View
236
Download
5
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Debiutancki tomik młodego martwego poety Patryka Kokosińskiego. The debut book of poetry by a young dead poet Patrick Kokos.
Citation preview
Patryk Kokosiński
Kiedy umierę
Rence Andżeja ~ Sztywna Wisława #01
2014
3
Poeta z Bezsensu
Taki – jakże szlachecki – tytuł nadałbym Kokosińskiemu, którego najwcześniejsze ślady
działalności w Internecie sięgają roku 2011, kiedy to stał się nowym właścicielem bloga
funkcjonującego na platformie Tumblr aż po dzień dzisiejszy pod adresem właśnie bez-sensu.
Bezsens to słowo, które zdaje się najlepiej oddawać zarówno twórczość, jak i biografię autora,
wyjątki z której było mi dane poznać podczas licznych rozmów z poetą. Jestem tym samym
jednym z nielicznych, którym Patryk się ze swojego życia wprost spowiadał – jednakże dzięki
niniejszemu wydaniu ponad trzydziestu jego tekstów, cała nieokreślona rzesza
czytelników uzyskuje prawo do wglądu w prywatność Kokosińskiego, upodabniającego się w tym
momencie do zabalsamowanego Lenina.
Pierwszy raz z poezją Kokosińskiego zetknąłem się latem '13 właśnie na jego blogu, gdzie
jego autorskie dzieła były początkowo publikowane gdzieś pomiędzy klasyką polskiego futuryzmu,
pastiszami twórczości poetów współczesnych a dadaistyczną dekonstrukcją i rekonstrukcją
wielkich romantyków. Nic dziwnego, że traktowałem wówczas poezję Kokosińskiego pół żartem,
pół serio, tym bardziej, że wśród autorskich jego tekstów znajdowały się w dużej mierze naiwne,
dziecięce wykwity – na przykład Piosenka o chrząszczu, opatrzona niewielką ilustracją rodem
z Painta. Nie mogłem jednak oprzeć się trącącemu nieco anachronizmem, a nieco tanim
dowcipem urokowi poezyj takich jak m.in. druga część Marzeń bezsennych czy, jak się później
okazało – kluczowe w twórczości Kokosa, Umarłem już wiele lat temu.
Moja znajomość z Patrykiem Kokosińskim już wtedy była na tyle zażyła, że wiele z jego
późniejszych tumblrowych autopublikacji miałem okazję odczytać przedpremierowo, a także
mogłem poznać wiersze, które do chwili publikacji tego tomiku były nieznane poza wąskim
gronem przyjaciół i współpracowników Patryka. Obcowanie z jakże często wówczas
formowanymi płodami tego ukraińskiego umysłu wkrótce pozwoliło mi odkryć pewne luźne
schematy genezy tych pojedynczych wierszy i diametralnie zmienić moje nastawienie do
twórczości Kokosińskiego. Wcześniejsze żartem podbarwione życzenia wydania poezji na papierze
zgubiły jakiekolwiek znamię szyderstwa. Niech więc czytelnik wyobrazi sobie moją radość, gdy
Kokosiński, będąc świadomym moich planów poszerzenia spektrum działania Rencuw Andżeja,
napisał do mnie z prośbą o wydanie jego debiutanckiego woluminu poetyckiego!
W połowie tego roku, po paru miesiącach wytężonej pracy, Kokosiński był gotów.
