Upload
others
View
5
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Prace nagrodzone w Konkursie Literackim
„Jedno zdjęcie – dwa światy”
w ramach projektu
„Nowosarzyńskie drogi do wolności”
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
jestem
małą, niewyróżniającą się cegłą
niby nic nie znaczę,
ale jednak jestem częścią czegoś,
co mogłoby nie istnieć beze mnie -
na mnie spoczywa ciężar
podtrzymywania tego,
do czego stworzenia się przyczyniłam
i choćbym nie dawała już rady
muszę zostać na swoim miejscu
Dubiel Oliwia
SP w Rudzie Łańcuckiej
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Wakacyjna przygoda
Łętownia, 24.10.2019r.
Cześć, Kamil!
Dziękuję Ci za ostatni list, który mi wysłałeś. Było w nim bardzo wiele interesujących
wiadomości. Dużo się u mnie działo od czasu naszej ostatniej rozmowy. Przepraszam, że nie
odpowiedziałem Ci wcześniej, ponieważ byłem na wakacyjnej przygodzie. Była ona bardzo
ciekawa i chciałbym się z Tobą nią podzielić.
Wyobraź sobie, że ostatniego dnia wycieczki, na którą wybrałem się na zasłużonych
wakacjach z moimi przyjaciółmi oraz księdzem z naszej parafii, przydarzyła nam się
niecodzienna sytuacja. Wyruszyliśmy do niezwykłego miejsca w Polsce, jakim jest
Częstochowa. Na Jasnej Górze znajduje się Sanktuarium z Klasztorem Zakonu Paulinów.
Przybyliśmy tam wczesnym rankiem, aby oddać cześć Matce Bożej Częstochowskiej, która
jest nazywana „Czarną Madonną”. Obraz Matki Bożej znajduje się w sanktuarium
i przybywają do niego rocznie miliony pielgrzymów z całego świata. My również
wyruszyliśmy, aby zobaczyć ten obraz. Po porannej Mszy św. w klasztorze poszliśmy
uwiecznić na fotografii nasze przybycie pod mury Klasztoru na Jasnej Górze. Do zdjęcia
ustawiliśmy się na głównym schodach prowadzących do wnętrza sanktuarium. Na zdjęciu
zostali uwiecznieni wszyscy moi koledzy i koleżanki wraz z naszym cudownym księdzem.
Podczas naszej podróży pogoda nam dopisywała. Było bardzo słonecznie, bez jakiegokolwiek
zachmurzenia. Podczas wyjazdu byłem ubrany w jeansowa bluzę i szarą koszulkę. Natomiast
moi koledzy byli bardzo podobnie ubrani, ponieważ każdy z nich miał taki sam kolor
koszulki. Byłem zdziwiony tym zdarzeniem. Po uwiecznieniu nas na zdjęciu wyruszyliśmy w
drogę powrotną do naszej ukochanej miejscowości Łętownia. Wakacje dobiegały końca,
kiedy robiłem porządki domowe na strychu. Sprzątając go, natrafiłem na stary album mojego
taty z czasów jego młodości. Kiedy otworzyłem go, znalazłem pewne zdjęcie. Na tej
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
fotografii mój tata stał obok chłopaka, który bardzo wyróżniał się wyglądem od innych osób.
Po chwili jednak dostrzegłem, że tą osobą obok mojego taty jestem ja. Byłem naprawdę
zdziwiony oraz troszeczkę poruszony. Można powiedzieć, że to zdjęcie zawiera w sobie dwa
światy.
To już wszystko, o czym chciałem Ci napisać w moim liście. Mam nadzieję, że mój
list poruszył Cię oraz w pewnym stopniu zaciekawił. Moja historia jest inna od pozostałych.
Na tym chciałbym zakończyć mój list oraz poprosić Cię o historię z Twojego życia.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Konrad Baran
SP w Łętowni
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Jest takie miejsce
Jest takie miejsce na ziemi – prawdziwy raj,
aż się w oczach mieni od barw i zieleni.
Lasy, pola, stawy i łąki
to najcudowniejsze w mojej małej ojczyźnie zakątki.
Tarnogóra to piękna okolica
i niejednego przechodnia swym pięknem zachwyca.
Kościół, szkoła, stadion, biblioteka
na każdego człowieka czeka.
My młodzi, zawdzięczamy to wszystko naszym przodkom,
którzy zmagali się z biedą, cierpieniem i pożogą wojenną.
Śmierć zaglądała do okien,
a strach paraliżował przed nadciągającym wrogiem.
