31

Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

  • Upload
    muza-sa

  • View
    225

  • Download
    1

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Niki i Alex od dwóch lat są szczęśliwą, zakochaną w sobie parą. Ona rozpoczyna studia na wydziale humanistycznym, on, starszy od niej o siedemnaście lat, pracuje w agencji reklamowej i jest spełnionym człowiekiem sukcesu. Pewnego dnia Alex zabiera swoją ukochaną na weekend do Nowego Jorku, podczas którego jedną z atrakcji ma być wieczorny lot helikopterem i lądowanie na dachu Empire State Building. Kiedy zbliżają się do słynnego wieżowca, w jego oknach na ostatnim piętrze zapala się napis: Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić. W ten sposób Alex oświadcza się Niki, a ta zachwycona się zgadza. Tylko czy na pewno to jest dobra decyzja? W odpowiedzi na to pytanie pomogą Niki jej nieodłączne przyjaciółki: Olly, Erica i Diletta, u których od czasów szkolnych też wiele się zmieniło. Federico Moccia kolejny raz z trafnością i humorem opisuje życie współczesnych 20- i 30-latków... · kontynuacja losów bohaterów bestselleru Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie (MUZA 2009) · czym marzą młode Włoszki

Citation preview

Page 1: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic
Page 2: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

2

Page 3: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Federico MocciaWybacz, ale chcê siê z tob¹ o¿eniæ

3

przełożyła Karolina Stańczyk

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA

Page 4: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Tytu³ orygina³u: Scusa ma ti voglio sposareProjekt ok³adki: Karolina Micha³owska-FilipowiczRedaktor prowadz¹cy: Ma³gorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna: Zbigniew KatafiaszKorekta: Redaktornia.com

Zdjêcie wykorzystane na ok³adce selena /Fotolia.com

Postaci i wydarzenia opisane w powieœci powsta³y w wyobraŸni autora.Jakikolwiek ich zwi¹zek z faktami lub prawdziwymi osobami

jest ca³kowicie przypadkowy.

2009 Federico Moccia, Italy for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2011, 2013

for the Polish translation by Karolina Stañczyk

ISBN 978-83-7758-396-8

Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SA

Warszawa 2013

4

Page 5: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Moim przyjacio³om.W zwi¹zkach ma³¿eñskich i nie.

I wszystkim, którzy o tym myœl¹.

Poœlubiê ciê, bomnie rozumiesza nikt nie potrafi tego tak jak ty

Poœlubiê ciê, bolubisz siê œmiaæi jesteœ tak samo szalona jak ja

Poœlubiê ciê,mo¿esz byæ tego pewnajeœli w koñcu ciê znajdê

Eros Ramazzotti, Ti sposerò perché(Poœlubiê ciê, bo)

5

Page 6: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

6

Page 7: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

1

Kocham ciê.Alex chcia³by powiedzieæ to cicho, chcia³by to wyszeptaæ. Ale po

prostu uœmiecha siê i patrzy na ni¹. Ona œpi smacznie zanurzonaw poœcieli. Jest s³odka, miêkka, zmys³owa, ma lekko nad¹sane usta,rozchylone wargi pachn¹ jeszcze mi³oœci¹. Ich mi³oœci¹. Ich wielk¹mi³oœci¹. Zastyga na chwilê, ciarki zaczynaj¹ chodziæ mu po plecach.Dreszcz w¹tpliwoœci. Niki, czy kiedykolwiek podoba³ ci siê ktoœinny? Alex siedzi w milczeniu, nieruchomo, myœlami siêga dalekowstecz, ¿eby lepiej zrozumieæ. Znowu siê uœmiecha. Ale¿ sk¹d, toniemo¿liwe. Co ja bredzê? Niki podoba siê inny…To niemo¿liwe. Pochwili znowu nachodz¹ go w¹tpliwoœci, k³ad¹ siê cieniem na tenokres jej ¿ycia, do którego nigdy nie mia³ dostêpu. Jego kruchapewnoœæ rozp³ywa siê natychmiast, jak lody w sierpniowy dzieñw rêku kogoœ, kto postanowi³ w³aœnie przejœæ na dietê.Min¹³ rok, odk¹d wrócili z latarni na Niebieskiej Wyspie, z prze-

piêknej wyspy zakochanych.W u³amku sekundy przenosi siê w tamto miejsce.

Koniec wrzeœnia.– Alex, patrz… Patrz… Nie bojê siê!Niki stoi wysoko na ska³ach, kompletnie naga, wygl¹da jak na-

malowana na tarczy s³oñca, które œwieci za jej plecami. Najpierwsiê uœmiecha. A potem krzyczy:– Leeecê! – Skacze w pustkê. Jej ciemne d³ugie w³osy, roz-

jaœnione gdzieniegdzie przez s³oñce i morze, przez te dni spêdzo-ne na wyspie, powiewaj¹ delikatnie za ni¹ i po chwili s³ychaæplusk! Ju¿ jest w wodzie. Znika w lazurowymmorzu, wokó³ niej na

7

Page 8: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

powierzchni widaæ tysi¹ce niebieskich b¹belków. Alex krêci g³ow¹rozbawiony.– Nie wierzê, nie wierzê…Wstaje z po³o¿onej poni¿ej ska³y, na której czyta³ gazetê, i rów-

nie¿ daje nura. Szybko wyp³ywa tu¿ obok b¹belków, zaraz pojawiasiê obok uœmiechniêta Niki.– I jak, podoba³o ci siê, co nie? Nie umia³byœ tak, nie masz

odwagi.– Co ty opowiadasz?– No to ju¿… dalej, skacz!– Nie, nie teraz…Mam lepszy pomys³… – Rozbawieni wybucha-

j¹ œmiechem, przytulaj¹ siê nadzy. Poruszaj¹ szybko nogami podwod¹, ¿eby utrzymaæ siê na powierzchni. Ich poca³unek jest s³ony,d³ugi, miêkki, ma s³odki smak mi³oœci. Ich rozgrzane cia³a przysu-waj¹ siê i ³¹cz¹ pod orzeŸwiaj¹c¹ wod¹. S¹ sami. Sami na œrodkumorza. Ca³uj¹ siê raz i jeszcze raz, i jeszcze. Nadchodzi gwa³townyporyw wiatru. Gazeta odfruwa, unosi siê, odlatuje daleko, corazwy¿ej i wy¿ej, niczym rozz³oszczony i zbuntowany latawiec zerwanyze sznurka, który niespodziewanie rozpostar³ skrzyd³a. Naraz jakbysiê rozmno¿y³a, kolejne strony otwieraj¹ siê na wietrze i po chwiliopadaj¹, uderzaj¹c w Alexa i Niki.– Nieee! Moja gazeta…– Alex, co ciê to wszystko obchodzi! Co tak bardzo musisz wie-

dzieæ?Rozdzielaj¹ siê, odp³ywaj¹ szybko i zbieraj¹ zamoczone strony:

tu reklama, tam wiadomoœci z³e, tu dobre, tam gospodarcze, lokal-ne, polityczne, kulturalne.– Moja gazeta… – Alex ¿a³uje tylko przez moment. Po chwili

znów jest radosny. To prawda, co muszê wiedzieæ? Czego mi trze-ba? Niczego. Wszystko mam. Mam j¹.

Alex patrzy na Niki, która wzdycha i przewraca siê w ³ó¿ku nadrugi bok, jakby wszystko s³ysza³a. Po chwili bierze g³êbszy od-dech i œpi beztrosko dalej. Natomiast Alex jak za dotkniêciem cza-rodziejskiej ró¿d¿ki powraca myœlami w tamto miejsce, do tam-tego wieczoru.

8

Page 9: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Siedz¹ przy rozpalonym na pla¿y ognisku, jedz¹ œwie¿¹ rybêupieczon¹ na kijach znalezionych w pobliskich zaroœlach. D³ugowpatruj¹ siê w gasn¹ce poma³u p³omienie, ws³uchuj¹ siê w szummorza, a potem taplaj¹ siê noc¹ przy blasku ksiê¿yca w ka³u¿ach,które zosta³y po przyp³ywie. Morska woda, uwiêziona w nich przezca³y dzieñ, teraz jest gor¹ca.– ChodŸ, schowajmy siê do groty spokojnej albo nie, lepiej do

tej lœni¹cej albo do têczowej…Nadawanie nazw wszystkim zak¹tkom pla¿y, od ka³u¿ po drze-

wa, ska³y, urwiska. – Ale¿ tak, to jest ska³a s³oniowa! – Tylko dlate-go, ¿e jej dziwaczne zakrzywienie przypomina œmieszne ucho s³o-nia. – A tamta to ska³a ksiê¿ycowa, a ta jeszcze dalej, kocia… a têpoznajesz?– Nie, co to jest?– To ska³a seksu… – Niki przysuwa siê do Alexa i gryzie go

delikatnie.– Aua, Niki, no co ty…– Nudziarz z ciebie… Wydawa³o mi siê, ¿e na tej wyspie jesteœ-

my jak w B³êkitnej Lagunie!– Naprawdê? Ja myœla³em raczej o Robinsonie Crusoe i jego

Piêtaszku…– Ach tak… W takim razie na serio zamieniam siê w dzikuskê!

