45

Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Debiutancki tomik młodego martwego poety Patryka Kokosińskiego. The debut book of poetry by a young dead poet Patrick Kokos.

Citation preview

Page 1: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę
Page 2: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

Patryk Kokosiński

Kiedy umierę

Rence Andżeja ~ Sztywna Wisława #01

2014

Page 3: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę
Page 4: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

3

Poeta z Bezsensu

Taki – jakże szlachecki – tytuł nadałbym Kokosińskiemu, którego najwcześniejsze ślady

działalności w Internecie sięgają roku 2011, kiedy to stał się nowym właścicielem bloga

funkcjonującego na platformie Tumblr aż po dzień dzisiejszy pod adresem właśnie bez-sensu.

Bezsens to słowo, które zdaje się najlepiej oddawać zarówno twórczość, jak i biografię autora,

wyjątki z której było mi dane poznać podczas licznych rozmów z poetą. Jestem tym samym

jednym z nielicznych, którym Patryk się ze swojego życia wprost spowiadał – jednakże dzięki

niniejszemu wydaniu ponad trzydziestu jego tekstów, cała nieokreślona rzesza

czytelników uzyskuje prawo do wglądu w prywatność Kokosińskiego, upodabniającego się w tym

momencie do zabalsamowanego Lenina.

Pierwszy raz z poezją Kokosińskiego zetknąłem się latem '13 właśnie na jego blogu, gdzie

jego autorskie dzieła były początkowo publikowane gdzieś pomiędzy klasyką polskiego futuryzmu,

pastiszami twórczości poetów współczesnych a dadaistyczną dekonstrukcją i rekonstrukcją

wielkich romantyków. Nic dziwnego, że traktowałem wówczas poezję Kokosińskiego pół żartem,

pół serio, tym bardziej, że wśród autorskich jego tekstów znajdowały się w dużej mierze naiwne,

dziecięce wykwity – na przykład Piosenka o chrząszczu, opatrzona niewielką ilustracją rodem

z Painta. Nie mogłem jednak oprzeć się trącącemu nieco anachronizmem, a nieco tanim

dowcipem urokowi poezyj takich jak m.in. druga część Marzeń bezsennych czy, jak się później

okazało – kluczowe w twórczości Kokosa, Umarłem już wiele lat temu.

Moja znajomość z Patrykiem Kokosińskim już wtedy była na tyle zażyła, że wiele z jego

późniejszych tumblrowych autopublikacji miałem okazję odczytać przedpremierowo, a także

mogłem poznać wiersze, które do chwili publikacji tego tomiku były nieznane poza wąskim

gronem przyjaciół i współpracowników Patryka. Obcowanie z jakże często wówczas

formowanymi płodami tego ukraińskiego umysłu wkrótce pozwoliło mi odkryć pewne luźne

schematy genezy tych pojedynczych wierszy i diametralnie zmienić moje nastawienie do

twórczości Kokosińskiego. Wcześniejsze żartem podbarwione życzenia wydania poezji na papierze

zgubiły jakiekolwiek znamię szyderstwa. Niech więc czytelnik wyobrazi sobie moją radość, gdy

Kokosiński, będąc świadomym moich planów poszerzenia spektrum działania Rencuw Andżeja,

napisał do mnie z prośbą o wydanie jego debiutanckiego woluminu poetyckiego!

W połowie tego roku, po paru miesiącach wytężonej pracy, Kokosiński był gotów.

