Upload
moto-turysta
View
227
Download
2
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Autor: Paweł (Moto-Turysta 054)
Citation preview
Nr Relacji:
015 / 2010 / Turystyczne Wojaże
Autor:
Paweł (M-T 054)
BMW MOTORRAD DAYS 2010Tytuł:
Można śmiało napisać, że jak co roku, tak i w tym roku wybrałem się na BMW Motorrad Days
do Garmisch. Podobnie jak w ubiegłym, był to wspólny wyjazd z Kasią. Zmieniliśmy nieco formułę
wypadu, gdyż wystartowaliśmy już w niedzielę 27 czerwca.
Uczestnicy wyprawy: Paweł & Kasia
Na pierwszy rzut poszła trasa z Wronek do Baden-
Baden w Niemczech, gdzie zatrzymaliśmy się na jedną noc
u Kasi kuzynki. Droga minęła bez szaleństw, tj. Świecko,
droga 87 z Frankfurtu do autostrady nr 13 i dalej Drezno,
skąd autostradą nr 4 na Chemnitz, Zwickau i Hof. Dalej 9-
tką do Norymbergii, gdzie skręcamy na 6-tkę prowadzącą
na Heilbronn. Za Karlsruhe zjazd na Baden-Baden. Po
przejechaniu 954 kilometrów, zmęczeni i spoceni jesteśmy
na miejscu. Prysznic, posiłek i czas na odpoczynek.
1 / 9
W poniedziałek około południa ruszamy autostradą nr 5 w kierunku Freiburga. Przejazd 100
kilometrów zajął nam sporo czasu, gdyż ten odcinek autostrady ma wiele remontowanych fragmentów.
Upał doskwierał. We Freiburgu zjeżdżamy na drogę B31 i kierujemy się na Titisee Neustadt.
W miejscowości Schuluchsee jesteśmy umówieni z Larsem, szwajcarskim policjantem pracującym w
Zurychu. Po kilku latach znajomości i jego 5 wizytach w Polsce w końcu jedziemy z rewizytą.
Lars przechwytuje nas w zasadzie w locie na swojej Hondzie Varadero. Sobie tylko znanymi trasami
pilotuje nas do miejscowości Stetten, w której mieszka. To wioska odległa od dobre 20 od Zurychu. Warto
dodać, że wioska w znaczeniu szwajcarskim nie jest wioską w znaczeniu polskim.
W mieszkaniu Larsa dostajemy do dyspozycji jeden z pokoi. Odświeżeni przygotowujemy grill’a, na
którym ma się zjawić kilku naszych wspólnych znajomych. Tego dnia zrobiliśmy tylko 231 kilometrów.
LAUREAT RANKINGU
RELACJA ROKU 2010*
* przejdź do działu rankingu >>
O RĘCE AUTORÓW RELACJI ROKU
DBA NA TURYSTYCZNYM SZLAKU
PRODUCENT RĘKAWIC:
We wtorek przed południem jedziemy do Zurychu. Lars pokazuje nam starówkę, spacerujemy po
wybrzeżu Jeziora Zurychskiego. Nie ukrywam, że miasto zrobiło na nas wrażenie. Jest czysto, ale mimo
to, w rzece wypływającej z jeziora udało mi się natrafić na utopiony… znak drogowy.
Na wyraźne życzenie Kasi
udajemy się także na lotnisko.
W środę
wystartowaliśmy około
10-tej. Z uwagi na fakt,
że Lars miał jeszcze dzień
wolnego, podjął się roli pilota.
No i całe szczęście, bo nie wiem jak byśmy sobie sami poradzili
na szwajcarskich drogach lokalnych. Nie wykupiliśmy winietki i korzystaliśmy z bocznych tras. Generalnie
jechaliśmy wzdłuż Jeziora Zurychskiego i autostrady nr 3 prowadzącej do Chur.
W miejscowości Landquart rozstajemy się z naszym szwajcarskim przyjacielem i dalej ruszamy już
sami. Droga nr 28 prowadzi do pierwszej z przełęczy, które mamy w planie pokonać „po drodze” do
Garmisch, mianowicie Flüelapass. Zahaczamy jeszcze do sławnego ze spotkań grupy państw G-8 i Rosji,
Davos. Cóż, okazało się, że chyba to miasteczko faktycznie jest atrakcyjnym kurortem zimowym – szału
nie było.2 / 9
gdzie na tarasie widokowym mamy okazję
podziwiać odlatujące i przylatujące maszyny. Nie
ma co, ruch lotniczy jest znacznie większy niż na
naszej poznańskiej Ławicy.
