Upload
truongthien
View
227
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
- 1 -
MIŁOŚĆ, MAŁŻEŃSTWO A USPRAWIEDLIWIENIE Z WIARY
Morris Venden
ZAGADNIENIA szczęścia rodzin-nego, małżeńskiego, czy w końcu sprawy szczęśliwego narzeczeń-stwa są nam wszystkim bardzo bli-skie. Nic dziwnego - wszyscy chce-my być szczęśliwi, wszyscy też snujemy swoje ciche lub głośne marzenia o własnej rodzinie. Ale nie jesteśmy chętni do przysłuchi-wania się radom innych. To może nawet brzmieć paradoksalnie: czę-sto chcemy szczęścia takiego, jak inni, ale równocześnie nie chcemy ich rad. Po prostu sami wiemy le-piej. Są jednak osoby, których słuchamy bardzo chętnie, do których nabra-liśmy zaufania, którzy jakby mają prawo do doradzania nam, sugero-wania odpowiednich kroków, czy w końcu pouczania nas o tym, jak żyć. Pastor Morris Venden zapewne zalicza się do takich osób. Jego - znany czytelnikom - chrystocentryzm każdej wypowiedzi, uwagi, jest czymś, co wzbudza szczególne zaufanie. A że tym razem wypowiada się na temat miłości, małżeństwa, rodziny - tym lepiej, bo jest to dokładnie tak, jakby wielka teologia zeszła z wysokich ołtarzy do poziomu naszej szarej codzienności. A jeśli zeszła z Chrystusem, to każde zdanie nabiera największej wartości. Szczerze polecam tę kolejną książkę M. Vendena, bo choć mówi tak pro-sto o tym, co zwykliśmy komplikować, może warto znowu zastanowić się nad czymś, co u kresu wieku XX winno być dla nas tak oczywiste: wszystko moż-na z Chrystusem, skoro nas wzmacnia!
- 2 -
Rozdział I
GDY DWOJE LUDZI SPOTYKA SIĘ
TO JEST ostatnia książka, jaką spodziewałem się napisać! Już wówczas, gdy przygotowywałem się do pracy kaznodziejskiej, postano-wiłem, że nie będę nikogo pouczał o tym, jak mieć szczęśliwe małżeń-stwo i jak wychowywać dzieci, aż ukończę przynajmniej osiemdziesiąt lat życia. Szybko jednak zauważyłem, że pra-cując jako kaznodzieja nie będę w stanie uniknąć wnikania w te sprawy. Około pięćdziesięciu pro-cent porad pastorskich jest związa-ne ze sprawami rodzinnymi. Skąd biorą się problemy? Nawet w naszych czasach, gdy tak ła-two otrzymać rozwód, dwoje ludzi, którzy się pobierają, w większości przypadków mają szczery zamiar pozostać razem do końca. Są sobą zafascynowani, a ich związek znaczy bardzo dużo dla obojga. Ale średnio jedno na dwa małżeństwa kończy się rozwodem. Badając problemy powstające w małżeństwach i rodzinach doszedłem do wnio-sku, że jest jedno kluczowe słowo decydujące o sukcesie lub upadku związku małżeńskiego, a nawet jakiegokolwiek innego związku. Tym słowem jest poro-zumienie. Porozumienie to podstawa.Usiłowałem kiedyś streścić do jednego słowa kazanie, które miałem wygło-sić podczas ceremonii zaślubin. Postanowiłem zrobić to publicznie, a nawet znalazła się jedna para małżeńska, która pozwoliła mi to zrobić podczas ich ślubu. Nie mogłem zdobyć się na odwagę. Ale po zastanowieniu, gdy zapalo-no świece, odśpiewano pieśni, a państwo młodzi stanęli przede mną, wykrzyk-nąłem jedno słowo: „Porozumienie!” Porozumienie jest podstawą związku małżeńskiego. Jeśli rozwinąć pojęcie po-rozumienia, można powiedzieć, że jest ono pionowe: z Bogiem, i poziome: mię-dzy małżonkami. Oto tajemnica powodzenia w chrześcijańskim małżeństwie.
- 3 -
Jeśli ludzie nie przestaną porozumiewać się po ślubie tak, jak czynili to przed ślubem, będzie o wiele więcej szczęśliwych domów. Kłopoty pojawiają się, gdy brakuje porozumienia. Jak długo ma miejsce porozumienie, tak długo trwa więź między ludźmi, miłość i małżeństwo. Jeśli porozumiewanie się szwankuje, wszystko rozkłada się. W tej książce przyjrzymy się bliżej ośmiu podstawowym dziedzinom, w któ-rych porozumiewanie się może szwankować. Zauważymy także, że te dzie-dziny porozumiewania się są zbieżne z tymi, w których może załamywać się nasza więź z Bogiem. Ekscytującym bowiem faktem jest, że istnieje ścisłe podobieństwo między związkiem małżeńskim a duchowym związkiem człowie-ka z Bogiem. Czynniki skłaniające nas do nawiązywania więzi małżeńskiej z drugim człowiekiem są podobne do tych, które skłaniają nas do trwania przy Bogu; podobne są też problemy powodujące załamanie małżeństwa i załama-nie duchowego życia. Osiem dziedzin niosących potencjalne zagrożenie załamania porozumienia to: pieniądze, religia, krewni, dzieci, brak wspólnych zainteresowań, seks, podział ról i brak pragnienia zgody. Patrząc na różne aspekty porozumienia, spojrzymy na każdy z nich z dwóch punktów widzenia - jak odnosi się on do małżeństwa i życia rodzinne-go oraz jakie znaczenie ma w życiu chrześcijańskim.
Zacznijmy od samego początku związku małżeńskiego. Nie zaczyna się, gdy dwoje ludzi staje przed ołtarzem, czyż nie? Oczywiście, zaczyna się on, gdy dwoje ludzi po raz pierwszy się spotyka. A jeśli podoba im się to, co widzą, zaczynają porozumiewać się ze sobą nawzajem. Ludziom nie zawsze od razu podoba się to, co widzą. Czy zdarzyło się to wam już kiedyś? Czy znaliście kogoś, kto z początku nic was nie obchodził, a potem stał się waszym najlepszym przyjacielem, a może nawet partnerem na całe życie? Mój kolega z uczelni rozpaczliwie chciał poznać bliżej pewną młodą damę, która mieszkała w drugiej części akademika. Podobało mu się to, co widział, ale jej nie podobało się to, co widziała! Zainteresowanie było definitywnie jednostronne. Prawdą jest, że chłopak nie wyglądał jak Mr. America. Miał nos chyba więk-szy od mojego! Ale pamiętam jak pewnej nocy powiedział mi: - O, gdyby tylko dała mi szansę. Gdyby tylko dała szansę. Ludzie zawsze przekonują się do mnie dopiero po pewnym czasie!
- 4 -
I co ciekawe, z jakiegoś powodu ta osoba dała mu szansę, a potem wszyst-ko potoczyło się tak, że nawet nie miałem czasu z nim o tym porozmawiać przed ich weselem! Tak więc ludziom nie zawsze na pierwszy rzut oka podoba się to, co widzą. Ale jeśli pojawia się jakiekolwiek zainteresowanie, może zacząć się porozumienie, i w ten sposób rozpoczyna się związek. Jeśli jest podtrzymywany, pojawia się miłość. A gdy przychodzi miłość, prowadzi do małżeństwa. Cały ten proces ewo-lucji ma prosty początek, a kończy się tym, że dwoje ludzi zostaje mężem i żoną. Komunikacja zawiera trzy podstawowe elementy. Aby poznać kogoś, po pierwsze, trzeba do niego mówić. Po drugie, trzeba słuchać, gdy ta oso-ba mówi do ciebie. Po trzecie, trzeba robić coś wspólnie - razem pracować, podróżować, bawić się. Porozumiewanie się nie zawsze musi być słowne; może ono polegać również na dzieleniu wspólnych zajęć i zainteresowań. Mieliśmy kiedyś skarbnika zboru, który nigdy nie mówił zbyt wiele. Ale miał żonę, która mówiła za siebie, za niego i jeszcze więcej! Któregoś dnia zatrzy-małem się przed ich domem, gdy ona robiła to, co zwykle, a on również robił to, co zwykle. Wówczas on przerwał i zadał dziwne pytanie: - Czy zauważyłeś wadę wymowy u mojej żony? Powiedziałem: - Nie, nie zauważyłem. - Ta wada polega na tym, że musi przestawać mówić, aby nabrać powietrza! - odrzekł. Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, jego żona wtrąciła się gwałtownie: - Przynajmniej nie siedzę tak jak ty nic nie mówiąc godzinami! Na to on: - Staram się nie mówić nic, zanim nie mam czegoś do powiedzenia. - O, to musi być źle z tobą, skoro godzinę zajmuje ci wymyślenie czegoś, co mógłbyś powiedzieć - odpowiedziała.Na pewno rozmawiali już wcześniej na ten temat! Nic jednak nie wskazywa-ło na to, by któreś z nich było nieszczęśliwe. Najwidoczniej ich bezsłowne porozumiewanie się za pomocą czynów i gestów było na tyle silne, że wypeł-niało lukę spowodowaną nieprzeciętną małomównością męża. Poświęciliśmy kilka chwil ludzkiemu aspektowi zagadnienia, teraz więc spójrzmy w drugą stronę, jak wygląda to z Bożego punktu widzenia. Dwie osoby spotykają się: Chrystus i grzesznik. Jeśli podoba im się to, co widzą, zaczyna się porozumienie.
- 5 -
Tu musimy zadać sobie pytanie. Czy wszystkim ludziom podoba się to, co wi-dzą, gdy spotykają Boga? Nie, nie wszystkimi W rzeczywistości jest tyle nieporozumień i niedomówień na temat Boga, że sądzę, iż Bóg sam nie byłby zadowolony, gdyby ludzie akceptowali Go takim, jak im o Nim powiedzia-no i jak Go sobie wyobrażają. Człowiek może mieć tak zniekształcony ob-raz Boga, że nie będzie w stanie polubić tego, co widzi, a diabeł oczywiście od wieków pracuje nad tym, aby tak właśnie się działo. Przeciętny mieszkaniec planety Ziemia patrzy ponad swoimi okularami w stro-nę nieba. Gdy siedmioro ludzi ginie na pokładzie promu kosmicznego ulega-jącego awarii, starzy i młodzi patrzą w stronę nieba i pytają: „Dlaczego? Dlaczego, Boże...?” Jakby Bóg tylko patrzył i czekał na jakiś statek kosmiczny, który mógłby wysadzić w powietrze, tak dla zabawy. Firmy ubezpieczeniowe używają tego samego języka. Huragan? Dzieło Boże. Tornado? Dzieło Boże. Grad? To przejaw działania Boga. Trzęsienia ziemi? Wulkany? To znowu Bóg! Nic dziwnego, że wielu ludziom nie podoba się to, co widzą, gdy próbuje się przyprowadzić ich do Boga. Ale nawet jeśli męczysz się z wpojonym ci przez innych błędnym pojęciem o Bogu, jeśli zastanawiasz się nad niektórymi historiami ze Starego Testa-mentu i nad tym, co wydają się one o Bogu mówić, pamiętaj, że największym objawieniem Boga jest życie Jezusa. Gdy patrzysz na Jezusa, widzisz jaki Bóg naprawdę jest, jaki zawsze był, i jaki zawsze będzie. Nie możesz oprzeć się Jezusowi, jeśli naprawdę dobrze Mu się przyjrzysz. On jest taki, jaki naprawdę jest Bóg. Jeśli widziałeś Jezusa, widziałeś Boga. Ale co widzi Bóg? Czy gdy patrzy na grzesz-nika, podoba Mu się to, co widzi? Ludzie, którzy przez tysiące lat staczali się w swych umysłowych możliwościach, sile fizycznej i wartości moralnej, są nikczemni i nędzni, zniekształceni przez grzech. To nie do wia-ry, że Bogu podoba się to, co widzi! O ileż łatwiej byłoby Mu nawiązać więź i wspólnotę z aniołami otaczający-mi Jego tron i oddającymi mu cześć nieustan-nie od chwili, gdy zostali stworzeni. O ileż łatwiej byłoby Mu zetrzeć w okamgnieniu tę ciemną plamę psującą piękno i harmonię wszechświata.
- 6 -
Mieliśmy kiedyś popołudniowe seminaria w uczelni. Podczas jednego ze spo-tkań młoda kobieta wstała i powiedziała: - Tego poranka wstałam z łóżka, popatrzyłam w niebo i powiedziałam: „Dzień dobry, Boże. Czy miałeś dobrą noc?” Wtedy nagle przerwała i zaczęła myśleć. Jaką noc Bóg mógł mieć? Patrzył na głodujące dzieci w Etiopii. Widział tysiące ludzi w Bombaju, których do-mem jest chodnik: rodziców, dzieci i dziadków stłoczonych w gromadki, stara-jących się usnąć. Słyszał płacz sierot i krzyk wdów. Odczuwał ból tych, którzy wili się w mękach na szpitalnych łóżkach. Znał cierpienia złamanych serc. Być Bogiem to niezbyt przyjemne zajęcie. Gdy Bóg patrzy na nas, czy podoba Mu się to, co widzi? Jego wielkie ser-ce pełne miłości rozrywa się z naszego powodu. Ale On kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. W jakiś sposób patrzy On ponad to, czym jesteśmy, nie-miłujący i nie dający się kochać, i widzi nas takimi, jakimi możemy stać się dzięki Jego łasce. Jemu podoba się to, co widzi, i za wszelką cenę stara się objawić nam siebie, abyśmy dostrzegli jego wspaniałość. Wciąż prosi nas, by-śmy dali Mu szansę. A gdy to w jakiś cudowny sposób staje się, zaczyna się porozumienie między Bogiem a człowiekiem. A kiedy obaj, Bóg i grzesznik, wiedzą już, że podoba im się to, co widzą, zaczy-nają porozumiewać się. Możesz polubić Boga dzięki sąsiadowi, przyjacielowi, nauczycielowi, rodzicom czy pastorowi, bo chrześcijaństwo częściej szerzy się dzięki przykładowi niż nauczaniu. Możesz zauważyć, że podoba ci się Bóg po przeczytaniu książki, która w ciepłych słowach mówi o Nim. Może zajrza-łeś do Biblii? Gdzieś między wierszami było to miejsce, kiedy powiedziałeś sobie: „Jestem tym zainteresowany”. Zaczęło się porozumiewanie. Jak może dojść do porozumienia się z Bogiem?Wybaczcie mi, że udzielę wam teraz tak elementarnej lekcji. Co musicie zrobić, żeby porozumieć się z drugim człowiekiem? O jakich trzech elementach poro-zumienia wspomnieliśmy wcześniej? Aby porozumieć się z kimś, musicie mówić do niego, musicie słuchać, jak on mówi do was i musicie być z nim i robić coś wspólnie. Być może nie trzeba nam przypominać, jak wygląda porozumiewanie się w związkach międzyludzkich. Ale jak łatwo zapominamy o podstawowych ele-mentach porozumiewania się z Bogiem w praktyce chrześcijańskiego życia. Nienawidzę przyznawać się, jak wiele czasu potrzebowałem, choć byłem dzieckiem kaznodziei, aby zrozumieć tę prawdę. Przez lata myślałem, że by-cie chrześcijaninem polega na usilnym staraniu, by być dobrym człowiekiem,
- 7 -
a jeśli jeszcze ma się czas, to można dodatkowo poczytać Biblię i trochę się pomodlić - żeby Bóg był zadowolony. Ale nigdy nie miałem zbyt wiele wolnego czasu. Byłem zbyt wyczerpany bezowocnym staraniem o to, by być dobrym. Tego rodzaju doświadczenie doprowadzi was prędzej czy później do prawdy, która pobudziła do działania Marcina Lutra. O ile oczywiście nie dojdziecie wcześniej do wniosku, że całkiem łatwo jest być dobrym. Jeśli najgorszą rze-czą jaką zrobiliście w życiu było obgryzanie paznokci, to nie potrzebujecie porozumiewania się z Bogiem. A może jednak potrzebujecie? Cieszę się, że byłem zły! Cieszę się, bo „nie potrzebują zdrowi lekarza, ale ci, którzy się źle mają”. Jezus powiedział: „Idźcie, nauczcie się co to znaczy”. Jeśli Jezus wskazuje nam, byśmy nauczyli się, co to znaczy, musi to być nie-samowicie ważne. Gdy dochodzisz do miejsca, gdzie zdajesz sobie sprawę, że nie twoje postępo-wanie, ale porozumienie z Bogiem jest prawdziwą podstawą chrześcijańskie-go życia - tak jak porozumienie z twoim partnerem jest prawdziwą podsta-wą małżeństwa wówczas możesz zacząć rozumieć ważność spędzania czasu na porozumiewaniu się z Bogiem. Mówimy do Boga poprzez modlitwę. Słuchamy, jak On mówi do nas po-przez studiowanie Jego słowa. Jesteśmy z Nim i robimy coś wspólnie z Nim, gdy angażujemy się w chrześcijańską służbę i świadczenie. Gdy spędzamy z Nim czas we wspólnocie, porozumieniu i służbie, rozwija się więź. Wówczas miłość przychodzi i wzrasta, a dusza staje się jedno z Chrystusem. To kieruje nas do bardzo ważnego tekstu: „A takie jest to świadectwo, że ży-wot wieczny dał nam Bóg, a żywot ten jest w Synu Jego. Kto ma Syna, ma ży-wot; kto nie ma Syna Bożego, ten nie ma żywota” (1 Jana 5,11.12). Przez długi czas ten tekst był dla mnie tajemnicą. Jakieś niezrozumiałe wyrażenia, z których znany jest Kościół chrześcijański. Wielu młodych lu-dzi było sfrustrowanych słysząc, że mają stać się chrześcijanami „upadając na skałę” albo „stając przed Barankiem”, albo „oddając serca”. Ten tekst jed-nak brzmiał jeszcze bardziej niezrozumiale. Co to znaczy tutaj, w liście Jana, „mieć Syna”? Pewnego dnia doznałem olśnienia. Przecież używamy tego samego rodzaju wyrażeń mówiąc o związkach międzyludzkich. Mówimy: „Mam żonę”; „Mam męża”, „Mam przyjaciela”. Mamy po prostu na myśli nasz związek z tą osobą. Porozumiewamy się z nią. Znamy ją. Więc jeśli mam Jezusa, Syna Bożego, to znaczy, że mam z Nim więź. A jeśli mam więź z Nim, mam żywot już teraz. To jest dobra nowina!
- 8 -
Apostoł Jan jest znany z podkreślania tej wspaniałej nowiny. Usiądź kiedyś i przeczytaj jego Ewangelię podkreślając te teksty, w których zawarte są obiet-nice, że możemy mieć życie teraz. To nie jest coś, co mamy otrzymać później. Możemy mieć je teraz. Oto podstawa pewności życia wiecznego. Jeśli mam więź z Bogiem, jeśli porozumiewanie w tej więzi jest nadal podtrzymywane, wówczas rodzi się i pogłębia miłość, a miejsce na weselnej uczcie Baranka jest dla mnie zarezerwowane. „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdzi-wego Boga, i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jan 17,3). Stałem kiedyś wraz z żoną na lotnisku w Tokio mając zamiar udać się do Seu-lu, w Korei. W kolejce po bilety poznaliśmy młodego człowieka ze Szwecji, który również wybierał się do Seulu mając zamiar tam się ożenić. Ślub miał się odbyć w tym tygodniu - ale on jeszcze nigdy nie spotkał się ze swoją na-rzeczoną! Czekał na spotkanie z nią, ale dotąd jeszcze nie widzieli się twarzą w twarz. Pisali do siebie, wymienili fotografie, i postanowili zostać mężem i żoną, pomimo, że nigdy jeszcze nie spotkali się osobiście. On był zatroskany o to, by jak najszybciej ją zobaczyć. Ale my byliśmy zatroskani o niego! Dwoje ludzi, którzy uczą się kochać nawzajem, pragną być blisko, razem. Gdybyś próbował znaleźć definicję małżeństwa, nawet w naszych skompliko-wanych czasach, jak mniej więcej by ona brzmiała? Małżeństwo ma miejsce wtedy, gdy dwoje ludzi kochających się nawzajem łączy się osobiście i cał-kowicie. Żyjemy w świecie pełnym niepewności. Nawet małżeńskie ślubowanie nie daje pewności. Nieraz kończy się na tym, że ludzie siedzą roztrzęsieni i za-stanawiają się: „Czy to możliwe, żeby...?”; „Czy będziemy razem, czy...?”; „Czy można było przypuszczać, że...?”. Ale gdy wnikamy w związek z Bogiem, od którego zależy życie wieczne, nie ma niepewności. Jest krzyż będący zapew-nieniem, że mamy zaproszenie przed Boży tron, i że Bóg nigdy nie zmieni swe-go nastawienia do nas. Jezus chce się ożenić! Jego propozycja małżeństwa składana jest każdej ludz-kiej istocie. Nikt nie musi żyć samotnie. Nikt nie jest zmuszony pozostać sam. Jezus chce się ożenić. Możecie o tym przeczytać w Księdze Objawienia 19,6-8. „I usłyszałem jakby głos licznego tłumu i jakby szum wielu wód, i jakby huk po-tężnych grzmotów, które mówiły: Alleluja! Oto Pan, Bóg nasz, Wszechmogący, objął panowanie. Weselmy się i radujmy się i oddajmy mu chwałę, gdyż nasta-ło wesele Baranka i oblubienica jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki świętych.” Jezus chce się ożenić. A jeśli zaakceptujemy Jego miłość i pozostaniemy w związku, w łączności z Nim, nasza jedność z Nim, która zaczyna się teraz, przetrwa na zawsze, a „na zawsze” to bardzo, bardzo długo.
- 9 -
Rozdział II
PIENIĄDZE
PRZEPROWADZONO badania wśród siedmiu-set rozwiedzionych par małżeńskich na zachodzie Stanów Zjednoczonych i stwierdzono, że w sie-demdziesięciu procentach przypadków głównym źródłem ich małżeńskich problemów były czyn-niki ekonomiczne. Pieniądze. Niemożliwe jest żyć w naszym społeczeństwie bez nich. Każde społe-czeństwo ma jakiś nośnik wartości materialnych, czy są to dolary czy muszle, czy drogie kamienie, czy bydło, czy jeszcze inne wartościowe rzeczy. W naszej jednak kulturze ogromną rolę odgrywają pieniądze. Największym chyba problemem związanym z pieniędzmi jest zadłużenie. W Ame-ryce dzisiaj nie potrzebujemy już papierowych pieniędzy. Posługujemy się małym kawałkiem plastyku. Ten kolorowy kawałek plastyku otwiera drzwi do wszel-kiego rodzaju zakupów - aż do końca miesiąca. Potem nieraz odkrywasz, że jed-nak potrzebujesz jeszcze pieniędzy, czyż nie? Nic dziwnego, że ktoś powiedział: „Nasza rodzina potrzebuje operacji plastykowej!” Presja długów może być jedną z głównych przyczyn załamania porozu-mienia w małżeństwie. Gdy pojawiają się problemy finansowe, ona obwi-nia go za powstałe trudności, a on obwinia ją. Wzajemne oskarżanie się trwa dotąd, aż miłość słabnie i więź między małżonkami zanika, i to dopie-ro jest nieszczęście! Pewnego wspaniałego dnia w naszym domu położyliśmy wszystkie nasze kar-ty kredytowe na talerzu i przytknęliśmy do nich płonącą zapałkę. Patrzyliśmy na dym wznoszący się do nieba jak najsłodsze kadzidło! Ale na tym się nie skończyło. Przez trzy lata spłacaliśmy długi, aby pokryć wydatki, jakich do-konaliśmy wcześniej dzięki tym kartom kredytowym. W naszym społeczeństwie cierpliwość pionierów, którzy mogli cały dzień sie-dzieć na skrzynce od jabłek czekając na wypłatę, ustąpiła miejsca niecierpli-wemu pragnieniu, by mieć wszystko teraz. Nie jesteśmy zainteresowani wstępo-waniem w ślady dziadka, który chodził pieszo dwadzieścia mil do szkoły brnąc po kolana w śniegu, i wracał do domu na kolację! Ale posiadanie wszystkich możliwych wygód często jest przekleństwem raczej niż błogosławieństwem.
