99
BIBLIOTEKA KLASYKÓW FILOZOFII ARYSTOTELES POLITYKA z dodaniem PSEUDO-ARYSTOTELESOWEJ EKONOMIKI Przeloyl i przypisami opatrzyl LUDWIK PIOTROWICZ Wst pem poprzedzil KONSTANTY GRZYBOWSKI 1964 PA STWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

POLITYKA - muflonex.neostrada.pl · BIBLIOTEKA KLASYKÓW FILOZOFII ARYSTOTELES POLITYKA z dodaniem PSEUDO-ARYSTOTELESOWEJ EKONOMIKI Przełoył i przypisami opatrzył LUDWIK PIOTROWICZ

  • Upload
    ledieu

  • View
    216

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

BIBLIOTEKA KLASYKÓW FILOZOFII

ARYSTOTELES

POLITYKA

z dodaniem

PSEUDO-ARYSTOTELESOWEJ EKONOMIKI

Przeło�ył i przypisami opatrzył LUDWIK PIOTROWICZ

Wst�pem poprzedził KONSTANTY GRZYBOWSKI

1964

PA�STWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

KSI�GA I

ROZDZIAŁ I

[Definicja pa�stwa. Człowiek jest z natury stworzony do �ycia w pa�stwie]

1. Skoro widzimy, �e ka�de pa�stwo jest pewn� wspól- not�, a ka�da wspólnota powstaje dla osi�gni�cia jakiego� dobra (wszyscy bowiem w ka�dym działaniu powoduj�

si� tym, co im si� dobrem wydaje), to jasn� jest rzecz�, �e wprawdzie wszystkie [wspólnoty] d��� do pewnego dobra, lecz przede wszystkim czyni to najprzedniejsza z wszystkich, która ma najwa�niejsze z wszystkich zadanie i wszystkie innie obejmuje. Jest ni� tzw. pa�stwo i wspólnota pa�stwowa.

2. Ci wi�c, którzy mniemaj�, �e nie ma istotnej ró� nicy mi�dzy kieruj�cym m��em stanu, królem, głow� domu i panem, s� w bł�dzie. S�dz� bowiem, �e ró�ni� si� oni mi�dzy sob� co do wi�kszej lub mniejszej liczby poddanych ich władzy, a nie co do ich rodzaju, a wi�c, je�li kto ma ich niewielu, jest panem, je�li ma wi�cej, jest głow� domu, je�li za� jeszcze wi�cej, kieruj�cym m��em stanu lub królem; nie ma bowiem �adnej rzekomo ró� nicy mi�dzy wielkim domem a małym pa�stwem; co si� za� tyczy m��a stanu i króla, to mówimy o królu, gdy kto� według swego uznania wykonuje władz� naczeln�, o m��u stanu natomiast, gdy według odpowiednich zasad

Polityka, ks.I, 1252a,b prawnych i włada po cz��ci, i słucha1. Nie jest to jednak prawda.

3. Jasne oka�e si� to, gdy rzecz we wła�ciwy sposób rozpatrzymy. Jak bowiem w innych wypadkach rzecz zło�on� trzeba rozło�y� a� do jej cz��ci niepodzielnych (bo s� to najmniejsze cz�stki cało�ci), tak jest i z pa�stwem; je�li rozwa�ymy, jakie s� jego cz��ci składowe, zobaczymy wyraniej, w czym si� one ró�ni� od siebie i czy si� co� naukowo daje w odniesieniu do ka�dej z nich ustali�.

Najlepszym przy tym sposobem badania jest, jak w innych wypadkach tak i w tym, �ledzenie powstawania pewnych stosunków od samego pocz�tku.

4. Najpierw tedy konieczn� jest rzecz�, aby si� ł�czyły ze sob� istoty, które bez siebie istnie� nie mog�, a wi�c �e�ska i m�ska w celu płodzenia; dzieje si� to nie z wol-nego wyboru, lecz jak i u wszystkich zwierz�t i ro�lin pod wpływem naturalnego pop�du do pozostawienia po sobie dalszej tego� rodzaju istoty. Tak samo zdani s� na siebie dla swego zachowania, ten, kto włada z natury, i ten, kto mu jest poddany. Ta bowiem istota, która dzi�ki rozumowi zdoła przewidywa�, rz�dzi z natury i rozkazuje z natury, ta za�, co potrafi tylko zlecenia te wykonywa� przy po-mocy sił cielesnych, jest poddana i z natury niewolna; tote� interesy pana i niewolnika s� zbie�ne.

5. Z natury wiec inne jest przeznaczenie kobiety i nie-wolnika. (Przyroda bowiem nie robi nic takiego jak ci kowale, wyrabiaj�cy miecze delfickie2 w sposób oszcz�dny,

1 Polemika z Platonem, który w dialogu Polityk, 259 B, taki wła�nie

pogl�d wypowiada. 2 „Miecz delficki" — obja�nia leksykograf Hesychios jako miecz

czy nó� maj�cy z przodu cz��� �elazn�, co jednak niewiele mówi: z toku my�li wynika, �e był on do ró�nych celów u�ywany.

Polityka, ks. I, I252b

lecz ka�dy jej twór ma tylko jeden cel; ka�de przecie� narz�dzie osi�ga najlepsze wyko�czenie wówczas, je�li słu�y do jednego celu, a nic do wielu.) U barbarzy�ców natomiast kobieta i niewolnik zajmuj� t� sam� pozycj�. Pochodzi to st�d, �e brak im czynnika z natury powoła nego do władania, zwi�zki za� kojarz� si� u nich mi�dzy niewolnic� a niewolnikiem. Dlatego to powiadaj� poeci: „słuszn� jest rzecz�, by Hellenowie nad barbarzy�cami panowali"1, jako �e barbarzy�ca a niewolnik to z natury jedno i to samo.

6. Z obu tych wspólnot2 powstaje tedy najpierw dom. czyli rodzina. Słusznie te� powiedział w swym poemacie Hezjod3: „dom przede wszystkim i �on�, i wołu pług ci�gn�cego", bo u ludzi ubogich wół zast�puje niewolnika. Domem, czyli rodzin� jest zatem z natury istniej�ca wspólnota, utrzymuj�ca si� trwale dla codziennego współ �ycia; członków jej Charondas4 zowie „towarzyszami stołu", Epimenides5 za� z Krety „towarzyszami ogniska"6.

7. Pierwsza wspólnota wi�kszej ilo�ci rodzin dla zaspo kojenia potrzeb wychodz�cych poza dzie� bie��cy sia nowi gmin� wiejsk�. Jest ona z natury po najwi�kszej

1 Cytat zapewne z Eurypidesa (Ifigenia w Aulidzie, 1400 n.); w pełnym brzmieniu: „Grecy maj� barbarzy�com rozkazywa�'', a w przekładzie „a zasi� barbarzy�cy ludom greckim! Ludem wolnym s� Grekowie. Za� sługami barbarzy�cy" (tłum. Kasprowicz).

2 Tj. m��a i �ony, oraz pana i niewolnika. 3 Prace i dni, 405. 4 Charondas z Katany, znany jako prawodawca tego� miasta

(w VII w.); por. ni�ej II 9, 5. 5 Epimenides z Krety, ustawodawca, kapłan, cudotwórca i poeta

orficki, czynny rzekomo tak�e i w Atenach pod koniec VII w. Histo- ryczno�� jego sporna.

6 Wbrew Immischowi, który tu czyta "(towarzyszy �łobu"

Polityka, ks. I, I252b—1253a

cz��ci jakby koloni� rodziny, st�d członków jej nazywaj� niektórzy bra�mi mlecznymi, dzie�mi tudzie� dzie�mi dzieci. Dlatego to pierwotnie pa�stwa miały królów na czele, jak jeszcze i dzisiaj obce ludy; powstały bowiem przez skupienie poddanych władzy królewskiej. W ka�-dej mianowicie rodzinie króluje najstarszy i na tej samej zasadzie oparte s� te� rz�dy w zespołach rodzin, jakimi s� kolonie. To wła�nie ma na my�li Homer1, kiedy mówi [o Cyklopach]: „ka�dy włada nad dzie�mi swoimi i �o-nami", mieszkali bowiem w rozproszeniu, jak [w ogóle wszyscy ludzie] w odległych czasach. Powszechne jest te� wyobra�enie, �e i bogowie podlegaj� władzy królewskiej, dlatego �e ludzie, jedni jeszcze i teraz, drudzy dawniej, mieli królów na czele, tak za�, jak sobie urabiaj� obraz bogów na swoje podobie�stwo, kształtuj� te� swe wyobra-�enia o ich �yciu.

8. Pełna w ko�cu wspólnota stworzona z wi�kszej ilo�ci gmin wiejskich, która niejako ju� osi�gn�ła kres wszech stronnej samowystarczalno�ci, jest pa�stwem; powstaje ono dla umo�liwienia �ycia, a istnieje, aby �ycie było dobre. Ka�de pa�stwo powstaje zatem na drodze natural nego rozwoju, podobnie jak i pierwsze wspólnoty. Jest bowiem celem do którego one zmierzaj�, natura za� jest wła�nie osi�gni�ciem celu. Wła�ciwo�� bowiem, jak� ka�dy twór osi�ga u kresu procesu swego powstawania, nazywamy jego natur�; tak jest w odniesieniu i do człowieka, i do konia, i do rodziny. Osi�gni�cie celu [, do którego si� d��y,] jest zdobyciem pełnej doskonało�ci, samowystarczal-

no�� za� jest osi�gni�ciem i celu, i pełnej doskonało�ci. 9. Okazuje si� z tego, �e pa�stwo nale�y do tworów

natury, �e człowiek jest z natury stworzony do �ycia

Polityka, ks. I, 1253a

w pa�stwie1, taki za�, który z natury, a nic przez przypadek �yje poza pa�stwem, jest albo n�dznikiem, albo nadludzka istot�, jak ten, którego pi�tnuje Homer2, jako „człowieka bez rodu, bez prawa, bez [własnego] ogniska". Kto bowiem z natury swojej jest taki, równocze�nie i wojny nami�tnie po��da, b�d�c odosobniony jak ten kamie� wył�czony w grze w ko�ci.

10. e człowiek jest istot� stworzon� do �ycia w pa� stwie3 wi�cej ni� pszczoła lub jakiekolwiek zwierz� �yj�ce w stadzie, to jasn� jest rzecz�. Natura bowiem, jak po wiadamy, nic nie czyni bez celu. Otó� człowiek jedyny z istot �yj�cych obdarzony jest mow�. Głos jest oznak� rado�ci i bólu, dlatego posiadaj� go i inne istoty .(rozwój ich posun�ł si� bowiem tak daleko, �e maj� zdolno�� od czuwania bólu i rado�ci, tudzie� wyra�ania tego mi�dzy sob�). Ale mowa słu�y do okre�lania tego, co po�yteczne czy szkodliwe, jak równie� i tego, co sprawiedliwe czy te� niesprawiedliwe.

11. To bowiem jest wła�ciwo�ci� człowieka odró�niaj�c� go od innych stworze� �yj�cych, �e on jedyny ma zdolno�� rozró�niania dobra i zła sprawiedliwo�ci i niesprawiedli wo�ci i tym podobnych; wspólnota za� takich istot staje si� podstaw� rodziny i pa�stwa.

Z natury swojej pa�stwo jest pierwej4 ani�eli ro-

1 W tek�cie: ,,człowiek jest istot� pa�stwow�". 2 Iliada, IX 63 n. Tak nazywa tu Nestor człowieka, który znajduje

upodobanie w wojnie domowej. Arystoteles stawia na równi z nim człowieka bez pa�stwa.

3 Por. uw. 1. 4 „Pierwej" oczywi�cie nie co do czasu powstania, ale jako poj�cie.

nic mo�na bowiem mówi� o członach pa�stwa, jak długo pa�stwa

Polityka, ks. I, 1253a

dzina i ka�dy z nas, cało�� bowiem musi by� pierwej od cz��ci; po rozprz�gni�ciu si� cało�ci nie b�dzie nogi ni r�ki, a tylko nazwa, jak wówczas, gdy kto� r�k� nazwał r�k� z kamienia, bo martwa r�ka b�dzie takiej samej natury. Istota ka�dej rzeczy le�y przecie� w jej zadaniu praktycznym i zdolno�ci jego wykonania, je�li wi�c nie ma ju� tych cech, to nie mo�na powiedzie�, �e to ta sarna rzecz, lecz tylko co�, co t� sam� nazw� nosi.

12. Okazuje si� tedy, �e pa�stwo jest tworem natury i �e jest pierwej od jednostki, bo je�li ka�dy z osobna nic jest samowystarczalny, to znajdzie si� w tym samym stosunku [do pa�stwa], co i inne cz��ci do jakiej� cało�ci. Kto za� nie potrafi �y� we wspólnocie albo jej wcale nie potrzebuje, b�d�c samowystarczalnym, bynajmniej nic jest członem pa�stwa, a zatem jest albo zwierz�ciem, albo bogiem. Wszystkim ludziom wła�ciwy jest z natury p�d do �ycia we wspólnocie, a ten, kto j� pierwszy zestroił, jest twórc� najwi�kszych dóbr. Jak bowiem człowiek doskonale rozwini�ty jest najprzedniejszym ze stworze�, tak jest i najgorszym ze wszystkich, je�li si� wyłamie z prawa i sprawiedliwo�ci. Najgorsza jest bowiem nie-prawo�� uzbrojona, człowiek za� rodzi si� wyposa�ony w bro�, jak� s� jego zdolno�ci umysłowe i moralne, które, jak �adne inne, mog� by� niewła�ciwie nadu�y-wane. Dlatego człowiek bez poczucia moralnego jest naj-niegodziwszym i najdzikszym stworzeniem, najpodlejszym w po��dliwo�ci zmysłowej i �arłoczno�ci. Sprawiedliwo�� za� jest znamieniem pa�stwa, wymiar jej jest bowiem podstaw� porz�dku istniej�cego we wspólnocie pa�stwowej, polega za� na ustaleniu tego. co jest sprawiedliwe.

Polityka, ks. I, 1253a, b

ROZDZIAŁ II

[Dom, czyli rodzina najmniejsz� cz��ci� składow� pa�stwa. Niewolnik jako cz��� własno�ci domowej. Jego definicja. Niewolnicy z natury i wbrew niej. Stosunek pana do niewolnika]

1. Skoro si� wi�c okazało, z jakich cz��ci składa si� pa�stwo, trzeba naprzód pomówi� o urz�dzeniu domu [, czyli rodziny]; ka�de bowiem pa�stwo składa si� z ro dzin, członkowie za� rodziny s�. znów jej cz��ciami skła dowymi. Otó� pełna rodzina składa si� z niewolników i wolnych. Poniewa� za� badanie ka�dej rzeczy musi si� zacz�� najpierw od najdrobniejszych cz��ci, a pierw szymi i najdrobniejszymi cz��ciami rodziny s� pan i nie wolnik, m�� i �ona, ojciec i dzieci, nale�y wzi�� pod rozwag� te trzy stosunki i zbada�, czym jest w istocie ka�dy z nich i jak si� powinien przedstawia�.

2. Wynika z tego nauka o prawie władania, o prawie mał�e�skim ([w greckim j�zyku] nie mamy bowiem od powiedniej nazwy na okre�lenie zwi�zku mi�dzy kobiet� i m��czyzn�) i po trzecie o prawie ojcowskim (i tutaj brak na okre�lenie wła�ciwej nazwy). Jednakowo� prócz tych trzech wymienionych działów jest nadto jeszcze jeden, który zdaniem jednych stanowi istot� gospodarstwa domowego, według drugich jest najwa�niejsz� jego cz� �ci�. Trzeba zatem rozwa�y�, jak si� i on przedstawia, mam za� na my�li tzw. sztuk� zarobkowania. Najpierw jednak pragn� pomówi� o panu i niewolniku, aby stwier dzi� to, co w tym wzgl�dzie koniecznie potrzebne, a za razem i zobaczy�, czy w porównaniu z dotychczasowymi pogl�dami nic dałoby si� lepiej jako� uj�� tego, co si� s�dzi w tym przedmiocie.

3. Jedni mianowicie s�dz�, �e władza pana nad nie wolnikami jest pewna umiej�tno�ci� i �e nie ma �adnej

10 Polityka, ks. l, 1253b

ró�nicy mi�dzy władz� głowy domu a władz� pana nad niewolnikami, czy władz� kieruj�cego m��a stanu lub króla, jak to na pocz�tku zauwa�yłem1. Inni natomiast uwa�aj�, �e władza pana nad niewolnikami jest przeciwna naturze, bo tylko na zasadzie prawa ustanowionego jeden jest niewolnikiem, a inny wolnym, z natury za� nie ma mi�dzy nimi �adnej ró�nicy. Dlatego [taki stan rzeczy] nie jest te� sprawiedliwy, bo na gwałcie oparty. Własno�� jest tedy cz��ci� domu, a nauka o zdobywaniu własno�ci cz��ci� nauki o gospodarstwie domowym (bez rzeczy koniecznych nie mo�na �y�, a tym samym i �y� wygodnie).

4. Jak do okre�lonych kunsztów niezb�dnie s� potrzebne wła�ciwe narz�dzia, je�li dzieło ma by� odpowiednio wyko�czone, tak i do gospodarstwa domowego. Z narz�dzi jedne s� martwic, drugie �ywe, tak np. dla sternika ster jest narz�dziem martwym, za� jego zast�pca narz�dziem �ywym; pomocnik bowiem stanowi rodzaj narz�dzia przy wykonywaniu pracy. Odpowiednio do tego tak�e i w gospodarstwie domowym rzeczy, jakie si� posiada, s� narz�dziem do �ycia, mienie jest sum� takich narz�dzi, a niewolnik �yw� własno�ci�.

5. Jest za� narz�dziem ponad narz�dzia ka�dy sługa. Gdyby bowiem ka�de narz�dzie mogło spełnia� swoje za dania według rozkazu albo i uprzedzaj�c go, jak to podo bno robiły pos�gi Dedala2 lub trójnogi Hefajsta, które jak mówi poeta3, same si� zjawiaj� na zebranie bogów,

1 Por. wy�ej r. I 2. 2 Mityczny Dedal sławiony był za to, �e w przeciwie�stwie do

dawniejszych, sztywno�ci� nacechowanych rzeb, tworzył pos�gi o�ywione przez rozstawienie nóg i oddalenie r�k od ciała, a nawet zdołał jakoby tchn�� w nie samodzielne �ycie (Diodor IV 76, 2—3)

Polityka, ks. 1, 1253b—1254a 11

gdyby tak czółenka tkackie same tkały, a pałeczki od gitary same grały, to ani budowniczowie nie potrzebowaliby pomocników, ani panowie niewolników. To, co si� nazywa narz�dziem, stanowi �rodek do wytwarzania nowych rzeczy, za� przedmioty własno�ci słu�� tylko do u�ytkowania.. Czółenka tkackiego bowiem nie tylko si� u�ywa, lecz przy jego pomocy wytwarza si� co� nowego, natomiast suknia i ło�e słu�� tylko do u�ytkowania.

6. Poniewa� dalej stwarzanie i działanie ró�ni� si� co do rodzaju, a jedno i drugie potrzebuje narz�dzi, wi�c tak�e i te ostatnie musz� by� odpowiednio ró�ne. Otó� �ycic jest działaniem, a nie stwarzaniem, dlatego i nie wolnik jest pomocnikiem w dziedzinie działania. O prze dmiotach własno�ci mówi si� tak jak o cz��ciach, bo cze�� jest nie tylko cz��ci� czego� innego, ale w ogóle nale�y do czego� innego, podobnie za� jest i z przedmiotem własno�ci. Dlatego pan jest tylko panem niewolnika, ale do niego nic nale�y, a niewolnik jest nic tylko niewolnikiem swego pana, ale w ogóle do niego nale�y.

7. Z wywodów tych okazuje si� zatem, jaka jest istota i znaczenie niewolnika. Człowiek, który z natury nie na- le�y do siebie lecz do drugiego, jest z natury niewolnikiem. Nale�y za� do drugiego taki człowiek który jest czyj�� własno�ci�, mimo i� jest człowiekiem. Przedmiot własno�ci jest za� narz�dziem działania odr�bnym od wła�ciciela.

Z kolei nale�y rozwa�y�, czy kto� jest istotnie z natury takim [niewolnikiem] lub nie, czy jest to rzecz� sprawie-dliw�, a nawet i lepsz� dla kogo�, by� niewolnikiem, czy te� nie, czy przeciwnie wszelka niewola sprzeczna jest z prawem przyrodzonym.

8. Na to pytanie nietrudno da� wła�ciw� odpowied, kieruj�c si� zarówno rozumowaniem, jak i do�wiadcze-

12 Polityka, ks. I, 1254a, b

bowiem do rzeczy nie tylko koniecznych, ale i po�ytecznych. U niektórych istot zaraz od urodzenia dokonuje si� rozgraniczenie z przeznaczeniem jednych do władania, drugich do podlegania władzy. Liczne s� te� rodzaje rz�-dz�cych i rz�dzonych, ale zawsze lepsze jest panowanie nad lepszymi podwładnymi; tak np. lepsze jest panowanie nad człowiekiem ani�eli nad zwierz�ciem. Dzieło bowiem wykonane przez doskonalsze istoty jest doskonalsze, gdzie za� jedna włada, a druga słucha, dzieło jest w pewnej cz��ci tworem jednej i drugiej.

9. Czynnik władaj�cy i słuchaj�cy wyst�puje wsz�dzie, gdzie co� składa si� z wielu cz��ci, a tworzy pewn� wspóln� jedno�� bez wzgl�du na to, czy cz��ci s� z sob� zł�czone, czy te� rozdzielone. Jest to ogólne prawo natury, cho� przejawiaj�ce si� w pierwszym rz�dzie u istot, �yj�cych, bo i u tworów nie �yj�cych istnieje pewien rodzaj nad rz�dno�ci, jak np. w harmonii. Rozwa�anie na ten temat mo�e jednak tu nie nale�y.

10. Istota �yj�ca składa si� najpierw z duszy i ciała, przy czym z natury pierwsza włada, to drugie za� słucha. Nale�y jednak, gdy chodzi o ustalenie zgodno�ci z natur�, bra� pod uwag� stan normalny, a nie wykolejenia. Dla tego przedmiotem rozwa�ania winien by� człowiek naj- zupcłruej zdrów na ciele i duszy, u którego ten stosunek [duszy do ciała] jasno si� uwidacznia; bo u ludzi wyst� pnych lub skłonnych do wyst�pków ciało cz�sto zdaje si� panowa� nad dusz� skutkiem tego, i� post�puj� le i niezgodnie z natur�.

11. Najpierw wi�c, jak powiadam, u istoty �yj�cej mo�na zauwa�y� oba rodzaje władzy [, które odpowiadaj� władzy nad niewolnikiem, czyli] despotycznej i [władzy nad wolnym obywatelem, czyli] politycznej; dusza bowiem sprawuje władz� despotyczn� nad ciałem, a rozum włada

Polityka, ks. I, 1254b 13

nad po��daniami w sposób odpowiadaj�cy władzy m��a stanu i króla. Okazuje si� przy tym, �e dla ciała jest to zgodne z natur� i po�yteczne podlega� rz�dom duszy, tak samo jak i dla władz uczuciowych duszy podlega� rozumowi i tej cz��ci duszy, która o rozs�dku sianowi, natomiast równorz�dny albo i odwrotny ich stosunek byłby dla wszystkich szkodliwy.

12. Tak samo znów przedstawia si� ten stosunek u człowieka i innych istot �yj�cych. Oswojone zwierz�ta s� bowiem z natury lepsze od dzikich, a dla nich wszyst kich korzystniejsz� rzecz� jest słu�y� człowiekowi," bo w ten sposób chroni� si� przed zniszczeniem. Tak jest równie� z rodzajem m�skim i �e�skim, z których pierwszy jest z natury silniejszy, drugi słabszy; tote� ten panuje, a tam ten mu podlega.

W taki sam sposób musz� si� te� układa� wzajemne sto-sunki u wszystkich ludzi w ogóle.

13. Ci, którzy w takim stopniu stoj� poni�ej drugich, w jakim dusza góruje nad ciałem, a człowiek nad zwierze ciem (w poło�eniu tym znajduj� si� ci, których działalno�� polega na u�ywaniu sił fizycznych i którzy najwy�ej to tylko mog� da� ze siebie), ci tedy s� z natury niewolnikami, dla których, podobnie jak i dla wy�ej wymienionych, lepiej jest znajdowa� si� w takiej zale�no�ci. Z natury bowiem jest niewolnikiem ten, kto mo�e by� własno�ci� drugiego (dlatego te� i nale�y do drugiego) i kto o tyle tylko ma zwi�zek z rozumem, �e go spostrzega u innych, ale sam go nie posiada. Tak�e inne istoty �yj�ce nic przecie� nie obejmuj�c rozumem, ale kieruj� si� tylko wra�eniami zmysłowymi.

14. Niewielka jest te� ró�nica w u�yteczno�ci, bo obie grupy, zarówno niewolnicy, jak zwierz�ta domowe po magaj� fizycznie do zaspokojenia niezb�dnych potrzeb.

14 Polityka, ks. I, 1254b-1255a

Stosownie do tego istnieje w przyrodzie d��no�� do od-miennego kształtowania ciała ludzi wolnych i niewolników, w ten sposób mianowicie, �e ci ostatni s� silni ze wzgl�du na konieczne usługi, pierwsi za� smukli, ale niezdolni do takich prac, zdatni natomiast do działalno�ci politycznej, która ma dwa odr�bne zadania: wojenne i pokojowe; zdarza si� jednak cz�sto i przeciwnie, �e jedni maj� ciała wolnych, drudzy za� dusz�.

15. Tyle jest jasne; je�liby ta fizyczna ró�nica była tylko tak wielka, jak mi�dzy wizerunkami bogów a postaci� ludzk�, to wszyscy by przyznali, �e ci, którzy o tyle stoj� ni�ej od innych, zasługuj� na to, aby by� ich niewolnikami. Je�eli za� trafne jest to w odniesieniu do ciała, to o wiele sprawiedliwsz� jest rzecz� zasad� t� zastosowa� do duszy, tylko �e nic jest równie łatwo stwierdzi� pi�kno duszy, jak ciała.

Wynika z tego w sposób oczywisty, i� pewni ludzie s� z natury wolnymi, inni za� niewolnikami, przy czym stan niewoli jest dla tych drugich zarówno po�yteczny, jak i sprawiedliwy.

16. e jednak i zwolennicy przeciwnego pogl�du po niek�d maj� słuszno��, to nietrudno zauwa�y�. W podwój nym mianowicie znaczeniu mówi si� o niewoli i niewolni-

kach, niektórzy bowiem s� niewolnikami i słu�� na zasadzie prawa. Prawo to jest rodzajem umowy, na podstawie której zwyci��eni w wojnie staj� si� własno�ci� zwyci�zców. Przeciwko sprawiedliwo�ci jego wielu prawników podnosi zarzut, wytaczany cz�sto przeciwko mówcom, o sprzeczno�� z prawem1, poniewa� straszn� byłoby to rzecz�, gdyby zgwałcony miał by� niewolnikiem i sług� tego,

1 "W Atenach ka�dy obywatel mógł wytoczy� skarg� mówcy, który na zgromadzeniu wyst�pił z wnioskiem niezgodnym, zdaniem oskar�yciela, z obowi�zuj�cym prawem.

