego rodzaju zapytania odpowiadał jednobrzmiąco.
Zapewniając korespondentów, że «w sercu jego zapisanym będzie pamiętny szacunek
dochowanej wierności», zalecał im poddanie się okolicznościom. Starzyńskiemu odpisał:
«Znam wierność i cnotę WPana, ale znam oraz nagłość okoliczności; więc gdy WPan akces
poszlesz, już teraz nie ubliżysz obywatelstwu...» W obszernym liście do Łubieńskiego
usprawiedliwiał swój akces do konfederacji i dowodził, że «im prędzej usuną się wszystkie
rozróżnienia między obywatelami, tem łatwiej przyjdzie mu zabezpieczyć naród od ucisku».
Walewskiemu donosił: «W teraźniejszej sytuacyi o tem najbardziej myśleć należy, żeby kraj
ocalał i wy, dobrzy w nim obywatele. Więc dawniejsze zamiary zmienić trzeba na te, bez
których prześladowania byście nie uszli»... Wojewodę czerniechowskiego, który tłumaczył
się, że syn jego pod przymusem przyjął najprzód konsyliarstwo we Włodzimierzu, następnie
laskę marszałkowską chełmską, Stanisław August uspakajał: «W takim składzie okoliczności,
32
w jakim teraz zostaje ojczyzna nasza, nie można było skuteczniejszego znaleźć środka, jak
łącząc się do konfederacyi generalnej, zapobiec wylewowi krwi niewinnej i przyśpieszyć
spokojność i bezpieczeństwo wewnętrzne. Dlatego aprobuję powolność i ojca i syna».
Lecz nie dość było radzić i uspakajać! — wypadało ratować tych, którzy nie lenili się
chwycić za broń i brali czynny udział w walce z najazdem. Miaskowski, przewodnik
województwa poznańskiego, nie wiedział co począć z ochotnikami, których miał pod swą
komendą dwustu kilkudziesięciu. W takim samym kłopocie był Stadnicki, przewodnik
województwa kaliskiego. Gdy generał Gorzeński kazał im ochotników rozpuścić do domów,
oparli się temu, dowodząc, że «nagłe ich błąkanie się mogłoby sprawić w tych tu
województwach jakowe przypadki». Sami ochotnicy nie radzi byli wracać do domów;
domagali się żołdu i umieszczenia w wojsku krajowym. «W momencie dopełnienia nieszczęść
publicznych — pisał Wawrzecki do Gorzeńskiego — nie może być obojętnych na losy
tych szacownych i wspaniałych obywatelów, którzy, zapaleni miłością ojczyzny i jej obroną,
pobudzeni uniwersałem, a wezwani odezwą N. Pana, przyprowadzili ochotników... Zawisza
i Wiszniewski sędziowie ziemscy, Middleton pisarz opuścili domy, dzieci etc, przyszli
na obronę kraju; już tego nie potrzeba i powracać im wypada. Mają razem około 70 ludzi
i tyleż koni; mają drogi przez kraj głodny mil więcej siedmdziesiąt; potrzebują na powrót
najmniej 20 dukatów... » Zdesperowani wolontaryusze spod regimentarstwa Woyny, w liczbie
21, skarżyli się, że przez cały czas zaciągu nie otrzymali grosza i są bez sposobu do życia.
Strażnicy i strzelcy z leśnictwa ekonomii grodzieńskiej i brzeskiej, pod pretekstem polowania
w Kozienicach wyprawieni do Warszawy i obróceni do wojska, błagali króla, żeby im ułatwił
powrót do żon i dzieci. Jan Nagórski, uciekłszy przed zemstą konfederatów za granicę, prosił
króla o opiekę nad starym ojcem. «Porzuciłem żonę chorą — pisał z Prus do Gorzeńskiego
Kublicki, poseł inflancki — Nieszczęśliwy tułacz, los mój i ojczyzny mojej opłakuję... Uczyń
staranie za wolnością moją; nie chcę jej jednak nabywać skażeniem przysięgi mojej... Wolę
cios przykrzejszy, niżeli skazę uczciwego sposobu myślenia... Ubogi mój mająteczek
roztrwoniłem. Byłem posłem, żołnierzem w obozie, teraz nieszczęśliwym wygnańcem... Długo
w Prusach bawić się nie życzyłbym; lękam się, by nie użyto jakiej przemocy nade mną»... Król wyprosił u Bułhakowa list do generała Kreczetnikowa, polecający bezpieczeństwo starego
Nagórskiego, rodziny jego i majątku. Podobneż wstawiennictwo przyrzekał Kublickiemu. Bezradny
był w sprawach, wymagających nakładu pieniędzy. Wawrzecki radził na opędzenie potrzeb
ochotników obrócić fundusze, nagromadzone z ofiar obywatelskich; sam przeznaczał na ten cel swe
srebra, które w początkach wojny złożył komisji porządkowej preńskiej. Pomysł posła brasławskiego
trudny był do urzeczywistnienia: ofiary obywatelskie w części wyczerpano już na potrzebę publiczną,
w części wycofano je lub zamierzano wycofać z powodu przerwania działań wojennych. Pierwszy
marszałek Małachowski, opuszczając Warszawę, odebrał z Komisji skarbowej sumy, jakie w niej
w czerwcu i początkach lipca złożył na potrzeby Rzeczypospolitej. Za przykładem marszałka poszli
inni. Komisja cywilno-wojskowa mazowiecka pod datą 30 lipca doniosła królowi, że niektórzy
obywatele żądają zwrotu ofiar, złożonych na obronę pospolitą.
Sytuacja króla była opłakana. Tym gorsza, że usunęli się i usuwali od niego ludzie, na których
charakterze można było polegać, których pomoc nigdy bardziej nie była pożądaną, jak teraz. Ustąpił
książę Józef Poniatowski, żegnany przez swych podkomendnych patriotyczną odezwą (z 6 sierpnia)
i zaleceniem wybicia na jego cześć medalu z napisem: Miles Imperatori. Opuścili armię: Kościuszko,
Wielhorski, Mokronoski, Michał Zabiełło i wielu innych. W połowie sierpnia, po przejściu komendy
nad armią na Komisję wojskową, podlegającą już konfederacji, oficerowie, których król zdołał
prośbami zatrzymać na stanowiskach, domagali się dymisji. «Pod ostatnią moją bytność w Warszawie
— pisał generał Wodzicki — kazałeś mi, WKMość, być cierpliwym w prośbie mojej do otrzymania
dymisji. Na rozkaz N. Pana wstrzymałem się, ale gdy teraz widzę, że tylu najwierniejszych,
najcnotliwszych i najlepszych pierwszej rangi oficerów odeszło, na czele których JO. ks. Józef i jenerał
Kościuszko — pozwól mi teraz, N. Panie, abym, za przykładem tych zacnych idąc mężów, równie
z nimi mógł otrzymać dymisję... Wolę w mizeryi żyć, aniżeli służyć w tem wojsku, z którego
najwierniejsi Tobie, królu, odejść musieli, uznając, że już, pod Twoją nie zostając komendą, ani
królowi, ani ojczyźnie użyteczni być nie mogą».
33
Józef Tretiak (1841 – 1923) – historyk, historyk literatury, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego
Pełny biogram uczonego w numerze 31. „Zeszytów Jagiellońskich”: Klasycy historiografii, część
II – Rzeczpospolita szlachecka. Tam fragment dzieła Józefa Tretiaka „Historia wojny
chocimskiej”.
Polski historyk literatury, krytyk literacki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego,
członek Polskiej Akademii Umiejętności. Studiował filologię na uniwersytetach w Kijowie,
Zurychu i Paryżu. Doktoryzował się i habilitował z twórczości Mickiewicza na Uniwersytecie
Jagiellońskim. Uczeń Stanisława Tarnowskiego. W pracy naukowej zajmował się głównie
historią literatury polskiego romantyzmu i historią literatury ukraińskiej i rosyjskiej.
Był wielbicielem Mickiewicza, któremu poświęcił kilkanaście publikacji. Uczył języka
polskiego w gimnazjum we Lwowie oraz w żeńskim Seminarium Nauczycielskim
w Krakowie. Niektóre prace naukowe: Słowo o Chopinie (1877), O bajronizmie w poezyi
polskiej (1879), O dramacie staroindyjskim (1879), Kalewala, epopeja fińska (1882),
Tragiczność w życiu Zygmunta Krasińskiego (1884), Poezja pomickiewiczowska (1885), Idea
Wallenroda (1887), Stosunki i pieśni miłosne Mickiewicza w Odessie (1887), Szkice literackie
(1896-1901, 2 tomy), Kto jest Mickiewicz (1898), Młodość Mickiewicza 1798-1824 (1898,
2 tomy), Obrazy nieba i ziemi w "Panu Tadeuszu" (1898), Mickiewicz i Puszkin (1906), Piotr
Skarga w dziejach i literaturze Unii Brzeskiej (1912), Bohdan Zaleski do upadku powstania
listopadowego. Życie i poezja. Karta z dziejów romantyzmu polskiego (1911)
Bohdan Zaleski na tułactwie. Życie i poezja. Karta z dziejów Emigracji Polskiej (1913-1914,
2 tomy), Adam Mickiewicz w świetle nowych źródeł 1815-1821 (1917).
Finis Poloniae. Historia legendy maciejowickiej i jej rozwiązanie.
VIII.
Zapomniany pamiętnik. — Rozwiązanie legendy.
Rękopis Niemcewicza, zachowany w Rogalinie, na który chcę szczególną zwrócić uwagę, jest
opisem podróży jego z Petersburga do Sztokholmu, odbytej razem z Kościuszką w r. 1796. Czy on się
34
tam zachował w odpisie, czy w autografie, tego nie wiemy. Tytuł ma: Dziennik mojej podróży. Rzecz
pisana po francusku, ale znamy ją dotychczas tylko w przekładzie polskim, którego w r. 1858
dostarczył Przeglądowi Poznańskiemu syn Edwarda Raczyńskiego, Rogier, właściciel Rogalina,
i który wydrukowany został w XXV tomie tego pisma. Pomimo, że od wydrukowania jego upłynęły
już 62 lata, umiał on się tak dobrze schować między różnymi artykułami Przeglądu, że dotychczas
uszedł uwagi historyków, którzy pisali o Kościuszce. Dziennik zaczyna się od chwili, do której
doprowadzone były Notes sur ma captivité i druga część Pamiętników czasów moich, tj. od chwili
wyjazdu Niemcewicza i Kościuszki z Petersburga. Opowiedziawszy pokrótce, jak przejechali przez
stolicę nadnewską aż za rogatki, dokąd z rozkazu cesarza Pawła odprowadzał ich adiutant cesarski,
Nelidow, i gdzie ich pożegnał, tak pisał dalej Niemcewicz:
Od owego nieszczęśliwego dnia, w której naszej wolności pozbawieni zostaliśmy, to jest od 26
miesięcy, ujrzeliśmy się po raz pierwszy bez świadków. Obejrzawszy się naokoło, czyli kto z tyłu lub
obok pojazdu nie podsłuchuje nas, zaczęliśmy mówić z sobą otwarcie o niewoli naszej ojczyzny,
o naszych osobistych cierpieniach i o tem wszystkim, co się do nich ściągało. Kościuszko dwa
zwierzenia mi uczynił, które tu umieszczę. Podczas bitwy maciejowickiej, gdy już wszystko było
stracone i gdy Kozacy już, już go uchwycić mieli, włożył on pistolet w usta, pociągnął za cyngiel, lecz
krucica nie wypaliła. W początkach zaś swego uwięzienia w fortecy petersburskiej tak mu życie było
zbrzydło, że chciał się głodem umorzyć. Przez pewien przeciąg czasu żywił się tylko kilkoma łyżkami
zupy, czym tak skurczył sobie wnętrzności i tak się osłabił, iż co chwila śmierci jego oczekiwano.