Z ogromnej liczby wierszy, powstałych w przeciągu, jak się zdaje, niespełna jednego roku, wybrał
symboliczne trzydzieści trzy. Po wstępnej lekturze – gdyż większości z tych wierszy nigdy
wcześniej nie miałem okazji czytać – potwierdziły się moje budowane po cichu, bez konsultacji
z Patrykiem, teoryjki. Czytając między i poza wierszami byłem w stanie upewnić się, że
w większości (jeśli nie wszystkich) wierszach mamy do czynienia z tym samym podmiotem
4
lirycznym, z którym na dodatek Kokosiński się identyfikuje. Zauważyłem też pewien story-telling,
łączący niemal wszystkie wiersze w większą całość, jeśli tylko zrekonstruować ją pod względem
chronologicznym, czego udało mi się wtedy dokonać. A więc dobór wierszy do tomiku nie był
przypadkowy ani też całkiem oparty na wartości poetyckiej poszczególnych utworów…
Wciąż nie wyjawiając swoich podejrzeń, poprosiłem Ukraińca o przedstawienie mi
kolejności, w jakiej chciałby, aby wiersze się w tomiku znalazł. Z pozoru to tylko oczywista
formalność, ale na odpowiedź czekałem z niecierpliwością. Gdy otrzymałem w końcu
KOLEJNOŚĆ.rtf, okazało się, że… pomyliłem się haniebnie. Porządek, w jakim Kokosiński
ułożył wybrane przez siebie wcześniej wiersze był jednak, poza paroma wyjątkami, na tyle
idiotyczny, że nie tylko nie zgrywał się z układem opracowanym przeze mnie, ale wręcz zmieniał
tomik w chaotyczną masę, niedającą się właściwie czytać inaczej niż wyrywkowo. Większość
„cięższych” tekstów skupiona na samym początku, a dalej totalne pomieszanie tematyczne… Nie,
to nie mogła być prawda!
Znając trollerską naturę Patryka, wysłałem mu własną wizję kolejności utworów w tomiku
z bezpośrednim pytaniem: W chuja pan lecisz z tym szykiem? I faktycznie, leciał. Jak się okazało,
jego chimeryczna antysekwencja tomiku wynikała trochę z chęci pozostania enigmatycznym
twórcą, trochę z czystego bucostwa, a trochę jeszcze z chęci poddania próbie moich umiejętności
dedukcyjnych. Jako że test przeszedłem pomyślnie, oto przed wami poprawnie złożony
debiutancki tomik Patryka Kokosińskiego, który pozwoli wam, przy odrobinie zaangażowania,
odkryć dzieło i samego jego twórcę.
Z tego też powodu daruję sobie tutaj całą wielostronicową analizę i interpretację
zawartości Kiedy umierę, którą z powodzeniem mógłbym napisać i uzyskać przy tym aprobatę ze
strony Kokosa za zgodność z intencjami za tymi wierszami stojącymi. Przedstawię tylko ogólny
zarys treści, z jakimi czytelnik zetknie się podczas lektury, i historię, jaką tenże tomik przedstawia.
W twórczości Kokosińskiego istnieje pewna pula stałych motywów, z których poeta
korzysta, wybierając je czy to pojedynczo, czy też łącząc w pary lub tryplety. Zawsze jednak jakiś
temat czy idea dominują, dlatego zawartość tego ebooka można podzielić na kilka części, dosyć
płynnie przechodzących jedna w drugą.
Na sam początek dostajemy Kokosińskiego przejmującego kontrolę nad swoim życiem i
decydującego się na przyjęcie zesłanego mu powołania poetyckiego: przedstawia nam swój
manifest (Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego) i wprowadza stosowną jego zdaniem atmosferę
(Znak zapytania). Rozlicza się także z nawiedzającym go już we wprowadzeniu dzieciństwem
(Wiadera, wiadera), odkrywając w nim ostatecznie pierwsze sygnały tego, że Poezja już dawno
temu wybrała go na swego kapłana. W Samotnym tożsamy z poetą podmiot liryczny dokonuje
końcowego aktu afirmacji i przechodzi wewnętrzną metamorfozę. Tę część zamyka wiersz Ojcze,
w którym Kokosiński, teraz już jako pełnoprawny poeta-buntownik, daje wyraz swojej
niezależności.
