191
 «Wesełka»  Kyjiw 1966 W oryginalnomu naukowo-fantastycznomu romani-kazci rozpowidajeťsia pro nadzwyczajno cikawi pryhody wczenoho, jakomu wdałosia zmenszyty sebe w sotni raziw i prożyty błyźko soroka rokiw u Krajini Traw sered riznomanitnych komach , i pro te, jak win powernuwsia w misto Czenśk.  Ał e szczo ce za krajina? De wona znachodyťsia? Zi sliw ludej, kotri w nij pobu- wały, pyśmennyk i wede swoju rozpowiď.

Bragin - W krajini drimuczych traw.pdf

Embed Size (px)

Citation preview

  • WesekaKyjiw 1966

    W oryginalnomu naukowo-fantastycznomu romani-kazci rozpowidajesia pronadzwyczajno cikawi pryhody wczenoho, jakomu wdaosia zmenszyty sebe w sotniraziw i proyty byko soroka rokiw u Krajini Traw sered riznomanitnych komach,i pro te, jak win powernuwsia w misto Czenk.Ae szczo ce za krajina? De wona znachodysia? Zi sliw ludej, kotri w nij pobu-way, pymennyk i wede swoju rozpowi.

  • Malunky W. Hryhorjewa

  • Zwyczajno, Sonciu nemaje nijakoho dia do ludyny. Prote w ludyny zawdy buodio do Soncia. Bilsz jak dwi tysiaczi rokiw tomu Eratosfen z dopomohoju tini wid Sonciaobczysyw rozmiry zemnoji kuli, pidrachuwaw, szczo Zemla maje dowynu okrunostipo ekwatoru 250 000 stadij, prybyzno 38 000 werst! Ae toj swit, szczo joho mih znatystarohrekyj geograf Eratosfen, buw takyj mayj, takyj mayj

    Ja rysuju na pisku Eratosfeniw swit bez Ameryky, bez Awstraliji. Tepli berehySeredzemnomorja Persija Skija Swit buw takyj mayj! A o postaa pered Era-tosfenom pryhoomszywa cyfra 250 000 stadij! I ne perelak, ne bezporadnis, a za-wziattia, adoba diznatysia, widkryty, pobaczyty owoodiy duszeju ludyny. Pered Era-tosfenom swit szyrszaw i rozrostawsia postupowo, wid odnoho nekwapywoho matema-tycznoho pidrachunku do inszoho. A peredi mnoju swit i reczi wyrosy widrazu. Rap-towo! U sto, u dwisti raziw. Szaena hodyna, nezrozumia my!

    Siohodni ja zawjazaw swoju doronu torbu. W nij szczodennyk sposteree iwidkryttiw, jaki ja zrobyw u cij krajini. Bezkrajij szlach, neozori prostory, szczo jich jamuszu projty z mojeju wjucznoju twarynoju. Nespokij i strach ochopluju mene.

    Sutinky chowaju rysunky na pisku. Czas spatyDopysuju cej ostannij arkuszyk za 2876 rano-wranci.Uczora, koy nicz schowaa rysunky na pisku, ja dowho dywywsia na zirky. Czomu

    podumaw, szczo ywu wony samotnio j sumno w swojemu nebi. Poaliw jich. Ja skazawjim: Ne urisia! Za dopomohoju wodianych postriliw-posztowchiw ruchajesia y-czynka babky. Za cym pryncypom ety u nebo wohniana raketa pid czas weykych swiati narodnych hula. Za takym samym sposobom ludy powedu swoji powitriani korabli zZemli na Misia i do was, daeki panety. Weselisze j teplisze stane na nych wid ludkohohomonu i smichu. Szczo? Do was daeko? Niczoho, ludyna doety! yczynka babky

  • ce ywyj raketnyj dwyhun! Joho ja pobaczyw tut u diji. Ce ysze odne z bahatioch wid-kryttiw, szczo jich ja zapysaw u swojemu szczodennyku, jakyj ponesu i peredam ludiam.

    Zakrywajuczy kameniukoju wchid do swojeji oseli, ja skazaw zirkam: Na dobra-nicz! I wony szcze jaskrawisze zasiajay meni u widpowi i nawi e-e chytnuy wnebi swojimy wijamy-promeniamy. Siohodni ja wkadaju w szczodennyk widkryttiw icej arkuszyk. Jak chorosze! Na serci spokijno. Ni pobojuwa, ni strachiw. Wjuczna twa-ryna na pryponi. Dionwal Dionwal Jdu perewiryty pohodu za joho barometrom.Poky jszow, dumaw pro Poywanowa Barometr prowiszczaje: jasno, tepo.

    Ote, w dorohu! Za dowhi roky odnoho razu ne obduryw mene cej barometrStepan Jehorowycz Tarasewycz, dyrektor Czenkoho pedagogicznoho instytutu,e pomitno wsmichnuwsia: Nezwyczajnis tekstu, zhadka pro neisnujuczu systemu barometra, a tako te,

    szczo chto nawiszczo w desiatky raz zmenszyw tekst newidomym sposobom, a, johodoweosia czytaty pid due sylnoju upoju, aby prodyktuwaty drukarci, wse ce razomuziate moe sprawdi spanteyczyty bu-koho.

    Pry ciomu Stepan Jehorowycz pylno hlanuw na sirnykowu korobku, w jakij ja pry-nis toneseki i krychitni arkuszyky z mikrotekstom.

    Wy kaete, szczo ci arkuszyky buy u buketi kwitiw, jakoho wypadkowo kynuydo was u nomer hotelu! Tak? Ae ce art! Wy zaraz pereswidczyte. Ja wykyczu stu-denta Bielankina, i win rozjasny nam, czomu dla artiwywoho ystuwannia z druziamywin obraw dywnyj metod i takyj dywnyj tekst.

    I zmenszennia cioho tekstu za dopomohoju fotoaparata, oczewydno, te buo zro-beno, szczob poartuwaty? Awe! Prote student Bielankin ue widmowywsia: ne win pysaw, ne win zmenszuwaw

    ci arkuszyky. Tak i skazaw? Wam? U prysutnosti studentiw? Same tak! Nu, znajete!.. Wy ludyna nowa, czua w instytuti. Profesor Tarasewycz ne-

    kwapywo j rozmireno postukaw zihnutym palcem po stou, z e prychowanoju ironijejupodywywsia na mene. Wy, zdajesia, literator z Moskwy? W instytuti jde swoje zwy-czajne yttia, i raptom bach! Zjawlajetesia wy, neznajoma ludyna, u rukach buketkwitiw i sirnykowa korobka. U korobci jaki arkuszyky, a w nych wykad fantastycz-nych wyhadok i poczuttiw Bielankina. Ne dywno junak znijakowiw, rozhubywsia: ni,ne ja pysaw!

    Ae w ysti, jakyj my dopiru proczytay, nemaje odnoho artiwywoho czy smi-chotywoho sowa, a je schwylowana rozpowi pro jaku podoro, pro Eratosfena, projaku tam wjucznu twarynu

    Zhoden, dywno. Ae hadaju i pysaw, i zmenszuwaw z dopomohoju fotoaparataBielankin. Szczob poartuwaty! Zaraz wykyczu joho. Dyrektor widczynyw dweri: Iryno Sergijiwno, bu aska Wybaczte Win obernuwsia do mene: Sekretarkynemaje na misci. Zaraz studentiw poproszu pokykaty.

    Dyrektor piszow.De u dowhych korydorach instytutu unko perekoczuwao: Bielankina do dyrek-

    tora Bielankina do dyrektora!

    Jak use ce staosia? Ade w Czenku ja ysze projizdom. Meni treba buty w kasach

  • paropawstwa, jichaty dali morem do odnoho z kurortnych misteczok, a ja w Pedago-gicznomu instytuti i sydu w kabineti dyrektora w szkirianomu krisli. Zamis bysko-tinnia morkoji chwyli wybyskuwannia ska knykowych szaf; zamis bezmenojihadini zeeni, zehka wycwili na sonci sztory na wiknach. Naszczo ja czekaju stu-denta Bielankina j dyrektora instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza? Sywyj, spo-kijnyj, trochy wtomenyj czoowik, win, mabu, wilno j newymuszeno spikujesia iz stu-dentamy, zawdy wchody w usi podrobyci instytutkoho yttia.

    Czy skoro win powernesia?Ostanni dni i noczi w Moskwi, newhomonni j kopitki, spowneni trywoh i pobo-

    juwa za uspich pjesy, wkraj stomyy mene. Ja siw u pojizd. Try doby probuw u dorozi.Zupynywsia w Czenku, szczob peresisty na paropaw.

    Pojizd prybuw uczora rano-wranci. Z wokzau ja widrazu popriamuwaw na pry-sta. Spytaw, jak z paropawom.

    Widpowiy: Zaczekajte! Paropaw u potribnomu wam napriamku bude zawtra.Potim ja ohladaw misteczko. Obidaw. A we pisla cioho piszow u hotel. Z central-

    noji wuyci, powz mahazyny z weykymy switymy witrynamy pid parusynowymy ten-tamy, ja zawernuw u prowuok, szczo zbihaw z hory.

    Prowuok brukuway. Har wid hariaczoho asfaltu i kuriawa stojay w powitri. Aesoodkyj zapach rezedy, tiahuczyj, mjakyj aromat ewkojiw, husti pachoszczi trojandstrumuway z usich palisadnykiw prowuka i ni na krok ne widstaway wid mene.

    Zwidkila doynaw spiwuczyj zwuk poperecznoji pyky y ciukay-ciukay sokyryurywczasto j czitko, to perebywajuczy, to nazdohaniajuczy odna odnu.

    Dwopowerchowyj budynok hotelu buw sporudenyj, mabu, due dawno. Wyhladwin maw dosy nezhrabnyj. Perszyj powerch buw kamjanyj, druhyj derewjanyj. Naperszomu powersi, oczewydno, koy mistyysia kramnyczky dwoch wasnykiw: dwojedwerej z oboch kinciw budynku wey na druhyj powerch. Teper czerez odni dweri zacho-dyy w hotel; nad nymy wywiska Chwyla. Druhi dweri wey, mabu, w kwartyry.

    W switomu korydori hotelu za stoom sydia diwczyna. Ja pobaczyw riwnyj prodii dwiczi obkruczeni nawkoo hoowy kosy. Diwczyna nyko schyya nad knykoju.

    Czy je u was wilni nomery?Ne widrywajuczy wid knyky, diwczyna mowya: Prosti, Edmon Prosti zarady mene, zarady moho kochannia do was! Ja ne Edmon, ne graf Monte-Kristo, skazaw ja diwczyni z knykoju. Hidnis zaminioji inky zupynya poryw zmuczenoho sercia, proczytaa

    whoos diwczyna i, trymajuczy wkaziwnyj pae na riadku w knyci, hlanua na mene: Probaczte, hromadianyne, nijak ne mou widirwaty.

    Czy je wilni nomery? Czoo jiji schyyo maje do pidohy Meni potribnyj nomer na odnu dobu. Zawtra ja widjidaju. Graf kynuwsia do nejiPidniawszy swij czemodan, ja ruszyw do dwerej i chotiw buw pity, dawszy diwczyni

    moywis i dali czytaty whoos roman Diuma Graf Monte-Kristo, prote szcze raz za-pytaw:

    Czy je u was wilni nomery? Diwczyna powtorya: Graf kynuwsia do neji i prostiaha ruku do stiny, na jakij wysia neweykapeskowata szafka z widczynenymy sklanymy dwerciatamy.U szafci na haczkach wysiy kluczi z nomerkamy. Czerhowa, ne widrywajuczy oczej

    wid knyky, zniaa z haczka klucz, podaa joho meni j skazaa: Zapowni bank za formoju ce persze; zayszte wisim karbowanciw ce

    druhe. A tretie tak Boe mij, ja nazywaju was Edmonom, czomu wy ne nazywa-jete mene Mersedes?

  • Ae probaczte, Mersedes, skazaw ja czerhowij, ja ne graf Monte-Kristo Awe, zitchnua diwczyna, uwano podywywszy na mene, jakyj e z was

    graf Monte-Kristo Jakszczo nadumajete proyty w hoteli bilsze doby, to ne zabutepoperedyty mene.

    Ja chotiw buw deszczo skazaty, pro szczo zapytaty, ae beznadijno: czerhowa pohotelu nazawdy porynua w knyku.

    Ja piszow z kluczem dowhym korydorom.U nomeri buw garderob, sti, zasteenyj wyszywanoju bioju skatertynoju, umywal-

    nyk, kilka stilciw. Wymyti doszky pidohy siajay czystotoju.Rozczynyw nawsti wikno. Spersia liktiamy na pidwikonnia. Jaki nawproty ma-eki budynoczky! Wikna neweyki, kwadratni, z ehkymy zawiskamy. U wikonnyciach

    wyrizano maeki sercia.Na hanoczkach sydia babusi. Ja ne czuju, pro szczo wony rozmowlaju. Ae, ma-

    bu, jichnia rozmowa tiahnesia powoli, nekwapywo, z pauzamy. jichni sowa prosti jnechytri Pro szczo?.. Jak pryhotuwaty bakaannu ikru, szczob wona bua hostrisza,jak kraszcze wysuszyty wynohrad, jaki je liky wid omoty u popereku, a moe, narikajuna te, szczo teper sonce ne tak hrije i czastisze buwaju doszczi.

    Czy mih ja peredbaczyty, czy mih napered uhadaty, szczo same tut, u ciomu misti,w 19 roci, tychoho litnioho weczora, wsioho za kilka chwyyn ja stanu uczasnykomtakych podij, u wirohidnis jakych potim edwe powiriu!

    Z-za rohu pokazaysia junak i diwczyna. Wony jdu due j due powoli. Moywo,wony jdu tak powoli, szczob dowsze pobuty odne z odnym.

    Wony mowcza, pewno, zbyrajusia skazaty odne odnomu jake zapowitne sowo we czas zbyrajusia z duchom i nijak ne zberusia. O wony zupynyy pid mojimwiknom. I ja czuju, jak diwczyna kae:

    Spasybi, Pawyku, o ja j pryjsza. Podywisia, jakyj weykyj staw kus, parostokjakoho meni daa wasza maty.

    Oczewydno, wikno kwartyry diwczyny buo zowsim poriad z mojim. Koy wona po-kazuwaa na kus, meni zdawaosia, szczo wona dywysia na mene.

    Oenko! Ja choczu wam skazaty Oenka smijesia. Ty znajesz, pro szczo ja dumaju? Pro czudesa. Ocej kus na mojemu wikni

    zwyczajnyj kus u staromu hynianomu horszczyku, a ja dywlu na nioho i czuju, jakszurchotia weetenki zmiji, szczo propowzaju powz kus u dunglach. Baczu, jak, za-czipajuczy kus weyczeznymy sirymy bokamy, prochody zadumanyj son z maekymsoneniam Ach, Pawyku! kusy rostu ne w hynianych horszczykach na pidwikon-niach, a w tropicznych dunglach. Ade zwidty jich koy prywezeno. PawykuPawyku, kona rosyna ce dywo, tajemnycia.

