28
MiesiÊcznik Biuletyn Informacyjny ŒKF 2017 NR 235 KwiecieÑ/maj Fot. Jan Zdrzałek

Biuletyn Informacyjny ŒKF - skf.org.pl · nie do antologii Gentle Footprints, z którego dochód trafił do fundacji Born Free. 27 grudnia zmarła Carrie Fisher – nieza - pomniana

Embed Size (px)

Citation preview

MiesiÊcznikBiuletyn Informacyjny ŒKF 2017

Nr 235KwiecieÑ/maj

Fot. Jan Zdrzałek

GaleriaGaleria

Sekcja artystyczna

Różdżki...

Sekcja Artystyczna im. Leonarda da Quirm powstała po rozszerzeiu sekcji graficznej o wszelkie inne przejawy działań wysoce ar-tystycznych, średnio artystycznych czy też tylko luźno artystycznych. Kto tylko potra-fisz robić coś fajnego: szyć, gotować sushi, malować kredą albo cokolwiek bądź, może się czuć zaproszony.

Mają ciasteczka. A dotychczasowe projekty sekcji przed-

stawiamy w dzisiejszej Galerii.PWC

Eliksiry...Wianki...

3

Wstêpniak

W imieniu ca³ego Klubu serdecznie dziêkujemy wszystkim,

którzy przeznaczyli dla nas swój 1% podatku.

I znowu, jak w poprzednim numerze, muszę przepraszać za opóźnienia. Sytuacja Miesięcznika zmieniła się znacząco – wydaje się, że nasze możliwości druku zo-stały istotnie ograniczone. I musieliśmy podjąć decyzję, co dalej. Wyszło na to, że staramy się nadal pracować – w częściowo nowym składzie, uzupełniającym ekipę weteranów. Dlatego wewnątrz numery znajdziecie kilka nowych rubryk. Jednocześnie nie chcemy rezygnować z tradycji. Co nowego? Wiadomości Bucklandu zastąpił chwilowo Morguski Plotkarz, prezentuje się Sekcja Literacka „Logrus”, a w Galerii – Sekcja Artystyczna.

Oczywiście, kluczową decyzją było przejście na format elektroniczny. Na razie tylko PDF – nowe numery będą dostępne jak zawsze na stronie klubu, a dla tych, którzy na przykład chcieliby sobie je wydrukować, postaramy się utrzymać nor-mę odpowiedniej liczby stron. Z czasem jednak – raczej krótszym niż długim – uzupełnimy ofertę o formaty epub i mobi. Testy trwają.

Natomiast wszystkich lubiących fantastykę zapraszamy na tradycyjne Seminarium Literackie, które odbędzie się w terminie 16-18 czerwca 2017, w hotelu „Skaut” – Chorzów, al. Harcerska 3.

PWC

4

WieœciWieœci

W ostatnie święta, 24 grudnia 2016 – w szacownym wieku 96 lat – zmarł Ri-

chard Adams, brytyjski pisarz, autor znakomi-tych powieści Wodnikowe wzgórze (i kontynu-acji – Opowieści z Wodnikowego Wzgórza) i Szardik. Zwłaszcza ta pierwsza doczekała się licznych wydań, a nawet ekranizacji.

Richard Adams – zwłasz-cza w pierwszym okresie swej kariery – pisał o zwie-rzętach, ale inaczej niż więk-szość. Wodnikowe Wzgórze (Watership Down) to opo-wieść o królikach, ale choć inteli gentnych i świadomych, jednak niebędących ludź mi,

ale mającymi swoje królicze sprawy i patrzą-ce na świat z króliczego punktu widzenia. To rzadkość w literaturze.

Adams był aktywnym działaczem ruchów ochro-ny zwierząt. Jego powieść Plague Dogs jest satyrą na eksperymenty na zwierzę-tach. Przez rok kierował Królewskim Towarzystwem przeciwko Okrucieństwu wobec Zwierząt. W towa-

rzystwie ornitologa, Ronalda Lokleya, wziął udział w wyprawie przez Antarktydę. A tuż przed 90-tymi urodzinami napisał opowiada-

nie do antologii Gentle Footprints, z którego dochód trafił do fundacji Born Free.

27 grudnia zmarła Carrie Fisher – nieza-pomniana księżniczka Leia Organa.

Podczas lotu z Londynu do Los Angeles (z eu-ropejskiej trasy promocyjnej Łotra 1) zasłabła, prosto z lotniska trafiła do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła na serce. Miała 60 lat.

Leia z Gwiezdnych wojen była jej pierwszą wielką rolą. Potem wystąpiła również w kul-towych Blues Brothers, Kiedy Harry poznał Sally – oraz kilkudziesięciu innych filmach. Zmagała się z uzależnieniami, a potem z psy-chozą maniakalno-depresyjną. Na podsta-wie jej autobiograficznej książki zrealizowano film Pocztówki znad krawędzi, z Meryl Streep i Shirley Maclaine.

Wróciła do świa-ta Gwiezdnych Wo -jen w 2015 – w Prze­budzeniu mo cy za-grała żonę Hana Solo (z którym się rozsta-ła), matkę Kylo Rena i doświadczo ną re-beliantkę. Kompu te-rowo generowany wizerunek młodej Lei poja-wił się w Łotrze 1. Niewątpliwie zobaczymy ją jeszcze w najbliższym filmie z cyklu, Ostatnim Jedi. Ale Bardzo Odległa Galaktyka pozosta-nie w żałobie.

5

16 stycznia zmarł Gene Cernan, astronau-ta, ostatni z ludzi, którzy postawili stopę

na Księżycu. Był też jedynym, który do Księżyca poleciał dwa razy (w misji Apollo 10, kiedy to statek okrążył Księżyc i wrócił na Ziemię, oraz w misji Apollo 17, uwieńczonej trzydniowym pobytem na Księżycu, od 11 do 14 grudnia 1972).

Cernan był pilotem morskim, wylatał ponad 5000 godzin i zaliczył ponad 200 lądowań na lotniskowcach. Do NASA trafił w 1963, przed Apollo uczestniczył w locie Gemini 9. W 1976 odszedł z NASA, w 1999 opublikował książkę The Last Man on the Moon. Miał stopień ko-mandora.

Miał 83 lata. Po jego śmierci pozostało jesz-cze sześciu astronautów, którzy lądowali na Księżycu – wszyscy przekroczyli już osiemdzie-siąty rok życia. Nowych wciąż nie ma.

25 stycznia w wieku 77 lat zmarł John Hurt, wybitny brytyjski aktor, którego

kariera trwała ponad pół wieku. Sławę przy-niosła mu rola w filmie A Man for All Seasons (Oto jest głowa zdrajcy, 1966), w znanym w Polsce serialu Ja, Klaudiusz zagrał Kaligulę, a za rolę w Midnight Express (1978) otrzymał Złoty Glob, nagrodę BAFTA i był nominowany do Oscara.

W 1979 jego rola astro-nauty Kane’a w Obcym – ósmym pasażerze „Nostromo” (za którą no-minowany był do nagro-dy BAFTA) zawiera scenę, którą wielu krytyków znało za najbardziej zapadającą w pamięć w historii kina. Powtórzył ją w wersji komediowej w Spaceballs (Kosmiczne jaja, 1987).

Jedną z najwybit-niejszych ról Hurta był Winston Smith w 1984, a le poja-wiał się on też w cy-klu o Harrym Potterze ( ja ko Ol l ivander), o Hellboyu (jako profe-sor Bruttenholm), w V

jak Vendetta (jako Adam Sutter) czy ostatnim filmie o Indianie Jonesie. Był też jednym z wcie-leń Doctora Who.

W lipcu 2015 otrzymał z rąk królowej tytuł szlachecki. Reżyser David Lynch powiedział o nim, że był „po prostu najwybitniejszym ak-

torem na świecie”.Coraz częściej słyszymy o odkryciu pla-net, trochę rzadziej o planetach podob-

nych do Ziemi, a jeszcze rzadziej o takich, któ-rych orbity mieszczą się w ekosferze – najkró-cej mówiąc, oznacza to, że na powierzchni pla-

6

nety może istnieć woda w stanie ciekłym (co uważa się za niezbędne do powstania życia).

Sytuacja zmieniła się, kiedy 22 lutego 2017 międzynarodowy zespół astronomów poin-formował o odkryciu układu aż siedmiu pla-net mniej więcej rozmiarów Ziemi i znajdują-cych się w ekosferze gwiazdy centralnej. Ten układ to TRAPPIST-1 (na niebie znajduje się w pobliżu gwiazdozbioru Wodnika).

Odkrycia dokonano przy pomocy belgijskie-go teleskopu TRAPPIST (Transiting Planets and Planetesimals Small Telescope) w Chile – pierwsze trzy znalazł zespół Michaëla Gillona z uniwersytetu w Liege. Kolejne cztery to od-krycie międzynarodowej grupy (m.in. NASA i European Southern Observatory). Gwiazdą centralną jest bardzo chłodny czerwony karzeł.

TRAPPIST-1 znajduje się w odległości prawie

40 lat świetlnych od Ziemi – niby niedaleko, ale jednak poza zasięgiem naszych sond. Na razie...

SpaceX – kosmiczna firma Elona Muska – już od dwóch lat sprowadza na ziemię

wykorzystane rakiety, stosując nowatorską tech-nikę lądowania na bezzałogowych barkach. Właściwie nie całe rakiety, ale pierwsze stopnie nośnych Falconów 9. Na razie odbyło się 13 startów i 8 udanych lądowań. SpaceX zgroma-dził więc sporo używanych części. I w końcu udało się ich użyć.

30 marca z Cape Canaveral wystartowała pierwsza w historii używana rakieta – i wy-niosła na orbitę geostacjonarną satelitę komu-nikacyjnego SES-10. Użyto drugiej z tych, któ-re udało się wcześniej sprowadzić na ziemię. Stosowanie tej techniki pozwoli zmniejszyć koszty każdej misji z ok. 60 do ok. 40 milio-nów dolarów (choć tym razem klienci dosta-

li zniżkę rzędu zaledwie 10%). Trudno powie-dzieć, że droga w kosmos stanęła otworem, ale niewątpliwie zrobiono istotny krok naprzód.