– Znowu gryzie Alexa.– Aua, Niki…Tu tracisz poczucie dnia i nocy, czas p³ynie spokojnie, jesz i pi-

jesz tylko wtedy, kiedy naprawdê odczuwasz g³ód i pragnienie,¿adnych spotkañ, ¿adnych problemów, k³ótni, scen zazdroœci.– Tu jest jak w raju…– Mo¿liwe, ale jednak trzeba trzymaæ siê bardzo blisko siebie…– Ej… – Niki siê œmieje. – Co robisz?– Mam ochotê…– Ale wtedy trafimy do piek³a…– Raczej do raju. Wybacz, ale skoro mówiê do ciebie skarbie,

wszystkie drzwi stoj¹ dla mnie otworem.Niki nadyma usta jak ma³a dziewczynka, która sama nie wie, co

chce powiedzieæ, ale chcia³aby byæ traktowana powa¿nie. Chcia³a-by byæ kochana. Alex patrzy na ni¹ z czu³oœci¹.

9

Page 10: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Od ponad roku s¹ z powrotem w Rzymie. Ka¿dy dzieñ jest inny,jakby oboje wziêli sobie do serca s³owa piosenki Subsonica: „Niemo¿e byæ rutyny miêdzy nami, nigdy u nas nie zagoœci w naszychpragnieniach, poœród bólu i radoœci…”.Niki zapisa³a siê na studia humanistyczne, od razu rozpoczê³a

naukê i zda³a ju¿ kilka egzaminów. Natomiast Alex wróci³ do pracy,jednakmagiczny czaswspólnie spêdzonynaNiebieskiejWyspie jakbyich naznaczy³, da³ im poczucie wzajemnej pewnoœci siebie. Alexowipowrót do szarej rzeczywistoœciwyda³ siê doœæ osobliwy.Dlategopodj¹³decyzjê. Chcia³ wszystko zostawiæ za sob¹, ¿eby ani jedna stronica jegonowego ¿ycia w ¿aden sposób nie mia³a zwi¹zku z przesz³oœci¹.

I tak nadszed³ ten dzieñ, dzieñ niesamowitej niespodzianki.– Alex, ale tak wygl¹damy jak dwoje wariatów…– Daj spokój… Nie myœl o tym…– Jak mam nie myœleæ?– Po prostu nie myœl i ju¿. Jesteœmy na miejscu.Alex wysiada z samochodu i szybko go okr¹¿a.– Poczekaj, pomogê ci.– No chyba… Myœlisz, ¿e wysi¹dê sama z zawi¹zanymi oczami?!

A co, jeœli wysi¹dê na z³¹ stronê, potem przejdê przez ulicê i…– Nie mów tego nawet w ¿artach…Wiedz jednak, najdro¿sza mo-

ja, ¿e nigdy bym o tobie nie zapomnia³.– Kretyn!Niki, nadal z zas³oniêtymi oczami, próbuje uderzyæ go w ramiê,

ale nic nie widz¹c, chybia. Po chwili ponawia próbê i tym razemtrafia go w szyjê.– Aua…– Dobrze ci tak…– Ale za co to?– Za to, ¿e wygadujesz takie g³upstwa.Alex masuje sobie kark na oczach zdziwionego portiera.– Ale, kochanie, sama powiedzia³aœ…– Tak, ale ty potem doda³eœ ten kretyñski komentarz!– Jaki?– Dobrze wiesz jaki… ¯e nigdy mnie nie zapomnisz, po tym jak

skoñczê pod ko³ami samochodu…

10

Page 11: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Alex bierze j¹ za rêkê i prowadzi w stronê wejœcia.– S³ysza³eœ, co powiedzia³am? – Niki go szczypie.– Aua! Oczywiœcie, kochanie…– Nie wolno ci nigdy o mnie zapomnieæ, bez wzglêdu na…– Dobrze, ale w takich okolicznoœciach pamiêæ jest jeszcze sil-

niejsza, no bo jeœli teraz, maj¹c zas³oniête oczy, wpadniesz na przy-k³ad pod skuter…– Kretyn! – Niki znowu próbuje go uderzyæ, ale tym razem Alex

szybko siê uchyla i chowa za jej plecami.– Skarbie, ¿artowa³em…Niki ponownie chce go uszczypn¹æ.– Ja te¿!Alex stara siê unikn¹æ jej rêki, ale równie¿ i tym razem mu siê

nie udaje.– Aua!– Rozumiesz czy nie? – Niki siê œmieje i dalej usi³uje go szczy-

paæ. Alex popycha j¹ delikatnie, opieraj¹c d³onie na jej plecach,stara trzymaæ siê z ty³u.– Dzieñ dobry, panie Belli – wita go rozbawiony portier. Alex

k³adzie palce na ustach, daj¹c mu znak, ¿eby nic nie mówi³.– Ciii!Niki zwraca siê do niego podejrzliwie, oczy ma nadal zawi¹zane.– Kto to?– Jeden pan.– Tak, to wiem, s³ysza³am go… a on ciê zna! Gdzie jesteœmy?– To niespodzianka! Poza tym nic nie widzisz… Myœlisz, ¿e po-

wiem ci, gdzie jesteœmy?! Wybacz, ale… No, dobra, zatrzymaj siê tu.Alex wyprzedza j¹ i otwiera wejœciowe drzwi.– Nie ruszaj siê…– Nie ruszam siê.Niki wzdycha i krzy¿uje rêce na piersiach. Alex wchodzi do œrod-

ka, œci¹ga windê i wraca po Niki.– Dobra, idziemy, idziemy, uwa¿aj na schodek, ca³y czas pro-

sto… Uwa¿aj!Niki jest przestraszona i odskakuje do ty³u.– Na co?– Och, to nic, przepraszam… Pomyli³o mi siê!– Kretyn! Przez ciebie siê uderzy³am, idioto!

11

Page 12: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Kochanie… Trochê za bardzomi ubli¿asz… Ole mnie traktujesz!– Bo zachowujesz siê jak kretyn!Alex siê œmieje i wciska guzik w windzie, ale przed zamkniêciem

drzwi wchodzi jeden mê¿czyzna. Jest pulchny, ma oko³o szeœædzie-siêciu lat. Z pocz¹tku jest skonsternowany, po chwili patrzy rozba-wiony na Alexa, potem na Niki z przewi¹zanymi oczami i znowu naAlexa. Unosi brew i przybiera wyraz twarzy bardzo doœwiadczonegomê¿czyzny.– JedŸcie… jedŸcie sami!Po czym wychodzi z windy ze wszystkowiedz¹cym uœmiechem

na twarzy.Alex krêci g³ow¹ i wciska guzik. Drzwi siê zamykaj¹. Niki jest

zaciekawiona i odrobinê podniecona.– Mo¿na wiedzieæ, o co chodzi?– Nic, kochanie, nic, wszystko okay.Winda doje¿d¿a na piêtro.– Jesteœmy, chodŸ za mn¹. – Alex prowadzi j¹ za rêkê i szybko

otwiera drzwi, wprowadza Niki i zamyka je za nimi.– ChodŸ, Niki… ChodŸ ze mn¹. Uwa¿aj, têdy.Pomaga jej przejœæ miêdzy niskim stolikiem, zafoliowan¹ jeszcze

kanap¹, wieszakiem na ubrania i nieodpakowanym telewizorem.Na koñcu otwiera drzwi prowadz¹ce do du¿ego pokoju.– Gotowa? Ta-dam!Alex zdejmuje z jej oczu opaskê.– Niemo¿liwe! Jestem w swoim pokoju! – Niki rozgl¹da siê wokó³.

– Jak dosta³eœ siê domojego pokoju… Co to za niespodzianka? Tam,na dole, to byli moi rodzice? Mieli inny g³os… Nie myœla³am, ¿e tooni.Niki wychodzi z pokoju i staje jak wryta. Salon jest zupe³nie inny,

podobnie korytarz i pozosta³e pomieszczenia, ³azienki i kuchnia.Wraca do swojego pokoju.– Jak to mo¿liwe? – Widzi swój stó³, te same plakaty, zas³ony,

pluszaki. – To wszystko s¹ moje rzeczy… ale w innym mieszkaniu!– Tak, zmieni³em je dla ciebie. Chcia³bym, ¿ebyœ czu³a siê w tym

nowym domu jak u siebie… – Obejmuje j¹. – A jak bêdziesz mia³aochotê zostaæ u mnie, masz tu swój pokój… – Alex przysuwa siê doNiki i pokazuje w telefonie wszystkie zdjêcia jej pokoju.– Jak je zrobi³eœ?