    Rozumiju rozumiju zapyennia Zapyennia! Oj, jaka nudota! Pryjmoczky, matoczky, pyok A barwy? Pa-

    choszczi? Za mistom tak bahato polowych kwitiw!.. Wy tam ywete I odnoho buke-tyka, odnoho buketyka

    Ja zawdy pospiszaju, szczob dowsze pobuty z toboju i nikoy meni jich zby-raty Ja we czas choczu, choczu wam skazaty

    Wony kau odne odnomu to wy, to ty. Szcze wzymku, otut pamjatajesz todi bua luta churtowyna. Wzymku Wy

    tak samo poczay: Oenko, ja choczu wam skazaty. Ja todi ne skazaw, bo widpowidaje Pawo, bo w tebe zmerzy ruky, i ja

    chotiw, szczob wy szwydsze widihriysia bila hruby Zaraz churtowyna ne pereszkody nam. Kay! Ja bahato czoho kau tobi, koy buwaju sam. Ae todi ja ne czuju. Kilka raziw ja pysaw wam dowhi-predowhi ysty.

  • Ae ja jich ne oderuwaa. Ne zwauwawsia posaty. Bojawsia. Nawczatysia razom w tomu samomu insty-

    tuti, baczytysia szczodnia i raptom pysaty ysty Oeno! Oenko! prounaw hoos iz. susidnioho wikna. Czas weczeriaty! Jdu, jdu, mamo! Proszczajte. Czekaju nezwyczajnych ystiw i kwitiw, polowych

    kwitiw. Weykyj buket!Nezabarom za derewjanoju stinoju moho nomera stao czuty pryhuszeni hoosy,

    briazkit posudu.Czas mynaw. Ue sutenio. A ja wse szcze stojaw i stojaw bila wikna.Horiy zirky na nebi. I w hustij temriawi pid zirkamy zowsim po-inszomu zazwu-

    czay hudky paropawiw.Zwidky zdaeku doynay i widlitay he zwuky: urywok pisni, kwapywi kroky

    perechooho, smich iz-za zawisky czuoho wikna. A ja dumaw pro chorosze czue szcza-stia, pro te, jaka nespokijna buwaje radis.

    I meni zdawao: ja due dawno znaju ce misteczko, znajomyj meni i cej nomerhotelu, i koy ja we czuw szczo due schoe na rozmowu Pawyka i Oenky. A moe,tak meni zdaosia, bo ja sam, jak teper Pawo, koy prowodaw koho i buw spownenyjradosti, zbenteennia j harnych sliw. Chotiw bahato skazaty, ae mowczaw. Pysaw ysty,ae ne posyaw jich

    Ja wwimknuw nastilnu ampu. U wikno wetiw weykyj meteyk.Win pokrulaw nad stoom i siw na abaur.Ja obereno zniaw joho i pidijszow do wikna: ety, nicznyj hostiu!Win poetiw i powernuwsia do ampy, znowu siw na abaur.Ja znowu zniaw joho.Poczuwsia rizkyj pysk.Ja dobre rozhediw meteyka: na spynci owtyj rysunok, szczo nahaduje czerep.

    Peredni krylcia czorno-buri. Ja znowu pidnis joho do widczynenoho wikna. ety! I. winpoetiw he. Misteczko spao. Buo zowsim tycho. Raptom poriad za stinoju, de yweOenka, chto zahraw na pinino. Znajoma doroha meodija. Ne dohray meodijaurwaa. Czy to nadto zaurywsia toj, chto hraw, czy to zhadaw pro szczo i zamy-sywsia.

    Ja daw, czy skoro znowu zahowory pinino. Ne didawsia. Dobre, koy ty moodyji junis szcze ne mynua. Dobre Oenci czekaty kwitiw A Pawowi jich zbyraty, chwy-luwaty prynosyty peredawaty z ruk u ruky. Meni czas spaty.

    U susidnij kimnati pohasyy ampu: swityj kwadrat wikna, szczo spokijno eawna zemli za doszkamy trotuaru, raptom znyk. Ja wymknuw u nomeri swito. I majewidrazu poczuw kwapywi kroky po doszkach trotuaru. Chto maje bih. Zupynywsia.Szczo wetio w moju kimnatu i wpao na pidohu. Kroky szwydko widdalay. Ja za-swityw eektryku buket! Widrazu zdohadawsia. Pidbih do wikna.

    Pawe! Pawe!Wuycia bua poronia.Dowho j obereno naywaw ja wodu w heczyk. Dbajywo postawyw u nioho czuyj

    buket. Czuyj buket!

    Nastaw ranok z pekuczym soncem, jake posyaje zajczykiw tanciuwaty po stinachi dweriach, z hostrym poswystom stryiw, szczo prolitaju powz wikna, z kruhym czaj-nykom na stoli i daekymy hudkamy, jaki zaraz unay badioro, smiywo j zaderykuwato.

  • Buket, zibranyj Pawom i pomykowo kynutyj do mene u wikno roewi kwitydykoji szypszyny, otoczeni houbymy wiczkamy nezabudok, cej buket prywitno dywy-wsia na mene z heczyka z wodoju.

    Tak, treba zajty Do susidnioji kimnaty i peredaty joho za pryznaczenniam.Ja obereno wziaw kwity. Szczob woda steka w heczyk, trochy strusyw jich. I

    na biu skatertynu z buketa poetio dwa krychitnych kwadratyky paperu. Szczo ce?Zaczudowano ja dywywsia na nych, rozhladajuczy. Na konomu krychitnomu arku-szyku wydniy jaki znaky. yst? Meni pryhadaa wczorasznia rozmowa pid wiknom:Kilka raziw ja wam pysaw dowhi ysty. Ae ja jich ne oderuwaa. Ne nawa-uwawsia Czekaju nezwyczajnych ystiw i polowych kwitiw.

    Nawriad czy mona buo j pid upoju proczytaty cioho ysta. Ta nawi jakby w menej bua upa, ja ne staw by czytaty czui ysty. Ja wziaw arkuszyky i pokaw jich u sirny-kowu korobku. Wse ce treba widdaty

    U Oenky w kwartyri meni skazay, szczo wona w instytuti. Zayszyty kwity? Aejak skazaty, pojasnyty wid koho? Szczo robyty z krychitnymy arkuszykamy? I japiszow do instytutu.

    Sumniwna wticha jty neznajomym mistom, trymajuczy w ruci buket czuychkwitiw, rozpytujuczy perechoych, jak kraszcze projty do Pedagogicznoho instytutu, czy-taty nazwy wuy i dumaty pro czue kochannia.

    Wsi poczuttia j dumky, ybo, wykaw Pawyk na krychitnych arkuszykach. Jakwin ce zrobyw? Za dopomohoju mikrofotograji? Pewno, czymao zusyl dokaw win,szczob napysaty ci dwi zapysky, sfotografuwaty jich, a drukujuczy, zmenszyty. Na-czebto sowo, zmenszene fotoaparatom, zazwuczy spokijnisze j tocznisze Mabu, winstytuti kraszcze peredaty ce posannia Pawowi tomu, chto pysaw, a ne Oenci.

    Ja projszow hustym mikym sadom i wraz zlakano zupynywsia: meni zdaosia,niby sirnykowa korobka z mikroystamy kudy wypaa Ae ni, wona o de!

    Napewne, szczorazu, koy Pawo baczyw Oenku, joho posiday soromjazywis ibojazkis: utworiuwawsia porih, jakyj win ne smiw perestupyty.

    A o i pedagogicznyj instytut: weyki dweri z czornoho duba, proty soncia wyby-skuju polirowani midni ruczky.

    Ja detalno opysaw didowi, storou instytutu, wsi prykmety toho junaka, jakohobaczyw uczora wweczeri, ae z cych prykmet storo ne mih zrozumity, jakoho Pawatreba pokykaty.

    Chiba mao studentiw, jakych zwu Pawamy, wczysia w instytuti? Szcze chwy-yna i ja opynywsia b u dosy smisznomu stanowyszczi. Czoho dobroho, pjatero abodesiatero junakiw i konyj na jmennia Pawo otoczyy b mene, a ja prostiahaw bywsim jim buket kwitiw. Szczo robyty? I todi ja rozpowiw storoewi, szczo wczora wwe-czeri baczyw toho Pawa, jakyj prowodaw studentku Oenu dodomu.

    A-a, Pawa Bielankina, protiaho mowyw storo.Za chwyynu Pawo stojaw peredi mnoju. Ja widrekomenduwawsia. Junak, niczoho

    ne rozumijuczy, dywywsia na mene. O wasz buket. Win wypadkowo zaetiw do mene u wikno hotelu. Probaczte, win

    trochy prywjawJunak newmio wziaw buket. Win buw zdywowanyj. Czy warto buo zawdawaty sobi kopotu? Kwity zawdy wjanuDywno, podumaw ja, czomu win ne turbujesia pro ysta?Ja podaw jomu sirnykowu korobku: O waszi mikroysty. Szczo? Jaki ysty? W buketi, jakoho wy kynuy u wikno, buy fotoysty. Fotoysty? Ja ne zajmajusia fotograjeju. Ae fotoysty buy u waszomu buketi? Waszi fotoysty

  • Obyczczia Pawa stao zym. Rysy joho zahostryy. Ja ne pobaczyw i slidu wczo-rasznioji soromjazywosti i bojazkosti. Win z pidozroju podywywsia na mene.

    Ne nakydajte meni, hromadianyne, czuych ystiw! Ae ae ..; Dajte meni spokij! I znajete szczo? Do pobaczennia!Ja ne znaw, szczo skazaty. Smiszne, bezhuzde stanowyszcze: napiwtemnyj westy-

    biul instytutu, dowhi riady poronich wiszaok za barjerom, ja z sirnykowoju korobkojuz mikroystamy w prostiahnutij ruci, a Pawo w protyenomu kinci zau pchaje wurnu buket, jakoho ja obereno nis czerez use misto.

    Raptom dweri odnijeji z audytorij widczynyy, i hominywa grupa studentiw uwir-waa do zau. Wony, pewno, szcze ne ochooy pisla szczojno oderanoji konsultaciji izawziato spereczay.

    Pawe, szczo trapyo? upiznaw ja hoos Oenky.Ja sprobuwaw pojasnyty. Wsi widrazu zamowky i z podywom pozyray na mene. Czy ne projszy b wy do kabinetu? mowyw do mene czoowik iz spokijnymy,

    wpewnenymy ruchamy, pered jakym rozstupyysia studenty.O za jakych deszczo dywnych obstawyn ja opynywsia ne na paropawi w mori, a

    w kabineti dyrektora Pedagogicznoho instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza. Sy-du i dywlusia na sti, de ea dwi krychitni zapysky z mikrotekstom, a poriad z nymy zwyczajni arkuszi paperu. Na nych drukarka nadrukuwaa czerez dwa interwaytekst, jakyj czytay pid sylnoju upoju.

    Czekaju. Ot zaraz razom z dyrektorom instytutu pryjde awtor mikrozapysok, stu-dent Bielankin. Win skae, szczo wse ce joho osobysta sprawa, art, jak sprawedywotwerdy Stepan Jehorowycz. Doczekaju, poky wony pryjdu, i podamsia na prysta.

    Dyrektor pokaw pered studentom sirnykowu korobku z arkuszykamy i tekst, pe-redrukowanyj na maszynci:

    Bielankin, dajte, bu aska, widpowi na try zapytannia. Persze: szczo za dywnamanera ystuwatysia za dopomohoju mikrofotograji? Zapytannia druhe: czomu wywidmowlajete wid swojich ystiw i taki neczemni z ludynoju, jaka z delikatnosti power-taje jich wam? A teper tretie zapytannia: z ystiw wydno, szczo wy zbyrajetesia w jakutrywau podoro. Ja ne proty turyzmu, ae skai, bu aska, szczo ce za barometrDionwala?

    Stepane Jehorowyczu, ne pysaw ja cych ystiw! Ja widrazu pro ce skazaw szczetam, bila wiszaky!

    Jak e tak? Buket wasz, a zapysky w ciomu buketi czui? Stepane Jehorowyczu, sprawdi, kwity ja zbyraw, ae zapysok cych ne pysaw. Ja

    naperedodni inszoho ysta napysaw i zbyrawsia joho widdaty. O win! A wtim, ja nemou wam joho pokazaty, ce tilky dla Nu, odne sowo, osobystyj yst Bielankinrozhubywsia i zamowk.

    W joho widpowidi widczuwaasia prawdywis i junaka szczyris, a w samij nedo-mowenosti turbota: chiba mona, szczob ne Oenka, a chto inszyj proczytaw johoysta? Student stojaw pered namy mowczaznyj i zoseredenyj, ruka joho micno styskaayst. I tak samo, jak tam, u westybiuli, de ja namahawsia widdaty razom z buketomkrychitni arkuszyky, tak i tut, u kabineti, ja rozhediw na joho zblidomu obyczczioznaky zosti j oburennia: nawiszczo chto czuyj i storonnij wtruczajesia w joho yttia.

    Dobre, Bielankin, ja was bilsze ne zatrymuju, mowyw dyrektor.

  • Bielankin buw ue bila dwerej, koy Tarasewycz z nespodiwanoju dla nioho ha-riaczkowistiu wyhuknuw.

    Jakym e czynom ci dywni arkuszyky raptom opynyy u buketi studenta mohoinstytutu?

    Stepane Jehorowyczu, obernuwsia do nas Bielankin, mabu, arkuszykychto upustyw na kwity.

    A de wy zbyray jich? Bila staroji pokynutoji altanky, szczo za hajem. Wweczeri jichaw poputnymy

    maszynamy tudy j nazad. Tam iszcze baza Rajcharczotorhu.Koy dweri za studentom zaczynyysia, dyrektor prokazaw: Ote, wse zrozumioji Ce poartuwaw z wamy ne student moho instytutu.Stepan Jehorowycz uziaw koroboczku, de eay arkuszyky z mikrotekstom, potim

    skaw udwoje arkuszi paperu, na jakych cej tekst buo peredrukowano, i podaw use cemeni z lubjaznoju usmiszkoju:

    Powertaju, jak kau, za naenistiu. Meni znowu wpay u wiczi sowa: Eratos-fen yczynka babky Dionwal Umownyj tekst?

    Kraszcze rozkai, szczo nowoho pokae w nastupnomu teatralnomu sezoniChudonij

    teatr u Moskwi Jak? Wasza pjesa tam ne pide? Szkoda Probaczte, Stepane Jehorowyczu, student Bielankin skazaw, szczo buket win

    nazbyraw bila jakoji zrujnowanoji altanky Dobre! Rozumiju. Ja poszlu tudy Bielankina ta inszych studentiw. Szukaty w trawi inszi taki arkuszyky? Szukaty toho, chto upustyw jich na kwity. Studenty pobuwaju tam i rozwidaju,

    chto tak dywno artuje. Jakyj al, szczo meni ni na hodynu ne mona wyjty z instytutu!A to ja b piszow z wamy. Doroha malownycza, wede do dacznoho seyszcza naukowychpraciwnykiw. Seyszcze imeni omonosowa.