Powojenne lata nie były łatwiejsze.
Mozolna praca, obolałe serce.
Poszukiwania bliskich, krewnych i znajomych.
A pomocy znikąd. O czasie szalony!
Cóż począć! Zarobkowej pracy trzeba szukać
jako murarz, spawacz, cieśla i bednarz.
Bo tylko życzliwością ludzką społeczeństwo mogło się zjednać.
Sąsiad sąsiadowi był bratem, następowała jedność i drzwi do domów otwarte.
Słuchając dziadków opowiadań wiele,
wiemy, że to były ciężkie czasów dzieje.
Najtrudniejsze chwile wojenne przetrwali,
a potem Tarnogórę na nowo odbudowali.
Historia – to nasze polskie obyczaje.
Historia – to myśli i nadzieje.
Historia – to Ojczyzna nasza.
PODWÓRKO, SZKOŁA, DOM – to wszystko co kochamy!
Szymon Półćwiartek
SP w Tarnogórze
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Pamiętnik pilota pisany nocą…
Wtorek, 25 kwietnia 1944
Panie Boże. Dziękuję Ci za uratowanie życia. Nie wiem co dla mnie byłoby lepsze:
śmierć czy samotność na obcej ziemi z dala od domu. Myśli kłębią się w mojej głowie.
Odczuwam niepokój o losy moich kolegów, z którymi odbywałem feralny lot. Co się z nimi
dzieje? Czy przeżyli? Czy jeszcze się kiedyś spotkamy? Czy... Dopomóż mi Panie Boże
przetrwać i nie zwariować. Tylko o to Cię proszę. Znalazłem w kieszeni zwitek kartki; piszę
aby utrwalić to, co jeszcze pamiętam. Może kiedyś ktoś pozna historię brytyjskiej załogi
bombowca Halifax JP 224.
Gdy wystartowaliśmy była godzina 19:20, kalendarz pokazywał niedzielę 23 kwietnia
1944 roku. Było nas siedmiu. Ja - Thomas Storey i moja załoga: Eddie Elkington-Smith,
Oscar W. Congdon, Walter G. Davis, Chales J. Keen, James Caradog Hughes oraz Patrick M.
Stradling. Walter, Chales, Eddie i ja, byliśmy Anglikami, Oscar Kanadyjczykiem, James
Walijczykiem, a Patrick pochodził z Irlandii. Wylatywaliśmy z lotniska Campo Casale
z misją dostarczenia zaopatrzenia dla żołnierzy Armii Krajowej w Polsce. Lecieliśmy
sprawnym bombowcem Halifax JP 224 przez dość długi czas, lecz gdy zostało nam zaledwie
20 minut do celu naszej podróży, na kokpicie pojawiła się czerwona lampka sygnalizująca
awarię pierwszego silnika, a po chwili i drugiego. Sytuacja głęboko mnie zaniepokoiła, bo
miałem świadomość jako kapitan statku powietrznego trudnej sytuacji. Zresztą zauważyłem
duże zaniepokojenie wśród mojej załogi. Decyzję należało podjąć natychmiastową. Wydałem
rozkaz o natychmiastowym wyrzuceniu zbędnego ładunku. Niestety. Po chwili posłuszeństwa
odmówił trzeci silnik. Co kapitan może zrobić w sytuacji zagrożenia życia ludzkiego?
Ratować je. Dałem więc rozkaz awaryjnego katapultowania się załogi samolotu. Wiedziałem,
że większe szanse na przeżycie mamy na ziemi, pomimo okrucieństwa toczącej się nad
Polską wojny. Wierzyłem mocno w tym momencie, że Bóg otoczy nas swą opieką i pozwoli
powrócić kiedyś do naszych dzieci, żon i matek. Była wtedy godzina 23:45 i ostatnia chwila
do wyskoku, ponieważ do ziemi zostało nam tylko 100 – 150 metrów. Wyskoczyłem jako
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
ostatni w momencie, gdy byliśmy naprawdę nisko. Dlatego upadając na ziemię straciłem
przytomność na dłuższy czas. Po przebudzeniu odczułem przeszywający ból w klatce
piersiowej i przeraźliwy ziąb. Z trudem wstałem na nogi i szedłem przed siebie, co pewien
czas upadając. To nic – myślałem. To tylko chwilowa niemoc. Dam radę. Muszę iść. W taki
sposób dotarłem do wiejskich zabudowań. Jak się później dowiedziałem była to wieś
o nazwie Tarnogóra, a zabudowania, do których dociągnąłem się ostatkiem sił należały do
niejakiego Wiktora Gałdysia. To on udzielił mi pierwszej pomocy, dając jeść, pić i opatrzył
obolałe ciało, a co najważniejsze dał schronienie. Następnie zaprowadził mnie do swego
sąsiada Jana Sowy, któremu w języku niemieckim przedstawiłem koleje mojego losu.
