18
Ewangelia i rozważania 4-10 lutego 2019 r.

Ewangelia i rozważania 4-10 lutego 2019 r. · Poniedziałek, 4 lutego Mk 5,1-20 Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju

  • Upload
    hanga

  • View
    214

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Ewangelia i rozważania 4-10 lutego 2019 r.

�Poniedziałek, 4 lutego Mk 5,1-20 Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Gdy wysiadł z łodzi, zaraz wyszedł Mu naprzeciw z grobow-ców człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w gro-bowcach i nikt już nawet łańcuchem nie mógł go związać. Często bowiem nakładano mu pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą w grobowcach i po górach krzyczał i tłukł się kamieniami. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i zawołał wniebogłosy: «Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie!» Powiedział mu bowiem: «Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka». I zapytał go: «Jak ci na imię?» Odpowiedział Mu: «Na imię mi „Legion”, bo nas jest wielu». I zaczął prosić Go usilnie, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosiły Go więc złe duchy: «Poślij nas w świnie, żebyśmy mogli w nie wejść». I pozwolił im. Tak, wyszedłszy, duchy nieczyste weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli o tym w mieście i po osiedlach. A ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie „legion”, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic. Gdy wsiadał do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł przy Nim zostać. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: «Wracaj do domu, do swoich, i opo-wiedz im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą». Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus mu uczynił, a wszyscy się dziwili.

�Rozważanie

Noc. „Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora”. Zanim Jezus wybrał się do kraju Gerazeńczyków, św. Marek opisuje, że nauczał tłumy nad Jeziorem Galilejskim, a wieczorem pewnego dnia polecił uczniom, by wyprawili się na jego drugą stronę. A skoro tylko Jezus wysiadł z łodzi, wyszedł do niego człowiek opętany. Można więc przypuszczać, że scena opisana w dzisiejszej Ewangelii miała miejsce nocą. Noc symbolizuje śmierć (grobowce), zniewolenie (pęta i łańcuchy), rozpacz (krzyczał i tłukł się kamieniami), grzech (stado świń, dla Żydów zwierząt nieczystych). Noc oznacza brak Boga (Gerazeńczycy byli poganami). I Jezus wchodzi w tę noc, by ją rozświetlić miłością, która jest w Nim i życiem, które jest w Nim. Okoliczności uzdrowienia opętanego są bardzo dramatyczne (kiedy Jezus płynął na drugi brzeg, na jeziorze zerwał się gwałtowny wicher, wprawiając uczniów w przerażenie). Ale Syn Boży zwycięża i legion demonów, i wicher na jeziorze. Czy ja przychodzę do Niego po uwolnienie, po uzdrowienie? Czy w ciemną noc mojego życia zwracam się do Niego z ufnością, że nie pozwoli mi utonąć? Poranek. „Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli o tym w mieście i po osiedlach”. Kiedy inni przyszli zobaczyć, co się stało, opętany siedział już „ubrany i przy zdrowych zmysłach”. Pewnie był już ranek, nastał nowy dzień, nowe światło, nowa nadzieja. Tyle że ludzie nie byli jeszcze na to gotowi – ogarnął ich strach, prosili Jezusa, by odszedł od nich. A ja, czy jestem już gotowy na to, by przebudzić się do nowego dnia – z Chrystusem, czy jeszcze trzymam się kurczowo nocy mojego życia i boję się Go do niej zaprosić? Apostoł. „Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus mu uczynił”. Jezus posyła uzdrowionego, by głosił Jego imię w miastach hellenistycznych, wśród tych, którzy nie słyszeli o Bogu, ani o Jego Synu. To samo później będą robić inni wielcy Apostołowie, jak chociażby św. Paweł. Czy ja mam w sobie serce apostoła? Czy pragnę moim życiem dawać świadectwo o Chrystusie?