Polityka, ks. I, I255a 15

który potrafi gwałt zada� i góruje sił�. Tak�e i mi�dzy filozofami jedni opowiadaj� si� za tym, drudzy za innym pogl�dem.

17. Przyczyna tego sporu i tej rozbie�no�ci zda� le�y w tym, �e cnota, je�li ma do rozporz�dzenia odpowiednie �rodki, równie� potrafi znakomicie gwałt zada�, bior�cy za� gór� zawsze wykazuje przewag� jakiej� zalety. Skut kiem tego wydaje si�, �e i siła nie jest pozbawiona pewnej cnoty, a spór dotyczy tylko strony prawnej. Dlatego jedni uwa�aj� za rzecz sprawiedliw� łaskawo�� [dla zwyci��o nych], inni wła�nie przeciwnie, panowanie silniejszego; bo je�li si� rozł�czy te dwa poj�cia [prawa i siły], to nic ma �adnego oparcia i mocy przekonywaj�cej pogl�d, [z którego by wynikało], i� góruj�cy cnot� nie powinien włada� i panowa�.

18. Inni wreszcie powołuj�c si� na zasad�, która im si� wydaje sprawiedliw� (prawo bowiem jest czym� sprawiedli wym), utrzymuj�, �e niewola według prawa wojennego jest rzecz� sprawiedliw�, równocze�nie jednak popadaj� w sprzeczno��. Przyczyna wojny mo�e by� bowiem niespra wiedliwa, tego za�, kto nie zasługuje na to, aby by� niewolnikiem, nikt �adn� miar� nie mo�e nazwa� nie wolnikiem; w przeciwnym bowiem razie zdarzałoby si�. �e ludzie najszlachetniejszego pochodzenia byliby nie wolnikami i niewolników synami, gdyby si� przypadkiem dostali do niewoli i zostali sprzedani. Dlatego te� takich nie chc� nazywa� niewolnikami, lecz tylko barbarzy�ców. Je�li jednak tak mówi�, to w istocie rzeczy maj� na my�li tylko niewolnika z natury, podobnie jak to na pocz�tku uj�łem. Musz� bowiem przyzna�, �e s� ludzie, z których jedni wsz�dzie s� niewolnikami, a drudzy nigdzie.

1 Por. wy�ej r. II 7.

16 Polityka, ks. I, I255b 19. Tak samo jest i ze szlachectwem; szlachta bowiem

uwa�a si� za szlacht� nic tylko u siebie w domu, ale i wsz� dzie, podczas gdy w ich mniemaniu szlachta barbarzy�ców jest ni� tylko u siebie. Wychodz� przy tym z zało�enia, �e istnieje szlachectwo i wolno�� w bezwzgl�dnym i wzgl�d nym lego słowa znaczeniu, jak to powiada równie� i Helena u Teodektesa1.

Po ojcu i matce z bogów jestem pokolenia, Któ� to �miałby tedy mieni� mi� słu��c�.

Wyra�aj�c si� w ten sposób, odró�niaj� niewolnika i wolnego, szlacht� i gmin jedynie i wył�cznie według cnoty i nieprawo�ci. Uwa�aj� bowiem, �e jak z człowieka rodzi si� człowiek, a ze zwierz�cia zwierz�, taki ze szlachet-nych szlachetny. Natura wprawdzie cz�sto do tego d��y, ale nie mo�e tego osi�gn��.

20. Okazuje si� st�d, �e spór ma pewne uzasadnienie, �e nie wszyscy ludzie, którzy s� niewolnikami czy wolnymi, s� nimi z natury i ponadto jest jasn� rzecz�, �e u pewnych ludzi wyst�puje taka ocena charakterystyczna, która sta nowi o tym,i� dla jednych jest rzecz� korzystn� i sprawie dliw� by� niewolnikami, dla drugich, przeciwnie, by� pa nami; �e wreszcie jedni musz� podlega� władzy, drudzy za� wykonywa� władz�, zale�nie od tego, na co ich natura skazała, �e wi�c istnie� musi równie� władza pana nad niewolnikiem, a nadu�ycie jej jest dla obu stron szkodliwe. Co bowiem jest korzystne dla cz��ci, jest korzystne i dla cało�ci, co dla ciała, równie� i dla duszy; niewolnik jest

1 Teodektes z Faselis w Licji, ucze� Platona i Isokratesa, przy-jaciel Arystotelesa, znany jako autor zaginionych 50 tragedii, mi�dzy nimi pt. Helena, z której wła�nie pochodz� przytoczone wiersze. Był te� autorem dzieła po�wi�conego sztuce wymowy, które cytuje Arysto-teles w swojej Retoryce.

Polityka, ks. I, I255b 17

za� pewn� cz��ci� pana, niejako o�ywion�, ale oddzieln� cz��ci� jego ciała.

21. Dlatego te� pana i niewolnika, których natura na taki los skazała, ł�czy wzajemne przywi�zanie i jest to dla nich korzystne, przeciwnie za� bywa, je�li stano wisko ich nie jest zgodne z natur�, ale opiera si� na prawie i gwałcie.

Z dotychczasowych wywodów okazuje si� jednak równie�, �e władza pana nad niewolnikiem i władza w pa�stwie to nic to samo, tudzie� �e nic wszystkie ro-dzaje.jwładzy s� sobie równe, jak to utrzymuj� niektórzy. Jedna bowiem rozci�ga si� nad wolnymi z natury, druga nad niewolnikami, władza głowy domu jest monarchiczna, gdy� ka�dy dom podlega rz�dom jednego, a władza m��a stanu jest panowaniem nad wolnymi i równymi.

22. Nazwa pana nie jest okre�leniem pewnej umiej� tno�ci, ale istniej�cego stanu rzeczy, podobnie jak i nazwa niewolnika czy wolnego. Istnieje jednak umiej�tno�� zł�czona ze stanowiskiem pana domu jak i ze stanowiskiem niewolnika, jako� umiej�tno�ci potrzebnych niewolnikom uczył pewien człowiek w Syrakuzach, [który] tam za pieni�dze kształcił niewolników w pełnieniu zwyczajnych usług. Nauka taka mo�e nawet obj�� szersze kr�gi, jak np. sztuk� kucharsk� i inne tego rodzaju usługi. Ró�ne s� bowiem czynno�ci domowe, jedne wa�niejsze, inne konieczniejsze ni� drugie, a według przysłowia tak�e „niewolnik a niewolnik i pan a pan to dwie ró�ne rzeczy".

23. Znajomo�� wszystkich takich rzeczy stanowi tedy wiedz� niewolnika, natomiast wiedza pana polega na umiej�tnym zu�ytkowaniu niewolników. Bo pan okazuje si� nie w tym, �e nabywa, ale �e wła�ciwie u�ywa niewolni- ków. Umiej�tno�� ta nie wykazuje nic wielkiego ani szacownego; bo co niewolnik musi umie� wykona�, to

18 Polityka, ks. I, 1255b—1256a

pan musi umie� nakaza�. Dlatego kto tym nic potrzebuje si� sam trudzi�, przekazuje ten zaszczyt rz�dcy, a sam oddaje si� sprawom publicznym lub filozofii. Nauka na-tomiast o nabywaniu własno�ci, mianowicie o sprawie-dliwym nabywaniu, jest ró�na od obu tych umiej�tno�ci i nale�y do nauki o sztuce wojennej i sztuce my�liwskiej1. Tyle zatem uwag o niewolniku i o panu. -

ROZDZIAŁ III

8[Nauka o gospodarstwie domowym. Sztuka zdobywania własno�ci. Rola pieni�dza]

1. Z kolei stosownie do podanego wy�ej planu2 rozwa�my całe w ogóle zagadnienie posiadania i zarobkowania, bo i niewolnik okazał si� pewn� cz��ci� własno�ci. Przede wszystkim wi�c mo�e si� tu nasun�� w�tpliwo��, czy sztuka zarobkowania jest identyczna ze sztuk� gospodarstwa domowego, czy te� z jak�� jej cz��ci� lub te� z jej sztuk� pomocnicz�, a je�eli ze sztuk� pomocnicz�, to czy zachodzi tu taki stosunek jak mi�dzy sztuk� wytwarzania czółenek tkackich a sztuk� tkack�, czy te� mi�dzy sztuk� sporz�dzania br�zu a odlewnictwem pos�gów. Te ostatnie bowiem nie w tym samym znaczeniu maj� pomocniczy charakter, lecz jedna dostarcza narz�dzi, druga natomiast materiału. Nazywam za� materiałem co�3, z czego si�. wykonuje rzecz pewn�, a wi�c dla tkacza jest to wełna, a dla rzebiarza br�z.

2. Jasn� wi�c jest rzecz�, �e nauka o gospodarstwie domowym nie jest_identyczna z nauk� o zdobywaniu

1 Por. ni�ej r. III 8. 2 Por. wy�ej r. II 1—2.

KSI�GA II 37

ROZDZIAŁ I

[Krytyka teorii wyło�onych w Pa�stwie Platona co do wspólno�ci kobiet i dzieci]

1. Poniewa� wzi�łem sobie za zadanie rozwa�y�, która z wszelkich wspólnot pa�stwowych jest najlepsza dla ludzi mog�cych sobie �ycie urz�dzi� w sposób jak naj bardziej odpowiadaj�cy ich �yczeniu, wi�c musimy przy patrzy� si� innym ustrojom, które albo istniej� rzeczy wi�cie w niektórych pa�stwach, uchodz�cych za dobrze si� rz�dz�ce, albo te� opracowane zostały przez pewnych teoretyków, a spotkały si� z uznaniem. [Chodzi mi przy tym o to,] aby wykaza�, co w nich jest słuszne i u�yteczne, a zarazem nic stwarza� wra�enia, jakobym przez po szukiwanie czego� odmiennego od nich pragn�ł si� po pisa� swoj� m�dro�ci�. Przeciwnie, chciałbym, aby si� okazało, �e dlatego podj�łem to badanie, poniewa� te istniej�ce obecnie ustroje nic przedstawiaj� si� zadawala j�co.

2. Musimy najpierw zacz�� od tego, co z natury rzeczy stanowi punkt wyj�cia tego badania. Trzeba mianowicie przyj�� trzy ewentualno�ci, a wi�c: albo wszystko jest wspólne dla wszystkich obywateli, albo ni�, albo te� tylko pewne rzeczy s� wspólne, pewne za� nie. eby nic bvło mi�dzy nimi nic wspólnego) to oczywi�cie jest rzecz�

38 Polityka, ks. II, 1260b - 1261a

niemo�liw�. Pa�stwo bowiem jest pewn� wspólnot�, do której istoty nale�y z konieczno�ci przede wszystkim wspólno�� miejsca; pewna jednostka terytorialna jest bowiem warunkiem jednostki pa�stwowej, a obywatele s� członkami wspólnoty jednego [i tego samego] pa�stwa.

[Wyłania si� natomiast pytanie,] czy dla pa�stwa, które ma by� dobrze urz�dzone, lepiej jest, aby w nim wszystko było wspólne, czy te� lepiej, by pewne rzeczy były wspólne, a pewne nie. Obywatele przecie� mog� mie� wspólne mi�dzy sob� i dzieci, i �ony, i posiadło�ci, jak to jest w Pa�stwie Platona. Mówi tam bowiem Sokrates, �e dzieci, kobiety i maj�tki powinny wspóln� stanowi� własno��1. Có� tedy jest lepsze, czy stan istniej�cy obecnie, czy te� nakre�lony w Pa�stwie porz�dek prawny?

3. Powszechna wspólno�� kobiet ma w ogóle wiele stron przykrych, a i powód, dla którego Sokrates uznaje takie urz�dzenie za konieczne do zaprowadzenia, nie wyst�puje jasno z jego wywodów. Jest ona ponadto, w takim uj�ciu, niemo�liwa do pogodzenia z celem, który według niego pa�stwo winno urzeczywistnia�; jakie za� rozró�nienie byłoby tu potrzebne, o tym nic nie powiedziano. Mam tu na my�li pogl�d, który wypowiada Sokrates2, �e najwy�szym dobrem jest jedno�� pa�stwa jak najbardziej zupełna.

4. Jasn� przecie� jest rzecz�, �e pa�stwo post�puj�ce i rozwijaj�ce si� ku coraz �ci�lejszej jedno�ci, przestanie w ogóle by� pa�stwem. Pa�stwo bowiem z natury jest pewn� wielo�ci�, je�li wi�c rozwija� si� b�dzie ku coraz wi�kszej jedno�ci, to z pa�stwa powstanie rodzina, z rodziny za� jednostka. Rodzina bowiem, jak ka�dy uzna,

1 Por. Platon, Pa�stwo, V 7, p. 457. 2 Tam�e, V 10, p. 462.

Polityka, ks. II 1261a 39

przedstawia �ci�lejsz� jedno�� ani�eli pa�stwo, a jednostka �ci�lejsz� ni� rodzina. Tote� gdyby nawet kto� potrafił to uskuteczni�, to nie powinien tego czyni�, zniweczy bowiem pa�stwo.

Pa�stwo składa si� jednak nic tylko z wi�kszej liczby osób, ale i z osób ró�norodnych; bo z osób zupełnie jednakich pa�stwo powsta� nie mo�e. Pa�stwo to co innego ni� zwi�zek sprzymierze�ców dla celów wojennych, którego u�yteczno�� polega na mnogo�ci członków, cho�by ci byli lego samego rodzaju (zwi�zek taki powstaje bowiem z natury dla celów wzajemnej pomocy); jest to podobnie jak z ci��arkiem, który im wi�kszy, tym silniej wag� przechyli.

5. Taka sama ró�nica b�dzie mi�dzy pa�stwem a ludem, gdy ludno�� cała nie �yje rozproszona po wsiach, ale tak jak Arkadyjczycy1. Cz��ci składowe, z których ma powsta� cało��, musz� by� ró�nego rodzaju, a równo�� polega na wzajemno�ci �wiadcze� oraz odpłat i dlatego utrzymuje pa�stwa, jak to wyło�yłem poprzednio w dziele o etyce2. Nawet "mi�dzy wolnymi i równymi musi istnie� ta wza-jemno�� czy kolejno�� �wiadcze�, bo nie mog� wszyscy równocze�nie włada�, lecz musi si� dokonywa� wymiana czy to corocznie, czy te� według jakiego� innego porz�dku lub czasu. W ten sposób osi�ga si� to, �e wszyscy dochodz� do władzy, czyli jest tak, jak gdyby szewcy i cie�le wymic-

1 Arkadyjczycy zachowali organizacj� plemienn�, ale wchodz�ce w skład jej gminy miejskie posiadały niemal zupełn� samodzielno�� polityczn�, tak �e niewiele ró�nili si� od zwi�zku pa�stw sprzymie-rzonych celem wspólnej obrony. Tote� Arystoteles słusznie odró�nia od nich ,,lud", czyli te szczepy greckie, które w pełni zachowały organizacj� plemienn� bez o�rodka miejskiego, z ludno�ci� rozpro-szon� po wsiach nic posiadaj�cych politycznej samodzielno�ci.

40 Polityka, ks. II, 1261a, b

niali swe zaj�cia i ci sami ludzie nie byli stale szewcami czy cie�lami.

6. Poniewa� jednak [faktycznie prac� cie�li pełni stale cie�la, a szewc prac� szewca i lepsze si� w ten sposób osi�ga skutki, wi�c]1 lepiej, �eby tak było i we wspólnocie pa�stwowej, bo jasn� jest rzecz�, �e zawsze lepiej rz�dz� ci sami ludzie, je�li to tylko mo�liwe. Gdzie to jednak jest niemo�liwe ze wzgl�du na to, �e wszyscy z natury s� równi, a wi�c �e sprawiedliw� rzecz� jest równie�, by wszyscy brali udział w rz�dach niezale�nie od tego, czy one s� złe, czy dobre, tam stosuje si� takie urz�dzenia, �e równi ust�puj� kolejno i zrównuj� si� z innymi po zło�eniu władzy. Jedni bowiem władaj�, a drudzy podlegaj� władzy na przemian, jak gdyby innymi si� stali. W taki sam sposób wyst�puje te� ró�nica mi�dzy władaj�cymi, poniewa� jedni t� a drudzy inn� wykonuj� władz�.

7. Widoczne jest wi�c z tego, �e pa�stwo bynajmniej nic przedstawia z natury takiej jedno�ci, jak to twierdz� niektórzy, i �e to, co si� podaje jako najwy�sze dobro w pa�stwach, wła�ciwie je niweczy. A przecie� to, co w jakiej� rzeczy jest dobre, winno j� podtrzymywa�. Tak�e i z innych jednak wzgl�dów okazuje si�, �e d��enie do nadmiernej jednolito�ci pa�stwa nie jest rzecz� lepsz�. Rodzina bowiem jest w wy�szym stopniu -samowystar czalna ni� jednostka, a pa�stwo wi�cej ni�, rodzina; jako� pa�stwo wówczas dopiero b�dzie pa�stwem, gdy wspólnota jego ludno�ci dojdzie do stanu samowystarczalno�ci. Je�li wi�c wy�szy stopie� samowystarczalno�ci wi�cej jest po ��dany, to i mniej �cisła jedno�� jest wi�cej po��dana ni� bardziej zwarta.

1 W tek�cie przekazanym jest tu oczywista luka, w której zatraciło si� zdanie ł�cz�ce my�l poprzedniego zdania z nast�pnym, daj�ce si� przypuszczalnie uzupełni�, jak podano w nawiasach.

Polityka, ks. II, 1261b 41

8. Gdyby jednak nawet przyj��, �e jest istotnie najlepiej. by społeczno�� była jak najbardziej jednolita, to prze-cie� oka�e si�, �e jedno�� ta bynajmniej nie przejawia si� w powiedzeniu, które by wszyscy powtarzali, mówi�c „to moje", a „to nie moje"; to bowiem uwa�a Sokrates za oznak� zupełnej jedno�ci pa�stwa1. Słowo „wszyscy" posiada mianowicie podwójne znaczenie. Je�liby je uj�� w znaczeniu „ka�dy z osobna", to raczej wynikłoby mo�e z nich to, czego chce Sokrates, bo ka�dy powie o swym synu „to jest mój syn", i o �onie „to jest moja �ona", a tak samo powie o swoim maj�tku i wszystkich rzeczach, które z nim maj� zwi�zek.

9. Jednakowo� ci, którzy maj� wspólne �ony i dzieci, tak si� nie wyra�� o nich, lecz wszyscy wprawdzie tak powiedz�: „one nale�� do nas", natomiast nikt z nich z osobna tak nie powie: „one nale�� do mnie". Podobnie powiedz� wszyscy o maj�tku, [�e jest ich własno�ci�, | ale nikt z nich z osobna nie b�dzie twierdził [, �e on nale�y do niego]. Oczywist� zatem jest rzecz�, �e w słowie „wszyscy" mie�ci si� pewna dwuznaczno�� wiod�ca do fałszywych wniosków, wyra�enia bowiem takie jak „wszy scy", „obaj", „nieparzysty" i „parzysty", przez swe pod wójne znaczenie stwarzaj� w rozumowaniu podstaw� do fałszywych wniosków. Dlatego [i w tym wypadku], je�li przyjmiemy, �e „wszyscy" [w pierwszym znaczeniu] okre �laj� t� sam� rzecz [jako swoj� własno��], b�dzie to pi�knie, ale jest niemo�liwe, [je�li] za� [powiemy „wszyscy"] w dru- gim znaczeniu, nie b�dzie to bynajmniej stanowi� dowodu jednomy�lno�ci.

10. Prócz tego wspomniany porz�dek ma jeszcze inn� stron� ujemn�. To, co jest wspóln� własno�ci� bardzo wielu,

1 Platon, Pa�stwo, V 10, p.

42 Polityka, ks. II, 1261b-l262a

jest najmniej otoczone staraniem. Ludzie bowiem zwykli troszczy� si� przede wszystkim o swoj� własno��, mniej za� o wspóln� lub te� o tyle tylko, o ile dotyczy ona którego� z nich. Prócz innych wzgl�dów gra tu rol� i ta okoliczno��, i� zaniedbanie przychodzi im łatwiej, gdy mog� przypu�ci�, �e inni o dan� rzecz si� troszcz�, podobnie jak nieraz przy posługach domowych liczniejsza słu�ba gorzej obsługuje ni� mniej liczna.

11. Ka�dy z obywateli ma tedy z tysi�c synów, ci jednak nie s� z �adnym z nich zwi�zani, lecz ten czy ów

jest zarówno synem tego lub innego obywatela; tote� wszyscy jednakowo niewiele o nich dba� b�d�.

Ka�dy przecie�, który mówi „mój" o młodym obywatelu bez wzgl�du na to, czy mu si� powodzi dobrze czy le, czyni to z takim zainteresowaniem, jakie jest odpowiednikiem stosunku mówi�cego do ogólnej liczby ojców; bo je�li mówi o kim�: „mój syn" czy „syn tamtego", to w taki sposób mówi o ka�dym z tysi�ca obywateli, czy ilu ich tam liczy pa�stwo, a i to z niepewno�ci�, skoro nie wiadomo, któremu z nich wła�nie urodziło si� dziecko i czyje dziecko po urodzeniu pozostało przy �yciu1.

12. Czy to wszak�e lepiej, �eby ka�dy mówił „mój", odzywaj�c si� w ten sposób do dwóch lub dziesi�ciu tysi�cy, czy te� mo�e lepiej tak raczej stosowa� odezwanie „mój", jak to si� obecnie czyni w pa�stwach. Jeden bowiem

1 Według Platona {Pa�stwo, V 7—11, p. 457 c— 464 b), z którym tu Arystoteles polemizuje, wszystkie dzieci członków przewodniej warstwy, tzw. stra�ników pomy�lanego przeze� pa�stwa, maj� by� odbierane po urodzeniu matkom i o ile ze wzgl�du na ułomno�� nie zostan� wyrzucone, maj� by� wychowywane w publicznych zakładach, nie znaj�c rzeczywistych rodziców. W nast�pstwie tego zale�nie od ugrupowania wedle wieku jedni stanowi� by mieli grup� rodziców czy dziadków, drudzy dzieci czy wnuków lub w stosunku do członków tej samej grupy —rodze�stwa

Polityka, ks. II, 1262a 43

zwraca si� do syna swego, drugi do brata swego z takim wła�nie mianem, inny jeszcze do brata stryjecznego czy ciotecznego lub jakiego� innego krewnego, a czyni si� to i ze wzgl�du na pokrewie�stwo i przyja�, i powinowactwo ł�cz�ce z kim� samego przemawiaj�cego w pierwszym rz�dzie lub te� kogo� z jego bliskich; tak te� w ko�cu kto� inny odzywa si� do swego towarzysza we fratrii i fyli. I lepiej chyba by� rzeczywistym bratankiem ani�eli synem tamtego rodzaju.

13. Nawet jednak w warunkach takiej wspólno�ci nie da si� tego unikn��, �eby si� niektórzy nie domy�lali swoich braci, dzieci, ojców i matek, podobie�stwo bowiem, które wyst�puje mi�dzy dzie�mi a rodzicami, dostarczy z konieczno�ci dowodów wzajemnego stosunku. Jako� niektórzy z autorów, którzy dali opisy dalekich ludów i krajów, opowiadaj�, �e to si� istotnie zdarza; u niektórych ludów górnej Libii1 istnieje mianowicie wspólno�� kobiet, a jednak dzieci, które si� rodz�, rozdziela si� według podobie�stwa. S� przecie� i mi�dzy zwierz�tami niektóre samice, jak np. klacze i krowy, które cechuje wyranie ta wła�ciwo��, �e płodz� młode podobne do ojców. Tak� była te� ta klacz w Farsalos, któr� zwano Dikaia2.

14. Tym, dalej, którzy wspólno�� tak� wprowadzaj�, niełatwo jest zabezpieczy� si� przed takimi zjawiskami ujemnymi, jak zranienia i zabójstwa (tak mimowolne,

1 Arystoteles ma tu rno�e na my�li plemi� Ausjów, mieszkaj�ce nad Jez. Trito�skim, u którego ten obyczaj po�wiadcza Herodot (IV 180), albo plemi� Garamantów na południc od Tripolitanii, gdzie według Pomponiusza Meli (I 8) równie� istniała wspólno�� kobiet.

2 O klaczy z Farsalos mówi te� Arystoteles w Historii zwierz�t (VII 6): „niektóre zwierz�ta wydaj� na �wiat młode, które s� do nich podobne, inne za� rodz� młode, które s� podobne do ojca, jak

44 Polityka, ks II, I262a, b

jak i zamierzone), bijatyki i zel�enia, wszystko czyny, które s� wysoce niegodziwe w stosunku do ojców, matek i krewnych, zarówno bliskich, jak i dalekich. A przecie� wypadki takie musz� si� cz��ciej powtarza� "mi�dzy ludmi sobie nie znanymi ani�eli pomi�dzy znanymi, a je�li si� i wydarz�, o gdy chodzi o ludzi sobie znanych, mo�na zastosowa� odpowiednie zado��uczynienie, w innym wy-padku za� nie.

15. Niedorzeczno�ci� jest te�, je�li si� zaprowadza wspólno�� synów i zabrania si� kochaj�cym tylko prze-stawa� ze sob�, a nic zabrania si� stosunków miłosnych i innych czuło�ci, które, jak ju� samo tylko po��danie, w naj-wy�szym stopniu s� niewła�ciwe mi�dzy ojcem a synem i bratem a bratem1. Niedorzeczno�ci� jest równie� nic pozwala� na obcowanie cielesne z tej tylko przyczyny, �e rozkosz nadmiernie si� pot�guje2, a uwa�a� za rzecz zupełnie oboj�tn�, �e chodzi o stosunek mi�dzy ojcem a synem lub pomi�dzy bra�mi. Wspólno�� kobiet i dzieci mogłaby zreszt� przynie�� pa�stwu po�ytek, gdyby istniała raczej u rolników ni� 1262b u stra�ników pa�stwa; gdzie bowiem dzieci i kobiety b�d� wspólne, tam nie tak łatwo si� nawi��� stosunki przyjazne, a wskazan� jest rzecz�, by poddani nic byli zbyt zgodni, bo wtedy s� potulni i nic my�l� o buntach.

1 Polemika z Platonem, Pa�stwo, III 12 (p. 403 B), gdzie powiedzia-no: „w mie�cie, które zakładamy, wolno kocha� i obcowa� z kochan-kiem i dotyka� go jak syna, bo tak czasem pi�knie, je�li on nie ma nic przeciw temu. A poza tym, je�eli si� kto� kim� interesuje, tak powinien z nim obcowa�, aby to nigdy nie wygl�dało na zbli�enie dalej id�ce".

2 Tak u Platona, Pa�stwo, I I I 12 (p. 403 A), gdzie Sokrates zapytuje: ,,A umiesz wymieni� rozkosz wi�ksz� i ostrzejsz� nili rozkosz płciowa? .

