16
N. 26. Warszawa, d. 25 Czerwca 1883. TYGODNIK POPULARNY, NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA W Warszawie: rocznie rs. 6. kwartalnie " 1 kop. 50. Z rocznie " 7 " " 3 " 20. 60. l Komitet Redakcyjny P. P. Dr. T. J. Aleksandrowicz !J. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag: S. Kramsztyk, l< and. n. p. J. Natanson, rnag.A. prof. J. 'frejdosiewicz i prof. A. ' w Redakcyi i we wszystkich w kraju i Adres Redakcyi: Podwale Nr. 2. FRYDERYK J. J. B o g u ski. pod koniec l 882 r. Fry· cleryk Wohler: do tej nielicznej grupy badaczów naukowych, z osobistarni dziejami których historyja olbrzymich nauki. Historyj a Wohlera jest w znacznej che- mii, prawdy przez badacza odkryte w i w postaci znanych ogólnie faktów dzisiaj wszystkich cywilizowanych Z tego naszych czytelników z Woblera, w tym obszernym jego ciorysem, A.W. Hoffmanna 1 ). Wohlera ze stosunków z. ze 1 Jak to sami czytelnicy oce- w pracowni, 1 ) W ,.Uerichte der Doutsch, Che m, Gesellschaft." XY, 3127. literackie w gabinecie napo- zór, a w umy- rozwoju tego badacza. Serdeczne sto- sunki przyjacielskie z uczonymi kolegami, wa i obszerna z nimi korespondencyja stano- tego na Poznaj my jego rysy. I. Rodzina Wohl em. - Antoni August Wohler, - i gimnazyjalni przyjaciele Ft·yderyka Wohlcra. - l'obyt na wszechnicy. - \V L. Gmelina.- do Szwccyi. - z Berzclijuszem, - Powrót do Niemiec. Rodzina 'Vohlera }JOchodzila ze Niemiec. Dziad jego, koniuszy Wilhelma IX, Landgrafa Heskiego aby syn jego Antoni August, ojciec Fryderyka, weterynaryi i rolnictwu. temu tylko o tyle August, dostawszy do wszechnicy w Marburgu, oprócz nauk, do przeznaczo- nego mu przez zawodu, studyjom z zakresu filozofii i filo- logii, które mu obszar o wie- le potrzeby Zaraz po studyjów uniwersyteckich, Au- gust Wohler koniuszym syna Wilhelma Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

FRYDERYK - winntbg.bg.agh.edu.plwinntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1883/wsz_1883_26.pdf · stanowisku pozostal bardzo krótko , gdyż w czasie konnej wycieczki ze swoim młodym panem,

Embed Size (px)

Citation preview

N. 26. Warszawa, d. 25 Czerwca 1883.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA "WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 6 . kwartalnie " 1 kop. 50.

Z przesyłką pocztową: rocznie półrocznie " 7 "

" 3 "

20. 60.

l Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński J. Aleksandrowicz !J. dziekan U niw., mag. K. Deike, mag: S. Kramsztyk, l< and. n. p. J. Natanson, rnag.A. Ślósarski

prof. J. 'frejdosiewicz i prof. A. Wrześniowski. ' Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we

wszystkich księgarniach w kraju i zagranic~}.

Adres Redakcyi: Podwale Nr. 2. ~~~~~~~!!!'!!!!

FRYDERYK ·wOHLEą. napisał

J. J. B o g u ski.

Zmarły pod koniec ubiegłego l 882 r. Fry· cleryk Wohler: należał do tej nielicznej grupy badaczów naukowych, z osobistarni dziejami których wiąże się ściśle historyja olbrzymich działów nauki. Historyj a działalności Wohlera jest w znacznej części historyją postępu che­mii, prawdy przez zmarłego badacza odkryte wchodzą dziś w skład każelego podręcznika

i w postaci znanych ogólnie faktów stanowią

już dzisiaj powszechną własność wszystkich cywilizowanych społeczeństw. Z tego względu zamierzyliśmy obeznać naszych czytelników z głównami szczegółami życia Woblera, posił­kując się w tym względzie obszernym jego ży­ciorysem, skreślonym przyjacielską ręką A.W. Hoffmanna 1).

Życie Wohlera zewnętrzne, ze stosunków ~ ludźmi, z. z~tknię?ia ze światem wynikające, J~St pr?st~ 1 mch~, Jak to sami czytelnicy oce­mą; zaJęcia doświadczalne w pracowni, zajęcia

1) W ,.Uerichte der Doutsch, Che m, Gesellschaft."

XY, 3127.

literackie w gabinecie stanowiły szarą napo­zór, a barwną w rzeczywistości tkankę umy­słowego rozwoju tego badacza. Serdeczne sto­sunki przyjacielskie z uczonymi kolegami, ży­

wa i obszerna z nimi korespondencyja stano­wią dopełnienie tego pięknego, duchową pracą na wskróś zapełnionego żywota. Poznaj my choć główne jego rysy.

I.

Rodzina Wohlem. - Antoni August Wohler, - Mło­

dość i gimnazyjalni przyjaciele Ft·yderyka Wohlcra. -l'obyt na wszechnicy. - \V pływ L. Gmelina.- Podr6ż

do Szwccyi. - Znajomość z Berzclijuszem, - Powrót do Niemiec.

Rodzina 'Vohlera }JOchodzila ze środkowych Niemiec. Dziad jego, koniuszy Wilhelma IX, Landgrafa Heskiego pragnął, aby syn jego Antoni August, ojciec Fryderyka, poświęcił się weterynaryi i rolnictwu. Życzeniu temu stało się tylko o tyle zadość, że młody August, dostawszy się do wszechnicy w Marburgu, oprócz nauk, odnoszących się do przeznaczo­nego mu przez rodzinę zawodu, poświęcił się głównie studyjom z zakresu filozofii i filo­logii, które dały mu obszar wiadomości, o wie­le przewyższający potrzeby powołania. Zaraz po ukończeniu studyjów uniwersyteckich, Au­gust Wohler został koniuszym syna Wilhelma

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

402 WSZECHŚWIAT. Nr. 26 . --------

IX-go, zamieszkującego w Hanau, lecz na tern stanowisku pozostal bardzo krótko , gdyż w czasie konnej wycieczki ze swoim młodym panem, zmuszony był skarcić jego niegrze· czność zapomocą szpicruty, a następnie uciec przed gniewem obrażonego pana do księcia

Meiningen, na dw.orze którego otrzymał po­czątkowo miejsce koniuszego, następnie za­rządcy dóbr, intendenta, dyrektora teatru dworskiego, cieszącego się bardzo wielką

sławą.

Niezależność charakteru jednak skłoniła go niezadługo do opuszczenia życia dworskiego. W majątku, w pobliżu Frankfurtu nad M., rozpoczął spokojne życie rolnika, lecz sława

jego gospodarczych zdolności i ulepszeń, jakie w swych dobrach poczynił, rozeszła się wkrótce tak daleko, że książe prymas v. Dalberg skło­nił go do zamieszkania we Frankfurcie n. M. i zajęcia stanowiska koniuszego na wielko-ksią­żęcym dworze. Tutaj dopiero otworzyło mu się pole szerokiej działalności, którą rozwijał sze­roko jako protektor sztuk i nauk. By! sekre­tarzem i prezesem towarzystwa do postępu

sztuk i rzemiosł, zarządzał szkołą niedzielną,

w której liczbę uczniów z 20 podniósł wkrótce do 300, założył instytut do popierania ogrod­nictwa i rolnictwa, urządził w 1826 r. pierw­szą we Frankfurcie wystawę sztuki i przemy­słu, następnie w 1835 roku wystawę ziemio­płodów.

Tak rozumnie czynnym by_ł ojciec Frydery· ka W ohlera - słusznie, zdaniem HoffLilanna, uważany za jednego z najlepszych obywateli Frankfurtu, dla którego uznanie wyraziło mia­sto, uczciwszy jego nazwiskiem założoną przed dwudziestu laty, a dziś bardzo kwitnącą szkołę (W obler-Scbule ).

Matka Fryderyka Wohlera, córka Schro­dera, dyrektora gimnazyjum w Hanau, była,

wedle zapewnień jej znajomych, kobietą cie­szącą się do najpóźniejszej starości wyśmieni­tem zdrowiem, posiadającą duży rozum i ni­czem niedający się zwalczyć dobry humor i wesołość.

Te krótkie uwagi o domu rodziców Fryde­ryka Wohlera podajemy dlatego, aby wyka­zać, że już w dzieciństwie i młodości znajdo­

. wał się on ciągle w towarzystwie zacnem i in­teligientnem, cechującero się niezależnością i prawością charakteru, co musiało koniecznie

wywrzeć dobry wpływ na kształtujący się umysł i charakter dziecka.

Fryderyk Wohler urodził się 31-go Lipca 1800 roku w wiosce Eschersheim pod Frank­furtem nad M. w domu tamtejszego probo­szcza, szwagra jego matki. Dziwna napozór okoliczność, iż przyszedł on na świat w obcym, a nie rodzicielskim domu tłumaczy się przez ostry zatarg ojca Woblera z jego młodym pa­nem, o którym wspominaliśmy już wyżej, a który zmusił całą rodzinę Woblerów do ucie­czki ze stałego miejsca pobytu.

Początkowo czytania, pisania i rysunku uczył Fryderyka sam ojciec, następnie posy­łano go do szkoły ogólnej, poczem kształcił się prywatnie w łacinie, francuskim i muzyce, a nareszie w 1814 r. oddano go do gimnazy­jum we Frankfurcie n. M.

Bardzo wielu spomiędzy ówczesnych nau­czycieli Wohlera zasłynęło następnie w pi­śmiennictwie: Fryderyk Schlosser, jako histo­ryk w Heidelbergu, G. F. Grotefeud, lingwi­sta, Karol Ritter, gieograf w Berlinie i wJe! u innych. Dla ws:lystkich Wohler w ciągu całe­go życia zachował wielką wdzięczność i naj­milsze wspomnienia. Do szkoły Wohler cho­dził regularnie, nie odznaczał się jednak, jak sam o tern mówił później z pewną dumą, ani wielkim zapałem do nauki, ani też wielkiemi postępami; zaledwie, iż rokrocznie dostawał przejścia. do klas wyższych.

