Upload
tomasz-s
View
233
Download
0
Embed Size (px)
DESCRIPTION
SONDA jest pierwszym w Polsce medium poruszającym tematykę nauki, techniki i przedsiębiorczości. Pragniemy promować przede wszystkim polską naukę, polskie osiągnięcia techniczne i pomagać w komercjalizacji projektów.
Citation preview
NINIEJSZY NUMER PRZELAŁ SIĘ NA PAPIER DZIĘKI PORTALOWI
Miesięcznik Popularnonaukowy
SONDARedaktor Naczelny: TOMASZ SURYNOWICZZ-ca Redaktora Naczelnego: BERNADETTA BORKOWSKASekretarz Redakcji: WOJCIECH KARCZ
DZIAŁY TEMATYCZNE MIESIĘCZNIKA:
News Bernadetta Borkowska, Michał DenkiewiczNa Uczelni Maciej UrbanowiczRetro Urszula KokocińskaKariera Tomasz Surynowicz, Bartosz Dąbrowski, Kamil Kaczmarczyk, Jakub BursaNa Luzie Bartosz DąbrowskiDziewczyny Małgorzata JackowskaNa Politechniki Fotoreportaż Inna OuvarovaNauka Na Świecie Mateusz WolskiTemat Numeru Łukasz Bańdur
Grafika Aneta Łukowska, Rafał Czaniecki, Łukasz Pawliszak, Karol Owsianko, Przemysław RembelskiKorekta Bernadetta BorkowskaDział PR Bartosz Dąbrowski, Maciej Urbanowicz, Wojciech KarczDział FR Adam Łęski, Kamil KaczmarczykDział HR Aleksandra PuciłowskaDział Prawny Jacek Wojtach
Okładka Rafał Czaniecki
Nakład 3 000 Egzemplarzy
Artykuły, ogłoszenia oraz inne materiały prosimy nadsyłać drogą mailową. Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania
nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść reklam.
Kontakt do członków redakcji w formacie:[email protected]
WYDAWCA:Stowarzyszenie Akademickie SONDA
PREZES ZARZĄDU:Wojciech Karcz
ADRES WYDAWCY I REDAKCJI:Al. Niepodległości 222 kl. A, lok.2
00-663 Warszawa
www.sonda.org.pl
NINIEJSZY NUMER UKAZAŁ SIĘ DZIĘKI PORTALOWI
3www.sonda.org.pl
Drogi Czytelniku właśnie trzymasz w ręku pierwszy numer miesięcznika popularnonauko-wego SONDA. Jest to czasopismo na swój sposób niezwykłe. Prawie rok temu w głowach studen-tów skupionych wokół Politechniki Warszawskiej narodził się bardzo spontanicznie pomysł na wydanie magazynu poświęconego promocji nauki i techniki. Później do naszego zespołu dołą-czyli studenci Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej. To, co łączy człon-ków naszej organizacji to pasja w działaniu i realizowanie własnych marzeń. Właśnie w tej chwi-li spełniło się nasze wspólne marzenie, jakim było wydanie pierwszego numeru SONDY. Jeszcze pół roku temu wydawało się nam nierealnym, a jednak zrealizowaliśmy je.
Magię naszej organizacji stanowią przede wszystkim ludzie. Wszyscy obecni członkowie po-znali się zupełnie przypadkowo, a jeszcze rok temu nie wiedzieli o swoim istnieniu. Idea SON-DY okazała się na tyle pozytywna, że nieustannie dołączają do nas nowi ciekawi ludzie z głowa-mi pełnymi pomysłów, które tylko czekają na realizację.
SONDA to pierwsze w Polsce medium poruszające tematykę nauki, techniki i przedsiębior-czości. Za jej pośrednictwem pragniemy promować przede wszystkim polską naukę i polskie osiągnięcia techniczne. Nasze rodzime media niewiele miejsca poświęcają promowaniu sukce-sów polskich naukowców i inżynierów. Paradoksalnie w Polsce właśnie co roku powstaje mnó-stwo innowacyjnych wynalazków i technologii na światowym poziomie. Pragniemy również skupić się na powiązaniu współczesnej nauki z biznesem oraz komercjalizacji nowatorskich pro-jektów naukowych realizowanych przez polskich badaczy. Naszym zadaniem jest też promocja przede wszystkim młodych naukowców oraz studentów, którzy potrafią przy bardzo ograniczo-nym nieraz budżecie realizować swoje pasje w naszym ojczystym kraju.
Wydawcą SONDY jest Stowarzyszenie Akademickie SONDA powołane kilka miesięcy temu i będące w pełni niezależną organizacją skupiającą przede wszystkim studentów największych uczelni warszawskich (Politechnika Warszawska, Uniwersytet Warszawski, Szkoła Główna Han-dlowa). Pierwszym projektem naszego stowarzyszenia było wydanie Miesięcznika Popularno-naukowego. Środki na druk pierwszego wydania pozyskaliśmy dzięki wygranej w konkursie „Na spółkę do celu” organizowanym przez portal NaSpółkę.pl. Nasza inicjatywa została najlepiej oce-niona przez internautów biorących udział w głosowaniu.
Mamy nadzieję, że po pierwszym numerze będzie drugi, trzeci, czwarty, itd. Obecnie pra-cujemy intensywnie nad udoskonalaniem miesięcznika oraz naszej strony internetowej www.sonda.org.pl. Oczywiście mamy bardzo wiele planów a jedną z ciekawszych inicjatyw do nich należącą jest przywrócenie najlepszego polskiego programu popularnonaukowego SON-DA, do którego tradycji nawiązuje tytuł naszego magazynu. W ten sposób pragniemy konty-nuować dzieło rozpoczęte przez charyzmatycznych dziennikarzy Zdzisława Kamińskiego i An-drzeja Kurka, autorów programu SONDA.
Redakcja SONDY
Nasza inicjatywa ma pokazać w szczególności studentom, że da się realizować tutaj swoje
pasje i marzenia.
4 Sonda | Maj 2009 Nr 01
5www.sonda.org.pl
TEMAT NUMERU
MAJ 2009 01
NEWS 8
NA UCZELNI 10PW-Sat (czyli polscy studenci podbijają kosmos)
12
NAUKA NA ŚWIECIE 18GLASGOW Miasto marzeń
FOTOREPORTAŻ 20ŻAR - I poszybowali...
KARIERA 24STUDIA PO ANGIELSKU USA i Wielka Brytania
BIZNESEM INTERNETOWYM zajmuję się...
INKUBATORY Jak założyć biznes szybko i tanio!
WYSCIG PO DOTACJE rozpoczęty
RETRO 31
DZIEWCZYNY POLITECHNIKI 32
NA LUZIE 34
TAJEMNICA ŚMIERCIGENERAŁA SIKORSKIEGOGENERAŁA SIKORSKIEGOTAJEMNICA ŚMIERCI
Katastrofa czy „katastrofa” Gibraltarska?
SPIS TREŚCI
wejdź na:www.sonda.org.pl/rekrutacja
PODZIAŁ PRACY U OWADÓW SPOŁECZ-NYCH
W Instytucie Biologii Do-świadczalnej im. M.
Nenckiego PAN odbyło się spo-tkanie Polskiego Towarzystwa Etologicznego. Prof. dr hab. Mi-chał Woyciechowski z Uniwer-sytetu Jagiellońskiego wygłosił referat „Podział pracy u owa-dów społecznych”, w którym przedstawił rezultaty swoich ba-dań m.in. nad zachowaniem pszczelich robotnic. Wyniki i ich interpretację zaproponowaną przez badacza można podsumo-wać następująco: robotnice, którym pozostał krótki czas życia (ze względu na wiek lub inne czynniki np. pasożyty) chętniej podejmują się ryzykownych zadań, takich jak zbieranie nekta-ru, pyłku i wody. Z kolei osobniki o długim oczekiwanym cza-sie życia raczej wykonują wiążące się z niewielkim ryzykiem prace wewnątrz gniazda. Różnica w skłonności do opuszcza-nia gniazda zwiększa się w dni chłodne, niebezpieczne dla tych owadów ze względu na ich zmiennocieplność. W ten sposób rój optymalizuje wykorzystanie „zasobu” jakim są robotnice. Prof. Woyciechowski prowadził również badania nad mrówkami. Wyniki badań prowadziły do podobnej konkluzji.Strona towarzystwa: www.nencki.gov.pl/ptetol/
Michał Denkiewicz
KONKURS IGEM
International Genetically Engineered Machine (IGEM) to or-ganizowany przez MIT konkurs z dziedziny inżynierii gene-
tycznej przeznaczony dla studentów. Uczestnicy mają do dyspo-zycji zestaw opracowanych standardowych „części” (np. określo-ne sekwencje DNA czy bakterie) spełniających określone zada-nia. Celem jest stworzenie z takich „cegiełek” biologiczny system mający jakieś zastosowanie.
W roku 2008 w konkursie wzięły udział 84 drużyny z 21 kra-jów. Główną nagrodę zdobył zespół ze Słowenii za projekt na-zwany „Immunobricks”. Stworzył on syntetyczną szczepion-kę przeciwko Helicobacter pylori, bardzo rozpowszechnionej bakterii zwiększającej ryzyko wystąpienie nowotworów i cho-
roby wrzodowej żołądka. Skuteczność szczepionki potwierdza się w testach in vitro oraz in vivo (na myszach).W konkursie brał udział zespół Koła Naukowego Genetyki i Epigenetyki UW. Jego członkowie opracowali metodę po-zwalającą otrzymywać białko (na drodze mutacji kodującej go sekwencji DNA) wchodzące najsilniej w interakcję z zada-nym innym rodzajem białka. Standardowo taki proces pole-ga na wytwarzaniu zmienności w populacji (przez działanie mutagenów) na przemian z dokonywaniem selekcji pod ką-tem pożądanych cech. Ponieważ te dwa niezbędne elementy są rozdzielone, jest to proces czasochłonny. Projekt polskie-go zespołu opiera się natomiast na równoczesnym, ciągłym działaniu tych czynników – bardziej przypomina to naturalną ewolucję. Przekłada się to na szybszy efekt i zmniejszenie na-kładu pracy – nie jest konieczna wielokrotna ingerencja czło-wieka w przebieg procesu.Strona konkursu: www.igem.org/
MD
NOWA BROŃ W WALCE Z NOWOTWORAMI?
Naukowcy Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego i San-ta Barbara we współpracy z pracownikami Instytutu Tech-
nologii w Massachusetts wynaleźli nanometrowej wielkości stat-ki ładunkowe mające pełnić zarówno diagnostyczne jak i terapeu-tyczne funkcje w walce z nowootworami - podaje ScienceDaily (12 września 2008). Te mikroskopijnej wielkości urządzenia mia-łyby za zadanie transportować leki antyrakowe i znaczniki do no-wotworów, przepływając przez krwiobieg i, co najważniejsze, nie będąc przy tym natychmiastowo wykrytymi przez system imm-nologiczny. Wszystkie bezosłonowe ciała obce są przezeń usuwa-ne. W przypadku nanostatków rzecz ma się jednak nieco inaczej, gdyż owe urządzenia posiadają specjalnie skonstruowaną lipido-wą powłokę. Jako że lipidy stanowią główny składnik naturalnych komórek, system obronny organizmu miałby utrudnione zada-nie rozpoznania nanoładunków i dzięki temu mogłyby one przez wiele godzin krążyć swobodnie po organizmie.Ładunek nie wydostanie się z pewnością poza lipidową barie-rę. Potwierdziły to liczne przeprowadzane na myszach ekspery-menty.