Polityka, ks. II, I262b 45

16. W ogóle przez takie prawo osi�ga si� z konieczno�ci co� przeciwnego, ni� to da� winny w wyniku dobrze uj�te prawa, a i to z tego powodu, dla którego Sokrates uwa�a za konieczne takie urz�dzenie stosunków dzieci i kobiet. Wzajemn� miło�� uwa�amy mianowicie za najwi�ksze z dóbr w pa�stwach (bo gdzie ona panuje, tam najmniej si� przejawiaj� rozruchy), a wła�nie jedno�� w pa�stwie wysławia Sokrates najwi�cej, podnosz�c zgo dnie z mniemaniem i innych, i� jest ona dziełem miło�ci. Znane jest przecie� powiedzenie Arystofanesa w rozmo wach o miło�ci1, �e kochaj�cy si�, poci�gni�ci pot�g� swego uczucia, pragn� si� zrosn�� i z dwóch istot zespoli� si� oboje w jedn�.

17. W ten sposób musz� tedy zgin�� oboje albo przynaj mniej jedno z nich; natomiast w pa�stwie wobec takiej wspólno�ci miło�� wypadnie z konieczno�ci jakby roz wodniona i niemal jest niemo�liwe, by ojciec powiedział „mój" o synu albo syn o ojcu. Bo tak jak nieznaczna ilo�� słodyczy domieszana do wielkiej ilo�ci wody staje si� niedostrzegalna w mieszaninie, tak le� i z uczucia wzajemnego przywi�zania, zł�czonego z tymi mianami ojca i syna, niewiele si� da zauwa�y� w takim pa�stwie, poniewa� jest rzecz� nieuniknion�, �e ani ojciec nie b� dzie si� tu bynajmniej troszczył o synów, ani syn o ojca, ani te� bracia o siebie wzajemnie. Dwie mianowicie s� rzeczy, które przede wszystkim budz� u ludzi uczucie troski i miło�ci: osobista własno�� i ukochana istota, tymczasem

1 Platon, Uczta, p. 192 C nn. W usta Arystofanesa wkłada tu Platon opowie��, �e pierwotnie prócz m��czyzn i kobiet istnieli tzw androgyni, czyli istoty ł�cz�ce cechy m�skie i kobiece, z czterema r�kami i czterema nogami, szybko si� porusza]�rc, a obdarzone tak� sil�, �e uwa�ali si� za równych bogom. Tote� Zeus przeci�ł je i od) tego czasu podzielone cz��ci szukaj� si�, by si� znów zjednoczy�

46 Polityka, ks. II, 1262b

w pa�stwie o takim ustroju nic mo�e by� miejsca ani dla jednego, ani dla drugiego.

18. Jednakowo� tak�e i zagadnienie przenoszenia ro-dz�cych si� dzieci jednych ze stanu rolników i rzemie�lni- ków do stanu stra�ników lub odwrotnie, z tego ostatniego stanu do tamtych1, nastr�cza wiele trudno�ci co do sposobu [przeprowadzenia]; przecie� ci, co dzieci oddaj� i zamieniaj�, musz� wiedzie�, komu kogo przekazuj�. W takich razach musz� ponadto wyst�powa� cz��ciej wspomniane vy�cj zjawiska, jak katowanie, rozpusta i mordy, bo przecie� ci, którzy oddani zostali do innej grupy obywateli z klasy stra�ników, nic nazywaj� ju� tych ostatnich bra�mi, dzie�mi, ojcami czy matkami i na odwrót umieszczeni w grupie stra�ników [dzieci] innych obywateli, skutkiem czego wzgl�d na pokrewie�stwo nie stanowi ju� zapory dla takich czynów.

Tyle zatem o wspólno�ci dzieci i kobiet.

ROZDZIAŁ II

[Krytyka wspólno�ci dóbr]

1. W zwi�zku z tym trzeba by z kolei zbada�, jak w pa�stwach, które pragn� posiada� najlepszy ustrój, powinna by� urz�dzona sprawa własno�ci, a mianowicie: czy własno�� ma by� wspólna, czy nie. Mo�na ten przedmiot roztrz�sa� równie� i niezale�nie od prawodawstwa, okre�laj�cego stosunki dzieci i kobiet. Je�li wi�c zostawimy kwesti� wspólno�ci kobiet i dzieci na boku, uznaj�c za

1 Polemika z Platonem {Pa�stwo, III, p. 415 B i IV, p. 423 C), który uwa�ał, �e dzieci grupy stra�ników, je�li si� oka�� niezbyt udane, maj� by� przeniesione do stanu rolników i rzemie�lników, a przeciwnie dzieci tych�e, wykazuj�ce wybitne zdolno�ci, do stanu stra�ników.

Polityka, ks II, I262b—1263a 47

słuszny sposób, w jaki ona obecnie wsz�dzie jest. załatwiona, to nasuwa si� pytanie co do własno�ci, a mianowicie, czy lepiej jest, �eby własno�� i u�ytkowanie były wspólne. Nasuwaj� si� przy tym mo�liwo�ci, �e albo grunta s� prywatn� własno�ci�, a plony zbiera si� i zu�ywa jako wspólne dobro, jak to robi� niektóre ludy, albo przeciwnie ziemia jest wspólna i wspólnie si� j� uprawia, plony za� rozdziela si� do indywidualnego u�ytku (podobno i ten rodzaj wspólno�ci istnieje u niektórych ludów barbarzy�skich), albo wreszcie i role, i plony s� wspólne.

2. Je�liby pracuj�cy na roli nie byli obywatelami, to sprawa przedstawi si� inaczej i łatwiej; je�eli jednak obywatele sami dla siebie pracuj�, to zagadnienie własno �ci nastr�czy wi�cej trudno�ci. Poniewa� przy przydziale plonów i pracy nic przestrzega si� bezwzgl�dnej równo�ci, wi�c przeciw tym, którzy spo�ywaj� czy bior� wiele, a mało pracuj�, musz� wyłania� si� skargi ze strony tych, którzy mniej dostaj�, a wi�cej pracuj�.

3. W ogóle współ�ycie przy wspólno�ci wszelkich dóbr ludzkich jest trudne, a ju� najwi�cej, gdy ta wspólno�� takich rzeczy dotyczy. Okazuje si� to na przykładzie uczestników wspólnych podró�y, którzy niemal wszyscy popadaj� w zatargi i starcia mi�dzy sob� z powodu drobiazgów, jakie wejd� im w drog�. Przecie� najwi�cej zgryzot mamy z tymi spo�ród naszej słu�by, których najwi�cej do codziennych posług u�ywamy. Takie to i inne tym podobne, przykro�ci poci�ga za sob� wspólna własno��.

4. Natomiast istniej�cy obecnie porz�dek, gdyby go tak ulepszy� jeszcze przez dobre obyczaje i m�dre przepisy prawa, wykazywałby niemałe zalety. Posiadałby bowiem dobre strony obu systemów, a wi�c i wspólnej, i prywatnej własno�ci. Do pewnego stopnia mianowicie powinna

48 Polityka, ks. II, 1263a, b

własno�� by� wspólna, zasadniczo jednak musi pozosta� prywatn�. Bo je�li ka�dy troszczy si� o swoje, nie b�d� sobie robi� wzajemnie zarzutów i wi�cej te� wytworz�, gdy ka�dy dla własnej korzy�ci pracuje, a przy spo�y-waniu plonów kierowa� si� b�d� szlachetno�ci� w my�l przysłowia: „mi�dzy przyjaciółmi wszystko wspólne".

5. Ju� obecnie w niektórych pa�stwach istnieje taki porz�dek w zarysach, co dowodzi, i� nie jest on niemo �liwy; zwłaszcza w dobrze urz�dzonych pa�stwach pewne rzeczy zostały ju� zaprowadzone, inne za� s� przygoto wywane do wprowadzenia. Ka�dy bowiem ma tam swoj� osobist� własno��, pozwala jednak korzysta� z niej swym przyjaciołom, równocze�nie za� sam korzysta z innej jakby wspólnej własno�ci; tak np. w Lacedemonie jeden posługuje si� niewolnikami drugiego niemal jakby swymi własnymi, podobnie i ko�mi, i psami, a je�li potrzebuj� posiłku w drodze, to korzystaj� z plonów na polach na wsi. Wida� tedy, �e lepiej jest, by własno�� była prywatna, a stawała si� wspóln� przez u�ytkowanie. By za� obywateli do tego przysposobi�, to jest istotnym zadaniem ustawo dawcy.

6. Nie jest te� bez znaczenia ta niewypowiedziana roz kosz, gdy kto� mo�e uwa�a� co� za sw� [osobist�] własno��. Nie darmo przecie� �ywi. ka�dy miło�� do samego siebie, lecz jest to uczucie wszczepione przez natur�, a tylko samolubstwo słusznie bywa pot�piane; nie jest ono jednak miło�ci� samego siebie, ale jej nadmiernym przerostem. Tak samo pot�pia si� te� i chciwo��, cho� �ci�le bior�c wszyscy znajduj� uciech� w posiadaniu tego czy owego. Z drugiej strony jest te� niezmiernie miło �wiadczy� przysługi i spieszy� z pomoc� czy przyjaciołom, czy go�-ciom, czy towarzyszom.

7. Jest to mo�liwe tylko wówczas, gdy istnieje osobista

Polityka, ks. II, 1263b 40

własno��. Otó� ci, którzy d��� do nadmiernej jedno�ci pa�stwa, trac� to wszystko, a nadto w sposób oczywisty uniemo�liwiaj� uprawianie dwóch cnót: pow�ci�gliwo�ci w stosunku do kobiet (a przecie� pi�kn� jest rzecz� wyrzec si� cudzej �ony dla skromno�ci) tudzie� hojno�ci w rozporz�dzaniu maj�tkiem. Nawet bowiem ujawni� si� to nie b�dzie mogło, czy kto� jest szczodrobliwy, ani te� nie dojdzie do �adnego w ogóle aktu szczodrobliwo�ci, skoro uprawianie tej cnoty polega na [odpowiednim] u�ytkowaniu maj�tku.

8. Zapewne, tak urz�dzone pa�stwo1 mo�e si� wyda� pi�knym i opartym na umiłowaniu ludzko�ci; kto o nim słyszy, ch�tnie te� daje si� do niego przekona� w mnie maniu, �e zapanuje w nim jaka� podziwu godna miło�� wszystkich do wszystkich, zwłaszcza je�li kto� skar�y si� na istniej�ce obecnie w pa�stwach ujemne zjawiska (mam za� na my�li wzajemne skargi o niedotrzymanie umów, procesy o zło�enie fałszywego �wiadectwa, pochlebstwa wobec bogatych) i przyczyny ich istnienia dopatruje si� w tym, �e nie ma wspólnej własno�ci.

9. Wszystko to zło nie jest jednak bynajmniej wynikiem braku wspólno�ci mienia, lecz [ludzkiej] przewrotno�ci, poniewa� widzimy, �e ci wła�nie, którzy maj� wspóln� posiadło�� i wspólnie na niej gospodaruj�, o wiele wi�cej popadaj� w zatargi ani�eli ci, co maj� własno�� prywatn�. Sprawiedliwo�� nadto wymaga, by wspomina� nie tylko o ujemnych zjawiskach, których si� unika przy wspólno�ci dóbr, ale te� i o korzy�ciach, tych za� jest tak wiele, �e z ich utrat� �ycie wydaje si� w ogóle niemo�liwe.

Za przyczyn� bł�dnego pogl�du Sokratesa trzeba uwa-

1 Jak to przedstawia Sokrates u Platona, a wi�c o wspólnej włas-

50 Polityka, ks. II, 1263b—1264a

�a� fałszywe zało�enie [, z którego wychodzi]. Niew�tpliwie i rodzina, i pa�stwo winny stanowi� jedno��, lecz przecie� nie bezwzgl�dn�. Je�li bowiem pa�stwo pójdzie za daleko w kierunku jedno�ci, to mo�e przesta� istnie� albo te� b�dzie wprawdzie istnie�, ale b�d�c blisko tego stanu, w którym przestaje by� pa�stwem, b�dzie gorszym pa�stwem. Jest to tak, jakby kto� symfoni� przekształcił na monotoni�, a rytm zamienił w takt pojedynczy.

10. Wła�nie przeciwnie, poniewa� pa�stwo, jak to powy�ej wykazałem, jest wielo�ci�, nale�y je przez wycho-wanie ukształtowa� jako wspólnot� i jedno��. Osobliw� jest rzecz�, �e człowiek, który chce wprowadzi� pewien sy- stem wychowawczy i s�dzi, �e po zastosowaniu jego pa�stwo b�dzie doskonałe, wyobra�a sobie, i� je podwignie wzwy� przez takie urz�dzenie, a nie przez obyczaje, filozofi� i prawa w rodzaju tych, jak w Lacedemonie i Krecie, gdzie prawodawca przez przymus wspólnych

posiłków przeprowadził pewn� wspólno�� dóbr. Nie nale�y i o tym tak�e zapomina�, �e powinno by si� wzi�� pod uwag� długi, wieloletni okres czasu, w ci�gu którego urz�dzenia takie byłyby sw� warto�� wykazały, gdyby j� istotnie posiadały; niemal wszystko bowiem zostało ju� wynalezione, a tylko cz��ci� nie doczekało si� odpowie-dniego zestawienia, cz��ci�, cho� znane, nie znalazło zastosowania.

11. Rzecz cała najwyraniej by wyst�piła, gdyby si� raz zobaczyło ustrój taki1 w rzeczywisto�ci zaprowadzony. Okazałoby si� bowiem, �e nie da si� pa�stwa urz�dzi� bez podziału i ugrupowa� czy to na zwi�zki współbiesiadników (syssytie), czy na grupy rodowe (fratrie) i szczepy (fyle); w ten sposób z ustawodawstwa tego nic innego nie

Polityka, ks. II, 1264a 51

pozostanie jak postanowienie, �e stra�nicy pa�stwa nic powinni uprawia� roli, co przecie� ju� teraz zamierzaj� zaprowadzi� u siebie Lacedemo�czy�y. Jak si� b�dzie jednak przedstawiało ukształtowanie całego �ycia pa�stwo-wego przy zastosowaniu zasady wspólno�ci dóbr, co do tego i Sokrates si� nie wypowiedział i niełatwo przychodzi to powiedzie�. A przecie� wła�nie na mas� ludno�ci pa�stwa składa si� rzesza innych obywateli, których poło�enia wcale nic okre�la [, tak i� nie wiadomo], czy i u rolników winna by� wspólna własno��, czy te� ka�dy ma posiada� osobn�, a nadto czy kobiety i dzieci maj� u nich by� własne, czy te� by� wspólne.

12. Je�li bowiem w ten sposób wszystko ma by� wspóln� własno�ci� wszystkich, to czym�e b�d� si� inni ró�ni� od owych stra�ników pa�stwa ? Albo co za korzy�� b�d� mie� z tego, �e si� ich władzy podporz�dkuj�? Albo co ma si� im zrobi�, by znosili ich władz�, je�li si� nic zastosuje do nich takiego zr�cznego �ródka jakiego chwycili si� Krete�czycy. Ci bowiem przyznali niewolnikom wszelkie inne prawa takie same, a tylko zabronili im dost�pu do gimnazjów i posiadania broni. Je�li za� te stosunki zostan� w owym pa�stwie tak urz�dzone, jak to ma miejsce w innych pa�stwach, to jak�e si� b�dzie przedstawia� ta wspólno��? Przecie� w jednym pa�stwie z konieczno�ci b�d� dwa pa�stwa, i to wrogie sobie. Sokrates robi bowiem ze stra�ników pa�stwa raczej załog�, a z rolników, rze mie�lników i innych mieszka�ców — obywateli1.

13. Skargi jednak, procesy i wszelkie inne ujemne zja wiska w pa�stwach, na które wskazuje, b�d� si� wszy stkie przejawia� i tutaj. Powiada wprawdzie Sokrates2, �e

1 Platon, Pa�stwo, III 22, p. 415 D i 416 B.

52 Polityka, ks. II. 1264 a, b

obywatele dzi�ki odpowiedniemu wychowaniu nie b�d� potrzebowali wielu praw, jak np. dotycz�cych policji miejskiej, spraw targowych czy czego� podobnego, ale zapomina, �e to wychowanie przyznał jedynie stra�nikom pa�stwa. Robi ponadto rolników panami własno�ci, je�eli zło�� pewn� danin�, a przecie� prawdopodobnie b�d� oni o wiele bardziej trudni i butni ani�eli gdzie indziej heloci, penestowie i niewolnicy.

14. Nic jednak [Sokrates] nie mówi, czy te urz�dzenia s� równie koniecznym nast�pstwem jego systemu], czy nie, tak jak si� nie wypowiada w sprawach z tym zwi�za nych, a mianowicie, jaki ustrój winna mie� ta po�lednia warstwa ludzi, jakie wychowanie i jakie prawa. Niełatwo przecie� znale� odpowied na to pytanie, nie jest za� bynajmniej oboj�tn� rzecz� dla utrzymania wspólnoty

stra�ników, jakie cechy wykazuj� ludzie z warstwy im podległej. Lecz je�li prawodawca zaprowadzi u nich wspólno�� kobiet obok własno�ci prywatnej, to któ� ma prowadzi� gospodarstwo domowe, tak jak ich m��owie swe prace na roli? Ta sama trudno�� wyst�pi, je�li si� obok wspólno�ci kobiet zaprowadzi równie� i wspólno�� maj�tków rolników.

15. Niewła�ciw� dalej jest rzecz� robi� porównanie ze zwierz�tami2 (mówi�, �e kobiety winny spełnia� te same czynno�ci, co i m��czyni), bo u zwierz�t nie istnieje wcale gospodarstwo domowe. W�tpliwo�ci budzi równie� pogl�d Sokratesa na zagadnienie powoływania rz�dców, ka�e bowiem tym samym stale wykonywa� władz�. To za� staje si� powodem do buntów nawet u ludzi, którzy nie wykazuj� �adnych ambicji, a có� dopiero u burzliwych

1 Por. str. 72 uw. 1. 3 Platon, Pa�stwo, V 3, p. 451 D.

Polityka, ks. II. 1264b 53

i wojowniczych. Oczywist� jednak jest rzecz�, �e musi on rz�dy tym samym powierza�, bo owo „złoto pochodz�ce od boga" nie zostało domieszane do duszy raz tym, drugi raz tamtym, ale stale tym samym. Według niego bowiem bóg zaraz przy urodzeniu dodaje do duszy jednym złota drugim srebra, a tym, którzy maj� by� rzemie�lnikami i rolnikami, spi�u i �elaza1.

16. Odbiera nadto stra�nikom szcz��cie osobiste, a rów-nocze�nie twierdzi, �e prawodawca powinien zapewni� szcz��cie całemu pa�stwu. A przecie� pa�stwo jako cało�� nie mo�e by� szcz��liwe, gdy szcz��cia nie b�d� odczuwa� wszystkie jego cz��ci, czy le� ich wi�kszo��, albo i pewne tylko jego człony. Bo ze szcz��ciem to nie tak, jak z liczb� parzyst�, która mo�e ni� by� jako cało��, mimo �e �adna z jej cz��ci składowych nic jest parzysta; natomiast gdy chodzi o szcz��cie, jest to niemo�liwe. Je�li wi�c stra�nicy pa�stwa nic b�d� szcz��liwi, to któ� inny? Przecie� chyba nic rzemie�lnicy i rzesza prostych robotników. Ustrój, o którym mówił Sokrates2, takie tedy budzi w�tpliwo�ci, a i inne jeszcze nie mniejszej wagi.

ROZDZIAŁ III

[Krytyka dzieła Platona: Prawa]

1. Podobnie mniej wi�cej ma si� rzecz i z póniej napi-sanymi ksi�gami Prawa, i dlatego wskazane jest po�wi�ci� par� uwag równie� skre�lonemu tam ustrojowi. Albowiem w plato�skim Pa�stwie roztrz�sał Sokrates tylko bardzo niewiele zagadnie�, mówi�c, jak nale�y urz�dzi� wspólno�� kobiet i dzieci, sprawy własno�ci tudzie� podział obywateli

1 Platon, Pa�stwo, V 21, p. 415 A - C 2 Platon, Pa�stwo, JV 1, p. 420 B.

54 Polityka, ks. II, I264b—1265a

na klasy. Dzieli mianowicie ogół mieszka�ców na dwie grupy: rolników i wojowników, z których wyłania si� trzecia, stanowi�ca organ obraduj�cy i władaj�cy w pa�-stwie. Czy jednak rolnicy i rzemie�lnicy maj� jaki� udział w rz�dach, czy te� wcale nie, czy i oni winni posiada� bro� i ci�gn�� na wojn�, czy nie, o tym nic Sokrates nie mówi, a tylko s�d, �e kobiety powinny bra� udział w wojnie i przechodzi� takie samo wychowanie, co i stra�nicy pa�stwa. Zreszt� za� wypełnił dzieło uwagami nie nale��-cymi do rzeczy i rozwa�aniami na temat, jak wychowanie stra�ników pa�stwa urz�dzi� nale�y.

2. W ksi�gach Praw natomiast przewa�na cz��� traktuje wła�nie o prawach ustroju za� niewiele si� tu mówi. A chocia� wywody na ten ostatni temat pragnie autor wi�cej dostosowa� do urz�dze� istniej�cych w pa�stwach, to przecie� z wolna powraca znów do tamtego ustroju. Bo poza wspólno�ci� kobiet i własno�ci wszystkie inne urz�dzenia w jednym i drugim zarysie ustroju zostawia te same: tak samo mianowicie urz�dza wychowanie, tak samo postanawia, �e członkowie warstwy kierowniczej maj� by� zwolnieni z prac słu�ebnych i tak samo utrzymuje postanowienie co do wspólnych biesiad, z tym tylko wyj�tkiem, �e tu opowiada si� za konieczno�ci� wspólnych biesiad równie� dla kobiet1, jako te�, �e tam liczb� posiadaj�cych bro� podawał na tysi�c2, a tu na pi�� tysi�cy3.

3. Wszystkie wywody Sokratesa wykazuj� wspaniało�� i ozdobno�� stylu, oryginalno�� i wnikliwo�� my�li, ale trudno chyba powiedzie�, �e wszystko słusznie ujmuj�. Przecie� i przy podanej ostatnio cyfrze trzeba sobie zda�

1 Platon, Prawa, VI, p. 701. 2 Platon, Pa�stwo, IV 2, p. 423 A; liczba 1000 podana jest jednak

jako minimum.

Polityka, ks. II, I265a 55

spraw� z tego, �e dla Lak wielkiej ilo�ci zbrojnych potrzebny byłby kraj wielko�ci Babilonii lub jaki� inny podobnie olbrzymich rozmiarów, z którego mogłoby si� wy�ywi� pi�� tysi�cy nie pracuj�cych, a nadto Liczniejsze jeszcze rzesze ich �on i słu�by. Mo�na oczywi�cie wychodzi� z dowolnych zało�e�, w �adnym jednak wypadku nie nale�y wysuwa� niemo�liwo�ci.

4. Powiada si� dalej, �e prawodawca winien stanowi� prawa maj�c dwie rzeczy na wzgl�dzie: kraj i ludzi. Byłoby jednak dobrze doda� ponadto i kraje s�siednie, przede wszystkim wówczas, je�li pa�stwo ma prowadzi� �ycie w społeczno�ci pa�stw, a nic w odosobnieniu. Musi on mianowicie rozporz�dza� tak� sił� wojenn�, która oka�e si� u�yteczn� nie tylko we własnym kraju, ale i na zewn�trz. Ale i wówczas, je�li kto nie uznaje takiego [wojowniczego] �ycia, ani w odniesieniu do jednostki, ani w odniesieniu do pa�stwa, to i tak trzeba by� gronym dla nieprzyjaciół, nic tylko gdy wtargn� do kraju, ale i po ich odej�ciu.

5. Co do rozmiarów posiadło�ci nale�y rozwa�y�, czy nie mo�na by jej okre�li� wyraniej, a tym samym i lepiej jako�. Powiada bowiem [Sokrates], �e winna ona by� taka, aby mo�na było �y� z niej umiarkowanie, co tyle znaczy, jak gdyby kto� powiedział, �eby mo�na �y� wygodnie. Wyra�enie jego jest bardziej ogólnikowe, bo mo�na �y� umiarkowanie, a jednak i n�dznic. Ale lepsze jeszcze jest okre�lenie „umiarkowanie, a przy tym i hojnie", bo ka�da z tych cech oddzielnie b�dzie miała za towarzysza w dru gim wypadku rozrzutno��, w pierwszym za� ubóstwo. W u�ytkowaniu maj�tku s� to jedyne zalety, jako �e w odniesieniu do maj�tku nie mo�na mówi� o łagodnym

1 Prawo. V 737 C D

56 Polityka, ks. II, 1265a, b

lub m��nym jego u�ytkowaniu, a tylko o umiarkowanym i hojnym, czyli �e te wła�nie cechy musi si� zł�czy� z wła�ciwym u�ytkowaniem maj�tku.

6. Niewła�ciw� rzecz� jest te�, je�li si� przyjmuje rów no�� posiadło�ci a nie przewiduje si� �adnych zarz�dze� co do liczby obywateli i zostawia si� swobod� płodzenia dzieci, bez ogranicze�, jak gdyby rzecz si� dostatecznie wyrównywała skutkiem wielu wypadków bezdzietno�ci i liczba ludno�ci mimo wielu urodzin utrzymywała si� w tej samej wysoko�ci, co te� i obecnie zdaje si� zachodzi�

w ró�nych pa�stwach. Stosunki te nie musiałyby si� jednak przedstawia� �ci�le tak samo w pa�stwach, według jego pomysłu [urz�dzonych], co w pa�stwach, które istniej� obecnie. Obecnie bowiem nikt nic cierpi biedy, poniewa� maj�tek podlega podziałowi mi�dzy dowoln� liczb� dzieci, tam jednak przy niepodzielno�ci maj�tków nadliczbowi, niezale�nie od tego, czy mniej, czy wi�cej by ich było, z konieczno�ci nic by nie posiadali.

7. Mo�na by zatem przyj��, �e zamiast ogranicze� co do maj�tku nale�ałoby zaprowadzi� raczej ograniczenia co do rodzenia dzieci, tak �eby ich nie płodzi� ponad pewn� liczb�; liczb� t� nale�ałoby okre�li�, bior�c pod uwag� takie wypadki,jak to, �e niektóre dzieci zemr� przedwcze�nie, a niektóre mał�e�stwa oka�� si� bez- dzietnymi. Je�li za� nie poczyni si� �adnych ogranicze�

urodzin, jak to si� przewa�nie dzieje w pa�stwach, to z konieczno�ci poci�gnie to za sob� zubo�enie obywateli, ubóstwo za� wywołuje zaburzenia i zbrodnie. Tote� Fidon z Koryntu, jeden z najstarszych prawodawców1, uwa�ał, �e liczba rodzin i obywateli winna stale pozostawa� ta

1 Prawodawca Fidon (Pheidon) z Koryntu jest zupełnie nieznan� osobisto�ci�; z tego co tu mówi Arystoteles, nale�ałoby czas jego odnie�� do VIII w.

Polityka, ks. II, 1265b 57

sama, nawet gdyby od pocz�tku wszyscy mieli nierówne co do wielko�ci działki; natomiast w tych Prawach jest przeciwnie1. O tym jednakowo�, jak zdaniem moim lepiej by było [te stosunki urz�dzi�], póniej trzeba b�dzie pomówi�3.

