400

Miłość Chrystusa przynagla nas - Biblioteka drohiczyńska Chrystusa przynagla nas... · Jan Paweł II mówi nam: ... Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków

  • Upload
    buianh

  • View
    229

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Wydawcy:

Drohiczyńskie Towarzystwo NaukoweKuria Diecezjalna w Drohiczynie

IXBiblioteka Drohiczyńska

Drohiczyn 2012

Ks. Bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap.

Miłość Chrystusa przynagla nas...

(2 Kor 5, 14)

Homilie 2001

© Diecezja Drohiczyńska

Redakcja:Ks. Paweł Rytel-Andrianik

Współpraca:ks. Paweł Anusiewicz, Katarzyna Bruszewska, ks. Jerzy Cudny, Izabella Kaczyńska, Joanna Pakuza, ks. Jarosław Przeździecki, ks. Zbigniew Rostkowski, ks. Jarosław Rzymski

Zdjęcia w aneksie:Archiwum Diecezji Drohiczyńskiej

Przednia strona okładki:Ks. Bp Antoni P. Dydycz OFM Cap. podczas Dnia Podlasia Fot. Ks. Artur Płachno

Tylna strona okładki:Klerycy Wyższego Seminarium Duchownego w DrohiczynieFot. Archiwum WSD w Drohiczynie

Projekt okładki i łamanie:Paweł Roguski

Korekta:Agnieszka Skórzewska, Halina Rytel-Skorek

ISBN: 978-83-72575-32-6

Wydawnictwo Sióstr Loretanekul. L. Żeligowskiego 16/20; 04-476 Warszawatel. (22) 673 50 95; fax (22) 612 93 62e-mail: [email protected]; www.loretanki.pl

Druk i oprawa:Drukarnia Loretańska, Warszawa-Rembertów

5

Posługa Słowa w miłości ma moc

Św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian zachęca pierwszych chrześcijan, aby jak najuważniej słuchali apostolskiego nauczania, nie ze względu na niego samego, ale z racji na to, że „to miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5, 14), aby nie ustawać w nauczaniu. Głosząc zaś śmierć Syna Bożego, pragnie przy-pominać, że to dzięki niej otwarły się przed nami bramy do życia wiecznego. Należy tylko jak najszybciej poz nać tę prawdę i starać się jak najuczciwiej postępować, zabiegając o czyste sumienie.

Polski Senat ogłosił bieżące dwanaście miesięcy Rokiem Księdza Piotra Skargi – Sejmowego Kaznodziei. Mija już bowiem czterysta lat od śmierci tego jezuity, wybitnego społecznika, naukowca i  działacza politycznego. Z tego też względu warto przypomnieć jego nauczanie, z którego wynika, jak bardzo troszczył się o to, aby Słowo Boże mogło jak najszybciej przynosić owoce i jak bliski był pod tym względem św. Pawłowi.

Ale posłuchajmy fragmentu mowy sejmowej Skargi: „Miejcie wspania łe i szerokie serce na dobro braci swojej i narodów swoich, wszystkich dusz, któ-re to królestwo z swymi państwy w sobie zamyka. Nie ciśnicie ani kurcz-cie miłości w  swoich domach i  pojedynkowych pożytkach. Nie zamykaj-cie jej w komorach i skarbcach swoich. Niech się na lud wszytek z was, gór wysokich, jako rzeka w równe pola wylewa” (cyt. za: K. Koehler, Szermierz Kontrreformacji, „Uważam Rze”, 10-16 październik 2011, nr 36/2011, s. 69).

Krótki to  cytat, ale jaką szeroką ukazuje perspektywę. Przestrzega przed zamykaniem się wyłącznie w czterech ścianach swego domu i przed

6

Posługa Słowa w miłości ma moc

jakimkolwiek indywidualizmem. Dobroci nie powinno się więzić ani w komo-rach, ani w skarbcach. A cudowna poetycka wizja ukazuje, jak dobroć sena-torów i posłów, z królem włącznie, winna – na wzór wody spływającej z gór – szeroko rozlewać się na całą Polskę.

Coś z sejmowych kazań znajdujemy również u Cypriana Kamila Norwida, kiedy w profetycznym uniesieniu przypomina, że to właśnie Chrystus:

„… do historii, która wielkich zdarzeń czeka, Dołączył biografię każdego człowieka,Do epoki – dzień każdy, każdą dnia godzinę,A do słów umiejętnych – wnętrzną słów przyczynę,To jest intencję serca…” (Rzecz o wolności słowa, IX).I w tym wypadku docieramy do tego, co w człowieku jest symbolem naj-

większej wrażliwości i jakby siedliskiem miłości, do serca.Oddając tę pozycję do druku, wyrażam wdzięczność ks. Pawłowi Rytel-

Andrianikowi za  samą inicjatywę. Dziękuję także całemu Jego sztabowi Współpracowników. Siostrom Loretankom wyrażam wdzięczność za piękne wydanie książki. A PT. Czytelników proszę, aby chłód tych tekstów ociepla li swoim sercem i dobrocią na miarę poetyckiej wizji Skargi i zadumy Norwida.

Oddany w Chrystusie,

+ Antoni P. Dydycz OFM Cap.Biskup drohiczyński

Drohiczyn, dn. 25 stycznia 2012 r., Święto Nawrócenia św. Pawła

rok

2001

9

Echo SłowaMsza święta podczas spotkania opłatkowego Neokatechumenatu

Sokołów Podlaski, dn. 5 stycznia 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dziękujemy dziś Bogu za to słowo, którego wysłuchaliśmy, a które dzięki prorokowi Izajaszowi i św. Pawłowi przybliżyło nam jakże ważną sprawę przygotowania się na  przyjęcie Słowa, które stało się Ciałem. Dzisiejsza zaś Ewangelia jest nazywana przez współczesnych biblistów „Ewangelią dzieciństwa”. Ze wszystkich ewangelicznych tekstów chcę wyróżnić wła-śnie te, które odnoszą się do Zwiastowania, do tajemnicy Wcielenia oraz do Narodzin.

Echo Słowa – wasze świadectwa, których wysłuchaliśmy przed chwilą, pokazują, jak teksty Pisma Świętego dają nowe spojrzenie na sprawy zwią-zane z  naszym życiem, rodzinami, środowiskiem w  jakim przebywamy. Te wszystkie wypowiedzi nawiązują przede wszystkim do tajemnicy obec-ności Bożego światła w naszym życiu. Wiemy z własnego doświadczenia, jak bardzo jest ono ważne. Zwłaszcza w odniesieniu do dwóch szczególnych płaszczyzn. Światło jest bardzo ważne w odniesieniu do życia i do prawdy. Człowiek może przez jakiś czas kroczyć w ciemności, ale bez światła zabrak-nie tego wszystkiego, co jest potrzebne do życia, aby je utrzymać. Bez światła nie ma również możliwości rozpoznania w prawdzie tego wszystkiego, co nas otacza i nawet dostrzeżenia nas samych.

10

rok 2001

Dlatego przyjmujemy to  światło Gwiazdy Betlejemskiej i  z  radością możemy dzisiaj o nim mówić. Jak wiele pokoleń przed nami, tak my rów-nież odkrywamy dzieki temu Życie i Prawdę. Tym Życiem i tą Prawdą jest Jezus Chrystus. Widać to  zwłaszcza w  tym okresie Bożego Narodzenia, szczególnie dzięki „Ewangeliom dzieciństwa”, zapisanym przez św. Łukasza i św. Mateusza. To światło daje nam możliwość spotkania się z Życiem, które trwa wiecznie i w którym my możemy trwać wiecznie. Daje nam możliwość spotkania się z Prawdą, która nas wyzwala – ze środowisk oddalających nas od Jezusa Chrystusa.

Również Trzej Mędrcy odkrywają Życie i Prawdę. By je poznać, wyruszają w drogę, pozostawiają swoje rodziny, domostwa, swój majątek. Droga ma nas prowadzić do Życia i do Prawdy. Droga prowadzi nas do Jezusa Chrystusa. Wsłuchując się dzisiaj w te teksty Pisma Świętego, przypominamy sobie to, co powiedział Pan Jezus, mówiąc o sobie samym, o swojej misji: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6).

Chrystus jest Drogą, która nas prowadzi do  Życia, a  poprzez Życie do  Prawdy. Wiemy, jak bardzo jest ważne, abyśmy to  Życie i  tę Prawdę wprowadzali do naszego serca, naszych rodzin, środowisk. Gdy będzie się nam wydawać, że grozi nam osamotnienie, wracajmy do tych rzeczywisto-ści, a wówczas odczujemy obecność Jezusa Chrystusa jako tego, który jest Panem świata i Panem każdego z nas. Wówczas uświadomimy sobie, że Jezus Chrystus tak jak był „drogą, prawdą i życiem” dla Mędrców, tak samo jest dla nas i dla tych, którzy po nas przyjdą.

Wiemy o tym, stąd też nic dziwnego, że z serc naszych wyrywa się hymn wdzięczności. Chcielibyśmy z  Matką Najświętszą pośpiewać, chcielibyśmy błogosławić razem z Zachariaszem w tym śpiewie, chcielibyśmy włączyć się do chórów anielskich, chcielibyśmy także, pełni zdumienia, tak jak Pasterze, a następnie Mędrcy, padać na twarz, oddać pokłon właśnie Temu, który tak bardzo zwyczajnie i w ludzki sposób, niesłychanie prosty, przychodzi do nas i wciąż ożywia nasze umysły, odnawia nasze sumienia, dodaje zapału naszej woli, naszemu sercu.

Bogu niech będą za to dzięki!

11

Światło z Betlejem dociera do coraz

to nowych zakątków świataUroczystość Objawienia PańskiegoZakończenie Wielkiego Jubileuszu

Drohiczyn, dn. 6 stycznia 2001 r.

Kochani Bracia i Siostry!

1. Podczas dobiegających końca obchodów Wielkiego Jubileuszu nieraz byliśmy świadkami, jak na naszych oczach i w naszym osobistym postępowa-niu wypełniały się słowa proroka Izajasza:

„...pójdą narody do twojego światła, (...) wszyscy zebrani zdążają do ciebie. Twoi synowie przychodzą z daleka, Na rękach niesione twe córki” (Iz 60, 3-4).Tym światłem stało się „nowe Jeruzalem”, a więc najpierw samo Betlejem,

a potem to wszystko, co pozostawił na ziemi Syn Boży, czym ludzkość ubo-gacił. Moc tego światła jest przedziwna. Nigdy jej nie braknie. Wystarcza na każdy czas i dla każdego człowieka. Ona to:

„Wyzwoli bowiem biedaka, który Go wzywa, i ubogiego, co nie ma opieki. (...) nędzarza ocali od śmierci” (Ps 72 [71], 12-13).

12

rok 2001

Co więcej, to światło przekracza granice Starego Przymierza. Pisze o tym św. Paweł do Efezjan, myśląc właśnie o nas, kiedy oznajmia, „że poganie już są współdziedzicami i współczłonkami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię” (Ef 3, 5-6).

Nic więc dziwnego, że  na  taką wiadomość odpowiedzieliśmy: „Bogu niech będą dzięki”; tymi samymi słowami co zawsze, ale jednak radośniej i cieplej. Od dwudziestu wieków – razem z tą Nowiną – Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków świata, do coraz to głębszych zakamar-ków naszych serc. I wszędzie jest jaśniej.

2. Dobrze to zrozumieli Mędrcy czy też Trzej Królowie ze Wschodu, gdy pozostawili swoje domostwa i rodziny, a przebywając już w Jerozolimie, z prostotą i szczerością wyznali: „Ujrzeliśmy (...) Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon” (Mt 2, 2). Doskonale wiedzieli, że za tą gwiazdą, za tym światłem jest Ktoś. Jego odważnie szukają. Jego też znaj-dują. „Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary (...)” (Mt 2, 11).

Nie dostrzegali żadnych ziemskich znaków świadczących o władzy czy znaczeniu. Wprost przeciwnie – „zobaczyli Dziecię z Matką Jego”. Czyż może być coś bardziej zwyczajnego? A jednak – wiara ich była wielka. To dlatego w Dziecięciu dostrzegli Boga i uznali Go, przecież „upadli na twarz”.

Przez cały czas trwania Wielkiego Jubileuszu przypominaliśmy te fakty i wydarzenia, które nas zaskakują i wyprzedzają. Zaskakują nasze umysły, a wyprzedzają nasze serca.

3. W ciągu tego błogosławionego roku częściej niż zwykle wsłuchiwali-śmy się w nauczanie Ojca Świętego, aby móc jeszcze szerzej otworzyć się ku prawdzie i chętniej poddawać się miłości. Jan Paweł II mówi nam: „«Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki» (Hbr 13, 8). Z Nim pra-gniemy związać naszą przyszłość. Tylko On jest Bramą i  tylko On ma słowa życia wiecznego. Taki jest najgłębszy sens Wielkiego Jubileuszu; jest to czas powracania do korzeni wiary i równocześnie wchodzenia w przy-szłość przez Bramę, którą jest Chrystus. W Nim bowiem, we wcielonym Synu Bożym, wypełnia się odwieczna tajemnica wybrania człowieka przez

13

Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków świata

Boga (...)” (Jan Paweł II, Homilia podczas Narodowej Pielgrzymki Polaków, 6 lipca 2000 r.).

Wpatrując się w naszą przyszłość, jesteśmy świadomi wielości i różno-rodności sytuacji oraz uwarunkowań, w jakich przychodzi nam żyć. Tym mocniej należy podkreślać wagę wspólnoty i jedności. Jedno i drugie staje się nam bliższe, kiedy pamiętamy o duchu komunii, także w odniesieniu do bogactwa kultur czy też cywilizacyjnych prądów. W orędziu na pierw-szy Nowy Rok trzeciego tysiąclecia Jan Paweł II napisał: „Pojęcie komunii, które ma źródło w chrześcijańskim objawieniu, a najdoskonalszy wzorzec w Bogu w Trójcy Jedynym (por. J 17, 11, 21), nie oznacza nigdy bezbarw-nej jednolitości ani przymusowej uniformizacji czy upodobnienia; jest raczej wyrazem zbieżności wielokształtnych i  zróżnicowanych rzeczywis- tości i dlatego staje się znakiem bogactwa i zapowiedzią rozwoju. Dialog pozwala dostrzec, że różnorodność jest bogactwem, i skłania umysły ludzi do wzajemnej akceptacji, prowadzącej do autentycznej współpracy, zgodnej z pierwotnym powołaniem całej ludzkiej rodziny do jedności. Dialog jest zatem znakomitym narzędziem budowania cywilizacji miłości i  pokoju, wskazanej przez mego czcigodnego poprzednika, papieża Pawła VI, jako ideał, na  którym winno się wzorować życie kulturalne, społeczne, poli-tyczne i  ekonomiczne naszej epoki” (Jan Paweł II, Orędzie na  Światowy Dzień Pokoju 2001 r., 10).

Jezus Chrystus jest naszą Bramą do przyszłości. Dzięki Jego obecności z ufnością przyjmujemy wszystko, z czym się spotykamy, i jeszcze powszech-niej i  roztropniej ujmujemy naszą komunię – wspólnotę. Tak się prze-cież zachowali Trzej Mędrcy w  stosunku do Heroda. To dzięki rozmowie z Herodem dostrzegli pewne zagrożenie, a światło Boże ułatwiło im podję-cie decyzji. Poczucie więzi z Jezusem stanowi w Nim dla każdego pokolenia mocny fundament, na którym staramy się opierać to, co powinniśmy wno-sić w rozwój człowieka i świata, aby oderwać się od postawy roszczeniowej, a zastanawiać się raczej nad tym, co możemy dać, co możemy ofiarować cza-som i ludziom, którzy nadchodzą.

Niech ten duch komunii umacnia się dzięki nam coraz bardziej, a dia-log pomiędzy ludźmi niech staje się kluczem ułatwiającym nam otwieranie różnych drzwi, prowadzących do wielu serc, do licznych kultur, do nowych epok.

14

rok 2001

4. Wielki Jubileusz Zbawienia Roku 2000 przechodzi do  historii. Zblakną powoli symbole i znaki zewnętrzne. Nie możemy się jednak zgo-dzić, aby w niepamięć poszły treści, które ożywiały nasze refleksje, nawróce-nia i odnowy.

Raz jeszcze przypomnijmy znaczenie jakże popularnego w ciągu minio-nego roku symbolu Wielkiego Jubileuszu, którego kompozycja i kolorystyka zrosły się z naszą wyobraźnią na stałe.

Symbol ten wyraża powszechność chrześcijańskiego orędzia. Pięć gołębi znajdujących się obok siebie reprezentuje pięć kontynentów. Każdy z nich ma inny kolor, tak jak różnorodne są kultury, ale wszystkie razem, łącząc się, tworzą ziemską kulę. Z gołębi wychodzą promienie, które przybierają kształt krzyża jednoczącego całą ludzkość. Taka jest nasza historia, taka tożsamość, a więc taką winna być przyszłość.

Glob ziemski nakładający się na krzyż symbolizuje więź między Stwórcą a  ludźmi. Niebieskie pole, przedstawiające wszechświat, jest nawiązaniem do tajemnicy wcielenia Syna Bożego, który stał się człowiekiem za sprawą Ducha Świętego w  łonie Maryi Dziewicy. Z  centrum krzyża bije światło, które wskazuje na Chrystusa, Światłość świata, jedynego Zbawiciela ludzko-ści, tego samego, który jest „wczoraj, dziś i na wieki”.

Znajdujące się blisko siebie gołębie wyrażają jedność i braterstwo, które są gorącym pragnieniem wszystkich dzieci Bożych. Żywość i harmonia kolorów przypominają radość i pokój, dary będące owocem jubileuszowych obcho-dów. Łaciński zaś napis wokół symbolu i na jego polu głosi: „Jubileusz Roku Pańskiego 2000. Chrystus wczoraj, dzisiaj, zawsze”.

Niech ten opis znaczenia jubileuszowego symbolu głęboko zapadnie w naszej pamięci. Jego bowiem treść jest jedną z bram, które mają nas wpro-wadzić w trzecie tysiąclecie. Jest też jedną z dróg. Jej zarys łatwiej nam będzie zachować w świadomości, jeśli włączymy się w obchody pierwszych dwuna-stu miesięcy nowego tysiąclecia jako Roku Prymasa Tysiąclecia, sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego. On to swoim życiem i pracą pełnił posługę św. Jana Chrzciciela wobec pontyfikatu Jana Pawła II. Taką misją ubogacił nas u progu XXI wieku.

5. Wierzę głęboko, że stosunkowo łatwo będzie nam zachować to wyjąt-kowe orędzie w sercach. Podejmujemy je bowiem odnowieni i przemienieni.

15

Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków świata

Nie ma wśród nas nikogo, kto nie skorzystałby z jubileuszowego daru, czy to nawiedzając kościoły stacyjne w Rzymie, w Drohiczynie albo w poszcze-gólnych dekanatach, czy też śpiesząc z  pomocą chorym i  potrzebującym wsparcia. Mieliśmy bardzo wiele okazji, aby skorzystać z sakramentu pokuty, aby z nowym zapałem przystąpić do stołu eucharystycznego. Nasze spojrze-nie na własne zadania, na sytuację rodziny, wioski i miasta, parafii czy die-cezji, szkoły albo miejsca pracy – zostały rozjaśnione blaskiem Betlejemskiej Gwiazdy i światłem Chrystusowej Prawdy.

Wspólnie dziękujmy Panu Bogu za  ten rok i  za  te  dary, które stały się naszym udziałem. Dziękujmy Chrystusowi, Królowi Świata, za  osobę i  posługę jubileuszową Ojca Świętego Jana Pawła II. Niech w  naszym Te  Deum laudamus znajdzie swoje miejsce każdy uśmiech dziecka i  zapał do życia dziewczyny czy chłopca, ufność matki i ojca, nadzieja bezrobotnych i chorych; wszystko to, co naszemu życiu, niekiedy ulegającemu zniechęceniu – pozwoli w trzecim tysiącleciu już na stałe dosięgnąć wzrokiem ciała i duszy widnokrąg pokoju i nadziei (por. Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Pokoju 2001 r.).

16

Jezus – Światłość świataPoświęcenie nowych żyrandoli w kościele p.w. Podwyższenia Krzyża

Świętego w HajnówceHajnówka, dn. 25 lutego 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry oraz Goście z Cerkwi prawosławnej!

Dzisiejsza uroczystość, jak już wspomniałem na  wstępie, przypomina nam o  zjawisku bardzo bliskim każdemu człowiekowi. Światło bowiem należy do tych rzeczywistości, bez których obejść się nie możemy. Pan Jezus w swoich przypowieściach również bardzo często odwoływał się do obrazu światła. W dzisiejszej aklamacji przed Ewangelią słyszeliśmy słowa św. Jana o Jezusie, że jest On „Światłością świata” (J 8, 12). Nawiązują do tego dzisiej-sze czytania.

Już od kilkunastu dni podczas każdej Mszy świętej możemy w pierw-szym czytaniu zetknąć się z tekstami mądrościowymi Starego Testamentu. Kiedy wsłuchujemy się w te słowa, widzimy, ile tam jest tego duchowego światła, jak chociażby w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Wiemy, że  aby poznać jakąś rzeczywistość, żeby poznać jakiegoś człowieka, musimy mieć nieco więcej światła – tego światła, które pozwoli nam przeniknąć takie czy inne sprawy, dostrzec różne okoliczności, po to, żeby nasza opinia była jak najbliższa prawdy. Z tym światłem spotykamy się w Liturgii Kościoła. Poczynając od  świecy roratniej – adwentowej, poprzez światła Bożego Narodzenia, w Gwieździe Betlejemskiej. Potem mamy święto Matki Bożej

17

Jezus – Światłość świata

Gromnicznej i wreszcie następuje Wielka Sobota, kiedy Paschał, ta uroczysta świeca – symbol Jezusa Chrystusa, pojawia się przed naszymi oczyma.

Każdy z  nas, przychodząc na  świat, przy chrzcie świętym otrzymuje światło. Odchodząc z tego świata również bardzo pragniemy, aby w naszej dłoni pojawiła się zapalona świeca, gromnica. Światło jest bardzo bliskie życiu religijnemu, życiu liturgicznemu. Światło jest niesłychanie bliskie naszemu postępowaniu, naszej obecności w świecie, który nas otacza. Chrystus Pan, kiedy mówi, że  jest „Światłością świata”, objawia wielką prawdę o  sobie. Mogliśmy się o tym przekonać chociażby w ubiegłym roku, w czasie obcho-dów Wielkiego Jubileuszu.

6 stycznia, na zakończenie Wielkiego Jubileuszu, Ojciec Święty skierował do nas specjalny List Apostolski mówiący o nowym tysiącleciu. Nawiązuje w nim do uroczystości jubileuszowych, które nie miały charakteru zewnętrz-nej manifestacji, czy jakiś uroczystych akademii, ale które wyrażały tę bli-skość światła Chrystusowego. Mogliśmy się o  tym przekonać w  naszym życiu osobistym, na tyle, na ile skorzystaliśmy z jubileuszowego zaproszenia, ale mogliśmy się też o  tym przekonać, obserwując różne wydarzenia, tak w wymiarze diecezjalnym, jak i ogólnokościelnym.

Bo czymże było spotkanie Ojca Świętego z dwoma milionami młodych ludzi z całego świata? Co mogło sprawić, że ci młodzi ludzie pozostawili róż-nego rodzaju reklamy jakby na uboczu swojego życia, zapomnieli o takich czy innych przyjemnościach, a udali się na spotkanie z papieżem? Co mogło sprawić, że  ci młodzi ludzie na  rozgrzanych ulicach Wiecznego Miasta stali w długich kolejkach, aby skorzystać z sakramentu pokuty? Co mogło sprawić, że po kilka godzin czekali na to, żeby przekroczyć drzwi Bazyliki Świętego Piotra czy innych świątyń? Oni wiedzieli, że Chrystus jest świa-tłością, że w ciągu tych dwudziestu wieków od narodzin Syna Bożego, jak-kolwiek pojawiło wiele ideologii czy totalitaryzmówi, to właśnie Światło Chrystusa przebijało się przez ciemności świata i pozostawało dla człowieka czymś najważniejszym.

Dzisiejsza uroczystość daje nam okazję do  tej refleksji, zwłaszcza że w Ewangelii słyszeliśmy: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” (Łk 6, 39). Nie może niewidomy zabez-pieczyć nam prostej drogi, a niewidomy to właśnie ten, który nie dostrzega światła.

18

rok 2001

Często jest to wynikiem choroby, dlatego współczujemy takim osobom. Ale wiemy, że Pismo Święte używa tego wyrażenia także w przenośni, zapra-szając nas wszystkich, abyśmy byli wrażliwi i otwarci na  to  światło, które dotyczy naszego życia, jak mówi święty Paweł, tego życia, w którym uczest-niczymy tutaj na ziemi, i tego życia, które otwiera się przed nami w momen-cie śmierci. Światło jest zawsze potrzebne. Dlatego dziękujemy Chrystusowi Panu za Jego obecność w nas. Za to, że kształtuje nasze sumienia i nasze charaktery. Za to, że dopomaga nam w wyzwalaniu się z różnych naszych słabości. Za to, że możemy sięgać do skarbca naszych serc, wydobywać dobre rzeczy i dzielić się z innymi. Za to, że możemy korzystać z poświęcenia i przy-kładu nie tylko matek czy ojców, ale – jakże wielu – również i innych ludzi, którzy wpatrzeni w  światło Chrystusa pragną czynić dobrze, przychodzić z pomocą innemu człowiekowi.

Nie możemy jednak zapomnieć, że ciemności zdarzają się także w naszym życiu. Jest to szczególnie groźne w przestrzeni publicznej, gdy panuje w niej marazm, kiedy nie widzi się możliwości, nie ma inicjatyw, zapału, kiedy bra-kuje entuzjazmu. Jeden z naszych malarzy, Jacek Malczewski, jakby prze-widując tego rodzaju nastroje, pozostawił wspaniały obraz związany z obec-nością światła. Widać na nim postaci w różnym wieku i różnego stanu, ale wszystkie podążające w kierunku światła padającego przez okno widać jakby zastygły, jakby nie były w stanie wyjść z mroku, przezwyciężyć ciemności i spotkać się naprawdę ze Światłem.

Jesteśmy świadkami, jak  w  naszym życiu publicznym dzieje się coś podobnego. Tak bardzo trudno wyjść nam z mroków niesprawiedliwości, przekupstwa, nieuczciwości, tak nam trudno wyjść z tych różnych przyzwy-czajeń, po to, żeby wejść w orbitę światła, żeby to światło mogło ukazywać całe nasze życie. Jezus Chrystus zaprasza nas, abyśmy podrywali się, żebyśmy się nie zniechęcali, żebyśmy naprawdę troszczyli się o to, aby jak najwięcej było światła w naszym życiu, w naszych sumieniach, w naszych umysłach, aby to światło promieniowało na nasze postępowania, na nasze rodziny. Bo tam, gdzie jest światło, tam będzie nadzieja i radość.

Niech dzisiejsza uroczystość, która przypomina wiele treści związanych z naszym życiem i z naszym powołaniem do chrześcijaństwa, z łaską odku-pienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa, zachęci nas, abyśmy w  pełni i w życiu zewnętrznym, i w życiu osobistym, i w życiu rodzinnym – i w życiu

19

Jezus – Światłość świata

publicznym, i w naszym sumieniu – korzystali z  tego światła. Światłością jest Jezus Chrystus. Kto kroczy w  Światłości, nie zginie, bo podąża do Jezusa Chrystusa.

Amen.

20

„Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi” (por. Ps 133 [132], 1)

Instalacja kanonickaWęgrów, dn. 26 lutego 2001 r.

Drodzy nowi Kanonicy, drodzy Bracia i Siostry!

Być może u progu trzeciego tysiąclecia jest to szczególnie istotne, abyśmy Kościół poznawali w różnych jego strukturach, dzięki czemu jeszcze bardziej utożsamimy się z jego istotą i posłannictwem.

Kiedy zastanawiamy się nad Wielkim Jubileuszem Zbawienia, dostrze-gamy, że  jednym z najbardziej czytelnych owoców jest ponowne odkrycie Kościoła. Podkreślił to Ojciec Święty Jan Paweł II w swoim liście apostolskim na rozpoczynające się nowe tysiąclecie. Rok Jubileuszowy, patrząc chociażby z perspektywy rzymskiej, ukazał nam Kościół w całym swoim bogactwie i w całej złożoności.

Kiedy rok temu, mniej więcej o tej porze, u progu Wielkiego Postu Ojciec Święty dokonał Aktu Pokutnego – przeproszenia i pojednania – wielu było zdumionych, wielu też stawiało różne pytania. Ale większość właśnie w tej postawie i w tym geście potrafiło dostrzec Kościół, który ciągle się odradza i który dopomaga innym, aby oczyszczając własne sumienia i własne dusze, mogli się odradzać coraz pełniej.

21

„Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi”

Potem nastąpiło spotkanie poświęcone świadkom wiary. W  pierwszą niedzielę maja przed naszymi oczyma przesunęły się setki tysięcy kobiet i mężczyzn, ludzi dorosłych, a nawet młodzieży i dzieci cierpiących za wiarę w Jezusa Chrystusa, świadczących o tej wierze, o potrzebie duchowego wspar-cia. Ci wszyscy ludzie stali się dla nas i dla całej ludzkości bardzo wyjątko-wym i przekonującym światłem.

Następnie mieliśmy okazję uczestniczyć w pielgrzymce narodowej, przy-patrywać się spotkaniu młodzieży. To było dla wszystkich wielkie zaskocze-nie, że w tym świecie, podobno tak skupionym na wartościach materialnych, znalazły się tysiące młodych ludzi, którzy potrafili na rozgrzanych od pro-mieni słonecznych ulicach Wiecznego Miasta długie godziny stać w kolejce, aby móc przystąpić do sakramentu pokuty, a potem do Eucharystii, aby móc przekroczyć święte drzwi Roku Jubileuszowego.

Moglibyśmy tak przytaczać różne wydarzenia. Również w naszej diecezji, w poszczególnych kościołach, w tej Bazylice – świątyni jubileuszowej, każ-dego dnia mogliśmy otrzymywać te szczególne dary ofiarowane nam przez Pana Boga za pośrednictwem Kościoła. Wielu dzięki Wielkiemu Jubileuszowi mogło ponownie odkryć obecność i bogactwo Kościoła, to, co Ojciec Święty nazywa „dziedzictwem wiary”. Sięgając do niego, odradzamy się duchowo, pokrzepiamy nawzajem.

Dzisiejsza kolegiacka uroczystość również wpisuje się w to odkrywanie Kościoła. Właściwie odkrywamy go przez całe życie – Kościół jako wspól-notę, jako tę przestrzeń, gdzie w przedziwny sposób każdy z nas odnajduje swoje miejsce, odkrywa swój cel, poznaje Pana Boga i znajduje siły i moce, aby podążać do tego celu jaki został wpisany w nasze serca i w nasze dusze w  momencie stworzenia. To  Chrystus Pan pozostawił tę wspólnotę. On, przekazując wszystkie wysłużone łaski za pośrednictwem Kościoła, daje nam możność, abyśmy go odkrywali.

Dzisiejsza Ewangelia także przypomina nam coś, co odnosi się do tego spotkania z Kościołem. Młody człowiek, choć miał dobre intencje i z pewno-ścią odznaczał się bardzo pogodną i dobrą postawą, nie potrafił jednak odkryć istoty Jezusowej prośby. Coś stanęło na przeszkodzie. Mimo że miał wiele dobrych cech, zapowiadał się niesłychanie korzystnie, to zabrakło mu odwagi. Ale ufamy, że po ukrzyżowaniu Pana Jezusa i po Jego Zmartwychwstaniu, kiedy ponownie spotkał się z nauką Ewangelii, z pewnością odkrył Jezusa

22

rok 2001

i jego Kościół. Jesteśmy w lepszej sytuacji od niego – korzystamy ze wszyst-kich darów, jakie Chrystus Pan pozostawił w Kościele, jak również z dwuty-siącletniego świadectwa milionów chrześcijan.

Ta uroczystość zaprasza nas, kapłanów, prałatów i kanoników, duszpaste-rzy, alumnów i wszystkich, żebyśmy Kościół odkryli także w tym wymiarze, który jest szczególnie bliski i potrzebny na nasze czasy. Kiedy wsłuchiwali-śmy się w teksty modlitw, mogło nas uderzyć, że tak często pojawia się słowo „wspólnota”. Nawet Kapituła to nic innego jak wspólnota, grono katolików to  również wspólnota. W odmówionym na początku psalmie czytaliśmy: „Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi” (por. Ps 133 [132], 1), czyli przebywać we wspólnocie.

Ta uroczystość daje nam okazję do odkrycia na nowo wspólnotowego wymiaru Kościoła. Jest on bardzo potrzebny w naszych czasach, kiedy tak łatwo o kłótnie, tak łatwo o podziały, tak łatwo o rozbicie w życiu publicz-nym, w  życiu rodzinnym, nawet wśród przyjaciół. Kościół na  różne spo-soby stara się wychodzić naprzeciw naszym oczekiwaniom. Pragnie poprzez znaki, symbole, ale również poprzez wytwarzane środowisko dopomagać nam w odkrywaniu naszego miejsca, naszego powołania, w sięganiu do tych darów i mocy, jakie w Kościele zostały pozostawione.

To prawda, są i kolory miłe nie tylko oczom kapłańskim, są znaki i sym-bole zewnętrzne, są te krzyże kanonickie – to wszystko przynależy do cało-ści naszego życia. Ale te znaki zewnętrzne mają dopomagać w tym, abyśmy przypominali sobie, że dzięki Chrystusowi, dochowując wierności Jego miło-ści i Jego zaproszeniu, będziemy mogli uczestniczyć coraz bardziej i coraz głę-biej w tej duchowej wspólnocie, której On dał początek.

Dlatego dziękujemy dzisiaj z całego serca Panu Bogu za to, że daje nam tę możność odkrywania Kościoła. Chciałbym jednocześnie złożyć bardzo ser-deczne życzenia księżom kanonikom: Tadeuszowi, Kazimierzowi, Leszkowi i Henrykowi, aby ciesząc się z tego, że zostali włączeni do grona Kapituły Kolegiackiej w Węgrowie, dziękowali razem z nami Panu Bogu za to zapro-szenie do jeszcze głębszej przyjaźni z Nim. Życzę, by to dzisiejsze doświadcze-nie wiary i Kościoła jeszcze bardziej umocniło waszą więź z tym Kościołem, przyczyniło się do pogłębienia waszej przyjaźni z Jezusem Chrystusem.

Amen.

23

Podlasie potrzebuje świętych kapłanówObrzęd ustanowienia alumnów w posłudze lektoratu i akolitatu

Wyższe Seminarium DuchowneDrohiczyn, dn. 11 marca 2001 r.

Drodzy Alumni, kandydaci do posługi lektora i akolity!

1. Druga niedziela Wielkiego Postu zaraz w pierwszym czytaniu stawia nam przed oczyma wspaniałą postać patriarchy Abrahama, jeszcze zwanego Abramem. Mówimy o wspaniałej postaci, ale nie wiem, czy nie jest to zbyt słabe określenie. Trudno nam bowiem oddać wielkość wiary Abrahama. Przypatrzmy się chociażby wydarzeniu, które opowiada Księga Rodzaju. Patriarcha jest już niemalże w Ziemi Obiecanej. Przeszedł wiele. Nieraz jego wiara była wystawiana na próbę. Droga nie była łatwa. Ponownie usłyszał zapewnienie ze strony Pana Boga. On to przyjmuje, ale chciałby mieć jakiś znak. Pan Bóg wychodzi naprzeciw jego prośbie, ale poleca jednocześnie, aby to właśnie sam Abraham ten znak przygotował: „Wybierz dla mnie trzyletnią jałowicę, trzyletnią kozę i trzyletniego barana, a nadto synogarlicę i gołębicę” (Rdz 15, 9). I Abraham tak czyni.

Jest w tym doświadczeniu coś, o czym nie możemy zapominać przeby-wając w seminarium duchownym. O tym powinni pamiętać Wychowawcy i Wychowankowie. Nasz pobyt tutaj jest przecież swoistym pielgrzymowa-niem, w którym uczestniczy nasz duch, nasz umysł i nasze ciało. Wszystko, co czujemy, winno wypływać z naszej wiary w Boże zaproszenie. Czujemy

24

rok 2001

się bliscy Abrahamowi. Pan Bóg wskazuje nam cel i zadania, obdarza nas licznymi pomocami. Ale to my sami mamy nas przekonywać i upewniać. Wtedy przyjdzie Boży ogień miłości. To dzięki niemu nabierzemy prawa do wszystkich dusz, do ludzkich serc i umysłów, do tej kapłańskiej Ziemi Obiecanej.

2. Wymaga to  pewnego wysiłku. Św. Paweł jest tego świadom. Nie ukrywa trudności, one są oczywiste. Ich źródłem mogą być zwyczaje, przy-kład otoczenia, własne zmysły. To wszystko, co nazywamy przyziemnością. Dlatego trzeba pamiętać o celu naszego pielgrzymowania, o tej nowej ojczyź-nie. „Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wycze-kujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poni-żone na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jak może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. Przeto bracia umiłowani, za któ-rymi tęsknię, radości i chwało moja, tak stójcie mocno w Panu, umiłowani” (Flp 3, 20-4, 1). Dobrze musieli przyjąć Filipianie te pawłowe słowa, pokrze-piające i pełne miłości.

3. Tak samo, z ufnością, wsłuchujemy się w nauczanie Apostoła Narodów. Obrzęd zaś ustanowienia Was, drodzy Alumni, w lektoracie i akolitacie jest przede wszystkim wyrazem zaufania, jakie za pośrednictwem Kościoła oka-zuje Wam Chrystus. Jest też zachętą, abyście w ramach nieco dłuższego pro-cesu przygotowania do kapłaństwa, zechcieli umacniać siebie poprzez pewne znaki i działania.

Pierwszym znakiem jest Ewangelia, nie tyle jako Księga, ile jako życie Jezusa Chrystusa. Macie ją brać do ręki nie tylko z myślą o sobie samych, ale zastanawiając się nad tym, co trzeba robić, aby można było ją przekazy-wać innym, głosić wiarygodnie i skutecznie. Zbliżacie się do Waszej Ziemi Obiecanej, do kapłaństwa. Czy ten znak upewnia Was na tej drodze? Czy odczuwacie radość z  tego, że  znacie Ewangelię? Czy odczuwacie szczęście dzięki temu, że możecie żyć Ewangelią? Postarajmy się na te pytania odpo-wiedzieć wszyscy, każdy wedle swego doświadczenia. My, kapłani, przepro-wadzając szczery rachunek sumienia; diakoni i  akolici – zastanawiając się nad wytrwałością; wszyscy inni tu zgromadzi – przeżywając swoją więź ze słowem Bożym! Wy natomiast, kandydaci do lektoratu, szeroko otwórzcie

25

Podlasie potrzebuje świętych kapłanów

Wasze serca i umysły, gotowi na przyjęcie całej Prawdy i całej Miłości, bo o tym mówi Ewangelia, bo to przynosi Jezus Chrystus.

4. Syn Boży, Zbawiciel całego świata, chce nas umacniać na  drogach naszego pielgrzymowania; dlatego pozostał z nami w Eucharystii świętej. Jest w niej najwspanialszym Darem, z którym ktokolwiek z żyjących na ziemi spotkał się choćby raz, zapomnieć nie może. Jezus Chrystus, będąc darem – Ofiarą, jest jednocześnie Ofiarującym. O  tym nam mówi sakrament Eucharystii i sakrament święceń.

Nasze zaś przygotowanie do kapłaństwa winniśmy traktować jako takie kształtowanie osobowości, dzięki któremu każdy z nas z ochotą będzie stawał się ofiarą i ofiarnikiem. To jest klucz do rozumienia kapłańskiego powołania, droga do jego rozwijania.

Ale najpierw Kościół zaprasza Was, drodzy kandydaci do akolitatu, aby-ście jeszcze bardziej zbliżyli się do Eucharystii, żebyście uważniej wpatrywali się w  tę przeogromną Tajemnicę, abyście byli coraz bliżej źródła Miłości. Bierzcie w ręce Ciało Pańskie i Kielich z Chrystusową Krwią. Wciąż coraz bardziej wrastajcie w Ofiarę i poświęcenie Syna Bożego; wrastajcie z całym młodzieńczym entuzjazmem. Bliższą przecież staje się Wam Ziemia Obiecana – kapłaństwo!

5. Na  różnych odcinkach naszego pielgrzymowania odczuwamy nie-kiedy zmęczenie. Miłość Chrystusowa dostrzega i  to. Zaprasza więc nas na górę Tabor, razem z Piotrem, Jakubem i Janem. Przypatrzmy się Synowi Bożemu, posłuchajmy, o czym mówią Mojżesz i Eliasz. Ale nie poddawajmy się pokusie apostolskiej. Nie po to  wstępujemy na  Górę Przemienienia, aby tam pozostać. Mamy dzięki temu nowemu doświadczeniu powra-cać do  dalszych zadań, odważnie przekraczać bramę trzeciego tysiącle-cia. Kapłaństwo nie może być treścią życia nastawionego na nas samych. Kapłaństwo – to dar dla innych. Trudny jest to dar, ale największy, naj-wspanialszy. Nie zamieńcie go na dobra materialne, na własną wygodę, na tchórzliwy kompromis.

6. Nie zmarnujcie tego daru. Abraham nieraz mógł się zatrzymać w cza-sie swego pielgrzymowania. Oazy zieleni i wody stanowiły mocną pokusę.

26

rok 2001

On jednak szedł dalej, nawet w obezwładniającym skwarze słońca i wśród piasków pustyni.

Wszystko, co spotkał, służyło mu za znaki głoszące Boga, Jego obecność i wielkość, Jego wezwanie, dlatego szedł wciąż dalej i dalej.

Kochani Bracia w kapłaństwie, zechciejcie przypomnieć te znaki, z któ-rymi spotykaliście się tak często w czasie seminaryjnego pielgrzymowania, ich wymowę. Korzystajcie z nich chętnie.

Drodzy Alumni, Kościół jako najlepsza Matka pragnie Was dobrze zaopatrzyć na całą trasę kapłańskiego pielgrzymowania. W życiu seminaryj-nym tak naprawdę nie ma dyscypliny, nie ma nauki. W życiu seminaryjnym są tylko znaki Bożego zaufania. Bądźcie godni tego zaufania, otwierajcie się na nie bez granic. Wrastajcie coraz głębiej w Boże kapłaństwo, dzięki modli-twie, dzięki dyscyplinie, dzięki nauce – poprzez duchowy wzrost.

7. A wówczas zobaczycie, czym jest świętość, a wtedy będziecie bliżej kapłańskiej doskonałości, aż się z nią utożsamicie. Ważne to jest dla każdego kto jest kapłanem, albo, kto do kapłaństwa się zbliża. Nie tak dawno mówił o tym Ojciec Święty w czasie dorocznego spotkania z rzymskimi seminarzy-stami. Jan Paweł II przypominał: „Być świętym: oto program każdego chrze-ścijanina, ponieważ «drogi świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania» (Novo Millennio Ineunte, 31). Życzę, by ten program przyświecał także Waszej egzystencji, drodzy młodzi przyjaciele (…). Rzym potrzebuje świętych! Otwiera się przed Wami owocny okres nowej ewangelizacji, która – aby przynieść spodziewane rezultaty – wymaga odwagi świętości. Drodzy Seminarzyści, zanoście to pragnienie w Waszych codziennych modlitwach” (Jan Paweł II, 24 lutego 2001 r.).

Drodzy Alumni, uczyńcie te  dwa słowa Ojca Świętego – swoimi. Podlasie potrzebuje świętych kapłanów, ale wcześniej – odważnie podejmujących to wezwanie do świętości – seminarzystów, lektorów, akolitów!

Amen.

27

Aby nasza kultura była przepełniona duchem ewangelicznym

Niedziela PalmowaCiechanowiec, dn. 8 kwietnia 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry!

Niezależnie od tego, ile razy sięgamy do opisu Męki Pańskiej, wsłuchu-jąc się w te treści, czy też je czytając, zawsze czynimy to ze ściśniętym ser-cem. Mamy bowiem świadomość, że ten tekst opowiada o czymś, co wpraw-dzie wydarzyło się w przeszłości, ale co ma swoje odniesienie także do nas – do naszego życia.

To  wszystko, co  działo się wtedy, pozostawiło ślady. Z  jednej strony nadzieję, którą niesie Męka, Ukrzyżowanie, a następnie Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. A z drugiej strony ból, że jakkolwiek wszyscy otrzymujemy tę samą łaskę oczyszczenia z grzechów, wszyscy możemy ponownie przeży-wać nasze dziecięctwo Boże, to jednak zło jest ciągle obecne. Jest to dla nas powodem do szczególnej refleksji, do zastanowienia się nad tym, w  jakim momencie zatrzymujemy się i dlaczego nie potrafimy wyciągnąć wszystkich wniosków z tego jakże wiarygodnego i przekonującego opisu?

Ukochani Bracia i  Siostry, nie tak dawno, razem z  IV Narodową Pielgrzymką z  Polski, mogłem odwiedzić liczne miejsca święte. Słuchając tych słów, wyobraźnią przenosiłem się do tamtych świątyń, do sanktuariów

28

rok 2001

– do tych miejsc, które mówią o Jezusie Chrystusie. Mówią o Jego życiu, o Jego działalności, o Jego Męce i Zmartwychwstaniu. Kiedy przebywaliśmy tam, z głębi naszego serca wyrywała się podzięka Panu Bogu, ale także tym, którzy w ciągu dwóch tysięcy lat zatroszczyli się o to, żeby pozostały znaki po Jezusie Chrystusie, by nasze przeżywanie Jego życia i męki mogło zostać wzmocnione przez ziemskie ślady Jego obecności. Żebyśmy mogli sobie lepiej uświadomić, jak wielkim cierpieniem dla Jezusa Chrystusa musiał być ten fakt, o którym mówi także dzisiejszy opis Męki Pańskiej, że ogromna rzesza stała milcząca z boku.

Bardzo wielu domagało się Jego śmierci, ale nawet ci, którzy nie wystę-powali wprost przeciw Jezusowi, nie mieli odwagi głośno się sprzeciwić, sto-jąc na uboczu. Te znaki, z którymi spotykamy się w Ziemi Świętej, dopo-magają nam umiejscowić to wydarzenie w rzeczywistości, żeby było jeszcze bliższe nam. Aby bardziej przemawiało do naszej świadomości, poruszało naszą wolę.

W roku ubiegłym był tam Ojciec Święty. Pamiętamy, z jakim wzrusze-niem oglądaliśmy tę pielgrzymkę w telewizji. Z jakim przejęciem wsłuchi-waliśmy się w jego słowa. W tym roku pielgrzymów jest znacznie mniej ze względu na zamieszki. Stosunkowo niewielkie grupy przybywają do Ziemi Świętej. Tym większe uznanie mieszkający tam ludzie kierują pod adresem pielgrzymów z  Polski, bo nasza IV Narodowa Pielgrzymka liczyła blisko 400 osób. Poruszaliśmy się – dzięki Panu Bogu – zupełnie spokojnie. Nie natrafiliśmy na żadne konflikty. Wprawdzie było słychać strzelaninę, ale nas Aniołowie Stróże bezpiecznie przeprowadzali z miejsca do miejsca.

Pragnę przekazać wszystkim pozdrowienia z  tych miejsc świętych, a  jednocześnie wyrażam gorącą zachętę, abyśmy wszyscy, którzy tak czę-sto wsłuchujemy się w słowa opisu Męki Pańskiej, zastanawiali się nad tym, co możemy zrobić, żeby te  treści przeniknęły nasze życie, przyczyniły się do zmiany naszego postępowania. Najczęściej, kiedy przypominamy sobie Mękę Pańską, uświadamiamy sobie, że  nasze grzechy, zło, które pocho-dzi od  człowieka, jest bezpośrednią przyczyną męki Jezusa Chrystusa. To zło odnosimy do dziedziny bezpośrednio związanej z naszym postępo-waniem, do sfery moralnej. Zapominamy, że istnieje potrzeba odrodzenia całości naszego życia, tego wszystkiego, co ma z nim związek i z naszym postępowaniem.

29

Aby nasza kultura była przepełniona duchem ewangelicznym

Przeżywając tę Niedzielę Palmową, która daje nam okazję, aby zapo-mnieć na moment o cierpieniu oraz śmierci Jezusa Chrystusa i wprowadza w radość spotkania i radość powitania, mamy także możliwość sprawienia, aby to wszystko, co wycierpiał Jezus Chrystus mogło znaleźć miejsce i zrozu-mienie w naszej kulturze oraz obyczajach. Kultura będzie pomagała w coraz głębszym przeżywaniu Bożych prawd. Zbudowana na mocnym fundamen-cie, będzie także zachęcała nas do dobrych uczynków, uwrażliwiając na to, co piękne.

A piękne nie może być, jeśli nie jest prawdziwe. Piękne nie może być coś, jeżeli także nie jest dobre. Tylko wtedy, kiedy jest dobre i prawdziwe, piękno autentyczne ożywia, ubogaca, pokrzepia i podnosi na duchu. Nieprzypadkowo także z Ziemi Świętej, ale również w innych okolicznościach, Ojciec Święty tak często apeluje o to, żeby nasza kultura była przepojona duchem ewan-gelicznym, bo wtedy stanie się ona kulturą życia, radości. Przygotowanie tych palm – ich poświęcenie, konkurs na najpiękniejszą, uroczysta procesja, wszystko to może się nam wydawać nieistotnym elementem ludzkiej kultury. A mimo to widzimy, ile wnosi dobroci, nadziei, radości. Dobrze, jeśli przy tym poświęceniu palm zwrócimy uwagę na to, co robimy, aby nasza kultura – kultura współczesna, kultura polska, kultura podlaska stawały się coraz bliższe Ewangelii, żeby w niej można było dostrzegać owoce męki i cierpienia Jezusa Chrystusa. Byśmy nie tworzyli przez nasze życie sprzecznego pojęcia „kultury śmierci”, bo nie ma czegoś takiego. Kultura może być tylko zwią-zana z życiem, przyczyniać się do rozwoju dobra. Dlatego dziękujmy Panu Bogu za to, że mamy tę tradycję, duchowe impulsy, które nas zachęcają, aby w nasze życie i w życie nowych pokoleń wnosić jak najwięcej tych treści, które sprawią, że nasze życie będzie coraz bardziej bogate w różne formy kultury i będzie mogło przyczyniać się do  rozwoju naszego dobra, będzie zmniej-szało zło obecne w środowiskach, eliminowało takie czy inne formy zacho-wania groźne dla społeczeństwa, usuwało takie czy inne uzależnienia. A więc będzie przyczyniało się do  tego, że bedzie coraz bardziej bliskie Jezusowi Chrystusowi.

Amen.

30

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo

Wielki Czwartek. Msza święta Krzyżma Drohiczyn, dn. 12 kwietnia 2001 r.

Kochani Bracia i Siostry!

1. Wielki Czwartek staje przed nami z  całym bogactwem tego dziedzic-twa, jakie z tym dniem, przed dwoma blisko tysiącami lat, złączył na zawsze Jezus Chrystus. Wielki Czwartek – mimo tak długiego dystansu czasowego – wciąż trwa ze swoim orędziem, co więcej, jakby z każdym rokiem był nam coraz bliższy. Taka jest bowiem natura dziedzictwa wielkoczwartkowego. Składa się na nie wspólna wieczerza, opromieniona światłem Modlitwy Arcykapłańskiej i  uświęcona Chrystusowym pochyleniem się do  ludzkich stóp. Ustanowienie zaś Kapłaństwa i Eucharystii jest centralnym punktem dzisiejszego wieczoru. Ale jest jeszcze coś, o czym nie można zapomnieć: nocna modlitwa w Ogrójcu, zdrada Judasza, ucieczka apostołów i pojmanie Jezusa, czyli początek Męki Syna Bożego. Wiele wydarzeń zbiega się, a każde z nich jest pełne treści i wyzwań skierowanych do każdego z nas.

2. Podczas tej Najświętszej Ofiary – w której uczestniczy niemal całe pre-zbiterium naszej diecezji, a nawet niektórzy kapłani pracujący poza diecezją

31

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo

i poza granicami Polski, oraz przedstawiciele katolików świeckich – chcemy w  szczególny sposób dziękować Panu Bogu za  dar kapłaństwa. W Liście do  kapłanów na  pierwszy Wielki Czwartek trzeciego tysiąclecia Ojciec Święty pisze: „Wielka jest doprawdy tajemnica, której szafarzami zostali-śmy ustanowieni. Jest to  tajemnica bezgranicznej miłości, «bo umiłowaw-szy swoich na świecie, do końca ich umiłował»” (J 13, 1); tajemnica jedności, która wypływając ze źródeł życia trynitarnego (por. J 17), rozlewa się na nas, aby uczynić nas «jednym» mocą daru Ducha; tajemnica Boskiej diakonii, która każe wcielonemu Słowu umywać nogi własnych stworzeń, ukazując, że służba jest podstawą każdej prawdziwej relacji między ludźmi: «abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem… » (J 13, 15)” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001 r., 1).

To  wszystko, co  przed chwilą słyszeliśmy i  czego doświadczyliśmy w Roku Jubileuszowym, jest dla nas wyraźną zachętą, abyśmy dalej podą-żali drogą, którą ukazuje nam dzisiaj Jezus. Być może niekiedy należałoby przyśpieszyć kroku, tego też nie powinniśmy się obawiać. Zawsze natomiast trzeba z odwagą i radością przyjmować wezwanie Pana Jezusa, skierowane do Szymona Piotra, a przypomniane nam przez Jego Następcę: „Wypłyń na głębię – Duc in altum! (Łk 5, 4)” (Jan Paweł II, Novo Millennio Ineunte, 1).

To zaś oznacza stałą otwartość na działanie Ducha Świętego, gotowość do poświęceń i pełne zawierzenie Jezusowi.

3. O tym mówią nam dzisiejsze czytania Pisma Świętego. Ze szczegól-nym wzruszeniem wsłuchiwaliśmy się w słowa proroka Izajasza, gdyż jedno-cześnie możemy korzystać z komentarza, jaki nam daje sam Syn Boży wła-śnie do tego tekstu. „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać razy serc złama-nych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwiesz-czać rok łaski u Pana...” (Iz 61, 1-2). I dalej płyną te słowa, które przedstawiają nasz program, program kapłańskiego posługiwania. Tak do  tego podcho-dzi Syn Boży, gdy wyjaśnia to proroctwo w nazaretańskiej synagodze. Jego komentarz jest krótki: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21).

Chrystusowy komentarz jest jednocześnie sprawozdaniem, gdyż On to wszystko w pełni zachowywał, spełniał. W ten sposób Pan Jezus ukazał

32

rok 2001

nam najbardziej wiarygodną metodę pastoralną. Nasze nauczanie ma być równocześnie relacją z naszego postępowania. Nie może być w Chrystusowym kapłaństwie dwutorowości.

Za św. Janem chcemy z całego serca podziękować za ten dar zaufania: „Temu, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grze-chów, i uczynił nas królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swojego, Jemu chwała i moc na wieki wieków. Amen” (Ap 1, 5).

Ze strony naszych sióstr i braci wówczas spotkamy się ze zrozumieniem, jak to podkreśla Izajasz: „Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mie-nić was będą sługami Boga naszego” (Iz 61, 6a). Jest pewna subtelna róż-nica pomiędzy czasownikiem „nazywać” a „mienić się”. Pierwsze wypływa z samego faktu, drugie powinno wyrażać osobiste przekonanie wypowiada-jącego to słowo. Pierwsze otrzymujemy od Pana Boga, na drugie musimy sami zapracować. Pan Bóg nie zapomni o nas. Mówi wyraźnie: „Oddam im nagrodę z całą wiernością i zawrę z nimi wieczyste przymierze” (Iz 61, 8b).

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo. Jest ono także twardym zobowiązaniem.

4. Dzisiaj chcemy zastanowić się także nad tym, w jakiej mierze to zobo-wiązanie staramy się wypełniać! Innymi słowy, jak pisze Ojciec Święty, to właśnie „skłania nas do refleksji nad naszym «byciem», a zwłaszcza nad naszym dążeniem do świętości” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001 r., 5). Rozwijając tę myśl, papież zauważa: „Kiedy patrzymy na Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy staje się On «chlebem łama-nym» dla nas i w postawie pokornego sługi pochyla się do stóp Apostołów, czyż możemy nie doznawać razem z  Piotrem tego samego uczucia nie-godności w obliczu ogromu otrzymanego daru? «Nigdy mi nie będziesz nóg umywał» (J 13, 8). Piotr niesłusznie odrzucił gest Chrystusa, słusznie jednak czuł się niegodny. Ważne jest, abyśmy odczuli w tym dniu, który w szczególny sposób jest dniem miłości, że łaska kapłaństwa jest przeob-fitym darem miłosierdzia. Miłosierdziem jest całkowita bezinteresowność, z jaką Bóg nas wybrał: «Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem» (J 15, 16). Miłosierdziem jest wyrozumiałość, z jaką nas wzywa, byśmy dzia-łali jako Jego przedstawiciele, choć wie, że jesteśmy grzeszni. Miłosierdziem jest przebaczenie, którego On nigdy nam nie odmawia, jak nie odmówił go Piotrowi, choć on się Go wyparł. Także do nas odnosi się stwierdzenie,

33

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo

że «w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z  dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrze-bują nawrócenia» (Łk 15, 7)” (Jan Paweł II, List do  kapłanów na  Wielki Czwartek 2001 r., 6).

5. Nie trzeba chyba nam, kapłanom, przypominać, że z Miłosierdziem Bożym spotykamy się najczęściej w sakramencie pojednania. Czas Wielkiego Postu, rekolekcje wraz z oblężonymi konfesjonałami – mówią na ten temat bardzo dużo. Ale jest jeszcze inny aspekt, na który zwraca uwagę Ojciec Święty. Zastanawia się nad tym, czy my uważamy „Sakrament pojednania jako pod-stawowe narzędzie naszego uświęcenia [...]. W tym świętym dniu prośmy Chrystusa, aby pomógł nam odkryć w pełni – dla siebie samych – piękno tego sakramentu. Czyż to nie sam Jezus dopomógł Piotrowi dokonać tego odkrycia? «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną» (J 13, 8)” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001 r., 10-11).

Przypomnienie tego sakramentu niech będzie dla nas zachętą, abyśmy do tego źródła łask nawoływali wszystkich i żebyśmy z pokorą sami z niego owocnie korzystali. Każdemu z nas potrzeba nowych sił, życie bowiem stawia coraz większe wymagania. Chrystus jednak nie pozostawia nas samych, jest zawsze z każdym kapłanem i w każdej sytuacji.

6. Ukochani Bracia w kapłaństwie, w ten święty dzień pragnę najpierw wyrazić szczerą wdzięczność za wszelki trud poniesiony dla Królestwa Bożego. Wiąże się on z samą istotą naszego powołania, niemniej jednak wiele zależy od osobistego zaangażowania. Niech Jezus Chrystus – Najwyższy Kapłan, wynagrodzi wszelkie poświęcenie.

Z  serca też przekazuję braterskie życzenia. Tymi życzeniami obejmuję wszystkich naszych kapłanów, najpierw starszych wiekiem i chorych, potem tych, którzy przebywają z dala od Ojczyzny i od diecezji, a następnie Was wszystkich, którzy jesteście dzisiaj tutaj zgromadzeni. Nie zapominajmy o tych, którzy z różnych względów pozostali w parafiach.

W modlitwie pamiętajmy o tych, którzy od ubiegłorocznego Wielkiego Czwartku odeszli do Pana, a są to księża: Wincenty, Piotr i Ryszard. Niech Boże Miłosierdzie nie opuszcza i tych naszych braci kapłanów, którzy pozo-stawili drogę wskazaną przez Syna Bożego w Wieczerniku.

34

rok 2001

Ufajmy, że Jego łaska zwycięży. To zwycięstwo będzie widoczne również w nowych powołaniach, na które oczekujemy z tęsknotą i miłością.

Te wszystkie życzenia i nadzieje zawierzam Najświętszej Maryi Pannie – Matce Kościoła, Patronce naszej Diecezji. Niech Ona opiekuje się każdym z nas. Niech sprawia, aby nasze serca były tak mocno zjednoczone z Sercem Jezusa, jak to ma miejsce w miłości Matki do Syna i Syna do Matki.

Amen.

35

„Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego”(Iz 61, 6)

Wielki CzwartekDrohiczyn, dn. 12 kwietnia 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie i wszyscy tu zgromadzeni!

Wielki Czwartek staje przed nami z całym bogactwem tego dziedzictwa, jakie z tym dniem przed blisko dwoma tysiącami lat złączył na zawsze Jezus Chrystus. Wielki Czwartek wciąż trwa ze swoim orędziem. Co więcej, jakby z każdym rokiem był nam coraz bliższy. Taka jest bowiem natura dziedzic-twa wielkoczwartkowego. Składa się na nie wspólna Wieczerza opromieniona światłem modlitwy arcykapłańskiej i uświęcona Chrystusowym pochyleniem się do ludzkich stóp; ustanowienie Kapłaństwa i Eucharystii, które są central-nym punktem dzisiejszego wieczoru, ale także – o czym czasem zapominamy – nocna modlitwa w Ogrójcu; zdrada Judasza; ucieczka Apostołów i pojma-nie Jezusa – początek męki Syna Bożego.

Wiele wydarzeń zbiega się w tym dniu, a każde z nich jest pełne treści i wyzwań skierowanych do każdego z nas. Podczas tej Najświętszej Ofiary, w  której uczestniczy niemal całe prezbiterium naszej diecezji, są obecni

36

rok 2001

niektórzy kapłani – nawet ci – którzy pracują poza nią i poza Polską. Wraz z przedstawicielami katolików świeckich chcemy w szczególny sposób dzię-kować Panu Bogu za dar kapłaństwa.

W  Liście do  Kapłanów na  Wielki Czwartek 2001  r., pierwszy Wielki Czwartek trzeciego tysiąclecia, czyli na dzisiaj, Ojciec Święty pisze: „Wielka jest doprawdy tajemnica, której szafarzami zostaliśmy ustanowieni. Jest to  tajemnica bezgranicznej miłości, bo umiłowawszy swoich na  świecie, do końca ich umiłował. Tajemnica jedności, która wypływając z tajemnicy życia trynitarnego, rozlewa się na nas, aby uczynić nas mocą daru Ducha. Tajemnica Boskiej diakonii, która każe wcielonemu Słowu umywać nogi własnym stworzeniom, ukazując, że  służba jest podstawą każdej prawdzi-wej relacji między ludźmi, «abyście i wy tak czynili jak ja wam uczyniłem» (J 13, 15)”.

To  wszystko, co  przed chwilą słyszeliśmy i  czego doświadczyliśmy w Roku Jubileuszowym, jest dla nas wyraźną zachętą, abyśmy podążali dalej drogą, którą ukazuje nam Jezus Chrystus. Być może niekiedy należałoby przyspieszyć kroku – tego też nie powinniśmy się obawiać. Zawsze jednak trzeba z odwagą i radością przyjmować wezwanie Pana Jezusa skierowane do  Szymona Piotra, a  przypominane nam przez Jego następcę: „Wypłyń na głębię – Duc in altum” (Łk 5, 4). Oznacza to stałą otwartość na działa-nie Ducha Świętego, gotowość do poświęceń i pełne zawierzenie Jezusowi. O tym nam mówią dzisiejsze czytania Pisma Świętego.

Ze szczególnym wzruszeniem wsłuchiwaliśmy się w  słowa Proroka Izajasza, gdyż jednocześnie we fragmencie z Ewangelii możemy korzystać z komentarza, jaki nam daje sam Syn Boży właśnie do tego tekstu: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwo-lenie jeńcom i więźniom swobodę, aby obwieszczać rok łaski u Pana” (Iz 61, 1-2). Dalej płyną te słowa, które przedstawiają nasz program kapłańskiego posługiwania. Tak do tego podchodzi Syn Boży, gdy wyjaśnia to proroctwo w nazaretańskiej synagodze. Jego komentarz jest krótki, choć wymowny: „Dziś spełniły się te słowa z Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21). To „dziś” zbieramy w naszych sercach, aby przez każdą naszą posługę spełniały się rów-nież. Chrystusowy komentarz jest jednocześnie jakby sprawozdaniem, gdyż On to wszystko w pełni zachowywał, spełniał.

37

„Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego”

Pan Jezus ukazuje nam najbardziej wiarygodną metodę pastoralną. Nasze nauczanie ma być równocześnie relacją z naszego postępowania. Nie może być w Chrystusowym kapłaństwie dwutorowości. Za świętym Janem, z dzisiejszej Apokalipsy, chcemy z całego serca podziękować za ten dar zaufa-nia: „Temu który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów i uczynił nas królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swego, Jemu chwała i moc na wieki wieków. Amen” (Ap 1, 5-6).

Wówczas spotkamy się ze zrozumieniem ze strony naszych sióstr i braci, jak to podkreśla Izajasz: „Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego” (Iz 61, 6). Jest jakaś subtelna różnica pomię-dzy czasownikiem „nazywać”, a czasownikiem „mienić”. Pierwsze wypływa z  samego faktu, drugie powinno wyrażać osobiste przekonanie wypowia-dającego to słowo. Pierwsze otrzymujemy jako dar od Pana Boga, na dru-gie musimy sami zapracować. W drugim powinno się zawierać coś z naszej pełnej miłości i odpowiedzi. Pan Bóg nie zapomni o nas. Mówi wyraźnie: „Oddam im nagrodę z całą wiernością i zawrę z nimi wieczyste przymierze” (Iz 61, 8).

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo. Jest ono także twardym zobowiązaniem. Dzisiaj chcemy zastanowić się także nad tym, korzysta-jąc z nauczania Ojca Świętego, w jakiej mierze to zobowiązanie staramy się wypełniać? Inaczej mówiąc, „to właśnie skłania nas do refleksji nad naszym byciem, a zwłaszcza nad naszym dążeniem do świętości”, pisze Jan Paweł II w  cytowanym już Liście. Rozwijając tę myśl, papież zauważa, że  kiedy patrzymy na  Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy staje się On „chlebem łamanym” dla nas i w postawie pokornego sługi pochyla się do stóp Apostołów, czyż nie możemy doznawać razem z Piotrem tego samego uczucia niegodności w obliczu ogromu otrzymanego daru? „Nigdy mi nie będziesz nóg umywał” (J 13, 8).

Piotr niesłusznie odrzucił gest Chrystusa. Słusznie jednak czuł się nie-godnie. Ważne jest, abyśmy odczuli w tym dniu, który w szczególny sposób jest dniem miłości, że łaska kapłaństwa jest przeobfitym darem Miłosierdzia. Miłosierdziem jest całkowita bezinteresowność, z jaką Bóg nas wybrał. „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem” (J 15, 16). Miłosierdziem jest wyrozumiałość, z jaką nas wzywa, byśmy działali jako Jego przedstawiciele, choć wie, że  jesteśmy grzeszni. Miłosierdziem jest przebaczenie, którego

38

rok 2001

On nigdy nam nie odmawia, jak nie odmówił go Piotrowi, choć on się Go wyparł. Także do nas odnosi się stwierdzenie, że w Niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca niż z dziewięćdziesięciu dzie-więciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (por. Łk 15, 1-7).

Nie trzeba chyba nam, kapłanom, przypominać, że  z  Miłosierdziem Bożym spotykamy się najczęściej w sakramencie pojednania. Czas Wielkiego Postu, rekolekcje wraz z  oblężonymi konfesjonałami mówią nam na  ten temat bardzo dużo. Ale jest jeszcze inny aspekt, na  który zwraca uwagę Ojciec Święty. Zastanawia się nad tym, czy my uważamy sakrament pojed-nania za podstawowe narzędzie naszego uświęcenia? W tym świętym dniu prośmy Chrystusa, aby pomógł nam odkryć w pełni dla siebie samych piękno tego sakramentu. Czyż to nie sam Jezus dopomógł Piotrowi dokonać tego odkrycia? „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną” (J 13, 8). Przypomnienie tego sakramentu niech będzie dla nas zachętą, abyśmy do tego źródła łask nawoływali wszystkich i żebyśmy z pokorą sami z niego owocnie korzystali. Każdemu z nas potrzeba nowych sił, życie bowiem stawia coraz to większe wymagania. Chrystus jednak nie pozostawia nas samymi. Jest zawsze z każdym kapłanem i w każdej sytuacji.

Ukochani Bracia w  kapłaństwie, w  ten święty dzień pragnę najpierw wyrazić szczerą wdzięczność za wszelki trud, kapłański wysiłek poniesiony dla Królestwa Bożego. Wiąże się on z samą istotą naszego powołania, nie mniej jednak, wiele zależy od  osobistego zaangażowania. Niech Jezus Chrystus, Najwyższy Kapłan, wynagradza wszelkie poświęcenie. Z serca też przekazuję braterskie życzenia, a tymi życzeniami chcę objąć wszystkich naszych kapła-nów. Najpierw chorych i starszych wiekiem. Potem tych, którzy przebywają z dala od Ojczyzny i od diecezji, a następnie was wszystkich, którzy jesteście dzisiaj tutaj zgromadzeni. Nie zapominajmy o tych, którzy z różnych wzglę-dów pozostali w parafiach.

W modlitwie pamiętajmy o tych, którzy od ubiegłorocznego Wielkiego Czwartku odeszli do Pana, a są to księża: Wincenty, Piotr i Ryszard. Niech Boże Miłosierdzie nie opuszcza i tych naszych Braci kapłanów, którzy pozo-stawili drogę wskazaną przez Syna Bożego w Wieczerniku. Ufajmy, że Jego łaska zwycięży. A to zwycięstwo będzie widoczne również i w nowych powo-łaniach, na które z  tęsknotą i miłością oczekujemy. Te wszystkie życzenia i nadzieje zawierzam Najświętszej Maryi Pannie – Matce Kościoła, patronce

39

„Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego”

naszej diecezji. Niech Ona opiekuje się każdym z nas. Niech sprawia, aby nasze serca były tak mocno zjednoczone z Sercem Jezusa, jak to ma miejsce w miłości Matki do Syna i Syna do Matki.

Amen.

40

Ta świątynia jest Waszym domemKonsekracja kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Bielsku Podlaskim

Bielsk Podlaski, dn. 21 kwietnia 2001 r.

Ukochani Parafianie!

1. Uroczystość poświęcenia nowego domu Bożego tu,  w  Bielsku Podlaskim, napawa nasze serca wielką radością oraz wdzięcznością wzglę-dem naszego Najlepszego Ojca, który jest w niebie, ale który pamięta o każ-dej i każdym z nas, o wszystkich pokoleniach i narodach.

Już bowiem Stary Testament ukazuje nam to specjalne zatroskanie Pana Boga o teraźniejszość i przyszłość Narodu Wybranego. Jednym z przejawów tej szczególnej opieki było powoływanie mądrych władców, wśród których Dawid i Salomon zasługują na wyjątkową uwagę. O pierwszym z nich czy-tamy w Drugiej Księdze Samuela: „Gdy król zamieszkał w swoim domu, a Pan poskromił wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł król do proroka Natana: «Spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namio-cie»” (2 Sm 7, 1-2).

Zrozumiałe były wyrzuty sumienia króla Dawida. Wedle proroka Natana inne plany miał Pan Bóg i dlatego rzekł do króla: „Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego [...]. On zbuduje dom imieniu memu [...]” (2 Sm 7, 12-13).

Tak też się stało. Dopiero król Salomon zbudował przepiękną świątynię Panu, a w dniu poświęcenia dziękował Stwórcy słowami: „Błogosławiony Pan,

41

Ta świątynia jest Waszym domem

Bóg Izraela, który to, co zapowiedział swymi ustami memu ojcu Dawidowi, to też ręką wypełnił [...]. Dawid zaś, mój ojciec, powziął zamiar zbudowa-nia domu dla Imienia Pana, Boga Izraela. Wówczas Pan rzekł memu ojcu, Dawidowi: «Dobrze postąpiłeś, że powziąłeś zamiar zbudowania domu dla mego Imienia, bo wypłynęło to z twego serca. Jednakże nie ty będziesz budo-wać tę świątynię, ale twój rodzony syn. On zbuduje dom dla mego Imienia». Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał [...]” (1 Krl 8, 15.17-20).

2. Dzisiaj, modląc się w  tej świątyni, my także wyznajemy z głęboką wiarą i pokorą, że „wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”. I chcemy w tym momencie przywołać w pamięci śp. biskupa Władysława Jędruszuka, który powołał do istnienia tę parafię i polecił budować kościół. Jesteśmy wdzięczni Księdzu Marianowi, pierwszemu proboszczowi, i  jego najbliższym współ-pracownikom – księżom prefektom, radzie parafialnej, komitetowi budowy, wszystkim – jakże licznym darczyńcom, panu inżynierowi projektantowi wraz z całym zespołem i wszystkim wykonawcom, wśród których wypada podkreślić wagę poświęcenia – wolontariuszy.

Niech dobry Bóg wynagrodzi każdemu wedle jego wkładu. Zawsze wszakże pamiętajmy, że z budową kościoła jest inaczej aniżeli z postawie-niem jakiegokolwiek innego obiektu. Przy powstawaniu świątyni pierwszym i najważniejszym Budowniczym jest sam Bóg, to dlatego tak wiele budowli sakralnych może powstawać w czasach trudnych, w okresie gospodarczych kryzysów. Tak było również w wypadku świątyni zbudowanej w Jerozolimie.

3. O tym mówią także dzieje Bielska Podlaskiego związane z powsta-waniem kościołów. Nie jesteśmy w  stanie, gdyż brak jest nam pewnych źródeł historycznych, dokładnie określić daty budowy pierwszej świątyni. Trudno także orzec, czy był to kościół obrządku zachodniego czy wschod-niego. Błogosławiony Wincenty Kadłubek wspomina o Mszy świętej odpra-wianej przez ówczesnego biskupa płockiego na północ od Drohiczyna pod koniec wieku XII (Kronika Polska, Wrocław 1992, s. 232-233), ale o sakral-nych budowlach na tym terenie milczy. Nieco łaskawsze są ruskie latopisy, ale i w nich Bielsk pojawia się dopiero w drugiej połowie XIII wieku.

Na  podstawie istniejących źródeł można domniemywać, że  już pod koniec XIV wieku zbudowano drewniany kościół. Z  dokumentów

42

rok 2001

pochodzących z czasów Wielkiego Księcia Witolda wynika, że w 1430 roku istniała w Bielsku parafia łacińska. Po 150 latach jej istnienia, a blisko 200 od budowy dotychczasowego kościoła, ze względu na jego zły stan – posta-wiono następny. Kolejny kościół trzeba było budować po latach „szwedz-kiego potopu”. Natomiast pod koniec XVIII wieku wybudowano dzisiejszą Bazylikę pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja, biskupa.

W połowie wieku XVII powstał drugi kościół bielski, murowany, zbudo-wany razem z Klasztorem Ojców Karmelitów. Zaborca pruski na początku XIX wieku zlikwidował klasztor karmelitański, kościół zaś odebrany został katolikom już przez władze carskie po upadku powstania styczniowego. Po przeszło 50 latach powrócił on pod jurysdykcję katolików. Przy nim to w roku 1976 powstała druga parafia katolicka.

Trzeci kościół istniejący ongiś w Bielsku był poświęcony św. Marcinowi i znajdował się przy szpitalu, prowadzonym przez parafię katolicką, co było powszechne aż do trzeciego rozbioru Polski.

Wypada też przypomnieć, że  w  połowie XIX wieku wybudowano czwarty obiekt sakralny – cmentarną kaplicę pw. św. Wincentego á Paulo. Ona to przez ponad 10 lat służyła powstałej 12 lat temu tutejszej parafii. Własne dzieje, nieco odrębne, mają świątynie prawosławne i grekokatolickie, czyli unickie.

Ale już ten skrócony zarys historii dotychczasowych kościołów pokazuje, jak dziwne są okoliczności powstawania świątyń. One to mówią o tej szcze-gólnej opiece Pana Boga. Tak było w Jerozolimie, tak było i jest w Bielsku Podlaskim i  tak będzie po wszystkie czasy. Sprawdzają się bowiem słowa psalmisty: „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (Ps 127 [126], 1).

4. Dzisiaj natomiast wszystkim nam jest bliska radość, o której słyszymy w  Piśmie Świętym: „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: «Pójdziemy do domu Pańskiego!»” (Ps 122 [121]), 1). Jesteśmy i modlimy się w nowym domu Pańskim.

Co więcej, możemy to nasze wesele przemienić w modlitwę wstawienni-czą: „Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o dobro dla ciebie” (Ps 122 [121], 9), zapewnia autor Psalmów. Za Księgą Nehemiasza wołamy zaś z  wdzięcznością: „Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu

43

Ta świątynia jest Waszym domem

waszemu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie” (Ne 8, 9). Dzięki konsekracji tej nowej świątyni łatwiej nam będzie przyjmować to nauczanie, które Pan Jezus zlecił Apostołom i ich następcom już po swoim Zmartwychwstaniu: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15).

Wspominam o tym wszystkim, gdyż i do nas odnoszą się słowa Piotra i Jana, skierowane do sędziów: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzie-liśmy i co słyszeliśmy” (Dz 4, 19). A mówili o tym, co słyszeli i widzieli albo w świątyni, albo w jej okolicach.

Radość niech więc zagości w nas wszystkich, tym bardziej że obok wyżej wspomnianych motywów jest jeszcze jedna niesłychanie ważna przesłanka. Ten kościół jest poświęcony tajemnicy Bożego Miłosierdzia.

5. Miłosierdzie Boże jest jednym z najwspanialszych przymiotów Boga. Natomiast Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa stanowi punkt kulmina-cyjny objawiania Miłosierdzia, dzięki któremu przed każdym z  nas, choć jesteśmy grzesznikami, otwarły się drogi do szczęścia wiecznego. Miłosierdzie Boże jest bowiem tym rodzajem miłości, która nie odrzuca człowieka z powodu jego grzechów.

W Ewangelii św. Jana czytamy, iż „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby Świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16-17).

Jutrzejsza niedziela miłosierdzia będzie świętowana już w konsekrowa-nej świątyni. Liturgiczne teksty przewidziane na tę niedzielę ukazują nam niepojęte Miłosierdzie Boga Ojca, który nawet własnego Syna nie oszczędził (por. Rz 8, 32). Bardziej widoczne jest też Miłosierdzie Syna, który prze-lewa własną krew dla naszego zbawienia (por. Rz 5, 9) i Miłosierdzie Ducha Świętego, gdyż Jego to mocą dokonuje się odpuszczenie grzechów – nam ludziom (por. J 20, 22-23).

Z pewnością w spotkaniu z Miłosierdziem Bożym stawiamy sobie często pytanie: Jak mamy na nie odpowiadać? W jaki sposób winniśmy je przyjmo-wać? Są to pytania ważne. Na szczęście w poszukiwaniu odpowiedzi możemy się odwołać do św. Faustyny Kowalskiej, bo ona wskazuje na postawę ufno-ści i wdzięczności. Bądźmy więc ufni, gdyż „spodziewamy się, że otrzymamy

44

rok 2001

wszystko, co nam jest obiecane przez Jezusa, pomimo całej nędzy naszej, bo Jezus jest ufnością naszą” (św. s. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Kraków 2001, 1570). Nie zapominajmy też o wdzięczności. W Dzienniczku bowiem spotykamy się ze szczególnym wyznaniem, skierowanym do Boga: „Kiedy sam odsłonisz tajemnice swego miłosierdzia, wieczności będzie za mało, aby Ci za to należycie podziękować” (1122).

6. Czcigodny Księże Proboszczu, Drodzy Parafianie, Wasz to jest dzień. To Wy z radością śpiewacie:

„Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy! [...]Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie!Błogosławimy wam z domu Pańskiego” (Ps 118 [117], 24.26).Wszyscy razem z królem Salomonem wyznajemy Panu Bogu: „Wszak

Twoim ludem i Twoim dziedzictwem” jesteśmy (1 Krl 8, 51). Ale najpierw ta świątynia jest Waszym domem, tą przestrzenią, gdzie będziecie się spo-tykać ze swoim Ojcem. Oczekiwania waszych poprzedników spełniają się więc u  progu trzeciego tysiąclecia. Boże Miłosierdzie będzie coraz bliższe nam wszystkim, zwłaszcza że dzisiejsza sobota ukazuje nam Tę, która została i jest naszą Matką. Na krzyżu o tym powiedział Jezus Chrystus. Niech więc Maryja, która była razem z Apostołami w Wieczerniku, modląc się i czuwa-jąc, zawsze przebywa z tymi wszystkimi, którzy kiedykolwiek przybędą do tej świątyni, ona – Matka Miłosierdzia obecna w domu Miłosierdzia Bożego.

Amen.

45

Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko!

Odpust św. StanisławaKnychówek, dn. 5 maja 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry, tutejsi parafianie i wszyscy czciciele świętego Stanisława – biskupa i męczennika!

W ubiegłym roku przeżywaliśmy Wielki Jubileusz 2000 lat od naro-dzin Chrystusa. Wspominamy teraz niektóre nabożeństwa, spotkania. Chętnie sięgamy zwłaszcza do tego, co mówił Ojciec Święty, przypominając nam, że niezależnie od takich czy innych słabości, grzechów, a nawet niektó-rych zbrodni popełnianych przez katolików w minionych wiekach, to jednak Kościół jawi się nam przede wszystkim jako dziedzictwo świętości, jako skar-biec, w którym znajduje się bardzo wiele rzeczy dawnych i nowych, ale które mają to do siebie, że są prawdziwe, dobre, służą rozwojowi człowieka.

W  tę dzisiejszą uroczystość, dzięki przykładowi świętego Stanisława, ponownie możemy przypatrzeć się temu naszemu dziedzictwu. Okazuje się, że to, co mówił Pan Jezus, o czym słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, o czym mówili Apostołowie, że nie brakowało i nie będzie brakować „wil-ków w owczej skórze”, jest nadal aktualne. Iluż to ludzi chętnie odwołuje się do słów Ewangelii? Iluż to powołuje się na Ojca Świętego? Ale, jeżeli w ich ser-cach, w ich umysłach nie ma więzi z Chrystusowym Kościołem, to wszystko wówczas jest kłamstwem.

46

rok 2001

Chrystus Pan bardzo wyraźnie zaznaczył, że jeżeli ktoś szczerze pragnie podążać za nim, korzystać z tego, co nam pozostawił, co wysłużył na drzewie krzyża, to powinien być we wspólnocie Kościoła. Tylko Kościół jest gwaran-tem trwałości tego dziedzictwa i jego prawdziwości. Trwałość i prawdziwość to przecież jest najważniejsze. Tych cech nie można zapomnieć. Ale tę trwa-łość i tę prawdziwość Kościół zapewnia dzięki wielkim ofiarom, wielkiemu poświęceniu.

Mówi nam o  tym postać świętego Stanisława. W XI wieku, już po przyjęciu chrztu, na ziemiach polskich, w lasach nadal praktykowano kult pogański, a ochrzczeni zapominali już o Bożych zasadach. Było wiele nad-użyć, było dużo cierpień. Prowadzono wówczas wojny, które przyczyniały się do wyniszczenia narodu, borykano się z trudnościami gospodarczymi, obowiązywały surowe prawa, zwłaszcza względem kobiet, które maltreto-wano. Święty Stanisław jako młody pasterz – zbliżał się do 50 roku życia – nie mógł patrzyć na to wszystko obojętnie i dlatego wystąpił w obronie swojego narodu.

Bronił tych, którzy byli skazywani na różne cierpienia. Bronił przed nie-potrzebnymi wojnami. Wiedział, że naród potrzebuje spokoju, inaczej nie może się rozwijać. Miał odwagę o tym wszystkim powiedzieć władcy. Władza bardzo często psuje ludzi. Tak było dawniej i tak jest teraz. Jakże często ludzie zmieniają się, kiedy otrzymują jakąś władzę. Wtedy może było jeszcze gorzej. Władca nie mógł znieść tego, że został upomniany, dlatego podstępnie zabił biskupa, ale naród wiedział dobrze, kto stawał w jego obronie.

Zaraz po śmierci biskupa zaczął rozwijać się jego kult. Miał on jednak nie tylko wymiar religijny, ale i społeczny. Prześladowani ludzie byli wdzięczni temu, który za nich się wstawił. Kult miał również wymiar patriotyczny. Był to czas podziału dzielnicowego i nikt z rządzących nie wiedział, jak temu zaradzić. Święty Stanisław stał się wzorem jedności. Pojawiła się legenda o orłach, które zgromadziły cząstki jego ciała w jedno, aby mogło się zrosnąć. To wszystko wyraża najstarsza pieśń ku czci biskupa. Zaraz po Bogurodzicy, po tym pierwszym hymnie, powstaje w języku łacińskim przepiękna pieśń: „Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko!”, mając tak wspaniałego syna. Osoba świętego Stanisława sprawia, że  w  naszej historii pojawia się jakże wspaniałe pojęcie „Matki Polski”, a w konsekwencji „Matki Polki”. Ale kiedy w tym roku świętujemy uroczystość naszego patrona, nie możemy

47

Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko

zapomnieć, że  to nie był wyjątek. Że  to dziedzictwo wiary, jego trwałość i jego prawdziwość wymagało dalszych poświęceń i dalszych ofiar.

W naszej Ojczyźnie obchodzimy obecnie rok sługi Bożego księdza kardy-nała Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski. Mówimy: „Prymas Tysiąclecia”, podkreślając tym samym, że  był jednym z  najwybitniejszych prymasów w tysiącletniej historii Kościoła na ziemiach polskich. Ten tytuł odnosi się również do faktu, że przygotował nasz naród do obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Prymas przyszedł na świat niedaleko stąd, na podlaskiej ziemi sto lat temu. W Prostyni, w Sanktuarium Trójcy Świętej i św. Anny jego rodzice zawarli ślub. Przyszedł na świat po drugiej stronie Bugu – w Zuzeli. Odszedł natomiast do Pana dwadzieścia lat temu.

Był to  wówczas straszny maj! W  tym miesiącu, w  jego trzynastym dniu, kula zamachowca dosięgła Ojca Świętego. Wszystko jakby zamarło. Nie tylko w naszej Ojczyźnie, również na świecie. I znowu ta ręka, która błogosławiła to  serce, które tak bardzo ukochało, zostały zagrożone. W  tym czasie w  Warszawie konał Prymas Tysiąclecia. Przed śmiercią odbył jeszcze telefoniczną rozmowę z  Janem Pawłem II. Odszedł w uro-czystość Wniebowstąpienia, o świcie. A dzień tamten był równie pogodny co dzisiejszy.

Lata, kiedy kardynał Wyszyński pełnił swoją posługę, były niezwykle ponure. Świadczy o tym chociażby fakt, że synowie tych, którzy wtedy cie-miężyli naszą Ojczyznę, nie chcą nawet się przyznać do swoich ojców. Bardzo często pozmieniali nazwiska. Bardzo często pozmieniali szyldy partyjne. Jakkolwiek usiłują w  taki czy inny sposób wybielać rodziców, to  jednak to  robią ukradkiem, bo mają świadomość ich straszliwych zbrodni, kiedy pierwszy raz w naszej historii nie okupant, nie wrogie państwo nas prześlado-wali, ale nasi rodacy, którzy zaprzedali się ideologii.

Niszczyli polską wieś. Pamiętamy rozkułaczanie będące początkiem tragedii, której skutków do dziś nie można zlikwidować. Potem nastąpiły: przymusowa kolektywizacja, zmuszanie do spółdzielni produkcyjnych, zobo-wiązanie do  kontrybucji, dostaw. Gdy tylko ktoś czegoś nie uiścił, szedł do  więzienia. Były nawet wyroki śmierci. Wielu bardzo dobrych synów naszej Ojczyzny musiało kryć się poza granicami, a wielu oddało życie. Nie chcą nam powiedzieć ilu – czterysta, czy pięćset tysięcy rodaków zamordo-wano po wojnie? Bronią się przed tym. Palą dokumenty. Niszczą źródła.

48

rok 2001

Ale ludzkie serca potrafią to wszystko przeniknąć i dostrzec, zrozumieć, jak wielkie to było nieszczęście.

W tym czasie mroków pojawił się ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Tuż po wojnie został biskupem lubelskim. W dwa lata później arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, prymasem Polski. Był dobrze przygotowany do  tej funkcji – skończył studia dotyczące spraw społecznych i  gospodar-czych. Pracował w Akcji Katolickiej. Był wykładowcą w seminarium. W cza-sie wojny musiał chronić się w lasach niedaleko Lubartowa – w Kamionce, a potem w Laskach pod Warszawą. W stopniu porucznika służył jako kape-lan w Armii. On jeden potrafił powiedzieć – „Non possumus!”. W tych słowach było powiedziane, że nie można, nie wolno nam dalej tolerować takiego bez-prawia. Nie wolno nam godzić się na to, aby lekceważono Boże prawa i Boże zasady.

Przemoc dosięgła go, kiedy wrócił późnym wieczorem z kościoła świę-tej Anny po kazaniu. Pod koniec września, nocą, został wywieziony prze-mocą ze swojej rezydencji. Nie było żadnego sądu, nawet tego pozornego, skorumpowanego, jak to działo się u nas. Został wywieziony przez Służby Bezpieczeństwa w nieznane. Kilkanaście dni trzymano go w Rywałdzie nie-daleko Grudziądza. O tym nie wiedział. A potem był opuszczony klasztor niedaleko Olsztyna w Stoczku Warmińskim, później Prudnik – w drugiej stronie Polski, za Opolem, na Śląsku, a na końcu Komańcza w Bieszczadach.

Ksiądz Prymas nie załamał się. Mimo że grożono mu śmiercią, przyjął całe to upokorzenie ze spokojem. Nigdy nie odbył się nad nim sąd. Ponad trzy lata przebywał w więzieniu bez rozprawy. Żyją jeszcze sędziowie, którzy w tym wszystkim brali udział. Żyją prokuratorzy i nawet się tego nie wsty-dzą. Za to bezprawie otrzymują wysokie renty z pieniędzy wypracowanych przez uczciwych ludzi, także przez chłopskie dłonie. Ksiądz Prymas zostaje zwolniony, kiedy sztuczny gmach zafałszowanej ideologii zaczyna się chwiać. Władze bały się, że może dojść do walk, że stracą nie tylko posady, ale będą musieli odpowiedzieć za wszystko.

Prymas powraca z uwięzienia. Nie szuka zemsty, przeciwnie, przyczynia się do uspokojenia nastrojów. Wprowadza pokój, bo wie, że to  jest  lepsze, bardziej potrzebne dla tego narodu, który dwadzieścia lat wcześniej stracił sześć milionów swoich obywateli podczas II wojny światowej. Po tych wszyst-kich upokorzeniach nadal służył naszej Ojczyźnie. Ale radzę sięgnąć do gazet

49

Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko

z lat 60., 70., a znajdziecie wiele artykułów o zdradzieckim i przewrotnym kardynale. Ile ataków! Jakże musiał nad tym boleć ten człowiek, bez reszty oddany naszej Ojczyźnie. To nie w XI, XII wieku, czy w późniejszych latach, ale w czasach nam współczesnych.

Dopiero kiedy odszedł z tego świata, wszyscy odkryli, że wielki to był człowiek. Pamiętamy jego pogrzeb. Uczestniczyło w nim pół miliona ludzi. Poczty sztandarowe różnych instytucji i organizacji nie mogły się zmieścić na trasie pogrzebu. Ludzie w ten sposób wyrażali swoją wdzięczność. Czy do tych, którzy go prześladowali ta śmierć przemówiła? Tego nie wiemy. Ale trudno wspominać dawnych naszych męczenników i świadków wiary, a nie pamiętać o tych niemalże nam współczesnych.

Dlatego ten rok, który przeżywamy, daje nam okazję, abyśmy przy-pomnieli sobie także postać Księdza Kardynała, żebyśmy sięgnęli do  jego wypowiedzi, do  jego kazań, żebyśmy wzięli do ręki jego książki, żebyśmy sięgali chociażby po „Niedzielę”. Niemalże w każdym tygodniu jest tam arty-kuł, który przypomina nam sługę Bożego. To przypominanie nie wypływa tylko z wdzięczności, ale jest także okazją, żebyśmy uczyli się kochać wła-sną Ojczyznę, żebyśmy uczyli się rozumieć sprawy naszego narodu, żebyś- my potrafili w ten sposób przyczyniać się do tego, że w końcu powstanie nowe pokolenie, które szczerze będzie o swojej Ojczyźnie myślało. A źródłem tego wszystkiego dla Księdza Kardynała była jego wielka wiara w Jezusa Chrystusa, głęboka więź z Kościołem, nabożeństwo do Matki Najświętszej.

To właśnie od jego czasów Jasna Góra na nowo stała się „duchową sto-licą” naszej Ojczyzny. To od powtórnych ślubowań narodu polskiego piel-grzymowanie do Matki Bożej zaczęło obejmować wszystkie parafie. Kult Maryjny – odnowiony i odrodzony – przyczynił się do tego, że nie zatra-ciliśmy wrażliwości na  to, co  dobre i  prawdziwe. Potrafiliśmy się zdobyć na wielki wysiłek duchowego oczyszczenia. Brak nam jednak wytrwałości i brak tego dalszego ciągu.

Kiedy dzisiaj śpiewamy hymn ku czci świętego Stanisława, myślimy także o słudze Bożym – Prymasie Tysiąclecia. Pamiętamy o setkach i tysiącach tych, którzy nas poprzedzili. Nie chcemy zapomnieć o matkach i o ojcach, którzy tak bardzo poświęcali się, aby swoim dzieciom przekazać wiarę w Pana Boga i  miłość do  Ojczyzny. Nie chcemy zapomnieć o  kapłanach, o  nauczyciel-kach i nauczycielach, którzy mimo nacisków, potrafili jednak uczyć zgodnie

50

rok 2001

z sumieniem i z prawdą, która płynie z nauki, z historii. Nie możemy zapo-mnieć o tych setkach i tysiącach, którzy oddawali życie i cierpieli za Ojczyznę i wiarę. Dlatego może nam być przykro, że ta ofiara tak często bywa zapomi-nana, że nie wpływa na nasze obyczaje, zachowania, na nasze poczucie odpo-wiedzialności. Stąd też „Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko!” nie brzmi tak, jak powinno brzmieć, całą mocą prawdy polskich serc i polskich sumień.

Niech ci świadkowie zachęcą nas do przemyślenia wielu spraw odnoszą-cych się do naszego życia, niech wyzwolą nas z patrzenia na rzeczywistość pod kątem jakiegoś zysku, niech wyzwolą nas z egoizmu, niech te wzory zachęcą nas do szczerego i uczciwego podchodzenia tak do własnego życia, jak i do życia narodu – a wtedy przyczynimy się do tego, że w trzecim tysiąc-leciu ten wspaniały hymn „Raduj się, Matko Polsko!” na nowo stanie się nam bliski i będzie wyrażał nasze przekonania oraz stanie się orędziem prowadzą-cym nas ku lepszej przyszłości.

Amen.

51

Chrystus nie zostawia nas samychV Niedziela Wielkanocna. 65. Pielgrzymka Akademicka na Jasną Górę

Częstochowa, dn. 13 maja 2001 r.

Droga Młodzieży, Kochani Pielgrzymi!

1. „I rzekł Siedzący na tronie: «Oto czynię wszystko nowe»” (Ap 21, 5a). Nie wiemy, jak te słowa zostały przyjęte w pierwszym stuleciu po narodzi-nach Syna Bożego, gdy tylko wyszły spod pióra św. Jana. Nie było wtedy jesz-cze tej przestrzeni czasowej, która pozwalałaby na szerszą i pełniejszą ocenę rzeczywistości tego stwierdzenia.

Dzisiaj jesteśmy w  lepszej sytuacji. Wielki Jubileusz Zbawienia, który dopiero co przeżywaliśmy, ukazał nam bardzo wyraźnie, jak ono jest praw-dziwe. Widzimy bowiem, że w ciągu tych dwóch tysięcy lat wszystko, co było nowe – nowością życia, prawdy i miłości, zawdzięczamy Jezusowi Chrystusowi. On naprawdę czyni „wszystko nowe”. Dzieje się tak, ponieważ pozostawił mocny fundament, nowy także, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali...” (J 13, 34).

Zmartwychwstały Pan nie tylko dał nam nowe przykazanie. Jan Paweł II powie: „Nauczył nas również tej miłości i nam ją powierzył: «Przykazanie nowe daję wam» (J 13, 34). Oznacza to, że ten nakaz jest ciągle aktualny. Jeżeli chcemy odpowiedzieć na miłość Chrystusa, to winniśmy podejmować

52

rok 2001

go zawsze, niezależnie od czasu i miejsca. Ma to być nowa droga dla czło-wieka, nowy zasiew w relacjach ludzkich. Ta miłość czyni nas – uczniów Chrystusa – nowymi ludźmi, dziedzicami Bożych obietnic. Sprawia, że sta-jemy się dla siebie wszyscy braćmi i siostrami w Panu. Czyni z nas nowy Lud Boży, Kościół, w którym wszyscy winni miłować Chrystusa i w Nim miłować się nawzajem. Oto prawdziwa miłość, która objawia się w krzyżu Chrystusa. W stronę tego krzyża winniśmy patrzeć wszyscy, ku niemu mamy kierować nasze pragnienia i wysiłki. W nim mamy największy wzór do naśladowania” (Drohiczyn, 10 czerwca 1999 r.).

2. W podobnym duchu przemawia Ojciec Święty podczas pielgrzymki śladami św.  Pawła Apostoła. W  orędziu na  tegoroczny Światowy Dzień Młodzieży wprost odwołuje się do  świadectwa Chrystusowej miłości, któ-rej najczytelniejszym znakiem jest krzyż. Czytamy tam: „Droga Młodzieży, niech nie wydaje się Wam dziwne, że na początku trzeciego tysiąclecia papież wskazuje Wam raz jeszcze krzyż jako drogę życia i prawdziwego szczęścia. Kościół od początku wierzy i wyznaje, że tylko w krzyżu Chrystusa jest zba-wienie” (Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Młodzieży 2001 r., Watykan, 14 lutego 2001 r.).

Perspektywa dwóch tysięcy lat ukazuje nam trwałą nowość przesłania Chrystusowego, w nowych także wymiarach. Ta trwałość nie wiąże się z cza-sem, modą ani techniką, chociaż – warto to podkreślić, że również do tych dziedzin Chrystusowa nowość wnosi życie, prawdę i miłość.

Powinniśmy wszakże pamiętać, że: „Jezus nie jest Mesjaszem triumfu i siły [...]. Jest On Mesjaszem przekraczającym wszelkie schematy i wszelki rozgłos, którego nie da się zrozumieć przy pomocy logiki sukcesu i władzy, często używanych w świecie jako kryteria skuteczności własnych projektów i działań” (Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Młodzieży 2001 r., 2).

„Jezus nie jest Mesjaszem triumfu i  siły...”, dlatego wskazując nam na krzyż, który najpierw On sam wziął na swoje ramiona, pragnie Ojciec Święty ukazać nowy rodzaj radykalizmu, a jest nim „[...] radykalizm wyboru, który nie dopuszcza zwłoki i odwrotów [...]. W innych słowach Jezus domaga się odważnego wyboru Jego własnej drogi, wyboru dokonanego przede wszystkim «w  sercu», gdyż znalezienie się w  takiej czy innej sytuacji nie zależy od nas” (Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Młodzieży 2001 r., 3).

53

Chrystus nie zostawia nas samych

3. O tym, że okoliczności zewnętrzne nie zawsze zależą od nas, przekonu-jemy się coraz lepiej. O tym poucza nas współczesność. O tym też mówią jakże liczni świadkowie naszych czasów. Wśród nich zaś szczególne miejsce zajmuje sługa Boży ksiądz kardynał Stefan Wyszyński – Prymas Polski, który w swoim czasie był wiernym uczestnikiem akademickich pielgrzymek. W ciągu 80 lat swojego ziemskiego życia doświadczał niesłychanie różnorodnych uwarunko-wań, poczynając od utraty matki w dzieciństwie, poprzez młodość przeżywaną w czasie pierwszej wojny światowej, aż do bolszewickiej zawieruchy. Nie były mu obce kłopoty ze zdrowiem, należy przypomnieć, działalność konspiracyjną w czasie okupacji hitlerowskiej i mroczne lata terroryzmu komunistycznego, potwierdzone trzyletnim odosobnieniem. Wypada wreszcie dodać liczne ataki ze strony władz publicznych, środków masowej komunikacji oparte na kłam-stwach i pomówieniach, połączone z różnymi groźbami i szykanami.

Nigdy się na to nie uskarżał. On wybrał krzyż, On postawił na krzyż. I  z  nami dzieli się tym doświadczeniem. Wiedział, że  „Krzyż jest dla współczesnego świata wyrzutem sumienia, bo przypomina wywyższenie poniżonego dziś człowieczeństwa” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Kromka chleba, Warszawa 2001, s. 20). Patrząc z perspektywy krzyża na wszystko, co  się działo nawet niegodziwego – rozumiał lepiej, że „Wszystkie tęsknoty i ideały ludzkie, wszystkie programy i  rewolucje zmierzają do  jednego – aby zoba-czyć nareszcie człowieka” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Kromka chleba, s. 8). Skoro tak jest, to nie wolno nam tracić nadziei, do wyższych rzeczy człowiek został stworzony. „Bóg nie stawia granic wielkości człowieka; sam jest bez-kresny, więc i ubóstwienie człowieka prowadzi «bez kresu»” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Kromka chleba, s. 13).

4. Szanowni Profesorowie i Wykładowcy,Droga Młodzieży Akademicka!Prymas Tysiąclecia nauką i całym swoim życiem głosił godność człowie-

czeństwa, mając oparcie w Ewangelii. Ojciec Święty czyni to w wymiarze całego świata, dając dowody swojej wielkiej wrażliwości i przenikliwości.

Ze zdziwieniem i zarazem z podziwem słuchaliśmy słów, które wypo-wiedział przed tygodniem w Atenach w nawiązaniu do wypraw krzyżowych i  do  zajęcia Konstantynopola przez krzyżowców, wyrażając ból z powodu nadużyć dokonanych przez rycerstwo zachodnie. Dobrze wiemy, że nie każdy

54

rok 2001

z dowódców czy wojowników był w takiej samej mierze związany z Kościołem. Po ludzku to ujmując, jedni byli katolikami na 5%, inni na 30%, jeszcze inni na 60%, i może więcej. Wiemy, że wyprawy miały na celu obronę chrześci-jan, którym groziła eksterminacja na Bliskim Wschodzie. Celu tego nie osią-gnięto. Chrześcijanie zostali wyniszczeni. Jakoś tego niektórzy historycy nie chcą dostrzec, opowiadając się przeważnie po stronie najeźdźców.

Stolica Apostolska ani nie zleciła, ani nie zachęcała do  zajęcia Konstantynopola. Papieże bezpośrednio nie kierowali wyprawami, a wśród dowódców chrześcijańskich było wielu takich, którzy występowali przeciw Rzymowi.

Papież stara się nie pamiętać o tych ważnych szczegółach z historycznego punktu widzenia. Przeprasza za wszystkich. Dla Niego nie jest najważniej-sze, jakim kto jest katolikiem! Bierze odpowiedzialność za wszystkich, także za największych grzeszników. Taka postawa pozwala nam na nowo odkryć Kościół. Jest on wspólnotą, która zawsze pamięta o człowieku. W świecie ucieczek od odpowiedzialności, kiedy różni działacze odcinają się od  swo-ich dawniejszych liderów, wypierają się wyznawanych poglądów, nie mając odwagi przyznać się ze skruchą do  winy, Kościół Chrystusowy, Kościół dwudziestu wieków, Kościół Jana Pawła II, Kościół nowych czasów jawi się jako prawdziwa wspólnota, w której rzeczywiście każdy ochrzczony znajduje swoje miejsce, swój czas i swoją przyszłość. Potrzebne jest pragnienie nawró-cenia, dobra wola.

5. Kościół prowadzi do  zbawienia, chce doprowadzić nas do  Domu Ojca. Pan Bóg jest Ojcem życia. Tak bardzo pragnie, aby każdy dar życia przynosił jak najlepsze owoce, aby przed każdym życiem można było z sza-cunkiem i wdzięcznością przypomnieć słowa, które Stwórca wypowiedział już na początku naszych dziejów, powołując do istnienia cały świat i czło-wieka, że było to dzieło „dobre” albo nawet, jak to ma miejsce w odniesieniu do pierwszego człowieka, że „było bardzo dobre” (por. Rdz 1, 25.31).

My przybywamy na  Jasną Górę, aby to wszystko przypomnieć, aby odświeżyć nasze umysły i  serca, aby z  tej krynicy zaczerpnąć jak naj-więcej źródlanych soków, ponowić zaślubiny z  dobrem. Tutaj przecież bije serce naszego Narodu. Jest to  dla nas wszystkich mocne duchowe zaplecze. „Razem z  Wami kroczy Maryja, Matka Jezusa, pierwsza

55

Chrystus nie zostawia nas samych

uczennica, która pozostała wierna pod krzyżem, gdzie Chrystus powie-rzył Jej nas jako swoje dzieci” (Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Młodzieży 2001 r., 6).

