76
Cena 6 zl (5%VAT) numer indeksu 284521 naklad 11 500 egz. BIULETYN IPN nr 2 (47)/2016 Ryngraf zerwany z munduru Strajk w mieście kobiet Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego Dodatek specjalny: replika ryngrafu por. Franciszka Majewskiego „Slonego” oraz plyta DVD ze spektaklem Sprawa Emila B.

Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Historia Polski 1918–1989 w 133 symbolachNowe wydanie gry ZnajZnak już w sprzedaży!

Gra jest dostępna także w wersji elektronicznej: Zagraj w ZnajZnak – Na prąd na Facebooku lub pobierz na swój smartfon

Apple and the Apple logo are trademarks of Apple Inc., registered in the U.S. and other countries. App Store is a service mark of Apple Inc. Android, Google Play and the Google Play logo are trademarks of Google Inc.

Więcej szczegółów na

znajznak.plAHEEEHAPHFGALJGNNPAHEEEHABNFFFNBPMKFDEDAOAPBNFFFNBDGMFBPFNNFLPFHAIANEKKIKKEPGOICBFEEBDPKGEJCPHFJNMJEMFFNNFEHLKACFMNGAHFHANHDNAPBBBPAPCELEKAPHFCDAEDMIAHHHHHHHPHPHHHHPPHHPPPHPPH

069

069

Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946)

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

Pochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych. Z więzienia napisała gryps do ro-

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”. Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku. KMhttp://inka.ipn.gov.pl/

1939–1945 1944/5–19891918–1939

AHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKF

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

069

Danuta Siedzikówna „Inka”

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańskuprowadzonych przez IPN w Gdańsku

069

Pochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

http://inka.ipn.gov.pl/

AHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNBAHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNBAHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNKBNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNKBNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBBOLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBBOLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOGADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOGADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBDCMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBDCMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

http://inka.ipn.gov.pl/HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

http://inka.ipn.gov.pl/APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADG

HCAFKF

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHPAPBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFdować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

Cena 6 zł (5%VAT)

numer indeksu 284521nakład 11 500 egz.

BIULETYN IPN nr 2 (47)/2016

Ryngraf zerwany z munduru

Strajk w mieście kobiet

Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Dodatek specjalny: replika ryngrafu

por. Franciszka Majewskiego „Słonego”

oraz płyta DVD ze spektaklem Sprawa Emila B.

Page 2: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu02-675 Warszawa, ul. Wołoska 7Publikacje IPN można nabyć:w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki PRZYSTANEK HISTORIA, ul. Marszałkowska 21/25, 00-628 Warszawa, tel. 22 576 30 05 i w księgarni IPN, ul. Wołoska 7, 02-675 Warszawa, tel. 22 581 86 78, 22 581 86 79.

Prenumerata „Pamięci.pl”Szczegółowe informacje na temat prenumeraty wraz z cennikiem i formularzem zamówienia znajdują się na stronie www.pamiec.pl przy opisie najnowszego wydania. Zamówienie można złożyć telefonicznie lub wysłać wypełniony formularz zwykłą pocztą na adres IPN albo pocztą elektroniczną na adresy podane obok.

Sprzedaż wysyłkowa publikacjiZamówienia można składać telefonicznie: tel. 22 581 86 78, 22 581 86 79; 22 581 86 96; faks 22 581 89 40pocztą zwykłą na adres IPNpocztą elektroniczną: [email protected]; [email protected]; [email protected] w księgarni internetowej: www.ipn.poczytaj.pl

1916– piekło verdun

luty 2016 numer 2/2016 (673) cena 9,50 zł (5% vat) nakład 14 700 egz.

Za wiarę

przeciw carowi

Średniowieczny

uniwersytet czarnej magii

Tragiczny koniec

Stanisława Leszczyńskiego

IND

EKS

365599

ISSN 12304018

dzieje papierowego pieniądza

„Mówią wieki” można nabyć w salonach EMPiK, Kolportera, Garmonda, Inmedio oraz dobrych kioskach RUCH-u, wersja elektroniczna dostępna na stronie internetowej księgarni Bellony: ksiegarnia.bellona.pl. Zamów prenumeratę: [email protected]

Popularyzujemy historię od 58 lat!

Zapraszamy także na nasze strony internetowe: www.mowiawieki.pl oraz www.facebook.com/mowiawieki

• Przebić serce Francji• Krwawe zapasy pod Verdun• Po wielkiej bitwie

PONADTO:• Średniowieczny uniwersytet czarnej magii• Za wiarę przeciw carowi• Tragiczny koniec Stanisława Leszczyńskiegooraz recenzje, nowości historyczne i nowy dodatek historyczny „Pewne jak w banku”, przygotowywany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. W 2 odcinku piszemy o dziejach papierowego pieniądza

TEMAT MIESIĄCA:

PIEKŁO VERDUN

MAGAZYN HISTORYCZNY „MÓWIĄ WIEKI”

Karolina Bittner, Piosenka w służbie propagandy. Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu 1968–1989, IPN, Poznań 2015, 282 s.

Jan Pietrzykow-ski SDB, Towarzystwo Salezjańskie w Polsce w warunkach okupacji 1939–1945, IPN, Warszawa 2015, 366 s.

Jarosław Syrnyk, Nadzór specjalny. Analiza historycz-no-antropologiczna działań organów bezpieczeństwa w kwestii tzw. nacjo-nalizmu ukraińskie-go na Podkarpaciu

w latach 1947–1989, IPN, Wrocław – Warszawa 2015, 312 s.

Piotr Brzeziński, Robert Chrzanowski, Tomasz Słomczyński, Pogrzebani nocą. Ofi ary Grudnia ’70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty, IPN, Polskapress sp. z o.o.,

Gdańsk 2015, 256 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Wacław Dubiański, Obóz Pracy w Mysłowi-cach w latach 1945––1946, IPN, Muzeum Miasta Mysłowice, Górnośląska Wyższa Szkoła Pedagogiczna im. Kardynała Augusta Hlonda, Mysłowice 2015, 120 s.

Marek Szymaniak, „Nade wszystko Ojczyzna…”. Wacław Polewczyński „Połom-ski” (1898–1948), IPN, Bydgoszcz – Gdańsk 2015, 132 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Sławomir Kalbarczyk, Kazimierz Bartel (1882–1941). Uczony w świecie polityki, IPN, Warszawa 2015, 1000 s.

Poczet Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie w latach 1939–1990, red. naukowa R. Habielski, IPN, Białystok 2015, 222 s.

Bartłomiej Noszczak, Etos gniewu. Antyko-munistyczne orga-nizacje młodzieżowe w Warszawie (1944––1989), IPN, Warszawa 2015, 960 s.

Tomasz Toborek, Stanisław Sojczyński i Konspiracyjne Wojsko Polskie, wyd. II popr. i uzup., IPN, Łódź 2015, 271 s. + 27 s. wkł. ilustr.

Marcin Przegiętka,Komunikacja i polityka. Transport kolejowy i drogowyw stosunkach polsko-niemieckich w latach 1918–1939, IPN, Warszawa 2015, 384 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Tadeusz Ruzikowski,Międzyzakładowy Robotniczy Komi-tet „Solidarności”. Relacje i dokumenty, IPN, Warszawa 2015, 655 s. + 20 s. wkł. ilustr.

Urząd Bezpieczeństwa w województwie białostockim 1944–1956. Z badań nad strukturą i działal-nością aparatu represji, red. M. Markiewicz, IPN, Białystok 2015, 276 s.

Adam Sitarek, Otoczone drutem państwo. Struktura i funkcjonowanie administracji żydow-skiej getta łódzkiego,IPN, Łódź 2015, 340 s.

Komunistyczny aparat represji wobec Polskiej Prowincji Dominikanów,red. M. Miławicki OP, M. Wenklar, IPN, Dominikański Instytut His toryczny w Krakowie, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2015, 485 s.

Daniel Wicenty, Weryfi kacja gdańskich dziennikarzy w stanie wojennym, IPN, Gdańsk 2015, 236 s.

W kręgu kulturyi przemysłu. Studia z dziejów Zabrza w XX wieku, red. Zbigniew Gołasz, IPN, Muzeum Miejskie w Zabrzu, Katowice 2015 , 400 s.

Zasada strukturalna jako podstawa opisu archiwaliów w zinte-growanych systemach informacji archiwal-nej, red. R. Leśkiewicz, A. Żeglińska, IPN, Warszawa 2015, 172 s.

Page 3: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Fot.

AIP

N3

2 AKTUALNOŚCI IPN 4 KALENDARIUM 6 Z PIERWSZEJ STRONY FELIETON

8 Krzysztof Gottesman, Apartamenty na Kolskiej, generalicja na Stawkach

STOP-KLATKA10 Ewa Wójcicka, Krótka historia jednego pasiaka

Z ARCHIWUM IPN14 Grzegorz Majchrzak, Funkcjonariusz Marek Motyka

WYWIAD16 Hekatomba polskiej prawicy – rozmowa

z Piotrem Semką, autorem książki My reakcja20 Pytania o Emila – rozmowa z Małgorzatą Imielską,

reżyserką i scenarzystką spektaklu Teatru Telewizji Sprawa Emila B.

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU25 Jacek Jaworski, Rosjanie w Wojsku Polskim 30 Andrzej Brzozowski, Jacek Pawłowicz, Ryngraf zerwany

z munduru34 Sławomir Łukasiewicz, W proteście przeciwko Jałcie39 Magdalena Wnuk, Latina, czyli azyl polityczny po włosku 42 Magdalena Zapolska-Downar, Strajk w mieście kobiet47 Patryk Pleskot, Emil Barchański:

ostatnia ofi ara Dzierżyńskiego?

BIULETYN IPN nr 2 (47)/2016

PRAWDA CZASÓW, PRAWDA EKRANU52 Jerzy Eisler, Agent nr 1

Z BRONIĄ W RĘKU55 Michał Mackiewicz, Steny z nieba

ORZEŁ BIAŁY58 Tomasz Zawistowski, Orły na zielonych beretach

EDUKACJA HISTORYCZNA62 Tadeusz Pamzo, „Przystanek Historia”

nie tylko w Warszawie64 Wojciech Sieroń, Wyścig do Berlina – historie

alternatywne

MIEJSCA Z HISTORIĄ67 Marek Rudziński, Daniel Wolborski,

Orlęta pęcickie ’44

70 RECENZJE 73 BIBLIOTEKA IPN

SP

IS T

RE

ŚC

I

Fot.

MW

P

Fot.

PA

P

Fot.

Kad

r ze

spe

ktak

lu S

praw

a Em

ila B

.

Fot.

AIP

N

Fot.

AIP

N

Fot.

NA

C

Page 4: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

AKTUALNOŚCI IPN2

Redaktor naczelnyAndrzej Brzozowski

Wydawca: Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

Rada Programowa: dr hab. Adam Dziurok, dr Krzysztof Kaczmarski, dr Maciej Korkuć, dr Bartosz Kuświk, dr Tomasz Łabuszewski, dr Agnieszka Łuczak, dr Karol Nawrocki, dr Sławomir Poleszak, dr Paweł Szulc, dr Waldemar Wilczewski, dr Andrzej Zawistowski (przewodniczący),dr Joanna Żelazko

Rada Redakcyjna: Andrzej Czyżewski, dr Dawid Golik, Krzysztof Gottesman, dr Joanna Hytrek-Hryciuk, Agnieszka Jaczyńska, dr Konrad Rokicki, dr Paweł Rokicki, dr Paweł Sasanka, Michał Siedziako, Emilia Świętochowska, dr Daniel Wicenty

Redakcja: Andrzej Brzozowski(redaktor naczelny, tel. 22 581 87 98,e-mail: [email protected])

Maciej Foks, Filip Gańczak, Jakub Gołębiewski, Andrzej Sujka, Karolina WichowskaSekretariat: Maria Wiśniewskae-mail: [email protected]. 22 581 88 19 Korekta: dr Magdalena BajProjekt grafi czny: Krzysztof Findziński, Marcin Koc, Sylwia SzafrańskaSkład i łamanie: Hubert RabińskiRedakcja techniczna: Marcin Koc

Siedziba redakcji: ul. Postępu 18b, Warszawa

Adres do korespondencji: ul. Wołoska 7, 02-675 Warszawa

www.ipn.gov.pl

Druk: „Legra” sp. z o.o. ul. Albatrosów 10c, 30-716 Kraków

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian w nadesłanych tekstach.

Do końca lutego w Centrum Edukacyj-nym IPN im. Janusza Kurtyki „Przysta-nek Historia” (ul. Marszałkowska 21/25) w Warszawie można oglądać wystawę prac Stanisława Kulona „Droga krzyżo-wa 1939–1947”.Autor, rocznik 1930, jako dziecko zo-stał wraz z rodziną wywieziony na Ural. Ciężkie warunki panujące w sowieckich obozach pracy doprowadziły do śmierci jego rodziców i młodszego rodzeństwa. On sam w 1946 roku wrócił do Polski. Ukończył z wyróżnieniem studia w Aka-demii Sztuk Pięknych w Warszawie. W la-tach 1988–2000 był profesorem Wy-działu Rzeźby ASP. W swojej twórczości wielokrotnie nawiązywał do wojennych losów Polski i Polaków.Cykl „Droga krzyżowa 1939–1947” to 28 reliefów w postaci barwionych sosno-wych tablic, na których prof. Kulon przed-stawił tragiczne doświadczenia swojej rodziny oraz innych Polaków deportowa-nych do Związku Radzieckiego w latach 1940–1941 i zmuszonych do osiedlenia się na „nieludzkiej ziemi”. Ekspozycję uzu-pełniają rzeźby Matki Sybiraczki, kapliczki i inne dzieła artysty.

Szanowni Czytelnicy!

Postawienie pomnika Feliksa Dzierżyńskiego na jednym z głównych placów Warszawy (i jednocześnie zmiana jego nazwy) w 1951 roku było jednym z licznych policzków wymierzonych Polakom przez ko-munistów. Nasza narodowa przekora sprawiła, że jeszcze wiele lat

później w Warszawie częściej się mówiło pl. Bankowy, a nie Dzierżyńskiego (podobnie zresztą jak pl. Wilsona zamiast Komuny Paryskiej czy Chmielna zamiast Rutkowskiego). Wkrótce po odsłonięciu pomnik „krwawego Felik-sa” miał już pomalowane na czerwono ręce, a władza kipiała z wściekłości – upokorzona bezczelnością i wzburzona profanacją komunistycznej ikony. W 1982 roku na monument – i całą jego ideologiczną treść – zamachnęli się licealiści. W niniejszym numerze przypominamy przebieg i konsekwencje ak-cji „Cokół”, w której wziął udział m.in. Emil Barchański. Kilka miesięcy później chłopiec został znaleziony martwy na brzegu Wisły. Sprawców nie wykryto, sprawę umorzono – prokuratura uznała śmierć chłopaka za nieszczęśliwy wypadek. Wiele (jeśli nie wręcz wszystko) wskazuje na to, że „nieznanymi sprawcami” byli funkcjonariusze SB lub MO, którzy zemścili się nie tylko za profanację pomnika ich patrona, lecz także za niezłomną postawę Emi-la podczas rozprawy. Historię akcji „Cokół” oraz dotychczasowe ustalenia w sprawie śmierci Emila Barchańskiego znajdą Państwo w artykule Patryka Pleskota. Do numeru dołączyliśmy także płytę ze spektaklem Sprawa Emila B. w reżyserii Małgorzaty Imielskiej. W publikowanej również w tym numerze rozmowie z Karoliną Wichowską reżyserka i scenarzystka opowiada o kuli-sach powstania spektaklu: poszukiwaniach dokumentów, własnym śledztwie i wnioskach, a także o kontaktach z matką Emila.Do numeru dołączyliśmy jeszcze jeden dodatek: replikę ryngrafu noszonego przez por. Franciszka Majewskiego „Słonego”. Zginął on samobójczą śmiercią podczas nierównej walki z milicją i ubowcami. To jeden z Żołnierzy Wyklętych, których święto będziemy obchodzić 1 marca. Wraz z Jackiem Pawłowiczem opisujemy szlak bojowy „Słonego” i jego żołnierzy, którzy postanowili walczyć do końca z narzuconą Polsce władzą komunistyczną. Ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej i polskiego orła stanowi swoistą wizytówkę por. Majewskiego, jego ide-ałów, poczucia obowiązku i patriotyzmu. Niech w tym roku dla każdego noszą-cego będzie znakiem pamięci o walce żołnierzy podziemia niepodległościowego.Mamy na lutowej okładce dwa symbole: monument bolszewickiego oprawcy i ryngraf noszony przez polskiego żołnierza. Dzięki ziarnu poświęcenia i pa-triotyzmu zasianemu przez postawę takich jak „Słony”, pielęgnowanemu przez pokolenie Emila, dziś zgruchotany pomnik „krwawego Feliksa” leży na śmietniku historii, a ryngraf Żołnierza Wyklętego mogą nosić tysiące na-szych Czytelników.

Page 5: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

oprac. Filip Gańczak

AKTUALNOŚCI IPN 3

Oddział IPN w Łodzi wydał puzzle edukacyjne IV rozbiór Polski. W dużym pudełku znajdziemy 156 puzzli, z których układa się mapę historyczną okupowanej Polski (stan na 31 grudnia 1939 roku), oraz 44 karty ze zdjęciami archiwalnymi opatrzonymi komentarzami histo-rycznymi, a także kostki i „guziki” do gry.Puzzle mają pomóc utrwalać materiał oraz kształcić umiejętność orientacji przestrzennej i czytania mapy. Gra ćwiczy spostrzegaw-czość i pamięć, poszerza wiedzę o geografi i his torycznej Polski oraz rozwija umiejętności niezbędne w pracy ze-społowej. Materiał jest przeznaczony dla ucz-niów w wieku od 12 lat. Zgodnie z podstawą programową może być używany w szkołach podstawowej i ponad-gimnazjalnej.

Do sprzedaży trafi ł nowy nakład gry historycz-nej ZnajZnak. Najnowsze wydanie zostało nieco zmienione – m.in. wzbogacono instrukcję o nowe warianty gry oraz zaktualizowano niektóre bio-gramy i ilustracje. Wśród 133 symboli pojawiła się nowa postać – Danuta Siedzikówna „Inka” – sanitariuszka podziemia antykomunistycznego zamordowana przez komunistów, której szcząt-ki odnaleziono w trakcie prac ekshumacyjnych prowadzonych w Gdańsku przez zespół dr. hab. Krzysz-tofa Szwagrzyka. Do kart pracy dodano tak-że registry i kody QR kierujące do portali te-matycznych prowadzo-nych przez Instytut Pa-mięci Narodowej. Więcej informacji na stronach www.pamiec.pl i www.znajznak.pl.

Można już zgłaszać kandydatów do XV nagro-dy IPN „Kustosz Pamięci Narodowej”. Nagro-da jest przyznawana instytucjom, organizacjom społecznym i osobom fi zycznym za szczególnie aktywny wkład w upamiętnienie historii Narodu Polskiego w latach 1939–1989, a także za dzia-łalność publiczną zbieżną z ustawowymi celami IPN. Laureatów wyłania kapituła, na której czele stoi prezes IPN. Nagroda ma charakter honoro-wy – laureaci otrzymują tytuł Kustosza Pamięci Narodowej.Wszyscy zgłaszający mogą do  10 marca wypełnić wnio-sek o przyznanie nagrody i przesłać go na adres [email protected]. Szczegółowych informacji udziela Piotr Sieczkowski (tel. 22  581 85 53, [email protected]).Spośród nadesłanych propozycji zostanie wyłonionych pięciu laureatów. Uroczystość wręczenia nagród odbędzie się w maju na Zamku Królewskim w Warszawie.

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich już po raz trzeci wyróżni-ło autorów publikacji o tematyce historycznej. Laureatką nagrody im. Janusza Kurtyki została Małgorzata Sawicka z Radia Lublin za reportaż Czerwone maki Gwidona. Jest to opowieść o życiu i twórczo-ści Gwidona Boruckiego, który w maju 1944 roku pierwszy zaśpiewał Czerwone maki na Monte Cassino.Jury przyznało też pięć wyróżnień. Otrzymali je: portal Polskiego Radia za serwisy internetowe jankarski.polskieradio.pl, radiosolidarnosc.polskiera-dio.pl i gulag.polskieradio.pl, Ewelina Karpińska-Morek za artykuł 150 kobiet z Auschwitz. Czarna transakcja farmaceutycznego giganta, Irena Świer-dzewska za tekst Obóz w Pomiechówku, Grzegorz Wąsowski za książ-kę Szkice o Żołnierzach Wyklętych i współczesnej Polsce oraz Renata Botor-Pławecka za artykuł Wiózł więźniów w marszu śmierci.

W budynku Instytutu Europejskiego przy ul. Piotrkowskiej 258/260 w Łodzi IPN chce utworzyć nowoczesne centrum naukowo-edukacyjne. 22 stycznia został podpisany list intencyjny w tej sprawie. – To największe przedsięwzięcie IPN planowane na najbliższe lata. Chcemy, by w centrum Łodzi młodzi ludzie mogli zapoznać się z najnowszą historią Polski w sposób atrakcyjny – zapowiada dr Paweł Ukielski, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej. Placówka ma przybliżać historię Żołnierzy Wyklętych, życie codzienne w PRL i walkę opozycji demokratycznej z władzą komunistycz-ną. W marcowej „Pamięci.pl” zamieścimy rozmowę z Karolem Madajem, koordynatorem projektu. Fo

t. M

arze

na K

umos

ińsk

a

Fot.

Pio

tr Ż

ycie

ński

Fot.

Eug

eniu

sz H

elbe

rt /

ww

w.s

dp.p

l

Page 6: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

KALENDARIUM4

5 lutego 1986: W szpitalu w No-wym Sączu zmarł działacz Solidarności Zbigniew Szkarłat, pobity przez „niezna-nych sprawców”.Od 1974 roku pracował w nowosądeckiej Spółdzielni Inwalidów. Po Sierpniu ’80 za-angażował się w tworzenie niezależnego ruchu związkowego. Stanął na czele Ko-misji Zakładowej NSZZ „Solidarność”. Był też delegatem na regionalny zjazd związku. Po wprowadzeniu w PRL stanu wojenne-go organizował pomoc dla rodzin osób in-ternowanych i uwięzionych. Działał w pod-ziemnych strukturach Solidarności. Był wydawcą i redaktorem drugoobiegowych „Wiadomości Nowosądeckich”. W marcu

1984 roku został aresztowany, oskarżony o udział w nielegalnym związku oraz rozpo-wszechnianie „treści antypaństwowych”. Pod koniec lipca wyszedł na wolność na mocy amnestii. Zajął się organizowaniem comiesięcznych mszy za ojczyznę. Wie-czorem 2 lutego 1986 roku został znale-ziony z pękniętą czaszką w pobliżu hotelu Beskid w Nowym Sączu. Zmarł, nie odzy-skawszy przytomności. „Wszystkie oko-liczności sprawy […] wskazują wyraźnie na popełnione morderstwo i podrzucenie ciała” – pisał wówczas bezdebitowy „Para-graf”. Dochodzenie prokuratorskie zostało jednak po kilku miesiącach umorzone. „Po-stępowanie nowosądeckiej SB w sprawie śmierci Z. Szkarłata jest typowym przy-

kładem skoncentrowa-nia się organów MSW nie na zadaniu wykrycia sprawców zabójstwa, lecz na ustaleniu i wyeli-minowaniu […] wpływów osób przekonanych, iż zabójcami są funkcjo-nariusze MSW” – czy-tamy w raporcie sejmo-wej komisji nadzwyczajnej (tzw. komisji Rokity), która w latach 1989–1991 ba-dała przestępczą działal-ność Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL.

3 lutego 1976: Zmarł Adam Ulfi k, w stycz-niu 1971 roku wiceprzewodniczący komitetu strajkowego w Stoczni Szczecińskiej.W czasie II wojny światowej wraz z matką i bra-tem został wywieziony na roboty przymusowe do południowych Niemiec. Po dwóch próbach ucieczki trafi ł do obozu koncentracyjnego Maut-hausen. Po wojnie nielegalnie przedostał się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Odnalazł tam i – w zemście za śmierć przyja-ciela – zabił dawnego kapo obozowego, za co odsiedział prawie 10 lat w więzieniu w Bawa-rii. W 1955 roku został deportowany do Polski. Wkrótce podjął pracę walcownika w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Bezpod-stawnie podejrzewany przez Służbę Bezpie-czeństwa o działalność szpiegowską, w latach sześćdziesiątych był inwigilowany w ramach sprawy o kryptonimie „Cela”. Uczestniczył w strajku w stoczni w grudniu 1970 roku. Mie-siąc później, w czasie kolejnego protestu, był wi-ceprzewodniczącym komitetu strajkowego. Brał udział w spotkaniu strajkujących z Edwardem Gierkiem, nowym przywódcą PZPR, a później w pracach Komisji Robotniczej, która miała nadzoro-wać nowe wybory w stoczni i realizację zobowiązań władz PRL. Odmówił przyjęcia lepszego mieszkania. Znów był inwigilowany

przez SB, tym razem w ramach sprawy „Aktywni”. „Swoją opozycyjną działalność prowadził w zupełnym osamotnieniu […]. Dla pracowników SB wydawał się przeciw-nikiem niebezpiecznym, upatrywali w nim bowiem potencjalnego kandydata na przy-wódcę przyszłych protestów robotniczych” – pisze o nim dr Maciej Maciejowski z Od-działu IPN w Szczecinie. W maju 1972 roku Ulfi k został na krótko aresztowany pod fał-szywym zarzutem gwałtu. Niedługo potem miał cudem uniknąć śmierci. „Do mojego własnego domu przyszło dwóch zbirów, obezwładnili mnie gazem i otworzyli palniki w kuchence gazowej” – opowiadał stocz-niowcom. Jeszcze w tym samym roku, po przebytym zawale serca, przeszedł na ren-tę. Nie uzyskał zgody na otwarcie punktu gastronomicznego w pobliżu stoczni. Zmarł nagle 3 lutego 1976 roku. Zachowane ar-chiwalia nie dają jednoznacznej odpowiedzi

na pytanie, czy była to śmierć naturalna. Śledztwo IPN w tej spra-wie zostało umorzone.W 2009 roku Adam Ulfi k został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiaz-dą Orderu Odrodzenia Polski.

: Zmarł Adam Ulfi k,

śmierci Z. Szkarłata jest typowym przy-

zabójcami są funkcjo-nariusze MSW” – czy-tamy wej komisji nadzwyczajnej (tzw. komisji Rokity), która w dała przestępczą działal-ność Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL.

Fot.

AIP

N

Adam Ulfi k (1925–1976)

Zbigniew Szkarłat (1943–1986)

6 lutego 1976: Rząd PRL wydał rozporządzenie pozwalające na tworze-nie w kraju przedstawicielstw fi rm za-granicznych.Niemal od razu po II wojnie światowej władze komunistyczne w Polsce zaczę-ły bezwzględnie zwalczać inicjatywę pry-watną w gospodarce. Prowadziło to do pustych półek w sklepach i cyklicznych wybuchów niezadowolenia społecznego. Powoli uchylano więc drzwi dla kapita-łu prywatnego, w tym zagranicznego. W lutym 1976 roku zezwolono fi rmom zagranicznym na tworzenie w Polsce przedstawicielstw, a w maju – na pro-wadzenie niektórych rodzajów działalno-ści gospodarczej. Miało to spowodować napływ do kraju zachodnich walut i wiedzy technicznej. Nowe przepisy okazały się jednak mało atrakcyjne dla dużych inwe-storów. Przyciągnęły za to kapitał polo-nijny. „Stopniowo spółki polonijne stały się dla władz […] rodzajem poligonu do-świadczalnego. Testowano w nich zacho-wania podmiotów działających w oparciu o mechanizmy rynkowe” – pisze w książ-ce Reglamentowana rewolucja prof. An-toni Dudek. Przedsiębiorstwa polonijne były obiektem szczególnego zaintereso-wania ze strony Służby Bezpieczeństwa i Wojskowej Służby Wewnętrznej. W 1987 roku fi rm polonijnych było już prawie sie-demset. Zatrudniały ponad 56 tys. osób.Fo

t. A

IPN

Page 7: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

KALENDARIUM 5

8 lutego 1951: W więzieniu mokotowskim w Warsza-wie wykonano wyroki śmierci na żołnierzach Okręgu Wileń-skiego AK.Latem 1944 roku Wileńszczyzna, dotychczas okupowana przez Niemców, znalazła się pod kontrolą Sowietów. Tysiące żołnierzy Armii Krajowej wywieziono w głąb ZSRR, wcielono do Armii Czer-wonej lub tzw. armii Berlinga. Część z tych, którzy uniknęli takie-go losu, kontynuowała walkę partyzancką, tym razem przeciwko Sowietom. Głośno było o oddziale mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, operującym na Białostocczyźnie, a później Pomorzu Gdańskim. Latem 1948 roku Szendzielarz został aresztowa-ny. Proces ruszył w październiku 1950 roku przed stołecznym Wojskowym Sądem Rejonowym. Na ławie oskarżonych zasiedli również ppłk Antoni Olechnowicz „Pohorecki”, kpt. Henryk Boro-wy-Borowski „Trzmiel”, por. Lucjan Minkiewicz „Wiktor”, Wanda Minkiewicz „Danka” i Lidia Lwow „Lala”. Wszyscy – z wyjątkiem kobiet – zostali wkrótce skazani przez sędziego Mieczysława Widaja na wielokrotną karę śmierci. Wyroki wykonano strza-łem w tył głowy, a zwłoki pogrzebano bezimiennie. Dzięki pracom podjętym przez IPN w ostatnich latach udało się odnaleźć i zi-dentyfi kować szczątki Szendzielarza, Olechnowicza i Borowskie-go. 27 września ubiegłego roku dwaj ostatni zostali uroczyście pochowani w Panteonie – Mauzoleum Wyklętych-Niezłomnych na warszawskich Powązkach Wojskowych. Szczątki „Łupaszki” mają spocząć w grobowcu rodzinnym.

oprac. Filip Gańczak

Fot.

NA

C

Fot.

AIP

N

Fot.

AIP

NFo

t. A

IPN

Fot.

AIP

NFo

t. A

IPN

25 lutego 1956: Nikita Chruszczow wygłosił referat O kulcie jednostki i jego następstwach, będący krytyką Stalina.We wrześniu 1953 roku, kilka miesięcy po śmierci Józefa Stalina, Chrusz-czow objął stanowisko I sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Mimo że w przeszłości sam współtworzył sta-linowski system terroru, teraz postanowił się od niego odciąć. W trakcie XX Zjazdu KPZR w lutym 1956 roku oskarżył Stalina o wymordowanie tysię-cy członków partii, powszechny terror i budowanie kultu własnej osoby. „In-tencją Chruszczowa było klasyczne w systemie komunistycznym zrzucenie odpowiedzialności za niewydolność systemu na poprzednią ekipę rządzącą i zapewnienie sobie możliwości »nowego otwarcia« – pisze w książce Od nie-podległości do niepodległości dr hab. Filip Musiał. – W istocie Chruszczow podważył jednak fundament sowieckiego modelu budowy socjalizmu – zasady kultu jednostki, nieomylności przywódcy i [dotychczasowy] mechanizm kie-rowania partią komunistyczną” – dodaje. Choć referat Chruszczowa został wygłoszony na zamkniętym posiedzeniu KC, z treścią wystąpienia zapoznano przywódców „bratnich” partii komunistycznych. Wkrótce stało się ono zna-ne w krajach bloku wschodniego i na Zachodzie, wywołując szok. W Polsce referat Chruszczowa przyspieszył destalini-zację. Szybko się jednak okazało, że rehabilitacja ofi ar terroru oraz libe-ralizacja polityki kultu-ralnej i społecznej mają granice. Boleśnie po-kazały to Czerwiec ’56 – krwawo stłumiony przez komunistów bunt w Poznaniu – czy jesien-na sowiecka interwen-cja wojskowa na Wę-grzech.

18 lutego 1946: Wszedł w życie dekret Rady Ministrów o utworzeniu Najwyższego Try-bunału Narodowego.NTN miał sądzić zbrodniarzy III Rzeszy, a także Po-laków winnych klęski wrześniowej 1939 roku i rze-komej faszyzacji życia państwowego II RP. Mogło to prowadzić do perfi dnego zrównania Niemiec hitlerowskich i Polski przedwojennej. Ostatecz-nie trybunał rozpatrywał jedynie sprawy znanych zbrodniarzy z okresu II wojny światowej. Pierwszy wyrok przed NTN zapadł w lipcu 1946 roku w Po-znaniu. Na karę śmierci został wówczas skazany Arthur Greiser, namiestnik Rzeszy w Kraju Warty. Później przed trybunałem odbyło się jeszcze sześć procesów. Wyroki śmierci usłyszeli m.in. Amon Göth, komendant obozu w Płaszowie; Ludwig Fi-scher, okupacyjny gubernator dystryktu warszaw-skiego; Rudolf Höß, komendant obozu Auschwitz; gauleiter gdański Albert Forster i Josef Bühler, zastępca generalnego gubernatora Hansa Fran-ka. NTN działał do 1948 roku. Późniejsze procesy zbrodniarzy wojennych toczyły się przed sądami powszechnymi.

15 lutego 1951: Władze Polski i ZSRR zawarły w Moskwie umowę o wymianie terenów przygra-nicznych.W wyniku II wojny światowej Polska utraciła na rzecz Związku Radzieckiego ponad połowę terytorium. Nie-jako w zamian zyskała – kosztem Niemiec – mniej rozległe ziemie na północy i zachodzie. Kilka lat po wojnie Józef Stalin wymógł na polskich komunistach jeszcze jedną korektę granic. Ofi cjalnie jednak to rząd RP wystąpił wówczas z prośbą o „zamianę odcinków terytoriów państwowych” o powierzchni 480 km kw. ZSRR odstąpił Polsce fragment ówczesnego obwo-du drohobyckiego. Były to tereny w Bieszczadach (m.in. Ustrzyki Dolne) – atrakcyjne krajobrazowo, ale wyludnione, o ubogich glebach i wyczerpanych złożach ropy naftowej. Polska oddała zaś Związkowi Radzieckiemu ziemie bogate w złoża węgla kamienne-go i gazu ziemnego, leżące wówczas w województwie lubelskim (m.in. Bełz, Krystynopol i Uhnów). Miejsco-wa ludność, chcąc pozostać w dotychczasowych domach, musiała przyjąć obywatelstwo sowieckie. Ci, którzy zdecydowali się na przenosiny, tracili cały majątek nieruchomy, nie uzyskując praw do rekom-pensaty. Jeszcze w tym samym roku przesiedlono ponad 14 tys. osób.

Fot.

AIP

N

Page 8: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Z PIERWSZEJ STRONY6

27 i 28 lutego 1946 rokuMord na polskich jeńcach wojennych, dokonany wiosną 1940 roku w Katyniu i w innych miejscach w Związku Ra-dzieckim, był „jedną z ciężkich zbrodni stalinizmu” – jak przyznały pół wieku później władze ZSRR. Jednak przez wiele lat Moskwa tuszowała swój udział w tej zbrodni, a winę za nią próbowała zrzucić na hitlerowskie Niemcy.

Okazją do tego stał się głośny proces głównych zbrod-niarzy wojennych Trzeciej Rzeszy, toczący się od listopada 1945 roku w Norymberdze. W jego trakcie oskarżyciele so-wieccy przedstawili rzekome dowody rzeczowe i zeznania świadków w sprawie Katynia. „Prawda o zbrodni niemieckiej w Katyniu z całą wyrazistością zarysowała się przed Trybu-nałem w Norymberdze, wywołując głębokie wrażenie wśród korespondentów prasy światowej. Zbiorowy mord na bez-bronnych jeńcach, połączony z nikczemną prowokacją, oto jeszcze jedna zbrodnia na koncie hitleryzmu w tej wojnie” – czytamy w „Dzienniku Polskim” z 27 lutego 1946 roku.

Dzień później gazeta kontynuowała temat, raz jeszcze pi-sząc o „prowokacji katyńskiej”, wymyślonej jakoby przez Niemców w 1943 roku – w czasie coraz wyraźniejszych niepowodzeń na froncie wschodnim – by nastroje przy-chylne dla Związku Radzieckiego „zwrócić w odwrotnym kierunku”. Krakowski dziennik przekonywał, że polscy politycy i działacze „różnych obozów” – w domyśle: nieko-munistyczni – „dali się złapać na goebbelsowską wędkę”.

Gazeta podważała zarazem relacje polskich ekspertów, którzy w 1943 roku – na zaproszenie Niemców – wizy-towali groby w lesie katyńskim i wskazali na sowiecką odpowiedzialność za tę zbrodnię: „Ludzie ci nie znaleźli w swoich małych, tchórzliwych sercach dosyć siły, aby odrzucić żądanie niemieckie, woleli dla ratowania włas-nej skóry dać świadectwo kłamstwu i prowokacji. […] Goebbels zacierał ręce, hitlerowscy szefowie propagandy uśmiechali się triumfująco. Dopiero z biegiem czasu szydło zaczęło wyłazić z worka”.

A jednak – wbrew relacji „Dziennika Polskiego” – rzeko-me dowody przedstawione przez prokuratorów sowieckich budziły wątpliwości. Na tyle duże, że w wyroku trybunału w Norymberdze z października 1946 roku kwestia odpo-wiedzialności za zbrodnię katyńską została pominięta.

6 lutego 1924 rokuByły prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Woodrow Wilson zmarł w Waszyngtonie 3 lutego 1924 roku. W Pol-sce ogłoszono żałobę narodową, ponieważ sześć lat wcześ-niej polityk opowiedział się za utworzeniem niepodległego państwa polskiego. W jego czternastopunktowym programie pokojowym, który stał się podstawą traktatu wersalskiego, znalazło się sformułowanie: „Powinno zostać utworzone nie-podległe państwo polskie, które powinno objąć terytoria za-mieszkane przez ludnosć bezspornie polską, mieć zapewnio-ny wolny i bezpieczny dostep do morza. Jego niezależność polityczna i gospodarcza oraz integralność terytorialna win-ny zostać zagwarantowane konwencją międzynarodową”.

O śmierci przychylnego Polsce prezydenta USA infor-mował krakowski „Głos Narodu”: „Dr Woodrow Wilson zajmie w nowoczesnych dziejach świata miejsce jedno z najwybitniejszych, jako współtwórca Zwycięstwa z roku 1918 i współautor Traktatu Wersalskiego. Był pierwszym amerykańskim mężem stanu, któremu danem było zawa-żyć decydująco na losach całej naszej Planety. Pod tym względem ani Washington, ani Lincoln, dwaj najsławniejsi jego poprzednicy w Białym Domu, nie mogą z nim nawet iść w porównanie. Ci dwaj ograniczyli swą działalność brzegami dwóch oceanów, Wilson zaś wyprowadził Ame-rykę na arenę światowych zapasów”.

Dalej czytamy: „Poza tą rolą dziejową, która zapisała na-zwisko Wilsona na zawsze na kartach historii i w sercach milionów ludzi, z postaci jego działa na nas także głęboka ludzka tragedja. Ten wielki idealista nie został zrozumia-ny przez swych obywateli, jego podpis na Traktacie Wer-salskim zdezawuowano, a udział w Lidze Narodów, która była największą i najszlachetniejszą ideą Wilsona, został przez Stany Zjednoczone odrzucony. On sam w chwili gdy z Paryża powrócił do Ameryki, by zdobyć opinię publiczną dla swego dzieła – ciężko zachorował i odtąd już nie od-zyskał zdrowia. […] Do marca 1917 Wilson szukał sposo-bów pokojowego zakończenia wojny i obrony komunikacji morskiej przed akcją fl ot obu stron walczących. Zaczął od ostrych not przeciw Anglji, ale już w roku 1915 musiał zająć się wyłącznie Niemcami, zatapiającymi, wbrew wszelkim prawom i zwyczajom, fl otę handlową państw neutralnych”.

Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom w kwietniu 1917 roku. Jak przypominał „Głos Narodu”, „w lipcu 1918 r. walczyło 1.300.000 Amerykanów we Francji i olbrzymie zasoby materialne Ameryki oddane zostały do dyspozycji Sprzymierzonych. […] W jesieni r. 1918 po kapitulacji Bułgarji zrozumiały wreszcie Niem-cy, że dalsza wojna wiedzie je jedynie do tem większej katastrofy. Zwróciły się o pośrednictwo pokojowe do Wil-sona. I w tym momencie danem było Prezydentowi Sta-nów odegrać całkiem wyjątkową rolę w historii, większą i ważniejszą jeszcze niż w czasie wojny”.

Page 9: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

7Z PIERWSZEJ STRONY

oprac. FG, AS, KW

3 lutego 1965 rokuLata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia w PRL to okres po-głębiającego się kryzysu gospodarczego, a więc m.in. per-manentnych braków w sklepach podstawowych artykułów żywnościowych. W mediach kontrolowanych przez cenzu-rę nikt jednak nie podejmował tematu odpowiedzialności władz (w gospodarce bądź co bądź centralnie sterowanej) za puste półki. Ale ponieważ nie sposób było udawać, że nie ma problemu, rządzący potrzebowali kozłów ofi arnych.

