Transcript
Page 1: Wkładka UR. Tryby. Katolicki miesięcznik studencki. Czerwiec 2011

I Uniwersytet Rolniczy

Uniwersytetu Rolniczego

Perła na wyciągnięcie ręki

W świecie nastawionym na zysk istnieje przestrzeń neutralna za-garnięta przez osoby, dla których pasja i poszanowanie przyrody – a nie korzyści materialne – są najważniejsze. Życie Pana Jana Nawieśniaka pasuje do tej tezy.

Michał Wnęk

Jak zaczęła się Pana przygoda z rolnictwem ekologicznym?

– Cała moja rodzina pochodzi z przepięknej wioski Olszówka w po-wiecie limanowskim. Aby pomóc dzieciom w zdobyciu wykształcenia, rodzina Nawieśniaków przeniosła się w latach 50. do Krakowa. Tęsknota

do ziemi jednak u rodziców pozosta-ła i właśnie mama zaszczepiła w nas miłość do niej, jako najważniejszą, fundamentalną cechę naszych wszyst-kich przedsięwzięć. Zaraz po studiach postanowiliśmy z rodzeństwem, że kupimy małe gospodarstwo niedaleko Krakowa i tam się przeprowadzimy. Początki były bardzo trudne: zacią-gnięte kredyty i wzrastające oprocen-towanie prawie doprowadziły nas do bankructwa. Dzięki pomocy rodziny i przyjaciół, uzbieraliśmy całą sumę, spłaciliśmy długi i powoli zaczęliśmy wychodzić na prostą.

Czy nie było Panu żal opuszczać Krakow?

– Kiedy muszę stąd wyjechać, jest to

dla mnie największa kara. Miałem wie-le propozycji wyjazdów m.in. do Pary-ża, Strasburga, aby podzielić się swoim doświadczeniem z tamtymi rolnikami. Odrzuciłem je wszystkie, ponieważ żal mi każdej chwili, którą mógłbym spędzić w gospodarstwie. Zresztą uwa-żam, że dużo więcej mogę zrobić tutaj, prezentując gościom „żywe rolnictwo”, niż na sali wykładowej.

Ile rodzin jest w stanie wyżywić takie jedno gospodarstwo ekologicz-ne porównywalne z Pańskim?

– Od 15 do 20 rodzin, które mogą zaopatrzyć się w żywność na najwyż-szym poziomie, droższą ok. 30 procent od konwencjonalnej. Weźmy np. jajko z hodowli ekologicznej: to skarb nie do przecenienia. Śmiało mogę powie-dzieć, że jest to lekarstwo, które posia-da ogromną wartość biologiczną, nie wspominając o odżywczej. Idąc na tar-gowisko większość z nas uważa, że jak coś jest wielkie to na pewno zdrowe – wielki czosnek to piękny czosnek – nie

I Uniwersytet Rolniczy

fot.

Arc

hiw

um T

rybó

w

Page 2: Wkładka UR. Tryby. Katolicki miesięcznik studencki. Czerwiec 2011

II TRYBY nr 6/2011Uniwersytet Rolniczy

T R Y B Y U R

zdając sobie jednak sprawy z tego, iż właśnie po to, aby był „piękny” (bo ta-kiego oczekuje klient), ma on w sobie ogromną ilość azotanów.

W jaki sposób pozyskuje Pan swoich klientów?

– Będąc na rynku, trzeba gdzieś zaprezentować swoje produkty, swo-ją ofertę. To trwa niestety wiele lat, bo ludzie muszą się przekonać , że to rzeczywiście jest najwyższej jakości żywność. Ja stawiam na kontakt bez-pośredni z klientem. Oczywiście, In-ternet jest ważny, ale nie jako miejsce, przez które można kupić żywność eko-logiczną, ale miejsce, w którym można znaleźć informacje o gospodarstwie. Faktyczna sprzedaż odbywa się bez-pośrednio, tutaj, na miejscu. Wszyscy, którzy chcą z nami współpracować najpierw przyjeżdżają, oglądają, sma-kują a następnie muszą ustawić się w kolejce, ponieważ na dzisiaj grupa odbiorców jest zamknięta. Są to stali klienci, ci sami od wielu lat, nowi, nie-stety, muszą czekać aż ktoś wyjedzie np. za granicę i w ten sposób zwolni się miejsce.

