296

Gabe

Embed Size (px)

Citation preview

M ifdsŚz

Dar Gabe

M i msz M i fösz Dar Gabe

Wybór i przekład

Karl Dedecius

Przedmowa

Autora

Ausgewählt und ubertragen von

Karl Dedecius

Mit einer Einführung

des Autors

Wydawnictwo Literackie

© Copyright by Czesław Miłosz © Copyright for the German translation by Karl Dedecius and Suhrkamp Verlag,

Frankfurt am Main © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998

Projekt obwoluty, tłoczenia oraz stron tytułowych Andrzej Dudziński

Redakcja Ursula Kiermeier Krystyna Zaleska

Redakcja techniczna Bożena Korbut

Wydanie pierwsze Printed in Poland Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998 31-147 Kraków, ul. Długa 1 http://www.wl.interkom.pl e-mail: [email protected]

Skład i łamanie Edycja Kraków, pl. Matejki 8

Druk i oprawa: Wrocławska Drukarnia Naukowa

ISBN 83-08-02757-1

Sutrum lo

3o-!3\J

PRZEDMOWA

ZUR EINFÜHRUNG

Nie znam czytelnika niemieckiego, toteż t r u d n o mi tę p rzedmowę napisać i ograniczę się do informacji. T e n wybór obe jmuje wiersze pisane w różnych miejscach i w różnych okresach. Na Litwie, we Fran-cji, w Polsce podczas drugiej wojny światowej, następnie znów we Francji i wreszcie podczas mego długiego zamieszkiwania w Kalifornii.

Urodzi łem się w środku Litwy, jednak moi przodkowie od co naj-mnie j szesnastego wieku mówili po polsku, i , m i m o mego przywiąza-nia do kraju urodzenia, stałem się poetą polskim. D w a języki, polski i litewski, mają swój odpowiednik w F in land i i , gdzie używa się szwedzkiego i fińskiego, oraz w Ir landi i , gdzie, chociaż w powszech-nym użyciu jest angielski , zachował się też gaelicki. Język litewski stał się językiem pańs twowym dopiero w dwudz ies tym wieku.

Życie moje przypadło na burz l iwy okres his tor i i europejskie j , co wpłynęło na moje losy, jak i na moją poezję. N ie mia łem żadnej sympat i i do pańs tw tota l i tarnych, jednak wsku tek podzia łu moje j części Europy pomiędzy Hi t lera i Stalina znalazłem się wbrew moje j woli pod ich władzą, czy też, ściślej, s ta łem się „podcz łowiek iem" i zwierzyną, na którą polowały aparaty pol icy jne tych państw. T y t u ł mojej antologii poezji wydanej nie legalnie w Warszawie w r. 1942, Pieśń niepodległa, dostatecznie świadczy o po t rzebach emoc jona lnych polskiego podziemia.

Nie uważam siebie za poetę poli tycznego i „engagement" od-czuwałem jako przymus narzucony przez wypadki . Podobn ie moja służba czerwonej Polsce po wojnie t łumaczy się raczej koniecznością niz poli tycznym wyborem. Po kilku jednak latach miałem dosyć i wybrałem emigrację, mieszkając przez około dziesięciu lat w Paryżu, gdzie pisałem do emigracyjnego polskiego pisma „Kul tu ra" . Następ-nie przeniosłem się do Ameryki na s tanowisko Profesora Języków i Li teratur Słowiańskich Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Spędziłem tam ponad trzydzieści lat, a obecnie dzielę czas pomiędzy mój dom w Berkeley i moje mieszkanie w Polsce, w Krakowie.

6

Den deutschen Leser kenne ich nicht, es fällt mir also schwer, diese Vorrede zu schreiben, und ich beschränke mich auf die reine Information. Diese Auswahl umfaßt Gedichte, die an verschiedenen Orten und zu verschiedenen Zeiten geschrieben worden sind. In Litauen, in Frankreich, in Polen während des Zweiten Weltkriegs, dann erneut in Frankreich und schließlich während meines langen Aufenthalts in Kalifornien.

Ich bin in Litauens Mitte geboren, aber meine Vorfahren sprachen spätestens seit dem 16. Jahrhundert polnisch, und so wurde ich, trotz meiner engen Bindung an mein Geburtsland, ein polnischer Dichter. Zwei Sprachen, Polnisch und Litauisch, ein Pendant zu Finnland, wo man schwedisch und finnisch spricht, auch zu Irland, wo sich neben dem allgemein gebräuchlichen Englisch auch das Gälische erhalten hat. Erst im zwanzigsten Jahrhundert wurde das Litauische zur Staatssprache.

Meine Lebenszeit fiel in eine stürmische Epoche der europaischen Geschichte, was meinen Lebensweg wie meine Poesie beeinflußt hat. Fur totalitäre Staaten hegte ich keinerlei Sympathien, aber infolge der Auf-teilung meines Teils Europas zwischen Hitler und Stalin befand ich mich gegen meinen Willen in ihrer Gewalt, anders, präziser gesagt, ich wurde zum »Untermensch«, zum wilden Tier, auf das die Polizeiapparate dieser Staaten zur Hätz geblasen hatten. Der Titel meiner Gedichtanthologie, die 1942 illegal in Warschau erschien, Das unabhängige Lied, belegt zur Genüge, welche emotionalen Bedürfnisse der polnische Untergrund hatte.

Ich sehe mich nicht als einen politischen Dichter, und »engagement« empfand ich immer als einen Zwang, dem mich einzelne Vorfalle unterwarfen. Auch meine Arbeit für das rote Polen nach dem Krieg erklart sich eher aus der Notwendigkeit als aus einer politischen Entscheidung. Nach einigen Jahren hatte ich jedoch genug und entschied mich für die Emigration, ich lebte über zehn Jahre in Paris, wo ich fur die polnische Exilzeitschrift »Kultura« schrieb. Danach ging ich nach Amerika, als Professor für Slawische Sprachen und Literatur an die kalifornische Universität in Berkeley.

Ich verbrachte dort über dreißig Jahre, und heule teile ich meine Zeit auf zwischen meinem Haus in Berkeley und meiner Wohnung in Polen, in Krakau.

7

Poezja dwudziestego wieku musia ła stawić czoło szczególnie uporczywym wyzwaniom, bo przecież jej treścią był powszechny kryzys świadomości i to, co nazwałem „erozją wyobraźn i re l igi jnej" . Odpowiedź na pytanie , jak sobie z tymi wyzwaniami radzi łem, znajdzie , m a m nadzieję , czytelnik moich wierszy. Starałem się też wyjaśniać sytuację poezji w moich tekstach prozą, zwłaszcza w sześ-ciu odczytach, które wygłosi łem w 1981/82 roku na Harwardz ie jako Elliot Nor ton Professor tego uniwersy te tu .

Mój światopogląd ukształ towało w znacznym s topn iu wychowa-nie katolickie i dzieła teologów, a nie u n i k n ą ł e m też wpływów marks izmu. Jako s tuden t wpad łem w orbi tę sporu pomiędzy Set tem-br in im i N a p h t ą w Czarodziejskiej górze T o m a s z a M a n n a . Spośród autorów, którzy na m n i e oddziałal i na js i ln ie j , wymien ię O.V.L. Miłosza, mego kuzyna, poetę l i tewskiego piszącego po francusku, rosyjskiego filozofa Lwa Szestowa i francuską filozofkę S imone Weil . Zna jomość angielskiego i długi pobyt w Ameryce n ie mogły nie wytworzyć więzi pomiędzy m n ą i a m e r y k a ń s k i m i poetami , z k tórymi dzielę kult Wal ta W h i t m a n a . Więce j moich wierszy istnieje w przekładzie na angielski niż na jakikolwiek i nny język i ten fakt przyczyni ł się do tego, że jestem w Ameryce uważany za poniekąd amerykańskiego poetę.

Czesław Miłosz

Die Poesie des zwanzigsten Jahrhunderts mußte besonders hartnacki-gen Herausforderungen die Stirn bieten, denn schließlich hatte sie die allgemeine Krise des Bewußtseins zum Inhalt und das, was ich einmal die »Erosion der religiösen Phantasie« genannt habe. Die Antwort auf die Frage, wie ich mit diesen Herausforderungen zu Rande gekommen bin, wird, so hoffe ich, der Leser meiner Gedichte finden. Ich habe mich bemüht, die Lage der Poesie in Prosatexien zu erläutern, insbesondere in sechs Vorlesungen, die ich 1981/82 in Harvard als Elliot Norton-Professor gehalten habe.

Meine Weltsicht ist entscheidend von meiner katholischen Erziehung und der Lektüre theologischer Werke geformt worden, aber auch die Einflüsse des Marxismus habe ich nicht gemieden. Als Student geriet ich in die Sphäre des Streits zwischen Settembrini und Naphta im »Zauber-berg« Thomas Manns. Unter den Autoren, die mich am stärksten geprägt haben, möchte ich O.V.L. Miłosz nennen, meinen Cousin, einen litaui-schen Dichter, der auf Französisch schrieb, den russischen Philosophen Lew Schestow und die französische Philosophin Simone Weil. Meine Vertrautheit mit dem Englischen und der lange Aufenthall in Amerika mußten ein Band zwischen mir und den amerikanischen Dichtern schaffen, mit ihnen verbindet mich die Verehrung Walt Whiimans Meine Gedichte sind häufiger ins Englische übertragen worden als in irgendeine andere Sprache, und diese Tatsache trug dazu bei, daß ich heute in Amerika als ein fast amerikanischer Dichter gelte.

Czesław Miłosz

Deutsch von Ursula Kicnneier

TRZY ZIMY

DREI WINTER

(1936)

Ii III.UV ARSENAŁU

Czułe zwierzęta wierne, milcząc, ze spokojem obszar parków śledziły, mrużąc lekko szpary swoich oliwnych oczu. Posągi zbierały liść kasztanów na głowy i z kamiennym zwojem praw dawno przeminionych albo śladem miecza szły, oblepione nowych jesieni wawrzynem nad wodę, gdzie okręcik papierowy płynął Spod ziemi rosło światło, zimny blask przeświecał przez sierść czujnie lezących zwierząt pręgowaną, przez piwnice budowli /.bryzganych dnia pianą, i widać było skrzydła drzew, lecące w dymie.

Płomieniu, o płomieniu, muzyki olbrzymie rozlegają się, wieczny ruch zamąca ga|e, z rękami związanemi, konno, na lawetach, pod nieruchomym wichrem, 10 na niemych fletach dmący, krążą podróżni, mijając się kołem, ukazując nawzajem usta mrozem skute, wykrzywione w wołaniu, albo brwi rozprute mądrością, albo palce szukające zeru w piersi odartej z wstążek, sznurów i orderów.

Szum burzliwy, huk fali, fortepianów wianie odzywa się z przepaści. Tam, czy stada brzóz dzwonią w drobne obłoczki, czy gromady kóz białe brody nurzają w pieszczotliwym dzbanie zielonego wąwozu, czy może zastawy grają strumieniom dolin pogodnej orawy i jadą pełne wozy, wieczór mając z boku, a dogasają rżyska, śmiech ludzi, chrzęst kroków?

Ogrody lunatyczne, snów głuchych mocarstwa, z sercem dobrem przyjmijcie tę, która przychodzi ze świata, gdzie wyrasta wszelka piękność ż.ywa.

12

DIE PFORTEN DES ARSENALS

Sensible Tiere, ircuc, stumme, ruhevolle, verfolgten weit die Parks aus halb geschloßncn Schlitzen ihrer olivncn Augen. Die Statuen türmten Kastanienlaub auf Köpfen, den steinernen Rollen vergangener Gesetze und der Spur des Schwertes folgend, beklebt mit neuer Herbste Lorbeerkränzen, /um Wasser, wo das Schiffchen aus Papier mir blinkie. Min kalter Schein durchstrahlte, wachsend aus der Erde, das Strcifenfell der Tiere, die dort Wache hielten, das Kcliermaucrwcrk, das Tagesschaum umspulte. Man sah un Rauch die Fittiche der Baume fliegen.

O Flamme, Flamme, ein enormes Musizieren erschallt, die ewige Bewegung trubi die Haine, die Hand in Fesseln, hoch zu Roß, auf den Lafetten unter dem starren Wind oder auf stummen Flöten blasend, bewegen sich die Reisenden im Kreise, auf die vereisten, schreiverzerrien Münder schauend, oder auf die von Weisheit gespaltenen Brauen, oder auch auf die Finger, die nach Opfern gieren im Busen ohne Bander, Ordensschmuck und Schnure.

Der Wellen Sturmgebraus und der Klaviere Fugen ertönen aus dem Abgrund. Ob dort Birkenpaare die kleinen Wolken lauten oder Ziegenscharen die weißen Barte tauchen in dem zarten Kruge der grünen Schlucht, womöglich spielen dort die Deiche mit Bachen auf, wenn sie durch heitre Taler streichen, wo volle Fuhren mit dem Abend seitwärts fahren und Stoppel dämmern, Menschen lachen, Schritte knarren?

Ihr mondsüchtigen Gärten, dumpfe Traumchimären, nehmt sie mit gutem Herzen auf, sie kommt aus Welten, wo alle Schönheit wachst auf jeder Lebensstufe,

13

Jakby nie była marna, zebranego garstka popiołu, na niedługie, jak lot słońca trwanie, weźcie ją, niech miłości nigdy nie przyzywa.

W siną dalekość alej, w połyski pochodów dąży, nie znając głębi zamglonych ogrodów, młoda kobieta, oczy przesłaniaiąc ręką. Zwierzęta obracają pyski znad trawników i brodacz stróż kłusuje na krzywym koniku, na złotej strzale niosąc cięciwę napiętą.

Zwir pod stopą, w fałszywej stąpającą ciszy, szeleści i kłąb włosów kasztanowych spływa z czoła podniesionego jak mała planeta. Srebro sączy się w usta, lęk rumieńce ściera, pierś stężała w dwa sople niespokojnie dyszy, blask tnie. Od światła wszystko, co żywe, umiera.

Suknie spadną zetlałe, krzak włosów /goreje i brzuch goły odsłoni jak koło z mosiądzu, uda ruchliwe odtąd marzeniem nie rządzą, nagie i czyste dymią jak rude Pompeje.

A jeśli dziecko zrodzi się /. tej krwi słowiańskiej, patrząc bielmem, łbem ciężkim na stopnic potoczy i z czworgiem łap w powietrzu w dzień będzie i w nocy spać jak koń martwy w runi wypalonych pastwisk.

Korowody i wieńce zaplotą się na niej, wieczór ciernie cieniste położy na czoło, i takie będzie wieczne burz odpoczywanie, z ręką, sypiącą ziarno garbatym aniołom.

Tocząc żółte obręcze, żaglowe okręty naładowane wojskiem blaszanych zołnierzy niosąc, szli chłopcy z placów, deszczyk padał świeży i śpiewał ptak, a chmurką na dwoje przecięty księżyc wschodził powoli. Oczami mokremi jeźdźcy patrzyli prosto na zachód. Psów rody goniły się na klombach. Nad złotawe schody siadali zakochani. Spokój był na ziemi,

4

auch wenn sie w l c ein Häuflein Asche elend wäre, fur eine kurze Dauer, wie der Flug der Sonne, nehmt sie, damit sie niemals nach der Liebe rufe.

In das Alleenblau, den fernen Glanz der Fährten strebt, ahnungslos der Tiefe dieser Ncbelgarten, die junge Frau und schirmt die Augen mit der Rechten. Die Tiere wenden ihre Mauler uberm Rasen und auf dem krummen Pferdchen trabt der Vollbart-Wachter, am goldnen Pfeile den gespannten Bogen tragend.

Und unterm Fluß, der in die falsche Stille tastet, knirscht Kies und fließt ein Büschel der Kastanienhaare von einer wie ein Kleinplanet erhohnen Slirne. In Münder sickert Silber, Angst loscht Wangenroten, der Busen, der zu Eiszapfen erstarrte, hastet, der Schein sticht zu. Was lebt, wird von dem Licht getötet.

Versengte Kleider fallen, Haarbüschel verglühen, den nackten Bauch wie einen Messingkreis enthüllend, bewegte Schenkel steuern nicht mehr Traum und Willen, sie dampfen nackt und rein wie rostrote Pompejen.

Und wird aus diesem Slawenblut ein Kind geboren, dann wird's mit Starrblick seinen schweren Schädel rollen und, die vier Tatzen aufwärts, auf den trauervollen, verbrannten Weiden schlafen wie ein totes Fohlen.

Drauf werden Kranze sich und Zuge winden am Abend mit dem Dornenschatten auf den Schlafen; so werden Stürme ihre letzte Ruhe finden mit Händen, die den krummen Engeln Korner werfen.

Die gelben Reifen rollend, Segelboote bauend, mit Einheiten von Blechsoldaten voll beladen, zogen die Jungs von Plätzen durch den Schauerregen, ein Vogel sang, der Mond, halbiert von einer Schwade, ging langsam auf. Der Reiter feuchte Blicke kehrten sich stracks dem Westen zu. Die Hundemeuten hetzten auf Beeten. Über goldenfarbne Treppen setzten sich die Verliebten nieder. Ruhe war auf Erden,

15

lylko orkiestra, w zmierzchu zanurzona wrota milkła w długiej ulicy, i na żywopłotach stygły krzaki mimozy kłaniając się nocy.

Paryż, 1934

16

nur das Orchester, in die Dämmerung verstoßen, verhallte in der langen Straße, die Mimosen am Zaun, in der Verneigung vor der Nacht, erloschen.

l'ant, 19)4

17 2 — Czołiw Miłosz

HYMN

Nikogo nic ma pomiędzy tobą i mną. Ani rośliny czerpiącej sok z głębokości /icmi, ani zwierzęcia, ani człowieka, ani wiatru chodzącego pomiędzy chmurami.

Najpiękniejsze ciała są jak szkło przezroczyste. Najsilniejsze płomienie )ak woda, zmywająca zmęczone nogi

podróżnych. Najzieleńsze drzewa jak ołów rozkwitły w środku nocy. Miłość jest piaskiem połykanym wyschłemi ustami. Nienawiść słonym dzbanem podanym spragnionemu. Toczcie się, rzeki; podnoście swoje ręce, stolice! Ja, wierny syn czarnozicmu, powrócę do czarnoziemu jakby życia nie było, jakby pieśni i słowa tworzyło nie moje serce, nic moja krew, nie moje trwanie, ale głos niewiadomy, bezosobowy, sam łopot fal, sam wiatrów chór, samo wysokich drzew jesienne kołysanie.

Nikogo nie ma pomiędzy tobą i mną, a mnie jest dana siła. Góry białe pasą się na równinach ziemskich, do morza idą, do wodopoju swego, nachylają się słońca coraz nowe nad doliną małej i ciemnej rzeki, gdzie się urodziłem. Nie mam ani mądrości, ani umiejętności, ani wiary, ale dostałem siłę, ona rozdziera świat. Ciężką falą rozbiję się o brzegi jego i odejdę, powrócę w wiecznych wód obszary, a młoda fala pianą nakryje mój ślad. O ciemności! Zabarwiona pierwszym blaskiem świtu,

18

UV MN li

Niemand ist da zwischen dir und mir. Keine Pflanze, die Saft aus dem Erdinnern schöpfte, kein Mensch, kein Tier, kein Wind, der zwischen den Wolken triebe.

Die schönsten Körper sind wie transparentes Glas. Die stärksten Strahlen wie Wasser, das mude Wandererfüße kühlt. Die grünsten Baume wie Blei, das inmitten der Nacht erblüht ist. Liebe ist Sand, von ausgetrockneten Mundern geschluckt. Der Haß ein sal/.iger Krug, dem Durstenden zugereicht. Rollt, ihr Flüsse; erhebt eure Arme, Hauptstädte! Ich, ein treuer Sohn der Schwarzerde, kehre in diese

Schwarzerde heim, als gab' es kein Leben, als schüfe die Lieder und Worte nicht mein Herz, nicht mein Blut, nicht mein Bestehen, sondern die fremde Stimme, ohne Person, allein das Klopfen der Wellen, der Chor der Winde, allein das herbstliche

Schaukeln der hohen Baume.

Niemand ist da zwischen dir und mir, mir aber ist die Kraft gegeben. Die weißen Berge weiden auf Ebenen, treiben zum Meer hin, zu ihrer Tränke, immer neue Sonnen neigen sich über das Tal des kleinen und dunklen Flusses, wo ich geboren wurde. Ich habe weder Weisheit noch Fertigkeit noch den Glauben, aber mir wurde die Kraft gegeben, und diese spaltet die Welt. Als schwere Welle werde ich an ihren Ufern zerschellen und fortgehn, in ewige Wassergründe heimkehren, der Schaum einer jungen Welle aber wird meine Spur bedecken. O Dunkel! Du schaukelst, vom ersten Strahl des Sonnenaufgangs gefärbt,

19 2*

jak płuco wyjęte z rozszarpanego zwierza kołyszesz się, zanurzasz się. Ileż razy z tobą płynąłem zatrzymany pośrodku nocy, słysząc głos jakiś nad twoim struchlałym kościołem, krzyk cietrzewi, szum wrzosu w tobie się rozszerzał i świeciły dwa jabłka lezące na stole albo otwarte błyszczały nożyce — — a my byliśmy podobni: jabłka, nożyce, ciemność i ja — pod tym samym, nieruchomym, asyryjskim, egipskim i rzymskim księżycem.

Przemieniają się wiosny, męzczyźni i kobiety łączą się, dzieci po ścianach rękami w półsenności wodzą, ciemne lądy rysują palcem umaczanym w ślinie, przemieniają się formy, rozpada się to, co wydawało się niezwyciężone.

Ale pomiędzy państwami powstającymi z dna mórz, pomiędzy zgasłymi ulicami, na miejscu których wzniosą się góry ze spadłej zbudowane planety, wszystkiemu, co minęło, wszystkiemu, co minie, broni się młodość, czysta jak słoneczny kurz, ani w dobrem, ani w złem nie rozmiłowana, pod twoje olbrzymie nogi podesłana, abyś ją gniótł, abyś po niej szedł, abyś poruszał swoim oddechem koło, a od jego ruchu drżała znikoma budowla, abyś jej głód, a innym dawał sól, wino i chleb.

Nic mnie od ciebie nic dzieli.

Jeżeli jestem żołnierzem, ty jesteś skrzydłem na hełmie, pociskiem, pożarów kulą, a skoro się ciebie wystrzeli, to dajesz, na co wszelka żywa zasługuje istota.

Jeżeli jestem rolnikiem, ty rękami mojemi pracujesz nad zniszczeniem traw rozpiętych w ugorach i osuszasz błota, az wyrastają płody i wódka narodom spragnionym jak manna spływa kroplami w pokorne gardła.

20

wie eine dem aufgeschlitzten Tier entnommene Lunge, um unterzutauchen. Wie viele Male floß ich mit dir, aufgehalten inmitten der Nacht, eine Stimme vernehmend oberhalb deiner angststarren Kirche, Schrei der Birkhähne, Rauschen der Heide breiteten sich in dir aus, und zwei Äpfel leuchteten auf dem Tisch, oder die offene Schere blitzte — — und wir ähnelten uns: die Äpfel, die Schere, das Dunkel und ich — unter demselben, reglosen, assyrischen, ägyptischen und romischen Mond.

Lenze verwandeln sich, Männer und Frauen verbinden sich, Kinder zeichnen an Wanden im Halbschlaf mit angefeuchteten Fingern die dunklen Länder, Formen wandeln sich, was unbesiegbar schien, zerfällt.

Zwischen den Staaten aber, die Meeresgrunde hergaben, zwischen erloschenen Straßen, an deren Statt sich Berge erheben werden, gebaut aus gestürzten Planeten, vor allem, was da verging, vor allem, was da vergeht, wehrt sich die Jugend, rein wie der Sonnenstaub, weder vom Guten noch Bosen begeistert, dir unter deine Riesenfuße gebreitet, damit du sie niedertrittst und beschreitest, damit dein Atem das Rad bewege, von dessen Bewegung das unbeständige Bauwerk zittert, auf daß du den Hunger ihr gäbest, den anderen aber das Salz, das Brot

und den Wein.

Nichts trennt mich von dir.

Bin ich Soldat, bist du der Flügel am Helm, das Geschoß, die Kugel der Brände, und schießt man dich ab, dann gibst du, was alle lebende Kreatur verdient.

Bin ich ein Bauer, dann arbeitest du mit meinen Händen an der Vernichtung der Gräser, die das Brachland bewachsen, und trocknest die Sümpfe aus, bis die Frucht gedeiht und der Wodka den dürstenden Völkern wie Manna in die geduldigen Gurgeln tröpfelt.

21

Marzącemu o władzy, ty jak zasłona czarna rozpościerasz się nisko, zakrywając ludzkie domy. We mgłę bije władca brązową stopą i jak z zelaza sypią się skry i chór wielbiący prawodawcę grzmi zanim nas nie obejmie pierścień potopu.

Jeszcze nie odzywa się głos rogu zwołujący rozproszonych, lezących w dolinach. Koło wozu ostatniego jeszcze nie dudni na grudzie. Pomiędzy mną i tobą nic ma nikogo.

Paryż, 1935

22

Wer von der Macht träumt, dem entfaltest du dich tief wie ein schwarzer Vorhang, die Menschenhauser verhüllend. Der Herrscher schlagt mit dem bronzenen Fuß in den Nebel und wie vom Kisen sprühen die Funken, und der Chor der I.obcshymnen auf den Gesetzgeber donnert, bevor uns der Ring der Sintflut umarmt.

Noch hat das Horn nicht geblasen, das die Versprengten herbeiruft, die in den Tälern liegen. Noch dröhnt das Rad des letzten Wagens nicht auf der Scholle. Zwischen mir und dir ist niemand.

Pans, 1935

23

OBŁOKI

Obłoki, straszne moje obłoki, jak bije serce, jaki zal i smutek ziemi, chmury, obłoki białe i milczące, patrzę na was o świcie oczami łez pełnemi i wiem, że we mnie pycha, pożądanie i okrucieństwo, i ziarno pogardy dla snu martwego splatają posłanie, a kłamstwa mego najpiękniejsze farby zakryły prawdę. Wtedy spuszczam oczy i czuję wicher, co przeze mnie wieje, palący, suchy. O, jakże wy straszne jesteście, stróże świata, obłoki! Niech zasnę, niech litościwa ogarnie mnie noc.

W,Ino, 1935

2 4

WOLKEN

Wolken, meine schrecklichen Wolken, wie schlagt das Herz voller Leid und Trauer, Wolken, ihr weiften und schweigsamen Wolken, die ich am Morgen durch Tranen schaue und weiß, daß Hochmut in mir und Begierden, die Grausamkeil und das Korn der Verachtung zum toten Schlaf mir das Lager flechten, und meiner Luge herrlichste Farben die Wahrheit verbergen. Dann senk ich die Augen und spure Sturme, die mich durchschauern, brennende, trockene. Wie seid ihr schrecklich, Wolken, Wächter der Welt! Laßt mich schlafen, mag die barmherzige Nacht mich verschlingen.

IT Jim. I9JS

25

DO KSIĘDZA CH.

Do ciebie, słyszącego głosy niemych chórów, zgiętego nad smutncmi ołtarzami 1'ana w wiejskim, dusznym kościele, do ciebie, o mściwy, piszę ten list, prefekcie, burzo zapomniana.

Juz włos gładko sczesany spływa siwym strąkiem na kark przecięty blizną po cielesnych mieczach, juz wzrok twój fanatyczny jest martwym skowronkiem zabitym w ogniu świata, któremu zaprzeczał. Twoje usta śnię często. Ich grymas niesławny długo uczył pogardy wszystkiego prócz zgonu. Dziś ja, uczeń, poznałem nicość form powabnych, i otośmy już obaj z jednego zakonu.

Góry ciemne jak irys w trawie mokrych sadów, oczy kobiet, ich uścisk w mgle zbielałej nocy na popiół, na płyn cierpki pełen skrytych jadów zamieniałeś tnąc słowem z Dawidowej procy. Wesele ciał, złączonych z wodami i ogniem, górą lecących ptakiem, rybą mknących dołem, nienawiścią paliłeś, az sczerniałe głownie spadły w noc, a noc była dla ciebie — kościołem.

Ziemia drzy, drzewo milknie, kiedy stąpa prawy, ale wiek nazbyt grzeszny świętego nic zrodzi — tak uczyłeś, a miasta strumień wrzącej lawy zgasi i żaden Noe nie ujdzie na łodzi.

O światło potępienia, o wieczną zatratę modliłem się wtedy, a ręce skrzydlate czułem w każdym powiewie muskającym twarz. Ty, dzieła swoich nauk zawsze nieświadomy, w starej sutannie lecąc nad ziemi ogromy na ludzkie czyny ciemny upuszczałeś płaszcz.

26

AN DEN PFARRER CH.

An dich, der du die Stimme stummer Chore vernahmst, in dumpfer Kirche des Dorfes laut nach Rache riefst, gebeugt am tristen Altar, vergessener Orkan, an dich, mein Katechet, schreibe ich diesen Brief.

Schon fließt dein glattes Haar, wie eine Schote dick, auf den von Leibesschwertern tiefgenarbten Hals, zur toten I.erche wurde dein fanatischer Blick, verzehrt im Feuer der Welt, die er verworfen hat. Ich träume oft deinen Mund. Der Spottzug des Gesichts lehrte alles verachten, ausgenommen den Tod. Ich, Schüler, erfahre heut, die Reize sind ein Nichts, wir beide sind Ordensbruder jetzt, in einem Boot.

Den dunklen Berg, die Iris in nasser Gärten Gras, die Frauenaugen, Arme im Nebel blasser Nacht, hast du mit deinem Wort aus Davids Schleuder fast zu Schutt, zu herbem Trank voll heimlichen Gifts gemacht. Die Hochzeit zweier Leiber, die Brand und Wasser eint, die oben Vogel sind und unten huschender Fisch, verfolgtest du mit Haß, bis sie, ein verkohltes Scheit, in Nacht zerfiel, und die Nacht zur Kirche ward für dich.

Ein Baum verstummt, sobald ein Braver des Weges naht, doch diese Sundenzeil tragt einen Heiligen kaum, ein kochender Lavastrom löscht aus jedwede Stadt — so lehrtest du: Kein Noah entkommt in einem Kahn.

Ich betete damals um das Licht der Höllenqual, die ewige Verdammnis, als ich die Flügelhand in jedem Windhauch spürte an meiner Wange ruhn. Du warst dir niemals bewußt der Folgen deines Werks, in alter Soutane fliegend über Tal und Berg breitetest du deinen dunklen Mantel über uns.

27

Dojrzałem, moje ciało jest czułą kołyską dla mocy, w których płaczu zawiera się wszystko, lezą w pięknem posłaniu i miłość i głód. Wiatr swobodnych poranków we włosach powiewa i jabłko, ciężkie jabłko, sen rajskiego drzewa toczy się, potrącane końcem lekkich stóp.

I jest szum, przypływ morza dotychczas nic znanego, morza nicości. Pod białą pianą jego utonęły zwierzęta i lądy. Ciesz się, triumfatorze. Obu przyjęło morze. W jego głosie zagłady grzmią trąby.

Pogodzeni jesteśmy po długiem skłóceniu, wiedząc, ze z szczęścia ludzi kamień na kamieniu nie zostanie. Ziemia usta rozewrze, w jej dudniącej katedrze chrzest odbiorą ostatni poganie.

Wilno, 1934

28

Ich reifte: Eine zärtliche Wiege ist mein Leib fur Machte, in deren Weinen alles enthalten bleibt, im schonen Bette finden Liebe und Hunger Sinn. Der Wind der ungehemmten Morgen flattert im Haar, der Apfel, der ein Traum des Erkenninisbaumcs war, berührt von der Spitze des leichten Fußes, rollt dahin.

Und Rauschen gibt's, die Flut eines fremden Ozeans, des Ozeans des Nichts. In seiner weißen Gischt sind Tier und Land versunken. Freue dich, triumphiere. Das Meer nahm beide an. Posaunen des Untergangs dröhnen im Meergezisch.

Versöhnt sind wir jetzt beide nach langer Zwistigkeit, wissend, vom Gluck der Menschen bleibt kein Stein zuhauf. Die Erde öffnet das Maul, in ihrem hallenden Dom werden die letzten Heiden getauft.

Wüna. 19)4

29

OCALENIE

RETTUNG

(1945)

W MOJEJ OJCZYŹNIE

W mojej ojczyźnie, do której nic wrócę, Jest takie leśne jezioro ogromne, Chmury szerokie, rozdarte, cudowne Pamiętam, kiedy wzrok za siebie rzucę.

I płytkich wód szept w jakimś zmroku ciemnym, I dno, na którym są trawy cierniste, Mew czarnych krzyk, zachodów zimnych czerwień, Cyranek świsty w górze porywiste.

Śpi w niebie moim to jezioro cierni. Pochylam się i widzę tam na dnie Blask mego życia. I to, co straszy mnie, Jest tam, nim śmierć mój kształt na wieki spełni.

Warszawa, 193 7

32

IN MEINliR HEIMAT

In meiner Heimat, in die ich nicht wiederkehre, Gibt es im Wald einen riesigen See, Darüber Wolken, wunderbar schwere, Sie fallen mir ein, wenn ich rückwärts seh.

Und Raunen der seichten Gewässer im späten Dammer, und das Wassergestrupp auf dem Boden, Den Schrei schwarzer Möwen, kalte Abendröten, Das hastige Greinen der Kriechenten oben.

Dieser Dorncnsee schläft in meinem Himmel. Ich neige mich und sehe, was dort versank: Den Glanz meines Lebens. Auch das, was mich bangt, Bis daß der Tod meine Form erfüllt für immer.

Iranckau, 1937

33 3 __ Czrtł«w Miło«

SPOTKANIE

Jechaliśmy przed świtem po zamarzłych polach, Czerwone skrzydło wstawało, jeszcze noc.

I zając przebiegł nagle tuz przed nami, A jeden z nas pokazał go ręką.

To było dawno. Dzisiaj juz nic żyją Ni zając, ani ten co go wskazywał

Miłości moja, gdziez są, dokąd idą Błysk ręki, linia biegu, szelest grud — Nie z zalu pytam, ale z zamyślenia.

Wilno, 1937

34

BEGEGNUNG

Wir fuhren vor Morgengrauen über gefrornes Feld, Der rote Flügel hob sich, noch war es Nacht.

Und plötzlich lief dicht vor uns ein Hase vorbei, Und einer von uns zeigte auf ihn mit der Hand.

Das war vor langer Zeit. Sic leben heute nicht mehr, Der Hase nicht und nicht der ihn entdeckte.

Du meine Liebe, wo sind sie, wohin verrinnen Die Blitze der Hand, die Linien des Laufs, das Rascheln der Scholle — Ich frage danach nicht in Trauer, nur im Besinnen.

ITJna. 1937

35

CAM PO DI l-'IORI

W Rzymie na Campo di Fiori Kosze oliwek i cytryn, Bruk opryskany winem I odłamkami kwiatów. Różowe owoce morza Sypią na stoły przekupnie, Naręcza ciemnych winogron Padają na puch brzoskwini.

Tu, na tym właśnie placu Spalono Giordana Bruna, Kat płomień stosu zażegnął W kole ciekawej gawiedzi. A ledwo płomień przygasnął, Znów pełne były tawerny, Kosze oliwek i cytryn Nieśli przekupnie na głowach.

Wspomniałem Campo di Fiori W Warszawie przy karuzeli, W pogodny wieczór wiosenny, Przy dźwiękach skocznej muzyki. Salwy za murem getta Głuszyła skoczna melodia I wzlatywały pary Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących Przynosił czarne latawce, Łapali skrawki w powietrzu Jadący na karuzeli. Rozwiewał suknie dziewczynom Ten wiatr od domów płonących, Śmiały się tłumy wesołe W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

36

CAM PO 1)1 Fl OKI

In Rom auf dcm Campo di Fiori Korbe Oliven, Zitronen, Wein fließt über das Pflaster Zwischen die Blumcnrestc. Rosige Fruchte des Meeres Schütten die Handicr auf Tische, Bündel von dunklen Trauben Fallen auf Pfirsichdauncn.

Auf diesem selben Markte Verbrannte Giordano Bruno, Das Feuer, geschürt vom Henker, Wärmte die Neugier der Gaffer. Und kaum war die Flamme erloschen, 1-ullten sich gleich die Tavernen, Korbe Oliven, Zitronen Trugen die Handler auf Köpfen.

Ich dachte an Campo di Fiori In Warschau an einem Abend Im Frühling vor Karussellen Bei Klangen lustiger Lieder. Der Schlager dampfte die Salven Hinter der Mauer des Gettos, Und Paare flogen nach oben weit in den heiteren Himmel.