8. Brak te� w owych Prawach wyja�nienia co do tego, jak si� b�d� odró�nia� rz�dz�cy od rz�dzonych._ Mówi tam3 [Sokrates], �e jak z innej wełny robi si� osnow�, a z innej w�tek, tak te� powinien si� przedstawia� stosunek rz�dz�cych do rz�dzonych. Skoro za� dopuszcza, �eby si� cały maj�tek powi�kszał a� do pi�ciokrotnej wielko�ci1, to dlaczegó� nie miałoby to by� dozwolone do pewnego stopnia i przy własno�ci ziemskiej. Przecie� i przy rozdziale gospodarstwa powinno by si� uwa�a�, aby gospodarki nie utrudnia�; ka�demu bowiem przydzielił dwa zupełnie odr�bne gospodarstwa, a jednak trudno jest zamieszkiwa� dwa domy5.

9. Gała jego konstrukcja ustrojowa nic chce by� ani demokracj�, ani oligarchi�, a tylko czym� po�rednim mi�dzy nimi, czyli tzw. politej�, bo władza spoczywa tu w r�kach ci��kozbrojnych. Je�li wi�c wysuwa t� form� ustroju jako najodpowiedniejsz� dla pa�stw w porównaniu z innymi, to ma zapewne słuszno��, w bł�dzie jest nato-

1 Arystoteles nie jest tu zupełnie �cisły, bo według Platona (Prawa. V, p. 740) miałoby by� 5040 obywateli i tyle� obywatelek, którzy powinni by mie� po jednym synu i córce; nadliczbowe dzieci mieliby odda� do adopcji tym, którzy by si� okazali bezdzietnymi.

a Por. ni�ej ks. VII, 14, 10, gdzie autor zaleca sp�dzanie płodu jako �rodek przeciwko nadmiernemu zwi�kszaniu si� liczby ludno�ci.

3 Prawa, V, p. 731 E. 4 Prawa, V, p. 744 E. 5 Prawa, V 745 E, VI 775. Jedno gospodarstwo miało si�

znajdowa� na pograniczu, a drugie pod miastem, przy czym pierwszym miał si� zajmowa� syn-spadkobierca; por. ni�ej ks. VII 9, 7.

58 Polityka, ks. II, 1265b—1266a

miast, je�li j� podaje za najlepsz� z kolei po pierwszym ustroju1; w takim razie bowiem mo�na by z łatwo�ci� postawi� wy�ej ustrój Lako�czyków albo i inny, jeszcze wi�cej arystokratyczny.

10. Twierdz� niektórzy, �e najlepszy jest ustrój mieszany z cz��ci wszystkich ustrojów i dlatego wła�nie chwal� ustrój Lacedemo�czyków. Powiadaj� bowiem, �e składa si� on z oligarchii, monarchii i demokracji, przy czym królestwo nazywaj� monarchi�, władz� członków rady (gerontów) oligarchi�, a demokracji dopatruj� si� w urz�dzie eforów, poniewa� ci s� wybierani z ludu. Inni, przeciwnie, uwa�aj� eforat za tyrani�, a demokracj� widz� we wspólnych biesiadach (syssytiach) i innych urz�dzeniach codziennego �ycia.

11. W tych Prawach natomiast powiedziano, �e najlepszy ustrój powinien si� składa� z demokracji i tyranii2, których albo w ogóle nie mo�na uwa�a� za ustroje, albo chyba za najgorsze ze wszystkich. Słusznie wi�c post�puj� ci, którzy opowiadaj� si� za mieszanin� ró�nych ustrojów, bo ustrój zło�ony z liczniejszych cz��ci jest lepszy. Poza tym ustrój ów najwidoczniej nie zawiera wcale cech monar-chicznych, a tylko oligarchiczne i demokratyczne, przy czym skłania si� wi�cej ku oligarchii. Okazuje si� to ze sposobu ustanowienia urz�dników. To bowiem, �e si� ich losuje spo�ród wybranych w głosowaniu3, jest cech� wspóln� demokracji i oligarchii, natomiast ci���cy na zamo�niejszych przymus uczestniczenia w zgromadzeniach ludowych, wybierania urz�dników i pełnienia innych czynno�ci pa�stwowych, podczas gdy inni obywa-

1 Tj. ustroju przedstawionym w Pa�stwu. 2 Prawa, IV, p. 710 E. 3 Tam�e, VI, p. 756, 763, 765.

Polityka, ks. II, I266a 59

tele s� od tego zwolnieni, znamionuje oligarchi�1, podobnie jak d��enie do tego, aby wi�ksza cz��� urz�dników pocho-dziła z warstwy zamo�nych, a najwy�sze godno�ci były obsadzane przez ludzi z najwy�szych klas maj�tkowych. 12. Równie� wybór rady opiera si� na zasadach oligar- bowiem musz� wybiera�, ale wybie-

ra� musz� najpierw ludzi z pierwszej klasy maj�tkowej, nast�pnie znów równ� liczb� ludzi z drugiej i z kolei z trzeciej [i czwartej]3 klasy, tylko �e w tym wypadku nic wszyscy ludzie z trzeciej i czwartej klasy musieli bra� udział w wyborach; przy wyborach członków rady z czwartej klasy musieli bra� udział tylko obywatele z pierwszej i drugiej klasy. Nast�pnie — powiada — nale�y spo�ród tych�e powoła� ostatecznie członków rady, i to równ� liczb� z ka�dej klasy. W ten sposób wyborcy z najwy�szych klas maj�tkowych, a wi�c i bardziej warto�ciowi, b�d� stanowi� wi�kszo��, poniewa� niektórzy z ludu wobec braku przymusu nie wezm� udziału w wyborach.

13. Okazuje si� wi�c z tego, �e ustrój taki nie mo�e si� składa� z demokracji i monarchii, a to samo oka�e si� i z póniejszych wywodów, gdy przyjdzie kolej na omawianie takiego ustroju. Równie� sposób wyboru urz�dników przez wybieranie spo�ród wybranych ma swe niebezpieczne strony. Je�li bowiem ludzie z pewnej grupy, cho�by niewielkiej liczebnie, zechc� si� porozumie� mi�dzy sob�, to wybory zawsze wypadn� wedle ich woli.

Tak wi�c przedstawiaj� si� uwagi co do ustroju w Prawach.

1 Tam�e, VI 764 A, 765 C, 756 B—E. 2 Tam�e, VI 756 B. 3 [i czwartej] jest uzupełnieniem Bornemanna, niezb�dnym, jak z dalszego tekstu wynika.

KSI�GA III

ROZDZIAŁ I

[Definicja obywatela. Obywatelstwo przez urodzenie i przez nadanie. Pa�stwo a zmiana ustroju]

1. Kto podejmuje badania nad ustrojem pa�stwowym i pragnie okre�li� istot� ka�dego i cechy, musi wła�ciwie zacz�� rozwa�ania najpierw od samego pa�stwa i [ustali�], co to jest pa�stwo. Bo dzi� co do tego nie ma zgody: jedni powiadaj�, �e pewn� akcj� przeprowadziło pa�stwo, drudzy mówi�, �e [zrobiło to] nie pa�stwo, lecz oligarchia lub tyran. Widzimy za� �e cała działalno�� m��a stanu i prawodawcy dotyczy pa�stwa, a ustrój polityczny jest uj�ciem w ramy pewnego porz�dku tych, co mieszkaj� w pa�stwie.

2. Poniewa� jednak pa�stwo jest cało�ci� zło�on�, jak ka�da inna cało�� składaj�ca si� z wielu cz��ci, wi�c jest jasn� rzecz�, �e nale�y wpierw rozwa�y� poj�cie obywa- tela; bo pa�stwo jest pewn� wielko�ci� obywateli. Powinno si� zatem zbada�, kogo nale�y nazywa� obywatelem i kto jest obywatelem. Bo i poj�cie obywatela jest cz�sto sporne: nie wszyscy mianowicie nazywaj� zgodnie tego samego człowieka obywatelem i bywa nieraz, �e ten, kto przy ustroju demokratycznym jest obywatelem, nie jest nim przy ustroju oligarchicznym.

3. Tych, którzy przypadkiem jakim� otrzymali to miano, jak np. obdarzonych obywatelstwem, trzeba [przy tym]

Polityka, ks. III, 1275a 95

pomin��. Obywatel nie zostaje obywatelem przez to, �e gdzie� zamieszkał, bo tak�e metojkowie1 i niewolnicy maj� wspólne- z obywatelami miejsce zamieszkania. Nie s� te� jeszcze obywatelami ci, którzy bior�, udział w wy-miarze sprawiedliwo�ci w ten sposób, �e staj� przed s�dem czy to jako pozwani, czy jako pozywaj�cy, gdy� to przy-sluguje równie� obcym na podstawie zawartych układów (i takie bowiem zastrze�enia w nich bywaj�), a w wielu miejscach nawet metojkowie prawa tego w pełni nie posiadaj�, lecz musz� postara� si� o przydzielenie patrona, tak �e udział ich w tej dziedzinie wspólnoty jest do pewnego stopnia ograniczony.

4. Jest jednak w tym wypadku jak z dzie�mi, które ze wzgl�du na wiek nie zostały jeszcze zaci�gni�te na list� obywateli, i ze starcami, którzy zwolnieni zostali [od peł-nienia obowi�zków obywatelskich], a których musi si� nazwa� w pewnej mierze obywatelami, tylko nie wprost bez zastrze�e�, lecz z dodatkiem w pierwszym wypadku „jeszcze nieczynni", w drugim „ju� nieczynni" lub co� podobnego (nic stanowi to przecie� �adnej ró�nicy, bo to, co mówimy, jest jasne). Szukamy bowiem czystego poj�cia obywatela, nie wykazuj�cego �adnego takiego zastrze�enia, które by wymagało prostuj�cego uzupełnienia, skoro tak�e i co do pozbawionych czci, i co do wygna�ców mo�na takie same w�tpliwo�ci podnosi� i usuwa�.

Poj�cia obywatela w istotnej jego tre�ci nic bezwzgl�dnie trafniej nie okre�la ni� prawo udziału w s�dach i w rz�dzie.

1 Tak nazywano w Grecji stale mieszkaj�cych w pewnym mie�cie przybyszów z innego miasta, którzy mieli w miejscu nowego osiedlenia prawo zarobkowania w rzemio�le i handlu, ale nie mogli nabywa� ziemi, obci��eni za� byli specjalnym podatkiem i cz�sto innymi jeszcze �wiadczeniami. Praw politycznych nic posiadali, nawet w s�dzie cz�sto zast�pował ich patron, pod którego opieka pozostawali.

96 Polityka, ks. III, 1275a, b

Z urz�dów pa�stwowych jedne s� ograniczone co do czasu, tak �e niektórych ten sam człowiek w ogóle dwukrotnie piastowa� nie mo�e, albo te� dopiero po upływie pewnego okresu, inne natomiast, tak np. udział w s�dach i zgro-madzeniach ludowych, nie maj� takiego ograniczenia.

5. Mo�e wi�c kto� powie na to, �e ciała te nie s� wcale władz�, �e kto�, kto bierze w nich udział, nie uczestniczy przez to w rz�dach; jednakowo� �mieszn� byłoby rzecz� nie uzna� za czynnik rz�dz�cy tych, którzy maj� moc rozstrzygania spraw najwa�niejszych. Niech to jednak nie stanowi bynajmniej ró�nicy, bo chodzi tu tylko o nazw�. Na oznaczenie bowiem tego, co jest wspóln� cech� członka s�du i zgromadzenia ludowego brak nazwy, któr� by nale�ało obu ich obj��. Dla odró�nienia nazwijmy wi�c ich uprawnienia władz� nieokre�lon�. Przyjmujemy tedy, �e obywatelami s� ci, którzy maj�c dost�p do tych funkcji] uczestnicz� w rz�dzeniu pa�stwem. Taka byłaby najwi�cej mo�e odpowiednia definicja obywatela, obejmuj�ca wszy stkich, których mienimy obywatelami.

6. Trzeba wszelako zauwa�y�, �e w tych wypadkach, gdzie t� sam� nazw� obj�te przedmioty ró�ni� si� co do rodzaju, tak �e jeden w pierwszym rz�dzie zasługuje na sw� nazw�, a drugi dopiero z kolei, tam albo w ogóle nie wyst�puje wspólna cecha, która by je poł�czyła, albo te� w drobnej tylko mierze. Tymczasem widzimy, �e ustroje ró�ni� si� rodzajem, �e jedne s� ni�sze, inne wy�sze, bo wadliwe i zwyrodniałe z konieczno�ci ust�puj� tym, które nie wykazuj� bł�dów (co rozumiem przez zwyrodniałe, to si� póniej oka�e)1; wobec tego równie� i obywatel musi by� odmienny w ka�dym ustroju.

7. Podana definicja obywatela odpowiada głównie

1 Por. ks. III 4, 7; 5, 4.

Polityka, ks.III 1275b 97

ustrojowi demokratycznemu w innych natomiast ustrojach mo�e ona wprawdzie by� te� odpowiednia, ale niekoniecz-nie. W niektórych bowiem lud nie gra �adnej roli, nie znaj� nawet zgromadze� ludowych, lecz zebrania rady, a sprawy s�dz� zale�nie od przedmiotu ró�ne władze. Tak np. w Lacedemonie sprawy sporne s�dz� eforowie, i to ka�dy inne procesy o rozlew krwi członkowie rady starców, a jeszcze inne sprawy mo�e jaka� inna władza. Tak samo jest w Kartaginie, bo tam wszystkie sprawy s�dz� odpowiednie władze1.

8. Powy�sz� definicj� obywatela mo�na co prawda nieco sprostowa�. W innych ustrojach mianowicie zadania zgromadzenia i s�du ludowego spełnia nie przedstawiciel nieokre�lonej władzy, ale osoby, z. okre�lonymi uprawnie-niami, przy czym wszystkim albo niektórym z nich powierza si� zasiadanie w zgromadzeniach i trybunałach decyduj�-cych o wszystkich albo o niektórych sprawach. Okazuje si� wi�c z tego, co to jest obywatel. Kto mianowicie w pewnym pa�stwie ma prawa uczestniczenia w zgromadzeniach i try-bunałach, tego nazywamy ju� obywatelem tego pa�stwa, pa�stwem za� — krótko mówi�c— zwiemy ogół takich

ludzi, odpowiednio wielki, by sobie zapewni� wszystko, co do �ycia potrzebne, w wystarczaj�cej mierze.

9. W praktyce jednak mianem obywatela okre�la si� tego, który zarówno w linii ojca, jak i matki pochodzi z rodziny obywatelskiej, a nie z jednej tylko strony, a wi�c z ojca jedynie lub matki. Niektórzy id� w tym wzgl�dzie jeszcze dalej, domagaj�c si� dwóch czy trzech, albo i wi�cej dziadków obywateli. Przy takim praktycznym a powierz-chownym uj�ciu rzeczy pytaj� si� niektórzy z zakłopota-niem, w jaki sposób stwierdzi si�, czy ów trzeci lub czwarty

1 Por. ks. II 8. 4.

98 Polityka, ks. III. 1275b

przodek był obywatelem. Tote� Gorgiasz z Leontinoi1

cz��ciowo mo�e zakłopotany, a cz��ciowo ironicznie dał na to odpowied, �e jak kotłami s� wyroby sporz�dzone przez kotlarzy, tak i Larysyjczykami s� ci, którzy przez ich twórców stworzeni zostali, bo niektórzy z nich s� wy-twórcami larys2. Rzecz jest jednak prosta, bo je�li przod-kowie według definicji mieli udział w zarz�dzie pa�stwa, to byli obywatelami, ale zastrze�enia, �e ojciec i matka winni by� obywatelami, nie mo�na przecie� stosowa� do pierwszych osadników i zało�ycieli.

10. Mo�e jednak wi�ksza trudno�� jest z tymi, którzy otrzymali obywatelstwo wskutek dokonanego przewrotu, jak np. w Atenach, gdzie przeprowadził to Kleistenes po wyp�dzeniu tyranów3; wielu bowiem metojków, cudzoziemców i wyzwolonych niewolników4 wprowadził

1 Sofista Gorgiasz, który w r. 427 bawił w Atenach jako poseł swego miasta rodzinnego Leontinoi, przebywał czas jaki� równie� w Tesalii, m. in. w Larysie.

2 Gra słów trudna do oddania w j�zyku polskim, polegaj�ca na tym, �e nazwa miasta Larysa oznacza po grecku równie� kocioł Gorgiasz chciał oczywi�cie powiedzie�, �e jak s� kotły, bo je sporz� dzili kotlarze, tak s� i Larysyjczycy, bo si� z Larysyjczyków urodzili.

3 O reformie Kleistenesa w Atenach (508/7) mówi obszernie Arystoteles w Ustroju politycznym Aten, r. 21 n.

Polityka, ks. III 1275b - 1276a 99

do fyl. W�tpliwo�� w stosunku do nich dotyczy nie pytania, kto jest obywatelem, ale czy jest nim nieprawnie, czy praw-nie. Mo�na by tu wszelako podnie�� dalsz� w�tpliwo��, czy kto� jest obywatelem, je�li został nim w sposób nieprawny, poniewa� „nieprawny" i „fałszywy" znaczy to samo. Poniewa� jednak widzimy, ze niektórzy - zostali nieprawnie urz�dnikami, a mimo to mówimy o nich, �e sprawuj� władz�, chocia� i nieprawnie, poj�cie za� obywatela okre�la si� według pewnej władzy (gdy� obywatelem jest, jak powiedzieli�my1, ten, co ma dost�p do takiej a takiej władzy rz�dz�cej), wi�c jasn� jest rzecz�, �e i tych trzeba nazwa� obywatelami, pytanie natomiast, czy prawnie, czy nieprawnie, ł�czy si� ze wspomnian� poprzednio w�tpliwo�ci�.

Niektórzy mianowicie pytaj�, kiedy co� uchodzi za akt pa�stwowy, a kiedy nie, tak np. [w wypadku], gdy z oli-garchii lub tyranii wyłoni si�- demokracja.. W takim razie bowiem niektórzy ani nic chc� spłaca� po�yczek, powia-daj�c, �e je nie pa�stwo zaci�gn�ło, lecz tyran, ani te� nie chc� uzna� wielu innych tego rodzaju zobowi�za�, utrzymuj�c, �e pewne formy ustrojów opieraj� si� na prze-mocy, a nic słu�� dobru społecznemu.

11. Je�li wi�c według tego wzoru zaprowadzony został w pewnych pa�stwach ustrój demokratyczny, to akty dokonywane przy tym ustroju nale�y uzna� za pa�stwowe, podobnie jak przy ustroju oligarchicznym i tyranii. Wła�ciwe uj�cie tej trudno�ci zdaje si� le�e� w pytaniu, kiedy winno si� powiedzie�, �e jest to jeszcze to samo pa�stwo, a kiedy, �e to nie jest to samo, lecz inne pa�stwo Najbardziej powierzchowne rozwa�anie tego zagadnienia dotyczy wi�c miejsca i mieszka�ców; mo�na bowiem od

1 Por. wy�ej r. I 4.

100 Polityka, ks. III, 1276a, b

dzieli� mieszka�ców od miejsca i jedni z nich mog� si� osiedli� w tym, drudzy w innym miejscu. Trudno�� t� trzeba wi�c uzna� za niezbyt wielk�, bo wobec ró�norodnego znaczenia słowa „polis" [pa�stwo, miasto] badanie takie jest poniek�d ułatwione1.

12. Podobnie jednak jest w wypadkach, gdy ludzie mieszkaj� w jednym i tym samym miejscu, a nasuwa si� pytanie, kiedy winno si� ich uwa�a� za jedno pa�stwo; mury nie graj� tu roli, bo mo�na by nawet Peloponez otoczy� jednym murem. Miastem tego rodzaju jest mo�e Babilon i ka�de [miasto],które ma rozmiary raczej narodu ni� miasta; opowiadaj� przecie�, �e w 3 dni po zdobyciu Babilonu pewna cz��� miasta nic o tym jeszcze nie wie-działa.

O tym jednak zagadnieniu warto pomówi� przy innej sposobno�ci, m��, stanu musi bowiem bra� pod uwag� wielko�� pa�stwa, ilo�� jego mieszka�ców, jak i mie� wzgl�d na to, czy korzystniej, gdy ono obejmuje jeden, czy te�, gdy wi�cej ludów.

13. Ale czy w takim razie, gdy ci sami ludzie mieszkaj� na tym samym miejscu, winno si� to uznawa� za to samo pa�stwo, dopóki utrzymuje si� ten sam szczep mieszka�ców, chocia� nieustannie jedni umieraj�, a drudzy si� rodz� — podobnie jak zwykli�my mówi�, �e s� to te same rzeki i ródła, mimo �e nieustannie pewna ilo�� wody przypływa, a pewna odpływa — czy te� z takiego wła�nie powodu nale�ałoby powiedzie�, �e ludzie s� wprawdzie ci sami, ale pa�stwo jest inne. [Odpowied na to:] Je�li pa�stwo jest pewn� wspólnot�, a mianowicie wspólnot�

1 Autor chce najwidoczniej powiedzie�, �e skoro „polis" oznacza ludzi i miejsce, wi�c gdy si� to słowo bierze z my�l� o ludziach, to oczywi�cie po ich usuni�ciu miasto ju� nie jest to samo.

Polityka, ks. III, 1276b 101

obywateli w ramach ustroju, to je�li ustrój si� zmieni co do rodzaju i ró�ni� si� b�dzie od poprzedniego, równie� - i pa�stwo z konieczno�ci nie b�dzie, jak si� zdaje, tym samym; podobnie przecie� mówimy raz o chórze komicz nym, drugi raz o tragicznym, cho� s� to cz�sto ci sami ludzie. .

14. Podobnie ka�dy inny zespół i poł�czenie okre�lamy innym mianem, je�li si� zmienia rodzaj poł�czenia, tak np. i zestrój (harmoni�) tych samych tonów- ró�nie nazywamy, zale�nie od tego, czy jest to skala dorycka czy fry-gijska. Je�li tak maj� si� rzeczy, to oczywi�cie winno si� mówi� przede wszystkim o to�samo�� pa�stwa, bior�c pod u wag� ustrój. Nazw� mu mo�na zmieni� albo i zachowa� bez wzgl�du na to, czy ci sami ludzie je zamieszkuj�, czy te� całkiem inni. Gdy za� sprawiedliw� jest rzecz� zrywa� lub nie zrywa� zawartych uprzednio umów, je�li pa�stwo zmieni ustrój, to ju� inne pytanie.

ROZDZIAŁ II

[Cnota dzielnego obywatela a cnota dobrego człowieka]

1. Z omówionymi co dopiero zagadnieniami ł�czy si� rozwa�anie, czy cnot� dobrego człowieka nale�y uwa�a� za to samo, co cnot� dzielnego obywatela, czy te� nie. Je�li jednak mamy to zbada� nale�ycie, to trzeba najpierw okre�li� w pewnych zarysach cnot� obywatela. Otó� o oby watelu mówimy w tym znaczeniu co np. o �eglarzu stanowi�cym pewien człon zespołu. Cho� mi�dzy �egla rzarmi zachodz� ró�nice według tego, jakie zadania kto spełnia� potrafi — jeden bowiem jest wio�larzem, drugi sternikiem, trzeci podsternikiem, a inny mo�e nosi jeszcze inne jakie� takie miano — to jednak jasn� jest rzecz�, �e przy naj�ci�lejszym uj�ciu sprawno�ci wła�ciwej ka�demu

102 Polityka, ks. III, I276b—I277a

z nich znachodzi si� pewna wspólna cecha, do wszystkich zarówno si� stosuj�ca. Zadaniem ich wszystkich jest mianowicie bezpieczne prowadzenie płyn�cego okr�tu, bo przecie� do tego zmierza ka�dy z �eglarzy.

2. Otó� tak samo jest i z obywatelami: chocia� s� mi�dzy nimi ró�nice, zadaniem ich wszystkich jest dobro wspól noty, ta za� opiera si� na pewnym ustroju pa�stwowym. Dlatego cnota obywatela musi mie� zwi�zek z ustrojem. Je�li wi�c jest wi�cej rodzajów ustroju, to oczywi�cie niepodobna, aby istniała jedna tylko cnota dzielnego obywatela w całej swojej pełni; dobrym za� zwiemy czło- wieka ze wzgl�du na jedn� cnot� w całej jej doskonało�ci. Okazuje si� zatem, �e mo�na by� dzielnym obywatelem, a nic posiada� cnoty, która stanowi o dzielno�ci człowieka.

3. Do tego samego zdania mo�na wszelako doj�� te� na innej drodze, a mianowicie wychodz�c od rozwa�ania najlepszego ustroju. Je�li bowiem jest rzecz� niemo�liw�, aby pa�stwo składało si� z samych tylko dzielnych obywa teli, ka�dy za� musi dobrze spełnia� d���ce na nim zadanie, a to ze wzgl�du na cnot�, to cnota obywatela i cnota czło wieka dobrego nie mo�e by� jednym i tym samym, gdy� niemo�liw� jest rzecz� by wszyscy obywatele byli sobie równi. Bo cnot� dzielnego obywatela musz� wszyscy po siada� (jest to przecie� konieczne do istnienia najlepszego pa�stwa), niemo�liw� natomiast jest rzecz�, by wszyscy posiadali cnot� dobrego człowieka, chyba �e [przyjmiemy, i�] do istoty doskonałego pa�stwa powinno by nale�e�, by wszyscy jego obywatele byli równie� ludmi dobrymi.

4. Pa�stwo ponadto składa si� z nierównych cz��ci, tak jak istota �yj�ca składa si� przede wszystkim z duszy i ciała, dusza z rozumu i woli, rodzina z m��a i �ony, posiadło�� z pana i niewolnika; wszystkie te cz��ci ró�norodne, i inne jeszcze prócz tego, obejmuje i pa�stwo, tote� z konieczno�ci

Polityka, ks. III, 1277a 103

cnota wszystkich jego obywateli nie mo�e by� jedna, tak jak w chórze odmienna jest rola kierownika, odmienna statysty.

5. Okazuje si� wi�c z tego, �e cnota ta nic jest wr�cz ta sama. Mo�e jednak t� sam� b�dzie cnota pewnego dzielnego obywatela i dzielnego m��a? Mówimy przecie�, �e dzielny władca jest dobry i rozumny, a obywatel niekoniecznie musi by� rozumny. Tak�e ju� i wychowanie władcy, zdaniem niektórych, jest inne; jako� okazuje si�, �e synowie królów otrzymuj� wykształcenie w jedzie konnej i sztuce wojennej, a Eurypides, wskazuj�c, �e jest osobne wychowanie władcy, powiada [w pewnym miejscu]1:

Nie błyskotki dla mnie, lecz czego pa�stwu potrzeba.

6. Je�li za� cnota dobrego władcy i dobrego m��a jest ta sama, a obywatelem jest i człowiek podlegaj�cy władzy, wi�c nie jest chyba wr�cz t� sam� cnota obywatela i m��a, a tylko cnota pewnego obywatela; bo nic jest t� sam? cnota władcy i obywatela. Dlatego te� zapewne wyraził si� Jazon2, �e cierpiałby głód, gdyby nie był tyranem, [daj�c do poznania], �e nie umiałby by� człowiekiem prywatnym.