- 10 -
Jezus powiedział coś o tym w dwunastym rozdziale Ewangelii Łukasza. Opo-wiedział historię o małej stodole i wielkim głupcu. Ale rozpoczął przypowieść ostrzeżeniem: „Baczcie, a wystrzegajcie się wszelkiej chciwości, dlatego że nie od obfitości dóbr zależy czyjeś życie” (w. 15). Gdybyśmy baczyli na te słowa Jezusa, być może byłoby o wiele mniej kłopotów i zdenerwowania z po-wodu finansów. Gdyby pary małżeńskie pamiętały tę radę, uniknęłyby mnó-stwa problemów. Poza długami jest oczywiście jeszcze wiele innych spraw związanych z pie-niędzmi, które mogą prowadzić do załamania porozumienia. Na przykład: kto zarządza pieniędzmi? Czy jest to rola męża czy żony? A może każde z nich rozporządza swoją częścią rodzinnego budżetu? Bez względu na to, do kogo należy zarządzanie pieniędzmi, powinna mieć miejsce zgoda oboj-ga małżonków co do tego, jak pieniądze te powinny być wydawane. Czy oboje mają te same priorytety, gdy trzeba podjąć decyzję, co jest koniecznością, a co luksusem; na co trzeba wydać, a na czym można zaoszczędzić? W czasach pionierów było zaledwie kilka koniecznych rzeczy. Czytałem spra-wozdanie, które wymieniało pięć takich rzeczy, między innymi mydło. Dzisiaj lista koniecznych wydatków obejmuje ponad 100 rzeczy, a jedną z nich jest kolorowy telewizor! Mogą więc powstać wielkie rozbieżności, gdy trzeba de-cydować, co jest konieczne, a co nie jest. Mogą powstać problemy, gdy wpływy w domowym budżecie pochodzą z dwóch źródeł. Czasami jedno z małżonków chciałoby powiedzieć: „To, co twoje, jest moje, a to, co moje, też jest moje”. Jak odnosicie się do tego w waszym domu? Czy wszystkie fundusze są wspólne, czy też każdy zarządza swoją częścią i jest odpowiedzialny za określoną sferę wydatków? W konsekwencji tych dy-lematów ludzie rzucają się sobie do gardła. Istnieje pewien obszar niezależnego wydawania pieniędzy, co polega na tym, że każde z małżonków dysponuje określoną kwotą, którą może wydać zgodnie z własnym uznaniem, nie konsultując się ze współmałżonkiem. Czasem jednak, gdy współmałżonek dowie się, ile ta kwota wyniosła i jak została wydana, przez kolejne trzy dni w domu panuje ciężka atmosfera. W takich chwilach byłoby dobrze usiąść spokojnie z nogami w ciepłych łapciach, pochrupać pra-żoną kukurydzę i jabłka, i porozmawiać o tym. Czy wolno ci wydać 5, czy 20, czy 100 dolarów bez skonsultowania się ze mną? A co z dziesięcinami i darami? Co zrobić, jeśli jedna osoba chce oddawać dzie-sięcinę i dary, a druga nie chce? Czy oddajesz dziesięcinę od razu po otrzyma-niu pieniędzy, czy też czekasz, aż wszystkie opłaty zostaną uiszczone, a potem patrzysz, ile jeszcze zostało pieniędzy? Sprawa dziesięcin i darów może być powodem podziałów w małżeństwie.
- 11 -
Zawsze żal mi ludzi, którzy sądzą, że są zbyt biedni, by oddawać dziesięcinę; w rzeczywistości powodem, że nie są w stanie oddawać dziesięciny, jest to, iż jej nie oddają! Biblijną zasadą jest, że 9 dolarów z Bożym błogosławień-stwem to o wiele więcej niż 10 dolarów bez Bożego błogosławieństwa. Mo-żesz o tym przeczytać w trzecim rozdziale Księgi Malachiasza. Jest to jedyne miejsce w Biblii, gdzie Bóg zaprasza, byśmy wystawili Go na próbę. A gdy podejmujesz decyzję, by nie oddawać Mu dziesięcin i darów, tracisz na tym bardzo wiele. Nie każdy jednak ma taki sam pogląd i zrozumienie tego za-gadnienia. Może więc dojść do poważnego załamania porozumienia, gdy jed-na osoba ma przekonanie, że jest zobowiązana oddawać dziesięciny i dary, a druga tego przekonania nie podziela. Co robicie, gdy dostrzegacie załamanie porozumienia w dziedzinie finansów? Jedyna rzecz, jaką możecie zrobić, to porozumieć się! Jeśli w waszym związku brakuje porozumienia w sprawach pieniędzy, to wyjściem jest wyznaczenie czasu na próbę wzajemnego porozumienia się w tych kwestiach, w których nie zgadzacie się ze sobą. Mądrze byłoby przedyskutować tak daleko, jak to możliwe, jeszcze przed zawarciem małżeństwa poglądy, wartości i podej-ście do spraw finansowych. Ale jeśli trzeba to zrobić już po ślubie, wówczas również należy dążyć do porozumienia i wypracowania wspólnego stanowi-ska. Chciałbym teraz podzielić się z wami czymś, co zaczerpnąłem z książki Money Madness (Szaleństwo na punkcie pieniędzy) napisanej przez Goldberga i Le-wisa. Wskazują oni, że w naszym dorosłym życiu albo kopiujemy nasze dziecięce do-świadczenia z pieniędzmi, albo buntujemy się przeciwko nim. Jeśli wychowy-waliśmy się w biedzie, mamy zazwyczaj pewien plan na przyszłość dotyczący pieniędzy. Jeśli wychowywaliśmy się w dobrobycie, jest podobnie. Najczęściej będziemy podchodzić do pieniędzy tak samo jak nasi rodzice, albo będziemy buntować się i postępować zupełnie odwrotnie. Niektórzy z nas doświadczyli już tej zasady w wielu dziedzinach stylu ży-cia i zwyczajów, nie tylko związanych z pieniędzmi. Mój ojciec zawsze zamy-kał samochód, gdy z niego wychodził. Wydawało mi się, że nawet gdyby za-trzymał się przy skrzynce pocztowej umieszczonej tuż przy jezdni, wyszedłby z samochodu, zamknął drzwi, sprawdził, czy są dobrze zamknięte, wrzuciłby list do skrzynki, wrócił do samochodu, otworzył drzwi i wsiadł do środka. Gdy dziecko chce jak najszybciej dotrzeć na pokaz fajerwerków, który właśnie się zaczyna, czekanie, aż ojciec zamknie i otworzy samochód, to więcej niż dziecko może znieść! Teraz więc, w buncie przeciwko zachowaniu mojego ojca, zostawiam kluczyki w samochodzie, a nieraz nawet pracujący silnik!
- 12 -
W podobny sposób akceptujemy albo przeciwstawiamy się naszemu wychowa-niu w sprawach ekonomicznych. Również nasz osobisty temperament będzie wpływał na sposób zarządzania pieniędzmi. W książce Money Madness wymienione zostały cztery dziedziny związane z pieniędzmi, w których większość ludzi upada. 1. Pieniądze jako zabezpieczenie. Oto jest człowiek, który uważa, że im więcej pieniędzy zaoszczędzi, odłoży i przeleje na konto w banku, tym większe będzie jego bezpieczeństwo. Im więcej odłoży, tym lepiej się czuje. Tak więc przywiązuje się do swoich pieniędzy. Jego oszczędności mają dla nie-go najważniejsze znaczenie. Prawdopodobnie nie wydał jeszcze ani jedne-go centa z całej swojej fortuny! Pieniądze są dla niego środkiem do osią-gnięcia poczucia bezpieczeństwa.
2. Pieniądze jako gwarancja wolności.3. Pieniądze jako nośnik miłości.4. Pieniądze jako źródło siły.Wyjaśnijmy krótko każdy z tych punktów.
Pieniądze jako zabezpieczenie.Oto jest człowiek, który uważa, że im więcej pieniędzy zaoszczędzi, odłoży i przeleje na konto w banku, tym większe będzie jego bezpieczeństwo. Im wię-cej odłoży, tym lepiej się czuje. Tak więc przywiązuje się do swoich pieniędzy. Jego oszczędności mają dla niego najważniejsze znaczenie. Prawdopodobnie nie wydał jeszcze ani jednego centa z całej swojej fortuny! Pieniądze są dla niego środkiem do osiągnięcia poczucia bezpieczeństwa.
Pieniądze jako gwarancja wolności.Ten człowiek prawdopodobnie był w przeszłości uzależniony od kogoś lub cze-goś z powodu braku pieniędzy. Pragnie zupełnej niezależności, a jeśli może mieć własne pieniądze i zarządzać nimi według swojej woli, nie jest zależny od nikogo. Dla niego pieniądze są czymś w rodzaju przepustki do wolności.
Pieniądze jako nośnik miłości.Oto osoba, która uważa pieniądze za środek służący wyrażaniu miłości i ku-powaniu miłości. Kupuje drogie prezenty, na które nawet jej nie stać. Wydaje wystawne przyjęcia. Używa swych pieniędzy, by kupić akceptację i uznanie; a czasem może użyć ich w przeciwnym celu. Gdy chce odrzucić kogoś, przesta-je obsypywać prezentami tę osobę, przez co wyraża niechęć do niej.
- 13 -
Pieniądze jako źródło siły.Dla tego człowieka pieniądze stały się środkiem służącym manipulowaniu ota-czającymi go ludźmi. Zamienia pieniądze na władzę polityczna, wpływ na lu-dzi zajmujących wysokie stanowiska skłaniający ich do podejmowania okre-ślonych decyzji i przybierania narzucanych im postaw. Tego rodzaju człowiek często żyje ponad stan, aby dać złudzenie, że posiada o wiele więcej, niż w rzeczywistości ma. Jego celem jest panowanie nad innymi ludźmi. Nie jesteśmy w stanie zmienić naszych temperamentów i tego, jak zostaliśmy wychowani. Poznanie ich jednak może pomóc, gdy pojawią się jakieś niezgod-ności w małżeństwie. Przypuśćmy, że osoba widząca w pieniądzach gwarancję bezpieczeń-stwa i oszczędzająca każdy grosz poślubia osobę, która uważa pieniądze za środek wyrażania miłości, i chce być obsypywana prezentami, aby mo-gła czuć się naprawdę akceptowaną. Natychmiast powstaje problem, czyż nie? Co wtedy zrobić? Porozmawiać o tym! Najlepiej, jeśli małżonkowie dogadają się w tej sprawie przed ślubem. Ale jeśli problem wypłynie na powierzchnię dopiero po ślubie, to i wówczas można przecież o nim mówić. Porozumiewanie się jest lekarstwem na brak porozumienia. Porozumienie zaś jest zawsze klu-czowym słowem.
U Goldberga i Lewisa brakuje jeszcze piątej kategorii, którą powinien uwzględ-nić chrześcijanin. Chrześcijanin nie może mówić i myśleć jedynie o sobie i swojej wolności, bezpieczeństwie, potrzebie miłości i akceptacji, i pragnieniu panowania nad innymi. Duch Jezusowy sprawia, że chrześcijanin jest zain-teresowany i skoncentrowany na potrzebach innych, czego ludzie działający na bazie standardów tego świata nie są w stanie zrozumieć ani doświadczyć. Piątą kategorią dla chrześcijanina jest używanie pieniędzy jako środka umoż-liwiającego służenie.Gdy patrzy się na pieniądze z chrześcijańskiego punktu widzenia, jako na śro-dek umożliwiający służenie, to ten sposób patrzenia nakłada się na cztery po-przednie sposoby patrzenia na pieniądze. Na przykład, możesz chcieć oszczę-dzać tyle, ile to tylko możliwe, abyś mógł pomagać najwięcej, jak to możliwe oszczędzać, by dawać innym. Możesz dawać tym, którzy są w potrzebie, gdyż doświadczyłeś miłości Chrystusa do ginącego świata - zamiast po prostu da-wać prezenty tym, którzy są twoimi szczególnymi przyjaciółmi. Gdy pieniądze stają się przede wszystkim środkiem umożliwiającym służenie innym ludziom,
- 14 -
ludzka nieczystość związana z pieniędzmi ustępuje miejsca chrześcijańskiej czystości. Osoba, która w pieniądzach widziała gwarancję bezpieczeństwa, może prze-czytać 1 Tym. 6,17: „Bogaczom tego świata nakazuj, ażeby się nie wynosi-li i nie pokładali nadziei w niepewnym bogactwie, lecz w Bogu, który nam ku używaniu wszystkiego obficie udziela”. Ktoś, kto zrozumiał, że pieniądze są środkiem umożliwiającym służenie, nie będzie więcej pokładał swej ufno-ści w pieniądzach. Będzie raczej ufał żywemu Bogu. Osoba, która chciała dzięki pieniądzom znaleźć wolność, może przeczytać 2 Piotra 2,19. Piotr napisał tam o Baalamie, który był obłąkany na punkcie pie-niędzy. Mówi o tym w wierszu 16: „Lecz został zganiony za swoja nieprawość; nieme bydlę juczne, przemówiwszy głosem ludzkim, zapobiegło nierozumnemu postępkowi proroka”. Baalam był ofiarą szaleństwa z chciwości. Ale przejdźmy do wiersza 19: „Czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje”. Jeśli w pieniądzach szukam wolności, to, według Biblii, skończę jak Baalam, w niewoli chciwości. Prawdziwa wolność pochodzi od Chrystusa i jest Jego da-rem. Więc jeśli Syn wyzwoli cię, będziesz prawdziwie wolny. Osoba, która w pieniądzach widziała środek służący wyrażaniu miłości, może zajrzeć do Pieśni nad Pieśniami 8,7: „Wielkie wody nie ugaszą miłości, a stru-mienie nie zaleją jej”. A potem czytamy: „Jeśliby kto chciał oddać za miłość całe swoje mienie, to czy zasługuje na pogardę?” Nie można kupić miło-ści za pieniądze. Można kupić chwilę uwagi i czyjeś towarzystwo na pewien czas. Nie można jednak kupić miłości. A gdy miłość istnieje, nawet wielkie wody jej nie ugaszą, a co dopiero brak pieniędzy. W końcu, osoba, która w pieniądzach widziała sposób na to, by panować nad innymi, niech zajrzy do Mat. 20,25-28. Uczniowie kłócili się między sobą, bo nie mogli zgodzić się co do tego, który z nich ma być najważniejszy. Sta-rali się tak wpływać na sytuację, by wysunąć się przed innych. Ale Jezus, znając ich serca, miał im coś do powiedzenia. „Ale Jezus, przywoławszy ich, rzekł: Wiecie, iż książęta narodów nadużywają swej władzy nad nimi, a ich możni rządzą nimi samowolnie. Nie tak ma być między wami; ale ktokolwiek by chciał między wami być wielki, niech będzie sługą waszym. I ktokolwiek by chciał być między wami pierwszy, niech będzie sługą waszym. Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu” (w. 25-28). Chrześcijanin nie chce panować nad innymi, ponieważ, jak powiedział Jezus, bardziej jest zainteresowany tym, by być sługą innych niż ich panem. Nie potrzebuję więc pieniędzy, by panować nad innymi, nie potrzebuję pienię-
- 15 -
dzy, by kupować miłość, nie muszę ich mieć, by być wolnym ani po to, by czuć się bezpiecznie, a wówczas mogę używać ich w służbie dla innych. Jezus jest tego najlepszym przykładem. „Albowiem znacie łaskę Pana nasze-go, Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali” (2 Kor. 8,9). Jezus, największy bogacz we wszechświecie, posiadacz wszystkich krów i osłów pod słońcem, jak również ten, któremu hołd oddawali wszyscy aniołowie i mieszkańcy nieupadłych światów, zostawił wszystko i stał się biedny. Jak biedny? Tak biedny, że nie miał miejsca, gdzie mógłby spokojnie położyć głowę. Tak biedny, że przyszedł na świat w oborze, spał ze swo-imi uczniami na ziemi, pod gołym niebem, a pochowany został w pożyczonym grobie. Stał się najbiedniejszym z biednych, abyśmy przez to mogli być bo-gaci. Gdy dzielimy Jego Ducha, nie tylko chętnie używać będziemy naszych pieniędzy i innych środków w służbie dla Niego, ale będziemy również czynić to z właściwych pobudek. Możliwe jest oddawać nasze dziesięciny i dary Bogu, a nawet zaangażować się w Jego służbę z samolubnych pobudek, czyż nie? Na przykład, jeśli traktu-ję pieniądze jako gwarancję bezpieczeństwa, mogę oddawać dziesięciny i dary jako coś w rodzaju składki ubezpieczeniowej. Jeśli płacę dziesięcinę, to sza-rańcza zatrzyma się przed moim płotem, no nie? Może zjeść wszystko w ogro-dzie mojego sąsiada, ale u mnie nic nie ruszy! Oto dlaczego lubię historię o człowieku, który był wierny w dziesięcinach i darach, i który poszedł nawet dalej poświęcając swoją ziemię i gospodar-stwo Panu. Jego sąsiedzi wiedzieli o tym wszystkim. Nadeszła szarańcza, zjadła plony sąsiadów, a potem przeskoczyła przez płot i zjadła również plony tego człowieka. Przyszli sąsiedzi i drwiąc powiedzieli: - No, i co powiesz teraz? Człowiek odpowiedział: - Jeśli dobry Pan chciał, by szarańcza pasła się na Jego ziemi, to Jego sprawa. Mimo to nadal kocham Go i ufam Mu tak, jak przedtem. Ale jeśli daję dary memu Panu przede wszystkim po to, by zyskać coś na tym i zapewnić sobie bezpieczeństwo, będę mocno rozczarowany, gdy sprawy nie będą układać się tak, jak tego oczekuję. Jeśli moje motywy są samolubne, a w pieniądzach upatruję drogi do wolności, to mogę dawać Bogu moje dziesięciny i dary, aby kupić sobie wolność. Dając
- 16 -
Bogu 10% mogę myśleć, że teraz wolno mi wydać pozostałe 90% na co mi się żywnie podoba. Ale tak naprawdę, ile należy do Boga? Wszystko! Wszyst-ko co mamy, i wszystko kim jesteśmy należy do Niego.Jeśli pieniądze są dla mnie środkiem służącym zdobywaniu miłości, mogę od-dawać dziesięciny i dary usiłując w ten sposób kupić Bożą, miłość. Jest w Bi-blii historia o człowieku, który to właśnie chciał uczynić. Szymon chciał kupić za pieniądze moc Bożą, ale Piotr rzekł do niego: „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz. Ap. 8,20). Czym jest dar Boży? Zawiera on z pewnością Jego miłość. „Albo-wiem tak Bóg umiłował świat, że [...] dał [...).” Nic więc dziwnego, że Piotr powiedział do owego biednego człowieka: „Co się tyczy tej sprawy, to nie masz w niej cząstki ani udziału, gdyż serce twoje nie jest szczere wobec Boga. Przeto odwróć się od tej nieprawości swojej i proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca twego; widzę bowiem, żeś pogrążony w gorzkiej żółci i w więzach nieprawości” (w. 21-23). Nie możemy nic zrobić, by zdobyć Boże dary lub zasłużyć na nie, a ktoś, kto stara się kupić dary Boże, czy to Jego miłość, czy moc, czy zbawienie, czy jakikolwiek inny dar, jest pogrążony w gorzkiej żółci i w więzach nieprawo-ści. W końcu mamy osobę, która w pieniądzach upatruje gwarancji mocy, nawet gdy chodzi o oddawanie dziesięcin i darów. Tacy ludzie opierają się na Bożym czeku in blanco z Mal. 3, gdzie Bóg powiedział: „Wystawcie mnie na próbę”. Tacy płacą dziesięcinami i darami, by zobligować Boga do otworzenia okien niebieskich i wylania błogosławieństwa. Ale Bóg nie pozwoli przyciskać się do muru, jeśli można się tak wyrazić. To prawda, że obietnica z Mal. 3 nie wspomina o prawidłowych motywach. Ale Bożym celem dla wszystkich Jego dzieci jest to, by motywy naszego postępowania były właściwe, a celem dysponowania naszymi środkami materialnymi było służenie Bogu w wypeł-nianiu Jego dzieła. Oto znowu piąta możliwość.
Pieniądze jako środek pełnienia służby.„Tak mówi Pan: Niech się nie chlubi mędrzec swoją mądrością i niech się nie chlubi mocarz swoją mocą, niech się nie chlubi bogacz swoim bogactwem! Lecz kto chce się chlubić, niech się chlubi tym, że jest rozumny i wie o mnie, iż Ja, Pan, czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie - mówi Pan” (Jer. 9,22.23). Twoje bezpieczeństwo, wolność i miłość mogą być zagwarantowane w jeden jedyny sposób - przez osobisty związek z Jezusem Chrystusem.
- 17 -
Same pieniądze nie mają większej wartości niż piach, o ile nie są używane dla zaspokojenia rzeczywistych potrzeb, wspomagania innych, a także wspie-rania sprawy Chrystusa. Słyszałem historię o pewnym małżeństwie, które postanowiło przewieźć wiele tysięcy dolarów na pokładzie swego prywatnego samolotu ze swej posiadło-ści do banku w mieście. Przewidując, że podróż potrwa kilka godzin wzięli ze sobą coś do jedzenia, zapakowali setki tysięcy dolarów w metalową kasetkę i postawili ją pod siedzeniami w samolocie. Na nieszczęście jednak trafili na złą pogodę i musieli lądować na nieza-mieszkałym terenie. Mimo że mieli ze sobą tyle pieniędzy, odkryli coś bardzo ważnego. Nie ważne ile pieniędzy posiadasz, nie możesz ich zjeść, nie możesz nimi nikogo wyleczyć, nie możesz się nimi ogrzać, nie możesz wyspać się na nich i nie możesz dzięki nim uniknąć kłopo-tów. Odkryli prawdę, że pieniądze same w sobie nie mają żadnej wartości - nie są więcej warte niż piasek. Nic dziwnego, że Pismo tak wyraźnie podaje wezwanie Jezusa wypowiedziane dawno temu: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie je mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje podkopu-ją i kradną; ale gromadźcie sobie skarby w nie-bie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie podkopują i nie kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój - tam będzie i serce twoje” (Mat. 6,19-21). Jeśli nie podzielamy Bożych priorytetów w sprawie pieniędzy, będzie to przy-czyną załamania porozumienia w naszej więzi z Bogiem. Tak stało się w przy-padku młodego bogacza, o czym możecie przeczytać w Mat. 19. Gdy dowiedział się, jak Bóg patrzy na pieniądze, odszedł smutny, ponieważ jego zaintereso-wanie bogactwem było większe niż zainteresowanie królestwem niebieskim. Możecie nie być bogaci w złoto i srebro, ale możecie posiadać wiele inte-ligencji albo dobry wygląd zewnętrzny albo silną osobowość. Jakiekolwiek jest wasze bogactwo, jeśli polegacie na nim zamiast polegać na Bogu, będzie to prowadzić do załamania porozumienia w waszej więzi z Nim. Gdzie jest wasz skarb, tam będą i wasze serca.To brzmi tak, jakby ktoś odwrócił pojęcia, czyż nie? Czy Jezus nie powinien był raczej powiedzieć: „Gdzie jest twoje serce, tam będzie twój skarb”?
- 18 -
Spróbujmy to zilustrować. Gdy zawali się sklep, kto będzie tym najbardziej zatroskany: ci, którzy zainwestowali pieniądze w ten sklep, czy ci, którzy nie włożyli weń ani grosza? Odpowiedź jest oczywista, nieprawdaż? Tak samo, jeśli zainwestowaliśmy nasze środki w dzieło Boże, jesteśmy żywo zaintere-sowani nim bardziej niż ci, którzy nie dołożyli do tego dzieła nic. Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi. Nie polegajcie na swoich ziemskich skarbach, jeśli je posiadacie, obojętnie w jakiej formie. Jeśli polegacie na Bogu, a wszystkie swoje skarby oddajecie Mu do wykorzystania w Jego służbie, On bę-dzie miał też wasze serca. Bo gdzie jest skarb twój, tam będzie i serce twoje.
Rozdział III
UDUCHOWIENIE CZY RELIGIJNOŚĆ
ZNALIŚMY SIĘ z ich rodziną od lat. Obserwowaliśmy te dwie dziewczyny „od kołyski”. Któregoś dnia wracając z uczelni wstąpiły, by nas odwiedzić. Obie miały niemal po 180 cm wzrostu i obie powiedziały nam, że przez cały okres nauki w szkole średniej i na studiach nie chodziły jeszcze nigdy z chłop-cami i nie były jeszcze nigdy poważnie zakochane. Nie były szczególnie zainteresowane samotnością przez resztę swojego życia, ale nie mogły znaleźć właściwych chłopców dla siebie. Wraz z żoną starali-śmy się im powiedzieć, że są gorsze rzeczy niż to, że nie wyszło się za mąż. Nasze argumenty jednak wydawały się nawet nam samym tanie, nie robiące wrażenia i zbyt słabe, by kogoś przekonać. Nasze znajome wyjechały. Po roku obie wyszły za mąż. Pierwsza znalazła chłopca, który wydawał się być ide-alnym mężem dla niej. Był wysoki, przystojny, należał do tego samego zboru, co ona. Wydawało się, że był bar-dzo zaangażowany w życie Kościoła, ale wkrótce po ślubie zaczęła dostrze-gać, że jego poświęcenie Bogu jest tylko pozorne. Małżeństwo nie przetrwa-ło długo, ona została sama dziwiąc się, jak Bóg mógł dopuścić, by spotkało ją takie nieszczęście i rozczarowanie. Druga siostra spotkała człowieka, który wydawał się kochać Boga, ale nie należał do jej zboru. Przeszła wielkie zmagania, by zdecydować, czy poślubić go. W końcu podjęła decyzję i pobrali się. Po roku czy dwóch on przyłączył się do zboru.