Der Wind trieb zuweilen schwarze Drachen von brennenden Hausern, Die Schaukelnden fingen die Flocken Im Fluge aus ihren Gondeln. Der Wind von den brennenden Häusern Blies in die Kleider der Mädchen, Die fröhliche Menge lachte Am schonen Warschauer Sonntag.

37

Morał ktoś może wyczyta, Ze lud warszawski czy rzymski Handluje, bawi się, kocha Mijając męczeńskie stosy. Inny ktoś morał wyczyta O rzeczy ludzkich mijaniu, O zapomnieniu, co rośnie, Nim jeszcze płomień przygasnął.

Ja jednak wtedy myślałem O samotności ginących. 0 tym, ze kiedy Giordano Wstępował na rusztowanie, Nie było w ludzkim języku Ani jednego wyrazu, Zeby nim ludzkość pożegnać, Tę ludzkość, która zostaje.

Już biegli wychylać wino, Sprzedawać białe rozgwiazdy, Kosze oliwek i cytryn Nieśli w wesołym gwarze. 1 był juz od nich odległy, Jakby minęły wieki, A oni chwilę czekali Na jego odlot w pozarze.

I ci ginący, samotni, Już zapomniani od świata, Język nasz stał się im obcy Jak język dawnej planety. Az wszystko będzie legendą I wtedy po wielu lalach Na wielkim Campo di Fiori Bunt wznieci słowo poety.

Wanzavia — Wielkanoc, 1943

38

Vielleicht wird jemand hier folgern, Das Volk von Rom oder Warschau Handele, lache und liebe Vorbei an den Scheiterhaufen; Hin andrer vielleicht die Kunde Von der Vergänglichkeit dessen Kmpfangen, was schon vergessen, Bevor die Flamme erloschen.

Ich aber dachte damals An das Alleinsein der Opfer. Daran, daß, als Giordano Den Scheiterhaufen bestiegen, Fr keine ein/ige Silbe, Menschliche Silbe gefunden, Von jener Menschheit, die weiter-Lebtc, Abschied zu nehmen.

Schon liefen sie, Wein zu trinken, Scestcrne zu verkaufen, Korbe Oliven, Zitronen Mit lustigem Farmen zu tragen. Und schon war er fern von ihnen, Als waren Jahrzehnte vergangen, Als hatten sie niemals gewartet Auf seinen Abflug im Feuer.

Auch diese Opfer sind einsam, Bereits von der Welt vergessen, Und fremd ist unsere Sprache ihnen, Als war sie vom alten Planeten. Bis alles dann zur Legende Hrkaltei und später nach Jahren Auf neuem Campo di Fiori Hin Dichterwort aufruft zum Aufruhr.

Wanchau, Ottern 1943

39

ŚWIAT (Poema naiwne)

JADALNIA

Pokój, gdzie niskie okna, cień brązowy I gdański zegar milczy w kącie. Niska Sofa obita skórą, nad nią głowy Dwóch uśmiechniętych diabłów wyrzeźbione I miedzianego rondla brzuch połyska.

Na ścianie obraz. Przedstawiona zima: Między drzewami ślizga się na lodzie Gromada ludzi, dym idzie z komina I wrony lecą w pochmurnej pogodzie.

Tuz drugi zegar. Ptak wewnątrz tam siedzi, Wybiega skrzypiąc i woła trzy razy. A ledwo zdązy krzyknąć po raz trzeci, Dymiącą zupę matka bierze z wazy.

40

DIE WELT (Eine naive Dichtung)

ESSZIMMER

Kin Raum mit tiefen Fenstern, Schattenflächen, Die Uhr aus Dan/ig schweigt im Eck. Das fahle Altlcdersofa, drüber hangen lächelnd Zwei holzgcschnitztc Teufelskopfe, neben Dem Kupfcrtiegel, bauchig rund und strahlend.

Ein Wandbild. Dargestellt der Winter. Wo Schlittschuhläufer zwischen Baumen gleiten Über das Eis, ein Schornstein raucht dahinter, Und Krähen fliegen durch die trübe Weite.

Noch eine Uhr. Ein Kuckuck sitzt darinnen. Lauft knarrend raus, ruft dreimal hingerissen. Bevor der dritte Ruf kann nur beginnen, Schöpft Mutter heiße Suppe aus der Schüssel.

41

WIARA

Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy Listek na wodzie albo kroplę rosy I wie, ze one są — bo są konieczne. Choćby się oczy zamknęło, marzyło, Na świecie będzie tylko to, co było, A liść uniosą dalej wody rzeczne.

Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani Nogę kamieniem i wie, ze kamienie Są po to, zeby nogi nam raniły. Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie, I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię: Co nie ma cienia, istnieć nic ma siły.

42

GLAUBE

Glaube ist dann, wenn jemand auf dem Wasser Ein Baumblatt sieht oder vom Tau den Tropfen Und weiß, sie sind — damit wir sie gewinnen. Schließt du die Augen einmal, um zu träumen, Der Welt bleibt das nur, was wir nicht versäumen, Das Baumblatt treibt mit Fluß und Wind von hinnen.

Glaube ist auch, wenn jemand seine Ferse Am Stein verletzt und weiß, daß Stein und Nerven Dazu sind, daß man auch die Schmerzen spüre. Seht, wie die Baume lange Schatten werfen, Alles wirft Schatten, wir so wie die Blumen, Was schattenlos ist, kann kaum existieren.

43

SA DZIEJĄ

Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy, Ze ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem, I że wzrok, dotyk ani słuch nic kłamie. A wszystkie rzeczy, które tuta) znałem. Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno. Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli, Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.

Niektórzy mówią, ze nas oko łudzi i że nic nie ma, tylko się wydaje, Ale ci właśnie nie mają nadziei. Myślą, ze kiedy człowiek się odwróci, Cały świat za nim zaraz być przestaje, Jakby porwały go ręce złodziei.

44

HOFFNUNG

I)ic Hoffnung gibt es, wenn wir daran glauben, Die Krde lebt, sie sei kein Traum, der trüge, Daß alle Dinge, die wir hier erfahren, Ohne daß Blick, Ohr, Hände belügen, So wie ein Garten sind, in den wir starren.

Ohne den Zutritt. Doch es gibt den Garten. Schauten wir weiser darin und genauer, Entdeckten wir dort neue Blumenarien Und manches Sternbild auf des Weltalls Auen.

Einige sagen immer nur das eine, Es gäbe nichts, weil alles uns nur scheine, Gerade sie sind hoffnungslose Blinde. Sie meinen, sich nur umwenden zu müssen, Damit nach ihnen gleich die Well verschwinde, Als hallen Diebeshande sie entrissen.

45

MIŁOŚĆ

Miłość lo znaczy popatrzeć na siebie, Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy, Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu. A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie, Ze zmartwień różnych swoje serce leczy, Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.

Wtedy i siebie, i rzeczy chce uzyć, Zeby stanęły w wypełnienia łunie. To nic, ze czasem nic wie, czemu służyć: Nie len najlepiej służy, kto rozumie.

46

tJt:nt:

Liebe bedeutet, sich selbst zu betrachten, Als sähe man völlig fremde Dinge, Denn du bist eins nur von den Dingen vielen. Wer so sich sieht, auch wenn er's nicht beachtet, Wird seines Herzens Unbill bald bezwingen Und wird für Baum und Vogel: ihr Gespiele.

Er wird sich und die Dinge so genießen, Daß sie im Glänze der Erfüllung strahlen. Sollte er manchmal auch den Zweck nicht wissen: Der Wissende ist nicht der Zweck von allem.

47

GŁOSY BIEDNYCH LUDZI

PIOSENKA O KOŃCU ŚWIATA

W dzień końca świata Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia błyszczącą sieć. Skaczą w morzu wesołe delfiny, Młode wróble czepiają się rynny I wąz ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata Kobiety idą polem pod parasolkami, Pijak zasypia na brzegu trawnika, Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa, Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa I noc gwiaździstą odmyka.

A którzy czekali błyskawic i gromów, Są zawiedzeni. A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, Nie wierzą, ze staje się już. Dopóki słońce i księżyc są w górze, Dopóki trzmiel nawiedza różę, Dopóki dzieci różowe się rodzą, Nikt nie wierzy, że staje się juz.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, Powiada przewiązując pomidory: Innego końca świata nie będzie, Innego końca świata nie będzie.

48

STIMMEN ARMER MENSCHEN

DAS UED VOM WELTENDE

Am Tag des Weitendes Kreist eine Biene über der Kapuzinerkresse, Flickt der Fischer das glitzernde Netz, Springen im Meer die fröhlichen Delphine, Junge Sperlinge krallen sich an der Rinne fest, Und die Schlange hat eine goldene Haut, wie sich das gehört.

Am Tag des Weltendes Gehen Frauen unter Sonnenschirmen übers Feld, Schlaft der Säufer am Rasenrand ein, Rufen Gemüsehändler auf der Straße, Und das Boot mit dem gelben Segel inselwärts ist bestellt, Der Klang der Geige hängt in der Luft, Und die Stcrnennacht fliegt vorbei.

Und die auf Blitze und Donnerschläge gewartet haben, Sind enttäuscht. Und die auf Zeichen und Posaunen der Erzengel gewartet haben, Glauben nicht, daß es bereits geschieht. Solange man Sonne und Mond droben sieht, Solange die Hummel die Rose befliegt, Solange rosige Kinder geboren werden, Glaubt niemand, daß es bereits geschieht.

Nur der grauhaarige Greis, der ein Prophet sein könnte, Aber er ist keiner, denn er hat andres zu tun, Verkündet beim Anbinden der Tomaten: Ein anderes Weltende wird es nicht geben, Ein anderes Weitende wird es nicht geben.

49 4 — Czesław Miłosz

PIEŚŃ OBYWATELA

Kamień z dna, który widział wysychanie mórz I milion białych ryb skaczących w męczarni — Ja, biedny człowiek, widzę mrowie białych obnażonych ludów Bez wolności. Kraba widzę, który ich ciałem się karmi.

Widziałem upadek państw i zgubę narodów, Ucieczkę królów i cesarzy, potęgę tyranów. Mogę powiedzieć teraz, w tej godzinie, Ze jednak — jestem, chociaż wszystko ginie, Ze lepszy jest pies żywy niżli zdechły lew, Jak mówi Pismo.

Ja, biedny człowiek, siedząc na zimnym krześle, z przyciśniętymi oczami, Wzdycham i myślę o gwiaździstym niebie, O nieeuklidesowej przestrzeni, o pączkującej amebie, 0 wysokich kopcach termitów.

Kiedy chodzę, jestem we śnie, gdy zasnę, przydarza się jawa, Biegnę goniony i oblany potem, Na placach miast, które zorza unosi jaskrawa, Pod marmurowym szczątkiem roztrzaskanych bram Handluję wódką i złotem.

A przecie byłem juz nieraz tak blisko, Sięgałem w serce metalu, w ducha ziemi i ognia, i wody, 1 niewiadome odsłaniało twarz, Jak odsłania się noc spokojna w strumieniu odbita. I witały mnie lustrzane, miedzianolistne ogrody, Które gasną, kiedy się je chwyta.

I blisko, tuz za oknem, oranżeria światów, Gdzie mały chrabąszcz i pająk są równe planecie, Gdzie jak Saturn rozjarza się wędrowny atom,

50

DAS UED DES HURGERS

Stein vom Sccgrund, der zusah, wie Meere vertrocknen, Und wie Millionen weißer Fische zappeln vor Qual — Ich, armer Mensch, sehe den Ameisenhaufen der weißen entblößten Völker Ohne Freiheit. Ich sehe d ie Krabbe, die von ihrem Körper sich nährt.

Ich habe Staaten vergehen und Volker zerfallen sehen, Die Flucht von Konigen, Kaisern, die Macht der Tyrannen. Nun darf ich sagen, in dieser Stunde, Ich bin, obwohl alles vergeht, Hin lebender Hund ist besser als ein krepierter Lowe, Wie's in der Schrift heißt.

Ich, armer Mensch, auf kaltem Stuhl, mit geschlossenen Augen, Seufze und sinne dem sternklaren Himmel nach, Dem nichteuklidischen Raum, der Amöbe, die knospt, Dem getürmten Termitenhaufen.

Geh ich umher, dann wandele ich im Traum, schlafe ich ein, dann erlebe ich wahr,

Laufe gehetzt und schweißgebadet Uber die Platze der Städte, die grelles Morgenrot fortträgt Und handle mit Schnaps und Gold Unter dem marmornen Rest der zerschlagnen Portale.

Dabei war ich manchmal so nah, Griff in das Herz des Metalls, in den Geist der Erde, des Feuers und Wassers, Und Unbekanntes enthüllte mir sein Gesicht, Wie die sanfte Nacht sich enthüllt im Bach, Mich grüßten spiegelhafte, kupferbelaubte Gärten, Welche, sobald man nach ihnen greift, verlöschen.

Und nah, gleich hinter dem Fenster, die Orangerie der Wellen, Wo Käfer und Spinne Planeten gleichen, Wo das mobile Atom wie Saturn glüht,

51

A tuz obok żeńcy podnoszą do ust zimny dzban W upalnym lecie.

Tego chciałem i więcej niczego. W starości Jak stary Goethe stanąć przed obliczem ziemi I rozpoznać ją, i pogodzić ją Z dziełem, wzniesionym jak leśna forteca Nad rzeką zmiennych świateł i nietrwałych cieni

Tego chciałem i więcej niczego. Więc któż Winien? Kto sprawił, ze mi odebrano Młodość i wiek dojrzały, ze mi zaprawiono Moje najlepsze lata przerażeniem? Któż, Ach któż jest winien, kto winien, o Boże?

I myśleć mogę tylko o gwiaździstym niebie, O wysokich kopcach termiiów.

52

Wahrend daneben die Schnitter den kühlen Krug ansetzen Im heißen Sommer.

Das wollte ich und nichts sonst. Im Alter Wie Goethe, der greise, vors Antlitz der Hrde treten, Sie wiedererkennen und sie versöhnen Dem Werk, das errichtet ist wie eine Bastion im Wald Am Fluß der fluchtigen Lichter und unsteten Schatten.

Das wollte ich und nichts sonst. Wer also Ist daran schuld? Wer machte, daß mir die Jugend Und auch das reife Alter genommen wurden, daß meine besten Jahre Angerichtet sind mit Entsetzen? Wer, Ach, wer ist schuld, ist schuld, mein Gott?

Und denken kann ich nur an den sternklaren Himmel, Die hohen Termitenhaufen.

53

BIEDNY POETA

Pierwszy ruch jest śpiewanie, Swobodny głos napełniający góry i doliny, Pierwszy ruch jest radość, Ale ona zostaje odjęta.

I kiedy lata odmieniły krew, A tysiąc systemów planetarnych urodziło się i zgasło w ciele, Siedzę, poeta podstępny i gniewny, Z przymrużonymi złośliwie oczami, I ważąc w dłoni pióro Obmyślam zemstę.

Stawiam pióro, i puszcza pędy i liście, okrywa się kwiatem, A zapach tego drzewa jest bezwstydny, bo tam, na realne) ziemi Takie drzewa nie rosną i jest jak zniewaga Wyrządzona cierpiącym ludziom zapach tego drzewa.

Jedni chronią się w rozpacz, która jest słodka Jak mocny tytoń, jak szklanka wódki wypita w godzinie zatraty. Inni mają nadzieję głupich, różową jak erotyczny sen.

Jeszcze inni znajdują spokój w bałwochwalstwie ojczyzny, Które może trwać długo,

Chociaż niewiele dłużej, niz trwa jeszcze dziewiętnasty wiek.

Ale mnie dana jest nadzieja cyniczna, Bo odkąd otworzyłem oczy, nie widziałem nic prócz łun i rzezi, Prócz krzywdy, poniżenia i śmiesznej hańby pyszałków. Dana mi jest nadzieja zemsty na innych i na sobie samym, Gdyz byłem tym, który wiedział I żadnej z tego dla siebie nie czerpał korzyści.

54

ARMER POET

Die erste Bewegung ist Singen, Freie Summe, die Berge und Taler erfüllt. Die erste Bewegung ist Freude, Aber sie wird uns genommen.

Haben die Jahre das Blut erst verwandelt, Sind tausend Planetensysteme im Korper geboren, erloschen, Dann sitze ich, listiger, zorngeladener Poet, Mit boshaft blinzelnden Augen, Und sinne, die Feder zwischen den Fingern wiegend, Auf Rache.

Ich setze die Feder an, sie treibt Triebe und Blatter, bedeckt sich mit Blüten, Doch der Geruch dieses Baumes ist schamlos, denn auf der realen Erde Wachsen nicht solche Baume, und der Geruch dieses Baumes Ist so, als wurde man Leidende schmähen.

Die einen retten sich in die Verzweiflung, die süß ist Wie starker Tabak, wie ein Schluck Wodka in der Stunde

der Selbstverlorenheit. Die anderen hegen die Hoffnung der Narren, die blaßrot ist wie erotische

Träume.

Noch andere finden die Ruhe im Götzendienst für ihr Land, Der lange anhalten kann,

Obwohl kaum langer als das noch dauernde neunzehnte Jahrhundert.

Mir aber ist die zynische Hoffnung gegeben, Denn seit ich die Augen auftat, sah ich nichts außer Bränden und Schlachten, Außer Erniedrigung, Unrecht und lachhafter Schmach der Eitlen. Mir ist die Hoffnung auf Rache an andren und an mir selbst gegeben, Denn ich war einer, der wußte Und keinen Vorteil für sich daraus machte.

55

KAWIARNIA

Z tego stolika w kawiarni, Gdzie w zimowe południa błyszczał ogród szronu, Zostałem ja sam. Mógłbym tam wejść, gdybym chciał, I bębniąc palcami w zimnej pustce Przywoływać cienie.

Mgła zimowa na szybie ta sama, Ale nie wejdzie nikt. Garstka popiołu, Plama zgnilizny wapnem przysypana Nie zdejmie kapelusza, nie powie wesoło: Chodźmy na wódkę.

Z niedowierzaniem dotykam zimnego marmuru, Z niedowierzaniem dotykam własnej ręki: To — jest i ja jestem w dziejących się dziejach, A oni są zamknięci juz na wieki wieków W ostatnim swoim słowie, w ostatnim spojrzeniu. I dalecy jak cesarz Walentynian, Jak wodzowie Massagetów, o których nie wie się nic — Choć upłynął zaledwie rok, dwa albo trzy lata.

Mogę być jeszcze drwalem w lasach dalekiej północy, Mogę przemawiać z trybuny albo nakręcić film Sposobami, na których oni się nie znali. Mogę doświadczyć smaku owoców z wysp oceanu I mieć swoją fotografię w stroju z drugiej połowy stulecia. A oni już na zawsze jak popiersia w żabotach i frakach Z monstrualnego Larousse'a.

Ale czasami, kiedy wieczorna zorza barwi dachy ubogiej ulicy I zapatrzę się w niebo — widzę lam, w obłokach, Zataczający się stolik. Kelner wiruje z tacą,

56

CAFB

Von dieser Tischrundc im Cafć, Wo der Garten an Winiertagen im Reif erglänzte, Blieb ich alleine übrig. Ich könnte dort eintreten, wenn ich wollte, Und, mit den Fingern in kalter Leere trommelnd, Die Schalten rufen.

Immer der gleiche Nebel auf der Fensterscheibe, Doch niemand tritt ein. Das Häuflein Asche, Der Faulnisfleck, mit Kalk bestreut, Nehmen den Hut nicht ab, sagen nicht lustig: Komm heben wir einen.

Ungläubig faß ich den kalten Marmor an, Ungläubig faß ich mich an die eigene Hand: Sic existieren, ich aber stecke in der Geschichte, welche geschieht, Jene dagegen sind eingeschlossen für alle Ewigkeit In ihr letztes Wort, ihren letzten Anblick. So fern wie der Kaiser Valentinian, Wie die Feldherren der Massagets, von denen nichts bekannt ist — Obwohl seitdem kaum ein Jahr oder zwei oder drei verflossen sind.

Ich kann noch Holzfäller werden in den Wäldern des fernen Nordens, Kann von der Tribüne Reden halten oder Filme drehen Auf eine Art und Weise, die ihnen nicht bekannt war. Ich kann den Geschmack ozeanischer Inselfrüchte erfahren Und meine Fotografie besitzen im Anzug der zweiten Jahrhunderthälfte. Sie aber sind schon für immer wie jene Brustbilder in den Jabots und den

Fräcken Aus dem monströsen Larousse.

Wenn das Abendrot aber manchmal die Dächer der armlichen Straße färbt, Dann verliere ich mich im Anblick des Himmels — und sehe dort, in den

Wolken, Den schwankenden Tisch. Der Kellner mit dem Tablett rotiert,

57

A oni patrzą na mnie wybuchając śmiechem. Bo jeszcze nie wiem, jak się ginie z okrutnej ręki człowieka. Oni wiedzą, oni dobrze wiedzą.

Sie schauen mich an und platzen vor I schen Weil ich es noch nicht weiß, wie man von grausamer Menschenhand

c;» ,u • umkommt. i>ie aber wissen es schon, sie wissen es gut.

58 59

RIEDNY CHRZEŚCIJANIN PATRZY NA GETTO

Pszczoły obudowują czerwoną wątrobf, Mrówki obudowują czarną kość, Rozpoczyna się rozdzieranie, deptanie jedwabi, Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian Gipsowych, blach, sirun, trąbek, liści, kul, kryształów — Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.

Pszczoły obudowują plaster płuc, Mrówki obudirwują białą koić, Rozdzierany jest papier, kauczuk, płótno, skóra, len, Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łuska, druty, Wali się w ogniu dach, ściana i zar ogarnia fundament. Jest juz tylko piaszczysta, zdeptana, z jednym drzewem bez liści Ziemia.

Powoli, drążąc tunel, posuwa się straznik-kret Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole. Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej, Rozróznia ludzki popiół po tęczującym oparze, Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy. Pszczoły obudowują czerwony ślad, Mrówki obudowują miejsce po moim ciele.

Boję się, tak się boję strażnika-kreta, Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy, Który siadywał dużo w blasku świec Czytając wielką księgę gatunku.

Cóz powiem mu, ja, Zyd Nowego Testamentu, Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa? Moje rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu I policzy mnie między pomocników śmierci: Nieobrzezanych.

60

AMMER CHRIST SIEHT MS GETTO

Hutten umbauen die rote I^ber, Ameisen umbauen den schwarzen Knochen, Das Zerreißen beginnt, Zertreten der Seidenstoffe, Das Zerschlagen von Glas, Holz, Kupfer, Nickel, Silber, Gipsernem Schaum, Blech, Saiten, Trompeten, Blattern, Kugeln, Kristallen — Pah! Phosphorfeuer von gelben Wänden Verschlingt die menschliche und tierische Behaarung.

Bienen umbauen die Wabe der Lunge, Ameisen umbauen die weiften Knochen, Papier wird zerrissen, Kautschuk, Leinwand, Leder, Flachs, Lasern, Stoffe, Zellulose, Haar, Schlangenschuppen, Drahte, Dach und Wand stürzen im Feuer ein, und Glut erfaßt das

Fundament. Übrig bleibt nur, mit einem Baum ohne Blätter, die sandige zertretene Erde.

Langsam den Tunnel grabend, bewegt sich der Wachter-Maulwurf, Ein kleines rotes Lämpchen vor die Stirn geheftet, Berührt die Korper der Begrabenen, zählt, wühlt weiter, Erkennt die Mcnschenasche am regenbogenfarbnen Dunst, Jedes Menschen Asche schillert in anderer Farbe. Bienen umbauen die rote Spur, Ameisen umbauen den Kaum nach meinem Körper.

Ich habe Angst, große Angst vor dem Wächter-Maulwurf. Sein Lid ist geschwollen wie das eines Patriarchen, Der viel im Schein der Kerzen gesessen hat, Vertieft in das große Buch der Gattung.

Was sage ihm ich, Jude des Neuen Testaments, Der zweitausend Jahre auf die Wiederkehr Christi wartet? Mein zerschlagener Körper liefert mich seinem Blick aus, Und er wird mich zu den Gehilfen des Todes zählen: Den Unbeschnittenen.

61

NA PH VN A KSIĄŻKĘ

Biada temu, kio ustawia dziecinny młynek na brzegu rwących potoków, Kiedy rycząca powódź i noc idą z gór. Biada lemu kto chce stanąć nad przeciwieństwami, Mówiąc: woda jest zła i zły jest ogień, a dobre tylko niebo.

Nieszczęsne narody łagodne, które w myślach stawiają pół kroku, A za to granic nie znają w szafowaniu krwią. *

Melancholiczni, poczciwie myślący, wstydliwi Pośród śmierci rozepną namiot spróchniałych świecideł I pokażą wam misterium ze świętym Tomaszem z Akwinu, Któremu Maritain niesie połę płaszcza. Będzie tam małpa Bierdiajew przebrana za archimandrytę, Tłum diabłów będzie przedstawiał historię nowożytną, A dyrektor-szarlatan patrząc w swoje dziwy Westchnie z ulgą, spokojny, ze ocala świat.

I będzie potem rząd ni z prawicy, ni z lewicy I będzie potem pół oświaty i pół reformy, Pół wolności, pół ucisku i pół wyrzeczenia, Zeby mieli nad czym jęczeć zgorzkniali poeci.

Państwo złotego środka! Ludzkość uśmierzona! O szlachetni, pozwólcie, jedno tylko zdanie: Mądrość bez gniewu tyle warta, co gniew bez mądrości — To znaczy niewarta nic.

Naśladujecie Francuzów, biorąc z nich wszystko prócz gniewu, Naśladujecie Anglików, biorąc z nich wszystko prócz gniewu Po to, aby Słowianin mógł spokojnie spać Słuchając brzęku pasiek w letnie popołudnie.

A kiedy trzeba będzie zrobić to i owo, Powiecie: słusznie, trzeba zrobić to i owo,

62

AU1- EIN BUCH

Weh dcm, der an Ufern reißender Strome eine Kindermühle aufstellt, Wenn rasende Überschwemmung und Nacht von den Bergen kommen. Weh dem, der sich über die Gegensätzlichkeiten erheben möchte, Sagend: Das Wasser ist bose und böse das Feuer, und nur der Himmel ist gut.

Unselig sind die milden Volker, die in Gedanken nur halbe Schritte wagen, Aber im Handel mit Blut keine Grenzen kennen. *

Die Melancholiker, Biederdenker, die Schüchternen werden Mitten im Tod das Zelt des vermoderten Flitters aufschlagen Und das Mysterium euch zeigen mit dem heiligen Thomas von Aquin, Dem Maritain den Mantclschoß tragt, Dort wird der AfTe Berdjajew, verkleidet als Archimandrit, agieren, Ein Auflauf von Teufeln wird die Geschichte der Neuzeit spielen, Und der Direktor-Scharlatan, seine Wunder betrachtend, Erleichtert seufzen, beruhigt darüber, daß er die Welt erlöse.

Und eine Regierung wird herrschen, weder von links noch von rechts, Die Halb-Bildung und die Halb-Reform werden walten, Die Halb-Frciheit, Halb-Unterdrückung und Halb-Entsagung, Damit die verbitterten Lyriker was zu beklagen haben.

Ein Staat der goldenen Mitte! Eine betäubte Menschheit! Ihr Edlen, erlaubt einen Satz nur: Zornlose Klugheit ist soviel wert wie unkluger Zorn — Das heißt überhaupt nichts.

Ihr ahmt die Franzosen nach, nehmt euch von ihnen alles, außer dem Zorn, Ihr ahmt die Engländer nach, nehmt euch von ihnen alles, außer dem Zorn. Auf daß der Slawe ruhig schlafe, Summenden Bienenstöcken lauschend an Nachmittagen im Sommer.

Und sollte es gelten, dieses und jenes zu tun, Sagt ihr: Richtig, man muß es, dieses oder jenes, tun,

63

Ale: primo, Ale: secundo, Ale: tertio, A więc niech lepiej zostanie, jak było. To się filozoficznie nazywa distinguo.

Żałosny widok — ten płacz nad rzekami Babilonu, Inteligenci w opadłych portkach wskrzeszający nowe średniowiecze. Jak pijacy waląc się pod stół po uczcie obfitej, Chwytając się obrusa ściągają zastawę — Tak wy leżycie między napoczętym kapłonem Abelardem Podlani sosem z Arystotelesa, I powoli w wielkie plamy Rozszerza się Czerwone wino.

64

Nur: primo, Aber: secundo, Und: tertio, So bleibe es lieber, wie es gewesen war. Das nennt man dann philosophisch distinguo.

Trauriger Anblick — dies Weinen über den Flüssen Babylons, Die Intellektuellen in heruntergerutschten Hosen, ein neues Mittelalter

ins Leben rufend. Wie Saufer nach einem üppigen Mahl, die unter die Tische fallen Und das Gedeck, in die Tischdecke festgekrallt, herunterreißen — So liegt ihr /wischen dem angeschnittnen Kapaun Abaelard, Mit der Aristoteles-Tunke begossen, Wahrend der rote Wein Sich langsam Zu riesigen Flecken verbreitet.

65 $ — Cza ław Miłosz

PRZEDMIEŚCIE

Ręka z karlami upada W gorący piasek, Słońce zbielałe upada W gorący piasek, Felek bank trzyma, Felek nam daje, I blask przebija zlepioną talię, Gorący piasek.

Przełamany cień komina. Rzadka trawa. Dalej miasto otworzone krwawą cegłą. Rude zwały, drut splątany na przystankach. Karoserii zardzewiałej suche zebro. Świeci glinianka.

Pusta ćwiartka zakopana W gorący piasek, Kropla deszczu zakurzyła Gorący piasek. Janek bank trzyma, Janek nam daje, Gramy i lecą lipce i maje, Gramy rok drugi, gramy i czwarty, I blask przez czarne sypie się karty W gorący piasek.

Dalej miasto otworzone krwawą cegłą, Jedna sosna za żydowskim domem, Sypkie ślady i równina az do końca, Pył wapienny, toczą się wagony, A w wagonach czyjaś skarga skamlająca.

Weź mandolinę, na mandolinie Wygrasz to wszystko Ech palcem w struny. Piękna piosenka,

66

VORSTADT

Die Hand mit dem Kartenspiel fallt In den heißen Sand. Das bläßliche Sonnenlicht fallt In den heißen Sand, Felix teilt aus, Felix hat Eile, Ein Schein durchsticht die verklebte Taille, Den heißen Sand ...

Geknickter Schatten des Kamins. Dürftiges Gras. Die Stadt, mit blutenden Ziegeln offen. Rostbraune Halden, die Haltestellen voll Drahtgewirr. Gerippe verrosteter Karosserie. Eine Lehmhütte strahlt.

Ein leeres Schnapsglas verstaut Im heißen Sand. Ein Tropfen Regen macht Staub Im heißen Sand. Jan halt die Bank, Jan gibt das Blatt, Ob Mai oder Juli, wir spielen uns satt, Spielen zwei Jahre, das vierte, und warten, Die Sonne rieselt durch schwarze Karten In den heißen Sand ...

Die Stadt, mit blutenden Ziegeln offen, Hinter dem Judenhaus eine Kiefer, Schuttcrc Spuren und Ebene bis ans Ende. Kalkstaub, rollende Eisenbahnwagen, Und in den Wagen winselnde Klagen.

Nimm die Mandolinę, Laß die Finger gleiten. Hau in die Saiten, Ein schönes Lied,

67 5"

Jałowe pole, Szklanka wypita, Więcej nie trzeba.

Patrz, idzie drogą wesoła dziwa, Pantofle z korka, czub fryzowany, Chodź tu, dziewczynko, pobaw się z nami. Jałowe pole, Zachodzi słońce.

IPammua, 1943-1944

68

Hin ödes Feld, Hin leeres Glas, Mehr brauchen wir nicht.

Schau, da kommt eine lustige Dirn, Auf Korkschuhn, mit einem frisierten Schopf, Komm, Mädchen, sei mit uns munter. Hin ödes Feld, Die Sonne geht unter.

IFanchau 1943-1944

69

LOS

Czy tym samym jest zołądź i dąb oszroniały? Czy tym samym jest paproć i węgiel kamienny? Czy tym samym jest kropla i fal morskich wały? Czy tym samym jest metal i pierścionek cenny?

Czemuż więc zapytujesz mnie o wiersze dawne I o minionych dziewczyn cudaczne imiona? Niech wiersze moje drogą jaka kto chce chodzą, Niechaj moje dziewczyny innym dzieci rodzą, Mnie węgiel, dąb i pierścień, i fala spieniona.

Goizyct, 1944

70

SCHICKSAL

Sind Eichel und reifbcdeckte Eichc dasselbe? Sind Farne und steinerne Kohle dasselbe? Sind Tropfen und Walle von Meereswellen dasselbe? Sind Stucke Metall und kostbare Ringe dasselbe?

Warum also fragst du mich nach den frühen Gedichten Und nach den seltsamen Namen verflossener Mädchen? Mögen doch meine Gedichte, wohin sie wollen, gehen Und meine Madchen anderen Kinder gebären,

Mir bleiben Kohle und Eiche, der Ring und die schäumenden Meere.

Goayct, 1944

POŻEGNANIE

Mówię do ciebie po latach milczenia, Mój synu. Nie ma Werony. Roztarłem pył ceglany w palcach. Oto co zostaje Z wielkiej miłości do rodzinnych miast.

Słyszę twój śmiech w ogrodzie I wiosny szalonej Zapach po mokrych listkach przybli/a się do innie, Do mnie, który nic wierząc w /.adną zbawczą moc Przezyłcm innych i samego siebie.

Żebyś ty wiedział, |ak to jest, gdy nocą Budzi się nagle ktoś i zapytuje Słysząc bijące serce: Czego ty chcesz jeszcze, Nienasycone? Wiosna, słowik śpiewa.

Śmiech dziecinny w ogrodzie. Pierwsza gwiazda czysta Otwiera się nad pianą nierozkwitłych wzgórz I znów na usta moje wraca lekki śpiew, I młody znowu jestem jak dawniej, w Weronie.

Odrzucić. Odrzucić wszystko. To nie to. Nie będę wskrzeszać ani wracać wstecz. Śpijcie, Romeo i Julio, na wezgłowiu z potrzaskanych piór, Nie podniosę z popiołu waszych rąk złączonych. Opustoszałe katedry niech nawiedza kot Świecąc źrenicą na ołtarzach. Sowa Na martwym ostrołuku niech uściele gniazdo.

W skwarne, białe południe wśród rumowisk wąz Niech grzeje się na liściach podbiału i w ciszy Lśniącym kręgiem owija niepotrzebne złoto. Nie wrócę. Ja chcę wiedzieć, co zostaje Po odrzuceniu wiosny i młodości, Po odrzuceniu karminowych ust,

72

ABSCHIED

Ich rede zu dir nach Jahren des Schweigens, Mein Sohn. Ks gibt kein Verona. Ich habe den Ziegelstaub in den Fingern zerrieben. Das ist's, was bleibt Von der großen Liebe zu unseren Heimatstädten.

Ich höre dein Lachen im Garten. Des rasenden Frühlings Geruch kommt über die nassen Blatter zu mir, Zu mir, der, ohne an eine erlösende Macht zu glauben, Die andern und auch mich selbst überlebte.

Wüßtest du, wie es ist, wenn nachts Plötzlich jemand aufwacht und fragt, Lauschend auf sein schlagendes Herz: Was willst du denn noch, Unersättliches? Fs ist Frühling, die Nachtigall singt.

Kinderlachen im Garten. Der erste reine Stern Öffnet sich über der Gischt der unaufgebliihien Hügel, Und wieder kehrt auf den Mund der leichte Gesang zurück, Und jung bin ich wieder wie damals in Verona.

Wegwerfen. Alles wegwerfen. Das ist nicht das. Ich kann nichts wiederbeleben, nicht rückwärts gehen. Romeo und Julia, schlaft, auf dem Kopfkissen aus zertrümmerten Federn, Ich werde eure vereinten Hände nicht aus der Asche heben. Die Kathedralen, entvölkert, suche ein Kater heim, Mit der Pupille leuchtend auf den Altaren. Die Eule Mag sich ihr Nest auf dem toten Spitzbogen richten.

Am schwülen, weißen Mittag wärme die Schlange sich in den Trümmern Auf Huflattichblättern und in der Stille umwickele sie Mit glitzerndem Kringel das unnütze Gold. Ich komme nicht wieder. Ich will erfahren, was bleibt, Wenn Frühling und Jugend einmal verworfen sind, Auch der karminrote Mund,

73

Z których w noc parną płynie Fala gorąca.

Po odrzuceniu pieśni i zapachu wina, Przysiąg i skarg, i diamentowej nocy, I krzyku mew, za którym biegnie blask Czarnego słońca.

Z życia, z jabłka, które przeciął płomienisty nóz, Jakie ocali się ziarno.

Synu mój, wierzaj mi, nic zostaje nic. Tylko trud męskiego wieku, Bruzda losu na dłoni. Tylko trud, Nic więcej.

