25

Z krwi i kości

  • Upload
    muza-sa

  • View
    231

  • Download
    1

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Życie Kyle’a Byrne’a legło w gruzach w chwili, kiedy w wieku dwunastu lat w stracił ojca, wziętego filadelfijskiego prawnika Brak ojca odcisnął na jego życiu bolesne piętno. Kyle pracę raczej miewa niż ma, dni spędza przy grach wideo, wieczorami zaś przesiaduje w barze, ale nawet on sam zdaje sobie sprawę, jak niewielki sens ma takie życie. Ta bezproduktywna, ale przynajmniej spokojna egzystencja kończy się, gdy w brutalny sposób zostaje zamordowany były wspólnik ojca Kyle’a. Wkrótce potem zgłasza się jeden z dawnych klientów ojca, ujawniając informacje, które zmuszają młodego Byrne’a do rozpoczęcia własnego śledztwa. Zaskakujące tropy prowadzą go ku najwyższym kręgom politycznego establishmentu. Zadający niewygodne pytania i rozdrapujący stare rany Kyle ściąga na siebie gniew ludzi, którzy nie zawahają się przed niczym, żeby zachować bogactwo i władzę.

Citation preview

Page 1: Z krwi i kości
Page 2: Z krwi i kości

2

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:2 c:1 black–text

Page 3: Z krwi i kości

William LashnerZ krwi i koœci

3

Przełożył Jerzy Malinowski

z krwi i kosci str 1-3_130x205mm-BLACK_spad5mm.indd 3 2014-12-15 15:03:12

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:3 c:1 black–text

Page 4: Z krwi i kości

Tytu³ orygina³u: Blood and BoneProjekt ok³adki: Pawe³ Roso³ek

Redakcja: Jacek RingRedakcja techniczna: Robert Fritzkowski

Korekta: Jolanta Spodar, Ma³gorzata Szewczyk, Ewa Krzywicka

Copyright 2009 by William LashnerPublished by arrangement with HarperCollins

Publishers. All rights reserved.Zdjêcie na ok³adce ChenPG/ Fotolia

for this edition by MUZA SA, Warszawa 2015 for the Polish translation by Jerzy Malinowski

ISBN 978-83-7758-584-9

Wydawnictwo AkuratWarszawa 2015

4

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:4 c:1 black–text

Page 5: Z krwi i kości

Mojemu ojcu, który jest ze mn¹ ka¿dego dnia

5

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:5 c:1 black–text

Page 6: Z krwi i kości

6

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:6 c:1 black–text

Page 7: Z krwi i kości

Nie jest¿e to czasem czerep adwokata? Gdzie¿ siê podzia³yjego kruczki i wykrêty,

jego ewentualnoœci, jego kazualnoœci i matactwa?

William Szekspir, Hamlet, akt 5 scena 1,prze³. Józef Paszkowski

7

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:7 c:1 black–text

Page 8: Z krwi i kości

8

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:8 c:1 black–text

Page 9: Z krwi i kości

Rozdzia³ 1

1994

Dwunastoletni Kyle nie cierpia³ garnituru.Nie móg³ znieœæ te¿ niczego, co wi¹za³o siê z tym

dniem – g³osu wujka Maksa, który siedzia³ za kierowc¹zdezelowanego czarnego pikapa i glêdzi³, jaskrawegos³oñca ra¿¹cego go w oczy, tego, ¿e samochód wype³niaszczelnie dym z papierosa matki, œciskaj¹cego mu ¿o³¹-dek lêku przed tym, co ma nast¹piæ. Ale najbardziejprzeszkadza³ mu garnitur.

Matka kupi³a mu go raptem wczoraj, wypatrzy³a nawieszaku w jakimœ dyskoncie. By³ wiotki i szary, ni-czym martwe zwierzê, upolowane i przywleczone dodomu.

– Na jutro – powiedzia³a z takim samym obojêtnymuœmiechem, jaki goœci³ na jej twarzy od chwili, kiedywróci³ do domu ze szko³y, a ona, zanim zd¹¿y³ zdj¹æplecak, poinformowa³a go, co siê sta³o.

9

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:9 c:1 black–text

Page 10: Z krwi i kości

– Nie chcê wk³adaæ garnituru – odpowiedzia³.– Kupi³am trochê wiêkszy – ci¹gnê³a, nie zwracaj¹c

uwagi na jego s³owa – wiêc pos³u¿y ci jeszcze w przy-sz³ym roku.