Mamy 13 maja, dzień początku fatimskich objawień. To również data zamachu na Ojca Świętego, który miał miejsce 20 lat temu. Zbiegają się te wydarzenia w kalendarzu, na zawsze zrosły się w naszych sercach. Z jednej strony spotykamy się z wielkim dobrem, ze świadectwem miłości, a z drugiej pojawia się ciemność. Nie musimy pytać o to, kto albo co zwycięży.

Zawsze zwycięża Jezus Chrystus! Pytamy jednak o to, czy to zwycięstwo będzie także naszym udziałem? Czy potrafimy stać na straży naszej ducho-wej niezależności? Czy jesteśmy w stanie powiedzieć twarde – „Nie!” – wszel-kim uzależnieniom, każdemu fałszowi?! W domu tej naszej Matki szukamy przecież tego, co służy życiu, co sprzyja naszemu rozwojowi, co daje wzrost; chcemy więc mówić „nie” – zniewoleniu, a  jeszcze mocniej wypowiedzieć „tak” życiu i dobru.

O  tym myśli chyba każdy młody człowiek. Poszukuje też z  uwagą i wytrwałością tego, co pomaga w pełniejszym rozwoju, w kształtowaniu się osobowości, w przygotowaniu się do licznych zadań i obowiązków, do odna-lezienia tej drogi, na której będzie mógł osiągnąć cel ludzkiego życia.

Zapytano kiedyś słynnego myśliciela francuskiego – Jean Guitton, przyjaciela dwóch papieży – Pawła VI i Jana Pawła II, dlaczego u niego jest tak wiele „esprit catholique” (ducha katolickiego)? On odpowiedział: „Ponieważ tylko w Kościele katolickim znajduję połączenie, które tak bar-dzo kocham, geniuszu i  świętości” (V. Messori, Pytania o  chrześcijaństwo, Kraków 1997, s. 76).

Dzięki naukowym dociekaniom wiecie przecież, że dwadzieścia wieków istnienia Kościoła daje duże możliwości, aby móc zweryfikować to wyznanie Jean Guitton. Mówią o tym przeżycia jubileuszowe, które ukazują nam nie-słychanie wyraźnie tę przedziwną więź pomiędzy tym, co jest nowe, co staje się wciąż w  Kościele, a  czasem teraźniejszym, tym nieustannym „dzisiaj” Łaski Bożej. „Tak – mówi Ojciec Święty – Jubileusz pozwolił nam odczuć, że dwa tysiące lat historii nie umniejszyły bynajmniej świeżości owego «dzi-siaj», w  którym aniołowie przynieśli pasterzom wspaniałą wieść o  naro-dzinach Jezusa [...]. Minęły dwa tysiące lat, ale dla człowieka grzesznego,

56

rok 2001

potrzebującego miłosierdzia – a któż nim nie jest? – wciąż źródłem pokrzepie-nia jest owo «dzisiaj» zbawienia, które na Krzyżu otworzyło bramy Królestwa Bożego dobremu łotrowi: «Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju»” (Łk 23, 43) (Novo Millennio Ineunte, 4).

I to zjednoczenie tego, co „nowe” z „dzisiaj” – w Jezusie Chrystusie uła-twia i umożliwia połączenie geniuszu ze świętością. Oderwanie się geniu-szu od świętości stało się źródłem jakże straszliwych cierpień milionów ludzi, o czym wystarczająco mówi XX wiek. Lata konfliktów etnicznych i politycz-nych, gospodarczych i społecznych; co więcej – lata konfliktów rozdzierają-cych rodziny i wreszcie sumienia tak wielu ludzi, są dla nas mocnym ostrze-żeniem. Nie powinno być powrotu do ideologii i metod postępowania, które przyniosły tak wiele nieszczęść. Nie ma powrotu do  zła! Ani dzisiaj, ani jutro! – zwłaszcza że „jutro” jest tylko przedłużeniem „dzisiaj”. Potwierdza to doświadczenie akademickiego środowiska, gdzie właściwie „dzisiaj” jako takie nie ma racji bytu. Uczymy się bowiem, aby coś tworzyć, aby czymś służyć, aby w sposób wolny i twórczy kontynuować dzieło Stworzenia, aby pomnażać dziedzictwo prawdy i dobra!

Akademickie „jutro” będzie takie, jakie jest „dzisiaj”, tylko nieco dalej w  czasie. I  to  nasze „dzisiaj” niech jaśnieje dobrą wolą i  nawet uporem w poszukiwaniu prawdy, w czynieniu dobra!

7. Droga Młodzieży! Tegorocznej Pielgrzymce na  Jasną Górę, pierw-szej w trzecim tysiącleciu, towarzyszą słowa Piotra naszych czasów, wypo-wiedziane wieczorem 19 sierpnia, minionego lata, jakby w wigilię nowego milenium, w oczekiwaniu na jaśniejszy brzask: „Drodzy Przyjaciele! Widzę w Was «stróżów poranka» (por. Iz 21, 11-12) czuwających o świcie trzeciego tysiąclecia” („L’Osservatore Romano”, wydanie polskie, nr 10/(2000), s. 21).

Ten świt już nadszedł, więc nie lękajcie się „wypłynąć na głębię” (Łk 5, 4), głębię ludzkiej godności i wolności; głębię waszych studiów i poszukiwań, głębię waszego powołania i  rozwoju. Odwagi niech dodają nam świad-kowie Chrystusa, którzy potrafili łączyć geniusz ze świętością. Odwagi dodaje to  Jasnogórskie Sanktuarium, wspaniały skarbiec wiary, ducha i mądrości.

Chrystus nie zostawia nas samych. On nas ubogaca w  nową energię, potrzebną na dzisiaj, na nowe próby. Jezus Chrystus ten sam, za którym

57

Chrystus nie zostawia nas samych

poszli św. Piotr i św. Paweł, za którym szły i idą miliony ludzi zakorzenionych w miłości i nadziei ludzi – dzięki których wierze, to co naukowe jest jedno-cześnie prawdziwe, a to co nowe – jest dobre!

Amen!

58

„Nowych ludzi plemię”Uroczystość Trójcy Świętej

Druga rocznica pobytu Ojca Świętego w Drohiczynie Drohiczyn, dn. 10 czerwca 2001 r.

Drodzy Diecezjanie!

1. Z pewnym żalem mówił Pan Jezus do apostołów, odchodząc z tego świata: „Jeszcze wiele mam wam do  powiedzenia, [...]”. Ale zaraz śpieszy z  pocieszeniem: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy” (J 16, 12-13).

Co  za  wspaniała perspektywa otworzyła się wtedy przed apostołami i każdym ludzkim umysłem. Chrystus nie robi żadnych zastrzeżeń. Ta per-spektywa nie wiąże się z naszym wykształceniem. Każdy człowiek od dnia Zesłania Ducha Świętego może stać się odbiorcą „całej Prawdy”. Rzadko zatrzymujemy się na dłużej przy tych słowach, a przecież w tym wypadku chodzi nie o jakąś „prawdę cząstkową”, związaną z wiekiem, doświadczeniem czy nauką. Sprawa dotyczy „całej Prawdy”, niezbędnej człowiekowi, aby mógł czuć się na ziemi rzeczywistym obywatelem, zorientowanym w swoim dzisiaj, umiejącym ocenić wczoraj i dokonać wyboru jutra!

Wielkie są to dary, a zawdzięczamy je zatroskaniu Syna Bożego o ludzi. Dla św. Pawła jest to  oczywiste: „Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy

59

„Nowych ludzi plemię”

i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rz 5, 1). Jeśli więc trwamy w tej łasce, stajemy się też uczestnikami „całej Prawdy”.

2. Znaczenie i potrzeba trwania w łasce, wysłużonej nam przez Jezusa Chrystusa – w sposób wyjątkowy ukazały się podczas przeżywania Wielkiego Jubileuszu Zbawienia. Tak widzi to  Ojciec Święty: „Gdybyśmy [...] mieli wyrazić najzwięźlej samą istotę wielkiego dziedzictwa Jubileuszu, nie wahał-bym się stwierdzić, że  jest nią kontemplacja oblicza Chrystusa; Chrystusa, którego postrzegamy jako postać historyczną i jako Tajemnicę, i którego wie-loraką obecność przeżywamy w Kościele i w świecie, wyznając, że jest sensem historii i światłem na naszej drodze” (Novo Millennio Ineunte, 15).

Chrystus jest naszą całą Prawdą. Podążając zatem za  myślą papieża: „Teraz, winniśmy spojrzeć w przyszłość, «wypłynąć na głębię», ufając słowu Chrystusa: Duc in altum! To, czego dokonaliśmy w  minionym roku nie upoważnia nas bynajmniej do  jakiegoś zwyczajnego zadowolenia, ani tym bardziej nie pozwala nam zaniechać dalszych działań. Przeciwnie, dotych-czasowe doświadczenia powinny wzbudzać nowe energie, nakłaniając nas, byśmy wyrazili entuzjazm w konkretnych przedsięwzięciach” (Novo Millennio Ineunte, 15).

Takich przedsięwzięć, które czekają na  nasze włączenie się, jest wiele. Niektóre z  nich wiążą się z  nowym tysiącleciem, z  przyszłością Podlasia i z zadaniami naszej prawie dziesięcioletniej diecezji.

3. Przed 35 laty, kiedy świętowaliśmy Milenium Chrztu Polski, ówcze-sny Prymas Polski mówił: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość” (cyt. za: „Nasz Dziennik”, 26-27.05.2001, s. 5). Wynika to z głębokiego przekona-nia księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, że „nie wolno w nowe życie wchodzić ze starymi nałogami. Najwspanialsze programy zostaną znisz-czone i nie wydadzą owocu, jeżeli człowiek będzie [...] ze starymi nałogami i złymi skłonnościami, z językiem wrogim, ze spojrzeniem dzikim, z mową nieopanowaną. To wszystko trzeba zostawić na progu drugiego tysiąclecia Chrztu Polski i nie wchodzić z tym w przyszłość. Musi powstać «nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano». Nawet kiepski ustrój, jeżeli będzie

60

rok 2001

wspierany przez miłość Boga i ludzi, stanie się pokojem i sprawiedliwością. Nic nie pomoże ustrój najwspanialej pomyślany, jeżeli będą go wykonywać ludzie o starych nałogach i złych skłonnościach. Stąd praca Kościoła Bożego w  Ojczyźnie naszej zmierza do  tego, abyśmy wchodzili w  nowe tysiącle-cie w nowym stylu chrześcijańskim [...]” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 202).

Dzisiaj, po dwudziestu latach od  śmierci Prymasa Tysiąclecia, jeszcze lepiej widzimy, jak prorocze są te słowa. Nasze liczne próby, takie czy inne doświadczenia, związane z  życiem publicznym, z wyjątkową wyrazistością ukazują prawdziwość tamtych przewidywań.

Czas już przestać łudzić się, że przyjdzie ktoś i to wszystko za nas zrobi! Czas także przestać wyobrażać sobie, że jest to praca jednorazowa, a raz doko-nana – wystarczy na zawsze. Są to wyzwania, wobec których staje i będzie stawało każde pokolenie Polaków. Dlatego nie bójmy się podejmowania takich działań, które mogą przez dłuższy czas towarzyszyć naszej przyszłości i pomagać w ożywianiu inicjatyw.

4. Innego wniosku zresztą nie można wyciągnąć ani z nauczania księ-dza kardynała Stefana Wyszyńskiego, ani z dziedzictwa duchowego Ojca Świętego. To  właśnie dlatego w  liście pasterskim, odczytanym na  tere-nie naszej Diecezji w  minioną niedzielę, w  uroczystość Zesłania Ducha Świętego, a  nawiązującym do  10-lecia istnienia Diecezji i  rocznicy spo-tkania z Janem Pawłem II, została zawarta propozycja ogłoszenia dnia 10 czerwca swoistym świętem Diecezji i Podlasia. Jest wiele przesłanek, które skłaniają nas, aby nadać trwały charakter tego rodzaju propozycji. Mamy bowiem nadzieję, że „Podlaski Dzień Diecezjalny (…) ubogaci nasz sposób przeżywania świąt narodowych. Nie będzie on dniem wolnym od pracy, tym lepiej, chociaż może to  powodować pewne trudności, wymagać dodatkowego wysiłku, ale motyw jest jasny, a cel wydaje się bardzo bliski i wszystkim drogi (…).

Nie rezygnujemy z corocznego modlitewnego spotkania w Drohiczynie, dlatego już na stałe zapraszam przedstawicieli wszystkich parafii, samorzą-dów, władz powiatowych i wojewódzkich, parlamentu organizacji młodzie-żowych i  kombatanckich, straży pożarnych i  policji – do  stolicy diecezji, zawsze na godzinę 18.00” (List pasterski, Drohiczyn, 3 czerwca 2001 r., [w:]

61

„Nowych ludzi plemię”

ks. bp A. P. Dydycz, Wy jesteście moim Listem. Listy Pasterskie 1994-2000, Drohiczyn 2010, s. 337).

Obok, albo raczej wespół z tą ideą, pragnę zachęcić do owocnego prze-żywania tego dnia indywidualnie i we wspólnocie, we wszystkich rodzinach, w miastach i wioskach, w instytucjach i zakładach pracy. Inaczej bowiem nauczanie Ojca Świętego nie będzie miało dostępu do naszego życia, do róż-nych jego przejawów i płaszczyzn, a bez tego nie ma mowy o przemianie, odnowie i odrodzeniu. Przecież tego najbardziej potrzebujemy, na tym nam niesłychanie zależy.

5. Ukochani Bracia i  Siostry! Dzisiejsze pierwsze czytanie przypomina nam o pochodzeniu Mądrości. Boży jest jej rodowód i dlatego: „Gdy (Stwórca) niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił funda-menty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, [...] znajdując radość przy synach ludzkich” (Prz 8, 27-31).

Ta sama Mądrość może być obecna w  naszym życiu, w  wychowaniu dzieci i  młodzieży, w  pracach ustawodawczych i  w  decyzjach na  każdym szczeblu władzy. Jest ona nadal „mistrzynią” we wszystkim, co odnosi się do naszego ziemskiego życia. Do Niej więc powracajmy. I gdyby nasze świę-towanie rocznicy pobytu Ojca Świętego wśród nas nie było w stanie nic wię-cej nam przypomnieć, jak tylko potrzebę Mądrości, to chyba trudno byłoby znaleźć bardziej zasadny cel.

Dzisiaj obchodzimy uroczystość Trójcy Świętej. W to Imię każdy z nas został we chrzcie św. włączony i włącza się w zbawcze działanie Chrystusa; w to Imię przez wiele wieków podejmowano najważniejsze decyzje.

W  imię Trójcy Przenajświętszej przeżywajmy więc każdego roku nasz Podlaski Dzień Diecezjalny, abyśmy wciąż pamiętali, że „ma to być nowa droga dla człowieka, nowy zasiew w  relacjach ludzkich” (Jan Paweł II, Drohiczyn, 10 czerwca 1999 r.).

Na  drogę nie brakuje nam przestrzeni, czas już najwyższy na  zasiew. Znakiem krzyża podejmujmy jedno i drugie wezwanie: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!”.

Amen.

62

„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”(1 Krl 8, 15)

Uroczystości dziękczynienia za dziesięć lat obecności Braci Mniejszych Kapucynów w Olsztynie

Olsztyn, dn. 11 czerwca 2001 r.

Czcigodny Ojcze Gwardianie, wraz z całą Wspólnotą Braci Mniejszych Kapucynów! Ukochani Bracia i Siostry!

1. Chrystusowe Kazanie na Górze ukazuje nam wizję nowego człowieka, który podejmując zaproszenie Syna Bożego, stara się wcielać w życie wszystkie Jego zalecenia. Dzięki temu człowiek staje się błogosławionym, czyli szczęśli-wym, gdyż osiąga cel swego życia.

Kazanie zwraca uwagę na dwa etapy: pierwszy dotyczy czasu próby i zma-gań, drugi natomiast mówi o radości, gdyż cel został osiągnięty. Dzisiejsza uroczystość ma swoje korzenie w tym drugim etapie. Cieszymy się bowiem, że tu, w Olsztynie, mamy coś z Porcjunkuli i całego franciszkowego Asyżu, że jest także wiele z naszej historii mającej swój początek w wileńskiej Ostrej Bramie.

I  dlatego z  głębi naszych serc powtarzamy za  Psalmistą: „Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry, szczęśliwy człowiek, który znajduje w nim ucieczkę” (Ps 34 [33], 9). Nic więc dziwnego, że  „Będę błogosławił Pana

63

„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”

po wieczne czasy. Jego chwała będzie zawsze na moich ustach. Dusza moja chlubi się Panem, niech słyszą to pokorni i niech się weselą” (Ps 34 [33], 2-3).

2. Zanim jednak nadszedł dzisiejszy dzień, w ciągu tych dziesięciu lat trzeba było doświadczać ubóstwa, trzeba było czasami płakać, wyciszać się, szukać sprawiedliwości, być miłosiernym i czystym w sercu, pamiętać o spo-koju, znosić prześladowania, urągania i kłamstwa, czyli przeżywać to, o czym mówi Osiem Błogosławieństw.

Więcej mógłby powiedzieć o  tym o. Andrzej Chludziński albo o. Mieczysław Wasyk, którzy doświadczyli tu na początku niepowodzeń, kiedy nie oszczędzono nawet pierwszej kaplicy – namiotu. Dla nich również to nasze dziękczynienie jest uczestnictwem w zaproszeniu Chrystusa, który w  jakże piękny sposób podsumował pierwszą część Kazania na Górze: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda jest wielka w niebie” (Mt 5, 12).

W tej radości uczestniczy obecny gwardian i proboszcz – o. Apoloniusz Leśniewski wraz z  całą wspólnotą. Są tu  obecni jako ci, którym przyszło kończyć to Boże dzieło. Ale w tej radości macie swój udział także Wy, dro-dzy Bracia i  Siostry, mieszkańcy Olsztyna (wraz z ks. kanonikiem Janem Usiądkiem), którzy zawierzyliście decyzji swego Pasterza ks. abp. Edmunda Piszcza i włączyliście się w nową parafię całym sercem i z wielką ofiarnością. To Wasze wspólne świętowanie jest tym radośniejsze i pełniejsze.

3. Czas dziękczynienia za  zbudowanie i  poświęcenie nowego ośrodka parafialnego tu, w  Olsztynie, napawa nasze serca szczerą wdzięcznością względem naszego najlepszego Ojca, który jest w niebie, a który pamięta o każdej i każdym z nas, o wszystkich pokoleniach i narodach. Wielu z was doświadczyło tego, opuszczając swoje ojcowizny i przenosząc się w zupełnie nieznane dotąd strony.

To zatroskanie Pana Boga o teraźniejszość i przyszłość każdego ludzkiego środowiska ukazuje Stary Testament na  przykładzie Narodu Wybranego. Jednym z  przejawów tej szczególnej opieki było powoływanie mądrych władców, wśród których Dawid i Salomon zasługują na wyjątkową uwagę. To właśnie z ich panowaniem łączy się historia budowy przepięknej świątyni jerozolimskiej. Czytamy o tym w Drugiej Księdze Samuela: „Gdy król zamiesz-kał w swoim domu, a Pan poskromił wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł

64

rok 2001

król do proroka Natana: „Spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie” (2 Sm 7, 1-2).

Zrozumiałe były wyrzuty sumienia króla Dawida. Budowa tego kościoła ma bardzo podobny początek. Różni się tylko tym, że tam jedynie król oka-zał pewną wrażliwość i  zawstydzenie, a w  tym wypadku to właśnie Wy, mieszkańcy tej okolicy, spostrzegliście, że Chrystus Pan w ogóle nie ma dla siebie domu, a potem, że nie można ograniczyć się do namiotu albo nieco większej kaplicy.

I dlatego macie w pełni prawo, aby razem z Salomonem, który zbudo-wał piękną świątynię, uwielbiać Stwórcę słowami: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, który to, co  zapowiedział swymi ustami memu ojcu Dawidowi, to  też ręką wypełnił [...]. Dawid zaś mój ojciec powziął zamiar zbudowa-nia domu dla Imienia Pana, Boga Izraela. Wówczas Pan rzekł memu ojcu Dawidowi: «Dobrze postąpiłeś, że powziąłeś zamiar zbudowania domu dla mego Imienia, bo wypłynęło to z twego serca [...]». Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał [...]” (1 Krl 8, 15.17.20).

4. My, zgromadzeni dzisiaj na modlitwie w tej świątyni, także wyzna-jemy z wiarą i  pokorą, że  „wypełnił Pan właśnie to, co  obiecał”. Chcemy w tym momencie jeszcze raz przywołać Metropolitę Warmińskiego, który powołał do istnienia ten ośrodek duszpasterski i powierzył go Zakonowi Braci Mniejszych Kapucynów, pierwszego proboszcza – o. Andrzeja i Jego współ-pracowników, radę parafialną, komitet budowy, wszystkich jakże licznych darczyńców, projektantów i wykonawców, wśród których wypada podkreślić udział licznych wolontariuszy, rekrutujących się spośród Was.

Niech dobry Bóg wynagrodzi każdemu według jego wkładu. Zawsze jednak pamiętajmy, że z budową sakralną jest inaczej aniżeli z postawieniem jakiegokolwiek innego obiektu. Przy powstawaniu świątyni pierwszym i naj-ważniejszym Budowniczym zawsze jest sam Pan Bóg. To dlatego tak wiele budowli kościelnych powstaje w czasach trudnych, jak te, w których żyjemy, w okresie gospodarczych kryzysów. Przykład jerozolimskiej świątyni jest tego najlepszym potwierdzeniem.

Pełni wdzięczności radujemy się w  Panu i  powtarzamy za  Psalmistą: „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: «Pójdziemy do domu Pańskiego!»” (Ps 122 [121], 1). Jesteśmy w nowym domu i w nim się modlimy.

65

„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”

A tę naszą radość i wesele możemy także przemienić w modlitwę wsta-wienniczą: „Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o  dobro dla ciebie” (Ps 122 [121], 9). Za Księgą Nehemiasza staramy się powtarzać: „Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu waszemu. Nie bądź-cie smutni i nie płaczcie” (Ne 8, 9). Bliskie są nam słowa św. Pawła z dzi-siejszego pierwszego czytania: „Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy. Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1, 3-4).

5. Apostoł Narodów przypomina nam jeszcze jedną tajemnicę, o której nie możemy zapomnieć w tej świątyni. Mówi nam o Bożym Miłosierdziu. Matka Boża Ostrobramska, Patronka tego miejsca, coraz częściej jest czczona jako Matka Miłosierdzia. Miłosierdzie Boże jest jednym z najwspanialszych przymiotów Boga. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa stanowi jakby kul-minacyjny punkt objawiania miłosierdzia, dzięki któremu przed każdym z nas, choć jesteśmy grzesznikami, otwierają się drogi do szczęścia wiecznego. Miłosierdzie Boże jest tym rodzajem miłości, która nie odrzuca człowieka z powodu jego grzechów. W Ewangelii św. Jana czytamy, iż „tak Bóg umiło-wał świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wie-rzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16-17).

Przyjście na świat Syna Bożego w pewnej mierze zawdzięczamy Matce Najświętszej, to  dzięki temu ma Ona szczególny udział w  tajemnicy Miłosierdzia Bożego, a jako Matka Syna Bożego jest też Matką Miłosierną!

Sądzę, że  ta wspaniała prawda stanie się nam bliższa, kiedy uświado-mimy sobie, że  obecność w  tym miejscu Synów św. Franciszka przypo-mina nam jedno z  pierwszych źródeł, w  którym ludzie mogli korzystać z Miłosierdzia Bożego. Tym źródłem – na prośbę Biedaczyny z Asyżu – stała się Porcjunkula, kościółek Matki Bożej Anielskiej, gdzie każdy, kto pragnie nawrócenia, może uzyskać dar odpustu zupełnego. Dar ten został „przyswo-jony” przez cały Kościół powszechny, a jego zbawienne skutki dały o sobie znać szczególnie w czasie Wielkiego Jubileuszu.

66

rok 2001

6. Czcigodny Ojcze Gwardianie, Drodzy Współbracia w św. Franciszku! Jest to Wasz dzień. To przede wszystkim Wy z radością śpiewacie:

„Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy! [...] Błogosławimy wam z domu Pańskiego” (Ps 118 [117], 24-26).Błogosławcie więc tutaj zebranym, ich rodzinom, dzieciom i młodzieży,

zdrowym i chorym, nie zapominajcie o biednych i bezrobotnych! Błogosławcie miastu i  całej Warmii, ponieważ wszyscy razem za  królem Salomonem możemy przypominać się Stwórcy, wyznając: „Wszak Twoim ludem i twoim dziedzictwem jesteśmy” (1 Krl 8, 51).

Ta świątynia jest wspólnym domem tych, którzy szukają Boga. To w niej spełniają się oczekiwania i  nadzieje tylu poprzedników u  progu trzeciego tysiąclecia.

Niech ten kościół będzie szczególną krynicą łaski, aby Boże Miłosierdzie było coraz bliższe nam wszystkim, a Matka Boża Ostrobramska, której nie zabrakło miłości do Syna, gdy trzeba było trwać pod krzyżem, która prze-bywała razem z apostołami, gdy czuli się osamotnieni – niech będzie zawsze z tymi wszystkimi, którzy kiedykolwiek wejdą do tej świątyni. Ona – Matka Miłosierdzia w domu Bożego Miłosierdzia.

Amen.

67

Ten dzień jest Waszą nadzieją i odwagą, jest Waszą radością i ukochaniem!

Święcenia kapłańskie Siemiatycze, dn. 16 czerwca 2001 r.

Kochani Bracia!

1. Ten dzień należy do Was. Jest Waszą Galileą wędrowania z Jezusem, jest Wieczernikiem Wielkiego Czwartku, jest Ogrójcem i  Porankiem Zmartwychwstania, jest pamiątką spotkań z Chrystusem i Zesłania Ducha Świętego, jest Waszą nadzieją i  odwagą, jest wreszcie Waszą radością i ukochaniem!

„Na mocy sakramentu święceń – mówi Katechizm Kościoła Katolickiego – prezbiterzy uczestniczą w powszechnym posłaniu powierzonym Apostołom przez Chrystusa. Duchowy dar, jaki otrzymali przez święcenia, przygotowuje ich [was] nie do jakiegoś ograniczonego i zacieśnionego posłania, ale «do naj-szerszej i powszechnej misji zbawienia „aż po krańce ziemi”» (Presbyterorum ordinis, 10), «z sercem gotowym do głoszenia wszędzie Ewangelii» (Optatam totius, 20)” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1565).

Katechizm ukazuje Wam przestrzeń duchową oddziaływania kapłań-skiego i jego specyfikę. „«Swój zaś święty urząd sprawują przede wszystkim w kulcie czy uczcie eucharystycznej, w której działając w zastępstwie (in persona) Chrystusa i głosząc Jego tajemnicę, łączą modlitwy wiernych z ofiarą Tego,

68

rok 2001

który jest ich Głową, i uobecniają we Mszy św., aż do przyjścia Pańskiego, jedyną świętą ofiarę Nowego Testamentu, mianowicie Chrystusa, ofiarują-cego się raz jeden Ojcu na ofiarę niepokalaną» (Lumen gentium, 28). Z tej jedy-nej ofiary czerpie swoją moc cała ich posługa kapłańska (Presbyterorum ordinis, 2)” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1566).

2. W  pełnieniu kapłańskiej posługi, Drodzy Neoprezbiterzy, łączy Was szczególna więź ze mną i każdym biskupem. „Prezbiterzy są zjedno-czeni z biskupami w godności kapłańskiej, a  równocześnie zależą od nich w wykonywaniu swoich funkcji duszpasterskich; są powołani, by być roz-tropnymi współpracownikami biskupów. Tworzą oni wokół swojego biskupa prezbiterium, które wraz z nim jest odpowiedzialne za Kościół partykularny. Otrzymują od biskupa misję kierowania wspólnotą parafialną lub określoną funkcję kościelną” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1595).

Święty Paweł był świadom tego wszystkiego. Dowody tego znajdujemy w  jego listach. Do  św. Tymoteusza pisze: „Przypominam ci, abyś rozpalił na  nowo charyzmat Boży, który jest w  tobie przez nałożenie moich rąk” (2 Tm 1, 6). W tym samym duchu kieruje swoje uwagi do św. Tytusa: „W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustano-wił w każdym mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem” (Tt 1, 5).

Ojciec Święty, nawiązując do osoby św. Pawła, a także św. Piotra, pod-kreśla postawę wdzięczności. „Drodzy kapłani – pisze w tegorocznym Liście na Wielki Czwartek – świadectwa Piotra i Pawła zawierają cenne wskazania dla nas. Zachęcają nas, byśmy przeżywali dar posługi kapłańskiej w postawie bezgranicznej wdzięczności: my sami na nic nie zasłużyliśmy, wszystko jest łaską!” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001 r., 10).

Zawsze musi być w nas żywa pamięć o słowach Syna Bożego: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15, 16).

3. Wdzięczni jesteśmy za to naszemu Panu i Zbawcy. Chrystus nas nie tylko wybrał, On też „przez pełniącego posługę święceń działa i zbawia [...]”, niegodność kapłana nie jest przeszkodą dla działania Chrystusa. Mówi o tym z mocą św. Augustyn: «Kto zaś jest sługą pysznym, należy do diabła, jed-nak daru Chrystusa nie plami. Co przez niego spływa, jest czyste, co przez niego przechodzi, jest jasne, dostaje się na żyzną glebę. [...]. Duchowa moc

69

Ten dzień jest Waszą nadzieją i odwagą, jest Waszą radością i ukochaniem

sakramentu jest jakby światłością. Ci, którzy mają być oświeceni, przyjmują ją czystą, a jeśli nawet przechodzi przez nieczystych, nie ulega splamieniu» (św. Augustyn, In evangelium Johannis tractatus, 5, 15)” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1584).

Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam to  nauczanie św. Augustyna, aby z  jednej strony umocnić ufność w sercach wszystkich wierzących, kiedy spotykają się ze słabością kapłanów, a z drugiej chce przy-pomnieć wszystkim nam, kapłanom, jak bardzo powinniśmy być czujni. Duch pokory i świadomość służby dopomagają każdemu z nas w dochowa-niu wierności Chrystusowi. Nie może być w kapłańskim myśleniu miejsca na takie rzeczy, jak kariera, majątek czy panowanie.

Niech w Waszej świadomości na zawsze – jako coś najbardziej trwałego – pozostanie wyznanie Jezusa Chrystusa: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45).

4. Pamiętał o tym sługa Boży – ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Oto fragment Jego kazania, wygłoszonego podczas święceń kapłańskich: „W dniu 14 kwietnia Roku Milenijnego 1966, w Bazylice Prymasowskiej świętego Wojciecha, na  legendarnym i  historycznym Wzgórzu Lecha, na  którym od tysiąca lat oddawana jest cześć Bogu, na grobach naszych Poprzedników postanowiliśmy włączyć was do  szeregów Kapłaństwa Chrystusowego. Pragniemy wysłać was stąd dzisiaj, abyście niosąc światło Ewangelii, mocni nadzieją Krzyża, szli i przepowiadali wszelkiemu stworzeniu Dobrą Nowinę – Ewangelię miłości i pokoju. Pragniemy gorąco, aby ten wielki dzień uczczony był radosną ofiarą z waszego życia, która jest bardziej zaszczytem aniżeli cier-pieniem, bardziej wyróżnieniem aniżeli poniżeniem. Jest ona wzięta z jedynej i niekończącej się Ofiary Pana naszego Jezusa Chrystusa, złożonej w krwawy sposób na Krzyżu, a powtarzanej przez was w sposób niekrwawy w waszym osobistym życiu i służbie kapłańskiej. [...].

Za chwilę wyjdziecie z tej świątyni w świat. Pójdziecie do owiec, do któ-rych was poślemy, z  wielką ufnością w  moc Bożą, pod opieką Królowej Apostołów. Pójdziecie do ludu, który trzeba miłować i który zasługuje na to, aby był miłowany. Pójdziecie do wszystkich i nikomu nie odmówicie waszej miłości, bo Bóg miłuje wszystkich, złych i dobrych, na wszystkich spusz-cza swoje promienie słoneczne i nikomu nie odmawia swojego serca. Patrzcie

70

rok 2001

na wszystkich ludzi bez wyjątku, na waszych przyjaciół czy też nieprzyjaciół, jako na tych, którym Bóg nie odmawia miłości. Również i wy, Jego wysłan-nicy, nikomu nie będziecie odmawiać Bożej miłości. Tego wam, najmilsi moi Synowie, czynić nie wolno!” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 193).

5. Kochani Neoprezbiterzy: Pawle, Marcinie, Zenonie, Krzysztofie, Grzegorzu, Wojciechu, Ireneuszu Stanisławie, Marku, Andrzeju, Stanisławie, Pawle i Rafale – za  chwilę w Was, w Waszych sercach, umysłach i woli, w Waszych osobach spełni się dar kapłaństwa, który otrzymacie za moją posługą. Nie jest to dla mnie jakaś zwyczajna czynność biskupia. Jest to także przywołanie mojego kapłaństwa. Jest to coś, czym pragnę się dzielić, sięgając do mego serca, umysłu, woli, do mojej świadomości i sumienia.

Kapłaństwo jest bowiem jedno, to Chrystusowe, a my wszyscy w nim na różny sposób uczestniczymy. Niech to uczestnictwo będzie jak najpełniej-sze z naszej strony. Tego Wam życzę i o to się modlę.

Pamiętajcie, że w tym Waszym kapłaństwie uczestniczą Wasi rodzice – matka i ojciec, Wasze siostry i bracia, krewni i przyjaciele, kapłani, katecheci i nauczyciele; ksiądz rektor, spowiednicy, profesorowie i wychowawcy, siostry zakonne. W tym Waszym kapłaństwie mają udział ci, którzy nas poprze-dzili w drodze do wieczności, jak bł. Honorat Koźmiński, bł. Antoni Beszta-Borowski i inni.

Niech ta pamięć dodaje Wam sił, abyście z radością i entuzjazmem podej-mowali każde zaproszenie wiernych, abyście nie lękali się przez kapłaństwo i dzięki kapłaństwu uwalniać tej miłości – dla której Chrystus oddał życie na krzyżu.

Niech w Waszym posługiwaniu nie zdarzy się nic, co by dawało pod-stawy do niepokoju, jaki wyraził Prymas Tysiąclecia. Wierzę Wam mocno: Wy nie tylko – że nie będziecie odmawiać miłości, Wy z tą miłością będzie-cie wychodzić naprzeciw całemu trzeciemu tysiącleciu!

Amen.

71

Święte są te nasze lasy(2 Kor 5, 14-21; Mt 5, 33-37)

Obchody Regionalnych Dni Lasu i 50-lecia SITLiD na BiałostocczyźnieRudka, dn. 16 czerwca 2001 r.

Drodzy Pracownicy Lasów, Kochani Goście i tutejsi Parafianie!

1. Wśród wielu ludzkich cech osobowości na  jednej zależy nam szcze-gólnie – tą cechą jest prawdomówność. Otóż, słyszeliśmy przed chwilą słowa Pana Jezusa: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37).

Jak bardzo chcielibyśmy spotykać się tylko z takimi ludźmi, którzy sta-rają się dochować wierności temu nauczaniu Syna Bożego! Wszędzie liczy się prawdomówność, ale jej pełniejszy wyraz uświadamiamy sobie dopiero w kontakcie z przyrodą, gdy zagłębiamy się w las, kiedy drzewa i krzewy, ustępujące nam drogi, całym swoim wyglądem głoszą chwałę Tego, który jest samą Prawdą.

To  wszystko od  Boga pochodzi. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina: „Nie istnieje nic, co nie zawdzięczałoby swego istnienia Bogu Stwórcy” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 338). Co więcej, „każde stworzenie posiada swoją własną dobroć i doskonałość. O każdym z dzieł «sześciu dni» jest powiedziane: «A widział Bóg, że było dobre». «Wszystkie rzeczy bowiem z samego faktu, że są stworzone, mają własną trwałość, prawdziwość, dobroć

72

rok 2001

i  równocześnie własne prawa i porządek» (Gaudium et spes, 36)” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 339).

Wśród tego wszystkiego, co  pochodzi od  Stwórcy, dostrzegamy prze-dziwną harmonię. „Współzależność stworzeń jest chciana przez Boga. Słońce i księżyc, cedr i mały kwiatek, orzeł i wróbel: niezmierna rozmaitość i róż-norodność stworzeń oznacza, że żadne z nich nie wystarcza sobie samemu. Istnieją one tylko we wzajemnej zależności od siebie, by uzupełniać się, służąc jedne drugim” (Katechizm Kościoła Katolickiego, 340).

2. Ludzie czasami zapominają o tej rzeczywistości współistnienia i żyją tak, jakby niczego i nikogo nie było obok nich. A tymczasem żaden czło-wiek i żadne inne stworzenie nie wystarczą sobie samemu. W lesie czujemy to wyraźnie, poczynając od gleby, poprzez mchy, porosty i  grzyby, trawy i kwiaty, a następnie krzewy i drzewa. Nie możemy też zapomnieć o robac-twie i płazach, mrówkach i komarach, zwierzętach i ptakach. To wszystko razem składa się na całość lasu, jakże bogatą, jakże zharmonizowaną i poucza-jącą. Nikt z nas nie powinien o tym zapominać, zwłaszcza że większym czy mniejszym zespołom leśnym towarzyszy wyjątkowe piękno.

Wszędzie przyroda jest urocza, ale ta nasza, swojska, podlaska – jest najwspanialsza. Miłości do niej i  szacunku względem niej uczy nas Ojciec Święty Jan Paweł II: „Kiedy wędruję poprzez polską ziemię, od Bałtyku, przez Wielkopolskę, Mazowsze, Warmię i Mazury, kolejne ziemie wschodnie od białostockiej aż do zamojskiej, i kontempluję piękno tej ojczystej ziemi, uprzytamniam sobie ten szczególny wymiar zbawczej misji Syna Bożego. Tutaj z wyjątkową mocą zdaje się przemawiać błękit nieba, zieleń lasów i pól, srebro jezior i rzek. Tutaj śpiew ptaków brzmi szczególnie znajomo, po pol-sku” (Zamość, 12 czerwca 1999). A przybywając do Drohiczyna, nie zapo-mniał nas pozdrowić, jakże serdecznymi słowami: „Witaj, ziemio podlaska. Ziemio ubogacona pięknem przyrody, a przede wszystkim uświęcona wier-nością tego ludu, który w czasie swej historii był niejednokrotnie doświad-czany i musiał zmagać się z ogromnymi i różnorodnymi przeciwnościami” (Drohiczyn, 10 czerwca 1999).

3. Mówiąc o doświadczeniach i  zmaganiach naszych ojców i dziadów, Jan Paweł II poruszył niesłychanie ważną sprawę. Historia Polski w ciągu

73

Święte są te nasze lasy

ostatnich dwustu lat wiele razy zmuszała do tego, aby nasze lasy stawały się wioskami i miastami, bo w nich znajdowały schronienie całe rodziny, różne grupy społeczne. Trzeba było w jakiś sposób ratować życie i mienie. Nasze puszcze i  lasy zamieniały się również w koszary i  szkoły, ochronki i  szpi-tale. One były siedzibą parlamentu i rządu, zawsze otwarte, a jednocześnie szczelne przed oczami wroga. Niestety, musimy też przypomnieć i tę bolesną prawdę, że w naszych borach znajduje się wiele cmentarzy. Podściółka leśna wraz z glebą przesiąknięte są polską krwią, krwią męczenników za wiarę i Polskę.

Święte są te nasze lasy, najpierw świętością płynącą ze stworzenia, a potem świętością jakże licznych poświęceń i ofiar. Niech więc nadal na ich skraju, przy leśnym trakcie albo w głębi – nie brakuje miejsca na znak krzyża z brzo-zowym odcieniem.

4. Krzyż prowadzi nas do Chrystusa. W pierwszym dzisiejszym czyta-niu przemówił do nas św. Paweł: „Bracia: Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na  to, że  skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A  właśnie za  wszystkich umarł Chrystus [...]” (2  Kor 5, 14). Uczynił to, aby nas pojednać z Bogiem, z własnym sumieniem i bliskimi. To sprawia, że Apostoł Narodów nawołuje: „W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, aby-śmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5, 20b-21).

A sprawiedliwości, podobnie jak prawdomówności – nigdy nie jest zbyt wiele; ducha jedności i współpracy wciąż nie widać w naszym życiu publicz-nym. Czyż nie jest to jakiś szczególny znak, aby coś z harmonii lasu zacząć przeszczepiać w nasze życie, przenosić w nasze rodziny i zakłady pracy, aby rozszerzyć jej błogosławioną obecność na całe terytorium Polski i wprowadzić we wszystkie dziedziny naszego życia?

5. Szanowni Przedstawiciele Władz i Stróże lasów! Niech dobry Bóg wynagrodzi Wam troskę i  poświęcenie w  służbie integralności, bezpie-czeństwa i rozwoju lasów polskich. Dziękujemy Wam za każde uratowane drzewo, za  każdą nową sadzonkę. W  naszych modlitwach pamiętamy o tych, którzy z naszych borów przeszli na wieczną wartę. Niech się radują na  zawsze harmonią piękna Bożego, a  ich doczesnym szczątkom niech

74

rok 2001

towarzyszy łagodny pomruk ziemi i kojący poszum drzew. Wszystkich zaś, którzy zatroskani są o nasze lasy, o ich przyszłość – niech wspomaga Boże błogosławieństwo!

Amen.

75

Wyśpiewujemy nasze dziękczynienieJubileusz 50-lecia życia zakonnego o. Henryka Krajewskiego OFM Cap.

Serpelice, dn. 17 czerwca 2001 r.

Czcigodny Ojcze Jubilacie, Kochani Bracia i Siostry, Goście i Parafianie!

1. Jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego przeżywany w rodzinie Braci Mniejszych Kapucynów prowadzi nas do św. Franciszka z Asyżu. Niech więc przemówi do nas Biedaczyna, syn Piotra Bernardone. „W  imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Oto jest sposób życia według Ewangelii Jezusa Chrystusa, o którego uznanie i zatwierdzenie prosił papieża brat Franciszek. I ten [papież] uznał go i zatwierdził dla niego i jego braci obecnych i przy-szłych. [...] Reguła i życie tych braci polega na tym, aby żyć w posłuszeństwie, w czystości i bez własności oraz zachowywać naukę i naśladować przykład Pana naszego Jezusa Chrystusa, który mówi: «Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj wszystko» (por. Łk 18, 22), «co masz i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; przyjdź i chodź za Mną» (Mt 19, 21). I: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i naśladuje Mnie» (Mt 16, 24). Także: «Jeśli kto chce przyjść do Mnie, a nie ma w nie-nawiści ojca i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, jeszcze też i życia swego, nie może być Moim uczniem» (por. Łk 14, 26). «I każdy, kto opuściłby ojca albo matkę, braci albo siostrę, żonę albo dzieci, domy albo pola dla Mnie, stokroć więcej otrzyma i posiądzie życie wieczne» (por. Mt 19, 29; Mk 10, 29 i Łk 18, 29)” (Pisma św. Franciszka z Asyżu, Warszawa 1982, s. 58-59).

76

rok 2001

Przytoczone słowa, podobnie jak i następne teksty, do których będę się odwoływać, pochodzą z  pierwszej Reguły św. Franciszka, będącej bardzo mocno zakorzenioną w  Piśmie Świętym, które sam Założyciel najczęściej cytował z pamięci. On troszczył się też niezmiernie o to, aby ta Reguła była jak najwierniej zachowywana, dlatego apelował: „W Imię Pańskie! Proszę wszystkich braci, aby nauczyli się tekstu i znaczenia tego, co jest napisane w tym sposobie życia dla zbawienia dusz naszych i aby to sobie często przy-wodzili na  pamięć. I  błagam Boga, który jest wszechmogący i  w  Trójcy Jedyny, aby błogosławił wszystkich nauczających, uczących się, zachowu-jących, pamiętających i  spełniających to wszystko, co  jest tu napisane dla zbawienia dusz naszych, ilekroć będą to sobie przypominać i wykonywać. I całując im nogi, błagam wszystkich, aby [ten sposób życia] bardzo kochali, strzegli i przechowywali” (Pisma św. Franciszka z Asyżu, s. 91).

2. Wzrusza nas to wyjątkowe zatroskanie św. Franciszka o nas wszyst-kich, o tych, którzy kiedykolwiek podejmą jego przykład. Dzisiaj natomiast wierzymy głęboko, że On sam jest wśród nas i że jest szczęśliwy. To bowiem, o co się modlił i o co tak troszczył, spełnia się dzięki Dostojnemu Jubilatowi – ojcu Henrykowi Tadeuszowi Krajewskiemu. Złoty jubileusz życia zakon-nego jest tego potwierdzeniem.

Razem z Ojcem Jubilatem wyśpiewujemy nasze dziękczynienie. Skłania nas do tego ewangeliczna droga życia, gdyż za św. Pawłem możemy powta-rzać: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 19-20). Wielkość tej drogi zależy już od nas. Tak to tłumaczy sam Syn Boży faryzeuszom, którzy nie byli w stanie pojąć Bożej dobroci i gorszyli się na widok pokutującej niewiasty, która „bardzo umiłowała” (Łk 7, 47). Tego samego przebaczenia doświadczył znacznie wcześniej król Dawid, jak o tym mówi pierwsze czytanie.

3. Ojcze Henryku, wspominając początki własnej drogi zakonnej i  kapłańskiej, z  pewnością dostrzegasz wiele momentów, które są bliskie doświadczeniom króla Dawida. Nie chodzi jedynie o ten fragment odczytany przed momentem. Zostałeś przecież powołany wprawdzie nie od stada, ale niemalże z pola. Piękna jest parafia Kołaki, usadowiona na styku Mazowsza

77

Wyśpiewujemy nasze dziękczynienie

i  Podlasia, ciesząca się licznymi powołaniami do  stanu konsekrowanego. Wśród nich należy wspomnieć o wielkim metropolicie wileńskim, a przed-tem biskupie łomżyńskim – ks. abp. Romualdzie Jałbrzykowskim. Wielu kapłanów, sióstr zakonnych i zakonników wyszło z kołackiej parafii. To samo odnosi się do rodzinnej miejscowości o nazwie typowej dla szlacheckiej trady-cji tej ziemi – Ćwikły Rupie. Franciszkańskiej drodze początek dał wcześniej urodzony i wcześniej wezwany na Boże ścieżki brat Adam, nadając brater-stwu rodzinnemu pieczęć braterstwa zakonnego.

Dom rodzinny, w nim zaś osoby matki i ojca, dał solidne podstawy wiary w Pana Boga i przywiązania do Kościoła. Potem był Lubartów, Nowe Miasto z tradycją bł. Honorata, Lublin, Łomża i ponownie Lublin. Nadszedł czas ślu-bów czasowych i wieczystych, święceń kapłańskich. Dzisiaj wydaje się nam, że czas płynął niesłychanie szybko, że wtedy było inaczej.

Pierwsza placówka zakonna, w  której przebywał ojciec Henryk już jako kapłan, była domem otwartym. Ona tworzyła się, podobnie jak para-fia powstała z woli sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, na obrzeżach Lublina.

Stamtąd decyzja przełożonych skierowała naszego Jubilata za  ocean, do  pracy wśród Rodaków, którzy szukając wolności i  chleba, zawędro-wali tak daleko, ale pragnęli – i ciągle pragną – modlić się w języku ojców. Początkowo różne były miejsca pracy, nawet daleka Oklahoma z klasztorem w Broken Arrow – po polsku ta nazwa znaczy „Złamana Strzała”, gdyż ma indiański rodowód.

Najdłużej przyszło Ojcu przebywać w  Trenton, w  parafii Świętego Krzyża. Któż tam nie zna ojca Henryka, zawsze gotowego do posługi, pierw-szego w kościele, cieszącego się ze służby Bożej.

We wspólnocie zakonnej, której centrum znajdowało się w Oak Ridge – czyli w Dąbrowie – przez długie lata Jubilat pełnił obowiązki przełożonego. Był także delegatem prowincjała na Stany Zjednoczone. Pamiętam, jak bardzo zabiegał o nowych braci, jak chętnie wszystkim pomagał, jak pragnął, aby ta wspólnota, która wyrosła z cierpienia i wierności, mogła nie tylko trwać, ale roz-wijać się i przynosić jak najpiękniejsze owoce Bogu i pożytek dla dusz ludzkich.

Pan Bóg jednak sprawił, że  częściej wypadało grzebać umierających braci, aniżeli witać nowych. Ufamy wszakże, iż ta ofiara i wkład pracy nie pójdą na marne.

78

rok 2001

4. Tej ufności uczy nas wspomniany już Prymas Tysiąclecia, znany w trzecim zakonie franciszkańskim jako br. Wojciech. Na dwa i pół mie-siąca przed odejściem do Pana nasza delegacja zwróciła się z prośbą do ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, który odwiedził także Serpelice i  zostawił na pamiątkę Mszał podpisany przez siebie, o przewodniczenie Komitetowi Obchodów Jubileuszu Osiemsetlecia Narodzin św. Franciszka. Chętnie odpowiedział na  nasze zaproszenie: „jestem ogromnie wzruszony... Tym bardziej że  sam wyczuwałem od  dawna, iż  nadchodzący jubileusz św. Franciszka obchodzić należy tak, aby cała szczytna duchowość i odnowa franciszkańska świata uzyskała należyty wymiar... Franciszkanizm jest dzi-siaj bardzo sugestywny” (ks. B. Piasecki, Ostatnie dni Prymasa Tysiąclecia, Poznań 2001, s. 99). A już odchodząc, zatrzymał się w drzwiach i jeszcze raz zwracając się do nas, powiedział: „Nie zapomnijcie, jestem waszym sta-rym bratem, bratem Wojciechem”.

Wielbimy Pana Boga za to, że dał nam takiego Brata, i czynimy to w cza-sie uroczystości Złotego Jubileuszu Zakonnego naszego Brata, a pamiętamy o tym, który osiem wieków temu naszemu braterstwu przywrócił ewange-liczny wymiar i blask.

Za  Nim więc powtarzamy: „Wszechmogący, najświętszy i  najwyższy Boże, «Ojcze Święty» (J 17, 11) i sprawiedliwy, «Panie», królu «nieba i ziemi» (por. Mt 11, 25), dzięki Ci składamy z powodu Ciebie samego, że Twoją świętą wolą i przez jedynego Syna Twego stworzyłeś z Duchem Świętym wszystkie byty duchowe i cielesne, a nas uczyniłeś «na obraz i podobieństwo» (por. Rdz 1, 26) [...]” (Pisma św. Franciszka z Asyżu, s. 87).

Razem ze św. Franciszkiem, licznymi świętymi i  błogosławionymi, z Dzisiejszym Jubilatem i wszystkimi, którzy tutaj są, wyśpiewujmy w rado-ści: „Najwyższy, wszechmogący, dobry Panie, Twoja jest sława, chwała i cześć, i wszelkie błogosławieństwo (por. Ap 4, 9.11). Chwalcie i błogosławcie mojego Pana (por. Dn 3, 85) i dziękujcie Mu, i służcie z wielką pokorą” (Pisma św. Franciszka z Asyżu, s. 250-251).

5. Niech słowa Pieśni Słonecznej pozostaną na zawsze w Twoim sercu, kochany nasz Jubilacie. Niech będą dla Ciebie źródłem duchowej siły, naj-pierw aż do diamentowego jubileuszu, a potem do kolejnego.

79

Wyśpiewujemy nasze dziękczynienie

Niech Matka Najświętsza, Królowa Zakonu Serafickiego, otacza Cię swoją szczególną opieką. Ona wie, jak Ją kochasz, jak rozszerzałeś Jej kult na nowym kontynencie.

I weź ze sobą na dalszą drogę coś z podlaskiego przesłania, w którym wiara w Boga, wierność Kościołowi i miłość do Polski wyznaczają główny nurt. A Pan niech Ci błogosławi i niech Cię strzeże!

80

Trwać w miłościWizytacja apostolska Sióstr Bernardynek

Zakończenie oktawy Bożego CiałaŁowicz, dn. 21 czerwca 2001 r.

Kochane Siostry zakonne, drodzy Bracia i Siostry!

Dobiega końca oktawa Bożego Ciała, pierwsza w  trzecim tysiącle-ciu, tak bardzo dla nas ważna. Przygotowywaliśmy się starannie przez cały Wielki Jubileusz Zbawienia, aby w to tysiąclecie wejść, mając oczy otwarte na wszystko co nas otacza, mając serca wrażliwe na każdą potrzebę, mając umysł poszukujący wszystkiego co  jest niezbędne człowiekowi, aby tutaj na ziemi mógł wypełnić swoje zadania i  spotkać się na zawsze z Jezusem Chrystusem.

Boże Ciało i oktawa związana z tą uroczystością i z tą tajemnicą przypo-mina nam różne momenty z życia Chrystusa Pana, ale w sposób szczególny prowadzi nas do Wieczernika. To właśnie tam, gdzie Chrystus Pan mówił, że  trzeba będzie pożegnać się ze swymi najbliższymi, ustanawia sakra-ment Eucharystii i kapłaństwa. Pamiętamy dobrze, jakie wydaje polecenia: „Bierzcie i jedzcie…”, „Bierzcie i pijcie…” (Łk 22, 20). Tak bardzo jest zatro-skany o każdą i każdego z nas, że myśli o tym, w jaki sposób zabezpieczyć nas na czas prób i sięga do bardzo prostego, ale niesłychanie skutecznego środka – chce być „napojem” i chce być „pokarmem”.

81

Trwać w miłości

Kiedy wracamy do Wieczernika i przypominamy sobie moment usta-nowienia Najświętszego Sakramentu, bardzo często naszej uwadze uchodzi trzecie polecenie Jezusa Chrystusa. Obok „Bierzcie i  jedzcie…”, „Bierzcie i pijcie…” Chrystus Pan dodaje coś bardzo istotnego, bo mówi: „To czyń-cie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). Ten moment Jego pamiątki jest dla nas szczególnie ważny i szczególnie istotny, bo możemy przebywać w kościele, możemy nawet sięgać po Najświętszy Sakrament, jak to się nierzadko zdarza, ale jeżeli nie będzie w nas pamięci o Jezusie Chrystusie, nie będzie świado-mości, że to właśnie On, Boży Syn, Bóg człowiek, Odkupiciel świata – wtedy nasze uczestnictwo nie przyniesie oczekiwanych owoców. Mamy to  czynić na Jego pamiątkę. Przez dwa tysiące lat nie zabrakło ludzi, kobiet i mężczyzn, dzieci i młodzieży, młodych i starych, zdrowych i chorych, którzy pamiętali o tym, że Jezus Chrystus jest w Najświętszym Sakramencie.

Słyszeliśmy dzisiaj jeden z fragmentów Pisma Świętego, który nam pod-powiada, w  jaki sposób mamy tę pamiątkę przeżywać. Widzimy dwóch przerażonych uczniów. W nich odnajdujemy siebie samych – ileż to razy nas ogarnia lęk i obawa o miejsce pracy, lęk o obniżenie zarobków, standardu życia, lęk o nasze dzieci i ich przyszłość. Wydaje się nam wtedy, że uciekając od tych problemów, możemy je wyeliminować. Ale nic z tego nie wychodzi.

Chrystus Pan nie pozostawia jednak uczniów samotnie. Wie, że nie czy-nią tego ze złej woli, a być może z braku świadomości, gdyż ich formacja duchowa nie była jeszcze zakończona. Duch Święty nie zstąpił na Apostołów, dlatego zupełnie inaczej te  błędy były przez Chrystusa Pana oceniane. Wychodzi im naprzeciw, idzie razem z nimi. Tłumacząc, używa argumen-tów zasadniczych, zrozumiałych dla każdego z Narodu Wybranego, A jed-nak do uczniów one nie przemówiły. Dopiero kiedy Pan wziął chleb, pobło-gosławił go i dał im do spożycia, otworzyły się im oczy. Zobaczyli w tym trzecim podróżnym Jezusa Chrystusa.

Ojciec Święty, zapowiadając trzecie tysiąclecie, w swoim liście apostolskim z 6 stycznia tego roku, nawołuje nas, abyśmy starali się rozpoznawać Jezusa Chrystusa, byśmy kontemplowali Jego Twarz, jak z resztą na tym ołtarzu, w tej dekoracji, nam to przypomniano. Mamy to czynić na pamiątkę Jezusa Chrystusa, czyli mamy najpierw Oblicze Jezusa Chrystusa mieć głęboko wpi-sane w nasze serca i w nasze umysły, bo skoro coś ma być pamiątką na Jego cześć, to musimy wiedzieć, o kogo chodzi. Twarz Jezusa Chrystusa jest nam

82

rok 2001

bardzo droga. Kiedy mówimy o twarzy, myślimy o całym człowieku, przecież wiemy, że twarz wyraża to, co jest najgłębszego w ludzkim sercu. Jeśli mamy wszystko czynić na  pamiątkę Jezusa Chrystusa, zwłaszcza w  Eucharystii, mamy najpierw przypominać sobie, jak On wygląda, co wyraża Jego Twarz.

Twarz Jezusa Chrystusa wyraża to, co  stanowi treść naszych dążeń i naszych marzeń. Każdy z nas pragnie na drogach swojego życia spotkać się z twarzą, w której nie będzie podstępu, zdrady, zawiści. Chcemy spotkać się z taką twarzą, która by wyrażała to wszystko, co Jezus Chrystus wnosi w życie każdej i każdego z nas, co wnosi w kulturę, cywilizację od dwóch tysięcy lat. Jezus Chrystus to wszystko przynosi.

Znaleźliśmy się w bardzo dziwnej sytuacji. Mówiono nam nieraz, że jest nas za dużo na Ziemi, że zaczyna się robić tłoczno. Teraz z kolei widzimy, że zaczyna się robić pusto. Pusto wokół nas, kiedy potrzebujemy pomocy, kiedy tak bardzo chcielibyśmy, aby obok nas znalazł się człowiek. W takich czasach jedna z  naszych dziennikarek, Zofia Starowieyska-Morstinowa, wydała książkę pt. Szukam człowieka. Ona szuka człowieka i my szukamy! Jakie to bolesne, kiedy tego człowieka nie zawsze możemy znaleźć w naszej rodzinie, w urzędzie, nie zawsze w kimś z kim pracujemy razem. Szukamy tego człowieka.

W ostatnich dwóch stuleciach wielu naszych rodaków musiało opuścić Ojczyznę z powodu prześladowań. Nawet w ostatnich latach osiemset tysięcy naszych rodaków wyjechało, bo nie mogli tutaj znaleźć tego człowieka. Jednym z tych, którzy kiedyś wyjechali był Joseph Conrad, pisarz polskiego pochodzenia, który zasłynął powieściami w  języku angielskim. W  jednej z nich opisał taką sytuację. Na pokładzie statku, którym płynęło wiele osób, rozmawiało dwóch podróżnych; zauważyli mężczyznę, który schodził pod pokład, a po chwili rozległ się stamtąd szloch, jak gdyby doszło do jakiejś awantury. Jeden z obserwujących rzekł wówczas: „Gdziekolwiek pojawi się człowiek, tam rodzi się ból”. To są właśnie te sprawy, o których nie możemy zapomnieć, wpatrując się w twarz Jezusa Chrystusa.

Nieprzypadkowo Ojciec Święty na  to  trzecie tysiąclecie podpowiada nam, abyśmy wpatrywali się w Twarz Jezusa Chrystusa, żebyśmy w tej twa-rzy odnajdywali to, co  jest nam potrzebne, co  powinno także znaleźć się w naszym sumieniu i w naszym sercu, odbijać się w naszym spojrzeniu, czyli w naszym obliczu.

83

Trwać w miłości

Dziękujmy Chrystusowi Panu, że nas nie pozostawił samotnymi, że jest razem z nami od dwóch tysięcy lat i pozostanie do końca świata. On nas zaprasza, abyśmy tę pamiątkę świętowali i  to  czynili na  Jego wspomnie-nie, a  dzięki temu, żebyśmy odnajdywali w  Nim samym, w  Eucharystii to wszystko, co  tak bardzo jest potrzebne, aby spełniły się te życzenia, ta modlitwa, którą Jezus Chrystus wypowiedział podczas Ostatniej Wieczerzy, a która to dopiero co została odczytana w czwartej Ewangelii. Prosił wów-czas swojego najlepszego Ojca, aby zachował Apostołów, aby nas wszystkich zachował w miłości.

Amen.

84

Odkrywamy świętość obecną wśród nasUroczystości dziękczynne za beatyfikację ks. Edwarda Grzymały

Sadowne, dn. 24 czerwca 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie, Ukochani Bracia i Siostry, Krewni i Bliscy bł. Edwarda Grzymały!

1. W pełni podzielamy radość sąsiadów i krewnych Zachariasza i Elżbiety, którzy cieszyli się przyjściem na świat jedynego syna – św. Jana, w przyszłości zwanego Chrzcicielem, poprzednika Pańskiego.

Dla nas nie jest już istotne pytanie, które wtedy stawiano: „Kimże będzie to dziecię”, skoro wiemy, że „ręka Pańska była z nim?” (Łk 1, 66). To właśnie o Nim Pan Jezus po kilkudziesięciu latach powie: „On jest tym, o którym napisano: «Oto posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę». Powiadam wam: między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana” (Łk 7, 27-28).

I ten to właśnie „chłopiec rósł i wzmacniał się duchem”, aby w przyszłości wypełnić to wszystko, co o nim napisano. Stał się poprzednikiem Pańskim, prostował drogi ludzkich sumień i serc, przygotowując tych, z którymi się spotykał, na przyjęcie Jezusa Chrystusa.

Parafia Sadowne każdego roku może przypominać sobie życie i dzia-łalność św. Jana Chrzciciela jako patrona tej świątyni i  całej wspólnoty kościelnej.

85

Odkrywamy świętość obecną wśród nas

2. Wdzięcznym sercem w uroczystościach ku czci św. Jana Chrzciciela brał udział w swoich dziecięcych i młodzieńczych latach pierwszy parafianin, który dostąpił chwały ołtarzy. Ksiądz Edward Grzymała przyszedł na świat 29 września 1906 roku, samym dniem narodzin zapewniając sobie szcze-gólną opiekę św. Michała Archanioła. Urodził się w Kołodziążu jako syn Zdzisława i Heleny Wiśniewskiej. Już następnego dnia został ochrzczony, w rzeczach wiary bowiem nasi rodzice nigdy nie zwlekali. Uczył się najpierw w domu rodzinnym, a potem uczęszczał do Szkoły Handlowej w Warszawie. W wieku lat szesnastu przeniósł się do Włocławka i korzystając z duchowej opieki ks. Antoniego Bogdańskiego, coraz bardziej pogłębiał swoje życie reli-gijne. Tam też skończył Gimnazjum Ziemi Kujawskiej, które wtedy realizo-wało program współczesnych liceów, wieńcząc je uzyskaniem matury, czyli świadectwem dojrzałości. Nauczyciele szkolni już wtedy wydali o nim świa-dectwo, że „wyróżnia się (...) niezłomnym charakterem, głęboką religijnością, niezwykłymi zdolnościami i niespotykaną pracowitością” (Męczennicy za wiarę 1939-1945, Warszawa 1996, s. 236).

Jesienią 1926 roku wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, a dnia 14 czerwca 1931 roku z rąk biskupa Karola Mieczysława Radońskiego przyjmuje święcenia kapłańskie.

3. Ale zanim przejdziemy do kapłańskiej działalności bł. Edwarda, warto zatrzymać się nieco nad relacją pomiędzy Podlasiem a Włocławkiem. Blisko sto lat wcześniej z  Białej Podlaskiej do  Włocławka przeniosła się rodzina bł. Honorata Koźmińskiego, pierwszego Podlasianina wyniesionego na ołta-rze. Tam utrwalał swoje powołanie franciszkańskie i  tam też musiał wiele wycierpieć, zwłaszcza po stracie ojca.

Parę lat zaledwie przed bł. Edwardem do  Wyższego Seminarium Duchownego wstępuje młody Stefan Wyszyński, tak bardzo zrośnięty z tym pograniczem Podlasia i Mazowsza. Jego rodzina pochodziła z parafii Kamieńczyk i jej okolic. W Prostyni Stanisław Wyszyński, ojciec Prymasa Tysiąclecia, był organistą. W  tymże sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny przyjął sakrament małżeństwa, którego owocem będzie syn Stefan.

I wszyscy trzej zostali kapłanami. Dwaj już są błogosławionymi. Proces beatyfikacyjny najmłodszego z nich, zmarłego dwadzieścia lat temu księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego nabiera coraz większego przyśpieszenia.

86

rok 2001

Ufamy, że  wkrótce dobiegnie końca i  będziemy mieli kolejnego naszego rodaka wśród niebiańskich patronów.

I pomyśleć, iż jeszcze trzydzieści lat temu wydawało się nam, że święci żyją w Ziemi Świętej, może na Półwyspie Apenińskim, a  jeśli w Polsce – to już wyłącznie w Krakowie. Pan Bóg daje nam tę wielką łaskę, że odkry-wamy świętość obecną wśród nas. Wspólnie modlimy się, abyśmy wreszcie odkrywali ją także w nas samych.

4. Posługa kapłańska zmierza ku temu, aby świętość stawała się coraz bardziej powszechna, aby ją dostrzegały dzieci i młodzież, żeby ją widzieli ludzie dorośli i żeby nie uciekali przed nią chorzy oraz starsi.

Takie cele przyświecały pracy duszpasterskiej ks. Edwarda Grzymały, który przez kilka tygodni pracował jako wikariusz w Tuliszkowie. W paź-dzierniku 1931 roku opuścił Polskę i wyruszył do Rzymu, aby podjąć tam studia specjalistyczne z zakresu prawa kanonicznego. Skończył je cztery lata później, uzyskując doktorat na podstawie rozprawy mówiącej o miejscu świę-tych motywacji w małżeństwie. Po powrocie do Ojczyzny podjął pracę wika-riusza w Lipnie, ale tam ze względu na duży radykalizm moralny i uczci-wość naraził się władzom świeckim. Przeniósł się do Konina, gdzie pełnił obowiązki prefekta w szkołach średnich. Po roku udał się do Kalisza, a po dwóch latach wrócił do Włocławka jako prefekt Państwowego Gimnazjum Mechanicznego. W tym samym czasie został mianowany obrońcą węzła mał-żeńskiego w sądzie biskupim i drugim sekretarzem w kurii diecezjalnej.

Po wybuchu drugiej wojny światowej ks. Edward zamieszkał u  Sióstr Służebniczek w Aleksandrowie Kujawskim, otrzymując od biskupa Karola Radońskiego nominację na wikariusza generalnego na północne tereny diece-zji. Zachował jednak wszystkie dotychczasowe prace, kapłanów było bowiem coraz mniej. Wielu zostało aresztowanych przez hitlerowców. Ksiądz Edward troszczył się o ukrywających się księży oraz o kleryków uwięzionych w Lądzie wraz z biskupem Michałem Kozalem, również błogosławionym.

5. Te straszliwe doświadczenia wojenne nie osłabiły ducha ks. Edwarda ani jego zapału. Za  prorokiem Izajaszem z  dzisiejszego pierwszego czyta-nia zdawał się wołać: „Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał mnie Pan już z łona mej matki... Ostrym mieczem uczynił me usta,

87

Odkrywamy świętość obecną wśród nas

w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię». Ja zaś mówiłem: «próżno się trudziłem» (…). A teraz przemówi Pan...: «To zbyt mało, iż jesteś mi sługą (…). Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi»” (Iz 49, 1-6).

I  nadszedł czas ofiary oraz męczeństwa. W  uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej 1940 roku został zabrany z  domu przez Gestapo. „Wola Boża” – powiedział do sióstr na pożegnanie. Od 29 sierpnia do 14 grudnia przebywał w obozie Sachsenhausen, a potem w Dachau. Piątego kwietnia 1942 roku w liście do siostry Alfredy Rumińskiej z Aleksandrowa napisał: „Jestem wdzięczny mojemu Zbawcy za te wszystkie łaski, które On mi dał. Teraz nadszedł czas, abym i  ja w zamian za to Mu coś podarował”. Taką postawę zawdzięczał wytrwałej modlitwie. Dużo się modlił, zwłaszcza w cza-sie poniżających apeli. Zawsze, nawet w obozie, pozostał prostolinijny, kole-żeński i uczynny.

Nie odznaczał się silnym zdrowiem, a jednak kiedy było potrzeba, wyrę-czał współwięźniów w  dźwiganiu kotłów. Z  tego powodu był szczególnie brutalnie traktowany przez gestapowców, którzy straszliwie go bili. Nie żalił się zupełnie. Co  więcej, w  stosownej chwili wygłaszał krótkie konferencje teologiczne... dla dodania ducha innym. Pewnego razu przyłapany na tym został straszliwie zmaltretowany i zostawiony na ziemi. Do przyjaciół, którzy przyszli, aby go podnieść, powiedział: „cieszę się, dzisiaj mogłem cierpieć dla Imienia Jezus”.

Dość szybko opadł z sił. W dzień św. Wawrzyńca, diakona i męczennika, wywieziono go do pieca gazowego. W rok po śmierci św. Maksymiliana jego dusza odeszła do nieba.

6. Grozą napawa to wszystko. Ale posłuchajmy, co o hitlerowskich obo-zach mówi ks.  Stefan Biskupski, współwięzień Błogosławionego, któremu Pan uratował życie, aby mógł przekazać nam to świadectwo prawdy: „Bicie więźniów było w obozie jednym ze sposobów wyniszczania ludzi. Bito oficjal-nie i publicznie w specjalnych miejscach kaźni, bito również nieoficjalnie przy każdej sposobności. Bito okrutnie po twarzy, kopano leżących na ziemi, bito często kijami tak długo, aż z człowieka została bezkształtna skrwawiona masa mięsa. Był okres, że bito specjalnie za wszelki przejaw praktyk religijnych”.

88

rok 2001

Jak na to reagują następne pokolenia? „Bohaterom swoim naród stawia pomniki. Kościół bohaterów swoich wynosi na ołtarze. To u nich «zespoliły się w sposób przedziwny cnoty narodowo-państwowe z cnotami religijnymi i moralnymi». Zapytajmy bowiem, co było przyczyną tych masowych areszto-wań i wyniszczania w niemieckich obozach koncentracyjnych? Niewątpliwie usiłowanie zniszczenia kultury polskiej i  wygubienie narodu polskiego. Ponieważ jednak u podstaw polskiej kultury leżą głęboko pierwiastki kato-lickie, przeto na pierwszym planie należało zniszczyć to wszystko, co miało jakąkolwiek łączność z  religią i  Kościołem katolickim, należało zamknąć świątynie i wytępić duchowieństwo polskie” (Męczennicy za wiarę 1939-1945, s. 240).

Mija czas, zmieniają się nazwy, mogą być inne czasy, ale wrogowie Kościoła nie śpią. W jakiejś mierze przypomniała nam o tym obecna piel-grzymka Ojca Świętego na Ukrainę, a więc do kraju niesłychanie nam bli-skiego, do narodu, którego historia przez wiele wieków biegła tym samym torem co nasza.

Jan Paweł II zresztą często spotyka się ze świadectwami wiary i świad-kami. Tak jak dwa lata temu wyniósł na  ołtarze 108 męczenników w Warszawie, tak samo we wtorek przypomni światu tych, którzy ginęli za Chrystusa na Podolu, Wołyniu, Podkarpaciu czy Kijowszczyźnie. Dzielą nas tysiące kilometrów, ale jednoczy wiara i łączą jej świadkowie. Czujemy się blisko Ojca Świętego i razem z Nim oddajemy cześć Najlepszemu Ojcu.

7. Ducha nam dodają nasi święci i błogosławieni. Nie można przejść obo-jętnie obok życia i śmierci bł. Edwarda Grzymały, jak nie omijamy krzyża bez znaku świętego bez modlitewnego westchnienia. Puste byłyby nasze drogi, te asfaltowe i te polne, pozbawione przydrożnych kapliczek i krzyży. Jeszcze bardziej puste byłyby nasze sumienia, gdybyśmy nie spotykali się ze świętymi i błogosławionymi, byłyby zimne albo i wrogie, jak tych katów z obozów koncentracyjnych.

Dziękujmy Panu Bogu za te duchowe światła, za te znaki, za świętych świadków. Z całego serca dziękujmy za bł. Edwarda, prosząc, aby coś z Jego wiary i męstwa przenikało nas wszystkich, niech stanie się tworzywem cha-rakterów oraz postaw dzieci i młodzieży, niech się przyczyni do pełniejszego odrodzenia naszej Ojczyzny u progu trzeciego tysiąclecia.

89

Odkrywamy świętość obecną wśród nas

Razem z Matką Najświętszą, św. Janem Chrzcicielem, św. Maksymilianem, bł. Honoratem, sługą Bożym Prymasem Tysiąclecia i bł. Edwardem wychwa-lajmy Boga słowami psalmu międzylekcyjnego: „Sławię Cię, Panie, za to, żeś mnie stworzył” (por. Ps. 139, 14).

Wysławiamy również Stwórcę, ponieważ zapewnił nam wszystkim udział w swojej Miłości. To nic, że niekiedy trzeba cierpieć, to nic, że czasami wydaje się, iż jesteśmy zmiażdżeni. Zawsze jednak sprawdza się to, co mówił Prymas Tysiąclecia: „Ciągle was pouczam, że  ten zwycięża – choćby był powalony i zdeptany – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Ten ostatni przegrał! Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – prze-grał! Kto walczy z Bogiem Miłości – przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – kto miłuje i przebacza, kto jak Chrystus oddaje serce swoje, a nawet życie za nieprzyjaciół swoich” (cyt. za: „Nasz Dziennik”, 26-27.05.2001, s. 12).

Dziękujmy Panu, że wśród takich zwycięzców mamy rodaka bł. Edwarda Grzymałę!

90

Misje są bardzo blisko!Pierwszy Kongres Misyjny Dzieci w Drohiczynie

Drohiczyn, 2 czerwca 2001 r.

Drogie Dzieci!

Patrzę teraz na Was i myślę sobie: co będzie za kilka lat, kiedy tyle wspa-niałych misjonarek i misjonarzy wyruszy do dalekich krajów, żeby głosić Pana Jezusa? Ale zanim do tego dojdzie, chciałbym Was o coś zapytać. Mogę? Nie śpicie jeszcze? A kto jest głodny? Ooo…, parę rąk jest w górze. Zaraz po Mszy świętej zgłosicie się do księdza proboszcza i on was nakarmi, żebyście nie czuły się głodne. A kto jest pierwszy raz w Drohiczynie? Ślicznie. A następ-nym razem kiedy przyjedziecie? Jak najszybciej? Podoba się Wam tutaj? A jak nazywa się dzisiejsza uroczystość, w której bierzecie udział? Pierwszy Kongres Misyjny. Prawie wszyscy skończyliście pierwszą klasę, zatem wiecie co to zna-czy „pierwszy”, „kongres” może trochę mniej, ale zaraz się dowiecie. Kongres jest wtedy, kiedy zjadą się dziewczęta i chłopcy, katechetki, siostry zakonne, księża – zwłaszcza misjonarze. A co  to  znaczy „misyjny”? To  jest najważ-niejsze. Popatrzcie na świętą Teresę od Dzieciątka Jezus – ona jest patronką misjonarek i misjonarzy.

Mała Teresa – bo tak ją też nazywamy – nigdy nie była poza Francją i poza Włochami, ale jest patronką misji. Misjonarką czy misjonarzem można być na różne sposoby. Dowiedzieliście się dzisiaj, że można być misjonarką i misjonarzem modląc się w intencji misji. Prawda?

91

Misje są bardzo blisko

Był sobie kiedyś chłopiec, który mieszkał na stancji, żeby nie dojeżdżać do szkoły. Dzielił pokój razem ze swoim kolegą. Pewnego dnia, gdy przyje-chał na stancję, jego kolega już był i leżał w łóżku. A chłopiec przebrał się do snu, a potem ukląkł przy łóżku i zaczął odmawiać pacierz. Wtedy ten drugi, który wcześniej położył się do łóżka, ale pacierza nie odmówił, zerwał się, nic nie mówiąc ukląkł przy swoim łóżku i zaczął się modlić.

Czy ten chłopiec, który pierwszy zaczął mówić pacierz jest misjonarzem? Tak. On jest prawdziwym misjonarzem, tak jak święta Teresa. A dlaczego? Bo zachęca do dobrego, do modlitwy, prowadzi do Pana Jezusa. A przecież każda misjonarka i każdy misjonarz jadą do innych krajów po to, żeby głosić Pana Jezusa, aby ci, którzy nie znają Go wcale albo którzy zapomnieli – tak, jak ten kolega – zapoznali i przybliżyli piękno tej wiary. A Wy zapominacie odmówić pacierz? Nie. A chłopcy też nie zapominają? Ogromnie cieszę się z tego. Pamiętajcie zatem, aby pomodlić się też za tych, którzy pracują daleko na misjach.

Słyszeliście dzisiaj, że  praca na  misjach jest bardzo trudna. Można ją porównać do  pracy w  waszych szkołach. Prawda? A  dlaczego? Bo mogą się zdarzyć różne trudności. Są one spowodowane tym, że nie każde serce, nie każda wola są chętne, aby przyjąć to, do czego nas Pan Jezus zaprasza, co nam mówi, czym nas chce ubogacić, czego chce nas nauczyć. I właśnie takie trudności mogą się zdarzać.

Wiemy już, że można być misjonarką czy misjonarzem gdy się modlimy – w niedzielę, w święta, na Mszy świętej, kiedy odmawiamy Różaniec, bie-rzemy udział w  nabożeństwach majowych, a  w  czerwcu w  nabożeństwie do Serca Pana Jezusa. Lubicie te nabożeństwa do Serca Pana Jezusa? To pięk-nie! Cieszę się. Jak zajedziecie do swoich parafii, pokażcie się jutro na nabo-żeństwie do Serca Pana Jezusa, żeby ksiądz proboszcz zobaczył, że byliście na Kongresie Misyjnym i wiecie, że należy modlić się za misjonarzy

Misjonarką i misjonarzem można być także i w inny sposób. Opowiem Wam teraz inną historię. Zaraz po wojnie jedna pani, profesor, pedagog, wró-ciła do Warszawy. Stolica była wtedy bardzo zniszczona. Nie było też co jeść. Kiedyś, gdy czekała na przystanku na tramwaj, zobaczyła leżącą przy kio-sku z gazetami napoczętą kanapkę. A ta pani była bardzo głodna. Podeszła więc tam, żeby wziąć ją i się posilić. Wtem zza kiosku wyskoczył chłopiec, taki jak Wy, i szybciutko zabrał kanapkę i zaczął jeść. Ale kiedy zobaczył tę

92

rok 2001

panią, rozerwał na pół kanapkę i podał jej, mówiąc: „Proszę panią, ta połowa dla pani”.

Czy ten chłopiec był misjonarzem? Tak, bo misjonarka i  misjonarz to właśnie ci, którzy się dzielą także tym, co mają. Dopomagają sobie jakimś dobrem. A czy wy pamiętacie o swoich koleżankach i kolegach, kiedy macie coś lepszego, dzielicie się chętnie? No, nie widzę takiego entuzjazmu. Ale po tym I Kongresie Misyjnym wszyscy będziecie się dzielić i to z radością. Będziecie się dzielić? To dobrze. A najważniejsze, żebyście się dzielili ze swoją siostrzyczką, ze swoim bratem, także z innymi. Wtedy wszystkich będzie nas łączyło i umacniało w tym, co jest dobre.

Misjonarką i  misjonarzem jest także ktoś, kto pracuje w  innych kra-jach. Mówimy: „te kraje są dalekie”, bo geograficznie są dalekie – Afryka, Ameryka Środkowa, Ameryka Południowa, Azja, potem Australia, wyspy na oceanie. Ale czy naprawdę misje są bardzo daleko? Nie. Misje są bar-dzo blisko, powinny być zawsze obecne w naszych sercach. Czy misje będą obecne w waszych sercach? Będą obecne? Niech jeszcze raz usłyszę. Więc głośniej powiedzcie – tak!

Teraz już wierzę głęboko, że misje będą obecne właśnie w waszych ser-cach i będziecie o nich pamiętać, a być może sami też kiedyś pojedziecie na misje, bo Pan Bóg może Was powołać. Nie tylko, żebyście służyli modli-twą, dobrymi uczynkami, ale także żebyście udali się właśnie do tych innych krajów, żeby dzieciom, które tam żyją, starszym ludziom – niekiedy cierpią-cym i chorym – wszystkim głosić Jezusa Chrystusa. Głosimy Pana Jezusa dlatego, że  nie ma większego dobra na  świecie. Chcielibyśmy wszystkich ludzi, których kochamy, obdarzyć czymś najcenniejszym. A nie ma niczego piękniejszego nad Jezusa Chrystusa. Zapamiętacie to? Pan Jezus jest naszym wzorem i jest naszym przyjacielem.

Ksiądz Zbigniew wspomniał, że dzisiaj mamy taki przedłużony Dzień Dziecka. Jesteście dziećmi, ale o cały jeden dzień starszymi. Wczoraj byłyście młodsze, dzisiaj jesteście starsze. Dzień dzisiejszy to właściwie wigilia Zesłania Ducha Świętego. Po polsku to święto ma bardzo ładną nazwę – nazywa się „Zielone Świątki”. Przypomina nam moment, kiedy Duch Święty zstąpił na Apostołów i na uczniów, którzy przebywali razem z Matką Najświętszą w Wieczerniku. Na Matkę Najświętszą Duch Święty zstąpił znacznie wcze-śniej – w chwili Zwiastowania, które to święto obchodzimy zawsze 25 marca.

93

Misje są bardzo blisko

W zeszłym roku obchodziliśmy wspaniały Jubileusz dwóch tysięcy lat wła-śnie od Zwiastowania i od Narodzenia Pana Jezusa. Zielone Świątki mówią nam o tym, że Duch Święty zstąpił na Apostołów i na tych, którzy razem z nimi tam byli.

A kiedy na Was pierwszy raz zstąpił Duch Święty? W dzisiejszym pierw-szym czytaniu, bardzo pięknym, usłyszeliśmy, że Duch Święty zstąpił na nas po raz pierwszy w  sakramencie chrztu. Nie pamiętamy tego, bo byliśmy wszyscy wtedy bardzo mali, ale na  pewno rodzice Wam o  tym opowia-dali. Prawda? Cieszycie się z tego, że jesteście ochrzczeni? Tak, i ja się z tego ogromnie cieszę. Co więcej, Pan Jezus również się cieszy, że jesteście z tego powodu radośni, bo to świadczy, że pamiętacie, że pierwszy raz Duch Święty zstąpił już na Was w czasie chrztu świętego. A drugi raz zstąpi na Was, kiedy będziecie przyjmować sakrament bierzmowania.

Duch Święty przychodzi po to, żeby nas ubogacać wewnętrznie, żeby-śmy stawali się bardziej dojrzali. Chcecie być dojrzałymi? A dlaczego? No właśnie. Trudno odpowiedzieć na to. Ale człowiek dojrzały to nie dorosły. Nie pytam, czy chcecie być dorosłymi, bo nieraz i z dorosłymi mogą być kło-poty. Prawda? Mogą być kłopoty. Ale my mówimy o tym, by być dojrzałym. A dojrzały to ktoś taki, kto wie, co jest dobre oraz prawdziwe i zawsze potrafi to wybrać. Czy Wy zawsze wybieracie to, co dobre? Powiedzcie. Prawie wszy-scy powiedzieli, że tak, ale niektórzy mówią, że nie. Czyli widać, że musimy do tej dojrzałości dochodzić i prosić o to Ducha Świętego.

Kiedy będziecie stawać się coraz bardziej dojrzałymi, wtedy na pewno będziecie mieć dużo zapału misjonarskiego. I za tych kilka czy kilkanaście lat, po sakramencie bierzmowania, kiedy skończycie takie czy inne przygoto-wanie, może w jakimś zakonie, może w seminarium duchownym, będziecie w stanie wybrać się do dalekich krajów na misje święte. Tego Wam z całego serca życzę. Ale chciałbym żebyście już teraz powiedzieli, czy dużo z Was wybrałoby się na misje w przyszłości? Kto ma chęć się wybrać, niech podnie-sie rękę. Proszę czcigodnych księży, patrzcie na te wyciągnięte ręce, a jeszcze bardziej na to, jak gorąco proszą o to dzisiaj we Mszy świętej Pana Jezusa. Będę prosił Matkę Najświętszą, aby Wam dopomagała, żeby wasza dobra wola i pragnienie mogło się spełnić.

Amen.

94

„Czynię was stróżami nowego poranka”Obchody 185-lecia Szkoły Podstawowej w Czerwonce Grochowskiej

i nadanie szkole imienia Henryka JankowskiegoCzerwonka Grochowska, 2 czerwca 2001 r.

Kochane Dzieci, Drodzy Nauczyciele i Wychowawcy!

Mamy dzisiaj wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Jest to jeden z najpiękniejszych dni ze względu na bogatą tradycję, ale także i  z  racji na  treści duchowe, o  których słyszeliśmy w  czytaniach Pisma Świętego, a które tak bardzo są potrzebne nam – zwłaszcza w dziedzinie wychowa-nia i kształcenia. Jakże często odwołujemy się bowiem do potrzeby ducha. Zwłaszcza wtedy, kiedy chcemy formować, przyczyniać się do  tego, aby nowe charaktery, nowe postawy były jak najlepsze. Wówczas odczuwamy sami, że nie wystarczą zwyczajne słowa. Nie wystarczą takie czy inne decy-zje. Nie wystarczy odwołanie się do różnych norm albo przepisów, regula-minów, ale potrzebny jest duch – Duch, który ożywia; Duch, który wnosi nadzieję; Duch, który tak bardzo nas cieszy. I  chcemy, żeby więcej było tego Ducha w naszym otoczeniu – w całym naszym życiu. A już zwłaszcza w rodzinie i w szkole.

Tydzień temu świętowaliśmy Dzień Matki. Wczoraj i dzisiaj obchodzimy Dzień Dziecka. A  jutro święto ludowe – Święto Polskiej Wsi, na  zawsze przez naszą tradycję połączone z  pamiątką Zesłania Ducha Świętego. Tę

95

„Czynię was stróżami nowego poranka”

pamiątkę nazywamy także Zielonymi Świątkami. To  określenie prowadzi nas do natury, do tego, z czym tak bardzo się zżywamy i co dla nas stanowi jakże wielkie bogactwo w rozwoju, w poszukiwaniach, w trosce o to, aby odpowiedź, jaką pragniemy dawać naszym życiem i naszym postępowaniem, była jak najwłaściwsza.

Jest także inny powód, aby ten dzień na trwałe zapisał się w sercach i umy-słach zwłaszcza Was, kochane dzieci, droga młodzieży, ale także i nas wszyst-kich. To nadanie patrona waszej 185-letniej szkole, jej powstanie wiąże się z zakończeniem obrad na Kongresie Wiedeńskim, z utworzeniem namiastki państwowości polskiej w postaci Królestwa Kongresowego. Jej budowa była odpowiedzią naszych praojców, ludu polskiego, na zagrożenia, które mogły przyczyniać się do wydziedziczenia kulturowego, do zagubienia tożsamości narodowej.

Z jakąż wdzięcznością wspominamy naszych praojców. Z jakim szacun-kiem pochylamy się przed tym, co uczynili. Nie zabiegali o zabezpieczenie swoich majątków, może niewielkich, ale zawsze jakiś własności, a troszczyli się o powstanie szkoły. Chcieli następnym pokoleniom przekazać to, co powinno ożywiać każde serce dziecka i młodego człowieka – miłość do Ojczyzny, przy-wiązanie do Polski.

W ciągu tych 185 lat jakże niewiele było tego czasu, który można by określić „wiosennym”, kiedy była wolność. A jednak szkoła, jak ten „żywy świadek”, trwała i przygotowywała coraz to nowe pokolenia. Dzisiaj szkoła otrzymuje swego patrona. To słowo – „patron” – pochodzi od  łacińskiego terminu pater, czyli ojciec. Na początku Mszy świętej śpiewaliśmy tę piękną pieśń: „Abba, Ojcze”. Pojawiła się dopiero dziesięć lat temu, kiedy w sierpniu na Jasnej Górze Ojciec Święty spotkał się z blisko półtoramilionową rzeszą młodych ludzi, z których wielu mogło przybyć do Polski po raz pierwszy, zwłaszcza z krajów dawnej Demokracji Ludowej, czyli Związku Radzieckiego. Wtedy ci młodzi ludzie odśpiewali tę pieśń. Podkreślili tym samym, że nieza-leżnie od różnych systemów, od przemian politycznych, każde dziecko, każdy młody człowiek powinien móc doświadczać tego wszystkiego, co kryje się w treści słowa „ojciec”. Czyż piosnka Arki Noego, która teraz podbija nie tylko Polskę, piosnka o tacie, nie świadczy o tych poszukiwaniach i tych ocze-kiwaniach? Czy czasami też nie mówi o pewnych niedostatkach? O pewnych brakach?

96

rok 2001

Szkoła otrzymuje patrona. Patronus – pater, czyli ojciec, w innym wymia-rze, ale zawsze ten, który czymś się dzieli. Bo ojcostwo to właśnie dziele-nie się. Jak Ojciec Święty podkreśla: „Ojcostwo to ukierunkowanie na kogoś innego”, na to, żeby dawać, żeby się czymś dzielić, do czegoś przygotowywać.

Pierwsza dzisiejsza lektura z Pisma Świętego pochodzi z Księgi Wyjścia. Pamiętamy dobrze, jak naród wybrany cierpiał prześladowania w Egipcie i jak Mojżesz, korzystając z Bożej pomocy, starał się go z tej niewoli wypro-wadzić. Często w  czasach rozbiorów, podczas okupacji, czy jakichkol-wiek prześladowań treści tej księgi były przypominane w naszej Ojczyźnie. Słyszeliśmy, kiedy to Pan Bóg mówi do Mojżesza, przypominając mu, że ten naród nie powinien zapominać o  tych dobrodziejstwach, jakich doświad-czył. Stwórca podkreśla: „Niosłem was na  skrzydłach orlich” (Wj 19, 4). Myślę, że  ten patron, którego dzisiaj otrzymuje wasza szkoła, przypomina wszystkie nauczycielki i wszystkich nauczycieli. Te nasze polskie „Siłaczki”, które w ciągu prawie tych dwóch wieków niosły dzieci polskie jak na orlich skrzydłach – niosły do  wiedzy, do  prawdy, do  miłości. Dlatego chcemy, żeby ten duch wymiaru ojcowskiego coraz bardziej się zakorzeniał, żeby ze szkół przenosił się do wszystkich innych dziedzin naszego życia. A wiemy, że na to czeka wiele osób. Zastanawiamy się, skąd ci nasi poprzednicy czer-pali siły? Dlaczego potrafili sprostać obowiązkom? Mimo stosowanych nie-kiedy wobec nich nacisków, nie zhańbili się zbrodnią. Poszukiwali sposobów, aby z narażeniem własnego życia, na różnych tajnych kompletach dzielić się pamięcią o Polsce, o tej, która zginąć nie mogła.

Dzisiejsza Ewangelia podkreśla, dlaczego jest taka trwała i  żywa ta duchowa więź pomiędzy rodziną, szkołą i Kościołem: „Jeśli ktoś jest spra-gniony, niech przyjdzie i pije. Strumienie wody żywej popłyną.” (J 7, 37-38). To jest właśnie tajemnica obecności Jezusa Chrystusa i tajemnica Zielonych Świątek – zstąpienia Ducha Świętego. Od dwudziestu wieków te strumienie wody żywej płyną i sycą usta dzieci i młodzieży. Co więcej, kształtują serca i ducha w oparciu o jakże wspaniałe przykłady.

Po Mszy świętej będziemy święcili nowy witraż dedykowany świętemu Stanisławowi, biskupowi i  męczennikowi. To  właśnie także jeden z  tych ojców, do których odwołujemy się w naszej pamięci narodowej. Niezależnie od takich czy innych opinii wiemy, że orędzie, jakie głosi święty Stanisław swoim życiem i swoim męczeństwem, jest tym, co stoi na straży godności

97

„Czynię was stróżami nowego poranka”

każdej i każdego z nas. To także integruje nasze społeczeństwo, podkreśla również prymat uczciwości nad jakąkolwiek przemocą.

Wspominając ojców, nie możemy zapomnieć jednego z dyrektorów tej szkoły. Henryk Jankowski pozostawia Warszawę. Wprawdzie nie była jeszcze wolną stolicą wolnego państwa, ale zawsze stanowiła centrum myśli i dążeń wszystkich rodaków. Przybywa tutaj, aby w czasie I wojny światowej zacząć w języku polskim uczyć waszych i naszych poprzedników. Dzielił się miłością do tej Polski jak chlebem, ucząc historii i literatury. Potrafił nie tylko zajmo-wać się nauczaniem i wychowaniem dzieci, ale włączył się w całość życia tego społeczeństwa. O tym będziecie słyszeli. O tym będą wam mówili.

Dobrze, że będziemy przypominali kogoś, któremu tak wiele zawdzię-czamy, podobnie jak wielu naszym poprzednikom. Na przykład Eugeniuszowi Małaczewskiemu, młodemu pisarzowi, który nie wahał się stanąć w obro-nie Ojczyzny. Napisał on zbiór opowiadań noszących tytuł Koń na wzgórzu. Ciekawa to książka. Ona właśnie zawiera słowa, do których tak często odwo-ływał się Sługa Boży ksiądz kardynał Stefan Wyszyński: „Idzie nowych ludzi plemię”. Autor, oddając swoje młode życie, z ufnością patrzył w przyszłość. Nie ograniczał się do swoich dni czy lat, do swoich dążeń czy prac, ale patrzył sze-rzej, odważniej. Widział właśnie naszą Ojczyznę, Polskę. Widział te dziewczęta i tych chłopców, którzy będą przychodzili. I wciąż przez naszą ziemię „idzie to nowych ludzi plemię”. Ale od nas zależy, czy będzie to wędrówka, która cieszy i raduje, czy może zamieni się w pochód siejących grozę i nieszczęście.

Dlatego odwołujemy się do tamtych świadków, szukamy ich wsparcia, powołujemy patrona. Chcemy, żeby poświęcenie i wielkość odżyły na nowo w naszej kulturze i w naszym myśleniu, w postępowaniu. Ksiądz Prymas Wyszyński, którego rok świętujemy, ten niezłomny obrońca godności każ-dego Polaka i Polki i całego narodu, jak czytamy: „Nie tylko korzystał z każ-dej okazji, by okazywać swą miłość dzieciom, błogosławiąc je i darząc swymi ojcowskimi uczuciami, ale także do nich się często zwracał, jak czyni to praw-dziwy duchowy ojciec, «Umiłowane dzieci Boże! Dzieci moje»”. Potrafił łączyć to dziecięctwo ludzkie z dziecięctwem Bożym.

Nasze rodzinne wychowanie, nasza praca duszpasterska w  Kościele, cały formacyjny wysiłek szkoły okaże się wtedy wielkim sukcesem, kiedy to  ojcostwo Boże będzie wspierane przez ojcostwo ludzkie, kiedy to dzie-cięctwo ludzkie znajdzie swoje umocnienie w  dziecięctwie Bożym. Tylko

98

rok 2001

wtedy każde dziecko będzie mogło wzrastać z ufnością, będzie mogło tak kształtować swój charakter, swoje postawy, aby one przyczyniały się do peł-nego rozwoju, pod każdym względem. Takiego, którego potrzebuje to trze-cie tysiąclecie. Nie zapominajcie drogie dzieci, że tę nadzieję wyraził także Jan Paweł II, który w ubiegłym roku, na zakończenie spotkania z dwoma milionami ludzi, powiedział: „Czynię was stróżami nowego poranka”. To Wy macie być stróżami tego poranka, jakim jest początek tego wieku i tysiąclecia. To Wy macie być stróżami tego poranka, który niesie nadzieję w serce każ-dej matki i każdego ojca, każdej wychowawczyni i wychowawcy. Macie być stróżami tego poranka, który będzie także nadzieją dla całej naszej Ojczyzny.

Amen.

99

Nie wstydźcie się miłości najwyższejKurs instruktorski dla kapelanów harcerskich

Drohiczyn, 4 czerwca 2001 r.

Drodzy Kapłani, kochani Alumni!

Dzisiejsza uroczystość Matki Bożej w  tajemnicy Matki Kościoła jest nam szczególnie bliska. Pamiętam dobrze, jak bardzo starali się sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński i kardynał Karol Wojtyła o to, aby właśnie ten tytuł został współczesnemu światu przypomniany. Motywacje były bardzo proste. Z Pisma Świętego wyraźnie wynika, jak bardzo Matka Najświętsza jest bliska każdemu człowiekowi w tym wymiarze macierzyńskiej miłości, zatroskania o każdą sprawę, o najmniejszy detal, o czym mówiła dzisiejsza Ewangelia.

Dziękujemy Panu Bogu w sposób szczególny, że w tej tajemnicy Matki Kościoła Najświętsza Maryja Panna jest także od  dziesięciu lat patronką naszej diecezji. Ta uroczystość daje nam okazję do  tego, abyśmy zastano-wili się, w jakiej mierze to wszystko, co czynimy zbliża nas do Niej, a przez Nią do Jezusa Chrystusa. On nas odkupił, odzyskaliśmy Boże dziecięctwo, a w nim postrzegamy tych, którzy są wokół nas jako siostry i bracia. I wtedy nie trudno nam dostrzec, że  także ta formacja harcerska, która w  naszej Ojczyźnie liczy już 90 lat, ma swoje korzenie w tym, co wysłużył nam Jezus Chrystus.

100

rok 2001

Również dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam, co stanowi inspirację przy-rzeczenia harcerskiego. Matka Najświętsza zwraca się z  serdeczną prośbą do  usługujących na  weselu: „Czyńcie, cokolwiek wam powie” (J 2, 5). Gdybyśmy pod tym kątem, punkt po punkcie rozważyli wszystko, co jest w  harcerskim przyrzeczeniu, okazałoby się, że  wypływa ono z  tych słów Matki Najświętszej, bo całe harcerskie przyrzeczenie jest niczym innym jak pragnieniem, żebyśmy czynili to, co Chrystus nam mówi. A Chrystus nam mówi właśnie o braterstwie, o prawdomówności, o wolności od uzależnień. Chrystus mówi wszystko to, o czym przypomina harcerskie przyrzeczenie.

W tym roku cała nasza Ojczyzna stara się na nowo podjąć także to dzie-dzictwo, które pozostawił kardynał Stefan Wyszyński. Parlament podjął w tej sprawie jednomyślną decyzję, ale nie zawsze postawa Księdza Prymasa spotykała się z takim uznaniem. Przez długie lata władze i media oskarżały go o to, że był wrogiem naszej Ojczyzny. Podburzono przeciw niemu mło-dzież, która przekupiona, z ciężarówek jeżdżących wzdłuż ulicy Miodowej w Warszawie, krzyczała: „Precz z Polski!”.

Ta droga nie była więc łatwa. To była droga harcerska. Droga prze-zwyciężania wielu prób i wielu trudności. To nas jednak raduje, że synowie albo wnuki tych, którzy wydawali wyroki, skazywali na cierpienie, oczerniali Księdza Prymasa, teraz starają się oddać mu hołd. Ale on nigdy nie nawią-zywał do tego, co go spotykało, a spotykało niemalże do ostatnich dni życia. Był zatroskany o wychowanie młodego pokolenia. Był bardzo bliski harcer-skiemu ruchowi. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie, kiedy uwię-ziono Prymasa, uwięziony został i Związek Harcerstwa, kiedy władze dopro-wadziły go do odejścia od ideałów harcerstwa.

Ksiądz Prymas, zwracając się do młodzieży w czasie obchodów milenij-nych, pytał: „Młodzieży! Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc: bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiar? Nawet na froncie, w obliczu wroga, trzeba w coś wierzyć, aby być zdolnym do bohaterstwa. Ale wiara i poświęcenie są potrzebne nie tylko na froncie wojennym, lecz także na froncie pracy, obowiązku, zawodu, nauki, codzien-nego trudu i wysiłku. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga Żywego. Drodzy moi. Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek. Nie oskar-żam. Ja tylko pytam: Jakiej chcecie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić sobie takie pytanie. A jaki jest stosunek do otoczenia? Czy

101

Nie wstydźcie się miłości najwyższej

ono cię obchodzi? Otoczenie to przecież naród – to Polska” (Warszawa, 22 marca 1972 r.). Te słowa księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego są nam bardzo bliskie. Myślę, że powinny głęboko zapaść w serca nas wszystkich. W sposób szczególny tych, którzy przygotowywali się do pracy z harcerzami, żeby w tym codziennym trudzie wyrażać to: jakiej naprawdę chcemy Polski.

Ksiądz Kardynał, chcąc jeszcze wyraźniej zaznaczyć, jak bardzo mu zależy na tym, żeby wartości znalazły życzliwe przyjęcie w sercach zwłaszcza młodych ludzi, często odwoływał się do mało znanej książki pt. Koń na wzgó-rzu. Została ona napisana przez Eugeniusza Małaczewskiego, który zmarł mając dwadzieścia kilka lat, niedługo po wojnie polsko-bolszewickiej, w któ-rej zresztą brał udział. Opisując w jednym z opowiadań żołnierza, uczestnika tej wojny, odwołuje się do fragmentu Listu do Koryntian św. Pawła: „Gdybym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał stałbym się jako miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący. (…). Bo miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, złości nie wyrządza, nie jest czci pragnąca. Nie szuka swego. Nie wzrusza się do gniewu. Nie myśli złego. Nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się weseli z prawdy. (…). Teraz trwają, wiara nadzieja i miłość, to troje, a z tych największa jest miłość” (1 Kor 13, 1-13). Konający żołnierz – bohater opowiadania, któremu autor użycza swoich myśli, wypo-wiada takie słowa: „Spotykam co dzień wielu ludzi. Widzę czego im brak. Brak im miłości – miłości nie dostają. Kochają się samolubstwem – zmę-czonym i  obojętnym. A  tylko wielka miłość mogłaby ich uleczyć. Gdyby wszyscy ludzie na  ziemi miłowali się społecznie, wówczas każdy człowiek byłby tych parę miliardów razy mocniej kochany niż jest – bo tyle jest ludzi na świecie. A tak lubi się sam jeden. Dlatego wystarczyć sobie nie może. Przez litość własną zmiłujcie się nad sobą. Nie wstydźcie się miłości najwyższej, aby i ona wreszcie przestała się wstydzić was.

Myślę nieustannie o Polsce. Cóż lepszego w tych czasach miałby Polak do  myślenia? A  jednak w  powszechnym zamęcie polskiej współczesności pełni się jakiś wielki czas. Godzina nadchodzi ostateczna. Kto umie duchowo «leżeć krzyżem» na  świętej ziemi polskiej i  obejmując ją miłośnie słucha co się w niej dzieje ten usłyszy jakby niezliczone mnóstwo tętniących serc. W zgiełku sejmikującego życia jeszcze nie słychać nas, ale wkrótce wzmoże się w rzeszach dotkliwy głód tego co jest niezbędniejsze niż chleb powsze-dni. A wtedy przyjdziemy duchem wielcy, czyli się nim dzielący. Jesteśmy

102

rok 2001

we drzwiach. W  Polsce powstaje plemię nowych ludzi jakich jeszcze nie widziano” (E. Małaczewski, Koń na wzgórzu, Łomianki 2008).

To właśnie z  tej powieści pochodzi ten werset tak często powtarzany. Tam jest jego źródło, tak bardzo bliskie Ewangelii. To źródło prowadzi nas do Jezusa Chrystusa. Dlatego cieszę się, że grupa naszych alumnów, a także kapłanów podjęła tę inicjatywę, aby włączyć się w harcerski ruch, by etos harcerski stawał się coraz bliższy młodzieży w naszej Ojczyznie. Aby mógł ożywiać ich dążenia – dodawać sił. Żeby w odniesieniu do każdego nowego pokolenia, które pojawia się, można było powiedzieć: „Oto idzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano”. Pod tym stwierdzeniem niech kryje się radość i nadzieja, że będzie lepiej, że będzie więcej miejsca na prawdę, na miłość, na wzajemne zrozumienie, na braterstwo.

Ojciec Święty, kiedy dwa lata temu przebywał wśród nas, przypomniał fragment z mowy, jaką Pan Jezus wygłosił w Wielki Czwartek: „Przykazanie nowe daję wam” (J 13, 34). Niech więc każde nowe pokolenie, które przycho-dzi na ziemię, podejmuje to nowe przykazanie, aby temu towarzyszyły nowe świadectwa prawdy i miłości.

Amen.

103

„Niech cała ziemia chwali swego Boga”(Ps 66 [65], 1)

XIV Niedziela Zwykła, rok C Rozbity Kamień, dn. 8 lipca 2001 r.

Drodzy Rodacy, rozsiani po całym świecie! Kochani Goście i miejscowi Parafianie!