Na czym ma opierać się zasada działania mikrourzadzeń? Otóż przymocowane do powierzchni powłoki urządzenia specjalne białko F3 ma za zadanie przyczepić się do komórki nowotwo-rowej a następnie wniknąć do jej jądra i umożliwić działanie umieszczonym w niej składnikom. Molekula ta zaprojektowa-na została przez 08). Laboratorium Erkki Ruoslahti oraz bio-loga komórkowego i profesora Instytutu Burnham dla Działu Nauk medycznych Uniwersytetu Kalifornijskiego. W nanostatku znajdują się trzy rodzaje ładunków: deksoru-bicyna –lek antyrakowy, tlenek żelaza pozwalający na śledze-nie nanostatku przez rezonans magnetyczny oraz kwantowe cząstki wykrywane przez skaner fluorescencji. Obie metody gwarantują lepszą widoczność nanostatków, co jest niezwykle ważne zwłaszcza w monitorowaniu ich działania w momen-cie, gdy mamy do czynienia z bardzo wczesnym stadium raka.www.racjonalista.pl/index.php Bernadetta Borkowska
8 Sonda | Maj 2009 Nr 01
NEWS
POCZYTAJ MI…
W ostatnim czasie pojawiło się na rynku sporo gadżetów mających za zadanie ułatwić życie osobom niewido-
mym. Mogą one posługiwać się już na przykład specjalnie dla nich stworzonym aparatem fotograficznym, ale także niezwy-kle przydatnym urządzeniem o nazwie Voice stick.Jak wiadomo, w kwestii czytania standardem był dotąd alfa-bet Braille’a, jednak posługiwanie się nim jest niezwykle czaso-chłonne. Toteż świetnym pomysłem okazało się skonstruowa-nie urządzenia skanującego teksty po to, by mogły one zostać następnie odczytane przez lektora. Być może ten sposób od-bioru tekstu okaże się nie tylko alternatywnym dla braille’a, ale stanie się też wielkim przełomem w ogóle, ze względu na to, że skanuje również teksty z ogólnodostępnych książek, gazet a nawet tekstów zapisanych elektronicznie. Czas pokaże czy urządzenie Sungwo Parka będzie święcić tryumfy. www.laboratoria.net/pl
BBBIN LADEN WIDZIANY Z KOSMOSU
Jak donosi „The Daily telegraph” już wkrótce satelity szpiegow-skie będą mogły analizować cienie ludzkie rzucane na zie-
mię. Analizie podlegać ma obraz i ruch obrazów ludzkiego cia-ła na ziemi, a służyć temu będzie specjalnie opracowany program komputerowy. Technika, na której pomysł się zasadza, (określana mianem Analizy chodu) oparta jest na wychwytywaniu pojedyn-czych ruchów charakterystycznych dla danego człowieka i nie-możliwych do podrobienia. Zwykłe zdjęcia satelitarne nie dają takiej możliwości, gdyż widoczne są na nich tylko czubki głów fotografowanych osób. Nowa metoda byłaby niezwykle przydat-na, jednak istnieje warunek jej funkcjonowania - konieczność stworzenia elektronicznej kartoteki ruchów osoby. Wówczas ta-kie dane jak kąt padania promieni słonecznych i kąt, pod którym robione byłoby zdjęcie, wystarczą do określenia tożsamości foto-grafowanej osoby. Utrudnieniem może okazać się jednak ostrość wykonywanego obrazu oraz niesprzyjające warunki pogodowe.
Na konferencji w Edynburgu zaprezentowane zostały efekty do-tychczasowych badań, jednak projekt jako całość jest jeszcze w początkowym stadium. Z pewnością znajdzie on zastosowanie w kryminalistyce przy wykrywaniu przestępców i nadzorowaniu osób mających zakaz zbliżania się do swoich ofiar.www.racjonalista.pl/index.php
BB
WALKA Z RAKIEM PO RAZ KOLEJNY
Amerykańscy naukowcy poinformowali o swoich kolej-nych odkryciach i metodach walki z rakiem. Pracowni-
kom Instytutu Wistar w Filadelfii udało się poznać strukturę pewnego enzymu odpowiadającego za rozwój nowotworów. Enzym ten to telomeraza - substancja, która sprawia, że ko-mórki rakowe nigdy się nie starzeją i dzielą w niekontrolowa-nym tempie. To dwie główne bariery uniemożliwiające sku-teczne działanie leków przeciwnowotworowych. Naukowcy zdołali odkryć szczegółową strukturę telomerazy, a to pozwoli im prowadzić dalsze badania mające na celu zna-lezienie sposobu na zablokowanie działania enzymu. Wów-czas zwiększyłaby się skuteczność działania leków antyrako-wych i pojawiłaby nadzieja na powrót do zdrowia dla cierpią-cych na „dżumę XXI wieku’. Według szacunków na raka cho-ruje na świecie ok. 25 milionów ludzi. www.biotechnolog.pl/news
BB
9www.sonda.org.pl
PW-Sat jest pierwszym polskim satelitą w całości skonstruowanym i zbudowanym przez studentów Politechniki Warszawskiej.
Jest to „kostka” 10x10x11,3 cm i waży 1 kg.
Misją PW-Sata jest przetestowanie szybkiego, taniego i prostego systemu umożli-wiającego przyspieszone zakończenie lotu w przestrzeni kosmicznej.
czyli polscy studenci podbijają kosmos(kosmonauci, astronauci, taikonauci .... Husarionauci??)
PW-Sat
10 Sonda | Maj 2009 Nr 01
NA UCZELNI
Podczas nocnych spacerów lubię spoglądać na niebo, na którym jaśnieją gwiazdy, planety, galaktyki. Marzę o tym, aby kiedyś móc zo-
baczyć Ziemię z góry. Chyba każdy z nas marzył o tym. Kosmos od tysiącleci fascynował ludzkość, co poświadczają już starożytne naukowe odkrycia, najstarsze religie. Z czasem ludzkość nauczyła się wykorzystywać gwiazdy do nawigacji i wielu in-nych dziedzin życia.
Kiedy w pierwszej połowie XX wieku dwa naj-większe mocarstwa na świecie, Stany Zjednoczone i Rosja, dążyły do podboju kosmosu, nikt nie przy-puszczał, że kiedyś będzie możliwe wysyłanie tam ludzi czy komercyjne wykorzystywanie przestrze-ni kosmicznej. Tylko najbogatsze kraje na świecie mogły sobie pozwolić na tak wielki wydatek.
Co ciekawe, Polska też miała swój udział w pod-boju kosmosu. Przykładem może być chociaż-by osoba generała Mirosława Hermaszewskie-go, pierwszego Polaka-kosmonauty. Jednak rola naszego kraju w tej dziedzinie nie zakończyła się na samej jedynie wyprawie w przestrzeń kosmicz-ną. Obecnie wiele polskich instytucji naukowych zajmuje się nie tylko badaniem kosmosu, ale i pro-jektowaniem sprzętu kosmicznego. Niektóre z nich to: Centrum Badań Kosmicznych PAN, Politechni-ka Warszawska czy Politechnika Wrocławska. Jak dotąd jednak w żadnej z nich nie powstało samo-dzielne urządzenie, które odegrałoby znaczącą rolę w historii badań kosmosu. Być może wkrótce się to zmieni.
Nadzieją na osiągnięcie sukcesu w tej dziedzi-nie jest grupa studentów Politechniki Warszaw-skiej, która kilka lat temu wpadła na pomysł zbu-dowania pierwszego polskiego satelity. Rozpoczę-ły się plany dotyczące sposobu wysłania tego „pro-duktu” poza naszą planetę. Nieoczekiwanie poja-wiła się propozycja ze strony Europejskiej Agen-cji Kosmicznej, która ogłosiła konkurs na zagospo-darowanie wolnego miejsca w ich najnowszej kon-strukcji – rakiecie Vega. Szczęśliwy traf chciał, że wygrała je grupa studentów z Polski. Studenci ci tworzą projekt PW-Sat – satelity typu CubeSat, czyli „kostki” wielkości 100x100x113 mm i wadze jednego kilograma. Wydawać by się mogło, że to niewiele, ale należy pamiętać o tym, że jest to no-watorski projekt. I do tego dzieło studentów, któ-rzy nie mieli wcześniej styczności z technologią ko-smiczną. Sami zdobywali (i zdobywają nadal) wie-dzę na ten temat.
Konstruktorzy PW-Sata skupili się na proble-mie „kosmicznych śmieci”. Powszechnie wiado-me jest, że wokół Ziemi znajduje się wiele najróż-
niejszych sztucznych satelit. Nad częścią z nich nie można zapanować, tak więc samoistnie przemiesz-czają się one w przestrzeni kosmicznej. Zwykle krą-żą w niej przez wiele lat zanim zostaną spalone w atmosferze. Takie obiekty są bardzo niebezpiecz-ne. Nietrudno wyobrazić sobie jakie szkody mógł-by poczynić kilkusetkilogramowy olbrzym pędzący z ogromną prędkością w kierunku innego satelity, stacji kosmicznej czy promu kosmicznego znajdu-jącego się na jego drodze. Widok zderzenia z pew-nością byłby efektowny, ale i kosztowny. Co gorsza, bezpowrotnie stracilibyśmy cenne dane.
Dlatego też dodatkowym osiągnięciem przy konstruowaniu satelity okazała się koncepcja bu-dowy systemu deorbitacji. Będzie ona opierała się na skonstruowaniu zbudowanego ze specjalnego materiału żagla słonecznego (ang. solar sail), który zostanie wyrzucony z satelity.
Żagiel ten ma za zadanie wychwytywać pędzą-ce cząsteczki powietrza oraz tzw. wiatr słoneczny. Sam satelita znajdować się będzie na orbicie około 400–1400 km nad poziomem morza. Na tych wyso-kościach znajdują się już tylko pojedyncze cząstecz-ki powietrza. Po tym jak żagiel zostanie rozwinię-ty, o jego powierzchnię zaczną uderzać cząsteczki gazów oraz wiatr słoneczny. Ten opór spowoduje zmniejszenie prędkości satelity, a tym samym rów-nież siłę trzymająca obiekt na orbicie, co w efekcie przybliży go do Ziemi. Dzięki systemowi deorbita-cji możliwe jest skrócenie czasu poruszania się sate-lity w kosmosie nawet do kilkunastu dni.
Przy realizacji projektu zostanie przeprowadzo-ne dodatkowo jeszcze jedno doświadczenie. Miano-wicie sposobu funkcjonowania systemu łączności zbudowanego wyłącznie przez studentów. Zbada-nie tego systemu będzie wymagało zaangażowania całej „braci” radioamatorów z całego świata, przy czym każdy z nich będzie mógł odebrać wysyłany przez PW-Sat sygnał zawierający dane dotyczące parametrów technicznych.
Z wielką niecierpliwością oczekuje na realiza-cję projektu i bezapelacyjny sukces całego przedsię-wzięcia, zwłaszcza, że biorę czynny udział w two-rzeniu PW-Sata. Jako zespół mamy też nadzie-ję na przyczynienie się do rozwoju polskiej my-śli technicznej. To wielkie wydarzenie dla Polski oraz polskiej nauki. Według mnie porównywalne do osiągnięć Mikołaja Kopernika czy generała Her-maszewskiego.
Maciej Urbanowicz
11www.sonda.org.pl
4 lipca 1943 roku o godzinie 23.10 z pasa star-towego lotniska North Front na Gibraltarze ru-szył samolot Liberator Mk II1) oznaczony nume-
rem AL523. Start ten nie byłby niczym nadzwyczaj-nym, nawet jeśli jedną z osób na pokładzie był Na-czelny Wódz i premier RP na uchodźstwie – generał Władysław Sikorski, gdyby nie fakt, że lot ten to nie-wyjaśniona do dziś zagadka. Już po chwili od mo-mentu startu samolotu wydarzyło się coś, co zamie-niło ów dzień w jeden z najbardziej tragicznych, nie tylko w historii polskiej wojskowości, ale w całej na-szej historii w ogóle. Co takiego miało miejsce na po-kładzie? – na to pytanie do dziś nie ma jednoznacz-nej odpowiedzi uznawanej przez historyków i real-nej z technicznego punktu widzenia. Pewne jest tyl-ko to, że po prawidłowym starcie i wznoszeniu, z nie-znanych przyczyn maszyna obniżyła lot i po przeby-ciu około 940m znalazła się w morzu. Spośród sie-demnastu osób znajdujących się na pokładzie śmierć poniosło jedenaście, za zaginione uznano pięć, a we-dług oficjalnych dokumentów przy życiu pozostał je-dynie E.M. Prchal - dowódca samolotu i pierwszy pi-lot. Jego stan uznano za poważny, bowiem zachowa-nie wskazywało na objawy szoku nerwowego, który nie pozwolił mu rozmawiać z ekipą ratunkową. Jed-nakże już cztery dni później był w stanie składać ze-znania. Według zeznań lekarza majora Daniela Can-ninga Prchal nie doznał na ciele obrażeń innych poza pęknieciem kostki prawej stopy i skaleczeniem twa-rzy. Co najmniej zastanawiające wydają się być „po-ważne” obrażenia Prchala w porównaniu z niemal zmasakrowanymi ciałami ofiar katastrofy.
