24

NGS B.e.s.t. Listopad 2010

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Numer listopadowy

Citation preview

sp

is

po

ws

zec

hn

y

rea

kc

yjn

a r

ęk

a

Adres redAkcji: ul. Kamienna 59, Wrocław, bud. B/F pok. 8/9, tel./fax: (071) 36 80 648 (gdy nas nie ma - zostaw wiadomość!). Adres do korespondencji: NGS „B.e.s.t.” Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, ul. Komandorska 118/120, 53-345 Wrocław. internet: [email protected] (ale pisz lepiej do Naczelnego), http://best.ue.wroc.pl

redAktor nAczelny: Paweł Maleńczak ([email protected]) | Zastępca red. nacZ.: Dominika Majcher ([email protected]) | redAktorzy: Michał Brzeźniak, Szymon Gorączka, Aleksandra Greźlikowska, Bartosz Jakubowski, Katarzyna Jeznach, Jakub Knoll, Magdalena Kotowska, Anna Mrózek, Zbigniew Ostrowski, Marta Rewera, Bartosz Romelczyk, Piotr Semeniuk, Grzegorz Święch, Dariusz Wierzbowicz | Foto: Jakub Knoll, Alicja Koryś, Julia Zborowska, Magdalena Ziaja | rysunki: Tomasz Cieszyński, Milena Górska, Zbigniew Ostrowski, Magdalena Pleskacewicz, Gabriela Wilczewska | GrAFikA: Jakub Knoll | skład dtp: Jakub Knoll, Grzegorz Święch | Okładka: Magdalena Ziaja | Współpraca: Jarosław Adam, Krzysztof Kercz

Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru, dokonywania skrótów i poprawek stylistycznych w dostarczanych materiałach.Opinie zawarte w artykułach i korespondencjach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji.

Drodzy czytelnicy!

Bardzo nam miło przedstawić nowy numer B.e.s.t.’a! Z pewnością zapytacie, dlaczego tak późno, wszak połowa listopada już za nami! Na szczęście jesteśmy gazetą studencką i mamy nadzieję, że nam wybaczycie, a jakość listopadowego wydania wynagrodzi Wasze oczekiwanie. Co nowego w „Beście”? Przede wszystkim pilne tematy dotyczące studentów! Na łamach niniejszego pisma będziemy się starali zachęcić Was do aktywnego udziału w życiu uczelni (wybory do RUSS już wkrótce!), do bycia przedsiębiorczymi, do wolontariatu, podróżowania, ekstazy intelektualnej w obcowaniu z kulturą i nauki języków obcych! Od obecnego wydania stałą rubryką będzie tekst w wybranym języku obcym oraz jego angielskie tłumaczenie. Mamy nadzieję, że spodoba się Wam ten pomysł i pozwoli odkurzyć dawno zapomniany słownik. Aby zaś na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zadać ostateczny cios jesiennej depresji polecamy kolejną część opowiadania pt. „Dzikie Serce Averlandu” i komiksy - jak zwykle pełne niebanalnego przekazu. Zapraszamy więc do lektury i komentowania!

Paweł Maleńczak

P. S. Już niedługo pojawi się także nowa odsłona internetowego serwisu B.e.s.t.’a, na którym będziecie mogli śledzić aktualne informacje dotyczące przede wszystkim naszej uczelni.

1. Magda walczy z Waszą depresją2. Zen, tu i teraz3. RUSSyfikacja: Oświadczenie Rady Uczelnianej Samorządu Studentóww sprawie SIMPLEXu4.-5. Polemimika: Świat się zmienił, samorządy są już niepotrzebne6. zORGanizowani studenci: Wielka Draka dla Dzieciaka, Konkurs jezykowy, Ranking Najlepszy z Najlepszych7.-8. EKOnomia | REALacje: Wielki biznes na UE9. EKOnomia | Wywiad: „So far, so good” - Leszek Czarnecki, Tomasz Czechowicz, Tomasz Kurzewski9. EKOnomia | Wywiad: Wywiad z Kazimierzem Krupą, red. nacz magazynu Forbes10. Się rozwiń się: Summer School Poland 2009 rusza!11. EKOnomia: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości12-13....... Śię rozwiń się: Pomagać można wszędzie - wolontariat | Nagły atak zimy?14. SJO: Przyszły prezydent USA musi mówić po hiszpańsku15. Ucz się języków: ¿El deporte para la salud o la salud para el deporte?16. Opowiadanie: Teo17. Opowiadanie: Dzikie serce Averlandu, cz. 618. Trochę kultury?! | Literatura: Wawrzyniec Prusky „Ballada o chaosiku”19. Felietuńczyk: Depresario20. Trochę kultury?! | Film: Dystrykt 921. Trochę kultury?!: Karin Fossum „Nie oglądaj się”, Hey „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”22. Komiks: Jak to na obronach bywa.23. Trzymaj poziom: Przygody Wieni Pietrowycza, Zbychowiec mazia, wiersz Anny M.24. Idzie jesień... nie ma na to rady... choć już waściwie dawno jest już jesień.

3NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

RUSSyfikacja

OśWiadcZenie rady UcZelnianej samOrZądU stUdentóW

W spraWie simpleXUBudynek SIMPLEX od jakiegoś czasu stał się tematem rozmów wielu studentów. Miał być otwarty – jest zamknięty, choć remont już się skończył. Wszystkim wątpliwościom w tej sprawie winien brak informacji.

W związku z tym Rada Uczelniana Samorządu Studentów zwróciła się do nas z prośbą o opublikowanie oświadczenia w tej sprawie. Z naszej strony chcielibyśmy dopowiedzieć, że jako rzetelni i odpowiedzialni dziennikarze nie moglibyśmy ograniczyć się jedynie do tego jednego stanowiska – jednakże sprawa wymaga wyjaśnień. Postaramy się w najbliższym

czasie, byście mogli zapoznać się również ze stanowiskiem administracji uczelnianej, które to mamy nadzieję w niedługim czasie otrzymać i opublikować na stronie internetowej, wraz z całością oświadczenia RUSS.

Poniższe oświadczenie publikujemy jako pierwsze – ponieważ jest opinią studentów bezpośrednio związanych ze sprawą, któ-rym tak samo jak nam zależy na jak najszybszym zakończeniu prac nad SIMPLEX-em. Zdecydowało o tym również to, że jak już wspomnieliśmy, RUSS sam zwrócił się z prośbą o publikację. Tekst zawiera w sobie całą historię działań, jeżeli chcecie poznać wszystkie szczegóły zapraszamy na stronę best.ue.wroc.pl lub best.ue.wroc.pl/blog – tam możecie go ławo skomentować.

Wszystkim studentom, którzy zastana-wiają się dlaczego wyremontowany budy-nek SIMPLEX wciąż stoi pusty jesteśmy winni parę słów wyjaśnień.

[...] Rektor zgodził się w kwietniu

2009 roku na stworzenie komisji studenc-kiej, która przeprowadzi konkurs na na-jemcę góry budynku SIMPLEX. W skład komisji weszli przedstawiciele całego śro-dowiska studenckiego: przewodniczący Rady Organizacji Studencki, przewodni-cząca Rady Kół Naukowych, przedstawi-ciel senatorów studenckich, Rzecznik Praw Studenta, przedstawiciel mediów studenc-kich i jeszcze 5 członków RUSS.

[...]Otrzymaliśmy oferty trzech różnych

podmiotów i wybraliśmy ofertę firmy Dab-net, poprzedniego najemcy SIMPLEXu. 30 VI przedłożyliśmy kanclerzowi Panu Edwardowi Bratkowi decyzję komisji wraz z uzasadnieniem i zestawieniem ofert.

Przyjął on naszą decyzję do wiadomo-ści, [...] Jednak to nam studentom, w okre-sie wakacyjnym, zlecił napisanie umowy najmu (!). Umowę złożyliśmy pod koniec

lipca, następnie 6 ty-godni sprawa leżała na biurku kanclerza. Na początku września okazało się, że parę podpunktów wymaga renegocjacji. Nego-cjacje zakończyły się 18 września kiedy to pracownik Działu Organizacyjno-Praw-nego stwierdził, że już można umowę podpisywać. Od tego momentu staraliśmy

się nawiązać kontakt z kanclerzem, by uzy-skać odpowiedź na pytanie kiedy umowa zostanie podpisana. Nie znalazł czasu by się skontaktować z przedstawicielami komisji studenckiej. Z rozmów z pracownikami Działu Organizacyjno Prawnego wynikało, że kanclerz po 18 września wysyłał umowę (wynegocjowaną przez swojego pracowni-ka) do 3 zewnętrznych firm prawniczych z prośbą o sprawdzenie.

15 października do Rektora wpłynę-ło pismo od Pana Józefa Nawrota z firmy „Nelson”, najemcy stołówki w budynku D. W piśmie Pan Nawrot prosił o wyjaśnienie powodów dla których nie został poinfor-mowany o zorganizowanym przez studen-tów konkursie na najemcę góry budynku SIMPLEX.

Ustnie wyjaśniłem JM Rektorowi, że Pan Nawrot taką informację uzyskał ode mnie osobiście. Miało to miejsce 12 maja na spotkaniu dotyczącym obni-żenia cen w stołówce D, na którym to Pan Nawrot wspomniał, że jest zainteresowany zagospodarowaniem drugiego budynku na terenie uczelni, zapytałem czy mówiąc o „drugim budynku” ma na myśli budy-

nek SIMPLEX. Pan Nawrot potwierdził i w odpowiedzi uzyskał ode mnie informa-cję, że jesteśmy w trakcie przygotowywa-nia, razem z Panem Kanclerzem, konkursu i dokładniejsza informacja na ten temat pojawi się na stronie internetowej uczel-ni w przeciągu miesiąca.

[...]Mimo to, 26 października kanclerz

podjął decyzję o unieważnieniu konkursu ponieważ wg niego zaistniało „uzasadnio-ne podejrzenie, że wybór [...] odbył się bez dochowania należytej staranności oraz bez zachowania zasad uczciwej konkurencji”.

Powodem było nie poinformowanie Pana Nawrota w sposób szczególny o od-bywającym się konkursie, informacja na stronie głównej UE była niewystarczająco ponieważ „nie do przyjęcia jest próba ob-ciążenia obcych podmiotów obowiązkiem bieżącego śledzenia naszej strony interne-towej”.

Ponieważ zależy nam, jako przedsta-wicielom środowiska studenckiego, na jak najszybszym zakończeniu sporu, zgodzi-liśmy się na możliwość dosłania ofert no-wym oferentom, a „starym” oferentom ich modyfikację.

W piątek 13 XI o godzinie 15 kończy się przedłużony okres spływania ofert, na 18 ustaliliśmy ostateczną decyzję komisji studenckiej a 20 XI ma nastąpić podpisanie umowy z najemcą.

[...]Mamy nadzieję, że w momencie kiedy

czytacie to wydanie B.e.s.t.-a cała sprawa znalazła szczęśliwy finał a niedociągnięcia w pracy administracji uczelni już się nie powtórzą.

Bartłomiej Postek

przewodniczącyRady Uczelnianej Samorządu Studenckiego

k.

fot. Zbychowiec

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl4

Polemimika

„Dziś uczelnie sprzedają swoim studentom dyplomy, coraz częściej będące wa-runkiem jakiejkolwiek niefizycznej pracy, ale prawdziwe życie studentów toczy się gdzie indziej. W wielkich koncernach, gdzie studenci na stażach walczą o przyszłą pracę. W pubach i restauracjach ze żwawym żarciem, gdzie zarabiają na studia, podając piwo i pizzę. W biurach posłów i siedzibach partii, w których kandydaci na polityków wydeptują ścieżki przyszych karier. Nawet kabarety studenckie nie potrzebują już scenek w akademikach, ani samorządowych działaczy, którzy orga-nizowaliby im występy, bo od razu trafiają do telewizji. Studia są kopotliwym, ale koniecznym warunkiem, który trzeba spełnić, żeby wejść w dorosłość. Samorząd nie jest już do tego potrzebny.”

k.

śWiat się Zmienił, samOrZądy są jUż niepOtrZebne

Tak pisał dla Gazety Wyborczej Mariusz Urbanek. Artykuł w po-dobnym tonie napisał również

Tomasz Wysocki, jest to tekst pod zna-czącym tytułem

Wrocławskie uczelnie: studenci mają gdzieś samorząd.

Tekst opiera się na wypowiedziach studentów Uniwersytetu Wrocławskie-go oraz Politechniki Wrocławskiej, z których to dowiadujemy się między innymi, że na uniwersytecie nie widać żadnych przejawów istnienia samo-rządu, nie ma chętnych do działania, wszędzie brakuje naturalnych liderów, studenci wolą drugi kierunek studiów, bo nie widzą sensu angażowania się w działalność społeczną.

Zarówno jeden jak i drugi tekst trak-tuje o studentach, którzy we wszystkim dopatrują się korzyści – nie robimy samorządu, bo nam się nie opłaca. W rankingach potencjalnych pracowni-ków wyżej stoją ci, którzy wolny czas spędzają na studiowaniu drugiego kie-runku, ci, którzy pracują mają więcej pieniędzy, ci, którzy imprezują, mają więcej przyjemności. Z tych dwóch tekstów wygląda na nas gęba studenta, który szuka łatwej przyjemności, zysku bez wysiłku i nie interesuje się zupełnie niczym innym. Co ciekawe, Mariusz Urbanek pisze też tak:

„...w czasach, kiedy na uczelniach samorządy kwitły, studia były celem samym w sobie. Dla idealistów - mniej licznych - krynicą wiedzy, dla pragmaty-ków - przepustką do kariery [...].

To pod szyldem samorządu studen-ckiego rozkwitła kultura, która nadal żyje w legendzie. [...] Festiwale Kultury Studenckiej w Świnoujściu były wyda-rzeniami ogólnopolskimi. Żyły studen-ckie gazetki uczelniane i środowiskowe,

siłą były akademikowe radia. Wszystko to finansowały samorządy (jak dziś dzie-ląc pieniądze, które otrzymywały), w których z kolei realizowali się studenci, którzy potem robili kariery w admini-stracji państwowej i partyjnej.

Dlatego samorząd był potrzebny wszystkim.”

Zaczynamy więc już rozumieć, że niegdyś, zapewne w czasach studen-ckich pana Urbanka, wszystko było piękne, a studenci wrażliwi i zaanga-żowani społecznie. Nam pozostały już tylko legendy po ichniejszych mediach studenckich i niesamowitym rozkwicie kultury. W dzisiejszych czasach, zgod-nie z regułą białostocką, nie ma i nie bę-dzie niczego.

Z definicji samorządu wiemy, że jest to ciało, w skład którego wchodzą wszy-scy studenci danej uczelni. Czytając da-lej samą definicję docieramy do zdania:

„Wbrew powszechnemu mniemaniu samorząd studencki ma bardzo szerokie uprawnienia. Uprawnienia te dotyczą współudziału w podziale środków pie-niężnych, sprawowaniu władzy uchwa-łodawczej na uczelni oraz decydowaniu o programie studiów.”