Wtenczas to przysłano mu poczciwego Rogersona, lekarza dworskiego, który po użyciu największych
sztuki swojej wysileń, życie mu uratował, lecz nie zdołał żołądka jego do porządku przyprowadzić
i dziś jeszcze dwie filiżanki kawy i uncja mięsa z drobiu stanowią, całe jego pożywienie.
Potem następuje bardzo szczegółowy i bardzo zajmujący opis podróży zimowej przez Finlandię
do Sztokholmu, kilkanaście razy obszerniejszy, a stąd i szczegółowszy od tego opisu, jaki jest podany
przez sędziwego autora z pamięci, w czterdzieści lat po wypadkach, w Pamiętnikach czasów moich
(trzem niewielkim stronicom Pamiętników odpowiadają 22 duże stronice Przeglądu). Ale o ten opis,
który podajemy w Dodatku, jako rzecz zupełnie nieznaną, tj. zupełnie zapomnianą a niezmiernie
cenną, obecnie tu nie chodzi, tylko o dwa owe zwierzenia Kościuszki, które rzucają nowe światło
na tragedię maciejowicką, a raczej na tragedię, jaka się odgrywała w duszy Naczelnika w chwilach
poprzedzających kieskę.
Kościuszko przed wybuchem powstania 1794 r., znając dobrze materialne i duchowe zasoby
narodu i konstelację polityczną Europy, nie miał ufności w powodzenie, w danej chwili, orężnej
rozprawy z Moskalami i dlatego nie chciał przyjmować naczelnego dowództwa, które naród z całą
ufnością i zapałem w jego ręce składał, pomny jego zwycięstw w obronie Konstytucji 3-go maja.
W tym są zgodne wszystkie świadectwa historyczne. Ale kiedy mu przedstawiono najdowodniej,
że powstanie tak czy owak, to jest jeżeli nie pod jego, to pod czyimś innym dowództwem, musi
wybuchnąć i że żadne inne imię nie zdoła wzbudzić tyle ufności w narodzie, co jego, uznał za swój
obowiązek poddać się woli powszechnej i stanąć na czele powstającego narodu, aby nie zmniejszać
szans jego zwycięstwa. Czuł też niewątpliwie, że dla przyszłości narodu gorszą od przegranej rzeczą
byłoby bierne poddanie się najeźdźcom, polityka, której przedstawicielem był Stanisław August,
i dlatego, znalazłszy na rynku krakowskim dnia 24 marca 1794 r. niewielką garstkę tych, z którymi
miał rozpoczynać powstanie, powiedział z cicha do kilku bliżej stojących zaufanych swoich: «za
mało nas, panowie bracia, aby zwalczyć trzy mocarstwa, ale zawżdy dosyć, żeby bez czci nie zginąć».
I w pierwszym uniwersale do narodu, tegoż dnia wydanym, tak kończył swoje wezwanie
do powstania: «Biorę z wami, ukochani koledzy, za hasło: Śmierć albo zwycięstwo! Ufam wam i temu
narodowi, który zginąć raczej postanowił, aniżeli dłużej jęczeć w haniebnej niewoli». Naturalnie przez
wyrazy «ten naród» rozumiał Kościuszko nie cały naród ze wszystkimi jego nieuświadomionymi
warstwami, ale tych wszystkich patriotów, którzy go powoływali do objęcia naczelnej władzy. Otóż to
hasto: Śmierć albo zwycięstwo! w zastosowaniu do całego narodu niemożliwe — w zastosowaniu
do pojedynczej osoby nie było dla Kościuszki nieobowiązującym frazesem.
Ponieważ podjął i rzucił takie hasło, chciał mu pozostać wiernym i postanowił nie przeżyć klęski
powstania, któremu przewodził. Było to zupełnie zgodne z jego charakterem, w którym nie było
rozdziału między słowem, przekonaniem a czynem, a jeżeli niekiedy wzgląd na dobro przyjaciół
lub narodu (jak np. w sprawie przyjęcia dobrodziejstw z ręki cesarza Pawła) zmuszał go do odstępstwa
od tej zasady, stawało się ono dla niego źródłem najgłębszych cierpień moralnych. Więc kiedy ujrzał
zupełny pogrom swojego wojska i widział, że za chwilę musi się dostać w ręce kozaków, goniących
za nim, wyjął krucicę, włożył w usta i pociągnął za cyngiel. Krucica nie wypaliła, a wtem nadbiegli
35
kozacy i zadali mu ciężkie rany, które mu odebrały przytomność. Wszystko to stało się błyskawicznie,
ale na szczęście została Kościuszce pamięć tej chwili i przekonanie, że jeśli nie spełnił tego,
co zapowiadał w uniwersale, co przyrzekł sobie i o czym napomykał innym, to jest, jeżeli doznawszy
klęski został przy życiu i znalazł się w rękach wrogów, to stało się to nie z winy jego woli, tylko
z winy przypadku.
Pamięć o tym niewątpliwie stanowiła pewną ulgę dla niego w strasznych udręczeniach fizycznych,
a straszniejszych jeszcze moralnych, przez jakie przechodził w swojej długiej podróży do Petersburga
i podczas dwuletniego tam więzienia. Więc kiedy się znalazł, po raz pierwszy od owej tragicznej
chwili, zupełnie sam na sam z przyjacielem, uczestnikiem klęski i niewoli, uczuł potrzebę zwierzyć się
mu z tego, ulgę przynoszącego, wspomnienia.
Ale Niemcewicz, którego natura była zupełnie różną od natury Kościuszki, nie zrozumiał wagi
tego zwierzenia, przyjął je, jak płyta fotograficzna przyjmuje każdy obraz, który na nią padnie; zapisał
wiernie na papierze, ale nie utkwiło mu ono pomimo swego głębokiego znaczenia w pamięci i, kiedy
się rozstał z tym fragmentem swego pamiętnika podróży (układanego, jak się zdaje, z luźnych notat
z podróży w Sztokholmie), zupełnie zapomniał o tych zwierzeniach Kościuszki i nie wprowadził ich
ani do Notes sur ma captivité, co zresztą da się usprawiedliwić względami chronologii,
ani do Pamiętników czasów moich, pisanych w starości, które obejmowały i podróż z Petersburga
do Szwecji. A ponieważ fragment owej podróży, drukowany w r. 1858 w Przeglądzie Poznańskim,
nie zwrócił na siebie niczyjej uwagi, więc owe zwierzenia Kościuszki, właściwie dopiero dzisiaj,
po 124 latach od ich wypowiedzenia, wychodzą na jaw, na horyzont historyczny, aby rzucić nowe
światło na tragedię Kościuszki pod Maciejowicami i rozwiązać legendę z tą tragedią związaną.
Więc nie wykrzykiem: Finis Poloniae kończyła się owa tragedią, ale gestem Naczelnika,
gestem, który wskazywał, że chce być wiernym przyjętemu wraz z innymi patriotami hasłu:
Śmierć lub zwycięstwo! i nie chce przeżyć klęski narodu.
Należy jeszcze dodać, że to zwierzenie raz tylko wyszło z ust jego, w szczególnej chwili
rozrzewnienia, gdy się znalazł po raz pierwszy po odzyskaniu wolności sam na sam z towarzyszem
niedoli. Nie powtórzył go potem nikomu, nawet Paszkowskiemu, którego tak lubił, bo gdyby było
inaczej, Paszkowski nie omieszkałby tego szczegółu wprowadzić do swoich Dziejów Tadeusza
Kościuszki, zwłaszcza, że go do tego pobudzałaby bardzo ważna okoliczność przy opowiadaniu
sprawy z Ponińskim w Paryżu: wszak Poniński w drugim liście do Kościuszki przypominał
z wyrzutem słowa jego, że ma pistolety, które go od niewoli ochronią. Widocznie Kościuszko
rozumiał, że wyjawiać przed światem swój zamach na własne życie, ażeby okazać, że został wiernym
przyrzeczeniu złożonemu wobec narodu, zamach, udaremniony przypadkiem, mógłby się wydawać
próżną chełpliwością, i milczał, a w tym dostojnym milczeniu malowała sie dusza wielkiego
obywatela.
I tu jeszcze raz warto zwrócić uwagę na stanowisko dwu naszych największych poetów względem
Kościuszki, bardzo charakterystyczne. Słowacki brał z legendy motyw, w którym się odbił własny
jego pesymistyczny pogląd na naród. Mickiewicz, podając portret Kościuszki w Panu Tadeuszu,
uwydatnił w nim moment największego podniesienia ducha, moment, budzący wiarę w przyszłość
narodu, a odpowiadający własnej wierze poety; a przenosząc do przysięgi to, czego w przysiędze nie
było, ale co było we współczesnym uniwersale Naczelnika: Takim był, gdy przysięgał na stopniach
ołtarzów — Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów — Albo sam na nim padnie, chwytał
najistotniejszą treść duszy bohatera i przeczuł to, o czym sam nie wiedział, co dziś dopiero występuje
przed nami, jako fakt historyczny, że tylko przypadkiem się to stało, iż Kościuszko, wierny
przyjętemu hasłu: Śmierć albo zwycięstwo! nie odebrał sobie życia przed dostaniem się w ręce wroga
pod Maciejowicami.
36
Stanisław "Cat" Mackiewicz (1896 – 1966) – publicysta i pisarz polityczny, konserwatysta, monarchista, Premier Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie
Stanisław "Cat" Mackiewicz – ur. 18 grudnia 1896 w Petersburgu, zm. 18 lutego 1966 w Warszawie
– polski publicysta polityczny, konserwatysta stronnictwa "Żubrów Kresowych", monarchista. Starszy
brat Józefa Mackiewicza. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. W latach 1922–1939 wydawca
wychodzącego w Wilnie dziennika konserwatywnego „Słowo”. W 1931 odbył podróż po ZSRR,
której owocem była książka Myśl w obcęgach. Zwolennik Józefa Piłsudskiego. W okresie od 1928 do
1935 był posłem na Sejm z ramienia BBWR. Po śmierci Józefa Piłsudskiego znajdował się w opozycji
wobec ostatnich rządów sanacji, za co w 1939 r. przez 17 dni więziony był w obozie w Berezie
Kartuskiej pod zarzutem osłabiania ducha obronnego Polaków, gdyż ostro krytykował politykę
obronną i zagraniczną ówczesnych władz (szczególnie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka).
18 września 1939 opuścił kraj i wyjechał na Zachód. Był zajadłym przeciwnikiem polityki gen.
Władysława Sikorskiego. W latach 1946–1950 wydawał w Londynie tygodnik „Lwów i Wilno”. Był
premierem Rządu na Uchodźstwie od 7 czerwca 1954 r. do 21 czerwca 1955 r. W 1956 roku powrócił
do Polski. Po powrocie publikował głównie w Instytucie Wydawniczym PAX, pisywał też
do paryskiej „Kultury”. Pseudonim „Cat” zaczerpnął z opowiadania Rudyarda Kiplinga o kocie, który
chodził własnymi ścieżkami. Wybrane książki: Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 17
września 1939 r., Historia Polski od 17 września 1939 r. do lipca 1945 r., Myśl w obcęgach,
Londyniszcze, Europa in flagranti, Był bal, Zielone oczy, Muchy chodzą po mózgu, Dostojewski,
Stanisław August (Polski Dom Wydawniczy, Warszawa 1991), Dom Radziwiłłów, Herezje i prawdy,
Klucz do Piłsudskiego, Kto mnie wołał czego chciał, Odeszli w zmierzch, Grudzień 1941 (broszura),
O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona (polityka Józefa Becka), Nowogródek, Polityka
Becka (Universitas, Kraków 2009), Lata nadziei 17 września 1939 r. – 5 lipca 1945 r.
37
XVII. ZAKOŃCZENIE
I.
Musimy się skracać, bo książka wydana na emigracji nie może przekraczać pewnej ilości
stronic.
Kiedy przystąpiłem do pisania tej książki, sądziłem, że znajdę w niej odprężenie nerwowe,
ucieczkę od plugawej rzeczywistości emigracyjnej i bolesnych myśli o stanie rzeczy w kraju.