Sondę Cassini – badającą Saturna i jego pierścienie – czeka spektakularny koniec.

Zaplanowana przez NASA procedura zniszcze-nia jest dość skomplikowana, a zaczyna się od przejścia sondy pomiędzy powierzchnią pla-nety i pierścieniami. 22 kwietnia Cassini po raz ostatni przeszła w pobliżu księżyca planety, Tytana (i przesłała dane na Ziemię). Potem, 27 kwietnia, szczęśliwie zanurkowała między pla-netę i pierścienie – jako pierwszy ziemski obiekt (ale to w końcu nic dziwnego). Zebrane dane posłużą do analizy składu i głębokości węglo-wodorowych jezior na Saturnie.

Dalsze plany? Ok. 15 września Cassini wej-dzie w atmosferę Saturna i spadnie na po-wierzchnię, kończąc tym samym trzynasto-letnią misję. Warto przypomnieć, że była to

złożona i duża jednostka: 6,87 m wysokości, 4m średnicy, masa startowa 5,5 tony. Energii elektrycznej dostarczał jej reaktor atomowy.

W 2012 roku Terry Pratchett założył wła-sne studio filmowe. W części zapewne

źródłem było jego rozczarowanie współpracą z przemysłem filmowym: ekranizacja Dobrego omenu praktycznie ugrzęzła, BBC nie wyka-zywało entuzjazmu do produkcji zapowiada-

7

NagrodyNagrody

nego serialu o Straży Miejskiej z Ankh-Mor-pork. Studio Narrativia powstało zatem ufun-dowane i zarządzane wspólnie przez Terry’ego Pratchetta, jego córkę Rhiannę (znaną i nagra-dzaną autorkę scenariuszy gier), Roba Wilkinsa (asystenta, sekretarza i agenta finansowego Terry’ego Pratchetta) oraz producenta Roda Browna, który bezpośrednio kieruje działania-mi studia i jest filmowcem (nagrodzonym BAFTA, realizował wszystkie trzy ekranizacje

świata Dysku). Przez długi czas działo się niewiele, ale po

śmierci Terry’ego Pratchetta sprawy nabrały tempa. Produkcja jeszcze nie ruszyła, ale trwa-ją prace przy ekranizacji Wolnych Ciut Ludzi (Narrativia we współpracy ze studiem Jima Hensona) oraz Dobrego omenu – na podsta-wie scenariusza Neila Gaimana powstanie se-rial, który w przyszłym roku będziemy mogli obejrzeć na Amazon Prime oraz w BBC.

Czekamy niecierpliwie na dalszy rozwój wy-padków.

W marcu ustalono listę nominacji do klubowej nagrody ŚLĄKFA. Są to:w kategorii Twórcy Roku 2016: Agnieszka Hałas, Aleksandra Janusz, Borys Lankosz

i Wojciech Orliński, Marcin Mortka, Krzysztof Piskorski, Jakub Różalski, Dorota Kalina Trojanowska;

w kategorii Wydawcy/Promotora Roku 2016: CD Projekt, Dziobak Larp Studios, Galacta, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Sine Qua Non;

w kategorii Fana Roku 2016: Maciej „Toudi” Pitala, Elin Kamińska (Smokopolitan), Maciej Dobrowolski (Fantazje zielonogórskie), Ernest „Prezes” Warych (Oldtown).

Laureatów poznamy w czerwcu, podczas tradycyjnego Seminarium Literackiego.

Nagroda im. Jerzego Żuławskiego także ogłosiła listę utworów nominowanych do nagrody. Są to: Puste niebo Radka Raka, Czterdzieści i cztery Krzysztofa Piskorskiego, Inwit Michała

Cholewy, Onikromos Pawła Matuszka, Polska 2.0 Jacka Inglota oraz Olga i osty Agnieszki Hałas. Autorom gratulujemy.

Podczas niedawnego Pyrkonu poznaliśmy laureatów nagród Nowej Fantastyki. Nagrodę Reflektor – dla początkujących – otrzymał Wojciech

Zembaty, natomiast za Książkę Roku jury uznało Dom z  liści Marka Z. Danielewskiego – wbrew polskiemu brznieniu nazwiska autora, jest to prze-kład z angielskiego (tłumaczył Wojciech Szypuła). I z przyjemnością zapra-szamy do recenzji tej książki, zamieszczonej w tym numerze Miesięcznika.

Znane są już nominacje do dwóch najważniejszych nagród światowej fantastyki. Zacznijmy od Nebuli, przyznawanej przez członków Science

Fiction and Fantasy Writers of America. Laureatów poznamy podczas spe-cjalnej Nebula Conference, którą w tym roku zaplanowano na weekend 18-21 maja w Pittsburghu. A oto nominacje:

8

powieść: All the Birds in the Sky, Charlie Jane Anders; Borderline, Mishell Baker; The Obelisk Gate, N.K. Jemisin; Ninefox Gambit, Yoon Ha Lee; Everfair, Nisi Shawl;

mikropowieść: Runtime, S.B. Divya; The Dream­Quest of Vellitt Boe, Kij Johnson; The Ballad of Black Tom, Victor LaValle; Every Heart a Doorway, Seanan McGuire; The Liar, John P. Murphy; A Taste of Honey, Kai Ashante Wilson;

nowela: The Long Fall Up, William Ledbetter; Sooner or Later Everything Falls Into the Sea, Sarah Pinsker; The Orangery, Bonnie Jo Stufflebeam; Blood Grains Speak Through Memories, Jason Sanford; The Jewel and Her Lapidary, Fran Wilde; You’ll Surely Drown Here If You Stay, Alyssa Wong;

opowiadanie: Our Talons Can Crush Galaxies, Brooke Bolander; Seasons of Glass and Iron, Amal El-Mohtar; Sabbath Wine, Barbara Krasnoff; Things With Beards, Sam J. Miller; This Is Not a Wardrobe Door, A. Merc Rustad; A Fist of Permutations in Lightning and Wildflowers, Alyssa Wong; Welcome to the Medical Clinic at the Interplanetary Relay Station│Hours Since the Last Patient Death: 0, Caroline M. Yoachim;

scenariusz: Nowy początek (Arrival, Eric Heisserer), Doktor Strange (Doctor Strange, Scott Derrickson i C. Robert Cargil), Kubo i dwie struny (Kubo and the Two Strings, Mark Haimes i Chris Butler), Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (Rogue One: A Star Wars Story, Chris Weitz i Tony Gilroy), The Bicameral Mind (odcinek serialu Westworld, Lisa Joy i Jonathan Nolan), Zwierzogród (Zootopia, Jared Bush i Phil Johnston);

powieść dla młodzieży (Nagroda Andre Norton): The Girl Who Drank the Moon, Kelly Barnhill; The Star­Touched Queen, Roshani Chokshi; The Lie Tree, Frances Hardinge; Arabella of Mars, David D. Levine; Railhead, Philip Reeve; Rocks Fall, Everyone Dies, Lindsay Ribar; The Evil Wizard Smallbone, Delia Sherman.

Hugo – w tym roku zastosowano zmienione przepisy, mające utrudnić głosowanie blokiem – z czym mieliśmy do czynienia w ostatnich dwóch latach, wskutek inicjatywy grupy znanej jako Rabid Puppies, działającej według wskazówek Voxa Daya. Najbardziej widoczną zmianą jest sześć nominacji – przy za-chowaniu zasady, że każdy głosujący może zgłosić pięć. Trochę inaczej przelicza się także punkty. Efekt jest taki, że przeforso-

wanie wszystkich nominacji jest trudne. Vox Day zlecił więc swoim „minionom”, by głosowali na pojedyncze kandydatury w poszczególnych kategoriach. I oczywiście wstawił swoje nazwisko w kategorii najlepszego redaktora. Może zresztą o to chodzi – głosząc, że walczy o szerszy zakres tekstów i koniec lewackiej dominacji, tak naprawdę ma nadzieję, że jakimś cudem sam dosta-nie Hugo. Trudno powiedzieć, w każdym razie na poziomie nominacji pewne sukcesy odnosi.

A oto lista kandydatów w głównych kategoriach:powieść: All the Birds in the Sky, Charlie Jane Anders; A Closed and Common Orbit, Becky Chambers;

Death’s End, Cixin Liu; Ninefox Gambit, Yoon Ha Lee; The Obelisk Gate, N. K. Jemisin; Too Like the Lightning, Ada Palmer;

mikropowieść: The Ballad of Black Tom, Victor LaValle; The Dream­Quest of Vellitt Boe, Kij Johnson; Every Heart a Doorway, Seanan McGuire; Penric and the Shaman, Lois McMaster Bujold; A Taste of Honey, Kai Ashante Wilson; This Census­Taker, China Miéville;

nowela: Alien Stripper Boned from Behind by the T­Rex, Stix Hiscock; The Art of Space Travel, Nina Allan; The Jewel and Her Lapidary, Fran Wilde; The Tomato Thief, Ursula Vernon; Touring with the Alien, Carolyn Ives Gilman; You’ll Surely Drown Here If You Stay, Alyssa Wong;

opowiadanie: The City Born Great, N. K. Jemisin; A Fist of Permutations in Lightning and Wildflowers,

9

Rys. Agnieszka „Achika” Szady

Alyssa Wong; Our Talons Can Crush Galaxies, Brooke Bolander; Seasons of Glass and Iron, Amal El-Mohtar; That Game We Played During the War, Carrie Vaughn; An Unimaginable Light, John C. Wright;

powieść graficzna/komiks: Black Panther, Volume 1: A Nation Under Our Feet, scen. Ta-Nehisi Coates, rys. Brian Stelfreeze; Monstress, Volume 1: Awakening, scen. Marjorie Liu, rys. Sana Takeda; Ms. Marvel, Volume 5: Super Famous, scen. G. Willow Wilson, rys. Takeshi Miyazawa; Paper Girls, Volume 1, scen. Brian K. Vaughan, rys. Cliff Chiang; Saga, Volume 6, scen. Fiona Staples, rys. Brian K. Vaughan; The Vision, Volume 1: Little Worse Than A Man, scen. Tom King, rys. Gabriel Hernandez Walta;

cykl: „The Craft Sequence”, Max Gladstone; „The Expanse” by James S.A. Corey; „The October Daye Books”, Seanan McGuire; „The Peter Grant / Rivers of London” Ben Aaronovitch; „The Temeraire”, Naomi Novik; „The Vorkosigan Saga”, Lois McMaster Bujold;

film: Nowy początek, (Arrival, reż. Denis Villeneuve); Deadpool, (reż. Tim Miller); Ghostbusters (reż. Paul Feig); Ukryte działania (Hidden Figures, reż. Theodore Melfi); Łotr 1 (Rogue One, reż. Gareth Edwards); Stranger Things, sezon pierwszy.