12

Page 13: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Po jednym zdjêciu, co jakiœ czas… – t³umaczy rozbawiony Alexi chowa komórkê do kieszeni. – Najtrudniej by³o mi znaleŸæ plusza-ki… Podoba ci siê? Nie mów, ¿e nie…W koñcu to ty wybra³aœ kiedyœte wszystkie rzeczy!Niki siê œmieje, Alex podchodzi bli¿ej i przytula j¹.– Zainaugurujemy ten pokój? – Ca³uje j¹ delikatnie, miêkko, ra-

doœnie. Odsuwa siê, uœmiecha i szepcze do ucha z g³ow¹ zanurzon¹w jej w³osach: – Jesteœmy w twoim pokoju… Ale nie ryzykujemy, ¿ewejd¹ rodzice! Jest idealnie. Adrenalina, ale bezpieczna. – L¹duj¹na nowym ³ó¿ku. Na jej ³ó¿ku, na ich ³ó¿ku. W u³amku sekundy ro-zeœmiani zatracaj¹ siê w nowym miejscu, które od razu pachniemi³oœci¹.Trochê póŸniej.– Ach… To mia³y byæ twoje szuflady pod biurkiem… – Alex pod-

chodzi do nich i otwiera wszystkie trzy jednoczeœnie. – Ale tu s¹atrap¹, przerobi³em je na minibar… – Wyci¹ga butelkê szampana.– Kto wie, co trzyma³aœ w nich u siebie w domu… Próbowa³em jeotworzyæ, ale zawsze by³y zamkniête na klucz…Niki mówi tajemniczo:– Ma³e i du¿e sekrety.Alex patrzy na ni¹ zaciekawiony, a potem siê zamyœla. Ale po

chwili ca³uj¹ siê raz i drugi, i jeszcze raz. Pij¹ szampana i wznosz¹toast: „Za nowy dom!”. Trochê b¹belków, trochê œmiechu, nag³yb³ysk w oku… Zazdroœæ ulatnia siê w mgnieniu oka, rozp³ywa siê ottak, pozostawiaj¹c tylko smak mi³oœci.Alex prowadzi Niki za rêkê i pokazuje jej resztê domu: salon,

kuchniê, ³azienki, ca³e mnóstwo rzeczy, które bêd¹ jeszcze musieliwybraæ wspólnie. Wchodz¹ do sypialni.– Tu jest naprawdê piêknie… – mówi Niki.

Alex zauwa¿a na komódce swój kalendarz. Przypomina sobie, cow nim napisa³ kiedyœ w biurze. Pamiêta, ¿e na pró¿no szuka³ wtedyw³aœciwych s³ów. A¿ w koñcu powsta³o zdanie: Nadchodzi w ¿yciutaka chwila, kiedy wiemy, ¿e to w³aœnie teraz trzeba zrobiæ ten krok.Teraz albo nigdy. Teraz albo ju¿ nic nigdy nie bêdzie takie samo. I tojest w³aœnie ta chwila. Zrobiæ krok. Zrobiæ krok. Nagle s³ychaæ jejg³os. Znów jest teraz, jest noc.

13

Page 14: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Alex…Odwraca siê do niej.– Tak, kochanie?Niki ma na wpó³ przymkniête oczy.– Która jest godzina? Dlaczego nie œpisz?– Myœlê…– Zrób sobie od czasu do czasu przerwê w pracy, kochanie… Jes-

teœ œwietny…Niki przewraca siê wolno na drugi bok, ods³aniaj¹c trochê nogi,

czym natychmiast wzbudza w nim po¿¹danie. Alex siê uœmiecha.Nie. Dam jej pospaæ.– Œpij, skarbie. Kocham ciê…– Hmm… Ja ciebie te¿.Alex rzuca ostatnie spojrzenie na kalendarz. Teraz albo nigdy.

Wsuwa siê pod ko³drê szczêœliwy, jakby wszystko ju¿ siê zdarzy³o.Obejmuje Niki od ty³u. Ta siê uœmiecha. Obejmuje j¹ mocniej. Tak.Jest tak, jak byæ powinno.

2

– Kochanie, muszê lecieæ… ChodŸ, œniadanie gotowe.Niki nalewa z paruj¹cej kafetierki kawê do dwóch identycznych

fili¿anek. Wchodzi Alex. Nadal trochê zaspany siada naprzeciwkoniej. Niki uœmiecha siê do niego.– Dzieñ dobry… Dobrze siê spa³o, co?– Nie najgorzej.– Coœ mi siê zdaje, ¿e zaraz znowu wskoczysz pod ko³drê…– No co ty, te¿ muszê nied³ugo wychodziæ.Niki podaje kawê i siada.– Tu jest gor¹ce mleko, tu zimne, a tutaj s¹ herbatniki z czekola-

d¹, które ostatnio kupi³am. Naprawdê pyszne, ale zauwa¿y³am, ¿eich nie otworzy³eœ.Alex opiera dzbanuszek na brzegu fili¿anki i nalewa trochê mle-

ka. Niki zanurza usta i prawie chowa siê za fili¿ank¹.

14

Page 15: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Kochanie, pamiêtasz je?– Te? Nigdy ich nie widzia³em! – Alex obraca w rêkach naczynie.– Ale¿, kochanie! Kupiliœmy je podczas naszej pierwszej wypra-

wy do Pary¿a! Pamiêtasz, kiedy ci je kupi³am, powiedzia³eœ: „Pew-nego dnia bêdziemy piæ z tych fili¿anek, jedz¹c œniadanie przy na-szym stole w naszym domu”. Pamiêtasz?Alex upija cappuccino i krêci g³ow¹ rozbawiony.– Nie…– Nieprawda. Ale to nic. W tym, co powiedzia³am, nie ma ¿ad-

nego podtekstu.Alex omal siê nie zakrztusi³. Bierze jednego herbatnika, wk³ada

go do ust i zaczyna gryŸæ.– Hmm… Pycha!– Wyœmienite… Dobra, ja spadam, mam dziœ œwietne zajêcia…

– Niki wyjmuje kurtkê z szafy i szybko siê ubiera. – Aha, dzisiajraczej nie zostanê na noc. Wracam do domu, potem siê uczê, póŸ-niej idê na si³owniê, a wieczorem jem kolacjê z rodzicami. Mamwra¿enie, ¿e zaczynaj¹ siê niepokoiæ, ¿e œpiê co jakiœ czas u „Olly”.– Dlaczego?– Bo skapowali, kim jest „Olly”.– Ach, no tak…Alex zastyga bez ruchu z nadgryzionym herbatnikiem w d³oni.Niki siê œmieje i zbiera do wyjœcia.– Nie pij za du¿o kawy, bo wieczorem nie bêdziesz móg³ spaæ…

Prawda? – Patrzy na niego znacz¹co.Alex udaje, ¿e nie wie, o co chodzi.– Tak, masz racjê. Wczoraj za póŸno wypi³em ostatni¹ kawê

w biurze…Niki zastanawia siê przez chwilê, przystaje.– S³uchaj, Alex… Nie, nic.Alex wstaje i podchodzi do niej.– Co jest, Niki? No, mów.– Nie, nic… – Otwiera drzwi. Alex je zamyka i zastawia sob¹.– Albo powiesz, w czym rzecz, albo spóŸnisz siê na zajêcia. No

ju¿, co ci chodzi po g³owie?– Mnie?– A komu?Niki patrzy na niego.

15

Page 16: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Jestem ciekawa, o czym myœla³eœ dziœ w nocy, kiedy patrzy³eœ,jak œpiê?– Ach, to… – Alex oddycha z ulg¹ i wraca do sto³u. – O czym

mog³em myœleæ? – Siada. Uœmiecha siê do niej. – Myœla³em, jaki zemnie farciarz. Myœla³em: ta dziewczyna jest naprawdê piêkna. A po-tem myœla³em o tej chwili… i ¿e… S³uchaj, a¿ siê bojê o tymmówiæ.Niki podchodzi do niego, w jej lœni¹cych oczach maluje siê szczê-

œcie i entuzjazm.– Kochanie, nie ma siê czego baæ. Proszê ciê, powiedz.Alex patrzy jej g³êboko w oczy. Bierze g³êboki oddech i wyrzuca

z siebie:– Nigdy, w ca³ym swoim ¿yciu, nie by³em tak szczêœliwy.– Kochanie, to jest piêkne. – Niki zauroczona i tak¿e szczêœliwa,

przyci¹ga go do siebie. Alex przytula j¹, dyskretnie obserwuj¹c. Jesttrochê z³y na siebie. To nie wszystko, co chcia³by jej powiedzieæ. Aleniczego nie daje po sobie poznaæ. Niki wysuwa siê z jego objêæ.– No dobra, muszê lecieæ, inaczej naprawdê siê spóŸniê. – Ca³uje

go pospiesznie w usta. – Us³yszymy siê póŸniej. Zadzwoniê. – Wy-chodzi, zostawiaj¹c go samego z po³ówk¹ herbatnika w rêku i nie-pewn¹ min¹.– Dobra… Pa, kochanie… – Przez chwilê myœli o s³owach, które

œpiewa Mina: „Proszê ciê, teraz albo nigdy. Teraz albo nigdy wiêcej,jestem pewna, ¿e mnie kochasz tak¿e ty”.Zjada do koñca herbatnik. Iœæ na ca³oœæ teraz albo nigdy. Prze-

cie¿ to nieprawda. Jest jeszcze na to czas. Dopija cappuccino. Mamnadziejê, ¿e to nieprawda.