Środki pie-niężne służą do finansowania inicjatyw stu-denckich, kół n a u k o w y c h , o rg a n i z a c j i , wydarzeń kulturalnych takich jak Juwe-nalia. Sprawowanie władzy uchwało-dawczej to gwarancja, że żadne ważne dla nas decyzje nie zapadną bez naszej wiedzy. Kłopot w tym, że żeby faktycz-nie z tych uprawnień korzystać, samo-rząd musi mieć swoich przedstawicieli - u nas jest to Rada Uczelniana Samorzą-

du Studenckiego. Z kolei przedstawicie-le muszą wiedzieć jak z tych uprawnień skorzystać. Gdybyśmy zrezygnowali z funkcjonowania RUSS-u, musielibyśmy z tego zrezygnować, zrezygnować z sa-mostanowienia o sobie.

Mnie osobiście zastanawia, jak da-lece musielibyśmy zapuścić się w my-śleniu, żebyśmy wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że samorząd studencki to relikt przeszłości. Dlaczego, bo ko-muś wydaje się, że kiedyś było lepiej? Straszny jest to tok rozumowania, po-mijając już sytuację polityczną w pań-stwie (ustrój komunistyczny, itd.) sytu-acja taka zakłada, że będziemy chcieli pozbyć się możliwości wprowadzania zmian na uczelni na rzecz ślepego po-słuszeństwa względem administracji. Po to, żeby było nam wygodniej, żeby móc potraktować studia jako usługę świad-czoną przez uczelnię w lepszy lub gor-szy sposób? Poprawka, nawet nie jako usługę, bo tę możemy zareklamować, a na studiach nikt reklamacji przyjmował nie będzie.

Poza tym brak, tak w jednym, jak i w drugim tekście uwzględnienia pewnych okoliczności, pod wpływem których

faktycznie zmienił się tryb życia s t u d e n t a . Dziś nikt już nie gwarantu-

je miejsca pracy nam, ani tym bardziej naszym rodzicom – już na studiach, o ile nie wcześniej, potrzebujemy być nie-zależni finansowo. To jest powód, dla którego wielu studentów nie ma czasu pomyśleć o działalności na rzecz społe-czeństwa - społeczeństwo nie odwdzię-

W dzisiejszych czasach,zgodnie z regułą białostocką,

nie ma i nie będzie niczego

5NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

czy się tym samym studentowi. Kulawy system stypendialny jednych ubogich traktuje lepiej, innych ubogich gorzej. Poza tym nie ma nawet co marzyć o stypendiach dla studentów aktywnych społecznie. Dlatego też spora grupa kandydatów na działaczy odpada już na starcie, co jednak nie znaczy, że przesta-ją się interesować samorządem. Dużym uproszczeniem ze strony komentujących działalność samorządów jest sprowa-dzenie intencji tej grupy studentów do pragmatyzmu.

Tak samo drugi kierunek to nie dziw-ny wymysł, a potrzeba podyktowana warunkami na rynku pracy. Tak samo jak praca nie zaprzepaszcza szans na działalność w samorządzie, czy samo choćby czynne uczestniczenie w wybo-rach.

Problemem zdaje się być nie tyle przedkłada-nie swoich prywatnych spraw, takich jak praca czy kolejne studia, nad sprawy społeczne, ale... brak jakiejkolwiek aprobaty dla działań samorządowców. I nie chodzi tu o apro-batę ze strony studentów, ale ze strony tych właśnie, którzy studiowali w cza-sach rzekomego rozkwitu samorządów – ze strony potencjalnych pracodawców. Jak to jest, że rynek pracy, ukształtowa-ny właśnie ich wymogami, życzy sobie kandydata ze znajomością języków, dwoma dyplomami, doświadczeniem zawodowym, a wszelkie przejawy ini-cjatywy obywatelskiej pozostawia bez komentarza? To jak to w końcu jest – był ten rozkwit i kluczowe znaczenie samo-rządów, czy nie?

Czy brakuje nam naturalnych lide-rów? Tak, brakuje, ale niestety takich, którzy chcą się „rządzić”, skuszeni pre-stiżem czy uznaniem w oczach innych jest akurat pod dostatkiem. Ciężko zna-leźć ludzi, którzy mają w sobie na tyle odpowiedzialności, aby dobrze radzić sobie w samorządach. Większość mło-dych ludzi po prostu do tego nie dorasta, ale nie tylko z przyczyn tkwiących w człowieku, ale i w otoczeniu. Albo wy-maga się od nich coraz więcej i gubią się w nadmiarze obowiązków, albo wyma-ga się od nich coraz mniej i przestają od siebie czegokolwiek wymagać. Pierwsi idą na studia z przeświadczeniem, że powinni się usamodzielnić, następnie

zaczynają rozumieć, że nauka w szkole to za mało, wciąż muszą się doszkalać i doskonalić na wszelkich płaszczyznach. Działalność w samorządzie to coś prze-rażającego, zabiera cenny czas, które-go i tak jest wciąż za mało. Drudzy to często wieczni imprezowicze – rodzice są dumni, że dostali się na studia, rodzi-ce płacą za studia, rodzice nie chcą, by ich dzieci za szybko dorosły. Tu z kolei działalność to zazwyczaj zbędny wysi-łek. Tych pośrodku, którzy znają właści-we proporcje i w dodatku chcą pomagać innym, nie jest widocznie wielu.

Samorząd powinniśmy traktować z należytym szacunkiem, teraz zresz-tą potrzebny jest dużo bardziej. Wciąż przyświecają mu te same idee, co kie-dyś, tyle tylko, że łatwiej jest robić coś,

co jest ważne i na topie, niż coś, co jest ważne i na topie nie jest. Dzięki temu, że samorząd już nie wydaje się tak niezbęd-ny i „w rozkwicie” jak kiedyś, możliwe, że na niektórych uczelniach zajmują się nim wcale kompetentni ludzie, którzy bez potrzeby ciągłego ich chwalenia po-trafią po prostu dobrze wykonać swoje zadania.

Gdybym miała dodać jeszcze coś od siebie – Panie Mariuszu, my jesteśmy. Studenci działający w organizacjach studenckich, mediach studenckich, sa-morządach wcale jeszcze nie wyginęli, chociaż nam to Pan sugeruje. Nie wi-dzę powodu, dla którego miałby Pan tak pogardliwie wyrażać się o młodych ludziach, sugerując, że szybko i na siłę pchamy się w wielki świat, koncerny, biura polityków i telewizję. Nie przy-szło Panu do głowy, że może jesteśmy zdolni, ambitni i lądujemy tam, bo po prostu jesteśmy tam potrzebni? Skąd mamy doświadczenie, jeśli nie właśnie z działalności lokalnej? I skąd te porów-nania do minionych lat, idealizowanie przeszłości, czy wówczas naprawdę każdy student chciał zmieniać świat pra-cą w samorządzie? Czy jest Pan pewien, że tak bardzo się zmieniliśmy, ot tak, bez powodu porzuciliśmy pracę dla in-nych studentów na rzecz pracy w barze

z kebabem? I wreszcie to najbardziej nurtujące

mnie pytanie – dlaczego studia miałyby stać się kłopotliwe? Naprawdę nie mam pojęcia.

Stosowną odpowiedź na dwa wymie-nione artykuły, potwierdzającą ważną rolę Samorządu na UE wystosował szef naszego RUSS-u, Bartek Postek. Jego odpowiedź była tyleż prosta, co prze-konywująca. Opisał po prostu, co robi u nas Samorząd.

„Nieobiektywne jest wrzucanie wszystkich uczelni do jednego worka i twierdzenie, że studenci nie są zainte-resowanymi samorządem, o czym mówił artykuł Wrocławskie uczelnie: studenci mają gdzieś samorząd [...].

Na Uniwersytecie Ekonomicznym sy-tuacja samorządu dalece odbiega od tej

na Uniwersytecie Wrocławskim [...].Zakres działalności samorządu jest

bardzo szeroki. Pośredniczymy w kon-taktach z władzami uczelni i podziale dofinansowania uczelnianym organiza-cjom. Częścią Samorządu Studenckiego są m.in. Klub Podróżników BIT i Infor-macja Kulturalno-Sportowa Studenta, w których pracuje ponad 50 młodych ludzi. Organizujemy Dni Adaptacyj-ne dla studentów I roku oraz szkolenia starostów. Dzięki tym ostatnim możemy liczyć na pomoc starostów w organizo-wanych przez nas inicjatywach czy przy promocji samorządu wśród studentów. To samorząd wspomaga pracę organiza-cji studenckich i kół naukowych, zaini-cjowaliśmy Bal Samorządowca, podczas którego wręczane są nagrody rektora dla najaktywniejszych studentów. Na początku roku powołaliśmy urząd Rzecz-nika Praw Studenta. W ciągu kilku mie-sięcy działalności rzecznik ma na koncie dziesiątki załatwionych spraw, kilkana-ście interwencji.[...]”

Wszystkie teksty w całości znajdzie-cie pod linkami:

http://tnij.com/samorz1• http://tnij.com/samorz2• http://tnij.com/samorz3•

Działalność w samorządzie to coś przerażającego,zabiera cenny czas, którego i tak wciąż jest mało.

Polemimika

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl6

Okres Bożego Narodzenia jest nie-zwykłym czasem. Skłania nas on do zatrzymania się na chwilę,

przemyślenia swojego dotychczasowego życia. Daje on nam też niepowtarzalną szansę niesienia bezinteresownej pomo-cy osobom, dla których tak naprawdę bez tego wszystkiego, święta nie byłyby tak wyjątkowym i magicznym okresem, ja-kim być powinny.

Dlatego też Rada Uczelniana Zrzesze-nia Studentów Polskich przy UE we Wro-cławiu w współpracy z zaprzyjaźnionymi organizacjami kolejny już rok wychodzi z inicjatywą przeprowadzenia w grud-niu akcji charytatywnej, której celem jest zbiórka pieniędzy i fantów na rzecz dzieci potrzebujących, tj. znajdujących się pod opieką paliatywną, bądź mieszkających we wrocławskich domach dziecka.

Zbiórce tej zwykle towarzyszą wy-

Zbliża się czternasta gala „Ran-kingu – Najlepsi z Najlepszych”. Sprawdź, czy należysz do grona

najlepszych studentów naszej uczelni. Porównaj swoją średnią z progiem do-stępnym dla każdego wydziału i roku.

Jeśli Twoja średnia jest wyższa od minimalnej - gratulujemy. Zapoznaj się z regulaminem i wypełnij formularz zgło-szeniowy. Zaprosimy Cię na uroczystą galę, która odbędzie się 30 listopada. W tym roku projekt kierowany jest również do studentów programu Bachelor/Master Studies in Finance.

Wszystkie potrzebne informacje są dostępne na stronie: www.ranking.wig-gor.pl

Wszyscy wiemy, jak ważna w dzisiejszych czasach jest zna-jomość języków obcych. Jak

dobrze Ty posługujesz się językami ob-cymi? Masz okazję to sprawdzić.

Stowarzyszenie Studenckie WIG-GOR we współpracy ze Studium Języ-ków Obcych już po raz czwarty zaprasza na Konkurs Językowy! Każdy z Was może pochwalić się znajomością jednego z sześciu języków obcych (angielskiego, francuskiego, rosyjskiego, włoskiego, hiszpańskiego i niemieckiego). Konkurs, jak co roku, przebiegać będzie trzyetapo-wo:

darzenia takie jak: występy kabaretów, mecze sportowe, imprezy przebierane, licytacje, loterie, akcje in-formacyjne oraz cała masa innych, równie ciekawych atrakcji.

Tegoroczna odsłona ak-cji charytatywnej Wielka Draka dla Dzieciaka w za-łożeniu ma dodać do spraw-dzonego już pomysłu nowe elementy. Przede wszystkim projekt wyjdzie poza mury UE, żeby zarazić ideą pomo-cy pozostałe wrocławskie uczelnie.

W tym roku Wielka Dra-ka dla Dzieciaka odbędzie się w dniach 14-16.12.2009. W każdym dniu przewi-dziane są inne atrakcje, podczas których przeprowadzana będzie zbiórka pieniędzy,

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Już niedługo nas wszystkich ogarnie co-roczna atmosfera radosnego oczekiwania. Oczekiwania na bezcenne chwile spę-dzone z bliskimi, mnóstwo uśmiechu, prezenty...

Wszyscy wiemy, jak ważna w dzisiejszych czasach jest znajomość języków obcych. Jak dobrze Ty posługujesz się językami obcymi? Masz okazję to sprawdzić.

przekazana później potrzebującym, m.in.:występ KSM-u(Kabaret Skeczów Mę-•

czących) w ramach cyklicznych Studenckich Odcinków Kabare-towych,

mecz halowy drużyn • oldboys,

impreza przebierana • Szał Baj Najt we wrocławskim klubie Senso,

licytacje i loterie,• akcje informacyjne •

dotyczące opieki paliatywnej i wiele, wiele innych.

Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych do udziału w przewidzianych

imprezach. Zjednoczmy się w ten piękny czas i razem sprawmy, że na twarzach kil-kudziesięciu dzieci pojawi się uśmiech.

zoRGanizowani StUdenci

kOnkUrs jęZykOWy

wielkA drAkA dlA dzieciAkA

nAjlepszych studentów

anniselle

konkurs językowy, www.kj.wiggor.pl30 listopada najlepsi z najlepszych, www.ranking.wiggor.pl14 - 16 grudnia wielka draka dla dzieciaka

1 - 3 grudnia kulturalia, info na www.samorzad.ue.wroc.pl

Etap I – test gramatyczno-leksykalny • (wypełniany drogą internetową)Etap II – wypowiedź pisemna na jeden • z trzech tematówEtap III – rozmowa z komisją• O zakwalifikowaniu się do kolejnego

etapu będzie decydować suma uzyska-nych punktów. Na finalistów czekają, jak co roku, atrakcyjne nagrody, które wręczymy na uroczystej gali! Pierwszy etap Konkursu planowany jest na prze-łom listopada i grudnia. Finał oraz gala w styczniu 2010. Wszystkich chętnych do wzięcia udziału w Konkursie Językowym 2010 zapraszamy na www.kj.wiggor.pl

7NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Na Uniwersytecie Ekonomicz-nym we Wrocławiu mieliśmy przyjemność gościć trzy wy-

bitne postaci polskiego biznesu, pa-nów Leszka Czarneckiego, Tomasza Kurzewskiego i Tomasza Czechowi-cza. W ramach Forum Edukacji Biz-nesowej zawitali do nas z panelem dyskusyjnym poświęconym strategii przedsiębiorstw w czasach kryzysu i promującym jednocześnie II edycję

konkursu dla młodych przedsiębior-ców.