W 1964 roku trafi ła im się gratka. Służba Bezpieczeństwa wykryła w Warszawie aferę mięsną. 20 listopada rozpoczął się proces, któremu przewodniczył dyspozycyjny wobec władz, zresztą specjalnie oddelegowany z Sądu Najwyższe-go, sędzia Roman Kryże. Proces trwał ponad dwa miesiące. 3 lutego 1965 roku wychodzący w Gdańsku „Dziennik Bał-tycki” przedrukował ofi cjalną informację Polskiej Agencji Prasowej: „Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy ogłosił 2 bm. wyrok w toczącej się […] rozprawie w trybie doraź-nym [a więc jednoinstancyjnym] przeciwko 10 uczestni-kom afery mięsnej, oskarżonym o dokonanie milionowych nadużyć na szkodę społeczeństwa, systematyczne zagar-nianie mienia społecznego i oszukiwanie tysięcy konsu-mentów. B. dyrektor stołecznego przedsiębiorstwa MHM [Miejski Handel Mięsem] Warszawa-Praga – Stanisław Wawrzecki skazany został na karę śmierci. Sąd orzekł również całkowity przepadek jego mienia i pozbawienie go praw publicznych i honorowych na zawsze”. Na kary dożywotniego więzienia, całkowity przepadek mienia oraz pozbawienie praw publicznych i honorowych na zawsze – skazano dyrektorów MHM w innych dzielnicach: Henryka Gradowskiego i Kazimierza Witowskiego, a także byłego dyrektora Stołecznego Zjednoczenia Przedsiębiorstw Han-dlu Artykułami Spożywczymi – Tadeusza Skowrońskiego i byłego naczelnika Wydziału Inspekcji Handlu Artykułami Mięsnymi Stołecznej PIH – Mieczysława Fabisiaka. Czte-rej ostatni mieli też zapłacić grzywny wysokości od 100 do 150 tys. zł. Czterech byłych kierowników sklepów mięs-nych skazano na kary od ośmiu do dwunastu lat więzienia.

Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski wobec Waw-rzeckiego. W 2004 roku Sąd Najwyższy uchylił wszystkie wyroki w aferze mięsnej, stwierdzając, że zapadły z rażą-cym naruszeniem prawa.

25 lutego 1979 roku„W 34-letniej historii nowej, powojennej Warszawy dzień 15 lutego 1979 r. zapisał się tragiczną katastrofą o nie-spotykanych dotychczas rozmiarach. Krótko po godzinie 12.30 w Rotundzie PKO, usytuowanej w jednym z najbar-dziej ruchliwych punktów miasta, opodal skrzyżowania centralnych ulic, Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich, nastąpił potężny wybuch” – informował tygodnik „Stoli-ca” z 25 lutego 1979 roku w notatce W obliczu dramatu. W ciągu kilku minut na miejsce tragedii zaczęły ściągać karetki pogotowia z całej Warszawy, pojawiły się milicja i wojsko, by odciąć dostęp do terenu wokół Rotundy. Z po-mocą pospieszyli przechodnie. „Nie oszczędzali swych samochodów prywatni właściciele, ofi arując pomoc przy odwożeniu lżej rannych do szpitali i ambulatoriów. Na skierowany przez megafony apel o oddawanie krwi dla ofi ar katastrofy natychmiast przed autobusami odwożący-mi do punktów krwiodawstwa zaczęły tworzyć się kolejki. W stołecznych szpitalach i punktach pobrań do późnych godzin nocnych 1400 mieszkańców oddało 320 l krwi (łącznie z woj. stołecznego oddało krew 4000 obywateli). Lekarze i pielęgniarki nie schodzili ze swoich posterun-ków, samorzutnie zgłosili się z pomocą pracownicy służby zdrowia, którzy wcześniej skończyli swoje dyżury, mieli wolne dni lub urlopy”.

W notatce podano, że w wyniku wybuchu straciło ży-cie 48 osób – w rzeczywistości dorosłych ofi ar było 49, spośród których dwie kobiety (w tym jedna pracownica oddziału banku w Rotundzie) były w zaawansowanych ciążach. „W związku z tragedią, jaka dotknęła stolicę, piątek 16 lutego stał się tutaj dniem powszechnej żałoby. Postanowieniem Prezydium Rady Narodowej m.st. War-szawy odwołano wszystkie imprezy rozrywkowe, spekta-kle teatralne, kabaretowe i muzyczne oraz seanse fi lmo-we w kinach”. Dwa dni po tragedii, jak podała „Stolica”, u I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka odbyła się kon-ferencja o powodach wybuchu. „Dotychczasowe wyniki badań wskazują, że bezpośrednią przyczyną wypadku była eksplozja gazu ziemnego” – napisano zwięźle. Późniejsze dociekania potwierdziły tę hipotezę, ustalono ponadto, że do wybuchu doszło z powodu uszkodzeń w sąsiadującej z Rotundą instalacji gazowej (sam budynek nie był zgazy-fi kowany). Społeczeństwo jednak, przywykłe do kłamstw władzy, długo nie chciało uwierzyć w ofi cjalną wersję wy-darzeń i podejrzewało, że doszło do podłożenia bomby.

Rotundę odbudowano w ciągu ośmiu miesięcy, a obok zrekonstruowanego budynku umieszczono tablicę upamięt-niającą ofi ary katastrofy.

Page 10: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

8

C

Apartamenty na Kolskiej, generalicja na StawkachKrzysztof Gottesman

Rozumiem, że wszystko się zmienia. Ludzie, ich gusty, Warszawa, język, ale gdy niedawno przeczytałem wielką reklamę zachęcającą do kupna „apartamentów na Kolskiej”, to mocno się zdziwiłem. Nie bardzo wiedziałem, czy to tak na poważnie, czy dla draki. Okazuje się, że jak najbardziej na poważnie.

Czytamy w reklamie, że kli-matyczna enklawa powstała wokół starej Fabryki Koro-nek, co pozwoli na przyjem-

ne spędzanie wolnego czasu; że zmo-toryzowani mogą się cieszyć szybkim i prostym dojazdem do centrum, że bli-sko są galerie handlowe Klif i Arkadia.

Mój Boże. Kto to wymyślił? Aparta-menty na Kolskiej. W Warszawie! I nie wiedzieć czemu, przypomniał mi się wierszyk z dzieciństwa:

W słonecznym cieniu,Na miękkim kamieniuSiedziała młoda staruszkaI nic nie mówiąc – rzekła…Wierszyk miał kolejne, równie ab-

surdalne zwrotki, niektóre nawet sami wymyślaliśmy. Słowem – oksymoron. Taki, jak apartamenty na Kolskiej.

No bo czym od kilkudziesięciu lat w Warszawie była i jest Kolska? Izba wytrzeźwień, żłobek, Hilton – różnie bywa nazywana. Ostatnia ofi cjalna na-zwa to Stołeczny Ośrodek dla Osób Nietrzeźwych. Każdego roku trafi a tu blisko 30 tys. ludzi. Najróżniejszych. Drobnych pijaczków, dożywotnich już alkoholików, lemingów, hipsterów, ro-botników, profesorów, artystów, stu-dentów. Łączą ich przedawkowanie, surowa procedura przyjmowania, je-

dyna w swoim rodzaju koszula noc-na, kubek kawy rano, niemały rachu-nek, czasami wstyd. Jest też Kolska miejscem symbolicznym. „Wylądować na Kolskiej” – i nic więcej nie trzeba powiedzieć. Tak mówili też bohatero-wie warszawskich pisarzy – Wiecha, Hłaski, Nowakowskiego i innych. Tu muszę złożyć stosowne oświadczenie, a nawet dwa. Pierwsze, że nigdy nie byłem gościem na Kolskiej. A drugie, że całkowicie się zgadzam z sądem, iż nie należy sobie dworować z pijaństwa i alkoholizmu ani traktować ich z przy-mrużeniem oka. Ja nie o tym.

Urodziłem się i całe życie spędziłem w Warszawie. Pisałem już tutaj kiedyś, że nie czuję się mocno z nią związany. Gdy czytam wspomnienia, zwłaszcza z życia w przedwojennej stolicy – też o tym tu pisałem – to zazdroszczę, że ich autorzy żywili uczucia, które mnie nie są dane.

Jest kilka adresów w Warszawie, które wywołują u mnie mocniejsze bi-cie serca. Dom przy Narbutta, niedale-ko kina „Stolica” (dziś: „Iluzjon”). Tu spędziłem dzieciństwo. W „Stolicy” po raz pierwszy zobaczyłem prawdziwy fi lm. Siedmiu wspaniałych na zawsze zapamiętam. Niedawno zajrzałem na Narbutta i na ścianie swojego dawne-

go domu dostrzegłem transparent ze słowem „Protest” napisanym wielki-mi literami. Okazuje się, że budynek został sprzedany razem z lokatorami.

Wiele lat mieszkałem przy Wiejskiej. Najbliższa do dziś pozostaje mi księ-garnia pod numerem 14. A mój daw-ny dom znalazłem na liście nierucho-mości, wobec których są wysuwane roszczenia.

Nie zapomnę studenckich lat – 1974–1979 – spędzonych na Karowej w Instytucie Socjologii. To były na-prawdę dobre lata, inspirujące, pierw-szych doświadczeń politycznych, ko-nieczności podejmowania ważnych wyborów.

Pamiętam siedzibę „Tygodnika So-lidarność” z roku 1981 przy Batorego i swoją pierwszą pracę dziennikarską, pamiętam kilka kawiarni i knajp. Mam sentyment do pl. Zwycięstwa (dziś Pił-sudskiego), gdzie jako porządkowy z KIK-u uczestniczyłem w pierwszej mszy papieskiej, a niedługo potem składałem „nielegalne kwiaty” i ga-niałem się z ZOMO. Gdy przechodzę Piwną obok kościoła św. Marcina, sta-ją mi przed oczami wnętrza klasztoru sióstr franciszkanek, Maja Komorow-ska, nieżyjący już Tadeusz Kaczyński, ksiądz rektor Bronisław Dembowski i inni ludzie z Prymasowskiego Komi-tetu, w ramach którego pomagaliśmy uwięzionym w stanie wojennym.

Mam też kilka wspomnień związa-nych ze sportem. Pierwsze, gdy jako dziecko z ojcem i jego kolegami cho-dziłem na Stadion Dziesięciolecia na Memoriał Kusocińskiego i mecze lek-koatletyczne ze Stanami Zjednoczo-nymi. Silniej związany jestem ze sta-dionem Legii przy Łazienkowskiej. Grotyński, Stachurski, Niedziółka, Zygmunt, Trzaskowski, Blaut, Deyna,

Page 11: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

felieton 9

Rys

. A. S

zafr

ańsk

i

Wśród ważnych dla mnie miejsc Warszawy jest też przywołana Kol-ska, z symboliką, o której pisałem. Dlatego tak zazgrzytała mi reklama z apartamentami. Mógłbym jeszcze długo wyciągać z pamięci rozmaite epizody. Ale całości bym z nich nie uskładał. Całości, czyli więzi z mia-

Brychczy, Żmijewski, Pieszko, Gado-cha – te nazwiska zapisałem bez jednej chwili zastanowienia. Kim są? To je-denastka piłkarzy Legii z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, dla mnie najlepsza w hi-storii. Jej mecze mam przed oczyma do dzisiaj.

stem. Są one jak bakalie w zakalco-watym cieście.

Nie ja pierwszy przeżywam tak silnie zderzenia ze współczesnością. Każde pokolenie ma swoje symbo-le. Pamiętam, jak w połowie lat sie-

demdziesiątych ubiegłego wie-ku zaczęło powstawać w rejonie ulic Stawki

i Inflanckiej luksusowe na owe czasy osiedle przeznaczone

głównie dla nomenklatury partyjnej. Nie śniło się nawet nikomu wówczas o Arkadii, w okolicy były zapyziała baza autobusowa, równie atrakcyjny basen i chaszcze. W czasie jakiejś roz-mowy, ktoś, mówiąc o nowym osiedlu, powiedział, że na Stawkach mieszka generalicja. Ktoś inny, starszy oczywi-ście, pamiętający i przedwojenną ge-neralicję, i przedwojenną ulicę Stawki, powiedział: „Mój Boże, generalicja na Stawkach”.

Mój Boże, apartamenty na Kolskiej…

Krzysztof Gottesman – dziennikarz i publicysta, pracownik Samodzielnego Wydziału Komunikacji Społecznej IPN

Page 12: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

STOP-KLATKA10

D

29 kwietnia 1945 roku żołnierzeamerykańscy wyzwolili obóz koncentracyjny Dachau. Był to pierwszy obóz koncentracyjny utworzony na ziemiach III Rzeszy na mocy rozkazu Heinricha Himmlera z 21 marca 1933 roku, tzw. obóz modelowy (Musterlager). To tam wypra-cowano metody zarządzania, regulaminy, struktury, które wprowadzono później w innych obozach. Właśnie w Dachau po raz pierwszy pojawiły się pasiaki, jak zwykło się określać ubiór więźniów obozów koncentracyjnych.

Fot.

AIP

N

Dla osadzonych pasiak był symbolem zdegradowania godności ludzkiej, znakiem poniżenia. Ubiór obozowy

został wprowadzony po inspekcji prze-prowadzonej w latach1938–1939 przez Theodora Eickego (fot. 1), komendan-ta obozu Dachau w latach 1933–1934, a następnie inspektora obozów koncen-tracyjnych i oddziałów wartowniczych. Pasiak miał być elementem wyróżnia-jącym więźniów, a tym samym utrud-niającym ucieczkę. Po przekroczeniu bram obozu więźniowie w pasiakach

stawali się w oczach esesmanów wy-łącznie numerami, „podludźmi”. Nad-zorcy obozów pilnowali, by pasiak był w należytym stanie, tj. miał przyszyte wszystkie guziki i załatane dziury, choć w warunkach obozowych nie było to łatwe. Za nieprzestrzeganie tych zasad można było dostać nawet karę chłosty.

Przepisowy pasiak męski składał się z koszuli, kalesonów, marynarki, spodni oraz okrągłej czapki bez daszka, a dam-ski z sukienki z długimi rękawami i bia-łej chustki na głowę. W zimie mężczy-znom wydawano dodatkowo płaszcz

Krótka historia jednego pasiakaEwa Wójcicka

Więźniowie francuscy po wyzwoleniu KL Dachau

Page 13: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

STOP-KLATKA 11

nował warsztat, w którym produko-wano m.in. mundury dla SS (fot. 3). W 1939 roku wyrób pasiaków prze-jęło przedsiębiorstwo SS Deutsche Gesellschaft für Textil- und Lederver-arbeitung mbH (Texled) – Niemiec-kie Zakłady Przetwórstwa Tekstyliów i Skóry sp. z o.o. Produkcję – nie tylko szycie, lecz także administrowanie fabrykami – skrupulatnie planowa-no. Istotną rolę w kierowaniu tym przedsięwzięciem odgrywał Głów-ny Urząd Gospodarki i Admini-stracji SS (SS-Wirtschafts- und Verwaltungshauptamt), powoła-ny 31 stycznia 1941 roku. Dzielił się na pięć jednostek oznaczo-nych literami A, B, C, D i W. W strukturze Amtsgruppe D (od-powiedzialnej za obozy koncen-tracyjne) funkcjonowały Amt B II, B IV oraz D IV, do których kompetencji należało m.in. usta-lenie zapotrzebowania na mate-riał i przędzę do produkcji ubrań obozowych. Od 1940 roku pasiaki były wytwarzane przez więźniar-ki KL Ravensbrück. Jednym z po-wodów rozpoczęcia produkcji właś-nie w tym obozie był funkcjonujący na jego terenie Industriehof (kompleks

bez podszewki, a kobietom żakiet i szare pończochy. Wszystko to było uszyte ze słabych jakościowo tkanin w szaro-nie-bieski pasy. Na nogi więźniowie dosta-wali drewniaki, tzw. holenderki (fot. 2).

Produkcją pasiaków zajmowały się początkowo różne szwalnie, toteż pierwsze partie różniły się krojem, sze-rokością pasów i rodzajem surowca. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy pierwsze ubiory dla więźniów szyto właśnie w Dachau. Jest to możliwe, ponieważ na terenie obozu funkcjo-

2

1

3

Fot.

AIP

N

Fot.

AIP

N

Fot.

AIP

N

Page 14: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

STOP-KLATKA12

przemysłowy), złożony głównie z pra-cowni, takich jak tkalnie czy szwalnie, a więc przeznaczonych do zajęć typo-wo kobiecych (fot. 4). Początkowo pro-dukcja była skoncentrowana w jednym baraku, wyposażonym w maszyny do szycia oraz urządzenia do wykonywa-nia dziurek w ubraniach. W czerwcu 1942 roku rozszerzono ją o dalsze trzy

bloki o wymiarach 52 x 10 m. Pozwo-liło to na zwiększenie produkcji obozo-wych ubrań do czterystu sztuk dziennie. Ubiór dla więźniów był wytwarzany również w KL Sachsenhausen. Szybki przyrost liczby obozów spowodował trudności w zaopatrzeniu w przepiso-wą odzież. Dlatego w lutym 1943 roku inspektorat obozów koncentracyjnych wydał zalecenie, aby do czasu uzupeł-nienia braków więźniów pracujących

w komandach na terenie obozu ubierać w odpowiednio oznakowane ubrania cywilne. Na ten cel przeznaczono naj-gorsze, najczęściej zniszczone rzeczy zamordowanych Żydów (fot. 5).

W obozach koncentracyjnych funk-cjonujących na ziemiach polskich okupowanych przez III Rzeszę pasia-ki wprowadzano w różnych okresach. Na przykład na Majdanku pojawiły się przypuszczalnie pod koniec 1941 roku, w KL Stutthof zaś – w styczniu 1942 roku.

W kwietniu 2015 roku Julita Dorota Marlena Portait przekazała Instytuto-wi Pamięci Narodowej jeden z takich ubiorów (fot. 6). Pasiak należał do jej wuja, Jeana Pugeta, który urodził się 28 marca 1909 roku w Warszawie. Był najmłodszym z trojga dzieci Jana Fran-ciszka Pugeta, który prowadził w War-szawie fi rmę introligatorską. Przedsię-biorstwo działało w Warszawie od 1878 roku pod szyldem „J. Puget i synowie”. Na pewno istniało jeszcze w 1942 roku, o czym świadczy wpis na 141 stronie książki telefonicznej dla dystryktu war-szawskiego (Amtliches Fernsprechbuch für den Distrikt Warschau) następującej treści: „Puget J. u. Söhne, Schachtel-, Plakat- u. Siegelfbr. Marienstadtstr. 16, 625 18”. Trudno ustalić dokładne kole-je losów Jeana Pugeta w okresie woj-ny oraz okoliczności, w jakich trafi ł do obozu koncentracyjnego. Z księgi ewi-dencyjnej więźniów zespołu Konzen-trationslager Dachau o sygnaturze IPN GK 128/45, t. 12 dowiaduje-my się, że przybył wraz z trans-portem więźniów z KL Natz-weiler 4 września 1944 roku i otrzymał numer 99460.

5

4

Fot.

AIP

N

Fot.

AIP

N

Page 15: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

STOP-KLATKA 13

W elektronicznej bazie Międzynaro-dowej Służby Poszukiwawczej w Bad Arolsen są dokumenty wystawione przez administrację KL Dachau (Gefangenen--Eigentumsverwaltung), zawierające spis przedmiotów, które miał ze sobą Jean Puget w chwili osadzenia w obozie. Były to zegarek i sygnet.

Przekazany pasiak to zimowa wersja ubioru więziennego. Składa się z kurtki zapinanej na lewą stronę i spodni w sza-ro-niebieskie pasy. Na marynarce wid-nieje ręcznie naszyty czerwony trójkąt z napisaną w środku literą F (od nazwy narodowości – Franzose). Czerwonym trójkątem oznaczano więźniów poli-tycznych. Poniżej umieszczano prosto-kątny skrawek materiału z ręcznie na-pisanym numerem obozowym. (fot. 7) Pasiak Jeana Pugeta po raz pierwszy został zaprezentowany przez pracow-ników Centrum Udzielania Informacji o Ofi arach II Wojny Światowej IPN podczas nocy muzeów w maju ubie-głego roku.Ewa Wójcicka – archiwistka, pracowniczka Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN6

7

Fot.

Kat

arzy

na A

dam

ów

Page 16: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Z ARCHIWUM IPN14

T

Fu

nk

cjo

na

riu

sz M

are

k M

oty

ka W PRL, podobnie jak w innych

krajach tzw. demokracji ludowej, nie było zawodowych sportowców. Na stadionach, planszach szermierczych i innych arenach sportowych oficjalnie występowaliamatorzy – górnicy, budowlańcy, zawodowi żołnierze, milicjanci i esbecy.

sportowymi, które zastąpiono stypendia-mi. W 1980 roku w łódzkim Widzewie stypendium dla zawodnika pierwszej drużyny wynosiło ok. 12 tys. zł, a dla rezerwowego ok. 8 tys. zł, podczas gdy przeciętne wynagrodzenie sięgało w tym czasie ok. 6 tys. zł. Oczywiście po wpro-wadzeniu stanu wojennego wszystko wró-ciło do przedsolidarnościowej „normy”.

Szczególnym przypadkiem byli zawod-nicy klubów gwardyjskich, tworzonych od lat czterdziestych na wzór sowiecki (np. Gwardii Warszawa) czy też po pro-stu przejmowanych przez resort spraw wewnętrznych (jak Wisła Kraków). Ci mogli zostać funkcjonariuszami resortu, najczęściej w szeregach Milicji Obywatel-skiej czy niesławnych Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, rzadziej Służby Bezpieczeństwa. Kilka lat temu głośny był przypadek Zdzisława Kapki, który kandydując do Parlamentu Euro-pejskiego, przyznał się do współpracy z SB. Jak później wyjaśniał, chodziło mu o służbę (oczywiście jedynie na papierze) w tej formacji. W rozmowie z Michałem Białońskim („Gazeta Wyborcza” 2004, nr 133) mówił: „Na nikogo nie donosiłem, nie inwigilowałem, nie podsłuchiwałem. Nawet na komisariacie nie byłem […] – Jaki miał Pan stopień? – Nawet nie wiem. A co mnie to obchodziło? Grunt, że co miesiąc dostawałem wypłatę”.

Jednak pierwszy przypadek „służby” polskiego piłkarza w bezpiece został opisany w 2007 roku na łamach „Ga-zety Polskiej”. Dotyczył on znanego selekcjonera Andrzeja Strejlaua, któ-ry podczas swej kariery piłkarskiej był przez pół roku funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu. Wówczas było to za-skoczenie, dzisiaj wiemy już, że takich sytuacji było zdecydowanie więcej. An-drzej Iwan (w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych gracz Wisły Kraków) tak wspomina czas po wprowadzeniu sta-nu wojennego: „To był ten moment, kie-dy dziękowałem Bogu: »Jak dobrze, że nie postarałem się o etat w MO!”«.

Sportowcy, którzy zostawali funkcjo-nariuszami MO, ZOMO czy SB, aby zo-stać formalnie zatrudnionymi w resorcie spraw wewnętrznych, musieli złożyć po-

danie o przyjęcie do służby. Antoni Szy-manowski z Wisły Kraków w 1972 roku wniosek o przyjęcie do MO uzasadniał krótko: „Prośbę swą motywuję dużym zamiłowaniem do tej pracy”. Wypełnia-jąc stosowną ankietę, w odpowiedzi na pytanie o osobę polecającą pisał: „Sam zdecydowałem o tej pracy. Ojciec mój był funkcjonariuszem MO od 1947 r. [do] 1970 r.”. Z kolei inny zawodnik tego klu-bu, wspomniany Zdzisław Kapka, pisał: „Będąc od wielu lat zawodnikiem GTS Wisła, związany jestem z organami MO”. Ten pierwszy został przyjęty do ZOMO, ten drugi – do Wydziału „B” (zajmujące-go się obserwacją zewnętrzną) Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie.

Piłkarze „funkcjonariusze” mieli za-kładane, podobnie jak inni pracownicy resortu, akta osobowe funkcjonariuszy. Podobnie jak oni byli też regularnie oce-niani za swą służbę przez przełożonych z MO czy SB oraz (dodatkowo) przez władze klubu, podobnie jak oni z cza-sem też awansowali na coraz wyższe stanowiska. Analogicznie jak inni funk-cjonariusze w razie wyjazdów zagra-nicznych – czy to na mecze klubowe, czy reprezentacyjne – musieli uzyskać (co było formalnością) zgodę przeło-żonych. Wreszcie, tak jak oni musieli składać raport o zwolnienie ze służby w resorcie spraw wewnętrznych.

Obok przykład takiego raportu złożo-nego 21 lutego 1990 roku przez Marka Motykę. Był on w latach 1978–1990 jed-nym z czołowych graczy Wisły Kraków. 12 lipca 1980 roku zwrócił się o przyję-cie do MO. W jego przypadku inicjatywa zatrudnienia na etacie resortowym wy-szła ze strony klubu. 11 marca tegoż roku władze Wisły zwróciły się do komendanta wojewódzkiego MO o przyjęcie Motyki do służby w milicji i oddelegowanie go do Gwardyjskiego Towarzystwa Sporto-wego. Argumentowały to w ten sposób: „Przyjęcie wymienionego do pracy w or-ganach MO pozwoli na stabilizację ży-ciową i podnoszenie na wyższy poziom umiejętności sportowych”. Decyzja była pozytywna i 1 listopada 1980 roku Mo-tyka został (oczywiście jedynie na papie-rze) funkcjonariuszem Komendy Dzielni-

T ak się działo we wszystkich dyscyplinach. Nie inaczej było w przypadku piłki noż-nej. I tak np. gracze Legii War-

szawa, którzy formalnie byli żołnierzami zawodowymi ludowego Wojska Polskie-go, jeśli już zakładali mundury, to tylko trzy razy w roku: 1 maja, 22 lipca oraz 12 października, czyli w święto Wojska Polskiego. Mimo to niektórzy z futboli-stów kończyli swoją zawodową „służbę wojskową” z wysokimi szarżami, np. Lu-cjan Brychczy w stopniu podpułkownika. Z kolei „górnicy”, np. gracze Górnika Zabrze, jeżeli już zjeżdżali do kopalni, to tylko na Barbórkę. Jak wspomina chyba największa gwiazda tego zespołu, Wło-dzimierz Lubański, formalnie był zatrud-niony w kopalni, jako górnik strzałowy, ale nie było mu dane ani razu zjechać na dół. Z kolei Andrzej Iwan, kiedy trafi ł do Górnika Zabrze, został – oczywiście jedynie na papierze – cieślą dołowym w Kopalni Węgla Kamiennego „Szczy-głowice” w Knurowie.

Czasami piłkarze nie ograniczali się do jednego etatu i byli zatrudnieni na kilku. W ŁKS Łódź normą pod koniec lat sie-demdziesiątych były trzy etaty, głównie w przemyśle włókienniczym. Na przy-kład Stanisław Terlecki (grający w tym klubie jako tym razem autentyczny stu-dent) „pracował” również jako tokarz, stolarz i ślusarz. Nie trzeba chyba do-dawać, że z każdym z tych miejsc pra-cy stykał się jedynie, odbierając wypłatę.

Na krótko ta sytuacja zmieniła się po powstaniu NSZZ „Solidarność”. Dziś mało kto pamięta, ale to właśnie związek walczył z lewymi etatami, w tym także

Page 17: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Z ARCHIWUM IPN 15

cowej MO Kraków-Śródmieście. Niespełna pięć lat później przeniesiono go do ZOMO, a we wrześniu 1989 roku do Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych Kraków-Kro-wodrza. Przez cały ten czas był „oddelego-wany” do Wisły Kraków. Karierę w resorcie spraw wewnętrznych skończył 28 lutego 1990 roku, na własną prośbę – w związku z transfe-rem do norweskiego klubu SK Brann. W cza-sie swojej przeszło dziewięcioletniej „służby” zdążył awansować ze stopnia szeregowego do plutonowego MO. Oczywiście kolejne awan-se były związane z jego osiągnięciami piłkar-skimi i postawą na boisku (np. w uzasadnieniu wniosku o przyznanie stopnia kaprala pisano: „Czołowy zawodnik I drużyny Sekcji Piłki Nożnej GTS »Wisła«. W pełni zasługuje na awans”), choć w 1987 roku ukończył kurs w Ośrodku Szkolenia MO w Krakowie.dr Grzegorz Majchrzak – historyk, pracownik Biura Edukacji Publicznej IPN

Marek Motyka (ur. 1958) – piłkarz, w latach 1978–1990 zawodnik Wisły Kraków, kilkukrotny reprezentant Polski

Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych

Gwardyjskie Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków, nazwa klubu obowiązująca w latach 1967– –1990, od 1949 roku krakowski klub znajdował się w pionie gwardyjskim w ramach Zrzeszenia Sportowego „Gwardia”

Po reorganizacji resortu spraw wewnętrznych i przemianowaniu komend Milicji Obywatelskiej na urzędy spraw wewnętrznych, na czele tych ostatnich stali szefowie, a nie – jak dotychczas – komendanci

Władysław Nowak (ur. 1937) – zastępca szefa WUSW ds. MO w Krakowie

Marek Motyka był funkcjonariuszem MO jedynie formalnie

Chodziło o SK Brann, klub z siedzibą w Bergen

Ludwik Miętta-Mikołajewicz (ur. 1932) – zawodnik, trener i działacz koszykówki, w latach 1988–1990 dyrektor GTS Wisła Kraków, od 1990 roku prezes Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków

Ten przepis regulował zwalnianie funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej ze służby i brzmiał: „gdy [zainteresowany] zwróci się z taką prośbą, z tym że decyzję w tej sprawie należy podjąć w ciągu 3 miesięcy od złożenia prośby”

Kazimierz Motyka (ur. 1934) – ojciec Marka, rencista

Funkcjonariuszem stałym zostawało się zazwyczaj po trzech latach służby przygotowawczej, w przypadku Marka Motyki od 1 listopada 1983 roku

Komisariat w dzielnicy Kraków-Krowodrza, najprawdopodobniej przy ul. 18 Stycznia (obecnie Królewska)

Stefan Dyk – za stępca naczelnika Wydziału Kadr WUSW w Krakowie

Kazimierz Wrotniak – starszy inspektor Wydziału Kadr WUSW w Krakowie

Fot.

AIP

N

Page 18: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD16

Hekatomba polskiej prawicy

Miał też kwalifi kacje do prowadzenia przez cztery lata nie-bezpiecznej gry – przedłużania bytu Kościoła bez większej fali represji.

Chodzi o lata 1949–1953, niewolne od błędów pry-masa. Mam na myśli słynne porozumienie państwo – Kościół z 1950 roku, zawierające sformułowanie o zwalczaniu przez Kościół „zbrodniczej działalności band podziemia”.Prymas wiedział, że wchodzenie kapłanów w konspiracje WiN-owskie czy NSZ-owskie to droga donikąd. Sprzeciwiał

Niedawno ukazała się Pańska książka My reakcja. His toria emocji antykomunistów 1944–1956. Ktoś, kto do niej nie sięgnął, może pomyśleć: „Kolejna rzecz o Żołnierzach Wyklętych”.Poniekąd ten ktoś miałby rację, bo zbrojnemu pod-ziemiu niepodległościowemu poświęcam sporo miejsca.

A jednocześnie idzie Pan dalej.Tak, ponieważ grupa „ludzi wyklętych”, odrzucają-cych marksizm, którym przyszło żyć po wojnie w Pol-sce pod władzą komunistów, była znacznie większa. Zaliczam do nich zarówno przedwojennego polityka wegetującego po 1945 roku, jak i chłopa z wołyńskiej wsi czekającego tygodniami pod namiotem ze sło-my na pociąg, który wywiezie go z ojczystej, kresowej ziemi, oraz byłego akow-ca, który po wojnie nie zde-cydował się zapisać do PZPR, a jednocześnie nie kontynuował dzia-łalności konspiracyjnej. Przyjmował raczej zasadę wkompono-wania się w nowy świat w roli tzw. bezpartyjnego fachowca. Przykładem takiej postawy był ojciec Lecha i Jarosława Ka-czyńskich, Rajmund.

Ważne miejsce w książce zajmuje Kościół, a w szcze-gólności prymas Stefan Wyszyński, którego nazy-wa Pan gigantem.Jeszcze przed wojną przyszły prymas wnikliwie studiował naukę społeczną i wgłębiał się w kwestie robotnicze. Po-trafi ł skutecznie polemizować z założeniami marksizmu.

Dopiero pisząc tę książkę, zrozumiałem, jak straszliwa wyrwa pokoleniowa w polskiej prawicy pojawiła się wraz z wymor-dowaniem lub zepchnięciem na margines ludzi obozu niepodległościowego. Skala wyniszczenia „reakcji” i jej długotrwałe rezultaty społeczne bardzo słabo tkwiły w świadomości zbiorowej – mówi Piotr Semka, autor książki My reakcja, w rozmowie z Janem Hlebowiczem

Page 19: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Piotr Semka (ur. 1965) – dziennikarz i historyk, absolwent Katolickiego Uni-wersytetu Lubelskiego, w ostatniej de-kadzie PRL działacz opozycji i Niezależne-go Zrzeszenia Studentów, dziś publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, autor m.in. ksią-żek Lewy czerwcowy (1993 – wspólnie z Jackiem Kurskim), Lech Kaczyński. Opo-wieść arcypolska (2010) i Za, a nawet przeciw. Zagadka Lecha Wałęsy (2013)

Fot.

PA

P /

Are

k M

arko

wic

z

WYWIAD 17

li swoistą piątą kolumną wewnątrz Kościoła. Poprowadził wiernych do Wielkiej Nowenny i milenium chrztu Polski, bez których trudno sobie wyobrazić następne ćwierć wieku naszej historii: pontyfi kat św. Jana Pawła II, Solidar-ność i odzyskanie wolności w 1989 roku.

Obok prymasa Wyszyńskiego swoje miejsce w książce znalazł Bolesław Pia-secki. Postać dla wielu jednoznacznie negatywna. Tymczasem Pańska ocena jest złożona.Piasecki przed wojną pozował na kogoś w ro-dzaju Gabriela D’Annunzia, prekursora wło-skiego ruchu faszystowskiego. Radykalizm Obozu Narodowo-Radykalnego mu nie wy-starczał, dlatego poszedł krok dalej. Co cieka-we, „Falanga”, jego nowe ugrupowanie, budziła swoimi metodami pałkarskimi niepokój nawet w środowisku narodowców. Po 1945 roku Pia-secki w nie do końca wyjaśnionych okolicznoś-ciach został prawicowym fi gurantem, mającym uwiarygodnić nową, komunistyczną władzę, a także rozbić od wewnątrz Kościół katolic-ki. Z drugiej strony grupa Piaseckiego stała się azylem dla ludzi, którym bezpieka depta-ła po piętach – byłych akowców czy żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. A wydawnictwo PAX miało duże zasługi w zapoznawaniu czy-telników z najlepszymi katolickimi myśliciela-mi ówczesnej Europy. Można się zastanawiać, w jakim stopniu pójście Piaseckiego na współ-pracę było wynikiem śmiertelnego lęku przed egzekucją w lochu katowni, a w jakim funkcją makiawelicznych pomysłów napełnienia pol-skiego marksizmu narodowo-katolicką treścią? A może między obiema przyczynami nie ma sprzeczności? Tak czy inaczej, tę pseudoka-tolicką piątą kolumnę objęli kuratelą najbar-dziej inteligentni funkcjonariusze Urzędu Bez-pieczeństwa, m.in. Luna Brystigerowa. Wiara Piaseckiego, że będzie partnerem dla władz, została bardzo szybko zmiażdżona.

Prymas Polski Stefan Wyszyński wpisuje się do księgi pamiąt-kowej podczas gdańskich obchodów milenium chrztu Polski; widoczni także m.in.: ks. Hieronim Goździewicz (na prawo za pry-masem) i proboszcz parafi i Świętego Ducha w Gdańsku, ks. Józef Zator-Przytocki (podtrzymuje księgę); 29 maja 1966 roku

się temu jednak nie ze strachu przed nową władzą, ale do-kładnie na odwrót, aby wzmocnić pozycję Kościoła, by nie dawać pretekstu do frontalnego ataku. Oczywiście wielu księ-ży wyznających antykomunizm w tradycyjnej, przedwojennej formie nie rozumiało jego taktyki. Ustępstwa Wyszyńskiego traktowali jako serwilizm wobec komunistów, a nie prze-myślaną politykę. Prymas wyszedł z pojedynku z komuną obronną ręką. Kościół pod jego kierownictwem nie został tak osłabiony, jak miało to miejsce choćby na Węgrzech. Wyszyń-ski sprawnie poradził sobie z ruchem księży patriotów, czy-

Fot.

Eas

t N

ews

Page 20: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD18

My reakcja to książka zdominowana przez mężczyzn, w której bardzo wyraźnie podkreśla Pan rolę kobiet.Mężczyźni ginęli pierwsi. To oni byli na celowniku tajnych policji, a potem łapani w trakcie likwidowania konspiracji. A kobiety zostawały same. Musiały sobie radzić z prowadze-niem gospodarstw domowych, wyżywieniem dzieci. Oddawa-ły swoim pociechom dosłownie ostatni kawałek chleba, same znosząc głód i niedostatek. Prawdziwe piekło przeżyły kobiety wywiezione na Sybir. Transportowane w bydlęcych wagonach, suszyły przeprane pieluszki ciepłem własnego ciała. Ekstremal-ne warunki wywózek były okrutnym, ale często przynoszącym chlubę egzaminem z odpowiedzialności macierzyńskiej.

Feministki byłyby oburzone. Heroizm kobiet to pro-wadzenie domu, wyżywienie dzieci i suszenie pie-luszek… Feministki niemądrze próbują przeciwstawiać pamięć o mężczy-znach i kobietach. Odwaga, niezłomność i poświęcenie kobiet to jedne z najpiękniejszych cech polskiej tradycji narodowej.

Książka jest obszerna. Na nie-mal dziewięciuset stronach znajdziemy odwołania do lite-ratury, dialogi fi lmowe, relacje z gazet i wspomnienia świad-ków. Ale jeden z rozdziałów różni się od pozostałych. Jest bardzo osobisty.Opisuję w nim losy moich dziad-ków. To dwa różne życiorysy wo-jenne i dwa odmienne spojrzenia na obowiązek patriotyczny w chwi-li końca wojny. Dziadek Jan już od 1940 roku należał do Narodowej Organizacji Wojskowej, która trzy lata później weszła w skład Armii Krajowej. Sam nadzorował przystą-pienie do konspiracji swoich synów, w tym mojego ojca. Po wojnie wraz z rodziną wrócił na Pomorze, które doczekało się powrotu do Polski. Za-czął współpracować z 5. Wileńską Brygadą AK Zygmunta Szendzie-larza „Łupaszki”. Tą samą, w której działała sanitariuszka „Inka”. Dzia-dek Jan został aresztowany przez UB, przeszedł brutalne śledztwo i skazano go na trzy lata więzienia.

A jak było z Józefem Woźnic-kim, Pańskim dziadkiem ze strony matki?W latach trzydziestych służył na kontrtorpedowcu „Wicher”. W czasie

okupacji kierował Wywiadem Morskim Komendy Głównej AK. Potem przeżył piekło Powstania Warszawskiego. Od samego początku rządów komunistów nie łudził się, że jest możliwy jego powrót do marynarki wojennej. Wykładał na Politechnice Gdańskiej. Przyjął postawę „państwowca”, ale trzymającego się z dala od PPR. Jednak podpis Bieruta na Krzyżu Zasługi, przyznanym dziadkowi w latach pięćdziesiątych za odbudowę gospodarki morskiej, kłuje dziś w oczy. Wybory Jana i Józe-fa odzwierciedlają postawy ludzi tamtych czasów. Ci, którzy wybierali aktywność „pozytywistyczną”, musieli przyglądać się bezczynnie, jak deptane jest wszystko, co dla nich święte. Z kolei uczestnicy konspiracji często dochodzili do refl eksji, że ich działalność ma charakter straceńczy.

Stawia Pan ciekawą tezę, że nieubłagany gdański antykomunizm oraz duch wolności wynikały z wileń-skich korzeni – kresowego wychowania, głębokiej wiary i żarliwego patriotyzmu ludzi, którzy przybyli na Pomorze po 1945 roku. Bez nich – twierdzi Pan

Bolesław Piasecki (z lewej) otrzymuje odznaczenie od Edwarda Gierka; 1974 rok

Fot.

PA

P/C

AF/

Wit

old

Roz

mys

łow

icz

Page 21: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD 19

– nie byłoby Grudnia ’70 i Sierpnia ’80. Tymczasem władze miasta od lat przekonują mieszkańców, że niezależność i solidarność gdańszczan wynika z ich hanzeatyckiej przeszłości.Gdańscy wilniucy nie mieli złudzeń, czym jest komunizm. Pamiętali dwie sowieckie okupacje, wiarołomny atak NKWD na AK po zdobyciu Wilna. Wiedzieli, czym są nocne areszto-wania, wywózki, strzały w tył głowy. I właśnie te nagroma-dzone przez lata rachunki wyrównali, paląc w grudniu 1970 roku pałac władzy komunistycznej, czyli Komitet Wojewódz-ki PZPR. „Wileński brak złudzeń” wobec komunizmu był widoczny także w gdańskiej opozycji. Na przykład dla ludzi Ruchu Młodej Polski bohaterem był ks. Józef Zator-Przytocki, proboszcz kościoła „na Czarnej” we Wrzeszczu, kapelan i podpułkownik kresowych oddziałów AK. Uważam więc, że to wileńskie korzenie, a nie na siłę przywoływane tradycje Hanzy, uczyniły z Gdańska miasto wolności. Miasto, które w końcu z powodzeniem rzuciło wyzwanie komunizmowi.