7.Spotyka si� to wszak�e z uznaniem, gdy kto� zdoła zarówno rz�dzi�, jak słucha�, tote� za cnot� obywatela uchodzi, gdy potrafi i rz�dzi�, i słucha� dobrze. Je�li wi�c cnot� dobrego m��a ujmujemy jako cnot� władcy. a cnot� obywatela jako jedno i drugie3, to obie te cnoty mo�e nie zasługuj� na równe uznanie. Je�li wi�c rz�dz�cy

1 Urywek z zaginionej tragedii pt. Eol (fr. 18 Nauck2). 2 Tyran miasta Fery (Pherai) w Tesalii, który uzyskał przewodnie

stanowisko w całym kraju i d��ył z kolei do hegemonii w Grecji. zamordowany w r. 370.

3 Tj. cnot� władcy i podwładnego.

104 Polityka, ks. III, 1277a, b

i podwładny powinni by —jak si� zdaje — uczy� si� ró�-nych rzeczy, a n e tego samego, to obywatel powinien by jednak�e umie� jedno i drugie oraz w jednym i" drugim uczestniczy�1. Mo�na by to wyja�ni� w sposób nast�puj�cy.

8. Jest mianowicie władza despotyczna, a rozumiemy przez ni� władz� odnosz�c� si� do usług koniecznych, które niekoniecznie musi umie� spełnia� rz�dz�cy, lecz raczej ich si� domaga�, w przeciwnym razie nabrałby znamion niewolnika (mówi�c „w przeciwnym razie" rozumiem tu umiej�tno�� spełniania czynno�ci słu�ebnych). Mówimy za� o wielu rodzajach niewolników, bo i posług

jest wiele rodzajów. Jeden z nich stanowi� r�kodzielnicy, a nale�� do nich, jak.ju� ich nazwa wskazuje, �yj�cy z pracy r�k, a wi�c i pospolity robotnik. Dlatego dawniej w niektórych pa�stwach, zanim si� rozwin�ła skrajna demokracja, rzemie�lnicy nie mieli- dost�pu do piastowania urz�dów.

9. Czynno�ci, spełnianych przez ludzi w tym znaczeniu podwładnych, nie musi si� uczy� ani dobry człowiek, ani m�� stanu, ani dobry obywatel, chyba �e musi czasem dla własnego, osobistego po�ytku, inaczej bowiem ju� nie byłoby ró�nicy mi�dzy panem a niewolnikiem.

Jest jednak pewna władza, któr� si� wykonuje nad rów-nymi sobie pochodzeniem i wolnymi. Władz� t� nazywamy władz� hipotetyczn�, a wykonuj�cy j� musi si� jej uczy� przez to, �e jej podlegał, tak" jak rotmistrz (hipparch), który przeszedł wyszkolenie w jedzie pod inn� komend�, lub wódz (strateg), który słu�ył pod rozkazami innego, czy te� naczelnik oddziału (taksjarch) lub plutonu (lochag). St�d

1 Tekst prawdopodobnie zepsuty. Wydawcy przyjmuj� luk� w tym miejscu.

Polityka, ks. III, 1277b 105

to trafne powiedzenie, �e nie mo�e dobrze rz�dzi�, kto si� wpierw nie nauczył słucha�.

10. Cnota jednych i drugich jest wi�c rozmaita, nie mniej dobry obywatel powinien posiada� umiej�tno�� tudzie� zdolno�� zarówno słuchania jak rz�dzenia. Na tym wła�nie "polega cnota obywatela, by wykaza� umiej�tno�� rz�dzenia wolnymi a zarazem słuchania.- Tak�e i cnota dobrego człowieka obejmuje jedno i drugie, chocia� umiarkowanie i sprawiedliwo�� władcy innego s� rodzaju. Bo cnota podwładnego albo wolnego dobrego człowieka, np. sprawiedliwo��, nie mo�e by� oczywi�cie jednaka, ale w ró�nych wyst�pi postaciach (według tego te� jeden włada� b�dzie, drugi słucha�), tak jak ró�ne jest umiarko wanie i dzielno�� m��czyzny i kobiety. Tchórzem przecie� wydałby si� m��, gdyby był tylko w tym stopniu dzielny, co" dzielna kobieta; a niepohamowana w j�zyku kobieta, gdyby tylko tak była pow�ci�gliwa, jak dzielny m��czyzna; to� i w dziedzinie gospodarstwa na czym innym polega cnota m��czyzny i kobiety: jego zadaniem jest zdobywa�, jej za� zachowywa�.

11. Roztropno�� jest jednak cnot� wła�ciw� jedynie rz�dz�cemu. Inne bowiem cnoty winny by�, jak si� zdaje, wspólne zarówno podwładnym, jak i rz�dz�cym, natomiast cnot� wła�ciw� podwładnym jest nie roztropno��, lecz słuszne mniemanie. Bo podwładny jest jakby wytwórc� fletów, rz�dz�cy za� jakby fletnist�, który fletu u�ywa.

Z wywodów tych okazuje si� wi�c1, czy cnota dobrego człowieka i dzielnego obywatela jest ta sama, czy ró�na, jako te� w jakiej mierze jest t� sam�, w jakiej za� ró�n�.

1 Wywody powy�sze s� tak niejasne, �e trudno nad��y� za tokiem my�li autora. St�d niektórzy wydawcy i komentatorowie przypisuj� tu mo�liwo�� opuszcze�, przesuni�� czy zepsucia tekstu.

106 Polityka, ks. III, 1277b—l278a

ROZDZIAŁ III

[Ró�ne rodzaje obywateli w ró�nych ustrojach]

1. Je�li chodzi o obywatela, to pozostaje jednak jeszcze pewna trudno��: czy istotnie tylko ten jest obywatelem, komu wolno bra� udział w rz�dach, czy te� nale�ałoby uwa�a� za obywateli "równie� i rzemie�lników. Je�li tedy i ci powinni by za nich uchodzi�, którzy nie uczestni cz� w rz�dach, to ta omówiona cnota nie mo�e by� wła�ci wo�ci� ka�dego obywatela (bo� taki [rzemie�lnik] byłby [przecie�] obywatelem). Je�eli za� nikt z nich nie jest obywatelem, to do jakiej klasy nale�y ka�dego zaliczy�? Bo przecie� nie jest to ani metojkos, ani cudzoziemiec. Czy te� powiemy, �e z tego powodu nie wynika �adna niedorzeczno��, bo przecie� nic s� nimi tak�e ani nie-wolnicy, ani wyzwole�cy.

2. Prawd� jest to bowiem, �e nie wszystkich, bez których pa�stwo nie mogłoby istnie�, nale�y uwa�a� za obywateli, skoro i dzieci nie s� w tym samym stopniu obywatelami co doro�li me�owie lecz ci ostatni s� nimi bezwzgl�dnie, a pierwsze tylko wzgl�dniej s�. mianowicie obywatelami, lecz jeszcze nieczynnymi.

Za dawnych czasów w niektórych pa�stwach rzemie�lnicy byli niewolnikami albo cudzoziemcami, tote� s� nimi przewa�nie jeszcze i obecnie. Pa�stwo o najlepszym ustroju nie zrobi jednak rzemie�lnika obywatelem. Je�liby i ten miał by� obywatelem to trzeba by powiedzie�, �e cnota obywatela, o której mówili�my, nie znamionuje ka�dego, ani te� tylko wolnego, lecz tych, którzy s� wolni od pracy dla koniecznego utrzymania.

3. Z tych, którzy te prace koniecznie spełniaj�, jedni czyni� to na usługach jednostki, i ci s� niewolnikami, inni w słu�bie ogółu, i ci s� rzemie�lnikami i wyrobnikami.

Polityka, ks. III, 1278a 107

Jak si� sprawa tych ludzi przedstawia, okazuje po krótkim wnikni�ciu nast�puj�ce rozwa�anie, które w sposób oczy-wisty wyja�nia, co powiedziano. Poniewa� mianowicie jest wi�cej ustrojów pa�stwowych, musi te� by� wi�cej rodza-jów obywateli, zwłaszcza -obywateli podległych;- tak �e przy pewnym ustroju nawet rzemie�lnik i wyrobnik musz� by� obywatelami, co jednak w niektórych ustrojach jest niemo�liwe; tak np. je�li to jest ustrój zwany arysto-kratycznym, w którym rozdaje si� godno�ci według cnot) i zasługi. Kto bowiem �ycie rzemie�lnika lub wyrobnika prowadzi, nie mo�e uprawia� dzieł z cnot� zwi�zanych. 4. Natomiast w pa�stwach o ustroju oligarchicznym wyrobnik nie mo�e by� obywatelem(dost�p do urz�dów jest tam bowiem uzale�niony od wysokiej stopy szacunkowej), co jednak jest mo�liwe dla rzemie�lników, wobec tego, �e przewa�na cz��� przemysłowców opływa w boga-ctwa. W Tebach istniało prawo, �e kto przez lat 10 nie trzymał si� z dala od interesów handlowych, ten nie miał dost�pu do [�adnego] urz�du. W wielu za� ustrojach prawo dopuszcza nawet obcych [do obywatelstwa], bo w niektórych pa�stwach demokratycznych obywatelem jest i ten. którego matka tylko była obywatelk�.

5. Tak samo w wielu wypadkach bywa i z dzie�mi urodzonymi z nieprawego zwi�zku. Poniewa� robi� takich obywatelami w braku prawdziwych obywateli (bo tylko ze wzgl�du na brak ludzi do takich praw si�gaj�), wi�c przy zwi�kszeniu si� liczby ludno�ci zaczynaj� stopniowo odmawia� praw obywatelskich najpierw tym, których ojciec był niewolnikiem lub matka niewolnic�, nast�pnie tym, których matka tylko była obywatelk�, a w ko�cu uznaj� za obywateli tych jedynie, których oboje rodzice byli obywatelami.

6. Okazuje si� wi�c z tego, �e jest wi�cej rodzajów oby-

108 Polityka, ks. III, I278a, b

wateli i �e w pierwszym rz�dzie ten si� zwie obywatelem, kto ma dost�p do godno�ci jak to ju� i Homer zaznaczył1, mówi�c: „jakby jakiego przybł�d� bez czci". Bo ten, co nie ma do godno�ci dost�pu, jest jakby cudzoziemcem osiadłym (metojkiem). Gdzie jednak stosunki takie s� przysłoni�te, czyni si� to dla łudzenia współmieszka�ców. [Je�li si� zatem wysunie zagadnienie,] czy cnot�, która stanowi o tym, �e kto� jest dobrym człowiekiem, tudzie� [cnot�," która rozstrzyga o tym, �e kto� jest] dzielnym obywatelem, nale�y uwa�a� za co� ró�nego, czy te� za to samo, to z tego, co powiedziano, okazuje si�, �e w jednym pa�stwie jest to to samo, a winnym co� ró�nego, i �e nawet tam nie ka�dy obywatel obie te cnoty jednoczy, lecz tylko m�� stanu i ten, co władny jest lub mógłby by� władnym, by sprawami publicznymi czy sam, czy te� z innymi kierowa�.

ROZDZIAŁ IV

[Ró�ne rodzaje ustrojów: wła�ciwe i zwyrodniałe]

1. Po stwierdzeniu tego nale�y z kolei rozwa�y�, czy trzeba przyj�� jeden ustrój, czy wi�cej, a je�li wi�cej, to jakie i ile, tudzie� jakie s� mi�dzy nimi ró�nice.

Ustrój pa�stwowy jest to uj�cie w pewien porz�dek władz w ogóle, a przede wszystkim naczelnej z nich wszystkich. T� władz� naczeln� jest wsz�dzie rz�d pa�stwa, tote� w rz�dzie wyra�a si� ustrój pa�stwowy. My�l� tu o tym, �e np. w pa�stwach demokratycznych lud dzier�y najwy�sz� władz� w oligarchicznych za� przeciwnie, niewielka liczba osób. Mówimy tedy, �e w tych wypadkach

1 Iliada, IX 648 — słowa Achillesa, który wyrzuca Agamemnonowi, �e go traktuje „jakby jakiego przybł�d� bez czci".

Polityka, ks. III, 1278b 109

ustroje s� ró�ne, a według takiej samej wła�nie zasady s�dzi� b�dziemy i inne ustroje.

2. [Jako podstaw� rozwa�a�] musimy poda� przede wszystkim, w jakim celu pa�stwo si� tworzy i ile jest ro dzajów rz�dów, które kieruj� człowiekiem i �yciem spo łecznym Otó� ju� w pierwszych wywodach, w których okre�lono gospodarstwo domowe i stanowisko pana, po wiedzieli�my1, �e człowiek jest z natury istot� stworzon� do �ycia w pa�stwie i dlatego te� ludzie, nawet je�eli nie potrzebuj� wzajemnej pomocy, d��� do �ycia w społeczno�ci.

3. Nie mniej przecie� tak�e wspólna korzy�� ł�czy ludzi, jako �e ka�dy w ten sposób zyskuje na udoskonaleniu �ycia. To wła�nie jest przede wszystkim celem zarówno dla całej społeczno�ci, jak i dla ka�dej jednostki z osobna. Skupiaj� si� te� ludzie i dla �ycia samego i podtrzymuj� wspólnot� pa�stwow�, bo �ycie samo przez si� przedstawia niew�tpliwie pewne dobre strony, je�li w nim nie góruj� nazbyt przeciwno�ci. Okazuje si� przecie�, �e wielka cz��� ludzi znosi wiele udr�cze� w przywi�zaniu do �ycia, które kryje w sobie pewien powab i naturaln� słodycz.

4. Co si� tyczy podawanych zwyczajnie rodzajów władzy, to łatwo ich ró�nic� okre�li�, bo i w pismach popularnych wielokrotnie nad nimi si� rozwodzimy. Władza pana nad niewolnikiem (despotia), cho� �ci�le bior�c niewolnik z natury i pan z natury maj� ten sam interes, wychodzi przecie� na korzy�� pana, lub tylko na korzy�� niewolnika, [o tyle mianowicie, �e] nie jest bowiem do utrzymania władza pana, gdy ginie niewolnik.

5. Władza nad dzie�mi, �on� i domem całym, któr� nazywamy domow�, ma na wzgl�dzie albo korzy�� tych,

1 Por. ks. I 1, 9.

110 Polityka, ks. III, 1278b—1279a

którzy jej podlegaj�, albo jaki� wspólny interes obu stron1; sama w sobie jednak troszczy si� o podlegaj�cych jej, cho� po�rednio korzystaj� przy tym i ci, którzy j� wykonuj�, podobnie jak to widzimy i w innych zaj�ciach, np. w sztuce lekarskiej i gimnastyce. Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie temu, by tak�e nauczyciel gimnastyki znalazł si� czasem sam mi�dzy �wicz�cymi, tak jak sternik jest zawsze jednym z członków załogi okr�towej. Otó� nauczyciel gimnastyki czy sternik ma na uwadze dobro podwładnych, a skoro i sam stanie si� jednym z nich, to ich korzy�� staje si� po�rednio i jego udziałem. Bo jeden jest �eglarzem, a drugi zostaje jednym z �wicz�cych, chocia� jest nauczycielem.

6. St�d te�, gdy chodzi o urz�dy W pa�stwie, to je�li w nim obowi�zuje zasada zupełnej równo�ci [praw] obywateli, wysuwa si� ��danie, by si� przedstawiciele władzy wymieniali. Pierwotnie z natury rzeczy odgrywało przy tym rol� ��danie, by si� wymieniano przy dwiganiu ci��arów pa�stwowych, by znów kto� drugi troszczył si� o dobro pewnego człowieka, tak jak ten poprzednio w czasie swego urz�dowania troszczył si� o korzy�� innych. Teraz jednak ze wzgl�du na korzy�ci, płyn�ce z zajmowania si� sprawami pa�stwowymi i z piastowania urz�du, pragn� nieustannie władz� piastowa�, jak gdyby ta ludziom władze sprawuj�cym a chorowitym na zawsze zdrowie zapewniała. Bo chyba w takim razie tyko z równym zapałem uganialiby za godno�ciami.

7. Okazuje :si� zatem, �e te ustroje, które maj� na celu dobro ogólne, s� według zasady bezwzgl�dnej sprawiedli-wo�ci wła�ciwe, te za�, które maj� na celu jedynie dobro rz�dz�cych, s� bł�dne i przedstawiaj� wszystkie zwyrodnie-

1 Tj. pana i członków jego domu.

Polityka, ks. III, 1 279a 111

nia wła�ciwych; s� bowiem despotyczne, a przecie� pa�-stwo jest społeczno�ci� ludzi wolnych.

Po tych uwagach nasuwa si� z kolei zadanie omówienia poszczególnych ustrojów, ich liczby i jako�ci, a przede wszystkim tych z nich, które s� wła�ciwe, bo po ich okre�leniu wyst�pi� jasno i zwyrodnienia.

ROZDZIAŁ V

[Trzy ustroje wła�ciwe (monarchia, arystokracja, politeja) i trzy zwyrodniałe (tyrania, oligarchia, demokracja). Trudno�� ustalenia ich istoty wynika z ró�nego ujmowania celu pa�stwa, a celem tym jest �ycic szcz��liwe]

1. Ustrój i rz�d oznaczaj� wła�ciwie to samo. Rz�d jest czynnikiem władaj�cym w. pa�stwach, a jako taki z konieczno�ci znajduje si� w r�kach albo jednostki, albo nie-

wielkiej czy te� i wielkiej liczby ludzi. Otó� kiedy ta jednostka lub te� niewielka ich grupa, czy w ko�cu i wielka ich liczba władaj� ku ogólnemu po�ytkowi, to takie ustroje s� z konieczno�ci wła�ciwe; je�li natomiast maj� na wzgl�-dzie tylko własn� korzy�� czy to jednostki, czy niewielkiej grupy, czy masy,to s� to zwyrodnienia. Bo albo nic powinno si� członków takiego pa�stwa nazywa� obywatelami, albo winni oni uczestniczy� w korzy�ciach [jakie pa�stwo zapewnia].

2. T� posta� jedynowładztwa, czyli monarchii, która ma na uwadze dobro ogólne, zwykli�my nazywa� kró-lestwem, panowanie niewielu, a wi�c wi�cej ni� jednego, zwiemy arystokracj�, czy to dlatego, �e najlepsi władaj�, czy te� poniewa� rz�dz� ku najlepszemu po�ytkowi pa�stwa i jego członków; kiedy za� lud rz�dzi ku ogólnemu po�ytkowi, u�ywamy nazwy, któr� w szerszym znaczeniu

okre�lamy wszystkie ustroje — politeja (rz�dy obywateli). 3. A ma to swe dobre uzasadnienie; jeden człowiek

112 Polityka, ks. III, 1279a, b

bowiem czy niewielu mo�e si� wyró�ni� sw� cnot�, ale przy wi�kszej liczbie trudno ju� oczekiwa�, by odpowie-dzieli �ci�le wymaganiom ka�dej cnoty. Najwi�cej jest to jeszcze mo�liwe, gdy chodzi o m�stwo wojenne, bo ono jest cnot� masy, dlatego te� przy takim ustroju władza pozostaje głównie w r�kach zbrojnych i dost�p do niej maj� ci, którzy broni� władaj�.

3. Zwyrodnieniami wspomnianych ustrojów s�: w sto-sunku do królestwa tyrania, w stosunku do arystokracji do politei demokracja. Tyrania bowiem jest jedynowładztwem dla korzy�ci panuj�cej jednostki, oligarchia [rz�dzi] dla korzy�ci bogaczy, a demo-kracja dla korzy�ci ubogich; �adna z nich jednak nie ma na wzgl�dzie dobra ogółu.

4. Trzeba jednak nieco obszerniej omówi� istot� ka�dego z tych ustrojów, bo rzecz nastr�cza pewne trudno�ci. Kto za� chce roztrz�sa� w sposób naukowy jakiekolwiek za-gadnienie, a nie ogl�da si� tylko na wzgl�dy praktyczne, tego zadaniem jest aby niczego nie przeoczy� ani te� niczego nie pomin��, lecz prawd� w ka�dym szczególe wykry�.

5. Otó� tyrania jest, jak powiedziałem, despotycznym

jedynowładztwem nad wspólnot� pa�stwow�, oligarchia [wyst�puje], gdy władza w pa�stwie znajduje si� w r�kach posiadaj�cych maj�tki, demokracja przeciwnie, gdy władz� dzier�� nie ci, którzy zdobyli wielkie maj�tki, lecz ubodzy. Pierwsza trudno�� dotyczy wła�nie tego rozgraniczenia. Bo mo�e by� tak, �e bogaci władaj�cy w pa�stwie b�d� stanowili wi�kszo��, a w takim razie byłaby to demokracja, bo ta jest wówczas, gdy masa jest panem; podobnie znów mo�e si� gdzie� zdarzy�, �e ubodzy przedstawialiby mniejszo�� w stosunku do bogatych, a jednak mieliby do�� siły by utrzyma� władz�, czyli byłaby to oligarchia, bo o niej mówimy, gdzie władz� dzier�y nieliczna grupa

Polityka, ks. III, 1279b - 1280a 113

Wobec tego mogłoby si� wyda�, �e podstawa rozgraniczenia ustrojów nie została trafnie uj�ta.

6. Je�liby si� jednak chciało poł�czy� z bogactwem niewielk� liczb�, z ubóstwem za� wielk� i okre�li� ustroje w ten sposób, �e oligarchia jest tam, gdzie władz� dzier�� bogaci, niewielk� przedstawiaj�cy liczb�, a demokracja, gdzie władaj� ubodzy, wyst�puj�cy w wielkiej masie, to nasun�łaby si� inna trudno��. Bo jakim�e mianem okre �limy wspomniane co dopiero ustroje, w których władaj� bogaci przedstawiaj�cy wi�kszo��, b�d ubodzy znaj duj�cy si� w mniejszo�ci, je�li prócz wymienionych

ustrojów nic ma ju� �adnego innego ? 7. Wywody powy�sze wyranie wi�c zdaj� si� wskazy

wa�, �e zarówno przy ustroju oligarchicznym, jak i demo kratycznym uboczn� jest rzecz�, czy jest niewielu lub wielu tych, którzy władz� dzier��, poniewa� bogaci s� wsz�dzie w mniejszo�ci; dlatego te� nie zdarza si� by ze wspomnianych powodów powstawały nowe odmiany ustrojów. Istotn� cech�, co do której ró�ni� si� mi�dzy sob� demokracja i oligarchia, jest ubóstwo i bogactwo, tote� gdzie władz� dzier�� bogaci, tam jest z konieczno�ci oligarchia, bez wzgl�du na to, czy s� oni w mniejszo�ci, czy w wi�kszo�ci, tam za� gdzie ubodzy — demokracja. Uboczn� natomiast jest rzecz�, jak powiedziałem, �e pierw szych jest niewielu, a drugich mnóstwo. Bogactwa posiada bowiem niewielu, ale wolni s� wszyscy; i to s� powody, �e jedni i drudzy spieraj� si� o władz� w pa�stwie.

8. Aby ten spór rozstrzygn��, trzeba si� najpierw za stanowi�, jak oni okre�laj� oligarchi� i demokracj� i co jest sprawiedliwe ze stanowiska oligarchicznego i demokra tycznego. Wszyscy bowiem dotykaj� pewnej sprawie dliwo�ci, ale dochodz� tylko do pewnego punktu i nie uj muj� w pełni zagadnienia, co to jest sprawiedliwo��.

114 Polityka, ks. III, 1280a

Tak np. równo�� uchodzi za rzecz sprawiedliw� i jest ni� istotnie,ale nie dla wszystkich, tylko dla równych; tak�e nierówno�� uchodzi za sprawiedliw�, bo te� jest ni� rzeczywi�cie, lecz znów nie dla wszystkich, tylko dla nie-równych. Pomijaj� przy tym przez wzgl�d na to, dla kogo co� ma by� sprawiedliwe, tote� s�dz� fałszywie. Przyczyna le�y w tym, �e s�d dotyczy ich samych, a niemal wszyscy ludzie w swojej własnej sprawie s� złymi s�dziami.

9. Skoro tedy sprawiedliwo�� jest tylko dla pewnych osób, a ta sama ró�nica co w stosunku do osób istnieje te� i w stosunku do rzeczy, jak to poprzednio wykazałem w Etycel, wi�c obie strony zgadzaj� si� wprawdzie co do równo�ci rzeczy, ale spieraj� si� co do tego, na czym rów- no�� osób polega, przede wszystkim z podancgo co dopiero powodu, poniewa� fałszywie s�dz� w swej własnej sprawie, a nast�pnie i dlatego, poniewa� jedni i drudzy maj�c pewn� słuszno�� my�l�, �e w ogóle maj� słuszno��. Jedni bowiem mniemaj�, �e je�li s� ludzie nierówni pod pewnym wzgl�dem, np. co do maj�tku, to s� oni w ogóle nierówni, a drudzy poniewa� uwa�aj�, �e je�li s� ludzie równi innym pod pewnym wzgl�dem, np. co do wolnego urodzenia, to s� im w ogóle równi.

10. Jedni i drudzy jednak nie uwzgl�dniaj� rzeczy naj istotniejszej. Gdyby ludzie skupiali si� we wspólnot� i ł�czyli dla maj�tku, to mieliby udział w pa�stwie odpo wiedni do swego maj�tku, a w takim razie zdanie zwolen ników oligarchii mogłoby si� wydawa� uzasadnione. Bo nie byłoby rzecz� słuszn� [—powiadaj� —] �eby przy stu minach ten , który wniósł jedn� min�, miał udział czy

w kapitale, czy w płyn�cych od niego odsetkach na równi z tym, który dał cał� pozostał� reszt�. A có� powiemy,

1 Etyka nikomachejska, V 6, p. 1131 a.

Polityka, ks. III, l280a, b 115

je�li si� poł�czyli nic tylko dlatego, by �ycie utrzyma�, ale raczej, aby je dobrze urz�dzi�? Inaczej bowiem mogłoby te� istnie� pa�stwo niewolników i innych istot �yj�cych, co jest przecie� teraz niemo�liwe, poniewa� nie jest dla nich dost�pne ani szcz��cie prawdziwe, ani te� �ycie według własnych zamierze�. Nie wchodzi te� w rachub� przy tworzeniu społeczno�ci wzgl�d na zawierane przymierza, aby si� uchroni� przed krzywd� z czyjej� strony, ani te� wzgl�d na stosunki handlowe i wzajemn� wymian� korzy�ci, bo w takim razie i Etruskowie, i Karta-gi�czycy, i wszyscy, których ł�cz� wzajemne układy handlowe, byliby niejako obywatelami jednego pa�stwa.

11. Istniej� wprawdzie mi�dzy nimi umowy co do przywozu towarów, układy dla uchronienia si� przed wza-jemnymLszkodami, traktaty na a pi�mie co do przymierza, ale ani nie ma dlatego wspólnych dla wszystkich władz — przeciwnie, obie układaj�ce si� strony maj� władze odr�bne — ani te� jedna strona nic troszczy si� o to, jak� powinna by by� strona druga, czy te� o to, aby kto� z tych, których układ wi��e, nie był niesprawiedliwy lub nic popadł w jak�� przewrotno��, a tylko chodzi im o to, by sobie nawzajem nic czyni� krzywdy. Tote� i ci, którzy obmy�laj� doskonałe prawodawstwo, maj� na wzgl�dzie cnotliwo�� czy przewrotno�� obywateli. Widoczne wi�c z t�go, �e pa�stwo, które naprawd� zasługuj� na t� nazw� a nie jest nim tylko z imienia, musi si� troszczy� o cnot�. Inaczej bowiem wspólnota pa�stwowa staje si� układem sprzymierze�ców, który od innych układów, zawieranych i z odległymi sprzymierze�cami, ró�ni si� jedynie co do miejsca, a prawo staje si� umow� oraz — jak si� wyraził sofista Likofron1 — r�kojmi� wzajemnej sprawiedliwo�ci

1 Prawdopodobnie ucze� sofisty Gorgiasza 7. Leontinoi.

116 Polityka, ks. III, 1280b

bez mo�no�ci natomiast urabiania dobrych i sprawiedli-wych obywateli.