Z ogromnej liczby wierszy, powstałych w przeciągu, jak się zdaje, niespełna jednego roku, wybrał

symboliczne trzydzieści trzy. Po wstępnej lekturze – gdyż większości z tych wierszy nigdy

wcześniej nie miałem okazji czytać – potwierdziły się moje budowane po cichu, bez konsultacji

z Patrykiem, teoryjki. Czytając między i poza wierszami byłem w stanie upewnić się, że

w większości (jeśli nie wszystkich) wierszach mamy do czynienia z tym samym podmiotem

Page 5: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

4

lirycznym, z którym na dodatek Kokosiński się identyfikuje. Zauważyłem też pewien story-telling,

łączący niemal wszystkie wiersze w większą całość, jeśli tylko zrekonstruować ją pod względem

chronologicznym, czego udało mi się wtedy dokonać. A więc dobór wierszy do tomiku nie był

przypadkowy ani też całkiem oparty na wartości poetyckiej poszczególnych utworów…

Wciąż nie wyjawiając swoich podejrzeń, poprosiłem Ukraińca o przedstawienie mi

kolejności, w jakiej chciałby, aby wiersze się w tomiku znalazł. Z pozoru to tylko oczywista

formalność, ale na odpowiedź czekałem z niecierpliwością. Gdy otrzymałem w końcu

KOLEJNOŚĆ.rtf, okazało się, że… pomyliłem się haniebnie. Porządek, w jakim Kokosiński

ułożył wybrane przez siebie wcześniej wiersze był jednak, poza paroma wyjątkami, na tyle

idiotyczny, że nie tylko nie zgrywał się z układem opracowanym przeze mnie, ale wręcz zmieniał

tomik w chaotyczną masę, niedającą się właściwie czytać inaczej niż wyrywkowo. Większość

„cięższych” tekstów skupiona na samym początku, a dalej totalne pomieszanie tematyczne… Nie,

to nie mogła być prawda!

Znając trollerską naturę Patryka, wysłałem mu własną wizję kolejności utworów w tomiku

z bezpośrednim pytaniem: W chuja pan lecisz z tym szykiem? I faktycznie, leciał. Jak się okazało,

jego chimeryczna antysekwencja tomiku wynikała trochę z chęci pozostania enigmatycznym

twórcą, trochę z czystego bucostwa, a trochę jeszcze z chęci poddania próbie moich umiejętności

dedukcyjnych. Jako że test przeszedłem pomyślnie, oto przed wami poprawnie złożony

debiutancki tomik Patryka Kokosińskiego, który pozwoli wam, przy odrobinie zaangażowania,

odkryć dzieło i samego jego twórcę.

Z tego też powodu daruję sobie tutaj całą wielostronicową analizę i interpretację

zawartości Kiedy umierę, którą z powodzeniem mógłbym napisać i uzyskać przy tym aprobatę ze

strony Kokosa za zgodność z intencjami za tymi wierszami stojącymi. Przedstawię tylko ogólny

zarys treści, z jakimi czytelnik zetknie się podczas lektury, i historię, jaką tenże tomik przedstawia.

W twórczości Kokosińskiego istnieje pewna pula stałych motywów, z których poeta

korzysta, wybierając je czy to pojedynczo, czy też łącząc w pary lub tryplety. Zawsze jednak jakiś

temat czy idea dominują, dlatego zawartość tego ebooka można podzielić na kilka części, dosyć

płynnie przechodzących jedna w drugą.

Na sam początek dostajemy Kokosińskiego przejmującego kontrolę nad swoim życiem i

decydującego się na przyjęcie zesłanego mu powołania poetyckiego: przedstawia nam swój

manifest (Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego) i wprowadza stosowną jego zdaniem atmosferę

(Znak zapytania). Rozlicza się także z nawiedzającym go już we wprowadzeniu dzieciństwem

(Wiadera, wiadera), odkrywając w nim ostatecznie pierwsze sygnały tego, że Poezja już dawno

temu wybrała go na swego kapłana. W Samotnym tożsamy z poetą podmiot liryczny dokonuje

końcowego aktu afirmacji i przechodzi wewnętrzną metamorfozę. Tę część zamyka wiersz Ojcze,

w którym Kokosiński, teraz już jako pełnoprawny poeta-buntownik, daje wyraz swojej

niezależności.