„Przedsiębiorczość – inicjatywa Leszka Czarneckiego”, to konkurs, któ-rego celem jest dać młodym ludziom szansę realizacji ich pomysłów na biz-nes. Idea koncentruje się na młodości i innowacyjności. Nie dziwi zatem, że rekordzista świata w nurkowa-niu odwiedza uczelnie ekonomiczne w naszym kraju, dzieli się swoim do-świadczeniem ze studentami, zachę-cając do działania i dając wskazówki jak stawiać pierwsze kroki w biznesie. Leszek Czarnecki podkreśla, że pol-ska młodzież jest nieprawdopodobnie twórcza, a potwierdziła to pierwsza edycja konkursu, do której zgłoszo-no wiele doskonałych projektów. Po ubiegłorocznym sukcesie pora na drugą edycję. Jej inauguracja nastą-piła na Uniwersytecie Ekonomicznym

Biznes to ich pasja, która pochłania bez reszty, jednak przy tak intensywnym trybie życia potrzeb-ny jest od czasu do czasu mocny restart. Bicie re-kordu świata w nurkowaniu, wspinaczka skałkowa albo niezwykłe podróże to ich sposób na odreago-wanie ciągłego stresu. Żartują, że ich wypoczynek musi być krótki i intensywny, bo na dłuższy po-zwolić sobie nie mogą. Ponoć solidna dawka adre-naliny działa lepiej na biznesowe wizjonerstwo niż długie tygodnie w cieniu egzotycznych palm.

we Wrocławiu, gdzie pomysłodawca przed laty zdobył tytuł doktora.

Spotkanie inauguracyjne pt. „Kryzys. Ofensywa czy defensywa w biznesie?” było skierowane przede wszystkim do studentów, dlatego Le-szek Czarnecki zaprosił na to spotka-nie dwóch wybitnych biznesmenów: Tomasza Czechowicza – prezesa MCI Management S.A. oraz Tomasza Kurzewskiego, prezesa ATM Grupa

S.A. Gala p r z y b r a -ła formę niezwykle in t e re su -jącej dys-kusji, pro-wadzonej p r z e z r e d a k -tora na-

czelnego miesięcznika Forbes – Ka-zimierza Krupę. Goście poruszyli kilka niezwykle ważnych dla studen-tów tematów. Rozważali m.in. czy wykształcenie jest elementem ko-niecznym do odniesienia sukcesu w biznesie. Byli zgodni co do faktu, iż w czasach kiedy podejmowali studia, uczelnie nie były w stanie przekazać im wiedzy innej, poza teoretyczną i, zdawałoby się, oderwaną od ów-czesnej rzeczywistości. Później, aby sprostać wymaganiom rynku, musieli uzupełniać wiadomości. Obecne, bar-dziej pragmatyczne podejście do wie-lu zagadnień na uczelniach wyższych, otwiera przed studentami możliwość zaopatrzenia się w niezwykle silne narzędzie, jakim jest kompleksowa wiedza – twierdzą jednomyślnie. Na-uka nigdy nie była czasem straconym,

przyznaje Tomasz Czechowicz. Jeśli nawet się nie przyda w swojej czy-stej postaci, jest doskonałym trenerem umysłu.

Panel dyskusyjny w ramach Fo-rum Edukacji Biznesowej Uniwer-sytetu Wrocławskiego miał być okazją do debaty nad strategia-mi, jakie przedsiębiorstwa powin-ny przyjmować podczas kryzysu. Wstrzymanie prawie rok temu budo-wy Sky Tower na pewien czas, było dla wielu inwestorów sygnałem, że w Polsce na dobre zagościła deko-niunktura. Leszek Czarnecki wspomi-na tamten okres jako najgorszy moment w jego karierze zawodowej. Przypo-mina, że zaraz po branży finansowej, na krawędzi znalazło się budownictwo i szybko się okazało, że nie ma z kim i dla kogo budować. Wtedy to posta-nowił wykupić inwestycję od wła-snej firmy LC Corp, aby nie narażać akcjonariuszy na straty związane z jej wstrzymaniem. Obecnie prace przy budowie największego budyn-ku w Polsce wrą, a sam gigant rośnie w oczach. Nasuwa się więc pytanie, czy kryzys możemy już uznać za fakt historyczny. Okazuje się, że zdania biznesmenów są w tej kwestii po-dzielone. Optymistyczną tezę stawia Leszek Czarnecki, mówiąc, że najgor-sze już za nami i należy ocze kiwać

Nie dziwi, że rekordzista świata w nurkowaniu odwiedza uczelnie eko-nomiczne w naszym kraju, dzieli się swo-im doświadczeniem ze studentami, za-chęcając do działania i dając wskazówki jak stawiać pierwsze kroki w biznesie.

Paweł maleńczak

Wielki biZnes na Ue

Leszek Czarneckifo

t. A

licja

Kor

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl8

ekonomia | Realacje

wolnego, ale systematycznego wzro-stu. Stwierdził ponadto, że pomimo swoich ultra liberalnych poglądów na gospodarkę w pełni popierał plany ratunkowe dla przedsiębiorstw, ponie-waż pozwoliły zachować względną równowagę społeczną. Przytoczył tu, analogiczny okres w historii, kiedy to wielki kryzys ekonomiczny najwięk-szych gospodarek europejskich był jednym z czynników powstania rzą-dów totalitarnych, a w konsekwencji wojny. Należy sobie zdawać sprawę, że kryzys to nie tylko wymiar eko-nomiczny firmy, ale przede wszyst-kim wybór racjonalnie prowadzonej polityki państwa. Inne spojrzenie na obecną sytuację ma Tomasz Czecho-wicz. Twierdzi on, że teraz, kiedy gospodarka odbiła się od dna, bę-dzie musiała ponieść koszty kryzysu. W jego oczach taka forma kryzysu była bardzo potrzebna, ponieważ pozwoli-ła na wyeliminowanie z rynku firm słabych, a co za tym idzie poprawiła się jakości oferowanych produktów i usług. On sam nie czuł się zaskoczo-ny przez recesję, gdyż mająca miejsce w roku 2001 „Internet bubble” po-zwoliła mu dobrze przygotować się

na tego typu sytuacje. Zeszłoroczny wstrząs dał początek przekonaniu, iż MCI Management powinien się skon-centrować tylko na najlepszych ryn-kach w regionie i lepiej dopasować portfel do prowadzonej strategii.

Tomasz Kurzewski uważa, że klu-czowy w ocenie kryzysu będzie przy-szły rok. Obawia się, że nieodwołalne będzie poniesienie kosztów za tak od-ważne posunięcia w kwestii ratowania bankrutujących firm. Wszyscy przed-siębiorcy są jednak zgodni, że deko-niunktura nie do końca jest źródłem destrukcji. Czarnecki porównuje kryzys do bólu, który dla człowieka jest znakiem ostrzegawczym przed zagrożeniem. Analogia w gospodarce jest niezwykle przejrzysta. Załamanie na rynkach uczy firmy, co z ekonomicz-nego punktu widzenia jest sensowne, a co nie. Gdyby kryzysów nie było wcale, permanentnie narastałby bańki

spekulacyjne, które prowadziłyby do ruiny całego organizmu gospodarcze-go – twierdzi.

Istotnym tematem podczas spo-tkania była kwestia przedsiębiorczo-ści wśród s tudentów u c z e l n i e k o n o -micznych. Jak pokazu-ją badania około trzy czwarte spośród nich nie planuje pro-wadzenia działalności gospodarczej. Wydawałoby się, że to wynik dość wy-soki, jednak w opinii naszych gości, gdyby 25% absolwentów uczelni wyż-szych zakładało własne mielibyśmy powody do dumy. Przedsiębiorczość jest cechą unikalną, przekonuje Cze-chowicz, trzeba się z nią urodzić. To jest sztuka tak, jak gra na pianinie czy malowanie. Można się jej nauczyć, ale bez odpowiednich predyspozycji ska-zani jesteśmy na niepowodzenie. Na-turalną rzeczą jest, że wielu studentów boi się podjąć ryzyko związane z pro-wadzeniem własnej firmy. W zgodnej opinii gości trudno odnieść sukces już

na samym początku, jednak pierwsze próby prowadzenia przedsiębiorstwa są doskonałą okazją do poznania taj-ników biznesu. Największym prze-ciwnikiem młodego przedsiębior-cy jest brak konsekwenc j i i motywacji. Nie należy się jednak zrażać n i e p o w o d z e -niem, bo sukces to wynik dłu-giej i ciężkiej pracy, która w końcu przy-nosi efekty. Obecnie coraz popularniejsze staje się wspie-ranie przed-siębiorczości . Powstają nowe

fundusze early stage, inkubatory tech-nologiczne. Dzięki takim programom zaistnieć mogły chociażby workservi-ce czy nasza-klasa. Nasi goście przy-znali, że o wiele łatwiej było wejść

i utrzymać się na rynku na początku ubiegłej dekady. Jeśli ktoś miał pomysł i był konsekwentny, to się udawało - wspomina Kurzewski, dziś wszystko oparte jest o jakąś innowację.

Spotkanie miało bardzo interesu-jącą formę. Wynikało to z całą pew-nością ze świetnego prowadzenia dys-kusji przez Kazimierza Krupę. Każdy z nas miał okazję zadać pytanie i usły-szeć, opinię czołowych polskich biz-nesmenów na temat aktualnej sytuacji ekonomicznej na świecie i w Polsce. Takie spotkania pozwalają uwierzyć we własne możliwości i pobudzają do działania. Możemy sobie uświa-domić, że chcieć to móc! Zaintereso-

wanie wśród studentów przerosło najśmielsze oczekiwania organiza-torów, a entuzjastycznie przyjęcie na pewno sprawi, że nasi goście z przyjemnością zawitają w progi uczelni jeszcze nie raz.

konferencja prasowa z Leszkiem czarneckim, tomaszem czechowi-czem i tomaszem kurzewskim - czytaj na następnej stronie.

czy kryzys możemy już uznać za fakt historyczny? Optymistycznie Leszek Czarnecki mówi, że naj-gorsze już za nami i należy oczekiwać wolnego, ale systematycznego wzrostu.

nauka nigdy nie była czasem straconym, przyznaje Tomasz Czechowicz. Jeśli nawet się nie przyda w swojej czystej postaci, jest dosko-nałym trenerem umysłu.

fot. Alicja Koryś

Od lewej: JM Rektor UE Bogusław Fiedor, Leszek Czarnecki i Tomasz Kurzewski.

9NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

ekonomia | wywiad

Jaka jest jakość i skala projektów wysyłanych przez młodych ludzi na konkurs „Przedsiębiorczość”? Czy

mają one charakter globalny czy bardziej lokalny, czy jest w nich zawarta duża doza innowacyjności i co jest najważniej-sze przy ich ocenie?

Leszek Czarnecki: Projekty są bardzo innowacyjne (śmiech). Jeden z nich, jak pa-miętam zakładał duży skomputeryzowany cmentarz w centrum miasta 7 kilometrów pod ziemią. Pojawił się także projekt hotelu 10 pięter w głąb ziemi. Nie bardzo rozumia-łem, jaki widok z okna mógłby wtedy być... Dużo jest projektów z informatyki, wiele do-tyczy Internetu. Wiele pomysłów dotyczyło popularnej ostatnio ekologii i żywności eko-logicznej, były to bardzo ciekawe projekty. Czy były projekty na miarę Google, czy też Facebooka? Na razie nie. Mniej więcej połowa była zupełnie do odrzucenia, nato-miast wiele było niezwykle interesujących. Widać, że młodzież jest nieprawdopodobnie twórcza.

Czy dużą częścią tych projektów są nowinki technologiczne? Domyślam się, że dominującą rolę wśród projektantów odgrywają studenci uczelni technicz-nych.

Leszek Czarnecki: Nowinki technolo-giczne są sprawą wtórną, to jest narzędzie,

(konferencja prasowa z Leszkiem Czarneckim, Tomaszem Czechowiczem i Tomaszem Kurzewskim)

natomiast pomysł wykorzystania tego na-rzędzia jest dużo bardziej istotny. Drugiego Internetu tam nikt nie wynalazł (śmiech).

Tomasz Czechowicz: Cenimy umiejęt-ność wykorzystania narzędzi, tu doskonale sprawdzają się studenci uczelni ekonomicz-nych.

Który sukces miał dla panów więk-sze znaczenie i przyniósł większą radość? Czy ten pierwszy za czasów studenckich, czy może któryś z późniejszych, opiewa-jących na duże kwoty, kiedy byliście już na szczycie?

Tomasz Kurzewski: W moim odczuciu te pierwsze sukcesy miały lepszy smak, bo były najtrudniejsze. Nawet najdrobniejsze zwycięstwa bardzo cieszyły i dawały opty-mizm do dalszych działań.

Tomasz Czechowicz: Osobiście wolę jakość! Teraz funkcjonuję w dużo lepiej zorganizowany sposób. Jeśli mam ułożony pewien plan to go realizuję i to sprawia mi radość. Lubię niemiecki porządek w tym względzie.

Leszek Czarnecki: Największe przy-jemności i biznesy wciąż jeszcze przede mną! Miałem chyba jeden taki przełomo-wy moment w karierze, kiedy w 2001 roku miało miejsce pierwsze notowanie Euro-pejskiego Funduszu Leasingowego na gieł-dzie w Londynie. Dla Anglików to wielkie

wydarzenie. Towarzyszy temu cały rytuał, ceremonia, pompa. Pamiętam, że łza mi się w oku zakręciła, kiedy zobaczyłem na bu-dynku giełdy ogromny zawieszony telebim, a na nim na tle biało-czerwonej flagi napis: „Welcome to IFL polish leasing leader”!

Najlepsze biznesy przed Panem? Czy oznacza to, że już zrodził się w pańskiej głowie pomysł na kolejny sukces? (Tu pani z Radia Wrocław zapytała wprost: „Kiedy sprzeda pan Getin Holding?”)

Leszek Czarnecki: 17 lipca 2014 roku, o godz. 14.00 (śmiech).

Tomasz Czechowicz: Jak znam Leszka, może się to wydarzyć!

Leszek Czarnecki: Mówiąc poważnie, póki co, żadna sprzedaż nie wchodzi w grę. Moją strategią jest powiększanie Holdingu. Jeśli śledziliście państwo doniesienia giełdo-we, w lipcu byliśmy na krótkiej liście kupna banku IGE z Wrocławia. Na samym finiszu przegraliśmy dopiero z Santander Consumer Bank. Mamy apetyt na inwestycje i bardziej myślimy o kupowaniu niż o sprzedawaniu. Wczoraj podpisaliśmy dużą umowę z Gene-ral Motors na wyłączną obsługę działalności kredytowej w całej sieci Opla i Chevroleta w Polsce. To jeszcze bardziej nas umocni na pozycji lidera kredytów samochodowych w kraju. Jak to mówią Amerykanie „so far, so good”.