Stało się wręcz odwrotnie. Te szesnaście rozdziałów, które dotychczas napisałem, mnie
samemu przypominają taki film współczesny, gdzie pod zewnętrzną formą groteski, czasami
trywialnej groteski, ukrywa się rozpacz. Przytaczałem wiele anegdot o Panie Kochanku
czy Ksawerym Branickim, poszukując w nich swojskości, polskości, szlachetczyzny, zapachu
miodu w wosku, jednym słowem nastrojów gawęd pod starą lipą. Ale za tymi anegdotami
szczerzyła do mnie swe trupie zęby prawda wyciągnięta z grobu: naród do którego należę,
nie miał już w XVIII wieku poczucia państwowości, dyscypliny narodowej; swoją miłość
Ojczyzny wyżywał w bojach bez ładu i składu. Już w XVIII wieku nie rozumiał, że wojna to
nie tylko pole bitwy, ale centralna myśl państwowa, która dla wojny musi zorganizować
wprzód politykę, potem plan i dyscyplinę narodową, i że wynik boju będzie zawsze
uzależniony od wysiłku organizacji państwowej.
Tuż w XVIII wieku partie polityczne polskie prowadziły politykę na własną rękę, tak jak
na emigracji za naszych czasów. Już w XVIII wieku myśl polityczna narodu polskiego
skłaniała się do wojen na dwa lub trzy fronty, czyli do bezmyślności politycznej,
do nonsensu politycznego, do działania obliczonego na wywołanie katastrofy.
Już w XVIII wieku także Polacy przestali rozumieć, że polityka międzynarodowa
to przede wszystkim stosunek do sąsiadów, jak to słusznie rozumiał Piłsudski, a szukali
sojuszów takich, jakie je w innych swoich książkach nazywam "sojuszami egzotycznymi".
Od lat trzydziestu piszę stale, że bolszewicy zakłamują historię. Ale jakże zakłamał
historię Polski w XVIII wieku romantyzm polski i przez ten romantyzm natchniona
historiografia polska XIX i XX wieku. Odczuwam to tak wyraźnie właśnie dlatego,
że książka niniejsza miała być życiorysem Stanisława Augusta. Romantyzm polski
znakomicie ułatwił sobie zadanie. Z grubsza teza Polaka wychowanego na naszej
historiografii wygląda jak następuje: naród w czasach rozbiorów był wspaniały, bohaterski,
kryształowy, cnotliwy; tylko król był obrzydliwy, tchórzliwy, przekupny, niemoralny.
Winy całego narodu umiejscawia się w jednym człowieku. Winy całego narodu zwala się
na jednego człowieka.
Oskarża się Stanisława Augusta na podstawie wielu dokumentów, które się publikuje
przez cały wiek XIX. Dokumenty te wykazują ponad wszelką wątpliwość cechy Stanisława
Augusta, które nas drażnią i oburzają. Uniżoność wobec Katarzyny. Rozrzutność
pieniężną, zaciąganie długów lekkomyślnie, niepłacenie długów tak daleko posunięte,
że długi niespłacone królewskie stały się przyczyną upadłości wielu banków w Polsce.
Skłonność do szukania romansów na prawo i lewo, choć muszę dodać nawiasowo, że ten
ostatni punkt oskarżenia najmniejsze znajduje potwierdzenie w znanych mi źródłach.
Wszystko to jest prawdą, czasami wyolbrzymioną przez plotkę, obmowę, złość,
namiętność, ale prawdą, tylko w tej prawdzie brakuje jednego: zestawienia wizerunku
moralnego Stanisława Augusta z przeciętną moralnością Polaka owych czasów. Gdybyśmy to
zestawienie uczynili sumiennie, bez propagandowo-romantycznego nastawienia
usprawiedliwiania i uniewinniania ogółu Polaków owych czasów, to byśmy musieli
skonstatować, że Stanisław August nie tylko nie był gorszy od przeciętnego Polaka
swoich czasów, ale dużo lepszy. Moralnością osobistą przewyższają go jedynie i wyłącznie
ludzie przez niego wychowani. Kościuszko był człowiekiem o wiele mniej inteligentnym
od Stanisława Augusta, ale miał dużo charakteru. Był on wychowankiem szkoły kadetów,
38
założonej przez króla, która wychowała szereg przyzwoitych ludzi, zupełnie różnych
od generacji, z którą Stanisław August rozpoczął swe panowanie.
Pozostaje nam teraz do omówienia Konfederacja Targowicka, drugi rozbiór Polski,
Sejm Grodzieński, powstanie kościuszkowskie, trzeci rozbiór i śmierć człowieka.
II.
Konfederacja Targowicka wyżywa się przede wszystkim w potępianiu Konstytucji 3
Maja, jako despotycznej i monarchicznej, przeciwstawiając jej swoją ideologię republikańską
i wolnościową. Znosi order "Virtuti Militari", zabrania noszenia odznak tego orderu
uczestnikom kampanii 1792 r. w imię republikańskiej równości. Jednocześnie znosi prawa
nadane mieszczanom przez Sejm Wielki i piętnuje nieśmiałe próby reformy sprawy
włościańskiej przez ten sejm przedsiębrane jako "jakobinizm".
Nonsens nazywania Konstytucji 3 Maja konstytucją despotyczną jest równy bzdurze
nazywania konstytucji 1935 r. konstytucją autorytatywną czy niedemokratyczną. Targowica
jednak powtarza ten nonsens tak samo często, jak polska prasa emigracyjna naszych czasów
powtarza tamtą bzdurę.
Ksawery Branicki przemawiał do cesarzowej Wszechrosji: — "Już był despotyzm osiadł
na tron polski. Wejrzeli nań: Bóg i Katarzyna...".
Katarzyna II, największa i bodajże najgenialniejsza despotka swoich czasów, miała żywe
poczucie humoru, jednak większą jeszcze umiejętność wyzyskiwania kłótni Polaków między
sobą. Podczas powyżej zacytowanego przemówienia Branickiego ani drgnęła.
A uniwersał Konfederacji Targowickiej głosił:
"...Uwolnić Ojczyznę od narzuconej przez rewolucję 3 maja niewoli. Zniszczyć okropny
przykład, jaki oczom Polaka ten dzień tak smutny zostawił...
...Oddać rekognicję Jego Królewskiej Mości, że się wyrzekł dzieła, które imieniem jego
dotąd okrywane, wprowadzić usiłowano do Polski niewolę, hańbę i rozpacz cnotliwych
obywateli".
Targowiczanie zresztą byli bardzo niezadowoleni z przystąpienia króla
do Targowicy. Oskarżali go, że w ten sposób chce dzieło Targowicy sabotować, a dzieło 3
Maja ratować. Zresztą tak było naprawdę, a wyraz ten dają chociażby dokumenty
następujące:
Oto list Szczęsnego Potockiego do króla, w którym wódz Targowicy występuje całkiem
moim zdaniem logicznie jako ideowy kontynuator Konfederacji Barskiej i jako przeciwnik
tego sejmu 1776 r., nad którym Stanisław August, uśpiwszy czujność Stackelberga
i pozyskawszy go sobie, całkowicie panował:
Pisze Szczęsny:
"...Wszak od czasu kiedy ułani Waszej Królewskiej Mości konfederatów ścigali, lub kiedy
gwardie posłów, prawnie obranych, na sejmie 1776 r. przez kolby przepuszczali, Polak
z Polakiem nie wojował, a więzy, które występni Polacy na nas włożyli (mowa tu oczywiście
o Konstytucji 3 Maja) wielka Katarzyna skruszyć raczyła.
Ta konstytucja niewolnicza tak mocno Waszej Królewskiej Mości jest miłą, że jeśli nie
całą, to część jej utrzymać pragniesz, ja zaś mówię szczerze: zapomnij wcale stanowienia
praw naszych, prezyduj narodowi wolnemu, dopuść na koniec, aby naród dla siebie je
stwarzał.
...Cóż to znaczy, że Wasza Królewska Mość z wojskiem chcesz do nas przystąpić.
Konfederacja generalna tak Waszą Królewską Mość przybywającego żąda widzieć, jako król
polski być powinien, to jest głową Stanów Rzeczypospolitej, a nie hetmanem. Wojsko powinno
zaprzysiąc wierność i posłuszeństwo Rzeczypospolitej, bo pod jej władzą być powinno...".
Jednocześnie ten Szczęsny pisze do gen. Kachowskiego to zdanie zdradzieckie:
"Inaczej narodu przywiązać do Moskwy nie można, jak tylko zwalając na króla całą
nienawiść Polaków".
39
W swoich listach poufnych Stanisław August usprawiedliwia oskarżenia Szczęsnego,
bo chce ze wszystkich sił ratować wszystko, co się z Konstytucji 3 Maja da uratować.
Po swoim pierwszym akcesie do Targowicy w dniu 23 lipca 1792 r. król w liście
poufnym pisze: — "Dla próżnej chwały szukając tragicznego końca, który by wprawdzie mnie był milszy
nad to, co cierpię, gdyby nie był na moim sumieniu zostawił tej wymówki: ty, królu dla
dogodzenia miłości własnej zapomniałeś o tym, że twoja pierwsza nad wszystkie inne jest
powinność wtedy, gdy już żadną inną miarą nie możesz uskutkować największe dobro twej
Ojczyzny, powinieneś czynić to, co jest dla niej najmniej złe. I w dopełnieniu tylko tej
powinności, królu, możesz znaleźć prawdziwy honor, a nie w próżnych dramatycznych
porywach. Chciwość obca na to tylko czuwa, abym ja uporem swoim dodał pretekstu
do przyczynienia się do naszej zguby ostatecznej".
Katarzynie nie wystarczył akces króla do Targowicy z dnia 23 lipca. Przysłała mu do
podpisania deklarację zredagowaną w sposób przypominający żywo owe "pokajanja", które
dziś wygłaszane są na komunistycznych procesach pokazowych. W tym "pokajanju" król
wyrzekał się Konstytucji 3 Maja w sposób obrzydliwy.
Zaraz po tym pisze do swego zwolennika i wyznawcy Bukatego w Londynie w liście
sekretnym; dnia 20 sierpnia 1792 r.:
"Nieznośną stąd zgryzotą moją, tym jednym świadectwem sumienia własnego sobie słodzę,
że innego sposobu nie mam jeszcze czynienia krajowi i obywatelom.
Od tego dnia, w którym podpisałem ten potworny akces, przecież już w kilku punktach
dają mi nadzieję, jako to względem zachowania, choć nie całkiem komisji cywilno-
wojskowych, formy sejmikowania, formy sądów, prawa o rozgraniczeniach, konserwacji 65
tysięcy wojska z ograniczeniem praw hetmanów i ulepszenia miast, przynajmniej stołecznych.
Ale tymczasem odjęto mi posłuszeństwo gwardii, zakazano kanclerzom cośkolwiek
pieczętować, aż do dalszej dyspozycji. Względem Małachowskiego ex-marszałka sejmowego,
dają mi wiele nadziei po uczynionym moim akcesie, że mu nic złego nie zrobią finalnie ...".
Trzeba przyznać, że bronienie ludzi zagrożonych jest piękną cechą Stanisława
Augusta. Teraz broni Stanisława Małachowskiego, swego sojusznika z czasów Sejmu
Wielkiego w sprawach ustrojowych, który go teraz opuścił, będąc bezwzględnym
przeciwnikiem Targowicy, a później, za insurekcji kościuszkowskiej, będzie bronił przed
Kołłątajem i podjudzonym przez Kołłątaja tłumem także targowiczan, którzy mu teraz tak
dokuczają.
Co do kwestii polityki zagranicznej to Stanisław August orientował się lepiej
od swoich sojuszników w sprawie reform ustrojowych: Ignacego Potockiego
i Małachowskiego mechanikę polityki pruskiej. — "Oni nas z Moskwą pokłócili, aby nas
rozebrać" - pisze już wtedy, kiedy Ignacy Potocki wierzy jeszcze, że Prusy dotrzymają
swoich zobowiązań. Stanisław August był jedynym Polakiem tamtych czasów, który
umiał przewidywać politycznie.