Page 6: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

5

Drugą część tego tomiku śmiało możemy nazwać suitą nokturnalną, gdyż każdy z tych

sześciu utworów opowiada o nocnych przeżyciach poety. W Lecie o raz pierwszy daje o sobie znać

bezlitosne brzemię Poezji. Noc przestaje być dla Kokosińskiego czasem wytchnienia i dalekich

podróży na skrzydłach snu. Staje się porą, w której ciężkość myśli osadza się na umyśle poety,

jednocześnie paraliżując go fizycznie. Prowadzi to do długotrwałej insomnii, z której

wspomnienia ukraiński liryk zbiera w pięcioczęściowym cyklu Marzeń bezsennych, pełnym

retrofuturystycznych wizji, nocnych eskapad, typów spod ciemnej gwiazdy i miotania się po

mieszkaniu.

Kolejnych osiem utworów prezentuje wpływ, jaki ta klątwa bezsenności wywarła na życie

Kokosińskiego. Pojawiają się w nim nowi znajomi i wspólne wojaże (Kodeoni mitapriori procenti

cento, Paciaputas), podczas których poetę pochłaniają odmęty postępującego szaleństwa i duchy

dzieciństwa (Życie to nie je bajka, Nello Pampo). Dramatyczne przeżycia z Aksamitnego dresu

mieszają się z przeczuciem apokalipsy w Trupie humanizmu, który dodatkowo wprowadza do

poezji Kokosa wymiar erotyczny, kontynuowany w postaci spowiedzi z rozwiązłego życia

seksualnego w kolejnych dwóch wierszach. Drugi z nich, Noc srebrnozłota palma, niczym

francuski zwrot le petite mort, splata ze sobą seks i śmierć. Śmierć Patryka.

To właśnie zgonowi i odrodzeniu Patryka poświęcona jest kolejna część tomiku.

Kokosiński jest rozdarty w czasie. Z przeszłości wspomina noc swojego odejścia w Kwowadis, a już

w następnym Epytafium patrzy w przyszłość, o której wie, że przyniesie mu z powrotem życie.

Tymczasem opisuje posępne krajobrazy limbo (wciąż Epytafium), a następnie pisze sprawozdanie

z wędrówki po zaświatach, przywodzących mu na myśl kraje śródziemnomorskie (Moja Italia

boleści). Po długim pobycie w podziemiu udaje mu się z pomocą duchów rebeliantów wrócić do

świata żywych (Umarłem już wiele lat temu).

Odrodzony jako rewolucjonista, Kokosiński odkrywa, że słusznym było jego prematuralne

przeczucie apokalipsy. Podczas nieobecności poety wśród żywych znany mu wcześniej świat uległ

przynajmniej częściowej zagładzie. Jego miasto zostało zburzone, a rodzina, której wcześniej się

wyparł, prawdopodobnie nie żyje (Bohater naszych czasów). W obliczu tych doświadczeń jeszcze

raz budzi się w nim cygańska krew i rozpoczyna swój Grand Tour (Autobiografia wczorajszego

dnia). Odkrywa, że jego ojciec uszedł z życiem i bynajmniej nie zamierza zmienić swojego

dotychczasowego zachowania (Autobiografia jutrzejszego dnia). Odwiedza odradzający się powoli

Daleki Wschód (Modernistyczne Chiny), zniszczoną Amerykę (Miesiąc miesiąc) oraz Rosję, która

przejęła władzę na świecie, przywracając niektóre z radzieckich mechanizmów władzy (Stalingrad).

Groteskowość post-apokaliptycznego świata, ślepo błądzącego na kolanach wśród własnych

odchodów, a jednak wciąż przepełnionego dumą, odmalowuje Kokos w Pociongu.

W ostatnich trzech wierszach Kokosiński ponownie spogląda w przyszłość. W Naszym

Wołodii, odwołując się do Majakowskiego, nakreśla cele swojego posłannictwa na tym świecie.

Błękitna pomarańcza jest fantazją na temat własnej śmierci – tym razem tej prawdziwej,

Page 7: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

6

wytęsknionej, wieńczącej spełnione życie rewolucjonisty. Tomik zamyka Magiczna pomarańcza,

pieśń, z którą Kokosiński zaczyna kolejny etap swojej działalności, pełen wiary w powodzenie

swojej misji.