„sO far, sO gOOd!”

Rozmowa z red. naczelnym magazynu Forbes Kazimierzem Krupą.

Ważna jest pOkOra i UmiejętnOść słUchania!

Jaką rolę według pana odgrywają me-dia studenckie? Czy mamy szansę oddziaływania w jakimś stopniu na

społeczność akademicką?Jestem o tym przekonany! Najgorsze jest

to: jeśli powstaje gazeta w jakiejś tam miej-scowości, to od razu uważa za swój obowią-zek pisać o zbawieniu świata! A przecież jej zadaniem jest pisać o tym, że kot wlazł na drzewo sąsiadki i nie chciał zejść. W krajach skandynawskich są miejscowości zamieszki-wane przez 700 osób i jest tam wydawanych 700 egzemplarzy gazety dla każdego czło-wieka. Wie Pan gdzie leży sukces? Sukces jest w tym, że ci ludzie piszą dla tych ludzi. Nie o wzniosłych ideach, ale o problemach lokalnej społeczności; realnych problemach, które ich dotyczą. Dlatego wszyscy chętnie prenumerują tę gazetę. Jeśli nie będziecie

pisali o globalnym ociepleniu, tyko o pro-blemach uczelni, o problemach kolegów, to macie zagwarantowany sukces.

Ale – czy chęć pisania o rzeczach wielkich nie wynika z dezaprobaty, jaką mniejsze media wyrażają wobec kultury masowej?

To jest błąd, takie myślenie prowadzi donikąd. My, jako Forbes, odnieśliśmy suk-ces. Innym sprzedaż spada, a nam wzrosła o 25% – dlaczego? Bo staramy się dokładnie poznać profil naszego czytelnika. W redak-cji spędzam mało czasu. Często uczestniczę w różnych spotkaniach, konferencjach i tam w sposób bardzo uważny słucham, czego ludzie oczekują. Spotykam się z przedsię-biorcami, menedżerami, właścicielami firm. Staram się w jakiś sposób odpowiedzieć na to, co oni nam powiedzą i przeszczepiam to

na swoich ludzi. Ważna jest pokora i umie-jętność słuchania!

Jak pan sądzi, czy warto uwrażliwiać studentów ekonomii na pewne wartości moralne? Odnoszę wrażenie, że w bizne-sie następuje ostatnio duża ich relatywi-zacja.

Zawsze ma sens pisanie o wartościach, gdyż powszechnie występuje pewna ich relatywizacja – doświadczamy tego na co dzień. Natomiast każdy tęskni za wartościa-mi bezwzględnymi. Jeżeli pan da czytelni-kowi tekst o nich traktujący, tenże czytelnik może na niego popatrzeć nawet z przymru-żeniem oka, troszkę się uśmiechnąć, ale w głębi duszy przeczyta go bardzo poważnie i zastanowi się, bo każdy tęskni za tym, aby świat stał na nogach, a nie – na głowie.

Rozmawiał Paweł Maleńczak

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl10

CzyM JesT PROJeKTsuMMeR sCHOOL?

Summer School jest to projekt realizowany przy Uniwersytecie Eko-nomicznym we Wrocławiu. Jest on skierowany do studentów zza granicy, którzy w okresie wakacyjnym (zwykle początek lipca) przyjeżdżają do Wro-cławia, aby przez dwa tygodnie uczyć się ekonomii. Mają możliwość zdoby-wania punktów ECTS oraz zwiedzać nasze piękne miasto i kraj, poznawać naszą kulturę i kulturę krajów wszyst-kich uczestników , szkolić język an-gielski, no i oczywiście świetnie się przy tym bawić.

KRóTKA HisTORiAPROJeKTu suMMeR sCHOOL

Inicjatywa, aby powstał przy naszej uczelni taki projekt wyszła od Rektora oraz studentów, którzy byli uczestni-kami Szkoły Letniej za granicą i po-mysł ten na tyle im się spodobał, że postanowili zapoczątkować go także na UE. Byli na tyle zdeterminowani,

że w tym roku odbyła się już 2 edycja projektu i aktualnie trwają prace nad kolejną. Pierwsza edycja projektu prze-biegła pod hasłem: Emerging Markets in the European Union, druga natomiast dotknęła spraw kryzysu a jej temat prze-wodni brzmiał: Business on The Edge - Thriving in Uncertain Times. Uczest-nicy tej edycji pochodzili z 14 krajów, z 4 kontynentów, więc była to ciekawa kulturowo grupa ludzi. Nad projektem pracują studenci naszego Uniwersytetu pod czujnym okiem pracowników nauko-wych UE. Głównym koordynatorem jest dr Anna Witek-Crabb. Dzięki pracy nad projektem można zdobyć cenną wiedzę i doświadczenie w pracy organizacyjnej, poćwiczyć angielski, a także rozwijać się i świetnie bawić, gdy zawitają do nas uczestnicy w lipcu.

JAK MOżNA się zAANGAżOWAć W PROJeKT ssP 2010?

W tym roku chcemy, aby o naszym projekcie dowiedział się cały Uniwer-sytet . Dlatego organizujemy „event” na terenie uczelni - Summer School Days

(17-18 listopada). Każdy, kto jest zain-teresowany działaniem przy projekcie może podejść do stanowiska, poroz-mawiać z nami i aplikować do teamu. Więcej szczegółów już w połowie listo-pada i na stronie www.summerschool.ue.wroc.pl . Oprócz wspierania projektu przez cały rok - od początkowych prac związanych z pozyskiwaniem studen-tów, promocją, planowaniem zakwa-terowania, cateringu, spędzania czasu wolnego i wycieczek, aż po finał pod-czas wakacji, można zaangażować się także podczas trwania Szkoły Letniej w lipcu. Pomagać można przy organizacji zabaw popołudniowych, wieczorów fil-mowych, gry miejskiej, itp.

Liczymy na Was i Wasze wsparcie i czekamy na zgłoszenia w listopadzie. Nie przegapcie szansy na wzięcie udzia-łu w międzynarodowym projekcie, któ-ry daje mnóstwo satysfakcji, uczy, bawi i daje możliwość przeżycia pięknych chwil i nawiązania relacji z wieloma ciekawymi ludźmi.

summer school team

summerschool.ue.wroc.Pl

2010 rusza!!!

11NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

ekonomia

W październiku na terenie Uniwersytetu Ekonomicznego miały miejsce Targi Pracy, na których potencjalni pracodaw-cy przedstawiali swoje oferty praktyk, pracy, współpracy. Ci, którzy byli na owym wydarzeniu wynieśli stamtąd mnóstwo gadżetów i słodyczy.

Uśmiechnięte buzie niemal wołały: Patrz! Darmowy cukierek! Jednak było jeszcze coś, co pozostało,

tym razem nie w dłoniach, ale, na całe szczęście, w głowach. To coś, to wiedza na temat wymagań, jakie stawiają nam duże firmy. Rzeczywistość bywa brutalna i ogromna część studenckiej braci zdaje sobie sprawę z tego, że szanse na dobrą posadę w korporacji są dla wielu nikłe, a wysokie zarobki nie są dla każdego. Cóż więc pozostaje...?

Trzeba sobie uzmysłowić, że każda istniejąca firma, zanim zaczęła być zarabiającą organizacją, wpierw zrodziła się jako pomysł. Do pomysłu niewątpliwie potrzebny był człowiek, taki właśnie jak Ty. Człowiek i pomysł – Ty i Twój pomysł. W 2007 roku na Uniwersytecie Ekonomicznym powstała komórka organ-izacji, której zadaniem jest pomoc w tym,

aby człowiek i jego idea nie tylko byli, ale mogli razem urosnąć i zamienić się w to, co nazywamy firmą.

Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości (AIP), bo to o nich właśnie mowa, mają na celu pomoc w założeniu, prowadzeniu i rozwijaniu firmy. Młody menedżer do swojej dyspozy-cji otrzymuje m.in. pomoc prawną, po-moc księgową, możliwość dodatkowych szkoleń, pomoc w pozyskiwaniu funduszy, miejsce na swoją siedzibę. Inkubatory działają w każdym większym studenckim mieście, a pod ich opieką znajduje się około dziewięćset małych firm, które op-tymistycznie chcą patrzeć w przyszłość. Dzięki AIP na świat wyszło kilka dużych firm, które do tej pory działają i odnoszą sukcesy. Paleta przedsiębiorstw jest wielka i obejmuje działalności, które zajmują się zarówno marketingiem i, jak chociażby, prowadzeniem sklepu obuwniczego. Jed-nym zdaniem: Każdy pomysł ma szansę na realizację.

Czym różnią się Akademickie Inkuba-tory Przedsiębiorczości od samodzielnego założenia firmy? Różnic jest kilka. Pierws-za to ograniczenie wiekowe, gdyż Inkuba-tory czekają na ludzi, którzy nie ukończyli jeszcze trzydziestego roku życia. Druga, i bardzo ważna sprawa, to koszty oraz czas.

Czas tworzenia firmy w normalnym trybie to około dwóch do trzech tygodni czekania na stosowne dokumenty, a w AIP to tylko jeden dzień. W AIP nie ponosicie również kosztów rejestracji firmy, składki ZUS, wynajęcia lokalu biurowego, prowadze-nia kosztów księgowości, promocji firmy, porad prawnych. Wszystko to pozwala Wam zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy (ok. 2600 zł). Jedynym Waszym kosztem jest comiesięczna składka członkowska w wysokości 200zł. Pytacie dlaczego tak tanio? Otóż, Akademickie Inkuba-tory Przedsiębiorczości użyczają swojej osobowości prawnej, z tego powodu nie ponosi się dodatkowych kosztów. Kole-jnym atutem jest to, że po rozpoczęciu własnej działalności nie zostajecie sami, macie do dyspozycji grupę ludzi, którzy bardzo chętnie Wam pomogą. Oczywistą sprawą jest to, że bycie w AIP to nie sielan-ka, gdyż po pierwsze – trzeba wykazać się dużym zaangażowaniem i wkładem cza-sowym we własną działalność, a po drugie – należy stosować się do regulaminu AIP, który dostępny jest na stronie internetowej organizacji (www.inkubatory.pl).

Jak jest naprawdę, zapytaliśmy uczest-ników programu.

Krótka rozmowa z Dominikiem Szulimem, założycielem firmy Jak z perspektywy czasu ocenia Pan udział w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości?

Inkubatory bardzo mi pomogły, w momencie, kiedy człowiek jest studentem i ma kapitału tyle, co nic, jest to najlepsze z możliwych rozwiązań.Czy jest coś w Inkubatorach, co bardziej Panu przeszkadzało, niż pomagało?

Nie było nic takiego, może dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż jest to teraz tak naprawdę potężna organizacja obsługująca ponad 600 firm. Dlatego trzeba zrozumieć procedury, papierki itd – inaczej by zginęli.

Jednak Inkubatory mają swoje wady – po 2 latach działalności zakłada się własną „zwykłą” firmę, na którą banki, firmy leasingowe patrzą jak na nową – niestety instytucje finansowe nie uznają działalności i stażu w AIP. Bez finansowania bardzo trudno rozwijać biznes.Czy pomoc inkubatorów była wystarczająca? Jak w rzeczywistości wygląda pomoc Inkubatorów? (porady prawne, własny lokal, pomoc merytoryczna itp.)

W rzeczywistości jest tak, jak mówią - mieliśmy darmowe biuro i naszą decyzją było wynajęcie własnego. Prawnicy pomagają, teoretycznie jest pomoc merytoryczna, ale nigdy z tego nie korzystaliśmy, mało kto zna mój biznes lepiej niż ja sam.Czy w AIP istnieją różnice w zatrudnianiu pracowników czy zatrudnia ich się na takich samych zasadach jak w zwykłych firmach?

Można zatrudniać ludzi – umowa o dzieło/zlecenie.

W następnym numerze:rozmowa z Michałem Bienkiem założycielem firmy Apeiron – lidera wśród firm, które wypromowały się z udziałem AIP.

szymon Gorączka

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl12

Się rozwiń Się

Każdy z nas w głębi serca marzy o wielkich podróżach, o życiu „za jeden uśmiech”; gdy dobytkiem jest jedynie plecak, ale domem cały świat. Gdy każ-dego dnia po przebudzeniu podziwia się nowy widok, a bariery językowe nie są przeszkodą dla życzliwych, nowopoznanych ludzi. W końcu nadejdzie pewnie dzień, gdy gdzieś postanowimy zostać już na stałe, ale pókiśmy młodzi, czuje-my się obywatelami świata i mamy ku temu pełne prawo.

pOmagać mOżna WsZędZie!

Jeżeli jesteś gotowy robić coś bezin-teresownie dla innych, ale za to żyć w obcym kraju i uczyć się języka jego

mieszkańców, Wolontariat europejski (european Voluntary service - eVs) jest właśnie dla Ciebie!

suche fakty i inne

Czym jest wolontariat, tłumaczyć chyba nie trzeba. Ten omawiany różni się jednak nieco od naszych codziennych aktywności, za które otrzy- mu-jemy wyłącznie bezcenną wdzięczność. Jest jedną z akcji programu Komisji Europejskiej „Młodzież w Działaniu”, a więc posiada całe ide-owo-instytuc-jonalne zaplec-ze. Jak głosi oficjalna strona Programu, W o l o n t a r i a t „jest szansą dla każdego młodego c z ł o w i e k a niezależnie od płci, rasy, narodowości, wyz-nania, przekonań politycznych czy stanu zdrowia.” Ma na celu budowanie europe-jskiej świadomości wśród młodych ludzi na całym kontynencie, pokonywanie stere-otypów i uprzedzeń poprzez zdobywanie osobistego doświadczenia w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. Do in-nych korzyści należą: rozwój osobisty, lep-sze poznanie siebie i innych, zdobywanie nowych kontaktów i przyjaźni, pomoc ludziom w potrzebie, nauka / doskonalenie języka obcego oraz umiejętności komu-nikowania się czy nawet doświadczenie zawodowe.

kto?Wolontariuszem może zostać każdy

człowiek w wieku 18-30 lat. Nie musi mieć

Jak spełniać te marzenia? Jak mieszkać pod różnymi szerokościami geograficz-nymi, poznawać żyjących tam ludzi, ich radości i troski, a nawet pomagać im w miarę swoich możliwości? I to wszystko, gdy studencka kieszeń nie wytrzyma

żadnych kwalifikacji ani doświadczenia, nie musi znać żadnego języka obcego na określonym poziomie, a zwłaszcza języka kraju, do którego pragnąłby się udać. Jedynie w określonych przypadkach (jak choćby zajęcia językowe z dziećmi) wyma-gana jest np. komunikatywna znajomość j. angielskiego. W praktyce lepiej posługiwać się jednak angielskim i bez tego

wymogu, gdyż czasem po przyby-c i u na miejsce okazuje

się, że język mig-owy nie jest aż tak

bogaty w przekaz… Z pewnością nie musimy

jednak znać miejscowej mowy. W czasie pobytu nauczymy się

jej na tyle dobrze, że warto czasem postawić na zupełnie nowy język, aby potem móc poszczycić się np.

z n a j o m o ś c i ą fińskiego. Pomogą nam w tym kursy językowe, w których możemy uczestniczyć oraz bezpośredni kontakt z ludźmi.

co?Oferta możliwych projektów jest

naprawdę szeroka. Interesujesz się prawami człowieka, a może chcesz chronić środowisko naturalne? Wolisz przygotowywać scenografię w amator-skim teatrze w Paryżu, pracować na rzecz mniejszości narodowych w Serbii czy przybliżać tureckiej młodzieży europe-jskie projekty? Opcji jest bardzo wiele. Każdy kraj zapewnia wachlarz możliwości w zależności od swojej specyfiki. Jeśli marzysz o wyjeździe do Hiszpanii, praw-dopodobnie będziesz mógł np. prowadzić

długo ceny obcego chleba? Jest na to kilka sposobów. W nowym cyklu postaram się przybliżyć parę z nich.