Po powrocie do Stetten jedziemy jeszcze nad
rzekę Reuss, gdzie się chłodzimy. Wieczorem
wspólna kolacja z dzieciakami Larsa.
Flüelapass, 2383m n.p.m., co możemy powiedzieć /
napisać? Wspaniałe miejsce. W trakcie naszego pobytu
zalegało jeszcze sporo śniegu a na pobliskim jeziorku /?/
momentami był jeszcze lód. Widoczki wspaniałe. Już
cieszyliśmy się na dalszą część naszej podróży.
W miejscowości Zernez wjeżdżamy
na drogę nr 27 i jedziemy w kierunku
Saint Moritz. Mieliśmy okazję tam być
5 lat temu, dlatego odbijamy wcześniej na drogę nr 29 i kierujemy się na Passo del Bernina. Po drodze
podziwiamy morenę boczną lodowca u stóp masywu Bernina w Alpach Retyckich, która niestety topnieje.
Na samej przełęczy kilka fotek i zmykamy dalej. Pojawiły się drobne rozterki, czy nie skręcić w lewo na
Forcola di Livigno, ale odpuściliśmy. Zawsze będzie jeszcze jeden powód, by tam wrócić.
3 / 9
Po przekroczeniu granicy szwajcarsko – włoskiej dojechaliśmydo miasteczka Tirano skąd kierujemy
się na Teligo a tam odbijamy na drogęnr 39 i gnamy na Edolo. Powoli zaczynamy szukać jakiegoś noclegu
– niestety miejsca, w których pytaliśmy, nie zawsze nam odpowiadały, zwłaszcza pod względem
cenowym. Tak jakoś wyszło, że dojechaliśmy do Ponte di Legno i wbiliśmy się
na drogę nr 300 prowadzącą do kolejnej planowanej przez nas przełęczy, Passo di Galvia.
Podjazd był niesamowity. Mam tu na myśli wąską i bardzo krętą drogę. Po raz kolejny temperatura
cieczy chłodzącej motocykla wzrosła wymuszając uruchomienie wentylatorów. Niewielka prędkość i
wzmożona czujność są BARDZO pożądane na tym podjeździe. Nie wiem, jakim cudem wymijają się tam
dwa auta. Na nasze szczęście dzięki późnej porze ruch był znikomy.
Na Passo di Galvia zastaliśmy jednego człowieka na jednym motocyklu. Wysokość 2621 m.n.p.m.
zrobiła na nas wrażenie – nigdy wyżej jednośladem się nie zapędziliśmy.
Widoczki cudowne.
Na nocleg zatrzymaliśmy się w miejscowości
Saint Antonio niedaleko miasteczka Borgio, skąd mieliśmy już tylko rzut beretem na Passo di Stelvio.
Zrobiliśmy 409 kilometrów z czego kilkadziesiąt było dla mnie jak wiosłowanie kajakiem.
Ciekawostką był nasz 2-gwiazdkowy hotel, Castello – na recepcji nie było nikogo. Udało mi się znaleźć
panią w restauracji mieszczącej się na dole.
4 / 9
Na moje pytanie o znajomość języka angielskiego pani
odpowiedziała „si”. Na kolejne pytania, zadawane już
po angielsku, też odpowiadała „si”. Koniec końców
zaprowadziła nas do pokoju. Nie chciała żadnych
dokumentów. Na śniadaniu byliśmy sami.
Spakowaliśmy się i nie było nawet komu oddać klucza.
Rachunek otrzymaliśmy na kartce z taśmy kasy:
35+35=70. Włoski luz czy bezgraniczne zaufanie do
wszystkich?
Rano powolutku jedziemy w kierunku
najwyższego punktu tego wyjazdu.