Do dużych postępów w naukach główną przeszkodę dla w obiera stanowiło jego ol­brzymie zamiłowanie do wykonywania do­świadczeń i zbierania kolekcyj. To zamiłowa­nie objawiało się w nim jeszcze w dzieciństwie i było zarówno przez ojca, jak i przez przyja­ciela domu Woblerów '\Vichtericha starannie rozwijane i podtrzymywane. Wichterich miano­wicie, wielki miłośnik nauk fizycznych, używał młodego Wohlera do pomocy w swych do· świadczeniach i stale do nich zachęcał. Szcze­gólne zamiłowanie okazywał Wohler do zbie­rania minerałów, z wielu swoimi kolegami za­mieniał je ustawicznie, a z Hermanem Meye­rem, sławnym w następstwie mineralogiem łą­czyła go bardzo ścisła przyjaźń.

Dzięki zamiłowaniu w minerałach, poznał się Wohler ze słynnym ich zbieraczem Meuge, który odbył podróż na Ural i do Islandyi i zaj­mował się sprzedażą minerałów. W jego· to

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 26. WSZECHŚWIAT. 403

sklepie widział raz Wohler Goethego i był mu przedstawiony.

Olbrzymi wpływ na dalszy kierunek Woh­lera wywarł D-r Buch, człowiek wsz~chstron­nie wykształcony, niezaprzeczenie wysokiego umysłu. Był on początkowo lekarzem, a na­stępnie porzuciwszy zupełnie praktykę medy­czną, cały swój czas poświęcał badaniom fizy­ko-chemiciriym. Kuchnia w mieszkaniu Bu­cha stanowiła laboratoryjum; w niej w ozna­czonych dniach tygodnia młody Wohler wspól­nie ze swym starszym przyjacielem robili do­świadczenia. Skonstatowali oni obecność sele­nu w kwasie siarczanym czeskim, a w artykule -Bucha o tym fakcie, umieszczonym w Anna­lach Gilberta, spotykamy pora:t pierwszy imię Fryderyka Wohlera w literaturze. Również

w kuchni Bucha otrzymali oni kawałek ma· leńki kadmu, z którym młody Wohler piecho­tą poszedł do Cassel, aby otrzymany metal prof. Stromeyerowi, odkrywcy kadmu pokazać.

Buch miał bogatą biblijotekę i z niej obfi­cie korzystał młody Wohler, a pokój jego za­mieniał się powolnie na labaratoryjuro pełne kolb, retort, szkła i kamieni, rozrzuconych w największym nieładzie. Doświadczeń przy wysokiej temperaturze nie mógł tu wykony­wać, wychodził więc z niemi do kuchni. Z du­żej rosyjskiej miedzianej monety zbudował so­bie stos Wolty; jednak nie mógł nim rozłożyć potażu, ale chęć ujrzenia tego ciekawego me­talu była tak wielką, że pokonała trudności. Już wówczas wiadomo było (Curaudau 1808), że wodan potasu daje się zredukować zapo­mocą węgla i tej metody użył młodziutki Woh­ler do otrzymania potasu. Stary tygiel grafi­towy służył mu za piec, siostra dmuchając mieszkiem, podtrzymywała ogień: a rezultat

·przeszedł wszelkie oczekiwania i pierwsza kul­ka otrzymanego potasu napełniła małego che­mika wielką radością.

w_ dwudziestym roku życia (a więc 1820) Wohler ukończył gimnazyjum i wskutek rad rodziny postanowił studyjować medycynę. -­Udał się w tym celu do uniwersytetu w Mar­burgu, gdzie i jego ojciec ukończył studyja i gdzie było wielu przyjaciół jego rodziny. Tu, wkrótce po przybyciu, zamienił swój pokój studencki na pracownię chemiczną, w której badał kwas rudanowy . (Schwefelblausaiire) i inne związki cyjanu. Przy tych badaniach udało mu się poraz pierwszy, jak sądził, otrzy-

mać jodek cyjanu; nie wiedział, że był on już znany i opisany przez Humphr_y Davyego. Uszczęśliwiony odkryciem pobiegł się niem podzielić z prof. Wurzerem, który, nic niewie­dząc o pracach Davyego, zamiast zachęcić

młodego badacza w jego studyjach, skarcił go za zbyt wczesne jakoby puszczanie się na pole samodzielnych odkryć. Snać nie zdawał sobie Wurzer dobrze sprawy z tego, że życie ludz­kie jest krótkie, a liczba tajemnic, jakie przed nami przyroda ukrywa, tak wielka, iż nigdy dość wcześnie nie można ich zacząć podglądać. Wierny zawsze Wohlerowi przyjaciel jego, D-r Buch, ogłosił następnie marburskie jego prace w rocznikach Gilberta. Tutaj to poraz pierwszy jest dokładnie opisane zachowanie się rodanku rtęci pod wpływem ciepła, które wiele dziesiątków lat potem służyło do ro­bienia ogólnie podziwianej zabawki, znańej pod nazwą "węża Faraona."

Po upływie roku Wohler udał się do Hei­delbergu, gdzie zapałał uwielbieniem wzglę­dem Leopolda Gmelina, który istotnie stał się jego najulubieńszym nauczycielem, doradcą

i przyjacielem. Wohler pragnął bardzo słu­

chać wykładów Gmelina, czemu ten ostatni oparł się stanowczo, twierdząc, iż to byłoby bezpotrzebną stratą czasu; natomiast, wręcz

przeciwnie jak Wurzer, kazał Wohlerowi jak­najwięcej pracować w laboratoryjum. I stał

się, dzięki radom Gmelina, fakt istotnie dzi­wny: Wohler nigdy nie słuchał wykładów che­mii, lecz za to pracował i badał usilnie, poświę­cając cały czas zbywający mu od medycznych studyjów, pracowni chemicznej albo u Gmeli­na, albo u Tiedemanna, któremu zawdzięcza

zamiłowanie do fizyjologii. W ciągu krótkiego pobytu w Heidelbergu napisałrozprawę kon­kursową o przemianie materyi, którą uwień­czył fakultet.

W Sierpniu 1823 r. Wohler uzyskał stopień doktora medycyny i zamierzał Qdbyć podróż w celu zwiedzenia znakomitszych szpitali i kli­nik, gdy tymczasem L. Gmelin całemu jego życiu dał zupełnie inny kierunek, radząc mu, aby idąc za jego przykładem porzucił medycy­nę praktyczną i oddał się całkowicie chemii. Wohler chętnie usłuchał tej rady i idąc za dalszeroi wskazówkami Gmelina, zapytał Ber­zelijusza, czyby nie zechciał przyjąć go do swe­go laboratoryjum na dalszą praktykę. Odpo­wiedź, jaką dał Berzelijusz, jest tak zaszczytnl}l

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

404 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

dla obu, a przyte1n tak charakteryzuje ówcze­sne stosunki i skromność wielkiego szwedz­kiego badacza, iż przytaczamy z niej dosło·

wny wyjątek. "Kto pracowal nad chemiją pod kierunkiem

p. Leopolda G melina - nie ma się już czego u mnie uczyć. Niechcąc jednak stracić miłej sposobności poznajomienia się z panem osobi­ście, przyjmę pana z serdeczną radością, jako mego towarzysza w pracy. Nie rozgłaszaj pan, iż jedziesz do Sztokholmu wskutek porozu­mienia się ze mną, gdyż kilku początkującym odmówiłem ... "

List ten rozpoczyna dlug~Jl i ob8zerną kore­spondencyją, jaką Wohler do końca życia Ber­zelijusza z nim prowadził.

W podróży do Sztokholmu Wohler był zmuszonym pozostać w Lubece przez dwa mie­siące w oczekiwaniu na okręt. Skorzystał on z tego czasu i wspólnie z !ubeckim apteka­rzem Kindtem otrzymali metaliczny potas, we­dle metody Ouraudeau, ulepszonej przez Gah­na. Wtedy to Wohler powziął szczęśliwą myśl użycia naczyń, w jakich przewożą rtęć, za re­tortę do tej operacyi. Wiadomo, że do dziś dnia we wszystkich laboratoryjach korzystają z tego sposobu w celu okazania słuchaczom metody otrzymywania metali alkalicznych.

Nareszcie puścił się Wohler w podróż mor­ską, w której na zaznaczenie zasługuje nastę­pujący fakt, malujący doskonale ducha owych czasów. Zatrzymawszy się parę tygodni w je­dnem z nadbrzeżnych miast w Szwecvi chciał

" ' na odjezdnem zapłacić za koszty utrzymania swemu czasowemu gospodarzowi, który pie­niędzy przyjąć nie chciał, twierdząc, iż dosta­teczną dla niego zapłatą jest zaszczyt podej­mowania w swym domu osoby, jadącej do jego znakomitego ziomka Berzelijusza.

Berzelijusz przyjął Wohlera serdecznie; do­kładny opis pobytu w sławnej sztokholmskiej pracowni zostawił nam Wohler w "Berichte der deutschen chemischen Gesellschaft." Opis ten jest w wysokim stopniu pouczający, gdyż wykazuje jasno, jak przy małych środkach można dużo zrobić przy wytrwałości i zamiło­waniu nauki. Całe laboratoryjum składało się z dwu niewielkich pokoi bez wody, bez gazu, bez ciągów. \V jednym dwa duże sosnowe stoły . były miejscem zajęć Wohlera i Berze­lijusza. Kilka szaf przy ścianach mieściło pre­paraty w małych ilościach i tak niekompletne,

że gdy w ohlerowi do badań potrzeba było cy­janku żółtego, musiał tę sól po części sam przygotowywać, po części czekać na przyjście jej z Ni~miec.

Dnie całe poświęcał W o hl er pracowni i ba­daniu minerałów, w które tak obfituje Sz:we­cyja-wieczorami uczył się języka szwedzkiego, tłumacząc na niemiecki dzieła Berzelijusza. Latem przedsiębrali razem oba przyjaciele wspólne wycieczki; odwiedzał ich Humphry Davy, który z zamiłowaniem polowal i niechę­tnie w kniejach prowadził dysputy chemiczne, czem w kłopot wprowadzał Wohlera.

Badania nad związkami cyjanu i nad mine­ralaroi (spodumen, petalit, beryl i w. i.) wy­pełniły Wohlerowi cale dwa lata pobytu w Szwecyi. Po powrocie do Niemiec zajął on już miejsce profesora. (C. d. n.)

DROGA ŻELAZNA

DLA PRZEWOZU OKRĘTÓW Z ŁADUNKIEM

między oceanem Atlantyckim i snoko.inym. przez E. P.