1. Lato wreszcie do nas zawitało. Bieleją żyta, złotem okrywa się psze-nica. Rolnicy szykują się do najważniejszej pracy w roku – do żniw! W tym samym czasie szkoły, urzędy i zakłady pracy – najczęściej za głucho zamknię-tymi drzwiami – mówią o wakacjach, o dniach wolnych, o poszukiwaniu ciepła i słońca. I chociaż różne mogą być spojrzenia na lato, to jednak wszyscy cieszą się jego nadejściem, gdyż właśnie ono każdą i każdego z nas napawa nadzieją i radością; nadzieją na dobre zbiory i odpoczynek; a radością z przy-szłości, dla której gromadzimy ziarno i odświeżamy nasze siły.

2. Korzenie jednego i  drugiego odkrywamy w  obecności Pana Boga w życiu człowieka i w dziejach świata. Prorok Izajasz, którego słowa przed chwilą słyszeliśmy, naszą nadzieję i  radość łączy na  zawsze z  przyjściem na  świat Mesjasza – Jezusa Chrystusa. Jemu bowiem zawdzięczamy to, że zmienia się nasze spojrzenie na otoczenie, że przyroda traci swój wrogi cha-rakter, a człowiek staje się bliższy, a każdy następny dzień nie jest rodzajem ucieczki przed końcem, ale pielgrzymowaniem ku szczęściu. W tej radości

104

rok 2001

i nadziei mają swój udział nawet niemowlęta, a pokój znajduje drogę do ludz-kich serc.

A w końcu: „Na ten widok rozraduje się serce wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa. Ręka Pana da się poznać Jego sługom” (Iz 66, 14. 14c). Nie pozostaje nam więc nic innego, jak sławić dobroć Bożą i powtarzać za Psalmistą: „Niech cała ziemia chwali swego Boga„ (Ps 66 [65], 1).

W tej chwale znajdujemy pełnię wesela, gdyż do nas również odnosi się zaproszenie:

„Przyjdźcie i słuchajcie mnie wszyscy, którzy boicie się Boga, opowiem, co uczynił mej duszy! Błogosławiony Bóg, który nie odepchnął mej prośby i nie oddalił ode mnie swej łaski” (Ps 66 [65],16.20).

3. Ślady tej Bożej dobroci dostrzegamy wszyscy we własnym życiu. Któż z  nas nie doświadczył Bożej opieki w  rodzinie lub w  swoim środowisku? Mówią o tym przeróżne wota, czytamy o tym u najlepszych naszych history-ków, pisarzy i poetów. Widzimy to na przykładzie historii Polski i innych kra-jów. Znaki Bożej Opatrzności postrzegamy także w doświadczeniach tutej-szej parafii, w Rozbitym Kamieniu, która powstała 555 lat temu, w ramach Diecezji Łuckiej, w okręgu brzeskim. A potem razem z całą Ojczyzną prze-żywała czasy wielkości i zmagań, lata najazdów i zwycięstw, okresy niewoli i blaski wolności. Zawsze jednak była wierna Kościołowi i Polsce, aż w ostat-nich latach doczekała się pięknego kościoła parafialnego i kaplicy filialnej w Bielanach. Uczestniczyła również, i to aktywnie, w jednej z największych radości wszechczasów, jakim było spotkanie z Ojcem Świętym na drohiczyń-skich błoniach.

To  dzięki tej wierności słowa św. Pawła, skierowane dwadzieścia wie-ków temu do Galatów, brzmią, jakby zostały wypowiedziane przed chwilą i to z myślą o każdej i o każdym z nas: „Bracia! Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6, 14).

Z pokorą i  zrozumieniem były przyjmowane te  słowa przez wszystkie minione pokolenia zamieszkujące tę część Podlasia. I dlatego przy naszych drogach tak często spotykamy krzyże. I dlatego za ten znak wielu szło na Sybir, niejednego wtrącano do  więzienia. A  krzyż Chrystusowy przezwyciężał

105

„Niech cała ziemia chwali swego Boga”

wszystkie te przeszkody i przenikał do ludzkich dusz, mieszkał w domach naszych poprzedników.

4. Krzyż jest źródłem nadziei i radości w każdym czasie. Krzyż stanowi oparcie dla naszej wiary. Jest też miarą nowego czasu. Mówi nam o tym dwa-dzieścia wieków chrześcijaństwa, mogliśmy się o tym przekonać, uczestni-cząc w obchodach Wielkiego Jubileuszu Zbawienia. Myśl tę rozwinął Ojciec Święty na lwowskim spotkaniu z młodzieżą: „Bóg przemawia w historii ludz-kości. Raz po raz ukazuje swoją obecność w  losach świata, rozpoczynając dialog z ludźmi stworzonymi na swój obraz, chcąc z każdym tworzyć komu-nię życia i miłości. Historia staje się w ten sposób drogą wzajemnego pozna-nia między Stwórcą a istotą ludzką, dialogiem, którego ostatecznym celem jest wyprowadzenie nas z  niewoli grzechu do  wolności i  miłości” (Lwów, 26 czerwca 2001 r.).

W Krzyżu Chrystusowym najbardziej czytelne jest orędzie Miłości. Poza Chrystusowym Krzyżem nie ma miejsca dla prawdziwej wolności. W Roku Prymasa Tysiąclecia warto w tym miejscu odwołać się do  jego nauczania, gdyż sługa Boży nie tylko mówił o Krzyżu, ale sam go doświadczył. Oto Jego słowa: „Ciągle Was pouczam, że  ten zwycięża – choćby był powa-lony – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Ten ostatni prze-grał. Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – przegrał! Kto walczy z Bogiem Miłości – przegrał! A  zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – kto miłuje i przebacza, kto jak Chrystus oddaje serce swoje, a  nawet życie za  nieprzyjaciół swoich” (cyt. za: „Nasz Dziennik”, 26-27.05.2001, s. 12).

5. Kochani Bracia i Siostry, bez przypomnienia nauki i orędzia Krzyża naszemu przeżywaniu nadziei i  radości brakowałoby czegoś istotnego. Nie byłoby ono prawdziwe, nie byłoby na miarę naszych oczekiwań. O tym trzeba przypominać, tego powinniśmy nauczać, tym winniśmy żyć!

Nieraz przecież, przypatrując się temu co nas otacza, odczuwamy nie-pokój albo swego rodzaju zażenowanie. Tak bardzo chcielibyśmy, aby wokół nas i w nas panował ład, żeby było dlań miejsce w naszych wioskach i w całej Ojczyźnie. Martwią nas liczne konflikty i nieporozumienia. One to w pełni ukazują nam straszliwą moc zła cynicznie dzielącego ludzi.

106

rok 2001

W takich sytuacjach nie powinniśmy zapominać o Jezusie Chrystusie, o nauce Krzyża, zwłaszcza, że to Syn Boży jako pierwszy martwi się o nas. Dzisiejsza Ewangelia jest najlepszym potwierdzeniem tego zatroskania. Syn Boży dobrze wie, iż każdy człowiek, wkraczając w dojrzałe życie, osobiście winien opowiedzieć się za prawdą, dobrem i miłością. Tylko wtedy bowiem będzie mógł stać się współuczestnikiem nadziei i miłości. Ktoś jednak musi mu o tym powiedzieć! Ktoś powinien głosić dobrą nowinę. Ona czeka! Czeka jak ziarno na wrzucenie w glebę, czeka jak dojrzały kłos na żniwiarza, czeka jak słońce na letnią porę!

A co czyni Syn Boży? „Jezus wyznaczył jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miej-scowości, dokąd sam przyjść zamierzał” (Łk 10, 1). Chrystus już wtedy zamie-rzył dotrzeć do Rozbitego Kamienia, do nas wszystkich. Nie używał i nadal nie posługuje się wielkimi słowami. Mówi o rzeczach prostych, konkretnych. „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Mt 9, 32). Jest to żniwo większe, niż nam się wydaje. Sięgnijmy do gazet, posłuchajmy radia, przypa-trzmy się telewizyjnym obrazom. Zło jawi się na każdym kroku, kłamstwo nie zna granic, niesprawiedliwość goni niesprawiedliwość. Szatan śmieje się szyderczo.

A  robotników nie widać. Może być i  tak, że  usiłuje się ich zagłuszyć albo ośmieszyć. Ale gdzie wówczas jesteśmy my wszyscy? My także jesteśmy zaproszeni do tych żniw. My możemy wypraszać tych żniwiarzy, wychowy-wać ich w naszych domach, dodawać im sił, umacniać ich w pracy; w głosze-niu słowa Bożego!

Niech światło Krzyża rozjaśni nasze sumienia, niech nam pozwoli zna-leźć odpowiedź na słowa Chrystusa, który przestrzega: „Oto was posyłam jak owce między wilki” (Mt 10, 16). Kim jesteśmy dla zwiastunów Ewangelii? Czym dla nich jest współczesna cywilizacja?

6. Takich pytań można byłoby stawiać znacznie więcej. Ale przecież nie o to chodzi! Wkraczamy w czas lata, w okres żniw i wypoczynku. Nadzieja i radość czekają na nasze przyjęcie. Otwórzmy więc nasze serca, starajmy się oczyszczać sumienia, aby to, co prawdziwe i dobre, czuło się w nas i wśród nas – jak u siebie w domu. To ziarno słowa Bożego, które dzisiaj pojawiło się przed nami, niech niesie nadzieję i życie.

107

„Niech cała ziemia chwali swego Boga”

O to już prosiliśmy Pana Boga zaraz na początku Mszy św. i o to módlmy się ponownie: „Boże, Ty przez uniżenie się Twojego Syna podźwignąłeś upa-dłą ludzkość, udziel swoim wiernym duchowej radości i spraw, aby oswobo-dzeni z niewoli grzechu osiągnęli wieczne szczęście” (Kolekta).

Niech te treści pozostaną z nami przez całe lato, przez całą porę żniw. Niech bielą oznaczą nasze sumienia, a  złotem przyozdobią naszą miłość. A pokój Boży niech zagości na zawsze w naszych duszach.

Amen.

108

Maryja – Matka nadziei i łaskiOdpust Najświętszej Maryi Panny Matki Zbawiciela

Domanowo, dn. 16 lipca 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry, czciciele Matki Najświętszej Szkaplerznej, Matki Zbawiciela!

Dziękujemy Panu Bogu za wielki dar, że w pierwszym roku trzeciego tysiąclecia możemy obchodzić tę jakże dla nas drogą i ważną uroczystość. Możemy ją obchodzić tutaj, w tej wiekowej świątyni i parafii, która od wielu dziesiątek lat jest zawsze miejscem czci Matki Najświętszej. Zmieniały się czasy, zmieniali się ludzie, zmieniały się także kultury, ale Matka Najświętsza pozostawała zawsze ta sama – zatroskana, bliska każdemu sercu. Zwłaszcza w tej porze, kiedy to my, a przedtem nasi praojcowie, wychodzimy za drzwi, wpatrując się w  to wszystko, co wyrosło na polach, przeżywając niekiedy radość, czasami także niepokój, bo nie zawsze wydawało się, że te kłosy są bardzo obfite.

W tym roku możemy dziękować Panu Bogu, bo wygląda na to, że zbiory będą wyjątkowo udane. Tradycja ojców nakazuje rozpoczynać żniwa w sobotę, aby Matka Najświętsza nam błogosławiła, żeby dodawała nam sił, by to, co wypracujemy, mogło służyć naszemu zdrowiu, żeby mogło zabezpieczać życie nasze i naszej rodziny, mogło być także przydatne Ojczyźnie, a kiedy trzeba, również i mieszkańcom innym krajów. Matka Najświętsza w tej tajem-nicy Szkaplerznej jest dla nas szczególnym przykładem jako Matka Zbawiciela.

109

Maryja – Matka nadziei i łaski

Ten rok jest dla nas niesłychanie drogi także z  innych względów. Obchodzimy 750 lat od objawienia szkaplerza świętemu Szymonowi Stockowi na Wyspach Brytyjskich. Dokładnie 750 lat temu, 16 lipca święty Szymon, ówczesny Przełożony Generalny Zakonu Karmelitańskiego, który dopiero co powstawał, mając świadomość wielu trudności w jakich znajdowała się tak jego ojczyzna, jak i cała Europa, modlił się szczególnie do Matki Najświętszej. Ukazała się ona świętemu Szymonowi, tak jak w późniejszych latach ukaże się świętej Bernadecie, świętym dzieciom z  Fatimy, czy też dwóm dziew-czynkom – Barbarze i Justynie w Gietrzwałdzie, a wskazując na szkaplerz, wierzchnie przykrycie stroju karmelitańskiego, zaznaczyła: „Kto będzie ten szkaplerz nosił, podkreślając duchową więź z całym dziedzictwem Maryjnego ducha świętości, ten może być spokojny, z pewnością dostąpi zbawienia”. Nic dziwnego, że właśnie tutaj, w waszej parafii łączymy historyczne wydarzenie objawienia szkaplerza karmelitańskiego z tajemnicą Matki Zbawiciela. Kiedy modlimy się do Matki Zbawiciela, to zabiegamy o to, żebyśmy my wszyscy mogli stać się uczestnikami Zbawienia.

Szkaplerz jest tego zewnętrznym znakiem. Choć w ciągu wieków przy-bierał różne postacie, to zawsze przypomina nam o nadziei na nasze zbawie-nie, o tej nadziei, którą wciąż pielęgnujemy w naszych sercach i w naszych duszach. Bo wszyscy wiemy dobrze, że nasz pobyt na ziemi jest bardzo krótki. Nawet gdybyśmy przeżyli 100 lat, jak to sobie nawzajem życzymy, nawet wówczas, gdybyśmy byli w stanie te 100 lat przekroczyć, to i tak ten ziem-ski pobyt jest bardzo krótki. Ale w sercach nosimy szczerą wiarę, że dzięki pomocy Matki Najświętszej będziemy w  stanie zasłużyć sobie na wieczne zbawienie. Będziemy uczestnikami tego zbawienia, które na krzyżu wysłu-żył Jezus Chrystus. On też pozostawił w Kościele tak wiele pomocy, abyśmy z niej korzystali. A Matka Najświętsza stanowi dla nas to szczególne wspar-cie, przynosi pomoc, dzięki której zbawienie staje się każdemu z nas bliższe.

Ojciec Święty Jan Paweł II, który od 10 roku życia, jak to sam zaznacza, nosi szkaplerz, skierował w tym roku do całego Zakonu Karmelitańskiego i do nas wszystkich specjalny list na 750-lecie objawienia szkaplerza. Zachęca nas w nim, abyśmy często zastanawiali się nad tym, kim jest Matka Najświętsza dla każdego człowieka. „Kontemplując – pisze Papież – Najświętszą Maryję Pannę, widzimy Ją jako Matkę zatroskaną, która patrzy na Syna dorasta-jącego w Nazarecie. Idzie za Nim po drogach Palestyny i  towarzyszy Mu

110

rok 2001

podczas godów w Kanie. A u stóp krzyża staje się Matką współuczestniczącą w Jego ofierze i darem dla wszystkich ludzi. Gdy Jezus powierza Ją swemu umiłowanemu uczniowi, jako Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna jed-noczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie. A jako Nowa Niewiasta, która wyprzedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich w pełni trynitarnego życia, została wzięta do Nieba, skąd osłania płaszczem swego Miłosierdzia synów i  córki pielgrzymujących ku świętej górze chwały” (Jan Paweł II, List apostolski z okazji 750-lecia szkaplerza świętego, 25 marca 2001 r.). Ojciec Święty ukazuje całe ziemskie życie Matki Najświętszej, podkreślając, jak bardzo była bliską Jezusowi Chrystusowi, swemu Synowi, a przez to także, jak wyjątkowo uczestniczyła w tej misji zbawczej Jezusa Chrystusa.

Wsłuchiwaliśmy się dzisiaj z uwagą w słowa z Ewangelii, które przypo-minają nam tę zwyczajną scenę związaną z nauczaniem Jezusa Chrystusa. Przecież ciągle Pan Jezus przebywał w drodze. Kiedy rozpoczął publiczną działalność, starał się dotrzeć do  wszystkich, aby jak najwięcej pociągnąć do  Królestwa Niebieskiego. W  czasie jednego z  takich spotkań z  ludźmi (zob. Mk 3, 31-35) dowiaduje się, że przed domem stoi Jego Matka z krew-nymi. Wsłuchując się w te słowa, niekiedy możemy odnieść wrażenie, że Pan Jezus dystansuje się nieco od Swojej Matki, bo pyta tych, którzy byli blisko Niego: „Któż jest moją Matką?” (Mk 3, 33). Którzy są Jego braćmi i Jego siostrami?

Oto ci, którzy słuchają słowa Bożego i wiernie je zachowują, ci są Jego matką, Jego siostrami, Jego braćmi. Ale w tym wyznaniu Jezusa Chrystusa nie ma nic z jakiegoś dystansowania się od Matki Najświętszej. Wprost prze-ciwnie! Jak Ojciec Święty to wyjaśnia: „Pan Jezus chce powiedzieć, że Maryja była Jego Matką nie tylko co do ciała, ale także w znaczeniu duchowym”. Bo któż bardziej od Niej wsłuchiwał się w słowa Boże? Kto chętniej niż Ona przechowywał to wszystko w  swoim sercu? Kto uważniej rozważał każdą naukę Jezusa Chrystusa? Kto szczerzej od Niej to wszystko starał się wprowa-dzać w swoje życie? Dlatego Maryja i w znaczeniu fizycznym, i w znaczeniu duchowym jest Matką Jezusa Chrystusa.

Pan Jezus pragnie nas zachęcić, abyśmy przypatrywali się Jego Matce, bo dzięki temu będziemy mogli dostrzegać te różne sposoby, które nam ułatwią wsłuchiwanie się w słowo Boże, przyswajać tę naukę i wprowadzać w życie. To nam zapewni nasze zbawienie. O  tym mówi także historia szkaplerza

111

Maryja – Matka nadziei i łaski

karmelitańskiego. 750 lat to przecież bardzo długa historia, to „szmat czasu”, a przecież szkaplerz się nie starzeje. Szkaplerz jest ciągle żywy, jest ciągle nowy. Świadczy o tym chociażby fakt, że tak wielu z nas przybyło na tę uro-czystość, mimo ogromnego upału. Przybyła grupa pielgrzymkowa z Brańska. Liczymy na to, że w latach następnych będą pielgrzymki z Rudki, będą piel-grzymki z Hodyszewa, będą pielgrzymki z Wyszonek, nawet z Szepietowa. Zachęcajcie do tego i zapraszajcie, aby tu przybywano do Matki Bożej, Matki Zbawiciela, jak ci wszyscy, którzy w  ciągu wieków zakładając Szkaplerz Niepokalanej Dziewicy, zasługiwali na  zbawienie wieczne, na  to  szczęście uczestnictwa w chwale razem z Jezusem Chrystusem – razem z Jego i naszą Matką.

Cieszymy się, że jest tutaj obecny ksiądz rektor z dalekiego Petersburga. Czyż nasze serca nie powinny pałać wdzięcznością? Kilkanaście lat temu nie przypuszczaliśmy, że  w  ówczesnym Leningradzie pojawi się katolickie seminarium, że będzie w nim pracował ktoś, kto tak bardzo jest związany z naszą diecezją i  z  tym obrazem Matki Najświętszej. Dlatego dziękujmy Panu Bogu, starając się także odczytywać to wszystko, co Duch Święty nam mówi przez naukę Kościoła, abyśmy mogli dokonywać takich wyborów, które będą służyły coraz głębszemu zakorzenieniu w naszym życiu uczciwo-ści i sprawiedliwości.

Ojciec Święty w przytaczanym już liście pisze: „Za maryjną duchowość, która wewnętrznie kształtuje osoby i upodabnia ją do Chrystusa, pierwo-rodnego wśród ludzi, dziękujemy Panu Bogu. Wyraziła się ona we wspa-niałych świadectwach świętości i mądrości bardzo wielu świętych mężczyzn i niewiast Karmelu, którzy dorośli w cieniu i pod opieką Maryi”. A nieco dalej czytamy: „Ja również od bardzo długiego czasu noszę na sercu szka-plerz karmelitański z miłości do wspólnej Matki Niebieskiej, której opieki doznaję ustawicznie. Życzę, aby dzięki temu urokowi Maryjnemu wszyscy zakonnicy i zakonnice Karmelu oraz pobożni wierni, którzy Ją czczą synow-skim oddaniem, wzrośli w miłości do Niej i umocnili w świecie obecność tej «Niewiasty milczenia i modlitwy» wzywanej jako: «Matka Miłosierdzia», «Matka nadziei i  łaski»” (Jan Paweł II, List apostolski z  okazji 750-lecia szkaplerza świętego).

Naszym zgromadzeniem wpisujemy się w to zaproszenie Ojca Świętego, bo naszą obecnością oddajemy cześć Matce Najświętszej, „Matce milczenia

112

rok 2001

i modlitwy”, gdyż tak mało przemawia w Piśmie Świętym, tak mało prze-mawia w historii Kościoła. Ale za to jakże wiele czyni, jak bardzo pomaga, jak bardzo stara się być bliską każdej i każdemu z nas – Ona jako Matka Miłosierdzia, Matka Nadziei, Matka Łaski. Dzięki Niej nasze życie staje się coraz piękniejsze, radośniejsze. Dzięki Jej wstawiennictwu i opiece czujemy, że jesteśmy bliżsi zbawieniu wiecznemu.

Amen.

113

„Nauczycielu, gdzie mieszkasz? (…) Chodźcie, a zobaczycie”.(J 1, 38-39)

Wmurowanie kamienia węgielnego pod dom rekolekcyjny przy klasztorze Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus

Siemiatycze, dn. 16 lipca 2001 r.

Kochane Siostry Karmelitanki, Drodzy Bracia i Siostry, przyjaciele tutejszej wspólnoty!

Gromadzimy się dzisiaj w ten przepiękny wieczór, w uroczystość Matki Bożej z Góry Karmel. Pan Bóg dał tę łaskę, że przed trzema miesiącami byłem na Górze Karmel, aby tam, w pięknej świątyni poświęconej Matce Najświętszej, wspominając także tajemnicę Stella Maris – „Gwiazdy Morza”, dziękować Panu Bogu za tak wiele łask, które spływają od czasów proroka Eliasza na nas wszystkich.

Nie możemy też zapomnieć o tym ważnym jubileuszu 750-lecia obja-wienia się Matki Najświętszej na  terenie Wielkiej Brytanii świętemu Szymonowi Stockowi, ówczesnemu Przełożonemu Generalnemu Zakonu Karmelitańskiego. Matka Najświętsza wiedząc, jak wielkie trudności prze-żywa święty Szymon Stock i całe zgromadzenie, które kilkadziesiąt lat wcze-śniej powstało właśnie na Górze Karmel, chcąc pocieszyć świętego Szymona, wskazała na  szkaplerz karmelitański. Wtedy była to  wierzchnia materia,

114

rok 2001

którą przykrywano habit zwłaszcza wtedy, kiedy podejmowano różne prace. Matka Najświętsza, wskazując właśnie na ten szkaplerz, który przykrywał ramiona i plecy, powiedziała Szymonowi, że nie musi się martwić o przy-szłość tej idei i tej duchowości, którą odczytano na Górze Karmel, a którą pragnął rozprzestrzenić w całym Kościele katolickim. Zapowiedziała, że „kto będzie używał tego szkaplerza w duchu wiary i miłości, na pewno zostanie zbawiony”. Wśród wielu obietnic, które wtedy zostały przekazane, ta była najbardziej istotna.

Stolica Apostolska zainteresowała się tymi objawieniami i stąd też zaczyna się rozwijać nabożeństwo szkaplerza świętego, a potem także bractwo i coraz więcej ludzi, także nie przynależących do zakonów karmelitańskich, otrzy-mywało tę radość, że mogli chociaż w symbolicznej formie, ale w pełnym wymiarze duchowym nosić szkaplerz. W ten sposób rozprzestrzeniał się po całym świecie.

Uczestnicząc w tej dzisiejszej uroczystości, cieszymy się ogromnie, dla-tego pozdrawiając Przełożoną Generalną i  Prowincjalną i  wszystkie sio-stry tu obecne, chciałbym wyrazić ogromną wdzięczność za to świadectwo i za te prace apostolskie, które siostry podejmują tak tu w Siemiatyczach, jak i w Bielsku Podlaskim. Myślimy już także o trzeciej placówce. Mam pew-ność, że tak będzie, bo przecież bardzo wiele sióstr pochodzi z naszej diecezji. Pracują także na terenie Białorusi i w innych klasztorach w naszej Ojczyźnie.

Chcemy podziękować za to, że przypominając duchowość karmelitańską, wprowadzają nas w tę tajemnicę szczególnej zażyłości z Matką Najświętszą. Miasto Siemiatycze ma szczególny powód do tego, aby tę wdzięczność wyra-żać Panu Bogu, bo przecież tu, w tym domu, przebywa dziesięć sióstr karme-litanek. Jakże szczęśliwy byłby Abraham, jakże szczęśliwy byłby Lot, gdyby mogli przed wiekami w Sodomie i Gomorze znaleźć dziesięć osób sprawiedli-wych. My jesteśmy spokojni, Siemiatycz nie może spotkać ta kara, jaka spo-tkała Sodomę i Gomorę, bo jest tutaj dziesięć sióstr karmelitanek, na czele z przełożoną, siostrą Edytą, której imię aż się prosi, żeby było wymawiane. Jest jak „Judyt wojująca”, ponieważ podejmuje z ogromnym poświęceniem różnego rodzaju prace i  zadania, aby stworzyć potrzebne struktury mate-rialne do tego, żeby ta duchowość karmelitańska mogła nas ubogacać.

Niech to  nasze dzisiejsze spotkanie w  uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej da nam okazję także do  refleksji nad tym, w  jakiej mierze

115

„Nauczycielu, gdzie mieszkasz? (…) Chodźcie, a zobaczycie”

pragniemy i staramy się przygotowywać do tego, żeby duchowość Maryjna mogła ożywiać nas, przyczyniać się do przemiany naszego życia, do odnowy naszego postępowania. Ciągle bowiem stajemy wobec tego samego pytania. A dotyczy ono naszej odpowiedzialności, naszej uczciwości w życiu osobi-stym, rodzinnym i publicznym. Ciągle stajemy wobec tych samych proble-mów, które płyną najczęściej z  nieuporządkowanego życia wewnętrznego, z braku miejsca na jakże ważne dla nas cnoty teologiczne – na wiarę, nadzieję i na miłość.

Ojciec Święty z  okazji tego wielkiego jubileuszu wystosował specjalny list apostolski na ręce przełożonych generalnych rodziny karmelitańskiej. Jan Paweł II pisze: „Kontemplując Najświętszą Maryję Pannę, widzimy Ją jako Matkę zatroskaną, która patrzy na Syna dorastającego w Nazarecie. Idzie za Nim po drogach Palestyny i  towarzyszy Mu podczas godów w Kanie. A u stóp krzyża staje się Matką współuczestniczącą w Jego Ofierze i darem dla wszystkich ludzi. Gdy Jezus powierza Ją swemu umiłowanemu uczniowi, jako Matka Kościoła – Najświętsza Maryja Panna – jednoczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie. A jako Nowa Niewiasta, która wyprzedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich w pełni trynitarnego życia, została wzięta do  Nieba, skąd osłania płaszczem swego Miłosierdzia synów i  córki piel-grzymujących ku świętej górze chwały” (Jan Paweł II, List apostolski z okazji 750-lecia szkaplerza świętego, 25 marca 2001 r.). Ojciec Święty, mówiąc o „górze chwały”, nawiązuje do symboliki Karmelu, tak z racji na proroka Eliasza, jak i ze względu na doświadczenia pierwszych karmelitów.

W  swoim liście przypomina najważniejsze momenty z  życia Matki Najświętszej tutaj na ziemi i cały czas ukazuje nam Maryję jako tę, która jest zasłuchana i wpatrzona w Jezusa Chrystusa, która towarzyszy Jego wzrasta-niu, nauczaniu i Jego cierpieniu, która jest obecna tuż po Zmartwychwstaniu, a także przy Zesłaniu Ducha Świętego. Dlatego zostaje wzięta do Nieba.

Ojciec Święty pragnie nas zachęcić, abyśmy biorąc przykład z  Matki Najświętszej, starali się zawsze i wszędzie dostrzegać Jezusa, Jej Syna i podob-nie jak ona, towarzyszyć Mu, wsłuchiwać się w Jego słowa, przypatrywać się Jego czynom. Pan Jezus nie ma nic do ukrycia. Jest samą otwartością. Kiedy uczniowie pytają „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” (J 1, 38), wtedy z całą swo-bodą zaprasza ich do siebie: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1, 39). I to się powta-rza przez całe wieki.

116

rok 2001

Rodzina karmelitańska, ukazując nam ten przejaw duchowości Matki Najświętszej, pragnie nas zachęcać do  coraz to  głębszej więzi z  Jezusem Chrystusem. Czyż nie o tym nam mówią późniejsi święci, jak święta Teresa Wielka, jak święty Jan od Krzyża, jak święta Teresa od Dzieciątka Jezus, jak święty Rafał Józef Kalinowski, tak bardzo zrośnięty z  naszą ziemią, z tym regionem? Niezależnie od czasów, od zewnętrznych okoliczności oni nam dopomagają, abyśmy sobie przypomnieli o tym, że życie człowieka bez obecności Jezusa Chrystusa nie może przynieść ani radości, ani szczęścia. Nie może także stać się błogosławieństwem dla całego otoczenia. Owszem, mogą być takie czy inne odczucia, ale kiedy na to spojrzymy bardziej dokładnie, to okaże się, że tylko wtedy, kiedy staramy się coś podejmować z Jezusem Chrystusem, to naprawdę służy człowiekowi. Takie podejście może nie słu-żyć wyborcom, może nie służyć klientom, może nie służyć takim czy innym pacjentom, ale zawsze służy człowiekowi.

Ojciec Święty, który w swoim Liście Apostolskim Novo Milennio Ineunte zachęca nas właśnie do tego, żebyśmy często zaglądali do naszego ducho-wego dziedzictwa, do naszego „skarbca wiary”. Bo niekiedy wydaje się nam, że nie mamy zaplecza, że brak nam oparcia, że jesteśmy skazani na samych siebie, że w momentach prób czy doświadczeń nie mamy się do kogo odwo-łać, że kiedy są trudności w naszej rodzinie albo w środowisku, kiedy mamy także kłopoty z samymi sobą, nie mamy gdzie się zwrócić, aby prosić o ratu-nek. Tymczasem Wielki Jubileusz ukazał nam inną rzeczywistość. Mogliśmy się przekonać, jak te skarby są wielkie. I one nie maleją! One się coraz bardziej powiększają, bo do tego, co wysłużył Jezus Chrystus w „pełni czasu” my, choć w sposób niedoskonały, dodajemy nasze poświęcenie, wiarę, nadzieję i miłość. To właśnie czynili ci święci, błogosławieni, zarówno wyniesieni na ołtarze, jak i ci nieznani. Czyż nie trzeba o tym przypomnieć? Czynimy to dosyć często, ale nigdy chyba zbyt często, aby wyrazić nasz podziw dla naszych poprzedni-czek i poprzedników, którzy na tej ziemi potrafili dochować wierności Panu Bogu, Kościołowi i Polsce.

Ojciec Święty, mówiąc o „duchowym skarbcu”, zaznacza: „Ta Maryjna duchowość odkrywana we wspólnocie karmelitańskiej, która wewnętrznie kształtuje osoby i upodabnia je do Chrystusa pierworodnego wśród wielu braci, wyraziła się we wspaniałych świadectwach świętości i mądrości bar-dzo wielu świętych mężczyzn i niewiast Karmelu, którzy wyrośli w cieniu

117

„Nauczycielu, gdzie mieszkasz? (…) Chodźcie, a zobaczycie”

i pod opieką Maryi. Ja również od bardzo długiego czasu noszę na sercu Szkaplerz karmelitański z miłością do wspólnej Matki Niebieskiej, której opieki doznaję ustawicznie. Życzę, aby dzięki temu urokowi maryjnemu wszyscy zakonnicy i  zakonnice Karmelu oraz pobożni wierni, którzy Ją czczą synowskim oddaniem, wzrośli w miłości do Niej i umocnili w świe-cie obecność tej «Niewiasty milczenia i modlitwy» wzywanej jako: «Matka Miłosierdzia», «Matka nadziei i łaski»” (Jan Paweł II, List apostolski z okazji 750-lecia Szkaplerza świętego).

Ojciec Święty ma tę nadzieję, że poznając coraz lepiej duchowość kar-melitańską, będziemy się przyczyniali do tego, aby wzrastała nasza miłość do  Matki Najświętszej. Nazywa ją: „Niewiastą milczenia i  modlitwy”, bo taką się jawi Matka Boża w Ewangelii, z  taką się spotykamy w życiu Kościoła. Matka Najświętsza jest cichą we wszystkich wydarzeniach, a jeżeli się zwraca, to w krótkich słowach. Przede wszystkim prosząc o modlitwę. Dla nas Matka Najświętsza jest zawsze Matką Miłosierdzia, jest Matką Nadziei i Łaski. Nasza dzisiejsza uroczystość, także modlitwa w intencji powstającego klasztoru, aby mógł jak najszybciej przyjąć pierwszych swoich gości, a zara-zem domowników, wychodzi naprzeciw życzeniu Ojca Świętego, bo w ten sposób przyczyniamy się do tego, aby wzrosła liczba „wspaniałych świadectw świętości i mądrości świętych mężczyzn i niewiast Karmelu, którzy wyrośli w cieniu i pod opieką Maryi”.

Głęboko ufamy, że  przy tym kościele parafialnym poświęconym Wniebowzięciu Matki Najświętszej, powstająca nowa świątynia, a także nowe miejsce spotykania się z Jezusem Chrystusem nawiązujące do Góry Karmel, do Matki Najświętszej, przyczyni się do  tego, że właśnie w Siemiatyczach będzie coraz więcej świętych i  mądrych mężczyzn oraz niewiast. Wiemy, że mogą być różne trudności, takie czy inne zmagania, ale ze wszystkimi będziemy sobie w stanie poradzić, kiedy nam i naszemu otoczeniu nie zabrak-nie świętości i mądrości.

Niech Matka Najświętsza dopomaga, aby ten dom, o którym słyszeliśmy, że ma służyć człowiekowi w różnych okolicznościach jego życia, a zwłaszcza w tych najbardziej dramatycznych, związanych z cierpieniem, jak najszyb-ciej otworzy swoje podwoje. Na wiele rzeczy możemy czekać bardzo długo, możemy czekać nawet dosyć długo na postęp techniczny, na takie czy inne udogodnienia w naszym życiu materialnym, ale nie możemy czekać długo

118

rok 2001

na świętość i mądrość. Jeżeli tego zabraknie, wychowanie nowych pokoleń, rozwój naszej Ojczyzny będą przeżywały coraz to większe problemy.

Matko Boża Karmelitańska, Matko Miłosierdzia, Nadziei i Łaski spraw, aby ten dom i ta kaplica mogły jak najszybciej otworzyć się i przyjmować tych, którzy będą poszukiwali mądrości i świętości, wpatrując się w twojego Syna Jezusa Chrystusa.

Amen.

119

Św. Franciszek zostawił nam przykładWizytacja apostolska u Sióstr Bernardynek. Rozpoczęcie

Święta Katarzyna, dn. 17 lipca 2001 r.

Drogie Siostry!

Dzisiejszy wieczór dał nam okazję, aby przypomnieć sobie, jak w obja-wieniu Bożym, a potem także w życiu świętego Franciszka, często pojawia się przyroda. Wsłuchując się w grzmoty burzy, która wokół nas krąży, zasta-nawiamy się nad przedziwną tajemnicą Bożej Opatrzności, dzięki której tak wiele różnych zjawisk, tak wiele różnych doświadczeń zbiegają się ze sobą zawsze razem, aby stać się świadectwem albo świadkiem Bożej Opatrzności – Bożej obecności wśród nas.

Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje nam przyrodę, która wycho-dzi naprzeciw Bożym zamiarom. Pan Bóg powołał Mojżesza do wypełnie-nia wielkiej misji, nie tylko względem Narodu Wybranego, ale w stosunku do  wszystkich, którzy kiedykolwiek włączą się w  zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa. I  właśnie przyroda okazuje w  tym swą pomoc – pośredniczy. To dzięki Nilowi Mojżesz w taki prosty, zwyczajny, a jednocześnie w jakże nadprzyrodzony sposób zostaje uratowany.

Ileż to  razy spotykamy przyrodę w  życiu Pana Jezusa. Nawet sama podróż Matki Najświętszej tuż po poczęciu do Ain Karim, daleko w górach, świadczy o kontakcie z otaczającą przyrodą. A potem Betlejem i narodziny Jezusa. Ludzi było na początku w stajence bardzo mało – Matka Najświętsza,

120

rok 2001

święty Józef, ale jest również przyroda, tak bardzo bliska Dzieciątku Bożemu. I potem przez całe życie Jezusa Chrystusa, aż do ukrzyżowania na Górze Kalwaryjskiej, aż do złożenia w grobie, przyroda daje o sobie znać.

Podobnie i w życiu świętego Franciszka. Czyż właśnie jego nawrócenie nie zaczęło się od tych różnych spotkań z Panem Bogiem tam, gdzie przy-roda dopomagała w oderwaniu się od wielu rzeczy tego świata? Czyż różne miejsca związane z życiem świętego Franciszka tego nie potwierdzają, poczy-nając od San Damiano, od Porcjunkuli, poprzez Rivotorto. I wiele innych miejscowości, które mówią nam o tej przedziwnej więzi pomiędzy Ewangelią, a w konsekwencji duchowością franciszkańską i naturą przyrody.

Jeżeli do tego nawiązuję to tylko przede wszystkim ze względu na to, że  chciałbym osobiście przeżyć to  wspaniałe bogactwo, w  którym Siostry uczestniczą poprzez powołanie do życia kontemplacyjnego, poprzez zaprosze-nie do podążania drogą ewangeliczną w duchu franciszkańskim, bernardyń-skim. Siostry mogą tutaj, jak mało gdzie, dzięki tej przyrodzie jeszcze bardziej odczuwać obecność Stwórcy.

Był taki czas, kiedy myślałem, iż kontemplacja to przede wszystkim coś, co jest bardzo bliskie mistycyzmowi, co może stanowić do mistyki albo przedsionek, albo jakąś gałąź tych przeżyć. Wiemy, że tak nie jest, że świat mistyki jest zupełnie autonomiczny, jest on oddzielny, że świat mistyki bez-pośrednio zależy od Pana Boga. Człowiek niewiele może wnieść. Dopiero kiedy zostanie zaproszony, może w nim współuczestniczyć. Natomiast kon-templacja jest czymś innym. Mówi nam o  tym św. Franciszek. Zostawił nam przykład, jak mamy wykorzystywać świat, który nas otacza ku temu, abyśmy odkrywali Pana Boga i lepiej rozumieli Jego obecność w naszych duszach i w naszym sercu.

Dziękujemy Stwórcy za  ten dar. Dziękujemy za  to, że  poprzez przy-kład św. Franciszka ułatwia nam korzystanie z tego wszystkiego co nas ota-cza. To właśnie dzięki niemu wiemy doskonale, że nie ma ani złej pogody, ani jakiś szczególnych zagrożeń związanych z naturą, że to wszystko może być źródłem naszej więzi ze Stwórcą, a w konsekwencji – darzyć nas rado-ścią. Przyroda uświadamia nam jak bardzo Pan Bóg jest dobry, skoro nawet groźna rzeka przyczyniła się do wypełnienia planu Bożego. Lasy i puszcze, które dla bandytów były miejscem rabunków, dla św. Franciszka stawały się konfesjonałem i amboną, bo także tam zdobywał dusze dla Pana Boga. Skoro

121

Św. Franciszek zostawił nam przykład

tak, to możemy być spokojni. To prawda, że w Ewangelii dzisiejszej mogliśmy usłyszeć bardzo zdecydowaną wypowiedź Jezusa Chrystusa. Nie możemy jej nazwać surową, bo ona była zwyczajnie prawdziwą. Pan Jezus przestrzega mieszkańców miast. Czyni to właśnie dlatego, że nie potrafili oni dostrzec znaków, jakie działy się wśród nich. Już nie tylko, że nie byli w stanie w opar-ciu o to, co ich otaczało dostrzegać Pana Boga, ale nawet kiedy Syn Boży przyszedł do nich i dokonywał różnych znaków, nie uwierzyli. Dlatego Pan Jezus wypowiada tak mocne, zdecydowane słowa.

Dziękujemy Panu Bogu za to, że są te klasztory, że są zakony kontem-placyjne, że  są ośrodki jak ten świętej Katarzyny, które wciąż przypomi-nają wszystkim o obecności Pana Boga – poprzez kontemplowanie przyrody i całej ludzkiej rzeczywistości, aby łącząc jedno i drugie, tym radośniej i chęt-niej wyśpiewywać hymn na cześć Pana Boga jako Najlepszego Ojca. To wła-śnie dostrzegamy w osobie świętego Franciszka. To widzimy także na przy-kładzie świętej Klary. Tego jesteśmy świadomi, kiedy przypominamy sobie życie św. Bernardyna, to właśnie on w sposób szczególny rozwijał cześć i kult imienia Jezus. Czy kiedy patrzymy na żywot św. Jana Kapistrana i wielu, wielu innych, aż do naszych czasów.

Niech nasze serca będą zatem pełne wdzięczności. A kiedy rozpoczynamy jakąkolwiek pracę w  duchu wdzięczności, wówczas zupełnie inaczej prze-żywamy to wszystko, nawet jeżeli zjawi się jakakolwiek trudność. Postawa wdzięczności ma to do siebie, że wyzwala w ludziach niespotykaną energię, wielki zapał, a jednocześnie pragnienie, aby nie utracić, a co więcej, jeszcze umocnić tę więź, jaką zapoczątkowaliśmy w spotkaniu z miłością.

Ufam głęboko, że Chrystus Pan będzie nam dopomagał, że to wstawien-nictwo św. Franciszka będzie widoczne. Wierzymy też głęboko, że Matka Najświętsza, która z tak wielką radością niosła Dobrą Nowinę do Ain Karim, będzie nam towarzyszyła przez ten czas, abyśmy wspólnie razem z Nią mogli wyśpiewać Magnificat, poprzedzając go także Benedictus, czyli: „Błogosławiony Pan Bóg Izraela” (Łk 1, 68).

Amen.

122

Płonący krzew przypomina o świętości (zob. Wj 3, 1-10)

Wizytacja apostolska u Sióstr BernardynekŚwięta Katarzyna, dn. 18 lipca 2001 r.

Kochane Siostry i wszyscy tu zebrani!

Z uwagą wsłuchiwaliśmy się w czytania Pisma Świętego. Pierwsze prze-nosi nas do  czasów poprzedzających przyjście na  świat Jezusa Chrystusa, kiedy to Pan Bóg przygotowywał i czas i ludzi, aby byli w stanie przyjąć Jego – Syna Jednorodzonego. Mojżesz jest jedną z postaci, która na trwałe wpi-sała się w to przygotowanie, zwłaszcza Narodu Wybranego. Dzisiejsza scena wskazuje nam na to, co w nauczaniu Pana Jezusa, a potem także w dziedzic-twie Kościoła, jest niesłychanie ważne. Płonący krzew (zob. Wj 3, 1-10) przy-pomina o świętości.

Krzew, który płonie, daje światło, a jednocześnie ten płomień nie niszczy życia. Życie pozostaje. Obecność Boga, Jego łaska sprawia, że życie ze świę-tością nie tylko się godzi, ale nabiera jeszcze znaczenia. Widzimy, że na prze-strzeni wieków ta świętość stale towarzyszy ludzkości. Wspomnieliśmy tym we wprowadzeniu do  Najświętszej Ofiary, wypowiadamy to  w  Składzie Apostolskim: „Wierzę w świętych obcowanie”.

Warto zastanowić się nad tym, jak przeżywamy tę tajemnicę świętych obcowania, jak ją rozumiemy? Mielibyśmy dużo trudności w udzieleniu odpo-wiedzi na te pytania. Dostrzegamy wokół, jak ludzi potrafią łączyć interesy,

123

Płonący krzew przypomina o świętości

jak potrafią jednoczyć się ci, którym zależy wyłącznie na władzy albo na pie-niądzach. Co więcej, jak potrafią umawiać się, łączyć różnego rodzaju prze-stępcy, żeby zabezpieczać siebie samych przed „sprawiedliwością”. A  tym-czasem z  trudem przychodzi nam przeżywanie jedności ludzi wiary, ludzi świętości. Stąd też trzeba sięgać do Pisma Świętego, ale również trzeba umieć często zagłębiać się w żywoty świętych.

Brakuje nam – i  to  bardzo – tego zwyczaju, który jeszcze kilkadzie-siąt lat temu był powszechny w naszej Ojczyźnie. Każdego dnia niemalże w każdym polskim domu czytano życiorys świętego w ujęciu księdza Piotra Skargi albo ojca Prokopa Leszczyńskiego. Być może brak tej tradycji spra-wia, że pojęcie świętości oddaliło się od nas, że nie potrafimy jej dostrzegać. Dlatego też w naszych czasach i w naszym świecie tak mało jest światła i sza-cunku dla życia, a tak wiele mroków przestępczych.

Mamy dzisiaj okazję przypomnieć sobie o tym naszym powołaniu dzięki wspomnieniu błogosławionego Szymona z Lipnicy. Ten czas, kiedy żył bło-gosławiony, ukazuje nam konkretny przejaw urzeczywistniania się tajemnicy świętych obcowania. Wiąże się to także z historią i dziejami Zgromadzenia Sióstr Bernardynek, dlatego warto o  tym przypomnieć. W  połowie XV wieku w Krakowie zjawił się święty Jan Kapistran. Był on uczniem świę-tego Bernardyna – wielkiego franciszkanina, który przyczynił się do ożywie-nia kultu i czci Imienia Jezus i Najświętszej Eucharystii. Święty Jan Kapistran, jako uczeń świętego Bernardyna, przyjmuje tę jego naukę i w imię Jezusa rozpoczyna pielgrzymowanie po całej Europie, wszędzie głosząc Bożą naukę. Włączył się także w organizowanie obrony przed muzułmańskimi Turkami i w trakcie tej posługi umiera niedaleko Belgradu.

Gdy przybył do Krakowa i zaczął głosić nauki na rynku krakowskim, przybywały ogromne rzesze, aby go słuchać. Zastanawiamy się, jak ci ludzie mogli rozumieć język łaciński, którym posługiwał się Kapistran, ale wszyscy historycy podkreślają, że były to tłumy. Wielu młodych ludzi pozostawiło wówczas uniwersytety i poszło za przykładem świętego Jana Kapistrana, wstę-pując do zakonu bernardyńskiego – bo od świętego Bernardyna tak zaczęto tę gałąź franciszkańską nazywać. Wstąpił wówczas święty Jan z Dukli, a także dzisiejszy patron, błogosławiony Szymon z Lipnicy. Wstąpiło znacznie więcej osób, a to, że trzy z nich zostały wyniesione na ołtarze świadczy, jak wielki wpływ wywarły te nauki na ówczesne myślenie. Świadczy to również o tym,

124

rok 2001

jak święty pociąga świętego. To  samo dostrzegamy w  naszej najnowszej historii, zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku. Błogosławiony Szymon z Lipnicy żył bardzo krótko, zaledwie 45 lat, od 1437 do 1482 roku. Zasłynął z poświęcenia się opiece nad cierpiącymi. Kiedy pojawiła się zaraza, „morowe powietrze”, jak to wtedy określano, on pozostał wierny swojemu powołaniu i spieszył z pomocą ciężko chorym. Sam się zaraził, i umiera. To, że wspo-minamy go 500 lat później w wielu miejscach na  całym świecie, zwłasz-cza w  rodzinach franciszkańskich, świadczy, jak świętość jest potrzebna, jak to światło świętości, podobnie jak to z „krzewu mojżeszowego”, porusza i przemawia. A ta świętość jest zakorzeniona w przykładzie wielkiego asy-skiego patriarchy.

Warto zwrócić uwagę na fragment z Ewangelii, który był przed chwilą odczytany (zob. Mt 11, 25-30). Kościół poleca go czytać w  uroczystość i w każde święto asyskiego patriarchy dla przypomnienia jego prostoty i dla podkreślenia jego tej szczególnej więzi z Jezusem Chrystusem. To także jest ten „krzew”, krzew, który płonie od  ośmiu wieków – święty Franciszek. Płonąc, daje światło. Wzywa nas do szacunku dla życia również błogosła-wiony Szymon z Lipnicy i wiele Sióstr Bernardynek, które przez wieki żyły na terenie Polski, a od blisko 200 lat przebywają w tym klasztorze.

Dziękujmy Panu Bogu za te „krzewy”. Dziękujmy Panu Bogu za to życie i światło świętości. Dziękujmy Panu Bogu za tajemnicę świętych obcowania, za to, że niezależnie od naszych słabości i grzechów, jeżeli tylko wierzymy, uczestniczymy w tej wewnętrznej, duchowej wymianie darów, najpiękniej-szych, jakie mogą być na ziemi, wynikającej ze świętości.

Prośmy, aby także dzięki naszemu postępowaniu ta świętość dawała o sobie znać. Byśmy w to trzecie tysiąclecie potrafili ją przeszczepiać w nowe czasy i w nową cywilizację. Bo choćbyśmy nie wiem co zdobyli i co posiadali, to tam, gdzie nie będzie świętości, będzie zawsze jakiś mrok i tam będzie życie zagrożone.

Pragniemy i modlimy się, wołamy do Matki Najświętszej, do wszystkich świętych, do tych którzy szli i idą przez Polskę, do świętych i błogosławionych z rodziny franciszkańskiej, o to, aby dopomagali nam w tym, by ten „krzew świętości” również wśród nas płonął jak najwyraźniej.

Amen.

125

„Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30)

Wizytacja apostolska u Sióstr BernardynekŚwięta Katarzyna, dn. 19 lipca 2001 r.

Ukochane Siostry!

Wsłuchując się w  słowa Pisma Świętego, zawsze staramy zastanowić się nad tym, w jakiej mierze możemy te treści przeszczepić w nasze życie. Dzisiaj w pierwszym czytaniu Kościół przypomniał nam o wołaniu Mojżesza. Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że Mojżesz stawia jakiekolwiek wyma-gania Panu Bogu. Co więcej, Mojżesz domaga się, aby Stwórca przedstawił się jemu – człowiekowi, podając swoje Imię.

W naszych czasach imię czy nazwisko to najczęściej tylko znaki, które określają poszczególnych ludzi, wyróżniają ich pomiędzy sobą. Tymczasem w Starym Testamencie imię musiało oddawać jakby istotę danej osoby, zwra-cać uwagę na to, co  jest w niej najważniejsze, zasadnicze. Mojżesz właśnie o to pyta. I Pan Bóg odpowiada człowiekowi: „Mojżeszu – odpowiada także każdej i każdemu z nas – Jestem, który Jestem” (Wj 3, 13-20), ale potem jesz-cze dodaje, że jest Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. Pan Jezus znacznie później, nawiązując do tych słów, powie, że: „Pan Bóg jest Bogiem żywych” (Mk 12, 27). Skoro Bóg jest tym, który Jest – to człowiek, który zawierzy

126

rok 2001

Stwórcy, także otrzymuje uczestnictwo w  tym życiu. Stąd też powołanie się Pana Boga na patriarchów jest jednocześnie zaproszeniem skierowanym do Mojżesza i do nas wszystkich, abyśmy starali się uczestniczyć w tej Bożej tożsamości poprzez naszą wiarę, poprzez nasze życie, a wtedy także staniemy się uczestnikami nie tylko tych ziemskich części, ale także i wieczności życia u Pana Boga.

Zastanawiamy się nad tym, jak to możemy czynić. W dzisiejszej Ewangelii Chrystus Pan wskazuje na  siebie samego. Zwraca uwagę na  swoje podej-ście do życia, do woli Bożej. Dlatego przestrzega nas, żebyśmy się nie lękali, kiedy czasami będzie się nam wydawało, że przykazania Boże są bardzo cięż-kie, że rady ewangeliczne są we współczesnym świecie tak mało zrozumiałe. Tym nie musimy się przejmować, bo kiedy w Jezusie Chrystusie naprawdę będziemy starali się połączyć z Panem Bogiem, wtedy to wszystko okaże się nie tylko lekkie, stanie się nawet radością: „Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 30).

Dziękujmy Chrystusowi Panu za to, że nam przychodzi z pomocą. Jesteśmy przyzwyczajeni, że w naszych czasach ludzie starają się określać poprzez takie czy inne tytuły, odwołują się do takich czy innych stanowisk, czasami także powołują się na miejsce urodzenia, na swoich krewnych. Natomiast bardzo mało mają do powiedzenia o własnym wnętrzu, o własnym sumieniu. Pan Bóg zwraca nam uwagę, że te wszystkie przypadłości powinny być na mar-ginesie tego, co nas naprawdę powinno interesować. Powinniśmy pamiętać, że nie wystarczy nazywać się człowiekiem, nie wystarczy nawet określać się jako matka czy ojciec, jako katolik czy chrześcijanin, jako kapłan czy zakon-nica, nie wystarczą tylko te określenia – potrzebne jest nasze życie.

Pan Bóg nie musi używać słowa, dźwięku zewnętrznego: „On jest tym, który Jest”. Znacznie łatwiej można by rozwiązać wiele problemów w naszym życiu, gdyby każda Polka i każdy Polak byli – w całym tego słowa znaczeniu – Polkami i Polakami. Znacznie łatwiej byłoby nam rozwiązać wiele spraw, gdyby każda katoliczka i każdy katolik nie byli nimi tylko z nazwy. Podobnie zresztą, gdyby każdy kapłan i każda zakonnica zawsze i wszędzie byli tymi osobami powołanymi przez Jezusa Chrystusa. Pan Bóg nas zachęca do tego, żebyśmy byli – byli tymi, którzy zostali stworzeni; byli tymi, którzy zostali powołani; byli tymi, którzy przynależą do Kościoła powszechnego, do pol-skiego narodu.

127

„Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”

Sądzę, że mamy dziś specjalny powód, aby dziękować Panu Bogu, ponie-waż coś z tamtego dialogu między Stwórcą a Mojżeszem ciągle trwa, i to wła-śnie tutaj, w Świętej Katarzynie. Trwa dzięki obecności życia klauzurowego. Dzięki siostrom, które starają się być – właśnie być tymi, które są przy Panu Bogu, które są przy Jezusie Chrystusie, które pragną, aby to wszystko, co Pan Bóg nam ofiaruje, zostało przemienione w nasze myśli, uczucia, całe nasze postępowanie. Dziękujmy Panu Bogu właśnie za to, że dzięki temu środo-wisku, dzięki temu kościołowi, dzięki tej wspólnocie my możemy lepiej zro-zumieć odpowiedź, jaką Pan Bóg daje Mojżeszowi: „Jestem, który Jestem” (Wj 3, 13-20).

Amen.

128

Zwróćmy uwagę na więź z Jezusem Chrystusem

Wizytacja apostolska u Sióstr BernardynekChęciny, dn. 20 lipca 2001 r.

Kochane Siostry Bernardynki!

Wsłuchiwaliśmy się z uwagą w słowo Boże, które zostało przed chwilą przeczytane. Nawiązuje ono do świętości błogosławionego Czesława, a raczej pomaga nam zrozumieć źródło tej świętości i jej szczególny charakter. Święty Paweł jawi się nam jako niestrudzony głosiciel Ewangelii. Pamiętamy, ile odbył podróży, jak wiele razy stawał przed sądem, skazywano go na karę śmierci, był kamienowany – przecież to  straszliwe tortury, potworne cier-pienie, a  jednak nigdy, nawet przez moment, nie zawahał się, bo uważał, że  został powołany, aby głosić Jezusa Chrystusa. Zaznacza w  dzisiejszym liście: „Stałem się niewolnikiem” (1 Kor 9, 19), niewolnikiem miłości Bożej, niewolnikiem Bożego słowa i niewolnikiem tych, dla których poświęcił swoje życie i swój trud, aby też to jego poświęcenie przyniosło i przynosiło wciąż owoce. Trudno nawet wyobrazić sobie rozwój chrześcijaństwa bez znajomości Objawienia Bożego.

Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii przypomina nam swoje głębokie zatro-skanie o każdą i każdego z nas. Najpierw przygotował dwunastu Apostołów, a  potem jeszcze posyła siedemdziesięciu dwóch uczniów, a  wszystko po

129

Zwróćmy uwagę na więź z Jezusem Chrystusem

to, aby ułatwić nam spotkanie się z Nim, z Jego nauką. Liczba dwunastu Apostołów, czy siedemdziesięciu dwóch uczniów, ma charakter symboliczny – mówi nam , że w ciągu wieków będą pojawiali się coraz to nowi ludzie, którzy wsłuchując się w głos Boży, idąc za tym zaproszeniem, będą stawali się świadkami Bożej obecności. To dzięki temu to Słowo Boże dotarło do nas. Bo gdyby gdzieś, w jakimś okresie, nie było nikogo, kto by głosił naukę Jezusa Chrystusa, nie dotarła by ona do nas. Wśród tych, którzy zostali powołani, żeby zatroszczyć się o głoszenie Słowa Bożego, którzy rozumieją, że „żniwo jest wielkie, a robotników mało” (Mt 9, 37) i, że trzeba zakasać rękawy – dostrzegamy bardzo wiele osób.

Jedną z nich jest błogosławiony Czesław. Przyszedł na świat w Kamieniu na Śląsku w 1180, a zmarł w 1242 roku. Odwiedził w tym czasie wiele miast. W jednym z nich spotkał się ze świętym Dominikiem. Od niego, już jako kapłan, otrzymał habit zakonny, a potem poszedł z powrotem na północ. Założył klasztor dominikański w Pradze Czeskiej i następnie we Wrocławiu, gdzie zmarł.

Takich błogosławionych i świętych mamy wielu. Należy jednak pamię-tać, że wśród nich są także osoby nieznane. Może te siostry klauzurowe, które tutaj przybywały przed laty, może matka albo ojciec, katechetka, wycho-wawczyni, nauczyciel czy nauczycielka – ci, którzy usiłowali nam przekazać prawdę o Panu Bogu, którzy dzielili się słowem Bożym, którzy nas uboga-cali? Tu, w tej świątyni i w tym klasztorze, chcemy podkreślić szczególną wagę ewangelizacyjną życia klauzurowego, życia kontemplacyjnego.

Chęciny doświadczyły różnych okoliczności historycznych. Ileż to było takich czy innych wydarzeń, które przeszkadzały w tym, żeby to życie kon-templacyjne i życie klauzurowe mogło jaśnieć całym swoim blaskiem. Do tych zewnętrznych trudności trzeba dodać także i te, które każda i każdy z nas niesie w sobie samym. A jednak łaska Boża okazuje się silniejsza. Dobrze, kiedy będziemy sobie cenili ten zasiew ewangeliczny albo te żniwa duchowe, które wiążą się z obecnością i świadectwem życia kontemplacyjnego, życia klauzurowego.

Ojciec Święty Jan Paweł II, miesiąc po swoim wyborze na  Stolicę Piotrową, spotkał się z przełożonymi zakonów żeńskich w Wiecznym Mieście – to był listopad 1978 roku. Przełożeni generalni przybyli, aby w imieniu wszystkich zakonnic rozsianych na  całym świecie złożyć życzenia, tak jak

130

rok 2001

to  czynimy chociażby dzisiaj z  okazji imienin ojca Czesława, ale też żeby zapewnić o swoim przywiązaniu do Kościoła i zagwarantować swoje uczest-nictwo w  posłudze Ojcu Świętemu, tak bardzo ważnemu dla ewangeli-zacji naszych czasów. Jan Paweł II, dziękując za  tę duchową więź, powie-dział: „Mówiąc o kontemplacji, zwróćmy uwagę przede wszystkim na więź z Jezusem Chrystusem”. Podkreślił znaczenie adoracji i dla wielu tam zebra-nych matek przełożonych mogło to nawet być pewnym zaskoczeniem, kiedy Ojciec Święty podkreślił: „Nie zapominajcie. Niech wasze klasztory będą oazami modlitwy i skupienia. Nie zapominajcie, że jedna chwila spędzona na adoracji ma większe znaczenie niż cała niekiedy zewnętrzna działalność”. Przypominam te słowa, abyśmy wszyscy lepiej rozumieli wagę i znaczenie życia kontemplacyjnego, znaczenie skupienia, modlitwy, a zwłaszcza adoracji jako sposobu trwania w jedności z Jezusem Chrystusem. To także jest praca ewangelizacyjna. To także jest głoszenie Słowa Bożego. Co więcej, to również przyczynia się do poszerzania Królestwa Bożego na ziemi.

Niech właśnie to wszystko sprawi, abyśmy tym radośniej i chętniej korzy-stali z bogactwa duchowych doświadczeń, którymi nas Kościół na różne spo-soby ubogaca, przypominając świętych, błogosławionych, przypominając różne formy życia apostolskiego.

Amen.

131

Wypłyń na głębię wiary, nadziei i miłościWizytacja apostolska u Sióstr Bernardynek

Wieluń, dn. 22 lipca 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie, kochane Siostry!

Wsłuchując się dzisiaj w teksty Pisma Świętego, dostrzegamy, jak bardzo znajdują one zastosowanie w naszym życiu. Odnoszą się konkretnie rów-nież do nas, którzy tu przebywamy, a w sposób wyjątkowy, do sióstr ber-nardynek. Teksty te mówią o powołaniu, o Bożej obecności. Odnajdujemy to w pierwszym czytaniu. Abraham nie otrzymuje jakichś zewnętrznych znaków, które by mówiły, że Pan Bóg przychodzi do niego, ale z głęboką intuicją duchową potrafił wyczuć, że ktoś jest nadzwyczajny. A ponieważ głęboko wierzył i był zawsze gotów na każdy Boży głos, dlatego nie ma trudności z tym, aby Boga przyjąć należycie i aby jednocześnie wysłuchać jakże ważnej dla niego obietnicy dotyczącej przyszłości jego rodu i całego Narodu Wybranego.

Postawa głębokiej wiary wiąże się z  gotowością odpowiedzi na  każde wezwanie, na każdy sygnał pochodzący od Pana Boga. Z pewnością urze-czywistnianie woli Bożej może wiązać się z trudnościami – czy to w życiu kapłańskim, czy w świeckim, a zwłaszcza już w powołaniu klauzurowym. Również w tym duchowym wymiarze, kontemplacyjnym, musimy nierzadko przezwyciężać różne przeszkody.

132

rok 2001

Dlatego potrzebny jest duch ofiary. Święty Paweł w dzisiejszym dru-gim czytaniu wyraźnie nam wskazuje, dlaczego właśnie ten duch ofiary jest potrzebny. Nieraz zastanawialiśmy się nad tym zdaniem: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony na moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa” (Kol 1, 24-28). Zmusza nas ono do  refleksji. Wiemy doskonale, że ofiara, którą złożył Jezus Chrystus na krzyżu była aż nadto wystarczającą, aby Odkupienie mogło się dokonać. Wiemy, że Pan Bóg mógłby także jednym gestem, jednym słowem dokonać Odkupienia. Dlaczego właśnie święty Paweł mówi o  cierpieniach? I  co więcej, mówi o tym, że „dopełnia braki udręk Chrystusa”. Czy ofiara Jezusa Chrystusa nie była wystarczająco doskonałą? Czy człowiek może dodać coś do  tak wielkiego daru, w  którym uczestniczy? Z  pewnością nie chodzi tutaj o ofiarę Jezusa Chrystusa – była najdoskonalszą ze wszystkich możliwych. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej pełnego, coś bardziej wystarczającego. Ale właśnie w ofierze Jezusa Chrystusa jest także miejsce dla każdej i dla każdego z nas.

Ofiara Pana Jezusa nie działa mechanicznie. Człowiek jest istotą wolną, dlatego Pan Bóg zaprasza, aby okazał swoja dobrą wolę. Jeżeli potrafimy przeżywać nasze cierpienia w łączności z ofiarą Jezusa Chrystusa, to właśnie one spełniają to, o czym mówi święty Paweł. Nie dlatego, że brakuje czegoś w ofierze Syna Bożego, ale dlatego, abyśmy my mogli otworzyć się na ofiarę Jezusa Chrystusa. Żebyśmy to my okazali naszą szczerą i dobrą wolę, nasze gorące pragnienie przyjęcia tego daru, jakim nas obdarzył Jezus Chrystus. Bardzo trudno przychodzi to zrozumieć ludziom, obojętnie, w  jakich żyją warunkach, w jakich czasach. Myślę, że właśnie życie klauzurowe, mające także zewnętrzne znamiona zawierzenia Panu Bogu, pełnego się oddania, może pełnić rolę znaku zachęcającego innych do włączenia się w ofiarę Jezusa Chrystusa, także przez własne cierpienie.

Wiara Abrahama ona rzeczywiście nas wzrusza i przekonuje. Nawet swo-jego jedynego syna, którego zapowiedź przyjścia na świat słyszeliśmy w dzi-siejszym pierwszym czytaniu, gotów był ofiarować na wezwanie Pana Boga. Ten człowiek był przygotowany na każde cierpienie. Dzięki przyjściu na świat Jezusa Chrystusa lepiej rozumiemy, jakie znaczenie ma nasze cierpienie. To jest także dodatkowy powód, aby zbliżać się do krzyża Jezusa Chrystusa. I wreszcie Ewangelia. Ewangelia powie: dlaczego to wszystko? Dlaczego ta

133

Wypłyń na głębię wiary, nadziei i miłości

wiara? Dlaczego gotowość na przyjęcie wiary Bożej? Skąd się bierze potrzeba w naszym życiu cierpienia?

Ewangelia bardzo prosto udziela odpowiedzi na  pytania: dlaczego w naszym życiu potrzebne jest cierpienie, dlaczego potrzeba ogromnej wiary? Po to, żebyśmy mogli spotkać się z Jezusem Chrystusem. Jezus odwiedza Martę i odwiedza Marię (zob. Łk 10, 38-42). Widać konflikt między tymi dwiema kobietami – Marta nastawiona jest służebnie, pracuje, a Maria chce więcej usłyszeć od Chrystusa. Jej postawa daje początek wymiarowi kontem-placyjnemu, tak bardzo ważnemu w życiu zgromadzeń klauzurowych. Pan Jezus opowiada się za postawą kontemplacyjną. Wyraźnie to mówi: „Maria lepszą cząstkę obrała”.

Skoro tak, to przecież nie możemy nie dziękować Panu Bogu, że w ciągu tych dwóch tysięcy lat od  chwili, kiedy te  słowa zostały wypowiedziane, a potem w Piśmie Świętym zapisane, ciągle spotykamy w Kościele ludzi, któ-rzy uwierzyli Panu Bogu, byli gotowi pójść za Jego wolą, nie lękali się cierpień i wiedzieli, co to znaczy trwanie w łączności z Jezusem Chrystusem. Dla nich kontemplacja stawała się siłą całego życia, natchnieniem dla postępowania, poza nią nie dostrzegali niczego więcej.

Dlatego chcemy dziękować Panu Bogu za ten klasztor, za tę wspólnotę, która od blisko dwieście lat w tym miejscu, a prawie sześćset lat w innych miejscach, ale zawsze tu  w Wieluniu, dawała świadectwo słowom Jezusa Chrystusa. Ale też chcemy się modlić o to, żeby to świadectwo było coraz bardziej czytelne, coraz bardziej wiarygodne, aby to nie była tylko jakaś histo-ria, tradycja, ale żeby to był dzień dzisiejszy, ponieważ każda epoka, każde pokolenie potrzebują nowych świadectw, znaków, aby ludzie byli w stanie odnaleźć drogę wiary i nią podążać.

Będziemy też pamiętali w naszych modlitwach o tych siostrach, które już odeszły z tego świata, a które swoją postawą, pełną zawierzenia Jezusowi Chrystusowi, swoim życiem kontemplacyjnym dawały impuls tej wspólnocie. Dzięki ich postawie nie obawiała się ona o nowe powołania. Dzięki ich posta-wie to powołanie było zawsze bardzo żywe, nawet w czasach niesłychanych trudności zewnętrznych, administracyjnych czy też politycznych prześlado-wań. One są dzisiaj z nami.

Jednak we fragmencie z Ewangelii obok Marii jest też Marta. I choć została ona zganiona, to też musiała mieć coś z tego ducha kontemplacyjnego. Pan

134

rok 2001

Jezus przyszedł także i do niej. Prośmy z całego serca Jezusa Chrystusa, aby-śmy dochowali wierności naszemu powołaniu, żebyśmy nie obawiali się trud-ności, żebyśmy każdego dnia naszą modlitwą, zjednoczeniem z Chrystusem pogłębiali wiarę.

Ojciec Święty na trzecie tysiąclecie jako szczególne hasło przekazuje nam słowa z Pisma Świętego. Kiedy święty Piotr z innymi Apostołami wypływa na połów i wraca z niczym, na brzegu spotyka Jezusa. Wtedy On zwraca się do Piotra: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4). Dla rybaków to nie było proste. Oni wiedzieli, że o tej porze, czyli wczesnym rankiem, ryb na głębinie już nie ma. Jednak domyślali się, że  to  jest Pan, dlatego nie dyskutowali – popłynęli. I wbrew oczekiwaniom, wbrew rybackiemu doświadczeniu, wbrew ludzkim przekonaniom złowili mnóstwo ryb.

Ojciec Święty chce, żebyśmy te słowa przyjęli jako nasze własne: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4). Kieruje je do nas – do kapłanów, do osób świeckich, aby w swoim życiu, w swojej pracy, w małżeństwie i w rodzinie pamiętali o nich. Ale w sposób wyjątkowy kieruje te słowa do was, drogie Siostry. Mówi po imieniu do każdej z was: „Wypłyń na głębię”, masz przykład patriarchy, „Wypłyń na głębię”, nie bój się trudności.

Święty Paweł prowadzi nas do Chrystusowego krzyża, do Jego cierpienia. Odpowiada, że my także coś, chociaż jest tak nas niewiele, możemy ofiaro-wać. Mamy przykład Marty i Marii. „Wypłyń na głębię” – głębię wiary, głę-bię nadziei, głębię miłości.

Dzisiejsza pierwsza modlitwa mszalna mówi właśnie o  tym. Prosimy w niej Pana Boga, aby okazał nam swoje Miłosierdzie, pomnażając w nas dary i łaski, abyśmy pełni wiary, nadziei i miłości zawsze zachowywali Boże zasady, żebyśmy zawsze, kochane Siostry, zachowywali te śluby, które złoży-liśmy Panu Bogu.

Amen.

135

Dla mnie żyć – to Chrystus (Flp 1, 21)

Wizytacja apostolska u Sióstr Bernardynek Wieluń, dn. 23 lipca 2001 r.

Drogie Siostry!

Ewangelia dzisiejsza, której przed chwilą wysłuchaliśmy, ukazuje nam, jak ważne w życiu każdego człowieka jest to, aby potrafił dostrzegać i rozu-mieć dobrze więź z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem.

Kiedy trzynaście lat temu Ojciec Święty Jan Paweł II wynosił na ołtarze błogosławionego Honorata Koźmińskiego, w czasie uroczystości były czytane te same słowa. Ojciec Święty, nawiązując do nich, podkreślił, że nowy błogo-sławiony tak bardzo głęboko zjednoczył się z Jezusem Chrystusem, że dzięki temu w swoim niesłychanie trudnym życiu, bo w okresie rozbiorów, kiedy prawie sześćdziesiąt lat był pod stałą kontrolą i  inwigilowany przez carską ochronę, jednak potrafił pełnić wielkie dzieła i przyczynić się do odrodzenia życia religijnego na terenie naszej Ojczyzny.

Ta właśnie więź z  Jezusem Chrystusem łączy się także z  krzyżem, czyli z  cierpieniem. Mówi o  tym święty Paweł w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Dla niego nie ma innych radości, innych motywów do działa-nia, innych oczekiwań, jak tylko te, które wiążą się z Jezusem Chrystusem i to Ukrzyżowanym.

Wyznanie świętego Pawła jest odpowiedzią na zaproszenie Pana Jezusa, abyśmy trwali w Nim. Pan Jezus niczego nie zazdrości, niczego nie skąpi,

136

rok 2001

wszystkim pragnie dzielić się z nami, we wszystko chciałby nas ubogacać. Od naszej odpowiedzi zależy, jak z tego skorzystamy.

Ojciec Święty, wynosząc w  czasie swego pontyfikatu tak wielu świę-tych na ołtarze, jak gdyby chce nawiązać do świętego Pawła i zachęca, aby-śmy podążali jego drogą i potrafili dostrzegać to dobro, jakie płynie ku nam wtedy, kiedy jednoczymy się z Jezusem Chrystusem. Nie wystarczy tylko wypowiadać to  imię, jak skądinąd wiemy także z Ewangelii. Nie wystar-czy tylko przyznawać się do Kościoła. Nie wystarczy tylko zachować jedną czy drugą praktykę. Święty Paweł podpowiada nam coś więcej. Powinniśmy całą naszą nadzieję, wszystkie oczekiwania związać z Jezusem Chrystusem. W Jego życiu znajdujemy odpowiedź na to, w jaki sposób możemy do tego dojść, ale także w życiu dzisiejszej świętej Brygidy, jak i wielu innych świę-tych, m.in. świętego Bernardyna, który żył niemalże w tym samym czasie co święta Brygida, a który również bardzo głęboko zjednoczył się z Jezusem Chrystusem. To właśnie on przypominał wszystkim, że powinni całe swoje życie kierować ku Jezusowi Chrystusowi. Dlatego szerzył cześć do Imienia Jezus. To dzięki niemu powstało święto Imienia Jezus, abyśmy pamiętali to, co mówi gdzie indziej święty Paweł, że na to Imię powinno się zginać każde kolano. Dla świętego Bernardyna był to  zewnętrzny znak duchowej więzi z Osobą Jezusa Chrystusa.

Często stajemy wobec różnych trudności, wobec różnych wyborów. Zastanawiamy się nad tym, za czym mamy się opowiedzieć. Siostry bernar-dynki, które w tej świątyni każdego dnia modlą się, dają świadectwo życia kontemplacyjnego, klauzurowego, one także dopomagają nam w zrozumie-niu tej potrzeby zjednoczenia z  Chrystusem. Bo skoro można pozostawić wszystko, zamknąć się szczerze za klauzurą, skoro można w tym wszystkim wytrzymać, to znaczy, że miłość do Jezusa Chrystusa jest przeogromna. Jezus Chrystus każdemu człowiekowi wychodzi naprzeciw, każdemu pragnie uła-twić jego życie, umocnić jego dobrą wolę, zachęcić do wytrwania na drodze Bożych Przykazań.

Niech te wszystkie znaki będą dla nas w tym nowym trzecim tysiącleciu szczególnym drogowskazem, który prowadzi nas do osoby Jezusa Chrystusa, abyśmy mogli również za świętym Pawłem powtarzać, że „dla mnie żyć – to Chrystus” (Flp 1, 21).

Amen.

137

Wiara wskazuje kierunekOdpust świętej Anny

Wyszki, dn. 26 lipca 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry, czciciele świętej Anny!

Dzisiejsza uroczystość, jak to  zaznaczył Ksiądz Proboszcz, połączona jest z  poświęceniem dzwonów. To  okoliczność szczególna. Trwa pierwszy rok nowego tysiąclecia, ale wiemy, jak trudna droga do niego prowadziła. Zwłaszcza wasza parafia doświadczyła wielu poważnych zmartwień i trage-dii. W czasie ostatniej wojny ten kościół został zniszczony. Zniszczone zostały także dzwony. Trzeba było czekać wiele lat, aby można było poświęcić nowy dzwon, który obejmuje zasięgiem swego głosu niemalże całą parafię.

Ta krótko przedstawiona historia ma w sobie wymowę szczególną, bo wskazuje nam, jak nierzadko w życiu człowieka pojawiają się takie okoliczno-ści i sytuacje, w stosunku do których nie możemy znaleźć ani sposobów, ani środków, żeby im wprost zaradzić. Pozostaje nam wtedy tylko wiara.

Mówią nam o tym dzisiejsze czytania z Pisma Świętego. Pierwsze przy-pomina króla Dawida, a potem jego syna. Poniekąd odnosi się do przyszłości, bo mówi o budowie świątyni dla Pana, opisuje problem jaki od wieków towa-rzyszy różnym parafiom, kolejnym pokoleniom, które pragną mieć świąty-nię, w której mogliby składać ofiarę Panu Bogu i dziękować Stwórcy za łaski w których uczestniczą.

138

rok 2001

Drugie czytanie ukazuje nam wiarę patriarchy Abrahama, który nie oba-wiał się pozostawić tego wszystkiego, co, po ludzku sądząc, było bardzo przy-datne w życiu, a nawet konieczne. Rezygnuje z ziemi, w której jego ród prze-bywał od pokoleń. Udaje się w strony, których zupełnie nie zna. Jest nawet gotów poświęcić swego jedynego syna. Wiara Abrahama wskazuje, że nawet w  najcięższych czasach – takich jak okupacja, prześladowania, czy rządy wrogów Kościoła – nie powinniśmy się zniechęcać, ale ze spokojem patrzyć w przyszłość, ponieważ właśnie wiara dodaje sił. Wiara wskazuje kierunek. Jest tym światłem, które nam dopomaga, abyśmy się nie załamali.

W  dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus ukazuje uczniom, jak szczęśliwi są mogąc przebywać w obecności Boga, mogąc spotkać się z Prawdą, poznać Mesjasza. Uzmysławia im, że mogą wypełniać w  swoim życiu wolę Boga i przyczyniać się do zbawienia świata. Te fragmenty Pisma Kościół przezna-cza na uroczystość świętej Anny – patronki waszej parafii.

Możemy się zastanawiać, w jaki sposób możemy oddać cześć tej osobie, która u  początków historii Zbawienia odegrała tak wielką rolę, skoro nie mamy zbyt wielu historycznych dokumentów. Bardzo często kierujemy nasze serca i umysły do Matki Najświętszej. Jest nam tak bardzo bliska, związana z naszym życiem. Trudno sobie wyobrazić nasze myślenie bez obecności Matki Najświętszej. Od dziecięcych lat staramy się z nią często rozmawiać, przebywać na modlitwie, aby w Jej postawie znajdować przykład dla naszego życia. Ale nie można poprzestać tylko na osobie Matki Najświętszej. Chcielibyśmy poznać atmosferę w Jej rodzinie, klimat domu – to wszystko, co składa się na środo-wisko tak bliskie każdemu człowiekowi. Dlatego Kościół przypomina postać świętej Anny – matki Najświętszej Maryi Panny, a także świętego Joachima – jej ojca. Przypomina, żeby zwrócić uwagę na środowisko rodzinne, gdzie wiara może się najpełniej rozwijać. Przypomina nam środowisko rodzinne, które jest Kościołem domowym, gdzie najczęściej spotykamy się z Panem Bogiem.

Dlatego oddając cześć świętej Annie, patronce tutejszej parafii, chcemy zwrócić naszą uwagę na  środowisko rodzinne. W naszej Ojczyźnie świętą Annę określa się również mianem „Samotrzecia”. Cóż to oznacza? Czcimy świętą Annę, która na obrazach na lewym ręku trzyma Boże Dzieciątko – Jezusa, a po jej prawej stronie stoi Matka Najświętsza, czyli córka i wnuczek. I dlatego święta Anna zwana jest „Samotrzecią”, bo Pan Jezus jest pierwszą osobą, Matka Najświętsza drugą, a święta Anna trzecią.

139

Wiara wskazuje kierunek

Skoro jest trzecia osoba, to znaczy, że możemy także myśleć o tej czwartej i piątej, i kolejnych osobach, a w konsekwencji – o nas wszystkich. Przecież my również uczestniczymy w tym przekazie darów, który dokonuje się w świecie od dwudziestu wieków dzięki Wcieleniu i Narodzeniu Syna Bożego, dzięki posłuszeństwie Bogu Matki Najświętszej.

My wszyscy, jak święta Anna, możemy odgrywać rolę w  dziejach Zbawienia, możemy wypełniać misję. Przypominamy jej osobę, aby jedno-cześnie pytać o nas samych: w jakiej mierze staramy się wykorzystywać to, że przynależymy do Chrystusowego Kościoła; to, że w tym Kościele Jana Pawła II możemy poznawać to, co odnosi się do naszego zbawienia, do zba-wienia całego świata. Jest jeszcze coś, o czym nie możemy zapomnieć.

Okazuje się, że choć na przestrzeni wieków ludzie święci nie dokonywali niczego nadzwyczajnego w świecie gospodarki, w świecie kultury czy w świe-cie polityki, na polach bitewnych albo w halach sportowych, to jednak pozo-stają wciąż w ludzkiej pamięci. Mało kto z nas mógłby wymienić różnych politycznych przywódców z czasów świętej Anny, a tymczasem o niej pamię-tamy. Jest obecna nawet przez to, że  jej imię tak chętnie bywa nadawane wielu dziewczynkom. Widzimy, że to, co dobre i sprawiedliwe, okazuje się trwałe. To, co niegodziwe, może przysporzyć komuś sławy za życia. Ale histo-ria weryfikuje wartościowość tych czynów i to, co jest dobre, zostaje zapa-miętane, a to, co nieprawdziwe popada w zapomnienie. Tak dzieje się ciągle, od początku dziejów ludzkości. Tak się dzieje również i w naszych czasach.

W tym roku obchodzimy stulecie urodzin sługi Bożego księdza kardy- nała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Sto lat od urodzin i dwadzie-ścia lat od  jego śmierci. Ci,  którzy są starsi, pamiętają czasy, poczynając od lat 50. do lat blisko 80., kiedy Ksiądz Prymas był niezwykle agresyw-nie atakowany. Zarzucano mu wrogość wobec Polski, a nawet lekceważenie Bożych przykazań! Niestety, wielu naszych rodaków uwierzyło temu. Kiedy w 1953 roku postanowiono go uwięzić, przed aresztowaniem podburzono polską młodzież, przekupiono ją alkoholem i  innymi używkami. Młodzi ludzie przewożeni w ciężarówkach ulicą Miodową przed Pałacem Prymasa krzyczeli: „Precz z Prymasem!”. Rzadko o tym się mówi, ale trzeba to przy-pomnieć! Trzeba także przestrzec nowe pokolenia – niech nie będą zbyt pewne własnej przyzwoitości i własnej uczciwości. Bo może się powtórzyć to, co miało miejsce pięćdziesiąt lat temu.

140

rok 2001

Ksiądz Prymas na  trzy lata został odosobniony. Potem jednak bardzo szczerze i  bardzo odważnie, z  głębokim przekonaniem, jak Abraham czy Dawid, głosił Ewangelię. Przypominał o tym, jak wiele Polska zawdzięcza Chrystusowi i Kościołowi. Dzisiaj ci, którzy organizowali wówczas niepraw-dziwe procesy, kierowali kampanią kłamstwa, nie mają odwagi powtórzyć swoich zarzutów. Dobro zwyciężyło, a zło pokazało swą fałszywą twarz.

Dlatego kiedy myślimy o świętej Annie – tej prostej, zwyczajnej niewie-ście żyjącej przeszło dwa tysiące lat temu, kiedy wspominamy ludzi, którzy postępowali podobnie, chcemy podkreślić wagę i znaczenie ludzkiej uczci-wości. Jej przykładem jest dla nas Ksiądz Prymas. W czasach, kiedy zaczęto propagować rozbijanie rodziny, kiedy reklamowano rozwody, usiłowano zale-galizować aborcję, Ksiądz Prymas miał odwagę mówić o wartości rodziny, o znaczeniu życia chrześcijańskiego, o trosce o dzieci.

Pisał kiedyś: „Trzeba programować przyszłość naszej Ojczyzny nie przez strony, ale przez tworzenie w rodzinie takich warunków, by ojciec i matka mogli spełniać najszczytniejszy mandat narodowy, jakim jest zabezpieczenie narodowi nowego idącego pokolenia. Uczmy się, najmilsi, od wrogów doce-niania tego, co najlepiej służy wolności i trwałości Narodu. Stosunek nieprzy-jaciół Ojczyzny do moralności chrześcijańskiej to dla nas wskazanie, jak my mamy umacniać za wszelką cenę te kamienie węgielne wszelkiego budow-nictwa w  rodzinach naszych. Dla Narodu najważniejszą siłą i  bastionem jest rodzina. Ko jest przyjacielem Narodu – umacnia rodzinę. Kto jest wro-giem Narodu – niszczy rodzinę” (Warka, 7 maja 1961 r.). To słowa Prymasa Tysiąclecia. Myślę, że są bardzo przejrzyste, wyraźne. Odnoszą się również do świadectwa świętej Anny, do jej rodziny. Chcemy oddać hołd tym mat-kom i ojcom, którzy nie ulegli pokusom, ale potrafili i potrafią zabezpieczać miłość i życie, stać na straży jednego i drugiego. Bo dla każdego człowieka i całego Narodu nie ma nic cenniejszego od życia i miłości.

W innym miejscu Ksiądz Prymas mówił: „Rodzina jest największą siłą Narodu i  największą gwarantką bytu narodowego. Bez mocnej i  czystej, zwartej, zespolonej rodziny nie masz Narodu. Jeśli kto chce pracować przede wszystkim nad wzmocnieniem i zjednoczeniem Narodu, musi pracować nad umocnieniem i zjednoczeniem każdej rodziny”.

To  jest ten wielki program, który niewątpliwie ma znaczenie religijne, bowiem Bóg zapragnął na  tej ziemi rodziny. Ale ma również znaczenie

141

Wiara wskazuje kierunek

narodowe. Przekonaliśmy się już tyle razy, że nasza Ojczyzna, która prze-chodziła tak ciężkie doświadczenia, uratowana została dzięki temu, że życie Narodu chroniło się w rodzinach.

Tak działo się w czasach niewoli, w czasie okupacji; wrogowie naszego Narodu usiłowali wydrzeć z  serca dzieci i młodzieży wiarę w Pana Boga, pozbawić oparcia w Bożych zasadach, wskazać na różnego rodzaju uzależ-nienia, doprowadzić do zniszczenia nowych pokoleń. Dlatego potrzebna jest nam ta wiara. Potrzebne jest wspominanie świadków, dzięki którym możemy przyczyniać się do  umocnienia naszych rodzin, aby stawały się „Bogiem silne” – jak o  to  modliliśmy się w  czasie Wielkiej Narodowej Nowenny przed tysiącleciem przyjęcia chrztu przez naszą Ojczyznę. Przez dwa lata, w ramach Wielkiej Narodowej Nowenny, Ksiądz Kardynał prowadził roz-ważania na temat małżeństwa i rodziny, a potem wychowania nowego poko-lenia. Czwarty rok Nowenny był przeżywany pod hasłem – „Rodzina Bogiem silna!”. Rodzina, która nie potrafi oprzeć się na wierze w Pana Boga będzie skazana na klęskę i nieszczęście, ta, która to robi, staje się silna.

Kardynał Stefan Wyszyński zwraca się do nas wszystkich z apelem, aby-śmy potrafili wykorzystywać minione doświadczenia, żebyśmy nie przecho-dzili obok nich obojętnie, by nie były martwą literą albo tylko mądrością zawartą w księgach, do których nikt nie sięga. Pisał kiedyś: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość”.

Uczestnicząc dzisiaj w uroczystości ku czci świętej Anny, pragniemy czer-pać mądrość z doświadczeń dziejowych. Sięgamy do początku chrześcijań-stwa i chcemy znajdować tam siłę, chcemy dzięki temu wypracowywać lepszy program dla naszego życia. Po to, żebyśmy mogli coraz bardziej umacniać to, co dobre, co będzie w stanie wnosić w nasze życie coraz więcej radości – niezależnie od trudności, od tego, co się dzieje na świecie. Dopóki rodzina będzie „silna”, dopóki rodzina będzie oparta na Bożej wierze i miłości, dopóty możemy być spokojni o przyszłość naszego Narodu.

Musimy jednocześnie troszczyć się, aby nasze postępowanie było jak najbardziej godne tych, którzy wierzą w  Pana Boga. Bo cóż z  tego, że będziemy odmawiali pacierz, cóż z tego, że będziemy często wymawiali Imię Boże, jeżeli tak łatwo będziemy poddawali się nienawiści czy zazdrości,

142

rok 2001

niesprawiedliwości, będziemy uzależniali się od  kłamstwa albo alkoholu? Wymaga to z naszej strony odwagi, abyśmy odrzucili to wszystko, co sprze-ciwia się Bożym zasadom.

Sługa Boży, Prymas Tysiąclecia, kilkadziesiąt lat temu, w swoim progra-mie skierowanym do całego naszego Narodu, apelował o zmianę zwłaszcza w niektórych dziedzinach życia. Pisał między innymi: „Poprawiajcie obyczaj towarzyski waszego życia domowego i społecznego. Niech i tam nie panoszą się naloty złego smaku we wzajemnym obcowaniu. Poprawiajcie styl zabaw i rozrywek, obcowania przy stole, gdzie tyle naleciałości, obcych w naszej kul-turze narodowej osiadło i umacnia się coraz bardziej”. Czyż nie powinniśmy o tym pamiętać, kiedy myślimy o zabawach dzieci i młodzieży, kiedy chcemy się zatroszczyć o  to, aby miały godziwą rozrywkę? Czyż nie powinniśmy pamiętać, że uzależnienie młodego człowieka od alkoholu albo narkotyków, od erotyki prowadzi niemalże do jego samobójstwa?

Ile dziewcząt i chłopców odeszło z powodu tych nałogów? A nawet jeśli żyją, jak wygląda to ich życie w nałogu? Ksiądz Prymas dalej pisał: „Starajcie się przezwyciężać nieuprzejmość i  niegrzeczność, które psują nam opi-nię w świecie, wśród odwiedzających nas cudzoziemców. Ongiś słynęliśmy z dobrych norm współżycia, dziś – zła sława rozchodzi się po świecie przez obserwatorów naszego życia domowego i społecznego”. Jakże byliśmy przy-zwyczajeni do tej polskiej gościnności, do tej polskiej kultury przy większym spotkaniu. Dziś rzeczywiście, kiedy czasem posłucha się rozmów Polaków, przebywa w towarzystwie rodaków, to może nas ogarnąć zażenowanie.

Kardynał apelował również: „Wypowiedzcie zdecydowaną walkę nie-trzeźwości, pijaństwu i marnotrawstwu ciężko zapracowanego grosza, gdyż to wszystko jest przyczyną wielu szkód i nieszczęść społecznych, krzywdą dla rodziny, przyczyną sporów i  kłótni domowych. Pijaństwo jest przy-czyną utrzymującego się ubóstwa, niskiego poziomu życia domowego i roz-bicia małżeństw, męki kobiet, cierpienia i zgorszenia dzieci, które są prze-cież krwią z krwi naszej”. To  są słowa Prymasa Tysiąclecia. Czterdzieści lat temu skierował je do mieszkańców naszej Ojczyzny, a kiedy dzisiaj je czytamy, widzimy, jak bardzo są aktualne. Niewiele bowiem poprawili-śmy się od tamtej pory. Niewiele przyłożyliśmy się do tego, żeby odnowa nie była tylko zewnętrzna, ale przede wszystkim wewnętrzna. Żadne roz-wiązanie zewnętrzne nie przyniesie sukcesu, jeżeli człowiek nie zmieni się

143

Wiara wskazuje kierunek

wewnętrznie, jeżeli nie będziemy „ludźmi sumienia”, o  czym tak często mówi Ojciec Święty Jan Paweł II.

Niech słowa Księdza Prymasa pozostaną w nas na zawsze. Abyśmy przy-czyniali się do przemiany naszych obyczajów, a  zwłaszcza, żeby trzeźwość znalazła właściwe miejsce w naszych rodzinach, w naszych wioskach i mia-stach, w naszych instytucjach i zakładach pracy, żeby alkoholizm przestał być zagrożeniem dla spokoju i szczęścia w rodzinach! Żeby alkoholizm przestał być źródłem umęczenia i mąk dla dzieci i nowych pokoleń. Potrzeba z naszej strony odwagi i wysiłku, ale przecież nie ma innej drogi, nie ma innego spo-sobu, aby zaradzić naszym niedostatkom.

Niech przesłanie dzisiejszej patronki, świętej Anny Samotrzeciej, tak bar-dzo bliskiej Matce Najświętszej i Chrystusowi Panu, tak bliskiej każdemu człowiekowi, przeniknie do naszych serc i do naszych dusz, abyśmy potra-fili, idąc za Jej przykładem, z taką samą wiarą i miłością, przyjąć to, czego nas nauczył Jezus Chrystus. Żebyśmy słuchając Ewangelii w każdą niedzielę, czytając ją w domu w dni powszednie, wprowadzali w nasze życie te zasady, które z niej płyną, aby nasze odrodzenie mogło stać się rzeczywistością.

Rozpoczynamy nowe tysiąclecie. Mamy tak wspaniałych świadków prze-szłości jak chociażby Prymas Tysiąclecia. Niech on nas zachęca do wysiłku, do  pełnej walki duchowej, do  przeciwstawienia się słabościom. Skoro oni mogli żyć inaczej, to każdą Polkę i każdego Polaka stać na to, aby odrzucić zło, kłamstwo, a opowiedzieć się za dobrem i miłością – wtedy nasze życie stanie się impulsem dla nowych obyczajów, nowych zasad; nasze życie ubo-gaci klimat środowisk rodzinnych, przemieni także atmosferę w innych śro-dowiskach, w których przebywamy. I chociaż możemy doświadczyć nieraz materialnego ubóstwa, to jednak będziemy radośniejsi.

Ukochani Bracia i Siostry! Wspominając nasze dziecięce lata, często nie pamiętamy, jak byliśmy ubrani, co jedliśmy, ale pamiętamy o uśmiechu rodzi-cielskim, o wzajemnej życzliwości, dobru, jakiego doświadczaliśmy. Niech to wspomnienie, do którego zachęca nas święta Anna Samotrzecia, jako bab-cia Pana Jezusa, przyczyni się, aby pragnienie „dobro za dobro” umocniło się w nas jeszcze bardziej! I żebyśmy w to nowe tysiąclecie weszli bardziej po chrześcijańsku i ewangelicznie.

Amen.

144

Jakiej chcecie Polski?Dzień Wspólnoty Ruchu Światło-Życie

Koryciny, dn. 27 lipca 2001 r.

Kochane Dziewczęta i Chłopcy!

Wsłuchując się w teksty słowa Bożego, które przed chwilą zostało odczy-tane, przenosimy się sercem i myślą do Wieczernika, geograficznie co prawda daleko od nas położonego, ale w rzeczywistości bardzo nam bliskiego, bo od  strony duchowej Kościół dzisiaj jest także Wieczernikiem. Pragniemy zatem przeżyć to  spotkanie, które było udziałem Matki Najświętszej i  Apostołów pięćdziesiątego dnia po Zmartwychwstaniu Chrystusa Pana, ale także to wcześniejsze, z Wielkiego Czwartku. Bo one, jak i późniejsze wydarzenia wielkopiątkowe i  dnia Zmartwychwstania pokazują nam, jak bliski jest nam Pan Jezus. On nie zostawia nas samymi, posyła nam Ducha Świętego, innego Pocieszyciela. Tym pierwszym jest sam Chrystus, ale kiedy opuszcza ziemię, by przygotować nam mieszkanie w Niebie i aby nasza wiara mogła dojrzewać, posyła Ducha Świętego. On nam towarzyszy, byśmy mogli dokonywać takich wyborów, które przyczyniają się do naszego rozwoju i sta-łego dojrzewania.

Kiedy jeszcze przed Mszą świętą wsłuchiwałem się w wasze świadectwa, zrobiło mi się bardzo żal – żal wielu rodziców, żal wielu nauczycieli, żal wielu kapłanów, żal wielu waszych koleżanek i  kolegów, którzy nie mają okazji

145

Jakiej chcecie Polski

uczestniczenia w tego rodzaju spotkaniach. A dzięki tym świadectwom, które wypowiadaliście bardzo szczerze, dzisiejsze czytania z Pisma Świętego stają się nam bliższe. To z Księgi Izajasza, które mówi o tym, że do ciemności pły-nącej ze słabości i zła przychodzi Światło: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło” (Iz 8, 23b-9, 3). To z Pierwszego Listu do Koryntian św. Pawła, gdzie ukazuje on, że  wszystkie członki należące do  ciała, którym jest Kościół, są dobre (zob. 1 Kor 12, 12-30). I  wreszcie to  wezwanie Chrystusa do  miłości z Ewangelii (zob. J 14, 25-28; 15, 9-17), które jest bardzo proste, a jednocze-śnie przez nie Pan Jezus podpowiada nam w jaki sposób mamy żyć i postę-pować, abyśmy w tej miłości mogli uczestniczyć. Mamy zachowywać jedno przykazanie. Jakaż to prosta i  zwyczajna prawda. Właśnie dzięki waszym świadectwom te  czytania otrzymają jakże konkretną interpretację, jakże wiele zostało rzucone światła. I dlatego żal mi tych, którzy nie mogą uczest-niczyć w tego rodzaju spotkaniach.

Dziękujcie Panu, tak jak to już czynicie, z całego serca, że możecie się spotykać z Nim i że możecie to czynić razem z koleżankami i z kolegami, korzystając z  doświadczenia, a  przede wszystkim miłości Animatorek i Animatorów, że możecie coraz bardziej wzrastać w tej miłości, do której zostaliście zaproszeni. Wszyscy zostaliśmy zaproszeni przez Jezusa Chrystusa. Znakiem zewnętrznym tego jest sakrament chrztu świętego. Z  radością przyjmujmy to zaproszenie.

W tym roku podkreślacie w sposób szczególny w Ruchu rolę świadków, którzy w ciągu dwóch tysięcy lat ukazywali nam wartość tej drogi ewan-gelicznej, którzy swoim życiem często „wypływali na głębię” (por. Łk 5, 4), na głębię wiary, na głębię nadziei, na głębię miłości. Dlatego warto odwołać się również i do tych świadków, którzy są nam bardzo bliscy.

Wymieniliście dzisiaj dwóch – obaj to  słudzy Boży: ojciec Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie i  ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Obchodzimy właśnie rok Prymasa Wyszyńskiego – 3 sierpnia minie sto lat od  jego narodzin, a 28 maja minęło dwadzieścia lat od  jego śmierci. Dlatego zwrócimy uwagę właśnie na prymasa Wyszyńskiego.

Mieliście już okazję, albo będziecie mieli dziś, aby poznać i przypomnieć sobie ważniejsze daty z  jego życia. Dziś jest tak bardzo chwalony i podzi-wiany, ale nie możemy zapomnieć, że  blisko pięćdziesiąt lat temu został

146

rok 2001

uwięziony. To  właśnie wtedy zdołano również nakłonić wiele dziewcząt i wielu chłopców – być może posługując się alkoholem, taką czy inną przy-nętą – by z ciężarowych samochodów, na które ich wsadzono, a które jeździły ulicą Miodową w Warszawie, gdzie mieszkał Ksiądz Kardynał, krzyczeli: „Precz z Prymasem!”. To się działo w naszej bohaterskiej Warszawie w 1953 roku. I to były głosy dziewcząt i chłopców, naszych rodaczek i naszych roda-ków – tym większe uczucie zawstydzenia, ale też tym większe zobowiązanie, abyśmy potrafili bardziej czujnie patrzeć na każdą sugestię, starać się swym młodzieńczym sercem przenikać ukrytą intencję, żeby nie dopuścić do tego, aby kiedykolwiek w przyszłości w naszych dziejach zdarzały się takie bolesne sytuacje.

To prawda, że potem wynagrodzono to Księdzu Prymasowi. Pamiętam uroczystości Tysiąclecia Chrztu Polski, zwłaszcza w Lublinie, na których zgro-madziło się kilkadziesiąt tysięcy – głównie studentów i studentek ze wszyst-kich uczelni. Władze zakazały przeniesienia ulicami obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i kazano włożyć go do samochodu. Studenci jednak nie zgo-dzili się na to, ale wzięli obraz i nieśli przez całe miasto. Temu wszystkiemu towarzyszyła obecność Księdza Prymasa. Pamiętam, z jakim entuzjazmem mówiono wtedy właśnie o tym, który sam wycierpiał, który sam doświadczył co to znaczy przemoc, dla którego to świadectwo nie było tylko słowem, nie było tylko rzeczownikiem, ale cząstką jego samego i jego wnętrza. Ono nam mówi, że trzeba wsłuchiwać się w Ducha Świętego, że trzeba sobie przypo-minać nasze powołanie, że przykazania są po to, abyśmy coraz bardziej ubo-gacali się wewnętrznie, byśmy naszemu rozwojowi, intelektualnemu i fizycz-nemu i duchowemu, nadawali jak najbardziej sensowny kierunek. Chciałbym z wami podzielić się niektórymi myślami Księdza Prymasa właśnie po to, żeby coś z jego nauczania i z jego doświadczenia pozostało wśród nas.

Zwracając się do młodzieży w latach 60., ksiądz Prymas mówił: „Młode pokolenie Polski idzie w  czasy niewątpliwie trudne. Kiedyś mnie zabrak-nie, ale wy to sobie przypomnijcie. I od was zażądają wielkich ofiar, potęż-nej wiary, gorącej miłości, a  po niejednej klęsce – nadziei dla sprawiedli-wego Boga. W  takich momentach pomocą wam będzie doświadczenie, które naród zdobył w ciągu minionych dziejów” (Warszawa, 4 października 1970 r.). Przypominam te słowa, bo właśnie spełniło się to, co zapowiadał Ksiądz Prymas. Jego już nie ma. Dlatego te  słowa brzmią jak testament,

147

Jakiej chcecie Polski

ale jednoczesnie jest w nich wiele ufności i spokoju. Nie zniechęca się, nie przeraża się, wierzy w nowe pokolenie Polski – niezależnie od tego, w jakich czasach będzie żyło, każde młode pokolenie Polski może zdobyć się na wiarę, na wysiłek.

To właśnie Księdzu Prymasowi zawdzięczamy popularyzację jakże pięk-nego wyrażenia: „Oto idzie nowych ludzi plemię”. Są to słowa zaczerpnięte z książki mało znanego pisarza Eugeniusza Małaczewskiego pt. Koń na wzgó-rzu. Opowiada ona o czasach wojny bolszewickiej lat 1919-1920, w której sam autor brał udział. Zachorował on ciężko w wieku 23 lat i zaraz po wojnie odszedł z tego świata, ale zdążył napisać książkę. Na jej końcu snuje refleksje na temat swojego życia i życia Ojczyzny, którą tak bardzo ukochał, i docho-dzi wówczas do wniosku, że przez Polskę „idzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano” (E. Małaczewski, Koń na  wzgórzu, Łomianki 2008). To stwierdzenie nie jest jednorazowe, nie odnosi się tylko do jednego pokole-nia, ale możemy to powtórzyć w odniesieniu do każdego pokolenia. Dlatego chcemy dziękować Panu Bogu za to i prosić, aby każde nowe pokolenie, które przychodzi na tę ziemię, odnajdywało potrzebne siły i mogło być tym poko-leniem, które wnosi nadzieję, ufność.

Ksiądz Prymas jest świadom, że nie przychodzi to  łatwo. Sam zresztą doświadczył tych trudności jako kapelan Armii Krajowej, uczestnik powsta-nia warszawskiego, kiedy ścigany musiał się ukrywać, a w latach 1953-1956 przebywał w więzieniu. Później ileż to ataków prasowych skierowano przeciw niemu. To, co dzieje się we współczesnej prasie można nazwać delikatnym w porównaniu do tego, co działo się zwłaszcza w latach 60., kiedy agresywnie oskarżano Księdza Prymasa o wszelkie możliwe zbrodnie.

Kiedy sługa Boży zachęca nas do wysiłku, do ofiary, nie pisze o czymś, co zna tylko z teorii, ale o tym, czego doświadczył: „Droga młodzieży! Jeśli umiesz patrzyć w przyszłość, a my jesteśmy narodem ambitnym, który nie chce umierać, musisz sobie postawić wielkie wymagania. Możesz wychowy-wać się w duchu ofiary i do ofiar się uzdalniać. Może bowiem przyjść taka chwila, w której tylko ofiara będzie mogła zagwarantować wolność Ojczyźnie. Gdyby w Polsce zniknęło pokolenie zdolne do ofiar, musielibyśmy już dzisiaj wątpić w zachowanie jej ciągłości” (Warszawa, 24 czerwca 1966 r.).

Dostrzegamy w nauczaniu Księdza Prymasa, że osobiste cele i programy są bardzo mocno złączone z życiem całego narodu. Stąd też nie oddziela on

148

rok 2001

losów jednostki od historii Polski, ale stara się to wszystko łączyć. Jego słowa o ofiarach, które trzeba będzie ponosić dla niepodległości nie zdezaktuali-zowały się dzisiaj, bo wiemy, że niepodległość ma różne imię. Wprawdzie możemy mieć formalną i polityczną niepodległość, ale jeżeli uzależnimy się od  pewnych obyczajów, od  pewnych zwyczajów, które osłabiają charakter ludzki, które poniżają człowieka, wtedy ta niepodległość pozostanie tylko zewnętrznym szyldem.

Stąd też pytania, które stawia kardynał Wyszyński, są skierowane rów-nież do nas. Warto, żebyśmy sobie na nie odpowiadali, bo my także przecież dokonujemy pewnych ocen, analiz, my też rozmawiamy, my widzimy co się dzieje, chcielibyśmy mieć sąd bardziej dojrzały. A Ksiądz Prymas podpowiada nam, jak mamy spojrzeć na niektóre sprawy. „Młodzieży! – i  tutaj stawia pytania – Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi? A więc bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiar, nawet na fron-cie w obliczu wroga, aby być zdolnym do bohaterstwa? Ale wiara i poświęce-nie są potrzebne nie tylko na froncie wojennym, lecz także na froncie pracy, obowiązków, zawodu, nauki, codziennego trudu. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga Żywego.

