44
9 (27) Aktorzy o kobietach | Czym jest Facebook? | Szacunek dla tatuażu Oswoić patologię: Klinik-A 18 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Obok nas - schizofrenia Kultura - Był dobrym człowiekiem Turystyka - Mongolia POLSKA Polska naraziła się Rosji. Czy Polacy mogą czuć się bezpiecznie? Maciej Przybycień ŚWIAT Rosja w Gruzji. Swoimi działaniami wojennymi Rosjanie znowu zasko- czyli świat. Aleksandra Łojek-Magdziarz TURYSTYKA GPS-em Mongołów jest natura, a adresy znajomych ustalają drogą konsultacji z sąsiadami. Dorota Suchy

Citation preview

Page 1: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

9(27)

Aktorzy o kobietach | Czym jest Facebook? | Szacunek dla tatuażu

Oswoićpatologię: Klinik-A

18

September/wrzesieñ 2008ISSN 1756-3542

Page 2: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

www.linkpolska.com

Page 3: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

September 2008 | wrzesień 2008 | 3www.linkpolska.com

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Kilka słówna początek

Zobacz: Dom Wspólnoty „Barka”. Marylka przygotowuje posiłek.

Fot.

Kat

arzy

na M

ircza

k

Wrzesień 2008September 2008

Mijamy często na ulicach ludzi z czerwonymi, rozpitymi twa-rzami, którzy budzą w nas wstręt. Odmawiamy im człowie-czeństwa, bo człowiek powinien być czysty, schludnie ubrany i oczywiście nie może się stoczyć na dno. A jeśli się już stoczy, to niech to robi w zaciszu, gdzieś dalej, by nie kłuł nas w oczy swoją mizerną egzystencją.

Kiedy wyczyścimy sumienie i idziemy dalej, nie zastanawia-my się oczywiście, co stanie się z zapijaczonym włóczęgą. Bywa, że nie dzieje się nic wielkiego w naszym rozumieniu. Leży na tym swoim dnie, zapomniany i zapominający. Bywa, że kradnie, żeby się napić. Żeby zapominać dalej. Ale bywa,

że się podnosi, bo znalazł w sobie siłę, by się otrząsnąć i zmie-rzyć z życiem. To nigdy nie jest łatwe, ale nie niemożliwe, jak zakładamy. My mu jednak nie dajemy szansy, ale on może ją sobie dać.

A jednak ludzie, bidoki, mogą sobie poradzić – powiedział autorce reportażu „Klinik-A” jeden z tych poturbowanych przez życie, który postanowił skończyć z nałogiem i zmierzyć się z trzeźwą rzeczywistością. Wbrew oczekiwaniom, wbrew temu, jak się nauczył żyć. I pomaga innym. Bo wie, jak ważne jest zatrzymanie się przy takim strzępku człowieka, jakim był, nie tak dawno, on sam.

Page 4: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Obok nas - schizofreniaKultura - Był dobrym człowiekiem Turystyka - Mongolia

(27)

KULTURAAktorów rozmowy w garderobie. Anna Kozłowska

KULTURABył dobrym człowiekiem, który umiał słuchać. Wspomnienia ze spotkania z Ryszardem Kapuścińskim.Aleksandra Łojek-Magdziarz

HISTORIAPolskie El DoradoPiotr Miś

FELIETONCzwarta władzaMaciej Przybycień

OBOK NASTo nie schizofrenia jest najgorsza dla chorej osoby, lecz samotność. Akceptacja otoczenia może pomóc w rozpoznaniu cienkiej granicy między rzeczywistością a urojeniami. Tomek Kurkowski

TURYSTYKAGPS-em Mongołów jest natura, a adresy znajomych ustalają drogą konsultacji z sąsiadami.Dorota Suchy

SPORTNic nie działa na ludzką świadomość tak, jak tytuł najszybszego człowieka na świecie. Oni byli najszybsi. Przeła-mywali granice ludzkiej wytrzymałości. Tomasz Kurkowski

LINK CAFÉUłatwia nawiązywanie i utrzymywanie kontaktów, ale też i śledzenie użytkow-nika. Załóż sobie konto w Facebooku. Ale uważaj. Aleksandra Łojek-Magdziarz

LINK CAFÉHeleny ulubione danie na jesień. Wie-lokolorowe i dobrze doprawione roz-grzeje i doda wigoru.Helena Kubajczyk

24 32 30

4 | wrzesień 2008 | September 2008

LINKw numerze

23

24

27

29

30

32

35

37

38

POLSKAPolska naraziła się Rosji. Czy Polacy mogą czuć się bezpiecznie?Maciej Przybycień

ŚWIATRosja w Gruzji. Swoimi działaniami wojennymi Rosjanie znowu zasko-czyli świat. Aleksandra Łojek-Magdziarz

PERYSKOP

REPORTAŻPolacy na emigracji tatuują swo-je ciała. Jak mówi Robert, tatuator z 17-letnim doświadczeniem, podej-mują świadome decyzje i wiedzą, czego chcą.Jakub Świderek

TEMAT NUMERUByli na dnie. Teraz, dzięki „Barce”, od-zyskują szacunek dla samych siebie. Katarzyna Mirczak

6

8

11

14

18

Zespół redakcyjny/

Magazine team

Paweł Bruger, Piotr Miś,

Tomasz Kurkowski,

Współpraca/Contributors

Piotr Poraj Poleski,

Piotr Adamczyk,

Tomasz Karolak,

Aleksandra Kaniewska,

Dorota Mazur,

Helena Kubajczyk,

Maciej Przybycień,

Anna Kozłowska,

Szymon Kiżuk, Jolanta Reisch

Konsultant generalny/

General Consultant

Andrzej Szozda

Adres/Address:

1a Market Place

Carrickfergus BT38 7AW

Tel.: +44 28 9336 4400

www.linkpolska.com

[email protected]

Redaktor naczelna/Editor

Aleksandra Łojek-Magdziarz

[email protected]

Sekretarz redakcji/Deputy Editor

Sylwia Stankiewicz

[email protected]

Reklama/Advertising

Aneta Patriak

+44 7787588140

[email protected]

Redakcja i wydawca nie po-

noszą odpowiedzialności za

treść ogłoszeń, reklam i in-

formacji. Redakcja nie zwra-

ca materiałów niezamówio-

nych i zastrzega sobie prawo

do skracania i redagowania

tekstów. Nadesłane materiały

przechodzą na własność re-

dakcji, co jednocześnie ozna-

cza przeniesienie na redak-

cję magazynu „Link Polska”

praw autorskich z prawem

do publikacji w każdym ob-

szarze. Przedruk materiałów

publikowanych w magazynie

„Link Polska” możliwy tylko

za zgodą redakcji.

Dział foto/Foto Editor

Jakub Świderek

[email protected]

Dział graficzny/Art Room

Irka Laskowska

[email protected]

Tomasz Zawistowski

Wydawca/Publisher

Link Polska Limited

Dyrektor/Director

Ewa Grosman

Druk/Print

GPS Colour Graphics Ltd.

Alexander Road

Belfast, BT6 9HP

9

* na okładce: Marylka i Piotrek z domu Wspólnoty „Barka”. Fot. Katarzyna Mirczak Reportaż - Tatuaże 14

Page 5: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Obok nas - schizofrenia

Reportaż - Tatuaże

MANCHESTERBIRMINGHAMLONDYN22£OD

BILET W JEDNĄ STRONĘ

G L A S G O W

Bez podatku. Bez ukrytych kosztów. Bez opłat za bagaż.

Aby zarezerwować bilet lub dowiedzieć się gdzie jeszcze można dotrzeć autokarem Ulsterbus, wejdź na naszą stronę internetową www.coachacross.com lub zadzwoń: 028 9033 7002/3*Rezerwacja minimum 7 dni przed planowaną podróżą. Zapoznaj się z naszymi warunkami.

Page 6: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Czy Polskajest bezpieczna?

Brutalna interwencja wojsk rosyjskich w Gruzji wywołała szok i zdumienie całego cy-wilizowanego świata. „Dziś Gruzja, wkrótce celem inwazji może być Polska” – mówił pre-zydent Lech Kaczyński podczas wyprawy do Tbilisi. Na wizytę, w której udział wzięli również prezydenci Ukrainy, Litwy, Estonii oraz premier Łotwy, prezydent Polski wy-brał się w towarzystwie ministra obrony Radosława Sikorskiego. Wkrótce Gruzję (i Rosję) odwiedzili: prezydent Francji, która obecnie przewodzi w Unii, Nicolas Sarkozy, kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz ame-rykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice. Dzięki zdecydowanej i jednoznacznej posta-wie Europy oraz Stanów Zjednoczonych po-wstrzymano eskalację konfliktu. Wojna wy-wołała jednak debatę na temat imperiali-stycznych aspiracji Moskwy oraz bezpie-czeństwa państw dawnego bloku wschodnie-go. „W poważnej prasie rosyjskiej pobrzmie-wają głosy, że najbardziej racjonalnym rozwiązaniem byłby rozbiór Polski przez Niemcy i Rosję” – ostrzega w wywiadzie dla „Newsweeka” sowietolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Paweł Wieczorkiewicz. „Zwierzęta w cyrku można tresować, dopó-ki nie skosztują ludzkiego mięsa. Z Rosją jest podobnie. Skosztowała w Gruzji krwi i łatwego zwycięstwa. To oznacza, że ani w Warszawie, ani w Budapeszcie, ani nawet w Berlinie nikt nie powinien spać spokojnie” – kończy wywiad profesor. Ariel Cohen, eks-pert amerykańskiej Heritage Foundation kreśli równie złowieszcze scenariusze: „Myślę, że poza Gruzją i Azerbejdżanem na-stępnym celem jest Ukraina. (…) Polacy ma-ją wszelkie powody, by odczuwać niepokój z powodu antyukraińskich zakusów Rosji” („Rzeczpospolita”). Zupełnie inaczej przed-stawiają sytuację sami Rosjanie. „To prze-rażająca tragedia i my, Rosjanie, stara-my się pomóc Południowej Osetii, jak tylko możemy” – mówi w wywiadzie dla „Gazety

Wyborczej” Władimir Grinin, ambasador Rosji w Polsce. „Szacunek dla suwerenności i integralności państw, pozostający w ścisłej zgodzie z prawem międzynarodowym, jest aksjomatem naszej polityki zagranicznej” – dodaje ambasador. Artiom Malgin, eks-pert Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych w wywia-dzie dla „Polska The Times” wypowiada się w podobnym tonie: „Powtórka scenariusza z Osetii w innym regionie to zwykła fan-tasmagoria. Rosji naprawdę nie trzeba się bać”. Ton i atmosfera rosyjskich wypowiedzi zmienia się diametralnie, gdy poruszany zo-staje inny temat - tarcza antyrakietowa na terenie Polski.

Po wielu miesiącach negocjacji w koń-cu podpisano umowę dotyczącą budowy w Polsce elementów amerykańskiej tarczy an-tyrakietowej. Wiadomość o tym wywołała burzę w Rosji. Prewencyjnym atakiem ją-drowym straszy Polskę populistyczny lider Partii Liberalno-Demokratycznej Władimir Żyrinowski. Równie zdecydowanie wypo-wiada się zastępca szefa sztabu generalnego sił zbrojnych Rosji, gen. Anatolij Nagowicyn: „Taki obiekt jak tarcza antyrakietowa USA, która ma powstać w Polsce, zawsze jest wśród celów niszczonych przez drugą stronę w pierwszej kolejności”. Przedstawiciel Rosji przy NATO Dimitrij Rogozin również nie ma wątpliwości: „Polacy obnażyli prawdziwe ce-le strategiczne tarczy. To, że zgodę podpisa-no w czasie kryzysu Rosja – USA pokazuje, że jest ona skierowana przeciw Rosji, a nie Iranowi”. „The Times” ujawnia, że rosyjscy wojskowi planują zamontowanie na okrę-tach Floty Bałtyckiej głowic nuklearnych. Mimo rosyjskich pogróżek polscy politycy są niezwykle zadowoleni z zakończenia ne-gocjacji. „To gwarancje bezpieczeństwa po-dobne do tych, jakie mają Izrael i Turcja” – mówi „Rzeczpospolitej” szef Sejmowej

Komisji Spraw Zagranicznych Krzysztof Lisek. „Przekroczyliśmy Rubikon w stosun-kach polsko-amerykańskich” – w wywia-dzie dla TVN24 mówi premier Donald Tusk. Prezydent Kaczyński wygłasza orędzie do narodu. Spekulacje dotyczące rosyjskie-go ataku prewencyjnego jednoznacznie ko-mentują amerykańscy politycy i wojskowi. „Rosja przeciw nikomu nie odpali rakiet nu-klearnych. Polacy to wiedzą, my to wiemy” – stwierdza szef Pentagonu Robert Gates. Gen. Stanisław Koziej, do niedawna doradca ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, również nie widzi powodów do obaw: „NATO ma wystarczający potencjał, by przeciwsta-wić się zagrożeniu ze strony Rosji, gdziekol-wiek ono wystąpi. (…) Nie widzę żadnych powodów, aby wykonywać jakieś nerwowe ruchy” – mówi w wywiadzie dla „Polska The Times”.

Polacy nie wydają się być jednak spokoj-ni. Prawie połowa (49,8 %) jest zdania, że w najbliższych latach możemy być ofiarą agre-sji ze strony Rosji, 57 % uważa, że Rosjanie powinni odpowiedzieć za zbrodnie wojenne dokonane w Czeczenii i być może w Gruzji (badanie przeprowadził instytut Pentor na zlecenie tygodnika „Wprost”). Wydarzenia sierpnia zmieniły też pogląd Polaków na lo-kalizację tarczy antyrakietowej na terenie naszego kraju. 13 % ocenia tę inicjatywę bardzo dobrze, aż 45 % dobrze, 29 % źle, a 9 % bardzo źle (sondaż telefoniczny przepro-wadzony na zlecenie „Rzeczpospolitej”). To znaczna zmiana, biorąc pod uwagę, że w lu-tym 2007 roku aż 55 % badanych było prze-ciwnych tarczy w Polsce, a „za” było 28 % (sondaż CBOS).

Wydarzenia sierpnia powiększyły jedy-nie uczucie niepokoju. Niewiele pomaga za-powiadana na przyszły rok profesjonaliza-cja armii ani urządzane z wielką pompą po-kazy wojskowe, jak choćby wielka parada zorganizowana w Warszawie z okazji Dnia Żołnierza.

6 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

Maciej Przybycień

LINKpolska

Sierpień 2008 do końca zburzył dotychczasowe myśle-nie o sprawach bezpieczeństwa naszego kraju. Wyda-wać się mogło, że jesteśmy już świadkami szczęśliwego „końca historii” Fukuyamy. Kilka sierpniowych wydarzeń udowodniło, że byliśmy w błędzie.

Wojna na Kaukazie

Polska z tarczą

Część Rosjan jest przekonana, że określenie „za-grożenia ze strony trzeciej”, którego użyto jako ar-gumentu za instalacją rakiet typu Patriot w Polsce, dotyczy tylko i jedynie Rosji.

Page 7: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

W ubiegłym roku aż 1299 polskich dzieci trafiło do domów dziecka lub rodzin zastępczych, dlatego że przestali się nimi interesować pracujący za granicą rodzi-ce, wynika z raportu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, jak informuje dzien-nik „Polska”. Psychologowie mówią jed-nym głosem: każdy przypadek długotrwa-łego rozłączenia rodziny jest dla dziecka niekorzystny, nawet, gdy wyjeżdża tylko jedno z rodziców. Takie dzieci szybciej się-gają po rozmaite używki i wchodzą w koli-zję z prawem.

W Polsce do końca bieżącego roku podrożeją ceny prądu, gazu, mięsa i sło-dyczy - wynika z raportu opublikowanego przez „Gazetę Prawną”. Analitycy progno-zują też spadek cen odzieży i paliwa. Taka informacja to ulga dla kierowców i firm transportowych. Poza tym mocna złotówka zmniejsza presję na wzrost cen artykułów importowanych, a dobre zbiory nie zwia-stują dużego skoku cen żywności w górę. Ceny swoich usług planują natomiast pod-nieść restauratorzy i hotelarze ze względu na duży popyt w tym sektorze.

Angielski szlachcic sir Julian Rose przyszedł z odsieczą zakopiańskiej góral-ce Antoninie S., którą sąd najpierw obcią-żył karą grzywny, by później zamienić wy-rok na karę pozbawienia wolności na okres 6 tygodni - pisze „Gazeta Krakowska”. 56-letnia kobieta została skazana za niele-galny handel oscypkami na Krupówkach. Dobroczyńca z Anglii wpłacił część grzyw-ny, która pozwoliła Polce uniknąć aresztu i zapowiada, że wystąpi z listem otwartym do burmistrza Zakopanego, by chronić gó-rali produkujących oscypki.

Największym przewoźnikiem lot-niczym w Polsce pozostają niezmiennie PLL LOT - donosi „Puls Biznesu”. Firma, która boryka się z nieustannymi proble-mami finansowymi ma blisko 20-procen-towy udział w rynku. Po piętach polskie-go monopolisty depczą tani przewoźnicy - węgierski Wizz Air (10,6 proc.), irlandzki Ryanair (8,6 proc.) i brytyjski EasyJet. Na dalszych pozycjach znaleźli się duzi ope-ratorzy: Lufthansa, British Airways, Air France, Swiss i KLM.

100-metrowa Statua Wolności ma stanąć na Wiśle w Warszawie - pisze „Ga-zeta Wyborcza”. Pomysł lansuje Victor Bo-raks, Amerykanin o polskich korzeniach. Boraks ma trzy pomysły: postać kobiety, symbol polskiego wyobrażenia wolności lub kolaż wizerunków sławnych Polaków. Statua ma pojawić się najpóźniej we wrze-śniu 2010 roku.

September 2008 | wrzesień 2008 | 7

LINKpolska

p r a s ó w k a

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

50 procent tej sumy stanowią niespłacone w terminie należności wobec banków wraz z odsetkami, 32 procent zaległe podatki do skarbu państwa, a 14 procent niezapłacone podatki i opłaty stanowiące dochody gmin. W czołówce najbardziej zadłużonych woje-wództw znalazły się mazowieckie (3,69 mld zł) i śląskie (3,39 mld zł). Polacy nie kwa-pią się z płaceniem mandatów za jazdę „na gapę” środkami komunikacji publicznej (206

mln zł) oraz opłat związanych z użytkowa-niem lokali mieszkalnych. Średnie zadłuże-nie klientów za opłaty za prąd i gaz wynosi 1 tys. zł. Przytłaczająca część dłużników to mężczyźni (65 procent). (TK)

Głównym bohaterem reklamówek będzie biznesmen z zagranicy spędzający swój czas w Polsce. To jego oczami widzowie CNN spojrzą na Warszawę, Kraków, Łódź, Hel i Zakopane, miejsca atrakcyjne zarówno dla turystów, jak i biznesmenów. Cała kampa-nia reklamowa, razem 700 spotów wyświe-tlonych na antenie CNN, będzie kosztowała milion dolarów.

Ceny emisji spotów w CNN nie różnią się bardzo od cen w Polsce, ale widownia tej stacji jest dużo większa. Spoty rekla-mowe promujące Warszawę emitowane w przeszłości w BBC obejrzało 10 milionów

widzów. Eksperci twierdzą, że podobne ak-cje są Polsce bardzo potrzebne, bo wiedza przeciętnego cudzoziemca o kraju nad Wisłą jest niewielka. „Nasz kraj jest wciąż po-strzegany jako ubogie państewko na krańcu Europy” – mówi Piotr Czarnowski, współ-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Firm Public Relations. (JŚ)

Polscy fałszerze uchodzą za świetnych fachowców. Nie bez przyczyny Polska zy-skała miano unijnego centrum podrabiania wszelkich urzędowych papierów. Nasi fał-szerze korzystają z najnowszych osiągnięć technicznych i ciągle doskonalą swój warsz-tat. Obecnie największym wzięciem wśród klientów cieszą się fałszywe dokumenty po-zwalające zaciągnąć kredyt w banku, akty własności, recepty, uprawnienia zawodowe i oczywiście banknoty i dokumenty tożsa-mości. „Wiedza urzędników na temat ich rozpoznawania jest żadna” – twierdzi prof. Bronisław Młodziejowski, prezes Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. Zwraca on uwagę, że w USA i Wielkiej Brytanii

urzędnicy przechodzą szkolenia z zakresu badania oryginalności dokumentów, a w wielu urzędach są urządzenia do sprawdza-nia legalności papierów. (TK)

Polacy toną w długach

Polska zareklamuje się w CNN

Lewe papiery w cenie

Blisko 60 milardów złotych wynoszą nieuregu-lowane w terminie zobowiązania konsumen-tów i przedsiębiorców w Polsce – wynika z raportu opublikowanego przez Krajowy Rejestr Długów.

Kampania reklamująca polskie miasta w CNN rozpocznie się 26 września. Będzie to najwięk-sza w historii akcja promująca nasz kraj. Spoty reklamowe będą w całości zrealizowane przez ekipę CNN.

Każdego roku w Polsce podrabia się około 300 tysięcy dokumentów i wykrywa blisko 8 tysięcy przypadków podrabiania pieniędzy - wynika z policyjnych statystyk. „Od kilku lat liczba pod-róbek gwałtownie rośnie” - potwierdza dr Jerzy Wojciech Wójcik, kryminolog.

Z roku na rok Polacy zadłużają się na coraz większe kwoty. Fot. Steve Woods

Mieszkańcy Zachodu traktują Polskę nadal jako ubo-gie państewko na krańcu Europy. Fot. Dorota Wilkin

Polscy fałszerze dokumentów uważani są za prawdziwych profesjonalistów.

Page 8: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Rosja i Gruzja od dłuższego czasu nie utrzymywały najcieplejszych stosunków. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w Gruzji zaczął budzić się nacjonalizm, zwłaszcza w Abchazji i Osetii Południowej. To nie podoba się Gruzinom.