I tej trafności przewidywania, temu trzeźwemu sądowi o wypadkach politycznych
przypisujemy tę wielką różnicę, która zachodzi w postawie króla w okresie pierwszego
rozbioru Polski, a teraz, w okresie drugiego rozbioru.
Niby jego polityka była taka sama. Wtedy, przed pierwszym rozbiorem, a nie teraz, pisze
do pani Geoffrin: „J'ai été dans le cas singulier, mais bien horrible de sacrifier l'honneur au
devoir". I wtedy i teraz jest realistą, tylko wtedy wierzy, że dzięki temu realizmowi nie tylko
coś uzyska, ale spowoduje odrodzenie Polski, teraz już nie wierzy, teraz już marzy, aby
ratować resztki i to raczej z poczucia obowiązku, a nie z poczucia wiary, że to mu się uda.
Kiedy w 1793 r. przyjechał na sejm do Grodna, to Duklan Ochocki tak pisze o nim:
"Fizjonomia jego dawniej ożywiona była, słodka, ujmująca, z tym wyrazem przyjemnym,
którym sobie jednał każdego. W Grodnie mizerniejszy był, wychudły, zmieniony; twarz miał
ściągniętą i żółtą, jakby po ciężkiej i wyniszczającej chorobie, nie podnosił nawet oczu,
40
których wzrok był tak miły i pełen wyrazu, — ledwiem w nim poznał dawnego Stanisława
Augusta".
W okresie pierwszego rozbioru zarzucano mu, że kurczowo się trzyma władzy,
że powiedział, iż chociażby Polski zostało tyle, ile kapeluszem da się nakryć, on królem
zostanie. Teraz wyrzeka się tych słów, które mu tylko wtedy zaszczyt przynieść mogły.
Ale wtedy chciał być królem, bo wierzył, że będzie pożyteczny, co zresztą było słuszne,
zważywszy, że za jego panowania i dzięki jego w pierwszym rzędzie staraniom Polska
przebyła dystans olbrzymi od sejmu delegacyjnego pod laską Ponińskiego do Sejmu
Wielkiego. I tak jak mu zaszczyt przynosi, że wtedy upierał się przy władzy, tak teraz znów
mu zaszczyt przynosi, że chce abdykować. Konstytucja 3 Maja, dzieło całego jego życia
została złamana przez nieostrożną politykę zagraniczną Sejmu Wielkiego, której był
przeciwnikiem; — teraz obawia się — jakże słusznie — że Katarzyna pójdzie na politykę
nowego rozbioru Polski i chce temu zapobiec przez abdykację i nowego króla, do którego
Katarzyna miałaby więcej sympatii. Gotów jest zgodzić się nawet na swego największego
wroga, Szczęsnego Potockiego, ale próbuje manewru bardziej pewnego, chce oddać koronę
wnukowi cesarzowej, Wielkiemu Księciu Konstantemu, aby Katarzyna była
zobowiązana do bronienia całości Polski ze względów dynastycznych. Ale Katarzyna już
obrała inną drogę.
Na propozycję Stanisława Augusta w sprawie Konstantego na tronie polskim odpowiada
wzniośle i jakże perfidnie, że broni wolności Polaków przed despotyczną Konstytucją 3 Maja
i nie ma zamiaru narzucać im króla.
Co do Szczęsnego Potockiego to carowa ani myślała robić z niego króla. Ta genialna
kobieta od samego początku swej polskiej polityki bazowała ją na wzniecaniu
ustawicznych kłótni partyjnych w Polsce. Przecież zaczęło się od tego, że przeciwko
Stanisławowi Augustowi, swej karykaturze i swemu ex-kochankowi, wznieciła Konfederację
Radomską, złożoną ze zwolenników Sasów i przeciwników Rosji. I teraz bynajmniej nie odda
dyktatury nad Polską Konfederacji Targowickiej. Potrzebuje koniecznie kłótni w Polsce,
a nie tego, aby ktoś jeden w niej rządził. Na kandydaturę Szczęsnego zgodzi się prędzej
Stanisław August, właśnie dlatego, że uważa, że mniej ważną rzeczą jest, kto rządzi, w jakim
kierunku rządzi, aby ktoś nareszcie rządził. Nie wierzy, aby targowiczanom udało się
uratować Polskę przed nowym rozbiorem, ale nie chce im przeszkadzać.
Kwintesencję polityki polskiej w latach 1790-1793 wypowiada trafnie wierszyk uliczny:
"Zwiódł król pruski marszałków, marszałkowie posłów, A carowa rosyjska targowickich
osłów". Istotnie dnia 2 stycznia 1793 r. Katarzyna w liście do Sieversa, swego nowego
ambasadora w Warszawie, wypowiada swoją politykę, którą dotąd nawet przed nim taiła:
Cesarzowa pisze: "Jak dalece Stanisław August był w postępowaniu swoim nieszczery, okazuje to jego
konduita. Pomijając zdradzieckie propozycje mające na celu pokłócenie Rosji z dworami
sąsiedzkimi, jest rzeczą dostatecznie stwierdzoną, że dotychczas podtrzymuje w narodzie
polskim nienawiść ku nam i wojskom naszym — Wziąwszy pod uwagę niestałość
i lekkomyślność narodu polskiego, jego stwierdzoną ku Rosji nienawiść, osobliwie zaś
ujawnioną skłonność do wyuzdania i szaleństw francuskich — przychodzimy do przekonania,
że nie możemy w nim mieć sąsiada spokojnego i bezpiecznego dopóty, dopóki nie będzie
doprowadzony do zupełnej bezsilności i niemocy. Nie czyniąc zadość żądaniom króla
pruskiego, pozbawilibyśmy Austrię jego pomocy w wojnie z rewolucją i do utrzymania
równowagi europejskiej i tak już zachwianej zwycięstwami Francji. Zresztą król pruski
rozsrożony bezowocnością dotychczasowych układów, w razie gdybyśmy nie uwzględnili jego
żądań, mógłby uniesiony właściwą sobie porywczością, albo zająć orężnie ziemie
Rzeczypospolitej, lub też narazić nas na nowe uciążliwe kłopoty, do których Polacy
najchętniej przyłożyliby swą rękę.. .".
W swych listach tajnych Katarzyna wyraża się ze wspaniałą precyzją i jasnością.
Nie darmo jest najwybitniejszą rosyjską publicystką swoich czasów. Widzimy
41
z powyższego, iż jako na dowód pierwszy swej zgody na nowy rozbiór Polski wskazuje
na konieczność solidarności w ogólnoeuropejskiej wojnie przeciw rewolucji francuskiej. Jak
słusznie wskazuje Julian Ursyn Niemcewicz, Francuzi byli powodem drugiego rozbioru
Polski, a powstanie kościuszkowskie, które dla nas spowodowało katastrofę trzeciego
i ostatecznego rozbioru Polski przyczyniło się wybitnie do odciążenia Francuzów w ich
wojnie z Prusami i Austrią.
Drugi jednak powód drugiego rozbioru Polski tkwi w obawie Katarzyny, aby król pruski
nie powrócił do swej propolskiej, a antyrosyjskiej polityki z lat 1788 - 1790.
Dnia 16 stycznia Buchholz, poseł pruski w Warszawie, wręcza generalności targowickiej
notę o wkroczeniu wojsk pruskich w granice Polski. Generalność targowicka nie wie, że to się
dzieje za zgodą Katarzyny, uderzona jest jak obuchem w głowę, chce wysłać wici
na pospolite ruszenie, chce zabierać działa z arsenałów pooddawanych Rosjanom. Seweryn
Rzewuski, ten wstrętny poliszynel, duchowy ojciec wszystkich frazesowiczów
patriotycznych XIX i XX wieku, zaczyna deklamować:
"Zabiera mimo świętość najuroczystszą traktatów ziemię polską król pruski pod pozorami,
które go w jego własnych oczach usprawiedliwić nie mogą. Milczą na to sąsiedzi nasi. którzy
niedawno mu zaboru tego zaprzeczali, wzdycha Polak; a uderzony tą niespodzianą odmianą,
miota wzrok troskliwy na wszystkie strony i pyta się sam siebie, co ma czynić. Co mają czynić
najjaśniejsze narody? — Dźwigać się orężem, albo ginąć ze sławą. Ta jedna dziś jego
powinność, ten jeden krok, którym on ruszyć zaraz powinien...".
Miotając się na prawo i lewo targowiczanie przypomnieli sobie nawet o królu. Dnia 13
lutego tak do niego przemawiają: "Podnosimy głos nasz do Ciebie królu. Ojczyzna i wolność
nasza tak Waszej Królewskiej Mości jak nam miłą być powinna. Uczyń to, co my czynimy.
Zapomnij o przeszłem...".
Sievers przez pewien czas udawał, że wkroczenie Prusaków jest niespodzianką dla
cesarzowej i łudził targowiczan różnymi nadziejami. Ale ostatecznie notyfikował solidarność
cesarzowej z królem pruskim. Z jego polecenia tę notę wręczył Stanisławowi Augustowi
sekretarz prywatny królewski, kawaler Littlepage, Anglik, będący cały czas swego pobytu
w Warszawie szpiegiem rosyjskim, o czym Stanisław August nie dowiedział się nigdy.
Szczęsny Potocki mówiąc o tej nocie głośno szlochał. Wyjechał do Petersburga, gdzie
Katarzyna przyjęła go tupnięciem nogą — "Ojczyzna Pańska jest tutaj". Istotnie,
większość olbrzymich dóbr Szczęsnego znalazła się w zaborze rosyjskim.
III.
Wkroczenie Prusaków wykończyło Konfederację Targowicką. Organizacja ta z rąk
warchołów, którzy przez warcholstwo doszli do zdrady państwa przechodzi do rąk ludzi,
dla których zdrada była sposobem działania. Na plan pierwszy wysuwają się bracia
Kossakowscy. Generał-lejtenant służby rosyjskiej, Szymon Kossakowski, nieprawnie został
przez Konfederację Targowicką uznany za hetmana. Brat jego, biskup inflancki, tłumaczył, że
uznanie drugiego rozbioru jest zgodne z przysięgą, którą uprzednio Konfederacja była
złożyła, że "ani cząsteczki" ziemi nie odstąpi. Teraz chodzi nie o "cząsteczkę" — wywodził
biskup — lecz o duże części Polski, więc zgadzając się na drugi rozbiór, nie łamiemy
przysięgi.
Za przykładem 1773 r. Katarzyna i król pruski życzą sobie, aby traktat rozbiorowy
podpisany był przez sejm. Król nie chce jechać do Grodna na ten sejm, chce abdykować,
nie chce się do niczego mieszać. Ale Katarzyna nie zgadza się na abdykację. Szantaż polega
na groźbie rozbioru ostatecznego, polityka na tłumaczeniu: przecież jeszcze państwo polskie
macie. Nie jest tak duże, jak uprzednio, ale przecież istnieje. Czy chcecie, aby całkiem istnieć
przestało?
Sejm Grodzieński zwołany w czerwcu 1793 dnia 17 sierpnia ratyfikował traktat
rozbiorczy z Rosją, a dnia 18 września także z Prusami. Wniosku w sprawie pruskiej nikt
42
z posłów nie chciał składać, wreszcie złożył go przekupiony kwotą 800 dukatów poseł
Podhorski.
Nie będę bardziej szczegółowo opisywał przebiegu tego sejmu. Walczyły na nim
aż cztery partie: Sieversa złożona z posłów pod jego wpływem obranych; grupa Pułaskiego,
czyli targowiczan z Korony, bo Szczęsny Potocki i inni dotychczasowi przywódcy Targowicy
już w Sejmie Grodzieńskim wziąć udziału nie chcieli; grupa Kossakowskich, która w
lojalności wobec cesarzowej licytowała się z Sieversem, oskarżając rosyjskiego ambasadora,
że zbyt ulega perfidnym chwytom Stanisława Augusta; wreszcie grupa opozycyjna,
patriotyczna, kierowana przez króla. Do tej grupy należeli: Szydłowski, Błeszyński,
Grodzicki, syn Ponińskiego, późniejszy powstaniec kościuszkowski, Karski itd. Kilku z nich
było aresztowanych w czasie sejmu przez Rosjan.