Drodzy moi! Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek, nie oskarżam. Ja tylko pytam: Jakiej chcecie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić sobie takie pytanie. A jaki jest stosunek do otoczenia? – czy ono cię obchodzi? Otoczenie to  przecież naród, to  także Polska” (Warszawa, 22 marca 1972 r.).

Kiedy myślimy o naszej Ojczyźnie, to najczęściej utożsamiamy ją z pre-zydentem, sejmem, rządem. Ale Ksiądz Prymas chce nam podpowiedzieć, że tak naprawdę miłość do Ojczyzny zaczyna się w nas samych. Nasze naj-bliższe otoczenie to także naród, to właśnie Polska. Dlatego trzeba, abyśmy siebie pytali: jak my to wszystko szanujemy? Jak my to dziedzictwo, które otrzymaliśmy, przyjmujemy? Czy staramy się je poznać? Czy przypominamy sobie ważniejsze wydarzenia właśnie po to, żebyśmy byli w stanie to wszystko przyjąć, jak najrozsądniej wykorzystać i  żebyśmy mogli się cieszyć z  tego, że temu nowemu pokoleniu, które po nas będzie przychodziło, „jakiego jesz-cze nie widzieliśmy”, pozostawiamy dobrą spuściznę?

„Patrząc – mówi dalej Ksiądz Prymas – na naszą młodzież i rozmawia-jąc z nią, mamy tę pociechę, że młodzież pragnie czegoś innego i lepszego.

149

Jakiej chcecie Polski

Nie lubi przemocy, nie znosi walk” (ks. kard. S. Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 207). Mówił to trzydzieści lat temu, a tak jakby nam z  serca wyjmował. „Młodzież Nowego Tysiąclecia mówi do nas: my tego nie chcemy, my ufamy tylko tym, którzy nas będą miłować, którzy sza-nują nas i nasze prawo do prawdy, miłości, sprawiedliwości, szacunku i wza-jemnej służby w duchu ofiary, jak nas do tego zachęcał Ojciec Święty Jan XXIII w swojej głośnej encyklice Pokój na ziemi” (ks. kard. S. Wyszyński, Idzie nowych łudzi plemię) Ten sam papież, który w roku ubiegłym przez Jana Pawła II został ogłoszony błogosławionym. I znów: „Taką jest młodzież dzi-siejsza i takie są jej tęsknoty. Uszanujmy takie tęsknoty i dążenia naszej mło-dzieży, bo one zapowiadają lepszą przyszłość, kiedy to będziemy nie tylko silni w wierze, ale także silni w miłości” (ks. kard. S. Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię).

Zachęcam, abyśmy często sięgali do nauczania Prymasa Tysiąclecia – kar-dynała Stefana Wyszyńskiego. Nawet te krótkie fragmenty wskazują nam, jak bardzo głęboko przeżywał on wychowanie nowych pokoleń, jak bardzo cenne i drogie były mu te wszystkie sprawy, które odnoszą się do życia dziew-cząt i chłopców. Weźmy ze sobą jego nauki, wszyscy, którzy jesteśmy tutaj na tym Dniu Wspólnoty i w naszym diecezjalnym Wieczerniku. Weźmy ze sobą jego wezwanie, abyśmy byli silni nie tylko w wierze, ale także i w miłości.

Amen.

150

Trójca Święta jest relacją miłościPielgrzymka Akcji Katolickiej

Prostyń, dn. 28 lipca 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry, Członkinie i Członkowie Akcji Katolickiej naszej Diecezji!

Uczestnicząc we Mszy świętej w tym sanktuarium Trójcy Przenajświętszej, wsłuchiwaliśmy się przed chwilą w przepiękne słowa z Pisma Świętego – tak ze Starego Testamentu, z Księgi Mądrości, jak i z Ewangelii według św. Jana. Zastanawialiśmy się, w jakiej mierze możemy czuć się powołani przez Trójcę Przenajświętszą do pełnienia szczególnej misji w stosunku do tych czasów, w jakich żyjemy i w odniesieniu do tych pokoleń, z którymi wypada nam współpracować.

Chcielibyśmy lepiej zrozumieć, korzystając z tej Bożej Mądrości, na czym polega ta nasza misja. Czym możemy ubogacać współczesne nam czasy? W jakiej mierze możemy przyczyniać się do tego, że zło będzie stawało się coraz mniej obecne, a dobro coraz lepiej rozumiane, chętniej przyjmowane i  chętniej także wcielane w życie? Kiedy słyszymy słowa Chrystusa Pana, zapowiadającego, że  pośle innego Pocieszyciela, Ducha Prawdy, który nas nauczył wszelkiej prawdy, to myślimy także i o tej prawdzie odnoszącej się do naszej misji, do naszego posłannictwa (zob. J 14, 15-24).

Wiemy dobrze, że w Kościele powszechnym każdy człowiek, ale też i każde środowisko, każda organizacja mają określoną misję. Kiedy zastanawiamy

151

Trójca Święta jest relacją miłości

się nad posłaniem Akcji Katolickiej, przypominamy sobie różne dokumenty oparte na Piśmie Świętym, a pochodzące od Kościoła.

Akcja Katolicka sięga swoimi korzeniami przełomu XIX i XX wieku. Właśnie wtedy, kiedy pojawiło się ogromne zamieszanie w ludzkim myśle-niu, w  ludzkiej świadomości; kiedy to, co Boskie zostało oddalone, zapo-mniane; kiedy to, co  ludzkie coraz bardziej uzurpowało sobie władzę nad światem, w rzeczywistości niszcząc samego człowieka. Pod tym przymiotni-kiem „ludzkie” kryje się wszystko, co ma wymiar egoistyczny, co odnosi się do korzyści jednostek lub poszczególnych grup społecznych, czy też takich albo innych państw.

To doprowadziło do wielkiego wyniszczenia, do tych straszliwych kon-fliktów, które budzą ciągle grozę – samo ich wspomnienie jest dla nas źród- łem wewnętrznego zatrwożenia i niepokoju. Stąd też chcemy prosić Trójcę Przenajświętszą, abyśmy mogli uporządkować nasze myślenie i lepiej rozu-mieć to, co Boskie, głębiej pojmować także to, co ludzkie, aby poprzez odpo-wiednią hierarchię tych spraw, można było służyć jak najgodniej i jak naj-owocniej naszemu społeczeństwu, naszemu narodowi. Nie będzie to łatwe.

Jesteśmy świadkami tego, jak świat nieustannie zmierza, żeby to, co Boskie albo pomniejszyć, albo nawet przysłonić, niekiedy zupełnie wyeli-minować z życia. Dostrzegamy to chociażby w wymiarze kodyfikacyjnym, bo nie tak trudno jest przegłosować ustawę, która by naprawdę wypły-wała ze zrozumienia określonych wartości, która by mogła służyć w pełni rozwojowi każdej ludzkiej osoby. Dostrzegamy te zmagania i te kłopoty. To  samo dzieje się w  wymiarze wychowawczym, formacyjnym. Jakże różne interesy, prawa rynkowe dają się tutaj we znaki. Mało kto zwraca uwagę na  to, co  tak naprawdę może służyć człowiekowi. Najważniejsze, aby odnieść jak największe korzyści, bez oglądania się na to, czy niszczy się moralność dziewczyny albo chłopca, czy rujnuje się małżeństwo – to pozo-staje gdzieś na peryferiach naszego spojrzenia na życie. Dotyczy to także wymiaru ogólnospołecznego i  gospodarczego. To  samo możemy powie-dzieć o naszych obyczajach.

Dlatego trzeba nam coraz więcej światła, byśmy potrafili dostrzec dwa wymiary: Boski i ludzki. Kiedy dostrzeżemy jeden i drugi, umieścimy obok siebie, zobaczymy jak to, co ludzkie zyskuje niesłychanie wiele, bo gwaran-cję obecności Pana Boga w  życiu. Gwarancję otrzymuje każdy człowiek,

152

rok 2001

niezależnie od tego, skąd pochodzi, ile ma lat, jakie zdrowie. Potrzebny jest ten pierwiastek Boski, żebyśmy na osobę ludzką potrafili patrzyć w perspek-tywie nie imponowania komuś, a w perspektywie życia wiecznego, byśmy dostrzegali w naszym życiu potrzebę miłości.

Nieprzypadkowo jesteśmy dzisiaj tutaj, w  sanktuarium Trójcy Przenajświętszej. Wielu teologów zastanawiało się, jak można ukazać tajem-nicę Trójcy Świętej. Okazuje się, że  tym co najlepiej opisuje Trójcę Świętą jest relacja miłości, bo w Trzech Osobach Boskich najbardziej widoczna jest miłość. To ona sprawia, że te Trzy Osoby są jednym Bogiem, że choć uka-zują się nam poprzez różne działania, różne sposoby przychodzenia z pomocą człowiekowi, to zawsze są jednością.

Dziękując Panu Bogu za ukazanie nam tej wielkiej miłości, jednocześnie prosimy, żebyśmy mogli ciągle do niej się odwoływać, żebyśmy byli w stanie coraz lepiej ją rozumieć i coraz chętniej dzielić się nią z naszym otoczeniem, z innymi ludźmi. Bo bez tego nie ma mowy o odrodzeniu każdego z nas, nie ma mowy o odnowie życia publicznego, nie ma nadziei na to, żeby odrodziła się nasza Ojczyzna.

Niech więc spotkanie w tym sanktuarium dopomoże nam, abyśmy bar-dziej sobie uświadamiali, na czym polega misja Akcji Katolickiej. Żebyśmy wpatrując się w  Trójcę Przenajświętszą, przeżywając tę jedność opartą na miłości i wypływającą z niej, tym bardziej dostrzegali jej potrzebę w życiu każdego człowieka. Żebyśmy dzięki niej uporządkowali relacje między tym, co ludzkie i co Boskie – byśmy to, co ludzkie mogli coraz owocniej ubogacać tym, co Boskie. We współczesnym świecie tego właśnie pierwiastka zaczyna coraz bardziej brakować. To prowadzi do uzależnienia człowieka od różnych nawyków, zmysłów, do uzależnienia naszego myślenia od kłamstwa. To jest straszne zagrożenie dla współczesnego świata.

Obietnicę Jezusa Chrystusa, że pośle Ducha Prawdy przyjmujemy z głę-boką wiarą, z  szacunkiem i  pragniemy w niej uczestniczyć, oczyszczając nasze myślenie z jakiegokolwiek zakłamania. Duch Święty dopomoże nam. Dopomoże także, abyśmy ponownie odkryli wagę i znaczenie miłości, żeby-śmy dzięki temu mogli coraz skuteczniej przyczyniać się do przemiany tego wszystkiego, co jest w naszym życiu na lepsze, uczciwsze, bardziej wiarygodne.

Ludzie tęsknią za  tym, co prawdziwe, za  tym, co wypływa z miłości. Niestety, bardzo mało jest świadków, którzy swoim życiem wskazywaliby

153

Trójca Święta jest relacją miłości

na to. Zawstydza nas to, że nierzadko nasi bracia czy siostry, powołując się na autorytet Kościoła, przynależąc do takich czy innych organizacji związa-nych z Kościołem, nie są na miarę Ewangelii, nie są na miarę zaufania, jakie im okazuje Trójca Przenajświętsza.

Niech Akcja Katolicka podejmie tę misję ze spokojem, ale jednocześnie z odwagą, z głęboką wiarą w Trójcę Przenajświętszą. Ta misja jest niesłycha-nie potrzebna. Trójca Przenajświętsza dopomoże, aby można było ją wypełnić i przyczynić się istotnie do uporządkowania naszych sumień, naszego postę-powania w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym, także naszych relacji do Kościoła i do Polski.

Amen.

154

Tobie, Maryjo, kolejny raz zawierzamy

siebie samych i nasze rodziny(Syr 24, 1-2.16-21; Ga 4, 3-7; Łk 1, 26-33)

Uroczystość koronacji obrazu Matki Bożej w Lipsku Lipsk, dn. 2 sierpnia 2001 r.

Drodzy Pielgrzymi! Ukochani Parafianie!

1. Ze wzruszeniem, ale i z radością wysłuchaliśmy słów św. Pawła: „Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zro-dzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteśmy synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze»” (Ga 4, 4-6).

Ta pełnia czasu trwa od dwudziestu wieków. Ubiegłoroczny Jubileusz Zbawienia ukazał nam, jak wiele otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa i  jak bogaty duchowo jest Kościół. Pamiętamy liczne przeżycia jubileuszowe, spo-tkania z Ojcem Świętym, choćby te, w których uczestniczyliśmy tutaj w wigi-lię Wielkiego Jubileuszu i te, w których brali udział ludzie dorośli i młodzież w Rzymie w ubiegłym roku. Nie zapomnimy o nich, bo tego uczynić nie możemy. Nazbyt wiele otrzymaliśmy, aby teraz to wszystko mogło pozostać gdzieś na marginesie naszego życia.

155

Tobie, Maryjo, kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny

Zresztą, jest to niemożliwe. Ojciec Święty w liście apostolskim, zawierają-cym podsumowanie uroczystości jubileuszowych i propozycje na przyszłość, zaprasza nas, abyśmy za przykładem apostołów starali się z ufnością przyjmo-wać jego przesłanie. Nie lękali się głębi wiary i miłości.

2. O  tym też przypomina nam dzisiejsza Ewangelia. Dobrze znamy moment Zwiastowania, który jest bliski każdemu z nas i naszej kulturze. Zrósł się z naszymi dziejami. A Ta, która jest pełna łaski, nie zapomina o nas, jest wciąż obecna, nie lęka się naszych słabości i potknięć, stale chce nam dopomagać. Tę Jej gotowość śpieszenia na ratunek w sposób szczególny czu-jemy w tym dniu i w tym miejscu.

Dzień dzisiejszy przenosi nas w początki trzynastego wieku. Odbywały się wówczas wyprawy krzyżowe, ludzie pielgrzymowali do  Rzymu i do Compostella, ale było tysiące takich, którzy nie mogli udać się w dale-kie strony. Oni wszakże również chcieli otrzymać łaskę odpustu zupeł-nego, czyli dar pozwalający uczestniczyć w tej pełni czasu, o której mówi św. Paweł, a  która ma ścisły związek z  Odkupieniem dokonanym przez Jezusa Chrystusa.

Właśnie wtedy zaczyna swą działalność – tak nam drogi – św. Franciszek z Asyżu. Osiemset lat, które upłynęły od jego narodzin, nie osłabia naszej więzi z nim, jeszcze bardziej ją zaznacza. Czas jest najlepszym sprawdzianem prawdziwej wielkości i miłości. Franciszek staje wobec wyjątkowej propozycji, którą otrzymuje od Matki Bożej: „Proś, o co chcesz, a Syn mój ci udzieli”. Tak, to był ważny moment, ale też główny egzamin świętości. Biedaczyna z Asyżu zdaje go wspaniale – w tym momencie nie pamięta o sobie, nie myśli o  rodzinie, o  swoich bliskich. Jakże tego rodzaju podejście jest potrzebne w  naszych czasach tym wszystkim, którzy są za  coś publicznie odpowie-dzialni! Franciszek pamięta o najbiedniejszych, o grzesznikach, i prosi, aby każdy, kto wejdzie do  maleńkiej świątyni zwanej Porcjunkulą, czyli czą-steczką, otrzymał dar odpustu zupełnego, a więc taki sam, jaki uzyskiwano za wielomiesięczną i niebezpieczną pielgrzymkę do Ziemi Świętej.

Łaska ta była najpierw przywiązana jedynie do kościółka Matki Bożej Anielskiej położonego pod Asyżem, potem możliwość otrzymania tego odpu-stu rozszerzono na kościoły franciszkańskie, a wreszcie na wszystkie kościoły parafialne. Prośba św. Franciszka została spełniona.

156

rok 2001

3. Dzięki temu drugi sierpnia wpisał się w szczególny kalendarz Bożego Miłosierdzia, uprzedzając jakby i równocześnie przygotowując świat na przyję-cie tych objawień, których uczestniczką stała się św. siostra Faustyna Kowalska. Z tajemnicą Bożego Miłosierdzia łączy się także miejsce, w którym obecnie przebywamy. Matka Najświętsza od  wieków przemierza ziemię i  wybiera różne miejscowości, aby się w nich zatrzymać i pozostawić coś z duchowego klimatu Nazaretu i Betlejem zarazem. Tak jest i w Lipsku! Najbardziej przy-pomina nam o tym Jej wizerunek, który za chwilę zostanie przyozdobiony koroną, jednocześnie koronę otrzyma Syn, czuwający przy Matce. Obie korony dwa lata temu poświęcił Ojciec Święty w stolicy diecezji – Ełku.

Ten piętnastowieczny wizerunek namalowany został na  desce lipo-wej. Do  Lipska został przyniesiony przez bazyliańskiego zakonnika z Wileńszczyzny, tak nam miłej. Nie znamy nazwiska artysty, nie znamy imienia bazylianina. Nie zawsze jesteśmy w  stanie poprawnie opisać sam wizerunek. I  chyba dzięki temu tym bardziej odczuwamy tę przedziwną, nadprzyrodzoną obecność Matki Bożej. Ona jest czytelna, Ona jest wiary-godna, Ona jest zawsze z nami. Zmieniają się czasy, pojawia się wiele sys-temów politycznych i  społecznych, różne są nawet wyznania i  obrządki, a Matka Najświętsza trwa wśród nas i razem z nami, z ludem sobie wiernym. Wokół Jej podobizny przybywa wotów. Niełatwo przychodzi nam należyte wyrażenie naszej wdzięczności, ale trudno też opuścić to sanktuarium i nie pozostawić jakiegoś, choćby ubogiego, śladu naszej pamięci i wdzięczności.

Ojciec Święty Jan Paweł II, nawiązując do 750-lecia objawień szkaple-rza, w sposób bardzo syntetyczny przypomina nam wielkość Maryi. Czytamy „Kontemplując Najświętszą Maryję Pannę, widzimy Ją jako Matkę zatros- kaną, która patrzy na Syna, dorastającego w Nazarecie (por. Łk 2, 40.52), idzie za Nim po drogach Palestyny i towarzyszy Mu podczas godów w Kanie (por. J 2, 5), a u stóp krzyża staje się Matką współuczestniczącą w jego ofie-rze i darem dla wszystkich ludzi, gdy Jezus powierza Ją swemu umiłowa-nemu uczniowi (por. J 19, 20). Jako Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna jednoczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie (por. Dz 1, 14), a jako Nowa Niewiasta, która wyprzedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich w pełni trynitarnego życia, zostaje wzięta do Nieba, skąd osłania płaszczem swego miłosierdzia synów i córki pielgrzymujących ku świętej górze chwały” (Jan Paweł II, List z okazji 750-lecia szkaplerza świętego, 25 marca 2001 r., 3).

157

Tobie, Maryjo, kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny

Nie sposób byłoby dzisiaj, kiedy znajdujemy się tak blisko Matki Najświętszej, nie przypomnieć również szkaplerza, który niemalże od począt-ków był wyjątkowo przyjmowany wśród naszych ojców i matek, który był i jest szkołą maryjnej pobożności.

4. Dzięki tej szkole łatwiej odnajdujemy drogę „ku świętej górze chwały”, czyli do nieba, poprzez świętość życia, a więc świętość naszych myśli, słów i uczynków, naszego postępowania. Ta świętość ma swoje korzenie w wierze, a oparcie w naszych praktykach religijnych, w naszej wierności Kościołowi, w uczciwości i miłości. Z tą świętością spotykamy się przy poczęciu, a potem przez całe życie. Dostrzegamy ją w  poświęceniu matek i  ojców stojących na straży każdego życia i przyjmujących je z radością i ufnością. Tej świętości zawdzięczamy naszych bohaterów narodowych, ona też zachęca w naszych czasach do  stawiania na  prawdę, pomimo jakże trudnych warunków i potwornych manipulacji usiłujących ośmieszyć uczciwość, wykpić przyzwo-itość, na tej samej płaszczyźnie stawiać dobro i zło.

Nic więc dziwnego, że wpatrując się w oblicze naszej Matki, wsłuchując się w bicie jej serca, pragniemy podziękować za świętość obecną w naszych dziejach. Chcemy podziękować także za nowe błogosławione związane z tym miejscem. Z szacunkiem i podziwem wspominamy bł. Mariannę Biernacką, która dobrowolnie idzie na śmierć, aby ratować życie synowej i dziecka, idzie za przykładem Syna Bożego, idzie śladami św. Maksymiliana.

Stąd też pochodziła bł. Sergia Julia Rapiej, mieszkanka wsi Rogożyn Stary, jedna z tych nazaretanek, które zostały zamordowane pod Nowogródkiem, ofiarowując siebie za życie kapłana. Ich poświęcenie jest niezwykle wymowne w zestawieniu z licznymi atakami na Kościół, a przede wszystkim na ducho-wieństwo. Niestety, w tej agresji nierzadko uczestniczą siostry i bracia kato-licy, zapominając o  tym, jak wielką krzywdę wyrządzają przez to  sobie i narodowi.

5. Niech ta uroczystość koronacyjna przypomni nam, że  nie można, że  nie powinniśmy zachowywać się dwulicowo; z  jednej strony okazywać nabożeństwo do Matki Bożej, a z drugiej zadawać rany jej Synowi przez szka-lowanie Kościoła, dobrze wiedząc, że uczestniczy się w zorganizowanej kam-panii. Niech te korony będą nie tylko ze szczerego srebra i złota. Niech będą

158

rok 2001

przede wszystkim ze szczerej naszej miłości do Niepokalanej, wyrażanej przez Kościół i w Kościele.

Poruszamy ten temat również z tego względu, że obchodzimy Rok Prymasa Tysiąclecia, sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. To wła-śnie on przez dziesiątki lat był oczerniany w prasie, radiu i telewizji. To jego oskarżano o niechęć do Polski, to przeciwko niemu organizowano dziewczęta i chłopców, których zamraczano alkoholem, wsadzano do ciężarówek, wożono ulicą Miodową w Warszawie i kazano krzyczeć: „Precz z Prymasem!”. Niestety, to byli nasi rodacy, którzy dali się oszukać. Posługiwano się zaś tymi samymi metodami, z którymi spotykamy się obecnie, kiedy usiłuje się przeciwstawiać nas nawet Ojcu Świętemu. Wystarczyło zaledwie kilkanaście lat od tych zda-rzeń, gdy atakowano sługę Bożego, aby się przekonać, kto działał na szkodę Polski, kto okradał Skarb Państwa, kto osłabiał rodzinę, kto demoralizował młode pokolenie. Dzięki Bogu, że to wyszło na jaw. Ale dlaczego w Polsce doszło do czegoś podobnego? Kto przeprosił tych młodych ludzi wprowadzo-nych w błąd, kto teraz odpowie za skrzywienie charakterów i znieprawienie sumień?

Bądźmy ostrożni i  czujni, przestrzega nas św. Piotr: „Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1 P 5, 8-9).

Ufam, że  chcemy przeciwstawiać się złu. Dlatego jesteśmy w  domu Matki, dlatego wspominamy naszych błogosławionych, dlatego odwołujemy się do doświadczeń z przeszłości.

6. Ksiądz Prymas, jakby przewidując tego rodzaju okoliczności, zachęca nas, abyśmy korzystali z tego, co mówi historia: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosła-wionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i pro-gram na przyszłość” (ks. kard. Stefan Wyszyński, cyt. za: „Nasz Dziennik”, 26-27.05.2001, s. 5).

Nasze dzieje ukazują nam różne wydarzenia. Ksiądz Prymas podkre-śla znaczenie „błogosławionych doświadczeń”. Gdy wypowiadał te  słowa, nowe beatyfikacje nie były jeszcze pewne. Dzięki naszym błogosławionym lepiej rozumiemy, na  czym polegają „błogosławione doświadczenia”. Są one potrzebne także w zestawieniu z różnymi prądami, które pojawiają się

159

Tobie, Maryjo, kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny

w naszej kulturze i obyczajowości, kiedy to pogoń za dobrami materialnymi niszczy rodziny i wychowanie, życie społeczne i polityczne. To  zaś osłabia pozycję Polski w świecie, zniekształcając jej wizerunek!

W tym miejscu pragnę przytoczyć opinię jednego z największych pisa-rzy dwudziestego wieku, duchowego syna św. Franciszka z Asyżu, Anglika – G. K. Chestertona. Wyznał on: „Moja instynktowna sympatia dla Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń, miotanych przeciwko niej i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, grzęznącego przy tym w bagnie zmaterializowanej polityki, tylekroć odkrywałem w  tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski” (J. Narbutt, Spory o słowa, spory o rzeczy, Katowice 2001, s. 81).

7. Ukochani Bracia i Siostry! Niech te „błogosławione doświadczenia”, jak mówił ksiądz kardynał Stefan Wyszyński, będą źródłem, z którego chcemy i  potrafimy „czerpać mądrość, siłę i  program na  przyszłość”. Niech nam dopomagają, abyśmy pozostali wierni obrazowi, który pozostawił Chesterton, wskazującemu na wielkoduszność i męstwo naszych Rodaków.

Niech to wszystko sprawi, aby ta dzisiejsza koronacja obrazu Matki Bożej i Jej Syna, umocniła w nas postawę wiary i miłości i jeszcze bardziej zjedno-czyła z Ojcem Świętym w Kościele. Ufajmy, że takie postanowienia dopomogą nam w odrodzeniu naszej Ojczyzny, aby życie zawsze i wszędzie znajdowało ochronę i szacunek, żeby bezpieczeństwo naszych domostw i dróg nie budziło wątpliwości, aby każdy człowiek czuł się potrzebny i chciał takim być.

Tobie, Maryjo, jako Królowej Aniołów, od wieków opiekującej się tą zie-mią, kolejny raz zawierzamy siebie samych i  nasze rodziny, diecezję ełcką i jej Pasterza, Kościół i Polskę! Ukochana nasza Matko, to do Ciebie Kościół kieruje te słowa z Księgi Syracha: „Jam matka pięknej miłości i bogobojno-ści, i poznania, i nadziei świętej. To Ty nas wszystkich zapraszasz: Przyjdźcie do mnie, którzy mnie pragniecie, nasyćcie się moimi owocami” (Syr 24, 1.18).

Przychodzimy do  Ciebie, nasza Pani i  Królowo. Jesteśmy i  czuwamy. Bądź z nami w każdy czas!

Amen.

160

„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35)

Wizytacja kanoniczna i bierzmowanieGródek, dn. 4 sierpnia 2001 r.

Drogie Dziewczęta i Chłopcy, Kandydatki i Kandydaci do sakra-mentu bierzmowania! Ukochani Bracia i Siostry!

Kiedy prawie sześć lat temu przybyłem do  was z  pierwszą wizytacją kanoniczną, wówczas przypomnieliśmy sobie wzór, jaki znajdujemy w posta-wie Matki Najświętszej, a odnoszący się do naszych odwiedzin. Pamiętamy, że to słowo „wizytacja” mówi o odwiedzinach Matki Najświętszej u świętej Elżbiety.

Matka Najświętsza w podwójnym celu przybyła do Ain Karim do swo-ich krewnych – świętej Elżbiety i Zachariasza. Najpierw, aby podzielić się Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną, bo dowiedziała się w chwili Zwiastowania, że czas naszego Odkupienia już się rozpoczął. Jest to przecież najpiękniejsza nowina. Na nią czekali nasi poprzednicy. Na nią czekamy i teraz. I drugi cel to przyjść z pomocą swojej krewnej, która spodziewała się przyjścia na świat

161

„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”

Jana Chrzciciela. Matka Najświętsza dzieli się więc Dobrą Nowiną i dzieli się miłością, przychodząc z pomocą.

W tym roku, w czasie tej wizytacji, idziemy nieco dalej i będziemy przy-patrywali się odwiedzinom Jezusa Chrystusa, zastanawiając się nad tym, jak Go przyjmujemy, jak otwieramy nasze serca i nasze umysły, nasze rodziny i nasze warsztaty pracy, jak przyjmujemy Go w naszym życiu prywatnym i w życiu publicznym, w naszej kulturze i w naszych obyczajach. Bo przecież nie można traktować tylko jako zwykłej, zewnętrznej postawy naszych prze-konań religijnych, naszej przynależności do ludu Bożego.

Skoro przez chrzest zostaliśmy włączeni w Kościół, wszczepieni w Jezusa Chrystusa, to przecież uczestniczymy w Jego darach. Także naszym życiem mówimy o Nim, bo na nas patrzą jako na wyznawców Jezusa Chrystusa. On, przebywając na ziemi, odwiedzał bardzo wielu, spotykał się z tysiącami. Przychodząc do  ludzi, starał się wszystkich pociągnąć do  dobra, przyczy-nić się do duchowego odrodzenia. Jakże często w Piśmie Świętym słyszymy te słowa, które wypowiada Jezus Chrystus do swoich słuchaczy, aby nawra-cali się. Przypomina, że czas jest krótki, zbawienie blisko (m.in. Mk 1, 15). Zachęca do tego, aby zapominali o nienawiści, o zazdrości. Zaprasza do miło-sierdzia. Zachęca do miłości.

Pamiętamy dobrze spotkanie z Ojcem Świętym w Drohiczynie, kiedy to Jan Paweł II nawiązał do mowy arcykapłańskiej Jezusa Chrystusa wygło-szonej w  Wieczerniku w  czasie Ostatniej Wieczerzy. I  właśnie tam, jak gdyby podsumowując całe swoje nauczanie, Chrystus Pan zaprasza do jed-ności i do miłości: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35). To  właśnie te  odwiedziny Jezusa Chrystusa. One od dwóch tysięcy lat ciągle są żywe, bo Pan Jezus nie pozostawia ani jednego pokolenia, które by nie mogło się spotkać z Jego nauką, z Jego orędziem, a wreszcie także i z Nim samym.

Chrystus Pan przez Apostołów, przez ich następców, przez kapłanów, przez osoby konsekrowane, przez rodziców, przez wychowawców, bardzo czę-sto przez koleżankę czy kolegę przemawia także, zachęcając do tego, abyśmy potrafili opowiadać się za dobrem i za prawdą. A już w sposób szczególny troskę Jezusa Chrystusa o nasze dobro dostrzegamy w tym, o czym mówiła dzisiejsza Ewangelia, kiedy Pan Jezus zapowiada przyjście na ziemię Ducha Świętego.

162

rok 2001

Właśnie dzisiaj ta świątynia – jakkolwiek zawsze jest cząstką Wieczernika – staje się tym Wieczernikiem w sposób wyjątkowy: nie tylko Wieczernikiem z  Ostatniej Wieczerzy, z  Wielkiego Czwartku, ale także Wieczernikiem z niedzieli Zesłania Ducha Świętego. Chrystus Pan, zapowiadając przyjście Ducha Świętego, mającego prowadzić to dzieło, które On rozpoczął na ziemi w Kościele i poprzez Kościół, jednocześnie podkreśla, że Duch Święty nauczy nas wszelkiej prawdy – pozwoli zrozumieć to wszystko, czego nauczał sam Jezus. Co więcej, On stanie się naszym Pocieszycielem.

Duch Święty ma być naszym Pocieszycielem. To  słowo „pocieszyciel” zawsze kojarzy się nam z  jakimś cierpieniem, niedostatkiem. Z pewnością przenosimy się myślą do  tych naszych rodaków, którzy cierpią z  powodu powodzi. Wiemy, co  to  znaczy, kiedy żywioł wychodzi poza pewne gra-nice. Może nie w takim stopniu, ale my również doświadczyliśmy tego pod-czas ubiegłego roku. I zawsze w takich momentach oczekujemy pocieszenia. Można je wyrażać na różne sposoby.

Ale z pewnością to, co mówi Jezus Chrystus, nie ogranicza misji Ducha Świętego jako Pocieszyciela do sytuacji nadzwyczajnych, dramatycznych albo tragicznych. Owo słowo w języku aramejskim, wypowiedziane przez Jezusa Chrystusa, oznaczało i, po to co rozumiemy w języku polskim pod terminem „pocieszyciel”, ale również to, co rozumiemy pod terminem „obrońca” albo „adwokat”. Co więcej, także i to, co zwyczajnie oznacza „bliskość”.

Pan Jezus chciał powiedzieć, że Duch Święty będzie starał się być bli-sko każdej i każdego. A skoro będzie blisko, to również jako obrońca i ten, który nas pociesza. Jego bliskość w naszych sprawach, w naszym jestestwie, w naszych dążeniach jest nam tak bardzo potrzebna.

W trzecim tysiącleciu powinniśmy wszyscy sobie przypomnieć tę naukę o Duchu Świętym i że przez sakrament chrztu świętego wciąż uczestniczymy w Jego darach. Sakrament bierzmowania jest ich uzupełnieniem, jest jakby wprowadzeniem nas, czy też wprowadzaniem, w  życie bardziej odpowie-dzialne, dojrzałe. Wiemy, że ta nasza ludzka, ziemska dojrzałość to oddalanie się od tych, którzy są nam najbliżsi – od naszych rodziców, od matki czy ojca. Młody człowiek szuka sobie kogoś bliskiego wedle własnych kryteriów, wedle własnej intuicji. Widzimy, jak w tym momencie ta bliskość Ducha Świętego jest nam potrzebna. Będzie potrzebna także i potem, kiedy pojawią się takie czy inne próby, kiedy trzeba będzie podejmować decyzje i dokonywać wyborów.

163

„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”

Nam się niekiedy te kilkanaście lat temu wydawało, że wystarczy, żeby został zmieniony określony system, a będzie nam łatwiej dostrzegać prawdę, dobro, sprawiedliwość. Życie pod tym względem miało być znacznie uprosz-czone. Owszem, nie możemy narzekać. Otrzymaliśmy bardzo wiele. Ale jeżeli ktoś myślałby, że w dziedzinie ducha, w dziedzinie sumienia, wartości może pozwolić sobie na łatwiznę, to jest w wielkim błędzie.

Dlatego warto zwracać się do Ducha Świętego i prosić o Jego światło. Dotyczy to zwłaszcza ludzi w młodym wieku, was, dziewczęta i chłopcy, ale także i starszych, żebyśmy potrafili dostrzec wagę tych przesłanek i tych kry-teriów, które istotnie służą człowiekowi. Ich pomieszanie daje o sobie znać. Niekiedy jakaś korzyść materialna, czasem jakieś stanowisko, interes, cza-sami takie czy inne więzy zewnętrzne wydają się nam najważniejszymi kryte-riami, które wystarczą, abyśmy dokonywali dobrych wyborów, a tymczasem tak nie jest. Ta próba jest dla nas ważna, ale ma w sobie także piękno.

Pan Bóg nam przypomina, że w życiu człowieka nie ma sztuczności, nie ma pozorów, nie ma schematów, że człowiek dopiero otwierając się na Boga, na światło Ducha Świętego, oczyszczając swoje sumienie z takich czy innych wpływów, może dokonać prawdziwego wyboru. To prowadzi nas do wielkiej wewnętrznej satysfakcji, do duchowej radości.

Kochana Młodzieży! Nie martwcie się, że  jest was niewielka grupka. Jest was jak widzę nie dwanaście, ale trzynaście osób – ze świętym Pawłem, to także Apostoł. Zawsze ta liczba symboliczna daje o sobie znać. Cieszcie się z tego, ale pamiętajcie, że przed wami stoją bardzo poważne wybory. Serce napawa bólem fakt, że w naszej Ojczyźnie spotykamy wiele dziewcząt czy chłopców nie potrafiących dokonać wyboru, który zapewniłby im auten-tyczną dojrzałość.

Wiemy przecież, że jest tak dużo dziewcząt i chłopców uzależnionych. Wasza przedstawicielka mówiła, że macie dobrą wolę nie dopuścić do uza-leżnienia. Bardzo groźna jest zależność zewnętrzna, ta uległość materialna. My od wielu, wielu lat jako naród musieliśmy ciągle walczyć, żeby tę nieza-leżność zdobyć. Ale jest także groźna ta zależność, podległość wewnętrzna, kiedy człowiek nie może znaleźć siły w  sobie, aby jednak opowiedzieć się za dobrem, żeby opowiedzieć się za prawdą.

Stąd też sprawia nam cierpienie świadomość, że tak wiele dziewcząt, tak wielu chłopców traci swoją młodość. Dostrzegamy ich na ulicach, w zakładach

164

rok 2001

różnego rodzaju. Nie chcemy ich potępiać – my im współczujemy, podobnie jak ich rodzicom. Ale dlaczego do tego doszło? Czy pamiętamy, jak święty Paweł podkreśla, że zostaliśmy wykupieni drogocenną krwią Chrystusa (por. 1 P 1, 18)? Czyż nie po to przychodzi Duch Święty, aby nam dopomóc, żebyśmy rozwijali się, żebyśmy dojrzewali i w znaczeniu fizycznym, i w zna-czeniu umysłowym, ale także i duchowym? Znakiem tej dojrzałości ma być nasza ocena świata, umiejętność odróżniania tego, co jest prawdziwe od tego, co jest fałszywe, co jest manipulowane, czasem podjęcie ofiary i cierpienia. Bo dobro nie ma łatwej drogi. Dostęp prawdy do naszych serc i dusz będzie wciąż utrudniany.

Dlatego będziemy dzisiaj wspólnie prosili Ducha Świętego, z  myślą o was, dziewczęta i chłopcy, abyście potrafili, korzystając z tych darów Ducha Świętego, pamiętając o Jego obecności, zapewnić sobie taką dojrzałość, która Wam przyniesie radość, rodzicom dumę z Was, a naszemu narodowi szczę-ście, że ma takich młodych ludzi, na których można polegać, którzy wiedzą, po co żyją na ziemi, mają poczucie odpowiedzialności, zrozumienia dla wagi swojego życia.

Ale i my wszyscy mamy okazję przypomnieć sobie to nasze powołanie, bo Duch Święty, On w nas jest. Nie zapominajmy o  tych darach. Nasza Ojczyzna potrzebuje naprawdę pełnego odrodzenia, wewnętrznego oczysz-czenia – reform nie tylko powierzchownych, nie tylko instytucjonalnych, nie tylko ustawodawczych, ale przede wszystkim reform wewnętrznych, reform ludzkich dusz i ludzkich sumień. To wtedy dopiero będzie można i stanowis- ka, i godności, i zadania, i obowiązki powierzać bez jakichś większych obaw.

Prośmy, aby Duch Święty ubogacił nas wszystkich. Prośmy Matkę Najświętszą w tę sobotę, aby jak była obecna w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, tak była także i tutaj, dzisiaj, obecna wśród nas i żeby dopomogła nam w przyjęciu i w korzystaniu w naszym życiu z darów, jakie otrzymujemy, czy też otrzymaliśmy, od Ducha Świętego.

Amen.

165

W poszukiwaniu tego, co dobreUroczystości jubileuszowe poświęcone słudze Bożemu

ks. kard. Stefanowi Wyszyńskiemu Andrzejewo, dn. 5 sierpnia 2001 r.

Bracia i Siostry!

1. Biblijna Księga Koheleta, z której fragment przed chwilą został odczytany, mówiąc o mądrości, wiąże ją z osobą człowieka. Zwraca uwagę na owoce, ale też i na zagrożenia, zwłaszcza zewnętrzne, które mogą się jawić na drodze prowadzącej do mądrości. Z tym wszystkim trzeba się liczyć, ale nie można się poddawać. Marność bowiem nie może powstrzymać naszych poszukiwań mądrości. Biblijny autor ze spokojem zauważa: „Jest nieraz człowiek, który w swojej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu” (Koh 2, 21).

Słowa te  stają się nam wyjątkowo bliskie, kiedy przypomnimy sobie o szczególnej przyczynie naszego dzisiejszego zgromadzenia się w tej świątyni. To prawda, przychodzimy oddać cześć Panu Bogu, jak to zwykliśmy czynić w każdą niedzielę i święto. Ale obok tego jest jeszcze inna przesłanka, która wiąże się z historią Waszej parafii, a swoje źródło ma w życiu i działalności sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, który sto lat temu przyszedł na świat w pobliskiej Zuzeli, a w 1910 roku wraz z całą rodziną przeniósł się tu, do Andrzejewa, gdzie ojciec jego pracował jako organista.

166

rok 2001

To w tutejszej parafii, na cmentarzu grzebalnym, spoczęły na zawsze docze-sne szczątki matki kardynała.

Ksiądz Prymas Tysiąclecia był i jest tym człowiekiem, „który w swojej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musiał on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu”. On musiał się namęczyć, napracować, a inni z tego korzystali i korzystają.

Doszedł do tego dzięki temu, że Jego rodzina i On sam pamiętali o sło-wach św. Pawła z Listu do Kolosan: „Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiada-jąc po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi” (Kol 3, 1-2).

2. Ale jak to wyglądało w praktyce? Trzeba sięgnąć do pewnych zapisków, do wspomnień sługi Bożego, jego rodziny i bliskich, aby zobaczyć, że rów-nież tutaj, na pograniczu Podlasia i Mazowsza, można odkrywać mądrość i można podążać za Chrystusem.

Sługa Boży wspomina: „Urodziłem się w moim domu rodzinnym pod obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i to w sobotę, żeby we wszystkich pla-nach Bożych był ład i porządek. Wedle zaś Janiny, siostry rodzonej, porządek jest taki: ojciec klęczy z przodu i jest nam przykładem, dzieci obok i z tyłu, a matka na końcu” (ks. J. Sołowianiuk, Ziemia gorliwej modlitwy i wierności, „Nasz Dziennik”, 27.07.2001, s. 11).

To  są same początki. Wypada w  tym miejscu dodać, że  państwo Wyszyńscy sakrament małżeństwa przyjęli w Prostyni, znanym w całej oko-licy sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny, gdzie najpierw ojciec pracował jako organista. W nawiązaniu do tego faktu, już w życiu później-szym, pielgrzymując zresztą często do owego sanktuarium, Prymas Tysiąclecia wyzna, że tam ma swój początek jego „głęboka cześć do Trójcy Świętej” (List do Ks. Rektora Zdzisława Młynarskiego, 22 sierpnia 1976).

W  Andrzejewie przyszły Kardynał przystąpił do  Pierwszej Komunii Świętej i  rozpoczął naukę. 31 października 1910 roku umiera jego matka, Julianna Wyszyńska z  domu Karp. Przez jakiś czas młody Stefan będzie się uczył w Warszawie, a następnie w Łomży. Do tych lat powracał zawsze z  wielkim sentymentem. Przy różnych okazjach powtarzał: „Wolno mi dziękować ziemi łomżyńskiej, która na  pograniczu Mazowsza i  Podlasia,

167

W poszukiwaniu tego, co dobre

w ziemi nurskiej dała mi życie z mojej matki, spoczywającej w Andrzejewie” (ks. J. Sołowianiuk, Ziemia gorliwej modlitwy i wierności, s. 11).

Już po zakończeniu pierwszej wojny światowej wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. Mimo słabego zdrowia, kończy studia i przyjmuje święcenia kapłańskie 3 sierpnia 1924 roku. Potem pisze doktorat z  prawa kanonicznego, uzyskany na  Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, i kontynuuje zdobywanie wiedzy w innych krajach, zwłaszcza we Francji. Ksiądz Stefan Wyszyński chętnie podejmował różne prace duszpa-sterskie, chociaż częściej musiał być obecny w gmachu seminaryjnym czy na terenie kurii diecezjalnej. Był profesorem, redaktorem czasopisma „Ład Boży”, referentem wielu dziedzin w kurii, duszpasterzem robotników i inteli-gencji, głównie w ramach Akcji Katolickiej.

W latach drugiej wojny światowej ściśle współpracował z polskim podzie-miem, w tym także z Armią Krajową. Przez dłuższy czas musiał się ukrywać w okolicach Lubartowa i w Laskach pod Warszawą. Uczestniczył w powsta-niu warszawskim jako kapelan, a następnie znowu musiał się ukrywać. Po zakończeniu działań wojennych zostaje mianowany rektorem Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, ale już w 1946 roku otrzymał godność biskupa lubelskiego, a dwa i pół roku później został metropolitą warszawskim i gnieźnieńskim. Ciężkie to były czasy. Na terenie Polski wciąż jeszcze działało podziemie niepodległościowe, a Rosja sowiecka coraz bar-dziej starała się umacniać swoje wpływy za pośrednictwem marionetkowej władzy komunistycznej. Atakom na osobę Prymasa Polski nie było końca, a mimo to zostaje podpisane porozumienie, które zaraz na początku łamie ekipa rządząca. Pod koniec września 1953 roku Kardynał zostanie uwięziony i przez trzy lata będzie przebywa w odosobnieniu... Do Warszawy powrócił w końcu października 1956 roku. Radosna to była wieść dla nas wszystkich. Entuzjastycznie też został przywitany przez społeczeństwo.

Nie był to jednak koniec jego drogi krzyżowej, zmieniły się tylko stacje i rodzaje cierpień, ale prześladowania trwały. Któż z nas nie pamięta pełnych straszliwej nienawiści przemówień przywódców komunistycznych z  prze-łomu lat 1965-1966! Wyglądało na to, że szatan przypuścił potworny atak na Księdza Prymasa, aby osłabić przeżycia Tysiąclecia Chrztu Polski, aby pomniejszyć duchowe owoce Wielkiej Nowenny Narodu i peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.

168

rok 2001

Ksiądz Prymas wszystko to  przetrwał, pełen spokoju, równowagi, z odwagą i miłością broniąc wolności Kościoła i wolności każdej Polki i każ-dego Polaka, broniąc prawa do życia i do pełnego rozwoju. Odszedł z tego świata dwadzieścia lat temu, już po pierwszej wizycie Ojca Świętego, kiedy pojawiły się jaskółki nadziei na odrodzenie Narodu!

Jego pogrzeb stał się zaś manifestacją wiary i godności Polaków, któ-rych zgromadziło się kilkaset tysięcy w Warszawie, tym mieście nieujarzmio-nym. Parlament nasz, do którego możemy mieć różne zastrzeżenia, stanął na wysokości zadania i okazał swą patriotyczną wrażliwość, ogłaszając stulet-nią rocznicę urodzin Rokiem Prymasa Tysiąclecia!

Długo czekaliśmy na taką decyzję.

3. Wspominając dzisiaj osobę wielkiego Prymasa, pragniemy podzię-kować Panu Bogu za to, że na tak trudne czasy w naszej historii dał nam mądrego i świętego przywódcę duchowego. Składamy również hołd słudze Bożemu, jego rodzinie i tej naszej polskiej ziemi, na której żył, której bronił i w której spoczęło jego ciało. Chcemy też zastanowić się nad tym, co możemy przeszczepić z bogatego dziedzictwa prymasowskiego do naszego życia, aby ubogacić nowe tysiąclecie?

Nie chcemy przecież być podobni do tego człowieka z dzisiejszej Ewangelii, który nie potrafił zrobić właściwego użytku z tego, co miał! Nie chcemy być podobni do tych, którzy poszukiwali jedynie korzyści materialnych, znajdując się w niewoli chciwości. A taka niewola nam grozi! Coraz więcej pojawia się faktów, które powinny ostrzegać nas przed tego rodzaju zniewoleniem.

Nad tym wszystkim zastanawiamy się również, myśląc o nowym poko-leniu, o  tych dziewczętach i  chłopcach, którzy będą dziedziczyli po nas to wszystko, co jest Kościołem, i to, co jest Polską.

O  tym wszystkim pamiętał Prymas Tysiąclecia. W  jednym z  kazań mówił: „Młode pokolenie Polski idzie w czasy niewątpliwie trudne. Kiedyś mnie zabraknie, ale wy to sobie przypomnicie! I od was zażądają wielkich ofiar, potężnej wiary, gorącej miłości, a po niejednej klęsce – nadziei na spra-wiedliwego Boga. W takich momentach pomocą wam będzie doświadczenie, które Naród zdobył w ciągu minionych dziejów” (cyt. za: „Nasz Dziennik”, 26-27.05.2001, s. 7). To doświadczenie powinniśmy znać, starajmy się więc poznawać naszą przeszłość, naszą historię, chociażby po to, żeby nie popełniać

169

W poszukiwaniu tego, co dobre

tych samych błędów, które zostały popełnione dwieście lat temu, pięćdziesiąt, a może i później!

4. Sługa Boży z ogromnym zaufaniem podchodził do nowego pokole-nia. Mówił: „Patrząc na naszą młodzież i rozmawiając z nią, mamy tę pocie-chę, że młodzież pragnie czegoś innego i  lepszego. Nie lubi przemocy, nie znosi gwałtu. Niekiedy nawet gorszy się, patrząc na najrozmaitsze praktyki i doświadczenia gwałtów, przez które przeszli ich rodzice. Młodzież nowego tysiąclecia mówi do nas: My tego nie chcemy! My ufamy tylko tym, któ-rzy nas będą miłować, którzy uszanują nas i nasze prawo do prawdy, miło-ści, sprawiedliwości, szacunku i wzajemnej służby w duchu ofiary, jak nas do tego zachęcał Ojciec Święty Jan XXIII w swojej głośnej encyklice Pokój na  ziemi. Taka jest młodzież dzisiejsza i  takie są jej tęsknoty. Uszanujmy takie tęsknoty i dążenia naszej młodzieży, bo one zapowiadają lepszą przy-szłość, kiedy to będziemy nie tylko silni w wierze, ale także silni w miłości” (ks. kard. Stefan Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 207).

Drodzy Bracia i  Siostry! Kochana Młodzieży! Winien jestem Wam w tym miejscu pewne wyjaśnienie. Ksiądz Prymas używa słowa „tysiąclecie” – ma ono odniesienie do Milenium Chrztu Polski, które obchodziliśmy trzy-dzieści pięć lat temu. O młodzieży też tamtych lat mówi sługa Boży.

I dlatego zapytajmy nas samych, gdyby tak znalazł się dzisiaj wśród nas i w  tym kościele, gdyby spotkał się z wami, dziewczęta i  chłopcy, którzy reprezentujecie młodzież współczesną, czy mógłby w podobny sposób opisać zainteresowania i dążenia waszego pokolenia?

Na te pytania odpowiedzcie sami! Trzeba na nie odpowiedzieć. Gdyby bowiem okazało się, że odeszliśmy dość daleko od postaw naszych poprzed-ników sprzed lat, że  zapomnieliśmy o wielu sprawach, że  zmarnowaliśmy coś z naszego dziedzictwa, warto pomyśleć o poprawie, o nawróceniu. Nie możemy i  nie powinniśmy znaleźć się w  tym samym szeregu, w którym maszerowali przez dziesiątki lat nasi wrogowie, usiłując zniszczyć duchowo i moralnie nasz Naród!

Moi Kochani! Rok Prymasa Tysiąclecia trwa. Przed nami jutro, które będzie się przekładało na dni, miesiące i lata, na decyzje i wybory, na pracę

170

rok 2001

i odpoczynek, na odpowiedzialność i wierność; ale też może się przekładać na lenistwo i pijaństwo, narkotyki i erotyzm, cynizm i beznadzieję! Człowiek ma przed sobą różne możliwości. Nie każde jutro trwa w świetle i prawdzie.

Niech przykład naszego wspaniałego rodaka dopomaga nam, abyśmy nawet za cenę ofiar i poświęcenia potrafili jednak opowiadać się za prawdą i wolnością, żebyśmy podążali do tego, co w górze, aby wszędzie towarzyszyła nam mądrość. Warto postawić na taki wybór. Dobrze jest bowiem, kiedy po latach ludzie wspominają swoich poprzedników z szacunkiem, radością i nadzieją.

Dniem dzisiejszym, tym, kim jesteśmy i  jak postępujemy – budujemy naszą przyszłość i przyszłość naszych bliskich. Niech w tym naszym tworzy-wie będzie jak najwięcej z ducha i miłości sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Amen.

171

Dawać świadectwo po sercańsku, czyli z pogodą, odwagą i radością

Jubileusz 50-lecia życia zakonnego u Sióstr SercanekDrohiczyn, dn. 6 sierpnia 2001 r.

Ukochane Siostry!

W ostatnim tygodniu, kiedy przebywałem w stolicy apostolskiej, odwie-dziłem klasztor sióstr bernardynek. Ta sama formacja franciszkańska, tyle tylko, że  nieco starsza, bo zakon ten powstał już w  XV w. Jest ich tam ponad 200 i spotykając się z każdą siostrą, stawiałem jej bardzo proste pyta-nie: Jak siostra myśli, gdyby miała znów wybierać, czy wstąpiłaby siostra do tego zakonu, czy może by pomyślała inaczej? Wszystkie odpowiedziały, że dokonałyby takiego samego wyboru. Ale sama odpowiedź to mało, trzeba było zobaczyć ich reakcję. Niektóre z ogromnym zdumieniem stwierdzały, że nigdy nawet nie pomyślałyby o zadaniu sobie takiego pytania. Dla nich nie było innej możliwości. Większość z ogromnym entuzjazmem, z taką sym-patią i wdzięcznością mówiła o swojej drodze życia zakonnego. Pomyślałem wówczas, iż dobrze by było, żeby każda Polka i każdy Polak przez jakiś czas mogli pobyć w takich wspólnotach, może wtedy oduczyliby się tego stałego narzekania. Dzisiaj, kiedy dziękujemy Panu Bogu za 50 lat życia zakon-nego dwóch sióstr z tego zgromadzenia, jesteśmy pewni takiej samej odpo-wiedzi, a może nawet bardziej entuzjastycznej, jeszcze bardziej wypływającej

172

rok 2001

z przekonania, z doświadczenia. To widać po postawie, to widać po zatroska-niu, to widać po tym oddaniu się Bożej sprawie.

Cieszymy się, że  to  dziękczynienie możemy składać w  uroczystość Przemienienia Pańskiego. Wielokrotnie w ciągu roku Kościół nam przypo-mina tamto wydarzenie. Zawsze w drugą niedzielę Wielkiego Postu i 6 sierp-nia, po to, abyśmy częściej przypominali sobie to, co stało się na górze Tabor, żebyśmy się zastanawiali, dlaczego właśnie takie wydarzenie miało miejsce. Dzisiejsze czytania Pisma Świętego wprowadzają nas w tę tajemnice. Mówią o  odwiecznym Bożym zatroskaniu o  każdego człowieka, o  tym, że  Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, aby nas wszystkich prowadzić do Królestwa Niebieskiego. Wydarzenie ze szczytu Taboru było potrzebne dla tych trzech Apostołów, a  za  ich pośrednictwem dla pozostałych, było potrzebne dla ich następców, było potrzebne także i dla nas, abyśmy przynamniej ujrzeli rąbek tej wspaniałej tajemnicy. Zachowanie uczniów jest przykładem pew-nej pokusy, pewnego zagrożenia. Apostołowie nie do końca zrozumieli to, co chciał wyrazić Pan Jezus, do czego zaprosił ich sam Bóg Ojciec. Im się wydawało, że skoro tam jest tak pięknie, to powinni pozostać na górze już na zawsze, chcieli zapomnieć o siostrach i braciach, którzy pozostali na dole, chcieli zapomnieć o tych ludziach, którzy w ciągu wieków pragnęliby zbliżyć się do Jezusa Chrystusa, chcieli sami zakosztować tego szczęścia i przy nim już pozostać. Dlatego Pan Jezus poleca, by zeszli i podjęli swoje zadania, by wzbudzać w ludzkich sercach tęsknotę za Chrystusem.

Dzisiejsza Ewangelia i wydarzenie, które opisuje, a  które dokonało się prawie dwadzieścia wieków temu, ma swoje odniesienie do życia zakonnego. Mogłoby się wydawać, że życie zakonne jest takim przebywaniem na górze Tabor – ciągle w obecności Chrystusa uwielbionego, obecnego w taberna-kulum. Ale tak nie jest. O tym mogą powiedzieć siostry. One, przez swoje śluby zakonne, stoją na straży tego, byśmy nie zawłaszczali obecności Jezusa Chrystusa tylko dla nas. Ślub czystości zobowiązuje do tego, żeby w miejsce jednej osoby czy kilku, może kilkunastu, w rodzinie, otworzyć się na wszyst-kich. Żebyśmy dzięki temu pamiętali o tych, którzy są u podnóża góry Tabor, którzy potrzebują naszego poświęcenia, naszej miłości, naszego poświecenia. Ślub ubóstwa sprawia, że wyruszamy na górę bez niczego, zawierzając Bożej Opatrzności. I choć jednocześnie nie możemy czuć się pewni, to jednak trzeba, żebyśmy ciągle liczyli na życzliwość, na dobroć. I wreszcie ślub posłuszeństwa

173

Dawać świadectwo po sercańsku, czyli z pogodą, odwagą i radością

– to dzięki niemu nasza wola bezpośrednio uczestniczy w Bożej woli. Jesteśmy spokojni, ufni, bo przecież to, gdzie się udajemy, co robimy, jakie świadectwo wypada nam dawać, nie wynika z naszych zamiarów, ale z woli Bożej. Wydaje się nam nieraz, że potrafimy coś lepiej przewidzieć, zaplanować, wykonać. Trzeba czasu, aby się przekonać, że tak nie jest. Dlatego zwierzenie Bożej woli jest jednocześnie łaską, jest oszczędnością naszych sił, ponieważ nie musimy się głowić, nie musimy się zastanawiać. do czego wzywa nas Jezus Chrystus. To są właśnie śluby zakonne, za którymi kryją się rady ewangeliczne. One sprawiają, że wydarzenie góry Tabor nie zatrzymuje nas tylko i wyłącznie w naszych przeżyciach, nie zamyka nas w naszych doświadczeniach, ale każe nam uczestniczyć w życiu całego Kościoła, nie ważne, w jaki sposób.

Kościół jest wspaniałą budowlą – w tym znaczeniu zewnętrznym, mate-rialnym, ale także i w tym znaczeniu duchowym. Cieszymy się, że na naszej ziemi są piękne świątynie. I choć w wielu krajach są może piękniejsze, to dla nas zawsze najbliższe są te nasze, jak chociażby ta kaplica. Każda budowla kościoła składa się z wielu elementów, czasem niewidocznych, jak na przykład fundament, ale bez których świątynia nie mogłaby istnieć. Jest to dla nas źródłem wielkiej radości, bo dzięki temu wiemy, że idąc za głosem Bożym, za Jezusem Chrystusem, niezależnie od tego, co robimy, już jesteśmy włą-czeni w wielkie dzieło Boże. Zeszłoroczne uroczystości jubileuszowe, dzięki ogromnemu poświęceniu Ojca Świętego Jana Pawła II, dały nam tę możli-wość, abyśmy przynajmniej w części dostrzegli to wielkie duchowe bogac-two Kościoła. Ze wszystkich narodów, ze wszystkich kultur ludzie podzi-wiają to, co jest trwałe w Kościele, bo wyrasta z prawdy, z wiary, jest spojone miłością. A jest to najtrwalsze spoiwo. Żadne zarazy ani kataklizmy nie są w stanie tego łącznika zniszczyć. Ojciec Święty zachęca nas, abyśmy sięgali do  dziedzictwa, którym jest życie Jezusa Chrystusa, Jego Ukrzyżowanie, Jego Zmartwychwstanie, Jego Wniebowstąpienie, co przypominamy w każ-dej Mszy świętej, a potem Zesłanie Ducha Świętego. Dziedzictwem są także męczennicy, którzy z ogromną odwagą i miłością wykazywali swoje przywią-zanie do Jezusa Chrystusa, a wśród nich jakże wielka rzesza świętych i błogo-sławionych franciszkańskich.

Po beatyfikacji naszego współbrata Jeremiasza z Wołoszczyzny, Ojciec Święty spotkał się z nami na chwilę i powiedział: „Wy, kapucyni, jesteście ubodzy, ale naprawdę jesteście najbogatsi, bo macie tak wielu świętych, tak

174

rok 2001

wielu błogosławionych”. To odnosi się także do sióstr sercanek, to tych wszyst-kich rodzin, które uczestniczą w charyzmacie świętego Franciszka z Asyżu. Tych błogosławionych i  świętych jest coraz więcej, także i  tutaj, na naszej ziemi. Kto z  nas dwadzieścia lat temu mógł się spodziewać, że  pierw-szym Podlasianinem wyniesionym na ołtarze będzie współzałożyciel Sióstr Sercanek, ojciec Honorat z Białej Podlaskiej? A potem wielu innych, następ-nych. Nie ma roku, aby nie było jakiejś beatyfikacji albo kanonizacji. W tym roku ogłoszono już siedemnastu błogosławionych i jednego świętego z tego samego zakonu.

Dlatego dziękujemy Panu Bogu za to ten dar powołania, za włączenie do wielkiej rodziny franciszkańskiej. Dziękujemy także za to, że Pan Bóg nam dopomagał i dopomaga, że możemy wypełnić powołanie, dawać świadectwo i że czynimy to po sercańsku, czyli z pogodą, odwagą i radością.

Chciałbym także, ze swej strony, na ręce tu obecnych przełożonych gene-ralnych, złożyć podziękowania za  tę długą już współpracę w  Drohiczynie z diecezją, najpierw Pińską, na następnie Drohiczyńską. Za czasów Diecezji Pińskiej siostry doczekały się dwóch męczennic, spalonych żywcem w cza-sie ostatniej wojny w 1943 r. Przebywając w Drohiczynie, od wielu lat sios- try starają się, aby i na tej ziemi, nieco zapomnianej, doświadczonej przez wydarzenia historyczne, przybliżać nam tajemnicę Nazaretu czy Betlejem. Pokazują, że trzeba służyć w tych miejscach, do których inni nie chcą iść lub je opuszczają.

Chciałbym serdecznie podziękować obu siostrom. Nie znam wszystkich uczynków miłosierdzia, które uczyniły w  ciągu tych wielu lat, ale wiem, że było ich bardzo dużo. Były na pewno takie chwile, kiedy siostrom mogło się wydawać, że  to, czego wymaga od nich Pan Jezus przekracza ludzkie siły, że to jest dar bardzo wielki. Potem jednak spojrzenie na krzyż uświa-damiało, że w Chrystusie nie ma rzeczy niemożliwych, a On sam uzdalnia tych, których powołał do pełnienia misji. Dlatego dziękujemy Chrystusowi za Jego obecność. Dziękujemy też świętemu Franciszkowi za to, że osiem wie-ków temu potrafił okryć przed światem jak piękne jest podążanie za radami ewangelicznymi i swoim przykładem ukazał, jak tą drogą można kroczyć. Dziękujmy Panu Bogu, że w tragicznym okresie naszej historii na tej ziemi powołał błogosławionego Honorata, który nie ugiął się pod prześladowa-niami, nie tłumaczył się trudnościami zewnętrznymi, że nic nie można robić,

175

Dawać świadectwo po sercańsku, czyli z pogodą, odwagą i radością

że wszystko zakazane, a zrobił tak wiele, więcej aniżeli my, którzy żyjemy w znacznie lepszych czasach.

Dziękujemy za to wszystko Panu Bogu i prośmy, aby w trzecim tysiąc-leciu takich świadków, takich świadectw nie brakowało. Żeby każde nowe pokolenie, nawet jeżeli nie wybierze tej drogi, miało możliwość jej poznania, a być może dostrzeże w sobie tę iskrę powołania. Myślę, że siostry o to najczę-ściej się modlą, tym żyją, wierząc że tylko wtedy, kiedy będą mogły podzie-lić się radością swego powołania, szczęściem przebywania razem z Jezusem Chrystusem, szczęście i radość, jakich doświadczają, będą bliższe ewangelicz-nemu wymiarowi. Módlmy się też o to, aby siostry z ufnością i ze spokojem nadal dzieliły się z nami tym wszystkim, co przeżywają, co znajduje się w ich sercańskich sercach.

Amen.

176

Maryja pierwszą pątniczkąSpotkanie z pielgrzymami XI Drohiczyńskiej

Pielgrzymki Pieszej na Jasną GóręAleksandrów, dn. 9 sierpnia 2001 r.

Ukochani Pielgrzymi!

Pragnę najpierw bardzo serdecznie pozdrowić miejscowego księdza pro-boszcza, który ogromnie się cieszy z naszej obecności i zawsze przybywa, aby razem z nami się modlić i ten blask światła jeszcze bardziej umocnić. Pragnę także bardzo serdecznie pozdrowić od całej naszej Diecezji Drohiczyńskiej wszystkich czcigodnych kapłanów, siostry zakonne. Bardzo gorąco pozdra-wiam także tych wszystkich pątników, tak z naszej diecezji, jak i z Rosji, z Soczi, czy też z innych diecezji, którzy przyłączają się, aby wspólnie wędro-wać do Matki Najświętszej. Gorąco pozdrawiam tych najmniejszych i tych najbardziej poważnych, was wszystkich. Kiedy patrzę, jak te światła płoną, jak dają wiele blasku, może nie silnego, ale za to bardzo bliskiego, uważając ten klimat za klimat miłości, to myślę, że wielu się z tego raduje, bo widać, jak to jest dla nas potrzebne, wartościowe.

Ksiądz Jarek, wprowadzając nas w tematykę dzisiejszego wieczoru, przy-pomniał o  tym świetle, którym jest Jezus Chrystus, a w którego Oblicze wpatrujemy się. Ojciec Święty 6 stycznia, w  blasku światła Gwiazdy Betlejemskiej, która przyprowadziła Mędrców do  Betlejem, podpisał List apostolski na nowe tysiąclecie Novo Millenio Ineunte, w którym wzywa właśnie

177

Maryja pierwszą pątniczką

do kontemplowania Oblicza Chrystusa. Wiemy dobrze, czym jest dla nas oblicze, twarz. Twarz może świecić, może być ciemna, ponura, twarz wyraża to wszystko, co znajduje się w sercu człowieka, w jego głębi. Kiedy wpatru-jemy się w Oblicze Jezusa Chrystusa, chcemy wpatrywać się w to wszystko, kim jest Jezus Chrystus dla nas i co przynosi. W ciągu wieków próbowano zaspokoić ludzkie pragnienia na wiele sposobów. Nikomu się to jednak nie udało. Chrystus zaś przynosi człowiekowi dary największe. Każde pokolenie, które zbliżyło się do Niego, odchodziło pełne radości i wdzięczności.

Wzorem wpatrywania się w  Oblicze Jezusa jest Matka Najświętsza. Można ją też nazwać pierwszą pątniczką, bo przecież zaraz po Zwiastowaniu rusza w drogę do Elżbiety. Po pierwsze, żeby powiedzieć swoim krewnym, że oto zaczął się już czas Zbawienia – jest zwiastunką Dobrej Nowiny. Po drugie zaś, aby pomóc Elżbiecie i Zachariaszowi, którzy byli już starszymi ludźmi, przed narodzinami Jana. Od tego czasu wielu wyruszyło na pątni-czy szlak. Cele zaś są zawsze takie same. Dzielić się radosną nowiną i starać się przychodzić z pomocą. I my także dzielimy się tą nowiną, a jednocześnie staramy się pomagać, co wyraża się w modlitwie. Dzięki temu to  światło może pojawiać się u naszych bliskich, u tych, którzy może są bardzo daleko od  Pana Boga. Matka Najświętsza jest dla nas przykładem kontemplacji Oblicza Jezusa Chrystusa, a jednocześnie dzielenia się tym blaskiem, który z Niego płynie i który wnosi tak wiele pociechy w ludzkie serca.

Chciałbym przypomnieć, że w ciągu dwudziestu wieków takich ludzi, którzy podążali za Matką Najświętszą, były miliony. Zresztą, wasza obec-ność również mówi o  tym. Nie wszystkich będzie można przypomnieć, ale w tym roku nie możemy zapomnieć sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. W tym roku mija sto lat od jego narodzin i dwa-dzieścia lat od śmierci. Od minionego piątku do poniedziałku odbywały się wielkie uroczystości z  tym związane. Uroczystości, które przypomi-nały również miejsce narodzin sługi Bożego. Pragnę podzielić się z tutej-szymi parafianami, a zwłaszcza z księdzem proboszczem, tą wiadomością, dobrą nowiną, że rodzice sługi Bożego – Julianna i Stanisław Wyszyńscy – zawarli sakrament małżeństwa w  Prostyni na  terenie naszej diecezji, w  sanktuarium Trójcy Przenajświętszej, gdzie Stanisław był organistą. Dopiero potem zamieszkali w Zuzeli, 20 kilometrów dalej, po drugiej stro-nie Bugu, i tam przychodzi na świat Stefan. Stamtąd po dziewięciu latach

178

rok 2001

przenoszą się do Andrzejewa, gdzie kilka miesięcy później umiera matka Księdza Kardynała.

Prymas Wyszyński jest dla nas przykładem, jak mamy to światło nieść wysoko, jak mamy z  tego światła, które bije z  Chrystusa, korzystać, jak mamy przyczyniać się do tego, aby mogło się rozprzestrzeniać. Przecież swoją posługę kapłańską, biskupią, a potem prymasowską pełnił w bardzo mrocz-nych czasach. Mimo niezwykle agresywnych ataków, jakie przeprowadzano na niego w mediach, kardynał Wyszyński nie załamał się, nie zniechęcił. Niestety, wypada tu  także przypomnieć, że  w  tej ciemności uczestniczyli także młodzi ludzie. Dobrze, że jesteście tutaj. Dobrze, że wpatrujecie w twarz Pana Jezusa. Dobrze, że  idziecie do Matki Najświętszej. To także pozwoli wam uniknąć tego straszliwego błędu, na jaki zostali narażeni wasi poprzed-nicy sprzed prawie 50 lat. Przed aresztowaniem Prymasa zebrano młodych ludzi, często przekupionych alkoholem, aby z ciężarówek jeżdżących wzdłuż ulicy Miodowej w Warszawie, gdzie znajdowała się siedziba Kardynała, krzy-czeli „Precz z Prymasem!”. Niestety, ci młodzi ludzie tak właśnie krzyczeli. Oni także byli w tej ciemności, zostali oszukani. Teraz na pewno się tego wstydzą, choć wielu z nich już odpokutowało swoje czyny i starają się miło-ścią do Kościoła i Ojczyzny je wynagrodzić. Kardynał Wyszyński, o którym w samych superlatywach wypowiadają się dziś nawet ci, którzy chcieli go zniszczyć, niósł to światło nieustraszenie, aby przypomnieć o godności czło-wieka i jego powołaniu do miłości.

Ponieważ trwa miesiąc sierpień, chciałbym przypomnieć jeszcze jedno wydarzenie z historii Polski – powstanie warszawskie. Zginęła w nim m.in. młoda poetka, dziennikarka, Krystyna Krahelska, autorka piosenki „Hej chłopcy, bagnet na broń”. Była ona bardzo popularna w czasie okupacji. Poetka wcześniej napisała list do brata, w którym dzieliła się trudnościami życia: „Jest bardzo trudno. Nie ma prądu elektrycznego w  Warszawie. Nie ma czym ogrzewać. Ojciec codziennie zabezpiecza okna i  drzwi, żeby jak najmniej tego ciepła tracić. Trudno dostać żywność, ale zawsze jest coś gorącego na obiad. Jest także w naszym domu obraz Matki Bożej Częstochowskiej. I my jesteśmy”. Ta dziewczyna, żyjąc w bardzo trudnych warunkach, zresztą, oddając swoje życie za Polskę, kiedy opowiada o swo-jej rodzinie, to  podkreśla, jak była ze sobą zwarta, ile tam było zrozu-mienia, ile współpracy. Ale jednocześnie pisze, że jest obraz Matki Bożej

179

Maryja pierwszą pątniczką

Częstochowskiej. I właśnie jesteśmy my. To są te światła, które potrzebne są naszej ziemi.

Wszystkie te  światła mają swoje źródło w  Jezusie Chrystusie, w  Jego obliczu, w tej wielkiej miłości, jaką obdarza każdego człowieka, niezależnie od tego, kim jest, jakie posiada zdolności. Chrystus Pan jest światłem dla każdego. On zawsze nas widzi i pragnie nam dopomagać. Czyni to przede wszystkim w Kościele powszechnym, do którego my przynależymy. Jezus Chrystus dopomaga nam, abyśmy my przede wszystkim nie zagubili tych podstawowych praw i wartości – szacunku dla życia i zrozumienia dla dru-giego człowieka. Żyjcie prawdą, bo światło daje ciepło. Bez ciepła nie ma życia. Bo światło daje blask, bez blasku nie widać prawdy. Dlatego też jedno i dru-gie wychodzi od światła, którym jest Jezus Chrystus. Za to Mu dziękujemy.

A teraz, kiedy pielgrzymujemy na Jasną Górę, która, jak wskazuje sama nazwa, jest takim światłem dla naszej Ojczyzny od sześciu wieków, to pro-śmy Matką Najświętszą, aby tak jak dwadzieścia wieków temu, dopoma-gała nam i przypominała o tej radosnej nowinie oraz żeby nam dawała siły do podnoszenia się z upadków. Żebyśmy korzystali ze światła, którym jest Chrystus, żeby prawda była obecna w każdej dziedzinie naszego życia rodzin-nego i społecznego.

Chcę wam podziękować i  zapewnić, że  w  diecezji także łączymy się z Wami w modlitwie, a każdego dnia ludzie z poszczególnych wiosek przy-chodzą z  krzyżami na  Mszę świętą, a  potem, także śpiewając pieśni, jak na pielgrzymce, powracają do swoich domów. Nie mogli wybrać się w dłuższą trasę, ale na pewno są z nami. Zachęcam was, abyście też pamiętali o diecezji, abyście się modlili w tych intencjach, o których wspomniałem w liście trzy tygodnie temu, żebyście pamiętali o tym wszystkim, co może przyczynić się do naszej odnowy. Módlcie się, aby każde nowe pokolenie cieszyło się jeszcze większym blaskiem i większym światłem, żeby spełniło się to, co zapowiadał ksiądz Prymas, nawiązując do pięknej książki Eugeniusza Małaczewskiego noszącej tytuł Koń na wzgórzu. Pamiętajcie, wy jesteście tym nowym plemie-niem, które wchodzi w trzecie tysiąclecie. Niech wam Bóg błogosławi.

Amen.

180

Niech wasze tu życie będzie znakiem tej radości i nadziei, której źródłem jest Jezus Chrystus

Poświęcenie klasztoru Sióstr BernardynekSłonim (Białoruś), dn. 11 sierpnia 2001 r.

Kochane Siostry! Drodzy zebrani!

Wzruszające są słowa, które wypowiedział na początku Mszy świętej ojciec Witold, wprowadzają nas w  samą istotę dzisiejszej uroczystości. Czekano na nią długo. Z pewnością wiele dziewczęcych i panieńskich serc otrzymało łaskę, aby przyjąć zaproszenie Jezusa Chrystusa, ale niemoc, zło nie pozwa-lały na to. Dlatego czekaliśmy, powtarzając wołania podobne do tych, które poprzedziły narodziny Jezusa Chrystusa, kiedy cała ludzkość ze wzdychaniem i z utęsknieniem oczekiwała przyjścia Odkupiciela. Dzisiaj chcemy dziękować za to dzieło odnowy. Chcemy dziękować za wszystkie powroty na te ziemie – za powroty biskupów, którzy mogą wypełniać swoją pasterską i apostolską misję, za pochód sióstr bernardynek, które 363 lata temu pojawiły się na tej ziemi. Warto przypomnieć, że  wspólnota zakonna Bernardynek powstała na terenie Rzeczpospolitej i tylko na tych terenach istniała, i istnieje do dzisiaj.

Historia zakonu związana jest z  przybyciem w  XV w. do  Krakowa słynnego na  cały ówczesny świat kaznodziei, św. Jana Kapistrana, ucznia

181

Niech wasze tu życie będzie znakiem tej radości i nadziei, której źródłem jest Jezus Chrystus

św. Bernardyna. Głosząc kazania na rynku krakowskim tak poruszał serca słu-chaczy, że wielu poszło za nim. Zawiązała się wówczas w Krakowie wspól-nota franciszkańska zwana początkowo obserwantami, a  później bernardy-nami. Wśród tych, których poruszył św. Jan Kapistran byli: błogosławiony Szymon z Lipnicy czy błogosławiony Władysław z Gielniowa. Już wtedy święci pociągali za  sobą świętych. I  właśnie oni dali początek tej nowej formacji. Św. Jan Kapistran, jako wierny uczeń św. Bernardyna, podkreślał, że wszystko, co czyni, stara się robić w imię Jezusa Chrystusa. Zaczęły wówczas powsta-wać kolejne bractwa trzeciego zakonu. Tercjarki gromadziły się w  jednym domu, a od pewnego momentu zamieszkały razem. Pod koniec XV w. powstał pierwszy klasztor sióstr bernardynek w Krakowie. Kościół pod wezwaniem św. Agnieszki istnieje do dziś, choć siostry przeniosły się wyżej z powodu zagraża-jących powodzi. Teraz przebywają przy kościele św. Józefa. Piękny to patron, czczony na  całym świecie, a  właśnie tam cieszy się szczególnym kultem. Kolejne wspólnoty powstały w Wilnie, Słonimie, Mińsku i w wielu innych miejscach. W każdym klasztorze trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. Codziennie, od rana do wieczora, jakaś siostra zakonna czuwa przy Panu Jezusie w Najświętszym Sakramencie. Dziękujmy Panu Bogu za to, że na różne spo-soby wyraża troskę o każdą i każdego z nas. Mimo trudności, takich jakie doświadczył m.in. ten klasztor, Pan Bóg zawsze powraca ze swoją łaską.

Mówią o  tym dzisiejsze czytania na  święto św. Klary. Ona pierwsza pozostawiła rodzinę i  świat zewnętrzny, postanawiając iść za  przykładem św. Franciszka. Poprosiła go o  habit franciszkański i  zamieszkała przy kościółku św. Damiana, niedaleko Asyżu. Za nią poszły kolejne niewiasty, m.in. jej siostra Katarzyna, która przyjęła imię Agnieszka, a potem także inna św. Agnieszka, księżniczka Pragi Czeskiej, dzięki której idea życia klau-zurowego dotarła na  nasze ziemie. Św. Klara, patronka dzisiejszego dnia, jest przykładem poświęcenia się Panu Bogu. Jest wzorem niewiasty mężnej wiary, otwartej sercem, która pragnie służyć całą sobą Panu Bogu, aby być znakiem, zachętą dla nas wszystkich, dla wielu innych. O tym mówią nam właśnie czytania z dzisiejszej uroczystości.

Pierwsze podkreśla potrzebę zatrzymania się, zwrócenia uwagi na Pana Boga. Bo kiedy będziemy ciągle zajęci sprawami tego świata, możemy zapo-mnieć o tym, co naprawdę wartościowe. Wtedy dochodzi do konfliktu sumie-nia, do konfliktu w rodzinie, do konfliktu w wychowaniu, do zaniedbania

182

rok 2001

praktyk religijnych, do zapominania o modlitwie. Siostry klauzurowe, które cały swój czas poświęcają Panu Bogu, są dla nas znakiem tej niebiańskiej rzeczywistości i przypominają, że trzeba czasem zatrzymać się w tym pędzie codzienności, żeby nie stracić tego, co jest wartością nadrzędną.

W drugim czytaniu św. Paweł pisze w swoim liście, że źródłem naszej mocy i  siły jest Jezus Chrystus, kiedy wpatrujemy się w  Jego Oblicze. Przypomniał o  tym także Jan Paweł II w swoim Liście apostolskim Novo Millenio Ineunte, przypominając o potrzebie kontemplacji Oblicza Chrystusa. Warto się przy okazji zastanowić, dlaczego u  progu trzeciego tysiąclecia Ojciec Święty zwraca na  to uwagę. Twarz mówi niemal wszystko o  czło-wieku, zwłaszcza oczy są drogą, która prowadzi do serca. W naszych czasach ludzie zapominają o  tym. Pojawiają się maski, za którymi ukrywamy się, jakbyśmy się czegoś wstydzili. Jezus Chrystus, ukazując nam swoje Oblicze, cierpiące z Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku, chwalebne z Niedzieli Zmartwychwstania, zachęca nas do  szczerości, do prostoty, abyśmy odna-leźli własną drogę, byśmy nie marnowali życia na nieistotne rzeczy. Oblicze Chrystusa mówi nam, że człowiek jest powołany do świętości. W Obliczu tym odnajdujemy również prawdziwą miłość. Nie tę czułostkową, emo-cjonalną, ale miłość, która wypływa z serca. Tego pragnie każdy człowiek. W  Obliczu Chrystusa odnajdujemy także prawdę. Wpatrując się zatem w Jezusa, ustawiamy na właściwym miejscu wszystkie nasze sprawy, zwią-zane z rodziną, pracą, relacjami z innymi ludźmi. To wszystko, kiedy towa-rzyszy nam Oblicze Chrystusa, przeżywamy wówczas w dobroci, prawdzie i miłości. O tym przypominają nam właśnie siostry klauzurowe.

W swoim liście Ojciec Święty zwraca również uwagę na  inną rzecz – wpatrując się w Oblicze Jezusa, powinniśmy szukać tego, co doskonalsze. Przypominamy sobie tę sytuację, kiedy uczniowie, myśląc, że  Pan Jezus nie żyje, że wszystko się skończyło, wyruszyli na połów, ale nic nie złowili. Wówczas na brzegu spotykają człowieka, w którym początkowo nie rozpo-znają swojego Nauczyciela, a który mówi Piotrowi, żeby jeszcze raz zarzu-cili sieci. Kiedy to uczynili, złowił mnóstwo ryb. Wówczas Piotr rozpoznał Pana. Uczniowie zawierzyli Jezusowi i nie zawiedli się. Ojciec Święty przypo-mina nam, abyśmy w naszym życiu nie przestawali tylko na tym, co powierz-chowne, na tym, co zewnętrze, ale starali się przenikać coraz bardziej głębię naszej osoby, głębię naszej wiary, żebyśmy coraz mocniej wzrastali w miłości.

183

Niech wasze tu życie będzie znakiem tej radości i nadziei, której źródłem jest Jezus Chrystus

Ewangelia dzisiejsza wskazuje nam na  potrzebę stałego zjednoczenia z Jezusem Chrystusem. Kiedy trzynaście lat temu odbywała się beatyfikacja Honorata Koźmińskiego, w 10. rocznicę wyboru Ojca Świętego Jana Pawła II, to  podczas Mszy świętej beatyfikacyjnej była czytana ta sama Ewangelia co dzisiaj (J 15, 1-8). Wybrał ją Ojciec Święty dla podkreślenia, że pomiędzy nami i Jezusem Chrystusem musi być zawsze więź, bo bez niej nie będziemy mieli życia. Przez łaskę jesteśmy wszczepieni w winny krzew, którym jest Syn Boży. Nie brakuje mu nigdy soku, nie brakuje mu łaski, nie brakuje mu miłości. Widzimy, że są ludzie, którzy bardzo głęboko jednoczą się z Jezusem Chrystusem. To dla nas znak i wezwanie, by również w tej głębi uczestniczyć.

Te wszystkie refleksje ukazują nam, jak ważne dla naszego życia chrze-ścijańskiego jest dzisiejsze wydarzenie. Od strony zewnętrznej dostrzegamy tych kilka sióstr, odważnych, które za  zaproszeniem Jezusa Chrystusa idą ewangeliczną drogą – zamknięte, a  tak naprawdę otwarte. Bo wy, dro-gie Siostry, otwieracie się na miłość Jezusa Chrystusa, uczestnicząc w Jego miłości. Będziecie także wielkimi dobroczyńcami tego miasta, okolic i tego kraju. Będziecie wielkimi dobroczyńcami tej parafii i całej diecezji, bo nie ma przecież większej pomocy jak ta, która płynie z miłości. Widzimy od strony zewnętrznej klasztor, w którym siostry będą mieszkały i modliły się. Za tą zewnętrznością kryje się jednak cała głębia.

Dlatego radujemy się ogromnie i dziękujemy Panu Bogu za życie klauzu-rowe i za to, że pozwolił siostrom wrócić tutaj. On troszczy się o każdego czło-wieka, o jego wychowanie, życie, jego rozwój, zbawienie wieczne. Módlmy się jednocześnie, abyśmy potrafili docenić tę łaskę obecności sióstr i ją wykorzy-stać. Byśmy żyli zgodnie z Bożymi przykazaniami. Tylko wtedy ta wspólnota klauzurowa, jak oaza na pustyni, będzie źródłem nadziei i radości dla wszyst-kich, którzy do tej pory byli pozbawieni możliwości korzystania z łaski, jaką Chrystus udziela przez Kościół.

To wielka radość, dla sióstr, dla tego miasta, dla nas wszystkich. Niech wasze tu życie, drogie Siostry, będzie znakiem tej radości i nadziei, której źródłem jest Jezus Chrystus. A Kościół przez Niego założony od dwudzie-stu wieków wypełnia swoją misję, niezależnie od trudności zewnętrznych, by nadzieja i radość stały się udziałem każdego człowieka.

Amen.

184

Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i Ewangelię

XIX Niedziela zwykła, rok CZłoty jubileusz życia zakonnego brata Anakleta Kazimierza Jaworskiego

Lubartów, dn. 12 sierpnia 2001 r.

Drogi i Kochany Bracie Jubilacie, Bracia i Siostry!

1. Przed dwustu sześćdziesięcioma laty kapucyński klasztor lubartow-ski otworzył swoje podwoje. Sto dwadzieścia lat później, przez siedemdzie-siąt lat dom zakonny, na  mocy carskiego ukazu, nie mógł spełniać swo-jej roli. Dzięki Bogu dzisiaj zarówno kościół, jak i klasztor, oba odnowione obiekty – zapraszają wiernych na modlitwę, na spotkanie z Panem Bogiem. Czynią to w duchu franciszkańskiego doświadczenia, o którym przypominają nam słowa, jakie Biedaczyna z Asyżu zapisał w Liście do wiernych. Czytamy w nim: „Wszyscy, którzy miłują Pana z całego serca, z całej duszy, i umy-słu, z całej mocy (por. Mk 12, 30) i miłują bliźnich swoich jak siebie samych (por. Mt 22, 39), a mają w nienawiści ciała swoje z wadami i grzechami, i przyjmują Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, i  czynią godne owoce pokuty: O, jakże szczęśliwi i błogosławieni są oni i one, gdy takie rze-czy czynią i w nich trwają, bo spocznie na nich Duch Pański (por. Iz 11, 2) i uczyni u nich mieszkanie i miejsce pobytu (por. J 14, 23), i są synami Ojca

185

Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i Ewangelię

niebieskiego (por. Mt 5, 45), którego dzieła czynią, i są oblubieńcami, braćmi i matkami Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Mt 12, 50)” (św. Franciszek z Asyżu, Pisma, Warszawa 1982, s. 161).

Wszystko to  staje się możliwe dzięki cnocie wiary. Ona jest przecież „poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywisto-ści, których nie widzimy. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego” (Hbr 11, 1.8). Tak pisze autor do Hebrajczyków. Kościół dzieli się z nami tą prawdą o ludzkim życiu i o ludzkich możliwościach, która dzięki wierze może być w pełni urzeczywistniona. Potwierdzeniem tej prawdy jest życie Serafickiego Patriarchy.

2. To bowiem, co Apostoł Narodów odnosi do Abrahama, to spełnia się w ciągu wieków w życiu wielu świętych. Najpełniejszym owocem zawierze-nia Bogu jest świętość Matki Bożej. Dzisiaj natomiast, z racji odpustu, kie-rujemy naszą uwagę na osobę św. Wawrzyńca, patrona tego kościoła. Święty Wawrzyniec cieszył się w Polsce, zwłaszcza w XVIII wieku, żywym kultem. Lubartów może być dumny z tego, że ma kościół pod wezwaniem świętego Diakona i Męczennika z pierwszych wieków chrześcijaństwa.

Zwróćmy jednak ponownie nasze myśli ku św. Franciszkowi, dzięku-jąc za to, że przed wiekami dał początek ewangelicznej drodze do święto-ści. Na tę drogę wstąpiły setki tysięcy ludzi, wpatrzonych w jego przykład. Za nim poszło wielu naszych rodaków, wstępując do licznych zgromadzeń zakonnych, męskich albo żeńskich i do tercjarstwa, bardzo cenionego przez duszpasterzy, zwłaszcza w ostatnich wiekach.

Przeszło pół wieku temu za św. Franciszkiem poszedł dzisiejszy Jubilat, Brat Anaklet Kazimierz Jaworski, wybierając kapucyńską formację duchową. O  niej mówi nam to  miejsce i  te  mury. To  tutaj swój nowicjat odbywał bł. Honorat Koźmiński, to o tym klasztorze myśleli przyszli Męczennicy z dru-giej wojny światowej, wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II dwa lata temu.

To  w  tym kościele i  klasztorze rodziło się i  rodzi powołanie licznych chłopców i dziewcząt, którzy, jakby wbrew współczesnym prądom, stawiają na Ewangelię i Jezusa Chrystusa.

3. Dzisiejszy Złoty Jubilat urodził się w Warszawie, ale dość długo mieszkał w Sochaczewie, gdzie przygotowywał się do życia dojrzałego, nie zapominając

186

rok 2001

o praktykach religijnych, o życiu sakramentalnym i stałej modlitwie. Po ukoń-czeniu szkoły podstawowej przeszedł do  szkoły średniej, aby jeszcze lepiej poznać swoje powołanie. Mając dziewiętnaście lat, zapukał do furty klasztornej w Lubartowie. Najpierw odbył czas próby, potem nowicjat, gdyż obie strony – kandydat i zakon – chcą się nawzajem jak najlepiej poznać, żeby decyzja mogła być dojrzała. To poznanie wypadło pomyślnie. Młody br. Anaklet, takie bowiem przyjął imię w zakonie, w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, dokładnie przed pięćdziesięcioma laty, złożył pierwszą profesję zakonną. Działo się to w Nowym Mieście nad Pilicą przy grobie bł. Honorata Koźmińskiego.

W tym samym miejscu pozostał jeszcze parę lat, dbając o piękno całego otoczenia, współpracując z br. Dionizym, jednym z najlepszych ogrodników. A potem były różne klasztory: Lublin przy Krakowskim Przedmieściu, Lublin przy alei Kraśnickiej, Warszawa, Zakroczym, Krynica Morska, Łomża, jed-nakże do Lubartowa powracał najczęściej i najdłużej tu przebywał.

Nasz kochany Jubilat nie bał się pracy. Mieszkańcy Lubartowa i para-fii Niepokalanego Serca Matki Bożej w Lublinie doskonale Go pamiętają jako solidnego oraz pełnego zaangażowania katechetę i wykładowcę. Chętnie organizował zespoły śpiewacze, chwaląc Pana Boga swoim pięknym głosem. Wiele lat służył Panu Bogu przy ołtarzu, dbając o ład i porządek, co w pew-nym okresie nie było łatwe chociażby w Lublinie, kiedy rano Msze święte odprawiało blisko pięćdziesięciu kapłanów.

Były takie lata, kiedy brat Anaklet Kazimierz czuwał przy furcie klasz-tornej, zawsze z pogodą i życzliwością witając przybywających gości i powra-cających do domu braci. We wspólnocie prowincjalnej był defnitorem, czyli członkiem zarządu prowincji, przez wiele lat pełnił funkcję referenta prowin-cjalnego do spraw braci; przyszło też Bratu Jubilatowi dawać początki forma-cji zakonnej w ramach junioratu dla braci po profesji czasowej. Był wreszcie wikarym klasztoru, dyskretem, ekonomem domu zakonnego, bo na ekono-mii zna się dobrze, choć ślubował ubóstwo.

Zawsze natomiast cieszył się ogromną sympatią ze strony wszystkich współbraci zakonnych, czego dowodem jest fakt, że przez ogół braci był stale wybierany jako delegat na odbywające się co trzy lata kapituły prowincjalne.

4. Nie sposób bardziej szczegółowo przypomnieć różne wydarzenia z życia naszego Jubilata. O  jednym nie możemy zapomnieć, mianowicie

187

Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i Ewangelię

o tym, że były to lata bardzo trudne. Na każdym kroku w ciągu blisko czterdziestu lat można było się spodziewać inwigilacji, podsłuchów i pro-wokacji. Nie było łatwo pełnić obowiązki furtiana czy zakrystiana wtedy, kiedy nasyłano różnych ludzi, aby podstępnie usiłowali kompromitować życie zakonne.

Wszyscy cenimy mądrość. O niej mówiło pierwsze dzisiejsze czytanie. „Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i  ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jedna-kowo” (Mdr 18, 8). W drugiej połowie dwudziestego wieku trzeba było wiele rzeczy robić dyskretnie i w ukryciu, ale dziękujemy Bogu, że i w takich oko-licznościach nie brakowało tych, którzy jak święci „te same dobra i niebezpie-czeństwa” podejmowali z wiarą i miłością.

I dlatego nadszedł czas, że „noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli” (Mdr 18, 6). Wyzwolenie zaczęło docierać do wszystkich. Wypada jednak, abyśmy dziękowali tym, którzy Panu „zawierzyli”, a  nie słudze, jak tego doświadczył sam św. Franciszek.

Człowiek od początku istnienia poszukuje swego celu, miejsca, zastana-wia się nad swoimi możliwościami, wciąż się śpiesząc, stale za czymś goniąc. Ten temat, na pięć miesięcy przed swoją śmiercią, poruszył sługa Boży ksiądz kardynał Stefan Wyszyński, nawiązując do wędrówki trzech Mędrców. My przecież często pytamy się na widok różnych osób: „Gdzie śpiesznie dążycie? Czego oczekujecie? Czego pragniecie? Czego poszukujecie? Czy są takie war-tości, które mogłyby Was uspokoić, dodać Wam ducha? Jest w człowieku jakieś przedziwne wołanie, które wzywa, aby wyszedł z  siebie, z  ciasnego kręgu spraw, które go dręczą, aby zdobył się na spojrzenie nadrzędne w sto-sunku do tego poziomu, w którym my, uwikłani w codzienne życie i jego kłopoty, znajdujemy się. I w naszej Ojczyźnie nie zdołamy dziś dać nale-żytej odpowiedzi na wszystko, co nas dręczy, dlaczego tyle spraw nas nur-tuje, czego szukamy? Istnieje potężny nakaz sumienia ludzkości, aby szukać prawdy i to całej prawdy; by pełnić dobro i nigdy go nie porzucić; by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce – miłowanie ludzi i życie w światłości” (ks. kard. S. Wyszyński, Sumienie prawe u podstaw życia narodowego, Warszawa 1996, s. 6-7).

188

rok 2001

5. Ukochani Bracia i Siostry! Jeżeli my dzisiaj, w tę niedzielę z taką rado-ścią dziękujemy Panu Bogu za dar życia zakonnego, za ten złoty jubileusz naszego Brata, to czynimy tak, ponieważ jesteśmy przekonani, że to w nas umacnia wiarę, pogłębia nadzieję i  otwiera nas coraz pełniej na  miłość. Ponadto dzięki temu życie każdego z nas jakby odnajduje swój sens. Nie grozi nam duchowe osamotnienie ani oziębłość, ponieważ są tacy, którzy każdego dnia poprzez modlitwę i wierność radom ewangelicznym: ubóstwu, czystości i posłuszeństwu, pamiętają słowa Syna Bożego: „Niech będą przepasane bio-dra wasze i zapalone pochodnie” (Łk 12, 35).

Drogi Bracie Jubilacie! Pozwól, że w tę Twoją uroczystość podziękuję Ci nie za pięćdziesiąt lat życia zakonnego, ale za to, że przez cały ten czas zawsze i we wszystkich sytuacjach miałeś „przepasane biodra i zapalone pochodnie”.

Niech dobry Bóg nadal Tobie błogosławi i Ciebie strzeże. Niech Matka Najświętsza – Królowa Zakonu Serafickiego – otacza Cię swoją szczególną opieką, wypraszając zdrowie, pogodę i długie lata życia. Ufamy w pomoc św. Franciszka, we wstawiennictwo bł. Honorata i  Twoich Patronów: polskiego Kazimierza, królewicza i rzymskiego Anakleta, papieża. Obyś jak najdłużej ukazywał wszystkim i dopomagał zrozumieć, jak należy „pełnić dobro i nigdy go nie porzucić; by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce – miłowanie ludzi i życie w światłości”.

Amen.

189

Jesteśmy pielgrzymami na wzór Matki Bożej

Nabożeństwo FatimskieWęgrów, dn. 13 sierpnia 2001 r.

Drodzy Parafianie!

Dzisiejsze spotkanie z Matką Bożą Fatimską przeżywamy w  szczegól-nych okolicznościach. Jak to zostało wspomniane na początku Mszy świętej, jest to  okres, kiedy z  różnych stron Polski na  Jasną Górę podążają piel-grzymki. Wiemy jednak dobrze, że ta pielgrzymkowa tradycja nie rozwija się tylko w naszej Ojczyźnie. Wierni podążają do Lourdes, Fatimy i wielu innych miejsc w różnych częściach świata. Zauważmy przy tym, że najczęściej piel-grzymuje się do sanktuariów maryjnych. Można zatem postawić sobie pyta-nie, dlaczego tak się dzieje? Co sprawia, że ludzkość z taką chęcią podąża do Matki Najświętszej?

W ostatnim stuleciu wiele napisano o człowieku, a jednocześnie jak wiele było wydarzeń, które świadczą o  tym, że  o  tym człowieku zapomniano. Te straszliwe wojny, rewolucje sprawiają, że człowiek pozostaje na marginesie, każe mu się ponosić różne ofiary. O człowieku, jego wartości, przypomina się w czasie takich wydarzeń, jak na przykład zbliżające się wybory. Wtedy dużo mówi się o ochronie człowieka, jego dobru, a jednocześnie w ustawo-dawstwie zezwala się na  aborcję, eutanazję. Pozornie może się wydawać,

190

rok 2001

że to wszystko może służyć człowiekowi. Możemy sobie jednak nie zdawać sprawy, że  tak naprawdę są to działania wymierzone przeciwko, bo kiedy zostaną wprowadzone, trudno je będzie kontrolować. Nie ustalono, jakie mają być naprawdę powody usprawiedliwiające eutanazję – jaki wiek, cho-roba. My sami wiemy przecież, że  czasem w przygnębieniu, smutku, zło-ści możemy powiedzieć coś, czego potem żałujemy. Intuicyjnie odczuwamy, zwłaszcza młodzi ludzie, że decyzje polityków często podejmowane są w imię czyichś interesów. Dlatego szukamy innych miejsc, osób, które pomogą zna-leźć odpowiedź na nurtujące nas pytania. Taką osobą jest Matka Najświętsza.

Ona w sposób wyjątkowy pokazuje nam, do czego został powołany czło-wiek. Jest świadectwem na to, jak wiele może uczynić człowiek, kiedy zawie-rzy Bogu, kiedy będzie z nim współpracował. Tego właśnie można doświad-czyć w  czasie pielgrzymki, w  wymiarze przestrzennym i  czasowym. Jeśli chodzi o ten pierwszy, to wasi współparafianie, którzy dotarli już na Jasną Górę, serdecznie was pozdrawiają, a ja ze swej strony chciałem podziękować za wszelkie wsparcie im udzielone, tak w naszej diecezji, jak i poza jej grani-cami. Dziękuję również, że tak gościnnie przyjmujecie pielgrzymki z innych diecezji. Niech to  będzie też zachętą, abyśmy również podjęli zaproszenie do odwiedzin Matki Najświętszej w przyszłości.

Nasi pielgrzymi, przemierzając Polskę, mogli w tym roku doświadczyć wielu różnych sytuacji. Nie przechodzili wprawdzie przez miejscowości, które bardzo ucierpiały w powodzi, ale mieli okazję słyszeć o tym i przypatrywać się różnym zniszczeniom. Kiedy człowiek spotyka się z cierpieniem drugiego, wtedy wychodzi na jaw jego prawdziwa postawa. Z tym mogli spotkać się nasi pielgrzymi. Pielgrzymując, mamy oczy szeroko otwarte i dostrzegamy to, co czasem nam umyka w codzienności. Widzimy, jak inni pracują, jak żyją. To daje motywację do poszukiwania w nas samych pokładów dobra.

Wspomniałem także o  pielgrzymowaniu w  czasie. To  są te  wszyst-kie momenty, w których odwołujemy się do przeszłości, do  różnych osób i wydarzeń. Warto wspomnieć o dzisiejszym patronie, św. Hipolicie, żyjącym w III w., który nawrócił się podczas męczeństwa św. Wawrzyńca. I choć zda-rzyło się to tak dawno temu, jego postać nie jest nam daleka, a właśnie bliska. Hipolit był żołnierzem, na pewno dopuścił się wielu strasznych czynów przed nawróceniem, ale czas jest bezradny, kiedy naprzeciw niego staje dobroć i świętość. Świętość jest silniejsza od czasu, nie obawia się tego zagrożenia,

191

Jesteśmy pielgrzymami na wzór Matki Bożej

które tak często nurtuje nasze sumienia i nasze dusze. Hipolit nawrócił się i sam poniósł również męczeńską śmierć dla Chrystusa.

Pielgrzymowanie w przestrzeni czy w czasie pozwala nam zatem inaczej patrzeć na nasze życie, dostrzegać cel pobytu na ziemi. Matka Najświętsza jest dla nas wzorem tej świętości, do której i my powinniśmy dążyć, nie zwa-żając na przeciwności. Wędrówka do niej sprawia, że stajemy się coraz bar-dziej do  niej podobni. Dzisiejsze czytania z  Pisma  Świętego skłaniają nas do  takich refleksji. W pierwszym słyszeliśmy o  tym, jak Izraelici zwątpili w dobroć Boga i postanowili ulepić sobie złotego cielca (zob. Wj 32, 1-34). Nam także czasami wydaje się w obliczu trudności, że nie damy rady dalej trwać przy Chrystusie, że trzeba zdradzić wartości, by móc odbić się od dna. Ale Matka Najświętsza dopomaga nam, abyśmy odkrywali znaczenie przy-kazań w naszym życiu. Żebyśmy nie traktowali ich jako czegoś, co utrudnia nam życie, ale jako znaki na drodze do wieczności. Te znaki dopomagają nam w naszej ziemskiej pielgrzymce. Podążając za nimi, przybliżamy się coraz bar-dziej do Pana Boga. A to nam daje gwarancję szczęścia.

Dlatego prośmy Matkę Najświętszą, tę, która pierwsza wyruszyła w piel-grzymce, która nawiedza nas w tej figurze, abyśmy pielgrzymując w czasie i w przestrzeni, nigdy nie stracili sprzed oczu celu naszego życia. Podejmując różne decyzje, wsłuchujmy się w to, co mówi nam Maryja, abyśmy zawsze wybierali to, co dobre i prawdziwe.

Amen.

192

Pan Jezus pyta o miłośćDzień Wspólnoty Ruchu Światło-Życie

Siemiatycze Stacja, dn. 14 sierpnia 2001 r.

Drogie Dzieci! Kochana Młodzieży!

Dzisiejszy Dzień Wspólnoty przeżywamy w  wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Nasze serca kierują się do tej, która dwadzieścia wieków temu, w  momencie Zwiastowania, potrafiła odpowiedzieć Panu Bogu „tak”. Stwórca zaprosił ją, aby zechciała włączyć się w Jego plan zbawienia. Matka Najświętsza, choć nie zrozumiała wiele z  tego, o  czym mówił Archanioł Gabriel, to wszystko wymagało czasu, a także coraz głębszego zakorzeniania się w miłości, była pewna, że taka jest Boża wola.

Możemy się zastanawiać, jak to się stało, że ten dialog w Nazarecie prze-biegł tak owocnie. Podobnie możemy zapytać, jak to  się stało, że Kościół w tak szybkim czasie rozprzestrzenił się wśród tylu różnych narodów, z tak odmiennymi od żydowskiej kulturami. Dlaczego ten dialog rozpoczęty dwa tysiące lat temu trwa do  dziś i  obejmuje coraz to  nowe pokolenia, czego i my jesteśmy świadectwem? Nie wszystko przecież rozumiała Maryja, nie wszystko rozumieli mieszkańcy Koryntu czy też Rzymu. Dotyczy to również naszych praojców, którzy przyjmowali wiarę tysiąc lat temu. A jednak przyj-mowano słowo Boże. To wszystko było możliwe, ponieważ język, którym

193

Pan Jezus pyta o miłość

posługiwał się Archanioł Gabriel, w który włączyła się Maryja, apostołowie, którym posługują się ich następcy do naszych czasów, jest językiem miłości.

Współczesny świat często nie rozumie tego języka. Widzimy, że panują w  nim liczby, statystyki, wyjaśnienia fizyczne czy chemiczne. A  jednak to za mało, to wszystko nie jest w stanie zaspokoić dążeń, oczekiwań czło-wieka i to wszystko nie prowadzi to jedności. Wprost przeciwnie, bardzo czę-sto dochodzi do napięć, do rozgoryczenia, do zazdrości i zawiści, bo język liczb, język statystyk, dzieli, oddala, a może nawet przerażać. Potrzeba, żeby-śmy odkrywali w tym trzecim tysiącleciu język miłości i żebyśmy otwierając się na Ducha Świętego, przyjmowali to, co nam podpowiada. Jak usłyszeli-śmy w dzisiejszej Ewangelii (zob. J 21, 15-19), Pan Jezus nie pyta o charyz- mę, o zdolności, o wiek, o pochodzenie czy o wykształcenie – Pan Jezus pyta o miłość. Tylko to jest potrzebne, tylko ona może przyczyniać się do budo-wania jedności. Ta mowa, jak pisze św. Paweł, jest zakodowana w ludzkiej naturze (zob. 1 Kor 12, 12-30). Kiedy zatem człowiek występuje przeciwko swojej naturze, doprowadza do pęknięć, a może doprowadzić także do samo-unicestwienia. Dlatego, jak zaprasza nas do tego prorok Izajasz (zob. Iz 60, 1-5), powstawajmy ciągle, żeby odrywać się od tego, co nas dzieli, a sięgać do źródeł tego, co jednoczy, do darów Ducha Świętego, do języka miłości. Jest to bardzo potrzebne w naszych czasach.