W świecie cywilizowanym, ludem najbar­dziej przestrzegającym swą odrębność, są Amerykanie Stanów Zjednoczonych. Z wy­trwałością temu społeczeństwu właściwą nie dopuszczają oni mieszkańców Europy do przed­sięwzięć, sięgających rozmiarów takich, gdzie jednostki nie wydołają już, a potrzeba sił ze­spolonych i czynią to nietylko na swojem. wła­snem terytoryjum, lecz w całej Ameryce z wy­jątkiem jedynie Kanady i innych posiadłości angielskich, t. j. tam, gdzie nie mogą mieć ża­dnych wpływów.

Takie postępowanie, nazwane przez nich za­sadą Monroego, byłoby w rzeczach, odnoszą­cych się do polityki, zupełnie zrozumiałem, mniej wszakże da się usprawiedliwić w spra­wach handlu, przemysłu i w przedsięwzięciach, mających znaczenie międzynarodowe, z któ­rych cala ludzkość zarówno korzysta.

Gdy atoli pomimo wszelkich zabiegów i prze­szkód, stawianych przez Stany Zjednoczone, powiodło się Lassepsowi otrzymać koncesyją na budowę kanału Panamskiego, a nawet w roku ubiegłym przystąpiono do robót około

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZECIIŚWIAT. 405

przekopania kanału tego, duma Amerykanów czuła się poniekąd upokorzoną i nie mogli się oni oswoić z myślą, że takiej doniosłości dzieło

.wykonać się ma w Ameryce ani z ich inicyja­tywy, ani pod ich kierownictwem. Trzeba więc zrehabilitować się wobec siebie samych: a głó­wnie wobec Europy; budować jednakże drugi kanał byłoby nadto pospolitem, trąciłoby to naśladownictwem, . a prócz tego niema tak dogodnego punktu, jak wybrane już w tym celu międzymorze Panamskie. Powstał tedy prawdziwie amerykański pomysł, podany przez inżyniera kapitana Eads, pobudowania drogi żelaznej między oceanem Atlantyckim i Spo­kojnym, na której przewozić się mają okręty ze swym pełnym ładunkiem.

Dla upozorowania potrzeby takiej komuni­kacyi, przytaczano dwa, jakob.y wa7.ne powo­dy: pierwszy - droga od portów amerykań­skich Stanów Zjednoczonych, położonych na wybrzeżach Atlantyku do portów KnJifornii, zbyt długa przez kanał Panamski i drugi -obawa, ażeby towarzystwo, posiadające kanał i niemające żadnej konkurencyi, nie zechciało nadużywać swego położenia, wyzyskując nad­miernie swój monopol.

Ten ostatni wzgląd, któremu pewnego uza­sadnienia odmówić nie można, bodaj czy nie oka­zał się nlljskuteczniejszym bodźcem ku tak pr~d­kiemu przystąpienia ku urzeczywistnieniu pro­jektu p. Eads, sam projektodawca bowiem, za energieznam wstawiennictwem swego rządu

otrzymałjuż koncesyją od rzeczypospolitej Me­ksykańskiej na budowę i eksploatacyją swej drogi w ciągu lat 99 i utworzył towarzystwo kapitalistów amerykańskich, dające potrzebne fundusze.

Sądzimy, że czytelników naszych zajmie owo, bądź cobądź oryginalne i w swoim ro­dzaju rozgłośne dzieło sztuki inżynierskiej, które poniżej w ogólnych zarysach opisać za­mierzamy. O nowości pomysłu świadczy najle­piej brak we wszystkich językach ściślejszego i krótkiego terminu na oznaczenie takiej bu­dowy; tymczasem przyjęto nazywać cały pro­jekt "drogą żelazną Eadsa," - my również dla zwięzłości będziemy posługiwać się tern nazwaniem w dalszych omówieniach.

Zapewne każdemu, zastanawiającemu się nad tym niezwykłym pomysłem, przedewszy­stkiem nasuwa się niejaka wątpliwość, czy też przewóz okrętów na wozie nie uszkodzi ich,

a przynaj mniej nie pozbawi w pewnym stopniu możności dalszego pływania na morzach. -W istocie, ostrożni finansiści amerykańscy za­nim ostatecznie zdecydowali się kapitały swe wyłożyć na niepraktykowane dotychczas przed­siębiorstwo, zwołali dla oceny projektu komi­syją, złożoną z rzeczoznawców i w której prze­wodniczyły takie znakomitości, jak pp. Reed i Barnaby, naczelni konstruktorawie angiel­skiej marynarki wojennej. Komisyja ta, po­czyniwszy mało znaczące zmiany w projekcie Eadsa, główne zasady w całości uznała za od­powiednie celowi, orzekając przytern stano­wczo, iż przewóz okrętów nie może ujemnie oddziałać na ich trwałość.

Punkt wyjścia drogi Eadsa od strony Atlan­tyku wybrano w tern miPjscu, gdzie wielka za­toka morska, zwana golfem Meksykańskim

w swej południowej części silnie zagłębia się

w ląd meksykański, tworząc mniejszą zatokę

Campeche, tu więc w pobliżu miasta Goatza­coalcos, okręty przechodzić będą na kolej, znajdując przy brzegach bezpieczne i spokojne stanowisko. Prócz tej dogodności przedsta­

. wiały się inne odpowiednie warunki, mianowi­cie najkróts7.a stąd odległość do przeciwległej zatoki Tehuantepec na oceanie Spokojnym, wynosząca w kieyunku drogi projektowanej 245 kilometrów i nareszcie, co nie naj mniej ważne, topograficzny ustrój miejscowości,

wielce sprzyjający przeprowadzeniu kolei, w tern miejscu bowiem grzbiet gór Andów (Kordylijerów północnych) mocno zniża się

i zwęża, a doliną rzeki wpadającej do zatoki Campeche wi~ksza część linii da się popro· wadzić; jednakże nawet przy tym wyjątkowym w całym Meksyku warunku, największe wznie­sienia, a względnie spadki przyszlej kolei wy­niosą 0,01, t. j. na jeden metr długości toru l centymetr podniesienia. Krzywizn czyli łu­

ków droga ta wcale nie będzie miała, nie dla­tego, jakoby cała w prostej linii była ułożoną, lecz z przyczyn i przy mządzeniach, które do­piero poniżej jaśniej możemy wyłożyć. Tu do­damy jeszcze dla dokładniejszego określenia gieograficznego położenia, że oddalenie drogi żelaznej Eadsa od miasta Meksyku wynosi w kierunku prostym 520 kilometrów, od portu Veracruz zaś 225 kilometrów.

Przy projektowaniu wozu, przedstawionego na dołączonym rysunku, a mającego przewo­zie statki, pierwotnie miano na uwadze naj-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

406 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

większe okrE;)ty morskie z pełnym ładunkiem, ważące do 6000 tonn 1), ze względu wszelako, iż statki kalifornijskie, t. j. kursujące pomię­dzy New-Yorkiem, Bostonem i t. d. a S. Fran­cisco, dla których przeważnie droga Eadsa jest przeznaczona, ważą tylko po 4000 tonn, więc też dla zmniejszenia kosztów budowy, tę

ostatnią cyfrę przyjęto za podstawę do obli-

czenia wytrzymałości wspomnianego wyżej wozu. Na kolejach wogóle przyjęto, ażeby sil­ne i dające wszelką gwarancyją bezpie­czeństwa platformy (wagony towarowe nie­kryte) ważyły około połowy tego ciężaru, jaki mają przewozić. Biorąc podobny wzór dla

1) Vv całym tym artykule mowa o tonnach mot•·y·

eznyeh po l 000 kilogrnm6w.

wozu pod okręty wagi 4000 touu, powinien on ważyć 2000 tonn, razem więc 6000 tonn cię­żaru jest do rozdzielenia na odpowiednią ilość kół. Przyjmując dalej zwykle na amerykań­skich kolejach używane koła z żelaza lanego i obciążane z przezorności średnio tylko 4-ma tonnami, wyniknie, że dla wozu przewożącego okręty potrzeba będzie takich kół 1500.

Ogromna ta liczba w pierwszej chwili przy­gniata niejako wyobraźnię i wielce utrudnia jej należyte przedstawienie sobie wozu odpo­wiedniej konstrukcyi~ tembardziej, że przyzwy­czajeni jesteśmy widzieć na kolejach nas7.ych tabor ruchomy co najwyżej o 8 kołach. Na drodze żelaznej Eadsa wóz pod okręty stano­wi rzeczywiście najgłówniejszą osobliwość co do konstrukcyi rozmiarów dotąd niepraktyko-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZE!CHŚWIA'l'. 407

wanych, wypadnie nam te~ poświęcić temu przedmiotowi obszerniejszy opis.

Wiadomo, iż szerokość okrętów w stosunku do ich długości jest niewielką, na\Yet na wy­sokości pokładu, a tern mniejszą w części za­nurzonej pod wodą; do tej okoliczności więc zupełnie zastosowano się i rozstawiono pod wozem w kierunku szerokości jego 12 kół, któ­re poruszać się będą na 12 pasmach szyn, uło· żonych w odległościach od 1,2 metr. do 1,5 metr., na długości zaś rozmieszczono takich 12 kołowych szeregów 125, co odpowiada ca­łej długości wozu około 115 metrów. Każde

koło średnicy 0,914 metr. osadzone jest na oddzielnej krótkiej osi, na końcu której przy­mocowane sprężyny (resory) podtrzymują że­lazne belkowania i wiązania; na tych ostatnich zaś leży pomost, mający służyć do ustawienia okrętów przewożonych. Resory i koła będą

wypróbowane na ciśnienie 10 tonu, w rzeczy­wistości jednak nie więcej nad 4 tonny ciężaru wypadnie im wytrzymać.