- 19 -
Jest pewna biblijna rada na ten temat w 2 Kor. 6,14.15: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda mię-dzy Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?” Nawet świeccy doradcy nie zalecają poślubienia kogoś, kto nie podziela two-ich poglądów religijnych i życiowych priorytetów. Często jednak mamy bardzo powierzchowną definicję człowieka wierzące-go i człowieka niewierzącego. Uważamy, że wierzący, to taki, który należy do mojego Kościoła, a ten, kto do niego nie należy, musi oczywiście być nie-wierzący. Nie zawsze jednak tak jest. To nie takie proste, jak wielu, na nie-szczęście, myśli. Może być olbrzymia różnica między uduchowieniem a religijnością. Nawet dwoje ateistów może znaleźć wystarczający grunt, by żyć ze sobą w zgodzie, gdy oboje dobrze czują się nie wierząc. Dwoje uduchowionych ludzi tym bardziej odnajdzie jedność i harmonię. Ale gdy pobierają się ludzie, nawet należący do tego same-go Kościoła, z których jedno jest uduchowione, a drugie ma tylko zewnętrzne pozory pobożności, zarysuje się między nimi kontrast i niezgoda. Zastanawialiśmy się nad sytuacją dwóch sióstr i ich małżeństwami, i byliśmy zdumieni postępowaniem drugiej siostry i pozytywnymi jego wynikami. Któ-regoś roku kobieta ta odwiedziła nas wraz ze swym mężem i córką. Miałem wówczas możliwość zadać jej kilka pytań. - Czy zrobiłabyś to jeszcze raz? Czy zdecydowałabyś się poślubić kogoś nie z twojego Kościoła, jeśli kochałby Boga tak, jak ty? Bez zastanowienia odpowiedziała: - Nie, nie zrobiłabym tego. Byłem zdumiony. Nie oczekiwałem takiej odpowiedzi. Chciałem jej to wyper-swadować. Ale ona upierała się. Powiedziała: - To jest zbyt ryzykowne. Rozmawiałam o tym z moimi przyjaciółmi. Naraża-łam się na wielkie niebezpieczeństwo postępując wbrew biblijnej radzie w tej sprawie. Byłoby o wiele lepiej, gdybym zaczekała. Ale Bóg był bardzo dobry dla mnie. Tak więc zasada pozostaje niezmienna. Gdy dwoje ludzi różni się w swych religijnych poglądach, nawet jeżeli oboje kochają Boga, może to być powodem załamań porozumienia między nimi. Ale jeśli tylko przynależność wyznanio-wa i wspólne doktryny łączą ludzi, bez duchowej jedności, ryzyko jest o wiele większe.
- 20 -
Wbrew temu, jak przywykliśmy myśleć, religia jest nie tylko wielkim lekiem, ale może być przyczyną wielkich podziałów. Może to brzmieć paradoksalnie, ale ktoś, kogo nazywają Księciem Pokoju, powiedział: „Nie przyszedłem przy-nieść pokój, ale miecz” (Mat. 10,34). W każdym Kościele są tacy, którzy znają Boga, i tacy, którzy nie znają Boga. W każdym wyznaniu są ci, którzy są uduchowieni, i ci, którzy są zaledwie reli-gijni. Pewnego dnia miałem odwiedzić pewną starszą kobietę, dobrze po osiem-dziesiątce. Wydawało się, że jest ona jednym z filarów w swoim zborze, więc myślałem, że ta wizyta będzie rutynowa. Pod koniec rozmowy zapytałem: - Czy jako twój pastor mogę coś dla ciebie zrobić? Odpowiedziała: - Tak. Czy możesz mi pomóc porzucić tę religię? Chodzę na wykłady. Cho-dzę na nabożeństwa. Chodzę na spotkania modlitewne. Nie potrafię nie cho-dzić. To jest nawyk. Ale ja tego nienawidzę. Dałabym wszystko, by się od tego uwolnić. I zaczęła błagać mnie, bym pomógł jej odejść ze zboru, którego byłem pasto-rem! Upewniłem ją, że to nie należy do moich obowiązków i że zostałem powo-łany do czegoś zupełnie innego. Ona była ekstremalnym przykładem kogoś, kto padł ofiarą religijności, bez jakiegokolwiek zrozumienia, co to znaczy być uduchowionym. Takie religijne osoby należą często do drugiego, trzeciego lub czwartego po-kolenia wychowanego w Kościele. Znają wszystkie prawa i przepisy, wszystkie standardy i doktryny Kościoła. Chodzą na wszystkie spotkania, ale wydepta-li tak twardą ścieżkę z domu do kościoła, że nie ma w niej nawet najmniejszej szczelinki, w którą mogłoby wpaść ziarenko ewangelii i zapuścić korzenie.
Pewna kobieta powiedziała: „Moi rodzice przyłączyli się do Kościoła wiele lat temu z dwóch powodów. Po pierwsze, odczuwali wielką tego potrzebę, doświadczyli nowonarodzenia, i nawiązali głęboką więź z Bogiem. Po drugie, rozumieli doktryny i zasady wiary Kościoła i przyłączyli się do grona wierzą-cych podzielających ich poglądy. Moi bracia, siostry i ja, zostaliśmy wychowani w zrozumieniu doktrynal-nej strony ich religii i zaakceptowaliśmy ją intelektualnie. Ale jakoś nigdy nie doświadczyliśmy osobistego związku z Bogiem tak, jak doświadczy-li tego nasi rodzice. Nauczyliśmy się tylko form i okrzepliśmy w nich, wiedząc, że są one „dobre”. Teraz nasze dzieci, wbrew doktrynalnym pouczeniom, odrzuciły wszystko i nie mają żadnego związku z Bogiem ani z Kościołem.”
- 21 -
Jednym z najważniejszych powodów, dlaczego wielu opuszcza dzisiaj organi-zacje religijne, jest to, że zrozumieli oni jedynie fakty, ale nigdy nie doświad-czyli osobiście „wiary naszych ojców”. Osoba znająca jedynie legalistycz-na religię, która rozumie, co to znaczy być religijnym, ale nigdy nie poznała, co to znaczy być uduchowionym, nie będzie w końcu miała trudności z odej-ściem nawet od utartych religijnych form. Z drugiej strony, osoba uduchowiona ma silną, wyraźną więź z Panem Je-zusem. Nawrócenie jest początkiem tego doświadczenia. Ludzie uduchowie-ni znają nie tylko prawa, standardy i doktryny, znają również Pana. Jezus jest najważniejszym celem ich życia. Nie zdarza się ludziom uduchowionym wyjść po prostu za drzwi i powiedzieć: „Daję sobie spokój z moją religijnością!” Priorytetem i najważniejszym zainteresowaniem w ich życiu jest spędzanie czasu z Bogiem, porozumiewanie się z Nim, co stanowi podstawę życia chrze-ścijańskiego. Dla osoby uduchowionej osobiste życie z Bogiem jest ważniejsze od wszyst-kiego. Osoba taka lubi przebywać tam, gdzie mówi się o Bogu, wierze, niebie i wieczności. Nienawrócona osoba może nieraz z łatwością dyskutować na tematy religijne, a nawet uciec w taką dyskusję, by nie poruszać spraw dotykających jej serca. Niemal każdy zbór czy instytucja kościelna, czy szkoła ma swoją grupę ludzi, którzy uwielbiają dyskutować na temat religii w kategoriach intelektualnych. Rozważają takie tematy jak: Czy Bóg zna przyszłość, czy nie? Jak długa jest wieczność? albo: Z czego są zrobione skrzydła aniołów? Ogarnia ich intelek-tualne podniecenie i entuzjazm wynikający z umysłowej rywalizacji w dysku-sji. Ale imię Jezusa bywa permanentnie przemilczane. Jak może już wiecie, są trzy rodzaje porozumiewania się.Pierwszy rodzaj to porozumiewanie się usta-usta - przy czym nie chodzi tu o to, o czym niektórzy młodzi ludzie mogliby teraz sobie pomyśleć. Porozumie-wanie się usta-usta to mówienie półsłówkami. Oszczędne. - Cze...! - Jak leci? - W porząchu! - No to cze... Oszczędnie. Drugi rodzaj porozumiewania się to głowa-głowa. Jest to intelektualna wy-miana.
- 22 -
- Co sądzisz o sytuacji na Bliskim Wschodzie? Jak myślisz, kto wygra wybory? Jakie jest twoje zdanie na temat problemu bezrobotnych? Niektórzy nazwali to „podróżowaniem po głowie”, więc możecie podróżować po głowie i zwiedzać wiele różnych tematów, nawet związanych z religią. Trzeci rodzaj porozumiewania się to serce-serce. Porozumiewając się serce-serce nie tylko mówicie o tym, o czym myślicie, ale dzielicie się swoimi uczu-ciami. Dzielicie się swoimi duchowymi dążeniami i poglądami; mówicie o Je-zusie i o tym, co On zrobił dla was, osobiście. Wielu chrześcijan jeszcze nie rozumie do końca porozumiewania się serce-serce. Wiele rodzin nie wie o nim zbyt wiele. Porozumiewanie się serce-serce jest rzadkością w naszych czasach. Ale jest to najgłębsza forma porozumie-wania się. Ludzie, którzy są jedynie religijni, angażują się w religijne dyskusje jedynie na poziomie głowa-głowa. Ale jedynie ludzie uduchowieni doceniają znacze-nie porozumiewania się serce-serce w życiu szczerego chrześcijanina. Jednak-że dzisiaj stan większości chrześcijan polega na tym, że są religijni nie będąc uduchowionymi. Dlatego Kościół został nazwany Laodyceą. Laodycea znaczy „letni”. Aby kościół mógł być nazwany letnim, więcej niż pięćdziesiąt procent jego członków musi być letnimi, gdyż w przeciwnym razie Kościół zostałby nazwany jakimś innym określeniem. Możecie przeczytać o Kościele Laodycejskim w 3 rozdziale Objawienia. Jest to opis trzech grup ludzi, które istnieć będą na krótko przed przyjściem Jezusa. Są to: gorący, zimni i letni przy czym ci ostatni stanowią większość. Zwróć uwagę na wiersz 14. „A do anioła zboru w Laodycei napisz: To mówi Ten, który jest Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego: Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący!” Więc Bóg woli zimnych niż letnich! „A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich.” Bóg mówi tutaj dosłownie: „Niedobrze mi się robi od tych letnich!” Mocna wypowiedź, czyż nie? Ale co to znaczy być letnim? Aby mieć let-nią wodę w kuchni odkręcacie jednocześnie dwa pokrętła przy kranie, tro-chę gorącej wody i trochę zimnej, zgadza się? Zazwyczaj gorąca jest z lewej, a zimna z prawej. Kiedyś, będąc zagranicą, brałem prysznic, i było akurat od-wrotnie, ale zanim się o tym przekonałem odtańczyłem coś w rodzaju dzikie-go tańca w strumieniach deszczu! Ale gdy odkręcicie trochę gorącego i trochę zimnego, otrzymacie letnią wodę. To jest jedna z podstawowych rzeczy, którą trzeba wiedzieć w gospodarstwie domowym.
- 23 -
Gdy Bóg nazywa ludzi letnimi, na pewno nie ma na myśli tego, że z lewej strony są gorący, a z prawej zimni. To byłoby bez sensu. Ale jeśli sięgniecie do Mat. 23, znajdziecie opis ludzi, którzy byli mieszaniną gorąca i zimna - byli gorący z zewnątrz, ale zimni wewnątrz. I to jest to. Jezus nazwał tych ludzi „pobielanymi grobami” (Mat. 23,27). Wyglądali do-brze na zewnątrz, ale wewnątrz nosili zgniliznę. Robili wszystkie dobre rzeczy z wszystkich możliwych złych powodów. Byli więc letni - stanowili swoistą mieszaninę gorąca i zimna. Laodycejski Kościół jest często gorący w uczyn-kach, ale zimny w wierze, miłości i Duchu świętym. Oto dlaczego Laody-cea jest letnia. No dobrze, ale co stanie się z tymi letnimi ludźmi opisanymi w 3 rozdzia-le Objawienia? Nie ma letniej nagrody dla letnich, gdy Jezus powraca! We wszystkich opisach czasu końca wymienione są tylko dwie grupy. Są nazwane różnie: owce i kozły, pszenica i kąkol, sprawiedliwi i bezbożni, prawi i niepra-wi. Ale tylko dwie grupy - trzecia, pośrednia grupa, zniknie. Ludzie z tej grupy pójdą jedną z dwóch dróg. I to ma miejsce dzisiaj. To jest jeden z największych dowodów, że przyjście Jezusa jest tuż przed nami. Ludzie w wielu rodzinach, zborach i instytucjach zaczynają sobie zdawać spra-wę z bolesnej prawdy, że choć mieli jedność będąc letnimi wśród letnich, jedność ta znika, gdy zaczynają iść jedną lub drugą z możliwych dróg. Dwoje letnich ludzi może żyć ze sobą w harmonii przez wiele lat, ale gdy nagle na-stępuje zmiana i jedno z nich staje się gorące, a drugie zimne, nagle zaczynają się różnić i zaczynają się problemy. Widzimy to zjawisko wszędzie wokół nas dzisiaj, a będzie się ono nasilać w miarę zbliżania się przyjścia Chrystusa. Być może jest to jeden z najważniejszych powodów, dlaczego Kościół chrze-ścijański osiągnął poziom rozwodów niemal taki, jak w świecie. Co zrobiłbyś, gdybyś znalazł się w takiej sytuacji? Jest pewna rada dla ciebie w 1 Kor. 7. Jest tam powiedziane, by wierzący pozostał, póki to możliwe, o ile niewierzący nie chce odejść. To niewierzący najczęściej postanawiają odejść, ponieważ nie czują się dobrze w obecności wierzących. Musisz jednak na ko-lanach szukać łaski, siły i zaufania do Boga.Co sprawia, że letni zmieniają swoje niezdecydowane stanowisko opowiadając się wyraźnie, po której chcą stanąć stronie? Zobacz Obj. 3,18-21 i zwróć uwa-gę na radę Wiernego świadka. „Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał. Wszystkich, których miłuję, karcę i smagam; bądź tedy gorliwy i upamiętaj się. Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.
- 24 -
Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i za-siadłem wraz z ojcem moim na jego tronie.” Studiując symbolikę biblijnego proroctwa dowiesz się, że złoto symbolizuje wiarę i miłość, biała szata - sprawiedliwość Chrystusa, a maść na oczy - duchowe pojmowanie będące wynikiem działania Ducha świętego. Na sku-tek rady Wiernego świadka znika letnia większość. Ludzie są doprowadze-ni do decyzji przez przedstawienie im poselstwa mówiącego o ich potrzebie wiary, miłości, sprawiedliwości Chrystusa i obecności Ducha świętego. Ci, którzy idą za usłyszaną radą, stają się gorący, a ci, którzy nie chcą z niej skorzystać, stygną. Ci, którzy przyjmują radę, otwierają drzwi Temu, który stoi i puka prosząc, by Go wpuszczono. Zaczynają żyć we wspólnocie z Nim poprzez Jego słowo i modlitwę. Przyjmują Jego karcenie nie tracąc ufno-ści w Jego miłość, ponieważ znają Go osobiście. Przypatrując się Mu zostają przemienieni na Jego podobieństwo, stają się zwycięzcami przez moc pocho-dzącą z góry, tak jak On zwyciężył przez zależność od Swego Ojca. Gdy poselstwo o Jezusie i Jego sprawiedliwości jest głoszone, letni idą jedną lub drugą drogą. Gdy Jezus przedstawił swe poselstwo samowyrzeczenia, cały naród po-dzielił się. Ci, którzy byli zadowoleni ze swojej sprawiedliwości, skończy-li jako jego mordercy, natomiast ci, co przyjęli Jego sprawiedliwość, zosta-li Jego naśladowcami, choć wielu z nich spotkała za to męczeńska śmierć. Apostoł Paweł głosił Chrystusa ukrzyżowanego, a gdziekolwiek docierał, tam powstawało albo ożywienie albo bunt. Nikt nie pozostawał taki, jak był wcześniej. Nikt nie może pozostać taki sam dzisiaj, gdy głoszone jest posel-stwo o Jezusie i Jego sprawiedliwości. Mam zamiar powiedzieć ci, że wiesz, którą drogą kroczysz dzisiaj. Zdajesz so-bie również sprawę, którą drogą idzie twój współmałżonek, reszta rodziny, a może i koledzy. Wielki podział trwa, i każdy, wszędzie, w Kościele i poza Ko-ściołem, coraz bardziej interesuje się Bogiem i dobrą nowiną o Chrystusie albo wykazuje coraz mniej i mniej zainteresowania w tym kierunku. To dzieje się rzeczywiście w świecie; to dzieje się w Kościele. Niedługo wszyscy ludzie podejmą decyzję, która określi ich wieczne przeznaczenie. Co postanawiasz w swoim własnym sercu? Drzwi próby wciąż jeszcze są otwarte, i nic nie może powstrzymać cię od przyjęcia zbawienia oferowa-nego za darmo, z wyjątkiem twojego własnego uporu. W imię Tego, który stoi i puka, czy nie otworzysz drzwi? Zaproś Go, aby przyszedł do ciebie, nie tylko dzisiaj, ale każdego dnia, aż ujrzysz Go twarzą w twarz.
- 25 -
Rozdział IV
WSZYSTKO W RODZINIE
„MAM PROPOZYCJĘ. Proszę cię, zostań moją żoną. Mam jednak pewne warunki. Po pierwsze, musisz zrozumieć, że bardziej kocham moja matkę niż ciebie. To zrozumiałe, jak sądzę, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że znam ją znacznie dłużej niż ciebie. Po drugie, gdy dojdzie do kryzysowej sytuacji, w której trzeba będzie podjąć ważną decyzję, będę oczywiście radził się mojego ojca, a nie ciebie. Jesteś młoda i niedoświadczona, podczas gdy mój ojciec jest starszy i mądrzejszy. On prowadzi interes, który mam zamiar po nim przejęć, więc możesz zrozumieć, że jestem z nim związany. Po trzecie, zatrzymam dla siebie nadal jeden pokój w domu moich rodziców, ponieważ zamierzam tam spędzać większość czasu. Nasza rodzina jest bar-dzo zżyta, i jestem przekonany, że powinienem zachować jej jedność, jak po-przednio. Dziewięcioro moich braci i sióstr, wiele dla mnie znaczy, więc jestem pewien, że nie będziesz miała mi za złe, jeśli większość mego czasu będę spędzał z rodziną. Nie będziesz się gniewać, jeśli zostawię cię samą. Po czwarte, słowo o mojej własności. Musisz przyjąć do wiadomości, że to co mam, stanowi moją wyłączną własność. Jeśli przyjmiesz moją propozy-cję, będziesz musiała podpisać dokument stwierdzający, że zrzekasz się pra-wa do mojej własności i pieniędzy. Nie mógłbym patrzeć, jak wydaje je ktoś inny prócz mnie. Jestem pewny, że taka zdolna dziewczyna jak ty znajdzie sobie pracę, by zarobić na utrzymanie. O tak, jeszcze jedno. Nie znoszę chorób, łez i smutku. Więc, proszę, nie oczekuj ode mnie, gdy już będziemy małżeństwem, jakiejkolwiek troski i współczucia. Potrzebuję dobrego snu i nie chcę być niepokojony twoimi problemami. Noś sama swoje krzyże i trzymaj się dzielnie. Chcę byś została moją żoną, i jako taka będziesz miała pełna odpowiedzial-ność za nasze dzieci, przygotowywanie posiłków i pozostałe obowiązki domo-we, abym mógł być wolny i poświęcić wszystkie moje siły matce, ojcu, braciom i siostrom, mojej własności i moim interesom. Jesteś miłą dziewczyną, i wierzę, że będzie nam czasem dobrze ze sobą. Czyż nie powiesz: Tak? Jeśli powiesz, pójdę i zapytam mamę, czy to w porząd-ku. Gdy dojdzie do ślubu, twoja rodzina pokryje koszty” (Arthur L. Bietz).
- 26 -
Ta satyra jest przesadnym określeniem potencjalnej możliwości zakłóce-nia porozumienia w małżeństwie przez krewnych. Ale w wielu przypadkach rzeczywistość niemal dorównuje przedstawionej tu literackiej fantazji. Więk-szość z nas rozumie doskonale, że krewni mogą wywołać prawdziwe problemy w małżeństwie - a anegdoty o teściowych opowiadane są nie bezpodstawnie. Jezus miał coś do powiedzenia na ten temat w Mat. 19,4.5. „A On odpowia-dając, rzekł: Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczy-znę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z żona swoją, i będą ci dwoje jednym ciałem.” W naszych czasach równych praw i odpowiedzialności, sparafrazujmy: „Opuści kobieta ojca i matkę i połą-czy się z mężem swoim”. I możemy dodać: „Dlatego też ojciec i matka pozwolą im opuścić siebie!” Można to wyczytać między wierszami, czyż nie? Dwa kluczowe słowa z tych tekstów to: opuści i połączy. Aby drugie mo-gło mieć miejsce, musi najpierw zaistnieć pierwsze. Jeśli chcecie biblijnej rady na ten temat, oto jest. Jeśli chcecie być wierni Biblii w tej kwestii, tak czyńcie. Jakże szczęśliwi są młodzi ludzie, których rodzice chcą, by tak się stało. Są jednak i tacy rodzice, którzy nie chcą. Pewien starszy zboru był kawalerem przez ponad czterdzieści lat. Jego mat-ka potrzebowała go tak bardzo, że nie pozwoliła mu się ożenić. Potrzebowa-ła go tak bardzo, że została inwalidką, żeby tylko go przy sobie zatrzymać. Leżała non stop w łóżku, więc oczywiście nie mogła obyć się bez jego pomo-cy. Pewnego wieczoru pewien znajomy przechodził nieoczekiwanie obok ich domu, a drzwi były nieco uchylone. Gdy zaniepokojony tym podszedł i zapu-kał, zauważył ją biegnącą przez środek pokoju i wskakująca do łóżka!Owszem, to był szczególnie tragiczny przypadek, ale jest wiele innych, nie mniej przygnębiających. Biblijna rada pozostaje niezmienna: Aby pozostać wiernym Bożemu planowi małżeństwa i utworzenia nowego domu, masz opu-ścić ojca i matkę i połączyć się ze swoim współmałżonkiem. Co to znaczy opuścić ojca i matkę? To nie znaczy zaniechać czci i szacunku wo-bec własnych rodziców, gdyż piąte przykazanie nakazuje nam ich czcić. Gdybyś więc miał zaniechać czci i szacunku wobec rodziców, łamałbyś jedno z dzie-sięciu przykazań. Nie przestajesz kochać rodziców, gdy wstępujesz w związek małżeński. Ale jest jedna rzecz, którą nieodwołalnie masz zostawić za sobą - twoja zależność od ojca i matki. To jest to, co musisz porzucić. Małżeństwo jest dla ludzi dorosłych. Jeśli nie jesteś gotowy porzucić swojej zależności od rodziców, czy to zależności emocjonalnej czy finansowej, czy jakiegokolwiek rodzaju, to nie jesteś wystarczająco dorosły, by zawrzeć mał-żeństwo!