    Stepane Jehorowyczu! A czy ne zdajesia wam, szczo wsia zhadka tut w odnomusowi Dionwal? Tak, tak, ja zabuw wam skazaty Ja ne polinuwawsia i zawitaw na katedruzyky. Pro barometr Dionwala tam i ne czuy. Tut szczo ne te A newe Chudonij

    stawytyme suczasnyj wodewil?..

    Jakymy nezwyczajnymy kartynamy rozmalowano stiny w restoranczyku!Biyj wedmi, stojaczy na kryyni, wytiahnuw mordu i czoho torkajesia nosom

    hostroho witrya czowna, szczo pywe w daeczi nepryrodno houboho moria. A na inszijstini dity, sydiaczy nawpoczipky, puskaju maekyj paperowyj korabyk w burchy-wyj strumok.

    Do steli prybyto rohy hirkoho koza. Z nych zwiszujusia ampy pid jaskrawymykolorowymy paperowymy abauramy.

    Ja jiw jaku nezrozumiu mjasnu strawu z tuszkowanymy pomidoramy, pywsklanku za sklankoju micnyj czaj i dumaw: Ue tretij de ja zbyraju pojichaty z ciohomista i nijak ne pojidu.

    Bielankin ta joho towaryszi szukay, dywyy, czy nemaje bila altanky slidiw,oznak ludyny, jaka zahubya tam zahadkowi arkuszyky, rozpytuway miscewych yte-liw, rozhladay mao ne konu trawynku, konu kwitku. Ae studenty ni pro szczo nedowiday, niczoho ne znajszy.

    Czas jichaty! kau ja sobi. Ce misteczko due mye, ae ne zayszatysia tut

  • rozhaduwaty zaproponowanyj kymo rebus. Tak, czas jichaty! Zawtra-taky. Protedywna ricz: ade ja zhoden z profesorom Tarasewyczem, szczo arkuszyky z mikrotek-stom czyja smiszna wyhadka? Zhoden! Ae wse-taky, wse-taky szczyryj ton dywnycharkuszykiw, jichnia spokijna serjoznis prymuszuju mene szukaty w nych jakyj osob-ywyj smys, buwaty w bibliteci, czytaty dowidnyky Tak mynaju dni, i ja newyjidaju z misteczka. Czoho szukaju. Meni zdajesia, niby czyja dola, dola mandriw-nyka, jakyj wyruszyw u waku dorohu, chowajesia w cych arkuszykach.

    Ludy prychodia do restoranu. Idu zwidsy. U konoho swoje yttia, swoja dola.Muzykanty sydia na estradi. Hraju. Dywlasia na tych, chto wchody, z nezworusznymwyrazom w oczach. Ta muzyka jichnia zowsim ne nezworuszna.

    To smutkom, to weseoszczamy dzwenia struny.Z okremych sliw mikrotekstu wydno, szczo mandriwnyk dowho probuw u czuij

    krajini, zrobyw bahato widkryttiw. Wiw tam szczodennyk. Cioho szczodennyka winweze

    Mandriwnyk, howoriaczy pro wczenoho dawnich czasiw, zaznaczaje, szczo swit pe-red Eratosfenom rozrostawsia wid odnoho nekwapywoho pidrachunka do inszoho. Era-tosfen, jakyj yw due dawno (z 276 po 194 rik do naszoji ery), sprawdi perszyj w istorijiludstwa obczysyw dowynu okrunosti zemnoji kuli. Ae jak zrozumity, czomu peredawtorom mikrozapysok nawkoysznij swit raptom wyris u sto czy dwisti raz?.. I szcze warkuszykach zhadujesia Dionwal. Barometr Dionwala!

    Prosto dywno, czomu z Moskwy j dosi nemaje widpowidi na moju teegramu Cza-ruszynu pro barometr Dionwala. Szczo za czudesna kartoteka imen i terminiw u mohodawnioho druha! Win poczaw jiji skadaty mao ne z szkilnoji awy, de u de. I nemaje,zdajesia, zapytannia, na jake joho kartoteka ne moha b widpowisty.

    Myko Czaruszyn, zawdy tocznyj i akuratnyj, zakochanyj u swoju kartoteku. Johozoote prawyo: konomu, chto do nioho zwernesia iz zapytanniam, win widrazu abodas teegrafnu widpowi, abo w detalnomu ysti poprosy utocznyty zapytannia. AeCzaruszyn mowczy. Czy ne zdawsia jomu, buwa, smisznym mij barometr Dion-wala?

    Siohodni znowu perehlanuw u bibliteci wsi dowidnyky, ae niczoho pro barometrDionwala ne znajszow. Dywno, czomu na arkuszykach je sowo wersty? 38 000werst. Wersty Czomu wersty, a ne kiometry? Wychody, pysaa litnia ludyna, szczozwyka wymiriuwaty widsta werstamy, po-staromu Zwidsy wysnowok newidomyjawtor arkuszykiw litnia ludyna.

    A moe, ci arkuszyky napysano bahato rokiw tomu? Ae w. usiakomu razi, zmen-szennia tekstu za dopomohoju fotografuwannia buo zrobene w de abo naperedodnitoho dnia, koy ci arkuszyky znajszy na kwitach. Inaksze krychitni arkuszyky pid per-szym doszczem rozpowzy by.

    Tarasewycz skazaw, szczo wse ce czyj art. Dowedesia z nym pohodytysia.Restoran sporoniw. Hasy wohni. Dawno piszy muzykanty. Ja sydiw za stoom, a

    na mene z kryyny, namalowanoji na stini, stomeno dywywsia biyj wedmi: czy neczas tobi jty zwidsy?

    Zamysywszy, ja powoli briw nicznymy wuyciamy misteczka. Jak rozhadaty, jakzrozumity ci dywni arkuszyky? I chto, nareszti, jich awtor?

    Misteczko spao. Nicz propywaa nad nym nekwapywo, obereno. Obabicz wuycidrimay topoli, jaki stilky baczyy na swojemu dowhomu wici. Tycho j spokijno nawkoo.Ae zwidky cej smutok na duszi? W mojij kyszeni ey sirnykowa koroboczka z arkuszy-kamy.

    Ja zupynywsia i w dumci powtoryw kilka fraz, szczo zdaysia meni takymy dyw-nymy, koy arkuszyky wpersze buo proczytano. I wraz otut, na tychij wuyci misteczka,meni spao na dumku: tak, szczob poartuwaty j posmijatysia, ne pyszu. Ae chto todicej mandriwnyk?

  • De win? I de reszta arkuszykiw szczodennyka? Cej mandriwnyk pysze, niby wnioho poperedu dowha doroha. Neozori prostory, szczo jich meni treba projty z wjucz-noju twarynoju. Nespokij i strach ochopluju mene Szczo z nym staosia?

    Jak e tak? Zawtra ja pojidu z misteczka i powezu na spodi czemodana sirnykowukoroboczku z arkuszykamy, jaki ne proczytaw jak slid i nawi ne mih zdohadatysia,nawiszczo jich zmenszuway. O pro szczo dumaw ja wnoczi, powertajuczy do hotelu, iwidczuwaw: meni staw dorohyj cej newidomyj mandriwnyk, pro jakoho ja niczoho,zowsim niczoho ne znaju.

    Czerhowa po hotelu, jak zawdy ne widrywajuczy oczej wid knyky, prokazaa: Wam yst. Win u nomeri. Na skilky dib wy zayszajete za soboju nomer?

    Dorohyj Hryhoriju Oeksandrowyczu!Twoja teegrama iz zapytanniam pro barometr Dionwala ne zastaa

    mene w Moskwi. Buw u Nowhorodi. Jszow po slidach odnoho czudowoho ze-meprochidcia.Siohodni powernuwsia do Moskwy. Proczytaw twoju teegramu. Ty pyta-

    jesz mene, czy znaju ja szczo-nebu pro barometr Dionwala. Znaju, szczo nina wyrobnyctwi, ni w prodau takoho barometra nikoy ne buo. Wse? Ni! Ta-kyj barometr buw, je i bude. Hadajesz art, paradoks, anekdot? A nijak.Win isnuje. Ty, zwyczajno, znajesz, szczo mi generaamy Napoeona Bona-parta buw odyn, pro jakoho Napoeon, ue na ostrowi Swiatoji Jeeny, pysaw,szczo win buw najtaanowytiszyj z usich joho pokowodciw. Ce Piszehriu. Johobigraja w pewnomu rozuminni prymitna j tragiczna, ae ne budu zaraz nejuzajmatysia. Perechodu widrazu do twoho zapytannia.

    Tak ot. Hrude 1794 roku zastaw Piszehriu w pochodi win wiw fran-cuke respublikanke wijko na Hoandiju i z uspichom prosuwawsia wpered.Ae odnoho zowsim ne czudowoho dla Piszehriu dnia pryroda poruszya johopany. Doszcz, slota, wsi dorohy rozhasy, riczky rozyysia, wijku posuwaty-sia ne mona. Newdacza zahrouje wsiomu pochodowi. Piszehriu pryjmaje ri-szennia widmowytysia wid nastupalnych dij. Ta raptom z Utrechta z Ho-andiji Piszehriu oderuje donesennia, w jakomu toczno zaznaczeno de,koy wdaria micni morozy: zemla promerzne, riczky wkryjusia hruboju kry-hoju, i wijku mona bude prosuwatysia dali. Piszehriu powiryw u ce donesen-nia, chocz wono pidkripluwaosia posyanniam na barometr, jakoho nikoy inichto do uwahy ne braw. I sprawdi, zaznaczenoho dnia wse nawkoo zamerzo.Pichota j kawaerija Piszehriu ruszyy dali. 29 hrudnia Piszehriu po kryzi pe-rechody riczku Waa. Ae ot 7 sicznia pohoda znowu rizko zminiujesia. Znowudoszczi, slota, kryha tane. Piszehriu, zajszowszy daeko whyb krajiny, opy-nywsia szcze w tiaczomu, maje katastrocznomu stanowyszczi. Ta o winznowu distaje powidomennia z Utrechta, wid 13 sicznia, w jakomu toczno za-znaczajesia, koy same win zmoe powesty wijka po zamerzych riczkach idorohach. Donesennia j cioho razu ne obmanuo. We 14 sicznia powijaw piw-nicznyj witer, 15-ho rizko wpaa temperatura. A 16 sicznia Piszehriu we wUtrechti! I tut win wyzwolaje z wjaznyci Dionwala Katremera, generaa Ba-tawkoji respubliky, toho, chto posyaw zawbaczennia pohody.

    W Hoandiji w 1787 r. Dionwala kynuy u wjaznyciu, de win probuwbyko semy rokiw, tobto do toho dnia, koy joho wyzwoyw Piszehriu. Wsi swojiprognozy pohody Dionwal robyw u tiuremnij kameri na pidstawi spostereeza powedinkoju pawukiw.

    Zhodom, u Paryi, win pysaw:

  • Koy pawuky-kruhowyky zowsim ne tczu pawutynnia, to nastaje pre-pohana pohoda, jaka na barometri poznaczajesia doszczem i witrom; jakszczopawuky rozpoczynaju protiahuwaty radilni pawutynni nytky, todi monaspodiwatysia, szczo za desia-dwanadcia hodyn buria wszczuchne; jakszczowony znyszczuju czwer abo tretynu pawutynnoji siti, szczob zberehty resztu,ce oznaczaje nabyennia witru. Wzahali, koy pawuky rozpoczynaju u weykijkilkosti tkaty swoje pawutynnia, mona spodiwatysia harnoji pohody; jakszczowony robla neweyki siti, ce oznaczaje, szczo pohoda bude minywa; jakszczo,nareszti, zowsim ne zjawlajusia, to je wsi pidstawy hadaty, szczo pohoda budepohana.

    Mij lubjaznyj, ae dywakuwatyj drue, ty sam ne znajesz, jaku pryjemnisty zrobyw meni swojim ne zowsim zwyczajnym zapytanniam. Czomu wsi takehko rozumiju szachista, jakyj chocze zijtysia w pojedynku z tym, chto ne-spodiwano moe postawyty joho w skrutne stanowyszcze? Czomu rozumijemomy hospodyniu, jaka, poczuwszy de u hostiach nowyj recept torta, z takojunasoodoju i chwyluwanniam beresia wdoma do skadnoho zawdannia? Jakoji tworczoji radosti zaznaju ja, spiwrobitnyk dowidkowo-bibligracznoho wid-diu bibliteky, koy, poczuwszy neordynarne zapytannia, poczynaju hotuwa-tysia do widpowidi: zistawlaju fakty z riznych hauzej nauky, literatury,mystectwa, szukaju i hortaju dowidnyky, encykopedyczni sownyky, starowy-nni wydannia, memuary, archiwni dokumenty! Lubyj drue! Nawriad czy tyczekajesz wid mene naukowoji perewirky sposteree Dionwala nad pawu-kamy. A teper iszcze ot szczo: ty znajesz, szczo hordis moho yttia kartotekaimen i terminiw, jaku ja skadaju o ue desiatky rokiw. I ne buo szcze wy-padku, szczob kartoteka mene pidwea. Ote, bez zajwoji skromnosti skau: nezliczyty mojich widpowidej na zapytannia i ne pereliczyty mojich widhadok narizni zahadky. A o teper nijak ne widhadaju, ne zrozumiju i ne zbahnu, czohotebe raptom zacikawyw Dionwal. Czy ne nadumaw ty napysaty naukowo-chudonij scenarij pro pawukiw? To czy ne kraszcze zamis Hoandiji i Fran-ciji wisimnadciatoho stolittia zhadaty naszoho Poywanowa? Narodowoe sim-desiatych rokiw mynuoho stolittia, Petro Sergijowycz Poywanow buw zasu-denyj carkym uriadom na dowiczne uwjaznennia. I o odnoho razu, koy zahratamy stojaw pochmuryj ranok peterburkoji rannioji wesny, pryreczena nadowicznu samotnis ludyna pobaczya w kameri ywu istotu. Ce buw pawuk najzwyczajnisikyj pawuk-chrestowyk. Wony stay druziamy ludyna i pa-wuk; ludyna pikuwaa pro pawuka, hoduwaa joho, braa w ruky. Pawuk spo-kijno wyazyw na pae ludyny. A koy ludyna torkaa joho apky, pawuk spo-kijno i obereno perebyraw nymy. Ludyna turbuwaasia czy ne nadto rozy-ria twaryna: ce szkody zdorowju. I wjaze zrywaw pawutynnia chaj popra-ciuje, schudne, ce korysno. A pawuk? Win u swoju czerhu nacze namahawsiarozwayty wjaznia. Szczoraz buo szczo nowe w tomu, jak pawuk snuwawswoju si, szczo zjednuwaa niky stou z perekadynoju. Inodi win zupyniaw-sia pid czas roboty, rujnuwaw czastynu siti, nacze buw czymo newdowoenyj,i poczynaw pereroblaty jiji. Tomu Poywanow pysaw pro pawuka, szczo to buaarystokratyczna natura

    Szczo ce take? Pojichaw ty na kurort, a lizesz u pawucze carstwo wjakomu Czenku! Ta czy mao ty rozkydawsia, wytraczaw swij ywyj taantna dribnyci! Kydawsia wid odnijeji nauky do inszoji. A tut iszcze pawuky! Nu,dio twoje, ne zapereczuju. Meni podobajesia twoje taanowyte rozkydannia,dywowyne mozkowe zawychrennia. Do pobaczennia. Spodiwaju, ty szcze do-bre widpoczynesz.