A może to Ty zwiedziłeś już dale-kie kraje w interesujący sposób i pole-casz tę drogę innym? Napisz o swoich

zajęcia dodatkowe w szkołach. Jeśli więc pod słowem wolontariat rozumiesz pomoc innym w sytuacjach trudnych, a wręcz niebezpiecznych, wybierz przykładowo jakiś kraj kaukaski. Tam także może jed-nak czekać na Ciebie praca za biurkiem. Wszystko zależy więc od tematyki pro-jektu i Twoich oczekiwań: marzysz o roku życia w Sztokholmie czy prawdziwej misji gdzieś w Azerbejdżanie? Ważne byś dokładnie zastanowił się, co chcesz robić i w jakim kraju oraz znalazł interesujący projekt. Choćby taki jak ten, gdy pewna Polka uczyła mieszkających na Krymie Tatarów angielskiego.

Z drugiej strony przeczytaj dokładnie ofertę projektową, aby w trakcie jego trwania nie okazało się, że marnujesz czas niczym pewna wrocławska stu-dentka. Jej zadaniem miała być nauka j. angielskiego pracowników jednego z ministerstw Mołdawii. Po przyjeździe okazało się jednak, że praca ograniczała się do godziny zajęć w tygodniu, a w do-datku większość urzędników traktowała ją z dużą nieufnością jako potencjalną tajną agentkę… W takich przypadkach przydaje się atrakcyjna lokalizacja projektu, bo czas wolny można zawsze wykorzystać na wy-cieczki krajoznawcze po okolicy.

gdzie?W Programie uczestniczą wszyst-

kie kraje UE oraz Turcja, Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Rosja, Gruzja, Ukraina, Mołdawia, Bośnia i Hercegowi-na, Chorwacja, Czarnogóra i Serbia. Cza-sem zdarzają się nawet programy z państw spoza tej listy.

jak długo?Wolontariuszem można być jedynie

raz, warto więc dobrze przemyśleć kwestię długości pobytu, gdyż nie ma możliwości przedłużenia go (nawet w trakcie realiza-

doświadczeniach na adres redakcji lub bezpośrednio do autorki. Dane kon-taktowe znajdują się w stopce redakcyjnej. Czekamy na Twoją opowieść!

Dominika majcher

13NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Się rozwiń Się

cji). Pobyt długoterminowy trwa od 2 do 12 miesięcy, niezależnie od daty rozpoczęcia. W uzasadnionych przypadkach (częściej, niż mogłoby się wydawać) istnieje możliwość pobytu krótkoterminowego (2 tygodnie – 2 miesiące). Wówczas możliwy jest jeszcze jeden dłuższy wyjazd.

coś jeszcze?Życie wolontariusza w kraju goszczącym

to nie tylko praca, ale przede wszystkim wszelkie płynące z tego korzyści. Bierze on udział w szkoleniach przygotowawczych (przed wyjazdem za granicę) i szkoleniach wprowadzających (wkrótce po przyjeździe do kraju docelowego), a także w spotkaniu pośrednim w połowie trwania projektu i po jego zakończeniu; uczestniczy w kursach i szkoleniach przed i w czasie trwania pro-jektu (kurs językowy, kursy praktyczne, itd.).

koszty i zyskiWolontariat z natury jest zajęciem

niedochodowym, nie otrzymujemy więc żadnej zapłaty za naszą pracę (o ile nie liczyć całej życzliwości, jaka nas przy oka-zji spotyka). Jednak nie pozostaniemy zda-

ni sami na siebie – „opiekujące się” nami organizacje zadbają o pokrycie wszystkich kosztów pobytu: ubezpieczenia, kosztów podróży, wyżywienia i zakwaterowania oraz wręczą nam drobne kieszonkowe.

tylko pomyśl…Wiele osób zastanawia się, czy warto

„poświęcać” rok życia i to w tak kluc-zowym momencie, jak studia i czas ważnych życiowych wyborów. Zastanów-my się jednak, czy taka przerwa w dotych-czasowej ścieżce edukacyjno-karierowej jest aby na pewno stratą czasu? A może to ostatnia szansa, by zaszaleć i zrobić coś naprawdę niezwykłego, zanim na dobre utkwimy za jakimś biurkiem, dysponując jedynie 3-tygodniowym urlopem; aby pomieszkać w obcym kraju za darmo, realizując ważny społecznie projekt? Jeśli już przezwyciężymy te obawy i zdecydu-jemy się na wyjazd, po powrocie może jed-nak okazać się, że nie możemy znaleźć już dla siebie miejsca, bo ciągnie nas do kole-jnych projektów… Dla takich właśnie ludzi powstała „Trampolina” – Stowarzyszenie

Uczestników Wolontariatu Europejskiego. Zrzesza byłych wolontariuszy, którzy choć bardzo chcieliby, nie mogą po raz kolejny wyjechać na EVS, więc jeżdżąc po Pols-ce zachęcają innych do wzięcia udziału w Wolontariacie.

jeszcze więcej o eVsDodatkowe informacje nt. Wolontar-

iatu oraz dokładny plan postępowania w przypadku chęci wyjazdu znajdziesz np. na stronie Trampoliny www.trampolina.org.pl (zwłaszcza w zakładce: Jak wyjechać na projekt?). Inne przydatne adresy:

Centrum Wolontariatu -> Wolontariat • Europejski, www.wolontariat.org.pl/strona.php?p=1744 – jak zostać wolon-tariuszem krok po kroku;Program „Młodzież w Działaniu”, www.• mlodziez.org.pl – oficjalna strona EVS i innych akcji Programu;angielska strona Programu -> Akcje -> • Akcja 2. (EVS), www.ec.europa.eu/youth/youth-in-action-programme.com - wyszukiwarka aktualnych projektów, wszystko o Wolontariacie, liczne histo-rie projektów, porady.

Sensacja, jaką wzbudzają róż-ne „anomalie” pogodowe, któ-re mieliśmy okazję zobaczyć

w Polsce w październiku skutecznie po-prawiają mi nastrój w te szare, jesienne dni. Bo jak tu się nie śmiać z wyda-rzeń, które wstrząsnęły polską opinią publiczną: Niespodziewany atak zimy (Nowiny Gliwickie), Falstart zimy dla kierowców, drogowców i kolejarzy (GW, pierwsza strona tejże), Atak zimy na Trójmiasto (wiadomosci24.pl).

Robienie sensacji z tego typu wyda-

rzeń jest dla mnie (biorąc na dodatek moją mazurską opinię, że zima zaczy-na się w listopadzie i trwa do marca) strasznie komiczne. Zadziwia mnie jak coś, co zdarza się w raczej dosyć przewidywalny, jak na przykład śnieg w październiku (od kiedy sięgam pa-mięcią zdarzało się to, przynajmniej w moich stronach, dość często) czy na-wet mgła, która jest chyba nieodłącz-nym akcentem polskiej jesiennej aury, może wzbudzać takie emocje wśród dziennikarzy. Czyżby to oznaczało,

iż owi dziennikarze tak naprawdę nie mają poważniejszych, czy chociażby w miarę poważnych tematów do opi-sywania? Czy naprawdę temat nagłe-go ataku zimy jest na tyle istotny, aby umieszczać go na pierwszej stronie poważnej (wg niektórych) gazety? A może zwyczajnie brak lepszych te-matów do opisania? Chyba jednak po-goda nie jest takim bezpiecznym tema-tem jak się wydaje?

zbychowiec

nagły atak Zimy?

Źródło: ww

w.wolontariat.org.pl

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl14

rys. http://etc.usf.edu

W sesji jesiennej, 16 listopada po raz jedenasty odbędzie się w Studium Języków Ob-

cych naszej Uczelni egzamin z języ-ka hiszpańskiego DELE (Diploma de Español como Lengua Extranjera). Dy-plom DELE jest jedynym oficjalnym dokumentem potwierdzającym znajo-mość języka hiszpańskiego i jest przy-znawany przez Instytut Cervantesa.

Certyfikat z języka hiszpańskiego DELE nie tylko informuje o biegłości w posługiwaniu się językiem Cervante-sa, ale również o szerokich możliwoś-ciach intelektualnych jego posiadacza, potwierdza zdolność i gotowość naby-wania nowych umiejętności oraz chęć doskonalenia się, informuje też o sze-rokich zainteresowaniach historią i kul-turą języka hiszpańskiego.

W firmach jest zapotrzebowanie na pracowników komunikatywnych, któż, jeśli nie kandydat z potwierdzoną zna-jomością hiszpańskiego, będzie godził komunikatywność z otwartością i… temperamentem. W końcu upodabnia-my się do rodzimych użytkowników danego języka.

Egzamin DELE jest przygotowy-wany i sprawdzany przez uniwersytet w Salamance, najstarszy w Hiszpanii. Część pisemna i ustna jest realizowana w ośrodkach egzaminacyjnych, kandydaci są oceniani przez znakomicie przygotowa-nych egzaminatorów. Są nimi rodzimi użytkow-nicy języka hiszpańskie-go po specjalnym prze-szkoleniu, na którym do znudzenia powtarza się: „Państwa zadaniem jest stworzenie takiej atmosfe-

W sesji jesiennej, 16 listopada po raz jedenasty odbędzie się w Studium Języków Obcych naszej Uczelni egzamin z języka hiszpańskiego DELE (Diploma de Español como Lengua Extranjera). Dyplom DELE jest jedynym oficjalnym dokumentem po-twierdzającym znajomość języka hiszpańskiego i jest przyznawany przez Instytut Cervantesa.

ry, aby kandydat mógł zaprezentować swoje umiejętności jak najlepiej”.

Egzamin odbywa się dwa razy w roku, w maju i listopadzie.

W części pisemnej sprawdzane jest rozumienie ze słuchu, rozumienie teks-tów pisanych, umiejętność pisania teks-tów użytkowych oraz poprawność gra-matyczna. W trakcie egzaminu ustnego oceniana jest płynność językowa, zasób słownictwa, poprawność gramatyczna oraz wymowa i intonacja kandydata.

Po egzaminie kandydat otrzymu-je zaświadczenie z informacją o uzy-skanej liczbie punktów, potem bardzo dekoracyjny dyplom z herbem królew-skim Hiszpanii, logo Instytutu Cervan-tesa i logo DELE. Dyplom potwierdza umiejętności językowe na poziomie: superior (C2), intermedio (B2+) oraz inicial (B1).

W tym roku w maju po raz pierw-szy odbył się egzamin A1 Acceso, po-myślany dla zaczynających przygodę z językiem hiszpańskim. Słuchacze lektoratów języka hiszpańskiego pro-wadzonych przez Studium Języków Obcych są doskonale przygotowani do tego egzaminu, potwierdzają ten fakt

znakomite wyniki naszych ubiegłorocz-nych studentów. Studenci Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu powin-ni skorzystać z promocji cenowej eg-zaminu A1 oferowanej przez Studium tylko dla studentów uniwersytetu ekonomicznego we Wrocławiu.

Przyszły prezydent będzie mówił po hiszpańsku, ponieważ:

w 2050 stany zjednoczone będą • pierwszym krajem hiszpańskoję-zycznym,za trzy, cztery pokolenia 10% lud-• ności świata będzie się komuniko-wać po hiszpańsku,w 2030 7,5% ludności świata bę-• dzie mówić po hiszpańsku,14 milionów osób na świecie uczy • się języka hiszpańskiego, jako ję-zyka obcego,237 000 uczących się języka hi-• szpańskiego jeździ co roku do Hiszpanii doskonalić znajomość języka,zdaniem posługujących się języ-• kiem hiszpańskim, aktualny wi-zerunek tego języka kojarzy się z najciekawszymi perspektywami ekonomicznymi,hiszpański jest trzecim najczęściej • używanym językiem w Internecie,w latach 2000-2008, obecność ję-• zyka hiszpańskiego w Internecie wzrosła o 619,3%,8,2% użytkowników Internetu ko-• munikuje się po hiszpańsku,Amerykanie pochodzenia latyno-• skiego mówiący po hiszpańsku i angielsku, zarabiają o 7.000 dola-rów rocznie więcej niż mówiący tylko w jednym z tych języków.