Zakończenie to swoisty hołd oddany wszystkim rozstrzelanym. Ja odczytałem je bardziej jako hołd wszystkim wymazanym z kart historii.Dopiero pisząc tę książkę, zrozumiałem, jak straszliwa wy-rwa pokoleniowa w polskiej prawicy pojawiła się wraz z wy-mordowaniem lub zepchnięciem na margines ludzi obozu niepodległościowego. Skala wyniszczenia „reakcji” i jej dłu-gotrwałe rezultaty społeczne bardzo słabo tkwiły w świa-domości zbiorowej. Niestety, diabelska logika totalitaryzmu powoduje, że ofi ary są zawsze mniej wyraziste i barwne niż świat zwycięzców.

Dysproporcja między elitami lewicowymi a prawi-cowymi wytworzona w tamtym czasie jest widocz-na do dzisiaj.Oczywiście. Ludzie, którzy mogli w okresie Polskiej Lu-dowej wysłać swoje dzieci na zagraniczne uczelnie, byli związani z władzą. Natomiast ci, którzy stanowili przed-wojenną elitę, wykrwawiali się w Powstaniu Warszaw-skim, potem w leśnej partyzantce, w PRL myśleli nie o robieniu karier, lecz o tym, jak przetrwać. Po powro-cie z więzień, z wyniszczonym zdrowiem fi zycznym i psychicznym, wegetowali latami za nędzne renty. Co więcej, „wrogowie komunizmu” nie mogli za-pewnić dostatniej przyszłości swoim dzieciom, którym władze uniemożliwiały dostanie się na uniwersytet czy zajmowanie wyższych stano-wisk w przedsiębiorstwach państwowych. Ten mechanizm pokutuje do dziś. Na medialnych salonach brylują osoby, które zawdzięczają swoją pozycję koneksjom rodzinnym mają-cym korzenie w Polsce Ludowej.Jan Hlebowicz jest dziennikarzem tygodnika „Gość Niedzielny”.

Kardynał Stefan Wyszyński, 1979 rok

Fot.

And

rzej

Mro

czek

/FO

TON

OVA

Page 22: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD20

Nie znałaś osobiście Emila Barchańskiego, ale dwa i pół roku po jego śmierci poszłaś do tej samej szko-ły – warszawskiego liceum im. Mikołaja Reja. Praca nad Sprawą Emila B. to dla Ciebie próba opowiedze-nia historii kolegi?W mojej szkole historia Emila nigdy nie została zapomnia-na. Pamiętam, że gdy chcieliśmy iść na pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki, pani profesor Julia Tazbir mówiła: „Uważajcie, bo jeden z was już kiedyś zginął”. Jednak po maturze, kiedy wyjechałam na studia najpierw do Krakowa, a potem Kato-wic, przestało to być dla mnie tak żywe. Siłą rzeczy byłam

odsunięta od środowiska moich licealnych kolegów; to wró-ciło, kiedy znów zamieszkałam w Warszawie.

Z drugiej strony Emil to nie tylko liceum. Mówiło się o nim także w moim domu rodzinnym. Mój ojciec był adwoka-tem i przyjaźnił się z prawnikiem, który pomagał Emilowi

Małgorzata Imielska (ur. 1969) – absolwentka fi lmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego, reży-serka i scenarzystka fi lmów do-kumentalnych, przede wszyst-kim o tematyce Holokaustu – m.in. wielokrotnie nagradza-nych Młodość w czasach Zagła-dy (2001) i Powiedz mi, dlaczego (2005) – oraz spektakli Teatru Telewizji Chciałam ci tylko powiedzieć… (2006, nagroda za debiut literacki i reżyserski na festiwalu Dwa Teatry w Sopocie w 2006 roku) i Sprawa Emila B. (2007, na-grody w Sopocie za muzykę i główną rolę kobiecą w 2007 roku oraz World’s Silver Medal na 52. New York Festivals w 2009 roku).

Fot.

ze

zbio

rów

Mał

gorz

aty

Imie

lski

ejPodczas pracy nad spektaklem udało się zebrać sporo informacji, jednak historia Emila Barchań-skiego wciąż się składa z wielu pytań. Stawiam je razem z jego mamą i przyjaciółmi z naszej szkoły. I wierzę, że ktoś kiedyś znajdzie na nie odpowiedź – mówi Małgorzata Imielska, reżyserka i scena-rzystka spektaklu Teatru Telewizji Sprawa Emila B., w rozmowie z Karoliną Wichowską

Pytania o Emila

Matka Emila (Maria Ciunelis) przesłuchiwana przez milicjantkę (Sławomira Łozińska)

Page 23: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD 21

w czasie jego procesu. Dlatego tata wiedział o jego śmierci. Dziś myślę, że z tego powodu bał się o mnie i o moją siostrę. Zresztą trudno było uciec od tej sprawy, w tamtym czasie mieszkałam zaledwie kilka przecznic od Emila. Moja siostra była tylko rok od niego młodsza, mieli wspólnych znajomych.

Z czego korzystałaś, budując postać Emila? Moje wspomnienia by nie wystarczyły. Przeprowadziłam dziesiątki rozmów. Z jego matką, z jego przyjaciółmi. Nie było trudno ich do tego nakłonić. Może dlatego, że zawsze w liceum mówiliśmy sobie, że kiedyś, jak będziemy dorośli, wyjaśnimy tę sprawę?

Czytałam też notatki Emila, przede wszystkim jego dzien-nik. To znaczy kilka stron brudnopisu tego dziennika. Bo oryginał zginął w czasie rewizji przeprowadzonej w domu Emila. Ten dziennik był bardzo ważny, nawet jeśli dostałam go w tak okrojonej wersji. Emil pisał tam o okolicznościach swojego aresztowania i śledztwie. O tym, jak po zatrzyma-niu bili go na komendzie. Miałam też w rękach jego śpiew-nik, potem także teczkę z rysunkami. Tam wszędzie były odręczne notatki Emila. Bezcenne dla mnie. To z nich się dowiedziałam, że chciał być reżyserem, żeby opowiadać hi-storie zwykłych ludzi. Że interesował się historią i uwielbiał Gintrowskiego i Kaczmarskiego. A także – czym była dla niego wiara w Boga i dlaczego malował obrazki świętych.

To wszystko dużo mówi o człowieku. Jednak nie było moim celem rekonstruowanie osobowości Emila, bo tego, jaki był, nigdy obiektywnie nie przedstawimy. Chciałam przede wszystkim przedstawić jego historię i zrobiłam to z punktu widzenia jego matki. Ten wybór był oczywisty – nie ma przecież nikogo, kto byłby bliżej tamtych wydarzeń.

Jedna płaszczyzna narracji to relacja i emocje mat-ki. Druga – dokumenty. W jaki sposób zbierałaś te „twarde” materiały?Jako dokumentalistka w swojej pracy wręcz ob-sesyjnie trzymam się zasady, żeby każde słowo padające w fi lmie – w tym wypadku w spek-taklu telewizyjnym – miało potwierdzenie w dokumentach. Szukając takich dokumentów, skontaktowałam się z Agnieszką Rudzińską i Łukaszem Kamińskim – wówczas, w 2006 roku, zastępcami dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN, dziś prezesami instytutu. Początkowo przyjęli mnie bardzo nieufnie. Przyznali, że o Emilu jest mowa w raporcie tzw. komisji Rokity, ale podkreślali, że nie ma dowodów, aby to było zabójstwo na tle politycznym. Jednak z czasem, gdy docieraliśmy do kolejnych świadków lub gdy odnajdowaliśmy kolejne do-kumenty, zaangażowanie Agnieszki i Łukasza było coraz większe. Stali

się moimi konsultantami. Dziś wiem, że bez ich ogromnej wiedzy bym sobie nie poradziła..

Ta żmudna, wielomiesięczna praca dokumentacyjna (dzie-siątki archiwów, dziesiątki przeczytanych akt tzw. spraw odpryskowych!) dała mi dużo wiedzy i pozwoliła na zada-nie ważnych pytań. Na przykład kim była kobieta, którą Emil traktował jako swoisty autorytet w sprawach opozycji, a która później się stała przyjaciółką jego matki? Dlaczego ta kobieta była na niego zła, gdy powiedział, że odwoła ze-znania, które wymuszono na nim biciem? Dlaczego Szymon, jej syn – aresztowany razem z Emilem podczas nielegalnego druku jednej z książek Adama Michnika – został bardzo szybko wypuszczony z komendy? Dlaczego nie zatrzymano go dłużej, tym bardziej że był pełnoletni? Przecież trwał

Prowadzony przez milicjantów Emil (Krzysztof Piątkowski) na korytarzu sądowym z matką (Maria Ciunelis) i ojczymem (Olgierd Łukaszewicz)

Page 24: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD22

stan wojenny, obowiązywały zaostrzone przepisy. Inne py-tanie: jak to się stało, że kilka miesięcy późnej wyjechał za granicę? Odnalazła się adnotacja funkcjonariusza SB: „Za-łatwić paszport w trybie pilnym” – co to znaczyło? Muszę jednak przyznać, że te wszystkie dokumenty nie dały mi wystarczającej podstawy do napisania scenariusza. Niewie-le też wynikło z rozmowy z prokuratorem IPN: „Prowadzę śledztwo i nic pani nie mogę powiedzieć”. Ale potem nagle, wręcz w jakiś magiczny sposób, odnalazły się akta ze śledz-twa Emila po jego aresztowaniu i ze śledztwa prowadzonego po jego śmierci. Mój asystent, Daniel Dełczew, odkrył je na komendzie policji przy ul. Cyryla i Metodego na Pradze. To było bardzo zaskakujące, komenda musiałaby mieć naprawdę duże archiwum, żeby przechowywać dokumenty takie jak te przez tyle lat. Zresztą one nie leżały w archiwum, były na pół-ce z dokumentami bieżącymi. Moim zdaniem, dziwne. Ale może wyjaśnienie leży w tym, że w latach dziewięćdziesią-tych były podejmowane kolejne próby wznowienia śledztwa.

Czego można było się dowiedzieć ze znalezionych dokumentów?Potwierdzają m.in. to, że Emil odwołał zeznania obciążają-ce kolegę z Reja, który według milicji miał być inicjatorem podpalenia pomnika Dzierżyńskiego. Tłumaczył, że te ze-

znania wymuszono na nim biciem. I chciał wskazać tych, którzy mu to zrobili. Podczas rozprawy w sprawie kolegi Marka Marciniaka, innego uczestnika podpalenia pomni-ka Dzierżyńskiego, 17 maja 1982 roku Emil zeznawał jako świadek i na pytanie pani prokurator, czy zna nazwiska tych funkcjonariuszy, odpowiedział: „Ci panowie, jak biją, to się nie przedstawiają. Ale ich twarze dobrze zapamiętałem. Mogę ich wskazać”. Potem, już po śmierci Barchańskiego, jego matka podtrzymała zeznania syna, ale sprawcy bicia jej dziecka do dziś pozostali nieznani.

Ale nie chodzi mi o to, by teraz wymieniać, które doku-menty się znalazły, a które nie. Raczej chciałabym pod-kreślić to, że wielu nie ma. Zaskakująco wielu. Na procesy polityczne w stanie wojennym przychodzili obserwatorzy z Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawio-nym Wolności i ich Rodzinom i sporządzali notatki, które następnie archiwizowali. Przychodzili także na rozprawy Emila. Pani Krystyna Barchańska ich pamięta. Jednak w ar-chiwum komitetu nie zachowały się żadne ich relacje akurat w tej sprawie. Nie było także sporządzanych przez nich do-kumentów ze spraw kolegów, którzy byli sądzeni z Emilem. W komitecie zachowało się świadectwo tylko jednej obser-watorki – Janiny Brzozowskiej. Ona przy okazji zupełnie innej sprawy wspomniała sprawę Emila. I to jest. Tylko to.

Krzysztof Piątkowski, choć fi zycznie różny od Emila, znakomicie oddał jego chłopięcość – podkreśla reżyserka spektaklu

Page 25: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD 23

Jak zapamiętałaś spotkanie z panią Barchańską?Niezwykła osoba. Po prostu. Nie ma w niej gniewu, jest tylko potrzeba, by o Emilu pamiętano. Kiedy z nią rozmawiałam, zdałam sobie sprawę, że ona opowiada tak, jak ci, którym przez lata nie wierzono. To samo wielokrotnie widziałam u ludzi, którzy pamiętają Holokaust. Ich doświadczenia także podważano. I może dlatego oni zawsze, za każdym razem, powtarzają całą swoją historię. Ze wszystkimi szczegółami. Nie możesz zadzwonić do mamy Emila i zapytać, w którym roku on poszedł do liceum. Od razu opowie ci wszystko. Oczywiście, jeśli zaufa. Pamiętam nasze pierwsze spotka-nie. Na początku nie chciała mówić – bo po co to ruszać, bo będzie boleć, bo i tak nikt nie usłyszy jej prawdy. Po dwóch godzinach zaczęła opowiadać. Nie znajduję słów, by inaczej to określić: ona po prostu przedstawiła swoje świadectwo. Nie naciskała, bym jej uwierzyła, nie chciała mnie do nicze-go przekonywać. Po prostu opowiedziała. Myślę, że to była jej obrona przed tymi, którzy przez lata chcieli jej wmówić, że to, co pamięta, jest tylko jej wymysłem. Że dopatruje się nie wiadomo czego w tragicznej, ale przypadkowej śmier-ci syna. Dla wielu ludzi było oczywiste: po prostu utonął.

Ale przecież Emil nie wszedłby do rzeki z własnej woli. Nie lubił pływać – to zdecydowanie za mało powiedziane.Tak, w szkole i poza nią nigdy nikomu nie dał się namówić na pójście na basen i wiele razy mu z tego powodu dokuczano. A on zawsze tłumaczył, że jest astmatykiem i że zacznie się dusić z powodu skurczu oskrzeli. On się po prostu panicznie

bał wody! Jak więc mieliśmy uwierzyć w wersję przedsta-wioną przez milicję, która zakładała, że Emil postanowił przejść przez Wisłę i utonął?! Dla wszystkich, którzy znali Emila, brzmiało to absurdalnie. Totalnie absurdalnie.

Co Cię najbardziej poruszyło w rozmowach z przy-jaciółmi Emila?Potrzeba wyjaśnienia. Że wciąż jest żywa, że czas niczego nie zgasił. Wstrząsająca była dla mnie rozmowa z Arturem Leonem Nieszczerzewiczem czy Stefanem Antosiewiczem. Artur, Stefan i Emil razem planowali podpalenie pomnika Dzierżyńskiego. To byli prawdziwi przyjaciele ze Starówki. Stefan chodził z Emilem do tej samej klasy w podstawówce. W Reju byli w osobnych klasach, ale nadal się spotykali, a Ar-tur ze Stefanem byli kumplami z ul. Bugaj – tam obaj miesz-kali od dziecka. To Stefan Antosiewicz przemawiał w imie-niu kolegów nad trumną Emila. Matka do dziś wspomina to jego przemówienie ze łzami wdzięczności w oczach. Kiedy Antosiewicz opowiadał o pogrzebie Emila, to wspomniał przerażający zapach. Zapach lilii i smród rozkładającego się ciała. Bo ciało Emila nie było przechowywane w chłodni. Nawet do czasu przeprowadzenia sekcji. Tamtego roku lato było wyjątkowo upalne. Kiedy doszło do pogrzebu, całe ciało było już w stanie rozkładu… Antosiewicz mówił też o tym, że w szkole pojawił się strach. Bo sporo osób w Reju było zaangażowanych w konspirację. Ich pobudki były poważne, ale mimo wszystko traktowali to jako przygodę, trochę nawet jak zabawę w konspirację. Nie spodziewali się, że za swoją działalność mogą zapłacić aż tak wysoką cenę.

Warto jeszcze postawić jedno pytanie: czy śmierć Emila to było morderstwo polityczne? No bo w jaki sposób niespełna siedem-nastoletnie dziecko mogło za-grażać ustrojowi? Przecież dużo bardziej niebezpieczni byli lide-rzy opozycji… A może chodziło o strach? Albo może ci, którzy bili w śledztwie Emila, sami się przestraszyli ewentualnych kon-sekwencji? Bo Emil powiedział, że potrafi wskazać tych, którzy go bili – i miał to zrobić. Może więc chcieli go nastraszyć? Zmusić do milczenia? Nie wiem. Tamte cza-sy były straszne, ale jak się pomy-śli, że ówczesna władza walczy-ła z dziećmi, to robi się jeszcze straszniej. Wiesz, co mnie prze-raziło? Po śmierci Emila milicja przez wiele miesięcy obserwowa-ła kawiarnię „Krokodyl” na Sta-rym Mieście w Warszawie. Tam

Page 26: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYWIAD24

przychodziły dzieciaki na wagary. Milicja je za-trzymywała i zmuszała do składania deklara-cji, że będą mówić, jeśli w swojej szkole zauwa-żą coś „niepoprawne-go”. Nie żartuję, za-chowały się odręcznie pisane oświadczenia dzieciaków z siódmej czy nawet szóstej klasy szkoły podstawowej.

Rozmawiałaś na po-trzeby spektaklu z byłymi milicjanta-mi, którzy mogli bić Emila?Nie, chociaż próbowałam do nich dotrzeć. Nie rozmawiałam też z kolegą Emila, z którym tego ostatniego dnia swojego życia poszedł nad Wisłę. Wiem, że on uważa, że w swojej sztuce napisałam nieprawdę. Niech tak twierdzi. Ja powta-rzam: mam na wszystko dokumenty. Mogę wykazać swoją wiarygodność. Tego wymaga mój warsztat, to mam we krwi też jako córka prawnika.

Jak wspominasz pracę na planie?To było kilka bardzo napiętych dni. Budżet spektaklu był nie-wielki. Ale mam też poczucie, że wokół tej sztuki zgromadzi-ła się niesamowicie dobra energia. Na przykład szukaliśmy bloku, gdzie mieszkania byłyby połączone balkonami. Kiedy Emil został złapany na druku książki Adama Michnika, prze-skakując z balkonu na balkon – i to na trzynastym piętrze! – uciekał do sąsiedniego mieszkania. Znalezienie odpowiednie-go miejsca nie było łatwe, wszędzie w polu widzenia kamery były reklamy. W końcu wypatrzyliśmy jedno takie miejsce przy ul. Targowej na Pradze. Zapukaliśmy do środka. Właś-cicielka pozwoliła nam na wszystko i za nic nie chciała pie-niędzy. Powiedziała, że w latach osiemdziesiątych była dzia-łaczką Solidarności, która przeżyła ileś rewizji. Zrobiliśmy jej niemały bałagan, bo musieliśmy wprowadzić powielacz,

a wszystkie współczesne meble wynieść na kory-tarz. Do dziś pamiętam, jak siedziała na klatce schodowej, na krzeseł-ku, wśród tych wynie-sionych mebli. I to, jak w pewnym momencie całą ekipę poczęstowa-ła zrobioną przez sie-bie szarlotką. Nie spo-sób też powiedzieć, ile zawdzięczam aktorom. Wszystkim, ale przypo-mnę szczególnie Maćka Kozłowskiego, który już wtedy bardzo chorował,

a jednak był z nami i zagrał. Cała ekipa dała z siebie bardzo, bardzo wiele. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich osób, które mi pomogły, ale każdemu bardzo dziękuję.

A bohaterowie spektaklu – jak go odebrali?Gdy tylko skończyłam pracę nad spektaklem, spotkaliśmy się w domu mamy i ojczyma Emila. Przyszli też Antosie-wicz i Nieszczerzewicz. Pamiętam milczenie Barchańskiej. Dopiero gdy sztuka się skończyła, powiedziała, że tak, że to jest historia Emila.

Aktor co prawda wyglądał inaczej niż bohater w rzeczy-wistości. Ale wszystkie różnice to były drobiazgi. Najważ-niejsze, że została podkreślona chłopięcość Barchańskiego. Jego swoista kruchość. Bo taki właśnie był Emil. W gruncie rzeczy jeszcze dziecko. Wybrałam do tej roli Krzysztofa Piątkowskiego, aktora krakowskiego. Nie miałam wątpli-wości, że będzie świetny.

Sądzisz, że kiedyś się uda odpowiedzieć na pytania, które padają w Twoim spektaklu?Wierzę, że każdy człowiek nosi w sobie pestkę, taką naj-ważniejszą dla siebie rzecz. Bohater mojego ostatniego do-kumentu Wytrwałość, ocalony z Holokaustu Ben Barenholtz, bardzo chciał odnaleźć rodzinę, która pomagała mu w czasie Holokaustu. Przez wiele lat mu się to nie udawało. I nagle, jakby wszystko się odczarowało. Tysiące niemożliwych do uwierzenia zbiegów okoliczności i razem w przeciągu kil-ku dni odnaleźliśmy potomków tych ludzi. Po co? Pewnie po to, by się dowiedzieli, jak wielkimi ludźmi byli ich pra-dziadkowie. Przekonałam się wtedy, że wbrew pozorom czas niewiele zaciera. Wierzę, że jeśli gdzieś jest ta pestka, to ona uruchamia lawinę zdarzeń, by ważne historie miały swoje rozwiązanie. Czasem tylko potrzeba na to czasu.

Szerzej o sprawie Emila Barchańskiego pisze Patryk Pleskot na str. 47.

Ilustracje to kadry ze spektaklu Sprawa Emila B.

Matka Emila podczas przesłu-chania w IPN; w roli prokuratora Piotr Grabowski (siedzi tyłem)

Page 27: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 25

WWlutym 1919 roku gazeta rosyjskich emigrantów w Warszawie „War-szawskaja Riecz”

zamieściła komunikaty wzywają-ce rosyjskich ofi cerów (a potem też i szeregowych), aby wstępo-wali do drużyny ofi cerskiej wal-czącej w Grupie Podlaskiej, czyli 9. Dywizji Piechoty Wojska Polskie-go, dowodzonej przez gen. Antoniego Listowskiego: „Wzywa się rosyjskich ofi cerów i żołnierzy pragnących ofi aro-wać swe siły w walce o przywrócenie stanu prawnego w Rosji do zapisy-wania się do rosyjskich oddziałów partyzanckich”. Zapisy prowadzo-no w Warszawie przy Krakow-skim Przedmieściu 59.

Wbrew opinii publicznejFormowaniu się oddziałów tak niezwykłego sojusznika towarzyszy-ła niesprzyjająca atmosfera. Historia wciąż dawała o sobie znać zadawnio-nymi waśniami i stereotypami. Nie tyl-ko jednak historia. Również ideologia i polityka. Organ komunistów polskich „Młot”, w artykule Dwugłowyj orioł w Warszawie, zwracał uwagę na to, że Polska stała się przytułkiem dla nie-dobitków carskich. „Tutaj dwugłowy orzeł [herb carskiej Rosji] zaprawia swoje skrzydła do lotu – pisano w to-nie typowym dla ówczesnej propagan-dy bolszewickiej – [...] idą więc w sze-regi rosyjskiej drużyny ofi cerskiej, żandarmi carscy, ofi cerowie, kozacka swołocz, obok jaśniepańskich ofi cerów polskich”.

Rosjanie w Wojsku Polskim Jacek Jaworski

W wojnie z bolszewikami każde wsparcie było dla Polaków bezcenne. Nic dziwnego, że armia odradzającej się Rzeczypospolitej próbowała werbować Rosjan.

Generał Antoni Listowski z atamenem Semenem Petlurą, kwiecień 1920 roku

Fot.

NA

C

Page 28: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU26

O ile nie dziwi stanowisko komuni-stów polskich, o tyle stosunek do rosyj-skiej legii pozostałych obozów politycz-nych trudniej zrozumieć. Polska stawała przecież do wojny z Rosją bolszewicką w osamotnieniu i każde wsparcie było bezcenne. Mimo to wszystkie grupy po-lityczne kontestowały dobieranie sobie sojusznika w postaci białogwardyjskiej formacji wojskowej.

Oburzeni posłowie socjalistyczni do-magali się zakazu organizowania rosyj-skich oddziałów przy Wojsku Polskim. Akcję tę potępił „Robotnik”, a prorządo-wy „Kurier Polski” uznał współdziałanie z rosyjską drużyną za niepożądane, a być może nawet niebezpieczne.

Jak doszło do powołania tej bodajże pierwszej rosyjskiej jednostki w służ-bie polskiej? Wszak do tej pory historia znała jedynie odwrotność takiej sytuacji.

Z końcem 1918 roku wiele rosyj-skich oddziałów białogwardyjskich na Litwie, Białorusi i Ukrainie w obliczu bolszewickiej ofensywy znalazło się w trudnej sytuacji.

Polskie władze wojskowe opracowa-ły plan odesłania rosyjskich ofi cerów przez Warszawę i Budapeszt do armii gen. Antona Denikina. Większości z nich nie udało się jednak przerzucić. W tej sytuacji na początku lutego 1919 roku jeden z oddziałów „białych”, po ustąpie-niu Niemców z Pińska i zajęciu go przez bolszewików, przeniósł się do Kobrynia i tu oddał się do dyspozycji Grupy Pod-laskiej gen. Listowskiego, który właśnie zajął to miasto.

W dywizji Listowskiego służyło już wielu wpływowych ofi cerów z byłej armii rosyjskiej. To oni spowodowali prawdopodobnie włączenie wyżej wspo-mnianych „białych” w skład polskiej jednostki pod nazwą Rosyjskiej Ochot-niczej Drużyny Ofi cerskiej, nazywanej również Pińsko-Wołyńskim Batalionem Ochotniczym. Do drużyny wcielono by-łych ofi cerów carskich, Rosjan z wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej i jeń-ców bolszewickich, którzy wyrazili na to zgodę. Walcząc razem z jednostkami polskimi, jej żołnierze za okazaną wa-leczność w trakcie operacji wojennych

jesienią i zimą 1919 roku, zostali kilka razy wyróżnieni w komunikatach praso-wych Sztabu Generalnego.

Opinia publiczna wydała jednakże ne-gatywny werdykt co do istnienia dru-żyny rosyjskiej przy Wojsku Polskim. Sprawa została nagłośniona, dotarła do naczelnika państwa Józefa Piłsudskie-go. W rezultacie władze wojskowe wy-dały rozkaz o likwidacji oddziału. Do-wództwo Dywizji Podlaskiej zręcznie obeszło decyzję MSWojsk i nie zlikwi-dowało drużyny ofi cerskiej, lecz prze-mianowało ją na Piński Batalion Ochot-niczy. W maju zatwierdzono etat na 1116

żołnierzy i osiem karabinów maszyno-wych, choć faktyczny stan oddziału był znacznie większy. Batalion stano-wił odrębną całość, a jego organiza-cja była zgodna z regulaminem armii rosyjskiej (organizacja rot, musztra, oznaki szarż).

Taki konglomerat – mieszkańców Po-lesia, Rosjan, Polaków, z których część służyła ze względów materialnych, żąd-na zemsty za utracone majątki, inni zwa-bieni tu brakiem dyscypliny i dobrym wyżywieniem – nie mógł stanowić wy-sokiej wartości ideowej. Bardzo surowo morale batalionu ocenił płk Władysław

Grupa ofi cerów na froncie wojny polsko-bolszewickiej na Polesiu w 1919 roku; nadrezynie drugi od lewej siedzi gen. Antoni Listowski, dowódca Grupy Podlaskiej

Page 29: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 27

Sikorski, który opowiedział się za jego zlikwidowaniem. Nic dziwnego – prze-ważali tu bandyci spośród zdemorali-zowanych byłych czerwonoarmistów. Dochodziło do napadów rabunkowych na chłopów i Żydów.

Poza tym „białe” dowództwo legii rosyjskiej uważało, że Rosja ma prawa do Litwy i Białorusi. Uznawało, że pol-ski stan posiadania jest tu przejściowy. Wieści o zwycięstwach gen. Denikina spowodowały antypolskie demonstracje i gwałtowne rozruchy żołnierzy rosyj-skich, którzy odgrażali się Wojsku Pol-skiemu i zrywali polskie symbole woj-

skowe w postaci orzełków na czapkach. Ponieważ mundur legii był całkowicie rosyjski, orzełki te stanowiły jedyny pol-ski akcent.

Otrzymawszy raporty na ten temat, Piłsudski skierował 9 sierpnia 1919 roku list do dowódcy Grupy Podlaskiej: „Dążyć należy do rozwiązania i zlikwi-dowania baonu pińskiego […]. Pierw-szym etapem winno być rozdrobnienie go na mniejsze oddziały, co łatwo może być podyktowane jakoby potrzebami frontu”. Dowództwo podjęło decyzję, by żołnierzy odesłać z honorami do De-nikina, bandytów pozamykać do wię-

zień, miejscowych zaś wcielić do Woj-ska Polskiego lub odesłać do domów.

Wspólny wrógWiosną i latem 1919 roku białogwardyj-skie wojska adm. Aleksandra Kołcza-ka oraz generałów Denikina i Nikołaja Judenicza odnosiły największe sukcesy, stwarzając zagrożenie dla bolszewików w Moskwie i Piotrogrodzie. W tym cza-sie do Polski zaczęły przyjeżdżać misje wojskowe reprezentujące władze po-szczególnych odłamów kontrrewolucji w Rosji. Ich celem było doprowadzenie do współpracy Wojska Polskiego i białej gwardii oraz werbunek przebywających w Polsce Rosjan. O współpracę było raczej trudno ze względu na wrogość carskich generałów do Polski. W kon-sekwencji strona polska tym chętniej przystała na możliwość pozbycia się ro-syjskich żołnierzy ze swego terytorium.

Tymczasem już na początku 1919 roku z Paryża do Warszawy przybył kpt. Wik-tor Siemionow. Uzyskał pozwolenie władz polskich na zaopiekowanie się po-zostałymi w Polsce jeńcami rosyjskimi. W kwietniu zjechał do Warszawy przed-stawiciel wojska dońskiego (kozackiego), gen. Czerieczukin, aby się zorientować w możliwościach wysłania z Polski nad Don kozaków przetrzymywanych w obo-zach jenieckich. Esauł Fiodor Wasiliew przybył zaś od Denikina z zadaniem pro-wadzenia w obozach jenieckich werbun-ku do rosyjskiej armii ochotniczej.

Naczelne Dowództwo WP zawarło porozumienie z armią gen. Judenicza o pozwoleniu na werbunek. Prowadzili go rtm. Leon Gosztowitt i ks. Ziński--Szichmatow, a Komitet Rosyjski (utwo-rzony w styczniu 1919 roku z inicjatywy grupy przebywających w Polsce rosyj-skich działaczy emigracyjnych) udzielił materialnej i moralnej pomocy 3 tys. ro-syjskich ochotników.

Stefan Kamiński, świadek rozpadu Imperium Romanowów i destrukcji car-skiej armii, postrzegał rosyjskich ofi ce-rów, którzy ocaleli po rzeziach w czasie rewolucji bolszewickiej, jako ,,najnie-szczęśliwszych ludzi”. Nie było w tym wiele przesady. Zmuszani do uczestnic-

Fot.

Eas

t N

ews

Page 30: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU28

twa we wszystkich działaniach wojny do-mowej, siłą wcielani do band niezliczo-nych watażków, niezważających na ich polityczne przekonania i przynależność narodową, musieli służyć u atamana Se-mena Petlury, u bolszewików, w bandach anarchistów, u generałów Denikina lub Piotra Wrangla i znów u bolszewików. Po tych wszystkich zawirowaniach, chy-ba najbardziej pomyślny los spotkał ich na uchodźstwie w Polsce. Jeśli nawet ro-syjscy żołnierze i ofi cerowie uchodźcy mieli powody do narzekania na obozo-wy byt, to i tak ich sytuacja była bez po-równania lepsza od tej, w której znaleźli się ich koledzy we Francji. Tam panował już nastrój klęski i beznadziei. Wybrany na przewodniczącego „białych” w Pary-żu Iwan Bunin – artysta teatralny, trochę błazen – nastrój ten tylko pogłębił. Za-miast budującego przemówienia, zaser-wował mocną dawkę pesymizmu: „Cóż tu mówić, czeka nas mogiła i tylko mo-giła”. W Polsce rosyjscy wojskowi mie-li środki utrzymania, dostali broń i na-dzieję na powrót z nią do ojczyzny. Przez dwa miesiące wysłano z Polski do białej gwardii 4 tys. Rosjan. Wśród nich zna-lazło się siedmiuset żołnierzy Rosyjskiej Drużyny Ofi cerskiej (Batalionu Pińsko--Wołyńskiego).

Jednak i te nadzieje szybko zgasły. Po klęsce Denikina w lutym 1920 roku na-stąpiły internowania wkraczających do Polski rosyjskich żołnierzy białogwar-dyjskich. Z końcem lutego 1920 roku została zepchnięta do granicy polskiej i rumuńskiej dwudziestotysięczna armia gen. Nikołaja Bredowa. Na honorowych warunkach wkroczyła do Polski – uzbro-jenie i sprzęt pozostawały jej własnoś-cią, zachowano broń boczną – ofi cerskie szable i pistolety. Część podkomendnych Bredowa weszła w skład 3. Armii Ro-syjskiej tworzonej na terytorium Polski jako jednostka sił zbrojnych pod komen-dą gen. Wrangla. Z czasem internowani żołnierze rosyjscy stopniowo opuszczali obozy. W sierpniu 1920 roku Bredow z częścią żołnierzy przedostał się z Pol-ski na Krym, gdzie połączył się z woj-skami gen. Wrangla.

W czerwcu 1920 roku posłuszeń-stwo gen. Bredowowi wypowiedzia-ła część kozaków z atamanem Łaza-rowem. Grupa ta wstąpiła w szeregi wojsk Ukraińskiej Republiki Ludo-wej. Około 2 tys. internowanych „bre-dowców” wstąpiło do ukraińskich i kozackich oddziałów wojskowych walczących po stronie polskiej z Ar-mią Czerwoną.

Sawinkow – ostatnia próbaKolejny odpływ z armii gen. Bredowa nastąpił w lipcu. Wówczas to, za zgodą strony polskiej, przystąpiono do tworze-nia w Polsce ochotniczych oddziałów do walki z Armią Czerwoną. Podpo-rządkowano je Rosyjskiemu Komiteto-wi Politycznemu z lewicowym działa-czem Borysem Sawinkowem na czele. Kadry tych oddziałów rekrutowały się spośród rosyjskich jeńców i internowa-nych z obozów.

Otrzymały one początkowo nazwę Specjalny Oddział Rosyjski, jednak były również znane jako Oddział Uchodźczy. Miejscem formowania tej jednostki był Brześć Litewski. Utworzono tu specjalną Ekspozyturę Ministerstwa Spraw Woj-skowych z kpt. Juliuszem Ulrychem na czele. Jej zadaniem było zajęcie się wszel-kimi czynnościami związanymi z two-rzeniem oddziału rosyjskiego. Wkrótce ekspozytura przeniosła się do Wadowic – w tamtejszym obozie miano formować jednostki rosyjskie, choć akcja ta odby-wała się ostatecznie w Kaliszu i Szczy-piornie. Pierwsze transporty z ochotni-kami rosyjskimi zaczęły napływać do tych miejscowości w lipcu 1920 roku. Polskie władze, w porozumieniu z Sa-winkowem, ustaliły liczebność wojsk

Rosjan do Wojska Polskiego rekrutowano również spośród jeńców bolszewickich, jeśli ci wyrazili na to zgodę

Page 31: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 29

rosyjskich na ok. 5 tys. (trzy pułki pie-choty, jeden pułk jazdy, jeden dywizjon artylerii i jednostki pomocnicze tworzące Rosyjską Ochotniczą Armię Ludową). Na ich dowódcę Sawinkow wyznaczył rosyj-skiego generała Piotra Glazenappa. Do szeregów rosyjskich wstępowali przede wszystkim ofi cerowie i żołnierze z inter-nowanej armii gen. Bredowa. Oddział ro-syjski został także zasilony przez wojsko-wych pochodzących z guberni pskowskiej i witebskiej, tworzących dowodzoną przez gen. Aleksieja Pahlena jednostkę walczą-cą na granicy Łotwy. Część tej formacji – około 2,5 tys. ludzi – została przetrans-portowana z Łotwy do obozu w Kaliszu.

Po Bitwie Warszawskiej Sawinkow wystąpił do władz polskich z propozy-cją zwiększenia liczebności rosyjskiego oddziału gen. Glazenappa przez utwo-rzenie dodatkowo trzech pułków jazdy. MSWojsk wyraziło zgodę, domagając się jednocześnie skierowania na front jednostek formowanych od lipca.

Wymarsz na front nastąpił dopie-ro 5 października 1920 roku. Niespeł-na 6 tys. żołnierzy (w tym 1211 ofi ce-rów) nie zdążyło jednak wziąć udziału w walkach. Po zawieszeniu broni w paź-dzierniku 1920 roku oddziały rosyjskie, nazywane teraz 3. Armią Rosyjską, mu-siały opuścić terytorium Polski. Gene-rał Peremykin zdecydował się walczyć dalej i przebijać się na południe Rosji, aby połączyć się z armią gen. Wrangla. Po krótkotrwałych sukcesach i ciężkich walkach z oddziałami bolszewickiej 14. Armii, przyciśnięta do granic Pol-ski armia Bredowa w listopadzie 1920 roku przeprawiła się przez Zbrucz, a jej żołnierze zostali internowani na teryto-rium Polski.

W 1920 roku wsparło Polskę łącznie 6–7 tys. rosyjskich Kozaków przymuso-wo wcielonych do wojsk bolszewickich. Wśród tamtejszej kozaczyzny zawsze żywe były tendencje separatystyczne wobec Rosji, a odbieranie przez „czer-wonych” kozackiej ziemi, dumy, a nawet prawa do noszenia tradycyjnych lampa-sów, ba, używania nazwy ,,Kozak” bu-dziło głęboką wrogość wobec nowych porządków w Rosji.

Zjawisko dezercji kozaków z konarmii rozpoczęło się już w maju podczas wy-prawy kijowskiej. Wówczas to w rejonie Ihumenia, Białej Cerkwi, nieco później koło Pustowarowki przeszła na stronę polską pewna liczba kozaków dońskich z konarmii Siemiona Budionnego. Gros tych żołnierzy odesłano na tyły. Do 2. Dy-wizji Piechoty Wojska Polskiego przyłą-czył się także ukraiński oddział kozaków dońskich esauła Frołowa i oddział koza-ków kubańskich kpt. Juszkewycza. Były to jednak dopiero początki służby koza-ków u boku Polski.

31 maja 1920 roku na stronę polską przeszli Kozacy z 3. Brygady Dońskiej z 14. Dywizji Kawalerii Konarmii. Na jej bazie sformowano w Hrubieszowie

Samodzielną Brygadę Kozaków Doń-skich dowodzoną przez esauła Aleksan-dra Salnikowa. Jako jednostka sprzy-mierzona, od początku sierpnia 1920 roku walczyła ona w składzie polskiej 3. Armii gen. Zygmunta Zielińskiego, u boku oddziału gen. Stanisława Buła-ka-Bałachowicza i 6. Dywizji Ukraiń-skiej. Otrzymała zadanie obrony linii kolejowej do Malina. Po przerwaniu frontu przez 1. Armię Konną Kozacy zabezpieczali odwrót wojsk polskich, ponosząc duże straty. W tej sytuacji bry-gadę skierowano do Równego w celu reorganizacji i uzupełnienia strat. Li-czyła początkowo 30 ofi cerów i 424 szable oraz 7 karabinów maszynowych i 4 działa, by w krótkim czasie zwięk-szyć liczebność do 36 ofi cerów i 539 szabel. Później wcielono do brygady jeszcze 351 Kozaków z rosyjskiej armii gen. Peremykina. Po wycofaniu Bry-gady Kozaków Dońskich połączono ją z Brygadą Kozaków Kubańskich, któ-ra również opowiedziała się po stronie polskiej. Odtąd tworzyły razem Połą-czoną Dywizję Kozacką, którą przeka-zano pod dowództwo wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej. W wyniku niepo-wodzeń wojsk ukraińskich, do Polski powróciło i tu w listopadzie 1920 roku zostało internowanych 3 tys. kozaków.

Wstępowanie Rosjan, ofi cerów i żoł-nierzy do Wojska Polskiego, tworzenie ich formacji wojskowych u naszego boku, przechodzenie Kozaków na stronę polską to mało znane aspekty wojny pol-sko-bolszewickiej. Jak odnotował ułan Jan Fudakowski, ,,wrogowie stawali się sprzymierzeńcami przeciw bolszewikom i takimi pozostali do końca wojny”. War-to o tym pamiętać wobec powszechnego przekonania, że w 1920 roku walczyli-śmy bez sojuszników, podczas gdy ci przyszli ze strony najmniej oczekiwa-nej. Jakkolwiek dziwnie by to wygląda-ło, Rosjanie jako nasi alianci walczyli najdłużej i najliczniej spośród wszyst-kich cudzoziemskich ochotników.

Jacek Jaworski – wiceprezes Klubu Miłośników Dawnych Militariów Polski, redaktor naczelny klubowego magazynu „Militaria”, autor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów o tematyce historycznowojskowej

Rosyjski ofi cer w Wojsku Polskim

Rys

. Jan

usz

Bro

nclik

Page 32: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU30

PP rzebieg akcji „Burza” wy-raźnie pokazał to, czego obawiali się przywódcy polskiego podziemia – z So-

wietami nie ma możliwości współpracy. Ujawniające się oddziały konspiracyjne były rozwiązywane, dowódców aresz-towano, żołnierzy często wcielano do armii Berlinga, wielu mordowano. W tej sytuacji coraz bardziej oczywiste było to, że „wyzwolenie” jest tylko pustym hasłem komunistycznej propagandy, a tak naprawdę brunatną okupację za-stąpiła inna, czerwona. W tej sytuacji

znaczna część żołnierzy oddziałów po-akowskich, NSZ i innych postanowi-ła pozostać w ukryciu i kontynuować działalność. Jednym z takich oddzia-łów kierował por. Franciszek Majew-ski „Słony”.

