Henning Mankell-o Krok

Embed Size (px)

Citation preview

HENNING MANKELL o krok przeoya IRENA KOWADO-PRZEDMOJSKA Tytu oryginau: Steget efter Copyright 1997 by Henning Mankell Published by agreement with Ordfronts Forlag AB, Stockholm, and Leonhardt & Hoier Literary Agency aps, Kobenhavn. Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2006 Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2006 Wydanie I Warszawa 2006 *** Wiktorii i Danowi W przyrodzie istnieje o wiele wicej ukadw nieuporzdkowanych ni uporzdkowanych... z drugiej zasady termodynamiki Uwertura do opery Rigoletto Giuseppe Verdiego ***

Prolog Deszcz przesta pada tu po pitej. Mczyzna przykucnity obok grubego pnia drzewa ciga ostronie kurtk. Deszcz nie by ulewny, pada nie duej ni p godziny. A jednak przemoko mu ubranie. Ogarna go naga wcieko. Nie chcia si przezibi. Nie teraz, nie w rodku lata. Pooy kurtk na ziemi i wsta. Nogi mia zesztywniae. Rozglda si uwanie dokoa, koyszc si powoli w przd i w ty, eby pobudzi krenie. Wiedzia, e ci, na ktrych czeka, nie zjawi si przed sm. Tak si umwili. Istniao jednak pewne, cho niewielkie ryzyko, e ktrym ze szlakw przecinajcych rezerwat przyrody bd schodzili inni ludzie. Jedynie to mogo pokrzyowa mu plany. Jedynie tego nie by pewny. Mimo to nie odczuwa niepokoju. Bya wigilia wita letniego przesilenia*. W rezerwacie nie byo kempingw ani placw zabaw. Ci, na ktrych czeka, wybrali to miejsce z rozmysem. Nie chcieli, by im przeszkadzano. Dwa tygodnie wczeniej ustalili, gdzie si spotkaj. Wwczas ju od wielu miesicy depta im po pitach. Dzie po tym, jak si umwili, zacz szuka tego miejsca. Wdrowa przez rezerwat, starajc si, by nikt go nie dostrzeg. W pewnej chwili * wito letniego przesilenia, czyli najkrtszej nocy (noc witojaska), jest jednym z najwaniejszych szwedzkich wit. Obchodzi si je zawsze po dwudziestym czerwca, z pitku na sobot. (Przypisy pochodz od tumaczki.) na jednej ze cieek pojawia si para starszych ludzi. Skry si w pobliskim zagajniku i czeka, a przejd. Odnalazszy miejsce, ktre wybrali na nocne oczekiwanie, uzna, e jest wprost wymarzone. Leao w zagbieniu terenu. Otaczay je gste zarola. A dalej by niewielki zagajnik. Doprawdy nie mogli wybra lepszego miejsca. I dla siebie, i dla niego. Niebo przejanio si. Wyjrzao soce i natychmiast zrobio si cieplej. Czerwiec by w tym roku chodny. Wszyscy wok narzekali na spnione lato w Skanii. Potakiwa. Zawsze potakiwa. To jedyny sposb, eby unikn wpadki, myla. Omin kad przeszkod na drodze. Opanowa t sztuk. Sztuk potakiwania. Spojrza na niebo. Nie powinno ju pada. Wiosna i pocztek lata byy rzeczywicie bardzo chodne. Teraz jednak, w wito najkrtszej nocy, nareszcie wyjrzao soce. Bdzie pikny wieczr, pomyla. W dodatku niezapomniany. W powietrzu unosi si zapach wilgotnej trawy. Gdzie w pobliu usysza trzepot ptasich skrzyde. Poniej, z lewej strony, przewitywao morze. Stan w rozkroku i wyplu prymk, ktra rozpywaa mu si w ustach. Wgnit j nog w piach. Nigdy nie pozostawia po sobie ladw. Nigdy. Ale czsto myla, e powinien rzuci tyto. To zy nawyk i do niego nie pasuje. Postanowili spotka si w Hammar. Tak byo najlepiej, bo jedni jechali z Simrishamnu, a drudzy z Ystadu. Samochody mieli zaparkowa w rezerwacie przyrody i doj do wyznaczonego miejsca. Waciwie nie bya to wsplna decyzja. Przez duszy czas rozpatrywali rozmaite warianty, przesyajc sobie kolejne propozycje. Gdy wreszcie kto z nich zaproponowa to miejsce, przyjli je bez zastrzee. By moe dlatego, e ju nie mieli czasu. Trzeba byo jeszcze sporo zaatwi. Kto zaj si zor-

ganizowaniem prowiantu, kto inny pojecha do Kopenhagi wypoyczy stroje i peruki. Wszystko zostao drobiazgowo zaplanowane. Przygotowali si rwnie na z pogod. O drugiej po poudniu jeden z nich zapakowa du plastikow pacht do czerwonego worka. Woy tam jeszcze rolk tamy klejcej i par starych aluminiowych kokw. Pozostan na zewntrz nawet w razie deszczu. Ale bd mieli schronienie. Wszystko byo gotowe. Jednak nikt nie mg przewidzie tego, co nastpio. Ktre z nich nagle zachorowao. Bya to moda kobieta. By moe wanie ona najbardziej si cieszya na witojask zabaw. Poznaa ich wszystkich przeszo rok wczeniej. Obudzia si wczenie rano z uczuciem nudnoci. Z pocztku mylaa, e to ze zdenerwowania. Kilka godzin pniej, ju po dwunastej, przysza gorczka i torsje. Cigle jeszcze liczya, e to minie. Kiedy jednak chopak, z ktrym miaa jecha, zadzwoni do drzwi, otworzya na drcych nogach i powiedziaa, e jest chora. Spotkali si wic w Hammar tylko we trjk, tu przed wp do smej, w witojaski wieczr. Niespodziewana choroba nie popsua im nastroju. Wiedzieli z dowiadczenia, e w yciu bywa rnie. Zaparkowali samochody przy wjedzie do rezerwatu, wzili koszyki i ruszyli jedn z lenych cieek. Komu zdawao si, e z oddali dochodz dwiki akordeonu. Poza tym sycha byo tylko ptaki i odlegy szum morza. Gdy dotarli na miejsce, od razu im si spodobao. Tu w spokoju bd mogli doczeka witu. Niebo byo bezchmurne. Zapowiadaa si jasna noc. Wsplne obchody wita zaplanowali na pocztku lutego. Zwierzali si sobie wwczas z tsknoty za jasn, letni noc. Pili duo wina, prowadzc dugie, artobliwe dyskusje na temat zmierzchu. Kiedy zaczyna si moment pomidzy jasnoci a mrokiem, ktry nazywamy zmierzchem? Czy mona go opisa sowami? Co wida, gdy wiato jest tak sabe, e znajdujemy si w nieokrelonym pomidzy", w wymykajcej si chwili, na skraju z wolna wyduajcego si cienia? Mieli rozbiene zdania i kwestia zmierzchu pozostaa nierozstrzygnita. Ale ju wtedy, tamtego wieczoru, zaczli snu plany zabawy. Kiedy dotarli do zapadliny i odstawili kosze z prowiantem, rozeszli si w rne strony, by przebra si w gstych zarolach. Wkadali peruki, przegldajc si w kieszonkowych lusterkach wcinitych midzy gazie drzew. Nikomu nie przyszo do gowy, e opodal stoi mczyzna i przyglda si ich skomplikowanym przygotowaniom. Najatwiej byo naoy peruki. Trudniej gorsety, poduszki i halki. Na kocu jeszcze fulary, kryzy i grub warstw pudru na twarz. Wszystko musiao by naprawd. Zabaw traktowali serio. O smej wyonili si z zaroli i popatrzyli na siebie. Byli gboko poruszeni. Po raz kolejny wymykali si ze swojego czasu i wkraczali w inn epok. W epok Bellmana*. Podeszli bliej i parsknli miechem. Ale szybko znw spowanieli. Rozpostarli duy obrus, z koszy wyjli wiktuay i wczyli magnetofon z nagraniem Listw Fredmana**. Zabawa si zacza. Gdy nadejdzie zima, bd wspomina ten letni wieczr. Bdzie ich wizaa kolejna wsplna tajemnica. Okoo pnocy nadal nie by zdecydowany. Wiedzia, e nie musi si pieszy. Zostan tu do rana. By moe nawet przepi cae przedpoudnie. Zna ich plany w najdrobniejszych szczegach. Dawao mu to poczucie olbrzymiej przewagi.

Tylko ten, kto ma przewag, moe unikn wpadki. Tu po jedenastej byli ju podchmieleni. Wtedy ostronie zmieni pozycj. Gdy po raz pierwszy znalaz si w tym miejscu, wyznaczy sobie punkt obserwacyjny. Byy to gste zarola na zboczu. Mia stamtd otwarty widok na wszystko, co * Carl Mikael Bellman (1740-1795) - szwedzki poeta i kompozytor. ** Listy Fredmana (Fredmans epistlar) - zbir pieni Bellmana. dziao si na jasnoniebieskim obrusie. Mg podej zupenie blisko, niezauwaony. Od czasu do czasu odchodzili na bok za potrzeb. Widzia wszystko, co robili. Mina pnoc. Nadal czeka. Waha si. Co si nie zgadzao. Miao ich by czworo. Brakowao jednej osoby. Przez myl przemkno mu kilka moliwych powodw. Nie znajdowa wytumaczenia. Zaszo co nieprzewidzianego. Moe dziewczyna si rozmylia? Moe zachorowaa? Sysza muzyk. miech. Chwilami wyobraa sobie, e siedzi na dole przy jasnoniebieskim obrusie z kieliszkiem w rku. Pniej zmierzy peruk. A moe nawet kostium? Mg zrobi wszystko, co zechce. Mia nieograniczone moliwoci. Nawet gdyby by niewidzialny, jego przewaga nie byaby wiksza. Jeszcze czeka. miech wznosi si i opada. Gdzie wysoko ponad gow przelecia nocny ptak. Byo dziesi po trzeciej. Nie chcia ju duej czeka. Nadszed czas. Czas, ktry sam wyznaczy. Waciwie nie mg sobie przypomnie, kiedy ostatnio mia na rku zegarek. Mimo to godziny i minuty nieustannie w nim tykay. Mia w sobie wewntrzny zegar, ktry zawsze dobrze chodzi. W dole, wok jasnoniebieskiego obrusa, byo cicho. Leeli spleceni ramionami, suchajc muzyki. Wiedzia, e nie pi. Pogreni gboko w marzeniach, nie podejrzewali, e jest tu za nimi. Wzi do rki pistolet z tumikiem, ktry lea na zoonej kurtce. Rozejrza si popiesznie. Potem przemkn si w kierunku pobliskiego drzewa. By dokadnie za nimi. Przystan na kilka sekund. Nikt nic nie zauway. Rzuci ostatnie spojrzenie wokoo. Nikogo w pobliu. Byli sami. Wyszed zza drzewa i zabi ich kolejno jednym strzaem w czoo. Nic nie mg poradzi na to, e krew trysna na biae peruki. Wszystko stao si tak szybko, e ledwie zdy to zarejestrowa. Teraz leeli przed nim martwi. Ciasno spleceni, jak kilka sekund wczeniej. Wyczy magnetofon. Nasuchiwa. Ptaki wiergotay. Znw si rozejrza. Naturalnie nikogo nie byo. Odoy pistolet na obrus, na ktrym przedtem rozoy serwetk. Nigdy nie zostawia ladw. Potem usiad. Przyglda si tym, ktrzy dopiero co si miali, a teraz leeli martwi. Idylla dalej trwa, pomyla. Z t rnic, e teraz jest nas czworo. Tak jak byo zaplanowane od pocztku. Nala sobie kieliszek czerwonego wina. Z reguy nie pi. Ale teraz nie mg si powstrzyma. Potem przymierzy peruk. Sprbowa jedzenia. Nie by zbyt godny. Dochodzio wp do czwartej, gdy wsta. Mia jeszcze wiele do zrobienia. W rezerwacie pojawiay si ranne ptaszki. Chocia byo to mao prawdopodobne, kto mg zboczy z wytyczonej cieki i natkn si na zapadlin. Nie moe zostawi adnych ladw.

Nie tym razem. Na kocu, zanim si oddali, przeszuka torby i ubrania. Znalaz to, czego szuka. Wszyscy mieli przy sobie paszporty. Woy je do kieszeni kurtki. Pniej, w cigu dnia je spali. Rozejrza si po raz ostatni. Wyj z kieszeni may aparat i zrobi zdjcie. Jedno jedyne. Mia wraenie, e patrzy na obraz przedstawiajcy osiemnastowieczny piknik. Tyle tylko, e obraz by spryskany krwi. Nadszed witeczny poranek. Sobota, dwudziesty drugi czerwca tysic dziewiset dziewidziesitego szstego roku. Zapowiada si pikny dzie. W Skanii nareszcie zapanowao lato. *** Cz I 1 W rod, sidmego sierpnia tysic dziewiset dziewidziesitego szstego roku Kurt Wallander omal nie zgin w wypadku samochodowym, na wschd od Ystadu. Zdarzyo si to wczenie rano, wkrtce po szstej. Wanie min Nybrost-rand, kierujc si na sterlen. Nagle przed jego peugeotem wyrosa spitrzona masa samochodu ciarowego. Klakson ciarwki usysza w momencie, gdy gwatownie skrca kierownic. Chwil pniej zjecha na pobocze. Dopiero wtedy ogarn go strach. Serce tuko mu si w piersiach. Mia mdoci i zawroty gowy. Zdawao mu si, e za chwil zemdleje. Kurczowo zaciska rce na kierownicy. Kiedy si uspokoi, powoli dotaro do niego, co si stao. Zasn za kierownic. Wystarczya sekunda, by jego stary samochd zacz zjeda na lewy pas jezdni. W nastpnej sekundzie by nie y, zmiadony przez ciarwk. Na myl o tym poczu w sobie pustk. Pamita tylko, jak kilka lat wczeniej, pod Tingsryd, omal nie zderzy si z osiem. Wtedy jednak bya mga i ciemno. Tym razem po prostu przysn za kierownic. Zmczenie. Nie wiedzia, skd ono si bierze. Spado na niego bez uprzedzenia na pocztku czerwca, tu przed urlopem. W tym roku postanowi wzi urlop wczeniej. Ale cay czerwiec rozpyn si w deszczu. Gdy tylko wrci do pracy, zaraz po witym Janie, w Skanii zapanowaa pikna i ciepa pogoda. Towarzyszyo mu nieustanne znuenie. Potrafi zasn na krzele. Nawet po dobrze przespanej nocy musia si rano zmusza do wstania z ka. Prowadzc samochd, czsto zjeda na pobocze, eby si chwil zdrzemn. Linda, jego crka, zauwaya to podczas wsplnych wakacji, kiedy przez tydzie jedzili po Gotlandii. Na jedn z ostatnich nocy zatrzymali si w pensjonacie w Burgsvik. By pikny wieczr. Dzie spdzili na wdrwce po poudniowym cyplu wyspy. Zanim wrcili na noc do pensjonatu, zjedli obiad w pizzerii. Pytaa go o powd zmczenia. Widzia jej twarz w wietle lampy naftowej. Zarejestrowa, e pytanie byo dobrze przygotowane. Wykrca si. Nic mu nie jest. Chyba nic dziwnego, e cz urlopu spdza na odsypianiu zalegoci. Linda wicej nie pytaa. Ale spostrzeg, e mu nie wierzy. Tak duej by nie moe, pomyla. To nie jest zwyke zmczenie. Co jest nie tak. Prbowa przywoa inne objawy, wiadczce o jakiej chorobie. Ale poza tym, e budzi si nieraz w nocy z powodu kurczu w ydkach, nic nie przychodzio mu do gowy.