12. e tak jest istotnie, to oczywist� jest rzecz�. Gdyby bowiem kto� skupił oddalone miejscowo�ci w jedno, tak �e miasta Megarejczyków i Koryntyjczyków stykałyby si� murami, to i tak nie byłoby to jedno pa�stwo, nawet wówczas, je�liby zawarli układ o wzajemnym uznawaniu mał�e�stw swych obywateli, mimo �e jest to jedna ze znamiennych cech ł�czno�ci pa�stwowej. Podobnie je�liby pewni ludzie mieszkali oddzieleni od siebie — co prawda nie tak daleko, �eby nic mogli si� znosi� �e sob� — a zobo- wi�zali si� prawami, �e si� wzajemnie krzywdzi� nie b�d� przy wymianie towarów, a wi�c np. je�liby jeden był cie�l�, drugi rolnikiem, trzeci szewcem, inny wreszcie czym� podobnym, to cho�by ich było i dziesi�� tysi�cy, a nie byliby zespoleni ze sob� �adnym innym w�złem jak tylko wspom nianymi, a wi�c wymian� towarów i przymierzem zacze- pno-odpornym, to i tak nie byliby jeszcze pa�stwem.

13. A dlaczego nie? Z pewno�ci� nie dlatego, �e nic do�� blisko mieszkaj�, by tworzy� wspólnot�. Bo gdyby nawet przy tych tylko czynnikach ł�czno�ci skupili si� na pewnym miejscu (przy czym ka�dy uwa�ałby swój własny dom niejako za osobne pa�stwo) i ł�czył ich układ co do wzajemnej pomocy tylko przeciw tym, którzy by im krzywd� czynili, to i tak �ci�le rzeczy bior�c, nie mogłoby to uchodzi� za pa�stwo, skoro po skupieniu na jednym miejscu wzajemne ich stosunki byłyby podobne jak wów czas, gdy byli rozdzieleni.

Okazuje si� wi�c z tego, �e pa�stwo nic jest zespoleniem ludzi na pewnym miejscu dla zabezpieczenia si� przed wzajemnymi krzywdami i dla ułatwienia wymiany towa-rów. Wszystko to co prawda by� musi, je�li pa�stwo ma istnie�, jednakowo� je�li nawet to wszystko jest, to i tak

Polityka, ks. III, l280b—l28la 117

nie jest to jeszcze pa�stwo, bo jest ono wspólnot� szcz��li-wego �ycia, obejmuj�c� rodziny i rody, dla celów„doskona-

łego i samowystarczalnego bytowania. 14. Nie da si� to oczywi�cie osi�gn��, je�li ludzie nic

mieszkaj� na jednym i tym samym miejscu i nie zawi�zuj� zwi�zków mał�e�skich. St�d wła�nie powstały w pa�stwach i powinowactwa, i bractwa (fratrie), i zwi�zki ofiarnicze, i zrzeszenia towarzyskie. S� one tworem przyjani, bo przyja� jest wówczas, gdy si� zamierza współ�y� ze sob�.

Celem pa�stwa jest zatem szcz��liwe �ycic, a reszta to �rodki do tego celu wiod�ce. Pa�stwo za� jest wspólnot� rodów i miejscowo�ci dla doskonałego i samowystarczal-nego bytowania. To znów polega, jak powiedziałem, na �yciu szcz��liwym i pi�knym. Trzeba tedy przyj��, �e wspólnota pa�stwowa ma na celu nie współ�ycie, lecz pi�kne uczynki.

15. Dlatego ci, którzy najwi�cej si� przyczyniaj� do takiej wspólnoty, maj� wi�kszy udział w pa�stwie ani�eli tacy, którzy s� im równi co do wolnego i szlachetnego pochodzenia albo i góruj� nad nimi, ale nie dorównuj� im co do cnoty obywatelskiej, czy te� tacy, którzy góruj� bogactwem, ale ust�puj� im co do cnoty.

Okazuje si� wi�c z tego, co�my powiedzieli, �e wszyscy, którzy tak rozbie�ne zdania wypowiadaj� o ustrojach, tylko w pewnej cz��ci maj� słuszno��.

ROZDZIAŁ VI

[Kto w pa�stwie winien by� decyduj�cym czynnikiem? (ogół? bogaci? cnotliwi? jednostka najlepsza? tyran?) Najlepiej prawa wła�ciwie uj�te]

1. Trudno�� równie� nastr�cza pytanie, kto w pa�stwie winien by� decyduj�cym czynnikiem, czy ogół, czy bogaci,

KSI�GA IV

ROZDZIAŁ I

[Ustrój bezwzgl�dnie i wzgl�dnie najlepszy]

1. We wszystkich sztukach i umiej�tno�ciach, które nic ograniczaj� si� do cz��ci, lecz w cało�ci jaki� jeden przed miot, obejmuj�, jest rzecz� jednej i tej samej sztuki czy umiej�tno�ci zbada� go we wszystkich jego rodzajach. Wi�c np."gimnastyka ustali, jaki rodzaj �wicze� dla pe wnego ciała jest korzystny i jaki najlepszy — oczywist� przy tym jest rzecz�, �e dla najlepiej przez natur� upo sa�onego, a zarazem i najlepiej piel�gnowanego ciała odpowiednie musz� by� �wiczenia najlepsze — ustali równie� (bo i to jest rzecz� gimnastyki), jaki rodzaj �wicze� jest dla najwi�kszej liczby osób najlepszy (mam na my�li jeden dla całej grupy). Nawet je�li kto� nie pragnie osi�gn�� tego stopnia zr�czno�ci i umiej�tno�ci, jaki wchodzi w rachub� przy zawodach, to niemniej po zostaje zadaniem nauczyciela �wicze� i zapasów ciele snych da� mu przynajmniej wprowadzenie do tego kun sztu.

2. Podobnie bywa, jak to widzimy, i w sztuce lekarskiej, i przy budowie okr�tów i przy sporz�dzaniu szat, i w ka� dym innym kunszcie. Okazuje si� zatem, �e jest zadaniem jednej i tej samej umiej�tno�ci zbadanie, jaki jest najle- pszy ustrój, jak si� powinien przedstawia�, by jak najwi�cej

148 Polityka, ks. IV, I288b—1289a

czynił zado�� �yczeniom, je�li nie stoj� na przeszkodzie�adne zewn�trzne okoliczno�ci, tudzie�, jaki ustrój tym lub innym ludziom odpowiada. Dla wielu bowiem jest mo�e niemo�liwo�ci� doj�� do najlepszego ustroju. Tote� dobry prawodawca i prawdziwy m�� stanu powinien zna� zarówno najlepszy ustrój, jak i mo�liwie najlepszy w istniej�cych okoliczno�ciach. Po trzecie, powinien by posiada� umiej�tno�� zalecenia najlepszego ustroju wedle dowolnych zało�e�. Trzeba bowiem, by umiał os�dzi� i pewien dany ustrój, jak by go mo�na od pocz�tku urz�dzi�, a gdy ju� stworzony został, w jaki sposób mo�na by mu zapewni� najdłu�sze istnienie; mam tu na my�li taki np. wypadek, �e" pewne miasto ani nie ma najlepszego ustroju, ani nie wykazuje potrzebnych do tego warunków, ani te� nie posiada ustroju mo�liwie dobrego w istniej�cych okoliczno�ciach, ale jaki� gorszy. 3. Poza tym wszystkim jednak powinien by pozna�, jaki ustrój najlepiej odpowiada wszystkim pa�stwom. Bo ci, co pisali o ustroju pa�stwowym, cho� i wiele słusznych zreszt� rzeczy mówi�, po najwi�kszej cz��ci bł�dz� w uj�ciu tego, co praktycznie u�yteczne. Trzeba si� bowiem za stanowi� nie tylko, jaki ustrój jest najlepszy, ale i nad tym, jaki jest mo�liwy, i podobnie, który ustrój daje si� łatwiej wsz�dzie wprowadzi� i ogólniej zastosowa�. A tymczasem jedni szukaj� tylko najszczytniejszego ustroju, który wymaga wielu korzystnych warunków zewn�trz nych, drudzy za� opowiadaj� si� raczej za jakim� ustro jem daj�cym si� powszechnie urzeczywistni� i sławi� la- ko�ski czy te� jaki� inny, z wył�czeniem reszty istniej� cych. 3. Trzeba jednak taki porz�dek wprowadzi�, do którego, z istniej�cych stosunków wychodz�c z łatwo�ci� daliby si� ludzie przekona�, tak �e bez trudno�ci przej�� by do

Polityka, ks. IV, 1289a 149

niego zdołali, bo nic mniejszej pracy wymaga naprawienie ustroju ni� jego tworzenie od podstaw, podobnie jak nie mniej trudne jest przeszkalanie ani�eli uczenie od pocz�tków. Dlatego m�� stanu prócz wspomnianych ju� wymogów powinien by posiada�, jak to ju� poprzednio powiedziano1, umiej�tno�� naprawiania istniej�cych ustro-jów. Jest to jednakowo� niemo�liwe, je�li si� nic wir, ile jest rodzajów ustrojów. Tymczasem niektórzy s�dz�. �e jest jedna tylko demokracja i tylko jedna oligarchia, co jednak wcale nie jest prawd�.

5. Tote� [m�� stanu] musi sobie zdawa� spraw� z ró �nic zachodz�cych mi�dzy ustrojami oraz z ich ilo�ci, tudzie� i z tego, jak ró�norodne s� ich składniki. Tak� sam� wnikliwo�� nale�y wykaza�, gdy chodzi o poznanie, jakie prawa s� najlepsze i odpowiadaj� ka�demu z ustro- jów. Bo prawa winny si� dostosowa� do ustrojów i wszystkie s� istotnie do nich dostosowane, a. nie ustroje do praw. Ustrój bowiem okre�la porz�dek władz w pa�stwie

i sposób ich podziału, stwierdza,co jest czynnikiem de-cyduj�cymw pa�stwie i jaki jest cel ka�dej wspólnoty2; prawa natomiast, niezale�nie od tych postanowie�, decyduj�cych o charakterze ustroju, podaj� normy, według których powinni włada� rz�dz�cy i trzyma� na wodzy tych, którzy by je przekraczali.

6. Okazuje si� tedy, �e tak�e i ze wzgl�du na prawo dawstwo trzeba mie� na oku ró�ne rodzaje ka�dego ustroju

1 Por. wy�ej r. I 2. 2 Por. Arystoteles, Retoryka I 8, gdzie my�l t� autor w ten sposób

ujmuje: „Nie mo�na pomija� celu pewnego ustroju, bo wybiera si� zawsze to, co do celu prowadzi. A wi�c celem demokracji jest wolno��, celem oligarchii bogactwo, arystokracji to, co nale�y do wykształ cenia i praworz�dno�ci, a celem tyranii jest utrzymanie własnej władzy".

150 Polityka, ks. IV, 1289a, b

tudzie� ich liczb�. Niemo�liw� jest bowiem rzecz�, aby te same prawa były korzystne dla wszystkich oligarchii czy demokracji, skoro istnieje wi�cej ich rodzajów, a nic jedna tylko demokracja czy oligarchia.

ROZDZIAŁ II

[Plan dalszych wywodów o innych formach ustroju]

1. Rozró�nili�my na pocz�tku wywodów o ustrojach trzy wła�ciwe ustroje: królestwo arystokracj� i politej�, a trzy ich zwyrodnienia: tyrani� w stosunku do królestwa, oligar chi� w stosunku do arystokracji i demokracj� w stosunku do politei1. O arystokracji i królestwie była ju� mowa2

(bo wzi�� najlepszy ustrój za przedmiot_rozwa�a� znaczy tyle, co omawia� te wła�nie formy, jako �e jedna i druga chce si� opiera� na cnocie wyposa�onej i w �rodki ze wn�trzne). Uwydatniono równie� poprzednio ró�nic� za chodz�c� mi�dzy arystokracj� a królestwem i podano, kiedy królestwu nale�ałoby przyzna� pierwsze�stwo; po zostaje zatem pomówi� jeszcze o tej formie ustroju, która nosi ogóln� nazw� politei, a nast�pnie o innych ustrojach: oligarchii, demokracji i tyranii.

2. Jasn� jest te� rzecz�, która z tych form zwyrodnia łych jest najgorsza, a która drugie z kolei zajmuje miejsce. Najgorsze mianowicie musi by� zwyrodnienie pierwszego, najwi�cej boskiego ustroju. Królestwo, je�li nie ma by� tylko czcz� nazw� bez tre�ci istotnej, musi si� opiera� na wybitnych zaletach piastuj�cego władz� królewsk�. Najgorsz� wi�c form� ustroju, najwi�cej odbiegaj�c� od tego poj�cia, przedstawia niew�tpliwie tyrania, drugie miejsce zajmuje oligarchia — arystokracja jest bowiem

1 Por. ks. III 5, 4. 2 Por. ks. III 11 nn..

Polityka, ks. IV, 1289b l51

bardzo odległa od tego ustroju — najbardziej umiarkowana b�dzie tu demokracja.

3. W ten sposób wypowiedział si� ju� jeden z moich poprzedników1, cho� wyszedł z innego punktu widzenia ani�eli my. Uwa�ał on mianowicie, �e ze wszystkich dobrych ustrojów, jak rzetelna oligarchia czy inny, naj-gorsza jest demokracja, ale spo�ród złych jest ona najlepsza.

4. My natomiast jeste�my zdania, �e w ogóle i oli-garchia, i demokracja s� zwyrodniałymi [formami ustroju]. tote� niesłusznie mówi si�, i� ta oligarchia jest lepsza od tamtej, zamiast powiedzie�, �e. jest mniej zła. Na razie jednak zostawmy ten pogl�d, a zabierzmy si� najpierw do ustalenia, ile jest rozmaitych ustrojów, skoro istnieje wi�cej rodzajów demokracji i oligarchii, a nast�pnie, jaki ustrój jest najprostszy i najwi�cej wzi�ty po najlepszym ; je�li za� trafił si� jaki� inny ustrój arystokratyczny, a dobrze urz�dzony, dla wielkiej liczby pa�stw jednak [nie]odpowiedni2, to jaki to jest.

5. A dalej, jaki ustrój spo�ród innych jest tu lub gdzie indziej po��dany, bo mo�e u jednych wskazana jest wi�cej demokracja ni� oligarchia, u innych znów przeciwnie, raczej ta ni� tamta. Nast�pnie, jak winien post�powa� ten, kto chce te ustroje -urz�dzi�, a mam tu na my�li zarówno demokracj�, jak oligarchi� wszelkiego rodzaju. I wreszcie, gdy si� pokrótce ze wszystkimi tymi pytaniami załatwimy, trzeba b�dzie podj�� prób� wykazania, jakie s� czynniki rozstroju, a jakie warunki trwało�ci ustrojów, i w ogóle, i w poszczególnych wypadkach, tudzie� z jakiego głównie powodu zjawiska te wyst�puj�.

1 Platon, Polityk, p. 303 A. 2 W przekazanym tek�cie jest „odpowiedni", poprawk� ,,|nic]

odpowiedni" wniósł Coraes ze wzgl�du na tok my�li. Susemihl proponował tu: „mniej odpowiedni".

152 Polityka, ks. IV, 1289b—I290a

ROZDZIAŁ III

[Przyczyny mnogo�ci ustrojów]

1. Przyczyn� mnogo�ci ustrojów jest fakt, �e ka�de pa�stwo obejmuje wi�ksz� liczb� cz��ci składowych. Widzimy mianowicie, �e wszystkie pa�stwa składaj� si� przede wszystkim z rodzin, nast�pnie, �e z rzeszy tej z konieczno�ci znów jedni s� bogaci, a drudzy ubodzy, �e inni wreszcie stanowi� stan �redni; zarówno z bogatych, jak i z ubogich cz��� tworzy ci��kozbrojn� piechot�, drudzy natomiast s� wolni od słu�by wojskowej. W�ród masy ludowej jedni s�, jak widzimy, rolnikami, drudzy kupcami, inni jeszcze rzemie�lnikami. Nawet mi�dzy ludmi znacznymi wyst�puj� ró�nice co do bogactwa i wielko�ci maj�tku, zaznaczaj�ce si� np. w trzymaniu konia, bo to niełatwo przychodzi komu�, co nie jest do�� bogaty.

2. Dlatego te� za dawnych czasów we wszystkich tych pa�stwach, których siła opierała si� na konnicy, bywały ustroje oligarchiczne. Posługiwano si� za� jazd� w wojnach z s�siadami, jak to słyszymy o Eretrejczykach, Chalcydyj- czykach, Magnezyjczykach znad Meandru i wielu innych mieszka�cach Azji. Do ró�nic wynikaj�cych z maj�tku

doł�czaj� si� dalsze, które s� wynikiem urodzenia czy poziomu cnoty, tudzie� inne czynniki tego rodzaju, które w wywodach "o arystokracji1 uznali�my jako cz��� składow� pa�stwa. Podali�my tam, z ilu koniecznych cz��ci składa si� ka�de pa�stwo; z cz��ci tych bowiem czasem wszystkie uczestnicz� w zarz�dzie pa�stwa, czasem mniejszo��, a niekiedy wi�kszo��.

3. Okazuje si� tedy, �e musi by� wi�cej ustrojów ró�-

1 Por. ks . III 10, 7: 11 , 11.

Polityka, ks. IV, l290a 153

ni�cych si� mi�dzy sob� rodzajem, poniewa� równie� i t cz��ci ró�ni� si� mi�dzy sob� co do rodzaju. Ustrój bo wiem jest uszeregowaniem władz rz�dz�cych, a to prze prowadza si� wsz�dzie albo według znaczenia uczestników albo na zasadzie równo�ci według pewnej wspólnej in. cechy, to znaczy np. według tego, czy kto� ubogi czy bogaty, albo według tego, co jednym i drugim jest wspólne Musi by� zatem tyle ustrojów, ile jest uszeregowa�. we dług cech wyró�niaj�cych ludzi i według ró�nic mi�dzy cz��ciami składowymi.

4. Głównie jednak przyjmuje si� dwa ustroje, podobali jak si� mówi o dwóch głównych wiatrach: północnym i południowym, a inne uwa�a si� za ich odmiany. Tal zatem i dwa ustroje uchodz� za główne: demokracje i oligarchia. Bo arystokracj� uwa�aj� za odmian� oli garchii, jako �e jest do niej zbli�ona, a tzw. politej� za demokracj�, tak jak to jest z wiatrami, gdy si� wiatr zachodni podaje za odmian� północnego, a wschodni za odmian� południowego. Podobnie ma si� rzecz, jak twierdz� niektórzy, i z tonacjami, bo i tam przyjmuje si� dwa ich rodzaje: doryck� i frygijsk�, inne za� układ) mieni si� zbli�onymi do tonacji doryckiej lub frygijskiej

5. Takie to pogl�dy zwykli ludzie najcz��ciej wypo wiada� w przedmiocie ustroju. Prawdziwy jednak i lepszy jest podział, jaki my przyj�li�my: jak pi�knie zestrojonej tonacji, taki najlepszego ustroju s� dwie formy, albo i jedna dobrze zestrojona, inne za� s� zwyrodnieniami, przy czym formy o charakterze wi�cej zwartym i despotycznym zbli�aj� si� do oligarchii, a rozprz�gni�te i słabe do demo kracji.

6. Nie nale�y przyjmowa�, jak to teraz zwykli czyni� niektórzy, �e demokracja jest po prostu tam, gdzie masa jest panem (bo i w oligarchii, i wsz�dzie indziej zdarza

154 Polityka, ks. IV, 1290a,b

si�, �e wi�kszo�� dzier�y władz�), ani te� nie nale�y s�dzi�, �e tam jest oligarchia, gdzie niewielu wszechwładnie rz�dzi pa�stwem. Bo je�liby było wszystkich tysi�c trzystu obywateli, a z tych tysi�c było bogatych, którzy nie dawaliby dost�pu do władzy trzystu ubogim, cho� wolnym i zreszt� im równym to nikt nie powie, �e tam s� rz�dy demokratyczne. Podobnie, je�li ubodzy niewielk� przed-stawiaj�cy liczb� b�d� jednak silniejsi od bogatych, stano-wi�cych-jwi�ksz i��, to w tym wypadku nikt tu nie b�dzie stosował nazwy oligarchia, je�li inni, którzy s� bogaci, nic b�d� mieli dost�pu do godno�ci.

7. Raczej zatem nale�y powiedzie�, �e demokracja jest wówczas, gdy wolni władaj�, oligarchia natomiast, gdy władz� dzier�� bogaci, jest to jednak tylko przypadkowa zbie�no�� �e pierwszych jest mnóstwo, a drugich niewielu, bo wolnych bywa wielu, a bogatych mało. Gdyby nawet rozdawano godno�ci według wzrostu, jak to podobno dzieje si� w Etiopii1, albo według urody, to byłaby to równie� oligarchia, zarówno bowiem urodziwi, jak ro�li w niewielkiej wyst�puj� liczbie.

8. Ale i te tylko cechy bynajmniej nie wystarczaj� do okre�lenia istoty wspomnianych ustrojów. Przeciwnie, poniewa� jest wi�cej cz��ci składowych zarówno demo kracji, jak i oligarchii, trzeba jeszcze dalsze rozró�nienie wprowadzi� i uzna�, �e nie ma tam demokracji, gdzie nieliczni wolni panuj� nad wi�kszo�ci� niewolnych. Tak jest wła�nie w Apollonii nad Morzem Jo�skim lub na Terze (bo w ka�dym z tych pa�stw piastowali godno�ci ludzie wyró�niaj�cy si� szlachetnym pochodzeniem oraz pierwsi zało�yciele kolonii, którzy wobec masy poddanych

1 Wiadomo�� zaczerpni�ta niew�tpliwie z Herodota III 20, według którego w Etiopii wybierano na króla najwy�szego wzrostem i najsilniejszego.

Polityka, ks. IV, 1290b 155

niewielk� przedstawiali Liczb�). Tak samo nic jest to demokracja, je�li bogaci dzi�ki swej przewadze liczebnej góruj�, jak np. niegdy� w Kolofonie, bo tam wi�kszo�� przed wybuchem wojny z Lidami zdobyła sobie wielkie maj�tki. Natomiast demokracja jest, gdy wolni ubodzy, przedstawiaj�cy wi�kszo��, dzier�� pełni� władzy w r�ku, oligarchia za�, gdy rz�dz� ludzie bogaci i ze szlachetnych rodów, mimo �e mniejszo�� stanowi�.

9. Wykazałem tedy, �e jest wi�cej ustrojów i z jakiego powodu; z kolei pragn� wyło�y�, �e jest ich jednak wi�cej, ani�eli podałem, jakie i dlaczego, a zaczn� od tego, co powiedziałem poprzednio. Zgadzamy si� mianowicie, �e ka�de pa�stwo ma niejedn�, ale wi�cej cz��ci składowych. Gdyby�my wi�c wzi�li sobie za zadanie okre�li� gatunek zwierz�t, to wydzieliliby�my przede wszystkim to, co ka�de zwierz� musi posiada�, a wi�c pewne organy zmy słów i narz�dy do przyjmowania I trawienia pokarmu, jak paszcza i �oł�dek, a nadto organy ruchów, którymi ka�de z nich si� posługuje.

10. Gdyby to były tylko te narz�dy, a mi�dzy nimi istniały ró�nice — mam mianowicie na. my�li cz�sto wy st�puj�ce ró�ne rodzaje paszczy i �oł�dka, organów zmy słów, a tak�e i ruchu — to i tak liczba ich kombinacji musi da� w wyniku wi�cej gatunków zwierz�t (bo nie mo�liw� jest rzecz�, aby to samo zwierz� miało wi�cej odmian kształtu paszczy czy te� podobnie i uszu). Je�li si� tedy uwzgl�dni wszelkie mo�liwe ich kombinacje, to ma si� w wyniku gatunki �wiata zwierz�cego, i to tyle gatunków, ile jest kombinacji niezb�dnych członów.

11. To samo jest i ze wspomnianymi ustrojami. Bo i pa�stwa, jak to wielokrotnie ju� powiedziano1, składaj�

1 Por. ks. II 1, 4. III 7, 5. IV 3, 1-2, 9.

Polityka, ks. IV, I29la, b 157

b�dzie od ciała, to równie� i w pa�stwach odpowiadaj�ce jej elementy wi�cej ceni� nale�y od tych, które maj� za zadanie zaspokaja� konieczne potrzeby, a wi�c: wojowni-ków, przedstawicieli s�dz�cej sprawiedliwo�ci, a nadto członków rady, których działalno�� stanowi wyraz m�dro�ci politycznej. Czy te czynno�ci przypadaj� pewnym oddzielnym osobom, czy te� i tym samym, to oczywi�cie nie stanowi �adnej ró�nicy, bo zdarza si� cz�sto, �e ci sami ludzie i do słu�by wojskowej s� poci�gani, i upraw� roli si� zajmuj�.

14. Skoro wi�c i te, i tamte stany musi si� uzna� za cz��ci składowe pa�stwa, to rzecz jasna równie� i stan wojskowy jest niezb�dnym członem pa�stwa. [Szósty stan to kapła�ski]1, siódmy za� przedstawiaj� ci, co maj�tkiem słu�� pa�stwu przy dwiganiu ci��arów, zwiemy ich zamo�nymi. Ósmy — wysocy urz�dnicy pa�stwowi i lu dzie, którzy bezinteresownie po�wi�caj� si� władaniu pa�stwem, bo przecie� bez władz pa�stwo istnie� nie mo�e. Musz� wi�c by� pewni ludzie, którzy potrafi� rz�dzi� i ci��ar ten czy to trwale, czy okresowo dla dobra pa�stwa obejmuj�. 'W ko�cu id� stany, które wła�nie co dopiero wydzieliłem, członkowie rady i s�dziowie, wy mierzaj�cy sprawiedliwo�� w sporach. Je�li wi�c człony

te musz� by� w pa�stwach i pa�stwo ma by� dobrze i sprawiedliwie rz�dzone, to nieodzowni s� te� pewni ludzie, którzy by posiadali zalety m��ów stanu.