Separatystyczna administracja Osetii Południowej od 1990 roku próbowała uzy-skać pełną niepodległość, a nawet ją za-deklarowała po nieoficjalnym referendum przeprowadzonym w 2006 roku, lecz nie została ona uznana przez żadne państwo. Podobnie zachowała się Abchazja w marcu tego roku - bezskutecznie apelowała do kra-jów ONZ z prośbą o uznanie jej jako niepod-legły kraj. Niemal 90 procent Osetyjczyków z Osetii Południowej dostało od Rosji pasz-porty (choć wiele wątpliwości budzi sposób ich wydania i przyznawania). Na terenie Osetii Południowej stacjonują rosyjskie siły pokojowe (ok. 1000 żołnierzy) oskarżane przez Gruzję o dozbrajanie separatystów. Etniczni Gruzini stanowią mniej niż jed-ną trzecią tamtejszej populacji. Co cieka-we, Gruzja odrzuca nawet nazwę Osetia Południowa, używając innej, pochodzącej od stolicy Osetii, Cchinwali.

W 2006 roku Rosja bezwzględnie zakazała importu gruzińskiego wina, wody mineral-nej i mandarynek, twierdząc, że produkty te (główne produkty eksportowe Gruzji) nie spełniają wymogów sanitarnych. Zakaz ten został zdjęty w 2008 roku, ale w dalszym ciągu napięcie rosło, tym bardziej, że w kwietniu NATO zgodziło się przyjąć Gruzję w przyszłości do swoich struktur, choć data przystąpienia nie została podana. Rosja odebrała to jako policzek, mimo oczywi-stego i długo wszak trwającego prozachod-niego kursu politycznego wykształconego w Ameryce prawnika, prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego.

Rosja bowiem ma żywotny interes w tym, by odciąć Gruzję od Zachodu - jest nim ruro-ciąg BTC (Baku-Tbilisi-Cejhan), który bie-gnie wzdłuż środkowej Gruzji na południe od Osetii i omija Rosję. Jego przepustowość wynosi 430 tysięcy baryłek dziennie. Ma znaczenie strategiczne i jest kluczowy dla bezpieczeństwa Gruzji oraz państw europej-skich, które szukają uniezależnienia od ropy rosyjskiej. Poza tym, jak napisał jeden z bry-tyjskich komentatorów, Rosja pręży musku-ły i pokazuje, że rosyjskie ambicje imperia-listyczne nie przepadły bezpowrotnie wraz z upadkiem ZSRR, co więcej, wielu Rosjan odczuwa nostalgię za dawnymi czasami zim-nej wojny.

Niewiele mediów wspomina o tym, że ist-nieją pewne przesłanki, że to Gruzja sprowo-kowała Rosję, czemu jednak Gruzja zaprze-cza. Wojska gruzińskie weszły na terytorium Osetii Południowej 7 sierpnia tego roku, dostarczając Putinowi, jak napisał Alan Johnson w „The Guardian”, casus belli, na co tylko Putin czekał. Wojna ta zamieniła się w demonstrację siły i przypomnienie czasów tzw. finlandyzacji. Finlandyzacja to termin, który w czasie zimnej wojny określał te pań-stwa, które miały formalną niepodległość, ale tak naprawdę ich losy zależały całkowi-cie od decyzji Kremla. Johnson twierdzi, że Europa z niejasnych powodów skłania się do akceptacji finlandyzacji Gruzji przez Rosję – która mogłaby przynieść Europie ponure konsekwencje, gdyby Rosja przejęła kontro-lę nad rurociągiem BTC.

Podobnego zdania jest Zbigniew Brzeziński, były doradca prezydenta J. Cartera, przewidując, że Rosja wykorzysta podobną taktykę w stosunku do Ukrainy - tym bardziej, że świat (wyjąwszy państwa nadbałtyckie, bardziej doświadczone i dużo lepiej znające Rosję) najwyraźniej traktuje Putina jako enfant terrible, a nie poważną groźbę dla stabilizacji międzynarodowej.

Niemniej Osetia Południowa ma prawo do samostanowienia. Saakaszwili i jego działa-nia wojskowe na terenie Osetii były niemą-dre, tym bardziej, że akurat on, Gruzin, po-winien świetnie wiedzieć, jaka będzie reakcja byłego pułkownika KGB. Rosja skorzystała z okazji i przekroczyła nie tylko wspierane przez siebie tereny Osetii, ale i wtargnęła w głąb Gruzji, gwałcąc tym samym rezolucję Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych nr 1808, która potwierdziła niepodległość Gruzji. Rosja sama niejedno-krotnie i zapalczywie sprzeciwiała się ja-kiejkolwiek międzynarodowej ingerencji w wewnętrzne sprawy niezależnych państw.

Tę wojnę wygrywa zdecydowanie Gruzja. Media są pełne Saakaszwilego, Putin raczej jest oszczędny w słowach. Komentatorzy za-pomnieli o prawdopodobieństwie gruzińskiej prowokacji, koncentrując się na działaniach Rosji (ale trzeba oddać im sprawiedliwość – jest się na czym koncentrować). Oba rządy, zarówno gruziński, jak i rosyjski, mają wła-sne agencje PR. Gruzja - Aspect Consulting z siedzibą w Brukseli, która również dora-dza Procter and Gamble czy Kellogg, a Rosja - Gplus Agency, też osiadłą w Brukseli. Obie agencje walczą o dobry wizerunek swoich klientów. Dlatego dziennikarze nie wiedzą, co się naprawdę dzieje, konfrontowani ze sprzecznymi informacjami, ponieważ wojna toczy sie też na newsy, zdjęcia i konferencje prasowe.

8 | wrzesień 2008 | September 2008

LINKświat

It is the economy, stupid! – ten zwrot zdobył sła-wę w czasie prezydenckiej kampanii Billa Clinto-na w 1992 roku. Miał on na celu zwrócić uwagę wyborców, że George H.W. Bush doprowadził do recesji, nie poświęcając czasu i energii go-spodarce amerykańskiej. Od tego czasu zwrot ten jest wykorzystywany nie tylko w polityce, ale i w publicystyce, a słowo „economy” zastępowa-ne dowolnie, by podkreślić znaczenie czegoś.

Putin nie jest prezydentem Rosji (jest nim Dimitrij Miedwiediew), ale to on stoi za wszystkimi waż-nymi decyzjami politycznymi, dotyczącymi zarówno kursu wewnętrznego, jak i zewnętrznego kra-ju. Fot. Cherie A. Thurlby

Rosja pod lupąWydarzenia w Osetii Południowej i Gruzji przypomniały światu, jakimi standardami kieruje się Rosja. I co jest gotowa zrobić, by bronić swo-jego wizerunku i swoich interesów, a zwłaszcza rurociągu biegnącego przez środkową Gruzję.

Aleksandra Łojek–Magdziarz

Dwa separatyzmy

Gruzja w NATO

It is the economy, stupid!

Finlandyzacja

Prawo do samostanowienia

Wojna propagandowa

Page 9: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Firmy energetyczne tłumaczą koniecz-ność wprowadzenia podwyżek sytuacją na rynku paliwowym i niepokojącymi infor-macjami płynącymi z rodzimej gospodarki. Dodatkowo ceny śrubują problemy z ruro-ciągiem gazowym z Norwegii, którym płynie brytyjski gaz. To już druga fala podwyżek w tym roku. Specjaliści wróżą nadejście trze-ciej fali wzrostów cen na koniec tego roku. Na ceny wpływają również rosnące gospodarki

azjatyckich gigantów – Chin i Indii. Rząd brytyjski, mając na uwadze zbliżającą się zimę, stara się ograniczyć liczbę rodzin ży-jących w „grzewczej biedzie”. Szczególnie chodzi o rodziny, których wydatki na ogrze-wanie stanowią co najmniej 10 proc. ich do-mowego budżetu. (TK)

Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, miejsce eksterminacji blisko 1,5 miliona więźniów z całej Europy, potrzebuje 50 milionów funtów na przeprowadzenie nie-zbędnych remontów – donosi „The Herald”. Administratorzy obozu wystąpili z apelem do społeczności międzynarodowej o wspar-cie finansowe dla niszczejacego pomnika ofiar hitleryzmu. „Nie poradzimy sobie bez pomocy z zewnątrz” – mówi rzecznik oświę-cimskiego obozu Jarosław Mensfelt. Obóz nie może liczyć na dużą pomoc ze strony państwa. Każdego roku konto obozu za-silają 2 miliony funtów z budżetu, drugie tyle to zysk ze sprzedaży biletów i różnego rodzaju symboli związanych z obozem.

Przeciętny Brytyjczyk zużywa po-nad 4 litry światowych zasobów wody każ-dego dnia – pisze „The Guardian”. Gdyby Brytyjczycy zdecydowali się m.in. na po-nowne zastosowanie deszczówki do pod-lewania swoich przydomowych ogródków, mogliby zaoszczędzić nawet 275 tysięcy funtów w ciągu pięciu lat. Blisko 20 proc. warzyw w brytyjskich supermarketach poddawanych jest procesowi mycia, co pochłania codziennie 85 metrów sześcien-nych wody. Nic dziwnego, że Brytyjczycy zmuszeni są zaspokajać (w 62 proc.) swoje zapotrzebowanie na tzw. wirtualną wodę (woda używana do produkcji żywności) po-przez jej import.

Dysydenci z IRA użyli semteksu w ostatnim zamachu bombowym w hrab-stwie Fermanagh (Irlandia Północna), w którym poszkodowanych zostało dwóch policjantów, informuje „The Independent”. Do tej pory semteks nie figurował na li-ście uzbrojenia dwóch najgroźniejszych organizacji republikańskich: Continuity IRA i Real IRA, które są odpowiedzialne m.in. za zamach w Omagh w 1998 roku, w którym śmierć poniosło 29 osób. W minio-nych latach głównym dostawcą tego mate-riału wybuchowego na Zieloną Wyspę był reżim libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego.

Polska i Ukraina nie stracą prawa do organizacji Euro 2012, uspokaja włoski dziennik „La Repubblica”. Włoska prasa studzi w ten sposób zapędy swojej rodzimej federacji piłkarskiej, która chętnie wyko-rzystałaby potknięcie gospodarzy turnieju i sama zorganizowała europejski czempio-nat. Włosi muszą przyznać rację prezyden-towi UEFA Michelowi Platiniemu, który stwierdził, że większość obiektów piłkar-skich na Półwyspie Apenińskim, poza sta-dionem olimpijskim w Rzymie i San Siro w Mediolanie, to technologiczne staruszki, które wymagają gruntownej modernizacji.

September 2008 | wrzesień 2008 | 9

LINKświat

p r a s ó w k a

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Gazowa karuzela cenowaNajwyższą w historii, 35 procent, podwyżkę ceny gazu ogłosił największy brytyjski dostawca energii British Gas. Przed nim zrobiły to inne fir-my, m.in. E.ON i Scottish and Southern Energy. Oznacza to, że średni roczny rachunek za gaz w Wielkiej Brytanii przekracza obecnie 1000 funtów.

Prezydenckie zapasy z miną w tleWedług najnowszego sondażu instytutu Gallupa, poparcie dla Baracka Obamy i Johna MaCaina jest identyczne i wynosi 45 procent. Okazuje się, że szalę zwycięstwa w listopodo-wych wyborach prezydenckich może przechylić zachowanie obu kandydatów oraz to, jak zapa-mietają ich przyszli wyborcy.

Niektóre rodziny w Wielkiej Brytanii żyją w grzewczej biedzie. Fot. Benjamin Earwicker

W walce o najważniejszy fotel w państwie może liczyć się każdy drobiazg. Począwszy od emocjonalnego zaangażowania podczas kampanii, refleksu w trakcie debaty publicz-nej, a skończywszy na mimice twarzy. Przy okazji wyników badań naukowców, które opublikował „The Guardian”, okazało się, że obaj kandydaci zmagają się z własnym wizerunkiem.

Barack Obama, który uważany jest za świetnego mówcę, mógłby sprawiać jeszcze lepsze wrażenie, gdyby był mniej spięty. Stres ogranicza jego mimikę twarzy i zdra-dza nerwowość. Obama uzyskał wysokie oceny dzięki swojej dykcji, płynności mowy i modulacji głosu.

Na tle Obamy blado wypadł John McCain. W ocenie naukowców wizerunek faworyta republikanów jest bezbarwny, a głos szorst-ki. Weteran wojny w Wietnamie pozosta-je niewzruszony nawet wobec tragicznych informacji. Jest też z lekka usztywniony wskutek ran odniesionych na wojnie. (TK)

„The Guardian” dotarł do niejawnych dokumentów brytyjskiego wywiadu (tzw. raport MI5), w których zanalizowano setki przykładów rozpracowanych przez wywiad grup zajmujących się działalnością ekstre-mistyczną. Okazało się, że nie ma schematu, który mógłby pomóc przy budowie systemu ochrony przed terrorystycznym zagrożeniem – stereotypy istniejące w brytyjskim społe-czeństwie często nie mają żadnego odzwier-ciedlenia w rzeczywistości. Osoby zaangażo-wane w działalność ekstremistyczną mają

brytyjskie obywatelstwo, nie są nielegalnymi emigrantami, daleko im też do religijnego ekstremizmu. Bywają do-brze wykształcone, ale są też i takie, które nie po-trafią czytać. Nie ma też znaczenia kolor skóry czy pochodze-nie etniczne. (SzK)

Mglisty portret brytyjskiego terrorystyZ ustaleń brytyjskiego wywiadu wynika, że nie można sporządzić prostego profilu typowego brytyjskiego terrorysty.

Barack Obama szybciej nawiązuje kontakt ze swoimi wyborcami.

McCain jest mniej emocjonalny w reakcjach od Obamy.

Page 10: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Uczelniaz pasją!Dlaczego warto zostać studentem WSHE?WSHE to nowoczesna uczelnia, kształcąca na międzynarodowym poziomie. Student kończący naukę na naszej uczelni otrzymuje suplement do dyplomu, Diploma Supplement Label, który jest certyfikatem jakości i stanowi podsta-wę międzynarodowego uznawania wykształcenia, kwalifikacji zawodowych i akademickich w UE.

Dlaczego uczelnia zdecydowała się rozpocząć rekrutację w Edynburgu?W WSHE jesteśmy skoncentrowani przede wszystkim na potrzebach studenta - jeśli ktoś chce zapisać się na studia w Edynburgu – chcemy mu to umożli-wić! W Wielkiej Brytanii jesteśmy obecni już od dwóch lat, punkt w Londynie działa od 2006 roku.

Na jakich kierunkach mogą się szkolić polscy studenci w Edynburgu? Jakie dyplomy można uzyskać na WSHE? W Edynburgu prowadzimy rekrutację na kierunki: Pedagogika, Zarządzanie, Informatyka i Filologia angielska. Studenci mogą uzyskać dyplom licencjata, inżyniera oraz magistra studiując w trybie niestacjonarnym.

Kiedy się odbywa rekrutacja na najbliższy rok? Rekrutacja na rok akademicki 2008/2009 już się rozpoczęła!

Rozmawialiśmy z Katarzyną Czyżykowską, koordynatorem PIR WSHE w Edynburgu – Chcesz sie dowiedzieć więcej? Zadzwoń lub napisz do nas!

Wypowiedzi studentów WSHE z innych miast UK.Magda Lewandowska (29 lat) mieszka w Londynie z mężem i pracuje jako księgowa w hotelu na High Street Kensington. – Księgowość to coś, czym muszę się zajmować, ale chcę zrobić wreszcie coś dla siebie – powiedziała Timesowi. – Zdecydowałam się na tę szkołę, ponieważ jest o wiele tańsza niż

inne w Londynie, a poza tym dyplom będzie uznawany w Polsce, co jest dla mnie bardzo ważne.Maria Jankowska (26 lat) z Poznania pracuje jako kelnerka w Londynie i ma nadzieję na studiowanie od października marketingu i zarządzania. Studia na WSHE oznaczają, że nie będzie musiała zarabiać przez rok na swoje studia.– Nie chcę przez resztę życia być kelnerką – powiedziała. – Myślę, że to dobry pomysł, dla mnie i dla innych Polaków, poza tym jest tanio.

One prospective student, forklift driver Kamil Raczynski, told BBC London: „I want to improve my skills to get a better job. „I will feel more comfortable studying in Polish than in English. I think it could be easier for me.”

Marcin Motylski, student informatyki WSHE - „Są tu cenione na rynku pracy kursy CISCO i Microsoft.. Wiedziałem, że chcę tu studiować, ponieważ jest tu bardzo dużo ćwiczeń, a nie wyłącznie teoria. Na zajęciach nie tylko mówimy o programach - przede wszystkim pracujemy na nich. Uczelnia daje też szanse ukończenia prestiżowych kursów. W przyszłym roku chcę zdobyć certyfikat Microsoftu, ponieważ wiem, że to ważne dla poważnych pracodawców”.

Katarzyna Żuk, absolwentka pedagogiki promocji zdrowia: „Muszę powie-dzieć, że studiowanie było bardzo przyjemne i ciekawe. Mieliśmy interesujące zajęcia. Uczelnia kładła duży nacisk na przygotowanie pedagogiczne, ale też na zajęcia trochę bardziej medyczne, jak anatomia czy masaż. Trzeba powiedzieć, że zajęcia były prowadzone bardzo profesjonalnie i dały mi sporą wiedzę”.

Zapraszamy do zabawy na imprezach organizowanych przez WSHE.Informacje co, gdzie i kiedy? - znajdziecie na naszej stronie.

Adres Punktu Informacyjno - Rekrutacyjnego WSHE Citibase, 1 St. Colme Street, pokój nr 56, Edinburgh EH3 6AA,tel. 0131 220 8431 oraz 0789 2828 376. Nasza strona - www.edynburg.edu.plPolska strona Uczelni - www.wshe.lodz.pl

Page 11: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Gwiazdy na Pikniku w Belfaście

September 2008 | wrzesień 2008 | 11www.linkpolska.com

LINKperyskop

Irlandia Północna

To trzecia edycja Polskiego Pikniku w Belfaście. Poprzednie dwie odbyły się w Botanic Gardens i zgromadziły tysiące osób. „W tym roku liczba uczestników jest z góry przewidziana” – mówi Maciej Bator ze Stowarzyszenia Polskiego w Irlandii Północnej, organizator imprezy. „Możliwości St. George’s Market są ograniczone. Impreza skierowana jest do 5 tysięcy osób. Tu war-to zaznaczyć, że organizatorzy zastrzegają sobie możliwość zamknięcia drzwi wejścio-wych w chwili, w której market wypełni przewidywana liczba uczestników. W tym roku będzie obowiązywać zasada: im wcze-śniej, tym lepiej”.

Największą atrakcją imprezy będzie wy-stęp legendarnego zespołu polskiej sceny rockowej T.Love. Organizatorzy zdecydowa-li się na zaproszenie T.Love m.in. ze wzglę-du na jego rozpoznawalność. Muzyka grana przez T.Love bliska jest kilku pokoleniom. Koncert w Belfaście odbędzie się w ramach trasy zespołu po Wyspach. „Muszę przyznać, że rozmowy z zespołem trwały od dłuższe-go czasu” – mówi Bator – „Najtrudniej było przekonać T.Love do miejsca, w którym im-preza się odbędzie. Ze zdjęć na stronie inter-netowej menedżer zespołu nie mógł wyde-dukować, jak duży jest St. George’s Market i w którym miejscu miałaby zostać zamon-towana scena”. Organizatorzy wierzą, że Polacy w Irlandii Północnej są spragnieni koncertów polskich gwiazd i są przekonani, że impreza odniesie sukces. Jak mówi Bator, w przyszłości odbędzie się więcej podobnych koncertów.

Oprócz T.Love na pikniku będzie moż-na zobaczyć Zespół Pieśni i Tańca „Zgoda” z Wilna. W przerwach między występami zagra polski DJ. Nowością będzie tzw. Targ

Informacji, w którym wezmą udział organi-zacje pozarządowe oraz firmy prywatne.

„Organizując Piknik zdajemy sobie spra-wę, że Polacy stanowić będą zdecydowanie większą grupę uczestników, lecz poprzez promocję w lokalnych mediach wychodzimy również do przedstawicieli innych społecz-ności” – mówi Bator – „Piknik jest dobrym momentem, aby promować polską kulturę i naszą obecność na terenie Irlandii Północnej. Jest to też szansa dla Irlandczyków, by spę-dzić ciekawy dzień z naszą społecznością”.

Piknik finansowany jest z dotacji otrzyma-nych od organizacji pozarządowych z terenu

Irlandii Północnej i z Polski. Konsulat Polski w Edynburgu również pomaga finansować projekt. W organizację imprezy angażują się także sponsorzy prywatni, czyli firmy, któ-re chciałyby wypromować swoje produkty i usługi wśród naszych rodaków.

Organizatorzy rozpoczęcie Pikniku prze-widują na godzinę 15:00. Drzwi St. George’s Market będą otwarte od godziny 14:30. Wejścia do St. George’s Market znajdują się od ulic: May Street, East Bridge Street i Oxford Street. Wstęp na imprezę będzie kosztował 2 funty. (JŚ)

Zespół T.Love zagra na Polskim Pikniku, który odbędzie się 19 października w Belfaście. Im-preza, w odróżnieniu od lat ubiegłych, będzie miała miejsce w St. George’s Market, najstarszej hali targowej w Irlandii Północnej.

Pierwszy Polski Piknik w Belfaście zgromadził w Botanic Gardens 3,5 tys. osób (fot. JŚ)

Pierwszy Polski Piknik w Belfaście zgromadził w Botanic Gardens 3,5 tys. osób. Fot. JŚ.

W ramach spotkań z różnymi społeczno-ściami zamieszkującymi okręg North Down, wiosną tego roku burmistrz Stephen Farry spotkał się również z grupą Polaków i innych emigrantów z Europy Wschodniej. „Na spo-tkanie przyszło około pięćdziesięciu Polaków i kilku Słowaków” – opowiada Łukasz Król, który pracuje w miejscowym magistracie i

teraz pilotuje rozwój stowarzyszenia. „Kiedy burmistrz zobaczył, że bez jakichś specjal-nych ogłoszeń o spotkaniu przyszło na nie tyle osób, od razu zaproponował, byśmy za-łożyli stowarzyszenie”.

Kilka tygodni temu Stephen Archibald, zajmujący się aktywizacją społeczną, zorga-nizował kolejne spotkanie dla Polaków, by zdefiniować problemy lokalnej społeczności. Jak się okazało, bywają one bardzo różne, często praktyczne, jak np. nieumiejętność załatwienia zasiłku na dziecko.

„Może dzięki stowarzyszeniu uda się też załatwić jakieś polskie książki do lokalnej biblioteki“ – planuje Waldemar Ostradecki, przebywający w Bangor od trzech lat.

„Widziałem, że są tam zbiory w innych języ-kach niż angielski, nawet po chińsku. Więc czemu nie ma być i polskich książek, skoro jest tu tylu Polaków?“ – dodaje.