To tylko szkicowo nakreślony plan wydarzeń, jedynie wycinek idei stojącej za Kiedy

umierę. Zanim czytelnik rozpocznie swoje poszukiwania sensu w pozornym bezsensie, wypada mi

jeszcze przestrzec go przed stylem poezji Kokosa. Liczne odwołania do twórczości

futurystów niosą ze sobą zastosowanie niektórych z ich technik. Prezentacja szaleństwa czy

dziecięcego bądź zdziecinniałego umysłu również pociąga za sobą odpowiednią stylizację tekstu i

zabawę konwencjami. Dodatkowo Patryk, z pochodzenia Ukrainiec, jako prawdziwy kosmopolita

i poeta-cygan, nie tylko kaleczy język polski i jego gramatykę (zazwyczaj celowo), ale też wtrąca

wiele wyrazów i zwrotów obcych (włoskich, rosyjskich) bądź na obce stylizowanych. Miejscami

miota się między polszczyzną literacką a gwarą suwalską – co widać już w samym tytule tego

wyboru poezji, który jednocześnie dobrze oddaje i treść, i formę zawartości (a przy okazji

wyśmiewa znienawidzonego przez naszego poetę Williama Faulknera). Wreszcie zdarza się

Patrykowi wprost szydzić z Polaków, błędnie używających własnego języka czy źle wymawiających

obce nazwy (prawdziwe perły znaleźć można zwłaszcza w Nello Pampo).

Sądzę, że na podstawie nakreślonych przeze mnie kulis powstania tomiku, zarysu historii,

którą tomik opowiada, czy garści informacji o niecodziennym stylu, czytelnik już teraz jest

w stanie wstępnie wywnioskować, dlaczego nazywam Kokosińskiego Poetą z Bezsensu. Powodów

ku temu jest wszak cała masa. Zapraszam do lektury, dzięki której odkryjecie je wszystkie – i bez

wątpienia zakochacie się w Kokosowej twórczości.

Kamil Mirosław

Page 8: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

Kiedy umierę

Page 9: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

8

Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego

Ponoć poezja to rytm duszy.

Według mnie, poezja jest pomarańczą. Pomarańczą gładką, niebieską, z migdałkiem w środku.

Poezja to cudowny dar dla wybranych przez Reptilian.

Nie jestem nawet pewny, czy zasłużyłem sobie na niego.

Lecz mam go, więc jestem poetą, najlepszym spośród was, bo jestem poetą.

Chodzę po morskich falach i krzyczę: "Nie jestem głodny, mamo, bo jestem poetą!"

Umieram,

umieram z rozkoszy,

płonę.

Ponoć poezja powinna składać się z pięknych zdań.

Według mnie, poezja powinna być narzędziem do manipulowania ludzkością.

Poezja to broń poety przeciw ideałom i harmonii.

Ja zawsze sięgam po nią zza swego płaszcza i wymachuję przed publicznością.

Publiczność drży, robi falę.

Za kulisami ktoś płacze.

Moja mama obiad mi niesie...

MAMO, NOOO!

Page 10: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

9

Znak zapytania

o, co mówią oczy sosny

porosłe porostami przeinaczeń ogólnych wrażeń

szeptem anioła z gór szczytów

sosny co słodki ma smak porostów

ujrzane skrzydło ptaka na północy

wichrów dmie ostatnia nuta słowicza

Page 11: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

10

Wiadera, wiadera

To było latem: tyle słońc padało w deszczu,

szumy gwiazd wstrząsały wiatrem,

niepokoje odłożyłem na bok

i zabawiałem się swym wiadrem.

W górze sufit świecił ślepo

na nieboskłon na podwórzu,

kiedym umarł, jeszcze żyjąc,

z wiadrem obok w ciemnym buszu.

Ptasior śpiewem swem zaklaskał,

pająk nogą krzyknął: "Bis!",

naszła noc – nasza ostatnia,

mnie i wiadra, mojej Miss.