Uwiadomi sobie, jak bliski by mierci. Nie moe duej zwleka. Dzisiaj zamwi wizyt u lekarza. Wczy silnik i ruszy. Opuci boczn szyb. By ju sierpie, ale nadal utrzymywao si letnie ciepo. Wallander jecha do domu ojca w Lderupie. Przejeda t drog niezliczon ilo razy. W dalszym cigu nie potrafi pogodzi si z faktem, e w przesyconej zapachem terpentyny pracowni nie zobaczy ju ojca siedzcego przy sztalugach i malujcego obrazy z niezmiennie powracajcym motywem: pejza z guszcem na pierwszym planie. Albo bez guszca. Soce podwieszone na niewidzialnych niciach, tu nad koronami drzew. Niedugo min dwa lata. Dwa lata od dnia, kiedy Gertruda zadzwonia do komendy w Ystadzie i powiedziaa, e ojciec ley martwy na pododze pracowni. Do dzisiaj zachowa w pamici wyrane, drczce wspomnienie faktu, e w drodze do Lderupu negowa oczywist prawd. Zrozumia, e musi jej spojrze w oczy, kiedy na podwrzu dostrzeg Gertrud. Wiedzia, co go czeka. Ostatnie dwa lata szybko przeleciay. Odwiedza Gertrud, ktra nadal mieszkaa w domu ojca, kiedy tylko mg. Ale zdecydowanie zbyt rzadko. Min przeszo rok, gdy wreszcie zabrali si do porzdkowania pracowni. Znaleli trzydzieci dwa skoczone i podsygnowane obrazy. Pewnego grudniowego wieczoru w tysic dziewiset dziewidziesitym pitym roku, usiadszy przy stole w kuchni Gertrudy, sporzdzili list osb, ktrym zamierzali je podarowa. Wallander zatrzyma dwa z nich dla siebie. Pierwszy z guszcem, drugi bez. Linda dostaa jeden, tak samo jak Mona, bya ona Wallandera. Jego siostra, Kristina, nie chciaa ani jednego. Zaskoczyo go to i zasmucio. Gertruda miaa ich duo i wicej nie chciaa. Zostao do oddania jeszcze dwadziecia osiem obrazw. Wallander, z pewnym wahaniem, wysa jeden z nich inspektorowi policji kryminalnej w Kristianstad, z ktrym utrzymywa luny kontakt. Rozdali ju dwadziecia trzy obrazy i nikt wicej nie przychodzi im do gowy. Wszyscy krewni Gertrudy zostali ju obdarowani. Pozostao jeszcze pi pcien. Wallander zastanawia si, co robi. Wiedzia, e spali ich nie potrafi. Waciwie obrazy byy wasnoci Gertrudy. Uwaaa jednak, e nale si jemu i Kristinie. Nie jej, ktra tak pno wkroczya w ycie ich ojca. Wallander min zjazd na Kaseberg. Za chwil bdzie na miejscu. Myla o tym, co go czeka. Pewnego majowego wieczoru, przy okazji wizyty u Gertrudy, wybrali si na dugi spacer po krtych, wyjedonych traktorem drkach midzy polami rzepaku. Powiedziaa wtedy, e nie chce duej mieszka w tym domu. Czua si zbyt samotna. - Wol si wyprowadzi, zanim zacznie tu straszy - powiedziaa. W pewnym sensie j rozumia. Sam chyba reagowaby podobnie. Podczas spaceru poprosia go o pomoc w sprzeday domu. Nie ma popiechu, mona zaczeka do koca lata. Ale chciaaby si wyprowadzi przed jesieni. W okolicach Rynge miaa siostr, ktra wieo owdowiaa. Postanowia si tam przeprowadzi. Nadszed umwiony dzie. Tej rody Wallander wzi wolne. O dziewitej mieli si spotka z porednikiem z Ystadu i wsplnie ustali cen domu. Przedtem chcieli przejrze z Gertrud ostatnie kartony z rzeczami ojca. Tydzie wczeniej wszystko spakowali. Martinsson, kolega z pracy, przyjecha z przyczep i zrobili kilka kursw na wysypisko mieci za Hedeskog. Myla z narastajcym uczuciem przykroci, e wszystko, co pozostaje po czowieku, nieuchronnie trafia na mietnik. Po ojcu, oprcz wspomnie, zostao troch starych zdj, pi obrazw oraz kilka pude starych listw i dokumentw. Nic wicej. ycie zostao zaksigowane i podliczone. Wallander zjecha na drog prowadzc do domu ojca. Zauway Gertrud na podwrzu. Zawsze wczenie wstawaa.

Przywitaa si z nim. Ku swojemu zdziwieniu stwierdzi, e nosi t sam sukni, co w dniu lubu z ojcem. cisno go w gardle. Dla Gertrudy by to szczeglny dzie. Na zawsze opuszczaa swj dom. Wypili kaw w kuchni. Za otwartymi drzwiami szafek wida byo puste pki. Siostra Gertrudy miaa przyjecha po ni tego samego dnia. Wallander zatrzyma jeden klucz od domu, drugi mia da porednikowi. Przejrzeli zawarto dwch kartonw. Wrd starych listw zaskoczony Wallander znalaz par dziecicych butw, ktre pamita z dziecistwa. Czyby ojciec przechowywa je przez te wszystkie lata? Wynis kartony do samochodu. Ju zatrzaskiwa drzwi, kiedy na schodach spostrzeg Gertrud. Umiechaa si. - Zostao pi obrazw - powiedziaa. - Zapomniae? Wallander pokrci gow. Poszed w stron budynku gospodarczego, gdzie ojciec mia pracowni. Drzwi byy otwarte, wntrze czysto wysprztane. W powietrzu nadal unosi si zapach terpentyny. Na starej pytce elektrycznej sta garnek, w ktrym ojciec gotowa niezliczone iloci kawy. Moe tu jestem ostatni raz, pomyla Wallander. Ale w przeciwiestwie do Gertrudy nie wygldam elegancko. Mam na sobie codzienne, znoszone ubranie. I gdybym nie mia szczcia, ju bym nie y. Jak ojciec. Linda musiaaby wywozi na mietnik to, co po mnie zostao. W moich rzeczach znalazaby dwa obrazy, jeden z guszcem na pierwszym planie. Czu si nieswojo. Ojciec by cigle obecny w mrocznej pracowni. O cian stay oparte obrazy. Przenis je do samochodu. Pooy w baganiku i przykry kocem. Gertruda nadal staa na schodach. - Nic wicej nie ma. Wallander kiwn gow. - Nic wicej - powiedzia. - Nic. O dziewitej samochd agenta zajecha na podwrze. Kiedy mczyzna wysiad z samochodu, zaskoczony Wallander ujrza znajom twarz. By to niejaki Robert Akerblom. Kilka lat wczeniej kto brutalnie zamordowa jego on, a ciao wrzuci do starej studni. Dochodzenie w tej sprawie Wallander wspomina jako jedno z najtrudniejszych i najbardziej przykrych w swojej karierze. Zmarszczy czoo, nieco skonsternowany. Podpisa umow z jedn z najwikszych agencji nieruchomoci w Szwecji. Biuro Akerbloma nie pracowao dla niej. O ile w ogle jeszcze istniao. Jeli dobrze pamita, chodziy suchy, e zamkn je wkrtce po zabjstwie Louise Akerblom. Wyszed na schody. Robert Akerblom nic si nie zmieni. Wallander pamita, jak podczas ich pierwszego spotkania paka u niego w biurze. Uwaa wtedy, e Akerblom jest mczyzn, ktrego powierzchownoci nigdy nie zapamita. Jego niepokj i bl po mierci ony by szczery. Wallander przypomina sobie, e on i ona byli bodaje czonkami Kocioa metodystw. Podali sobie rce. - Znw si spotykamy - powiedzia Robert Akerblom. Nawet gos zabrzmia znajomo. Wallander poczu si zakopotany. Nie wiedzia, jak si zachowa. Ale Akerblom odezwa si pierwszy. - Opakuj j dzisiaj nie mniej ni wtedy - powiedzia po woli. - Ale jeszcze trudniej jest dziewczynkom. Wallander przypomnia sobie ich dwie creczki. Byy wtedy zupenie mae. A jednak co rozumiay. - Musi wam by ciko - odpar. Obawia si, e powtrzy si to, co kiedy. Akerblom si rozpacze. Ale nie.

- Staraem si dalej prowadzi biuro. Ale nie byem w stanie. Jeden z konkurentw zaproponowa mi posad i przyjem j. Nigdy tego nie aowaem. Skoczyo si wieczorne lczenie nad rachunkowoci. Mogem wicej czasu powici crkom. Gertruda wysza na podwrze. Razem obeszli dom. Robert Akerblom notowa, zrobi kilka zdj. Potem usiedli w kuchni napi si kawy. Cena, ktr Akerblom zaproponowa, z pocztku wydawaa si Wallanderowi zbyt niska. Po chwili zda sobie spraw, e bya trzy razy wysza od ceny, ktr niegdy zapaci ojciec. Tu po wp do jedenastej Robert Akerblom odjecha. Wallander uzna, e powinien zosta, dopki po Gertrud nie przyjedzie siostra. Odgada jego myli. Uspokoia go, e moe j bez obawy zostawi sam. - Jest pikny dzie - dodaa. - Nareszcie prawdziwe lato. Pod sam koniec. Posiedz sobie w ogrodzie. - Zostan, jeeli chcesz. Mam dzisiaj wolne. Gertruda pokrcia gow. - Odwied mnie w Rynge - powiedziaa. - Ale dopiero za par tygodni. Musz si najpierw urzdzi. Wallander wsiad do samochodu i odjecha w kierunku Ystadu. Mia jecha prosto do domu i zamwi wizyt u lekarza. A pniej zarezerwowa sobie czas w pralni i posprzta mieszkanie. Nie pieszy si, wybra wic dusz drog. Lubi prowadzi. Bdzi mylami, spogldajc na krajobraz. Wanie mija Valleberg, kiedy odezwa si telefon. Dzwoni Martinsson. Wallander zjecha na pobocze. - Szukaem ci - powiedzia Martinsson. - Nikt mnie oczy wicie nie poinformowa, e masz wolne. A przy okazji: czy wiesz, e twoja automatyczna sekretarka nie dziaa? Wallander wiedzia, e sekretarka czasami si zacina. Od razu jednak wyczu, e co si stao. Od kiedy by policjantem, zawsze mia ten sam objaw. Ucisk w doku. Wstrzyma oddech. - Dzwoni z pokoju Hanssona - cign dalej Martinsson. - Jest u mnie matka Astrid Hillstrm. - Czyja? - Astrid Hillstrm. Jednej z zaginionych. Wallander zorientowa si, o kim mowa. - Czego chce? - Jest bardzo wzburzona. Dostaa pocztwk od crki, nadan w Wiedniu. Wallander zmarszczy czoo. - To chyba dobra wiadomo? e daa zna? - Matka twierdzi, e to nie ona pisaa. Mwi, e to podrbka. I jest oburzona, e nic nie robimy. - Co mamy robi, skoro nie popeniono przestpstwa? Mamy mnstwo dowodw na to, e wyjechali z wasnej woli. Nastaa chwila milczenia, a potem Wallander znw usysza gos Martinssona. - Nie wiem, co myle. Ale mam wraenie, e co jest nie tak. Chocia nie wiem co. Ale co. Wallander wyostrzy uwag. Z biegiem lat nauczy si powanie traktowa intuicj Martinssona. Czsto si okazywao, e mia racj. - Chcesz, ebym przyjecha? - Nie. Ale uwaam, e ty, ja i Svedberg musimy to jutro przedyskutowa. - Powiedz, o ktrej. - Moe o smej? Przeka Svedbergowi.