    Z prywitom twij D. Czaruszyn.

  • Ja dumaw pro pawukiw, koy rano-wranci wyjszow z mista j podawsia tudy, destudent Bielankin zbyraw swij buket, buket z tymy arkuszykamy, jaki mene zdywu-way, spanteyczyy, wwerhy mene w nespokij i ne wypuskaju z Czenka.ysta Czaruszyna ja kilka raziw proczytaw u hoteli pry switli ampy. Szczo wid-kryw meni cej yst? Ja perekonawsia: newidomyj mandriwnyk, baajuczy znaty pohodu,zmuszenyj buw sposterihaty powedinku pawukiw! U nasz czas! Nu dobre. yst Czaru-szyna rozjasnyw znaczennia kilkoch sliw mikroarkuszykiw. Barometr Dionwala,dumaw pro Poywanowa Ae teper, pisla cioho rozjasnennia, mikroarkuszyky staydla mene szcze bilsz zahadkowymy.

    Czomu ja piszow tudy, de buo zirwano kwity? Due prosto. Ni wnoczi, ni na swi-tanku ja ne mih zasnuty. Buo duszno. W instytut do Tarasewycza z ystom Czaruszynamona buo pity ysze w druhij poowyni dnia. Do toho pisla ysta Czaruszyna menidue kortio pobaczyty pawukiw u naturi i, zwyczajno, pobuty w tomu misci, de buoznajdeno zapysoczky.

    Student Bielankin detalno rozpowiw w instytuti pro misce, de win narwaw swijhorezwisnyj buket, i ja dobre ujawlaw sobi, jak tudy jty.

    Dorohu zaasfaltowano. Obabicz rosy w dwa riady moodi hnuczki topoli. Mabu,jich posadyy todi , koy asfaltuway dorohu.

    Ja jdu stekoju wzdow szose.Kri zarosti kuszcziw to pokazuwaosia, to znykao more. Doroha pidnimaasia de-

    dali wyszcze. Potim isza wnyz, znowu pidnimaa. De u daeczi wydniysia bili budy-noczky dacznoho seyszcza naukowych praciwnykiw.

    Wnyzu, pid horoju, w doyni, liworucz wid asfaltowoho szose, wjunywsia putiwe.Win znykaw u haju. A tam, dali, szczo za rujiny?

    Spustywszy z hory, ja na putiwci zustriw inku i chopczyka rokiw semy-womy.Wony wey za powid kulhawoho konia. My rozhoworyysia. inka rozpowia, szczo pra-ciuje w pidsobnomu hospodarstwi naukowych praciwnykiw. Ki zabyw nohu ob boronu;treba pokazaty weterynarowi.

    A tam, za hajem praworucz, spytaw ja, szczo to za rujiny? Tam do rewoluciji buw majetok. Dywak-pomiszczyk yw, skazaa inka.

    Ponawykydaw konykiw cej pomiszczyk, ponakopaw pid zemeju rizni chody, szczob pro-sto iz swojeji spalni pid zemeju do moria wychodyty. A to, buo, wnoczi pry misiaci bilamoria raptom zjawysia ta hostej z muzykoju za soboju prywede. Naszi didy rozpowi-daju: Prychodymo my na muzyku ciu do moria, pidchodymo bycze a hulk, a mu-zyky we ne czuty i ludej ne wydno, nazad pid zemlu muzyka pisza

    Ja ne dosuchaw, poproszczawsia i poczymczykuwaw dali.Iszow i dumaw pro pawukiw. Ae ne mih ne dumaty i pro sznurky. Tak, pro

    sznurky. Wony raz u raz rozwjazuwaysia, dowodyosia zupyniaty, nachylaty, zawja-zuwaty jich, a wony znowu rozwjazuwaysia.

    Sznurky sznurky Czorni j bili, korycznewi j owti, dowhi j korotki, tonki jtowsti wsi iz zaliznymy nakonecznykamy, wony wysiy na motuzci w runduczkuczystylnyka wzuttia w Czenku. Koy ja pidijszow do nioho, win staranno czystyw swojiwysoki czorni czoboty, wytiahujuczy to odnu, to druhu nohu. ysze pisla cioho, namyu-wawszy byskom czobit, win linywo podaw meni paru sznurkiw.

    Jaki nepokirywi, neterplaczi, nespokijni sznurky distaysia meni u wasnis!Perszoho-taky razu, koy ja zachodywsia kwapywo jich wtiahuwaty, wony widrazu

    pokazay swoju wpertis. Nijak ne wazyy w diroczky. Ja smyknuw. A sznurok, szczobwidomstyty meni, skynuw swij maekyj zaliznyj nakonecznyk. Za de sznurok stawzowsim koszatyj i, zresztoju, porwawsia.

    Ta najhirsze wczynyy zi mnoju sznurky wczora wweczeri. Chotiosia szwydko sky-

  • nuty czerewyk, ae potiahnuw ne toj kine wuzyka wuzyk ne rozwjazawsia, a za-tiahnuwsia tuho, due tuho. ezo brytwy zrizao wuzyk sznurok pokorotszaw. I zarazja jszow stekoju obicz dorohy, a sznurok raz u raz rozwjazuwawsia. Ta czy ne smiszno,szczo ja tak bahato howoriu pro sznurky? Anitrochy! I ne dywno, i ne smiszno! Adewse, szczo potim trapyo, powjazane same z pohanym charakterom mojich sznurkiw,jaki z nezrozumioju zlistiu, pomszczajuczy na meni newidomo za szczo, we czas roz-wjazuway i zmiszuway mene tak czasto nachylatysia do zemli.

    Dumky moji czas wid czasu powertaysia do ysta Czaruszyna: Dionwal pa-wuky I bilsz za wse ja chotiw u ti chwyyny pobaczyty najzwyczajnisikoho pawuka.Meni zdawaosia, szczo teper ja dywytymu na nioho zowsim inszymy oczyma. Pobaczujoho zowsim ne takym, jakym baczyw zawdy. Ja poczaw ozyraty nawkoo, pidchodywdo kuszcziw, ae nide ne pobaczyw i slidu jakoho-nebu pawutynnia.

    Haj staw hustiszyj i temniszyj. Putiwe powernuw praworucz.Ja jszow zanechajanoju, zabutoju aejeju kasztaniw, napiwtemnoju i prochood-

    noju, pomi riwnych czornych stowburiw. Aeja poczaa szyrszaty i zamknuasia naw-koo derewjanoji napiwzrujnowanoji altanky. Tut-taky walaasia zirwana chwirtka.

    Akacija, szczo rozrosasia tut, oczewydno, pisla toho jak ludy perestay widwidu-waty altanku, zakrywaa wchid.

    Ja nasyu prodersia w altanku. Tut styrczay napiwzohnyli stowpczyky stoyka jaw.Ja prysiw na krajeczok poamanoji awy.Pid awoju i pomi stowpczykiw bujno i wysoko rosa blido-zeena trawa. Pawutyn-

    nia, jake ja znajszow mi stowpiw altanky, buo sire j obirwane. W niomu powysy kry-chitni uamoczky hioczok. Pawuk, pewno, dawno joho pokynuw.

    Raptom zaunaw rizkyj sobaczyj hawkit. Ja piszow na toj hawkit. Husti kuszczirozkwitoji szypszyny perehorodyy meni szlach. Jak harno czerwoniy jiji kwity! To cebuo tut! Tut student Bielankin amaw hiky szypszyny, do jakych pryczepyysia zahad-kowi arkuszyky W buketi buy j nezabudky. A o i wony spokijno rostu ponadstrumkom.

    Hawkit prypynywsia. A potim poczuwsia znowu, ae ne takyj rizkyj.Win nenacze doynaw zwidky z-pid zemli. Ja poczaw prydywlaty i prysuchaty.Za kuszczamy ja pobaczyw szczo schoe na zemlanku. Wona bua zowsim neda-eko wid mene. Nad wchodom buo pryasztowano doszczanyj daszok. Na daszku eay

    kwadratyky dernu. Ce buo zrobeno pospichom to tut, to tam z-pid dernu szcze wy-dniysia bili doszky. Do zemlanky wea neriwna doroha, wsia u wybojach i kaminni. Izzemlanky doynaw hawkit.

    Ja pidijszow do wchodu i powoli, obereno poczaw spuskatysia wnyz. Kilka kamja-nych schidciw. Riwne misce. Na riwnomu sti i dwa stilci.

    Na stoli miano switywsia lichtar litucza mysza, eaa rachiwnycia i jakaknyka.

    Schidci wey dali, w hybynu. A zwidty ynuw urywczastyj sobaczyj hawkit. Ehej, suchajte! huknuw ja w temriawu. Chto tam? widpowiy znyzu. Sobaka zahawkaw szcze lutisze. chu, mowczaty, Kuczeriawyj! prykryknuw chto na sobaku.Sobaka zamowk. Czy je tut chto-nebu? Wychote!Spoczatku mowczannia, potim potim znowu okryk: Chto tam?I znowu, nacze u widpowi na ci dwa sowa, szaenyj hawkit. Na riwne misce stryb-

    nuw sobaka. Strybnuw i staw jak ukopanyj; we rudyj, a spyna czorna. Win dywywsiana mene zowsim ne zahrozywo i machaw puchnastym chwostom.

    Chto, krekczuczy j ochkajuczy, jszow schidciamy. Z temnoji hybyny pidnimaasia

  • ruka iz zaswiczenym lichtarem.Peredi mnoju zjawya mohutnia inocza posta u watianci i weykych humowych

    czobotiach. Zdrastujte! prokazaa inka basom i dodaa: Pryjichay? Za wykykom? Pryjichaw, widpowiw ja rozhubeno. A de wasz transport? Jakyj transport? Bez transportu ne mona. Ae ja ja pryjszow W tim-to j ricz, szczo bahato chto chody siudy. Bahato chto? perepytaw ja. Wy szczo, zahadky pryjszy zahaduwaty, kwitoczky zbyraty, jak inszi, czy po

    owoczi pryjichay? Cybula, morkwa, buriaky. Jakszczo wy po owoczi, to czomu bez ma-szyny, bez tary dla wantaennia? Chto wy takyj?

    Chto ja? Same tak! Z jakoji nahody na bazu zajawyysia?Storopiwszy, rozhubywszy pid natyskom zapyta, ja ne znaw, jak use pojasnyty

    serdytij inci, i ysze proburmotiw: A wy chto? Jaka baza? Jak tak chto ja? Ja Hanna Iwaniwna Czernykowa, zawiduwaczka Rajchar-

    czotorhu. Proszczajte! wyhuknuw ja, powernuwsia j piszow.Stupywszy desiatok-druhyj krokiw, ja ohlanuwsia i z-za kuszcziw pobaczyw: za

    mnoju, trymajuczy sobaku na powidku, jsza Hanna Iwaniwna Czernykowa.Ja strybnuw czerez neszyrokyj strumok. Klatyj sznurok! Znow znowu rozwja-

    zawsia. W kotryj raz! Ja nachyywsia, potiahnuw za obydwa kinci sznurka. Jaka ko-luczka (repjach, czy szczo!) zaczepyasia za roztripanyj kine sznurka. Ja zachodywsiaznimaty jiji. W koluczci zaputawsia dochyj pawuk.

    Wsiu dorohu ja dumaw pro pawukiw, pro yst Czaruszyna, mabu, tilky czerezce ja j pomityw pawuka i schowaw joho w sirnykowu korobku.

    Barometr Dionwala isnuje! O yst, a o i zipsowanyj barometr! wyhuknuwja, zachodiaczy do kabinetu dyrektora instytutu Stepana Jehorowycza Tarasewycza, ipokaw na sti ysta Czaruszyna ta sirnykowu korobku z dochym pawukom.

    Profesor strymano prywitawsia zi mnoju, hlanuw na mene deszczo spanteyczenoi, widrekomenduwawszy docentowi Serafymi Wasyliwni Woroncowij, dodaw:

    Spodiwaju, porywczastyj chid waszych mirkuwa z prywodu znajdenych zapy-sok ne bude utrudnenyj prysutnistiu naszoho moodoho specilista. Mulary nadtodowho farbuju korydor i dejaki kabinety, i Serafyma Wasyliwna roztaszuwaa u meneiz swojimy mikroskopamy.

    Z-pid weykych skee okulariw na mene hlanuy houbi oczi. Hlanuy, jak menizdaosia, wkraj nasmiszkuwato.

    A potim Serafyma Wasyliwna znowu zwernua swij pohlad do mikroskopa, i jijiprawa ruka szwydko pobiha po arkuszu paperu, szczo zapysujuczy.

    Stepan Jehorowycz uwano proczytaw ysta Czaruszyna i rozwiw rukamy: Chaj tak! Chaj barometr Dionwala pawuky. Ae szczo ce miniaje? Wse! Wse miniaje! Jakszczo isnuje barometr Dionwala, znaczy znaczy, rozsmijawsia Tarasewycz, isnuju i pawuky!

  • Znaczy, isnuje i mandriwnyk, jakyj zmuszenyj peredbaczaty pohodu za powe-dinkoju pawukiw.

    Hra ujawy! Szczo? A zapysky? Ja baczu wjucznu twarynu na pryponi, mandriwnyka, jakyjue skaw use u swij miszok i dopysuje szczodennyk Rebusom nazywajesia zahadka, jaka polahaje w tomu, szczo czastyna sowa

    abo cili sowa peredano z dopomohoju namalowanych gur, not abo inszych znakiw,zwuczannia jakych schoe iz zwuczanniam zadumanych sliw, powoli mowya Woron-cowa, prodowujuczy dywyty u mikroskop.

    Szczo wy choczete cym skazaty? spytaw ja. Jakyj artiwnyk skaw rebus, krosword. W niomu zamis prostoho sowa pa-

    wuk prostawyw dwa sowa: barometr Dionwala, a poriad z Eratosfenom y-czynku babky I ot wy muczytesia, widhadujete cej rebus.

    Rebus, krosword, powtoryw ja u dumci i widczuw, szczo ci weseli j prosti sowa,same jichnie zwuczannia ne tilky znimaju iz zapysok wsiu zahadkowis, a j pokazujuuse w smisznomu wyhladi. Ta ce widczuttia trywao ysze my. Ni! De, chto. koy i na-wiszczo bude skadaty taki kroswordy?