Ten język daje się zauważyć podczas rekolekcji oazowych. Ale od nas już zależy, czy zbyt łatwo nie zapomnimy o tych wyrażeniach, o tych słowach, które mają być w ciągu całego roku znakami przypominającymi nam mowę miłości. Od nas zależy, czy to zakorzeni się bardzo mocno w naszym myśle-niu, w naszej pamięci. Bo jeżeli dzisiaj wspominamy z uczuciem wdzięczno-ści św. Maksymiliana Marię Kolbego, to przecież nie możemy nie podkreślić, że  jest on wiarygodnym świadkiem znaczenia mowy miłości. Ona dociera do nas poprzez tych kilka kroków, które uczynił w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, kiedy wystąpił z  szeregu, wystąpił ku śmierci, ale uzyskał życie. Wystąpił, żeby znaleźć się wśród tych, którzy mieli zostać zamordo-wani, po to, żeby ktoś inny, wedle św. Maksymiliana bardziej potrzebu-jący czasu, poprzez kontakt z rodziną, z własnymi dziećmi mógł rozwinąć tę mowę miłości. Św. Maksymilian doskonale kochał Jezusa Chrystusa.

Tę mowę miłości odnajdujemy także w świadectwie sługi Bożego księ-dza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Nikt z nas nie spotkał się z tyloma

194

rok 2001

oszczerstwami, atakami, z  taką agresją, jakie przez dziesiątki lat towarzy-szyły posłudze Księdza Prymasa. Wyrażały się one w słowach, książkach, a w końcu także w uwięzieniu go na trzy lata. Kiedy Prymas powraca i docie-rają do niego te wszystkie ataki, nigdy nie wyraża żalu, nie domaga się odszko-dowania za to, co wycierpiał, nie domaga się kary dla tych, którzy zeznawali fałszywie, oskarżając go o zdradę. To jest świadek miłości, miłości heroicznej.

Dziękujmy Panu Bogu za tych świadków. Każdy naród, każda niemal rodzina, zwłaszcza na naszych ziemiach, od Odry na wschód, może znaleźć kogoś, kto bardzo wiele przecierpiał, kto jest świadkiem tej miłości. Rodziny, które przybyły z terenu Białorusi, przyniosły Pismo Święte ukazujące Jezusa Chrystusa jako tego, który jest miłością, który przyczynia się do  naszego wyzwalania. Podczas II wojny światowej, kiedy udzielono na krótko zezwo-lenia, aby do Związku Radzieckiego można było dostarczyć około stu tysięcy egzemplarzy Pisma Świętego, jeden ze świadków, także uwięziony wcześniej, a wtedy już zwolniony, organizujący Wojsko Polskie na terenie sowieckim, z tym Pismem Świętym znalazł się w Moskwie i wszedł do pewnego sklepu. Ekspedientka obsłużyła najpierw innych klientów, jego zostawiając na koniec. Ten człowiek poczuł się trochę urażony, ale kiedy zaczął z nią rozmawiać, okazało się, na czym jej zależało. Ekspedientka zwróciła się do niego: „Pan ma Pismo Święte. Pan jest chrześcijaninem?”. Kiedy potwierdził, opowiedziała mu: „Znałam kiedyś siostrę zakonną katolicką, która także miała Pismo Święte i modliła się. Kilka lat temu z tego tylko powodu zabrano ją, zesłano gdzieś i wieść o niej zaginęła”. Jakaś skromna zakonnica pozostała świadkiem dla tej kobiety, znakiem mowy innej od tej, która tam obowiązywała – kłam-stwa, nienawiści, dzielenia. Ten zaś świadek mówił mową miłości.

Dlatego dobrze się dzieje, że otwieramy się na mowę Ducha Świętego, że chcemy, aby to właśnie ona była tą siłą jednoczącą nas wszystkich, żeby to ona pozwalała nam, niezależnie od tego, skąd pochodzimy, z czym przy-bywamy, odkrywać, że Bóg jest Miłością.

Amen.

195

Dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświadczenia

60. rocznica śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego Niepokalanów, dn. 14 sierpnia 2001 r.

Ukochani Pielgrzymi i tutejsi Parafianie!

1. Przed chwilą słyszeliśmy słowa św. Jana Apostola: „Nie dziwcie się, bracia, jeśli świat was nienawidzi” (1 J 3, 13). Żyjemy w świecie i w czasach, kiedy często musimy się dziwić. Różne są okazje i powody. Z pewnością rado-ścią napawa to dziwienie się, które towarzyszy przyjściu na  świat nowego człowieka, które pojawia się wtedy, gdy człowiek czuje się zaskoczony jakimś gestem życzliwości. Wzruszają nas wieści o tym, że nasi rodacy z wielką ofiar-nością śpieszą z pomocą potrzebującym, jak to się dzieje obecnie na terenach dotkniętych powodzią.

To samo przeżywaliśmy na Podlasiu w roku ubiegłym, kiedy nawiedziła nas klęska suszy i nieoczekiwanie spotkaliśmy się ze szczerym i solidarnym wsparciem ludzi z  innych terenów naszej Ojczyzny. To  są te  zadziwienia, które mają swoje źródło w dobroci i miłości człowieka względem swego brata. O takiej postawie mówił Pan Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy. Do tych właśnie słów odwołał się Ojciec Święty Jan Paweł II, kiedy dwa lata temu przebywał w Drohiczynie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem” (J 15, 12). Są jednak i inne powody

196

rok 2001

zadziwienia. To do nich nawiązuje Pierwszy List św. Jana Apostoła. Na te przy-czyny składa się grzech, ich źródłem jest zło, a przede wszystkim nienawiść.

Jedno i drugie zadziwienie przynależy do naszej ludzkiej rzeczywistości. Chrystus Pan przyszedł na ziemię, aby swoją miłością, czytelną w poświę-ceniu i ofierze krzyża, poszerzyć zakres tych zadziwień, które wypływają z  dobra. Nie zawsze ludzie o  tym pamiętają. My również często o  tym zapominamy.

2. Dzisiejsza uroczystość, wspomnienie sześćdziesięciolecia śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego, tutaj, w Niepokalanowie, ma wyjątkową wymowę. Jest ona przykładem pierwszego i  drugiego rodzaju zadziwie-nia. Pierwszy ma swój początek w życiu, działalności i poświęceniu twórcy Niepokalanowa; drugi zaś prowadzi nas do tajemnicy grzesznego sumienia człowieka i dlatego stanowi ostrzeżenie dla tych wszystkich, którzy starają się zapomnieć o grzechu, lekceważą jego obecność albo wmawiają nam, że sza-tan nie jest groźny.

Takiej postawie przeczą całe dzieje ludzkości, takim zachowaniom zadaje kłam to, co się dzieje na naszych oczach. Zło mocno się zakorzeniło na świe-cie, okopało się solidnie również w naszych czasach.

Czymże bowiem wytłumaczyć te opory, jakie stawia niesprawiedliwość, korupcja, chciwość, a więc te zachowania, które utrudniają odnowę naszego życia publicznego? Co więcej, walkę z  tymi nadużyciami ukazuje się jako słabość niezbędnych reform. To prawda, dla niektórych lepiej byłoby, gdyby-śmy nigdy nie dowiedzieli się, ile oni zarabiają i za co! Tak było przez blisko pięćdziesiąt lat! Inni woleliby, aby ciągle można było posługiwać się przekup-stwem! Tak, jest wiele dziedzin naszego życia, które zostały głęboko przenik-nięte złem. Powinniśmy się temu dziwić i przeciwstawiać!

3. Takiej postawy uczy nas pierwszy redaktor „Rycerza Niepokalanej”. On dobrze znał sytuację, w jakiej znajdował się Kościół na przełomie XIX i XX wieku. On doskonale wiedział, kto najbardziej zagrażał Chrystusowemu Królestwu. A chcąc przeciwstawić się temu, nie odwoływał się do partyjnego klucza, nie tworzył tajnej organizacji, nie nawoływał do podstępnego działania. Założył Rycerstwo, zaczął drukować „Rycerza”, odwoływać się do Niepokalanej. Być może lękał się, że samo pojęcie rycerskości zostało nieco zniekształcone,

197

Dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświadczenia

że rycerskość w dwudziestym wieku znaczy nie to samo, co w wiekach śred-nich, kiedy powstawało. Ale nie odszedł od  pierwotnego zamiaru, ponie-waż rycerskość w naszym myśleniu jakoś broni się przed zepsuciem. A dzięki św. Maksymilianowi umocniła swój pozytywny wizerunek. Potrzeba nam rycerskości, rycerskich zachowań w domach i w rodzinach, w szkołach i w woj-sku, we wszystkich okolicznościach i w każdym uwarunkowaniu.

Pewnym wzorem takiej postawy jest Matka Najświętsza. Dlatego św. Maksymilian nie odwołuje się do  rycerstwa związanego z orężem, ale do rycerstwa ducha. Takiego przecież najbardziej potrzebujemy. Niepokalana jest jego najlepszym przykładem. Stąd też męczennik z Oświęcimia poleca: „Samemu się do Niej zbliżyć, do Niej się upodobnić, pozwolić, by Ona opa-nowała nasze serce i całą istotę, by Ona żyła i działała w nas i przez nas, by Ona miłowała Boga naszym sercem, byśmy do Niej należeli bezgranicznie – oto nasz ideał. Promieniować na otoczenie, zdobywać dla Niej dusze, by przed Nią także serca bliźnich się otwarły, by zakrólowała Ona w sercach wszystkich, co są gdziekolwiek na świecie, bez względu na różnicę ras, naro-dowości, języków, a  także w sercach wszystkich, co będą kiedykolwiek aż do  skończenia świata – oto nasz ideał” (św. o Maksymilian Maria Kolbe, „Mały Dziennik” 2 (1936), nr 176).

4. Dzięki odwołaniu się do Osoby Niepokalanej rycerska postawa zyskała mocne oparcie, także nadprzyrodzone. Takiego zdania – już znacznie później – będzie sługa Boży ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. Zaraz na początku swojej prymasowskiej posługi wypowiedział się w  tym duchu, przyznając, że „Za życia podziwiałem dzieła o. Kolbego. Redakcję „Rycerza” polskiego i japońskiego; widziałem, że tak odbiegają od zwykłych działań naszych (...). Niedawno dostałem fotografię o. Kolbego. Nie przestaję ufać, że idea jego zwycięży w Polsce, że przez jego ofiarę kult Niepokalanej będzie wśród nas wzrastał, że ten kult rozwinie się i będzie doskonałym środkiem odnowienia ducha wśród nas. A to zmieni się nam w zwycięstwo. Każdego dnia, kiedy opuszczam swoje mieszkanie, idę do kaplicy koło tej fotografii, patrzę na nią, całuję stopy o. Kolbego. Proszę go o siłę i moc, by sprawy Kościoła świętego w Polsce były prowadzone po Bożemu...

U o. Kolbego «Immaculata» – «Niepokalana», «Assumpta» – «Wniebo-wzięta» związana była zawsze z  dziełem Wcielenia i  Odkupienia (...).

198

rok 2001

Niepokalana zwycięży, a początek tego zwycięstwa jest już rozpoczęty (...). Maryja umie być wdzięczna sługom swoim i Ojczyźnie naszej. I słudze swemu Maksymilianowi przywróci chwałę” (Warszawa, 8 marca 1951 r.).

Ostatnia zapowiedź już się spełniła. Trzydzieści lat temu twórca Niepokalanowa został ogłoszony przez papieża Pawła VI błogosławionym. To było wielkie święto wszystkich Polaków, gdyż pierwszy raz w tak pokaź-nej liczbie zjawili się w Bazylice św. Piotra, pierwszy raz od ogłoszenia świę-tym Andrzeja Boboli, czyli po trzydziestu paru latach.

Kanonizacja zaś odbyła się po jedenastu latach. Przewodniczył jej wielki czciciel Matki Bożej i św. Maksymiliana – Jan Paweł II, ten, który podejmu-jąc rycerskie wezwanie męczennika z miłości, z cierpliwością i odwagą budzi ludzkie sumienia. Czas już jest najwyższy, abyśmy się obudzili, gdyż zło zbyt daleko dotarło w postępowaniu i myśleniu, nazbyt wiele zniszczyło dobra, sie-jąc straszliwe spustoszenie, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.

5. Kochani Bracia i Siostry! O tym doskonale wiedział i dobrze pamiętał dzisiejszy patron. W jednym z pierwszych numerów „Rycerza Niepokalanej” pisał: „Wobec tak potężnych ataków nieprzyjaciół Bożego Kościoła czy wolno nam stać bezczynnie? Czy wolno tylko biadać i łzy ronić – Nie! Pamiętajmy, że na sądzie Bożym zdamy nie tylko ścisły rachunek z czynności wypełnia-nych, ale także Pan Bóg policzy wszystkie dobre uczynki, które mogliśmy zdziałać, a zaniedbaliśmy. Na każdym z nas ciąży święty obowiązek, by sta-nął na szańcu i piersią własną odparł zapędy wroga. Nieraz można usłyszeć zdanie: cóż ja mogę? – Taka silna organizacja. – Mają grube kapitały itp. Zapomniał zapewne, co mówił św. Paweł: «Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia»” („Rycerz Niepokalanej”, 2/1923, s. 4).

Tak św. Maksymilian budził sumienia zaraz po nawale bolszewickiej. A co robiłby dzisiaj, kiedy równie są silne organizacje zwalczające Kościół Chrystusowy? Pieniędzy do walki z Panem Bogiem jest chyba nawet więcej! A do tego mają jeszcze do dyspozycji potężną broń, jaką są środki społecznej komunikacji.

W świetle tego lepiej dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświad-czenia. Dziękujmy naszemu Stwórcy za  to wszystko, czym ubogaca naszą duchowość św.  Maksymilian. Prośmy, aby Ogród Niepokalanej tutaj, w Polsce, i w innych krajach był tym miejscem, dzięki któremu budzą się

199

Dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświadczenia

ludzkie sumienia, gdzie powstają odważne inicjatywy, także i te, które zmie-rzają do osłabienia deprawującej siły telewizji, radia i prasy. Czas powstać ze snu. „Błękitne rozwińmy sztandary”.

Amen.

200

Eucharystia szkołą miłości człowieka(Iz 61, 1-3a; Mk 1, 14-20)

75-lecie powstania parafii i 55-lecie konsekracji kościoła św. Rocha w Białymstoku

Białystok, dn. 17 sierpnia 2001 r.

Ukochani Parafianie i Goście!

1. Gromadzi nas dzisiaj w tej pięknej świątyni – zbudowanej wedle pro-jektu, który został nazwany Stella Maris, czyli „Gwiazda Morza” – pragnienie, aby wzrok naszej duszy skierować ku Matce Najświętszej, która od dwudzie-stu wieków jest Przewodniczką. Jednocześnie to piękne wezwanie przypo-mina, że każda i każdy z nas bardzo często znajduje się na morzu, morzu bezkresnych odległości, morzu nawałnic i burz. Białystok zaś i okolice dzięki wieży tej świątyni znajdują zawsze pewny znak, który wskazuje Bożą drogę na wzór morskiej latarni.

Wszystko to zachęca nas do wyrażenia szczególnej wdzięczności naszemu Panu i Stwórcy za 75 lat istnienia parafii i 55 lat od konsekracji tegoż kościoła położonego na górze, dedykowanego św. Rochowi, którego kapliczka, istnie-jąca znacznie wcześniej, przygotowywała to miejsce ad maiorem Dei gloriam – na większą chwałę Bogu!

2. Na ten dzisiejszy wieczór ksiądz proboszcz zaprasza nas, abyśmy we wspólnocie z siostrami i braćmi z różnych zakonów dziękowali Panu Bogu

201

Eucharystia szkołą miłości człowieka

przede wszystkim za to, że w tej świątyni może być sprawowana Najświętsza Ofiara, że to właśnie tutaj tysiące ludzi każdego dnia przystępuje do Stołu Pańskiego. Eucharystia jako Ofiara i  jako Pokarm przyciąga naszą uwagę i nasze serca. Eucharystia bowiem wśród wielu darów, którymi nas ubogaca, jest także szkołą miłości człowieka.

To przecież nie był przypadek, że Jezus Chrystus zanim ustanowił sakra-ment Eucharystii i kapłaństwa, przedtem dał jeden z najbardziej przekonu-jących przykładów miłości człowieka. Święty Jan pisze o tym: „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z  tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na  świecie, do końca ich umiłował. (...) wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w  ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 1-5).

Jezus Chrystus nie omieszkał wytłumaczyć Apostołom, dlaczego postą-pił w ten sposób. Jego wyjaśnienie powinno głęboko zapaść także i w naszej pamięci. „A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywa-cie «Nauczycielem» i «Panem» i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem»” (J 13, 12-15).

Kościół pierwszych wieków, o czym mówią Dzieje Apostolskie, z całą szcze-rością i prostotą przyjmował przykład Jezusa Chrystusa i Jego interpretację. Czas jednak zaczął robić swoje, a wzrastająca liczba chrześcijan mogła nie-kiedy prowadzić do osłabienia pierwotnej gorliwości.

3. Duch Święty czuwa nad Kościołem. Wciąż dokonuje się to, o czym mówi prorok Izajasz. Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej stale troszczy się o to, aby było komu „obwieszczać rok łaski u Pana”.

Nie możemy też zapominać, że  Eucharystia jako sakrament pas-chalny jest źródłem, od którego pochodzi szczególny dar Ducha Świętego. Eucharystia jest sakramentem świętej koinonii – braterskiej wspólnoty. Dzięki temu darowi Ducha Świętego Eucharystia jednoczy Chrystusa z uczniem, a  w  Chrystusie jednoczy go z  Ojcem i  z  innymi uczniami, czyli braćmi

202

rok 2001

i siostrami. Mówią o tym Ojcowie Kościoła: „Św. Augustyn łączy bardzo ści-śle Eucharystię ze wspólnotą. Obie te rzeczywistości wskazują nam na dwa różne sposoby bycia Ciałem Chrystusa: kto przyjmuje eucharystyczne Ciało Chrystusa, ma także stawać się Jego wspólnotowym mistycznym Ciałem. «Bądźcie tym, kogo przyjmujecie, przyjmujcie tego, kim jesteście... Słyszysz, jak mówią: ‘Ciało Chrystusa’ i odpowiadasz ‘Amen’. Bądź więc członkiem Ciała Chrystusowego, aby twoje ‘Amen’ było prawdziwe»” (P. G. Cabra FN, Życie braterskie, Kraków 2001, s. 27).

Żyjemy w czasach, kiedy bardzo często dochodzi do różnych podziałów. Widzimy to chociażby na przykładzie kruchości więzów rodzinnych. Dzielą się ludzie w życiu politycznym i społecznym, a już wyjątkowe rozdźwięki dają się postrzegać w ekonomii. Co więcej, nawet Kościół nie jest wolny od takich czy innych napięć.

Zasadniczą i najbardziej widoczną przyczyną tego wszystkiego jest brak miłości. Miłość bywa wypierana najpierw z ludzkiego serca, a w konsekwen-cji z różnych środowisk. Z pewnością są to bardzo bolesne doświadczenia, ale taka jest rzeczywistość, wobec której stoimy wszyscy i to u progu trzeciego tysiąclecia.

4. Nie możemy poddawać się zniechęceniu. Nie wolno nam zapominać, że Jezus Chrystus zawsze jest z nami, niezależnie od zewnętrznych warun-ków czy okoliczności. Poprzez Eucharystię pragnie docierać do  sumienia każdej i każdego z nas. Syn Boży liczy na współpracę ze strony instytutów życia konsekrowanego. One są przecież tymi wspólnotami, o których mówi św. Augustyn. One mają być przykładem i wzorem dla innych ludzi. Mają wspomagać wszelkie ludzkie społeczności w tworzeniu prawdziwie brater-skich wspólnot, czyli świętej koinonii.

To miał na myśli Ojciec Święty Jan Paweł II, kiedy w miesiąc po przeję-ciu steru Nawy Kościoła spotkał się z generalnymi przełożonymi zakonów. Wtedy to  zwrócił się z gorącym apelem, aby domy zakonne były oazami modlitwy i wspólnoty. Wskazał na Eucharystię jako najpewniejszą pomoc. Podkreślił, że jedna chwila spędzona na adoracji więcej znaczy niż cała dzia-łalność zewnętrzna.

Taka postawa leży u początków i  rozwoju każdej świętości. Widzimy to  w  życiu Matki Najświętszej, przepojonym bliskością Jezusa Chrystusa.

203

Eucharystia szkołą miłości człowieka

Dostrzegamy to w życiorysach wszystkich świętych. Dzisiaj przypomnijmy sobie dwóch – a więc św. Jacka Odrowąża, którego wspomnienie wypada siedemnastego sierpnia i  św. Rocha jako patrona tego miejsca. Obaj byli zakonnikami. Święty Jacek Odrowąż należał do wspólnoty dominikańskiej, a święty Roch do Trzeciego Zakonu św. Franciszka; do tych synów i córek Biedaczyny z Asyżu, którzy mają swoje piękne karty w historii wszystkich parafii białostockich.

Święty Jacek żył w wieku XIII, był Polakiem. Święty Roch urodził się sto lat później i pochodził z Francji. Przed naszymi oczyma często jawi się postać św. Jacka, który w jednym ręku trzyma Najświętszy Sakrament, a w dru-gim figurę Matki Bożej. Świętego Rocha przeważnie widzimy wśród chorych i biednych.

Obaj poszli za Chrystusem, uczynili to bez ociągania się. Pod tym wzglę-dem wymowny jest zapis z  dzisiejszej Ewangelii o  powołaniu apostołów. Na wezwanie Chrystusa Szymon Piotr i Andrzej „natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mk 1, 18). A nieco później, ale „zaraz” zostali powołani Jakub i Jan, którzy „zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim” (Mk 1, 20). Nie chcieli tracić czasu nawet na poże-gnanie najbliższych. Ważna jest ta gotowość, to natychmiastowe podejmowa-nie Bożego zaproszenia. Taka bowiem postawa otwiera człowieka na miłość. W takiej postawie nie ma miejsca na ociąganie się, na liczenie, na rezerwę.

5. Sługa Boży ksiądz kardynał Stefan Wyszyński, przemawiając do juniorystek zakonnych 2 marca 1981 roku, a więc na dwa i pół mie-siąca przed przejściem do  wieczności, przekazał jakże ważne dla nas pouczenie: „Dzieci kochane! [...] Daleko nie zajdziemy w życiu zakonnym, jeżeli będziemy naszą doskonałość odmierzali «miarą i wagą». [...] Trzeba pozdejmować z siebie wszystkie «toboły», które krępują nasze serca i myśli, zniekształcając je. Wytwarzają się schematy, którym bardzo często ule-gają najlepsze nawet zakonnice. Trzeba wiele pracy i trudu. [...] A można by to  wszystko załatwić w  naszym wewnętrznym kontakcie z  Jezusem Chrystusem, którego nie trzeba nigdy daleko szukać, bo On jest w nas... A gdy On w nas jest, jest też i nasz Ojciec. Przecież Chrystus powiedział «Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Kto widzi Mnie, widzi i Ojca». Całość wszystkich problemów sprowadza się do Bożego spojrzenia. Trzeba odszukać spojrzenie

204

rok 2001

Chrystusa – «spojrzał nań z miłością»” (ks. B. Piasecki, Ostatnie dni Prymasa Tysiąclecia, Poznań 2001, s. 92-93).

Ksiądz Prymas, nawiązując w  tym miejscu do  spotkania Pana Jezusa z  bogatym młodzieńcem, dopomaga w  lepszym rozumieniu myśli Ojca Świętego, który w Novo Millennio Ineunte zachęca nas wszystkich do kontem-placji oblicza Jezusa Chrystusa.

W Eucharystii ma ona miejsce zawsze i pozwala każdemu człowiekowi nie tylko wzrokiem, ale całym sobą, całym jestestwem brać w niej udział. A wówczas wszystko to, co wyraża i zawiera oblicze Chrystusa, będzie mogło łatwiej docierać do nas i kształtować w nas postawy, godne miłości i na jej miarę.

6. Zebraliśmy się dzisiaj w  tej jubileuszowej świątyni, aby dziękować Panu Bogu za eucharystyczną obecność Jego Syna. Wyrażamy wdzięczność również za to, że przez tę obecność Mistrz z Nazaretu najskuteczniej uczy nas miłości. Miłości nigdy nie ma w nadmiarze. Wszyscy wciąż odczuwamy w sobie to  szczególne wezwanie do dzielenia się miłością. Niech ono jesz-cze bardziej zakorzenia się w naszym ludzkim „być”, niech staje się naszym nowym imieniem, naszą ewangeliczną tożsamością. W tym zaś mogą uczest-niczyć wszyscy ochrzczeni, nie tylko osoby konsekrowane, ale także katolicy świeccy. To ważna perspektywa dla was, drogie Siostry i Bracia, którzy dzisiaj uczestniczycie w tej Eucharystii.

Niech nas wszystkich przepaja nadzieja, niech nie opuszcza nas ufność i  optymizm. Jezus jest z  nami. Mamy przykład Matki Najświętszej, św. Jacka, św. Rocha, bł. Bolesławy Lament, tak blisko tego miejsca oczeku-jącej zmartwychwstania. Trudno wreszcie w tym miejscu na zakończenie nie przywołać osoby sługi Bożej Matki Teresy z Kalkuty, siostry Miłości, której całe życie stało się jakby przedłużeniem pawłowego hymnu ku czci Miłości! Jej świadectwo życia potwierdza tylko prawdziwość ewangelicznego przesła-nia Miłości. Dzięki niej także i nasze pokolenie w Miłości może dostrzec naj-piękniejszą perspektywę człowieka!

Amen!

205

„Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4)

Wizytacja kanonicznaNiemirów, dn. 27 sierpnia 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Dobiega już końca czas wizytacji kanonicznej, kiedy mogliśmy przy-pomnieć sobie nasze powołanie, uświadomić sobie wartość darów Ducha Świętego i zastanowić się nad tym, czy z nich korzystamy.

Nie możemy też zapominać, że wkraczamy w trzecie tysiąclecie. Każdy z nas, każda społeczność czyni to z innym zapleczem. Są tacy, którzy rozpo-czynają ten czas z radością, ale wielu czuje się pokrzywdzonymi, zapomnia-nymi. Dobrze więc, aby na to nowe tysiąclecie spojrzeć z innej perspektywy – z perspektywy Dobrej Nowiny, która przecież sprawiła, że w ciągu dwu-dziestu wieków pojawiło się na świecie tak wielu dobrych i świętych ludzi.

O tej perspektywie pisze Jan Paweł II w swoim Liście apostolskim na nowe tysiąclecie Novo Millenio Ineunte. Ojciec Święty najpierw podsumowuje Wielki Jubileusz, który przeżyliśmy z dużym zaangażowaniem i dochodzi do wnio-sku, że nieraz dało się słyszeć głosy które mówiły, że chrześcijaństwo nie ma już nic do zaoferowania współczesnemu światu, że technika, kultura materialna wypierają zasady chrześcijańskie. Tymczasem okazało się, że jest zupełnie ina-czej. W czasie Wielkiego Jubileuszu świat mógł zobaczyć, że chrześcijaństwo ma niesłychanie dużo do zaoferowania każdemu pokoleniu, że dziedzictwo

206

rok 2001

Chrystusowe przerasta nasze wyobrażenia, że  każdy naród i  cywilizacja mogą czerpać z niego, bo posiada ono niewyczerpane źródło, którym jest miłość Pana Boga. Otworzyło się ono dla nas dzięki Męce, Ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Jest to szczególnie ważne w naszych czasach, kiedy technika i kultura materialna często prowadzą do cywiliza-cji śmierci. Chrześcijaństwo ma do zaoferowania w związku z tym bardzo wiele, może przyczynić się do uratowania ludzkości. Człowiek nie może igrać z Bożymi zasadami, bo wtedy doprowadzi do samozagłady.

Ojciec Święty zaprasza, abyśmy wsłuchiwali się w  nauczanie Jezusa Chrystusa, żeby to, co  mówi przenikało naszą kulturę, ustawodawstwo, zasady życia wspólnotowego. Żeby miało odniesienie do  różnych dziedzin życia nie po to, by je ograniczać, ale by przyczynić się do rozwoju człowieka. Papież przypomina słowa, jakie Pan Jezus wypowiedział do św. Piotra, kiedy ten przybył z połowu z pustymi sieciami – „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4). Ojciec Święty mówi tym samym, że nie ma takich warunków, takich okolicz-ności, w których człowiek nie mógłby być człowiekiem, w których człowiek nie mógłby służyć prawdzie, w których człowiek nie mógłby czynić dobra. Wierzyliśmy systemom i zostaliśmy oszukani, wierzymy technice i jesteśmy oszukiwani, możemy uwierzyć komputerom i znowu będziemy oszukani, bo potrzebne są zasady, zdrowe fundamenty, potrzebna jest wiara, Boże przyka-zania. Dlatego nie lękajmy się, kiedy napotkamy trudności. Możemy spoty-kać się z brakiem zrozumienia, nie wszyscy będą podzielali nasze opinie, ale nie lękajmy się. Cierpliwość to także cnota, a umiejętność czekania, powol-nego docierania do ludzkich dusz, przynosi nieraz niezwykłe efekty.

Tak zresztą postępuje Pan Bóg. On w swojej cierpliwości nie karze nas od  razu za  każdy grzech, za  naszą niewdzięczność. Z  cierpliwości zwraca nam uwagę, stara się do nas dotrzeć, żebyśmy wyzwolili się z naszych róż-nych niewierności. Jest to dla nas tym bardziej ważne, że często, co było sły-chać w waszych świadectwach, zastanawiamy się, co będzie dalej, czy ziarno rzucone w glebę wyda plon, czy nie zniechęcimy się. Dlatego warto zwró-cić uwagę na dzisiejszą patronkę, św. Monikę, matkę św. Augustyna, która z  taką wytrwałością i  cierpliwością przez wiele lat modliła się o nawróce-nie syna. Musimy zastanowić się nad tą wartością, jaką stanowi rodzina. Bo w niej zaczyna się wszystko – to, co może prowadzić do katastrofy, ale rów-nież to, co prowadzi do odrodzenia. Zastanówmy się, na ile dzisiejsza rodzina

207

„Wypłyń na głębię”

jest wierna swojemu powołaniu. Dzisiejszy model rodziny jest już zupełnie inny. Nie ma tej więzi międzypokoleniowej, a każdy wydaje się być pojedyn-czą cząsteczką krążącą wokół własnych spraw, które spotykają się tylko przy okazji świąt. Ale nie należy zapominać, że choć wiele się zmieniło, to rodzina nadal jest miejscem, gdzie każdy jej członek powinien znajdować zrozumie-nie i miłość. O tym świadczy właśnie przykład św. Moniki. Ona nie znie-chęcała się, choć mogło się wydawać, że jej syn nie zawróci już nigdy ze złej drogi. W końcu jednak Augustyn nawraca się, przyjmuje chrzest, a nawet zostaje biskupem. W ciągu swojego życia napisał mnóstwo dzieł teologicz-nych, z których mądrości czerpiemy do dzisiaj. Z jego mądrości czerpali filo-zofowie i teolodzy przez wiele wieków, aż do naszych czasów. W obliczu tylu zasług można by zapytać, cóż takiego dokonała św. Monika, przecież tylko modliła się. A jednak Kościół nieustannie przypomina tę matkę, która urato-wała swojego syna i dała światu tak wielkiego myśliciela, świętego.

O  tym samym mówi dzisiejsza Ewangelia (zob. Łk 7, 11-17). Matka chce uratować swojego syna i wierzy, że tylko Jezus Chrystus jest w stanie jej pomóc. On wskrzesza chłopca, jedynaka, chcąc podkreślić, jak bardzo ceni miłość i wierność. Wielu nie rozumiało tego, co się stało. Dzisiaj rów-nież są i tacy, którzy nie chcą zrozumieć ani życia, ani miłości. Oni chcą być konsumentami od początku do końca, chcą tylko użytkować, a nie wiedzą, na czym polega wysiłek, jakie znaczenie ma ofiara i poświęcenie, co wyrażają te słowa „życie” i „miłość”.

Wkraczając w to trzecie tysiąclecie, chciejmy tego życia i tej miłości, a gdy zawierzymy Jezusowi, wtedy możemy być ufni, spokojni, że spełnią się nasze pragnienia. Ale nie to jest najważniejsze, lecz to, abyśmy osiągnęli cel naszego życia, zbawienie, przy którym wszelkie nasze ziemskie marzenia bledną. Gdy w tym, co robimy, w naszej pracy, życiu społecznym czy rodzinnym, będziemy podążać za Bożymi przykazaniami, wówczas możemy być pewni, iż nowe tysiąclecie będzie należało do nas, chrześcijan. Jak kiedyś powiedział jeden ze znanych pisarzy i polityków, „albo trzecie tysiąclecie będzie chrześci-jańskie, albo nie będzie go wcale”. Dlatego mimo cierpień, trudności zawsze wybierajmy Jezusa Chrystusa, a On będzie źródłem naszej radości.

Amen.

208

„By dokonać wielkich dzieł, powinniśmy nie tylko planować, ale również wierzyć”Anatole France

Poświęcenie Gimnazjum Sadowne, dn. 4 września 2001 r.

Drodzy Nauczyciele, Kochana Młodzieży!

Z pewnością każde rozpoczęcie roku szkolnego daje nam okazję, żeby z  jednej strony cofnąć się do  naszych osobistych wspomnień, a  z  drugiej, uświadomić sobie, że każde nowe pokolenie w jakiś sposób – nieco inny – rozpoczyna swój rok szkolny, ma odmienne myśli i pewne oczekiwania. Nie zawsze w porę potrafimy zdać sobie z tego sprawę, nie zawsze to rozumiemy – ale dobrze, kiedy staramy się wsłuchiwać, być razem, kiedy staramy się przypatrywać życiu, po to właśnie, aby wyjść naprzeciw każdej potrzebie, każdemu oczekiwaniu.

Na zaproszeniu, jakie otrzymałem od szkoły i samorządu zaraz na początku został przytoczony pewien fragment z pism Anatole’a France’a: „By dokonać wielkich dzieł, powinniśmy nie tylko planować, ale również wierzyć”. Nie wystarczy programować, nie wystarczy tworzyć takie czy inne dzieje, potrzebna jest ta głęboka wiara, która musi mieć swoje korzenie religijne, odnosić do Pana Boga, bo tylko wtedy znajduje mocne i solidne oparcie.

209

„By dokonać wielkich dzieł, powinniśmy nie tylko planować, ale również wierzyć”

Przedstawicielka młodzieży, przemawiając tuż przede Mszą świętą, przy-pomniała, że choć wiele może oddalać od Pana Boga, to kiedy posiadamy dużo wiedzy, wówczas powracamy do Niego. Jest to myśl, która ma swoje oparcie w Ewangelii. Kiedy patrzymy na przyjście na świat Jezusa Chrystusa, to  dostrzegamy, że  na  spotkanie z  Bożym Dziecięciem przychodzą ludzie z jednej strony bardzo prości – jak pasterze, a z drugiej niesłychanie mądrzy, jak Trzej Magowie ze Wschodu. Zabrakło tych, którzy znajdują się gdzieś po środku, ale to nie znaczy, że oni nie mają dostępu – wprost przeciwnie, Jezus Chrystus po to przychodzi na ziemię, aby wszystkich zachęcić do jak najgłęb-szego zastanawiania się nad swoim życiem i do jak najbardziej odważnego dążenia do prawdy. To z resztą słyszeliśmy w dzisiejszych tekstach z Pisma Świętego.

Pierwsze czytanie stawia bardzo konkretne wymagania, zachęca do tego, żebyśmy do  życia podchodzili roztropnie i  krytycznie, żebyśmy pamiętali o potrzebie trzeźwości w życiu i w myśleniu, żebyśmy nie zapominali, że cza-sami może być potrzeba ofiary, poświęcenia. Natomiast Ewangelia ukazuje nam Jezusa Chrystusa w spotkaniu z człowiekiem bardzo nieszczęśliwym, który nie potrafi uwolnić się od uzależnienia, w jakim tkwi. Dopiero kiedy otrzymuje tę szczególną łaskę, odnajduje także swoje miejsce w świecie. Choć wiedział, kim jest Chrystus, to dopóki był uzależniony, nie był w stanie posia-danej wiedzy przełożyć na swoje postępowanie. Dlatego potrzebna nam jest ta głęboka wiara – wiara w Jezusa Chrystusa, która będzie nam dopoma-gała, abyśmy to, co  poznajemy, z  czym się spotykamy potrafili przenosić do naszego życia i postępowania.

W zeszłym roku obchodziliśmy jubileusz 300 lat od narodzin księdza Stanisława Konarskiego – tego, któremu wiele zawdzięczamy w  naszym szkolnictwie i  oświacie. W 1768 roku do księdza Stanisława Konarskiego pisał ówczesny kanclerz Rzeczypospolitej – Andrzej Zamoyski: „Wszyscy mówią o reformie Rzeczypospolitej i jej sobie życzę lecz jako bez słońca, świa-tło świata być nie może, tak poprawianie rządów i rad bez poprawy obycza-jów, a poprawa obyczajów bez religii, udać się żadną miarą nie mogą”.

Obaj, wielki kanclerz i ksiądz Konarski, idą po tej samej linii – przy-pominają nam, jak bardzo powinniśmy troszczyć się o  to, aby pomię-dzy wiarą w Pana Boga, czyli religią, a naszym życiem panowała jak naj-większa harmonia. I wtedy nie tylko dla nas samych, ale także dla naszego

210

rok 2001

otoczenia możemy być tymi, którzy przynoszą wiele nadziei, wiele radości, bo przyczyniamy się do tworzenia „nowego domu”. Dlatego tak ważna jest kwestia wychowania, kwestia nauki, to wszystko, co składa się na nasze sys-temy szkolne.

Cieszymy się ze wszystkich osiągnięć. Raduje nas to, że  dziewczęta i  chłopcy coraz radośniej podejmują to  zaproszenie i  starają się jak najsu-mienniej zgłębiać różne dziedziny ludzkiego życia, wiedząc, że  przecież to wszystko ma służyć nam i temu, aby mogli oni świadomiej i dojrzalej pod-chodzić do swoich zadań i obowiązków. I myślę, że jest to ta droga, która jak niegdyś, tak teraz prowadzi do polskiego wychowania nowego pokolenia.

Inna z naszych historycznych postaci – Adam Naruszewicz, związany także z tymi terenami, któremu zawdzięczamy śpiewy historyczne i wiele cie-kawych dzieł, w XVIII w. pisał do Stanisława Augusta, wyrażając w sposób poetycki swoje zainteresowanie wychowaniem nowego pokolenia:

„Wszystko idzie za mądrym wychowaniem młodzi:Dobre nasienie płonnych chwastów nie wywodzi.Jaki grunt, taki na nim gmach niechybnie stanie;Na słabym najwspanialsze padnie budowanie” („Jako gdy z śnieżnych Arktów”).

Jesteśmy świadkami, przecież nasza historia mówi o tym i czasy współ-czesne także, że potrzebne są solidne fundamenty. Nie wystarczy dobra wola, nie wystarczy zapał. Dlatego jeżeli brakuje dobrego gruntu, dobrej podstawy, to  „na  słabym najwspanialsze padnie budowanie”. Chcemy, żeby wycho-wanie młodzieży w  naszej Ojczyźnie miało zapewniony ten dobry grunt i żeby mogło przynosić jak najwspanialsze owoce. Mamy przecież do kogo się odwołać, mamy przykłady, wzory, które nas zachęcają do tego wysiłku i poszukiwań.

Nie musimy sięgać pamięcią daleko – nie tak dawno obchodziliśmy w tej świątyni uroczystości dziękczynienia za wyniesienie na ołtarze jednego z rodaków, błogosławionego Edwarda Grzymałę. Jego postawa, zachowanie się w czasach trudnych, jego odwaga, wierność Panu Bogu, Polsce zasługuje na szacunek i na uznanie.

Chciałbym na koniec odwołać się do byłego nauczyciela, dobrze nam zna-nego, któremu zawdzięczamy tak bardzo wiele w najnowszej historii, mam

211

„By dokonać wielkich dzieł, powinniśmy nie tylko planować, ale również wierzyć”

na  myśli sługę Bożego księdza  kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Przemawiając przed laty, skierował kilka pytań do młodych ludzi – mogą one także stanowić swego rodzaju drogę dla dziewcząt i chłopców, dla was, którzy uczycie się tutaj w Sadownem w gimnazjum. Stawiał pytania, które odnoszą się przede wszystkim do spraw publicznych, bo przecież nie możemy odrywać się od tego wszystkiego co do nas w jakiś sposób przynależy i co od nas także będzie w przyszłości bardzo zależało. Ksiądz Prymas pytał: „Młodzieży! Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i bez wiary w ludzi, a więc bez ideałów, bez porywów i wzlotów, bez zdolności do poświęcenia i ofiary?” (ks. kard. Stefan Wyszyński, 22 marca 1972 r.). Nawet na froncie, w obliczu wroga to wszystko jest potrzebne, aby być zdolnym do bohaterstwa. Ale wiara i poświęcenie są potrzebne nie tylko na froncie wojennym, lecz także na froncie pracy, obowiązków, zawodu, nauki, codziennego trudu i wysiłku. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga Żywego. „Drodzy moi! Ja tylko was pytam. Nie czynię wymówek. Nie oskarżam. Ja tylko pytam: jakiej chce-cie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić sobie takie pyta-nie. A jaki jest nasz stosunek do otoczenia? Czy ono cię obchodzi? Otoczenie to przecież Naród – to Polska” (Warszawa, 22 marca 1972 r.).

Myślę, że właśnie te pytania mogą być dobrym programem wychowa-nia dzieci i młodzieży. Mogą być podstawą naszego osobistego programu, drogie dziewczęta i drodzy chłopcy. Potrzebujemy ich, by egoizm czy inte-resowność nie ograniczały nas w spojrzeniu na bliźnich i w miłości. To właś- nie takie nieprawidłowe podejście sprawia, że z trudnością i w niepewności podchodzimy do obowiązków i zadań, z jakimi przychodzi nam się spotkać. Dlatego cieszę się, że właśnie dzisiaj rozpoczynamy ten nowy rok szkolny. A poświęcając również nowy gmach naszego gimnazjum, zechciejmy wspól-nie prosić Pana Boga, aby sprawił, żeby to wszystko, co będziecie zdobywać w tym miejscu i w tym środowisku, mogło przyczyniać się do coraz to peł-niejszego rozwoju. Ale nie rozwoju oderwanego od rzeczywistości, od obycza-jów – takiego rozwoju, w którym będzie miejsce na obecność innych ludzi, a zwłaszcza na obecność tego wszystkiego, co się składa na naszą Ojczyznę, na Polskę. Wiara w Jezusa Chrystusa stanowi to duchowe zaplecze, jest moc-nym fundamentem, na którym wszystko, co dobre, może być budowane. O to wspólnie modlimy się i tego z całego serca życzę.

Amen.

212

„Nie jesteście moimi sługami! Jesteście przyjaciółmi!” (por. J 15, 15)

Wizytacja kanoniczna Mielnik, dn. 6 września 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Wsłuchując się w dzisiejsze czytania Pisma Świętego, mamy okazję prze-nieść się myślą i sercem do Ojca Świętego i przypomnieć sobie program, jaki nam zaproponował na  nowe tysiąclecie, zwłaszcza że  Ewangelia dzisiejsza opowiada jedno z wydarzeń, które zapadają bardzo głęboko w naszą pamięć, a które to wydarzenie jednocześnie ukazuje przedziwne drogi, jakimi łaska Boża dociera do ludzkich serc i sumień.

Świętemu Piotrowi wydawało się, podobnie jak i  innym Apostołom, że  będąc rybakami, są najlepszymi specjalistami i  wiedzą doskonale, kiedy i ile można złowić ryb. Ale jak słyszeliśmy, Chrystus Pan, niezależ-nie od  ich doświadczenia, wydaje polecenie, aby „wypłynęli na  głębię” (Łk 5, 4). Chrystusowe polecenie przynosi owoc. Jest to połów ryb przera-stający wszelkie oczekiwania. Nie dziwimy się temu, bo wsłuchując się we fragment Listu do Kolosan św. Pawła, słyszeliśmy bardzo wyraźnie, jak święty Paweł, wczuwając się w sposób myślenia adresatów, dziękował razem z nimi Panu Bogu właśnie za  to, że  uczynił ich godnymi przyjęcia Bożej woli.

213

„Nie jesteście moimi sługami! Jesteście przyjaciółmi!”

W Ewangelii czytamy, że święty Piotr przyjmuje polecenie Jezusa Chrystusa. Święty Paweł, głoszący Chrystusa w  różnych miastach i  ludziom różnych narodowości, nawiązuje do tego samego polecenia.

Ojciec Święty zachęca, abyśmy często i w różnych okolicznościach, przy-pominali sobie te słowa, które wypowiedział Pan Jezus: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4) i zastanawiali się, co one oznaczają. Mamy wciąż w tej głębi poszu-kiwać, mamy wciąż do tych głębi zdążać – do głębi wiary, do głębi nadziei, do  głębi miłości. Nie możemy poprzestać na  powierzchownych ocenach świata. Nie możemy zatrzymać się tylko przy zewnętrznym oczyszczeniu naszego życia. Nie powinno nas zadowalać to, co jest tymczasowe, przemija-jące, bo wiemy, że to nie ma realnego odniesienia do naszego życia, nie przy-nosi trwałych owoców.

Głębia tej wiary towarzyszyła wszystkim okolicznościom życia naszych poprzedników w historii miasta i parafii. Bez wiary mogliby się nieraz zała-mać, zrezygnować z wierności Kościołowi, z wierności własnej Ojczyźnie. Ileż to było, po ludzku mówiąc, usprawiedliwiających okoliczności, żeby się tłu-maczyć. Inaczej nie można. Szkoda dzieci. Trzeba myśleć o przyszłości. Ale ci ludzie, w ciągu tylu wieków, potrafili przetrzymać niesprzyjające okolicz-ności historii. Mocarze tego świata, uzbrojeni w różnego rodzaju paragrafy, mający do dyspozycji bezwzględne wojsko chcieli zdławić naszych praojców – bezbronnych, pozbawionych własnego państwa, własnej administracji. Co im dopomogło, że nie załamali się, nie upadli? To głębia ich wiary.

Czy nasza wiara jest podobnie głęboka? Czy nasza wiara wpływa także na wszystkie dziedziny naszego życia? Czy w naszej wierze znajdujemy takie oparcie i  takie umocnienie? Nasi ojcowie rozumieli, co  znaczą te  słowa: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4) i co znaczy głębia miłości. Jest to w nas ciągle do odkrycia. W tej dziedzinie bardzo często jesteśmy niesłychanie powierz-chowni. Ileż egoizmu, ileż zazdrości, ile zawiści – i  nie tylko w  stosunku do obcych, ale nawet wobec bliskich, w rodzinach – z wielkim bólem musimy się do tego przyznawać. Głębia miłości – jak ona jest potrzebna.

Sługa Boży Zygmunt Łoziński jest nam dobrze znany, ale warto przy-pomnieć tego kapłana. Urodził się dosyć daleko stąd, gdzieś pomiędzy Nowogródkiem a Mińskiem – dawniej zwanym Litewskim, teraz Białoruskim. Miał liczne rodzeństwo. Był to czas po powstaniu styczniowym, kiedy ostrze represji wyjątkowo uderzało w naszych rodaków. Rodzice Zygmunta, chcąc

214

rok 2001

zabezpieczyć wychowanie katolickie i patriotyczne dzieci, postanowili prze-nieść się bliżej Warszawy. Sprzedali majątek, a nowy, znacznie mniejszy, gdyż liczył się każdy grosz, kupili pomiędzy Dobrem a Stanisławowem. Materialnie stracili bardzo dużo, ale chcieli wychować dobrze swoje dzieci i Pan Bóg im pobłogosławił, bo w tej rodzinie otrzymali biskupa – świętego biskupa, któ-rego proces beatyfikacyjny jest w toku.

Warto postawić pytanie, czy w  naszych czasach byłoby wiele takich rodzin, które zrezygnowałyby z materialnej korzyści, żeby dać dobre wycho-wanie – patriotyczne i  religijne? Przypatrzmy się, czy w  naszych czasach nie zdarza się częściej to, że rezygnujemy z praktyk, z wierności, ponieważ można coś na tym zyskać. Chociażby nawet nie odpowiadało to godności człowieka, niewiele wnosiło w życie, ale dla uzyskania splendoru, czy zaspo-kojenia naszych ambicji, jesteśmy w stanie poświęcić najważniejsze wartości.

Stąd to  Chrystusowe zaproszenie, powtarzane przez Ojca Świętego: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4). Ileż to razy Apostołowie musieli to przeży-wać? Ileż to razy doświadczali tego ich następcy – misjonarze, którzy w ciągu dwóch tysięcy lat niestrudzenie głosili Ewangelię, napotykając różne prze-ciwności. W nich ta głębia wiary była wystarczająco silna, by potrafili prze-zwyciężyć trudności, a  głębia miłości była tak mocna, że  nakazywała im nie ustawać w dawaniu świadectwa, nie załamywać się w nauczaniu i ciągle wychodzić naprzeciw innym.

Kroniki waszego miasta i tej parafii także ukazują, w ciągu tych pra-wie tysiąca lat wielu gorliwych naśladowców Jezusa. Dziękujmy Panu Bogu. Dziękujmy za to, że ma tak wielkie zaufanie do nas, że chce nam zawierzyć, że nie zmusza nas, ale traktuje jak swoich przyjaciół: „Nie jesteście moimi słu-gami, jesteście przyjaciółmi” (por. J 15, 15). Dziękujmy za to, że nam zawierza skarb wiary oraz skarb miłości i prosi, abyśmy potrafili to wspaniałe dziedzic-two – najpiękniejsze i najtrwalsze dziedzictwo – wiary i dziedzictwo miłości od pokoleń minionych przyjmować w sposób godny i odpowiedzialny, żeby-śmy potrafili czynić z tego dobry użytek, żebyśmy do tego dziedzictwa wiary i dziedzictwa miłości chcieli także coś dodawać z naszej wiary i miłości.

Amen.

215

Wierzę w świętych obcowaniePobłogosławienie kamienia węgielnego i wmurowanie aktu erekcyjnego

Stoczek Węgrowski, dn. 7 września 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry!

Kiedy wsłuchiwałem się w słowa księdza kanonika na początku tej naszej uroczystości, pomyślałem, że kierują one ku czasom apostolskim, gdy święty Paweł w swoich listach, kierowanych do różnych osób i wspólnot, zwraca się do nich, nazywając ich świętymi – do świętych Achajów, do świętych z Aten, do świętych z Koryntu.

Ksiądz kanonik, wymieniając tych wszystkich, którzy w  jakikolwiek sposób łączyli się z budową tej kaplicy, podkreślając ich obecność na tej uro-czystości poświęcenia kamienia węgielnego i dekretu erekcyjnego, przypo-mniał tajemnicę świętości, która w  różnych czasach i w  różnych wiekach, na różne sposoby, jednoczyła i łączyła. Bo to, co nas zebrało na tym cmen-tarzu, to  nasza tęsknota za  świętością, nadzieja na  to, że  dzięki świętości to wszystko, o czym mówił święty Paweł w pierwszym dzisiejszym czytaniu jest nie tylko zapowiedzią, ale stanie się naszą rzeczywistością.

Tajemnica świętości daje o sobie znać na różne sposoby. Myślę, że za mało mamy okazji, aby w tym świecie, gdzie zło przemawia do nas głośno, uka-zywać świętość – by ona dawała o sobie znać, bo jest w naszych sumieniach, w naszych sercach, w naszej miłości, która szuka sposobu, aby objawić się, aby dać o sobie znać, żeby podnieść na duchu tych, którzy są wokół i nas samych.

216

rok 2001

Jesteśmy na cmentarzu i przypomina mi się opowieść jednego z naszych największych dwudziestowiecznych pisarzy, który tuż po wojnie znalazł się w  zniszczonym Wrocławiu. Odbywał się tam jakiś kongres, a  kiedy było nieco wolnego czasu, chodził, zwiedzając to  wielkie, zrujnowane miasto. Pewnego razu dotarł do cmentarza. Był on opuszczony, bo rodziny tych, któ-rzy tam byli pochowani, wyjechały. Ale zobaczył, że na tym wielkim cmen-tarzu, zarośniętym chaszczami jest wąska ścieżynka, jak gdyby ktoś każdego dnia tamtędy przechodził, zagłębiając się gdzieś tam w środek tego „wiel-kiego pola zmarłych”. I poszedł tą drogą.

Dotarł do jednego grobu, który był zadbany, pięknie utrzymany, stały na nim świeże kwiaty. Później starał się tam bywać w różnych porach dnia, bo miał nadzieję, że spotka tego, kto opiekuje się grobem – i  to się mu udało. Pewnego razu zobaczył niewiastę w średnim wieku, która klęczała przy tym grobie. Odmawiała pacierz. Pozdrowił ją i  zaciekawiony – jak przystało na pisarza – zaczął ją pytać: „Kto tu jest pochowany? Mąż, bo czas wojenny? Ojciec, a może dziecko?”. A ona spojrzała na niego i mówi: „Naprawdę nie wiem. Nie wiem, kto tu jest pochowany”. Zdumienie pisa-rza było duże, nawet nie ukrywał swojej konsternacji. Kobieta nie wie, kto tu jest pochowany. „A pani tutaj przychodzi, troszczy się o ten grób, stawia lampkę, kwiaty stawia, modli się?”. A ona odpowiedziała tak: „Ja naprawdę nie wiem, bo jestem tak zwaną «repatriantką». Mnie wyrzucono z mego domu rodzinnego. Musiałam wszystko pozostawić. Dotarłam tutaj. Tam pozostały także groby moich najbliższych i  ja sobie pomyślałam, kiedy przyjechałam tutaj, że  jeżeli ja będę opiekowała się tutaj jakimś grobem nieznanego człowieka, to na pewno tam ci ludzie, którzy przyjdą po mnie, którzy przyszli, którzy będą mieszkali, oni również zatroszczą się o groby moich bliskich”.

Ta kobieta – zwyczajna i prosta – dała świadectwo wielkiej tajemnicy: tajemnicy świętych obcowania. My wypowiadamy te słowa za każdym razem w Składzie Apostolskim: „Wierzę w świętych obcowanie”, ale tak naprawdę nie czujemy się włączeni w ów nurt wzajemnego świętych oddziaływania. Kobieta, o której mówił pisarz, dała świadectwo bardzo czytelne. Nie wie-działa, kto jest pochowany w grobie, ale czuła, że skoro okaże miłość, w jakiś sposób wyrazi wdzięczność tutaj, to daleko, po drugiej stronie granicy, znajdą się także ludzie, którzy będą postępowali podobnie.

217

Wierzę w świętych obcowanie

I my bardzo często, właśnie na cmentarzach, mamy okazję przypomnieć sobie tę tajemnicę świętych obcowania. Mamy bardzo dużo możliwości, aby otwierać nasze serca, sięgać do naszych sumień, zastanawiać się nad tym, co my naprawdę ze sobą w życiu niesiemy – co pozostanie po nas? Dlatego właśnie cmentarze mówią nam o świętości. Chcemy dziękować Chrystusowi Panu, który przyszedł na ziemię dwadzieścia wieków temu i, tak jak każdy z nas umrze, umarł. Ale Chrystus także i Zmartwychwstał. Trzeba mieć świadomość, że  cmentarze nie są miejscem smutku, jakkolwiek łączą się z bólem po stracie, ale dzięki temu, że Chrystus Zmartwychwstał, mówią także o tej nadziei, o naszym uczestnictwie w Jego Zmartwychwstaniu, a to, co prowadzi do tego Zmartwychwstania, to nasza świętość.

Cieszę się bardzo, że możemy dzisiaj poświęcić tę kaplicę w jej począt-kowym stadium, chociaż prawie jest wykończona, że będziemy mogli dzięki temu przypomnieć sobie nasze powołanie, żeby też ta kaplica pozostała na zawsze znakiem przypominającym nam, jak wiele człowiek może wnieść nadziei w swoje życie, radości, kiedy będzie nie zapominał o Bożych zasa-dach, o Bożym przykazaniu – kiedy będzie pamiętał o świętości.

Ewangelia dzisiejsza bardzo krótko to  podkreśla. Najpierw Pan Jezus zapewnia, że właśnie On, zmartwychwstając, a potem opuszczając tę zie-mię, czyni to po to, aby przygotować nam mieszkanie i zaznacza, że tych „mieszkań jest wiele” (zob. J 14, 2) i nie zabraknie ich dla nikogo. On pragnie wszystkich zapraszać. Pozostaje dla nas: „naszą prawdą, naszą drogą i naszym życiem” (zob. J 14, 6), abyśmy mogli chętnie, radośnie i odważnie podążać za Nim, otwierając się na powołanie do świętości.

Niech więc ta kaplica, stanowiąca zwieńczenie wszystkich krzyży, które otaczają te święte miejsce, będzie dla nas tym radosnym znakiem naszej nadziei i wezwaniem oraz zaproszeniem, abyśmy w ciągu naszego życia nie lękali się świętości, otwierali się na  to, co dobre. Pan Bóg będzie nam błogosławił, a nasze życie będzie zawsze ukierunkowane na tę wielką nadzieję na trwanie w wieczności. Tam, gdzie wartości, takie jak dobro i sprawiedliwość, wolność człowieka, jego godność, pozostaną na zawsze, i to w pełni, udziałem każ-dego z nas.

Amen.

218

W sercu Pana Jezusa jest odbicie każdego ludzkiego serca

Wizytacja kanoniczna Wajków (par. Mielnik), dn. 7 września 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Pierwszy piątek miesiąca daje nam okazję, abyśmy skierowali uwagę ku tajemnicy serca ludzkiego. Oddajemy cześć Sercu Pana Jezusa. W tym Sercu jest jak gdyby odbicie każdego ludzkiego serca. Cześć, jaką Mu oddajemy, podobnie jak kult Bożego Ciała, Najświętszego Sakramentu, umacnia naszą wiarę w bóstwo i człowieczeństwo Syna Bożego. Ona pomaga nam przeżyć zupełnie inaczej to nasze człowieczeństwo – w innym wymiarze. Wspomaga nas, by dostrzegać to, co nie zawsze daje się zauważyć w codziennym życiu, bo mamy przecież tyle różnych spraw.

Czas szybko biegnie, ludzie nas otaczający są niesłychanie skomplikowani – to są wymówki, jakimi tłumaczymy te sytuacje, w których zagubiliśmy nasze człowieczeństwo i nie realizujemy go w swoim życiu. Dlatego Kościół przypomina nam ciągle człowieczeństwo Jezusa Chrystusa – w Najświętszym Sakramencie ukazując nam ogromną miłość, pełną poświęcenia, a przez Jego Serce przypominając nam tę przedziwną wrażliwość, dzięki której Jezus Chrystus jest zawsze blisko każdego człowieka.

219

W sercu Pana Jezusa jest odbicie każdego ludzkiego serca

Nie ma takiego dziecka, nie ma matki czy ojca, nie ma bardziej samot-nych, nie ma chorych i zdrowych, którzy by nie mieli dostępu do Serca Pana Jezusa. My widzimy to jeszcze lepiej w perspektywie dwudziestu wieków.

W ubiegłym roku – razem z Ojcem Świętym – świętowaliśmy Wielki Jubileusz – dwa tysiące lat od narodzin Jezusa Chrystusa, Boga–Człowieka. Przypatrując się wówczas wszystkiemu, co działo się w ciągu tych dwu-dziestu wieków, dostrzegliśmy jeszcze bardziej, jakim bogatym dziedzic-twem jest chrześcijaństwo. Nie zawsze chcemy sięgać do  tego skarbca. Usprawiedliwiamy się na  różne sposoby, kiedy trzeba poczytać Pismo Święte, sięgnąć do czasopisma katolickiego, wziąć do ręki jakąś książkę, albo posłuchać takiej czy innej rozgłośni katolickiej. Jednak spotkanie z Sercem Jezusa jest możliwe tylko wtedy, kiedy odczuwamy jego bliskość, to  znaczy, gdy zwracamy się do  Niego, prosząc o  pomoc. Mówi o  tym Pismo Święte, są na to dowodem żywoty świętych, potwierdzają to świad-kowie współcześni.

Obchodzimy w  tym roku wspomnienie Prymasa Tysiąclecia, księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Odwiedzał on także i  te  strony. Był nie tak daleko stąd, po drugiej stronie Bugu. Prymas jest dla nas przykładem i wzorem kogoś, kto nie patrzy na trudności, nie zwraca uwagi na prześlado-wania, nie tłumaczy się nadmiarem zajęć, trosk, ale stara się coraz bardziej zbliżać do Jezusa Chrystusa. Wspominał on, w jaki sposób, jako mały chło-piec, jeszcze przed I wojną światową, uczył się katechizmu i historii Polski z książki z dwudziestoma czterema obrazkami. Taką mieli w domu, jedną jedyną. Wyjmowano ją ze schowka dopiero, gdy było już ciemno i kiedy było wiadomo, że żołnierze pojechali już z Małkini do Nura i nie będą drugi raz tej drogi przemierzać. W takich niesprzyjających okolicznościach Prymas uczył się wiary i miłości Ojczyzny.

My zaś, wśród tak wielu różnych czasopism i książek, nie zawsze potra-fimy ukazać szczególną wagę Pisma Świętego, książki katolickiej czy też katolickiego tygodnika, zwłaszcza ludziom młodym. Myślę, że to jest jedna z przyczyn poczucia obcości – ponieważ nie mamy dostępu do źródła, nie wiemy, jak sięgnąć po to, co się w nim znajduje. Wszystko dlatego, że nie przykładamy się do tego zbyt mocno.

Każdy pierwszy piątek miesiąca jest okazją, aby się nad tym wszystkim zastanowić, a jest to bardzo ważne – bardzo ważne! Zwróćmy uwagę na to,

220

rok 2001

że jako dzieci, młodzi ludzie, mieliśmy inne spojrzenie na świat. Kiedy rozpo-czyna się pracę, zakłada rodzinę zmienia się ono – dostrzegamy wiele spraw, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Dobrze byłoby, gdyby w tym mło-dym małżeństwie pojawiło się Serce Pana Jezusa, żeby małżonkowie wie-dzieli, gdzie mają szukać umocnienia dla swojej miłości, żeby w Sercu Jezusa poszukiwali także dla siebie różnych rad – są one konieczne w rozwoju czło-wieka! Nikt z nas nie przychodzi na świat z gotowymi odpowiedziami. Nikt z nas nie przynosi już przygotowanych rozwiązań. Do wszystkich spraw dora-stamy i jeżeli zabraknie nam szczerej pomocy, serdecznej rady, wtedy może się zdarzyć to, co ma miejsce w życiu wielu ludzi, którzy ulegli niewłaściwym pokusom, podstępnym intrygom. Dochodzi wówczas do wielkich katastrof. Można przytaczać na to wiele przykładów z naszego życia, ale dzisiaj chcie-libyśmy przede wszystkim wpatrywać się w Serce Jezusa jako wzór ludzkiej doskonałości, do której dążymy, bo każdy i każda z nas został stworzony nie dla grzechu. Zostaliśmy stworzeni – i to sobie przypominajmy stale – dla świętości, dla doskonałości.

Ewangelia dzisiejsza zwraca na  to  uwagę. Potrafimy kłócić się nawet z Panem Jezusem, prześcigamy się w zachwalaniu złych ideologii, dzięki któ-rym będziemy szczęśliwsi, bogatsi, bardziej widoczni, nie zginiemy w szarym tłumie. To, co się dzieje w naszym życiu nie jest jednak niczym nowym, bo podobne problemy przeżywali ludzie już wcześniej. Ale Pan Jezus nie patrzy na te rzeczy zewnętrzne, nie martwi się, że inni zarzucają Jego uczniom, że są tacy normalni i żyją tak zwyczajnie. To postępowanie wypływa z ich sumie-nia, z serca – odczuwają oni potrzebę bycia sobą. Takim właśnie jest Jezus! Takim jest Jego Serce. To On pozwala każdej kobiecie i każdemu mężczyź-nie, każdemu dziecku i każdej młodej osobie być sobą. Nikt z nas nie musi udawać, może być szczery. Może odkrywać swoje dążenia. Może się radzić i znajdzie zawsze pomoc. Dlatego nie zniechęcajmy się trudnościami, ale czę-sto wpatrujmy się w Serce Chrystusa Pana.

Ojciec Święty na rozpoczęcie trzeciego tysiąclecia skierował do nas szcze-gólny apel w swoim Liście Apostolskim Novo Millennio Ineunte: „Świat współ-czesny na nowo wpatruje się w Twarz Jezusa Chrystusa. Powinniśmy czę-ściej kontemplować Oblicze Syna Bożego”. A wpatrując się, kontemplując Oblicze Chrystusa Pana, dostrzegamy Jego Serce, Jego miłość, Jego odwagę dla każdego z nas. To przerasta niekiedy nasze wyobrażenia, bo jest czymś

221

W sercu Pana Jezusa jest odbicie każdego ludzkiego serca

niesłychanym, żeby ktoś poświęcił wszystko dla dobra innego człowieka. Ale właśnie dlatego wpatrujmy się w  Oblicze Jezusa Chrystusa, odkrywajmy Jego Serce – przestańmy wpatrywać się w zbrodnie, które do nas docierają! Przestańmy poświęcać czas na słuchanie o różnych plugastwach! Przestańmy pozwalać złu przekraczać progi naszych domów, docierać do serc dzieci i mło-dzieży! Kiedy tego wszystkiego zaniechamy, zobaczymy, że ten sam świat, ta sama pogoda, ta sama pora roku staną się zupełnie inne – będzie więcej radości, ufności, nadziei.

Narzekamy na wiele rzeczy, ale brakuje nam tego, co możemy znaleźć w Sercu Jezusa Chrystusa, tego, o czym mówi do nas Oblicze Syna Bożego – Jego oczy, tak bardzo bliskie, szczere i oddane. To nieprzypadkowo wła-śnie w naszej Ojczyźnie prawie 70 lat temu miały miejsca objawienia Jezusa Miłosiernego. Jezus Miłosierny ukazuje się nam ze swoim Obliczem zatroska-nym i ze swoim otwartym Sercem. Ukazuje się w czasach, kiedy zaczęło bra-kować miejsca dla człowieka! – tuż przed II wojną światową, kiedy totalita-ryzm zagrażał całej egzystencji ludzkiej! Kiedy niszczono ducha i ciało! Kiedy złą ideologią deprawowano sumienia! W tym właśnie czasie Chrystus przy-chodzi. Daje odpowiedź, ukazuje nowe możliwości, które stoją przed każdym człowiekiem, ale oczekuje od nas jednego – że będziemy się do Niego zwra-cać, że będziemy o Nim pamiętać.

Widzimy, jak wiele zagrożeń w dzisiejszych czasach czyha na każdego z nas. Nasze serca rani brak wierności w rodzinach, to, że nie ma w nich miejsca dla życia ludzkiego, a ono samo staje się tylko towarem handlowym. Chce się je podstępnie zniszczyć, oszukując nas. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak alkohol niszczy nasze życie, jak inne używki, słabości, nałogi sprawiają, że nasze bezpieczeństwo staje się coraz bardziej zagrożone. Wtedy właśnie szukajmy ocalenia w Jezusie Chrystusie. Nie ma innej drogi! Nie ma innej możliwości, by podołać tym wszystkim zagrożeniom. Stanie się to dopiero wtedy gdy to, co Chrystus przyniósł na ziemię, czym się dzieli z nami jako osoba, jako Bóg-Człowiek, zostanie przyjęte i przyswojone przez nas. Dopóki to  się nie stanie, będzie nam trudno obronić naszą Ojczyznę, będzie nam trudno podjąć różne działania, będzie nam niesłychanie ciężko szukać jakie-gokolwiek dobra wspólnego. A  są to  wezwania, wobec których obojętnie przejść nie powinniśmy i nie możemy. Na nie trzeba odpowiadać – i to nie powierzchownie, nie okazyjnie, nie w takiej czy innej kampanii, ale bardziej

222

rok 2001

i szczerze wpatrywać się z jednej strony w Jezusa Chrystusa, a z drugiej strony w te nowe pokolenia, które idą.

Kardynał Stefan Wyszyński, mówiąc o przyszłości naszej Ojczyzny, bar-dzo często posługiwał się takim wyrażeniem: „Oto idzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano”. Te słowa zaczerpnął z książki bardzo młodego pisarza Eugeniusza Małaczewskiego pt. Koń na wzgórzu. Autor tej pozycji brał udział w wojnie z bolszewikami. Stracił na niej zdrowie. Dwa lata po woj-nie umarł, mając zaledwie 23 lata, ale zdążył napisać tę książkę. Kiedy już jako śmiertelnie chory patrzył na życie ludzi, na naszą Ojczyznę, dostrzega-jąc różne zagrożenia, wtedy z całą nadzieją przypomina Pismo Święte, cytuje całe teksty z listu świętego Pawła Apostoła. Ten młody człowiek – żołnierz wojny, tak wyczerpującej, potrafił sięgnąć do tych źródeł. On jeszcze przed śmiercią niemal namacalnie spotkał się z Jezusem Chrystusem. To spotka-nie sprawiło, że patrzył z ufnością, mimo nadchodzącej II wojny światowej i  innych katastrof, czując, że dojdzie do wyzwolenia i  że nie można tracić nadziei. Wyraża to tymi słowami: „Oto idzie nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano”.

Kardynał Wyszyński często do  tego powracał. Jego życie również nie były łatwe. Był gruźlikiem, obawiano się go wyświęcić, ponieważ tak ciężko chorował. Odzyskał jednak zdrowie. A potem przyszła II wojna światowa. Był ścigany, bo hitlerowcy szczególnie nienawidzili tych, którzy zajmowali się sprawami społecznymi, zwłaszcza duchownych z  diecezji włocławskiej, do  której należał. Wywieziono prawie 80% duchowieństwa. Ocalał tylko dlatego, że w tym czasie przebywał w okolicach Lublina. Potem przebywał w Puszczy Kampinoskiej jako kapelan Armii Krajowej, a następnie był kape-lanem w czasie powstania warszawskiego. Po wojnie, kiedy został powołany na Stolicę Prymasów do Gniezna i do Warszawy, atakowano go ze wszyst-kich stron. W 1953 roku, zanim go wywieziono, mobilizowano warszawską młodzież przeciwko Prymasowi – jak zwykle za kieliszek wódki, czy butelkę piwa... Ci dziewczęta i  chłopcy z  naszego narodu wsiadali na  ciężarówki, które krążyły ulicą Miodową i krzyczeli: „Precz z Prymasem!”. Nie zapo-mnijmy, to także nasza historia. Nam może być wstyd, nam jest przykro, ale do tego może dojść – i do tego dochodzi, kiedy nie ma z naszej strony troski o to, aby w naszym spojrzeniu na świat było jak najwięcej ze spojrzenia Jezusa Chrystusa, a w naszych sercach było jak najwięcej Jego miłości.

223

W sercu Pana Jezusa jest odbicie każdego ludzkiego serca

Ksiądz Prymas to wszystko znosił – kiedy krzyczano przeciwko niemu, potem w więzieniu, czy kiedy został zwolniony nigdy ani jednym słowem nie nawiązał do swoich prześladowców. Jakby nie dostrzegał tego straszliwego zła, tej potwornej nienawiści, która została zasiana. W tym czasie robił jed-nak wszystko, aby tę naszą polską rolę, rolę naszych sumień, rolę naszych serc, przeorać jak najgłębiej, żeby wyrwać chwasty złych przyzwyczajeń, by życie każdego Polaka mogło być jak najbardziej otwarte na otrzymanie Bożej łaski. Taką spuściznę, pełną nadziei, nam pozostawił.

Dziękujmy Panu Bogu właśnie za to, że daje nam swoich wysłanników, że możemy odwoływać się do takich postaci i osób w czasach nawet najbar-dziej bolesnych. Ale też korzystajmy z tego świadectwa, chętnie i z radością. Uczmy się wiary w Pana Boga i miłości do Polski na  tych obrazach, tak jak kardynał Wyszyński uczył się na dwudziestu czterech obrazach ze swojej książki. Dla nas tymi obrazami są Jan Paweł II, kardynał Stefan Wyszyński, święty Maksymilian, święty Albert Chmielowski, błogosławiony Honorat Koźmiński, nie tak daleko tu żyjący, błogosławiony Antoni Beszta-Borowski, Męczennicy Podlascy i setki, tysiące innych…

Wspominajmy te postacie – ich życie, ich wielkość i świętość, aby były widoczne w Ojczyźnie poprzez nasze życie, serca, naszą miłość, wiarę, poprzez naszą prawdę, a to z pewnością da temu trzeciemu tysiącleciu mocne oparcie, by zaczęło się szczęśliwie. Nowe pokolenia, które będą przychodziły, będą mogły korzystać z doświadczenia naszych praojców żyjących na  tej ziemi, nauczycieli i wychowawców, kapłanów, tych wszystkich, którzy w jakikol-wiek sposób pomagają, by Serce Boże było bliższe każdemu człowiekowi, żeby to, co jest w Twarzy Jezusa Chrystusa mogło owocować, by było przyj-mowane ze zrozumieniem i mogło przynosić jak najlepszy plon. A plon ten jest najlepszy, bo jest nim nasza uczciwość, dobroć, nasza miłość. I nic go nie zniszczy, jak zapewnił Jezus Chrystus, ten owoc pozostanie na zawsze zdrowy, na zawsze pożywny, na zawsze pokrzepiający nas i nasze otoczenie.

Amen.

224

Szczęść Boże tym, którzy żywią i bronią!Dożynki diecezjalne

Sokołów Podlaski, dn. 8 września 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Zebrani w  sokołowskiej konkatedrze świętujemy dzisiaj z  kilku waż-nych powodów. W Kościele powszechnym obchodzimy święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. W naszej diecezji obchodzimy zaś dożynki, dzię-kując za plon wypracowany przez rolników.

Pochylmy się najpierw nad tajemnicą narodzin Maryi. Kiedy przycho-dzi na świat dziecko, rodzice i najbliżsi zadają sobie pytanie, kim ono będzie w  przyszłości. W  tym małym dziecku dosłownie zawarta jest tajemnica jego przyszłości, jego dorastania, życia i  śmierci. Wspominając  narodziny Najświętszej Maryi Panny rozważamy nie tyle przyszłość, ale to, co już obja-wiło się oczom naszej wiary. Zwracamy uwagę przede wszystkim na ten dar, który Matka Najświętsza otrzymała na samym początku swojego życia – dar wolności od grzechu pierworodnego. W tej wolności, i w wolności od jakie-gokolwiek innego grzechu, Maryja pozostała przez całe swoje życie. Kolejną rzeczą, którą widzimy w tych narodzinach, jest radość Zwiastowania, kiedy dowiedziała się, że  zostanie Matką Zbawiciela. Widzimy także jej troskę o Jezusa, by wzrastał w łasce u Boga i u ludzi. Widzimy ją zawsze blisko syna, który nauczał, który się radował, ale także kiedy cierpiał i umierał na krzyżu. W  tajemnicy narodzenia Najświętszej Maryi Panny odkrywamy trwanie

225

Szczęść Boże tym, którzy żywią i bronią

na modlitwie matki wraz z rodzącym się Kościołem, wzięcie jej do nieba. I wreszcie, ta tajemnica mówi nam o jej macierzyńskiej opiece nad Kościołem. Tak w skrócie możemy opisać to, co kryje się w dzisiejszym święcie.

W polskiej kulturze narodzenie Najświętszej Maryi Panny łączy się z tra-dycją rolniczą, o czym świadczy chociażby ludowa nazwa święto Matki Bożej Siewnej. Człowiek wiary dostrzegł wyraźną analogię pomiędzy swoim rolni-czym powołaniem a życiem Matki Najświętszej. Jakość Maryi doskonale stre-ściła św. Elżbieta słowami „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1, 45), jak czytamy w Ewangelii według św. Łukasza. Tak jak w życiu Maryi, podobnie i w życiu człowieka, zwłaszcza w życiu i pracy rolnika, najważniejsze są dwie zasady: wiara i nadzieja. Wiara daje odwagę w podejmowaniu decyzji, nadzieja zaś daje odwagę w oczekiwa-niu na przyszłość. Obydwie natomiast zasady, wiara i nadzieja, są darem Boga i jednocześnie uznaniem Jego wszechmocy. Dlatego w obyczajowości i kultu-rze rolników tak wiele widzimy znaków świadczących o głębokim związku tej grupy z Bogiem: modlitwa, znak krzyża świętego nad ziarnem przeznaczo-nym na siew, poświęcenie pól na wiosnę, dożynki jako dziękczynienie. Relacja rolnika z Bogiem nie przeszkadzała mu w walce o własną godność, a także o godność rolniczego stanu i za to był szanowany. Symbolem historycznego uznania dla rolniczej społeczności, głęboko wierzącej i walczącej o godność, jest chociażby, pochodzące jeszcze z okresu zaborów, pozdrowienie: „Tym, którzy żywią i bronią, chłopom polskim, szczęść Boże”. Pragniemy tę tra-dycję kontynuować nie tylko w  uroczystościach zewnętrznych, ale przede wszystkim w naszym życiu wewnętrznym przez wiarę i nadzieję.

Dziękczynienie za plony jest dziękczynieniem za to, że polskim rolnikom nie zabrakło wiary w ich powołanie, jak również za to, że w tym bardzo trud-nym okresie nie zabrakło im także nadziei. Trzeba jednak, drodzy bracia i siostry, zdawać sobie sprawę, że pielęgnowanie wiary i nadziei nie jest łatwe.

Tak było także w życiu Najświętszej Maryi Panny. Jej życie od momentu Zwiastowania aż do śmierci Jezusa na krzyżu to ogromna ilość problemów i pytań, które mogły, tak po ludzku patrząc, podważyć jej wiarę i nadzieję. Ubóstwo narodzenia jej syna w Betlejem, dziecka, które jest przecież Synem Najwyższego, zagrożenie ze strony Heroda, słowa Symeona o mieczu, który przebije jej serce i zapowiedź, że Jezus będzie znakiem, któremu wielu sprzeci-wiać się będzie. To proroctwo będzie się spełniać w życiu Maryi rok po roku,

226

rok 2001

aż do chwili, w której matka stanie pod krzyżem syna. Musimy przyznać, że była to bardzo trudna droga, zarówno w wierze, jak i nadziei. Jak czę-sto musiała ona powtarzać wypowiedziane kiedyś słowa: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38). Była to droga w życiu Maryi bardzo trudna, ale trzeba na nią popatrzeć z perspektywy Wniebowzięcia, czyli wypełnienia się błogosławieństwa wypowiedzianego przez św. Elżbietę, że spełnią się słowa powiedziane jej od Pana (zob. Łk 1, 45).

Drodzy Bracia i Siostry! Drodzy Rolnicy! Nasze życie nie może być inne od życia Maryi, w radościach, jak i przede wszystkim w trudnościach. To ona poprzedza nas w wierze, tak jak i  ona staramy się iść naprzód siłą wiary i nadziei. Czy łatwo jest tak iść naprzód? Czy nasza wiara ma dostateczną siłę? Czy nie brakuje nam nadziei? Widzimy, że w życiu Maryi nie brakło wysiłków szatana, aby jej wiarę i nadzieję osłabić. Jeżeli szatan odważył się naruszyć spokój Maryi, to tym bardziej nie pozostawi w spokoju nas. Dzisiejsze trudności ekonomiczne, trudności w transformacji systemowej, męki przysz- łości w szukaniu miejsca Polski na mapie współczesnego świata, to jest właś- nie współczesny miecz, który przenika także duszę rolnika. Prawda o tych problemach i trudnościach nie oznacza, że mamy się poddać. Człowiek ma prawo, więcej, obowiązek walczyć o  to, co mu się należy. Jednak walcząc o nie, nie może zapomnieć o tym, co stanowi uzasadnienie tej walki, o wierze i nadziei, o wierze w Boga i o zaufaniu Bogu.

Tymczasem w życie wielu współczesnych rolników wkradają się pojęcia obce wierze i nadziei. Dawniej na przykład mówiło się o uprawie, o pielęgno-waniu roli z wielkim szacunkiem i wielką miłością, dzisiaj mówi się już tylko o produkcji, a przy takim podejściu człowiek szybko uwierzy, że wszystko zależy od  maszyny, od  inteligencji człowieka. Łatwo wówczas zapomnieć o Stwórcy, który także jest źródłem wszelkiej mądrości, także ludzkiej.

Wspominałem o pięknym starym zwyczaju znaczenia krzyżem świętym ziarna przeznaczonego do  siewu, o  święceniu pól, należałoby jeszcze przy-pomnieć o  tym zwyczaju, kiedy gospodarz w wigilię Bożego Narodzenia szedł z opłatkiem także do zwierząt. Wspominając tę naszą piękną obyczajo-wość i zestawiając ja z tymi problemami, których rolnik doświadcza dzisiaj, zadajmy sobie pytanie: Wszyscy zatroskani o przyszłość rolnictwa polskiego, rolnicy, działacze związkowi, politycy, ekonomiści, czy w waszych planach, projektach wypracowanych przy pomocy komputerów nie zagubiliście krzyża

227

Szczęść Boże tym, którzy żywią i bronią

świętego, tego znaku, który rodzi wiarę i nadzieję? To jest pytanie, od któ-rego uciec nie można. Pytanie, w którym zawiera się wielki niepokój, czy właśnie ta grupa społeczna, tak mocno związaną z ziemią ojczystą, nie gubi dziś swoich korzeni. Czy w walce o lepszą przyszłość nie został zagubiony ten znak, który od wieków był znakiem polskiego rolnika i polskiego obywatela, czyli znak krzyża świętego.

Dziękujmy dzisiaj Panu Bogu, że  pozwolił nam spotkać się na  tej Eucharystii rozpoczętej znakiem krzyża. Przynosimy Panu Bogu owoc pracy rąk ludzkich, przyszliśmy z  wiarą i  nadzieją. Otoczmy modlitwą wszyst-kich tych, którzy na rożny sposób trudzą się, zabiegając o dobro Ojczyzny, otoczmy modlitwą tych żyjących na  świecie, którym brakuje chleba, aby każdy głód został dzięki pracy rolnika zaspokojony. Odejdźmy z tej Ofiary Eucharystycznej umocnieni, do ciężkiej pracy, odejdźmy przede wszystkim z wiarą i nadzieją.

Amen.

228

Idźmy naprzód z nadziejąWizytacja kanoniczna

Mielnik, dn. 8 września 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Gości przyjeżdżających w tych dniach do Mielnika wita napis: „Idźmy naprzód z nadzieją”. Jest to  zachęta, która pochodzi z Listu apostolskiego Ojca Świętego Jana Pawła II Novo Millennio Ineunte, skierowanego do wszyst-kich ludzi dobrej woli na rozpoczęcie nowego tysiąclecia. Dobrze, że umie-ściliście ten napis przy wjeździe do waszego miasta i dobrze, że możecie go czytać wy i wasi goście.

Pośród wielu rzeczy, jakich najbardziej potrzebujemy, nadzieja znajduje się chyba na  pierwszym miejscu, zwłaszcza teraz, w  tych okolicznościach i warunkach. Nadzieja zresztą jest niezbędna, abyśmy mogli z ufnością kie-rować się ku przyszłości i żeby ten dzień następny oraz dalsza przyszłość nie budziły w nas niepokoju, ale żebyśmy mogli na to wszystko patrzeć ze spo-kojem. Skoro Ojciec Święty, mający tak wielkie doświadczenie, pod koniec swego listu apostolskiego umieszcza to zdanie „Idźmy naprzód z nadzieją”, to znaczy, że są powody, abyśmy mieli tę nadzieję. Skupimy się na trzech.

Pierwszy zwraca nas ku tajemnicy święta, które dziś przeżywamy – naro-dzenie Najświętszej Maryi Panny. Dziękujemy Panu Bogu za to, że przeszło dwa tysiące lat temu przyszła na  świat mała dziewczynka, której nadano imię Maryja. To przecież jest znak wielkiej nadziei. Bo przychodząc na świat,

229

Idźmy naprzód z nadzieją

człowiek przynosi ze sobą nadzieję, na swoją wielkość, na swoje poświecenie, na trud, ale także nadzieję na miłość. Narodziny Matki Najświętszej przeży-wamy na całym świecie z wielką radością i wielka wdzięcznością. Są one nie-jako obrazem narodzin każdego człowieka i dają powód do nadziei. W tym samym liście apostolskim Jan Paweł II zachęca, abyśmy nawet przyśpieszali kroku, bo tyle dobra jest przed nami, tyle prawdy do odkrycia, tyle światła, które płynie od Jezusa Chrystusa, miłości, z którą spotykamy się na krzyżu. Trzeba zatem, abyśmy przyśpieszyli kroku naszych serc, naszej woli, naszych sumień, a nadziei nam nie zabraknie.

Drugim powodem jest dzisiejsze dziękczynienie za  zbiory i  święcenie ziarna na nowy zasiew. W południe odbyły się doroczne dożynki diecezjalne w  Sokołowie Podlaskim. Ze  wszystkich parafii przywieziono przepiękne wieńce, jeden piękniejszy od drugiego. Wpatrując się w nie, dostrzegamy miłość do ziemi, dostrzegamy serce naszych rodaków do tego, co tak bar-dzo ważne w  naszym ziemskim wychowaniu. Dlatego te  wieńce są takie piękne, bo w nich wyraża się cała historia, te wieki różnych cierpień i ofiar. Dostrzegamy w nich naszych poprzedników, matki i ojców, którzy potrafili stać na straży tej ziemi, którzy w znacznie gorszych warunkach nie lękali się pochylać nad nią po to, żeby coś zasiać i potem zebrać. Dzisiaj także święcimy ziarna na nowy zasiew, a skoro to czynimy, myśląc już o wiośnie, to prze-cież znaczy, że mamy nadzieję i to ona każe nam się troszczyć o to wszystko. Nadzieja przezwycięża doniesienia medialne o  różnych katastrofach. Choć doświadczyliśmy w zeszłym roku suszy, a nasi rodacy na południu walczą teraz z powodzią, to wiemy, że Pan Bóg jest tak dobry, że nikomu nie zabrak-nie na tej ziemi chleba. Tylko od nas zależy, czy potrafimy się nim dzielić, czy będziemy go marnować.

O trzecim powodzie mówi Ojciec Święty, kiedy przypominając uczest-nictwo w Wielkim Jubileuszu tak wielu dzieci i młodzieży, dorosłych róż-nych stanów, różnych grup społecznych, przedstawicieli wszystkich narodów, zauważa, że  dopiero dzięki nim uświadomiliśmy sobie, jak wielkie posia-damy dziedzictwo. A jest ono ciągle żywe, bo rozpala serca i umysły, przy-nosi owoce. Tylu mamy świętych – św. Maksymilian i Matka Teresa, kar-dynał Stefan Wyszyński, św. Damian, Męczennicy Podlascy, błogosławiony Honorat Koźmiński, błogosławiony Antoni Beszta-Borowski, 108 męczenni-ków ostatniej wojny. Można by wyliczać bardzo dużo imion i nazwisk naszych

230

rok 2001

rodaczek i rodaków, matek czy ojców, którzy oddali swoje życie. Wielu nie zostało wyniesionych na ołtarze. Ale wiemy, że to święci piszą dzieje świata, to dzięki nim na ziemi pojawia się nowe życie i znajduje ognisko domowe, to dzięki tym świętym wychowanie zmierza także ku szlachetnym celom, to dzięki nim jest tyle ufności, jest tyle spokoju. Powinniśmy się zatem pochy-lić na dłużej nad tym dziedzictwem, bo przecież w naszej Ojczyźnie historia, zarówno polityczna, jak i dotycząca Kościoła, które tworzą jedność, mówią nam o szczególnej Opatrzności Bożej. Po tylu latach niewoli, upokorzeń nie powinno być przecież na tej ziemi wiary ani Polski. A przecież jesteśmy, bo Pan Bóg wspomaga ludzi dobrej woli. To jest nasza nadzieja.

Ojciec Jan we wprowadzeniu do Mszy świętej porównał te odwiedziny do wizyty ad limina apostolorum. Tak określa się wizyty biskupów u papieża, które odbywają się co pięć lat, są obowiązkowe i mają charakter sprawozdaw-czy. Nasza mała wizyta „ad limina apostolorum” również daje nam moż-liwość okrycia tego dziedzictwa, jakie znajduje się w waszej wierze, miło-ści, w waszych sercach i umysłach. Ten skarb jest zawarty także tutaj, nie zapominajcie o tym. Idąc z nadzieją w przyszłość, sięgajmy także do niego. Do dziedzictwa wiary chrześcijańskiej i naszej historii.

W  Ewangelii dzisiejszej czytaliśmy o  narodzinach Jezusa (zob. Mt 1, 1-16.18-23), choć przecież obchodzimy święto narodzin Maryi. Ale właśnie to ukazuje nam, że źródłem naszej nadziei jest Jezus Chrystus. On pomaga nam także nie zatrzymywać się nad tym, co było lub jest, ale wskazuje nam przyszłość.

Kończąc te odwiedziny, pragnę bardzo serdecznie podziękować za wszyst-kie spotkania, za możliwość odkrywania naszego dziedzictwa tkwiącego tutaj, w ludziach, w ziemi, w historii, kulturze. Chcę podziękować za to pokrze-pienie mnie i życzę z całego serca, abyśmy wpatrując się w przykład Matki Najświętszej, starali się zawsze odkrywać nadzieję, by jej nie brakowało zwłaszcza w trzecim tysiącleciu. „Idźmy naprzód z nadzieją”, co więcej, przy-spieszajmy kroku, bo jest wiele do zrobienia. Jest wiele piękna, które czeka na serce, oczy i ręce ludzkie, jest wiele prawdy, która czeka na nasz umysł, jest wiele dobra, które czeka na nasze sumienie, jest wiele miłości, która czeka na człowieka.

Amen.

231

Uczestniczymy w dziedzictwie ChrystusaWizytacja kanoniczna

Siemichocze (par. Tokary), dn. 9 września 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry, tutejsi Parafianie!

W  słowie powitalnym wasza przedstawicielka przypomniała zawoła-nie, które znajduje się w moim herbie biskupim: „Lud Twój – Dziedzictwem Twoim”. Te słowa pochodzą z Pisma Świętego, kiedy król Salomon uczestni-czył w uroczystości poświęcenia nowej świątyni jerozolimskiej, odmawiając pełną natchnienia modlitwę do Pana Boga. Mówi: „Panie, lud Twój dzie-dzictwem Twoim” (1 Krl 8, 51), chcąc przypomnieć Stwórcy całego świata, że wybrał sobie naród i niejako zobowiązać Go, aby opiekował się nim. Bo skoro jest dziedzictwem, to zasługuje na wyjątkową opiekę i potrzebuje takiej pomocy, która by wystarczyła, żeby nic z tego, co przynależy do Bożego dzie-dzictwa, nie zostało utracone.

Właśnie te  słowa przypominamy sobie dzisiaj i  zastanawiamy się, co to znaczy być Bożym dziedzictwem? Jaka to dla nas wielka otucha, a jed-nocześnie nadzieja. Jaka to pomoc, skoro przypominamy sobie, że przynale-żymy do Bożego dziedzictwa. W ubiegłym roku, kiedy przeżywaliśmy Wielki Jubileusz Zbawienia, Ojciec Święty Jan Paweł II bardzo często przypominał, co zawdzięczamy Jezusowi Chrystusowi. Te dwa tysiące lat każdemu pokole-niu przychodzącemu na świat od nowa ukazywały to wspaniałe dziedzictwo, to wszystko, co zostało wysłużone przez Jezusa Chrystusa, co zostało złożone

232

rok 2001

w Kościele, abyśmy mogli do tego sięgać, żebyśmy mogli się tym ubogacać. A jednocześnie musimy mieć świadomość, że my sami jesteśmy tym dzie-dzictwem, żebyśmy do tego dziedzictwa dodawali coś z naszych czynów, coś, co mogłoby powiększać ten skarbiec duchowy. Ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo w świecie reklamowany jest grzech, zawsze będzie istniało zapo-trzebowanie na dobro. Zaś każdy człowiek jest stworzony do dobra, gdyż sam jest dobry jako ten, który został stworzony przez Boga (zob. Rdz 1, 1-31). To prawda, że pojawił się grzech, że zło znalazło miejsce w naszych sercach, różne nałogi dają o sobie znać i z tego powodu cierpimy wszyscy, ale jednak musimy sobie stale przypominać, iż zostaliśmy powołani do tego, by czynić dobro, żeby w nim uczestniczyć i dzielić się nim z naszym otoczeniem.

Z pewnością inaczej wyglądałyby nasze rodziny, wioski i nasze miasta, nasze życie w wymiarze gospodarczym, kulturowym czy politycznym, gdy-byśmy wszyscy pamiętali, że zostaliśmy powołani do dobra. A jako dziedzice Boga samego mamy jednocześnie udział w dziedzictwie Jezusa Chrystusa, o czym święty Paweł tak często nam przypomina. Zachęca nas do tego także w dzisiejszym drugim czytaniu, kiedy nie obawia się napisać do właściciela w obronie niewolnika, podkreślając, że służący nie może być traktowany jako niewolnik – powinien być uważany za brata, ponieważ uczestniczy w tym samym dziedzictwie, jakie pozostawił Jezus Chrystus.

Dzisiejsze pierwsze czytanie, ze swoim przesłaniem, jest nam wyjątkowo bliskie. Człowiek przez wieki mozolnie odkrywał Ziemię i jej prawa. Z tru-dem rozumiemy to, co jest wokół nas, „a któż wyśledzi to, co jest na Niebie?”. Tym trudniej jest nam uświadomić sobie, kim jesteśmy, choć ciągle się prze-cież nad tym zastanawiamy. Czy bylibyśmy w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi? Takiej odpowiedzi udziela jednak Pismo Święte. Dzięki temu możemy głębiej ocenić nasze życie, odkryć nasz cel i powołanie. Wszystko to nabiera jasności w świetle Bożej Mądrości. Podążając za nią, nie będziemy mieli kłopotu z odnalezieniem w sobie tego, co prowadzi nas ku dobremu.

Warto zatem postawić pytanie, w  jakiej mierze korzystamy z  Bożej Mądrości. Mamy do niej dostęp dzięki temu, że jesteśmy dziedzictwem Boga samego, uczestniczymy w  dziedzictwie Jezusa Chrystusa, najpierw przez sakrament chrztu świętego, a  potem przez inne sakramenty – zwłaszcza bierzmowania, których dzisiaj rano wielu młodych ludzi przyjęło w kościele parafialnym. Przez to Boże dziedzictwo, sakramenty, mamy łatwiejszy dostęp

233

Uczestniczymy w dziedzictwie Chrystusa

do Bożej Mądrości, choć również i my musimy włożyć w te poszukiwania dobra nasz wysiłek. Jednak nie chodzi o heroiczne czyny, a przede wszyst-kim o naszą chęć współpracy, bo Mądrość nie działa mechanicznie. Pan Bóg stworzył nas ludźmi wolnymi i szanuje naszą wolność. Co więcej, nawet ją podkreśla i pragnie, żeby ona dawała o sobie znać. Wówczas, świadomi naszej wolności, wybór dobra staje się nie tylko naszą korzyścią, ale i naszą zasługą. Zasługujemy w oczach Bożych na specjalną pomoc po to, żebyśmy z tego wszystkiego, co odkrywamy, nic nie stracili.

Dlatego chcemy wspólnie przypominać sobie o  tym, że  Mądrość jest dana nam ku pomocy i powinniśmy do niej się odwoływać, zastanawiając się często nad tym, w jakiej mierze z niej korzystamy. Mądrość odkrywamy uczestnicząc we Mszy świętej. Nie dziwmy się zatem, że tak mało jest mądro-ści w ludziach, skoro tak rzadko korzystamy z Eucharystii! Odkrywamy ją także w pozostałych sakramentach świętych. Odnajdujemy ją dzięki wspólnej modlitwie rodzinnej i naszym prywatnym rozmowom z Bogiem, pochylając się nad Pismem Świętym. Mądrość Bożą odnajdujemy wtedy, kiedy nie oba-wiamy się lektury duchowej, prasy katolickiej, właśnie po to, aby wszystko to motywowało nas do podążania za Jezusem Chrystusem.

Ewangelia dzisiejsza mówi o tym wyraźnie. Wprawdzie wezwanie Pana Jezusa, że mamy wyrzec się wszystkiego co posiadamy, bo kto się nie wyrzek-nie wszystkiego co posiada, nie może być Jego uczniem [„Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14, 25-33)], może brzmieć zatrważająco, ale nie powinny nas one przera-żać. W nich jest zawarta wielka prawda. Skoro jesteśmy dziedzictwem Boga samego, skoro uczestniczymy w  dziedzictwie Jezusa Chrystusa, to  nasze dobro jest wspólną własnością. A to, co tylko my, i wyłącznie my posiadamy, to są właśnie grzechy, różne słabości, nałogi, bo przecież one nie przynależą do dziedzictwa Bożego. Wezwanie Jezusa Chrystusa zmierza do tego, żeby-śmy się wyzwalali właśnie z grzechów, byśmy przezwyciężali takie czy inne złe przyzwyczajenia. Dopiero wtedy będziemy coraz bliżej Syna Bożego, a Boże dziedzictwo będzie w nas czytelne. Wówczas będzie łatwiej poznać, że przy-należymy do Jezusa Chrystusa, bo nasze czyny będą o tym świadczyły.

Zapotrzebowanie na dobro nie jest niczym nadzwyczajnym, bo każdy go pragnie. Czyż rodzice nie chcą mieć dobrych dzieci? Czyż żona nie chce mieć dobrego męża, a mąż żony? Czy dzieci nie mają prawa do dobrych rodziców?

234

rok 2001

Czy naród polski nie ma prawa do dobrych przedstawicieli w życiu politycz-nym, gospodarczym, w wymiarze sprawiedliwości? Wszędzie jest zapotrze-bowanie na dobrych ludzi. Ale skąd oni się wezmą? Mają wyrastać wśród nas. To od nas zależy, jakie będą następne pokolenia, czy pragnienie dobra będzie w nich coraz większe, czy zapotrzebowanie na to dobro, wyjątkowo silne w naszych czasach, zostanie zaspokojone. Dzieje się tak wówczas, gdy pustkę po złu wypartym z naszego życia zagospodarowujemy dobrocią czy-nów, myśli.

Wchodzimy w trzecie tysiąclecie. Ojciec Święty Jan Paweł II wielokrot-nie wskazuje na postaci, które pojawiły się w dziejach świata w ciągu tych dwóch tysięcy lat, a które realizowały w swoim życiu chrześcijańskie dzie-dzictwo, dążąc do dobra. Tacy ludzie związani są również z naszą Ojczyzną. Nasi bohaterzy narodowi byli ludźmi wiary, ludźmi Kościoła, głęboko prze-żywającymi swoje powołanie i wezwanie do dobra.

Warto przypomnieć w tym miejscu chociażby Sługę Bożego księdza kar-dynała Stefana Wyszyńskiego. Przyszedł na świat sto lat temu, a opuścił go dwadzieścia lat temu. Obowiązki prymasa Polski, a  więc głowy Kościoła Katolickiego w naszej Ojczyźnie, wypadło mu pełnić w czasach niesłychanie trudnych. Dodatkowo borykał się z problemami zdrowotnymi, co przesunęło w czasie jego święcenia kapłańskie. Jednak Pan Bóg go wspomagał i to ciało, które było słabe, wzmocniło się, a wiemy też, jak wielu niebezpieczeństwom musiał później stawić czoła.

W  czasie wojny działał cały czas w  ukryciu. Był kapelanem Armii Krajowej, uczestniczył w powstaniu warszawskim. Po wojnie przyszło mu odbudowywać Wyższe Seminarium Duchowne we Włocławku – w diece-zji, w której prawie 80% kapłanów znalazło się w obozach koncentracyjnych albo w sowieckich łagrach. Trudności było wiele. Potem przez dwa przeszło lata był biskupem lubelskim, a następnie został arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim Prymasem Polski. Trudności nie zakończyły się, wręcz prze-ciwnie, jeszcze bardziej wzmogły. Kościół był wówczas bardzo ostro atako-wany przez władze. Prymas został uznany przez nie za największego wroga Ojczyzny. Pozbawiono go możliwości spełniania obowiązków. Został zatem uwięziony i przez trzy lata pozbawiony możliwości pełnienia swojej funkcji. Jednak nie były to lata zmarnowane. W tym czasie wiele się modli, zastana-wia, czego owocem był m.in. program duszpasterski i ogłoszona po wyjściu

235

Uczestniczymy w dziedzictwie Chrystusa

z więzienia dziewięcioletnia nowenna przed jubileuszem tysiąclecia od przy-jęcia Chrztu Polski, a  jednocześnie przed tysiącleciem istnienia Państwa Polskiego. Tego programu również nie mógł spokojnie wprowadzać w życie, bo agresja władz była coraz mocniejsza.

Dopiero pod koniec życia Prymasa zauważono, że był on jedyną osobą, która sprawiała, że  w  tych latach przewrotności i  zakłamania coś praw-dziwego mogło istnieć w naszej Ojczyźnie. Dlatego na  jego pogrzeb przy-było około pół miliona ludzi. Nie było takiego pogrzebu i chyba nie będzie. Poczty sztandarowe z całej Polski – doskonale to pamiętam – nie mieściły się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, na trasie blisko kilometro-wej. Przybyli przedstawiciele tych władz, które wcześniej skazywały Prymasa na więzienie, oskarżały o wszystko. Ale przybyli w sposób milczący, jakby chcieli przeprosić zmarłego.

Przypominam tę postać, bo właśnie on jest dla nas świadkiem, który mówi, że nie trzeba się obawiać takich czy innych warunków – trzeba być sobą, sobą własnej wiary, sobą własnych przekonań, sobą własnej sprawie-dliwości. Tę tożsamość duchową, tożsamość chrześcijańską mamy zachowy-wać w naszym życiu, a wtedy będziemy pomagali nie tylko sobie, ale także i otoczeniu w przezwyciężaniu uzależnienia od zła – zniewolenia przez kłam-stwo, to wszystko, co w jakiś sposób pomniejsza naszą godność, co rzeczywi-ście budzi ogromne zdumienie wśród wielu ludzi, z którymi się spotykamy. Pamiętamy też, jak bardzo ubogaca swoją zachętą, nauczaniem i przykła-dem Ojciec Święty Jan Paweł II. To wszystko dzisiaj przypominamy sobie, bo chcemy sięgać do Mądrości pochodzącej od Stwórcy, która wciela się w ludzi sprawiedliwych, której wciąż potrzebujemy. Chcemy wyzwalać się wciąż ze wszelkiego grzechu, od jakiegokolwiek fałszywego przywiązania. Pragniemy i sami innym dopomagać, abyśmy będąc dziedzictwem Boga naszego, pamię-tając o tym, że zostaliśmy odkupieni przez Jezusa Chrystusa, że w Jego miło-ści znajdujemy największe oparcie, troszczyli się o to, żeby nasze życie stawało się coraz lepsze. I właśnie to przesłanie i tę zachętę pragnę tu, wśród Was, pozostawić na to nowe tysiąclecie.

Amen.

236

„Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył!” Jan III Sobieski

Wizytacja kanoniczna Sawice, dn. 12 września 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry!

Uroczystość dzisiejsza przypomina nam od  strony historycznej to bar-dzo słynne zwycięstwo oręża polskiego pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, odniesione pod Wiedniem. Nie tak dawno świętowaliśmy trzechsetną rocznicę tego wydarzenia. Przypominając sobie owo wydarzenie, nie chcemy przez to w jakiś sposób zachwalać takiego czy innego zwycięstwa militarnego, nawet jeżeli ono odnosi się do nas. Ale w tym wypadku jest coś, na co warto zwrócić uwagę – nasi żołnierze, nasz król udali się tam po to, żeby pospieszyć z pomocą, bo nasi bracia i siostry w wierze chrześcijańskiej byli w wielkim zagrożeniu. Oni obawiali się straszliwej śmierci, wywiezienia w jasyr, czyli do niewoli.

Dlatego ówczesny papież, błogosławiony Innocenty IX, i cesarz narodu niemieckiego, zwrócili się z  prośbą do  Jana III Sobieskiego o  przyjście z pomocą. Nie była to więc wyprawa zaborcza. Nie chodziło o jakieś korzyści materialne, terytorialne, ale miała ona charakter pomocniczy. Król, zanim rozpoczęła się bitwa, służył do dwóch Mszy świętych – pierwszą odprawił

237

„Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył!”