3

Hol budynku jest naprawdê ogromny. Wszystkie œciany pomalowa-no na bia³o, a pomieszczenie bardzomocno oœwietlono. Pod³ogi pokry-te specjaln¹ ¿ywic¹ przypominaj¹ niemal ksiê¿ycowy krajobraz. Wiel-kie spiralne schody wzd³u¿ jednej ze œcian prowadz¹ na górê.Wszêdzie wisz¹ gigantyczne fotografie kampanii reklamowych ró¿-

16

Page 17: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

nych kolekcji z ubieg³ych lat, œwiadcz¹ce o znaczeniu i pozycji tegodomumody.Wg³êbi, za przeszklonymi drzwiami, dwie œliczne i dobrzeubrane dziewczyny przyjmuj¹ interesantów. Siedz¹ przy dwóchma-³ych biurkach, ka¿da z otwartymprzed sob¹w³asnym laptopem i tele-fonem bezprzewodowym. Znajduj¹cy siê obok recepcji bar oferujegoœciomczekaj¹cymna spotkanie ró¿ne smako³yki.Na przeciwleg³ymkoñcu stoi bardzo du¿a i wygodna bia³a kanapa oraz d³ugi niski stolikzmasy per³owej, na którym le¿¹ gazety imagazyny omodzie. Dwie naoko czterdziestoletnie kobiety siedz¹ i ewidentnie na coœ czekaj¹.Maj¹na sobie dopasowane garsonki i be¿owekozaki na szpilce. S¹ starannieumalowane i uczesane, jedna znich trzyma skórzan¹ aktówkê.Rozma-wiaj¹ w niezwykle dystyngowany sposób i œwiadomie ignoruj¹ to, codzieje siê wokó³ nich. Po chwili jedna spogl¹da na zegarek i krêcig³ow¹. Zdaje siê, ¿e ktoœ ka¿e im zbyt d³ugo czekaæ.Nagle wielkie szklane drzwi wejœciowe siê rozsuwaj¹ i pojawia siê

w nich ciemnoskóra piêknoœæ ubrana w zwyczajne d¿insy, bluzêi trampki. Za ni¹ id¹ dziewczyny, nios¹c pokrowce z ubraniami, którewy³adowa³y w³aœnie z zaparkowanego przedwejœciem SUV-a. Dziew-czyna siada obok dwóch pañ, które natychmiast j¹ lustruj¹, usi³uj¹cokazaæ obojêtnoœæ. Witaj¹ siê z ni¹ ch³odno i wracaj¹ do przerwanejrozmowy. Odpowiada z uœmiechem i znudzona przegl¹da swoj¹ ko-mórkê. Tymczasem dziewczyny nadal wypakowuj¹ rzeczy z samo-chodu. To pewnie modelka, która ma pokaz dla jakiegoœ klienta.Olly nerwowo chodzi w tê i z powrotem. Stara siê nad sob¹ zapa-

nowaæ. Starannie dobra³a ka¿dy szczegó³ swojej garderoby. Ma nasobie piêkne bia³e spodnie, sweterek i dopasowan¹ kurteczkê w ko-lorze lila spiêt¹ w pasie du¿ym paskiem. W rêku trzyma teczkêz kilkoma rysunkami i zdjêciami wydrukowanymi na bia³ym karto-nie. No i oczywiœcie z ¿yciorysem, który przes³a³a wczeœniej wrazz podaniem o przyjêcie na sta¿. Serce bije jej strasznie mocno. Niewiadomo, jak pójdzie rozmowa. Kto wie, ile takich podañ dostaj¹.Mimo ¿e wynagrodzenie jest nêdzne, odbycie sta¿u tutaj to ogrom-na szansa. Mo¿liwoœæ bycia tu przez parê miesiêcy, pracy przy kam-paniach reklamowych, zaskarbienia sobie sympatii tych ludzi – towszystko mog³oby otworzyæ przed ni¹ wiele drzwi. Nawet do praw-dziwej pracy. Tak¹ ma przynajmniej nadziejê.Ciemnoskóra piêknoœæ wstaje z kanapy, bo jedna z recepcjonistek

skinê³a, ¿eby podesz³a. Olly s³yszy, o czym rozmawiaj¹: czekaj¹ na ni¹

17

Page 18: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

na pierwszym piêtrze. Teraz modelka odwraca siê do dziewczyn,które przysz³y tu z ni¹, i mówi, ¿eby do niej do³¹czy³y. Idzie poschodach, jej ruchy s¹ eleganckie i pewne.Cholera, myœli Olly, naprawdê jest piêkna. A ja? Kiedy moja ko-

lej? Patrzy na zegarek. Ju¿ szósta. Kazali byæ o pi¹tej trzydzieœci.Uff. Zaczynaj¹ uwieraæ mnie buty. Noszê je od samego rana. Niejestem przyzwyczajona. Za wysokie obcasy. Rzuca ostatnie spojrze-nie na znikaj¹c¹ na szczycie schodów dziewczynê. Szczêœciara, masportowe obuwie. Ale ona ju¿ tu jest. Ju¿ pracuje.Po chwili pojawia siê jedna z recepcjonistek.– Przepraszam, pani Crocetti?Olly odwraca siê.– Tak?– W³aœnie przekazano mi, ¿e mo¿e pani wejœæ. Egidio Lamberti

czeka na pani¹. Pierwsze piêtro, pierwsze drzwi po prawej stronie.Zreszt¹ wisi na nich tabliczka z nazwiskiem… – mówi z uprzejmym,acz powœci¹gliwym uœmiechem.Olly dziêkuje i wchodzi po schodach. Egidio. Co to za imiê. Kto to

jest, ktoœ sprzed naszej ery? Strasznie staro¿ytne imiê. Mniej wiêcejw po³owie schodów upuszcza teczkê, która uderza g³oœno o stopieñ.Olly odwraca siê, ¿eby zobaczyæ, czy ktoœ w holu to zauwa¿y³. Oczywi-œcie widzia³y to obie panie siedz¹ce na kanapie. Bacznie siê jej przy-gl¹daj¹. Olly odwraca g³owê. Wyg³adza ubranie. Nie chcê widzieæ ichtwarzy ani tego, jak siê ze mnie œmiej¹. Nie chcê, ¿eby te nikczemnesztywniaczki przynios³y mi pecha. Z wysoko podniesion¹ g³ow¹ idziedalej. Wchodzi na piêtro. Spogl¹da na prawo. Widzi drzwi i tabliczkê.Egidio Lamberti. Delikatnie puka. Cisza. Puka jeszcze raz, bardziejenergicznie. Nadal cisza. Próbuje po raz trzeci, tym razem zbyt moc-no. Zakrywa d³oni¹ usta, jakby chcia³a powiedzieæ „ups”, bo wie, ¿eprzesadzi³a. W koñcu ze œrodka dochodzi g³os.– No wreszcie… Proszê wejœæ…Olly unosi brwi. Co za wreszcie? To nie moja wina, ¿e kaza³ mi

czekaæ ponad pó³ godziny. By³am punktualnie. Co wiêcej, by³amprzed czasem. A w ogóle, co to za g³os, taki nosowy? Niedobre prze-czucie. Naciska klamkê.– Mo¿na? – Przytrzymuje uchylone drzwi i zagl¹da do œrodka. Czeka

na jakiœ znak. Jak na przyk³ad „proszê”. Ale odpowiada jej cisza. Zbierasiê na odwagê, otwiera drzwi na oœcie¿, wchodzi i zamyka je za sob¹.