Kraków, 1945

74

Von dcm in der dampfenden Nacht Eine heiße Welle daherschlagt.

Sind Lied und Weingeruch einmal verworfen, Schwüre und Klagen, und die diamantene Nacht, Und das Mowcngcschrci, dem der Glanz Der schwarzen Sonne nachlauft.

Welcher Kern vom Leben, Vom Apfel, den das Hammenmesser durchschnitt, wird dann überdauern?

Mein Sohn, glaube mir, keiner. Nichts, nur die Muhe des Manncsalters, Die Schicksalsfurche auf seiner Hand. Nur die Muhe, Sonst nichts.

Krakau, 194S

75

W WARSZAWIE

Co czynisz na gruzach katedry Świętego Jana, poeto, W ten ciepły, wiosenny dzień?

Co myślisz tutaj, gdzie wiatr Od Wisły wiejąc rozwiewa Czerwony pył rumowiska?

Przysięgałeś, ze nigdy nic będziesz Płaczką żałobną. Przysięgałeś, ze nigdy nic dotkniesz Ran wielkich swego narodu, Aby nie zmienić ich w świętość, Przeklętą świętość, co ściga Przez dalsze wieki potomnych.

Ale ten płacz Antygony, Co szuka swojego brata, To jest zaiste nad miarę Wytrzymałości. A serce To kamień, w którym jak owad Zamknięta jest ciemna miłość Najnieszczęśliwszej ziemi.

Nie chciałem kochać tak, Nie było to moim zamiarem. Nie chciałem litować się tak, Nie było to moim zamiarem. Moje pióro jest lżejsze Niż pióro kolibra. To brzemię Nie jest na moje siły. Jakże mam mieszkać w tym kraju, Gdzie noga potrąca o kości Nie pogrzebane najbliższych?

76

IN WARSCHAU

Was suchst du auf den Trümmern der Kathedrale Des heiligen Jan An diesem warmen Tag im Frühling, Poet?

Was denkst du hier, wo der Wind, Von der Weichsel wehend, Den roten Ruinenstaub fortbläst?

Du hattest geschworen, nie mehr Klagelieder zu singen. Du hattest geschworen, nie mehr An die großen Wunden deines Volkes zu rühren, Sic nicht zu einer Reliquie zu machen, Zu einem verfluchten Heiligtum, daß die Nachkommen Jahrhundertelang noch verfolgt.

Aber das Weinen Antigones, Die ihren Bruder sucht, Ist wahrlich über das Maß Des Erträglichen. Das Herz Ist ein Stein, in dem verschlossen steckt Die dunkle Liebe zum Land des äußersten Unglücks Wie ein Insekt.

So lieben wollte ich nicht, Es war nicht meine Absicht. So mitleiden wollte ich nicht, Es war nicht meine Absicht. Meine Feder ist leichter Als die eines Kolibris. Diese Bürde Übersteigt meine Kraft. Wie soll ich leben in diesem Land, Wo der Fuß über die Knochen Der nicht begrabenen Verwandten stolpert?

77

Słyszę głosy, widzę uśmiechy. Nic mogę Nic napisać, bo pięcioro rąk Chwyta mi moje pióro I kaze pisać ich dzieje, Dzieje ich życia i śmierci. Czyż na to jestem stworzony, By zostać płaczką żałobną? Ja chcę opiewać festyny, Radosne gaje, do których Wprowadzał mnie Szekspir. Zostawcie Poetom chwilę radości, Bo zginie wasz świat.

Szaleństwo tak zyć bez uśmiechu I dwa powtarzać wyrazy Zwrócone do was, umarli, Do was, których udziałem Miało być wesele Czynów myśli i ciała, pieśni, uczt. Dwa ocalone wyrazy: Prawda i sprawiedliwość.

Wanzmua, 1945

78

Ich höre Stimmen, ich sehe Lächeln. Ich kann nichts Schreiben, weil gleich fünf Hände Nach meiner Feder greifen Und ihre Geschichte zu schreiben befehlen, die ihres Lebens und die ihres Todes. Bin ich denn dafür geschaffen, Klagelieder zu singen? Ich mochte Feste beschreiben, Lustige Haine, in die mich Shakespeare geführt hat. Laßt doch Den Dichtem den Augenblick der Freude, Sonst geht eure Welt zugrunde.

Ks ist Wahn, ohne ein Lächeln zu leben, Zwei Worte zu wiederholen, Die euch, ihr Toten, gelten, Euch, die ihr teilhaben solltet Am Frohsinn der Taten, Gedanken, Des Korpers, des Lieds und der Feste. Zwei gerettete Worte: Gerechtigkeit und Wahrheit.

IPanchau. 1945

79

PRZEDMOWA

Ty, którego nie mogłem ocalić, Wysłuchaj mnie. Zrozum tę mowę prostą, bo wstydzę się innej. Przysięgam, nic ma we mnie czarodziejstwa słów. Mówię do ciebie milcząc, iak obłok czy drzewo.

To, co wzmacniało mnie, dla ciebie było śmiertelne. Zegnanie epoki brałeś za początek nowej, Natchnienie nienawiści za piękno liryczne, Siłę ślepą za dokonany kształt.

Oto dolina płytkich polskich rzek. I most ogromny Idący w białą mgłę. Oto miasto złamane I wiatr skwirami mew obrzuca twój grób, Kiedy rozmawiam z tobą.

Czym jest poezja, która nie ocala Narodów ani ludzi? Wspólnictwem urzędowych kłamstw, Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła, Czytanką z panieńskiego pokoju.

To, że chciałem dobrej poezji, nie umiejąc, To, że późno pojąłem jej wybawczy cel, To jest i tylko to jest ocalenie.

Sypano na mogiły proso albo mak Żywiąc zlatujących się umarłych — ptaki. Tę książkę kładę tutaj dla ciebie, o dawny, Abyś nas odtąd nie nawiedzał więcej.

Wamtrwa, 1945

80

VORWORT

Du, den ich nicht habe retten können, Höre mich an. Begreif diese schlichte Sprache, denn der anderen schäme ich mich. Ich schwöre, es gibt keinen Zauber der Worte in mir. Ich rede schweigend zu dir, wie die Wolke oder der Baum.

Das, was mich stärkte, war todlich fur dich. Den Abschied von der Epoche hieltest du für den Anfang der neuen, Den Hinfall des Hasses fur lyrische Schönheit, Die blinde Gewalt fur vollendete Form.

Da ist das Tal der seichten polnischen Flüsse. Und die Riesenbrücke Zu den weißen Nebeln. Da ist die zerbrochene Stadt Und der Wind, der mit Mowengeschrei dein Grab beschüttet, Wenn ich mit dir rede.

Was ist Poesie, wenn sie weder Völker Noch Menschen rettet? Eine Komplizenschaft amtlicher Lugen, Ein Singsang von Saufern, denen bald jemand die Kehle aufschlitzt, Ein Lesestückchen aus einem Mädchenzimmer.

Daß ich die gute Dichtung wollte, ohne zu können, Und ihren erlösenden Zweck sehr spät verstanden habe, Das und nur das ist die Rettung.

Mohn oder Hirse wurden auf Gräber gestreut, Die niederfliegenden Toten — die Vögel — damit zu füttern. Ich lege das Buch hier für dich, Verflossener, nieder, Damit du uns nie wieder heimsuchst.

Warschau, 1945

81

6 — Czesław Miłosz

ŚWIATŁO DZIENNE

TAGESLICHT

(1953)

PIOSENKA O PORCELANIE

Różowe moje spodeczki, Kwieciste filiżanki, Lezące na brzegu rzeczki, Tam kędy przeszły tanki. Wietrzyk nad wami polata, Puchy z pierzyny roni, Na czarny ślad opada Złamanej cień jabłoni. Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana Bryzgami kruchej piany. Niczego mi, proszę pana, Tak nie zal jak porcelany.

Zaledwie wstanie jutrzenka Ponad widnokrąg płaski, Słychać, gdzie ziemia stęka, Maleńkich spodeczków trzaski. Sny majstrów drogocenne, Pióra zamarzłych łąbędzi Idą w ruczaje podziemne I żadnej o nich pamięci. Więc ledwo zerwę się z rana, Mijam to zadumany. Niczego mi, proszę pana, Tak nie zal jak porcelany.

Równina do brzegu słońca Miazgą skorupek pokryta. Ich warstwa rześko chrupiąca Pod mymi butami zgrzyta. O świecidełka wy płonę, Co radowałyście barwą, Teraz ach zaplamione Brzydką zakrzepłą farbą.

84

DAS U HD VOM PORZELLAN

Ihr hellroten Kaffeetassen, Verziert mit Blumen und Dolden, Am Ufer zurückgelassen, Wo eben noch Panzer rollten. Der Wind bestreut eure Reste Mit Bcttcndauncn, der Schatten Geknickter Apfelbaumaste Fallt auf die schwarzen Matten. Die Erde hat weit und breit Ein bruchiges Schaumklcid an. Am meisten tut es mir leid. Mein Herr, um das Porzellan.

Kaum daß der Morgen vom flachen Horizont sich erhoben, Hört man die Tassen krachen Auf stöhnendem Ackerboden. Das meisterhaft hergestellte Hrfrorner Schwane Gefieder Versinkt in die Unterwelten, Verloren auf nimmerwieder. Ich geh seit der Früh bereits Gcdankenumschattei dann. Am meisten tut es mir leid, Mein Herr, um das Porzellan.

Bis an die Sonnenterrasse Ein Brei aus Scherben und Splittern. Die munter knackende Masse Knirscht unter meinen Schritten. Vergängliche Kinkerlitzchen, Die uns mit Buntheit erfreuten, Beschmutzen trockene Spritzer Der häßlichen Farbe heute.

85

Lezą na świeżych kurhanach Uszka i denka i dzbany. Niczego mi, proszę pana, Tak nie zal jak porcelany.

Washington D.C., 1947

Auf frische Gräber verteilt Kruge und Henkel, zertan. Am meisten tut es mir leid, Mein Herr, um das Porzellan.

ITaihmglon D.C., 1947

86 87

DZIECIĘ EUROPY

1

My, którym słodycz dnia przenika do płuc I widzimy gałęzie, rozkwitające w maju, Jesteśmy lepsi od tych, co zginęli.

My, którzy smakujemy długo żując jadło 1 oceniamy w pełni igraszki miłości, Jesteśmy lepsi od nich, pogrzebanych.

Z pieców ognistych, zza drutów, w których świszczę wiatr nieskończonych jesieni,

Z bitw, kiedy w spazmie ryczy zranione powietrze, Uratowaliśmy się przebiegłością i wiedzą.

Wysyłając innych na miejsca bardziei zagrożone, Podniecając ich krzykami do boju, Wycofując się w przewidywaniu straconej sprawy.

Do wyboru mając śmierć własną i śmierć przyjaciela, Wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się spełniło.

Uszczelnialiśmy drzwi gazowych komór, kradliśmy chleb, Wiedząc, ze dzień następny cięzszy będzie od poprzedniego.

Jak należy się ludziom, poznaliśmy dobro i zło. Nasza złośliwa mądrość nie ma sobie równej na ziemi.

Należy uznać za dowiedzione, że jesteśmy lepsi od tamtych, Łatwowiernych, zapalnych a słabych, mało sobie ceniących życic.

2

Szanuj nabyte umiejętności, o dziecię Europy. Dziedzicu gotyckich katedr, barokowych kościołów I synagog, w których rozbrzmiewał płacz krzywdzonego ludu.

EIN KIND EUROPAS

I

Wir, denen die Süße des Tages in die Lungen dringt Und die wir im Mai die aufblühenden Zweige sehen, Sind besser als die Gefallenen.

Wir, die wir beim Kauen lange die Speise schmecken Und die Licbesspiele vollauf zu schätzen wissen, Sind besser als die Verscharrten.

Aus Feueröfen, hinterm Draht, in dem der Wind der unvollendeten Herbste heult,

Aus Schlachten, wo die verwundete Luft in Krämpfen brüllt, Haben wir uns mit List und Wissen gerettet,

Indem wir die anderen in die Gefahren schickten, Sie fur den Kampf begeisterten mit Rufen, Um uns zurückzuziehen, als die Sache verloren schicn.

Wir hatten zur Wahl den eigenen Tod oder den des Freundes, Und wählten seinen, kalt räsonierend: Es sei.

Wir haben die Gaskammcrturen versiegelt, das Brot gestohlen, Wissend, der kommende Tag wird schwerer als der vergangene.

Menschen gemäß, lernten wir Gut und Übel unterscheiden. Unsere boshafte Klugheit kennt nicht ihresgleichen auf Erden.

Es gilt als bewiesen, wir seien besser als jene, Die leichtgläubig, zündbar, doch schwach sind, die wenig vom lieben halten.

2

Achte erworbene Fertigkeiten, o Kind Europas. Erbe der gotischen Kathedralen, barocken Kirchen Und Synagogen, die Jammer bedrückter Völker erfüllt hat,

89

Dziedzicu Kartezjusza i Spinozy, spadkobierco słowa „honor", Pogrobowcze Leonidasów, Szanuj umiejętności nabyte w godzinie grozy.

Umysł masz wyćwiczony, umiejący rozpoznać natychmiast Złe i dobre strony każdej rzeczy. Umysł masz sceptyczny a wytworny, dający uciechy, O jakich nic nie wiedzą prymitywne ludy.

Tym umysłem wiedziony, rozpoznasz natychmiast Słuszność rad, których udzielamy. Niech dnia słodycz przenika do płuc. Po to mądre a ścisłe przepisy.

3

Nic może być mowy o triumfie siły, Bowiem jest to epoka, gdy zwycięza sprawiedliwość.

Nie wspominaj o sile, by cię nic posądzono, Że w ukryciu wyznajesz doktryny upadłe.

Kto ma władzę, zawdzięcza ją logice dziejów. Oddaj logice dziejów cześć jej należną.

Niech nie wiedzą usta wypowiadające hipotezę O rękach, które właśnie fałszują eksperyment.

Niech nie wiedzą twoje ręce fałszujące eksperyment O ustach, które właśnie wypowiadają hipotezę.

Umiej przewidzieć pożar z dokładnością nieomylną. Po czym podpalisz dom i spełni się, co być miało.

4

Z małego nasienia prawdy wyprowadzaj roślinę kłamstwa, Nie naśladuj tych, co kłamią, lekceważąc rzeczywistość.

Niech kłamstwo logiczniejsze będzie od wydarzeń, Aby znużeni wędrówką znaleźli w nim ukojenie.

90

Erbe eines Descartes, eines Spinoza, Erbe des Wortes »Ehre«, Du Nachgeborener von Leonidas und seinesgleichen, Achte die Fertigkeiten, die du dir erworben hast in der Stunde des Grauens.

Deine Vernunft ist geübt, sie kann gute und böse Seiten jeder Sache sofort erkennen. Deine Vernunft ist skeptisch und vornehm, vermittelt Freuden, Von denen die primitiven Volker gar nichts wissen.

Von dieser Vernunft geleitet, siehst du sofort Die Richtigkeit ein von Ratschlagen, die wir erteilen. Laß die Süße des Tages eindringen in die Lungen. Dazu sind die klugen, präzisen Vorschriften da.

3

Es kann vom Triumph der Kraft keine Rede sein, Da es die Epoche ist, in der die Gerechtigkeit siegt.

Erinnere nicht an die Kraft, damit man dich nicht verdächtigt, Du wurdest heimlich tote Doktrinen bekennen.

Wer Macht besitzt, verdankt sie der Logik der Geschichte. Gib der Logik der Geschichte den ihr gebührenden Teil.

Der Mund, der die Hypothese ausspricht, wisse nicht Von Händen, die eben das Experiment verfälschen.

Deine Hände, die das Experiment verfälschen, wissen nicht Vom Mund, der eben die Hypothese ausspricht.

Sage den Brand unfehlbar genau voraus. Danach stecke das Haus in Brand und laß sich, was hat sein sollen, erfüllen.

Aus dem kleinen Korn der Wahrheit züchte die Pflanze der Lüge, Folge nicht jenen, die lügen und die Wirklichkeit mißachten.

Die Lüge sei logischer als das Geschehnis, Damit die erschöpften Wanderer darin Linderung finden.

91

Po dniu kłamstwa gromadźmy się w dobranym kole Bijąc się w uda ze śmiechu, gdy wspomni kto nasze czyny.

Rozdając pochwały pod nazwą bystrości rozumowania Albo pochwały pod nazwą wielkości talentu.

My ostatni, którzy z cynizmu umiemy czerpać wesele. Ostatni, których przebiegłość niedaleka jest od rozpaczy.

Juz rodzi się pokolenie śmiertelnie poważne, Biorące dosłownie, co myśmy przyjmowali śmiechem.

5

Niech słowa twoje znaczą nie przez to, co znaczą, Ale przez to, wbrew komu zostały użyte.

Ze słów dwuznacznych uczyń swoją broń, Słowa jasne pogrążaj w ciemność encyklopedii.

Żadnych słów nie osądzaj, zanim urzędnicy Nie sprawdzą w kartotece, kto mówi te słowa.

Głos namiętności lepszy jest niz głos rozumu, Gdyż beznamiętni zmieniać nie potrafią dziejów.

6

Nie kochaj żadnego kraju: kraje łatwo giną. Nie kochaj żadnego miasta: łatwo rozpada się w gruz.

Nie przechowuj pamiątek, bo z twojej szuflady Wzbije się dym trujący dla twego oddechu.

Nie miej czułości dla ludzi: ludzie łatwo giną Albo są pokrzywdzeni i wzywają twojej pomocy.

Nie patrz w jeziora przeszłości: tafla ich rdzą powleczona Inną ukaże twarz, niż się spodziewałeś.

92

Nach dcm Tag der Luge versammeln wir uns im passenden Kreis Und klopfen uns auf die Schenkel vor Lachen, wenn jemand unsere Taten

erwähnt.

Die Anerkennung teilen wir aus im Namen der raschen Einsicht Oder im Namen der Große eines Talents.

Wir Letzten, die aus Zynismus Freude schöpfen können Die I -ctztcn, deren Durchtriebenheit der Verzweiflung nah ist.

Schon kommt die tödlich ernste Generation zur Welt, Die alles wörtlich nimmt, was wir mit Lachen quittierten.

J

Dein Wort bedeute nicht dadurch, was es bedeutet, Sondern durch das, gegen wen es gebraucht worden ist.

Aus doppelsinnigen Worten schmiede deine Waffe, Tauche die hellen Worte ins Dunkel der Nachschlagewerke.

Urteile über kein Wort, bevor die Beamten in Kartotheken Nicht uberprüfen, wer es gesprochen hat.

Die Stimme der Leidenschaft steht über der des Verstandes, Weil Leidenschaftslose die Geschichte nicht andern können.

6

Liebe kein Land: Länder gehen leicht unter. Auch keine Stadt: Sie fallen leicht in Trümmer.

Verwahre keine Andenken, weil sonst aus deiner Schublade Rauch emporschlagt, der deinen Atem vergiftet.

Sei zu den Menschen nicht zärtlich: Sie sterben leicht Oder erfahren Unrecht und rufen nach deiner Hilfe.

Schau nicht zum See der Vergangenheit: Rost bedeckt seinen Spiegel Und zeigt ein anderes Gesicht, als du erwartet hattest.

93

7

Kto mówi o historii, jest zawsze bezpieczny, Przeciwko niemu świadczyć nie wstaną umarli.

Jakie zapragniesz, mozesz przypisać im czyny, Ich odpowiedzią zawsze będzie milczenie.

Z głębi nocy wynurza się ich pusta twarz. Nadasz jej takie rysy, jakich ci potrzeba.

Dumny z władzy nad ludźmi dawno minionymi, Zmieniaj przeszłość na własne, lepsze podobieństwo.

8

Śmiech powstający z szacunku dla prawdy Jest śmiechem, którym śmieją się wrogowie ludu.

Wiek satyry skończony. Odtąd nie będziemy Podstępną mową szydzić z nieudolnych monarchów.

Surowi jak przystało budowniczym sprawy, Pozwolimy sobie jedynie na pochlebczą zartobliwość.

Z ustami zaciśniętymi, posłuszni rozumowaniu Wkraczajmy ostrożnie w erę wyzwolonego ognia.

New York, 1946

94

7

Wer von der Geschichte spricht, ist immer ungefährdet. Die Toten stehen nicht auf, gegen ihn zu zeugen.

Du kannst ihnen beliebige Taten unterstellen, Ihre Antwort ist immer das Schweigen.

Aus der Tiefe der Nacht taucht ihr leeres Gesicht auf. Dem gibst du solche Zuge, wie du sie brauchen kannst.

Stolz ob der Macht über langst vergangene Menschen, Tausch die Vergangenheit gegen das eigene, bessere Abbild.

a Kin Lachen, das aus der Achtung für die Wahrheit entsteht, Ist ein Lachen, das die Feinde des Volkes lachen.

Vorbei ist die Zeit der Satire. Von nun an werden wir nicht Die stümperhaften Monarchen mit listiger Rede verspotten.

Streng, wie es jenen ziemt, die Aufbau leisten, Werden wir uns nur schmeichlerische Scherze erlauben.

Mit zugekniffenen Lippen, dem Vernunftschluß ergeben, Laßt uns mit Vorsicht die Ära des entfesselten Feuers betreten.

Nnv York. 1946

95

PORT RUT /. POŁOWY XX WIEKU

Ukryty za uśmiechem braterstwa, Pogardzający czytelnikami gazet, ofiarami politycznej dialcktyki, Wymawiający słowo demokracja zc zmruzeniem oka, Nienawidzący fizjologicznych uciech ludzkości, Pełen wspomnień o tych, którzy żarli, pili i spółkowali, a za chwilę

podrzynano im gardła, Pochwalający dancingi i zabawy w ogrodach |ako sposób na publiczne

gniewy, Wołający: kultura i sztuka, a myślący o igrzyskach w cyrku, Śmiertelnie znużony, We śnie albo w narkozie mamroczący: Boże, Bo ze.

Przyrównuje siebie do Rzymianina, w którym kult Mitry zmieszał się z kultem Jezusa.

Dawne wiary w nim nie wygasły. Czasem myśli, zc jest we władzy demonów.

Gromi przeszłość, bojąc się, ze kiedy ją zgromi, nic będzie miał gdzie złozyć głowy.

Najchętniej gra w karty i szachy, zeby własnych nic zdradzać tajemnic.

Rękę oparł na pismach Marksa, ale w domu czyta Ewangelię. Z ironią patrzy na procesję wychodzącą z rozbitego kościoła. Za tło ma ruiny miasta koloru końskiego mięsa. W palcach pamiątkę trzyma po faszyście poległym w powstaniu.

Kraków, 1945

96

li II JINIS AUS DER MITTE DES 20. JAHRHUNDERTS

Hinicr dem I.acheln der Brüderlichkeit verborgen, Die Zeitungsleser, Opfer politischer Dialektik, verachtend, Spricht er das Wort »demokratisch« mit blinzelndem Auge aus. Er haßt die physiologischen Genüsse der Menschheit, Erinnert sich derer, die fraßen, tranken und kopulierten und denen man

dann die Halse durchschnitt. Er lobt die Dancings und Gartenfeste als Mittel gegen den offenen Ärger, Ruft: Kunst und Kultur, und denkt an Spiele im Zirkus; Tödlich erschöpft, Stammelt er in den Traumen oder in der Narkose: Mein Gott, mein Gott.

Kr meint, einem Römer zu gleichen, in dem der Kult von Mithras und Jesus sich mischten.

Die alten Glauben flackern in ihm noch. Manchmal wähnt er sich in der Macht von Dämonen.

Kr flucht der Vergangenheit und befürchtet dann, keine Ruhe zu finden, Am liebsten jedoch spielt er Karten und Schach, um die eignen

Geheimnisse nicht zu verraten.

Den Arm stutzt er auf die Schriften von Marx, zu Hause aber liest er das Kvangelium.

Ironisch betrachtet er die Prozession, die aus der zertrümmerten Kirche schreitet.

Sein Hintergrund sind die Ruinen der Stadt von der Farbe des Pferdefleisches.

In den Fingern hält er das Andenken an den im Aufstand gefallenen Faschisten.

Krakau, 1945

97 7 — Czesłiw Mihnz

NARÓD

Najczystszy z narodów ziemi gdy osądza je światło błyskawic, Bezmyślny a przebiegły w trudzie zwykłego dnia.

Bez litości dla wdów i sierot, bez litości dla starców, Kradnący sprzed ręki dziecka skórkę od chleba.

Zycie składa w ofierze aby ściągnąć gniew niebios na wrogów, Płaczem sierot i kobiet wroga poraża.

Władzę oddaje ludziom o oczach handlarzy złotem, Pozwala wznosić się ludziom o sumieniach zarządców bordelu.

Najlepsi jego synowie pozostają nieznani, Zjawiają się tylko raz jeden, aby umrzeć na barykadach.

Gorzkie łzy tego ludu przerywają w połowie pieśń, A kiedy milknie pieśń, mówi się głośno dowcipy.

W kątach izb cień przystaje i pokazuje na serce, Za oknem wyje pies do niewidzialnej planety.

Naród wielki, naród niezwalczony, naród ironiczny, Umie rozpoznać prawdę zachowując o tym milczenie.

Koczuje na targowiskach, porozumiewa się zartem, Handluje starymi klamkami ukradzionymi w ruinach.

Naród w pomiętych czapkach, z całym dobytkiem na plecach, Idzie szukając siedzib na zachód i na południe.

Nie ma ni miast ni pomników, ni rzeźby ani malarstwa, Tylko z ust do ust niesione słowo i wróżbę poetów.

Mężczyzna tego narodu, przystając nad syna kołyską, Powtarza słowa nadziei zawsze dotychczas daremne.

Kraków, 194S

98

VOLK

Reinstes der Volker der Erde, sobald der Blitzschlag es richtet, Gedankenlos, aber listig im Trott des gewöhnlichen Tages.

Ohne Mitleid fur Greise, auch nicht fur die Witwen und Waisen, Stiehlt es dem hungernden Kinde die Brotrinde weg vor dem Munde.

Opfert sein Leben, den Zorn des Himmels auf Feinde zu hetzen, Schlagt sie mit dem Lamento seiner Frauen und Waisen.

Aber die Macht überlaßt es den Mannern mit Goldhändleraugen, Laßt zu, daß Bordcllverwaltergewisscn Karriere machen.

Die besten seiner Söhne müssen namenlos bleiben, Sic tauchen nur einmal auf: um auf Barrikaden zu fallen.

Bittere Tranen des Volkes lassen sein Lied ersterben, Und ist das Lied verstummt, erzählt man sich lauthals Witze.

Ein Schatten greift sich ans Herz, bleibt stehn im Winkel der Stube. Der Hund heult hinter dem Fenster zum unsichtbaren Planeten.

Das große, das unbesiegte und das ironische Volk, Vermag die Wahrheit zu sehen und darüber zu schweigen.

Es nomadisiert auf den Markten, verständigt sich durch einen Scherz, Handelt mit alten Klinken, gestohlen in den Ruinen.

Volk in zerknüllten Mützen, die ganze Habe im Rucksack, Zieht es umher und sucht eine Bleibe im Westen und Süden.

Es hat keine Städte, Denkmäler, Plastiken, Malerei, Nur das überlieferte Wort, den Wahrspruch seiner Poeten.

Ein Mann dieses Volkes neigt sich über die Wiege des Sohnes Und wiederholt die noch immer vergeblichen Worte der Hoffnung.

Krakau, 1945

99

PODRÓŻ

W różowych palcach magnolii, W puchu pięknego maja, W skokach z gałązki na gałązkę Ptaka czystej barwy, kardynała, Między piersią łagodnych rzek Lezy to miasto, W które wjeżdżam z bukietem sztywnych róz Na kolanach, jak walet kier, Krzycząc ze szczęścia wiosny I z krótkości życia.

Zapach w nozdrza, pieśń, Fioletowe naręcza Otrząsane z wody czarną ręką, Tunele neonu, Znów zieleń i pieśń, Mosty nad państwami ptasich gniazd, Szklane oczy niedźwiadków Z rubinu.

Popołudniowe wąsy, Kolczaste warkoczyki Murzynek, Szklanki z cieniem Przy ustach malowanych w serce, Manekiny z udami w jedwabiu, Nieustannie czesane cmentarze Pociskiem rakietowym oddalają się w stronę nocy, W rozpryskującą się noc, Tralala Tralali

W niepamięć.

Washington D.C., 1948

IOO

REISE

In Rosenfingern der Magnolie, In Daunen des schonen Mai, In Sprüngen von Zweig zu Zweig Des Vogels von reiner Farbe, des Kardinals, Zwischen den Brüsten der milden Flusse Liegt diese Stadl, In die ich einfahre mit dem Strauß steifer Rosen Auf den Knien, ein Karobube fast, Der vor Gluck des Frühlings Und Kürze des Lebens schreit.

Geruch in den Nüstern, Gesang, Violettes Angebinde, Abgeschüttelt vom Wasser mit schwarzer Hand, Ncontunnel, Wiederum Grun und Gesang, Brucken über Staaten von Vogelnestern, Gläserne Teddybaraugen, Aus Rubinen.

Nachmittaglicher Schnurrbart, Stachelige Zopfe von Negerinnen, Glaser mit Schatten An herzförmig gemalten Mündern, Mannequins mit Schenkeln in Seide, Standig gekämmte Friedhöfe Entfernen sich nachtwarts wie ein Raketengeschoß, In die zerspringende Nacht, Tralala Tralali Ins Vergessen.

Washington DC, 1948

10 I

ZIEMIA

Słodka moja europejska ojczyzno,

Motyl siadając na twoich kwiatach plami skrzydła krwią, Krew się zbiera w paszczy tulipanów, Gwiazdą mieni się na dnie powojów I spłukuje ziarna twego zboza.

Twoi ludzie grzeją sine ręce Przy woskowe] gromnicy pierwiosnka I na polach słyszą jak zawodzi Wicher w lufach ustawionej broni.

Ziemią jesteś gdzie nie wstyd jest cierpieć, Bo usłużą szklanką gorzkich płynów W której na dnie jest trucizna wieków.

W twój rozdarty wieczór mokrych liści, Nad wodami w których dotąd płynie Rdza zapadłej zbroi centurionów, U podnóża potrzaskanych wieżyc, W cieniu przęseł jak cień akweduktów, Pod spokojnym baldachimem skrzydeł sowy,

Mak czerwony, ścięty szronem łez.

Washington D.C., 1949

102

I-RDI:

Meine süße europäische Heimat,

Der Falter, der sich auf deine Blumen niedersetzt, befleckt seine Flügel mit Blut,

Blut füllt die Mauler der Tulpen, Schillert als Stern auf dem Boden der Winden Und spult das Korn deines Getreides.

Deine Menschen warmen ihre blauen Hände An der Wachskerze der Schlüsselblume Und hören im Feld den Wind In den Laufen entsicherter Waffen heulen.

Land, wo es keine Schande ist, zu leiden, Wo man bewirtet wird mit dem Glas Galle, Auf dessen Grund das Gift der Jahrhunderte lauert.

In deinen zerrissenen Abend der nassen Blatter, An Gewässern, in denen immer noch Rost Verfallener Rustungen der Zenturien fließt, Am Fuße zerschmetterter Turme, Im Schatten der Spindel wie ein Schatten von Aquädukten, Unter dem ruhigen Baldachin aus Kulenflügeln,

Der rote Mohn, vom Reif der Tränen geköpft.

Washington, 1949

103

KTÓR Y SKRZ Y WDZIŁEŚ

Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na twoją cześć kując, Radzi, ze jeszcze jeden dzień przezyli,

Nic bądź bezpieczny. Poeta pamięta. Mozesz go zabić — narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

Washington D.C., 1950

IO4

DER DU UNRECHT GETAN

Der du Unrecht getan hast dem einfachen Menschen, Über das Unrecht lauthals lachend, Umgeben von einer Schar von Narren, Wo Gut und Böse sich arg vermengen,

Auch wenn sich alle vor dir verneigen, Dir Tugend und Klugheit anzudichten, Medaillen zu deinen Ehren prägen, Erleichtert, noch einen Tag zu leben,

Sei nicht so sicher. Der Dichter merkt es. Du kannst ihn töten — ein neuer folgt ihm. Reden und Taten werden verzeichnet.

Für dich wäre besser ein Wintermorgen, Ein Strick, ein Ast, den die I.ast gekrümmt hat.

Washington D.C., 1950

105

MITTHI.Rl-RGHIilM

Stanirtmiutvi Viiutnsotvt

Wino śpi w beczkach z dębu nadreńskiego. Budzi mnie dzwon kościołka między winnicami Mitielbergheim. Słyszę małe źródło Pluszczące w cembrowinę na podwórzu, stuk Drewniaków na ulicy. Tytoń schnący Pod okapem i pługi i koła drewniane I zbocza gór i jesień przy mnie są.

Oczy mam jeszcze zamknięte. Nie goń mnie, Ogniu, potęgo, siło, bo za wcześnie. Przeżyłem wiele lat i jak w tym śnie Czułem, ze sięgam ruchomej granicy, Za którą spełnia się barwa i dźwięk I połączone są rzeczy te) ziemi. Ust mi przemocą jeszcze nie otwieraj, Pozwól mi ufać, wierzyć, że dosięgnę, Daj mi przystanąć w Mittelbergheim.

Ja wiem, że powinienem. Przy mnie są Jesień i koła drewniane i liście Tytoniu pod okapem. Tu i wszędzie Jest moja ziemia, gdziekolwiek się zwrócę I w jakimkolwiek usłyszę języku Piosenkę dziecka, rozmowę kochanków. Bardziej od innych szczęśliwy, mam wziąć Spojrzenie, uśmiech, gwiazdę, jedwab zgięty Na linii kolan. Pogodny, patrzący, Mam iść górami, w miękkim blasku dnia Nad wody, miasta, drogi, obyczaje.

Ogniu, potęgo, siło, ty, co mnie Trzymasz we wnętrzu dłoni, której bruzdy Są jak wąwozy olbrzymie, czesane Wiatrem południa. Ty, co dajesz pewność

106

MlTTlilAUiRGHlUM

Fur Slamiiaw Vincent

Der Wein in den Fässern aus rheinischer Eiche schläft. Die Kirchenglocke zwischen den Weingarten Mittelberghcims Weckt mich. Ich höre die kleine Quelle Plätschern im Zuber im Ilof, das Klappern Der Holzschuhe auf der Straße. Der trocknende Tabak Unter dem Dachfuß, die Pfluge und Holzrader Und die Berghange und der Herbst sind bei mir.

Noch hab ich die Augen geschlossen. Feuer, Gewalt, Kraft, Treibe mich nicht, denn es ist noch zu früh. Ich habe viele Jahre durchlebt und gefühlt wie in diesem Traum, daß ich an die bewegliche Grenze rühre, Hinter der Farbe und Klang sich erfüllen Und wo dieser Erde Dinge zueinander finden. Noch offne mir nicht meinen Mund mit Gewalt, Laß mich vertrauen, glauben, daß ich es erreichen werde, Und laß mich rasten in Mittelbcrgheim.

Ich weiß, daß ich sollte. Der Herbst und die Holzräder und die Tabakblätter unter dem Dachfuß stehen mir bei. Hier und uberall ist mein Land, Wohin ich mich wende, in welcher Sprache ich auch Das Kinderlicd, das Gespräch eines Liebespaares Höre. Mehr als die anderen glücklich, nehme ich auf Den Blick, das Lachein, den Stern, die Seide, Die auf der Rundung des Knies sich faltet. Heiter, offenen Blicks Soll ich durch Berge gehn, im milden Glanzlicht des Tages Zu Städten, Wegen, Gewässern, Sitten, Gebräuchen.

Feuer, Gewalt, Kraft, die du mich In der Handfläche hältst, deren Furchen Wie riesige Schluchten sind, vom Südwind Geglättet. Die du Sicherheit gibst

107

W godzinie lęku, tygodniu zwątpienia. Za wcześnie jeszcze, niech wino dojrzewa, Niechaj podróżni śpią w Mittelbergheim.

Mitlelbtrgheim, Alzacja, I9S1

108

In der Stunde der Angst, in den Wochen des Zweifeins; Es ist noch zu früh, mag reifen der Wein, I)ic Reisenden mögen schlafen in Miitclbergheim.

Muulbrrghftm, Eltafi, 19S1

109

Z WIERSZY ROZPROSZONYCH

AUS DEN VERSTREUTEN GEDICHTEN

(1953-1954)

NOTATNIK: HON NAD LEMANEM

Buki czerwone, topole świecące I strome świerki za mgłą października. W dolinie dymi jezioro. Juz śnieg Lezy na grzbietach gór po drugiej stronie. Z życia zostaje co? Jedynie światło, Przed którym oczy mrużą się w słoneczny Czas takiej pory. Mówi się: to jest. I umiejętność żadna ani dar Sięgnąć nie mogą poza to, co jest, A niepotrzebna pamięć traci siłę.