· Jak to już wspomnieliśmy, długość wozu ze względu na ilość kół, musi być co najmniej 115 metr. i gdyby tory szynowe ułożyć w krzy­wiznach, to przy promieniu nawet bardzo wiel­kim, np. 5 kilometrów, cięciwa tak już zna· cznie oddala się od łuku, że nie może być mo­wy o poruszaniu się tej długości wozu w krzy­wiznach. Z powodu zaś, iż przeprowadzenie jednej prostej linii na całej długości drogi, nadmiernie zwiększyloby i tak już znaczne spadki maksymalne (0,01), a również przyspo­rzyłoby wiele robót, szczególnie przekopów w skale na przecięciu grzbietu górskiego, p. Eads zmuszony był w inny sposób rozwiązać to trudne zadanie. Podzielił on mianowicie calą przestrzeń między końcoweroi punktami na kilkanaście przedziałów prostych, tak, że droga przedstawia liniją łamaną; w miejscach, gdzie dwie proste pod kątem zbliżają się ku sobie, ustawione będą tarcze obrotowe. Nie są to wszakże tarcze zbudowane na podobień­stwo istniejących i używanych na kolejach, · gdyż dla tak olbrzymich ciężarów, jak okręt z wozem, trzebaby nadzwyczaj skomplikowa­nych i kosztownych konstrukcyi tarcz, jak ró­wnież i maszyneryi obrotowych do nich - po­minąwszy zresztą koszty, obroty na podobnych tarczach byłyby bardzo powolne i wymagały­

by wiele czasu.

Proponowane przez mz. Eadsa pl'zyrządy obrotowe składają sią głównie z dwu ogro­mnych rozmiarów cylindrów, umieszczonych jeden w drugim, z których wewnętrzny żela- · zny będzie takiej średnicy, ażeby na nim usta­wić można cały wóz, przyczem naturalnie na płaskiej powierzchni ułożyć się ma odpowie­dnio torom drogi, 12 pasm szynowych; zewnę­trzny cylinder zaś, średnicy o wiele wi~kszej

od wewnętrznego, stanowi rodzaj obmurowa­nego basenu. W przedział pomiędzy cylindra- · mi wpuszcza się woda, ta podnosi wewnętrzny ·

cylinder wraz z wozem i okrętem, a pływający wtedy ciężar łatwo pokierować i zwrócić w stro- . nę żądaną.

Siłę pociągową, wymaganą do przewiezienia , GOO tonn na podniesieniu 0,01, obliczono do­kładnie i wynik otrzymany teoretycznie spra­wdzał się doświadczeniami - okazało się, iż l O zwykłych towarowych parowozów wystar­czy w zupełności przy dopuszczalnej prędkości jazdy do 15 kilometrów na godzinę. Kwestyja parowozów, mających ciągnąć wóz z okrętem, nie jest jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta na punkcie ich ilości, albowiem Eads pierwotny zamiar zmienił w tym względzie i ostatnio przedłożył zamiast użycia 10 parowozów, zbu­dowanie dwu specyjalnych, równających się

co do wagi i siły 10-iu towarowym, a gdyby przedłożenie to miało wejść w wykonanie, w takim razie każdy z rzeczonych dwu paro­wozów toczyć się będzie nie na jednej parze szyn jak zwykle, lecz na dwu parach, co ko­niecznem jest dla większego rozkładu nad­zwyczaj wielkich ciężarów, jakie parowozy te posiadać muszą.

Chociaż konstrukcyja tak niezwykłych pa­rowozów wiele przedstawi trudności i koszt 2 specyjalnych może nawet przewyższyć zaku{mo 10 zwykłych, wszakże wiele okoliczności prze­mawia za przyjęciem tej propozycyi, szczegól­nie zważywszy, iż dla wozu, jak wiemy, wy­starcza ułożenie 12 pasm szyn, dla 10 zwy­kłych parowozów potrzebaby 20 pasm, a zatem przy zaprowadzeniu 2 specyjalnych oszczędza się 8 pasm szynowych, czyli 4 tory, co na dłu­gości 245 kilometrów ma wielkie znaczenie, gdyż od tego zawisło również zmniejszenie sze­rokości plantu, robót ziemnych i mostów.

Zasługuje jeszcze na wzmiankę sposób, w jaki okręty na wóz Eadsa mają być wci~­gane z zatok morskich lub też spuszczane ..

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

408 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

Otóż pierwotnie zamierzano podnosić statki pionowo z wody na wysokość wozu zapomocą t. zw.bloków hydraulicznych, po dojrzałem je­dnakże obmyśleniu i mając na uwadze znaczne zmiany poziomu wody w oceanach podczas przypływów i odpływów, zarzucono ten śro­

dek jako nienajodpowiedniejszy i stanęło

na tern, że pobudowane będą długie płaszczy­zny pochylone o spadkach łagodnych, po których okręty wyciągać się mają z wody na wóz i taką drogą znowu spuszczane będą do morza.

Całkowity koszt budowy drogi Eadsa prze­widziany jest w okrągłej sumie 75 milijonów dolarów czyli około 385 milijonów franków, co dla tak wielkiego dzieła, wyznać trzeba, wydaje się nadspodziewanie skromnie, zwła­

szcza wobec kosztów kanału Panamskiego, obliczonych na 800 milijonów franków.

J'ak każdy nowy i niezwykły pomysł, tak też i projekt Eadsa z początku spotkano nawet w Ameryce z pewnem niedowierzaniem i wątpliwością co do możności wykonania; z czasem jednak, gdy wypracowano dokła­

dniejsze szczegóły i po chłodniejszym rozwa· żeniu przyznały znane amerykańskie powagi w sztuce inżynierskiej, i~ wszelkie trudności

dadzą się pokonać środkami, jakieroi obecnie budownictwo i mechanika rozporząd:!lają. Po urzeczywistnieniu więc projektu, droga Eadsa bezwątpienia będzie należeć do najwsprmial­szych utworów techniki naszego stulecia, nie­ustępując w tym względzie ani kanałowi Sue­skiemu, ani Panamskiemu.

Jeżeli jednak zgodzimy się na to -· pozo­staje jeszcze kwestyj a co do rzeczywistej po- . trzeby tej drogi i czy zdoła ona swego czasu konkurować pomyślnie z kanałem Panamskim, czy też w walce tej nie zostanie zepchniętą do roli bardzo podrzędnej.

Orzeczenie o powodzeniu dotąd jeszcze nie­budowanej i niewyzyskiwanej drogi komuni­kacyjnej, jaką jest kolej Eadsa, musi z natu­ry rzeczy być bardzo oględne, gdyż ani na do­świadczeniu, ani też na porównaniu oprzeć się nie może; niektóre wszakże wnioski przedsta­wiają się dosyć jasno. Między inneroi np. mo­żna się zgodzić na zapatrywanie, i~ droga Eadsa prędzej da się ukończyć, aniżeli prze­kopanie kanału Panamskiego, a to z powodu olbrzymich wykopów w skale, sięgających do

30 metrów głębokości, potrzebnych dla prze­prowadzenia łożyska kanału . Dopóki więc ka­nał ten dla przepływu okrętów nie będzie

otwarty, dopóty rozumie się wszystkie bez wy­jątku statki kursujące między oceanem Atlan­tyckim i Spokojnym przeprawiać się będą dro­gą Eadsa, zamiast nakładać sobie ogromną drogę, objeżdżając przylądek Horn.

Z chwilą jednak całkowitego przebicia mię­dzymorza Fanaroskiego i otworzenia kanału do użytku, stan rzeczy stanowczo zmieni się i kolej Eadsa już tylko dla statków idących od portów półn. Ameryki, połoionych nad Atlantykiem do Kalifornii, skróca drogę w po­równaniu do kursu przez Panamę na 2000 ki­lometrów. Niezaprzeczenie skrócenie to bar­dzo wielkie, ale pytanie, czy tak wiele na cza­sie zyska się, boć pamiętać trzeba, że sama przeprawa drogą Eadsa wymaga,ć będzie przy­najmniej do 36 godzin, zważywszy ile to czasu zajmie wyciąganie i spuszczanie okrętów,

obroty na linijach łamanych i t. d., a gdy je­szcze przypuścić można, że podczas nocy czyn­ność drogi częściowo będzie zawieszoną, to nieraz okrętom 2 lub 3 doby poświęcić wypa­dnie dla przedostania się z jednego oceanu do drugiego. Przez ten czas parowiec przebyłby już większą część tej przestrzeni, jaką miał skrócić sobie.

Dalej liczyć się należy z pewną obawą wła­ścicieli i kapitanów okrętów co do wypadków możliwych uszkodzeń ich statków i ładunku, szczególnie podczas wyciągania z wody i spu­szczania, a nareszcie uwzględnić trzeba naj­wainiejszy C:i!ynnik w stosunkach handlowych, to jest wysokość opłaty za przewóz. Na tym punkcie według wszelkiego prawdopodobień­stwa, kanał, jak to zresztą zawsze widzimy, będzie górą nad koleją. W prawdzie koszt budowy kanału Panamskiego w dwójnasób przewyższa koszt drogi Eadsa, ale z drugiej strony wydatki na utrzymanie kanału są nic nieznaczące w porównaniu do rozchodów, ja­kich utrzymanie kolei Eadsa, a zwłaszcza eks­ploatacyja jej wymagać będą.

Wedle naszego widzenia zatem droga Ead­sa znajdzie w kanale Panamskim zanadto po­tę~nego rywala i finansowe powodzenie jej wy­daje się nam wielce wątpliwem, lecz bądź jak bądź, w ka~dym razie zmusi ona towarzystwo, posiadające kanał, do możliwego . obni~enia

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZECHŚWIAT. 409

opłaty za przejazd okrętów i nie pozwoli mu nadmiernie wyzyskiwać handel międzynaro­dowy.

WSPOMNIENJA

Z PODRÓŻY PO PERU. przez

Jana Sztolcmana.

KRAJ I PRZYRODA.

Leśna Quichua.

Ten rodzaj okolic odpowiada typowi, noszą­cemu tęż samą nazwę w ragijonie Sierry, uprze­dzić jednak muszę czytelnika, że gdy tam za najbardziej typową, jako ściśle pośrednifil mię­dzy Sierrą właściwą a gorącą doliną Maraiio­nu, wzięliśmy okolicę, wzniesioną mniej więcej na 5000 stóp nad poziom morza, dla typu Le­śna Quichua obierzemy sobie okoliCę niżej nie­co położoną, a mianowicie na 4000'; na tej bowiem wysokości występuje ona odrębniej, niż na wys. 5000', gdzie już nieco przybi erać zaczyna pozór sierrańskiego lasu.