W takim razie może warto by było powiększyć działalność skoro jest to perła wśród innych gospo-darstw?

– Osobiście tak bym tego nie oce-nił, jesteśmy bardzo przeciętnym go-spodarstwem. Staramy się być najlepsi z najlepszych, a jak nam to wychodzi, mogą ocenić tylko nasi odbiorcy. Na-szą działalność weryfikują także gre-mia zewnętrzne: w 2008 r. zdobyliśmy pierwsze miejsce jako najlepsze gospo-darstwo ekologiczne w Małopolsce. Pracę zaczynamy bardzo wcześnie, bo już przed 5 rano, a kończymy po 20. Wszystkie uprawy są tak zaplanowane, aby można było je obrobić i zebrać rę-kami dwojga ludzi, dlatego nikogo nie najmujemy do pracy. Wyjątek stanowi okres zbioru śliw, kiedy to pomaga-ją nam dwaj zaprzyjaźnieni studenci. Właśnie z tego powodu nie ma naj-mniejszego sensu powiększać upraw.

Czy prowadzenie gospodarstwa ekologicznego jest opłacalne?

– My nie jesteśmy nastawieni na zysk, produkujemy tyle, abyśmy sami mogli się utrzymać. Kwestia włączenia się w wyścig szczurów – stawianie na pierwszym miejscu wydajności go-spodarstwa absolutnie nas nie intere-suje. Najważniejszy jest pewien cykl: wczesną wiosną wyjść na pole wysiać ziarno, następnie zebrać, przerobić na paszę, którą dostaną krowy. Z mle-ka zrobić ser, śmietanę, odebrać po-ród cielaka, przygotować wybieg dla kurcząt, zebrać jaja – połączenie tych wszystkich czynności da nam obraz całości.

Co jest głównym wyznacznikiem gospodarstwa ekologicznego?

– W każdym gospodarstwie, a już na pewno w ekologicznym, najważ-niejsza jest krowa. Jeżeli nie ma zwie-rząt to nie ma obornika, który stano-wi podstawowy nawóz dla ziemi, a co za tym idzie gospodarstwo przestaje być samowystarczalne. Przyorywanie zielonych nawozów może stanowić pewien substytut, jednak nigdy nie zastąpi go w 100 procentach. Przez to krowa staje się żywicielką nie tylko dla gospodarza, ale również dla ziemi.

Dużo mówi Pan o krowach. Czy te w Pana gospodarstwie są jakieś szczególne?

– To są dwa mercedesy wśród krów. Stara średniowieczna rasa – pol-ska górska czerwona krowa – otrzy-maliśmy je po wielu latach starań od oo. cystersów ze Szczyrzyca. Oni rów-nież mają gospodarstwo ekologiczne, w którym odtwarzają tę rasę. Trafiając do nas, obie otrzymały dożywocie.

Dożywocie w raju.– Można tak powiedzieć. Będą

u mnie ponad 20 lat, więc staram się im stworzyć jak najlepsze warunki. Obo-ry myte są co dwa tygodnie, a krowy pasą się w systemie bezuwięziowym. Podobnie jak kury, których w gospo-darstwie jest ponad setka. Niektórzy

Jan Nawieśniak – Prezes Małopol-skiego Stowarzyszenia Rolników Ekologicznych „Natura”, które po-wstało w kwietniu 2007 r. Prowadzi rodzinne gospodarstwo w miejsco-wości Maszków oddalonej 20 km od Krakowa. Na 3 ha uprawia tru-skawki, maliny, czosnek, pszenicę i warzywa, pozostałą część – prawie 2 ha – zajmuje sad wiśniowo-śliwo-wy.

Na stronie www.natura.krakow.pl zamieszczone są adresy gospo-darstw ekologicznych zrzeszonych w Stowarzyszeniu. Świetną okazją do spotkania się z rolnikami, rozmo-wy, a także nabycia produktów eko-logicznych jest cosobotni targ koło Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Nowym Bieżanowie, na który ser-decznie zapraszam.

się dziwią, jak można nie przeznaczyć ich na rosół, ale ja nie mam wątpliwo-ści, bo czy mógłbym zabić przyjaciela?