�wtorek, 5 lutego - św. AgatY Mk 5,21-43

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg jeziora Genezaret, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: «Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła». Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: «Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa». Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: «Kto dotknął mojego płaszcza?» Odpowiedzieli Mu uczniowie: «Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto Mnie dotknął». On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta podeszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, padła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości». Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?» Lecz Jezus, słysząc, co mówiono, rzekł do przełożonego synagogi: «Nie bój się, wierz tylko!» I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Widząc zamieszanie, płaczących i głośno zawodzących, wszedł i rzekł do nich: «Czemu podnosicie wrzawę i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go. Lecz On

�odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca i matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!» Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

�RozważanieWiara. „Mówiła bowiem: «Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa»”. Dzisiejsza Ewangelia jest kontynuacją wydarzeń, o których czytaliśmy wczoraj. We wczorajszej Ewangelii opętany, gdy z daleka ujrzał Jezusa, „przybiegł, oddał Mu pokłon i zawołał wniebogłosy: «Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego?»”. Duch nieczysty WIEDZIAŁ, że Jezus jest Synem Boga Najwyższego. A ja? Choć Jezus przebywał na ziemi kilkadziesiąt lat, wielu ludzi nie uwierzyło, że On jest Synem Bożym, Mesjaszem, posłanym, by nas zbawić. Dzisiaj Jezus z naciskiem podkreśla, jak ważne jest to, by w Niego wierzyć, by nie wątpić w Jego wszechmoc nawet w tak dramatycznych okolicznościach, w jakich znaleźli się dzisiejsi bohaterowie. Czy ja mam taką wiarę? Być może właśnie teraz jest ona wystawiana na próbę, jak wiara Jaira i kobiety cierpiącej na krwotok. Czy mimo tego nadal wierzę Jezusowi?

Lekarstwo. „Nie bój się”. W dzisiejszej Ewangelii Jezus uzdrawia kobietę chorującą od dwunastu lat i dwunastoletnią dziewczynkę. Znam dobrze tę historię. Ale może nie zwróciłem wcześniej uwagi na to, że dzisiaj Syn Boży podaje też lekarstwo dla mnie. Chce mnie uleczyć z mego lęku. Lekarstwem na strach jest wiara. Ale, by odzyskać zdrowie, trzeba chcieć poddać się leczeniu. Czy ja tego chcę? Czy pragnę, jak ta kobieta, jak Jair, by i mnie Jezus uzdrowił, uwolnił mnie od lęku? Czy jestem gotowy poddać się Jezusowej terapii przez wiarę? Czy wierzę mocno, że strach, który często niszczy moje życie, niszczy mnie, jest w ogóle uleczalny, że mogę się go pozbyć – raz i na zawsze, tak, by żyć w obfitości i mieć radość pełną?

�Środa, 6 lutego - św. Męczenników z Japonii Mk 6,1-6

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

�Rozważanie

Nazaret. „Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta”. Dorosły Jezus, będąc już osobą publiczną, wraca do miasta, w którym się wychował. Zna tam każdy kamień, każdy zakręt drogi. I Jego tam znają. Ale mieszkańcy Nazaretu nie są w stanie wzbudzić w sobie pozytywnych uczuć do cieśli, syna Maryi. Jakby z automatu Go odrzucają. Może w duchu myślą to samo, co powiedział Natanael, gdy pierwszy raz usłyszał o Mesjaszu: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”. Może oni sami siebie uważają za gorszych i dlatego nie mogą uwierzyć, by jeden z nich mógł być kimś wyjątkowym. Może sami trwają w mroku i stagnacji, i innych wokół siebie ciągną za sobą w dół: ja mam źle, to dlaczego inni mieliby mieć lepiej? Czy czegoś mi to przypadkiem nie przypomina? Lekceważenie. „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. Każdy człowiek, którego spotykam, jest dla mnie darem od Boga. A jednak, czy nie jest tak, jak mówi Jezus? Czy nie lekceważę osób mi najbliższych, z którymi przebywam na co dzień? Czy dostrzegam w najbliższych mi osobach to, co w nich piękne i dobre, i czy staram się to w nich pielęgnować i podsycać? Czy raczej powątpiewam o nich, jak mieszkańcy Nazaretu powątpiewali o Jezusie, tak, że On nie mógł tam zdziałać żadnego cudu? Jeśli będę wątpił w najbliższe mi osoby, to one też nie będą w stanie nic dobrego zrobić ze swoim życiem, bo skąd znajdą do tego siły.