Sądziliśmy, że na drodze nie będzie zbyt wielkiego tłoku. Cóż, pomyliliśmy się. Poza masą motocykli i aut,
na Passo di Stelvio pedałowały chyba setki cyklistów. Jak dla mnie, to należy się tym ludzikom WIELKI
szacunek. Każdy kto był na di Stelvio, a w gronie Moto-Turystów jest to liczna grupa, wie, co bym chciał
w tym miejscu napisać. Ale ująć w słowa się tego nie da. Mieliśmy piękną pogodę, droga wije się tam
wyżej i wyżej. Niestety, mam nadzieję że to nie moja wina, ale LT-ek się na takie trasy nie nadaje. Za duży,
za ciężki i w dodatku był zapakowany w zasadzie maksymalnie. Mimo tego i tak mordka mi się cały czas
śmiała. Po minięciu, jak to określiliśmy, alpejskiej łączki, zostaje nam jakieś 10 zakrętów do końca – ten
podjazd nagrywamy jako filmik. Na szczycie tłok. Samochody, motocykle i wszechobecne rowery. Mimo
wszystko zajefanie. Spędziliśmy tam odrobinę czasu trzaskając fotki i ciesząc się najwyższym poziomem
zdobytym wspólnie z naszym motocyklem,
tj. 2757 m.n.p.m.
5 / 9
Zjazd z di Stelvio śmiało mogę określić jako mój osobisty
dramat. O ile branie lewych zakrętów było sympatyczne o tyle
branie prawych to masakra. Niestety LT -ek i ja nie radziliśmy sobie zbyt spektakularnie. W końcu
poszedłem na sposób i zaczynałem zjeżdżać tak nie do końca w zgodzie z przepisami, po zewnętrznej. Parę
razy wyminąłem się z jednośladami tak, że oni po wewnętrznej a ja po zewnętrznej – ludzie są jednak
wyrozumiali…
6 / 9
Po minięciu miasteczka Prad dojechaliśmy do Spondigna, gdzie wskoczyliśmy na drogę nr 40 i
skierowaliśmy się na Merano. Tam, jak to zwykle bywa we Włoszech, gubimy się. Na szczęście udaje nam
się trafić na drogę nr 44b i pchamy się kierunku przełęczy Timmelsjoch, ostatniej
w naszym planie dojazdu do Garmisch.
Podjazd na Timmelsjoch od strony włoskiej okazał się cięższy niż od strony austriackiej. Mimo
wszystko warto było, co z kolei nie stanowiło dla nas zaskoczenia. Posiłek na wysokości 2474 m.n.p.m.
smakował w zasadzie zwyczajnie. Po krótkim odpoczynku i kilku fotkach ruszamy dalej, już do Garmisch.
Przejazd z przełęczy do miasta
Imst, był tym, co LT-ek lubi
najbardziej. Droga nr 186 posiada
dobrą nawierzchnię a zakręty są
wyprofilowane w sam raz na takiego ciężkiego grzmota. Z Imst drogą nr 189 docieramy do Nassereith a
następnie 179 do Lermoos, skąd 187 do granicy, po której przekroczeniu zmienia ona numerację na 22 i
prowadzi prosto do Garmisch.
Szybko znajdujemy nasz pensjonat i zajmujemy pokoik na poddaszu z niewielkim tarasem.
Dotarliśmy, po 292 kilometrach. Jeszcze wieczorem pieszo udajemy się na miejsce zlotu, gdzie przybyła
już spora grupa jego uczestników. Najbliższe dwa dni postanawiamy nieco odpocząć od dłuższych
wyjazdów jednośladem.
W piątek po śniadaniu idziemy na zlot. Już się działo. Dodać w tym miejscu należy, że był to
jubileuszowy, 10 zlot z cyklu BMW Motorrad Days. Dla mnie dopiero czwarty i jestem ciekawy, na jak
długo organizatorom wystarczy jeszcze pomysłów na atrakcje? Nudzić się tam nie można.
Zaliczyliśmy pokaz w wykonaniu niezawodnego Chris’a Pfeifer’a. Zwiedziliśmy liczne stoiska wystawców.
Nie zapomnieliśmy także o nabyciu pamiątkowych koszulek zlotowych.
Po południu postanawiamy
się nieco ochłodzić. Mieliśmy w planie pobliski kompleks basenów, jednak za namową naszej gospodyni,
jedziemy nad jezioro Eibsee. Decyzja była słuszna – krystalicznie czysta woda, niewielka ilość ludzi
i widok na górę Zugspitze. Czego chcieć więcej w taki upał?