- 27 -
Szczęśliwi są młodzi ludzie, którzy są niezależni od swoich rodziców finanso-wo, choć nieraz trzeba zrezygnować z tej niezależności, by ukończyć szkołę, a jednocześnie jeść coś więcej niż kanapki z masłem orzechowym. Ale w nie-których przypadkach może to stwarzać problemy, ponieważ finansowa zależ-ność rodzi niesprzyjający klimat. Biblijne zalecenie jest jasne. Jeśli dwoje ludzi odkrywa, że grożą im więcej niż średnie problemy z krewnymi, najlepszą rzeczą, jaką mogą zrobić jest wyprowadzić się na drugi koniec kraju przynaj-mniej na kilka lat, a potem może okazać się, że bliskość rodziny będzie wpły-wać zupełnie dobrze na ich małżeństwo. Zależność emocjonalna jest chyba jeszcze bardziej krępująca niż finansowa, a może do niej dojść na wiele różnych sposobów. Przypuśćmy, że rodzice my-ślą: „Nikt nie jest wystarczająco dobry dla naszej córki”. Książę z bajki nie wywarłby na nich zbyt wielkiego wrażenia! Tego rodzaju myślenie może do-prowadzić do zerwania związku i szukania nowego partnera. On nie był do-statecznie dobry, on wciąż nie jest dość dobry i nigdy nie będzie. Może też pojawić się problem zbyt wielkiego przywiązania. To zdarza się czę-sto w domu, gdzie jest tylko jedno z rodziców, albo gdzie małżeństwo rodzi-ców nie było szczęśliwe. Rodzic zastępuje to, czego brakowało mu w małżeń-stwie, swoją więzią z synem lub córką, więc gdy przychodzi czas, by opuścić ojca i matkę, ma miejsce poważny stres. Nagle rodzic czuje się opuszczony i instynktownie walczy z tym, co jest powodem tego opuszczenia. Niektórzy młodzi ludzie, nad którymi rodzice stale dominowali, nigdy nie nauczyli się samodzielnie decydować. Ta paraliżująca zależność wnoszona jest do małżeń-stwa i rodzi konflikty. Jest uroczystym faktem to, że wstępując w związek mał-żeński zobowiązujesz się nie tylko kochać osobę, którą poślubiasz, ale także tych, których ona kocha. Ale gdy rodzic stara się nadal dominować nad swym dzieckiem, gdy ono zawarło już małżeństwo, niezawodnie będzie to prowadzić do konfliktów. Mamy różne osobowości i różne sposoby postępowania, jest też zrozumiałe, że niektórzy ludzie są nam bliżsi niż inni. Jeśli weźmiesz pod uwagę trudności, na jakie natrafia dwoje ludzi chcących dopasować do siebie swoje osobowo-ści i zharmonizować swoje sposoby działania, nie zdziwi cię, dlaczego tyle zamieszania powstaje, gdy do tego problemu dołożysz jeszcze różnorodne tem-peramenty tuzina krewnych i dwóch teściowych! Powtarzam, zwłaszcza w pierwszych latach małżeństwa dystans geograficzny jest czasem najlepszym wyjściem z sytuacji. Pozwoli małżeństwu mieć czas i przestrzeń na wzajemne docieranie i przenikanie swoich charakterów. Ale ja-kiekolwiek kroki miałyby być podjęte, biblijna zasada zawsze jest taka sama: mamy opuścić ojca i matkę.
- 28 -
Nasuwa się spostrzeżenie, iż są dwa szczególnie niebezpieczne okresy w mał-żeństwie, gdy problemy z krewnymi stają się najgroźniejsze. Pierwszy, jak za-uważyliśmy, to początkowy czas wzajemnego dopasowywania się. Drugi sto-pień dopasowywania się przychodzi później w życiu, gdy rodzice posuwają się w latach i przestają być niezależni. Ludzi należy traktować z większą wyrozumiałością, gdy zaczynają się starzeć, czyż nie? Wszyscy mamy pewne cechy właściwe naszym osobowościom. Nasi przyjacie-le i rodzina dobrze je znają. Jeśli jesteś szczególnie pedantyczny w przestrze-ganiu porządku, twoi przyjaciele wiedzą o tym. Jeśli jesteś hipochondrykiem, twoja rodzina zauważyła to na pewno. Jeśli jesteś bezmyślny albo uparty, gadatliwy albo wielkoduszny, nie możesz zachować tego w tajemnicy! A gdy starzejesz się, cechy, z których jesteś znany, będą się jeszcze silniej manife-stować. Coś osobliwego i dziwacznego u kogoś w wieku lat czterdziestu może stać się zabójcze, gdy będzie miał lat dziewięćdziesiąt, gdyż mamy tendencje do stawania się coraz bardziej podobnymi do siebie samych! Gdy nasi rodzice i krewni zaczynają się starzeć, ważne jest, by pamiętać o lepszych czasach. Pamięć o przeszłości będzie wielką pomocą w znoszeniu obecnych frustracji. Przyjdzie czas, gdy sami będziemy pragnąć uprzejmo-ści ze strony młodszych. Pomocne może być traktowanie naszych stosunków z krewnymi, jak przyjaźni, czy to wtedy, gdy rodzice zestarzeli się i role się odwróciły, czy na początku małżeństwa, gdy dzieci zakładają nowy dom. Gdy masz przyjaciół możesz słu-żyć im radą, a oni radzą, co jest dla ciebie lepsze. Nikt jednak nie ma pra-wa narzucać swojej rady wbrew przekonaniom innych. Mój ojciec uwielbia dawać rady! To było niezwykle relaksujące, gdy byłem dopiero co po ślubie i mogłem przyjść do domu rodziców, by wysłuchać wszyst-kich tych rad - włącznie z tym, co mam jeść! „Przepraszam, tato, ale już nigdy w życiu nie będę jadł mojego ulubionego szpinaku! Jestem już żonaty. Jestem dorosły. Dziękuję, nie chcę już szpinaku!” . Rodzice, jeżeli możecie powstrzy-mać się od tego, nie dawajcie rad, dopóki nie zostaniecie o to poproszeni! Ale, dzieci, nie zapomnijcie prosić o rady. Możecie ich potrzebować. Każdy głupiec uczy się na swoim ciężkim doświadczeniu. Mądry człowiek uczy się na doświadczeniach innych. Teraz przejdźmy do drugiej strony zagadnienia i zwróćmy uwagę na czynni-ki związane z naszym małżeństwem z Chrystusem. Wcześniej już sięgnęliśmy do dziwnego stwierdzenia Jezusa w Mat. 10,34: „Nie mniemajcie, że przysze-dłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz”.
- 29 -
Do kogo On mówił? Do rodzin? Krewnych? Czytajmy dalej: „Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (w. 35-37). Twarde słowa, nieprawdaż? Jezus przedstawił wielkie wymagania co do na-szego oddania się Jemu. Nikt nie może być ważniejszy dla nas, niż Jezus. Nikt, nawet ojciec czy matka, syn czy córka. Mat. 19,29 dodaje: „I każdy, ktoby opu-ścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny”. Dla chrześcijanina więź z Bogiem ma pierwszeństwo przed wszelkimi inny-mi związkami. Wymaganiom Bożym ma on dać pierwsze miejsce, nawet je-śli oznacza to powstanie podziałów w rodzinie. Mój dziadek i ojciec byli ewangelistami. Często, gdy głosili prawdę bawiłem się w pobliżu i słyszałem ich kazania. Wiele razy zdarzało się, że jedna oso-ba z całej rodziny zostawała przekonana, że powinna oddać swe życie Chry-stusowi. Wówczas powstawał problem. Żona mówiła: „Słucham tego, co mó-wicie, wiem, że to jest w Biblii i że jest prawdą. Ale nie mogę tego przyjąć, bo mój mąż się tym nie interesuje. Wolę nie być w niebie, jeśli miałoby tam nie być mojego męża”. Z pozoru wygląda to jak decyzja płynąca z miłości do męża, czyż nie? Jakież to niesamolubne zachowanie - zrezygnować z wiecznego życia, by zachować spokój w rodzinie i jedność z tymi, których się kocha. Ale wciąż pamiętam odpowiedź, jaka wówczas padała, gdy mój dziadek i ojciec stawali wobec takich trudnych kwestii. Malowali oni przed ludźmi obraz czasu końca i sądu, który ma nadejść, kiedy to ci, co odrzucili Chrystusa zostaną wrzuceni do jeziora ognistego przygotowanego dla diabła i jego aniołów. A oto jest tam i człowiek, który nie chciał przyjąć prawdy Słowa Bożego, a wraz z nim jego żona - która również nie przyjęła tej prawdy, bo on nie przy-jął. Kochała go zbyt mocno, by iść do nieba bez niego. Gdy tak stoją razem, tam, w ogniu, on zwraca się do swojej żony i mówi: - Wiesz, kochanie, naprawdę doceniam to, co zrobiłaś przychodząc tutaj ze mną. I obejmuje ją i trzyma mocno, ponieważ kochała go tak mocno, że poszła z nim do jeziora ognistego. Śmieszne, nieprawdaż?
- 30 -
Tak naprawdę on raczej przeklinałby dzień, w którym ona odwróciła się od Chrystusa. Być może, gdyby wytrwała przy swoim zdaniu, jej mąż poszedłby później w jej ślady i również przyjął Chrystusa. Ostatnio pojechałem do domu moich rodziców, a mój ojciec, który ma już ponad osiemdziesiąt lat, powitał mnie takim stwierdzeniem: - Wiesz, synu, dużo myślałem i doszedłem do wniosku, że chcę być w niebie ze względu na Jezusa, niezależnie od tego, czy ktokolwiek z mojej rodziny będzie tam, czy nie.
To było zdumiewające usłyszeć coś takie-go od mojego ojca, który zawsze tak bar-dzo kochał swoich dwóch chłopców! Nie umiem wam nawet powiedzieć, jak wie-le razy mój brat i ja byliśmy zażenowa-ni, gdy nasz tata mówił o nas tak, jakby słońce wschodziło i zachodziło specjalnie dla jego synów. A teraz powiedział: „Chcę być w niebie ze względu na Jezusa, nieza-leżnie od tego, czy ktokolwiek z mojej ro-dziny będzie tam, czy nie”. Jak on mógł tak powiedzieć? Ja wiem, co miał na myśli. Jesz-cze raz przeczytał te słowa Jezusa, które my czytaliśmy przed chwilą, i przyjął zaprosze-nie, by dać Bogu pierwsze miejsce, przed wszystkimi. „Kto miłuje ojca albo matkę
bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien.” Czy kocham Jezusa tak bardzo? Chcę tak Go kochać! Chcę też sprawić radość mojemu tacie i być w niebie razem z nim! W końcu, tylko ci, którzy stawiają Jezusa na pierwszym miejscu, naprawdę kochają swoich bliskich i krewnych dając im przykład miłości i oddania Chry-stusowi. Jezus chce się ożenić. Czy chcesz wyjść za Niego? Czy chcesz przyjąć jego pro-pozycję? A może masz swoją własną? Może mówisz do Niego: „Proszę Cię, żebyś został moim Bogiem. Mam jednak pewne warunki. Po pierw-sze, chcę byś wiedział, że kocham siebie bardziej niż Ciebie. Moja rodzi-na i przyjaciele również są ważniejsi dla mnie, co, jak sądzę, jest zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę, że znam ich znacznie dłużej niż Ciebie. Po drugie, jeśli dojdzie do sytuacji, w której trzeba będzie podjąć ważną de-cyzję, będę oczywiście kierował się swoimi upodobaniami, a nie Twoją radą.
- 31 -
Niektóre Twoje idee wydają mi się bardzo dziwne, a jeśli mam coś osiągnąć w moich interesach, nie mogę wiązać się Twoim systemem wartości. Wierzę, że rozumiesz, co czuję. Po trzecie, rezerwuję sobie prawo do dowolnego dysponowania moim czasem. Jestem bardzo zajętym człowiekiem i nie możesz ode mnie oczekiwać, że będę spędzał codziennie czas na komunikowaniu się z Tobą. Mój wolny czas muszę przede wszystkim poświęcić rodzinie i przyjaciołom. Po czwarte, słowo na temat mojej własności. Musisz sobie zdać sprawę, że to, co mam, należy wyłącznie do mnie. Nie mógłbym pozwolić, by moje pieniądze zo-stały wydane inaczej, jak tylko na to, na co ja chcę je wydać. Ty masz stada zwie-rząt na tysiącach wzgórz i wszystkie osły pod słońcem, więc nie widzę powodu, żebyś miał jakiekolwiek roszczenia do mojej własności i moich pieniędzy. O tak - jeszcze jedno. Nie znoszę chorób, łez i smutku. Więc proszę, nie oczekuj, że będę Ci towarzyszył w Twoim cierpieniu. Nie chcę też angażować się w służbę dla innych ludzi. Nieś swój krzyż, i pozwól mi się trzymać od tego z daleka. Chcę jednak, byś był moim Bogiem. Jako taki, będziesz miał pełną odpowie-dzialność za zapewnienie mi zbawienia, obsypanie mnie błogosławieństwa-mi i odpowiadanie na moje modlitwy. To sprawi, że będę wolny i całą moją uwagę będę mógł skoncentrować na sobie, mojej rodzinie i przyjaciołach, mojej własności i moich interesach. Pod tymi warunkami miło mi będzie zaakcepto-wać Cię jako mojego Boga, i wierzę, że będzie nam czasem miło ze sobą może w sabat, jeśli nie będę zbyt zmęczony. Czy nie powiesz: Tak? Jeśli powiesz, proszę zacznij od zaraz budować moje niebiańskie mieszkanie. Pomyśl też o przygotowaniu weselnej uczty Baranka. Mam zamiar tam przy-być, jeśli nie będę zbyt zajęty.”
Rozdział V
BŁOGOSŁAWIONE DZIECI
MÓJ OJCIEC był wychowany według starej szkoły. W Norwegii, skąd pocho-dził, nie żałowano rózgi. Gdy byłem małym chłopcem, ojciec używał czegoś lżejszego, jak gazeta, albo mały patyk. Pewnego dnia, po tym, jak zosta-łem ukarany, poszedłem do mamy, do kuchni, i powiedziałem szczerząc zęby w cwaniackim uśmiechu: - Nawet nie bolało!
- 32 -
To był największy błąd w moim życiu! Mama przekazała tę informację ojcu, i następnym razem postarał się naprawić swoje niedociągnięcia! Użył tym razem paska od spodni i to w taki sposób, że gdy potem zdarzyło się to przy świadkach, otrzymał kilka listów i telefo-nów z oskarżeniami o znęcanie się nad dziećmi! Ale choć narzędzie, jakiego użył było wystarczająco dobre, by zadać ból, to jednak ojciec wiedział, że nie mógł mi zrobić żadnej krzywdy. Była jed-na rzecz, którą zawsze wiedziałem, niezależnie od karcenia, jakie mnie spo-tykało. Zawsze wiedziałem, że mój ojciec mnie kocha. Jego miłość zawsze wyprzedzała karcenie. Dzieci i sposób odnoszenia się do nich, to jedno z ośmiu zagadnień mogących spowodować załamanie porozumienia w małżeństwie. Jeśli dwoje ludzi pobiera się, a potem odkrywają, że jedno z nich kocha dzie-ci i chciałoby mieć ich jak najwięcej, podczas gdy drugie ma na ścianie hasło: „Ten, kto nienawidzi psów i dzieci, nie może być całkiem złym człowiekiem”, wówczas zaczyna się problem! Nie dogadali się wcześniej. Trzeba zadać pytanie: Kiedy założyć rodzinę? Czy zacząć od razu, czy też zaczekać jakiś czas? Zdarza się, iż młodzi ludzie są bliscy separacji z powo-du rozłamów na tym tle. Trzeba też zdecydować, ile mieć dzieci - i czy mają to być chłopcy, czy dziewczynki! Ale najważniejszą kwestią wysuwającą się na czoło jest to, jak wychować dzieci, gdy już są. Niezgodności pojawiają się najczęściej na tle karcenia. Ona była przekupywana czekoladkami, on dostawał lanie kijem. Jej rodzice czytali doktora Spocka; jego rodzice czytali doktora Dobsona. I jak teraz mają zdecydować, którą metodą wychować własne dzieci? Jest pewna dobra rada w Kol. 3,20.21. „Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim; albowiem Pan ma w tym upodobanie. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu.” Odpowiedzialność za posłuszeństwo należy nie tylko do dzieci. Spoczy-wa ona także na ojcach. Celem jest posłuszeństwo bez rozgoryczenia. Cza-sem wydaje się, że to nie w porządku, iż nie mamy najpierw dzieci na próbę, na których moglibyśmy poćwiczyć, zanim pojawią się te prawdziwe! Możli-we jest, by ojcowie prowokowali swoje dzieci do gniewu, a potem karali je za złość, do której sami doprowadzili. Takie postępowanie jest naprawdę znie-chęcające. Skąd ojcowie i matki mają wiedzieć, czy nie skarcili dziecka w nie-właściwy sposób lub nie przesadzili z karceniem? Jak mogą uniknąć zniechę-cania do siebie swoich dzieci?
- 33 -
Ktoś powiedział: - Na większość błędów popełnianych przez dzieci nie należy wcale zwracać uwagi - pozostawcie je im samym.Jeśli będziesz zwracał uwagę na błędy, będziesz zobligowany do reagowa-nia na nie. Więc udawaj, że nawet ich nie widzisz! Jeśli dorastające dziecko zo-stanie tak osaczone przez krytyczne uwagi spowodowane jego upadkami i błę-dami, staną się one najważniejszym obiektem jego zainteresowania, a to będzie prowadzić do rozwijania nieprawidłowości w jego życiu emocjonalnym. Jedna z klasycznych definicji dotyczących karcenia została wypowiedzia-na przez specjalistę do spraw rodziny, którego zapytano: - Jak wiele dyscypliny może znieść dziecko? Odpowiedź brzmiała: - Nie ma limitu dyscypliny, którą człowiek może znieść, o ile osoba ta wciąż jest pewna, iż jest kochana i akceptowana. To znaczy, że jeśli patrzę surowo na moje dziecko, a ono czuje się odrzuco-ne, posunąłem się za daleko. Ale nawet gdybym naśladował przykład kar-cenia przywieziony przez mojego ojca z jego dawnej ojczyzny, tak długo, jak moje dziecko wiedziałoby, że jest kochane i akceptowane, wszystko byłoby w porządku. Nigdy nie wątpiłem, że byłem kochany i akceptowany. Jak mogłem być tego pewny? Mój ojciec spędzał swój najlepszy czas z nami. Sobotni wieczór był nazwany „wieczorem otwartym”. Nie miało znaczenia, kto akurat przyje-chał do miasta. Prezydent Stanów Zjednoczonych? Zapomnijcie o nim! Zapo-mnijcie o posiedzeniach komitetów i zarządów, o wyznaczonych spotkaniach. Gdy przychodził sobotni wieczór, mój ojciec siedział z nami na podłodze, za-bawiał się z nami i śmiał się w głos.
Gdy kładliśmy się spać, przychodził do nas i drapał nas po plecach. Do dzisiaj lubię drapanie po ple-cach. Gdy idę w odwiedziny do moich rodziców, pierwsze co robię, to kładę się na podłodze, a ojciec drapie mnie po plecach. Mój ojciec siadał przy pia-ninie i grając kilka akordów, tylko akordów, śpiewał nam piosenkę: Mój najlepszy przyjacielu, jakiego zna świat, Nie wiem jak cię nazwać, malutkiś jak kwiat. Popatrz na tatusia, gdy śmieje się do ciebie, A poczujesz się zaraz, jakbyś był już w niebie.
- 34 -
Nie można przeżyć dzieciństwa doświadczając tego rodzaju miłości, a przy tym nie czuć się akceptowanym. A gdy w tej atmosferze miłości i akcepta-cji potrzebne jest karcenie, ma ono swe właściwe miejsce. W pewnym college’u prowadzono badania nad powodzeniem i niepowodzeniem w życiu rodzin. Odkryto, że istnieją trzy różne podejścia do karcenia. Pierw-sze, karcenie z miłością. Drugie, karcenie bez miłości. I ostatnie, pobłażanie. Wnioski były bardzo znaczące. Oczywiście, jak możecie się spodziewać, karce-nie z miłością było na pierwszym miejscu w rodzinach, które odniosły sukces. Na drugim jednak miejscu było pobłażanie. Karcenie bez miłości znalazło się na końcu. Wniosek był taki, że jeśli nie umiesz stosować karcenia z miłością, to lepiej, żebyś w ogóle go nie stosował. W granicach miłości i akceptacji karcenie jest konieczne i korzystne w na-prowadzaniu dzieci na „drogę, którą mają chodzić”. Jednakże podstawowym warunkiem, jaki trzeba spełnić, by wychować dobre dzieci, jest być dobrym rodzicem. Wydanie na świat dziecka nie czyni cię jeszcze rodzicem, tak jak spanie w garażu nie czyni cię samochodem! Możliwe jest, że rodzice będą grać swoje role, ale prędzej czy później okaże się, że to nie wystarcza. Co czyni mężczyznę prawdziwym ojcem, a kobietę prawdziwą matką? Niesamo-lubna miłość. Niech mi wolno będzie przypomnieć wam, że prawdziwa miłość jest owocem Ducha, a nie owocem starań człowieka. Nie ma nikogo, kto mógł-by ją wypracować albo wytworzyć z siebie. Jedynie dzięki łasce Bożej ktokol-wiek, a więc i rodzice, może przestać być egocentrykiem. Jeśli matki i ojcowie chcą poznać tę niesamolubną miłość, to Bóg powinien stać się najważniejszą osobą w ich życiu. Wszyscy urodziliśmy się w oddzieleniu od Boga. Wszyscy urodziliśmy się grzeszni. Nawet rodzice, którzy doświadczyli nowonarodzenia i którzy pozna-li niesamolubną miłość Chrystusa i przyjęli ją do swego serca, mają do czynie-nia z dziećmi, które urodziły się tak samo egocentryczne, jak niegdyś oni sami. Egocentryczni ludzie nie lubią być karceni. Ale egocentryczni ludzie muszą być karceni, aby nie doszło do chaosu i anarchii w świecie czy w rodzinie. Po-słuszeństwo i dyscyplina są ważne dla spokojnej egzystencji społeczeństwa. Na początku może być konieczne wprowadzenie dyscypliny siłą. Celem jest jak najszybsze zastąpienie dyscypliny opartej na sile dyscypliną opartą na miło-ści, przy której siła wydaje się nic nie znaczyć. Przyjrzyjmy się teraz dzieciom w różnym wieku i szczegółowym zaleceniom odnośnie dyscypliny na różnych stopniach rozwoju.
- 35 -
Ci, którzy dokonali podziału na kategorie wiekowe, nazwali wiek od jedne-go do dwunastu lat wiekiem „Wiem, że Jezus kocha mnie”. Jest to piękny okres w życiu. Proste, dziecięce poddanie osób w tym wieku zostało użyte przez Je-zusa jako przykład zaufania, jakim powinniśmy Go darzyć. Od trzynastego do szesnastego roku życia mamy wiek „Kim jestem?” Jest to czas odszukiwania samego siebie. Czas pragnienia niezależności. Pewnego razu zostałem zaproszony na wycieczkę w Góry Skaliste z grupą młodych nastolatków. Poprosiłem ich, by podali mi etykietkę dla swego wieku. Powiedzieli: - Ziemia niczyja. Gdybym ja tak ich określił, chyba zrzuciliby mnie ze skały. Ale sko-ro to oni sami tak powiedzieli o sobie, wszystko było w porządku. Ziemia ni-czyja. Za starzy, by się bawić, za młodzi, by pracować. Już nie dzieci, jeszcze nie dorośli. Zastanawiali się, co ze sobą zrobić. Tak, to trudny wiek. Niektórzy podkreślają znaczenie okresu od jednego do trzech lat życia, czy-li „wieku kształtowania się postaw”. W ciągu pierwszych trzech lat dzieciń-stwa kształtują się zręby charakteru. Cechy utrwalone wówczas pozostaną w znacznym stopniu na resztę życia. Wiek od czwartego do dwunastego roku nazywany jest „wiekiem zapamię-tywania”. Jest to czas programowania komputera, wprowadzania danych. Wykształcone wcześniej cechy charakteru decydują o tym, jak przebie-ga to wprowadzanie danych. Oto jeden z powodów, dlaczego tak istotna jest chrześcijańska edukacja, która zmierza do tego, by informacje napływające do dziecka oceniane były z chrześcijańskiej perspektywy. Lata od trzynastego do szesnastego roku życia to „wiek decyzji”, kiedy to mło-dzi ludzie zaczynają podejmować samodzielne decyzje, co chcą robić w życiu i jaki będzie ich związek z Bogiem. Decyzje te podejmowane są w oparciu o zgromadzone dotychczas informacje i wykształcone jeszcze wcześniej cechy i postawy. W końcu od siedemnastego do dwudziestego pierwszego roku życia i dalej ma miejsce wiek „przygotowania”. Jest to czas szczególnych przygotowań do realizacji podjętych decyzji i dokonanych wyborów w oparciu o zgromadzo-ne wcześniej informacje na bazie cech i postaw. Rodzice często wpadają w panikę, gdy dziecko wchodzi w wiek decyzji i przy-gotowania. Może się zdarzyć, że zaniedbali swoje zadania, i zaczynają zbierać żniwo rezultatów swego zaniedbania. Ale nawet sam Bóg, którego uważam za raczej mądrego i znającego się na rzeczy rodzica, utracił jedną trzecią
- 36 -
swoich dzieci. Podjął się strasznego ryzyka dając nam prawo wyboru, i jest to nieuniknione, że dając dzieciom prawo wyboru, niektóre zachowacie, a inne utracicie. Nawet gdybyście byli doskonałymi rodzicami, nie mielibyście gwa-rancji, że zwyciężycie w bitwie o życie waszych dzieci. Ale jakże często pa-trzymy zrozpaczeni ku niebu i błagamy o pomoc, byśmy zrobili wszystko jak najlepiej i dali naszym dzieciom wszystko, co najlepsze, by dokonały właści-wego wyboru. Warto, jak sądzę, rozważyć kilka zasad dyscypliny, które poznałem na podsta-wie własnego doświadczenia i własnych błędów. Choć na wymienienie prze-pisów nie potrzeba wiele czasu, to jednak postępowanie zgodnie z nimi nie będzie łatwe. Dla zmęczonych rodziców stosowanie właściwych zasad dzień po dniu wymaga przyjęcia łaski Bożej na tyle, na ile tylko jest to możliwe. 1. Jak już wcześniej zauważyliśmy, karcenie nie jest dobre o ile nie towarzy-szy mu atmosfera miłości i akceptacji.