Jak i w bezleśnym odpowiednim typie, znaj­dujemy się tu w dość ci:1snej dolinie, ograni­czonej stromemi dosyć górami. Dno doliny stanowi szereg równin, l eżących raz po jednej, drugi raz po drugiej stronie rzeki, która wi­jąc się, płynie swem kamienistem łożyskiem. Sam strumiel1 czemżeby się ró7.nił od podo­bnych mu strumieni regijonu Sierry? Tak sa.­mo, jak i tam, bloki kamienne zawalają jego ło:i.ysko, a woda p·łynie z szumem pomiędzy niemi, lub przez nie się przewalając. Niekiedy jednak spotkamy tu znaczniejsze przestrzenie, mogące liczyć kilkaset kroków długości, gdzie dno strumienia, przy nieznammym stosunkowo spadku, pokryte jestjedynie drobniejszeroi ka­mieniami, skąd i woda płynie spokojniej, z mniejszym szumem.

.Jakże piękne są jednak brzegi tych rzek czy strumieni. \Vspaniale drzewa, wyniosłe, potężne, o gęstej koronie wznoszą się w nie­znacznej od siebie odległości, tworząc gęste

sklepienie ponad głową naszą. Między niemi wybitne stanowisko zajmuje potężny "higue­ron" (Ficus gigantea), którego olbrzymi pień posiada u podstawy cały szereg koncentry-

cznych zagród, utrwalających go na gruncie. Miejscami wznoszą się piękne wysmukłe pa­lemki kolczaste (Astrocaryum), o długich, twardych kolcach, jeżących się na całej dłu­gości pnia.

Te części lasu, znajdujące się na równinkach w bezpośrednie m sąsiedztwie rzeki, w znacznej części posiadają słabo rozwinięte, laskowate podszycie, pozwalające obejmować wzrokowi dość obszerny stosunkowo horyzont. Miejsca­mi rośnie przecudna mała palemka, której włókna służą właśnie do wyrabiania kapeluszy panamskich (Oarludovica palmata). Las taki wygląda prawdziwie miejscami, jakby jakaś urocza świątynia o szeregach nieregularnych, wyniosłych kolumn.

N a samym brzegu rosną niekiedy piękne drzewa, znane nam już z regijonu Quichua bezleśnej, guavo (Inga), na które bardzo się

łakomią niektóre gatunki małp. Tu też można się spotkać z kępami dzikiego bambusu, który krajowcy calo nazywają, u7.ywając go do ro­bienia małych pudełek na konfitury. Miejsca­mi trafiają się obszerne pobrzeża piaszczyste, porosłe rzadką trawą i niewysokieroi zarośla­mi guayawy (Psidium pyriferum), dostarcza­jących smacznych owoców.

~'rzeba też wiedzieć, że ta czę~ć lasów peru­wijańskich jest w]aśnie ojczyzną sławnej na­wet w Europie koki (Erythroxylon coca). Nie­wielkie krzaki tej rośliny, poszukiwane nad­zwyczaj skrupulatnie przez tak zwanych "co­queros," czyli żujących kokę, dostarczają im niedużych owalnych listków, które wysuszo­ne odpowiednio, stanowią dla lodyjanina pe­ruwijafwkiego środek pobudzający, używany

szczególniej przez ludzi ciężko pracujących,

jakieroi są górnicy lub tragarze (cargueros). Koka żuta z małą domięszką wapna sprowa­dza nie pijałlstwo, lecz ogólne pobudzenie sy­stemu nerwowego, dając niejako wytrwałość biedakowi w jego trudnych zajęciach. Kto się raz oddał żuciu koki, tak mu jest trudno od­zwyczaić się, jak od wódki i palenia tytoniu.

Skłony gór, stanowiące niejako drugą, odrębną część doliny, pokryte są wogóle drze­wami nie tak wyniosłem], jak na przerzecznych równinkach, lecz zato gąszcz podleśny rozwija się tu obficiej, co wytłumaczyć nietrudno ła­twiejszym dostępem światła, niż pod wynio- . słemi i rozłożysteroi drzewami. W tej jednak części doliny, najbardziej charakterystyczną.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

410 WSZECI!ŚWIA'l'. Nr. 26.

rośliuą jest pewna, niezbyt wysoka, ale nie­zwykle piękna palma, podobna z kształtu i li­ścia do palmy sagowej. Palma ta porasta oh· fi ci e skłony okolicznych gór, zastępując miej­scami inne drzewa. Te strome ściany, porosłe ową palmą, stanowią właśnie wybitną cechę

okolic, położonych na wschodnim stoku Kor· dylijerów, w granicach od 3 do 4500 stóp wy­sokości n. p. m.

Przyznać trzeba, że ten typ okolic należy do najpiękniejszych na calem terytoryjam pe­ruw~jałlskiem i że części lasu tak wspaniałych, jak te szczególniej, które na miejscach ró­wnych w pobliżu rzek porastają, trudno jest 7;naleść nawet wśród obszernych równin Ama­zońskich. Drzewa tu może nie są większe ani grubsze, lecz zato gęściej rosną jedno przy

. drugiem, niż w lasach nizinowych. Następstwo pór roku niczem się nie różni

od innych stref i tę tu tylko uwagę zrobić mi należy, że tych mglistych i dżdżystych dni, jak w hsach sierrańskich niema tu prawie wcale. Zrana zwykle piękna pogoda panuje. Około 2-iej lub 3-iej zbiorą się chmury na ·jednym z okolicznych szczytów, choć niewiadomo, czy one zdaleka przyszły, czy na miejscu się ze­brały. Deszcz szybko się zbhżrt, a zwykle po­przedza go silny ura.gan. który na swej drodze drzewa jak ty ki wali. Nadlecia ł, skręcił, zgiął

wszystko: słychać trzask i łoskot. Silne są

wtedy eksplozyje elektryczne. Razu pewnego na sąsiednim grzbiecie gór błysnął wężykiem piorun; wkrótce głos mnie jego doszedł, lecz jednoc7.eśnie już dt:ugi spadał w to samo miej­sce prawie, za nim trzeci, czwarty ... tak w od­stępach kilkunasto-sekundowych spadło aż 7 piorunów, wszystkie w to samo miejsce.

Innym znów razem byłem świadkiem "su­chej burzy." Już o zachodzie słońca niebo za­częło się zwolna zasnuwać ciężkiemi, ołowia­

nerui chmurami, które z dołu doliny nadcią­gnęły. Ściemniało więc szybko, dzięki tej sza­rej oponie i krótkiemu zmierzchowi, jaki pod temi szerokościami panuje. Gdy już tak nieco szarawo było, a w powietrzu cisza panowała, naraz wszystko obłanem zostało zlekka czer­wonern światłem, a w kilka mgnień potem roz· legł się nieopisany łoskot piorunu. Przywy­kliśmy tak do słyszenia piorunów przy akom­panijamencie szumu deszczu, że mi się dowro­gą, wydała cisza, jaka po tej silnej eksplozyi nastąpila. A cisza to byla kompletna; wiatr

umilkł zupełnie, ptastwo do snu się uszykowa­ło, nie ożywiało zatem okolicy swym krzykiem, lu b śpiewem. Jeszcze trochę pociemniało, gdy nowa błyskawica, a za nią bezpośrednio łoskot taki, jakby się całe niebo na nas walić miało. Znów chwila ponurej ciszy. 'fak po jakich 5-u lub H-iu wspaniałych eksplozyjach przeszła ta "spokojna" burza, niebo jednak zostało zasnu­te chmurami przez noc całą.

Deszcze zwykle bywają tu ulewne, lecz nie­długotrwałe, chociaż i tu, jak i w innych czę­

ściach Montanii trafiają się tr7.y, a nawet czte­ry dni ciągłej niepogody. Mogę i tu powtórzyć moją obserwacyją, jaką już gdzieindziej HO­

biłem, a mianowicie, że w pierwszej połowie dżdżystej pory, t. j. w Grudniu i Styczniu czę­ściej trafiają się tu ulewne popołudniowe de­szcze z grzmotami i piorunami, gdy przeciwnie w Marcu lub Kwietniu łatwiej o dżdż~ dro­bne, gęste a długotrwałe.

Pora dżd7.ysta pociągH. za sobą niewielkie zmiany w krajobrazie, jedynie tylko zauważyć możemy pojawienie się niektórych kwiatów, jakich przedtem nie widzieliśmy. Aloes (Aga­ve sp.), rosnący po brzegach lasu, rozwija wte­dy swe kwiaty białe, zwieszające się na dłu­giej tyce. Pewna wijąca się roślina (Manne­tia) pokrywa się także niewielkieroi podłużne­mi kwiatkami. W wielu miejscach alikon, ro­snący po brzegach lasu, roztacza swe pyszne ponsowe kwiatki, zwabiające mnóstwo kolibrów. Pewna szałwija, obficie pomstająca na brze­gach pól uprawnych pokrywa się niewielkiemi błękitnerui kwiatkami. Są to jedyne prawie zmiany, jakie pora dżdżysta za sobą sprowa­dza. Mówię, tu jednak tylko o zmianach, do­stępnych dla pobieżnego egzaminu okolicy, gdy bowiem bliżej wnikniemy, znaleźlibyśmy

wiele takich zmian, jakich trudno by nam było dopatrzeć przy powierzchownym rzucie oka.

Ciągłe deszcze tworzą na miejscach równych szereg kałuż, będących kolebką miryjadów komarów, które się nad niemi unoszą. Las, który przedtem wolnym był zupełnie od tej plagi, teraz wre wielką ich liczbą. Nie są to wprawdzie te niezliczone ilości, jak na równi­nach Amazonki lub U cayali, gdzie w nillktó­rych miejscach ust utworzyć nie można, gdyż ich setki wpadają do gardła, zawsze jednak i tu biada myśliwemu, gdy go okoliczności zmuszą przysiąść lub przystanąć. Dziesiątki

tych nieznośnych stworzeł1 w jednej chwili go

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZEUHŚWTAT. 411

opadną, kłójąc przez odzienie, gdy się je z czę­ści obnażonych naszego ciała spędza.

Nocną porą, jeśli nie mieliśmy tyle doświad­czenia, aby się w namiot płócienny zaopatrzyć, atakują nas malenieczkie, ledwie dostrzegalne meszki, zwane przez krajowców jijin (czytaj chichin) lub alalapo, które wdzierają się wszę· dzie, nawet we włosy i pod przykrycie nasze. Ukłócie· ich jest bardzo gwałtowne, tern głó­

wnie, że niema zwykłego w tym razie stopnio­wania, jak przy ukłóciu komarów lub innych meszek; czuć, jak mały ten pasorzyt szybko za­puszcza swe mikroskopijne żądełko. Biada nam wtedy, gdyż możemy być pewni, że noc całą oka nie zmrużymy.

