38
PATTI CALLAHAN HENRY Sekret Lillian ZACZYTAJ SIĘ DUŻA CZCIONKA „Piękna, wzruszająca opowieść o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”. EMILY GIFFIN autorka Stu dni po ślubie P P Pi i ię ę ę k k k kn na a a, , w w wz zr ru us sz za a aj j j ją ą ą c ca a a o o op p p o ow wi i ie eś ś ść ć ć ć o o t t y y m m m, , j j ja a ak k k b b by y ć ć ć ż ż żo on ną ą ą i i m m ma at t t k k k ką ą ą, , o o p p pr rz ze em mi i i j j j ja an ni i iu u u i i o o t t tę ę s sk k k kn no oc ci i ie e e. „Piękna, wzruszająca opowieść o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”.

Sekret Lillian

Embed Size (px)

DESCRIPTION

W przeszłości Liliany drzemie tajemnica, która może zaważyć na losach jej rodziny. Surowa i wymagająca pani domu, wzorowa żona i matka, w młodości była zupełnie inną osobą. Jako młoda dziewczyna szaleńczo pokochała mężczyznę, który złamał jej serce. Odrzucona i rozgoryczona Liliana podjęła zaskakującą życiową decyzję... Po latach jej córka Ellie postanawia dowiedzieć się, kim był ten, który zranił jej matkę

Citation preview

zaczytaj się•

Cena 14,90 zł

Czy naprawdę znamy tych, których kochamy?

W przeszłości Lillian drzemie tajemnica, która może zaważyć na losach jej rodziny. Surowa

i wymagająca pani domu, wzorowa żona i matka w młodości była zupełnie inną osobą. Jako młoda

dziewczyna szaleńczo pokochała mężczyznę, który złamał jej serce.

Odrzucona i rozgoryczona Lillian podjęła zaskakującą życiową decyzję…

Po latach jej córka Ellie postanawia dowiedzieć się, kim był ten, który zranił jej matkę.

PATTI CALLAHAN HENRY

SekretLillian

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

duża czcionka

PATTI CALLA

HA

N H

ENRY

SekretSeekkrretSeekkrretSeekrretSeekrret

Lillian„Piękna, wzruszająca opowieść

o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”.

EMILY GIFFINautorka Stu dni po ślubie

„„„PPPiiięęęękkkknnaaa,, wwwzzrruusszzaaajjjjąąąąccaaa oooppppoowwiiieeśśśćććć oo ttyyymmm,, jjjaaakkk bbbyyyććć żżżoonnąąą ii mmmaatttkkkkąąą,, oo ppprrzzeemmiiijjjjaanniiiuuu ii oo tttęęęsskkkknnoocciiieee””.

„Piękna, wzruszająca opowieść o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”.

Callahan Henry_Sekret Lilian_pocket_okl_DRUK.indd 1 2013-06-14 10:22:52

Callahan_Sekret_Lilian.indd 2allahan_Sekret_Lilian.indd 2 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

Patti Callahan Henry

Sekret Lillian

tłumaczenie

Jagna Jaskuła-Rapciak

Krzysztof Skonieczny

Callahan_Sekret_Lilian.indd 3allahan_Sekret_Lilian.indd 3 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2013

Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Tytuł oryginałuComing Up for Air

Copyright © 2011 by Patti Callahan HenryPublished by arrangement with St. Martin’s Press, LLC. All rights reserved

Copyright © for the translation by Jagna Jaskuła-RapciakCopyright © for the translation by Krzysztof Skonieczny

Fotografi a na pierwszej stronie okładki© Catherine Lane/iStockphoto.com

Tłumaczenie s. 5–271, 347–361, 364–368, 370–383Jagna Jaskuła-Rapciak

Tłumaczenie s. 272–346, 362–363, 369Krzysztof Skonieczny

Opieka redakcyjnaAdriana Celińska

Aleksandra KamińskaEwa Polańska

Opracowanie tekstuBarbara Gąsiorowska

Projekt typografi cznyDaniel Malak

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2431-5

Callahan_Sekret_Lilian.indd 4allahan_Sekret_Lilian.indd 4 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

13

rozdział

W życiu kobiety zdarzają się chwile wspa-niałe i straszne. Jest ich z pewnością wiele. Kiedy w białej sukni w obecności rodzi-

ny i przyjaciół obiecuję wieczną miłość przystojnemu mężczyźnie, który stoi na wprost mnie, uważam, że to jest chwila z wszystkich najwspanialsza. Ale gdy po latach stoję w rzędzie osób przyjmujących kondo-lencje na pogrzebie mojej matki i usuwam się przed dotykiem tego samego mężczyzny, bo wiem, że już go nie kocham, nie mogę, jest to chwila bardziej niż straszna. To tragiczne.

Na tych stronach spróbuję ubrać w słowa burzliwe i niejasne emocje, odnaleźć sens, tego co w tej chwili jest bezsensowne.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 13allahan_Sekret_Lilian.indd 13 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

14

pogrzeb matki

W dzień pogrzebu mojej mamy był tylko jeden ro-dzaj kwiatów: lilie. Stały wszędzie. Było ich zbyt wie-le, żeby je zliczyć. Na świecie jest tak wiele gatunków kwiatów, miliony pączków i wszelkiego kwiecia, moż-na by się więc spodziewać, że ktoś przyniesie inną wiązankę.

Wiem, co oznaczają lilie w języku kwiatów: niewin-ność, czystość i piękno. Ale to nie dlatego kościół wy-pełniony był kwiatami. Przez dwanaście pokoleń lub nawet dłużej pierworodne córki pierworodnych córek w naszej rodzinie otrzymywały na imię Lillian. Rozu-miałam zatem, dlaczego żałobnicy przynieśli właś-nie te kwiaty, ale mój Boże, zapach był tak obezwład-niający, że czułam, jak zatapiam się w przenikającej wszystko słodyczy.

Sadie, moja najlepsza przyjaciółka, stała obok mnie w rzędzie osób przyjmujących kondolencje.

– Ellie – szepnęła. – Co? – przysunęłam się do niej. – Zastanawiam się, czy w  całej Atlancie zostały

jeszcze jakieś lilie. To istne szaleństwo. – Dla niej to i tak byłoby za mało – powiedziałam.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 14allahan_Sekret_Lilian.indd 14 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

15

Sadie zaśmiała się cichutko, szanując powagę koś-cioła.