2. Ci, którzy stosują wobec dziecka karcenie, muszą uzgodnić swoje stano-wiska. Rodzice potrzebują spokojnie przedyskutować metody postępowa-nia i uzgodnić, jakich sposobów karcenia chcą używać. Jeśli tego nie zrobią, nie osiągną nic poza zamieszaniem.
3. Prawa muszą być zwięzłe, prawa muszą być zrozumiałe, prawa muszą być rozsądne, prawa muszą być niezmienne. Inaczej bowiem są bezużyteczne.
4. Konsekwencja. Pewien człowiek zajmujący się poradnictwem rodzinnym powiedział: „Są trzy prawa dotyczące karcenia dzieci. Konsekwencja, kon-sekwencja i konsekwencja”. Jest to bardzo ważna zasada. Jeśli prawa domu są egzekwowane dzisiaj, a jutro już nie, dzieci są zdezorientowane i znie-chęcone. Jeśli prawa są egzekwowane od Susie, a od Johny’ego już nie, będą wielkie problemy.
Jeśli muszę coś powtarzać dwa razy, to już przegrałem bitwę. Jeśli powtarzam trzeci raz, to już klęska! Rodzic, który mówi: „Ostatni raz ostrzegam, że więcej tego nie powtórzę”, dowodzi tym samym swego upadku. Dyrektor college’u powiedział do mnie kiedyś:- Bezpieczeństwo dzieci zależy od stanowczości ich rodziców. Dla dziecka, które wie, czego może spodziewać się od rodziców, dyscypli-na nie jest pustym słowem. 5. Dyscyplinę należy wymuszać. Jeśli mama czeka aż tata wróci do domu, by skarcić dziecko, to cała sprawa może zostać zapomniana albo przedstawio-na z przymrużeniem oka. Błędem jest jednak karcenie dzieci w gniewie. Je-śli rodzic traci panowanie nad sobą, konieczne może być odejście na chwilę,
- 37 -
by znaleźć oparcie w Bogu, aby skarcić dziecko spokojnie i uniknąć prowo-kowania go do gniewu.
6. Uczcie dzieci prawdziwej samodyscypliny. Jeśli dzieci są zdyscyplinowane tylko wtedy, gdy rodzice są w pobliżu, będą jak statki bez kotwicy, gdy tej kontroli zabraknie. Samodyscypliny należy uczyć tak wcześnie, jak to tyl-ko możliwe.
To prowadzi nas jednak do problemu. Niektórzy ludzie mają silną wolę, a inni nie. Niektórzy mają moralny kręgosłup jak słup, a inni jak rozgotowane spagetti. Niektórzy mogą nie być w stanie zmusić się do posłuszeństwa. Tu powinniśmy zrozumieć, że lepszym terminem niż samodyscyplina jest dys-cyplina Boża. Nawet najsłabsze dziecko może nauczyć się poddawać siebie Bogu pod Jego panowanie. Prowadzenie przez Boga jest jedynym rodzajem prawdziwej samodyscypliny, jakiej ktokolwiek z nas może doświadczyć. 7. Cielesne karcenie jest ostatecznością. Niektórzy z nas wyrośli na tej ostateczności, a nawet się tym chwalą! A jednak cielesne karcenie jest uzasadnione w Biblii. „Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu” (Przyp. 13,24). Zawczasu! Nie wiem, kiedy to jest, ale ja miałem to cały czas! „Karć swojego syna, a oszczę-dzi ci niepokoju i sprawi rozkosz twojej duszy” (Przyp. 29,17). Przepra-szam, doktorze Spock! „Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga kar-ności wypędza ją stamtąd” (Przyp. 22,15). „Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze” (Przyp. 23,13).
Przy całym zamieszaniu wokół znęcania się nad dziećmi, biblijne wypowie-dzi na temat rózgi wydają się być nie na miejscu. To prawda, że jest w naszych czasach sporo przypadków znęcania się nad dziećmi. Statystyki wskazują, że prawdopodobnie co drugie dziecko doświadcza znęcania się lub prześlado-wania z jakiegoś powodu w dzieciństwie. Takie są fakty. Żyjemy w smutnym świecie. Nie wolno dopuścić, by mówienie o rózdze i nie oszczędzaniu jej zo-stało źle zrozumiane. Rodzice, którzy nigdy nie używali rózgi, też mogą znęcać się nad dziećmi. Mogą to robić zaniedbując, ignorując i odrzucając je. Gdy więc decydujesz się na rodzaj karcenia, pamiętaj, że karcenie fizycz-ne jest ostatecznością. Jest obliczone na zadanie cierpienia, ale nigdy nie powinno prowadzić do okaleczenia dziecka. Jakiekolwiek karcenie powodu-jące, że dziecko potrzebuje potem opieki medycznej, jest poważnym naduży-ciem - bez względu z jakiego powodu zostało zastosowane. Jeśli sięgnęliście po ostateczny środek, a lanie nie przynosi rezultatów, to czas szukać pomocy z zewnątrz.
- 38 -
Jest jeszcze jedna zasada dotycząca karcenia nastolatków, którą musimy omó-wić, zanim przejdziemy dalej. Jest to mianowicie Obojętność. Nie dziwcie się! To jest zasada, którą słyszałem wciąż i wciąż od rodziców, którzy nauczy-li się jej na swoich niepowodzeniach i od tych, którzy nauczyli się jej na swo-ich sukcesach w wychowywaniu dzieci. Nie dziwcie się. Gdy wasz nastolatek przychodzi i mówi, że ma zamiar zrobić coś szalonego, nie reagujcie na to. Jeśli zareagujecie, będzie się starał dowieść wam, że zrobi tak, jak powiedział. Zachowajcie obojętność, a sam zapomni o tym i wymyśli następnego dnia coś równie głupiego! W ostatniej klasie szkoły średniej syn pastora H. M. S. Richardsa, tego od radia, przyprowadził do garażu swoich kumpli z zespołu jazzowego i urządził z nimi jam session, podczas gdy Richards był obok, w pomieszczeniu, które stanowiło jego studio, i modlił się! Któregoś dnia w tym samym roku Harold Junior przyszedł do ojca i powiedział: - Tato, wreszcie zdecydowałem, co chcę robić, gdy skończę szkołę. - Naprawdę? - Tak. Chcę mieć własny zespół jazzowy. - Jesteś pewny, że to jest to, co chcesz robić? - Tak. - Dobrze, synu. Jeśli jesteś pewny, to wszystko w porządku. I odszedł. Żad-nego kija. Żadnych czekoladek. Żadnych kazań. Nic. Odszedł, by studiować, a Harold wiedział, co jego ojciec robi. Harold opowiedział mi to zdarzenie, gdy zostaliśmy kumplami w college’u. Po-wiedział, że słowa ojca uderzyły w niego jak piorun. „Jesteś pewny, że to jest to, co chcesz robić?” „Czy naprawdę jesteś pewny?” Po tej rozmowie Harold znalazł się college’u, gdzie przygotowywał się do służby kaznodziejskiej. Jeśli jego ojciec powiedziałby: „Będziesz miał zespół jazzowy, ale po moim trupie”, prawdopodobnie Harold byłby dzisiaj jednym z bardziej znanych jazz-manów i miałby jeden z lepszych zespołów! Zamiast tego zastąpił ojca w pra-cy ewangelizacyjnej w radiu.Jest wielka moc w modlitwie. Jeśli popełnisz jakiekolwiek błędy w wychowaniu swoich dzieci, to jednego nigdy nie wolno ci popełnić - nie możesz zaniedbać modlitwy za nie. Jeśli miałbyś przestać modlić się o coś, to niech to nie będą twoje dzieci. Jest moc, która przychodzi przez modlitwę i da ci łaskę i mądrość, byś mógł robić i mówić właściwe rzeczy w każdej sytuacji. Często rodzice pytają: „Jak mamy nauczyć nasze dzieci sprawiedliwo-
- 39 -
ści przez wiarę?” To bardzo ważne pytanie. My, dorośli, dostrzegamy, że nie-możliwe jest żyć po chrześcijańsku będąc nienawróconym - jak więc możemy czegoś takiego oczekiwać od naszych dzieci? Nie ma łatwej odpowiedzi, ale jest kilka trafnych sugestii. Po pierwsze, przez przykład. Chrześcijaństwa nie przekazuje się w spadku. Pierwsza rzeczą, jaka pozwoli wam upewnić się, że wasze dzieci dadzą Bogu pierwsze miejsce w swoim życiu, jest oddanie Mu pierwszego miejsca w wa-szym życiu. Wasze dzieci będą wiedzieć, czy czas waszej osobistej łączno-ści z Bogiem jest dla was czymś ważnym, czy tylko jednym z punktów dnia. Po drugie, uczcie dzieci od najmłodszych lat, by były wam posłuszne dlatego, że was kochają. Uczcie ich wyznawać ich grzechy i pomyłki Jezusowi i szu-kać Jego przebaczenia i mocy. Dzieci mogły mieć więź z Bogiem stosowną do swojego wieku nawet malutkie dziecko może nauczyć się modlić. Możecie czytać dzieciom historie o Jezusie na długo przedtem, zanim one same będą mogły je przeczytać. Możecie im mówić więcej o miłości Boga niż o popraw-nym zachowaniu. Możecie im powiedzieć, że Jezus kocha nas, gdy jesteśmy dobrzy, gdy robimy to, co powinniśmy, ale kocha nas też, gdy potykamy się i upadamy. Możecie zachęcić je najwcześniej jak to możliwe, by same szukały Jezusa, zamiast opierać się na waszym doświadczeniu z Nim. Przez całe ich życie módlcie się za nie. Proście Pana, by działał na wasze serca tak, aby nic w waszym postępowaniu nie powstrzymywało dzieci od przyjścia do Niego. Proście, by działał na ich serca przyciągając je do siebie. Szukajcie Jego mądrości w każdej sytuacji. On pragnie błogosławić dzieci dzi-siaj tak samo, jak czynił to, gdy osobiście był na ziemi. Przejdźmy teraz do duchowej strony. Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga. Jezus powiedział: „Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mat. 18,3). Co to oznacza? Czy mamy stać się dziecin-ni? Nie, nie o to chodzi. Mamy się stać jak dzieci. To może wydać się dziwne komuś, kto jest przekonany, że wiele w życiu osiągnął, ale dorastanie do kró-lestwa Bożego nie polega na uczeniu się stania o własnych siłach. Im bardziej rośniemy, im bardziej jesteśmy dojrzali, tym silniej trzymamy się ręki naszego niebiańskiego Ojca. Wzrastamy w zależności, a nie niezależno-ści od Niego. To jest odwrócenie pojęć. W naszych rodzinach oczekujemy od dzieci, że będą coraz bardziej samodzielne, niezależne, samorządne. Ostatecznym celem dla nich jest całkowite wyjście spod kontroli rodziców. Ale nie tak jest z Bogiem. Adam i Ewa chcieli spróbować stać o własnych siłach, a wynikiem tego jest to, co widać. Związek Stwórca - stworzenie pozo-
- 40 -
staje wciąż związkiem opartym na ścisłej zależności. To wtedy, gdy jesteśmy słabi, stajemy się prawdziwie mocni. Gdy uważamy się za mocnych, wówczas jesteśmy słabi i upadamy na twarz. Zależność i poddanie są kluczowymi okre-śleniami chrześcijańskiej dojrzałości. Jako dzieci niebiańskiego Ojca doświadczamy karcenia. Przeczytaj z Hebr. 12. „Synu mój, nie lekceważ karania Pańskiego ani nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza; bo kogo Pan miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego syna, któ-rego przyjmuje. Jeśli znosicie karanie, to Bóg obchodzi się z wami jak z syna-mi; bo gdzie jest syn, którego by ojciec nie karał?” (w. 5-7). I wiersz 11: „Żad-ne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni”. Kto lubi karcenie? Ale kto może obyć się bez niego? To z miłości do nas Pan wprowadza dyscyplinę w nasze życie. Są jednak ludzie, którzy to źle zrozu-mieli i odrzucili więź z Nim z powodu karcenia z Jego strony. Chrześcijanie od dawna już dyskutują na temat roli Boga w karceniu nas. Czy jest On aktywnym czynnikiem, czy tylko biernym rodzicem, stojącym z boku i pozwalającym diabłu robić swoje? Niektórzy bronią stanowiska, że Bóg jest zupełnie łagodny i nigdy nikogo nie karze. Stary Testament przedstawia jed-nak Boga, który zna się na karceniu. Gdzie zaczyna się i gdzie kończy się aktywna rola Boga w karceniu? Biblijna odpowiedź oparta jest na nierozdzielności sprawiedliwo-ści Boga i Jego miłosierdzia. Jeśli kiedykolwiek przyszło nam do głowy, by zakwestionować Bożą sprawiedliwość, wystarczy, że pójdziemy na Golgo-tę i przyjrzymy się Bożemu darowi miłosierdzia oferowanemu aż do dzisiaj, aby zrozumieć, że Boża miłość i akceptacja zmierza właśnie do przyniesie-nia sprawiedliwości każdemu grzesznikowi. Szczęśliwy jest ten, kto nauczył się poznawać miłość Bożą i kto nie przestaje kochać Boga i ufać Mu pomimo, iż doświadcza życiowej dyscypliny w tym złym świecie. Pewnego razu drobna starsza kobieta chciała przebiec przed nadjeżdżającą ciężarówką. Nie miała jednak szczęścia tego dnia. Ciężarówka przejechała jej uda i biodra. Leżała w szpitalu z otwartymi złamaniami nóg i strasznie cier-piała. Poszedłem do szpitala, by ją odwiedzić i spróbować ją pocieszyć. Nie chciałem iść. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Ale gdy szedłem szpitalnym korytarzem, zbliżając się do sali, w której leżała, usłyszałem jak ktoś śpiewa pieśni chwalące Boga. To była ta mała starusz-ka z mojego kościoła. Nie wierzyłem własnym uszom. Myślałem, że to może pod wpływem morfiny albo innego silnego środka przeciwbólowego. Ale nie, ona była zupełnie przytomna i całym sercem chwaliła Boga. Wszystko, co by-
- 41 -
łem w stanie zrobić, to stać i patrzeć na nią. W końcu znalazłem słowa i zapy-tałem: - Babciu, ja nie pojmuję, jak ty tak możesz. Popatrzyła na mnie i powiedziała: - Dlaczego mam przeklinać Boga i umrzeć, skoro mogę chwalić Boga i żyć? Zacząłem ją pocieszać, ale skończyło się tak, że to ona pocieszała mnie swoją wiarą i odwagą. Zwróćmy teraz uwagę na to, jak dzieci wpły-wają na nasz kontakt z Bogiem. W Mat. 19,29 czytamy: „I każdy, ktoby opuścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo mat-kę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny”. Innymi słowy, Bóg mówi: „Nie pozwólcie, by dzieci oddzieliły was ode Mnie”. Rodzice, którzy mają małe dzieci zauważa-ją, że troska o nie często zabiera im czas potrzebny na kultywowanie duchowego ży-cia. Wiemy, że każdy mądry rodzic, któ-ry ma choć trochę kultury, raczej wypro-wadzi dziecko z kaplicy niż pozwoli, by zakłócało spokój w zgromadzeniu przez całe nabożeństwo. Czasem łatwiejsze wydaje się pozostanie w domu i zaniechanie chodzenia do zboru, gdy najczęściej kończy się tak, że jed-no z rodziców musi wychodzić z płaczącym dzieckiem na korytarz. Dzieci wymagają od rodziców poświęcenia im bardzo wiele czasu, więc bywają młodzi rodzice, zwłaszcza matki, którzy wydają się nie mieć czasu na osobistą pobożność, ciche chwile poświęcone na szukanie Boga, ponieważ dzieci są zawsze przy nich, zawsze czegoś potrzebują. Czasem rodzice mówią: - Sądzę, że muszę poczekać jakieś pięć lat, albo i dziesięć, aż dzieci będą starsze, a wówczas wezmę się za mój związek z Bogiem. Ale to właśnie wtedy, gdy dzieci są małe, rodzice najbardziej potrzebują ła-ski Bożej, by właściwie postępować z dziećmi. Rozważ to uważnie. Ostatnio słyszałem, że nawet rodzice małych dzieci znajdują czas na jedzenie. Znajdują czas, by być ze sobą, tylko we dwoje. Znajdują czas na to, co uwa-żają za istotne. Ojcowie nie porzucają pracy. Również wiele matek pracuje
- 42 -
zawodowo. Wciąż znajdują czas na ubieranie się, mycie, golenie, czesanie włosów i szorowanie zębów. Dlaczego? Ponieważ uważają, że te rzeczy są ważne! Jeśli naprawdę uważasz, że czas spędzany z Bogiem jest najważniejszą czę-ścią dnia, znajdziesz miejsce dla niego w swoim rozkładzie zajęć, nawet je-śli miałbyś tuzin małych dzieci. Gdy nasze dzieci były małe, zdecydowałem dzielić z moją żoną obowiązki w ciągu dnia, by nie była nimi przeciążona. Prosiłem więc Pana, by budził mnie w nocy, i w ten sposób odkryłem, że najpiękniejsza część dnia może mieć miejsce w środku nocy. W ten sposób moja żona miała taką samą możliwość spędzania czasu z Bogiem, jaką miałem ja. Niektórzy rodzice umawiają się, że będą na zmianę opiekować się dziećmi, podczas gdy jedno z nich ma wolny czas. Jakikolwiek by to nie był sposób, powinien dawać jednakowe możliwości żonie i mężowi. Bóg pragnie dopomóc rodzicom starającym się znaleźć czas dla Niego. Osobista więź z Chrystusem jest jednakowo ważna dla wszystkich członków rodziny. Nikt nie może jeść za drugą osobę. Każdy musi znaleźć czas na indywidualne szukanie Boga. Dzieci mogą utrudnić kontakty z Bogiem, ale mogą również być niesamowitą pomocą w tych kontaktach. Enoch odkrył po narodzeniu się jego pierwsze-go syna, że o wiele lepiej niż przedtem rozumie miłość Boga do Jego dzieci, i to doprowadziło go do jeszcze ściślejszej więzi z niebiańskim Ojcem. Pewien człowiek posunął się nawet do stwierdzenia, że nie rozumie, jak ktoś może osiągnąć życie wieczne nie mając dzieci. O wiele lepiej pojął, jak bardzo po-trzebuje Boga, gdy sam został rodzicem. Gdy nie przestajemy szukać Boga i dajemy Mu pierwsze miejsce w naszym życiu, posiadanie dzieci będzie nas przybliżać do Niego, a nie odsuwać. Wów-czas Bóg będzie mógł nas użyć, by przyprowadzić nasze dzieci do Niego, aby mogły znaleźć go same dla siebie.
Rozdział VI
BRUKSELKA W POLEWIE CZEKOLADOWEJ
PEWNA PARA powiedziała mi kiedyś, że jedyną rzeczą, jaka była wspól-na dla nich obojga było to, iż udzielał im ślubu ten sam pastor, w tym samym kościele i w tym samym dniu. Inne małżeństwo wyznało, że jedyne, co mie-
- 43 -
li wspólne, to to, że nie lubili brukselki w polewie czekoladowej - a to niezbyt wiele! Brak wspólnych zainteresowań u partnerów w mał-żeństwie wygląda na pozór niewinnie. Może nawet słyszeliście kiedyś, że przeciwieństwa przyciągają. Ale każda z dziedzin zawierająca potencjalne nie-bezpieczeństwo załamania porozumienia jest pod wpływem oddziaływania braku wspólnych zainte-resowań, poglądów, działań. Na przykład, jak wiele sporów o pieniądze wypły-wa ze zróżnicowania nawyków i poglądów na te-mat ich wydawania? Jeśli jego matka pracowała zawodowo, a jej matka była za-wsze w domu piekąc ciasteczka i czekając na dzieci powracające ze szkoły, czyj przykład będzie naśladowany w nowym domu? Nawet w prostych sprawach związanych ze stylem życia, wymagających pod-jęcia decyzji takich jak: ile razy dziennie jeść, jakiej muzyki słuchać, jak dłu-go oglądać telewizję, różnice w poglądach i przyzwyczajeniach mogą wywołać nieporozumienia między mężem i żoną. O ileż większe zadrażnienia powstaną, gdy trzeba będzie decydować w poważniejszych sprawach. To prawo ma zasto-sowanie na każdym poziomie. Im więcej wspólnych poglądów i sposobów dzia-łania, tym większa będzie harmonia. Im mniej rzeczy wspólnych, tym większe potencjalne zagrożenie załamaniem porozumienia w małżeństwie. Gdy przychodzą do mnie narzeczeni prosząc o radę na temat małżeństwa, pierwszą rzeczą, jaką robię jest przestudiowanie listy ośmiu dziedzin, w któ-rych istnieje potencjalne niebezpieczeństwo załamania porozumienia i zbada-nie, czy w którejś z nich ci młodzi ludzie mają jakieś problemy. Jeśli w większości z tych dziedzin występuje zgodność, a nieporozumienia mogą pojawić się w jednej lub dwóch, istnieje duża szansa przezwyciężenia trudno-ści. Ale jeśli nie mogą się dogadać co do sposobu wydawania pieniędzy, je-śli spierają się o swoje przekonania religijne, nie mogą znieść nawzajem swo-ich krewnych, mają odmienne stanowiska w sprawie wychowania dzieci itd., to zanosi się na długą, ciężką zimę! Według tej zasady, jeśli młodzi ludzie planują małżeństwo i mają wiele wspól-nych zainteresowań i poglądów, prawdopodobnie łatwo będzie im znaleźć wspólny język w tych sprawach, w których jeszcze nie zgadzają się ze sobą. Ale jeśli wspólnych zainteresowań jest niewiele, istnieje duże prawdopodo-bieństwo rodzenia się konfliktów i potęgowania się rozdźwięku, aż wreszcie wydawać się będzie, że jedynym wyjściem jest rozwód.