Już skoro zacząłem mówić o plagach tego regijonu, nie mogę pominąć milczeniem naj­większej może, najnieznośniejszej, jaką jest pewien mikroskopijny acarus, trzymający się na różnych gramineach i zielskach, rosnących w tych okolicach. Stamtąd spadają one na ubrania przechodzących ludzi, skąd przenoszą się na ciało. W miejscu, gdzie się ponga (tak go nazywają krajowcy) w cia!o wpija, tworzy się mały bombelek, sprawiający świerzb nie­znośny. Wyobraźmy sobie całe ciało w ten sposób codzień trapione, a będziemy mieli po­jęcie o mękach, jakie te nieznośne stworzenia sprowadzają. Głównie obierają sobie siedlisko pod pachami i pod kolanami. Jedynym, pra­wdziwie skutecznym środkiem przeciwko tej pladze jest siarka, jak się mogłem o temprze­konać, chociaż krajowcy używają przeciw niru soku tytoniowego. Ponga spotyka się również i w gorących częściach Montanii, oraz wzrlłuż całej Amazonki. Jeśli się je zapuści, od cią­głego rozdrapywania tworzą się brzydkie rany, które jedynie przy pomocy siarki leczyć można.

Stworzeniem najbardziej prześladowanem przez pongę, jest bezwątpienia aguti lub cbo­sca, jak ją krajowcy nazywają (czoska- Da­syprocta variegnta), której ciało pokryte jest zwykle parchami, od tych akarydów powstają­cemi. Szczególniej na policzkach tysiące tych pasorzytów, które zaledwie pojedyńczo rozró­żnić można i to jedynie na tle czarnem, tutaj zbite wjednę masę, tworzą plamy pięknego ceglastego koloru. Skóra w tych miejscach jest niemal na wylot przegryzioną. Krajowcy n~zyw!łją też aguti - "pongienta," co ma po-

dobne znaczeni e jak u nas parszywy od wy­razu parch.

Aguti jest jednem z najpospolitszych ssą­

cych w regijonie "Quichua leśna." Włócząc się po lesie, wyszukuje owoców, któremi jedy­nie się karmi, woli jednak trzymać się w bli­skości pól uprawnych, szczególniej zaś w bli­skości plantacyj manijoku, na które dostaje się, robiąc podkop pod p1otem. Jedna czoska jest w stanie zrobić ogromne szkody, gdyż do napoczętych raz korzeni już nie wraca, a za­tem potrzebuje codzień odkopać nową roślinę. Jeżeli więc zważymy, że często korzeniej edne­go osobnika manijoku wystarczyć mogą na całodzienne wy7.ywienie rodziny i że raz odko­pany korzeń w c1ągu kilku dni schnie, stając

się niezdatnym do jedzenia, łatwo pojmiemy, jak aguti jest nienawidzony przez krajow­ców. Aby go więc wytępić, robią nań zasadzki, lub stawiają łapki; mądry ten jednak zwierz niełatwo daje się złowić i jeżeli na podkopie jego żelazo stawiamy, zrobi inny, aby niebez­pieczeństwo ominąć.

Łatwiej bezporównania jest strzelać go z zasadzki, gdyż w tym razie nie zachowuje żadnych ostrożności, n. niekiedy n::twet okazuje brak zupełny instynktu ~Hmozachowaw< :ze­go, 7.bli7.ając się do mie.;;zkań ludzkich wów­czas nawet, gdy z wewnątrz dochod:1.i gwar rozmowy. Do tego śmiałego kroku popy­cha go widocznie chęć marzenia się reszt­kami jedzenia, wyrwcanemi z kuchni lub nawet ekskrementami ludzkiemi, które podo­bnie, jak świnia dornowa bardzo lubi. Ta ana­logija aguti z trzodą chlewną nie jest jetlyną i przy bliższem :1.badaniu nietrudno byłoby

przekonać się nam, że międ:1.y temi :1.wierzęta· mi już na pierwszy rzut oka istnieje dość bli­skie pokrewieńst11· o. Zachowanie się nguti bardzo nam dzikie świnie przypomina. Zram za zbliżeniem się człowieka stoi nieruchomie, jakby z kamienia wykuta; dopiero gdy już nie­daleko się znajdujemy, puszcza się raptem, wydając kilkakrotnie chrząknięcie i jeżąc

sierść na kuprze. Mięso aguti jest bardzo smaczne.

Do zwierząt prześladowanych przez krajow­ców, jako wielki szkodnik, należy inny gatu­nek gryzonia, bliski bardzo dopieroco opisa­nemu, a mianowicie tak zwany pikurn (Oelo­goenys paca), gdy jednak aguti jest zwierzę­ciem dziennem, paka głównie, a może nawet

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

412 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

jedynie w nocy wycieczki swe na pola odby­wa. Dzień spędza w norach, które wśród lasu kopie. Na plantacyje manijoku dostaje się po­dobnie, jak aguti, to jest robiąc podkopy; je­żeli jednak kilkoro tych zwierząt od wiedza jednocześnie pole, każcle z nich ma swój wła­sny podkop, przez który dostaje się na plan­tacyją i z niej wychodzi. Krajowcy korzy­stają z tego osobliwego zwyczaju, polując

na pakę w sposób następujący: Gdy rol­nik przekona się, że na plantacyję uczę­szcza ten szkodnik, co łatwo sprawdzić mo­że po świeżo rozkopanych korzeniach juki (manijoku), przed wieczorem obchodzi dokoła płot, wypatrując pilnie podkopy, które niekie­dy trudno Rą dostrzegalne poza trawami i ziel­skami, porastającemi brzegi pola. W każdym takim poJkopie stawia pośrodku wąski listek manij oku. Następnie około ~-ej lub 9 -ej wie­czorem idzie z latarką i ze strzelb<lt na pole, biorąc ze sobą jednego lub dwu psów i znów obchodzi wszystkie podkopy: j eżeli pa.ka znaj­duje się na plantacyi, ta dziura, którędy prze­szedł zwierz, posiada listek wywrócony. \V ów­czas zatyka otwór, wiesza nad nim latarkę, zasiada w bliskości, gotów do strzału i puszcza psy. Ma się rozumieć, wszystkie te przygoto­wania odbyć musi w największej ciszy, spło­

szony bowiem, a nie wylękniony zwierz, mógł­by się wynieść cichaczem przez inny otwór, lub nawet zrobić w jednej chwili nowy pod­kop. Dopiero pod naciskiem psów traci głowę i pędzi prosto do tego otworu, przez który wszedł, a tam go czeka pokrzywdzony rolnik, rzadko kiedy chybiający z odległości kilku kroków.

Regijon leśnej Quichuy posiada w swej fau­nie kilka gatunków małp, które na tej wyso­kości stale przebywają. Nieraz myśliwy zaa­larmowany zostaje nagłym szumem gałęzi w górze, w koronach drzew, a spojrzawszy w tę stronę, widzi szybkie i zwinne nadzwy­czaj małpki (Cebus), rzucające się 7. jednego drzewa na drugie, aż się gałęzie gną pod ich ciężarem. Czasu niema do stracenia, gdyż w jednej chwili stado rozpryśnie się na wszyst­kie strony, zostawiając osłupiałego i rzuca­jącego się na wszystkie strony myśli w ego bez możności dania strzału. Lubią osobliwie uczę­szczać do tych miejsc, gdzie wśród młodego lasu rosną zasiane przez ptaki guayawy (Psi­dium), owoce których stanowią Jakomy kąsek

dla tych małpeczek. Z drugiej strony rzeki do­chodzą nas wycia czepiaka (Ateles), a niekie­dy donośne ryczenie wyjca (Mycetes).

Na gliniastym gruncie ścieżki leśnej nieraz spotkamy wielki ślad tapira (Tapirus pincha­gue), samego jednak zwierzęcia, jako posiada­jącego nocne obyczaje, niełatwo nam jest zoba­czyć. Nocną porą idą do małych jeziorek, ja­kie się wśród lasu niekiedy spotykają, aby tam wykąpać się w mule nadbrzeżnym.

Puma i ocelot zdają się tu być stałymi mie­szkańc •tmi. Pierwsza z nich wyrzwlza mie­szkańcom szkody w trzodzie chlewnej, drugi zaś w drobiu. Rzadziej pojawia się tu jaguar, i ten jeunak drapieżnik, głodem pchany, zapę­dza się tu, zwabiony obecnością bydła rogate­go lub koni i mułów, które na przylegających pastwiskach się pasą. W ów czas biada ferme­rom, ponoszącym dotkliwe straty, szczególnićj w byule rogate m, gdyż jaguarowi nie na długo wystarcza jedna sztuka, skoro ma takich po­moeników jak ptastwo drapieżne, a nawet i niedźwiedź. Guy więc król tych lasów, nasy­cony nocną ucztą, spoczywa gdzieś na gałę­

ziach wyniosłego drzewa, niedźwiedź tymcza­sem karrui się odpadkarni z pańskiego stołu. Skoro się skończy jedna sztuka, za nią idzie druga i trzecia, aż póki okoliczni osadnicy nie zrobią wyprawy na szkodnika i celny strzał nie położy kresu dalszym spustoszeniom.

Nie mogę też pominąć milczeniem niewiel­kiego drapieżnika, zwanego przez krajowców tejon (Galictis barbnra), a będącego prawdzi­wą plagą tak na drób, który niszczy niemiło­siernie, jak i na banany, stanowiące dlań ką­

sek łakomy, gdy mięsa świeżego zabraknie. Aby dopełnić choć w części fauny mastologi­cznej tego regijonu, wymienić mi wypada pe­kari, odwiedzającego niekiedy te lasy olbrzy­miemi stadami, złożonemi niekiedy ze 100 do 200 aż do 1000 sztuk, jak twierdzą krajowcy. Dalej wielki mrówkojad (.Myrmecophaga ju­bata), leniwiec, kilka gatunków dydelfów, znany nam już kolczak (Sphiggurus) i 8-10 gatunków mys7.y, oraz kilka gatunków nieto­perzy, stanowią wraz z wymienioneroi poprze­dnio ssącerui clość pqkaźny 7.astęp c7.woro­nogów.