5
Drugą część tego tomiku śmiało możemy nazwać suitą nokturnalną, gdyż każdy z tych
sześciu utworów opowiada o nocnych przeżyciach poety. W Lecie o raz pierwszy daje o sobie znać
bezlitosne brzemię Poezji. Noc przestaje być dla Kokosińskiego czasem wytchnienia i dalekich
podróży na skrzydłach snu. Staje się porą, w której ciężkość myśli osadza się na umyśle poety,
jednocześnie paraliżując go fizycznie. Prowadzi to do długotrwałej insomnii, z której
wspomnienia ukraiński liryk zbiera w pięcioczęściowym cyklu Marzeń bezsennych, pełnym
retrofuturystycznych wizji, nocnych eskapad, typów spod ciemnej gwiazdy i miotania się po
mieszkaniu.
Kolejnych osiem utworów prezentuje wpływ, jaki ta klątwa bezsenności wywarła na życie
Kokosińskiego. Pojawiają się w nim nowi znajomi i wspólne wojaże (Kodeoni mitapriori procenti
cento, Paciaputas), podczas których poetę pochłaniają odmęty postępującego szaleństwa i duchy
dzieciństwa (Życie to nie je bajka, Nello Pampo). Dramatyczne przeżycia z Aksamitnego dresu
mieszają się z przeczuciem apokalipsy w Trupie humanizmu, który dodatkowo wprowadza do
poezji Kokosa wymiar erotyczny, kontynuowany w postaci spowiedzi z rozwiązłego życia
seksualnego w kolejnych dwóch wierszach. Drugi z nich, Noc srebrnozłota palma, niczym
francuski zwrot le petite mort, splata ze sobą seks i śmierć. Śmierć Patryka.
To właśnie zgonowi i odrodzeniu Patryka poświęcona jest kolejna część tomiku.
Kokosiński jest rozdarty w czasie. Z przeszłości wspomina noc swojego odejścia w Kwowadis, a już
w następnym Epytafium patrzy w przyszłość, o której wie, że przyniesie mu z powrotem życie.
Tymczasem opisuje posępne krajobrazy limbo (wciąż Epytafium), a następnie pisze sprawozdanie
z wędrówki po zaświatach, przywodzących mu na myśl kraje śródziemnomorskie (Moja Italia
boleści). Po długim pobycie w podziemiu udaje mu się z pomocą duchów rebeliantów wrócić do
świata żywych (Umarłem już wiele lat temu).
Odrodzony jako rewolucjonista, Kokosiński odkrywa, że słusznym było jego prematuralne
przeczucie apokalipsy. Podczas nieobecności poety wśród żywych znany mu wcześniej świat uległ
przynajmniej częściowej zagładzie. Jego miasto zostało zburzone, a rodzina, której wcześniej się
wyparł, prawdopodobnie nie żyje (Bohater naszych czasów). W obliczu tych doświadczeń jeszcze
raz budzi się w nim cygańska krew i rozpoczyna swój Grand Tour (Autobiografia wczorajszego
dnia). Odkrywa, że jego ojciec uszedł z życiem i bynajmniej nie zamierza zmienić swojego
dotychczasowego zachowania (Autobiografia jutrzejszego dnia). Odwiedza odradzający się powoli
Daleki Wschód (Modernistyczne Chiny), zniszczoną Amerykę (Miesiąc miesiąc) oraz Rosję, która
przejęła władzę na świecie, przywracając niektóre z radzieckich mechanizmów władzy (Stalingrad).
Groteskowość post-apokaliptycznego świata, ślepo błądzącego na kolanach wśród własnych
odchodów, a jednak wciąż przepełnionego dumą, odmalowuje Kokos w Pociongu.
W ostatnich trzech wierszach Kokosiński ponownie spogląda w przyszłość. W Naszym
Wołodii, odwołując się do Majakowskiego, nakreśla cele swojego posłannictwa na tym świecie.
