32
1

Wilcze Echa Wydanie Specjalne (15.08.2012)

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Oficjalny kwartalnik fanklubu zespołu Wilki i Roberta Gawlińskiego "Wilcze Stado"

Citation preview

1

2

SPIS TREŚCI

Kochani!...........................................................................4ZLOTY OFICJALNE..............................................................5Nieoficjalne spotkania Wilczego Stada z zespołem Wilki............7Fragmenty relacji ze spotkania po koncercie w Gnieźnie............7Wilki... "i Warszawa jeszcze taka kolorowa...".........................11MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO SŁYSZENIA ,KTÓRA PRZETRWAŁA DO DZIŚ..............................................................................13Parę szczerych słów….......................................................16WSPOMNIENIA- ANIA MAŁOSZEWSKA................................18WSPOMNIENIA- LUPUS.....................................................19

3

Kochani!Ponieważ nie zobaczymy się na zlocie z powodu zbiegu kilku niesprzyjających

okoliczności – witam się z Wami w nowym, wyjątkowym numerze Wilczych Ech. Ten

numer jest w całości NASZ – nasze wspomnienia i zdjęcia. Ten numer jest w całości o

tym, jak fani widzą zespół Wilki. Mało tego – udało mi się dotrzeć do numeru „Wilczych

Ech” z roku 1994, w którym znalazła się relacja ze zlotu, jaki odbył się w dniach 16-17

lipca. I tę relację postanowiłyśmy z Martą tutaj przypomnieć. To pierwsze takie

wyjątkowe wydanie, ale już wiemy, że nie ostatnie.

Cały czas zachęcam Was do nadsyłania swoich zdjęć, wspomnień, czy innych artykułów.

Wy również możecie tworzyć Wilcze Echa!

Czekamy na Was pod adresem: [email protected] i na Facebooku:

https://www.facebook.com/#!/wilcze.echa2012

Życzę Wam wszystkim niesamowitych wrażeń i mam nadzieję, że przed koncertem w

Elizówce nie pojawią się już żadne niesprzyjające okoliczności i będę w końcu mogła się

z Wami wszystkimi zobaczyć.

Pozdrawiam i do zobaczenia 1września w kolejnym numerze „Wilczych Ech” i – mam

nadzieję – 09 września pod Lublinem.

Ania Małoszewska

4

ZLOTY OFICJALNE

Gdy Wilczego Stada nie było….

1. 16-17 lipiec 1994 – relacja w bieżącym numerze „Wilczych Ech”

Zloty oficjalnego FanClubu Wilcze Stado:

2. Warszawa Camping Wok 21-23 sierpień 2005

I dzień - wspólne śpiewanie przy akompaniamentach gitar, Szansa na sukces, projekcja

filmowa – teledyski Madame, Wilków, Roberta solo

II dzień – konkurs wiedzy o zespole Wilki. Koncert. Koncert niesamowity, magiczny,

wspaniały, jedyny w swoim rodzaju.

III dzień: przyjazd Zespołu. Finał Szansy na sukces, nagroda: okulary przeciwsłoneczne

Roberta. Impreza urodzinowa Robertowo – Mikisowa i wspólne śpiewanie…

3. 23-25.07.2007 Wolka Smolana

Poniedziałek 23.07

* 11.30 - podstawienie busów na Dworcu w Sochaczewie.

* 12.00 - rozpoczęcie imprezy, czas na rozstawienie namiotów, wręczenie

identyfikatorów i smyczy.

5

* 15.00 - Wilcza Szansa Na Sukces

* 17.00 - przygotowywanie pamiątkowego albumu-niespodzianki dla zespołu z

okazji 15 urodzin.

* 19.00 - emisja archiwalnych koncertów zespołu.

* 21.00 - wspólne śpiewanie przy ognisku, układanie zlotowej piosenki.

Wtorek 24.07

* 14.00 - przyjazd zespołu WILKI

* 15.30 - pokaz kucyków.

* 16.00 - wyścigi na kładach

* 18.00 - grill, ogniska, świętowanie 15 urodzin zespołu.

* 20.00 - akustyczny koncert

Środa 25.07

12.00 - podstawienie busów na campingu do Sochaczewa, zakończenie imprezy

4. 15-17.08.2012

ŚRODA 15.08. - INTEGRUJEMY SIĘ!

11.00 -13.30 - Rozpoczęcie imprezy, czas na zakwaterowanie się etc.

14.00 - 15.30 - Wspólne tortowanie czyli przygotowujemy tort niespodziankę

16.00 -17.00 - Wilcza Szansa na sukces

17.00 - 18.00 - Wymyślamy wilczą piosenkę

19.00 - 21.00 - Wilczy maraton filmowy

21.00- reszta wieczoru - integracja według własnych pomysłów :)

CZWARTEK 16.08. - DZIEŃ Z WILKAMI!

11.00 -12.00 - Rozpoczęcie imprezy, czas na zakwaterowanie się, rozstawienie

namiotów etc.

12.00 - Szlifowanie zlotowej piosenki :)

14.00 - Przyjazd zespołu WILKI

15.00 - wspólne pałaszowanie tortu niespodzianki

16.00 - Quiz wiedzy o zespole i fan clubie :)

17.00 - konkurs "jaka to melodia" :)

18.00 - wspólne muzykowanie przy ognisku

19.30 - koncert akustyczny zespołu WILKI

PIĄTEK 17.08 - POŻEGNANIA NADSZEDŁ CZAS!

6

WSPÓLNE ŚNIADANIE, SKORO ŚWIT ;)

12.00-14.00 - ZAKOŃCZENIE IMPREZY, POŻEGNANIE! :)

Anna Małoszewska

Marta Wiśniewska

Artykuł powstał przy pomocy Doroty Sypniewskiej i Patrycji Koteckiej

Nieoficjalne spotkania Wilczego Stada z zespołem Wilki:

Wrocław - 6.12.2003, 29.12.2003, 29.12.2004Świdnica - 4.02.2004, 11.02.2004, 27.03.2004, 13.02.2005, 28.05.2004, 8.07.2004, .08.2004Bielawa - 19-21.08.2004, 30.06.2005Nysa - 29.05.2004, 31.05.2004, 4.06.2004, 07.06.2004, 29.05.2005Opole - 24.07.2004, 22.04.2005Gniezno - 23.04.2004 Pawłowice - 30.05.2004Mszczonów - 5.06.2004Warszawa - 6.06.2004Rybnik - 19.06.2004, 4.09.2004Złotów - 3.07.2004Królewska Wola - 7.08.2004Kraków - 26.08.2004, 31.12.2004 Krosno - 28.11.2004Lubomierz - 15.08.2005Zielona Góra - 10.09.2005Warszawa, I Wigilia – 19.12.2008Warszawa, II Wigilia – 11.12.2011Warszawa, studio Dzień Dobry TVN – 24.08.2012