    I ja skazaw: Ne zarady kroswordiw i rebusiw ja zayszywsia w Czenku, zabyraju czas u was,

    Stepane Jehorowyczu, pysaw Czaruszynu. A siohodni wranci nawi pobuwaw tam, destudent Bielankin razom z kwitamy pidibraw zahadkowi arkuszyky.

    Z czym e wy powernuysia z cijeji ekspedyciji? Ekspedycija ne wdaasia. Pidibraw odnoho pawuka, ta j to dochoho Dochyj pawuk!.. hoosno zasmijaa, widchyywszy wid mikroskopa, docent

    Woroncowa. Wona smijaasia dedali hoosnisze: Dochyj pawuk!.. Oj, ne mou! Dodo do chyj!.. Dajte podywyty!

    Woroncowa pidbiha do pawuka, jakyj eaw u sirnykowij korobci. Wona zniaaokulary, protera jich i znowu poczepya, wdywlajuczy u pawuka.

    Apofeoz poszukiw, zahadok, ystiw u Moskwu dochyj pawuk!.. Jak e wy,Stepane Jehorowyczu, zwernuasia wona do profesora Tarasewycza, ne podumay,szczo wse tak prosto i zrozumio: jakyj dacznyk duriw, skadaw krosword, a literator zMoskwy namahajesia z kropywy robyty dimanty!

    Dacznyk? Ae dozwolte! wyhuknuw ja. Tam, de znajdeno arkuszyky, nija-kych dacz nemaje!

    A witer? rwuczko obernua do mene Woroncowa. Witer ne hajnuje czasuna durnyci, jak dechto. Naetiw i ponis iz pidwikonnia ci smiszni zapysky.

    A znajete, skazaw Stepan Jehorowycz, u ciomu twerdenni je sens. A mymy jawno peremudruway.

    Szczo ja mih widpowisty? Jak zapereczyty? Peredi mnoju eay tilky dochyj pa-wuk i welmy dywni zapysky.

    Ot wy j mowczyte! z usmiszkoju prokazaa Woroncowa. Nema szczo ska-zaty! A perebaamutyy we instytut. Chiba ne tak?

    Peremudruwaw, wyznaju, peremudruwawWoroncowa powernuasia do mikroskopa i znowu poczaa szczo szwydko zapysu-

    waty. Tak, zabukay my z wamy, stycha mowyw Stepan Jehorowycz. A ot moo-

    dyj specilist nas pidprawyw. Szczo , czas widkaniatysia, jichaty zwidsy, widpowiw ja i poczaw proszcza-

    ty. Znajete szczo? promowya raptom z ahidnoju usmiszkoju Woroncowa. Ja

    wam na zhadku etyketku na pawuka dam, wyznaczu toczno rid i wyd. Ae szczo ce pry-ypo do joho apy?

  • Szczo buo dali? Ja stojaw bila dwerej, Stepan Jehorowycz zapysuwaw moju mo-skowku adresu, i raptom

    Oj, szczo ce? Ach, ne moe buty! wyhuknua Woroncowa. Szwydsze siudy!..Dywisia! Arkuszyk! Sowa!

    My obydwa pidbihy do mikroskopa: Szczo staosia? Szczo? Szczo?Woroncowa widkynuasia na spynku stilcia, okulary spowzy na kinczyk nosa. Na

    obyczczi buw perelak, zbenteennia, rozhubenis. Dywisia! Czytajte!Arkusz 1022

    Ote, wse zrozumio. Tuberkuloz je wylikownym. Jak likar, ja pryjszowdo rozuminnia cioho pisla riadu sposteree, pro szczo detalno zapysaw na po-perednich arkuszach szczodennyka.

    Usi znaju: tuberkulozna bacya otoczena oboonkoju. Za swojimy chi-micznymy j zycznymy wastywostiamy cia oboonka podibna do wosku. Pro-teolityczni fermenty, hidrolizujuczi biky i polipentydy nespromoni zrujnu-waty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, i tomu organizm ludyny nemoe sprawytysia z cijeju bacyoju. Nemaje takych likiw, jaki dopomohy b roz-szczepyty woskowu oboonku bacyy. Ce widomo wsim likariam. Ae cymydniamy ja sposterih poriad zi mnoju komachu, jaka ywysia woskom i pere-trawluje joho. Chiba ne jasno, szczo cia komacha woodije fermentom, jakyjmoe zrujnuwaty woskowu oboonku tuberkuloznoji bacyy, rozszczepyty yryoboonky. Cia komacha husenycia bdoynoji moli Gaeria meonea. Japroponuju wywaty chworomu na tuberkuloz krow huseni. Ne maju sumniwu:fermenty krowi huseni zrujnuju yro-woskowu oboonku bacyy, i organizmludyny ehko peremoe zneyrene tio bacyy. ycho ludstwa tuberkuloz znykne! Gaeria meonea ehko rozwodyty: potribni ysze wysoka tempera-tura i weyka kilkis woszczyny. Ae dywowynyj wypadok, moja nejmowirnadola, pro szczo ja we pysaw u arkuszach 2-12

    Docent Woroncowa dywya u mikroskop i czytaa cioho ysta spokijno, wyrazno iczitko. Proczytawszy frazu pro nejmowirnu dolu i dywowynyj wypadok, szczo stawsiaz likarem, jakyj pysaw ci zapysky, wona pidwea hoowu wid mikroskopa:

    Na ciomu tekst urywajesia!Napruena tysza zapanuwaa w kabineti. I koy Stepan Jehorowycz, szczob

    uwimknuty horisznie swito, pidijszow i powernuw wymykacz, kroky joho j kacanniawymykacza wydaysia meni rizkym stukotom, a swito ampoczky prymusyo zdryhnu-tysia.

    Schyywszy nad mikroskopom, Stepan Jehorowycz proczytaw zapysku szcze raz,a potim rozwaywo mowyw:

    Teper treba poriwniaty, zistawyty z tijeju zapyskoju, jaku student Bielankinpidibraw tam e z buketom kwitiw Ot-ot, diakuju. Zbilszi oswitennia, Serafymo Wa-syliwno, szczo ne w fokusi Diakuju. Tak, ta sama ruka, i toj samyj poczerk, i toj samyjsposib zmenszennia za dopomohoju fotoaparata.

    Schwylowanyj, ja schyywsia nad mikroskopom, sykujuczy szczo-nebu rozhe-dity, proczytaty, ae niczoho ne baczyw.

    Poriad zi mnoju Stepan Jehorowycz skazaw: O szczo bezumowno: dumka pro likuwannia tuberkulozu w takyj sposib due

    oryginalna. Pysaw ne dyetant. Likar. Fachiwe Tuberkuloz teper uspiszno likuju

  • streptomicynom, paskom ta inszymy medykamentamy. Z uspichom zastosowuju chi-rurgiczne wtruczannia Jakyj e likar cioho ne znaje? A tut raptom likuwannia tu-berkulozu fermentamy huseni bdoynoji moli. Powtoriuju: propozycija due oryginalna,ae j due zapiznia.

    Junomu dacznykowi podaruway mikrofotoaparat, a zbilszuwacz zabuy, za-uwaya, smijuczy, Serafyma Wasyliwna, i ot nasz junyj fotograf poczaw rozwaaty.Znimaw, mudruwaw nad czym popao. Rizni rebusy pro Eratosfena, dawni ysty, zapy-sky, wypysky z starowynnych medycznych urnaliw Trapywsia b jomu recept pro te,jak wyrostyty woossia na ysyni, win sfotografuwaw by i cej recept.

    Ja neuwano suchaw jichniu rozmowu, probuwaw pokrutyty jakyj gwynt u mi-kroskopi, nachyywsia nad nym, ae tak-taky niczoho ne pobaczyw i z neterpinniam po-czaw ohladatysia na wsi boky.

    Szczo, ne wydno? pomitya, zresztoju, Woroncowa. Wona mowczky pokrutyaodyn, druhyj gwynt mikroskopa. Teper dobre?

    Tak, tak! Diakuju! A o druhyj, nowyj arkuszyk, jakyj wy prynesy siohodni z pawuczkom.I pid skelcem mikroskopa wynyk hostryj, deszczo staromodnyj poczerk z ehkoju

    wjazziu, z nachyom upered i z literoju ja.Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola, czytaw ja sowa i ne w syli buw

    widwesty wid nych pohladu. Ja wczytuwawsia w sowa, wdywlawsia w nych, i menipoczao zdawatysia, niby sowa zwucza, nemow jich chto wymowlaje zowsim poruczhuchym, stareczym hoosom. Zdawao, mikroskop ne tilky zbilszyw linijni massztabysliw na paperi, ae j stworyw zwukowu tkanynu, stworyw te tio ywoho sowa, jake,zihriwajuczy i napowniujuczy tepym podychom ludyny, wychoplujesia nazowni,zwuczy, zmuszuje dumaty, poczuwaty, trepetaty sercia suchacziw.

    Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dolaI peredi mnoju wynykaje w usich podrobyciach odna istorija, jaku ja poczuw unoczi

    w pojizdi, pidjidajuczy do Czenka. Odyn ne znajomyj meni pasayr rozpowiw pro dy-wowynu dolu jakoho likaria, szczo dawnym-dawno yw u Czenku. Wse w cij rozpo-widi nibyto j buo wirohidne, ae take nezwyczajne i nespodiwane, szczo a wykykao wmeni nedowiru do opowidacza. A zaraz, tut, joho sowa raptom oyy i micno powjazayiz zapyskamy, szczo eay pid mikroskopom.

    Dywowynyj wypadok, moja nejmowirna dola Dozwolte , skazaw ja, zwertajuczy do Serafymy Wasyliwny j Stepana Jeho-

    rowycza, perekazaty wam istoriju odnoho likaria, jakyj yw koy u Czenku. Menizdajesia, szczo cia istorija proywaje swito j na zapysky. jiji ja poczuw unoczi w pojizdi.

    Sprosonnia? ironiczno zapytaa Woroncowa. Wy byki do istyny. Prokynuwsia na werchnij poyci wahona j czuju Ade wy

    znajete, szczo ja jichaw siudy, w Czenk, aby sisty na paropaw i na kurort

    Posztowch. Prokynuwsia. Pojizd stojaw. Z werchnioji poyci wahona buo wydno,jak za wiknom w temno-syniomu nebi zupynywsia misia.

    Na ostannij stanciji misia powilno j obereno wypyw z-za wodokaczky. Ae pojizdruszyw, i misia zrazu raptom propyw nad wodokaczkoju, nad derewamy bila pat-formy j kynuwsia prowodaty joho. Misia bih u nebi zakopotano j diowyto, we czaszazyraw u wikna wahona i zupynywsia teper, koy pojizd te zupynywsia. Misia pylnodywywsia u wikno, na pojizd: czy skoro win ruszy dali? daw. A pid nym u stepu de-ne-de rozwijuwawsia tuman, sribyasia trawa.

  • Czoho my stojimo? spytaw czyj moodyj hoos na nynij poyci.Ja prysuchawsia. Pewno, spaw ja due micno i ne czuw, jak ci pasayry zjawyy

    u kupe. A chto unyzu, stareczym pokaszluwanniam widokremlujuczy sowo wid sowa,widpowiw:

    Czekajemo zustricznoho,Zapaa ta napruena tysza, jaka buwaje, koy hupoji noczi pojizd raptom zupynia-

    jesia w dorozi i, mowby ywa istota, czoho de. I wy, Oeksiju Mytrofanowyczu, znajete joho? poruszyw tyszu wse toj samyj

    moodyj hoos. Nawi ne raz osobysto rozmowlaw. Czenk buw todi zabutym bohom mistecz-

    kom. Wrachujte carki czasy! Todi z japonciamy szcze ne wojuway. I zaliznycia wer-stow za simdesiat wid Czenka prochodya. Odne sowo, zakutkowe, huche misteczko.Wsi tut odne odnoho znay.

    I zawdy likar buw takyj dywakuwatyj? Joho czerez szczo w misteczku za dywaka wwaay? Czerez te, szczo ystiw iz

    Moskwy bojawsia. ystonosza prynese ysta z Moskwy, a win joho i w ruky ne bere. Nibytam zmija w zapeczatanomu konwerti ey. Wsi znay: ysty, ne rozpeczatujuczy, winwidsyaje nazad do Moskwy. Ja j sam ce wwaaw by za dywactwo, jakby raptom zowsimwypadkowo ne staw swidkom, tak by mowyty, strasznoji myti w ytti likaria I wsemeni widkryosia. Pisla otijeji myti nichto w misti likaria ne baczyw. Win znyk, naczekri zemlu zapawsia! A tut rizni czutky piszy

    Nu j dia Pro take knyky pyszu, proskrypiw czyj nowyj hoos u temriawi. To szczo trapyosia? neterplacze spytaw moodyj.Staryj zakaszlawsia dowhym, bolisnym kaszem. Win, oczewydno, chotiw szczo

    skazaty, widmahawsia wid kaszlu. Ja zwisyw hoowu z werchnioji poyci, szczob poczutykine cijeji istoriji. Skilky tajemnyczoho nasuchajeszsia protiahom dowhych dniw do-rohy i na paubach paropawiw, i u wahonach pojizdiw. Zawdy znachodysia didok, ja-kyj buw oczewydcem najnejmowirniszych. podij, i zawdy znachodiasia wdiaczni su-chaczi.

    Za wiknom, jak i persze, mowczky stojaw u nebi misia. Stepowa riczka w misiacz-nomu siajwi wydawaasia neporusznoju. Obereno schylay do byskuczoji wody temnikuszczi.

    Nareszti staryj zahoworyw: Wy pytajete, szczo trapyosia z likarem? Skau. Ne pidhaniajte. A poky szczo

    proszu zwayty: todi jaki czasy buy? Trochy ne tak, jak usi, ywe ludyna, w dywakyzapyszu. Tak i z likarem buo. A za wiszczo? Po-persze, za te, szczo ne sidaw za sti ukarty hulaty z akcyznymy czynownykamy; po-druhe, za te, szczo aparat wynajszow i upowitri litaty nadumaw. Doslidy rizni robyw. Hroszej za likuwannia ne braw, a patniaabo na doslidy jsza, abo chworym na swoji koszty w apteci liky kupuwaw

    Ja suchaw staroho i dumaw: poczatu istoriju ne bude zakinczeno. Jiji prosto wy-hadano. Opowidacz sam ne znaje kincia, ne znaje, szczo trapyosia z likarem, a prostowiddajesia spohadam pro daeke mynue. Abo, moywo, dida wdoma ne tisza nadmi-rnoju uwahoju, win nabryd swojimy baaczkamy. Z nioho nawi kepkuju onuky, a tut,u ciomu wahoni, de za wiknom zawmera tysza stepu, joho suchaju z weykoju cikawi-stiu. I sprawdi, staryj did szczo dali, to bilsze widchylawsia wid poczatoji nym istoriji:win rozpowidaw pro zwyczaji czynownykiw i kupciw u misteczku, rozkazuwaw, skilkyczasu koy wytraczaosia na te, szczob sko w ampach buo czyste i hnoty dobre za-praweno. Win howoryw howoryw

    Ehe , tijeji noczi ja w pryjatela zatrymawsia. Pamjataju, hroza straszenna bua.Iz zywoju. A koy doszcz prypynywsia, ja dodomu podawsia. Szcze pamjataju: na hori,w monastyri, odynadciatu wybyo.