Skoczyli rozmow. Wallander dalej siedzia w samochodzie. Wodzi wzrokiem za pracujcym na polu traktorem. Zastanawia si nad tym, co powiedzia Martinsson. Sam ju wielokrotnie spotyka si z matk Astrid Hillstrm. Odtworzy w mylach kolejno wydarze. Kilka dni po wicie najkrtszej nocy dostali meldunek o zaginiciu trojga modych ludzi. Byo to tu po jego powrocie z deszczowego urlopu. Zaj si spraw wraz z kilkoma kolegami. Od pocztku by zdania, e nie popeniono przestpstwa. Trzy dni pniej przysza zreszt pocztwka z Hamburga. Ze zdjciem stacji kolejowej. Wallander pamita dokadnie jej tre: Podrujemy po Europie. Zapewne w poowie sierpnia bdziemy z powrotem". Dzisiaj jest roda, sidmy sierpnia. Wkrtce wic wrc do domu. Przysza jeszcze jedna pocztwka, od Astrid Hillstrm. Nadana w Wiedniu. Na pierwszej kartce podpisaa si caa trjka. Rodzice rozpoznali podpisy. Tylko matka Astrid Hillstrm si wahaa. Ale tamci j przekonali. Wallander spojrza w boczne lusterko i wyjecha na szos. Intuicja Martinssona czsto okazywaa si trafna. Zaparkowa na Mariagatan, wnis na gr kartony i obrazy. Potem usiad przy telefonie. U lekarza domowego odezwaa si automatyczna sekretarka. By na urlopie do dwunastego sierpnia. Wallander zastanawia si, czy zaczeka, a wrci. Nie opuszczaa go jednak myl, e rano cudem unikn mierci. Zadzwoni do innego lekarza i zapisa si na nastpny dzie na jedenast. Zamwi na wieczr pranie i zabra si do sprztania. Ledwie ogarn sypialni, poczu si zmczony. Salon odkurzy po ebkach i odstawi odkurzacz na miejsce. Przenis kartony i obrazy do pokoju, w ktrym mieszkaa Linda podczas swych sporadycznych odwiedzin. Wypi trzy szklanki wody w kuchni. To dziwne, e tak czsto chce mu si pi. Zmczenie. Pragnienie. Skd si to bierze? Bya dwunasta. Poczu gd. Jedno spojrzenie do lodwki wystarczyo, eby stwierdzi, e nie ma sobie wiele do zaoferowania. Woy kurtk i wyszed z domu. Byo ciepo. Przeszed si do centrum. Przystawa kolejno przed trzema agencjami nieruchomoci i przyglda si wywieszonym na szybie ofertom. Doszed do wniosku, e cena zaproponowana przez Akerbloma bya rozsdna. Za dom w Lderupie nie mogli dosta wicej ni trzysta tysicy. Wstpi do baru i zjad hamburgera. Wypi dwie butelki wody mineralnej. Potem wszed do sklepu z obuwiem, gdzie mia znajomego waciciela, i skorzysta z toalety. By w rozterce. Powinien wykorzysta wolny dzie na zakupy. Pusta bya nie tylko lodwka, ale i spiarka. Nie mia jednak ochoty wraca po samochd i jecha do supermarketu. Ruszy Hamn-gatan, min tory kolejowe i skrci w Spanienfararegatan. Kiedy dotar do przystani, szed wolno wzdu pomostw i przyglda si przycumowanym odziom. Usiowa sobie wyobrazi, e egluje. Nie mia w tej dziedzinie adnego dowiadczenia. Znowu mu si chciao sika. Skorzysta z toalety w barze, wypi kolejn butelk wody mineralnej i usiad na awce przy czerwonym baraku morskiej suby ratowniczej. Ostatnim razem siedzia tu w zimie, w wieczr wyjazdu Bajby. Odwiz j na lotnisko Sturup. Byo ju ciemno, wia porywisty wiatr i wirujce patki niegu taczyy w wietle reflektorw. Nie zamienili ze sob ani sowa. Kiedy znika za okienkiem kontroli paszportw, wrci do Ystadu i usiad na tej awce. Wia zimny wiatr. Siedzia i marz. Wiedzia, e to ju koniec i e wicej jej nie zobaczy. Ich rozstanie byo ostateczne. Przyjechaa do Ystadu w grudniu tysic dziewiset dziewidziesitego czwartego roku, krtko po mierci jego ojca. Wanie zakoczy ledztwo, jedno z trudniejszych w swojej policyjnej karierze. Ale ju jesieni, po raz pierwszy od wielu lat, zacz robi plany na przyszo. Postanowi wyprowadzi si z Mariagatan, przenie na wie. Kupi psa. Odwiedzi nawet hodowl labradorw. A najwaniejsze, e chcia by z Bajb. Przyjechaa do

Ystadu na wita Boego Narodzenia. Wallander spostrzeg, e Linda i ona natychmiast si polubiy. Na pocztku tysic dziewiset dziewidziesitego pitego roku, na kilka dni przed jej powrotem do Rygi, prowadzili powane rozmowy na temat wsplnej przyszoci. By moe ju latem mogaby na dobre przeprowadzi si do Szwecji. Rozgldali si za domem. Wiele razy jedzili oglda niewielkie gospodarstwo pod Svenstorpem. Pewnego marcowego dnia, a raczej wieczoru - Wallander ju spa - zatelefonowaa z Rygi, e si waha. Nie chciaa wychodzi za m, nie chciaa przeprowadza si do Szwecji. W kadym razie jeszcze nie teraz. Kilka dni pniej szarpany niepokojem Wallander polecia do Rygi. Liczy, e j przekona. Skoczyo si na dugiej i ostrej ktni. Po raz pierwszy si posprzeczali. W rezultacie nie odzywali si do siebie przez ponad miesic. Potem Wallander zadzwoni do niej i postanowili, e latem przyjedzie na otw. Spdzili dwa letnie tygodnie nad Zatok Rysk, w zapuszczonym domu, ktry odstpi im kolega Bajby z uniwersytetu. Chodzili na dugie spacery po play. Wallander, nauczony poprzednim dowiadczeniem, ostronie czeka, a sama podejmie temat przyszoci. Kiedy w kocu zacza mwi, jej sowa brzmiay oglnikowo i wymijajco. Nie teraz, jeszcze nie. Dlaczego nie moe by tak jak dotychczas? Wallander wrci do Szwecji przygnbiony i nadal nie wiedzia, co bdzie dalej. Mina jesie i ani razu si nie widzieli. Cho snuli plany i roztrzsali rozmaite warianty, do spotkania jednak nie doszo. Wallander sta si podejrzliwy. Czy w Rydze nie pojawi si przypadkiem inny mczyzna, o ktrym nie mia pojcia? Czsto, powodowany zazdroci, dzwoni do niej w rodku nocy. Przynajmniej dwa razy wydawao mu si, e kto by w mieszkaniu, cho zapewniaa, e to nieprawda. Na wita Boego Narodzenia przyjechaa do Ystadu. Tym razem Linda spdzia z nimi tylko Wigili. Potem wybraa si z przyjacimi do Szkocji. I wtedy, w kilka dni po Nowym Roku, Bajba wyznaa, e nie moe sobie wyobrazi ycia w Szwecji. Dugo si wahaa. Ale teraz ju jest pewna. Nie chce rezygnowa z pracy na uniwersytecie. Co moe robi w Szwecji? W Ystadzie? W najlepszym razie zostanie tumaczem. To wszystko. Wallander bez powodzenia usiowa j przekona; wkrtce si podda. Nie mwili tego otwarcie, ale oboje wiedzieli, e ich zwizek ma si ku kocowi. Po czterech latach cigle nie mieli widokw na wspln przyszo. Wallander odwiz j na Sturup, patrzy, jak znika za stanowiskiem kontroli paszportw, a potem siedzia w zimowy wieczr na pokrytej lodem awce przy budynku ratowniczej suby morskiej. By przybity, czu si bardziej opuszczony ni kiedykolwiek. Ale gdzie w gbi budzio si w nim inne uczucie. Uczucie ulgi. Przynajmniej nie bdzie duej y w niepewnoci. Z portu wypyna motorwka. Wallander wsta. Znw musia skorzysta z toalety. Od czasu do czasu rozmawiali ze sob przez telefon. Pniej i to si urwao. Od ostatniej rozmowy mino ju ponad p roku. Ktrego dnia podczas przechadzki w Visby Linda zapytaa, czy rozstanie z Bajb jest ostateczne. - Tak - odpar. - To ju koniec. Czekaa, e powie co wicej. - Widocznie tak musiao by - doda. - Sdz, e oboje si przed tym bronilimy. Ale to byo nieuniknione. Wszed do baru. Skin gow kelnerce i wszed do toalety. Potem uda si spacerem na Mariagatan, wsiad do samochodu i pojecha w kierunku szosy wylotowej na Malm. Zanim wysiad przy supermarkecie, w ktrym zwykle robi zakupy, zrobi list sprawunkw. W sklepie, chodzc z wzkiem midzy pkami, nie mg odnale kartki. Nie chciao mu si wraca do samochodu. Bya ju prawie czwarta, kiedy wstawi zakupy do lodwki i spiarki. Pooy si na kanapie, by poczyta gazet. Prawie natychmiast zasn. Ockn si gwatownie godzin pniej. Mia sen.

nio mu si, e jest z ojcem w Rzymie. By z nimi Ryd-berg. I jacy mali, karowaci ludzie, ktrzy zawzicie szczypali ich po nogach. Wallander usiad na kanapie. ni mi si zmarli, pomyla. Co to znaczy? Ojciec nie yje, a ni mi si prawie co noc. A teraz jeszcze Rydberg. Dawny kolega i przyjaciel. Ten, ktry nauczy mnie wszystkiego, co dzisiaj umiem. Nie yje ju od piciu lat. Wyszed na balkon. Nadal byo ciepo i bezwietrznie. Na horyzoncie zbieray si chmury. Nagle dotaro do niego z ca bolesn ostroci, jak bardzo jest samotny. Nie mia waciwie adnych bliskich, z wyjtkiem Lindy, ktr rzadko widywa. Przebywa tylko z kolegami z pracy. Ale nie utrzymywa z nimi kontaktw towarzyskich. Uda si do azienki i przemy twarz. Spojrza w lustro. By opalony. Jednak spod opalenizny przewitywao zmczenie. Lewe oko nabiego krwi. Linia wosw na czole znw si troch cofna. Stan na wadze. Par kilo mniej ni na pocztku lata. Ale cigle zbyt duo. Zadzwoni telefon. Podnis suchawk. Dzwonia Gertruda. - Chciaam powiedzie, e ju jestem w Rynge i miaam dobr podr. - Mylaem o tobie - odpar Wallander. - Powinienem by chyba zosta. - Potrzebowaam troch poby sama ze wspomnieniami. A tu bdzie mi dobrze. Lubimy si z siostr. Zawsze si lubiymy. - Wpadn do was za tydzie. Odoy suchawk. Telefon znw si odezwa. Tym razem dzwonia koleanka z pracy, Ann-Britt Hglund. - Chciaam tylko spyta, jak poszo - powiedziaa. - Z czym? - Nie bye dzi umwiony z agentem? Wallander przypomnia sobie, e napomkn o tym poprzedniego dnia. - Wszystko w porzdku. Moesz kupi dom za trzysta tysicy. - Nawet go nie widziaam - odpara. - To dziwne uczucie. Stoi pusty. Gertruda si wyprowadzia. Kto go kupi. Moe na dom letniskowy. Zamieszkaj tam inni ludzie. I nic nie bd wiedzieli o moim ojcu. - W kadym domu straszy - powiedziaa. - Oprcz nowo wybudowanych. - Zapach terpentyny bdzie si dugo utrzymywa. Kiedy i on zniknie, nic ju nie bdzie przypominao ludzi, ktrzy tam kiedy mieszkali. - To brzmi smtnie. - Ale prawdziwie. Do zobaczenia jutro. Dzikuj za telefon. Wallander poszed do kuchni napi si wody. Mio ze strony Ann-Britt, e pamitaa. Jemu by nigdy nie przyszo do gowy, eby zadzwoni w podobnej sytuacji. Dochodzia ju sidma. Usmay sobie kiebas z ziemniakami. Jad przed telewizorem, trzymajc talerz na kolanach. Zmienia kanay, ale nic go nie zainteresowao. Po jedzeniu wyszed na balkon z filiank kawy. Jak tylko zaszo soce, ciepo si ulotnio. Wszed do mieszkania. Reszt wieczoru spdzi na przegldaniu rzeczy, ktre przywiz ze sob z Lderupu. Na dnie jednego z kartonw leaa brzowa koperta. Otworzy j i ujrza kilka starych, wyblakych fotografii. Nie przypomina sobie, eby kiedykolwiek je widzia. Na jednej z nich - mia moe cztery lub pi lat - siedzia na masce duego, amerykaskiego auta. Obok sta ojciec, podtrzymujc go, by nie spad. Wallander poszed do kuchni i wyj szko powikszajce z kuchennej szuflady. Umiechamy si, pomyla. Patrz prosto w obiektyw i bije ze mnie duma. Obwony handlarz obrazw, ktry za psie pienidze kupowa obrazy ojca, pozwoli mi usi na masce swojego wozu. Ojciec te si umiecha. Ale patrzy na mnie.

Dugo siedzia, wpatrujc si w zdjcie. Przywoywao ono dawno zamknit na cztery spusty, niedostpn rzeczywisto. Niegdy, dawno temu, mia z ojcem dobre stosunki. Wszystko si zmienio, kiedy postanowi zosta policjantem. W ostatnich latach ycia ojca starali si odnale uczucie dawnej bliskoci. Nie udao nam si cofn tak daleko, pomyla Wallander. Do umiechu, z ktrym siedz na masce byszczcego buicka. Zbliylimy si do siebie w Rzymie. Ale nie do koca. Wallander przymocowa pinezk zdjcie na kuchennych drzwiach. Potem ponownie wyszed na balkon. Chmury podpyway bliej. Usiad przed telewizorem i obejrza kocwk starego filmu. Pooy si okoo pnocy. Nazajutrz ma si spotka ze Svedbergiem i Martinssonem. Potem wizyta u lekarza. Dugo lea w ciemnoci i nie mg zasn. Dwa lata wczeniej marzy o przeprowadzce z Mariagatan. Mia kupi psa. I y z Bajb. Nic z tego nie wyszo. Nie ma Bajby, domu ani psa. Wszystko jest po staremu. Musi si co wydarzy, pomyla. Co, co da mi si i nadziej na przyszo. Byo po trzeciej, kiedy wreszcie zasn. 2 Wczesnym rankiem chmury si rozproszyy. Wallander obudzi si ju o szstej. Znowu ni mu si ojciec. W podwiadomoci przemykay urywane i chaotyczne obrazy. By dorosym i dzieckiem w jednej osobie. Nie mg si w tym doszuka adnego sensu. Sen przypomina niewyrane kontury statku w oparach gstej mgy. Wzi prysznic i napi si kawy. Na ulicy poczu letnie ciepo. Wyjtkowo nie byo wiatru. Wsiad do auta i pojecha do komendy. Jak zwykle przed sidm, korytarze wieciy pustk. Nala sobie kawy i poszed do pokoju. Spojrza na st. Na szczcie tym razem nie by zawalony teczkami. Ju nie pamita, kiedy ostatnio mia tak nieduo roboty. Od wielu lat mia wraenie, e ilo pracy ronie w tym samym tempie, w jakim malej nakady na policj. Dochodzenia dreptay w miejscu albo je odfajkowywano. W wielu przypadkach, gdy wstpne postpowanie wiadczyo o popenieniu przestpstwa, nie podejmowano dalszych krokw. Wallander by zdania, e tak by nie musi. Gdyby tylko mieli wicej czasu. I wicej ludzi. Niektrzy uwaali, e przestpstwo si opaca. Jeeli tak byo rzeczywicie, nie wiadomo, jak i kiedy do tego doszo. Jednak ju do dawno stwierdzono, e przestpczo w Szwecji si zakorzenia. Ci, ktrzy popeniali wyrafinowane przekrty finansowe, yli jakby w strefie ochronnej. W tej dziedzinie pastwo prawa najwyraniej skapitulowao. Wallander czsto porusza ten temat z kolegami z pracy. Wiedzia, e z niepokojem oczekiwali przyszoci. Gertruda te o tym mwia. Jak rwnie ssiedzi spotykani w pralni. Zdawa sobie spraw, e ich niepokj jest uzasadniony. Nic jednak nie zapowiadao radykalnych zmian. Przeciwnie, na sdy i policj przeznaczano coraz mniej rodkw. Wallander zdj kurtk i stan w otwartym oknie; patrzy na star wie cinie. W cigu ostatnich lat w Szwecji zaczy si tworzy rne grupy samoobrony. Gwardia Obywatelska. On od dawna si tego obawia. Kiedy oficjalny wymiar sprawiedliwoci przestaje funkcjonowa, dochodzi do gosu prawo linczu. Ludzie sami zaczynaj wymierza sprawiedliwo i uwaaj to za naturalne. Sta w oknie i zastanawia si, jaka ilo nielegalnej broni kry po kraju. Myla o tym, co bdzie za par lat. Usiad za biurkiem. Przewertowal kilka dokumentw z poprzedniego dnia. Pierwszy dotyczy koordynacji oglnokrajowych dziaa w zwizku ze wzrastajc liczb faszywych kart patniczych. Wallander przejrza pobienie informacj o fabrykach produkujcych faszywe karty, odkrytych w paru azjatyckich krajach.