7 / 9
Wieczorem meldujemy się na zlocie z nadzieją
na wygranie „małego” GS-a w rocznicowym malowaniu. Niestety, nie tym razem.
W sobotę w samo południe miałem odbyć jazdę testową GS1200 Adventure. Na dwie godziny przed
trzeba było potwierdzić chęć jazdy. Podjechaliśmy więc LT-kiem na parking przed bramą prowadzącą na
zlot. Wizja jazdy w takim upale, w pełnym rynsztunku, nie napawała optymizmem. Kasia odpuściła, więc
jechałem solo. Cóż, ADV był o wiele lżejszy niż nasz srebrny potwór. Nie powiem, podobało mi się,
zwłaszcza, że przewodnik prowadził po fajnej trasie. Na postoju musiałem obniżyć sobie nieco siedzenie
i ponieść szybę. Poza tym wszystko grało jak trzeba.
Po południu znowu wyskoczyliśmy nad jezioro Eibsee. A tam, o ile dnia poprzedniego spłoszyła
mnie jaszczurka, to tego dnia był to prawie metrowej długości czarny wąż. Na szczęście sobie popłynął
i mogliśmy się chłodzić. Aż żal było wyjeżdżać.
8 / 9
Niedziela, powrót do domu. Wstaliśmy o 03:30
i godzinę później opuściliśmy Garmisch. Chcieliśmy
do minimum skrócić czas jazdy w upale. Tak więc do
jakichś 100 kilometrów za Monachium było jeszcze
OK. A potem już tylko bleeee. Upał był nie do
zniesienia.
Trasa powrotna jak co roku: Monachium, potem na
autostradę 93i Regensburg, następnie Hof, gdzie
zamknęła się nasza pętla i na Drezno. We Wronkach
jesteśmy około 15-tej po przejechaniu 919
kilometrów.
9 / 9
Podsumowanie:
* Zrobiliśmy łącznie 2805 kilometrów.
* Bardzo dobrym rozwiązaniem jest robienie długich
przebiegów przez Niemcy w niedziele -nie ma ciężarówek.
* Alpy są cudowne i z pewnością w przyszłym roku trzeba
będzie zaplanować jakiś przejazd po tamtejszych przełęczach.
Może czas by przekroczyć granicę 3000 m n.p.m.?
* BMW Motorrad Days to atrakcyjna i ciekawa impreza.
Warto tam być.
Ciekawostki z cyklu,
jak dostać się na BMW Motorrad Days:
* Pewna pani przywiozła swojego pieska w pojemniku
zainstalowanym na tylnej kanapie i kufrach GS-sa.
* Para Niemców, naszych sąsiadów z pensjonatu,
przyjechała samochodem z przyczepką, na której
znajdował się GS1200 Adventure. Obserwowaliśmy ich
poczynania z tarasu – motocykl był poprzypinany pasami.
Jak już się im udało go zdjąć zażartowałem, że pewnie z auta pan
wyjmie kufry i je zainstaluje. Tak też się stało!!!
Ubiory, hełmy, buty też mieli w aucie. Potem pan wyjął walizkę na kółkach i udał się do pensjonatu. Nie
byli to ludzie starzy, mogli mieć około 30-tki. Tablice rejestracyjne GG, więc chyba Groß-Gerau, jakieś 450
kilometrów od Garmisch… Jak dla nas żenada.
Informacje praktyczne:
* 22 litry paliwa w Szwajcarii = 37,50 CHF / litr ok.1,7 CHF
* Dwuosobowy pokój z łazienką, TV i śniadaniem /B&B/
w Saint Antonio to wydatek ok. 70 euro.
* Nocleg w Garmisch, blisko centrum – 28 euro za osobę
ze śniadaniem.
* Parking nad jeziorem Eibsee dla motocykli jest bezpłatny.
* Koszulka zlotowa – 23 euro
* Jazda testowa BMW – wcześniejsza rejestracja przez Internet,
5 euro / w tym pamiątkowa fotografia i zimny napój po jeździe.
* opłata za przejazd przełęczą Timmelsjoch w jedną stronę – chyba12 euro