No i teraz siedzia³ w nim, w swoim pierwszym garni-turze, który zaciska³ siê wokó³ niego jak piêœæ. Nie le-¿a³ dobrze; spodnie by³y przyd³ugie, a marynarka w ra-mionach za szeroka, na dodatek ten krawat. Zastanawia³siê, jak mo¿na nosiæ coœ tak niewygodnego na co dzieñ.Jego ojciec, ilekroæ przychodzi³ z wizyt¹, mia³ zaciœniê-ty wokó³ szyi krawat. Granatowy garnitur, w¹ski, ciem-ny krawat, uœmiech po¿ó³k³ych zêbów i gêsta czuprynasiwych w³osów.

– Czeœæ, ch³opaku – rzuca³ na widok Kyle’a, mierz-wi¹c mu w³osy.

– Nigdy nie lubi³em sukinsyna – odezwa³ siê wujekMax, który by³ starszym bratem matki. Wyrwa³ siê napogrzeb z miasta, co samo w sobie mia³o ju¿ byæ mi³ymgestem. Nie by³o.

– Przestañ, Max – zareagowa³a matka Kyle’a.– Tak sobie gadam.– Od dwunastu lat tak sobie gadasz.– Powiedz, ¿e nie mia³em racji – wujek Max otar³

usta wierzchem d³oni. – Gdzie go to dopad³o?– W New Jersey.– Co, tam te¿ kogoœ ukrywa³?– Ucisz siê.– Dobrze, ju¿ dobrze. Okay. Ale bez niego bêdzie

lepiej. Nam wszystkim. Laszlo powiedzia³, co to by³o?– Serce.

10

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:10 c:1 black–text

Page 11: Z krwi i kości

– Jasne. Zostawi³ nam mo¿e jakiœ dom czy coœ takiego?Matka Kyle’a nie odpowiedzia³a. Zaci¹gnê³a siê dy-

mem papierosa i opar³a g³owê o szybê.– Niech zgadnê. Nie dosta³aœ nawet zaproszenia.– Laszlo sugerowa³, ¿e lepiej bêdzie, jeœli nie przyj-

dziemy.– Œwietnie – odpar³ wujek Max. – W takim razie szy-

kuje siê lepsza zabawa, ni¿ siê spodziewa³em.Kyle, wciœniêty pomiêdzy wujka a matkê, wyjrza³

przez okno, wyci¹gaj¹c szyjê i przes³aniaj¹c oczy przeds³oñcem. Po niebie, w tym samym tempie co samochód,sunê³a ciemna chmura. Kyle nie poszed³ dzisiaj do szko-³y – to fajnie, ale po po³udniu pewnie nie zd¹¿y na mecz– to by³o do dupy. Poza tym nie zap³aka³ do tej pory, coutwierdzi³o go w przekonaniu, ¿e z nim jest coœ niew porz¹dku. Widzia³, ¿e jego matka te¿ nie p³aka³a.Mia³a przyklejony do warg ten swój dziwny uœmiech,zupe³nie jak ta pani Mona na obrazie, i pali³a papierosaza papierosem, co by³o jakimœ znakiem, ale Kyle niewidzia³ w jej oczach ³ez. Tymczasem wujka Maksawszystko to jakby ma³o obchodzi³o. Czyli chyba nie by³oto nic takiego. Ale gdzieœ tam, w g³êbi serca, czu³, ¿eby³o to coœ wa¿nego, wa¿niejszego ni¿ cokolwiek inne-go i ¿e powinien g³oœno to wykrzyczeæ, i ¿e jest z nimcoœ nie tak, bo nie krzycza³.

Mijane szeregi ma³ych, skromnych domków ust¹pi³ymiejsca niskiemu murowi z kamienia. Za murem by³y na-grobki i niewielkie marmurowe krypty, zupe³nie jak z se-rialu Scooby-Doo. Ta gwa³towna zmiana scenerii przywró-ci³a Kyle’a do rzeczywistoœci i przypomnia³a o czekaj¹cym

11

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:11 c:1 black–text

Page 12: Z krwi i kości

go nieprzyjemnym zadaniu. Wsun¹³ palec pod ko³nie-rzyk koszuli tam, gdzie by³ wêze³ krawata i szarpn¹³.Nic to nie pomog³o.

Wujek Max skrêci³ na cmentarz. Po prawej znajdo-wa³a siê kaplica, podobna do pozosta³ych krypt, ale natyle du¿a, ¿e mog³a pomieœciæ armiê upiorów.

– Zaczynamy zabawê – odezwa³ siê wujek Max, za-trzymuj¹c samochód na jednym z pozosta³ych wolnychmiejsc na parkingu i wy³¹czaj¹c silnik.