Drugi dokument by kocow ocen projektu rozpocztego w tysic dziewiset dziewidziesitym czwartym roku i zakoczonego latem. Dotyczy stosowania pieprzowego sprayu. Lokalna policja moga w pewnych okolicznociach dostarcza spray kobietom, ktre czuy si zagroone. Po dwukrotnym przeczytaniu tekstu Wallander nadal nie by pewien wynikw podjtej akcji. Wzruszy ramionami i woy papiery do kosza na mieci. Drzwi pokoju byy uchylone - sysza gosy w korytarzu. miech kobiety. Umiechn si. To szefowa, Lisa Hol-gersson. Przed kilku laty przysza na miejsce Bjrka. Wielu kolegw Wallandera nieufnie przyjo obecno kobiety w cisym kierownictwie. Ale Wallander bardzo szybko nabra dla niej szacunku. I ywi go do tej pory. Byo wp do smej. Zadzwoni telefon. Odezwaa si Ebba z recepcji. - Jak poszo? - spytaa. Wallander domyli si, e miaa na myli poprzedni dzie. - Dom jeszcze niesprzedany. Ale wszystko jest na dobrej drodze. - Chciaam zapyta, czy moesz przyj wizyt studyjn o wp do jedenastej - cigna. - Wizyt studyjn? Latem? - To grupa emerytowanych oficerw marynarki. Raz do roku, w sierpniu, zjedaj do Skanii. Maj jakie stowarzyszenie. Nazywa si Wilki Morskie". Wallander przypomnia sobie wizyt u lekarza. - Musisz poprosi kogo innego - odpar. - Midzy wp do jedenastej a dwunast mnie nie bdzie. - Porozmawiam z Ann-Britt - powiedziaa Ebba. - Kto wie, moe dawnym oficerom marynarki przyjemnie bdzie spotka si z kobiet. - Albo i nie - odpar Wallander. Dochodzia sma, a on jeszcze nie zabra si do pracy. Kiwa si na krzele albo wyglda przez okno. W caym ciele czu zmczenie. Niepokoi si, co powie lekarz. Czy zmczenie i powracajce kurcze nie byy oznak jakiej powanej choroby? Wsta i przeszed do sali zebra. Martinsson ju tam by. Opalony i wieo ostrzyony. Wallander pamita, jak dwa lata wczeniej chcia rzuci sub. Kto napad na jego crk na szkolnym podwrku, bo miaa ojca policjanta. Ale zosta. Dla Wallandera Martinsson - od czasu kiedy jako nowicjusz rozpocz sub w komendzie - na zawsze ju pozosta najmodszy. Mimo e teraz nalea w Ystadzie do policjantw z najduszym staem. Usiedli i rozmawiali o pogodzie. Byo pi po smej. - Gdzie, do diaba, podziewa si Svedberg? - zapyta Mar tinsson. Jego zdziwienie byo uzasadnione. Svedberg by znany z punktualnoci. - Rozmawiae z nim wczoraj? - Szukaem go, ale ju wyszed. Zostawiem mu wiadomo na automatycznej sekretarce. Wallander wskaza na telefon. - Moe zadzwo jeszcze raz. Martinsson wybra numer. - Gdzie si podziewasz? Czekamy na ciebie - powiedzia. Odoy suchawk. - Znowu sekretarka. - Pewnie jest w drodze - zauway Wallander. - Moe zacznijmy bez niego. Martinsson przeglda stos papierw. Potem podsun Wallanderowi kartk pocztow. Byo to zdjcie lotnicze rdmiecia Wiednia. - Ta kartka leaa we wtorek, szstego sierpnia w skrzynce rodziny Hillstrmw. Jak widzisz, Astrid Hillstrm pisze, e maj zamiar zosta troch duej, ni planowali. Wszystko jest w porzdku. Pozdrawiaj. Astrid prosi matk, eby zadzwonia do pozostaych rodzicw i przekazaa im, e czuj si dobrze.

Wallander przeczyta kartk. Litery przypominay pismo Lindy, byy zaokrglone. Odoy pocztwk. - Wic Eva Hillstrm tu bya? - Wpada jak burza do mojego pokoju. Wiemy, e jest nerwowa, mielimy z ni wczeniej do czynienia. Ale tym razem byo znacznie gorzej. Ona si po prostu boi. Jest pewna, e ma racj - odpowiedzia Martinsson. - Racj? - e co si stao i e kartki nie pisaa jej crka. - Chodzi jej o charakter pisma? O podpis? - spyta Wallander po namyle. - Pismo wyglda na jej, ale matka twierdzi, e atwo je podrobi, tak samo jak podpis. Zgadzam si z ni. Wallander wzi do rki notes i piro. Podrobienie pisma i podpisu Astrid Hillstrm zajo mu niespena minut. Odsun notes. - Eva Hillstrm martwi si o crk i zwraca si do nas. To zrozumiae. Skoro nie charakter pisma lub podpis s przyczyn jej niepokoju, to w takim razie co? - Nie potrafia powiedzie. - Zadae jej takie pytanie? - Czy chodzi o dobr sw? Sposb formuowania zda? Pytaem o wszystko. Nie umie powiedzie. A jednak jest przekonana, e kartki nie napisaa crka. Wallander skrzywi si i pokrci gow. - Co musi by na rzeczy. Spojrzeli na siebie. - Pamitasz, co mwie wczoraj? - powiedzia Wallander. - e sam zaczynasz si niepokoi. Martinsson skin gow. - Co tu si nie zgadza - odrzek. - Tylko nie wiem co. - Postaw pytanie inaczej - mwi dalej Wallander. - Zamy, e nie udali si w niezaplanowan podr. Co mogo si sta? I kto pisze pocztwki? Wiemy, e zabrali samochody i paszporty. Sprawdzilimy to. - Pewnie si myl - odpar Martinsson. - Moe mnie Eva Hillstrm zarazia niepokojem. - To normalne, e rodzice martwi si o dzieci - stwierdzi Wallander. - Czy wiesz, ile razy zachodziem w gow, co Linda wyczynia, kiedy przychodziy pocztwki z najdziwniejszych zaktkw wiata? - Co robimy? - zapyta Martinsson. - Obserwujemy rozwj sytuacji. Wrmy jeszcze do faktw, moe co przegapilimy. Martinsson omwi wydarzenia. Jak zwykle jasno i precyzyjnie. Przy jakiej okazji Ann-Britt Hglund zapytaa Wallandera, czy nie sdzi, e Martinsson od niego nauczy si sposobu referowania. Przebieg wydarze by prosty i przejrzysty. Troje modych ludzi, w wieku od dwudziestu do dwudziestu trzech lat, postanowio wsplnie obchodzi noc witojask. Jeden z nich, Martin Boge, mieszka w Simrishamn, dwie pozostae - Lena Norman i Astrid Hillstrm - w zachodniej czci Ystadu. Przyjanili si od dawna i spdzali razem duo czasu. Byli dziemi zamonych rodzicw. Lena Norman studiowaa na uniwersytecie w Lundzie, pozostaa dwjka dorywczo pracowaa. Nigdy nie mieli do czynienia z wymiarem sprawiedliwoci ani narkotykami. Astrid Hillstrm i Martin Boge nadal mieszkali w domu; Lena Norman w akademiku w Lundzie. Nikomu nie mwili, gdzie bd spdza noc witojask. Rodzice pytali jedni drugich, rozpytywali si w krgu ich przyjaci. Ale nikt nie wiedzia. Nie byo w tym nic niezwykego. Czsto bywali tajemniczy i nie zawsze zdradzali swoje plany. W dniu zniknicia wyjechali dwoma samochodami: volvo i toyot. Samochody przepady, tak samo jak oni, dwudziestego pierwszego czerwca po poudniu. Od tamtej pory nikt ich nie widzia.

Pierwsza pocztwka nosia stempel z Hamburga z dat dwudziestego szstego czerwca. Donosili, e zamierzaj podrowa po Europie. Kilka tygodni pniej Astrid Hillstrm przysaa kartk z Parya. Byli w drodze na poudnie. A teraz znw si odezwaa. Martinsson umilk. - Co waciwie mogo si sta? - zapyta po namyle Wallander. - Nie wiem. - Czy istnieje jakikolwiek powd, by ich zniknicie uzna za podejrzane? - Waciwie nie. Wallander odchyli si na krzele. - Jedyne, co mamy, to przeczucie Evy Hillstrom. Niepokj matki. - Ktra twierdzi, e kartki nie pisaa crka. Wallander skin gow. - Uwaa, e mamy ich szuka? - Nie. Ale chce, ebymy co zrobili. To s jej sowa: Policja musi co zrobi". - Co innego moemy zrobi oprcz przyjcia zgoszenia o zaginiciu? Przekazalimy ju nazwiska do komputerowego rejestru poszukiwanych. Zamilkli. Bya za pitnacie dziewita. Spojrza pytajco na Martinssona. - Svedberg? Martinsson podnis suchawk i wybra numer Svedber-ga. Po chwili j odoy. - Znowu sekretarka. Wallander przesun pocztwk w stron Martinssona. - Chyba nic wicej nie wymylimy. Mam zamiar sam po rozmawia z Ev Hillstrom. Potem zdecydujemy, co dalej. Nie ma powodu wszczyna poszukiwa. W kadym razie nie te raz. Martinsson zapisa jej numer na kartce papieru. - Jest rewizorem - powiedzia. - A m? Ojciec Astrid? - S rozwiedzeni. Zdaje si, e raz tu dzwoni. Zaraz po wicie letniej nocy. Wallander wsta. Martinsson zgarn papiery. Wyszli z sali zebra. - Moe Svedberg zrobi to co ja. Wzi wolny dzie. A my nic nie wiemy. - On ju jest po urlopie - odpar stanowczo Martinsson. - Wykorzysta go co do dnia. Wallander spojrza na niego ze zdziwieniem. - Skd wiesz? Svedberg nie jest zbyt rozmowny. - Pytaem, czy nie chciaby si ze mn zamieni na jeden tydzie. Ale postanowi raz wreszcie wykorzysta cay urlop za jednym zamachem. - Chyba nigdy wczeniej tego nie robi - stwierdzi Wallander. Rozstali si przed pokojem Martinssona. Wallander poszed do siebie. Usiad za biurkiem i zadzwoni pod pierwszy numer. Pozna w suchawce gos Evy Hillstrm. Umwili si po poudniu w komendzie. - Czy co si stao? - spytaa. - Nie - odpar Wallander. - Nic. Poza tym, e ja rwnie chciabym si z pani zobaczy. Wallander skoczy rozmow. Wanie wybiera si po kaw, gdy w drzwiach ukazaa si Ann-Britt. Mimo e niedawno wrcia z urlopu, bya jak zwykle blada. Przyszo mu na myl, e blado odzwierciedla stan jej ducha. Do tej pory nie przysza do siebie po cikim postrzale, ktrego ofiar pada dwa lata wczeniej. Fizycznie wrcia do zdrowia, ale Wallander nie by pewien, jak naprawd si czuje. Nieraz mia uczucie, e cierpi na

chroniczny lk. Wcale go to nie dziwio. Sam niemal co dzie myla o tym, jak kiedy dosta noem. A mino ju ponad dwadziecia lat. - Przeszkadzam? Wallander wskaza rk na fotel dla interesantw. Usiada. - Widziaa moe Svedberga? - spyta. Pokrcia gow. - Mielimy si z nim spotka. Martinsson i ja. Ale si nie zjawi. - On przecie nie opuszcza adnego zebrania? - Ot to. Ale nie przyszed. - Dzwonilicie do niego do domu? Moe jest chory? - Martinsson wielokrotnie nagrywa si na automatyczn sekretark. Zreszt Svedberg nigdy nie choruje. Przez chwil zastanawiali si w milczeniu, gdzie Svedberg mg si podzia. - Chciaa czego ode mnie? - zapyta po chwili. - Pamitasz szajk, ktra przemycaa samochody do krajw wschodniej Europy? - Jak mgbym zapomnie? lczaem nad tym paskudztwem przez dwa lata, dopki jej nie rozbilimy i nie zamknlimy przywdcw. W kadym razie tych w Szwecji. - Wyglda na to, e znw zaczli dziaa. - Przywdcy przecie siedz? - Pewnie znaleli si inni, ktrzy skorzystali z okazji i zajli ich miejsce. Tym razem baza nie znajduje si w Gtebor-gu. lady prowadz midzy innymi do Lycksele. Wallander by zaskoczony. - To przecie, do diaba, w Laponii? - Przy dzisiejszej komunikacji, gdziekolwiek jeste, znajdujesz si w samym rodku Szwecji. Wallander pokrci gow. Wiedzia jednak, e Ann-Britt ma racj. Zorganizowana przestpczo bardzo szybko przyswaja sobie nowoczesn technologi. - Nie mam siy zaczyna od pocztku - powiedzia. - Nie chc ju sysze o przemycie samochodw. - Zajm si tym. Lisa mnie prosia. Domyla si, e masz ju dosy zaginionych aut. Chciaabym tylko, eby mi zreferowa spraw. I przy okazji da kilka dobrych rad. Umwili si na nastpny dzie, a potem poszli do stowki na kaw. Usiedli przy otwartym oknie. - Jak byo na urlopie? - spyta. W jej oczach nagle zalniy zy. Wallander chcia co powiedzie, ale powstrzymaa go ruchem rki. Po chwili si opanowaa. - Nie za dobrze. Ale nie chc o tym mwi. Wzia kubek z kaw i szybko si podniosa. Wallander patrzy, jak odchodzi. Siedzia, zastanawiajc si nad jej reakcj. Niewiele o sobie wiemy, pomyla. Oni o mnie, a ja o nich. Pracujemy razem, nieraz przez cae zawodowe ycie. Ale co waciwie wiemy o sobie? Nic. Spojrza na zegarek. Mia jeszcze duo czasu. Postanowi wyj z komendy i przej si na ulic Kapellgatan, gdzie przyjmowa lekarz. By niespokojny i przygnbiony. Lekarz okaza si mody. Wallander by u niego pierwszy raz. Nazywa si Gransson i pochodzi z pnocy Szwecji. Wallander opisa swoje dolegliwoci. Zmczenie, pragnienie, czste oddawanie moczu. Wspomnia rwnie o powtarzajcych si kurczach. Zaskoczya go szybka reakcja lekarza. - To wskazuje na cukier - powiedzia. - Cukier? - Tak, to objawy cukrzycy.