  • Odynadciatu wybyo, mechaniczno powtoryw ja w napiwdrimoti slidom za sta-rym.

    I, we ne suchajuczy joho, domalowuwaw u swojij ujawi huche niczne misteczkopisla doszczu: koy zywa zakinczya, nebo, mabu, widrazu oczystyosia wid chmar;wmyti doszczem zirky stay weyki j poczay pylno dywytysia na mokri dachy sonnohomisteczka. O zamowk ostannij odynadciatyj udar dzwonu, i szcze tychsze stao naw-koo, ae zowsim jasno czuty, jak na derewach, u palisadnykach, skoczujuczy i padaju-czy z ystka na ystok, postukuju waki krapyny.

    Szcze zweczora w konomu budynoczku prohrymiy boty wikonny, prorypiy za-suwy worit: use zapeczatano, zaczyneno, zamknuto. De wypadkowo poczynaw brechatysobaka i widrazu zamowkaw. Znowu tysza, stukit krapyn. Doszky trotuariw mokri, itomu kroky zapiznioho perechooho staroho, jakyj zaraz wede swoju rozpowi (todiwin buw szcze moodyj), joho kroky buy pryhuszeni

    Takym ja ujawyw sobi splacze niczne misteczko.Ae pro szczo iszcze howory cej didok tam, unyzu? Pro skrypku? Pro jakuskrypku?

    I raptom skrypka! Ot idu ja, a zowsim byko stao czuty skrypku. Hraje wonatak alibno, niby koho rozbudyty bojisia i strymaty obrazy ne moe. Zupynywsia ja. Z-za kuszcza buzku baczu likar na skrypci hraje. Swiczka na stoli hory. Zowsim ja buwzasuchawsia, pro wse na switi zabuw. Mabu, do ranku stojaw by tak i suchaw, jakbyna wuyci zowsim poriad ne zadzweniy bubonci. Dywlu do likarewoho budynku fae-ton pidjidaje. Konej ja widrazu wpiznaw. Todi w Czenku miszczanyn takyj buw, IwanFedosijowycz, konej pid sido naprokat dawaw i raziw zo dwa na tyde faeton za sim-desiat werst do stanciji podawaw ta zustriczaw moskowkyj pojizd, pasayriw do mistaprywozyw. I ot baczu ja zazy wysokyj na zrist dobrodij. Z kokardoju na kaszketi.Jde prosto w siny. Likar hraje, niczoho ne baczy, a pryjidyj ue pered nym stoji iruku na skrypku kade.

    Zdrastujte!Probaczte, ja was ne znajuWy ysty naszi nazad widsyay. O wony. Czytajte! Dajte widpowi! Ja zacze-

    kaju.Dajte meni spokij!Ja dowirena osoba torhowelno-promysowoho banku Bratiw Dutowych. Do-

    zwolte wam nahadaty, szczo, buwszy studentom ostannioho kursu Moskowkoho uni-wersytetu, wy zahubyy rukopys z riznymy proektamy. I ohooszennia zwoyy daty prozahubene. Za bu-jaku wynahorodu bahay powernuty.

    Tak, buo take.A dali? Dohoworiujte, dohoworiujte!.. Rukopys iz proektamy meni prynis hospo-

    dar charczewni, de ja zahubyw papery.Hospodar wam skazaw: O, mowlaw, proektyky Ja pokazuwaw jich riznym

    znajuczym ludiam, ti kau weyki hroszi na cych wyhadkach zarobyty mona. Tilkyot ycho: odnyj wasz proektyk ne zakinczeno. Poczato kynuto, poczato kynuto. Ajak konyj proekt do dia dowesty tilky odna ludyna moe znaty, ysze ta, szczo jichprydumaa. I szcze wam chaziajin skazaw, szczo pojasnennia j kopiji z proektiw dlaporiadku zniato. A szczo z toho? Wse ce poky szczo mertwyj kapita. I hospodar widdawwam usi waszi proekty w oryginaach. Czy ne tak?

    Tak!A wynahoroda? Ade hroszi do banku wid was po zobowjazanniu, po wekselu, ne

    nadchodyy?Ni pered kym ja ne zobowjazanyj zwituwaty pro swoji wczynky.Nahaduju: hroszej u was todi ne buo. Jich nemaje j zaraz. Hospodar charczewni

    was poaliw, pohodywsia wziaty weksel na tysiaczu karbowanciw.

  • Sprawdi, buo take. Ae za jakym prawom wy zi mnoju tak rozmowlajete?Ot weksel. Pati!Dajte meni spokij, dobrodiju! Weksel ja daw ne wam, a hospodarewi charczewni.

    My todi domowyy. Win czekatyme.Domowyy!.. O joho peredatocznyj napys na wekseli. Teper wasnyk weksela

    bank Bratiw Dutowych. Protest uczyneno. Pati!Dajte czas Poczekajte! Ja rozpaczusia za misia.Widstroczok ne bude!Tyde, odyn tyde. I ja rozpaczu.Ne wiriu!De ysze odyn de dajte meni!Znajete szczo? Bank powerne wam weksel, a wy na pymi widmowytesia wid

    swojich proektiw na korys banku. Ne prychowaju za kordonom adni prystosuwatydo dia odyn proektyk. Czekaju.

    Dajte czas Ja podumaju, odyn deZaraz za czwer dwanadciata. O dewjatij ranku ja budu tut. Abo proekty, abopati po wekselu!Pryjidyj wyjszow. Rypnuy schidci hajku. Dobrodij szyroko rozsiwsia w faetoni.

    Bubonci zadzweniy, i wse zatycho. Doszcz poczawsia znowu, ta riasnyj takyj. Ja pospi-szyw dodomu.

    Wranci w misti wsi achnuy likar znyk. Nacze u wodu wpaw. Poczay szukaty,dopomynatysia. Pastuch baczyw, jak chto due rano jszow do altanky, szczo bila pasikyza mistom. Wziaysia pasicznyka rozpytuwaty. A toj widpowidaje: Baczyw!.. Na swi-tanni projszow czoowik A szczo za czoowik ne rozhediw Pohoda bua pochmura,bdoy ne wylitay, ja j zasnuw. Znaty niczoho ne znaju i widaty ne widaju.

    Poczay todi prydywlatysia do slidiw. Pisla doszczu jich dobre wydno. Ae za strum-kom slidy kinczaysia

    Did-opowidacz zamowk. W kupe wse szcze buo temno. Ta de daeko poczaw blid-nuty kraj neba, switliszi stay kuszczi bila riczky, i woda w nij we perestaa byszczaty.

    Ja podumaw, szczo tajemnycze znyknennia heroja najkraszcze siuetne zawer-szennia wsijeji istoriji. Ae tam, unyzu, suchaczi poczay wymahaty podroby.

    A czy bua zapyska?Staryj detalno pojasniuwaw: Spoczatku podumay, szczo likar u mori wtopywsia. Ae potim znajszy zapysku,

    jaku obhoriu. A w nij take chytromudre buo napysano, szczo rizni czutky piszy. Doadu niczoho zrozumity ne mona. Ta j poczay zabuwaty pro wsiu ciu sprawu. Ja tepro wse b zabuw, jakby ne pasicznyk. Prochopywsia win jako meni sowom, szczo yszepro ludke oko, aby wid nioho widczepyysia, skazaw, bucimto spaw i niczoho ne baczyw,jak toj czoowik do strumka prybih

    Dowhyj, protiahyj hudok zustricznoho pojizda zahuszyw sowa opowidacza. Izswystom ta hurkotom promczaw kurjerkyj, zamyhotiy owti widbysky na stinachkupe.

    Nasz pojizd prohuw u widpowi, ruszyw z miscia, prohrymotiw po mostu i unkozastukotiw po szpaach. I w nebi z miscia ruszyw misia. Ue zblidyj, win popyw uwysoczyni slidom za pojizdom. Powijaw swiyj stepowyj witre. Nedoczuwajuczy sliwwypadkowych pasayriw, ja zadrimaw pid rozmirenyj stukit kolis.

    Prokyte! Prokytesia, hromadianyne! Peredi mnoju stojaw prowidnyk wa-hona. Pidjidajemo do Czenka

    Ja spustywsia z werchnioji poyci. W kupe buo poronio.

  • Konyj opowidacz, konyj czyte znaje: buwaje taka chwyyna, koy uwaha sucha-cziw nespodiwano zahostriujesia, niby wmykajesia czutywyj kontakt. Tak samo mow-cza suchaczi, w tyszi zwuczy toj samyj hoos opowidacza, ae win widczuwaje, szczo zjakoji chwyyny, z jakoji frazy suchaczi poczynaju rozumom, sercem i ujawoju swo-jeju yty doeju herojiw, pro jakych wedesia rozpowi. Bilsze toho, dumky i poczuttiasuchacziw wyperedaju opowidacza. Byszcza oczi, miniajesia wyraz obycz I wepoczaosia najhoownisze: zazwuczay pauzy sekundy mowczannia opowidacza. Ja-koji hybyny, nepidrobnoji szczyrosti nabuwaje wsia rozpowi! Tak buo i z istorijeju proznykoho likaria z Czenka, jaku ja rozpowidaw Woroncowij i Tarasewyczu. I, koy jazakinczyw opowidaty, szcze z chwyynu trywaa ta uwana tysza, z jakoju mene su-chay.

    Nas oboch zachopya wasza rozpowi! wyhuknua nareszti Woroncowa. My schwylowani doeju wyhadanoho wamy likaria. Prydumano zdorowo! Tilky de kine?Wziaysia rozkazuwaty, treba buo j kine prydumaty.

    Tut zowsim ne wyhadka! Ne fantazija! wyhuknuw ja. Szczo? Chiba wy nebaczyte?.. Cia istorija z likarem Chiba wona ne powjazana iz zapyskoju pro tuberku-loz, jaka ey pid mikroskopom?

    Ja we dawno ywu w Czenku, ae niczoho ne czuw pro znyknennia jakohotam likaria, pochytaw hoowoju Stepan Jehorowycz.

    Win stomeno j powilno pidijszow do sejfa i nekwapywo poczaw joho zamykaty.Woroncowa staranno protyraa skelcia okulariw ta chowaa jich u futlar. A ja? Ja neznaw, szczo robyty. Mowczaw. Bentene widczuttia prowyny pered zajniatymy lumypoczao opanowuwaty mene. Marno zabyraw czas U dumci ja perehlanuw usi dni,szczo jich ja prowiw u Czenku. Nawiszczo ja prychodyw z buketom kwitiw do studentaBielankina, jakomu treba buo dumaty pro zaliky ta ekzameny? Nawiszczo ja o uekotryj raz widrywaju profesora Tarasewycza wid roboty, prynoszu jaki arkuszyky? Na-wiszczo czerez mene prymusyy drukarku terminowo drukuwaty zamis program i na-kaziw jaki rebusy, proczytani pid mikroskopom? Poczuttia prowyny j soromu wkrajstomyo mene.

    W instytuti buw remont. My jszy dowhym temnym korydorom i zaczipay jakiwidra, stojaky. W drotianij sitci a pid steeju miano swityasia zalapana biyamy eek-tryczna ampoczka. Kroky unay huczno i budyy nicznu tyszu dawno sporonioho in-stytutu. Ja dywywsia na ampoczku i dumaw: Ja zowsim jak wona, cia ampoczka,szczo swity ne tak, jak treba. Ae jij, zaporoszenij, zalapanij biyamy, pereszkodyyswityty neochajni malari i nedbajywa prybyralnycia. A meni? Chto zawaaje meni ytyjak treba? Ja sam. Tilky ja.

    My wyjszy z instytutu i poczay proszczatysia. Litnia nicz bua zaduszna, dycha-osia wako.Profesor Tarasewycz, proszczajuczy, staw rozraduwaty mene. Ne bida, jakszczo wyhadanu wamy istoriju pro znykoho likaria nijak ne mona

    powjazaty z zapyskamy, jaki wy znajszy. Ne urisia! Istorija sama po sobi cikawa. y-sze kincia nemaje.

    Woroncowa weseo trusnua moju ruku.Ja zayszywsia bila dwerej instytutu. Namahawsia daty swojim dumkam ad. Po

    asfaltu unko stukotiy pidbory Woroncowoji, wpewneno i spokijno czowhay pidoszwyprofesora Tarasewycza.

    Potim z temriawy doynuw nasmiszkuwatyj hoos Woroncowoji:

  • Prydumajte i rozkai nam zawtra uranci kine cijeji istoriji pro znykoho li-karia z Czenka!

    Kroky wszczuchy. Hoosy zatychy. A ot kine i prydumaty ne mona, poczuw ja porucz sebe czyj tychyj, stare-

    czyj hoos. Likar Sergij Sergijowycz Dumczew jak znyk, tak pro nioho w naszomumisti z tych pir ni suchu ni duchu

    Chto ce? Chto howory?..

  • Bili zawisky na wiknach zasnuy, pobiliy, zasribyysia: misia upowni stojaw nadmistom. Tini parkaniw, dachiw, kraniw nowobudow, derew spay na brukiwci u najne-spodiwaniszych pooenniach. A moja ti peremiszczaasia, metaasia to znykaa, toznowu zjawlaa: ja jszow szukaw budynok z basztoczkoju.

    Budynok z basztoczkoju?Tak!Poczuwszy u temriawi, szczo likaria, jakyj koy znyk, prozyway Sergij Sergijo-

    wycz Dumczew, ja zdryhnuwsia z nespodiwanky, spanteyczennia, podywu, a potim,otiamywszy, wyhuknuw:

    Chto ce? Chto howory? Ce ja, Andrij Warfoomijowycz, storo instytutkyj. Jak pryjszow czerhuwaty,

    tak stilcia wynis siudy. Nicz tepa. Spoczatku rizni walsy suchaw z mikoho parku.Potim usi wy wyjszy, ja kine waszoji rozmowy poczuw. Buw, buw takyj likar u na-szomu Czenku. Ta ot znyk

    Ae jak? Za jakych obstawyn? Szczo z nym staosia? zakydaw ja storoa zapy-tanniamy.

    I poczuw ja u widpowi: Pro ce mene, szanownyj, ne pytajte. Bahato todi riznych baaczok buo. W misti

    z tych czasiw, moe, tilky dwoje-troje ludej yszyosia. O, prymirom, Buaj Polina Oek-sandriwna. Wiku jij we czymao. Nu, moodsza wid mene rokiw tak na desia. Pohowo-ri z neju i bahato pro szczo wid neji diznajetesia. Due sympatyczna osoba. A w mistijiji koy wicznoju nareczenoju nazyway. Nibyto czekaa wona, czekaa nareczenohoswoho, Sergija Sergijowycza Dumczewa, w tomu samomu budynoczku z basztoczkoju, zjakoho win I piszow, znyk. Tak i ywe wona tam do siohodnisznioho dnia.