W tej Polsce, która miała pozostać niepodległą, pozostawiono jednak wojsko
rosyjskie.
Toteż w kilka miesięcy po podpisaniu przez sejm grodzieński haniebnych traktatów
wybuchło w Polsce powstanie. Jako przed odruchem broniącym honoru narodowego
pochylmy przed nim czoło.
Pojedynek jest instytucją powstałą w średniowieczu mającą na celu obronę honoru.
Pomimo iż pojedynek zabroniony jest przez prawo kościelne i prawie zawsze przez prawo
państwowe, instytucja ta jednak utrzymała się wśród narodów miłujących honor. Pojedynek
wychodzi z założenia, że honor należy cenić ponad życie i dlatego zwycięstwo w pojedynku
nie ma nic wspólnego z militarnym — że tak powiemy — zwycięstwem w tymże pojedynku.
Przeciwnie. Można ponieść śmierć w pojedynku, a będzie to właśnie uznane za najpiękniejsze
i najcałkowitsze obronienie honoru.
Wojna jest czymś zupełnie innym. Dla większej plastyczności weźmy przykład z kraju,
w którym pojedynki nie istnieją, bo nie istnieje też poczucie honoru w europejskim tego
słowa znaczeniu, to jest Anglię. Wojna w Anglii jest tylko instrumentem dla obronienia
pewnych dóbr materialnych. Anglia prowadziła wojnę o to, aby Chińczycy zmuszeni byli
do kupowania opium sprzedawanego przez Anglików. Toteż wypowiadanie wojny, która
musi się zakończyć katastrofą, przegraną, będzie uważane w Anglii za zbrodnię. Anglia nigdy
nie wypowie wojny, która by nie miała szans zwycięstwa.
Ocenę Powstania Kościuszkowskiego uzależniamy od tego, które kryterium wojny
uznamy za słuszne.
Jeżeli stosować będziemy kryterium pierwsze, wojny o charakterze pojedynku,
to oczywiście Powstanie Kościuszkowskie należy uczcić wyrazami: Gloria Victis. Człowiek
słaby, gdy w obronie naruszonej swej czci wyzywa doskonałego szermierza i zostaje przez
niego zabity, pięknie swój honor obronił. Powstanie Kościuszkowskie rozpoczęło walkę na
dwa fronty z Rosją i Prusami. Ani Jagiełło, ani Witold, ani Kazimierz Jagiellończyk nie
walczyli jednocześnie z Moskwą i z Krzyżakami, chociaż Moskwa była wówczas dużo
słabsza od Rosji Katarzyny II, a Krzyżacy nie dają się również porównać z Prusami. Piłsudski
był także zdecydowanym przeciwnikiem wojny na dwa fronty. Wojny na dwa fronty
próbowali Wilhelm II i Hitler ze znanym skutkiem. Toteż walcząc na dwa fronty Powstanie
Kościuszkowskie mając za sobą tylko iluzyjnego sprzymierzeńca w postaci rewolucyjnej
Francji, skończyło się tym, czym skończyć się musiało, to jest śmiercią państwa, ostatnim
rozbiorem Polski.
Na czele powstania stali ludzie wychowani przez Stanisława Augusta, jego duchowi
synowie, uczniowie kultury francuskiego wieku oświecenia, bardziej masoni niż katolicy.
Ale taktyka polityczna Stanisława Augusta była jeszcze z czasów rokoka, oparta na chytrości,
fałszywości, omamieniu i oszukaniu przeciwnika. Przez całe swe życie starał się oszukiwać
ambasadorów rosyjskich i ci zgodnie się skarżyli, że to mu się udawało. Kościuszko i ci,
którzy szli z nim razem, już pogardzali tymi metodami; świat osiemnastowieczny wychodził
już z zygzakowatych, krzywych, łamanych i łaszących się kokieteryjnie linii rokoka, zbliżał
się do równych i kanciastych linii neoklasycyzmu. Teraz tej generacji biły serca w takt
43
rewolucji francuskiej. Zresztą Stanisław August wyprzedził ich i całe swoje pokolenie
w miłości do ludu wiejskiego i miejskiego. Ale Powstanie Kościuszkowskie — teoretycznie
całkiem słusznie — w odwołaniu się do ludu widziało zbawienie Polski. Oto jednocześnie
Rewolucja Francuska zwyciężyła potężną koalicję, ponieważ potrafiła rozbudzić namiętność
mas ludowych. Czemuż więc tego samego nie miała uczynić Polska?
Rozumowanie to — jak powiedziałem — teoretycznie słuszne — w praktyce było
niewykonalne. Polska była o sto lat spóźniona w rozwoju psychologicznym w stosunku do
Francji. Na apel Kościuszki do ludu wiejskiego ten lud nie odpowiedział. Bardziej dojrzałe
było "pospólstwo" — jak się wtedy mówiło — miejskie. Masy ludu Warszawy i Wilna wzięły
namiętny udział w powstaniu.
Powstanie Kościuszkowskie było oczywiście nową formą konfederacji. Dla zrealizowania pewnych celów politycznych zawieszało działanie normalnych władz
państwowych, jak to czyniły zawsze konfederacje w Polsce do Targowickiej włącznie.
Ale jak Stanisław August nie lubił kontusza, podgolonej czupryny i karabeli, tak Kościuszko
i jego ludzie nie lubili konfederacji, ponieważ instytucja ta tyle złego Polsce wyrządziła.
Toteż Kościuszko pod wpływem częściowo Plutarcha, częściowo Robespierra, sięga
po władzę dyktatorską. Konstytucji 3 Maja nie przywraca. Króla odsuwa od wszelkiej
władzy, nawet tej, którą pozostawiła mu Konfederacja Targowicka.
Stanisław August od pierwszego dnia wybuchu powstania w Warszawie solidaryzuje
się z nim. Demonstruje swój czynny udział po jego stronie. Czy wierzył w jego zwycięstwo
ostateczne? — Na pewno nie. Ale w czasie swego męczeńskiego panowania przyzwyczaił się
do tego, że naród go albo wcale nie słuchał, albo słuchał częściowo. W powstaniu widział
tylko nową odmianę tego pierwszego stanu rzeczy. Odsunięto go od obowiązków króla
i władzy, spełniał więc żywo, chętnie i lojalnie obowiązki obywatela, który powinien słuchać
rozkazów swego rządu podczas wojny.
Inaczej rozumował brat jego, ks. Michał, prymas Polski. W czasie oblężenia Warszawy
miał nawet wysłać jakiś list do króla pruskiego, który Warszawę oblegał. List przejęto,
nastąpiło wzburzenie ludu miejskiego podburzonego przez Kołłątaja. Król posłał bratu
truciznę doradzając samobójstwo. Pogodność, sielska-anielska w dziejach Polski ma także
swe skurcze tragiczne.
Prymas się otruł. Ciało jego wystawiono wśród purpury, jedwabiu i złota kandelabrów.
Wspaniały ceremoniał pogrzebowy zgromadził tysiące kleru i zakonników i odbył się
nienagannie wśród huku dział oblężniczych pruskich i obronnych, powstańczych.
Za pogrzebem tym biegł wierszyk:
„A ksiądz Prymas zwąchał linę,
Wolał proszek, niż drabinę".
Lud warszawski wieszał. Czasami targowiczan, czasami ludzi niewinnych. Kołłątaj był
to ogień i dusza rewolucji, ale człowiek osobiście podły, zajadły, mściwy. Wydaje wtedy
książkę pomniejszającą udział króla w opracowaniu Konstytucji 3 Maja i chce powiesić króla.
Kościuszko musiał Kołłątajowi zagrozić aresztowaniem, chociaż Kołłątaj był naprawdę
inicjatorem rewolucji i powstania. Król jeździ po mieście bez trwogi, pomaga przy sypaniu
okopów, ale już przez wąskie ulice miasta jak szczury biegają wieści, że król chce uciec.
Te wąskie ulice miasta wypełnia ryk złości. Margrabiankę, Francuzkę, którą podejrzewano,
że jest kochanką królewską, chciano zabić na ulicy. Życie króla jest w niebezpieczeństwie.
Ale 10 października 1794 r. przyszły Maciejowice, potem rzeź Pragi, wejście Rosjan
do Warszawy, koniec niepodległości Polski.
I teraz stała się rzecz całkiem do tych oburzeń na króla niepodobna. Oto 7 stycznia 1795 r.
na rozkaz władz rosyjskich Stanisław August opuszcza Warszawę, jadąc pod strażą
rosyjską na wygnanie do Grodna. I oto lud miejski, warszawski, owe pospólstwo, które kilka
miesięcy przed tym chciało go wieszać, teraz go żałuje i kocha. Tysiące, dziesiątki tysięcy
44
mężczyzn, kobiet i dzieci biegnie dokoła jego karety, tłoczy się, wciska między konie
kawalerii rosyjskiej, załamuje ręce, wyrywa włosy z głowy, zawodzi, szlocha, płacze. Po tylu
latach panowania, po raz pierwszy, po raz jedyny, Stanisław August zobaczył łzy na tysiącach
twarzy płynące z miłości do niego.
Ale to było już tylko pożegnanie ostatniego króla Polski i jej niepodległości.
IV.
Przyjazd króla do Grodna poprzedził list ks. Mikołaja Repnina, niegdyś ambasadora
rosyjskiego w Warszawie, obecnie dowódcy wojsk rosyjskich na Litwie. Repnin zresztą teraz
stał się człowiekiem dobrego serca i ani Polakom, ani Stanisławowi Augustowi dokuczać nie
chciał. W tym liście jednak broni polityki Katarzyny, co jest z jego punktu widzenia
zrozumiałe, ale przez to wystawia chlubne świadectwo tak przez nas spotwarzonemu królowi:
"Niejednokrotne doświadczenie nas przekonało" — pisze Repnin — "że ten monarcha był
zawsze szkodliwy naszym interesom, gdyż nigdy w Polsce nie stał się żaden krok, przeciwny
korzyściom i planom najwyższego naszego Dworu, którego by on nie był głównym
kierownikiem, lub przynajmniej nie brał w nim żywego udziału.
Że zaś wnioskować można, że król będzie się starał poróżnić między sobą współdziałające
i związane dwory, również skłonić na swą stronę i inne, rozmaitymi, jemu jednemu znanymi
zabiegami...".
Z dwuletniego pobytu króla w Grodnie pozostały szczegółowe zapiski sporządzone
przez jego rosyjskich stróżów i szpiegów. Wynika z nich, że król przede wszystkim dużo
jeździł konno. Prawie codziennie odbywał dalekie spacery to drogą na Skidel, to do
Poniemunia, że jeździł brzegiem Niemna. Z tyłu za nim galopowała zawsze eskorta rosyjska,
a w końcu Repnin kazał rozebrać most na Niemnie, bojąc się jakichś planów ucieczki.
Krajobraz dokoła Niemna jest piękny, marzycielski, podobny do krajobrazu okolic Świtezi
i Nowogródka, do którego tak tęsknił Mickiewicz, a srebrna szarfa Niemna dodaje mu jeszcze
uroku. Jazda konna uspakajała nerwy jak środek odurzający, jak zapewne uspakajane jest
niemowlę, gdy się je w chacie huśta w kołysce, przy nuceniu rzewnych piosenek, tylko tutaj
zamiast skwaśniałego powietrza wnętrza chaty jest pęd, wiatr, wyładowanie energii, które
również kołyszą złe myśli, aby usnęły.
Odwiedzały króla damy, z którymi jadał śniadania. Ale były to przeważnie jakieś starsze
panie pod prezydencją jego rodzonej siostry, pani Krakowskiej. Ostatnia królewska kochanka,
urocza, młodziutka emigrantka francuska markizówna de Lullie była w Grodnie bardzo
krótko, bo od 20 lipca do 5 sierpnia 1795 r.