Jabłecznik pachnie z beczek. Proboszcz miesza Wapno łopatą przed budynkiem szkoły. Mój syn tam biegnie ścieżką. Chłopcy niosą Worki zebranych na zboczu kasztanów. Jeśli zapomnę ciebie, Jeruzalem, Niech, mówi prorok, uschnie mi prawica. Podziemne drżenie wstrząsa tym, co jest. Pękają góry i łamią się lasy. Przez to, co było, i przez to, co będzie, Dotknięte, pada w popiół to, co jest. Czysty, gwałtowny, wre na nowo świat I nie ustaje pamięć ni dążenie.

Jesienne nieba, w dzieciństwie te same, W wieku dojrzałym i w starości, wam Nie będę się przyglądać. Krajobrazy Łagodnym ciepłem serce nam karmiące, Jakaż trucizna w was, ze nieme usta. Ręce splecione na piersi i wzrok Jak sennych zwierząt. A kto w tym, co jest,

112

NOTIZBUCH: BON AM GUNI-HR SEE

Rotbuchen, leuchtende Pappeln Und steile Fichten hinter Oktobernebeln. Der See dampft im Tal. Der Schnee liegt Schon auf der anderen Seite des Berggrats. Was bleibt vom Leben? Nur Licht, Vor dem die Augen blinzeln an Sonnen-Tagen. Es ist, so ist es, Und keine Fähigkeit, keine Gabe Reichen hinaus über das, was ist. Und das unnütze Gedächtnis verliert seine Kraft.

Apfelwein riecht aus den Fässern. Der Probst mischt Den Kalk mit dem Spaten vor dem Schulbau. Dort läuft mein Sohn auf dem Pfad. Die Buben tragen In Sacken Kastanien, am Hang gesammelt. Wenn ich dich je vergesse, Jerusalem, dann Soll, sagt der Prophet, meine Rechte verdorren. Unterirdisches Beben erschüttert das, was ist, Die Berge platzen, und die Wälder zerbrechen. Von dem, was war, und von dem, was wird, Berührt, fällt das, was ist, in Asche. Die reine heftige Welt gärt aufs neue, Und weder Erinnerung noch Verlangen hören auf.

Herbstnebel, in der Kindheit dieselben Wie im reifen und wie im greisen Alter, euch Werde ich nicht betrachten. Landschaften, Die uns mit milder Wärme die Herzen nährten, Wie seid ihr giftig, so daß der Mund verstummt, Die Hände sich auf der Brust verschränken, der Blick Dem der schläfrigen Tiere ähnelt. Und wer Ruhe findet, Ordnung, den ewigen Augenblick darin, was ist,

113 8 — Czesław Miłosz

Znajduje spokój, ład i moment wieczny, Mija bez śladu. Godzisz się, co jest, Niszczyć i z ruchu podjąć moment wieczny Jak blask na wodach czarnej rzeki? Tak.

Der vergeht ohne Spur. Du billigst das, was ist, Zu zerstören und aus der Bewegung den ewigen Augenblick zu bergen. So wie den Glanz Auf dem Wasser des schwarzen Flusses? Ja.

Bon, 1953 Bon, 1953

114 " 5

ESSE

Przyglądałem się tej twarzy w osłupieniu. Przebiegały światła stacji metra, nic zauwazałem ich. Co można zrobić, jeżeli wzrok nie ma siły absolutnej, tak, żeby wciągał przedmioty z zachłyśnięciem się szybkości, zostawiając za sobą juz tylko pustkę formy idealnej, znak, niby hieroglif, który uproszczono z rysunku zwierzęcia czy ptaka? Lekko zadarty nos, wysokie czoło z gładko zaczesanymi włosami, linia podbródka — ale dlaczego wzrok nie ma siły absolutnej? — i w rózowawej bieli wycięte otwory, w których ciemna błyszcząca lawa. Wchłonąć tę twarz, ale równocześnie mieć ją na tle wszystkich gałęzi wiosennych, murów, fal, w płaczu, w śmiechu, w cofnięciu jej o piętnaście lat, w posunięciu naprzód o trzydzieści lat. Mieć. To nawet nie pożądanie. Jak motyl, ryba, łodyga rośliny, tylko rzecz bardziej tajemnicza. Na to mi przyszło, ze po tylu próbach nazywania świata umiem iuz tylko powtarzać w kółko naiwyzszc, jedyne wyznanie, poza które żadna moc nie mozc sięgnąć: ja j e s t e m — ona j e s t . Krzyczcie, dmijcie w trąby, utwórzcie tysiączne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzając to jedno: j e s t ! I po co zapisano stronice, tony, katedry stronic, jeżeli bełkocę, lakbym był pierwszym, który wyłonił się z iłu na brzegach oceanu? Na co zdały się cywilizacje Słońca, czerwony pył rozpadających się miast, zbroje i motory w pyle pustyń, jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: j e s t ?

Wysiadła na Raspail. Zostałem z ogromem rzeczy istniejących. Gąbka, która cierpi, bo nie może napełnić się wodą, rzeka, która cierpi, bo odbicia obłoków i drzew nie są obłokami i drzewami.

Bne-Comle-Robert, 1954

116

ESSE

Ich betrachtete dieses Gesicht bestürzt. Die Lichter der Haltestellen der Untergrundbahn flogen vorüber, ich nahm sie nicht wahr. Was tun, wenn dem Blick die absolute Kraft fehlt, die Gegenstände, von der Geschwindigkeit atemlos, einzusaugen und nur die Leere der idealen Form, das Zeichen, gleichsam die Hieroglyphe, die Reduktion des Bildes von einem Tier oder Vogel, zuruckzulassen? Die Stupsnase, die hohe Stirn mit den glattgekämmten Haaren, die Kinnlinie — aber warum fehlt dem Blick die absolute Kraft? — und die Durchbrüche in dem blaßrosa Weiß, wo die finstere Lava leuchtet. Finatmen dieses Gesicht, es aber zugleich besitzen auf dem Hintergrund aller Fruhlingszweige, Mauern, Wellen, im Weinen, im Lachen, in seiner Zurückversetzung um fünfzehn Jahre und Vorverlegung um dreißig Jahre. Besitzen. Das ist nicht einmal Begierde. Fs ist wie ein Falter, ein Pflanzenstengel, ein Fisch, nur geheimnisvoller. So weit ist es mit mir gekommen, daß ich, nach den vielen Versuchen, der Welt einen Namen zu geben, einzig noch imstande bin, immer wieder das höchste, das einzige Bekenntnis, von keiner Macht überboten, zu wieder-holen: ich bin — sie ist. Schreit, schmettert es in die Posaunen, bildet Festzüge, tausendfache, hüpft, zerreißt eure Kleider und wiederholt das eine: ist\ Wozu hat man Seiten beschrieben, Tonnen, Kathedralen von Seiten, wenn ich stammle, als war ich der erste Mensch, der an den Ufern des Ozeans dem Watt entstiegen ist? Wozu taugen die Zivilisationen der Sonne, der rote Staub der zerfallenden Städte, die Rüstungen und die Motoren im Sand der Wüsten, wenn sie dem Wohlklang ist nichts hinzugefügt haben?

Sie stieg am Raspail aus. Ich blieb zurück mit dem Unmaß der bestehenden Dinge. Ein Schwamm, der leidet, weil er sich nicht voll-saugen kann mit Wasser, ein Fluß, der leidet, weil die Spiegelbilder der Wolken und Baume nicht Wolken und Bäume sind.

Bnt-Comtt-Roben, 1954

1 1 7

KRÓL POPIEL I INNE WIERSZE

KÖNIG POPIEL UND ANDERE GEDICHTE

(1962)

KRÓL POPIEL

Nie były to zapewne zbrodnie tak )ak nasze. Chodziło o czółna drążone w pniu lipy I o bobrowe skórki. Władał nad moczarem, Gdzie dudni łoś w księżycu kwaśnych szronów I rysie idą wiosną na schnące ostrowy.

Jego częstokół, dworzyszcze i wieżę Płetwami nocnych bogów zbudowaną Widział za wodą z ukrycia myśliwiec Nie śmiejąc łukiem rozchylić gałęzi. Az jeden wrócił z wieścią. Wiatr pędził po toni Chwiejnie, w sitowia, największą łódź, pustą.

Myszy zjadły Popicia. Koronę z diamentem Dostał później. I jemu, odtąd zniknionemu, Który miał w skarbcu trzy monety Gotów I laski brązu, jemu, który odszedł Gdzie, nie wiadomo, z dziećmi, z kobietami, Lądy i morza oddał Galileo, Newton i Einstein. Aby długie wieki Na swoim tronie nożem wygładzał sulicę.

Montgtron, 19S8

120

KÖNIG POPIIil.

Das waren sicher keine Verbrechen wie unsre. Es ging um Nachen, in Lindenstämme gehöhlt, Und um Biberhaute. Er regierte am Moor, Wo Elche im Mond des sauren Rauhreifs dröhnen Und Luchse im Frühling auf trocknende Werder gehen.

Sein Pfahlwerk, Gehöft und Turm, Von den Flossen nächtlicher Götter gebaut, Sah der Jager hinter dem Wasser aus seinem Versteck, Ohne daß er mit dem Bogen die Zweige zu neigen wagte. Bis einer die Kunde brachte. Der Wind trieb über die Tiefe Schwankend, in die Binsen, den größten Kahn, den leeren.

Die Mause hatten den Konig gefressen. Die Krone mit dem Diamanten Bekam er später. Und ihm, dem nun Verschollenen, Der in seiner Schatzkammer drei Gotenmünzen hatte Und Stangen Bronze, ihm, der gegangen war, Unbekannt wohin, mit Kindern, mit Frauen, Gab Galilei, gaben Newton, Einstein Lander und Meere zurück. Damit er lange Jahrhunderte Auf seinem Thron mit dem Messer die Schneide glätte.

Monierron. 1958

121

SROCZOŚĆ

Ten sam i nie ten sam szedłem przez las dębowy Dziwiąc się, że muza moja, Mncmozyne, Nic nic ujęła mojemu zdziwieniu. Skrzeczała sroka i mówiłem: sroczość, Czym ze jest sroczość? Do sroczego serca, Do włochatego nozdrza nad dziobem i lotu, Który odnawia się, kiedy obniża, Nigdy nie sięgnę, a więc jej nie poznam. Jeżeli jednak sroczość nie istnieje, To nie istnieje i moja natura. Kto by pomyślał, ze tak, po stuleciach, Wynajdę spór o uniwersalia.

Montgeron, 1958

122

ELSTERTUM

Ich ging, derselbe und nicht derselbe, im Eichenwald, Staunend, daß meine Muse, die Mnemosyne, Mir nichts von meinem Staunen genommen halte. Die Hlster kreischte, und ich sagte: Elstertum, Was ist das Elsterium? Das Herz der Elster, Ihre behaarten Nüstern über dem Schnabel, den Flug, Der sich erneuert im Fallen, Werde ich niemals erreichen, also auch nicht erkennen. Doch gibt es das Elstertum nicht, So gibt es auch meine Natur nicht. Wer hatte gedacht, daß ich, Jahrhunderte später, Den Streit erfinde um Universalien.

Montgeron, 19 58

123

NAUKI

Od tamtej chwili, kiedy w domu o niskich okapach Doktór z miasteczka przeciął pępowinę, A pieniły się w sadach szczawie i lebiody, Gniazda dla kropkowanych białą pleśnią gruszek, Byłem juz w rękach ludzi. Mogli przecie zdławić Mój krzyk pierwszy, nacisnąć swoją wielką dłonią Gardło bezbronne, budzące ich czułość. Od nich przejąłem nazwy ptaków i owoców, W ich kraju zamieszkałem, nie zanadto dzikim, Nie zanadto uprawnym, z łąką, ornym polem I wodą na dnie czółna w gąszczu za stolarnią.

Ich nauki znalazły co prawda granicę We mnie samym, a wola moja była ciemna, Mało posłuszna moim albo ich zamiarom. Inni, których nic znałem, czy tylko z imienia, Stąpali we mnie i ja, przerazony, Słyszałem w sobie skrzypiące pokoje, Dokąd się nie zagląda przez dziurkę od klucza. Nic nie znaczyli dla mnie Kaźmierz ni Hrehory Ani Emilia ani Margareta. Ale każdą ich skazę i każde kalectwo Musiałem sam powtórzyć. To mnie poniżało. Że gotów byłbym krzyczeć: Wy odpowiedzialni, Przez was nie mogę zostać, kim chcę, tylko sobą. Słońce padało w książce na grzech pierworodny. I nieraz, kiedy huczy w trawach popołudnie, Wyobrażałem sobie dwoje, z moją winą, Jak depczą osę pod rajską jabłonią.

Montgeron, 19 57

124

LEHREN

Seil jenem Augenblick, da der Arzt aus der Kleinstadt Im Haus mit der niederen Traufe die Nabelschnur zerschnitt Und Sauerampfer und Doste in den Gärten wucherten, Nester fur die mit weißem Schimmel gesprenkelten Birnen, War ich in Menschenhand. Sie hätten doch meinen ersten Schrei verhindern können, mit ihrer großen Hand, Die hilflose, Mitleid erregende Gurgel zudrücken können. Von ihnen nahm ich die Namen der Vogel und Früchte, In ihrem Land, dem maßig wilden, wurde ich wohnhaft, Dem maßig fruchtbaren Land mit Wiese, Acker und Wasser, Am Boden des Bootes, im Dickicht hinter der Tischlerei.

Ihre Lehren fanden immerhin eine Grenze In mir selbst, aber mein Wille war dunkel, Meinen oder auch ihren Absichten wenig folgsam. Andere, die ich nicht kannte, oder dem Namen nach nur, Betraten mich, und ich hörte, entsetzt, In mir die knarrenden Kemenaten, In die man durchs Schlüsselloch nicht hineinsieht. Für mich bedeuteten Kasmir und Hrehory nichts, Weder Emilie noch Margarethe. Aber ihr Unrecht und jedes ihrer Gebrechen Mußte ich selbst wiederholen. Das erniedrigte mich, So daß ich schreien könnte: Euretwegen, Die ihr Verantwortung tragt, kann ich nicht werden, Was ich will, nur ich selbst. Die Sonne fiel im Buch auf die Erbsünde. Und manchmal, wenn in den Gräsern der Nachmittag summte, Stellte ich mir die beiden mit meiner Schuld vor, Wie sie unterm Apfelbaum im Paradies die Wespe zertreten.

Montgeron, 1957

125

NIE WIĘCEJ

Powinienem powiedzieć kiedyś, jak zmieniłem Opinię o poezji i jak to się stało, Że uważam się dzisiaj za jednego z wielu Kupców i rzemieślników Cesarstwa Japonii Układających wiersze o kwitnieniu wiśni, 0 chryzantemach i pełni księżyca.

Gdybym ja mógł weneckie kurtyzany Opisać, jak w podwórzu witką drażnią pawia 1 z tkaniny jedwabnej, z perłowej przepaski Wyłuskać ociężałe piersi, czerwonawą Pręgę na brzuchu od zapięcia sukni, Tak przynajmniej jak widział szyper galeonów Przybyłych tego ranka z ładunkami złota; I gdybym równocześnie mógł ich biedne kości Na cmentarzu, gdzie bramę lize tłuste morze, Zamknąć w słowie mocniejszym niz ostatni grzebień, Który w próchnie pod płytą, sam, czeka na światło,

Tobym nie zwątpił. Z opornej materii Co da się zebrać? Nic, najwyżej piękno. A wtedy nam wystarczyć muszą kwiaty wiśni I chryzantemy i pełnia księżyca.

Monlgeron, 1957

126

NICHT MEHR

Ich sollte einmal sagen, wie ich meine Meinung Über die Poesie geändert habe und wie es geschah, Daß ich mich heute halte für einen von den vielen Krämern und Handwerksleuten des Kaiserreichs Japan, Die Verse fugen von der Kirschblüte, Von Chrysanthemen und vom Vollmond.

Konnte ich doch Venedigs Kurtisanen Beschreiben, wie sie im Hof den Pfau mit Gerten reizen, Aus seidenen Geweben und aus Perlenmiedern Die schweren Brüste schalen und den rosaroten Streifen vom Kleidergürtel auf der zarten Bauchhaut, Zumindest so, wie sie der Bootsmann von der Kogge Sah, als sie damals morgens ankam, goldbeladen; Und konnte ich zugleich ihr elendes Gerippe Auf dem Friedhof, dessen Tor das fette Meer bespeichelt, In Worte fassen, starker als der letzte Kamm, Der unterm Stein, allein, im Staub das Licht erwartet.

Ich wäre nicht verzagt. Was läßt sich denn schon sammeln Vom spröden StofP Nichts, bestenfalls das Schöne. Und so hat uns die Kirschblüte zu genügen, die Chrysantheme und der Vollmond.

Montgeron, 1957

127

ODA DO PTAKA

O złożony. O nieświadomy. Trzymający za sobą dłonie pierzaste. Wsparty na skokach z szarego jaszczura, Na cybernetycznych rękawicach, Które imają, czego dotkną.

O niewspółmierny. 0 większy niż Przepaść konwalii, oko szczypawki w trawie Rude od obrotu zielono-fiolciowych słońc, Niz noc w galeriach z dwojgiem świateł mrówki 1 galaktyka w jej ciele, Zaiste, równa każdej innej.

Poza wolą, bez woli Kołyszesz się na gałęzi nad jeziorami powietrza, Gdzie pałace zatopione, wieże liści, Tarasy do lądowań między lirą cienia. Pochylasz się wezwany, i rozwazam chwilę, Kiedy stopa zwalnia uchwyt, wyciąga się ramię. Chwieje się miejsce, gdzie byłeś, ty w linie kryształu Unosisz swoje ciepłe i bijące serce.

0 niczemu niepodobny, obojętny Na dźwięk pta, pteron, fvgls, brd. Poza nazwą, bez nazwy, Ruch nienaganny w ogromnym bursztynie. Abym pojął w biciu skrzydeł, co mnie dzieli Od rzeczy, którym co dzień nadaję imiona, 1 od mojej postaci pionowej, Choć przedłuża siebie do zenitu.

Ale dziób twój półotwarty zawsze ze mną. Jego wnętrze lak cielesne i miłosne,

128

ODE AN HINEN VOGEL

O Komplizierter. O Unbewußter. Mit den gefiederten Händen auf dem Rücken. Gestutzt auf die Sprünge aus grauer Kchse, Auf die kybernetischen Handschuhe, Die greifen, was sie berühren.

O Unermeßlicher. O Größerer als Der Abgrund des Maiglöckchens, das Auge des Ohrwurms im Gras, Rot vom Kreisen der grün-violetten Sonnen, Als die Nacht in den Galerien der Ameise mit dem zweierlei Licht Und die Galaxis in ihrem Körper, Wahrlich, jeder anderen gleich.

Jenseits des Willens, willenlos Wiegst du dich auf dem Zweig über den Seen der Luft, Bei den versunkenen Palästen, Türmen der Blätter, Landeterrassen zwischen der Lyra des Schattens. Du neigst dich, gerufen, und ich überleg eine Weile, Wann der Griff des Fußes nachlaßt, der Arm sich ausstreckt. Der Platz, wo du warst, wankt, du trägst Dein schlagendes Herz in die Linien des Kristalls davon.

O mit nichts zu Vergleichender, gleichgültig Für den Klang des pta, pteron, fvgls, brd. Außerhalb der Benennung, namenlos, Untadelige Bewegung im riesigen Bernslein. Damit ich begreife im Flügelschlag, was mich trennt Von den Dingen, denen ich täglich Namen gebe, Und von meiner vertikalen Gestalt, Obwohl sie sich bis zum Zenit verlängert.

Aber dein Schnabel, halb offen, ist immer mit mir. Sein Inneres ist so körperlich und liebesfähig,

129 9 — Czesław Miłosz

Ze na karku włos mi jeży drżenie Pokrewieństwa i twojej ekstazy. Wtedy czekam w sieni po południu, Widzę usta koło lwów mosiężnych I dotykam obnażonej ręki Pod zapachem krynicy i dzwonów.

Montgeron, I9S9

130

Daß mir das Zittern der Anverwandtschaft und deiner Ekstase Die Nackenhaare sträubt. Ich warte nachmittags dann im Flur, Sehe den Mund neben den Messinglöwen Und berühre den entblößten Arm Unterm Geruch der Quelle und der Glocken.

,M ontteron, 1959

131

SZCZĘŚCIU

Jak ciepłe światło! Z różowej zatoki Choiny masztów, odpoczynek lin We mgłach poranka. Tam, gdzie w wody morza Sączy się strumień, przy mostku, dźwięk fletu. Dalej, pod łukiem starożytnych ruin Widać idące maleńkie postacie, Jedna ma chustkę czerwoną. Są drzewa, Baszty i góry o wczesnej godzinie.

Washington D.C.. 1948

132

GLÜCK

Wie warm das Licht ist! Aus blaßroter Bucht Das L'ichtengcholz von Masten, die Rast der Taue Im Morgennebel. Dort, wo der Fluß ins Wasser Des Meeres trieft, an der Brücke, ein Ton der Flöte. Weiter, unterm Ruinenbogen des Altertums, Sicht man Gestalten, winzige, gehen, Die eine mit rotem Tuch. Es gibt Bäume, Basteien, Berge in der frühen Stunde.

IPaihington, 1948

133

CO BYŁO WIELKIE

AUktandrtru.'i i Oli UTalom

Co było wielkie, małym się wydało. Królestwa bladły jak miedź zaśniczona.

Co poraziło, więcej nic poraża. Niebiańskie ziemie toczą się i świecą.

Na brzegu rzeki, rozciągnięty w trawie, Jak dawno, dawno, puszczam łódki z kory.

Montgeron, 1959

134

WAS GROSS WAR

Fur Aleksander und Ola Wal

Was groß war, hat sich als klein erwiesen. Reiche verblaßten wie verschneites Kupfer.

Was niederschlug, schlagt nie mehr nieder. Himmlische Erden rotieren und leuchten.

Am Ufer des Flusses, ausgestreckt im Rasen, Lasse ich Boote fahren, wie früher, früher, aus Rinde.

Montgeron, 1959

135

POWINIEN, NIE POWINIEN

Człowiek nie powinien kochać księżyca. Siekiera w jego ręku tracić nic ma ciężaru. Sady jego powinny pachnieć gnijącymi jabłkami I porastać pokrzywami w miarę.

Człowiek mówiąc nic powinien używać słów dla niego drogich Ani rozłupywać ziarna zcby zobaczyć co jest w środku. Nie powinien rzucać kruszyny chleba ani pluć w ogień (Tak przynajmniej uczono mnie na Litwie). Jeżeli wstępuje na marmurowe schody Cham, niech stara się wyżłobić butem szczerbę Na przypomnienie, ze schody trwać nie będą.

Berkeley, 1961

36

SOLLT li, SOLLT li NICHT

Der Mensch sollte nicht den Mond lieben. Die Axt in seiner Hand sollte ihr Gewicht nicht verlieren. Seine Garten sollten nach faulenden Äpfeln riechen Und sich mäßig von Brennesseln überwuchern lassen.

Der Mensch sollte keine Wörter brauchen, die ihm teuer sind, Das Korn nicht spalten, nur um zu sehen, was es enthält. Kr sollte die Brotkrume nicht wegwerfen oder ins Feuer spucken. (Das jedenfalls hatte man mich in Litauen gelehrt.) Wenn ein Tölpel die marmorne Treppe hinaufgeht, Sollte er trachten, mit dem Schuh eine Kerbe zu treten. Zur Mahnung, daß Treppen nicht ewig dauern.

Berkeley, 1961

137

CO ZNACZY

Nie wie ze świeci Nie wie ze lata Nie wie ze jest tym a nie innym.

I coraz częściej z otwartymi ustami, Z gasnącym papierosem Gauloise, Nad szklanką czerwonego wina. Myślę o tym, co znaczy być tym a nic innym.

Tak samo było, kiedy miałem dwadzieścia lat. Ale wtedy nadzieja, ze będę wszystkim, Mozę nawet motylem i kosem, przez zaklęcie. Teraz widzę zapylone drogi powiatu I miasteczko, w którym urzędnik poczty upija się co dzień Z zalu, ze jest tożsamy tylko ze sobą.

A gdyby tylko gwiazdy zamykały mnie I gdyby tak się zwykle odbywało, Zc jest tak zwany świat i tak zwane ciało. Gdybym chciał być nie-sprzeczny. Ale nie.

Monlgerm, i960

138

WAS HS BEDEUTET

Er weiß nichi daß er leuchtet Er weiß nicht daß er fliegt Er weiß nicht daß er der und anderer ist.

Und immer öfter offenen Munds, Mit der verloschenden Gauloise, Beim Glase Rotwein Erwäg ich, was es bedeutet, der und kein andrer zu sein.

Genauso war es, als ich zwanzig war. Damals freilich gab es die Hoffnung, alles zu sein, Vielleicht gar ein Falter, durch Zauberspruch, eine Amsel. Heut sehe ich die verstaubten Wege im Umkreis, Das Stadtchen, in dem der Postbeamte sich taglich betrinkt aus Kummer: Er sei nur sich selber gleich.

Und sperrten mich nur die Sterne ein, Und selbst wenn es so vor sich ginge, Daß es die Welt gibt, die sogenannte, und die sogenannten Dinge, Wollte ich ohne Widerspruch sein? Aber nein.

Montgeron, 1960

'39

HERAKUT

Litował się nad nimi, sam godzien litości. Bo to jest poza wyrazami jakiegokolwiek języka. Nawet syntaxis, ciemna, jak mu zarzucano, Słowa tak ułożone, że z potrójnym sensem, Niczego nic obejmą. Te palce w sandale, Pierś dziewczyny tak drobna pod ręką Artemis, Pot, oliwa na twarzy człowieka z okrętów Uczestniczą w Powszechnym, osobno istniciąc. Swoi we śnie i sobie już tylko oddani, Z miłością do zapachu zniszczalnego ciała, Do centralnego ciepła pod włosem pubicznym, Z kolanami pod brodą, wiemy, ze icst Wszystko, I tęsknimy daremnie. Swoi, więc zwierzęcy. Poszczególne istnienie odbiera nam światło (To zdanie da się czytać w obie strony). „Nikt jak on nic był dumny i wzgardliwy." Bo torturował siebie, wybaczyć nie mogąc, Ze chwila świadomości nigdy nas nic zmienia. Litość dosięgła gniewu. Az uciekł z Efezu. Twarzy ludzkiej oglądać nie chciał. Mieszkał w górach. Jadł trawę i listowie, powiada Laertius. Pod stromym brzegiem Azji morze kładło fale (Z wysoka fal nie widać, widać tylko morze), A tam czy echo niesie dzwoneczki monstrancji, Czy płyną złote szaty Orlanda Furioso, Czy pysk ryby zdejmuje płynną farbkę z ust Radiotelegrafistki głębinowych łodzi?

Montgeron, i960

140

HERAKUT

Hr hatte Mitleid mit ihnen, selbst bemitleidenswert. Denn das ist außerhalb jeder Sprache. Sogar die Syntax, die dunkle, wie man ihm vorwarf, Die Worte so gefügt, daß sie dreisinnig waren, Erfassen nichts. Diese Zehen in der Sandale, Der Madchenbusen so fein unter der Hand der Artemis, Der Schweiß, das Öl auf dem Gesicht des Mannes vom Schiff, Nehmen, einzeln vorhanden, am Allgemeinen teil. Uns im Traum vertraut und bereits uns selbst ergeben, Mit der Liebe zum Duft des zerstörbaren Körpers, Zu der zentralen Wärme unterm Schamhaar. Die Knie unterm Kinn, wissen wir, es gibt Alles, Und sehen vergeblich uns. Wir Unsere, also Tierische. Die Hinzclexistenz nimmt uns das Licht (Dieser Satz läßt sich in beide Richtungen lesen). „Niemand war stolz und verächtlich wie er." Weil er sich marterte, sich nicht verzeihen konnte, Daß uns der Augenblick des Bewußtsein niemals ändert. Das Mitleid erreichte den Zorn. Bis er aus Ephesos floh. Er wollte kein Mcnschengesicht mehr sehen. Er lebte in Bergen. Aß Gras und Blätter, behauptet Laertius. Unter der steilen Küste Asiens legte das Meer die Wellen (Von oben sieht man die Wellen nicht, nur das Meer), Und ob dort das Echo die Glöckchen einer Monstranz trägt, Ob dort die goldnen Gewänder Orlando Furiosos schwimmen, Ob dort ein Fischmaul die flüssige Farbe vom Mund Der Funkerin von den Tiefseebooten beseitigt?

Montgeron, 1960

141

PORTRET GRECKI

Brodę mam gęstą, oczy przesłonięte Powieką, jak u tych, co znają cenę Rzeczy widzianych. Milczę, jak przystoi Mężowi, który wie, ze ludzkie serce Więcej pomieści niz mowa. Rodzinny Kraj, dom i urząd publiczny rzuciłem, Nie żebym szukał zysku albo przygód. Nie jestem cudzoziemcem na okrętach. Twarz pospolita, poborcy podatków, Kupca, żołnierza, nie różni mnie w tłumie. Ani się wzbraniam oddać cześć należną Miejscowym bóstwom. I jem to co inni. Tyle wystarczy powiedzieć o sobie.

Washington DC., 1948

I42

GRIECHISCHES BILDNIS

Mein Bart ist dicht, das Auge beschattet Vom I.id, wie bei denen, die den Preis der sichtbaren Dinge Kennen. Ich schweige, wie es einem Manne Geziemt, der weiß, daß das Herz Mehr ertragt als die Sprache. Die Heimat, Das Haus und das Amt habe ich verlassen, Nicht um Gewinn oder Abenteuer zu suchen. Ich bin kein Fremdling auf Schiffen. Mein Dutzendgesicht eines Steuereinnehmers, Kaufmanns, Soldaten fallt in der Menge nicht auf. Ich straube mich nicht, die gebotene Ehre Dem Hausgott zu zollen. Und esse, was andere essen. So viel zu sagen von mir genügt.

Washington, 1948

143

MISTRZ

Mówią, że moja muzyka jest anielska. Że kiedy słucha je) Książę, Jego twarz, zakryta, łagodnieje. Z żebrakiem wtedy dzieliłby się władzą. Wachlarz damy dworu jest nieruchomy, Dotyk atłasu nie przywodzi myśli nieskromnych a miłych I obce, jak w przepaści, ziębną pod fałdą kolana.

Każdy słyszał w katedrze moją Missa Solemnis. Ja gardła dziewcząt z chóru Świętej Cecylii Przemieniłem w instrument, który nas wywyzsza Ponad to, czym jesteśmy. Umiem odjąć pamięć Długiego życia mężom i kobietom, Az w dymach nawy stoją przywróceni Rankom dzieciństwa, kiedy kropla rosy I krzyk z gór były prawdą świata.

Wsparty na lasce o zachodzie słońca Podobny mogę być ogrodnikowi, Który wyhodował duze drzewo.

Nie trwoniłem lat kruchej młodzieńczej nadziei. Mierzę, co dokonane. Tam w górze jaskółka Minie, i wróci nowa swoim skośnym lotem. U studni zabrzmią kroki, ale innych ludzi. Pługi zaorzą las. Tylko flet i skrzypce Będą pracować, jak im nakazałem.

Nikt nie wie, jak płaciłem. Śmieszni. Oni myślą, Że dostaje się darmo. Przebija nas promień. Chcą promienia, bo to im pomaga w podziwie. Albo wierzą w baśń gminną. Raz w cieniu pod olchą Objawił się nam demon, czarny jak sadzawka,

144

DER MEISTER

Man sagt, meine Musik sei wie von Engeln, Daß, wenn der I-urst sie hört, Sein Gesicht, verdeckt, sich mildert. Er wurde die Macht dann mit einem Bettler teilen. Der Fächer der Hofdame ist unbeweglich, Die Beruhrung der Atlasseide weckt keine frechen, doch angenehmen

Gedanken,

Und fremd, wie im Abgrund, erkalten die Knie unter der Falte.

Jeder horte im Dom meine Missa Solemnis. Ich habe die Kehlen der Madchen vom Chor der Heiligen Cäcilie In ein Instrument verwandelt, das uns erhebt Über das, was wir sind. Ich lasse die Männer und Frauen Vergessen, wie alt sie sind, Bis sie im Rauch des Seitenschiffes stehen, Der Kindhcitsdammerung wiedergegeben, als der Tautropfen Und der Schrei von den Bergen Wahrheit waren der Welt. Auf den Stock gestützt bei Sonnenuntergang Kann ich einem Gärtner gleichen, Der einen großen Baum gezüchtet hat.

Ich habe die Jahre der spröden Jugendhoffnung nicht vergeudet. Ich messe ab, was vollbracht ist. Dort oben wird eine Schwalbe Voruberfliegen und wiederkehren in ihrem schrägen Flug. Am Brunnen werden Schritte laut, doch von anderen Leuten. Die Pfluge werden den Wald umpflugen. Nur Flöte und Geige Werden arbeiten, wie ich ihnen befohlen habe.

Niemand weiß, was ich zahlte. Die Lächerlichen. Sie denken, Daß man umsonst empfangt. Uns durchsticht der Strahl, Sie wollen es so, damit sie besser bewundern können, Oder sie glauben dem Dorfmarchcn. E inma l im Scha t ten unter der E rde Erschien uns ein Dämon, schwarz, wie der Tümpel,

145 10 — Czesław Miłosz

Dwie krople krwi utoczył ukłuciem komara I odcisnął na wosku pierścień z ametystu.

Grają niezmiennie sfery niebios i planety, Ale chwila pamięci jest niepokonana. W środku nocy powraca. Kto trzyma pochodnie, Że co było tak dawno, dzieje się w jasności?

Żal, już daremny, o każdej godzinie Długiego życia. Jakie piękne dzieło Zdoła okupić uderzenia serca Żywej istoty i komu wystarczy Uczynki wyznać, które trwają wiecznie?

Kiedy stare i siwe pod szalem z koronką Palce nurzają w wodzie kropielnicy, Zdaje mi się, ze mogłaby być jedną z nich. Te same jodły Szumią, i płytką falą mieni się jezioro.

Kochałem jednak moje przeznaczenie. I gdybym cofnął czas, czy wybrałbym uczciwość, Nie potrafię odgadnąć. Linia losu nic wie. Czy Bóg chce, żebyśmy gubili duszę, Bo tak ma tylko dar nieskazitelny?

Mowa aniołów! Nim wspomnisz o Lasce, Bacz, abyś innych i siebie nie zwodził. Co z mego zła powstało, to tylko prawdziwe.

Momgeron, 1959

146

Entnahm zwei Tropfen Blut durch einen Mückenstich Und drückte im Wachs den Ring aus Amethyst ab.

Die Himmelsspharen und die Planeten machen ewig dieselbe Musik, Aber der Augenblick des Bewußtseins ist unbesiegbar. Kr kehrt zuruck inmitten der Nacht. Wer hält die Fackel, Daß das, was vor langer Zeit gewesen, im Hellen geschieht?

Leid, schon nutzlos, zu jeder Stunde Des langen Lebens. Welches Kunstwerk Wiegt den Herzschlag des Lebenden auf, Und wem genügt es, Die Taten, die ewig dauern, zu bekennen?

Wenn die Alten und grauen Finger unter dem Spitzenschal Ins Weihwasser tauchen, glaube ich, Sie konnte eine von ihnen sein. Dieselben Tannen Rauschen, und der See schillert mit seichten Wellen.

Ich kann in meiner Hand nicht lesen, Ob Gott will, daß wir die Seele verlieren, Weil er nur dann eine makellose Gabe empfangt?

Sprache der Kngel! Bevor du die Gnade erwähnst, Gib acht, daß du andre und dich nicht verführst. Nur was aus meinem Übel entstand, ist wahr.

Montgeron, 19 59

I47 10'

POKÓJ

W ciemnym hotelu W mieście Wrocławiu Zapach ruiny Starte chodniki Łyżeczki w szklance Na korytarzu Szła numerowa Starte chodniki.

Klucz się przekręca W pokoju obok Trzasnęło światło Echo i głosy Zgasili światło I łóżko skrzypi W ciemnym hotelu Starte chodniki.

Pewnie służbowo Tutaj z Warszawy I ekspedientka Z państwowych sklepów Zapach ruiny Zegar na wieży Czerwień o zmierzchu I łóżko skrzypi.

Oceaniczne Plantacje piany Góry lodowe Płyną pode mną To jest po wojnie Połowa wieku Huczą kolibry Popiół popiołów.

148

/.IMMER

Im dunklen Zimmer In der Stadt Wrocław Riecht's nach Ruinen Die alten Läufer Der TeeglaslofTcl Im Korridor ging Das Zimmermädchen Die alten Läufer.