- 44 -
Jest to największy potencjalny problem w małżeństwach ludzi pochodzących z różnych ras lub kultur. Tak bardzo różnią się w swoich poglądach i posta-wach, że często trudno im znaleźć dość wspólnych zainteresowań, by małżeń-stwo ich mogło normalnie funkcjonować. Jednakże trzeba wiedzieć, że wspólnota zainteresowań może być jedynie po-zorna. Często zdarza się coś takiego: On uwielbia piłkę nożną. Ona nigdy nie interesowała się piłką nożną. Tak naprawdę, to ona nienawidzi piłki nożnej. Ale teraz kocha, uwielbia piłkę nożną. I co na to powiecie? Znalazła nowe zainteresowanie: piłkę nożną! Rok później, gdy żar romansu przygasa, oboje odkrywają prawdę. Ona wciąż nienawidzi piłki nożnej. Teraz zaznacza się brak wspólnych zainteresowań. Gdy on ogląda mecze piłki nożnej, ona znajduje coś bliższego jej rzeczywistym zainteresowaniom. Wiele par, ku swemu przerażeniu, odkrywa, że gdy płomień porywające-go uczucia przygasa, nie mają zbyt wiele wspólnego ze sobą. W czasie narze-czeństwa wystarczało im samo siedzenie obok siebie i trzymanie się za ręce! Było im wszystko jedno gdzie siedzieli i trzymali się za ręce: na stadionie piłkarskim, w kościele, na koncercie czy w parku. Ale co przyniosą nadcho-dzące lata, gdy małżeńska miłość dojrzeje, a siedzenie i trzymanie się za ręce nie będzie już taką nowością, jak kiedyś? Jakie wówczas będą wasze zainte-resowania?Choć może łatwo będzie przyjąć do wiadomości, że twój partner nie podzie-la twoich zainteresowań w takich sprawach jak piłka nożna, nie będzie to tak samo łatwe w sprawach większej wagi. Na przykład, co będzie, jeśli coś takie-go odkryjesz w dziedzinie duchowych zainteresowań i chrześcijańskiego od-dania? Być może on nigdy nie interesował się głęboko sprawami duchowymi. Ale teraz jest zakochany - i nagle doświadcza czegoś, co wygląda jak nawró-cenie! On też kocha Boga. Ale wkrótce oboje odkrywają, ku ich zdumieniu, że nawrócenie nastąpiło tylko do niej, a nie do jej Boga. Wkrótce po ślubie zaczyna się więc zmierzanie w odwrotnych kierunkach. Pamiętam, jak pewnego dnia przyszło do mojego biura małżeństwo, które doświadczyło właśnie czegoś takiego. On nigdy nie był tak zainteresowany sprawami duchowymi jak ona. Ale teraz najwyraźniej był nawrócony i kochał Boga. Ona była pewna, że jego nawrócenie jest prawdziwe. Tak się wydawało. Ja też dałem się nabrać. Być może on oszukał nawet samego siebie. Pamiętam, jak rozmawiałem z nim zadając mu pytania. Potem udzieliłem im ślubu. W trzy miesiące było po wszystkim. Nie potrze-ba było dużo czasu, by przekonała się, że on ani trochę nie dbał o Boga i o Je-
- 45 -
zusa i nie wierzył w duchowe sprawy. Nie potrafił po prostu wycofać się przed ślubem, póki nie było za późno. Mam za sobą tyle podobnych ślubów, że chyba powinno się mnie złapać i za-bronić udzielania ślubu komukolwiek! Z pewnością trzeba czegoś więcej niż ludzkiego rozumu, by wiedzieć, które małżeństwa są rzeczywiście „zatwier-dzone w niebie”. Co można zrobić, by uniknąć tego rodzaju smutnych rozczarowań? Czekać, czekać i czekać. Podstawą jest to, jakie były wasze zainteresowania wcze-śniej, zanim poznaliście się. Jeśli nastąpiło szczere nawrócenie lub zmia-na życia równoległe z nawiązywaniem waszej znajomości, to musicie czekać i zbadać to. Nie wolno wam tego zaniedbać! A gdy będziecie to badać, nie przesiadujcie razem w samochodzie przy blasku księżyca! Ale co zrobić, jeśli po ślubie okaże się, że istnieją poważne różnice mię-dzy wami? Czy jest wówczas jakieś wyjście? Wkrótce potem, jak zacząłem wygłaszać serię kazań na temat małżeństwa i rodziny w moim kościele, moja żona powiedziała: - Bardzo dobrze opisałeś nam ten problem. Ale co powiesz o tym, jak z nie-go wyjść? Jaka jest rada na brak porozumienia w małżeństwie? To brzmi jak żart, ale rozwiązaniem problemu braku porozumienia w małżeń-stwie jest porozumiewanie się! Zabezpieczeniem przed załamaniem porozu-mienia w przyszłości jest porozumiewanie się. Jeśli macie problem braku porozumienia w jakiejkolwiek dziedzinie, poroz-mawiajcie o tym. Wyznaczcie sobie dość czasu na to, by słuchać i zostać wysłuchanym. Odpowiedzią na załamanie porozumienia w małżeństwie jest porozumiewanie się.Jeśli rozważacie zawarcie małżeństwa, powinniście poświęcić czas na omó-wienie waszych poglądów, gustów, upodobań i tego, czego nie lubicie. Powin-niście rozmawiać o szczegółach waszego stylu życia przed poznaniem się. W naszych czasach używa się komputera do dobierania ludzi pod kątem ich zainteresowań i osobowości. Ale przynajmniej z jednego powodu komputer zawodzi. Nie zawsze jest łatwo zakochać się we „właściwej” osobie. Gdy wybierałem się do college’u, moi rodzice poradzili mi, bym ożenił się z osobą, która gra na pianinie. Uważali, iż ważne jest, aby żona pastora umia-ła grać na pianinie - coś w rodzaju ewangelizacyjnego wyposażenia! Więc gdy znalazłem się w szkole, starałem się zakochać w jakiejś pianistce. Ale nie udawało się.
- 46 -
Jestem pewny, że jest wiele przemiłych pianistek na świecie. Ale w tamtym czasie i w tamtym miejscu nie pojawiła się żadna, w której mógłbym się zako-chać. To dało mi chwilę czasu, by dojść do wniosku, że nie spędzimy przecież całego życia siedząc przy pianinie! Pewnego dnia stwierdziłem, że pocią-ga mnie ktoś, kto ma dostatecznie dużo innych zalet, by wynagrodzić mi brak umiejętności gry na pianinie! Ktoś stwierdził, że sposobem na odkrycie kogoś, kto miałby wystarczają-co dużo wspólnych z tobą zainteresowań, aby stworzyć szczęśliwy związek małżeński, jest udanie się do psychologa i poddanie się wszelkim możliwym testom zgodności charakterów i upodobań. Ale znowu sposób ten nie zawsze sprawdza się w praktyce. Poza tym, jeśli znajomość wasza opiera się nadal tylko na służbowych czy koleżeńskich kontaktach, jak tu zaproponować komuś test zgodności charakterów? To mogłoby oznaczać koniec wszelkich szans! Z drugiej strony, jeśli już jesteście zakochani i planujecie małżeństwo, czy łatwo będzie wam kierować się wynikami testów, jeśli wykażą one brak wspól-nych zainteresowań? Na początku jest za wcześnie na test, a potem jest już za późno. Ale poradnictwo i testy mają swoje właściwe miejsce. Nawet po ślubie re-zultaty tego rodzaju testów mogą otworzyć drogę do głębszego porozumie-nia i zrozumienia nie tylko twego współtowarzysza, ale i samego siebie. Ale z pewnością test nie stanowi sam w sobie wyjścia z problemów. Kilka lat po ślubie rozpoczęliśmy wraz z żoną naukę w seminarium. W tym czasie poznaliśmy psychologa, który znał niegdyś moich rodziców, gdy oni ra-zem uczyli się w szkole. Zainteresował się nami i zaoferował nam nieodpłatne przeprowadzenie serii testów. Usiedliśmy więc i poddaliśmy się wszystkim jego testom. Wiele z tego, co testy wykazały na temat naszych osobowo-ści i zainteresowań, wiedzieliśmy już wcześniej. Ale poznanie tego, czego jesz-cze nie odkryliśmy, było dla nas prawdziwym dobrodziejstwem. Jednym z przełomów, jakie przyszły w rezultacie wyników tych testów, było to, że zdałem sobie sprawę, iż usiłowałem być kimś innym niż byłem w mojej służbie kaznodziejskiej. Bóg użył tego sposobu, by doprowadzić mnie do póź-niejszych decyzji co do mojego miejsca w Jego dziele. Choć do tamtego czasu odnosiłem się nieco sceptycznie do wartości psychologicznych testów, to jed-nak zrozumiałem wówczas znaczenie poznania tego, co w nas „siedzi”. Ludzie planujący spędzić resztę życia razem mogą wiele zyskać studiując wyniki takich testów i biorąc je pod uwagę w dążeniu do poznania Bożej woli wobec siebie na przyszłość. Natomiast tych, którzy już się pobrali, może to zachęcić do głębszego porozumienia i zrozumienia siebie nawzajem.
- 47 -
Gdy ludzie zdadzą sobie sprawę z braku wspólnych zainteresowań, mogą zgo-dzić się przynajmniej co do tego, by nie kłaść nacisku na sprawy, w któ-rych się ze sobą nie zgadzają. Powinni dążyć do jak największej wzajemnej akceptacji swoich zróżnicowanych zainteresowań i opinii, i ustępować sobie nawzajem w kwestiach, w których ustępstwo jest możliwe bez szkody dla ich przekonań. Mogą wówczas szukać sposobów spędzania jak najwięcej czasu na tych sprawach, które ich łączą. Logiczną zasadą jednak jest, że ludzie, którzy pobierają się mając wiele ze sobą wspólnego, będą spędzać większość czasu razem. Ci zaś, którzy pobie-rają się bez względu na brak wspólnych zainteresowań, będą spędzać ze sobą niewiele czasu. Tak to zazwyczaj bywa.
Biblia podkreśla potrzebę wspólnych zainteresowań. „A jeśliby dom sam w sobie był rozdwojony, to taki dom nie będzie mógł się ostać” (Mar. 3,25). Abraham Lincoln zastosował ten tekst do wojny domowej w Stanach Zjedno-czonych. Ale czy mówicie o narodach, czy rodzinach, zwierzchnościach, czy mocach, ta sama zasada ma zastosowanie. Żaden dom rozdwojony nie może się ostać. Jeśli rozdźwięk na tle braku wspólnych zainteresowań jest wyraźny, dom nie będzie mógł utrzymać się zbyt długo. Bóg jednak z pewnością jest lepszy od jakiegokolwiek komputera, lepszy od ludzkiego rozumu, jeśli chodzi o wybór partnera dla ciebie. Jeśli powie-rzysz Jemu swoje poszukiwania, On doskonale będzie potrafił ci wskazać nie tylko tę osobę, z którą będziesz miał dostatecznie dużo wspólnych zaintere-sowań, by stworzyć z nią trwały związek, ale którą jednocześnie będziesz na-prawdę kochał. Dyskutowaliśmy na ten temat w college’u, gdy profesor matematyki wstał i wypowiedział zdumiewającą uwagę. Rzekł: - Najlepszą rzeczą, jaką większość ludzi może zrobić, by znaleźć właściwe-go partnera, jest zaprzestanie poszukiwania i rozpoczęcie szukania Bożej rady, zaproszenie Boga, by ciągnął losy. Z pozoru brzmi to jak głupia sugestia. Ale doszliśmy do wniosku, że nie jest ona aż tak głupia, jak pojęcie niektórych z nas o poszukiwaniu partnera. Bardzo prosta, biorąc pod uwagę biblijną historię, jest Boża ścieżka do osią-gnięcia trwałego szczęścia i radości przez dwoje ludzi w związku małżeńskim. Trudno byłoby uprościć historię Izaaka i Rebeki albo Rut i Boaza. Ci, którzy zaufali w Boże prowadzenie w wyborze swego partnera, odkryli, że On lepiej niż oni sami wie, kogo wybrać dla nich.
- 48 -
On jest także gotów dać specjalną mądrość i łaskę tym, którzy już zawar-li związek małżeński, a pragną uczynić swoje wspólne życie jeszcze bardziej pełnym harmonii i szczęśliwym. Małżeństwo wymaga, by pracować nad nim! Czy ci z was, którzy wstąpi-li w związek małżeński, odkryli to już? Porozumiewanie się wymaga wysiłku. A jeśli ludzie tak samo będą pracować nad porozumiewaniem się po ślubie, jak czynili to przed ślubem, będziemy mieli o wiele więcej szczęśliwych mał-żeństw. Małżeństwo oparte jest na wspólnocie, wspólnota zaś na porozumie-niu, jak to już wcześniej zauważyliśmy. Ktoś napisał następujące słowa ostrzeżenia przed traktowaniem małżeń-stwa jak coś, co funkcjonuje i trwa samo. „Małżonkowie zaczynają swoje wspólne życie pełni nadziei na przyszłość, ale wkrótce żona zaczyna myśleć: ťNo, przecież on już jest mój. Mogę sobie odpocząć. Nie muszę już dbać o włosy, ubiór, o domŤ. I zaczyna się zmie-niać w wiedźmę, a mąż dziwi się, jak mógł poślubić taką kreaturę. Dziesięć lat po ślubie mąż odchodzi. Żona pozostaje sama z gorącym zapewnieniem, że gdyby wiedziała, że do tego dojdzie, postępowałaby inaczej. Ale jest już za późno. Odpowiedzialność męża jest tak samo istotna jak żony, bo gdy żona będzie patrzeć na swojego ukochanego, który zamienia się w kawał mięsa i kupę kości gnijącą na tapczanie i gapiącą się w telewizor, podczas gdy powinien to być energiczny mężczyzna troszczący się o przyszłość domu, to w końcu, pod wpływem takiego widoku, któregoś dnia odejdzie. Nie będzie mogła tego dłu-żej znieść. I znów za późno będzie na odnawianie małżeńskich ślubów.
Niektórzy z nas zostali chrześcijanami dwadzieścia lat temu, ale nic z tym do tej pory nie zrobili. Zaniknęła gdzieś romantyczność oczekiwania na powrót Chrystusa tak, jakby miał on nastąpić jutro a nasze religijne życie stało się monotonną, chorą rutyną. Zaniedbaliśmy służbę chrześcijańską, nabożeństwo, modlitwę i studiowanie Biblii, wspólnotę z żywym Bogiem. W naszych lampach nie ma oleju, a zbliża się dzień, gdy za późno już bę-dzie go szukać. Kopcące knoty wydzielają zapach plotki, obmowy, nienawiści, zazdrości, wrogości, buntu i nieuprzejmości. Nie znajdujemy radości w Bogu i w Jego dziele. Nasze nadzieje ograniczone zostały do martwych uczynków, wierzeń, idei, instytucji, które utrwalone są w niezmiennych formach. Nasze lampy przestają płonąć, a żarzące się knoty zamieniają się w popiół...
- 49 -
Możliwe jest, biorąc pod uwagę duchową stronę zagadnienia, że „pierwsza mi-łość” umarła, i nie mamy nic wspólnego z Bogiem. Zanim grzesznik nie przyj-dzie do Chrystusa i nie doświadczy cudu nowonarodzenia, nie jest możliwe, by miał coś wspólnego z Bogiem. W Rzym. 8,7 czytamy: „Dlatego zamysł ciała jest wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie może”. Bóg i grzesznik nie mają ze sobą nic wspólnego. Gdyby Bóg pozwolił grzesznikowi wejść do nieba, stałoby się ono dla niego miejscem męki. Wyklu-czenie grzeszników z nieba jest dowodem Bożej miłości, gdyż wieczne przeby-wanie w obecności Boga byłoby dla nich najgorszym rodzajem kary. Kiedyś mój przyjaciel wygłaszał kazanie zatytułowane: „O człowieku, który dostał się do nieba przez pomyłkę”. Kilka osób spóźniło się i nie słysza-ło wstępu do kazania. Potem, gdy wyszli, oskarżyli mojego przyjaciela o gło-szenie herezji! Sądzili, że chciał on przekonać ludzi, iż do nieba rzeczywiście można dostać się przez pomyłkę! Ale mój przyjaciel nie chciał powiedzieć cze-goś takiego. Niebo byłoby miejscem tortur dla ludzi nie mających nic wspól-nego z jego mieszkańcami, więc skorzystaliby z pierwszej nadarzającej się okazji, by stamtąd uciec. Zadawałem nieraz moim słuchaczom podchwytliwe pytanie. - Jak wielu z was będzie szczęśliwych, gdy dostaniecie się do nieba? Zazwy-czaj wszyscy podnosili ręce do góry. Wówczas mówiłem: - Nie spieszcie się tak! Nie miałem na myśli tego, czy będziecie szczęśliwi, gdy wam się uda tam dostać, ale gdy już tam będziecie. Podobnie można zapytać ludzi, co zrobiliby, gdyby był taki przycisk, któ-rego naciśnięcie położyłoby kres grzechowi w ich życiu? Czy nacisnęliby ten przycisk? Są dwa rodzaje odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza: „Szybko! Zabierz mnie tam, gdzie jest ten przycisk!”. Druga: „O nie! Straciłbym tyle przyjemności”. Usiądź kiedyś i zrób spis najważniejszych spraw w twoim życiu. Napisz pięć lub dziesięć rzeczy, które jako pierwsze przyjdą ci na myśl. Rozważ potem, ile z tych rzeczy będzie dostępne w niebie. Potem zrób listę rzeczy, które, według ciebie, będą ważne w niebie i zasta-nów się, ile z nich uważasz za istotne również dla ciebie. Nasze upodoba-nia i skłonności nie zostaną cudownie odmienione w chwili przyjścia Jezusa. Jeśli widzimy, że mamy niewiele wspólnego z Bogiem dzisiaj, to możliwe, że niebo nie będzie dla nas wygodnym miejscem na wieczność. Co jest główną ideą i centrum zainteresowania w niebie? Wymień kilka nie-biańskich priorytetów.
- 50 -
Rozumiemy, że aniołowie uwielbiają spę-dzać czas towarzysząc i służąc Bogu. Czy jest to i twoją największą przyjem-nością? Całe niebo pracuje dla dobra innych. To właśnie czyni niebo niebem. Nawet jeśli masz niezbyt głęboką znajomość ewangelii, wiesz, że zbawienie zgubio-nych, tego złego świata, tej czarnej plamy we wszechświecie, jest przedsięwzięciem, w które zaangażowane jest całe niebo. W niebie wielu będzie ludzi bezrobot-nych! Lekarze nie znajdą zajęcia dla sie-bie. Stomatolodzy podobnie nie będą mogli otworzyć prywatnych gabinetów.
Agenci ubezpieczeniowi nie będą mieli klientów. Ale jest jeden zawód, jedno za-jęcie, jedno powołanie, które przetrwa na wieki. Jest to zaangażowanie w służbę docierania do innych ludzi i dzielenia się z nimi dobrą nowina o zbawieniu. „Ależ - możecie powiedzieć - gdy Jezus przyjdzie, nie będzie więcej grzeszni-ków, do których należałoby docierać z ewangelią, a więc wszyscy będziemy mogli zająć się czymś innym na przykład lataniem na lotni! Zawsze chciałem nauczyć się latać na lotni, ale moja żona tego nie chciała! Mówiła, że muszę wybierać: albo ona, albo latanie na lotni. Tak więc postanowiłem, że dopie-ro w niebie nauczę się latać na lotni! W niebie mam zamiar latać na lotni... bez lotni! Być może wszyscy będziemy dziećmi, gdy tam się dostaniemy. Możecie sobie wyobrazić aniołów uśmiechających się na widok tego jak ostrożnie stąpamy po szklanym morzu i próbujemy je dotykać palcami przez kilka pierwszych dni? Ale któregoś dnia twój anioł przychodzi i mówi: - Czy chciałbyś wybrać się w podróż? - No pewnie. A dokąd? - Jest taka mała planeta na skraju wszechświata, której mieszkańcy chcieliby usłyszeć z pierwszej ręki, jak to jest być wybawionym ze świata grzechu. Odpowiadasz: - Dobrze, lecimy. Zaczekaj tylko, aż się spakuję.
- 51 -
- Nie trzeba. Nie musisz nic pakować! - Pozwól więc, że powiem do widzenia moim przyjaciołom. - Dobrze, możesz im powiedzieć, dokąd lecisz, ale nie musisz żegnać się z nimi, bo gdy wrócimy, oni będą tu wszyscy. Przecież będą tu na zawsze.
Lecicie więc bez zmęczenia poprzez niezliczone światy, aż wreszcie docieracie do małej planety, o której mówił anioł. Wszyscy zgromadzają się na jednym miejscu, aby słuchać, co masz im do powiedzenia, a twój anioł siada w tylnym rzędzie i słucha także. Gdyż „aniołowie nigdy nie odczują radości, która jest udziałem zbawionych”. Mówią o tym słowa pieśni:
W niebie jest śpiew, jakiego nigdy nie słyszeliśmy, Gdzie aniołowie wyśpiewują chwałę Barankowi zasiadającemu na tronie.
Ich cudowne harfy zawsze brzmią melodyjnie a ich głosy zawsze czysto. Obyśmy byli bardziej podobni do nich służąc naszemu Mistrzowi tutaj. święty, święty, śpiewają aniołowie, I wierzę, że kiedyś dołączę do nich stając w kręgu niebian;
Ale gdy śpiewał będą o historii zbawienia, oni złożą swoje skrzydła, Bo aniołowie nigdy nie odczują tej radości, która jest udziałem zbawionych.
Sefenth-day Adventist Hymnal, nr 425
Pozwólcie, że zapytam was, jeśli waszym najważniejszym zainteresowaniem w wieczności będzie oddawanie czci Bogu i dzielenie się dobrą wieścią o Jego odkupieńczej miłości, czy nie byłoby dobrze zacząć to praktykować od teraz? Jeśli mamy zamiar mieć dość wspólnego z niebem, powinniśmy pragnąć już teraz współdziałać z nim w służbie i głoszeniu ewangelii.
- 52 -
Rozdział VII
POWODZENIE W SEKSIE
TO BĘDZIE krótki rozdział! Na temat seksualnej strony małżeństwa mówi się dzisiaj więcej niż kiedykolwiek w przeszłości, i więcej jest książek na ten te-mat w chrześcijańskich księgarniach niż w niejednej bibliotece!Biblia jasno stwierdza, że małżeństwo jest Bożym pomysłem. Bóg dokonał pierwszej ce-remonii zaślubin w Edenie. Małżeństwo jest ilustracją bliskiej więzi Boga z Jego ludem. Są fragmenty w Biblii mówiące o intym-nej stronie małżeństwa w taki sposób, że niektórzy konserwatywni chrześcijanie nie wiedzą, co z nimi zrobić - jak, na przykład, Pieśń nad Pieśniami! Dopóki jesteśmy tak dyskretni w tej kwestii, a zarazem tak otwarci, jak Biblia, nie potrzebujemy zbyt wielu słów.Paweł udziela bardzo bezpośredniej rady mężom i żonom w 1 Kor. 7, jak zapewne wie-cie. Hebr. 13,4 podsumowuje biblijne podejście do miłości małżeńskiej: „Mał-żeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane”. Jest jednak pewna główna zasada jeśli chodzi o seksualną stronę małżeństwa. Jest to uniwersalna, ponadczasowa zasada, którą wielu, nawet w Kościele chrześcijańskim, zapomniało. Brzmi ona: powodzenie w seksie w małżeństwie jest rezultatem szczęśliwego małżeństwa, a nie jego przyczyną.Generalnie jednak świat zdaje się o tym nie wiedzieć. Możecie znaleźć wielu świeckich doradców, którzy powiedzą wam, że rozwiązaniem waszych pro-blemów w małżeństwie będzie częstsze sypianie z sobą. Nigdy w życiu nie słyszałem o lepszej ilustracji sprawiedliwości z uczynków!Należałoby to wykrzyczeć z dachów: „Powodzenie w seksie w małżeństwie jest rezultatem szczęśliwego małżeństwa, a nie jego przyczyną”.Gdy pary małżeńskie przychodzą do mnie prosząc o radę i wymieniają swoje problemy, często, gdy zakończą już swą listę, pytam:- Macie też pewnie problemy w waszym życiu seksualnym, nieprawdaż?Oni są wówczas zaskoczeni.
- 53 -
- Skąd wiesz? Odpowiadam:- Jak mógłbym nie wiedzieć? Inne z ośmiu dziedzin, w którym może nastąpić załamanie porozumienia w mał-żeństwie można sklasyfikować pod hasłem „przyczyny”. Tę zaś dziedzinę by-łoby lepiej określić słowem „skutek”. Jeśli jesteście rozgniewani albo obcy dla siebie z powodu załamania porozumienia w którejkolwiek z pozostałych siedmiu dziedzin, będzie to rzutować na tę dziedzinę, i w niej również poja-wi się załamanie porozumienia. Rozwiązanie można znaleźć jedynie przez do-tarcie do przyczyny, a nie usiłowanie usunięcia skutku. Rzadko uda wam się znaleźć małżeństwo zgodne i harmonijne pod każdym innym względem, a ma-jące problemy w sprawach intymnych. Tego rodzaju problemy są niemal za-wsze połączone z innymi jeszcze czynnikami. Nie uciekniecie od faktu, że musicie być blisko siebie, aby być blisko siebie. Oto gdzie rewolucja seksualna chybiła na samym początku. Nie można odczu-wać trwałego szczęścia i bezpieczeństwa starając się zbliżyć do kogoś, z kim ma się tylko przypadkowy kontakt. Bóg stworzył nas tak, że prawdziwe zaspo-kojenie seksualnych pragnień jest możliwe jedynie wówczas, gdy ma miejsce coś więcej niż tylko połączenie dwóch ciał - a mianowicie połączenie również umysłów i ducha. Aby dwoje ludzi stało się jednością, potrzeba czegoś więcej niż odpowiedniej pozycji geograficznej.Tak więc, z wyjątkiem najwyżej kilku pierwszych miesięcy małżeństwa, gdy może zajść potrzeba pewnych technicznych informacji, a nawet porad z ze-wnątrz w niektórych przypadkach; główną przesłanką dotyczącą miłości sek-sualnej jest to, że jest ona zawsze skutkiem - nigdy przyczyną - szczęśliwe-go małżeństwa. Wydaje się, że kobietom łatwiej jest to zrozumieć niż mężczyznom - a nie-którzy mężczyźni naprawdę powinni dołożyć starań, by rozumieć to lepiej. Intymność zaczyna się w kuchni i w salonie. Nie jest to coś, co możecie włą-czyć lub wyłączyć, gdy wchodzicie do sypialni lub wychodzicie z niej. Musicie być blisko siebie, aby zbliżyć się do siebie, a jeśli nie jesteście blisko siebie, trudno wam będzie zbliżyć się do siebie.W każdym małżeństwie zdarzają się chwile przypływu dobrych uczuć. Będą jednak i takie momenty, gdy tych uczuć zabraknie. Byłoby bardzo źle, gdy-byście opierali swoje małżeństwo na uczuciach. Uczucia przychodzą i od-chodzą. Im intensywniejsze są, tym krócej trwają. Nasz system nerwowy odmówi posłuszeństwa, jeśli będziemy starali się utrzymywać najsilniejsze uczucia przez długi czas. Tak więc małżeństwo oparte tylko na uczuciach jest skazane na upadek w krótkim czasie.