Page 12: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

11

Samotny

Elo-buongiorno

samotny człowieku,

dziś mam dumę lwa

z sercem na dwa.

A tyś biały gołąb;

ozdobię z twych piór

skrzydła anioła.

Płaszcz twój przemókł

chwilami ciszy;

chodzisz ostrożnie

pęknięciem w chodniku.

Dołączę do ciebie,

bo od dziś też jestem

taki jak ty.

Page 13: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

12

Ojcze

Zadzwonił do mnie:

"Nie wiem, gdzie jestem."

Nie odebrałem,

a byłem, słyszałem,

jak rzygał wczorajszym

piwem.

Page 14: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

13

Lato

Telefon dzwoni,

a ja nie mogę

odebrać,

bo, przyparty do muru

latem,

osłabłem pod ciężarem nocy.

Page 15: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

14

Marzenia bezsenne I

przejechanego przez pociąg jeżozwierza powierzył los Bogu

i oto na ulicy pojawił się

tygrys grzebiący w liściach bzu o kolorze khaki

nienawidzący siebie i innych za doznane upokorzenia

szumiała smutno sosna nad sturbinowym kotem o zapachu bzu

pośród księżyca namalowanego

dłonią artysty zaświeciło słońce

i wytrysnęło blaskiem przestworzy ogromnych bez gwiazd

Mars zapłonął

łza błękitna spłynęła na bladą dłoń rzeźnika

a tasak zwinął się w rulonik i znikł bez błysku

w oku

Page 16: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

15

Marzenia bezsenne II

Śp. Karolowi Irzykowskiemu

Stałem samotny pośrodku lasu,

wśród drzew, co bananów kiści miały

zamiast liści,

oddychałem zadymionym powietrzem,

choć papieros wypadł mi już z dłoni.

Szybkim gestem przywołałem Ciebie — leżałeś na dywanie z mleczy i dziczych odchodów. Znów krwawiłeś z twarzy i źle ci z oczu patrzyło.

Księżyc zatapiał się w mym blasku aż wszedł we mnie — krzyknąłem i uniosłem się ponad las, a ty modliłeś się do mnie — wiem, że ze strachu, więc spierdalaj.

Noc tchnęła we mnie swe życie, we mnie – jej mistrza i stwórcę, płynąłem w jasność miasta Boccioniego, coraz szybciej i szybciej, aż urwało mi stopy. Kwadraty domów, światła neonów, smugi aut i cały świat pode mną!

A na brukowanej ulicy zamieniłem się w tramwaj i odjechałem po wstęgach szyn.

Page 17: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

16

Marzenia bezsenne III

Pierwsza w nocy

taka chwila, gdy

ujrzałem północ –

zimną, gniewną,

ciemną

nocą wyszedłem na podwórze

i zastałem Adama.

Jego liść figowy przepadł gdzieś

jak kamień w wodę

w studni,

więc zabrał moją szmatę

(ty kurwo).

Zjadłem kawałek jego

kukurydzy i odszedłem

od niej, w kącie płaczącej,

płaczącej w kącie.

Wybacz,

ale muszę już wracać.

Page 18: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

17

Marzenia bezsenne IV

Nie śpij —

jeszcze cała noc przede mną,

przed całym oddziałem pułkowników–

dezerterów;

nocą –

śmiałą i bezdenną,

krwią węża skropioną

nocą.

Całym dniem brzaśnym niczym

ty

biegłem, potykając się o jeżozwierze

rozwidlone na grabiach zgarbionych

śmieciskami śmieciowym śmieciem

mego

szatana.

Nie śpij —

bo cóż począć bez stalowego płotu?

Page 19: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

18

Marzenia bezsenne V

Właśnie me okno ptakiem przelecian

i jego cień napadł na mnie.

Papieros umarł.

Butelka żyje

i żyje kwiat w niego wpierdolon.

Dzień ujrzał światło nocne

latarni pod podbrzuszem Natalii.

Kawałki metalu snuły się po orbicie.

A ja.

Ja

poszedłem do sklepu i kupiłem sałatę.