„Na pewno będzie nam o wiele łatwiej, gdy mamy za sobą wsparcie gminy“ – uważa Łukasz Król – „Z jednej strony chodzi tu o wszystkie kwestie techniczne, jak np. lokal, z drugiej, ważne jest to, że miejscowe władze pokazują nam, że uważają nas za partnerów, z którymi warto rozmawiać“.

Wszyscy, którzy chcieliby wziąć udział w budowaniu lokalnej wspólnoty Polaków z północnoirlandzkiego North Down, mogą kontaktować się z Łukaszem Królem, pisząc pod adres: [email protected]. (SzK)

Pożyteczna lekcjaIrlandia Północna

Polscy emigranci zamieszkujący w północnoir-landzkim Bangor i jego okolicach dostają lek-cje myślenia obywatelskiego. Miejscowy bur-mistrz zmobilizował ich do założenia własnego stowarzyszenia.

Page 12: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Pierwsze spotkanie klubu połączone z projekcją filmu odbędzie się 21 września o godz. 16:00 w kinie przy University Square. „Jeszcze raz” to opowieść o romantycznych przygodach matki i córki podczas gorącego polskiego lata.

„Rozszerzanie repertuaru naszego kina dla różnych mniejszości narodowych spo-łeczności Belfastu jest dla nas bardzo waż-ne” – powiedziała Susan Picken, dyrektor-ka kina QFT – „Biorąc pod uwagę sukces Polskiego Festiwalu Filmowego, pomyśleli-śmy, że regularne projekcje polskich filmów dla Polaków mieszkających w Belfaście, to dobry pomysł”.

Inny film, który może zainteresować pol-ską publiczność, pokazywany w QFT od 12 do 25 września, to „Chłopiec w pasiastej pi-żamie” („The Boy in the Striped Pyjamas”). Jest to historia 9-letniego niemieckiego chłopca o imieniu Bruno, którego ojciec, woj-skowy niemieckiej armii, zostaje oddelego-wany do pracy w obozie koncentracyjnym w Polsce. W Auschwitz Bruno spotyka Szmula, żydowskiego chłopca. Tak zaczyna się ich za-kazana przyjaźń.

Trzecia wrześniowa propozycja QFT rów-nież opowiada o niezwykłej przyjaźni. W fil-mie „Somers Town”, Tomo z Nottingham, małoletni cwaniaczek, ucieka z domu, by za-mieszkać gdzieś w Londynie. Spotyka tam Marka z Polski, którego ojciec jest pijakiem i ciężko pracującym budowlańcem. Ich przy-gody będzie można zobaczyć w QFT od 5 do 11 września. (JŚ)

Stowarzyszenie pomaga nowym emi-grantom, którzy podejmują pracę w branży kucharsko-cukierniczej i przybliża zawodo-we różnice między stylem pracy Polaków i Brytyjczyków. „Szokiem było dla nas zderze-nie tutejszych tradycji kulinarnych, kuchni w pewien sposób ubogiej, mimo tak dużego dostępu do różnorodnych towarów z całe-go świata” – mówi członek stowarzyszenia Szymon Szeszuła, pracujący jako kucharz w Irlandii Północnej – „ Ale też szokiem dla Irlandczyków były i są nasze potrawy czy pro-dukty. Kiszone warzywa, wędliny, różnora-kie surówki i sałatki, rolady, zupy, pieczywo czy też świąteczny karp”. Jak mówi Szymon, oprócz tych, którzy przyjechali na Wyspy podreperować swój budżet, są też Polacy, którzy chcą się czegoś nauczyć. Zaznacza

jednak, że brytyjscy kucharze również wiele uczą się od Polaków. „Wielu z nas próbuje zmodyfikować polską kuchnię, używając lo-kalnych produktów oraz irlandzką, udosko-nalając ją polskimi produktami dostępnymi w wielu sklepach” – mówi Szymon, dodając, że pozytywna wymiana doświadczeń potrafi dużo zdziałać i wzbogacić wiedzę wszystkich zainteresowanych.

Pierwsze spotkanie stowarzyszenia odby-ło się w czerwcu ubiegłego roku. Od tego cza-su polscy kucharze i cukiernicy spotkali się jeszcze pięć razy. Kolejny zjazd planowany jest na początek października w miejscowo-ści Cheshunt pod Londynem. W przyszłości podobne spotkania odbędą się również w Irlandii Północnej.

Adres strony internetowej stowarzysze-nia: www.pknw.kei.pl. Tu wszyscy, którzy chcieliby przyłączyć się do polskiej braci kucharskiej, znajdą niezbędne informacje. Do Stowarzyczenia Polskich Kucharzy i Cukierników mogą zapisywać się również członkowie innych narodowości. (JŚ)

„Tygodniowo przewożę jakieś dwa, trzy wózki inwalidzkie, natomiast wózków dzie-cięcych pięć albo sześć dziennie” – mówi, pragnący zachować anonimowość, kierowca

Lothian Buses. „Otrzymaliśmy instrukcje, jakich wózków nie możemy zabierać, by-ły nawet wyrysowane na tablicy modele. Staramy się omijać ten zakaz i informuje-my pasażerów, że jeśli na przystanku będzie wózek inwalidzki, to będą musieli wysiąść. Jako kierowcy łamiemy tym samym przepis” – dodaje. Takie praktyki potwierdza również rzecznik prasowy przedsiębiorstwa.

Zakaz nie dotyczy wszystkich modeli, je-dynie tych „głębokich”, używanych do prze-wozu niemowląt. Dziwna to wiadomość, zwłaszcza że Szkocja próbuje się chlubić swoją prorodzinną polityką. (MP)

12 | wrzesień 2008 | September 2008

LINKperyskop

www.linkpolska.com

Scena z filmu „Chłopiec w pasiastej piżamie”.

Wymiana doświadczeń pomaga

Wózkom mówimy nie!

Wielka Brytania

Szocja

W Wielkiej Brytanii działa Stowarzyszenie Pol-skich Kucharzy i Cukierników. Nie ma swojej stałej siedziby – członkowie spotykają się na organizowanych przez siebie zjazdach. Najważ-niejszym celem stowarzyszenia jest integracja środowiska zawodowego

Autobusy Lothian Buses w Edynburgu wprowa-dziły zakaz przewozów wózków dziecięcych w swoich pojazdach. Miejsce, które wykorzysty-wane było do ich przewozu przeznaczone jest bowiem dla wózków inwalidzkich. Kierowca ma obowiązek odmówić zabrania osoby z wózkiem, nawet, jeśli miejsce w pojeździe jest wolne.

„Jesteśmy tu, bo chcemy się uczyć, jak przemawiać, jak myśleć i jak słuchać” – wi-ta zgromadzonych Prezydent klubu Wacław Warszawa.

Każde spotkanie prowadzi inny Toastmaster. Niedawno w tej roli debiuto-wała Monika Jaźwińska: „Jak podkreślić naszą genialność? To, że jesteśmy tacy wspa-niali, że się rozwijamy, jesteśmy kreatywni, wymyślamy ciągle coś nowego. Przesuwamy bariery…”

Podczas wieczoru wszystko ma swoje miej-sce i czas. Przywitanie - Prezydent - do 4 min. Przedstawianie tematu - Toastmaster - do 2 min. Wyznaczenie ról - Kontroler Czasu - do 1,5 min. Inne role to: Gramatyk, Kontroler Uważności, Mistrz Gorących Pytań, Mówcy oraz ich Recenzenci. Przekroczenie czasu Kontroler karze czerwoną kartką.

Spotkania Toastmaster to przede wszyst-kim przemowy. Starannie przemyślane, przygotowane według schematu. Ale jest też czas gorących pytań. „One uczą panowania nad stresem oraz formułowania miniprze-mówień w kilka sekund” - tłumaczy Michał Misztal. „Dla mnie przemawianie przed pu-blicznością to wyjście ze strefy komfortu” - wyznaje Anna Jurek.

Organizaja Toastmaster działa na całym świecie. Polskie oddziały znajdują się między innymi w Dublinie, Pradze, Düsseldorfie, Brukseli. (JR)

Wirtuozi przemawianiaAnglia

„Do swoich racji próbuję przekonywać cichym i monotonnym głosem” – wyznaje z uśmiechem Ania Jurek, z wykształcenia psycholog, od pół roku członek londyńskiego klubu Toastmaster „Polish Your Polish”. Nie bardzo chce się w to wierzyć, mając w pamięci dynamiczną i peł-ną werwy przemowę Ani podczas spotkania klubu.

Więcej polskich filmówIrlandia Północna

Film „Jeszcze raz” zainauguruje otwarcie Polskiego Klubu Filmowego „Kinogranie” w Queen’s Film Theatre w Belfaście.

www.queensfilmtheatre.com

Page 13: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Pojazdy znajdować się będą w specjalnie oznaczonych miejscach i w takich trzeba będzie je odstawiać. Pierwsze pół godziny pojeździmy za darmo, później trzeba bę-dzie wnieść miesięczną opłatę lub zapłacić za kolejną godzinę. Podobne rozwiązania funkcjonują w Paryżu, Wiedniu, Barcelonie, Londynie i Sztokholmie. Szkocki minister transportu Stewart Stevenson podkreśla, że inicjatywa Dundee i Dumfries może stano-wić przykład, szablon a w końcu początek wielkiej zmiany w całym kraju. Sprawa jest kontrowersyjna, gdyż Szkocja to kraj górzy-sty, co skutecznie zniechęca kandydatów na niedzielnych kolaży (w Edynburgu niestety pomysł nie wypalił).

Idea rowerów miejskich nie jest nowa, po-wstała ponad 40 lat temu. Zgłosili ją pod ko-niec lat sześćdziesiątych holenderscy anar-chiści z ruchu Provo. Stworzony przez nich projekt „białych rowerów” zakładał całkowi-te wykluczenie ruchu spalinowego z centrum Amsterdamu i zastąpienie go transportem rowerowym oraz elektrycznie napędzanymi taksówkami. Plan zakładał zakup 20 tys. rowerów rocznie i miał przynosić oszczęd-ności w wysokości 2 ml. guldenów rocznie. Ówczesne władze miasta odrzuciły plan, lecz anarchiści postanowili działać na własną rękę. Z zebranych funduszy zakupili 50 ro-werów, pomalowali je na biało i rozlokowali w Amsterdamie. Pojazdy oddała im policja, tłumacząc, że pozostawianie roweru bez za-bezpieczenia łamie przepisy. Rewolucja się jednak zaczęła i obecnie Amsterdam jest bez wątpienia rowerową stolicą Europy.

Z przykładu anarchistów postanowili sko-rzystać szkoccy urzędnicy. Wielkie brawa, lepiej późno, niż wcale. (MP)

September 2008 | wrzesień 2008 | 13www.linkpolska.com

LINKperyskop

Zdjęcie miesiącaGraffiti w Dublinie. Całe namalowane słowo brzmiało „Prison”. Ja jednak postanowiłem się nim pobawić i zostawiłem ISO, coś, co zna każdy fotograf. W tym przypadku użyłem ISO 400. Fot. Tiago Menezes

Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich zdjęć wraz z krótkim komen-tarzem autora na adres: [email protected]

Na autorów zdjęć wybranych do publikacji w rubryce „Zdjęcie miesiąca” czekają nagrody!Nadesłane zdjęcia przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji w każdym obszarze.

Biały rowerSzkocja

Zielona rewolucja w Szkocji trwa. Władze Dundee i Dumfries postawiły na transport rowe-rowy. Na ulicach tych miast pojawią się rowe-ry miejskie, z których będzie można darmowo skorzystać.

W Holandii można wypożyczyć rower w bardzo wielu miejscach. Fot. Tim Nooteboom

Page 14: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

tekst: Jakub Świderek

„Dawno temu, gdy mój kolega nie miał już czym tatuować, zamiast tuszu kreślarskiego użył atramentu“ – mówi Robert z Belfastu, który tatuaże robi już od 17 lat – „Potem tatuaż po prostu znikł. To było niewiarygodne“.Tak młodzi tatuażyści odkryli sposób na unikanie służby wojskowej. „Robiło się takie wzory na czole i to przechodziło“ – śmieje się Robert.

Igła,zapałkii tusz

Page 15: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

LINKreportaż

September 2008 | wrzesień 2008 | 15www.linkpolska.com

Robert rysować nauczył się od dziadka, który był arty-stą. Kolega zauważył jego umiejętności i zachęcił do ta-tuażu. Spodobało mu się. „Tylko tego rysowania trochę szkoda, bo też fajne, a to nie zawsze w parze idzie“ – mówi Robert. Pierwszy tatuaż zrobił, gdy miał 17 lat. Igła, za-pałki, tusz „Perła“ kupiony w sklepie papierniczym i po-jedyncze nakłuwanie. Praca nad tatuażem, który dzisiaj robi się w godzinę, wtedy trwała 15 godzin. „To była czasz-ka. Zrobiłem ją swojemu koledze z osiedla. Poprawialiśmy ją potem chyba ze 4 lata“ – śmieje się dodając, że na po-czątku bał się kłuć wystarczająco głęboko – „Bałem się, że kogoś za bardzo boli, że zrobię komuś krzywdę“. Dlatego tatuaże Roberta sprzed wielu lat są jasne. „Wiele było ta-kich pierwszych. Wystarczyła piwnica i zawsze znalazł się ktoś, kto chciał tatuaż“ – mówi polski tatuator.

Ludzie od zamierzchłych czasów upiększali swoje ciała różnego rodzaju malowidłami. Dla nich miało to znacze-nie mistyczne. Dzisiaj, wychodząc ze studia tatuażu ze świadomością, że pod rękawem wokół ramienia jest i już zawsze będzie zawinięty wąż, mniej lub bardziej świado-mie wtapiamy się w tajemnicze tradycje.

„Nasze babcie cały czas uważają, że tatuują się tylko recydywiści“ – mówi Robert – „I tak już chyba będzie, do-póki będą babcie“. Mariusz, 29-latek mieszkający obecnie w Anglii, który niedawno zrobił sobie tatuaż, też uważa, że w Polsce nie zawsze jest to akceptowane. Mówi, że w Anglii tatuaże są czymś normalnym, a w Polsce jeszcze do niedawana uważano je za symbol kryminału, bo kiedyś w więzieniach robiono ich najwięcej.

Więzienni tatuatorzy są w branży nadal szanowani. „Wi-działem tatuaże zrobione w więzieniu, które były bardzo ładne“ – mówi Robert – „Nie mogą być złe, bo z reguły były robione przez ludzi z praktyką. A to jest najważniejsze“. Więzienne tatuaże były robione ręcznie. Obecnie wraca na nie moda i są coraz droższe. Ale, jak mówi Robert, przy

odrobinie szczęścia w Polsce można znaleźć tatuatora, który zrobi podobny tatuaż za piwo.

Polska sztuka tatuażu różni się od brytyjskiej. W środo-wisku polskich tatuatorów mówi się, że Brytyjczycy mu-szą się jeszcze wiele nauczyć. W Polsce robi się tatuaże bliższe tzw. szkole wschodniej. Cechą charakterystyczną takich tatuaży jest cieniowanie, używanie różnych odcie-ni wykorzystywanych barw. Na Wyspach częściej wyko-nuje się tak zwane „old skule“, czyli grube czarne kreski tłoczone na konkretny kolor.

Łukasz z Irlandii Północnej zrobił sobie tatuaż, gdy miał 19 lat i mieszkał jeszcze w Polsce. Formę tatuażu plemien-nego, tzw. „tribal“, wytatułował sobie na brzuchu. Na jego plecach widnieje napis w języku chińskim: „Jestem czło-wiekiem dla drugiego człowieka“. „Mój ojciec uważa, że to głupota“ – mówi Łukasz – „On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego“. Paweł, tata Łukasza, rzeczywiście nie był zado-wolony z pomysłu syna. „W pewnych sprawach mam po-glądy, powiedzmy, purytańskie“ – mówi Paweł – „Chociaż nie uważam się za wapniaka. W temacie tatuażu jestem jednak sceptyczy“. Gdyby 15-letnia córka Pawła chciała zrobić coś takiego, on użyłby wszelkich możliwych środ-kow, od mediacji poprzez ojcowski zakaz, żeby temu zapo-biec. „To jest decyzja na całe życie podejmowana w bardzo młodym wieku“ – mówi Paweł.

Są jednak przypadki, gdy rodzice akceptują decyzje swoich dzieci lub nawet zachęcają je do tatuaży. Jakiś czas temu do Roberta zadzwoniła kobieta z prośbą o zrobienie tatuażu jej 18-letniemu synowi. Tatuaż został zrobiony w obecności matki. Przyjeżdżał też ojciec z synem. Jednak to nie syn się tatuował, lecz ojciec.

„Różni ludzie robią sobie tatuaże“ – mówi Robert – „Może trafić się chłopak, którego interesuje jakiś fight, a z drugiej strony ktoś, kto pracuje w banku“. Kiedyś, jeszcze

„Jeżeli ktoś przychodzi i

mówi, że chce sobie zrobić del-

finka, to ja mó-wię, że delfinka to może nie, bo

delfinek to... jak to delfinek”

Pojedyncze nakłuwanie

Klasa więziennego tatuażu

Mój ojciec uważa, że to głupota

Tatuaż pod pachą

Page 16: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

gdy Robert pracował w Polsce, przyszła do niego kobie-ta, pracownica jednego z banków, która chciała, by zrobić jej tatuaż na plecach tak, żeby kończył się pod kołnierzy-kiem. „Kobiety też potrafią się wytatuować. I to tak, żebyś się zdziwił“ – mówi Robert – „I ja też, choć mało mnie w kwestii tatuaży dziwi“.

Robert stara się doradzić klientowi, jaki tatuaż wy-brać. Siadają wspólnie i przeglądają gotowe projekty lub rozmawiają o czymś zupełnie nowym. „Jeżeli ktoś przy-chodzi i mówi, że chce sobie zrobić delfinka, to ja mówię, że delfinka to może nie, bo delfinek to... jak to delfinek“ – opowiada Robert. Kiedyś przyszedł mężczyzna ze zdję-ciem swojej malutkiej córeczki. Robert więc wytatuował mu portret córki. Tego typu tatuaże wychodzą najlepiej ze starych czarno-białych zdjęć.

Podczas tatuowania największy ból odczuwa się na że-brach, kręgosłupie i genitaliach. Kiedyś w Anglii jeden z klientów Roberta zażyczył sobie diabełka... pod pachą. „To bardzo bolesne miejsce. Sobie nigdy nie zrobiłbym tam tatuażu“.

30-letni Adam mieszkający w Irlandii Północnej na ple-cach wytatuował sobie napis „Bóg mnie osądzi“. „Przyjeż-dżam do Irlandii i różne rzeczy nas tu spotykają“ – mówi Adam – „Szufladkuje się ludzi, nawet ich nie znąjac. Ten tatuaż świadczy o tym, kim jestem“. Drugi tatuaż Adama widnieje na ramieniu - celtycki symbol zrozumienia i po-godzenia się z samym sobą. „Mówi się, że to wciąga, ale ja mam zdrowe podejście“ – dalej opowiada Adam – „Zro-bię sobie w przyszłości jeszcze jeden tatuaż o charakterze chrześcijańskim, ale wszystko pod ubraniem“. Według Adama decyzję o tatuażu trzeba przemyśleć. Trzeba być do tego gotowym.

Mariusz z Anglii na prawej łydce wytatuował sobie wilka wyjącego do księżyca. „Wilk to symbol niezależno-ści“ – mówi Mariusz – „Mam słabość do tych zwierząt. Są bardzo mądre“. Dla Mariusza tatuaże to poważna sprawa, dlatego z decyzją zwlekał ponad rok. Nie miał zaufania do lokalnych tatuatorów, więc zrobił to w Polsce. „Tatuaż to coś, co chciałem mieć tylko dla siebie“ – mówi.

Robert w Polsce spotykał ludzi, którzy chcieli mieć tatu-aż dla zwykłego szpanu. Na Wyspach zdarza się to jednak rzadziej. „Tutaj przyjeżdzają Polacy, którzy mają w sobie trochę odwagi, aby wyjechać z kraju. Dobrze wiedzą, cze-go chcą“ – opowiada Robert. Kiedy ktoś dzwoni do niego, jest pewien, że ta osoba na pewno chce mieć tatuaż. „Dla-czego ludzie robią tatuaże? Nie wiem. Upiększają sobie ciało? Właściwie sam nie wiem, dlaczego ja kiedyś zrobi-łem sobie tatuaż. Po prostu podobało mi się to. I chyba tak to jest. Albo coś ci się podoba albo nie”.

16 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

LINKreportaż

Aby uniknąć powikłań zdrowotnych po zabiegu, nale-ży dbać o czystość tatuowanego miejsca i smarować je odpowiednimi maściami na gojenie ran. Przez kilka dni zaleca się też abstynencję alkoholową. Alkohol podnosi ciśnienie i powoduje zwiększenie krwawienia i utrudnia gojenie. Podczas gojenia nie wolno pływać, korzystać z sauny i solarium. Nie należy również wystawiać tatuowa-nego miejsca bezpośrednio na promienie słoneczne. Inni nie mogą dotykać tatuażu. Nie wolno też zakładać odzie-ży wełnianej bezpośrednio na tatuowane miejsce.

Zanim zdecydujemy sie na tatuaż, warto sprawdzić tatu-atora, do którego sie wybieramy. Można poprosić o poka-zanie miejsca, gdzie sterylizuje się sprzęt lub magazyn jednorazowych końcówek. Artysta musi myć ręce przed i po każdym zabiegu. Czasem warto zobaczyć pozwolenie i certyfikat, chociaż dokumenty nie zastąpią odpowiedniej higieny i umiejętności.

Niby mówią, że to wciąga...