1. Consolidate B-24 Liberator (Mk II – oznaczenie brytyjskie jednej z wersji )– czterosilnikowy, ciężki samolot bobowy dale-kiego zasięgu. produkcji amerykańskiej, używany również m.in. przez Królewskie Siły Powietrzne (RAF). Produkowany w rekor-dowej liczbie 18188 sztuk. Używany również jako samolot pa-trolowy i transportowy oraz jako maszyna do zwalczania okrętów podwodnych.
W celu zbadania jej przyczyn Brytyjczycy powo-łali komisję, działającą od 7 lipca 1943r, pod prze-wodnictwem płk J.G. Eltona. Zeznania złożyło trzy-dziestu jeden świadków. Według zeznań Prchala, lot miał następujący przebieg:
Po zajęciu miejsca w samolocie około 30 minut przed startem pilot upewnił się czy „wszystko było w należytym porządku”, następnie otrzymał infor-mację od mechanika pokładowego, że wszyscy pa-sażerowie zajęli miejsca, pięciu w komorze bombo-wej i sześciu w pomieszczeniu kadłuba – samolot ten był przystosowany do przewozu VIP-ów, miał odpo-wiednio przebudowaną komorę bombową oraz dodat-kowo podłogę w kadłubie. Po otrzymaniu zezwolenia na start, Prchal natychmiast ruszył i po prawidłowym kołowaniu oderwał samolot od pasa przy prędkości 240km/h. Następnie wznosił się do wysokości ok. 50 metrów do momentu, kiedy to odepchnął od siebie ko-lumnę sterownicy w celu zwiększenia prędkości. Gdy ta osiągnęła prędkość ok. 305km/h, pilot chciał kon-tynuować wznoszenie, pociągając do siebie kolumnę sterownicy, co – jak twierdził – nie przyniosło rezul-tatu. Samolot zaczął zbliżać się do powierzchni mo-rza, a pilot nie mogąc zrobić już nic innego, krzyk-nął: „lądowanie z uszkodzeniem samolotu!” i wyłączył silniki. Wszyscy świadkowie zdarzenia potwierdzili, że silniki nie pracowały w momencie upadku samo-lotu, co było oczywiście wynikiem zamknięcia prze-pustnic gaźników. W momencie zetknięcia samolotu z wodą podwozie było już schowane, a klapy2) do poło-wy wypuszczone. Pilot był pewien, że aż do chwili wy-łączenia, silniki pracowały poprawnie. Twierdził też, że nie wyłączył głównych kontaktów iskrowników, nie będąc w stanie ich dosięgnąć.
2. Klapy - urządzenia w postaci ruchomych płyt znajdujące się na dolnej powierzchni skrzydła, zwiększające siłę nośną przy starcie i lądowaniu.
TAJEMNICA ŚMIERCIGENERAŁA SIKORSKIEGO
Katastrofa czy „katastrofa” Gibraltarska?
TEMAT NUMERU
12 Sonda | Maj 2009 Nr 01
TAJEMNICA ŚMIERCI
Należy zaznaczyć również, że gen. Sikorski wo-lał latać z Prchalem, niżeli z innymi pilotami (w jed-nostce nie było Polaków), ponieważ obydwaj dobrze mówili po francusku, nie było więc bariery języko-wej. Podczas feralnego lotu Prchal nie leciał własną maszyną. Samolot został wymieniony, mimo iż po-przedni był sprawny technicznie. Być może jest to zbieg okoliczności, jednakże zastanawiający.
W zeznaniach pilota wiele rze-czy budzi wątpliwości:
Po pierwsze, inspektor do spraw badania wypadków lot-niczych kapitan J.W. Buck wyko-nał dokumentację fotograficzną sa-molotu leżącego na dnie morza oraz jego fragmen-tów po ich wyłowieniu. Na zdjęciach tych widać wy-raźnie, że główne podwozie samolotu jest wypuszczo-ne. Prchal nie wciągnął go zatem, jak twierdził. Mało prawdopodobne też jest, by pilot - na skutek jakiejś niezauważonej awarii - był przekonany, że podwozie schował, a tak się nie stało. Sam Prchal stwierdził pod-czas przesłuchania, że po schowaniu podwozia w tego typu samolocie następuje wyraźny wzrost prędkości, z pewnością więc zauważyłby brak tego efektu.
Po drugie, po wyłowieniu pulpitu sterowania sil-nikami okazało się, że przepustnice wcale nie były za-mknięte. Tylko jeden z czterech silników (nr 1) miał w momencie zetknięcia z wodą odcięty dopływ pali-wa, podczas gdy przepustnica silnika 3 była szeroko otwarta, a silników 2 i 4 otwarte odpowiednie do po-łowy i do 1/3. Również główne kontakty iskrowników były wyłączone. Kolejne fałszywe zeznania zostały za-tem zdemaskowane. Wiarygodność reszty jest już bar-dzo wątpliwa.
Ciekawym wydaje się fakt, że Prchal nigdy nie za-kładał kamizelki ratunkowej, umieszczał ją na opar-
ciu fotela. Jednak w momencie, gdy ocalili go ratowni-cy przybyli na miejsce po kilku minutach od wypad-ku, miał ją na sobie, prawidłowo zapiętą na wszystkie zamki. Twierdził, że nie pamięta w jaki sposób znala-zła się na jego ciele. Może miał „przeczucie”, że tym razem jednak się przyda?
Po trzecie, z badań przeprowadzonych przez ka-pitana Bucka wynika, że układ sterowania
samolotem był całkowicie spraw-ny. Linki, koła zębate i łańcu-chy oraz powierzchnie sterowe były nieuszkodzone, nie wykry-to też żadnego śladu zakleszcze-
nia. Wynika stąd, że samolot był sterowny aż do momentu rozbicia. Zaskakujące – który pilot mając
sprawne silniki i mogąc manewro-wać samolotem, bez powodu doprowadza go do zde-rzenia z wodą? Tę śmiałą hipotezę potwierdziły wie-le lat później badania prowadzone przez prof. Jerze-go Maryniaka w Instytucie Techniki Lotniczej i Me-chaniki Stosowanej Politechniki Warszawskiej. Prze-prowadzono dwa rodzaje badań: numeryczną anali-zę lotu i próby zatapiania odpowiednio wyważonego modelu samolotu.
Za pomocą metod numerycznych udowodniono, że zaobserwowany tor lotu przy awariach, które, jak wynika z zeznań pilota, miały miejsce, jest niemożli-wy. Przeczy wręcz prawom fizyki, której częścią jest przecież mechanika lotu. Zasymilowano różne kom-binacje awarii sterów – ich blokowanie się w położe-niu neutralnym oraz w odchyleniu 10° lub 5° – samo-lot w zależności od przyjętego nachylenia kontynu-ował wznoszenie lub zaczynał stromo pikować w dół, w żadnym razie nie leciał niemal równolegle do ziemi. Jest to kompletnie sprzeczne z zeznaniami świadków obserwujących zdarzenie z lądu. Twierdzą oni zgod-nie, że samolot prawidłowo wodował – wylądował
„Historia to ta wersja wydarzeń, którą współcześni uznają za słuszną”
13www.sonda.org.pl
na morzu, a nie wbił się w nie pod dużym kątem. Świadczy o tym również stan wyłowionych części sa-molotu: stateczniki i powierzchnie sterowe, a nawet klapki wyważające (trymery) były kompletne. Klapy również nie uległy zniszczeniu. Wszystkie te elemen-ty mają stosunkowo delikatną konstrukcję, szczegól-nie powierzchnie sterów i trymery. Mogły przetrwać tylko łagodne wodowanie, lecz z pewnością nie ude-rzenie w wodę. Wszystko to świadczy o tym, że sa-molot nie rozbił się, a był do końca sterowany i pra-widłowo wodowany. Potwierdziły to również bada-nia modelu samolotu – po wodowaniu, tonąc, obra-
cał się nosem w dół, tak, że na dnie zbiornika (mającego głę-bokość połowy długości ka-d ł u b a ,
tak jak mo-rze w miejscu upadku) ukła-dał się na plecach. Tak wła-śnie swój lot zakończył feral-ny Liberator, co potwierdzają zdjęcia.
Wiemy zatem, że samolot prawidłowo wodował. Nie-którzy jednak mają wątpli-wości co do tego, czy Prchal świadomie doprowadził
do katastrofy. Jan Nowak Jeziorański, nie przecząc, że wszystko wskazuje na zaplanowane morderstwo, uznaje za nonsens podejrzewanie Prchala – uważa, że ocalał on cudem, a pilot celowo rozbijający samolot powinien być uznany za samobójcę. Ale czy samobój-cą jest człowiek, który wykonuje prawidłowy manewr wodowania, nie chowając przy tym podwozia, aby pomogło w amortyzacji? Inni sugerują, że pilot mógł doznać jakiegoś zamroczenia bądź utraty świadomo-ści, a po jej odzyskaniu był już zbyt nisko, by cokol-wiek zrobić. Następnie kłamał w celu ukrycia swo-jej winy. Wiadomo, że Liberator to samolot trudny
„Katastrofa w Gibraltarze w której zginął generał Sikorski, była sprowokowana. To nie ulega wątpliwości.”
TEMAT NUMERU
14 Sonda | Maj 2009 Nr 01
w pilotażu, tak więc: jeśli piloci pozwolili Liberato-rowi wymknąć się spod kontroli, trudno było ponow-nie doprowadzić go do stanu równowagi. Załóżmy, że jest to prawdopodobne – ale co w tym czasie ro-bił drugi pilot? Co ciekawe, został on uznany za zagi-nionego. Musiał zatem opuścić samolot o własnych si-łach, przed zatonięciem, gdyż w innym wypadku zo-stałby zmiażdżony w swej kabinie przez przewracają-cą się maszynę. Drugi pilot przeżył. Ponadto świad-kowie przebywający na plaży: sierżant Henry Carr i jego podkomendni nie tylko widzieli go płynącego do brzegu, ale nawet z nim rozmawiali gdy tam do-tarł. Później ślad po nim zaginął. Czy wiedział zbyt wiele, czy może w nim należy dopatrywać się główne-go podejrzanego? Dwaj pozostali piloci również prze-żyli katastrofę, co nie było dane pozostałym pasaże-rom. Czyżby nie mieli tyle szczęścia?
Wracając jednak do technicznej analizy wypad-ku, należy przyjrzeć się skutkom zderzenia z wodą. Delikatne elementy struktury pozostały niemal nie-naruszone, podczas gdy rozpadł się cały spód kadłu-ba. Świadkowie i zdjęcia potwierdzają, że z masyw-nego kadłuba pozostały jedynie boki i górna część. Wniosek: delikatne stery pozostały całe, a solidny ka-dłub, kryty stosunkowo grubą blachą, gęsto wzmac-niany solidnymi duralowymi podłużnicami i wręga-mi, rozpadł się na wiele kawałków. Takie uszkodze-nia kadłuba wydawałyby się być zbyt poważne, na-wet, gdyby były efektem stromego pikowania zakoń-czonego kraksą, a co dopiero prawidłowego posadze-nia go na spokojnym wówczas morzu. Trzeba tu za-znaczyć, że w czasie wojny nie było niczym nadzwy-czajnym to, że samolot bombowy wracał do bazy ciężko uszkodzony i musiał lądować na brzuchu, ma-jąc w dodatku strukturę podziurawioną ogniem z ka-rabinów maszynowych i działek przeciwnika. Zało-gi zazwyczaj wychodziły z tego bez szwanku. W tym przypadku zginęło jednak co najmniej jedenaście osób. Nie utonęły – ratownicy wyławiali ich ciała pły-wające po powierzchni wody, a więc w płucach ofiar było powietrze, a nie woda. W przypadku gen. Sikor-skiego utonięcie zostało wykluczone również pod-czas sekcji zwłok przeprowadzonej przez IPN po eks-humacji w listopadzie 2008r. Wyniki tej sekcji każą wierzyć, że Naczelny Wódz zginął wskutek katastro-fy lotniczej, ponosząc obrażenia typowe dla ofiar wy-padków komunikacyjnych. Nie otruto go, ani nie za-strzelono.