    A adresa? Jaka tam adresa! O koy jty zwidsy liworucz, dijdete do prowuka, a prowuok

    wywede do poszczi, wid neji bulwar ide, z bulwaru powernete w druhu wuyciu znowu liworucz. Z cijeji wuyci, wwaaj, tretij prowuok praworucz. Tak ot u ciomu pro-wuku, z prawoho boku, czetwertyj budynok wid rohu pisla parkanu. Budynok z basz-toczkoju. Ae jak by wam ce kraszcze pojasnyty z mezoninczykom takym. A nawkoomezoninczyka bakonczyk. Maesekyj, z bylciamy.

    A jak nazywajesia prowuok? Ranisze Werchniotrojikym nazywawsia, a zaraz ne znaju. Ta wy j tak znajdete.

    Jak ja skazaw, tak i jdi Ta nawiszczo , szanownyj, unoczi ludej turbuwaty? kryk-nuw meni nawzdohin Andrij Warfoomijowycz, pobaczywszy, szczo ja kynuwsia liwo-rucz, do prowuka.

    Zwyczajno, ja ne zbyrawsia stukaty wnoczi w czui dweri, budyty opiwnoczi nezna-jomych ludej.

    To nawiszczo ja szukaw budynok z basztoczkoju? Chiba stane zrozumiliszyjtemnyj zmist mikrozapysok wid toho, szczo ja pry misiacznomu switli hlanu na jakyj

  • budynoczok? I chiba moe isnuwaty jakyj-nebu zwjazok mi ludynoju, szczo znykabahato-bahato rokiw tomu z budynoczka z basztoczkoju, i krychitnymy zapyskamy,znajdenymy dwa tyni tomu w due dobromu wyhladi na kwitach za mistom?Ae treba! Obowjazkowo treba buo pereswidczytysia, szczo je takyj budynoczok wCzenku, a ote, i niczna rozmowa, poczuta w pojizdi, ne wyhadka.

    Samo soboju zrozumio, mona bude zwiryty poczerk dywowynych zapysok z ja-kym-nebu receptom, szczo zberihajesia w inky z budynku z basztoczkoju. Neob-chidno perekonatysia, szczo pysaw ci zapysky likar, jakyj znyk i we ne budu ja takyjsmisznyj zi swojimy zdohadamy. Ta czy w ciomu ricz? Ce dribnyci. Hoowne te, szczo ot-ot i zahadka znyknennia ludyny, moywo, perestane buty zahadkoju. Prote zwidkycia wpewnenis, szczo pysaa mikrozapysky pro szczodennyk widkryttiw i pro tuberku-loz ta sama ludyna, jaka ya tut, w Czenku, w tomu budynoczku, kudy ja zaraz idu?

    Z bulwaru ja powernuw u druhu wuyciu liworucz. A z cijeji wuyci treba zwernutyw tretij prowuok praworucz. O i czetwertyj budynok pisla parkanu budynok z basz-toczkoju!

    Szumla na ehkomu witri derewa w palisadnyku. Kri jich huste ystia switysiaodne wikonce. Ja tyo zijszow po schidciach hanku i na dweriach budynoczka proczytawna emalowanij doszczeczci: Zubnyj likar P. O. Buaj. Pryjom u wsi dni, krim nedili.

    Ja postojaw. Prysuchawsia. W budynoczku buo tycho. Stycha szumiy topoli. Swi-tyo w palisadnyk bezsonne wikonce: chto koho daw.

    Tilky zijszo sonce, i ja buw ue koo budynku z basztoczkoju. Nycze emalowanojidoszczeczky napys, zrobenyj czornyom na kapti paperu: Dzwonyk ne dzwony pro-szu stukaty.

    Ja postukaw, ae dweri meni ne widczynyy. Znowu postukaw. Tysza.Podywywsia na hodynnyka: sioma. Czy ne zarano?Aby zhajaty czas, ja piszow na wokza. Wyjszowszy na peron, poczaw czekaty pry-

    buttia pojizda daekoho sliduwannia i nawiszczo spytaw czerhowoho po stanciji, jakyjprochodyw, czy skoro toj bude.O i prybuw pojizd daekoho sliduwannia. Na tychij stanciji stao hamirno, nespo-kijno. Zabihay ludy. Zajurmyy bila kiskiw. Hudok parowoza. I znowu wse nawkoozbezludio.

    Ja powernuwsia do budynku z basztoczkoju. Chodyw prowukom. Ae na budynokraz u raz pohladaw, nacze bojawsia: czy ne wtecze win kudy-nebu, czy ne zruszy,buwa, z miscia, czy ne schowajesia?

    Na hodynnyku dewjata. Czas!Na mij oberenyj stukit widhuknuwsia kwapywyj hoos: Idu, idu!Dweri widczynyysia. Maeka hostronosa inka wystromya hoowu, powjazanu

    wycwioju, koy bakytnoju chustkoju. Bystri, cikawi oczi uwano dywyysia na mene. A-a! Wy toj samyj, szczo jichay u wahoni, de moja Zinoczka prowidnyceju? Czy

    ne was wona do piwnoczi czekaa? Swito ne hasya. Bu aska, zachote! Ja jiji rozbu-du! Ni, ni! Ja pryjszow do zubnoho likaria Poliny Oeksandriwny Buaj. Do Buaj? Do Poliny Oeksandriwny? Bu aska, zachote. Sidajte otut. Wona

    pokazaa na odynokyj stie sered wysokych szaf i okutych skry, szczo zapownyydowhyj korydor. Zaraz postukaju.

  • Pidijszowszy do jakycho dwerej, wona postojaa, do czoho prysuchaa i power-nuasia nazad:

    Skilky tut ywu, a nijak ne zbahnu jiji yttia. Newidomo, koy wstaje, koy la-haje. I zaraz ne zrozumiju, spy wona czy ne spy. Chwori zwyczajno bilsze pisla obiduprychodia.

    Szczo , pidwiwsia ja, pryjdu pisla obidu. Mabu, wy pryjidyj? spytaa wona. Pryjidyj. A zwidky prybuy? Czy nadowho siudy? I czasto do neji chodyty budete? Czy ne zabahato zapyta zarazom? Ach, hromadianyne, tycho mowya inka, ne z cikawosti pytaju, a z ostra-

    chu! Bojusia! Och, jak boju ja, jak boju! Wsioho w ciomu budynku bojusia. Czoho wy bojitesia?Wona szcze bilsze prytyszya hoos i, pokazujuczy na ti dweri, do jakych ranisze

    pidchodya, zahoworya: Jiji bojusiaTijeji chwyyny dweri widczynyy. O wona! Nu, potim, potim use wam rozpowim.Na porozi stojaa inka, wysoka na zrist, sywa, hadeko zaczesana, w czornomu

    staromodnomu patti, zastebnutomu nahucho. Na wyhlad jij buo rokiw szistdesiatpja.

    Polina Oeksandriwna Buaj? Bu aska, zachote! Polina Oeksandriwna rozczynya dweri swojeji kim-

    naty.Dywnyj zubolikarkyj kabinet, podumaw ja, zachodiaczy.Kimnata bua he usia zastawena starowynnymy szafkamy z bezliczcziu szuchlad

    i szuchladoczok, nyzekymy krisamy, stoykamy z syoju-syennoju dribnyczok. Na sti-nach bez usiakoho adu wysiy grawiury j reprodukciji starowynnych kartyn, szczo zob-rauway radisnyj simejnyj zatyszok. Kartyny buy w poczorniych wid czasu zoocze-nych ramach z widbytymy krajamy. Bila wikna stojao likarke kriso, sydinnia j pidho-ownyk jakoho buo obbyto maynowym oksamytom, due potertym.

    Na wsiomu buy oznaky starowyny, dejakoji driachosti, ae nide ne buo j poro-szynky.

    Sidajte w kriso, skazaa Buaj i pidijsza do umywalnyka. Poczaa myty ruky. Polino Oeksandriwno, ja ne chworyj. Nawiszczo wy pryjszy? Szczob pohoworyty pro Dumczewa. Sergija Sergijowycza? perepytaa wona spokijno, tycho i jako po-osobywomu

    jasno. I pry ciomu bez bu-jakoho podywu.W dweri zehka postukay, i do kimnaty wwijsza susidka. Polino Oeksandriwno, spytaa wona, wy ne bray z kuchni moju emalo-

    wanu kastrulu? Ni, Jawdocho Wasyliwno, ne braa. Ne bray? Nu i dobre. Moe, moja Zinoczka schowaa. Potim jiji spytaju. Spy

    wona, serdeszna, zaraz Do reczi, ot szczo ja wam iszcze skau: w tij skryni, szczo nakuchni, mysza cilisiku nicz szkreba. I zaraz wona, mabu, tam. Ot jakby widkryty tawyhnaty

    Mysza? W mojij skryni, szczo z ystamy?..Buaj wyjsza z kimnaty.Jawdocha Wasyliwna zayszyasia w kimnati j poczaa: Boju ja Toho bojusia, szczo, mabu, nespowna rozumu moja susidka. Zi-

    noczka moja z pojizdom na cili tyni wyjidaje. W usij kwartyri ja zayszajusia sama z

  • Polinoju Oeksandriwnoju. Chody wona neczutno, howory mao. We dawno, ja siudyszcze j ne perebraasia, a w misti pro neji rizne baakay, niby wona we czas na dorohudywysia, enycha jakoho de. A ja jak na neji podywlu, tak i dumaju: Samij wenareczenij sawan czas szyty Zinoczka kae: Mamo, czoho wy turbujete? Ludynaywe tycho, dio swoje roby. Cikom normalna babusia. A ja wse sumniwajusia. Jakbudete do neji chodyty, prydywisia, dumku swoju skadi ta j meni skai: treba jijibojatysia czy ni

    Stao czuty kroky Buaj. Susidka pisza. Ja znowu zwernuwsia do Poliny Oeksan-driwny:

    Proszu was Probaczte za turbotu Proszu was rozpowisty wse, szczo wy zna-jete pro Sergija Sergijowycza. Pro te, jak win znyk

    Ni, ni,ne kai cioho sowa! Win prosto piszow piszow z cioho budynku. Piszow? Dawno?Ja widrazu widczuw usiu netaktownis swoho zapytannia, znijakowiw i zamowk.Buaj ne kwapya, niby zbyraasia z duchom, potim skazaa: Darujte, jak was zwu?Ja nazwaw sebe. To szczo , Hryhoriju Oeksandrowyczu, pryweo was siudy? Ade Dumczewa

    wsi zabuy. Cikom wypadkowo ja poczuw odnu rozpowi, jaka nabyzya mene do doli Dum-

    czewa. Ae, proszu, poky szczo ne pytajte ni pro szczo. Dobre, ja wam wiriu. Koy due dawno mene prozway nareczenoju Sergija Ser-

    gijowycza. Ach, chiba wy teper moete ujawyty sobi, zbahnuty, jak koy u huchij pro-winciji rozwaaysia z nuhy ludy! Prote ricz ne w ciomu. Ja zaraz dumaju pro te, jakkraszcze rozpowisty wam pro Dumczewa. Ne znaju, z czoho poczaty: czy to z toho, zajakych nezwyczajnych obstawyn pobaczya joho wpersze, czy to prosto pro zustriczi jrozmowy z nym.

    Jakszczo mona, rozkai use poslidowno. Ta widkadi e swoje wiczne pero! Ne mona spokijno rozpowidaty, zhadu-

    waty, koy kone sowo zapysuju.Ja suchniano schowaw awtoruczku i boknot u kyszeniu, wmostywsia zrucznisze

    w kriso j pryhotuwawsia suchaty. Ote, ce buo dawno, poczaa Polina Oeksandriwna.Z-za dwerej doynuw szum. Ne zwertajte uwahy, ce Hibratar peresuwaje mebli i znowu pidmitaje czystu

    pidohu bila mojich dwerej. Ae czomu Hibratar? Tak ja ochrestya susidku Jawdochu Wasyliwnu za te, szczo powz jiji oczi, jak

    korablu powz Hibratar, nepomitno ne projty. Koen bude doskonalno wywczenyj. Wonazawdy wsioho bojisia.

    Ote, ce buo dawno powtoryw ja.

    Tak, dawno, powtorya Polina Oeksandriwna. Meni buo todi simnadciarokiw. Ja pamjataju toj de, tu hodynu i nawi tu chwyynu, koy ja wpersze pobaczyaSergija Sergijowycza Dumczewa. Ce buo na switanku powitropawannia. Ni, toczniszeskazaty, tak: pered samisikym switankom powitropawannia Bua nedila, dewjateczerwnia. Buw jarmarok.

    Stara sywa inka rozpowidaa, a ja zabuw, szczo wona stara. We ne baczyw, szczo

  • wona sywa. I we ne wiryw, szczo wse buo tak dawno. Nenacze woho jiji nezdijsnenychmrij spayw ci desiatylittia. Mynue powernuosia. Ja joho poczuw, pobaczywO jarmarok. Piwdennyj jarmarok pid poudnewym soncem. Haasywyj, strokatyj,dzwinkyj i barwystyj.

    Prokyneszsia, widczynysz wikonnyci, nawsti rozczynysz wikno i szczosyyhude-dzweny jarmarok, homony ludkoju jurboju, riabije, myhoty jaskrawymy chust-kamy j spidnyciamy inok, dzwonom hude j ohuszuje krykom, iranniam, mekanniami mukanniam.

    A w kramnyciach i jatkach, pospichom zbytych iz nestruhanych doszczok, rozky-nuysia proty soncia, wybyskuju i paachkotia bujnymy barwamy striczky, sytci,chustky, razky namysta, miniajuczy i zywajuczy w jaskrawi smuhy.

    Tysniawa, ne probyty!Iz rypinniam krutysia-obertajesia karusel pid stohin szarmanky, pid weresz-

    czannia diwok, szczo sydia u rozmalowanych kolaskach, pid swystinnia weseych, na-smiszkuwatych, u chwako zsunutych nabakyr kaszketach parubkiw, szczo hordowytosydia na baskych derewjanych koniach.

    Tysniawa!Nasyu probyrajuczy pid wozamy prodawciw i mi nohamy pokupciw, niuchajuczy

    zemlu j pidibhawszy chwosta, szukaje swoho chaziajina jakyj dworniaha. Ta de tam!Sydy de u szynku. Chope-harmonist kopnuw sobaku nohoju. Toj wysknuw, ziszczu-ywsia, pidibhaw chwosta, kynuwsia pid woza j znowu piszow probyraty dali.

    Tiahnu slipi spiwaky pisniu. Pisniu odnomanitnu j protiahu. Koy wona poczaa-sia? Koy zakinczysia? Newidomo jich wede, rozsztowchujuczy jurbu i prostiahajuczydrantywu szapku, bilawyj, hostronosyj, z chytrymy oczeniatamy chopczyk. A wony jduza nym, pokawszy odyn odnomu ruky na peczi, wysoko pidwiwszy do neba nezworusznizastyhli obyczczia.