Wallander przez moment znieruchomia. To mu nie przyszo do gowy. - Odnosz wraenie, e pan za duo way - owiadczy lekarz. - Za chwil si zreszt przekonamy, czy tak jest. Naj pierw pana osucham. Jak z pana cinieniem? Wallander nie wiedzia. Zdj koszul i pooy si na leance. Serce mia w porzdku, ale cinienie za wysokie: sto siedemdziesit na sto pi. Stan na wadze - pokazaa dziewidziesit dwa kilogramy. Lekarz posa go na badanie moczu i pobranie krwi. Pielgniarka si umiechaa. Wallander pomyla, e przypomina jego siostr, Kristin. Wrci do lekarza. - Poziom cukru powinien mie wysoko od dwu i p do szeciu i czterech dziesitych milimola na litr - powiedzia Gransson. - U pana jest pitnacie i trzy dziesite, czyli o wiele za duo. Wallanderowi zrobio si niedobrze. - To tumaczy zmczenie - kontynuowa Gransson. - A take pragnienie, kurcze w ydkach i czste bieganie do toalety. - Czy jest na to lekarstwo? - zapyta Wallander - Zaczniemy od zmiany sposobu odywiania - powiedzia Gransson. - No i musimy obniy panu cinienie. Duo si pan rusza? - Nie. - Trzeba od tego zacz. Dieta i ruch. Jeli to nie pomoe, sprbujemy inaczej. Przy takim poziomie cukru wysiada cay organizm. Cukrzyk, pomyla przeraony Wallander. Gransson zauway jego niepokj. - Doprowadzimy pana do porzdku - powiedzia. - Od tego si nie umiera. W kadym razie jeszcze nie w tym stadium. Zrobi mu dodatkowe badania krwi. Mia stosowa zalecon diet i pokaza si znowu w poniedziaek. Wyszed od lekarza o wp do dwunastej. Skierowa si na Stary Cmentarz i usiad na awce. Nadal jeszcze nie w peni dotary do niego sowa lekarza. Odszuka okulary i zacz czyta opis diety. O wp do pierwszej by z powrotem w komendzie. W recepcji czekao na niego kilka wiadomoci. Nic bardzo wanego. W korytarzu min Hanssona. - Czy Svedberg si pokaza? - zapyta Wallander. - A co? Nie ma go? Wallander nie odpowiedzia. Eva Hillstrm miaa przyj po pierwszej. Zapuka do uchylonych drzwi pokoju Martins-sona. Nikogo nie byo. Na biurku leaa cienka teczka z materiaami z porannego zebrania. Wallander wzi j i poszed do siebie. Popiesznie przerzuci papiery. Przyjrza si trzem pocztwkom, ale nie mg si skupi. Przez cay czas myla o rozmowie z lekarzem. Ebba zadzwonia z recepcji, e jest ju Eva Hillstrm. Wallander po ni wyszed. Grupa wawych starszych panw wanie opuszczaa budynek. Wallander domyli si, e to oficerowie marynarki po skoczonym zwiedzaniu komendy. Eva Hillstrm bya wysoka i chuda. Miaa czujne spojrzenie. Ju przy pierwszym spotkaniu Wallander odnis wraenie, e jest lkliwa i zawsze spodziewa si najgorszego. Przywitali si i poszli do pokoju. Po drodze zaproponowa jej kaw. - Nie pij kawy - odpara. - Szkodzi mi na odek. Usiada na krzele, nie spuszczajc z niego oczu. Spodzie wa si wiadomoci, pomyla Wallander. I sdzi, e bdzie za. Zaj miejsce za biurkiem.

- Wczoraj rozmawiaa pani z moim koleg - zacz. - Przyniosa pani pocztwk, ktra przysza kilka dni temu z Wiednia, podpisan przez pani crk, Astrid. Twierdzi pani, e to nie ona pisaa. Czy tak? - Tak. Odpowied brzmiaa bardzo stanowczo. - Wedug Martinssona, nie potrafi pani wyjani dlaczego. - Zgadza si, nie potrafi. Wallander sign po pocztwk i pooy przed ni. - Powiedziaa pani, e pismo i podpis crki atwo podrobi. - Moe pan sprbowa. - Ju to zrobiem. I zgadzam si z pani. Jej pismo nie jest zbyt trudno podrobi. - Wic czemu pan pyta? Wallander chwil si jej przyglda. Martinsson mia racj. Bya spita i zerana niepokojem. - Zadaj pytania, eby pewne rzeczy potwierdzi - powie dzia. - Czasami to konieczne. Skina niecierpliwie gow. - Wci nie mamy podstaw, aby przypuszcza, e kartki nie pisaa Astrid - mwi dalej Wallander. - Moe co innego wzbudzio pani podejrzenie? - Nie. Ale wiem, e mam racj. - Racj? - e to nie ona napisaa t kartk. Ani te, ktre przyszy wczeniej. Nagle podniosa si z krzesa i zacza krzycze. Wallander by cakowicie nieprzygotowany na tak gwatown reakcj. Pochylia si nad stoem i chwyciwszy go za ramiona, potrzsaa nim. Nie przestawaa krzycze. - Dlaczego policja nic nie robi? Na pewno co si stao! Wallander uwolni si z ucisku i poderwa z krzesa. - Myl, e powinna si pani opanowa - powiedzia. Ale Eva Hillstrm krzyczaa nadal. Wallander zastanawia si, co pomyl przechodzcy korytarzem ludzie. Wyszed zza biurka i mocno chwyci j za ramiona, si posadzi na krzele i chwil przytrzyma. Wybuch min rwnie szybko, jak nastpi. Wallander powoli rozluni ucisk. Potem wrci na swoje miejsce. Eva Hillstrm wbia wzrok w ziemi. Wallander czeka. By do gbi poruszony. W jej reakcjach i niezbitej pewnoci byo co, co zaczynao mu si udziela. - Co si stao, wedug pani? - zapyta po chwili. - Nie wiem. - Nic nie wskazuje na to, e zdarzy si wypadek. Albo cokolwiek innego. Spojrzaa na Wallandera. - Astrid nieraz wyjedaa z przyjacimi - mwi dalej. - Moe nie na tak dugo jak tym razem. Zabrali samochody, paszporty. Wszystko to ju raz sprawdzilimy. Ponadto Astrid i jej przyjaciele s w wieku, kiedy si idzie za impulsem. Nie planuje si z gry. Sam mam crk o par lat starsz od Astrid. Wiem, jak to jest. - Ja i tak wiem swoje - odpara. - Moe czsto si boj na wyrost, ale tym razem co jest nie tak. - Inni nie podzielaj pani obaw? Rodzice Martina Boge i Leny Norman? - Nie rozumiem ich. - Traktujemy powanie pani niepokj. To nasz obowizek. Mog obieca, e raz jeszcze rozwaymy wszczcie poszukiwa. Mia wraenie, e jego sowa na chwil j uspokoiy. Ale po chwili lk powrci. Malowa si na jej otwartej twarzy. Wallanderowi byo jej al. Zakoczyli rozmow. Podniosa si. Odprowadzi j do recepcji.

- Przykro mi, e straciam panowanie nad sob - powie dziaa. - Rozumiem pani niepokj - odrzek. Podaa mu szybko rk i wysza. Wallander wraca do pokoju. Martinsson wysun gow przez drzwi i patrzy na niego z zaciekawieniem. - Co tam si w rodku dziao? - Jest rzeczywicie wystraszona - odpowiedzia Wallan der. - To autentyczny lk. Musimy jako na to zareagowa. Ale nie wiem jak. - Spojrza w zadumie na Martinssona. Chciabym omwi to jutro w wikszym skadzie. Ze wszystkimi, ktrzy maj czas. Trzeba podj decyzj, czy mamy wszcz poszukiwania. Co mnie w tej historii martwi. Martinsson skin gow. - Widziae Svedberga? - zapyta. - Jeszcze si nie odezwa? - Nie. Odpowiada tylko sekretarka. Wallander si skrzywi. - To do niego niepodobne. - Sprbuj jeszcze raz - obieca Martinsson. Wallander poszed do swojego pokoju. Zamkn drzwi i zadzwoni do Ebby. - Nie cz mnie z nikim przez najblisze p godziny. Czy Svedberg si przypadkiem nie odzywa? - Nie. A mia si odezwa? - Tak tylko pytam. Wallander opar nogi na stole. By zmczony i mia sucho w ustach. Po chwili powzi decyzj. Woy kurtk i opuci pokj. - Wychodz - rzuci do Ebby. - Bd z powrotem za go dzin lub dwie. Nadal byo ciepo i bezwietrznie. Wallander uda si do miejskiej biblioteki, lecej na Surbrunnsvagen. Z pewnym trudem odszuka na pkach dzia medyczny. Wkrtce znalaz to, czego szuka. Ksik o cukrzycy. Usiad przy stole, wyj okulary i zacz czyta. Po ptorej godziny mia ju niejakie pojcie o chorobie. Zrozumia rwnie, e sam jest sobie winien. Sposb odywiania, brak ruchu i ustawiczne prby odchudzania, po ktrych na nowo przybiera na wadze -wszystko si teraz mci. Odstawi ksik na pk. Ogarno go uczucie poraki i pogardy dla samego siebie. Tak duej by nie moe, musi zmieni tryb ycia. Byo wp do pitej, kiedy powrci do komendy. Na stole leaa kartka od Martinssona. Nie udao mu si skontaktowa ze Svedbergiem. Wallander przejrza raz jeszcze raport o zaginiciu modych ludzi. Uwanie obejrza pocztwki. Znw powrcio uczucie, e co mu umkno. Czego nie zauway? Czu wzrastajcy niepokj. Wydawao mu si, e Eva Hillstrom cigle siedzi na krzele dla interesantw. Nagle zda sobie spraw z powagi sytuacji. To bardzo proste. Ona wie, e nie jej crka pisaa t kartk. Nie ma znaczenia skd. Wie i ju. I to powinno wystarczy. Wallander wsta i podszed do okna. Modym ludziom co si przytrafio. Pytanie tylko, co. 3

Tego wieczoru Wallander postanowi rozpocz nowe ycie, przynajmniej w ograniczonym zakresie. Na kolacj zjad tylko chudy bulion i saat. Tak przej si tym, eby nic niewaciwego nie wyldowao na talerzu, e kiedy przypomnia sobie o zamwionym na wieczr praniu, byo ju za pno. Pociesza si myl, e nowa sytuacja ma swoje dobre strony. Zbyt wysoki poziom cukru we krwi nie jest przecie wyrokiem mierci. Otrzyma jednak ostrzeenie. Skoro chce nadal normalnie y, w jego yciu musz nastpi pewne zmiany. Niezbyt wielkie, niemniej do zasadnicze. Po jedzeniu czu si rwnie godny jak przedtem. Zjad jeszcze jednego pomidora. Pniej siedzia przy kuchennym stole, usiujc uoy zestaw posikw na najblisze dni, na podstawie otrzymanej diety. Od jutra bdzie chodzi na piechot do komendy, a w soboty i niedziele wyjeda nad morze na dugie spacery po play. Przypomnia sobie, e chcieli kiedy z Hanssonem gra w badmintona. Moe teraz nadesza waciwa pora? Bya dziewita, kiedy wsta od stou. Otworzy drzwi i wyszed na balkon. Wia lekki wiatr z poudnia. Ale nadal byo ciepo. Kanikua. W dole grupka modziey przechodzia ulic. Wallander poda za nimi wzrokiem. Nie mg si skupi nad spisem posikw i wykresami wagi. Po gowie chodzia mu Eva Hillstrom i jej niepokj. Stracia panowanie nad sob i chwycia go za ramiona. W jej oczach malowa si strach z powodu zniknicia crki. Zdarza si, e rodzice zupenie nie znaj swoich dzieci, pomyla. Ale bywa rwnie, e jedno z rodzicw zna swoje dziecko najlepiej ze wszystkich. Co mi mwi, e tak jest w przypadku Evy Hillstrm i jej crki. Wszed z powrotem do mieszkania. Drzwi balkonowe zostawi otwarte. Nkao go uczucie, e co przeoczy. Co, co w jednej chwili ruszyoby spraw z miejsca i pozwolioby stwierdzi, czy niepokj Evy Hillstrm jest uzasadniony. Poszed do kuchni nastawi kaw. Podczas gdy grzaa si woda, przetar st. Zadzwoni telefon. Dzwonia Linda - z restauracji na Kungsholmen, gdzie pracowaa. Zdziwi si. Sdzi, e lokal jest czynny tylko w dzie. - Waciciel wszystko pozmienia - odpara na jego pyta nie. - Zreszt wieczorami wicej zarabiam. ycie jest drogie. W tle sycha byo szmer gosw i brzk naczy. Pomyla, e nie zna aktualnych planw Lindy. Kiedy chciaa zosta tapicerem. Potem zmienia zdanie i zacza prbowa si jako aktorka. Pewnego dnia i to si skoczyo. Odgadywaa jego myli. - Nie mam zamiaru przez cae ycie by kelnerk. Ale okazuje si, e potrafi oszczdza. Zim wyruszam w podr. - Dokd? - Jeszcze nie wiem. Wallander zrozumia, e to nie pora na zasadnicze rozmowy. Wspomnia tylko, e Gertruda si wyprowadzia. A dom dziadka jest na sprzeda. - auj, e go nie zachowalimy - odpara. - I auj, e nie mam dosy pienidzy, eby go kupi. Wallander domyla si, co Linda czuje. Zawsze miaa dobry kontakt z dziadkiem. Zdarzao si nawet, e bywa zazdrosny, widzc ich razem. - Musz koczy. Chciaam tylko zapyta, co sycha. - Wszystko w porzdku. Byem dzi u lekarza. Nic mi nie jest. - Nawet nie mwi, e powiniene schudn? - Owszem, ale poza tym wszystko w porzdku.