�czwartek, 7 lutego Mk 6,7-13

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien». I mówił do nich: «Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich». Oni więc wyszli i wzywali do nawracania się. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

�Rozważanie

Nic. „I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę”. Jezus uczy swoich Dwunastu całkowitego zaufania Mu. Może teraz jeszcze tak bardzo tego nie potrzebują – w końcu wiedzie im się dobrze: nawracają, wyrzucają złe duchy, uzdrawiają. Można powiedzieć: „Jest moc”. Ale potrzebują umieć zaufać Jezusowi, w całości zdać się na Niego na trudny czas, kiedy naprawdę wszystko inne zawiedzie i tylko w Bogu będzie można pokładać nadzieję. Czy takie doświadczenie jest mi bliskie? Czy były sytuacje w moim życiu, kiedy nie miałem nic i po ludzku wydawało się, że tonę, i tylko do Boga mogłem wołać: „Ratuj!”?

Wola. „Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie”. Czy zdarzało mi się pytać Boga, jaka jest Jego wola względem mnie, co mam czynić, i jak, by ją wypełniać? Oto więc prosta odpowiedź na te pytania: „Gdy do jakiegoś domu wejdziesz, zostań tam, aż stamtąd wyjdziesz”. Trzeba żyć po prostu – tu i teraz, przyjmować to, co daje mi Bóg i Jemu z powrotem to powierzać. Nie zastanawiać się – a może lepiej by było tak, albo inaczej; a co by było gdyby. Bóg jest we wszystkim, co mnie dotyka, i sam mnie prowadzi, jeśli zdaję się na Niego w pełnym zaufaniu i bez zbytniego roztrząsania, co i jak.

Zły duch może mi podpowiadać, że powinienem się niepokoić, mieć wątpliwości, odczuwać żal czy zawód. To po to, żeby odwrócić moją uwagę od Tego, który jest dobry i miłosierny, i który daje mi życie prawdziwe, w radości i w obfitości. Niech więc nie dam się zwieść próżnym zamartwianiom, ale pozwolę Bogu, by sam mnie prowadził.

�piątek, 8 lutego Mk 6,14-29

Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: «Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim». Inni zaś mówili: «To jest Eliasz»; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, mawiał: «To Jan, którego ściąć kazałem, zmartwychwstał». Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego, Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem napominał Heroda: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». A Herodiada zawzięła się na niego i chciała go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a jednak chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobistościom w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współ-biesiadnikom. Król rzekł do dziewczyny: «Proś mnie, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast podeszła z pośpie-chem do króla i poprosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczynie, a dziewczyna dała swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

�Rozważanie Mk 6, 14-29

Zawiść. „Herodiada zawzięła się na niego”. Herodiada może nawet nie znała Jana Chrzciciela. Jak czytamy w Ewangelii, to z Herodem, nie z nią rozmawiał. A jednak ogarnęła ją ślepa zawiść. Jeśli daję się ponosić takim uczuciom, to one szybko eskalują i prowadzą do nieszczęścia. W głowie osoby podsycającej w sobie wrogość, nienawiść szybko rodzi się pragnienie wyrządzenia krzywdy drugiej osobie, aż po pozbawienie jej życia. Nikt nie jest do końca bezpieczny od takiej pokusy. Dlatego muszę powierzać codziennie moje myśli, moje słowa, moje uczynki Bogu, by wypełniał je swoją miłością i miłosierdziem. By nie dopuszczał we mnie pokusy do tego, bym się na kogoś „zawziął”, jak Herodiada na Jana. Władza. „Proś mnie, o co chcesz, a dam ci”. Herodowi wydaje się, że ma władzę. A jednak wobec Boga jest on całkowicie bezsilny. Król dokonuje zbrodni, ale Bóg nawet z najgorszego zła potrafi wyprowadzić dobro. Często jest tak, że śmierć, zwłaszcza tragiczna, szlachetnej i prawej osoby nie tylko że jej nie ucisza – jak może chcieliby jej wrogowie – ale jeszcze głośniej woła świadectwem dobrego życia i inspiruje innych do czynienia kolejnego dobra. Chociażby św. Maksymilian Maria Kolbe. Czy znalibyśmy go dzisiaj, gdyby nie jego śmierć w obozie? Albo ksiądz Popiełuszko. Czy wciąż pamiętalibyśmy o nim, gdyby nie jego męczeństwo? Pochopność. „Natychmiast podeszła z pośpiechem do króla i poprosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela»”. Święty Marek, zwykle oszczędny w słowach, tu kilkukrotnie podkreśla pośpiech, z jakim córka Herodiady dopuściła się zła, prosząc o głowę Jana. Gdyby się na chwilę zatrzymała, zastanowiła, może by się opamiętała i nie usłuchałaby kuriozalnej prośby matki. Mi też może się zdarzać, że pochopnie i bezmyślnie robię rzeczy, których potem żałuję. Powierzę więc mój dzisiejszy dzień Bogu, by mnie od tego strzegł, odmawiając Ojcze Nasz: „… i nie wódź nas na pokuszenie”, by mnie strzegł przed zbytnim pośpiechem w realizowaniu złych zamierzeń podjętych pod wpływem nagłej złości, gniewu. By mnie chronił od grzeszenia „w afekcie”.