Kiedy ich trójka zbli¿a³a siê do wejœcia, k³êbi³a siê tamju¿ skromna grupka posêpnych ¿a³obników. Szli w sze-regu, ramiê w ramiê – barczysty wujek Max w krzykliwejsportowej marynarce; matka Kyle’a, wysoka, wciœniêtaw d³ug¹ czarn¹ sukienkê i Kyle w Ÿle le¿¹cym na nimgarniturku. Kilka twarzy zwróci³o siê w ich kierunkui t³umek nagle znieruchomia³, jakby zobaczy³ trójkê re-wolwerowców z jakiegoœ starego czarno-bia³ego wester-nu, krocz¹c¹ œrodkiem zakurzonej ulicy. Kyle zawaha³ siê,ale jego matka unios³a g³owê i sz³a dalej, zdaj¹c siê niezauwa¿aæ tych spojrzeñ. Kyle podci¹gn¹³ spodnie i szyb-ko j¹ dogoni³.

Na œcianie kaplicy, za szklan¹ tafl¹, widnia³y wpiêtew czarn¹ tablicê litery z bia³ego plastiku.

POGRZEB LIAMA BYRNE’A10.30

NIECH BÓG OBDARZY JEGO DUSZÊ POKOJEM

– Marne szanse – mrukn¹³ wujek Max, otwieraj¹cciê¿kie metalowe drzwi.

12

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:12 c:1 black–text

Page 13: Z krwi i kości

Min¹wszy kruchtê, Kyle znalaz³ siê w ch³odnym, mrocz-nym wnêtrzu. Kaplica by³a zbudowana z kamienia i sta-³y w niej rzêdy w wiêkszoœci ju¿ zape³nionych ³awekz ciemnego drewna. Przez witra¿ przedstawiaj¹cy s³oñceprzeœwituj¹ce przez chmury do wnêtrza wpada³o œwiat-³o. Wzd³u¿ nawy g³ównej ci¹gnê³a siê kolejka ludziprzesuwaj¹cych siê w kierunku masywnego sto³u znajdu-j¹cego siê na przedzie. Osoby siedz¹ce w ³awkach zwróci-³y w ich stronê twarze, kilka jakby z oci¹ganiem. MatkaKyle’a kroczy³a œmia³o dalej i usiad³a w jednym z tylnychrzêdów. Kyle wœlizgn¹³ siê tu¿ obok niej, a w koñcu tak¿ewujek Max opad³ ciê¿ko na siedzenie.

– Wszyscy siê dziwnie na nas gapi¹ – zauwa¿y³ Kyle.– Niech siê sukinsyny gapi¹ – skomentowa³ g³oœno

wujek Max.Ktoœ go uciszy³. Wujek Max skrzywi³ siê.– Powinieneœ podejœæ i dotkn¹æ urny – powiedzia³a

matka do Kyle’a.– Dlaczego nie ma trumny?– Pewnie chcia³ zostaæ skremowany.– I tylko tyle zosta³o?– PodejdŸ tam.– Nie chcê.– Powinieneœ siê po¿egnaæ.– A ty?– Ja ju¿ siê po¿egna³am. IdŸ.To by³o coœ wiêcej ni¿ uprzejme ¿¹danie. Powiedzia³a

to tak, jakby wiedzia³a o wszystkim – co w tej chwili czu³,jak by³ wystraszony, a jednoczeœnie ch³odny i obojêt-ny, i jaki to bêdzie mia³o na niego wp³yw w przysz³oœci.

13

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:13 c:1 black–text

Page 14: Z krwi i kości

Jego matka nie nale¿a³a do osób, które mo¿na lekcewa-¿yæ, wiêc Kyle wsta³ powoli z ³awki, przecisn¹³ siê obokwujka Maksa i z zak³opotaniem poszed³ na koniec ko-lejki.

Posuwa³a siê powoli, zrywami. Za plecami Kyle’a usta-wiali siê nastêpni ludzie, sprawiaj¹cy wra¿enie bardzowa¿nych, poœwiêcaj¹cych swój cenny czas na oddanieczci temu, co znajdowa³o siê w urnie. Kyle spojrza³ namê¿czyznê stoj¹cego przy stole z urn¹, ubranego w czarnygarnitur. Mia³ szerokie ramiona i d³onie splecione przedsob¹. Jego postawa kaza³a siê Kyle’owi zastanowiæ, czyprzypadkiem nie jest z Secret Service albo czegoœ w tymrodzaju, ale co robi³oby Secret Service w takiej marnejkaplicy? Stoj¹ca przed Kyle’em kobieta odsunê³a siê nabok i oto by³ przed urn¹.