Właśnie me okno gołębiem obsrane,

zasrani gówniarze łażą pod oknem.

Salome,

Salome!

Wołam cię z otchłani

kibla.

Page 20: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

19

Kodeoni mitapriori procenti cento

Andrzej wdychał nosem

kodeinę

Puk puk kto tam

policja

Małżowina straci smak

gdy wejdę na

minę

Małżowina straci smak

kiedy noc wyblaknie

Page 21: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

20

Paciaputas

alboż to i michał

kokosy w paciaputas

zbierał

alboż to i stefan

je przynosił

nosz mamo powiedz mi

kiedy skończy się

ta wieczorynka

Page 22: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

21

Życie to nie je bajka

W tle statków kobaltowych magicznych

szarzy się świt w niebieskiej poświacie

stratosfer i bieli zbirów z gwiazd,

okradających statki ze stali

i marzeń sennych.

Na tle jesiennych liści obszczanych przez psy

czernieje ziemia obsypana skorupą

ślimaka i śpiewa piosenki o nocach

w schroniskach dla bezdomnych i

psów.

Mamo, znów słyszę głosy w niebiosach

i diabły w nich widzę.

Mamo, kiedy skończy się ta

wieczorynka?

Page 23: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

22

Nello Pampo

Lambordźini

Instafiore

Instagrame

Papę, mamę

Nadziewając

Na saszłyki

Wykałaczkę

Z piękną Dźini

Page 24: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

23

Aksamitny dres

Za tysiąc dolarów,

za tysiąc,

zabił zająca-

misia.

Za milion dolarów,

za dolar,

wstrzyknął kochance

HIV-a.

Schowa za szafą

banknoty,

zanim policja

nie wkroczy.

Gdy przyszła,

płakał pod łóżkiem,

bo pościel w nocy

znów zmoczył.

Page 25: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

24

Trup humanizmu (Kocham)

Zginiemy,

je t'aime,

świat obróci się wniwecz.

Partizani pokoju,

odchodźmy w niebiosa

gwiazd spokrewnionych

z nieprawego łoża.

Zażartą walką o

płonący kwiat z żerdzi

pokażmy, że śmierć

sama dąży

ku śmierci.

A zginiemy,

je t'aime,

dla ciebie, mon mła,

dla ciebie rozprujemy swe

brzuchy z dynamitu.

Niech nastanie płacz,

niech zostanie grzech,

nie spłynąwszy po kaczce rozpaczy,

bo od zemsty do przebaczenia

dzieli nas aż ta broń,

która wiecznym wystrzałem w skroń

majaczy.

Page 26: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

25

Lubię w deszczu

Ty uświadom sobie wreszcie —

lubię w deszczu.

Dusza z ciała wyleciała —

ciała w deszczu.

Dreszcze z oka do tył oka

tyłka w deszczu.

Martwy portfel na chodniku —

fiku miku

w deszczu.

Page 27: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

26

Noc srebrnozłota palma

Pamiętasz, jak żeśmy się kochali

pod palmami

w srebrnozłotą noc?

Ta noc srebrnozłota palma

ubiła mnie kokosem,

więc ja nie pamiętam,

nie wiem, nie żyję.

Page 28: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

27

Kwowadis

Boże, umierę.

Wiem, że umrę nocy tej

jakiejś.

…i odszedła nadzieja wszelaka i duch z ciała ulecion.

I prawda objawljona

obljawion.

Page 29: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

28

Epytafium

dziś nieżyw

lecz jutro

znów powstanę na świecie.

oskorybyrozę na korze

zgniłego pnia uwidzieł

oczy me zjadły ją do ostatka

i zalśniły niczym anioł na gałęzi

powieszon.

trupem swym badam zieleń od dupy strony

jak topielec Bolesława płaczący na kartach

poezji

liściem smaruję dłoń

w ciemności nocy prześwitującej przez bladość mej skóry

lecz gdy słońce spać przestanie

znów powstanę na świecie!