Wojna się nie skończyłaW lipcu 1945 roku, kiedy Armia Czer-wona wkroczyła na Mazowsze, ujaw-niły się niemal całe sztaby Obwodu Płockiego i Inspektoratu Płocko-Sier-peckiego Armii Krajowej. Razem z nimi z podziemia wyszedł też Majewski.

„Słony” szybko się zorientował, jak niewiele znaczą gwarancje bezpieczeń-stwa dane przez Sowietów. Dodatko-wo miał on na swoim koncie starcia z sowiecką partyzantką, w tym udaną akcję pod Skrzeszewem w paździer-niku 1944 roku, podczas której wraz z ppor. Michałem Tomczakiem „Boń-czą” i plut. pchor. Stefanem Bronarskim „Liściem” zlikwidowali pięcioosobowy oddział sowieckich zwiadowców, zrzu-conych tu na spadochronach w celu roz-poznania struktur AK. Taki wyczyn nie mógł pozostać w tajemnicy. Już wiosną 1946 roku „Słony” ponownie zaszył się w lesie. W październiku został komen-dantem Rejonu nr 2 Obwodu „Mewa” Ruchu Oporu Armii Krajowej, obejmu-jącego powiaty płocki i sierpecki. Kil-

Ryngraf zerwany z munduru Andrzej Brzozowski, Jacek Pawłowicz

Przez kilka powojennych lat por. Franciszek Majewski „Słony” mocno dawał się we znaki komunistycznym uzurpatorom. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają jego szczątki.

Ryngraf por. Franciszka Majewskiego

Fot.

AIP

N

Page 33: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 31

kudziesięcioosobowy oddział ROAK dowodzony przez „Słonego” szybko stał się znany nie tylko miejscowej ludno-ści, lecz także tworzącym się strukturom bezpieczeństwa nowej władzy. I to nie tylko od strony militarnej. Wiosną 1946 roku włączył się w agitację antykomu-nistyczną, skutecznie przeciwdziałając propagandzie zachęcającej do głosowa-nia „3 x TAK” w tzw. referendum ludo-wym w czerwcu 1946 roku. Podobne działania podjął w przededniu wybo-rów w styczniu 1947 roku. Wprawdzie na wynik sfałszowanego głosowania to nie wpłynęło, jednak mocno nadszarp-nęło pewność siebie lokalnych struktur komunistycznych.

Nieustanne obławy prowadzone siła-mi Milicji Obywatelskiej, Urzędu Bez-pieczeństwa Publicznego, ludowego Wojska Polskiego i Korpusu Bezpie-czeństwa Wewnętrznego, wspieranych przez NKWD, nie przynosiły oczekiwa-nych rezultatów – żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego co rusz rozbrajali jakiś posterunek MO, odbija-li więźniów czy karali współpracowni-ków bezpieki. Wobec tego w 1947 roku władze komunistyczne znów ogłosiły amnestię.

„Komunistom nie wierzę”Niemal dwa lata po zakończeniu woj-ny topniejące oddziały podziemia miały coraz mniej nadziei na odwrócenie kar-ty, coraz słabiej widziały sens dalszego trwania z bronią w ręku. Z każdym mie-siącem rosły trudności z zaopatrzeniem,

narastał komunistyczny terror wobec lo-kalnej ludności wspierającej „leśnych”, brakło amunicji i zaopatrzenia. W tej sy-tuacji coraz częściej dowódcy podejmo-wali decyzje o rozwiązaniu oddziałów, zostawiając podwładnym wolną rękę. Podobną decyzję w marcu 1947 roku podjął dowódca obwodu „Mewa”, Jó-zef Marcinkowski „Łysy”, który wydał rozkaz o ujawnieniu się i zaprzestaniu walki. Podczas dramatycznej odprawy złożenia broni kategorycznie odmówił „Słony”, który stwierdził: „Komunistom nie wierzę i rozkazu nie wykonam, kto myśli podobnie jak ja, niech zostanie, reszta zostawić broń i iść do domu”. Z Majewskim pozostali wszyscy jego żołnierze, a wkrótce dołączył do nich z powrotem „Łysy”, który wprawdzie 25 kwietnia 1947 roku zgłosił się na UB w Warszawie, ale szybko zorientował się, jak grubymi nićmi jest szyte amnestyjne kłamstwo, i powrócił do lasu, unikając tym samym aresztowania.

Oddział „Słonego” – około trzydziestu ludzi z bronią – przystąpił do zwalcza-nia narzucanej władzy, przeprowadzając latem 1947 roku kilka spektakularnych akcji. Na przykład 12 lipca pod Okale-wem w powiecie rypińskim doszło do

Gospodarstwo rodziny Derkusów k. Raciąża, lato 1948 roku; pierwszy od lewej ppor. Henryk Gosik „Miłość”, dalej NN, Barbara Kuczyńska, por. Franciszek Majew-ski „Słony”, Teodora Skubiszewska „Barbara”, Stanisław Derkus „Śmiały”; siedzą NN i właściciel gospodarstwa Antoni Derkus, ojciec „Śmiałego”

Rozkaz dowódcy Ruchu Oporu Armii Krajowej Obwód „Mewa” powołujący por. Franciszka Majewskiego „Słonego” (wówczas używającego pseudonimu „Mściciel”) na stanowisko Komendanta Rejonu 2 Obwodu „Mewa”

Fot.

ze

zbio

rów

Jac

ka P

awło

wic

za

Fot.

AIP

N

Page 34: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU32

starcia z grupą operacyjną złożoną z MO i UB, podczas którego zginęło szesnastu funkcjonariuszy. Bardzo ważna, a jedno-cześnie bolesna dla władz, była likwida-cja przez oddział „Słonego” Władysława Rypińskiego „Rypy”. „Rypa” był dowód-cą oddziału (chociaż poprawniej byłoby napisać „szwadronu śmierci”, bo jego podwładni byli pospolitymi bandytami w mundurach MO i UB, a on sam, choć tytułował się porucznikiem, to żadnych podstaw do tego nie miał) sformowane-go nie tylko do brutalnego zwalczania podziemia, lecz także do terroryzowa-nia ludności cywilnej. Tego rodzaju gru-py funkcjonowały na podstawie tajnego polecenia ministra bezpieczeństwa pub-licznego Stanisława Radkiewicza, który w grudniu 1945 roku nakazał werbowanie kryminalistów i wykorzystywanie ich do tajnych zadań. Ludzie pokroju Rypińskie-go zazwyczaj wywodzili się z marginesu społecznego. Nie mieli skrupułów w wy-konywaniu najbardziej brutalnych zleceń. Te grupy zajmowały się przede wszyst-kim porywaniem i skrytym mordowaniem

członków Polskiego Stronnictwa Ludo-wego i innych osób niewygodnych dla nowej władzy. Popełnione zbrodnie miały iść na konto „band reakcyjnych”, jak ko-

munistyczna propaganda nazywała żoł-nierzy podziemia niepodległościowego. Działalność szwadronów śmierci nasiliła się szczególnie w okresie poprzedzającym

wybory parlamentarne w 1947 roku. Oprócz tego ich członkowie zajmowali się także zwykłym ra-bunkiem i wymuszaniem haraczy, a mając wysoko postawionych mocodawców, czuli się udzielny-mi panami okolicy. Nie obawiali się nawet skarg, które miejscowi gospodarze wnosili do lokalnych działaczy Polskiej Partii Robot-niczej czy na milicję. Pozostali bezkarni także wówczas, gdy wyszła na jaw ich makabrycz-na zbrodnia popełniona na dzia-łaczach PSL z Grójca. 1 grudnia 1945 roku ludzie „Rypy” po-rwali czterech peeselowców: Zbigniewa Hankego, Bolesła-wa Łukowskiego, Tadeusza Li-szewskiego i Józefa Sikorskie-go. Wywieźli ich poza miasto, zastrzelili i zakopali w lesie. Oprawcy myśleli, że wszy-scy zginęli, ale Sikorskiemu,

udało się przeżyć i wykopać z grobu. Po kilku dniach przedostał się do Warszawy, gdzie skontaktował się ze Stefanem Kor-bońskim, jednym z liderów PSL. Kiedy sprawa wyszła na jaw, zaskoczone władze komunistyczne wszczęły nawet ofi cjal-ne śledztwo w celu odnalezienia morder-ców. Bandyta jednak pozostał bezkarny, a sprawę zatuszowano. 11 października 1947 roku „Rypa” przyjechał do wsi Chu-dzynka. Kuzyn miejscowego sołtysa po-wiadomił stacjonujący niedaleko oddział ROAK. Żołnierze „Słonego” przygoto-wali zasadzkę i po krótkiej strzelaninie zabili bandziora.

Ostatnia walka19 listopada 1947 roku oddział ROAK kierowany przez Franciszka Majew-skiego „Słonego” podporządkował się strukturom 11. Grupy Operacyjnej NSZ (NZW). Grupa ta powstała latem 1946 roku z połączenia byłych żołnierzy Kedywu AK i Narodowych Sił Zbroj-nych. W marcu 1947 roku jej dowódca,

Franciszek Majewski „Słony” (stoi z lewej) z brać-mi Józefem (siedzi) i Marianem (stoi z prawej), 1937 rok

W gronie najbliższych przyjaciół i współpracowników, stoją od lewej: Ludwika Trzcińska „Stokrotka”, por. Józef Boguszewski „Lew”, Teodora Skubiszewska „Barbara”, plut. Władysław Kwiatkowski „Jerzy” , por. Franciszek Majewski „Słony”; Warszawa, lato 1948 roku

Fot.

ze

zbio

rów

Jac

ka P

awło

wic

za

Fot.

ze

zbio

rów

Jac

ka P

awło

wic

za

Page 35: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 33

ppor. Stefan Bronarski „Roman”, pole-cił częściowo rozwiązać oddział. W roz-kazie zaznaczył jednak: „broń najmniej zdatną do naszych akcji przekazać wła-dzom UB, cenniejszą zostawić na prze-chowanie [...] majątek organizacyjny spieniężyć i podzielić między wszyst-kich żołnierzy oddziału, w równym stop-niu szeregowym jak i podofi cerom. [...] Wszystkim żołnierzom podziękować w imieniu POLSKI za dotychczasową walkę, która trwa i zakończy się naszym zwycięstwem. Uwaga: akcję ujawnienia się traktować jako manewr taktyczny ce-lem przechowania żywotnych sił Narodu, przy czym żołnierze są faktycznie urlopo-wani na czas nieokreślony”. Rezultat był jednak do przewidzenia: kilka tygodni później rozpoczęły się pierwsze aresz-towania. W związku z tym część żołnie-rzy powróciła do lasu, a grupa wznowiła działalność. Porucznik Majewski objął dowództwo nad wszystkimi oddziałami zbrojnymi grupy. Podlegały mu patrole bojowe dowodzone przez ppor. Tadeusza Kossobudzkiego „Czarnego”, sierż. Wik-tora Stryjewskiego „Cackę”, plut. Stani-sława Derkusa „Śmiałego” i plut. Jana Malinowskiego „Stryja”. Przeprowadziły one kilkadziesiąt akcji zbrojnych, w tym

11 na posterunki MO i 26 ekspropriacyj-nych na urzędy państwowe i spółdzielnie, zlikwidowały kilkunastu współpracow-ników i funkcjonariuszy resortu bezpie-czeństwa i aparatu komunistycznego. W 1948 roku jej struktury, wzmocnione jesienią, były najsilniejsze. Przez cały rok dochodziło do częstych starć z nie-ustającymi obławami. Ostatnie miesiące tego roku okazały się jednak dla oddziału „Słonego” tragiczne.

26 września 1948 roku Majewski poja-wił się we wsi Węgrzynów koło Sierpca, gdzie odwiedził swoją narzeczoną Jadwi-gę Banaszkiewicz. Historykom nie udało się z całą pewnością ustalić, kto poinfor-mował o tym bezpiekę, niemniej jest pew-ne, że „Słony” wpadł wskutek donosu. Dom, w którym przebywał, został oto-czony przez grupę operacyjną UB, MO i KBW. Chociaż był sam – jego oddział nocował w sąsiedniej miejscowości – nie zamierzał się poddać. Przez sześć godzin trwała wymiana ognia. W końcu ubowcy podpalili budynek, a Majewski, nie ma-jąc innego wyjścia, podjął próbę przebicia się przez kordon. Wyskoczył przez okno. Ocenił jednak, że ucieczka jest niemożli-wa. Nie chciał oddać się w ręce swoich prześladowców i popełnił samobójstwo.

Miał wówczas 29 lat. Śmierć „Słonego” i wzmożona akcja przeciwko strukturom w Warszawie właściwie zakończyła dzia-łalność oddziału.

Ubowcy nie byli do końca pewni, czy rzeczywiście zlikwidowali jednego ze swych najzaciętszych wrogów. Do iden-tyfi kacji sprowadzili schorowanego ojca „Słonego”, który potwierdził jego tożsa-mość. Rodzinna historia głosi, że widok zrozpaczonego rodzica poruszył które-goś z funkcjonariuszy. Podszedł do za-bitego i zdarł z jego munduru ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej i polskiego orła, który zawsze nosił na piersi. Na-stępnie podszedł do ojca i ukradkiem wcisnął mu do ręki pamiątkę po synu. Jedną z nielicznych, bo do dziś nie udało się nawet ustalić miejsca jego pochówku.

Ryngraf rodzina por. Franciszka Ma-jewskiego przekazała Instytutowi Pamię-ci Narodowej. Jego replika jest dołączo-na do niniejszego numeru „Pamięci.pl”. Nośmy ją dumnie jako pamiątkę boha-terstwa „Słonego”.

Andrzej Brzozowski – redaktor naczelny miesięcznika „Pamięć.pl”

Jacek Pawłowicz – kierownik Referatu Edukacji Historycznej w Oddziałowym Biurze Edukacji Publicznej IPN w Warszawie

Jedna z notatek szefa PUBP w Płocku dotyczących por. Franciszka Majewskiego „Słonego”

Por. Franciszek Majewski „Słony”, 1945 rok

Fot.

AIP

N

Fot.

ze

zbio

rów

Jac

ka P

awło

wic

za

Page 36: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU34

NNazwa Polski Ruch Wolnoś-ciowy „Niepodległość i De-mokracja”, nawet w formie skrótowców PRW „NiD”

lub NiD, nie zapada szybko w pamięć. Być może właśnie dlatego dzisiaj mało kto pamięta o nidowcach. Przyczyn tej niepamięci jest więcej, choćby to że ugrupowanie było najaktywniejsze w latach czterdziestych i pięćdziesią-tych ubiegłego wieku i że władze PRL pieczołowicie dbały, aby obiektywne informacje o nim (podobnie zresztą jak i o innych organizacjach emigracyjnych) nie przedostawały się do krajowej opi-nii publicznej, nie wspominając o pod-ręcznikach historii. Partie emigracyjne ofi cjalnie nie istniały, a dowiedzieć się o nich mogli jedynie funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa lub członkowie PZPR ze specjalnie dla nich przygoto-wywanych informatorów.

W proteście przeciwko JałcieSławomir Łukasiewicz

Mieli zazwyczaj po trzydzieści kilka lat, gdy skończyła się II woj-na światowa. Do kraju – rządzo-nego przez komunistów – wracać nie mogli, a na emigracji najważ-niejsze stanowiska były już zajęte przez starsze pokolenie. Posta-nowili jednak działać – na rzecz niepodległości Polski.

Parlament Dyskusyjny; na pierwszym planie od lewej: Aleksander Mełeń-Korczyński, Jerzy Lerski, Jan Radomyski, Jan Nowak-Jeziorań-ski; 1947 rok

Deklaracja założycielska NiD

Fot.

ze

zbio

rów

Jan

a R

adom

yski

ego

Fot.

AA

N

Page 37: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 35

Pokolenie NiDDlaczego warto dzisiaj wracać do tej hi-storii? Przede wszystkim jest to historia pokolenia młodych ludzi, których kariery i edukację przerwała II wojna światowa. Historia pokolenia prawników, inżynie-rów, lekarzy, pisarzy, intelektualistów, którzy znaleźli się w sytuacji przymu-sowej i w warunkach wojny walczyli w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na obczyźnie, w krajowym podziemiu albo pełnili ważne funkcje jako pracownicy ministerstw, politycy czy dziennikarze.

Mowa też o pokoleniu bardzo spe-cyfi cznym, które potrafi ło się krytycz-nie wypowiadać o rządach sanacji i gen. Władysława Sikorskiego, a dla któ-rego rozstrzygnięcia kończące II wojnę światową były osobistą katastrofą. Za-mykały im bowiem perspektywę hono-rowego i bezpiecznego powrotu do kraju. Z drugiej strony utrwalały struktury poli-tyczne polskiej emigracji, w których nie było miejsca dla młodego pokolenia. Dla wielu byłoby to świetnym powodem, aby załamać ręce i biernie czekać na dalszy rozwój wypadków. Nie dla nidowców.

Szukając ich politycznych korzeni, trafi amy na różne formacje – przede wszystkim piłsudczykowskie (od lewi-cy do prawicy), ale również ludowe i na-rodowe. Taki zresztą był cel – skoncen-trować się na haśle przywrócenia Polsce niepodległości i demokracji, przełamu-jąc skostniałe podziały polityczne. Ale jeszcze ważniejsze od przedwojennej proweniencji były losy wojenne tych ludzi. Wielu z nich przeszło przeszko-lenie i zdobyło doświadczenie w walce w ramach służby w VI Oddziale Szta-bu Naczelnego Wodza jako elitarna jed-nostka cichociemnych (cc). Mało znane jest dzisiaj to, że grupa cc prowadziła po wojnie działalność polityczną na Za-chodzie właśnie w ramach PRW „NiD”. Przykłady: Tadeusz Klimowski „Osto-ja”, „Klon”, szef sztabu 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, a także Tadeusz Kobyliński, Andrzej Czaykowski, Je-rzy Szymański, Józef Zając, Bohdan Kwiatkowski, Bruno Nadolczak i inni. Wśród nidowców odnajdujemy także żołnierzy innych formacji wojskowych

– brygady spadochronowej gen. Stani-sława Sosabowskiego (z której rekru-towało się wielu cc) czy dywizji pan-cernej gen. Stanisława Maczka. Byli tam również kurierzy czasu wojny: Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Lerski, An-drzej Pomian (Bohdan Sałaciński). Byli także pracownicy ministerstw rządu na uchodźstwie, dwaj sekretarze premiera

Tomasza Arciszewskiego – Jerzy Lerski i Jan Jankowski – czy osobisty lekarz prezydenta Władysława Raczkiewicza, Bronisław Jedlewski. Było spore grono wybitnych dziennikarzy z Bolesławem Wierzbiańskim, Zygmuntem Nagórskim juniorem czy Aleksandrem Bregmanem. Wielu z nich znalazło pracę w Rozgłoś-ni Polskiej Radia Wolna Europa, której dyrektorem został Nowak-Jeziorański.

Przeciwko sowietyzacjiJak doszło do powstania PRW „NiD”? Odpowiedź kryją osobiste archiwa Sta-nisława Grocholskiego, przechowywane dzisiaj w ponad dwóch tysiącach teczek w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Początki ugrupowania to historia konspi-racji ofi cerskiej okresu II wojny świato-wej. W różnych grupach dyskusyjnych, nieformalnych organizacjach wykluwała się myśl naprawy Rzeczypospolitej – stąd krytyka tego, co było przed 1939 rokiem. W spotkaniach jednej z takich grup, nazy-wanej zespołem, uczestniczył m.in. Gro-cholski – i co więcej, prowadził wówczas notatki, co jak na założenia konspiracji było działaniem co najmniej ryzykow- Znaczek Organizacyjny PRW „NiD”

Sympozjum programowe w Brighton; siedzą od lewej: Jerzy Szyszko-Bohusz, Jerzy Lerski, Jan Jankowski, Tymon Terlecki, Rowmund Piłsudski, Stanisław Jordanowski; stoją od lewej: Bolesław Łaszewski, Leon Wujek, Tadeusz Żenczykowski-Zawadzki, Jan Nowak-Jeziorański, Zdzisław Dołęga-Jasiński, Stanisław Grocholski, 1948 rok

Fot.

ze

zbio

rów

Jan

a R

adom

yski

ego

Page 38: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU36

nym. Jednak dla dzisiejszego historyka był to zabieg nieoceniony. Kiedy latem 1944 roku wybuchło, a potem zostało stłu-mione Powstanie Warszawskie, kiedy je-sienią tegoż roku Stanisław Mikołajczyk przestał pełnić funkcję premiera, a jego miejsce zajął Tomasz Arciszew-ski, dla grupy, o której mowa, przyszedł czas działania. Lider ni-dowców, Rowmund Piłsudski, da-leki krewny Marszałka, tak wspo-minał te wydarzenia po latach: „Pewnego dnia w październiku 1944 r. zebraliśmy się w pięciu: [Stefan] Gacki, [Jan] Jankowski, [Stanisław] Grocholski, [Broni-sław] Jedlecki [właśc. Jedlewski] i ja i założyliśmy tajną organizację pod nazwą »Grupa Niepodległość i Demokracja«. Grupa rozszerzała się bardzo szybko. Doszliśmy do porozumienia z grupą młodzieży demokratycznej, której przewod-niczyli [Bolesław] Wierzbiański i [Jerzy] Ponikiewski i 17 lute-go 1945 [roku], zaraz po Jałcie, powołaliśmy do życia »Organi-zację Polityczną Niepodległość i Demokracja«”. I tu dochodzi-my do sedna – otóż ofi cjalne ogło-szenie powstania nowej formacji

politycznej na polskiej scenie nastąpiło w proteście przeciwko Jałcie, przeciwko postanowieniom, które przesądzały o po-zostawieniu Polski w sowieckiej orbicie wpływów. Andrzej Pomian pisał na ła-mach „Dziennika Polskiego i Dzienni-

ka Żołnierza”: „W nowej sytuacji poli-tycznej, stworzonej przez konferencję krymską, na wychodźstwo polskie spa-dają szczególne obowiązki. W warunkach swobody ma ono znacznie większą niż Kraj możność zajęcia jednolitego sta-

nowiska, jakie obecnie Polak zająć powinien: twardej, bezkompromiso-wej obrony Niepodległości. […] Ale walka o Niepodległość – nie jest ner-wowym odruchem. Nie jest rozpa-czą czy demonstracją jednostek. […] To, co powinno pochłonąć obecnie wszystkie nasze siły – to praca nad zachowaniem Narodu, opieka nad rzeszami polskimi w wolnym świe-cie i stworzenie najlepszych warun-ków dla naszych nieugiętych zabie-gów dla Sprawy”.

Jałta została odebrana jako sym-boliczna zdrada Zachodu zamiast zapłaty i gwarancji sojuszniczych, których oczekiwano chociażby za udział Polaków w wojnie. Górę bra-ły interesy wielkich mocarstw i fi -lozofi a stref wpływów, na które po-dzielono świat. Nidowcy nie mieli złudzeń. Z dwojga złego – powrotu do kraju lub pozostania na Zacho-dzie – wybrali to drugie rozwiąza-nie. Szybko zanalizowali zarówno

Przed lokalem przy Westbourne Grove; od lewej: Jan Jankowski, Jan Nowak-Jeziorański, Stefan Grajnert, N.N., Franciszek Miszczak, Zbigniew Jordan, Aleksander Bregman, Jerzy Prądzyński, N.N., Tymon Terlecki (rozmawia z Rowmundem Piłsudskim), Jerzy Szyszko-Bohusz, Stanisław Jordanowski, Stanisław Grocholski, Adam Rudzki, Tadeusz Zawadzki, Bolesław Łaszewski, Józef Garliński, Leon Wujek, Stefan Jodłowski; 1949 rok

Rowmund Piłsudski i Tadeusz Żenczykowski na posiedzeniu Rady Politycznej

Fot.

ze

zbio

rów

Jan

a R

adom

yski

ego

Fot.

ze

zbio

rów

And

rzej

a Fr

iszk

e

Page 39: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 37

międzynarodowy wymiar tragedii, któ-ra się rozegrała, jak i jej praktyczne konsekwencje dla Polaków przebywa-jących na emigracji. Było to o tyle ła-twiejsze, że o sytuacji w Polsce mogli rozmawiać z wybitnymi sowietologa-mi nidowcami, jak Zygmunt Szem-pliński (używający pseudonimu Sta-nisław Klinga), czy żołnierzami AK, którzy przedostali się na Zachód i za-silili szeregi ugrupowania, tej miary co Józef Garliński (przyszły autor książek o cichociemnych) czy Tade-usz Zawadzki-Żenczykowski, ofi -cer Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ/AK, któ-ry wsławił się chociażby tzw. akcją dywersyjną o kryptonimie „N”, dez-informującą niemieckich żołnierzy.

Poza Polską – dla PolskiWniosek z tych rozmów był jeden – do kraju wracać nie można, nale-ży unikać dalszego rozlewu krwi, trzeba natomiast się organizować (np. w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów) i prowadzić ak-cję na forum międzynarodowym, tak by możliwie szybko zmienić układ nie-korzystny dla Polski. Tak defi niowano podstawowy podział ról między krajem a emigracją – kraj (czyli społeczeństwo) miał przetrwać tę polityczną noc, która nadciągała, a emigracja miała całą swoją aktywność poświęcić na rzecz ojczyzny. Praktyka oczywiście była dużo trudniej-sza nić teoria. I choć z jednej strony ni-dowcy przestrzegali przed dalszą walką z bronią w ręku, z drugiej utrzymywali żywe kontakty z podziemiem zbrojnym. Co ciekawe, kiedy wysłannicy konspi-

racyjnego Zrzeszenia WiN, Józef Ma-ciołek i Stefan Rostworowski, wyjecha-li na Zachód, to właśnie w nidowcach odnaleźli pokrewne dusze. To dowód na to, że w normalnych warunkach prze-konania nidowców mogłyby trafi ć na przyjazny grunt w kraju.

Kraj był nieustannym i najważniej-szym punktem odniesienia. Jeszcze w pierwszych wersjach statutu organi-zacji nidowcy zapisali, że ich siedzibą jest Warszawa, co świadczy o tym, że od początku myśleli o działalności w Pol-sce. Protestowali przeciwko fałszowa-niu referendum i wyborów, zwracali

uwagę, że nie mogą w nich uczestniczyć ugrupowania i partie emigracyjne, co urąga-ło zasadom demokracji. Krytykowali zmiany

w kulturze, centrali-zację gospodarki czy negatywne zmiany społeczne stymulowa-ne polityką rządzących Polską komunistów.

Ale jednocześnie sta-rali się budować włas-ny potencjał, z myślą o powrocie kiedyś do kraju. Temu miało słu-żyć współtworzenie ko-lejnych ciał emigracyj-nych – Rady Politycznej (1949) i Tymczasowej Rady Zjednoczenia Na-rodowego (1954), opo-zycyjnych wobec emi-gracyjnych organów: i prezydenta. W konku-rencji z innymi partia-mi politycznymi udało im się z elitarnej, kilku-dziesięcioosobowej gru-py stworzyć w połowie lat pięćdziesiątych partię li-czącą co najmniej ośmiu-

set członków, co było nie lada wyczynem w warunkach emigracji. Mieli trzy głów-ne okręgi – w Wielkiej Brytanii, USA i Francji – dzięki którym starali się od-działywać na polityków krajów osied-lenia. Działali też w różnego rodzaju przedsięwzięciach międzynarodowych, np. emigrantów środkowoeuropejskich. Do najciekawszych i wciąż zbyt mało znanych należą inicjatywy tzw. federa-listyczne, których rezultatem było po-wołanie w 1949 roku Związku Polskich Federalistów i afi liowanie go przy Eu-ropejskiej Unii Federalistów. Nidowcy byli bowiem z przekonania federalistami. Uważali, że upoważniają ich do tego tra-dycja wielonarodowej Rzeczypospolitej oraz brak alternatywnego rozwiązania gwarantującego bezpieczeństwo i do-brobyt w Polsce i w regionie. Analizy Zbigniewa Jordana, Aleksandra Breg-mana czy Piotra Wandycza to do dzisiaj wartościowy i istotny wkład do polskiej myśli o Europie w XX wieku.

Wielu nidowców było dziennikarzami. Nietrudno znaleźć ich nazwiska wśród

Schemat organizacyjny PRW „NiD” ze sprawy „Frazeolog”

Winieta „Trybuny”, nume-ru specjalnego pisma PRW „NiD”

Fot.

AIP

N

Page 40: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU38

redaktorów i autorów największych emi-gracyjnych gazet – „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”, „Orła Białego”, „Wiadomości” czy „Kultury”. Ale ni-dowcy mieli również własne czasopis-mo, które ukazywało się z przerwami w latach 1946–1955 i 1969–1992. Mowa o „Trybunie”. Dzisiaj to nieocenione źródło informacji o samym ugrupowa-niu, a także skarbnica polskiej myśli po-litycznej, która kwitła poza krajem.

Kryzys, ożywienie, rozwiązanieJednak dynamika NiD gwałtownie się załamała w drugiej połowie lat pięćdzie-siątych. Wpłynęły na to rozproszenie organizacji, brak funduszy, trudne wa-runki, jakie stwarzała emigracja. Jed-nak przełomowe były lata 1955–1957 i pozorne otwarcie PRL na emigrację. Nidowcy zdecydowali się szukać kon-taktów z krajem, szczególnie ze środowi-skiem czasopisma „Po Prostu”, w czym udział miał m.in. Janusz Cywiński, po-stać szalenie barwna. Jednak ten sam moment stał się dla wywiadu PRL oka-zją do pogłębiania rozdźwięków między emigrantami. Tzw. akcja powrotowa (ze słynnymi powrotami premierów emigra-cyjnych Hugona Hankego i Stanisława Cata-Mackiewicza), infi ltracja agentural-na, wzmacnianie konfl iktów nie ominęły także nidowców. I choć udało się w ich szeregach umieścić w tym momencie

zaledwie jednego agenta, to otoczenia polityczne NiD-u było dużo mocniej zin-fi ltrowane i poddawano je daleko idącej manipulacji. Wskutek tego NiD znalazł się w emigracyjnej opozycji i stopniowo był marginalizowany przez ugrupowa-nia dominujące w obozie zjednoczenia. Zwykli członkowie PRW „NiD” przeżyli rozczarowanie jesienią 1957 roku, kiedy na wieść o zamknięciu pisma „Po Pro-stu” Rowmund Piłsudski, bez należytych konsultacji, wysłał do przywódcy PZPR Władysława Gomułki depeszę protesta-cyjną. Trudno dzisiaj oddać atmosferę skandalu, jaki to spowodowało. Istota oskarżeń pod adresem lidera NiD-u spro-wadzała się do stwierdzenia, że tym sa-mym uznał on prawowitość władzy Go-mułki. Za późno było na tłumaczenia – rozpoczął się demontaż ugrupowania, a jego symbolem było odejście Andrze-ja Pomiana. Przez kolejne lata NiD się kurczyła, a namacalnym tego skutkiem było zbudowanie kolejnej emigracyjnej efemerydy w postaci Federacji Ruchów

Demokratycznych, niewiele znaczącej platformy, w której znalazła się również NiD. Kłopot w tym, że w ten sposób de facto realizowano strategię wymyśloną w Warszawie. Właściwie dobrze się sta-ło, że FRD nigdy nie stanowiła istotnej siły politycznej, choć dla NiD oznaczało to chwilowy kres działalności.

Ożywienie przyszło po koniec lat sześćdziesiątych wraz z nową mutacją „Trybuny”, w której zaczęło się wypo-wiadać także młode pokolenie emigran-tów, nie tyko nidowcy, a z czasem tak-że opozycja z kraju. Reagowano żywo na kryzysy w PRL, na gwałcenie zasad demokracji, próbowano szukać nowych kontaktów. Podobnie jak duża część emi-gracji, nidowcy protestowali przeciw-ko szykanom wobec opozycjonistów i potępiali stan wojenny. To właśnie do emigrantów okresu Solidarności skie-rowali swoje zaproszenie, uznając, że czas odświeżyć ugrupowanie i dokonać zmiany pokoleniowej. W ten sposób do NiD-u trafi li m.in. Mirosław Chojecki, członek Komitetu Obrony Robotników, czy dziennikarz Grzegorz Drymer. Waż-ną ostoją w tym czasie były zarówno Sek-cja Polska Radia BBC, gdzie pracowali m.in. Jan Radomyski czy Jan Krok-Pasz-kowski, jak i współtworzone przez nich Studium Spraw Polskich. Jednak próba odmłodzenia ugrupowania się nie udała.

Wobec zmian w Polsce w końcu lat osiemdziesiątych nidowcy podzieli się na dwie grupy – zwolenników bądź to włączenia się w życie polityczne w no-wej rzeczywiści, bądź to godnego zakoń-czenia działalności. Pierwsi prowadzili nawet rozmowy na ten temat z przedsta-wicielami Porozumienia Centrum Jaro-sława Kaczyńskiego, jednak rokowania utknęły w martwym punkcie. Ostatecz-nie przeważyły argumenty drugiej gru-py i w 1994 roku, po niemal pół wieku istnienia, ugrupowanie rozwiązano.

dr hab. Sławomir Łukasiewicz – kierownik Referatu Badań Naukowych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Lublinie, dyrektor Instytutu Europeistyki KUL, autor książki Partia w warunkach emigracji. Dylematy Polskiego Ruchu Wolnościowe-go »Niepodległość i Demokracja« (2014), nominowanej do Nagrody im. Oskara Haleckiego za najlepszą książkę historyczną roku

Broszury Stanisława Klingi (Zygmunta Szemplińskiego) i Zbigniewa Jordana

Page 41: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 39

WW latach osiemdziesią-tych z pogrążającej się w kryzysie PRL wyje-chały na Zachód pra-

wie dwa miliony Polaków. Puste półki w sklepach, lawinowy spadek wartości złotego w połączeniu z rosnącą dostęp-

nością paszportów, a także pogłoski o ła-twej emigracji za ocean skłaniały wielu do wyprzedania i rozdania rodzinie zwy-kle dość szczupłego majątku i wyrusze-nia na podbój kapitalistycznego świa-ta. Koleje tych migracji były rozmaite. Jednym z etapów losu emigracyjnego

były obozy przejściowe dla uchodź-ców, w których Polacy zatrzymywali się w oczekiwaniu na azyl polityczny i prze-pustkę do Ameryki, a jeśli tam się nie uda – do Australii. Jako mieszkańcy kra-ju zza żelaznej kurtyny, w którym w do-datku w latach 1981–1983 panował stan wojenny, mogli liczyć na status uchodź-cy ze względów politycznych. Uzyska-nie papierów azylanta było warunkiem niezbędnym do emigracji za ocean, która odbywała się w ramach funkcjonujących w tym okresie programów dla obywateli Europy Środkowo-Wschodniej.

W trakcie procedury większość mi-grantów przez kilka miesięcy przeby-wała w ośrodkach dla cudzoziemców na terenie RFN, Austrii lub Włoch. Jednym z barwniejszych był ten położony 60 km

Latina, czyli azyl polityczny po włoskuMagdalena Wnuk

„Prawo pobytu na Zachodzie, prawo pracy – to było wszystko, czego chcieli. Gdyby byli prostymi zwyczajnymi ludźmi, dostaliby to wszyst-ko w ciągu dwóch tygodni. W owym czasie to nie było zbyt trudne. O ile, oczywiście, nie wpadło się w ten ściek, a właściwie w to sto-jące szambo, zwane Latina” – tak pod koniec lat siedemdziesiątych opisywał ośrodek dla uchodźców polski pisarz emigracyjny Andrzej Brycht. W ostatniej dekadzie PRL przez to miejsce przeszły tysiące Polaków uciekających na Zachód.

Fot.

Eas

t N

ews/

Wer

ner

Vol

lman

n

Page 42: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU40

od Rzymu, w Latinie, niewielkim wło-skim mieście wybudowanym na zlecenie Mussoliniego.

Polacy we WłoszechW latach siedemdziesiątych Włochy były umiarkowanie popularnym miej-scem pracy sezonowej. W opowieściach członków Polonii włoskiej sporo miejsca poświęca się Polkom, które miały chęt-nie i licznie osiedlać się we Włoszech, aby wyjść tam za mąż. Prawdziwy boom na emigrację do Włoch, czy raczej przez Włochy, nastąpił w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych. W 1988 roku przybyło do tego kraju 14 tys. Polaków.

Popularność Włoch wynikała z dwóch przyczyn. Pierwszą była obecność w Wa-tykanie papieża Polaka – Jana Pawła II, drugą – umowy z krajami zamorskimi, na mocy których Włochy pełniły rolę po-średnika w ich polityce imigracyjnej. Pod koniec dekady to właśnie stąd stosunko-wo najłatwiej było dostać wizę do Ame-ryki czy Australii. Od momentu wyboru Karola Wojtyły na papieża pielgrzymki do Stolicy Piotrowej zaczęły pełnić funk-cje nie tylko religijne, lecz także migra-cyjne. Niejeden autobus pielgrzymkowy nie wrócił do Polski wcale lub wrócił z samym tylko kierowcą. W taki sposób w marcu 1985 roku znalazł się w obo-zie dla cudzoziemców w Latinie Jacek Laszkiewicz, autor wspomnień 333 Days. Personal Memoirs from a Refugee Camp (333 dni. Osobiste wspomnienia z obozu dla uchodźców), wydanych w 2012 roku.

W latach 1987–1988 włoskie ośrodki dla uchodźców przeżywały istne oblęże-nie. W oczekiwaniu na przyznanie azy-lu i wizy zamorskiej zatrzymywały się w nich tysiące Polaków. Ze statystyk pro-wadzonych przez polski Dom Pielgrzyma wynika, że w 1988 roku w różnych tym-czasowych miejscach noclegowych w re-gionie rzymskim i neapolitańskim przeby-wało ok. 9330 Polaków, w samej Latinie było ich 1000. Zdarzało się, że z powodu nadmiaru mieszkańców nie przyjmowano do obozu kilkunastoosobowych pielgrzy-mek z Polski. Na pomoc takim grupom miał spieszyć Jan Paweł II. Jak wspo-mina kierujący przez wiele lat polskim

Domem Pielgrzyma o. Konrad Hejmo, papież niejednokrotnie opłacał rodakom pobyt w rzymskich noclegowniach. Tam czekali na sposobność do złożenia wnio-sku o wszczęcie procedury azylanckiej. Jeśli odnieśli sukces i otrzymywali status uchodźcy oraz wizę pracowniczą, po roku wyjeżdżali dalej. Nieliczni zostawali we Włoszech lub wracali do kraju.

Obóz w LatiniePo przyjeździe do Włoch, przeważnie w okolice Rzymu, osoby, które chciały rozpocząć procedurę azylancką i imigra-cyjną, kierowały swoje kroki właśnie do Latiny – miasta, które zdawało się wprost stworzone dla uchodźców. Powstało w la-tach trzydziestych, a swoją krótką historią i wyglądem nie pasowało do standardów włoskich. Wybudowali i zasiedlili je mi-granci z różnych części Włoch, często ludzie biedni, szukający tu lepszych wa-runków życia. Miastem migrantów Latina nie przestała być nawet przez chwilę. Po II wojnie światowej powstał tutaj obóz dla uchodźców, który funkcjonowal przez kilkadziesiąt następnych lat.

„Dwa tysiące ludzi na trawnikach. Mó-wię do kolegi: chodź, wracamy do Polski” – opowiadał o pierwszym dniu w Latinie późniejszy mieszkaniec obozu. Po zamel-dowaniu się w ośrodku i oddaniu paszpor-tu w ręce urzędników azylanci spędzali tam kilka tygodni lub miesięcy, oczekując na przeniesienie do innego miejsca tym-czasowego pobytu – pokoju w hotelu lub mieszkaniu socjalnym w regionie rzym-skim. Warunki w obozie były bardzo złe – kilkadziesiąt białych, niskich baraków, współdzielone niewielkie pomieszczenia bez natrysków i umywalek, wspólne ła-zienki i toalety na zewnątrz.

We włoskich obozach azylanci dosta-wali wyżywienie, ale na wszelkie inne potrzeby musieli sami zarobić. Mężczyź-ni przeważnie podejmowali pracę tym-czasową na budowie, w gastronomii lub okolicznych winnicach. Kobiety zatrud-niały się jako sprzątaczki. Każdego dnia przy ulicy biegnącej wzdłuż muru ośrod-ka ustawiało się od 20 do 30 mężczyzn, oczekujących na przejeżdżający samo-chód, a w nim włoskiego pracodawcę.

Podobnych miejsc – „targów pracy”, tzw. stójek – było we Włoszech i w in-nych krajach europejskich więcej. Jed-nak zdobycie i utrzymanie pracy nie było dla Polaków łatwe. W przeciwieństwie do przybyszów z Bałkanów, np. Albań-czyków, rzadko znali włoski, a stosunko-wo krótki pobyt w tym kraju nie skłaniał ich do intensywnej nauki języka.

Stłoczenie w jednym miejscu osób różnych narodowości w połączeniu ze stresem związanym z oczekiwaniem na wynik procedury i nadużywaniem alkoholu skutkowało licznymi bójka-mi, w których brali udział także polscy mieszkańcy ośrodka. Laszkiewicz wspo-mina wypadek z czerwca 1985 roku, kie-dy dwóch Albańczyków zaatakowało Polaka nożem. Tego lata miało wielo-krotnie dochodzić do podobnych konfl ik-tów między Polakami i Albańczykami.