- No to trafie na miego lekarza. A jak twoje zmczenie? Przejrzaa mnie na wylot, pomyla bezradnie Wallander. Dlaczego nie powiem, jak jest? e jestem na dobrej drodze do cukrzycy, moe ju nawet j mam? Skd to uczucie, e cierpi na wstydliw chorob? - Nie jestem zmczony. Tydzie na Gotlandii by wspaniay. - Tak. Musz ju koczy - powtrzya. Jeli chcesz do mnie dzwoni wieczorem, zapisz numer. Zanotowa numer w pamici. Skoczyli rozmow. Wallander przeszed z kaw do pokoju i wczy telewizor. ciszy dwik. Numer telefonu, ktry mu podaa, zapisa w rogu gazety. Pisa niewyranie. Nikt poza nim nie umiaby tego odczyta. W tej samej chwili powrcia myl, ktra drczya go w cigu dnia. Odsun filiank z kaw. Spojrza na zegarek. Byo pitnacie po dziewitej. Zastanawia si, czy dzwoni do Martinssona, czy poczeka do rana. Wreszcie podj decyzj. Poszed z ksik telefoniczn do kuchni i usiad przy stole. Znalaz cztery rodziny Normanw w samym miecie. Wallander pamita adres z dokumentw w teczce Martinssona. Lena Norman mieszkaa z rodzicami na Karinggatan, na pnoc od szpitala. Ojciec nazywa si Bertil Norman i mia tytu dyrektor". By wacicielem firmy dostarczajcej grzejniki do prefabrykowanych domw. Wybra numer. Odebraa kobieta. Wallander si przedstawi, starajc si by bardzo uprzejmy. Nie chcia jej przestraszy. Wiedzia, co oznacza telefon z policji. Szczeglnie wieczorem. - Czy mwi z matk Leny Norman? - Nazywam si Lillemor Norman. Wallander pamita jej imi. - Mogem zaczeka do jutra - cign Wallander. - Ale jest co, co chciabym wyjani. Niestety, policja pracuje w niety powych godzinach. Nie wydawaa si zaniepokojona. - W czym mog pomc? A moe wolaby pan porozma wia z mem? Mam go zawoa? Odrabia matematyk z bra tem Leny. Wallander si zdziwi. Myla, e w szkoach ju nie zadaj lekcji. - Nie trzeba - powiedzia. - Waciwie zaley mi na prbce charakteru pisma Leny. Ma pani w domu jakie jej listy? - Przyszy tylko pocztwki. Mylaam, e policja o tym wie. - Moe jaki inny list. Wczeniejszy. - Do czego to panu potrzebne? - To zwyka formalno. Porwnujemy charaktery pisma. Nic wanego. - I w tej niewanej sprawie policja dzwoni wieczorem? Eva Hillstrm si boi, pomyla Wallander. A Lillemor Norman jest podejrzliwa. - Moe mi pani pomc? - Mam wiele listw od Leny. - Wystarczy jeden. Nawet p strony. - Poszukam. Czy kto po to przyjedzie? - Miaem zamiar sam wpa. Mog by za dwadziecia minut. Wallander powrci do ksiki telefonicznej. W Simrisham-nie by tylko jeden Boge. Rewizor. Wallander wybra numer i czeka z niecierpliwoci. Ju mia odkada suchawk, kiedy kto odebra.

- Klas Boge. Gos w suchawce by mody. Wallander doszed do wniosku, e to brat Martina Boge. Przedstawi si. - Czy rodzice s w domu? - Jestem sam. Poszli na obiad z golfiarzami. Wallander waha si, czy mwi dalej. Ale chopiec robi przytomne wraenie. - Dostae kiedy list od brata? Ktry masz do tej pory? - Nie tego lata. - Moe kiedy wczeniej? Chopiec chwil si zastanowi. - Mam list z Ameryki, z ubiegego roku. - Pisany odrcznie? -Tak. Wallander si namyla. Wsi w samochd i jecha do Simrishamn, czy zaczeka do nastpnego dnia? - Po co panu list mojego brata? - Chc tylko spojrze na charakter pisma. - Jeli to pilne, mog przefaksowa. Chopak by bystry. Wallander poda mu numer faksu w komendzie. - Chciabym, eby poinformowa o tym rodzicw - powiedzia. - Mam nadziej, e bd ju spa, jak wrc. - Moe powiesz jutro? - List od Martina jest do mnie. - Mimo to lepiej bdzie, jak im powiesz - powtrzy cierpliwie Wallander. - Martin i reszta bd niedugo w domu - stwierdzi chopiec. - Nie rozumiem, dlaczego ta Hillstrm tak si denerwuje. Codziennie tu wydzwania. - Twoi rodzice si nie denerwuj? - Myl, e s zadowoleni, e Martin wyjecha. Szczeglnie ojciec. Zdziwiony Wallander czeka na dalszy cig. Ale ten nie nastpi. - Dzikuj za pomoc - powiedzia. - To taka zabawa - mwi dalej chopiec. - Zabawa? - Przenosz si w inne epoki. Przebieraj. Bawi si jak dzieci. Chocia s doroli. - Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiaem - przerwa mu Wallander. - Odgrywaj role. Ale nie w teatrze. W yciu. Moe wybrali si do Europy na poszukiwanie czego, co nie istnieje. - Bawili si w ten sposb? Ale w wito letniej nocy je si i taczy. - I pije - doda chopiec. - Ale jak si przebra, to jest co wicej, prawda? - Czsto si przebierali? - Tak. Ale tak naprawd nic nie wiem. To bya tajemnica. Martin niewiele mwi. Wallander bardziej si domyla, ni rozumia, o czym mwi chopiec. Spojrza na zegarek. Lillemor Norman za chwil bdzie na niego czeka. - Dzikuj za pomoc - zakoczy rozmow. - Nie zapomnij powiedzie rodzicom, e dzwoniem. I o co prosiem. - Zobaczymy - odpar chopiec. Trzy rne reakcje, pomyla Wallander. Eva Hillstrm si boi. Lillemor Norman jest nieufna. Rodzice Martina Boge s zadowoleni, e syna nie ma w domu. Brat z kolei woli, gdy w domu nie ma rodzicw. Wzi kurtk i wyszed. Przeszed obok pralni i zapisa si na pitkow list. Mimo e Karinggatan nie bya daleko, wzi samochd. Ruch na wieym powietrzu musi zaczeka. Skrci w Karinggatan z Bellevuevagen. Zatrzyma si przed bia dwupitrow will. Kiedy

otworzy furtk, w drzwiach ukazaa si Lillemor Norman. W przeciwiestwie do Evy Hillstrm bya mocno zbudowana. Przywoa w pamici zdjcia w teczce Martinssona. Lena Norman bya podobna do matki. W rku miaa bia kopert. - Przykro mi, e przeszkadzam - powiedzia Wallander. - Lena usyszy to i owo od mojego ma, jak wrci do domu. W gowie nam si nie mieci, e mona tak przepa bez sowa. - Waciwie s ju penoletni. Ale oczywicie rodzice si martwi. Wallander wzi list i obieca, e go zwrci. Potem pojecha do komendy. Zajrza do pokoju dyurnego policjanta. Ten rozmawia wanie przez telefon. Pokaza na jeden z faksw. Klas Boge przesa list od brata. Wallander poszed do swojego pokoju i zapali lamp na biurku. Pooy obok siebie dwa listy i dwie pocztwki. Skierowa na nie wiato lampy i woy okulary. Martin Borge opisywa mecz rugby. Lena Norman pisaa o pensjonacie w poudniowej Anglii, gdzie nie byo ciepej wody. Odchyli si na krzele. Jego rozumowanie byo prawidowe. Pismo Martina Boge i Leny Norman byo nierwne i niewyrobione. Tak samo podpis. Jeli kto chciaby podrobi pismo jednego z nich trojga, wybr by atwy. Astrid Hillstrm. Ogarno go nieprzyjemne uczucie. Stara si rozumowa logicznie. Czy to co oznacza? Waciwie nic. Nie wyjania, dlaczego kto miaby pisa faszywe kartki. Kto zreszt mia dostp do ich odrcznego pisma? Mimo to nie mg si pozby uczucia niepokoju. Musimy na serio zabra si do przejrzenia materiau, pomyla. Gdyby rzeczywicie co si stao, to staoby si ju dwa miesice temu. Przynis sobie kaw. Byo pitnacie po dziesitej. Powtrnie przeczyta raport z przebiegu wydarze. Nie znalaz nic, co by go zaskoczyo. Kilkoro zaprzyjanionych modych ludzi postanowio razem spdzi noc witojask. Potem udali si w podr. Wysali do domu pocztwki. To wszystko. Wallander zoy listy i umieci je w teczce razem z pocztwkami. Dzi wieczr ju nic nie zdziaa. Nazajutrz omwi wszystko z Martinssonem i z pozostaymi wsppracownikami i ewentualnie zadecyduj o podjciu poszukiwa. Wallander zgasi lamp i wyszed z pokoju. Zauway wiato u Ann-Britt Hglund. Drzwi byy uchylone. Pchn je ostronie, powikszajc szpar. Siedziaa z opuszczonym wzrokiem. Ale na biurku nie byo papierw. Blat by pusty. Wallander si waha. Rzadko bywaa w komendzie wieczorami, musiaa zajmowa si dziemi. M, monter, pracowa w terenie i rzadko bywa w domu. Przypomnia sobie jej gwatown reakcj w stowce. A teraz siedziaa zapatrzona w pusty blat biurka. Bardzo moliwe, e chciaa by sama. Kto wie jednak, czy nie wolaaby z kim porozmawia. Zawsze moe mi powiedzie, ebym sobie poszed, pomyla Wallander. To najgorsze, co moe mnie spotka. Zapuka do drzwi. Zaczeka na odpowied i wszed. - Widziaem, e si pali. Nie masz zwyczaju przesiadywa tu wieczorami. Chyba e dzieje si co szczeglnego. Spojrzaa na niego w milczeniu. - Jeli chcesz by sama, powiedz. - Nie. Waciwie nie chc. A co ty tu robisz? Stao si co? Wallander opad na fotel dla interesantw. Czu si jak cikie, nieforemne zwierz. - To ta modzie, co zagina w noc witojask.

- Co nowego? - W zasadzie nie. Wpada mi do gowy pewna myl i chciaem j sprawdzi. Trzeba si bdzie temu dokadniej przyjrze. Bd co bd, Eva Hillstrm jest powanie zaniepokojona. - Co si mogo sta? - Dobre pytanie. - Bdziemy ich szuka? Wallander rozoy ramiona. - Nie wiem. Postanowimy jutro. W pokoju panowa pmrok. wiato lampy padao na podog. - Jak dugo ju jeste w policji? - zapytaa nagle. - Dugo. Czsto myl, e zbyt dugo. Ale dotaro do mnie, e jestem w kadym calu policjantem. I pozostan nim do emerytury. Dugo na niego patrzya, zanim zadaa nastpne pytanie. - Jak ty to wytrzymujesz? - Nie wiem. - Ale jednak wytrzymujesz? - Nie zawsze. Dlaczego pytasz? - Pamitasz, co powiedziaam w stowce? e lato byo nieudane. To prawda. Mamy z mem problemy. Nigdy go nie ma w domu. Nieraz mija tydzie, zanim si do siebie przyzwyczaimy po jego kolejnej nieobecnoci. A wtedy znowu wyjeda. Latem zaczlimy rozmawia o rozwodzie. To nigdy nie jest atwe. Szczeglnie, jak si ma dzieci. - Wiem - powiedzia Wallander. - Rwnoczenie zaczam si zastanawia, czym ja si waciwie zajmuj. Bior rano gazet do rki i czytam, e po licjanci w Malm zostali zatrzymani za paserstwo. Wczam telewizj i dowiaduj si, e wysoko postawieni oficerowie policji tkwi po uszy w bagnie zorganizowanej przestpczoci. Albo wystpuj jako honorowi gocie na lubnych przyjciach rozmaitych ajdakw w zagranicznych kurortach. Widz to i wiem, e jest tego coraz wicej. W kocu zaczynam si zastanawia, czym si zajmuj. A raczej, czy bd w stanie przez nastpne trzydzieci lat pracowa w policji. - Wszystko si chwieje i trzeszczy w posadach - stwierdzi Wallander. - Ju od dawna. Korupcja to nic nowego. Zawsze istnieli nieuczciwi policjanci. Ale teraz ich wicej. I dlatego jest wane, eby tacy jak ty si nie zaamywali. -Ary? - Mnie te to dotyczy. - Ale jak to wytrzymujesz? Wallander wyczu w jej pytaniach agresj. Zna to uczucie. Ile razy siedzia ze wzrokiem wbitym w blat biurka, nie potrafic znale adnych okolicznoci agodzcych dla swojej pracy? - Pocieszam si, e beze mnie byoby jeszcze gorzej - od powiedzia. - S chwile, kiedy to pomaga. Saba pociecha, ale to lepsze ni nic. Pokrcia gow. - Co si z tym krajem porobio? Wallander czeka na dalszy cig. Nie doczeka si. Z ulicy dobieg oskot przejedajcej ciarwki.