Anna Małoszewska

Fragmenty relacji ze spotkania po koncercie w Gnieźnie, 23.04.2004autor: Marlena, wstado.prv.pl

7

Foto: archiwum prywatne

Przed koncertem na scenie pojawił się pan, który wyglądał jak Robert, tylko był trochę grubszy i niższy i.... miał na sobie niebieską bluzę od dresu. Zdania były podzielone – Evika, Marta i Sabachtani były przekonane, że to jest Robert, reszta miała wątpliwości. Na szczęście okazało się, że to jednak Robert nie był. Gawełek nas zdecydowanie zaskoczył wyglądem – włoski coraz bardziej odrośnięte, lekko przyciemnione, fajnie ubrany [ tak mi się wtedy wydawało. Dopiero później okazało się, że jego czarna kurtka na zdjęciach nabierała właściwości fluorescencyjnych :/ ]. Na dziewczynie z gitarą Gaweł zrobił krótką przerwę: No co się tak patrzysz, Mikis? Zmęczyłem się!. Rachela była z trzecią zwrotką )))). Na Baby Marta i Evika zgubiły aparta, więc wszyscy patrzyli raczej pod nogi ,niż na scenę. Na szczęście znalazł się na następnej piosence. Przed Pogańskim Znakiem Gaweł zaczął zapewniać nas, że on jest całym sercem w Polsce, kocha ten kraj, nie chce go opuszczać, a ta piosenka jest napisana specjalnie dla Moniki. A przed Son of the Blue Sky Robert spojrzał w niebo ( ciemno i leje) i mówi: Gdybym miał teraz wymyślać tytuł do tej piosenki, to nie nazwałbym jej Son of the Blue Sky tylko..... ( myśli ).. no, inaczej bym ją nazwał!. Acha a wcześniej jeszcze pił ze sceny nasze zdrowie[ niestety, nie wiem czym, bo kubeczek był nieprzeźroczysty. Ale sądząc po ominięciu Uluru i dziwnej zapowiedzi Pogańskiego, która właśnie do Uluru chyba by bardziej pasowała, to podejrzewam, że wody tam jednak nie było...] Przez cały koncert lał deszcz, więc pod koniec wszyscy już byli zupełnie przemoczeni, a jak się zarzucało włosami, to taki fajny rozbryzg się robił :P Po koncercie poszłyśmy za scenę. Ochroniarze fanclub wpuścili bez problemu, widocznie Monika z nimi gadała. Przyszła Monika i kazała nam iść pod hotel Pietrak, a oni mieli tam zaraz dojechać, bo tutaj tak, jak stwierdziła: „dupa jest” ( czyli ten namiot wojskowy) Spod wejścia do hotelu usiłował nas jeden ochroniarz przegonić, ale bezskutecznie oczywiście. Tylko się trochę przesunęłyśmy, żeby wejście było. Potem podjechał samochód, ochrona zrobiła obstawę, zepchnęli nas zupełnie na bok i chyba chcieli przeganiać dalej, ale Moniś właśnie podeszła i kazała swojej jedenastce wchodzić ))))). Poszłyśmy do restauracji. Monika poprosiła o połączenie stolików i dodała, że dużo miejsca nie potrzebujemy, bo wszystkie jesteśmy chude.... Usiadłyśmy, po chwili wszedł zespół. Robert: Jezu, i znowu to okropne Stado! W tych strasznych czarnych koszulkach! Do Ziri : Ty jesteś ze Stada? Ziri: Tak. No i dostała łyżeczką po głowie :P [ w tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na naszą rozmowę w pociągu – g. 11:45, Robert

8

u psychologa )))))] Zaczęliśmy składać zamówienie. To znaczy zespół złożył, a my cisza. Monika: No, dziewczyny?( Nic). No, zamawiajcie coś( cisza)Kto chce kawę? ( kilka osób się zgłasza) No, a reszta? Robert: No, co chcecie? J: To może Pepsi?. Wszyscy: Ooo, Tak, Pepsi! [ Ależ ja mam siłę przebicia )] Robert: A może piwo? Kilka osób się zdecydowało. Robert wyszedł na chwilę. Jak wrócił mówi: Słuchajcie, mocnych alkoholów nie pijemy. Ale jak ktoś chce coś do picia, piwo, pepsi, kawę, albo coś do jedzenia, jakiś obiad, drugi obiad, piąty obiad, dziesiąty obiad, albo deser, to proszę zamówić, my zapłacimy. ( I ciszej )... to znaczy Monika zapłaci...

Idę do Smolika: Andrzej, ja mam takie ładne zdjęcie i chciałbym twój podpis na nim. Smolik: No, ładne to ono nie jest, ale dobra. J: Ale jak ci się nie podoba, to drugie też możemy sobie zrobić, nie? S: Jasne. A , że nikogo w pobliżu nie było, to zdjęcie nam Szycha zrobił. J: I jeszcze jedną prośbę mam, bo moja koleżanka by bardzo chciała twój autograf... S: No dobra, dawaj ( podałam mu zeszyt) J: A nie, czekaj, nie pisz! Właśnie zobaczyłam, że środek już minęłam i nie będę miała jak wyrwać ;). Ale w końcu dostałam kartkę i autograf. :P

Andrzej zrobił się głodny i zamówił sobie rosołek. Robert i Szycha zareagowali bardzo zgodnie – obaj kazali nam robić mu zdjęcia jak je [ mieli rację, rzeczywiście fajnie to wyszło )))]

Monika przyszła do Roberta po autograf dla kelnerów. Monika: Napisz „ dla Agaty i Adriana” Robert: Ja mam napisać „ dla Agaty i Adriana”?!?. Monika : No to ja napiszę, a ty się podpiszesz. J: Ej, mi się wydaje czy on jest niepiśmienny? Robert: Jakbyś wiedziała, że należy pisać tylko rzeczy istotne, to byś się nie dziwiła!. Potem wszyscy się rzucili na Roberta, żeby robić zdjęcia i brać autografy. Więc Gaweł się w końcu znudził i gdzieś poszedł. Mikisowi też się chyba nudziło, bo zaczął się bawić homarem, który leżał na stoliku. Bardzo fajnie wyglądał z taką śpiewającą dekoracją w rękach )))

My usiadłyśmy koło Moniki i zaczęłyśmy z nią rozmawiać. Najpierw o wiewiórce, którą przejechał samochód, o patyczakach, które tata Moniki wyrzucał z 10 piętra i o żółwiach, które trzeba odwracać do góry nogami, żeby ćwiczyły mięśnie. Później było o fascynacji Benia i Emika Sweet Noisem, a szczególnie tatuażami Glacy :P A potem jeszcze o warunkach noclegu na FAMIE ( Moniś z Gawłem na składanym fotelu, na boku musieli spać, bo inaczej by się nie zmieścili...) I jeszcze Monika opowiadała, jak za czasów Madame Robert wszedł na scenę tak skacowany, że przez chwilę rozmawiał z kimś, a potem omal nie dostał zawału, tak się przestraszył mikrofonu :DDDD. Dowiedziałyśmy się też, że Beniamin, jak był mały, to się zakochał w Ani Smolika . A jak pytał, czemu Ania ma czarne paznokcie, to mu mówili, że ona jest bardzo chora. W ten subtelny sposób chcieli doprowadzić dziecko do odkochania :// Ktoś się upewnił czy oni jeszcze nie mają ślubu. Monika się rozgląda czy Smolika nie ma w pobliżu, szeptem: Nieee.. I już nie będzie, to tak zostanie.