Jak pogodzić te wszystkie sprzeczne fakty, z któ-rych wynika, iż generał na pewno zginął w katastro-fie, z tym, że katastrofy nie było? Gdyby jednak zało-żyć, że kadłub został rozerwany wewnętrzną eksplo-zją, w chwilę po tym, jak znalazł się pod wodą, trud-no byłoby wyjaśnić, dlaczego świadkowie na brze-gu nie widzieli już eksplozji. Pasażerowie znajdują-cy się najbliżej miejsca eksplozji zginęli a osoby nieco oddalone fala uderzeniowa odrzuciła w stronę ścian. Ciskając w nie przy tym dodatkowo fragmentami wy-posażenia i struktury, spowodowała liczne złama-nia i rany, podobne do tych, które mogłyby powstać
wskutek zwykłego wypadku. Nikt nie zdążył utonąć, a przez puste miejsce po wyrwanej podłodze kadłu-ba (która po przewróceniu się samolotu znalazła się u góry) zwłoki wypłynęły na powierzchnię. Zanim to się jednak stało, do dryfującego wraku podpłynęła włoska łódź podwodna patrolująca akurat tę okolicę. Jeden z oficerów po wynurzeniu się samolotu wszedł do niego w nadziei zdobycia jakichś dokumentów. „W kabinie w świetle latarki zobaczyłem zmasakrowa-nych ludzi - relacjonował później - ci ludzie byli za-mordowani!”
Oprócz profesjonalnych badań przeprowadzonych na Politechnice Warszawskiej podjęto jeszcze jedną próbę technicznego wyjaśnienia przyczyn katastro-fy. Mianowicie, Jan Bertelski, w pracach publikowa-nych w Anglii i Polsce próbował dowodzić, że samolot rzeczywiści uległ katastrofie. Hipoteza, opisująca spo-sób, w jaki do tego doszło, to jedynie przypuszczenia, a nie techniczna analiza, jednak szeroko upublicznio-na i wpływająca na sposób myślenia wielu osób. Przy-czyną wypadku miał być worek z pocztą, który zo-stał wyrzucony z kadłuba i utkwił między stateczni-kiem poziomym a sterem wysokości, powodując za-blokowanie tego ostatniego. Na pytanie: „jak to moż-liwe?” Bertelski odpowiada: „(...)worek porwany zo-stał z miejsca, przez strumień powietrza przepływają-cy od otworu przedniego koła. Przeleciał przez kabinę pasażerską, a następnie wypadł z kadłuba przez bocz-ny otwór, w wersjach bombowych używany jako stano-wisko bocznego karabinu maszynowego, w transpor-towych zamykany klapą. Klapa ta miała być otwarta, bądź niezablokowana, co spowodowało jej uchylenie, aby przepuścić lecący worek. Wydaje się to być mało prawdopodobne, lecz możliwe, dopóki nie przeanali-zuje się budowy wewnętrznej samolotu. Otóż na swej drodze lecący przedmiot musiał napotkać przeszkodę nie do przebycia – drewnianą podłogę kabiny. Prze-cież w sytuacji zakładanej przez Bertelskiego przy każdym starcie i lądowaniu przez kabinę mógłby się przetaczać istny huragan (prędkość ponad 200km/h), miotając nie tylko workami z pocztą. Poza tym, samo-lot startował pod kątem natarcia3) około 15°. Linia łą-cząca otwór w bocznej ścianie z punktem domniema-nego zaklinowania tworzy z osią kadłuba kąt wyraź-nie mniejszy – o rozwartości 10°. Wniosek – jeśli na-wet worek wypadłby tą drogą z kadłuba, najprawdo-podobniej przeleciałby nad statecznikiem, nie czyniąc żadnej szkody. Ponadto poczta pakowana była w wor-ki piętnastofuntowe, czyli o rozmiarach zbliżonych do piłki służącej do gry w koszykówkę. Jak zatem tak duży worek miał zmieścić się w szczelinie statecznika? Bertelski odpowiada: „nie cały worek, lecz jego luźny koniec”. Niemniej jednak ta szalona hipoteza zdobyła taką popularność w Wielkiej Brytanii, że zapoznał się z nią książę Philip, który dołożył starań aby przetłu-maczona wersja dotarła do prezydenta Wałęsy.
3. Kąt natarcia – kąt między cięciwą płata nośnego a kierun-kiem przepływu niezaburzonego, równy w pierwszym przybliżeniu kątowi między osią kadłuba i kierunkiem lotu.
15www.sonda.org.pl
Nie sposób przy-wołać wszystkie wątki sprawy czy przywołać zeznania wszystkich świad-ków, gdyż jest to te-mat, jak dotąd, nie-wyczerpany. Należy jednak wspomnieć
jeszcze o Ewie Chapman, niestety już nieżyjącej, która znała miejsce przechowywania brytyjskich dokumen-tów dotyczących katastrofy – opatrzonych klauzulą TOP SECRET z wyraźną adnotacją: „nie do otwarcia przed upływem dwustu lat”. Chapman współpraco-wała również z polsko – angielską komisją dochodze-niową powołaną jeszcze w lipcu 1943 roku, a której istnienie dziwiło jeszcze niedawno wielu historyków. W drugim dniu działania komisji, gdy Polska strona miała już „poważne osiągnięcia” zaniechano dalszych prac w prosty sposób: „Posiedzenia Komisji Docho-dzeniowej są zawieszone aż do odwołania”. Odwoła-nie to obowiązuje do dnia dzisiejszego…
Na koniec kilka wniosków, do jakich doszli ludzie zajmujący się tą sprawą:
„To nie była katastrofa. To był zaplanowany sabotaż. To było morderstwo” - twierdzi prof. Jerzy Maryniak
Profesor Zbigniew Dmo-chowski mówi natomiast: „Wielu historyków nie traktu-je poważnie lub wręcz odrzu-ca opinie techników na temat faktów historycznych. Opinie te (…) mogą mieć decydujące znaczenie dla poznania praw-dy o tym tragicznym wydarze-niu. Wykonanie zamachu jest niewątpliwie brytyjskie, wie-lu historyków uważa, że za za-machem stał Kim Philby, słyn-ny agent sowiecki, który miał być wówczas obecny w Gibral-tarze.”
Z taką tezą nie zgadza się natomiast Jan Nowak Jezio-rański, mówiąc: „Wielka Bry-tania nie miała żadnego po-wodu, by zabijać najbardziej oddanego jej i lojalnego przy-jaciela. Łacińskie przysłowie – ten uczynił komu zbrodnia przyniosła korzyść – wskazu-je na Sowiety, bo usunięcie pol-skiego przywódcy (…) ułatwiło późniejszą grę Stalinowi”
Dla J.W. Wypiórkiewicza zaś to, że: „Generał Władysław Sikorski zginął w zamachu wy-
daje się być sprawą udowodnioną.” „Katastrofa w Gibraltarze w której zginął generał
Sikorski, była sprowokowana. To nie ulega wątpliwo-ści.” – stwierdza Jerzy Lenartowicz, historyk.
Podobne wnioski wysnuwa Alfred Schlick, histo-ryk: „Śmierć Sikorskiego była uzgodniona między prezydentem USA F. Rooseveltem, a brytyjskim pre-mierem W. Churchillem.”
Dość wymowne zdają się również być słowa ano-nimowego człowieka z jednostki Abwehry, która wówczas miała swą siedzibę w Krakowie:
„Wiadomość o planowanej katastrofie dotarła do Centrali Abwehry (…) pod koniec czerwca 1943r. (…) Czeski pilot został poinformowany o możliwości awarii. (…) Udziału w locie nie mógł odmówić. Gen. Sikorski poniósł śmierć w chwili gdy samolot rozpo-czynał rozbieg na pasie startowym. Kres życia gene-rała położyły dwie kule rewolwerowe4). Los pasaże-rów (…) dopełnił się ostatecznie podczas detonacji.”
Łukasz Bańdur
4. Wykluczone po sekcji zwłok generała.
TEMAT NUMERU
16 Sonda | Maj 2009 Nr 01
Materiały pomocne w przygotowaniu artykułu:
1. Donald D. Bombowce w II wojnie światowej, Wydawnictwo Amber, Warszawa 2001
2. Maryniak J., Ostatni lot generała Sikorskiego –Gibraltar, 4lipca 1943r., NIT. Nauka, Innowacje, Technika, 1/2003
3. Maryniak J., Śmierć generała Sikorskiego – katastrofa czy sabotaż?, NIT. Nauka, Innowacje, Technika, 2/2003
4. Maryniak J., Śmierć generała Sikorskiego – kontrowersje, znaki zapytania, skrywane dowody, NIT. Nauka, Innowacje, Technika, 1/2005
5. Niccoli. R., Samoloty, Dom Wydawniczy Ballona, Warszawa 2001
„Śmierć Sikorskiego była uzgodniona między prezydentem USA F. Rooseveltem, a brytyjskim premierem W. Churchillem.”
Alfred Schlick,
www.sonda.org.pl 17www.sonda.org.pl
To tu odbył sie w roku 2009 Międzynarodowy Kon-gres Astronautyczny (IAC) oraz Space Generation Congress (SGC).
Hasło kongresu brzmiało: „ Od wyobraźni do rzeczywi-stości”. Zgodnie z tym hasłem przebiegał cały kongres. Juz sam widok budynku wystawowego zapierał dech w pier-siach. Ogromna ultranowoczesna bryła, niczym konstruk-cja z dalekiej przyszłości. We wnętrzu kryło się pięć ogrom-nych sal ekspozycyjnych wypełnionych najnowszymi osią-gnięciami techniki kosmicznej. Począwszy od ogromnych silników rakietowych aż po modele przyszłych statków ko-smicznych. Jednak IAC to nie tylko krótki wybieg w przy-szłość, ale przede wszystkim okazja, żeby spotkać ludzi z całego świata o podobnych zainteresowaniach.Podczas kongresu wygłoszono aż 1600 prezentacji technicz-nych, odbyło sie siedem dysksji panelowych, w których uczest-niczyły takie osobistości jak np. Mike Gryfin, admini-strator NASA, James Zimmerman, szef federacji astronautycznej czy Jean-Jacques Do-rian, dyrektor ge-neralny ESA. Nie-trudno było o zdo-
bycie autografu przynajmniej jednego z kilkunastu astro-nautów obecnych na kongresie. Największe wrażenie zrobił na mnie fakt, że środowisko badaczy kosmosu jest tak otwarte na spotkania i rozmowy. Bez żadnych problemów można było wdać się w dyskusję chociażby z samym szefem lotów załogowych NASA, co też, ko-rzystając z okazji, uczyniłem. Integracji sprzyjała do-stępność licznych kafejek a także specjalnie zorganizo-wane wieczorne bankiety.Głównym wydarzeniem kongresu stał się trzeci chiń-ski załogowy lot w kosmos. Chiński program kosmicz-ny jest prowadzony w całkowitej tajemnicy. Pierwsze wyjście tajkonautów ze statku Shenzhou na spacer ko-smiczny pokazuje jak daleko w swoim programie lo-tów załogowych są Chińczycy. Pikanterii sprawie doda-je fakt, że NASA dosyć głośno mówi o planach lądowa-nia na księżycu w 2018 roku. Za kilka lat możemy być świadkami kolejnego wyścigu na srebrny glob, tym ra-zem miedzy USA a Chinami. Zwłaszcza, że te zapowie-działy przeprowadzenie na orbicie manewru doko-wania 2 statków Shenzhou oraz budowę własnej stacji orbitalnej od 2011 roku.
m i a s t o m a r z e ńGlasGow,
18 Sonda | Maj 2009 Nr 01
NAUKA NA ŚWIECIE
fot. Uniwersytet w Glasgow, Szkocja
m i a s t o m a r z e ńInnym, dość często przewijającym się na konferencji był temat budowy międzynarodowej bazy na księżycu. Nie wiadomo jeszcze kto jako pierwszy powróci na srebrny glob, jednak panuje zgodność co do tego, że kilka lat póź-niej (pada data 2024 lub 2026 rok) na księżycu powsta-nie stała baza naukowa. Bedzie ona miała charakter prawdziwie międzynarodowy. Wydaje sie ze za takim scenariuszem opowiadają sie USA, Europa, Roja, Japo-nia i Indie. Stanowisko Chin w tej sprawie jest niezna-ne. Już dziś są opracowywane technologie potrzebne do założenia bazy, a nawet znane i przetestowane pro-jekty produkcji paliwa i tlenu z regolitu księżycowego. Niesamowita wydaje się przy tym koncepcja wyłapy-wania tlenu atomowego wprost z wiatru słonecznego.Na tegorocznym IAC-u obchodzono również dziesiątą rocznicę powstania Międzynarodowej Stacji Kosmicz-
nej (ISS). Wychodzi ona nareszcie z fazy budowy i staje się prawdziwą platformą
naukową do przeprowadzania ekspe-rymentów. Do tej pory głównym
zajęciem astronautów było roz-budowywanie stacji. Za dwa
lata planowane jest ostateczne zakończenie przedsięwzięć bu-dowlanych i rozpoczęcie inten-sywnej pracy sześciu naukow-ców. Ciekawy też jest fakt, że eks-p e r y me nt a m i na ISS zainte-resowane są nie tylko uczelnie, ale również wie-le firm planują-cych testy w za-kresie nowych technologii, ma-teriałów i leków najnowszej ge-neracji.