„Nasze bab-cie cały czas uważają, że tatuują się

tylko recydy-wiści“ – mówi Robert. „I tak już chyba bę-dzie, dopóki

będą babcie“

Page 17: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542
Page 18: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

18 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

Katarzyna MirczakUrodzona w Wałbrzychu. Absolwentka Insty-tutu Archeologii UJ o specjalności Egipt, Bliski Wschód. Fotograf międzynarodowej ekspedycji wykopaliskowej w basenie Morza Czarnego „Pontica – Koshary” organizowanej przez Za-kład Archeologii Klasycznej Uniwersytetu Jagiel-lońskiego i Muzeum Archeologiczne w Odessie.Laureatka II miejsca w konkursie Newsreportaż 2007 w kategorii „Życie codzienne” za cykl zdjęć „KING, auto-sklep” oraz III miejsca w konkursie „Fotografia ojczysta” zorganizowanym przez „Rzeczpospolitą”, Olympus Polska i Muzeum Narodowe w Warszawie. Członek kolektywu fo-tografów Agencji Fotograficznej Visavis.pl

KLINIK-ARozmowy w dziwnym wymiarze z ludźmi, którzy się-gnęli dna. Alkoholicy, hazardziści, ludzie z pozoru prze-grani. Na przekór losowi, otoczeniu i stygmie społecz-nej zmieniają życie, choć nigdy nie będzie im łatwo. W „Barce” szukają normalności, której nie znali. Sami sobie dali szansę.

LINKtemat numeru

tekst i zdjęcia: Katarzyna Mirczak / Visavis.pl

Page 19: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

LINKtemat numeru

www.linkpolska.com September 2008 | wrzesień 2008 | 19

Budynki dawnego PGR-u wraz z otacza-jącymi je terenami w Posadówku stanowią własność Agencji Własności Rolnej Skar-bu Państwa. Fundacja Pomocy Wzajem-nej „Barka” od 1996 roku dzierżawi ten te-ren na potrzeby wspólnoty, na którą skła-dają się osoby po terapii alkoholowej, oso-by uzależnione od narkotyków i hazardu, lu-dzie dotknięci bezdomnością. Mieszkańcy, obecnie dwanaście dorosłych osób i czworo dzieci, wyremontowali sanitariaty, stołów-kę, dach w jednym budynku mieszkalnym oraz kuchnię.

Andrzej Wiater (lider wspólnoty): „Wszystkie remonty robimy swoimi

środkami, przy miesięcznym średnim dochodzie 3500 zł. Część dochodu jest stała, są to wpłaty z rent i emerytur, resztę sami wypracowujemy. W domu jest dziewięć pokoi, cztery łazienki”.

Od 2005 roku Stowarzyszenie „WIELKO-POMOC”, którego prezesem jest żona An-drzeja, Teresa, jest podnajemcą Posadówka od „Barki”.

Andrzej: „Mam wielkie plany związane z tym miejscem. Chciałbym postawić tu nowy dom - stworzyć takie pogotowie mieszkanio-we dla osób, które straciły dach nad głową w drodze eksmisji, dla bezdomnych, dla ludzi, którzy nie mają swojego miejsca na świecie. Są na to pieniądze z Unii”.

Ostatni raz widziałam Piotrka i Marylkę pół roku temu w Wałbrzychu. Pamiętam do-skonale wysiłek, który wkładali w rozmowę ze mną. On, alkoholik i recydywista, ostat-nie dwanaście lat swojego życia spędził mię-dzy więzieniem a melinami. Ona, niczym kultowa Celina „Tę burzę włosów każdy zna. Przy ustach dłoni chwiejny gest...”. Patrzy na mnie ze smutkiem. Nasze rozmowy odby-wały się w dziwnym wymiarze - jakby ktoś postawił między nami grubą, mleczną szy-bę. Odurzeni denaturatem, tytoniem, czasa-mi płynem do chłodnic samochodowych. Cie-szyły mnie te chwile świadomości, w których mówili, że mają już dosyć.

Piotrek: „W papierach mam dwanaście, a piłem chyba od urodzenia. Zanim posze-dłem na ostatni odwyk do Czarnego Boru, piłem w ciągu przez dziewięć miesięcy, dzień

w dzień. Miałem takie schizy, że oglądałem komedię w telewizorze, którego nie było! Wymyśliłem sobie całą fabułę! Bardzo mi się zresztą podobała. Teraz nie piję już pół roku. Razem z Marylką zaczynamy od nowa”.

Siada przy mnie na ławce. Znamy się do-brze, ale pierwszy raz widzę jej twarz bez opuchlizny alkoholowej. Musiała być kiedyś bardzo ładna. Marylka urodziła się z wro-dzoną wadą serca. Diagnoza, zwężona aor-ta, skazywała ją na wiele bolesnych opera-cji. Skończyła szkołę zawodową. Jest fryzje-rem męskim. Od 10 lat na rencie zdrowot-nej. Urodzona w Zielonej Górze w rodzinie stroniącej od alkoholu. Nie potrafi odpowie-dzieć na pytanie, dlaczego żyła na dnie. W trakcie rozmowy nieopatrznie wspomina o ślubie, do którego nie doszło, o zdradzie i złamanym sercu. O Piotrku mówi, że to mi-łość od pierwszego wejrzenia.

Marylka: „Na melinie w Wałbrzychu do-tknęliśmy dna, ale powoli się odbijamy. To jest najważniejsze”.

Maryla i Piotrek poznali się na odwyku w Całodobowym Oddziale Terapii Uzależ-nienia od Alkoholu w Czarnym Borze, nie-spełna dwa lata temu. Po skończeniu 9-ty-godniowej kuracji wspólnie zamieszkali w Wałbrzychu, w melinie, u wujka Piotrka - Zdzicha. Na dwudziestometrowym strychu, zaadoptowanym na mieszkanie, swój azyl urządziło sobie kilka osób: Piotrek z Maryl-ką, Zdzichu wraz ze swoim licznym hare-mem, brat Zdzicha - Andrzej i stale zmienia-jąca się grupa dochodzących.

Piotrek: „Wszyscy mieliśmy ryje wielkie jak buldożery - spuchnięci od tego chlania.

„Odurzeni denaturatem, tytoniem, czasami płynem do chłodnic samochodowych. Cieszyły mnie te chwile świa-domości, w których mówili, że mają już dosyć”

Posadówek, 60 km od Poznania

Piotrek i Marylka

Czas jest nieubłagany, co?Piotrek, 33 lata

Marylka, 31 lat

Jaskółka w rodzinie zastępczej

Posadówek, dom Wspólnoty „Barka”, województwo wielkopolskie, powiat nowotomyski, gm. Lwówek.

Marylka (31 lat) i Piotrek (33 lata).

Ile lat piłeś?

tekst i zdjęcia: Katarzyna Mirczak / Visavis.pl

Page 20: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

20 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

Się dziwię, że nikt się z nas nie przekręcił. My tam wszyscy byliśmy posadzeni na Fioł-kach (w Zakładzie Karnym Nr 2 we Wrocła-wiu przy ul. Fiołkowej 38). U Zdzicha kobie-ty więcej ciosów dostawały niż Tyson. Ile po-pielniczek on rozbił Gośce na głowie! Ja nie wierzę w żadne znaki, ale pół życia, my me-liniarze z Mickiewicza, spędziliśmy u mojej babci, matki Zdzicha i Andrzeja, no i zgad-nij, pod jakim numerem mieszkaliśmy – 66/6. Nic dobrego z tego nie mogło być”.

Piotrek miał padaczkę alkoholową, dwa razy złamaną szczękę, kilkakrotnie że-bra i palce, dwa razy wstrząśnienie mózgu, dwa razy wybity bark. 12 lutego (2007) zła-mał nogę w 4 miejscach, złamanie otwarte.

Przewrócił się idąc na śniadanie, droga by-ła prosta.

Piotrek: „Jakbym sobie nogi nie złamał, to bym stąd zwinął żagle. Ale żeby od razu w 4 miejscach - i to złamanie otwarte? Musia-łem tu zostać. Dzisiaj już bym stąd nie od-szedł. Tutaj buduję się od nowa i stwarzam dom. To palec boży mnie wtedy przewrócił”.

Piotrek mieszka w Posadówku już po-nad cztery miesiące. Nie pije od 29 grudnia 2006 roku. Podnosi wzrok i mówi do mnie: „Wyobraź sobie, że nawet drzewo posadzi-łem! Sosnę, w doniczce, obok posadziłem jeszcze czosnek, cytrynę i kaktusa - najsil-niejsze wygrały: sosna i kaktus - to tak, jak Marylka i ja”.

Andrzej wchodzi do pokoju ubrany w spodnie od dresu i bluzę firmy Adidas. Złoty łańcuszek na szyi pobłyskuje w półmroku, w oczach tli się niepewność.

Andrzej: „O czym?”.

Andrzej: „Od początku... Przechlapa-nych lat - przesiedzianych w więzieniu - by-ło w sumie cztery (stary artykuł 208 i 203). Pierwszy raz siedziałem za dezercję z woj-ska. Dostałem 3,5 roku. Wyszedłem na wol-ność na przełomie 1989/1990 po ogłoszeniu amnestii. Ulokowałem się na wschodniej ścianie Polski. Przez dwa lata trudniłem się głównie przemytem spirytusu, za co znów trafiłem do więzienia na kolejny rok. Po wyj-ściu zamieszkałem na Dworcu Centralnym w Warszawie, pracowałem jako parkingowy. Zatrzymany przez policję, znów trafiłem do więzienia, a po wyjściu, zatrzymany za nie-legalny handel, dostałem do wyboru 200 mi-lionów (starych) zł kary lub 200 dni odsiadki - wybrałem ucieczkę do Niemiec.

Kiedy w 1996 roku wróciłem do kraju, miałem nadzieję, że uda mi się ułożyć sobie życie na nowo. Spłaciłem część długów, mia-łem kobietę i dziecko. Wkrótce jednak kon-kubinat się rozpadł, a ja przegrałem w po-kera większość zarobionych pieniędzy - 190 starych milionów w 4 dni. Został mi wtedy tylko stary polonez. Sprzedałem go i wyje-chałem do Mołdawii.

W lutym 1997 roku wróciłem do Warsza-wy. Znów byłem bezdomny. Przez półtorej miesiąca mieszkałem w kanałach ciepłowni-czych na Żyraniu. W tym czasie pracowałem jako chłopiec parkingowy - zawsze kultura i grzeczność. Zarabiałem wtedy od 3 milio-nów (starych) zł dziennie! Razem z kolega-mi wynajęliśmy mieszkanie za 12 milionów

„Widzisz, a jednak ludzie-bidoki mogą sobie poradzić”

Nikt nie jest szybszy niż Wiater

Andrzej Wiater, 43 lata

Piotrek prezentuje więzienne tatuaże.

Kierownik domu Wspólnoty „Barka” - Andrzej Wiater z synem Michałem.

O życiu – najlepiej.

Page 21: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

(starych) zł - to potrafiła być dniówka! Ko-ledzy zajęli się handlem narkotykami. Mnie to nigdy nie kręciło. Znów więzienie i kolej-na zima na dworcu.

W 1998 wyjechałem do Szczecina. Zatrzy-małem się przy zakonie Sióstr Miłosierdzia, gdzie prowadzona jest stołówka dla osób bez-domnych, a ponieważ siostry nie mają nocle-gowni, znów zamieszkałem na dworcu.

W grudniu 1999 roku przyjechałem do Po-znania. Na Dworcu Głównym dowiedziałem się o Fundacji „Barka” - miałem dosyć życia w różnych miejscach, wszędzie, jako gość”.

Andrzej: „Barka” to nie ośrodek - to wspólnota. Pierwszą noc w „Barce” na Za-wadach spałem w kotłowni, tyle było ludzi. Po paru dniach trafiłem na świetlicę, dzie-ląc ją z trzydziestoma innymi osobami. Od-powiedzialności uczyłem się sprzątając plac, a z czasem dostawałem coraz bardziej odpo-wiedzialne zadania. Na wiosnę, po przeno-sinach na ul. Borówki, zostałem mianowa-ny dyżurnym socjalnym. Pracowałem popo-łudniami, kiedy pracownicy etatowi rozcho-dzili się do domów”.

Wtedy poznałem Teresę. Andrzej: „Ty wiesz, że żonę poznałem, jak

była z drugim dzieckiem w ciąży?”. 19 sierpnia 2000 roku wzięli ślub. Teresa miała kremową sukienkę, nie chciała welo-nu. Dzień później przyjechali do Posadówka. Mimo że dom wspólnoty funkcjonował tam już od czterech lat, jego dni w wyniku we-wnętrznych sporów były policzone. Andrzej miał wnieść nowe siły, świeże spojrzenie, miał odnowić wspólnotę.

Andrzej: „Myślałem, że wysłali mnie tu za karę, bo zawsze mówiłem głośno, co mi się nie podoba we wspólnocie. Tu nie było nic, nawet posadzek. Przez pierwszy rok szuka-liśmy możliwości ucieczki. Staraliśmy się o mieszkanie w Poznaniu. Teresa chodziła po domu ze łzami w oczach. Po roku pojawili się kolejni mieszkańcy - małżeństwo z dwójką dzieci po eksmisji. Jakoś razem zaczęliśmy

myśleć, że może jednak... Zaczęliśmy orga-nizować życie wspólnoty, również finansowe. Osoby z rentą wpłacały 75 % do kasy domu, reszta rwała wiśnie, zbierała grzyby i drew-no. Dzieliliśmy się kasą. W kolejnym roku zaczął się remont, kupiliśmy zamrażarkę na raty, piłę motorową. W 2005 roku zało-żyliśmy Stowarzyszenie Integracji Społecz-ności Lokalnych „WIELKOPOMOC”, które-go celem jest głównie reintegracja społecz-na i zawodowa osób wykluczonych i zagro-żonych wykluczeniem społecznym. Widzisz, a jednak ludzie-bidoki mogą sobie poradzić. Po pierwszym roku działalności bilans wy-niósł 20 tysięcy zł, a już w 2006 – 200 ty-sięcy zł. Przystąpiliśmy też do Spółdzielni Socjalnej „Marszewo”. W ramach konkursu grantowego (przeprowadzonego przez CES Kwilcz w ramach projektu Equal - Partner-stwo na Rzecz Rozwoju „Ekonomia Społecz-na w Praktyce”) kupiliśmy samochód do-stawczy, ciągnik do wywozu drewna z lasu, dwie przyczepy, dwie piły motorowe”.

Andrzej: „Ale ja nie piłem! Alkohol to ni-gdy nie był problem. Rzucałem picie, gdy tyl-ko traciłem apetyt. Kiedy byliśmy w Parla-mencie Europejskim, jeden z posłów posta-wił wino. Wypiliśmy, ale nikt nie oparł się no-sem w sałatce” - uśmiecha się spod wąsów.

Jest coś innego. Długie milczenie. Andrzej: „Hazard” - natychmiast pojawia

się tłumiony uśmiech i żar w oczach. Zaczy-na opowiadać o grze, adrenalinie, dużych wy-granych i jeszcze większych przegranych.

Andrzej: „Miałem trzy lata przerwy w grze. 2 lata temu, już w Posadówku, po kłótni z Teresą, na automatach przegrałem wszyst-kie pieniądze. Żeby spłacić długi, musiałem wziąć kilka pożyczek. To był moment zała-mania. Pojechałem na odwyk dla hazardzi-stów do Gniezna. Chciałem odejść ze wspól-noty, zawiodłem ich przecież. Jak zwykle w sytuacjach kryzysowych, również i tym ra-zem zebraliśmy się w stołówce, chciałem, że-by ludzie sami zdecydowali, czy mam odejść

czy zostać. No i zostałem. Oni tu nie wyobra-żają sobie życia beze mnie”.

Teresa: „Jestem po gwałcie zbiorowym - to też może być?” - Teresa jest wysoką, rado-sną kobietą. Mieszkańcy nazywają ją „Ma-muśką”. Nie sposób nie zauważyć jej obec-ności: krzyczy, pogania dzieci, energetyzu-je otoczenie. W 1991 roku jej chłopak przy-prowadził do mieszkania kilku kolegów. Pięć lat - to najwyższy wyrok, jaki usłyszał jeden z gwałcicieli. Mówi o sobie chętnie. W 1993 roku wyszła za mąż. W 1997 urodził się Ja-siu, razem z pojawieniem się dziecka, zaczął znikać mąż. Tłumaczył nieobecność nocka-mi w pracy. Po rozwodzie (1999 rok) spotka-ła na ulicy znajomego byłego męża, opowie-dział jej ponurą historię człowieka, z któ-rym żyła sześć lat. Gdyby miał kochankę - zrozumiałaby.

Teresa: „Był panem do towarzystwa”. Upokorzyła ją przyczyna rozwodu, jaką

podał mąż. Teresa: „Powiedział, że nie mógł się w no-

cy wyspać. Wiesz, że byłam niewyżyta sek-sualnie... Sąd uznał stronę Sławka. Po roz-wodzie teściowa wystąpiła o eksmisję. W 2000 roku razem z synem znaleźliśmy się na bruku. Musiałam iść do ojca. W mieszkaniu był jeszcze brat z bratową, nie mogłyśmy się zgodzić. W efekcie znalazłam się na świetli-cy jednego z domów „Barki”.

W lutym odeszła z „Barki”. Wynajęła wspólnie z koleżankami mieszkanie. Spo-dziewała się kolejnego dziecka. Wkrótce po-znała Andrzeja. W tym samym roku wzięli w „Barce” ślub. Zamieszkali wspólnie w Po-sadówku. W grudniu 2001 roku urodziła się Rózia, Michał dwa lata później. W 2005 ro-ku powstało Stowarzyszenie „WIELKOPO-MOC”, którego została prezesem.

Teresa: „Żyję”.Piotrek: „Taki kurwa spokój tu jest. Ta-

ki azyl”.

www.linkpolska.com September 2008 | wrzesień 2008 | 21

Historia dłuższa niż WiateraTeresa, 35 lat

Piotrek prezentuje więzienne tatuaże. Szopa przystosowana przez wspólnotę na sklep z tanią odzieżą.

„Barka” jest twoim pierwszym ośrodkiem?

Dlaczego piłeś?

Page 22: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

1. Ile masz lat?

a) poniżej 25

b) 25 - 35

c) powyżej 35

2. Jak długo mieszkasz w Wielkiej Brytanii/

Irlandii Północnej/Irlandii?

a) mniej niż rok

b) 1 - 2 lata

c) 2 - 3 lata

d) 3 - 4 lata

e) powyżej 4 lat

3. Wybierz z poniższych:

a) jestem singlem

b) żyję w związku

c) jestem po ślubie

d) jestem po ślubie i mam dziecko/dzieci

e) żadne z powyższych

4. Zamierzasz:

a) zostać na Wyspach na stałe

b) wrócić do Polski

c) nie wiem

5. Co robisz z zarobionymi pieniędzmi?

a) inwestuję

b) wysyłam rodzinie

c) trzymam na koncie

d) nie oszczędzam

e) żadne z powyższych

6. Jakie są Twoje miesięczne zarobki

brutto?

a) poniżej 1000 GBP/poniżej 1200 EUR

b) 1000 – 1500 GBP/1200 – 1900 EUR

c) 1500 – 2000 GBP/1900 – 2500 EUR

d) 2000 – 3000 GBP/2500 – 3800 EUR

e) powyżej 3000 GBP/powyżej 3800 EUR

7. Branża, w której pracujesz to:

a) informacja/e-biznes

b) architektura

c) consulting

d) budownictwo

e) medycyna/farmacja

f) handel/sprzedaż

g) marketing/reklama

h) dziennikarstwo/public relations

i) rolnictwo

j) prawo

k) turystyka

l) finanse i bankowość

m) kultura

n) logistyka

o) obsługa klienta/call centre

p) gastronomia

r) edukacja

s) produkcja

t) hotelarstwo

u) sprzątanie

w) opiekun (-ka) osób starszych lub

opiekun (-ka) do dziecka

y) żadne z powyższych

z) student

8. Pracujesz:

a) w firmie (nie swojej)

b) prowadzę własną firmę

c) nie pracuję

d) studiuję

9. Twoja znajomość języka angielskiego:

a) nie znam

b) na poziomie podstawowym

c) na poziomie średniozaawansowanym

d) na poziomie zaawansowanym/biegła

e) znajomość języka angielskiego poparta

certyfikatami międzynarodowymi

10. Wykonujesz pracę:

a) zgodną z wyuczonym zawodem

b) niezgodną z moim zawodem

c) nie pracuję

11. Jak często korzystasz z polskich

sklepów na Wyspach?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

h) kilka razy w roku

12. Jak często korzystasz z bibliotek na

Wyspach?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

13. Planujesz dalszą edukację lub

kształcisz się obecnie?

a) w college’u

b) na uniwersytecie

c) w innych szkołach

d) on-line

e) nie kształcę się

14. Korzystasz z Internetu?

a) w ogóle

b) codziennie

c) raz w tygodniu

d) kilka razy w tygodniu

e) kilka razy w miesiącu

f) raz w miesiącu

g) rzadziej niż raz w miesiącu

15. Jak spędzasz czas wolny?

a) chodzę do kina

b) spotykam się ze znajomymi w pubach/

klubach

c) czytam książki

d) oglądam telewizję

e) zwiedzam

f) uprawiam sport

Zamieść reklamę!

Luty/Feb 2008

2(20)

Dzień, w którymodeszła drużyna

SEN O WARSZAWIE

Galeria:Micha³a Glinickiego

Turystyka:w krainie Fado

Jeśli mam siê zakochaæ,

to w kimś, kto naprawdê

jest tego wart” - mówi

Paulina z Cork

czyli opowieśæo szczêśliwiesamotnych

ZAWIESZENI NA £OKCIACHTEMAT NUMERU

Marzec/Mar 2008

3(21)

Kwiecieñ/April 2008

4(22)

pierwsze 5 sekund

Maj/May 2008

5(23)

wszystkoo mojej matce

Czerwiec/June 2008

6(24)

Nasi - Obcy

LINKPOLSKA jedyny polski magazyn dostępny

w Wielkiej Brytanii i Irlandii

Lipiec/July 2008

7(25)

Uciśnionemuzułmanki?

Aneta PatriakTel.: +44 7787588140E-mail: [email protected]

Sierpieñ/August 2008

8(26)

polski przemysłPIELGRZYMKOWY

ankieta

Prosimy o wypełnienie ankiety i wysła-nie jej pod adresLink Polska Magazine,1a Market Place, Carrickfergus, BT38 7AW, Northern Ireland lub przesłanie odpowiedzi pod adres e-mailowy: [email protected] Ankieta znajduje się również na stronie internetowej: www.linkpolska.comWśród czytelników, którzy wypełnią ankietę, zostaną rozlosowane atrak-cyjne nagrody!

Wygraj i-Poda nano!