Im Nebenzimmer Schlüsselgerassel Knipsen der Lampe Kcho der Stimmen Sie löschten das Licht Die Betten knarren Im dunklen Zimmer Die allen Läufer.

Kr kam wohl dienstlich Hierher aus Warschau Sic ist wahrscheinlich Kin Ladenmädchen Man riecht Ruinen Die Turmuhr oben Das Rot des Dämmers Die Betten knarren.

Unter mir fließen Die ozeanisch Planiierten Schäume Kisblockgebirge Ks ist nach Kriegsschluß Jahrhundertmitte Kolibris dröhnen Asche der Aschen.

149

Huczą kolibry Jak mam udźwignąć Okrągłą ziemię Która się toczy We mnie i woła Lądami swymi Morzami swymi Żeby udźwignąć.

Nowa Funlandia Zamarzła brzoza Piany przy wyspach Szczekają foki Czerwień o zmierzchu Ptaki na grobach Dwoje za ścianą Strzaskane płyty.

Bęben i trąba Przez megafony Słuchali oddech Ziemia się toczy I nie zdołali Nie będzie siły Ciężka jak serce Zeby udźwignąć.

Nie wiem czy litość Nie wiem czy miłość Zamarzła brzoza Łóżko nie skrzypi Bądź mi do końca Połowa wieku Ciężka jak serce Starte chodniki.

Bne-Comte-Roben, 1955

150

Kolibris dröhnen Wie sie ertragen Die runde Erde Die in mir rollt und Die mich herbeiruft Mit ihren Ländern Und ihren Meeren Sie zu ertragen.

Ein Neues Fundland Die Birke erfror An Inseln schäumt es Die Robben bellen Das Rot des Dammers Auf Grabern Vögel Hinter der Wand zwei Zerschlagne Platten.

Trommel Trompete Vom Lautverstärker Sic hören Atmen Da rollt die Erde Schwer wie das Herz Sie waren nicht fähig Mit ihrer Schwäche Sic zu ertragen.

Ist es das Mitleid Ist es die Liebe Die Birke erfror Das Bett knarrt nicht mehr Sei bis ans Ende Schwer wie das Herz mir Jahrhundertmitte Die alten Läufer.

Rne-Comle-Robert, 1955

KR HSV

„Wolno, owieczki moje, wolno postępujcie" W zatokach, wielu, ciemniejącego czasu. Lwy morskie z berłami na skalnych tronach. Daleko, daleko, rzuć za siebie grzebień, wyrośnie las, Rzuć za siebie lusterko, dojrzeje ocean.

Obalona jest nareszcie dobra sława. Żadnych lat, żadnych zegarów, /adnej pamięci o tym, lak na klęczkach

płukaliśmy złoto. Siodła chrzęściły i rozpadły się posągi w trawie żubrowej. Az było, co ma być. Tylko ziemia i morze.

Sól, żółte góry, dąb karłowaty i piana. Albatrosom szeptaliby swoje zasługi? My wiemy lepiej. Nie zaświadcza nic. „Wolno, owieczki moje, wolno postępujcie."

Berkeley, 1962

152

GRENZLAND

„Langsam, meine Schäfchen, langsam voran" In den Buchten, den vielen, der dunkelnden Zeil. Auf felsigen Thronen Scelöwen mit Zeptern. Wirf den Kamm weit, weit hinter dich, laß wachsen den Wald, Wirf den Spiegel zuruck, damit der Ozean reife.

Der gute Ruhm ist endlich gestürzt. Keine Jahre, keine Uhren, keine Erinnerung daran, wie wir kniend

das Gold spülten. Saitcl rasselten, im Bisongras zerfielen die Denkmäler. Bis war, was sein hat sollen. Nur Erde und Meer.

Salz, gelbe Berge, Zwergeiche und Schaum. Sic hauen den Albatrossen von ihren Verdiensten geflüstert? Wir wissen es besser. Es zeugt von gar nichts. „Langsam, meine Schäfchen, langsam voran."

Berkeley, 1962

153

PO ZIEMI NASZEJ

1

Kiedy przechodziłem miasiem ludnym (jak mówi Walt Whitman w przekładzie Alfreda Toma), kiedy przechodziłem miastem ludnym, na przykład koło portu San Francisco, licząc mewy, myślałem, zc jest między męzczyznami, dziećmi i kobietami coś, ani szczęście ni nieszczęście.

2

W południe białe rumowiska cmentarzy na górach: miasto z olśniewających cementów zlepione śliną błonkoskrzydłych owadów wiruje na przemiany z niebem w ślimacznicy dróg.

3

Gdybym miał przedstawić, czym jest dla mnie świat, wziąłbym chomika albo jeza albo kreta, posadziłbym go na fotelu wieczorem w teatrze i przytykając ucho do mokrego pyszczka słuchałbym, co mówi o świetle reflektorów, o dźwiękach muzyki i ruchach baletu.

4

Przebijałem pułap dźwięku? A potem obłoki z katedrami, zielenie ekstatyczne za kutym żelazem bram i cisza, zastanawiające, inna niż ta, jaką znałem. Jestem tutaj gdzie piąstka starej kobiety owinięta różańcem, stukanie kija na daliach między jabłkowitym cieniem.

154

A UF UNSERER ERDE

1

Als ich die volkreiche Stadt passierte (wie Walt Whiiman sagt in Alfred Toms Übersetzung), als ich die volkreiche Stadt passierte, /um Beispiel neben dem Hafen von San Francisco, die Möwen zählend, dachte ich, daß es zwischen Männern, Kindern und Frauen etwas, das weder Glück noch Unglück ist, gibt.

2

Mittags die weißen Trümmer von Friedhofen auf den Bergen: die Stadt aus blendenden Zementen, gefugt mit dem Speichel hautflügeliger Insekten, rotiert mit dem Himmel im Wechsel im Schneckengeschlinge der Wege.

3

Wenn ich darstellen sollte, was die Well für mich ist, nahm ich den Hamster oder den Igel oder den Maulwurf, setzte ihn abends auf einen Thealersessel und lauschte, das Ohr an das feuchte Mäulchen haltend, was es vom Licht der Scheinwerfer sagt, vom Klang der Musik, den Bewegungen des Balletts.

4

Hab ich die Grenze des Schalls überwunden? Und dann die Wolken mit Kathedralen, ekstatisches Grün hinterm Schmiedeeisen der Tore, die Stille, erstaunlich, anders als die, die ich kannte. Hier bin ich, wo die kleine Faust der Greisin ein Rosenkranz umwickelt, wo ein Stock auf die Dallen klopft zwischen apfelartigen Schatten.

155

Wstyd czy nie wstyd, ze tak mi się dopełniło.

J

Budząc się przed świtem widziałem szare jezioro i jak co dzień dwóch z wędkami w motorówce, która pyka powoli. Następnie obudziło mnie świecące w oczy słońce oparte na przełęczy po stronie Nevady. Między chwilą i chwilą wiele przezyłem we śnie, tak wyraźnie, ze czułem zanikanie czasu, jeżeli to, co dawne, ciągle jest, nic było. I mam nadzieję, ze to będzie jakoś policzone: zal i wielkie pragnienie, zeby raz wyrazić jedno życie na inną, nie na własną, chwałę. Lekki wiatr marszczył potem mieniące się wody. Zapominałem. Błyszczał śnieg na górach.

6

A słowo z ciemności wyjawione było gruszka. Krążyłem dokoła niego podskakując, to próbując skrzydełek. Ale kiedy juz-juz piłem z niego słodycz, oddalało się. Więc ja do cukrówki — wtedy kąt ogrodu, złuszczona biała farba drewnianych okiennic, krzak dereniu i szelest przeminionych ludzi. Więc ja do sapieżanki — wtedy zaraz pole za tym, nie innym, płotem, ruczaj, okolica. Więc ja do ulęgałki, do bery i do bergamoty. Na nic. Między mną i gruszką ekwipaze, kraje. I tak już będę żyć, zaczarowany.

7

Dziewczyny niosąc wysoko podbródki wracają z kortu. Pył wodny tęczuje nad skłonami trawników. Drozd krótkim kroczkiem podbiega i nieruchomieje. Jarzą się w świetle pnie eukaliptusów. Dęby doskonalą cień majowych liści. Tylko to. Tylko to godne jest opiewania: dzień.

5 6

Schmach oder keine, daß es sich so mir erfüllt hat.

5

Vor dem Morgen erwachend, sah ich den grauen See und zwei Gestalten wie alle Tage mit Angeln in einem Motorboot, das

langsam tuckerte. Danach weckte mich die in die Augen scheinende Sonne, die sich auf den Paß in Richtung Nevada stützte. Ich erlebte vieles im Traum zwischen Moment und Moment, so deutlich, daß ich das Schwinden der Zeit empfand, wenn das, was vergangen, doch standig ist, nicht vorhanden war. Und ich hoffe, es werde irgendwie zahlen: das I.eid und der große Wunsch, ein Leben einmal zum Ruhme anderer und nicht meiner selbst, zu dichten. Der leichte Wind runzelte spater das schillernde Wasser. Ich begann zu vergessen. In Bergen glitzerte Schnee.

6

Aber das Wort, aus dem Dunkel geborgen, war Birne. Ich kreiste darum herum, hupfend, die Flügel versuchend. Doch als ich fast — fast seine Süße schmeckte, entfernte es sich. So flog ich zur Zuckerbirne — dann war der Winkel des Gartens da, die abgeblätterte weiße Farbe der hölzernen Fensterläden, der Kornelkirschenstrauch und das Rascheln verflossener Menschen. So flog ich zur Rettichbirne — dann war das Feld gleich da hinter diesem, nicht anderem, Zaun, der Bach, die Gegend. So flog ich zur Teigbirne, Butterbirne und Bergamotte. Umsonst. Zwischen mir und der Birne lagen Equipagen, Länder. Und so werde ich weiter leben, im Banne des Zaubers.

7

Die Madchen kommen zurück, mit erhobenem Kinn, vom Tennis. Der Wasserstaub schillert über den Rasenhängen. Die Drossel trippelt mit kurzen Schritten daher und erstarrt. Im Lichte leuchten die Eukalyptusstämme. Die Eichen vollenden den Maiblätterschatten. Nur das. Nur das ist würdig, besungen zu werden: der Tag.

157

Ale pod nirn koziołkują moce elementarne i diabły wykpiwające naiwnych, co wierzą w ich istnienie, przerzucają się zwałami krwawego mięsa, gwiżdżą pieśni o materii bez początku ni celu i o chwili naszej agonii, kiedy podstępem cwanej miłości własnej wyda się wszystko, co kochaliśmy.

8

A jeżeli Pascal nie został zbawiony i te wąskie ręce, w które włożono krzyżyk, to on, cały, jak nieżywa jaskółka w pyle, pod brzękiem jadowitobłękhnych much?

A jeżeli oni wszyscy, klękający ze złozonymi dłońmi, miliony ich, miliardy ich, tam kończyli się, gdzie ich złudzenie? Nie zgodzę się nigdy. Ja dam im koronę. Umysł ludzki jest wspaniały, usta potężne i wezwanie tak wielkie, ze musi otworzyć się Raj.

9

Są tak wytrwali, ze daj im parę kamieni i korzonki jadalne, a zbudują świat.

10

Nad jego grobem Mozarta zagrali, Bo nic nie mieli, co by ich dzieliło Od żółtej gliny, chmur, nadgniłych dalii, A pod za dużym niebem za cicho im było.

I jak na podwieczorku u princessy, Kiedy stalaktyt wosku takty mierzy I skwierczy knot, a wyfraczone plecy Błyszczą rzędami złotawych kołnierzy,

Brzmiał Mozart, z pudru peruk odwinięty, I babim latem unosił się długo,

5 8

Aber darunter purzeln die elementaren Machte, und Teufel, alle Naiven verhöhnend, die an ihr Vorhandensein glauben, überschlagen sich mit den Massen blutigen Fleisches, pfeifen I.ieder von der Materie ohne Anfang und Ziel und vom Augenblick unserer Agonie, da alles, was wir einst liebten, als Tücke der schlauen Eigenliebe erscheint.

8

Wenn aber Pascal nicht erlöst worden ist und wenn diese schmalen Hände, in die man das Kruzifix legte, er sind, ganz, wie eine leblose Schwalbe im Staub, bei Gesumm der giftblauen Fliegen?

Wenn aber sie alle, die mit gefalteten Händen Knienden, Millionen, Milliarden davon, dort endeten, wo ihre Täuschung war? Ich finde mich niemals ab. Ich will sie krönen. Des Menschen Verstand ist herrlich, das Mundwerk mächtig und die Berufung so groß, daß das Paradies sich öffnen muß.

9

Sic sind so beharrlich; gib ihnen ein paar Steine und eßbare Wurzeln, und sie bauen die Welt auf.

10

An seinem Grabe hatten sie Mozart gespielt, Denn sie hatten nichts, was sie trennte Vom gelben Lehm, den Wolken, den angefaulten Dahlien, Und unter dem Himmel, zu groß, war es ihnen zu leise.

Und wie beim Nachmittagstee der Prinzessin, Wenn wächserne Stalaktite die Takte messen Und Dochte zischen und die befrackten Rücken Mit Reihen goldenschimmernder Kragen glänzen,

Klang Mozart, aus dem Puder der Perücken gewickelt, Und schwebte lange mit dem Altweibersommer dahin,

159

Niknąc nad głową, w tej pustce, którędy Szedł odrzutowiec z cienką białą smugą.

Tymczasem on, nikomu nie współczesny, Czarny jak liszka pod zimową korą, Pracował już, wzywając rdzy i pleśni, Zeby zniknąć, nim wieńce wyblakłe zabiorą.

11

Paulina, jej stancja za czeladną, z jednym oknem na sad, gdzie najlepsze papierówki zbieram koło chlewu wyciskając dużym palcem nogi ciepłą maż gnojowiska, z drugim oknem na studnię (lubię zapuszczać wiadro i płoszyć mieszkające tam zielone zaby). Paulina, geranium, chłód ubitej ziemi, sztywne łóżko z trzema poduszkami, zelazny krucyfiks i obrazy świętych ozdobione trójpalmą i różą. Paulina umarła dawno, ale jest. I jestem czemuś przekonany, ze nic tylko w mojej świadomości. Nad jej surową twarzą litewskiej chłopki furczy wrzeciono kolibrów i płaskie zdeptane stopy spryskuje woda szafirowa, w której delfiny zginając karki pląsają.

12

Gdziekolwiek jesteś, owijają ciebie kolory nieba, tak jak tutaj, przenikliwe oranze i fiolety, zapach roztartego w palcach liścia tobie towarzyszy nawet we śnie, ptaki są nazwane językiem tego miejsca: towhee przyszła do kuchni, posyp chleba na trawniku, przyleciały juncos.

Gdziekolwiek jesteś, dotykasz kory drzew próbując jej chropowatości innej, a domowej.

160

Über dem Kopf verschwindend, in jener Leere, durch die Das Düsenflugzeug mii dem dünnen Kondensstreifen ging.

Inzwischen arbeitete er bereits, niemandes Zeitgenosse, Schwarz wie eine Raupe unter der Winterrinde, Rief Rost und Schimmel herbei, Um zu verschwinden, eh sie die welken Kränze beiseiteräumen.

II

Paulinc, ihre Kammer war hinter der Gesindestube, mit einem Fenster zum Garten,

wo ich am Schweinestall die besten Frühäpfel finde, mit dem großen Zeh die warme Brühe aus dem Misthaufen pressend, mit einem zweiten Fenster zum Brunnen (ich mag es, den Eimer hinunterzulassen und die dort wohnenden grünen Frösche zu scheuchen). Pauline, Geranium, Kuhle der hartgetretenen Erde, das steife Bett mit drei Kissen, das eiserne Kruzifix und die Heiligenbilder geschmückt mit dem Dreipalmenzweig und der Rose. Pauiine ist lange schon tot, doch sie ist. Und zwar, ich bin uberzeugt, nicht nur in meinem Bewußtsein. Über ihrem strengen litauischen Bauerngesicht schnurrt die Spindel der Kolibris, und die plattgelaufenen Fußsohlen bespritzt saphirblaues Wasser, in dem die Delphine den Rücken beugend tanzen.

12

Wo immer du bist, dich umwinden die Farben des Himmels, so wie hier, durchdringendes Orange und Violett, der Geruch des mit Fingern zerriebenen Blattes begleitet dich sogar im Traum, die Vögel haben Namen in der Sprache dieses Ortes: towhee kam in die Küche, streu etwas Brot auf den Rasen, die juncos sind angeflogen.

Wo immer du bist, du berührst die Baumrinde und versuchst ihre andere und dennoch häusliche Rauheit.

161 11 — Czesław Miłosz

Wdzięczny za wschody i zachody słońca, gdziekolwiek jesteś, nie zdołasz być obcy.

Czy był obcy ojciec Junipero, kiedy na grzbiecie muła przywędrował tutaj dążąc przez pustynie południa? Znalazł czerwonoskórych braci. Rozum ich i pamięć były przyćmione. Bardzo długo szli od Eufratu, Pamiru i wyżyn Rataju, powoli, ile zdoła każde pokolenie ścigające swój cel: dobre łowiska. I lam gdzie potem w zimne płytkie morze ląd się pogrążył, żyli tysiąclecia, az zapomnieli prawie wszystko o rajskim ogrodzie, a nic nauczyli się rachuby czasu. Ojciec Junipero, urodzony nad Morzem Śródziemnym, przyniósł im wieść o pierwszych rodzicach, 0 znakach, obietnicy i oczekiwaniu. Mówił im, wygnańcom, ze tam, w ojczyźnie, wina została zmyta, jak zmywa się pył z czoła ich, polanego wodą. Było to jak rzecz, o której dawno słyszeli. Ale, biedni, utracili dar uwagi 1 kaznodzieja musiał zawieszać na szyi pieczony udziec jelenia, zeby znęcić ich łakome oczy. Wtedy jednak mlaskali, tak głośno, ze mówić nic mógł.

Niemniej to oni za mnie wzięli we władanie skały, na których tylko nieme smoki wygrzewały się od początku, wypełzając z morza. Uszyli płaszcz z piór dzięcioła, kolibra i tanagra, a ręka brunatna odrzucając jego połę wskazywała: to. I kraj był odtąd zdobyty: widziany.

13

Wąsy króliczków i szyje puchate żółto-czarnych kaczuszek, ogień płynny lisa w zieleni, wzruszają tak samo

I Ó 2

Dankbar fur die Sonnenauf- und -untergange, wo immer du bist, du kannst nicht fremd sein.

War denn Vater Junipero fremd, als er auf dem Rücken des Maultiers hier angcwandcrt kam durch die Wüste des Südens? Er hatte die rothautigen Bruder gefunden, ihr Verstand und ihre

Erinnerung waren verdunkelt. Sie waren sehr lange von Euphrat, Pamir und den Bergen Kathais gewandert, langsam, so gut es jede Generation vermag, ihr Ziel verfolgend: die guten Jagdgründe. Und dort, wo sich dann das Festland ins kalte flache Meer versenkte, haben sie Jahrtausende gelebt, bis sie den Paradiesgarten fast ganz vergaßen, die Zeitrechnung aber nicht erlernten. Vater Junipero, am Mittelmeer geboren, brachte ihnen die Kunde von den ersten Eltern, von Zeichen, von der Verheißung und der Erwartung. Er sagte ihnen, den Vertriebenen, daß dort, im Vaterland, die Schuld abgewaschen sei, so wie man den Staub von ihrer Stirn mit dem Wasser abwäscht. Es war wie eine Sache, von der sie früher gehört hatten. Aber sie hatten, die Armen, die Gabe der Beobachtung verloren, und der Prediger mußte sich einen gebackenen Hirschschenkel

um den Hals hängen, um ihre genaschigen Blicke anzuziehen. Dann aber schmatzten sie derart laut, daß er nicht reden konnte.

Dennoch waren sie es, die für mich in Besitz genommen haben die Felsen, auf denen nur stumme Drachen sich seit dem Anfang, aus dem Meer gekrochen, wärmten. Sie nähten sich einen Mantel aus Federn vom Specht, vom Kolibri

und Tanager, und die bräunliche Hand, die dessen Schoß zurückwarf, zeigte: das. Und seitdem war das Land erobert: sichtbar.

13

Die Schnurrbarte der Kaninchen und die Daunenhälse der gelb-schwarzen Enten, das flüssige Feuer des Fuchses im Grün rühren den Herrn

163

pana i niewolnika. A tak/e zaczęte muzyki w cieniu drzew. Bębenek, flet, albo harmonia albo z gramofonu głosami dzinnów bekający jazz. Leci w chmurę huśtawka i patrzącym z dołu oddech zapiera ciemność pod spódnicą. Któż nie marzył o zamkach markiza dc Sadc? Kiedy a a a zaciera się ręcc i do roboty: rozdzierać ostrogą panienki do wyścigu ustawione w rzędzie czy gołym zakonnicom w siatkowych pończochach kazać smagać się batem, gryząc prześcieradło.

14

Cabeza, jeżeli ktoś wszystko wiedział o cywilizacji, to ty. Buchalterze z Kastylii, na co ci to przyszło, żeby tam zawędrować, gdzie zadne pojęcie, żadna cyfra, żadna kreska pióra maczanego w inkauście, tylko łódź na piaski rzucona przybojem, czołganie się nago pod okiem nieruchomych Indian, i nagle ich płacz w pustce nieba i morza, lament: ze nieszczęśliwi są nawet bogowie. Przez siedem lat byłeś przepowiedzianym bogiem, brodaty, białoskóry, bity, jeżeli nie udał się cud. Siedem lal marszu od Zatoki Meksykańskiej do Kalifornii, hu-hu-hu plemion, cierń gorący kontynentu. Ale polem? Kim jestem, koronki mankietów nie moje; stół ze lwami nie mój, wachlarz dońy Klary, jej atłasowy trzewiczek spod sukni — no nie. Na czworaki! Na czworaki! Farbą wojenną pomalować uda. Ziemię lizać. Wha wha, hu hu.

Berkeley, 1961

164

genauso wie den Sklaven. Und auch der Beginn der Musik im Schatten der Baume. Trommel, Flöte oder Harmonika oder der aus dem Grammophon mit den Dshinstimmen röhrende Jazz. Die Schaukel fliegt in die Wolke, und den Betrachtern unten verschlagt die Dunkelheit unter dem Rock den Atem. Wer hatte nicht von den Schlössern des Marquis de Sade geträumt? Wenn man a a a die Hände sich reibt und an die Arbeit geht: die aufgereihten Frauleins im Wcitlauf mit der Spore zu spalten, oder den nackten netzbestrumpfien Nonnen sich auszupeitschen befiehlt, am Bettlaken nagend.

14

Cabeza, wenn jemand von der Zivilisation alles wußte, dann du. Buchhalter von Kastilien, wieweit hast du es gebracht, dort hinzuwandern, wo kein Begriff, keine Ziffer, kein Strich der in Tinte getauchten Feder galt, nur das von der Flut auf den Sand geworfene Boot, das Robben nackt vor dem Auge erstarrter Indianer, und plötzlich ihr Weinen in der Öde des Himmels und Meeres, das Lamento: daß selbst die Götter unglücklich seien. Sieben Jahre lang warst du der geweissagte Gott, bärtig, weißhautig, wenn das Wunder mißlang, geschlagen. Sieben Jahre Marsch von der Mexikanischen Bucht nach Kalifornien, das hu-hu-hu der Stamme, der heiße Stachel des Kontinents. Aber danach? Wer bin ich, die Ärmelspitzen sind nicht mein, der Tisch mit dem Löwen nicht mein, der Fächer der Dona Klara, ihr Atlaspantöffelchen unter dem Kleid — aber nein. Auf alle viere! Auf alle viere! Die Lenden mit Kriegsfarbe streichen. Die Erde lecken. Wha wha, hu hu.

Berkeley, 1961

6 5

GUCIO ZACZAROWANY

GUSTL, DER VERZAUBERTE

(1965)

GUCIO ZACZAROWANY

Istoty od nuoU i adUgłoić jtit nuikońctona („Zibawy Przyiemnc i Potytecznc", 1776)

1

Pochyłe pola i trąbka.

Ten zmierzch i nisko leci ptak i błysły wody.

Rozwinęły się żagle na brzask za cieśniną.

Wchodziłem we wnętrze lilii mostem złotogłowiu.

Dane było życie, ale niedosiężne.

Od dzieciństwa do starości ekstaza o wschodzie słońca.

2

Dużo, jak na jedno życie, tych poranków. Z zamkniętymi oczami byłem wielki i mały, Nosiłem pióra, jedwab, żaboty i zbroje, Suknie kobiece, zlizywałem róż. Unosiłem się nad każdym kwiatem od początku, Stukałem w drzwi zamknięte sal bobra i kreta. Niemożliwe, żeby tyle głosów nie zapisanych Między tubą pasty do zębów i zardzewiałą żyletką, Tuż nad stołem w Wilnie, Warszawie, Brie, Montgeron, Kalifornii. Niemożliwe, żebym umarł, dopóki nie sięgnę.

3

Od smaku i zapachu czeremchy nad rzekami Idzie świadomość gąszczem laurów, hibiskusów Zbierając w zieloną puszkę okazy Ziemi. Nad nią czerwona kora sekwoi sempervirens I sójki, inne niż za Morzem Beringa,

168

GUSTL, DER VERZAUBERTE

Du Entfernung vom Wesen cum Nichts ist unendlich. (»Angenehme und nützliche Spiele", 1776)

/

Schräges Feld und ein Horn.

Fs dämmert, der Vogel fliegt tief, und die Wasser glitzern.

Die Segel haben sich für den Morgen hinter der Schlucht geöffnet.

Ich trat in das Innere einer Lilie ein über die Brücke des Türkenbundes.

Das Leben war gegeben, doch unerreichbar.

Vom Kindcsalter bis zur Vergreisung Ekstase beim Sonnenaufgang.

2

Fs gibt, gemessen an einem Leben, viele solcher Morgen. Ich war mit geschlossenen Augen groß und klein, Trug Federn, Seide, Jabots und Rüstung, Trug Frauenkleider, leckte das Rouge von den Lippen. Umflatterte jede Blume von Anfang an. Dachte an die verriegelten Türen der Säle von Biber und Maulwurf. Unmöglich, die vielen Stimmen nicht aufzuschreiben Zwischen der Zahnpastatube und der rostigen Bartklinge, Über dem Tisch in Wilna, Warschau, Brie, Montgeron, Kalifornien. Unmöglich, daß ich sterbe, bevor ich es schaffe.

3

Vom Duft und Geschmack der Bocksbeere über den Flüssen Kommt das Bewußtsein durch Dickicht von Lorbeer und Stundeneibisch Und sammelt die Frachtexemplare der Erde in eine grüne Büchse. Darüber die rote Rinde der Sequoie sempervirens, Eichelhäher, ganz anders als hinter der Bering-See,

169

Otwierają skrzydła koloru indygo. Sama jedna, bez przyjaciół i wrogów, Obejmuje leśne zbocza, orle gniazdo. Niezrozumiała dla węza z żółtą wypustką, Nie rozumiejąca zasady węza i drzewa.

4

Gwiazdy Filemona, gwiazdy Baucis Nad ich domem oplecionym korzeniami dębu. I bóg wędrowny śpiący na łozu z rzemieni, Twardo, mający pięść za wezgłowie. Ryjkonosy chrząszczyk napotkał jego sandał I dąży z trudem przez płaskowyż wygładzony stopą.

Słyszę także dźwięki fortepiano. Podkradam się mokrą czernią pod dżunglą spirci, Gdzie lezą butle gliniane po holenderskich wódkach. Ukazuje się panna z kosmykiem na uchu. Ale mnie, kiedy szedłem na czworakach, wyrosła broda I mój łuk indiański spróchniał od deszczów i śniegów. Ona gra i równocześnie, mała, siada na nocniczek, Złażąc z huśtawki podnosi sukienkę I ze mną albo swoim kuzynem robi rzeczy nieprzyzwoite. A juź zaraz bardzo siwa na wychudłym przedmieściu I odjeżdża nic zwlekając, lam gdzie jadą wszystkie panny.

Niech sianie się wyspa — i wyspa dźwiga się z morza. Różowość jej skał ma odcień fiołkowy. Nasiona kiełkują, na pagórkach i kasztan i cedr, Źródło chwieje paprocią tuż koło przystani. Na płaskich głazach nad wodą jodłową zatoki Wylegują się duchy podobne do nurków z butelkami tlenu.

Jedyna córka czarodzieja, Miranda, Na osiołku jedzie w stronę groiy Ścieżką usłaną skrzypiącymi liśćmi. Widzi trójnóg i kocioł i naręcza chrustu. Zniknij, wyspo. Albo silniej: wyspo, zniknij się.

170

Öffnen die indigofarbenen Flügel. Allein, ohne Freunde und Feinde, Umarmt es die Waldhange, dann den Horst des Adlers. Unverstanden von der Schlange mit der gelben Biese, Ohne Verständnis fur den Grundsatz von Schlange und Baum.

4

Über ihrem Haus, das Eichenwurzeln umflechten, Die Sterne Philemons, die Sterne Baucis'. Der Wandergott schlaft auf dem Riemen-Lager, Hart, die Faust als Kopfkeil. Der Rüsselkäfer stieß gegen seine Sandale Und muht sich nun über den glattgetretenen Hügel.

Ich höre auch Laute eines Klaviers. Ich schleich mich heran, als nasse Schwarze vom Dschungel der Spiräen, Wo niederländische Schnapsbuiteln liegen aus Ton. Fin Fraulein mit einer Locke am Ohr erscheint. Mir aber, als ich gekrochen war auf allen vieren, wuchs ein Bart. Und der Indianerbogen ist mir bei Schnee und Regen vermodert. Sic spielt und setzt sich zugleich, klein, auf das Nachtlöpfchen, Steigt von der Schaukel, hebt ihr Kleidchen dabei Und macht mit mir oder ihrem Cousin unziemliche Sachen. Doch sogleich, sehr grau, in der dürren Vorstadt, Fährt sie ohne zu zogern davon, wohin alle Jungfrauen fahren.

Fs werde Insel — und die Insel taucht aus dem Meer. Das Rosa der Felsen hat violetten Schimmer. Der Samen keimt, Kastanie und Zeder stehn auf den Hügeln, Dicht an der Anlegestelle schaukelt die Quelle das Farnkraut. Auf flachen Felsen über dem Tannenwasser der Bucht Aalen sich Geister, Tauchern ähnlich mit Sauerstoffflaschen.

Des Zauberers einzige Tochter, Miranda, Reitet auf einem Esel dorthin in Richtung der Grotte Über den Pfad, der mit raschelndem Laub bestreut ist. Sie sieht das Dreibein, den Kessel, die Reisigbündel. Verschwinde, Insel. Stärker: Insel, verschwinde von selbst.

171

5

Lubiłem go, bo nie szukał idealnego przedmiotu. Kiedy słyszał, jak mówią: „Tylko przedmiot, którego nic ma, Jest doskonały i czysty", rumienił się i odwracał głowę.

W każdej kieszeni nosił ołówki, szkicowniki, Z okruchami bułki, akcydensami życia.

Rok za rokiem okrążał grube drzewo Przykładając dłoń do oka i mrucząc w podziwie.

Jak zazdrościł tym, co drzewo rysują jedną kreską! Ale przenośnia wydawała mu się czymś nieskromnym

Symbole zostawiał dumnym, zajętym własną sprawą. Z patrzenia chciał wyprowadzić nazwę same) rzeczy.

Kiedy był stary, targał brodę żółtą od tytoniu: „Wolę tak przegrać, niż wygrać jak oni."

Jak Peter Breughel ojciec przewrócił się nagle, Próbując spojrzeć w tył przez rozstawione nogi.

I wznosiło się dalej drzewo niedosiężne. O iste, o istliwe az do rdzenia. Było.

6

Zarzucano mu, że ożenił się z jedną kobietą, a zyjc z inną. Gdzie czas — odpowiadał — na głupstwa, rozwód i tak dalej. Ledwo człowiek wstanie, machnie parę razy pędzlem, a juz wieczór.

7

Gucio, niegrzeczny chłopczyk, został zamieniony w muchę. Mył się według obrządku much pod skałą cukru I prostopadle biegał po jaskiniach sera. Leciał przez okno w jarzący się ogród. I tam nieposkromione promy liści

172

J

Ich mochte ihn, weil er nicht den vollkommenen Gegenstand suchte. Als er sie sagen hörte: »Ein Gegenstand nur, der nicht da ist, Ist rein und vollkommen«, errötete er und wandte sich ab

In jeder Tasche trug er Bleistifte, Skizzenhefte, Mit Semmelbroseln, den Akzidenzien des Lebens.

Er kreiste Jahr fur Jahr um den dicken Baumstamm, Die flache Hand uberm Auge und vor Begeisterung schnurrend.

Wie hat er jene beneidet, die den Baum mit einem Strich zeichnen! Metaphern aber schienen ihm unbescheiden.

Er überlieft das Symbol den Stolzen, mit eigner Sache Befaßten. Er wollte den Namen des Dings an sich aus dem Sehen entwickeln.

Alt geworden, zupfte er seinen von Tabak vergilbten Bart: »Lieber verspiele ich so, als daß ich gewinne wie sie.«

Wie Pieter Breughel, der Vater, stürzte er plötzlich. Als er versuchte, durch die gegrätschten Beine nach hinten zu schaun.

Und weiter hob sich der unerreichbare Baum. O wirklich, o wirklicher bis zum Mark. Er war.

6

Man warf ihm vor, er habe die eine geheiratet und lebe mit der andern. Wer hatte Zeit, gab er zurück, für Dummheiten, Scheidung und so. Kaum steht man auf, hat seinen Pinsel geschwungen, schon ist es Abend.

7

Gustl, das ungezogene Kind, wurde in eine Fliege verwandelt. Er wusch sich nach Art der Fliegen unter dem Zuckerfelsen Und lief durch die Höhlen des Käses senkrecht. Er flog in den glühenden Garten zum Fenster hinaus. Dort fuhren die ungebändigten Fähren der Blätter

173

Wiozły kroplę napiętą od nadmiaru tęczy, Mszyste parki z krynicami światła rosły w górach kory, Sypał się cierpki pył z giętkich kolumn w środku cynobrowych kwiatów.

A choć trwało to nie dłużej niz od podwieczorku do kolacji, Zawsze polem, kiedy miał prasowane spodnie i strzyżone wąsy, Myślał, trzymając szkło z alkoholem, zc ich oszukuje, Bo mucha nie powinna rozmawiać o narodzie i wysokości produkcji.

Kobieta naprzeciwko była wulkanicznym szczytem, Gdzie wąwozy, kratery i w kotlinach lawy, Ruch ziemi pochyla skręcone pnie sosen.

8

Między mną i nią był siół, na stole szklanka. Spierzchnięta skóra jej łokci dotykała lśniącej powierzchni, W której odbijał się zarys cienia pod pachą. Kropla potu gęstniała nad falistą wargą. A przestrzeń między mną i nią dzieliła się nieskończenie, Hucząca pierzastymi strzałami eleaiów, Nie wyczerpie jej rok ni sio lat podróży. Gdybym przewrócił stół, co byśmy spełnili. Ten akt, nie-akt, bo zawsze potencjalny Jak zamiar wejścia w drzewo, w wodę, w minerały. Ale ona tez patrzyła na mnie jak na pierścienie Saturna I wiedziała, ze wiem, jak niki nic dosięga. Tak stanowiona była człowieczość i tkliwość.

Berkeley, 1962

174

Den Tropfen, der von der Vielzahl der Regenbogen prall war, Wuchsen mooswciche Parks mit Brunnen aus Licht in den Bergen der Rinde, Rieselte herber Staub von den biegsamen Säulen im Innern der gelbroten

Blumen.

Obwohl das nicht langer als von der Vesper zum Abendessen gedauert haue, Dachte er stets, als er gebügelte Hosen und einen gestutzten Schnurrbart trug, Das Schnapsglas im Griff, er betrüge sie, Denn eine Fliege sollte nicht über Volk und Ertrag räsonieren.

Die Frau gegenüber war ein vulkanischer Gipfel, Mit Schluchten, Kratern und Lavakesseln, Wo die Bewegung der Erde gewundene Fichtenstämme knickt.

8

Zwischen mir und ihr war der Tisch, auf dem Tisch ein Glas, Die rauhe Haut ihrer Ellenbogen berührte die glänzende Fläche, In der sich der Umriß vom Schatten der Achselhöhle spiegelte. Über dem Bogen der Lippe erstarrte ein Tropfen Schweiß. Der Raum von ihr zu mir war teilbar unendlich, Drohnend von den gefiederten Pfeilen der Eleaten, Kein Jahr und nicht hundert Reisejahre würden ihn je erschöpfen. Hau ich den Tisch gekippt, was hätten wir alles vollbracht! Den Akt, Nicht-Akt, den stets wahrscheinlichen, So wie der Wunsch, in den Baum, das Wasser, das Mineral zu dringen. Sie aber sah auf mich wie auf die Ringe des Saturns Und wußte, daß ich es weiß, wie niemand es erreicht. So wurden Menschlichkeit und Empfindsamkeit entschieden.