Z obydwu stron otacza³y j¹ dwa ogromne lœni¹coniebieskie wieñce z zielonymi ga³¹zkami i drobnymibia³ymi kwiatkami. Urna mia³a kszta³t kucaj¹cego mê¿-czyzny z szerokimi ramionami i ma³¹ g³ow¹. Postaæ by-³a wielkoœci pi³ki futbolowej. Kyle na ten widok cofn¹³siê mimowolnie, wpadaj¹c na stoj¹cego za nim mê¿-czyznê.

Cz³owiek pchn¹³ go delikatnie.– Naprzód, synu.Kyle zawaha³ siê. Spodoba³ mu siê dotyk ciep³ej d³oni

mê¿czyzny na jego ramieniu i uspokajaj¹cy ton jegog³osu. Nazwa³ go synem. Tak, jasne. Kyle zrobi³ krok doprzodu i, jak kaza³a matka, zamierza³ dotkn¹æ urny, alepowstrzyma³a go wyci¹gniêta d³oñ cz³owieka w ciem-nym garniturze.

14

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:14 c:1 black–text

Page 15: Z krwi i kości

– ¯adnego dotykania – odezwa³ siê pilnuj¹cy urnymê¿czyzna.

– Mama powiedzia³a, ¿e powinienem…– ¯adnego dotykania.– Ale… – Kyle zaj¹kn¹³ siê – …to jest…– PrzechodŸ dalej – powiedzia³ mê¿czyzna, jakby by³

policjantem na miejscu wypadku. Proszê przechodziæ da-lej, tu nie ma nic do ogl¹dania. Tylko bezu¿yteczne prochyw cuchn¹cym naczyniu. Mê¿czyzna pokierowa³ Kyle’a nalewo, gdzie kolejka skrêca³a w kierunku rzêdu ludzisiedz¹cych w pierwszej ³awce. Kyle przygl¹da³ siê chwi-lê mê¿czyŸnie, szukaj¹c w jego uchu s³uchawki, wiedzia³bowiem z telewizji, ¿e agenci Secret Service takie nosz¹.S³uchawki nie by³o. Nie poszed³by zatem do wiêzienia,gdyby zignorowa³ jego polecenie, choæ nie wyda³o musiê to najlepszym pomys³em. Skin¹³ wiêc tylko g³ow¹i obróci³ siê.

Ludzie z kolejki po kolei sk³adali kondolencje tymz pierwszej ³awki, ujmuj¹c d³oñmi ich wyci¹gniête d³oniei wypowiadaj¹c pe³ne wspó³czucia s³owa. Tak mi przykro.Wszystkim nam bêdzie go brakowa³o. By³ znakomitym prawni-kiem, a jeszcze lepszym cz³owiekiem. Przykro mi. Wszyscy ciludzie sk³adaj¹cy kondolencje wywo³ali u Kyle’a jedno-czeœnie smutek i z³oœæ. Kim byli ci, których pociesza-no? Dlaczego nie pocieszali jego?

Nie chcia³ ju¿ tu byæ ani chwili d³u¿ej. W œcianie na-przeciwko znajdowa³y siê drzwi. Przysz³o mu do g³owy,¿eby wybiec przez nie wprost na s³oñce. Mo¿e gdybyzacz¹³ teraz biec i nie zatrzymywa³ siê, zd¹¿y³by na po-cz¹tek meczu. Tylko czy pozwoliliby mu rzucaæ pi³k¹

15

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:15 c:1 black–text

Page 16: Z krwi i kości

w garniturze? Ju¿ mia³ skierowaæ siê do drzwi, kiedydostrzeg³ czerwon¹ lampkê sygnalizuj¹c¹, ¿e w razieich otwarcia w³¹czy siê alarm. Poczu³ siê jak w potrzasku,jak ubrany w szary garnitur borsuk zamkniêty w klatce.Kolejka posuwa³a siê naprzód.

Przed ³awk¹ sta³ drobny, przygarbiony mê¿czyznaz g³adko zaczesanymi do ty³u czarnymi w³osami i przy-mkniêtymi powiekami. Sk³oni³ przed Kyle’em g³owêi zmusi³ siê do uprzejmego uœmiechu. Wyci¹gn¹³ rêkê,uj¹³ d³oñ Kyle’a i potrz¹sn¹³ ni¹.