Błękitna pomarańcza jest fantazją na temat własnej śmierci – tym razem tej prawdziwej,
6
wytęsknionej, wieńczącej spełnione życie rewolucjonisty. Tomik zamyka Magiczna pomarańcza,
pieśń, z którą Kokosiński zaczyna kolejny etap swojej działalności, pełen wiary w powodzenie
swojej misji.
To tylko szkicowo nakreślony plan wydarzeń, jedynie wycinek idei stojącej za Kiedy
umierę. Zanim czytelnik rozpocznie swoje poszukiwania sensu w pozornym bezsensie, wypada mi
jeszcze przestrzec go przed stylem poezji Kokosa. Liczne odwołania do twórczości
futurystów niosą ze sobą zastosowanie niektórych z ich technik. Prezentacja szaleństwa czy
dziecięcego bądź zdziecinniałego umysłu również pociąga za sobą odpowiednią stylizację tekstu i
zabawę konwencjami. Dodatkowo Patryk, z pochodzenia Ukrainiec, jako prawdziwy kosmopolita
i poeta-cygan, nie tylko kaleczy język polski i jego gramatykę (zazwyczaj celowo), ale też wtrąca
wiele wyrazów i zwrotów obcych (włoskich, rosyjskich) bądź na obce stylizowanych. Miejscami
miota się między polszczyzną literacką a gwarą suwalską – co widać już w samym tytule tego
wyboru poezji, który jednocześnie dobrze oddaje i treść, i formę zawartości (a przy okazji
wyśmiewa znienawidzonego przez naszego poetę Williama Faulknera). Wreszcie zdarza się
Patrykowi wprost szydzić z Polaków, błędnie używających własnego języka czy źle wymawiających
obce nazwy (prawdziwe perły znaleźć można zwłaszcza w Nello Pampo).
Sądzę, że na podstawie nakreślonych przeze mnie kulis powstania tomiku, zarysu historii,
którą tomik opowiada, czy garści informacji o niecodziennym stylu, czytelnik już teraz jest
w stanie wstępnie wywnioskować, dlaczego nazywam Kokosińskiego Poetą z Bezsensu. Powodów
ku temu jest wszak cała masa. Zapraszam do lektury, dzięki której odkryjecie je wszystkie – i bez
wątpienia zakochacie się w Kokosowej twórczości.
Kamil Mirosław
Kiedy umierę
8
Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego
Ponoć poezja to rytm duszy.
Według mnie, poezja jest pomarańczą. Pomarańczą gładką, niebieską, z migdałkiem w środku.
Poezja to cudowny dar dla wybranych przez Reptilian.
Nie jestem nawet pewny, czy zasłużyłem sobie na niego.
Lecz mam go, więc jestem poetą, najlepszym spośród was, bo jestem poetą.
Chodzę po morskich falach i krzyczę: "Nie jestem głodny, mamo, bo jestem poetą!"
Umieram,
umieram z rozkoszy,
płonę.
Ponoć poezja powinna składać się z pięknych zdań.
Według mnie, poezja powinna być narzędziem do manipulowania ludzkością.
Poezja to broń poety przeciw ideałom i harmonii.
Ja zawsze sięgam po nią zza swego płaszcza i wymachuję przed publicznością.
Publiczność drży, robi falę.
Za kulisami ktoś płacze.
Moja mama obiad mi niesie...
MAMO, NOOO!
9
Znak zapytania
o, co mówią oczy sosny
porosłe porostami przeinaczeń ogólnych wrażeń
szeptem anioła z gór szczytów
sosny co słodki ma smak porostów
ujrzane skrzydło ptaka na północy
wichrów dmie ostatnia nuta słowicza
10
Wiadera, wiadera
To było latem: tyle słońc padało w deszczu,
szumy gwiazd wstrząsały wiatrem,
niepokoje odłożyłem na bok
i zabawiałem się swym wiadrem.
W górze sufit świecił ślepo
na nieboskłon na podwórzu,
kiedym umarł, jeszcze żyjąc,
z wiadrem obok w ciemnym buszu.