O czym należy pamiętać, stawia-jąc pierwsze kroki w tworzeniu go-spodarstwa ekologicznego?

– Najważniejsza jest pasja i uczci-wość. Uczciwość nie tylko w stosunku do klienta, ale także do samego siebie. Miałem taką historię: przyjechali tu-taj studenci z Danii, a ich jedno z ich wielu pytań brzmiało: jakie kary panu grożą, gdyby zaczął pan oszukiwać? To było przerażające, bo nigdy w życiu nie pomyślałem, że robiąc coś z pasji można kogokolwiek okłamać! Skoro poświęciłem ekologii całe swoje życie, jeden negatywny epizod mógłby prze-kreślić moją pracę.

Czy czasami nie jest nudno, kie-dy trzeba siedzieć w domu, podczas gdy na zewnątrz przez kilka dni pada deszcz i nie można pracować?

– Wtedy myślę, że Bóg patrząc z góry stwierdził : „Janek dość się już napracował, teraz potrzebuje kilka dni odpoczynku i wytchnienia”.

Page 3: Wkładka UR. Tryby. Katolicki miesięcznik studencki. Czerwiec 2011

III Uniwersytet Rolniczy

T R Y B Y U R

Piękne i malownicze a zarazem su-rowe i niebezpieczne. Dla większo-ści – miejsce na spędzenie urlopu, dla innych – sposób na życie. Od zarania dziejów góry są niezwykłą częścią naszej kultury.

MałGorZTa Żak

Porażająco racjonalny, dowcipny acz z nutką sarkazmu student inżynie-rii chemicznej na PK. Blond-włosa, za-kochana w muzyce i w koniach student-ka UP. Miłośnik jazzu i nieprzeciętnie pozytywna dusza towarzystwa, a na co dzień student polibudy. Ciemnowłosy chłopak nadmiernie krytyczny wobec siebie, a jednak z poczuciem humoru; poeta z zamiłowania, choć akademic-ko – matematyk z UJ i jeszcze kilka innych osób. Wreszcie ja – poezja śpie-wana, niepoprawnie bujna wyobraź-nia, gitara, śpiew i biotechnologia na UR. Co nas łączy? Przyjaźń i miłość do gór! Niektórzy może powiedzą, że to szalone, nienormalne czy chore. Być może. Ja jednak wolę zostać tym wariatem i wszystkie możliwe okazje spędzać w jeden sposób: z plecakiem na szlaku, z gitarą w schronisku, bez luksusów, za to wśród grani i z ludźmi. Dlaczego? Ponieważ istnieje:

SZCZYT – cóż tu wiele mówić? Wystarczy spojrzeć wokół, poczuć powiew wiatru i ciepło słońca na twa-rzy. No tak, trzeba wyleźć po stromym podejściu, zmęczyć się niewymownie, ale to nic wobec satysfakcji, że znów się udało i to wynagradza wszystko.

SCHRONISKO – najlepiej takie „dla prawdziwych turystów”: bez bie-żącej wody i bez prądu. Tam tworzą się najsilniejsze więzi. Tam można się oderwać od świata. Wystarczy wyj-rzeć za okno, zanucić przy świecz-ce i rozstrojonej gitarze, wyjść nocą i spojrzeć w niebo. Potem we wspo-mnieniach cztery ściany i dach znaczą o wiele więcej. Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej, gdzie wieczo-rem do upadłego śpiewaliśmy z gitarą wszystkie znane piosenki czy baców-ka „Jaworzec” bez elektryczności i za-sięgu, ale z rozgwieżdżonym niebem...

PRZYGODA – udowodnić? Proszę bardzo! Pobudka sporo przed świtem. Szlak wiedzie pod górę w całkowitej ciemności, oświetlony nikłym świa-tełkiem latarki z komórki. W odda-li dziwny dźwięk – dreszcz strachu: czy to wilki wyją? Wokół majaczące cienie przypominają postacie. Niebo rozjaśnia się powoli, ale w lesie wciąż

mrok. Wreszcie szczyt: nad Caryńską wschód słońca na tle różowych chmur, po przeciwnej stronie wiszący na gra-natowym sklepieniu księżyc. A potem, o poranku, odgłosy jeleni na rykowi-sku i łanie przebiegające przez szlak. Czego więcej potrzeba?