Page 23: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

PIOTR ADAMCZYK: Porozmawiajmy o kobietach…TOMASZ KAROLAK: Fantastyczny temat. Wszystkie kobiety, z którymi miałem do czynienia, pozostawiły we mnie głęboki ślad. Wczoraj obudził mnie bardzo dziwny sen. Przyśnił mi się pies, zwykły kundel. Potem psów było coraz więcej i nagle zaczęły sobie gryźć ogony. I wcale je to nie bolało, wprost przeciwnie, one się tymi swoimi odgry-zionymi ogonami bawiły!PIOTR: Odgryziony ogon? Czy to…?TOMASZ: Ha, ha… To dopiero nasza pierwsza rozmowa o kobietach! Wracając do tematu, zacząłem się zastana-wiać, co jest dla mnie motorem działania w zawodzie. Dawniej myślałem, że wszystko robię z chęci imponowa-nia kobietom. PIOTR: Bo to prawda! O tym przecież napisał Andrzej Saramonowicz w „Testosteronie”, że wszystko się wokół tego kręci. TOMASZ: Ale wiesz, że nie do końca. Doszedłem do wnio-sku, że ja jednak idę dwoma torami. Z jednej strony kieru-ję się moją własną ambicją i egoizmem. A z drugiej mam w pamięci przemyślenia mojego świętej pamięci dziadka, który powiedział mi, żebym piiiiiii… wszystko jak leci, bo potem na starość będę żałował. Dziadek to trochę inaczej sformułował, ale tak to zrozumiałem. Powinienem do tego wykorzystać pozycję popularnego serialowego aktora, ale nie mogę, bo mam opory moralne.PIOTR: Masz co? (wybuch śmiechu)TOMASZ: Opory moralne! A poważnie - miałeś kiedyś w swoim życiu aktorskim kobietę, która była dla ciebie muzą, dla której grałeś, z myślą o której budo-wałeś rolę albo jakąś rolę jej poświęciłeś?PIOTR: Tych kobiet jest co najmniej dwie. Pierwszą jest Ewa Adamczyk, moja mama. Jestem przekonany, że wiele rzeczy robiłem z jej powodu. Gdy byłem w ognisku teatralnym, moje największe wypieki na przedstawieniu powodował fakt, że zaraz przyjdzie mama i zobaczy spektakl. A drugą jest kobieta wyidealizowana. Taka, dla której gram, która przyjdzie do teatru, zobaczy przedstawienie i się we mnie zakocha.TOMASZ: Kiedyś zobaczyłem piękną dziewczynę na scenie i się w niej od razu zakochałem. Mało tego, zdobyłem ją i byłem z nią przez parę lat. To, że się za-kochałem to banał. Ale to, co zobaczyłem na scenie, miało się nijak do codziennej życiowej rzeczywistości. Aktorzy masowo popełniają ten sam błąd, zakochując się w aktorkach. PIOTR: I dziewczyny aktorki też popełniają ten sam błąd, zakochując się w aktorach. Tyle, że w ich scenicznym wizerunku.TOMASZ: Nasze zainteresowanie wzbu-dza dziewczyna, która fajnie gra i dlatego zakochujemy się w bardzo dobrych aktor-kach. Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z teatrem w ruchu amatorskim. Z przed-stawieniem pojechałem na festiwal teatru amatorskiego w Horyńcu w Bieszczadach. Fantastyczna impreza, a przewodniczącym jury był ś.p. Aleksander Bardini. W trakcie omówienia powiedział nam, żebyśmy się wię-cej nie zajmowali teatrem. Jako jedyny od-ważny zapytałem, dlaczego. Odpowiedział: „Chłopcze, w tym środowisku, gdzie żonami

się żongluje jak piłeczkami pingpongowymi, nie dasz sobie rady”. Rzeczywiście widzę, że zawód pozwala nam spoty-kać bardzo atrakcyjne kobiety i, na przykład, moje dziecko jest owocem takiego spotkania.PIOTR: A pracując z aktorkami nie miałeś momentów za-zdrości? Przez kilka lat byłem związany z piękną aktor-ką filmową i kiedyś poszliśmy na film, w którym Linda ją obściskuje i całuje jej piersi. Poczułem się, jakbym został publicznie upokorzony, bo ktoś mi przyprawił rogi! To co dopiero musi czuć mąż cywil?TOMASZ: A aktorki z temperamentem lubią czasami moc-niej podrasować…PIOTR: Aktorzy też lubią. W „Nie kłam, kochanie” moją partnerką była piękna młoda aktorka i mieliśmy mnóstwo scen całowania, więc chętnie prosiłem o duble i zawsze znajdowałem wymówkę, dlaczego trzeba tę właśnie scenę powtórzyć. A w kulisach czekał jej chłopak…TOMASZ: Nie-aktorowi trudno zrozumieć aktorkę i vice versa, nie-aktorce zrozumieć aktora. Specyfika tej pracy jest związana z rodzajem flirtu, bo flirt jest siłą napędzającą.PIOTR: Nawet na planie filmowym nie może zabraknąć ładnych statystek albo dziewcząt od make-upu. Gdy wy-jeżdżałem kręcić film na Syberię, początkowo miał to być wyłącznie męski wyjazd. Ale natychmiast pojawiły się pro-testy i w Petersburgu zorganizowaliśmy casting na cha-rakteryzatorkę i tłumaczkę. My, aktorzy, jesteśmy ludźmi próżnymi. Czuję, że lepiej gram, gdy mam w zasięgu wzro-ku jakieś kobiece spojrzenie. Gdybym miał się przyznać,

dlaczego zostałem aktorem, to dlatego, że się popisywałem przed dziewczynami. Stałem na podwórku przed trzepa-kiem i moją widownią były same dziewczyny, wygłupiałem się, mówiąc niskim głosem albo wysokim. TOMASZ: Też tak robiłem. Gdy mówię do publiczności w teatrze, to widzę głównie kobiety. No tak, narcyzm z nas wychodzi!

Siła napędowa

Piotr Adamczyk

ROZMAWIAJĄ:

PODSŁUCHUJE:Anna Kozłowska

Tomasz Karolak

www.linkpolska.com

LINKkulturaRozmowy aktorów w garderobie

„Chłopcze, w tym środowisku, gdzie żo-nami się żongluje jak piłeczkami ping-

pongowymi, nie dasz sobie rady”

Słynna scena z papierosem z filmu „Trzy kamelie” („Now, Voyager”) z Bette Davis w roli głównej.

Page 24: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

24 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

ychowałam się na jego książkach, zwłaszcza na „Szachinszachu”, który był lekturą obowiązkową na mo-ich studiach (iranistyka, a „Szachinszach” traktuje o re-wolucji islamskiej), a potem sama kazałam studentom ją czytać, wiedząc, że jeśli pokochają Kapuścińskiego, będzie to miłość wierna. I bardzo korzystna dla ich intelektu, bo zmuszająca do poszukiwań.

Zastanawiałam się, jakim jest człowiekiem. Z książek bowiem przebijała nie tylko wrażliwość i otwarcie na in-nego człowieka, ale i przeogromna, imponująca wiedza, wiedza człowieka renesansu, lecz jednocześnie rzetelna, głęboka, wielopłaszczyznowa, obejmująca wszystkie moż-liwe perspektywy. Coraz rzadsza cecha rodzaju ludzkie-go, który rozleniwił się intelektualnie i, co gorsza, udaje, że mu z tym dobrze.

Moja przyjaciółka, tłumaczka „Cesarza” na język angiel-ski Katarzyna Mroczkowska-Brand, powiedziała mi kie-dyś mimochodem, że jej kolega, czyt. Ryszard Kapuściński, będzie w Krakowie i zapytała, czy nie chciałabym go po-znać. Nie tylko chciałam, ale obawiałam się, że jedyne, co zrobię i czym nie wzbudzę szczególnego uznania, to pad-nę przed nim na twarz i już się nie ruszę, zalana łzami wzruszenia. Mam takie pomysły i jest kilka takich osób na świecie, a właściwie było, bo prawie wszystkie już ode-szły - Stanisław Lem, Joseph Heller i Gustaw Herling-Grudziński, przed którymi najchętniej tak bym zrobiła. Został jedynie Zbigniew Brzeziński.

Bałam się trochę spotkania z Kapuścińskim, chociaż

Kasia wielokrotnie mi mówiła, że Kapuściński to człowiek dusza, że jest ciepły, że słucha i że emanuje serdecznością. Oczywiście taką charakterystykę tworzy sobie czytelnik po lekturze jego książek, ale pisarze to bestie kłamliwe i świetni autoprezenterzy, często chowający się za tekstem. Pozostałam więc nieufna. Spotkaliśmy się wszyscy w jed-nym z krakowskich hoteli. Lekko kulejąc, Kapuściński podszedł do Kasi, którą uściskał i omiótł mnie zaciekawio-nym spojrzeniem. Kasia przedstawiła mnie jako iranistkę,

Spotkanie Ryszarda Kapuścińskiego nie było nawet moim ma-rzeniem, ponieważ uznałam, że to się nigdy nie stanie, chyba że pójdę na jakiś wykład i popatrzę na mistrza z daleka. Myślałam, że może uda mi się podejść bliżej i poprosić o autograf. I tyle.

Aleksandra Łojek-Magdziarz,– iranistka, socjolożka i dziennikarka, pu-blikowała w „Polish Express”, „Coolturze”, „Nowym Czasie”, pisze m.in. dla „The Guar-dian”, jej publikacje można spotkać rów-nież na wielu blogach internetowych.

Marzenie znienacka spełnioneCzłowiek, który słuchał

LINKkultura

Spotkanie z dobrym człowiekiem

w

tekst: Aleksandra Łojek-Magdziarzzdjęcie: Michał Glinicki

Page 25: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

co jeszcze dodało błysku jego niedużym, cie-kawskim oczom. Uśmiechnął się szeroko, po-witał mnie jak starą znajomą i zasypał py-taniami, jakbym była najważniejszą oso-bą na świecie. I naprawdę słuchał moich od-powiedzi, do czego nie byłam przyzwyczajo-na. Chciał wiedzieć, dlaczego nie poszłam na prawo czy finanse i bankowość.

Jednak nie tylko pytał. Kiedy razem ze współtłumaczem książki „Cesarz” Willem Brandem i Kasią, poszliśmy do jednej z mil-szych i dyskretniejszych restauracji krakow-skich, Kapuściński, poprosiwszy o naszą eks-pertyzę w sprawie losów świata, zaczął dys-kusję na temat Indii i Chin. Mówił o zmia-nie środka ciężkości świata i chętnie wygła-szał swoje opinie, aczkolwiek nigdy nie by-ły to ostateczne i zatwardziałe osądy - ra-czej rozważania, mające pewne cechy stwier-

dzeń, ale zawsze pozostawiające jakąś furtkę do przemyśleń i przeredagowań, gdyby dane uległy jakiemuś przetasowaniu.

Dużo rozmawialiśmy o islamie. Dzięki swoim podróżom i kontaktom lubił tę religię, wiedział, że zło drzemie nie w niej, ale w lu-dziach, którzy ją wykorzystują i zawłaszczają dla własnych celów (i każdą inną). Zebrałam się na odwagę (to trudna rzecz) i wysłałam mu, na jego prośbę, książkę o fundamentali-zmie islamskim, jaką przetłumaczyłam z ję-zyka angielskiego na polski i która stała się, ku memu zdziwieniu, lekturą obowiązko-wą na niektórych polskich uniwersytetach. Dostałam w odpowiedzi długi list, na któ-ry patrzę od czasu do czasu, kiedy ogarnia-ją mnie, jak każdego twórcę, jakieś wątpli-wości – list poświęcony najważniejszej mate-rii, czyli językowi mojego tłumaczenia, mo-jej polszczyźnie. To bardzo ważny list, który uświadomił mi, że nie błądzę, że idę właści-wą ścieżką - że powinnam pisać.

Miałam szczęście spotkać Kapuścińskiego po raz drugi, również w Krakowie. Odebrałam go z hotelu, miałam go zapro-wadzić na bankiet po wykładzie, który wy-głosił dla studentów UJ. Zwalniałam kroku, ale bardzo dyskretnie, bo pisarz szedł powo-lutku, bardzo już schorowany. Zatrzymał się przy księgarni na ulicy Sławkowskiej, mimo

że była zamknięta i uważnie wzrokiem ska-nował tytuły, polecając mi od razu kilka z nich. Potem poprosił, bym mu pomogła ku-pić krawat. Kasia mi mówiła, że Kapuściński nigdy nie czuł się dobrze w formalnym stro-ju. Weszliśmy do sklepu na Rynku Głównym. Wtedy przekonałam się, że pisarze są anoni-mowi. Ludzie ich nie rozpoznają, bo nie wy-stępują w telewizji i talk-showach. Kiedy pu-chłam z dumy, że dobieram krawaty dla wła-snego guru, ekspedientka nie zemdlała na widok mistrza ani nie poprosiła o autograf, piszcząc z radości. Nie reagowała nawet zbyt entuzjastycznie na nieporadne a ciepłe uwa-gi pisarza, który wydał się nagle zagubiony, kiedy zaprezentowano mu przebogaty asor-tyment. Onieśmielająco bogaty, jak pomyśla-łam, kiedy spotkałam jego brązowe oczy, pa-trzące na mnie pytająco.

Nie pamiętam nawet, jaki krawat wybrali-śmy. Starałam się, jak mogłam, by był to wy-bór nieprzypadkowy, ale chyba był, skoro nic nie pamiętam. Wiem, że lubię krawaty pur-purowe, czy taki wybrałam?

Na bankiet przyszliśmy pierwsi. Pisarz rozglądał się z uśmiechem, zaciekawiony su-rowością wnętrza, w którym sie znaleźliśmy. I pytał, pytał, pytał. Kiedy jednak pojawili się pierwsi goście, został przez nich zaanek-towany. Z dużą bezwzględnością. Nie wiem, czy był w swoim żywiole, choć słyszałam, jak energicznie przeskakiwał z języka an-gielskiego na hiszpański (oba znał świetnie i zdaje się, że oba kochał. Czuć było w nim miłość do słowa, dbał o to, jak mówił, nawet, kiedy poruszał tematy trywialne).

Kapuściński miał pewną cechę, która jest niezwykle cenna i rzadka - skupiał sie na in-nych, siebie odsuwał na bok, a koncentro-wał się na rozmówcy. Z taką samą ciekawo-ścią słuchał mnie, jak i kelnerki, ekspedient-ki, Kasi hispanistki, czy jej eks-męża, znaw-cy literatury angielskiej. Koncentrował się na osobie mówiącej i chłonął jej słowa, spo-sób mówienia, pojmowania.

Kiedy teraz mijam okna wystawowe księ-garni w Londynie i widzę angielskie wersje jego książek, kiedy rozmawiam z jego brytyj-skimi wielbicielami, rozumiem jego fenomen – Ryszard Kapuściński „miał serce i patrzał w serce”.

Aleksandra Łojek-Magdziarz

DO

BRA

KSIĄ

ŻKA

LINKkultura

Amerykanin, który jeździ po Wielkiej Bry-tanii i z całą swoją arogancką amerykańsko-ścią ocenia ten kraj, siłą rzeczy musi pisać ciekawie, skoro pasjami czytają go Brytyj-czycy, bo oznacza to, że obraził ich w grani-cach akceptowalnej społecznie normy. Bill Bryson, grubiutki i wesolutki obserwator brytyjskości, w zaskakujący sposób wyczuł wyspiarskich czytelników i walczy z nimi ich bronią, czyli angielskim humorem peł-nym tzw. understatement i innych charak-terystycznych zabiegów. Pisze o krajobrazie, pogodzie, ludziach i różnych osobliwościach, jakie spotyka w czasie podróży po Wielkiej Brytanii. Zawsze korzysta z transportu pu-blicznego (który mocno krytykuje, ale nie miażdżąco, bo amerykański transport pu-bliczny jest jakoś 136 razy gorszy od brytyj-skiego) i hoteli, w których roi się od dziwa-ków rodem z Dickensa.

Bardzo ciekawe jest zderzenie amerykań-skości z brytyjską flegmą, niezrozumienie pewnych brytyjskich zachowań przy jedno-czesnej dużej dawce łagodnej tolerancji ze strony Brysona. Tak się w nim rozkocha-li czytelnicy z Wysp, że w każdym niemal domu Bryson zajmuje poczytne miejsce na półce z książkami.

Mój ulubiony fragment, który ilustru-je brysonowski styl, mówi o tym, jak autor wybrał się w góry w paskudną pogodę i w pewnym momencie uznał, popatrzywszy na śliskie stoki, że w oczy zagląda mu śmierć z powodu niechybnie czekającego go zsunięcia w przepaść. Oczami wyobraźni zobaczył na-główki w gazetach brytyjskich: „Amerykań-ski pisarz ginie w Wielkiej Brytanii wskutek upadku. Ale i tak miał wyjechać z kraju”.

Notatki z małej wyspy

Bill Bryson, Notes from a Small Island, HarperCollins Publisher, cena ok. £10

www.linkpolska.com

„Kiedy puchłam z dumy, że dobieram krawaty dla własnego guru, ekspe-dientka nie zemdlała na widok mistrza ani nie poprosiła o autograf, piszcząc z radości. Nie reagowała nawet zbyt en-tuzjastycznie na nieporadne a ciepłe uwagi pisarza”

Wytyczona droga

Kwestia krawata

Skupienie na innym

Page 26: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

www.linkpolska.com

...my Ciebie nie znudzimy

Tegoroczny Polski Festiwal Filmowy cieszył się ogromną popularnością. Wychodząc na-przeciw Waszym kulturalnym potrzebom, za-praszamy do Polskiego Klubu Filmowego w Belfaście - Kinogranie. Przed Wami niezwy-kła szansa zobaczenia najnowszych polskich premier filmowych.Na seanse zapraszamy do Queen’s Film Theatre.

Na film zapraszają:

Więcej informacji na: www.linkpolska.com,www.queensfilmtheatre.com

Najbliższy film: „Jeszcze raz”, komedia, 2008Reżyseria: Mariusz MalecW rolach głównych: Danuta Stenka,Jan Frycz, Anna AntonowiczData seansu: 21 września, godz.16:00

kinograniePOLSKI KLUB FILMOWY

kinogranie

Page 27: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Piotr Miś, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Z redakcją związany od początku powstania magazynu. Obecnie mieszka w rodzinnej Łodzi.

LINKhistoria

September 2008 | wrzesień 2008 | 27www.linkpolska.com

Polskie El Dorado

raciaści górale zaczęli przybywać do Polski już w XV wieku. W takich liczbach, że jeden z ich podróżni-ków, William Lightgow, odwiedziwszy Rzeczpospolitą w 1616 roku, naliczył już 30 tysięcy szkockich rodzin (mo-gło to zatem być nawet 90 tysięcy ludzi, przy ogólnej licz-bie mieszkańców ówczesnej Polski szacowanej na oko-ło 9 milionów). Jak pisał, wszędzie, gdzie się wybrał, w Krakowie, Gdańsku, Toruniu, Lublinie, Warszawie spo-tykał współplemieńców, trudniących się tutaj różnymi zajęciami, od handlowców po rolników. Dla niego „Polska to ogromne i potężne królestwo, posiadające wspania-łych jeźdźców, gęsto zaludnione, dowodzone przez dum-ną arystokrację, przyjazną i mężną szlachtę, zamieszka-łe przez pracowity lud. (...) która stała się matką i opie-kunką dla wielkiej liczby młodych Szkotów (...)”.

Gordonowie (spolszczone na Górscy) czy Sinclairowie (Szynklerowie) przybywali nad Wisłę z różnych powo-dów. Biedy, zniszczeń wojennych, powtarzających się niepokojów religijnych, zamieszek, klęsk głodu. Duża fa-la emigracyjna dotarła do nas za panowania króla Anglii i Szkocji Jakuba I Stuarta. Górale rozjechali się wów-czas w dwie strony świata. Około 50 tysięcy przyby-ło do Ulsteru w Irlandii, osiedlając się tutaj. Inni uda-li się w przeciwnym kierunku, m.in. do Rzeczypospolitej. Pierwsze kroki stawiali najczęściej w Gdańsku, gdzie w miejscu zwanym dzisiaj Stare Szkoty, założyli kolonię. Później szlak ich wędrówki obejmował interior kraju na terenach zarówno Korony, jak i Litwy.

Emigrantom stwarzano liczne ułatwienia. Bogusław Radziwiłł, znany Polakom jako czarny charakter z „Potopu” Henryka Sienkiewicza, okrutny rywal Kmicica, dla Szkotów był całkiem pomocny. Wydał przywilej, umoż-liwiający im osiedlanie w swych dobrach w Węgrowcu. Gwarantował przy tym swobodę religii, przyrzekał budo-wać zbory, szkoły, szpitale. W powieściowej historii, nie-cny książę Bogusław raczył powiesić niejakiego Browna, niefrasobliwie zakochanego w znanej femme fatale polskiej literatury, urodziwej Oleńce Billewiczównie. Cierpiętnik był nie kim innym, jak Szkotem, pełniącym służbę wojskową u imć książęcej mości. Postępek ów jed-nak należy wybaczyć przewrotnemu Radzwiłłowi, bo jak wiadomo, gdzie hoże niewiasty, tam nie ma miejsca na przyjaźń. Także międzynarodową.

Prócz książkowego Browna w polskim wojsku służy-ło wielu kraciastych żołnierzy z krwi i kości w różnych okresach historycznych. Jeden z nich, Kajetan Stuart, doszedł do stopnia generała, walcząc w bitwach insu-rekcji kościuszkowskiej, Legionach Polskich u boku gen. Dąbrowskiego, broniąc Częstochowy przed Austriakami w 1809 roku, a następnie podczas zmagań z Moskalami w 1812 roku. Imponują także dzieje rodziny Machlejdów, wywodzących się z klanu MacLeod, rezydującego na zamku Dunvegan na wyspie Skye. Jerzy Machlejd był posłem sejmu II RP, zamordowanym przez Rosjan z bra-tem Józefem w masakrze katyńskiej. Jego córka oraz jej kuzyn walczyli natomiast w Powstaniu Warszawskim.

Henryk Sienkiewicz nie zapomniał uwiecznić boha-terstwa osiedleńców stających w obronie nadwiślańskiej republiki. Niejaki Ketling, kolejny miłośnik z północy (Sienkiewicz chyba jednak nie lubił Szkotów, obsadzał ich uparcie i wyłącznie w roli bawidamków), początkowo rozkochał w sobie eteryczną Krzysię, na której wdzięki dybał także Wołodyjowski. Później jednak zginęli razem, wysadzając się w powietrze podczas obrony twierdzy ka-mienieckiej pod Turczynem.