Informacje o kursach i egzaminach na stronie: DeLe.ue.WROC.PL

prZysZły preZydent Usa mUsi móWić pO hisZpańskU

urszula sokolnicka

stuDium języków oBcych ue we wrocławiu, koorDynatorka i eGzaminatorka Dele

15NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

La practica de deportes siempre ha esta-do presente en las civilizaciones y tal tradición se mantiene hasta nuestros días. La cantidad de personas que hacen de-porte crece rápidamente como el producto de la influencia de los medios de comunicación. Tanto en la radio como en la tele oímos con-stantemente la importancia de ejercitar regu-larmente. La prensa nos muestra el mundo de las estrellas, que se alaban de llevar una vida sana y publica fotografías de modelos instigándonos así a seguirles. Pues, ¿quién no ha soñado con parecerse a uno de ellos y sentirse más bien que nunca? Pero, ¿si en re-alidad practicar deporte es sinónimo de vivir sanamente? Podríamos citar un sin fin de argu-mentos a favor. En nuestra época de en-fermedades de las civilizaciones causa-das por el pésimo estilo de vida, hacer ejercicios, de vez en cuando, nos parece una cosa imprescindible y, a la vez, ha-bitual que nadie, que se considere una persona moderna, podría negarlo. Sa-bemos perfectamente que practicando deporte ayudamos a funcionar correc-tamente a nuestro organismo y así nos sentimos bien y estamos en forma. Los mismos médicos destacan las ventajas de estar en movimiento aunque este sea

mínimo.Cualquier deporte es una disciplina social que no solo permite estar cerca de la gente, sino también conocerla y al mismo tiempo optimiza nuestro estado de ánimo y nos relaja doblemente.Todo eso sería una receta ideal para llevar una vida sana si no fuéramos hu-manos, pero como lo somos, nos resulta muy difícil conformarnos con un ciclo rutinario de ejercicios. Necesitamos algo más y no sólo un sentido saluda-ble, sino también un objetivo que nos estimule a realizar un esfuerzo perma-nente. Por eso observamos que hoy en día hay cada vez más personas que practican deporte con la aspiración de lograr un aspecto físico parecido al de sus ídolos, tener cuerpos tallados y sen-tirse atractivos. Desgraciadamente sus inspiraciones a veces les tapan lo razo-nable de toda esa idea y les hacen con-sumir sustancias estimulantes lo que no es ni sabio ni saludable. En otro nivel tenemos a los deporti-stas, los cuales empezando su carrera, declaran su disposición de entrenar to-dos los días. Muchos de ellos no tienen

aleksanDra kler

anna Pichurska

en cuenta las consecuencias del exce-so de entrenamiento, conduciéndoles, en la mayoría de los casos, a lesiones y como resultado a la imposibilidad de poder moderar su ritmo de vida cuan-do aparezcan problemas físicos, porque así es su profesión. Por desgracia, al jubilarse, se encuentran en una forma mucho peor que otros a su edad. Unas fracturas mal adheridas, gripes no cu-radas adecuadamente y otras enferme-dades descuidadas producen, general-mente, unas afecciones desagradables en la vejez.Pero aquellos que no nos dedicamos al deporte, a la hora de decidir que qu-eremos practicar, debemos analizar que sería más conveniente, tomando en cu-enta nuestra capacidad física. Debido a la variedad de deportes tan amplia “no hay vuelta de hoja” para encontrar una actividad apropiada ya que cada uno puede buscar algo para sí mismo y, lo que es más importante, puede elegir: el deporte para la salud o la salud para el deporte.

¿el depOrte para la salUd O la salUd para el depOrte?

Ucz się języków, bo naUczą się ciebie

spOrt fOr health Or health fOr spOrt?

Practicing sport has always been present

in civilizations and the tradition preva-

ils until this day. The number of people

practicing sport grows rapidly due to the vast

influence of media. We constantly here about

the importance of regular training both on the

radio and on the tv. The press describe cele-

brities who vaunt about how healthy their li-

festyle is and publish photos of models which

encourage us to follow in their footsteps. Is

there anyone who hasn’t ever dreamed of

being like them? But is practicing sport truly

a synonym for healthy lifestyle?

We could go on and on with listing pros.

Nowadays, in the epoch of civilization dise-

ases caused by sedentary lifestyle, doing some

exercises from time to time seem inevitable

and somehow familiar and no one who call

themselves a modern person cannot deny it. It

is well known that practicing sport improves

functioning of the organism and therefore we

are in good health. Doctors highlight advanta-

ges of active lifestyle even if it is minimal.

Every sport is a social discipline which al-

lows not only for closeness but also provides

a chance to meet other people which optimi-

zes our mood and loosens us up.

All this would be an ideal recipe for

a healthy lifestyle if we weren’t human be-

ings, but as we are human beings it is extre-

mely hard for us to train regularly. What we

need are not only “healthy” reasons but also

other kinds of goals which stimulate constant

effort. That is why we observe that more and

more people practice sport in order to improve

their physical look so that it would be similar

to their idol’s. They want to have well- built

bodies and fell attractive. Unfortunately their

aspirations sometimes shatter what’s reasona-

ble in this notion, namely they take anabolic

steroids which is irresponsible and unhealthy.

We talk differently about sportsmen and

sportswomen who at the beginning of their

careers are willing to work hard everyday.

A great number of them do not think about

the consequences of excessive effort which

leads, in the majority of cases, to injuries.

When faced with physical problems they are

often unable to reform their lifestyles because

of the specificity of their occupation. Unfortu-

nately after retiring their physical condition is

much worse in comparison with other people

of their age. Badly knit together bones, not

completely recovered flu and other neglected

diseases result in unpleasant ailments during

old age.But when choosing which sport to practi-

ce those of us who do not deal with sport pro-

fessionally should analyze what is more accu-

rate for them and take into consideration their

physical capabilities. Wide range of possibili-

ties allow everyone to choose something for

themselves and what is more choose: sport

for health or health for sport.

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl16

Rolety w oknach podnoszą się z sobie zwyczajnym skrzypie-niem na pierwszych kilku centy-

metrach. Kiedyś zwykło mnie to budzić. Skrzypnięcie wdzierało mi się w myśli i skłaniało je do ucieczki w najdziwniejsze strony. Wracałem wtedy na jawę, otwiera-łem oczy i jeszcze przez długie godziny wpatrywałem się w gładki sufit. Bezradny, niezdolny do jakiegokolwiek działania...

Skrzypnięcie... Chaos myśli rozbiega-nych, rozjazgotanych. Te z wczorajszego wieczora, te ze snu, te sprzed tygodnia, dwóch, trzech. Wymieszane ze sobą skła-dają się w najbardziej przerażające sce-nariusze i zniewalają ciało. Wstać? Nie-możliwe. Nawet unieść dłoń, to za wiele. Zresztą, po co nawet się starać? Po co pró-bować? Leżeć, leżeć, leżeć i czekać...

I tak, co rano.Tak naprawdę ledwie odróżniałem

od siebie dni i noce. Budziłem się i zasy-piałem. Zasypiałem i budziłem. Raz było jasno, raz ciemno, ale dla skołowanego umysłu to żaden wyznacznik. Sen i jawa. Czasami z chaosu wyłaniała się myśl – nadzieja, że następnym razem obudzę się gdzie indziej. W domu na dźwięk radia. Na łące nieopodal domu rodziców pod drzewem pełnym ptaków. Chociażby na-wet w celi, w więzieniu, przy akompania-mencie czyichś wrzasków. Gdziekolwiek, byle nie było tam tak przerażająco cicho.

Po tygodniu przysłali lekarza.

To był taki miły starszy pan, o dziw-nym nazwisku. Kilka razy mi je powtó-rzył, ale nie zapamiętałem. Wtedy było dla mnie nieważne, a i teraz również nie ma znaczenia. Powiedział mi wówczas, że mam jeść, a ja parsknąłem czymś, co miało być śmiechem, ale nawet nie było do niego podobne. A on tylko patrzył i czekał. Teraz myślę, że musiał już wielu takich jak ja widzieć, ale wtedy zupełnie mnie nie obchodził. Powiedział, że na ra-zie mi to radzi, ale jeśli się nie dostosuję, to mnie zmuszą.

Nie, nie muszą mnie zabierać w tym celu na dół. Mają tu, w tej klitce podwie-szonej pod linami podtrzymującymi kład-kę mostu, wszystko, czego potrzebują. Nie dotknę ziemi przed końcem wyroku. Mogę na nią popatrzeć, ale nie dotknę. Wiedzą, że nie mam lęku wysokości, ani lęku przestrzeni. Nie przerazi mnie ani wi-dok za oknami, ani te kilkanaście metrów

kwadratowych mojego lokum. Skąd wiedzą?Och, mają takie różne testy. Mam się

nie martwić. Wiedzą… Dlaczego w ogóle się martwią? Och, opinia publiczna. Bo niektórych

by nie żałowali, ale z pana, to by zrobili główny temat ogólnoświatówek, a tego przecież nie chcemy. To nadal trochę eks-perymentalny projekt, ale przyzna pan, że genialny. Ma pan tu wszystko, czego potrzebuje, a my mamy pewność, że pan nie ucieknie, bo jak? Do kładki mostu jest kilkadziesiąt metrów i żadnej drabiny, do wody jeszcze dalej. Przecież nie skoczy pan, a jeśli spróbowałby pan zejść jakoś po linach, to ktoś by pana zauważył. Lu-dzie to lubią. Czują się współodpowie-dzialni za bezpieczeństwo wszystkich. Skąd wiemy? Badania przeprowadzono. To naprawdę świetny pomysł.

Potem przychodził różnie. Co tydzień, dwa, jak wyszło. Dowoził go flyger – mała maszyna cicho podlatywała do mo-jej gondoli i zawisała w powietrzu wbrew podświadomemu odczuciu praw fizyki. Lekarz przeskakiwał na mały pomost mej celi – gondoli - i flyger odlatywał nim otworzył drzwi. Przychodził, opowiadał mi o świecie na dole. Mówił, że nadal o mnie czasami piszą. Porównują do mnie innych. Szkoda, że spędzę tu tyle lat, bo bym się przydał propagandzie, ale cóż. Nic nie poradzisz. Przecież nie można zmienić wyroku, bo to by stworzyło pre-cedens. Poza tym syndrom męczennika... Ale to nie ważne, trzeba przeprowadzić badania. Może zmienić nieco dietę, bo to już trochę długo.

Dlaczego?Dla zdrowia. Opinia publiczna, rozu-

mie pan. Powinien się pan cieszyć. Tak. Powinienem był, ale wtedy jesz-

cze mętnym dla mnie było to uwielbienie społeczeństwa. Myślałem, że to logiczne, że zależy im na warunkach, w jakich żyją więźniowie bardziej, niż na tym, co jedzą bezdomni na dalekich przedmieściach, gdzie nikt się w sumie nie zapuszcza. Łatwiej im było wyobrazić sobie siebie w celi, niż zdegradowanych społecznie, ogołoconych ze swego stanu posiada-nia i wyrzuconych na ten śmietnik mia-sta. A skoro tak, to woleli dbać, aby tym w celach źle nie było. Pośrednio dbali o siebie. To było logiczne. Logika jest taka ludzka.

To przez nią tu jestem. Co zrobiłem? Och, teraz to już nieważne. Logicznie ro-zumując chciałem żyć lepiej, chciałem by innym też żyło się lepiej, a pewni ludzie, pewne kompanie i instytucje stały temu na drodze. Teraz już części z nich nie ma, ale to nieważne. Ta logika jest już dla mnie przeszłością. Zrozumiałem. Tu na górze, na kilkunastu metrach kwadratowych gondoli, z której rozpościera się widok na trzysta sześćdziesiąt stopni świata. Okna, a za nimi rzeka i miasto. Nade mną niebo.

Niebo jest wielkie. Cudowne i peł-ne siły. Jest mym domem. Ilekroć na nie patrzę, tęsknię do niego. W dole płynie rzeka, w której nieboskłon przegląda się w dzień i w nocy. Tam też jest przęsło mostu pełne aut, wiozących do pracy ma-lutkich ludzi. Śpieszą się dowodzeni sys-temem zarządzania miasta – programem zabijającym powoli ich wolną wolę, a ja spoglądam na nich z góry, pijąc poranną kawę na syntetykach. Troska społeczeń-stwa ma swoje granice i o lepszej mogę pomarzyć… nie marzę. Piję tę kawę i przyglądam się autom, zgaduję kim są maluczcy, co nimi jadą. Myślę o tym, co nimi kieruje, o tym jak ten ich pęd jest zabawny. Co im z niego przyjdzie? Zdą-żą lub nie. Pojadą tędy, czy może inną drogą – nawet ta decyzja nie jest w ich mocy. Wszystko spływa z góry. Z liczb zaklętych w programach, z liczb zaklętych w niebie. Myślą, że pędząc do pracy, na spotkanie, do domu są wolni. Nie znają wolności. Ja ją znam. Żyjąc między nimi zapomniałem o niej, ale tu zatrzymany po-między niebem a ziemią przypomniałem sobie. Kiedyś wrócę do siebie, do nieba i stamtąd będę na nich spoglądał. Stąd już są tacy słabi, mali… nieważni. Ale nawet stamtąd będę spoglądał, żeby nie zapo-mnieć o swojej wolności.

Lekarz przyszedł wczoraj. Rozmawia-liśmy długie godziny. Gdy mówił kluczył między tematami, plątał się. Z roku na rok plącze się bardziej. Słowa w jego myślach brzmią inaczej niż te, które mówi. On już zrozumiał, że nie jestem mu równym. Że jestem ponad nim. To dobrze.

Nie odliczam dni do końca wyroku – mego zbawienia. Nieważne, kiedy mnie stąd zabiorą, bo i tak będę gotów. Pytanie, czy oni będą gotowi na me przyjście?

oPowiadanie

marta maGDalena lasikteo

17NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Nad wrzosowiskiem zaległa gęsta mgła. Była wszechobecna, moż-na było łapać ją garściami, nie

mówiąc już o trudnościach przedzierania się przez teren, kiedy z trudem dostrzega-łeś plecy towarzysza idącego przed tobą. Drużyna jednak szła nieprzerwanie, jak na krasnoludy przystało. Nie straszny był im ten przenikający kości mróz oraz krzyki i zawodzenie w ciemnościach, które każ-dego człowieka przyprawiłyby o śmierć z przerażenia. Nawet młody Kendar nie okazywał strachu. Widać, słowa star-szych krasnoludów przemówiły mu do serca. Jedyną oznaką jego niedojrzałości było nerwowe rozglądanie się na boki. Nie było w tym nic dziwnego – wszak to na tych bagnach znajdowała się wieża, w której miałby ukrywać się sprawca ich nieszczęść. Tak przynajmniej wynikało z opowieści wędrowców, których mija-li. Opowiadali o przeraźliwych krzykach i dziwnych światłach, które biły z tego, rzekomo, bezludnego miejsca. Krasnolu-dy uznały zatem, że to tam musi ukrywać się mag, który, ich zdaniem, wybrał sobie zbyt widoczne miejsce na siedzibę. Ła-two było go tam wytropić, jako że czu-bek wieży znajdował się wysoko, ponad otaczającą to miejsce mgłą i, przez co był znakomicie widoczny, nawet z daleka. A szczególnie wtedy, gdy biła od niego ma-gia kolorów.

Mimo zewnętrznego spokoju, krasno-ludy były w duchu przygotowane na naj-gorsze. Przed wejściem na ten nieprzy-jazny teren przygotowali plan obrony na wypadek najróżniejszych sytuacji, jakie przyszły im na myśl. Teraz nie mogli już liczyć na spontaniczność w działaniu. Cel znajdował się zbyt blisko, a zatem nie mo-gli sobie pozwolić na stratę kogokolwiek z drużyny, przed ostatecznym starciem z czarnoksiężnikiem. Mag udowodnił im, że jest niebezpiecznym przeciwnikiem. Żeby wygrać musieli natrzeć na niego wszyscy, ale zgodnie z planem, w jednej formacji, nie jako rozsypana grupa.

Jorus, ubezpieczając tyły, w pewnej chwili poczuł, że nie są już sami na tym pustkowiu. Był to instynkt, który wyrobił w sobie przez dekady walk w poszukiwa-niu własnego przeznaczenia. Ale mimo, że mgła rozrzedziła się nieco, w pobliżu nie było widać żywego ducha. Czyżby

przeczucie zawiodło mnie tym razem? – myślał Zabójca. Nagle gdzieś z oddali do-biegł go prawie niesłyszalny pisk. Reszta grupy musiała nie słyszeć tego dźwięku, ale czułe ucho Zabójcy uchwyciło go nie-mal natychmiast. Nic jednak się nie stało. Mokradła były tak samo spokojne i ciche jak wcześniej.