- Pamitasz brutalny napad wiosn? - zapyta Wallander. - W Svarte? Pamitaa. - Dwaj czternastoletni chopcy pobili dwunastolatka. Po tem, kiedy ju nieprzytomny lea na ziemi, zaczli po nim depta. Tak dugo, dopki go nie zadeptali na mier. Nastpia przeraajca zmiana. I nigdy przedtem nie dotara do mnie z rwn ostroci. Ludzie zawsze si bili. Ale bjka si koczya, kiedy jeden z nich lea na ziemi pokonany. Mona to dowolnie nazwa. Na przykad uczciw gr. Kiedy byo to oczywiste. Teraz jest inaczej. Ci chopcy nigdy si tego nie na uczyli. Jak gdyby cae pokolenie modziey zostao opuszczone przez rodzicw. Jak gdyby tumiwisizm sta si podstawow norm postpowania. W policji trzeba nagle zacz myle na nowo. Warunki radykalnie si zmieniy. Nagromadzone wczeniej dowiadczenie stracio wano. Zamilk. - Nie wiem, czego si spodziewaam, kiedy chodziam do Wyszej Szkoy Policji powiedziaa. - Ale nie tego. - Tak czy owak, trzeba wytrzyma. Nie wyobraaa sobie rwnie, jak myl, e pewnego dnia mog ci postrzeli. - Czasem prbowaam. Podczas wicze z broni. Strzelaam, usiujc sobie wyobrazi, e kule trafiaj we mnie. Ale blu wyobrazi sobie nie mona. I czowiek nie wierzy, e moe i jemu si co przytrafi. Z korytarza dochodziy gosy. Policjanci z wieczornej zmiany wymieniali uwagi o jakim nietrzewym kierowcy. Potem znowu zapanowaa cisza. - Jak ty si waciwie czujesz? - Masz na myli: od kiedy mnie postrzelono? Skin gow. - ni mi si to. ni mi si, e umieram. Albo e kula trafia mnie w gow. To chyba najgorsze. - Po czym takim mona ju zawsze si ba. Wstaa z krzesa. - W dniu, kiedy naprawd zaczn si ba, odejd z policji. Ale chyba jeszcze nie jestem na tym etapie. Dzikuj ci, e przyszede. Zwykle sama sobie radz z problemami. Ale dzi wieczr czuam si bezsilna. - Samo przyznanie si wiadczy o sile. Woya kurtk. Umiechna si blado. Wallander zastanawia si, czy si wysypia. Ale nic nie powiedzia. - Porozmawiamy jutro o przemycie samochodw? - spytaa. - Moe po poudniu? Pamitaj, e przed poudniem musimy pogada o tamtych modych ludziach. Przyjrzaa mu si uwanie. - Wygldasz na zmartwionego. - Eva Hillstrm jest zaniepokojona. Nie mog tego lekceway. Wyszli razem na ulic. Nie widzia jej samochodu na parkingu. Zaproponowa, e podrzuci j do domu, ale odmwia. - Chc si przej. Jest tak ciepo. Co za sierpie! - Kanikua - powiedzia. - Cokolwiek to znaczy.

Poegnali si. Wallander wsiad do samochodu i pojecha do domu. Wypi filiank herbaty i przejrza gazet Ystads Allehanda". Potem poszed si pooy. Uchyli okno - w sypialni byo ciepo. Po chwili ju spa. Ze snu wyrwa go przejmujcy bl. Zapa go kurcz w lewej ydce. Postawi nog na pododze i napi misie. Bl puci. Pooy si ostronie. Ba si, e kurcz powrci. Zegar na nocnym stoliku pokazywa wp do drugiej. Znw ni mu si ojciec. Fragmenty bez zwizku. Bdzili ulicami nieznanego miasta. Kogo szukali. Nie wiadomo kogo. Firanka w oknie agodnie falowaa. Myla o matce Lindy, Monie, ktra tak dugo bya jego on. ya teraz zupenie innym yciem - z mem, ktry gra w golfa i zapewne nie mia podwyszonego poziomu cukru. Myli wdroway dalej. Nagle ujrza siebie idcego z Bajb po rozlegej play Skagenu. Po chwili Bajba znika. Gwatownie oprzytomnia. Usiad na ku. Myl przysza nie wiadomo skd. Przedara si przez inne myli i nagle nim owadna. Svedberg. Nie zawiadomi, e jest chory. To do niego niepodobne. Zreszt nigdy nie chorowa. Gdyby co si stao, daby zna. Powinien by wczeniej o tym pomyle. To, e Svedberg si nie odezwa, moe oznacza tylko jedno: nie by w stanie przekaza wiadomoci. Wallander poczu lk. Naturalnie, to tylko wytwr jego fantazji. Co mogo si sta Svedbergowi? Uczucie lku jednak nie ustpowao. Wallander znw spojrza na zegarek. Potem poszed do kuchni i odszuka numer telefonu Svedberga. Wystuka numer. Po kilku sygnaach wczya si automatyczna sekretarka. Wallander odoy suchawk. Teraz by ju pewien, e co si stao. Ubra si i zszed do samochodu. Podnis si wiatr, ale nadal byo ciepo. Do Stortorget dojecha w par minut. Zaparkowa i ruszy w stron Lilia Norregatan, gdzie mieszka Svedberg. W oknie palio si wiato. Wallander poczu ulg. Ale tylko przez kilka krtkich sekund. Potem niepokj powrci z jeszcze wiksz si. Dlaczego Svedberg nie odbiera, skoro jest w domu? Wallander pchn frontowe drzwi. Byy zamknite. Nie zna kodu. Ale w drzwiach bya szczelina. Wallander wycign scyzoryk i rozejrza si naokoo. Potem wsun najgrubsze ostrze w szpar w drzwiach i pchn. Drzwi puciy. Svedberg mieszka na samej grze, na trzecim pitrze. Wallander zziaja si, wchodzc po schodach. Przyoy ucho do drzwi. Cisza. Otworzy otwr na listy. Nic. Zadzwoni. Dwik dzwonka rozleg si w mieszkaniu. Po trzecim razie zacz wali w drzwi. Zastanawia si, co dalej. Nie chcia by sam. Sign do kieszeni. Komrka zostaa na stole w kuchni. Zszed na d po schodach i wsun kamie midzy skrzyda drzwi wejciowych. Potem poszed szybkim krokiem do automatw telefonicznych przy Stortorget. Wybra numer Martinssona. Martinsson odebra telefon. - Przepraszam, e ci budz - powiedzia Wallander. - Ale potrzebuj pomocy. - Co si dzieje? - Zapae w kocu Svedberga? - Nie. - Musiao si co sta. Martinsson zamilk. Dopiero teraz otrzewia ze snu. - Czekam na ciebie przed domem na Lilia Norregatan -poinformowa Wallander. - Dziesi minut - odpar Martinsson. - Najwyej.

Wallander poszed do samochodu i otworzy baganik. Leao tam kilka narzdzi w brudnej plastikowej torbie. Wyj gruby om. Potem wrci pod dom Svedberga. Dziewi minut pniej Martinsson podjecha samochodem. Wallander spostrzeg, e pod marynark ma gr od piamy. - Jak mylisz, co si mogo sta? - Nie wiem. Weszli po schodach. Wallander skin na Martinssona, eby zadzwoni do drzwi. I tym razem nikt nie otwiera. Spojrzeli na siebie. - Moe ma w biurze zapasowe klucze? Wallander potrzsn gow. - To bdzie za dugo trwao. Martinsson odsun si na bok. Wiedzia, co nastpi. Wallander chwyci om. Po czym wyway drzwi. 4 Noc dziewitego sierpnia tysic dziewiset dziewidziesitego szstego roku bya jedn z najduszych w yciu Wallandera. Kiedy o wicie, na chwiejnych nogach, wyszed z domu przy Lilia Norregatan, nie mg pozby si uczucia, e tkwi w niepojtym koszmarze. Lecz wszystko, co zobaczy podczas tej dugiej nocy, wydarzyo si naprawd. Rzeczywisto bya poraajca. Jako policjant wiele razy w yciu by wiadkiem spustosze w miejscu, gdzie rozegra si brutalny i krwawy dramat. Ale nigdy przedtem osobicie go to nie dotkno. Kiedy wywaa drzwi do mieszkania Svedberga, nie wiedzia, co tam zastanie. Wciskajc om w szpar przy futrynie, obawia si jednak najgorszego. Przeczucie go nie mylio. Bezszelestnie weszli do przedpokoju, jak gdyby wkraczali na terytorium wroga. Martinsson sta tu za nim. Byo ciemno. Tylko z gbi mieszkania dochodzio wiato. Przez chwil stali w cakowitym milczeniu. Wallander sysza za plecami niespokojny oddech Martinssona. Skierowali si w stron pokoju dziennego. W drzwiach Wallander cofn si tak gwatownie, e wpad na Martinssona, ktry wanie pochyli si do przodu, usiujc co dojrze. Pniej Wallander bdzie wspomina reakcj Martinssona. Nigdy tego nie zapomni. Martinsson zacz zawodzi jak dziecko, kiedy ich oczom ukaza si makabryczny widok. Na pododze lea Svedberg. Jedn nog mia przewieszon przez oparcie przewrconego krzesa. Ciao byo dziwnie zdeformowane, jak gdyby bez krgosupa. Wallander znieruchomia w drzwiach, zastygy z przeraenia. Scena nie pozostawiaa adnych wtpliwoci. To Svedberg. By martwy. Czowiek, z ktrym od tylu lat razem pracowa, lea bez ycia w groteskowej pozie. Przesta istnie. Ju nigdy nie bdzie siedzia na swoim miejscu przy stole, w sali zebra, i drapa si w ysin kocem dugopisu. Svedberg nie mia ju ysiny. P gowy mia odstrzelone. Troch dalej leaa dubeltwka. Krew trysna na bia cian, kilka metrw od lecego krzesa. Wallander sta bez ruchu i z walcym sercem wpatrywa si w scen, ktra miaa na zawsze pozosta mu przed oczami. Svedberg z odstrzelon gow, przewrcone krzeso i bro leca na czerwonym dywanie, przetykanym jasnoniebieskimi paskami. Przez gow przemkna mu absurdalna myl. Svedberg nie bdzie ju musia walczy z panicznym lkiem przed osami. - Co si stao? - odezwa si Martinsson. Gos mu si za amywa. Wallander spostrzeg, e Martinsson niemal pacze. On sam daleki by cigle od tego rodzaju reakcji. Nie potrafi wybuchn paczem w obliczu czego, czego nie pojmowa. A tego, co mia przed oczami, nie by w stanie poj. Svedberg martwy? To czysty nonsens. Svedberg to czter-dziestoparoletni policjant, ktry jutro jak zwykle bdzie siedzia na swoim staym miejscu, na kolejnej naradzie grupy

dochodzeniowej. Svedberg ze swoj ysin, lkiem przed osami. Svedberg, ktry w kady pitek zaywa samotnych kpieli w policyjnej saunie. On nie moe tam lee. To kto inny, kto do niego podobny. Wallander instynktownie spojrza na zegarek. Byo dziewi po drugiej. Stali jeszcze kilka minut w drzwiach. Potem wrcili do przedpokoju. Wallander zapali cienn lamp. Zobaczy, e Martinsson dygocze. Zastanawia si, jak sam wyglda. - Musimy zarzdzi pen mobilizacj - powiedzia. W przedpokoju sta telefon. Nie byo automatycznej sekretarki. Martinsson skin gow i ju mia podnie suchawk. Wallander go powstrzyma. - Zaczekaj. Trzeba si zastanowi. Nad czym waciwie mieli si zastanawia? Moe liczy, e zdarzy si cud? e Svedberg nagle stanie za nimi i okae si, e wszystko, co przed chwil widzieli, nie wydarzyo si naprawd? - Pamitasz domowy telefon Lisy Holgersson? - spyta. Z dowiadczenia wiedzia, e Martinsson ma wietn pami do numerw i adresw. Obaj mieli rwnie znakomit pami. Martinsson i Svedberg. Teraz zosta tylko jeden. Martinsson, zacinajc si, poda numer. Wallander wystuka cyfry. Lisa Holgersson odebraa po drugim sygnale, musiaa mie telefon przy ku. - Mwi Wallander. Przepraszam, e ci budz. Bya zupenie przytomna. - Musisz tu przyjecha - powiedzia. - Jestemy z Martinssonem w mieszkaniu Svedberga na Lilia Norregatan. Svedberg nie yje. Usysza, jak jkna. - Co si stao? - Nie wiem. Zgin od kuli. - To straszne. Czy to zabjstwo? Wallander pomyla o strzelbie na pododze. - Nie wiem - odpar. - Zabjstwo albo samobjstwo. Nie wiem. - Skontaktowae si z Nybergiem? - Wolaem najpierw zadzwoni do ciebie. - Ju jad, tylko si ubior. - Przez ten czas zapiemy Nyberga. Wallander nacisn palcem wideki. Poda suchawk Martinssonowi. - Nyberg. Zacznij od niego. Do pokoju dziennego wchodzio si z dwch stron. Podczas gdy Martinsson rozmawia przez telefon, Wallander przeszed naokoo, przez kuchni. Na pododze leaa szuflada od kuchennej szafki. Drzwiczki naronej szafki byy otwarte. Papiery i kwity leay rozrzucone po pododze. Wallander rejestrowa wszystko wzrokiem. Sysza gos Martinssona, ktry tumaczy technikowi, co si stao. Wallander szed dalej. Uwanie stawia stopy. Wszed do sypialni Svedberga. Wszystkie trzy szuflady komody byy wysunite, ko niezacielone. Narzuta zsuna si na podog. Z nieopisanym smutkiem stwierdzi, e Svedberg spa w kwiecistej pocieli. ko przypominao letni k. Przeszed dalej. Przed salonem znajdowa si may pokj do pracy. Stay w nim regay i biurko. Svedberg lubi porzdek. Na jego biurku w komendzie nigdy nie byo najmniejszego zbdnego papierka. A tu, we wasnym domu, powyrywane z pek ksiki i wypatroszone szuflady biurka. Wszdzie poniewieray si papiery. Wallander doszed do salonu, tym razem od drugiej strony. Znajdowa si teraz bliej strzelby, a dalej od znieksztaconego ciaa Svedberga. Sta nieruchomo i patrzy na scen przed sob. Na wszystkie zastyge w bezruchu szczegy, wiadkw dramatu, ktry si tutaj