15. Wielu s�dzi, �e ci sami ludzie mog� jednoczy� w sobie ró�ne uzdolnienia, mog� na przykład ci sami by� i wojownikami, i rolnikami, i rzemie�lnikami, a ponadto i członkami rady, i s�dziami. Wszyscy te� przypisuj� sobie odpowiedni� cnot� i uwa�aj�, �e mogliby piastowa�

1 Słowa w nawiasach stanowi� uzupełnienie Conringa.

156 Polityka, ks. IV, 1290b—1291a

si� nie z jednej, ale z wielu cz��ci. Jedn� z nich stanowi masa ludno�ci wytwarzaj�ca �ywno��, tzw. rolnicy. Drug� tworz� tzw. r�kodzielnicy trudni�cy si� rzemiosłami, bez których pa�stwo istnie� nie mo�e; jedne z nich s� niezb�dnie konieczne, inne słu�� do zbytku i upi�kszenia �ycia. Trzecia cz��� to kupcy, tzn. ci, którzy si� zajmuj� kupnem i sprzeda��, wielkim i drobnym handlem. Do czwartej nale�� wyrobnicy, do pi�tej za� stan �ołnierski, którego istnienie niemniej jest konieczne od tamtych, je�li nie maj� popa��: w niewol� u najedców. Byłoby to przecie� jedn� z niemo�liwo�ci zaszczytne miano „pa�stwa" nadawa� takiemu pa�stwu, które by z natury swej nadawało si� do roli niewolnika; pa�stwo bowiem jest samowystarczalne, a niewolnik nie.

12. Dlatego w Pa�stwie punkt ten został wprawdzie pi�knie, ale niedostatecznie omówiony. Powiada tam bowiem Sokrates1, �e pa�stwo składa si� z czterech naj- konieczniejszych cz��ci i jako takie wymienia: tkacza, rolnika, szewca i budowniczego; w poczuciu, �e to nie wystarcza, dodaje znów kowala i pasterzy do niezb�dnych stad bydła, poza tym jeszcze kupca i kramarza. Wszystko to miałoby wypełni� pierwsze pa�stwo, jak gdyby ka�de pa�stwo powstawało dla zaspokojenia koniecznych po trzeb, a nic dla urzeczywistnienia pi�kna raczej i jakby potrzebowało na równi szewców i rolników."

13. Cz��ci zbrojnej nie przyznaje pa�stwu pierwej, a� ze wzrostem obszaru przez napa�� na s�siadów w wojn� popadnie. Ale nawet przy tych czterech cz��ciach lub jakiejkolwiek liczbie tych członów wspólnoty musi by� przecie� kto�, co by wymierzał sprawiedliwo�� i s�dził. Je�li wi�c dusz� jako cz��� istoty �yj�cej wy�ej ceni� si�

1 Platon, Pa�stwo, II 11 , p. 370.

Polityka, ks. IV, 129Ib

niemal wszystkie godno�ci. By� jednak równocze�nie ubogim i bogatym, niemo�liw� jest rzecz�, st�d mniemanie, -�e bogaci i ubodzy stanowi� główne cz��ci składowe pa�stwa. Poniewa� nadto jednych jest przewa�nie nie-wielu, a drugich mnóstwo, powstaje wra�enie, �e w�ród cz��ci składowych pa�stwa te dwa człony przeciwstawiaj� si� sobie. St�d te� według przewagi jednego lub drugiego okre�la si� i ustroje, i przyjmuje si� istnienie dwóch form: demokracji i oligarchii. e wi�c jest wi�cej ustrojów i z jakich przyczyn, to

wyło�yli�my ju� powy�ej, obecnie mamy wykaza�, �e jest tak�e wi�cej rodzajów zarówno demokracji, jak oligarchii.

ROZDZIAŁ IV

[Demokracja i jej rodzaje]

1. Wynika to ju� z poprzednich wywodów. Jest miano-wicie wi�cej 'rodzajów i ludu i tych, których si� uwa�a za elit�. Jeden z nich, gdy o lud chodzi, stanowi� rolnicy, drugi rzemie�lnicy, inni kupcy, dalszy jeszcze to �eglarze, z których znów jedni słu�� w marynarce wojennej, inni trudni� si� handlem morskim albo przewozami za morze, lub te� rybołówstwem (w wielu miejscowo�ciach mianowi-cie ka�da z tych klas wyst�puje w znacznej liczbie, tak np. rybacy w Tarencie i Bizancjum, marynarze wojskowi w Atenach, kupcy morscy w Eginie i Chios, przewonicy w Tenedos)1; do tego doł�czaj� si� nadto wyrobnicy, którzy maj� mały maj�tek, tak �e nie mog� sobie pozwoli� na odpoczywanie, nast�pnie wolni, których rodzice nie

1 Wyspa Tenedos le�ała u wej�cia do cie�niny Hellespontu; mo�liwe, �e chodzi tu o pilotów, którzy przeprowadzali wpływaj�ce do cie�niny okr�ty.

Polityka, ks. IV, 1291b -1292a 159

byli oboje obywatelami i w danym razie inne rodzaje pospólstwa. W�ród znakomitych takie same ró�nice poci�ga za sob� bogactwo, szlachectwo, cnota, wychowanie i inne tego rodzaju zalety.

2. Otó� demokracj� nazywa si� w pierwszym rz�dzie ten ustrój, w którym najzupełniej przeprowadzona została zasada równo�ci. Równo�� za� według podstawowego prawa takiej demokracji wyra�a si� w tym, �e czy to biedni, czy bogaci, to niczym nie góruj� jedni nad drugimi ani te� nie skupiaj� jednostronnie całej władzy, lecz s� sobie równi. Bo je�li, jak niektórzy przyjmuj�, wolno�� i równo�� znajduj� si� głównie w ustroju demokratycznym, to b�dzie to faktem przede wszystkim wówczas, gdy wszyscy mie� b�d� mo�liwie równy udział w kierowaniu pa�stwem. Poniewa� za� lud ma wi�kszo��, a o wszystkim rozstrzyga uchwała wi�kszo�ci, wi�c taka forma ustroju jest bezsprzecznie demokracj�. Jest to wi�c jeden rodzaj demokracji.

3. Inny rodzaj przedstawia ustrój, w którym urz�dy zale�ne s� od cenzusu maj�tkowego, ale ten jest niski. Ka�dy, kto zdob�dzie odpowiedni maj�tek, musi mie� do nich dost�p, a kto traci maj�tek, traci i dost�p do urz�dów.

Inny rodzaj demokracji istnieje wówczas, gdy wszyscy obywatele, o ile s� nieposzlakowani, bior� udział w rz�- dach, zreszt� jednak panuje prawo.

Jeszcze inny rodzaj demokracji bywa, gdy wszyscy maj� dost�p do urz�dów, je�li tylko s� obywatelami, i panuje prawo.

Inny to znów rodzaj, gdy co do reszty obowi�zuj� te same zasady, ale panem jest lud, a nie prawo.

4. Bywa to wówczas, gdy rol� rozstrzygaj�c� graj� ka�dorazowe uchwały, a nie prawo. e tak si� dzieje, to wina demagogów. Bo w demokracjach, gdzie prawo

160 Polityka, ks. IV, 1292a

włada, nie ma warunków do wyst�pienia demagoga, lecz najlepsi z obywateli graj� przewodni� rol�, gdzie za� prawa nie panuj�, tam zjawiaj� si� demagogowie. Lud mianowicie zajmuje wówczas stanowisko monarchy, jako jednostka zbiorowa, bo panuje tu ogół: nie ka�dy z osobna, ale wszyscy razem, wzi�ci jako cało��. Powiada Homer1, �e wielowładztwo nie jest dobr� rzecz�, nie wiadomo jednak, jaki jego rodzaj ma na my�li, czy ten. czy te� inny, przy którym wi�cej ludzi włada — ka�dy na własn� r�k�.

5. Tak wi�c lud wyst�puj�cy jako monarcha stara si� okaza� sw� władz� monarchiczn�, nie kieruj�c si� pra wem, i staje si� despot�, tak �e nawet pochlebcy u niego do znaczenia dochodz�. Tote� taka demokracja odgrywa rol� analogiczn� do tyranii mi�dzy monarchiami. St�d i charakter obu ustrojów jest ten sam, w obu lepsi znosz� bezwzgl�dny ucisk, uchwały ludu s� tu tym, czym tam rozporz�dzenia, a demagog pełni rol� analogiczn� do po chlebcy: jeden i drugi ma wielki wpływ, pierwszy u ty ranów, drugi w takiego rodzaju demokracji.

6. Oni to zwracaj�c si� ze wszystkim do ludu powoduj�, �e rz�dz� uchwały, nie prawa. Zdarza si� te�, �e dochodz� sami do pot�gi,poniewa� lud o wszystkim stanowi, a oni o zdaniu ludu wobec tego, �e tłum słucha ich. Ponadto ci, co podnosz� oskar�enia przeciwko urz�dnikom, wołaj�, �e lud ich s�dzi� powinien, i lud wniosek ten ochotnie przyjmuje; w wyniku za� wszystkie urz�dy si� rozprz�-gaj�.

7. Słusznie wi�c, jak si� zdaje, mo�na by tu podnie�� zarzut, �e taka demokracja w ogóle nie jest ustrojem, bo

1 Iliada, II 204, gdzie w usta Odyseusza wło�one s� słowa: „niedobr� rzecz� jest wielowładztwo, niech jeden b�dzie władc�".

Polityka, ks. IV, 1292a, b 161

gdzie prawa nie rz�dz�, tam nie ma ustroju. Prawo bowiem musi panowa� nad wszystkim, w poszczególnych za� wypadkach winny rozstrzyga� władze i tylko [tam.], gdzie si� tak dzieje, winna by� mowa o ustroju. Je�li wi�c demokracja jest jednym z ustrojów, to oczywi�cie taki stan rzeczy, przy którym wszystko si� załatwia uchwa-łami, nie jest wła�ciwie wcale demokracj�, �adna bowiem uchwała nie mo�e tu mie� charakteru ogólnej normy.

W ten sposób zatem zako�czyliby�my wywody o ro-dzajach demokracji.

ROZDZIAŁ V

[Demokracja a oligarchia. Ró�ne rodzaje oligarchii. Arystokracja. Ró�ne rodzaje arystokracji]

1. Co si� tyczy rodzajów oligarchii, to cech� jednego z nich jest uzale�nienie dost�pu do urz�dów od tak wy sokiego cenzusu maj�tkowego, �e ubodzy, stanowi�cy wi�kszo��, nie maj� do nich dost�pu, natomiast kto zdob�dzie wymagany maj�tek mo�e bra� udział w rz� dzeniu pa�stwem.

Inny rodzaj przedstawia ustrój, w którym dost�p do urz�dów zale�y od wysokiego cenzusu, a piastuj�cy je sami dobieraj� nast�pców na miejsca opró�nione. Je�li przy tym uwzgl�dniaj� wszystkich którzy taki cenzus posiadaj�, ma to charakter raczej arystokratyczny, je�li za� ograniczaj� si� do pewnej grupy osób, charakter oligarchiczny.

Dalszy rodzaj oligarchii bywa, gdy syn obejmuje urz�d ojca.

Czwarty za�, gdy stosowana jest wspomniana co dopiero dziedziczno�� urz�dów, a zarazem włada nic prawo, lecz

162 Polityka, ks. IV, 1292b

urz�dnicy. Rodzaj len zajmuje to samo miejsce mi�dzy oligarchiami, co tyrania mi�dzy monarchiami i ostatni omawiany rodzaj demokracji mi�dzy demokracjami. To-te� tak� oligarchi� nazywaj� rz�dami wielmo�ów (dynastów) .

2. Tyle jest wi�c rodzajów oligarchii i demokracji. Nie nale�y jednak pomija� wyst�puj�cego wielokrotnie zjawiska, �e wprawdzie ustrój, s�dz�c według [obowi�zu-j�cych w nim] praw, nie jest demokratyczny, a jednak rz�dy skutkiem istniej�cych zwyczajów i sposobu �ycia s� demokratyczne; podobnie znów. gdzie indziej ustrój wedle praw jest raczej demokratyczny, a przez sposób �ycia i zwyczaje przybiera charakter raczej oligarchiczny. Zdarza si� to zwłaszcza po przewrotach ustrojowych, nie przechodzi si� bowiem natychmiast do nowych form, lecz pocz�tkowo poprzestaje si� na uzyskaniu drobnych korzy�ci w stosunku do przeciwników, tak �e istniej�ce poprzednio prawa utrzymuj� si� nadal, a tylko władz� ujmuj� twórcy przewrotu. e tyle jest rodzajów demokracji i oligarchii, okazuje

si� z tego, co�my [wła�nie] powiedzieli. Bo albo wszystkie wspomniane klasy ludu musz� bra� udział w rz�dzeniu pa�stwem, albo tylko pewne z wył�czeniem drugich. Je�li wi�c rolnicy i wła�ciciele �rednich maj�tków władaj� w pa�stwie, to rz�dy s� oparte na prawie, bo ludzie pracuj�c maj� z czego �y�; nie mog� jednak pozwoli� sobie na strat� czasu, tote� wysuwaj� prawo na czoło, a zgromadzenia ludowe odbywaj� w wypadkach koniecznych. Innym wolno uczestniczy� [w rz�dach], skoro zdob�d� cenzus maj�tkowy, oznaczony przez prawo; dlatego wszyscy, którzy go zdobyli ,mog� by� do rz�dów dopuszczeni. Bo w ogóle uniemo�liwienie komu� wej�cia [w szeregi rz�dz�cych] jest cech� oligarchii, a znów bez

Polityka, ks. IV, 1292b— I293a 163

dochodów niemo�liw� jest rzecz� swobodnie czasem roz-porz�dza�. Tak wi�c przedstawia si� jeden rodzaj demo-kracji, na takich podstawach oparty. .

4. Drugi rodzaj jest wynikiem ł�cz�cego si� z nim do boru; wszystkim mianowicie, których urodzenie nie budzi zastrze�e� przysługuje tu prawo udziału w rz�dach, o ile mog� mie� na to czas wolny, �e za� brak im potrze bnych do tego dochodów, wi�c w takiej demokracji rz�dz� prawa.

Trzeci rodzaj [przedstawia ustrój], w którym wszyscy wolni mog� bra� udział w rz�dach, ale z podanego powy�ej powodu nie bior� [w nich faktycznie udziału], tak �e i w tym wypadku z konieczno�ci władaj� prawa.

5. Czwarty rodzaj demokracji To ten, który ostatni, co do czasu, w pa�stwach si� pojawił. Poniewa� miano- wicie pa�stwa znacznie si� rozrosły ponad swe pocz�tkowe rozmiary i maj� pod dostatkiem dochodów, wi�c wszyscy maj� prawo do udziału w rz�dach- skutkiem przewagi pospólstwa; a uczestnicz� w nich rzeczywi�cie, bior�c udział w �yciu publicznym, gdy� i ubodzy mog� sobie pozwoli� na potrzebny do tego czas wolny, poniewa� otrzymuj� wynagrodzenie. A nawet pospólstwo takie najwi�cej ma czasu wolnego. Nie zaprz�ta ich bowiem bynajmniej troska o własne sprawy, która zajmuje jednak bogatych, tak �e cz�sto nie bior� udziału w zgromadze niach ludowych lub w s�dach. Dlatego masa ubogich dzier�y najwy�sz� władz� w pa�stwie, nie prawa. Tyle tedy jest rodzajów demokracji i takie jej postaci w konie cznym wyniku tych przyczyn.

6. Co si� tyczy oligarchii, to pierwszy jej rodzaj wy- st�puje, je�li wi�ksza liczba obywateli posiada maj�tek, lecz mniejszy, nie nazbyt wielki. Kto taki maj�tek zdob�- dzie, ma mo�no�� bra� udział w �yciu publicznym, �e

164 Polityka, ks. IV, 1293a

za� uczestnicz�cych w nim jest mnóstwo, wi�c z konie-czno�ci nie ludzie, lecz prawa władaj�. Im wi�cej bowiem oddalaj� si� od monarchii, a nie maj� tak du�ego maj�tku, �eby bez troski mogli swobodnie rozporz�dza� czasem, lub te� tak małego, by mieli przez pa�stwo by� utrzymy wani, tym wi�cej musz� sobie �yczy�, by prawa nimi władały, a nie oni sami.

7. Je�li za� zamo�nych ludzi jest mniej ni� w poprze- dnim wypadku wi�kszym rozporz�dzaj� maj�tkiem, to

powstaje drugi rodzaj oligarchii, bo maj�c wi�ksze �rodki, wi�ksze podnosz� roszczenia. Dlatego sami wybieraj� spo- �ród innych obywateli ludzi wchodz�cych do rz�du pa� stwa i odpowiednie prawo w tym wzgl�dzie wydaj�, poniewa� nie s� jeszcze do�� silni, by bez prawa rz�- dzi�.

8. Je�li za� stan ten spot�guje si� przez to, �e jest ich jeszcze mniej, a wi�ksze maj� maj�tki, powstaje trzeci stopie� oligarchii, w której sami sobie samym nadaj� urz�dy, ale na podstawie prawa postanawiaj�cego, �e w razie �mierci którego� syn po nim obejmuje urz�d.

A gdy ju� maj�tki ich i liczba zwolenników wzrosn� nadmiernie, to b�dzie to panowanie wielmo�ów (dynastów), które bliskie jest monarchii, i nie prawa wówczas, lecz ludzie s� wszechwładnymi panami. Jest to czwarty rodzaj -oligarchii, stanowi�cy przeciwie�stwo ostatniego rodzaju demokracji.

9. Oprócz demokracji i oligarchii s� nadto dwa rodzaje ustrojów, z których jeden podaj� wszyscy, tak�e i ja, jako jedn� z czterech form ustrojowych (do tych czterech zalicza si�: monarchi�, oligarchi�, demokracj�, a jako czwart� tzw. arystokracj�); pi�t� za� stanowi [forma], okre�lana wspólnym mianem wszystkich poprzednich

Polityka, ks. IV, 1293a, b 165

(nazywaj� j� bowiem politej�)1, poniewa� jednak nie wy-st�puje cz�sto, uchodzi uwagi próbuj�cych uj�� liczb� form ustrojowych, tak �e podaj� ich tylko cztery, jak Platon w Pa�stwie1.

10. Arystokracj� słusznie tedy nazywa si� ta forma ustroju, o której rozprawiałem w pocz�tkowych wywodach3. Bo jedynie ustrój, który oddaje rz�dy ludziom bezwzgl�dnie najlepszym pod wzgl�dem moralnym, a nie tylko pod pewnym wzgl�dem dobrym, zasługuje sprawiedliwie na miano arystokracji. Tylko w niej dobry "człowiek i dobry obywatel to" po prostu to samo, podczas gdy w innych ustrojach ci, którzy za dobrych uchodz�, s� nimi tylko w stosunku do swej formy ustrojowej. S� jednakowo� jeszcze pewne formy ustroju, które wykazuj� ró�nice zarówno w stosunku do oligarchii, jak i do tzw. politei <a zw� si� arystokracjami>4. Dobiera si� tam bowiem przedstawicieli władzy nie tylko ze wzgl�du na ich bo gactwo, ale i warto�� moraln�.

11. Ustrój taki ro�ni si� od nich obu i nazywa si� ary stokratyczny. Bo nawet w tych pa�stwach, w których wyrobienie w cnocie nie jest przedmiotem troski ogólnej, s� mimo to pewni ludzie szacowni i uznani za cnotliwych. Gdzie wi�c ustrój uwzgl�dnia5 bogactwo, cnot� i lud, jak w Kartaginie6, tam jest on arystokratyczny, gdzie za�, jak w Lacedemonie, ma na wzgl�dzie tylko dwa czynniki,

1 Politej�, we wła�ciwym tego słowa znaczeniu po prostu ustrój polityczny, oznacza u Arystotelesa nadto specjalny rodzaj ustroju; por. ks. III 5, 2 i ks. IV 2, 1; 6, 2, 5; 7.

2 W ks. VIII i IX. 3 Por. ks. III 5, 2; III 10, 7. 4 Niektórzy wydawcy (tak i Immisch) proponuj� skre�lenie jako

wtr�t słów uj�tych w nawias ze wzgl�du na pocz�tek § 11. 5 Oczywi�cie przy wyborze urz�dników. 6 Por. ks. II 8, 5.

166 Polityka, ks. V, 1293b

cnot� i lud, tam jest mieszanina dwóch form, panowania ludu i panowania cnoty. Arystokracja zatem oprócz pierwszej, najlepszej formy wykazuje jeszcze te dwa ro-dzaje; trzeci stanowi� te ustroje, które od tzw. politei odchylaj� si� raczej ku oligarchii.

ROZDZIAŁ VI

[Politeja. czyli mieszanina oligarchii i demokracji]

1. Pozostaje nam jeszcze do omówienia tzw. politeja i tyrania. Przyj�li�my taki porz�dek, cho� ani politeja, ani omówiona dopiero co arystokracja nie s� zwyrodnia łymi formami, gdy� po prawdzie wszystkie te ustroje stanowi� odchylenia od najwła�ciwszego, a nast�pnie dlatego, �e liczy si� je ł�cznie, cho� tamte s� ich odchyle niem, jak to w pocz�tkowych wywód ach powiedziałem1. O tyranii słusznie wspominamy na ko�cu, poniewa� ze wszystkich ustrojów najmniej na t� nazw� zasługuje, a przecie� nasze rozwa�ania dotycz� ustroju. Tyle o przy czynach, dla których taki porz�dek przyj�li�my, z kolei przejdziemy do omówienia politei.

2. Po wywodach po�wi�conych oligarchii i demokracji istota jej ja�niej wyst�puje. Bo politeja jest to, krótko mówi�c, mieszanina oligarchii i demokracji. Zwykło si� za� nazywa� politejami ustroje przechylaj�ce si� ku demo kracji, natomiast arystokracjami ustroje skłaniaj�ce si� ku oligarchii, gdy� z wi�kszym bogactwem idzie te� w parze wykształcenie i szlachectwo. Wchodzi tu nadto w rachub� ten wzgl�d, �e bogaci posiadaj� ju� to, co dla niesprawie dliwych bywa przyczyn� niegodziwo�ci, i st�d wła�nie zw� ich wytwornymi i szlachetnymi oraz znakomitymi.

3. Skoro tedy arystokracja chce odda� przewag� naj- 1 Por. ks. III 5, 4.

Polityka, ks IV, 1293b, I294a 167

lepszym spo�ród obywateli, wi�c i o oligarchii powiada si�, �e składa si� przewa�nie z wytwornych i szlachetnych ludzi. Wydaje si� jednak rzecz� niemo�liw�, �eby pa�stwo z ustrojem arystokratycznym czyli pa�stwo, w którym najlepsi wkładaj�, nie miało posiada� uporz�dkowanych stosunków prawnych, a miałoby je posiada� pa�stwo, w którym rz�dz� przewrotni, i znów podobnie, by pa�stwo, nie maj�ce praworz�dnych stosunków, miało ustrój arystokratyczny, czyli by tam rz�dzili najlepsi. A nic jest to praworz�dno��, gdy wprawdzie prawa s� dobre, ale nie znajduj� posłuchu; Dlatego jako jedn� cech� praworz�dno�ci przyj�� nale�y posłusze�stwo wobec istniej�cych praw; druga za� wyra�a si� w tym, �e prawa, którym obywatele podlegaj�, s� dobrze uj�te (bo przecie� mo�na słucha� tak�e i le uj�tych praw). [Je�li za� prawa s� dobre, to] s� tu mo�liwe dwie ewentualno�ci: albo s� one mo�liwie najlepsze w istniej�cych warunkach, albo te� bezwzgl�dnie najlepsze.

4. Istota arystokracji zdaje si� le�e� w tym przede wszystkim, �e si� godno�ci wedle cnoty rozdziela; bo cech� znamienn� arystokracji jest cnota, oligarchii bogactwo, a demokracji wolno��. Zasada za�, �e wola wi�kszo�ci rozstrzyga, obowi�zuje wsz�dzie, bo i w oligarchii, i w arystokracji, i w demokracji a moc rozstrzygaj�c� ma to, co uchwali wi�kszo�� bior�cych udział w zarz�dzie pa�stwa. W wi�kszo�ci pa�stw chlubi� si�1 form� ustrojow� politei, bo ogl�daj� si� jedynie na mieszanin� za-, mo�nych i ubogich, bogactwa i wolno�ci, a jednak niemal w wi�kszo�ci wypadków bogaci zdaj� si� zajmowa� miejsce wytwornych i szlachetnych..

1 Tekst tu zapewne zepsuły, (tłumaczenie idzie za poprawk� Immischa zamiast przekazanego.

Polityka, ks. IV, 1294a

5. Skoro s� trzy czynniki współzawodnicz�ce o równo�� [prawa] w pa�stwie: wolne urodzenie, bogactwo i cnota (czwarty bowiem zwany szlachectwem towarzyszy dwom ostatnim; jest przecie� szlachectwo z dawna dziedziczo-nym bogactwem i cnot�), wi�c jasn� jest rzecz�, �e mie-szanin� dwóch składników: bogatych i ubogich, musi si� nazwa� politej�, a mieszanin� trzech arystokracj�, i to przed innymi formami ustrojowymi z wyj�tkiem prawdziwej i pierwszej1.

Wykazałem zatem, �e prócz monarchii, demokracji i oligarchii istniej� jeszcze inne formy ustroju; okazało si�, jakie s� i czym si� ró�ni� mi�dzy sob� arystokracje, a czym politeja od arystokracji, tudzie�, �e nie s� one zbyt dalekie od siebie.

ROZDZIAŁ VII

[Jak powstaje politeja i jak j� nale�y urz�dza�?]

1. Nawi�zuj�c do powy�szych wywodów, pragn� z kolei pomówi�, w jaki sposób obok demokracji i oligarchii powstaje tzw. politeja i jak j� nale�y urz�dzi�. Równo cze�nie za� oka�e si�, jakie cechy odró�niaj� demokracj� od oligarchii. Trzeba bowiem uchwyci� ró�nic� mi�dzy nimi a nast�pnie, ujmuj�c z jednej i drugiej niejako odłaman� cz���2, zło�y� cało��.

2. S� za� trzy sposoby takiego zło�enia i zmieszania. Jeden polega na tym, �e z obu ustrojów trzeba wzi��

1 W tek�cie nic jest tu powiedziane, któr� to form� ustroju nale�y uwa�a� za prawdziw� i pierwsz�, ale prawdopodobie�stwo przemawia za tym, �e chodzi o arystokracj� opart� jedynie na cnocie, jak na pocz�tku § 4 powiedziano.

2 Znak, cecha, znak przyjacielskich stosunków, liczman rozłamywany, aby po zestawieniu połów znowu si� pozna�.

Polityka, ks. IV, 1294a, b 169

te prawa, jakie oba ustanawiaj� w pewnej dziedzinie, jak np. w s�downictwie. W oligarchiach bowiem nakła daj� grzywn� na bogatych uchylaj�cych si� od obowi�z ków s�dziowskich, ale ubogim nie przyznaj� za ich peł- nienie �adnej zapłaty, w demokracjach przeciwnie, jest zapłata dla dla ubogich, ale nie ma wcale kary dla bogatych. Wspólna droga po�rednia prowadzi do poł�czenia jednego i drugiego, co odpowiada charakterowi politei, przedsta wiaj�cej przecie� mieszanin� obu tych form. To byłby jeden sposób zespolenia.

3. Drugi polega na tym, �e si� idzie po�redni� drog� w przyjmowaniu tego, co obie strony zarz�dz�; tak np. jedni uzale�niaj� udział w zgromadzeniach ludowych od �adnego albo i całkiem małego cenzusu maj�tkowego, drudzy od wysokiego. [W takim wypadku] nie przyjmuje si� �adnego z nich, lecz cenzus po�redni mi�dzy nimi oboma.