    A slidom za nymy ehko j newymuszeno jde cyhanka z zakynutoju na odne peczestrokatoju z toroczkamy chustkoju, obwiszana razkamy koraliw, wydzwoniujuczy na-mystom, wybyskujuczy weyczeznymy napiwkruhymy serekamy, zehka peresmyku-juczy peczyma, jde mi woziw i jatok, chapajuczy za ruky to odnoho, to druhoho, i sko-romowkoju zapewniaje: Pozooty ruczku, pohadaju pro dolu twoju rozpowim.

    A sonce dedali wyszcze, speka dedali bilsza. Dedali haasywiszyj i bahatoludniszyjstaje piwdennyj jarmarok.

    I raptom zwidky zdala dowhyj, protiahyj kryk: ety! Na nebo ety ludyna!Kryk tone w hamori i hurkoti jarmarku.Nichto ne ohlanuwsia i ne widhuknuwsia. Jarmarok szumiw dali.Jakyj czoowik u siriaci i w kaszketi z byskuczym kozyrkom wyskoczyw na woza

    j zamachaw rukamy.Bratcia! huknuw win, stojaczy na wozi. Bratcia, dywisia! Dywisia, szczo

    dijesia na wyszci!De, de?Ondeczky, na wyszci! Z wyszky ludyna poety!Na nebo poety ludyna!I natowp, bezadnyj, cikawyj, adibnyj do wydowyszcz, kynuwsia do wyszky, szczo

    wydniasia na pahorku.Na szyrokomu pomosti wyszky eaw snariad, schoyj na weetenku babku. Po-

    riad z cym snariadom stojaw moodyj czoowik i poprawlaw jaki dowhi remeni na sna-riadi.

    Win buw u kosoworotci i w czornomu paszczi-kryatci. Blide obyczczia, dowhi ner-wowi palci, huby stysnuti, a koy win wyprostawsia, to joho zoseredenyj pohlad zwer-nuwsia kudy daeko czerez hoowy ludej, szczo otoczyy pomist.

  • Dywnyj, nezrozumiyj i due samotnij buw cej czoowik na haasywomu, barwy-stomu jarmarku. Ta win, pewno, buw takyj zajniatyj swojim snariadom, a ne pomiczawniczoho, szczo dijaosia nawkoo.

    Chaziajin-pidpryjeme, jakyj pobuduwaw na pahorku wyszku, oderuwaw po pja-taku z konoho, chto zachodyw za ohorou.

    Obhorodene misce nawkoo wyszky husto zapowniuway cikawi.Chaziajin pidniawsia na kilka schodynok wyszky j prohoosyw: Welmyszanowni dobrodijky j dobrodiji! Zaraz ludyna poety na nebo. Sami nawasni oczi pobaczyte. To czy ne zawhodno wam za waszi hroszi zapytannia stawyty

    ciomu czoowikowi? Jak-ne-jak wid nas na nebo ludyna wyruszy i nazad do nas power-nesia!

    Pidpryjeme wyter byskuczu ysynu czerwonoju kwitczastoju chustkoju.Z natowpu poczuysia hoosy zwertaysia do czoowika na wyszci:Nazwy: chto ty takyj?Szczo za odyn?Promysowe swidoctwo majesz? Jakoji wiry?Koy na nebo ety to wiry jakoji?Ja Sergij Sergijowycz Dumczew! Rosijanyn, widpowidaw moodyj czoowik.Nu, ety! skazay w natowpi. Czoowik, jakyj nazwaw sebe Dumczewym, sky-

    nuw kryatku i prodowuwaw poratysia bila snariada.Szanowna publiko! zwernuwsia chaziajin do natowpu. Terpinnia! ysze pja-

    desia chwyynoczok i poety! Ja stojaa nedaeko wid wyszky, opowidaa dali Polina Oeksandriwna, i

    baczya, jak tremtiy ruky w Dumczewa. Nespokij, chwyluwannia, perelak ochopyymene. Ade wyszka wysoka! Newe wsi wony tut ne rozumiju, szczo win, cej smiywe,zaraz rozibjesia?

    Widra, widra joho wid polotu, bahaa ja brata-studenta.Wczywsia win u Politechnicznomu. Znajete, taki harni epoety na synij tuurci.

    Brat due dobre rozbyrawsia w technicznych pytanniach. Win skri suprowodyw mene.Jak dawno ce buo! Ja todi nosya bryyka z szyrokymy krysamy.

    Koego! huknuw mij brat do wynachidnyka. Czy ne dopomohty wam?I win poczaw wyazyty na wyszku.Ae wynachidnyk zapereczywo pochytaw hoowoju. Win prodowuwaw poratysia

    bila snariada.Nawkoo homoniy.Nikoy ne poety!A czomu ptach ety? Wsia sya u ptacha w pirji, pojasniuwaw statecznyj kupe.

    A w joho snariadi krya bez pirja.A kaan litaje czy ne litaje? obernuwsia brat i dodaw: Wychody, szczo

    sprawa ne w pirji?Nu, to czoho win ne ety? Dotiahne do noczi, ta tak i ne poety!Czas! Czas!Szwydsze! Poczynaj! Czas! kryczaw neterplaczyj natowp.Dumczew rozprawyw szyroki krya snariada i pidtiahnuw we snariad na kraj

    wyszky.Natowp zawmer.Win prosunuw nohy w remeni j pryadnaw snariad do pojasa. Potim zachodywsia

    prosuwaty ruky pid krya. Krya buy ehki, z ozy, obtiahnuti tkanynoju i due ruchomi,oczewydno, na zawisach.

    Zaraz poety! zaunay hoosy.Stij! Stij! zahoraw raptom chaziajin. Stij!We czas chaziajin ne stojaw na odnomu misci; to wyazyw na wyszku, to bihaw do

  • chwirtky perewiriaty wytorh.Stij! kryknuw win, rozsztowchujuczy natowp, i pidwiw a do samisikoji

    wyszky jakoho czynownyka z druynoju.Czynownyk huknuw do Dumczewa:Suchajte! Druyna moja chocze postawyty odne zapytannia, a wy, dobrodiju,

    bute askawi widpowisty!Druyna czynownyka rwuczko pidnesa orneta:Ja cikawlusia, dobrodiju, jaka na cych kryach tkanyna. Znyzu meni zdajesia,

    szczo ce muslin. Skai, de wy wziay takyj czariwnyj kolir? Czy bahato patyy za ar-szyn?

    Dumczew detalno widpowiw na ce zapytannia.A zaraz ety! huknuw chaziajin.Brat stycha prokazaw:Polu, pamjatajesz ci wirszi?

    Lubyteli poszosti syti,Spokijno i ehko ywu,A ruky Ikara rozbyti,Bo prahnuy w nebo siahnu.

    U natowpi kazay:Prymiriajesia, jak wije witer!Nespodiwano Dumczew kynuwsia z pomostu. Poetiw.Usi zawmery, zatamuway podych. I wraz pobihy slidom. Bihy, perestrybujuczy,

    pereaziaczy czerez ohoroi. Bihy mowczky, widkynuwszy nazad hoowy.Snariad raptom nachyywsia. Ludy kynuysia na wsi boky.Szwydkym ruchom nih, szczo buy prosunuti w stremena, prykripeni do wijao-

    podibnoho chwosta, Dumczew widnowyw riwnowahu. Aparat wyriwniawsia.Ura-a-a!!! zahuo nawkoo.Ta ce trywao nawriad czy bilsze dwoch-trioch chwyyn.Wid poduwu witru skoychnuysia chustky w inok. Schopyysia za szapky j kasz-

    kety czoowiky, szczo bihy za snariadom. Witer powijaw ducze.Brat, jakyj bih poriad zi mnoju, wyhuknuw:Neszczastia! Witer zawaaje jomu! Na dwobij z witrom piszow nasz rosijkyj

    Ikar!Ja baczya: krya snariada-babky due perechniabyy. Snariad rizko nachylawsia

    to w odyn, to w druhyj bik. O-o upade!Brat kryczaw:Dywisia! Witer chyy aparat liworucz Dumczew wykydaje nohy praworucz!

    Witer praworucz Dumczew liworucz! I snariad wyriwniujemsia!Ta witer niby zrozumiw chytroszczi ludyny i naetiw zhory. Aparat klunuw no-

    som.I todi Dumczew poczaw rukamy opuskaty i pidijmaty krya. Aparat znowu na ja-

    kyj czas wyriwniawsia. Poriad zi mnoju chto wyhuknuw:W nioho syy kinczajusia. Za powitria ne wczepyszsia!Aparat padaw. Marni buy pomachy kry. Snariad hnao witrom do moria.Natowp zojknuw.Wtopysia! Wtopysia! Zahoosyy inky, chto poczaw chrestytysia. Bila sami-

    sikoji wody snariad tknuwsia nosom u pisok.Wbywsia! Wbywsia! kryczaw natowp i bih do moria.Ja wyperedya wsich. Mij bryyk zjichaw nabik i edwe trymawsia na striczci. Ja

    persza pidbiha do Dumczewa. Za mnoju brat.

  • Wy ywi? huknua ja.Dumczew poworuchnuwsia. Rozstibnuwszy remeni, my dopomohy jomu wylizty z-

    pid snariada, szczo whruz u sypuczomu pisku.Pidbihy ludy. Pidchodyy obereno i mowczky, nenacze bojaysia poturbuwaty

    Dumczewa. Nawi ditachy, bosi, wychriasti, perebihajuczy wid natowpu do snariada iwid snariada do natowpu, rozmowlay pomi sebe poszepky.

    Brat poprosyw usich rozijty.Prynesy hek wody, i ja namoczya Dumczewu oba. Brat pobih po wiznyka.Dumczew oprytomniw. Ae win ne pomiczaw nikoho. Czas iszow. Ludy poczay roz-

    chodytysia. Raptom win sprobuwaw pidwesty.Ja dopomoha jomu. Win wstaw, obernuwsia i pobaczyw swij rozbytyj aparat.Ja szcze poeczu! Poeczu! prokazaw win tycho i wperto.Nyko nad namy ehko promajnua czajka.Jak ocej ptach? ja pokazaa na czajku.Ptach? perepytaw win.Jak ocia czajka? mowya ja.Win dowho mowczaw, nemow radywsia z jakymy swojimy dumkamy.Ni! Ni! raptom rizko wyhuknuw win. Kraszcze wid ptacha! Jak mucha! Neysze litaty, ae j stojaty w nebi! Stojaty w powitri, tak samo wpewneno, jak i na zemli!Ja zlakaasia: czy ne zjichaw win z huzdu? I spytaa:Jaka mucha? Szczo wy! Chiba mucha stoji u powitri?Win niczoho ne widpowiw. Potim stycha dodaw:Ja nawczu usioho cioho ne tut! A tam ysze tam!De?Ta win niczoho ne widpowiw.Meni stao straszno. Brata z wiznykom i dosi ne buo.Powilno, spyrajuczy na moju ruku, Dumczew piszow do mista.Bila moria zayszywsia rozbytyj aparat. Ue temnio. Ja dopomahaa jty cij dywnij

    ludyni.Poriad z Dumczewym ja po-inszomu, po-nowomu teper poczua szum moria, po-

    nowomu pobaczya, jaki nawskisni buwaju promeni w pryzachidnoho soncia.A win iszow porucz mene, pochyywszy hoowu. Na mene win ni razu ne hlanuw. I

    we czas szepotiw:Wychodu nemaje! Wychodu nemaje! Tilky w nych! U nych wczytysia.Ja czua ci sowa, ae niczoho ne rozumia i ni pro szczo ne pytaa. A sonce sidao w

    more.

    De daeko w korydori to stukotiw, to szurchotiw winyczok susidky.Wid samoho poczatku rozpowidi Poliny Oeksandriwny ja dumaw: Szwydsze b pe-

    rewiryty, czy pysaw likar Dumczew mikrozapysky. Czy to joho ruka? Zwiryty poczerk!Ce hoowne!Ae rozpowi trywaa, i postupowo dusza moja pownyasia inszymy dumkamy jpoczuttiamy. Ja widczuw rwuczkyj poduw witru, poczuw hostryj poryw powitria, szczorwonuosia pid kryamy perszych litakiw. Jaka jasna, spownena derzannia bua mrijatych ludej, szczo wpersze zwayysia pidkoryty sobi powitrianyj prostir!

    Dywne stanowyszcze: sydity w zubolikarkomu krisli, dywytysia na staru nonubormaszynu ta na byskuczi metaewi instrumenty, ae niczoho cioho ne baczyty, a pryj-

  • maty sercem tepotu j swito tijeji mriji, szczo woodia Dumczewym, koy na samorob-nomu aparati win pidniawsia w powitria i poetiw nad haasywym jarmarkom.Ae szczo oznaczaju sowa Dumczewa pisla newdaoho polotu: Ja nawczuusioho cioho ne tut! A tam ysze tam! Zrozumity b ciu frazu, rozkryty b jiji sprawnijzmist!

    Szurchotiw, stukotiw susidczyn winyczok u korydori. Polina Oeksandriwna weadali:

    Ja we kazaa wam, szczo polit Dumczewa sposterihaw i mij brat, jakyjwczywsia w Peterburzi u Politechnicznomu instytuti. Pisla toho polotu brat czasto wid-widuwaw Dumczewa. Buwaw win u Sergija Sergijowycza j konoho razu, jak pryjizdywu Czenk w nastupni roky.O szczo napysaw meni brat, koy diznawsia pro znyknennia Sergija Sergijowycza.

    Ja wziaw u Poliny Oeksandriwny ysta i proczytaw:Luba Polu!Ja schwylowanyj, pryhoomszenyj twojim powidomenniam pro Dumczewa. Ty py-

    szesz, szczo joho odiah znajszy na berezi moria. Newe win potonuw? Z cym ja ne mouprymyrytysia. Iz kaptykiw, mozajiczno stworiuju obraz cijeji ludyny. We nikoy-nikoybilsze joho ne pobaczu. Szczo najbilsze dywuwao w niomu? Riznomanitnis interesiw,naukowych poszukiw i doslidiw. Odnoho razu, sposterihajuczy joho doslidy, ja podu-maw: Ce nemoywo! Jak umiszczujusia w hoowi odnijeji ludyny naukowi interesy,taki rizni j daeki odyn wid odnoho? A jakszczo wse ysze poryw, zachopennia? Nestrymawsia, skazaw Dumczewu pro ce. Win ne rozserdywsia: Ehe , rozumiju! Takzboku moe zdatysia Koho nasliduju? W koho wczusia?

    Z nezwyczajnoju wawistiu win kynuwsia do knykowoji poyci, distaw Puszkina iproczytaw:

    Istoryk, rytor, mechanik, chimik, mineraoh, chudonyk i wirszopyse, win usedoslidyw i wse zbahnuw

    Pro koho ce skazano? Pro omonosowa! Joho treba nasliduwaty, w nioho wczyty-sia, jak rozumity rizni hauzi nauky.

    Tak buo koy mowyw ja. Daeke wisimnadciate stolittia!Koy? A ja dowedu, pokau, szczo pryrodoznawczi nauk