Ptasior śpiewem swem zaklaskał,
pająk nogą krzyknął: "Bis!",
naszła noc – nasza ostatnia,
mnie i wiadra, mojej Miss.
11
Samotny
Elo-buongiorno
samotny człowieku,
dziś mam dumę lwa
z sercem na dwa.
A tyś biały gołąb;
ozdobię z twych piór
skrzydła anioła.
Płaszcz twój przemókł
chwilami ciszy;
chodzisz ostrożnie
pęknięciem w chodniku.
Dołączę do ciebie,
bo od dziś też jestem
taki jak ty.
12
Ojcze
Zadzwonił do mnie:
"Nie wiem, gdzie jestem."
Nie odebrałem,
a byłem, słyszałem,
jak rzygał wczorajszym
piwem.
13
Lato
Telefon dzwoni,
a ja nie mogę
odebrać,
bo, przyparty do muru
latem,
osłabłem pod ciężarem nocy.
14
Marzenia bezsenne I
przejechanego przez pociąg jeżozwierza powierzył los Bogu
i oto na ulicy pojawił się
tygrys grzebiący w liściach bzu o kolorze khaki
nienawidzący siebie i innych za doznane upokorzenia
szumiała smutno sosna nad sturbinowym kotem o zapachu bzu
pośród księżyca namalowanego
dłonią artysty zaświeciło słońce
i wytrysnęło blaskiem przestworzy ogromnych bez gwiazd
Mars zapłonął
łza błękitna spłynęła na bladą dłoń rzeźnika
a tasak zwinął się w rulonik i znikł bez błysku
w oku
15
Marzenia bezsenne II
Śp. Karolowi Irzykowskiemu
Stałem samotny pośrodku lasu,
wśród drzew, co bananów kiści miały
zamiast liści,
oddychałem zadymionym powietrzem,
choć papieros wypadł mi już z dłoni.
Szybkim gestem przywołałem Ciebie — leżałeś na dywanie z mleczy i dziczych odchodów. Znów krwawiłeś z twarzy i źle ci z oczu patrzyło.
Księżyc zatapiał się w mym blasku aż wszedł we mnie — krzyknąłem i uniosłem się ponad las, a ty modliłeś się do mnie — wiem, że ze strachu, więc spierdalaj.
Noc tchnęła we mnie swe życie, we mnie – jej mistrza i stwórcę, płynąłem w jasność miasta Boccioniego, coraz szybciej i szybciej, aż urwało mi stopy. Kwadraty domów, światła neonów, smugi aut i cały świat pode mną!
A na brukowanej ulicy zamieniłem się w tramwaj i odjechałem po wstęgach szyn.
16
Marzenia bezsenne III
Pierwsza w nocy
taka chwila, gdy
ujrzałem północ –
zimną, gniewną,
ciemną
nocą wyszedłem na podwórze
i zastałem Adama.
Jego liść figowy przepadł gdzieś
jak kamień w wodę
w studni,
więc zabrał moją szmatę
(ty kurwo).
Zjadłem kawałek jego
kukurydzy i odszedłem
od niej, w kącie płaczącej,
płaczącej w kącie.
Wybacz,
ale muszę już wracać.
17
Marzenia bezsenne IV
Nie śpij —
jeszcze cała noc przede mną,
przed całym oddziałem pułkowników–
dezerterów;
nocą –
śmiałą i bezdenną,
krwią węża skropioną
nocą.
Całym dniem brzaśnym niczym
ty
biegłem, potykając się o jeżozwierze
rozwidlone na grabiach zgarbionych
śmieciskami śmieciowym śmieciem
mego
szatana.
Nie śpij —
bo cóż począć bez stalowego płotu?
18
Marzenia bezsenne V
Właśnie me okno ptakiem przelecian
i jego cień napadł na mnie.
Papieros umarł.