Król nadal się interesuje wszystkimi listami, książkami, obrazami, astronomią. Ale nie
pozwala obchodzić swoich imienin, stroni od wszelkich przyjęć, zebrań czy uroczystości.
A nie brakowało w tym czasie hucznych bali na ziemi polskiej i litewskiej.
Z tych to czasów także pochodzi ów wierszyk:
"Lech pierwszy zrąb postawił, Piast podniósł wierzchołek
Kazimierz prawa nadał, wszystko popsuł Ciołek
licz się Polsko po szkodzie brać do domu ludzi
Bo gdy bydło brać będziesz, wszystko ci spaskudzi".
V.
Dnia 6 listopada 1796 r. umarła Katarzyna II.
Niedługo potem, do pokoju, w którym więziony był Tadeusz Kościuszko wszedł na czele
licznej świty, człowiek o kurnosej, kałmuckiej twarzy, oczach wypełnionych niepokojem
ze skrami szaleństwa, o wzroku nie znajdującym odpoczynku tylko ustawicznie szukającym
kogoś i czegoś. Człowiek ten miał ruchy nienaturalne, przesadnie sztywne, jakie mają widma
45
w naszych wyobraźniach i powiedział wspaniałą francuszczyzną z wybitnie paryskim
akcentem kilka zdań do Kościuszki, zakończonych oświadczeniem:
— Vous êtez libre, mon generał.
Paweł był pół bestią, pół rycerzem. Miał naturę o chorobliwie rozwiniętych impulsach
woli i despotyzmu. Katarzyna trzymała go w posłuszeństwie przez długie lata, w czasie
których wył jak lew, który nie daje się tresować. Teraz wyżywał swój despotyzm
w wywracaniu w Rosji wszystkiego do góry nogami, co zrobiła matka.
Matce urządził pogrzeb wspólny z pogrzebem ojca, którego ona zamordowała.
Stanisława Augusta, którego Katarzyna skrzywdziła, sprowadził do Petersburga
na wiosnę 1797 r. Był dla niego grzeczny, nadskakujący, honorował go jako króla, oddał mu
Pałac Marmurowy do zamieszkania.
Stackelbergowi, który niegdyś tak dokuczał królowi w Warszawie, obchodząc się z nim
arogancko, kazał być teraz szambelanem przy królu do posług codziennych. Ale król nie
skorzystał z tej sytuacji, aby poniżyć Stackelberga. Nie chciał tylko zbyt często na niego
patrzeć.
Sytuacja w Europie podporządkowana była wojnie Francji z Anglią. Różne państwa
niemieckie i inne, powoli wycofywały się z wojny, którą rozpoczynały ze względu na zasady
ideowe, na obronę monarchizmu, szlachty, katolicyzmu. Ale Anglia toczyła tę wojnę nie
ze względu na tego rodzaju pobudki, lecz ponieważ Francja, jej odwieczny konkurent,
wzmogła swe siły, swą zaborczość. Z uporem i bezwzględnością, jak zawsze, Anglia
wszystko podporządkowywała tworzeniu coraz nowych koalicji przeciwko Francji. Nie
darmo Burke, wielki trybun Izby Gmin, przyjaciel Polaków, wielbiciel Konstytucji 3 Maja,
wołał w parlamencie angielskim dnia 18 lutego 1797 r., że nie pora myśleć o odległej Polsce,
że trzeba myśleć o zagrożonych przez Francję Niderlandach.
Wstąpienie Pawła na tron pomieszało szyki polityce angielskiej, podobnie jak
wstąpienie na tron jego niepoczytalnego ojca, Piotra III, wywróciło wszystko w Europie
do góry nogami. Przecież wiemy, że genezą późniejszego spisku na Pawła i jego
zamordowania była chęć tego cesarza do wojowania z Anglią. Paweł chciał wysłać wojska
rosyjskie na granicę Indii. Po jego zamordowaniu rozkazy te zostały odwołane.
Ale i teraz Paweł wyrządza brewerie polityczne. Oto na Nowy Rok 1798 przyjeżdża
do Stanisława Augusta, długo rozmawia z nim sam na sam w gabinecie. Po jego wyjeździe,
Stanisław August wychodzi wzruszony, ucieszony, wstrząśnięty, całkiem inny, do swoich
sekretarzy i nie mogąc wytrzymać ze szczęścia powiada im w największej tajemnicy
dosłownie co następuje:
— "Przecież sprzykrzyło się losowi prześladować nas dłużej. Wkrótce zobaczymy
Warszawę, jako stolicę odzyskanej Ojczyzny". Warszawa w 1798 roku była w posiadaniu
Prusaków. Paweł odbierając im to miasto, mógł ewentualnie wywołać wojnę Rosji z Prusami,
a nawet z Austrią i w ten sposób oddać niesłychaną usługę Francji.
Czy Paweł myślał na serio o projekcie odzyskania Warszawy dla Stanisława Augusta, czy
ta myśl nie przebiegała w jego głowie jak kruk przelatuje nad ścierniskiem, tego nie wiemy.
Ale Stanisław August opowiedział o obietnicy Pawła swoim sekretarzom, wśród których był
niejaki Friese, który w Warszawie szpiegował Stanisława Augusta na zlecenie Rosjan.
Z czyjego ramienia Friese był teraz szpiegiem tego nie wiemy.
Dnia 12 lutego 1798 r. o godz. 10 rano jak zawsze Stanisławowi Augustowi
przyniesiono do łóżka filiżankę bulionu. Po jej wypiciu głowa opadła mu na poduszki. Wyobrażam sobie, że wpierw uczuł on jak gdyby pęknięcie szklanek w mózgu. Oto pękło
szkło jednej szklanki, oto drugiej, oto trzeciej. Teraz znów mu się zdaje jak gdyby głowa jego
upadla na coś i rozdusiła coś, co było podobne do gniazda jaskółczego ulepionego z gliny
i pierza, jakie się widuje na naszych stajniach. Ale oto z tego miękkiego gniazda z piskiem
uciekają brzydkie myszy, oto biegną po nim, oślizgłymi łapkami, zaczepiają o guziki
od koszuli. A oto wielkie przepotężne skrzydła wiatraka, tylko czarne, jakże czarne, zakręciły
się jak koń w karierze, na ich czarności siedzi Katarzyna z usteczkami do całowania,
46
momentalnie odsłania szczęki prawie zupełnie wypróżnione od zębów, stara, zła, straszna;
brat Michał. Zawiadomiono cesarza, że król kona. Paweł przyjechał natychmiast, był przy zgonie, zarządził
sekcję zwłok. O rezultatach tej sekcji mamy dwie relacje. Pierwsza pochodzi od nadwornego lekarza
królewskiego, Beklera, który tak pisze do nadwornego malarza Bacciarellego:
"Przy otwarciu jego zwłok nie znaleziono nic nadzwyczajnego wewnątrz, tylko to, co zwykle bywa
u osób kończących na apopleksję, to jest, napełnienie się wodą komórek mózgowych. Wszystko się
znajdowało w najlepszym stanie, bez żadnego śladu jakichś narośli polipowych w naczyniach. Umarł
na to samo, co nieboszczka Imperatorowa i z jednakowymi go też honorami pochowano...".
Według opinii współczesnego lekarza, u którego zasięgałem porady w sprawie listu powyższego,
Bekler się myli gruntownie. Skoro była woda w komórkach mózgowych to apopleksja jest
wykluczona.
Więcej światła rzucają zapiski sekretarza królewskiego Jana Sagatyńskiego;
"Nazajutrz z rozkazu cesarza zrobiono sekcję i udano puszczając wieść, że woda na mózg wpadła
i była przyczyną tak nagłej śmierci. Bekler, przytomny temu, był wezwany do Pawła i zapewne wyjawił
aktualny powód śmierci, sądził bowiem, że subtelny rodzaj trucizny zwany Aqua Tofana, którego
ciężko i trudno znaków spostrzec, gdyż śladu po sobie nie zostawia, musiał być dany w bulionie.
Mnóstwo ludzi trzeba było egzaminować. Naprzód tego kto wydawał mięso i zwierzynę. jako też różne
korzenie z cergardy, czyli spiżarni, potem kucharza i kuchcika, dalej lokaja, który wyniósł z kuchni
i oddawał kamerdynerowi, a ten postawił filiżankę z tacą na stole, gdzie się kilka osób znajdowało,
wchodzi do króla uświadamiając go, że bulion jest gotowy. Nie robiono ścisłej indagacji, tylko
jednego po drugim wołano, a każdy jak mógł się tłumaczył i na tem pozostano".
Paweł urządził wspaniały pogrzeb, który trwał przez dni trzynaście od 13 do 26 lutego.
Trzydzieści tysięcy mieszkańców Petersburga przeszło koło mar królewskich. Dnia 22 lutego cesarz
przyjechał do Marmurowego Pałacu w towarzystwie Wielkich Książąt i księcia Kondeusza,
podniesiono głowę Stanisława Augusta i cesarz włożył na nią koronę. W dalszych uroczystościach
spędzano tysiące urzędników, setki szwadronów i batalionów gwardii i armii, działa huczały salwami,
setki sołdatów padło pod pałkami za niezgrabność w oddawaniu honorów. Z opisów, które czytałem
tego wspaniałego pogrzebu trzynastodniowego, utkwił mi w pamięci jeden frazes: "Przy kolumnach
stały małe geniuszki trzymające tarcze z cyfrą królewską".
Trumnę złożono w kościele Św. Katarzyny na Newskim Prospekcie. Położono wielką granitową
płytę z nadpisem:
Stanislaus Augustus
Rex Poloniae, Magnus Dux Lithuaniae
insigne documentum utriusque fortunae
prosperam sapienter, diversam fortiter tulit
Obiit Petropoli VII kal. Febr. MDCCXCVIII
Paulus I Autocrator
et Imperator Totius Russiae
amico et hospiti
posuit.
VI. Kiedy wiadomość o śmierci Stanisława Augusta, ostatniego króla polskiego i ostatniego
Wielkiego Księcia Litewskiego, w kilka dni po tym wydarzeniu, przybiegła do znanego mi pałacu
w Polsce, był właśnie karnawał, zima, bal. Na chwilę powstało zamieszanie, nawet orkiestra przestała
grać tańce. Korzystając z tego Pepita, młoda panienka, która tańczyła już godzin pięć bez ustanku,
wymknęła się z sali balowej i z pałacu do ogrodu. Miała rozgrzane ramiona i szyję, w głowie trochę
jej szumiał szampan, śnieg był suchy, sypki, taki właśnie, jaki powinien być podczas dużego mrozu.
Pepita zaśmiała się raptem tak głośno, że aż się zdziwiła. "Przecież nie jestem pijana" — pomyślała.
Było jeszcze całkiem ciemno, ale w tej ciemnocie czuło się, że już niedługo zacznie się coś zmieniać.
Pepita przestraszyła się, że może się przeziębi i zaczęła wracać, przy tym okna pałacu oświetlone
świecami od zewnątrz wyglądały całkiem żółte, jak gdyby żółte chustki jedwabne.
Kiedy wracała, już tańczono znowu i przez okna, przez mury słychać było hołubce mazura, które
— rzecz dziwna — słyszane tutaj w tym zastygłym od mrozu ogrodzie, wydawały się być senne
i monotonne.
Muzyka grała dalej. Życie szło dalej.
47
Stanisław Kutrzeba (1876 – 1946)
– historyk państwa i prawa, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Polskiej Akademii Umiejętności
Stanisław Marian Kutrzeba (ur. 15 listopada 1876 w Krakowie, zm. 7 stycznia 1946
w Krakowie) – polski historyk prawa, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes
Polskiej Akademii Umiejętności, działacz polityczny, poseł do Krajowej Rady Narodowej.
Absolwent Gimnazjum Św. Anny w Krakowie (1886–1894), studia prawnicze i historyczne
odbył na Uniwersytecie Jagiellońskim (1894–1898), uwieńczone doktoratem praw (1898).