– Dziêkujemy za przybycie – odezwa³ siê cicho.– Oczywiœcie.– A jak masz w³aœciwie na imiê, m³ody cz³owieku?– Kyle – odpar³ ch³opak i nagle uprzejmy uœmiech

mê¿czyzny sta³ siê nieco mniej uprzejmy. Trzymaj¹cwci¹¿ d³oñ Kyle’a, obróci³ swoje garbate plecy i wy-ci¹gaj¹c szyjê, zerkn¹³ za siebie. Wyci¹gn¹³ szyjê natyle, by dostrzec matkê Kyle’a. Nastêpnie przywo³a³ruchem g³owy stoj¹cego przy urnie mê¿czyznê w gar-niturze.

Kiedy tamten zacz¹³ siê zbli¿aæ, garbus œcisn¹³ d³oñKyle’a jeszcze mocniej i delikatnie, ale stanowczo po-wiedzia³:

– Powinieneœ ju¿ iœæ, Kyle. Ten mi³y pan zaprowadziciê do wyjœcia.

– Laszlo? Kto to jest? – zapyta³a siedz¹ca obok ko-bieta, starsza pani w du¿ych, przyciemnionych okula-rach i ze starannie u³o¿onymi czarnymi w³osami. Mówi³az lekkim akcentem. Jak skunks Pepé Le Sw¹d z kres-kówki.

16

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:16 c:1 black–text

Page 17: Z krwi i kości

– To tylko jakiœ ch³opiec – odpar³ Laszlo.– Podaj mi swoj¹ d³oñ, m³ody cz³owieku – zwróci³a siê

do Kyle’a. Laszlo z oci¹ganiem puœci³ d³oñ Kyle’a, a onazaraz ujê³a j¹ delikatnie i poklepa³a drug¹ d³oni¹. Mia-³a nabrzmia³e, jaskrawoczerwone wargi; pachnia³a jaki-miœ ostrymi perfumami i mgliœcie znajomymi.

– Dziêkujê, ¿e przyszed³eœ – powiedzia³a. – Zna³eœmojego mê¿a?

– A kto jest pani mê¿em? – zapyta³ Kyle.– Uroczy – zachwyci³a siê kobieta. – On nie wie. Mo-

im mê¿em by³ Liam Byrne. To jego pogrzeb.– Pozwólmy mu ju¿ iœæ – wtr¹ci³ siê Laszlo.– Przyszed³ po¿egnaæ zmar³ego – zaprotestowa³a ko-

bieta. – To taki uroczy ch³opiec. Powiedz mi, m³odycz³owieku, zna³eœ mojego mê¿a?

– W pewnym sensie – odpowiedzia³ Kyle. – By³ mo-im ojcem.

Jego uwagê przyku³y przede wszystkim wargi kobie-ty, sposób, w jaki ich miêsista czerwieñ stê¿a³a po jegos³owach, a zaraz potem rozchyli³y siê w wyrazie wspó³-czucia. Nie móg³ oderwaæ oczu od tych warg; z jakie-goœ niewiadomego powodu wydawa³y mu siê piêkne.Wpatrywa³ siê w nie nawet wtedy, gdy kobieta unios³ad³oñ i po³o¿y³a na jego policzku.

– Wiêc to ty – stwierdzi³a. – Mój biedny ch³opcze.Czu³ na swojej skórze dziwnie uspokajaj¹ce ciep³o jej

d³oni. Wtuli³ policzek w tê d³oñ, jakby czeka³ na takipe³en wspó³czucia dotyk od chwili, kiedy dotar³a doniego wieœæ o œmierci ojca.

– Mój biedny ch³opiec.

17

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:17 c:1 black–text

Page 18: Z krwi i kości

Dotyk kobiety by³ tak ciep³y i pocieszaj¹cy, ¿e dopieropo d³u¿szej chwili poczu³ ból. Starucha uszczypnê³a gow policzek. I w tej samej chwili jej cudowne czerwonewargi œci¹gnê³y siê i zadr¿a³y.

– Nie powinieneœ przez to przechodziæ.Szczypa³a go coraz mocniej. Ból sta³ siê dotkliwy i Kyle

chcia³ siê cofn¹æ o krok, ale palce zaciœniête na jego skórzenie pozwoli³y mu ruszyæ siê z miejsca.

– Nie ma tu miejsca dla kogoœ takiego jak ty – powie-dzia³a. – Skalasz tylko jego pamiêæ. Laszlo, zabierz st¹dzaraz tego ch³opca, zanim ta chwila stanie siê dla niegozbyt bolesna.

Przed kaplic¹ k³ócili siê g³oœno wujek Max i mê¿czyznanazywany Laszlo, a przynajmniej wujek Max g³oœno siêk³óci³. Tymczasem matka Kyle’a sta³a oparta o samochódi pali³a papierosa. Na jej twarzy goœci³ teraz uœmiech ko-goœ, kto spodziewa³ siê takiej awantury, pojawiaj¹c siê napogrzebie i posy³aj¹c swojego jedynego syna na przódkaplicy, ¿eby dotkn¹³ urny z prochami ojca.