Marco d’Aviano kapelan tej wyprawy, legat papieski, drugą odprawił oso-bisty kapelan królewski i jak zaznaczają kronikarze, do obu Mszy świętych na kolanach służył sam król. Zresztą freski, które można zobaczyć w kościele na Halenbergu, czyli na  tym wzgórzu, obok którego rozegrała się bitwa, przypominają tamto wydarzenie.

Kiedy rozpoczęła się bitwa, całą tę operację król Jan III Sobieski zawie-rzył Matce Najświętszej, a po zwycięstwie skierował do papieża specjalnego wysłannika – zawiózł on jedną z chorągwi tureckich, ale także i te słowa kró-lewskie: Veni, vidi, Deus vicit. Nasz król sparafrazował powiedzenie Juliusza Cezara, kiedy przekroczył rzekę Rubikon – Veni, vidi, vici. Słowa cesarza rzymskiego znaczą „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”. Nasz król jako chrześcijanin trochę to  zmienił. Papieżowi zakomunikował: „Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył”.

Wiedział, komu zawdzięcza tę pomoc i dlatego dziękował Panu Bogu, ale wiedział też, komu zawdzięcza pośrednictwo, dlatego jedną z najpiękniej-szych chorągwi Wezyra skierował do Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej. Ta chorągiew przebywała w skarbcu Sanktuarium aż do czasów napoleoń-skich. Wtedy to nasi legioniści, którzy tam się znaleźli – być może kiero-wali się dobrą intencją –wzięli ze sobą chorągwie na znak zwycięstwa, ale została ona zniszczona. Szkoda, że tak się stało. Niemniej jednak to zwycię-stwo odniesione trzysta osiemnaście lat temu nad wrogami chrześcijaństwa uratowało Europę, uratowało wiele narodów, zabezpieczyło dalsze losy.

Wkład Jana III Sobieskiego był bardzo poważny. Papież specjalnie podziękował za to zwycięstwo – na pamiątkę tego wydarzenia, niedaleko Kapitolu w  Rzymie wybudowano przepiękną kaplicę poświęconą imie-niu Matki Najświętszej. I na ten dzień wyznaczono także święto Imienia Maryi, które od  tego czasu przeżywamy w  całym Kościele, a  zwłaszcza w naszej Ojczyźnie. Dzisiaj dziękujemy Panu Bogu, iż tak się złożyło z woli Opatrzności, że nasze przeżycia związane z wizytacją kanoniczną zbiegają się z tym świętem. Tym łatwiej nam kierować nasze serca i nasze umysły do Matki Najświętszej.

Tym łatwiej przychodzi także zastanawiać się nad tym – bo takie są zada-nia wizytacji – co mamy robić, aby nasza wierność Panu Bogu była jesz-cze pełniejsza? Żebyśmy bardziej sumiennie przestrzegali Bożych przykazań, żebyśmy korzystali z tych darów, które Jezus Chrystus pozostawił w Kościele,

238

rok 2001

a  zwłaszcza z  sakramentów świętych, z  Najświętszej Ofiary w  niedziele i święta, ale nie tylko, ze spowiedzi, z Komunii świętej, żebyśmy byli wierni sakramentowi bierzmowania i osiągali tę dojrzałość duchową i chrześcijań-ską. Żebyśmy także byli wierni sakramentowi małżeństwa i starali się w każ-dej naszej rodzinie stać na straży życia i miłości. Bo mogą zmieniać się formy życia rodzinnego, ale każda rodzina pozostanie zawsze tą wspólnotą, która ma do wypełnienia dwa zadania: jedno zadanie odnosi się do życia – do nowego życia, a drugie do miłości.

Rodzina zaczyna rozpadać się właśnie wtedy, kiedy brakuje w niej miej-sca albo dla życia, albo dla miłości, albo też, i to jest najgorsze, dla jednego i dla drugiego. Każda rodzina musi stać na straży życia i miłości! I wtedy jest sobą! Wtedy nie zapomina o własnym powołaniu. Wtedy też daje gwarancję szczęścia wszystkim, którzy tę rodzinę tworzą.

Chcemy to przypomnieć, kiedy myślimy o Imieniu Maryi podczas słu-chania tekstów Pisma Świętego. One nam przecież ukazywały Matkę Najświętszą jako tę, która zawierzyła Panu Bogu. Najbardziej jest to widoczne w momencie Zwiastowania, kiedy przychodzi Archanioł Gabriel i do tej mło-dej dziewczyny mówi słowa, które wydawały się jej niesłychanie odległe. Owszem, jak wszyscy z Narodu Wybranego, modliła się o Mesjasza, bo cze-kali na Mesjasza, bo pragnęli, żeby Odkupiciel przyszedł na ziemię, ale chyba nawet przez myśl jej nie przeszło, że to właśnie ona ma stać się tą Matką Odkupiciela. Dlatego była zaskoczona i zdumiona. Ale kiedy dowiedziała się, że taka jest Boża wola, nie zawahała się i wypowiedziała swoje fiat, „Niech się tak stanie” (Łk 1, 38) – wyrażając swoją zgodę, podejmując współpracę z Bogiem, zasłużyła sobie na wspaniałą chwałę. W dziejach ludzkości nie ma innej osoby jak Matka Najświętsza, która by się cieszyła tak wielkim szacun-kiem, tak wielkim zrozumieniem, która byłaby tak bardzo bliską każdemu człowiekowi – czy to dziecko, czy dorosły czy to zdrowy czy chory, prosty czy wykształcony. Maryja jest dla nas najlepszym przykładem, co to znaczy przy-jąć wolę Bożą i wypełnić swoje powołanie jako człowiek.

Na  początku tego trzeciego tysiąclecia, do  czego nas zachęca Ojciec Święty, chcemy przypominać sobie o naszym powołaniu, bo to oznacza przy-pomnienie tych słów, które Pan Jezus wypowiedział do  świętego Piotra: „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4), to znaczy „głębię” naszej godności, bo człowie-czeństwo zostało zagrożone!

239

„Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył!”

To, co  się wczoraj stało w  Stanach Zjednoczonych, nie jest przecież jakimś chuligańskim wybrykiem! To zostało przygotowane. Zamach ma swoje korzenie w  różnych ideologiach, które w  ciągu całego ubiegłego wieku dzieliły narody i  ludzi! Które uderzały w  ludzką godność! Które pomniejszały człowieka! Które usiłowały sprowadzić ludzi tylko do zwie-rząt, ograniczyć całą ich pełnię i  nie dopuszczać do  tego, żeby człowiek dostrzegał swoje nadprzyrodzone Boskie powołanie. Oto skutki tego roz-bicia ludzkiego, o czym wspomniałem wcześniej. To są tragedie, za które płacą ludzie niewinni.

Dlatego trzeba nam zwracać uwagę na Matkę Najświętszą, bo Ona jest przykładem, jak najlepiej można wypełnić swoje powołanie jako człowieka. Nie chodzi tu o jakieś bohaterskie czyny, ponieważ realizacja tego powoła-nia jest w zasięgu możliwości każdej i każdego z nas, nie wymaga takiej czy innej pozycji społecznej, takich czy innych studiów, kondycji sportowej, jakie-goś talentu. Jest to pełnia człowieczeństwa, która wyrasta z Łaski Bożej, ma swoje korzenie w Akcie Stwórczym, swoją moc w Zbawieniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa.

Dziękujmy Panu Bogu, że przed wiekami nasz król w bardzo trudnych sytuacjach potrafił stanąć w obronie wiary, potrafił zdobyć się na poświęce-nie i potrafił też oddać cześć Matce Najświętszej. Niech te imieniny Matki Bożej będą dla nas wszystkich zachętą, abyśmy w Niej poszukiwali przy-kładu i umocnienia.

Nie tak dawno ukazały się wspomnienia z okresu ostatniej wojny. Zostały one napisane przez ludzi dorosłych, ale dotyczyły okresu, kiedy mieli tyle lat co  dziewczynki i  chłopcy z  waszej szkoły podstawowej. Na  początku II wojny światowej, kiedy połowa terytorium Rzeczypospolitej znalazła się pod władzą Rosji Sowieckiej, przeprowadzono wywózki całych rodzin naszych rodaków. Odbyły się trzy takie słynne wywózki. W 1940 roku dwukrotnie i w roku 1941. Niektórzy mówią, że na Syberię wywieziono milion osiem-set tysięcy Polaków, z tego z armią Andersa wyszło około dwieście tysięcy, reszta pozostała. Wśród wywiezionych było bardzo dużo dzieci, także auto-rzy owej książki pod tytułem W czterdziestym roku nas Matko na Sybir wysłali. Przy czym słowo „Matka” nie odnosi się do  ich matek, bo one najczęściej były z nimi, ale mówi ono o Polsce i przypomina wywiezione wówczas dzieci, a o których nikt nie pamiętał i których tak bardzo dużo poległo gdzieś tam

240

rok 2001

w tajgach i na stepach. Te, które przeżyły piszą: „W czterdziestym roku nas Matko na Sybir wysłali”.

Jedna z dziewczynek została wywieziona wraz z małym bratem i matką do jednego z miast na Syberii na tzw. „zasiedlenie konieczne”. Ojca, oficera, nie było z nimi, gdyż zginął wcześnie. Oni zaś nieustannie trwali w zagro-żeniu, że mogą zostać skierowani do  łagru. Dlatego każdego dnia modlili się przed obrazkiem Matki Bożej Ostrobramskiej, który zabrali z  Polski, z prośbą o ratunek, tym bardziej, że groźba uwięzienia była coraz bardziej realna. Pewnego dnia nastąpiło wydarzenie, które ta dziewczyna zapamiętała do końca życia i które opisała w książce. Do ich domu, chyba w Kujbyszewie, wpadli enkawudziści – dali pięć czy dziesięć minut na spakowanie, poga-niając z  wściekłością. Matka nie wiedziała, co  ma zrobić, straciła głowę. Dzieci były małe – dziewczynka miała około dziesięciu lat, chłopiec jeszcze mniej. Wydawało się, że całe to zdarzenie trwa wieki, choć naprawdę było to  tylko kilka minut. I kiedy wydawało się, że wszystko jest już stracone i trafią do łagru, do domu weszło dwóch przedstawicieli Ambasady Polskiej w Moskwie. Odnaleźli oni adres tej rodziny i przyjechali po nich. Jeden z ofi-cerów zwrócił się do matki po francusku, żeby była spokojna. A enkawudziści stali jak wryci – nie wiedzieli, co się dzieje, ale mieli respekt przed dyploma-tami i wycofali się. Opisując po latach to wydarzenie, kobieta ta jakby chciała przekazać wszystkim dzieciom, co było udziałem jej dzieciństwa, zagrożonego przez nienawiść, agresję, narażonego na cierpienia i trudne doświadczenia.

Dlatego musimy ciągle kierować nasze serca i nasze umysły do Matki Najświętszej. Nie tylko po to, żeby w Matce Bożej szukać Opiekunki, tak jak ta rodzina, ale trzeba także prosić Matkę Najświętszą o to, żeby jej wzór czło-wieczeństwa docierał do wszystkich ludzi. Aby nie było więcej ani enkawudzi-stów, ani hitlerowców, żeby nie było terrorystów, by na świecie było wreszcie miejsce dla zwykłego człowieka, dla każdego człowieka. O to prośmy Matkę Najświętszą, ale też i sami starajmy się ten przykład Niepokalanej realizować w naszym życiu, dawać innym wzór, żeby ludzie zrozumieli w końcu, że nie ma przyszłości tam, gdzie jest nienawiść, gdzie są podziały, tam gdzie jest zawiść, wrogość, niesprawiedliwość, przekupstwo, alkoholizm, gdzie są roz-wody, gdzie jest zabijanie życia – nie ma przyszłości!

Przyszłość ma człowiek wedle Bożego wzoru, który potrafi zaufać Stwórcy i tak jak Matka Najświętsza powiedzieć Mu „tak”. On zaprasza nas

241

„Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył!”

do tego, abyśmy stawali się pełniejszymi ludźmi, żebyśmy wzrastali w świę-tości, byśmy mogli w tej tajemnicy świętych obcowania istnieć jako ci, którzy ją tworzą, którzy nadają jej charakter, ubogacają historię każdego człowieka i całej ludzkości.

Ufajmy, że ta, która od dwudziestu wieków opiekuje się nami i opiekuje się Kościołem, jeżeli okażemy nieco dobrej woli, przyjdzie nam z pomocą i nas uratuje. Świadectwem tego jest chociażby opisane wcześniej wydarze-nie. Niech tylko w nas nie zabraknie dobrej woli, Imię Maryi niech znaj-duje w naszych sercach i w naszych umysłach, gorące i serdeczne przyjęcie, a Matka Najświętsza nadal będzie naszą Opiekunką i Obroną.

Amen.

242

„Wyjdź z twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca” (Rdz 12, 1)

Śluby wieczyste siostry Małgorzaty (kapucynki)Siennica, dn. 15 września 2001 r.

Droga Siostro Małgorzato wraz z Rodziną, Kochani Bracia i Siostry!

Wsłuchaliśmy się dzisiaj z wielką uwagą w słowo Boże, które przed chwilą zostało odczytane. Pierwsze czytanie przypomniało nam tę wspaniałą figurę wielkiego patriarchy Abrahama. Kiedy tak wsłuchujemy się w jego słowa, przypatrujemy się jego życiu, lepiej rozumiemy tę ogromną tęsknotę, jaką ma Ojciec Święty Jan Paweł II, żeby kiedyś udać się na to miejsce, z którego wyruszył Abraham i  gdzie usłyszał to  Boże wezwanie: „Wyjdź z  twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca” (Rdz 12, 1). Właśnie dlatego, że potra-fił wyjść, Pan Bóg zapowiada, że stanie się błogosławieństwem.

Bardzo często my spotykamy się z podobnymi sytuacjami. Innymi sło-wami, za  pośrednictwem takiego czy innego człowieka, a  może poprzez Pismo Święte Pan Bóg zwraca się do nas, żebyśmy oderwali się od czegoś, coś pozostawili, co może dla nas okazuje się niesłychanie cenne i drogie, ażebyśmy potrafili pójść za Jego wezwaniem. Właśnie wtedy, kiedy idziemy za głosem Bożym, kiedy podejmujemy Jego zaproszenie, stajemy się błogosławieństwem.

243

„Wyjdź z twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca”

Jak zapowiada Pismo Święte: „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławień-stwo ludy całej ziemi” (Rdz 12, 3). Dlatego Abraham udał się w drogę.

Nie wiedział tak naprawdę, dokąd podąża. Przedtem przecież nigdy tam nie był. Nie było map, nie było atlasów geograficznych, ale wiedział jedno, że  taka jest Boża wola i dlatego pozostawia wszystko i  idzie do  tej ziemi, która została mu obiecana. Ale idzie przede wszystkim po to, żeby wypełnić Bożą wolę, żeby okazać się wiernym temu zaufaniu, jakie Stwórca okazuje człowiekowi.

Uczestnicząc w tej uroczystości, podczas której siostra Małgorzata złoży swoją profesję wieczystą, jak gdyby przypominamy tamto wydarzenie sprzed wieków. Jesteśmy pełni podziwu dla dobroci Pana Boga, który ma tak wielkie zaufanie do  człowieka. Mijają czasy. Pojawiają się nowe poko-lenia. Zmieniają się cywilizacje, kultury, a Pan Bóg zawsze jest blisko czło-wieka. Ma zawsze w stosunku do każdego człowieka jakąś propozycję. Siostra Małgorzata przed laty usłyszała to zaproszenie. Dla niej też miało to podobny wymiar. Wprawdzie inne są czasy, inne możliwości pielgrzymowania czy też podróżowania, ale najpierw musiała zostawić swoje rodzinne miasto, musiała zostawić swoich bliskich po to, żeby udać się w nieznane.

Ale już wtedy w jej życiu było obecne to, co święty Paweł tak często przy-pomina, ponieważ on zdawał sobie sprawę, że od czasu przyjścia na świat Jezusa Chrystusa, w życiu ludzkim powinna się dokonać ogromna zmiana. Otrzymaliśmy światło, otrzymaliśmy kogoś, kto przecież jest: „drogą i prawdą i życiem” (J 14, 6).

A  skoro tak, nie możemy się zastanawiać, nie możemy się zatrzymy-wać. To, co Abraham dostrzegał poprzez różne figury i znaki my spotykamy w żywej osobie Jezusa Chrystusa. Dlatego dziękujemy Panu Bogu najpierw właśnie za to, że ciągle ma zaufanie do człowieka, a następnie, że dwa tysiące lat temu posłał na ziemię swojego Syna. A skoro Jezus Chrystus jest wśród nas, to nie możemy tylko w sposób jak gdyby konieczny wypełniać wolę Jego Ojca, ale trzeba coś z tej postawy świętego Pawła przeszczepiać w nasze życie, mamy pędzić, mamy przyśpieszać kroku.

Jakże pięknie o tym mówi Ojciec Święty w swoim liście na to nowe tysiącle-cie z 6 stycznia, kiedy zachęca nas, abyśmy wyruszając „na głębię” (por. Łk 5, 4), za przykładem Apostołów, mając zaufanie do Jezusa Chrystusa, jednocze-śnie przyspieszali kroku. Bo świat podąża bardzo szybko, a zapotrzebowanie

244

rok 2001

na świadków Jezusa Chrystusa jest coraz większe. Wsłuchując się w przemó-wienia bardzo wielu polityków, z naszego kraju i z całego świata, moglibyśmy przypuszczać, że  już nigdy nie będzie miejsca na kolejną wojnę światową, że te straszliwe tragedie nie mają prawa się powtórzyć. A jednak to, co prze-żyliśmy wszyscy, nie tylko Amerykanie, nie tylko mieszkańcy Nowego Jorku czy Filadelfii, ale my wszyscy, jest jakimś przypomnieniem, że trzeba przy-spieszyć kroku.

Ci, którzy wierzą w  Jezusa Chrystusa, nie mogą pozostawać gdzieś u końca ludzkiej pielgrzymki, ale powinni przyspieszać kroku, aby coraz bar-dziej odkrywać, a jednocześnie wskazywać drogę, którą jest Jezus Chrystus. Aby coraz głębiej przenikać tę prawdę, którą przynosi, żebyśmy dzięki temu przemieniali nasze życie, aby stawało się coraz pełniejsze, coraz bliższe ocze-kiwaniom Syna Bożego.

Nie możemy zapomnieć, że  dzisiaj obchodzimy także wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Dla nas jest ten dzień bardzo ważny. Tak często wpa-trujemy się w twarz Matki Najświętszej, która stała cierpiąca obok krzyża swego Syna. Jest ona bardzo bliska cierpieniu każdej i każdego z nas, a w spo-sób szczególny jest bardzo bliską każdej osobie zakonnej. To przecież Matka Najświętsza jest tą pierwszą osobą konsekrowaną, jest pierwszą zakonnicą, bo kiedy Archanioł Gabriel zapytał ją, czy chce podążać za Bożą wolą, powie-działa wyraźnie „Niech się tak stanie”.

Nasze polskie wyrażenie: „Niech się tak stanie”, podobnie jak w innych językach współczesnych, nie oddaje w  pełni rzeczywistości, jaką wyraziła Matka Najświętsza w języku aramejskim. Nie chodziło bowiem tylko o pra-gnienie, aby wypełnić Bożą wolę, ale także o czekanie Maryi, jej przekonanie, że to jest właśnie to, czego oczekiwała – dlatego mówi „Niech się tak stanie”.

W życiu zakonnym, droga siostro Małgorzato, jest bardzo ważne, żeby-śmy nie tylko wypowiadali swoją zgodę na Boże zaproszenie, ale żebyśmy potrafili wychodzić naprzeciw, żebyśmy intuicyjnie starali się z  rozumieć każde życzenie Boże. Co więcej, żeby nasza miłość do Pana Boga potrafiła przezwyciężać wszelkie opory wynikające z naszej ludzkiej słabości – Matka Najświętsza jest tego przykładem.

Ojciec Święty, zwracając się w  tym roku z  racji Wielkiego Jubileuszu Matki Bożej Karmelitańskiej, przypomina nam wszystkim to, co w tajem-nicy Bogarodzicy jest nam tak bardzo bliskie. „Kontemplując Najświętszą

245

„Wyjdź z twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca”

Maryję Pannę, widzimy ją jako Matkę zatroskaną, która patrzy na Syna dora-stającego w Nazarecie. Idzie za Nim po drogach Palestyny i towarzyszy Mu podczas godów w Kanie. A u stóp krzyża staje się Matką współuczestniczącą w Jego ofierze i darem dla wszystkich ludzi, gdy Jezus powierza ją swemu umiłowanemu uczniowi. Jako Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna jednoczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie, a jako Nowa Niewiasta, która wyprzedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich w pełni try-nitarnego życia, została wzięta do  Nieba, skąd osłania płaszczem Swego Miłosierdzia synów i córki pielgrzymujących ku świętej Górze Chwały” (List Apostolski Jana Pawła II z okazji 750-lecia szkaplerza św., 25 marca 2001 r.).

Ojciec Święty pragnie nam przypomnieć, że  Matka Boża jako Ikona Jezusa Chrystusa ukazuje nam cały sens naszego powołania i potrzebę tego, żebyśmy ciągle do Niego się zbliżali. W tym kontekście rozumiemy lepiej, dlaczego w ciągu tych dwudziestu wieków święci tak wielką uwagę kierowali ku Matce Najświętszej. Przykładem tego jest święty Franciszek z Asyżu. Jego nawrócenie dokonało się przed krzyżem w kościele św. Damiana, ale umac-niało się w kościele Matki Bożej Anielskiej, gdzie w prezbiterium znajduje się obraz Zwiastowania. To właśnie wtedy święty Franciszek przypomina sobie, jak powinniśmy z radością podejmować Boże zaproszenie, nawet wyprzedza-jąc Boże życzenia i Boże oczekiwania. I dał nam przykład tego radosnego wypełniania Bożej woli.

Siostra Małgorzata podejmuje tę samą drogę, bo przecież w duchowo-ści franciszkańskiej pragnie szukać dla siebie moralnego zaplecza i oparcia. Co  więcej, zgromadzenie, do  którego wstępuje, w  sposób szczególny jest poświęcone Tajemnicy Najświętszego Serca Pana Jezusa. Chcemy to przypo-mnieć, bo o niczym innym nie mówiła dzisiejsza Ewangelia – ta Ewangelia, do  której tak często powracamy. To  właśnie te  teksty przypomniał nam Ojciec Święty, kiedy przebywał przed dwoma laty w Drohiczynie, na nim oparł swoje ekumeniczne orędzie, proponując wszystkim, którzy być może są z dala od Jezusa Chrystusa, od rozumienia przez Niego wspólnoty Kościoła, aby wpatrując się w Jego Serce, potrafili to wszystko zrozumieć.

To, co święty Jan Apostoł pisze o miłości, mówi o Sercu. Dzięki Sercu Pana Jezusa, dzięki temu nabożeństwu miłość Syna Bożego staje się nam bliższą. W inny sposób przekazuje to, co mówi Pismo Święte, bo któż z nas nie odczuwa potrzeby bycia serdecznie traktowanym? Bo któż z nas, kiedy

246

rok 2001

przeżywa takie czy inne okoliczności życia, nie odwołuje się do  serca – do Serca Bożego, do serca innych ludzi? Ale Chrystus Pan, ukazując Swoje Serce, jednocześnie pragnie nas zachęcić, żebyśmy nie poprzestawali na tych miarach, które są nam dostępne, ale żebyśmy poszukiwali innej miary, znacz-nie większej, ale takiej, która jest dostępna człowiekowi. Słyszymy te słowa: „Jak Mnie umiłował Ojciec” (J 15, 9). O potrzebie miłowania Boga i bliź-nich mówi wiele religii, ale tylko Pan Jezus daje nową miarę do tego – miarę Boską, w której możemy uczestniczyć. Chrystus Pan, kiedy ukazuje tę miarę, nową miarę miłości Boga i człowieka, jednocześnie zachęca do tego, abyśmy pamiętali, że źródłem takiego podejścia jest miłość Boża, natomiast owocem jest nasza radość. Bo cóż może przynieść większą radość człowiekowi, niż świadomość tego, że w miłości może zbliżać się do Pana Boga?

Przez to  zawierzenie życie zakonne prowadzi do  tej radości. Chrystus zapowiada, że dzięki temu nie jesteśmy tylko tymi, którzy czują się „wyna-jęci”, ale „stajemy się przyjaciółmi” (por. J 15, 14), bo nasze serca biją podob-nym rytmem, w podobny sposób patrzymy na życie, na to, co nas otacza. Dlatego możemy, i powinniśmy, przynosić takie owoce, które są potrzebne dla nas i świata, w jakim żyjemy.

Nie możemy też zapomnieć, uczestnicząc w  tej pięknej uroczystości, że jest to pierwszy rok nowego tysiąclecia. Obok tego, co może nas pora-żać czy nawet zniechęcać, bo w życiu spotykamy się z takimi czy innymi słabościami, otrzymujemy od  Pana Boga łaskę, że  możemy uczestniczyć w  ślubach wieczystych siostry Małgorzaty. Jest to wielka łaska, bo przy-pomina, że  czas patriarchy Abrahama ciągle trwa, że  obecność Jezusa Chrystusa na ziemi nie skończyła się z Jego wstąpieniem do Nieba, że święty Franciszek z Asyżu znajduje wciąż tych, którzy podejmują jego zaproszenie i  że Matka Najświętsza – Bolesna Matka Najświętsza, ale pełna miłości, pragnie nam towarzyszyć, byśmy potrafili, podobnie jak ona, przyczyniać się do Odkupienia całego świata.

Korzystając z  obecności Matki Generalnej wraz z  Zarządem, pragnę przy tej okazji złożyć serdeczne gratulacje całemu Zgromadzeniu i podzięko-wać za to, że przyjęło to zaproszenie, jakie do niego skierował Pan Bóg pra-wie dwadzieścia lat temu. Życzę, aby nadal się rozwijało w naszej Ojczyźnie. A siostrze Małgorzacie, która wie, co to znaczy cierpienie, bo przecież poże-gnała swoich rodziców, która wie, co to znaczy zaufać w pełni Panu Bogu,

247

„Wyjdź z twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca”

życzę z całego serca, aby mając tak wspaniałe duchowe zaplecze, z radością i z entuzjazmem, tak po młodzieńczemu, przyjęła to zaproszenie i potwier-dziła swoimi ślubami wieczystymi. Aby to, co mówimy zawsze przy tego rodzaju uroczystościach, można było także i teraz przypomnieć, a jeszcze bar-dziej doświadczyć tego w przyszłości, jeżeli ktoś to zachowa, otrzyma życie wieczne.

Amen.

248

„Krzyż stał się bramą” C. K. Norwid

Nadanie patronatu Cypriana Kamila Norwida Gimnazjum w Korczewie

Korczew, dn. 15 września 2001 r.

Drodzy Nauczyciele, Kochana Młodzieży!

Przed chwilą wysłuchaliśmy krótkiego fragmentu z  Ewangelii, który przypomina nam obraz, jaki często pojawia się przed naszymi oczyma. Ileż to razy przypatrujemy się Panu Jezusowi Ukrzyżowanemu, a obok krzyża dostrzegamy Matkę Najświętszą i świętego Jana Chrzciciela? Przypominamy ten znak – znak krzyża, ponieważ w szczególny sposób łączy się także i z tą dzisiejszą uroczystością. Podczas niej nie tylko święcimy nowy gmach gim-nazjum oraz wnosimy krzyż i święcimy go, ale również przeżywamy nadanie szkole imienia Cypriana Kamila Norwida. To właśnie jemu zawdzięczamy jedną z najciekawszych i najpiękniejszych interpretacji znaku symbolu krzyża – „krzyż stał się bramą” (C. K. Norwid, Krzyż i dziecko). Do tej interpretacji nawiązuje także Ojciec Święty w swoim nauczaniu: „Bo krzyż stał się bramą”.

Wiemy, czym jest brama. To ta przestrzeń, która się otwiera przed nami, do czegoś prowadzi. Brama nie jest po to, żeby była zamknięta – zamknięte są mury, zamknięte są ogrodzenia, tam nie ma żadnego dostępu. Natomiast brama ze swojej natury jest przeznaczona na to, aby gdzieś nas prowadziła.

249

„Krzyż stał się bramą”

Krzyż jest taką „bramą”, on nas prowadzi. Prowadzi do czegoś piękniejszego, ponieważ ukazuje nam te  perspektywy, jakie pozostawił Jezus Chrystus w swoim Kościele, o których słyszeliśmy w pierwszym czytaniu. To są per-spektywy, które wskazują na człowieka dążącego do jak największej osobistej doskonałości, zmierzającego ku temu, żeby jednak nie zmarnować nic z tych mocy i możliwości, jakie otrzymał dzięki Panu Bogu.

Ojciec Święty z okazji stuosiemdziesięciolecia urodzin Cypriana Norwida skierował specjalne przemówienie do uczestników sesji, jaka miała miejsce w Rzymie. Mówiąc o Norwidzie, przypomniał, że właśnie ten pisarz pod-kreślał, że  wszystko bierze żywot z  ideału. To  jest jak gdyby dalszy ciąg tego stwierdzenia, że krzyż jest „bramą” – „Wszystko bierze żywot z Ideału”. Gdyby tak naprawdę wszystko brało swój „żywot z Ideału”, nie bylibyśmy świadkami tego, co wydarzyło się przed paru dniami. Straszliwa groza z pew-nością paraliżuje nasze serca i naszą wolę. Dodatkowo pojawia się pytanie – jak to możliwe, żeby dwa tysiące lat od Narodzin Jezusa Chrystusa mogło dochodzić do takich wydarzeń? Politycy zapewniali nas, że nie ma mowy o tym, aby te zbrodnie, które miały miejsce podczas II wojny światowej czy potem mogły się powtórzyć. Te zapewnienia nie są jednak takie oczywiste.

W całej twórczości Norwida przewija się motyw pielgrzymki, autor pisze „człowiek pielgrzymuje” (C. K. Norwid, Pielgrzym). Podczas tej drogi ma wzrastać w darze człowieczeństwa, w darze, bo „«człowieczość» jest Boża” (C. K. Norwid, List do Józefa Ignacego Kraszewskiego, maj 1863, IX, 99). Każdy człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga i ma to podobień-stwo w sobie rozwijać. Stąd ogrom pracy przed wami, dziewczęta i chłopcy, przed nauczycielami i wychowawcami, przed rodzicami i wszystkimi, którym zależy na rozwoju człowieczeństwa.

To nie jest łatwe, co zauważa Norwid: „Trud to jest właśnie z tego duży, że codzienny” (C. K. Norwid, Kleopatra i Cezar, V, 54). Język Norwida jest bardzo ciekawy. Z jednej strony prosty, a z drugiej można odczuwać pewne trudności w zrozumieniu tych myśli. Ale w tym wypadku jest niesłychanie klarowny. Stawanie się człowiekiem wymaga trudu. Ale nie chodzi tu o trud heroicznych czynów, a o trud codzienny, zwykłego życia. Dla was jest to trud każdej lekcji, każdego odrabianego zadania.

Wedle naszego patrona, modlą się jedynie ci, którzy są „trzeźwi w rze-czach potocznych” (Pięć zarysów. Ruiny, III, s. 492-493). A trzeźwi w nich są

250

rok 2001

tylko wtedy, kiedy są „w wieczne zachwyceni”. I znowu cały Norwid poja-wia się przed nami, mówiąc o trzeźwości człowieka. Owszem, ma na myśli i  to  co  my rozumiemy doskonale pod tym rzeczownikiem i  dlatego też to do  tego nawiązuje. Ale jemu chodzi o  coś więcej. Żebyśmy potrafili tę „Trzeźwość zachować w rzeczach potocznych”. Będzie to możliwe, jeśli nie zamkniemy się wyłącznie w tym, co jest związane z naszą doczesnością, ale kiedy będziemy „w  rzeczy wieczne zachwyceni”. Tylko wtedy, jak podpo-wiada Norwid, nie będziemy się „kłaniać okolicznościom, a prawdom kazać, by za  drzwiami stały” (C. K. Norwid,  Początek broszury politycznej). Jakież to piękne i głębokie wyrażenie: „Nie możemy się kłaniać okolicznościom”, to znaczy nie możemy opowiadać się za jakąś etyką sytuacyjną, wiązać takie czy inne zasady z tego czy innego rodzaju okolicznościami, ale umieć dostrze-gać to, co wieczne i trwałe, niezbędne dla naszego życia i rozwoju. Ci, którzy nie „kłaniają się okolicznościom”, czyli temu, co się zmienia, nie każą „praw-dzie czekać przed drzwiami”.

Jakże często w naszych czasach kazali „prawdzie stać przed drzwiami”. Ileż ta prawda musiała się naczekać w wieku XX? Ileż musiała się naczekać, a może czeka nadal, żeby mogła zaistnieć w środkach komunikacji społecznej? Żeby mogła przemawiać przez radio? Żeby mogła być obecna we wszystkich programach szkolnych? Żeby miała swoje zasadnicze miejsce także w telewi-zji? Dlatego jest to niesłychanie istotne, żebyśmy my nie kazali tej „prawdzie czekać przed naszymi drzwiami”. Norwid usilnie przypomina, że „Bez hero-izmu ludzkość do samej siebie twarzą będzie poniżona. Przestaje być sobą” (C. K. Norwid, Rzecz o wolności słowa). I to właśnie zauważamy. Technologia może osiągać coraz wyższy poziom, cywilizacja rozwijać materialnie, a jed-nak to, co się stało choćby teraz, każe nam inaczej spojrzeć na tego rodzaju myślenie o świecie. Trzeba czegoś więcej – „Ludzkość bez heroizmu, do samej siebie poniża się twarzą”.

Widzimy jak ta ludzkość została poniżona. Nawet nie znano motywów. Nie wiemy dlaczego? Dlaczego właśnie pięć tysięcy osób w ciągu tych kil-kudziesięciu minut postradało życie. Ludzi, którzy byli tam być może przy-padkowo albo zwyczajnie wykonywali swoje zadania i obowiązki. Norwid przypomina: „Ludzkość bez Boskości sama siebie zdradza” (C. K. Norwid, Rzecz o wolności słowa). To jest jego najważniejsze przesłanie. Czyż nie doświad-czyliśmy tego w naszej historii? Czy nie doświadczamy także i teraz? Dlatego

251

„Krzyż stał się bramą”

dobrze się dzieje, że jesteście w tym kościele, że przychodzicie na Mszę świętą, aby spojrzeć w oczy Jezusowi Chrystusowi, żeby przypomnieć sobie „naukę krzyża”, żeby skierować serca do Matki Najświętszej – bo ona jest naszą Matką. O tym mówi nam Ewangelia. Skoro jest naszą Matką, to wiemy, że jej zależy, aby ukazać to, co jest najważniejsze w życiu każdego człowieka. Matka Boska ukazuje nam swojego syna Jezusa Chrystusa. Krzyż bez Chrystusa, pozba-wiony boskości, nie miałby tej mocy! Nie miałby tego znaczenia! Właśnie dlatego, że na krzyżu zawisł Jezus Chrystus, ten krzyż może nam dopoma-gać. Od nas zależy, czy będzie dla nas „bramą”. Czy będzie nas prowadził do lepszego życia? Czy będziemy troszczyli się o to, żeby nasze postępowanie było lepsze każdego dnia? Czy też o tym wszystkim zapomnimy?

Mówiąc o  Norwidzie, jako waszym patronie, nie można zapomnieć także o innym Polaku, którego życie w pewnej mierze było dosyć podobne. Wypełniał inne obowiązki – zakonne. Mam na  myśli księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Ale tak jak Norwid za swego życia nie był doceniany, tak samo Ksiądz Prymas spotykał się z bardzo ostrymi atakami, z niesłychaną wprost agresją. Jeden i drugi zachowali ducha, poka-zali charakter. Dzięki temu możemy nadal mimo wszystko wierzyć w możli-wości ducha ludzkiego, wierzyć w człowieka i nie zniechęcać się.

Ksiądz Prymas, przeżywając Tysiąclecie Chrztu Polski, a także tysiąclecie państwowości polskiej, skierował do nas wszystkich taką myśl: „Naród, który przeżył jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość”. Myślę, że w tych słowach Prymasa Tysiąclecia zawiera się to wszystko, co także pozostawił Cyprian Kamil Norwid. Te „bło-gosławione doświadczenia dziejowe” mówią nam o krzyżu Chrystusowym, mówią nam o Matce Najświętszej, mówią o godności ludzkiej. Co więcej, właśnie stamtąd możemy czerpać mądrość, siłę i w oparciu o to powinniśmy także programować nasze życie. Dlatego zawierzmy Jezusowi Chrystusowi, mając nadzieję na wsparcie Matki Najświętszej. I prośmy, żeby ta szkoła, nasze środowisko było zawsze w stanie z tych błogosławionych korzystać doświad-czeń. Aby wam nigdy nie zabrakło mądrości i siły. By w waszych programach znajdowało się zawsze to, co od boskości prowadzi do człowieczeństwa.

Amen.

252

„Dom” ma trzy znaczenia – dom rodzinny, Kościół, szkoła

Wizytacja kanoniczna Osmola, dn. 18 września 2001 r.

Kochane Dzieci, Drodzy Wychowawcy i Rodzice!

Uroczystość świętego Stanisława Kostki daje nam okazję, abyśmy zasta-nowili się nad naszym powołaniem do świętości. W życiu podejmujemy ciągle jakieś decyzje, zastanawiamy się nad nimi. Dotyczą one rzeczy codziennych, ale również wyborów na dłuższy czas. Zabiegamy m.in. o to, żeby zdobyć zawód, który pozwoli nam wieść spokojne życie. Coraz częściej słyszymy, że w obecnych czasach najważniejsze i przynoszące profity są zawody zwią-zane z zarządzaniem, technologią. Powstają szkoły gwarantujące odpowied-nie przygotowanie do wykonywania konkretnego zawodu. Myślimy o tym, żeby jak najefektywniej wykorzystać możliwości, które daje nam dzisiejszy świat. Pośród tego wszystkiego bardzo mało czasu poświęcamy na  to, by pomyśleć, że jesteśmy powołani do świętości. Zawód zawsze można zmienić, wyuczyć się innego. To, co było modne jeszcze kilka lat temu, dziś może oka-zać się mało przydatne. Tymczasem to, co z człowiekiem zostaje na zawsze, to  właśnie świętość. Czy o  niej myślimy? Czy o  nią zabiegamy, trosz-czymy się? Święty Stanisław Kostka został świętym mając zaledwie lat 18,

253

„Dom” ma trzy znaczenia – dom rodzinny, Kościół, szkoła

tyle tylko żył. Urodził się w 1550 roku, a  zmarł w 1568 roku. W naszej Ojczyźnie są to czasy ostatniego z Jagiellonów. W Kościele powszechnym – zakończenia wielkiego i ważnego Soboru Trydenckiego. Można wymienić wiele wydarzeń historycznych, które miały wówczas miejsce, a które wpły-nęły na losy świata. Jednak Stanisław Kostka rozwijał się jakby ponad tym wszystkim. Kiedy postanowił wstąpić do zakonu świętego Ignacego Loyoli, pozostawił Wiedeń i  udał się do Dillingen, gdzie spotkał się ze świętym Piotrem Kanizjuszem. Potem wyruszył do Rzymu– tam zaś poznał świętego Franciszka Borgiasza.

Dlaczego przypominam tych świętych? Mało który z nich jest znany. Ale to spotykanie ze świętymi to jest świętość rodzin, to jest świętość wewnętrzna. To  jest szczęście Stanisława Kostki, że  spotkał się ze świętym Piotrem Kanizjuszem, to  jego szczęście, że  spotkał się ze świętym Franciszkiem Borgiaszem. Osiągnął świętość mimo młodego wieku, ale nie tylko dzięki sobie – pomagali mu w tym także ci, z którymi się spotykał.

Nieraz narzekamy, kieruję te  słowa do  rodziców, wychowawców, i mamy żal o to, że są trudności, że młodzież zapomina o tym, co powinno ją wiązać z domem. Ten żal bierze się nie z krytyki, ale z pragnienia, by dać młodym ludziom zaplecze do rozwoju. Jednak czy czasami zachowanie naszych dzieci nie wynika z tego, że w naszym środowisku, wśród doro-słych, jest tak mało świętych, którzy mogliby im dopomóc. Czy nie zapo-minamy zbyt łatwo o tej świętości? Wydaje się nam, że  jest to coś ode-rwanego od  naszej rzeczywistości, coś na  późniejszy czas. A  tymczasem to właśnie te przyziemne sprawy przeminą, a pozostanie tylko świętość. Warto, żebyśmy w wychowywaniu, w podejściu do życia zastanawiali się nad tym, w jakiej mierze sami tak naprawdę chcemy być świętymi? Czy nasze dzieci, poczynając od tych najmłodszych, zachęcamy do tego, żeby chciały być świętymi?

Być może jedną z  przyczyn, która utrudnia nam takie myślenie, jest to, że świętość kojarzy się nam z nadzwyczajnością. A tak nie jest. Święty Stanisław Kostka, zwyczajny chłopiec, w  pocie wędrował z  Wiednia do Dillingen, a potem do Rzymu. Świętość to nie nadzwyczajność. Rzeczy nadzwyczajne zależą od Boga. Świętość to nic innego jak wierność Bożym zasadom, świadomość własnej godności, troska o  to, żeby nasze sumienie było tak ukształtowane, aby chroniło nas przed upadkiem.

254

rok 2001

Pamiętamy dobrze tę sytuację z dzisiejszej Ewangelii. Wy, dziewczynki i chłopcy, też pamiętacie, jak to Pan Jezus, podobnie jak wy, poszedł razem z rodzicami, z kolegami, z bliskimi do świątyni jerozolimskiej. A kiedy wra-cali stamtąd, rodzice spokojni szli, przekonani, że Pan Jezus jest razem ze swo-imi rówieśnikami. Dopiero po jakimś czasie zobaczyli, że Go nie ma. Wtedy wracają do Jerozolimy. Szukają Go. I co się dzieje? Znajdują Go w świątyni, dwunastoletniego chłopczyka. Ile z was, dzieci, ma dwanaście lat? Podnieście ręce. Dużo? Kto ma dwanaście lat? No proszę, prawie wszystkie dzieci są dwunastoletnie. Czyli jest was bardzo dużo. Również Pan Jezus miał tylko dwanaście lat, kiedy został w świątyni, modlił się, rozmawiał. Ludzie, którzy tam byli, nawet ci uczeni, słuchali go ze zdziwieniem i zadawali Mu pytania. Matka Najświętsza, kiedy go znaleźli, mówi: „Bardzo mi przykro, bo szukali-śmy Ciebie, niejedne myśli nam przez głowy przechodziły” (zob. Łk 2, 41-50). Obawiała się bowiem, że może gdzieś zginął, stąd słychać zmartwienie i nawet wyrzut w jej głosie. A Pan Jezus tłumaczy, że dla Niego jest ważne, abyśmy byli posłuszni Ojcu naszemu, który jest w Niebie – Panu Bogu.

Ewangelista podsumowuje, że „Pan Jezus powrócił do domu i wzrastał w mądrości, w latach, i łasce u Boga i ludzi” (Łk 2, 51-52). Popatrzmy się, jak jest w naszym domu – to znowu pytanie do starszych – czy w naszych domach dzieci wzrastać mogą w mądrości oraz w łasce u Boga i ludzi? To prawda, że współcześnie pojęcie „dom” ma trzy znaczenia – dom rodzinny, Kościół, szkoła. Każde z tych miejsc jest w jakiejś mierze w naszych domach. I dobrze, kiedy wspólnie troszczymy się o to, żeby każda dziewczyna i każdy chłopiec wzrastali w „mądrości, w latach, w łasce u Boga i ludzi” (Łk 2, 52). Potrzeba nam ludzi mądrych, dojrzałych, tych, którzy będą potrafili znajdować dla sie-bie umocnienie i pokrzepienie, gdyż nasze życie będzie jeszcze bardziej dra-matyczne, trudne, skomplikowane.

Podczas Wielkiego Jubileuszu 2000 roku Jan Paweł II kładł bardzo silny nacisk na to, żeby przypominać świętych – tych świadków Chrystusa. Kiedy patrzymy na dzisiejszy świat – problemy, gospodarcze, polityczne, moralne – tym bardziej widzimy, że potrzebni są ludzie sumienia, święci. Zapominamy, jak wielu w przeciągu tych dwóch tysięcy lat uświęciło się dzięki łasce, jaką Pan Jezus pozostawił w Kościele. My także możemy z niej korzystać, uczest-nicząc w Eucharystii, korzystając z pozostałych sakramentów. W ten sposób świętość będzie wzrastać w naszych domach, w szkołach.

255

„Dom” ma trzy znaczenia – dom rodzinny, Kościół, szkoła

W ciągu tylu wieków wielu było działaczy, ludzi porywających tłumy, władców. Ale widzimy, że tam, gdzie brakowało fundamentu, budowla idei szybko się rozpadała. Było również w tym czasie wielu świętych i ta świętość pozostała i wydaje swoje owoce do dziś. W historii naszej Ojczyzny szukamy także bohaterów, różne opcje polityczne obierają sobie patronów. Jednak nie wszyscy poważają ich w jednakowym stopniu. Inaczej ma się ze świętymi, którzy budowali świętość tych ziem na chwałę Boga – święty Maksymilian, błogosławiony Antoni Beszta-Borowski, święta Faustyna, święty Stanisław Kostka, błogosławiony Honorat Koźmiński, Męczennicy Podlascy. Musimy o tej świętości pamiętać, jeśli nie chcemy zmarnować naszego życia tu na ziemi, jeśli chcemy zachować ją na wieczność.

Świętość to droga, którą pozostawił Jezus Chrystus – to Boże przykaza-nia, życie sakramentalne, modlitwa. Wiemy to wszystko. Czynimy tak. Ale ważne jest, jak to robimy. Czy z przekonaniem? Czy z całą świadomością? Czy z przejęciem i tak, aby przenikało to całe nasze życie, nasze postępowanie?

Dziękujmy Panu Bogu za to, że daje nam świętych, że na drogach życia ludzkiego dostrzegamy to  wspaniałe światło płonące dla wszystkich. Oni nas pokrzepiają, dają przykład, jak nie załamywać się, mimo przeróżnych trudności.

Chciałbym przytoczyć pewien przykład. Pewien dziennikarz znalazł się w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej. Tam zauważył, że w kościele znaj-duje się osoba, która chorowała kiedyś na trąd. Jej ciało było zniszczone. Nie miała nóg, nie miała rąk, nie widziała. Zresztą, okazało się, że nie widziała od początku. Dziennikarz szukał takich nietypowych sytuacji, więc podszedł do niej i zapytał: „Co pani robi? Czy pani prosi Pana Boga o zdrowie? O siły, a może narzeka?”. Pytania były trudne i dociekliwe, a nawet podchwytliwe. Jemu nie zależało na prawdzie życia, ale na sensacji. A ta kobieta – bez nóg, bez rąk, ciężko chora, cierpiąca – spokojnie mu odpowiedziała: „Proszę pana, ja nie narzekam. Ja nawet nie stawiam pytań, bo Panu Bogu pytań się nie stawia. Panu Bogu pytań stawiać nie można. Człowiek ma odpowiadać Panu Bogu, ale nie stawiać pytania. To Pan Bóg tyle człowiekowi daje. To Pan Bóg nam towarzyszy, nawet w najgorszych okolicznościach, w największych cier-pieniach, że Panu Bogu pytań nie powinniśmy stawiać. Panu Bogu trzeba odpowiadać”. Ona właśnie o tym swoim cierpieniu opowiadała Panu Bogu. Swoim zaufaniem i głęboką wiarą odpowiadała Mu. Pan Bóg zaś dawał jej

256

rok 2001

siłę, a ona była pogodna, szczęśliwsza od tych koleżanek, które mając ręce, nogi i zbrukane sumienia! Nie potrafią spojrzeć z pokorą na nieszczęście. Ona była bardzo szczęśliwa, bo zawierzyła Panu Bogu. Świętość ma w sobie nad-zwyczajną moc!

Od ponad tysiąca lat chrześcijaństwo jest na naszych ziemiach. Bez pro-blemu możemy słuchać Ewangelii, patrzeć na krzyż, mamy dostęp do sakra-mentów, ale czy naprawdę chcemy, żeby ta świętość przepajała nasze sumie-nia? W tym nowym tysiącleciu, idąc za wezwaniem Ojca Świętego, starajmy się odkryć na  nowo urok świętości, jej potrzebę dla każdego człowieka, dla każdej rodziny, dla każdej wioski, dla każdej społeczności. Starajmy się to odkrywać. Nie marnujmy czasu na nieistotne rzeczy, ale niech świętość przenika nasze życie, a wtedy zobaczymy, ile Pan Bóg nam daje – ile chwil, ile możliwości, ile nadziei, ile radości.

Nie wszyscy pamiętamy, jacy w XVI wieku pisarze tworzyli w Polsce, jakie były znane osobistości. Trzeba by zaglądnąć do książek. Ale wszystkie dzieci w naszym kraju, nie tylko dorośli, wiedzą, kim jest święty Stanisław Kostka. Bo świętość ma w sobie taką przedziwną moc. Świętość wpisuje się w wieczność. I dzięki świętości my także w tę wieczność wchodzimy, pełni nadziei, pokory i radości.

Amen.

257

To historyczne przesłanie jest nam bliskie i drogie(Iz 2, 2-4; J 13, 34-35)

500-lecie Unii Mielnickiej Mielnik, dn. 22 września 2001 r.

Czcigodni Braci w życiu zakonnym i kapłaństwie, Drodzy Mieszkańcy Mielnika, Wierni Cerkwi prawosławnej i Kościoła katolickiego!

1. Świętujemy dzisiaj niesłychanie wymowną rocznicę. Cieszy nas, że na drogach prowadzących do jedności znalazł się Mielnik, miasto poło-żone na wzgórzu, miasto, które podejmując tak ważną misję, staje się jakby katedrą albo świątynią. Prorok Izajasz już to zapowiadał: „...góra świątyni Pańskiej stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźmy, wstąpmy na Górę Pańską do świątyni Boga Jakubowego! Niech nas nauczy dróg swo-ich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami»”. Pragniemy bowiem jednego i o to się modlono w tym miejscu 500 lat temu, do tej modlitwy nawiązujemy dzi-siaj, gdyż dopiero: „Wtedy przekują miecze na  lemiesze, a  swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2, 2-4).

258

rok 2001

Przenosząc się myślą do tego, co mogło się dziać dawno temu w Mielniku, nie możemy jednak zapomnieć o dwóch współczesnych wydarzeniach, które mają wpływ na ocenę dzieła naszych ojców i zmuszają do  jeszcze głębszej refleksji.

Najpierw pochylamy się z bólem, ale też i z zawstydzeniem nad cierpie-niem i męką, nad ranami i śmiercią wielu tysięcy ludzi, którzy przed kilkuna-stoma dniami zostali niespodziewanie zaatakowani w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to jeden z wojennych epizodów. Wojna przecież, chociaż jest czymś strasznym, ma jakieś swoje reguły i zasady. W tym zaś ataku pogwałcono wszelkie prawa. Podeptano sprawiedliwość, mądrość i miłość. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić tego rodzaju ataku na niewinnych ludzi, podjętego z całą świadomością tylko po to, aby zabijać.

Świat musi się ocknąć. Musi podnieść oczy, oderwać się od własnej przy-ziemności. Musi dostrzec inną rzeczywistość. Musi spojrzeć na  Świątynię Pańską. Musi, i to jak najszybciej, wejść do niej i wsłuchać się w Boży głos.

2. Ten głos był słyszany dwadzieścia wieków temu. A i teraz jest wciąż przypominany. I  dlatego przechodzimy do  drugiego wydarzenia, które wywiera szczególny wpływ na nasze nowe spojrzenie i ocenę Unii Mielnickiej. Ten głos jest słyszalny dzięki Ewangelii. Dwa lata temu przypomniał go Ojciec Święty Jan Paweł II, będąc w pobliskim Drohiczynie. To dzięki temu powinniśmy pamiętać, że otrzymaliśmy nowe przykazanie, abyśmy się „wza-jemnie miłowali”.

W  ciągu dwudziestu wieków ludzie na  różny sposób odczytywali to wezwanie Pana Jezusa do miłości. Jedna z prób miała miejsce w Mielniku i do niej nawiązujemy, aby tym lepiej zrozumieć to zaproszenie, które przypo-mniał nam Jan Paweł II 10 czerwca 1999 roku.

3. Jesienią 1501 roku w  tutejszym grodzie zastanawiano się nad tym, w jaki sposób umocnić wysiłki, których początkiem była umowa w Krewie, aby więź pomiędzy różnymi narodami, które wchodziły w  skład Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, mogła stać się wyrazem i znakiem miło-ści. Oporów nie brakowało. Zawsze są ludzie, którzy lękają się miłości. Boją się jej zwłaszcza ci, którzy zapominają o sprawiedliwości i dla których ego-istyczna korzyść jest czymś najważniejszym.

259

To historyczne przesłanie jest nam bliskie i drogie

Po śmierci króla Jana Olbrachta do Mielnika przybył Aleksander, Wielki Książę Litewski, starający się o polską koronę, i liczni przedstawiciele Korony i Litwy. Po długich dyskusjach zatwierdzono uchwalę sejmu piotrkowskiego z  1499 roku, która postanawiała pełne połączenie wszystkich narodów zamieszkujących terytoria obu zainteresowanych państw. Od tej pory, zgod-nie z umową, oba kraje i narody miały tworzyć jedno państwo i jeden naród. Jeden miał być rząd i jeden monarcha z tytułem Króla Polskiego i Wielkiego Księcia Litewskiego, zawsze wspólnie obierany. Wspólne też miały być sejmy, narady, pieniądze i wojny!

Od  podjęcia decyzji do  wprowadzenia jej w  życie prowadzi niekiedy długa droga. Podobnie było tutaj, ale po 68 latach pragnienia i ustalenia wyrażone w Mielniku stały się międzynarodowym prawem, choć ogłoszono je w Lublinie. I gdyby nie straszliwa zbrodnia rozbiorów, może nawet do dzi-siaj bylibyśmy nie tylko moralnymi, ale i w znaczeniu obywatelskim – dzie-dzicami jakże ważnej umowy. To ona uwalniała wielu ludzi od grozy wojny. To dzięki niej na wiele dziesiątków lat po obu stronach Bugu można było żyć w pokoju i zgodzie. A nasi Ojcowie o blisko pięćset lat wyprzedzili europej-skie dążenia do jedności.

4. Nic więc dziwnego, że to historyczne przesłanie jest nam tak bliskie i drogie. Inne być zresztą nie może, chyba że w ludzkim sumieniu nie ma miejsca dla miłości. Niech będzie Bóg uwielbiony przez dobrą wolę naszych poprzedników, przez mądrość rządzących i przez wzajemną zgodę.

Coś z ducha mielnickiej ugody dało o sobie znać ponownie, kiedy nad brze-giem tej samej rzeki przemawiał do nas Piotr naszych czasów. Przypomniał fragment z dzisiejszej Ewangelii: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13, 34). A dalej mówił: „Przed chwilą słyszeliśmy słowa Chrystusa, które przekazał nam św. Jan w swojej Ewangelii. Wypowiedział je do swoich uczniów w mowie pożegnal-nej przed swoją męką i śmiercią na krzyżu, kiedy umywał nogi Apostołom. Jest to jakby Jego ostatnie wołanie do ludzkości, w którym wyraża gorące pragnienie: abyście się wzajemnie miłowali” (Drohiczyn, 10 czerwca 1999 r.).

Tak, dla tych, którzy ginęli w powstaniach, w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej; dla tych, których prochy rozwiewa wiatr nad Syberią i obo-zami koncentracyjnymi, to było „ostatnie wołanie”.

260

rok 2001

Również dla tych, którzy znaleźli się w  wieżowcach Nowego Jorku i w gmachu Pentagonu, to było „ostatnie wołanie”. Ale i nam nie jest to obo-jętne, czy to wreszcie będzie naprawdę „ostatnie wołanie”?! Odpowiedź znaj-duje się w naszych sumieniach, w sumieniach ludzi każdego czasu i każdego pokolenia.

Mając to  wszystko przed oczyma, Ojciec Święty kolejny raz apelo-wał do nas o nawrócenie. „Trzeba nam, chrześcijanom zgromadzonym dziś na tej wspólnej modlitwie, wołać słowami Izajasza: «Panie, naucz nas dróg swoich, byśmy kroczyli twoimi ścieżkami», abyśmy mogli wspólnie, jako wyznawcy Chrystusa, kroczyć tymi ścieżkami ku przyszłości” (Drohiczyn, 10 czerwca 1999 r.). A do takiej postawy można dojść jedynie dzięki nawró-ceniu. Natomiast „prawdziwej przemiany serc może dokonać tylko modli-twa. Ona bowiem ma moc łączenia wszystkich ochrzczonych w braterstwie dzieci Bożych. Modlitwa oczyszcza z tego wszystkiego, co oddziela od Boga i od ludzi” (Drohiczyn, 10 czerwca 1999 r.).

5. Drodzy Goście i tutejsi Mieszkańcy, cieszmy się, że gromadzimy się razem na modlitwie. Jest w tym wielka nadzieja, której tak bardzo potrze-bują nowe pokolenia i nowe czasy. Prośmy Maryję, Matkę pięknej miłości, aby nam dopomagała w oczyszczaniu naszych serc, w otwieraniu się na innych, w zawierzeniu Miłości. Oby „mielnicka ugoda” – to nadbużańskie świadec-two – wciąż przynosiła dobre owoce.

Amen.

261

To dzięki Wam zło nie ma przyszłościXXV niedziela zwykła, rok C. 90-lecie powstania Harcerstwa Polskiego

Drohiczyn, dn. 23 września 2001 r.

Druhowie Kapelani, Druhny i Druhowie, Harcerki i Harcerze!

1. W tym roku jesień przychodzi do nas nieco później. Obecność tak licz-nej grupy harcerek i harcerzy sprawia, że zieleń nabiera rumieńców, a uśmiech i pogoda znajdują nowy i bardziej trwały wyraz. Dziękuję wam, dziewczęta i chłopcy, za to przedłużenie lata, za to nowe przesłanie nadziei, które nam ofiarujecie. I to się dzieje nie od dzisiaj, świętujemy przecież dziewięćdziesiątą rocznicę powstania ruchu harcerskiego na ziemiach polskich, choć niektóre z tamtych terytoriów nie znajdują się w obecnych granicach Rzeczypospolitej. Myślą i  sercem obejmujemy wszystkich, którym zawdzięczamy obecność etosu harcerskiego w wieku XX, jego trwanie oraz rozwój. To dzięki niemu mroczne lata minionego stulecia i równie groźne chmury pojawiające się nad nami w nowym tysiącleciu nie są w stanie zawładnąć ani duszą, ani wyobraź-nią młodych pokoleń. To między innymi także dzięki harcerskim ideałom dobro wygrywa ze złem, a prawda dociera do młodych umysłów. To dzięki wam, harcerki i harcerze, zło nie ma przyszłości.

O tym jest przekonany Ojciec Święty Jan Paweł II. W roku ubiegłym na  ogólnoświatowym spotkaniu z  młodzieżą pod Rzymem, zwracając się

262

rok 2001

do was i do nas, dzięki waszej postawie, miał odwagę powiedzieć: „Drodzy młodzi! W tych szlachetnych zadaniach nie jesteście sami. Z wami są wasze rodziny, są wasze wspólnoty, są wasi księża i wychowawcy, jest tylu z was, którzy w ukryciu nie przestają kochać Chrystusa i w Niego wierzyć. W walce z grzechem nie jesteście sami: tylu takich jak wy walczy i dzięki łasce Bożej zwycięża!” (Rzym, 19 sierpnia 2000 r.).

2. Tę wspólnotę ducha wyraźnie odczuwamy w tych dniach. Nie możemy się więc dziwić, że Pan Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii tak bardzo mocno podkreśla potrzebę wspólnotowości i bliskości ludzi pomiędzy sobą. To  nie bogactwa materialne są przedmiotem Jego negatywnej oceny, ale ludzie, którzy mocno wiążąc się z nimi, oddalają się od Pana Boga i innego człowieka. Tak robić nie można, taka postawa zawsze będzie prowadziła do konfliktów i rozbicia.

Święty Paweł wskazuje nam środek, który pomaga w  przezwycięża-niu każdego fałszywego podejścia do życia. Tym narzędziem jest modlitwa, modlitwa za wszystkich i to modlitwa wspólna. Jakże bliska naszym ocze-kiwaniom jest zachęta Apostoła Narodów: „Zalecam przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego” (1 Tm 2, 1-2).

Niesprawiedliwość nie znajdzie nigdy uznania i nie przyniesie trwałych korzyści. Rozumiał to prorok Amos. Dla nas to wezwanie do modlitwy ma swoją wymowę historyczną, a równocześnie niezmiernie aktualną. Nie mogą przecież być nam obojętne ani wybory parlamentarne, ani jakiekolwiek inne działania odnoszące się do naszej Ojczyzny, do Polski, do jej teraźniejszości i przyszłości.

Harcerstwo od początku starało się być w samym sercu tego, co stanowi Ojczyznę, nigdy zaś gdzieś na peryferiach.

3. U samych początków nasze druhny i druhowie mieli kłopoty ze zna-lezieniem Polski na mapach Europy i świata, nie słyszeli tego słowa na spo-tkaniach z przedstawicielami innych państw. Ale Polska trwała w ich sercach i umysłach. Odnajdywali ją w kulturze, umacniali ją w Kościele. Najpierw

263

To dzięki Wam zło nie ma przyszłości

były wyobrażenia Polski – umęczonej Polonii walczącej, znajdującej się nie-kiedy w otoczeniu aniołów.

Pierwsza ze znanych alegorii Polonii pochodzi już z  roku 1564. Anonimowy rytownik przedstawił posągową postać kobiety z koroną na gło-wie i z białym orłem. Postać ta wspierała się na ramionach króla i papieża. Dzisiaj, przenosząc się do Watykanu, lepiej rozumiemy, jakiego ducha profe-tycznego miał ówczesny rysownik. Wybór kobiety jako ucieleśnienia arche-typu Polski nie był przypadkiem. Zawsze ją wyobrażano sobie jako matkę, rodzicielkę i opiekunkę.

Później Polska na obrazach Smuglewicza zjawi się zakuta w kajdany. Ta sama Polonia omdlewa w witrażach Wyspiańskiego i  jest nieszczęśliwa po zabraniu na Sybir męża powstańca. Ten moment podkreśla Artur Grottger w cyklu rysunkowym z 1863 roku. Do tychże alegorii nawiązuje obraz Jana Styki z 1891 roku. Artysta ukazuje na nim przykutą do skały postać kobiety w bieli – jest to Polska. Poniżej widoczny jest Kościuszko z kosynierami, a następnie duchowieństwo i szlachta. Są też czarne chorągwie, rozpędzone konie i chóry aniołów.

Pod koniec pierwszej wojny światowej liczne pocztówki z  piłsudczy-kami jako wskrzesicielami Ojczyzny zapowiadały odzyskanie przez Polskę niepodległości. Znane były również Polonie Wlastimila Hofmana. W latach dwudziestolecia międzywojennego w sposób alegoryczny ukazywano uzy-skaną niepodległość, zachęcając jednocześnie do pracy na rzecz umocnienia Ojczyzny. Nie mogło zabraknąć alegorii Polski w czasie drugiej wojny świa-towej. Bardzo często obraz Polonii niemalże utożsamiano z osobą Matki Bożej Częstochowskiej i mobilizowano wszystkich do udziału w walkach o wolność.

Spotykamy więc Matkę Bożą z partyzanckimi oznakami i  powstań-czymi nadziejami. Późniejsze lata nie sprzyjały metaforycznym przed-stawieniom Polski. Natomiast w  stanie wojennym powraca historyczny motyw Ojczyzny, zwłaszcza w  obrazach Edwarda Dwurnika i  Leszka Sobockiego. Ten ostatni jest autorem obrazu przedstawiającego dziew-częcą Polskę, do której usiłuje się przytulić sowiecki sołdat z twarzą Lenina, w żołnierskim surducie i z ukrytą w wiechciu słomy szablą. W latach dzie-więćdziesiątych pojawia się całkiem inny obraz Polski, naznaczony dystan-sem, ironią i sarkazmem. Jest tam rozkrzyczana gawiedź w sejmie. Łukasz

264

rok 2001

Korolkiewicz maluje mężczyznę w masce, który rozsiadł się na przewieszo-nej przez krzesło polskiej fladze.

W tym miejscu nie można nie przypomnieć słów Juliusza Słowackiego: „Szli krzycząc «Polska, Polska!» – wtem jednego razuChcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu: Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna Szli dalej krzycząc: «Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!» Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, Spojrzał na te krzyczące i zapytał: «Jaka?»”(por. A. Bernat, W sprawie Ojczyzny, w: „Życie”, 27-28 maja 2000 r.).

4. Druhny i Druhowie, Bracia i Siostry! Pytanie, które słyszymy z ust Bożych – „jaka ma być Polska?” – jest skierowane do nas. Ono nie dotyczy tych, którzy ginęli za naszą Ojczyznę. Ono jest skierowane do nas. I to my mamy odpowiadać na nie każdą chwilą naszego życia, każdym uderzeniem serca, każdym słowem i czynem. I od tych naszych odpowiedzi zależy kształt Ojczyzny, jej wielkość i  dostojeństwo. Czas, abyśmy zrozumieli, że  to  nie tylko w Warszawie, że to nie tylko w sejmie czy rządzie decyduje się o tym, jaka będzie Polska.

Podlasie także ma coś do powiedzenia. I może mówić i powinno dawać świadectwo dla Polski. Ideały harcerskie niech będą programem dla Polski jutra, sprawiedliwej i wolnej – takiej samej dla wszystkich. To my zadecydu-jemy, czy czas alegorii i metafor przejdzie do przeszłości, a teraźniejszość będzie wyznaczana naszymi postawami i zachowaniami. To prawda, że o własnych siłach nie wszystko będziemy w stanie zrobić. Ale też mamy na kogo liczyć. Raz jeszcze posłuchajmy Ojca Świętego: „Droga młodzieży rozpoczynającego się stulecia! Mówiąc «tak» Chrystusowi, mówicie «tak» wszystkim swoim najszlachetniejszym ideałom. Modlę się, aby On królował w waszych sercach oraz w ludzkości nowego wieku i tysiąclecia. Nie lękajcie się Jemu zawierzyć. On was poprowadzi, da wam siłę, abyście szli za Nim każdego dnia i w każ-dej sytuacji” (Rzym, 19 sierpnia 2001 r.).

Moi Drodzy! Bądźmy ufni, gdyż mamy program postępowania. Mówmy nasze „tak” Chrystusowi, a  będzie to  również najprawdziwsze „tak” dla

265

To dzięki Wam zło nie ma przyszłości

Polski, dla naszej Ojczyzny, o której mówił Prymas Tysiąclecia, że jest mu droższa niż własne serce. Ufajmy mocno, że takich Polaków jak on będzie coraz więcej. Mamy więc wciąż w naszej Ojczyźnie lato!

Amen.

266

Jezus drogą i prawdą, i życiem (por. J 14, 6)

Wizytacja kanonicznaKłopoty Stanisławy, dn. 2 listopada 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Dzisiejsze pierwsze czytanie, którego wysłuchaliśmy, pochodzi z Księgi Mądrości (zob. Mdr 3, 1-6.9). W  ten sposób Kościół pragnie podkreślić, że wszystko, co odnosi się do naszego życia, do naszej śmierci i wiecznego zba-wienia znajduje swoje uzasadnienie w największej mądrości. Ona daje nam okazję, byśmy spojrzeli w odpowiedniej perspektywie na życie i to, do czego zostaliśmy powołani. Pobudza nas także, byśmy nie zatrzymywali się, ale nie-ustająco szukali odpowiedzi na pytania, które w nas są.

Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych jest dniem niesłycha-nie nam bliskim. Każdy z nas spotkał w  swoim życiu osoby, wobec któ-rych zaciągnął dług wdzięczności rodziców, dziadków, wychowawców, krew-nych, znajomych, przyjaciół. Nie zatrzymujemy się tylko na tych, którzy żyli w naszych czasach, ale wspominamy i tych, którzy byli długo przed nami. Dlatego chcemy w dniu dzisiejszym naszą całą miłość skupić na tych, któ-rzy nas poprzedzili. Kiedy zaś pamięć łączy się z miłością, kiedy to przy-pomnienie wywołuje wdzięczność i miłość, wtedy właśnie otwieramy nasze życie na mądrość. Bo nie ma innej drogi dla mądrości, jak droga pamięci i droga miłości – każda inna może zawieść, każda inna może sprowadzić

267

Jezus drogą i prawdą, i życiem

na  manowce. Człowiek, który potrafi kochać i  człowiek, który pamięta zawsze spotka się z mądrością.

Chcemy za to dziękować Panu Bogu zwłaszcza, że kolejne czytania przy-pomniały, nam na czym ta pamięć polega. Dlaczego właśnie mamy miło-wać? Sam Jezus Chrystus jawi się przed nami jako ten, który jest: „drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6). Apostołowie zadawali pytania, mieli trudności w zrozumieniu wszystkiego, w rozpoznaniu swojej drogi, celu życia, mimo że  przez trzy lata przebywali obok Jezusa, wsłuchiwali się w  Jego słowa, patrzyli na Jego czyny. I Chrystus Pan odpowiada.

To właśnie On jest „drogą i, prawdą, i życiem”. To właśnie On jest tą mądrością, bo w mądrości jest zawsze i prawda, i droga, jest także i życie. On jest dla nas tym wzorem i nie dlatego, że  jest ponad nas wszystkich. Wprost przeciwnie, Chrystus Pan jest sługą każdego z nas. To mówi o sobie: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45). Kiedy mówi, że jest naszą drogą, naszą prawdą i naszym życiem, to chce powiedzieć, że to nie są jakieś treści oderwane od rzeczywistości, że to nie są jakieś przedmioty, o których dowiadujemy się zupełnie niespodziewanie, że to nie są jakieś zagadki, ale że to jest konkret, że to jest rzeczywistość – tak jak On, Jezus Chrystus jest rzeczywistością, jest kimś, kto żył w określonych czasach, w określonej historii, który podejmował takie czy inne zadania, nie korzystając z jakichkolwiek przywilejów.

Chcemy dzisiaj podziękować Jezusowi Chrystusowi za  to  wszystko, co nam ofiarowuje, bo właśnie dzięki Niemu pamięć o zmarłych i także nasza świadomość własnej śmierci nie budzą w nas niepokoju, ale wprost przeciw-nie, ożywiają nadzieję.

Kiedyś, nie wiemy nawet dokładnie kiedy, ale tych kilkanaście wieków temu, jakiś chrześcijanin po raz pierwszy postawił krzyż na grobie zmarłego. Trudno byłoby nam podać dokładną datę, ale wiemy, że ten krzyż postawiła ręka człowieka, który głęboko wierzył. Wierzył w Jezusa Chrystusa i wiedział o tym, że to właśnie na krzyżu Chrystus oddał życie i tam najwyraźniej ukazał, co jest prawdą, drogą i życiem. Właśnie wtedy, kiedy umiera, kiedy był opusz-czony. Jednak zaraz potem nadeszło Zmartwychwstanie. To największe zwy-cięstwo. Właśnie ono przekreśliło to wszystko, co bolesnego kojarzy nam się ze śmiercią. To ono odrzuciło wszelki niepokój i wszelki lęk. To ono sprawiło, że patrzymy spokojniej i ufniej na nasze przejście z tego świata do wieczności.

268

rok 2001

Ten anonimowy chrześcijanin, głęboko wierzący w to wszystko, uznał za właściwe, aby na grobie chrześcijańskim pojawił się krzyż. Zaczęto powta-rzać jego gest i dziś trudno byłoby nam wyobrazić sobie nasze cmentarze bez tego znaku. Ale krzyż na grobie chrześcijańskim nie może być tylko i wyłącz-nie symbolem! On musi wyrastać z osoby, wyrastać z jej życia, nawiązywać do ideałów. Dlatego potrzeba z naszej strony troski, abyśmy tak postępowali przez całe nasze życie, żeby ten krzyż wyrażał prawdę! Żeby mówił o tym, że to ciało, że te szczątki, które tam się znajdują pod nim, one są rzeczywi-ście przypomnieniem człowieka – człowieka wiary, człowieka, który poszedł za Jezusem Chrystusem, który w Jezusie Chrystusie starał się odkrywać to, co jest najbardziej wartościowe dla każdego z nas, który w Jezusie Chrystusie odkrywał swoją przyszłość i swoją nadzieję.

Dopiero wtedy, kiedy krzyż na grobie będzie wyrażał prawdę o  życiu zmarłego człowieka, a  nie był tylko zwyczajowym symbolem, również nadzieja wiecznego szczęścia i radości zmartwychwstania będzie prawdziwa. To od nas zależy, czy będziemy starali się o tym pamiętać już za życia, czy będziemy o to się troszczyli, czy będziemy o to zabiegali. Chrystus Pan nie pozostawił nas samymi. Pozostawił jakże wiele pomocy. Do wszystkich mamy dostęp w Kościele, są to  sakramenty święte – Eucharystia, spowiedź, jest Pismo Święte. Można by jeszcze wiele innych pomocy wymienić. To wszystko zaś sprawia, że te dwa tysiące lat obfitowały w tak wielu świętych.

Wczoraj przeżywaliśmy uroczystość Wszystkich Świętych. Wspomina-liśmy tych, którzy zostali oficjalnie przez Kościół uznani na świętych, ale nie możemy zapomnieć, że świętych jest znacznie więcej niż tych w spisie ogła-szanym w Kościele. Nie wszyscy są kanonizowani, bo jest ich tak wielu, że nie starczyłoby czasu na formalności, żeby ich wszystkich ukazać. Świętość opro-mienia całe dzieje Kościoła! Do świętych zaliczamy przecież wielu z naszych matek i ojców, babć i dziadków, tych, którzy w okresach niewoli potrafili swoją wielką wiarą w Pana Boga, miłością do Ojczyzny przekazywać następ-nym pokoleniom to, co podtrzymywało w czasach próby i doświadczeń. Czyż nie zaliczymy do świętych tak wielu naszych rodaków, którzy życie odda-wali za  własną Ojczyznę? Można by znowu mnożyć przykłady. Świętych jest znacznie więcej, aniżeli nam się wydaje! Co więcej, święci są wśród nas! Święci nie stają się takimi po śmierci! Święci stają się świętymi za życia. Oni są wśród nas! Oni żyją. Starajmy się ich dostrzegać. Należy podkreślić też,

269

Jezus drogą i prawdą, i życiem

że świętość tkwi także i w naszym sercu. Warto, abyśmy sami odkrywali w sobie to powołanie do świętości, bo wtedy będzie nam łatwiej tak postępo-wać, aby nie zawieś zaufania, jakie Pan Bóg okazuje człowiekowi. Zwłaszcza w obecnych czasach widzimy, jak ważne jest, żebyśmy odkrywali powoła-nie do świętości. Potrzebujemy jej w naszych rodzinach, w naszych wioskach i miastach, w naszej Ojczyźnie. Ileż to zmian personalnych dokonywało się na takich czy innych szczeblach władzy, a jednak okazuje się, że liczy się czło-wiek, jego sumienie, jego szczerość, jego uczciwość, jego oddanie sprawie. Dlatego powracamy do świętości.

Świętości potrzebujemy także w  wymiarze światowym. Nie możemy przecież zapomnieć o tym, co stało się 11 września w Nowym Jorku. Nikt z nas, nawet kilka godzin przedtem, nie wyobrażał sobie, że coś takiego może się stać – że bezbronni ludzie stają się celem, ale także „pociskami” wymie-rzonymi w innych. Ta tragedia nie może zostać wymazana z naszej pamięci. Zmusza nas ona zastanowienia się w perspektywie mądrości, czy nasze prze-konanie o rozwoju człowieka, jego inteligencji i możliwościach technicznych nie jest tylko jakąś ułudą. Czy nie trzeba popatrzeć głębiej? Zastanowić się, czy istotnie to wszystko służy człowiekowi. Skoro pojawiają się tak wspaniałe wynalazki, które mogą nawet przedłużyć życie ludzkie, to dlaczego pojawia się przy tym zagrożenie dla życia człowieka, dla życia nienarodzonego, dla człowieka chorego? Dlaczego pojawia się zjawisko eutanazji? To  świadczy o nieszczerości współczesnego świata. A tam, gdzie jest nieszczerość, tam jest kłamstwo. I dlatego tak trudno o prawdziwą i  szczerą mądrość. Chrystus zaprasza nas, abyśmy korzystając z  tego, co pozostawił, odkrywali głębiej nasze powołanie, lepiej rozumieli sens naszego życia. Wtedy dopiero odnaj-dziemy to, co łączy ludzi, ubogaca ich.

Po tej Mszy świętej udamy się na  cmentarz, aby dokonać poświęce-nia jego nowej części. Udamy się także, aby popatrzeć na  groby naszych poprzedników, żeby odmówić modlitwę, wyrazić wdzięczność, podkre-ślić naszą pamięć. Kiedy o  tym myślę, przypomina mi się zawsze pewne wydarzenie zapisane przez jednego z polskich pisarzy. To były lata powo-jenne. Z racji na  jakiś zjazd, których było bardzo dużo, człowiek ten zna-lazł się w zburzonym Wrocławiu. Niewiele domów zdołano do tego czasu odbudować, a że miał nieco wolnego czasu, wędrował po ruinach i dotarł do starego, zarośniętego cmentarza. Nie było bliskich, którzy by troszczyli się

270

rok 2001

o te groby. Obchodząc ten teren, zobaczył wąską ścieżeczkę, która prowadziła gdzieś w środek. Zaczął się nią posuwać i w głębi cmentarza znalazł jeden grób bardzo starannie i pięknie utrzymany. Nawet kwiaty tam były. To go zastanowiło. Myślał, że może jakaś jedna rodzina pozostała i stara się pamię-tać o swoich bliskich. Zainteresował się tym i przychodził o różnych porach dnia, żeby w końcu spotkać osobę, która pielęgnuje ten grób. Udało mu się w końcu. Spotkał kobietę w średnim wieku, która właśnie modliła się przy grobie. Podszedł do niej, przeprosił i zapytał: „Kto tu jest pochowany? Matka albo ojciec?”. A ona odpowiedziała: „Nie wiem”. „Jak to, pani nie wie, kto jest tu pochowany? A kto opiekuje się tym grobem?”. Ona odpowiedziała: „Ja”. Pisarz drążył więc dalej: „Jak to, pani, nie wiedząc kto tu jest pocho-wany, czyje kości znajdują się w tej mogile, opiekuje się tym grobem?”. Wtedy kobieta wyjaśniła: „Mnie wyrzucono ze wschodnich Kresów. Tam pozostały groby moich bliskich. I kiedy tutaj przyjechałam, pomyślałam sobie, że jeżeli ja będę opiekowała się jakimś grobem, czyimś, kogo zupełnie nie znam, bo nie mogę znać, bo nigdy tutaj nie byłam, to sądzę, że także i tam znajdą się ludzie, którzy zadbają o groby moich bliskich”.

Ukochani Bracia i  Siostry! Ta kobieta dała wyraz ogromnej wierze w  tajemnicę świętych obcowania. Ona głęboko wierzyła, że  w  ludzkich duszach jest miejsce na świętość. Nie martwiła się odległością geograficzną ani czasem. Była spokojna, że tak jak ona pełni swoje obowiązki, tak samo i tam znajdzie się ktoś, kto podobnie pomyśli. Właśnie w tym wyraża się wspólnota, którą pozostawił Jezus Chrystus. Pozwala nam ona przezwycię-żać każdą nienawiść i każdy grzech, zachęca nas, abyśmy odnajdywali to, co dobre, co jest z miłości, żebyśmy dzięki temu coraz bardziej uczestniczyli w tej mądrości, którą jest sam Jezus.

Po tych doświadczeniach, także z  11 września, widzimy, że  poza Chrystusem nie możemy znaleźć ani drogi, ani prawdy. Poza Chrystusem nie ma oparcia dla ludzkiego życia! Dlatego tym bardziej zwracajmy się ku Niemu. Niech Jego obecność w naszym życiu będzie coraz bardziej czytelna, abyśmy korzystając z tych darów, jakie pozostawił, coraz bardziej zbliżali się do Niego samego. A Chrystus stanie się naszą mocą. Chrystus stanie się naszą nadzieją. Dzięki Niemu nie będziemy obawiali się takich czy innych trudności. Dzięki Niemu także nie będziemy się obawiali przejścia z tego świata do wieczności.

Amen.

271

„Kiedy swego czasu goły las nastaje, święty Hubert z lasu cały obiad daje”

V dzień św. HubertaHajnówka, dn. 3 listopada 2001 r.

Szanowni Przedstawiciele Polskiego Związku Łowieckiego, Drodzy Bracia i Siostry!

Uroczystość dzisiejsza, jak o tym słyszeliśmy w czytaniu z Pisma Świętego, prowadzi nas do czasów Abrahama, ukazując Stwórcę, który oddał człowie-kowi do dyspozycji tak wiele z dzieła stworzenia. Widzimy trzy kręgi tego stworzenia: rośliny i drzewa, ptaki i zwierzęta, wreszcie człowieka. Zdajemy sobie przy tym sprawę, jak bardzo potrzeba, aby pomiędzy tymi kręgami panowała harmonia.

Może wydawać się dziwnym, że wspominamy o tym w czasie Mszy świę-tej, w której uczestniczą myśliwi i łowcy. Nie zapominajmy jednak, że także ta posługa ma służyć dalszemu rozwojowi tego wszystkiego, co zostało przez Pana Boga stworzone. Właśnie po to, aby człowiek mógł z tego wszystkiego korzystać jak najdłużej, żeby nie doprowadzić do poważnych strat, których skutki potem będą dawały o sobie znać.

Wspominamy dzisiaj świętego Huberta, który już od trzynastu wie-ków jest patronem mysliwych. Jak głoszą źródła, a mamy aż sześć życiory-sów mówiących o świętym Hubercie, urodził się on ok. 655 roku. Jego imię

272

rok 2001

pochodzi z języków germańskich. Hubum oznacza rozum, bert – sławny. Już samo imię mówi o kimś, kto jest sławny ze względu na swój rozum, albo też sławny w rozumie czy też sławny rozumem.

Sławny właśnie dlatego, że potrafił korzystać z tego daru, jakim Pan Bóg obdarza każdego człowieka. Prawdopodobnie jako młody człowiek uczest-niczył w polowaniu zorganizowanym przez frankońskiego króla Teodoryka i  być może właśnie wtedy zobaczył tego szczególnego jelenia, który mię-dzy rogami miał rozjaśniony krzyż. Podobny zapis odnoszą historycy do  św. Eustachego. Podkreślamy ten moment, ponieważ świadczy on o tym, jak w tamtych czasach myślistwo, łowy i polowanie były bardzo popularne, skoro te elementy tak często powtarzają się w kronikach i zapisach.

Kiedy Hubert został kapłanem, pracował jako misjonarz, przede wszyst-kim odwiedzając region Brabancji, a  następnie okolice i  w  końcu zostaje biskupem, którą to posługą ubogacił trzy miasta. Najpierw niewielkie mia-steczko, istniejące do naszych czasów na wschodnim krańcu Belgii, Tongres, liczące obecnie około dwudziestu tysięcy mieszkańców. Stamtąd przenosi się do Maastricht, bardzo znane również w naszych czasach miasto, związane z rozwojem Unii Europejskiej i liczące obecnie ok. 140 tysięcy mieszkańców. Potem przenosi się do Liège w Belgii i tam odchodzi z tego świata.

Święty Hubert pracował bardzo gorliwie. Wspominają o  tym wszyst-kie kroniki. W swojej posłudze nie pozostawiał nikogo samym. Brabancja i Ardeny mogą zaświadczyć o  tym najwymowniej, ponieważ właśnie tam znajduje się wiele kaplic i  kościołów poświęconych świętemu Hubertowi. Umiera 30 maja 727 roku. Widzimy, jak wielki dystans czasowy dzieli świę-tego Huberta od nas, a jednak okazuje się, że świętość ma w sobie taką moc, że potrafi przezwyciężyć także granice czasu i dociera do nas.

Część relikwii świętego przeniesiono do niewielkiego miasteczka Andange, a które na jego cześć nazwano Saint Hubert. Święty Hubert pozostawił tyle różnego rodzaju wspomnień, że kronikarze, zwracając uwagę na takie czy inne szczegóły, niekiedy nie są w stanie przedstawić całego bogactwa jego życia. Miał być uczniem także świętego Lamberta. Być może znali się, ponie-waż kiedy został biskupem, to  właśnie z  Tongres Hubert zabrał relikwie świętego biskupa i złożył je w kościele katedralnym w Liège.

Jako patron myśliwych znany jest już w średniowieczu. Wedle niektórych miał uratować swego służącego, który został ukąszony przez jakieś jadowite

273

„Kiedy swego czasu goły las nastaje, święty Hubert z lasu cały obiad daje”

zwierzę. Groziła mu gangrena. I dopiero wstawiennictwo świętego Huberta sprawiło, że został uleczony. W XV wieku na terenie Europy znano kilka-naście różnych orderów odwołujących się do św. Huberta. Były one uważane za wyjątkowe odznaczenia. Dlatego wręczano je tylko tym, którzy w sposób szczególny czymś się zasłużyli.

Powstało również wiele różnych bractw. Wedle tradycji, do  jednego z bractw świętego Huberta należał również sam król Ludwik XIII. Pojawiło się również dużo pięknych zwyczajów ludowych, które są pielęgnowane w całej Europie, jak zresztą widzimy to i w naszej Ojczyźnie. Ale znacznie więcej jest ich w krajach Beneluksu, we Francji, czy też w północno-zachod-niej części Niemiec. Dlatego myślę, że  święty Hubert, obok tego, że  jest patronem myśliwych i łowców, leśników i służby leśnej, może być uważany także za patrona regionalistów.

W  ciągu wieków wiele miast odwoływało się do  świętego Huberta, wybierając go na  swego patrona. Warto przypomnieć, że  stosunkowo nie-wielkie miasteczko, ale niesłychanie popularne w świecie, położone w środ-kowych Włoszech w Umbrii, Gubbio, jako swego patrona czci także świę-tego Huberta. Uroczystości z  tym związane przyciągają bardzo wielu ludzi z całego świata. Jeżeli przypominam ten moment, to dlatego, że w Gubbio święty Franciszek spotyka się z słynnym wilkiem, którego „nawraca”. Wilk traci swój agresywny charakter i podejmuje przedziwną, po zwierzęcemu zro-zumiałą, współpracy z człowiekiem. Miasto Gubbio, chcąc uszanować osobę św. Franciszka i to „nawrócenie” wilka, jako swego patrona wybiera świętego Huberta, opiekuna łowców, myśliwych i leśników. Również w naszej Ojczyźnie książę Lubomirski, dziękując Panu Bogu za to, że został uratowany od nie-chybnej śmierci, kiedy spotkał na swojej drodze niedźwiedzia, wystawił piękną barokową kaplicę ku czci św. Huberta w Miłocinie, która istnieje do dziś.

Ze świętym Hubertem wiążą się także bardzo piękne i znane przysłowia. Jedno z nich mówi: „Kiedy swego czasu goły las nastaje, święty Hubert z lasu cały obiad daje”. Przypomina ono, że dopiero w tym czasie w lesie można zbierać gąski i zielonki, grzyby, które tak bardzo ubogacają nasz jadłospis.

Przypominamy sobie tak wiele faktów i  wydarzeń, aby lepiej zrozu-mieć, co znaczy, kiedy Ewangelia mówi o  tym, że wasza światłość będzie miała w sobie tę przedziwną moc. Bo świętość jest taką światłością, która świeci w różnych wydarzeniach, takich czy innych przemianach, a zawsze

274

rok 2001

ma w sobie ten szczególny urok. Nawet jeżeli nie znamy wszystkich szcze-gółów z życia danej osoby, to jednak coś z tej świętości przenika nasze życie i nas ubogaca. Dzisiaj chcemy modlić się, pamiętając o tych wszystkich, któ-rzy w  ciągu wieków troszczyli się o wyżywienie społeczeństwa ludzkiego. Bo dawniej łowy i polowanie były jednym z głównych źródeł utrzymania człowieka. W naszych czasach myślistwo nie odgrywa już takiej roli gospo-darczej, ale ma także swoją wymowę, ponieważ przyczynia się do ożywie-nia życia w lasach i w Puszczy, a to jest bardzo ważne. Co więcej, łowiec-two zwraca uwagę całego społeczeństwa na potrzebę coraz to większej troski o każde dzieło stworzenia.

Warto tutaj przypomnieć postawę sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego rok właśnie obchodzimy. On bardzo trosz-czył się o to, aby wszystko, co znajduje się na terenie naszej Ojczyzny, ziemia i to, co na niej rośnie, było zadbane. Pisał: „Musimy jak drzewa korzeniami trzymać się gleby Ojczystej, aby naród nie był przepychany w swoich gra-nicach na wskutek słabego zaludnienia i niedostatecznego wszczepienia się w ojcowiznę”.

To także apel, żeby nasze spojrzenie na to wszystko, co zawdzięczamy Stwórcy było głębsze, by przyczyniło się do rozwoju całego naszego narodu i do pogłębienia relacji pomiędzy człowiekiem – jako Bożym stworzeniem, a wszystkimi innymi stworzonymi przedmiotami czy rzeczami, roślinami, drzewami, ptakami i  zwierzętami. Żebyśmy dostrzegając potrzebę współ-pracy, jednocześnie coraz bardziej ubogacali się duchowo.

Święty Hubert od trzynastu wieków jest nam przykładem i wzorem przez swoje zatroskanie, obecność wśród tych, którzy przebywają w puszczy czy w lesie, on nam dodaje sił. On także przyczynia się do kształtowania postaw rycerskich, kiedy sięgamy po broń wtedy, gdy naprawdę potrzeba, gdy zda-jemy sprawę z tego, że to może służyć dalszemu rozwojowi dzieła stworzenia, które zawdzięczamy Panu Bogu.

Niech ta dzisiejsza uroczystość ubogaci nas w te wszystkie duchowe tre-ści. A obraz, który zostanie poświęcony i zawiśnie w przyszłości w specjalnej kaplicy, będzie dla wszystkich – łowców i myśliwych, leśników, służby leśnej – zachętą do jeszcze większej troski i do jeszcze większej miłości względem przyrody, którą Pan Bóg ubogaca nas i całą naszą Ojczyznę.

Amen.

275

Nie upadajmy na duchu!Wizytacja kanoniczna

Kłopoty Stanisławy, dn. 4 listopada 2001 r.

Drodzy Bracia i Siostry!

Wsłuchując się w słowa Pisma Świętego z dzisiejszej niedzieli, zastana-wiamy się nad tym, w jakiej mierze te teksty, które pochodzą przecież sprzed wielu wieków, mogą odnosić się do naszego życia. Zwłaszcza teraz, kiedy wkraczamy w Nowe Tysiąclecie, trzecie od Narodzin Chrystusa Pana.

Kościół bardzo często zachęca nas, abyśmy sięgali do Pisma Świętego. Od iluż to lat przypomina się, żeby w każdym domu była ta Święta Księga, żebyśmy mogli w  niedzielę czy święto, ale także w  innym czasie sięgnąć do tych tekstów, zatrzymać się na chwilę i pomyśleć. To przecież Boże słowo, które zostało dane przez Stwórcę, ażeby stanowiło pomoc dla każdego czło-wieka, dla wszystkich pokoleń – obojętnie, gdzie by nie żyły.

Dw tysiące lat od  Narodzin Chrystusa Pana widzimy, że  słowo Boże potrafiło i potrafi ożywiać setki i tysiące ludzi. Świadczą o tym beatyfikacje i kanonizacje, świadczy o tym obecność świętości w życiu wielu ludzi. Nie zawsze ta świętość jest widoczna na zewnątrz, nie zawsze jest dostrzegana przez otoczenie. Działanie słowa Bożego zauważyć można i w naszych dzie-jach, w historii Polski, a zwłaszcza w tych doświadczeniach, które były udzia-łem w przeciągu ostatnich dwustu lat mieszkańców naszej ziemi – Podlasia. Dlatego chcemy podziękować Panu Bogu za to, że pozostaje poprzez swoje słowo na zawsze z nami, pozostaje na zawsze z każdym człowiekiem.

276

rok 2001

Dzisiejsze teksty wprowadzają nas w  tajemnicę końca świata. Rok liturgiczny jest tak ułożony, że  rozpoczyna się czasem adwentowym, czyli oczekiwaniem na  przyjście Zbawiciela. Potem przeżywamy piękne Boże Narodzenie. Później mamy Wielki Post, czas paschalny, kiedy przypomi-namy Mękę i Zmartwychwstanie Chrystusa Pana. Następnie jesteśmy świad-kami powstania Kościoła w dniu Zielonych Świątek i są to tygodnie, tak po Trzech Królach, jak i potem po Zielonych Świątkach, które przypominają o naszym uczestnictwie w Bożej łasce, o naszym korzystaniu z tych darów, jakie Pan Bóg pozostawia na Ziemi po to, żebyśmy przeżywając koniec roku w znaczeniu liturgicznym, przypominali sobie, że każdy i każda z nas nie może zapominać o końcu naszego pobytu tutaj na ziemi. Stąd też te tek-sty wprowadzają nas w tę tajemnicę rozstania z ziemią, tajemnicę przejścia z życia fizycznego do życia wiecznego – duchowego.

Pierwsze czytanie pochodzi z  Księgi Mądrości. W  tym okresie księgi mądrościowe pojawiają się coraz częściej. Mówią one o powołaniu człowieka, który osiąga pewien wiek, do tego, aby tą mądrością żył, żeby ją wyrażał, dzielił się nią także ze swoim otoczeniem. Dziś Księga Mądrości zachęca nas do ciągłego nawracania się. Dlaczego mamy się wciąż nawracać? Kiedy sły-szymy o chrzcie Polski, który został przyjęty przez księcia Mieszka i jego naj-bliższą drużynę 1035 lat temu, to wydaje się nam, że wystarczy raz nawrócić się na chrześcijaństwo, włączyć się w Kościół Chrystusowy, i potem wszystko będzie się już układało.

I tak jest rzeczywiście, ale są różnego rodzaju nawracania się – nawróce-nie się ku prawdzie Bożej dokonuje się raz, jednak potem trzeba dawać temu świadectwo i stąd też te nasze nawracanie się w znaczeniu moralnym, kiedy odrywamy się od różnych słabości i grzechu. Dramatem wielu katolików jest właśnie to, że wydaje się im, iż ponieważ są już w Kościele, zostali ochrzczeni, uznają się za katolików, to jest już wszystko dokonane – nic nie trzeba więcej robić. A tymczasem każdy dzień, każda niemalże nowa sytuacja wymagają od nas tego nawracania się, żebyśmy odrywali się od tego, co złe i podążali za tym, co dobre.

Jest to ważne, ponieważ drugie czytanie przypomina nam, że nadej-dzie czas naszego spotkania z Panem Bogiem. Stąd też potrzeba, abyśmy byli czujni, ale też nie popadali w panikę, nie słuchali tych, którzy mówią: „Oto już koniec idzie, to już jest zagłada”. Ileż to razy w dziejach świata

277

Nie upadajmy na duchu

takie głosy się powtarzały? A Pismo Święte wyraźnie mówi, nie słuchajmy takich, bo przecież to nie o to chodzi, żeby w ludzkich sercach pojawiał się lęk, nie po to Pan Bóg nam przywrócił dziecięctwo swoje, nie po to nas usynowił, nie po to posłał Jezusa Chrystusa, aby trwoga i lęk byli udziałem naszego życia.

A my wiemy, że tam gdzie jest lęk, trwoga tam nie ma miejsca na mądrość. Wtedy człowiek bardzo często postępuje w sposób nawet dla siebie niezrozu-miały. Strach paraliżuje umysł i niestety podpowiada nie zawsze najlepsze rozwiązania. Słowo Boże zachęca nas do ufności. Właśnie dlatego mamy się-gać do tych treści, abyśmy z ufnością i spokojem podchodzili do naszego życia i nie bali się spotkania z Panem Bogiem.

Słyszymy dzisiaj piękny przykład z  Ewangelii – spotkanie Zacheusza z Jezusem (zob. Łk 19, 1-10). To swego rodzaju wprowadzenie do tego spo-tkania, które dokona się w czasie naszego odejścia z tego świata, to zapo-wiedź śmierci doczesnej. Pan Jezus chce dać nam przykład właśnie po to, żeby obdarzyć nas ufnością i  spokojem, ale też jednocześnie, aby zachęcić do przygotowania się na to spotkanie. To prawda, że Zacheusz był wielkim grzesznikiem – przynajmniej tak o nim mówili niektórzy. Nie wiemy, czy oni sami nie byli jeszcze większymi grzesznikami, ale Zacheusz chciał się nawró-cić. On pragnął zmienić swoje życie, szukał pomocy, nie pozostawał ze złem „za pan brat” na zawsze.

Kiedy dowiedział się, że Wielki Prorok z Nazaretu będzie tamtędy prze-chodził, pozostawił swój zakład, swoje biuro, a poszedł na to spotkanie. Miał świadomość tego, kim jest, dlatego nawet nie obawiał się wejść na drzewo, byleby tylko w jakiś sposób spotkać się z Jezusem Chrystusem. Pan Jezus docenił jego dobrą wolę, to gorące pragnienie i, ku zaskoczeniu jakże wielu, którzy uważali się za lepszych od Zacheusza, poprosił go, aby zszedł z drzewa i zapowiedział, że to właśnie u niego zatrzyma się w krótkiej gościnie.

Radość Zacheusza była wielka. On pragnął się nawrócić, szukał tej Bożej Mądrości –nie pozostawał zamknięty w swoich grzechach, w różnego rodzaju nałogach, ale starał się odnaleźć prawdę o swoim życiu. I to, że Pan Jezus wiedział, kogo chce wynagrodzić, albo raczej kogo chciał podnieść, że miał do tego pewne podstawy, ukazuje się w reakcji Zacheusza po zaproszeniu, kiedy mówi, że połowę majątku odda potrzebującym, a poczwórnie postara się wynagrodzić tych, których skrzywdził.

278

rok 2001

To jest właśnie pełne, szczere nawrócenie. Pan Jezus wiedział, do kogo się zwraca, wiedział, że na Zacheuszu można polegać i na niego liczyć. I my w ciągu naszego życia bardzo często spotykamy się z  taką sytuacją. Czy Chrystus może na nas liczyć, kiedy nas zaprosi albo kiedy sam nas odwie-dzi? A przecież sakrament chrztu świętego, a potem pozostałe sakramenty święte, zwłaszcza Eucharystia, jest takim właśnie wejściem Jezusa Chrystusa do naszych domów, do naszego życia. Czy wtedy potrafimy zareagować jak Zacheusz, w taki sposób odpowiedzieć na zaufanie Syna Bożego? Od dwóch tysięcy lat ta pozornie prosta, ale jakże głęboka sytuacja urzeczywistnia się w Kościele, przeżywają ją ludzie, którzy nawracając się, coraz bardziej zbliżają się do Jezusa Chrystusa.

Wspomniałem na początku Mszy świętej, że chcemy dzisiaj szczególnie modlić się w intencji Ojca Świętego. Bo Ojciec Święty jest „głową widzialną” Kościoła, zastępcą Jezusa Chrystusa na ziemi. Ojciec Święty swoim sposobem sprawowania posługi pasterskiej, kiedy odwiedza różne kraje, jest tak bar-dzo bliski Synowi Bożemu. Czyż dla nas nie było to wielkie wydarzenie, gdy mogliśmy gościć kilkanaście kilometrów stąd Ojca Świętego? Gdyby nasi praojcowie z XIX wieku się o tym dowiedzieli, z pewnością zachowaliby się tak, jak ludzie z sąsiedniej niemalże parafii Sarnaki, po drugiej stronie Bugu. Kiedy ukazał się dekret carski pozwalający unitom przejść do Kościoła kato-lickiego, a odejść od prawosławia, do którego siłą zostali przeprowadzeni, oni w dowód wdzięczności postanowili przejść na kolanach sześć kilometrów ze swojej wioski Hołowczyce do kościoła parafialnego.

Proboszcz musiał przyjechać, żeby ich przekonywać, że to za duży wysi-łek, że może być zagrożeniem dla zdrowia. I w końcu ustąpili, ale tylko czę-ściowo. Powiedzieli, że będą szli pieszo do tego momentu, z którego zobaczą kościół, a wtedy to już na kolanach.

Ci ludzie dali dowód ogromnej wiary, przywiązania do Jezusa Chrystusa. Rozumieli, że Kościół jest przedłużeniem misji Syna Bożego. I gdyby dowie-dzieli się o tym, że mogą się spotkać z Ojcem Świętym na swojej ziemi, pew-nie zrobiliby tak samo. Myśmy to przeżyli, dlatego chcemy dzisiaj dzięko-wać Panu Bogu właśnie za  tę Jego obecność na różne sposoby w naszym życiu, w życiu wszystkich pokoleń, że nikogo nie pozostawia na marginesie – nikt w Kościele nie może uważać się za straconego, nikt nie może uwa-żać się za potępionego! Chrystus przychodzi, aby do każdej duszy zapukać

279

Nie upadajmy na duchu

i każdemu podpowiedzieć, co ma robić, aby mógł uczestniczyć w szczęściu wiecznym.

Wpatrujmy się w Zacheusza. Przypominajmy także nasze dzieje i nasze doświadczenie, abyśmy potrafili na zaproszenie Syna Bożego jak najgodniej odpowiedzieć. To odnosi się do dzieci i do młodzieży, do dorosłych, do matki i do ojca – każda i każdy z nas w inny sposób, właściwy swojemu życiu, daje odpowiedź Chrystusowi Panu, ale każdy jest zaproszony i każdy może gościć Syna Bożego, cieszyć się z Jego obecności. Każdy może – i powinien – nawra-cać się, czyli odrywać od złego życia, oddalać od grzechu, a uświadamiać sobie, że przyszłość człowieka związana jest z wiernością Bożym przykaza-niom i Bożym zasadom. Bo w ciągu dziejów ludzkości innego rozwiązania nie znajdujemy.

To prawda, niepokoi nas grzech i zło. I wielu może się wydawać, że jest tyle tego zła – czy potrafimy mu się przeciwstawić? Czy potrafimy rzeczy-wiście wyzwolić ludzkość od tego terroru, jakim jest grzech, jakim jest zło? Nie załamujmy się, nie tylko potrafimy, ale my to czynimy. To właśnie dzi-siaj Ojciec Święty będzie ogłaszał błogosławionymi następne siedem osób – niemalże każdej niedzieli. W ten sposób chce przypomnieć: „Nie upadajmy na duchu!”. To właśnie my powinniśmy się z tego cieszyć, bo możemy przy-patrywać się naszym poprzednikom, znajdować w ich przykładzie pomoc, która nam ułatwi nawrócenie się i dobre postępowanie.

Dlatego nie możemy zniechęcać się, nie możemy się załamywać. Chrystus po to przyszedł na ziemię, żebyśmy wszyscy mogli się cieszyć nadzieją, tak bar-dzo potrzebną w życiu człowieka. Nadzieją, która mówi o zwycięstwie życia nad śmiercią, o zwycięstwie dobra nad złem, która odwołuje się do uczci-wości i  do  świadectwa duchowego każdego człowieka. I  tej nadziei nam potrzeba. Bo kiedy mówimy o tym, że „zło nie śpi”, że diabeł daje o sobie znać, to widzimy, że posługuje się różnymi metodami.

Pamiętamy czasy, kiedy usiłowano osłabiać obecność Kościoła admini-stracyjnie – różnymi zakazami i nakazami. Tak było w XIX wieku, tak było w całym wieku XX – na różne sposoby. Te działania nie powiodły się. Teraz zaś stosuje się inne metody – nie uderza się wprost, ale stara się dzielić, nie uderza się wyraźnie, ale usiłuje się wmówić ludziom, że nie ma sensu być dobrym, myśleć o uczciwości, sprawiedliwości czy o miłości – to odnosi się zwłaszcza do rodziny. Dlatego trzeba nam, żebyśmy nie poddali się tej nowej

280

rok 2001

formie walki z  człowiekiem, bo sianie tego rodzaju nieufności, to nie jest walka z Bogiem! Z Bogiem człowiek walczyć nie potrafi! I rzeczywiście, nie jest w stanie! Ale człowiek może walczyć z sobą samym, może niszczyć siebie samego. To jest ta nowa forma walki człowieka z człowiekiem, kiedy chce się osłabić jego postawę, zniechęcić do uczciwości i do dobra.

Dlatego Chrystus przychodzi do każdego, pragnie każdemu dopomóc, pragnie każdego umocnić. Ale czeka na naszą dobrą wolę – jak w przypadku Zacheusza. Niech nam nigdy tej dobrej woli i tej dobrej chęci nie zabraknie, a zobaczymy, że Boże błogosławieństwo będzie nam towarzyszyło.