18

Page 19: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Za wielkim szklanym sto³em siedzi oko³o czterdziestoletni mê¿-czyzna z ³ysin¹ na skroniach i wpatruje siê w ekran Maca. Ma nasobie czerwon¹ koszulê i cienki ró¿owy sweterek, na g³owie borsali-no w kratê i okulary w ciemnych oprawkach. Tylko czterdzieœci lat.To imiê w ogóle do niego nie pasuje, myœli Olly.Mê¿czyzna nie podnosi nawet wzroku, rêk¹ daje znak, ¿eby po-

desz³a.Olly z wahaniem robi kilka kroków.– Dzieñ dobry, nazywam siê Olimpia…Nie daje jej czasu nawet na podanie nazwiska. Nadal nie pod-

nosz¹c wzroku, mówi:– Tak, tak, Crocetti… wiem. W koñcu to ja wyznaczy³em pani

spotkanie. Wiem, kim pani jest, prawda? Proszê siadaæ. Olimpia, coza imiê…Serce Olly bije coraz mocniej. O co mu chodzi? Olimpia, co za

imiê? A jego? Bardzo niedobre przeczucie. Nie, nie, nie. Nie w tensposób. Pozbieraj siê. Odwagi. Oddychaj, to nic. To tylko trochêwkurzony facet, mo¿e ma³o spa³ albo Ÿle zjad³, mo¿e nie uprawia³seksu dziœ w nocy albo nie wiadomo od jak dawna… ale to tylkofacet. Teraz trochê nad nim popracujê. Olly przywo³uje na twarznajlepszy ze swoich uœmiechów. Pojednawczy. Szczery. £agodny.Intryguj¹cy. To uœmiech Olly w natarciu.– Dobrze. Jestem tutaj w zwi¹zku z podaniem o przyjêcie na

sta¿… To bêdzie dla mnie zaszczyt…– No ja myœlê, ¿e to bêdzie dla pani zaszczyt… jesteœmy jednym

z najwiêkszych domów mody na œwiecie… – Nie patrz¹c na ni¹,pisze dalej na klawiaturze swojego laptopa.Olly prze³yka œlinê. Supermeganiedobre przeczucie. Nie. Tu nie

chodzi o jeden kiepski dzieñ. On po prostu zawsze jest taki zgryŸ-liwy. Tak. To jeden z tych, co to maj¹ trudny charakter, s¹ ci¹glezestresowani, nie wychodz¹ nigdy z pracy i nie widz¹ œwiata pozani¹ ani nie potrafi¹ siê wyluzowaæ. Ale dam radê. Muszê daæ radê.– Szczera prawda. W³aœnie dlatego was wybra³am…– Nie, pani nas nie wybra³a. Nas siê nie wybiera. To my wybie-

ramy. – Tym razem podnosi oczy znad komputera i patrzy na ni¹.Ot tak, bezpoœrednio, nieodwo³alnie.Olly czuje, jak p³on¹ jej policzki. I czubki uszu. Ca³e szczêœcie, ¿e

nie zwi¹za³a w³osów, bo teraz wszystko by³oby widaæ. Bierze jeszcze

19

Page 20: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

jeden g³êboki oddech. Nienawidzê go. Nienawidzê. Nienawidzê.Kim on jest? Za kogo siê ma?– Tak, ma pan racjê. Oczywiœcie. Chcia³am tylko powiedzieæ…– Pani nie ma nic mówiæ. Pani ma mi pokazaæ swoje prace i ko-

niec. One bêd¹ mówiæ za pani¹… No ju¿, proszê… – Robi pospiesznygest rêk¹. – Po to pani tutaj przysz³a, prawda? Zobaczmy, co panipotrafi… i przede wszystkim, ile czasu nam pani zajmie.Olly zaczyna siê denerwowaæ nie na ¿arty. Ale dzielnie siê trzyma.

Czasami trzeba umieæ przyj¹æ cios, ¿eby dostaæ to, na czym namzale¿y. Nie warto wdawaæ siê w pyskówkê. Jest jasne, ¿e ten facet tognojek…Bierze jeszcze jeden wdech. K³adzie teczkê na stole i otwie-ra j¹. Wyjmuje swoje prace. Sporo rysunków wykonanych ró¿nymitechnikami, tak¿e ubrañ. Potem fotografie. Niki. Diletty. Eriki.Obcych ludzi spotkanych na ulicy. Portrety. Skróty perspektywicz-ne. Pejza¿e. Wyjmuje jedn¹ pracê po drugiej i pokazuje je Egidiowi.On bierze je, obraca w rêkach, niektóre znudzony odk³ada na bok.Mruczy coœ do siebie pod nosem. Olly z trudem go s³yszy, ale zbierasiê w sobie i niechêtnie pochyla nad sto³em.– Hmm… Banalne… Przewidywalne… Okropne… Znoœne…

– Egidio pó³g³osem strzela przymiotnikami, ogl¹daj¹c po kolei ry-sunki. Olly czuje, ¿e zaraz umrze. Jej prace. Efekt wielkiego wysi³-ku i wielkiej fantazji, zarwanych nocy, ³apanych w locie pomys³ów,nadziei, ¿e w zasiêgu rêki znajdzie w odpowiednimmomencie skra-wek papieru i o³ówek albo aparat. To wszystko potraktowane w tensposób, byle jak, z odraz¹, przez jakiegoœ faceta, który ma na imiêEgidio i ubiera siê na ró¿owo i czerwono. Wygl¹da jak geranium.W koñcu facet dociera do ostatniej pracy. To przetworzona

w Photoshopie jedna z ostatnich kampanii reklamowych pewnegodomumody. A œciœlej rzecz ujmuj¹c, tego domu mody. Egidio bacz-nie siê tej pracy przygl¹da. Studiuje j¹. Analizuje. Znowumówi coœniewyraŸnie pod nosem.O nie. Nie tym razem. Olly usi³uje interweniowaæ.– Zrobi³am to ot tak, ¿eby poczuæ siê czêœci¹ waszego zespo³u…Egidio patrzy na ni¹ znad okularów. Przenikliwie. Olly czuje siê

za¿enowana i wbija wzrok w œcianê po prawej stronie. Wtedy za-uwa¿a to, co tam wisi. Wyeksponowane nad nowoczesnymmeblemz drogiego drewna. Wielkie i cenne trofeum z tabliczk¹ pod spodem:Dla Egidia Lambertiego, Eddy’emu mody i dobrego gustu. British

20

Page 21: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Fashion Awards. Przygl¹da siê dalej. Na œcianie wisz¹ równie¿ innedowody uznania. Mittelmoda. Nagroda dla najlepszegom³odego pro-jektanta tysi¹c dziewiêæset dziewiêædziesi¹tego pi¹tego roku. Orazinne dyplomy i tabliczki. Na wszystkich jest jego imiê. Nie Egidio.Eddy. Brzmi trochê lepiej. Przynajmniej jeœli chodzi o imiê.Olly odwraca siê i spogl¹da na niego. Egidio-Eddy nadal uwa¿nie j¹

obserwuje, trzymaj¹c w rêku przerobion¹ w Photoshopie pracê.– Proszê mi coœ wyjaœniæ… Czy chce pani powiedzieæ, ¿e aby

poczuæ siê bli¿ej nas, ukrad³a nam pani kampaniê reklamow¹?I to pani zdaniem jest kreatywnoœæ?Olly stoi jak wryta. Nie jest w stanie nic odpowiedzieæ. Czuje, jak

wilgotniej¹ jej oczy. Ale dzielnie siê trzyma. Po raz kolejny. Powstrzy-muje ³zy i wtedy przypomina sobie zdanie, które ci¹gle pisa³a w swo-im szkolnympamiêtniku. Ka¿dego roku.Wpisywa³a je pod arkuszemocen profesorów. „Œwietni artyœci kopiuj¹, wielcy artyœci kradn¹”.Prawie nie zdaj¹c sobie sprawy, wypowiada te s³owa na g³os.Egidio-Eddy patrzy na ni¹. Potem spogl¹da na pracê. Nastêpnie

znowu na Olly.– Jak na razie nie jest pani nawet t¹, która kopiuje…Olly, czerwona z wœciek³oœci, ju¿ ma zabraæ swoje prace i scho-

waæ je do teczki. Ale sama nie wiedz¹c dlaczego, po raz kolejnybierze g³êboki oddech i powstrzymuje siê. Patrzy Egidio-Eddy’emuw oczy. Nie zauwa¿y³a nawet, jak bardzo s¹ niebieskie. Jednymtchem wypowiada zdanie.– No to jak, dosta³am ten sta¿ czy nie?Mê¿czyzna zastanawia siê przez chwilê. Znowu wpatruje siê

w ekran laptopa. Coœ wstukuje.– Spoœród osób, z którymi siê do tej pory spotka³em, pani jest

najmniej nieudana. Ale tylko dlatego, ¿e sprawia pani wra¿enieosoby przytomnej… – Podnosi wzrok i patrzy na ni¹. – Wygl¹da nato, ¿e ma pani równie¿ charakter. Natomiast pani prace s¹ dlamnie prawdziw¹ udrêk¹. Mogê skierowaæ pani¹ do dzia³u marke-tingu, zwa¿ywszy jak bardzo podobaj¹ siê pani nasze kampaniereklamowe… Ale oczywiœcie na pocz¹tek bêdzie pani robiæ s³ynnefotokopie i kawê. Oraz archiwizowaæ adresy, pod które wysy³amyzaproszenia i reklamy. Ale proszê nie odbieraæ tego jako upoko-rzenia. Ma³o kto rozumie, a zw³aszcza wy, m³odzi, ile mo¿na siênauczyæ, s³uchaj¹c i poruszaj¹c siê pozornie poza œrodkiem sceny.