Koło wpół do dwunastej doszłyśmy do wniosku, że będziemy nocować na dworcu. Trochę jeszcze pogadałyśmy z Moniką, a jak usłyszała, że chyba będziemy spać na dworcu, to nam chciała zmówić pokój w hotelu! Gdzieś pod dwunastej zespół zdecydował, że będą już jechać. No więc zaczęłyśmy się żegnać z każdym po kolei. A jak podeszłam do Roberta, to jeszcze go spytałam, czy on w ogóle słyszał co my krzyczałyśmy w czasie koncertu, czy tylko słyszał, że coś krzyczymy. No i okazało się, że nie słyszał, ale zainteresował się. Jak mu powiedziałam, że prosiłyśmy o Bluesa, to obiecał, że następnym razem to zagra. Więc jeszcze go musiałyśmy przekonać, żeby zagrał to też w Pawłowicach, bo następnym razem to nas nie będzie.Wyszłyśmy z hotelu i zdecydowałyśmy, że jednak sprawdzimy w schronisku, może ktoś na nas czeka, chociaż szanse były raczej niewielkie. I ustaliłyśmy, że jakby ktoś był, to

9

powiemy, że Daria zasłabła i byłyśmy na pogotowiu. No i rzeczywiście, facet na nas czekał. Nie wiem, czy nam uwierzył, ale nie krzyczał, tylko kazał nam iść na górę. Umyłyśmy się i poszłyśmy do łóżek. Warka prawie spała, a ja przeczytałam ludziom moją dotychczasową relację( czyli tę część z godzinami). Potem reszta też poszła spać, tylko Daria słuchała walkmana, a ja pisałam relację. Położyłam się jako ostatnia.

Redakcja: Anna Małoszewska

10

Wilki... "i Warszawa jeszcze taka kolorowa..."

Trochę historii :)

Pamiętam mój pierwszy świadomy koncert Wilków... To było w grudniu 2002 roku w Częstochowie, na hali polonia... Bilety na niego dostałam wtedy chyba jako prezent mikołajkowy, czekałam na ten dzień z wypiekami na twarzy... Dziś po 10 latach trochę mnie to bawi jak mnie to wszystko wtedy fascynowało i w głowie nie miałam wtedy chyba nic poza Wilkami i Robertem... :) Niemalże w każdym wypracowaniu cytowałam teksty Roberta, a na końcu każdego zeszytu widniało „Wilki”... Sam koncert był magiczny, kiedy słyszałam Eli czy Aborygena oczy od razu szerzej się otwierały i nie było wtedy nic ważniejszego...Pamiętam też sklepik w którym można było kupić koszulki, płyty i plakaty :)Obłowiłam się wtedy jak mało kiedy, zostawiłam tam swoje całe kieszonkowe... i chyba właśnie wtedy wybuchła moja totalna "miłość" do tej muzyki...

Panowie! :)Robert, Szaman, czarodziej dźwięków... i w zasadzie na tym mogłabym zakończyć swoją wypowiedź, bo w tych słowach zawiera się wszystko... Robert jest dla mnie Artystą kompletnym...Poza tym, iż jest wspaniałym tekściarzem, poetą jest również genialnym muzykiem, kompozytorem, wspaniale czaruje głosem w akustycznych klimatach... Jego twórczość ukształtowała moją wrażliwość...

Mikis cicha woda brzegi rwie? :D Mikis wydaje się być bardzo cichą, spokojną osobą... i pewnie coś w tym jest... ale można z Nim porozmawiać na mnóstwo przeróżnych, nie tylko muzycznych tematów... To wspaniały Artysta, fantastyczny gitarzysta... nie wyobrażam sobie, że mogłoby Go kiedykolwiek zabraknąć w Wilkach...daje nam mnóstwo pozytywnej energii!

Maciek poeta gitary... Jego giatrowych dźwięków można słuchać bez końca... bardzo się cieszę, że dołączył do zespołu, wniósł trochę rockowego pazura... dzięki Maćkowi Wilki znów pokazują swoje kły... tak fajnie, że jest...

Hubi wulkan energii... nie widziałam jeszcze bębniarza, który grałby z takim zaangażowaniem jak Hubert... jest to niezwykle efektowne i energetyczne... Poza tym Hub to po prostu świetny facet, totalny luzak, uważam że nadaje zespołowi niezwykłej świeżości...

Staszek... Stasiu do zespołu dołączył stosunkowo niedawno, ale swoją otwartością na fanów zjednał sobie wszystkich... wraz z Hubim tworzą fajny, energetyczny duet... cóż mogę dodać, świetnie się z Nim rozmawia, bawi... bardzo się cisze że to właśnie Staś dołączył do watahy...To świetny bassman i perkusista... :)

Moniś... nasza kochana Pani menago... Moniczka to dla mnie dobry duch zespołu... cierpliwa, zawsze uśmiechnięta, promienna...

11

Ale Wilki to nie tylko muzycy, ale również technika, akustycy, oświetleniowcy... Edzio, Piotr, Arek, Radzio, Piotrek, Carramba, Leszek, Piotrek, Grzegorz... wspaniała ekipa, dzięki Nim zespół zawsze wspaniale brzmi i jest wspaniale oświetlony... Chłopaki jesteście mistrzami!

Zaczynając tę wypowiedź chciałam opisać jakiś konkretny koncert, wydarzenie... ale nie potrafię bo Wilki to ogromna część mojego życia, mojego ja... W wakacje uwielbiam pdróżować za Chłopakami wolna niczym ptak, od koncertu do kocertu... Dzięki Nim zwiedziłam większość polskich dworców... :))) Czasami znajomi pytają mnie czy nie nudzi mi się takie jeżdżenie, słuchanie tych samych utworów setki razy... ale cóż to nie może się znudzić... mimo, że na większości koncertów w sezonie setlista jest ta sama, energia jest zawsze inna... zarówno miejsca jak i Chłopaków! :)Dzięki muzyce Wilków poznałam wiele wspaniałych osób które są mi bardzo bliskie... jesteśmy przyjaciółmi, rodziną... wilczą rodzina...