Page 30: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

29

Moja Italia boleści

sentenze amores o peloponez boskich przestrzeni morskich niezgłębionych oceanie morza

stratio perfetto cinquecento niemożność pełna oddania jej piękna

patrizio kazadi cocosello w orzechu muszli morza antonio perché

dlaczego ciepieć tak muszę

Page 31: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

30

Umarłem już wiele lat temu

Umarłem już wiele lat temu

lecz, zmartwychwstawszy na polu chochołów,

jestem tu i wołam głosem Majakowskiego

i głosem Niemena:

jestem tu, i krzyczę głosem Lenina

i głosem Fidela:

jestem tu, i wzywam głosem papieża

i żołnierza:

chodźcie tu, i mówię:

<cenzura><cenzura><cenzura>

Page 32: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

31

Bohater naszych czasów

Nie dzwoń,

już jestem.

Przybyłem z zaświatów —

Sosnowiec już zburzon.

Nie mam gdzie mieszkać,

nie mam gdzie spać.

Nie mam rodziny,

co by mi koc przyniosła.

Wszyscy na zgliszczach leżą

i trupem opalają się w słońcu.

Dzięki, że o mnie się bałaś,

dziękuję, że bałaś się o mnie.

Tylko ten strach i współczucie

są warte więcej niż ja.

Page 33: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

32

Autobiografia wczorajszego dnia

Nie żyje, bo umarł,

umarło mu futro,

Nadieżda umierła

i zabrała pościel.

Już nie mam gdzie spać,

więc uszłem nad rzekę

z życiem i dałem się

uwieść

przestworzy

wieczora.

Page 34: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

33

Autobiografia jutrzejszego dnia

Moja dusza!

Płacze!

Słońcu kule niosę,

ciurkiem lecąc łzą.

Jestem największym spośród wielkich

fallusów ułożonych chronologicznie.

Jestem tu,

jestem.

Ojcze! Ile jeszcze czasu,

ile pieniędzy na

prostytutki!

Ile jeszcze

zostało?

Jestem największym spośród wielkich

magików naciągających emerytów.

Jestem tu,

jestem.

Page 35: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

34

Modernistyczne Chiny

Gdy, jak duch, na Starym Mieście płonę

i ludziom na mnie patrzeć niepodobna,

czasy czasom oddaję za nocy zasłonę,

za którą koalia wzdycha przeozdobna.

Bo umierła, magiczniąc się

kulą od stołu dziś stać

alfabetem stołowym

stoliczniaja wódka

smakuje jak kawior.

Page 36: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

35

Miesiąc miesiąc

Od stanów zjednoczonych

do rozdzielonych

ból

łba i ból

brzucha.

Skrzydłem jednem latem

macham w witrażu

kolorów jesieni i Mrozu.

Ryczę, krzyczę: "Aj!"

Ból głowy,

kwiecień,

maj.

Wydalam

soczewicę.

Page 37: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

36

Stalingrad

"Żalu kilogram wtłoczony w marmur soli i margaryny, z których mój pomnik ulepion,

stopi się w otchłań chodnika.

Nie może odpocząć to cielsko, nie może żal się ukoić.

Ludzie przychodzą popatrzeć na moją żółtaczną twarz.

Zapomną być może lub porobią zdjęcia na Instagram, lecz filtr me rysy przysłoni.

A ludzkość już odeszła, wyginęła wraz z pasztetem z królika, umierła, mą szatą przywdziana.

Strata, och, strata, dolores di leile!

Nie płaczę, choć płaczę, margarynowymi łzami.

Stoję na piedestale z chleba żytniego tosterem przypieczon na zgubę i pohybel pszenicy.

Księżyc jedzony przez wielbłąda przybliża się do mnie, całując w pośladek.

Marynarzu-grzybiarzu, każdemu dogadzasz!"

Stał, mówił przez godziny dwoje

ich stało, mówiło przez

tubę sałatą indiana

dźons.