Mateusz Wolski
19www.sonda.org.pl
I POSZYBOWALI
Jeden z najpopularniejszych polskich szybowców trenin-gowych SZD-30 Pirat. Piraty były produkowane od 1966 r. i nadal w są wykorzystywane w wielu polskich aeroklu-bach. Szybowiec okazał się również hitem eksportowym. Modele Pirata można było spotkać w Wenezueli, Argenty-nie, Egipcie, Australii i Północnej Korei.
Piraty” często są nazywane „zabójcami dziewczyn”. Z po-wodu dość sporej dysproporcji pomiędzy siłą potrzeb-ną do działania sterem wysokości (bardzo mała), a lot-kami (duża), wiele słabszych fizycznie pilotów (zwłaszcza dziewczyn) nie potrafiło zapanować nad szybowcem, co doprowadzało do wypadków lotniczych.
Szybowiec SZD-50 Puchacz szykuje się do lotu. Jest to jeden z nielicznych polskich szybowców dwumiejsco-wych wykorzystywanych po-wszechnie w podstawowym szkoleniu lotniczym. Na Pu-chaczach młodzi szybowni-cy uczą się przede wszystkim techniki pilotażu oraz pod-stawowej akrobacji lotniczej (pętla, korkociąg, ranwers).
FOTOREPORTAŻ
20 Sonda | Maj 2009 Nr 01
21www.sonda.org.pl
Szybownik przygotowuje się do lotu. Obecnie wyposażenie szybowca w palm-topa i GPS to standard. Jednak obowiąz-kiem każdego pilota jest zapoznanie się z trasą planowanego przelotu. Oprócz elektronicznej wersji mapy, każdy lotnik korzysta również z jej papierowego od-powiednika.
Hangar górskiej szkoły szybowcowej na górze Żar.
„Stacja kontroli lotu” to dla szybowników zwykły stolik z radiostacją i obsługą na-ziemną. W tym dniu odbywają się zawo-dy, dlatego panuje tam tak duży tłok.
Górska szkoła szybowcowa „Żar” poło-żona jest w samym sercu Beskidu Ma-łego, tuż nad Jeziorem Międzybrodzkim.
FOTOREPORTAŻ
22 Sonda | Maj 2009 Nr 01
23
Na szczycie góry Żar znajdu-je się sztuczny zbiornik wodny. Jest to część elektrowni szczy-towo-pompowej „Porąbka-Żar”.
Na szybie widoczny jest podsta-wowy przyrząd tzw. icek, czy-li przyklejony zwykły kawałek sznurka wskazujący kierunek wiatru. Jest to również najlepszy wskaźnik, ponieważ ma bardzo prostą konstrukcję, nigdy się nie psuje oraz działa najszybciej.
Lotnisko na Żarze to po prostu łąka. W dodatku dość znacznie pochylona.
Szybowce (Jantar-Standard 2, Junior, Pirat) gotowe do lotu czekają na swoich pilotów. W tle widać dolną stację kolei szynowej prowadzącej na szczyt Żaru.
23www.sonda.org.pl
24 Sonda | 42 Marca 2009
KARIERA
W dzisiejszych czasach rynek pracy stawia młodym lu-dziom wysokie wymagania.
Jednym ze sposobów uatrakcyjnienia swoich kwalifikacji są studia na zagra-nicznej uczelni.
Podczas takich studiów z pewnością opanujemy per-fekcyjnie język lub nawet kilka języków obcych, pozna-my odmienną kulturę, inny styl życia oraz różny od na-szego system nauczania. Wszystko to sprawia, że staje-my się bardziej otwarci na świat i tolerancyjni. Nie bez powodu przecież mówi się, że podróże kształcą. Ludzie wracający do kraju po takiej przygodzie będą chcieli wy-korzystać swoją wiedzę nie tylko tę zdobytą na uczel-ni, lecz także tę nabytą podczas pobytu w obcym kraju. Co trzeba zrobić, jakie warunki trzeba spełniać, aby, za-cząć edukację na zagranicznej uczelni? Oto krótki infor-mator o studiach w USA oraz w Wielkiej Brytanii.
Studia w USAPo szkole średniej mamy 4-letni program studiów un-
dergraduate w college’u lub university, na którym uzysku-jemy tytuł bachelor. Można kontynuować studia gradu-ate na unversity uzyskując tytuł Master of Science (MS). Jest to odpowiednik polskiego magistra, a studia trwa-ją od roku do dwóch lat. Po uzyskaniu tytułu MS można zrobić doktorat Ph.D. który trwa zazwyczaj 3 lata. Co jest nam potrzebne do rozpoczęcia studiów? Pierwsza sprawa to przetłumaczone świadectwa. Po drugie musimy napi-sać esej (tzw. Personal Essay). Dla amerykańskich uczelni osobowość kandydata jest bardzo ważna. Najistotniejsze pytania, na które odpowiada esej to: kim jestem? Co do-tąd zrobiłem? Co chcę osiągnąć? Dobrze jest pokazać esej native speakerowi w celu wszelakich poprawek. Dzięki dobrze napisanemu esejowi możemy dostać stypendium. Następnie należy zdać SAT – standardowy test umiejęt-ności logicznego myślenia dla starających się o przyjęcie na studia undergraduate lub SAT II – są to testy przed-miotowe na najlepsze uczelnie. Większość uczelni wyma-ga zaliczenia testu językowego TOEFL (www.toefl.org). Koszt takiego testu to około 140 dolarów. Dodatkowo należy przedstawić trzy listy rekomendujące, najlepiej od nauczycieli oraz udokumentowanie posiadania środ-ków finansowych na pierwszy rok studiów. Opłata przy składaniu podania na studia to max. 100 dolarów (za-
24 Sonda | Maj 2009 Nr 01
KARIERA
po angielskustudia
zwyczaj około 40), a termin składania kompletnych do-kumentów to styczeń lub luty. Koszty studiów undergra-duate wraz z utrzymaniem wynoszą od 11 tys. (w Com-munity College) do 33 tys. dolarów rocznie (w czterolet-nich uczelniach prywatnych). Uzyskanie od uczelni po-mocy finansowej, która pokrywałaby praktycznie całe koszty studiów podstawowych i utrzymania jest trud-ne. Warto skorzystać ze specjalistycznej wyszukiwarki stypendiów, jak np. www.scholarships.com czy www.fa-stweb.com. Studenci zagraniczni mają prawo do pracy na terenie campusu w wymiarze do 20 godzin tygodnio-wo. Wiele uczelni obniża koszt studiów o wartość tej pra-cy.
Jeżeli chodzi o studia gradualne to dodatkowo na-leży dołączyć przetłumaczony dokładnie indeks oraz GRE- test na logiczne myślenie wymagany od ubiegają-cych się o przyjęcie na studia zaawansowane MS i Ph.D. (www.gre.org). Sprawy finansowe na studiach gradu-ate wyglądają zupełnie inaczej. Większa część studen-tów studiuje za darmo, wielu studentów dostaje stypen-dium wynoszące od 800 do 1000 dolarów miesięcznie. Wizy studenckie to: F1, J1, M1. Sprawa wiz nie powinna stanowić problemu, więcej na ten temat na stronie www.usa.info.pl.
Istne kompedium wiedzy o studiach w USA stano-wią strony www.pso-usa.org/Polish/Studia/info/infor-mator.htm oraz www.collegeboard.org. Na tej drugiej znajdziemy także wszystkie formularze, a także odnośni-ki do uczelni, możemy tam złożyć wszelakie podania.
Studia w Wielkiej BrytaniiSystem edukacji wyższej w Wielkiej Brytanii jest po-
dobny do tego w USA. Mamy więc odpowiednio tytu-ły bachelor, master oraz Ph.D. Studia na wyspach róż-nią się znacznie od naszych, kładziony jest tam przede wszystkim większy nacisk na przygotowanie praktyczne. W programie z pełnym kursem mamy tylko 20 godzin zajęć tygodniowo, trzeba za to dużo więcej pracy włożyć na naukę indywidualną. Następną różnicą jest to, że rok akademicki trwa trzy semestry, każdy trwa dwa miesią-ce, czyli w sumie w roku kalendarzowym jest więc tylko 6 miesięcy zajęć. Jeżeli chodzi o finanse, to opłaty za studia w Anglii wynoszą do 3 tys. funtów, ale studenci, których prawni opiekunowie zarabiają mniej niż około 22000 funtów będą mieli prawo otrzymać pożyczkę na czesne. Pożyczka będzie równa czesnemu i jest oprocentowana na poziomie inflacji. Musimy ją spłacać dopiero wtedy, gdy zarabiamy powyżej 15 tysięcy funtów rocznie (spła-camy wtedy 9% z tej nadwyżki). Natomiast w Szkocji na-sze czesne jest całkowicie pokrywane przez państwo. Za-wsze możemy dorobić pracując, ale nie więcej niż 15 go-dzin tygodniowo (jeżeli chcemy pracować więcej to mu-simy uzgodnić to z naszym tutorem). Życie w Zjednoczo-nym Królestwie to koszt od 5,5 tys. do 8 tys. funtów rocz-nie. Aby studiować, trzeba zdać egzaminy z języka w sys-temie IELTS na studia licencjackie – co najmniej 5,0; studia magisterskie – od 6,5. Czasami, choć rzadziej, uczelnie honorują też certyfikaty Cambridge – First Certificate, Advance i Proficiency. Strona przez, któ-rą składamy aplikacje na studia undergraduate w ca-łym Zjednoczonym Królestwie to strona UCAS – Uni-
versity and Colleges Application System (www.ucas.com). Wypełniamy tam formularze na temat swojej oso-by, umieszczamy też informacje na temat edukacji, ocen, których nauczyciele spodziewają się na naszym świadec-twie maturalnym, a także referencji od nauczycieli. Nie-zwykle ważne jest również personal statement (pewne-go rodzaju list motywacyjny, którego opis można znaleźć w Internecie). Dodatkowo musimy okazać przetłuma-czone świadectwo. Aplikacje na studia postgraduate skła-damy bezpośrednio na uczelnie. Jeżeli chodzi o terminy, to większość przyszłych studentów może składać aplika-cje do 15 stycznia, inny termin mają natomiast zaintere-sowani takimi kierunkami jak np. architektura czy me-dycyna, dla nich termin składania aplikacji mija 15 paź-dziernika. Wysyłając aplikacje można dostać tzw. condi-tional offer, czyli listę wymogów np. zdanie odpowiednio certyfikatu językowego.