rozegra. W gowie mia zamt. Kto musia chyba sysze strza? Lub strzay? Wszystko wskazywao na zabjstwo na tle rabunkowym. Ale czy tak byo? Co waciwie si stao? Martinsson zjawi si w drzwiach z drugiej strony salonu. - S w drodze - powiedzia. Wallander pomau ruszy t sam drog z powrotem. By w kuchni, kiedy nagle usysza szczekanie, a potem zirytowany gos Martinssona. Wyszed szybko do przedpokoju. Na klatce schodowej sta policyjny patrol z owczarkiem, za nim kilka osb w szlafrokach. Funkcjonariusz z psem nazywa si Edmundsson i od niedawna pracowa w Ystadzie. - Dostalimy telefon - odezwa si niepewnie na widok Wallandera. - O wamaniu. Do mieszkania niejakiego Svedberga. Wallander uwiadomi sobie, e Edmundsson nie wie, o jakiego Svedberga chodzi. - W porzdku - powiedzia. - Tu si zdarzy wypadek. To mieszkanie inspektora kryminalnego Svedberga. Edmundsson zblad. - Nie miaem pojcia. - Skd miae wiedzie? Wracaj na komend. Zarzdzilimy pen mobilizacj. Edmundsson spojrza na niego pytajco. - Co si stao? - Svedberg nie yje - odpar Wallander. - To wszystko, co na razie wiemy. Natychmiast poaowa, e cokolwiek powiedzia. Ssiedzi na schodach si przysuchiwali. Kto mg wpa na pomys zawiadomienia prasy. W tej chwili Wallanderowi najmniej zaleao na toczcych si na klatce schodowej dziennikarzach. Policjant, ktry zgin w niewyjanionych okolicznociach - taka wiadomo dobrze si sprzedaje. Edmundsson zszed z psem po schodach. Wallanderowi przemkno przez myl, e nie wie, jak on si wabi. - Moesz si zaj ssiadami? - zwrci si do Martinssona. - Co jak co, ale powinni byli przynajmniej usysze strzay. Moe od razu udaoby si ustali godzin. - By wicej ni jeden strza? - Nie wiem. Ale kto musia co sysze. Wallander zauway, e drzwi naprzeciw mieszkania Sved-berga byy otwarte. - Popro, eby ci tam wpucili. Nie chciabym tu mie niepotrzebnych ludzi. Na schodach bdzie bieganina. Martinsson skin gow. Mia zaczerwienione oczy. Jeszcze dygota. - Co si stao, do cholery? - zapyta. Wallander potrzsn gow. - Nie wiem. - Wyglda na wamanie? Wszystko powyrywane, porozrzu cane. Na dole trzasny drzwi wejciowe. Sycha byo zbliajce si kroki. Martinsson zacz kierowa zaspanych i zaniepokojonych ludzi do mieszkania naprzeciwko. Lisa Holgersson szybko wchodzia po schodach. - Wolabym ci przygotowa na to, co ci czeka - powiedzia Wallander. - Tak le to wyglda? - Svedberg zosta trafiony w gow. Z dubeltwki. Z bliska. Skrzywia si. Widzia, jak staraa si nad sob zapanowa. Wallander wszed z ni do przedpokoju i wskaza na salon. Podesza do uchylonych drzwi i gwatownie si cofna. Zachwiaa si, jakby miaa zemdle. Wallander chwyci j za rami

i zaprowadzi do kuchni. Osuna si na pomalowane na niebiesko krzeso. Wpatrywaa si w niego rozszerzonymi oczami. - Kto to zrobi? - Nie wiem. Wallander zdj szklank z suszarki i nala jej wody. - Svedberga wczoraj nie byo - wyjani. - Nikogo nie zawiadomi. - To do niego niepodobne - stwierdzia Lisa Holgersson. - Nawet bardzo. Obudziem si w nocy z uczuciem, e co jest nie tak. Przyjechaem tutaj. - Wic to nie musiao si sta wczoraj wieczorem? - Nie. Martinsson prbuje si czego dowiedzie od ssiadw. Powinni byli co sysze. Strza z dubeltwki jest donony. Jeeli nie, to ustaleniem godziny zajm si eksperci sdowi w Lundzie. Wallanderowi rozbrzmiewao w gowie echo jego wasnych, rzeczowych komentarzy. Chwyciy go mdoci. - Wiem, e nie by onaty. Mia jak rodzin? - spytaa Lisa Holgersson. Wallander si zastanowi. Wiedzia, e matka Svedberga zmara kilka lat temu. O ojcu nic nie sysza. Bya na pewno jedna krewna, bo pozna j przed niespena rokiem, przy okazji jakiego ledztwa. - Mia kuzynk, Ylv Brink, poon. Poza ni nie znam nikogo. Z przedpokoju sycha byo gos Nyberga. - Posiedz tu jeszcze kilka minut - powiedziaa Lisa Hol gersson. Wallander wyszed do Nyberga, ktry wanie ciga z ng gumowce. - Co si tu, do cholery, dzieje? Nyberg by zdolnym technikiem kryminalnym. Mia jednak trudny charakter i potrafi by nieznony. Nie zorientowa si jeszcze, e chodzi o koleg z pracy. Martwego koleg. Moe Martinsson zapomnia mu powiedzie. - Wiesz, gdzie jeste? - zapyta Wallander ostronie. Nyberg spojrza na niego ze zoci. - Wiem, e wezwano mnie do mieszkania na Lilia Norregatan. Martinsson by jako dziwnie rozkojarzony, jak dzwoni. O co chodzi? Wallander spojrza na niego z powag. Nyberg zauway jego wzrok i zamar. - To Svedberg - powiedzia Wallander. - Nie yje. Wyglda na to, e zosta zamordowany. - Kalle? - spyta Nyberg z niedowierzaniem. Wallander skin gow i poczu, jak gos uwiz mu w gardle. Nyberg by jednym z nielicznych, ktrzy mwili do Sved-berga po imieniu. Mia na imi Karl Evert. Nyberg nazywa go Kalle. - Ley tam w rodku - mwi dalej Wallander. - Zabity strzaem z dubeltwki. Prosto w twarz. Nyberg skrzywi si. - Nie musz ci mwi, jak to wyglda - powiedzia Wallander. - Nie - odpar Nyberg. - Nie musisz. Nyberg skierowa si w gb mieszkania. On rwnie cofn si w drzwiach. Wallander odczeka chwil, dajc Nybergowi czas na ogarnicie sytuacji. Potem podszed do niego. - Mam pytanie. Jak widzisz, strzelba ley przynajmniej dwa metry od ciaa. Moje pytanie brzmi: czy mogaby tam

wyldowa, gdyby Svedberg popeni samobjstwo? Nyberg chwil si namyla. Potem pokrci gow. - Nie - powiedzia. - To niemoliwe. Gdyby si sam za strzeli, bro nie poleciaaby tak daleko. To absolutnie wyklu czone. Przez chwil Wallander poczu niejasn ulg. Svedberg si nie zastrzeli. W przedsionku zaczli si zbiera jacy ludzie. By lekarz i Hansson. Jeden z technikw rozpakowywa torb. - Prosz o chwil uwagi - zwrci si do nich Wallander. - Tam w rodku ley inspektor kryminalny Svedberg. Nie y je. Zosta zamordowany. Chc, ebycie wiedzieli, e to strasz ny widok. Znalimy go. Ubolewamy nad jego mierci. By naszym koleg i przyjacielem. Jest nam bardzo ciko. Zamilk. Czu, e powinien powiedzie co wicej. Ale nie znajdowa sw. Wrci do kuchni, podczas gdy Nyberg z kolegami zabrali si do roboty. Lisa Holgersson nadal siedziaa na krzele. - Musz zadzwoni do jego kuzynki - stwierdzia. - Jeeli to najblisza rodzina. - Mog to zrobi - zaproponowa Wallander. - Znam j. - Zreferuj mi przebieg wydarze. Co si waciwie stao? - Potrzebuj do tego Martinssona. Pjd po niego. Wallander wyszed na klatk schodow. Drzwi do ssiedniego mieszkania byy uchylone. Zapuka i wszed. Martinsson by w salonie z czterema innymi osobami. Jedna z nich bya cakowicie ubrana, reszta miaa na sobie szlafroki. Dwie kobiety i dwch mczyzn. Skin na Martinssona. - Prosz tymczasem zaczeka - powiedzia do pozosta ych. Poszli do kuchni. Martinsson by bardzo blady. - Zacznijmy od pocztku - powiedzia Wallander. - Kto ostatni widzia Svedberga? I kiedy? - Nie wiem, czy byem ostatni. Ale w rod przed poudniem mign mi w stowce. Okoo jedenastej. - Jak wyglda? - Niczego nie zauwayem, wic chyba normalnie. - Dzwonie do mnie tego dnia po poudniu. Umwilimy si na czwartek rano. - Bezporednio po naszej rozmowie poszedem do pokoju Svedberga. Nie byo go. W recepcji powiedzieli, e ju nie wrci. - O ktrej wyszed? - Nie pytaem. - Co dalej? - Zadzwoniem do domu. Odpowiedziaa automatyczna sekretarka. Zostawiem wiadomo o czwartkowym zebraniu. Potem dzwoniem jeszcze wiele razy, ale nikt si nie zgasza. Wallander przez chwil si zastanawia. - W rod Svedberg wychodzi z komendy. Wszystko jest jak zwykle. W czwartek nie zjawia si w pracy. To si nie zdarzao. Niezalenie od tego, czy odsucha wiadomo, czy nie, Svedberg nigdy nie opuszcza pracy bez zawiadomienia. - Innymi sowy, mogo si to sta ju w rod - stwierdzia Lisa Holgersson Wallander skin gow.

Musimy zapa moment, kiedy normalne przechodzi w nienormalne, pomyla. Przysza mu do gowy kolejna myl w zwizku z uwag Martinssona na temat jego automatycznej sekretarki. - Zaczekajcie chwil - powiedzia i wyszed z kuchni. Wszed do gabinetu Svedberga. Na stole staa automatyczna sekretarka. Przeszed do salonu. Nyberg klcza obok dubeltwki. Wallander skin na niego. Zaprowadzi go do gabinetu. - Chciabym odsucha wiadomoci na sekretarce. Ale boj si zniszczy ewentualne lady. - Moemy cofn tam do pozycji wyjciowej - zaproponowa Nyberg. Na rkach mia plastikowe rkawiczki. Wallander kiwn gow. Nyberg wcisn przycisk odsuchiwania. Byy trzy wiadomoci od Martinssona. Za kadym razem, kiedy dzwoni, podawa godzin. Nic wicej. - Chciabym posucha, co mwi Svedberg - powiedzia Wallander. Nyberg wcisn inny przycisk. Wallander wzdrygn si na dwik gosu Svedberga. Nyberg rwnie poczu si nieswojo. Nie ma mnie w domu. Prosz zostawi wiadomo. To wszystko. Wallander wrci do kuchni. - Twoje nagrania s na tamie - poinformowa Martinsso na. - Ale z tego naturalnie nie wynika, e ich wysucha. Zapanowaa cisza. Wszyscy zastanawiali si nad sowami Wallandera. - Co mwi ssiedzi? - spyta. - Nikt niczego nie sysza - odpowiedzia Martinsson. - To bardzo dziwne. Nikt nie sysza adnego strzau. A niemal wszyscy byli w domu. Wallander zmarszczy czoo. - To niemoliwe, eby nikt niczego nie sysza. - Bd ich jeszcze przesuchiwa. Martinsson wyszed. Do kuchni zajrza policjant. - Za drzwiami jest jaki dziennikarz - powiedzia. Niech to szlag, pomyla Wallander. Kto ju ich zdy zawiadomi. Spojrza na Lis Holgersson. - Najpierw musimy si skontaktowa z rodzin - powiedziaa. - Nie da si tego odwlec duej ni do jutra w poudnie - stwierdzi Wallander. Zwrci si do czekajcego policjanta. - W tej chwili nie mamy nic do powiedzenia. Jutro w komendzie bdzie konferencja prasowa. - O jedenastej - dodaa Lisa Holgersson. Policjant wyszed. Nyberg wrzasn w salonie. Potem znw zrobio si cicho. Nyberg mia usposobienie choleryka. Ale jego wybuchy trway krtko. Wallander wszed do gabinetu i podnis z podogi ksik telefoniczn. W kuchni, przy stole odszuka numer telefonu Ylvy Brink. Spojrza pytajcym wzrokiem na Lis Holgersson. - Zadzwo ty - odpara. Wallander uwaa, e nie ma nic gorszego ni powiadamianie rodziny, ktrej czonek ponis gwatown mier. Kiedy tylko mg, bra ze sob policyjnego kapelana. Nigdy si do tego nie przyzwyczai, mimo e wiele razy musia to robi. Teraz te mia opory, cho Ylva Brink bya tylko kuzynk. Z niepokojem sucha pierwszego sygnau. Czu, jak sztywnieje. Po chwili wczya si automatyczna sekretarka. Ylva miaa nocny dyur na oddziale pooniczym. Wallander odoy suchawk. Przypomniao mu si nagle, jak zaledwie dwa lata temu odwiedzi j ze Svedbergiem w szpitalu. Teraz Svedberg nie yje. Cigle nie mg tego poj.

- Jest w pracy. Musz tam pj. - Nie moemy czeka - powiedziaa Lisa Holgersson. -Svedberg moe mie inn rodzin, o ktrej nie wiemy. Blisz ni kuzyni. Wallander pokiwa gow. Miaa racj. - Chcesz, ebym z tob posza? - spytaa. - Nie musisz. Wallander najchtniej poszedby z Ann-Britt. W tej samej chwili uwiadomi sobie, e do tej pory nikt jej nie zawiadomi. Powinna by tu z nimi. Lisa Holgersson wstaa i wysza z kuchni. Wallander usiad na jej miejscu i wybra numer Ann-Britt. Odezwa si rozespany mski gos. - Musz mwi z Ann-Britt. Tu Wallander. - Kto? - Kurt. Z policji. Mczyzna by nadal rozespany. I na dodatek zy. - Co jest, do cholery? - Czy to numer Ann-Britt Hglund? - Jedyna baba w tym domu nazywa si Alma Lundin -rykn mczyzna i rzuci suchawk. Wallanderem a wstrzsno. To pomyka. Tym razem wybiera powoli. Ann-Britt odezwaa si po drugim sygnale. Rwnie szybko jak Lisa Holgersson. - Mwi Kurt. Nie robia wraenia zaspanej. Moe zreszt nie spaa, z powodu osobistych problemw? Teraz dojdzie jeszcze jeden, pomyla Wallander. - Co si stao? - Svedberg nie yje. Prawdopodobnie zosta zamordowany. - Niemoliwe. - Niestety tak. U siebie w mieszkaniu. Lilia Norregatan. - Wiem, gdzie to jest. - Przyjedziesz? - Ju jad. Wallander odoy suchawk i nadal siedzia przy stole. Jeden z technikw zjawi si w drzwiach kuchni. Wallander zby go ruchem rki. Musia pomyle. Niedugo. Potrzebowa chocia minuty dla siebie. I rzeczywicie wystarczya mu minuta, by doj do wniosku, e w caej sytuacji kryje si co dziwnego. Co, co zupenie si nie zgadza. Ale nie potrafi powiedzie co. Technik znw zajrza do kuchni. - Nyberg chce z tob mwi. Wallander przeszed do salonu. Panowaa tam pospna atmosfera. Svedberg by ich koleg. Nie by specjalnie barwn postaci, ale lubiano go. Kto go zabi. Lekarz klcza przy zwokach. Od czasu do czasu pokj rozwietla bysk flesza. Nyberg robi notatki. Podszed do stojcego w drzwiach Wallandera. - Czy Svedberg mia bro? - Masz na myli dwururk? -Tak. - Nie wiem. Ale nie sdz, eby polowa. - Byoby dziwne, gdyby