Trzeci sposób wynika z poł�czenia dwóch zarz�dze� wyj�tych cz��ci� z ustawodawstwa oligarchicznego, cz��ci� z demokratycznego. Za cech� demokratyczn� np. uchodzi, �e si� urz�dy obsadza przez losowanie, za oligarchiczn� za�, gdy si� to dzieje przez wybór; i znów znamieniem' demokracji jest, �e dost�p do nich nie jest uzale�niony od cenzusu maj�tkowego, a cech� oligarchii, gdy przy tym obowi�zuje cenzus. Wła�ciwo�ci� arystokracji i politei b�dzie przej�� z ka�dego ustroju co innego, a wi�c z oli-garchii postanowienie, �e urz�dy obsadza si� przez wybór, a z demokracji, �e nie ma przy tym zastrze�enia co do cenzusu maj�tkowego. Taki to jest ten sposób zespolenia.

4. e zmieszanie demokracji i oligarchii dobrze zostało przeprowadzone, okazuje si� wówczas, gdy ten sarn ustrój mo�na nazwa� i demokracj�, i oligarchi�. Tym,

170 Polityka, ks. IV, 1294a, b

co tak mówi�, zdarza si� to oczywi�cie dlatego, �e miesza- nina wypadła dobrze i w ogóle zawsze tak bywa, gdy si� po�redni� obierze drog�, bo wówczas wyst�puj� jedne

i drugie skrajno�ci. Zaznacza si� to w odniesieniu do ustroju lacedemo�skiego.

5. Wielu próbuje podawa� go za demokracj� ze wzgl�du na to, �e w urz�dzeniach swoich ma wiele cech demokra tycznych, jak np. przede wszystkim w dziedzinie wycho wania dzieci. Bo dzieci bogatych otrzymuj� tam to samo wychowanie, co dzieci ubogich, i to samo wykształcenie, które jest dost�pne równie i dzieciom ubogich. Podobnie jest i w nast�pnym okresie wieku i to samo wówczas, gdy na m��ów wyrosn�. W niczym bowiem nie ujawnia si� ró�nica mi�dzy bogatym a ubogim; tak wi�c wszyscy otrzymuj� to samo po�ywienie przy wspólnych biesiadach1, a bogaci nosz� takie szaty, �e na ich nabycie ka�dy z ubo gich mo�e si� zdoby�. Nadto jest cecha demokratyczn�, �e z dwóch najwy�szych godno�ci jedn� obsadza lud w drodze wyboru, a do drugiej ka�dy z ludu mo�e by� wybrany (wybieraj� mianowicie [członków rady starców, czyli] gerontów, a maj� dost�p do eforatu)2. Inni nato miast poczytuj� ten ustrój za oligarchi�, poniewa� po siada wiele cech oligarchicznych, jako �e wszystkie urz�dy obsadza si� w drodze wyboru, a �aden przez losowanie, �e w r�kach niewielu spoczywa władza orzekania o �mierci i wygnaniu, oraz wiele innych znamion tego rodzaju.

6. W dobrze zmieszanym ustroju powinny si� zazna cza� zawarte w nim cechy obu ustrojów, a nie jednego

nich tylko, i winien on mie� zdolno�� utrzymania si� o własnych siłach, nie przy pomocy z zewn�trz, a wi�c

1 Por. II 6, 21. 2 Por. wy�ej II 6, 14 nn..

Polityka, ks. IV, 1294b -1295a 171

sam przez si�; winien si� utrzymywa� nie dlatego, �e wi�kszo�� s�siadów pragnie jego utrzymania (bo to mogłoby pomaga� do utrzymania i marnego ustroju), ale dlatego, �e �adna w ogóle z cz��ci składowych pa�stwa innego ustroju by nic chciała.

Wykazali�my wi�c powy�ej, jak nale�y urz�dzi� poli-tej�, zarówno jak i tak zwane arystokracje.

ROZDZIAŁ VIII

[Tyrania i ró�ne jej rodzaje]

1. Pozostało nam jeszcze pomówi� o tyranii, nie dla- tego �eby trzeba było długo si� nad ni� rozwodzi�, lecz by znalazła przecie� uwzgl�dnienie przy tych rozwa�a-niach, skoro i j� uwa�amy za pewn� form� ustrojow�. O królestwie mówili�my w poprzednich wywodach1, w których poddali�my badaniu królestwo przede wszy stkim na t� nazw� zasługuj�ce, wykazuj�c, czy jest ono po�yteczne dla pa�stwa czy nie, kogo i sk�d nale�y na t� godno�� powoływa� oraz jak królestwo urz�dzi�.

2. W toku rozwa�a� po�wi�conych królestwu rozró�ni li�my dwa rodzaje tyranii, poniewa� władza tyrana w obu wypadkach zbli�a si� do pewnego stopnia do władzy królewskiej ze wzgl�du na to, �e obie maj� prawn� pod staw�. Bo jak u niektórych ludów barbarzy�skich wybieraj� samowładnych monarchów, tak i u dawnych Hellenów powoływano niegdy� w ten sam sposób na monarchów pewnych ludzi, których zwano aisymnetami. Oba te rodza je tyranii wykazuj� pewne ró�nice mi�dzy sob�, ale zbli �one były do królestwa ze wzgl�du na prawn� podstaw� i zgod� podwładnych monarchy, zarazem jednak miały

1 Por. ks. III 9.

172 Polityka, ks. IV, I295a

znamiona tyranii, poniewa� władza była despotyczna i kierowała si� samowol�.

3. Trzeci rodzaj to tyrania, która najwi�cej na t� nazw� zasługuje, a jest przeciwie�stwem pełnego królestwa1. Taka tyrania musi by� monarchi�, czyli panowaniem jednego człowieka, który, sam nieodpowiedzialny, panuje nad wszystkimi, równymi jak i lepszymi od siebie, ku swej jedynie korzy�ci, a nie ku po�ytkowi podwładnych. Tote� nie ma oparcia w ich zgodzie, bo �aden wolny czło-wiek nie znosi dobrowolnie takiej władzy.

Takie to s� tedy rodzaje tyranii i tyle ich jest z powodów podanych.

ROZDZIAŁ IX

[Najlepszym pa�stwem jest to, które si� opiera na �rednim stanie]

1. Jaki jest najlepszy ustrój i jakie najlepsze jest �ycic dla wi�kszo�ci pa�stw i wi�kszo�ci ludzi, nic da si� roz strzygn�� ani według cnoty przechodz�cej siły zwykłych ludzi, ani według wykształcenia, które wymaga przyrodzo nych zdolno�ci i �rodków zale�nych od zrz�dzenia losu, ani według ustroju, jaki sobie kto� wedle swojego �yczenia pomy�li, ale w ten sposób, �e si� ma na oku �ycie, które dla wi�kszo�ci jest mo�liwe do osi�gni�cia, i ustrój, który w wi�kszo�ci pa�stw mo�e znale� zastosowanie.

2. Bo i tzw. arystokracje, o których co dopiero była mowa, cz��ci� s� nie do zastosowania w wi�kszo�ci pa�stw, cz��ci� granicz� z tzw. politej�. Dlatego o obu tych For mach trzeba pomówi� jakby o jednej.

Rozstrzygni�cie wszystkich tych w�tpliwo�ci wychodzi z tych samych zało�e�. Je�li bowiem w Etyce słusznie powiedziano, �e �ycic szcz��liwe jest to �ycie polegaj�ce

1 Por. ks. III II.

Polityka, ks. IV, I295a,b 173

na uprawianiu cnoty bez przeszkód1, a cnota to �rodek mi�dzy skrajno�ciami2, to najlepsze musi by� �ycie, które si� trzyma �rodka, i to �rodka mo�liwego do osi�gni�cia dla

wszystkich 3. Te same wytyczne musz� rozstrzyga� o dobroci czy

niedomaganiu pa�stwa wzgl�dnie ustroju,. bo ustrój jest niejako �yciem pa�stwa. Otó� we wszystkich pa�stwach s� trzy grupy obywateli: bardzo bogaci, bardzo ubodzy

i trzecia klasa po�rednia mi�dzy nimi. Skoro wi�c panuje ugoda co do tego, �e umiarkowanie i �rodek s� najlepsze, to oczywi�cie i w zakresie posiadania b�dzie �rednia własno�� [bezwzgl�dnie] ze wszystkich najlepsza.

4. Ludzie z tej grupy najłatwiej bowiem daj� si� powo dowa� rozumowi, podczas gdy człowiekowi nadmiernie pi�knemu lub nadmiernie silnemu, czy te� człowiekowi ze szczególnie znakomitego rodu lub nadmiernie boga temu, albo te� przeciwnie, nadmiernie ubogiemu, nad miernie słabemu, czy wreszcie człowiekowi szczególnie pogardzanemu ci��ko przychodzi i�� za "głosem rozumu. Bo pierwsi popadaj� zbyt łatwo w pych� i przewrotno�� na wielk� miar�, drudzy okazuj� si� zbyt przewrotnymi i złoczy�cami w drobnych rzeczach, a przecie� wszystkie nieprawo�ci wynikaj� z pychy albo przewrotno�ci. Ponadto ludzie tacy najgorzej si� zachowuj�, tak gdy si� od peł nienia urz�dów uchylaj�, jak i gdy zbyt gor�co o nie za biegaj�1, co równie jest dla pa�stwa szkodliwe.

1 Por. Etyka nikomachejska VII 14, p. 1153b; por. równie� I II, p. 1101 a.

2 Tam�e II 5, p. 1106 ab. 3 Tłumaczenie idzie za korektur� Bernaysa przyj�t� i przez Im-

mischa zamiast przakazanego czyli „gdy zabiegaj� o stanowiska w gminie i radzie".

174 Polityka, ks. IV, 1295b

5. Poza tym ci, co opływaj� w nadmiar darów losu: sił�, bogactwo, przyjaciół i tym podobne, ani nie chc�, ani nie umiej� słucha� - a nastrajaj� si� do tego zaraz od dziecka w domu [rodzicielskim], bo zepsuci przez zbytek nawet w szkole nie umiej� przywykn�� do posłusze�stwa; przeciwnie znów ci, którzy wzro�li w zupełnym braku dóbr takich, wykazuj� nazbyt słu�alcz� uległo��. Tote� jedni nie umiej� włada�, lecz tylko w słu�alczy sposób słucha�, drudzy nie umiej� ulega� �adnej władzy, a rz�dzi� potrafi� tylko w sposób despotyczny.

6. Powstaje wi�c pa�stwo niewolników i despotów, a nie ludzi wolnych, z których jedni s� zaprawieni zawi�ci�, a drudzy pogard�. Jest to bardzo dalekie od przyjani i poczucia wspólnoty pa�stwowej, która jest przecie� przyjani�, bo z nieprzyjaciółmi nawet drogi nie chce si� dzieli�. Pa�stwo za� chce posiada� mo�liwie równych i podobnych obywateli, a postulatowi temu najwi�cej odpo-wiada stan �redni. Tote� najlepszy ustrój ma z konieczno�ci to pa�stwo, które taki wła�nie skład wykazuje, jakiego według naszych wywodów wymaga natura pa�stwa.

7. Tacy te� obywatele najwi�cej s� w pa�stwach bezpieczni. Bo ani sami nie po��daj�, jak ubodzy, dóbr obcych, ani te� drudzy nie po��daj� ich mienia, jak ubodzy w stosunku do bogatych; �e za� nikt na nich nie czyha, ani te� sami na nikogo nie nastaj� wi�c �ywot z dala od niebezpiecze�stw p�dz�. St�d słuszno�� miał Fokylides1, wyra�aj�c �yczenie: �redni stan jest najlepszy, do niego pragn� w pa�stwie nale�e�.

8. Jasn� te� jest rzecz�, �e równie� i wspólnota pa�-

1 Fokylides z Miletu, poeta z polowy VI w., autor zaginionych elegii o charakterze moralizatorskim. Zachowany pod jego nazwiskiem zbiór heksametrów pochodzi z czasów znacznie póniejszych.

Polityka, ks. IV, 1295b - 1296a 175

stwowa, która na �rednim stanie si� opiera, jest najlepsza i �e takie pa�stwa mog� posiada� dobry ustrój, w których istnieje liczny stan �redni, silniejszy bezwzgl�dnie od obu pozostałych lub je�li nie, to chocia� od jednego z nich. Bo na któr�kolwiek stron� si� skłoni, przechyla szal� i nie dopuszcza do wytworzenia przewagi jednej czy drugiej skrajno�ci. Tote� najwi�kszym szcz��ciem jest, je�li obywa-tele pewnego pa�stwa maj� �redni a wystarczaj�cy ma-j�tek, poniewa� tam, gdzie jedni bardzo wiele posiadaj�, a drudzy nic, przychodzi do władzy w nast�pstwie obu tych skrajno�ci albo skrajna demokracja, albo najczystsza oligarchia,albo i tyrania. Tyrania bowiem wyłania si� zarówno z niepohamowanej demokracji, jak i oligarchii, o wiele rzadziej natomiast zdarza si� ona tam, gdzie włada stan �redni i ludzie bliscy sobie społecznie. Przyczyn� tego omówimy póniej przy rozwa�aniach po�wi�conych przemianom ustroju.

9. Okazuje si� wi�c, �e pa�stwo, na �rednim stanie oparte, jest najlepsze, bo te� jedynie wolne jest od wstrz�-�nie� wewn�trznych.. Gdzie bowiem stan �redni jest liczny, tam najmniej powstaj� bunty i rozłamy mi�dzy obywate-lami Z tego samego powodu równie� wielkie pa�stwa s� mniej nara�one na wewn�trzne wstrz��nienia, poniewa� stan �redni "bywa w nich liczny. W małych natomiast łatwiej przychodzi do rozłamu ogółu na dwa obozy, skutkiem czego stan �redni zupełnie zanika i wszyscy niemal dziel� si� na bogatych albo ubogich. Dzi�ki oparciu o stan �redni s� te� demokracje pewniejsze i trwalsze ni� oligarchie, bo w demokracjach ludzie ze stanu �redniego s� liczniejsi i cz��ciej maj� dost�p do godno�ci ni� w oli-garchiach. Gdzie stanu �redniego zabraknie i ubodzy dzi�ki swej liczbie wezm� gór�, nast�puje rozstrój, który szybko za sob� zgub� poci�ga.

176 Polityka, ks. IV, 1296a, b

10. Za wymowny dowód słuszno�ci tego pogl�du musi si� uzna� fakt, �e tak�e i najlepsi prawodawcy wyszli ze stanu �redniego. Bo i Solon do niego nale�ał (co jest widoczne z jego utworów poetyckich), i Likurg (bo nie był królem) i Charondas i niemal wszyscy inni. Wyja�nia to równie�, dlaczego wi�kszo�� pa�stw ma ustrój albo demokratyczny, albo oligarchiczny. Poniewa� mianowicie stan �redni jest u nich cz�sto nieliczny, wi�c którakolwiek klasa ma przewag�, czy posiadaj�cy maj�tki, czy lud, zawsze władz� w pa�stwie zagarniaj� ci, co si� poza �rodkiem znajduj�, tak �e powstaje albo demokracja, albo oligarchia.

11. A �e nadto wszczynaj� si� zaburzenia walki mi�dzy ludem a bogatymi, wi�c strona, którejkolwiek uda si� przemóc przeciwników, nie zaprowadza ustroju licz�cego si� z dobrem ogólnym i zasad� równo�ci lecz jako nagrod� zwyci�stwa zagarnia przewag� w pa�stwie i urz�dza czy to demokracj�, czy to oligarchi� Przecie� i oba te pa�stwa, które hegemoni� w Grecji dzier�yły, ze wzgl�du na istniej�cy w nich ustrój zaprowadzały w innych pa� stwach albo demokracj�, albo oligarchi�, maj�c na uwadze nie ich, ale swoj� własn� korzy��.

12. Z tych powodów po�redni ustrój albo nigdy nie dochodzi do skutku, albo rzadko, i to w niewielu pa�stwach. Bo jeden tylko człowiek spo�ród tych, co dawniej doszli do władzy, zdobył si� na to, by taki ustrój zaprowadzi�1. Co wi�cej, u obywateli ró�nych pa�stw ustalił si� ju� zwyczaj, �e nawet nie pragn� równo�ci, lecz albo d��� do władzy, albo te� zwyci��eni cierpliwie j� znosz�.

1 Kogo Arystoteles ma na my�li, nic wiadomo. Mo�e chodzi o Pittakosa z Lesbos, tylko �e sam Arystoteles powiada wy�ej (ks. II 9, 9), �e Pittakos był „twórc� praw, lecz nic ustroju".

Polityka, ks. IV, 1296b 177

Okazuje si� wi�c z powy�szych uwag, jaki ustrój jest najlepszy i z jakiego powodu.

13. Co si� tyczy innych ustrojów — powiadam bowiem, �e jest wi�cej demokracji i oligarchii — to po ustaleniu najlepszego ustroju nietrudno stwierdzi�, który z kolei nale�y na pierwszym miejscu postawi�, a który na drugim i tak dalej według tego, który lepszy lub gorszy. Zawsze mianowicie lepszy musi by� ustrój, który jest tego� naj-bli�szy, a gorszy ten, który jest wi�cej oddalony od owego �rodka, o ile kto� nie s�dzi na podstawie pewnych szcze-gólnych okoliczno�ci. Chc� za� przez to powiedzie�, �e cho� cz�sto inny ustrój jest lepszy, to jednak wcale to nie przeszkadza, i� dla niektórych pa�stw korzystniej jest utrzyma� ustrój odmienny.

ROZDZIAŁ X

[Jaki ustrój jest korzystny dla pewnych grup społecznych? Jakie �rodki stosuj� oligarchie i demokracje dla utrzymania ustroju?]

1. W zwi�zku z powy�szymi wywodami przychodzi nam z kolei rozwa�y�, który ustrój i jak urz�dzony korzystny jest dla pewnych ludzi i jakich. Przede wszystkim trzeba ustali� tu ogóln�, wszystkie ustroje zarówno obowi�zuj�c� reguł�. Ta cz��� obywateli, która chce utrzymania ustroju, musi by� silniejsza od tej, która tego nie chce. W ka�dym pa�stwie za� wchodzi w rachub� wzgl�d na jako�� i ilo��. Mówi�c o jako�ci mam na my�li wolno��, bogactwo, wykształcenie i szlachectwo, natomiast przy ilo�ci przewag� liczby.

2. W jednej z cz��ci, z których si� składa pa�stwo, mo�e wyst�powa� czynnik" jako�ciowy, w innej za� ilo�ciowy, a wi�c np. mog� ludzie pospolitego pochodzenia górowa� co do liczby nad ludmi szlachetnego rodu lub te� ubodzy

256 Polityka, ks. V, 1315b—13l6a

Przewa�na jednak cz��� tyranii była w ogóle całkiem krótkotrwała.

Tak tedy omówili�my mniej wi�cej wszystko, co si� składa na przyczyny upadku, jak znów i zachowania tak politei, jak i monarchii.

ROZDZIAŁ X

[Krytyka uwag Platona o przemianach ustroju]

1. W Pa�stwie (Platona) mówi te� Sokrates o przemia-nach ustroju, wywody jego nie s� jednak trafne. Nie okre�la bowiem w sposób wła�ciwy przemiany najlepszego i naj-przedniejszego ustroju. Przyczyn� jej widzi mianowicie w tym, �e nic nie pozostaje trwałe, ale wszystko ulega przemianom w pewnym okresie czasu, istota za� tego zjawiska le�y w liczbach, które przedstawiaj� stosunek

4 : 3 wyra�aj�cy si� liczb� 1 1/3, a które zwi�zane z liczb� 5 daj� dwie harmonie, a to, jak mówi, wówczas, gdy liczba tej figury nabierze charakteru stałego1. Kieruje si� przy tym zdaniem, �e natura wydaje niekiedy ludzi złych i opieraj�cych si� wszelkiemu wychowaniu. Pogl�d ten nie jest mo�e pozbawiony słuszno�ci, bo mog� si� znale� pewne jednostki, których niepodobna wychowa� i urobi� na t�gich ludzi. Dlaczegó� jednak ta przemiana miałaby by� wła�ciwa raczej temu ustrojowi, który on nazywa

1 Uwagi Arystotelesa odnosz� si� do sławnego miejsca w Pa�stwie Platona (VIII, p. 546 BC), którego interpretacja nastr�cza nieprze-zwyci��one trudno�ci. Do jego wyja�nienia bynajmniej si� i Arysto-teles nie przyczynił, cho� sposób, w jaki si� wyra�a, robi wra�enie, �e to miejsce Platona rozumiał. Por. m. i. uwagi do tego miejsca w wyd. Fr. Susemihla, II 369 nn. (uw. 1763). Pewne jest tu tylko tyle, �e punk-tem wyj�cia kombinacji Platona jest stosunek boków prostok�tnego trójk�ta, którego przyprostok�tnie wynosz� 4 i 3, a przeciwprostok�t-nia 5.

Polityka, ks. V, I3l6a 257

najlepszym, a nie i wszystkim innym, i w ogóle wszelkim rzeczom.

2. W takim razie w czasie, z którego nastaniem wszy stko, zdaniem jego, ulega zmianie, to, co nie zacz�to równocze�nie istnie�, musiałoby zmienia� Si� równo cze�nie, a wi�c np. to, co powstało dnia poprzedzaj�cego przełom, miałoby by� równocze�nie obj�te przemian�. A nast�pnie, z jakiej�e przyczyny miałby si� ten ustrój zamieni� w lako�ski? Wszystkie ustroje przechodz� prze cie� cz��ciej w form� im przeciwn� ani�c]i do nich zbli �on�. To samo trzeba powiedzie� o innych przemianach. Powiada bowiem [Sokrates], �e ustrój lako�ski przechodzi z kolei w oligarchi�, z tej znów w demokracj�, a z demokra cji w tyrani�. Tymczasem przemiany id� te� i w prze ciwnym kierunku, a wi�c np. z demokracji [przechodz� ustroje] w oligarchi�, o to nawet cz��ciej ani�eli w monar chi�.

3. Ponadto nic Sokrates nie mówi o tyranii, ani czy ulega ona przemianom, ani czy nie, a je�li ulega, to z jakiej przyczyny i w jaki ustrój przechodzi. Pochodzi to st�d, �e niełatwo by mu to przyszło powiedzie�. Nie daje si� to bowiem okre�li�, skoro według niego tyrania powinna by przej�� w najprzedniejszy i najlepszy ustrój, bo tylko w takim razie istniałaby ci�gło�� i zamkni�ty kr�g przemian ustrojowych. Tymczasem tyrania przechodzi i w tyrani�, jak np. w Sykionie, gdzie po tyranii Myrona nast�piła tyrania Kleistenesa1, i w oligarchi�, jak było z tyrani� Antileonta w Chalkis2 i w demokracj�, jak tyrania nast�pców Gelona w Syrakuzach i w arystokracj�, jak

1 Myron był synem zało�yciela tyranii w Sykionie, Ortagorasa. a Kleistencs jego bratem stryjecznym, który po zamordowaniu Myrona zdołał przecie� opanowa� sytuacj� i uj�ł władz� w swe r�ce.

- Sk�din�d nieznany.

258 Polityka, ks. V, 13l6a, b

tyrania Charilaosa w Lacedemonie1 i tyrania w Karta-ginie2.

4. W tyrani� znów przechodzi te� i oligarchia, jak to było na Sycylii z wszystkimi niemal oligarchiami: i tak w Leontynach przeszła oligarchia w tyrani� Panaitiosa3, w Geli w tyrani� Kleandra, w Region w tyrani� Anaksy- laosa5, a tak samo było w wielu innych miastach.

Bezpodstawne jest te� jego twierdzenie, �e przej�cie w oligarchi� dlatego si� dokonuje, poniewa� ludzie zajmu-j�cy urz�dy s� chciwi pieni�dzy i uprawiaj� lichw�, a nic dlatego, �e ludzie znacznie góruj�cy maj�tkiem uwa�aj� za niesprawiedliwe, aby ci co nic nie posiadaj�, mieli równy udział w rz�dach, jak posiadaj�cy. W wielu oligarchiach robienie interesów pieni��nych nie jest dozwolone, prze-ciwnie, s� prawa zabraniaj�ce tego, w Kartaginie za�, która ma ustrój demokratyczny, robi si� takie interesy, a jednak dot�d nie przyszło tu do zmiany ustroju.

5. Tak samo nie uzasadnione jest twierdzenie, �e oli garchia przedstawia dwa pa�stwa: bogatych i ubogich. Dlaczegó� miałoby tak by� w tym tylko ustroju, a nie

1 Charilaos lub Charillos, król sparta�ski z rodziny Eurypontydów rzekomo z IX w., na którego okres miała przypada� działalno�� prawodawcza Likurga. Według wersji, za któr� idzie tu Arystoteles, miał on jakoby włada� w sposób samowolny („tyra�ski"), a� obalony został przez Likurga; według innej tradycji podporz�dkował si� reformom Likurga.

3 Nazwisko tyrana wypadło lub nie było znane autorowi. Mo�e jednak powinno tu by� „w Chalcedonie", jak przyjmuj� niektórzy wydawcy, zwłaszcza �e i Arystoteles nazywa poni�ej ustrój Kartaginy demokratycznym (por. II, r. 8). Greckie nazwy Karchedon (Karta-gina) i Kalchedon (Chalcedon) z łatwo�ci� mogły by� przestawione.

3 Por. wy�ej r. VIII 4 i uw. 4 Ok. r. 505—498. 5 W r. 494—476.

Polityka, ks. V, 13161, 259

i w lako�skim równie� lub w jakimkolwiek innym, w którym nic wszyscy równ� posiadaj� własno�� lub te� nie wszyscy s� równie warto�ciowymi ludmi. Przecie� cho� nikt nic został biedniejszy, ani�eli był poprzednio, przechodz� mimo to z oligarchii do demokracji, je�li ubodzy zyskaj� wi�kszo��, i z demokracji do oligarchii, je�li zamo�ni wezm� gór� nad pospólstwem, a jedni zaniedbuj� swe interesy, drudzy za� bacznie ich pilnuj�. Cho� wiele jest przyczyn, które wywołuj� przemiany ustrojów, Sokrates wymienia tylko jedn�, a mianowicie, i� ludzie przez rozrzutno�� i długi lichwiarskie ubo�ej�, jak gdyby wszyscy. czy te� wi�kszo�� ich od pocz�tku byli bogaczami.

6. Jest to jednak zupełnie bł�dne; przeciwnie, bywa tak, �e obywatele graj�cy przewodni� rol�, gdy strac� swój maj�tek, wszczynaj� przewroty, a natomiast, je�li si� to innym przydarzy, nic z tego powa�niejszego nic wynika. Dokonywane w takim razie przewroty bynajmniej te� nie id� bardziej w kierunku demokracji ni� innego ustroju. Dochodzi nadto do zaburze� i zmian ustroju, je�li ludzie nie maj� dost�pu do godno�ci, je�li s� niespra-wiedliwie albo i zel�ywie traktowani, cho�by nawet nie roztrwonili maj�tku1, dlatego �e wolno im robi�, co zechc�. Przyczyn� tego jest zdaniem Sokratesa nadmierna wolno��. A cho� wiele jest rodzajów oligarchii i demokracji, Sokrates mówi o ich przemianach tak, jak gdyby obie jednego tylko były rodzaju.

1 W tek�cie prawdopodobnie luka, jak to przyjmował Schneider, a za nim Immisch.