Butelka żyje
i żyje kwiat w niego wpierdolon.
Dzień ujrzał światło nocne
latarni pod podbrzuszem Natalii.
Kawałki metalu snuły się po orbicie.
A ja.
Ja
poszedłem do sklepu i kupiłem sałatę.
Właśnie me okno gołębiem obsrane,
zasrani gówniarze łażą pod oknem.
Salome,
Salome!
Wołam cię z otchłani
kibla.
19
Kodeoni mitapriori procenti cento
Andrzej wdychał nosem
kodeinę
Puk puk kto tam
policja
Małżowina straci smak
gdy wejdę na
minę
Małżowina straci smak
kiedy noc wyblaknie
20
Paciaputas
alboż to i michał
kokosy w paciaputas
zbierał
alboż to i stefan
je przynosił
nosz mamo powiedz mi
kiedy skończy się
ta wieczorynka
21
Życie to nie je bajka
W tle statków kobaltowych magicznych
szarzy się świt w niebieskiej poświacie
stratosfer i bieli zbirów z gwiazd,
okradających statki ze stali
i marzeń sennych.
Na tle jesiennych liści obszczanych przez psy
czernieje ziemia obsypana skorupą
ślimaka i śpiewa piosenki o nocach
w schroniskach dla bezdomnych i
psów.
Mamo, znów słyszę głosy w niebiosach
i diabły w nich widzę.
Mamo, kiedy skończy się ta
wieczorynka?
22
Nello Pampo
Lambordźini
Instafiore
Instagrame
Papę, mamę
Nadziewając
Na saszłyki
Wykałaczkę
Z piękną Dźini
23
Aksamitny dres
Za tysiąc dolarów,
za tysiąc,
zabił zająca-
misia.
Za milion dolarów,
za dolar,
wstrzyknął kochance
HIV-a.
Schowa za szafą
banknoty,
zanim policja
nie wkroczy.
Gdy przyszła,
płakał pod łóżkiem,
bo pościel w nocy
znów zmoczył.
24
Trup humanizmu (Kocham)
Zginiemy,
je t'aime,
świat obróci się wniwecz.
Partizani pokoju,
odchodźmy w niebiosa
gwiazd spokrewnionych
z nieprawego łoża.
Zażartą walką o
płonący kwiat z żerdzi
pokażmy, że śmierć
sama dąży
ku śmierci.
A zginiemy,
je t'aime,
dla ciebie, mon mła,
dla ciebie rozprujemy swe
brzuchy z dynamitu.
Niech nastanie płacz,
niech zostanie grzech,
nie spłynąwszy po kaczce rozpaczy,
bo od zemsty do przebaczenia
dzieli nas aż ta broń,
która wiecznym wystrzałem w skroń
majaczy.
25
Lubię w deszczu
Ty uświadom sobie wreszcie —
lubię w deszczu.
Dusza z ciała wyleciała —
ciała w deszczu.
Dreszcze z oka do tył oka
tyłka w deszczu.
Martwy portfel na chodniku —
fiku miku
w deszczu.
26
Noc srebrnozłota palma
Pamiętasz, jak żeśmy się kochali
pod palmami
w srebrnozłotą noc?
Ta noc srebrnozłota palma
ubiła mnie kokosem,
więc ja nie pamiętam,
nie wiem, nie żyję.
27
Kwowadis
Boże, umierę.
Wiem, że umrę nocy tej
jakiejś.
…i odszedła nadzieja wszelaka i duch z ciała ulecion.
I prawda objawljona
obljawion.
28
Epytafium
dziś nieżyw
lecz jutro
znów powstanę na świecie.
oskorybyrozę na korze
zgniłego pnia uwidzieł
oczy me zjadły ją do ostatka
i zalśniły niczym anioł na gałęzi
powieszon.
trupem swym badam zieleń od dupy strony
jak topielec Bolesława płaczący na kartach
poezji
liściem smaruję dłoń
w ciemności nocy prześwitującej przez bladość mej skóry
lecz gdy słońce spać przestanie
znów powstanę na świecie!