Berkeley, 1962

175

ZMIENIAŁ SIĘ JĘZYK

Zmieniał się język a my z nim razem. Przypomni). Kiedy miałeś lal dziesięć jak wąsaci rozprawiali klepiąc konie Albo ładując rusznice, jak śpiewała gitara Na ganku za olszyną. Albo i ci drudzy W twoim wieku młodzieńczym, pokpiwaiący z tamtych, Nowocześni, zapalczywi na estradach. Wszyscy oni Są juz zrównani, wachlarz, znak Pogoni, trąbka myśliwska, Model dynamomaszyny lezą u ich wezgłowia I Jakub Jasiński porozumiewa się jak umie z Lillian Gish, gwiazdą filmu,

Mową grzechotliwą, bardzo staccato. Ale obłoki jak płynęły tak płyną Porównywane do coraz to nowych rzeczy dotykanych ręką, Do zasłon jedwabnych, draperii z aksamitu, piór, I siła która spaja męzczyzn i kobiety W szekspirowskiego zwierza z dwojgiem pleców Pozostaje sprawą ciemną, jakiekolwiek nada się imiona. A jeżeli w letnią noc łódki na jeziorze I niegłośną pieśń, trzymanie się za ręce Zachowuje twoja strojna i ginąca pamięć, Ani takie to było jak raz się wydało Ani takie jak teraz układasz w opowieść.

Berkeley, 1963

1 7 6

DIE SPRACHE WANDELTE SICH

I)ic Sprache wandelte sich und wir mit ihr. Erinnere dich, Als du zehn Jahre all warst, wie die Schnauzbarle schwadronierten, den Pferden auf den Rücken klopfend, Oder die Buchsen ladend, wie die Gitarre sang Auf der Veranda hinter dem Erlenwaldchen. Oder die anderen In deinem Jünglingsalter, wie sie jene verspotteten, Neuzeitlich, hitzig auf den Estraden. Sie alle Sind gleichgeschaltet, an ihrem Kopfende liegen Fächer, Litauens Wappen, das Jagdhorn, ein Modell des Dynamos, Und Jakub Jasiński verständigt sich, wie er kann, mit Lillian Gish,

dem Filmstar,

In einer scheppernden Sprache, reichlich staccato. Doch Wolken gleiten wie eh und je, Verglichen mit immer neueren anfaßbaren Dingen, Mit Scidenvorhangen, Draperien aus Samt, mit Federn, Und diese Kraft, die Männer und Frauen Zum shakespeareschen Tier mit zwei Rucken vereint, Bleibt dunkel, man nenne sie wie auch immer. Wenn dein verschwimmcndes schmuckes Gedächtnis Den Kahn auf dem See und das leise Lied, Das Sich-an-den-Händen-Halten bewahrt, Dann ist es weder so, wie es dir einst schien, gewesen, Noch so, wie du es jetzt zu einer Erzählung fügst.

Berkeley, 1963

177 12 — Czesław Miłosz

NIGDY OD CIEBIE, MIASTO

Nigdy od ciebie, miasto, nic mogłem odjechać. Długa była mila, ale cofało mnie jak figurę w szachach. Uciekałem po ziemi obracającej się coraz prędzej, A zawsze byłem tam: z książkami w płóciennej torbie, Gapiący się na brązowe pagórki za wieżami Świętego Jakuba, Gdzie rusza się drobny koń i drobny człowiek za pługiem, Najoczywiściej od dawna nieżywi. Tak, to prawda, nikt nic pojął społeczeństwa ni miasta, Kin I.ux i Helios, szyldów Halpcrna i Segala, Deptaku na Świętojerskiej nazwanej Mickiewicza. Nie, nikt nie pojął. Nikomu się nic udało. Ale kiedy życie się strawi na jednej nadziei: Ze w jakiś dzień juz tylko ostrość i przezroczystość, To, bardzo często, zal.

Berkeley, 196)

178

NIEMAIS HABE ICH, STADT

Niemals habe ich, Stadt, dich verlassen können. Die Meile war lang, mich aber schob es zurück wie eine Figur

auf dem Schachbrett. Ich floh um den Erdball, der sich immer schneller drehte, Und blieb stets dort: mit den Büchern im Leinenbeutel, Ein Gaffender zu den bronzenen Hügeln hinter den Türmen des heiligen

Jakob, Wo sich das kleine Pferd und der kleine Pllüger regten, Ganz offensichtlich seit langem nicht mehr am Leben. Ja, das ist wahr, die Gesellschaft oder die Stadt hat niemand begriffen, Die Kinos Helios und Lux, die Schilder von Halpern und Segal, Den Bummel auf der Świętojerska, genannt die Mickiewicz-Straße. Nein, niemand hat es begriffen. Niemandem war es geglückt. Aber wenn sich das Leben an einer Hoffnung verbraucht: Daß irgendwann nur noch Scharfe und Transparenz verbleiben, Dann tut es uns leid, sehr oft.

HerktUy, 1963

1 7 9

12*

/ ŚWIECIŁO TO MIASTO

I świeciło to miasto, którym po latach wracałem, I przepadało życie, Rutebeufa albo Villona. Potomni juz narodzeni, tańczyli swoje tańce. Kobiety patrzyły w lusterka z nowego metalu. Po co było to wszystko, jeżeli mówić nie mogę. Stała nade mną ciężka, jak ziemia na swojej osi. Leżał mój popiół w puszce pod ladą baru.

I świeciło to miasto, którym po latach wracałem Do mego domu w gablotce granitowego muzeum, Koło czernidła do rzęs, alabastrowych słoików, Menstruacyjnych przepasek egipskiej księznic/ki Było tam tylko słońce wykute ze złotej blachy, Na ciemniejących parkietach powolnych kroków skrzypienie.

I świeciło to miasto, którym po latach wracałem Z twarzą zakrytą paltem, chociaż juz dawno nikt nie zył Z tych, którzy mogli pamiętać nie zapłacone długi, Hańby niewiekuiste, podłostki do przebaczenia. I świeciło to miasto, którym po latach wracałem.

Paryż—BerkeUy, 19 63

180

UND ES LEUCHTETE DIESE STADT

Und es leuchtete die Stadl, durch die ich nach Jahren heimkam, Und das I.cben, Rutebcufs oder Villons, ging unter. Die Nachkommen, schon geboren, tanzten eigene Tanze. Die Frauen blicktcn in Spiegel aus neuem Metall. Wozu das alles, wenn ich nicht reden kann? Sie stand über mir, schwer wie die Erde auf ihrer Achse. In einer Dose unter der Theke der Bar lagerte meine Asche.

Und es leuchtete diese Stadt, durch die ich nach Jahren heimkam Ins eigene Haus in der Vitrine des granitnen Museums, Neben der Wimperntusche, den Alahasterflakons, Den Monatsbinden einer ägyptischen Prinzessin. Dort gab es nur eine aus Goldblech gestanzte Sonne, Das Knarren langsamer Schritte auf dunkelnden Parketten.

Und es leuchtete diese Stadt, durch die ich nach Jahren heimkam, Das Gesicht im Mantel versteckt, obwohl seil langem keiner mehr lebte Von denen, die sich hatten erinnern können An unbezahlte Schulden, an die vergängliche Schmach, Die kleinen verzeihlichen Niederträchtigkeiten, Und es leuchtete diese Stadt, durch die ich nach Jahren heimkam.

Paru—Herhtlty, 1963

181

77: KORYTARZU

Tc korytarze, którymi idę przy blasku pochodni Słysząc jak woda kapie na strzaskane płyty. W głąb, w głąb góry. W niszach popiersia przyjaciół, Oczy ich marmurowe, tylko światło i cień Kładą krótko na twarzach cierpki grymas życia. Tak, coraz dalej, labiryntem w ciemne wnętrze, Bez koboldów, z echem własnych kroków. Az pochodnia zgaśnie na niewiadomym zakręcie I tam gdzie przeznaczone zamienię się w kamień. Ale u wejścia, które zamknięte głazem lawiny będzie zapomniane, W jodłowym lesie nad spadającym z lodowca potokiem, Łania urodzi cętkowancgo jelonka i powietrze rozwinie Swoje piękne liściaste spirale innym oczom, jak mnie kiedyś. I odkryta będzie na nowo każda radość poranka, Każdy smak jabłka zerwanego w wysokim sadzie. Więc mogę być spokojny o to co kochałem. Ziemia poniesie akwedukty, amfory, świeczniki mosiężne. A kiedy któregoś dnia psy goniące niedźwiedzia Wpadną w skalną szczelinę i ludzie dalekich pokoleń Odczytają na ścianach kanciaste nasze litery — Zdziwią się, ze z tego co ich cieszyło znaliśmy tak wiele Choć nasz daremny pałac znaczy juz tak mało.

Oregon—Berkeley, 1964

182

DIESE KORRIDORE

Diese Korridore, durch die ich bei Fackellicht gehe Und höre wie das Wasser tropft auf die zerschmetterten Platten. In die Tiefe, die Tiefe des Berges. In Nischen Brustbilder der Freunde; Ihre Augen sind marmorn, nur Licht und Schalten Werfen die herbe Grimasse des Lebens kurz aufs Gesicht. Ja, immer weiter, durchs Labyrinth ins dunkle Innere, Ohne Kobolde, mit dem Echo der eignen Schritte. Bis die Fackcl am unbekannten Kreuzweg erlischt Und ich mich dort, wie vorbestimmt, in einen Stein verwandle. Am vergessenen Eingang aber, der vom Fels der Lawine verschlossen, Im Tannenwald uberm Bach, der vom Gletscher herabstürzt, Wird die Hirschkuh ein gesprenkeltes Reh gebaren, und die Luft wird Ihre schonen blättrigen Spiralen anderen Augen als damals meinen entfalten. Jede Freude der Morgenstunde wird aufs neue entdeckt, Jeder Geschmack des im hohen Garten gepflückten Apfels. So kann ich beruhigt sein über das, was ich liebte. Die Erde wird die Aquädukte, Amphoren, Messingleuchter davontragen. Und wenn eines Tages die Hunde auf der Jagd nach dem Bären In eine Felsspalte fallen und die Menschen der kommenden Geschlechter Unsere kantigen Lettern an den Wänden ablesen werden — Werden sie staunen, daß von dem, was sie freut, wir so vieles kannten, Obwohl unser vergeblicher Palast schon so wenig bedeutet.

Oregon—Berkeley, 1964

183

DUŻO ŚPIĘ

Dużo śpię i czytam Tomasza z Akwinu albo Śmierć lioga (takie protestanckie d/ieło). Na prawo zatoka jak odlana z cyny, za tą zatoką miasto, za miastem ocean, za oceanem ocean, aż do Japonii. Na lewo suche pagórki z białą trawą, za pagórkami nawodniona dolina, gdzie uprawia się ryz, za doliną góry i sosny ponderosa, za górami pustynia i owce. Kiedy nie mogłem bez alkoholu, jechałem na alkoholu. Kiedy nie mogłem bez papierosów i kawy, jechałem na papierosach i kawie. Byłem odważny. Pracowity. Prawic wzór cnoty. Ale to nie przydaje się na nic.

Panie doktorze, boli mnie. Nie tu. Nie, nie tu. Sam juz nie wiem. Może to nadmiar wysp i kontynentów, nie powiedzianych słów, bazarów i drewnianych fletów, albo picia do lustra, bez urody, choć miało się być czymś w rodzaju archanioła albo świętego Jerzego na Świętojerskim Prospekcie.

Panie znachorze, boli mnie. Zawsze wierzyłem w gusła i zabobony. Naturalnie, ze kobiety mają tylko jedną, katolicką, duszę, ale my mamy dwie. Kiedy zatańczysz, we śnie odwiedzasz odległe pucblos i nawet ziemie nigdy nie widziane. Włóż, proszę ciebie, amulety z piór, poratować trzeba swojego. Ja czytałem dużo książek, ale im nie wierzę.

Kiedy boli, powracamy nad jakieś rzeki, pamiętam tamte krzyże ze znakami słońca i księżyca,

184

ICH SCHIFE VIEL

Ich schlafe viel und lese Thomas von Aquin oder Der Tod Gottes (so ein protestantisches Werk). Rechts die Bucht, wie aus Zinn gegossen, hinter der Bucht die Stadt, hinter der Stadl der Ozean, hinter dem Ozean der Ozean, bis nach Japan. I.inks die dürren Hügel mit weißem Gras, hinter den Hügeln das bewässerte Tal, wo Reis angebaut wird, hinter dem Tal die Berge, die Ponderosa-Fichten, hinter den Bergen Wüste und Schafe. Als ich nicht weiterkam ohne Alkohol, fuhr ich mit Alkohol weiter. Als ich nicht weiterkam ohne Zigaretten und Kaffee, fuhr ich mit Zigaretten und Kaffee. Tapfer. Fleißig. Ich war fast ein Vorbild an Tugend. Aber das taugte zu nichts.

Doktor, ich habe Schmerzen. Nicht hier. Nein, nicht hier. Ich weiß es selbst nicht mehr. Vielleicht ist's das Übermaß dieser Inseln und Kontinente, nicht ausgesprochenen Worte, Basare und hölzernen Flöten oder das Trinken vorm Spiegel, reizlos, obwohl man ein Erzengel etwa hätte sein sollen oder der heilige Georg am Świętojersker Prospekt.

Medizinmann, ich habe Schmerzen. Ich habe immer an Zauber und Aberglauben geglaubt. Es stimmt, daß die Frauen nur eine, katholische, Seele haben, wir aber haben zwei. Wenn du tanzt, suchst du im Traum die entfernten Pueblos auf, sogar die nie gesehenen Länder. Lege, ich bitte dich, die Amulette aus Federn an, du sollst einen Menschen retten. Ich habe viele Bücher gelesen, doch ich glaub ihnen nicht.

Wenn es schmerzt, kehren wir zu den Flüssen zurück, ich erinnere mich an die dortigen Kreuze mit Zeichen von Sonne und Mond

185

i czarowników, jak pracowali, kiedy była epidemia tyfusu. Wyślij swoją drugą duszę za góry, za czas. Powiedz, będę czekać, co widziałeś.

Berkeley, 1962

186

und an die Zauberer, wie sie gearbeitet haben wahrend der Typhusepidemie. Schick deine zweite Seele hinter die Berge, hinter die Zeit. Sage, ich werde warten, was du gesehen hast.

Htrktlry, 1962

8 7

DYTYRAMB

Tak wiele widzieliśmy na ziemi, a malachitowe góry o zachodzie słońca spotykane są jak zawsze pieśnią i pokłonem.

Ten sam wiosenny taniec przyzywa, kiedy pod rumowiskiem bazaltowych skał stada ptaków nurkują w przezroczystych wodach zatoki.

I wydra morska błyska płetwiastą ręką, tarzając się w pianach koło Point Lobos.

A we mgle zarzy się czerwień azalii z dna parnych wąwozów.

Nic nie zostało dodane i nic nie zostało odjęte, niewzruszony, doskonały, nietykalny świecie.

Nie zachowała się pamięć o czymkolwiek, co na pewno byłoby nasze.

Melodia ustnej harmonijki, z daleka, z niepewnych lat, albo ścieżka, na którą przewróciliśmy się złączeni pocałunkiem.

Uśpiony len kołowrotków, w zasiekach jabłka i ziarno, brunatne tarcze na piersiach kuzynki Antolki.

Grzechotanie karabinów maszynowych na równinie porytej przeciwczołgowymi rowami pod rozdartą zasłoną pochmurnego świtu.

Kto potwierdzi, kto powie: „moje" na daremny, daremny, z trudem przywołany sen?

Z chrzęstem renesansowych sukien idą nasze umarłe, oglądają się i kładą palec na usta.

188

DJTHYRAMBOS

Wir sahen so viel auf der Erde, aber die Malaehitberge sind im Abendrot, jetzt wie immer, Lied und Kniefall.

Der gleiche Frühlingstanz lockt, wenn unter dem Trümmerhaufen basal-tener Felsen Vogelscharen in durchsichtige Gewässer der Buchten tauchen.

Und der Fischotter blinzelt mit flossiger Hand und walzt sich im Schaume bei Point Lobos.

Im Nebel glüht das Rot der Azaleen vom Grunde der dampfenden Schluchten.

Nichts ist hinzugefügt und nichts entnommen worden, du ungerührte, vollkommene, unantastbare Welt.

Die Erinnerung an das, was sicher unser gewesen wäre, hat sich nicht erhalten.

Die Melodie der Mundharmonika, aus der Ferne, aus unsicheren Zeiten, oder der Pfad, auf den wir, im Kuß vereint, hinfielen.

Der eingeschläferte Flachs der Spinnräder, Apfel und Korn in den Speichern, die braunlichen Schilder am Busen der Base Antolka.

Das Rattern der Maschinengewehre in der von Panzergräben zerwühlten Ebene hinterm zerrissenen Vorhang des trüben Morgens.

Wer bestätigt ihn, nennt ihn »mein«, den gescheiterten, den vergeblichen, mühsam herbeigerufenen Traum?

Rauschend mit ihren Renaissancekleidern gehen unsere Toten, drehen sich um und legen den Finger auf den Mund.

189

Towarzysze w zbrojach zasiedli za szachownicą, ustawiwszy zamczysie hełmy obok.

A miłosna potęga, żywe złoto we krwi, unicestwia na wieki nasze puste imię.

Berkeley. 196S

90

Die Kameraden im Harnisch haben am Schachbrett Platz genommen und die verschließbaren Helme zur Seite gestellt.

Die Gewalt der Liebe aber, das lebendige Gold im Blut, macht unseren leeren Namen fur ewig zunichte.

BtrktUy. 196S

191

MIASTO BEZ IMIENIA

STADT OHNE NAMEN

(1969)

MIASTO BEZ IMIENIA

J

Kto honorować będzie miasto bez imienia, kiedy jedni umarli, inni płuczą złoto albo handlują bronią w oddalonych krajach?

Jaka surma w powijakach brzozowej kory otrąbi na Ponarach pamięć nieobecnych, Włóczęgów, Tropicieli, braci z rozwiązanej łozy?

Tej wiosny na pustyni, za masztem obozowiska, a cicho było az po litą skałę gór żółtych i czerwonych, usłyszałem w szarym krzaku brzęczenie dzikich pszczół.

Mijały z prądem echo i bierwiona płytów, mężczyzna w czapce z kozyrkicm i kobieta w chustce czworgiem rąk napierali na wielkie wiosło sterowe.

W bibliotece pod wieżą malowaną w znaki zodiaku Kontrym brał z tabakierki szczyptę i uśmiechał się, gdyż mimo Metternicha nic wszystko było stracone.

1 krętą koleiną pośrodku lidzkicgo traktu jechały żydowskie furmanki, a cietrzew tokował stojąc na kasku kirasjera Wielkiej Armii.

2

W Dolinie Śmierci myślałem o sposobach upinania włosów. O ręce, która przesuwała reflektory na studenckim balu w mieście, skąd żaden głos już nie dosięga. Minerały na sąd nie trąbiły. Osypywało się z szelestem ziarnko lawy.

W Dolinie Śmierci błyszczy sól na dnie suchego jeziora. Broń się, broń się, mówi tykot krwi. Z litej skały nadaremnej żadna mądrość.

194

STADT OHNE NAMEN

1

Wer wird die Stadt ohne Namen preisen, wenn die einen gestorben sind, die anderen Gold waschen oder Waffenhandel treiben in fernen Ländern?

Welches Horn in Birkenrinde gewickelt blast in Ponary den Abwesenden zum Gedächtnis, den Landstreichern, Spurensuchern, Brüdern der aufgelösten Loge?

Dieser Frühling in der Wüste, hinter dem Lagermast, es war still bis an das Felsmassiv der gelben und roten Berge, ich horte die wilden Bienen summen im grauen Busch.

Mit dem Strom trieben die Balken der Flöße und das Echo davon, ein Mann mit Schirmmütze und eine Frau im Kopftuch preßten vierhändig das riesige Steuerruder.

In der Bibliothek unterm Turm, bemalt mit Tierkreiszeichen, nahm Kontrym eine Prise aus der Schnupftabakdose und lächelte, denn Metternich zum Trotz war noch nicht alles verloren.

Und in der gewundenen Wagenspur mitten auf dem Landweg nach Lida fuhren Judenwagen, und der Birkhahn hockte auf dem Helm des Kürassiers der Grande Armee und balzte.

2

Im Tal des Todes dachte ich an die Arten, das Haar zu stecken. An die Hand, die den Scheinwerfer auf dem Studentenball schwenkte in der Stadt, aus der keine Stimme mehr dringt. Die Minerale bliesen nicht zum Gericht. Das Körnchen Lava rieselte geräuschvoll.

Im Tal des Todes schimmert am Boden des trockenen Sees das Salz. Hüte dich, hüte dich, sagt das Ticken des Blutes. Aus dem vergeblichen Felsmassiv kommt keine Weisheit.

*95 13*

W Dolinie Śmierci na niebie ni orła ani jastrzębia. Wróżby Cyganki zostały spełnione. W zaułku pod arkadami czytałem wtedy poemat o kimś, kto mieszkał tuz obok, pod tytułem Godzina myih.

Długo patrzyłem w lusterko, tam jeden na trzysta mil szedł człowiek: Indianin prowadzący rower pod górę.

3

Z flecikami, z pochodniami i bęben bum bum, o, to ten, co umarł nad Bosforem, tam na przedzie. Swoją pannę za pod rękę tutaj wiedzie i jaskółki nad nim latają.

Wiosła niosą albo kije liśćmi owinięte i znad Jezior Zielonych bukiety. Coraz bliżej ulicą Zamkową — i już nic, to tylko stoi obłok nad Sekcją Twórczości Oryginalnej Koła Polonistów.

4

A książek tośmy całą bibliotekę napisali. A krain tośmy co niemiara zjeździli. Bitew dużośmy, dużo przegrali. Az i nie ma, ni nas ni Maryli.

$

Litość i zrozumienie w wysokiej mamy cenie, no bo co?

Pycha ciała i sława, pocałunki i brawa, komu to?

196

Im Tal des Todes stehen am Himmel weder Adler noch Habicht. Die Wahrsagung der Zigeunerin hat sich erfüllt. Im Winkel unter Arkaden las ich damals das Gedicht von einem, der nebenan wohnte, betitelt Gedankenstunde.

Ich sah lange in den Spiegel, dort ging auf dreihundert Meilen ein Mensch: ein Indianer, er schob das Fahrrad bergauf.

i

Mit Flöten, mit Fackeln und die Trommel bum bum, o, das ist der, dort vorn, der am Bosporus starb. Sein Fraulein führt er hier unterm Arm, und die Schwalben fliegen über ihnen.

Sie tragen Paddel oder laubumwickelie Stöcke und Sträuße von den Grünen Seen. Immer naher die Burgstraße lang — weiter nichts, nur eine Wolke steht über der Sektion für Originelles Schaffen des Polonistenzirkels.

4

Und Bücher haben wir eine ganze Bibliothek geschrieben. Und Länder haben wir bereist nach Belieben. Schlachten haben wir verloren, viele. Und nun gibt es uns nicht, und nicht Marien.

J

Verständnis und Mitgefühl bedeuten uns sehr viel, denn sonst was?

Hpchmut und Saus, Küsse, Applaus, wem nutzt das?

197

Medykowie, prawnicy, oficerowie śliczni, w czarnej jamie.

Futra, rzęsy, obrączki, ukłony w słońcu po mszy. Odpoczywanie.

Dobranoc, piersi parzyste, śnijcie sny wiekuiste bez pająków.

6

Zachodzi słońce nad łozą Gorliwego Litwina I jeszcze ognie na malowanych z natury portretach roznieca. Tam sosnę objęła Wilija, czarne miody niesie Zcjmiana, Mercczanka śpi z jagodami koło Zcgaryna. A juz tebańskie świeczniki lokaje wnieśli I na oknach zasuwali za zasłoną zasłonę. A kiedy zdejmując rękawice pomyślałem, zc wszedłem pierwszy, Zobaczyłem, ze wszystkie oczy są na mnie zwrócone.

7

Kiedy zalu się pozbyłem I chwały, którą goniłem, Tego, czym nigdy nie byłem.

Nad kraje, góry, zatoki Niosły mnie gryfy i smoki, Przypadki albo wyroki.

No tak, być sobą chciałem, Do luster pijąc płakałem, Swoje głupstwo tak poznałem.

Z paznokci, śluzowej błony, Kiszek i płuc i śledziony Czyj dom będzie uczyniony?

198

Mediziner, Juristen, schmucke Offiziere in der schmucken Grube.

Pelze, Wimpern, Tressen, Diener im Sonnenschein nach der Messe. Ruhe.

Gutnacht, ihr Doppelbrüsie, träumt ewigliche spinnenlose I.uste.

6

Über der Loge des Eifrigen Litauers geht die Sonne unter Und entfacht noch Feuer auf den nach der Natur gemalten Porträts. Dort hat die Wili ja die Kiefer umarmt, tragt Zejmiana den schwarzen Honig, Schlaft Maraczanka mit den Beeren bei Zegaryn. Und schon haben die Lakaien tibetanische Leuchter hereingetragen Und die Fenster nacheinander mit Vorhängen zugezogen. Als ich die Handschuhe auszog und dachte, ich komme als erster, Sah ich, daß alle Augen auf mich gerichtet waren.

7

Als ich vom Leid war genesen, Von Ruhmsucht, dem Antiwesen, Von dem, was ich nie gewesen,

Da trugen mich die Dämonen, Zur Strafe oder zum Lohne, Über Lagunen und Throne.

Ich wollte ich selbst sein, Leute, Ich trank zum Spiegel und heulte, Weil meine Dummheit mich reute.

Nun, wessen Haus ist besungen Von meiner Schleimhaut und Zunge, Den Nägeln, der Milz und Lunge?

199

Swój własny, a jeden z wiela, Nie mam w sobie przyjaciela, Czas mnie na dwoje rozdziela.

Zaśnieżone monumenty, Niech dar mój będzie przyjęty, Wędrowałem, nic wiem kędy.

8

Nieobecne palące ostre cierpkie słone. Takie jest Niekonsystencji świętowanie. Pod zgromadzeniem obłoków gdziekolwiek, w zatoce, na płaskowyżu, w suchym arroyo. Nie zwiera się w gęsty twardy kamyk. Rozrzedza się w słomę dym nawet Summa. I chóry anielskie przelatują w pestce granatu nie dla nas powoli co chwila grając na trąbach.

9

Uniwersalne światło, a ciągle się zmienia. Bo kocham także światło, może tylko światło. Jednak co za jasne i za wysokie, to nie dla mnie. Więc kiedy różowieją obłoki, myślę o świetle niskim, jak w krajach brzozy i sosny obleczonej chrupkim porostem, późną jesienią, pod szronem, kiedy ostatnie rydze dogniwają w borkach i psy gonią z echem, a kawki krążą nad wieżą bazyliańskiego kościoła.

10

Niewyrażone, nieopowiedziane. Ale jak? Ta krótkość życia, lata coraz szybsze, niepamiętanie, czy to było tej czy tamtej jesieni. Fraucymery barchanowych spódnic, chichoty nad poręczą, skośne warkocze,

200

Mir fehlt, dem einen von vielen, Die in zwei Teile zerfielen, In mir der Freund meiner Ziele.

Die Schneemonumente prangen, Wer mag meinen Dank empfangen, Ich weiß nicht, wo ich gegangen.

S

Abwesend brennend scharf herb salzig. So ist das Begehen der Nichtkonsistenz. Unter der Ansammlung der Wolken, wo es auch sei, in der Bucht, im Hochland, im trockenen arroyo. Fs bildet keinen Fels. Es verdünnt sich zum Stroh sogar die Summa. Und Engelschore fliegen im Kern des Granatapfels und musizieren auf Trompeten alle Augenblicke nicht für uns.

9

Universales Licht, und es verändert sich ständig. Denn ich liebe auch das Licht, vielleicht nur das Licht. Doch was zu hell und zu hoch, ist nicht für mich. Also wenn die Wolken sich röten, denk ich an das tiefe Licht, wie in den Landern der Birke und Kiefer, mit brüchiger Flechte umwachsen, im Spätherbst, unterm Reif, wenn die letzten Reizker in den Wäldchen verfaulen und die Hunde mit dem Echo um die Wette jagen, und die Dohlen überm Turm der Basilianerkirche kreisen.

10

Unausgedrückt, unerzählt. Denn wie? Diese Kürze des Lebens; immer schnellere Jahre, ohne Erinnern, war es in diesem oder jenem Herbst. Frauenzimmer der Barchentröcke, Gekicher überm Geländer, schräge Zöpfe,

2 0 1

siadanie na nocniki na piętrze, kiedy pod słupami ganku brzęczą sanie i wchodzą wąsaci w wilczurach.

Ludzkość kobiecości, włosów skudłanych, rozstawiania nóg, smarków dziecinnych, mleko wykipi, smrodu, kup zamarzłych w grudzie. I te wieki, poczynanie w zapachu śledzia w środku nocy, zamiast żeby to była gra w szachy czy tez balet intelektualny. I palisady i owce kotne i świnie jedkic i nicjedkie i leczone zamawianiem krowy.

II

Nie sąd ostateczny, a kiermasz nad rzeką. Swistawki, kogutki, serca lukrowane. No to chodziliśmy po tającym śniegu. Smorgońskie obwarzanki kupowaliśmy.

Czarownik wołał: „los szczęścia, płanety życia" I czorcik w słoju płynął do góry w karminie. A obok na powietrzu inny z piskiem zdychał Przy historiach o królu Ottonie i o Meluzynie.

12

Czemu już tylko mnie powierza się to miasto bezbronne i czyste jak naszyjnik weselny zapomnianego plemienia?

Jak niebieskie i rude ziarna nizane w Tuzigoot na miedzianym pustkowiu przed siedmioma wiekami.

Gdzie roztarta na kamieniu ochra dotychczas wyczekuje na policzek, i czoło, ale dawno nie ma tam żadnego.

Czym zasłużyłem, jakim złem we mnie, jaką litością, na to ofiarowanie?

202

(Jas Nachttopfsit7.cn im oberen Stock, wenn im Säulengang die Schlitten klirren und Schnurrbartige im Wolfspelz eintreten.

Das Mcnschsein der Weiblichkeit, der zerzausten Haare, der gespreizten Beine, der Rotznasen der Kinder, die Milch läuft über, des Gestanks, der gefrorenen Haufen auf der Erde. Und diese Zeitalter, die Zeugung bei IJcringsgeruch inmitten der Nacht, wäre es ein Schachspiel stattdessen oder ein intellektuelles Ballett. Und die Palisaden und die trächtigen Schafe und die gefräßigen und die nichtgefraßigen Schweine und die Kühe, durch Besprechen geheilt.

11

Nicht das Jüngste Gericht, sondern die Kirmes am Fluß. Pfeifen, Tonfloten, Herzen in Zuckerguß. Also gingen wir über die Schneeschmelze. Brezeln aus Smorgonia kaufen.

Der Zauberer rief: »Das Gluckslos, der Wandelstern des Lebens«, Und ein Tcufelchen im Einmachglas schwamm nach oben im Karmin. Und daneben krepierte in der Luft ein anderer piepsend Bei den Geschichten von Konig Otto und von Melusin'.

12

Warum vertraut sich diese Stadt nur mir an, schutzlos und rein wie der Hochzeitsschmuck einer Braut eines vergessenen Stammes?

Wie die blauen und rostroten Körner aufgefädelt in Tuzigoot vor sieben Jahrhunderten in der kupfernen Ödnis.

Wo das auf dem Stein geriebene Ocker wartet bis jetzt auf Wange und Stirn, dort gibt es längst keine mehr.

Womit, mit welcher Bosheit in mir, mit welchem Mitleid habe ich dieses Opfer verdient?

203

Stoi przede mną, gotowe, nie brak ani jednego dymu z komina, ani jednego echa, kiedy przestępuję dzielące nas rzeki.

Mozę Anna i Dorcia Drużyno wezwały mnie z trzechsetnei mili Arizony, bo nikt prócz mnie juz nie wie, ze raz kiedyś żyły?

I drepczą przede mną Nadbrzezną, dwie papużki, szlachcianki ze Żmudzi, dla mnie rozplatając w nocy siwy kok starych panien?

Tutaj nie ma wcześniej i nic ma później, wszystkie pory dnia i roku trwaią równocześnie.

O świcie długimi rzędami jadą gównowozy i magistraccy na rogatkach w skórzane torby zbierają kopytkowc.

Hałasując kołami „Kurier" i „Śmigły" idą pod prąd do Werck, a wioślarz strącony nad Anglią mknie rozpięty na swoim skifie.

U Piotra i Pawła anioły opuszczają grube powieki w uśmiechu nad zakonnicą, która ma myśli nieskromne.

Brodata, w peruce, siedzi przy kasie pouczając dwanaście swoich sprzedaw-czyń pani Sora Kłok.

A cała ulica Niemiecka podrzuca nad ladą taśmy bławatnych towarów, przygotowując się na śmierć i zdobycie Jeruzalem.

Czarne książęce źródła stukają w podziemia katedry pod grobowcem Kaźmierza młodzianka i głowniami dębowych palenisk.

Z książką do nabożeństwa i koszykiem służącej Barbara źałobnica wraca na Baksztę do domu Romerów z litewskiej mszy u Świętego Mikołaja.

O, jak błyszczy! To śnieg na Górze Trzykrzyskiej i na Bekieszowej Górze, którego nie stopi oddech krótkotrwałych ludzi.

Z jakąż to wielką wiedzą skręcam w Arsenalską i raz jeszcze otwieram oczy na daremny koniec świata?

204

Sie Mehl vor mir, bereit, keine Rauchschwade fehlt aus dem Schornstein, kein einziges Echo, wenn sie die uns trennenden Flüsse überschreitet.'

Vielleicht haben mich Anna und Dorcia Drużyno gerufen von der dreihundertsten Ari/onameile, denn außer mir weiß niemand mehr, daß sie einmal gelebt haben?

Und vor mir trippeln die Uferstraße entlang zwei kleine Papageien, Edclfriulein aus Samogiiien, die für mich nachts den grauen Altjungfern-dutt losen?

Hier gibt es kein früher und kein spater, alle Jahreszeiten dauern zugleich.

Im Morgengrauen fahren in langen Reihen Mistwagen, und die Stadt-beamten sammeln an der Stadtgrenze in Ledertaschen das Hufgeld ein.

Mit den Rädern lärmend ziehn gegen den Strom nach Werki »Kurier« und »Śmigły«, und der Ruderer, über England abgeschossen, jagt mit offener Brust auf seinem Skiff.

Bei Peter und Paul senken die Engel die dicken Lider und lächeln über die dicke Nonne mit den unkeuschen Gedanken.

Frau Sora Kłok sitzt an der Kasse bartwuchsig und mit Perücke und belehrt ihre zwölf Verkauferinnen.

Und die ganze Deutsche Straße wirft Bahnen von Seidenstoffen über den Ladentisch, bereitet sich fur den Tod und die Eroberung Jerusalems.

Schwarze Furstenquellen klopfen ans Kellergewölbe der Kathedrale unter dem Grabmal Kasimirs, des Jugendlichen, und an die Scheite der eichenen Feuerstellen.

Mit dem Gebetbuch und dem Gesindekorb kehrt das Klageweib Barbara vor der litauischen Messe beim Heiligen Nikolaus zum Backtag ins Haus der Romers zurück.

O, wie es glänzt! Das ist der Schnee auf dem Berg der Drei Kreuze und auf dem Bekieschauer Berg, der vom Atem kurzlebiger Menschen nicht schmilzt .

Mit welch großem Wissen biege ich in die Arsenalstraße ein und öffne noch einmal die Augen für das vergebliche Ende der Welt?

205

Przez pokoje z szelestem jedwabi, jeden, drugi, dziesiąty, biegłem nic zatrzymany, bo wierzyłem w ostatnie drzwi.

Ale wykrój ust i jabłko i kwiat przypięty do sukni było wszystkim, co poznać i wziąć było dano.

Ani czuła ani zła, ni piękna ni przeraźliwa, trwała ziemia, niewinna, dla pożądania i bólu.

Na nic ten podarunek, jeżeli pod ogniami dalekich noclegów nic mnie) było w tamtym goryczy, a więcej.

Jeżeli nie mogę tak wyczerpać mego i ich żywota, zeby w harmonię zmienił się dawny płacz.

