2
w Georges Duby spalenie wikimedia commons, cc christophe.finot

Georges Duby, "Spalenie", Przestrzenie światła. Światło w przestrzeni

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Georges Duby, "Spalenie", Przestrzenie światła. Światło w przestrzeni

w

Georges Duby

spalenie

wik

imed

ia c

omm

ons,

cc

chri

stop

he.

fin

ot

Page 2: Georges Duby, "Spalenie", Przestrzenie światła. Światło w przestrzeni

w

Georges Duby

spalenie

Kościół jest najważniejszą pracownią – miejscem, gdzie krystalizuje się całe założenie cysterskie. Wszystkie pozostałe budowle są mu podporządko-wane. Ich jedyną funkcją jest przygotowanie ciała

i duszy do czynu, którego konieczną ramę stanowi przestrzeń kościoła. […]

Pamiętajmy, że budowla ta powstała w pierwszej kolejności po to, by pomieścić chorał, oraz że muzyka jest jej ozdobą. W ob-jęciu żeber i sklepień pragnie zatrzymać tę tchnącą życiem radość, ich splot chroni ją jak kruchy migdał. Radość to po-spolita, gdyż muzyką jest cantus planus – bez ozdób, precyzyjny, krzepki jak wysiłek drwali. Jednak to on przemienia mnichów w serafinów; oblanych jeszcze potem pracy, przenosi ich z gąsz-czu lasów, z kuźni, garbarni w sferę aniołów.

Drugą ozdobą – zawsze obecną przed oczyma nas, nie do końca wtajemniczonych zwiedzających, z trudem zdobywających klucz do piękna, które nas urzeka – jest światło, oszczędnie rozprzestrzeniane ze względu – raz jeszcze – na dyskrecję. Ono też jest nagie, nieprzyodziane w lśniącą klejnotami szatę księżnych jak w Saint-Denis. Kolorowe witraże są całkowicie zakazane w przybytkach zakonu, w których tak chętnie prze-cież pracuje się w szkle, lecz odrzuca cokolwiek, co mogłoby uchodzić za klejnot. Przed światłem dziennym ustawia się tylko szarą kratę o możliwie dyskretnej geometrii. Wszystkie blaski Apokalipsy powinny błyszczeć wyłącznie w duszy. Nie-mniej owe otwory tak powściągliwie usytuowane na wscho-dzie i na zachodzie świątyni, których prosta cyfra, trzy lub cztery, oraz tychże cyfr kombinacja, skłania do medytacji nad cnotami i wielkością Boga, przytłumiają od świtu do zmierz-chu blask jedynego światła. Przez najświętszą przestrzeń klasztoru prześwitują zatem promienie, owe strzały miłosne, bezpośrednie emanacje Boga. „Obdarowuje sobą każdego, kto się do niego zbliża, odnawiając istoty; porusza się bezustannie i samoistnie, wprawiając w ruch innych; wszędzie rozprze-strzenia się jego królestwo i nie daje się ono nigdzie zatrzy-mać. Wzrasta niepostrzeżenie, ujawniając swą wielkość w każ-dej materii, która je przyjmuje. Jest czynne, potężne, nigdzie niewidzialne, a przecież wszechobecne”. Słowom tym, pióra

Dionizego Areopagity [Pesudo-Dionizego Aeropagity – przyp. red.], wtóruje Bernard z Clairvaux, który postrzega Chrystu-sa jako słońce i uważnie dobiera swe przenikliwe, świetliste metafory: „Podobnie jak powietrze przepełnione słonecznym blaskiem zdaje się przemieniać w jaśniejącą świetlistość do tego stopnia, iż wydaje się już być nie tyle oświetlonym, lecz samym światłem, tak również i każde pragnienie ludzkie powinno u świętych dojść do tego, by roztopić się i przemienić w całości w Bożą wolę”. W odbiciach światła przenikających przez mury rzeczywiście dokonuje się spotkanie, owe zaślu-biny pomiędzy duszą a Bogiem, do których całe życie mnicha jest przygotowaniem, zapraszające do wyjścia z siebie, do owego „ekscesu”, jaki św. Bernard opiewał jeszcze przed Geor-ges’em Bataille’em. Funkcja światła jest taka sama w kościele cysterskim, jak i w pieśni dworskiej: to nieuchwytna drabina miłości. W obrębie jedności, która stała się doskonała dzięki godzinom spędzonym na śpiewaniu psalmów, w tej szkole Chrystusa, gdzie przedmiotem nauczania jest sztuka miłości – „sztuka nad sztukami”, jak mówi Guillaume z Saint-Thierry, który w swoim traktacie O naturze i dostojeństwie miłości zechciał zostać jej świętym piewcą – każdy mnich, wyszedłszy z mroku dormitorium, opuściwszy krużganki, gdzie poświata nieba rozpościera się bez jakichkolwiek tajemnic, staje się – gdy wchodzi w bez mała obcy półmrok kościoła – niczym zwierzy-na w miłosnym polowaniu. Wycelowane są weń nieoczekiwa-ne kopie. O ile krużganki są rodzajem sideł, w które wpadają w ruchu ciała niebieskie, o tyle w innej sieci, jaką jest kościół, mnisi są celem zasadzek Bożej miłości, tych zasadzek, które Boża miłość zastawia na nowo każdego świtu, gdy „światło po-wraca śladami nocy”. Są to dobrowolne ofiary, nadstawiające boku na cios, który je zabije – oni, którzy uważają się za straż-ników Pieśni nad pieśniami. Nie wszystkich dosięga natychmiast, lecz wszyscy prędzej czy później będą wchodzili po schodach na stos, który strawi ich w ekstazie. Kościół, gdzie światło staje się płomieniem, nagi jak stodoła, prawie bez drzwi, lecz otwarty na swych wysokościach na przypływ miłosnych fal, przemienia się w ołtarz zbiorowego całopalenia, w którym mężczyźni już wycieńczeni trudem, postem, spiekotą żniw, narażają się wspólnie od świtu do zmierzchu na spalenie ogniem, który dla nich nie gaśnie.

Nawa kościoła w opactwie cysterskim Fontenay, założonym przez św. Bernarda z Clairvaux w 1118 roku

Georges Duby, Saint Bernard. L’art cistercien, Paris 1979, s. 132, 141-143© Éditions Flammariontłumaczenie z francuskiego: emiliano ranocchi