Jak często się zdarza, spora część nominacji powieściowych pokrywa się na listach Nebuli i Hugo. Ponadto, wprowadzono nową, „próbną” kategorię cyklu powieściowego – nie wiadomo, czy pomysł się przyjmie i kategoria pozostanie na przyszłość, czy też po jednej próbie fani z niej zrezygnują.

Dla porządku dodam, że nagrodę Hugo przyznaje się na Worldconie, który w tym roku od-będzie się w Helsinkach, od 9 do 13 sierpnia, w wyniku głosowania fanów.

Klaymenz, PWC

10

Wywiad

Quidditch to gra znana z przygód Harry’ego Pottera. Od pewnego czasu jest też uprawiana przez mugoli – także w Polsce, także na Śląsku. Poniżej prezen-tujemy rozmowę z Magdaleną Piekarczyk, założycielką i kapitanem drużyny

quidditcha Black Diamond Silesia Miners.

Piotr Zawada: Skąd pomysł na quidditcha? Kiedy się w to zaangażowałaś?Magdalena Piekarczyk: Z dwa lata temu kolega posłał mi link do filmiku z rozgrywanym meczem quidditcha i wyśmiał go. Mnie jednak on zaintere-sował do tego stopnia, że zaczęłam szukać dalszych informacji i okazało się, że w Polsce istnieją już drużyny.

PZ: Jakie?MP: Pierwsi byli Quidditch Hussars, drużyna założo-

na przy Letniej Szkole Magii, później doszły Warsaw Mermaids i Kraków Dragons. Grałam w drużynie war-szawskiej, ponieważ tam mieszkałam, ale w tym roku przeprowadziłam się na studia do Katowic, dlatego zebrałam ludzi i w październiku tego roku zarejestro-wałam drużynę śląską, Black Diamond Silesia Miners. Później powstał jeszcze Wrocław Wanderers, tak że w tej chwili Polska Liga Quidditcha składa się z pięciu drużyn. W ogóle to muszę przyznać, że nigdy nie zajmowały mnie sporty drużynowe, ale gra z mio-tłami wydała mi się śmieszna.

PZ: Właśnie, jak wyglądają miotły i latanie? A przede wszystkim znicz?MP: Funkcję mioteł zastępują zwykłe kije, takie jak do mopów. Co prawda nie unosimy się w po-

wietrzu, ale „miotła” nie może upaść na ziemię, także trzyma-nie jej sprawia, że wzrasta element zręcznościowy. Piłkę trzeba wtedy łapać jedną ręką. Albo dwoma, ale wtedy trzeba ściskać miotłę udami, co z początku nie jest superłatwe. Rolę kafla pełni piłka do siatkówki, z której upuszcza się trochę powietrza, a tłuczka – piłka do zbijaka. Najciekawiej wygląda jednak sprawa ze zniczem: otóż w jego rolę wciela się człowiek, który bierze piłeczkę tenisową, wkłada ją w skarpetę, którą wkła-

da do spodenek w taki sposób, by wystawała z tyłu – jak ogon. Gracz, który zdoła pochwycić

11

piłeczkę i ją wyciągnąć kończy mecz, a zagranie to daje drużynie nie 150 punktów, jak to było w książkach, a 30. Znicz wchodzi w siedemnastej minucie meczu, a szukający w osiemnastej.

PZ: Rozumiem, że jesteś najbardziej doświadczoną zawodniczką drużyny?MP: Póki co ja jestem kapitanem, trenerem i kierownikiem drużyny, ale chętnie podzielę się tymi

funkcjami z innymi. Sponsora póki co nie mamy, więc sprzęt pozostaje w gestii graczy – ale w chwili obecnej mamy wszystko, co potrzebne: piłki, miotły, obręcze i opaski. Póki grałam w Warszawie, najpierw była to dla mnie zabawa, ale w pewnym momencie stało się to praw-dziwą pasją. Z Syrenkami byłam we Włoszech na klubowych Mistrzostwach Europy, które odbywają się co roku. Reprezentowałam też Polskę na Mistrzostwach Świata we Frankfurcie. Niestety, nie udało się nam wygrać meczu.

PZ: Jakie drużyny są najmocniejsze?MP: Zdecydowanie anglosaskie: USA, Wielka Brytania, Kanada i Australia, która jest obecnym

mistrzem świata. Mistrzami Europy są Francuzi. Co ciekawe, w amerykańskich kręgach aka-demickich sport ten funkcjonuje nie tylko wśród fanów Pottera, a rozgrywki osiągnęły już prawie profesjonalny poziom. Jest liga, są sponsorzy, itd.

PZ: Dla mnie wygląda to trochę jak połączenie piłki ręcznej i rugby z dodat­kowymi elementami zręcznościowymi w postaci mioteł i piłki do tenisa.

MP: Rzeczywiście, jest to sport mocno kontaktowy. Wszelki kontakt z głową, częściami intymnymi i nogami poniżej ko-lan jest uznawany za faul. Plus oczywiście zagrania barkiem i popychanie rękami, ale ogólnie przepychanie się i zderzenia mieszczą się w regułach gry i dochodzi do nich dość często. Z ciekawszych rzeczy – przewinieniem, za które dostaje się kartkę, jest też przeklinanie, a drużyny są, jak to było w książ-kach, koedukacyjne, z zastrzeżeniem, że w jednym momencie na boisku nie może przebywać więcej niż czterech graczy danej płci z jednej drużyny. Warto też dodać, że tych są trzy: oprócz męskiej i żeńskiej, gracze mogą się również określić jako non-binary.

PZ: Jakie w takim razie masz najbliższe plany?MP: Możliwie najbardziej rozreklamować drużynę, gdyż ciągle nie mamy zbyt wielu graczy.

Przydałby się też ktoś z uprawnieniami sędziego Międzynarodowej Federacji Quidditcha.

PZ: Zatem powodzenia i dzięki za rozmowę!MP: Dziękuję i zapraszam wszystkich zainteresowanych na trening. Odbywa się on raz w tygo-

dniu, zwykle w niedzielę, a dokładne informacje można znaleźć na naszej stronie facebooko-wej: https://www.facebook.com/BlackDiamondSilesia/.

Logo BDSM – Paweł KleinertZdjęcie drużyny: Sophie Kalinowska-WerterZdjęcia z treningu: Bartosz FurczykWzór koszulek: Paulina Wach.

12

Ksi¹¿kiGdzie forma staje się treścią

A potem – niech się dzieje, co chce – odwrócisz się, niezdolny do tego, by stawić opór, chociaż mimo wszyst­ko spróbujesz się opierać, będziesz walczył ze wszystkich sił, żeby nie stanąć twarzą w twarz z tym, czego lękasz się najbardziej, tym, co jest, będzie i zawsze było istotą, którą naprawdę jesteś, istotą, którą wszyscy jesteśmy, pogrzebaną w bezimiennej czerni imienia.

Na polskie tłumaczenie Dom z liści, debiutancka powieść Marka Z. Danielewskiego, czekał szesnaście lat. Książka ukazała się jesienią zeszłego roku dzięki wydawnictw MAG i jest to jak na razie jedyna wydana w Polsce powieść autora.

Pierwsze, co może zrobić wrażenie na potencjalnym czytelniku Domu z liści, a nawet lekko go przestraszyć, to objętość. Z bardzo prostego powodu – przy opasłych tomiskach w twardej oprawie ciężko znaleźć optymalną pozycję (zwłaszcza, gdy ktoś – jak ja – preferuje czytanie w pozycji leżącej) i na pewno nie da się ich zabrać do torby, by wykorzystywać każdą wolną chwilę w ciągu dnia na lekturę. Do takich tomów mimowolnie podchodzi się z namaszczeniem, dobiera się właściwy moment, planuje lekturę.

Drugie to nietypowy skład. Przypisy dłuższe niż rozdziały, do których się odnoszą, strony zadrukowane na marginesach, wersy

ułożone w spirale, linie wznoszące się, bądź opadające, puste miejsca, druk lustrzany, osobny kolor dla słowa „dom”, osobny dla skreśleń. Trudno się oprzeć myśli – czy to ma sens? Czy to nie zbędne udziwnianie?

Ja nie miałam czasu się na tym zastanawiać – książka została mi dosłownie wepchnięta w ręce i, mimo pełnej fascynacji jej formą i sporego zaciekawienia, podchodziłam do niej dwa razy. Za pierwszym razem źle dobrałam moment i z przyczyn niezależnych musiałam ją odłożyć po przeczytaniu zaledwie stu osiemdziesięciu stron. Za drugim z premedytacją wybrałam okres przedłużonego weekendu, zakładając, że nie oderwę się dopóki nie skończę. I tak było, bo Dom z liści to dobrze napisana, wciągająca historia, która domaga się od czytelnika pełnego zaanga-żowania, i na dodatek każe mu podejmować decyzje co do sposobu w jaki się w nią wgłębi. Nie ma bowiem żadnej zasady, co do tego, jak potraktujemy przypisy, w którym momencie i w jakiej kolejności zaczniemy się zapoznawać z dodatkami i która z przedstawianych równolegle historii wyda nam się wiodąca, a które czymś w rodzaju przypowieści wspomagających jej zrozumienie.