Page 38: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

37

Pociong

Rozpadł się pociąg

rozpadł się

rozpier

bo rozpił się maszynista

w maszynie

za sto

tysięcy

milijonów

miliardów

tysięcy

sto

lat

niech żyje nam

milicja!

Page 39: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

38

Nasz Wołodia

Będzie magicznie —

łodzią obrzezaną brzozą

pomszczemy ocean Wołodii.

Płyniemy beczką, ostawszy mydło

przyjaciela ptaków dziobiących przestworze,

i cali pachnący śpiewamy:

"De-de-de-de-de-naa-maaaa-łysz!"

Почему с нами нет Маяковского?

Dlaczego jego łysa głowa nie zajaśni

słonecznym blaskiem na tym niebie

obrzyganym obłokami ze spodni?

Почему, mistrzu zakamuflowany

zakapturzeniem zaświatów?

Czy czujesz nasz oddech na plecach?

Ты уже знаешь, у нас свидание с тобой,

А наш змей не змей, а твой пес?

Ладно

wiosłuje kompania guzikiem od spodni

w obłoku od blanta

(marihuana!

marihuana!

to nie jest zabawa!),

так что маленький ocean

w morze przeistoczon

(nie mam już córki,

нет, płotki ją zabrały).

Papa-księżyc pochylił się nad nami

topiąc nas w falach boleści,

a ja, ja rzekłem wtedy

oto owo ów tak mówię:

"Ghę-khę, pff, ekhu-ekhu..."

Page 40: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

39

Błękitna pomarańcza

Umrę.

Przy świecach lub łóżku,

ubity jak Puszkin

umierę.

Przybrzeżem żelaznym

przejechan

nad Ospą i Odrą,

utopion przy blasku

gorąca.

A pachnieć będę wtedy

skórką pomarańczy.

Page 41: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

40

Magiczna pomarańcza

Ujrzyj w sobie światłość dnia,

ujrzy w sobie blask poranka!

Kiedy wreszcie wyjdziesz z dna,

naszczyj na żony kochanka!

Tańcz, tańcz,

chuju, tańcz!

Tańcz, tańcz,

pomarańcz!

Nic tak nie osłodzi życia

jak pomarańczowy sok!

Nic tak nie osłodzi go

jak nożykiem pchnięcie w bok!

Page 42: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

41

Spis treści

Kamil Mirosław, Poeta z Bezsensu

Istota poezji wg Patryka Kokosińskiego

Znak zapytania

Wiadera, wiadera

Samotny

Ojcze

Lato

Marzenia bezsenne I

Marzenia bezsenne II

Marzenia bezsenne III

Marzenia bezsenne IV

Marzenia bezsenne V

Kodeoni mitapriori procenti cento

Paciaputas

Życie to nie je bajka

Nello Pampo

Aksamitny dres

Trup humanizmu (Kocham)

Lubię w deszczu

Noc srebrnozłota palma

Kwowadis

Epytafium

Moja Italia boleści

Umarłem już wiele lat temu

Bohater naszych czasów

Autobiografia wczorajszego dnia

Autobiografia jutrzejszego dnia

Modernistyczne Chiny

Miesiąc miesiąc

Stalingrad

Pociong

Nasz Wołodia

Błękitna pomarańcza

Magiczna pomarańcza

3

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

39

40

Page 43: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę
Page 44: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

Patryk Kokosiński, Kiedy umierę

Rence Andżeja ~ Sztywna Wisława #01 Nakład: przeogromny do kwadratu ISBN: ekstrakosmiczny Redakcja: Kamil Mirosław Projekt okładki: Kamil Mirosław, Patryk Kokosiński Skład i łamanie: Kamil Mirosław Post-redakcja i korekta: Marta Markiewicz Przedmową opatrzył Kamil Mirosław

WYDAWCA: Rence Andżeja www1: http://rence-andzeja.tumblr.com www2: http://archive.org/details/renan e-mail: [email protected] facebook: http://www.facebook.com/rence.andzeja

Copylefts: chuj to wie, pewnie Creative Commons 3.0

Page 45: Patryk Kokosiński, Kiedy umierę