29
Moja Italia boleści
sentenze amores o peloponez boskich przestrzeni morskich niezgłębionych oceanie morza
stratio perfetto cinquecento niemożność pełna oddania jej piękna
patrizio kazadi cocosello w orzechu muszli morza antonio perché
dlaczego ciepieć tak muszę
30
Umarłem już wiele lat temu
Umarłem już wiele lat temu
lecz, zmartwychwstawszy na polu chochołów,
jestem tu i wołam głosem Majakowskiego
i głosem Niemena:
jestem tu, i krzyczę głosem Lenina
i głosem Fidela:
jestem tu, i wzywam głosem papieża
i żołnierza:
chodźcie tu, i mówię:
<cenzura><cenzura><cenzura>
31
Bohater naszych czasów
Nie dzwoń,
już jestem.
Przybyłem z zaświatów —
Sosnowiec już zburzon.
Nie mam gdzie mieszkać,
nie mam gdzie spać.
Nie mam rodziny,
co by mi koc przyniosła.
Wszyscy na zgliszczach leżą
i trupem opalają się w słońcu.
Dzięki, że o mnie się bałaś,
dziękuję, że bałaś się o mnie.
Tylko ten strach i współczucie
są warte więcej niż ja.
32
Autobiografia wczorajszego dnia
Nie żyje, bo umarł,
umarło mu futro,
Nadieżda umierła
i zabrała pościel.
Już nie mam gdzie spać,
więc uszłem nad rzekę
z życiem i dałem się
uwieść
przestworzy
wieczora.
33
Autobiografia jutrzejszego dnia
Moja dusza!
Płacze!
Słońcu kule niosę,
ciurkiem lecąc łzą.
Jestem największym spośród wielkich
fallusów ułożonych chronologicznie.
Jestem tu,
jestem.
Ojcze! Ile jeszcze czasu,
ile pieniędzy na
prostytutki!
Ile jeszcze
zostało?
Jestem największym spośród wielkich
magików naciągających emerytów.
Jestem tu,
jestem.
34
Modernistyczne Chiny
Gdy, jak duch, na Starym Mieście płonę
i ludziom na mnie patrzeć niepodobna,
czasy czasom oddaję za nocy zasłonę,
za którą koalia wzdycha przeozdobna.
Bo umierła, magiczniąc się
kulą od stołu dziś stać
alfabetem stołowym
stoliczniaja wódka
smakuje jak kawior.
35
Miesiąc miesiąc
Od stanów zjednoczonych
do rozdzielonych
ból
łba i ból
brzucha.
Skrzydłem jednem latem
macham w witrażu
kolorów jesieni i Mrozu.
Ryczę, krzyczę: "Aj!"
Ból głowy,
kwiecień,
maj.
Wydalam
soczewicę.
36
Stalingrad
"Żalu kilogram wtłoczony w marmur soli i margaryny, z których mój pomnik ulepion,
stopi się w otchłań chodnika.
Nie może odpocząć to cielsko, nie może żal się ukoić.
Ludzie przychodzą popatrzeć na moją żółtaczną twarz.
Zapomną być może lub porobią zdjęcia na Instagram, lecz filtr me rysy przysłoni.
A ludzkość już odeszła, wyginęła wraz z pasztetem z królika, umierła, mą szatą przywdziana.
Strata, och, strata, dolores di leile!
Nie płaczę, choć płaczę, margarynowymi łzami.
Stoję na piedestale z chleba żytniego tosterem przypieczon na zgubę i pohybel pszenicy.
Księżyc jedzony przez wielbłąda przybliża się do mnie, całując w pośladek.
Marynarzu-grzybiarzu, każdemu dogadzasz!"
Stał, mówił przez godziny dwoje
ich stało, mówiło przez
tubę sałatą indiana
dźons.