�sobota, 9 lutego Mk 6,30-34

Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać o wielu sprawach.

�Rozważanie

Z Jezusem. „Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno”. Zapewne jest tak, że w moim życiu robię dużo dobrych rzeczy dla innych. Poświęcam im mój czas, talenty, umiejętności, daję z siebie więcej niż potrzeba. I to jest dobre, a Pan sam przecież posyła robotników na swoje żniwo, więc się trudzę przy Jego dziele. Ale może jest też tak, że teraz jest w moim życiu czas na to, bym nieco „wypoczął”, odłożył moje aktywności, pobył na osobności z Jezusem. Może do tego On właśnie mnie teraz zaprasza, choć może to się wydawać dziwne, bo moje życie jest bardzo aktywne, i jestem innym bardzo potrzebny: „Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu”. Pewnie się z tym identyfikuję i myślę, że Jezus przecież sam litował się nad tłumem, który się wokół Niego gromadził, bo byli „jak owce nie mające pasterza”. Więc ja też chcę tak samo, jak On, być dobrym pasterzem.

Głos. „A On rzekł do nich”. Ale co w tym wszystkim mówi TERAZ do mnie Jezus? Może właśnie mówi, że teraz jest ten czas, żebym odpłynął z Nim „łodzią na pustkowie, osobno”. Jeśli tak, to nie powinienem się lękać, że utracę moje aktywności, które dla mnie też są przecież ważne – wszystkie te moje dzieła, które realizuję. Jeśli będzie potrzeba, to Pan sam mi zorganizuje kolejne zadania do wykonania, i znowu „zbiegną się” do mnie ludzie, nawet nie zobaczę kiedy. Ale powinienem mieć w sobie gotowość do pójścia za Jego głosem, bez wahania i bez wątpliwości, dokądkolwiek, i którędykolwiek, chce mnie poprowadzić.

�Niedziela, 10 lutego Łk 5,1–11

Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.

�komentarz - ks. Krystian Wilczyński

Dzisiejsza liturgia słowa mówi wiele o Bogu i o nas samych. Tak naprawdę poznajemy siebie tylko na przestrzeni kogoś większego: tak jak poznaje się piękno kwiatu patrząc na cały ogród; tak jak poznaje się piękno powieszonego obrazu, patrząc na cały pokój; tak jak poznaje się piękno kobiecego serca, patrząc na całe jej życie; tak jak poznaje się waleczność mężczyzny, patrząc na siłę w służbie rodziny; tak też poznaje się siebie, patrząc na majestat Boży.

1. Ilekroć człowiek doświadczał bliskości Bożej, tylekroć odczuwał, że ona go absolutnie przerasta. Widać to u Izajasza. Spotkał Boga prawie twarzą w twarz i na słowa Boże przeraził się swoją kruchością, marnością i przede wszystkim grzesznością. Bóg jednak właśnie takiego proroka sobie wybrał. Sam go sobie przygotował przez oczyszczenie, widoczne w wymownej scenie z żarzącym się węglem. To zapowiedź oczyszczenia ogniem Ducha Świętego, którego dokonywać będzie sam Jezus.