Wytłumaczyłem, że chciałbym się dostać do grupy polskich partyzantów. Po długich
rozmowach w gronie zaufanych mieszkańców, zaprowadzono mnie pod osłoną nocy do
bunkra ukrytego w lesie. Tam spotkałem moich współtowarzyszy niedoli: Chales’a,
a następnie James’a i Patrick’a. Wielka radość ogarnęła nasze serca. Gdy usiedliśmy na
trawie, opowiadaliśmy o naszych losach po wylądowaniu. Zastanawialiśmy się nad naszym
położeniem. Nie mogliśmy w bunkrze przesiadywać wiecznie. Czas pokaże.
Czwartek, 28 kwietnia 1944
Całą noc padał deszcz. Krople deszczu bębniły o liście, w oddali słychać było
pojedyncze wystrzały. Nie mogłem zasnąć. Nie wiem czy ze zmęczenia, czy z wrażenia.
Wstałem i zaciągnąłem drelichowy płaszcz, udając się w pobliże dogasającego ogniska.
Z oddali zauważyłem dwie postacie siedzące przy ogniu i rozmawiające ściszonym głosem.
Pierwszego poznałem naszego sąsiada mieszkającego za lasem Felka Sitarza, drugą postacią
był Jan Sowa. Felek przychodził bez zapowiedzi, przynosząc do obozu jedzenie, chętnie
słuchaliśmy nowości jakie opowiadał. Pozwolili mi się przysiąść. Zdziwiło mnie przyjścia
Janka. Przysunąwszy się bliżej, zakomunikował mi, że otrzymał rozkaz przeniesienia nas
w inne miejsce, gdyż brytyjska marynarka wojenna wyśle po nas-rozbitków samolot.
Myślałem, że się przesłyszałem. Do oczu napłynęły mi łzy, które z trudem powstrzymałem.
Podziękowałem po raz kolejny Panu Bogu. To wszystko jest dzięki Jego łasce. Kawa, którą
mnie poczęstowali koledzy zupełnie wystygła, ale to nic, bo jej smak był jeszcze lepszy
aniżeli wczoraj. Zaczęło świtać. Robiło się coraz gwarniej przy ognisku. Odprawa, tak jak
każdego poranka. W końcu wezwano nas na rozmowę. Dowiedzieliśmy się, że dziś w nocy
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
opuścimy ich teren i zostaniemy przeprowadzeni bliżej jakiegoś lądowiska. Stanął mi
w oczach obraz rodziny, domu, rodziców. Teraz wydaje mi się to realne, już wkrótce
będziemy w domu. Z nastaniem nocy wyruszyliśmy w eskorcie Janka i innych partyzantów
w kierunku rzeki. Na nadbrzeżu czekała na nas łódź, do której wsiedliśmy. Płynęliśmy prawie
bezszelestnie i przy brzegu koryta rzeki. Zmęczenie po nieprzespanej nocy dawało o sobie
znać. Ogarnęła mnie niemoc głuszy ciszy. Obudził mnie trzask burty łodzi. Byliśmy przy
brzegu, na którym czekało dwóch ludzi. Po krótkiej rozmowie pomiędzy partyzantami,
zostaliśmy przekazani innemu oddziałowi. Pożegnaliśmy się serdecznie z polskimi kolegami,
dziękując z całego serca za okazaną życzliwość i ruszyliśmy przed siebie. Tak znaleźliśmy się
w okolicach Kamionki Dolnej, gdzie oczekiwaliśmy na dalszy ciąg wydarzeń.
8 czerwca 1944
Przyleciał po nas radziecki samolot i zostaliśmy przetransportowani do Kijowa. Lotnisko
było w łanie zboża. Stamtąd dotarliśmy do bazy brytyjskiej marynarki wojennej w Scapa
Flow. Od wczoraj jesteśmy już ze swoimi rodzinami. Dziękuję Ci Panie Boże za wszelkie
łaski. Trudna jest do opisania radość moich bliskich, którzy przez te trzy miesiące niewiedzy,
oczy sobie wypłakali. Jedynie modlę się za moich bliskich memu sercu współtowarzyszy
i członków załogi, którzy zginęli na polskiej ziemi oddając życie w słusznej sprawie. Cześć
ich pamięci.