– Co zamierzasz zrobiæ dla tej rodziny? – naciska³wujek Max. – Musimy to ustaliæ tu i teraz.

– To nie jest odpowiednie miejsce na takie dyskusje– odpar³ Laszlo.

– Niby dlaczego, do cholery? Dla mnie jest idealne.PrzyprowadŸ tu pani¹ Byrne i ca³¹ resztê, niech roz-strzygn¹ to razem. Dlaczego niby syn nie ma prawa byæobecny na pogrzebie w³asnego ojca? Kim, do diab³a, tyi ona jesteœcie, ¿eby mu tego zabraniaæ?

18

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:18 c:1 black–text

Page 19: Z krwi i kości

– Mo¿emy o tym porozmawiaæ póŸniej?– Nie, porozmawiamy o tym teraz, sukinsynu. A jeœli

bêdzie trzeba, to œci¹gniemy w³asnych prawników.– To nie bêdzie konieczne.– Dlaczego tak siê dzieje, ¿e kiedy jakiœ prawnik mó-

wi: „nie ma potrzeby anga¿owaæ do sprawy innegoprawnika”, to okazuje siê to potrzebne jak diabli?

W czasie gdy dwaj mê¿czyŸni toczyli spór, Kyle kuc-n¹³ i bezmyœlnie wodzi³ patykiem po asfalcie, zostawia-j¹c na nim œlad kory. Policzek piek³ go tak, jakby starawiedŸma z wydatnymi czerwonymi wargami trafi³a gopi³k¹ baseballow¹ w twarz. Ale jeszcze gorszy by³ widoktych wszystkich wa¿nych ludzi sk³adaj¹cych jej kondo-lencje. Dlaczego nie sk³adali kondolencji jemu? Tak miprzykro. Twój ojciec by³ dobrym, bardzo dobrym cz³owiekiem.Wiedz, ¿e wszyscy o tobie myœlimy. Chcia³ us³yszeæ kondo-lencje. Gdzie one by³y? Pewnie zagubi³y siê gdzieœ, takjak jego ³zy.

Liam Byrne nie by³ sta³ym elementem ¿ycia Kyle’a.Kyle nie potrafi³ sobie przypomnieæ czasów, kiedy ojciecmieszka³ z nimi; musia³ wierzyæ matce na s³owo. Ch³o-piec pamiêta³ tylko to „czeœæ, ch³opaku”, kiedy ojciec poja-wia³ siê w domu, mniej wiêcej co dwa miesi¹ce, i by³ przezmatkê czêstowany obiadem i drinkiem. Czasem obser-wowa³, jak Kyle rzuca pi³k¹ na boisku znajduj¹cym siêna ty³ach posterunku policji. Kyle podejrzewa³, ¿e ojcieczwraca siê do niego „ch³opaku”, poniewa¿ nie pamiêtajego prawdziwego imienia. Ojciec zawsze by³ w ¿yciuKyle’a bardziej zjaw¹ ni¿ kimkolwiek innym, wydawa-³o siê wiêc zupe³nie naturalne, ¿e w koñcu rzeczywiœcie

19

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:19 c:1 black–text

Page 20: Z krwi i kości

siê ni¹ sta³. Jedyna ró¿nica polega³a na tym, ¿e od tejchwili, kiedy Kyle bêdzie spogl¹da³ z boiska na trybunyMa³ej Ligi, nie bêdzie ju¿ czu³ rozczarowania.

Mimo to w g³êbi duszy podejrzewa³, ¿e powinno byæcoœ wiêcej prócz tej pustki: braku ³ez, kondolencji, obola-³ego policzka i karczemnej awantury na parkingu. Przy-sz³o mu do g³owy, ¿eby wróciæ do œrodka i powiedzieæwszystkim, kim jest, chodziæ od ³awki do ³awki i domagaæsiê kondolencji. On by³ moim ojcem – powiedzia³by. I wte-dy wszyscy zaczêliby jak jeden m¹¿. Tak nam przykro.Musisz byæ dzielnym ch³opcem. Jeœli móg³bym coœ dla ciebiezrobiæ. A mo¿e powinien po prostu podejœæ i dotkn¹æurny, jak próbowa³ ju¿ wczeœniej, mo¿e to skruszy³obylody. Tyle ¿e wci¹¿ sta³ tam cz³owiek z Secret Service,gotów go w ka¿dej chwili powstrzymaæ.