Oto kilka przydatnych linków do wyszukiwania uczelni i kursów w UK: www.ucas.com; www.educationuk.org; www.hero.ac.uk; www.scit.wlv.ac.uk/ukinfo oraz kilka do znalezienia odpowiedniego stypendium: www.britishcouncil.pl; www.britishembassy.pl; www.scholarship-search.org.uk; www.hero.ac.uk/research/getting_funded226.cfm
Studia za granicą to z pewnością dobry i możliwy do zrealizowania pomysł, musimy jednak wiedzieć, ile czeka nas przez to poświęceń. W dzisiejszym świecie, w którym trzeba naprawdę zabłysnąć na rynku pracy, żeby dostać pracę marzeń czy to w Polsce, czy za granicą, wyjazd na uczelnie do obcego kraju z pewnością będzie dobrym rozwiązaniem.
Kamil Kaczmarczyk
25www.sonda.org.pl
W czasach wolnego rynku w Polsce coraz więcej mło-dych osób zastanawia się
nad swoją przyszłością. Pierwsze prze-myślenia odnośnie swojej kariery do-tyczą wyboru pomiędzy pracą u ko-goś a stworzeniem własnego biznesu. Osobą, która wybrała własny biz-nes jest Mateusz Romanowski, który opowiedział nam o swojej działalności.Bartosz Dąbrowski:Powiedz coś o sobie, kim jesteś, czym się zajmujesz? Mateusz Romanowski:Od początku liceum zaj-muje się biznesem inter-netowym, obecnie jestem studentem trzeciego roku SGH i współwłaścicie-lem spółki będącej ope-ratorem kilku serwisów internetowych o łącznej oglądalności około mi-liona użytkowników mie-sięcznie. Niedawno zaczą-łem też pisać blog na Ma-teu sz Roma now sk i .com na temat startupów oraz finansowania projektów internetowych. Tam też znajdziecie więcej infor-macji o mnie oraz dane kontaktowe.BD: Opowiedz o począt-kach Twojej przygody z biznesem. Kiedy się za-częła i jak wyglądał twój pierwszy start-up ? Jakie problemy były najtrudniejsze do przezwyciężenia? MR: Moja przygoda z rynkiem internetowym zaczę-ła się jako hobby. Jeszcze w czasach przedlicealnych zacząłem umieszczać artykuły geograficzne na stwo-rzonej przez siebie stronie internetowej. Ponieważ oglądalność rosła i pojawiły się możliwości mate-
rializacji tego ruchu. Zacząłem osiągać przycho-dy, które pozwoliły na pierwsze inwestycje, na przy-kład płatny hosting, nowe oprogramowanie, grafi-ka czy stworzenie nowego serwisu internetowego. Gdy zacząłem zarabiać, pojawiły się problemy z księ-gowaniem przychodów. Tutaj z pomocą przyszli mi rodzice, którzy umożliwili mi opodatkowanie po-wstałych dochodów poprzez działalność gospodar-czą mojego taty. Jednocześnie mogłem liczyć na ich wsparcie w kwestiach organizacyjno-prawnych. Pierwszą prawdziwie własną działalność gospodar-czą założyłem od razu po skończeniu 18 lat. Zawsze miałem predyspozycje do skupiania wokół siebie lu-dzi. Mieszkając jeszcze w Ełku, udało mi się stwo-rzyć kilkuosobowy zespół ludzi, których zatrud-niałem do współpracy i rozwoju naszych projektów. Byli to głównie moi rówieśnicy, była tam też jedna
osoba pracująca na eta-cie. Już na wczesnym eta-pie zatrudniałem progra-mistów i webdevelope-rów, ponieważ ich umie-jętności potrzebne do two-rzenia wydajnych aplika-cji były większe niż moje. Mimo rozpoczęcia stu-diów i zmiany miejsca za-mieszkania część starego zespołu wciąż jest ze mną, zwłaszcza, jeśli chodzi o dział IT. Kontaktujemy się przy pomocy Internetu. BD: Teraz może opowiedz nam coś więcej o realizo-wanych projektach. Jak wyglądają i do czego słu-żą? W jaki sposób na nich zarabiasz? MR: W tej chwili jestem
zaangażowany głównie w projekt serwisu wymia-ny wiedzy dla młodzieży (głównie szkolnej), Odpo-wiedz.pl oraz kilka innych, mniejszych serwisów. Mamy oglądalność dochodzącą do miliona użyt-kowników miesięcznie, a zarabiamy głównie na re-klamie oraz pośrednictwie. Jest jeszcze kilka in-nych projektów na wczesnym etapie rozwoju, będę o nich informował na bieżąco na swoim blogu.
zajmuję się od początku liceum…Biznesem internetowym
26 Sonda | Maj 2009 Nr 01
KARIERA
BD: W jaki sposób promujesz swoje serwisy? MR: Głównie jest to SEO (przyp. Search engine opti-mization) oraz animacja społeczności. Mamy też bazy mailingowe zarejestrowanych u nas użytkow-ników, więc taki kontakt również służy promocji. BD: Jakie problemy napotykasz teraz? MR: Duża oglądalność i specyfika serwisu (tre-ści dynamiczne) nie pozwala serwerom na bez-czynność. I mimo wielu prób optymaliza-cji oprogramowania do większego obciąże-nia, jest to nadal jeden z głównych problemów, ale jednocześnie wyzwań, jakie przed nami sto-ją: zapewnienie stabilności działania serwerów. BD: Jakie możesz przekazać rady osobom chęt-nym do założenia własnego serwisu internetowego. Czy warto się w to angażować? MR: Jeśli czujesz się w tym temacie swobodnie, to warto. Nawet bez superoryginalnego pomy-słu. Na zachodzie jest dużo projektów, których nie ma w Polsce, a którymi warto się inspirować. Naj-lepiej jednak znaleźć partnera z doświadczeniem w tego typu biznesie, który pomoże wybrać właści-wą drogę rozwoju działalności. Jeżeli masz umiejęt-ności techniczne to warto wybrać kogoś, kto będzie Cię uzupełniał w umiejętnościach nietechnicznych. O temacie startu w e-biznesie, jak również finan-sowaniu, czy poszukiwaniu partnerów piszę też na swoim blogu. To bardzo ciekawy, ale i obszer-ny temat - Trudno odpowiedzieć jednym zdaniem. BD: Ostatnie pytanie: Jakie masz plany na przy-szłość odnośnie Twoich projektów oraz swojej oso-by? MR: Na pewno chcemy rozwijać nowe projekty, z no-wymi ludźmi. W tej chwili będę działać głównie na rynku polskim. Chcę pomóc innym studentom i absolwentom w uruchamianiu własnego e-biznesu, wesprzeć w znalezieniu partnerów, sposobów finanso-wania oraz określeniu strategii rozwoju. Jeżeli chcesz działać, napisz: [email protected] Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Bartosz Dąbrowski
Mateusz Romanowski jest studentem III roku Szkoły Głównej Handlowej. Od wielu lat dzia-ła w branży internetowej realizując własne projek-ty takiej jak Odpowiedz.pl czy ZadajPytanie.pl.Więcej informacji znajdziecie na jego osobistej stronie internetowej: www.mateuszromanowski.com. Mateusz Romanowski prowadzi również blog o te-matyce związanej z Internetem oraz start-up’ami: mateuszromanowski.blogspot.com .
R E K L A M A
27www.sonda.org.pl
Nawet w jeden dzień młody przedsiębiorca jest w stanie otworzyć własną firmę. Polska
biurokracja i przytłaczające koszty nie są już problemem.
Od 2004 roku Akademickie Inkubatory Przedsiębior-czości umożliwiają początkującym inwestorom łagodne wejście na rynek, dając jednocześnie możliwość skupie-nia się na biznesplanie, strategii oraz na osiągnięciu szyb-kiego sukcesu.
Nowopowstające firmy są odciążone finansowo w najtrudniejszym okresie działalności – starcie, dzię-ki temu mają dużo lepsze warunki, aby zaistnieć na kon-
kurencyjnym rynku. Koszt założenia własnej dzia-
łalności gospodar-czej to dzisiaj
ok. 2600 PLN (rejestracja działalności, otwarcie kon-ta, ZUS, wynajęcie biura, księgowość, szkolenia, pora-dy prawne, telefon, internet). Nie sposób nie wspomnieć o tym, że proces jest niezwykle czaso i energochłonny. Łącznie z dostarczeniem dokumentów do odpowiednich urzędów proces trwa ok. 3-4 tygodni.
Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości oferują ekspresowe założenie firmy, wsparcie w trakcie jej roz-woju poprzez prowadzenie księgowości, porady prawne, czy też poszukiwanie środków na finansowanie przedsię-biorstwa i umożliwiają znacznie tańsze prowadzenie wła-snej działalności.
Decydując się jednak na założenie własnego biznesu, trzeba mieć własny kapitał, ponieważ (jak do tej pory) nie ma możliwości wzięcia kredytu na start-up z AIP. Wciąż trwają o to negocjacje z bankami. Innymi możli-wościami finansowania działalności są konkursy organi-zowane przez AIP, jak np. Konkurs na Biznesplany, Se-edcapital.
Współpracować z Inkubatorami może każdy do 30 roku życia. Miesięczny koszt kooperacji to 200 PLN
(odejmowane od zysku wy-pracowanego przez fir-
m ę ) .
inkubacja
B i z n e s u
28 Sonda | Maj 2009 Nr 01
KARIERA
Umowa podpisana może być w każdym punkcie Akade-mickich Inkubatorów Przedsiębiorczości.
Beneficjent w każdej chwili może również wyjść z AIP z zachowaniem miesięcznego terminu wypow-iedzenia. Jako że działa się w ramach AIP, to z punktu widzenia prawa, cały dobytek firmy jest własnością AIP, lecz wychodząc spod skrzydeł AIP, zarobione środki wypłaca się na podstawie umowy o dzieło lub zlecenie. Natomiast rzeczy, które zostały wliczone w koszty, a wiec własności AIP (np. laptop) zostają przekazane na pod-stawie umowy barterowej albo na zasadzie zrzeczenia się na rzecz osoby fizycznej. AIP nie roszczą sobie żadnych praw do tego, co wypracował beneficjent. Jeżeli chodzi o podatki, płaci się je tylko i wyłącznie w momencie wypłaty środków – mówi Piotr Żytkiewicz prezydent AIP działający przy SGH w Warszawie.
Maksymalny okres inkubacji (pomocy ze strony AIP) to 24 miesiące. w tym okresie każda firma powin-na rozwinąć się, osiągnąć zyski umożliwiające unieza-leżnienie się od AIP, w innym wypadku musi zakończyć działalność.
W Polsce Akademickie Inkubatory Przedsiębior-czości funkcjonują przy 31 uczelniach w Polsce, z cze-go przy 6 w Warszawie m.in. przy Politechnice Warszaw-skiej, Uniwersytecie Warszawskim, czy Szkole Głównej Handlowej.
Z AIP współpracuje obecnie ok. 600 firm, a ok. 2000 przewinęło się już w trakcie całego okresu ich działalno-ści. Do takich firm należą, HighClass – sklep interneto-wy z luksusowymi towarami, EastWestLink – biuro po-średnictwa pracy, a także FLEXIS – firma zajmująca się tworzeniem portali internetowych WWW i katalogów.
Jak układa się współpraca z Akademickimi Inkuba-torami? Oto krótki wywiad z właścicielem firmy, która zakończyła już współpracę z AIP: Tomasz Surynowicz: Jak długo FLEXIS współpracował z Akademickimi Inkubatorami Przedsiębiorczości?
Stanisław Fiedor: Prawie 1,5 roku
TS: Współpracując, z AIP trudno o kredyt lub inne finansowanie na „start-up”, skąd zatem pochodziły środki na rozpoczęcie działalności?
SF: Charakterystyka działalności, jaką jest tworzenie serwisów oraz katalogów internetowych, nie wymagała większych nakładów na biznes, natomiast środki, które były niezbędne pochodziły z naszych własnych kieszeni.
TS: Czy współpraca opłacała się, tzn. gdyby firma po-nownie miałaby wybrać strategie wejścia na rynek, czy byłoby to wejście z AIP?