Nie wspomnialem jeszcze o rudej leśnej sarnie (Cervus ruf u s), stanowiącej jedno z naj­bardziej charakterystycznych zwierząt dolnych części Montanii, zatem leśnej Kiczuy i lasów

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZECHŚWIAT. 41~

gorących; o dwu a może trzech gatunkach no­saczów (Nasua), lub o pięknym gatunku wy­dry południowo-amerykańskiej (Lutra monta­na), trzymającej się na większych str·umie­niach lub rzekach górskich, gdzie dostateczną ilość karmu znajduje, łowiąc rybki z rodzaju Hypostomus.

Przeglądając powyższą listę ssących, dość mi jest trudno wybrać między niemi te miano­wicie, któreby były właściwe regijonowi leś_nej Kiczuy, wszystkie bowiem prawie są właśCiw~ zarazem gorącym lasom, a niektóre lasowi sierrańskiemu. Wychodząc jednak z tej zasa­dy, że dany regijon charakteryzują nietylko te twory, które się w nim wyłącznie znajdują, ale i te, które, acz spotykane w innych stre­fach w tej danej strefie są najpospolitsze, co ' . oznaczyłem w innej mej pracy orzeczemem

" środek rozmieszczenia orograficznego;" wy-

chodząc więc z tej zasady, usunąć nie mogę kilku, jako mających środek swego rozmie­szczenia pionowego w regijonie leśnej Quichuy, a mianowicie Tapirus pincha;gue, Ateles Bart­letti i Lutra Montana.

Istnieje jeszcze w faunie therologicznej nie­wielkie a niezmiernie rzadkie i ciekawe zwie-' . rzątko, na ślad którego wpadłem dopiero na wyjezdnem do Europy. Chcę mówić o wodnym dydelfie ( Ohironectes variegatus ), którego skórkę niekompletną pokazano mi w jednym z domów. Małe to zwierzątko trzyma się po górskich strumieniach, karmiąc się drobneroi rybkami, które nawet z zostawionyc~ węcior­ków (garlito) wyjada. Uważanem Jest ono w Europie jako jedna z największych rzadk?­ści therologicznych, a jako dowód tego cytu~ę fakt, że znany podróżnik N atterer, przez 17 -~e lat swego pobytu w Brazylii zdoby_ł zaled~1e 3 egzemplarze tego gatunku, _a i to Jeszcz_e, Jak powiada Brehm w sw~m d_zJ~le, zawdzięczał tylko szczęśliwyr~ ~~ohcz~oscwm. .

Ptastwo leśneJ KICzuy Jest bardzo urozmai­cone, chociaż i tu, jak i w innych częściach Monta.nii koncentruje się na pewnych prze­strzeniach, tak, że nieraz można godziny całe chodzić, spotykając zaledwie pojedyńcze pta­szki. Zato stadka wędrowne są tu chyba liczniejsze i bardziej urozmaicone, niż w la­sach sierrańskich, co innemi słowami da się wyrazić, że odbyw~ się t_u ws~y.stko na wię_ks~ą skalę, dzięki obfiteJ roślmnosCI. Las tutaJ me jest tak milczący, jak się z początku wydaje;

przysłuchajmy się dobrze, a usłyszymy różne głosy, dochodzące nas z głębi puszczy.

(C. d. n.)

KORESPOŃDENCYJA WSZECHSWIATA.

Petersburg dn. 13 Czerwca 1883.

Kongres gieologiczny bonoński 1) ożywił

znacznie ruch na polu badań gieologicznych w całej Europie. Pomijając uchwały zjazdu, mające bardziej specyjalne znaczenie,. zatrzy­mam się nad postanowieniero wyda~1a m~py gieologicznej całej Europy przy ws?ołudzmle wszystkich rządów, biorących udział w lw~­gresie. Jeżeli dla państw zachodni~europeJ­skich, jak Anglija, Niemcy, FrancyJa, kwe­styja uczynienia zadość tej uchwale sprowa~z~ się do stosunkowo nieznacznych uzupe~m~n i poprawek, to w Rosyi sumienne w~~ełn_1eme zadania wymaga prawie gorączkoweJ działal­ności. Jakkolwiek już od końca przeszłego wieku stała się Rosyja polem studyjów gieo­logicznych, prowadzonych przeważnie_ przez uczonych cudzoziemskich, dotychcz~s Je~n~~ w porównaniu z resztą Europy, znaJomośc ~eJ

budowy gieologicznej stoi na niezbyt wysoki~ szczeblu. Przyczyna mieści się w nadzwyczaJ­nym obszarze państwa, który sprawia, że pr~­ce wielkie bezwzględnie maleją w porównamu z olbrzymią powierzchnią całości.

Badania dawniejsze, jak Pallasa, Leopolda von Bucha, Gustawa Rose, Murchisona, Ver­neuila, Keiserlinga i innych, miały charakter więcej gieograficzno-opisowy, n_iż ściśl: g.ieo­logiczny. Obejmowały one w Ciągu krotkie~o czasu przestrzenie ogromne i odznaczały się zdumiewającą trafnością sądu, lecz przy obec­nym stanie nauki nie są zdolne zadowolnić ~ej wymagań. Vv swoim czasie jednak wzbudziły prace te ciekawość całego świata naukowe?o Europy, zaczęto szukać wśród utworów me­zmierzonej równiny rosyjskiej, odpowiedzi na naglące pytania tamtoczesnej gieologii i nie­rzadko osiągano je. Badania Murchis1ma nad osadami dewońskiemi prowincyj nadbałtyckich pozwoliły mu usystelnatyzować dewon angiel­ski, odkrycie osadów przejściowych dewono­węglowych (grupa malewko-murawijewska)

') Który sifJ odbył we Wrześui!ł 186 l •·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

414 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

i permowęglowych (grupa arteńska) rzuciły

nowe światło na historyją powstawania tych osadów. I uczeni rosyjscy, jak Barbotte de Marny, Fischer von W aldheim, Eichwald, Abich, Meller, Karpiński, Inostrancew, Puzy­rewskij i inni niemało przyczynili się do pozna­nia budowy gieologicznej państwa. Badania ich ograniczają się jednak prawie wyłącznie na Uralu, basenie podmoskiewskim, Donieckim, Finlandyi i Kaukazie; budowa większej części Rosyi europejskiej może być obecnie zaledwie przedmiotem mniej lub więcej szczęśliwych

domysłów i tylko przy nadzwyczaj wytrwałej i systematycznej pracy detalicznie poznaną. być może.

Impuls do takiej pracy dal kongres bonoń­ski. Już w kilka miesięcy po nim, mianowicie dnia 19 Stycznia 1882 r. założony został w Pe­tersburgu komitet gieologiczny. Ma on za za­danie prace następujące:

1) Systematyczne zbadanie budowy gieolo­gicznej całego państwa.

2) Opracowanie materyjałów naukowych, tyczących się tego przedmiotu, oraz wydawni­ctwo Pamiętnika.

3) · Ułożenie i wydanie mapy gieologicznej państwa.

4) Układanie kolekcyj skał i skamieniałości.

5) Pornoc osobom prywatnym i dykastery­jom rządowym w zakresie działalności ko­mitetu.

W skład komitetu wchodzi dyrektor, 3-ch starszych i 3-ch młoclszych gieologów, sekre­tarz i kustosz zbiorów. Etat komitetu wynosi

· 30000 rs. rocznie, dyrektorem jego obecnie jest r. t. inż. górn. Jerofiejew.

Działalność komitetu rozszerza się i na Kró­lestwo Polskie, stanowiące bogate pole dla gieologa, ze względu na swe położenie pośre­dnie między osadfłmi zachodnio i wschodnio­europejskiemi, jakoteż z powodu różnorodno­ści swej budowy gieologicznej. To też uwaga komitetu bacznie na kraj nasz jest ?:wróconą. W przeszłym roku pr7.edsiębrał badania w gó­rach sandomierskich inż Michahki, w r. b. p. M. zbada RRdomskie, inż. Giedroić praco­wać będzie w Płockiem i Łomżyńskiem, a inż.

Rugiewicz w okolicach Kielc i Bodzentyna.

Energiczna ta działalność, miejmy nadziejfu nie ostygnie z czasem; po latach kilku posia­dać będziemy mapę i opis naszego kraju o tyle

dokładny, że stanie się on podwaliną do dal­szych, bardziej detalicznych prac w tym kie­runku. Skala 10 wiorst w calu ang., przyjęta przez komitet, może być na początek dla Ro­syi wystarczającą, le~z w stosunku do Króle­stwa jest bezwarunkowo zamałą: różnorodność budowy, szczególniej południowej części kraju, wymaga dokładności daleko znaczniejszej' którą z czasem własnerui siłami osiągnąć bę­

dziemy mogli. Pole więe dla naszych uczonych stoi otworem i prace komitetu nie powinny osłabiać ich energii, lecz przeciwnie, powinny stać się pobudką do jej wzmożenia.

Przenieśmy się teraz myślą do najpłodniej­szego w skutki zastosowania wiedzy gieologi­cznej' do przemysłu górniczego. w zeszycie majowym "Żurnalu górniczego" znajdujemy dane statystyczne, tyczące się przemysłu gór­niczego w państwie za r. 1881. Wyjmujemy z nich cyfry, odnoszące się do Królestwa, któ­re zapewne dla czytelników naszych nie będą obojętne. Zaczynamy od węgla.

1) W~giel kamienny, b1·unatny i to1j:

W roku 1881 wydobyto węgla kamiennego 85.303.773 pudów, węgla brunatnego 470.934 pudów, torfu 7 milj. cegieł.

W porównaniu z r. 1880 dostrzegamy po­większenie eksploatacyi węgla kamienego o 9%.

2) S1~rowiec, żelazo z' stal.

a) Z 85 kopalń wydobyto ogółem 10.398.095 p. rud żelaznych, a mianowicie z 10 skarbo­wych kopalń 1.37 5. 773 p., ~ 7 5 prywatnych 9.022.322 p.

Z cyfry tej wypada na guberniją Radomski!! 67%, na gub. PiotrkowskiJI 20%, Kielecką 8°/o, Kaliską 5%.

b) Surowizny wytopiono ogółem 2.938.472 p., a mianowicie z 4 pieców skarbowych 387,183 p., z :29 pieców prywatnych 2.551.289 p.

c) Żelaza otrzymano ogółem 1.502.362 pud., a mianowicie w fabrykach skarbowych 97.613 pud. żelaza s?:tabowego i 5.584 p. blachy, w fa­brykach prywatnych 1.436.838 p. żelaza szta­bowego i 59.940 p. blachy.