Oprócz zajmowania się bójkami, po-szukiwaniem fuch i prac sezonowych mieszkańcy obozu znajdowali także czas na mocno zakrapiane alkoholem spot-kania towarzyskie. Upojenie alkoholo-we w przypadku niektórych imigrantów trwało w zasadzie bez przerwy, co często niweczyło ich plany na dalszą emigra-cję. Nie wszystkim było dane zobaczyć Amerykę i zacząć nowe życie na uprag-nionym Zachodzie.

W drodze do AmerykiŻycie obozowe charakteryzowało się poczuciem tymczasowości, niepew-ności jutra i braku odpowiedzialności. „Miesiąc temu przyjechałem do obozu. Mogę uczciwie powiedzieć, że przysto-sowałem się do tej nowej rzeczywisto-ści i mojego nowego życia. Wykonałem całą robotę papierkową, potrzebną do rozpoczęcia procesu imigracyjnego do Kanady. Teraz muszę być jedynie cierp-liwy i czekać na mój pierwszy wywiad, może to potrwać sześć miesięcy, zanim zaproszą mnie na rozmowę z kanadyj-skim konsulem. Ten czas będzie testem dla mojej cierpliwości i wiary” – noto-wał Laszkiewicz.

Dalszy los emigranta w dużej mierze zależał od urzędników i wyniku proce-dury migracyjnej za ocean. Wywiady

Page 43: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 41

w ambasadach, tzw. interview, urozma-icały pobyt w obozie i dawały nadzieję na wyrwanie się z przykrego położenia. Programy imigracyjne oferowały wizę tylko tym osobom, które spełniały kry-teria zapotrzebowania na rynku pracy. Od tego, co się powiedziało podczas wy-wiadu, w jaki sposób się zaprezentowało swoje umiejętności i jaki podało zawód, zależało powodzenie całego przedsię-wzięcia emigracyjnego.

Pod koniec lat osiemdziesiątych kra-je zamorskie zaczęły powoli zamykać programy imigracyjne. Niektórzy pol-scy emigranci nie zdążyli już skorzy-stać z możliwości legalnego wyjazdu za ocean. Wśród nich był cytowany autor relacji z obozu w Latinie. Zdecydował się na wyjazd z Polski, bo chciał zaro-bić trochę pieniędzy i spróbować ży-

cia w Kanadzie. Jak wspomina, gdyby przewidział upadek komunizmu, praw-dopodobnie zostałby w Polsce i pilno-wał stanowiska w zakładzie pracy, gdzie był robotnikiem. Chociaż złożył poda-nie na wyjazd za ocean, nie załapał się na wizę przed zakończeniem programu imigracyjnego w 1989 roku. Do Polski nie było, jak mówił, po co wracać. Wy-starał się więc o mieszkanie komunalne i mimo kłopotów z utrzymaniem po-został we Włoszech. Podobnych jemu mężczyzn było w Latinie więcej. Nie wszyscy odnaleźli się we włoskiej rze-czywistości, w której powodzenie za-wodowe w dużym stopniu zależy od tego, gdzie pracują rodzina i znajomi. Dziś borykają się z kryzysem gospodar-czym i zastanawiają się, czy mogą coś jeszcze zmienić w swoim życiu.

Włoskie obozy nie cieszyły się w Eu-ropie dobrą sławą. Wieloletnia miesz-kanka Rzymu na temat latińskiego ośrodka wyraziła taką opinię: „Na pew-no ten obóz był o wiele gorszy niż ja-kieś austriackie czy szwedzkie. Włosi zupełnie nie byli przygotowani na to, oni są tacy niezaradni… Tak jak teraz nie umieją zupełnie poradzić sobie z na-wałem tej emigracji z Afryki”.

Obóz w Latinie funkcjonował do końca lat dziewięćdziesiątych. Dziś w budynkach, w których mieścił się ośrodek dla cudzoziemców, znajduje się fi lia Uniwersytetu Rzymskiego – Sapienza. W mieście działa niewielka polska parafi a i można spotkać nielicz-nych bohaterów tej historii. Magdalena Wnuk – historyk, doktorantka w Polskiej Akademii Nauk

Polscy uchodźcy w obozie w austriackim Traiskirchen 31 grudnia 1981 roku – tu ponoć było lepiej niż we włoskiej Latinie

Fot.

Eas

t N

ews/

Wer

ner

Vol

lman

n

Page 44: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU42

Sszości kobiet, przede wszystkim włók-niarek. Co skłoniło taką masę robotnic do odejścia od maszyn zaledwie dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach na Wybrzeżu i zmianie na najwyższym stanowisku w PRL?

Feminizacja przemysłuSocjologowie nazywali Łódź miastem kobiet. Już przed II wojną światową sta-nowiły one 40 proc. tam pracujących. Jak na przedwojenne standardy miejskie to bardzo dużo. Tymczasem tragedia woj-ny zmieniła polską demografi ę. Tuż po zakończeniu działań wojennych na te-renie Polski mieszkało o 2 mln więcej kobiet niż mężczyzn. Ciężar odbudowy kraju i wykonania planu sześcioletniego spoczął w dużej mierze na barkach Po-lek. W połowie lat pięćdziesiątych wła-dze spostrzegły niebezpieczne zjawisko – przerost zatrudnienia. Trzeba było zwal-niać pracowników, ale ofi cjalnie w socja-lizmie bezrobocie nie miało prawa wystę-

Strajk w mieście kobiet Magdalena Zapolska-Downar

Stoczniowcom, którzy w grudniu 1970 roku w dramatycznych okolicznościach protestowali przeciwko podwyżce cen, nie udało się wywalczyć jej cofnięcia. Dokonały tego dwa miesiące później łódzkie włókniarki.

Bunt z 1971 roku uspokoił nastroje na niemal dekadę; na zdjęciu strajk w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego w styczniu 1981 roku

„– Serce mi bardzo dokucza i bezsen-ności. Czuję się taka roztargniona, nerwo-wa. Sypiać wcale nie mogę. Oczywiście wątroba mi bardzo dokucza. Co najważ-niejsze, że jeść nic nie mogę.

– Ile pani ma lat?– 44.– Zawód pani?– Tkaczka”.To fragment rozmowy w gabinecie le-

karskim utrwalony w fi lmie dokumental-nym Nasze znajome z Łodzi. Reżyserka Krystyna Gryczełowska odwiedziła z ka-merą trzy łódzkie włókniarki zaledwie kilka tygodni po zakończeniu strajku, w który w lutym 1971 roku zaangażo-wało się ponad 55 tys. łodzian – w więk-

Fot.

Mar

ek W

ider

kiew

icz

Page 45: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 43

pować – to cecha kapitalizmu. Dlatego kobiety nakłaniano do powrotu do domu, ich bezrobocie ukrywano, ewentualnie przesuwano je do branż odtąd sfeminizo-wanych – przemysłu lekkiego, spożyw-czego. To, co wyróżniało te gałęzie go-spodarki w następnych dziesięcioleciach, to niski poziom techniczny oraz zarob-ki niższe od robotniczej średniej krajo-wej, w Łodzi aż o 20 proc. W tym czasie władze miasta, uciekając przed mono-kulturowością łódzkiego przemysłu, z rozmachem uruchomiły nowe branże: chemiczną, precyzyjną, fi lmową, budow-laną. Tam zatrudniano głównie mężczyzn. A w przemyśle lekkim dominowały ko-biety, było ich ponad 90 proc., przede wszystkim w tzw. zawodach podstawo-wych, jak przędzarz, tkacz czy snowacz. Wyższe stanowiska, począwszy od maj-stra, przypadały mężczyznom.

Cisza przed burząPodczas wydarzeń Grudnia ’70 robotni-cza Łódź zastygła w oczekiwaniu. Nie-co później za pośrednictwem m.in. kie-rowców PKS do miasta zaczęły docierać pogłoski o zawiedzionych nadziejach robotników Wybrzeża wobec łódzkich włókniarzy, których nazwano po prostu

tchórzami. Ale dzięki tej wstrzemięźli-wości I sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR, Józef Spychalski, mógł się po-chwalić przed nowymi władzami partii, że „jeszcze raz czerwona Łódź dała […] wyraz swojej dojrzałości politycznej”.

Tymczasem w ciągu całego stycznia 1971 roku do lokalnych władz dochodziły informacje o rosnącym niezadowoleniu wśród pracowników łódzkich zakładów, przede wszystkim w przemyśle lekkim. Powody były wszędzie takie same: niskie płace, niesprawiedliwy sposób naliczania zarobków, zła organizacja pracy, złe wa-runki BHP. Władza zaczęła nasłuchiwać i podsłuchiwać coraz uważniej. Wszyscy czekali w napięciu, co będzie dalej.

W kłębach pary i pyłuCzy te postulaty były zaskoczeniem dla dyrekcji zakładów, związków zawodo-wych i poszczególnych instancji partyj-nych, z miejską włącznie? Od połowy lat sześćdziesiątych łódzcy socjologowie prowadzili badania w środowisku włók-niarskim. Powstawały prace opisujące nie tylko warunki pracy, lecz także budżet do-

mowy, sposoby spędzania wolnego czasu, model wychowania. Na zebraniach zakła-dowych poruszano wielokrotnie sprawę nagminnego łamania zasad BHP w halach produkcyjnych. Warunki życia włóknia-rek nie były więc w początkach 1971 roku tajemnicą dla nikogo z decydentów z za-kładów, miejskiej instancji partyjnej czy ministerstwa. A były to warunki trudne.

„Praca na tkalni to jest hałas, bieganie między krosnami, które miałam w dwóch rzędach, 16 w jednym i 4 w drugim lub 12 i 8. I to wiązanie nitek. Krosna – jak prawidłowo chodziły, to było dobrze, ale jak się zerwały, to się trzeba było uwijać, bo płacono tylko wtedy, gdy chodziły. Bo inaczej było postojowe. […] Przyno-siłam do pracy chleb, herbatę w słoiku i jadłam, biegając między krosnami. Nie było możliwości, żeby człowiek usiadł i zjadł. Najgorzej było z nockami. Sama wychowywałam córkę i jak przychodzi-łam o 6.00 rano do domu, to brałam się za obiad, potem odprowadzałam dziecko do przedszkola. Miałam dwie godziny na sen i szłam na zakupy, po południu od-bierałam dziecko i na dwie godziny przed

Włókiennictwo – ciężka praca w przemyśle lekkim

Fot.

Muz

eum

Tra

dycj

i Nie

podl

egło

ścio

wyc

h w

Łod

zi

Page 46: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU44

pracą znowu się kładłam. A o 21.30 znów w tkalni. Nie dawałam już rady, dziew-czyny też przysypiały nieraz na tych kros-nach” – wspominała po latach tkaczka Maria Filipowicz w zbiorze relacji działa-czy Solidarności Pospolite ruszenie.

Większość fabryk mieściła się w dzie-więtnastowiecznych budynkach. Od za-kończenia wojny nikt nie dbał o to, aby je wyremontować. Inne były priorytety w inwestycjach, więc połowa z nich z cza-sem znalazła się na liście obiektów do wyburzenia. Ale z tym się nie spieszono, dokładając tylko systematycznie w ha-lach produkcyjnych kolejne stemple pod-trzymujące zmurszałe stropy. Proces pro-dukcyjny wymaga wysokiej temperatury i wilgoci. Towarzyszy mu duże pylenie. Mimo to powszechnie brakowało w tkal-niach, wykańczalniach czy farbiarniach klimatyzacji, wentylacji, a nawet właści-wego oświetlenia. Woda ściekała po ścia-nach i tworzyła duże kałuże na podłodze rozedrganej wibracjami krosien. No i ten hałas maszyn, który dochodził do 110 dB (dziś 85 dB to górna norma). W ciągu jed-nej zmiany tkaczka pokonywała dwuna-stokilometrowy odcinek. Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych w niektó-rych zakładach pojawiły się oddziały pra-cy chronionej dla ciężarnych, i to tylko dzięki interwencji lekarzy społeczników, bo Łódź przodowała w tragicznych staty-stykach: umieralności niemowląt i liczbie wcześniaków. Prawie jedna trzecia łódz-kich włókniarek to matki samotnie wy-chowujące dzieci. Dzieci chorowały, więc i zwolnień lekarskich było u nich więcej. A na koniec miesiąca pensja mniejsza. Nie było pieniędzy na wypoczynek, nie było też miejsca na przyjaciół – 90 proc. respondentek wspomnianych socjologów powiedziało, że nie chcą, aby ich dzieci pracowały kiedyś w włókiennictwie.

Początek10 lutego 1971 roku wśród pracowników pierwszej zmiany przędzalni odpadkowej w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego (dzisiejsze centrum handlowo-rozrywkowe „Manu-faktura”), drugiej co do wielkości fabryce w ówczesnej Łodzi, rozeszła się wiado-

mość, że wypłata za styczeń będzie niż-sza. We włókiennictwie człowiek nigdy nie jest pewny, ile zarobi. Tu obowiązuje praca na akord. I nieważne, czy się le-nisz, czy zabrakło części do twojej ma-szyny, czy przędza, na której pracujesz, jest tak lichej jakości, że co chwilę się rwie. Nikt nie pyta o powód twojej niż-szej wydajności. Nie wykonałaś normy, dostajesz mniej. Ale tym razem rozgo-ryczeniu towarzyszyła świadomość, że od kilku tygodni w sklepach obowiązują już wyższe ceny. Pracownicy pierwszej i drugiej zmiany podjęli decyzję – straj-kujemy. Dyrektorzy i Komitet Zakładowy PZPR za wszelką cenę nie chcieli dopuś-cić do rozprzestrzenienia się tej „przy-puszczalnie chwilowej” przerwy w pracy na inne oddziały. Bezskutecznie. Na żą-danie zwiększenia płac o 20 proc., przej-rzystego naliczania zarobków i cofnięcia podwyżki cen kierownictwo nie miało żadnej odpowiedzi. I za małe kompeten-cje. Rozgoryczenie było podsycane lek-ceważeniem strajkujących przez partię. W książce Krzysztofa Lesiakowskiego Strajki robotnicze w Łodzi 1945–1976 je-den z włókniarzy wspomina: „Przyjechał jakiś partyjny. Cuchnęło od niego wód-ką. – Strajkujecie? Aha, strajkujecie… powiedział i wrócił na imprezę”.

Minister nie daje radyNazajutrz późnym wieczorem do Mar-chlewskiego, w którym od maszyn ode-szło już prawie tysiąc pracowników, przyjechał I sekretarz Komitetu Łódzkie-go PZPR. Ale rozmawiał jedynie z wy-selekcjonowanym aktywem partyjnym, co tylko zwiększyło wzburzenie straj-kujących. Dzień później do włókniarek z Marchlewskiego przybyła delegacja z Warszawy: minister przemysłu lek-kiego Tadeusz Kunicki, przewodniczą-cy Centralnej Rady Związków Zawodo-wych Władysław Kruczek i wicepremier Jan Mitręga. Mieli wytłumaczyć, że nie ma mowy o żadnych podwyżkach pensji i że czas wracać do pracy. Nadaremnie. Opór zdesperowanych kobiet się wzmoc-nił, a fala strajkowa rozeszła się po Łodzi, obejmując sześć kolejnych zakładów pra-cy, w tym największe w polskim włókien-

nictwie Zakłady Przemysłu Bawełniane-go im. Obrońców Pokoju. Nie pracowało już 12 tys. włókniarzy, z których 80 proc. to były kobiety. Lokalne władze przygo-towywały się na najgorsze. W pogotowiu postawiono tysiąc żołnierzy i ofi cerów oraz 4 tys. milicjantów, półtora tysią-ca z nich patrolowało ulice. Gmach KŁ i Komitetu Wojewódzkiego PZPR zamie-nił się w twierdzę, zaopatrzoną przede wszystkim w pompy i węże strażackie. Pojawiła się obawa, że w Łodzi powtó-rzy się tragedia z Gdańska i Szczecina.

Page 47: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 45

Towarzysze widzą piekłoNowy skład Biura Polityczne KC PZPR, mając świeżo w pamięci okoliczności niedawnego objęcia władzy, nie chciał powtórzyć błędów poprzedników. Poza tym w Łodzi strajkowały kobiety, więc rozwiązania siłowe nie wchodziły w ra-chubę ze względów propagandowych. Trzeba było negocjować, i to jak naj-szybciej, by okupacja kilku fabryk nie doprowadziła do strajku powszechnego. Do Łodzi pojechali nowy premier Piotr Jaroszewicz oraz przedstawiciele Biura

Politycznego KC PZPR, Jan Szydlak i Józef Tejchma. Prasa lokalna lakonicz-nie poinformowała o przerwaniu pracy niektórych oddziałów w siedmiu zakła-dach. Po wyreżyserowanym spotkaniu z aktywem partyjnym w gmachu Tea-tru Wielkiego, zapewnieniach nowych władz o ich trosce o ludzi pracy i ostrze-żeniu („Nieświadomie pomagacie na-szym wspólnym wrogom!”) delegacja z Warszawy zdecydowała się pójść do włókniarek strajkujących na terenie dwóch największych zakładów Łodzi –

Marchlewskiego i Obrońców Pokoju. To tak naprawdę pierwsze spotkanie pra-cownic łódzkiego „włókna” z przedsta-wicielami władz centralnych bez przy-gotowanych wcześniej pochwalnych przemówień. Atmosfera była gorąca, bo też poczucie niesprawiedliwości i sku-mulowana od lat frustracja sięgały ze-nitu. Premier Jaroszewicz przekonywał zgromadzone w zakładowej świetlicy włókniarki z Marchlewskiego o nie-możności podniesienia pensji, poprosił o powrót do pracy, ale w odpowiedzi usłyszał stanowcze „nie”. Zalał go po-tok skarg na zbyt ciężkie warunki pra-cy. Na zbyt dużą różnicę płac między robotnikami a administracją fabryczną. Na faworyzowanie pracowników umy-słowych przy podziale miejsc na kolonie i wczasy. Na lekarzy zakładowych, co to na prośbę kierowników nie dają zwol-nień, bo produkcja ważniejsza. I na tę kaszankę, która wypełnia domowy jad-łospis, bo na nic więcej nie wystarcza. Były łzy, przekleństwa, silne emocje. Jedna z włókniarek próbowała wyrwać Jaroszewiczowi mikrofon. Na wszyst-kich członkach delegacji spotkanie wy-warło ogromne wrażenie. Tejchma za-notował: „Wczoraj, w niedzielę byłem w Łodzi, w tym w zakładach im. Mar-chlewskiego, gdzie trwa strajk kobiet. Piekło. Eksplozja nagromadzonego nie-zadowolenia, goryczy, niezałatwianych od lat spraw i potrzeb”.

Przed północą spotkanie dobiegło końca. Nic nie uzgodniono. Delega-cja z Warszawy pojechała do zakładów im. Obrońców Pokoju. Postulaty były te same: podwyżka płac, obniżka cen mię-sa, poprawa warunków pracy, przestrze-ganie zasad BHP i lepsze traktowanie przez kierowników. Przebieg spotkania był podobny, bardzo dramatyczny. Na sali płacz. Premier tłumaczył się przed robotnikami, że nic o tym wszystkim nie wiedział. Że to wina Władysława Go-mułki. I że teraz będzie lepiej. Przekazał robotnicze pozdrowienie od towarzy-sza Gierka. A Jan Szydlak podziękował włókniarkom za zaproszenie, dodając, że to skandal pracować w takich wa-runkach, jakie zobaczył.

Fot.

Muz

eum

Tra

dycj

i Nie

podl

egło

ścio

wyc

h w

Łod

zi

Page 48: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU46

KulminacjaNad ranem do strajku do-łączyły pozostałe zakłady bawełniane oraz siedem-naście innych, związanych z przemysłem lekkim i me-talowym. Przy wyłączonych maszynach czuwało już 55 tys. łódzkich robotników. To mniej więcej tyle, ile za-strajkowało później w ca-łej Polsce w Czerwcu ’76. „Stanęło całe włókno i cała wełna” – mówiono na uli-cach. Tak masowego strajku powojenna Łódź jeszcze nie widziała. Ale to strajk niezor-ganizowany, bez koordyna-cji, komitetów strajkowych, międzyzakładowych. Choć wśród przywódców strajko-wych byli również mężczyź-ni, to protest miał charakter zdecydowanie kobiecy, roz-histeryzowany, bo w domu nie będzie co jeść. W tkalni Obrońców Pokoju na znak protestu ktoś próbował po-pełnić samobójstwo, bo część załogi chciała wznowić pracę. W Marchlewskim me-tody perswazji równie dra-matyczne: która nie chciała strajkować, tej koleżanki groziły pobiciem. Oprócz gniewu i strachu przed konsekwencja-mi było też poczucie odpowiedzialności za swój zakład. Szybko zorganizowana straż porządkowa pilnowała wejść, prze-chwytywała wnoszony alkohol. Wydział farbiarni skończył partię materiału, bo przecież szkoda, żeby się zmarnował. Przędzalnia odpadkowa postanowiła od-robić straty w najbliższą sobotę.

Wokół zakładów im. Marchlewskiego zgromadzili się gapie i rodziny. Kilku ludzi próbowało na pobliskim skrzyżo-waniu budować barykadę z ławek i po-jemników na śmieci. Stopniowo przy-łączało się coraz więcej młodzieży. Nawoływano strajkujących do wspól-nej manifestacji. Skoro włókniarze po-stanowili pozostać w zakładzie, kilkuset demonstrantów wyruszyło na ul. Piotr-

kowską w stronę budynku Prezydium Rady Narodowej m. Łodzi. Wybito kilka szyb. Gdy tłum skierował się w stronę siedziby partii, interweniowało ZOMO. Walki na głównej ulicy Łodzi trwały do późnej nocy.

ZwycięstwoBiuro Polityczne KC PZPR było bez-radne. Wiedziano, że podwyżka płac w jednej branży uruchomiłaby żądania w innych i pożar strajków w kraju by nie zgasł. Jedyne rozsądne wyjście to przy-wrócić w sklepach ceny sprzed grudnia.

Wieczorem 15 lutego w radiu nadano komunikat Rady Ministrów o cofnięciu podwyżek cen. A następnego dnia od-wołano I sekretarza KŁ PZPR, Józefa Spychalskiego. Zakłady uruchomiły pro-dukcję, a włókniarki z Marchlewskiego ufundowały kościelną chorągiew z wy-

haftowanym dziękczynie-niem: „Dziękujemy Ci Mat-ko Najświętsza za opiekę w dniach 10–15 II 1971”. Wkrótce dostały dodatek do pensji i przerwę śniadanio-wą. Lokalne władze partyj-ne i związkowe pospiesznie kontrolowały warunki pracy w kolejnych fabrykach.

Ślady zwycięstwa włók-niarek są widoczne do dziś. Niedługo po zakończeniu strajków rząd opracował plan rozwoju i moderni-zacji miasta, w które do-tąd nikt nie inwestował. Miasta zaniedbanego, ze szczątkową kanalizacją, wodą ze studni, mizerną komunikacją. Powstały nowe dzielnice przemysło-we, wielkopłytowe osiedla, trasa W-Z i wodociąg z Pi-licy. Zanim nadszedł kry-zys gospodarczy, udało się zmodernizować ponad sto fabryk pamiętających czasy Ziemi obiecanej.

Lutowe strajki można odczytać jako krzyk roz-paczy włókniarek. Cięż-

kie warunki pracy i życia przyjmowały dotychczas z pokorą. Były pogodzone z losem, od wczesnej młodości zwią-zanym z halą fabryczną, jej zaduchem i hałasem. Brzemię odpowiedzialności za rodzinę, zwłaszcza gdy były jedyny-mi żywicielkami, powstrzymywało je od jakiejkolwiek formy buntu. Dopie-ro drastyczne obniżenie pensji, realna groźba głodu w rodzinie zmusiły do za-trzymania maszyn. Przez kolejne dzie-więć lat znów miały stać przy krosnach, skupione nad gładką nicią przędzy. Od-porne na próby wciągnięcia do rodzą-cej się wówczas opozycji. Nieufne. Po-spiesznie wracające z nocnej zmiany do budzących się ze snu dzieci. Dopiero Sierpień znów popchnie je do buntu.

Magdalena Zapolska-Downar – pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Łodzi

Strajk z marca 1981 roku w Zakładach Przemysłu Bawełnia-nego im. Juliana Marchlewskiego

Fot.

Mar

ek W

ider

kiew

icz

Page 49: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 47

BByło późne popołudnie. Kilku uczniów warszawskich szkół średnich kręciło się ze znie-cierpliwieniem przed jednym

ze sklepów przy pl. Dzierżyńskiego (dzisiaj: Bankowym) i wokół przystan-ku autobusowego w kierunku Żoliborza. Czekali, aż zapadnie całkowity zmierzch. W grupie prym wodził Artur Nieszcze-rzewicz „Prut”, uczeń szkoły muzycznej im. Fryderyka Chopina. Razem z nim byli tam jeszcze jeszcze Emil Barchański „Ja-nek” z liceum im. Mikołaja Reja, Marek Marciniak „Lis” z technikum ogrodni-czego, nieznani bliżej „Kowal” i „Opty”, a także prawdopodobnie jedna lub dwie inne osoby, o których nic nie wiadomo.

Koktajl dla DzierżyńskiegoO 17.30 rozpoczęła się akcja „Cokół”. Chłopcy ruszyli w kierunku pomnika Fe-liksa Dzierżyńskiego – symbolu terroru komunistycznego. Pomnik stał pośrodku placu, w ruchliwym miejscu, przy ulicy, na wysokim cokole. Obok znajdował się ratusz, a trochę dalej – pałac Mostow-skich, w którym mieściła się siedziba sto-łecznej milicji i Służby Bezpieczeństwa.

Koło monumentu często przechadzały się patrole.

Spiskowcy przeszli przez ulicę. Bar-chański, który miał obserwować prze-bieg akcji, zatrzymał się nieco dalej. Nieszczerzewicz szybko założył biało--czerwoną opaskę i wciągnął kominiar-kę. To był sygnał. Marciniak wyjął spod kurtki słoiki z czerwoną i białą farbą (po-rządną farbą drukarską z Holandii) i cis-nął je w cokół. Szkło się rozprysło, a na podstawie monumentu zakwitły biało--czerwone plamy. Marciniak już tego nie widział, bo rzucił się do ucieczki.

Kilka sekund po nim pozostali chłop-cy cisnęli w górę, ku sylwetce Dzierżyń-skiego, szklane butelki po napoju „Ptyś” wypełnione benzyną. W tej chwili ulicą ruszył autobus, co mogło oznaczać odcię-cie drogi ucieczki. Niewiele myśląc, Nie-szczerzewicz wyciągnął z kieszeni zdo-byty wcześniej rewolwer, dzięki czemu pojazd się zatrzymał. Po krótkiej chwili chłopak rzucił w stronę pomnika płoną-cym koktajlem Mołotowa, trzymanym do tej pory w kartonowym pudełku po alko-holu. Dzierżyński stanął w ogniu. Onie-miali przechodnie zatrzymali się w zdu-mieniu, podobnie jak pojazdy na ulicy. Mając za plecami barwną łunę, spiskowcy rzucili się do ucieczki i rozproszyli.

Emil Barchański: ostatnia ofi ara Dzierżyńskiego?Patryk Pleskot

10 lutego 1982 roku doszło do jednej z najbardziej spektakularnych akcji „małego sabotażu” w całym stanie wojennym. Przeprowadzili ją nie doświadczeni opozycjoniści, lecz nastolatkowie. Podpalili pomnik Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Jeden z chłopców – szesnastoletni Emil Barchański – zginął w niewyjaśnionych okolicznościach czterymiesiące później. Czy jego śmierć wiązała się z profanacją postaci krwawego Feliksa?

Fot.

Edw

ard

Falk

owsk

i / C

FK /

FO

RU

M

Pomnik Feliksa Dzierżyńskiego na placu jego imienia (obecnie pl. Bankowy)

Page 50: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU48

Nieszczerzewicz, z bronią w ręku, wpadł na pasach na maskę milicyjnego poloneza. Wykorzystując zaskoczenie jego pasażerów, błyskawicznie się odbił i pobiegł dalej. Wbiegł w wąski przesmyk ul. Corazziego, gdzie rzucił za siebie na-stępny koktajl Mołotowa, chcąc w ten sposób opóźnić pościg, który zdążył się już zorganizować. Ciężko dysząc, prze-biegł obok Muzeum Lenina (dziś: Mu-zeum Niepodległości). Wypadł mu z ręki rewolwer, ale szybko go złapał. Ostatecz-nie udało mu się uciec, podobnie jak in-nym chłopcom – z wyjątkiem jednego, Marciniaka, który został przygwożdżo-ny samochodem do ściany, zanim zdążył przeskoczyć przez płot, za którym byłby bezpieczny. Na szczęście pojazd zatrzymał

się w porę i nie zranił uciekiniera. Kilka godzin później brutalnie przesłuchiwany Marciniak przyznał się do udziału w akcji, ale podał tylko pseudonimy towarzyszy.

Tymczasem Emil i Artur wpadli do mieszkania tego pierwszego w bloku przy ul. Bonifraterskiej, ponad kilometr od placu Dzierżyńskiego. Matka Emila, Krystyna, zauważyła, że zdyszani chłopcy z trudem ukrywają podekscytowanie. Póź-niej, wieczorem, Emil opowiedział matce wydarzenia tego dnia. Mimo podniecenia spiskowcy zachowywali spokój. Wiedzie-li, że Marciniak zna tylko ich pseudonimy, więc czuli się bezpieczni. Byli pewni, że oprócz matki Emila nikt ze znajomych nie wie o ich udziale w akcji.

Mylili się. Cztery miesiące później, 5 czerwca, dzień przed swoimi siedemna-stymi urodzinami, Barchański – od dzie-ciństwa czujący lęk przed zimną wodą z powodu astmy oskrzelowej – został wy-łowiony z Wisły. Ciało chłopaka, ubrane-

go jedynie w krótkie spodenki i sandały, odnalazł pewien ormowiec patrolują-cy brzeg rzeki na jej pięćsetnym ki-lometrze. Według ofi cjalnej wersji Barchański się utopił. Wiele wska-zuje na to, że mogło być inaczej.

Po akcji „Cokół”Emil należał do tych licealistów, któ-

rzy po 13 grudnia 1981 roku nie ogra-niczyli się do klasycznych form oporu

wobec nowej rzeczywistości politycznej,

tzn. do noszenia oporników i czarnych ubrań, ani nawet do kolportażu bibuły, malowania haseł itp. Poszli dalej: już w pierwszych tygodniach stanu wojen-nego Emil Barchański i jego kolega Ste-fan Antosiewicz („Józef”), kierujący sa-morządem uczniowskim w LO im. Reja, założyli konspiracyjną strukturę Konfe-deracja Młodzieży Polskiej „Piłsudczy-cy”. Stopniowo wciągali do niej kolej-nych znajomych (przeważnie szesnasto-, osiemnastolatków), również z innych szkół. Każdy składał przysięgę. Głównym celem „Piłsudczyków” było organizowa-nie akcji bezpośrednich. Jeden z najbar-dziej śmiałych pomysłów „Piłsudczyków” zakładał obrzucenie koktajlami Mołotowa gmachu Komitetu Centralnego PZPR, do czego w końcu nie doszło.

Akcja „Cokół” była jednak równie spek-takularna. Stan dzisiejszej wiedzy pozwa-la na stwierdzenie, że to właśnie „Janek” (Barchański) przedstawił plan na spotka-niu grupy, do którego doszło w kawiarni „Krokodyl” na Starówce 6 lutego 1982 roku. Na wzór AK młodzi spiskowcy po-sługiwali się tylko pseudonimami. Trady-cje akowskie pomagały też przy łączności. Marciniak z Nieszczerzewiczem przez pe-wien czas porozumiewali się za pomocą karteczek przylepianych pod spód ławek w kościele św. Anny. Inną formą kontak-tów między „Piłsudczykami” była tajna korespondencja umieszczana w pudeł-kach od zapałek, ukrywanych w katedrze

Nazwisko nie-spełna siedemna-

stoletniego Emila Barchańskiego znalazło

się w informacji MSW do-tyczącej „nielegalnych grup powstałych po 13 grudnia 1981 roku”

Fot.

AIP

N

Fot. AIPN

Page 51: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 49

św. Jana. 8 lutego, w ramach przygoto-wań, kilku chłopców pod okiem „Pruta” (Nieszczerzewicza) trenowało nad Wisłą rzucanie do celu. 9 lutego – dzień przed akcją – przeprowadzili rozpoznanie terenu na pl. Dzierżyńskiego.

Nie może dziwić, że MSW ze szcze-gólnym natężeniem rozpoczęło śledztwo w sprawie podpalenia pomnika Dzierżyń-skiego. Akcja była przecież upokorzeniem dla SB i milicji, musiała więc wywołać furię. Nie tylko nie udało się zapobiec za-machowi, lecz także pozwolono uciec nie-mal wszystkim sprawcom. Pamiętajmy, że wydarzenie to miało miejsce w pierw-szych tygodniach stanu wojennego, kiedy aparat represji gwałtownie reagował na każdy przejaw czynnej opozycji. W sumie więc do śledztwa zaangażowano aż trzy wydziały Komendy Stołecznej MO: III-1 (do walki z opozycją), Dochodzeniowo--Śledczy i Śledczy. Dodatkowo w postę-powanie włączyli się funkcjonariusze ko-misariatu MO i Wydziału Kryminalnego Komendy Dzielnicowej Warszawa-Śród-mieście. Nie omieszkano wykorzystać taj-nych współpracowników, których perso-naliów do dziś nie udało się rozszyfrować.

Działania SB włączono do otwartej 12 lutego 1982 roku sprawy operacyjne-go rozpracowania „Feniks”, zmierzającej do zatrzymania wszystkich – jak czytamy w aktach – „sprawców profanacji”. Zrzą-dzeniem losu, 18 lutego doszło do postrze-lenia podofi cera milicji, Zdzisława Karosa (stało się to podczas szamotaniny między nim a członkami innej konspiracyjnej or-ganizacji młodzieżowej – Sił Zbrojnych Polski Podziemnej – którzy próbowali w ten sposób zdobyć broń). Milicjant po kilku dniach zmarł w szpitalu. Członka-mi organizacji opiekował się ks. Sylwe-

ster Zych (zamordowany w 1989 roku). Choć grupa ta nie miała nic wspólnego z „Piłsudczykami” ani akcją „Cokół”, na skutek zbieżności w czasie tych dwóch wydarzeń w SB zaczęto podejrzewać, że istnieje między nimi związek.

Emil grozi SBChociaż zatrzymany Marciniak nie zeznał nic, co mogłoby obciążyć kolegów, okazało się, że w oto-czeniu „Piłsudczyków” jednak znalazł się zdrajca. Do dziś nie wiemy, kto nim był. (Co prawda matka Szymona Pochwalskie-go, kolegi Emila, podejrzewała jednego z organizatorów nie-legalnego druku na Targowej, ale pewności nie miała). Ten ktoś przesłał donos, na podsta-wie którego 3 marca 1982 roku w dokumentach SB odnotowa-no enigmatycznie „znaczący po-stęp w sprawie”. Tego samego dnia Barchański wraz z kolegą Szymo-nem Pochwalskim zostali zatrzy-mani w nielegalnej drukarni znaj-dującej się na trzynastym piętrze wieżowca na rogu ulic Kijowskiej i Targowej (po praskiej stronie Wi-sły), gdzie powielali podziemne pub-likacje.

Emil trafi ł na kilka dni do pałacu Mo-stowskich, choć był niepełnoletni i takie działanie było bezprawne. Został podda-ny brutalnym przesłuchaniom. Mocno go bito. W końcu, zmęczony i szantażowa-ny, podał pseudonimy Marciniaka (już zatrzymanego) i Nieszczerzewicza, wy-mienił ponadto nazwisko Tomasza So-

Fo

t. J

ac

ek

Ma

rcze

ws

ki/

FO

RU

M

Page 52: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU50

kolewicza („Halnego”), starszego kolegi z Reja, którego – zgodnie z nachalną su-gestią przesłuchujących go funkcjonariu-szy – określił w końcu jako inspiratora akcji „Cokół”. „Halny” błyskawicznie, bo jeszcze 3 marca, został zatrzymany. W czasie ciężkiego śledztwa nie przy-znał się do winy. Ostatecznie pod koniec czerwca 1982 roku wyszedł z więzienia.

Tymczasem Barchański miał być pier-wotnie sądzony przed trybunałem woj-skowym w trybie doraźnym, ale z po-wodu niepełnoletności trafi ł ostatecznie pod jurysdykcję sądu cywilnego. Po kilku dniach przesłuchań i bicia został przeniesiony do Zakładu Po-prawczego dla Nieletnich na Okęciu. Jednodniowa rozpra-wa odbyła się 17 marca przy drzwiach zamkniętych. Sąd określił podpalenie pomnika jako akt polityczny, a nie chu-ligański, i skazał chłopca na dwa lata więzienia w zawie-szeniu, dodatkowo ustalając nad nim dozór kuratora.

Wydawało się, że bliscy Emila – mimo brutalnego śledztwa – mogą teraz ode-tchnąć z ulgą. Jego losy po-toczyły się jednak inaczej. Dzień po ogłoszeniu wyroku Barchański opuścił zakład po-prawczy i wrócił do domu. Poinformowa-no go, że zostanie w najbliższym czasie raz jeszcze wezwany na przesłuchanie do pałacu Mostowskich, w związku ze spra-wą Marciniaka i Sokolewicza, tym razem w charakterze świadka. SB postanowiła nastraszyć Emila: według jego matki, Kry-styny Barchańskiej, grożono mu, że jeśli będzie zeznawał inaczej niż do tej pory, jego samego lub jego rodzinę może spot-kać coś złego. Sugerowano, że może nag-le wypaść z okna lub zginąć w wypadku. Albo się utopić.

Barchański nie dał się jednak zastra-szyć. Na początku maja 1982 roku wziął udział w demonstracjach antysystemo-wych (lekko się zatruł gazem łzawią-cym). Parę dni później otrzymał we-zwanie do stawienia się w sądzie jako świadek w sprawie Marciniaka i Soko-

lewicza. Na rozprawę szedł wraz z mat-ką, na palcu miał pierścionek zrobiony z opornika i podobiznę Matki Boskiej w klapie marynarki. Był 17 maja 1982 roku. Na procesie, tym razem otwartym dla publiczności, pojawili się dzienni-karze, uczniowie i nauczyciele z Reja oraz sporo ludzi związanych z opozycją, m.in. przedstawiciele Komitetu Pryma-sowskiego z ul. Piwnej, którzy zaopieko-wali się Emilem po jego wyroku.

Barchański, tak jak planował, odwołał wszystkie swoje dotychczasowe zeznania; przekonywał, że zostały one wymuszone szantażem i biciem, odgrażając się zara-

zem, że będzie nagłaśniał metody śledcze SB. Zadeklarował, że zidentyfi kuje funk-cjonariuszy, którzy go bili. „Ci panowie, kiedy biją, nie przedstawiają się, ale jestem gotów w każdej chwili ich rozpoznać” – stwierdził, wywołując poruszenie na sali i wściekłość młodej pani prokurator.

Barchański pragnął przez takie postę-powanie nagłośnić swoją sprawę. Grozi-ło to kompromitacją całego MSW. Właś-nie dzięki tym jego zeznaniom z 17 maja Sokolewicz został później uniewinniony. Wpierw jednak wyznaczono kolejny ter-min rozprawy: 17 czerwca.

Czy zachowując się w taki sposób, chło-pak wydał na siebie wyrok śmierci? Za-uważmy, że jego wystąpienie przed sądem dało funkcjonariuszom SB kolejny powód do wściekłości, podszytej odrobiną strachu. Podpalenie pomnika, kojarzona z „Piłsud-

czykami” śmierć Zdzisława Karosa, a do tego jeszcze sensacyjne zeznania podczas procesu – to wszystko tworzyło znacznie szerszy „katalog win” niż choćby w przy-padku Grzegorza Przemyka, zatłuczonego rok później przez milicjantów syna opozy-cyjnej poetki Barbary Sadowskiej.

3 czerwca 1982 roku – dwa tygodnie po głośnej rozprawie (i dwa tygodnie przed następną) – Emil udał się wraz z sąsiadem, studentem Hubertem Iwanowskim, na od-ludną plażę nad Wisłę. Dwa dni później z rzeki wyłowiono ciało licealisty.

Tajemnica wydarzeń nad Wisłą„Poszedłem po słońce” – kar-teczkę z taką informacją Emil zostawił matce, kiedy wychodził 3 czerwca z domu. Co się wyda-rzyło później, wiemy tylko z ze-znań Iwanowskiego. Zeznań, które ten najważniejszy świadek ciągle zmieniał. W pierwszych przekonywał, że Emil został gdzieś po drugiej stronie Wisły. Hubert dostrzegł tam również jakiś samochód i dwóch ludzi. Barchański miał iść w ich stronę, w samych szortach i sandałach. W kolejnych dniach student już więcej nie wspomniał o tajem-niczym samochodzie i dwóch osobach. Zaczął za to przeko-

nywać, że w pewnej chwili Barchański wpadł do wody, goniąc aportującego psa. Wtedy jakoby Hubert widział go po raz ostatni. Potem przypomniał sobie, że póź-nym popołudniem Emil chwycił długi kij i oświadczył, że spróbuje piaszczystymi ła-chami dostać się na drugi brzeg Wisły, kie-rując się w stronę Wilanowa. Iwanowski odwodził go od tego pomysłu, ale Emil po-szedł i zniknął mu z oczu, ukryty za krza-kami. Niedługo student zmienił i tę wersję, sugerując, że Emil wszedł na łachy, prag-nąc ratować topiącego się psa. Iwanowski raz mówił, że towarzyszył koledze (miał nawet zobaczyć, jak Emil rzucił się w toń wody za psem), innym razem twierdził, że siedział na brzegu, zatopiony w lektu-rze. Niezmiennie przekonywał przy tym, że obaj poszli nad rzekę w rejonie Wału Miedzeszyńskiego na wysokości Błot.