- Patrzcie! – krzyknął nagle Kendar, wyrywając Jorusa z rozmyślań. Czym prędzej spojrzał w stronę, którą wskazy-wał młody krasnolud i jego oczom ukazał się straszny widok. Na niedalekiej kępie trawy, znajdowały się dwie postacie. Jed-ną był niewątpliwie człowiek, sądząc po długiej czerwonej szacie i małym, złotym młocie na piersi, młody kapłan Sigmara.

Druga postać miała około dziesięciu stóp wzrostu, a jej całe ciało pokrywała czarna sierść. Z wyglądu przypominała nad wyraz wielkiego nietoperza, z jego skrzydłami, łbem oraz kończynami, któ-re kończyły się wielkimi zakrzywionymi pazurami. Obydwaj stali na tym jedynym skrawku ubitej ziemi, zwarci w walce. Człowiek, widocznie już zmęczony, le-dwo blokował ciosy większego i silniej-szego od siebie przeciwnika. Stwór nato-miast uderzał raz po raz, bez większych oznak zmęczenia, a każdy z jego ciosów mógłby rozerwać sigmarytę na strzępy. Dla kapłana walka powoli zbliżała się do tragicznego końca.

Krasnoludy nie zamierzały jednak na to czekać. Wydając z siebie okrzyk bo-jowy, runęły na wroga. Jorus jeszcze w biegu cisnął swym ogromnym młotem w kierunku bestii. Broń z impetem uderzyła w pierś potwora, zwalając go z nóg, a co najważniejsze, odtrącając go od kapłana. Oszołomiony stwór wydał z siebie nie-mal ludzki, pełen gniewu skowyt, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że poja-wili się nowi przeciwnicy. Gortar biegnąc w ślad za Zabójcą, rzucił się w jego kie-runku, chcąc dokończyć żywot potwora. W chwili, w której już miał zatopić swój topór w jego ciele, stwór rozpostarł swoje skrzydła, uderzając nimi krasnoluda. Siła uderzenia była na tyle duża, by posłać Gortara w powietrze. Krasnolud przele-ciał kilkanaście metrów, zatrzymując się na spróchniałym dębie, który po tym spo-tkaniu całkowicie obrócił się w pył. Nim krasnoludy zdążyły zareagować, bestia

wzbiła się w niebo i zniknęła w ciemno-ściach.

Na pustkowiach znowu zrobiło się cicho i tylko przekleństwa Gortara, pró-bującego wydostać się spod masy drewna i błota, zakłócały spokój. Gdy tylko stwór zniknął, Kendar błyskawicznie pobiegł do tego, co kiedyś było dębem i próbo-wał odkopać towarzysza wyprawy. Na-tomiast Jorus, Henf oraz Bjorn podeszli do młodego kapłana, który ciężko dysząc stał w miejscu, w którym go na początku zobaczyli. Widząc, że nadchodzą, czło-wiek podniósł głowę.

- Dzięki Sigmarowi za to, że Was ze-słał, przyjaciele. Gdyby nie Wy, nie wy-szedłbym żywy z tej walki – powiedział z powagą w głosie.

- Prawdę mówisz, kapłanie – odparł Henf. – Ale co robisz na tych mokra-dłach?

- Mój zakon wysłał mnie tutaj abym przegonił zło, które zamieszkało na tych bagnach. Ostatnimi dniami w okolicy zaczęły dziać się dziwne rzeczy – ludzie znikali ze swoich domów, a okoliczne miasteczka nawiedzały stada kozolu-dzi. A ponadto, do opuszczonej wieży, położonej na tym odrażającym miejscu, wprowadził się ja-kiś lokator. Co noc miejscowych bu-dzą krzyki agonii oraz dziwne świa-tła na niebie, których źródłem ma być ta ta-jemni-cza wie-ża. Moi

zwierzch-nicy podejrzewają, że to miejsce stało się domem jakiegoś czciciela mrocz-nych mocy, którego za wszelką cenę trzeba zgła-dzić, dla d o b r a naszego świata.

oPowiadanie

Piotr semeniuk

ciąg dalszyw następnych numerach

rys. http://etc.usf.edu

cz. 5

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl18

iii międZynarOdOWy festiWal rekrUtacji permanentnej

Nie gonimy za sensacją, żyjemy powoli, od ekshibicjoni-stów raczej stronimy. Gazeta to tylko jedno z naszych za-interesowań, a każdy z nas ma inne. Lubimy więc spotykać się na piwie i pizzy, dzieląc wiedzą, ciekawostkami, prze-myśleniami i kawałkami ciasta.Czasem, dla przyjemności i frajdy nakręcimy sobie film, który trafi na youtube.com/user/BesTiVi1Jeśli Ci to odpowiada, zapraszamy do nas. Szukamy dzien-nikarzy, fotografów, rysowników, grafików, webmasterów, operatorów DTP, marketingowców, a na pewno nie pogar-dzimy i innymi ciekawymi ludźmi.Przyjdź do nas na zebranie we wtorki o 18.30, a powiemy Ci więcej, poznamy się i zaprezentujemy. Możesz też zaj-rzeć na naszą stronę best.ue.wroc.pl.

Wawrzyniec zadebiutował tam, gdzie usiłuje zadebiuto-wać tak ogromna liczba po-

czątkujących pisarzy, że kiedy w końcu komuś się uda nie pozostaje nam nic innego jak pogratulować- w Internecie. Jeśli więc do tej pory nie słyszeliście o słynnym Pruskym- możecie sobie wy-obrazić to niesamowite „coś”, co musi być w jego tekstach, skoro udało mu się wybić ponad konkurencję ze strony ja-kichś, lekko licząc, kilku tysięcy bloge-rów. Mnie Wawrzyniec zachwycił tym właśnie, że jest zachwycający- inaczej mówiąc wśród literatury współczesnej mamy mnóstwo pozycji, których za-daniem jest wstrząsnąć czytelnikiem, ukazać mu brud i bezeceństwa współ-czesnego świata, okrutne losy bohatera stłamszonego przez życie. Wawrzyniec opisuje co najwyżej wstrząsające po-

mysły młodszych członków jego rodzi-ny, brud w łazience pozostały po beze-ceńskich praktykach Dziedzica (syna) i Potomki (rocznej córki), okrutne losy swoje, gdy jest tłamszony konieczno-ścią wstawania w środku nocy i ponow-nego układania do snu dzieciaków.

Mimo tego, że każdy dzień z dzieć-mi opisuje niczym bezwzględną walkę z przeciwnościami losu (patrz na przy-kład próby zaciągnięcia Dziedzica do przedszkola), podkreśla, że mieć dzieci to coś wspaniałego. Właśnie tymi dzieć-mi Prusky się zachwyca i chce zachwy-cić też czytelnika. Czytając książkę ma się wrażenie, że napisała się właściwie sama, po prostu wczoraj Wawrzyniec z dziećmi zajmował się tym, przed-wczoraj tamtym i po prostu, ot tak- zo-stało napisane. Talent Wawrzyńca kry-je się w tym, że wszystko, co przecież

zdarzać się musi wszystkim rodzicom, on właśnie z odpowiednią dozą humoru potrafił zebrać w całość i opublikować. Dzięki takim książkom łatwiej zauwa-żyć, że życie jest piękne i ciekawe. Wy-starczy być rodzicem.

Jest to najpogodniejsza i najbar-dziej pozytywnie nastrajająca do świata książka, którą zdarzyło mi się ostatnio przeczytać. Polecam wszystkim, którzy chcą uciec jesiennej depresji. Uśmiech przy lekturze gwarantowany.

Trochę kUlTUry?!

nie będZiecie się pOsiadać Ze ZdUmienia!

Bez dwójki dzieciaków książki Wawrzyńca byłyby co najwyżej zbiorem krótkich opowiadań, wspomnień z przeszłości, a nawet prawdopodobnie wcale by ich nie było. Razem z dziećmi są dwoma pokaźnymi pozycjami na listach bestsellerów. Przynajmniej na szczycie mojej listy.

k.

rys. Tomasz Cieszyński

wawrzyniec Prusky: ballada O chaOsikU

wawrzyniecPrusky.BloG.onet.Pl

lite

Rat

UR

a

19NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

rys.

Tom

asz

Cie

szyń

ski

rys. Kristèle Pelland / kristele.deviantart.com

FelieTUńczyk

depresArio

isiek

W tym roku jednak Pewna Stacja Te-lewizyjna (znana z tego, że bloki reklamowe przerywa fragmentami

filmów) postanowiła wprowadzić nas w na-strój nadchodzącej zmiany i zaprezentować niesamowite sportowe wydarzenie, zwane także „Walką Stulecia”, „Starciem Gigantów” lub – w mniej oficjalnych kręgach – „Pogonią za Gołotą”. Bo cóż mogłoby konkretniej przy-sporzyć jesiennej deprechy, niźli pięciorundo-wa walka, polegająca na obsypywaniu bloku „Zasłużonego Bokserskiego Emeryta” przez „Ostatnią Nadzieję Polaków”?

Niewątpliwym plusem randez-vous obu panów było na pewno jego tempo. Zaczynając o dwudziestej trzeciej uwinęli się w pół go-dziny, dzięki czemu widzom pozostało trochę czasu, który można było przeznaczyć na jakąś odmóżdżającą, półtoragodzinną komedyjkę idealnie wpisującą się w konwencję wieczoru. Tak też czyniąc, przebudziłem się w okolicach pierwszej, dowiadując się od współlokatora, że – jakby na to nie patrzeć – nie upłynęła ni sekunda odkąd się położyłem. A wszystko dlatego, że nastąpiła zmiana czasu z letniego na zimowy. Powinienem był się cieszyć – w końcu godzina gratis w życiu studenta, to nie byle co – jednak mój entuzjazm szybko opadł, ustępując miejsce głębokiej zadumie.

Bo cóż to oznacza dla nas, studentów? Go-dzina dłużej to opium, wyniesienie na piede-stał tylko po to, by było z czego spadać. Teraz studenta podnoszącego ciężką, wymęczoną i obolałą od nauki głowę, co ranek będzie za-lewał dołujący mrok. Na zewnątrz częściej niż zwykle panować będzie aura iście barowa, słońce natomiast dostrzec będzie można tylko na reklamach proszków do prania, sprawia-jących, że nasza biel będzie jeszcze bielsza. A propos reklam, te ze szczęśliwą rodzinką za-jadającą jogurt z miną „Nasz jogurt ma smak Ambrozji” zostaną zastąpione reklamy leków, suplementów, suplementów diety i suplemen-tów suplementów, sprawiając, że nawet ryba poczuje się chora. Jeśli mówimy już o rybie, to nie można ominąć Wroga Publicznego nr 1 całej IV (czy już może V?) RP, czyli niejakie-go Śledzika na stale wpisującego się w traumę dzisiejszej młodzieży, stojąc tam, gdzie nie-gdyś stała „Buka” z Muminków. Wiadomości o treści „Chcesz usunąć Śledzika?” zostaną zastąpione przez te o treści „Czy chcesz, by Śledzik usunął twoją jesienną deprechę, zali-

czył za Ciebie sesję i rozwiał chmury na nie-bie? To naprawdę działa!”. Już nawet Pan Gąbka nie wydaje się tak żółty, jak kiedyś.

Sesja, sesja, sesja i jej nieuchronność. Nie wiem jak starsi, ale my – pierwszaki – na pierwsze objawy jesieni reagujemy trzęsawi-cą portków przed nadchodzącą Nemezis. Li-stopad to miesiąc pierwszych kolokwiów, do tego dochodzi krótszy dzień, i niewiadoma, bo przecież nikt z nas nie wie, czego się spodzie-wać.

„Świat się kończy, czas umierać”, jak podśpiewywał kiedyś niejaki Łona. Do tego dochodzi, wpisana w naszą naturę permanent-nym mazakiem, nienawiść do poniedziałków, czyli dzień powrotnego wdrożenia się w cze-kające nas obowiązki.

Miejsce akcji: Akademik „Przegubo-wiec”. Czas: poniedziałek, godzina siódma. bębenki wpadają w zabójczy rezonans, wpusz-czając do mej głowy prosty komunikat o treści „Zgiń”. Komunikat wysyłany przez budzik, ten zawsze za wcześnie ustawiony budzik. Jedyne, co każe mi go wyłączyć, to inwek-tywy rzucane przez współlokatora pod adre-sem zarówno budzika, jak i mojej poczciwej osoby, opisujące miłość i uwielbienie płynące z jego zacnego serducha. Wyłączam te dzwony piekielne i postanawiam na pięć minut złożyć głowę, bo przecież mam jeszcze czas. Budząc się po „czterdziestopięciominutowych” pięciu minutach dopiero zdaję sobie sprawę z moje-go beznadziejnego położenia. Niczym strzała pędzę pod „Przegubowy” prysznic, zauwa-żając, że jakaś życzliwa osoba postanowiła w nocy wpuścić do środka trochę arktycznego powietrza, pozostawiając otwarte na oścież okno. Powtarzając mantrę zadaną mi przez psychologa (Jestem Oazą Spokoju...), myję się pośpiesznie w wiecznie niewyregulowanej wodzie. Czym prędzej wskakuję w pozosta-wione na ziemi po wczorajszej imprezie, zala-tujące dymem papierosowym, ciuchy i lecę na zajęcia. Wykłady z Prawa. Dwie godziny snu na niewygodnym krześle, miast napawania się wygodą akademickiego wyrka, ale trzeba się pokazać – ostatnimi czasy wykładowca jest na mnie cięty. Na zajęcia docieram zmoczony i spóźniony. Perspektywa zaplusowania jak zawsze pozostaje jedynie niezrealizowanym marzeniem, pozostawiając mnie ze słowami wykładowcy „Ekscelencjo, ekscelencja znów zapomniał, na którą są wykłady?”.

Już po wszystkim. Kierujemy się z grupą znajomych w stronę „Słoneczka”, miejsca gdzie nieodwracalnie rozeszły się słowa „po-siłek” i „walory smakowe”. Nie narzekajmy jednak, przecież jest tanio – a i da się te specja-ły przełknąć. Ale jak tu nie narzekać, gdy ko-lejka stamtąd już niedługo ustawiać się będzie pod Biedronką? Rezygnujemy z obiadu.