Fabuła zbudowana jest wokół rozprawy naukowej, omawiającej film nakręcony przez wy-bitnego fotoreportera, wydanej dzięki staraniom przypadkowego znalazcy i opatrzonej jego licznymi komentarzami.

13

Z jednej strony mamy zatem historię niezwykłego domu – domu strachów, domu grozy, niewy-jaśnionego, niezrozumiałego, obcego – uwiecznioną na kliszy filmowej i fotograficznej. Historię tę poznajemy w formie drobiazgowej analizy naukowej, zatytułowanej „Relacja Navidsona” spisanej przez Zampanò, niewidomego starszego mężczyznę, który zmarł samotnie, zostawiając niemal gotową pracę. Z drugiej poznajemy osobistą historię twórcy filmu, Willa Navidsona. Wchodzimy w jego relację z Karen – towarzyszką życia i matką jego dzieci; otrzymujemy obraz jego stosunków z bratem i rodzicami; odkrywamy, co myśli o własnej pracy i wreszcie o sobie samym. Dostajemy to wszystko w formie fragmentów, wycinków, ostrych zbliżeń i rozmazanych kadrów. Z nich powoli wyłania się obraz człowieka. Z trzeciej strony jest głos Johnny’ego Wagabundy – przy-padkowego znalazcy “Relacji Navidsona”: wolnego ducha, niestroniącego od alkoholu, kobiet i wszelkich innych używek, noszącego pogrzebany w niepamięci dramat, od którego za wszelką cenę stara się odgrozić płaszczykiem hedonizmu i pozornej beztroski. Nad tym wszystkim zaś unosi się duch Zampanò, o którym wiemy najmniej, którego możemy poznać tylko przez dro-biazgowość jego poszukiwań, przez obsesyjne pętle notatek, przez zwracanie uwagi na każdy najmniejszy drobiazg, który może go przybliżyć do zrozumienia sensu wydarzeń ukazanych na analizowanym przez niego filmie.

Czytelnik podąża kilkoma ścieżkami naraz i początkowo zdają się one biec równolegle, bez wpływu na siebie nawzajem. W pewnym momencie się to zmienia – wątki zaczynają odciskać na sobie ślady, krzyżują się, pomagają czytelnikowi wzajemnie się zrozumieć. Tam, gdzie jeden zwalnia, inny przyspiesza, gdzie jeden podąża wprost do finału, inny zaczyna meandrować. Jednocześnie to wszystko współbrzmi, wzmacnia się wzajemnie aż do kulminacji, gdy zaczyna się zadawać pytania. Kto jest prawdziwy, a kto jest jedynie projekcją? Kto jest potworem zamkniętym w labiryncie? Kto może liczyć na odkupienie? Finałowe wyciszenie wątków następuje równocze-śnie. Żaden z nich nie zostaje pominięty.

Na odbiór książki z pewnością ma wpływ jej nietypowy skład. Decydując się na niego autor nie tylko wyraźnie zaznaczył fragmenty należące wyłącznie do Johnny’ego Wagabundy, ale tak-że oddał niezwykłość i grozę domu z „Relacji Navidsona” czy poziom obsesji Zampanò. To, jak wyglądają strony i jak trzeba manewrować tomem przy czytaniu wspomaga wyobraźnię czytel-nika. Nadaje kierunek dążeniom do zrozumienia całości. W ten sposób graficzny zapis treści stał się tu elementem opowieści.

Dom z liści łączy w sobie moc słowa, obrazu i muzyki. Pojawiająca się w tekście piosenka, grana przez zespół Liberty Bell, w rzeczywi-stości jest jednym z utworów z płyty Haunted, nagranej w 2000 roku przez siostrę autora, Anne Danielewski, tworzącą pod pseudonimem Poe. Płyta stanowi swoiste uzupełnienie historii. Możemy na niej po-słuchać takich utworów jak “Exploration B”, „5&½ Minute Hallway”, czy „House of Leaves”. Na teledysku do piosenki „Hey Pretty” Mark Danielewski odczytuje fragment swojej książki.

Całość pozostaje w głowie na długo. Opowieść każe myśleć i pcha do poszukiwań. Do przewracania kartek w pogoni za odnośnikami, do wpatrywania się w załączone zdjęcia, do odczytywania ręcznego pisma sfotografowanych notatek czy wreszcie odszyfrowy-wania zakodowanej w liście wiadomości. To, że podczas lektury nie ma konieczności liniowego zapoznawania się z historią, pozwala czytelnikowi poczuć się samodzielnym odkrywcą – i moim zdaniem jest przyjemnie ożywcze.

Anna „Siemomysła” HrycyszynMark Z. Danielewski: Dom z liści (House of Leaves). Przeł. Wojciech Szypuła. Wydawnictwo: MAG, Warszawa 2016.

14

Lucyfer była kobietąPięćset lat po Wielkiej Wojnie, a sześćset od naszych czasów, Kraków jest niewielkim, spokojnym (no, powiedzmy...) miastem, w przy-bliżeniu ograniczonym do obecnego Starego Miasta, ośrodkiem rzemiosła i handlu, także dalekosiężnego, wręcz globalnego. Takim trochę średniowiecznym, trochę renesansowym, trochę baśniowym. Z najzupełniej realną magią. W dawnym kościele św.św. Piotra i Pawła mieści się nocny klub o wdzięcznej nazwie Szeol, którego właścicielką jest niejaka Lucy Ferrano, ksywka Lucyfer (jak się oka-że, jest ona rzeczywiście Lucyferem, która okazuje się kimś nieco innym, niż zwykliśmy sądzić).

Pod Krakowem przetrwał nienaruszony podczas wojny klasztor tyniecki z dwunastką braci, zachowujący łączność z innymi placów-kami Kościoła powszechnego. Jednak większość bohaterów wydaje się bezrefleksyjnie niewierząca.

Wójt Krakowa nosi imię Bronimir, miejski kowal – Therion, a główny bohater, detektyw (a w braku zleceń także kowalczyk) – Lossemil Neira, zaś dowódca straży miejskiej – Kirian Roth. Jak widać, niektórzy mają nazwiska, inni – nie.

Ciekawe, że w świecie, którego zagłada (opisana w ogromnym skrócie, za pośrednictwem dzieła kronikarskiego, niedokładnego i w niejednym przekłamanego – to nie moja opinia, tak to jest napisane) zaczęła się od zerwania światowej łączności, nie uczyniono nic, by odtworzyć w miarę regularną wymianę informacji. Miasta mają nowe, dobrze uporządkowane archiwa, ale listy przesyła się przez posłańców (zakonnicy dysponują w tym celu tresowanymi ptakami). Nikt nie wpadł na pomysł odtworzenia poczty... Z drugiej strony powiązania handlowe sięgają wszystkich kontynentów, świat nie stracił dawnej jedności gospodarczej (lub ją odzyskał). Bez sprawnej sieci łączności?

Opowieść zaczyna się od śledztwa w sprawie tajemniczego zabójstwa, zręcznego wprowa-dzenia w świat przedstawiony. Ten początek to „oswojona” postapokalipsa, cokolwiek w stylu Sotni Łysego Iwanki Romana Danaka, choć bez historiozoficznego i politycznego rozmachu tego autora. Dość wyraźne, acz nienachalne, jest natomiast przesłanie ekologistyczne. Później autor Miasta cieni wprowadza elementy horroru wampirycznego, a następnie – demonicznego. A także wątek czakramu wawelskiego oraz pozostałych, pełniących kluczową rolę w naszym świecie, tak po Wielkiej Wojnie, jak i przed nią.

Całość spaja śledztwo, rzecz jest opowiedziana sprawnie, z dobrym tempem i zwięźle (na rap-tem 185 stronach), co jest coraz rzadszą zaletą. Mogłaby być nieco lepiej napisana, ale to można powiedzieć o prawie każdej książce. A jej autor, Łukasz Tylek, jest debiutantem. Tak czy inaczej – warto przeczytać.

To kolejna książka, o której dowiedziałem się przypadkiem. Wydana dwa lata temu przez wydawnictwo, drukujące na zlecenie autorów, zabłąkała się niedawno na półki warszawskiego Empiku, gdzie ją szczęśliwie dostrzegłem (wraz z inną, o której może też napiszę – a może i nie).

Tadeusz A. Olszański

Łukasz Tylek: Miasto Cieni. Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2013.

15

Teatr

Dziecko do wypożyczenia poszukiwane

Plakat z zaproszeniem do Teatru Miejskiego w Gliwicach, na spektakl pt.: Niezwykły lot pilota Pirxa, wpadł mi w oko w kinie Amok na początku marca. „Pirx w teatrze!”, pomyślałam, poczuwszy radosne ukłucie ekscytacji, bo

Pirx to jeden z moich ulubionych bohaterów literackich. Pierwszym, co zrobiłam po powrocie do domu, było zbadanie sprawy na stronie teatru. Dowiedziałam się z niej, że premiera spektaklu przeznaczonego dla dzieci od lat dziewięciu, w reżyserii Jerzego Machowskiego, miała miejsce 25 lutego i że większość przedstawień odbywa się w tygodniu w godzinach rannych – dla mnie niedostępnych. Na szczęście nie wszystkie.