Sądzę, że Wilki i Wilcze Stado jeszcze długo będą bardzo ważną częścią mojego życia...! :)

Patrycja „Czarna” Kotecka

Redakcja: Marta Wiśniewska

12

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO SŁYSZENIA ,KTÓRA PRZETRWAŁA DO DZIŚPierwszy raz zafascynowałam się muzyką Wilków po tym jak otrzymali Bursztynowego Słowika na festiwalu w Sopocie za "Son of the blue sky". Oczywiście nie było wtedy internetu, były za to takie audycje jak "Muzyczna Jedynka" ,"CLIPOL" ,"Luz" czy "Halo gramy", w którym zaczął karierę dziennikarską Kuba Wojewódzki. Trudno było nie zwrócić uwagi na WILKI, ich muzyka była w 1992 r. wszechobecna! Oprócz twórczości urzekła mnie również charyzma i niesamowity głos Roberta.

MÓJ PIERWSZY KONCERT WILKÓW- 24.03.1994r. , trasa "Przedmieścia"

Skorzystałam z okazji, jaką był koncert w moim mieście, moją ulubioną piosenką była wtedy "Rachela". Zamiast bawić się i skakać pod sceną, stałyśmy z przyjaciółką jak zahipnotyzowane i wpatrzone w Roberta jak w Boga, znałyśmy tekst każdej piosenki i świat dla nas nie istniał. Po koncercie wraz z grupą kilkunastu osób wytropiłyśmy ich miejsce na after. Mimo zmęczenia chłopaki chętnie pozowali do zdjęć, chciałyśmy wejść za nimi do środka, ale zatrzymała nas ochrona- byłyśmy niepełnoletnie, poskarżyłyśmy się Robertowi, a on nas objął i wprowadził. Wtedy pierwszy raz pomyślałam jaki z niego równy gość:) i oszalałam na punkcie Wilków jeszcze bardziej. W Polsce funkcjonowało wówczas kilka Fan Clubów, zapisałam się do trzech i postanowiłam, że skupię się docelowo na współpracy z tym, który najbardziej mi się spodoba.

OGÓLNOPOLSKI ZLOT FANÓW ZESPOŁU WILKI, USTKA 15-16.07.1994r.

Dowiedziałam się o nim będąc u rodziny na Mazurach, miałam 16lat, wyrwałam się spod opieki cioci przeznaczając 70% kieszonkowego, nie myślałam co będę jeść i jak przetrwam, bo napędzała mnie perspektywa spędzenia weekendu z idolami. Zapamiętałam kilka punktów programu:

*mecz siatkówki fani vs. Wilki, byłam dumna że znalazłam się w drużynie fanów. Mam mnóstwo zdjęć z tego meczu. Najlepszym zawodnikiem był Marcin Szyszko, bardzo dobrze radziła też sobie Moniczka:) Zespół nas pokonał, w drużynie fanów i ogólnie na zlocie przeważały nastoletnie fanki:)

* "100 pytań do..." -rozłożyliśmy się na trawie i wzięliśmy chłopaków w krzyżowy ogień pytań, nie było tematów tabu. Wcześniej przygotowaliśmy listę pytań, oczywiście zespół ich nie znał- pełne zaskoczenie. W ten sposób mogliśmy bliżej poznać każdego z nich jaki jest prywatnie. Wśród nas siedzieli też Beniamin i Emanuel, nie umieli jeszcze chodzić, ciężko było odróżnić jednego od drugiego...Dostaliśmy pamiątkowe zdjęcia w formie pocztówek z autografami, które mam do dziś.

13

*ognisko+koncert tylko dla nas. Zespół akompaniował, a każdy mógł wybrać sobie piosenkę, wziąć mikrofon i śpiewać. Odważyłam się zaśpiewać "Kiedy nie ma już nic", Robert mnie pochwalił. Hitem zlotu był jednak kawałek z "Misia Uszatka”- Smolik ciągle grał go na klawiszach "Pora na dobranoc, bo już ksieżyc świeci. Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci"

*nocna balanga na plaży, gdzie siedzieliśmy na piasku wokół Roberta popijając piwo i słuchaliśmy jakie ma plany na przyszłość. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam kawałek "Śpij mój śnie"- nie był jeszcze dopracowany, ale od razu wszystkim wpadł w ucho. Robert też nucił "Folkowego", tekst dopiero powstawał w Jego głowie. Te magiczne chwile zawsze we mnie zostaną- popijawa na plaży, rozmowy i wschód słońca z Wilkami- ramię w ramię jak z kumplami na wakacjach.

Nie uwierzycie, ale multi-instrumentalista Andrzej Smolik, wtedy nowo przyjęty członek zespołu dopiero uczył się grać na harmonijce i na akordeonie. Wszędzie chodził z tą harmonijką i ćwiczył. Był nikomu nieznanym, skromnym chłopakiem ze Świnoujścia, pamiętam, że Robert twierdził, iż jest zdolny i cieszy się, że dołączył do zespołu. Wtedy nikt nie przypuszczał, że będzie z niego aż tak popularny, samodzielny artysta! Smolika zapamiętałam wówczas jako skromnego, grzecznego i uroczego 24-latka. Zaimponował mi wytrwałością, klasą i dobrym wychowaniem. A jak zapamiętałam pozostałych chłopaków po tym zlocie?

Marcin Szyszko- przystojny, ale zarozumiały bufon, kobieciarz, zszokował mnie pamiętnego wieczoru na plaży gdy zapijał wódkę piwem i nie zważając na otoczenie baraszkował z jakąś panną.

Bardziej niż rozmową z fanami na zlocie był zajęty flirtowaniem, pamiętam jak jedna z dziewczyn pokazywała nam autograf Marcina z dopiskiem: "Jestem fanem Twoim i Twojej siostry.” Rówieśnik Smolika, ale to dwa światy. Smolik- zrównoważony, ułożony, dojrzały młody człowiek, a Marcin wręcz przeciwnie.

Mikis Cupas- spokojny, odzywał się rzadko, ale zawsze sensownie i na temat, uśmiechnięty, sympatyczny, jednak sprawiający wrażenie lekko zdystansowanego.

Marek "Bruno" Chrzanowski- najmniej sympatyczny z wszystkich, miałam wrażenie że fanów traktował jak zło konieczne, nie pozostawił zbyt dobrego wrażenia na większości z nas.

Robert Gawliński-Szaman, lubił pierścienie z dużymi kamieniami, poruszał się i wyglądał inaczej niż "zwyczajni zjadacze chleba", mimo tego, iż wzbudzał wtedy takie zainteresowanie w mediach jak dzisiaj...Doda, był przystępny, przyjazny, ciepły, miał wiele cierpliwości do fanów, był dla mnie autorytetem, co powiedział to było takie mądre i dla mnie święte, był tak boski jakby z innej planety. Wówczas dla mnie ideał mężczyzny-fizycznie i duchowo, stawiałam go na piedestale. Każda zazdrościła wtedy

14

Monice, nie dziwię się, że miała opinię zazdrosnej. Choć z taką figurą raczej żadna przy niej nie miała szans. To czasy, kiedy oboje wystąpili w megasexownym teledysku "Jeden raz odwiedzamy świat". 5 lat później ujrzałam w moim mieście chłopaka, który bardzo mi Roberta przypominał wyglądem, sposobem chodzenia, mówienia. Zakochałam się i musiałam sprawić, żeby stał się moim chłopakiem. Też uwielbiał muzykę Wilków. Dla porównania jego zdjęcie z 1999r.