SF: Raczej tak, dla firm rozpoczynających działalność z Akademickimi Inkubatorami Przedsiębiorczości bar-dzo atrakcyjnym wydają się być relatywnie niskie kosz-ty. Zaletą inkubatorów jest jednak przede wszystkim to, że pozwalają osobom, które zaczynają swoją dro-gę z biznesem na „inkubowanie się”, czyli zabezpiecza-ją przed ryzykiem, na które niedoświadczony przed-siębiorca może natrafić, rozpoczynając działalność go-
Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości. Dlaczego warto?►Brak konieczności rejestrowania
własnej działalności gospodarczej►Zwolnienie ze składki ZUS►Księgowość prowadzona przez specjalistów►Dostęp do porad prawnych►Udostępnianie biur►Dostęp do bezpłatnych szkoleń►Wsparcie w promocji i reklamie►Pomoc w pozyskiwaniu środków na finansowanie firm
spodarczą (rachunkowość, zagadnienia prawne itp.)TS: Co oferowały AIP podczas okresu inkubacji i jak często korzystał Pan z tych udogodnień?
SF: AIP zaoferowały mojej firmie biuro, sprzęt biuro-wy itp. (choć częściej korzystałem z samego adresu, niż biura), a także na bieżąco prowadziły rachunkowość i udzielały porad prawnych.
TS: Czy zauważył Pan jakieś negatywne aspekty pod-czas współpracy z AIP i jakie problemy Pan napotkał?
SF: Różne ograniczenia np. związane z koniecznością zatwierdzania niektórych umów przez dyrektorów, trud-ności w pozyskaniu finansowania itp
TS: Teraz ma już Pan porównanie, gdy FLEXIS wy-szedł już spod skrzydeł AIP. Czy rzeczywiście łatwiej było funkcjonować z pomocą Inkubatorów?
SF: Łatwiej ze względu na niższe koszty, trudniej ze względu na ograniczone możliwości rozwoju.
TS: Co poleciłby Pan młodym przedsiębiorcom, któ-rzy zamierzają założyć własną firmę?
SF: Wykorzystać AIP by wypróbować swój biz-nes – gdyż wówczas ryzyko, jakie ponosicie jest nie-wielkie – a jeżeli pomysł „wypali”, wtedy będziecie mo-gli już bez obaw wkroczyć z własną działalnością na ry-nek.
Nie wszystkie firmy są jednak usatysfakcjonowane ze współpracy z AIP. Jedna z firm współpracująca z wie-loma klientami instytucjonalnymi podczas koopera-cji napotkała wiele nieprzyjemności i trudności związa-nych z prowadzeniem firmy z AIP. Należą do nich mię-dzy innymi kłopoty w kontaktach z pracownikami AIP, problemy z przepływem informacji, trudności w pozy-skiwaniu potrzebnych dokumentów i podpisów. Nale-ży, zatem indywidualnie podejść do kwestii współpracy z AIP, rozpatrzyć wszystkie za i przeciw oraz zastanowić się, czy charakter działalności pozwala na taką współ-pracę.
Tomasz Surynowicz
29www.sonda.org.pl
Popularność finansowania przed-sięwzięć ze środków publicznych stale wzrasta. Głównym powo-
dem dużego zainteresowania pozyska-niem współfinansowania jest wielkość dostępnych środków.
Dzięki środkom z Unii Europejskiej przeznaczo-nym na lata 2007-2013 polskie przedsiębiorstwa mogą uzyskać pomoc w skali nieporównywalnie większej, niż kiedykolwiek wcześniej – wartość programów re-alizowanych zarówno na poziomie krajowym, jak i re-gionalnym przekracza 85 mld EUR, (z czego ponad 67 mld EUR z budżetu UE). Jest więc o co walczyć. Za unijne pieniądze kupimy praktycznie wszystko, co pomoże zrealizować naszą inwestycję. Warto się spieszyć, ponieważ za 4 lata, przy następnym podzia-le środków unijnych, Polska zapewne nie otrzyma już tak znaczącej pomocy.
Chcąc uzyskać wsparcie z budżetu Unii możemy sko-rzystać z wielu programów operacyjnych. Dzielą się one na regionalne i krajowe. Pro-gramy regionalne przezna-czone są dla podmiotów pla-nujących realizację swoich projektów w ramach dane-go województwa. Do krajo-wych natomiast zaliczamy następujące programy: Pro-gram Operacyjny Infrastruktura i Środowisko, Pro-gram Operacyjny Kapitał Ludzki, Program Opera-cyjny Innowacyjna Gospodarka, Program Operacyj-ny Rozwój Polski Wschodniej, Programy w ramach Europejskiej Współpracy Terytorialnej oraz Program Operacyjny Pomoc Techniczna. Każdy z nich nakie-rowany jest na wsparcie określonego rodzaju aktyw-ności.
W różnych mediach możemy znaleźć grom infor-macji na temat pozyskiwania dotacji unijnych, ale de facto większość z nas nie zna kluczowych zasad dzię-ki którym te środki możemy otrzymać.
W myśl przepisów UE pomoc publiczna jest za-broniona, jednakże udzielenie bezpośredniej pomo-
cy podmiotom sektora prywatnego jest dopuszczal-ne. W szczególności możliwe jest to w słabo rozwi-niętych regionach. Traktat Ustanawiający Wspólnoty Europejskie pozwala na udzielanie pomocy na rozwój gospodarczy tym regionom, w których poziom życia jest niezwykle niski lub tym, w których istnieje po-ważny stan niedostatecznego zatrudnienia (regiony, w których produkt krajowy brutto na jednego miesz-kańca jest niższy niż 75% średniej krajów Unii Euro-pejskiej). w przełożeniu na praktykę pozwala to objąć pomocą cały obszar Polski. Wspieranie najsłabiej roz-winiętych regionów jest jednym z priorytetów Wspól-notowej Polityki Spójności. Efektem tych działań bę-dzie m.in. zwiększenie konkurencyjności, wzrost za-trudnienia, rozwój innowacyjności oraz zwiększenie wyspecjalizowanych zasobów kapitału ludzkiego.
Beneficjentem funduszy strukturalnych są przede wszystkim mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa,
które pełnią główną rolę na-pędową Jednolitego Rynku Europejskiego. To one są mo-torem gospodarki, zwiększa-ją konkurencyjność oraz przyczyniają się do rozwo-ju kapitału ludzkiego. Czę-sto w praktyce spotykamy się z sytuacją, że te właśnie fir-my mają trudności z uzyska-niem środków na własne in-westycje, co stanowi dla nich barierę dla dalszej ekspansji. Wychodząc naprzeciw nie-doskonałości rynku Komisja Europejska uznała za prio-rytet pomoc w sektorze MŚP,
który stanowi 99% wszystkich przedsiębiorstw i za-pewnia ponad 75 mln miejsc pracy. Z jakim skut-kiem? To omówimy w następnych artykułach na pod-stawie analizy konkretnych Działań.
Teoria często mija się z praktyką, tak więc to, co jest napisane w dokumentach programowych nie zawsze można przełożyć na rzeczywistość. My jed-nak nie ograniczymy się tylko do analizy poszcze-gólnych instrumentów, pokażemy jak funkcjonują one w praktyce. Mamy nadzieję, że w ten sposób po-możemy Wam, zachęcimy i zmotywujemy do podję-cia konkretnych działań w celu pozyskania środków z pomocy publicznej.
Jakub Bursa
dotacjeWYŚciG po
RozpoczętY!
30 Sonda | Maj 2009 Nr 01
KARIERA
MATCZYNE MLEKOPROSTO... OD KROWY
Holenderski Instytut Inżynierii Gene-tycznej podał, że – opierając się na wy-
nikach dotychczasowych doświadczeń – ma nadzieję wyhodowania takiej rasy krów, które będą dawały mleko prawie nieróżniące się od tego, jakie ssie niemowlę z piersi mat-ki. Wiadomo, że mleko matki zawiera wyjąt-kowe składniki gwarantujące nie tylko za-spokojenie głodu oseska, ale również jego ochronę przed zarazkami oraz zawierają-ce hormon wzrostu i inne składniki nie wy-stępujące w żadnym mleku. Na-ukowcy holenderscy mają nadzieję, że pierwsza krowa nowej rasy po-jawi się już w 1992 r.
ZŁOTEGŁĘBINY
Prawdziwie bajeczne skarby nie znajdują się na dnie mórz i oce-anów, lecz... w samej wodzie morskiej. O tym, że zawiera ono
złoto (oraz wiele innych cennych metali) wiadomo było już od 1872 roku. Do tej pory jednak nie ma opracowanej metody „wyciskania” złota z wody. A byłoby co wyciskać. Oceany zawierają w sobie ponad 8 milionów ton złota. Dla porównania – według obliczeń amerykań-skich naukowców w ciągu ubiegłych pięciuset lat na kuli ziemskiej wydobyto 80-85 tys. ton tego szlachetnego kruszcu.
I jeszcze informacja dla zwolenników konwencjonalnych me-tod poszukiwania morskich skarbów. Według danych organiza-cji archeologii morskiej „Prosuback” na dnie oceanów spo-czywa ok. 250 tysięcy statków, które zatonęły w ciągu ostat-nich czterystu lat.
ZAGADKA PLUTONA
Dobra widoczność Plutona pozwala astronomom na przeprowadzenie serii badań tej planety i jej
księżyca – Charona. Między innymi udało się obliczyć, że średnica Plutona wynosi tylko 1123 km, czyli znacz-nie mniej niż dotychczas sądzono. Wyliczono także śred-nią gęstość Plutona i Charona. Okazało się, że te ciała nie-bieski zbudowane są nie tylko z lodu, ale również muszą zawierać spore domieszki skał. Zagadkowe jest nadal po-chodzenie Plutona. Jedna z hipotez głosi, że planeta po-
wstała znacznie bliżej centrum Ukła-du Słonecznego, a potem została wy-rzucona na peryferie. Według innej wersji Pluton powstał razem z naj-większymi księżycami Jowisza i Satur-na, oraz że był pierwotnie związany z którąś z planet, ale później „zgubił się” w przestrzeni kosmicznej. Wresz-cie wysunięto przypuszczenie, iż jest to największy asteroid, który tworzył się wraz z innymi tego typu obiektami znacznie bliżej Słońca.
ZAGADKOWYMETEORYT
Wybuch nastąpił, w świetle ostatnich teorii, na wysokości ok. 57 km, zaś jego siła odpowiadała eksplozji bomby atomowej o mocy 20 MT.
Wysnuwano teorie o upadku meteorytu, który eksplodował na raty w czasie zbliżania się do powierzchni Ziemi, o zderzeniu z kometą i wreszcie o wybu-chu kuli antymaterii...
Choć minęło już ponad 80 lat od upadku „meteorytu tunguskiego” – wy-darzenie to ciągle nie daje spokoju uczonym. Mimo wielu ekspedycji, które skrupulatnie spenetrowały miejsce upadku meteorytu – do dziś nie udało się w jednoznaczny sposób wyjaśnić, co właściwie wydarzyło się nad rzeką Tun-guską 30 czerwca 1908 roku.
Nie ma śladów radioaktywności, co wyklucza wybuch jądrowy. Nie stwierdzono też obecności izotopu argonu 39 Ar, który powstaje pod wpływem strumienia neutronów i może być wskaźnikiem antymaterii.
W ostatnich latach pojawiła się oryginalna hipoteza głosząca, że na Ziemię nic nie spadło. Prawdopodobnie w górnych warstwach atmosfery eksplo-dował lodowy meteoryt, a do Ziemi dotarła tylko fala uderzeniowa. Wybu-chowi towarzyszyły silne zjawiska elektryczne. Takie potężne wyładowanie nastąpiło na wysokości ok. 10 km. Ono właśnie spowodowało charaktery-styczne powalenie lasu i opalenie wierzchołków drzew. Działanie ognia było gwałtowne, ale krótkotrwałe. Nie spowodowało nawet leśnych pożarów. Ża-den inny wybuch nie pozostawiłby podobnych śladów.
„Politechnik” (Koktajl), 1989 r., numery 28. i 29.
POWIETRZNY MARATOŃCZYK
Po raz pierwszy samolot pasażer-ski przeleciał bez międzylądowa-
nia z Europy do Australii. Był to Bo-eing 747-400, który w ciągu 20 godzin pokonał 18 tys. kilometrów. Normal-ny zasięg tej wersji „Jumbo jeta” z kompletem pasażerów i ładun-kiem wynosi 12,8 tys. km. Tym razem na pokładzie były tylko 24 osoby i to bez bagażu.