Z braku własnych dzieci, ugadałam się na wypożyczenie jednego z moich byłych uczniów (lat dwanaście), zakupiłam bilety i czekałam cierpliwie na sobotę 19 marca. Czekając, poszerzyłam nieco swoją wiedzę wstępną – w spektaklu, obok żywych aktorów, pojawić się miały lalki, wyko-rzystywane są multimedia. Przedstawienie ma opowiadać o egzaminacyjnym locie kadeta Pirxa, a młodzi widzowie mają zostać wciągnięci w przygodę nie tylko jako jej bierni odbiorcy. Przyznam, że dużo starań włożyłam w pozbycie się jakichkolwiek oczekiwań. Chciałam podejść do wyda-rzenia z czystym umysłem. Głównie dlatego, że byłam bardzo zainteresowana, w jaki sposób reżyserowi uda się przetworzenie Testu na opowieść, która wciągnie tak młodych widzów. Ja sama w dzieciństwie odbiłam się od Lema i wiele lat zajęła mi walka – jak się można domyślić, zwy-cięska – z nabranymi w szkole uprzedzeniami.

Już początek spektaklu był niezwykły. Nie zaproszono nas do zajęcia foteli na sali, a zgromadzono w foyer, któ-re okazało się być holem Akademii Kosmonautycznej im. Konstantego Ciołkowskiego, w której właśnie tego dnia ka-det Pirx miał odbyć swój egzamin na pilota. Wpadł między nas spóźniony i wystraszony, upewnił się, że nikt jeszcze nie wywoływał jego nazwiska i zapytał, czy będziemy jego załogą w dzisiejszym locie. Potem na scenę wkroczył Boerst, za nim Profesor z Asystentką i wreszcie powędrowaliśmy schodami na piętro, by przez śluzę (jako żywo przypominającą tunel ogrodniczy) dotrzeć na pokład rakiety, która miała nas za-nieść ku przygodzie. Po krótkim szkoleniu z sygnałów alarmowych (założyć maski, zdjąć maski, trzy podskoki w miejscu celem poprawy krążenia zaburzonego przez przyspieszenie) i podaniu kadetowi przez Profesora celu jego pierwszego samodzielnego lotu – wystartowaliśmy.

16

Miło było obserwować dzieciaki (często wyglądające na mniej niż sugerowane przez teatr dziewięć lat), jak stopniowo porzucają nieśmiałość i wstyd i zaczynają faktycznie brać udział w historii. Podpowiadają Pirxowi, co robić, zadają pytania, wskazują niebezpieczeństwa. Paweł Rutkowski, który wcielił się w rolę dzielnego kadeta, rewelacyjnie radził sobie z młodymi widza-mi. Jedna sprawa to opanowanie roli, a druga pilnowanie, by mimo wszelkich nawet najdziwniej-szych dziecięcych pomysłów, spektakl nie zboczył z zaplanowanej drogi.

Jeśli chodzi o fabułę to daleko odeszła ona od Lemowego oryginału. Owszem, był lot w kierunku księżyca, pojawiła się nie wiadomo skąd mucha, lecz cała reszta stanowiła już fan-tazję reżysera. Nie zdziwiłabym się, gdyby konserwatystom ta wersja egzaminu kadeta Pirxa nie przypadła do gustu. Mnie jednak przedstawienie sprawiło mnóstwo radości, a to dla-tego, że przy wszystkich zmianach fabularnych reżyser cały czas trzymał się Pirxowego ducha. Charakter bohatera, jego

podejście do świata i bliźnich (także tych stworzonych ręką człowieka), ta Pirxowa poczciwość, pozwalająca mu zwyciężać w najtrudniejszych sytuacjach, pozostały niezmienione i przez cały czas były dobrze widoczne.

Dzieci po spektaklu opuszczały teatr podekscytowane i dumnie dzierżące certyfikaty upraw-niające do odbywania lotów kosmicznych, dorośli uśmiechali się pod nosami, a ja miałam szczerą ochotę wypożyczyć kolejne dziecko i wybrać się ponownie.

Anna „Siemomysła” HrycyszynNiezwykły lot pilota Pirxa. Spektakl dla dzieci na podstawie opowiadań Stanisława Lema. Adaptacja i reżyseria: Jerzy Machowski; scenografia: Ľudmila Bubánová; muzyka: Ignacy Zalewski; lalki: Olga Ryl-Krystianowska; projekcje wideo: Michał Dresner. Obsada: Teatr Papahema, czyli Paulina Moś (Asystentka, Krystyna, animacja Łajki), Paweł Rutkowski (Pirx), Helena Radzikowska (Jolanta, Nieznajomy) i Mateusz Trzmiel (Boerst, Android, animacja Łajki) oraz Łukasz Kucharzewski (Profesor). Premiera: 25 lutego 2017 r. Mała Scena Teatru Miejskiego w Gliwicach.

Przygodowy steampunk w pełnej krasie: parowce, 

nadchemia, pościgi, strzelaniny i – oczywiście 

– odrobina romansu.

Debiutancka powieść Anny Hrycyszyn 

17

ImprezyNocny lot

– Panie komandorze, niech pan pomyśli! To jest właśnie ten moment, kiedy ważą się losy tej wojny i w ogóle całej ludzkości! – krzyczy z przejęciem doktor Chick, niemal szarpiąc komandora za ramiona. – Jeśli nie skoczymy tam, gdzie prowadzi nas SI, to nigdy się nie dowiemy, dlaczego to wszystko się zaczęło.

– Jeśli tam skoczymy, zabije nas. – Komandor sili się na spokój, ale głos mu drży, a grube krople potu spływają za kołnierzyk.

– Na pewno nie zabije – podejmuje z pasją doktor DeGriza, główny specjalista od SI. – Skąd pan to wie? – beznamiętnie pyta major, jedyna spokojna osoba na mostku.– Bo ja go stworzyłem! – krzyczy doktor. Po tym wyznaniu na kilka długich sekund

na mostku zalega cisza, przerywana tylko odgłosami pracującej aparatury pomiarowej i nawigacyjnej.

– Co?! John, jak mogłeś?! Czemu nic nie powiedziałeś... Słowa dr Chick giną we wrzasku szeregowej, która rzuca się przez całe pomieszczenie,

by zadać doktorowi kilkanaście wściekłych ciosów nożem.

To wycinek z ostatnich scen, jakie rozegrały się na mostku cywilnego frachtowca przejętego przez flotę wojenną, mającą na celu zabezpieczenie i przewiezienie cennych informacji. To też kulminacyjna scena, która rozegrała się na LARPie SpaceQuest, organizowanym 13 stycznia 2017 roku przez firmę Beyond the Wood. Recenzja niniejsza jest komplet-nie nieobiektywna, gdyż był to mój pierwszy LARP w życiu i jednocześnie fantastycznie epicka przygoda. Ale do rzeczy.

Fabuła inspirowana była między innymi moim ulu-bionym serialem Battlestar Galactica oraz grą FTL: Faster

Than Light, toteż akcja rozgrywa się w dalekiej przyszłości, pod koniec wojny pomiędzy ludźmi a stworzoną przez nich zbuntowaną sztuczną inteligencją. Cywilny statek zostaje przejęty przez oddział wojska, które chce go wykorzystać na potrzeby misji. Taka sytuacja nieuchronnie gene-ruje spięcia między wojskowymi a cywilną załogą statku. Dodatkowo, wojsko eskortuje dwójkę naukowców, którzy odkryli nanowirusa, odpowiedzialnego za przejmowanie przez SI kontro-li nad człowiekiem. Aby zakazić się nanowirusem, człowiek musi spełniać określone kryteria psychofizjologiczne. Niestety, w trakcie akcji okazuje się, że kryteria te spełnia ponad połowa załogi. Nagle wszyscy stają się podejrzani. Do tego każdy z naukowców, obecna na pokładzie polityczka, wojsko oraz cywile mają bardzo rozbieżne cele, które muszą zrealizować w trakcie

18

misji. A atmosferę paranoi podgrzewa pojawienie się wrogiego statku kosmicznego, skoki nad-przestrzenne i nieustanne awarie.

Sytuacja zaczyna się od napięcia, które nieustannie rośnie, aż do momentu kulminacyjnego tuż przed zakończeniem misji.

LARP całonocny zakończył się około godziny 6 rano. Jednak adrenalina, jakiej dostarczył, sprawiła, że odsypiać położyłam się dopiero o 13. Co tu dużo mówić – było naprawdę niesamowicie!

Organizatorzy tak zaprojektowali przestrzeń oraz zwroty akcji, że cała załoga była zaan-gażowana w to co się dzieje i każdy miał jakąś ważną rolę do odegrania. Ponadto klimatyczna zaaranżowana przestrzeń, zapewnione rekwizyty, uniformy wojskowe i broń bardzo ułatwiały wczucie się w rolę.

Niezapomnianych wrażeń oraz klimatu oczywiście dopilnowali też sami uczestnicy, których zaangażowanie i pomysłowość w odgrywaniu postaci sprawiła, że mój pierwszy w życiu LARP był absolutnie epickim doświadczeniem, które bardzo wszystkim lubiącym LARPy i klimaty SF polecam!

Agnieszka „Gaja” Zapart

Wojna i SIWykupiwszy bilet na LARPa Space Quest miałem dość wy-sokie oczekiwania – jego twórcy znani są nie tylko z prac scenariuszowych nad grą Witcher School, ale też z podobnego w założeniach, świetnego Ostatniego rejsu. I – uprzedzając nieco fakty – powiem, ze się nie zawiodłem.

Świat Space Quest jest, można powiedzieć, umiarkowa-nie optymistyczny. Akcja dzieje się po wyniszczającej wojnie pomiędzy posiadającym imperialne zapędy Konglomeratem a zbiorowiskiem dziedziców korporacji, obecnie chowających się za hasłami wolnościowymi – Konfederacją. Kiedy kon-

flikt zbliżał się ku końcowi, na scenie pojawił się nowy przeciwnik – sztuczna inteligencja Anioł, która z przytupem wkroczyła pomiędzy walczących, siejąc zniszczenie po obu stronach. W tej sytuacji przeciwnicy zadecydowali, że ich własne swary mogą poczekać, i zabrali się za nowy problem. W takim właśnie stanie gracze zastają świat – zjednoczona ludzkość usiłuje poradzić sobie z nadal bardzo groźnym Aniołem.