Wspomniałem o tym, że w sposób szczególny są zagrożone rodziny. Dwa tygodnie temu Ojciec Święty wyniósł na ołtarze dwoje małżonków, którzy zmarli zaledwie kilkadziesiąt lat temu, czyli niemalże w naszych czasach! Dwoje małżonków – żonę i męża, jednocześnie ogłosił błogosławionymi – Marię i Ludwika, albo Alojzego, ponieważ włoski Luigi na polski może być tłumaczony jako Ludwik lub Alojzy. O tym, że wspomniana beatyfikacja była wielkim przeżyciem dla całego świata, świadczy sam wybór terminu, kiedy w Stolicy Apostolskiej przebywało blisko dwustu biskupów i kardyna-łów z całego świata. Na tę beatyfikację przybyło także wielu przedstawicieli świata polityki. Był Prezydent Republiki Włoskiej, była Królowa Belgii, był cały korpus dyplomatyczny.

Ale to wszystko jeszcze nic – w tej beatyfikacji brała udział trójka dzieci błogosławionych, w tym dwóch kapłanów – jeden ma 95 lat, drugi 93. Obaj koncelebrowali Mszę z Ojcem Świętym. Wzięła w niej też udział najmłodsza córka. Kiedy królowa, prezydent i wielu innych podchodziło składać gratula-cje, wtedy myśleliśmy o każdej rodzinie, myśleliśmy także o każdej rodzinie polskiej, o waszych rodzinach, życząc jednego: aby właśnie tego rodzaju wyda-rzenia mogły zdarzać się coraz częściej. To są te światła, które Chrystus uka-zuje nam w Kościele na trzecie tysiąclecie. I my głęboko wierzmy, że te świa-tła będą silniejsze od wszelkich mroków, od różnych ciemności, że potrafią ożywić nasze dusze, nasze serca, że coraz więcej będzie w nas tego pragnie-nia, aby razem z Chrystusem, korzystając z Jego pomocy, z jego obecności w Kościele, nie zniechęcać się, ale postępować drogą prawdy i drogą miłości.

Amen.

281

Przyjdź z zapaloną lampąWizytacja kanoniczna

Kłopoty Stanisławy, dn. 4 listopada 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie, Ukochani Bracia i Siostry!

Wsłuchując się w słowa Pisma Świętego przeznaczone na dzisiejszą nie-dzielę, zastanawiamy się nad tym, co możemy z tych treści zabrać ze sobą? Co mogłoby dopomóc nam w naszym życiu w tych konkretnych okoliczno-ściach, w jakich się znajdujemy? Nie zapominajmy, że jest listopad. Dopiero co przeżywaliśmy uroczystość Wszystkich Świętych, Wspomnienie wszyst-kich wiernych zmarłych. Nasze myśli biegną ku tym, którzy nas poprzedzili i chcielibyśmy naszą wdzięczność wyrazić przez modlitwę, poprzez pamięć, która jest tak bardzo ważna, przyczyniając się także do naszego duchowego odrodzenia czy ożywienia.

Pamiętając o  zmarłych, jednocześnie uświadamiamy sobie, że  także i dla nas przyjdzie ten moment, kiedy trzeba będzie odejść z  tego świata. Słyszeliśmy i w pierwszym, i w drugim czytaniu słowa, które dopomagają nam w  zrozumieniu tego, co  powinniśmy zrobić, żebyśmy na  spotkanie z Jezusem Chrystusem nie przyszli z pustymi rękoma – tak jak z pustymi rękami nie przyszedł Zacheusz. Wprawdzie nie był on pewny, co może ofia-rować Jezusowi Chrystusowi, chociaż był bardzo bogaty, ale przyniósł ze sobą dobrą wolę. To pragnienie, żeby spotkać się z Jezusem Chrystusem i żeby

282

rok 2001

to nie było tylko zewnętrzne spotkanie – powierzchowne, towarzyskie, ale żeby przyniosło duchowe owoce. I to się spełniło. Pan Jezus dostrzegł jego dobrą wolę, mimo złej opinii, jaką miał w  swoim środowisku. Zacheusz w oczach Jezusa Chrystusa znalazł zrozumienie.

Ta opowieść jest nam znana – kiedy czytamy o  tym albo słuchamy pamiętamy o  wydarzeniach, które zaraz nastąpią. Często wówczas, kiedy dochodzimy do końca, ta końcówka nie absorbuje już naszej uwagi. A tym-czasem właśnie ona oddaje całą istotę tego spotkania Jezusa Chrystusa z Zacheuszem. Ewangelista zaznacza, że Chrystus Pan przyszedł po to, żeby docierać do wszystkich, żeby każdy, niezależnie od  tego, w  jakiej sytuacji moralnej się znajduje, mógł w Jezusie Chrystusie znaleźć dla siebie ratunek, zachętę do odrodzenia i pomoc niezbędną do tego, żeby to nawrócenie oka-zało się trwałe.

Wprawdzie Pismo Święte ogranicza tę zapowiedź do dzieci Abrahama, ale wiemy doskonale, że przez wiarę my wszyscy jesteśmy dziećmi Abrahama. Dlatego wszyscy możemy oczekiwać na pomoc ze strony Syna Bożego, aby-śmy nie zagubili się, żeby nasze życie nie zostało zmarnowane, żebyśmy mogli osiągnąć jak najwięcej.

Warto przytoczyć historię z życia jednej z polskich powieściopisarek, żyją-cej w XX wieku, Haliny Górskiej, osoby bardzo szlachetnej. Gdy była małą dziewczynką, jej dom odwiedzali wybitni pisarze, ówcześni twórcy lat mię-dzywojennych. Miała swój pamiętnik i prosiła gości, by pozostawili w nim swój autograf. Jeden z  gości, kiedy tak rozmawiał z  dziewczynką mającą może dziewięć albo dziesięć lat, zapytał ją: „A ty, kim chcesz być w przyszło-ści?”. Halinka odpowiedziała: „Chciałabym być mamką”.

To  dziwna odpowiedź w  ustach dziecka wychowywanego w  rodzi-nie o dobrych tradycjach – szlacheckich, herbowych. Nie myśli o karierze aktorki, o dyplomacji – chce być mamką. Gość, który postawił jej pytanie, dociekał dalej: „A dlaczego chcesz być mamką?”. Halinka odpowiedziała zaś: „Bo wtedy mogłabym nakarmić wszystkie głodne dzieci”.

Ta dziewczynka wykazała niesłychanie chrześcijańskiego ducha. W niej właśnie była postawa, z którą spotykamy się w zachowaniu Zacheusza – ta gotowość ze śpieszeniem, by pomóc innym. Halina Górska pod koniec swojego życia napisała książkę pt. Przyjdź z  zapaloną lampą. Jest to  jak gdyby dalszy ciąg tego, co stało się w dzieciństwie i  są tego świadectwa

283

Przyjdź z zapaloną lampą

– jej dziecięce pragnienie nie zostało zmarnowane. Ona przez całe życie myślała o tym, jak postępować, żeby na koniec „przyjść z zapaloną lampą”. A cóż to znaczy?

Kiedy idziemy „z zapaloną lampą” to znaczy, że nie mamy nic do ukry-cia, nie musimy się wstydzić. Zdarzają się także sytuacje upadku, ale nawró-cenie, duchowa poprawa sprawiają, że  z  tą „lampą zapaloną” można stale podążać do celu. Kiedy patrzymy na Kościół, Ojca Świętego, gdy przypomi-namy sobie bogatą tradycję chrześcijańską, to wiemy, że światło tej „zapalonej lampy”, nie tylko w ostatnim momencie życia, ale przez cały czas, daje nam właśnie Kościół, on jest jego źródłem. Światło owe rozpalane jest nadzieją na to, że życie nie musi być zmarnowane, że życie człowieka nie kończy się z chwilą śmierci, że także nas, żyjących w konkretnych warunkach, nieraz borykających się z trudnościami gospodarczymi, może nawet i z kłopotami moralnymi, stać na to, żebyśmy się nawrócili.

W minioną sobotę zakończył się w Wiecznym Mieście Synod Biskupi. Nie zawsze o tym się mówi, ale warto podkreślić, że takie synody odbywają się co trzy, co cztery lata, zależy od możliwości przygotowania. Są poświę-cone różnym tematom. Przybywają przedstawiciele całego Kościoła, z całego świata. Na tym ostatnim, który trwał prawie trzydzieści dni, było obecnych dwustu czterdziestu sześciu biskupów i kardynałów, co stanowi około 4% wszystkich biskupów na  świecie, przedstawicieli innych wspólnot kościel-nych oraz wiernych świeckich – razem około trzystu pięćdziesięciu osób.

Jak już wspomniałem, takie synody odbywają się co jakiś czas. Był synod poświęcony Ewangelizacji, głoszeniu Ewangelii, poznawaniu Ewangelii. Był synod poświęcony również katechizacji. W 1980 roku odbył się synod poświęcony rodzinie. Pozostał po nim piękny dokument, Familiars consortio – radziłbym sięgnąć do niego. Napisany został na zakończenie synodu przez Ojca Świętego i jest skierowany do wszystkich ludzi. Warto do niego sięgać, podobnie jak do wielu innych dokumentów.

Odbył się także synod poświęcony kapłaństwu, życiu zakonnemu. Zaś ostatni synod był poświęcony biskupom i towarzyszył mu bardzo ciekawy temat: „Biskup jako sługa w Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Temat jest przejrzysty – Biskup jest sługą Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa. Ale to  nie jakaś posługa oderwana, bo chodzi o coś konkretnego – o nadzieję świata.

284

rok 2001

Kiedy ten temat przed trzema laty został zaproponowany przez więk-szość episkopatu świata, nikt nie przepuszczał, że okaże się tak bardzo aktu-alny. Bo kto mógł przepuszczać, co stanie się 11 września? Kto mógł wiedzieć o tej zbrodni, którą trudno jest sobie nawet wyobrazić? A jednak temat miał charakter profetyczny, bo okazało się, że właśnie po takiej zbrodni ta nadzieja współczesnego człowieka została zagrożona, wymaga nowego wsparcia. Zamach terrorystyczny, wszelka agresja, wojna są uderzeniem w  nadzieję człowieka! Każda matka i  ojciec mają nadzieję, że  ich dziecko wyrośnie na kogoś dobrego. Każdy młody człowiek spodziewa się, że będzie mógł zna-leźć dobrą pracę, będzie miał dobre warunki życia. Ten przymiotnik „dobry” czy „dobra” odmieniany na różne sposoby, pojawia się najczęściej. Ale za nim się kryje zawsze nadzieja, bo nadzieja z dobrem idą w parze. Nie ma dobra bez nadziei i nie ma nadziei bez dobra. Dlatego mamy tę nadzieję, że będzie dobrze albo i lepiej, i z tego się cieszymy.

Sytuacje takie jak zamach 11 września uderzają w naszą nadzieję, zmie-rzają ku temu, żeby człowiek stracił ufność i zaufanie –nie tylko do instytucji czy jakiegoś środowiska, ale nawet do siebie samego, żeby człowieka pognę-bić, żeby mu się wydawało, że już nie ma żadnej możliwości, żadnej perspek-tywy. Nad tym pochylił się Synod, który obradował bardzo intensywnie, bo każdego dnia od 9.00 do 13.00, i od 17.00 do 19.00, żeby wypracować prze-słanie. Zostało ono ogłoszone także w języku polskim w poprzednią sobotę. Sięgnijcie do „Niedzieli”, być może w przyszłym numerze ukaże się to orędzie Synodu Biskupów. Ma ono dopomóc nam w przezwyciężeniu tej straszliwej moralnej depresji, żebyśmy mogli odkryć na nowo wagę i znaczenie, ale też i obecność nadziei w naszym życiu.

Po Synodzie będzie opracowany jeszcze jeden specjalny dokument – przez Ojca Świętego, który nawiązuje do tego samego tematu. Potrzebna jest nam nadzieja – ale nie nadzieja oparta na fałszywych przesłankach, która wypływa z  takich czy innych obietnic, składanych zwłaszcza na  użytek wyborów. Potrzeba nam nadziei, która ma fundament w Ewangelii, która znajduje się w Jezusie Chrystusie.

W czasie obrad synodu jeden z biskupów podpowiedział: „Nie raz pytano, jakie imię może mieć nadzieja, jak może wyglądać?”. Dlatego trzeba to jasno powiedzieć, że nadzieja ma swoje oblicze, ma swoją twarz i ma swoje okre-ślenie – jest nim Jezus Chrystus. To właśnie Jego Twarz jest twarzą nadziei,

285

Przyjdź z zapaloną lampą

to Jego imię jest imieniem nadziei i  tylko ta nadzieja, która jest związana z Jezusem Chrystusem i z Niego wyrasta, może być twórcza, pomocna dla każdego człowieka!

Dzisiejsze czytania są tego potwierdzeniem. Zacheusz szukał tej nadziei i znalazł ją w Jezusie Chrystusie. Jest dla nas przykładem. Korzystajmy z jego doświadczenia. Niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy, jakie są warunki gospodarcze, jaki mamy wzrost, jakie wykształcenie – Chrystus dostrzeże nas wszędzie, byle byśmy z tą dobrą wolą, z tym „światłem wewnętrznym” kiero-wali się ku Niemu. Potrzeba tego naszego, choćby nawet niewielkiego kroku, a Chrystus Pan wyjdzie naprzeciw. Niech On pozostanie dla nas wszystkich, dla każdej i dla każdego tą nadzieją, której tak bardzo potrzebujemy.

Amen.

286

Powinniśmy opowiadać się za miłościąWizytacja kanoniczna

Czaple, dn. 7 listopada 2001 r.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję Panu Bogu za to, że możemy dzisiaj się spotkać w to popołu-dnie listopadowe, w miesiącu, kiedy nasze myśli kierujemy ku tym, którzy nas poprzedzili w drodze do wieczności. Wśród tych wielu osób nam dro-gich, wobec których żywimy wdzięczność, być może są i  takie, o których zapomnieliśmy kiedyś. Dlatego teraz mamy ten czas, aby im za wszystko podziękować. Dziękujemy przede wszystkim za to, że otrzymaliśmy od Pana Boga za  pośrednictwem naszych rodziców dar życia. Dziękujemy także, że od momentu włączenia do Kościoła przez chrzest, w Jezusie Chrystusie odczuwamy tę przedziwną jedność i braterstwo, które dodają sił w naszym życiu, wpływają na nasze postępowanie. Dziękujemy za tę świątynię, w której od osiemnastu lat gromadzimy się, aby oddawać chwałę w Bogu. Jest nam nawet trudno wyobrazić sobie, jak można było żyć, kiedy tej świątyni nie było, kiedy nie było Najświętszej Ofiary, kiedy nie mieliśmy gdzie przychodzić, aby nawet w trudnych warunkach korzystać z Eucharystii. Za to wszystko pra-gniemy dziękować.

Słowa, które wypowiedział Chrystus Pan to także zaproszenie, żebyśmy zawsze opowiadali się za miłością, abyśmy zawsze opowiadali się za Nim. Nie musimy się wówczas niczego obawiać. Natomiast kiedy o tym zapominamy,

287

Powinniśmy opowiadać się za miłością

pojawia się bardzo dużo różnych kłopotów i  zmartwień. Zresztą, dostrze-gamy to w naszych czasach. Widzimy jak ludzie, odchodząc od Pana Boga, sprawiają jednocześnie wrażenie, że są w stanie naprawić świat, zmienić czło-wieka. Odwołują się przy tym do różnych ideologii, podejmują takie czy inne uchwały albo ustawy, powstają coraz to nowe prawa, nowe kodeksy. A jed-nak niewiele to zmienia. Czasem dzieje się nawet jeszcze gorzej, bo zło potrafi znaleźć jakąś szczelinę! Diabeł potrafi dostać się do każdej dziedziny ludz-kiego życia i doprowadzić do katastrofy, do nieszczęścia.

Obecnie na świecie jest wiele organizacji, które stoją na straży bezpieczeń-stwa różnych krajów. Państwa zbroją się, ale nie są jednak w stanie zabezpie-czyć wszystkiego, bo gdzieś znajdzie się jakaś szczelina, poprzez którą wśli-zgnie się zło.

I tak stało się 11 września. Trudno nawet sobie wyobrazić kilka tysięcy osób, które spędzają kolejny zwykły dzień w pracy i nagle dochodzi do strasz-liwej katastrofy. To coś, co przerasta nasze wyobrażenia. Nie można tego zro-zumieć. Tym bardziej, że do zamachów użyto również zwyczajnych pasaże-rów, którzy chcieli gdzieś przelecieć, dotrzeć do swoich domów, może spotkać się ze swoimi rodzinami. Nie wiedząc nic, zapłacili za bilety, a okazało się, że zapłacili za swoją śmierć. Wykorzystano ich do tego ataku terrorystycznego.

Kiedy o  tym wszystkim mówimy, to  nie dlatego, aby osłabiać naszą nadzieję, a wprost przeciwnie – to są właśnie te wydarzenia, które mówią o  prawdziwości nauczania Jezusa Chrystusa. Wydarzenia z  11 września to właśnie te przejawy nienawiści, które będą zawsze miały miejsce, kiedy my nie opowiemy się za  Jezusem Chrystusem, kiedy szczerze i  bezgra-nicznie nie wyznamy naszej wiary, kiedy Jego nauka będzie dla nas tylko jakąś teorią, a nie będzie tym, co prowadzi nas przez całe nasze życie. Jezus Chrystus niczego nie pragnie dla siebie! Tym się różni od wszystkich działa-czy! Od wszystkich polityków! Od wszystkich przywódców! Nie potrzebuje głosów! Nie potrzebuje wsparcia! Jeżeli do nas apeluje o miłość, to tylko ze względu na nas! On jest samą doskonałością, ale wie, czego potrzebuje czło-wiek i wie, że jest to miłość – nie ma rozwoju człowieka, kiedy nie ma miłości.

Kiedy wasza przedstawicielka mówiła o potrzebie ochrony rodziny, pod-kreślała właśnie w ten sposób potrzebę miłości. Powinniśmy opowiedzieć się za miłością, do tego nas zaprasza Jezus Chrystus, a czyni to z myślą o nas, po to właśnie, żebyśmy my mogli czuć się bardziej bezpiecznie, mogli darzyć

288

rok 2001

się większym zaufaniem – w rodzinach, w środowisku, w którym przeby-wamy, w różnych instytucjach, żebyśmy nie lękali się podstępu czy oszustwa, korupcji czy jakiegoś fałszu, żebyśmy mogli zawsze ze spokojem patrzeć sobie nawzajem w oczy.

Joseph Conrad, angielski pisarz polskiego pochodzenia, do  którego zawsze się przyznawał, w jednej ze swoich powieści opisał następującą sytu-ację. Na pokładzie statku, którym podróżowało wiele osób, rozmawiało ze sobą dwóch mężczyzn. Trzeci, który był w  pobliżu, w  pewnym momen-cie zszedł pod pokład. Kiedy tam się udał, natychmiast na dole rozległ się płacz. Rozmawiający bohaterowie skwitowali to słowami: „Jak to się dzieje, że gdziekolwiek pojawi się człowiek, tam rozlega się płacz?”. Musimy wła-śnie wyzwolić się od tego rodzaju spojrzenia, od takich zachowań, które spra-wiają, że kiedy spotykamy się z drugim człowiekiem, to odczuwamy niepo-kój. Pragniemy zawsze spotkać osobę, która byłaby godna zaufania, z którą można by szczerze porozmawiać, poprosić o radę, a jednocześnie obawiamy się, że takich ludzi jest coraz mniej.

Dzieje się tak dlatego, że zapominamy o Jezusie Chrystusie, że nie korzy-stamy z  darów, jakie On pozostawił – nie kształtujemy naszych sumień poprzez sakrament pokuty, nie ubogacamy naszego życia w  Eucharystii świętej, nie korzystamy z praktyk religijnych, a nasze uczestnictwo we Mszy świętej, chociaż kościoły mamy tak blisko, nie jest takie, jakie mogłoby być. Czytamy, że w Diecezji Tarnowskiej w każdą niedzielę bierze udział we Mszy świętej 78% ludzi. Policzmy, jak to wygląda w naszych miejscowościach. Czy dorównujemy tamtej frekwencji? Czy też może znajdujemy się nieco w tyle?

Warto to wszystko mieć przed oczyma, kiedy narzekamy, że ludzie są źli, że brakuje zaufania, że są takie czy inne zagrożenia. Być może właśnie dla-tego, iż to my sami nie wpływamy na zmianę obyczajów, nasze postawy nie zmieniają się na lepsze, że nie potrafimy tak świadczyć o Jezusie Chrystusie, aby Jego nauka mogła znajdować życzliwe przyjęcie w sercach i umysłach ludzi. Stąd też warto u progu Trzeciego Tysiąclecia zastanowić się nad tym.

Ojciec Święty zaprasza nas wszystkich, abyśmy przypomnieli sobie to  wezwanie Jezusa Chrystusa, które skierował do  Apostołów, a  zwłasz-cza do  świętego Piotra, kiedy mieli kłopoty z  łowieniem ryb: „Wypłyń na  głębię” (Łk 5, 4). Mógł to  być czas nie najbardziej odpowiedni i  pora także niekoniecznie stosowna. Ale Chrystus polecił: „Wypłyń na  głębię”

289

Powinniśmy opowiadać się za miłością

i Apostołowie posłuchali Jezusa Chrystusa. Okazało się, że to nie przyroda, nie ludzki czas miały rację, ale Jezus Chrystus. Świadczą o tym także dzieje naszej Ojczyzny. Także w naszym życiu znaleźlibyśmy pewnie wiele wyda-rzeń, które mówią o  tym, że  zawsze wtedy, kiedy postawiliśmy szczerze na Jezusa Chrystusa i poszliśmy za nim, nie zostaliśmy wprowadzeni w błąd, a wszystkie trudności rozwiązywały się. Pamiętajmy o tym także i w tym nowym, trzecim tysiącleciu – nie tylko ze względu na nas, ale przede wszyst-kim ze względu na nowe pokolenia i ich wychowanie, żeby móc im przeka-zać, co jest najważniejsze w życiu człowieka.

Ta kaplica jest poświęcona Miłosierdziu Bożemu. Tajemnica Bożego Miłosierdzia jest znana od  początku świata, ale w  sposób szczególny Pan Bóg objawił ją kilkadziesiąt lat temu, i  to  naszej rodaczce, świętej sio-strze Faustynie. A objawił dlatego, że co  jakiś czas Bóg przekazuje światu jak gdyby kolejny impuls, przypominając o  swojej miłości. Takim impul-sem były właśnie słowa, które przekazał skromnej zakonnicy. Mamy prawo i  łaskę odwoływania się do Bożego Miłosierdzia. Jest ono jednocześnie dla nas zaproszeniem, abyśmy postępowali podobnie, bo nie można dostąpić Miłosierdzia, jeżeli samemu nie jest się miłosiernym. Jak możemy odwoływać się do Bożego Miłosierdzia, a jednocześnie sami szukać zemsty i nienawidzić naszą siostrę albo naszego brata. Tu  także pomocą jest przykład, jaki dał nam Jezus Chrystus, i Jego nauka. Naśladowanie Go doprowadzi do naszego odrodzenia. Wówczas tajemnica Miłosierdzia Bożego będzie dla nas wszyst-kich tą nauką, która wnosi nową nadzieję do życia, zachęca, abyśmy odważ-nie podejmowali nowe obowiązki, nie lękali się miłości.

Pamiętam wydarzenie związane z  jednym bardzo sławnym pisarzem, Curzio Malaparte, który zmarł zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Przez całe swoje życie atakował Pana Boga i Kościół ze wszystkich stron, bez jakichkol-wiek ograniczeń. Nie było takiego paszkwilu przeciwko Kościołowi, pod któ-rym on by się nie podpisał. Ale nadszedł moment, kiedy objawiła się choroba nowotworowa. Znalazł się w szpitalu.

W tamtych czasach medycyna nie znała jeszcze sposobów leczenia raka jak obecnie, choć wiemy, że  i  teraz nie zawsze może pomóc. Ciało pisa-rza zaczęło się rozkładać, chociaż on sam nadal żył. Przeniesiono go zatem do separatki. Kiedy znalazł się w szpitalu jego czciciele odwiedzali go tłum-nie, ale gdy choroba nadal się rozwijała, z czasem zaczęło ich przychodzić

290

rok 2001

coraz mniej, aż w końcu nikt nie mógł znieść zapachu jego ciała i wizyty w ogóle się skończyły. Co najwyżej podawano czasami jakiś króciutki bilecik z pozdrowieniem.

Była jednak osoba, która odwiedzała Curzio Malaparte codziennie – kapelan miejscowego szpitala, ksiądz katolicki. Mimo, że wiedział kim jest ten chory, jak wiele zła uczynił dla Kościoła, to każdego dnia przychodził do niego, pozdrawiał go, pytał o zdrowie, starał się pocieszyć. Początkowo pisarz nie reagował na jego pozdrowienia. Potem tylko mu się przyglądał. W  końcu zaczęli rozmawiać ze sobą. Zaczął po pewnym czasie dzięko-wać kapelanowi za to, że ten go odwiedza, że jest przy nim w imię Jezusa Chrystusa. W końcu zwrócił się do niego z prośbą, mówiąc: „Ojcze, zgrze-szyłem bardzo mocno, jestem świadom ile wyrządziłem zła, ale chciałbym się pojednać. Czy mogę?”. Kapelan przytaknął. Udzielił mu wówczas wszystkich sakramentów. Od tej pory Curzio Malaparte przyjmował Komunię świętą każdego dnia.

Nadszedł jednak dzień, kiedy poczuł się bardzo słabo i po Komunii świę-tej, ledwie mówiąc, skierował prośbę do kapelana: „Ojcze, czuję, że odcho-dzę z tego świata. Nie mam na ziemi nikogo, kto byłby mi tu tak bliski jak Ojciec. Proszę, aby mnie Ojciec na pożegnanie ucałował w czoło”. Wówczas ksiądz kapelan pochylił się nad nim i ucałował w czoło. A konający pisarz wyznał: „Kiedy Ojciec pochylił się nade mną i mnie ucałował, to ja poczu-łem, jakby mnie ucałował sam Jezus Chrystus”.

Często nie zdajemy sobie sprawy z  tego, jak wielką moc mają nasze czyny miłości i miłosierdzia, kiedy pełnimy je z wiarą i w duchu Bożym, jak gdyby czynił to Jezus Chrystus. On ma wielką moc nad współczesnym świa-tem. Niestety, my z tej mocy nie zawsze korzystamy. Trzeba zatem, abyśmy do niej się odwoływali, to właśnie dlatego Jezus Chrystus przyszedł na zie-mię, stał się jednym z nas. W swoim Miłosierdziu przybliża się do nas po to, żeby nas ośmielić, byśmy chcieli korzystać z tego wielkiego daru miłości. A kiedy to czynimy, uczestniczymy w Jego mocy i w Jego łasce – w mocy Jezusa Chrystusa.

Amen.

291

Co to za droga, która nie prowadzi do kościoła?

Poświęcenie kościoła p.w. Matki Bożej Częstochowskiej w Nurcu StacjiObłóczyny alumnów

Nurzec Stacja, dn. 11 listopada 2001 r.

Czcigodny Księże Proboszczu, Kochani Alumni, Drodzy Bracia i Siostry!

Kilkanaście lat temu, kiedy rozpoczynał się upadek komunizmu, w 1987 r. na terenie Związku Sowieckiego pojawił się bardzo interesujący film – „Pokajanie”. Opowiadał o tym, jak pewien inżynier architekt został wezwany, aby podpisać zgodę na  rozbiórkę kościoła, który znajdował się u zbiegu ulic. Architekt, patrząc na tę piękną świątynię, nie chciał się zgodzić, mówiąc, że to przecież będzie zbrodnia, bo kiedyś trudzili się nad tym ludzie i budynek ma służyć wzniosłym celom. Te argumenty nie trafiły do władz. Został skazany na zesłanie, a kościół i tak rozebrano. Gdy nastała tzw. odwilż, architekta zwolniono.

Powrócił do miasta, ale to już nie było jego miasto. Szedł ulicą, która kiedyś kończyła się kościołem, patrzył na prawo, na lewo i nie mógł poznać okolicy. Pytał więc siebie, pytał swoich znajomych: „Co to za ulica?”, „Co to za droga, która nie prowadzi do kościoła?”. W tym bardzo trudnym momencie reżyser

292

rok 2001

chciał przypomnieć swoim współobywatelom, jak ważne jest, byśmy gdzieś u kresu swojej drogi zawsze dostrzegali kościół. To nieistotne, ile kilometrów ta droga będzie miała, ważne, aby prowadziła do kościoła.

My również przeżyliśmy te czasy. We wspomnieniach rodzinnych spoty-kamy się z różnymi historiami, które mówią o cierpieniach, o poświęceniu, o prześladowaniach za postawiony krzyż, postawioną figurę, nie mówiąc już o tych, którzy uczestniczyli w budowie kościoła bądź w staraniach o niego. Wielu z nich jest dzisiaj razem z nami. My to czujemy. Może patrzą z Nieba i cieszą się, że to, co było zabronione, co niszczono powstaje jak feniks z popio-łów, odradza się. Pojawia się na  naszych drogach, abyśmy mogli w  życiu naszym nie odczuwać pustki. Żeby nam nie brakło nadziei, ale żebyśmy mogli docierać do świątyni, a przez świątynię do Pana Boga.

Sam przeżyłem kiedyś bardzo wzruszające spotkanie. Dwadzieścia lat temu wędrowałem z pewnym Rosjaninem, który odważnie wiózł mnie po drogach obecnej Białorusi. I na setnym kilometrze, gdy dojeżdżaliśmy już do celu, ukazał się nam kościół. Był on na szczęście otwarty. Ów Rosjanin powiedział: „Pochodzę z Rostowa. Tam były piękne cerkwie, wspaniałe świą-tynie – one zostały zupełnie zniszczone. I dlaczego to uczyniono? Z jakiego powodu? Przecież budując te świątynie, nasi ojcowie tak wiele złożyli ofiar, tak wiele pracy poświęcili – i dodał w duchu bardzo typowym dla chrześci-jaństwa wschodniego – oni na budowę tych świątyń dusze swoje dali i potem zostały zniszczone”.

Wspominamy tamte fakty i  tamte wydarzenia. To  przecież nie tak dawno było. Ale wspominamy dlatego, żeby podkreślić poświęcenie tutej-szych parafian, tutejszych księży proboszczów, którzy podjęli wielki wysi-łek, aby w miejsce drewnianej kaplicy mogła powstać świątynia bardziej godna Pana Boga, ale także odpowiadająca naszej wierze i naszej miłości. Dzisiaj dobiega mety ten wysiłek, bo pobłogosławienie, dedykacja świątyni to  zakończenie tego długiego procesu, przypomnienie, że  ten dom staje się w pełni Domem Bożym. Ma być miejscem świętym, gdzie przebywa Bóg i gdzie każdy człowiek wkraczający do niego, powinien także coś z tej świętości brać do swego życia, aby je przemieniać na lepsze. Po to właśnie są świątynie. To dlatego Jezus Chrystus przyszedł na ziemię. To dlatego w Eucharystii pozostaje z nami, aby nas zachęcać do lepszego życia, bar-dziej uczciwego.

293

Co to za droga, która nie prowadzi do kościoła

Iluż to dokonywaliśmy wyborów? Ile razy w  życiu decydowaliśmy się na taką czy inną postawę? Potem dopiero okazywało się, że pomyliliśmy się, bo zapomnieliśmy w takim momencie o Panu Bogu, o Jego przykazaniach. Dzisiejsze czytania podpowiadają nam, jak mamy postępować. Już pierw-sze czytanie z Księgi Machabejskiej (zob. 2 Mch 7, 1-42) ukazuje wspaniałą postawę tych młodych braci, a jeszcze bardziej ich matki, która z całym prze-konaniem, wiedząc, że jej synowie giną, że cierpią strasznie, prosiła ich i bła-gała, żeby nie odstępowali od swojej wiary, nie odstępowali od Pana Boga.

Głęboka wiara tej matki jest dla nas czymś wzruszającym, ale stanowi także zachętę. Jej synowie – Machabeusze, przeszli do historii. Wspominamy ich z dumą, ze współczuciem, ale przede wszystkim z wdzięcznością. Z wdzięcz-nością za to, że na przestrzeni wieków ciągle spotykamy właśnie takich ludzi – ludzi, którzy potrafią dochować wierności Panu Bogu. Dochowując zaś wier-ności Panu Bogu, człowiek dochowuje wierności samemu sobie. Nie ma innej drogi. Człowiek, który odchodzi od Pana Boga, zdradza także siebie. Zdradza swój cel, sens życia, swoją godność. Zapomina o tym wielkim darze, jaki otrzy-muje od Pana Boga i w jakim uczestniczymy dzięki Jezusowi Chrystusowi.

Ewangelia przypomniała nam spotkanie Pana Jezusa z Apostołami, ze świętym Piotrem. Chrystus Pan pozostawia nam oparcie, pozostawia nam fundament, pozostawia nam opokę. Lepiej to rozumiemy teraz, w czasach Jana Pawła II. To nie jest nasza zasługa. Nasi praojcowie żyjący tutaj, któ-rzy przecież nie mieli swego rodaka na Stolicy Piotrowej, ale w papieżu – czy to był Leon XIII, czy Pius IX, czy Pius X – oni także dostrzegali opokę. Trwali na niej przez swoją wierność, przez swoją postawę. My jesteśmy w lep-szej sytuacji. Ale czy korzystamy z tego? Czy to owocuje w naszym życiu i w naszym postępowaniu?

Świątynia, która zostanie dzisiaj dedykowana, ma nam o  tym wszyst-kim przypominać. Bo to jest Dom Boży. Wiemy, co to znaczy słowo „dom”. Kojarzy się z  tą przestrzenią, gdzie wszyscy powinni się rozumieć, gdzie wchodzi się bez pukania i zawsze jest się oczekiwanym, zawsze można liczyć na wsparcie. I choć u ludzi może to czasami zawodzić, kiedy mówimy o Domu Bożym, możemy być pewni, że ten Dom jest dla nas zawsze otwarty. W tym Domu zawsze ktoś na nas czeka. W tym Domu zawsze otrzymamy pomoc. Możemy być pod tym względem całkowicie spokojni. Stąd płynie nasza radość, wdzięczność, nasza szczera modlitwa.

294

rok 2001

Ale Dom Boży nie miałby w  sobie pełni tego ciepła, gdyby nie Najświętszy Sakrament, gdyby nie sprawowana Eucharystia, gdyby nie sakramenty święte. Dlatego dostrzegamy również potrzebę kapłana. Możemy się cieszyć, bo Opatrzność sprawiła, że dedykacja świątyni łączy się z  ceremonią związaną z  formacją nowych kapłanów, tzw.  „obłóczy-nami”. Alumni przebywający na  trzecim roku w seminarium otrzymują dzisiaj suknie kapłańskie. To kolejny etap ich wtajemniczania, a jednocze-śnie wprowadzania, a może nawet lepiej powiedzieć, ich osobistego wrasta-nia w tożsamość kapłańską.

Drodzy Alumni! To wzrastanie zależy od was. Może w nim pomagać ksiądz rektor, pomagają ojcowie duchowni, pomagają wychowawcy. Modlą się za was rodzice, wasi bliscy i krewni, ale kluczem jest wasze serce. To od was zależy, w jakim stopniu wrastacie w tę kapłańską tożsamość, której pełnia nastąpi w momencie waszych kapłańskich święceń. Dobrze się dzieje, że wła-śnie dzisiaj ta ceremonia zbiega się z dedykacją tego kościoła. Dzięki temu pełniej objawia się ta moc i łaska, która płynie z każdej świątyni.

Nie możemy jednak zapomnieć o niesłychanie ważnym wydarzeniu zwią-zanym z dzisiejszą datą. To przecież Święto Niepodległości. Osiemdziesiąt trzy lata temu, to, na co czekano sto dwadzieścia trzy lata wreszcie nadeszło. Polska ponownie znalazła się na mapach świata. Polska zaistniała w usta-wodawstwie, w  administracji. Choć istniała zawsze w  ludzkich sercach, to mogła mieć także swój wyraz zewnętrzny. Modlimy się za tych, którzy walczyli o naszą niepodległość, by mogła zostać odzyskana w sposób godny. Dziękujemy im. Jakże wielu mamy w związku z tym wspaniałych bohate-rów. Mamy także kapelanów, którzy również przyczynili się do tej niepod-ległości. Należy wspomnieć chociażby księdza biskupa Bandurskiego, który przeszedł tak wiele dróg z Legionami Piłsudskiego.

Włączamy to święto do naszej uroczystości, bo ono jeszcze poszerza nasz obraz, ukazuje nową perspektywę, tak bardzo ważną wobec tego wszyst-kiego, co dzieje się w świątyni. W niej staramy się dojrzewać, a potem ubo-gacać się łaskami Bożymi. Tutaj kształtujemy nasze sumienie, troszczymy się o to, żeby jak najwięcej było w nas z Ewangelii, z chrześcijaństwa, z Jezusa Chrystusa. Myślimy także i o tym, byśmy byli dobrymi córkami i dobrymi synami naszej Ojczyzny, bo krew przelana przez naszych poprzedników, ich ofiary oczekują od nas postawy zrozumienia, życzliwości i wdzięczności.

295

Co to za droga, która nie prowadzi do kościoła

Dziękujmy Panu Bogu za tę niedzielę i za te przeżycia, prosząc jedno-cześnie, aby pozostały w naszych sercach i w naszych duszach jak najdłużej. Żeby to wszystko, o czym mówi Pismo Święte, kiedy zachęca nas do pogłę-bienia więzi z Panem Bogiem, mogło się spełniać i przyczyniać się do naszej odnowy – do odrodzenia osobistego, rodzinnego, do odrodzenia tej parafii i do odrodzenia naszej Ojczyzny – Polski.

Amen.

296

Nie sposób zliczyć wszystkich świętych i błogosławionych

Wizytacja kanonicznaSiemiatycze Stacja, dn. 15 listopada 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Miesiąc listopad daje nam okazję, abyśmy częściej zastanawiali się nad naszym powołaniem do życia wiecznego. Miesiąc ten rozpoczyna uroczystość Wszystkich Świętych, która przypomina nam jakże wielu naszych poprzed-ników. Setki, tysiące ludzi, którzy w ciągu tych dwu tysięcy lat stali się świad-kami i wyznawcami Jezusa Chrystusa. Nie sposób nawet zliczyć teraz tych wszystkich świętych i błogosławionych. Tak wielka rzesza, która nas cieszy, bo świadczy, że w ciągu dwudziestu wieków nie było przerwy w świętości. Oni przekazują tę świętość i  nas wspomagają. Dzięki temu, pomimo tak strasznych zbrodni i wydarzeń, które nas przerażają, a które wprowadziły tak wielkie zamieszanie w życie społeczne, ludzkość podąża za światłem. Świętość jest właśnie takim światłem, niesłychanie potrzebnym na drodze każdego człowieka.

Miesiąc listopad przypomina nam wszystkich zmarłych, nie tylko tych świętych, ale wszystkich. Wierząc w  świętych obcowanie, jak wypowia-damy to w credo, chcemy objąć myślą wszystkich, także tych, którzy czekają w czyśćcu z nadzieją na pełne życie z Bogiem. Pragniemy o nich pamiętać,

297

Nie sposób zliczyć wszystkich świętych i błogosławionych

a jednocześnie zastanowić się, co można zrobić, żeby możni tego świata nie zapomnieli o wielkiej tajemnicy, z którą spotykamy się w Kościele. Polega ona na tym, że w Kościele istnieje specjalny skarbiec – skarbiec świętości. Zawiera on w sobie wszystko, co zostało wysłużone przez Matkę Najświętszą, przez Apostołów, przez męczenników, a także świętych. I można by powie-dzieć, że po co  to wszystko, po co  takie poświęcenie? Ale Kościół korzy-sta z  tego skarbca właśnie po to, by wspomóc tych, którym tej świętości czasem nie wystarcza. Podobnie jak w naszym życiu, kiedy rodzice sięgają do tego, co wypracowali, by w razie potrzeby pomóc swoim dzieciom. Tak samo Kościół, jako dobra matka, sięga zawsze do tego skarbca świętości, by nam dopomagać. A my, kiedy modlimy się za zmarłych, uczestniczymy we Mszy świętej, przystępujemy do sakramentów świętych, dokładamy od sie-bie do tego skarbca. Nieraz nawet nie wiemy, za kogo trzeba się modlić, ale wtedy zawierzmy nasze modlitwy Matce Najświętszej, by ona, ta, która jest zawsze blisko człowieka, rozdysponowała je według potrzeby.

W listopadzie również najczęściej kończy się rok liturgiczny. Mamy wów-czas możliwość zastanowienia się nad sprawami ostatecznymi, śmiercią, sądem, zbawieniem, ale też potępieniem. Ale nie może to stać się powodem jakiejś naszej ucieczki. Musimy pamiętać, że kresem naszego pobytu na ziemi jest śmierć, że staniemy wobec Pana Boga na sądzie i odpowiemy za nasze grzechy. To wszystko przynależy do naszej rzeczywistości.

W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus mówił o Królestwie Bożym, czyli o tym, do czego dążymy, za czym tęsknimy, gdzie tak bardzo chcieliby-śmy być. Tam panuje całkowity spokój, bezpieczeństwo, nie musimy się martwić o nic, gdzie po prostu czujemy się szczęśliwi. Pan Jezus, mówiąc o Królestwie, do którego zdążamy, jednocześnie podkreśla, że Królestwo Boże jest w nas, jest wśród nas. Cóż to znaczy? Pan Jezus chce nam podpo-wiedzieć, że to, w jaki sposób zachowujemy się na ziemi, jak żyjemy, będzie rzutowało na całą naszą wieczność. Królestwo Boże, do którego zdążamy, zaczyna się już tutaj. Wprowadza nas w nie sakrament chrztu świętego, a potem kolejne sakramenty. One nas wspomagają, byśmy nie zapomnieli o tym wielkim darze, jaki dał nam Pan Jezus. Królestwo Boże jest w nas. To nic, że może zdarzyć się jakaś słabość. Pan Jezus zostawił nam sakra-ment pokuty i zaprasza do korzystania z niego, byśmy rzeczywiście mogli wejść do Królestwa.

298

rok 2001

W  pierwszym czytaniu słyszeliśmy wymienione cechy, jakie powinny charakteryzować człowieka, który myśli o powołaniu do zbawienia. Dotyczą one naszego wzrostu w wierze, dobrego postępowania, naszej życzliwości. Przygotowanie człowieka do udziału w Bożym Królestwie dotyczy wszyst-kich wymiarów życia, zaangażowania duszy, rozumu, uczuć.

Królestwo Boże nie jest jakąś zagadką, czymś niewiadomym, co  nas czeka w przyszłości. Możemy go doświadczać już w naszym ziemskim życiu, kiedy staramy się postępować w zgodzie z przykazaniami, kiedy korzystamy z  sakramentów świętych, kiedy trwamy w  łasce uświęcającej. Po to  Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, po to oddał swoje życie, tak bardzo cierpiał, po to zmartwychwstał i po to pozostawił Kościół, zesłał Ducha Świętego, żeby-śmy my, niezależnie od tego, w jakich warunkach materialnych żyjemy, jakie systemy panują na świecie, mogli to Królestwo Boże w naszych duszach urze-czywistniać. To jest dla nas źródłem wielkiej nadziei. Dlatego chrześcijanie, niezależnie od tego, w jakich warunkach żyli, zawsze trwali w zaufaniu, bo wiedzieli, że Jezus Chrystus jest z nimi, że dopomaga. On będzie stale obok nas w Kościele, aż do końca świata, aby każdy człowiek miał taką samą moż-liwość uczestniczenia w Bożym Królestwie.

Chcemy dzisiaj to wszystko przypomnieć. Chcemy otworzyć nasze serca, być w jedności z tymi, którzy żyli kiedyś i tymi żyjącymi dziś, w różnych krajach, na różnych kontynentach, by ta duchowa więź okazała się jeszcze sil-niejsza, żebyśmy nie lękali się samotności, nie myśleli, że jesteśmy opuszczeni. Jest z nami cały Kościół.

Na ostatnim Synodzie Biskupów, który odbył się w październiku tego roku, biskupi z krajów, w których chrześcijanie są prześladowani, podkreślali, jak ważna jest dla nich świadomość, że gdzieś są katolicy, jest papież, ktoś się za nich modli. W czasie tej wizytacji chcemy to sobie przypomnieć, chcemy sobie uświadomić, że niezależnie od tego, gdzie jest nasza parafia, jak jest ona liczna, to przynależy do Chrystusowego Kościoła, do Kościoła powszechnego – tu jest moc i nasza nadzieja.

Amen.

299

Działając zgodnie z wolą Bożą, mamy udział w Bożej mądrości

Wizytacja kanonicznaSiemiatycze Stacja, dn. 16 listopada 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Wsłuchując się w dzisiejsze teksty Pisma Świętego, z pewnością zastana-wiamy się nad tym, w jakim stopniu możemy te treści przeszczepić w nasze życie, przyjmując je do naszych serc i do naszych umysłów.

Pierwsze czytanie (zob. Prz 8, 22-31), bardzo piękne, pochodzi z Księgi Przysłów, zaliczanej do  ksiąg mądrościowych. To  czytanie, które mówi o  mądrości, pojawia się często w  liturgii, kiedy wspominamy Matkę Najświętszą. Oczywiście dobrze wiemy, że te księgi wskazują na to, że naj-wyższą i  jedyną Mądrością jest Pan Bóg. Ale chce On jednocześnie, żeby-śmy w tej Mądrości mieli udział także my. Zachęca nas do tego, wzywając do bycia świętymi. Pan Bóg nie stawia granic, nie chce, żeby człowiek był na dalszym planie, dlatego zaprasza go do udziału w świętości. W niej jest miejsce na miłość i właśnie mądrość. Maryja jest dla nas wzorem odpowiedzi na to Boże zaproszenie, dlatego Kościół, w uroczystości jej poświęcone, sięga często właśnie do tych fragmentów Pisma Świętego, w których jest mowa o mądrości. Matka Najświętsza stała się uczestniczką tej mądrości, w niej znajdowała oparcie pośród różnych doświadczeń jej życia.

300

rok 2001

Ewangelia pokazuje nam, w jaki sposób Matka Boża odnalazła tę drogę uczestnictwa w Bożej mądrości. Ta piękna scena Zwiastowania Pańskiego (zob. Łk 1, 26-38) jest głęboko w naszej pamięci, w naszej kulturze. Znamy wiele obrazów ukazujących to wydarzenie – na jednych Matka Boża modli się, na innych siedzi w skupieniu, czasem Archanioł Gabriel ujęty jest w locie, innym razem widzimy go na kolanach. Przynosi tę dobrą nowinę, że nadszedł już czas odkupienia, że to, na co czekali ludzie od tysięcy lat, staje się rzeczy-wistością. Matka Najświętsza, choć nie wszystko w pełni rozumie, przyjmuje wolę Bożą. Wypowiedziała więc swoje „credo”, „oto ja, służebnica Pańska” (Łk 1, 38). Maryja ukazuje nam, że kiedy mówimy Bogu nasze „tak”, kiedy działamy zgodnie z Jego wolą, wówczas mamy udział w Bożej mądrości, bo nic już nam nie blokuje do niej dostępu.

Ci wszyscy święci, którzy żyli na przestrzeni dwóch tysięcy lat od tego wydarzenia, mimo tylu wojen, kataklizmów, cierpień, są dla nas światłem właśnie dlatego, że  wybrali drogę Maryi, drogę zawierzenia Panu Bogu. W  ten sposób stali się uczestnikami Bożej mądrości. Tam zaś, gdzie jest prawdziwa mądrość, tam człowiek potrafi znaleźć swoje powołanie i nawet w chwilach trudnych, w momentach próby i niepowodzeń, potrafi zachować swoją godność.

Chcemy dziękować dziś za to. Także w perspektywie Synodu Biskupów, który zakończył się dwa tygodnie temu. Odbył się on pod hasłem „Biskup sługą Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Na pierwszym miejscu postawiono to słowo „credo”, niejako w nawiązaniu do Matki Najświętszej. Ona nie obawiała się ogołocić siebie samej, uznać za  służebnicę Pańską. Tym bardziej my, czy to biskupi, czy kapłani, czy katolicy świeccy, wszy-scy wyznawcy Chrystusa, nie powinniśmy się obawiać uznać siebie za sługi. „Biskup sługą Ewangelii” – Ewangelii, nie czegoś przypadkowego, ale właśnie Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny o zbawieniu, o naszym odkupieniu. Sługą, by przez Ewangelię dać nadzieję światu. Współczesnemu człowiekowi naj-bardziej potrzeba właśnie nadziei. Tak często zniechęcamy się, mamy dosyć trudnych doświadczeń, ale nie może to być nadzieja pozorna, wypływająca z obietnic, jakie padają na przykład przy okazji wyborów. Nasza nadzieja ma mieć moce korzenie, a takimi są tylko te wyrastające z Ewangelii. Biskup, jako sługa Ewangelii dla nadziei świata, ma tą nadzieją ubogacać. To wszystko znajdujemy u Matki Najświętszej.

301

Działając zgodnie z wolą Bożą, mamy udział w Bożej mądrości

Dzisiaj, kiedy wspominamy jej obecność, pragnę z całego serca podzię-kować księdzu proboszczowi Józefowi, za jego pracę w tej wspólnocie para-fialnej. Pozornie wydaje się ona mało znacząca, ale przecież każdy czło-wiek to dziecko Boże, za które Chrystus oddał życie. Dlatego nie patrzymy na liczby, ale na człowieka. Dziękujemy za jego pracę duszpasterską, za ubo-gacanie Bożą mądrością, przypominanie Ewangelii, pokrzepianie nadziei. Dziękuję z całego serca za tę całą pracę administracyjno-gospodarczą, którą tak dobrze wykonuje. Ale nie byłoby to możliwe bez owocnej współpracy z  parafianami, dlatego dziękuję również wam za  tę współpracę, za  znaki waszej wierności, waszego przywiązania.

Pragnę bardzo serdecznie podziękować wszystkim parafianom, któ-rzy uczestniczyli wczoraj i dzisiaj w spotkaniach i we Mszy świętej za ducha wspólnoty.

Słowo podziękowania kieruję także do  księdza Andrzeja, proboszcza tutejszej parafii prawosławnej, za wczorajszą gościnę, za wspólnotę w wigi-lię moich urodzin, za  tę dzisiejszą obecność i  za wspólne nasze modlitwy. To także jest znak, który wpisuje się w to, co zaczęło się dwa tysiące lat temu, co także mogliśmy przeżyć, kiedy modliliśmy się razem z Ojcem Świętym podczas Wielkiego Jubileuszu o to, żebyśmy coraz bardziej stawali się sobie bliżsi. Dlatego z całego serca dziękuję za to świadectwo i życzę Bożego błogo-sławieństwa i zapraszam do takiej wspólnoty.

Chciałbym bardzo serdecznie podziękować radzie parafialnej za uczest-nictwo w wielu pracach, za to dzisiejsze spotkanie. Dziękuję również gru-pom modlitewnym, a zwłaszcza kółkom różańcowym, bo to są, jak wspo-mniałem, nasze płuca w życiu duchowym, tak człowieka, jak i wspólnoty. Czy to w parafii, czy w rodzinie, bez tych płuc nie ma mowy o zdrowym organizmie. Im więcej tej modlitwy, tym więcej sił do działania. Pozdrawiam wszystkie grupy i ruchy o charakterze modlitewnym. Także „Caritas”, bo bez świadectwa miłości nasze nauczanie będzie zawsze znacznie słabsze.

Chciałbym również pozdrowić wszystkich chorych, cierpiących, samot-nych. Oni są nam także bardzo bliscy i przynależą do tej wspólnoty. Ich obec-ność przez cierpienie jest bardzo ważna.

Pozdrawiam wszystkie rodziny. Cieszę się również z tego, że mogłem dzi-siaj odwiedzić szkołę. To było bardzo radosne spotkanie. Raz jeszcze chcę podziękować Panu Dyrektorowi, całemu gronu pedagogicznemu, komitetowi

302

rok 2001

rodzicielskiemu, a zwłaszcza dzieciom i młodzieży, za bardzo życzliwe przyję-cie, piękny prezent i za nasze budujące spotkanie.

Cieszę się, że mogłem odwiedzić zakład produkcyjny. W liście na pierw-szą niedzielę Wielkanocy, Niedzielę Miłosierdzia, napisałem, jak ważne jest, aby dzielić się kromką chleba. Teraz trzeba zaś mówić o tym, żeby dzielić się pracą, bo jeśli dzielimy się pracą, to tak jakbyśmy się dzielili kromką chleba. Coraz bardziej zaczynamy rozumieć, jak bardzo istotne jest każde stanowisko pracy. Dlatego odwiedzam zakłady pracy, żeby poprosić ważne tam osoby, by ceniły każde miejsce pracy, żeby nasza praca przynosiła jak największe owoce, żebyśmy dzięki temu mogli godnie iść przez życie.

Pragnę z całego serca podziękować jeszcze raz za to powitanie na granicy parafii, za ten bochen chleba, który jest znakiem miłości i życzliwości. Nasze wspólne modlitwy na cmentarzu przypomniały o tajemnicy świętych obco-wania. Śmierć nie jest czymś, co przeszkadza w tym, abyśmy o sobie pamię-tali, żebyśmy odczuwali tę więź komunii.

Cieszę się, że i wczoraj i dzisiaj mogliśmy tu w kościele modlić się razem, sprawować Najświętszą Ofiarę. Wspominając ten czas spędzony razem, pragnę przypomnieć scenę Zwiastowania. My też mamy w  naszej wspól-nocie dzielić się tą Dobrą Nowiną. Nieraz widzimy wokół siebie zwątpie-nie, które zasiewa diabeł. Natomiast wierzący w Chrystusa, za przykładem Matki Najświętszej, powinni ubogacać się nawzajem tą nadzieją, zachęcać do  tego, żeby coraz więcej wśród nas było ufności w  to, że  śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu nie może być daremna. Jego zmartwychwstanie jest dla nas światłem, które pokazuje nam także nasze powołanie do życia wiecznego. Obecność Ducha Świętego w  życiu Kościoła sprawia, że  możemy zawsze korzystać z tej pomocy i zbliżać się do Bożej mądrości.

Dlatego wspólnie dziękujmy za to, że ta radosna nowina mogła w nas odżyć, że  nadzieja mogła zostać pokrzepiona i  wspólnie możemy wyrazić to pragnienie stania się uczestnikami Bożej mądrości.

Amen.

303

Żeby ci, którzy spotykają się z wami, dostrzegli w waszych oczach szczęście i nadzieję

BierzmowanieSkibniew, dn. 17 listopada 2001 r.

Kochana Młodzieży!

Ewangelia dzisiejsza przypomina fragment Kazania na Górze (zob. Mt 5, 3-12), w którym Chrystus Pan ukazuje nową naukę o człowieku. Wskazuje na  to, co  leży u  podstaw prawdziwego szczęścia oraz to, co  prowadzi do zbawienia.

Jest to fragment rzeczywiście bardzo piękny. Kiedy słyszymy słowo „bło-gosławieni”, przychodzą nam na myśl obrazy z  uroczyście wyglądającymi postaciami świętych. Jezus mówi, że błogosławieni to ci, którzy będą szczę-śliwi, którzy osiągną cel swojego życia. Dzisiaj, gdy prosimy Ducha Świętego, aby stąpił na was, modlicie się gorąco, by znaleźć się w gronie błogosławio-nych. Duch Święty przychodzi, aby mogło się zrealizować to pragnienie osią-gnięcia celu naszego życia. Jest nim szczęście, jakie Pan Bóg zapowiada i obie-cuje każdemu człowiekowi, każdej dziewczynie, każdemu chłopcu.

Zastanawiamy się nad tym, jak można je osiągnąć. Sądzę, że najpierw trzeba mieć po prostu gorące pragnienie, a następnie, trzeba mieć nadzieję.

304

rok 2001

Mogą się zdarzyć w naszym życiu trudności, na pewno nie będzie ich brako-wało. Zresztą, wiecie o tym doskonale sami, spotykacie się przecież ze swo-imi koleżankami i kolegami, rozmawiacie z nimi i widzicie, ile nieraz w nich bólu, zniechęcenia. To są zagrożenia charakterystyczne dla naszych czasów. Ale każde pokolenie musi tak naprawdę na nowo dokonać wyboru między dobrem a złem, między prawdą a kłamstwem. Ten wybór determinuje potem nasze słowa, czyny. Kiedy zapominamy o  tym, że wybraliśmy Chrystusa, zaczynamy oddalać się od tego, do czego On nas zaprasza. A przecież spo-tykamy takie koleżanki i  takich kolegów, którym trudno jest podjąć jaki-kolwiek wybór, tak bardzo są od czegoś uzależnieni. To straszliwa tragedia, która jest skutkiem przekonania, że człowiek sam może decydować, co jest dla niego dobre, a co złe. Wielu z waszych rówieśników odrzuca opiekę rodzi-ców, lekceważy miłość matki czy ojca, zapomina o Kościele. Ile w nich agresji i złudnego przeświadczenia, że są w tym wszystkim wolni. To zjawisko staje się coraz bardziej powszechne.

Dlatego temat młodzieży pojawił się również na  ostatnim Synodzie Biskupów, który odbył się na przełomie września i października w Rzymie. Wzięło w nim udział ponad trzysta pięćdziesiąt osób z całego świata. I wiele z  nich, choć pochodzi z  różnych krajów, przypominało, że  bardzo ważną grupą, która w  naszych czasach potrzebuje w  sposób wyjątkowy nadziei, jest właśnie młode pokolenie. To dziewczęta i  chłopcy, którzy znajdują się niekiedy w trudnych sytuacjach. Media nie zawsze biorą pod uwagę dobro młodego człowieka, który przyjmuje ten zafałszowany obraz świata, rzekomo okrutnego, jaki zazwyczaj widać na ekranach telewizorów. A przecież to jest nieprawda, bo to  co przedstawia się w filmach, nie oddaje rzeczywistości, a jeżeli, to ukazuje jedynie tę jej część najgorszą.

Dlatego potrzeba nam nadziei. Nadziei na  to, że  człowiek jest w  sta-nie dochować wierności samemu sobie. Ale będzie w stanie to uczynić tylko wtedy, kiedy dochowa wierności Bogu. Jedynie w  ten sposób nie zdradzi się celu swojego życia, godności ludzkiej, nie zdradzi się swojego pokolenia. Prosimy zatem Ducha Świętego, aby przyszedł, a czynimy to dlatego, ponie-waż Pan Jezus, m.in. w Kazaniu na Górze, nakreślił ten bardzo głęboki ideał nowego człowieka, w którym jest nadzieja, radość. Mogliśmy się o tym prze-konać w zeszłym roku, kiedy młodzi ludzie z całego świata przybyli na spo-tkanie z Ojcem Świętym. Dziękujmy Chrystusowi Panu za to, że ten ideał

305

Żeby ci, którzy spotykają się z wami, dostrzegli w waszych oczach szczęście i nadzieję

przed nami pozostawił, że jednocześnie ten ideał jest stały, że dociera do każ-dego serca, do każdego umysłu młodego człowieka.

Pan Jezus nie tylko zostawił ten ideał, ale posłał Ducha Świętego, Pocieszyciela. Nam to słowo kojarzy się zazwyczaj z jakimś bólem – pocieszy-ciel to ten, który uspokaja, łagodzi ból. Pocieszyciel, którego posyła Pan Jezus to ktoś, kto jest z nami stale, także w trudnościach, jest blisko nas i możemy zawsze liczyć na Jego pomoc. Duch Święty nie działa jednak automatycznie. On nie lekceważy naszej wewnętrznej wolności, dlatego czeka na zaproszenie, abyśmy niejako też mieli satysfakcję, że jesteśmy współautorami naszej doj-rzałości, naszego rozwoju, jakiego chcemy doświadczyć, który zapewni nam szczęście.

Dlatego, otwórzcie wasze serca, otwórzcie wasze dusze i starajcie się z ser-decznością, czule zaprosić Ducha Świętego, aby ta współpraca, która dzisiaj się rozpoczyna mogła wszystkim ludziom i całemu światu przynieść jak naj-większe owoce. Żeby ci, którzy spotykają się z wami, dostrzegli w waszych oczach szczęście i nadzieję.

Amen.

306

Dziękujemy Panu Bogu i modlimy się za tych, którzy nas poprzedzili

Msza święta za zmarłych kapłanów i w 30. dzień po śmierci śp. księdza biskupa Jana ChrapkaDrohiczyn, dn. 19 listopada 2001 r.

Ukochani Bracia w kapłaństwie, Drodzy Bracia i Siostry!

Zawsze staramy się pamiętać o  tej pięknej prawdzie, którą wyrażamy w jednym z artykułów naszej wiary, odmawiając „Skład Apostolski”: „Wierzę w świętych obcowanie”. Zawsze staramy się o niej pamiętać, ale w sposób szczególny w miesiącu listopadzie, kiedy przypominamy tych, którzy zostali oficjalnie uznani przez Kościół za świętych czy błogosławionych, ale także tych, o których jesteśmy przekonani, że na pewno są świętymi. Chcemy też pamiętać o tych, którzy być może znajdują się w czyśćcu, przygotowując się na spotkanie z Panem Bogiem, oczekując także wsparcia z naszej strony.

Tajemnica świętych obcowania ma swoje źródło w wielkiej miłości Boga do człowieka. To Stwórca powołał nas do istnienia. To On sprawił, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Powinniśmy zawsze i wszędzie pamiętać o sobie. Nikt z nas nie może nie wiedzieć, gdzie jest jego brat albo gdzie jest jego sio-stra. Pamiętamy jakże bolesna scenę z Księgi Rodzaju, kiedy to Kain zabił Abla (Rdz 4, 1-16) i nie chce odpowiedzieć na  to pytanie, gdzie jest jego

307

Dziękujemy Panu Bogu i modlimy się za tych, którzy nas poprzedzili

brat. To wydarzenie nie powinno nigdy powtarzać się w naszych dziejach. Dlatego chcemy przypominać coś innego, tę inną rzeczywistość, tajemnicę świętych obcowania. Wyraża się ona także i w tym, że świętość jest bardzo różnorodna. Święci mogą wysłużyć wiele różnych łask i darów, nie tylko im potrzebnych, ale i takich, które mogą być odkładane do skarbca Kościoła.

W  tym skarbcu jest to, co  pozostawił nam Jezus Chrystus. Znajduje się tam wiele z tego, co wysłużyła Matka Najświętsza i tyle innych naszych poprzedników. Skoro uczestniczymy w  tej samej wspólnocie, jesteśmy złą-czeni w  jednym duchu, chcemy sobie nawzajem pomagać. Kiedy zatem dzisiaj modlimy się w intencji naszych zmarłych braci kapłanów, w intencji zmarłych biskupów, chcemy dać świadectwo tej prawdzie. Nie wiemy, czy te nasze modlitwy są im potrzebne. Być może to oni znacznie lepiej i częściej modlą się za nas, ale głęboko wierzymy, że te nasze modlitwy weźmie Matka Najświętsza i złoży w skarbcu Kościoła, a ona najlepiej wie, komu w przyszło-ści będą potrzebne. Ona jest przecież Królową Apostołów. Ona jest Matką wszystkich kapłanów. Dlatego gromadzimy się na modlitwie, bo w ten sposób najgłębiej można wyrazić na ziemi tę tajemnicę świętych obcowania. Nie ma takiego innego spotkania jak modlitwa, a zwłaszcza Eucharystia, kiedy gro-madzimy się razem z Jezusem Chrystusem, tym, który jest samą świętością.

O tym także mówił Synod Biskupów, który odbywał się w październiku tego roku w Rzymie. Wielu biskupów zwracało się z apelem, aby właśnie życiu i posłudze kapłanów towarzyszyła modlitwa. A jednocześnie, żeby nie zapominać o tych, którzy odeszli z tego świata. Żeby ta więź, zadzierzgnięta przez kapłańskie święcenia, przez ten szczególny dar powołania, w którym uczestniczymy dzięki miłości Jezusa Chrystusa, jeszcze bardziej się umac-niała. Żeby śmierć nie była w stanie osłabić naszej łączności, a wprost prze-ciwnie, aby nadając jej inny wymiar jeszcze bardziej ją ubogaciła. Dzięki temu ta duchowa więź będzie coraz bardziej owocna. Dzięki temu będziemy znajdowali coraz to nowe siły do służby.

Biskupi podkreślali także, jak wiele znaczy ta więź również w wymia-rze ludzkim, ziemskim. Kiedy przemawiali biskupi z krajów, gdzie panują bardzo okrutne prześladowania, mówili: „Niezależnie od  tego, że  kapłani i  katolicy świeccy byli straszliwie prześladowani, to  jednak potrafili temu sprostać, ponieważ zdawali sobie sprawę, że jest gdzieś Ojciec Święty, są inni biskupi, są inni kapłani, są inni wierni, którzy o nich pamiętają, za nich się

308

rok 2001

modlą”. Ta duchowa więź także i w tym wymiarze ma szczególną wymowę. Ona dopomagała w przetrwaniu prześladowań trwających nieraz kilkadzie-siąt lat. Mogłoby się wydawać, że nie ma takiej siły, która by się oparła tego rodzaju przemocy. Ale właśnie ta duchowa łączność, świadomość, że stano-wimy wspólnotę świętych, pozwala wytrwać w nadziei. Jesteśmy powołani do świętości, nie musimy się obawiać niczego. Ta świętość opiera się na głębo-kiej wierze w Pana Boga, na świadomości wspólnoty naszego celu. Na wza-jemnej miłości i życzliwości.

Jakże wzruszająco wyglądało wyznanie jednego z  biskupów Azji – Dalekiego Wschodu. Na terenie Laosu, Kambodży, Kampuczy kilkanaście lat temu, za  czasów Czerwonych Khmerów, panowały straszliwe prześla-dowania. Na oczach świata wymordowano kilka milionów ludzi. W spo-sób okrutny obchodzono się z chrześcijanami, z katolikami. Wymordowano wszystkich biskupów. Prawdopodobnie niewielu kapłanów ocalało. Ale to  jeszcze nie wystarczyło. Władze zarządziły, aby w  tych krajach zostały zniszczone wszystkie symbole religijne, a przede wszystkim, aby zniszczono wszystkie krzyże. I wydawałoby się, że  tego właśnie dokonali. Kiedy jed-nak po czasach prześladowań przybył pierwszy biskup, a potem pojawili się kapłani i zaczęli swoją działalność apostolską, wtedy do biskupa zgłosiła się starsza kobieta. To była matka biskupa, który został zamordowany. I ona przyniosła Krzyż Pektoralny – krzyż, który jej syn nosił na  swoim sercu, krzyż biskupi. I wręczyła nowemu biskupowi ten krzyż. Wrogowie chrze-ścijaństwa myśleli, że zniszczyli wszystkie krzyże. Ale pod sercem matki ten krzyż został uratowany. Ten krzyż się zachował, ten krzyż świadczył, że także i tamta ziemia ma prawo do wiary w Pana Boga, do poznania Ewangelii. Biskup dodał też, że w tej chwili, jeśli gdzieś na tych ziemiach stawiane są krzyże, to wszystkie mają kształt podobny do tego, który ocalał, żeby dać świadectwo tej wspólnocie, także w męczeństwie, także w cierpieniu, aby podkreślić, że głęboka więź nie może być zerwana nawet przez najbardziej okrutne prześladowania. Dlatego chcemy dzisiaj to wszystko przypomnieć.

Chcemy też podziękować z całego serca Panu Bogu za to, że powołu-jąc do istnienia Kościół, nie zawierzył jego przyszłości ani strukturom pań-stwowym, ani militarnym, ani policji, ani służbom specjalnym, ale zawierzył go człowiekowi, zawierzył je kapłanowi. Powiedział: „Idźcie na cały świat” (Mk 16, 15). Czyż nie jest to dla nas wzruszającą tajemnicą, że przez te dwa

309

Dziękujemy Panu Bogu i modlimy się za tych, którzy nas poprzedzili

tysiące lat nie było przerwy, że ciągle byli ci, którzy podejmowali wezwanie Jezusa Chrystusa? My w tym uczestniczymy, korzystamy z tego. Dlatego dzi-siaj dziękujemy Panu Bogu i modlimy się za tych, którzy nas poprzedzili. Bo to jest ta wspaniała ciągłości od czasów Jezusa Chrystusa do dnia dzisiejszego, do końca świata.

Jak słyszeliśmy w dzisiejszych czytaniach, niebezpieczeństwa mogą się pojawiać, ale nie będą w stanie osłabić naszej wiary, bo sakrament święceń uobecnia Jezusa Chrystusa. Dzięki temu sakramentowi Chrystus ma łatwiej-szą drogę do człowieka, a człowiek do Jezusa Chrystusa. To wszystko jest wyrazem zaufania, jakie Chrystus ma wobec nas. Nie możemy Go zawieść. On zawierzył nam wszystko, całą swoją mękę, całą swoją spuściznę.

Dlatego niech ta tajemnica świętych obcowania dodaje nam siły, dodaje nam mocy, abyśmy wspominając naszych poprzedników, przypatrując się ich przykładowi, tym ufniej, tym pogodniej, ale i tym ofiarniej głosili słowo Boże, ukazywali współczesnemu światu Jezusa Chrystusa.

Amen.

310

Nie idźmy na skrótyWizytacja kanoniczna

Drohiczyn, dn. 20 listopada 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Wsłuchując się dzisiaj w słowa Pisma Świętego, dostrzegamy, jak wielka różnica istnieje, między tymi, którzy szukają Pana Boga, a tymi, którzy usi-łują z Nim walczyć.

Pierwsze czytanie ukazuje, jak często człowiek próbuje usprawiedliwić swoje złe postępowanie i ukazać je jako dobre (zob. 2 Mch 6, 18-31). Pojawiają się z wielu stron różne sugestie, podpowiedzi, w jaki sposób można uniknąć trudu, cierpienia, pójść na łatwiznę, także na drodze zbawienia. Wystarczy coś przemilczeć, przytaknąć. Jednocześnie Ewangelia ukazuje nam tych, którzy poszukują Pana Boga. Widzimy grzesznego człowieka, Zacheusza, w którym jest tyle prostoty, pokoju, a jednocześnie nadziei (zob. Łk 19, 1-10).

Kiedy wsłuchujemy się w to, co dociera do naszych uszu, dostrzegamy, że coś podobnego dotyka kapłaństwo. Spotykamy się z różnego rodzaju suge-stiami, radami, które mają nam ułatwić życie, a które tak naprawdę pro-wadzą do utraty wiary, odejścia od Pana Boga. Warto zatem przyjrzeć się tym, którzy stanowią dla nas wzór na  drodze do  świętości, na  przykład św. Antoniemu. On wypełnił swoje powołanie do końca, dla niego spotka-nie z Bogiem było źródłem radości i mocy. Odważył się podjąć wezwanie miłości, odpowiedział „jestem”. Mimo że był związany z życiem światowym,

311

Nie idźmy na skróty

świadomy swoich słabości, zaufał Jezusowi. Choć żył osiem wieków temu, w innym kraju, w innej kulturze, to jest nam niesłychanie bliski. Daje nam przykład zawierzenia Chrystusowi, daje nam przykład, jak mądrze korzy-stać z kultury, z wiedzy, bo przecież był bardzo wykształconym człowiekiem, wybitnym kaznodzieją. Ale nie czcimy go dlatego, że był doskonały, ale dla-tego, że był święty, tzn. zawierzył Panu Bogu pod każdym względem, swoim życiem wypowiedział „niech tak się stanie”.

Warto również przypomnieć nieco bliższego nam w  czasie świętego, Rafała Kalinowskiego. Urodził się w 1835 roku, na chrzcie nadano mu imię Józef. Był synem profesora Uniwersytetu Wileńskiego. Związany był z tra-dycją uniwersytecką, skończył szkołę kadetów w Petersburgu, potem służył w armii carskiej. Kiedy na terenie zaboru rosyjskiego wybuchło powstanie styczniowe, św. Rafał uświadomił sobie, że on jest w armii carskiej, a jego koledzy, jego rodacy, giną od kul tej armii. Wtedy podał się do dymisji i wró-cił na Wileńszczyznę. Tam przyłączył się do powstania, został mianowany ministrem do  spraw broni, dowodził powstaniem na  Litwie. Po upadku powstania aresztowano go i skazano na śmierć. Dzięki staraniom przyjaciół zamieniono tę karę na dziesięć lat katorgi na Syberii. Tam spotyka świątobli-wych towarzyszy, którzy wpływają także na jego zaniedbaną wiarę. Po zwol-nieniu wyjeżdża do Paryża, gdzie w wieku decyduje się wstąpić do zakonu karmelitów. Tam przyjmuje imię Rafał od św. Józefa. Mając 47 lat przyjmuje święcenia i rozpoczyna służbę kaznodziejską. Dzięki jego działalności zakon karmelitański rozrósł się na ziemiach polskich.

Te  przykłady świętych ukazują nam, że  można nie iść na  ustępstwa, można nie ulegać różnym podszeptom, że Chrystus daje nam siłę, by wiernie Mu służyć, by nie zdradzać wiary. Obaj święci są dla nas również przykładem tego, że choć każdy z nas narażony jest na upadki, na słabości, to Chrystus czeka na nas w sakramencie pokuty i jest gotów nam przebaczyć i przyjąć z miłością. Ta wizytacja daje nam okazję do zobaczenia tego wszystkiego. I za to chcemy dziękować.

Ze swej strony dziękuję Księdzu Prałatowi za to, że miałem spotkać się z tak różnymi grupami i środowiskami. Za to, że miałem okazję aby zoba-czyć jak w wielu sercach, w jak wielu rodzinach obecne są wiara, nadzieja i miłość. Dziękuję również za tych, którzy pracują w radzie parafialnej i peł-nią posługę administracyjną. Proszę jednocześnie was wszystkich, żebyśmy

312

rok 2001

nie zapominali o tych, którzy są daleko od Kościoła i tych, którzy próbują iść na skróty. Dzisiejsze pierwsze czytanie jest dla nich ostrzeżeniem. Prośmy o to, aby wszyscy mogli korzystać z darów, jakie zostawił Jezus Chrystus. Aby wszyscy przyjmowali całą prawdę o Bogu. Za św. Rafałem powtarzamy „niech tak się stanie”, abyśmy zawsze byli w  stanie dokonać najlepszego wyboru.

Amen.

313

Nasze dary są nieproporcjonalnie małe w porównaniu z tym, co otrzymujemy

Uroczystość Chrystusa Króla WszechświataŚwięto patronalne Wyższego Seminarium Duchownego

Drohiczyn, dn. 25 listopada 2001 r.

Drodzy Księża Profesorowie, Ukochani Alumni!

Dzisiejsza uroczystość patronalna seminarium daje nam okazję, abyśmy przypomnieli sobie Tego, w którego pragniemy się wpatrywać jako w nasz wzór, od którego chcemy się uczyć, w jaki sposób wypełniać wolę Bożą po to, żeby osiągnąć cel naszego życia, czyli zrealizować to, do czego czujemy się powołani. Świętujemy dziś zatem podwójnie, z racji na uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, jak i na wasze święto patronalne. Możemy przyjrzeć się tej uroczystości z dwóch punktów widzenia.

Jezus Chrystus zaprasza nas do serdecznej współpracy. Z jednej strony jest tym, który obdarza nas swoimi darami, przypominając o tym wszyst-kim, co kojarzy się z królewskością. Z drugiej strony, także po królewsku, przyjmuje to, co  Mu przynosimy. Choć nasze dary są nieproporcjonalnie małe w porównaniu z  tym, co  otrzymujemy. Dlatego chcemy dziękować, Chrystusowi Panu, że jest dla nas Bogiem i Panem.

314

rok 2001

Dzisiejsze czytania ukazują nam, na czym ta królewskość Jezusa Chrystusa polega. Najpierw Stary Testament ukazuje powołanie Dawida na  króla (zob. 2 Sm 5, 1-3). Potrzebne są nam takie zewnętrzne znaki, zaczerpnięte z  naszej historii, z  ludzkiego doświadczenia, żeby przybliżyć się do  tego, co rzeczywiście znaczy królowanie. To opisuje św. Paweł w drugim czytaniu. Apostoł ukazuje Chrystusa jako Króla, który przedziwną miłością buduje swoje królestwo (zob. Kol 1, 12-20). On jako Król odbiega niesłychanie od naszych skojarzeń z królewskością tu, na ziemi. Co więcej, ukazuje nam wspaniałą przestrzeń możliwości, jakie otwierają się przed tymi, którzy uwie-rzyli. Ten Król został pojmany, poniżony i ukrzyżowany. Ale Jego władza, zupełnie inna od tej ziemskiej, wyraża się w tym stwierdzeniu skierowanym do jednego z wiszących obok niego łotrów, który się nawrócił, „dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43). Ktoś kto tak bardzo cierpiał, czyni jednocześnie gest prawdziwie królewski. Jest to gest nadziei.

Nadzieja była jednym z tematów październikowego Synodu Biskupów w Rzymie, odbywającego się pod hasłem „Biskup sługą Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Zastanawiałem się wówczas, kto w naszych czasach potrzebuje tego znaku. Jeden z biskupów podkreślał, że nadziei najbardziej potrzebują dwie grupy osób – najpierw duchowni, a  potem młodzież. Duchowni dlatego, żeby mając przed oczyma tak wiele zagro-żeń i trudności, nie ulegli zniechęceniu. Młodzież, która startuje w życie dlatego, aby podejmując różne decyzje dotyczące przyszłości, nie suge-rowała się krzykliwą reklamą i ułudą szczęścia materialnego. A przecież te dwie grupy niejako łączą się w was, drodzy alumni. Przygotowujecie się do kapłaństwa i jesteście młodzi, dlatego ta nadzieja jest wam potrzebna w sposób niemalże podwójny.

Biskupi przypomnieli, że nadzieja nie jest bezimienna, ma swoją twarz i imię – Jezus Chrystus. Królewskość Syna Bożego ukazuje się właśnie w tym, że  Jego twarz, Jego imię, jest dla nas zawsze nadzieją. Nieprzypadkowo u  progu nowego tysiąclecia Ojciec Święty w  swoim Liście apostolskim Novo Millennio Ineunte zachęca nas, abyśmy wpatrywali się w oblicze Jezusa Chrystusa. Żebyśmy je kontemplowali, to znaczy żebyśmy nie tylko patrzyli ludzkimi oczyma, ale żebyśmy głęboko wniknęli w oblicze, żebyśmy wpatry-wali się w oczy Chrystusa Pana. Wtedy dostrzeżemy, jak bardzo nas kocha, jak bardzo chce nas umacniać.

315

Nasze dary są nieproporcjonalnie małe w porównaniu z tym, co otrzymujemy

Drodzy Bracia, niech to wszystko stanie się waszym udziałem. Pamiętajcie, że zostaliście zaproszeni do Bożego Królestwa, tam jest wspaniały Król. Niech to będzie dla was zachętą, abyście ubogaceni nadzieją Jezusa Chrystusa słu-żyli Mu w tym królestwie, żebyście postrzegali to, co On wam ofiaruje jako wasze szczęście.

Amen.

316

Gdzie współczesny człowiek może znaleźć nadzieję?

XXI Ogólnopolski Konkurs Gry na Instrumentach PasterskichCiechanowiec, dn. 2 grudnia 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Dzisiejsza niedziela, jak zaznaczył Ksiądz Prałat w słowie wprowadzają-cym, jest pierwszą w nowym tysiącleciu niedzielą Adwentu. Ojciec Święty w swoim Liście Apostolskim z 6 stycznia tego roku zaprasza nas wszystkich, abyśmy to nowe tysiąclecie w sposób szczególny rozpoczęli od wpatrywania się w Jezusa Chrystusa.

Skoro chcemy rozpoznać Syna Bożego, to musimy często wpatrywać się w Jego twarz, zastanawiać się nad tym, kim jest. Dlatego Kościół w Polsce ten rok duszpasterski, który dziś rozpoczynamy, poświęca temu zadaniu poznania Chrystusa. Niezależnie od tego, że znamy dobrze Pana Jezusa już z pierwszych lekcji katechizmowych, że spotykamy się ze Zbawcą w Kościele, chcemy przypomnieć sobie to wszystko, co  jest potrzebne, aby nasza więź z Jezusem Chrystusem mogła przynosić jak największe owoce. Bo człowiek ma w sobie dużo możliwości, pod warunkiem, że dokonuje się w nim nawró-cenie, że nie boi się on tej wewnętrznej przemiany. Do tego potrzebna nam jest obecność Jezusa Chrystusa.

317

Gdzie współczesny człowiek może znaleźć nadzieję

Dlatego cieszę się, że właśnie tu, w Ciechanowcu, rozpoczynamy tego-roczny Adwent, korzystając z obecności tak wielu naszych miłych gości, któ-rzy przybywają, aby posługując się tymi pasterskimi instrumentami, przy-pomnieć nam i całemu światu, o tym, że Jezus Chrystus, przychodzi do nas.

Drodzy Bracia i  Siostry, wczoraj odbyło się z  kolei ostatnie spotkanie komitetu, który zajmował się organizacją uroczystości związanych z rokiem sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Trudno nie wspo-mnieć o tym, chociażby z tego względu, że Prymas Tysiąclecia jest tak bar-dzo mocno związany, z naszymi stronami. Jego rodzice pochodzą z północ-nych terenów naszej diecezji. Sakrament małżeństwa zawarli w sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni. Prymas Stefan Wyszyński jest dla nas przykładem, co znaczy w trudnych czasach zawierzyć Jezusowi. On zawierzył Mu całym sercem, zawierzył Mu swoją posługę.

W  miesiącu październiku, w  Wiecznym Mieście odbywał się Synod Biskupów pod hasłem „Biskup sługą Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Dwustu trzydziestu sześciu biskupów z całego świata przybyło, aby w pierwszym roku nowego tysiąclecia zastanowić się nad tym, w jaki spo-sób współczesnemu światu można dodać nadziei. Kiedy słuchaliśmy relacji biskupów z krajów, gdzie chrześcijanie są prześladowani, słuchaliśmy o tym, że w prawie co trzecim kraju świata toczy się jakaś wojna, że osiemdziesiąt procent ludności cierpi głód, to w skrytości serca dziękowaliśmy Panu Bogu za to, że mamy tylko takie trudności, jakie mamy. W tym gronie biskupów zastanawialiśmy się gdzie współczesny człowiek może znaleźć nadzieję, żeby nie popadł w rozpacz czy marazm w obliczu tak wielu problemów i cier-pień. Ta nadzieja jest w Jezusie Chrystusie. On jest tą naszą nadzieją, która od dwóch tysięcy lat ratuje ludzkość przed depresją, przed zniechęceniem. Dlatego chciejmy zwracać się do Chrystusa Pana, chciejmy w nim pokładać naszą ufność.

Nasza dzisiejsza uroczystość ukazuje nam, jak wiele dobrego możemy czerpać z naszej tradycji. Jak dzięki temu dziedzictwu możemy pogłębiać rela-cje między sobą i między nami a Panem Bogiem. Jezus Chrystus jako nasza nadzieja ukazuje to dziedzictwo dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa, ale także dziedzictwo naszych kultur. W tym wszystkim odnajdujemy tak wiele dobra, które krzepi nasze serca. Odnajdujemy również piękno i wiarę w możliwości człowieka, że może on w jedności ze Zbawicielem tworzyć rzeczy piękne.

318

rok 2001

Wspominamy zatem tych wszystkich, którzy stali na straży tej tradycji, naszych ojców, nauczycieli. Wspominamy sługę Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, który również stał na straży polskości w jakże trud-nych czasach.

Niech to wszystko, co dziś przeżywamy przyczynia się do  coraz głęb-szego poznawania Jezusa Chrystusa. Byśmy pamiętali, że On naszą nadzieją, naszą drogą i życiem. On dla każdego człowieka jest światłem, które prowa-dzi przez mrok, przez najbardziej trudne wydarzenia. Niech Jezus Chrystus w  tym wszystkim nam dopomoże, niech ta nadzieja, umacnia się w nas, a to co będziemy przeżywali, przypominając minione czasy, niech pomaga nam wchodzić z radością w nowe tysiąclecie.

Amen.

319

Dziękujemy za to, że siostry wypowiadają „fiat voluntas Tua”

Jubileusz 50-lecia pracy Sióstr SercanekDrohiczyn, dn. 8 grudnia 2001 r.

Drogie Siostry Sercanki, Ukochani Bracia i Siostry!

Niepokalane Poczęcie to dla nas bardzo głęboka tajemnica. Niepokalane Poczęcie to dla nas także święto. Święto szczególnej radości. Nie przeżywamy go na modłę jakiegoś festynu. Nie ma w nim nawet nic nawet z tradycyj-nych odpustów, ale doskonale wiemy, że to święto jest dla nas świętem rado-ści. Odczuwamy to głęboko, bo w nim zbiegają się wszystkie treści, które wyśpiewujemy w Godzinkach, które wspominamy w Roratach, o których także szepczemy przy odmawianiu modlitwy różańcowej. W tym święcie tkwi nadzieja, tak bardzo potrzebna. Przeżywano ją kiedyś inaczej, gdy przez tysiące lat ludzie różnych narodów oczekiwali przyjścia Mesjasza.

Słyszeliśmy w  pierwszym czytaniu, jak ta nadzieja została przyjęta na początku chrześcijaństwa. Ewangelia ukazuje nam Matkę Najświętszą, która dla tej nadziei otworzyła swoje serce, swój umysł, swoją duszę. Ta nadzieja dzięki Matce Najświętszej utrwaliła się, nabrała innego wymiaru. Stała się dostępna zwyczajnemu człowiekowi. Mogła zagościć w sercu i duszy każdej osoby, niezależnie od wieku, niezależnie od wykształcenia. Tak jest

320

rok 2001

do naszych czasów. Okazało się wówczas, że  człowiek może dokonać cze-goś, o  czym wcześniej nawet nie pomyślał, czegoś ogromnie wielkiego. Człowiek może powiedzieć Panu Bogu „tak”. Matka Najświętsza wypo-wiedziała to „tak”. Słyszeliśmy o tym w Ewangelii, tak często czytanej, ale zawsze otwierającej przed nami coraz to  nowe perspektywy i możliwości. Matka Najświętsza wypowiedziała: „Niech się tak stanie” (Łk 1, 38) – fiat, albo po polsku: „tak”. Nadzieja jest szczególnie potrzebna w naszych czasach, jak była potrzebna przed wiekami. Bo każdy człowiek od początku przeżywa to wszystko, co odnosi się do ludzkiego zbawienia. Każdy musi się za czymś opowiedzieć. Musi kogoś wybrać, musi o czymś zadecydować.

Potrafimy sprzeciwiać się Panu Bogu i widzimy, że zło stale daje o sobie znać. Maryja ukazuje nam inną możliwość. Możemy powiedzieć Panu Bogu: „tak”. Maryjne „tak” stanęło u początków największego wydarzenia w dziejach świata. Przyjście na świat Jezusa Chrystusa jest na trwałe zwią-zane z „tak” Matki Najświętszej. Nie ma większego wydarzenia niż przyjście na świat Syna Bożego. Stąd nasza radość. Chociaż widzimy, że człowiek może być podły, słaby, może być terrorystą, narkomanem, może się upadlać, uza-leżniać, może popełniać wiele zbrodni, to jednak jest także inna droga, inna możliwość.

Kiedy wypowiadamy „tak” Panu Bogu, wówczas stajemy się uczestni-kami tego wielkiego wydarzenia, które wciąż trwa i przynosi wspaniałe owoce – tylu świętych, tylu błogosławionych, tylu bohaterów. Gdybyśmy mieli czas i gdybyśmy chcieli czytać księgi, które wspominają tych, którzy powiedzieli Panu Bogu „tak”, okazałoby się, że zabrakłoby czasu.

Dziękujemy dzisiaj w  naszej świątyni Panu Bogu za  116 lat istnienia Zgromadzenia Sióstr Córek Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny, dziękujemy także za 50 lat obecności wśród nas. Dziękujemy za to, że siostry wypowiadają „tak”. W ten sposób przypominają całemu światu, że niezależ-nie od okoliczności, możemy powiedzieć Panu Bogu „tak”.

O tym nam przypomina bł. Honorat Koźmiński. Za pójście drogą powo-łania zakonnego groziła wówczas zsyłka na Sybir. Wielu tam poszło i tam zmarło. A jednak Honorat nie zniechęcał się, ale sam także potrafił zachęcać innych, aby mieli odwagę powiedzieć Panu Bogu „tak”.

Od dwóch tysięcy lat nie brakuje ludzi, którzy mówią Panu Bogu „tak”. Mówią wtedy, kiedy wstępują na  drogę kapłańską. Mówią wtedy, kiedy

321

Dziękujemy za to, że siostry wypowiadają „fiat voluntas Tua”

podejmują wierność ślubom zakonnym. Mówią wtedy, kiedy przypominają sobie przyrzeczenia chrztu świętego w  życiu rodzinnym i w małżeństwie. I właśnie to „tak”, jakie wypowiadamy Panu Bogu, zasługuje na naszą szcze-gólną uwagę, na nasze podkreślenie.

Siostry w ciągu tych 116 lat, czy 50 lat obecności w Drohiczynie w bar-dzo różnych okolicznościach powtarzały „tak” za Matką Najświętszą z całym przekonaniem i  z  całym poświęceniem. Zastanawiamy się nad tym, jak można scharakteryzować najkrócej ten rodzaj powołania, za  który dzisiaj dziękujemy Panu Bogu. Myślę, że można to zrobić w trzech słowach: modli-twa, praca, wychowanie. Za nimi kryją się te rzeczywistości, które opisują powołanie i drogę sióstr sercanek.

Modlitwa obecna jest wszędzie. To właśnie w czasie modlitwy mówimy Bogu „tak”. Modlitwa umacnia nas, abyśmy także w  innych sytuacjach naszego życia to „tak” potrafili wypowiedzieć Panu Bogu.

Wydaje się nam, że praca staje się coraz łatwiejsza, że nie wymaga uświę-cenia. A tymczasem dostrzegamy, jak w ostatnich wiekach doszło do zerwa-nia więzi między ludzką pracą, a  dziełem stwórczym. Tymczasem siostry pokazują, że  nie straszne im jest podejmowanie ciężkiej pracy, bo widzą jej owoce, jej sens, gdy praca staje się przedłużeniem procesu stwórczego. Uczestniczymy w nim właśnie przez nasze „tak”, wiedząc, że cokolwiek Bóg stworzył, „było dobre” (zob. Rdz 1, 24-31). Bo kiedy mówimy Panu Bogu „tak” w naszej pracy, to mówimy to jakiemuś dobru.

I  wreszcie, jakże bardzo ważne jest wychowanie. Mogą o  tym opo-wiedzieć matki i  ojcowie – współcześni nam ludzie zatroskani. Niekiedy nawet zagubieni, ze zdumieniem stwierdzający, że  to, co wydawałoby się takie oczywiste i naturalne, zaczyna stwarzać bardzo poważne problemy. Powiedzieć Panu Bogu „tak” poprzez wychowanie, to mieć świadomość, że  nie tylko wychowujemy słowem, ale wychowujemy przykładem, czyli całym naszym życiem, całym naszym postępowaniem. Dlatego tak bardzo potrzebne były i nadal są potrzebne instytuty zakonne, które przypominają nam, że wychowanie nie może być niczym innym, jak tylko wypowiada-niem Panu Bogu: „tak”. Uczeniem dziecka, młodego człowieka, uczeniem wszystkich, aby potrafili wypowiedzieć Panu Bogu „tak”. Bo jest to „tak” powiedziane naszej przyszłości, każdemu człowiekowi, naszemu rozwojowi, naszej duchowej wolności. Mówimy „tak” szczęściu rodzinnemu, dobru

322

rok 2001

Ojczyzny, sprawiedliwości i uczciwości. Mówimy „tak” temu wszystkiemu, co może ubogacać każdego z nas.

Dzisiaj, za  pośrednictwem Matki Najświętszej, dziękujemy Bogu, że to właśnie ona tak jasno, tak wyraźnie powiedziała „tak”. Mimo że nie wszystko rozumiała, ale wiedziała, że taka jest wola Boża.

To „tak” rozlega się z mocą w życiu sióstr sercanek. Ono na pewno ina-czej wyglądało w Warszawie pod koniec XIX wieku, inaczej w Wilnie, gdzie powstał pierwszy dom, inaczej w Petersburgu, zupełnie inaczej w Kamieńcu Podolskim, gdzie kilka sióstr prowadziło dwie pracownie i co jakiś czas musiały być narażone na straszliwe rewizje carskich siepaczy. Inaczej wyglądało, kiedy w  Smoleńsku zorganizowano nowicjat. Inaczej też w  Tomsku czy Omsku na dalekiej Syberii, gdzie gromadziły rozproszone dzieci naszych rodaków.

Te przykłady moglibyśmy mnożyć. Siostry z pewnością ubogacą nas kie-dyś historią swojego zgromadzenia. Przypomną te męczennice z Lubieszowa, które ratując sieroty, zostały razem z nimi spalone w stodole w czasie ostatniej wojny. Przypomną te bohaterskie siostry, które nie mając pieniędzy, żadnych środków od strony technicznej tak bardzo niezbędnych, potrafiły dziesiątki dzieci wywozić z  Rosji ogarniętej bolszewicką rewolucją, żeby je ratować. I uratowały bardzo dużo. Z pewnością moglibyśmy także wiele dowiedzieć się o tym, jak musiały pracować, aby w okresie międzywojennym dać począ-tek szkole, w której kształciło się tak wiele dziewcząt w Bielsku Podlaskim. To wszystko są świadectwa, które przypominają, że człowiek może powie-dzieć Panu Bogu „tak”. Siostry zachęcają nas, abyśmy odrzucili to wszystko, co oddala od Pana Boga, co podpowiada nam, abyśmy czasami na  jakieś przykazanie, na jakiś obowiązek płynący z naszej wiary odpowiadali „nie”. Zachęcają, byśmy coraz bardziej ugruntowywali w sobie to gorące pragnienie pójścia za przykładem Matki Najświętszej.

Ona mogła mieć wówczas 14, a nawet 13 lat, ale tak bardzo była włączona w to dzieło Boże, że chociaż jak Pismo Święte mówi, że nie wszystko zrozu-miała, pojęła jedno, że to pochodzi od Pana Boga. Dlatego wyraziła swoją wolę: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego!” (Łk 1, 38). Niech się tak stanie. Fiat. Niech da się słyszeć to nasze słowo „tak”. Niech ono rozlega się coraz częściej w naszych szkołach i w naszych domach, a wtedy zobaczymy, że wiele problemów, z którymi się spotykamy, przestanie istnieć, straci swoją ostrość.

323

Dziękujemy za to, że siostry wypowiadają „fiat voluntas Tua”

Dlatego dziękując za to zgromadzenie, dziękujemy za wszystkie siostry, za wszystkie ich świadectwa, za modlitwę, za pracę, ich wkład w wychowa-nie. Za to, że tym, kim są i tym, co robią, dają świadectwo służby na wzór Matki Najświętszej.

Amen.

324

A Ona w was zwyciężyDziesięciolecie Radia Maryja w Polsce

dn. 8 grudnia 2001 r.

1. Sobór Watykański II, wsłuchując się w potrzeby współczesnego czło-wieka, zwraca uwagę na znaczenie i rangę prasy, radia oraz telewizji. Czytamy w  dokumencie: „Niechaj wszyscy synowie Kościoła wspólnym wysiłkiem starają się, by społeczne środki przekazywania myśli bezzwłocznie, mądrze i jak najlepiej, oraz skutecznie – tak jak tego wymagają współczesne czasy i okoliczności – zostały użyte do rozlicznych dzieł apostolskich. Niech uprze-dzają szkodliwe inicjatywy, szczególnie tam, gdzie postęp religijny i moralny wymaga szybkiej interwencji” (Dekret o  społecznych środkach przekazywania myśli, 13).

Do tych zaleceń bardzo często powraca Ojciec Święty. Co więcej, swoją postawą i posługą wychodzi naprzeciw temu wszystkiemu. Dekret soborowy kładzie nacisk na to, aby środki komunikacji społecznej były stosowane „bez-zwłocznie, mądrze i jak najlepiej oraz skutecznie”. One też mają uprzedzać „szkodliwe inicjatywy”. W dokumencie nie zapomina się o okolicznościach i czasach.

Z pewnością wyżej wymienione zasady trzeba brać pod uwagę, kiedy zastanawiamy się nad rolą mediów w Polsce, zwłaszcza w obecnym czasie. Pamiętamy dobrze lata Soboru, a także następne dziesięciolecia – terror ide-ologiczny w owym okresie nie dopuszczał jakiejkolwiek możliwości korzysta-nia ze współczesnych środków technicznych.

325

A Ona w was zwycięży

Zrozumiałą zatem staje się z  jednej strony nadzieja, jaka zrodziła się w społeczeństwie polskim po upadku systemu totalitarnego, a z drugiej nie-pokój, czy będziemy w stanie podjąć nowe inicjatywy, czy znajdą się ludzie przygotowani i wreszcie, czy będziemy potrafili z tego dobrodziejstwa wolno-ści owocnie korzystać?

2. Takie obawy mogły wpływać hamująco i  niestety, należy z  bólem przyznać, że  tak się stało, gdyż nie we wszystkich dziedzinach i  nie ze wszystkich możliwości w porę i należycie zaczęto korzystać w ramach misji ewangelizacyjnej.

Tym większą radość przeżywamy teraz, kiedy świętujemy dziesięciolecie powstania Radia Maryja! Okazało się, że na naszej ziemi i z naszym społe-czeństwem, mimo tak „chromego” ustawodawstwa, można coś zrobić.

Z dużym też zaciekawieniem słuchamy tego, co mówi Ojciec Tadeusz Rydzyk, Redemptorysta, Założyciel i Dyrektor Radia Maryja, na temat jego początków. On to przed pięciu laty pisał: „Jest zimowa noc i piszę do Was list – do Was wszystkich, którzy kochacie już Radio Maryja i weźmiecie ten list do ręki. Minęło już pięć lat od chwili zaistnienia naszej rozgłośni, to wła-śnie pięć lat temu – 10 lutego 1990 roku przy grobie siostry Faustyny osta-tecznie nadszedł czas, by powiedzieć «tak». By powiedzieć «w ciemno» – «tak», by opowiedzieć się za  jedną z form głoszenia Ewangelii, by wybrać jedną z form nowej ewangelizacji – jedną z form wołania – «obudźcie się, Bóg żyje!»” (wspomnienia o. Tadeusza Rydzyka).

A  potem nadszedł czas zmagań. Trudności piętrzyły się na  każdym kroku. Niepokój zaglądał do serca. Przecież nie było środków materialnych, żadnych struktur, nic z koniecznego zaplecza technicznego.

3. Szybko nadeszła pomoc. A  pierwszą, która ją okazała, była Niepokalana. Ojciec Dyrektor tak to wspomina, w nawiązaniu do Osoby Prymasa Tysiąclecia: „Przypomina mi się doświadczenie spotkania z Nim, gdy byłem jeszcze młodym kapłanem, na kilka miesięcy przed jego śmier-cią – 2 lutego w  Gnieźnie, gdy jechałem ze stupięćdziesięcioosobową grupą maturzystów na  Jasną Górę. Zaszliśmy do  Niego, a  On wyszedł do  nas. Pozdrowiłem Prymasa i  powiedziałem: „Eminencjo, przycho-dzimy do Księdza Prymasa jako do pierwszej Osoby w Ojczyźnie naszej. Przychodzimy prosić o błogosławieństwo, przychodzimy do człowieka, bez którego nie mówilibyśmy tak, jak możemy mówić w naszym ojczystym

326

rok 2001

języku, nie sławilibyśmy Boga i nie wysławialibyśmy Go tak, jak możemy to  czynić, przychodzimy do  człowieka, bez którego nie byłoby Papieża Polaka…. Wtedy Ksiądz Prymas powiedział: – «Nie, nie… to nie tak…». Zwrócił się do nas, popatrzył i rzekł: – «Dzieci Boże, uwierzcie mi, uwierz-cie człowiekowi staremu… – to nie ja, to Ona zwyciężyła. Wszystko posta-wiłem na Maryję i wy też wszystko postawcie na Maryję, a Ona w was zwy-cięży»” (wspomnienia o. Tadeusza Rydzyka).

Warto było odwiedzić sługę Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zasiane ziarno głęboko zapadło w duszę. Zaczęło kiełkować i dokładnie po dziesięciu latach wydało plon, gdyż na przygotowaną upadło glebę.

4. Tę rolę użyźnia od prawie trzystu lat charyzmat liguoriański. To do niej trafiają różne ziarna, które nie pozostają bez odpowiednich środków, bez pomocy – są to  głęboko ewangeliczne spojrzenie na  rady pozostawione przez Jezusa Chrystusa, wymiar kontemplacyjny, żywą maryjność i wrażli-wość moralną, także w odniesieniu do człowieka. Nie można też zapomnieć o posłudze Słowa, o znanych misjonarzach i kaznodziejach, o zdecydowanej obronie postaw moralnych. W zgromadzeniu nie obeszło się bez więzień, bez zsyłek i bez utrapień, wiemy o tym dobrze z historii, z dziejów Polski przede wszystkim.

Charyzmat ten z  biegiem czasu umacniał się i  zakorzeniał, przenika-jąc coraz to inne dziedziny życia konsekrowanego, zawsze jednak wspierając ducha jedności i wspólnoty.

A  wszystko to  znajdowało oparcie w  wierze i  w  religijnym spojrzeniu na  świat. Czym zaś jest religia w  naszych czasach, mówi ciekawie jeden z teoretyków demokracji w książce pt. La democrazia in America (Demokracja w  Ameryce). Według niego: „Despotyzm wyrzeka się wiary, ale nie może się jej wyrzec wolność. Religia jest o wiele bardziej konieczna dla republiki niż dla monarchii, czy też dla systemu demokratycznego o wiele bardziej niż dla wszystkich innych ustrojów. W jaki bowiem sposób społeczeństwo może uchronić się przed upadkiem, skoro więzy moralne nie są wzmac-niane, zaś polityczne ciągle słabną?” (P. Giordano Cabra FN, Życie braterskie, Kraków 2001, s. 27-28).

Mało kiedy o tych okolicznościach pamiętamy. Najczęściej zapominają o tym ci ludzie, którym wydaje się, że lekceważąc prawa Boże, usuwając z życia

327

A Ona w was zwycięży

ludzkiego wartości chrześcijańskie, można zrobić coś dobrego na  trwałe. Jest tymczasem zupełnie inaczej. Lata XIX i XX wieku są tego najlepszym przykładem.

5. W  jaki więc sposób można i  trzeba o  tym mówić? Jak dotrzeć do  współczesnego człowieka? Konieczne są odpowiednie środki, właściwy język i solidna argumentacja.

Ojciec Tadeusz Rydzyk, mając doświadczenie duszpasterskie, zdobyte w kraju i za granicą, zrozumiał to w sam czas. Decyzja zapadła 10 lutego 1990 roku w  krakowskim sanktuarium Jezusa Miłosiernego. Przełożeni zakonni okazali zrozumienie dla potrzeb ewangelizacyjnych i  wsparli ten zamiar. W wigilię Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej – 7 grudnia 1991 roku nastąpiło otwarcie studia i rozpoczęło działalność Radio Maryja. W rok później można było już korzystać z łączy satelitarnych.

Matka Boża Fatimska została ogłoszona Panią Radia Maryja. Jej to ofia-rowano Koronę Wdzięczności, wykonaną z  zaręczynowych pierścionków, małżeńskich obrączek i innych cennych darów.

Wiele jeszcze trzeba będzie natrudzić się, aby nie paść pod ciężarem nadmiernych podatków; wciąż aktualna będzie sprawa nowych stacji, aby zasięgiem swym Radio Maryja mogło obejmować całą Polskę, a  następ-nie pokrzepiać naszych rodaków żyjących poza granicami: na  Wschodzie i na Zachodzie, na Północy i na Południu.

Ważne było i jest to, że Radio spotkało się z życzliwym przyjęciem w spo-łeczeństwie, zaczęła wokół niego powstawać nowa rzeczywistość ludzka o cha-rakterze rodzinnym. Wspólnota ta umacniała się, uczestnicząc w pielgrzym-kach do Jasnogórskiej Pani i do grobu św. Piotra. Wzrastała przez wspólny udział w Eucharystii i szczególny klimat modlitewny, tak charakterystyczny dla toruńskiego Radia.

Jest też mikrofon Radia Maryja dostępny dla wszystkich, którzy szukają prawdy i miłości. I chociaż może być nadużywany przez różnych ludzi, to i tak jego głos umacnia nadzieję, wprowadza pokój. „Ten nowoczesny środek prze-kazu pozwala bowiem w nowy i skuteczny sposób docierać do milionów ludzi w waszej Ojczyźnie i poza jej granicami ze Słowem Bożym, z dobrą katechezą, z konkretną zachętą do modlitwy, ze słowem otuchy, pociechy i nadziei” – tak pisał na dziewiątą rocznicę powstania Radia O. Joseph W. Tobin CSsR, prze-łożony generalny Zgromadzenia Ojców Redemptorystów (7 grudnia 2000 r.).