21

Page 22: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Tam, gdzie wszystko siê dzieje. Sprawdzimy, czy ma pani w sobiewystarczaj¹co du¿o pokory, ¿eby przetrwaæ… potem siê zobaczy…Teraz proszê zabraæ te przedszkolne rysunki i ju¿ iœæ. Do zoba-czenia jutro rano o wpó³ do dziewi¹tej. – Po raz ostatni spogl¹da jejprosto w oczy. – Punktualnie.Punktualnie jak ty, myœli Olly, zbieraj¹c rysunki i zdjêcia i cho-

waj¹c je do teczki. Egidio-Eddy pochyla siê w skupieniu nad swo-im komputerem.Olly wstaje.– W takim razie do zobaczenia jutro. Dobranoc.Zero odpowiedzi. Olly zamyka za sob¹ drzwi. Opiera siê o œcia-

nê. Spogl¹da do góry. Zamyka oczy i bierze g³êboki oddech.– Ciê¿ko by³o, co? – Olly otwiera szybko oczy. Przed ni¹ stoi

ch³opak, mniej wiêcej tego samego wzrostu co ona, szatyn o inten-sywnie zielonych oczach, w okularach w lekkiej oprawce. Ma rozba-wiony wyraz twarzy. – Wiem, Eddy sprawia wra¿enie bezwzglêdne-go. Taki zreszt¹ jest. Ale jeœli go do siebie przekonasz, masz z górki.– Mówisz? Sama nie wiem… Po raz pierwszy mê¿czyzna nie

spojrza³ na mnie nawet przez chwilê! W takich chwilach nagle za-czynasz siê zastanawiaæ, czy mimo ¿e masz dwadzieœcia lat, ju¿ siêstarzejesz? Brzydniesz? To ciê od razu przygnêbia! Zjecha³ mniena maksa!– Nie, to nie ma nic do rzeczy… taki po prostu jest. Ekscentrycz-

ny. Perfekcjonista. Bezwzglêdny. Ale równie¿ œwietny, genialnyi zdolny odkrywaæ talenty jak nikt inny. Ale wywali³ ciê czy nie?– Powiedzia³, ¿e od jutra odpowiadam za ksero. Niez³y pocz¹tek…– ¯artujesz! No jasne, ¿e to niez³y pocz¹tek! Nie masz pojêcia,

ilu ludzi chcia³oby byæ na twoim miejscu.– A niech mnie… Dobrze siê dzieje we W³oszech, jeœli marze-

niem ludzi jest kserowanie. Ale jeœli to jedyny sposób, ¿eby na-uczyæ siê czegoœ o modzie i rysowaniu, wchodzê w to…Ch³opak siê uœmiecha.– Brawo! M¹dra i cierpliwa. Ach, ja jestem… – Wyci¹ga rêkê,

¿eby siê przedstawiæ, i wtedy wszystkie kartki, które trzyma³ podpach¹, spadaj¹ na pod³ogê i rozsypuj¹ siê dooko³a. Niektóre sfru-waj¹ po schodach. Olly wybucha œmiechem. Ch³opak jest zawsty-dzony i siê czerwieni. – Jestem niezdar¹, oto jak siê nazywam…– Kuca i zaczyna zbieraæ dokumenty.

22

Page 23: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Olly przyklêka, ¿eby mu pomóc.– Niezdara na nazwisko, a na imiê? – uœmiecha siê do niego.Ch³opak czuje siê trochê podniesiony na duchu.– Simone, mam na imiê Simone… pracujê tu od dwóch lat.

W dziale marketingu.– Nie, niemo¿liwe.– Mo¿liwe… tam w³aœnie pracujê.– Ja te¿. Od jutra, jeœli masz jakieœ ksero, dajesz je mnie. Eddy

uzna³, ¿e mam zacz¹æ tam, bo moje rysunki wzbudzaj¹ tylko poli-towanie.– No nie! W takim razie bêdê zarzucaæ ciê dokumentami!– Hm, coœmi siê zdaje, ¿e ju¿ zacz¹³eœ… –Olly zbiera dalej kartki.Simone patrzy na ni¹ zak³opotany.– To prawda, przepraszam… masz racjê. Ja to zrobiê, i tak bar-

dzo mi pomog³aœ. Jeœli musisz iœæ, to idŸ…Olly zbiera kartki, schodzi kilka schodków i podnosi te, które

tam wyl¹dowa³y. Wchodzi na górê i mu oddaje. Patrzy na zegarek.O, kurczê. Siódma.– Dobra, lecê.Simone wstaje, zebra³ ju¿ wszystkie papiery.– Jasne, rozumiem. Masz pewnie masê rzeczy do zrobienia. Pa-

miêtaj, ¿e od jutra nie bêdziesz mia³a zbyt du¿o wolnego czasu!Wykorzystaj to dziœ wieczorem!Olly ¿egna siê i idzie po schodach. Trochê niezdarny, ale zabaw-

ny, myœli.Simone patrzy na jej plecy, obserwuje, jak siê porusza, scho-

dz¹c po stopniach. Zgrabna, szczup³a, wyprostowana. Piêkna. Tak,naprawdê piêkna. Bardzo siê cieszy, ¿e nastêpnego dnia znowu j¹spotka. Przy kserokopiarce.Olly czeka, a¿ szklane drzwi siê otworz¹. ¯egna siê z dwiema

recepcjonistkami. Wychodzi z budynku. Nastêpnie przechodzi przezdu¿¹ automatycznie otwieran¹ bramê, podchodzi do swojego skuterai wtedy go zauwa¿a. Siedzi w samochodzie. W swoim nowym bia³ymcinquecento z namalowanymi wzd³u¿ boków czarnymi pasami. Dajeznak œwiat³ami. Olly macha do niego uœmiechniêta. Podbiega dosamochodu. Otwiera drzwiczki.– Och, Giampi! Co tu robisz? – Ca³uje go w usta. – Jestem taka

szczêœliwa! Nie spodziewa³am siê!

23

Page 24: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

– Kochanie, wiedzia³em, ¿e to dla ciebie wa¿ny dzieñ, i przyje-cha³em ciê odebraæ. Zostaw skuter, potem po niego wrócimy – mó-wi Giampi i wrzuca jedynkê.– Dobra, ale fajnie! To jedna z takich chwil, kiedy cieszê siê, ¿e

po prostu jesteœ…Giampi patrzy na ni¹ z udawanym ¿alem.– Jak to, a wszystkie inne chwile to co?– Te¿ siê cieszê… ale tym razem potrzebowa³am po prostu

odrobiny mi³oœci!Giampi znowu siê œmieje. I chocia¿ te s³owa odrobinê go uwie-

raj¹, nie daje tego po sobie poznaæ.– Jak posz³o?– Katastrofa… ale muszê sobie jakoœ poradziæ… – Ruszaj¹

w stronê centrum, zostawiaj¹c za sob¹ wielki budynek, i Olly po-stanawia mu o wszystkim opowiedzieæ.

4

Niki szybko dociera na uniwersytet. Parkuje skuter przed wej-œciem, zak³ada blokadê na ko³o i wraz z innymi studentami wcho-dzi przez bramê, za któr¹ ci¹gnie siê d³uga aleja. Idzie raŸnymkrokiemmiêdzy zielonymi zadbanymi trawnikami, poœród tryska-j¹cych fontann rozmieszczonych po obu bokach chodnika, w koñcudociera do schodów prowadz¹cych na wydzia³. Kilkoro studentówsiedzi na stopniach. Rozpoznaje kolegów ze swojego roku. Marcai Sarê, Lukê i Barbarê oraz swoj¹ now¹ przyjació³kê Giuliê.– Co tu robicie? Nie jesteœcie na zajêciach?Luca wertuje szybko strony dziennika „Repubblica”, który zda-

je siê ju¿ przeczyta³. – By³a kolejna akcja okupacyjna Fali *…Niki ma ochotê siê rozeœmiaæ. Myœli o Diletcie, Erice, a zw³aszcza

o Olly. Fala, która jest „okupowana” przez… nie wiadomo kogo!

* Onda (lub Onda Anomala, w³. fala) – ruch studencki powsta³y w 2008 r. (przyp.t³um.).