Kończę moje wspomnienia, ale zawsze będę pamiętał o odwadze zwykłych, prostych
ludzi, wielkich patriotów z Tarnogóry i okolic, dzięki którym przeżyliśmy ten trudny czas
i w zdrowiu powróciliśmy do swoich domów.
Michał Kusy kl. VII
SP Tarnogóra
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Stara fotografia
Pewnego dnia znalazłam na dnie szafy żółtą i widocznie starą fotografię. Z trudem
było widać znajdujące się na niej osoby. Podniosłam zdjęcie z dna szafy i zauważyłam tam
prababcię, która zmarła trzy lata temu. Na zdjęciu miała brązowe, długie włosy i była ubrana
w piękną długa sukienkę. Nie tylko ona była tak ładnie ubrana, ale też inne osoby ze zdjęcia.
Zdaje mi się, że właśnie szły na wesele. Rozpoznałam tylko moją prababcię – Weronikę.
- Mamo, kto jeszcze jest na tej fotografii?
- Pokaż.
Mama wpatrzyła się w zdjęcie.
- Tam obok tego pana w marynarce stoją twojej prababci Weronki rodzice.
- Łał! A jak oni mieli na imię?
- Twój prapradziadek miał na imię się Wojtek, a Twoja praprababcia miała na imię Anna.
- A ten piesek do kogo należał i jak się wabił?
- Ten piesek należał do twojej prababci, a wabił się Boczek.
- A reszta ludzi?
- Więcej osób nie znam kochanie. Odłóż tę fotografię do naszego albumu, bo to kawałek
historii naszej rodziny.
Idę odłożyć tę fotografię do albumu i szybko biegnę po mój aparat, aby uwiecznić
historię naszej rodziny.
Zych Aleksandra
SP w Jelnej
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Gdy trzymam stare zdjęcie…
Gdy trzymam stare zdjęcie
w ręce i zamykam oczy,
marzę, że przenoszę się
w świat, który widzieli moi przodkowie.
Lecz to tylko marzenia…. Szkoda…
Bo chciałabym zobaczyć ten piękny świat
gdy ludzie nieskalani Internetem
widzieli wszystko inaczej
i doceniali piękno matki natury, nigdzie się nie spiesząc,
nie poddając się rutynie.
Ich ręce ciężką pracę znały
przy polu, zwierzętach, domu, rodzinie.
Obowiązków było multum,
a znikąd pomocy.
Teraz mamy sprzęty,
mamy także wygodę -
w końcu człowiek do niej dąży,
lecz za jaką cenę?
Hejt, obraza, nienawiść i przemoc -
to normalne w naszym świecie.
Przykre… Ale prawda.
Choć na jedną chwilę
chciałabym się tam przenieść,
zobaczyć świat inny,
jakby z innej planety.
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Przejść po nowo postawionym moście,
który teraz się rozpada.
Usłyszeć dźwięk haszy
jak po niej przechodzę.
Wsiąść do bryczki z koniem,
pojechać hen, daleko, gdzie
czas się zatrzymuje.
Lecz jestem tutaj - rok 2019.
zamiast haszy jest asfalt
zamiast bryczki
samochód
zamiast listów
telefon
Sama nie wiem,
w którym świecie chciałabym żyć,
gdzie się uczyć,
gdzie dorastać,
pracować,
w końcu umrzeć.
Ale nadal
w moim sercu mam taką
cichą nadzieję, że może
choć na jeden dzień
będę mogła tam być…
Woś Ilona
SP w Rudzie Łańcuckiej
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Zwyczaje wielkanocne w Tarnogórze – wywiad
Jednym z charakterystycznych elementów obrzędu Wielkiego Tygodnia w naszej
parafii jest straż grobowa tzw. „turki”. W naszej wsi trudno sobie wyobrazić Wielkanoc bez
straży grobowej. „Turki” trzymają straż przy grobie Chrystusa, asystują przy święceniu wody,
ognia, pokarmów, biorą udział w nabożeństwach i procesjach w pierwszy i drugi dzień
świąt.