Był słuchaczem najwybitniejszych ówczesnych uczonych krakowskich rożnych specjalności,
uczestniczył w wykładach Stanisława Krzyżanowskiego, Stanisława Smolki, Stanisława
Tarnowskiego. Mistrzem Stanisława Kutrzeby był Bolesław Ulanowski, pod kierownictwem
tego uczonego uzyskał doktorat praw.
Uzupełniał studia w Paryżu. Przez kilka lat prowadził prace badawcze w archiwach paryskich
oraz w Archiwum Watykanu; w 1902 na podstawie pracy Sądy ziemskie i grodzkie w wiekach
średnich habilitował się i został docentem w Katedrze Prawa Polskiego i Jego Historii UJ.
Pracował jednocześnie jako adiunkt w Archiwum Krajowym Aktów Grodzkich i Ziemskich
w Krakowie. W 1908 otrzymał nominację na profesora nadzwyczajnego i objął Katedrę
Prawa Polskiego; kierował nią do końca życia, od 1912 z tytułem profesora zwyczajnego.
Dwukrotnie pełnił funkcję dziekana Wydziału Prawa, był prorektorem i rektorem UJ.
Po aresztowaniu przez nazistów w ramach tzw. Sonderaktion Krakau był więziony od
listopada 1939 do lutego 1940 w Krakowie, Wrocławiu i obozie koncentracyjnym
Sachsenhausen.
W pracy naukowej zajmował się historią średniowiecznego prawa polskiego, historią ustroju
Polski od XIV do XVIII wieku, historią Krakowa.
Wybrane prace (z ponad 400): Historia ustroju Polski w zarysie. IV tomy (cyfrowa wersja
znajduje się w zasobach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej), Konstytucja Trzeciego Maja
1791 roku, Przyczynek do dyplomatyki polskiej w XIII wieku (1895), Finanse Krakowa
w wiekach średnich (1899), Historya rodziny Wierzynków (1899), Stosunki prawne Żydów
w Polsce w XV stuleciu (1901), Taryfy celne i polityka celna w Polsce od XIII do XV wieku
(1902), Urzędy koronne i nadworne w Polsce, ich początki i rozwój do roku 1504 (1903),
Skład sejmu polskiego, 1493–1793 (1906), Unia Polski z Litwą. Problem i metoda badania
(1911), Dawne polskie prawo sądowe (1921, 2 tomy), Polska Odrodzona (1921), Sejm Walny
dawnej Rzeczypospolitej Polskiej (1922), Polskie prawo polityczne według traktatów (1923,
2 części), Historia Śląska (1933, redaktor), Wstęp do nauki o państwie i prawie (1946).
48
IDEA WOLNOŚCI W USTROJU DAWNEJ
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
Jeśli chce się określić najistotniejszą cechę ustroju dawnej Rzeczypospolitej Polskiej
w nowszej epoce od XVI do XVIII wieku, to można to jedynie wyrazić w taki sposób,
że przenikała ten ustrój idea wolności. Nie jest to spostrzeżenie nowe. Nie o to mi tu też
chodzi, by jeszcze raz podkreślić ten charakter dawnej konstytucji polskiej. Mój cel jest inny.
Chcę ocenić tu wartość tej idei wolności dla dawnej Rzeczpospolitej.
I nad tym się już niejednokrotnie zastanawiano. Lecz oceny te nie były dostatecznie
obiektywne, nawet jeśli starano się ujmować je ze ściśle naukowego stanowiska. I to zarówno
oceny polskich, jak obcych uczonych. Nad tymi ocenami ciążył jeden fakt - rozbiorów Polski.
I obcy, i Polacy w ocenie instytucji politycznych i społecznych dawnej Rzeczpospolitej
patrzyli na nie pod tym kątem widzenia, czy lub o ile przyczyniły się do upadku dawnego
państwa polskiego. Przeważnie wydawano o tych instytucjach, o ile wyrażały ideę wolności,
sąd ujemny. Dopiero w czasie wojny zbudziła się przeciw tego rodzaju ujmowaniu tych
zjawisk reakcja. Rewizja poglądów natrafiła przecież na opór niektórych badaczy, i to pod
pewnymi względami od siebie bardzo odległych. Kwestia nie jest rozstrzygnięta ostatecznie.
Można więc na nowo ją podjąć.
Jeśli się chce ze stanowiska obiektywnego ocenić charakter ustroju dawnej
Rzeczypospolitej i znaczenie idei wolności, która go przenikała, trzeba moim zdaniem
rozpatrzyć ten ustrój na tle rozwoju historycznego państwowości w ogóle, jego stosunek do
typów państwowości i jego wartość dla niej.
Przy obserwacji rozwoju ustroju państw, które istniały dłuższy czas, czy istnieją
od dłuższego czasu do dzisiaj, można zauważyć, iż rozwój ten przedstawia się jakby ruch
wahadłowy od jednego do drugiego z dwóch krańcowych typów państwowości. Wahania
nie są jednakie. Raz wahnięcie jest silniejsze, bardziej przesuwa się ku ekstremum, to znów
słabsze. Nieraz wahnięcie trwa czas dłuższy, to znów krócej. Nie zawsze te wahnięcia są
równie wyraźne. Obok zasadniczych okresów wahnięć można spostrzec chwilowe odstępstwa
od tej linii rozwoju, jakby zaburzenia przypadkowe. Ale główna linia rozwoju da się zawsze
stwierdzić. Tu już jednak zastrzegam, iż nie można mówić o jakimś prawie wahnięć
w znaczeniu prawa fizycznego. Takich praw nie zna historia ducha ludzkiego -
a państwowość jest przecież ducha wytworem. Jakkolwiek tego rodzaju rozwój wahadłowy
da się skonstatować w ogromnej ilości wypadków, można mówić jednak tylko o tego rodzaju
49
tendencji rozwojowej, nie o prawie rozwojowym. Bliżej wyjaśnię to w dalszym ciągu
wykładu.
Tak samo w dalszym ciągu wykładu wyjaśni się równoczesne użycie dwóch określeń,
które mogą na pierwszy rzut oka przedstawiać się jako ze sobą sprzeczne: ruch wahadłowy
i rozwój. Bo ruch wahadłowy - to powrót w kierunku pierwotnego punktu wyjścia, więc
zdawałoby się, że nie może być mowy o rozwoju. Jednak ten rozwój jest. Jak każda analogia,
tak i ta szwankuje; ale że lepszego określenia tego ruchu powrotnego nie znajduję, zostaje
więc przy tym jego określeniu, tylko je później wyjaśnię.
Kierunki tego ruchu wahadłowego - to z jednej strony ustroje z przewagą czynnika
władzy w państwie, z drugiej ustroje, zapewniające swobodę czynnikowi społecznemu,
więc rządzonemu, udział w rządach. Do pierwszego typu należą tego rodzaju ustroje, gdzie
władza spoczywa w rękach jednostki (czy to będzie monarcha czy dyktator, czy jak tę
jednostkę nazwiemy) lub mniejszej lub większej grupy ludzi, ale stanowiącej znaczną
mniejszość w społeczeństwie. Do typu przeciwstawnego należą ustroje określane zwykle
jako demokratyczne; najdalej idąc w kierunku tego ekstremum demokracje bezpośrednie,
mniej jaskrawo przejawia się ten typ w różnego rodzaju demokracjach pośrednich,
w których pierwiastek bezpośredniości rządów jest ograniczony w mniejszej lub większej
mierze.
Już w pierwotnych formach ustroju społecznego, przedpaństwowego, można
spostrzec objawy odpowiadające obu tym typom rządzenia. Przesuwanie się w rozwoju
od typu pierwszego do drugiego i na odwrót spotykamy we wszystkich epokach.
Najciekawiej przedstawia się rozwój w państwach europejskich, które przeszły największą
ilość form ustrojowych, najwięcej wykazują wahnięć.
Przejdę pokrótce te fazy rozwoju, od czasu wędrówki narodów. A więc naprzód okres
rodowy ze starostą (typ pierwszy) lub wiecem (typ drugi) na czele. Potem przychodzi epoka
państw z okresu wczesnośredniowiecznego, w których gruntuje się typ pierwszy jako
monarchii absolutnej patrymonialnej (państwo Karolingów, w Polsce państwo pierwszych
Piastów itd.). W epoce późniejszej wieków średnich (od XIII w. w Anglii, Francji, od XIV w.
w Niemczech) państwowość przechodzi w typ drugi - monarchii stanowej, zapewniającej
pewnym grupom społecznym gwarancje wolności w formie różnego rodzaju przywilejów
i współudziału w rządach. I znowu od XV, względnie XVI wieku, przychodzi na zachodzie
Europy wahnięcie w kierunku typu pierwszego - monarchii absolutnej, przechodzącej
aż w ekstrem absolutyzmu oświeceniowego, a nawet państwa policyjnego. Są jednak
wyjątki - przede wszystkim Polska, z krótkimi interwałami Anglia. Jasny dowód, że to
nie prawo historyczne.
Na kontynencie dalsze wahnięcia przychodzą od końca XVIII wieku; rozpoczyna je
Francja, która przechodzi do typu nowożytnego państwa konstytucyjnego z "prawami
człowieka" i rządami parlamentarnymi; w XIX wieku ten typ coraz szersze zatacza kręgi,
najpierw w epoce rewolucyjnej i napoleońskiej Francji; potem w epoce wiosny narodów,
aż ostatecznie zwyciężył bezwzględnie w początkach XX wieku, ogarniając Rosję i Turcję.
I dość niespodziewanie po wojnie nastąpiło znowu wahnięcie w przeciwnym kierunku,
ku typowi pierwszemu; w całym szeregu krajów ustrój, w ostatnim dziesiątku lat, przechodzi
w rozmaitego rodzaju dyktatury; ale nie wszędzie, co znowu stwierdza, że nie mamy tu
do czynienia z prawem historycznym.
Ten krótki przegląd wahnięć pozwala nam też wyjaśnić, iż mimo tego wracania do punktu
wyjścia wahnięcia - mamy do czynienia z rozwojem; wahnięcie powrotne nie wraca ściśle
do pierwotnej formy, ale do przekształcającej, więcej rozwiniętej, choć w pojęcie tego
samego typu. Ustrój starościński - monarchia absolutna średniowieczna - absolutyzm
nowożytny - dyktatura powojenna - to cztery rodzaje pierwszego typu, z których każdy na-
stępny jest więcej rozwinięty, więcej udoskonalony, więcej skomplikowany w stosunku
do poprzedniego, tak jak znowu w typie drugim niższe typy przedstawiają: ustrój wiecowy
rodowy i monarchia stanowa późnośredniowieczna w porównaniu do monarchii
50
konstytucyjnej lub republiki w nowożytnej epoce, a razem znowu na pewno będą się
przedstawiać jako mniej doskonałe formy w stosunku do dalszego szczebla tego typu - tego
szczebla, którego jeszcze nie ma, ale którego nadejścia spodziewać się należy.
Zapytać trzeba jakież powody tych wahnięć? Nie wystarczy powiedzieć, że duch ludzki to
wieczny malkontent, bo każda rewolucja czy ewolucja ma swoje przyczyny. Tych przyczyn
wahnięć szukać trzeba w zaletach i wadach obu typów rządzenia. Najjaśniej zaś występują
one tam, gdzie mamy do czynienia z ustrojami, które właściwości typu doprowadzają
do ekstremum - zwłaszcza wady.
W typie pierwszym, zapewniającym przewagę czynnikowi władzy, jako strona
dodatnia występuje właściwe ujęcie interesu ogólnego państwa, a to: staranie się
o bezpieczeństwo państwa na zewnątrz przez zapewnienie siły wojskowej i skarbowej oraz
prowadzenie odpowiedniej polityki przymierzy, na wewnątrz przez utrzymywanie spokoju
oraz niedopuszczanie do przewagi jednostronnych interesów, politycznych czy
gospodarczych, poszczególnych warstw. Ujęcie interesu państwa jako takiego jest w grupach
ustrojowych należących do tego typu ułatwione przez to, że zwyczajnie schodzą się ogólne
interesy państwowe z interesami czynnika rządzącego. Siła państwa, więc ilość i jakość
wojska, pełny skarb, dobra polityka zagraniczna i gospodarcza, zapewniają znaczenie temu
czynnikowi, zwykle więc dynastii panującej, możność zaspokojenia ich ambicji i pożądań,
materialnej czy umysłowej natury.