Jak Urodzony Jan Dęboróg w antykwami Straszuna położony tam jestem na zawsze między swojskie imię i imię.

Maleje baszta zamku nad kopcem listowia i jeszcze ledwo słyszalna, może to Requiem Mozarta, muzyka.

W nieruchomym świetle poruszam ustami, rad może nawet, zc nic składa się żądane słowo.

Berkeley, 196S

206

Durch Zimmer mit knisternder Seide, das eine, zweite, zehnte, lief ich ungehindert, denn ich glaubte an die letzte Tür.

Aber der Schnitt des Mundes und der Apfel und die ans Kleid geheftete Blume waren alles, was zu erkennen und zu nehmen da war.

Weder zärtlich noch bose, weder schon noch entsetzlich dauerte die Erde fur das Begehren und den Schmerz, unschuldig.

Umsonst dieses Geschenk, wenn darin bei den I-euern ferner Nachtlager nicht weniger Bitternis war, sondern mehr.

Wenn ich mein I.eben und das ihre nicht so ausschöpfen kann, daß das Weinen von früher sich in Harmonie verwandelt.

Wie der Geborene Jan Dęboróg im Antiquariat von Straszun liege ich dort fur immer unter vertrauten Namen und Namen.

Die Burgbastei über dem Laubhügel wird immer kleiner und noch kaum hörbar, vielleicht ist es das Requiem von Mozart, Musik.

Im unbeweglichen Licht bewege ich den Mund, froh vielleicht sogar, das gewünschte Wort nicht zu finden.

Btrktlty, 1965

207

KIEDY KSIĘŻYC

Kiedy księżyc i spacerują kobiety w kwiaciastych sukniach, Zdumiewają mnie ich oczy, rzęsy i całe urządzenie świata. Wydaje mi się, ze z tak wielkiej wzajemnej skłonności Mogłaby wreszcie wyniknąć prawda ostateczna.

Berkeley, 1966

208

WENN I)ER MONI)

Wenn Frauen beim Mondschein in blumigen Kleidern spazieren, Machen mich ihre Augen, Wimpern, die ganze Weltbeschaffenheit staunen, Mir scheint, daß aus derart gewaltiger gegenseitiger Neigung Endlich die letzte Wahrheit erfolgen konnte.

Bttktlty, 1966

209 14 — Czesław Miłoiz

VE NI CREATOR

Przyjdź, Duchu Święty, zginając (albo nic zginając) trawy, ukazując się (albo nic) nad głową językiem płomienia, kiedy sianokosy, albo kiedy na podorywkę wychodzi traktor w dolinie orzechowych gajów, albo kiedy śniegi przywalą jodły kalekie w Sierra Nevada. Jestem człowiek tylko, więc potrzebuję widzialnych znaków, nużę się prędko budowaniem schodów abstrakcji. Prosiłem nieraz, wiesz sam, zeby figura w kościele podniosła dla mnie rękę, raz jeden, jedyny. Ale rozumiem, ze znaki mogą być tylko ludzkie. Zbudź więc jednego człowieka, gdziekolwiek na ziemi (nie mnie, bo jednak znam, co przyzwoitość), i pozwól, abym patrząc na niego podziwiać mógł Ciebie.

Berkeley, 1961

210

VENI CRHATOR

Komm, Heiliger Geist, der Du die Gräser knickst (oder nicht), der Du Dich zeigst (oder nicht) als Flammenzunge über dem Haupt, bei der Heumahd oder wahrend der Traktor zum Stoppelnpflügen im Tal der Haselnußhaine ausrollt oder wenn Schneefalle in der Sierra Nevada die Kruppeltannen verschütten. Ich bin nur Mensch, also brauche ich sichtbare Zeichen, das Hauen an Treppen der Abstraktion ermüdet mich schnell. Oft bat ich, Du weißt es selbst, die Figur in der Kirche erhöbe fur mich die Hand, nur ein einziges Mal. Doch ich verstehe, daß Zeichen nur menschlich sein können. Erwecke also einen Menschen, irgendwo auf der Welt (nicht mich, ich weiß, immerhin, was Anstand bedeutet) und laß mich, ihn sehend, Dich bewundern.

BtrktUy, 1961

211

SŁOWA

Zupełnie jakby z bełkotu w powietrzu, słów przesypywanych szuflą, odmierzanych na tony coś zostawało. Ale dźwięk unicestwia dźwięk i pośród zgiełku stanowi się cisza. Odnotujmy, zc miał w sobie jakby obojętność. Lubił pić i gadać, ale kiedy snobki wyrzucały mu ze nie posyła nic wydawcom, śmiał się. Wolał te brzegi, bo primordiałna gwałtowność wystarcza samej sobie i szczekanie fok jest tym czym jest. Zycie zadaje śmierć, przybói rozpada się w pianę. O ilez mniej złudzeń. Było to jak w dalekim, bardzo dalekim kraju jego dzieciństwa, kiedy nic jeszcze nic wiedział że jacyś tam ratować chcieli własne ja dodając nocami przy świecach słowo do słowa.

Berkeley, 1964

2 1 2

WORTH

Genauso wie vom Gestammel der Luft blieb von den schaufelweise umgeschütteten, tonnenweise abgemessenen Worten etwas. Der Ton aber tötet den Ton, und mitten im I.arm wird's still. Notieren wir, daß er innen gelassen war. lir trank und schwatzte gern, doch als die weiblichen Snobs ihm vorwarfen, daß er Verlegern nichts liefere, hat er gelacht. lir zog diese Ufer vor, denn selbstgenugsam ist die Urhcftigkeit, und das Bellen der Seehunde ist, was es ist. Leben bringt Tod. Brandung zerfallt zu Schaum. Die Tauschungen nehmen ab. Iis war wie in jenem fernen, sehr fernen Land seiner Kindheit, als ihm noch unbewußt war, daß jemand sein eigenes Ich dort retten wollte, indem er nachts beim Kerzenlicht Wort an Wort fügte.

BtrktUy, 1964

2 1 3

/.APISANI-: WCZESNYM PANKIEM MOWĄ NIEZWIĄZANĄ

ZAKLĘCIE

Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony. Ani krata, ni drut, ni oddanie książek na przemiał, Ani wyrok banicji nic mogą nic przeciw niemu. On ustanawia w języku powszechne idee I prowadzi nam rękę, więc piszemy z wielkiej litery Prawda i Sprawiedliwość, a z małej kłamstwo i krzywda. On ponad to co jest wynosi co być powinno, Nieprzyjaciel rozpaczy, przyjaciel nadziei. On nie zna Zyda ni Greka, niewolnika ni pana, W zarząd oddając nam wspólne gospodarstwo świata. On z plugawego zgiełku dręczonych wyrazów Ocala zdania surowe i jasne. On mówi nam, ze wszystko jest ciągle nowe pod słońcem, Otwiera dłoń zakrzepłą tego, co juz było. Piękna i bardzo młoda jest Filo-Sofija I sprzymierzona z nią poezja w służbie Dobrego. Natura ledwo wczoraj święciła ich narodziny, Wieść o tym górom przyniosły jednorożec i echo. Sławna będzie ich przyjaźń, ich czas nie ma granic. Ich wrogowie wydali siebie na zniszczenie.

Berkeley, 1968

214

NOTIERT AM FRÜHEN MORGEN IN UNGEBUNDENER REDE

HUSCH WOR UNG

Schon ist die Menschcnvernunft und unbesiegbar. Nicht Gitter, nicht Draht und nicht das Verramschen der Bücher, Noch die Verbannung richten ihr etwas an. Sie sei/t allgemeine Ideen in Sprache um Und fuhrt unsre Hand; so schreiben wir eben groß Wahrheit und Recht, klein aber unrecht und luge. Sie hebt das, was sein soll, hinauf über das, was ist, Ein Freund der Hoffnung, Feind der Verzweiflung, Kennt weder Juden noch Griechen, weder Sklaven noch Herrn, Laßt den gemeinsamen Haushalt der Welt von uns verwalten. Aus dem unflätigen I.arm der gequälten Worter Rettet sie strenge und klare Satze. Sic sagt uns, alles sei unter der Sonne fortwährend neu, öffnet die starre Handflache dessen, was einmal war. Schon und sehr jung ist die Philo-Sophia, Auch die mit ihr verbündete Dichtung im Dienste des Guten. Ihren Geburtstag hat die Natur kaum gestern gefeiert, Hinhorn und Echo brachten den Bergen die Kunde davon. Ruhmreich wird ihre Freundschaft, grenzenlos ihre Zeit sein. Doch ihre Feinde haben sich dem Verderb geliefert.

Berkeley, 1968

215

WYSPA

Myśl o tej wyspie jak chcesz, oceaniczna biel, groty obrosłe winem, pod fiołkami krynice.

Mnie straszno, bo ledwo pamiętam siebie tam, daleko, w jednej z tych cywilizacji śródziemnych od których żegluje się długo przez ciemność i szelest icebergów.

Tutaj palec pokazuje w krysztale miedze i grusze, kantar, nosidło, a wtedy wierzę, lak, żyłem tam kiedyś, nauczony obyczajów.

Zakrywam płaszczem głowę słuchając przypływu, kiwam się i lamentuję nad moją głupotą, choć gdybym był mądry tez nic zdołałbym zmienić niczyjego losu.

Nad moją głupotą wtedy i później i teraz, /a którą tak bardzo chciałbym dostać przebaczenie.

Berkeley, 1967

216

INSEL

Denke von dieser Insel, wie du willst, ozeanisches Weiß, mit Wein bewachsene Grotten, unter den Veilchen Quellen.

Ich schaudere, denn ich kann mich meiner dort kaum erinnern, weit, in einer von diesen miitelmeerischen Zivilisationen, von denen man lange zu segeln hat durch das Dunkel und durch das Geknister des Icegebirges.

Hier zeigt der Finger im Kristall die Raine und Birnbäume, Halfter und Trage, und dann glaube ich, ja, dort habe ich einst, in den Bräuchen wohlunterrichtet, gelebt.

Ich verhülle den Kopf mit dem Mantel, lausche der Flut, schwanke und lamentiere ob meiner Dummheit, obwohl ich, wäre ich klug, auch dann nicht imstande wäre, jemandes Schicksal zu ändern.

üb meiner Dummheit damals und spater und jetzt, für die ich so sehr Vergebung mir wünsche.

HrrktUy, 1967

2 1 7

SPOSÓB

Tak wrażliwy na zapach szpitali i koszar, na nieodwołalność poniżenia,

Ze powinien bym był spędzić /ycie w korkowej celi, szczękając zębami.

Od nieznajomych przodków dostałem rozwagę i upór, więc wynalazłem sposób:

Rytmiczne kołysanie słów układanych, powtarzanych na ulicy, w autobusie, w barach, na drogach,

A tym bardziej w półśnie rannych godzin, kiedy świadomość wynurza się jak diabelska góra.

Ale umiałem to robić tylko po polsku, w języku którego nikt nie rozumie, chyba twardogłowi zawodowcy stadionu w Wabash albo Milwaukee.

I gdybym mógł nie mówić, nie mówiłbym nic, bo nie było mi obojętne, ze zwracam się do nikogo.

Berkeley, 196 7

ART

Derart empfindsam fur den Geruch der Krankenhauser und der Kasernen, das Unwiderrufliche der Entwürdigung,

Daß ich, mit Zahnen klappernd, das Leben in einer Korkzelle hätte zubringen sollen,

Erbte ich von meinen unbekannten Vorfahren die Besinnlichkeit und den Trotz, und so fand ich die Art:

Das rhythmische Schaukeln zusammengefugter und auf der Straße, im Bus, in den Bars, auf den Fußwegen wiederholter Wörter,

Erst recht im Halbschlaf der Morgenstunden, wenn das Bewußtsein wie ein Teufelsberg auftaucht.

t Aber ich brachte es nur auf polnisch zuwege, in einer Sprache, die niemand versteht, es sei denn die Profis mit harten Köpfen im Stadion von Wabash oder Milwaukee.

Und brächte ich's fertig, nicht zu reden, ich redete nichts, denn es war mir nicht einerlei, mich an niemanden zu wenden.

Btrkeley, 196 7

219

MOJA W 1 ERKA MOWO

Moja wierna mowo, służyłem tobie. Co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami, zebyś miała i brzozę i konika polnego i gila zachowanych w mojej pamięci.

Trwało to dużo lat. Byłaś moją ojczyzną, bo zabrakło inne). Myślałem, /c będziesz tak/c pośredniczką pomiędzy mną i dobrymi ludźmi, choćby ich było dwudziestu, dziesięciu, albo nic urodzili się jeszcze.

Teraz przyznaję się do zwątpienia. Są chwile, kiedy wydaje się, ze zmarnowałem życic. Bo ty jesteś mową upodlonych, mową nierozumnych i nienawidzących siebie bardziej może niz innych narodów, mową konfidentów, mową pomieszanych, chorych na własną niewinność.

Ale bez ciebie kim jestem. Tylko szkolarzem gdzieś w odległym kraju, a success, bez lęku i poniżeń. No tak, kim jestem bez ciebie. Filozofem takim jak każdy.

Rozumiem, to ma być moje wychowanie: gloria indywidualności odjęta, Grzesznikowi z moralitetu czerwony dywan podściela Wielki Chwał, a w tym samym czasie latarnia magiczna rzuca na płótno obrazy ludzkiej i boskiej udręki.

220

MEINE TREUE SPRACHE

Meine ireue Sprache, ich stand dir zu Diensten. Nacht fur Nacht stellte ich Topfe mit Farbe dir hin, damit du die Birke, das Heupferdchen und den Dompfaff habest, die mein Gedächtnis bewahrt hat.

Das dauerte viele Jahre. Du warst mir Vaterland, weil es mir fehlte. Ich dachte, du wurdest auch Mittlerin sein zwischen den guten Leuten und mir, und seien sie zwanzig, zehn oder noch ungeboren.

Nun bekenne ich mich zum Zweifel. Iis gibt Momente, da es mir scheint, ich hatte das Leben verwirkt. Denn du bist die Sprache der Entwürdigten, Sprache der Unvernunftigen und derer, die hassen, mehr noch vielleicht sich selbst als andere Völker, Sprache der Konfidenten und der Verwirrten, an ihrer eigenen Unschuld Kranken.

Wer aber wäre ich ohne dich. Ein Schulmeister nur irgendwo in der Fremde, aber success, ohne Erniedrigung, angstlos. Nun ja, wer bin ich denn ohne dich. Ein Philosoph wie jeder andere auch.

Ich verstehe, das habe meine Erziehung zu sein: beraubt der Glorie des Individuums, rollt dem Sünder aus einem Moralstück der Große Schmeichler den roten Teppich unter die Füße, während zur gleichen Zeit die Laterna Magica Bilder menschlicher oder göttlicher Plagen an die Wand wirft.

221

Moja wierna mowo, może to jednak ja muszę ciebie ratować. Więc będę dalej stawiać przed tobą miseczki z kolorami jasnymi i czystymi, jeżeli to możliwe, bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno.

Berkeley, I96S

2 2 2

Meine treue Sprache, vielleicht bin ich es, der dich dennoch retten müßte. Also werde ich weiterhin vor dich Töpfchen mit Farbe stellen, mit hellen und reinen Farben, wenn möglich, denn irgendeine Ordnung oder Schönheit im Unglück tun not.

BerktUy, 1968

223

GDZIE WSCHODZI

SŁOŃCE IKEDY ZAPADA

VOM AUFGANG DER SONNE BIS ZU IHREM NIEDERGANG

(1974)

ZADANIE

W trwodze i drżeniu myślę, zc spełniłbym swoic życie, Tylko gdybym się zdobył na publiczną spowiedź, Wyjawiając oszustwo, własne i moje) epoki: Wolno nam było odzywać się skrzekiem karłów t demonów, Ale czyste i dostojne słowa były zakazane Pod tak surową karą, zc kto jedno z nich śmiał wymówić, Juz sam uważał się za zgubionego.

Berkeley, 1970

226

AUFGABE

Mit Zittern und Bangen denk ich, daß ich mein Leben erfüllte, Hatte ich nur gewagt, öffentlich auszusagen, Betrug zu enthüllen, meinen und den der Epoche: Uns war das Gekreisch von Zwergen und von Dämonen erlaubt, Aber die reinen und würdigen Worte waren verboten Bei so hoher Strafe, daß jemand, der eins davon auszusprechen wagte, Sich selber bereits fur verloren hielt.

Hetktlty, 1970

227 15*

GODZINA

Jarzące słońce na liściach, gorliwe buczenie trzmieli, Gdzieś z daleka, zza rzeki, senne gaworzenie I nieśpieszne stukanie młotka nie mnie jednego cieszyły. Zanim otwarto pięć zmysłów, i wcześniej niżeli początek Czekały, gotowe, na wszystkich, którzy siebie nazwą: śmiertelni, Zeby jak ja wysławiali życic, to jest szczęście.

Berkeley, 1972

228

STUNDE

Glimmende Sonne auf Blattern, eiferndes Brummen der Hummel, Irgendwoher, hinterm Fluß, schläfriges Palaver Und lästiges Hammerklopfen erfreuten nicht mich alleine. Bevor die fünf Sinne geöffnet wurden und hellwach lauerten, Kh es begonnen hatte, auf alle, die sterblich sich nennen, Daß sie wie ich das Leben, das heißt das Glück lobpreisen.

BerktUy, 1972

229

OECONOMIA DIVINA

Nic myślałem, zc zyć będę w tak osobliwej chwili. Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów, I5an Zastępów, kyrios Sabaoth, Najdotkliwiej upokorzy ludzi, Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną, Im zostawiając wnioski i nic mówiąc nic. Było 10 widowisko niepodobne, zaiste, Do wiekowego cyklu królewskich tragedii. Drogom na betonowych słupach, miastom zc szkła i żeliwa, Lotniskom rozlcglcjszym niz plemienne państwa Nagle zabrakło zasady i rozpadły się. Nie we śnie ale na jawie, bo sobie odjęte Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno. Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole Uciekła materialność i widmo ich Okazywało się pustką, dymem na kliszy. Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń. Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie. Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły. Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa. Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy. Zabroniona była skarga, bo skarżyła się same) sobie. Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką, Zrzucali suknie na placach zeby sądu wzywała ich nagość. Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu. Za mało uzasadnione Były praca i odpoczynek I twarz i włosy i biodra I jakiekolwiek istnienie.

Berkeley, 1973

230

(ICONOMIA MVI NA

Ich hatte nicht gedacht, daß ich leben wurde in einem so seltsamen Moment, Da der Gott der felsigen Hohen und Donner, Herr der Heerscharen, kyrios Zebaoth, Die Menschen zutiefst erniedrigt, Indem er sie tun läßt, was sie wollen, Ihnen die Schlußfolgerungen wortlos uberlassend. Das Schauspiel war, wahrlich, nicht zu vergleichen Mit dem Jahrhundertzyklus der Konigsdramen. Den Straften auf Betonpfosten, den Städten aus Glas und Guß, Den Flughafen, breiter als Staaten von Stämmen, Fehlte der Grundsatz plötzlich, und sie zerfielen. Nicht im Traum, sondern wirklich, sich selbst entzogen, Dauerten sie wie nur dauert, was nicht dauern soll. Aus Baumen, Feldsteinen, sogar aus Zitronen am Tisch, Floh die Stofflichkeit, und ihr Gespenst Frwies sich als I.eere, als Rauch auf einem Klischee. Die Weite wimmelte, von den Gegenständen enterbt. Nirgends war überall, überall nirgends. Die Buchstaben in den Büchern silberten, schwankten und schwanden. Die Hand vermochte das Zeichen der Palme, des Flusses, des Ibys nicht

zu zeichnen. Im Lärm vieler Sprachen verkündete man die Sterblichkeit aller Sprache. Die Klage wurde verboten, weil sie sich selbst beklagte. Die Menschen, von einer unverständlichen Pein berührt, Rissen sich die Kleider vom Leibe auf den Plätzen, um mit der Nacktheit

nach einem Gericht zu rufen. Sie sehnten sich aber umsonst nach Grauen, Mitleid und Zorn. Zu wenig begründet Waren Arbeit und Rast Und Gesicht und Haar und Hüften Und jegliche Fxistenz.

Berkeley, 1973

2 3 1

i >rzi:d krajobra zum

Na lym stoku świerk, jodła i cedr, na tamtym sosnowe bory. Błyszczy dział wód spływających w zachodni i wschodni ocean Tylko jedna stężona rzeka struzy się prosto na północ, Gdzie przezroczysta szarość w złotawej górskiej bramie, Szarość ogromnej ciszy, blade jeziora, I bagienna jedlina jeszcze tysiąc mil Az do granicy lasów, pustki polarnej. W moich snach ziemia była jednością moicgo ciała, Tutaj nad Athabasca i wszędzie gdzie żyłem, wędrowny. Opierałem rękę o spiętrzenia gór. Delty kroiły mnie w upale smoczych pobojowisk. I czekałem, nic maiąc w języku wyrazów Zeby nazwać to wszystko co moje i ziemi, Az duch jakiś, z wulkanicznych mutacu poczęty, Krzyknie i odczaruje nasze prawdziwe imię.

Berkeley, 1969

232

VOR DER IA NDSCHA FT

An diesem Hang die Fichte, Tanne und Zeder, auf jenem die Kiefernwalder. Die Scheide der Flusse, die in den westlichen und den ostlichen Ozean

fließen, glänzt. Nur ein geronnener Strom erstreckt sich direkt zum Norden, Wo in dem güldenen Bergtor das durchsichtige Grau ist, Das Grau der riesigen Stille, blasse Seen Und Sumpftann noch tausend Meilen Bis zur Grenze der Walder, der polaren Ödnis. In meinen Traumen war die Erde Einheit meines Korpers, Hier über Alhabasca und überall, wo ich wohnte, wandernd, Stutzte ich mich auf die aufgetürmten Berge. Die Deltas vierteilten mich in der Glut des Drachenschlachtfelds. Ich wartete, ohne den sprachlichen Ausdruck zu wissen, Alles, was mein und was irdisch ist, zu benennen, Bis einmal ein Geist, aus vulkanischen Mutationen entstanden, Aufschreit und unseren wirklichen Namen entzaubert.

Uerktlty, 1969

233

ILE ŚWIETNYCH ZAMIARÓW

Ile świetnych zamiarów, ile gier i forteli, Kiedy nam, przyjaciele moi, Patronowały obłoki, posagi śródleśnej chwały, I nad wąską ulicą świętojańskie orły-anioły. Mieliście przegrać i nic wiedzieliście o tym. Mieliście przegrać i o tym wiedziałem, Nie przyznając się wam ani sobie do wtajemniczeń daremnych. A teraz juz dokonane. Wiatr igra cieniami imion, Az po dynastii nastanie Śnieżysta cisza. Kto miał rozum, wybierał doktryny, W których świeciło, migocząc, diabelskie próchno. Kto miał serce, dał się uwieść miłości do ludzi Kto chciał piękna, wysłużył na kamieniu kamień. Tak odpłacał nasz wiek tym, co zawierzyli Jego rozpaczy i jego nadziei. A wygrać co znaczyło? Milknąć w połowic słowa. Krzyk słyszeć, hołd nieprawdzie, bo prawda zginęła. Pobratymstwo udawać, omijając groby. I siebie samego licząc do wybranych Czuć całym ciałem Wstyd.

Berkeley, 1970

234

WIE VIELE HERRLICHE VORSÄTZE

Wie viele herrliche Vorsatze, Spiele und Listen gab es, Als uns, meine Freunde, Die Wolken, die waldesruhmlichen Statuen Und über der schmalen Straße die Johannisadler-Kngel beschützten. Ihr solltet verlieren und wußtet es nicht. Ihr solltet verlieren, und ich hab es gewußt, Ohne die Mitwisserschaft, die vergebliche, euch oder mir zu bekennen. Nun ist es vollbracht. Der Wind spielt mit Schatten von Namen, Bis die Schneestillc folgt auf die Dynastie. Wer Verstand besaß, wählte Doktrinen, In denen der teuflische Moder, flimmernd, geleuchtet hatte. Wer Herz besaß, ließ sich zur Nächstenliebe verfuhren. Wer Schönheit wollte, diente dem Stein auf dem Stein. So zahlte unser Jahrhundert heim Denen, die seiner Verzweiflung und seiner Hoffnung vertrauten. Und was hat Gewinn bedeutet? Mitten im Wort zu verstummen, Den Schrei zu vernehmen, der Luge zu huldigen, weil die Wahrheit

gefallen war, Kumpanei zu heucheln, an Grabern vorbei, Und sich zu den Auserwahlten zählend, Mit ganzem Korper die Scham Zu empfinden.

Berkeley, 1970

235

L 'A CCklAiRA TION DE LHISTOI RE

Późno dla rodu ludzkiego. Jedna za drugą milkną kasandry.

Nic płomieniami, trzaskaniem murów. To zbliza się na łapkach kota.

Komentarz: Pesymisto! Więc znów kosmiczna zagłada? Nic, bynaimnici. Boię się rak za lud walczących, które sam lud poobcina

Berkeley. 1971

236

L'ACCklJi RATION DE LT II STOI RE

Spatzeit der Mcnschengattung, Alle Kassandras verstummen der Reihe nach.

Nicht Flammen, nicht berstende Mauern zeigen es an. Das kommt auf Katzenpfötchen.

Kommentar: Pessimist! Also wieder der Weltuntergang? Nein, keinesfalls Ich furchte die fur das Volk kampfenden Hände, Die das Volk selber abhacken wird.

Btikilty, 1971

237

KIEDY MÓWIŁEM

Kiedy mówiłem prawdę, obraźliwe uśmiechy dziennikarskich szczurów Przypuszczały mnie do konfidencji, zc niby znamy się na tym. I mogłem tylko latami przechowywać pogardę, Świadomy, ze im przypadnie ostateczny triumf. Bo dostawali kolejno co chcieli: Każdy jemu należną porcję nicości.

Berkeley, 1970

2 3 8

WENN ICH SAGTE

Wenn ich die Wahrheit sagte, zogen mich die beleidigenden Lächeln der Zeilungsraiten

In ihr Vertrauen, als ob wir uns darauf verstünden. Ich konnte nur meine Verachtung durch Jahre bewahren, Wissend, daß ihnen der letzte Triumph beschert sein wurde, Weil sie der Reihe nach, was sie wollten, bekamen: Jeder den ihm gemäßen Anteil am Nichts.

Betktlty, 1970

239

PRZYWOŁANIE DO PORZĄDKU

Krzyczałbyś, Bo ludzkość jest szalona Ale komu jak komu, lobie nie wypada.

Z jakiego piasku I błota, i śluzu Z jakich zaciekłych drzazg Ulepiłeś swój zamek przeciw próbie morza, Juz dotknięty falą.

Jaki chaos Dostawał miarę odiąd-dotąd. Jaki abyssus Był widziany i przemilczany. Jaki strach Przed tym, czym jesteś.

Ukazuje się, Ale nie to. Nazywa się, Bezimienne zostaje. Dokonuje się, A nie zaczęte.

Zlize lwój zamek Żałobne morze Koloru wina, Dumę uśmierzy.

Jednak umiałeś Z niczego prawie.

240

ZUR ORDNUNG GERUFEN

Du konntest schrein, Denn die Menschheit ist rasend. Doch, wem wie wem, dir ziemi es nicht.

Aus welchem Sand Und Lehm und Schleim, Aus welchen widerspenstigen Splittern Hattest du deine Burg, gegen den Anlauf des Meeres, Berührt von der Welle bereits, zusammengekleistert.

Welches Chaos Bekam sein Maß von-hier-bis-dort. Welcher Abyssus Wurde geschn und verschwiegen. Welche Angst Davor, was du bist.

Es erscheint, Aber nicht das. Es nennt sich Und bleibt namenlos. Es vollzieht sich, Doch unbegonnen.

Das trauernde Meer Von der Farbe des Weins Leckt deine Burg fort, Lindert den Stolz.

Du schafftest es dennoch Aus fast überhaupt nichts.

241 16 — Czesław Miłosz

Nic rzccz rozumu Ani cnoty.

Jak więc potępisz Nicrozum innych.

Berkeley, 1969

242

Kein Ding der Vernunft Oder der Tugend.

Wie wirst du also die Unvernunft Der andern verdammen.

HtrktUy. 1969

243 16'

WŁADCA A I.RAN II

A może już mój dług został spłacony I zrobiłem co mogłem dla mego języka Wiedząc, ze w zamian będę miał milczenie? Zmniejszało się i zmniejszało. Pigmciało t pigmejało. Zostałem wielkim poetą królestwa Albanii I uśmiech damy dworu, łaskawość regenta Byłyby dziś, niestety, spóźnioną nagrodą.

Berkeley, 1972

244

HERRSCHER VON ALBANIEN

Vielleicht habe ich meine Schuld schon abgetragen Und das, was ich konnte, fur meine Sprache getan, Wissend, daß ich dafür Schweigen ernte? Es wurde kleiner und kleiner. Pygmaischcr und pygmaischer. Ich ward der Großpoet des Königreichs Albanien, Und selbst das Lächeln der Hofdame, die Gnade des Regenten, Waren heute, leider, verspätete Belohnung.

Berkeley, 1972

2 4 5

NIE TAK

Przebacz. Byłem strategiem jak wielu tych co przemykają się nocą koło ludzkich budowli.

Obliczałem gdzie stoją straże nim odważyłem się podejść do zamkniętych granic.

Wiedząc więcej, udawałem ze wystarczy mniej, nic lak jak tamci, którzy dają świadectwo.

Obojętni na wystrzały, pogoń w gąszczu i urąganie.

Niech mędrcy i święci, myślałem, całej ziemi dar przyniosą, a nic językowi.

Ja chronię dobre imię, bo język jesi moją miarą.

Sielankowy, dziecinny język, który wzniosłe zamienia w tkliwe.

I rozpada się hymn albo psalm przewodnika chóru, zostaje kamyczka.

Niepełny był zawsze mój głos, inne złozyć chciałbym dziękczynienie.

A szczodrze i bez ironii, tej chluby niewolnych.

Za siedmiu granicami, pod gwiazdą zaranną,

W mowie ognia i wody i wszelkich żywiołów.

Berkeley, 1972

246

NICHT SO

Verzeih. Ich war ein Stratege wie viele, die nachts an den Häusern der Menschen voruberschleichen.

Ich berechnete, wo die Wachen stehen, bevor ich es wagte, den gesperrten Grenzen naherzutreten.

Ich wußte mehr, gab aber vor, weniger würde genügen, anders als jene, die Zeugnis geben,

Gleichgültig fur die Schusse, fur die Verfolgung im Dickicht und für das Fluchen.

Wer weise und heilig ist, dachte ich, mag die ganze Erde beschenken, nicht nur die Sprachc.

Ich wahre den guten Namen, mein Maß ist eben die Sprache.

Idyllische, kindische Sprache, die Würdiges in Rührseliges wandelt.

So fallt die Hymne oder der Psalm des Kantors entzwei, das Kirchenlied bleibt.

Meine Stimme klang niemals voll, ich hätte gern einen anderen Dank erstattet.

Und freigebig, ohne die Ironie, welche die Unfreien ziert.

Hinter den sieben Grenzen, unter dem Stern des Morgens.

In einer Sprache des Feuers und Wassers und jeglicher Elemente.

Berkeley, 1972

247

TAK MAŁO

Tak mało powiedziałem. Krótkie dni.

Krótkie dni, Krótkie noce, Krótkie lata.

Tak mało powiedziałem, Nie /.dążyłem.

Serce moje zmęczyło się Zachwytem, Rozpaczą, Gorliwością, Nadzieją.

Paszcza lewiatana Zamykała się na mnie.

Nagi leżałem na brzegach Bezludnych wysp.

Porwał mnie w otchłań ze sobą Biały wieloryb świata.

I teraz nie wiem, Co było prawdziwe.

Berkeley, 1969

248

so WENIG

Ich habe so wenig gesagt. Die Tage sind kurz.

Kurz sind die Tage. Die Nachte. Die Jahre.

Ich habe so wenig gesagt, Ich kam nicht dazu.

Mein Herz ist matt Von Entzücken, Verzweiflung, Eifer, Hoffnung.

I.eviathans Maul Klappte über mir zu.

Ich lag entblößt am Ufer Der menschenleeren Inseln.

Zum Abgrund riß mich hinab Der weiße Walfisch der Welt.

Und nun weiß ich nicht mehr, Was Wahrheit gewesen ist.

Berkeley, 1969

2 4 9

O ANIOŁACH

Odjęto wam szaty białe. Skrzydła i nawet istnienie, Ja jednak wierzę wam, Wysłańcy.

Tam gdzie na lewą stronę odwrócony świat, Ciężka tkanina haftowana w gwiazdy i zwierzęta, Spacerujecie oglądając prawdomówne ściegi.

Krótki wasz postój tutaj, Chyba o czasie jutrzennym, jeżeli niebo jest czyste, W melodii powtarzanej przez ptaka, Albo w zapachu jabłek pod wieczór Kiedy światło zaczaruje sady.

Mówią, ze ktoś was wymyślił Ale nie przekonuje mnie to. Bo ludzie wymyślili także samych siebie.

Głos — ten jest chyba dowodem, Bo przynalezy do istot niewątpliwie jasnych, Lekkich, skrzydlatych (dlaczegóz by nie), Przepasanych błyskawicą.

Słyszałem ten głos nieraz we śnie I, co dziwniejsze, rozumiałem mniej więcej Nakaz albo wezwanie w nadziemskim języku:

zaraz dzień jeszcze jeden zrób co możesz.

Berkeley, 1969

2 5 0

VON ENGELN

Man hal cuch die weißen Kleider genommen, Die Flügel und selbst das Sein, Ich glaube euch dennoch, Boten.

Die umgestulpte Welt, Das schwere Gewebe, bestickt mit Sternen und Tieren, Durchwandelt ihr, die wahrhaftigen Nahte betrachtend.

Ihr rastet hier kurz, Wohl in der Morgenstunde bei klarem Himmel, In der Melodie, die ein Vogel nachsingt, Oder im Duft der Äpfel im Abenddammer, Wenn Licht die Gärten verzaubert.

Man sagt, es hatte euch jemand erdacht, Doch mich überzeugt das nicht. Die Menschen haben sich selbst genauso erdacht.

Die Stimme — ist wohl Beweis, Weil sie ohne Zweifel von klaren Wesen herkommt, Die leicht sind, beflügelt (warum auch nicht), Mit Blitzen gegürtet.

Ich habe im Traum diese Stimme manchmal vernommen Und, was noch seltsamer ist, in etwa verstanden Den Ruf oder das Gebot in der überirdischen Sprache:

bald ist es Tag, noch einer, tu, was du kannst.

Berkeley, 1969

251

DAR

Dzień taki szczęśliwy. Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie. Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium. Nie było na ziemi rzeczy, którą chciabym mieć. Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć. Co przydarzyło się złego, zapomniałem. Nie wstydziłem się myśleć, ze byłem kim jestem. Nie czułem w ciele żadnego bólu. Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.

Berkeley, 1971

2 5 2

GA Uli

Der Tag war so glücklich. Der Nebel fiel früh herab, ich haue im Garten zu schaffen. Die Kolibris rasteten an der Blüte des Kaprifoliums. Es gab in der Welt kein Ding, das ich hatte haben wollen. Ich kannte niemanden, den ich beneiden müßte. Was Böses geschehen war, hab ich vergessen. Ich schämte mich nicht zu denken, ich sei, wer ich bin. Ich spurte keinerlei Schmerz im Leibe. Aufgerichtet sah ich das blaue Meer und die Segel.

Htrktlry, 1971

253

HYMN O PERLE

HYMNE VON DER PERLE

(1982)

R/A'.Kl

Pod rozmaitymi imionami was tylko sławiłem, rzeki!

Wy jesteście i miód i miłość i śmierć i taniec.

Od źródła w tajemnych grotach bijącego spośród omszałych kamieni,

Gdzie bogini ze swoich dzbanów nalewa wodę żywą,

Od jasnych zdrojów na murawach, pod którymi szemrzą poniki,

Zaczyna się wasz bieg i mój bieg, i zachwyt i przemijanie.

Na słońce wystawiałem twarz, nagi, sterujący z rzadka zanurzeniem wiosła,

I mknęły dębowe lasy, łąki, sosnowy bór,

Za każdym zakrętem otwierała się przede mną ziemia obietnicy,

Dymy wiosek, senne stada, loty jaskółek-brzegówek, piaskowe obrywy.

Powoli, krok za krokiem, wstępowałem w wasze wody

I nurt mnie podejmował milcząco za kolana,

Aż powierzyłem się, i uniósł mnie, i płynąłem

Przez wielkie odbite niebo triumfalnego południa.

I byłem na waszych brzegach o zaczęciu letniej nocy,

Kiedy wytacza się pełnia i łączą się usta w obrzędzie.