- 54 -
Nawet gdyby w małżeństwie miał miejsce czas przypływu dobrych uczuć, nie wolno nam opierać się na tych uczuciach. Musimy znaleźć coś o wiele bardziej trwałego, na czym oprzemy nasze wzajemne oddanie. Oto miejsce, gdzie znajdujemy most na drugą, duchową stronę tego zagad-nienia. Na spotkaniach namiotowych od lat używa się ilustracji, na której widnieje lokomotywa z zaznaczonymi wyraźnie: silnikiem, kabiną i węglarką. Silnik jest oznaczony słowem „fakt”, węglarka słowem „wiara”, a kabina sło-wem „uczucie”. Pociąg nigdy nie może być napędzany przez kabinę. Gdy silnik i węglarka spełniają prawidłowo swoje funkcje, mogą poruszać lokomotywę z kabiną czy bez kabiny.Są ludzie, którzy próbowali oprzeć całe swoje chrześcijańskie życie na uczu-ciach. Całe zbory czyniły w ten sposób. Ludzie ci sądzili, że jeśli zastosują właściwy rodzaj muzyki i śpiewu oraz klaskania, a może jeszcze kołysania się w rzędach i będą mieli pod dostatkiem wyciskających łzy opowiadań, tak, aby słuchacze zmuszeni byli wytężać swą uwagę i roztkliwiać się do granic, wów-czas zdobędą właściwe religijne doświadczenie. Wierzyli w sprawiedliwość przez ekscytację, sprawiedliwość przez uczucia. W życiu chrześcijańskim, tak jak w małżeństwie, będą przypływy uczuć. W Ew. Jana 14 Jezus powiedział, że nas kocha i objawi nam siebie. Owoc Ducha za-wiera miłość, radość i pokój. Są to uczucia. Nie ma nic złego w posiadaniu dobrych uczuć. Ale nie wolno opierać swojej więzi z Bogiem na uczuciach.Jeśli masz dobre uczucia, dzięki Bogu za to. Ale gdy tych uczuć brakuje, nie oznacza to, że więź z Bogiem została zerwana. Jedynym bezpiecznym sposo-bem postępowania jest trwanie w oddaniu wobec Boga i stała łączność z Nim bez względu na uczucia. Jednym z najlepszych przykładów kogoś, kto nie polega na swoich uczuciach w swym duchowym życiu, jest sam Pan Jezus. Rozumiemy, że był On mężem boleści doświadczonym w cierpieniu. To brzmi jak uczucia. Płakał nad Jero-zolimą. Płakał przy grobie Łazarza. A w ciemnych godzinach w Getsemane i na krzyżu, czuł się odrzucony przez swego Ojca. To było uczucie nie fakt. Faktycznie bowiem, Jego Ojciec był tam razem z Nim, gdyż Bóg był w Chry-stusie §wiat z sobą jednając. Jezus przepowiedział, że Jego Ojciec nigdy Go nie opuści. Ale jednak czuł się tak, jakby był opuszczony przez Niego. Krzyczał: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” W niepojętym planie odkupienia Jezus musiał opierać się na czymś więcej niż na swych uczuciach. Gdyby opierał się tylko na uczuciach, zrezygnowałby z walki. Ale On nie poddał się. Pamiętał dowody miłości Ojca do Niego, które dane Mu zostały wcześniej.
- 55 -
Pamiętał Głos z nieba ogłaszający Go Synem Bożym. Pamiętał wszystko, czego dotąd nauczył się o Swoim Ojcu. Opierał się na tym, a nie na swoich uczuciach, wbrew swoim uczuciom. A wreszcie, gdy Jego wspa-niałe serce zostało rozdarte pod wpływem najstrasz-niejszej męki, w ostatniej chwili świadomości poczu-cie obecności Ojca wróciło do Jezusa. Zanim umarł, powiedział: „Ojcze, Ojcze mój, Ty jesteś tutaj, blisko. Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”.
Będą chwile w twoim chrześcijańskim życiu, gdy będziesz się czuł tak, jakby Boga nie było przy tobie. Ale On jest. Będą chwile, że poczujesz się tak, jakby Jezus cię nie kochał. Ale On cię kocha. Będą chwile, gdy ogarnie cię uczucie samotności i opuszczenia. Ale On jest z tobą zawsze, aż do końca.Chrześcijanie często w codziennym doświadczeniu zdają sobie sprawę, że ich uczucia nie są najlepsze. Możesz wstając z łóżka nie czuć w ogóle ochoty na studiowanie i rozmyślanie nad życiem Chrystusa. Możesz nie czuć ochoty na nawiązanie kontaktu z Bogiem. Przytaczana jest nieraz ilustracja człowieka, który zabłądził w śnieżycy i szu-ka bezpiecznego miejsca, gdzie mógłby się schronić. Był zmarznięty, tak zmar-znięty, że myślał, iż tego nie wytrzyma. Wtem nagle poczuł, że nie jest mu już zimno. Był bardzo zmęczony, więc pragnął położyć się na miękkim, białym śniegu i zasnąć. Ale słyszał coś o tego rodzaju uczuciu! Więc nie uwierzył swemu uczuciu i brnął dalej przez śnieg, aż znalazł schronienie.Budzicie się rankiem. Słyszycie pukanie do drzwi serca. Ale poduszka jest miękka, pościel ciepła, a pokusa, by zapaść znowu w drzemkę - silna. Ale słyszeliście coś o tego rodzaju uczuciu! Być może doświadczyliście tego wie-le razy wcześniej. Więc nie wierzycie swemu uczuciu. Wstajecie, by nawią-zać z Bogiem wieź, która jest tajemnicą powodzenia w chrześcijańskim życiu. Wasz związek z Bogiem zostaje podtrzymany. W małżeństwie i w życiu duchowym nie da się niczym zastąpić czasu, który trzeba poświęcić na porozumiewanie się, obojętnie czy czujesz to, czy nie. Jeśli konsekwentnie poświęcasz czas na porozumiewanie się, niezależnie od tego co czujesz, odkryjesz, że z czasem właściwe uczucia zakorzenią się głę-boko w twym sercu w wyniku tego doświadczenia.
- 56 -
Rozdział VIII
ROLE, KTÓRE GRAMY
GDY MIAŁEM sześć lat przypadła mi w udzia-le odpowiedzialność za organizowanie nabo-żeństw rodzinnych. To był dla mnie prawdziwy przywilej. Starałem się o ten urząd i miałem w tym pewien cel. Mój plan polegał na popro-szeniu o krótkie modlitwy! Pamiętam, że po kilku dniach doszedłem do wniosku, iż lepiej będzie pozwolić niektórym, co lubią dłużej się modlić, by mogli to robić od czasu do czasu, gdyż w prze-ciwnym razie zaczną mnie podejrzewać o złośli-wość! Ale mimo to ja byłem kierownikiem rodzin-nego nabożeństwa.Kto kieruje twoim domem? Kto powinien nim kierować? Czy Biblia mówi coś na ten temat? Czy jest jakiś ideał w tej sprawie? Sięgnijmy do Efez. 5,22.23. Jest to ulubiony tekst wielu mężczyzn! „Żony, bądźcie uległe mężom swo-im.” Potem chrząkamy znacząco i przechodzimy do dalszej części tekstu: „Jak Panu”. A potem: „Gdyż mąż jest głową żony”. Dobrze jest jednak przeczytać do końca: „Jak Chrystus Głową Kościoła”. Ale jeśli chcemy zrozumieć kontekst i nie mieć powodu do chełpliwości, le-piej będzie jak przeczytamy jeszcze dalej. „Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie”. Taki mąż bę-dzie gotów umrzeć za swą żonę. Być może byłoby mniej krytycyzmu w domu i poza domem, gdybyśmy byli gotowi umrzeć za tę osobę, którą mamy zamiar skrytykować. „Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swe-go nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół” (w. 25.28.29). Dalszy kontekst tego fragmentu znajduje się w wierszu 18: „Bądźcie pełni Du-cha”. Jedynie ci, którzy są pełni Ducha, będą w stanie żyć tak, jak opisują cyto-wane .powyżej słowa. A jeśli jest to prawda, to wszystkie te zalecenia dotyczą obydwu płci, gdyż w wierszu 21 znajdujemy zalecenie ulegania jedni drugim w bojaźni Bożej. Jezus, pokorny Wędrowiec z Galilei, wiedział, co to znaczy ulegać, poddawać się, nawet własnym uczniom. Jest to naczelna chrześcijań-ska zasada.
- 57 -
Ostatni wiersz rozdziału, wiersz 33, brzmi: „A zatem niechaj i każdy z was miłuje żonę swoją, jak siebie samego, a żona niechaj poważa męża swego”. Miłość i szacunek obowiązują obie strony. Zdarza się jednakże, iż ludzie, którzy nie są pełni Ducha, wybierają z tego roz-działu niektóre teksty i próbują usprawiedliwić nimi swoją postawę dykta-torskiego tyrana czyniącego służącą ze swej towarzyszki życia. Spotykamy też takich, którzy buntują się przeciwko wymaganiom stawianym im w tym rozdziale. Przyszedł czas, kiedy kobiety walczą o równe prawa. Ale Biblia ja-sno podaje niezmienną zasadę, ideał.
Jest inny fragment na ten temat w Kol. 3,18: „Żony, bądźcie uległe mężom swoim, jak przy-stoi w Panu”. I jeszcze jeden tekst, 1 Piotra 3,1-7. Możemy w tym momencie pominąć trefienie włosów i ozdo-by, a przeczytać tylko wiersze 1 i 7. „Podobnie i wy, żony, bądźcie uległe mężom swoim.” „Po-dobnie wy, mężowie, postępujcie z nimi z wyrozu-miałością jako ze słabszym rodzajem niewieścim i okazujcie im cześć, skoro i one są dziedziczka-mi łaski żywota, aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody.”
Jak podsumowalibyście po przeczytaniu tych tekstów biblijny ideał, biblij-ną zasadę? Są tacy, którzy próbują nadać tym tekstom wydźwięk moralny i utrzymują, że rola kobiety jest ściśle określona, a wszelkie odchylenia od tej normy są niewskazane. Inni jednak są zdania, że pewne szczegóły mogą wyglądać nieco inaczej, o ile istnieje zgoda między mężem a żoną co do ich ról w małżeństwie. W Biblii jest opisane wiele przypadków kobiet, którym Pan zlecił szczególne dzieła do wykonania. Możemy wymienić Deborę, prorokinię, która poprowadziła armię Izraela do zwycięskiej bitwy; Lidię, sprzedawczynię purpury, która zajmowała się handlem; Miriam, siostrę Mojżesza, która po-magała mu w prowadzeniu Izraela z Egiptu do ziemi obiecanej; a nawet samą Marię, matkę Jezusa, której rola w planie zbawienia usuwa jej męża, Józefa, w cień. Mężowie mają czcić i kochać swoje żony oraz troszczyć się o nie, a nie stać między nimi a ich związkiem z Bogiem i odpowiedzialnością wobec Niego. Bi-blijną zasadą jednakże jest to, aby w sytuacjach wymagających poddania się jednego z partnerów drugiemu, kobiety były uległe swoim mężom, oczywiście jeśli nie kłóci się to z ich wiernością wobec Boga.
- 58 -
Gdyby mężowie kochali swoje żony, i to kochali je tak, jak Chrystus miłuje Kościół, niepotrzebne byłyby ruchy na rzecz równouprawnienia kobiet. Jak dawno temu czytałeś opis miłości z 1 Kor. 13? Opisuje on chrześcijańską mi-łość, której trudno nie poddać się. „Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spo-dziewa, wszystko znosi. Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor. 13,4-8). Czy trudno będzie poddać się tego rodzaju miłości, tego rodzaju atmosferze? Pozwólcie, że odpowiem, iż nie jest trudno. Miłość, jaką Jezus darzy swój Kościół jest tego rodzaju miłością, która daje motywację do czynienia tego, czego w przeciwnym razie nigdy nie bylibyśmy w stanie uczynić. Nawet w granicach związku, w którym istnieje prawdziwa miłość, mogą wy-stępować różnice temperamentów, postaw, osobowości. Specjaliści mówią, że jesteśmy zazwyczaj pod przemożnym wpływem modelu naszego rodzinne-go domu. Jeśli ktoś miał dominującego ojca i uległą matkę, będzie starał się podobnie ukształtować stosunki w swoim własnym domu, albo, jeśli nie pochwalał modelu funkcjonującego w domu rodziców, będzie kształtował wła-sny dom na bazie przeciwnych wzorców. Twoja reakcja na środowisko, w ja-kim przebywałeś dotąd może polegać na kopiowaniu go albo kształtowaniu jego odwrotności. Cztery typy temperamentów to: sangwinik, choleryk, melancholik i flegmatyk. Nie są to nowe określenia, ale zostały zaczerpnięte od greckich filozofów, któ-rzy najwidoczniej musieli dogłębnie studiować to zagadnienie w tamtych cza-sach. Prostszy podział został dokonany przez pewnego autora, który stwierdził, że ludzie dzielą się na skunksy i żółwie. Skunksy są osobami o skłonnościach do dominowania, biorą sprawy w swoje ręce; żółwie to osoby łagodne i ule-głe. I znowu, po raz kolejny, przechodzimy do drugiej, duchowej strony zagadnie-nia. Błędne zrozumienie ról w naszym związku z Bogiem może spowodować załamanie komunikacji, które doprowadzi do całkowitego zniszczenia tegoż związku. Czy wiecie, czego Bóg oczekuje od was? Czy wiecie, czego możecie oczekiwać od Niego? Co On robi, a co wy macie robić? Jaka jest zależność między Bożą mocą a ludzkim wysiłkiem? To są praktyczne pytania, na które wielu nowo-ochrzczonych chrześcijan nie umie sobie prawidłowo odpowiedzieć. Zaczynają chrześcijańskie życie zafascynowani wkładem zapłaconym za nich na krzyżu,
- 59 -
ale wkrótce dochodzą do wniosku, że nie stać ich na comiesięczne opłaty. Nie zrozumieli jeszcze dobrej nowiny, że Jezus zatroszczył się nie tylko o wkład, ale również o comiesięczne opłaty. Nigdy nie słyszeli dobrej wieści, że nie tylko przebaczenie jest za darmo, ale moc do chrześcijańskiego życia również darmo jest dawana. Jak działa to w praktycznym życiu? Jak możemy z tego skorzystać? Oto skró-cony kurs zbawienia z wiary, tylko dwa teksty. „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15,5). Nie ma tu mowy o zdobywaniu ziemskiej sławy albo zbija-niu fortuny. Ten tekst dotyczy spraw grzechu i sprawiedliwości. Bez Jezusa nie możemy uczynić nic dla zdobycia zbawienia i prowadzenia życia chrześcijań-skiego. Możemy wytworzyć zewnętrzne dobro, ale to nie ma żadnej warto-ści w niebie. Bez Chrystusa nie możemy uczynić ani jednego kroku w kierunku sprawiedliwości. Ani jednego kroku. A teraz Filip. 4,13. „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystu-sie.” Jeśli te dwa teksty są prawdą, to jedyną rzeczą, jaka do nas należy, jest być w Chrystusie. Jeśli bez Niego nie możemy uczynić nic, ale z Nim możemy wszystko, to jedyne co możemy zrobić, to po prostu być z Nim. To jest na-sza rola. Oto miejsce na świadomy wysiłek w chrześcijańskim życiu. Jest więc coś dla nas do zrobienia. Biblijna obietnica brzmi: „A gdy mnie bę-dziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim ser-cem” (Jer. 29,13). Bóg nigdy nie pozwolił nam siedzieć w fotelu na biegunach i czekać, aż On nas znajdzie. Gdyby zrobił coś takiego, musiałby przestać liczyć się z naszym prawem dokonywania wyboru. Szukanie Go należy do nas, nawet jeśli to On zaprasza nas do tego, stoi u drzwi i puka, aby Go wpusz-czono. Jest największą koniecznością, a zarazem przywilejem, poświęcać czas na po-rozumiewanie się z Bogiem, tak jak w naszych związkach z bliskimi nam ludź-mi. Bez porozumiewania się związek nie istnieje. W tym kierunku ma być skierowany świadomy wysiłek: poświęcić codziennie czas na modlitwę i stu-diowanie Słowa Bożego, aby trwać w rzeczywistym związku z Bogiem. Potem przychodzi wiele rodzajów spontanicznych działań będących tego re-zultatem. Życie chrześcijańskie nie jest bezczynne. Nie wierzę w religię „nie rób nic”. Ale moc Boża wytworzy w nas spontaniczne działanie, a nie działa-nie przy którym będziemy musieli zacisnąć zęby i zmusić się do niego. Co to jest spontaniczne działanie? Najłatwiej będzie zilustrować to za pomo-cą przykładów. Pewnego razu byłem na farmie, gdzie hodowano węże. Człowiek, który karmił węże, został ukąszony. Pozwolił wężowi wyjść z klatki, a ten ukąsił go w nogę.
- 60 -
Człowiek wyciągnął nóż i w mgnieniu oka naciął nogę aż do kości powyżej miejsca ukąszenia. Wiedział, co mu grozi, więc łatwiej było mu przeciąć sobie nogę do kości, niż nie zrobić tego. Było to spontaniczne działanie, choć niesa-mowicie bolesne. Zastanawiam się, czy ja zdobyłbym się na coś takiego. Hieronim, przyjaciel Jana Husa, myślał, że to straszna rzecz być spalonym na stosie. Zaparł się wiary. Wówczas odkrył, że trudniej będzie mu nie spło-nąć na stosie i pozostać zdrajcą niż dać świadectwo prawdzie i umrzeć w mę-czarniach. Odwołał więc swoje zaparcie się wiary i spontanicznie poszedł na stos. Nie jest łatwo pozwolić spalić się na stosie, ale niezliczona licz-ba męczenników uznała, że łatwiej im będzie spłonąć na stosie niż nie spłonąć i zaprzeć się wiary. To jest coś więcej niż tylko współpraca z Bogiem. Potrzeba do tego czegoś o wiele więcej niż wykonania przez nas swojej części zadania i pozwole-nia Chrystusowi, by zrobił to, czego nam nie dostaje. W sprawach zbawie-nia nigdy nie było i nie będzie prawdą, że Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie. W duchowym życiu Bóg pomaga tym, którzy nie potrafią sobie pomóc. Czy zastanawiałeś się kiedyś, o jakie sprawy Bóg troszczy się w twoim ży-ciu, a o jakie ty sam musisz się zatroszczyć? Jest prosty klucz do odpowie-dzi na to pytanie. Co Bóg obiecał? Bóg nigdy nie obiecał wynieść za ciebie śmieci, przygotować się do egzaminu z historii albo szukać siebie same-go w twoim imieniu. On obiecał pokonać grzech i szatana w twoim imieniu, o ile tylko polegasz na Jego mocy, a nie na swojej. On obiecał dać ci zwycię-stwo. Obiecał ci życie wieczne, obiecał zmienić twoje serce. Przyjmujemy obiecane przez Niego dary przychodząc przed Jego oblicze i pra-gnąc nawiązania z Nim kontaktu. Jeśli próbowałeś tego, i wydawało ci się, że to nie działa, nie trudź się próbowaniem czegokolwiek innego. Nie ma nicze-go innego. Chrześcijaństwo bez związku z Chrystusem jest niemożliwe. Jeśli macie problemy z łącznością w waszym małżeństwie, nie wolno wam przestać próbować się porozumieć. Musicie starać się porozumieć. Spróbujcie znaleźć nowe metody porozumiewania się, które być może będą bardziej sku-teczne. Korzystajcie z każdej okazji, by otworzyć drzwi do pełniejszej łączno-ści. Tak samo jest w związku z Bogiem. Jeśli wasze życie duchowe traci moc, szukajcie nowych sposobów. Starajcie się słuchać, co Bóg mówi wam na te-mat ewentualnego problemu powodującego kryzys. W wielu przypadkach jest to telewizja. Ludzie znajdują czas o każdej porze na oglądanie telewizji, ale jakoś trudno jest im znaleźć jedną godzinę w ciągu dnia, by spędzić ją z Bo-giem.
- 61 -
Na początku naszego małżeństwa kupiliśmy telewizor. Mieliśmy oczywiście zamiar oglądać tylko dziennik, koronację królowej Elżbiety i może jedną czy dwie audycje religijne. Potem dodaliśmy program dla dzieci i programy przy-rodnicze. Nie minęło wiele czasu, jak któregoś dnia przyszedłem wieczorem ze spotka-nia modlitewnego i siedziałem długo, długo w nocy, by obejrzeć pewien show. To był morderczy wysiłek, ale usprawiedliwiony, ponieważ w tym programie występował pewien misjonarz! Następnego poranka Biblia nie wydawała mi się tak interesującą, jak przed-tem. Czy zdarzyło wam się kiedyś coś podobnego? To jest całkiem możliwe. Wziąłem więc nóż i odciąłem wtyczkę od przewodu telewizora! Ale królowa Elżbieta znów miała być koronowana, czy coś takiego, więc moja żona zdarła izolację z kabla i wsadziła końcówki do gniazdka. Posypały się iskry, a ona uznała, że to sąd Boży! Nie chciałem, żeby to się powtórzyło, więc połączyłem znowu wtyczkę z kablem. Ale na tym się nie skończyło. Cykl powtarzał się jeszcze wielokrotnie, aż w końcu, gdy sprzedaliśmy telewizor, kabel miał piętnaście centymetrów długości! Mój przyjaciel stwierdził, że telewizor zniszczył jego więź z Bogiem, i nie chciał, aby kogokolwiek jeszcze spotkało coś takiego. Był operatorem sprzętu ciężkiego. Wsiadł więc do koparki, wykopał głęboką dziurę w ziemi, wrzucił do niej swój kolorowy telewizor i zasypał! Czy potrzeba energii, by zrobić coś takiego? Pewnie, że tak. Czy potrzeba wy-siłku? Tak. Ale byłoby mu trudniej nie zrobić tego, gdyż motywowało go pra-gnienie czegoś lepszego. Było to spontaniczne działanie. Dotknęliśmy zagadnienia Bożej mocy i ludzkich wysiłków. Jeśli chcesz być pionierem na polu prawdy, jest jedna niemal nietknięta dziedzina. Przepro-wadzono wszelkiego rodzaju badania i studia, napisano wszelkie możliwe książki i wygłoszono kazania na temat właściwego użycia woli na początku chrześcijańskiego życia. Ale pozostawiliśmy ludzi samym sobie jeśli cho-dzi o prowadzenie chrześcijańskiego życia. Studiuj to. Poprawne zrozumienie ról chrześcijanina i Boga uczyni wielkie zmiany w twoim związku z Bogiem. Pewnego dnia rozmawialiśmy na ten temat w klasie w college’u, a jeden ze studentów zapytał: - Dlaczego to jest takie skomplikowane? Ale tak naprawdę, to wcale nie jest skomplikowane. My to komplikujemy, a gdy staramy się to potem zrozumieć, wydaje nam się skomplikowane! Ale ewange-lia jest cudownie prosta i po prostu cudowna.
- 62 -
Podstawą jest to, że jeśli nie możemy zrobić nic sami z siebie, o ile nie jeste-śmy w Chrystusie i nie szukamy Go, to właśnie w Jego kierunku powinniśmy zwrócić nasze wysiłki i wolny wybór. Możemy uczynić wspólnotę i łączność z Nim najważniejszym elementem naszego życia. Nie odchodźmy od drzwi na-szego domu rano i nie mówmy sobie: „Oj, znowu zapomniałem się pomodlić!” Cały nasz dzień zależy od czasu spędzonego z Jezusem. Nic nie powinno nam w tym przeszkadzać. Nic nie jest ważniejsze. Gdy nie przestaniemy szukać Go dzień po dniu, On będzie prowadził nas tak szybko, jak to tylko możliwe, do doświadczenia pełnego poddania się Mu i na-uczy nas, jak pozwolić Mu panować nad naszym życiem. Ta obietnica obowią-zuje do dzisiaj: „Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa” (Filip. 1,6).
Rozdział IX
KIEDY MASZ RACJĘWCIĄŻ STOI stary budynek szkolny przy drodze Jak obdarty żebrak, a wokół niegoTak jak dawniej rosną sumaki, I oplata go dzikie wino.
Wewnątrz widać biurko nauczyciela, Całe poobijane i zakurzone; Wypaczony parkiet, połamane krzesła,Pulpity ławek z powycinanymi nożem napisami.
Na ścianach freski zrobione węglem,I wciąż nie domykające się drzwi,Przez które wolno wchodziły małe stopy, A szybko wybiegały na zewnątrz.
Wiele lat temu zimowe słońce świeciło tutaj zachodząc,I zaglądało do okienTopiąc lodowe malowidła na szybach.
Pieściło łagodnie złote lokiI brązowe oczy pełne smutku,Dziewczyny, która nie spieszyła się do domu, Gdy prawie nikt już nie pozostał.