Fryszerek było ogółem 60, a mianowicie skarbowych 2 i pryw. 58; pierów pudlowych ogółem 41, skarbowych 3 i pryw. 38; pieców szwejsowych ogółem 26, skarbowych 2 i pry­watnych 24.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr. 26. WSZECHŚWIA r. 415

d) Stali besemerowskiej otrzymano 3.902.267 pud., z których wyrobiono szyn stalowych 3.049.100 p.

W porównaniu z r. 1880 dostrzegamy zwięk· szenie się ilości otrzymanej rudy o 18%, su­rowizny o 10% i żelaza o 14"f0 , a natomiast zmniejszenie ilości stali lanej o l O%.

3) Galman i ą;nk. Galmanu wydobyto ogółem 6.315.663 pud.,

a mianowicie z 5 kopalń skarbowych 1.426.204 pud., z 5 kopalń prywatnych 4.889.459 p.

Cynku wytopiono ogółem 277.641 p. w 88 }Jiecach, a miRn. W hucie skarbowej 96.232 p. w 48 piecach, w hutach prywatnych 181.409 p. w 40 piecach.

Blachy cynkowej otrzymano ogółem 209.146 pudów, a mianowicie w walcowni skarbowej 54.609 p., w walcowni prywatnej (Emma) 154.437 p.

W porównaniu z r. 18SO widzimy zmniej­szenie ilości wydobytego galmanu o l% i po­większenie ilości otrzymanego cynku o 4%.

4) Ołów.

Ta gałęź przemysłu ograniczyła się na wy­dobyciu 32.169 pud. galeny (w r. 1880 tylko 1521 p.).

5) Jfiedź.

vV trzech walcowniach (Kolumna, Koniec­pol i Józefów) otrzymano blachy miedzianej 14.850 p).

6) Soli otrzymano w r. 1881 w ciechociń­skiej warzelni 49.900 pud.

Maszyn parowych kopalnianych i fabryczno· górniczych było 177 o sile 9.~71 koni parow.; kół wodnych i turbin 178 o sile 2.121 koni pa­rowych.

Robotników górniczych i hutniczych było 16.412, a mianowicie w zakładach skarbowych 684, w zakładach prywatnych 15.728. Wypad~ów nieszczęśliwych było 64, z któ·

rych 44 zakończyły się śmiercią i 6 ciężkiem pokaleczeniem. N aj więcej wypadków spowo­dowało oberwanie się skały (2;'> l, następnie nieostrożność przy strzelaniu (8), upadek do zrobów (5), uduszenie, oparzenie, nieostro-żność przy maszynie (po 4). B. J.

KRONIKA NAUKOWA.

(Fz'zyka).

- W i d m o p o z a c z e r w o n e. Przy badaniu widma słonecznego szczególną wa­żność posiadaji:!J skrajne jr.go granice, uczą bo­wiem, jakie promienie przebiedz mogą niepo­chłonięte przez atmosferę ziemską. Dotąd o wiele liczniejsze badania, przeprowadzono nad promieniami pozafijoletowemi, aniżeli po drugiej &tronie widma świetlnego, w ostatnich jednak czasach ogłoszono kilka prac i nad tą ostatnią częścią widma, przeprowadzonych ró­żnemi metodami. P. Ernest Pringsheim od· woływał się do widma dyfrakcyjnego, które otrzymywał zapomocą siatki na zwierciadle metalicznem, które na calu miało 17290 kre­sek. Działalno:3ć cieplikowa promieni poza­czerwonych wykazaną została za.pomocą ra­dyjometru, po zatrzymaniu promieni jasnych rostworem jodu w siarku węgla lub cienką ta­felką ebonitówą. Badania te wykazały, że

w widmie słonecznem znajdują się jeszcze pro­mienie, których długości fal są dwa razy więk­sze, aniżeli ciemnych promieni czerwonych, a zatem około 0,00152. P. Pringsheim wyka­zał też kilka smug ciemnych w tej części wi­dma i sądzi, że udoskonalenie metod dozwoli wykazać dalsze jeszcze promienie. Drugą pracę przeprowadził p. Henryk Bec­

querel metodą zupełnie odmienną. Jeżeli mia­nowicie w ciemnym pokoju rzucimy widmo słoneczne na przegrodę, pokrytt~ substancyją fosforyzującą, która poprzednio wystawiona była na światło, a następnie szybko zakryje­my padające promienie, to w części, która do­tkniętą byh promier.iami fijoletowemi i poza­fijoletowi, fosfurescencyja okazuje się żywszą, gdy natomiast niknie w części czerwonej i po­zaczerwonej. Przy uokładniejszem jednak roz­patrywaniu, znajdujemy w części pozaczerwo­nej kilka linij i smug, odpowiadających liui­jom ciemnym widma jasnego, Hóre wskutek braku promieni powstały z tła fusforyzuj}tce­go. NajJłuższe z tak wykazanych fal wynosiły 0,001444 mm., co odpowiada linii ciemnej, je­szcze w r. 1847 wykazanej przez F1zeau zapo­mocą stosu termoelektrycznego linijnego. Nie­co dawniej Draper, a następuie Abney zdołali widmo pozaczerwone odfotografować.

S. K.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

416 WSZECHŚWIAT. Nr. 26.

ODPOWIEDZI REDAKCYJ.

WP. D-r K. }.{. w Pawoloczy. Wz6r zwykłego

bursztynianu żelaza (fen·um succinicnm) jest Fe20-(HtC40~h, jestto więc s61 zasadowa. Możemy ją otrzy· mać przez roskład podw6jny między bursztynianem amo­nu a chlornikiem żelaza na mocy r6wnania: Fe~Clr,

·+· 2(NHłh (HtCtOł) + H20 = 2HC1 -t- 4NH!Cl + Fe20(H!CłOłh - przyczem widocznie na molekułę Fe2 Cl6 z ciężarem 3 2 5 należy użyć dwie molekuły

(2 X l 52) bursztynia nu amonu. Że jednak osad jest ga· laretowaty i do wymycia bardzo trudny, przeto niej a ki Dopping radzi dodawać do :Fe2CI6 rospuszczonego już w wodzie polowę jego wagi octanu sodu (natrium aceti­cum ), a osad hur~ztynianu żelaza przemywać na filtrze spirytusem - jest on wtedy proszkowaty, barwy blado ceglastej. Ponieważ chlornik żelaza handlowy zawsze zawiera w sobie nieokreślone ilości wody, należy więc

nie ważyć go, lecz do rostworu dodawać huL"sztynianu amonu, dop6ki wszystko żelazo nie zostanie strącone, co poznać łatwo po bezbarwności sklarowanego płynu nad osadem.

Wycieczki fizyjo[raficzne na wzór Jastrzębowskie[o .

Złożyli w Red. Wszechświata na rzecz wycieczek fizyjograficznych: pp. Stanisław Rohn rs. I o, Edwm·d Jantzen rs. 1 o, Karol Strasburgar rs . I o, Karol Szlen· kier rs . l O, A. Turowicz rs. l, D-r K. Dohrski rs. 5, D·r Szczygielski rs. 5, D-r Mayzel rs. 2

1 Kazimierz

Natanson rs. 3, D-r Fr. Śliwicki rs. 5, Wincenty br. Walewski rs. 5, Maryjan Baraniceki rs. 2, Ad. Kirsch­herg rs. 5, D-r K. Benni rs. l O, inż. E. Paidly rs. 1 O.

Razem rs. 93. W przedmiocie Wycieczek D-r H. S. złożył projekt ich urządzenia, kt6ry zostanie uwzględ­

niony we właściwym czasie.

T r e ś ć : Fryderyk Wohler, napisał J. J . Bo· guski. - Droga żelazna dla przewozu okręt6w z ładun· Idem między oceanem Atlantyckim i Spokojnym, przez E . P.- ·wspomnienia z podróży po Peru, przez Jana Sztolcmana. Kraj i przyroda. - Korespondencyja Wszechświata . - Kronika naukowa. - Odpowiedzi Redakcyi. - Wycieczki fizyjograficzne na wz6r Jastrzę ·

bowskicgo. - Ogłoszenia.

Wydawca E. Dziewulski. Redaktor Br. Znatowicz.

Opuściło prasę i jest do nabycia-

w księgarni Gebethnera i Wolffa , dziełko p. t .

P~DR~CŁNIK CHEMICŁNY do Dosznkiwail w Iaboratoryjum cnkrowniczem,

przez D-ra A. Wachtla,

przetożył i U't.npelnił Jarosław Slaski, chemik.

Z 17-ma drzeworytami w tekscie.

Cena rs. l kop. 20.

P AMIĘTNIK FIZY JOGRAFICZNY 1'@Ml ~~~ ~~ ml@K ~85853

znajduje się pod prasą i zawiera prace następujących autorów:

W dziale I-ym (Meteorologija i hidrografija): A p. Pietkiewicza, J. J ędrzejewicza, W. Ohoro­szewtikiego, W. Wróblewskiego; w dziale II-im (Gieologija z chemiją): J. Trejdosiewicza, J. B. Puscha, N . Milicera; w dziale III-im (Botanika i zoologij a): K . Łapczyńskiego, K. !Jybulskie­go, M. Twardowf<kiej, ~- Hemplównej, F. Kar?,~- Ejchler3:, A. Wałecki~go, A. Slósarskie­go, F. Osterlo:ffa; w ~z1ale IV-ym (An_tropolog1ja 1 etnografiJa): J. K~rłowiCza, M. Fedorow-

sklego, N admorskwgo, Z. G logi era, L. DudrewiCza.

Członkowie Komitetu Redakcyjnego Wszechświata, kt6rzy, przedstawiając specyjalne gałęzie nauk przyrodzonych, zajmowali się redagowaniem właściwych dział6w w popnednio wydanych tomach Pamiętnika, wchodzą r6wnież do składu Kornitlitu Redakcyjnego Pamiętnika Fizyjograficznego.

Prenumerata na tom 111-ci Pamiętnika Fizyjograficznego wynosi rs. 5, a z przesyłką rs. 5 kop. 50

i może być nadsyłana pod adresem Wydawnictwa (Podwale 2).

Po wyjścit~ zostam·e ustanowiona cena ksi~gm·ska na ?'8. 7 kop. bO.

){oanoJieao Ueuayporo. Bapruaoa lO Iroun: 1883. · Druk J. Bergera, Elektoralna .Nr. I4.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/