24

Page 25: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Niedoczekanie! Ale zaraz powa¿nieje. Wie, ¿e tu nie chodzi o ¿ad-n¹ z nich.– Dzisiaj te¿! Masakra. A mia³ byæ taki œwietny wyk³ad z litera-

tury porównawczej. Kiedy jest coœ ciekawego…Nagle s³yszy z ty³u ten g³os. Nowy, nieznany, w którym czai siê

œmiech…– „Cicha formo, co s¹dom naszym na z³oœæ robisz, spokój m¹-

cisz, jak wiecznoœæ”.Podobaj¹ jej siê te s³owa. Odwraca siê rozeœmiana, przed ni¹

stoi ch³opak, którego nigdy wczeœniej nie widzia³a. Wysoki, chudy,z d³ugimi, lekko krêconymi w³osami. Ma piêkny uœmiech. Obcho-dzi j¹ dooko³a, wdychaj¹c jej zapach, zatracaj¹c siê w jej w³osach,jednak nie podchodzi za blisko, nie dotyka, muska tylko swoimoddechem i kontynuuje:– „Na œwiecie nie ma nic stabilnego. Zgie³k jest wasz¹ jedyn¹

muzyk¹”.Niki unosi brew.– To nie twoje.On siê uœmiecha.– Racja. To Keats. Ale chêtnie ci go odst¹piê.Luca obejmuje Barbarê i mówi:– Nie zwracaj na niego uwagi. Niki, to jest Guido… Znamy siê

od dzieciñstwa. Nie by³o go w kraju, jego ojciec jest dyplomat¹.Wróci³ w zesz³ym roku…Guido mu przerywa.– Kenia, Japonia, Brazylia, Argentyna… Dotar³em tam, gdzie

³¹cz¹ siê te dwa pañstwa, do wodospadów Iguazu. To tam powstaj¹magiczne têcze. To tam przychodz¹ do wodopoju zmêczone kapi-bary i m³ode jaguary, to tam zwierzêta d¿ungli ¿yj¹ spokojnie.– I to tam rdzenne mieszkanki bior¹ k¹piel o zachodzie s³oñca.

Pamiêtam zdjêcia, które mi przys³a³eœ. – Luca siê œmieje.– Masz brudne myœli. To by³ cykl fotografii idealnych zacho-

dów s³oñca, magicznej harmonii miêdzy ludŸmi i zwierzêtami.– Hm, pewnie tak… Chocia¿ ja pamiêtam tylko piêkne kobie-

ty… bardzo rozebrane.– Bo tylko je chcia³eœ widzieæ…Barbara daje Luce kuksañca.– Sorry, ale gdzie siê podzia³y te zdjêcia? Nigdy ich nie widzia³am.

25

Page 26: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Luca obejmuje j¹ mocno.– Wywali³em dwa lata temu… Chwilê przed tym, jak ciê pozna-

³em. – Próbuje j¹ poca³owaæ. Ale Barbara wyœlizguje siê z jego objêæ.– Akurat, jak tylko do ciebie przyjdê, poszukam w szufladach…Luca rozk³ada rêce, po czym jedn¹ k³adzie na piersi, a drug¹

unosi do góry.– Przysiêgam, skarbie, wywali³em je! A poza tym, to on sprowa-

dza³ mnie na z³¹ drogê…Barbara daje Luce kolejnego kuksañca.– Widzisz, Niki, uwa¿aj na tego Guido, kocha poezjê, surfing…

a najbardziej piêkne dziewczyny.Guido rozk³ada rêce.– Nie rozumiem, dlaczego oni takmnie widz¹…Zapisa³em siê na

wydzia³ humanistyczny tylko dlatego, ¿e chcê studiowaæ. To prawda,lubiê surfing, uwielbiam fale, bo jakmawia³ EugeneO’Neill, tylko namorzu jest siê naprawdêwolnym.A co do piêknychdziewczyn, no có¿,to jasne… – podchodzi doNiki uœmiechniêty – patrzê na nie – obcho-dzi j¹ dooko³a, taksuj¹c spojrzeniem –widzê, jak s¹ ubrane, doceniamich wybory… WyobraŸnia pracuje… Ale czego mo¿e chcieæ kobietapiêkna? Chce robiæwra¿enie na innych. Ale kim s¹ ci inni…Nie tylkoszata nas zdobi. A co z piêknem duszy? Zarezerwowanym tylko dlaprawdziwych przyjació³? Oto czego chcia³bym doœwiadczyæ…Guido wyci¹ga d³oñ w stronê Niki.– Zostaniemy przyjació³mi?Niki spogl¹da na niego, potem na jego rêkê, po chwili patrzy

mu w oczy. Naprawdê piêkne, myœli. Ale decyduje siê na inne roz-wi¹zanie.– Przykro mi… W tym roku pozna³am ju¿ wystarczaj¹co du¿o

ludzi. – Wzrusza ramionami i odchodzi.Giulia schodzi z murka.– Poczekaj, Niki, idê z tob¹…Oniemia³y Guido odwraca siê do Luki i Marca, którzy siê z nie-

go œmiej¹.– Ole posz³o!– Dziêki waszej reklamie…– To jest nasza przyjació³ka…– Chcia³em, ¿eby zosta³a równie¿ moj¹…– Jasne, twoj¹ zdobycz¹!

26

Page 27: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

Guido krêci g³ow¹.– Nic tu po mnie. Ole mnie oceniacie… Ale przynajmniej Niki

wyrazi³a siê jasno.– Czyli?– To banalne. Ale kto gani, ten kupuje.– To ju¿ chyba nie Keats! – Barbara zeskakuje na ziemiê.– Nie… Ale ona rzuci³a mi wyzwanie! Jak mówi Tukidydes:

„Najodwa¿niejsi s¹ bez w¹tpienia ci, którzy maj¹ przed oczamijasny obraz tego, co ich czeka, zarówno chwa³y, jak i niebezpieczeñ-stwa, a mimo to ruszaj¹, by je spotkaæ”.Marco siê œmieje.– Tak, tak, ruszaj¹ nieustraszeni!Luca krêci g³ow¹.– Chcia³bym zobaczyæ, jak stawiasz czo³a tym niebezpieczeñ-

stwom, gdyby Niki by³a brzydul¹.

5

Erica podnosi wzrok znad ksi¹¿ki do etnologii i antropologiikulturowej. Usi³uje do egzaminu powtórzyæ w myœlach wa¿ny jejzdaniem akapit. W po³owie siê poddaje i zerka na stronê. Ponownieprzenosi spojrzenie i próbuje jeszcze raz. Na nic. Wiedza nie wcho-dzi do g³owy. Kiedy tak siê dzieje, nie warto siê zmuszaæ. Idziezatem do kuchni, nalewa wody do czajnika i czeka, a¿ siê zagotuje.Bierze fili¿ankê do zaparzania herbaty, cukier trzcinowy, ³y¿eczkêi stawia wszystko na stole. W szafce szuka blaszanej puszki, w którejprzechowuje zio³owe herbaty w torebkach. Jest. Otwiera j¹. Zaczy-na wybieraæ. Ma ich ca³e mnóstwo. Ta nie. Tê pi³a wczoraj. Tajest bez smaku. O, ta. Ta jest dobra. Porzeczka, wanilia i ¿eñ-szeñ.Wyjmuje saszetkê i czeka. Jak tylko woda zaczyna wrzeæ, wy³¹czapalnik, nalewa j¹ do fili¿anki, wrzuca torebkê i ca³oœæ przykrywa. Potrzech minutach zdejmuje przykrywkê, dosypuje cukier i siada.Dmucha, ¿eby herbata odrobinê wystyg³a, i upija ³yczek. Dobra.Ma intensywny smak porzeczki. Bierze kolejny ³yk, rozkoszuj¹c

27

Page 28: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

siê mieszank¹ aromatów. Ogl¹da fili¿ankê. Jest bia³a, na górzefantazyjnie pomalowana w pomarañczowe kwiaty. Marki Thun. Na-dal œwietnie pamiêta wieczór, kiedy Giò jej j¹ podarowa³. PrzedBo¿ym Narodzeniem, trzy lata temu. Dobrze wiedzia³, jak Ericauwielbia herbatê i wszelkie akcesoria s³u¿¹ce do jej przygotowania.Przyszed³ z wielkim kartonowym pude³kiem, w którym by³a fili-