Sami uczestnicy LARPa wcielają się w załogę i pasażerów niewielkiego zmilitaryzowanego frachtowca „Jaskółka”, wysłanego z tajną i mocno ryzykowną misją. Zakłada ona nie tylko przejście okrętu przez niezabezpieczony sektor, ale może mieć wiele wspólnego ze sprawą SI. Tym bardziej, że kluczowymi pasażerami na pokładzie jest dwójka światowej sławy ekspertów od sztucznych inteligencji. To właśnie misja „Jaskółki” jest głównym tematem gry.

A łatwo nie jest – kontyngent wojskowy, wydzielony z jednostek Konglomeratu, nie za do-brze dogaduje się z konfederacką załogą „Jaskółki”. Trasa rejsu wiedzie przez sektory właściwie pozbawione czyjejkolwiek kontroli, pełne za to miejscowych watażków, buntowników i zwyczaj-nych piratów. Nikt nie wie, co wśród uczestników misji robi konglomeracki senator – ani jakie właściwie uprawnienia mają naukowcy. Na pokładzie frachtowca dzieją się rzeczy co najmniej podejrzane i może się okazać, że nie wszyscy dotrą do celu...

Gra przebiega w specjalnie zaprojektowanych wnętrzach kompleksu Space Quest, a trwa oko-ło ośmiu godzin. Przez cały ten czas jako uczestnik miałem może pół godziny – łącznie – żeby odetchnąć. Bardzo sprawnie rozpisany scenariusz dawał efekt stałego napięcia i ilekroć jeden

19

kryzys się kończył, zaraz pojawiało się kolejne zagrożenie. Dodatkową zaletą gry jest też fakt, że nie była ona całkowicie skupiona – jak można by się spodziewać – na sterowaniu okrętem. Sam grałem postacią, która nie miała nic wspólnego z pilotażem „Jaskółki” i na pomoście bojowym byłem ze dwa razy w ciągu całej gry. W uczestniczeniu w wątkach – choć oczywiście nie wszyst-kich – nie przeszkadzało to zupełnie.

Zdecydowany plus gry stanowi przygotowanie miejsca i rekwizytów. Space Quest robiony jest w dedykowanych wnętrzach, więc organizatorzy nie musieli martwić się składaniem sprzętu po grze. Zaowocowało to naprawdę solidnie wyglądającymi pomieszczeniami i sprzętem. Wojskowi konglomeratu wyglądali faktycznie jak jeden oddział, załoga „Jaskółki” faktycznie sprawiała wrażenie naprędce zmilitaryzowanych przemytników. Konsolety na pomoście bojowym nie były umowne, a nad zachowanej jednostki podczas gry czuwał specjalnie przygotowany program.

Wytłumaczone nam elementy świata były na tyle proste, że wszyscy wiedzieliśmy na czym sto-imy, i na tyle otwarte, że w trakcie gry mogliśmy prawie dowolnie rozbudowywać nasze postacie. Zresztą, wcale nie musieliśmy tego robić, gdyż to, co dostaliśmy, było już wystarczająco rozbudowane.

Osiem godzin gry spędziłem w ciągłym napięciu, starając się nadążyć za gnającymi naprzód wydarzeniami. Strach pomyśleć jak wiele miałbym na głowie jako oficer. Byłem niewspany i ab-solutnie wyczerpany. Mimo tego, kiedy rejs „Jaskółki” zakończył się – mniejsza o to, jak – moja pierwszą myślą było: już? Chętnie by się spędziło na pokładzie jeszcze godzinę. Albo dwie. No, nie więcej niż cztery.

Na pytanie „czy warto pojechać na SpaceQuest” lekkomyślnie odpowiedziałem już na początku tego artykułu. Skupię się więc może na doprecyzowaniu, dlaczego warto to zrobić.

Przede wszystkim – fabuła. LARP jest pod tym względem naprawdę dobrze przemyślany. Nie tylko pod względem samej historii – w któ-rej są i akcja, i pełne napięcia wyczekiwanie, i często wcale nie najprostsze pytania i decy-zje – ale też konstrukcji. W ośmiogodzinnej grze miałem wrażenie, że przestoje są dokładnie tam, gdzie organizatorzy zaplanowali chwilę na wytchnienie. Nie byłem w stanie się nudzić, mimo że miałem rolę pozornie odległą od naj-ciekawszych elementów historii.

Po drugie – przygotowanie techniczne. Zarówno wnętrza, jak kostiumy i sprzęt były dokład-nie takie, jak być powinny – na tyle widoczne, że pozwalały wczuć się w atmosferę „Jaskółki”, na tyle w tle, żeby nie zdominować gry.

Po trzecie – sami organizatorzy. Wiem, że przestrzeń LARPa nie była wcale duża, ale spo-re wrażenie robił fakt, że ilekroć pojawiała się wątpliwość, któryś z nich zawsze jakimś cudem znajdował się pod ręką.

Podsumowując, SpaceQuest jest bardzo dobrym wyborem na jednonocnego LARPa SF. Ma do opowiedzenia ciekawą historię, daje spore pole do interakcji z innymi i jest bardzo dobrze przygotowany technicznie. Za akceptowalną cenę dostajemy „małego blockbustera” o mocno skondensowanej akcji i dużej wartości immersyjnej. Zdecydowanie dobry wybór dla każdego, kto zastanawia się, czy pojechać na któryś z dużych płatnych LARPów. A także dla wszystkich fanów SF w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem jego militarnej odmiany.

Co poniekąd dodatkowo tłumaczy mój entuzjazm.Michał „Misiek” Cholewa

LARP SpaceQuest. SpaceQuest Escape Room, ul. Dworcowa 16a, Wrtocław. 4 marca 2017.

20

W okolicy

Od dnia 8 marca grupa debiutantów wystawiała swoje prace w katowickiej bibliotece przy ulicy Ligonia 7.Wystawa trwała do 27 kwietnia i zakończył ją uroczysty finisaż. Wystawiający to członkinie i człon-kowie Twórcowni – grupy artystyczno literackiej działającej przy bibliotece. Wśród twórców prezen-tujących swoje prace są dwie nasze drogie koleżanki: Iza Pacek i Kasia Kubacka.

W niewielkiej salce w bibliotece rozwieszono prace wykonane różnymi technikami i o różnej tematyce; towarzyszyły im krótkie notatki o autorach. Mogliśmy zobaczyć, poczynając od lewej: duży obraz w kolorach płomieni – Mantykora Barbary Bełdowicz, następnie mnóstwo czarno-bia-łych grafik Roberta Włodarczyka, z których najbardziej interesującą wydała mi się seria karykatural-nych portretów. Na następnej ścianie czarno-biały portret oraz dwie barwne, zniekształcone martwe natury Karoliny Krzak Karkoszki, zdjęcia lalek Elizy Alice Tomczyk, czarno-biały rysunek Mirona Kościelnego, kolorowe martwe natury Marcina Jakuba Dawidowicza, studium barwnych zniekształco-nych twarzy Sebastiana Bróga, duży barwny Demiurg Piotra Dudka-Dudkacego, zdjęcia architektury Piotra Lemieszko i wreszcie prace naszych koleżanek – cudne zdjęcia wody Izy Pacek i dość maka-bryczne obrazy Kasi Kubackiej.

Wystawa była naprawdę warta obejrzenia, kto nie był, niech żałuje.Helena Strokowska

21

Zostać orgiem doskonałymW bieżącym roku, po dwóch latach przerwy, ponownie ma odbyć się Asucon. Jako że w porównaniu do ostatniej ekipy organizatorów, nadeszła świeża krew i niektórzy dopiero sta-

wiają swoje pierwsze kroki przy organizowaniu konwentów, potrzebne im nieco doświadczenia. Ale jak zdobyć doświadczenie, kiedy jeszcze nic się nie zrobiło? Najlepiej zasięgnąć rad u zapra-wionych w bojach kolegów i koleżanek po fachu. I właśnie w ten sposób trójka zaangażowanych w organizację Asuconu członków ŚKF-u pojawiła się na ogólnopolskim spotkaniu organizatorów imprez fanowskich KONgress 2017.

KONgress, czyli spotkanie stworzone dla i przez organizatorów imprez od larpowych po mangowe, miał miejsce we Wrocławiu i odbył się w dniach 11 i 12 marca. Delegacja klubowa, która zawitała do Wrocławia prezentowała się następująco: Katarzyna „Szarotka” Świerczyńska (main org Asuconu 2017), Dorota „Tess” Stołecka oraz ja, czyli autor tego tekstu. Program wyda-rzenia podzielony był na dwa bloki: panelowy i warsztatowy. Ten pierwszy był miejscem dyskusji i wspólnej wymiany doświadczeń, zaś drugi poświęcono szlifowaniu konkretnych umiejętności. Nasza ekipa dowiedziała się co niego o zarządzaniu zespołem organizatorów, tworzeniu i budże-towaniu projektów dla organizacji pozarządowych, radzeniem sobie w sytuacjach kryzysowych, sposobach na pozyskiwanie sponsorów i wiele innych. Poznaliśmy niecodzienne problemy nie-których organizatorów, jak np. wprowadzenie płatnych wejściówek jako sposób na ogranicze-nie liczby uczestników w przypadku, gdy nie ma się wystarczająco dużego obiektu na imprezę.

Wiedza zdobyta podczas KONgressu na pewno przyda się przy organizacji wrześniowego konwentu. Wyjazd ten był świetnym połączeniem przyjemnego z pożytecznym, wynieśliśmy z niego wiele pod względem merytorycznym, dobrze się bawiliśmy oraz nawiązaliśmy wiele uży-tecznych znajomości. Wszystko to stawia nas o jeden krok bliżej od wyznaczonego sobie celu: zostania orgiem doskonałym!

Dawid „Wieża” Sidz

Echa...

Echa wydarzeń Dnia, który zmienił historię ludzkości,

Dnia, kiedy SI zbuntowały się przeciwko swym twórcom.

Zbiór opowiadań ze świata „Algorytmu wojny”,

niezwykłe historie o nieoczekiwanych zakończeniach.