328

rok 2001

6. Nic więc dziwnego, że  bardzo dużo ludzkich serc dziękuje Panu Bogu za to, czym jest dla nich to Radio. Wyraża wdzięczność za pośrednic-twem Matki Najświętszej, Jej opiece polecając Twórcę, Współpracowników i wszystkich Słuchaczy. Niekiedy można usłyszeć głosy krytyczne. To prawda, wszystko może być lepsze, Radio Maryja również. I takim się staje, bo w tym kierunku podąża. W tym zaś, co służy dobru, zawsze możemy liczyć na Boże wsparcie. Nie powinno też zabraknąć ludzkiej pomocy. Przy tego rodzaju pracy wielkie znaczenie ma życzliwa atmosfera, konkretne zrozumienie ze strony władz różnego szczebla, angażowanie się ludzi kultury i nauki, wycho-wawców i działaczy. Tak to widzi Sobór Watykański II. Do tego zachęca Jan Paweł II. Takie są wreszcie oczekiwania nowych pokoleń, które idą. Niech głos Radia Maryja coraz pełniej i coraz głębiej pozwala nam oraz naszym następcom podejmować Boże zaproszenie do współuczestnictwa w tworzeniu dobra w duchu miłości. Takie jest bowiem powołanie człowieka.

329

Z pokojem w sercu będziemy iść wśród życiowych trudności

Spotkanie opłatkowe ze studentamiWarszawa, dn. 13 grudnia 2001 r.

Ukochani Bracia i Siostry!

Czas Adwentu to czas, który do czegoś prowadzi, do czegoś przygoto-wuje. W tym okresie ukazują się nam zupełnie nowe perspektywy. To czas radości i nadziei.

W tym roku w październiku odbył się w Rzymie Synod Biskupów. Był on poświęcony nadziei i  przebiegał pod hasłem „Biskup sługą  Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Przybyło nań wielu, bo aż dwustu czter-dziesty sześciu, biskupów z całego świata. W czasie tych czterech tygodni zastanawiali się, nad różnymi sprawami, koncentrując się na tym, w jaki spo-sób we współczesnym świecie można przyczynić się do umocnienia nadziei, do jej ożywienia. W jaki sposób można ukazać Ewangelię jako źródło pozna-nia Jezusa Chrystusa. Dlatego dzisiaj w sposób szczególny chciałbym zwrócić waszą uwagę na nadzieję.

Jeden z biskupów zwrócił uwagę na to, że są dziś dwie grupy, które w spo-sób szczególny potrzebują tej nadziei: kapłani i młodzież. Można by powie-dzieć, że dziwne to zestawienie, ale kiedy przyjrzymy się mu bliżej, nasze zdzi-wienie ustąpi. Kapłani są we współczesnym świecie nosicielami nadziei jako

330

rok 2001

świadkowie Jezusa Chrystusa. Ale również znakiem tej nadziei, co wielokrot-nie podkreślał Ojciec Święty, jest młodzież. Młody człowiek szuka, spraw-dza, aby dokonać najlepszego wyboru. Doskonale znamy ten trud oczekiwa-nia, dlatego musimy być czujni i bardzo cierpliwi, bo liczy się każda minuta naszego życia. Stąd też zagadnienie nadziei jest bardzo ważne. Pytania o to, czy w dzisiejszym świecie można na kogoś liczyć, czy można oczekiwać na coś dobrego w obliczu tak wielu trudności, oddalają nas od tej nadziei.

Kiedy dwadzieścia lat temu Polska odzyskiwała suwerenność, widać było na twarzach ludzi młodych tę ogromną radość i nadzieję na to, że oto idzie coś nowego. Przebywałem wówczas w Warszawie i widziałem zapał moich uczniów. Tym bardziej boli, gdy patrzymy na to, co dzieje się dzisiaj. Bo ta ogromna nadzieja, która obudziła się w polskich sercach, została zgnieciona.

Stąd też nasze pytanie, gdzie możemy ją odzyskać, w jaki sposób. Dzisiaj wspominamy św. Łucję, dziewicę i męczennicę. Mimo że żyła wiele wieków temu, to jej przykład nieugiętej wiary, który wspominamy w tak wielu pie-śniach, na obrazach, jest światłem na naszej drodze. Warto sięgać do świę-tych, ich życia, by przekonać się, że jest wyjście z tych wielu trudnych sytu-acji. Pan Jezus mówi nam, że każdy ma szansę na nowe życie, że w Nim jest ta nadzieja, której poszukujemy. Chrystus jest blisko każdej i każdego z nas. Nadzieja ma swoje imię i ma swoją twarz, to jest Twarz i Imię Jezusa Chrystusa.

Dlatego zwracajmy uwagę na  obecność Chrystusa w  naszej historii, w naszym życiu. On jest dawcą nadziei, dzięki niemu przyszłość nie jawi się nam jako coś strasznego. Możemy być pewni, że wpatrując się w Jego twarz, twarz nadziei, z ufnością będziemy podejmować różne decyzje, dokonywać wyborów życiowych, oceny sytuacji. Z pokojem w sercu będziemy iść wśród życiowych trudności.

Amen.

331

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”

Rekolekcje dla rolników w Radiu Maryja Rajgród, dn. 14 grudnia 2001 r.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

„Bogu dziękujcie, Ducha nie gaście!” – te  słowa pochodzące z  Pisma Świętego (zob. 1 Tes 5, 18-19) tak często przypomina nam Ojciec Święty Jan Paweł II. Chcemy dziękować Panu Bogu, chcemy dziękować za to, że możemy tutaj, w tym pięknym sanktuarium spotkać się razem, korzystając z pośred-nictwa Matki Najświętszej, przeżywać jakże ważne rekolekcje adwentowe, abyśmy w  tym nowym tysiącleciu mogli jak najradośniej, najufniej przy-jąć i  powitać Boże Dzieciątko. Pragnę z  całego serca podziękować Jego Ekscelencji księdzu biskupowi Edwardowi Samselowi, pasterzowi ełckiemu, za zaproszenie Radia Maryja, aby mogło stąd transmitować rekolekcje na całą Polskę. Dziękuję również za to, że zechciał mnie wezwać do wspólnej modli-twy i pozwolił razem przygotować się na spotkanie z Bożym Dziecięciem.

Bardzo serdecznie pozdrawiam wszystkich kapłanów z  tutejszym proboszczem na  czele. Gorąco pozdrawiam ojca Dariusza i  wszystkich

332

rok 2001

współpracowników Radia Maryja, a wśród nich pana Michała Grabiankę. Serdecznie witam wszystkich, zwłaszcza tutejszych parafian, ale także gości, którzy biorą udział w rekolekcjach. Pozdrawiam wszystkich polskich rolni-ków, gdziekolwiek przebywają, a którzy duchowo starają się łączyć z nami, aby te  pierwsze rekolekcje adwentowe w  nowym tysiącleciu przeżyć we wspólnocie ducha. Jest to nam bowiem niesłychanie potrzebne.

Mamy przecież wiele różnych słabości i odczuwamy dużo różnych bra-ków, ale tym, czego najbardziej potrzebuje obecny świat, Polska i nasza wieś, jest wzajemne zrozumienie, życzliwość, czyli to, co stanowi o jedności.

Ukochani Bracia i Siostry! Dzisiejsze czytania z Pisma Świętego Kościół w  okresie adwentowym poświęca naszemu przygotowaniu na  spotkanie z  Jezusem Chrystusem. Pierwszy tekst mówi o  potrzebie zachowywania Bożych przykazań. Nieraz zastanawiamy się nad tym, w jakiej mierze powin-niśmy powracać do tych zasad, które przekazał nam sam Stwórca. Docierają do nas przecież głosy, które nam podpowiadają, że są inne czasy i obecnie nie musimy już zwracać szczególnej uwagi na Boże zasady. Tymczasem to, co się stało chociażby 11 września, i to, co się dzieje obecnie, wskazuje na potrzebę zastanowienia się, pogłębionej refleksji nad tymi podstawowymi zasadami, abyśmy nie zapominali o  tym, że  na  straży rozwoju człowieka, na  straży jego życia, jego bezpieczeństwa – stoją właśnie Boże przykazania. Musimy nauczyć się powracać do nich, odrzucając różne uprzedzenia.

Warto również zastanowić się nad tym, w  jakiej mierze korzystamy z nich w naszym myśleniu, w naszych decyzjach, w naszym postępowaniu, zwłaszcza że drugie czytanie – jeszcze bardziej nas mobilizuje do tego rodzaju wniosków. Ono przypomina nam różne spojrzenia na osobę Jana Chrzciciela i osobę Pana Jezusa. Widzimy, że mogą one przybierać postać od bardzo nega-tywnych do pozytywnych, ale przecież dla nas ważne jest nasze spojrzenie, żeby w nim zawierało się wszystko to, co pozwala dokonać wyboru własnej drogi, własnej tożsamości, żebyśmy mogli wreszcie zastanowić się nad tym, jakiego człowieka chcemy dostrzec we własnej duszy, w naszym sumieniu. Należy też pomyśleć o tym, w jakim duchu mamy wychowywać nowe poko-lenia i dlatego potrzeba, żebyśmy przypatrywali się osobie Jezusa Chrystusa tak, jak podpowiada nam to  program duszpasterski, przewidziany przez Episkopat Polski na bieżący rok. Wszystko to odczuwamy w naszych sercach w okresie adwentowym, gdy często myślimy o Tym, na którego czekamy. On

333

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”

przyjdzie, aby wnieść w nasze serca wiele nadziei, a przede wszystkim – miło-ści. A myśląc o tym, nie możemy zapominać, że jeżeli chcemy kształtować w nas, w naszym postępowaniu osobę na wzór Jezusa Chrystusa, to musimy często powracać do Bożych przykazań. Jeden ze współczesnych pisarzy, bar-dzo zaprzyjaźniony z Pawłem VI, a także z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, został kiedyś zapytany o to, dlaczego będąc wielkim myślicielem, wybit-nym filozofem – tak bardzo czuje się związany z  duchowością katolicką? Odpowiadając na tak postawione pytanie, Jean Guitton wyznał, że dla niego jest to sprawą istotną: „Ponieważ tylko w Kościele katolickim znajduję połą-czenie, które tak bardzo kocham: mądrości i świętości, geniuszu i świętości”.

O  tym mówi Ewangelia. To wszystko trwa w Kościele. Wspomniany myśliciel idzie jeszcze dalej w  swoich motywacjach i  wnioskach, mówiąc: „Ponieważ kocham prawdę, ponieważ należę do tych, którzy upierają się przy twierdzeniu, że dwa plus dwa jest cztery. Otóż wśród wielu odmian wyłącznie odmiana katolicka wydaje się prawdą i czystością i dlatego chcę być bardzo bliski wierze i duchowości katolickiej”. Przypominam te słowa właśnie dzisiaj, niemal na początku tych rekolekcji adwentowych, bo przecież każde rekolek-cje dają nam okazję do refleksji nad dotychczas przebytą drogą. Ojciec Święty ze względu na Wielki Jubileusz zachęcał nas, abyśmy zastanawiali się nad tym wspaniałym dziedzictwem, jakie pozostawiło nam dwadzieścia wieków chrześcijaństwa. Zapraszał, żebyśmy sięgali do przeobfitego skarbca ducho-wości, żebyśmy przypominali te postacie i  te osoby, które wywarły szcze-gólny wpływ na rozwój i życie, które są swoistym światłem, gdyż nie możemy zapominać o różnych mrokach, zagrożeniach i ciemnościach. One ciągle dają o sobie znać. Dzięki zaś przyjściu na świat Jezusa Chrystusa nie ma takiego pokolenia, nie ma takiego człowieka, który nie byłby w stanie spotkać się z prawdą. Wszyscy jesteśmy powołani do tego, aby tutaj na ziemi starać się coraz bardziej poznawać prawdę i nią żyć. Służy temu Ewangelia, temu służą sakramenty święte i przykazania. Nie powinniśmy o  tym zapominać dzi-siaj, kiedy wpatrujemy się w los rolnika polskiego. W takich chwilach nie-raz odczuwamy różnego rodzaju niepokojące napięcia. Dotyczą one braku przyszłości dla polskiej wsi, powstawania tam takich sytuacji, które nie dają nadziei na rozwój.

To prawda, wieś w jakiś sposób się starzeje, coraz więcej młodych ludzi odjeżdża ze wsi i  niestety dają tam o  sobie znać alkoholizm i  pijaństwo,

334

rok 2001

co  wprowadza poważne zagrożenie dla życia rodzinnego, dla wychowa-nia nowych pokoleń, nie mówiąc już o ruinie materialnej. Te problemy nas nurtują, ponieważ odnoszą się do przyszłości polskiej wsi. Ale myśląc o niej i widząc, jak jest wiele różnych tendencji, nie zapominajmy o tym, o czym mówi Pan Jezus w Piśmie Świętym, nawiązując także do sytuacji związa-nej z  ziemią. Nie wystarczy oczyścić mieszkanie. Nie wystarczy wyplewić ogród. Trzeba zagospodarować w jakiś sposób dom. Trzeba także coś nowego zasiać, bo jeżeli tego nie uczynimy, to przyjdą jeszcze gorsze siły, to poja-wią się jeszcze bardziej groźne chwasty i będą coraz bardziej niszczyły naszą rolę, naszą wieś. Dlatego musimy się nad tym zastanowić. Trzeba poszukiwać takich doświadczeń i takich świadectw, które nam dopomogą w odczytaniu na nowo etosu polskiej wsi, polskiego rolnika, które by nam dodały nadziei, żebyśmy dziękując Panu Bogu za to wszystko, w czym uczestniczymy, jedno-cześnie starali się tę nadzieję umacniać.

W tym roku, mówiąc o sytuacji na polskiej wsi, nie możemy nie wspo-mnieć osoby księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ksiądz biskup Edward we wprowadzeniu do Mszy świętej przypomniał to, co było cha-rakterystyczne dla jego spojrzenia na sytuację naszej ojczyzny, gdy wyraź-nie mówił o miłości, o  służbie dla Boga, Kościoła i  ojczyzny. Sługa Boży otrzymał taką duchową formację, z którą jeszcze dość często spotykamy się w Polsce. O sobie zaś mówił: „Urodziłem się w moim domu rodzinnym pod obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i to w sobotę, żeby we wszystkich pla-nach Bożych był ład i porządek”. Przyszedł na świat pod okiem Matki Bożej i w dniu Jej poświęconym. Ufamy, że w naszych domach i w naszych rodzi-nach jest ciągle miejsce na krzyż, jest stale miejsce na święte obrazy, które nas duchowo mobilizują, które nam Boga wciąż przypominają, które nas zachę-cają do dobrego. Tak właśnie było w domu państwa Wyszyńskich. Tak było w Zuzeli, znajdującej się niedaleko stąd, na pograniczu Mazowsza i Podlasia, na terenie Diecezji Łomżyńskiej. Do Zuzeli rodzice Księdza Prymasa przy-byli z Prostyni, położonej nieco dalej na zachód, po drugiej stronie Bugu, z parafii obecnie należącej do Diecezji Drohiczyńskiej. Tam zawarli związek małżeński, a w sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny wypraszali potrzebne łaski dla nowej rodziny.

Siostra Księdza Prymasa napisała, że w ich domu był taki zwyczaj, iż każ-dego wieczoru modlili się wspólnie. Ojciec klękał z przodu i był przykładem,

335

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”

dzieci obok i z tyłu, a matka na końcu. Tak szereguje modlących się w swoim domu siostra Księdza Prymasa, córka państwa Wyszyńskich. Dla nas jest to  zachęta, abyśmy przypominali o  potrzebie modlitwy, żeby w  naszych domach i rodzinach także rodzice dawali przykład. Niech ojciec nie na końcu zgina kolana, ale jako pierwszy, najbliżej krzyża, najbliżej świętego obrazu Matki Bożej. Gdy będzie każdego wieczoru blisko krzyża i blisko świętego obrazu, z pewnością w ciągu dnia następnego nie zapomni o odpowiedzial-ności, o trosce. Nie zapomni również o trzeźwości. Ksiądz Prymas, mówiąc o swoim domu rodzinnym, podkreśla potrzebę wychowania patriotycznego i obywatelskiego. Wspomina bowiem: „Byłem dzieckiem wychowywanym na  dwudziestu czterech obrazach z  historii Polski. Była to  jedyna polska książka dla dzieci w mojej nadbużańskiej wiosce. Ojciec mój w długie ciemne wieczory, gdy już nie było obawy, że przyjdzie ktoś obcy, wyciągał tę książkę z ukrycia i uczył mnie na niej historii Polski. Pamiętam, że jako małe dziecko śpiewaliśmy w mojej rodzinnej wsi w zimowe wieczory, gdy już Kozacy nie latali z Małkini do Nura, śpiewaliśmy wtedy «Wśród nocnej ciszy», tę pieśń «Z dymem pożarów z kurzem krwi bratniej do Ciebie Panie bije ten głos». Gdy byłem małym chłopcem w mojej rodzinnej wiosce nad Bugiem uczyłem się od ojca pieśni, którą wyśpiewywaliśmy potajemnie «Polska mnie zrodziła, z jej piersi wyssałem być Ojczyźnie wiernym»”.

Czytając o tym, przypomniałem sobie inne zdarzenie związane z sytuacją naszych rodaków żyjących poza obecnymi granicami Polski. Kilkanaście lat temu znalazłem się na środkowej Ukrainie i tam spotkałem się z rodziną, która przeżyła wielkie trudności z powodu polskości i  katolicyzmu. Członkowie tej rodziny opowiadali, że w czasie największych prześladowań każdego wie-czoru wydobywali z ziemi przechowywany w metalowej skrzynce modlitew-nik. Wieczorami i nocą modlili się wspólnie, następnie ponownie wkładali go do tej samej metalowej skrzynki, zakopywali w ziemię, bardzo starannie przykrywali różnymi rzeczami, żeby władze rosyjskie, a potem sowieckie nie były w stanie tego miejsca zauważyć. Wiedzieli doskonale, że gdyby znale-ziono tę książkę, ten modlitewnik w języku polskim, to byłby wystarczający powód, aby ich skazać na zesłanie. Ale oni nie tego się bali, z tym się już jakoś oswoili, do tego się przyzwyczaili. Byłoby im natomiast bardzo żal, gdyby stracili tę książkę; książkę, która była dla nich jedynym źródłem, dzięki któ-remu podtrzymywano więź z Kościołem katolickim i z własnym narodem.

336

rok 2001

Łączę te dwa wydarzenia, które są bardzo podobne, są bliskie sobie i świad-czą, jak wiele mamy w naszych dziejach i w naszej historii tych wspaniałych przykładów, które mogą nam dopomagać w trosce o to, żeby pola dusz ludz-kich na wsi polskiej nie były opustoszałe, aby nie pleniły się na nich chwa-sty. Znajdujemy jakże wiele świadectw, które podpowiadają nam, co mamy czynić, gdzie mamy szukać takiego wzmocnienia, abyśmy nawet w najgor-szych okolicznościach, w jakich przebywamy, potrafili zawsze dostrzec to – co dobre, to – co prawdziwe.

Powinniśmy zawsze umieć opowiedzieć się za tym, co służy polskiej wsi, co służy polskiemu rolnikowi. Z doświadczenia zaś wiemy, że to właśnie wiara dodawała sił, ona krzepiła, ona umacniała, ona sprawiała, że w rodzinach naszych można było liczyć na miłość i szacunek dla życia, na wzajemną wier-ność, na solidarność, która jest tak potrzebna, aby rolnicy nie dali się skłó-cić między sobą. Prymas Stefan Wyszyński zachęcał do częstego korzystania z doświadczeń przeszłości. Mówił: „Mądrość ludzka wymaga, żeby wobec przeszłości stawać zawsze z głęboką pokorą i z szacunkiem. Trzeba ukochać każdy fragment dziejów Ojczyzny. Wydobywać z  nich przede wszystkim to, co urodziło się z prawdy, z miłości i sprawiedliwości. Tylko to bowiem tworzy prawdziwe dzieje narodu. Przechodzić do przeszłości jest błogosła-wieństwem, radością, pokarmem, chlebem dla narodu idącego w przyszłość. Naród mający ambicje trwać, musi pożywiać się nie błędami, upadkami i grzechami przeszłości, ale zdrowymi i żywymi mocami życia narodowego i katolickiego”. To są mądre słowa.

Gdy wracaliśmy wczoraj wieczorem z Warszawy po spotkaniu ze studen-tami, włączyliśmy Radio Maryja i mogliśmy wsłuchiwać się w to, co tutaj mówiono. Cieszę się z  tego, że  Rajgród tak bardzo troszczy się o  swoją przeszłość, że  wydano tyle różnych publikacji przypominających sylwetki wspaniałych kapłanów, wybitnych działaczy, błogosławionych i  świętych. Radujmy się, że ta ziemia Matki Najświętszej daje nam możliwość, zgodnie z opinią Jean Guitton, abyśmy potrafili łączyć mądrość i świętość w naszym życiu i w naszym postępowaniu, bo do tego nas zachęca przykład Prymasa Tysiąclecia. Nauczał On: „Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”. A w Polsce my wszyscy: biskupi, kapłani i rodzice pragniemy jednego, aby o każdym Polaku można było powiedzieć zwyczajnie: „oto człowiek”. To jest cała polityka Kościoła. Nie ma innej. Jest

337

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”

ta jedna, aby w rodzinie, narodzie i państwie mógł wychowywać się człowiek, o  którym, nawet gdyby został sponiewierany, można było jeszcze powie-dzieć jak o ubiczowanym Chrystusie „oto Człowiek”. Dla nowego tysiąclecia wołamy właśnie o takiego człowieka.

Wczoraj przeżywaliśmy jakże bolesną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przed dwudziestu laty. To  nam przypomniało poniewieranie i deptanie ludzkiej godności. Dzisiaj mamy okazję, idąc za wezwaniem Ojca Świętego, ofiarować nasz post i naszą modlitwę w intencji pokoju. W tym miejscu wypada odwołać się do Pisma Świętego, do tego wydarzenia, kiedy to Apostołowie, powracając z jednej ze swoich ewangelizacyjnych posług, żalą się Panu Jezusowi. Przed udaniem się na głoszenie Ewangelii byli przeko-nani, że będą w stanie pomóc każdemu człowiekowi, a tymczasem pojawiły się takie sytuacje, kiedy nie mogli tego uczynić. Żalą się więc Chrystusowi, że  nie mogli pomóc, nie mogli pomóc ludziom opanowanym przez zło! W odpowiedzi Pan Jezus, tłumacząc to, mówi: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem” (Mk 9, 29). Przy tej okazji Syn Boży podpowiada nam nowe sposoby, nowe środki do przeciwstawienia się złu, kiedy zawodzą wszystkie inne. Zawsze pozostaje jeszcze jakaś możliwość. Nie możemy upa-dać na duchu, gdyż jesteśmy w stanie ofiarować naszą modlitwę i nasz post.

Dlaczego właśnie te  dwa środki? Pan Jezus chce przez to  podkreślić, że najpierw konieczna jest odbudowa naszej więzi z Panem Bogiem, potrzebne jest to, aby ta więź była czytelna i przekonująca. Do tego prowadzi modli-twa. Niezbędna jest również nasza wolność od rzeczy materialnych, bo kiedy czynimy pokutę, choćby poszcząc, dajemy świadectwo, iż potrafimy zacho-wać wolność wewnętrzną, uwolnić się od tej presji, jaką wywierają na nas różnego rodzaju czynniki materialne i chcemy – chcemy tak, jak to Prymas Tysiąclecia podpowiada – aby w tym Nowym Tysiącleciu było jak najwięcej wśród nas ludzi, do których zawsze i wszędzie będzie można odnieść te słowa: „oto człowiek”. Boimy się, lękamy się, że  jest coraz mniej ludzi zasługują-cych na takie określenie, osób, na które można liczyć. Pamiętam moje zdu-mienie, gdy zobaczyłem kiedyś książkę pod tytułem: „Szukam człowieka”. Jak to  jest? Ciągle się mówi, że grozi nam przeludnienie, do pracy dostać się ciężko, bo za  mało miejsc pracy, a  rąk wiele. W  innych dziedzinach warunki są podobne, a tutaj ktoś wyznaje: „Szukam człowieka”. Po pewnym zastanowieniu dostrzegamy, że w tym tytule jest zawarta wielka mądrość.

338

rok 2001

Nie chodzi o jakąś jednostkę, ale właśnie chodzi o człowieka, a więc o kogoś, kto ma w swoim sercu miejsce dla Pana Boga, kto jest wrażliwy na dobro, kto jest uczciwy.

Takiego człowieka poszukuje polska wieś. Czy nie jest to dla nas wyraźne wyzwanie? Czy to nie do nas także kieruje swój apel Prymas Tysiąclecia? To  my, korzystając z  zachęty Ojca Świętego, możemy starać się ponow-nie zasiedlić polską wieś człowiekiem! Człowiekiem Bożym, wrażliwym na prawdę, na wiarę, na sprawiedliwość, człowiekiem solidarnym, otwartym na potrzeby innych. Człowiekiem, który umie połączyć swoją mądrość, tę zwyczajną, taką prostą, płynącą z doświadczenia życiowego – ze świętością! A wtedy wypełnimy oczekiwania tych, którzy żyli przed nami, którzy odda-wali swoje życie za naszą ojczyznę, jak i tych, którzy przyjdą po nas. Ksiądz Kardynał w jednym ze swoich wystąpień wypowiedział się bardzo precyzyj-nie na ten temat: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dzie-jowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość”.

Ukochani Bracia i  Siostry, powyższe słowa Ksiądz Prymas skierował do nas przeszło trzydzieści lat temu, podczas obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Pamiętamy tamte uroczystości, chociaż czas pędzi do  przodu. W naszej pamięci jednak na trwałe pozostały przeżycia milenijne, głęboko zapadły w duszy naszego narodu. Wtedy też zawierzyliśmy siebie i Polskę Matce Najświętszej, aby nie poddać się zniewoleniu, żeby znaleźć potrzebne siły, aby móc powiedzieć „nie” temu wszystkiemu, co prowadzi do deprawa-cji człowieka, co rujnuje charaktery dzieci i młodzieży. Tym bardziej chciejmy odnaleźć siły, aby móc powiedzieć „tak” temu wszystkiemu, co  pochodzi od Pana Boga i do Stwórcy prowadzi.

Przypatrując się zaś Matce Najświętszej, łatwiej nam będzie dostrzegać Bożą wolę, słyszeć Boży głos, lepiej przyjdzie zrozumieć znaczenie Bożej prawdy. Chcemy za tym wszystkim iść teraz, kiedy wkraczamy w inne tysiąc-lecie, trzecie tysiąclecie od narodzin Pana Jezusa. Powracajmy więc często do nauczania Księdza Prymasa. Niech ono głęboko zapadnie w nasze serca i w naszą pamięć: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dzie-jowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość”. O skutecz-nym wprowadzeniu w życie tych słów myślimy dzisiaj, szukamy w tym celu

339

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”

pomocy, odwołujemy się i sięgamy do Pisma Świętego i do innych świadectw. Chcemy przypomnieć podobne postawy i zachowania. Warto o tym pisać w książkach!

Sięgajmy do  Pisma Świętego, czytajmy „Niedzielę”, zagłębiajmy się w to wszystko, co może nam przypomnieć te błogosławione doświadczenia dziejowe. W ten sposób odrodzimy nasze życie, przygotujemy się szczerze na spotkanie z Bożym Dzieciątkiem. Co więcej, damy świadectwo, że także u  nas, w  naszych rodzinach i  w  naszych środowiskach jest możliwe, aby mądrość i  świętość razem podążały. Niech tej mądrości i  świętości będzie jak najwięcej we wszystkim, co robimy. Niech to będzie znakiem i zachętą dla przyszłych pokoleń. A wówczas to nasze dzisiejsze dziękczynienie Panu Bogu jeszcze bardziej nas umocni wewnętrznie. Nigdy nie powinno nam brakować nadziei, nawet jeżeli czasy byłyby jeszcze trudniejsze. I niech ta nadzieja, która płynie ku nam również ze świadectwa całego życia Księdza Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego, na nowo odnajdzie swoje miejsce w naszych duszach i w naszych sumieniach. Niech się zadomowi na polskiej wsi, w życiu i pracy każdego rolnika.

Amen.

340

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

Rekolekcje dla rolników w Radiu Maryja Rajgród, dn. 14 grudnia 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie, Ukochani Bracia i Siostry!

Przed południem mieliśmy możność przypomnieć sobie postać Sługi Bożego Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Ponieważ jednak przeżywamy rok w  sposób szczególny poświęcony tej postaci, tak nam drogiej, warto pójść dalej, warto dowiedzieć się o  Nim czegoś więcej, bo zwłaszcza w okresie adwentu mamy okazję, aby przypa-trzeć się całości naszego życia, aby zastanowić się nad tym, w jakiej mierze jesteśmy przygotowani na przyjęcie Syna Bożego. Postawmy sobie pytanie, czy jesteśmy bliscy postawie Matki Najświętszej, św. Józefa, pasterzy albo trzech mędrców? Czy może jest w nas coś z tych niegościnnych mieszkańców Betlejem, którzy nie chcieli przyjąć Najświętszej Rodziny; albo jeszcze gorzej, może pojawia się w nas jakiś niepokój i lęk, jak w sercu Heroda, a spotkanie z Synem Bożym jest dla nas swego rodzaju zagrożeniem? Warto nad tym wszystkim się zastanowić. Prymas Tysiąclecia jest dla nas przykładem i wzo-rem, jak – niezależnie od czasu i warunków – możemy i powinniśmy być gotowi na spotkanie z Bożym słowem.

341

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

Dzisiejsze czytania mówią o Bożych przykazaniach. Wiemy, czym są Boże przykazania. Boże przykazania stoją na straży życia i godności, powoła-nia i rozwoju każdego człowieka. Mogą być odmienne tłumaczenia, ale każda inna interpretacja wydaje się raczej tylko próbą usprawiedliwienia takich czy innych słabości. Tymczasem od  początku, kiedy Pan Bóg okazał nam tę łaskę i pozostawił jako drogowskazy, jako znaki czasu – właśnie przykaza-nia – powinniśmy z nich dużo i chętnie korzystać. Życie człowieka jedynie w Bożych przykazaniach ma swoje oparcie. Co się bowiem dzieje, kiedy nie-którzy ludzie zaczynają sądzić, że mogą decydować o wszystkim? Przyjmują nierzadko ustawy albo uchwały uderzające w życie człowieka, w nienarodzo-nych albo chorych i  starych. Od  tego się zaczyna, a  dalsze konsekwencje mogą być równie groźne, prowadzące do segregacji i podziałów wedle kryte-riów dalekich od miłości.

Wypada więc pamiętać o  tym, że  Boże przykazania stoją na  straży naszego życia, naszej godności i naszego rozwoju. Dlatego Ksiądz Prymas jest dla nas tym świadkiem, który tak bardzo bronił człowieka, który starał się zawsze mówić o jego bezpieczeństwie niezależnie od różnych politycznych zawirowań. Często podkreślał, że dla każdego z nas liczy się wierność Bożym zasadom. Tak to wynika z nauczania Pana Jezusa. W świecie współczesnym – podobnie jak dwadzieścia wieków temu – nie możemy zachowywać się jak maleńkie dzieci, które udają, że nie rozumieją tego wszystkiego, co się dzieje wokół nich; nie możemy sądzić, że to wszystko jakoś przeminie bez naszej czujności, bez naszego wysiłku, bez naszej osobistej pracy, bez naszego wkładu. Powinniśmy się poważnie zastanowić nad tym, co możemy zrobić.

Nie możemy poprzestać na  wydawaniu powierzchownych ocen, jak to działo się w czasach Syna Bożego, gdy lekceważono nauczanie św. Jana Chrzciciela i rzucano oskarżenia na Jezusa. Potrzebna jest głębsza refleksja, zastanawianie się. Ważna jest również czystość sumienia i  dlatego w  cza-sie rekolekcji oczyszczamy nasze sumienia z  różnych grzechów i  słabości. Wówczas bowiem będziemy mogli patrzeć na to wszystko, co nas otacza, bez uprzedzeń i będziemy mogli łatwiej dostrzec to, do czego jesteśmy powołani.

Prymas Tysiąclecia jest tego wszystkiego przykładem. Przychodzi na świat sto lat temu pod zaborem rosyjskim. Traci bardzo wcześnie swoją matkę, która młodo umiera. Nadchodzi pierwsza wojna światowa, a potem wojna bolszewicka. Młody Stefan ciężko choruje. Choroba czyni postępy do tego

342

rok 2001

stopnia, że przełożeni obawiają się, czy można mu udzielić święceń kapłań-skich. Ale Matka Boża go wspomaga. Po święceniach kapłańskich kontynu-uje studia specjalistyczne w Polsce i za granicą. Następnie podejmuje pracę duszpasterską, naukową i społeczną. Ale znowu wybucha wojna, druga wojna światowa, w  czasie której uczestniczy w  ruchu oporu jako kapelan Armii Krajowej. Bierze udział w Powstaniu Warszawskim. Po tej wojnie dochodzi do społecznego i politycznego zamieszania, które trwa aż do naszych czasów. Ksiądz Prymas najpierw zostaje powołany na  stolicę biskupią w Lublinie, a potem na stolicę prymasowską i musi stawiać czoła jakże wielu różnym problemom.

Wieś polska powinna o tym pamiętać. Wprawdzie wprowadzono reformę rolną, chociaż już niewiele było do dzielenia, ale później doszło do wielu prób, jak słynne rozkułaczenie, kiedy to dziesiątki rolników, a nawet setki wtrą-cano do więzienia. Potem nadszedł czas obowiązkowych dostaw, próba two-rzenia kołchozów i to w naszej Polsce. Nie obeszło się bez jeszcze innych zawi-rowań, które sprawiły, że sytuacja rolnika na wsi stała się niesłychanie trudna. Co więcej, to wszystko legło u podstaw tej tendencji, która daje o sobie znać do  dzisiaj, a  która polega na  tym, że  tak wielu młodych ludzi odchodzi z ziemi. Oni nie czują się pewni, nie są przekonani, że ta ziemia istotnie może dać wystarczające podstawy, aby móc wyżywić siebie, rodzinę i nawet godzi-wie dorobić się czegoś.

Nie zapominajmy o tym wszystkim. W takich to czasach Ksiądz Prymas był zawsze bardzo blisko każdego rolnika, był bardzo bliski sprawie wsi. Skąd brał potrzebną moc? Warto się nad tym zastanowić, zwłaszcza teraz, kiedy borykamy się z różnymi problemami. Ksiądz Prymas w swoim podej-ściu do  tego, co go otaczało, potrafił znaleźć szczególną pomoc w Piśmie Świętym. Powracał często do tego wydarzenia, które miało miejsce, gdy Pan Jezus jako dwunastoletni chłopiec był razem z rodzicami w Jerozolimie, aby zgodnie z tradycją wspólnie się modlić i nie wyruszył wespół z Matką Bożą i św. Józefem, ale pozostał jeszcze w Jerozolimie. Tam dyskutował, rozma-wiał, nawet z uczonymi. Matka Najświętsza ze św. Józefem zaniepokojeni tym, że Go nie spotkali w drodze, powrócili do miasta i spotkali Go w świą-tyni. Wówczas Maryja mówi: „Synu, czemuś nam to uczynił?” (Łk 2, 48). Rzeczywiście byli bardzo przejęci, zaniepokojeni i  zatrwożeni. Nachodzili się dużo. Pan Jezus zaś spokojnie im odpowiada: „Czy nie wiedzieliście,

343

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2, 49). Właśnie wtedy Pan Jezus daje również nam wskazówkę, jak mamy w życiu podcho-dzić do wielu okoliczności, sytuacji, w których nie zawsze umiemy się zna-leźć. Człowiek wierzący w Jezusa Chrystusa musi mieć poczucie pewnego dystansu, dystansu do spraw politycznych, dystansu do spraw gospodarczych, dystansu do takich czy innych tendencji, ale nigdy nie powinien oddalać się od człowieka, musi być bardzo blisko każdego człowieka w sprawach ludz-kich, blisko tego, co się odnosi do życia, do rozwoju, do wiary; tego, co kształ-tuje postawę i osobowość. Sądzę, że właśnie dzięki takiej postawie Ksiądz Prymas, mimo zmieniającej się sytuacji politycznej, był zawsze i jest Ojcem Narodu.

Różnych opcji było dużo, pamiętamy przecież, że  po wojnie niemal co dziesięć lat zmieniały się „ekipy”, a każda grupa, która dochodziła do wła-dzy, od czci i wiary odsądzała poprzedników, choć z tej samej partii się wywo-dzili, niekiedy wtrącano do więzienia, skazywano na  śmierć. Nie zapomi-najmy o tym wszystkim, co się działo, jak wiele zła nagromadziło się w naszej rzeczywistości, jak wiele zbrodni. Nie wszystko jest znane ogółowi społeczeń-stwa, ale skutki gdzieś tkwią, one są tym nowotworem, który niszczy naszą ojczyznę, który dręczy nasze sumienia i sprawia, że tak nam trudno przycho-dzi wydobyć się z tego wszystkiego, uwolnić się, bo gdzieś tam pozostały róż-nego rodzaju zarazki, one głęboko siedzą ukryte.

Ksiądz Prymas zachował spokój, nigdy nie tracił równowagi, nie godził się na  zło, a  jednocześnie potrafił z  właściwą sobie godnością, z  pewnym dystansem, ciągle przypominać o potrzebie wierności Bożym prawom. Stale nawoływał, abyśmy poznawali Jezusa Chrystusa, żebyśmy wpatrywali się w przykład Matki Najświętszej, bo wtedy nie zabraknie nam ludzkiej otwar-tości, zatroskania o to wszystko, co dotyczy życia i rozwoju każdego z nas, nie zabraknie nam wrażliwości na potrzeby dzieci i młodzieży i zachowamy pamięć o naszej ziemi, Matce rodzicielce. Taki sposób podejścia zasługuje na uznanie, trzeba o nim mówić, gdyż rolnik polski ma podstawy, aby czuć się zagubiony.

Ileż to było różnych partii, ile stronnictw, ile ugrupowań i wszystkie miały rzekomo służyć tylko polskiej wsi i rolnikowi, a potem jakoś to nie wychodziło i zupełnie inaczej się układało. To dlatego rolnik bywa zagubiony, nierzadko czuje się oszukany. Postawa zaś i  zachowanie się Księdza Prymasa mówią

344

rok 2001

nam, żebyśmy nie ludziom, ale Panu Bogu najpierw ufali, żebyśmy polegali na Bożej woli, na Bożych przykazaniach. One zawsze zachowują swoją moc, moc wiążącą; one stale są fundamentem, obroną każdego z nas, one najbar-dziej stoją na straży rolnika, jego rodziny, jego pracy i ziemi, na której prze-bywa! Odwołujemy się do tych prawd, żeby nie zapomnieć o dobrych wzor-cach, które nie są obecne w naszym myśleniu, a w ich miejsce zaczęliśmy szukać tylko koniunkturalnych rozwiązań. Ale takie podejście nie przynosi oczekiwanej pomocy, gdyż – jak już wspomnieliśmy – nasza ojczyzna jest w ciężkiej chorobie. Ojczyzna nasza ma wiele różnych dolegliwości. Chcąc ją ratować, pragnąc ją leczyć, trzeba najpierw oczyścić sumienia.

W swoim nauczaniu Ksiądz Prymas cierpliwie wyjaśniał, kiedy atako-wano go za to, iż  jakoby zajmuje się wyłącznie polityką: „My nie chcemy zajmować się polityką. Kościół nie ma ambicji politycznej organizacji, ani tworzenia ugrupowań takich czy innych o podobnym rozumieniu. Chociaż synowie tego Kościoła wzięci są z polskiej ziemi i nie utracili praw zwykłych obywateli. Jednakże my w swej pracy kształtujemy przede wszystkim Waszą jedność duchową. Dopiero z niej, gdy będziecie konsekwentnymi i pogłę-bionymi katolikami zrodzi się błogosławiony wpływ na życie narodu”. Już wtedy Ksiądz Prymas tak mocno zabiegał o to, żebyśmy potrafili jednoczyć się wobec wspólnych celów, wiedząc, o co nam chodzi. Mamy zdawać sobie sprawę z zagrożeń, bardzo poważnych niebezpieczeństw, tym mocniej win-niśmy trwać w jedności, tej jedności, która nie opiera się na takiej lub innej obietnicy, na różnego rodzaju przedwyborczych „kiełbaskach”, ale która ma swój fundament w Bożych przykazaniach.

Dużo zła się nagromadziło. To już przed laty, jakże dla nas bliski wycho-wawca młodego pokolenia, który przyczynił się do odrodzenia szkolnictwa jeszcze w Pierwszej Rzeczypospolitej – ks. Stanisław Konarski pisał: „bojaźń jakaś, lichość umysłów i podłość generalna opanowała wszystko... zda się, że u nas pamięć o Rzeczypospolitej zanikła, jakoby każdy obywatel kraju o niczym więcej myśleć nie powinien, tylko, żeby jemu było dobrze, choćby wszyscy zginęli” (Życie i  działalność pijara księdza Stanisława Konarskiego, Warszawa 2001, s. 44).

„Bojaźń jakaś, lichość umysłów i  podłość generalna” – słowa jakby żywcem wzięte z naszych doświadczeń, jakby zaczerpnięte z naszej prasy, z  naszej telewizji. Ale czy na  tym możemy poprzestać, czy my jesteśmy

345

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

jedynie od stawiania diagnoz? Czy nie jesteśmy raczej powołani do tego, aby przyczyniać się do odrodzenia naszego życia! Przypatrzmy się więc i posłu-chajmy, co Prymas Tysiąclecia mówi na temat odrodzenia najpierw rodziny, a potem, co mówi na temat przyjęcia oraz wychowania dzieci i młodzieży! Odrodzenie naszego narodu winniśmy zaczynać od odnowy naszych rodzin. Niech na wsiach polskich nawet w obecnych warunkach będzie więcej wier-ności małżeńskiej i więcej trzeźwości, niech rodzina będzie silniejsza moral-nie, to z pewnością łatwiej nam przyjdzie przezwyciężyć różnorakie kłopoty. „Rodzina – mówi Ksiądz Prymas – jest największą siłą narodu i największą gwarantką bytu narodowego. Bez mocnej, czystej, zwartej, zespolonej rodziny nie masz narodu. Jeśli ktoś chce pracować przede wszystkim nad umocnie-niem i zjednoczeniem narodu, musi pracować przede wszystkim nad umoc-nieniem i zjednoczeniem rodziny. To jest ten wielki program, który ma zna-czenie niewątpliwie religijne, bowiem Bóg zapragnął na tej ziemi rodziny, ale ma to również znaczenie narodowe. Przekonaliśmy się już tyle razy, że nasza Ojczyzna, która przechodziła tak ciężkie doświadczenie, uratowana została dzięki temu, że życie narodu chroniło się w rodzinach. I gdy życia narodu nie mógł pielęgnować ani naród, ani państwo, bo były bezsilne, wtedy ratowali je rodzice”.

Te słowa Księdza Prymasa są hołdem złożonym naszym praojcom, tym z dziewiętnastego i tym z dwudziestego wieku, bo przypominają te czasy, kiedy usiłowano wyrwać wiarę z serc ludzi, kiedy usiłowano pozbawić nas ojczystej mowy. I wówczas nierzadko te proste i  zwyczajne matki, ci pro-ści ojcowie – oni znajdowali w swoich sercach wystarczającą siłę, oni znajdo-wali dość miłości do wiary świętej, do języka narodu po to, żeby uratować to wszystko, żeby te treści zaszczepić w sercach dzieci i młodzieży, nie dopu-ścić do wynarodowienia. I my oddajmy naszym poprzednikom hołd, przy-pominając także, że współczesna rodzina stoi wobec podobnych wyzwań, ale ma również podobne zadania i możliwości. Istnieje potrzeba, aby to rodzina przejęła na siebie ten bardzo istotny obowiązek odrodzenia naszego społe-czeństwa. W rodzinie więc musi być miejsce – najpierw na miłość, a następ-nie – na życie. Jest potrzebna miłość pomiędzy członkami rodziny i gotowość na przyjęcia życia.

Prymas Tysiąclecia nauczał: „Trzeba programować przyszłość naszej Ojczyzny nie przez trumny, ale przez stworzenie rodzinie takich warunków,

346

rok 2001

by ojciec i matka mogli spełniać najszczytniejszy mandat narodowy, jakim jest zabezpieczenie narodowi nowego idącego pokolenia. Uczmy się, najmilsi, od wrogów doceniania tego, co najlepiej służy wolności i trwałości narodu. Stosunek nieprzyjaciół Ojczyzny do moralności chrześcijańskiej to dla nas wskazanie, jak my mamy umacniać za wszelką cenę te kamienie węgielne wszelkiego budownictwa w  rodzinach naszych. Dla narodu najważniejszą siłą i bastionem jest właśnie rodzina. Kto jest przyjacielem narodu, umac-nia rodzinę. Kto jest wrogiem narodu, niszczy rodzinę. Trzeba programować przyszłość naszej Ojczyzny poprzez kołyski”. I dzisiaj, kiedy zastanawiamy się nad wieloma sprawami, bo mamy trudności w rozeznaniu się w tym wszyst-kim, kiedy myślimy o tym, kto może być szczerze zatroskany o odrodze-nie naszej Ojczyzny, chociaż nie wiemy wszystkiego, nie znamy takiej czy innej dziedziny, to  śmiało możemy powiedzieć, że  ten, kto nie wspomaga rodziny, że ten kto nie ratuje życia dziecka zwłaszcza nienarodzonego, kto nie umacnia wychowania – z pewnością nie rozumie naszego narodu, nie czuje naszej ojczyzny, nie żyje Polską! O tym trzeba mówić, to trzeba głosić, aby-śmy wszyscy zrozumieli i żebyśmy poczuli się sługami w stosunku do każdej rodziny. Powinniśmy dopomagać, aby każde życie z ufnością i z radością było przyjmowane w naszych rodzinach.

Ksiądz Prymas bardzo często zwracał uwagę na potrzebę większej tro-ski o wychowanie młodzieży. Wychowanie młodego pokolenia winno przy-czyniać się do rozwoju osobowego, do kształtowania takich postaw, dzięki którym młodzież byłaby chętna do podejmowania różnych zadań i obowiąz-ków, mając pełną świadomość, do jakiego dziedzictwa się odwołuje i z jakiego skarbca narodowego może czerpać dla siebie pomoce. Cieszę się, że dzisiaj tak wiele jest tu młodych ludzi. Zapamiętajcie te słowa Prymasa Tysiąclecia. Powtarza je zza grobu, z  nieba, ale mówi sercem i  miłością. „Młodzieży! Czy chcesz Polski bez wiary w Boga i ludzi, a więc bez ideałów, bez pory-wów i wzlotów, bez zdolności poświęcenia i ofiar. Nawet na froncie w obli-czu wroga, aby być zdolnym do bohaterstwa potrzeba mieć wiarę. Wiara i poświęcenie są potrzebne nie tylko na froncie walki, lecz także na froncie pracy, obowiązku, zawodu, nauki, codziennego trudu i wysiłku. Wszędzie potrzebna jest wiara żywych ludzi w Boga żywego. Drodzy moi! Ja tylko was pytam! Nie czynię wymówek, nie oskarżam, ja tylko pytam, jakiej chcecie Polski? W rachunku sumienia można i trzeba postawić sobie takie pytanie,

347

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

a jaki jest nasz stosunek do wszystkiego, co nas otacza? Czy to nas obcho-dzi? Otoczenie to przecież naród, to Polska” (Warszawa, 22 marca 1972 r.). I te słowa Księdza Prymasa są dla nas niesłychanie ważne, bo widzimy, ile w tych słowach jest mądrości, ile doświadczenia! Jak doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że młode pokolenie, które nie podejmie takiego zaproszenia, nie podejmie tego wezwania, może zapomnieć o sobie samym, może także zdradzić własną ojczyznę, może zlekceważyć to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno uczestniczyć.

Na  koniec przypomnijmy też to, co  mówił Ksiądz Prymas na  temat ziemi. Zastanawiamy się często, jak mamy podchodzić do naszej ziemi, jak ją traktować. Interesują nas różnego rodzaju inicjatywy ustawodawcze, bo wia-domo, że prawo ma swą moc i znaczenie, chociaż nie rozwiązuje wszystkiego. Do ziemi trzeba podchodzić tak jak do matki rodzicielki i  dlatego warto w tym miejscu przypomnieć apel Księdza Prymasa, jako wyraz jego zatro-skania o polską ziemię, a przez to także o postawę, o los polskiego rolnika. „Polska – mówi Prymas – choćby się najbardziej uprzemysłowiła, co  jest w pewnym zakresie potrzebne, musi nadal wiązać się z ziemią. Musi kochać ziemię ojczystą i nie może się od niej oderwać. Pamiętajcie, jeszcze nie dawno chodzili w Polsce najeźdźcy, którzy posyłali Polaków do pieców krematoryj-nych i głosili: «Nam nie są potrzebni Polacy. Nam są potrzebne ich ziemie». Naród, jeśli chce utrzymać swój byt narodowy i państwowy, swą niezależność i wolność musi być związany z ziemią. Musimy jak drzewa korzeniami trzy-mać się gleby ojczystej, aby naród nie był przepychany w swoich granicach etnicznych na skutek słabego zaludnienia i niedostatecznego wszczepienia się w ojcowiznę”. Taką postawę osiągniemy, zastanawiając się nad tym, czym jest ojcowizna, z której łatwo nie można rezygnować, nie można o niej zapomi-nać. Być może, czasami korzyści materialne okażą się gdzie indziej większe, ale nie są one w stanie zadośćuczynić tej stracie moralnej, jaką poniesiemy, kiedy zlekceważymy naszą ojcowiznę.

Ukochani Bracia i  Siostry! Nawiązując do  osoby księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, chcemy również w pewien sposób podziękować tym wszystkim, którzy na przestrzeni wielu dziesiątek lat stali na straży polskiego rolnika, bronili jego tożsamości, jego prawa do ziemi, jego prawa do pracy i godności. My wiemy, że coraz częściej pojawiają się różne głosy ośmieszające naszą ojczyznę, cynicznie kpiące przynajmniej z niektórych z nas! Wszystkim

348

rok 2001

nam potrzebny jest nowy duch, gdyż nie możemy się poddawać tego rodzaju tyranii i nietolerancji, z czym się spotykamy ze strony bardzo wielu środków przekazu, zwłaszcza mediów publicznych, które niemal prześcigają się w tym, aby zniechęcać nas do polskiej tradycji i obyczajowości, do polskiej kultury! Dlaczego tak się dzieje? Nie łatwo o odpowiedź, niech więc mówi za nas jeden z wielkich przyjaciół naszej ojczyzny, konwertyta, pisarz angielski Chesterton. Oto jego wyznanie: „Moja instynktowna sympatia dla Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej i rzec mogę wyrobi-łem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzy-jaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzyło mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, grzęznącego przy tym w bagnie zmaterializowanej poli-tyki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski”.

Tak mówi obcokrajowiec i  chyba ma rację. Wystarczy poczytać ataki na Księdza Prymasa, pełne straszliwej agresji, wziąć pod uwagę fakt, że bez wyroku został na trzy lata skazany na odosobnienie, aby z pokorą przyjąć opinię Chestertona. Ci przecież, którzy podejmowali takie decyzje, publicz-nie reklamowali się jako obrońcy narodu, a tymczasem okazało się, że byli to ludzie o niewolniczej duszy. Takich osób, niestety, jest jeszcze nadal dosyć dużo. Muszą się wyzwolić z takiego myślenia i postępowania. Wszyscy im w tym pomagajmy. To właśnie Ksiądz Prymas uczy nas odwagi i męstwa. Zachęca do wielkoduszności, abyśmy potrafili przebaczać, żebyśmy umieli zapominać, żebyśmy chcieli przechodzić do porządku dziennego nad takim czy innym konfliktem. Z drugiej zaś strony nie może nam zabraknąć męstwa wtedy, kiedy trzeba przeciwstawić się zagrożeniom. O tym należy pamiętać zwłaszcza wówczas, gdy powinniśmy przeciwstawić się temu, co może rujno-wać naszą wieś, może niszczyć nasze rodziny, może utrudniać wychowanie dzieci i młodego pokolenia. To są te współczesne pola bitewne!

Ukochani Braci i  Siostry! W miesiącu październiku obradował Synod Biskupów. Do Rzymu przybyło dwustu czterdziestu sześciu biskupów nie-malże z  całego świata, bo z wyjątkiem Chin Ludowych, Korei Północnej i Wietnamu. W czasie wspólnych modlitw, a także dzielenia się doświad-czeniem można było usłyszeć wypowiedzi mrożące krew w żyłach o zagro-żeniach, o  ciągle trwających wojnach, o  straszliwej nędzy. Nie brakowało

349

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyć

też innych świadectw o odważnych postawach, o poświęceniu, o osobach, które po ludzku mówiąc wbrew nadziei potrafiły tę nadzieję zachować i stać na straży godności człowieka, bronić ludzkiego życia. W auli synodalnej trzy-krotnie został przypomniany kardynał Stefan Wyszyński. Dobrze się stało, gdyż dzięki temu cały świat mógł się dowiedzieć o  naszym rodaku jako obrońcy człowieka, rodziny, dziecka, życia i godności; obrońcy polskich miast i polskiej wsi, a więc tym, który jest dla nas świadkiem nadziei. Tematyka Synodu łączyła się z nadzieją, a wyrażało ją sformułowanie: „Biskup sługą Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”.

Świat współczesny nie cieszy się nadmiarem nadziei. My również odczu-wamy jej brak, dostrzegamy, zwłaszcza w  oczach młodych ludzi, (którzy w chwili podejmowania decyzji, czy wrócić na wieś i  zająć się ziemią, jak gdyby nie znajdowali w sobie wystarczającej nadziei), że to może mieć sens, że to może mieć wartość. Starajmy się o wzrost nadziei. W trakcie obrad syno-dalnych przypomniano właśnie, że nadzieja, którą głosi Kościół, nie jest taką sobie obietnicą, nie jest tylko jakąś zachętą i nie może być złudzeniem! Jest to natomiast nadzieja, która płynie z Ewangelii i ma swoją twarz, wyraźną i czytelną, ona też ma swoje imię. To Imię i Twarz Jezusa Chrystusa. Jezus Chrystus jest naszą nadzieją. To On ponad dwa tysiące lat temu zjawił się na naszej ziemi. To On przez dar naszego chrztu stał się współtwórcą naszego myślenia i postępowania. To On swoją łaską kształtuje jakże wiele wspania-łych bohaterskich postaci naszego narodu! O tym pamiętajmy teraz, kiedy przygotowujemy się na powitanie Syna Bożego w tajemnicy historycznych narodzin, dziękując za tyle darów i zaufanie. Nie zapominajmy prosić, żeby pozostał dla nas na zawsze naszą nadzieją, gdyż naszej przyszłości nie możemy zawierzyć takiemu czy innemu człowiekowi, nie możemy zawierzyć takiej czy innej instytucji. Możemy ją złożyć jedynie w sercu Jezusa Chrystusa. On trwa zawsze z nami, a gdy trzeba, nie omieszka wyjść nam naprzeciw.

Jeden ze współczesnych poetów, o wiejskim rodowodzie, napisał bardzo krótki wiersz, w którym wyraził tęsknotę za  swoją miejscowością. Wracał do niej we snach, w poetyckiej wizji. I tak to opisuje, zaczynając od przypo-mnienia drogi, która wiodła do wsi:

„Szczęśliwie ocalała droga, lecz nikogo już na niej nie spotkasz…Ocalał też drewniany Chrystus zaraz za ruinami szkoły stoi na kamiennym postumencie z rozpostartymi ramionami

350

rok 2001

o zmierzchu kiedy mgła z łąk wylewa się na drogę wydaje się że idzie do wsi na pogawędkę z chłopami”(H. J. Kozala, Miejsca magiczne, Biała Podlaska 2001, s. 14-15).

Nam się nie wydaje. My wierzymy i wiemy, że Jezus Chrystus o każdej porze przychodzi do nas na spotkanie. Umiejmy Go przyjąć. Uczmy się tego od  Prymasa Tysiąclecia, od  naszych poprzedników. Umiejmy Mu zaufać, a wtedy okaże się, że mimo trudności nie zabraknie nam nadziei, a polska wieś z pewnością się odrodzi. O to się módlmy przez wstawiennictwo Tej, której wizerunek jest obecny w każdym polskim domu, „w każdej polskiej chacie”.

Amen.

351

Syn Boży, Bóg, przyjął ludzką naturę po to, by człowiek mógł zostać przebóstwiony

Drugi dzień Świąt Bożego NarodzeniaDrohiczyn (kościół Sióstr Benedyktynek), dn. 26 grudnia 2001 r.

Drodzy Bracia w kapłaństwie, Kochane Siostry zakonne, Drodzy Bracia i Siostry!

Zgodnie z  tradycją dnia dzisiejszego, zaraz na  początku Mszy świętej dziękujemy Panu Bogu, za to, że święty Szczepan, odchodząc z tego świata, narodził się dla nieba. Wczoraj cieszyliśmy się z tego że Jezus Chrystus naro-dził się na ziemi, przyszedł do nas, przyjął nasze ciało, stał się jednym z nas. Dzisiaj zaś dziękujemy za to, że święty Szczepan mógł się narodzić dla nieba.

Widzimy ten głęboki związek, jaki istnieje między narodzinami Jezusa Chrystusa na  ziemi, a  pomiędzy narodzinami jakże wielu setek, tysięcy, a może nawet milionów osób, które poszły za Panem Jezusem i dzięki temu mogły się narodzić dla nieba. Chcemy zatem przypominać sobie to wszystko, co powinniśmy z naszej strony robić, aby nasze narodziny dla nieba stały się rzeczywistością, która nas obejmie, dzięki której osiągniemy cel naszego życia, szczęście wieczne.

Dzisiejsze czytania Pisma Świętego są pod tym względem niesłychanie bogate. Święty Szczepan jest pełen mocy i Ducha Świętego (zob. Dz 6, 8-10;

352

rok 2001

7, 54-60). Pamiętamy, że podobne słowa Archanioł Gabriel wypowiedział w momencie zwiastowania do Matki Najświętszej. Ona pierwsza była pełna łaski, ona też korzystała z obecności Ducha Świętego. Dostrzegamy zatem wewnętrzny związek pomiędzy tymi wszystkimi, którzy zawierzają Panu Bogu. W ten sposób mogą uczestniczyć w łasce Bożej i dzięki temu w swoim życiu znajdują wiele pomocy i światła Ducha Świętego. Świętego Szczepana atakowano z  różnych stron, występowano przeciwko niemu niesłychanie agresywne, bo to, co mówił było tak głębokie i tak prawdziwe, że przeciwnicy nie potrafili wymyśleć niczego, co podważyło by jego argumenty. Dlatego sięgnięto do przemocy.

Z  podobnymi reakcjami spotykamy się w  dziejach Kościoła, także w historii naszej Ojczyzny. Przykład bardzo nam bliski, także w wymia-rze czasowym – ksiądz Jerzy Popiełuszko. Posługiwał się on argumentami bardzo zrozumiałymi, odnoszącymi się do życia ludzkiego, a mającymi swój początek w Piśmie Świętym. Ale władze nie chciały z nim dyskutować, nie umiały odeprzeć tych argumentów. Dlatego znów sięgnięto do przemocy.

W tym roku wspominaliśmy także innego naszego wielkiego rodaka, sługę Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. W jego życiu takie sytuacje zdarzały się niesłychanie często. Starsi ludzie doskonale pamię-tają zapewne, ile w  ówczesnych władzach było agresji i  nienawiści w  sto-sunku do  Księdza Prymasa. Zarzucano mu wręcz, że  to  on tę nienawiść szerzy. Tymczasem kiedy sięgamy do jego nauczania, kiedy przypominamy to wszystko, co robił, to widać jedno, że miał odwagę walczyć o Boże prawdy, przypominać o tym, że Boże dziecię przyszło na ziemię po to, by nam otwo-rzyć bramę do nieba, do  szczęścia wiecznego. Przypomina także potrzebę sprawiedliwości, potrzebę uczciwości. Wobec Księdza Prymasa nie poprze-stano tylko na słownych atakach. Został pozbawiony urzędu, najpierw uwię-ziony, potem internowany. Jakiż to smutek dla naszej ojczyzny, że nie potrafi dostrzec autentycznych bohaterów, nie korzysta z tego dziedzictwa, by było więcej światła, więcej uczciwości. Jest to dla nas ogromny wstyd.

Kiedy sięgamy do naszej przeszłości, do tych, momentów podnoszących nas na duchu i pełnych radości, nie możemy zapomnieć także i o tych bole-snych, które niestety się zdarzały. To  prawda, nie można oskarżać całego narodu, to byłoby niesprawiedliwe. Przecież razem z Księdzem Prymasem cierpiało wielu innych, nie tylko osób duchownych czy zakonnych, ale

353

Syn Boży, Bóg, przyjął ludzką naturę po to, by człowiek mógł zostać przebóstwiony

i świeckich. Wielu z tych, którzy walczyli w obronie wiary pozbawiano pracy, wtrącano do więzienia. Ciągle jeszcze czekamy na szczegółowe opracowanie dotyczące męczeństwa katolików świeckich w czasie komunizmu. Te wszyst-kie postaci uświadamiają nam, że kiedy władze nie potrafiły odpowiedzieć na argument miłości i wiary, wówczas odwoływały się do przemocy. Święty Szczepan jest dla nas takim przypomnieniem, jest także ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy tak nędznie posługują się przemocą, a dla nas jest przy-kładem postawy bardzo odważnej, świadomej przynależności do  Jezusa Chrystusa. On był pełen łaski i mocy Ducha Świętego.

Ojcowie Kościoła podkreślają, że Syn Boży, Bóg, przyjął ludzką naturę po to, by człowiek mógł zostać przebóstwiony, a w ten sposób był jak naj-bliżej Pana Boga. Zastanówmy się, w jakiej mierze korzystamy z tego wiel-kiego daru. Co należy zrobić, abyśmy dochowywali naszych obietnic złożo-nych podczas sakramentu chrztu świętego, tak często ponawianych. Święty Szczepan jest jednym z pierwszych świadków Jezus Chrystusa. Tych świad-ków są miliony. To Ci wszyscy, którzy zawierzyli Synowi Bożemu i którzy nie muszą się wstydzić, że zostali oszukani, że zawiedli się, że wprowadzono ich w błąd. Oni, podążając za Jezusem Chrystusem, wybrali drogę prowadzącą do wiecznego zbawienia, które jest celem człowieka.

W  dniu dzisiejszym pamiętamy też o  Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pamiętamy zwłaszcza dlatego, że w czasach najbardziej trudnych był głównym ośrodkiem, gdzie można było, w miarę swobodnie, pozna-wać prawdę, można dzielić się własnymi doświadczeniami. Zdajemy sobie sprawę, że ta uczelnia nie wpływa na człowieka w sposób automatyczny i nie wszyscy, którzy tam studiują, muszą od razu stawać się coraz to bardziej związanymi z Kościołem katolickim. Ale kiedy patrzymy na  całość tego dzieła, dostrzegamy wielką pomoc uczelni i jej ogromne znaczenie. Dlatego chcemy modlić się w jej intencji, aby Ci wszyscy, którzy tam studiują, Ci, którzy wykładają mieli w sobie coś ze świętego Szczepana. Żeby byli pełni łaski, pełni mądrości, pełni mocy Ducha Świętego. Tego wszystkiego potrze-bujemy, tego potrzebuje każde pokolenie. Przecież żaden człowiek nie rodzi się z mądrością ani świętością. Nabywamy je, korzystając z pomocy Pana Jezusa, którą zostawił w swoim Kościele. Tę mądrość i  tę świętość może zdobywać każde pokolenie, każdy naród. Ale musimy włożyć również nasze poświęcenie, nasz trud.

354

rok 2001

Tego wszystkiego uczy nas święty Szczepan. Jego słowa: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Boga” (Dz 6, 56), wskazują nam, że Syn Boży stał się człowiekiem, właśnie po to, abyśmy mogli uczestni-czyć w Boskiej chwale, w Boskiej świętości i w Boskim szczęściu.

Amen.

355

indeks cytatów biblijnych

STARY TESTAMENTKsięga Rodzaju (Rdz)1, 1-31 2321, 24-31 3211, 25 541, 26 781, 31 544, 1-16 30612, 1 24212, 3 24315, 9 23

Księga Wyjścia (Wj)3, 1-10 1223, 13-20 125, 12719, 4 9632, 1-34 191

2 Księga Samuela (2 Sm)5, 1-3 3137, 1-2 40, 647, 12-13 40

1 Księga Królewska (1 Krl)7, 29-31 1618, 15 628, 15, 17-20 418, 15.17.20 648, 51 44, 66, 23112, 12-30 19313, 1-13 101

Księga Nehemiasza (Ne)8, 9 43, 65

2 Księga Machabejska (2 Mch)6, 18-31 3107, 1-42 293

Księga Psalmów (Ps)34 [33], 2-3 6334 [33], 9 6266 [65], 1 10466 [65], 16.20 104

356

indeks cytatów biblijnych

72 [71], 12-13 11118 [117], 24, 26 66118 [117], 24.26 44122 [121], 1 64, 42122 [121], 9 42, 65127 [126], 1 42133 [132], 1 20, 22

Księga Przysłów (Prz)8, 22-31 2998, 27-31 61

Księga Koheleta (Koh)2, 21 1653, 1-2 166

Księga Mądrości (mdr)3, 1-6.9 26618, 6 18718, 8 187

Mądrość Syracha (Syr)24, 1-2.16-21 15424, 1.18 159

Księga Izajasza (Iz)2, 2-4 2578, 23b-9, 3 14511, 2 18421, 11-12 5649, 1-6 8660, 1-5 19361, 1-2 31, 3661, 1-3a 20061, 6a 32, 3261, 6 35, 3761, 8 3761, 8b 3266, 14.14c 104

Księga proroka Jeremiasza (Jr)60, 3-4 11

Księga proroka Daniela (Dn)3, 85 78

NOWY TESTAMENTEwangelia wg św. Mateusza (Mt)1, 1-16.18-23 2302, 3 122, 11 125, 3-12 3035, 12 635, 33-37 715, 37 71

5, 45 1859, 32 1069, 37 12910, 16 10611, 25 7811, 25-30 12411, 30 125, 12612, 50 185

357

indeks cytatów biblijnych

14, 26 7516, 15 30816, 24 7519, 21 7519, 29 7522, 39 184

Ewangelia wg św. Marka (Mk)1, 14-20 2001, 15 1611, 18 2031, 20 2033, 33 1103, 31-35 1109, 29 33710, 29 7510, 45 26712, 27 12512, 30 18416, 15 43

Ewangelia wg św. Łukasza (Łk)1, 26-33 1541, 26-38 3001, 38 226, 238, 300, 320, 3221, 45 225, 2261, 66 841, 68 1212, 40.52 1562, 41-50 2542, 48 3422, 49 3432, 51-52 2542, 52 2544, 21 31, 36

5, 4 31, 36, 56, 134, 145, 205, 206, 212, 213, 214, 238, 243, 2886, 39 177, 11-17 2077, 27-28 847, 47 7610, 1 10610, 38-42 13312, 35 18814, 25-33 23314, 26 7515, 1-7 3815, 7 3318, 22 7518, 29 7519, 1-10 277, 31022, 19 8122, 20 8022, 27 6923, 43 56, 314

Ewangelia wg św. Jana (J)1, 38 1151, 39 1151, 38-39 1132, 5 100, 1563, 16-17 43, 657, 37-38 968, 12 1613, 1 3113, 1-5 20113, 8 32, 33, 37, 3813, 12-15 20113, 34 259

358

indeks cytatów biblijnych

13, 15 31, 3613, 34 51, 10213, 34 – 35 25713, 35 160, 16114, 2 21714, 6 10, 217, 243, 266, 26714, 15-24 15014, 23 18414, 25-28 14515, 1-8 18315, 9 24615, 9-17 14515, 12 19515, 14 24615, 15 212, 21415, 16 32, 37, 6816, 12-13 5817 3117, 11 7817, 11.21 1319, 20 15620, 22-23 4321, 15-19 193

Dzieje Apostolskie (Dz)1, 14 1564, 19 436, 56 354

List św. Pawła do Rzymian (Rz)5, 1 595, 9 438, 32 43

1 List św. Pawła do Koryntian (1 Kor)

9, 19 12812, 12-30 145

2 List św. Pawła do Koryntian (2 Kor)

1, 3-4 655, 14 1, 3, 5, 735, 14-21 715, 20b-21 73

List św. Pawła do Galatów (Ga)2, 19-20 766, 14 1044, 3-7 1544, 4-6 154

List św. Pawła do Efezjan (Ef)3, 5-6 12

List św. Pawła do Filipian (Flp)

3, 20-4, 1 241, 21 135, 136

List św. Pawła do Kolosan (Kol)1, 12-20 3141, 24-28 132

1 List do Tesaloniczan (1 Tes)5, 18-19 331

1 List św. Pawła do Tymoteusza (1 Tm)

2, 1-2 262

359

indeks cytatów biblijnych

2 List św. Pawła do Tymoteusza (2 Tm)

1, 6 68

List do Tytusa (Tt)1, 5 68

List do Hebrajczyków (Hbr)11, 1.8 18513, 8 12

1 List św. Jana (1 J)

3, 13 1955, 8-9 158

Apokalipsa św. Jana (Ap)

1, 5 324, 9.11 7821, 5a 51

360

A Abel, 306Agnieszka, św., 181Aleksander, Wielki Książę Litewski, 259Amerykanie, 244Amos, prorok, 262Anders Władysław, gen., 239Andrzej Apostoł, 203Aniołowie Stróże, 28Anna, św., 48, 137, 138, 139, 141, 143, 395Antoni, św., 310Apostołowie, 32, 35, 44, 46, 58, 92, 93, 128, 134, 144, 172, 212, 214, 243,

289, 293Augustyn, bp, św., 68, 69, 202, 207d’Aviano Marco, o., 237 Anusiewicz Paweł, ks., 4Abraham, patriarcha, 23, 24, 25, 114, 125, 131, 132, 138, 140, 185, 242,

242, 282

B Bandurski Władysław, bp, 294Bernadeta, św., 109

indeks osób

361

indeks osób

Bernardone Piotr (ojciec Franciszka z Asyżu, św.), 75Bernardyn, św., 121, 123, 136, 181Bernardynki Siostry, 80, 119, 125, 128, 131, 135, 171, 180, 351, 381, 382,

383, 384Beszta-Borowski Antoni, ks., bł., 70, 223, 229, 255Biernacka Marianna, bł., 157Biskupski Stefan, ks., 87Blachnicki Franciszek, ks.,145Borgiasz Franciszek, św., 253Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, passimBruszewska Katarzyna, 4Brygida, św., 136

CCabra Pier Giordano, 202, 326Chesterton Gilbert Keith, 159, 348Chludziński Andrzej, o., 63Chmielowski Albert, br., św., 223Chrapek Jan, bp, 306, 387Conrad Joseph, 288Cudny Jerzy, ks., 4Czesław, bł., 128, 129

D Damian, św., 181, 229Daniel, prorok, 276-277Dawid, król, 40, 41, 63, 64, 76, 137Dominik, św.,129Dwurnik Edward, 263Dydycz Antoni Pacyfik, bp, 3, 4, 6, 400

e Efezjanie, 12Eliasz, prorok, 25, 113

362

indeks osób

Elżbieta (żona Zachariasza, św.), św., 160, 177, 225, 226Eustachy, św., 272

F Filipianie, 24France Anatole, 208Franceschini Ruggero, bp, 396Franciszek z Asyżu, dk., św., 62, 65, 66, 75, 76, 78, 119, 120, 121, 124,

155, 159, 174, 181, 182, 187, 188, 203, 245, 246, 273, 382

GGabriel Archanioł, 192, 193, 238, 244, 300, 352Galaci, 104Gioia Francesco, abp, 396Górska Halina, 282Grabianka Michał, 332Grottger Artur, 263Grzymała Edward, ks., bł., 84, 85, 86, 88, 89, 210, 381Guitton Jean, 33

H Hofman Wlastimil, 263 Hubert, św., 271, 272, 273, 274, 386

i Izaak, patriarcha, 125Izraelici (Hebrajczycy), 185Izajasz, prorok, 9, 11, 31, 32, 36, 87, 103, 145, 193, 257, 260

J Jakub, patriarcha, 125, 203Jałbrzykowski Romuald, abp, 77Jan Apostoł, 10, 16, 17, 25, 37, 43, 65, 84, 150, 195, 199, 203, 245Jan Chrzciciel, św., 84, 85, 89Jan od Krzyża, św., 116

363

indeks osób

Jan Paweł II (Wojtyła Karol), papież, 12, 13, 14, 15, 17, 20, 21, 26, 29, 31, 32, 33, 36, 37, 47, 51, 52, 53, 54, 55, 60, 61, 68, 72, 88, 95, 96, 98, 99, 102, 109, 110, 115, 117, 129, 130, 134, 135, 136, 143, 154, 155, 156, 173, 182, 183, 185, 195, 198, 202, 205, 206, 212, 214, 219, 223, 228, 229, 231, 234, 235, 242, 243, 249, 254, 258, 264, 287, 293, 324, 328, 329, 331, 333, 337, 380, 393, 397, 400

Jan XXIII, papież, 169Jankowski Henryk, 94, 97, 381Jarmoch Edward, ks., 400Jaworski Anaklet Kazimierz, br., 184, 185, 186, 384Jean Guitton, 55Jędruszuk Władysław, bp, 41Józef, św., 119, 181, 311, 340, 342Judasz, 30, 35Judyta, 114Juliusz Cezar, 237

KKaczyńska Izabella, 4Kadłubek Wincenty, bł., 41Kain, 306Kalinowski Rafał, o., św., 116, 311, 312Kanizjusz Piotr, św., 253Kapistran Jan, św., 121, 123, 181Kapucynki Siostry, 242, 385Karmelitanki Siostry, 113, 382Katarzyna, św., 121Klara, św., 121 181Koehler Krzysztof, 5Kolbe Maksymilian Maria, o., św., 87, 89, 157, 193, 195, 196, 197, 198,

223, 229, 255, 384Konarski Stanisław, ks., 209, 344Kopówka Edward, 400Korolkiewicz Łukasz, 263-264, Koryntianie, 5, 101, 145

364

indeks osób

Kostka Stanisław, św., 252, 253, 255, 256Kościuszko Tadeusz, 263Kowalska Faustyna, s., św., 43, 44, 156, 255, 289, 325Kozacy, 335  Kozala H. J., 350Koźmiński Honorat, o., bł., 70, 77, 85, 89, 135, 174, 183, 185, 186, 188,

223, 229, 255, 320Krahelska Krystyna, 178Krajewski Henryk Tadeusz, o., 75, 76, 77, 381Kraszewski Józef Ignacy, 249

lLambert, św., 272Lament Bolesława, s., bł., 204Lenin Włodzimierz, 263Leon XII, papież, 293Leszczyński Prokop, o., 123Lodowska Anna, s., 371Loretanki Siostry, 5, 6Loyola Ignacy, św., 253Lubomirski Aleksander Ignacy, książę, 273Ludwik XIII, król, 273

ŁŁaziuk Mirosław, ks., 400Łoziński Zygmunt, bp, 213Łucja, św., 330Łukasz, św., 9, 225

m Machabeusze, 293Malaparte Curzio, 289, 290Malczewski Jacek, 18Małaczewski Eugeniusz, 97, 101, 102, 147, 179, 222Marcin, św., 42

365

indeks osób

Maria (siostra Łazarza, św.), św., 133Marta (siostra Łazarza, św.), św., 133Maryja, Matka Boża, passimMateusz Apostoł, 10Mazur Sławomir, ks., 400Męczennicy Podlascy, 229, 233, 255Mędrcy Trzej, 10, 12, 176, 187, 340Michał Archanioł, 85Mieszko I, książę, 276Mieszkowska Janina, s., 395Młynarski Zdzisław, ks., 166Mojżesz, prorok, 25, 96Monika, św., 207

N Narbutt Jerzy, 159 Naruszewicz Adam, 210Natan, prorok, 64Norwid Cyprian Kamil, 6, 248, 249, 250, 251, 386

o Odrowąż Jacek, o., św., 203, 204Olbracht Jan, król, 259

P Pasterze w Betlejem, 10Piasecki Bronisław, ks., 204 Pikus Tadeusz, bp, 394 Piłsudski Józef, 294Piotr Apostoł, 25, 31, 32, 33, 36, 38, 43, 57, 134, 158, 182, 198, 202, 203,

206, 210, 213, 259, 289, 293, 327Piszcza Edmund, ks., abp, 63Pius IX, papież, 293 Pius X, papież, 293Płachno Artur, ks., 4

366

indeks osób

Polacy, 13, 60, 97, 126, 143, 171, 203, 239, 336, 347Poniatowski August Stanisław, król, 210Popiełuszko Jerzy, ks., bł., 352Przeździecki Jarosław, ks., 400Pakuza Joanna, 4Przeździecki Jarosław, ks., 4Paweł VI, papież, 13, 55, 198, 333Paweł Apostoł, 5, 6, 9, 12, 18, 24, 57, 58, 65, 68, 73, 76, 101, 104, 128,

132, 134, 135, 136, 145, 154, 163, 164, 166,182, 185, 193, 212, 215, 222, 232, 243, 262, 314

RRadoński Karol Mieczysław, bp, 85Rapiej Sergia Julia, bł., 257Roch, św., 200, 203, 204, 384Roguski Paweł, 4Rosjanie, 292Rostkowski Zbigniew, ks., 4Rumińska Alfreda, 87Rydzyk Tadeusz, o., 325, 327Rytel-Andrianik Paweł, ks., 4, 6, 400Rytel-Skorek Halina, 4Rzymski Jarosław, ks., 4

S Salomon, król, 40, 44, 63, 64 Samsel Edward, bp, 331Sercanki Siostry, 171, 174, 319, 321, 322, 383, 388, 395Skarga Piotr, ks., 5, 123Skórzewska Agnieszka, 4Słowacki Juliusz, 264Smuglewicz Franciszek, 263Sobieski Jan III, król, 236, 237Sobocki Leszek, 263Sołowianiuk J., ks., 166, 167

367

indeks osób

Stanisław, bp, św., 45, 46, 96, 380Styka Jan, 263Syczewski Tadeusz, ks., 400Symeon, prorok, 225Szczepan, św., 351, 353, 354Szymon Stock, św., 109, 113, 114 Szymon z Lipnicy, bł., 123, 124, 181

ŚŚwiątek Kazimierz, kard., 390

T Teresa od Dzieciątka Jezus, s., św., 116Teresa Wielka, s., św., 90, 91, 116Teresa z Kalkuty, s., bł., 204, 229Tiacci Ennio, o., 396Tobin Joseph William, o., 327Tymoteusz, św., 68

UUlaczyk Stanisław, ks., 396Usiądek Jan, ks., 63

W Wawrzyniec, św., 87, 185, 190Wincenty á Paulo, o., św., 42Wiśniewska Helena, 85Wiśniewski Zdzisław, 85 Władysław z Gielniowa, bł.,181Wojciech, św., 69Wyszyńska Julianna, z domu Karp, 166, 177Wyszyński Stefan (ojciec Prymasa Tysiąclecia), 85Wyszyński Stefan, kard., 14, 47, 48, 49, 53, 59, 60, 69, 70, 77, 78, 85, 89,

97, 99, 100, 101, 105, 139, 140, 141, 142, 143, 145, 146, 147, 148, 149, 158, 159, 165, 166, 167, 168, 169, 170, 177, 178, 179, 187, 194, 197,

368

indeks osób

203, 204, 211, 219, 222, 223, 229, 234, 235, 251, 265, 317, 318, 325, 326, 334, 335, 336, 337, 338, 339, 340, 341, 342, 343, 344, 345, 346, 347, 348, 350, 352, 383

ZZachariasz (prorok), 10, 160, 177Zacheusz, 277, 279, 280, 281, 282, 284Zamoyski Andrzej, 209Zdaniewicz Witold, ks., 400Zebedeusz, 203

369

AAfryka, 91Ain Karim, 119, 121, 160Aleksandrów Kujawski, 86Aleksandrów, 176, 384Ameryka Łacińska, 255Ameryka Południowa, 91Ameryka Środkowa, 91Andange, 272Andrzejewo, 165, 166, 177, 383Apeniński Półwysep, 86Ardeny, 272Asyż, 62, 65, 75, 76, 78, 155, 159, 174, 184, 185, 245, 246Ateny, 53, 215Australia, 91Azja, 92, 308

BBałtyckie Morze, 72Belgia, 272, 280Belgrad, 123Benelux (kraje Beneluksu), 273Betlejem, 10, 11, 12,16, 119, 156, 174, 176, 225, 340, 379

indeks

nazw geograficznych

370

indeks geograficzny

Biała Podlaska, 85, 174Białoruś, 114, 180, 194, 292, 384Białystok, 200, 203, 384Bielsk Podlaski, 40, 41, 42, 114, 322, 380Bieszczady, 48Bliski Wschód, 54Brabancja, 272Brańsk, 111Broken Arrow, 77brzeski okręg, 104Bug (rzeka), 177, 219, 259, 278, 335

CChęciny, 128, 382Chiny Ludowe, 348Ciechanowiec, 27, 316, 317, 380, 388Compostella, 155Czaple, 286, 387Czechy, 181Czerwonka Grochowska, 94, 381Częstochowa (Jasna Góra), 49, 51, 54, 56, 87, 95, 146, 166, 167, 178, 179,

189, 263, 325, 327, 334, 380

ĆĆwikły Rupie, 77

DDachau, 87Daleki Wschód, 308Dillingen, 253Dobre, 214Domanowo, 108, 382Drohiczyn, 2, 3, 4, 6, 11, 15, 23, 29, 35, 41, 52, 58, 60, 66, 72, 89, 99, 100,

161, 171, 174, 195, 245, 258, 259, 260, 261, 306, 310, 313, 319, 321, 351, 379, 380, 381, 382, 383, 386, 387, 388, 388, 390, 391, 395

371

indeks geograficzny

drohiczyńska diecezja, 174, 176, 334Dukla, 123

eEłk, 156Europa, 109, 123, 237, 262, 273

FFatima, 109, 189Filadelfia, 244Francja, 90, 203, 273

GGielniów, 181Gietrzwałd, 109Gniezno, 48, 167, 222, 325Gomora, 114Góra Błogosławieństw, 63Gródek, 160, 383Grudziądz, 48Gubbio, 273

HHajnówka, 16, 271, 379, 386Hodyszew, 111Hołowczyce, 278

iIzrael (Ziemia Święta), 28, 29, 392

JJerozolima, 11, 12, 41, 42, 231, 254, 342

KKahlenberg (Łysa Góra), 237

372

indeks geograficzny

Kalisz, 86Kalkuta, 204Kambodża, 307Kamieniec Podolski, 322Kamień, 129Kamieńczyk, 85Kamionka, 48Kampucza, 308Kana Galilejska, 110, 115, 156, 245Karmel (góra), 111, 113, 114, 115, 116, 117, 118, 244Kijowszczyzna, 88Kłopoty–Stanisławy, 266, 275, 281, 266Knychówek, 45, 380Kołaki, 76Kołodziąż, 85Komańcza, 48Konin, 86Konstantynopol, 53, 54Korczew, 248, 386Korea Północna, 348Koryciny, 144, 383Korynt, 192, 215Kraków, 86, 123, 180, 181Krewo, 258Krynica Morska, 186Kujawska Ziemia, 85Kujbyszewo, 240

lLaos, 308Laski, 48, 167Ląd, 86 Leningrad, 111Liège, 272Lipnica, 123, 124, 181

373

indeks geograficzny

Lipno, 86Lipsk, 154, 156, 383Litwa (Wielkie Księstwo Litewskie), 258, 259Litwa, 259, 311Loreto, 237Lourdes, 189Lubartów, 48, 77, 167, 184, 185, 186, 384Lubieszów, 322Lublin, 77, 166, 167, 186, 222, 259, 342, 372, 396Lwów, 105

ŁŁomianki, 102Łomża, 77, 166, 186Łowicz, 80, 381łucka diecezja, 104, 334

mMaastricht, 272Małkinia, 219, 335Mazowsze, 72, 76, 85, 166, 334Mielnik, 212, 217, 228, 257, 258, 259, 260, 385, 386Miłocin, 273Mińsk, 181, 213Moskwa, 194, 240

NNazaret, 31, 109, 115, 156, 174, 192, 204, 245, 277Niemcy, 273Niemirów, 205, 384Niepokalanów, 195, 196, 198, 384Nowe Miasto (nad Pilicą), 77, 186Nowogródek, 157, 213Nowy Jork, 244, 260, 268Nur, 219, 335

374

indeks geograficzny

Nurzec Stacja, 291, 387

oOak Ridge, 77Odra (rzeka), 194Ogrójec, 30, 35Oklahoma, 77Olsztyn, 48, 62, 63, 381Omsk, 322Opole, 48Osmola, 252, 386Ostra Brama (Wilno), 62, 65, 178, 240Oświęcim, 197

PPalestyna, 109, 115, 245Paryż, 311Petersburg, 111, 311, 322pilska diecezja, 174Piotrków Trybunalski, 259Podkarpacie, 88Podlasie, 26, 29, 59, 60, 61, 77, 85, 104, 166, 195, 223, 264, 275Podole, 88Polska (Rzeczpospolita), 6, 27, 29, 31, 36, 41, 42, 46, 47, 48, 49, 50, 53, 59,

72, 73, 86, 88, 94, 95, 96, 101, 102, 104, 116, 124, 139, 140, 142, 146, 147, 148, 153, 158, 159, 167, 168, 169, 178, 180, 189, 190, 194, 197, 198, 209, 211, 219, 222, 223, 226, 230, 234, 235, 239, 240, 251, 259, 261, 262, 263, 264, 265, 275, 276, 294, 295, 311, 324, 327, 330, 331, 332, 333, 334, 335, 336, 338, 342, 344, 346, 347, 348, 350, 364

Porcjunkula, 120Praga, 129, 181Prostyń, 47, 85, 150, 166, 177, 317, 334, 383Prudnik, 48Prusy, 42Puszcza Kampinoska, 222

375

indeks geograficzny

RRajgród, 331, 336, 340, 388Rivotorto, 120Rogożyn Stary, 157Rosja, 95, 167, 176, 194, 239, 291, 322, 341Rostów, 292Rozbity Kamień, 103, 104, 106, 382Rubikon (rzeka), 237Rudka, 71, 111, 381Rywałda, 48Rzym (Wieczne Miasto), 15, 17, 21, 26, 86, 129, 154, 155, 192, 249, 253,

261, 262, 264, 283, 304, 317, 329, 348

SSachsenhausen, 86Sadowne, 84, 208, 211, 381, 385Samaryjska góra, 120San Damiano, 120Sarnaki, 278Sawice, 236, 385Serpelice, 75, 357, 381, 396Siemiatycze Stacja, 191, 296, 299, 384, 387Siemiatycze, 67, 113, 114, 117, 357, 381, 382, 385, 397Siemichocze, 231, 231Siennica, 242, 385Skibniew, 303, 387Skórzec, 371Słonim, 180, 181, 384Smoleńsk, 322Sochaczew, 185Soczi, 176Sodoma, 114Sokołów Podlaski, 9, 224, 229, 379, 385Stanisławowo, 214

376

indeks geograficzny

Stany Zjednoczone, 77, 239, 258, 326Stoczek Warmiński, 48Stoczek Węgrowski, 215, 385Strabla, 394Syberia, 104, 239, 240, 259, 311, 322Szepietowo, 111

ŚŚląsk, 48, 129Święta Katarzyna, 119, 122, 125, 127, 382

TTabga, 392Tabor (góra), 25, 109, 172, 173, 245tarnowska diecezja, 288Tokary, 231, 385Tomsk, 322Tongres, 272Trenton, 77Tuliszkowo, 86

UUkraina, 88, 335Umbria, 273Unia Europejska, 271

WWajków, 218, 385Warmia i Mazury, 72Warmia, 64Warszawa, 4, 47, 48, 85, 91, 96, 100, 101, 145, 147, 148, 166, 167, 168,

178, 185, 186, 198, 214, 222, 234, 235, 264, 329, 330, 347, 388Warszawa-Rembertów, 4Watykan, 52, 54, 129, 263, 293, 287Węgrów, 20, 22, 189, 379, 384, 393

377

indeks geograficzny

Wiedeń, 95, 236, 253Wielkopolska, 72Wieluń, 131, 135, 382, 383Wietnam, 348Wileńszczyzna, 156, 311Wilno, 62, 77, 181, 311, 322Włochy, 90, 273, 280Włocławek, 84, 86, 167Wołoszczyzna, 173Wołyń, 88Wrocław, 129, 216, 269wrocławska diecezja, 222Wyszki, 137, 383Wyszonki, 111

ZZakroczym, 186Ziemia Obiecana, 23, 24, 86Zuzela, 47, 177, 334

379

spis treści

Posługa Słowa w miłości ma mocks. bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap. . . . . . . . . . . .5

rok 2001

Echo SłowaMsza święta podczas spotkania opłatkowego NeokatechumenatuSokołów Podlaski, dn. 5 stycznia 2001 r. . . . . . . . . . . . 9

Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków świataUroczystość Objawienia PańskiegoZakończenie Wielkiego JubileuszuDrohiczyn, dn. 6 stycznia 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 11

Jezus – Światłość świataPoświęcenie nowych żyrandoli w kościele p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w HajnówceHajnówka, dn. 25 lutego 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 16

„Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi” Instalacja kanonickaWęgrów, dn. 26 lutego 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 20

380

spis treści

Podlasie potrzebuje świętych kapłanówObrzęd ustanowienia alumnów w posłudze lektoratu i akolitatuWyższe Seminarium DuchowneDrohiczyn, dn. 11 marca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 23

Aby nasza kultura była przepełniona duchem ewangelicznymNiedziela PalmowaCiechanowiec, dn. 8 kwietnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 27

Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwoWielki Czwartek. Msza święta KrzyżmaDrohiczyn, dn. 12 kwietnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 30

„Wy zaś będziecie nazwani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego”Wielki CzwartekDrohiczyn, dn. 12 kwietnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 35

Ta świątynia jest Waszym domemKonsekracja kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Bielsku PodlaskimBielsk Podlaski, dn. 21 kwietnia 2001 r. . . . . . . . . . . . 40

Gaude Mater Polonia – Raduj się, Matko Polsko!Odpust św. StanisławaKnychówek, dn. 5 maja 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 45

Chrystus nie zostawia nas samychV Niedziela Wielkanocna. 65. Pielgrzymka Akademicka na Jasną GóręCzęstochowa, dn. 13 maja 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 51

„Nowych ludzi plemię”Uroczystość Trójcy ŚwiętejDruga rocznica pobytu Ojca Świętego w DrohiczynieDrohiczyn, dn. 10 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 58

381

spis treści

„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”Uroczystości dziękczynienia za dziesięć lat obecnościBraci Mniejszych Kapucynów w OlsztynieOlsztyn, dn. 11 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 62

Ten dzień jest Waszą nadzieją i odwagą, jest Waszą radością i ukochaniem!Święcenia kapłańskieSiemiatycze, dn. 16 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 67

Święte są te nasze lasyObchody Regionalnych Dni Lasu i 50-lecia SITLiD na BiałostocczyźnieRudka, dn. 16 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 71

Wyśpiewujemy nasze dziękczynienieJubileusz 50-lecia życia zakonnego o. Henryka Krajewskiego OFM Cap.Serpelice, dn. 17 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 75

Trwać w miłościWizytacja apostolska ss. BernardynekZakończenie oktawy Bożego CiałaŁowicz, dn. 21 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 80

Odkrywamy świętość obecną wśród nasUroczystości dziękczynne za beatyfikację ks. Edwarda GrzymałySadowne, dn. 24 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 84

Misje są bardzo blisko!Pierwszy Kongres Misyjny Dzieci w DrohiczynieDrohiczyn, 2 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 90

„Czynię was stróżami nowego poranka”Obchody 185-lecia szkoły podstawowej w Czerwonce Grochowskiej i nadanie szkole imienia Henryka JankowskiegoCzerwonka Grochowska, 2 czerwca 2001 r.. . . . . . . . . . . 94

382

spis treści

Nie wstydźcie się miłości najwyższejKurs instruktorski dla kapelanów harcerskichDrohiczyn, 4 czerwca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 99

„Niech cała ziemia chwali swego Boga” XIV Niedziela Zwykła, rok CRozbity Kamień, dn. 8 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . . 103

Maryja – Matka nadziei i łaskiOdpust Najświętszej Maryi Panny Matki ZbawicielaDomanowo, dn. 16 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . . . 108

„Nauczycielu, gdzie mieszkasz? (…) Chodźcie, a zobaczycie”.Wmurowanie kamienia węgielnego pod dom rekolekcyjny przy klasztorze Sióstr Karmelitanek Dzieciątka JezusSiemiatycze, dn. 16 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . . . 113

Św. Franciszek zostawił nam przykładWizytacja apostolska Sióstr Bernardynek. RozpoczęcieŚwięta Katarzyna, dn. 17 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . 119

Płonący krzew przypomina o świętości Wizytacja apostolska Sióstr BernardynekŚwięta Katarzyna, dn. 18 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . 122

„Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” Wizytacja apostolska Sióstr BernardynekŚwięta Katarzyna, dn. 19 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . 125

Zwróćmy uwagę na więź z Jezusem ChrystusemWizytacja apostolska Sióstr BernardynekChęciny, dn. 20 lipca 2001 r.. . . . . . . . . . . . . . 128

Wypłyń na głębię wiary, nadziei i miłościWizytacja apostolska Sióstr BernardynekWieluń, dn. 22 lipca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 131

383

spis treści

Dla mnie żyć to Chrystus Wizytacja apostolska Sióstr BernardynekWieluń, dn. 23 lipca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 135

Wiara wskazuje kierunekOdpust świętej AnnyWyszki, dn. 26 lipca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 137

Jakiej chcecie Polski?Dzień Wspólnoty Ruchu Światło-ŻycieKoryciny, dn. 27 lipca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 144

Trójca Święta jest relacją miłościPielgrzymka Akcji KatolickiejProstyń, dn. 28 lipca 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 150

Tobie, Maryjo, kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodzinyUroczystość koronacji obrazu Matki Bożej w LipskuLipsk, dn. 2 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . . . 154

„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” Wizytacja kanoniczna i bierzmowanieGródek, dn. 4 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 160

W poszukiwaniu tego, co dobreUroczystości jubileuszowe poświęcone słudze Bożemu ks. kard. Stefanowi WyszyńskiemuAndrzejewo, dn. 5 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 165

Dawać świadectwo po sercańsku, czyli z pogodą, odwagą i radościąJubileusz 50-lecia życia zakonnego u Sióstr SercanekDrohiczyn, dn. 6 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 171

384

spis treści

Maryja pierwszą pątniczkąSpotkanie z pielgrzymami XI Drohiczyńskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną GóręAleksandrów, dn. 9 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . 176

Niech wasze tu życie, będzie znakiem tej radości i nadziei, której źródłem jest Jezus ChrystusPoświęcenie klasztoru Sióstr BernardynekSłonim (Białoruś), dn. 11 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . 180

Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i EwangelięXIX Niedziela zwykła, rok CZłoty jubileusz życia zakonnego brata Anakleta Kazimierza JaworskiegoLubartów, dn. 12 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 184

Jesteśmy pielgrzymami na wzór Matki BożejNabożeństwo FatimskieWęgrów, dn. 13 sierpnia 2001 r.. . . . . . . . . . . . . 189

Pan Jezus pyta o miłośćDzień Wspólnoty Ruchu Światło-ŻycieSiemiatycze Stacja, dn. 14 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . 192

Dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświadczenia60. rocznica śmierci św. Maksymiliana Marii KolbegoNiepokalanów, dn. 14 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . 195

Eucharystia szkołą miłości człowieka75-lecie powstania parafii i 55-lecie konsekracji kościoła św. Rocha w BiałymstokuBiałystok, dn. 17 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 200

„Wypłyń na głębię” Wizyta kanonicznaNiemirów, dn. 27 sierpnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 205

385

spis treści

„By dokonać wielkich dzieł, powinniśmy nie tylko planować, ale również wierzyć”Poświęcenie GimnazjumSadowne, dn. 4 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 208

„Nie jesteście moimi sługami! Jesteście przyjaciółmi!” Wizytacja kanonicznaMielnik, dn. 6 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 212

Wierzę w świętych obcowaniePobłogosławienie kamienia węgielnego i wmurowanie aktu erekcyjnegoStoczek Węgrowski, dn. 7 września 2001 r. . . . . . . . . . . 215

W sercu Pana Jezusa jest odbicie każdego ludzkiego sercaWizytacja kanonicznaWajków (par. Mielnik), dn. 7 września 2001 r. . . . . . . . . 218

Szczęść Boże tym, którzy żywią i bronią!Dożynki diecezjalneSokołów Podlaski, dn. 8 września 2001 r. . . . . . . . . . . 224

Idźmy naprzód z nadziejąWizytacja kanonicznaMielnik, dn. 8 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 228

Uczestniczymy w dziedzictwie ChrystusaWizytacja kanonicznaSiemichocze (par. Tokary), dn. 9 września 2001 r. . . . . . . . . 231

„Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył!” Wizytacja kanonicznaSawice, dn. 12 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 236

„Wyjdź z twojej rodzinnej ziemi i z domu twego ojca” Śluby wieczyste siostry Małgorzaty (kapucynki)Siennica, dn. 15 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 242

386

spis treści

„Krzyż stał się bramą” Nadanie patronatu Cypriana Kamila Norwida Gimnazjum w KorczewieKorczew, dn. 15 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 248

„Dom” ma trzy znaczenia – dom rodzinny, Kościół, szkołaWizytacja kanonicznaOsmola, dn. 18 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 252

To historyczne przesłanie jest nam bliskie i drogie500-lecie Unii MielnickiejMielnik, dn. 22 września 2001 r. . . . . . . . . . . . . 257

To dzięki Wam zło nie ma przyszłościXXV niedziela zwykła, rok C. 90-lecie powstania Harcerstwa PolskiegoDrohiczyn, dn. 23 września 2001 r.. . . . . . . . . . . . 261

Jezus drogą i prawdą, i życiem Wizytacja kanonicznaKłopoty Stanisławy, dn. 2 listopada 2001 r. . . . . . . . . . 266

„Kiedy swego czasu goły las nastaje, święty Hubert z lasu cały obiad daje”V dzień św. HubertaHajnówka, dn. 3 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . . 271

Nie upadajmy na duchu!Wizytacja kanonicznaKłopoty Stanisławy, dn. 4 listopada 2001 r. . . . . . . . . . 275

Przyjdź z zapaloną lampąWizytacja kanonicznaKłopoty Stanisławy, dn. 4 listopada 2001 r. . . . . . . . . . 281

387

spis treści

Powinniśmy opowiadać się za miłościąWizytacja kanonicznaCzaple, dn. 7 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . . . 286

Co to za droga, która nie prowadzi do kościoła?Poświęcenie kościoła p.w. Matki Bożej Częstochowskiej w Nurcu StacjiObłóczyny alumnówNurzec Stacja, dn. 11 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . 291

Nie sposób zliczyć wszystkich świętych i błogosławionychWizytacja kanonicznaSiemiatycze Stacja, dn. 15 listopada 2001 r. . . . . . . . . . 296

Działając zgodnie z wolą Bożą mamy udział w Bożej mądrościWizytacja kanonicznaSiemiatycze Stacja, dn. 16 listopada 2001 r. . . . . . . . . . 299

Żeby ci, którzy spotykają się z wami, dostrzegli w waszych oczach szczęście i nadziejęBierzmowanieSkibniew, dn. 17 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . . 303

Dziękujemy Panu Bogu i modlimy się za tych, którzy nas poprzedzili Msza święta za zmarłych kapłanów i w 30. dzień po śmierci śp. księdza biskupa Jana ChrapkaDrohiczyn, dn. 19 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . . 306

Nie idźmy na skrótyWizytacja kanonicznaDrohiczyn, dn. 20 listopada 2001 r.. . . . . . . . . . . . 310

Nasze dary są nieproporcjonalnie małe w porównaniu z tym, co otrzymujemyUroczystość Chrystusa Króla WszechświataŚwięto patronalne Wyższego Seminarium DuchownegoDrohiczyn, dn. 25 listopada 2001 r. . . . . . . . . . . . 313

388

spis treści

Gdzie współczesny człowiek może znaleźć nadzieję?XXI Ogólnopolski Konkurs Gry na Instrumentach PasterskichCiechanowiec, dn. 2 grudnia 2001 r. . . . . . . . . . . . 316

Dziękujemy za to, że siostry wypowiadają „fiat voluntas Tua”Jubileusz 50-lecia pracy Sióstr SercanekDrohiczyn, dn. 8 grudnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 319

A Ona w was zwyciężyDziesięciolecie Radia Maryja w Polscedn. 8 grudnia 2001 r.. . . . . . . . . . . . . . . . 324

Z pokojem w sercu będziemy iść wśród życiowych trudności. Spotkanie opłatkowe ze studentamiWarszawa, dn. 13 grudnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 329

„Kościół pragnie, aby o każdym człowieku można było powiedzieć: «oto człowiek»”Rekolekcje dla rolników w Radiu MaryjaRajgród, dn. 14 grudnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 331

Ojczyzna to dziedzictwo wiary i miłości, w którym powinno się uczestniczyćRekolekcje dla rolników w Radiu MaryjaRajgród, dn. 14 grudnia 2001 r. . . . . . . . . . . . . 340

Syn Boży, Bóg, przyjął ludzką naturę po to, by człowiek mógł zostać przebóstwionyDrugi dzień Świąt Bożego NarodzeniaDrohiczyn (kościół Sióstr Benedyktynek), dn. 26 grudnia 2001 r. . . . . 351

Indeks cytatów biblijnych . . . . . . . . . . . . . . 355

Indeks osób . . . . . . . . . . . . . . . . . . 360

Indeks nazw geograficznych . . . . . . . . . . . . . 369

Aneks

390

Aneks

Z ks. kard. Kaziemierzem Świątkiem (Drohiczyn) – 03.01.2001

391

Aneks

Spotkanie opłatkowe harcerzy (Drohiczyn) – 13.01.2001

Spotkanie opłatkowe harcerzy (Drohiczyn) – 13.01.2001

392

Aneks

Bazylika Grobu Bożego – 02.04.2001

IV Pielgrzymka Narodowa do Ziemi Świętej (przy Kościele Prymatu w Tabdze) – marzec 2001

393

Aneks

Nadanie im. Jana Pawła II Szkole Podstawowej w Węgrowie – 18.05.2001

Nadanie im. Jana Pawła II Szkole Podstawowej w Węgrowie – 18.05.2001

394

Aneks

Z bp. Tadeuszem Pikusem (Strabla) – 23.05.2001

395

Aneks

Złoty Jubileusz ślubów zakonnych Siostry Janiny Mieszkowskiej – Dom Sióstr Sercanek, ul. Kotlarska, Drohiczyn 06.08.2001

Śluby wieczyste s. Anny Lodowskiej (Skórzec) – 04.08.2001

396

Aneks

Drohiczyn - z absolwentami Technikum Łączności nr 2 z Lublina (matura 1967) – 22.09.2001

Diecezjalny Dzień Młodziezy (Serpelice) - 14.09.2001. Koncelebransi od lewej: ks. prał. Stanisław Ulaczyk, bp Ruggero Franceschini (Turcja),

abp Francesco Gioia (Watykan), o. Ennio Tiacci, prowincjał (Asyż)

397

Aneks

Spotkanie z Janem Pawłem II podczas Synodu Biskupów – 30.09-27.10.2001

Wizyta w Urzędzie Miasta z racjii wizytacji kanonicznej (Siematycze) – 27.09.2001

W serii Biblioteki Drohiczyńskiej zostały opublikowane następujące pozycje:

Tom I Ks. Bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap. Wy jesteście moim listem… Listy Pasterskie 1994–2009 Drohiczyn 2010

Tom II Ks. Jarosław Przeździecki, Ks. Tadeusz Syczewski, Ks. Sławomir Mazur (red.) Ojcowie Kościoła w trosce o życie duchowe człowieka Drohiczyn 2010

Tom III Ks. Sławomir Mazur, Ks. Mirosław Łaziuk (red.) „Dziękujmy Panu, bo jest dobry” Dzień Podlasia. Dziesiąta rocznica Wizyty Apostolskiej Jana Pawła II w Drohiczynie Drohiczyn 2010

Tom IV Ks. E. Jarmoch, Ks. W. Zdaniewicz (red.) Postawy religijno-społeczne katolików Diecezji Drohiczyńskiej Drohiczyn 2010

Tom V Ks. Paweł Rytel-Andrianik Sanktuarium i parafia Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni Drohiczyn-Rzym-Oksford 2010 (wydanie drugie – 2011)

Tom VI Ks. Bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap. Musimy siać... Homilie 1994–2000 Drohiczyn 2011

Tom VII Edward Kopówka, Ks. Paweł Rytel-Andrianik Dam im imię na wieki (Iz 56, 5) Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów Oksford-Treblinka 2011

Tom VIII Ks. Sławomir Mazur, Ks. Tadeusz Syczewski (red.) Sługa Boży Biskup Zygmunt Łoziński W trosce o Kościół i Ojczyznę Drohiczyn 2011

Tom IX Ks. Bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap. Miłość Chrystusa przynagla nas... (2 Kor 5, 14) Homilie 2001 Drohiczyn 2012