37
Pociong
Rozpadł się pociąg
rozpadł się
rozpier
bo rozpił się maszynista
w maszynie
za sto
tysięcy
milijonów
miliardów
tysięcy
sto
lat
niech żyje nam
milicja!
38
Nasz Wołodia
Będzie magicznie —
łodzią obrzezaną brzozą
pomszczemy ocean Wołodii.
Płyniemy beczką, ostawszy mydło
przyjaciela ptaków dziobiących przestworze,
i cali pachnący śpiewamy:
"De-de-de-de-de-naa-maaaa-łysz!"
Почему с нами нет Маяковского?
Dlaczego jego łysa głowa nie zajaśni
słonecznym blaskiem na tym niebie
obrzyganym obłokami ze spodni?
Почему, mistrzu zakamuflowany
zakapturzeniem zaświatów?
Czy czujesz nasz oddech na plecach?
Ты уже знаешь, у нас свидание с тобой,
А наш змей не змей, а твой пес?
Ладно
wiosłuje kompania guzikiem od spodni
w obłoku od blanta
(marihuana!
marihuana!
to nie jest zabawa!),
так что маленький ocean
w morze przeistoczon
(nie mam już córki,
нет, płotki ją zabrały).
Papa-księżyc pochylił się nad nami
topiąc nas w falach boleści,
a ja, ja rzekłem wtedy
oto owo ów tak mówię:
"Ghę-khę, pff, ekhu-ekhu..."
39
Błękitna pomarańcza
Umrę.
Przy świecach lub łóżku,
ubity jak Puszkin
umierę.
Przybrzeżem żelaznym
przejechan
nad Ospą i Odrą,
utopion przy blasku
gorąca.
A pachnieć będę wtedy
skórką pomarańczy.
40
Magiczna pomarańcza
Ujrzyj w sobie światłość dnia,
ujrzy w sobie blask poranka!
Kiedy wreszcie wyjdziesz z dna,
naszczyj na żony kochanka!
Tańcz, tańcz,
chuju, tańcz!
Tańcz, tańcz,
pomarańcz!
Nic tak nie osłodzi życia
jak pomarańczowy sok!
Nic tak nie osłodzi go
jak nożykiem pchnięcie w bok!
41
Spis treści
Kamil Mirosław, Poeta z Bezsensu
Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego
Znak zapytania
Wiadera, wiadera
Samotny
Ojcze
Lato
Marzenia bezsenne I
Marzenia bezsenne II
Marzenia bezsenne III
Marzenia bezsenne IV
Marzenia bezsenne V
Kodeoni mitapriori procenti cento
Paciaputas
Życie to nie je bajka
Nello Pampo
Aksamitny dres
Trup humanizmu (Kocham)
Lubię w deszczu
Noc srebrnozłota palma
Kwowadis
Epytafium
Moja Italia boleści
Umarłem już wiele lat temu
Bohater naszych czasów
Autobiografia wczorajszego dnia
Autobiografia jutrzejszego dnia
Modernistyczne Chiny
Miesiąc miesiąc
Stalingrad
Pociong
Nasz Wołodia
Błękitna pomarańcza
Magiczna pomarańcza
3
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
Patryk Kokosiński, Kiedy umierę
Rence Andżeja ~ Sztywna Wisława #01 Nakład: przeogromny do kwadratu ISBN: ekstrakosmiczny Redakcja: Kamil Mirosław Projekt okładki: Kamil Mirosław, Patryk Kokosiński Skład i łamanie: Kamil Mirosław Post-redakcja i korekta: Marta Markiewicz Przedmową opatrzył Kamil Mirosław
WYDAWCA: Rence Andżeja www1: http://rence-andzeja.tumblr.com www2: http://archive.org/details/renan e-mail: [email protected] facebook: http://www.facebook.com/rence.andzeja
Copylefts: chuj to wie, pewnie Creative Commons 3.0