CZŁOWIEK – ludzie gór są wyjąt-kowi. Mają małe wymagania a wielkie serce. W większości nie znają poję-cia „obcy”, w każdej osobie mijanej na szlaku widzą brata i przyjaciela. Prawda, nie jest ich wiele... ale wciąż są! Można ich poznać po ciężkich bu-tach, plecaku, po uśmiechu i zamyślo-nych oczach – to ostatnie zdradza ich, gdziekolwiek by nie byli.

SPOTKANIE – rzecz najważniej-sza. Z przyrodą, z przyjaciółmi i in-nymi turystami, wreszcie ze samym sobą... Można z powodzeniem stwier-dzić, że jest to spotkanie z Panem Bo-giem na wszelkie możliwe sposoby. W zasadzie, gdyby się zastanowić: najbardziej osobiste spotkania czło-wieka z Nim miały miejsce na górze. Coś więc w tym być musi... Przecież to wszystko: zmęczenie i upór w dążeniu na szczyt, bliskość podobnej frustracji i podobnych zachwytów towarzyszy, radość z osiągnięcia pomniejszych ce-lów, w końcu myśl o tym ostatecznym – zupełnie jak w życiu.

I właśnie, dlatego jesteśmy, cze-kamy na każdą okazję, by wyjechać i stanąć z plecakiem na szlaku. Garstka ludzi, których mogłoby dzielić wszyst-ko, ale łączy jedno. To miłość do gór. Widoki zapierają dech w piersi, ale nie zawsze – czasem zdarzy się mgła, a czasem deszcz. Są wspaniali bliscy ludzie. Bywa też tak, że nie ma przy-jaciół, jest się samym, o ile nie samot-nym. Wtedy jest zmaganie ze

samym sobą, okazja, żeby wreszcie przestać słuchać rozgardiaszu dookoła i posłuchać siebie.

Propozycje wycieczek w góry znajdziecie na następnej stronie dodatku UR.

Górskie wędrowanie

„W górach jest wszyst-ko, co kocham...”

fot.

Arc

hiw

um T

rybó

w

Page 4: Wkładka UR. Tryby. Katolicki miesięcznik studencki. Czerwiec 2011

IV TRYBY nr 6/2011Uniwersytet Rolniczy

T R Y B Y U R

Diana Drobniak

Wakacje coraz bliżej, nie da się ukryć. Dla większości to okres pracy, bądź odbywania praktyk studenc-kich. Nie wolno jednak zapomnieć, że ta przerwa to także czas, gdy trze-ba odpocząć. Polecam Wam nasze polskie góry. Oto propozycje trzech wycieczek.

Górskie propozcyje

Na weekend Gorce

Gorce to urocze góry w Małopol-sce, które warto odwiedzić ze względu na piękne krajobrazy i obowiązkowy szczyt – Turbacz (1310 m). Z Krakowa wyjeżdżamy do Rabki Zdrój. Na miej-scu kierujemy się na czerwony szlak. Po dwugodzinnej wędrówce ujrzymy schronisko na Maciejowej (815 m), a po kolejnej godzinie schronisko na Starych Wierchach. To miejsce, gdzie warto odpocząć, gdyż następna tra-sa to 45 minut ostrej wspinaczki pod górę na szczyt Obidowca (1106 m). Potem już tylko niecałe dwie godziny i jesteśmy na Turbaczu. Po drodze mi-jamy Szałasowy Ołtarz. Stoi on tu na pamiątkę noclegu ks. Karola Wojtyły ze studentami, który często w Gorcach bywał. Następnie docieramy już na najwyższy szczyt Gorców, gdzie no-cujemy w schronisku. Drugiego dnia czas już wracać. Drogi powrotne są różne, ale najdogodniejsze wydaje się zejście do Nowego Targu przez Buko-winę (1105 m). Kierując się znakiem żółtym, następnie czarnym po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Po-wrót do Nowego Targu szlakiem nie-bieskim zajmuje ok. dwóch godzin. W Gorcach wytyczono jeden ze Szla-ków Papieskich.