Iza Pągowska

Redakcja: Marta Wiśniewska

15

Parę szczerych słów…

Muzyki mogę słuchać bez końca. To pasja, która wypełnia sporą część mego życia. Na jej atrakcyjność ma wpływ wiele czynników. Na pewno są to piękne głosy, brzmienie instrumentów, zachowanie na scenie charyzmatycznych artystów. Ale nie tylko. Muzyce towarzyszy kilka rzeczy, które dopełniają tę dziedzinę czyniąc ją po prostu wspaniałą. To m.in. atmosfera koncertów. I to wszystko odnalazłam w twórczości Wilków i Roberta.

W mojej dyskografii nie ma wielu polskich płyt. Nie zachwycam się nowościami. Jeśli już, to sporadycznie. Uważam, że polska muzyka zmierza w niewłaściwym kierunku. Młodym wykonawcom ciężko zaistnieć bez znajomości, a w telewizji, w programach typu talent-show lansuje się szybko gasnące gwiazdki. W większości są to ludzie, którzy poprawnie wykonują covery- to wszystko. Ale na szczęście zespół Wilki zaczął w innych i wydaje mi się, lepszych czasach. I mimo tego, że drugi okres twórczości nieco rożni się od pierwszego, to nadal ma wartość. To polski zespół, który wg mnie wykonuje kawał dobrej roboty, także na koncertach. Live brzmi świetnie, co także jest zasługą wspaniałych dźwiękowców i ekipy technicznej. Jest mi najbliższy, utożsamiam się z prezentowaną przez nich wrażliwością i akceptuję właściwie każdy krok, który robią.

Często zastanawiam się, czy mogę mienić się fanką. Czytałam wiele wypowiedzi fanów rożnych zespołów i nie dostrzegam w żadnej z nich stuprocentowego podobieństwa do mojej osoby. Nigdy nie kochałam się w Robercie, nie miałam na ścianie jego zdjęć, choć poznawałam jego twórczość w nastoletnim wieku. Oczywiście, bardzo imponuje mi jako artysta, a przede wszystkim człowiek. Myślę, że mamy podobne charaktery i ten sam punkt widzenia na niektóre sprawy. Lubię też jego zachowanie na scenie, sposób śpiewania i komponowania. Natomiast kiedy mieliśmy okazję porozmawiać starałam się zbudować raczej koleżeńskie relacje. Czerpię radość z rozmowy z bogatymi duchowo i bardziej doświadczonymi ludźmi ode mnie…Robert to fajny facet. Tworzy fajną muzykę i roztacza wokół siebie pozytywną aurę. Życzę mu jak najlepiej. Chciałabym, aby długo spełniał się artystycznie i był szczęśliwy prywatnie, bo czasami mam wrażenie, że takich dusz jest dziś już coraz mniej…

Nie ulega wątpliwości, że Robert to lider zespołu, postać bez której Wilki nie byłyby Wilkami. Ma charyzmę i unikatowy wokal. Repertuar Wilków jest oparty na większości jego kompozycji i tekstów. Ale panowie z zespołu fajnie to wszystko grają, a także bardzo dobrze pracują na to, by zespół był w rzeczywistości zespołem. Myślę, że oni też muszą być w pewnym sensie zbudowani z podobnego materiału, aby grać te dźwięki w odpowiedni sposób, tzn. taki, aby Robert znalazł łączność między swoją wizją muzyki, a ich. Przypuszczam, że na próbach konsultują się, razem myślą jak zagrać, jak zaaranżować itd. Znakomitym przykładem na tę współpracę jest tekst do utworu „Księga Przemian” z płyty „Watra”. Napisał go Mikis. Swoją drogą to piękne słowa…I zawsze, gdy o tym myślę przypomina mi się zespół „The Doors”. Robby Krieger napisał tekst do wielkiego ich przeboju- „Light my fire”. Myślę, że śmiało mógłby się pod nim podpisać Jim. To dowód na mistrzowską kooperację i na to, że nie byłoby Doorsów bez Jima i Jima bez Doorsów. Może tak samo byłoby z Wilkami?

16

Jeśli chodzi o pozostałych muzyków: Maćka, Mikisa, Huberta i Staszka sądzę, że to bardzo dobrzy muzycy i fajni ludzie. Podczas ostatniej roszady w składzie (po powrocie Wilków w 2011 roku) bardzo ucieszyłam się z tego, że do zespołu dołączył Maciek Gładysz- autor słynnej solówki do utworu „Son of the blue sky”. Maciek w przeciwieństwie do np. Huberta nie jest wulkanem energii, przynajmniej na zewnątrz. Ale swoją grą na gitarze mnie urzeka. Według mnie, wnosi do zespołu wiele pięknych brzmień, a słuchanie na koncertach wyżej wspomnianej solówki przyprawia mnie o ciary…Staszek Wróbel jest takim dobrym duchem, który do tego jest bardzo muzykalny. O Mikisie można powiedzieć, że to po prostu stary, dobry Mikis. A Hubert to znakomity pałker- pełen energii. Potrafi przyłożyć i zagrać nieco bardziej delikatnie. Ponadto, to bardzo pozytywny i fajny człowiek. Lubię go. Z niecierpliwością czekam na nową płytę zespołu. Liczę tam na kompozycje i teksty Roberta. Ale mam też nadzieję, że będzie można na niej usłyszeć osobowości chłopaków. Uważam, że każdy z nich jest takim muzykiem, który może wnieść na płytę fragment swojej muzycznej osobowści.

W opowieściach o tym, co wilcze nie mogę pominąć solowej twórczości Roberta i koncertów z tym repertuarem, na których miałam okazję kilkakrotnie być. Bardzo lubię to oderwanie od Wilków. Dostrzegam tam jeszcze innego Roberta. Bardziej otwartego, swobodnego i nieco bardziej eksperymentującego. Szczerze mówiąc, uważam, że koncerty plenerowe z tym repertuarem nie sprawdziły się zbyt dobrze. Po pierwsze otoczenie dni miast nie zbyt współgrało z klimatem tych utworów, a po drugie solowa twórczość Roberta jest z pewnością skierowana do bardziej wyrafinowanej w gustach części publiczności. Za to wspaniale wspominam koncert w Teatrze Bajka w Warszawie. To był październik 2010 roku. To było fascynujące przeżycie zasiąść w teatralnej sali i wysłuchać np. utworu „Ogień i wiatr”. W ten jesienny poniedziałek miało miejsce też bardzo miłe wydarzenie po koncercie. Gospodarze wpadli na pomysł, aby poczęstować publiczność lampką wina. I tak w foyer teatru kosztowaliśmy znakomite wino mając w sercach ulubione dźwięki. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze udam się do sklepu po płytę podpisaną Robert Gawliński.

Czuję lekki niedosyt po trasie Blue Sky Tour zorganizowanej z okazji 20-lecia zespołu. Udało mi się być tylko na jednym koncercie- w auli Uniwersytetu Mikołoja Kopernika w Toruniu. Koncert był bardzo udany. Zaskoczyła mnie reakcja publiczności, która po kilku pierwszych utworach wstała i bawiła się razem z zespołem, który tego dnia wyraźnie był w formie. Kupiłam bilet tuż przed koncertem i miałam jakieś totalnie beznadziejne miejsce za kolumnami, po prawej stronie. Na szczęście, spotkałam się z dziewczynami (Agnieszką i Agatą), które miały miejsca w pierwszym rzędzie. Zaoferowały mi, że mogę dzielić z nimi te miejsca. Ale ja usiadłam na schodkach, które prowadziły na scenę (z przodu). Lepszego miejsca chyba na tej sali nie było. Atmosfera była przepiękna. Szczerze mówiąc, nie przepadam jeździć na dużą liczbę koncertów, ale marzył mi się chociaż jeden w klubie muzycznym z prawdziwego zdarzenia. Niestety, nie udało się. Ale mam nadzieję, że co się odwlecze…

Wielu z nas przejechało wiele kilometrów, by posłuchać swojej ulubionej muzyki. Czasami spało się na dworcach, czasami w jakichś schroniskach, hotelach…Jedne były lepsze, drugie gorsze. Bywało też tak, że cały wyjazd poszedł na marne, tak jak ostatni do Mrągowa, gdzie burza zniszczyła amfiteatr i pozbawiła organizatorów możliwości odbycia koncertu. Ale takie jest życie…Miłość wymaga poświęceń ;)

17

Znakomicie czuję się wśród zespołu oraz kolegów i koleżanek z fanklubu. Doceniam otwartość Wilków na fanów i to, że wszyscy starają się, by stwarzać okazje do wspólnych spotkań. Wspólne spędzanie czasu jest piękną ideą i mam nadzieję, że zostanie ona kontynuowana. W tym miejscu nie mogę pominąć osoby Moniki Gawlińskiej- menadżerki zespołu. To, że Monika wszystko załatwi i poradzi sobie w każdej sytuacji to wiadomo. Ale to niezwykle cenne, że Monika aktywnie uczestniczy w życiu Wilczego Stada udzielając się m.in. na facebookowej grupie czy internetowym Forum. Do takiej ekipy jej postać pasuje idealnie. Nie ma rzeczy, ludzi i zjawisk skończenie dobrych i skończenie złych. Dlatego pisząc te wspomnienia skoncentrowałam się na pozytywnych emocjach, bo to one sprawiają, że żyje się lepiej. Dziękuję wszystkim, których do tej pory poznałam! Mam nadzieję, że w przyszłości nic nie zakłóci idei wspólnoty i dobra. Niech muzyka łączy nas jak najdłużej!

Marta Wiśniewska

WSPOMNIENIA- ANIA MAŁOSZEWSKA

Wychowywałam się w domu z, myślę, dobrymi tradycjami muzycznymi. Dorastałam z Pink Floyd, The Dire Straits, Queen, The Beatles, The Shadows…. Z polskich zespołów od zawsze pamiętam Dżem I Wilki. Z ich wszystkich dziś najbardziej upodobałam sobie piosenki Marka Knopflera I Roberta Gawlińskiego. A ponieważ w tym momencie obowiązuje mnie tematyka wilcza, więc na początku….Na początku było "O sobie samym" w 1995 roku. Siostra sadzała mnie na rogu wersalki i puszczała mi z magnetofonu dwie piosenki – „O sobie samym” właśnie i coś Piaska, chyba w „Imię deszczu”. Potem o moje ucho coraz obijały się piosenki Roberta, ale nie wiedziałam, kto je wykonuje. A były to m.in. „Sen o miłości w dzień”, "Nie stało się nic", "Sid i Nancy", "Śpiące serce", "Trzy noce z deszczem", "Mamy tylko chwilę". Później usłyszałam "Baśkę", ale jednym uchem wpadła, drugim wypadła. Dopiero jak siostra przyniosła jakąś składankę, na której były "Kwiaty jak relikwie" – w wieku niespełna 10 lat dosłownie wpadłam jak śliwka w kompot i poprosiłam znajomego siostry żeby mi kupił "4". I tak to wszystko się zaczęło i trwa do dziś. Chociaż w głowie kłębi mi się kilka wspomnień: jedno jest bardzo krótkie, bo dotyczy tego, jak w oczekiwaniu na „4” siedziałam przyklejona do magnetofonu i słuchałam Płyty Tygodnia w Radio Zet (myślę, że nietrudno zgadnąć, co to była za płyta). A inne związane jest z piosenką „Sen o miłości w dzień”: wróciła ona do mnie jakieś 5 lat temu i dopiero wtedy mnie olśniło, że jak tylko wyszła, siedziałam całymi dniami przed telewizorem i namiętnie oglądałam nagrany na VHS teledysk Pierwszy koncert – 06 września 2003, Kozienice. Jechałam na niego z grypą i 39 stopniową gorączką, a wróciłam całkiem zdrowa, więc myślę sobie, że Robert Szamanem tak przypadkiem się nie stał Pierwsze spotkanie z Zespołem – 2 maja 2004. W tym roku skończyłam 20 lat, piosenki Roberta są nieodłącznym elementem

18

mojego życia od 10 lat, a od 9 jestem w Wilczym Stadzie. Jestem dumna z tego, że mogłam dorastać w gronie tak wspaniałych ludzi i mam nadzieję, że będzie tak do końca świata i jeden dzień dłużej.Za swój ogromny sukces uważam dzisiaj fakt, że na Wilcze koncerty jeżdżą ze mną rodzice i to nie z obowiązku i chęci przypilnowania latorośli, ale dlatego, że po prostu chcą i w ich serca ta muzyka wrosła tak samo, jak w moje. Ogromną radość sprawia mi też, gdy z ust nie tylko Moniki ale i Wilczego Stadka padają określenia: „Zgredziki”, bo odbieram to, i mam nadzieję, że słusznie, jako wyraz sympatii i szacunku dla moich rodziców. A oni sami też to lubią Chciałam napisać coś ładnego, ale w zasadzie ciężko zebrać myśli. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć po prostu: dziękuję! Dziękuję za 10 lat wzruszeń na płytkach i na koncertach i życzę wszystkiego co najlepsze na kolejnych 20-lat! A za 20 lat chciałabym życzyć na kolejne 20 i tak dalej Załączam trochę wspomnień uchwyconych w kadrze.Fajnie, że jesteście, do miłego zobaczenia!

Ania MałoszewskaI Zgredziki

WSPOMNIENIA- LUPUS

Wilki...? Tak, mógłbym zacząć od tego, że Robert, że Mikis że Marciny, Leszki, Maćki, Andrzeje, Huberty...Tak naprawdę Wilki to coś więcej, to szczególne miejsce w mojej duszy…Muzycznej duszy…Kiedyś, gdy byłem zwykłym chłopakiem, poszukującym siebie, trochę małym dzieckiem, czasami większym chłopcem, szukałem kogoś, kto w trudnych chwilach podpowie mi, poprowadzi przez życiowy, długi most…Pewnego dnia okazało się, że znałem go z kiedyś, słyszałem a nawet lubiłem…Zaczęło się niewinnie bo od „Beze mnie o mnie”- to były czasy kiedy poranek zaczynałem od tej piosenki, nastrajał mnie tak dziwnie, tak pozytywnie, wtedy marzyłem o tym, by usłyszeć na żywo, by czerpać z tego piękno, by wzruszyć się, by przez chwile odlecieć w świat wilczych przyjaciół, których wtedy jeszcze nie miałem…W Wilkach zawsze kochałem jedno…Dziwnie to zabrzmi, ale kochałem teksty a raczej to o czym śpiewa Robert, nigdy nie zastanawiałem się czy jest dobry czy są to teksty o czymś, wiedziałem, że w nich odnajduję siebie, wiedziałem że mogę się do nich „przytulić”, ukryć, schować tylko dla siebie…Moja miłość do wilczej muzyki przyszła tak niespodziewanie, można się śmiać, ale jeśli napiszę że wszystko zaczęło się w 2002r. i nieprzerwanie trwa do dziś to musi być coś na rzeczy…Pamiętam siebie jako chłystka w dresach, obcięty krótko, to wszystko tak nagle się zmieniło, długie włosy, dziwne spodnie, buty, totalny bunt w szkole, charakter degenerata, czasami idioty, chuligana, dziwnie napędzałem się wtedy ale to była nauka, bo czułem w sobie dusze rock and rolowca, który nie jest grzecznym chłopcem, który idzie spać o 21...Ale lubi wrócić nad ranem...Zostawmy to…Są takie utwory w których odpływam. Uwielbiam „Fajnie że jesteś”, gdy słyszę gitarę, czuję jakbym płynął na morzu zwykłym, małym jachtem, samotnie przemierzając świat,

19

czuję wtedy ulgę, bo mogę najpiękniej ukryć a zarazem ukołysać swoje najpiękniejsze emocje…Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Zostać mistrzem” a było to dokładnie w 2006 r. w Twardogórze, pomyślałem takiego Mistrza kocham, tego z utworu, tego z obrazu, który bez butów drepcze po trawie i uczy się na pamięć swojego życia…Szczerze to „Zostać mistrzem” zawsze będzie dla mnie osobistym utworem, lubię uciec gdzieś, lubię wziąć plecak, schować się za zasłoną czasu i jechać, iść, podejść…Koncerty? Oj wcale nie jest ich tak dużo, około 30, to teraz jest nieistotne, bo to jest 9 lat koncertów, wspomnień, poznanych ludzi i przede wszystkim 9 lat muzyki wyrwanej z kalendarza, jeśli miałbym wybrać jakiś szczególny koncert byłoby mi ciężko…Ale zawsze staram się z koncertu czerpać to, co najpiękniejsze, czyli emocje i chwilę, krótką chwilę, która trwa później przez dłuższy czas…Z Robertem mam cały czas ten sam problem, że kiedy podsuwa mi kolejny, nowy utwór to ja w tym utworze odnajduję siebie…Nie jest to jakieś odkrywcze, ba to chyba takie zwyczajne, ale spowiedź fana zawsze musi zawierać elementy szczerości…Nie wiem jak to opisać ale jestem dumny że mam „swojego” Gawlińskiego. Mam wielu znajomych i opowiadam im o tym jak dużo „on” zmienił w moim życiu, jak często jest obok i jak ważny jest dla mnie, wydawać się to może śmieszne bo przecież mam 27 lat…Może to dziwne, ale przez te 10 lat nigdy nie miałem chwili zwątpienia, były czasy marazmu, jakiegoś „zastania”, ale nigdy nie przestałem kochać Cienia, Erolla czy Obudź mnie…Zawsze „on” potrafił obudzić mnie z tego letargu, wzruszenie, które ogarniało moją duszę, moje wszystkie emocje to coś, czego nigdy nie będę potrafił opisać…Ludzie ze stada ? O, to ciekawy temat…Jest ich sporo choć z niewielką grupą utrzymuję regularne kontakty, najpiękniejsze w tym jest to, że gdy idziesz pod scene podchodzisz do nich jak do kumpli, jak do ludzi których znasz latami, nie ma wymuszonego „cześć”, nie ma jakiś dziwnych historii związanych z zazdrością(przynajmniej z mojej strony), zawiścią czy też dziwnymi sytuacjami…Pamiętam okres, gdy na koncerty jeździła ze mną pewna mała dziewczynka,”mała” bo wtedy miała naście lat i bardziej poszukiwała sensu tego, co dzieje się wokół niej niż tego, co może pokochać albo kocha, przemierzyliśmy setki a może tysiące kilometrów za Wilkami, zawsze razem, to było najpiękniejsze…Pasja, miłość do muzyki i my…Zawsze mogliśmy podyskutować, ocenić, zastanowić się dlaczego ten utwór brzmi tak a dlaczego „Eli lama” nie ma tego albo smakuje inaczej…Były to czasy kiedy też poszukiwałem, kiedy byłem chłopakiem którego przygarnęła do siebie jedna z najpiekniejszych pasji świata…Ta dziewczyna to muzyka….Dziś mamy kontakt i czasem wspominamy stare dobre czasy…Wilcze stado to bliżsi albo dalsi znajomi, to ludzie z którymi czasami przebywa się godzinami, czasami nocami i nie ma znaczenia czy jest to dworzec, knajpa czy ławka w parku, zawsze czuje się to samo czyli to, iż można powspominać, pośmiać się i nigdy nie skończy się „wena” do rozmowy, dumny jestem z tego, iż mogę być w tym gronie, choć nas facetów w stadzie jest niewielu, to ja czuję się świetnie, mogę na to wszystko patrzeć z boku, dziewczyny inaczej podchodzą do tematu, niektóre są zakochane w facetach którzy mają mikrofon, gitary czy nawalają w gary…Ja jestem zakochany pod sceną w dźwiękach, choć oczywistością jest, że uwielbiam chłopaków, ale też oczywistością jest, że z mojej strony to jest uwielbienie muzyczne, takie głębokie duchowe i chyba to też jest cudowne że nie ma tutaj podtekstów, sztuczności…Mogę jedno napisać,dziewczyny w stadzie są cudowne,ta wrażliwość nas tak umacnia w tym że trwamy, że się znamy, że szanujemy, że czasami kłócimy, no i to też pokazuje, że słowo przyjaźń nabiera tutaj innego znaczenia, smakuje szczerze…

20

Monika? Hmm… Monika to ktoś specjalny w zespole Wilki, to oficjalnie jedyna „wilczyca”, pamiętam jak kiedyś dla Moniki napisałem wiersz „Wilcza mama”, myślę sobie, że fajnie, iż ta dziewczyna jest zawsze obok, gdzieś tam z boku, skromnie słucha piosenek o sobie…Bo czasami jak słucham Roberta to czuję taką moc, jak ukazuje swojej ukochanej świat, jak pokazuje piękno, jak zamienia to wszystko w niesamowity nastrój, prowadzi ją przez życie i jest jej wilczym przewodnikiem…Każdy z fanów zawsze skupia się na tym najważniejszym czyli „liderze”, czyli tym, który jest na pierwszym planie, ale myślę, że o Monice nie wolno zapomnieć…Zresztą, gdy słucham „Eli lama sabachtani” i opowieści Roberta o tej piosence, to czuję jak inny byłby jego świat, gdyby nie ona…Najwspanialsza kobieta jego życia…Zawsze ich podziwiam, ale nie, że ona zna rock and rolowca, że byli czasami outsiderami, ale to, iż w tym chorym świecie odnaleźli najpiękniejsze uczucie, iż mogą być razem i przez długi życiowy most przechodzić za rękę, no i że we mgle zawsze „odnajdzie ślady jej stóp”.Chłopaki z zespołu? No tutaj zaczyna się robić ciekawie, kiedy zaczynała się moja przygoda z Wilkami, utkwił mi w pamięci jeden obraz, koncert bodaj z 1993r. gdzieś w Polsce i młody bębniarz z czapeczką na głowie…Marcin Szyszko, kiedyś przeczytałem, że to był jeden z najzdolniejszych bębniarzy, zresztą zawsze mam słabość do bębniarzy, nie chce się zastanawiać dlaczego go już nie ma w zespole, ale Marcin to była taka szczególna osoba…Hubert…Hmm, to dziwne, bo gdy Hubert zajął miejsce Marcina, miałem obawy kto to w ogóle jest i czy podoła wyzwaniu, zdecydowanie podołał, jest szalony, moim zdaniem perkusista musi być czarownikiem musi być szaleńcem musi być czasami tez idiotą, bo przecież musi ogarnąć parę garnków i talerzy, może dlatego uwielbiam bębniarzy a nie gitarzystów…I zawsze zachwycam się dźwiękami werbla, stopy, czy talerzy…Mikis? Mikis to ktoś szczególny, od początku towarzyszy Robertowi w tej cudownej podróży, on też jest niesamowity, skromny, z boku robi swoją robote, mało mówi i zawsze obok, zawsze gra, daje ludziom dźwięki. Piękne.Andrzej Smolik? Ze Smolikiem to ja wielokrotnie miałem problem, kiedyś miałem go dość, tak szczerze, chciałem by Wilki pograły trochę bez klawiszowca,dziś gdy nie gra z Wilkami, brakuje mi jego serwowanych dań, delikatnych dźwięczków, które w połączeniu z innymi instrumentami dają piekny obraz wyobraźni…No i te jego dźwięki w „Zostać mistrzem” cudo…Maciek Gładysz? Maćka nie znam za dobrze, gra niewiele, ale można o nim napisać wiele dobrego, grał w wielu dobrych bandach, do tego „wirtuoz” też chyba taki Mikisowi, taki skromny…Wiem jedno, że Wilki zyskały wiele tym „transferem” wierzę, że Maciek na długo zostanie z Wilkami i Robertem, ja będę się przyglądał temu co nam serwuje…Staszek Wróbel…? Mam totalny problem, młody chłopak, którego nie kojarzę z „kiedyś tam „ albo z innego bandu, na pewno powiew młodości, kojarzy mi się czas jak Hubert wchodził do zespołu, tak samo teraz jest ze Staszkiem, myślę że ten skład, ta ekipa jest idealnie dobrana jeśli chodzi o osobowość, wiek, charaktery, przynajmniej ja tak uważam …Robert…? Zostawiłem Roberta na koniec, to przecież ten, który na koncercie zawsze mówi ostatnie słowo, śmieje się teraz…Ale tak już całkiem poważnie…Nie użyje słowa idol, nie lubię tego słowa, ale myślę, że Robert to mój przewodnik…Tak, tak, starszy wilk, który ukazuje w swoich utworach jak żyć, jak starać się żyć, którą podążać drogą i jak obierać dany cel, by skutecznie do niego dojść…W Robercie chyba najbardziej cenię duszę romantyka…Nie wiem ale jestem romantykiem, jestem czasami samotnikiem, jestem włóczykijem własnego losu…

21

Czasami jak słucham Roberta wydaje mi się podobny do tego, co otacza mnie, kim ja jestem…Ciężko pisać o kimś, kto przez 10 lat mojego życia jest jedną z najważniejszych postaci…Kogoś do kogo można uciec, schować się pod dach wrażliwości…Myślę, że jest prawdziwym liderem, prawdziwym przewodnikiem wilczej watahy, no i jest szczerym liderem, nie jest jakimś „chłopaczkiem”, który kreuje siebie, który kreuje jakąś osobowość, by zdobyć serca ludzi, ufam mu, że jest w tym wszystkim szczery…I jeśli mówię o wilczym uczuciu to kocham go jak brata za to ile zrobił dla mnie przez te 10 lat…Robert Dziękuje ci za to.Zmierzając do końca tej wilczej wędrówki, wilczej opowieści…To tak naprawdę tutaj nie ma nawet jednego procenta z tego, co przeżyłem, czego doznałem, ilu ludzi poznałem…Ale przede wszystkim jak zmieniałem się, być może to co wyżej napisałem jest bardzo osobiste, ale myśle że każdy z nas, kto towarzyszy Robertowi ma bardzo podobne odczucia.Nie wiem co przyszłość przyniesie…Zawsze kieruję się słowami: „Nie ważne w życiu są przyszłe dni…”, ale pewien jestem tego, iż z Wilkami będę do końca świata i o kolejne kilka światów dłużej, to coś, co zostanie na zawsze…Słowo „zawsze” idealnie tutaj pasuje…Może dlatego to wszystko gdzie teraz jestem i jaki jestem to sprawa tych demonów co nic nie zamieszkują…To też takie pozytywne- Wilki mają swoje 20- lecie a ja mam swoje 10- lecie…

Michał „Lupus” Wiszniewski

Redakcja: Marta Wiśniewska

22

23

24