¿anka do zaparzania herbaty, filtr i przykrywka oraz mieszankabia³ej herbaty, malwy i hibiskusa. Jej zapach przenika³ na zewn¹trz,chocia¿ paczuszka by³a zamkniêta. Erice bardzo spodoba³ siê tenprezent. Prosty, ale przemyœlany, wybrany specjalnie dla niej, wyszu-kany. Tak powinna wygl¹daæ ka¿da niespodzianka, w której przygo-towanie wk³ada siê serce. Od tamtej pory zawsze pije w tej fili¿ance.Jakimœ cudem jeszcze jej nie st³uk³a, co zazwyczaj czyni z innyminaczyniami. Giò. Jej Giò. Jakie to dziwne. Zostawi³am go, to prawda,ale w g³êbi duszy nie mogê siê od niego uwolniæ. Fale ¿artuj¹ sobieze mnie z tego powodu. Mówi¹, ¿e nadal go wykorzystujê, bo nieumiem przeci¹æ pêpowiny. ¯e trzymam go przy sobie jak piêkn¹maskotkê. Ale to nieprawda. Zale¿y mi na nim. To fantastycznycz³owiek. Chyba wolno mi mieæ go za przyjaciela, prawda? A skoroi jemu to odpowiada… Móg³by powiedzieæ doœæ, ale tego nie robi.Poza tym, co w tym dziwnego? Jesteœmy w kontakcie, chodzimywieczorami na piwo, wysy³amy sobie SMS-y, e-maile, czatujemy naFacebooku, ³azimy po mieœcie, do kina, na koncerty. To wszystko.Oczywiœcie nie sypiamy ze sob¹. Jesteœmy tylko przyjació³mi. Co jamówiê, wiêcej ni¿ przyjació³mi, w³aœnie dlatego, ¿e wiemy ju¿, co toznaczy byæ razem. Skoro znamywszystkie zwi¹zane z tym problemy,teraz czerpiemy z tego zwi¹zku to, co najlepsze. Co w tym dziwnego?Tylko dlatego, ¿e nie wszyscy s¹ wystarczaj¹co dojrzali, ¿eby umieæprzekszta³ciæ mi³oœæ w przyjaŸñ? Cieszê siê, ¿e nie straci³am Giò.Erica popija herbatê. Poza tym, co to ma do rzeczy, wiem, ¿e czasamimo¿e byæ mu przykro, kiedy wie, ¿e umawiam siê z jednym czydrugim ch³opakiem. Ale czy ja siê z nimi zarêczam? No i przecie¿ nieopowiadammu wszystkiego. Dziewczynom zreszt¹ te¿ nie. Wyobra-¿am sobie, jak zareagowa³aby Diletta, gdyby wiedzia³a, z ilomach³opakami umówi³am siê od rozstania z Giò! Powiedzia³aby, ¿ejestem powierzchowna. ¯e nadwerê¿am swoj¹ reputacjê. Reputacja!Wszystko zale¿y od tego, jak rozgrywasz karty. To nieprawda. £atwoimmówiæ. Niki jest z Alexem. Olly zakocha³a siê w Giampim. Diletta

28

Page 29: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

ma Filippa. S¹ w zwi¹zkach. Ograniczone. Zdecydowa³y, ¿e to wy-starczy, ¿e nie potrzebuj¹ poznaæ nikogo innego. Ale sk¹d wiedz¹, ¿eto ten w³aœciwy? Ja chcê mieæ pewnoœæ. Muszê eksperymentowaæ.Chcê poznawaæ ludzi. Porównywaæ ich. Tylko tak któregoœ dnia bêdêmog³a wiedzieæ na pewno, ¿e spotkany mê¿czyzna jest dla mnie.Rozpoznam go w³aœnie dziêki temu. Dziêki tym wszystkim, którychpozna³am wczeœniej. Poza tym to nic nieznacz¹ce zwi¹zki. Nikogonie krzywdzê. Postêpujê jak mê¿czyŸni, prawda? Ich nikt nie kryty-kuje za to, ¿e flirtuj¹ z dziewczynami. Od lat to samo. Kobiety s¹puszczalskie, a mê¿czyŸni boscy. A czy Olly nie robi³a dok³adnie tegosamego? I wszyscy j¹ za to lubili. Dobrze. Teraz kolej na mnie. Tomoje ¿ycie. Bêdê z nim robiæ, co mi siê podoba. Poza tym jedynedziewczyny, z którymi naprawdê siê dogadujê, to Fale. Pozosta³e totylko znajome. Z mê¿czyznami jest ³atwiej. Przy nich nie ma wspó³-zawodnictwa, nie muszê martwiæ siê o sceny zazdroœci, jeœli chcêktóregoœ poderwaæ. Jesteœmy sobie równi. Ja i oni. Czêsto s¹ znacz-nie lepsi od nas, kobiet. Naprawdê. Nawet z Francesco tak jest.Podoba mi siê, jest fajny, mi³y, dobrze siê przy nim czujê, ale abso-lutnie nie jest moim ch³opakiem. Myœlê, ¿e on to rozumie i te¿ mu toodpowiada. Uwa¿am, ¿e jeœli jestem szczera i spontaniczna w swoimzachowaniu, nie ma w tym nic niew³aœciwego. Serce ma zawszeracjê. Tak mówi¹ piosenki, ksi¹¿ki, filmy. Koniec koñców mówi torównie¿ mój podrêcznik do etnologii.Erica dopija herbatê. Bierze fili¿ankê, op³ukuje j¹ i odstawia na

suszarkê, to samo robi z ³y¿eczk¹. Czajnik zostawia na kuchence, jestw nim jeszcze odrobina wody, teraz ju¿ letniej. Chowa na miejscecukiernicê. Gotowe. W³aœnie ma wracaæ do swojego pokoju, ¿eby siêpouczyæ, kiedy dzwoni domofon. Kto tomo¿e byæ? Erica spogl¹da nazegarek. Jest pi¹ta. Nikogo nie oczekuje. Przechodzi ko³o swoje-go pokoju. Zerka do œrodka. W porz¹dku. Niczego nie zauwa¿y³.Francesco nadal œpi w ³ó¿ku. Nie us³ysza³. Erica podchodzi do drzwi.Bierze do rêki s³uchawkê domofonu.– Kto tam? – Stara siê mówiæ niezbyt g³oœno.– Czeœæ, gwiazdeczko, co porabiasz?Erica cofa siê o krok. Niemo¿liwe. A ten co tu robi?– To ty, Antonio?– No jasne, a kogo byœ chcia³a. Dlaczego mówisz tak cicho, kiep-

sko s³yszê, tu jest straszny ruch… S³uchaj, mo¿e mia³abyœ ochotê

29

Page 30: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic

skoczyæ ze mn¹ do Baretto na Trastevere? Dziœ wieczorem do drin-ków przygrywaj¹ did¿eje.Erica milczy. Po chwili odpowiada:– S³uchaj, nie mogê, nie czujê siê najlepiej, wolê zostaæ w do-

mu. Wybierzemy siê kiedy indziej, okay?– No dobra. Szkoda. Wpuœcisz mnie, ¿ebym siê z tob¹ przy-

wita³?Erica wzdycha.– Lepiej nie, ju¿ jestem w pi¿amie, naprawdê. Zobaczymy siê

jutro na wydziale.Antonio milczy przez jakiœ czas. Potem siê krzywi.– Okay, jak chcesz.Odchodzi trochê zirytowany, poprawia sobie spodnie biodrów-

ki, znad których wystaj¹ bokserki firmy Richmond. Naprawdê bar-dzo chcia³ wyskoczyæ z ni¹ na drinka. Odk¹d j¹ pozna³, umówilisiê tylko parê razy, a chêtnie robi³by to czêœciej. Ale ona ci¹glemu siê wymyka…Erica odchodzi od domofonu i wraca do pokoju. Francesco na-

dal œpi. Wskakuje na ³ó¿ko.– Hej, a ty ci¹gle œpisz! – Szturcha go lekko.Francesco otwiera jedno oko i spogl¹da na ni¹ spod przymkniê-

tych powiek. Przekrêca siê na bok.– Obudzisz siê wreszcie? Jak mo¿esz spaæ w obecnoœci tak

piêknej dziewczyny?!Francesco unosi siê nieznacznie na rêkach.– Ach… tak… piêkna kobieta…Erica daje mu kuksañca w bark.– Aua! To prawda… – Francesco sprawia wra¿enie kompletnie

obudzonego. – Teraz, kiedy lepiej ciê widzê, tak, istotnie jesteœpiêkna… a nawet jeszcze piêkniejsza. Czy przypadkiem nie spo-tka³em ciê w swoim œnie?– NieŸle, nieŸle, tym razem ci siê uda³o… Nastêpnym razem

wyrzucê ciê za drzwi go³ego jak ciê Pan Bóg stworzy³!Erica schodzi z ³ó¿ka i zasiada przed ksi¹¿k¹.– Pos³uchasz, co jest w tym rozdziale, i sprawdzisz, czy umiem?Francesco wzdycha.– Nie, daj spokój, nie chce mi siê… podaj mi iPoda, pos³ucham

muzyki i pomarzê jeszcze o tobie…

30

Page 31: Wybacz ale chcę się z tobą ożenic