2. Doświadczenie proroka Izajasza prowadzi nas nad brzeg jeziora, gdzie ma miejsce cudowny połów ryb. Sytuacja jest podobna, z tym że jakby zupełnie naturalna – daleka od majestatycznej i mistycznej Izajaszowej wizji gdzieś zza światów. Oto sam Syn Boży staje pośród ludzi i przemawia, jak zwykły człowiek. Porównując te dwie sceny możemy zauważyć, że skutki są dokładnie te same – słowo Jezusa ma tę samą moc oczyszczania. Dlatego po wypowiedzi Piotra, wyznającego swoje grzechy, Jezus oczyszcza go swoim słowem, krzepiącym i zapowiadającym wielkość jego posłania. To kieruje naszą uwagę do Ewangelii według św. Jana, gdzie podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus mówi do swoich Apostołów: „Wy już jesteście czyści, dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15,3).

3. Jest przedziwne, że każdy i każda z nas jest niepomiernie bardziej godny spotkać się z Bogiem, niż Izajasz czy Piotr. Oni bowiem nie mieli Ducha Świętego, którego my otrzymaliśmy na chrzcie świętym. Nie zmienia to faktu,

�że jak oni, tak i my, jesteśmy grzeszni i słabi. Bóg ma nas jako swoje dzieci przybrane, ale stanu tego trzeba pilnować. Grzech czai się z każdej strony i z reguły nie jest łatwo dostrzegalny. Często jego szkodliwy charakter jest rozpoznawalny dopiero po fakcie.

4. Bóg, mimo to, wybiera nas na swoich proroków i swoich posłańców. Tam gdzie żyjemy i to co robimy, jest działaniem w mocy Ducha. Należy pamiętać, żeby być właściwie oczyszczonym. Stąd najpiękniejsze serce, to czyste serce – tylko ono jest w stanie oglądać Boga (por. Mt 5,8).

5. Kiedy szyba jest czysta, to widać przez nią piękno światła i świata. Tylko czyste serce jest w stanie dostrzegać piękno. Patrzeć dobrze na świat i na drugiego człowieka, da się tylko wtedy, kiedy własne serce jest czyste. Kiedy sumienie jest obciążone grzechem, to łatwiej osądzać, oskarżać i widzieć same porażki. Człowiek czystego serca patrzy na wszystko oczami Boga – miłosiernie, z szansą na czyjąś poprawę.

�Rozważanie

Przemiana. „Na Twoje słowo zarzucę sieci”. Jak wielka przemiana dokonała się w Piotrze od sceny, której jesteśmy świadkami dzisiaj – „Wyjdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym” – do kolejnego nieudanego połowu w jeziorze Genezaret, po którym Apostoł wyznaje Panu: „Ty wiesz, że Cię kocham”. Z pewnością nie był to łatwy i przyjemny proces. Z pewnością nieraz Piotr musiał się konfrontować z własną grzesznością, i gorzko płakać z jej powodu. A jednak wytrwał w wierności Jezusowi. Niech on będzie dla mnie przykładem i pocieszeniem, kiedy będzie mi się wydawać, że jestem już u kresu sił, że moja nadzieja zgasła. Jezus o Piotrze nie zapomniał. O mnie też na pewno nie zapomni.

Trudy. „Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać”. W przyjaźni Apostołów z Jezusem nie zawsze tak było, że wszystko im się udawało, że sukces gonił sukces. W tej przyjaźni było miejsce i na cudowny połów, i na wyparcie się pojmanego Mistrza; i na górę Tabor, i na górę Golgotę. Jak i w moim życiu. Są chwile, kiedy czuję, że mógłbym góry przynosić, i są takie dni, kiedy wszystko wydaje się iść nie tak. Ale Jego przyjaźń do mnie wciąż trwa, i wciąż jest tak samo mocna. Czy, mimo rozlicznych trudów, których doświadczam, nadal pragnę za Nim iść, Jego drogą, jak tego dnia, kiedy pierwszy raz zachwyciłem się moim Panem?