W ustrojach typu drugiego swoboda w urządzeniach, zapewnienie ludności
(niekoniecznie całej, ale pewnym warstwom) przywilejów czy praw obywatelskich, oraz
dopuszczenie jej do udziału - w różnym zresztą stopniu - w rządach, wytwarza zadowolenie
tej ludności, a więc zapewnia chęć z jej strony do wysiłku dla obrony państwa w razie
niebezpieczeństwa, nie tylko z przymusu, rodzi też poczucie wspólności interesów.
Ale oba typy wykazują też wady, które - jak zaznaczyłem - występują najsilniej
w ustrojach doprowadzających pierwiastki tego typu do ekstremum. W ustrojach typu
pierwszego łatwo wyradza się czynnik władzy, który, nie mając kontroli ze strony czynnika
społecznego, przechodzi w samowolę. Samowola ta występuje nie tylko u czynnika
najwyższego, który zwykle nie może być prawnie pociągnięty do odpowiedzialności
(princeps legibus solutus); przejawy jej występują też u czynników podrzędnych, czerpiących
swoją moc od górnego, a usiłowania, by zapewnić w ustrojach tego typu praworządność
w funkcjonowaniu administracji, zwyczajnie szwankują.
W typie drugim zaś bardzo trudno o wyrobienie pojęcia ogólnego interesu państwa,
o dostosowanie do niego postępowania tych, którzy mają przewagę we władzy. Powstają
kolizje; między interesem państwa a interesami warstw lub warstwy przeważającej, i te drugie
zyskują łatwo przewagę. Zwłaszcza niechęć ponoszenia ciężarów państwowych silnie się
odbija na mocy państwa. Walki między warstwami, gdy brak czynnika ponad nimi stojącego,
rozstrzygającego w myśl interesu ogólnego, mogą doprowadzić wprost do anarchii. Ustroje
tego typu dobrze funkcjonować mogą tylko przy bardzo wysokim stopniu wyrobienia
intelektualnego i obywatelskiego tych warstw społecznych, które do rządów są dopuszczone.
Zdaje mi się, że po tych wyjaśnieniach nietrudno zrozumieć, skąd pochodzą wahnięcia
od jednego do drugiego typu idące. I nietrudno zrozumieć, że nie jest to jakieś prawo
historyczne, lecz tylko tendencja, która się pospolicie przejawia, może występować dość
szybko po wyrobieniu się pewnego typu jako reakcja, przeciw niemu - może nawet przez
wieki się nie pojawiać. O ile typ jest bardziej skrajny - a właściwie o ile silniej uwydatniają
się wady typu, o tyle więcej prawdopodobieństwa, że przyjdzie do wahnięcia. O ile wady
ostrzej się zaznaczają, o tyle bardziej prawdopodobne, że wahnięcie będzie silne. Ogromnie
wiele zależy przy tym od charakteru narodowego, który dla tego lub innego typu wykazuje
większą predylekcję; ale ten charakter może ulegać zmianom.
Mogą te wahnięcia przejawiać się w formach mniej lub więcej silnych - innymi słowy
mówiąc, mogą przybierać charakter ewolucji lub rewolucji. Państwo typu pierwszego może
przejść w typ drugi, ale łagodny - np. monarchia absolutna w ograniczoną konstytucyjną -
51
i może to zadowolić czynnik społeczny na dłuższy okres czasu, nim dojdzie do dalszego
rozwijania tego typu w kierunku ekstremum. Ale jeśli typ pierwszy, posiadający silne wady
ekstremalne, nie okazuje chęci wahnięcia ku jakiejś formie drugiego typu, może w drodze
rewolucji przejść wprost do drugiego ekstremum - np. państwo absolutne wprost do republiki
bardzo skrajnych form.
Jeśli na tym tle przyjrzymy się rozwojowi ustrojowemu Polski, jasno zarysuje się
nam jego ewolucja.
Za pierwszych Piastów widzimy przewagę czynnika, władzy. Odpowiada fen okres
wczesnośredniowiecznemu okresowi na zachodzie Europy. Przeważa czynnik władzy
absolutnej. Silnie zaznacza się samowola tego czynnika, co wywołuje reakcje. Następuje
wahnięcie w kierunku uznania praw czynnika społecznego; wahnięcie to idzie bardzo
powoli, trwa długo, ale coraz dalej posuwa się ku ekstremum. Zaznacza się w wydawaniu
przywilejów jednostkowych i dopuszczeniu warstw wyższych do faktycznego współudziału
w rządzie, zwłaszcza, w instytucji wieców, w okresie XIII i XIV wieku.
Za Jagiellonów przychodzi dalsze wzmocnienie czynnika społecznego,
zorganizowanego w stany, wytwarzające ostatecznie jako swój organ sejm, zabezpieczając
swoje stanowisko prawne przez liczne przywileje stanowe. Po Jagiellonach nowy etap
wzrostu znaczenia, czynnika, społecznego: artykuły henrykowskie, pacta conventa,
senatorowie rezydenci (1573) aż do przejęcia przez czynnik społeczny obok władzy
ustawodawczej także władzy wykonawczej przez utworzenie Rady Nieustającej (1774).
Jesteśmy w ekstremum wahnięcia. Wady też tego ustroju zaczynają wtedy
występować jak zwyczajnie w typach skrajnych w sposób niesłychanie jaskrawy: a więc
zatracenie zrozumienia interesu ogólnopaństwowego, przewaga interesu jednej warstwy,
wprost anarchia.
Linia rozwoju szła więc w Polsce od XIII do XVIII stuleciu konsekwentnie
w jednym kierunku, kiedy na zachodzie Europy już od XV wieku poszło wahnięcie
w kierunku przeciwnym i to bardzo daleko. W Polsce wahnięcie w kierunku typu
pierwszego, ku wzmocnieniu władzy rządzącej, przyniosła dopiero Konstytucja 3 Maja 1791
roku. Wahnięcie to jednak nie było silne. Władzę monarszą wzmocniono tylko w zakresie
władzy wykonawczej. Wahadło stanęło mniej więcej w połowie między ekstremami, raczej
jeszcze z nachyleniem ku typowi drugiemu.
Przy takim ujęciu rozwoju ustroju Polski nie będzie nam się on przedstawiał jako
jakiś dziwoląg. Oba typy ustrojowe spotyka się wszędzie i to na przemian. Oba typy miały
swoje zalety, oba typy, w razie zwłaszcza ich egzageracji, wykazywały silne wady. Z zaletą
tego typu, który w Polsce tak silnie się zaznaczył: zabezpieczeniem swobód, przynajmniej
wyższych stanów, i uznaniem ich wpływu na rząd, łączy się rozszerzenie granic Polski.
Ten moment bowiem doprowadził do zespolenia z Polską w formie inkorporacji lub unii
szeregu terytoriów, jak ziemie dawniej polskie (Pomorze), które następnie podpadły pod
władzę Zakonu Krzyżackiego, jak Litwa, terytoria ruskie, Inflanty; doprowadził
do wchłonięcia przez element polski elementów narodowościowo obcych: ruskich,
litewskich, a nawet niemieckich, pozyskanych przez tę wolność i ten współudział w rządach.
Rezultatem zalet było zapewnienie w epoce porozbiorowej poczucia narodowego,
przejawiającego się w powstaniach i narodowej solidarności, umożliwienie odbudowy Polski
w granicach szerszych, niż dawna za Piastów, Rezultatem wad było osłabienie siły państwa,
jego odporności w stosunku do nacisku z zewnątrz, w ostateczności rozbiory; dzisiejsza
Polska wskutek tego jest mniejszą, niż mogła być, mniej ma procent polskiej ludności, niżby
miała, gdyby byt jej nie był uległ przerwaniu. Rozwiązania trudności, jak pogodzić ze sobą w państwowości te dwa czynniki: autorytet
władzy i wolność obywateli, nie dało na stałe żadne państwo. Każda państwowość podejmuje tę
pracę na nowo; nieraz ona słabiej występuje, przychodzą epoki spokoju, trwające dłużej lub krócej.
Ale trwałe one nie są nigdy. Zagadnienie tym dla nas ciekawsze, że obecnie znowu w Europie
i w Polsce weszła państwowość w stadium nowego wahnięcia.
52
Klasycy historiografii w "Zeszytach Jagiellońskich":
W numerze 28 (luty 2009):
Część I – Polska Piastów i Polska Jagiellonów 1. Karol Szajnocha (1818 – 1868) - pisarz, historyk, patriota, kustosz Ossolineum.
2. Stanisław Smolka (1854 – 1924) - współtwórca krakowskiej szkoły historycznej.
3. Stanisław Kutrzeba (1876 – 1946) – historyk państwa i prawa polskiego.
4. Józef Szujski (1835 – 1883) – współtwórca krakowskiej szkoły historycznej.
5. Zygmunt Wojciechowski (1900 – 1955) – mediewista, historyk ustroju.
6. Kazimierz Tymieniecki (1887 – 1968) – wybitny mediewista.
7. Ignacy Chrzanowski (1866 – zm. w 1940 r. w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen) – historyk
literatury polskiej.
W numerze 31 (kwiecień 2009):
Część II – Rzeczpospolita szlachecka 1. Aleksander Brückner (1856-1939) – badacz dziejów kultury polskiej.
2. Adolf Pawiński (1840-1896) - historyk ustroju Rzeczypospolitej szlacheckiej.
3. Lucjan Rydel (1870 -1918) - poeta, Pan Młody w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego, autor rozprawy
o Królowej Jadwidze oraz popularnych "Dziejów Polski dla wszystkich".
4. Józef Tretiak (1841 – 1923) – historyk, historyk literatury, znawca twórczości Mickiewicza.
5. Wiktor Czermak (1863 – 1913) – historyk Polski XVII wieku, edytor.
6. Ludwik Kubala (1838 – 1918) – wybitny historyk, patriota, nauczyciel z powołania, źródło wiedzy
dla Sienkiewicza w czasie pisania „Trylogii”.
7. Tadeusz Korzon (1839 – 1918) – historyk, powstaniec styczniowy.
8. Władysław Łoziński (1843 – 1913) – powieściopisarz i historyk.
W numerze 35 (czerwiec 2009):
Część III – Przed zachodem Słońca 1. Tadeusz Korzon (1839 – 1918) – historyk, powstaniec styczniowy.
2. Szymon Askenazy (1866 – 1935) - historyk, twórca lwowskiej szkoły historycznej.
3. Ksiądz Jędrzej Kitowicz (1727 – 1804) - historyk, pamiętnikarz, autor dzieła „Opis obyczajów
za panowania Augusta III”.
4. Józef Ignacy Kraszewski (1812 – 1887) - pisarz i historyk, najpłodniejszy autor literatury polskiej.
5. Władysław Konopczyński (1880 – 1952) - historyk, polityk narodowy, więzień Sachsenhausen.
6. Ignacy Chrzanowski (1866 – 1940) - historyk literatury, więzień Sachsenhausen.
7. Ludwik Finkel (1858 – 1930) - historyk, bibliograf, profesor Uniwersytetu Lwowskiego.
8. Oswald Balzer (1858 – 1933) - wybitny historyk ustroju i prawa polskiego.
9. Władysław Smoleński (1851 – 1926) - historyk szkoły warszawskiej, darczyńca księgozbioru
Bibliotece im. Zielińskich Towarzystwa Naukowego Płockiego.
10. Antoni Chołoniewski (1872-1924) - publicysta społeczno-polityczny, autor apologetycznego obrazu
historii Polski (Duch dziejów Polski), polemicznego wobec szkoły warszawskiej i krakowskiej.