- 63 -
Bo obok niej stał chłopiec,Jej pierwsza młodzieńcza miłość, Czapkę miał opuszczoną nisko na oczy, W których mieszały się duma i wstyd.
Kopiąc niespokojnie śniegRozglądał się na prawo i lewo,A ona swymi drobnymi rączkami Nerwowo poprawiała niebieski fartuszek.
Zobaczył jak podniosła oczy i wydawało mu się, Jakby jej ręce pieściły światło.Usłyszał jej szept,Jakby przyznawała się do winy. „Przepraszam, że to mówię, Głupio mi cię zaczepiać.Bo - opuściła swe brązowe oczy Bo, widzisz, ja cię kocham.”
Wciąż w pamięci siwowłosego człowieka Tkwi ta śliczna dziecięca twarzDrogiej dziewczyny, na której grobie Już od czterdziestu lat rośnie trawa.
Nauczył się w twardej szkole życiaJak niewielu było tych, dla których znaczył tyle, Bez względu na to, czy mu się powodziło, czy nie Jak dla tej dziewczyny, która go kochała.
Dziewczyna, która zainspirowała ten wiersz Johna Greenleafa Whittiera, wcześnie nauczyła się ważnej lekcji. Umiała powiedzieć „przykro mi”, gdy rzeczywiście było jej przykro. Czy ty umiesz powiedzieć „przykro mi”? Czy kiedyś kazano ci powiedzieć „przykro mi”, gdy wcale nie było ci przykro? Kiedy ostatni raz mówiłeś szczerze te słowa? Jaka jest różnica między wypo-wiadaniem tych słów wtedy, kiedy tylko wypada je wypowiedzieć, a wówczas, gdy naprawdę oddają to, co czujesz?Studium głównych źródeł załamania łączności prowadzi do zagadnienia po-jednania. W świecie grzechu, umieć powiedzieć, że jest ci przykro - i, co waż-niejsze, umieć odczuć, że jest ci przykro, to niezmiernie ważna umiejętność.Gdy byłem chłopcem, mój ojciec i wujek prowadzili spotkania ewangelizacyjne w takich miejscach, jak Carnegie Hall w Nowym Jorku. Któregoś dnia wpa-
- 64 -
dli na pomysł, że dobrze byłoby założyć białe koszule, białe garnitury i białe buty, gdy ma się występować na tle ciemnogranatowej kotary. Widzieli inne-go ewangelistę, który zrobił coś takiego wcześniej.Poszli więc do sklepu i kupili wszystkie te białe rzeczy. Ale gdy założyli je na siebie, czuli się głupio. Tak więc białe garnitury zawisły w szafie, białe buty wylądowały w szafce, gdzie pozostały jeszcze przez jakiś czas.Któregoś dnia moja mama wyjęła z szafki białe buty i oddała je do ośrod-ka opieki społecznej, a to stało się powodem najlepiej zapamiętanej przeze mnie wojny między ojcem a matką!Kilka lat temu mój syn postanowił się ożenić i przyjechał ze swoją wybranką do domu, by przedstawić ją swoim bliskim i całej rodzinie. Wybraliśmy się do moich rodziców. Wkrótce po naszym przybyciu moja mama zwróciła się do narzeczonych:- Czy pokłóciliście się chociaż raz porządnie? Mój ojciec obruszył się. Powiedział:- Co za gadanie! My przecież nigdy się nie kłóciliśmy. Chciałem wówczas zapytać: „A co z tymi białymi butami?”, ale ojciec zwrócił się do matki:- Patrz, ile lat już jesteśmy po ślubie, a nigdy się ze sobą nie kłóciliśmy.Mama odrzekła:- Ależ skąd, kłóciliśmy się. - Nie, nigdy!- A właśnie, że tak!Mój syn popatrzył na nich i powiedział: - Więc to jest wasza pierwsza kłótnia?Moja mama wyjaśniła wówczas powód, dlaczego zadała im takie pytanie. Otóż według niej dobrą rzeczą, jeśli chodzi o kłótnię, jest to, że po niej przycho-dzi czas na pogodzenie się i przypływ dobrych uczuć.Czy to dobry pomysł, aby ci, którzy mają zamiar się pobrać, pokłócili się porządnie przed ślubem, tak, aby potem nie byli zaskoczeni, gdy zaczną się kłócić? Czy sądzicie, że takie kłótnie są nieodzowne? Możliwe, że dobrze jest przed ślubem nauczyć się, jak sobie z nimi radzić.A co z ludźmi, którzy są małżeństwem od 150 lat i twierdzą, że nigdy się ze sobą nie kłócili? Mają większy problem - nazywa się on: amnezja! Albo może bezczelnie kłamią!
- 65 -
Są oczywiście różne definicje tego, co należy nazywać kłótnią. Niektórzy ludzie nazywają kłótnią po prostu różnicę zdań. Dla innych kłótnia to krót-kotrwały spór. Dla innych jednak kłótni jeszcze nie ma dopóki patelnia nie wylatuje na dwór przez oszklone okno!Różnice zdań są nieuniknione we wszystkich stosunkach międzyludzkich na tym świecie, czy to w małżeństwie, czy w rodzinie, czy wśród kolegów z po-koju w akademiku, czy między sąsiadami, czy przyjaciółmi, czy w zborze czy też w jakichkolwiek instytucjach. Biblia podaje przykłady różnic zdań między ludźmi w tak samo wielkim stopniu oddanymi Chrystusowi, jak Paweł i Bar-naba, którzy nie byli zgodni co do roli Jana Marka w ich misjonarskiej służbie. Ci więc, którzy planują małżeństwo, powinni zadać sobie pytanie, nie czy będą się kłócić, ale kiedy będą się kłócić? Pewna biblijna rada na temat nieporozumień znajduje się w Efez. 4,26. Jest ona bardzo krótka i zwięzła. „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie.” Najwidocz-niej więc możliwe jest gniewanie się, a jednocześnie nie grzeszenie. Potem następuje wyrażenie, na którym wychowano całe stare pokolenie: „Niechaj słońce nie zachodzi nad gniewem waszym”. Nie kładź się spać, zanim się nie pogodzisz. Łatwo jest przyznać słuszność zasadzie, ale trudniej stosować ją w praktyce, gdy przydarzy ci się kłótnia!Na podstawie moich studiów na ten temat, nie mówiąc już o moim własnym doświadczeniu, chciałbym zaproponować kilka zasad dobrego kłócenia się! Najlepszym chyba początkiem pojednania jest właściwy sposób kłócenia się!Nie mów w obecności osób trzecich o tym, co was różni. Nie mów o różnicach między wami, gdy jesteś zmęczony lub głodny. Żony, je-śli chcecie kłócić się ze swoim mężem, najpierw go nakarmcie! To może zgasić wiele kłótni w zarodku! Większość z nas zauważa, że łatwiej im jest wszczy-nać kłótnie, gdy są zdenerwowani, zmęczeni lub głodni. Ale jeśli przestrzegać będziecie tych dwóch zasad, możecie niemal planować na spokojnie wasze kłótnie, co dla wielu jest zapewne zupełnie oryginalnym pomysłem! Gdyby nasze kłótnie były zawsze planowane, a nie spontaniczne, ich liczba zmala-łaby niepomiernie.Gdy omawiasz problem, nie atakuj osobowości lub charakteru drugiej osoby. Ogranicz swoje wypowiedzi do omawianego tematu i nie staraj się dopiec drugiej osobie, by wygrać spór. Nikt chyba nie zna lepiej słabych stron cha-rakteru człowieka, niż najbliższa osoba, może więc pojawić się pokusa, by wykorzystać tę wiedzę podczas sporu, aby zaatakować przeciwną stronę. Ale słowa starego wiersza zawierają sporo prawdy:
- 66 -
Chłopcy puszczają latawce na sznurkach,Lecz słów, któreś wyrzekł, nie wstrzymasz powrozem. Myśl potajemna może zgasnąć sama,Lecz sam Bóg jej nie zgasi, jeśli ją wypowiesz.
Oglądałem kiedyś film, w którym dwie sceny ilustrowały dwa sposoby kłóce-nia się. W pierwszej, mąż i żona, młode małżeństwo, byli naprawdę wzburzeni. Wyli i wrzeszczeli na siebie nawzajem, ale na temat sprawy, której dotyczy-ła kłótnia. Skończyli tuląc się do siebie.W drugiej scenie starsi małżonkowie nawet nie podnosili głosów. Ale każ-de zdanie było przykrym przytykiem do osobowości i charakteru partnera. Możecie sobie wyobrazić, jak się to nasilało. Skończyło się jeszcze większą niezgodą.Na tej planecie, Ziemi, a zwłaszcza w Kościele chrześcijańskim, powinniśmy być lepiej przygotowani do znoszenia różnic i powinniśmy nauczyć się moż-liwych do przyjęcia metod pojednania, ponieważ potrzebujemy ich i będzie-my ich potrzebować! Małżonkowie coraz częściej przestają kłócić się między sobą. Po prostu rozstają się. Jeśli wierzysz, że małżeństwo może zostać roz-wiązane, to w momencie pojawienia się niezgodności po prostu ogłaszasz, że się rozstajecie.Jeśli wierzysz, że małżeństwo może być rozwiązane, to nie będziesz musiał długo czekać na okazję, by z tej możliwości skorzystać. Jednakże dla chrze-ścijanina, który akceptuje biblijną przesłankę trwałości małżeństwa, pozostaje tylko jedno wyjście.Biblia uznaje tylko dwa uzasadnione powody rozwiązania małżeństwa, poza śmiercią jednego z partnerów. O jednym jest mowa w Mat. 19: niewier-ność ślubom małżeńskim. Inny jest podany w 1 Kor. 7: małżeństwo z osobą niewierzącą, która pragnie odejść.Skoro małżeństwo chrześcijańskie nie może zostać rozwiązane, powinniśmy przygotować się, by stawić czoła konfliktom i nauczyć się, jak dojść do po-jednania, gdy będzie ono potrzebne. W małżeństwie chrześcijańskim, gdy pojawiają się problemy, nie zmieniamy partnera, lecz postawy. Uczymy się, jak osiągnąć zgodę pomimo odmienności zdań, a umożliwia to łaska płyną-ca z góry. Ponieważ pojawienie się niezgodności jest nieuniknione; umiejęt-ność pojednania się ma bardzo duże znaczenie. Pewna para przybyła kiedyś do mojego biura i zwierzyła mi się, że ich małżeństwo jest niemal skończone. Byli ze sobą przez dwadzieścia lat, ale teraz przeżywali wielki problem. Ich wizyta u mnie była ostatnią próbą rozwiązania go.
- 67 -
Przeszliśmy przez listę i, ku naszemu zdziwieniu, wszystko wyglądało zupełnie nieźle. Pieniądze? Bez kłopotów. Religia? Zupełna zgodność. Krewni? Dzieci? Wszystko w porządku z rodziną. I tak doszliśmy do końca listy, do ostatniej pozycji - pojednania. Odkryliśmy, że nie mają oni ustalonego sposobu po-jednania, gdy pojawiają się różnice zdań i nieporozumienia. Przez dwadzie-ścia lat żadne z nich nie umiało nawet powiedzieć: „Przykro mi. Popełniłem gafę. Czy przebaczysz mi?”Nierozwiązane niezgodności zżerały ich małżeństwo od środka, aż miłość zaniknęła, a związek zaczął chylić się ku rozpadowi. Specjaliści mówią, że najbardziej niebezpieczną rzeczą dla miłości małżeńskiej jest „butelkowanie” uraz i żalów. To małżeństwo miało spore zapasy nagromadzone przez lata. Groziło to zniszczeniem związku, który pod wszystkimi innymi względami wy-glądał na szczęśliwy i przykładny.Czasem trzeba wiele zabiegów, by odkryć i przyjąć wspólnie możliwą do przy-jęcia metodę pojednania. Skoro nasze przyzwyczajenia i wzory postępowa-nia różnią się, to, co działa w przypadku jednej pary, może nie działać u innej. Nie ma gotowego szablonu, który odpowiadałby potrzebom wszystkich małżeństw.Moja żona i ja odkryliśmy tę prawdę podczas naszego miesiąca miodowego! Wy-powiedziałem głupią uwagę na temat jej robionej na drutach sukienki. Nie lubi-łem takich sukienek, a nie miałem dość rozsądku, by zachować to dla siebie!Zapomniałem, że to jej matka zrobiła tę sukienkę na drutach, i że ona żyła ze swoją matką trochę dłużej niż ze mną w tamtym czasie. Jeśli więc nie lubię sukienki, którą jej mama zrobiła na drutach, to prawdopodobnie nie lubię też jej mamy - i tak oto nagle stanąłem przed wielkim problemem!Gdy tylko zdałem sobie sprawę z mojego błędu, powiedziałem: „Przepraszam”. W domu, w którym się wychowałem, kiedy tylko zdawaliśmy sobie sprawę, że uraziliśmy kogoś albo popełniliśmy błąd, od razu mówiliśmy „przepraszam”. I zdawało to egzamin!Moja żona jednak przywykła do innego sposobu. Nazywa się on cichym zabie-giem. Gdy pojawiały się nieporozumienia, po prostu zapanowywało milczenie na trzy dni. Pod koniec tego czasu zaczynano znowu rozmawiać ze sobą, tak jakby nigdy nic się nie stało.Ale trzy dni to dużo czasu, gdy masz swój miodowy miesiąc! Gdy prowa-dzisz samochód, mija godzina za godziną, ona patrzy na jedną stronę, a ty na drugą, wówczas zaczyna się robić ciężko. Myślałem, że nasze małżeń-stwo rozpada się, w miodowym miesiącu! Zrozumiałem wtedy, że trzydnio-wa metoda nie jest tą, którą będę w stanie zaakceptować.
- 68 -
Mojej żonie jednak, w przeciwieństwie do mnie, nie wystarczało powiedzenie „przepraszam”. Ona wiedziała lepiej. Trzeba trzech dni, żeby przeprosiny były ważne!Kiedy tylko zaczęliśmy znowu rozmawiać, poświęciliśmy czas, by omówić ten problem. Wysłuchała tego, co czuję, i że nie mogę znieść trzech dni milcze-nia - czy to w miodowym miesiącu, czy w jakimkolwiek innym czasie. Ja wy-słuchałem tego, co miała do powiedzenia i starałem się zrozumieć jej uczucia. I zaczęliśmy tworzyć nasz własny system pojednania.Jakie sposoby pojednania są stosowane? Jednym z nich jest zachowywanie się tak, jak gdyby nic się nie stało. Był on używany, bez powodzenia, przez mał-żeństwo, które przyszło do mojego biura, gotowe rozstać się po dwudziestu latach małżeństwa. Ten sposób nie działa.Możemy zadać pytanie, czy chrześcijanie powinni unikać konfliktów. Czyż Bi-blia nie mówi: „Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie” (Rzym. 12,18). Niektórzy wyrobili sobie pogląd, że jedynym stano-wiskiem, jakie może zająć chrześcijanin, jest unikanie konfliktów za wszelką cenę, więc nawet wahają się wyrażać swoje zdanie w obawie, że ktoś może się z nim nie zgodzić. Czy macie być gamoniami, aby być chrześcijanami?Można by powiedzieć jeszcze więcej na temat odwracania wszystkiego w ży-ciu do góry nogami. Nawet tym, którzy są „skunksami”, będą z pewnością zdarzały się drobne różnice zdań niewarte konfrontacji. Nie mam zamiaru polecać kłótni jako pierwszorzędnego wyjścia w każdej sytuacji, bo w rze-czywistości, jeśli oboje, mąż i żona starają się wyświadczać sobie uprzejmo-ści i mają na celu swe wzajemne dobro, z pewnością wyeliminuje to niemal całkowicie konflikty między nimi. Lepszym słowem niż konflikt jest sło-wo konfrontacja. Biblia nie zaleca ignorowania faktów lub chowania głowy w piasek. W swym postępowaniu z ludźmi Jezus był często zupełnie otwarty i boleśnie bezpośredni. Nie możemy zapomnieć, że jedynie porozumiewanie się może zapobiec brakowi porozumienia. Dzięki porozumiewaniu się, wiele problemów, które w przeciwnym razie uległyby nawarstwieniu, może zostać rozwiązane.Nie zawsze więc konieczne i mądre jest postępowanie tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, choć z drugiej strony jest też wiele spraw, o które nie warto się spierać.Drugim sposobem, zalecanym w Piśmie świętym, jest przyznanie się do winy, do popełnionego zła, i prośba o przebaczenie. Biblia zaleca gotowość po-wiedzenia: „Przykro mi. Proszę, przebacz mi”. Szczera prośba o przebaczenie może przynieść uleczenie i pojednanie.
- 69 -
Trzeci sposób to cichy zabieg. Czy używaliście kiedyś tego sposobu? Jak działał on w waszym przypadku? Jest on do przyjęcia, gdy obie strony zgadzają się nań. Możecie znaleźć nawet poparcie w Biblii dla tego sposobu pojednania, gdyż Bóg próbował wykorzystywać wszelkie sposoby dotarcia do ludzi ze swym poselstwem wzywającym do upamiętania. Wreszcie zaczął milczeć. Przeczytaj 1 Sam. 28,6 i Mat. 26,62.63, a znajdziesz przykłady, z których możesz skorzystać. Czwartym sposobem stosowanym przez niektórych jest kompromis. Dawanie i branie. Ty dajesz trochę i twój partner daje trochę, i spotykacie się gdzieś w środku. To jednak może prowadzić do komplikacji, choć w niektórych przy-padkach zdaje egzamin, może bowiem dojść do nieporozumienia, jeśli cho-dzi o wyznaczenie owego środka.Pewien profesor w college’u, nauczający zagadnień małżeństwa i rodziny, po-wiedział, że dążenie do kompromisu pół na pół nigdy nie wystarczy. Małżeń-stwo to jest coś więcej niż bycie ze sobą pół na pół. Powiedział, że są dni, gdy jeden z partnerów nie będzie w stanie przyjąć opcji pół na pół. Być może będzie miał do zaoferowania tylko czterdzieści, trzydzieści albo dziesięć procent. Wtedy dojdzie do rozłamu w związku małżeńskim. Pary powinny planować swój udział w stu procentach, tak, aby każdy z partnerów gotowy był dać swoje sto procent, nawet w wypadku, gdyby tylko on zdobył się na krok ku pojednaniu.Piątym sposobem pojednania jest pogodzenie się z niezgodą. W przypadku niektórych rodzajów niezgody, zwłaszcza w dziedzinach abstrakcyjnych, ta-kich jak polityka, może to być skuteczny sposób. On jest republikaninem, ona jest demokratką. Po wielu sporach i dyskusjach godzą się na panują-cą niezgodę w ich przekonaniach politycznych. Każde z nich uznaje pra-wo drugiego do jego własnych poglądów, i postanawiają zgodnie nie poruszać bez końca spornych kwestii. Ten sposób działa najlepiej, gdy mąż i żona potrafią być tolerancyjni dla po-glądów, z którymi się nie zgadzają, a nie mają tendencji do urabiania i dosto-sowywania innych ludzi do siebie. Dzięki tolerancji można żyć razem. Dosto-sowywanie jednak rzadko przynosi dobre efekty. Jednym z najlepszych chyba sposobów rozwiązywania konfliktów jest zacho-wanie poczucia humoru! Co byłoby z nami, gdybyśmy nie umieli się śmiać - przede wszystkim sami z siebie? Przy całym skomplikowaniu i niedogod-ności życia na planecie Ziemia, gdybyśmy nie potrafili się śmiać, wszyscy bylibyśmy nawzajem ze sobą skłóceni!Pewne małżeństwo kierując się poczuciem humoru zastosowało dywanik pojednania. Położyli w korytarzu swojego domu specjalny kawałek chodni-ka i nazwali go „dywanikiem pojednania”.
- 70 -
Kiedykolwiek pojawiał się problem, niezgoda albo spór, biegli na dywanik po-jednania. Ten, kto pierwszy stanął na dywaniku, wygrywał, ale gdy razem biegli na dywanik i przepychali się, by na nim stanąć, zaczynali się przy tym śmiać. Ponieważ dywanik był bardzo mały, musieli obejmować się, aby oboje na nim stanąć. Niezły pomysł! Być może zechcecie go wypróbować?Jednak dla chrześcijanina najważniejszym sposobem pojednania jest modlitwa. Chodzi tu o coś więcej niż krótka modlitwa z dziećmi przed udaniem się do łó-żek. Mąż i żona, którzy wiedzą, co to znaczy modlić się razem, mają do dyspo-zycji potężny środek służący budowaniu harmonii w domu.Znany pisarz, Charles W. Shedd, przeprowadził ankietę, która wykazała, że częstotliwość rozwodów wśród par małżeńskich, które modliły się razem była zdecydowanie mniejsza niż wśród innych par, nawet chrześcijan. Po sfor-mułowaniu tego wniosku Shedd przeanalizował zapisy dźwiękowe ponad 2000 porad małżeńskich, których udzielił w swej dwudziestoletniej praktyce, i stwierdził, że ani razu nie zetknął się z małżonkami, którzy modlili się razem, a mieli jednocześnie jakieś kłopoty w swoim małżeństwie. Około dwunastu par przyznało, że groziły im problemy małżeńskie, ale w porę im zapobiegli.Co z tego wynika dla nas? Otóż to, że jest moc do pokonania rozbieżno-ści w chrześcijańskich małżeństwach. Czy mogą pojawić się sprzeczności? Tak, pojawią się na pewno. Czy powinniśmy udawać, że ich nie ma? Nie, muszą być wyciągnięte na światło, by można było im zaradzić. Jednakże decydujące zna-czenie ma umiejętność wspólnego modlenia się o pokonanie trudności. Który z wymienionych sposobów pojednania jest najlepszy dla ciebie? Prawdopo-dobnie odpowiedź będzie taka, że większość małżeństw używa wielu z tych sposobów, jedni więcej, a inni mniej. Niektórzy z was uczęszczali być może na kursy przedmałżeńskie, na których prowadzący zadał pytanie:- Jeśli wyniknie spór, kto pierwszy będzie dążył do pojednania - ten, kto ma ra-cję, czy ten, kto jej nie ma?Wszyscy odpowiedzieli wówczas: - Ten, kto nie ma racji. Prowadzący odrzekł:- Nie! Ten, kto nie ma racji jest emocjonalnie niezdolny do uczynienia pierw-szego kroku. To osoba, która ma rację zawsze musi zainicjować pojednanie.Następnym razem, gdy pokłóciliśmy się z żoną, oboje jednocześnie zaczęliśmy inicjować pojednanie - oboje uważaliśmy, że mamy rację! Zaczęliśmy się śmiać i powiedzieliśmy:
- 71 -
- Ale nas podszedł, nie? Zakpił sobie z nas nieźle.Często jednak może to być bardzo trudna decyzja, by wyjść z propozycją po-jednania, kiedy ma się rację. Wiem o tym robiłem to wiele razy!Ta prawda prowadzi nas do duchowej strony tej ostatniej dziedziny potencjal-nego zagrożenia porozumienia. Dawno temu Bóg i człowiek stali się sobie obcy. Nie jest całkiem właściwe powiedzieć, że Bóg stał się obcy, bo On się nie zmienił. To człowiek odszedł od Boga.Kto uczynił pierwszy krok ku pojednaniu? Ten, kto nie miał racji, czy Ten, kto ją miał? Możesz o tym przeczytać w Rzym. 5,6-8. „Wszak Chrystus, gdy jeszcze byliśmy słabi, we właściwym czasie umarł za bezbożnych. Rzadko się zdarza, że ktoś umrze za sprawiedliwego; prędzej za dobrego gotów ktoś umrzeć. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł.”Posłuchaj tego jeszcze raz w pięknych słowach Efez. 2,4-7. „Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni je-steście i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogac-two łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie.”To jest sedno ewangelii. Chrystus inicjuje pojednanie. A to jest dobra nowi-na dla wszystkich grzeszników.Obecnie jesteśmy zaproszeni do udziału w Jego dziele pojednania. „Dlate-go w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upo-minał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem” (2 Kor. 5,20).Chrystus uczynił pierwszy krok. My nie jesteśmy w stanie uczynić czegokol-wiek. On uczynił pierwszy krok, a miłość rodzi miłość. Teraz my, którzy nie mamy racji, możemy poddać nasze serca Temu, który miłuje nas takich, jaki-mi jesteśmy, pomimo tego, że tacy jesteśmy. Nasz miłosierny Zbawiciel nigdy nie wyrzucał nam tego, że urodziliśmy się w grzesznym świecie. On nie sta-ra się zbadać, jak wielu ludzi ma nie wpuścić do nieba, ale raczej robi wszyst-ko, by jak najwięcej ich tam zabrać.Gdy poznamy i zrozumiemy miłość i akceptację, jakimi On nas darzy, będziemy mogli obdarzyć taką samą miłością i akceptacją tych, którzy żyją wokół nas, poczynając od najbliższych.
KONIEC