Głodni, niewyspani, wymemłani i wypluci przez życie wracamy, myśląc tylko i wyłącz-nie o najbardziej bolesnych formach samobój-stwa, gdy nagle, nieopodal nas, coś wyraźnie kontrastuje z otaczającą nas szarą rzeczywi-stością. W różowym, pociesznym płaszczy-ku przeciwdeszczowym z jakimś żółtawym misiem skacze malutka, kilkuletnia (ile może mieć - pięć, sześć?) dziewczynka, zaliczając wszystkie napotkane kałuże, nie zważając na ich głębokość czy stan swoich nogawek. Gdzie wszyscy uskuteczniają mniej lub bardziej uda-ny slalom między kałużami, tam ona wskaku-je niemal na „bombę”, radośnie rozbryzgując grudki błocka po zabieganych przechodniach, ciesząc się przy tym jak...

… Jak dziecko? Zawsze zazdrościłem najmłodszym tego, co większość z nas traci w procesie „Dorastania” – umiejętności ciesze-nia się z tych rzeczy najmniejszych. Nie pa-miętacie już, że kiedyś deszcz był największą radością jaka mogła spotkać nas na dworze? Co z tego, że mama krzyczała i kurowała nas przez dwa następne tygodnie. Z wiekiem co-raz trudniej się nasycić, uszczęśliwić, zachę-cić do wzięcia kredek w swoje nieumiejętne, zapracowane i utytłane w atramencie dłonie, by pomalować rzeczywistość na jakiś jaskra-wy, pozytywny kolor. Znaleźć trzy patyczki, zbudować z nich samolot i latać przez całe popołudnie. Dostać watę cukrową i cieszyć się z niej...

… „Jak dzieci”. „Dorośli ludzie, inteli-gencja przecież, przyszłość narodu, a zacho-wują się jak dzieci” - dało się usłyszeć od ludzi będących ofiarą naszej spontaniczności. Nim zdążyliśmy się obejrzeć, skakaliśmy wraz z tą małą dziewczynką, ciesząc się przy tym jak przy najlepszych komediach z Leslie Nielsenem. I wiecie co? Biegnijcie dalej tym owczym pędem, kształtujcie swoje kariery i planujcie wyjście z kryzysu gospodarczego, tak też przecież da się żyć, jesienną depresję hodując przez całe życie.

Ja lecę po moje kredki.

Dwudziesty czwarty października. Jakimś dziwnym, nie do końca zrozumiałym trafem ten dzień zdarza się co roku, co roku również zdarza się w tym samym czasie. Rok w rok coś zwiastuje, acz każdego roku nasza świadomość wypiera tę nieuchronną zmianę, nie pozwalając się doń godziwie przygotować.

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl20

egZystencjaliZm i mOrdObicie

dystrykt 9: reż. neill BlomkamP

kuBa knoll, Dzienniknakręcaczy.worDPress.com

To mógł być ważny, odważny i nowatorski film, ciekawy głos w dyskusji o „Swoich” i „obcych”, ale pokonał go brak po-mysłu scenarzysty. Albo – co pewniejsze i gorsze – za wiele pomysłów producenta.

Punkt wyjściowy jest fantastyczny – pokazać stosunek człowieka do obcych, ale nie innej nacji, rasy

czy wyznania – do prawdziwych obcych, kosmitów. Dzięki temu unika się tłumaczeń, które mogłyby powstać nam w głowie – „Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi”. Tak łatwo być nie może, ambicje twórców zdają się sięgać wyżej – przeprowadzić na nas wszystkich test, jak traktuje-my nieznaną nam obcość. Z drugiej strony taki – para-doksalnie – niere-alistyczny pomysł jest mocniejszy niż przykład traktowania przez nas zwierząt – kosmici to wszak tradycyjnie stworzenia daleko doskonalsze techno-logicznie i mentalnie niż my. Pomysł, by wykorzystać konwencję filmu s-f

też idealny – w końcu w tym gatunki Stanisław Lem pisał swoje wymyślne i przerażające wizje przyszłości, które częstokroć okazywały się prawdą. By-

najmniej nie powodując radości wizjonerskiej autora.

Kolejny pozytyw – miejsce. Nie dość, że ak-cja nie toczy się w USA, które kosmici zwykli najczęściej odwiedzać, to jeszcze jest to Johan-nesburg. Miasto, które już samo w sobie przeraża, a mi – jako czytelnikowi Coetzeego – kojarzy się przede wszystkim apoka-liptycznie. Miasto, które do niedawna stanowiło serce apartheidu, boleśnie realnego starcia swoich – białych z obcymi – czar-nymi (chociaż naprawdę,

to czarni są w RPA przecież bardziej u siebie). Może też dlatego główny bohat-er jest Holendrem (przynajmniej sądząc po nazwisku) – pewnego rodzaju sym-bolem kolonizatorskiej Europy, wyzysku jednych przez drugich. Symboli jest tu zresztą wiele, niesposób ich opisać, a na-jlepiej przecież samemu odnaleźć. Nawet jeśli więc przedstawianie konfliktów etnic-znych, religijnych, poglądowych itp., itd. w formie filmu s-f nie jest za grosz orygi-nalne (co sądząc po recenzji w Przekroju może być prawdą), to ten film na pewno robi to w sposób bardzo sugestywny i mocny. Realistyczny.

Tu jest duża zaleta zdjęć. Łączą one bowiem materiały z kamer przemysłowych, fragmenty dzien-ników i materiałów z telewizji infor-macyjnych, reportaży z miejsc zdarzeń przywodzących na myśl „Blair Witch Project” z obrazem z „porządnej” kam-ery, z ładnymi kadrami i oświetleniem, dużą ilością zbliżeń, które w kinie robią wrażenie. Te różne obrazy nie walczą miedzy sobą, ale się wzajemnie uzupełniają, co dodaje – wraz z zupełnie

nieznaną obsadą – realizmu (nie mówiąc już o świetnej kampanii reklamowej, a więc i np. plakatach). Ale…

Niestety zawsze musi być to ale. Tylko, że w tym przypadku „ale”, to cała druga połowa filmu. Zdarza się w nim bowiem rzecz niezwykła – z szalenie in-teligentnego i przewrotnego zmienia się owa produkcja w głupia amerykańską papkę pełną wyświechtanych schematów, tak efektowych, jak bezsensownych wybuchów, bezrefleksyjności, taniego grania na emocjach i bohaterów – ostat-nich sprawiedliwych. Zaczyna być tak głupio, że aż śmiesznie. Ale też trochę żal, bo czuć z tym przypływie komercji (czyżby producent Peter Jackson wlazł na plan i w scenariusz z buciorami?) utraconą szansę na wyjątkowo dobry i poruszający film…

PS Z a i n t e r e s o w a n y c h odsyłam też do filmu k r ó t k o m e t r a ż o w e g o

“Alive in Joburg” tegoż reżysera, swego rodzaju przedsmak Dyskryktu. Ciekawe uzupełnienie tej lepszej i mądrzejszej strony filmu.

Recenzja dla ludzi

Walcz o prawa nie-ludzi na mnuspreadslies.com.

21NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Trochę kUlTUry?!

hey. elektrOnicZnie O miłOści.

hey: miłOść! UWaga! ratUnkU! pOmOcy!

maGDa kotowska, Dzienniknakręcaczy.worDPress.com

Kiedy przeczytałam, że Hey nagrało świetną płytę, bo prace nad nią upływały w wyjątkowo ra-dosnej atmosferze, pomyślałam, że najwyraźniej dobra energia poczuła zew wiosny i swoim pali-wem postanowiła tym razem obdarzyć dojrzałe kapele. Klimat harmonii towarzyszył bowiem nie tylko zespołowi Kasi Nosowskiej, ale też Kazikowi i spółce. Był obecny nawet w Seattle. I wszyst-kim wyszło to na dobre! Tyle że, o ile Kult i Pearl Jam słusznie postawili na tradycję, to Hey nieco się wyłamał, inwestując w eksperyment i ducha czasu. Co się okazuje? Że warto ryzykować!

Singiel promujący wbił się do głów momentalnie, mimo że elektronika napawała lekkim przestrachem

i obawą, czy to aby nie zbytnia ekstrawa-gancja i uleganie dźwiękowym trendom. Szczęśliwie dojrzałość i profesjonal-izm zespołu ujawniły się w umiejętności łączenia tradycyjnego wizerunku z innowa-cyjnym brzmieniem.

Nowy Hey jest nieco klubowy, transowy i bardzo świeży. Muzyka nie drażni, a po-rywa; zaskakuje na tyle przyjemnie, że nie żal zupełnie zerowej obecności grunge’u czy znikomości rocka. To prawdziwa mieszanka progresywna doprawiona bluesem i jazzem, silnie aromatyzowana elektronicznym ma-jerankiem. Jednak tym, co najbardziej ujmu-je są niewiarygodnie trafne teksty Kasi No-

sowskiej. To wprost fenomenalna żonglerka metaforą pozwalająca głębinom duszy na uzewnętrznienie. Trudno byłoby znaleźć w polskiej muzyce naszych czasów drugą tak błyskotliwą poezję. Jeśli dodamy to tego niższy – doświadczony przyjemnostką pt. „papierosy, kawa, ja”- głos Katarzyny, to otrzymamy mruczący kawałek muzycznej rozkoszy w postaci „Nie Więcej…”. Nie ma na tej płycie przeciętnego utworu. Wszyst-kie są ciekawe, jeśli nie wybitne („Chiński Urzędnik Państwowy”, „Faza Delta”). Tytułowy kawałek przypomina mi w refrenie rozpasaną młodością manierę krzyku Cool Kids Of Death, a całość kojarzy się z poezją śpiewaną oplecioną latoroślą elektroniki, co jest niezwykle krzepiące, bo udowadnia, że kombinacja subtelnej treści i eksperymen-

t a l n y c h z a b a w dźwiękiem j e s t możliwa!

Innow-acyjny Hey brzmi re-fleksyjnie i bardzo e n e r g e -t y c z n i e , nowocześnie i tradycyjnie ponadczasowo. Jest upragnionym pory-wem wiosny tej jesieni. Za takie muzyczne prezenty składamy dzięki.

pOtWOry Za plecami

karin fossum: nie Oglądaj się

maGDa Pleskacewicz, 21-Gramów.BloGsPot.com

Karin Fossum jest nazywana “Królową norweskiego kryminału” i często porównują ją wydawcy, co mnie osobiście drażni, do Henninga Mankella. Nie wiem, czy bym się zdecydowała na książki Fossum, właśnie z powodu tych porównań, gdy-by, paradoksalnie, nie pewna niepochlebna recenzja, którą przeczytałam.

Autor zarzucał książce, że nie jest kryminałem, bo zbyt słabo sku-pia się na śledztwie, a bardziej na

psychice bohaterów. Dziękuję Ci autorze recenzji! Poznałam dzięki Tobie (na ra-zie) dwie naprawdę interesujące powieści. Pierwszy był kryminał “Oko Ewy”, a drugi “Nie oglądaj się”.

Akcja “Nie oglądaj się” rozgrywa się w małej wiosce, gdzie, zdawałoby się, wszyscy sąsiedzi znają się, wiedzą o sobie wszystko. Właśnie tam dochodzi do mor-derstwa, a ofiarą jest lubiana przez wszyst-kich piętnastolatka. Naga, utopiona, por-zucona nad jeziorem. Śledztwo prowadzi doświadczony policjant Sejer z młodym, energicznym Skarrem. Razem muszą przeniknąć do hermetycznej społeczności, gdzie ludzie niechętnie współpracują z policją, a śladów i świadków jest niewiele. To potrafi wzbudzić irytację nawet u spoko-jnego Sejera. W trakcie śledztwa wychodzą

na jaw tajemnice, które burzą sielankowy obraz miejscowości.

Po przeczytaniu mogę stwierdzić, że Fossum potrafi nieźle opisać zachowanie jednostki czy małej społeczności sąsiedzkiej. Nikogo nie przedstawia jako krystalicznie czystego albo zepsutego do szpiku kości. Pokazuje, że każdy człowiek ma słabości i, że nawet mieszkańców najbardziej spoko-jnej miejscowości dotykają problemy przemocy w rodzinie, nietolerancji wobec osób niepełnosprawnych, rozpadu rodziny. Widać też, że tragedia nie jest problemem tylko osoby, której się przydarzyła, ona oddziałuje na całe otoczenie – najbardziej na bliższe, ale również na dalszym zostawia jakieś piętno, które można zatuszować, ale nie da się go pozbyć na zawsze.

W książce nie ma spektakularnych zwrotów akcji, przy których siedzi się z dziwnym wyrazem twarzy, a mordercę można odkryć wcześniej niż Sejer, mimo

tego czyta się ją dobrze i nie nudzi się. Od rozwiązywania zagadki morderst-wa ważniejsza jest obserwacja ludz-kich zachowań, odkrywanie mrocznych sekretów sąsiadów i, co za tym idzie, niszc-zenie wizerunku bezpiecznej norweskiej wioski. Myślę, że jest to książka dla ludzi, którzy oczekują od kryminałów czegoś więcej niż tylko krwawych opisów mor-derstw, popełnianych przez psychopatę.

liteR

atUR

am

Uzyk

a

rys.

Mile

na G

órsk

a

Raz jak W

ienia Pietrowycz m

iał w

ory pod ocza-m

i, to

potem

3 dni je wy-

nosił na

wy-

syp

isko

.

ch

cesz uciec

uciek

asz

ch

ow

asz się szy

bko

ch

ow

asz się cią

gLe

ch

ow

asz się w so

bie

bo u

cieka

sz do siebie

nie ch

cesz tu istnieć

nie w

idzisz tej k

arm

y

nie czu

jesz tych Lu

dzi

nie ro

zum

iesz ich chło

du, w

yścig

u i złości

ciszy spo

ko

ju i ciepła wcią

ż prag

niesz

ta

k da

Leko t

wa w

yspa

od

da

Lon

a jesteś od św

iata

od m

ego św

iata tak in

na, ta

k sprzeczna, przeciw

na i ró

żna

dLa

czego zo

stać ch

cę z to

bą?

bo t

y ch

cesz uciec

bo u

cieka

sz

bo ch

ow

asz się szy

bko

bo ch

ow

asz się cią

gLe

bo ch

ow

asz się w so

bie

bo u

cieka

sz do siebie

bo n

ie chcesz tu istn

ieć

bo n

ie wid

zisz tej ka

rmy

bo n

ie czujesz ty

ch Lud

zi

bo n

ie rozu

miesz ich ch

łod

u, wy

ścigu i zło

ści

bo ciszy spo

ko

ju i ciepła wcią

ż prag

niesz

bo ta

k da

Leko t

wa w

yspa

bo o

dd

aLo

na jesteś o

d świata

bo o

d meg

o świata ta

k inn

a, tak sprzeczn

a, przeciwn

a i ró

żna

ta

k bLiska za

razem…

...dLa m

nie n

ajbLiższa...

Trzym

aj pozio

m!

On

aa

nn

a m.

rys. Milena G

órska

zBych

ow

iec m

azia

Trzymaj poziom!

Tr

zyma

j pozio

m!

Trzymaj poziom!

Trzymaj poziom!