Nekrolog z informacją o śmierci Emila Barchańskiego, zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach

Fot.

Mar

k C

arro

t/FO

TON

OVA

Page 53: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

WYDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU 51

i utonięciem, ofi cjalnie przyjętej przez prokuraturę, która już jesienią 1982 roku umorzyła śledztwo. Barchański bardzo się naraził funkcjonariuszom SB. Gwoździem do trumny, niestety w znaczeniu dosłow-nym, okazało się być może jego zacho-wanie na sali sądowej, kiedy publicznie mówił o biciu i szantażowaniu go przez przesłuchujących, groził ujawnieniem metod ich pracy i twierdził, że zapamię-

tał twarze prześladowców. To odważne wystąpienie odbiło się echem w komen-tarzach Radia Wolna Europa i prasy pod-ziemnej. W MSW te słowa mogły wy-wołać poruszenie, obawy i pragnienie uciszenia niewygodnego młodzieńca czy też zemsty za jego groźby. Barchański otrzymał przecież (z punktu widzenia SB) bardzo łagodną karę, unikając sądu przed trybunałem wojskowym. Pamiętajmy, że był brutalnie bity w momencie zatrzyma-nia, w drodze do aresztu i w samym pałacu Mostowskich. W relacji Emila oprawcy jawią się jako prymitywne, bezmyślnie okrutne kreatury, bijące pałką po piętach, dłoniach i kolanach, wkładające palce ofi ary między drzwi, straszące miażdże-niem jąder, borowaniem zębów i gasze-niem papierosa na powiece.

Czy któryś z tych kilku oprawców mógł okazać się mordercą? Niepotrzebny był-by tu rozbudowany spisek sięgający wy-sokich kręgów władzy. Funkcjonariusze mogli usłyszeć od swych bezpośrednich przełożonych, związanych ze śledztwem w sprawie „Cokołu” i Karosa, by mieli na Barchańskiego oko i ewentualnie przypo-mnieli mu, kto tu rządzi. Któryś z oprawców mógł potraktować to polecenie zbyt poważ-nie, zagalopować się w biciu Barchańskiego (np. nad rzeką 3 czerwca), a następnie wrzu-cić zwłoki do wody (od razu lub po pewnym czasie). A może chciano go tylko nastraszyć, zmuszając do wejscia do zimnej rzeki, co zakończyło się utonięciem chłopca, który mógł dostać w wodzie skurczu oskrzeli i ataku astmy? Pamiętajmy, że Emil i Hu-bert znajdowali się przecież w odludnym miejscu, może więc po prostu skorzystano z nadarzającej się okazji, a potem porządnie nastraszono Iwanowskiego (i dlatego wielo-krotnie zmieniał później zeznania).

To, rzecz jasna, tylko spekulacje. Być może śledztwo IPN, prowadzone od wielu już lat, przyczyni się wreszcie do pełnego naświetlenia tej tragicznej historii. dr hab. Patryk Pleskot – historyk, politolog, pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie i Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu, autor lub redaktor ponad dwudziestu książek, m.in. Miasto śmierci Pytania o morderstwa polityczne popełnione w Warszawie (1956–1989) (2015) i Zabić. Morder-stwa polityczne w PRL (2016)

Serdecznie dziękujemy Pani Krystynie Barchańskiej za konsultację.

Kilka wątków związanych ze śmiercią Emila Barchańskiego po-zwala na jej skojarzenie z motywami politycznymi i podanie w wątpliwość wersji z nieszczęśliwym wypadkiem

Fot.

Jar

osla

w S

tach

owic

z/FO

RU

M

Demontaż warszawskiego pomnika Feliksa Dzierżyńskiego, 17 listopada 1989 roku

Page 54: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

B

PRAWDA CZASÓW, PRAWDA EKRANU52

Jerzy Iwanow-Szajnowicz, polski superszpieg z okresu II wojny światowej, to postać niemal zupełnie zapomniana. Tym bardziej warto przypomnieć poświęcony mu film z początku lat siedemdziesiątych.

Agent nr 1Jerzy Eisler

Bez większego ryzyka błędu można założyć, że gdyby spytać na ulicy stu przypadkowych przechodniów, czy wiedzą, kim był Jerzy Iwanow-Szajnowicz, to zapewne poprawnej odpowiedzi udzieliłyby nie więcej niż dwie

osoby. A przecież chodzi o człowieka, któremu zostały poświęcone tablica w parafi i miejsca urodzenia, czyli w warszawskim kościele św. Aleksandra, oraz druga tablica pamiątkowa w samym centrum stolicy przy Nowym Świecie; człowieka, który ma także na war-szawskich Kabatach ulicę noszącą jego imię oraz pomnik i wielką

halę sportową jego imienia w greckich Salonikach, gdzie działał w czasie II wojny światowej. Według niektórych

ocen, Jerzy Iwanow-Szajnowicz był najskuteczniejszym sa-botażystą, jaki w trakcie wojny pracował dla aliantów. Brytyjscy wojskowi, wprowadzeni wówczas w kulisy jego działalności, oce-niali, że on jeden był więcej wart niż dywizja wojska, wspierana czołgami i artylerią. Zdumiewające, że tak nieprzeciętny bohater, dodatkowo pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari, zna-lazł się w Polsce niemal w całkowitym niebycie historycznym. Trudno to zrozumieć i równie trudno podać racjonalne wytłu-maczenie tej sytuacji. Nie jest przecież tak, że nasz kraj cierpi na nadmiar bohaterów, zwłaszcza takich, których sława wykroczyła poza granice Polski. Nie przyjmuję też do wiadomości, że jest to konsekwencją tego, iż działał on nie na terytorium polskim, lecz w dalekiej Grecji. Wszak tak bardzo lubimy podkreślać, że pol-ska krew przelana na różnych frontach wojny ma zawsze tę samą (najwyższą) wartość, i jednocześnie odwoływać się do pięknego hasła walki „za wolność waszą i naszą”.

U boku aliantów zachodnichByć może w całej tej historii jest jednak coś

z tego, że walczył on na „niesłusznym” – z punktu widzenia komunistów rzą-

dzących Polską przez 45 lat – śród-ziemnomorskim teatrze działań

wojennych. Jest dziś oczywiste dla wszystkich interesujących się w Polsce historią najnow-

szą, że – wbrew publicznie składanym deklaracjom – w PRL nie było w żad-nym stopniu ekwiwalen-tności w ukazywaniu w słuchowiskach ra-diowych, filmach, książkach i artyku-łach prasowych do-Fo

t. F

ilmot

eka

Nar

odow

a

Page 55: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

PRAWDA CZASÓW, PRAWDA EKRANU 53

konań Armii Krajowej (nie mówiąc już o Narodowych Siłach Zbrojnych) z sukcesami Gwardii i Armii Ludowej. Bywało zresztą niekiedy i tak, że autentyczne sukcesy podziemia zwanego lekce-ważąco „londyńskim” przypisywano partyzantce komunistycznej. Niespecjalnym zainteresowaniem fi lmowców – a chyba raczej, ściślej rzecz ujmując, politycznych decydentów – cieszyły się też dzieła ukazujące tragizm Września ’39. W ciągu 45 lat Pol-ski Ludowej i ćwierćwiecza III Rzeczypospolitej zrealizowano zaledwie kilkanaście – należy to jednak wyraźnie podkreślić – na ogół dobrych, bardzo dobrych lub wybitnych – fi lmów poświę-conych tej problematyce. Może się to wydawać niewielką licz-bą, ale na przykład nie przypominam sobie ani jednego obrazu jugosłowiańskiego opowiadającego o obronie kraju w kwietniu 1941 roku. Dysproporcja jest jednak najbardziej widoczna, gdy mówimy o walkach regularnych polskich jednostek wojskowych na froncie wschodnim i innych frontach II wojny światowej. Na kilkaset polskich fi lmów fabularnych, których akcja rozgrywa się w czasie wojny lub jest z nią i jej następstwami ściśle powiązana, akcja zaledwie dwóch dotyczy udziału Polaków w walkach u boku aliantów zachodnich.

Pierwszym był wprowadzony na ekrany 19 sierpnia 1958 roku, na fali popaździernikowej liberalizacji, debiut fabularny Huber-ta Drapelli Historia jednego myśliwca. Film, którego jednym ze scenarzystów był legendarny as lotnictwa, Stanisław Skalski, opowiadał o udziale polskich pilotów w Bitwie o Anglię. Mimo że Historię jednego myśliwca zrealizowano „przy współpracy i pomocy Dowództwa Wojsk Lotniczych i Dowództwa Marynarki Wojennej”, to, zdaniem krytyka Stanisława Ozimka, obraz ten,

„zrobiony na wzór licznych, seryjnych – szczególnie w krajach anglosaskich – przygodowych fi lmów wojennych, ale bez ich nar-racyjnej sprawności i maestrii technicznej, był niewypałem. Raził prymitywizmem dialogów, szablonowością, a nawet naiwnością rozwiązań”. Największym atutem tej nader rzadko przypominanej przez telewizję produkcji były archiwalne zdjęcia Royal Air Force ze zbiorów Imperial War Museum. Za pośrednictwem British Council w Warszawie udostępniono bowiem polskim twórcom do wykorzystania około 2,5 tys. metrów znakomitych dokumen-talnych zdjęć fi lmowych.

Drugim obrazem ukazującym walkę Polaków u boku zachod-nich sojuszników był Agent nr 1 w reżyserii Zbigniewa Kuźmiń-skiego, wprowadzony na ekrany 25 lutego 1972 roku. Scenariusz przygotował Aleksander Ścibor-Rylski, jeden z najlepszych pol-skich scenarzystów. Nie wiadomo, czy w ogóle, a jeśli tak, to w jakim zakresie w swojej pracy posiłkował się opublikowaną w 1959 roku książką Stanisława Strumph-Wojtkiewicza pod ta-kim samym tytułem. Nie jest to przy tym kwestia bez znaczenia, gdyż autor był postacią – łagodnie mówiąc – mocno kontrower-syjną. W swoich licznych książkach historycznych ten były ofi cer oświatowy i prasowy (w 1941 roku był nawet szefem Wojskowe-go Biura Propagandy i Oświaty Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR, a po powrocie do Wielkiej Brytanii pracował w Ministerstwie Informacji rządu RP na uchodźstwie) niejednokrotnie zdecydo-wanie przeceniał własną rolę. Utrzymywał na przykład, że był „powiernikiem wielkich tego świata”. W swoim przekonaniu był m.in. doradcą tak różnych postaci historycznych jak: marsz. Edward Śmigły-Rydz, gen. Maxime Weygand, gen. Władysław Sikorski, gen. Władysław Anders, gen. Kazimierz Sosnkowski czy gen. Ta-

Fot.

Film

otek

a N

arod

owa

Stylizacja plenerów w Agencie nr 1 była bardzo oszczędna, znaczną część scen rozgrywających się w Grecji nakręcono w Bułgarii; na zdjęciu operatorzy Jerzy Łukaszewicz (siedzi przy kamerze) i Wiesław Rutowicz (z prawej)

Page 56: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

54 PRAWDA CZASÓW, PRAWDA EKRANU

deusz Bór-Komorowski. Te fantazje Stanisława Strumph-Wojt-kiewicza zdemaskował i przeanalizował Melchior Wańkowicz, który przezwał go nawet mianem „polskiego Münchhausena”.

Grecja w BułgariiWracając do fi lmu Agent nr 1, należy przypomnieć, że zrealizowa-no go w charakterystyczny dla PRL oszczędny, skromny sposób. Plenerowe zdjęcia w Grecji, jak to zwykle wówczas bywało, ogra-niczono do niezbędnego minimum i wykonano niemal konspira-cyjnie. Nie było mowy o żadnym „charakteryzowaniu” ateńskich ulic i nadawaniu im wyglądu okupacyjnego. W tej sytuacji nie dziwi, że nawet Akropol (z oczywistych powodów) sfi lmowa-no bez tak charakterystycznej fl agi hitlerowskiej, powiewającej nad nim w latach okupacji niemieckiej. Plenery przypominające Grecję znaleziono natomiast głównie w Bułgarii i do współpracy włączono sofi jskie Studio Filmów Fabularnych. Bułgarzy od-powiadali również za tzw. zdjęcia kombinowane (np. fi lmowali modele statków i okrętów wysadzanych i podpalanych przez Jerzego Iwanowa-Szajnowicza). Ponadto w kilku rolach drugo-planowych, głównie greckich konspiratorów, współpracowników tytułowego bohatera, wystąpili aktorzy bułgarscy, którym głosu użyczyli m.in. popularni polscy artyści (Janusz Bylczyński, Stefan Friedmann, Piotr Fronczewski, Tomasz Zaliwski i inni). Skoro już o obsadzie aktorskiej mowa, to trzeba stwierdzić, że poza stojącym u progu kariery Karolem Strasburgerem, który wcielił się w rolę tytułowego bohatera, w pamięci zapisali się jedynie sędziwy Tadeusz Białoszczyński w epizodycznej, lecz ważnej roli metropolity Damaskinosa oraz Zdzisław Tobiasz jako brytyj-ski przełożony Jerzego Iwanowa-Szajnowicza, komandor Valdi.

Wybór odtwórcy roli tytułowej był tym trudniejszy, że prawdzi-wy Jerzy Iwanow-Szajnowicz był człowiekiem nieprzeciętnym, bardzo uzdolnionym językowo i wyjątkowo wysportowanym. Urodził się w 1911 roku w Warszawie jako syn Polki i carskie-go pułkownika. Gdy Jerzy miał kilka lat, jego matka ponownie wyszła za mąż, tym razem za Greka, i wraz synem przeniosła się do Salonik. Tam Iwanow, już jako nastolatek, trenował pił-kę nożną i piłkę wodną. Był zapalonym żeglarzem i znakomi-tym pływakiem; wielokrotnie w latach trzydziestych startował w ogólnogreckich zawodach pływackich. Równocześnie zdobył wszechstronne wykształcenie, m.in. na ukończonym w 1938 roku Katolickim Uniwersytecie Lowańskim w Belgii. Był poliglotą, biegle porozumiewał się po polsku, rosyjsku, grecku, francusku, niemiecku i angielsku. W 1935 roku uzyskał obywatelstwo pol-skie, na którym bardzo mu zależało. Pozwoliło mu to m.in. na występy w reprezentacji Polski w piłce wodnej. Nie trzeba do-dawać, że zarówno znajomość języków obcych, jak i wyjątko-wa sprawność fi zyczna były mu bardzo pomocne w późniejszej działalności konspiracyjnej.

Wiosną 1941 roku, gdy rozpoczyna się akcja fi lmu, Jerzy Iwa-now-Szajnowicz przebywa w Palestynie, gdzie zabiega o przy-jęcie do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, powoli przygotowującej się do wyprawy do Tobruku. Stało się jednak inaczej i został odkomenderowany do dyspozycji Brytyjczyków.

W ten sposób został agentem Special Operations Executive. Po specjalistycznym przeszkoleniu w Aleksandrii, jesienią 1941 roku został przerzucony do Grecji, gdzie w krótkim czasie stał się bohaterem ruchu oporu, człowiekiem, za którego głowę Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę.

W fi lmie możemy obserwować jego działalność. Widzimy, jak wielokrotnie ucieka okupantom, wymykając się z otaczanych przez nich lokali konspiracyjnych. Jesteśmy także świadkami jego licznych pływackich rajdów, w trakcie których w porcie lub na redzie podkłada ładunki wybuchowe pod niemieckie i włoskie statki handlowe oraz okręty wojenne. Jerzy Iwanow--Szajnowicz – przy udziale greckich robotników – organizował też akcje sabotażowe w fabrykach zbrojeniowych, pracujących na potrzeby okupantów. Ponadto drogą radiową przekazywał Brytyjczykom informacje o ruchu statków i konwojach nie-mieckich płynących z zaopatrzeniem dla Afrika Korps generała, a później feldmarszałka Erwina Rommla. Iwanow-Szajnowicz z narażeniem życia osobiście niszczył też zbiorniki paliw dla wojsk okupacyjnych.

Jerzy Iwanow-Szajnowicz (Karol Strasburger) przy radio-stacji; po bokach (od lewej) polskie aktorki Monika Sołubianka i Barbara Bargiełowska, na drugim planie Bułgarka Antonina Mermerowa

Page 57: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

A

KALENDARIUM XX WIEKU 55KALENDARIUM XX WIEKU 55Z BRONIĄ W RĘKU 55

A rmia organizowana w warunkach konspiracji nigdy nie dorówna re-gularnemu wojsku w ilości i jakości uzbrojenia. Zaplecze przemysłowe,

możliwość importu, a także bezpiecznego magazy-nowania powodują, że potencjał okupanta w tech-nice bojowej zawsze będzie nieporównywalnie większy. Dlatego też AK przygotowywano z myślą o wsparciu sojuszników oraz własnych oddziałów regularnych w najbardziej sprzyjających okolicznoś-ciach militarnych, a więc w momencie, w którym wojsko nawiąże bezpośrednią walkę z przeciwni-kiem okupującym Polskę lub też pozbawi go moż-liwości podjęcia zdecydowanej kontrakcji.

Uzbrojenie dla czterdziestu batalionówWedług instrukcji przesłanej przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego do płk. Stefana Roweckiego „Gro-ta”, celem Związku Walki Zbrojnej, powołanego do życia w grudniu 1939 roku, było „przygotowanie powstania zbrojnego na tyłach armii okupacyjnych, które nastąpi z chwilą wkroczenia regularnych wojsk polskich do Kraju”. Przy takim scenariuszu nawet kilkudziesięciotysięczna armia, dobrze wyszkolona i uzbrojona w broń lekką oraz dysponująca dosta-tecznymi zapasami amunicji strzeleckiej i granatów ręcznych, stanowiłaby bardzo istotną siłę w począt-kowej fazie walki wyzwoleńczej, zwłaszcza przy wydatnym wsparciu z zewnątrz. W marcu 1942 roku gen. Władysław Sikorski, Naczelny Wódz i premier rządu RP na uchodźstwie, w instrukcji skierowanej do Komendanta Głównego AK pisał: „Zdaję sobie

Steny z niebaMichał Mackiewicz

Uzbrojenie Armii Krajowej pochodziło z pięciu zasad-niczych źródeł. Pierwszym, bardzo istotnym, była broń ukryta przez polskich żołnierzy w 1939 roku. Drugie źródło to zakupy na czarnym rynku, zarówno u Polaków, jak i żołnierzy państw Osi. Broń pozyskana w ten sposób stanowiła niewielki procent ogółu, w przeciwieństwie do tej, którą zdobyto na wrogu w bezpośredniej walce, zwłaszcza w 1944 roku. Czwartym źródłem były własne wytwórnie konspiracyjne, a piątym – broń pochodząca z alianckich zrzutów, nowoczesna i pełnowartościowa, aczkolwiek w ilości dalekiej od oczekiwań.

Fot.

Film

otek

a N

arod

owa

W Agencie nr 1 jest sekwencja ukazująca tę akcję. To zresztą najlepiej zrealizowana w całym fi lmie scena pirotechniczno--kaskaderska. Niestety, łączy się z nią pewna nieprzyjemna historia. Wspomniany już Karol Strasburger, także ze względu na swoją wyjątkową sprawność fi zyczną (w późniejszych latach wielokrotnie brał udział w charytatywnych występach aktorów, którzy wcielali się w role cyrkowców, popisując się efektow-nymi ewolucjami na trapezie), znakomicie nadawał się do roli Jerzego Iwanowa-Szajnowicza. W fi lmie biega i skacze po da-chach domów, pływa, walczy wręcz. W jednym z wywiadów pochwalił się, że nie korzystał z pomocy dublerów. Rzecz w tym, że właśnie w tej niezwykle niebezpiecznej scenie wysadzania zbiorników z paliwami, kiedy to główny bohater płonąc, kozioł-kuje i stacza się ze skarpy do wody, Karola Strasburgera zastąpił Krzysztof Fus, pierwszy zawodowy i zarazem najsławniejszy polski kaskader. Byłaby to może tylko pewna niezręczność ze strony aktora, gdyby nie to, że w czasie kręcenia tej sceny du-bler ciężko poparzył się napalmem i o wypowiedzi Strasburgera dowiedział się, gdy był rekonwalescentem.

Jerzy Iwanow-Szajnowicz przez kilkanaście miesięcy unikał wpadki; dwa razy zresztą wymknął się z rąk gestapo. W końcu jednak został schwytany i wraz z najbliższymi współpracow-nikami rozstrzelany 4 stycznia 1943 roku. Trudno tym bardziej zrozumieć, dlaczego tak rzadko przypominamy o tym człowie-ku, mającym tak wyjątkowe dokonania.

prof. Jerzy Eisler – historyk, dyrektor Oddziału IPN w Warszawie; zajmuje się dziejami PRL oraz najnowszą historią Francji i historią kina; autor m.in. Polski rok 1968 (2006), „Polskie miesiące”, czyli kryzys(y) w PRL (2008), Siedmiu wspaniałych. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR (2014)

Page 58: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Z BRONIĄ W RĘKU56

sprawę, że szybka odbudowa Sił Zbrojnych w Kraju zależeć będzie w znacznej mierze od możliwości dostarczenia dużych ilości mate-riału, przede wszystkim broni i sprzętu potrzebnego do walki. Wyposażenie oddziałów w tę broń drogą zdobyczy wojennej opiera się na przesłankach nie-wiadomych, a dostarczenie go za pośrednictwem bazy na wy-brzeżu [chodzi o przyczółek, który miał powstać w wyniku desantu oddziałów regular-nych] może być spóźnione. Są-dzę również, że trudne warunki łączności lotniczej z Krajem nie pozwolą na przerzut do Kraju większej ilości broni w okresie konspiracji. Dlatego przewiduję, natych-miast po opanowaniu lotnisk i pewnym okrzepnięciu oddziałów powstańczych, przerzut drogą lotniczą uzbrojenia dla 40-tu batalionów piechoty”. Innymi słowy, docelowo podstawę uzbrojenia AK miał

stanowić sprzęt dostarczany drogą lotni-czą z Zachodu, z czego gros spodziewano się otrzymać już w trakcie powstania, po opanowaniu lotnisk umożliwiających lądo-wanie samolotów alianckich. Była to bez wątpienia kalkulacja logiczna i rozsądna. To, że ten scenariusz nie został zrealizowa-ny, wynikało nie z błędnych założeń natury wojskowej, lecz z przyczyn stricte poli-

tycznych, których w 1942 roku nie moż-na było jeszcze przewidzieć. Tymczasem w okupowanym kraju nadzieje wiązane z alianckimi zrzutami były ogromne.

Płonne nadziejeŁącznie zorganizowano cztery sezo-ny zrzutowe: wstępny (luty 1941 – li-piec 1942), „Intonacja” (sierpień 1942 – lipiec 1943), „Riposta” (sierpień 1943 – li-piec 1944) i „Odwet” (sierpień – grudzień 1944). Sprzęt dostarczany drogą lotniczą był dzielony na dwa rodzaje zestawów: OW i MD. Ten pierwszy – ognisko wal-ki – stanowił uzbrojenie dla sześciu do dziesięciu plutonów i zawierał: 2 erka-emy marki Bren z 2520 szt. amunicji, 18 peemów marki Sten z 9400 szt. amu-nicji, 27 sztuk rewolwerów kal. 11,43 mm (575 szt. amunicji), 40 granatów ręcznych i 76 przeciwpancernych, 27 zapalników przeciwpancernych oraz 118 kg plastiku i materiałów zapalających. W drugim ze-stawie – minersko-dywersyjnym – prze-znaczonym do przeprowadzenia kilku akcji sabotażowo-dywersyjnych, znaj-dowało się 265 kg materiałów pirotech-nicznych, 10 stenów (3 tys. szt. amuni-cji), 27 rewolwerów (775 szt. amunicji), 20 granatów ręcznych i 8 przeciwpan-cernych oraz 15 szt. zapalników prze-ciwpancernych. Stosowano dwa rodzaje zasobników zrzutowych: trzyczęściowe o długości 180 cm i pięcioczęściowe, zbudowane z puszek łączonych stalo-wymi taśmami i ważące po ok. 20 kg, które po zrzucie odłączano i oddziel-nie przenoszono. Początkowo samolo-ty zabierały jedynie sześć stukilogra-mowych zasobników, ale od 1944 roku, w związku z opanowaniem lotnisk wło-skich i wprowadzeniem nowych typów samolotów, liczba zasobników zwięk-szyła się do dwunastu i pięciu – piętna-stu paczek.

Akcja „Burza”; grupa partyzantów 5 Pułku Strzelców Konnych AK z Obwodu Dębica; widoczne uzbrojenie ze zrzutów: pistolety maszynowe Sten, granaty obronne Mills oraz PIAT (w lewym dolnym rogu); w prawym górnym rogu żołnierz ze zdobycznym niemieckim MP, partyzant obok niego z zatkniętym za pasem zrzutowym rewolwerem Smith&Wesson

Ćwiczenia Wojskowej Służby Kobiet, w rękach zrzutowy Sten

Angielski PIATFot.

MW

P

Fot.

MW

P

Fot.

MW

P

Page 59: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Z BRONIĄ W RĘKU 57

Pierwsze dwa sezony zrzutowe stanowi-ły zaledwie kroplę w morzu potrzeb pol-skiej konspiracji, co znalazło swój wyraz w monicie Komendanta Głównego AK: „Biegnie 7-my miesiąc zrzutów 42/43: do-staliśmy jedenaście niepełnych zrzutów za-miast obiecywanych blisko 100. […] Nie otrzymaliśmy: […] Broni i materiałów wy-buchowych nawet na bieżący dywersyjny użytek. Dosłownie nic na wyposażenie po-wstańcze. […] Jeśli tak dalej będziemy za-opatrywani, nie tylko nie ma mowy o wy-posażeniu nas do akcji powstańczej, ale nie będę w stanie zaopatrzyć naszej bieżącej akcji dywersyjnej i partyzanckiej w naj-niezbędniejsze środki”. Pomoc udzielona w ramach „Riposty” i „Odwetu” okazała się zdecydowanie większa, chociaż bio-rąc pod uwagę ilość materiału wojennego dostarczonego do innych okupowanych krajów (tylko do Francji od lutego do maja 1944 roku zrzucono 76 tys. stenów i 28 tys. egzemplarzy broni krótkiej), na-wet uwzględniając inną długość lotu sa-molotem, musimy stwierdzić, że pomoc dla Polski nie była dla naszych zachodnich sojuszników priorytetem. Przyczyny były oczywiście natury politycznej, z czego w kierownictwie AK doskonale zdawano

sobie sprawę. „W ofi cjalnych motywach odmowy uzasadniano ją technicznymi trudnościami wsparcia armii powstańczej drogą powietrzną, brakiem odpowiednich samolotów, pilnością potrzeb innych tea-trów operacyjnych itp. W rzeczywistości zaś, jak nas poufnie poinformowano, były to przyczyny natury politycznej, tzn. nie-uregulowane stosunki z Rosją Sowiecką, a w związku z tym niemożliwością określe-nia, jak się zachowa Armia Krajowa w sto-sunku do wojsk sowieckich” – czytamy w meldunku półrocznym Komendanta Głównego AK, gen. Tadeusza Komorow-skiego „Bora”, z 31 sierpnia 1943 roku.

Steny, millsy i gammonyŁącznie do kraju przerzucono drogą lot-niczą kilkanaście tysięcy peemów, ponad 10 tys. szt. broni krótkiej (przede wszystkim rewolwerów), ponad tysiąc kaemów, kilka-set PIAT-ów, kilkadziesiąt tysięcy grana-tów ręcznych i amunicję różnych kalibrów idącą w miliony sztuk. Do tego docho-dził materiał saperski, w tym m.in. blisko 30 tys. kg plastiku oraz setki tysięcy sztuk detonatorów, spłonek saperskich i rozma-itych zapalników. Spośród broni strzelec-

kiej bezwzględnie najważniejsze miejsce w arsenale podziemia zajmował pistolet maszynowy marki Sten kal. 9 mm. Tani, łatwy w produkcji i niezawodny, stanowił brytyjską odpowiedź na niemiecki MP 40. Najpopularniejszą wersją był Mk II, produ-kowany w latach 1942–1944 – to właśnie te peemy trafi ały do Polski w zasobnikach zrzutowych. Poza stenami dostarczano tak-że peemy amerykańskie (przede wszystkim UD M42 „Marlin” kal. 9 mm, a także thom-psony M1928 M1 kal. 11,43 mm) oraz zdo-byczne niemieckie MP 40 i włoskie beretty. Wśród broni krótkiej przeważały rewolwe-ry (colty, smith-wessony). Doskonałą repu-tacją cieszył się ręczny karabin maszynowy Bren kal. 7,7 mm. Spośród granatów ręcz-nych należy wymienić obronny No.36M Mills i ogólnego przeznaczenia No.82 Gammon. Ten drugi składał się z zapalni-ka od granatu zaczepnego No.69 i przymo-cowanego do niego bawełnianego elastycz-nego woreczka, w który wkładano plastik. Ilość materiału wybuchowego zależała od rodzaju celu, jaki chciało się unieszkodli-wić; dobierało się go tuż przed użyciem. Najbardziej skuteczną bronią do zwalczania pojazdów pancernych wroga był granat-nik PIAT (Projector Infantry Anti-Tank), strzelający granatami kumulacyjnymi.

Stan uzbrojenia podziemnej armii, mimo gigantycznego wysiłku podjętego przez kierownictwo konspiracyjne, pozostawał niewystarczający i nie rokował nadziei na pokonanie przeciwnika w skali operacyjnej (przykładem jest porażka operacji „Ostra Brama”, ale przede wszystkim przebieg walk o Warszawę w sierpniu i wrześniu 1944 roku). Jedną z przyczyn była skrom-na, daleka od oczekiwań, ale i możliwości, pomoc z Zachodu. Decydująca rola czyn-nika politycznego jest w tym względzie aż nazbyt widoczna. Równie oczywiste wyda-je się, że nawet gdyby zrzutów alianckich było wielokrotnie więcej i umożliwiłyby pełne wyekwipowanie kilkudziesięcioty-sięcznej armii, AK nie odniosłaby sukcesu. Wszak przyszłość Polski rozstrzygnęła się nie na polach bitew, lecz w Jałcie. Michał Mackiewicz – archeolog, pracownik Działu Historii Wojskowości Muzeum Wojska Polskiego; zajmuje się historią wojen i uzbrojenia oraz archeologią militarną; autor licznych artykułów o tematyce historycznowojskowej, współautor książki Kircholm–Kłuszyn, zwycięstwa husarii (2011)

Żołnierze 27. Pułku Piechoty AK na stanowiskach; widoczne erkaem

Bren, peem Sten i dwie zdobyczne „parabelki”

Amerykański pistoletmaszynowy UD M42 kal. 9 mm, nazywany popularnie „uduetem”

Fot.

MW

P

Fot.

MW

P

Page 60: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

ORZEŁ BIAŁY58

Orły na zielonych beretachTomasz Zawistowski

W grudniu 1943 roku, we wło-skim porcie Tarent, zajętym przez Brytyjczyków trzy miesiące wcześniej, z pokładu francuskie-go transportowca „Ville d’Oran” na ląd zeszło blisko stu żołnie-rzy w ciemnozielonych bere-tach ozdobionych orłami. Był to pierwszy polski oddział, który miał wejść do akcji na ziemi wło-skiej: 1. Samodzielna Kompania Commando, według nomenklatu-ry brytyjskiej: No. 10 Inter Allied Commando, 6th (Polish) Troop.

NNiepowodzenia kampanii nor-weskiej doprowadziły do upadku brytyjskiego rządu premiera Neville’a Cham-

berlaina. Jego następca, dotychczasowy Pierwszy Lord Admiralicji, Winston Churchill, objął stanowisko w sytu-acji prawdziwie krytycznej. Niem-cy podbijali kolejne kraje, a naj-większym brytyjskim sukcesem na lądzie była jak dotąd skuteczna ewakuacja korpusu ekspedycyjne-go z Francji. Wojen nie wygrywa się jednak udanymi odwrotami, wo-bec czego zaledwie kilka dni po za-kończeniu ewakuacji, mając na wzglę-dzie przede wszystkim podniesienie podupadającego morale rodaków, Chur-chill zaproponował przeniesienie działań wojennych na tereny kontrolowane przez Niemców. Nie widząc możliwości doko-nania tego na wielką skalę, przedstawił projekt sformowania specjalnych od-działów wojskowych, nielicznych, lecz doskonale wyszkolonych i uzbrojonych. 14 lipca 1940 roku powołano do życia Dowództwo Operacji Połączonych. Pod-porządkowano mu oddziały zwane po-

Orzeł wyprodukowany na Środkowym Wschodzie, noszony na berecie przez ppor. Stanisława Buczka z 2. Kompanii Komandosów; podporucznik Buczek, który we wrześniu 1939 roku dowodził plutonem 205. pp, broniąc warszawskiej Pragi, a wojnę spędził w niemieckiej niewoli, do 2. Batalionu Komandosów Zmotoryzo-wanych trafi ł po uwolnieniu

Fot z

e zb

ioró

w M

ateu

sza

Pal

ki

Page 61: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

ORZEŁ BIAŁY 59

czątkowo samodzielnymi kompaniami, lecz w krótkim czasie weszła do użycia nazwa commando. Afrykanerskie słowo „Kommando” wywodziło się z czasów wojen burskich, kiedy to określano nim ochotnicze oddziały zbrojne obrony te-rytorialnej. Brytyjczycy, którzy boleśnie zapamiętali niezbyt zdyscyplinowanego, ale zajadłego przeciwnika, zaanektowali obcojęzyczną nazwę, określając nią two-rzone od 1940 roku oddziały przezna-czone do walki na opanowanym przez Niemców wybrzeżu Europy. Można po-dejrzewać, że miał w tym swój osobisty udział Churchill, który – jako były ofi -cer, a ówczesny korespondent prasowy – był podczas wojny burskiej jeńcem Kommando.

Zielony talizmanDo oddziałów commando przyjmowa-no wyłącznie ochotników pełniących już służbę wojskową. Jesienią 1940 roku chętnych było ponad dwa tysiące. Co ważne, każdy z nich był jedynie cza-sowo oddelegowany do służby specjalnej i ofi cjalnie pozostawał na etacie jednostki macierzystej. Rozwiązanie to doprowa-dziło do powstania nieopisanego bałaga-nu mundurowego, szczególnie w zakresie nakryć głowy, każdy komandos nosił bo-wiem mundur swojego oddziału. W uży-ciu były czapki z daszkami i bez nich, berety różnych typów i kolorów, furażer-ki i takie nakrycia głów, które nie mają polskich nazw. Ponadto – ze względu na brytyjską tradycję noszenia na czapkach oznak oddziałów – w 1942 roku w sa-mym tylko Commando No. 1 doliczono się 79 typów oznak czapkowych.

Pierwsze próby ujednolicenia wyglą-du nakryć głowy komandosów zostały podjęte dopiero w roku 1942. Komanda nr 2 i 9 próbowały wprowadzić do uży-cia berety zwane Tam o’Shanter, nie-mniej to tradycyjne nakrycie głowy nie spotkało się z przychylnością Anglików ze względu na swój ewidentnie szkoc-ki rodowód. Zaletą beretu, podkreślaną przez pomysłodawców tego rozwiąza-nia, była łatwość przechowywania go w kieszeni bądź chlebaku w czasie no-szenia hełmu. Aspekt racjonalny prze-

ważył i nieco później padła inna pro-pozycja, jak się miało okazać, znacznie łatwiejsza do zaakceptowania. Krój i fa-son beretu przejęto od Royal Tank Re-giment, noszącego czarne berety, postu-lując jednak zmianę koloru. Ze względu na to, że w tym czasie wprowadzono oznakę naramienną Commando No. 1 przedstawiającą zieloną salamandrę przechodzącą przez ogień, do wyboru były kolory zielony, żółty i czerwony. Wybór padł na ten pierwszy, jako naj-praktyczniejszy, a dokładniej – wprowa-dzono ten odcień ciemnej zieleni, który w języku angielskim zwany jest lovat green. Okazało się oczywiście, że my-śląc o beretach na Wyspach Brytyjskich, nie da się uniknąć akcentów szkockich. Produkcji pierwszej serii beretów dla commando podjął się wytwórca z Irvi-ne w Ayshire, specjalista od szycia… Tam o’Shanter. Gdyby tego było mało, to nazwa ciemnego odcienia zieleni po-chodzi od miejscowości Lovat, położonej w Inverness-shi-re, największym hrabstwie Szkocji.

Z biegiem czasu zielone berety stały się dla komandosów bezcennym sym-bolem. Zbiór wspomnień polskich ko-mandosów, pierwsza praca na temat hi-storii oddziału wydana drukiem, nosił tytuł Zielony talizman, a tym talizmanem był oczywiście beret. Berety wręczano uroczyście elewom wielodyscyplinar-nego kursu wraz ze słynnymi do dziś, a produkowanymi od 1941 roku, nożami Fairbairn-Sykes. Z bronią tą komandosi identyfi kowali się tak dalece, że od grud-nia 1944 roku wyhaftowany nóż zastą-pił na rękawach mundurów wcześniejsze godło Combined Operations składające się z orła, pistoletu maszynowego i ko-twicy, które symbolizowały trzy rodzaje broni. Polskich komandosów zmiana ta nie dotyczyła, formalnie bowiem w tym okresie nie podlegali już oni brytyjskie-mu dowództwu commando.

Akcje commando, spośród których najlepiej znany jest atak na Saint-Nazaire,

były dotkliwe dla Niemców. Bezpo-średnim dowodem na to jest roz-

kaz nr 003830/42, lepiej znany jako Kommandobefehl, wydany osobiście przez Adolfa Hitlera

Fot.

IPM

S

Dowódca 10. Kompanii Commando, kpt. Władysław Smrokowski, dzieli się wielkanocnym jajkiem z podchorążymi; na berecie sierż. pchor. J. Koperskiego orzeł nietypowej wielkości, a na berecie kpr. pchor. Jerzego Jachimowicza orzeł wz. 39 produkcji fi rmy Spink. Caernar-fon, Walia, 1943 rok

Page 62: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

ORZEŁ BIAŁY60

i nakazujący fi zyczną eksterminację każ-dego schwytanego komandosa. Rozkaz ten, choć niejednolicie egzekwowany przez różnych niemieckich dowódców, stał się po wojnie jednym z dowodów, na których podstawie Wilhelm Keitel i Al-fred Jodl zostali w procesie norymber-skim skazani na śmierć.

Polscy komandosiOddziały commando były najważ-niejszym elementem armii brytyjskiej przeznaczonym do zadań specjalnych. W pierwszych latach istnienia spełnia-ły swą rolę, przenosząc walkę na teren kontrolowany przez nieprzyjaciela i ude-rzając z zaskoczenia w czułe punkty jego struktur wojskowych. Z biegiem czasu ich rola ewoluowała, na przełomie lat 1943 i 1944 commando stało się lekką piechotą przeznaczoną do wykonywa-nia zadań zwiadowczych i szturmowych.

Na ten właśnie okres przypada wej-ście do akcji polskich komandosów. Pierwsza polska kompania comman-do została utworzona na mocy rozkazu Naczelnego Wodza z 28 sierpnia 1942 roku jako 6. Kompania 10. Między-alianckiego Commando, a w jej skład weszli przede wszystkim ochotnicy z 2. Batalionu Strzelców, stacjonują-cego w Szkocji. Szkolenie w Wielkiej Brytanii zostało zakończone w począt-kach września 1943 roku i już 15 wrześ-

nia kompania wyruszyła na front włoski drogą morską przez Afrykę. 1 grudnia komandosi wylądowali w Tarencie jako pierwszy polski oddział wchodzący do walki we Włoszech. Przez połowę grud-nia i cały styczeń wykonywali z powo-dzeniem zadania rozpoznawcze i sztur-mowe, wspomagając związki taktyczne brytyjskiej piechoty, do których byli przydzieleni, następnie wycofano ich na odpoczynek. W kwietniu 1944 roku 1. Samodzielna Kompania Commando została przyłączona do 2. Korpusu Pol-skiego. Z rękawów zniknęły noszone dotąd numery „10”; pozostały jedynie napisy COMMANDO.

Żołnierze 6. Kompanii mieli berety ciemnozielone tak jak wszyscy pozo-stali komandosi. Ich brytyjscy koledzy nosili na beretach oznaki oddziałów ma-cierzystych, który to zwyczaj nie funk-cjonował w polskiej tradycji wojsko-wej. W tej sytuacji Polacy samorzutnie nałożyli na berety orły ogólnowojsko-we wz. 39. Wzorując się na brytyjskim sposobie noszenia oznak, umieszczali orły asymetrycznie, nad lewym okiem, a nie centralnie, jak reszta polskiej ar-mii. 22 stycznia 1943 roku Szef Oddzia-łu Operacyjnego Naczelnego Wodza, płk dypl. Andrzej Marecki, napisał do Szefa Gabinetu N.W. następującą proś-bę: „No. 10 Commando, które składa się z oddziałów: polskiego, francuskie-

go, holenderskiego, norweskiego itd. nosi berety zielone typu Commando. Nasi żołnierze, wchodzący w skład tej jednostki, nałożyli ten sam typ beretu, w myśl rozkazów władz brytyjskich. Wzorem naszych wojsk pancernych, na berecie noszą polski orzełek. Proszę o formalne przeprowadzenie tej zmiany, która wydaje mi się celowa”.