Nowa książka nagradzanego autora.

22

Morgulski Plotkarzg³os Mordoru w twoim smajalu

Czarodziej wyróżnionyZnany w hobbickich kręgach cza-rodziej, Gandalf Sz. pseud „Biały”, doczekał się uhonorowania przez brazylijskie środowiska naukowe. Naukowcy z Wydziału Bionauk Uniwersytetu  São  Paulo  wraz z kilkoma innymi instytucjami, odkryli nowy gatunek ameb, któ-ry uzyskał miano Arcella gandalfi. 

Źródła zbliżone do Uniwersytetu São Paulo twierdzą, że to ze względu na podo-bieństwo między amebą i kapeluszem czarodzieja, co dementują źródła zbliżone do Uniwersytetu Isengradzkiego, twierdzące, że podobieństwo owszem, ale do samego czarodzieja. Ameba ma średnicę około 80 mikrometrów i wysokość 70 mikrometrów, kolor od jasnego żółtego po brązowy. Zamieszkuje zarówno wody płynące jak i stojące, żyje w środowiskach od kwaśnych do neutralnych i sto-sunkowo wysokich temperaturach. Tolkien jednak inaczej opisywał Gandalfa, choć może to kwestia tłumaczenia. To szósty przypadek nazwania naukowego odkrycia na cześć Gandalfa – czarodziej użyczył już miana pagórkowi na Tytanie, szczytowi w Kanadzie, ćmie, żukowi i prehistorycznemu ssakowi. Nijak nie zbli-ża go to jednak do upragnionego tytułu maggus honoris causa.

Nowa seria wydawniczaW ostatnich latach na rynku czytelniczym pojawiło się kilka tolkienowskich 

kwitów z pralni. Jednak wkrótce możemy spodziewać się czegoś zupełnie no-wego, bo rozpoczęły się pierwsze przymiarki do nowego projektu wydawnicze-go, zatytułowanego Kwity od szewca. Wszystko za sprawą oksfordzkiej firmy obuwniczej Ducker & Son, która kończąc swoją działalność, postanowiła sprze-dać na aukcji historyczne rejestry handlowe. Spisane są w nich szczegóły za-mówień, ceny oraz dane klientów. A że prowadzili działalność od 1889, trochę nazwisk się zebrało. Sprzedane 11 tomów co prawda obejmuje tylko lata 1910-1958, ale znalazły się tam papiery na pprofesora Tolkiena. W 1913 zamówił on parę czarnych butów do rugby (po co pisarzowi buty do rugby, pytamy!) za 14 szylingów i 6 pensów, a w latach 50 ubiegłego wieku zamówił jeszcze trzy pary po 6 funtów. Inni spisani w księgach to m.in. maharadża Holkar, książę Argyll, lord Nuffield czy earl Buckingham. Ostatecznie dom aukcyjny Mallams sprzedał księgi Duckers & Son za 7000 funtów. Jak dokładnie będzie wyglądać książka o butach Tolkiena i kto zajmie się redakcją i przypisami, tego jeszcze nie wiadomo. 

23

Mieszkaj jak Tolkien (materiał sponsorowany)

Chcieliście kiedyś poczuć się jak J.R.R. Tolkien? Próbowaliście mówić w wy-myślonych przez siebie językach, paliliście fajkę, dodaliście R.R. do inicjałów oraz nosiliście czarne buty do rugby za 14 szylingów i 6 pensów? Nie pomogło, prawda? Na szczęście angielski rynek nieruchomości ma dla Was nowatorskie rozwiązanie, które pomoże poczuć się jak jeden z najbardziej znanych pisarzy fantasy. Sprawcie sobie dom, w którym mieszkał J.R.R. Tolkien! W lutym poja-wiły się dwie oferty:Sandfield Road w Oksfordzie, gdzie Profesor mieszkał od w latach 1953-1968. 

Dom o powierzchni 205 metrów kwadratowych, 5 sypialni, 3 łazienki, 6 innych pokojów, siłownia na poddaszu (być może nie jest oryginalnym elementem z cza-sów Tolkiena), ogrzewanie gazowe i panele słoneczne (na pewno nie są oryginal-nym elementem z czasów Tolkiena). Do tego pamiątkowa tablica nad wejściem i codzienne pielgrzymki fanów chcących uwiecznić dom na fotografii. Cena: je-dyne 1 250 000 funtów.Za drogo? Jest i taniej, choć za krótszy pobyt Tolkiena. Great Haywood w hrab-

stwie Staffordshire, gdzie Tolkien mieszkał zimą 1916/1917. Mniejszy dom, bo 132 metry, salon, trzy sypialnie, łazienka, kuchnia, jadalnia. Oczywiście, pa-miątkowa tablica nad frontowej ścianie. Pielgrzymki tolkienowskie prawdopo-dobnie mniej liczne (to aż godzina i czterdzieści minut pociągiem z Londynu), choć bardziej fanatyczne – być może to właśnie ten dom znalazł swoje odbicie w Księdze Zaginionych Opowieści jako Dworek Utraconych Zabaw, a okolica sta-ła się Tavrobel. Cena: 375 000 funtów. 

Szok! Tolkien Estate promuje wieszanie gobelinów!Zaczęło się od skandalu i protestów w wykonaniu Głównego Ruchu Obrony 

Goblinów (GROG), ale ktoś wyjaśnił im różnicę między goblinem (jedna z nazw przedstawiciela gatunku orcus orcus) a gobelinem (jedna z nazw przedstawicie-la gatunku tapiserii, zwanego też arrasem) i zamieszki ucichły. A zaczęły się we francuskiej miejscowości Aubusson. Miejscowość, która już od około XIV wie-ku słynie z produkcji gobelinów. Słynie z tej produkcji na tyle, że UNESCO wpi-sało ją w 2009 na swoją listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Teraz Tolkien Estate podpisało umowę z Cité internationale de la Tapisserie, główną instytucją zajmującą się zachowaniem i promocją sztuki tkactwa z Aubusson. Na mocy umowy, w ciągu czterech lat ma zostać utkana seria 13 gobelinów i je-den dywan na podstawie grafik J.R.R. Tolkiena, które narysował do Hobbita i Władcy Pierścieni. Dywan, nazwany Dywanem Numenoryjskim, ma zajmować powierzchnię ponad 130 metrów kwadratowych. Redakcyjny dział dizajnu po-twierdza, że będzie to szałowy dodatek do domu przy Sandfield Road, choć dy-wan może wymagać pocięcia na mniejsze kawałki.

Lord Ya

24

W sekcjachCo piszczy w sekcji literackiej

W rok 2017 „Logrus” wkroczył prężnym krokiem i z teczką pełną planów. Przede wszystkim koncentrujemy się na antologii opowiadań, która ma za-stąpić wydawany broszurowo Nieoficjalny Obiekt Literacki. Opowiadania zostały wybrane w wewnętrznym plebiscycie w styczniu, obecnie trwa-ją prace redakcyjno-korektorskie, powstają ilustracje i projekt okładki. Premiera zbioru planowana jest na Seminarium Literackim, które odbędzie

się w dniach 16-18 czerwca br. W antologii zatytułowanej Ścieżki wyobraźni: Zabawa w boga znaj-dzie się dwanaście naszych opowiadań plus dwa bonusowe Benjamina Rosenbauma, ponieważ „Logrus” otwiera się na współpracę z autorami zagranicznymi.

Oczywiście prace nad antologią to nie jedyna nasza działalność. Od początku roku ukazało się 10 opowiadań członków „Logrusa”, w tym: Lisie ognie Karoliny Fedyk i Dziedzictwo Covenów Michała Cholewy w antologii Ostatni Dzień Pary II, Pisarz Agnieszki Zapart w Esensji, Kolce Jesiona Kowala w dwumiesięczniku SOFA, Sprawa Wekmana Kasi Rupiewicz w Smokopolitanie Oblicze Boga i Punkt widzenia Łukasza Fiemy, Nuk Anny Hrycyszyn i Głębia Karoliny Fedyk w Szortalu, a także Przed siebie i jeszcze dalej Piotra Zawady w pierwszym tegorocznycm numerze Fantastyki – Wydania Specjalnego. Ten ostatni tekst Michał Cetnarowski określił mianem fantasy obyczajowego i jest to najlepsze podsumowanie tego łagodnego, pozbawionego tradycyjnych dla fantasy elementów awanturniczych, tekstu.

Mamy także na koncie dwie wydane w 2017 roku powieści. Pierwszą z nich są Echa Michała Cholewy, będące zbiorem opowiadań ze świata „Algorytmu Wojny”, które czytelnikom obezna-nym z cyklem pozwalają rozszerzyć spojrzenie na Dzień, ale też mogą stanowić świetny wstęp i zachętę dla czytelników, którzy z „Algorytmem Wojny” do tej pory nie mieli do czynienia. Druga to Zatopić „Niezatapialną” – debiut Anny Hrycyszyn, awanturnicza historia piracka osadzona w steampunkowym settingu.

Ponadto Andrzej Trybuła 22 kwietnia podczas Opolskich Spotkań Fantastycznych zapre-zentował po raz pierwszy swoją powieść kryminalną Majowa pora sucha, którą wydał metodą self-publishing na platformie RW2010.

Czekamy także na wydanie aż dwóch kolejnych książek Ani Kańtoch: Wiary, kryminału ma-jącego się ukazać w czerwcu nakładem wydawnictwa Czarne, oraz Niepełni, delikatnej opowie-ści szkatułkowej, którą planuje na rok 2017 wydawnictwo Powergraph. A także na wyznaczenie przez Genius Creations daty wydania nowej powieści Kasi Rupiewicz o roboczym tytule Pudełko.