Kyle podniós³ siê, rzuci³ patyk na ziemiê i podszed³do matki.

– Dlaczego nie pozwalaj¹ nam wróciæ do œrodka?– To skomplikowane.– Jego ¿ona œmiesznie mówi. Jest Francuzk¹?– Tak.– Czy to dlatego jej nie zostawi³?Matka Kyle’a parsknê³a œmiechem.– Nie pozwolili mi dotkn¹æ urny – po¿ali³ siê.– S³ucham?– Urny.– Trudno, Kyle.– Kto j¹ zabierze, kiedy bêdzie po wszystkim?– Przypuszczam, ¿e j¹ pochowaj¹.– A dlaczego my jej nie weŸmiemy?

20

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:20 c:1 black–text

Page 21: Z krwi i kości

– Naprawdê chcia³byœ?– Nie – odpowiedzia³, ale to nie by³a prawda.Kyle nie nale¿a³ do tych dzieci, które musia³y mieæ

wszystko. Nie marudzi³ mamie o aluminiowym kiju base-ballowym czy rêkawicy Wilson 2000, nie jêcza³, ¿e chcemieæ Nintendo Super NES, kiedy jego Sega by³a ju¿ prze-starza³a. Ale nagle, bardziej ni¿ czegokolwiek innegowczeœniej w ¿yciu, zapragn¹³ mieæ tê urnê.

Ruszy³ w kierunku drzwi kaplicy. Tymczasem wujekMax wci¹¿ siê spiera³ z Laszlem.

– Chcemy tylko wiedzieæ, jak zamierzasz uregulowaæzobowi¹zania! – wykrzykiwa³ czerwony na twarzy wu-jek Max, a z ust wylatywa³y mu przy tym kropelki œliny.– Powiedz, ¿e dostaniemy to, co nam siê nale¿y. No,powiedz, chcemy to us³yszeæ.

Kyle przystan¹³ na chwilê w wejœciu i potar³ obola³ypoliczek. Nastêpnie otworzy³ jedno skrzyd³o drzwii wœlizgn¹³ siê do œrodka.

Kiedy zamknê³y siê za nim drzwi, ryk wujka Maksaucich³, a zast¹pi³ go ³agodny i jednoczeœnie natarczywyg³os stoj¹cego przed o³tarzem ksiêdza. Kyle nie zwraca³uwagi ani na duchownego, ani na obrócone g³owy ga-pi¹cych siê na niego ludzi, ani nawet na cz³owieka z Se-cret Service, który zauwa¿y³, jak wchodzi do kaplicy,i ruszy³ w jego kierunku. Widzia³ tylko urnê, ukwieco-n¹ i pêkat¹, kszta³tem przypominaj¹c¹ rubasznego ma-³ego cz³owieczka, czekaj¹cego, ¿eby go dotkn¹æ, wzi¹æw rêce i czule przytuliæ.

I wtedy czas zwolni³, ograniczy³ siê do kilku wyraŸ-nie zarysowanych chwil.

21

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:21 c:1 black–text

Page 22: Z krwi i kości

Takie ma siê czasem wra¿enie przed decyduj¹cymrzutem pi³k¹ na boisku baseballowym albo kiedy pod-czas meczu futbolowego stoi siê na swojej pozycji, a roz-grywaj¹cy zaczyna wykrzykiwaæ komendy. Wszystkozwolni³o. Wydarzenia zdawa³y siê toczyæ niespiesznie,krok po kroku, z oczywist¹ logik¹, nawet jeœli w rzeczy-wistoœci wygl¹da³y na bez³adne i gwa³towne.

Cz³owiek z Secret Service w ciemnym garniturze szed³powoli naw¹, urywanym krokiem, jak w starych filmach.Kyle natar³ prosto na niego, odtr¹ci³ wyci¹gniêt¹ rêkêi ruszy³ biegiem naprzód. Chwyci³ urnê, gwa³townie obró-ci³ siê i rzuci³ ku bocznym drzwiom. Lewym biodremzahaczy³ o wystaj¹c¹ z framugi zasuwê.

Kiedy w³¹czy³ siê alarm, stoj¹cy na parkingu przedkaplic¹ Laszlo zacz¹³ siê rozgl¹daæ dooko³a, a tymcza-sem wujek Max w dalszym ci¹gu mu wymyœla³.

– Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówiê! – wykrzykn¹³,wymachuj¹c wyci¹gniêtym palcem przed twarz¹ Laszla.Matka Kyle’a, nadal oparta o samochód, obróci³a g³owê,¿eby zobaczyæ, co siê dzieje. I nagle zaczê³a siê œmiaæ,lekko i sardonicznie. Œmia³a siê na widok swojego sy-na, Kyle’a Byrne’a, w ³opocz¹cym na wietrze garniturku,znikaj¹cego jak sp³oszony lis w g³êbi cmentarza, z ukwie-con¹ urn¹, która wygl¹da³a niczym wielka zielona pi³kafutbolowa, œciskan¹ w zag³êbieniu ³okcia.

Kilka lat póŸniej, kiedy zaczê³y siê mno¿yæ w¹tpliwo-œci dotycz¹ce œmierci jego ojca, wy³aniaæ, jak wy³ania siêz kosza kobra, kiedy Kyle odkry³, ¿e jest uwik³any w hi-storiê o drobnych szwindlach i wielkich aspiracjach,o rodzinnych patologiach, politycznych ambicjach i mor-

22

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:22 c:1 black–text

Page 23: Z krwi i kości

derstwie, kiedy jego œwiat by³ pe³en tajemnic i krwi,wraca³ myœlami do tego biegu przez cmentarz jakonajwspanialszej chwili w swoim smutnym, zmarnowa-nym ¿yciu.

Nie uciek³ wtedy daleko. Po kilku sekundach cu-downej wolnoœci, sam na sam z ojcem u boku, zaha-czy³ stop¹ o nagrobek, który próbowa³ przeskoczyæ,i run¹³ jak d³ugi na ziemiê, podczas gdy urna poszy-bowa³a w powietrzu. Po chwili gruchnê³a z trzaskiem,rozrzucaj¹c kaskadê prochów i pobiela³ych fragmen-tów koœci.

Kiedy znalaz³ go ¿ylasty grabarz w roboczym kombine-zonie, Kyle siedzia³ na ziemi i desperacko stara³ siê po-zbieraæ do rozbitej urny to, co zosta³o z jego ojca.

– Co my tu mamy? – zapyta³ grabarz, wspieraj¹c siêna ³opacie.

– To mój tata – odpar³ Kyle.– Przykro mi.– By³ prawnikiem.– Mimo wszystko jest mi przykro.– Spalili go.– Tak.– Muszê go wsadziæ z powrotem do urny.Mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê ³agodnie.– Nie musisz, synu. Sam siê tym zajmê.– Ale to mój tata.– Nie martw siê, m³ody cz³owieku. Niewa¿ne, co siê

stanie z jego szcz¹tkami. On i tak zawsze bêdzie przytobie.

– Mój tata? Jak?

23

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:23 c:1 black–text

Page 24: Z krwi i kości

– Tak to ju¿ jest z synami i ojcami. On bêdzie ¿y³ dalejw twojej krwi i w twoich koœciach. Na dobre i na z³e,zawsze tam bêdzie. – Mê¿czyzna przyklêkn¹³ na jednokolano. – Pomogê ci.

– Nie, dziêkujê – odpar³ Kyle, s³ysz¹c tupot nógi pe³ne oburzenia krzyki dobiegaj¹ce od strony kaplicy.– Chyba muszê sam to zrobiæ.

Kiedy wracali pikapem z cmentarza, wujek Max g³oœ-no z³orzeczy³ na tê kanaliê Laszlo Totha, a tymczasemmatka Kyle’a patrzy³a przed siebie i pali³a. Kyle siedzia³pomiêdzy nimi z jedn¹ rêk¹ w kieszeni marynarki i czu³siê dziwnie szczêœliwy.

Podoba³o mu siê, ¿e grabarz przyklêkn¹³, ¿eby mupomóc. To by³a najmilsza rzecz, jaka go tego dnia spotka-³a. Mo¿e kiedy doroœnie, zostanie grabarzem. W tamtejchwili wydawa³o mu siê, ¿e to najszlachetniejszy z zawo-dów – pomagaæ dzieciom i koiæ ¿al. Przyjrza³ siê temu, cozosta³o z jego garnituru. Nogawki na obu kolanach by³yrozdarte i poplamione krwi¹, a jeden ³okieæ marynarki– dos³ownie w strzêpach. Garnitur by³ kompletnie znisz-czony. Tyle dobrego.

Po tym wszystkim, co siê sta³o, poczu³ ulgê. Poczu³ siêprawie normalnie. Co prawda dalej nie p³aczê po zmar-³ym ojcu – pomyœla³, przebieraj¹c palcami w kieszeni,gdzie by³a garœæ szarego proszku, ale przela³em za niegokrew, a to chyba coœ znaczy, czy¿ nie?

Czy¿ nie?

24

j:aZ_krwi_i_kosci 28-1-2015 p:24 c:1 black–text

Page 25: Z krwi i kości