Naczelny Wódz zaakceptował tę pro-pozycję i w rozkazie z 10 lutego 1943 roku podano: „Zatwierdzam dla żołnie-rzy 10 kompanii »Commando« nastę-pujące części umundurowania: 1) beret ciemnozielony – jak w brytyjskich od-działach »Commando« z orzełkiem pol-skim metalowym na lewym boku, bez oznak stopni”. Jak widać, został zatwier-dzony nie tylko orzeł jako oznaka – co było rozwiązaniem oczywistym – lecz także asymetryczny sposób umieszczania go na berecie, co było w Polskich Siłach Zbrojnych ewenementem. Zastosowanie takiego rozwiązania było możliwe dzięki użyciu dużych podkładek usztywniają-cych, wykonywanych ze skóry bądź tek-tury, umieszczanych wewnątrz beretów.

Asymetryczny sposób mocowania orła nie był jedynym detalem odróżnia-jącym wygląd komandosa od standar-dów przyjętych w pozostałych polskich oddziałach. Same berety również noszo-no na sposób brytyjski, to znaczy silnie na bakier, na prawe ucho. Ponadto nie

Elementy umundurowania i wyposażenia komandosa: zielony beret z czarnym, skórzanym obszyciem i polskim orłem wz. 39, buty na szwajcarskiej podeszwie Vibram, toggle rope, wielozadaniowy odcinek liny zakończony pętlą i poprzecznym kołkiem umożliwiającymi łączenie lin w dłuższe zespoły, słynny nóż Fairbairn-Sykes, zwany tak od nazwisk projektantów

Fot.

ze

zbio

rów

aut

ora

Page 63: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

ORZEŁ BIAŁY 61

skiego pochodzenia bądź przedwojennej działalności politycznej przybrali fałszy-we nazwiska. Na ich beretach widniały oznaki brytyjskich pułków dopasowane do fałszywych życiorysów, mających chronić ich bądź ich bliskich.

Samodzielna Kompania Commando straciła do lipca 1944 roku ponad trzy czwarte stanu osobowego, w związku z czym została wycofana z linii frontu. Z jej kadr utworzono oddział według etatu batalionu piechoty zmotoryzo-wanej, wchodzący w skład 2. Bryga-dy Pancernej. Gwoli podtrzymania tra-dycji otrzymał on nazwę 2. Batalionu Komandosów Zmotoryzowanych i za-chował zielone berety z asymetrycznie umieszczonymi orłami.

W skład pierwotnego wyposażenia polskich komandosów, kompletowane-go w Wielkiej Brytanii, wchodziły orły wz. 39 produkcji londyńskiej, najczęściej z fi rm Gaunt i Spink. Podczas formowania 2. Batalionu Komandosów żołnierzy wy-posażono w duże orły metalowe dostęp-ne w zapasach intendenckich 2. Korpusu Polskiego, a wykonane na Środkowym Wschodzie. Regułą było używanie przez komandosów orłów dużych, o wymiarach zgodnych z wz. 39, niemniej zdarzały się

od tej reguły odstępstwa. Orły na bere-tach nosili wszyscy żołnierze polskiego commando, nie tylko Polacy, lecz także – wchodzący w jego skład od czerwca do sierpnia 1944 roku – Włosi tworzą-cy drugą kompanię. Sytuacja ta bywała źródłem nieporozumień; trudno się dziwić żołnierzom 2. Korpusu, którzy podejrzli-wie traktowali kogoś noszącego polskiego orła, a niemówiącego po polsku.

Mimo że od kwietnia 1944 roku 1. Sa-modzielna Kompania nie była już z brytyj-skiego punktu widzenia częścią comman-do, esprit de corps polskich komandosów przetrwał i aż do końca istnienia oddzia-łu podnosił jego sprawność i skuteczność działania. W kontrowersyjnych, lecz na-pisanych barwnym językiem, wspomnie-niach mjr. Bohdana Tymienieckiego za-chował się zapis potwierdzający opinię o komandosach, kiedy to przed bitwą o Bolonię ppor. Henryk Jedwab instruo-wał swoich komandosów, osłaniających nocny odpoczynek 6. Pułku Pancerne-go: „Uwaga, boys, oczy otwarte, w nocy mogą przyjść Szwaby. Ale pamiętajcie, nie strzelać. Załogi czołgów pomęczone. Nie budzić! Wszystko po cichu… nożami!”.

Oddziały commando powstały w chwi-li skrajnych niepowodzeń ponoszonych przez armię brytyjską. Miały przyczynić się do podniesienia morale narodu dzięki przeniesieniu wojny na teren wroga. Gdy szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę aliantów, commando przyjęło rolę lekkiej piechoty szturmowej. Ko-niec wojny i odejście Churchilla ze sta-nowiska premiera wiążą się z końcem istnienia commando. W szeregach armii brytyjskiej w czasie pokoju nie było już miejsca dla żołnierzy o takich cechach charakteru, jakich oczekiwano od ko-mandosa. Pozostał tylko zielony beret – zielony talizman, który po rozwiązaniu formacji commando zachowali żołnie-rze Royal Marines, absolwenci szkolenia commando. W późniejszych latach wiele oddziałów specjalnych na całym świecie przyjęło to nakrycie głowy, nawiązując do tradycji zrodzonej w 1942 roku.

Tomasz Zawistowski – autor czterech tomów monografi i polskiego orła wojskowego, urzędniczego i szkolnego Polskie orły do czapek w latach 1900–1945

Fot.

Wik

tor

Ost

row

ski /

arc

h. IP

MS

umieszczano na beretach oznak stopni wojskowych. Przywiązanie komando-sów do beretów było tak duże, że po-zbawienie prawa noszenia beretu było ofi cjalnie stosowaną karą dyscyplinarną. Nie noszono natomiast beretów w walce; bojowym nakryciem głowy komando-sów były czapki zwane popularnie myc-kami, sporządzane z wełnianych szali.

Oprócz Polaków w 10. Międzyalian-ckim Commando służyli żołnierze wie-lu innych narodowości, a system oznak mundurowych nie był ujednolicony. Belgowie tworzący kompanię nr 4 no-sili na beretach swego lwa, lecz ozna-ki stopni wojskowych mieli z systemu brytyjskiego. Na beretach oznaki naro-dowe umieszczali również Holendrzy; Norwedzy nosili tam cyfrę królewską „H7”. Żołnierze francuscy noszone po-czątkowo oznaki Wolnych Francuzów zastąpili w maju 1944 roku specjalnie za-projektowaną oznaką francuskiego com-mando. W zasadzie jedynym elementem ujednoliconym były oznaki naramien-ne (shoulder tabs) z nazwą kraju. Od tej zasady odstąpiono w przypadku żołnie-rzy 3. kompanii, złożonej z uchodźców z Austrii, Niemiec i innych okupowa-nych krajów, którzy z powodu żydow-

Komandosi w czasie obchodów świąt Wielkiej Nocy w Busso, na berecie wyraźnie widoczny orzeł produkcji fi rmy J.R. Gaunt; kwiecień 1944 roku

Page 64: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

EDUKACJA HISTORYCZNA62

C

OPOLE

KolnoSokółkaMońki

Grajewo

Augustów

Sejny

Ełk

Olecko

Pisz

Gołdap

Giżycko

Suwałki

Siemiatycze

HajnówkaBielskPodlaski

WysokieMazowieckie

Zambrów

PułtuskWyszków

OstrówMazowiecka

MakówMazowiecki

Przasnysz

Ciechanów

Płońsk

Sierpc

MławaŻuromin

Ostrołęka

Węgorzewo

Mrągowo

Kętrzyn

Szczytno

NidzicaDziałdowo

Nowe MiastoLubawskie

Ostróda

LidzbarkWarmiński

BartoszyceBraniewo

Elbląg

Kwidzyn

Sztum

Malbork

Nowy DwórGdański

Iława

Rypin

Golub- -Dobrzyń

Brodnica

SokołówPodlaski

Węgrów

WołominMińskMazowiecki

Otwock

OżarówMazowiecki

PruszkówGrodzisk Maz.

Legionowo

Siedlce

GarwolinGrójec

Piaseczno

Nowy DwórMazowiecki

SochaczewGostynin

Żyrardów

RawaMazowiecka

Łuków

LipskoZwoleńSzydłowiec

Przysucha

BiałobrzegiKozienice

Opoczno

TomaszówMazowiecki

OstrowiecŚwiętokrzyskiStarachowice

Skarżysko--KamiennaKońskie

PiotrkówTrybunalski

Sandomierz

Opatów

TomaszówLubelski

Hrubieszów

Biłgoraj

Janów Lubelski

KraśnikKrasnystaw

Łęczna

OpoleLubelskie

PuławyLubartów Włodawa

Parczew

RadzyńPodlaski

Nisko

Zamość

Chełm

BiałaPodlaska

Tarnobrzeg

Gorlice

DąbrowaTarnowska

Świdnik

Lubaczów

PrzeworskJarosław

UstrzykiDolne

SanokLesko

BrzozówJasło

RopczyceDębica

MielecKolbuszowa

Łańcut

Leżajsk

Stalowa Wola

Przemyśl

Krosno

Strzyżów

SzczecinekCzłuchów

BytówKościerzyna

Chojnice

StarogardGdański

PruszczGdański

PuckWejherowo

Lębork

Nakłonad Notecią

Wąbrzeźno

ChełmnoŚwiecieSępólno

Krajeńskie

Tuchola

Złotów

Grudziądz

SopotGdynia

Słupsk

Wałcz

Sławno

Świdwin

DrawskoPomorskie

BiałogardTczew

Kartuzy

Piła

ToruńMyślibórz

Gryfino

Pyrzyce

StargardSzczeciński

Łobez

Kołobrzeg

Gryfice

Police Goleniów

KamieńPomorski

Choszczno

WrześniaŚroda

WielkopolskaWolsztyn

GrodziskWielkopolski

NowyTomyśl

Międzychód SzamotułyOborniki

WągrowiecCzarnków

Chodzież

Świebodzin

SłubiceSulęcin Międzyrzecz

StrzelceKrajeńskie

Żnin

Mogilno

Inowrocław

Radziejów

AleksandrówKujawski Lipno

Wieruszów

Pabianice

Bełchatów

Brzeziny

Łowicz

KutnoTurek

KołoSłupca

Gniezno

Kępno

Ostrzeszów

OstrówWielkopolski

PleszewSkierniewice

Konin

WłocławekPłock

Kościan

KrotoszynRawicz

GostyńJarocinWschowa

Nowa Sól

Trzebnica

Milicz

Oleśnica

Oława

Strzelin

Kłodzko

ZąbkowiceŚląskie

Dzierżoniów

ŚwidnicaKamiennaGóra

Lubin

PolkowiceGłogów Góra

Wołów

NysaPrudnik

Głubczyce

Kędzierzyn--Koźle

Krapkowice

Brzeg

Namysłów

Racibórz

Legnica

JeleniaGóra

Leszno

Wieluń

Zduńska Wola

Łask

ZgierzPoddębice

ŁęczycaŚrem

ŻaryŻagań

KrosnoOdrzańskie

ŚrodaŚląskaJawor

ZłotoryjaLubań

BolesławiecZgorzelec

StrzelceOpolskie

Olesno

Kluczbork

Lubliniec

Wałbrzych

ZielonaGóra

Sieradz

PajęcznoRadomskoLwówek

Śląski

TarnowskieGóry Zawiercie

Myszków

Kłobuck

Częstochowa

Kalisz

Żywiec

Cieszyn

Wodzisław Śląski

SuchaBeskidzka

Wadowice

Oświęcim

Chrzanów

Bielsko--Biała

Staszów

Busko--Zdrój

KazimierzaWielka

Pińczów

Jędrzejów

Włoszczowa

Zakopane

Nowy Targ

Limanowa

Brzesko

Bochnia

Proszowice

Wieliczka

Myślenice

Miechów

NowySącz

Tarnów

Łosice

Ryki

Olkusz

Łomża

Świnoujście

Pszczyna

BIAŁYSTOK

WILNO

Bydgoszcz

GDAŃSK

GORZÓWWIELKOPOLSKI

POZNAŃ

SZCZECIN

KIELCE

KRAKÓW

WROCŁAW

ŁÓDŹ

KATOWICE

RZESZÓW

LUBLIN

OLSZTYN

WARSZAWA

Radom

Koszalin

BIAŁYSTOK

WILNO

Bydgoszcz

GDAŃSK

GORZÓWWIELKOPOLSKI

POZNAŃ

SZCZECIN

KIELCE

KRAKÓW

WROCŁAW

ŁÓDŹ

KATOWICE

RZESZÓW

LUBLIN

OLSZTYN

WARSZAWA

Radom

KoszalinW ubiegłym roku Instytut Pamięci Narodowej podsumowywał wyniki piętnastoletniej pracy. Jednak 2015 rok to także początek nowego projektu, choć realizowanego pod dobrze znaną nazwą. W niemal trzydziestu miastach działalność rozpoczęły centra edukacyjne IPN „Przystanek Historia”.

Centrum Edukacyjne IPN zaczęło funkcjonować w li-stopadzie 2006 roku, po pozyskaniu przez instytut pomieszczeń w Warszawie przy ul. Marszałkow-skiej 21/25. Udało się to dzięki aktywności ówczesne-

go Wydziału Wystaw i Edukacji Historycznej BEP IPN.

Pierwszy „przystanek”Początkowo działalność w tym miejscu ograniczała się do prezentowania wystaw i organizowania nieregularnych spotkań. Dopiero w końcu 2009 roku pojawiła się trzyosobowa grupa pracowników IPN, oddelegowa-nych wyłącznie do pracy w centrum. To wówczas Iwona Gałęzowska zaproponowała nazwę „Przystanek Historia”. W październiku 2010 roku CE IPN „Przystanek Historia” otrzymało imię Janusza Kurtyki, prezesa IPN, który kilka miesięcy wcześniej zginął w katastrofi e lotni-czej w Smoleńsku.

Na dzisiejszym kształcie warszawskiego CE najbardziej zaważyła jednak restrukturyzacja, która zaszła po zmianie kierownictwa instytutu w czerwcu 2011 roku. Wówczas w ramach Biura Edukacji Publicznej IPN utworzono oddzielną strukturę na prawach wydziału, która zajęła się wyłącznie pracą w CE. Od tej pory warszawski „przystanek” jest ważnym miejscem na na-ukowej, edukacyjnej i kulturalnej mapie Warszawy. Kierująca „przystankiem” Wiesława Młynarczyk utworzyła zespół czternaściorga specjalistów zajmu-jących się bieżącą pracą edukacyjną, wspomaganych przez grono współpra-cowników i wolontariuszy. W każdym miesiącu w CE jest podejmowanych ponad pięćdziesiąt przedsięwzięć. Są to lekcje, wykłady, dyskusje historyczne, promocje książek, pokazy fi lmów, wystawy. W ubiegłym roku uruchomiono profesjonalną księgarnię, w której można kupić książki wszystkich oddziałów instytutu. Sala wykładowa często gości imprezy zewnętrzne – „przystanek” wspiera w ten sposób inicjatywy społeczne promujące historię najnowszą. CE stało się też swoistym miejscem spotkania ze sztuką – jego ściany zdobią prace Marii Hiszpańskiej-Neumann i Piotra Młodożeńca. Przedstawienia te-atralne i koncerty w centrum cieszą się olbrzymią popularnością. To właśnie tutaj w 2012 roku odbył się koncert Przemysława Gintrowskiego z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych – jak się później okazało, ostatni w życiu artysty. Dziś upamiętnia to stosowna tablica.

„Przystanek Historia” nie tylko w WarszawieTadeusz Pamzo

Oddziały IPN

Delegatury IPN

Centrum Edukacyjne IPN „Przystanek Historia”

LEGENDA

Page 65: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

EDUKACJA HISTORYCZNA 63

OPOLE

KolnoSokółkaMońki

Grajewo

Augustów

Sejny

Ełk

Olecko

Pisz

Gołdap

Giżycko

Suwałki

Siemiatycze

HajnówkaBielskPodlaski

WysokieMazowieckie

Zambrów

PułtuskWyszków

OstrówMazowiecka

MakówMazowiecki

Przasnysz

Ciechanów

Płońsk

Sierpc

MławaŻuromin

Ostrołęka

Węgorzewo

Mrągowo

Kętrzyn

Szczytno

NidzicaDziałdowo

Nowe MiastoLubawskie

Ostróda

LidzbarkWarmiński

BartoszyceBraniewo

Elbląg

Kwidzyn

Sztum

Malbork

Nowy DwórGdański

Iława

Rypin

Golub- -Dobrzyń

Brodnica

SokołówPodlaski

Węgrów

WołominMińskMazowiecki

Otwock

OżarówMazowiecki

PruszkówGrodzisk Maz.

Legionowo

Siedlce

GarwolinGrójec

Piaseczno

Nowy DwórMazowiecki

SochaczewGostynin

Żyrardów

RawaMazowiecka

Łuków

LipskoZwoleńSzydłowiec

Przysucha

BiałobrzegiKozienice

Opoczno

TomaszówMazowiecki

OstrowiecŚwiętokrzyskiStarachowice

Skarżysko--KamiennaKońskie

PiotrkówTrybunalski

Sandomierz

Opatów

TomaszówLubelski

Hrubieszów

Biłgoraj

Janów Lubelski

KraśnikKrasnystaw

Łęczna

OpoleLubelskie

PuławyLubartów Włodawa

Parczew

RadzyńPodlaski

Nisko

Zamość

Chełm

BiałaPodlaska

Tarnobrzeg

Gorlice

DąbrowaTarnowska

Świdnik

Lubaczów

PrzeworskJarosław

UstrzykiDolne

SanokLesko

BrzozówJasło

RopczyceDębica

MielecKolbuszowa

Łańcut

Leżajsk

Stalowa Wola

Przemyśl

Krosno

Strzyżów

SzczecinekCzłuchów

BytówKościerzyna

Chojnice

StarogardGdański

PruszczGdański

PuckWejherowo

Lębork

Nakłonad Notecią

Wąbrzeźno

ChełmnoŚwiecieSępólno

Krajeńskie

Tuchola

Złotów

Grudziądz

SopotGdynia

Słupsk

Wałcz

Sławno

Świdwin

DrawskoPomorskie

BiałogardTczew

Kartuzy

Piła

ToruńMyślibórz

Gryfino

Pyrzyce

StargardSzczeciński

Łobez

Kołobrzeg

Gryfice

Police Goleniów

KamieńPomorski

Choszczno

WrześniaŚroda

WielkopolskaWolsztyn

GrodziskWielkopolski

NowyTomyśl

Międzychód SzamotułyOborniki

WągrowiecCzarnków

Chodzież

Świebodzin

SłubiceSulęcin Międzyrzecz

StrzelceKrajeńskie

Żnin

Mogilno

Inowrocław

Radziejów

AleksandrówKujawski Lipno

Wieruszów

Pabianice

Bełchatów

Brzeziny

Łowicz

KutnoTurek

KołoSłupca

Gniezno

Kępno

Ostrzeszów

OstrówWielkopolski

PleszewSkierniewice

Konin

WłocławekPłock

Kościan

KrotoszynRawicz

GostyńJarocinWschowa

Nowa Sól

Trzebnica

Milicz

Oleśnica

Oława

Strzelin

Kłodzko

ZąbkowiceŚląskie

Dzierżoniów

ŚwidnicaKamiennaGóra

Lubin

PolkowiceGłogów Góra

Wołów

NysaPrudnik

Głubczyce

Kędzierzyn--Koźle

Krapkowice

Brzeg

Namysłów

Racibórz

Legnica

JeleniaGóra

Leszno

Wieluń

Zduńska Wola

Łask

ZgierzPoddębice

ŁęczycaŚrem

ŻaryŻagań

KrosnoOdrzańskie

ŚrodaŚląskaJawor

ZłotoryjaLubań

BolesławiecZgorzelec

StrzelceOpolskie

Olesno

Kluczbork

Lubliniec

Wałbrzych

ZielonaGóra

Sieradz

PajęcznoRadomskoLwówek

Śląski

TarnowskieGóry Zawiercie

Myszków

Kłobuck

Częstochowa

Kalisz

Żywiec

Cieszyn

Wodzisław Śląski

SuchaBeskidzka

Wadowice

Oświęcim

Chrzanów

Bielsko--Biała

Staszów

Busko--Zdrój

KazimierzaWielka

Pińczów

Jędrzejów

Włoszczowa

Zakopane

Nowy Targ

Limanowa

Brzesko

Bochnia

Proszowice

Wieliczka

Myślenice

Miechów

NowySącz

Tarnów

Łosice

Ryki

Olkusz

Łomża

Świnoujście

Pszczyna

BIAŁYSTOK

WILNO

Bydgoszcz

GDAŃSK

GORZÓWWIELKOPOLSKI

POZNAŃ

SZCZECIN

KIELCE

KRAKÓW

WROCŁAW

ŁÓDŹ

KATOWICE

RZESZÓW

LUBLIN

OLSZTYN

WARSZAWA

Radom

Koszalin

BIAŁYSTOK

WILNO

Bydgoszcz

GDAŃSK

GORZÓWWIELKOPOLSKI

POZNAŃ

SZCZECIN

KIELCE

KRAKÓW

WROCŁAW

ŁÓDŹ

KATOWICE

RZESZÓW

LUBLIN

OLSZTYN

WARSZAWA

Radom

Koszalin

Historia dla dorosłychW 2012 roku w wyniku starań Barbary Bojaryn-Kazberuk, dyrektor Oddzia-łu IPN w Białymstoku, ruszył w tym mieście „Przystanek Historia”. Jego

formuła jest nieco inna niż warszawskiego centrum. Funk-cjonuje on jako szyld, pod którym odbywają się cykliczne przedsięwzięcia edukacyjne w sali użyczanej przez Muzeum i Archiwum Archidiecezjalne. To rozwiązanie posłużyło za wzorzec organizacyjny dla rozszerzenia formuły „Przystan-ków Historia” na cały kraj.

W ubiegłym roku rozpoczęto tworzenie ogólnopolskiej sieci „Przystanków Historia”. Inicjatywa ta ma kilka celów. Po pierwsze, ma powołać do życia rozpoznawane w danym mieście miejsce, w którym – zależnie od możliwości – będą się cyklicznie odbywały imprezy organizowane przez IPN. Schemat nazwy jest zawsze taki sam, np. Centrum Eduka-cyjne IPN „Przystanek Historia” Koszalin. Stałe są miej-sca tych spotkań (najczęściej biblioteki), częstotliwość (np. pierwsza środa miesiąca), godzina. Schemat ten po-zwala zakorzenić obecność IPN w społeczności lokalnej. Po drugie, chodzi zwłaszcza o dotarcie do osób będących dotychczas poza główną działalnością edukacyjną IPN –

przede wszystkim do dorosłych. Dlatego niemal wszystkie „przystanki” prowadzą działalność w godzinach popołudnio-wych. Ważne, że tego typu aktywność nie wymaga dużych

nakładów fi nansowych, a przede wszystkim dodatkowych etatów. Skupia po prostu pod wspólnym szyldem działalność edukacyjną, dotychczas często rozproszoną.

Dodatkowym, choć bardzo ważnym aspektem działalności w ramach „przystanków” jest docieranie przy tej okazji do odbiorców z ofertą wydawniczą IPN. Regularność spotkań

pozwala na organizowanie podczas nich stoisk udostęp-niających publikacje instytutu, którym trudno przebić

się na lokalny rynek księgarski.W roku 2015 rozpoczęło działalność kilkadziesiąt

„Przystanków Historia” w Polsce oraz jeden w Wil-nie. Zdecydowanym liderem jest Oddział IPN w Białymstoku, pod którego opieką działa osiem punktów (w tym wspomniany wileński). Dzięki staraniom Andrzeja Sznajdera, dyrektora Oddziału

IPN w Katowicach, we wrześniu 2015 roku inaugu-rowało działalność w tym mieście Centrum Eduka-

cyjne IPN „Przystanek Historia” im. Henryka Sławika. Podobnie jak warszawskie, katowickie CE ma swoją stałą

siedzibę. W czerwcu ubiegłego roku Rada Instytutu Pamięci Narodowej z zadowoleniem przyjęła informacje o realizacji pro-

jektu i poleciła przyśpieszenie tworzenia sieci centrów edukacyj-nych. W bieżącym roku jest planowana inauguracja kolejnych działań

w ramach tego projektu. Oddział IPN w Gdańsku zamierza uruchomić kilka nowych punktów. Jest szansa, że kolejne „Przystanki Historia” powstaną także poza granicami kraju. Czekają na to przede wszystkim tamtejsze środowiska Polaków.

Tadeusz Pamzo – historyk, zajmuje się także edukacją historyczną

Page 66: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

EDUKACJA HISTORYCZNA64

JJesienią ubiegłego roku na rynku pojawiła się długo już zapowiadana gra o końcowym okresie II wojny światowej – Wyścig do Berlina (Race to Berlin). Nie-którzy miłośnicy nowoczesnych gier planszowych

pewnie skojarzą ją z grą o podobnym tytule – 1944: Wyścig do Renu (Race to the Rhine), którą miałem przyjemność recenzo-wać na łamach „Pamięci.pl” (nr 4/2015). Prócz tytułu i – co oczywiste – okresu historycznego gry nie mają cech wspólnych. Tytuł zaś w obu przypadkach jest uzasad-niony, bo autorzy starali się oddać na planszy atmosferę swoistego wyści-gu aliantów wobec coraz słabszego oporu Werhmachtu.

Marsz po zwycięstwoRace to Berlin (bo taki tytuł wid-nieje na pudełku pierwszego wyda-nia) jest grą dwuosobową. Jej akcja rozgrywa się w końcowym okresie wojny, gdy armie sprzymierzo-nych – alianci i Armia Czerwona – rozpoczynają decydujące, ostat-nie uderzenie w kierunku Berlina. Autor, Krzysztof Dytczak, interesu-jąco rozwiązał problem występowania trzech stron konfl iktu (wszak dochodzą jeszcze siły niemieckie). Jeden z graczy za-rządza aliantami i siłami niemieckimi na froncie wschodnim, a drugi – Armią Czerwoną i wojskami III Rzeszy stawiającymi opór aliantom. Z punktu widzenia gry jest to bardzo trafne rozwiązanie, bo obaj uczestnicy z najwyższą fi nezją stara-

Wyścig do Berlina – historie alternatywneWojciech Sieroń

Wiosną 1945 roku Armia Czerwona dotarła do stolicy III Rzeszy przed aliantami. W grze Wyścig do Berlina może być odwrotnie.

ją się kierować zarówno atakami zwycięskich sojuszników, jak i stawiać skuteczny opór w obronie Vaterlandu. Do gry jest dołączona broszura opisująca tło historyczne wydarzeń, dzięki czemu osoby mniej zorientowane mogą szybko, bez straty czasu na szukanie przystępnych opracowań, przyswoić podstawowe fakty.

Zgodnie z prawdą historyczną Berlin zostanie zdobyty, pyta-nie tylko, jak szybko i przez kogo. I tu zaczynają się tytułowe historie alternatywne. Od graczy zależy, czy odtworzą wyda-rzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat, czy też ich działania wygenerują inną, może ciekawszą wersję zwycięskiego marszu na Berlin. W tej łatwości tworzenia odmiennych wersji histo-

rii (szkoda, że wyłącznie militarnej) tkwią siła i potencjał edukacyjny gry.

Zarówno z zachodu, jak i wscho-du nacierają armie i fronty o niespo-żytych właściwie zasobach ludzkich i materiałowych. Dlatego gracze nie muszą się martwić o straty wśród wojsk sprzymierzonych. Armie niemieckie gonią resztkami sił. Najmłodsze i najstarsze roczniki zo-stały powołane pod broń, surowców prawie nie ma, a nawet gdyby były, to fabryki i linie komunikacyjne są obrócone w perzynę. W wyniku walk armie niemieckie tracą siłę i w końcu są eliminowane (także przez okrąże-nie i odcięcie od własnych baz).

Ciekawą częścią gry są tzw. blocz-ki frontu. Te małe drewniane elementy służą do oznaczenia jego linii. Ich liczba jest ograniczona, zatem gracz musi dbać o w miarę równomierne postępy, bo wbijanie zbyt głęboko klina w wojska nieprzyjaciela może zostać ukarane, jeśli za-braknie nam tych bloczków do oznaczenia naszych osiągnięć. Ten sprytny zabieg mechaniczny dobrze oddaje realia wojenne. Dowódcy nie mogą pozwolić na zbyt śmiałe rajdy, bo z pew-nością naraziliby się na fl ankowe uderzenia i w konsekwencji – odcięcie i okrążenie swoich oddziałów.

Elementem decydującym o wysokiej satysfakcji z rozgryw-ki są bloczki logistyki (zresztą – jak wszystkie komponenty – ściśle wyliczone), które określają, jakie jednostki będą mogły działać. A co jeszcze ważniejsze, z jaką siłą i aktywnością. Każdy z graczy ma osiem takich bloczków o wartościach od 2 do 5 (po dwa każdego typu). Umieszczając bloczek o warto-ści 4 w danym obszarze, dajemy znajdującym się tam jednost-

HISTORIA NA PLANSZY

Page 67: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

EDUKACJA HISTORYCZNA 65

kom siłę działania 4 i pozwalamy na wykonanie czterech akcji (zarówno obrona, jak i atak zmniejszają wartość tego bloczka). I tu ujawnia się niezwykła cecha tej właśnie gry – elastyczność kreowania alternatywnych scenariuszy wydarzeń.

Mając tylko osiem bloczków – których musimy użyć zarówno dla swoich wojsk, jak i dla dowodzonych przez nas Niemców – stajemy przed nie lada wyzwaniem. Wzmocnić siły ataku-jące, by szybko przełamać fortyfi kacje graniczne III Rzeszy (występują one w grze i interesująco wpływają na jej przebieg) i przeć ku stolicy wroga przez niemal niebronione obszary cen-tralnych Niemiec? Ale wówczas ryzykujemy, że „nasi” Niemcy nie zatrzymają naporu z przeciwnego kierunku. Niemal takie same dylematy mamy, gdy zdecydujemy się postawić na twar-dą obronę sił niemieckich. Wtenczas nasze armie będą raczej dreptać w miejscu, niż szykować się do defi lady zwycięstwa pod Bramą Brandenburską…

Samo rozkładanie bloczków logistyki jest emocjonujące. Gracze kładą je na przemian na mapie. Zwłaszcza rozgrywa-jąc kolejny pojedynek, możemy mieć wrażenie metagry: „Ja wiem, co on ma na myśli. On wie, że ja wiem, jak ostatnio rozkładał jednostki”. Jak zaskoczyć drugą stronę, gdy się tak dobrze znamy? Każdy położony bloczek to sygnał znaczenia danego obszaru i sąsiednich (bo bloczki logistyki mogą zostać użyte na zasadzie wypożyczenia przez sąsiadów) dla jednego z graczy. Niemal od razu wywołuje to kontrposunięcie. Ale czy przeciwnik wyłożył tam silny bloczek? Czy raczej blefował?

Zdezorientowani pasjonaciNa bardzo efektownej planszy – obrazującej Europę z zarysem głównych rzek – znajdziemy historyczne armie i fronty z końca II wojny światowej. Zmierzymy się z problemami kurczących się sił dogorywającej III Rzeszy i koniecznością racjonalnego zarządzania zasobami zarówno wymuszanego bloczkami fron-tu, jak i logistyki. To dobra, namacalna lekcja historii i wojsko-wości, pozwalająca sprawdzić skutki podejmowanych decyzji. Umiejętne wykorzystanie fortyfi kacji i umocnień, właściwości obronnych rzek i rzeźby terenu daje satysfakcję każdemu plan-szowemu marszałkowi. Możliwość zaskoczenia przeciwnika użyciem specjalnych akcji (kontratak, wsparcie lotnicze czy pancerne i wiele innych) buduje napięcie, nie dając prawie ni-gdy pewności sukcesu. Tym bardziej że – jak w niemal wszyst-kich grach wojennych – o wyniku starcia w pewnym stopniu decyduje los w postaci rzutu kostkami.

Z drugiej strony gra daje możliwości podjęcia działań, któ-re nie miały i nie mogły mieć miejsca w ówczesnej sytuacji. Gracz – co z punktu widzenia gry jest bardzo dobre – musi

dzielić najważniejsze zasoby, czyli bloczki logistyki, między dwie wrogie sobie strony. Wbrew realiom 1945 roku graczo-wi kierującemu Sowietami i siłami niemieckimi na zachodzie może się opłacić osłabienie siły uderzenia Armii Czerwonej, bo wzmocniony Wehrmacht nie pozwoli wówczas Brytyjczykom i Amerykanom na przekroczenie Renu. Jest to ciekawy przy-czynek do analizy możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji, gdyby w III Rzeszy faktycznie doszły do władzy siły zdolne do podjęcia separatystycznych rozmów pokojowych. Gracze mogą próbować dotrzeć do Berlina od południa, przez Austrię albo przez Węgry, bo na tych obszarach początkowo znajduje się niewiele jednostek niemieckich. Jednak w planszówki gra się przede wszystkim po to, aby wygrać. Dlatego zupełnie ra-cjonalne (z punktu widzenia gracza, nie historyka wojskowości) będzie takie rozmieszczenie bloczków logistyki, które zaskoczy przeciwnika i nie pogorszy zbytnio sytuacji na planszy tej oso-by, która te bloczki rozmieszcza. W rezultacie pasjonaci historii mogą się czuć nieco zdezorientowani, gdy podejmując walkę, odkrywają wartość siły przeciwnika po drugiej stronie frontu. A w konsekwencji obraz na planszy coraz bardziej różni się od tego zapamiętanego z lekcji.

Jeśli uznać Wyścig do Berlina za narzędzie modelowania różnych scenariuszy rozwoju sytuacji militarnej (niezależnie od stopnia prawdopodobieństwa), to otrzymujemy bardzo in-teresujący wynik. Równie wysoka jest ocena jakości rozgrywki między dwoma strategami, chociaż z każdą partią jej znaczenie przesuwa się ku abstrakcyjnej grze psychologicznej, w której przeniknięcie zamysłów przeciwnika i zmylenie co do własnych intencji jest decydujące. Traci nieco na tym wartość czysto hi-storyczna, ale niewątpliwie zyskuje gra planszowa.

Wojciech Sieroń – nauczyciel, redaktor naczelny serwisu GamesFanatic.pl

Grywalność: Poziom skomplikowania: Edukacja:

Page 68: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

EDUKACJA HISTORYCZNA66 EDUKACJA HISTORYCZNA66

Centrum Edukacyjne IPN im. Janusza Kurtyki

ul. Marszałkowska 21/25, 0-628 Warszawa faks (22) 576 30 02

www.ipn.gov.pl [email protected]/przystanek.historiaprzystanekhistoria.ipn.gov.pl

1–29 lutegoWystawa prac Stanisława Kulona „Droga krzyżowa 1939––1947”. Cykl 28 reliefów w postaci barwionych sosnowych tablic, na których prof. Kulon przedstawił tragiczne doświad-czenia swojej rodziny oraz innych Polaków deportowanych na „nieludzką ziemię” w latach 1940–1941. Ekspozycję uzupeł-niają rzeźby Matki Sybiraczki, kapliczki i  inne dzieła artysty.

1–12 lutego, godz. 10:00–11:30Bezpłatne zajęcia dla dzieci w  ramach warszawskiej „Zimy w  mieście”. Zajęcia są przeznaczone dla zorganizowanych grup dzieci z  młodszych klas szkół podstawowych wraz z opiekunem. Maksymalna liczba uczestników – do 30 osób. Każda szkoła może wziąć udział tylko w jednych warsztatach. Zajęcia poświęcone będą zwierzętom, które brały udział w  ważnych wydarzeniach historycznych. Informacje i  zgło-szenia: [email protected].

1–12 lutego, godz. 10:00–13:15„Ferie zimowe z historią najnowszą w tle” – bezpłatny kurs z his torii Polski XX wieku dla maturzystów. Na cykl składają się wykłady prowadzone przez naukowców IPN oraz warszta-ty (praca z testami i zadaniami maturalnymi).

12 lutego (piątek), godz. 17:30Dyskusja z cyklu „Historia z Piotrem Skwiecińskim”. Tema-tem spotkania będzie polityka Stanisława Mikołajczyka. W  dyskusji wezmą udział: prof. Andrzej Paczkowski, autor książki Stanisław Mikołajczyk, czyli klęska realisty, oraz Piotr Zaremba, publicysta.

13 lutego (sobota), godz. 11:00Zajęcia z cyklu „Rodzinna sobota” dla dzieci w wieku 6–9 i 10–13 lat oraz rodziców. Dla młodszej grupy przygotowaliśmy nowy cykl zajęć. Głównymi bohaterami będą zwierzęta. W lu-tym o II wojnie światowej opowie miś Wojtek, uczestnik bitwy o Monte Cassino. Starsza grupa będzie uczestniczyć w zajęciach przygotowanych z wykorzystaniem gry edukacyj-nej IPN 303. Bitwa o Wielką Brytanię. Informacje i zapisy: [email protected].

15 lutego (poniedziałek), godz. 18:00Seminarium popularnonaukowe „Konfl ikty zimnowojen-ne”. Wykład poświęcony wojnie wietnamskiej wygłosi dr Zbigniew Kwiecień.

17 lutego (środa), godz. 17:00„Emigracja, służby specjalne i gry wywiadów” – spot-kanie z cyklu „Polacy to naród emigrantów”. Tym razem dr Wojciech Frazik, prof. Krzysztof Tarka i  dr Władysław Bułhak zajmą się problemem relacji między emigrantami a służbami specjalnymi. Spotkanie poprowadzi dr hab. Sła-womir Łukasiewicz.

18 lutego (czwartek), godz. 13:00Spotkanie Klubu Historycznego im. Gen. Stefana Roweckie-go „Grota”. Wykład o kolejnictwie w II RP wygłosi dr Mar-cin Przegiętka, autor książki Komunikacja i polityka. Transport kolejowy i drogowy w stosunkach polsko-niemieckich w la-tach 1918–1939. Prowadzenie: Przemysław Gasztold-Seń.

18 lutego (czwartek), godz. 17:00Wykład z cyklu „Spacerkiem po Warszawie. Rozwój archi-

tektury i budownictwa XIX/XX w. Budownictwo kolejowe do 1939 r.”. Cykl prowadzi Jarosław Zieliński.

19 lutego (piątek), godz. 17:30Promocja książki Tadeusza Ruzikowskiego Międzyzakładowy Robotniczy Komitet Solidarności. Relacje i dokumenty. W roz-mowie o książce wezmą udział: dr Bartosz Kaliski, dr Grzegorz Majchrzak, Jan Olaszek oraz autor. Prowadzenie: Grzegorz Wołk.

20 lutego (sobota), godz. 9:00„»Z dala od Kraju« – kultura i myśl polityczna na emigra-cji” – szkolenie dla nauczycieli historii i WOS szkół ponadgim-nazjalnych, którzy realizują założenia podstawy programowej przedmiotu historia i społeczeństwo dotyczące historii XX wie-ku. Informacje i zgłoszenia: [email protected].

22 lutego (poniedziałek), godz. 17:00Seminarium „Polskie kino powojenne – twórcy i  fi lmy. Kino według Roberta Glińskiego”. Twórczość Roberta Gliń-skiego omówi prof. Piotr Zwierzchowski.

23 lutego (wtorek), godz. 17:00W  ramach spotkania fi lmowego Klubu Historycznego im. Gen. Stefana Roweckiego „Grota” projekcja fi lmu Jana Ledóchowskiego Wujowie i inni. Gościem specjalnym po-kazu będzie reżyser.

24 lutego (środa), godz. 14:00„Gry i komiksy »w służbie« edukacji historycznej” – kon-ferencja dla nauczycieli szkół podstawowych, gimnazjalnych i  ponadgimnazjalnych, podczas której zostaną zaprezento-wane: pakiet „Wojenna Odyseja Antka Srebrnego”, komiksy historyczne z serii „W Imieniu Polski Walczącej” i „Wilcze Tro-py” oraz gry uliczne z cyklu „Bohaterowie Warszawy”.

24 lutego (środa), godz. 17:30Dyskusja z cyklu „Krakowska Loża Historii Współczesnej w Warszawie”. O  książce Academia Militans. Uniwer-sytet Jana Kazimierza we Lwowie będą dyskutować dr Paweł Naleźniak i dr hab. Adam Redzik.

25 lutego (czwartek), godz. 10:00Konferencja naukowa OBEP IPN w  Warszawie „Procesy polityczne lat 40. i 50. – czyli zbrodnie w świetle prawa”. Konferencja omawia zjawisko politycznych procesów poka-zowych odbywających się w Polsce w okresie 1945–1956.

26–27 lutego (piątek – sobota), godz. 9:00W przededniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklę-tych zapraszamy na ogólnopolskie seminarium dla nauczy-cieli przedmiotów humanistycznych szkół gimnazjalnych i  ponadgimnazjalnych „Jak uczyć o  polskim podziemiu niepodległościowym?”. W programie: wykłady, warszta-ty, pokazy fi lmów, dyskusja panelowa. Zgłoszenia przyjmu-jemy drogą e-mailową do 20 lutego. Informacje i zgłosze-nia: [email protected].

29 lutego (poniedziałek), godz. 17:30„Pocięty życiorys. Rekonstrukcja podartych akt” – spot-kanie z  cyklu „laboratorium_archiwalne 1.0”. Zajęcia mają charakter warsztatów, których uczestnicy mogą się zapoznać z  najciekawszymi źródłami przechowywanymi w archiwum IPN.