Cztery dni w Bieszcza-dach

Bieszczady mają swój niesamowi-ty klimat. Tu trzeba się wybrać cho-ciaż raz, z plecakiem na drobny obóz wędrowny. Dojazd PKP na wschodnie kresy Polski jest trudn i trwa 10 go-dzin (z Krakowa), więc warto poświę-cić na niego noc. Przygodę zaczyna się od wsi Wetlina, gdzie szlakiem czerwonym wdrapujemy się (ok. 2 h) przez Przełęcz Orłowicza na Połoninę Wetlińską – jedną z najpopularniej-szych w Bieszczadach. Tutaj, po ma-łych wzniesieniach dochodzimy do schroniska Chatka Puchatka (1228 m n.p.m.), gdzie ani wody, ani prądu nie uświadczymy (lecz jeden raz można się bez nich obejść). Rano ruszamy w dół do Brzegów Górnych, by znowu wspiąć się na Połoninę Caryńską. Ta

Tygodniowe Karkonosze

Karkonosze zaś to pasmo w Sude-tach, w których wycieczkę najlepiej zacząć w Karpaczu (tutaj warto poszu-kać kościółka Wang przeniesionego z orwegii w XIII w.). Na drugi dzień zdobywamy Śnieżkę (1602 m) np. szlakiem niebieskim (ok. 4 h), gdzie obserwatorium i kaplica św. Waw-rzyńca przyciągają tłumy. Następnie

jest już spokojniejsza od poprzedniej i nawet nie zauważycie, kiedy zrobicie na niej 12 km. Trzymając się czerwo-nego szlaku schodzimy do Ustrzy-ków Dolnych, gdzie czeka nocleg (np. schronisko Kremenaros). Nie zdziwcie się, gdy zobaczycie tu tylko kościół, hotel i pięć knajp. Trzeciego dnia najle-piej wybrać się do Wołosatego (godzi-na drogi), pogłaskać huculskie koniki i ruszyć niebieskim, łagodnym szla-kiem na Tarnicę (1346 m) – najwyższy szczyt w Bieszczadach. Po jego zdoby-ciu można pokusić się o wędrówkę na Halicz (ok. 1,5 h drogi) lub wrócić do Ustrzyków łagodną połoniną (ok. 3 go-dzin drogi). To ostania noc w Bieszcza-dach, na drugi dzień czeka was znowu 10 h jazdy w osławionym PKP. Ważne: pamiętać należy, że trasa ta znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, gdzie obowiązują pewne zasady.

kierujemy się niebieskim szlakiem do Kotła Małego Stawu, by przenocować w schronisku Samotnia. Trzeciego dnia czerwonym szlakiem podążamy przez Przełęcz Karkonoską do schroni-ska Odrodzenie. Warto się wyspać, bo czwartego dnia czeka nas wspinaczka tzw. Szlakiem Przyjaźni Polsko-Cze-skiej (czerwony) na szczyt Wielki Szy-szak (1502 m). Zejście w dół niebieskim szlakiem. Później znaki zielone popro-

wadzą nas do zagłębienia Śnieżnych Kotłów (pozostałości polodowcowych, jednej z największych atrakcji Karko-noszy), po czym docieramy do kli-matycznego schroniska Pod Łabskim Szczytem. Piąty dzień rozpoczynamy ostrym marszem pod górę na Łabski Szczyt (1471 m) szlakiem żółtym. Tu piękne widoki, jednak warto iść dalej czerwonymi znakami na szczyt Szre-nica (1362 m). Regeneracja sił w po-bliskim schronisku i można ze spoko-jem schodzić do miasteczka Szklarska Poręba. Tutaj nocleg, a na drugi dzień wycieczka do wodospadów Kamień-czyka i Szklarki – bardzo urokliwych. I koniec, czas wracać do domu.

Dziękuję Kai Mitas za cenne wskazówki.

fot. Archiwum Trybów