Parafia Tarnogóra została utworzona na początku lat 80-tych XX wieku. Wcześniej
należała do parafii Kopki. Tutaj należy wspomnieć, że „turcy” asystowali również podczas
Triduum Paschalnego w parafii Kopki. Wiążą się z tym wspomnienia mojego dziadzia
Ignacego Niedbały, który pełnił służbę przy grobie Pana Jezusa w Kopkach w latach
sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Z jego opowiadań wynika, że służbę (wartę) pełnili
mężczyźni z Tarnogóry dużo wcześniej od niego m.in. Bronisław Zawół, Józef Gałdyś, czy
Franciszek Maczuga.
Poniżej zamieszczam wywiad z moim dziadziem Ignacym Niedbałą:
Magda Kuranty: Bardzo Ci dziękuję dziadziu, że zgodziłeś się poświęcić chwilę czasu na
rozmowę. Jestem zainteresowana tradycjami w naszej parafii. Powiedz proszę w jakim
wieku można było wstąpić do straży grobowej?
Ignacy Niedbała: Większość chłopaków, którzy należeli do “turków” była po służbie
wojskowej, choć zdarzali się niektórzy młodsi. Dla tych, którzy nie służyli wcześniej
w wojsku organizowano ćwiczenia kroku defiladowego, podejścia i powrotu od Groby
Pańskiego, pełnienia warty. Dowódca “turków” musiał być po wojsku.
MK: Ilu Was było chętnych do tak ważnej funkcji?
IN: Było nas 14 - 16 chłopaków i byliśmy wszyscy Tarnogóry. Straży przy grobie w tym
czasie nie pełnili mężczyźni z Kopek ani z Koziarni.
MK: Żeby podkreślić rangę pełnionej przez Was funkcji musieliście się w jakiś sposób
wyróżniać. Jakie ubrania mieliście?
IN: Ubrani wszyscy byliśmy w buty oficerki, spodnie “rajtki”, bluzy strażackie, szerokie pasy
wojskowe i hełmy strażackie. Ubrania pożyczane były częściowo od straży w Kopkach
i w Tarnogórze. W ręku każdy trzymał lancę, które wcześniej sami robiliśmy, a na
Dofinansowano ze środków Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017-2022 w ramach Programu Dotacyjnego „Koalicje dla Niepodległej”
Zmartwychwstanie mieliśmy do lancy przypięty bukiet z kwiatów, który nam robiły panny.
Dowódca natomiast miał zamiast lancy szablę przy pasie.
MK: Jak długo i ile osób pełniło wartę przy Grobie Pana Jezusa?
IN: Grób znajdował się w ołtarzu głównym w kościele w Kopkach, po jednej i po drugiej
stronie stał “turek”. Pośrodku paliły się lampki zrobione z masła przez mieszkańców wsi,
które bardzo dymiły. Staliśmy po dwóch przez pół godziny, a potem następna zmiana.
Natomiast w Zmartwychwstanie szliśmy w procesji trzy razy dookoła kościoła szpalerem
wzdłuż baldachimu z monstrancją.
MK: Kiedy zaczynaliście wartę przy Grobie Pańskim (w jaki dzień i do której godziny)?
IN: Zaczynaliśmy już w Wielki Piątek wieczorem, przez całe Triduum Paschalne,
a kończyliśmy w Wielki Poniedziałek. Staliśmy praktycznie cały czas - od świtu do nocy,
dopóki wszyscy ludzie nie wyszli z kościoła. Kwaterę mieliśmy najpierw na plebani,
a później u p. Kurysia na werandzie.
MK: Kiedy dziadziu zostałeś “turkiem”, w jakich to było czasach?
IN: Na początku lat sześćdziesiątych służyłem w straży grobowej w kościele pw. św. Marcina
w Kopkach. Było to za czasów księdza Stawarskiego oraz księdza Nizioła. Pamiętam, że
moje poprzednie pokolenia już chodziły jako “turki”. Zapewne zwyczaj zaczął się zaraz po
wojnie. Może istniał już dużo wcześniej, nawet przed drugą wojną światową, ale tego już
niestety nie pamiętam.
Wszystkie opisane w wywiadzie zwyczaje zostały przeniesione po utworzeniu parafii
w Tarnogórze do naszego kościoła począwszy od księdza Bieńka, Cieliczki po obecnego
proboszcza i są po dzień dzisiejszy kontynuowane, choć w nieco zmienionej formie.
Natomiast tradycja ta nie zachowała się w Kopkach.
MK: Dziękuję Ci dziadziu za rozmowę i przybliżenie tradycji z dawniejszych lat. Trzeba
promować lokalne tradycje i przekazywać młodszemu pokoleniu.
Kuranty Magdalena
SP w Tarnogórze