Page 69: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

KALENDARIUM XX WIEKU 67KALENDARIUM XX WIEKU 67MIEJSCA Z HISTORIĄ 67

JJuż w pierwszych godzinach Powstania Warszawskiego sta-ło się jasne, że w porównaniu z możliwościami sprzętowymi

okupanta, powstańcy dysponują zatrwa-żająco małą ilością broni. Dodatkowo na przeszkodzie stało niedostateczne wyszkolenie wojskowe po stronie pol-skiej. Wobec tych niesprzyjających oko-liczności dowódca IV Obwodu Armii Krajowej Ochota, ppłk Mieczysław So-kołowski „Grzymała”, postanowił wy-prowadzić swoje oddziały z Warszawy i udać się do położonych na południe od stolicy Lasów Chojnowskich, gdzie liczył na pozyskanie broni ze zrzutów

W pałacowym parku w Pęcicach, niewielkiej miejscowości nieda-leko Warszawy, stoi pomnik z orłem w koronie. To miejsce spoczynku 91 powstańców poległych 2 sierpnia 1944 roku w walce z Niemcami. Nie tylko w ten sposób okoliczni mieszkań-cy upamiętniają ich ofiarę – co roku, od niemal półwiecza oddają im hołd, maszerując szlakiem, który ich tu doprowadził.

Dojazdowej, łączącej Grodzisk Mazo-wiecki z Warszawą. Po drodze powstań-cy dwukrotnie napotkali oddziały nie-mieckie, które zostały szybko rozbite. Następnie zatrzymali pojedynczy wa-gon kolei EKD, którym (na trzy tury) oddział przetransportował się do odle-głej o 5 km miejscowości Reguły.

Po skoncentrowaniu w Regułach ca-łej grupy rozpoczęto marsz w stronę oddalonych o ok. 3 km Pęcic. Oddział posuwał się polną drogą przecinającą pola uprawne położone w niewielkiej dolinie. Po kilkuset metrach naprzeciw powstańcom z Pęcic wyjechały trzy nie-mieckie samochody. Po krótkiej potycz-

Orlęta pęcickie ’44Marek Rudziński, Daniel Wolborski

lotniczych. Następnie planował powrót do Warszawy i ponowne włączenie się do walk.

Wyprawa po brońWymarsz z Ochoty rozpoczął się w nocy z 1 na 2 sierpnia. Oddział skła-dał się z pięćdziesięcioosobowej szpi-cy, za którą podążała około stuosobo-wa straż przednia oraz pięćsetosobowa grupa główna. Ponadto w oddziale znajdowało się kilkadziesiąt sanitariu-szek i niewielka grupa cywilów, któ-rzy chcieli opuścić ogarnięte walkami miasto. Marszruta przebiegała wzdłuż torów podmiejskiej Elektrycznej Kolei

Fot.

ze

zbio

rów

Muz

eum

Pow

stan

ia W

arsz

awsk

iego

Page 70: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

MIEJSCA Z HISTORIĄ68

ce kilku Niemców poległo, a powstań-cy spalili pojazdy. Odgłosy strzelaniny zaalarmowały jednak dosyć liczne od-działy niemieckie stacjonujące w Pę-cicach. Niemcy szybko ustawili dwa karabiny maszynowe na niewielkim wyniesieniu terenu, gdzie znajdował się cmentarz z czasów I wojny światowej, i sformowali tyralierę. Chwilę później powstańcze oddziały przednie starły się z Niemcami. Wzgórze cmentarne, na którym niemieccy żołnierze zajęli po-zycje, dawało im przewagę – mieli stąd doskonałe pole ostrzału. Ich siły z każdą chwilą się zwiększały, ponieważ do Pę-cic wezwano posiłki z okolicy (w tym oddział SS z Pruszkowa wraz z dwoma czołgami). Nad polem walki krążył nie-miecki samolot, którego zadaniem było rozpoznanie sił powstańczych.

Wywiązała się nierówna walka mię-dzy fatalnie uzbrojonymi powstańcami (ich wyprawa miała przecież na celu do-piero zdobycie broni) a dobrze wyposa-żonymi oddziałami niemieckimi, których było coraz więcej. Grupa powstańcza zo-stała podzielona na dwie części: pierw-sza poszła na prawo, w stronę przypała-cowych stawów, a druga skierowała się w lewą stronę, skąd miała rozpocząć atak na pałac. Straż przednia wdała się w wal-

ze strony niemieckich oddziałów (które jednak były zbyt oddalone od Polaków, aby realnie im zagrozić ostrzałem z bro-ni ręcznej), lecz zalegli w polu, szuka-jąc wątpliwej osłony w kopkach siana i bruzdach ziemi. Coraz liczniejsze od-działy niemieckie wykorzystały sprzy-jającą sytuację i zmasowanym ogniem dokończyły krwawego dzieła, szukając niedobitków z oddziału w polu. Niem-cy pojmali osiemdziesiąt osób. Spośród nich dwadzieścia zostało uwolnionych przez podofi cera Wehrmachtu, Ślązaka. W pałacu do końca dnia trwały brutal-ne przesłuchania zakończone rozstrzela-niem sześćdziesięciu jeńców, z których wielu było rannych. Z siedmiusetoso-bowego oddziału powstańczego prze-trwało zaledwie około trzystu żołnierzy. Straty niemieckie nie przekroczyły dwu-dziestu zabitych. Po zakończeniu bitwy oddział został sformowany ponownie na południe od Pęcic, przedostał się do Lasów Chojnowskich, gdzie utworzono

kę z oddziałami niemieckimi w parku otaczającym pałac; bilans tej potycz-ki był fatalny, zginęło 31 powstańców, głównie tych najmłodszych. Ci, którzy ocaleli, dołączyli do grupy głównej, któ-ra miała okrążyć pałac od strony północ-nej i zachodniej. Realizacja tego planu wymagała jednak przejścia wąską grob-lą między pałacem a stawami, położo-nymi na zachód od dworku. Powstańcy nie zaatakowali, bojąc się zagrożenia

Fot.

J. S

awic

ki

Fot.

Dan

iel W

olbo

rski

Page 71: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

MIEJSCA Z HISTORIĄ 69MIEJSCA Z HISTORIĄ 69

pułk powstańczy. Ponad dwa tygodnie później ruszył on na pomoc Warsza-wie. W czasie próby wejścia do stoli-cy od strony Wilanowa i Kabat oddział stracił dowódcę, ppłk. Sokołowskiego „Grzymałę”, mimo to większość żołnie-rzy wkroczyła do miasta i wzięła udział w walkach.

Mauzoleum i rajdW kwietniu 1946 roku odbyła się eks-humacja 91 powstańców warszawskich poległych i zamordowanych w Pęcicach 2 sierpnia 1944 roku. Nie wszystkich udało się zidentyfi kować – 19 z nich pozostało bezimiennych. Wszyscy oni zostali pochowani w zbiorowej mogile na terenie parku pęcickiego, gdzie po wojnie postawiono pomnik-mauzoleum. Powstał on ze składek rodzin, społecz-

ności lokalnej i dotacji specjalnej Prze-wodniczącego Komisji Likwidacyjnej Armii Krajowej płk. Jana Mazurkiewi-cza „Radosława”. Budowę pomnika za-kończono w sierpniu 1946 roku. W skład komitetu weszli przedstawiciele rodzin poległych (Wacław Kornatowski, Euge-niusz Arendarczyk, Bronisław Bednarek, Kazimierz Chrzanowski, Wanda Ryglo-

wa, Zofi a Kwiatkowska) i delegat Ko-misji Likwidacyjnej Armii Krajowej kpt. Jan Sadowski „Suzin”.

Od kilkunastu lat tych, którzy oddali życie w boju pod Pęcicami, nazywa się orlętami pęcickimi, albowiem większość

z nich miała od 14 do 25 lat.Od 1967 roku, dzięki stara-

niom środowisk kombatanckich i członków Klubu PTTK Varsovia,

w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego odbywa się Rajd „Po Kamienistej Drodze” – szla-kiem, którym szli powstańcy z Reguł do Pęcic. Jego uczestnicy upamięt-

niają poległych i zamordowanych żołnie-rzy Armii Krajowej i oddają im hołd pod-czas apelu poległych w pęcickim parku.

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – odpowiedzią na powyższe stwierdzenie jest Szkolny Rajd Pęcicki, organizowany od 2004 roku przez Gimnazjum im. Mikołaja Koperni-ka w Nowej Wsi na zamknięcie obcho-dów rocznicy Powstania Warszawskiego. Początkowo brali w nim udział uczniowie gimnazjów gminy Michałowice, z czasem dołączyły szkoły z Pruszkowa, Piastowa i Warszawy. Spotkanie uczniów z kom-batantami przy mauzoleum w Pęcicach to żywa lekcja historii i patriotyzmu. Po-nadto, aby pamięć o powstaniu i boju pę-cickim wśród młodych ludzi nie zagasła, włączają się w różne akcje związane z tymi wydarzeniami, m.in. startują w Gminnym Konkursie Poetycko-Plastycznym „Ci, co zginęli w walce…” i uczestniczą w grze terenowej „Pęcice”. Powstała też gra plan-szowa „Pęcice’44”.

Marek Rudziński – uczeń drugiej klasy Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Zamoyskiego w Warszawie

Daniel W olborski – nauczyciel historii w Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Marii Dąbrowskiej w Komorowie

Epitafi um Pęcice ’44 w kościele pęcickim

Cegiełka na budowę pomnika w Pęcicach

Fot.

Dan

iel W

olbo

rski

Fot.

Dan

iel W

olbo

rski

Fot.

Dan

iel W

olbo

rski

Fot.

Wło

dzim

ierz

Maj

dew

icz

Page 72: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

RECENZJE70

„Pokłócę się również z Panem”

Jerzy Giedroyc napisał niewiele tekstów przeznaczo-nych bezpośrednio do druku, prowadził jednak bar-dzo rozległą korespondencję. W archiwum Insty-tutu Literackiego w Maisons-Laffi tte znajduje się

150 tys. listów od i do redaktora „Kultury” paryskiej. Ta ogrom-na i ciekawa korespondencja częściowo została już opubli-kowana. Tylko przykładowa lista interlokutorów Giedroycia: Andrzej Bobkowski, Witold Gombrowicz, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz czy Juliusz Mieroszewski i Jan Nowak--Jeziorański – świadczy o wadze i znaczeniu tego zbioru dla badaczy polskiej kultury czy myśli politycznej. W tej kategorii mieści się również wydana ostatnio korespondencja Jerzego Giedroycia i Zdzisława Najdera. W ciągu blisko trzydziestu lat (z przerwami) wymienili oni ponad dwieście listów.

Najder poznał Giedroycia osobiście w 1957 roku, kiedy jako stypendysta Związku Literatów Polskich po raz pierwszy wy-jechał za granicę (do Londynu). W drodze powrotnej zatrzymał się w Paryżu, złożył też wizytę w redakcji „Kultury”. Pierwszy list do Giedroycia napisał jeszcze podczas pobytu nad Sekwaną. Przesłał redaktorowi „Kultury” odpis podania do Fundacji For-da. Wcześniej Giedroyc zadeklarował mu pomoc w uzyskaniu amerykańskiego stypendium. Korespondencję z Giedroyciem Najder kontynuował po powrocie do Polski. Próbował zainte-resować redaktora „Kultury” szkicem o Josephie Conradzie: „Na miłość boską, tylko nie o Conradzie! – pisał w odpowiedzi Giedroyc. – Mam już trzy kobyły na ten temat”. Na trop kontak-tów Najdera z zagranicznym „ośrodkiem dywersyjnym” szybko wpadły komunistyczne tajne służby. Jesienią 1957 roku Zdzisław Najder został wezwany przez SB na przesłuchanie. W rezultacie podpisał zobowiązanie do tajnej współpracy (był zarejestrowany jako TW do 1963 roku, choć „dobrowolne kontakty” urwały się dwa lata wcześniej). Mimo że ani wówczas, ani nigdy później nie ujawnił przed redaktorem „Kultury” kulis sprawy, to Giedroyc (jak wynika z korespondencji z Juliuszem Mieroszewskim) już na początku lat sześćdziesiątych domyślał się jego dwuznacznej roli. W tym czasie Naj-der zadebiutował też jako Teresa Snores na łamach „Kultury”. Ponieważ miał zamiar wrócić z zagranicznego stypendium do kra-ju, uczulał Giedroycia, aby nikt poza nimi nie poznał jego identity.

Najder nawiązał ponownie korespondencyj-ny kontakt z Giedroyciem dopiero w połowie lat siedemdziesiątych. Wybitny już wówczas badacz literatury, tym razem jako Socjusz, stał się jednym z ważniejszych publicystów po-litycznych „Kultury” (ta jego nowa rola zbiegła się ze śmiercią Mieroszewskiego, który przez ponad ćwierć wieku był nie tylko głównym ko-mentatorem politycznym „Kultury”, lecz także „najważniejszym partnerem dialogu” dla Gie-droycia). Na łamach paryskiego miesięcznika Giedroyc drukował też dokumenty Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, którego współtwórcą był Najder.

Druga połowa lat siedemdziesiątych i po-czątek następnej dekady to czas najinten-sywniejszej współpracy Najdera i Giedroy-

cia. Wielokrotnie spotykali się podczas pobytów tego pierwszego na Zachodzie, rozmawiali również telefonicznie. Na szczęście materialnym świadectwem ich współpracy są także listy. Z tego okresu pochodzi aż 80 proc. całej ich korespondencji. Są to też ich najważniejsze listy. Korespondencyjnie dyskutowali, wymie-niali się informacjami i pogłoskami o sytuacji w kraju, komen-towali działalność opozycji politycznej. Choć Najder był niewąt-pliwie dla Giedroycia ważnym rozmówcą, to mentorem w tym tandemie wyraźnie był ten drugi.

W przeszłości redaktor „Kultury” niejednokrotnie krytycz-nie czy wręcz negatywnie wypowiadał się o działalności swych konkurentów z Free Europe. Także w korespondencji z Najde-rem wspólnie utyskiwali na niski poziom audycji. Gdy więc na początku 1982 roku ten objął stanowisko dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, Giedroyc wiązał z tym wydarze-niem duże nadzieje. W pierwszym liście do nowego szefa RWE przestrzegał go przed różnymi szarymi eminencjami, a chyba sam chciał odgrywać taką rolę. Pouczał Najdera, jaką postawę powinien on zająć wobec amerykańskiej dyrekcji, tłumaczył, że na starcie musi stworzyć grupę współpracowników, którzy pomogą mu zmienić klimat w monachijskiej rozgłośni.

W czerwcu 1982 roku Giedroyc pisał do Najdera: „Kisiel [Stefan Kisielewski] się zakłada, że w ciągu roku pokłócę się również z Panem, gdyż mam nieznośny charakter”. Giedroyc przyjął zakład. Na razie nic nie zapowiadało rychłego nadejścia konfl iktu. Już jednak kilka miesięcy później Najder, odwołując się zapewne do rozmowy telefonicznej z Giedroyciem, pisał: „Za-chodzę w głowę, co mi Pan ma do wyrzucenia (choć nie wątpię, że popełniam mnóstwo błędów), brzmiał Pan lodowato. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się Pan opierał na zasłyszeniach”.

Na początku lipca 1983 roku Najder wysłał do Maisons-Laf-fi tte dziennikarza RWE z zadaniem przeprowadzenia wywiadu z Giedroyciem (początkowo sam miał przeprowadzić rozmowę). Ostatecznie wywiad nie został jednak nadany na antenie Wolnej

Europy. Najder, nie chcąc zaostrzać sytua-cji, wstrzymanie emisji tłumaczył złą jakością nagrania. Innym razem pisał, że dziennikarz, który przeprowadzał wywiad, pracuje bardzo powoli, a poza tym wyjechał na urlop. Giedroyc nie wierzył w te tłumaczenia. Trafnie podejrze-wał, że prawdziwym powodem blokady wywia-du były krytyczne opinie, które wygłosił na te-mat roli Kościoła oraz polityki prymasa Józefa Glempa i papieża Jana Pawła II. Sam chciał wycofać niefortunną rozmowę. Przy okazji miał pretensje, że RWE, nadając artykuły z „Kultu-ry” czy „Zeszytów Historycznych”, rzekomo nie podawało ich źródła. Równocześnie na łamach paryskiego miesięcznika wbijał kolejne szpile w monachijską rozgłośnię.

Najder, odrzucając krytyczne uwagi, wy-pomniał Giedroyciowi, że podczas niedaw-nego pobytu w Maisons-Laffi tte ten wysunął pod jego adresem „szereg bezpodstawnych oskarżeń”. Apelował też do redaktora „Kultu-ry”, aby przed występowaniem z pretensja-mi sprawdzał ich zasadność: „Być może ma Pan złych informatorów” – dodał. Zaskoczo-

Jerzy Giedroyc, Zdzisław Najder, Listy 1957–1985, oprac. i wstęp R. Habielski, Narodowe Centrum Kultury, Stowarzyszenie Instytut Literacki Kultura, Warszawa 2014, 316 s.

Page 73: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

RECENZJE 71

Alfabet Jaskułowskiego

ny atakiem na RWE na łamach „Kultury”, oskarżył Giedroycia o nielojalność. Przypominając jego zakład z Kisielem, stwierdził, że redaktor „Kultury” postanowił rozmyślnie go przegrać. W od-powiedzi Giedroyc w dziale listów do redakcji wydrukował kolejny anonimowy atak na RWE.

Ze względu na długoletnią znajomość i bliską współpracę Naj-der czuł się osobiście dotknięty zarzutami paryskiego miesięcz-nika pod adresem RWE: „łapie się Pan na fałszywe ploty i staje narzędziem intrygi” – pisał do Giedroycia. Redaktor „Kultury” nie tylko nie wycofał negatywnych komentarzy, ale podkreślił, że różnice między nim a Najderem (RWE) „nie dotyczą bynajmniej spraw drugorzędnych”. Najder odpowiadał z wyrzutem: „liczyłem na Pana pomoc – a doczekałem się czegoś innego”. Próbował jeszcze szukać nici porozumienia z Giedroyciem: „Jest wojna. Pan i ja dowodzimy różnymi odcinkami frontu, walcząc ze wspólnym wrogiem, nieprzebierającym w środkach. Uważam za szkodliwe publiczne podawanie do wiadomości krytyki sojuszniczych od-działów: to sieje zamęt i ułatwia walkę wrogowi. Takie sprawy omawiać się powinno na konferencjach sztabowych”. Apel Naj-dera nie przekonał jednak Giedroycia, który uparcie twierdził, że „krytyka i dyskusje są rzeczami niezbędnymi”. O wznowieniu współpracy nie mogło już być mowy.

Opublikowana korespondencja to niewątpliwie pasjonująca lektura. Odsłania kulisy sporu Giedroycia z Najderem, choć nie wyjaśnia jednoznacznie jego przyczyny. Pokazuje też mniej znane oblicze redaktora „Kultury”, który nie stronił od zakulisowych na-paści na tych, których uznał za swoich konkurentów. W sporze z Najderem stroną atakującą był niewątpliwie Giedroyc. To on prowokował i eskalował konfl ikt. Przy wszystkich różnicach mię-dzy nim a Najderem, zwłaszcza jeśli chodzi o ocenę roli i polityki Kościoła w Polsce, wydaje się, że była to jednak sprawa drugo-rzędna. Zanim Najder został dyrektorem RWE, potrafi li przecież zgodnie ze sobą współpracować. Choć trzeba przypomnieć, że to Giedroyc w tym duecie miał wówczas głos decydujący. Po awansie Najdera zmienił się charakter ich wzajemnych relacji. Wpływanie na sytuację w kraju było tym, co zawsze Giedroycia najbardziej interesowało. Redaktor „Kultury” dążył do tego, aby spośród wszystkich emigracyjnych instytucji jego pismo zacho-wało dominujący wpływ na kształtowanie poglądów i postaw kra-jowej opozycji. Ataki na RWE uderzały w głównego konkurenta, który choćby z racji codziennych, kilkugodzinnych audycji miał znacznie większe możliwości oddziaływania. Wydaje się, że takie były rzeczywiste kulisy tego sporu.

Krzysztof Tarka

Narzekałem nie tak dawno (zob. „Pamieć.pl” nr 1/2015) na brak publikacji, które popularyzowałyby tematy-kę skomplikowanych relacji między tajnymi służbami PRL i NRD. Wypełnienia tej luki podjął się ostatnio Ty-

tus Jaskułowski, pracownik naukowy Instytutu Badań nad To-talitaryzmem na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie, uznany badacz dziejów NRD i relacji polsko-niemieckich. Do wartoś-ciowej, ale trudnej w odbiorze monografi i Przyjaźń, której nie było (2014) dołożył książkę Szpiedzy tacy jak wy. Wywiadowcza (nie)codzienność kontaktów między PRL a NRD 1970–1990.

Jest to pozycja „bardziej popularna niż naukowa” – jak za-pewnia autor. Przypisy, owszem, są, ale ze-brane na końcu książki. Już satyryczny ry-sunek Andrzeja Mleczki na okładce sugeruje zresztą, że mamy do czynienia z publikacją lekkostrawną. Nie ma tu klasycznych roz-działów. Jest za to – niczym w encyklopedii – 180 alfabetycznie ułożonych haseł, które można czytać w dowolnej kolejności. Krótkie cytaty z materiałów archiwalnych przepla-tają się z humorystycznymi bądź ironicznymi komentarzami autora.

„Czy z tajnych służb można się śmiać?” – pyta we wstępie Jaskułowski. Dylemat to zasadny, bo przecież chodzi o instytucje, które nieraz niszczą życiorysy. „Z drugiej jednak strony, czy historia służb specjalnych to tylko pozbawione człowieczeństwa dzieje moralnych upadków, zdrad, dramatów albo bohaterstwa?” – zastanawia się autor.

Przytaczane przez niego raporty, notatki, pisma przewodnie nie zawsze dotyczą spraw najwyższej wagi. Dwa tygodnie po wprowa-dzeniu w PRL stanu wojennego polska rezy-

dentura w Berlinie prosiła Ministerstwo Bezpieczeństwa Pań-stwowego NRD o pomoc w załatwieniu „spinaczy normalnych”, dodając łaskawie, że „chińskie [też] mogą być”. Kilka lat później MSW pod wodzą Czesława Kiszczaka oferowało enerdowcom współpracę w „operacyjnym zabezpieczeniu” XXXI Międzynaro-dowego Kongresu Pszczelarzy. Gdy zaś w roku 1990 wschod-nioniemiecka Grupa Operacyjna Warszawa kończyła działalność, pozostawiała po sobie m.in. 78 dużych butelek wermutu Amor, 48 puszek golonki i 10 małych słoiczków z miodem pszczelim. To tylko ułamek historii obu resortów. „Istniejący, ale nie reprezenta-tywny” – zastrzega Jaskułowski. Takie banalne przykłady też jed-

nak wiele mówią o wywiadowczej codzienności.Bywa przy tym, że spuścizna po tajnych

służbach PRL i NRD jako żywo przypomina humor zeszytów szkolnych. W serwowanych przez autora cytatach znajdziemy takie bare-izmy jak „tusza szczupła” czy „nieznana bliżej osoba płci męskiej”. Nie wszystkim, rzecz jas-na, było w tych ponurych czasach do śmie-chu. Obywatel PRL w trakcie kontroli celnej „usiłował wyrzucić salami przez okno. Został jednakże powstrzymany [przez celnika] przez uderzenie pięścią w twarz”. Zabawne? Dla uderzonego niekoniecznie. Jaskułowski za-dbał jednak o to, by nikogo nie skrzywdzić po raz drugi. W książce nie znajdziemy nazwisk osób poszkodowanych – ani nawet persona-liów niższych rangą ofi cerów tajnych służb.

Czy zatem ze służb specjalnych wolno się śmiać? „Tak – twierdzi autor. – Trzeba tylko zachować właściwe proporcje. I pamiętać, że materią, która wywołuje ów śmiech, jest ludz-kie życie”.

Filip Gańczak

Tytus Jaskułowski, Szpiedzy tacy jak wy. Wywiadowcza (nie)codzienność kontaktów między PRL a NRD 1970–1990, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2015, 332 s.

Page 74: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

RECENZJE72

Gawęda o harcerstwie

Ponad trzysta stron tekstu, kilka godzin czytania, a to tylko pigułka. Dokładniej – sto lat ruchu harcerskiego w Polsce w pigułce przygotowanej przez dwóch histo-ryków i jednocześnie harcerzy – Wojciecha Hausnera

i Marka Wierzbickiego. Obaj historią skautingu już się zajmo-wali i napisali niejeden tekst na ten temat. W książce Sto lat harcerstwa żaden z nich – o czym mówią wyraźnie – nie miał ambicji zaprezentowania naukowego opracowania tematu, wprost przeciwnie, miało to być wydawnictwo dla wszystkich, taka gawęda.

Myślę, że każdy, kto przez harcerstwo przeszedł w sposób choć trochę świadomy, po przeczytaniu tej książki będzie czuł niedosyt. Za niedopatrzenie autorów uzna to, że taki albo inny wątek nie został w książce uwzględniony lub został niewyczerpu-jąco opisany. Mnie np. zdziwiło, że autorzy sporo uwagi poświę-cają Białej Służbie jako formacji duchowej połączonej ze służbą ludziom podczas pielgrzymek papieskich, i choć wymieniają po-szczególne Białe Służby (również te poza granicami kraju), to pomijają rok 2005, czyli Białą Służbę (przez niektórych nazywaną ostatnią) po śmierci Jana Pawła II. Była ona inna od pozostałych, bo z oczywistych względów nikt się do niej nie przygotowywał. Okazała się prawdziwym sprawdzianem gotowości harcerek i harcerzy do podjęcia służby równolegle w Polsce i w Rzymie. Można zatem tworzyć katalog braków tej książki, ale chyba lepiej skupić się na tym, co w niej stanowi niezaprzeczalną wartość.

Ruch harcerski w Polsce jest zjawiskiem szczególnym. Może się poszczycić ponadstuletnią już historią działalności na mniej lub bardziej masową skalę. Odegrał ogromną rolę w wychowaniu dzieci i młodzieży. Jest też bardzo zróżnicowany, na każdym etapie przejawiał się w różnych formach, ale zawsze nawiązywał do tych samych korzeni, do koncepcji wychowania zaproponowanej przez założyciela ruchu skautowego, Roberta Baden-Powella. Polskie harcerstwo pełniło ważną funkcję zarówno w budowaniu, jak i podtrzymywaniu polskiej państwowości. Sto lat działalności tego ruchu przypadło na okres zaborów, dwóch wojen światowych, funkcjonowania państwa pod rządami komunistów, a także wal-ki o suwerenną i demokratyczną Polskę. Trzeba przyznać, że autorom dość zgrab-nie udało się zaprezentować skomplikowa-ny kontekst działalności harcerskiej. Nie ograniczyli się do przedstawiania orga-nizacji największych czy najważniejszych, lecz wspomnieli również o tych, których liczebność była niewielka, a zasięg działal-ności ograniczony terytorialnie bądź cza-sowo. Równolegle z dziejami organizacji funkcjonujących w Polsce autorzy opo-wiadają o losach organizacji harcerskich zrzeszających polskie dzieci i młodzież poza granicami kraju.

Dużą wartością jest osadzenie działa-nia organizacji harcerskich w kontekście historycznym. Jest to istotne dla zrozu-mienia przemian zachodzących w ruchu harcerskim. Czytając książkę, dowiaduje-my się sporo o historii Polski w różnych okresach, a ułatwiają nam to kolorowe ramki, w których pewne zjawiska są do-

datkowo wyjaśnione. Harcerze w żadnym momencie nie pozo-stawali bierni wobec otaczającej ich rzeczywistości społecz-no-politycznej, zawsze znajdowali pole służby dla kraju i ludzi. Wojciech Hausner i Marek Wierzbicki z powodzeniem prezen-tują tę społeczno-polityczną rolę ruchu harcerskiego. Pokazują również, że harcerstwo polskie poza granicami kraju było kuźnią kadr dla polskiego rządu na uchodźstwie.

W książce znajdziemy nazwiska wielu osób, które przyczyniły się do rozwoju polskiego harcerstwa. Nie jest to oczywiście kompletny katalog, ponieważ działalność harcerska na każdym szczeblu jest pracą zespołową. Wymieniając np. nazwisko ko-mendanta zlotu, należy mieć świadomość, że na powodzenie i kształt spotkania miało wpływ kilkunastu czy kilkudziesięciu instruktorów, bez których ten zlot w ogóle by się nie odbył. Nie-wątpliwie jednak są osoby szczególnie zasłużone dla polskiego harcerstwa i te autorzy wyróżnili, prezentując w ramkach ich zwięzłe biogramy.

Książka jest bogato i pięknie ilustrowana. Autorzy sięgnęli do materiałów fotografi cznych znajdujących się zarówno w in-stytucjach archiwalnych, jednostkach muzealnych, jak i w zbio-rach osób prywatnych. Udało im się wybrać materiał bardzo różnorodny i znakomicie uzupełniający tekst.

Na pewno jest to jedyne kompendium stuletniej historii pol-skiego harcerstwa. To duża wartość. Literatura o ruchu har-cerskim w Polsce jest bogata, co autorzy odnotowują, podając wybrane tytuły. Wymienione przez nich pozycje traktują jednak temat wycinkowo, opisując historię harcerstwa ograniczo-ną do wybranych organizacji, zakresu czasowego, określo-nych wydarzeń czy miejsca prowadzenia działalności. Hausner i Wierzbicki dają nam do ręki książkę, która prowadzi nas przez to zagadnienie w sposób całościowy.

Czy autorom udała się gawęda? Z jednej strony tak, bo zwięźle opisali ponad sto lat działalności harcerskiej. Z drugiej strony w tej pigułce jest ogromne nagromadzenie faktów, dat, nazwisk, co trochę zaburza płynność opowieści. Czasem też autorzy, wspominając o jakichś wydarzeniach czy postaciach,

od razu sygnalizują ich rolę w przyszłości. Rozumiem, że dzięki temu do tej postaci czy wydarzenia nie wracają w dalszej opo-wieści, jednak w lekturze książki czasem mi to przeszkadzało.

Książka ma jednak jedną podstawową wadę: jest za duża, za ciężka i… za ładna, aby zabrać ją do lasu na obóz. Może ją za-stąpić wersja elektroniczna, do bezpłat-nego pobrania ze strony www.pamiec.pl.Niestety, w tej formie książka dużo traci, gdyż jest pozbawiona ilustracji. Ale może to dobrze. Ja poznawałam historię har-cerstwa głównie dzięki gawędom druży-nowych. Książka stwarza pokusę, aby po-wiedzieć harcerzowi: „przeczytaj Hausnera i Wierzbickiego”, a tym samym zwolnić się z obowiązku przekazywania harcerzom tej wiedzy. Mam wobec tego nadzieję, że czytać książkę będą drużynowi, a harcerze będą nadal poznawali historię podczas ognisko-wych gawęd.

Karolina Kolbuszewska

Wojciech Hausner, Marek Wierzbicki, Sto lat harcerstwa, IPN, Warszawa 2015, 344 s.

Page 75: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu02-675 Warszawa, ul. Wołoska 7Publikacje IPN można nabyć:w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki PRZYSTANEK HISTORIA, ul. Marszałkowska 21/25, 00-628 Warszawa, tel. 22 576 30 05 i w księgarni IPN, ul. Wołoska 7, 02-675 Warszawa, tel. 22 581 86 78, 22 581 86 79.

Prenumerata „Pamięci.pl”Szczegółowe informacje na temat prenumeraty wraz z cennikiem i formularzem zamówienia znajdują się na stronie www.pamiec.pl przy opisie najnowszego wydania. Zamówienie można złożyć telefonicznie lub wysłać wypełniony formularz zwykłą pocztą na adres IPN albo pocztą elektroniczną na adresy podane obok.

Sprzedaż wysyłkowa publikacjiZamówienia można składać telefonicznie: tel. 22 581 86 78, 22 581 86 79; 22 581 86 96; faks 22 581 89 40pocztą zwykłą na adres IPNpocztą elektroniczną: [email protected]; [email protected]; [email protected] w księgarni internetowej: www.ipn.poczytaj.pl

1916– piekło verdun

luty 2016 numer 2/2016 (673) cena 9,50 zł (5% vat) nakład 14 700 egz.

Za wiarę

przeciw carowi

Średniowieczny

uniwersytet czarnej magii

Tragiczny koniec

Stanisława Leszczyńskiego

IND

EKS

365599

ISSN 12304018

dzieje papierowego pieniądza

„Mówią wieki” można nabyć w salonach EMPiK, Kolportera, Garmonda, Inmedio oraz dobrych kioskach RUCH-u, wersja elektroniczna dostępna na stronie internetowej księgarni Bellony: ksiegarnia.bellona.pl. Zamów prenumeratę: [email protected]

Popularyzujemy historię od 58 lat!

Zapraszamy także na nasze strony internetowe: www.mowiawieki.pl oraz www.facebook.com/mowiawieki

• Przebić serce Francji• Krwawe zapasy pod Verdun• Po wielkiej bitwie

PONADTO:• Średniowieczny uniwersytet czarnej magii• Za wiarę przeciw carowi• Tragiczny koniec Stanisława Leszczyńskiegooraz recenzje, nowości historyczne i nowy dodatek historyczny „Pewne jak w banku”, przygotowywany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. W 2 odcinku piszemy o dziejach papierowego pieniądza

TEMAT MIESIĄCA:

PIEKŁO VERDUN

MAGAZYN HISTORYCZNY „MÓWIĄ WIEKI”

Karolina Bittner, Piosenka w służbie propagandy. Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu 1968–1989, IPN, Poznań 2015, 282 s.

Jan Pietrzykow-ski SDB, Towarzystwo Salezjańskie w Polsce w warunkach okupacji 1939–1945, IPN, Warszawa 2015, 366 s.

Jarosław Syrnyk, Nadzór specjalny. Analiza historycz-no-antropologiczna działań organów bezpieczeństwa w kwestii tzw. nacjo-nalizmu ukraińskie-go na Podkarpaciu

w latach 1947–1989, IPN, Wrocław – Warszawa 2015, 312 s.

Piotr Brzeziński, Robert Chrzanowski, Tomasz Słomczyński, Pogrzebani nocą. Ofi ary Grudnia ’70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty, IPN, Polskapress sp. z o.o.,

Gdańsk 2015, 256 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Wacław Dubiański, Obóz Pracy w Mysłowi-cach w latach 1945––1946, IPN, Muzeum Miasta Mysłowice, Górnośląska Wyższa Szkoła Pedagogiczna im. Kardynała Augusta Hlonda, Mysłowice 2015, 120 s.

Marek Szymaniak, „Nade wszystko Ojczyzna…”. Wacław Polewczyński „Połom-ski” (1898–1948), IPN, Bydgoszcz – Gdańsk 2015, 132 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Sławomir Kalbarczyk, Kazimierz Bartel (1882–1941). Uczony w świecie polityki, IPN, Warszawa 2015, 1000 s.

Poczet Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie w latach 1939–1990, red. naukowa R. Habielski, IPN, Białystok 2015, 222 s.

Bartłomiej Noszczak, Etos gniewu. Antyko-munistyczne orga-nizacje młodzieżowe w Warszawie (1944––1989), IPN, Warszawa 2015, 960 s.

Tomasz Toborek, Stanisław Sojczyński i Konspiracyjne Wojsko Polskie, wyd. II popr. i uzup., IPN, Łódź 2015, 271 s. + 27 s. wkł. ilustr.

Marcin Przegiętka,Komunikacja i polityka. Transport kolejowy i drogowyw stosunkach polsko-niemieckich w latach 1918–1939, IPN, Warszawa 2015, 384 s. + 16 s. wkł. ilustr.

Tadeusz Ruzikowski,Międzyzakładowy Robotniczy Komi-tet „Solidarności”. Relacje i dokumenty, IPN, Warszawa 2015, 655 s. + 20 s. wkł. ilustr.

Urząd Bezpieczeństwa w województwie białostockim 1944–1956. Z badań nad strukturą i działal-nością aparatu represji, red. M. Markiewicz, IPN, Białystok 2015, 276 s.

Adam Sitarek, Otoczone drutem państwo. Struktura i funkcjonowanie administracji żydow-skiej getta łódzkiego,IPN, Łódź 2015, 340 s.

Komunistyczny aparat represji wobec Polskiej Prowincji Dominikanów,red. M. Miławicki OP, M. Wenklar, IPN, Dominikański Instytut His toryczny w Krakowie, Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2015, 485 s.

Daniel Wicenty, Weryfi kacja gdańskich dziennikarzy w stanie wojennym, IPN, Gdańsk 2015, 236 s.

W kręgu kulturyi przemysłu. Studia z dziejów Zabrza w XX wieku, red. Zbigniew Gołasz, IPN, Muzeum Miejskie w Zabrzu, Katowice 2015 , 400 s.

Zasada strukturalna jako podstawa opisu archiwaliów w zinte-growanych systemach informacji archiwal-nej, red. R. Leśkiewicz, A. Żeglińska, IPN, Warszawa 2015, 172 s.

Page 76: Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Historia Polski 1918–1989 w 133 symbolachNowe wydanie gry ZnajZnak już w sprzedaży!

Gra jest dostępna także w wersji elektronicznej: Zagraj w ZnajZnak – Na prąd na Facebooku lub pobierz na swój smartfon

Apple and the Apple logo are trademarks of Apple Inc., registered in the U.S. and other countries. App Store is a service mark of Apple Inc. Android, Google Play and the Google Play logo are trademarks of Google Inc.

Więcej szczegółów na

znajznak.plAHEEEHAPHFGALJGNNPAHEEEHABNFFFNBPMKFDEDAOAPBNFFFNBDGMFBPFNNFLPFHAIANEKKIKKEPGOICBFEEBDPKGEJCPHFJNMJEMFFNNFEHLKACFMNGAHFHANHDNAPBBBPAPCELEKAPHFCDAEDMIAHHHHHHHPHPHHHHPPHHPPPHPPH

069

069

Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946)

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

Pochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych. Z więzienia napisała gryps do ro-

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”. Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku. KMhttp://inka.ipn.gov.pl/

1939–1945 1944/5–19891918–1939

AHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKF

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

Z więzienia napisała gryps do ro-

Wyrok na „Inkę” był

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

069

Danuta Siedzikówna „Inka”

Bohaterka podziemia antykomunistycznego, zamordowana przez UB.

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańskuprowadzonych przez IPN w Gdańsku

069

Pochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

ochodziła z rodziny o tradycjach patriotycznych. Jej matka została w 1943 r. zamordowana przez Gestapo (057) za

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

współpracę z AK (001), a ojciec, wywieziony w 1940 r. przez Sowietów na Syberię (055), zmarł w 1943 r. w Teheranie jako

żołnierz 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa (051). Po śmierci matki Danuta wstąpiła do AK. W październiku 1944 r., po

wkroczeniu Sowietów, zatrudniła się jako kancelistka w nadleśnictwie w Narewce. W czerwcu 1945 r. została aresztowana

przez UB (114) pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Odbita z konwoju, dołączyła do 5. Bryga-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

podstawie fałszywych oskarżeń skazano ją na karę śmierci i utratę praw publicznych.

dziny: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

prowadzonych przez IPN w Gdańsku

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

dy Wileńskiej dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Była sanitariuszką i łączniczką. Po rozformowa-

niu oddziału próbowała wrócić do legalnego życia i podjęła naukę w gimnazjum. W 1946 r. wróciła do oddziału party-

zanckiego mjr. „Łupaszki”, który na Pomorzu przeprowadzał śmiałe akcje wymierzone w UB i NKWD (048).

W lipcu „Inka” wpadła w Gdańsku w ręce funkcjonariuszy UB. Torturowana, nie wydała swoich towarzyszy broni. Na

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

http://inka.ipn.gov.pl/

AHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNBAHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

BNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNBAHEEEHAPPJJFDLEBIKEONPAHEEEHA

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNKBNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

OLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNKBNFFFNBPELELIPBCMLJCIPBNFFFNB

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBBOLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

ADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBBOLGANOFBDCCJEMIIPOAKMEBKAPNNK

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOGADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

CMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOGADNIMCFJPAFMPLHDALDAOEILNIDBB

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBDCMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

ENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBDCMBJLKFLKDLMCDIMBEBHCOMBHHIOG

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFENFFFNEHBKFMAEELOCDFAHFHADFBD

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

http://inka.ipn.gov.pl/HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHP

http://inka.ipn.gov.pl/APBBBPAPJJFBAEIHJNGIADG

HCAFKF

HHHHHHHPPPHHPHPHPPPHHPHHPPPHPAPBBBPAPJJFBAEIHJNGIADGHCAFKFdować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

zbrodnią sądową: ówczesne prawo nie pozwalało skazywać na śmierć osób niepełnoletnich, a w chwili wykonywania

wyroku (28 sierpnia 1946 r.) „Inka” nie ukończyła jeszce 18 lat. Jej ciało zakopano w nieznanym miejscu.

Propaganda komunistyczna uczyniła z niej zbrodniarkę, „Krwawą Inkę”, która miała rzekomo mor-

dować rannych milicjantów. Po upadku komunizmu (132) „Inka” została zrehabilitowana i stała się jed-

nym z symboli „żołnierzy wyklętych”. a w 2006 r. odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odro-

dzenia Polski. Doczesne szczątki „Inki” odnaleziono 12 września 2014 r. podczas prac ekshumacyjnych

Cena 6 zł (5%VAT)

numer indeksu 284521nakład 11 500 egz.

BIULETYN IPN nr 2 (47)/2016

Ryngraf zerwany z munduru

Strajk w mieście kobiet

Emil Barchański – ostatnia ofiara Dzierżyńskiego

Dodatek specjalny: replika ryngrafu

por. Franciszka Majewskiego „Słonego”

oraz płyta DVD ze spektaklem Sprawa Emila B.