Oprócz zajęć wojennych najlepiej góralom wychodził handel. Z początku przeważnie okrężny. Później także rzemiosło, głównie tkactwo oraz praca na roli. Nie omi-jał ich splendor, majątek, zaszczyty. Niejaki Aleksander Czamer (Chalmers) czterokrotnie sprawował urząd bur-mistrza Warszawy w XVII w.

Aby usprawnić organizację kraciastej społeczności łączono się w bractwa. Powstało ich kilkanaście w ca-łej Rzeczypospolitej. Na polecenie Zygmunta III Wazy kapitan Abraham Young poddał je kontroli władzy królewskiej.

Nie zawsze jednak pobyt w Polsce był opłacalny. Bank Fergusona-Teppera upadł po tym, jak udzieliwszy po-życzki królowi Stanisławowi Poniatowskiemu, nie docze-kał się zwrotu z powodu likwidacji I Rzeczypospolitej.

Osadnicy cieszący się licznymi swobodami, nie spoty-kając się wrogością mieszkańców, łatwo ulegali poloni-zacji. Często akceptując wiarę katolicką. Wielu przyjmo-wano do bardzo wówczas hermetycznych społeczności lo-kalnych. Mogli nawet liczyć na obywatelstwo pierwszego grodu Rzeczypospolitej - Krakowa. Nie za darmo jednak. Tamtejsi patrycjusze nie omieszkali ustanawiać wyso-kich opłat za ów przywilej, podszkoleni, jak sądzę, przez Szkotów w konkurencji duszenia gotówki. Powiedzenie „skąpy jak Szkot” wywodzi się właśnie z owych czasów i pasuje tak do kraciastych przybyszy, jak i mieszkańców dawnej stolicy RP.

Piszący w początkach XX wieku o emigracji swych krajan do naszego państwa A. Francis Steuart nazy-wał je „polskim El Dorado”, „Ameryką tamtych czasów”. Nie mylił się. Rzeczpospolita przez wieki stanowiła bez-pieczny azyl dla wielu nacji. Gdy większość mieszkań-ców Europy musiała znosić „ojcowską” władzę absolut-nych monarchów, Rzeczpospolita była lądem wolności, demokracji oraz tolerancji religijnej. Czasem nawet ra-jem na ziemi (sic!) (tak określali Polskę Żydzi - paradi-sus Iudaeorum, czyli raj żydowski). Dlatego też zamiesz-kałe na jej terenach nacje definiowały się zawsze jako: Natione Polonus, gente Ruthenus, Iudaeus, Scotorum (narodowości polskiej, z pochodzenia Rusin, Żyd, jak również Szkot).

W Gostyniu, wielkopolskim miasteczku, gdzie osiedla-li się górale z północy, spostrzegłem w prasie lokalnej ta-kie ogłoszenie: „Mam dwa wolne miejsca, jadę do pracy w Szkocji, chętni proszeni o kontakt pod nr...”. Być może kilku potomków osadników sprzed lat pojechało właśnie dorobić w kraju swych zamorskich przodków?

New York, Linton, Covenlock, Berwik, Longwood, Bromfield to nie nazwy miast w Ameryce, na Karaibach, w Oce-anii lub gdziekolwiek na terenach brytyjskich kolonii. To jedne z licznych wiosek utworzonych przed wiekami przez szkockich osadników... w Polsce. Jeśli więc nosicie nazwiska, takie jak Gordonowicz, Czochranek, Makaliński, Szynkler, Rusek, Górski, to mimo posługiwania się piękną nadwiślańską mową... jesteście Szkotami.

k

Page 28: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

184 Lisburn Road, Belfast(polskie biuro Baltica)

97 Cregagh Road, Belfast(polski sklep Bon Appetite)

28 Upper Water Street, Newry(polski sklep Polonia)

43 Darling Street, Enniskillen(polski sklep Orzeł)

Market Square, Dungannon(polski sklep Polonia)

NASI AGENCI

niezawodny i bezpieczny system PRZESYŁANIA PIENIĘDZYPRZESYŁAJ NA KONTO PLN I GBPSZYBKOŚĆ, OSZCZĘDNOŚĆ, WYGODA, CZASSPŁATY KREDYTU, OPŁATY ZA MIESZKANIE

PPPPP

PPPPP RACHUNKI i wiele innych

www.easysend.plTel.: 028 90 296 296

£5odod

O tym, czy warto ryzykować i gdzie uzyskać może-my informację o nowoczesnych instrumentach fi-nansowych – z Piotrem Junakiem, prezesem zarzą-du Money Expert SA, partnerem Polskiego Centrum Informacji Finansowej, rozmawia Anna Paś.

- Panie Prezesie, czym jest doradztwo finansowe? - Doradztwo finansowe to przede wszystkim kompleksowa obsługa w budowaniu planów finansowych. Różnica pomiędzy Doradcami Finansowymi i bankami jest dość oczywista: bank oferuje swój produkt jako najlepszy, rozwiązania zawarte w ofercie często poparte silnym marketingiem docierają do Klientów jako atrakcyjne, tymczasem rolą Doradcy jest poddanie pod obiektywną ocenę ofert banków i selek-cja w celu dobrania najlepszego rozwiązania pod względem potrzeb klienta.

- Money Expert SA to pierwsza z czołowych spółek branży nieza-leżnego doradztwa finansowego, która otworzyła swoją placówkę poza granicami Polski – firma stawia na innowacje?- Podejmując pierwsze kroki poza granicami Polski, chcemy promo-wać wśród Polaków mieszkających w Irlandii markę Money Expert i produkty dostępne w Polsce. Powołując do życia Polskie Centrum Informacji Finansowej chcieliśmy pomóc Polakom w podejmowaniu trafnych decyzji, dotyczących ich finansowej przyszłości – tak związa-nych z zakupem nieruchomości, jak inwestycjami i oszczędzaniem np. na emeryturę.

- Rynek nieruchomości, niedawno jeszcze przeżywający boom, wchodzi w okres stabilizacji – wciąż warto kupować mieszkania w Polsce? - Inwestycja w nieruchomość jest wciąż dobrym pomysłem, należy jed-nak uwzględnić cel, dla którego ją nabywamy. Aktualnie odnotowuje się wzrosty cen najmu, rosną także ceny mieszkań w mniejszych miej-scowościach i ceny gruntów. Ponadto zakup mieszkania to główny cel wielu emigrantów, dlatego w naszej ofercie znajdują się głównie banki, oferujące kredyty pod zakup nieruchomości rodakom pracującym za granicą.

- Czy zamiast oszczędzać warto inwestować? - Oszczędzanie nie jest efektywne, jeśli oszczędności nie są inwesto-wane, oszczędzamy więc, aby zrealizować określony cel lub przynaj-mniej uchronić nasze oszczędności przed utratą wartości pieniądza. Rozwiązania oferowane przez Money Expert, pozwalają na dobra-nie planu finansowego w zależności od oczekiwań i potrzeb klienta. Jesteśmy w stanie zaspokoić potrzeby inwestora, który zamierza lo-kować oszczędności w funduszach inwestujących w Azji lub młodych rynkach europejskich, dysponujemy funduszami bardzo agresywnymi i bezpiecznymi lokatami w bony skarbowe. Nasze rozwiązania są atrak-cyjne pod względem podatkowym i spadkowym, gama rozwiązań jest na tyle szeroka, aby wypełniać potrzeby całego rynku.

- Dziękuję za rozmowę.

POLSKIE CENTRUM INFORMACJI FINANSOWEJ 56-57 Lower Gardiner Street, Dublin 1Poniedziałki-Soboty godz. 10.00-20.00Tel/fax: +353 (0)1 855 87 50Infolinia : 087 667 87 87

www.irlandia.moneyexpert.pl

Oszczędzaj i Inwestuj

Page 29: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

LINKfelieton

www.linkpolska.com

emat podejmuje Tomasz Lis na łamach dziennika „Pol-ska”. „Kłamstwa w polskich gazetach są ostatnio tak po-wszechne, że można napisać, iż jest ich teraz w prasie więcej niż w czasach PRL-u. Tyle, że wtedy kłamać kaza-no, a teraz kłamać wolno”. Choć słowa Lisa odnoszą się przede wszystkim do popularnych bulwarówek, w przy-padku poważniejszej prasy sprawa ma się podobnie.

Polska podzielona jest na naszych i obcych. W tych „po-lowych” warunkach część dziennikarzy i redaktorów naj-wyraźniej zapomniała o tym, co jest najważniejsze w ich misji. Zapomniała o rzetelności i uczciwości, uległa poku-sie manipulacji informacją i obrazem. Wszystko w imię wyższych celów. Dubravka Ugrešić w książce „Kultura kłamstwa” tak opisuje to zjawisko, przytaczając wypo-wiedź jednej z chorwackich dziennikarek: „Kiedy w grę wchodzi los ojczyzny, gotowa jestem kłamać”. Niepokoją-co znajome wydaje się to oświadczenie, choć dotyczy prze-cież innego kraju i innej sytuacji. Autorka dalej dokład-niej analizuje to zjawisko: „Kłamiemy, by bronić ojczy-zny, kłamiemy w imię ojczyzny, kłamiemy – oczywiście je-dynie tymczasowo – ponieważ ojczyzna jest w niebezpie-czeństwie. (…) Najłatwiej ustanowić kulturę kłamstwa, gdy istnieje przeciwnik, który kłamie bardziej niż my…”. Sy-tuacja może niepokoić, bo po głębszym zastanowieniu pod-waża wiarygodność wszystkich mediów.

Tę swoistą maszynę propa-gandową napędzają polity-cy. W Polsce największe zasłu-gi na tym polu mają niewątpli-wie przedstawiciele opozycyjne-go PiS-u. Dzieje się tak, chociaż wspomniany wcześniej bojkot TVN-u czy podział mediów na „polskie” i „niemieckie” ma się tak do współczesnego, zglobali-zowanego rynku medialnego jak kałamarz do laptopa. Atmosferę najlepiej oddaje kariera termi-nu „fakt medialny”. Oczywiście zadaniem prasy czy telewizji jest nie tylko informowanie, jest również komentowanie. Życzył-bym sobie jednak, by komenta-rze były oddzielone od informa-cji grubą i, o ile się to da zrobić, widoczną kreską. Komentować, czy nazywając to oględniej, su-gerować odbiór można na wiele sposobów. To dobór treści, boha-terów i ekspertów. To również kolejność wiadomości oraz czas, jaki został im poświęcony. To wreszcie forma, w ja-kiej zostały podane i ogólna „atmosfera” newsu.

Psychologicznie jesteśmy tak skonstruowani, że wie-rzymy gazetom, magazynom czy telewizji. Nasza ufność sięga bardzo daleko i niewiele może ją podważyć… chyba tylko osobiste doświadczenie. Wtedy okazuje się, że kła-mią nawet te media, które nie kłamią.

Półtora roku temu pobito w Edynburgu Polaka. Pod-czas jednego sobotniego wieczoru doszło w mieście do 27 pobić. Młody Polak w stanie śpiączki trafił do szpitala. Policja brała pod uwagę różne wersje wydarzenia – rów-nież taką, że pobicie miało podtekst rasistowski. „Pola-cy boją się o życie, Szkoci obawiają się odwetu” – tak za-czynała się informacja o tym zdarzeniu w głównych wia-domościach TVP. Każdy, kto był wtedy w Edynburgu wie, ile miało to wspólnego z prawdą. To już nie była nierzetel-ność, to była dezinformacja, „produkcja” sensacji.

Najczęściej to właśnie pogoń za sensacją skłania redak-torów do manipulowania obrazem i wypowiedziami bo-haterów. Świeży przykład - 8 sierpnia br., TVN relacjo-nuje tragiczny wypadek kolejowy w Czechach. Przyczy-ną wykolejenia się pociągu był zawalony przejazd. Jedną

z osób wypowiadających się był przedstawiciel Zespołu Dorad-ców Gospodarczych „TOR”: „To jest naprawdę wyjątkowa sytu-acja, wyjątkowy przypadek albo wyjątkowe niedbalstwo osób na budowie, konstruktora…”. Cię-cie. Wygląda na to, że redakto-rów TVN wcale nie interesowa-ła druga część zdania opinii eks-perta albo „nie pasowała” im do całości. Chcieli tylko usłyszeć o niedbalstwie i błędach budow-lańców. Oni wydali już wyrok. Codziennie zasypywani jeste-śmy lawiną podobnych newsów.

Jak się bronić przed manipu-lacją? Pesymiści stwierdzą, że ludzie i tak będą wierzyć w to, w co chcą wierzyć, a prasę do-biorą sobie pod tym właśnie ką-tem. Mam inny pomysł. Czy-tajmy publicystów i felietoni-stów. Oni nie twierdzą, że prze-kazują nam prawdę uniwersal-ną. Czytajmy Pilcha, Rybińskie-go, Urbana, Passenta, Ziemkie-wicza i Stommę. Niech kryte-rium wyboru będzie jakość pió-ra, a nie poglądy polityczne. Je-

śli nawet nie zbliży nas to do prawdy, to przynajmniej nie zmarnujemy czasu, a nieraz ubawimy się po pachy.

Jakie są polskie media, każdy widzi. Części z nich zdarza się mijać z prawdą, część obrzydliwie kłamie. Jedynie niektóre w miarę obiektywnie pokazują polską rzeczywistość. Zdaje się, że do tego momentu zgodzi się ze mną zdecydowana większość Polaków. Podziały i rozbieżności pojawią się dopiero, gdy zapytamy o konkretne tytuły.

Czwarta władza

„Psychologicznie jesteśmy tak skonstruowani, że wierzymy gazetom, magazynom czy telewizji”

Maciej Przybycień - dziennikarz, redaktor, publicysta, absolwent polonistyki krakowskiej Akademii Pedagogicz-nej. Współpracował z telewizją BBC podczas tworzenia programu dokumentalnego do-tyczącego środowisk polonijnych w Hull.

t Polacy boją się o życie

September 2008 | wrzesień 2008 | 29

Fot. André Larsson

Page 30: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

LINKobok nas

30 | wrzesień 2008 | September 2008 www.linkpolska.com

„Nie zawsze tak ze mną było” - mówi Tony,

cierpiący od kilkudziesięciu lat na schizo-frenię. Tony przyszedł na świat na począt-ku lat czterdziestych ubiegłego stulecia w Lisburn (Irlandia Północna), kiedy II wojna światowa trwała już w najlepsze. Niewiele z niej pamięta. Po wojnie ukończył jeden z college’ów w Belfaście, by potem przez kil-ka lat pracować w primary school na „słyn-nej” Shankill Road. „To była wielka rado-cha pracować z dziećmi. Uczyłem wszyst-kiego: biologii, historii, geografii” - wspo-mina podekscytowany. Choć nigdy mu się nie przelewało, jakoś wiązał koniec z koń-cem. Cieszył się powodzeniem wśród kobiet, ale, jak mówi: „Nie chciałem się wiązać na stałe”. Podróżował, choć nie za wiele (przez kilka lat mieszkał i pracował w Kanadzie). Miał swoje marzenia i plany. Nie działo się nic niepokojącego – nic, czym musiałby się przejmować. Któregoś dnia wszystko jednak legło w gruzach.

Niespodziewana śmierć matki była dla niego prawdziwym wstrząsem. W jed-nej sekundzie stracił najbliższą mu oso-bę: „Miałem z nią świetny kontakt” - mówi. Pamięta dokładnie tę tragiczną sekwencję zdarzeń. Telefon od ojca, który doniósł mu o śmierci mamy, potem jej pogrzeb i dalej cały ten koszmar. Nie mógł wrócić do normalno-ści, do codziennych zajęć: „To przyszło znie-nacka, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje” - tłumaczy drżącym głosem. Jego twarz za-styga w nienaturalnym grymasie. Odejście

matki to cios, po którym długo nie mógł się podnieść. Pił, zaniedbywał obowiązki w szkole, przestał zupełnie myśleć o sobie. Stał się markotny i małomówny.

Jego stanem zaniepokoił się jego najbliż-szy przyjaciel i niemal siłą zaciągnął do le-karza. Po tej wizycie nastąpiła cała seria kolejnych spotkań w gabinetach lekarskich (tym razem u psychiatrów). Padały „dziw-ne pytania”, na które musiał odpowiadać, przyjmował całą masę rozmaitych leków. W końcu zdiagnozowano u niego schizofrenię.

W pierwszym odruchu nie bardzo wie-dział, co to za schorzenie, ale wiedział na pewno, że to coś poważnego. Nie mógł dłu-żej pracować w zawodzie. Odtąd był na gar-nuszku państwa. Przez kilka lat wynajmo-wał mieszkanie w centrum Belfastu. „Nie płaciłem ani grosza” - przyznaje z satys-fakcją. Właściwie całe dnie wypełniały mu wizyty w tzw. Day Centre, gdzie z inny-mi towarzyszami „niedoli” wykonywał ja-kieś drobne prace. „Dla zabicia czasu” - mó-wi. Z czasem jego stan się jeszcze pogorszył, nie umiał o siebie zadbać. Dłużej nie mógł już mieszkać na własną rękę. Szpital stał się jego drugim domem. Kiedy nieco wydo-brzał i stanął na własne nogi trafił do do-mu opieki (Residential Home Care). Nie bardzo mu się tam podobało, bo, jak mówi: „Przyzwyczaiłem się do życia w pojedynkę”.

Spoglądam na niego. Widzę, jak kurczo-wo trzyma się fotela, mocno zaciskając zęby. Łzy napływają mu do oczu. Nie wiem, jak się zachować w tej sytuacji.

Schizofrenia to zdradliwa choroba, która może przybrać różne oblicza. Dla jednych może być mało znaczącym epizodem, dla innych zaś niekończącą się traumą. Zwykle jej początki są bardzo niewinne, dzięki czemu z łatwością usypia ludzką czujność. Z dyskrecją zaciera cienką gra-nicę między rzeczywistością a światem urojeń i fantazji. Chory stopniowo traci kontrolę nad własnym życiem.

Zagadkowy umysł schizofrenika

Tomek Kurkowski Absolwent nauk po-litycznych, zapalony kibic sportowy i miło-śnik dalekich wypraw. Interesuje się kulturą Indian amerykańskich, w wolnym czasie szusuje na nartach.

Ilust

racj

a: E

ugen

e Iv

ano

v

Brak zapowiedzi

Nagłe wyzwolenie choroby

Szpital drugim domem

tekst: Tomek Kurkowski

Page 31: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Na co dzień Tony mieszka w prywatnym domu opieki pośród innych dotkniętych cho-robą psychiczną mieszkańców. Bez skrę-powania może wychodzić na zewnątrz, by wstąpić do pobliskiej kawiarni bądź skoczyć na pocztę wysłać list do rodziny w Kanadzie. Przyznaje, że naprawdę wolny czuje się tyl-ko podczas samotnych spacerów i wypadów za miasto. Te zdarzają się jednak zbyt rzad-ko. Zwykle w poniedziałki udaje się z wizy-tą do miejscowej biblioteki, skąd taszczy wy-pchaną po brzegi torbę z rozmaitymi roman-sidłami i kryminałami. „To nie dla mnie. Dla Eileen” - tłumaczy. Eileen to przyjaciół-ka z piętra, zmagająca się z problemem al-koholowym. Tony z większością rezydentów utrzymuje dość bliski kontakt. Czasem na-wet udaje mu się wyskoczyć do centrum z Peggy (inną serdeczną przyjaciółką). Idą wtedy do baru w hotelu „Europa” na „ma-łe co nieco”. On lubi millera, ale nie zawsze może sobie na niego pozwolić.

Na pierwszy rzut oka nic nie zdradza je-go choroby. Żadnych podejrzanych gestów czy gwałtownych ruchów. Nic szczególnego. Na pozór normalny facet w podeszłym wie-ku o krępej budowie ciała. Jego siwa, bujna czupryna rzuca cień na pomarszczone czo-ło. W przenikliwym spojrzeniu kryje się ja-kaś niezwykła mądrość. Moją uwagę przy-kuwają nadpalone koniuszki palców - efekt nałogu tytoniowego, z którym trudno mu skończyć. „Chciałoby się przestać palić, ale to jest silniejsze ode mnie” - wyjaśnia. Dość trudno przychodzi mu wysiedzieć w jednym miejscu, nerwowo przebiera nogami, wierci się, jakby rosła w nim nieodparta potrzeba ciągłego ruchu, jakiejś zmiany. Zdarza mu się też mamrotać coś pod nosem - trudno go wówczas zrozumieć. Czasem język plą-cze mu się, jakby odmawiał posłuszeństwa. Wtedy ciężko poskładać mu własne myśli w jakąś logiczną całość. Bywają też takie dni, kiedy chce być po prostu sam. Wtedy zamy-ka się w swoim własnym świecie (własnym pokoju), otoczony bogatą kolekcją zegarów i obserwuje upływające godziny: „Lubię je, mogę godzinami obserwować ruchy wskazó-wek i wcale mnie to nie nudzi” - tłumaczy z pasją w głosie.

„Zdarza mi się, że je słyszę” - mówi o prze-dziwnych głosach, które docierają czasem do niego. „Są ze mną na dobre i na złe, jak bli-ski przyjaciel, który wysłucha w potrzebie”.

Tony nie boi się ich, na swój sposób nawet je polubił. Żyją w symbiozie, dzięki nim nie czuje się samotny.

Tony żyje z nadzieją, że uda mu się jeszcze zamieszkać samemu na starość. Marzy mu się własny kąt w Portrush (nadmorski ku-rort w Irlandii Północnej), gdzie mógłby spę-dzić resztę swojego życia. „Dość użalania się nad sobą” - mówi stanowczo. Chciałby zno-wu poczuć, że ma kontrolę nad swoim ży-ciem, oddychać pełną piersią i zawalczyć o własne szczęście. „I żeby tak na mnie dziw-nie nie patrzyli” - to jego największe pra-gnienie. Z przykrością wspomina reakcje innych na wieść, że choruje na schizofre-nię. Pamięta, że część ludzi litowało się i zaczynało współczuć, niektórzy zaś patrzy-li na niego jak na ufoludka. W jednej chwi-li stawał między nimi mur nieufności, który wszystko zmieniał. Ale on przestał już na to reagować. „Szkoda czasu i nerwów” – kwitu-je ze spokojem.