I szum wasz koło przystani, jak wtedy w sobie słyszę

256

FLÜSSE

Mit verschiedenen Namen rühmte ich euch nur, Flüsse!

Ihr seid Honig und Liebe und Tod und Tanz.

Vom Quell in geheimen Grotten, der zwischen bemoosten Steinen sprudelt,

Wo die Gottin aus ihren Krügen lebendiges Wasser spendet,

Von hellen Brunnen auf Rasen, worunter Rinnsale murmeln,

Beginnt euer Lauf und mein Lauf, Begeisterung und Vergehen.

Der Sonne bot ich's Gesicht, nackt, selten mit dem Ruder steuernd,

Und vorbei huschten Eichenwälder, Wiesen, Föhrendickicht,

Hinter jeder Biegung öffnete sich vor mir der Boden der Verheißung,

Rauch der Dorfer, schläfrige Herden, fliegende Uferschwalben, Sandrutsch,

Langsam, Schritt für Schritt, trat ich ein in eure Wasser,

Und die Strömung nahm mich schweigend auf um die Knie,

Bis ich mich anvertraute und sie mich trug und ich schwamm

Durch den großen gespiegelten Himmel des triumphierenden Mittags.

Auch beim Anbruch der Sommernacht war ich in euren Ufern,

Wenn der Vollmond aufsteigt und Lippen sich feierlich einen.

Das Rauschen an der Anlegestelle, wie damals hör ich es in mir

257 17 — Czesław Miłosz

Na przywołanie, objęcie, i na ukojenie.

Z biciem we wszystkie dzwony zatopionych miast odchodzimy.

Zapominanych witają poselstwa dawnych pokoleń.

A pęd wasz nieustający zabiera dalej i dalej.

I ani jest ani było. Tylko trwa wieczna chwila.

Berkeley, 1980

258

Als Ruf, Umarmung, als Wohltat.

Mit dem Glockenschlag aller versunkenen Städte entfernen wir uns.

Von den Botschaften früherer Geschlechter werden die Vergessenen begrüßt.

Doch euer standiger Drang treibt weiter und weiter.

Und weder war es noch ist es. Nur der ewige Augenblick dauert.

HertuUy. 1980

259 17*

NIEOBJĘTA ZIEMIA

DIE UNFASSBARE ERDE

(1984)

O MODLITWIE

Pytasz mnie, jak modlić się do kogoś, kogo nic ma. Tyle wiem, ze modlitwa buduje most z aksamitu Po którym idziemy podlatując jak na trampolinie Nad krajobrazy koloru dojrzałego złota Przemienione magicznym zatrzymaniem słońca. Ten most prowadzi na brzeg Odwrócenia Gdzie wszystko juz na opak i słowo „jest" Odsłania sens przeczuwany ledwo. Zauważ, mówię: „my". Każdy z osobna Czuje lam litość dla innych, uwikłanych w ciało, I wie, że gdyby nawet nie było drugiego brzegu Na most nad ziemią weszliby tak samo.

Cambridge, Man , 1982

2

VOM GEBET

Du fragst, wie beten zu einem, der nicht da ist. Ich weiß nur, daß das Gebet eine Brücke baut aus Samt, Die wir begehen, hupfend wie auf einem Sprungbrett, Verwandelt durch ein magisches Innehalten der Sonne. Diese Brücke fuhrt zum Ufer der Umkehr hin, Wo alles schon umgekehrt und wo das Wort „ist" Den kaum zu ahnenden Sinn enthüllt. Merke, ich sage „wir". Jeder fühlt dort einzeln Mitleid mit den andren, den in Korper verstrickten, Und weiß, selbst wenn es das andre Ufer nicht gäbe, Sic wurden die Brücke über der Erde genauso betreten.

Cambridge, Man., 1982

2 6 3

KRONIKI

CHRONIKEN

(1987)

TO JEDNO

Dolina i nad nią lasy w barwach jesieni. Wędrowiec przybywa, mapa go tutai wiodła A może pamięć. Raz, dawno, w słońcu, Kiedy spadł pierwszy śnieg, jadąc tędy Doznał radości, mocnej, bez przyczyny, Radości oczu. Wszystko było rytmem Przesuwających się drzew, ptaka w locie, Pociągu na wiadukcie, świętem ruchu. Wraca po latach, niczego nic żąda. Chce jednej tylko, drogocenne) rzeczy: Być samym czystym patrzeniem bez na/wy, Bez oczekiwań, lęków i nadziei, Na granicy gdzie kończy się ja i nie-ia.

South Hadlfy. 1985

266

DAS HI NI-

TA und darüber Walder in Farben des Herbstes. Der Wanderer kommt, von der Landkarte hergeführt, Vielleicht vom Gedächtnis. Hinmal, längst, in der Sonne, Als erster Schnee fiel, fuhr er hier durch Und empfand Freude, eine heftige, ohne Grund, Freude der Augen. Alles war Rhythmus Vorbeiziehender Baume, des Vogels im Flug, Des Zuges auf dem Viadukt, ein Fest der Bewegung. Er kehrt nach Jahren zurück, wunschlos. Er will nur etwas, einzig Kostbares: Nur reines namenloses Schauen sein, Ohne Erwartung, ohne Hoffnungen, Ängste, An der Grenze, wo ich und nicht-ich enden.

South HadUy. 1985

2 6 7

CAFFŚ GRFCO

W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku, w Rzymie przy via Condotii, Siedzieliśmy z Turowiczem w Cafft Greco I odezwałem się w te, mniej więcej, słowa: — Widzieliśmy wiele, poznaliśmy wiele. Upadały państwa, przemijały kraje, Chimery ludzkiego umysłu osaczały nas, Ludzie ginęli albo szli w niewolę. Jaskółki Rzymu budzą mnie o świcie I czuję wtedy krótkotrwałość, lekkość Odrywania się. Kim jestem, kim byłem Nie tak juz ważne. Dlatego, ze inni Szlachetni, wielcy podtrzymują mnie, Kiedy o nich pomyślę. O hierarchii bytów. Ci, którzy wierze swojej dawali świadectwo, Których imiona starto i wdeptano w ziemię, Nawiedzają nas dalej. Z nich bierze się miara Dzieł, spodziewań się, planów, rzekłbym, estetyczna.

Czymze okupi siebie literatura, Jeżeli nie pochwalną melopeją, hymnem, Chociażby mimo woli? A Ty masz mój podziw, Bo dokonałeś więcej niz genialni, pyszni Tu siadujący niegdyś moi kompanowie. Nie rozumiałem, czemu dręczył ich brak cnoty, Skąd zgryzota sumienia, teraz juz rozumiem. Z wiekiem, czy tez z mijaniem dwudziestego wieku Pięknieje dar mądrości i zwyczajna dobroć. Czytany przez nas obu dawniej Maritain Miałby powód do chluby. A dla mnie: zdziwienie, Ze stoi miasto Rzym, że znów się spotykamy, Ze jestem jeszcze chwilę, i ja, i jaskółka.

1986

268

CAFFŚ GRFC.O

In den achtziger Jahren des zwanzigsten Jahrhunderts, in Rom, in der via

Condotti, Saßen Turowicz und ich im Caffe Greco, Und ich sagte folgendes etwa: »W ir haben vieles gesehen, vieles erfahren. Staaten zerfielen, Lander gingen zugrunde. Chimären des Menschengeistcs umzingelten uns, Menschen kamen um oder wurden gefangengenommen. Mich aber wecken im Morgengrauen die Schwalben Roms, Das laßt mich fühlen, wie kurz alles ist, wie leicht Man sich lost. Wer ich bin, wer ich gewesen bin, Ist nicht mehr so wichtig. Die anderen, Edlen, Großen, halten mich aufrecht, Denk' ich an sie. An die Seins-Hierarchie, Die ihren Glauben lebten, Deren Namen man tilgte, am Boden zertrat, Suchen uns immer noch heim. Von ihnen kommt das, Wurde ich sagen, ästhetische Maß der Plane, Erwartungen Werke.

Womit denn kauft sich die Literatur frei, Wenn nicht mit Lobgesangen, mit Hymnen, Und sei es ungewollt? Dich jedoch bewundere ich, Denn Du hast viel mehr geleistet als meine genialen, großtuerischen Kumpane, die hier ab und zu herumsaßen. Ich hab's nicht begriffen, wieso der Mangel an Tugend sie quälte, Woher die Gewissensbisse kamen, nun hab' ich's begriffen; Mit dem Alter, oder auch mit dem Ablauf unsres Jahrhunderts, Werden die Gaben der Weisheit und die gewöhnliche Güte schöner. Maritain, den wir beide gelesen haben vor Jahren, könnte stolz darauf sein. Und ich bin verwundert, Daß Rom, die Stadt, noch steht, daß wir uns wieder treffen, Daß ich eine Weile noch da bin, ich und die Schwalbe.«

1986

269

DALSZE OKOLICE

WEITERES UMFELD

(1991)

UNNA Ii US

Urodził Jif u> / 707, o 1 tu nocy, 23 maja, kudy tuiotna była xv pifknym rozktvuu i kukułka włalnu zapotru-działa nadfjicu lata

(Z b iogra f i i )

Zielone młode liście. Kukułka. Echo. 0 czwartej rano zerwać się i biec do rzeki, Która dymi, gładka, pod wschodzącym słońcem. Otwierają się wrota, konie biegną, Jaskółki śmigają, ryba pluszcze. 1 czyz nie zaczynaliśmy od nadmiaru Błysków i nawoływań, pogoni, świergotów? Żyliśmy co dzień w hymnie, upojeniu, Nie mając na to słów, czując, zc za duzo.

Był jednym z nas, w dzieciństwie szczęśliwych. Wyruszał ze swoją botaniczną puszką Zeby zebrać i nazwać, jak Adam w ogrodzie, Który nie skończył dzieła, wygnany za wcześnie. Natura odtąd czeka na imiona: Na łąkach pod Uppsalą, biała, o zmierzchu, Pachnie Platanthera, rzekł o niej bifolia. Turdus śpiewa w jedlinie, ale czy musicus To jeszcze będzie przedmiotem dysputy. I botanistę śmieszył energiczny ptaszek, Na zawsze Troglodytes troglodyta L.

Trzy królestwa Natury ułożył w systemat: Ammale. Vegetale. Minerale. Podzielił: klasy, rzędy, rodzaje, gatunki. „Jak mnogie są twoje dzieła, o Jehowa!" Śpiewał z psalmistą. Ład, liczba, symetria Są wszędzie, ich pochwałę wygrywa klawesyn I skrzypce, i skanduje łaciński heksametr.

Odtąd mieliśmy język zachwytu: atlasy. Tulipan z ciemnym tajemniczym wnętrzem, Anemony Laplandii, lilia wodna, irys Odmalowane skrupulatnym pędzlem,

272

UNNA HUS

l> Tuurde 1707, um 1 Uhr nach,,, am 23. Ma, gehören, als Jer Frühling in Hochblüte stand und der Kuckuck gerade du Ankunft des Scmmen bekanntgab.

(Aus der Biographie)

Junge Blatter, grun. Der Kuckuck. Das Echo. Um vier Uhr morgens aufspringen, an den Fluß laufen, Der dampft, glatt, bei Sonnenaufgang. Es öffnet sich das Tor, die Pferde traben, Die Schwalben schnellen vorbei, es plätschert der Fisch. Fingen wir nicht an mit dem Überfluß Der Blitze und Rufe, der Jagden, des Gezwitschers? Wir lebten täglich in der Hymne, im Taumel, Ohne dafür Worte zu finden, fühlend, es sei zu viel.

Er war einer von uns Glücklichen in der Kindheit. Er zog mit seiner Botanisiertrommel aus, Um zu sammeln und zu benennen, wie Adam im Garten, der sein Werk nicht beendet hatte, zu früh vertrieben. Seitdem wartet die Natur auf Namen: Auf den Wiesen bei Uppsala, weiß, in der Dämmerung, Duftet Plaianihera, er nannte sie bifoha. Turdus singt in den Tannenzweigen, aber ob musicus, Das wird erst Gegenstand eines Disputs. Und den Botaniker belustigte der energische Vogel, Für immer Troglodyies iroglodytes L.

Drei Königreiche der Natur ordnete er zum System: Ammale. Vegetale. Minerale. Er teilte: in Klassen, Reihen, Arten, Gattungen. „Wie vielfaltig sind deine Werke, Jehova!" Sang er dem Psalmisten nach. Ordnung, Zahl, Symmetrie Sind überall, ihr Loblied spielen Cembalo Und Geige und skandiert der lateinische Hexameter.

Seitdem besaßen wir die Sprache der Bewunderung: Atlanten. Die Tulpe mit dem dunklen, geheimnisvollen Innen, Die Anemonen Lapplands, die Wasserlilie, die Iris, gewissenhaft mit dem Pinsel nachgezeichnet,

273 I ! — C m l l » Miłosz

I ptak w listowiu, brunatny i modry, Nie odlatuje nigdy, zatrzymany Na stronicy z ozdobnym podwójnym napisem.

Byliśmy jemu wdzięczni. W domowe wieczory Oglądaliśmy barwy pod lampą naftową Z zielonym kloszem, i co tam, na ziemi Nieobjęte, nadmierne, przemija i ginie, Tutaj mogliśmy kochać, nic znając utraty.

Jego domostwo, oranżeria, ogród W którym hodował zamorskie rośliny Błogosławione niech będą w spokoju I dobrym bycie. Do Chin i Japonii, Ameryki, Australii nosiły żaglowce Jego uczniów i zewsząd przywozili dary: Nasiona i rysunki. A ja, który jestem Wędrowcem i zbieraczem form widzialnych w gorzkim Stuleciu bez harmonii, zazdroszcząc im, składam Ten hołd wierszem podobnym do klasycznej ody.

Berkeley, 1990

274

Und der Vogel im Blattwerk, bräunlich und kornblumenblau, Fliegt nie davon, festgehalten Auf der Seite mit der doppelten Schmuckschrift.

Wir waren ihm dankbar. An häuslichen Abenden Betrachteten wir die Farben unter der Petroleumlampe Mit dem grünen Schirm, und was soll's, auf der Erde Vergeht und verkommt, was unfaßbar und ubermäßig, Hier durften wir lieben, ohne Verluste zu kennen.

Seine Behausung, die Orangerie, der Garten, In dem er Pflanzen aus Übersee züchtete, Seien gesegnet in Frieden und Wohlstand. Nach China, Japan, Amerika, Australien trugen die Segelschiffe Seine Schüler und von überallher brachten sie Gaben: Samen und Zeichnungen. Und ich, der ich Ein Wanderer bin und ein Sammler von sichtbaren Formen in dem bitteren Jahrhundert ohne Harmonie, beneide sie, huldige ihnen Mit diesem Gedicht, einer klassischen Ode ahnlich.

BerktUy. 1990

275 II-

OSET, POKRZYWA

f..) U i kar Jim et la haute Ortu et l'ennemu d'en/ance belladonna

O Milow

Oset, pokrzywa, łopuch, belladonna Mają przyszłość. Ich są pustkowia I zardzewiałe tory, niebo, cisza.

Kim będę dla ludzi wiele pokoleń po mnie Kiedy po zgiełku języków weźmie nagrodę cisza?

Miał mnie okupić dar układania słów Ale muszę być gotów na ziemię bez-gramatyczną.

Z ostem, pokrzywą, łopuchem, belladonną, Nad którymi wietrzyk, senny obłok, cisza.

Berkeley, 1989

276

DISTEL, BRENNESSEL

[...] U chardon et la haute Ortu et iennemu d'enfance belladonnę

O. Miłosz

Disiel, Brennessel, Klette, Tollkirsche Haben eine Zukunft. Ihnen gehört die Ödnis Und die verrosteten Bahnen, der Himmel, die Stille.

Was werde ich den Menschen bedeuten viele Geschlechter nach mir, Wenn nach dem Larm der Sprachen die Stille den Preis gewinnt?

Die Gabe, Wörter zu fügen, soll mich erlösen, Aber ich muß fur die un-grammatische Erde bereit sein.

Mit Distel, Brennessel, Klette, Tollkirsche, Mit dem Windhauch, der trägen Wolke, der Stille darüber.

Her kein. 1989

2 7 7

ROZMOWA Z JUAN NE

Nie zajmujmy się filozofią, zostaw to, Jcannc. Tyle słów i papieru, któż to zniesie. Powiedziałem ci prawdę o moim oddalaniu się. Nie tak znów bardzo mnie martwi moje koślawe życie, Nie lepsze i nic gorsze od zwykłych ludzkich tragedii.

Lal juz ponad trzydzieści toczy się nasza dysputa. Tak jak teraz, na wyspie pod niebem tropików. Uciekamy przed ulewą, chwila i pełne słońce, I nicmicję, olśniony szmaragdową esencją zieleni.

Zanurzamy się w piany na linii przyboju, Płyniemy daleko, lam skąd horyzont w skłębieniu bananowców,

z pierzastymi wiatraczkami palm. A ja pod oskarżeniem: ze nie wzniosłem się na wysokość mego dzieła, Ze nie wymagam od siebie, jak mógł nauczyć mnie Jaspers, Zc słabnie moja pogarda dla opinii, byle jakich, wieku.

Kołyszę się na fali i patrzę w obłoki.

Masz rację, Jcanne, nic umiem troszczyć się o zbawienie duszy, Jedni są powołani, inni radzą sobie, jak umieją. Przyjmuję, co mnie spotkało, było sprawiedliwe. Nie udaję dostojeństwa rozwaznej starości. Nieprzetłumaczalny na słowa zamieszkałem w Teraz, W rzeczach tego świata, które są i dlatego cieszą: Nagość kobiet na plaży, mosiężne stożki ich piersi, Hibiskus, alamanda, czerwona lilia, pochłanianie Oczami, usia, język, sok guawy, sok prune de Cythere, Rum z lodem i syropem, liany-orchidce W mokrym lesie, gdzie drzewa stoją na szczudłach korzeni.

278

GESPRÄCH MPV JEANNE

Lassen wir das, die Philosophie, Jeanne. So viele Worte, so viel Papier, wer kann das ertragen. Ich hab dir die Wahrheit gesagt über mein Sich-Entfernen. Mein humpelndes Leben betrübt mich nicht allzu sehr. Es ist weder besser noch schlechter als die gewöhnlichen menschlichen

Tragödien.

Schon über dreißig Jahre fuhren wir unsren Disput, W ie jetzt, auf der Insel unter dem Himmel der Tropen. Wir fluchten vor dem Regenguß, ein Weilchen, und die Sonne strahlt, Und ich verstumme, von der smaragdenen Essenz des Grüns geblendet.

Wir tauchen ein in den Schaum der Brandung, Schwimmen weit, wo am Horizont Bananenstauden mit gefiederten kleinen

Windmühlen der Palmen sich ballen. Ich werde beschuldigt, mich nicht auf die Hohe meines Werks erhoben

zu haben, Nicht anspruchsvoll genug, wie mich Jaspers gelehrt haben könnte, Daß meine Verachtung für die Meinungen, irgendwelche,

des Jahrhunderts schwindet.

Ich schaukele auf der Welle und betrachte die Wolken.

Du hast Recht, Jeanne, ich bin nicht fähig, mich um das Seelenheil zu sorgen.

Die einen sind berufen, die anderen helfen sich, wie sie können. Des besonnenen Alters Würde täusch' ich nicht vor. Unübersetzbar in Worte nahm ich Wohnung im Jetzt, In Dingen dieser Welt, die sind und deshalb erfreuen; Die Nacktheit der Frauen am Strand, die messingnen Kegel ihrer Brüste, Hibiskus, Alameda, die rote Lilie, das Einsaugen Mit den Augen, der Mund, die Zunge, der Saft der Guave, der Saft

der Prune de Cythere, Der Rum mit Eis und Sirup, die Lianen-Orchideen,

279

Śmierć, powiadasz, moja i (woja, coraz bliżej, blisko. I cierpieliśmy, i nie wystarczała nam biedna ziemia.

Fioleiowo-czarna ziemia warzywnych ogrodów Będzie tutaj, widziana albo nic widziana. Morze będzie jak dzisiaj oddychać głębinowo. Malejący znikam w ogromie, coraz bardziej wolny.

Guadeloupe, 1984

2 8 0

Der Tod, sagst du, meiner und deiner, ist immer näher, nah. Wir haben gelitten, die arme Erde hat uns nicht genügt.

Die violett-schwarze Erde der Gemüsegärten bleibt sichtbar hier oder unsichtbar. Das Meer wird wie heute abgrundtief atmen. Ich werde immer kleiner und verschwinde im Übermaß, immer freier.

Guadeloupe, 1984

281

SENS

— Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata. Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca. Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie. Co nic zgadzało się, będzie się zgadzało. Co było niepojęte, będzie pojęte.

— A jeżeli nic ma podszewki świata? Jeżeli drozd na gałęzi nic jest wcale znakiem Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc Następują po sobie nie dbając o sens I nie ma nic na ziemi, prócz lej ziemi?

Gdyby tak było, 10 jednak zostanie Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta, Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony, Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk I protestuje, woła, krzyczy.

Berktlry, 1988

282

SINN

Wenn ich sterbe, sehe ich das Unterfutter der Welt. Die andere Seite, hinter dem Vogel, dem Berg und dem Untergang

der Sonne. Sic rufen danach, die wahre Bedeutung zu entziffern. Was nicht gestimmt hat, wird stimmen. Was unbegreiflich, wird begriffen.

— Und wenn es kein Unterfutter der Welt gibt? Wenn die Drossel auf dem Zweig überhaupt kein Zeichen ist, Nur eine Drossel auf dem Zweig, wenn Tag und Nacht Aufeinander folgen, ohne einen Sinn zu beachten, Und es nichts auf der Hrde gibt außer der Erde?

Ware es so, dann bleibt immerhin Das Wort, das einmal vom unbeständigen Mund geweckte, Das unermüdlicher Botschafter, läuft und lauft, Zu den interplanetarischen Feldern, zu den Galaxien, Und protestiert, ruft, schreit.

HerkeUy, 1988

2 8 3

NA BRZEGU RZEKI

AM UFER DES FLUSSES

(1994)

W PEWNYM WIEKU

Chcieliśmy wyznać grzechy i nic było komu. Obłoki nic chciały ich przyjąć, ani wiatr Odwiedzający wszystkie po kolei morza. Nie udało się nam zainteresować zwierząt. Psy, zawiedzione, czekały na rozkaz. Kot, jak zawsze niemoralny, zasypiał. Osoba, zdawałoby się, nam bliska Nic była skłonna słuchać o tym, co działo się dawno. Rozmów z innymi, przy wódce albo kawie Nie należało przcdluzać poza pierwszy sygnał znudzenia. Poniżające byłoby płacić od godziny Człowiekowi z dyplomem za to tylko, ze słucha. Kościoły. Może kościoły. Ale wyjawić tam co? Ze wydawaliśmy się sobie piękni i szlachetni, A później na tym miejscu szkaradna ropucha Półotwiera grube powieki I już wiadomo: „To ja".

Berkeley, 1992

286

IM GEWISSEN ALTER

Wir wollten Sunden bekennen und wußten nicht wem. Die Wolken weigerten sich, sie anzuhören, auch der Wind, Der alle Meere der Reihe nach aufsucht. Iis mißlang uns, die Tiere zu interessieren. Die Munde, enttäuscht, warteten auf einen Befehl. Die Katze, wie immer amoralisch, schlief ein. Jemand, wie's schien, uns nah, War nicht bereit zu hören, was früher geschah. Gespräche mit anderen, bei Schnaps oder Kaffee, Über das erste Zeichen der Langeweile fortzusetzen, wäre unpassend. Iis wäre erniedrigend, jemand mit einem Diplom Zu bezahlen, stundenweise nur dafür, daß er zuhört. Die Kirchen. Vielleicht die Kirchen. Aber was dori bekennen? Daß wir uns schon und edel vorkamen Und daß an dieser Stelle spater eine scheußliche Kröte Die dicken Lider halb öffnet Und daß man weiß: „Ich bin's".

Herkelry. 1992

2 8 7

SARAJEWO (Such to nu bfdru wunt, ale przynajmnu/ nuHvtf. co crujf )

To teraz potrzebna byłaby rewolucja, ale zimni są, którzy kiedyś byli gorący.

Kiedy zabijany i gwałcony kraj wzywa pomocy Europy, w którą uwierzył, oni ziewają.

Kiedy ich mężowie stanu wybierają łajdactwo, nic odzywa się głos, który by to nazwał po imieniu.

Kłamliwa była rewolta młodości porywającej się na odnowę Ziemi i tamto pokolenie samo na siebie wydaje teraz wyrok.

Przyjmując obojętnie wołanie ginących, bo są to ciemni barbarzyńcy mordujący się wzajemnie.

I życie sytych jest więcej warte niz życic głodnych.

Teraz okazuje się, ze ich Huropa od początku była wmówieniem, bo jej wiarą i fundamentem jest nicość.

Nicość, jak powtarzali prorocy, zrodzić mozc tylko nicość i raz jeszcze będą jak bydło prowadzone na rzeź.

Oby zadrzeli i w ostatniej chwili spostrzegli, ze odtąd słowo Sarajewo znaczyć będzie zagładę ich synów i pohańbienie ich córek.

Przygotowują to, zapewniając siebie: „My przynajmniej jesteśmy bezpie-czni", a tymczasem co ich obali, dojrzewa w nich samych.

288

SARAJEWO (Mag'i kein Gedicht iein, wenigstens sagt ich, was ich fühle)

Jetzt wäre nötig eine Revolution, aber kalt sind, die einmal heiß gewesen waren.

Sic gähnen, wenn das vergewaltigte und gemordete Land Europa, an das es geglaubt hat, um Hilfe anruft.

Wenn ihre Staatsmänner Niedertracht wählen, meldet sich keine Stimme, es beim Namen zu nennen.

Verlogen war die Revolte der Jugend, die aufbrach, die Welt zu erneuern, nun spricht jene Generation das Urteil gegen sich selbst.

Indem sie die Rufe der Untergehenden gleichgültig hinnimmt; es seien ja finstre, sich gegenseitig mordende Barbaren.

Und das Leben der Satten sei mehr wert als das der Hungernden.

Jetzt stellt sich heraus, daß ihr Europa von Anfang an eine Einbildung war, sein Glaube und sein Fundament ist das Nichts.

Das Nichts, wie Propheten es predigten, kann nur ein Nichts gebären, und sie werden einmal wie das Vieh zum Schlachten getrieben.

Zittern mögen sie und im letzten Augenblick merken, daß das Wort Sarajewo ab nun die Schändung ihrer Töchter und die Ausrottung ihrer Söhne bedeutet.

Das bereiten sie vor, meinend: »Wenigstens sind wir sicher«, während in ihnen reift, was sie einmal stürzen wird.

289 19 — Czesław Miłosz

ALFABETYCZNY SPIS TYTUŁÓW

Biedny chrześcijanin patrzy na getto Biedny poeta Bramy arsenału Caffi Greco Campo di Fiori Co było wielkie Co znaczy Dar Do księdza Ch Dużo śpię Dytyramb Dziecię Europy Esse Głosy biednych ludzi Godzina Gucio zaczarowany Heraklit Hymn I świeciło to miasto Ile świetnych zamiarów . . . . Jadalnia Kawiarnia Kiedy księżyc Kiedy mówiłem Kresy Król Popiel Który skrzywdziłeś L'accćlćration de 1'histoire . . . Linnacus Los Miasto bez imienia Miłość Mistrz Miltelbergheim Moja wierna mowo Na pewną książkę Nadzieja

290

Nic tak 246 Nie więcci 126 Nigdy od ciebie, miasto 178 Notatnik: Bon nad Lemancm 112 O aniołach 250 O modlitwie 262 Obłoki 24 Oda do puka 128 (Economia divina 230 Oset, pokrzywa 276 Pic4A obywatela SO Piosenka o końcu świata 48 Piosenka o porcelanie 84 Po ziemi naszej 154 Podróż 100 Pokói 148 Portret grecki 142 Portret z połowy XX wieku 96 Powinien, nie powinien 136 Pożegnanie 72 Przed krajobrazem 232 Przedmicicic 6 6

Przedmowa Przywołanie do porządku 240 Rozmowa z Jcanne 278 R«cki 2 5 6

Sarajewo

Sens Ul Słowa Sposńb 34 Spotkanie Sroczość jj2 Szczęicie Świai. Poema naiwne _4g

182 Ic korytarze 2 6 6 To jedno 2io Veni Creator 32 W mojej ojczyźnie 286 W pewnym wieku yg W Warszawie 42 Wiara 244 Władca Albanii Wyspa ' ] 226 Zadanie 214 Zaklęcie 214 Zapisane wczesnym rankiem mową niczwiązaną i Q 2 Ziemia 176 Zmieniał się język 2 9 I

19*

ALPHABETISCHES VERZEICHNIS DER GEDICHTTITEL

Abschied An den Pfarrer Armer Christ sieht das Getto 61

Armer Poet Ar. 219 Auf ein Buch 63

Auf unserer Erde Aufgabe 2 2 7

Begegnung " Beschwörung Bildnis aus der Mitte des 20. Jahrhundens 97

5 7

Cafe Grcco 2 6 9

Campo di Fiori Das eine 2 6 7

Das Lied des Bürgers Das Lied vom Porzellan Das Lied vom Wehende 49

Der du Unrecht getan Der Meister 1 4 5

Die Pforten des Arsenals Die Sprache wandelte »ich ' 7 7

Die Welt. Eine naive Dichtung 4' Distel, Brennessel 2 7 7

Dithyrambos 189 Diese Korridore Ein Kind Huropas Elstertum I 2 3

Esse 117 Eßzimmer Erde 103 Flüsse 2 5 7

Gabe 2 5 3

Gespräch mit Jeanne 2 7 ' Glaube 43

Glück 1 3 3

Grenzland 153 Griechischcs Bildnis I 4 3

Gustl, der verzauberte '69 Heraklit ł 4 l

292

Herrscher von Albanien 245 Hoffnung . . . . ^ Hymne 19 Ich schlafe viel jgj Im gewissen Alter 287 In meiner Heimat 33 In Warschau 77 Insel 217 König Popici L'accćlćraiion de l'histoire 237 Lehren 125 Liebe 47 Linnacus 273 Meine treue Sprache 221 Miuclbcrghcim 107 Nicht mehr 127 Nicht so 247 Niemals habe ich, Stadl 179 Notiert am frühen Morgen in ungebundener Rede 215 Notizbuch: Bon am Genfer See 113 Ode an einen Vogel 129 (Economia divina 231 Reue 101 Sarajewo 289 Schicksal Sinn 2 8 3

So wenig 2 4 9

Sollte, sollte nicht I 3 7

Stadl ohne Namen ^ Stimmen armer Menschen Stunde 2 2 9

Und es leuchtete diese Stadt Veni Creator " Volk Vom Gebet 2ji Von Engeln 233 Vor der Landschaft Vorstadt gj Vorwort jgę Was es bedeutet 1 3 5 Was groß war Wenn der Mond 239 Wenn ich sagte Wie viele herrliche Vorsätze 25 Wolken [ 213 Worte 149 Zimmer 241 Zur Ordnung gerufen

SPIS TREŚCI / INHALTSVERZEICHNIS

Przedmowa (Zur Einfuhrung) — Czesław Miłosz 6

TRZY ZIMY {DREI WINTER), 1936

Bramy arsenału (Dir Pforten det Arsenals) 12 Hymn (.Hymne) 18 Obłoki (Wolken) 24 Do księdza Ch. (An den Pfarrer Ch.) 26

OCALENIE (RETTUNG), 1945

W mojej ojczyźnie (In meiner Heimat) B2 Spotkanie (Begegnung) 34 Campo di Fiori (Campo di f'utn) 36 Świat (Pocma naiwne) (Du Welt. Eine narve Dichtung) 40

Jadalnia (Eßzimmer) 40 Wiara (Glaube) 42 Nadzieja (Hoffnung) 44 Miłość (Lube) 46

Głosy biednych ludzi (Stimmen armer Menschen) 48 Piosenka o końcu świata (Das Lud vom Weltende) 48 Pieśń obywatela (Das Lud des Bürgers) 50 Biedny poeta (Armer Poet) 54 Kawiarnia (Cafi) 56 Biedny chrześcijanin patrzy na getto (Armer Christ suht das Getto) . . 60 Na pewną książkę (Auf ein Buch) 62 Przedmieście (Vorstadt) 66

Los (Schicksal) 70 Pożegnanie (Abschud) 72 W Warszawie (In Warschau) 76 Przedmowa (Vorwort) 80

ŚWIATŁO DZIENNE (TAGESLICHT), 1953

Piosenka o porcelanie (Das Lud vom Porzellan) 84 Dziecię Europy (Ein Kind Europas) 88 Portret z połowy XX wieku (Bildnis aus der Mitte des 20. Jahrhunderts) 96 Naród (Volk) 98

294

Podróż (Reise) Ziemia (Erde) ! ! ! ! ! 1 ! 1 ! Klóry skrzywdziłeś (Der du Unrecht getan) . . ' . . . . . ' 104 Mittclbcrgheim (Mittelbergheim)

Z WIERSZY ROZPROSZONYCH (AUS DEN VERSTREUTEN GEDICHTEN), 1953-1954

Notatnik: Bon nad Lemanem (Notizbuch: Bon am Genfer See) . . . . 112 Esse (Esst) " ' ,]6

KRÓL POPIEL I INNE WIERSZE (KÖNIG POPIEL UND ANDERE GEDICHTE), 1962

Król Popiel (König Popiel) 120 Sroczoić (Elstertum) 122 Nauki (Lehren) 124 Nie więcej (Nicht mehr) 126 Oda do ptaka (Ode an einen Vogel) 128 Szczęicie (Gluck) 132 Co było wielkie (Was groß war) 134 Powinien, nie powinien (Sollte, sollte nicht) 136 Co znaczy (Was es bedeutet) 138 Heraklit (Heraklu) 140 Portret grecki (Griechisches Bildnis) 142 Mistrz (Der Meister) 144 Pokój (Zimmer) 148 Kresy (Grenzland) 152 Po ziemi naszej (Auf unserer Erde) 154

GUCIO ZACZAROWANY (GUSTL, DER VERZAUBERTE), 1965

Gucio zaczarowany (Gustl, der verzauberte) 168 Zmieniał się język (Die Sprache wandelte sich) 176 Nigdy od ciebie, miasto (Niemals habe ich, Stadt) 178 I świeciło to miasto (Und es leuchtete diese Stadt) 180 Te korytarze (Diese Korridore) Duzo śpię (Ich schlafe viel) 1 8 4

Dytyramb (Dithyrambos)

MIASTO BEZ IMIENIA (STADT OHNE NAMEN), 1969

Miasto bez imienia (Stadt ohne Namen) Kiedy księżyc (Wenn der Moni) 208 Veni Creator (Veni Creator) Słowa (Worte) '.'u'' Zapisane wczesnym rankiem mową niczwiązaną (Notiert am frühen Morgen

in ungebundener Rede) 214

2 9 5

Zaklęcie (Beschwörung) . . 214 Wyspa (.Insel) 216 Sposób (Art) 218 Moja wierna mowo (Meine treue Sprache) 220

GDZIE WSCHODZI Sł.ONCE I KI;DY ZAPADA (VOM AUFGANG DER SONNE BIS ZU IHREM NIEDERGANG), 1974

Zadanie (Aufgabe) 226 Godzina (Stunde) 228 CRconomia divina ((Economic dwina) 230 Przed krajobrazem (Vor der Landschaft) 232 Ile świetnych zamiarów (Wie viele herrliche Vonatze) 234 L'accćlćration de l'histoire (L'acciliralion de l'histotre) 236 Kiedy mówiłem (Wenn ich sagte) 238 Przywołanie do porządku (Zur Ordnung gerufen) 240 Władca Albanii (Herrscher von Albanien) 244 Nic tak (Nicht so) 246 Tak mało (So wenig) 248 O aniołach (Von Engeln) 250 Dar (Gabe) 252

HYMN O PERLE (HYMNE VON DUR PERLE), 1982

Rzeki (Flüsse) 256

NIEOBJĘTA ZIEMIA (DIE UNFASSBARE ERDE), 1984 O modlitwie (Vom Gebet) 262

KRONIKI (CHRONIKEN), 1987 To jedno (Das eine) 266 Cafft Greco (Caffi Greco) 268

DALSZE OKOLICE (WEITERES UMFELD), 1991 Linnaeus (Linnaeus) 272 Oset, pokrzywa (Distel, Brennessel) 276 Rozmowa z Jeanne (Gespräch mit Jeanne) 278 Sens (Sinn) 282

NA BRZEGU RZEKI (AM UFER DES FLUSSES), 1994 W pewnym wieku (Im gewissen Alter) 286 Sarajewo (Sarajewo) 288

Alfabetyczny spis tytułów 290 Alphabetisches Verzeichnis der Gedichttitel 292