RETRO
31www.sonda.org.pl
Panuje powszechne przekonanie, że dziewczy-ny to urodzone humanistki, jednak coraz wię-cej z nas decyduje się na studia techniczne. Nic
dziwnego. W końcu nie ustępujemy naszym kolegom w wiedzy i zdolnościach, a wręcz pod tym względem ich przewyższamy. Pragniemy więc zachęcać wszystkie dziewczyny do studiowania na uczelniach technicz-nych.
Oto rozmowa z dwiema studentkami Politechni-ki Warszawskiej: Anetą Kąkol, która dopiero zaczyna studia na Politechnice Warszawskiej na wydziale Elek-troniki i Technik Informacyjnych na makrokierunku Elektroniki i Technik Informacyjnych. Powie nam, czy bała się decyzji podjęcia studiów technicznych.
Druga, Inna Ouvarova, studentka trzeciego roku Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa na kierunku Lotnictwo i Kosmonautyka opowie, czy żałuje dokonanego wyboru i co można zyskać studiu-jąc na Politechnice.Małgosia Jackowska: Dlaczego Politechnika?Aneta Kąkol: Cóż... Właściwie to, co innego, jeśli nie Politechnika? Uważam, że studia na Politechnice będą ciekawsze od tych oferowanych na innych uczel-niach. A co tu ukrywać, wykształcenie politechnicz-ne na pewno przyda mi się w życiu, więc wybór poli-techniki jest podwójnym profitem – łączy przyjemne
z pożytecznym.MJ: Czy brałaś pod uwagę jakąś inną uczelnię?AK: Brałam udział tylko w rekrutacji na Politechni-kę Warszawską, nie interesowały mnie studia nawet na ścisłych kierunkach np. na Uniwersytecie Warszaw-skim. Brzmi to pewnie jak dewiza: albo PW albo nic, ale skoro decyduje się na wykształcenie techniczne, to po co szukać gdzie indziej?MJ: Kiedy zaczęłaś myśleć o Politechnice jako o ko-lejnym etapie życia?AK: Myślę, że chwila wyboru profilu w liceum (mat-fiz) była pierwszym ogniwem łańcuszka, który w efek-cie doprowadził mnie na Politechnikę. Wiadomo, że nauka przedmiotów ścisłych podświadomie kieruje ucznia na studia techniczne. Jednak bardziej świadome kroki w rodzaju poznania uczelni i tego, co ma do za-oferowania poczyniłam dopiero w klasie maturalnej.MJ: Jak zareagowali na Twój wybór rodzice?AK: Na pewno nie byli zdziwieni. Wiem, że jak wszy-scy rodzice chcą, żebym była szczęśliwa i uważają, że jeżeli spełnię się na takich właśnie studiach to po-winnam to zrealizować. Choć usłyszałam już nieraz, że obawiają się czy na pewno sobie poradzę, bo w koń-cu Politechniki to "męska działka".MJ: Czy uważasz, że Twoje życie towarzyskie się zmie-ni podczas studiów?AK: Na pewno się zmieni. Tak naprawdę nasze życie zmienia się zawsze, gdy rozpoczynamy jakiś nowy etap
CHOCIAŻ DZIEWCZYNA NA POLITECHNICE
TO WCIĄŻ DOŚĆ OSOBLIWY WIDOK,
TWIERDZĘ, ŻE TAK
Czy„pani inżynier”
brzmi dumnie?
32 Sonda | Maj 2009 Nr 01
DZIEWCZYNY NA POLITECHNIKI
„pani inżynier”
dumnie?
w życiu, a rozpoczęcie studiów na pewno takim etapem jest. Poznam wielu nowych ludzi. Trzeba też będzie na-uczyć się żyć w nowej grupie, ale traktuję to raczej jako możliwość poznania wielu nowych sposobów na spędza-nie czasu wolnego.MJ: Co chciałabyś robić po ukończeniu studiów?AK: Oczywiście chciałaby pracować w zawodzie. Ciężko jest precyzować plany na "po studiach”, kiedy dopiero się je zaczyna, ale zawsze interesowało mnie spędzanie cza-su na organizacji jakichś przedsięwzięć, więc może po-myślę o pracy na zapleczu technicznym firm zajmujących się organizacją imprez, zjazdów, festiwali lub czegoś po-dobnego.MJ: Czy myślisz, że jako „pani inżynier” łatwiej zdobę-dziesz pracę?AK: Mam nadzieję, że tak. Gdybym w to nie wierzyła, nie starałabym się o wykształcenie techniczne. Zdaję so-bie sprawę z tego, że „pani inżynier” to nadal nie jest tak ceniona osoba jak pan inżynier”, ale myślę, że najwyższy czas na zmianę tego stereotypu. W końcu nie tylko płeć ma znaczenie, a jestem pewna, że w wielu kwestiach ce-chy typowo kobiece, nawet na rynku inżynierskim, mogą być atutem.MJ: Czy myślisz, że będzie Ci ciężko poradzić sobie z nawałem materiału?AK: Oczywiście, że się obawiam. To będzie nieznany mi do tej pory system pracy i wiele zupełnie nowych rze-czy. Jednak wielu ludzi przede mną kończyło już poli-technikę i oni dawali sobie radę z tym materiałem, więc czemu ja nie miałabym sobie poradzić?MJ: Czy coś w związku ze studiami budzi w Tobie obawy?AK: Wychodzę z założenia, że nie ma sensu tracić czasu na irracjonalny strach. Na pewno obawiam się własnego braku organizacji. Nie obawiam się nadmiaru materiału, bo i tak będę musiała go opanować. Nie boję się też no-wych wyzwań, w głębi duszy czuję raczej ciekawość niż lęk czy obawę. MJ: Czy zachęciłabyś inne dziewczyny do studiowania na Politechnice?AK: Oczywiście. W końcu wykształcenie techniczne jest czymś naprawdę wyjątkowym i daje szansę na interesu-jącą pracę w przyszłości. Zresztą każdy chce być teraz oryginalny, a kobieta na politechnice to jednak ktoś nie-zwykły.MJ: Jako studentka trzeciego roku możesz chyba już powiedzieć czy Politechnika to był dobry wybór?Inna Ouvarova: Politechnika to bez wątpienia był do-
bry wybór. Na tej uczelni panuje przyjazna atmosfera, któ-rą tworzą studenci oraz wykładowcy. Mało jest ludzi, którzy robią problemy, wykładowcy są raczej chętni do pomocy.MJ: Czy trudno jest być studentką Politechniki?IO: Różnie z tym bywa. Wszystko zależy od ludzi, z którymi się ma do czynienia. Przeważnie jest tak, że wykładowcy podkreślają obecność kobiety w grupie, ale traktują nas na równi z kolegami.MJ: Co skłoniło Cię do studiowania na Politechnice?IO: Moje zainteresowania.MJ: Czy poza studiowaniem robisz coś jeszcze? IO: Należę do trzech kół naukowych związanych z mo-imi zainteresowaniami. Są to: Studenckie Koło Astro-nautyczne, Koło Naukowe Lotników oraz Klub Foto-graficzny „Fokus”.MJ: Czy Twoje otoczenie przyzwyczaiło się do Two-jego wyboru?IO: Większość mojego otoczenia to znajomi z wydzia-łu bądź uczelni, a oni są w podobnej sytuacji. Reszta starych znajomych raczej reaguje zdziwieniem jak opo-wiadam o tym, co studiuję, ale nie mają nic przeciwko, wręcz podziwiają mój wybór.MJ: Jak traktują Cię Twoi koledzy?IO: Koledzy również nie robią wyjątków i traktują mnie na równi z innymi. MJ: Jak odreagowujesz stres związany z nauką?IO: Chodzę ze znajomymi z wydziału na imprezy, ćwi-czę oraz oddaję się pasji – o ile jest to możliwe cza-sowo.MJ: Jak wyobrażasz sobie swoją pracę po skończeniu studiów?IO: W danej chwili jest to jedna wielka niewiadoma. Mam nadzieję, że będzie to ciekawe zajęcie, które po-zwoli mi się rozwijać i będzie dawać ogromną satysfak-cję. Inna praca niż w zawodzie nie wchodzi w grę. MJ: Czy jesteś szczęśliwa?IO: Oczywiście, jestem szczęśliwa:)MJ: Jak możesz zachęcić dziewczyny do studiowania na Politechnice?IO: Przede wszystkim nie ma się czego bać, na pew-no dacie sobie radę. Radzę byście miały większą wiarę w siebie a okażę się, że potraficie prześcignąć chłopa-ków w nie jednej dziedzinie!
Rozmawiała Małgosia Jackowska
33www.sonda.org.pl
Mechanika ogólna I rok, pierw-szy wykład. Doktor mówi od-nośnie ilości osób kończących Wydział Mechaniczny: – Popatrzcie sobie w lewo, po-tem w prawo – tych kolegów za 5 lat tu nie zobaczycie… Politechnika Łódzka
Geografia, wykład :– Profesorze! Chciałbym dowiedzieć się jak
będzie wyglądać zaliczenie. – Niech Pan na mnie nie patrzy, ja Pana nie
zaliczę... Politechnika Częstochowska
Wykład. Mechanika : – Do rozwiązania tego zadania niech przyjdzie
koleżanka z tamtego rzędu. Wyniki nie będą lepsze niż kolegi, ale przynajmniej będzie miło popatrzeć...
Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie
Profesor na fizjologii: – Bo wiecie, że kobiety studiują za-wzięcie,
a panowie za-żarcie?Akademia Rolnicza w Krakowie
znalezione na www.cha.pl
Sudoku to japońska łamigłówka, której celem jest wypełnienie diagramu 9x9
w taki sposób, aby w każdym wier-szu, w każdej kolumnie i w każdym
dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazło się po jednej cyfrze od 1 do 9.
Ten dział to zupełna odskocznia od tego, co znajdziecie w pozostałych rubrykach. W tym miejscu na pewno nie zabraknie łamigłówek i kon-
kursów z nagrodami, jak również informacji o aktualnych wydarzeniach, imprezach kulturalnych i wszystkich najciekawszych akcjach organizowa-
nych w Waszym mieście. Zajrzymy także do akademików, pubów i klubów. Będziemy tam, gdzie bywacie właśnie Wy.
Ten dział to nie tylko dawka informacji, ale również strefa relaksu. Będziemy pisać o podróżach, gotowaniu i dobrym filmie. Doradzimy jak i gdzie można miło spędzić wolny czas. Gwarantujemy również dużą dawkę humoru.
W tym numerze specjalnie dla Was przygotowaliśmy sudoku oraz kalendarz nadchodzących imprez.
Bartosz Dąbrowski
CZAS NA ZAPOZNANIE
Dział „Na luzie” da Wam tro-chę odetchnąć w zamieszczo-nym gąszczu informacji z mie-sięcznika. Będą więc dowcipy, śmieszne ciekawostki oraz hi-
storie z uczelni.
34 Sonda | Maj 2009 Nr 01
NA LUZIE
KALENDARIUM01.05
VI edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Żydowskie Motywy Srebrny ekran
Kino Muranówul. Generała Władysława Andersa 1
wstęp wolny
Prace z lat 1966-2008Wystawa Galeria Grafiki i plakatu
ul. Hoża 40
LukierWystawa
Jazzownia LiberalnaJezuicka 1/3
02.05Ekwador-pępek świataWystawa Bemowskie Centrum Kulturyul. Górczewska 201 wstęp wolny
Złoty wiek. Tendencje w holenderskim projektowaniu graficznym 1890-1990WystawaMuzeum Plakatuul. Stanisława Kostki Potockiego 10/16
09.0515.05Rain of sorrow / Totenkopf / Verum
KoncertNo Mercyul. Bema 65 wstęp 10 PLN
Warsaw Challenge dzień 1KoncertAmfiteatrPark im. Józefa Sowińskiego - ul. Elekcyj-na 17wstęp wolny
Międzynarodowa Kolekcja Sztuki Wspólczesnej. Edycja 5Wystawa
CSW - Centrum Sztuki WspółczesnejJazdów 2
16.05Shakin’ Stevens
KoncertSala Kongresowa
PKiN - pl. Defilad 1 wstęp 115-195 PLN
23.05Depeche ModeKoncertGwardiaul. Racławicka 132wstęp 175 PLN
KoncertowniaKoncertTaverna 10BRacławicka 139wstęp 5 PLN