Są jednak jeszcze i dobrzy ludzie. Dawni znajomi, sprzedawczynie w sklepie, kobie-ty w recepcji u lekarza, ludzie z kościoła. Ci czasem zagadną i spytają, jak leci. Niby nic wielkiego, a jednak jakoś lżej mu wtedy na duszy. „Fajnie, jak traktują cię normal-nie” - mówi z uśmiechem na ustach. Tony nie oczekuje od ludzi żadnych wielkich słów czy gestów, może tylko troszkę więcej zrozu-mienia. Ale nie wie, czy dożyje… lata lecą nieubłaganie.

Imiona bohaterów reportażu zostały zmienione.

LINKobok nas

September 2008 | wrzesień 2008 | 31www.linkpolska.com

MEDYCZNE UJĘCIE SCHIZOFRENII Nazwa „schizofrenia” pochodzi z języka starogreckiego i oznacza dosłownie „rozpad umysłu”. Zaburzenia schizofre-niczne to grupa zaburzeń mających pewne cechy wspólne. Do głównych objawów schizofrenii należą: postępująca utra-ta kontaktu ze światem i przewaga zainteresowania przeży-ciami wewnętrznymi, zobojętnienie uczuciowe prowadzące do pustki uczuciowej i utraty związków emocjonalnych z otoczeniem, rozpad osobowości objawiający się brakiem kontaktu intelektualnego z rzeczywistością, brakiem zgod-ności treści uczuć i myśli, jednoczesnym występowaniem dwóch sprzecznych sądów, uczuć lub dążeń. Ryzyko za-chorowania jest takie samo na całym świecie niezależnie do płci, kultury, rasy czy warunków społeczno-ekonomicznych. Wczesne rozpoznanie daje wyleczenie w 30-40%. Powstaje coraz więcej skutecznych i przyjaznych dla pacjenta leków umożliwiających pełny powrót człowieka do społeczeństwa. W leczeniu zaburzeń schizofrenicznych pomocna jest rów-nież psychoterapia, zwłaszcza grupowa.

OGÓLNOPOLSKI DZIEŃ SOLIDARNOŚCI Z CHORYMI NA SCHIZOFRENIĘKażdego roku we wrześniu obchodzi się Ogólnopolski Dzień Solidarności z Chorymi na Schizofrenię. Dzień Solidarności jest elementem światowego programu na rzecz osób choru-jących „Schizofrenia - Otwórzcie Drzwi”. W wielu miastach w Polsce odbywają się z tej okazji koncerty, spotkania poetyc-kie, przedstawienia teatralne, wystawy plastyczne, dyskusje z udziałem osób chorujących wraz z rodzinami, pracowni-ków służby zdrowia, lokalnych polityków, księży i artystów. Symbolicznym momentem Dnia Solidarności z Chorymi na Schizofrenię jest przejście przez drzwi ustawione na głów-nych ulicach miast.

„I żeby tak na mnie dziwnie nie patrzyli” - to jego największe pragnienie

W labirynciecodziennych spraw

Patrzenie na czas

Troszkę zrozumienia

Page 32: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

m

LINKturystyka

www.linkpolska.com

ongolia jest jednym z większych państw świa-ta, zamieszkanym przez niewiele ponad 2 miliony ludzi. Przeszło 8 tysięcy kilometrów granic, ale zaledwie z dwo-ma państwami. Połowa mieszkańców tego kraju miesz-ka w rozwiniętej w duchu europejskości stolicy, druga po-łowa – koczuje w jurtach na malowniczych stepach, zaj-mując się od pokoleń hodowlą owiec, krów, jaków i koni. Na przemian palona słońcem, stęskniona deszczu i ścina-na siarczystym mrozem ziemia, zmieniająca wielokrotnie swojego władcę, a jednak według prawa w większości do dziś niczyja, zasiedlana jest według odwiecznego prawa przejmowania ziemi po ojcach. Mongolia to kraj nieogar-niętej przestrzeni, która jednak nie przeraża, kraj nie-tkniętej przyrody, która jednak nie odtrąca, kraj prostych i uśmiechniętych ludzi, których jurty zawsze stoją otwo-rem przed zdrożonym wędrowcem.

Większość turystów swoją przygodę z Mongolią rozpo-czyna od położonej między czterema masywami górski-mi stolicy, założonego w 1639 roku miasta Ułan Bator (co znaczy Czerwony Bohater), do 1924 roku zwanego Urga. Spacerując po mieście napotykać będziemy na przemian hoteliki, banki, kawiarenki internetowe i tanie bary, świą-tynie buddyjskie, oszklone wieżowce i zagubione na pery-feriach miasta jurty. Kosztowne i ekskluzywne samocho-dy obok starych i zniszczonych, których na ulicach euro-pejskich miast być może nie zobaczymy. Mówi to o ogrom-nej przepaści, jaka dzieli grupy społeczne Mongolii – kla-sa średnia rodzi się tutaj powoli, na zgliszczach drugiego na świecie państwa komunistycznego.

Wycieczkę można zacząć podróżą w stronę Charchorin

(dawne Karakorum), założonej na początku XIII wie-ku przez Czyngis-chana, a zniszczonej w drugiej połowie XIV wieku przez Chińczyków, dawnej stolicy mongolskie-go imperium. Czeka tam na nas imponujący kompleks la-majskich świątyń. Oficjalna droga do Karakorum zdaje się pozostawać w stanie wiecznej budowy. Dlatego też czę-sto jest przez miejscowych omijana na rzecz o wiele atrak-cyjniejszej dla turysty drogi przez step. Rzadko wyznacza ją GPS, a o wiele częściej góry, słońce i wejścia do mija-nych po drodze jurt, zgodnie z wielowiekową tradycją za-wsze skierowanych na południe.

Podczas podróży napotkamy na wzniesieniach gór i roz-drożach duże stosy kamieni, z wetkniętymi w nie gałęzia-mi, na których powiewają przyczepione tkaniny, najczę-ściej niebieskiego koloru. To owoo czy też obo, szamańskie kurhany wotacyjne. By prosić o bezpieczną podróż lub po-dziękować za nią, należy dorzucić do stosu choćby maleńki kamień lub drobną ofiarę i trzykrotnie obejść kurhan do-okoła, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Owoo to rów-nież kości zwierząt, puste butelki po wódce i stare opony.

Będąc w Ułan Bator chociażby dwa dni, nie sposób po-minąć czterech jego punktów. Pierwszym z nich jest po-łożony w centrum miasta plac Suche Batora, rewolucjo-nisty, przywódcy wojsk i współzałożyciela partii komuni-stycznej. Na środku wyłożonego granitem placu stoi odla-ny z brązu pomnik Suche Batora, tuż za nim – wbudowa-ny w gmach rządowy pomnik twórcy najpotężniejszego w świecie, sięgającego od Pacyfiku po Morze Czarne, impe-rium, Czyngis–chana. W pobliżu placu znajdują się dwa wyjątkowo bogate w zbiory muzea – Muzeum Historyczne i Muzeum Historii Naturalnej.

W stolicy warto również zobaczyć Gandan, wielki kom-pleks buddyjskich świątyń, powstały w roku 1838. Widok

W Mongolii wędrowiec znajdzie i jurty, i szklane nowoczesne wieżowce. Zaszczytem dla turysty bę-dzie otrzymanie głowy ba-brana na talerzu, a rado-ścią dla niezwykle gościn-nych i otwartych miesz-kańców jurt – możliwość zrobienia rodzinnych zdjęć. GPS-em Mongołów jest natura, a adres mieszkań-ców stepu ustala się drogą konsultacji z sąsiadem.

Bezdrożamimongolskich

stepów

Mongolskie klimaty

Natura zamiast GPS-u

Miasto Czerwonego Bohatera

32 | wrzesień 2008 | September 2008

Dorota Suchy – absolwentka filologii polskiej. Obecnie pra-cuje jako lektor języka polskiego na uniwersy-tecie w Jekaterynburgu (Ural), gdzie uczy stu-dentów dziennikarstwa i stosunków między-narodowych. Jej przy-goda ze Wschodem zaczęła się od udziału w pomarańczowej rewolucji na Ukranie.

tekst i zdjęcia:Dorota Suchy

Page 33: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

LINKturystyka

rozmodlonego lamy, składających drobne ofiary rzesz wy-znawców Buddy, specyficzny, słodki zapach kadzideł, wszechobecne portrety Dalajlamy i przypominająca tybe-tańskie klasztory architektura, wprowadzają każdego tu-rystę w stan choćby chwilowego oczarowania tą jedną z największych religii świata.

Kontynuując podróż przez górzystą, centralną Mongolię, przemierzając kilometry zamieniających się w czasie susz w stepy pastwisk, nie sposób nie odwiedzić mongolskich

koczowników. Warto mieć ze sobą drobne prezenty, które sprawiają mieszkańcom jurt ogromną radość. Nie muszą być to kosztowne podarunki – dla dzieci słodycze, dla go-spodarzy tytoń, piwo czy nawet słoiczek przetworów z nie-rosnących przecież na stepie warzyw. Mongołowie z do-brotliwym zrozumieniem przyjmują nietakty ze strony nieznających tradycji kraju Europejczyków, warto jednak przed wizytą w jurcie zapoznać się choćby z tymi podsta-wowymi. Prawa strona jurty to strona kobiet, lewa – przy-należy mężczyznom. Im ważniejszy gość, tym miejsce, w którym jest sadzany, znajduje się bliżej środka jurty, na-przeciw wejścia.

Pojawienie się nieoczekiwanych gości, zwłaszcza o eu-ropejskich rysach, nie umknie uwadze mieszkańców są-siednich jurt, którzy zapewne zechcą przynajmniej przez

chwilę poprzyglądać się nam i wymie-nić choćby uśmiechy. Zapewne na-tychmiast zostaniemy poczęstowani słoną herbatą z mlekiem, a gospodyni zacznie krzątać się wokół stanowiące-go centrum jurty pieca i szykować dla nas gorący, oczywiście mięsny, posi-łek. Jeśli zostaniemy uznani za gościa szczególnej wagi, gospodarze podkre-ślą to poprzez podanie nam gotowanej głowy barana. Warto pamiętać, że po podawane nam miseczki z piciem czy z jedzeniem należy wyciągać obie rę-ce i zawsze zostawiać coś na dnie, by tym samym podkreślić, że gospoda-rze ugościli nas do syta i nie oczeku-jemy dokładki. Po posiłku nastaje do-bry moment na ofiarowanie podarun-ków – nie należy dawać ich wszyst-kich jednocześnie i od razu w momen-cie wejścia do jurty.

„Mongołowie z dobrotliwym zrozumieniem przyjmują nietakty ze strony nieznających tradycji kraju Europejczyków”

W progach jurty

Przy jednym stole

September 2008 | wrzesień 2008 | 33

Gandan, kompleks świątyń buddyjskich w Ułan Bator.

Temperatura w Ułan Bator może dochodzić do 40 stopni Celsjusza.Starsza kobieta z pakunkami na jednej z ulic miasta. Fot. Ian Beeby

Mieszkańcy Mongolii pozują do zdjęć z wielką radością.

Page 34: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Po wystroju wnętrza jurty od razu rozpoznamy upodo-banie i swoistą fascynację Mongołów fotografią. Jeśli weź-miemy ze sobą aparat cyfrowy, a tym bardziej polaroid, sprawimy im ogromną radość, proponując wykonanie foto-grafii rodzinnych. Natychmiast wywołamy ożywienie tak dzieci, jak i dorosłych, którzy zaczną ustawiać się w prze-różnych konstelacjach i z błyskiem w oku oglądać efek-ty fotografowania. Jeśli zaproponujemy przesłanie zdjęć pocztą, nie należy dziwić się, że określenie adresu jurty stanie się dla gospodarzy pewnym problemem, wymagają-cym konsultacji z sąsiadem. Tutaj czas wyznacza słońce, a nie zegar, a przestrzeń – góry, koryta rzek i step, a nie ad-ministracyjne podziały.

Jeśli po wizycie w jurcie ogarnie nas potrzeba samotno-ści – kolejnym wyzwaniem może być podróż na południe, gdzie znajduje się jedna z największych pustyń świata, pustynia Gobi. Mongołowie mówią, że na Gobi składa-ją się 33 pustynie, o różnym ukształtowaniu terenu i kli-macie. Są to suche stepy, pustynie i półpustynie, wraz z okresowo wysychającymi (czy też okresowo pojawiający-mi się) rzekami. 40-stopniowy mróz zimą, jak i 40-stop-niowy żar latem potrafią być tutaj równie śmiercionośne. Dlatego też wielu kierowców odmawia samotnej podróży przez Gobi mówiąc, że podróż dwoma samochodami to mi-nimum bezpieczeństwa.

Mongolia to kraj, który pozwala na miłość od pierwszego wejrzenia. Tak jej natura, jak i kultura czy historia oka-zują się być o wiele bogatsze od przeciętnych wyobrażeń

o tym kraju. Marek Kamiński napisał: „Czy są jeszcze na świecie miejsca, które mają szczególną moc? Miejsca, któ-re obdarzyć mogą człowieka swoją energią, z których wi-dać inne światy, inne sprawy i inny porządek rzeczy. Gdzie człowiek odkrywa w sobie człowieka. Takim miejscem na pewno jest Mongolia”.

VADEMECUMPODRÓŻNIKA

34 | sierpień 2008 | August 2008

PODRÓŻ – samolotem do Ułan Bator można polecieć na przykład z Moskwy (Aeroflotem ok. 1400 euro w obie strony). Niezapomnianą przygodą jest podróż z Moskwy do Ułan Bator koleją transsyberyjską i transmongolską – trwa 4 doby. Jeśli bę-dziemy przekraczać granicę autobusem lub własnym samocho-dem, należy pamiętać, że większość małych przejść granicz-nych przepuszcza jedynie Rosjan i Mongołów.

NOCLEGI – turystów o europejskich rysach, wysiadających z pociągów międzynarodowych, atakują rzesze przedstawicie-li hoteli i pensjonatów, których w Ułan Bator są po prostu set-ki. Dlatego wcześniejsza rezerwacja, zwłaszcza poza sezonem, wydaje się całkowicie zbędna. W hotelach ceny noclegów za-czynają się od 5 $ za noc w pokojach wieloosobowych (np. UB Guesthouse), szukający bardziej luksusowych warunków tury-ści mogą zatrzymać się np. w popularnym wśród cudzoziem-ców hotelu Bayangol w centrum miasta (ceny w sezonie od 85 $). Osobiście polecam sprawdzony pensjonat LG Guesthouse, ceny 7-10 $, świetne warunki, przemiła obsługa i możliwość wy-najęcia na podróż po Mongolii samochodu z kierowcą (50 $ za dobę plus benzyna).

JEDZENIE – niskie mongolskie ceny pozwalają Europejczykom na odrobinę szaleństwa i odwiedzanie najdroższych restauracji w mieście bez konieczności ciągłego kontrolowania zawartości portfela. Wybór miejsc, w których można dobrze zjeść – spo-ry, każdy większy hotel prowadzi restaurację serwującą zazwy-czaj i europejską kuchnię. Warto jednak spróbować tej trady-cyjnej, mongolskiej, opartej w zasadzie jedynie na mięsie i pro-duktach mlecznych. Wegetarianie, którzy nie planują odwiedzać droższych restauracji, skazani będą na zupki chińskie i suchy prowiant.

WIZY – w Ambasadzie Mongolii w Warszawie turystyczną wizę można otrzymać bez problemu. Jeśli podróżujemy przez Rosję, możemy ją wyrobić w Moskwie, w Irkucku czy w Ułan Ude, być może jednak będzie nam potrzebne dodatkowe zaświadczenie z polskiego konsulatu lub z ambasady. Koszt wizy turystycz-nej, wydawanej na 90 dni, wynosi 40 $ plus 7 $ za przyjęcie wniosku.

WALUTA – od 1925 roku Mongolia posiada narodową walutę o nazwie tugrik, o stabilnym kursie w stosunku do dolara, 1 USD to ok. 1160 MNT. Warto pamiętać, że dolar posiada dla Mongołów mityczną wartość i chętnie pozwalają w tej walucie płacić w sklepach, hotelach czy restauracjach. Euro stanowi przy tym ciągle nowość, której nie należy przesadnie dowierzać.

Radość modeli

33 pustynie w jednej

www.linkpolska.com

By prosić o bezpieczną podróż lub podziękować za nią, należy dorzu-cić do stosu choćby maleńki kamień lub drobną ofiarę.

Określenie adresu jurty jest dla gospodarzy pewnym problemem, wymagającym konsultacji z sąsiadem.

Tutaj czas wyznacza słońce, a przestrzeń – góry, koryta rzek i step.

Page 35: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Jesse Owens był sportowym fenomenem, sprinterskim herosem, który całkowicie zdo-minował rywalizację w biegach na krót-kich dystansach (100 metrów, 200 metrów, sztafeta 4x100 metrów) i skoku w dal na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie w 1936 roku. To właśnie on utarł nosa Hitlerowi, udowadniając, że faszystowska teoria wyż-szości rasy aryjskiej to wierutna bzdura. Cztery złote medale olimpijskie i cztery re-kordy świata mówią same za siebie.

Prawdziwą legendą obrosły też inne zawo-dy - w Ann Arbor. 25 maja 1935 roku mło-dziutki, niespełna 22-letni Jesse w ciągu 45 minut poprawił 3 rekordy świata, a kolejny wyrównał. Dokonał tego mimo bólu po nie-fortunnym upadku ze schodów. Jego karie-rę wstrzymała wojna.

Zdobyte przed wojną medale olimpijskie nie dały mu przepustki do wielkich pienię-dzy i sławy. W kraju zarabiał na życie ja-ko biegacz do wynajęcia. Swoimi umiejętno-ściami zabawiał publiczność na rozmaitych festynach, pokazach koni czy zlotach moto-cyklistów. Biorąc pod uwagę skalę talentu Jessego Owensa aż trudno uwierzyć, że jego najlepszy wynik w karierze na 100 metrów to „zaledwie” 10,20 sekundy. Pamiętajmy jednak, że Amerykanin startował w zupeł-nie innej „epoce biegania” i miał do dyspozy-cji mało profesjonalny sprzęt treningowy.

Carla Lewisa można śmiało nazwać współ-czesną wersją Jessego Owensa. Podobnie do swego wielkiego poprzednika zdobył 4 złote medale na jednych igrzyskach (na dodatek

w tych samych konkurencjach) – dokonał te-go w Los Angeles w 1984 roku. W sumie na 5 igrzyskach olimpijskich zdobył ich jesz-cze 6, w tym 9 złotych (czym wyrównał re-kord wszechczasów słynnego fińskiego dłu-godystansowca Paava Nurmiego). Lista je-go osiągnięć sportowych jest porażająco dłu-ga. Wystarczy wspomnieć, że przez 10 lat nie znalazł pogromcy w skoku w dal, a ma-gazyn „Sports Illustrated” przyznał mu mia-no Olimpijczyka Stulecia.

W 2003 roku podejrzenia o stosowanie do-pingu położyły się cieniem na jego dorobku sportowym. Choć nie postawiono mu żad-nych zarzutów, niesmak pozostał. Kibice sportowi zaczęli się zastanawiać, czy usta-nowiony przez Carla rekord świata na „set-kę” w 1991 roku – 9,86 sekundy, to wynik wrodzonego talentu, ciężkiej pracy na tre-ningach, czy po prostu rezultat stosowania dopingu. Lewisowi jednak nigdy nie odebra-no medali, co czyni go jednym z najwybit-niejszych sprinterów wszechczasów.

W ostatnich kilku latach stumetrowcy, z zadziwiającą regularnością, urywają kolejne ułamki sekund na swoim koronnym dystan-sie. Ich zmagania przypominają szaleńczą gonitwę po okruchy sławy i, co dziwniejsze, jej końca nie widać. Imponujący rekord świa-ta Carla Lewisa ze Stuttgartu (9,86 sekundy) miał nieco przyhamować tempo ustanawia-nia kolejnych rekordów, choć naprawdę trud-no było tego oczekiwać. Zwłaszcza, że już 3 lata wcześniej niepokojący sygnał wysłał ka-nadyjski lekkoatleta Ben Johnson, który na olimpiadzie w Seulu przebiegł ten dystans

w czasie 9,79 sekundy. Jednak gwiazda no-wo kreowanego króla sprintu szybko zgasła, kiedy okazało się, że wspomagał się niedo-zwolonymi środkami dopingującymi. Od tej pory władze lekkoatletyczne z IAAF na czele (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych) zaczęły bardziej drobia-zgowe kontrole antydopingowe.

Afera zaczęła gonić aferę. Najpierw niedo-zwoloną substancję wykryto w organizmie Amerykanina Tima Montgomery’ego, który w 2002 roku przebiegł „setkę” poniżej psy-chologicznej bariery 9 sekund 80 setnych - w czasie 9,78 sekundy. Cztery lata później jego rodak Justin Gatlin poprawił ten re-zultat o 0,01 sekundy, po czym przyłapano go na dopingu. W efekcie obu zawodników zdyskwalifikowano i anulowano osiągnię-te wyniki. Ostatnio niekwestionowanym liderem światowych rankingów pozosta-je Jamajczyk Asafa Powell, który „bez kok-su” (tak w żargonie sportowym określa się środki dopingujące) najpierw wyrównał czas Gatlina, by później go znacząco poprawić – 9,74 sekundy.

Kiedy więc wydawało się, że wrzawa wo-kół 100 metrów na jakiś czas ustanie, w czerwcu 2008 roku niezwykłą formą błysnął jamajski „wieżowiec” (mierzy 196 cm wzro-stu) Usain Bolt – jego rezultat 9,72 sekun-dy stawia pytanie, jak długo jeszcze można nakręcać tę spiralę rekordów. Zwłaszcza, że w olimpijskim finale w Pekinie ten sam za-wodnik, w dość nonszalanckim stylu (wy-raźnie wyhamował na ostatnich kilkunastu metrach), po raz kolejny poprawił swoją „ży-ciówkę”. W ten sposób padł kolejny bastion męskiego sprintu – 9,69 sekundy to wynik, który otwiera nowy rozdział w historii bie-gów na krótkich dystansach.

Niezbadane granice ludzkich możliwości

September 2008 | wrzesień 2008 | 35www.linkpolska.com

Bieg sprinterski mężczyzn na dystansie 100 metrów to prawdziwy lekkoatletyczny klasyk. To również perła w ko-ronie królowej sportu – lekkiej atletyki. Nic tak bowiem nie działa na ludzką wyobraźnię, jak tytuł najszybszego człowie-ka na ziemi i świadomość, że pokonano kolejną granicę wła-snych możliwości. Należałoby więc założyć, że kiedyś naro-dzi się sprinter, który wyśrubuje nowy rekord do tego stop-nia, że stanie się on nieosiągalny dla innych. Póki co, histo-ria rekordów na „setkę” temu przeczy.