Oczywiście nadal spotykamy się regularnie raz w miesiącu w siedzibie Klubu, by pochy-lić się nawzajem nad swymi tekstami, podzielić doświadczeniem, pomysłami i ciastkami. Od początku roku odbyły się już cztery takie spotkania, w tym dwa z zaproszonymi gośćmi spoza Klubu. Jednym z nich był Rafał Cuprjak, autor powieści Po drugiej stronie, drugim Magdalena Kubasiewicz, autorka rozgrywającego się w alternatywnej Polsce urban fantasy Spalić wiedźmę.

W maju planujemy sekcję nietypową, bo wyjazdową. Zamierzamy naładować akumulatory na łonie przyrody, spędzając weekend w górach na omawianiu tekstów, rozmowach o pisaniu i nie(!)graniu w planszówki.

25

Premiery majaStrażnicy Galaktyki vol. 2. Reż James Gunn; obs. Chris Pratt, Zoe Saldana, Dave Bautista, Vin Diesel (głos), Bra­dley Cooper (głos), Karen Gillan. USA 2017. [05.05.2017]

Peter Quill z drużyną wyrzutków kontynuuje podróż przez kosmos i ja-ko obrońca galaktyki stawia czoła no-wym niebezpieczeństwom. Poznaje tak-

że prawdę o swoim ojcu oraz jego dziedzictwie.Numer 7. Reż. Özgür Yildirim; obs. David Kross, Emilia Schüle, Ben Münchow, Jens Harzer, Liv Lisa Fries. Niemcy 2015. [05.05.2017]

Nastolatek budzi się w wagonie me-tra, nie pamiętając, jak się tam znalazł i kim jest. Próbuje to odkryć, korzysta-jąć z zawartości swego plecaka. Powoli przekonuje się, że grozi mu wielkie nie-

bezpieczeństwo.Riko prawie bocian (animowany). Reż. Toby Genkel, Reza Memari; obs. (gło­sy polskie): Bernard Lewandowski, Magdalena Boczarska, Piotr Gąsowski, Piotr Karolak, Małgorzata Kożuchowska. Belgia/Luksemburg/Niemcy/Norwegia/USA 2017. [05.05.2017]

Wróbelek Riko wykluwa się z jajka w bocianim gnieździe. Po odlocie przy-

branej rodziny do Afryki, z grupą przyjaciół postanawia ich tam odnaleźć.

Obcy: Przymierze. Reż. Ridley Scott; obs. Michael Fassbender, Katherine Waterston, Billy Crudup, Danny McBride, Demián Bichir. Australia/Nowa Zelandia/USA 2017. [12.05.2017]

Statek osadniczy „Przymierze” docie-ra na nieznaną planetę, która wydaje się być prawdziwym rajem dla człowieka. Członkowie ekspedycji szybko się jednak

przekonują, że trafili do mrocznego, pełnego tajemnic i za-gadek świata, którego jedynym mieszkańcem jest android David (nominowany do Oscara Michael Fassbender), oca-lały z katastrofy „Prometeusza”. Gdy odkrywają, że świat ten kryje w sobie niewyobrażalne zagrożenie, muszą pod-jąć przerażającą próbę ucieczki.Dudi: Cała naprzód (animowany). Reż. Julio Soto Gurpide; obs. (głosy polskie): Antoni Scardina, Barbara Garstka, Janusz Wituch, Monika Pikuła, Leszek Teleszyński. Hiszpania/USA 2017. [12.05.2017]

Jest rok 2100. Poziom oceanów pod-niósł się na tyle, że ludzkość opuściła zie-mię. Teraz gospodarzami naszej planety są wszelkie wodne istoty. Mała ośmior-niczka Macunia i jej przyjaciółki: Ewka – zwariowana ryba żabnica oraz Ala – neurotyczna krewetka, w podwodnej katastrofie tracą dom i decydują się wy-ruszyć w nieznane w poszukiwaniu no-

wego. Będzie kolorowo, zabawnie, czasem trochę niebez-piecznie, ale zawsze ciekawie. Podmorska ekipa dotrze do zatopionych ulic Nowego Jorku, wraku Titanica, a nawet do dalekiej Arktyki. Na szlaku spotkają mnóstwo niezwy-kłych istot, zawrą wspaniałe przyjaźnie i odkryją niejedną podwodną tajemnicę.

The Circle. Krąg. Reż. James Ponsoldt; obs. Emma Watson, Tom Hanks, John Boyega, Karen Gillan, Ellar Coltrane. USA/Zjedn. Emiraty Arabskie 2017. [19.05.2017]

Mae Holland (Emma Watson) zostaje zatrudniona w Kręgu – najpotężniejszej na świecie firmie internetowej. Jest zafa-scynowana jej nowoczesnością, rozma-

chem oraz osobą wizjonerskiego założyciela – genialnego Eamona Baileya (Tom Hanks). Z czasem praca w Kręgu po-chłania dziewczynę bez reszty, a jej rola w korporacji ewolu-uje w niepokojący sposób. Stając się pionkiem w przewrot-nej grze Baileya, Mae nie dostrzega zagrożeń, jakie rodzi miejsce zatrudnienia. Dopiero gdy odkrywa przerażającą prawdę o Kręgu, zrobi wszystko, by wyrwać się z macek or-ganizacji. Nie ma jednak pojęcia, jak daleko sięgają wpły-wy pracodawców i ich potęga inwigilacji.

Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara. Reż. Joachim RoenningEspen Sandberg; obs. Johnny Depp, Javier Bardem, Keira Knightley, Geoffrey Rush, Kaya Scodelario, Orlando Blo om . Au st r a l i a / USA 2 017. [26.05.2017]

Nikczemny kapitan Salazar (Javier Bardem) wraz ze swoją załogą piratów-

-zjaw ucieka z Diabelskiego Trójkąta i poprzysięga zemstę na wszystkich piratach. Nieuniknionej zagładzie próbuje zapobiec Jack Sparrow (Johnny Depp). Dowódca „Czarnej Perły” wyrusza w podróż, by odnaleźć Trójząb Posejdona, mistyczny artefakt dający władzę nad morzami, i użyć go w walce przeciwko Salazarowi.Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski (animowa­ny). Reż. Kelly Asbury; obs. (głosy oryg.) Demi Lovato,

26

Rainn Wilson, Joe Manganiello, Jack McBrayer, Danny Pudi. USA 2017. [26.05.2017]

W całej wiosce wszyscy mają jakieś zadania: Łasuch, Ważniak, Papa Smerf, Laluś. Co jednak ma robić Smerfetka? Jedyna dziewczyna w całej grupie niebie-skich smerfów? W poszukiwaniu odpo-wiedzi towarzyszyć jej będą inne Smerfy.

Wspólnie wyruszą w wielką podróż, która odkryje przed nami niezwykłą tajemnicę... Ale, uwaga, każdy ich krok śledzi Gargamel.

Mój anioł. Reż. Harry Cleven; obs. Fleur Geffrier, Elina Löwensohn, Maya Dory, Hannah Boudreau, François Vincentelli. Belgia 2016. [26.05.2017]

Zamknięta na oddziale psychiatrycz-nym Louise rodzi niezwykłe dziecko – jej syn Angel jest niewidzialny. Z oba-wy przed reakcją świata kobieta ukrywa fakt bycia matką. Lata mijają, a chłopiec

staje się coraz starszy. Pewnego dnia Angel poznaje niewi-domą rówieśniczkę Madeleine. Szybko zakochują się w so-bie i stają się nierozłączną parą. Bohater ukrywa przed nią swoją przypadłość, jednak wszystko się zmienia, gdy dziew-czyna odzyskuje wzrok…

Notki o filmach publikujemydzięki serwisowi

filmweb.pl

Biblioteka polecaKSIĄŻKA POLSKA:

Jarosław Grzędowicz: Hel 3. Fabryka Słów 2017.

Od czwartej części Pana Lodowego Ogrodu minęło pięć lat. Tym ra-zem były naczelny Feniksa bierze na warsztat science fiction bliższego zasięgu. Za jakieś czterdzieści lat zarzą-

dzany przez potężne koncerny świat bezmyśl-nych konsumentów staje w obliczu wojny o znaj-dujące się na Księżycu zasoby energetyczne. Na ile znacząca na tym tle okaże się jednostka?

KSIĄŻKA ZAGRANICZNA:Brandon Sanderson: Bez kres magii. Przeł. Anna Stud niarek. Mag 2017.

Zbiór opowiadań jednego z najpopular-niejszych obecnie pisarzy fantasy, zawierający opowiadania z różnych światów (w tym nagro-dzoną Hugo Duszę cesarza) ogromnego przed-

sięwzięcia autora, jakim jest Cosmere. Każdy tekst uzu-pełniony jest komentarzem na temat swego powstania oraz ilustracją układu pla-netarnego, będącego miej-scem akcji. Plus fragment komiksu „Biały piasek”.

KOMIKS:Adrian Alphona, G. Wil­low Wilson: Miss Marvel: Niezwykła. Przeł. Anna Ta tarska. Egmont Polska 2017

Obalanie stereotypów: superbohaterką Marvela staje się muzułmańska na-stolatka z Jersey City. Jak

wpłynie to na jej życie, edukację i kontakty z rodziną? Powiew świeżości i nagroda Hugo.

Klaymenz

Wianki dla każdego...

Ciasteczka...

Więcej ciasteczek... Poduszki (projekt kontynuowany)...

MiesiêczNik – biuletyn Śląskiego Klubu Fantastyki. Redaguje: zespół.Adres: ul. A. Górnika 5, skr. poczt. 502, 40-956 Katowice.

Tel. (wtorek 16.00–19.00) 32 253 98 04. E-mail: [email protected] Konto: PKO BP Nr 02 1020 2313 0000 3202 0114 6588

Biuletyn dostępny w Internecie pod adresem http://www.skf.org.plWydawnictwo bezpłatne.

4 maja tradycyjnie wypadł Dzień Gwiezdnych Wojen. Do premiery nowego, ósmego filmu głównego cyklu – będzie się nazywał Ostatni Jedi – jeszcze ponad pół roku, więc żeby się przyjemniej czekało, prezentujemy kilka ujęć z nowego filmu.

PWC