– Nie – odparła – nie byłoby ich dość.Mój mąż Rusty stał obok, obejmując mnie wpół,

mając po swojej lewej stronie naszą dziewiętnastolet-nią córkę Lil. Sadie i ja, czterdziestosiedmioletnie ko-biety, usiłowałyśmy powstrzymać śmiech, jak wte-dy gdy jako dziewięciolatki modliłyśmy się w kaplicy prywatnej szkoły. Owa niestosowna wesołość dopa-da nas w nieodpowiednich momentach i próbuje się uwolnić ze ściśniętych gardeł. Nie wiem, dlaczego po-jawia się w chwilach, gdy powinna być zakazana, nie wiem, dlaczego pada deszcz, kiedy najmniej go po-trzebujemy, ani dlaczego miłość przemija, kiedy prag-niemy jej najbardziej. A my śmiałyśmy się ze śmierci.

– Założę się  – powiedziałam, stłumiwszy nara-stający i niestosowny śmiech – że pomysł kupienia lilii na pogrzeb Lilly wydał się ludziom oryginalny i błyskotliwy.

Próbując powstrzymać dławiący chichot, Sadie parsknęła, a wtedy wybuchnęłyśmy śmiechem z cze-goś, co właściwie było mało śmieszne albo nawet w ogóle nieśmieszne. Czasami mocno pragniemy cze-goś, czego nie możemy mieć. I nie mogłyśmy się opa-nować w najmniej odpowiednim miejscu – w środku rzędu osób przyjmujących kondolencje na pogrzebie mojej matki.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 15allahan_Sekret_Lilian.indd 15 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

16

Rusty spojrzał na mnie, a ja do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego wywołało to we mnie jeszcze większe rozbawienie. Wyciągnął dłoń, aby mnie do-tknąć, ale go powstrzymałam. Córka spoglądała na mnie, jakbym postradała zmysły, a  ja pomyślałam, że może tak właśnie się stało. Sadie ścisnęła mnie za rękę i uspokoiłyśmy się – znów miałyśmy kamien-ny, smutny wyraz twarzy.

Oczywiście w śmierci mamy nie było nic zabaw-nego. Była nagła i straszna, a nasza mała rodzina po-czuła się przez to zagubiona i opuszczona. Odkryłam w tym ostateczność śmierci: samotność, żal czy smu-tek nie są w stanie jej poruszyć i odmienić jej wyro-ków. Moja potrzeba posiadania matki, potrzeba ja-kiegoś rodzaju zadośćuczynienia czy pogodzenia się odradzały się na każdą myśl i każde wspomnienie jej nieobecności. Tęsknota za nią była jak nieprzemija-jący ból, z którym się budziłam, po czym zapadałam w niespokojny sen,

Pogrzeb był wielkim wydarzeniem, a  mama by-łaby dumna, widząc, jak wiele osób przyszło, mimo że jesteśmy małą rodziną. Była jedynaczką, a tata ma tylko jednego brata, stryja Cottona – nieuchwytną w moim życiu postać, autora, który wciąż podróżuje i bawi się w egzotycznych lokalach, pisarza, na wspo-mnienie którego moja mama przewracała oczami, jak gdyby pisanie było zajęciem całkowicie zbędnym,

Callahan_Sekret_Lilian.indd 16allahan_Sekret_Lilian.indd 16 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

17

niezasługującym nawet na komentarz, podobnie jak większość tego typu artystycznych zajęć, a to dziw-na opinia jak na członka zarządu High Museum of Art. Mama pełna była sprzeczności idealnie pasują-cych do siebie, niczym matrioszki, które babcia przy-wiozła mi z podróży do Rosji. Najlepsza przyjaciół-ka mamy Birdie, rodzicielka Sadie, szła przez tłum, kierując nim i całym wydarzeniem z taką łatwością, jak gdyby mama robiła to sama.

Nasi przyjaciele uściskali tatę, Lil, Rusty’ego i mnie, okazując nam swój żal i  szacunek. Były artykuły w prasie, zasadzono drzewka i postawiono ławeczkę przed High Museum.

Wtedy podeszła do nas kobieta stojąca z  tyłu. W ręku trzymała jedną lilię, jakby była panną młodą, która idzie do ołtarza. Pomyślałam, że chyba znów zacznę się śmiać, ale już wyczerpałam zapasy śmie-chu. Dzień chylił się ku końcowi, byłam więc głębo-ko przekonana, że sobie poradziłam i że najgorsze mamy już za sobą.

– Ellie? – usłyszałam za plecami głos. Miękki. Ideal-ny. Na moim ramieniu spoczęła czyjaś dłoń. Po chwili zobaczyłam jego twarz. Dwadzieścia lat później, mi-nuty, godziny i dni uporządkowały się na nowo, po-zwalając mi ujrzeć go znów takim, jakby czas od daw-na stał w miejscu. Przede wszystkim widziałam jego oczy – migdałowe, miłe, brązowe z zieloną obwódką,

Callahan_Sekret_Lilian.indd 17allahan_Sekret_Lilian.indd 17 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

18

jakby miały być w kolorze głębokiej zieleni leśnych pa-proci i w ostatniej chwili zmieniły zdanie.

Wyciągnęłam dłoń, żeby przytrzymać się Rusty’ego, ale on wymachiwał rękami, rozmawiając ze swo-im kolegą Westonem, i  nie zauważył, że potrzebu-ję oparcia.

Wtedy zobaczyłam uśmiech Hutcha, nieco zawa-diacki, z uniesionym kącikiem ust z prawej strony.

Nienawidzi się spóźniać.Uśmiechnęłam się. – Wow, witaj, Hutch O’Brien.Mój głos był stanowczy i szybki, z czego byłam za-

dowolona.Jest mądralą, mistrzem ciętej riposty.Uwielbia smażone jajka i tosty z masłem.Na policzku, w  miejscu, w  które, gdy miał dzie-

sięć lat, ugryzł go pies, ma bliznę. Każdemu, kto pyta, opowiada o niej inną historię. Słyszałam więcej opo-wieści, niż mogę spamiętać.

– Ellie – powiedział – bardzo mi przykro z powo-du twojej mamy. Wiem, jakie byłyście sobie bliskie.

– Dzięki, Hutch – chwyciłam jego dłoń i uścisnę-łam ją, jakbyśmy byli bardzo dawnymi znajomymi.

Staliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Czu-łam, jak do oczu napływają mi łzy, chciałam poło-żyć głowę do jego piersi. Wiedziałam, że idealnie by się wpasowała.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 18allahan_Sekret_Lilian.indd 18 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

19

– Nie płacz – powiedział i ścisnął moją dłoń.Pokiwałam głową. – Cudownie widzieć twoją piękną twarz. Jesteś

piękna nawet w bólu. – Nieprawda – odparłam. – Ale dzięki. – Czy mama mówiła ci, że w  zeszłym tygodniu

przeprowadzałem z  nią wywiad z  okazji wystawy w Atlanta History Centre?

– Tak, mówiła.Stosowne zdania formowały się w moich ustach

z dobrze wypracowaną sztuką towarzyskiej ogłady.Lubi zimną stronę poduszki, a w samolocie siedze-

nie od strony przejścia.Hutch rozejrzał się po zakrystii. – Wiem, że to trudny czas, i pewnie nawet nie za-

pamiętasz, że się widzieliśmy, ale czy mogę cię pro-sić o przysługę?

– Cokolwiek zechcesz – odparłam.Wciąż trzymaliśmy się za ręce, a ja nie chciałam go

puścić. – My – twoja mama i ja – nie skończyliśmy nasze-

go wywiadu. Czy mogłabyś... porozmawiać ze mną, gdy już się trochę uspokoisz?

Pokiwałam głową. – Dziękuję – powiedział i puścił moją dłoń. – Za-

dzwonię do ciebie. Dobrze? – Tak.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 19allahan_Sekret_Lilian.indd 19 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

20

– Przykro mi, Ellie. Naprawdę mi przykro, że mu-sisz przez to przechodzić.

– Dziękuję, Hutch. Jestem wdzięczna, że przy-szedłeś.

Wtrącił się Rusty. Usłyszał imię. Hutch odszedł, a Rusty chwycił moją ciągle ciepłą rękę.

– Czy to był Hutch? – Tak – szepnęłam. – Czego tu, u licha, chciał?Wzruszyłam ramionami. – Myślę, że przyszedł pożegnać zmarłą, jak wszyscy.Rusty odwrócił się do Westona i puścił moją dłoń.Kiedy wychodziliśmy z kościoła, spostrzegłam bu-

kiet polnych kwiatów: szklana waza w kształcie du-żego kulistego akwarium wypełniona była chabrami, rudbekiami, niezapominajkami i szafi rkami. Zatrzy-małam się i dotknęłam palcem łodyżki chabra, a po-tem potarłam płatkami o policzek. Długo wdychałam słodką woń, która wylewając się z naczynia jak wino, sprawiła, że zakręciło mi się w głowie.

Polne kwiaty.Podniosłam karteczkę przyczepioną do bukietu. „Kondolencje. Hutchinson O’Brien”.Rusty podszedł z tyłu i objął mnie, wycierając łzy,

których nie czułam na twarzy. – Kochanie, myślę, że najgorsze już za nami.

Chodźmy do domu – powiedział.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 20allahan_Sekret_Lilian.indd 20 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

– Tak – odrzekłam. – Do domu.Odłożyłam karteczkę na bukiet, ale spadła na pod-

łogę, gdzie zostawiłam ją z jego imieniem, wpatrują-cym się we mnie.

Hutch.Dokonujemy wyborów i musimy z nimi żyć.Wszyscy tak robią.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 21allahan_Sekret_Lilian.indd 21 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

22

rozdział

Zaledwie na cztery dni przed pogrzebem, w trakcie mojej wystawy, mama wypowiedzia-ła imię Hutcha tak lekceważąco jak ktoś, kto

wyrzuca zużytą serwetkę do śmieci.

Zapraszamy doGALERII ANNE LOMAX,

ATLANTA, GEORGIA,aby świętować

czterdzieści osiem na czterdzieści osiemLillian (ELLIE) Eddington Calvin

Czterdzieści osiem oryginalnych prac na czterdzieste ósme urodziny Ellie.

Część dochodów wesprze fundację charytatywną Lilly’s Love

Callahan_Sekret_Lilian.indd 22allahan_Sekret_Lilian.indd 22 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

23

Zatłoczona galeria sztuki pulsowała jak nieregu-larne tętno. Po dziesięciu latach samotnego malo-wania na poddaszu ten pokaz był ukoronowaniem mojej pracy. Była to impreza z okazji moich czterdzie-stych ósmych urodzin i znalazło się tam czterdzieści osiem moich obrazów, z których dziesięć namalowa-łam w bezsennym otumanieniu przez ostatni miesiąc. Wprawdzie moje urodziny przypadają we wrześniu, a ta impreza odbyła się pod koniec  lipca, ale współ-praca z zatrudnionym przez mamę kwestorem była ważniejsza niż data moich urodzin.

Maluję kwiaty – wszystkie gatunki. Przeraża mnie, że mogłabym to robić przez resztę życia i  nie po-znać wszystkich znanych kwiatów. To był pomysł mamy – czterdzieści osiem na czterdzieści osiem. Za-wsze miała jakiś gag, jakiś plan.

Ale to była mama – wziąć coś, czego nie pochwa-la (moja sztuka), i  zamienić to na społeczne i  cha-rytatywne wydarzenie z  jej imieniem wypisanym wszędzie (dosłownie, ponieważ dziesięć procent z za-robionych pieniędzy szło na założoną przez nią orga-nizację charytatywną dla bezdomnych dzieci).

Stałam w  jedwabnej sukience na podium, gdzie tłum z Atlanty rozpływał się niewyraźnie, jakby po-ranna mgła zasnuła całe pomieszczenie. Byli tam przyjaciele, rodzina i  nieznajomi, dotykali moich obrazów, które do tej pory leżały w stosach w mojej

Callahan_Sekret_Lilian.indd 23allahan_Sekret_Lilian.indd 23 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

24

pracowni na poddaszu jak wyrzucone pamiątki, roz-mawiali o  nich. Podszedł do mnie Rusty i  pocało-wał mnie w policzek. Odwróciłam się w jego stronę.

– Jestem z ciebie taki dumny – powiedział. – Dziękuję.W ręku trzymałam lampkę wina, ale byłam zbyt

zdenerwowana, żeby się napić.Pochwyciłam spojrzenie Sadie, która uśmiechnęła

się do mnie. A obok była moja mama – tej nocy nie opuściła mnie nawet na krok.

Podeszła do nas Sissy Parland. Przepaska tak moc-no ściskała jej włosy zaczesane do tyłu, jakby ktoś stał za nią i ciągnął ją za nie.

– Och, Ellie. Kupiłam obraz z gardenią. Powieszę go w  moim słonecznym pokoju. Jestem taka pod-ekscytowana. Chciałabym móc kupić wszystkie te obrazy.

– Gardenia jasminoides  – powiedziała mama z wąskim uśmiechem.

– Słucham? – spytała Sissy. – To prawdziwa nazwa  – odrzekła mama, doty-

kając mojego ramienia.  – Ellie lubi nazywać swo-je obrazy zwykłymi nazwami, ale wszystkie kwiaty mają nazwy botaniczne, prawdziwe.

– Zwykłe czy botaniczne, są piękne.Sissy pomachała komuś po przeciwległej stronie

pokoju, a nam posłała ręką pożegnalnego całusa.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 24allahan_Sekret_Lilian.indd 24 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

25

Zawsze upierałam się – czy to z zatwardziałości, czy z lenistwa – żeby nazywać kwiaty ich zwykłymi nazwami. Mama – czy to z zatwardziałości, czy z po-trzeby precyzji – zawsze mnie poprawiała, wyjaśnia-jąc w kółko, że każdy kwiat ma imię i nazwisko, tak jak człowiek.

Podeszła do mnie Lil. – Mamo, oni chcą zrobić zdjęcie – powiedziała, ła-

piąc mnie za rękę.Don Morgan, fotograf z  czasopisma „Points

North”, stanął przed podium. – Pierworodna córka pierworodnej córki pierwo-

rodnej córki i wszystkie mają na imię Lillian – po-wiedział, Lil się uśmiechnęła, a potem zwróciłyśmy głowy w stronę mamy. – Rusty, czy mógłbyś wyjść z kadru? Chcę mieć zdjęcie trzech pań Eddington.

Rusty stał przez chwilę bez ruchu, a  potem się uśmiechnął – tym swoim czarującym uśmiechem

– Don, dwie z nich noszą nazwisko Calvin. – O tak, tak właśnie – fl esz zgasł.Rusty nerwowo pomaszerował do baru. Instynkt

podpowiadał mi, że powinnam pójść za mężem i ukoić jego zranione uczucia, ale wtedy mama po-stukała w mikrofon, aby sprawdzić, czy działa. Pisk-liwy odgłos sprawił, że tłum zamarł w  bezruchu, i wszyscy odwrócili się w stronę podium.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 25allahan_Sekret_Lilian.indd 25 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

26

Istniało wiele powodów, dla których ta impreza mogła być bajeczna, ale najbardziej uderzający był ten, że mój mąż i moja mama nigdy nie byli wielkimi zwolennikami tego rodzaju „hobby”. Kłóciliśmy się w tamtym czasie, sprzeczaliśmy lub przeżywaliśmy ciche wieczory wrogości, jednak mimo że nie doce-niali wysiłku, jaki włożyłam w swoją pracę, to tego wieczoru byli moimi największymi fanami.

Najbardziej pokłóciliśmy się z Rustym, kiedy za-pomniałam odebrać Lil z lekcji jazdy konnej. W mo-jej pracowni na poddaszu rzucił słoikiem z pędzlami tak, że wszystko rozsypało się po podłodze. Pędzelki smyrgały po nierównych deskach podłogowych, jak-by chciały przed nim uciec i ukryć się w różnych ką-tach. Porównał moją sztukę do narkotyków, mówiąc, że to ucieczka. Może i tak było, ale teraz ta „uciecz-ka” wisiała na płóciennych ścianach z przyczepiony-mi do ram nalepkami SPRZEDANE.

Pan Lomax, mąż właścicielki galerii sztuki, wziął mikrofon i powitał uczestników wernisażu. Uśmiech-nęłam się, ale moje loki nerwowo drżały.

– Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić Ellie Cal-vin, świętować jej urodziny i dziesięć lat jej pracy, ale najpierw chciałbym coś ogłosić – pan Lomax wska-zał na mamę.

Mama położyła mi dłoń na ramieniu. – Och, miałam nadzieję, że tego nie zrobi.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 26allahan_Sekret_Lilian.indd 26 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

27

– Dzisiaj Atlanta Historical Society zapowiedziała nową wystawę na wiosnę przyszłego roku. A nasza ukochana Lillian Ashford Eddington będzie boha-terką tej wystawy jako jedna z Kobiet Roku Atlan-ty dekady lat sześćdziesiątych. Jesteśmy z  niej bar-dzo dumni i niecierpliwie czekamy na to wydarzenie.

Z tłumu dobiegały okrzyki i pozdrowienia. Mama wzięła mikrofon i oblała się rumieńcem, spoglądając spod rzęs jak nieśmiała dziewczynka. Ubrana była w nowy turkusowy garnitur fi rmy St. John z kryszta-łowymi guzikami. Jej gładkie srebrne włosy spływa-ły na ramiona. Była piękną kobietą i wiedziała o tym. My wszyscy o tym wiedzieliśmy.

– Bardzo dziękuję. Jestem dumna, że mogę być częścią nadchodzącej uroczystości wielu, wielu ko-biet, które doprowadziły do zmian w Atlancie i na Południu. Ta nagroda została mi przyznana ponad czterdzieści lat temu, ale nie tyle chodziło wtedy o mnie, ile o moją fundację Lilly’s Love, którą wspie-ramy także dziś. Teraz to przyjęcie jest poświęcone mojej córce Ellie – Lillian Eddington-Calvin. Przez dziesięć lat malowała w samotności. – Mama popa-trzyła na mnie wielkimi, dumnymi oczami, ale jej wzrok wydawał się sztuczny. – Zaszyła się na pod-daszu, a  ja w  końcu przekonałam ją, żeby pokaza-ła społeczeństwu swój talent, o który dziś jesteśmy bogatsi.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 27allahan_Sekret_Lilian.indd 27 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

28

Pomieszczenie wypełniły uprzejme oklaski, po czym mama podała mi mikrofon. Przygotowałam mowę o sztuce i o tym, jak kreatywność otwiera serce i umysł, ale wszystkie słowa jakoś uciekły mi z  głowy. Uśmiechnęłam się do zebranych. Byli wśród nich mój mąż, moi przyjaciele, córka i mój tata. A  ja powie-działam jedyne słowa, jakie mógł wyartykułować mój splątany język.

– Jestem wdzięczna wam wszystkim za ten wie-czór. Dziękuję, że przyszliście.

Oddałam mikrofon mamie, która rozpoczęła uro-dzinową pieśń, wniesiono tort i świeczki, po czym nadszedł czas na życzenia i uściski.

I jak wszystko, co wspaniałe, ten wieczór upłynął zbyt szybko.

Wkrótce wszędzie stały puste plastikowe kieliszki do wina, zmięte serwetki. Wszędzie też widziało się pracowników cateringu, sprzątających i czekających na wypłatę. Rusty zabrał Lil do domu, Sadie zosta-ła do samego końca. Usiadłyśmy przy długim stole konferencyjnym, śmiejąc się z pani Palo, która kupi-ła obraz w galerii, myśląc, że jest mój, a tymczasem namalował go inny artysta, którego obrazy galeria miała na wystawie stałej. Zastanawiałyśmy się, czy pani Paolo kiedykolwiek się zorientuje.

Usiadła z nami mama.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 28allahan_Sekret_Lilian.indd 28 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

29

– Cóż, kochanie, myślę, że nie mogło być lepiej. To był cudowny wieczór. Naprawdę cudowny. A ty wy-glądałaś przepięknie.

– Dziękuję, mamo. I gratuluję ci wystawy w cen-trum historycznym. Nie mówiłaś mi o tym.

– Czekałam na odpowiedni moment.Pokiwałam głową, a Sadie kopnęła mnie pod stołem. – I  chciałam ci także powiedzieć to...  – Mama

pstryknęła zrobionymi u manicurzystki paznokcia-mi, co zabrzmiało jak pazurki małego zwierzątka przebiegającego po drewnianej podłodze.  – Męż-czyzna, który organizuje wystawę, przyszedł wczoraj, aby przeprowadzić ze mną wywiad. Nie poznałam go, ale w końcu przypomniało mi się, kim jest – to ten twój śmieszny były chłopak.

– Były chłopak? – spytałam, zbierając ze stołu to-rebkę i telefon komórkowy.

– Tak, ten z college’u. Hutch czy jakoś tak. – Hutch O’Brien? – zapytałam.Machnęła ręką w powietrzu. – Zupełnie o nim zapomniałam.Nie słysząc odpowiedzi, odwróciła się do mnie.

Spojrzałam w inną stronę, bo wiedziałam, o co jej chodzi. Zawsze wiedziałam. Chciała, żebym powie-działa, że ja także o nim zapomniałam.

Nie mogłam tego powiedzieć i nie powiedziałam.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 29allahan_Sekret_Lilian.indd 29 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

30

Tej nocy Hutch pojawił się w moich snach. Niczym wilgoć w letnim powietrzu jego zapach i pamięć o nim przeniknęły w ciemność, za zasłonę snu, gdzie nikt nie może skontrolować, kto lub co ukazuje się w świe-cie snów. Siedzę na jego kolanach, nogami obejmuję go w pasie. Delikatnie przygryzam jego dolną wargę. Przygląda się, jak maluję, a wtedy macha mi na pożeg-nanie z okna samolotu. Oprowadza mnie po domu, w którym jest wiele pokojów.

Obudziłam się o świcie i stałam sama w kuchni, pi-jąc kawę. Jeśli czułam się winna, to dlatego, że wpuś-ciłam go do sypialni, nawet jeśli zdarzyło się to tyl-ko we śnie.

Potrzeba posiadania Hutcha zakorzeniła się kiedyś głęboko w moich kościach, tak że czułam pożądanie, ale nie częścią siebie, lecz całą sobą. Nie byłam już jednak tamtą kobietą. Przez ponad dwadzieścia lat byłam żoną Rusty’ego Calvina. Byłam żoną i matką.

Aby otrząsnąć się z  nocnych, dawnych emocji, przeczytałam artykuł o  wystawie w  „Atlanta Jour-nal-Constitution”. Zabrałam do sypialni gazetę, aby pokazać Rusty’emu, ale on był pod prysznicem, więc położyłam ją na szafce. Zadzwoniłam do mamy. Nie odbierała, zatem zostawiłam wiadomość, dziękując jej za cudowny wieczór i przypominając, żeby ode-brała egzemplarz „AJC”.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 30allahan_Sekret_Lilian.indd 30 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

31

Czy powiedziałabym coś innego, wiedząc, że to moja ostatnia do niej wiadomość?

Oczywiście.Opróżniałam zmywarkę, naczynia uderzały o sie-

bie, kiedy ni stąd, ni zowąd o kuchenne okno uderzy-ła samiczka kardynała. Jej skrzydło rąbnęło w szybę czerwono-brązowymi piórami, które powoli opada-ły na parapet za oknem. Stałam i z zapartym tchem przyglądałam się, jak ptak spada. Przez ostatnie dwa-dzieścia lat mojego małżeństwa przestałam przy tym kuchennym oknie, w tym samym miejscu, więcej go-dzin, niż mogę zliczyć, ale nigdy nie widziałam, żeby o szybę odbił się ptak.

Okno wychodziło na podwórko – wypielęgnowa-ną manifestację podmiejskiego ogródka i  dbałości o trawnik. Nasz basen był nieruchomy i cichy, a po-wierzchnia wody gładka. Spadła doniczka geranium. Ziemia utworzyła rdzawą plamę na kremowych pły-tach z trawertynu, w miejscu gdzie można było za-żyć gorącej kąpieli. Trochę zbyt późno uniosłam rękę do okna, jakbym mogła powiedzieć ptakowi, żeby się zatrzymał.

Pobiegłam do bocznych drzwi kuchennych i wpad-łam na świeżo skoszony trawnik. Źdźbła trawy prze-dostały mi się pod podeszwy, a skórzane sandały sta-ły się gładkie i śliskie jak robaki. Ptak leżał na trawie, jego skrzydło nie trzepotało, tylko drgało. Czarne

Callahan_Sekret_Lilian.indd 31allahan_Sekret_Lilian.indd 31 2013-06-13 13:33:312013-06-13 13:33:31

32

ślepka miał otwarte, a ja zastanawiałam się, czy to ostatnie spojrzenie przed śmiercią. Serce mi stanęło. Pochyliłam się nad ptaszkiem, przekrzywiłam gło-wę, żeby mu się przyjrzeć. Mrugnął, a jego złączone nóżki drżały na próżno.

Usiadłam, wiedząc, choć może nie do końca, że mo-kra trawa przesiąka przez moją bawełnianą spódnicz-kę, a nogi mam pokryte ściętą trawą. Spływał na mnie zapach brudu i świeżo ściętej sosny, mieszając się z lep-kim zapachem krzewu gardenii. Ptak i ja patrzyliśmy na siebie – jakby w powinowactwie niepojętego zdu-mienia. Wow, zdawaliśmy się mówić, coś takiego ni-gdy wcześniej się nie zdarzyło.

– Pomóc ci? – spytałam.Ptak tylko na mnie patrzył. Przypomniałam sobie,

że ludzie mówią, iż nie powinno się dotykać dzikie-go ptaka, bo inne dzikie ptaki nie będą chciały mieć z nim więcej do czynienia. To spowodowało, że po-myślałam o Szkarłatnej literze, gdzie bohaterka, któ-rą raz dotknięto, później była odrzucona.

– A  więc  – powiedziałam do ptaszka.  – Nie do-tknę cię. – Wyglądało tak, jakby poczuł ulgę. – Dam ci chwilę, żebyś się pozbierał.

Przyglądałam się mu z bliska, nigdy nie byłam tak blisko małego, dzikiego zwierzątka. Wiedziałam, że samce kardynałów są ptakami o najjaśniejszym czer-wonym upierzeniu. Samiczki mają kolor brązowy,

Callahan_Sekret_Lilian.indd 32allahan_Sekret_Lilian.indd 32 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

33

czerwony dzióbek i ogonek. Kilka piór na prawym skrzydle ptaka było przekrzywionych, chciałam sięg-nąć i wygładzić je. Dwa czerwone piórka i jedno brą-zowe leżały zagubione w  trawie. Popatrzył na nie, jakby wiedział, że należą do niego, ale że je zgubił.

Przysunęłam się, skrzydło nie wyglądało na zła-mane. Oczy ptaka były bezdenne i błyszczące.

Czekałam.Nie wiem, jak długo tam byłam. Kiedy ptaszek i ja

przypatrywaliśmy się sobie na mokrej trawie, mru-galiśmy i  ważyliśmy osobliwość tej sytuacji, usły-szałam dźwięk telefonu. Byłam już prawie w kuch-ni, kiedy zaczęła dzwonić moja komórka.

Wzięłam telefon z lady. – Halo? – Nigdy nie odbierasz telefonu stacjonarnego. Dla-

czego nigdy go nie odbierasz?To był tata. Miał ostry i donośny głos. – Byłam na zewnątrz  – powiedziałam.  – Co się

stało? Wszystko w porządku? – Twoja matka... – głos mu się załamał jak gałąz-

ka na drzewie podczas strasznej burzy.Kuchnia zawirowała przede mną jak fragmenty

niedokończonej układanki. Sięgnęłam po krzesło, ale nie trafi łam, i zatoczyłam się do rogu lady.

– Co, tato? Co z mamą?

Callahan_Sekret_Lilian.indd 33allahan_Sekret_Lilian.indd 33 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

34

Chciałam, żeby to była skarga. Że mama znowu wpadła w szał zakupów. Że jest zła, bo nie przyjdę na niedzielny obiad. Że naciska na kolejne obiadowe przyjęcie, a tata chce, żebym jej przemówiła do roz-sądku. Skarga.

Niech to będzie skarga – mówiłam do siebie duchu. – Znalazłem ją, Ellie. W naszym łóżku. Znalazłem

ją. Mój Boże, dlaczego to ja musiałem ją znaleźć?Nie zadałam kolejnego pytania, ponieważ czasami

nie zadaję pytań, na które nie chcę znać odpowiedzi. – Jesteś tam? Słyszysz mnie? – Tata mówił ściszo-

nym głosem. – Tak – odparłam. – Ona nie żyje, Ellie. Twoja mama nie żyje. – Wiem – odparłam, bo już to wiedziałam. Wie-

działam, gdy usłyszałam jego głos. A może już wtedy gdy ptak uderzył w okno. Ale wiedziałam. – Już jadę.

I rozłączyłam się.Rusty w świeżo wyprasowanym khaki wszedł do

kuchni, białe guziki miał zapięte. Trzymał artykuł „AJC” o wystawie artystycznej. Zdjęcie moje, mamy i Lil patrzyło na mnie, drwiąc z mojej myśli, że zale-dwie przed dwunastoma godzinami wszystko było w porządku.

– Niezły artykuł  – powiedział.  – Wykonali do-brą robotę.

I wrzucił gazetę do kosza.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 34allahan_Sekret_Lilian.indd 34 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

35

Patrzyłam na mojego męża, jakbym go nie zna-ła, jakby ktoś obcy wszedł do mojej kuchni i mówił do mnie.

Wzruszył ramionami, jakby pytając: „Co się stało?”. – Mama zmarła – powiedziałam tym samym to-

nem, jakim zapytałabym, czy ma ochotę na jajecznicę.Wtedy podszedł i przytulił mnie do siebie. – Och, Ellie.Odepchnęłam go i podeszłam do kosza, żeby wy-

ciągnąć gazetę. – Chciałam to dla niej oprawić w ramkę.Skulił się.Wrzuciłam gazetę z powrotem do kosza. – Zdaje się, że już tego nie zrobię.Wyciągnął do mnie ramiona, ale powstrzymałam

go gestem ręki. – Muszę jechać do taty. – Pojadę z tobą – powiedział i wziął z lady kluczyki.

Ten dzień trwał dłużej niż każdy, który do tej pory przeżyłam, tak jakby wszystkie złe dni zostały po-układane jeden na drugim, a czas rozciągnął się, żeby dopasować się do nich wszerz i w głąb. Kiedy w nocy wróciłam do domu, od razu wyszłam na zewnątrz, by sprawdzić, co się dzieje z ptaszkiem, oczywiście nie tracąc nadziei, że odleciał.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 35allahan_Sekret_Lilian.indd 35 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

Czerwony ptak leżał martwy w trawie. Rozpłaka-łam się.

W końcu Rusty znalazł mnie leżącą obok ptaszka. Pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do środka, uspo-kajając jak niepocieszone dziecko. Godziny między tą chwilą a pogrzebem pamiętam tylko z „działań” nie-odzownych, aby się pożegnać.

Mimo że rozumiałam, iż pod wieloma względami nigdy nie pożegnam się z mamą.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 36allahan_Sekret_Lilian.indd 36 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

37

rozdział

Tydzień po pogrzebie zadzwonił telefon, a  na wyświetlaczu pojawiło się nazwisko HUTCH O’BRIEN, patrzyłam na to długo, jakby ta zja-

wa przeniknęła do mojej kuchni i do mojego życia. Co zresztą stało się pod wieloma względami.

Nie odebrałam telefonu i odczekałam pełne dwie godziny, zanim odsłuchałam wiadomość.

– Hej, Ellie. Mam nadzieję, że ty i twoja rodzina jakoś się trzymacie. Naprawdę nie chcę cię naciskać, żeby porozmawiać o twojej mamie, bo wiem, że je-steś pogrążona w  żałobie, ale termin otwarcia wy-stawy nadciąga nieubłaganie. Potrzebuję kilku osta-tecznych odpowiedzi. Jeśli możesz, proszę, oddzwoń.

Zostawił swój numer, a ja zapisałam go na skraw-ku papieru, złożyłam w ładny kwadracik i umieści-łam w bocznej kieszonce torebki.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 37allahan_Sekret_Lilian.indd 37 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

38

Stałam na cienkiej linii pomiędzy dwiema ewentu-alnościami – zadzwonić do niego lub nie – wytrącona z równowagi, pewna, że zanurzę się we wspomnie-niach. Wiem, że wszyscy mają romanse. Nie czuję się lepiej ani inaczej z tym, że ja i Hutch też mamy ro-mans. Wiem po prostu, że ten jest mój.

Spotkaliśmy się kiedyś w najzwyklejszych okolicz-nościach. W najnormalniejszy sposób, w jaki pozna-ją się dwudziestolatkowie  – będąc w  barze z  przy-jaciółmi. Nic w  tym specjalnego ani niezwykłego. Ale wszystko było inne – sposób, w jaki drżał mój śmiech, to, jak chciałam dotknąć blizny na twarzy Hutcha. I  jak się jąkałam, a czas wokół nas rozcią-gał się, wydłużał.

Bar, przyjaciele, hałas – wszystko to zniknęło, a ja widziałam tylko mężczyznę stojącego naprzeciw mnie. Podeszła Sadie i powiedziała, przekrzykując hałas i  ludzi: „Wychodzę”. Pokiwałam głową, jak-bym jej nie znała, jakby nie była moją współloka-torką i moim kierowcą, który miał mnie odwieźć do akademika.

W końcu wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego po-liczka.

– Ta blizna. Skąd ją masz?Położył rękę na mojej dłoni. – Pies mnie ugryzł. Miałem dziesięć lat. – Och – powiedziałam.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 38allahan_Sekret_Lilian.indd 38 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

39

Trzymając moją rękę, przyciągnął mnie do siebie, nasze twarze i usta zbliżyły się i nastąpił nasz pierw-szy pocałunek.

Trzy dni po tym gdy Hutch zostawił wiadomość, wy-kręciłam numer zapisany na pomiętej kartce. Sie-działam na ganku z tyłu domu i patrzyłam na basen, w którym od ponad roku nikt nie pływał. Telefon dzwonił dopóty, dopóki nie uzyskałam pewności, że odezwie się automatyczna sekretarka. Przygotowa-łam sobie wcześniej to, co chcę powiedzieć, ale wte-dy odezwał się na linii jego głos – na żywo – a mnie zaparło dech w piersi.

– Hej – powiedział. – Cześć, Hutch. Tu Ellie Calvin. Nie przeszka-

dzam?Zaśmiał się, a  zabrzmiało to zarazem głęboko

i melodyjnie. – Nie, nie przeszkadzasz. Właśnie wbiegłem

z dworu do domu. Moje przeklęte krzaczki pomido-rów pokryte są jakimś kwieciakiem bawełnowcem czy innym diabelstwem.

– To pewnie jakieś inne diabelstwo – powiedzia-łam. – Wiesz, kwieciak bawełnowiec je tylko bawełnę.

Jego śmiech przyprawił moje ciało o drżenie. – Dzięki, że oddzwaniasz. Nie liczyłem na to.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 39allahan_Sekret_Lilian.indd 39 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

40

– Cóż, nie sądzę, żebym mogła być bardzo pomocna. – Pozwól, że powiem ci, co robię, a wtedy może zro-

zumiesz sens. – Proszę bardzo. – Ta wystawa dotyczy dziesięciu kobiet, które w la-

tach sześćdziesiątych zdobyły tytuł Kobiety Roku At-lanty. Twoja mama, oczywiście, dostała ten tytuł za swoją fi lantropijną pracę, ale stare zapiski ze spotkań, które przeczytałem, sugerują, że najważniejsza była jej działalność dotycząca praw człowieka w 1961 roku. Wiem, że zdobyła ten tytuł w 1968, częściowo jednak za swoją pracę w 1961. Ale jak się zdaje, nikt nie może mi powiedzieć dokładnie, co to było lub jest.

– Co? – Nie słyszysz mnie? – Hutch, jesteś pewien, że nie pomyliłeś jej z inną

kobietą? Mama nigdy nie pracowała w Ruchu. Nigdy.Milczał tak długo, że musiałam zerknąć na wyświet-

lacz, aby upewnić się, czy jeszcze mamy połączenie. – Cóż, widzisz, o to chodzi. Pracowała, ale nie mó-

wiła mi o tym podczas wywiadu. Powiedziała, że to krótkie lato nie miało nic wspólnego z tytułem Kobie-ty Roku, ja jednak myślę, że nie miała racji.

– Krótkie lato? Naprawdę nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparłam, wstając, aby pospacerować po podwórku.

– Cholera – powiedział.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 40allahan_Sekret_Lilian.indd 40 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

41

– Przykro mi. – Nie musisz przepraszać. Ale może gdybyśmy się

spotkali i porozmawiali, mógłbym znaleźć więcej in-formacji, które byłyby pomocne. Jakieś zdjęcia?

– Wszystkie zdjęcia ma tata. – Jasne – powiedział.Ciszę między nami wypełniał milion słów, wszyst-

kie wymieszane na wszelkie możliwe sposoby. Cza-sami jest tak wiele do powiedzenia, że nic nie może zostać powiedziane.

– Cóż, miło się rozmawiało – rzekł. – Z tobą także, Hutch.Uwielbiałam wymawiać jego imię. Naprawdę. Mój

Boże, uwielbiałam. Po zakończonej rozmowie wy-mówiłam je jeszcze raz.

Ale tylko raz.

Później tego wieczoru zapadł na podwórku zmierzch – mój ulubiony rodzaj światła – a ja siedząc na leżaku, rozmawiałam przez telefon z Lil.

– Mamo, przysięgam, nie mam pojęcia, jak ona znajduje jakiekolwiek ubranie, ciuchy walają się po całym mieszkaniu. Jak ktoś może tak żyć?

Rozbawiła mnie moja zorganizowana i pedantycz-na córka, która wiesza swoje ubrania według kolo-rów i stylów.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 41allahan_Sekret_Lilian.indd 41 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

42

– Kochanie, nie wiem. Ale to sprawia, że świat jest taki interesujący – każdy z nas jest inny.

– Och, dobrze wiedziałam, że to powiesz. Przysię-gam, że mogłabym z tobą rozmawiać bez ciebie, bo wiem, jakich użyjesz słów.

Otworzyły się tylne drzwi. Zobaczyłam, że Ru-sty wyszedł się przejść po trawie. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się.

– Tata jest w domu – powiedziałam do Lil. – Za-dzwonię jutro. Muszę kończyć...

– Powiedz tacie „cześć” – poprosiła.Rusty ucałował moje włosy rozgrzane od słońca. – Hej, kochanie. Co na kolację?Skuliłam się. – Niczego nie ugotowałam. Spędziłam dzień z tatą.

Był w złym stanie.Podszedł do mnie i  usiadłszy na brzegu leżaka,

ścisnął moją kostkę. – Wszystko w porządku?Pod śmierci mamy Rusty zadawał to samo pytanie

co dzień, jakby sprawdzał, czy się nie rozpadnę i nie zniknę, jakby na moim kole od samochodu była bań-ka, która mogłaby prysnąć podczas jazdy.

– Nie wiem, co oznacza w porządku, ale tak, jest okej.

– Z kim rozmawiałaś? – Z Lil.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 42allahan_Sekret_Lilian.indd 42 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

43

Zrobił kwaśną minę. – Nie chciała ze mną rozmawiać? – Zawsze możesz do niej zadzwonić, Rusty. Wy-

chodziła na jakieś wykłady. – Dobrze – powiedział, przyglądając się trawniko-

wi. – Musimy zatelefonować do fi rmy ogrodniczej i powiedzieć, że tylny żywopłot jest zbyt wysoki, a płot rozsunął się w rogu.

Nie odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie. – Ellie, słyszysz mnie?Pokiwałam głową. – Naprawdę wszystko w porządku?Wstałam i popatrzyłam na niego. – Co masz na myśli?Stanął przede mną twarzą w twarz. – Martwię się o ciebie. Wiem, że to trudne, ale dla-

czego o tym ze mną nie porozmawiasz? Mówisz tyl-ko, że jest w porządku. Tylko o to mi chodzi, Ellie.

W tonie jego głosu pobrzmiewała złość. – Nie wiem, co powiedzieć. To boli. To przerażająca

ulga, a ja czuję się winna. To smutne i nagłe, jakby zie-mia przesunęła się pod moimi nogami, a ja nie mogę zobaczyć, co to zmienia. Może nic, a może wszystko. Nie mam pojęcia. Czuję się otumaniona i rozbita, ale jest w porządku. Pytasz, czy jest okej, mówię, że okej.

Objął mnie i  przytulając, palcami przeczesywał moje włosy.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 43allahan_Sekret_Lilian.indd 43 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

– Wyjdźmy gdzieś na kolację, dobrze? – zapropo-nował.

Odprężona, przywarłam do jego piersi. – Świetnie.Na małżeństwo, pomyślałam, składają się takie

właśnie chwile, które niby ściegi formują rąbek u dołu tkaniny, zespalając go w chwili, gdy wydaje się, że po-strzępione końce się poprują.

Callahan_Sekret_Lilian.indd 44allahan_Sekret_Lilian.indd 44 2013-06-13 13:33:322013-06-13 13:33:32

Schneider_Marylin_ostatnie_seanse_pocket.indd 2Schneider_Marylin_ostatnie_seanse_pocket.indd 2 2012-01-02 13:39:552012-01-02 13:39:55

zaczytaj się•

Cena 14,90 zł

Czy naprawdę znamy tych, których kochamy?

W przeszłości Lillian drzemie tajemnica, która może zaważyć na losach jej rodziny. Surowa

i wymagająca pani domu, wzorowa żona i matka w młodości była zupełnie inną osobą. Jako młoda

dziewczyna szaleńczo pokochała mężczyznę, który złamał jej serce.

Odrzucona i rozgoryczona Lillian podjęła zaskakującą życiową decyzję…

Po latach jej córka Ellie postanawia dowiedzieć się, kim był ten, który zranił jej matkę.

PATTI CALLAHAN HENRY

SekretLillian

ZACZYTAJ SIĘ

DUŻA CZCIONKA

duża czcionka

PATTI CALLA

HA

N H

ENRY

SekretSeekkrretSeekkrretSeekrretSeekrret

Lillian

„Piękna, wzruszająca opowieść o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”.

EMILY GIFFINautorka Stu dni po ślubie

„„„PPPiiięęęękkkknnaaa,, wwwzzrruusszzaaajjjjąąąąccaaa oooppppoowwiiieeśśśćććć oo ttyyymmm,, jjjaaakkk bbbyyyććć żżżoonnąąą ii mmmaatttkkkkąąą,, oo ppprrzzeemmiiijjjjaanniiiuuu ii oo tttęęęsskkkknnoocciiieee””.

„Piękna, wzruszająca opowieść o tym, jak być żoną i matką, o przemijaniu i o tęsknocie”.

Callahan Henry_Sekret Lilian_pocket_okl_DRUK.indd 1 2013-06-14 10:22:52