LINKsport

Era Jessego Owensa

Era Carla Lewisa

Era współczesnychczempionów

Jesse Owens, 4-krotny rekordzista świata. Zdjęcie z 1936 roku.

tekst: Tomek Kurkowski

Page 36: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

- tłumaczenia przysięgłe- nieprzysięgłe- porady ogólne- tłumaczenia w terenie- pomoc przy uzyskaniu Nino- rozliczenia podatkowe dla osób �zycznych i samozatrudnionych - wypełnianie formularzy - Child Bene�t, Working Tax, Child Tax, Housing Bene�t, Maternity Grant MA1- pisanie biznesplanów, itp.

Więcej informacjina stronie internetowej:www.konsultantpersonalny.com

Konsultant PersonalnyGreat Junction StreetEdinburgh EH6 5LG

Tel.: 0131 554 7000 lub 0798 347 28 73E-mail: [email protected]

Nie musisz wychodzić z domu,my do Ciebie dotrzemy!

BuCar Spark ServicePRZYGOTOWANIE DO MOT – HAMULCE, ZAWIESZENIE, ELEKTRYKA

MECHANICZNE I ELEKTRYCZNE USUWANIE USTEREK

KOMPUTEROWA DIAGNOSTYKA – WYŁĄCZANIE LAMPEK SERWISOWYCH

MONTAŻ - ALARMÓW, BLOKAD ELEKTRONICZNYCH, CENTRALNYCH ZAMKÓW

NAPRAWY NADWOZIA - MALOWANIE, BLACHARSTWO

AUTO – HOLOWANIE, LAWETA

SPRZEDAŻ I SKUP - SAMOCHODÓW

07871441062 or 07783029590 or 07598938025Poniedziałek-Piątek 9 – 17 Sobota 10 – 15

Jedyny POLSKI warsztat w Twojej okolicy !

Bann Street, Unit 3BT62 3BG, Portadown

Page 37: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Zabawa i śledztwo w jednymLINKcafé

tekst: Aleksandra Łojek-Magdziarz

www.linkpolska.com September 2008 | wrzesień 2008 | 37

Facebook (FB) budzi kontrowersje i zachwyt. Pomysł studenta z Harvardu, który narodził się w akademickim pokoiku, zjednał sobie miliony fanów, ale przysporzył wielu bezsen-nych nocy policji, wojsku i innym instytucjom. Ułatwia nawiązywanie i utrzymywanie kon-taktów, ale też i śledzenie użytkownika, jeśli ten nie wie, jak chronić swoją prywatność.

I jestem w największej sieci społecznościo-wej tego łez padołu. Mam kilkudziesięciu znajomych z całego świata, z którymi za-pewne i tak utrzymywałabym kontakt e-ma-ilowy, ale bardziej sporadycznie niż w Face-booku. Tu każdy, kto chce, może co jakiś czas (dowolnie wybrany) aktualizować swój stan istnienia - innymi słowy, ogłosić wszem i wo-bec, co w obecnej chwili robi. W większości z nas, jak się okazuje, drzemie chęć podziele-nia się ze światem takimi wiadomościami. Językiem Facebooka jest angielski, ale moi znajomi często to ignorują, więc bywa, że otwarta dane-go dnia strona jest jak wieża Babel.

Widzę zatem, że Tomek (Polska) czeka na rozstrzy-gająca odpowiedź TAK lub NIE. Nie wiem, czy to spra-wy prywatne czy zawodowe, tego najwyraźniej nie chciał ujawnić, ale wnioskuję, że jest w zawieszeniu, ergo - jest podenerwowany. Mikołaj (Londyn) skończył przesu-wanie rzeczy z punktu A do punktu B (czytaj: prokra-stynację), Ivanka (Czechy) sprząta biuro przed urlopem, Joanna (Polska) wylądowała w Seattle, a Severin (Fran-cuz w Krakowie) usiłuje wprowadzić się w nastrój produktywny, bo kończy pi-sanie drugiej pracy magister-skiej. Nie wiem, co robi Neda (Bułgarka), bo zwykle pisze w ojczystym ję-zyku. Elisabeth (Austria), która jest w Korei i bada prostytucję lokalną w ramach dokto-ratu, informuje, że miała nadzieję, iż nauczy się przygotowywać koreańskie potrawy, ale wyszło, że będzie trenować taekwondo. I wreszcie Raluca (Rumunia), która doświad-cza upałów w Ghanie, triumfalnie głosi, że nauczyła się robić fufu (podstawową potra-wę Ghańczyków).

Wszyscy ci ludzie, bardzo na co dzień za-jęci, nie mieliby czasu, by do mnie każdego dnia napisać, co się z nimi dzieje i czy żyją.

Facebook zaspokaja też potrzeby intelek-tualne. Oferuje rozliczne grupy dyskusyjne, do których można się przyłączyć. Po inwazji Rosji na Gruzję, w FB zaroiło się od grup poświęconych temu tematowi, zrzeszają-cych zarówno Gruzinów, jak i Rosjan. Jeden z moderatorów do dziś zamieszcza linki do ważniejszych publikacji poruszających ten temat, w trzech językach: gruzińskim, rosyj-skim i angielskim, z różnych mediów. Wiele organizacji i fundacji przyłączyło się do Fa-cebooka, jeszcze do niedawna nim gardząc.

Okazało się bowiem, że nieprzynależenie do FB nie ułatwia nawiązywania kontaktów. W wielu miejscach świata, kiedy ktoś nowo poznany nie miał wizytówki, mówił mi, że znajdę go na FB. I tak też było.

Psychologowie zainteresowali się już feno-menem sieci społecznościowych, a zwłaszcza Facebookiem. Uznali bowiem, że przebija zeń wciąż niezmienna chęć podtrzymywania kontaktów międzyludzkich i potrzeba in-dentyfikowania się z jakąś grupą ludzi. Ma

to swoje dobre i złe strony. Łatwo można bo-wiem opracować portret psychologiczny oso-by, która regularnie uaktualnia swoje dane i rzetelnie wypełniła pola sugerowane przez twórców FB, by założyć swoje konto. Można prześledzić, w jakim jest nastroju, poznać jej tryb życia, upodobania seksualne i czy jest z kimś związana. W ubiegłym roku gruch-nęła wiadomość, że jeden z pracowników uniwersytetu w Cambridge odpowiedzialny za rekrutację przyznał, że sprawdzał w FB profile kandydatów na studentów. „Niektó-rzy wyznawali niepokojący system warto-ści” - powiedział w wywiadzie dla magazynu

uniwersyteckiego. Izraelskie wojsko ostrzegło swoich żoł-nierzy, że umieszczanie zdjęć na FB może prowadzić do naruszenia tajemnic pań-stwowych - żołnierze bowiem chętnie fotografowali się na tle sprzętu wojskowego.

Facebook od pewnego cza-su dba bardziej o ustawie-nia prywatności.Użytownicy umieszczają swoje zdjęcia, ale mogą zastrzec, kto będzie miał do nich dostęp. Mogą również zabronić dostępu do swojego profilu nie tylko wy-branym osobom, ale całym grupom. Ostatnio okazało się też, że użytkownicy, po po-czątkowym spontanicznym dzieleniu się wszystkimi detalami ze swojego życia, przestali traktować FB jako konfesjonał, choć w ogóle nie wpłynęło to na ilość odsłon.

Współczesna technologia przybliża ludzi, to truizm. Może im jednak też wyrządzić krzywdę, o czym łatwo zapomnieć.Najczęściej używane aplikacje w FB:Poke - wirtualne zaczepienie kogoś, przypomnienie o swojej egzystencji.Superpoke - wieloczynnościowa zaczepka. Może być przytuleniem kogoś, kogo się szczególnie lubi, uściśnię-ciem prawicy w podziękowaniu za coś, postawieniem komuś piwa, rzuceniem w niego kurczakiem, przesłaniem namiętnego pocałunku.Wall - umożliwia pisanie na wirtualnej ścianie szybkich i żartobliwych wiadomości, które są często komentarzem do profilu. Te teksty są zawsze widoczne dla innych użyt-kowników.Message - wysyłanie wiadomości. Nikt inny, poza adre-satem, nie może jej odczytać.

„Językiem Facebooka jest angielski, ale moi znajomi często to ignorują, więc bywa, że otwarta danego dnia strona jest jak wieża Babel”

Klik Klik

Klik

Klik

Klik

„Wieża Babel” Pieter Bruegel, 1563r.

Page 38: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

pestki ze środka, używając w tym celu łyżki. Potem siekamy kaba-czek w półksiężyce.

Wszystko dusimy pod przykry-ciem, by zmiękło. Gdy potrawa ro-bi się zbyt gęsta, dolewamy do niej wody. Pod koniec dosypujemy so-czewicę, gotujemy ją co najmniej 10 minut i dorzucamy posieka-ne bądź porwane w dłoniach zioła. Doprawiamy całość solą i odrobiną świeżo zmielonego pieprzu. I danie gotowe!

WAŻNE: Oczyszczając papryczkę pepperoni warto to robić w jedno-razowych silikonowych rękawicz-kach i być naprawdę ostrożnym, przede wszystkim, by nie zatrzeć ręką oka. Myślę, że odrobina wy-obraźni wystarczy, by się domyślić, co by się wówczas mogło stać.

LECZO

LINKcafé

Helena Kubajczyk jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Wielbicielka sztuki wszelakiej, również kulinarnej. Obecnie mieszka w Poznaniu.

Fot. H. Kubajczyk

Wraz z nadchodzą-cą jesienią w skle-pach pojawia się coraz więcej wa-rzyw, takich jak dy-nie czy kabaczki i patisony. Rzadko je kupujemy, bo brak pomysłu, co z nimi tak naprawdę zro-bić. Ja proponuję le-czo. Wielokolorowe i dobrze doprawio-ne rozgrzeje i doda wigoru.

Składniki:

3 papryki - zielona, czerwona i żółta

2 młode cukinie

1 kabaczek

1 kg dojrzałych pomidorów limo (tzw. paprykowych, podłużnych)

1 papryczka pepperoni, może być więcej lub mniej, zależnie od upodobań

1 duża cebula

2 łyżki koncentratu pomidorowego

oliwa do podsmażenia

pęczek świeżych ziół (rozmaryn, tymianek, liść laurowy - może być suszony)

200 g czerwonej soczewicy

sól, pieprz

Pomidory sparzyć i obrać ze skó-ry, rozdrobnić, wrzucić do większe-go garnka i wstawić na niewiel-ki ogień. Kolejno podsmażamy na patelni na oliwie posiekaną drob-no cebulę, paprykę w trzech kolo-rach pokrojoną w kostkę oraz cuki-nię, nieobraną, krajaną w talarki. Do oliwy, którą mamy na patelni, warto dodać wcześniej liść laurowy, da to wyjątkowy aromat.

Po podsmażeniu każdego ze składników dorzucamy je od razu do garnka z pomidorami. Papryczkę pepperoni przed posiekaniem i do-daniem do garnka trzeba pozbawić wszystkich pesteczek ze środka, bo to one są najbardziej ostre z całej papryki, a w tej potrawie chodzi o to, by była pikantna, a nie niezja-dliwa. Kabaczek po obraniu dzie-limy wzdłuż na pół i wydrążamy

MOJE ULUBIONE DANIE JEDNOGARNKOWE

Na telefon

stacjonarny

do PolskiNa telefon

komórkowy

do Polski1p 6pNa telefon

stacjonarny

do Polski

0844 972 0010WYKRĘĆ

INSTANT DIAL

2 p

Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to number you initially text to. Credit lasts 90 days from �rst use.

Z Twojej komórki

wyślij sms o treści HALOna numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy następnie wybierz numer docelowy

Bez abonamentu

żadnych dodatkowych opłat

talk2save.co.uktext-n-talk.com

Słowacja 3pLitwa 3pLitwa tel.kom. 9pSłowacja tel.kom. 11p

Ask bill payer’s permission. Prices are per minute including VAT. Calls from a mobile may cost more. Contact your mobile provider if in doubt. Cost for using service will be added to landline providers phone bill. See website for full terms.

Page 39: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

„Nat

ura

dała

nam

dw

oje

oczu

, dw

oje

uszu

, al

e ty

lko

jede

n ję

zyk

po to

, aby

śmy

wię

cej

patr

zyli

i słu

chal

i, ni

ż m

ówili”

Hasło oraz imię i numer telefonu prosimy przesyłać na adres:Rozrywka,Link Polska Magazine,1a Market Place, Carrickfergus BT38 7AWlub [email protected]

LINKcafé

Dorota Mazur,absolwentka liceum plastycznego w Szczecinie i komuni-kacji wizualnej Poli-techniki Koszalińskiej. Pasjonatka rysunku i tańca. Od niedawna mieszkanka Poznania.

www.linkpolska.com

RYSUNEK: DOROTA MAZUR

””C

YTA

T M

IES

IĄC

A

Rozwiąż krzyżówkę i wygraj nagrodę niespodziankę!

Zwycięzcą losowania sierpniowej krzyżówki (aforyzm Władysława Grzeszczyka, Worek plew jest duży i lekki) została Pani Krystyna Skalska z Londynu.

GRATULUJEMY!

September 2008 | wrzesień 2008 | 39

Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wier-szu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwa-dracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

Sud

oku

6 83

1

8 9 1

35 6

6 3

75

5

75

713

3

9 6

7

2

53

1

3

8 4

96

93

2

Sok

rate

s

Uważa się, że wino to-ruje drogę stosun-kom międzyludzkim. Spożywane w umiarko-wanych ilościach działa stymulująco, uprzyjem-

niając spotkania towarzyskie. Jak się oka-zuje, ma ono również bardziej praktycz-ne właściwości. Badacze z Uniwersytetu Stanowego Oregon dowodzą, że niektóre składniki wina wykazują zabójcze wła-ściwości w stosunku do bakterii E. coli oraz salmonelli, a alkohol plus występu-jące w winogronach kwasy, jabłkowy i wi-nowy, stanowią doskonały środek dezyn-fekujący. Nowe właściwości wina pozwa-lają nam na wykorzystanie go w przy-padkach ukąszenia przez owady, stłucze-niach i krwotokach, a także podczas… cotygodniowych porządków. Dlatego za-miast wylewać kiepskie gatunkowo wino, przemyj nim np. kuchenną podłogę.

Winna dezynfekcja

Page 40: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Unit A Canalside John Gilbert Way Trafford Park Manchester M17 1AH tel./fax: 0 161 877 57 21; mobile.: 077 835 33 065, 077 835 33 050; e-mail: [email protected]

*atrakcyjne ceny*największy wybór produktów*świeże dostawy 3 razy w tygodniu

tel. (0044) 07719686148; 07788925213e-mail: [email protected]

Z dostawą do sklepów!

Page 41: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

POLSKIE BIURO

184 LISBURN ROADBT9 6AL BELFASTTEL. 028 90 80 30 85TEL. 028 90 296 296

internet - telefon - telewizjajuż od £15,50 miesięcznie

VIRGIN Media

BILETY

UBEZPIECZENIA NA SAMOCHÓD

lotnicze - promowe - eurotunel

min. formalnościniska cenasatysfakcja gwarantowanawww.balticaonlin

e.comwww.balticaonline.com

od£5przelewy do Polskina konta PLN i GBPnajlepszy kurs na rynku

Angielski 4 razy szybciej!

CENISZ SWÓJ CZAS?

PRZYJDŹ DO NAS Metoda Callana

• SZYBKIE EFEKTY • GWARANCJA

SUKCESU • MAŁE GRUPY (DO 10

OSÓB) • LEKCJE PRÓBNE • BRAK ZADAŃ

DOMOWYCH

WWW.EFECT.CO.UK email:[email protected]

tel: 07521988954 Ravenhill Business Park Ravenhill Road, Belfast

SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO“EFECT”

Metoda Callana

przesyłkiIRLANDIA PÓŁNOCNA – POLSKA - IRLANDIA PÓŁNOCNAOferujemy przesyłki paczek, przeprowadzki, przewóz towarów, przewóz zwierząt, przewóz samochodów na lawecie, możliwość negocjacji cen, możliwośćwynajęcia całego samochodu.

Kompleksowa obsługa od drzwi do drzwi.

0789447754807922227434

NORTHERNIRELANDEXPRESS

Wykonujemy wszystkie prace mechaniczne. przygotowanie do M.O.T i P.S.V.

diagnostyka komputerowa sprzedaż opon, naprawa, wyważanie

myjnia samochodowa, mycie M.O.T.holowanie

czyszczenie wnętrznowo otwarta lakiernia samochodowa

z profesjonalnym doradztwem elektryka samochodowa

recovery – pomoc drogowaprofesjonalne doradztwo przy zakupie samochodu

sprzedaż autzłomowanie aut, holowanie na nasz koszt

Creighto

ns Rd

Black Road Link

Golf Course Rd

Stew

arts

tow

n Rd

Stewartstown Rd

Blacks Rd

Upper Lisb

urn R

d

Mot

orw

ay

Mot

orw

ay

M1

M1

A1

A1

A512

A512

3

3Li

sbur

n

Belfa

st4

Tel.: 02890613300, 07789642189, 190 Stewartstown Road, Dunmurry Belfast BT17 0LE

Pierwszy warsztat samochodowy w Belfaścieprowadzony wyłącznieprzez Polaków!

Page 42: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Liczba wydań 612

Wielka Brytania i Irlandia£15£25

Kraje UE

£25£35

ZAMÓW PRENUMERATĘ!Aby zamówić prenumeratę na dowolny adres na terenie Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz innych krajów Unii Europejskiej należy wypełnić formularz zgłoszeniowy i odesłać go wraz z załączonym czekiem lub przekazem pocztowym (wysta-wionym na Link Polska) na adres redakcji: Link Polska, 1a Market Place, Carrickfergus, BT38 7AW lub zadzwonić pod nr.: 028 9336 4400, aby dokonać płatności kartą.

Formularz zgłoszeniowy:Imię i nazwisko: ..............................................Prenumerata na okres: ...................................Adres: ...................................................................................................................................Kod pocztowy: ............................................... Telefon: ..........................................................Załączam czek na kwotę: ...............................

Firma POLSMAKUnit 33 Jamestown Business Park

Jamestown RoadDublin 11

Tel.: 018341147Fax: 018341043

Największa w Dublinie oferta polskich

pro

duk

tów

Atrakcyjne ceny * Bezpłatny transport na te

renie

cał

ej I

rlan

dii

Miła i fachowa obsługa klienta

Zapraszamy rownież do naszego sklepu w centrum miasta,zapewniamy szeroki i tani asortyment produktów, jak i miłą obsługę

Sklep Polsmak27 Capel Str.

Dublin 1

Sklep Polsmak27 Capel Str.

Dublin 1

Bodybuilding4you_Ogloszenie_Link_Irlandia_63x41 copy.pdf 13/06/2008 20:12:17

PRZESYŁKIPrzesyłki

Polska-Irlandia Północna--Szkocja-Anglia i z powrotem

przeprowadzkiprofesjonalny

transport zwierzątzakupy w Polsce, tanio

0784047813407873145750

PACK-MAN

www.islandexpress.eu

Regularny transport przesyłekPolska-Irlandia Północna-Polska

IslandExpress s.c. tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel. +48 76 856 50 54

oferujemy: bardzo atrakcyjne ceny ubezpieczone przesyłki kompleksową obsługę From DOOR TO DOOR obsługę klientów indywidualnych usługę „zamów kuriera on-line”

Czy twoje dziecko rozumie o czym mówią w szkole???

Kursy dla dzieci i młodzieżyprzygotowujące do egzaminów brytyjskch

Zajęcia obejmują wszystkie przedmioty i poziomy!!!ZAPEWNIAMY

Przyjdź do nas!!! Jeżeli Twoje dziecko ma problemyz przygotowaniem do egzaminów końcowych!

Aby zniwelować różnice programowei zagwarantować lepszy start w przyszłość!

ZAPRASZAMY DO NAS!!!

RENARTusługi transportowe

przewóz osób(np. z i na lotnisko)

Kontakt: Artur 07527897950, Renata 07970773174 E-mail: [email protected]

Nauczanie Języka Angielskiego:

075 140 717 48 077 845 99 378 [email protected]

Language Consulting Service LCSProfesjonalne tłumaczenia

i doradztwo językowe w zakresie:

Nowo otwarty zakład fryzjerski114 Gregg Street, Lisburn Usługi damsko-męskie Agnieszka Szmid, 15-letni staż pracyTel.: 07523114113

Czynne:pn-pt: 10-18sob: 10-16

Miła atmosfera

Page 43: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Po prostu wybierz 084 4831 3897następnie wybierz numer docelowy

www.auracall.com/link To proste… Spróbuj teraz!

Dzwoń do domu

z tel. stacjonarnego2 p/min

już od

7p/min - 087 1412 38972p/min - 084 4831 38973p/min - 084 4988 38973p/min - 084 4988 3897

Polska tel. komórkowyNiemcy tel. stacjonarnySłowacja tel. stacjonarnyIrlandia tel. stacjonarny

T&C’s: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 5p by BT.Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 087 0041 3897

do Polski

BEZ NOWEJ KARTY SIM BEZ UKRYTYCH OPLAT

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. **Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Infolinia: 020 8497 4698 Tanie Rozmowy!

Do³aduj T-Talk z komórki wybierz 0208 497 3897 & 1 po £5 kredytu.

www.auracall.com/glosik

2p/min

7p/min

2p/min

1p/min

1p/min

1.6p/min

5.5p/min

1.6p/min

0.8p/min

0.8p/min

Polska

Polska

S owacja

Czechy

USA

Do³aduj T-Talk przez internet**

na www.auracall.com/glosik

Do 27% extra kredytu ZA DARMO je li do³adujesz konto przez INTERNET

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

210x148_TTV_LINK POLSKA_3897_polPage 1 22/07/2008 13:09:52

Nowo otwarty zakład fryzjerski114 Gregg Street, Lisburn Usługi damsko-męskie Agnieszka Szmid, 15-letni staż pracyTel.: 07523114113

Czynne:pn-pt: 10-18sob: 10-16

Miła atmosfera

Page 44: 9 September/wrzesieñ 2008 ISSN 1756-3542

Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy

Fotokasty dostępne na: