154

Kazimierz Bzowski - Sieć Wilka

Embed Size (px)

Citation preview

KAZIMIERZ BZOWSKI

SIEĆ WILKA

To niezwykłe zdjęcie, wykonane jako doświadczalne dn.

02.01.1984 w Warszawie o godz. 20,00 do 20,04. przedstawiamiejsce, gdzie z lewej strony budynku kilka godzin wcześniej

obserwowano UFO. Przed wykonaniem zdjęcia podwyższonosztucznie poziom pola magnetycznego w okolicy zdjęcia do 30Gaussów (pole ziemskie ma 0,5 Gaussa). Zdaniem fizykówzachodnich uchwycono rozwarstwienie czasoprzestrzeni nakilka wariantów „światów równoległych”.

Wyk. Kazimierz BzowskiWszystkie rysunki zamieszczone w niniejszej książce, są

autorstwa Miłosława Wilka.

Motto: „Na Ziemi rozpościera się tajemnicza sieć, która łączy każdą

część korzeni ZiemiTysiące i dziesiątki tysięcy poziomych i pionowych żył, jak

fale wątku i osnowy łączą wszystko, wliczając w to Ziemię imorze, a jest tajemnicą, że korzenie te przenikają się nawzajem”

(tekst pochodzący z danych chińskich z XIV w., znajduje sięw bibliotece Uniwersytetu w Cambridge, Anglia).

Spis treści

WstępRozdział IPoczątek badańIle wynosi średnica planety ZiemiaAnioły w wysokiej jonosferzeRozdział IIUFO na sieci WilkaRozdział IIIZapisane na wieczność?Datowanie wydarzeńRozdział IVGdy nieprawdopodobne staje się możliwe

WSTĘP

W upalnym dniu ósmego sierpnia 1981 roku na plaży w

Chałupach na półwyspie helskim kłębił się tłum opalonych ciał.Rozleniwionym plażowiczom nie chciało się patrzeć w niebo,dlatego też mało kto zauważył dziwną różową chmurkę, któraprzemknęła dość szybko po bezchmurnym niebie i zapadła zapobliskie zarośla sośniny.

Było już - jak na tą porę roku wczesne popołudnie, dochodziłagodzina 18,15 gdy z plaży ku pobliskiemu campingowi, odległemuo około jeden kilometr udawał się jeden z plażowiczów, artystamalarz z Dolnego Śląska, pan Krzysztof K.

Gdy wchodził na ścieżkę biegnącą poprzez sosnowe zaroślabył tylko zmęczony upałem ale ani w głowie mu nie postało, że zachwilę to co stanie się tam wpłynie na dokonanie jednego znajdziwniejszych odkryć.

„Przede mną, o jakieś siedemdziesiąt metrów, w poprzekścieżki w podskokach przebiegło dwóch, ubranych w ciemnozielone kombinezony „harcerzyków” - tak opisywał to późniejprzesłuchującym go ufologom. Ani mu do głowy wówczas nieprzyszło, że ten ich strój zupełnie nie pasuje do panującego,ciężkiego, trzydziestokilkustopniowego upału...

Szedł powoli dalej ścieżką biegnącą wśród zarośli gdy nagleujrzał ich stojących w poprzek drogi...Stali obok siebie wyraźniezagradzając mu drogę. Zwolnił kroku ale i tak pomału dochodził donich...Był już o trzy metry i widział ich teraz dokładnie:

Dwie postacie o wzroście około stu sześćdziesięciucentymetrów każda...jak wykonani z jednej sztancy, jak dwóchbliźniaków...zupełnie jednakowi. Ciemno zielone kombinezonyjakby wykonane z jednego tworzywa, bez żadnych zapięć czyguzików...jednak każdy z nich miał coś w rodzaju pokarbowanegopoprzecznie pasa żółtawej barwy, sięgającego od podbródka dopołowy klatki piersiowej. Stali tak, że stopy ich nurzały się wwysokiej tu trawie, porastającej prawie nigdy nie używanąścieżkę, jako że do campingu wiodła prostsza droga brzegiemlasku, w którym się znajdowali. Ręce trzymali lekko ugięte, „jakcowboy szykujący się do wyjęcia colta”- jak pomyślał zmimowolnym humorem pan Krzysztof.

Od pasa do połowy ud ciała ich osnute były opalizującąmgiełką, przez które widać było, że na pasach mają zawieszonejakieś sześcienne pudełka i spirale żółtej i fioletowej barwy.

Dziwne były ich głowy. Obciągnięte kapturem tej samejbarwy co i reszta kombinezonu osłaniającym też to miejsce, gdzieczłowiek ma uszy. Twarze były nieruchome, oczy duże lecz zbiałkami jak u człowieka. Nosy ledwo zaznaczone, zamiast ust,pozioma szczelinka.

„Skoro są tacy nieruchomi to chyba nie mają złych zamiarów”- pomyślał nadchodzący, który dopiero teraz zdał sobie sprawę,że nie są to ludzie...

Zwalniając kroku doszedł już na dwa metry od nich i w tymsamym momencie „posłyszał w głowie” przekaz od ich strony:„nic nie mów, przechodź.”

Jednocześnie obaj w ułamku sekundy zmienili swojeustawienie na ścieżce.

Dotąd stali w poprzek - teraz ustawili się rzędem na poboczudając mu miejsce na swobodną drogę...

„Minąłem ich z uczuciem emocji, ale nie strachu „opowiadał

później.Po kilku krokach nie wytrzymałem jednak i obejrzałem się do

tyłu. Stali tak jak poprzednio - w poprzek ścieżki. „Oddalałem sięszybko czując ich wzrok na sobie. Skręcając za zakręt ścieżkinagle uświadomiłem sobie, że przed chwilą, zanim do nichdoszedłem widziałem w krzakach stojący ich srebrzysty pojazd,który był ustawiony do mnie wąską stroną i mógł mieć ze trzymetry szerokości, a teraz, po kilku sekundach widzę go z boku,gdy jest już długi na ponad pięć metrów...”

To co nastąpiło później było już całkiem niezrozumiałym dla„świadka”, pana Krzysztofa.

Chciałem uzyskać jakieś potwierdzenie, że to co widziałem ebyło snem, że ja to rzeczywiście widziałem. Przypomniałem obie,że zanim wszedłem na ścieżkę i do lasu - za mną szło w ta samąstronę starsze małżeństwo z rzadkiej piękności francuskim biało-czarnym buldogiem. Jestem plastykiem i zapamiętałem nie tyletych ludzi co ich psa. Zatrzymałem się więc na ścieżce czekając,aż oni do mnie dojdą. Widziałem jak szli, mocno dyskutując oczymś a obok nich biegł luzem, bez smyczy ich pies, węszącwokoło.

Stałem nadal, czekając aż dojdą tuż do mnie. Ale w tymmomencie gdy byli już przy mnie stało się coś niespodziewanego:oni oboje i ich pies także - przeszli przeze mnie jakbym byłpowietrzem...

„Przeraziłem się i na chwilę straciłem zupełnie orientację: Cosię dzieje? Może ja już nie żyję? Gdy tak biłem się z myślami oniodchodzili coraz dalej. Byli już ze sto metrów ode mnie gdydobiegłem do nich i bezceremonialnie złapałem mężczyznę zaramię, tak że o mało się nie przewrócił: Czemu nie widzieliściemnie na ścieżce? Jak to możliwe, że przeszliście przeze mnie nawylot?

Starszy pan wyrwał ramie z mojego uścisku, ale widząc mojewzburzenie popukał się tylko wymownie palcem w czoło i obojeszybko odeszli oglądając się za siebie i coś mamrocząc.

Trudno dziwić się panu Krzysztofowi. Po takiej dozie emocjinaprawdę nie pojmował co się wokoło niego dzieje...

Jaki był dalszy bieg zdarzenia? Opowiemy go teraz już woparciu o badania terenowe wykonane na miejscu dosłownie wgodzinę po tym incydencie. Tak się bowiem zdarzyło, że wChałupach przebywał na wczasach jeden z warszawskichufologów, który prawie natychmiast rozpoczął ustalenia izabezpieczył ślady po podporach obiektu, wyciśniętych wnadmorskim piasku.

Siadów tych, okrągłych wgnieceń było siedem. Było to tymdziwniejsze, że dotychczas w żadnym ze źródeł ufologicznych niebyło wspomnienia, by kiedykolwiek UFO zostawiło więcej niżtrzy lub cztery ślady po swoich podporach.

...ślady, których proporcje rozmieszczenia przeniesiono napapier tworzyły naroża nieregularnego siedmiokąta...

Wertowaliśmy z kolegami dostępne źródła ufologiczneszukając podobnego zdarzenia, ale nic.

Nie było podobnego zdarzenia - nigdy i nigdzie...Przypomniała mi się tak zwana: „Teza Powersa”. Otóż

inżynier lotniczy Thomas Powers był w swoim czasie specjalistąNASA od spraw lądowania i startu pionowego obiektówcięższych od powietrza.

Zatrudniany był przy badaniu śladów po UFO w USA isprecyzował wówczas następującą tezę, która brzmi:

„Jeżeli obiekt lądujący na ziemi pozostawia po sobie czteryślady po podporach, jeżeli czworokąt opisany na tych śladach maprzekątne przecinające się pod kątem 90 stopni, to same śladyleżą na obwodzie koła, a centrum tego koła wyznacza

geometryczny środek obiektu lądującego lub startującegopionowo”.

Nie pozostawało więc nic innego jak połączyć ze sobąwszystkie odciski śladów liniami (przekątnych) i sprawdzić, czysą wśród nich jakieś przecinające się pod kątem dziewięćdziesięciustopni. Ku naszemu zresztą zaskoczeniu okazało się, że tak. I tonawet dwie pary takich linii. Oznaczało to, jak widać to naschemacie tego śladu, że obiektów było dwa, względnie że ten samobiekt lądował dwa razy w tym samym miejscu i to takprecyzyjnie, że przy jednym z nich jeden ze śladów (oznaczonyliterą,A”) dwa razy naciskany był przez podporę; jednak zakażdym razem przez inną.

A więc ten sam obiekt lądował dwa razy tak precyzyjnie, żepan Krzysztof gdy po raz pierwszy spojrzał w stronę stojącegoobiektu widział go w położeniu 1-szego lądowania, a gdy zerknąłpo raz drugi - widział moment po drugim lądowaniu. Ale onprzecież twierdził, że minęło tylko kilkanaście sekund międzyjednym a drugim jego spojrzeniem w tamtą stronę...

Niestety, świadomość czasami płata takie figle... Dokładanebadania, kilkukrotne trasy jakie przebył świadek od momentupierwszego zauważenia obiektu aż do jego powrotu b i e g i e m naplażę wykazywały, że „z g u b i ł „gdzieś 12 do 15 minut.

Świadek był badany wielokrotnie na wszelkie możliwesposoby. Nie znaleziono błędu w jego zeznaniach. Na dodatekznalazło się jeszcze dwoje świadków: prawnik z Warszawy idwudziestoletnia studentka, też z Warszawy, którzy widzieliodlatujący w niebo różowy obłok energii - w momencie czasuwypadającym pomiędzy pierwszym zauważeniem obiektu amomentem gdy świadek „czekał na ścieżce” na dodatkowychświadków z psem.

Zachodziło więc pytanie: Dlaczego „obiekt” lądował dwa r a z

y w tym samym miejscu? Pomijam tu fakt, iż w tym zagubionymczasie „świadek” miał kontakt z załogą tego obiektu i był przez niązabrany do wnętrza, nas interesuje czemu w oparciu o jaką zasadęfizyczną obiekt lądował tak precyzyjnie, że nawet jeden ześladów był dwa razy naciśnięty przez podpory?

Na pierwszych ustaleniach w Chałupach zeszedł cały rok.Dokładnie po roku od „lądowania UFO w Chałupach”, równieżósmego sierpnia 1982 roku do Chałup przybył Miłosław Wilk.

Kim jest ten człowiek? Wówczas jeszcze w pełni siłmężczyzna 50 letni. Z wykształcenia absolwent dawnej AkademiiRolnej (obecnie SGGW),geodeta i matematyk. Ponadto zzamiłowania a nie z konieczności ukończył studia uniwersyteckiew zakresie historii sztuki. Obecnie (1999r) pracuje od bez małaczterdziestu lat zawodowo jako specjalista w zakresiepromieniowań radioaktywnych. Wówczas, w 1982 roku byłdobrze obznajomiony z zagadnieniami sieci geopatycznej, którądokładnie badał.

Gdy znalazł się przy śladach po UFO z ciekawości zbadał jeróżdżką na ewentualność obecności tam sieci geopatycznej...

To, co tam stwierdził zastanowiło go mocno...Okazało się, że siedem śladów po podporach mieści się nie w

jednym „oczku” sieci geopatycznej o normalnych rozmiarach 2 x2,5 metra, lecz na oczku dwukrotnie większym, w którym każdyz boków jest dwukrotnie większy od analogicznego oczka siecigeopatycznej, a więc 4x5 metrów... W dodatku żaden z odciskównie zahacza o taki bok „dwukrotnego oczka”. Tu powstałopierwsze z pojęć i określeń, które zrosło się z terminologiąużywaną w Sieci Wilka. To właśnie było pierwszymstwierdzeniem: UFO dwa razy lądowało, nie zawadzając o bokioczka.

Nasuwały się następujące możliwości:

a) UFO „widziało” w jakiś sposób takie duże oczko i z jemuwiadomych powodów lądowało właśnie tam.

b) może było akurat odwrotnie: „oczko w jakiś sposóbściągało ku sobie nadlatujący obiekt...”.

Rozpatrując te zależności zapomnieliśmy jaka jest naturafizyczna oczek sieci geopatycznej. Otóż jest to:

Szereg ścian nieznanego promieniowania, ściany te są grubościokoło 21 centymetrów, usytuowane są one równoległe do siebie woddaleniu 2,5 metra, przy czym ściany promieniowania sięgają odpoziomu ziemi wzwyż. Krzyżują się one szeregami innychidentycznych ścian promieniowania po kątem 90 stopni, przyczym w tym drugim szeregu ściany są oddalone od siebie o 2metry. W miejscu styku tych ścian promieniowania z gruntemziemskim tworzą się niewidzialne wzrokowo, ale wyczuwalne dlaradiestety oczka o rozmiarach 2 x 2.5 metra...

Badając po raz pierwszy miejsce dwukrotnego lądowania UFOzapomniano, że oczko 4x5 metrów to analogicznie jak w siecigeopatycznej rzut na powierzchnię ziemi kanału utworzonego zrównoległych do siebie ścian promieniowania, krzyżujących się zinnymi do nich równoległymi. UFO lądowało więc na oczkubędącym wylotem kanału, stykającym się z powierzchnią Ziemi!

Do powierzchni Ziemi - docierało więc kanałem.Niematerialnym, bo utworzonym z nieznanej (wówczas) energii,ale samo w tym momencie również nie było materią, jak zresztąmówiły nam o tym zeznania dwojga świadków, którzy widzieliprzelatujące „kłęby różowej mgiełki”...

To stwierdzenie już częściowo wyjaśniałoprawdopodobieństwo w jaki sposób „UFO” będąc w fazieniematerialnej, widzialnej tylko jako „różowa mgiełka” dostawałosię na powierzchnię ziemi gdzie jakiś nieznany nam sposób ulegałomaterializacji.

Po prostu nie będąc materią musiało być jakąś formą energii iw tunelu utworzonym z czterech ścianek, których rzut napowierzchnię ziemi dawał obrys „oczka” poruszało się zgodnie ztorem wytyczonym przez ten tunel. Jednym słowem była tojedna forma energetyczna utrzymująca kształt „UFO” w drugiejtworzącej tunel, przy czym obie były w odniesieniu do naszejprzestrzeni - niematerialne.

Wywód na pierwszy rzut oka dość karkołomny i pozornietrudny do pojęcia. Ale tak właśnie wyglądało pierwsze, można tookreślić „bazowe” stwierdzenie. Od tego momentu rozpoczęły sięte ustalenia i badania, które koniec końców doprowadzają nas dotego co niesie ze sobą wręcz nieprawdopodobna „sieć” nazwanasiecią Wilka od nazwiska jej odkrywcy i głównego badacza. Nie odrzeczy jednak wspomnieć, że właściwie wszystkie teoretycznerozważania na temat jej struktury fizycznej i lego co z niej wynikazostały dokonane przez autora niniejszej publikacji, który bezprzerwy - od dnia odkrycia, tj. od 08.08.1982 roku do chwilibieżącej współpracuje z Miłosławem Wilkiem.

Utworzył się swoisty duet: Wilk odkrywa, bada w terenie,jeździ po kraju mozolnie wyszukując wszystko co ma związek zsiecią, a Bzowski stara się to uzasadnić teoretycznie. Przez te latado tej dwójki dołączają różni inni, zainteresowani tym cowykrywa się kolejno.

Sami próbują swoich sił, najczęściej z powodzeniem, jednak zreguły wstępnie instruowani przez Wilka, począwszy odnajprostszych nauk: jak trzymać różdżkę „hiszpańską”, jak jąprowadzić nad wykrytym impulsem by otrzymać pożądanyrezultat.

Do wykrywania linii sił ścianek siatki używa się na ogół takzwanej różdżki „hiszpańskiej”.

Jest to drut miedziany lub żelazny, niekiedy aluminiowy

(gorszy),o długości 30 do 40 cm posiadający zagiętą pod katem i90 stopni „rączkę” do trzymania o długości 12-15 cm. j

Rączkę trzyma się pionowo tak, aby dłuższy koniec różdżki!usytuowany był poziomo. Trzymać trzeba w ten sposób, byłpozioma część różdżki była lekko nachylona, a całość była w! takzwanej „równowadze chwiejnej”. 1

Idąc swobodnym, miarowym ale nie spiesznym krokiemtrzymamy przed sobą na wysokości piersi jedną lub dwie różdżkijednocześnie. W pierwszych ustaleniach Wilk posługiwał siędwoma różdżkami i tak też poleca się czynić początkującym,dopóki nie nabiorą wprawy. i

Wchodząc na teren, na którym podejrzewamy obecność! siatki„W „(tak dalej będziemy oznaczać siatkę Wilka) i dochodząc dopoprzecznej w stosunku do nas ściany siatki - obie różdżki narazrozbiegają się w obie strony, „na zewnątrz”, względnie zachowująsię odwrotnie - zbiegają się ku sobie, krzyżując się. Ich taki czyinny ruch, wymuszony jest wieloma I niuansami struktury siatki,która bywa niekiedy bardzo skomplikowana.

W miarę postępujących prac w terenie początkującyróżdżkarz na ogół zauważa, że doskonale daje sobie radę z jednątylko różdżką, szczególnie tam, gdzie linie sił meandrują po terenieczyniąc niekiedy skomplikowane zawijasy i zakręty. Tak bywa naprzykład przy bardziej skomplikowanych oznaczeniach, naprzykład od czytywani u dat.

To wręcz niewiarygodne, ale okazuje się że przy pomocy sieci„W” można nie tylko odkrywać niedawne zdarzenia, śladynieistniejących już a zburzonych względnie niedawno budowli alei zdarzenia z przed bardzo dawnych okresów czasu, sięgającychnawet w poszczególnych przypadkach setek tysięcy lat. Małotego, można te zdarzenia nawet datować, niekiedy super-precyzyjnie, nawet z dokładnością do jednego dnia!

Sieć Wilka okazuje się być przy bliższej konfrontacji czymśniezwykłym, jakby rejestrem wszelkich zdarzeń zapisanych wprzestrzeni innej niż nasza, ale prawdopodobnie nie w innych„wymiarach” innych przestrzeni a w ogóle poza wszelkimiprzestrzeniami - w obrębie pojęcia, które przekracza już fizycznązdolność pojmowania świata. Mam na myśli tą jego część, któradla fizyków XIX wieku była „hipotetyczna, która przez nowsząnaukę została odrzucona, a która obecnie wraca do łask jako inneoznaczenie próżni. Myśliciele, rozwijający się duchowo nazywająją Absolutem, rozumiejąc pod tym określeniem „wszystko wewszystkim”. Matematycy wolą od tych określeń pojęcienieskończoności, a koniec końców wszyscy w odniesieniu doniezwykłych i przez naukę traktowanych „per noga” zjawisk zwąją eterem.

A więc Wilk posługując się różdżką czyta to co jest zapisanew eterze zdarzenia.

O czymś takim, o możliwości odczytywania tego co minione itego co przyszłe wiedzą od tysięcy lat dalekowschodni myśliciele,jogowie i zakonnicy buddyjscy. Nazywają to „Kroniką Akaszy ”,ale dostęp do niej jak twierdzą mają tylko ci którzy osiągnęlinajwyższe stopnie oświecenia duchowego.

Przed kilkunastoma laty angielski nauczyciel Rupert Sheldrakeopracował hipotezę, która zadziwiła świat biologów. Jedniodsądzali Sheldrake’a od czci i wiary, ale to byli przeważnie ci,którzy nie dość dokładnie zapoznali się z ta teorią względnie inni,którym była solą w oku ze względu na głoszone przez nich akuratsprzeczne poglądy. Sheldrake twierdzi miedzy innymi, żewszystko we wszechświecie przebiega według ustalonych przez„siłę wyższą” reguł i nic nie ma nowego „od zawsze”.

Jeśli gdzieś na świecie doświadczalna mysz w laboratoriumnauczy się na przykład pyszczkiem otwierać pojemnik z

żywnością, to w wielu miejscach na świecie inne myszy wpodobnych warunkach już bez nauki metodą prób i błędów będą„intuicyjnie” wiedzieć jak dobrać się do jedzenia...

Tu jednak intuicja może polegać na nieuświadomionejłączności telepatycznej rozprzestrzeniającej się nie liniowo, np. odA do B, lecz ekscentrycznie, we wszystkie strony z miejscazaburzenia, czyli stamtąd gdzie pierwsza mysz nauczyła sięczegoś. Faktem jest jednak, że o dosłownej telepatii nie można jmówić na przykład w odniesieniu do wirusów czy bakterii. I takjeżeli gdzieś na świecie jakiś wyodrębniony wirus spowodujeepidemię choroby i zostanie potraktowany jakimś śród-1 kiemleczniczym - to o kilka tysięcy kilometrów inna grupa jpodobnych wirusów u o d p o r n i się na oddziaływanie tejzabójczej substancji... Czy oznaczałoby to, że istnieje jakaśłączność pomiędzy nimi? Czy też może raczej o tym, że obiegrupy, mimo że oddalone od siebie o olbrzymie odległości znajdująsię w tej samej „pozaprzestrzeni”, gdzie łączność następowaćmoże natychmiast nie w jakimś ułamku sekundy lecz dosłownie zominięciem czasu a tym samym ominięciem odległości. W tymprzypadku to pozaprzestrzenne łączenie się zaburzeń,spowodowanych tą samą przyczyną nazwać możemy też swoistą„kroniką Akaszy ”. Ale tu zauważymy bez trudu, że wirusom domimowolnego uzyskania „łącza” nie jest potrzebny żaden rozwójduchowy...

Wirusy jako coś pośredniego pomiędzy materią nieożywioną ażywą z całą pewnością nie posiadają świadomości i chyba właśniedlatego bez trudu uzyskują taki efekt, który dla wysokorozwiniętych istot, jakimi są ludzie jest bardzo utrudniony,właśnie ze względu na jej posiadanie.

Wysoko uduchowieni joginowie potrafią wprowadzać się wstan polegający na usunięciu z siebie poczucia swego „ja”. Innymi

słowy wchodzą w stan poza-świadomy i w tym stanie są podatnina odbiór informacji zawartych w świecie pozawymiarowym, weterze, Absolucie.

Mogą to być informacje różne.Nie od dziś wiadomo, że zdarzają się ludzie specjalnie przez

naturę obdarzeni jakimiś zdolnościami. Jedni mają zdolnośćobserwacji i rysunku i zostają sławnymi malarzami czy grafikami,inni otrzymują „dryg” do matematyki i majsterkowania i dziękinim mamy dziś komputery. A jeszcze inny zdobywa wiedzę wzakresie matematyki, geodezji i historii sztuki i dzięki wrodzonymzdolnościom radiestezyjnym zostaje...Miłosławem Wilkiem,odkrywcą bezprecedensowej sieci.

Dwoje znanych fizyków niemieckich, którzy bawili w naszymkraju w 1995 roku, a z którymi p. Wilk utrzymuje stały kontaktpowiedziało, że gdyby miał więcej szczęścia i takiego odkryciadokonał nie w PRL a gdzieś na zachodzie Europy to

Polsce przybyłby kolejny laureat nagrody Nobla To co jestprzedmiotem hipotezy Ruperta Sheldrake’a nazwane zostałoprzez niego polem morfogenetycznym ma ścisły związek zodkryciem sieci „W”. Zdaniem wielu badaczy z Europyzachodniej wszystko, co pojawia się pozornie „z nikąd” lub znika„bez śladu” ma związek z tym polem. Przyszłość pokaże czySheldrake ma rację, w każdym razie wydaje się, przynajmniej naobecnym etapie, iż wiele zjawisk zachodzących w sieci „W „jestzbieżnych z jego założeniami. Albo inaczej: zarówno to cosugeruje Sheldrake jak i to co robi Wilk jest dwoma postaciami tejsamej wielkiej całości.

Wróćmy jeszcze do Chałup. Fakt, iż siedem śladów popodporach tworzyło nierównomierny siedmiokąt dał siępotwierdzić badaniem opartym na „Tezie Powersa”.

Ale zauważmy tu znamienną rzecz: otóż dwoje świadków,

których przesłuchaliśmy zeznało, że widziało nad miejscemlądowania UFO „różowawą mgiełkę”.

Jednocześnie teza Powersa zakłada jak pamiętamy, „jeżeli tecztery ślady leżą na obwodzie koła, to centrum tego koławyznacza środek ciężkości obiektu startującego lub lądującegopionowo”.

Aż dziw bierze, ale właśnie zgodność zdarzenia z tą tezą jestdowodem, iż UFO stojąc na powierzchni ziemi było materią. Tojuż nie była „różowa mgiełka” a solidna bryła czegoś, co wycisnęłow twardym tu nadmorskim piasku wymywanym przez fale dołkio średnicy 30 cm i głębokości 15 cm. każdy. W dno ichwprasowane były kawałki patyków pochodzących z rosnącychtam niskich zarośli sosnowych.

W następnych miesiącach po lądowaniu UFO do Chałupzaczęli się zjeżdżać zainteresowani zdarzeniem zwolennicyobserwacji UFO, dla których nazwanie ich ufologami byłoby zbytszczodrym komplementem. Zawsze jednak był ktoś z grupywarszawskich ufologów, pilnie nadstawiający ucha na komentarzetych obserwatorów, wiedząc z doświadczenia, że czasami mogą teosoby wpaść na jakieś ciekawe problemy związane ze zdarzeniemi nawet mimo woli skierować badania w sensowną stronę. Tak tobowiem jest w naszej polskiej ufologii, że przez lata odcięcibyliśmy od jakichkolwiek opisów i bibliografii mówiących oprowadzonych serio badaniach zagadki UFO za granicą,szczególnie w krajach zachodniej Europy i USA. Niezapominajmy, że samo lądowanie w Chałupach przypadło na półroku przed ogłoszeniem stanu wojennego w Polsce, zaś pierwszeprowadzone na serio badania w terenie nakładały się na pierwszemiesiące tego okresu. Do tego sam półwysep helski, na którymleżą Chałupy to jednocześnie granica państwa obserwowana ipenetrowana wówczas przez Wojska Ochrony Pogranicza. Tak

się jednak złożyło, że o tym wydarzeniu ukazał się mój obszernyartykuł w miesięczniku „PERSPEKTYWY” w końcu miesiącagrudnia 1981 roku,(oddany do redakcji dwa miesiące wcześniej) wktórym obok rysunku na całą kolumnę, przedstawiającego„humanoida z Chałup” były już pierwsze wzmianki o „sieci”,wykrytej przez Miłosława Wilka wraz z rysunkami i zdjęciamisamych śladów. Pan Wilk egzemplarz tego pisma potraktowałjako swoiste „pismo polecające” lub „przepustkę” dla żołnierzy ioficerów ze strażnicy WOP na Helu. Faktem jest, że i oni czytalito i nawet w miarę swych możliwości ułatwiali Wilkowipenetrowanie niektórych połaci półwyspu.

Wilk, który do Chałup zawitał ósmego sierpnia 1982 roku miałzamiar spędzić tam miesiąc urlopu na błogim nieróbstwie iopalaniu się na plaży. Jednak to co odkrył tak go zbulwersowało,że z różdżką w ręku zaczął metodycznie badać cały półwysephelski, od Władysławowa aż do jego końca, do wsi Hel. To coznalazł tam już w pierwszym miesiącu badań zaczęło zakrawać nasensację.

Rozdział I

POCZĄTEK BADAŃ

Nie zważając na to, że biorąc różdżki do rąk w jakiś sposób

traci należny mu wypoczynek urlopowy po ciężkiej całorocznejpracy ten - bądź co bądź starszy już mężczyzna nie zawahał siępoświęcić kilku następnych tygodni na wędrówkę wzdłuż i wpoprzek całego półwyspu helskiego. Jednak to co stopniowowyłaniało się z pierwszych ustaleń tak go zafrapowało, żezapominał o zjedzeniu obiadu, o tym że z dnia na dzień rośnieilość przebytych pieszo kilometrów. Nie zważał na zmęczeniefizyczne. To co pokazywały mu różdżki zaczynało się wydawaćjakimś jakby przestrzennym rysunkiem nałożonym napowierzchnię Ziemi. Kto to zrobił? Kiedy? W jakim celu?

Na te pytania długo jeszcze nie było żadnej odpowiedzi.Dopiero wiele lat później stopniowo, w miarę postępu ustaleń,badań i porównań zaczął się powoli wyjaśniać istotny sens tego,co dzieje się na naszej planecie od milionów lat.

W ciągu kilku dni po pierwszych ustaleniach na miejsculądowania UFO kolejne oględziny przy pomocy różdżki miałymiejsce oczywiście w najbliższej okolicy. Zataczając krąg po torzerozwijającej się spirali, gdzie jej centrum i początkiem był „śladUFO” Wilk z uwagą śledził wszelkie jej wychylenia się, wskupieniu notując na kartce papieru to co ona wykazywała...

I tu pewne zaskoczenie: stwierdził, iż oczko „dwukrotne”,czyli to mające rozmiar 4x5 metrów rozmiaru leży naskrzyżowaniu dwóch jakby „kanałów”, czyli równoległych do

siebie linii wyczuwalnych radiestezyjnie s ilniej niż normalnaścianka oczka. Linie te leżały oddalone od siebie w odległościdwóch metrów, czyli w takiej, że wewnątrz tego kanału mogłyswobodnie leżeć szeregiem obok siebie oczka „normalnej” siecigeopatycznej...

W ten sposób tworzył się twór, umownie nazwany „kanałempoziomym”.

Zapamiętajmy - bo dla dalszego pojęcia czym jest „sieć Wilka”jest to bardzo istotne:

„Kanał” to równoległe linie, na które różdżka reaguje silniej niżna normalną ścianę oczka. Wewnątrz niego zawsze wyczuwa sięleżące obok siebie oczka sieci geopatycznej, jednak reakcja różdżkina ich promieniowanie jest słabsza niż normalnie.

Teraz dla normalnego odbioru energii promieniowania ściansiatki geopatycznej możemy umownie przypisać wartościowośćsygnału równą „0” (zero). Oczywiście jest to liczba wyłącznieumowna - służąca tylko do lepszego pojmowania z czymstykamy się badając sieć Wilka.

A więc: normalny odbiór promieniowania ścianek siatkigeopatycznej - to „0” (zero) słabszy od normalnego odbiórpromieniowania ścianek siatki geopatycznej - to umownawartościowość ujemna, zapisana jako „-” (minus). Z koleisilniejsza niż „normalna” reakcja różdżki na odbiórpromieniowania ścian zewnętrznych ścianek „kanałów” orazzewnętrznych ścianek oczek sieci Wilka - to również umowny,dodatni znak „+” (plus).

Zapamiętanie i przyswojenie sobie tych prostych reguł„pozornej wartościowości” strumieni energii, odbieranych przezsystem nerwowy radiestety pozwoli nam od pierwszegospojrzenia, aż do coraz bardziej rozwijających się badań, nazrozumienie zjawisk zachodzących wewnątrz badanej sieci Wilka.

Przy pierwszym podejściu do podwójnego oczka sieci „W „,na którym lądowało dwa razy UFO stwierdzono, że leży ono wmiejscu skrzyżowania się dwóch kanałów. Ale równie dobrzepowstanie tych kanałów mogło być wymuszone obecnością wtym miejscu „oczka” jak i dokładnie odwrotnie: to „oczkopodwójne” mogło pojawić się tam gdzie krzyżują się dwa kanały.

Rozpoczynając badanie tak na razie nieznanego zjawiska, jakte „oczka” i „kanały” badacz wkracza w obszar zupełnie nieznany.Nie tylko dla niego ale nieznany w ogóle; brak jakiegokolwiekpiśmiennictwa na podobny temat zmusza badacza do jaknajprecyzyjniejszego dokonywania wszelkich ustaleń, by przezniewłaściwą ich interpretację samego siebie nie „wpuścić wmaliny”. Dlatego też krok za krokiem badał Wilk cały przyległyteren i stwierdził, że: wzdłuż osi podłużnej półwyspu helskiegobiegnie „kanał oczek sieci geopatycznej obramowany po swoichbokach mocniejszym niż normalnie promieniowaniem (umownie„+”). Co pewien odcinek przecinają go kanały tego samegorozmiaru, krzyżujące się z nim pod kątem prostym i właśnie wnarożu utworzonym z takich skrzyżowanych kanałów usadowiłosię to „podwójne oczko”, na którym dwa razy w odstępiekilkunastu minut pojawiło się UFO. (rys. 2)

I tu - pozwolę sobie zauważyć - by być możliwieobiektywnym do zjawiska UFO nie nazywam już tego momentu„lądowaniem” UFO lecz jego pojawieniem się.

Wychodzę tu z założenia, iż lądować może materialny obiekt -choćby dla nas był on „nieznany”, o ile przed lądowaniem byłmaterialny i taki sam materialny pozostał po lądowaniu.Tymczasem takiej kolejności nie da się stwierdzić w tymkonkretnym przypadku.

T u „UFO” przed pojawieniem się na piasku plaży było wstanie niematerialnym jako obserwowana „różowa chmurka’ i tak

samo wyglądało po opuszczeniu „podwójnego oczka”, copotwierdziły obserwacje świadków. Natomiast w momenciestykania się z gruntem UFO było materią twardą i to w dodatkubardzo silnie ulegającą polu grawitacyjnemu Ziemi, co wyrażałosię wyciśnięciem w twardym piasku odcisków, dołków wmiejscach, w których podpory UFO stykały się z ziemią. Aby wdnie tych miskowatego kształtu półkolistych wgłębieńwprasowały się kawałki patyków aż do utworzenia się czegoś vrodzaju piaskowca z tego piasku - trzeba było nacisku niewspółmiernie wielkiego w stosunku do rozpiętości i wysokośćbryły obiektu znajdującej się jako już „twarda” materia na Ziemi.

W miesiącach następnych po zdarzeniu w Chałupach

wielokrotnie przesłuchiwaliśmy świadka, p. Krzysztofa, jak te;prowadzone były intensywne ustalenia na miejscu zdarzenia

Udało się określić rozpiętość UFO. Okazało się, iż miało onenietypowy kształt, nie okrągły, lecz poziomo-owalny. Z profilustojąc za krzakami świadek widział je w kształcie „dużej „pestkiod śliwki”, jak sam to określił. W innym momencie obserwacjiwidział je „en face”, z przodu jako półkoliście wybrzuszonakopułę.

Badania porównawcze polegające na badaniu piasku z tegomiejsca na ściskanie pod prasą aż do przekształcenia go w„piaskowiec” wykazały, że aby obiekt posiadający czterypodpory i wyciskający w podłożu cztery ślady odpowiadająceśladom w Chałupach sprasował piasek tak jak tam - to powinienważyć 2 200 000 kg. Dosłownie: dwa tysiące dwieście ton!

Gdyby obiekt o tych rozmiarach co UFO w Chałupach byłodlany z najcięższego metalu na Ziemi jakim jest osm (cięż.właściwy 19 g/cm) i gdyby w nim nie było żadnych pustychkomór dla załogi to nie miałby nawet 1/3 tej wagi...

Ten dziwny ciężar jak się okazuje wcale nie jest aż taknieprawdopodobny. UFO w samym założeniu jest nieznane,zatem mogą w jego obrębie występować zjawiska pozorniekłócące się z obecnie znanymi prawami fizyki. Fakt tak wielkiegociężaru mówi jednak o tym, że jest to według wszelkiegoprawdopodobieństwa mało poznany efekt współoddziaływaniempola magnetycznego i grawitacyjnego ale o tym w dalszej części...

Tak więc mając pierwsze stwierdzenia można było jużpokusić się o sporządzenie roboczej hipotezy. Przypuszczeńopartych na poznanych faktach i jednocześnie zgodnych zkanonami nauki.

To, co nazywamy „UFO” docierało do d n a prawiepionowego kanału, utworzonego ze ścian promieniowania„schodzącego z góry”, jak enigmatycznie mówią o tym publikacjeomawiające siatkę geopatyczną. Jednakże te same publikacje ani

przez moment nie silą się na wyjaśnienie s k ą d „z góry”.Docierało tam nie jako obiekt materialny lecz jako nieznana formaenergii

Jednakże „nieznaną formą energii” nadal pozostawała równieżta, z której utworzone były ściany tego kanału wybiegającegowzwyż... Tu przydaje się po raz pierwszy sformowane przez nas„robocze” wartościowanie energii występujących naposzczególnych rodzajach ścian.

Bowiem zgodnie z kanonami fizyki:przyciągają się ładunkiróżnoimienne (np. plus i minus) a odpychają się ładunki o tejsamej wartościowości.

Jeżeli zatem „UFO” w stanie energetycznym (różowachmurka) jest czystą energią i przemieszcza się wewnątrz kanałuutworzonego również z czystej energii - to wartościowość obujest jednakowa! Zatem równie dobrze może być „umowniedodatnia” jak i „umownie ujemna”. Późniejsze szczegółoweustalenia wykazały jednak, że chodzi tu o wartościowość„dodatnią” - i przy tym jej określeniu pozostańmy.

Tu zmuszony jestem dodać pewne wyjaśnienie. Otóż każdyfizyk może mi zarzucić - i słusznie, że nie można zauważyćwzrokowo „czystej energii”. Oczywiście, będzie mieć rację.

Jednakże w Chałupach leżących tuż przy morzu niewątpliwieistniało znaczne w powietrzu stężenie pary wodnej w faziegazowej, nawiasem mówiąc również w tym stanie fizycznym dlanaszych oczu nie do zaobserwowania. Każda forma energii, takajak pojawiająca się w momencie tego co ogólnie zwiemy „UFO”ma jakąś nieznaną nam częstotliwość drgań. Musiała ona byćbardzo wysoka - gdyż gdyby była niska, to według wszelkiegoprawdopodobieństwa weszłaby w częstotliwości widzialnychfotonów i...nie byłaby niewidzialna. Ta bardzo wysokaczęstotliwość drgań może powodować aglutynację (zlepianie się w

większe cząstki) drobin pary wodnej aż do utworzeniamikrokropelek, tak małych że nadal pozostają one dla wzrokuniewidzialne.

Zauważmy - działo się to tuż nad morzem w warunkachsilnego operowania promieni słońca, niosących ze sobą równieżwysokie częstotliwości drgań w paśmie ultrafioletu i nawet(minimalnie) wyższych częstotliwości (Rtg. gamma). To światłosłoneczne może załamywać się na tych niewidzialnych mikro-kropelkach wody i dawać wzrokowo obserwowany efekt b a r wy. Z kolei fakt zauważenia barwy różowej mówi o tym, że mamydo czynienia z bardzo wysokimi częstotliwościami drgań,wymuszającymi przesunięcie widm a światła w kierunkuczerwieni... Te mikro-kropelki oświetlone słońcem zachowują sięjak pryzmaty rozbijające białe światło na siedem barw tęczy...

Doświadczenie ufologiczne mówi też o tym, iż podobnewarunki fizyczne, pojawianie się źródła niewidzialnegopromieniowania o bardzo wysokiej częstotliwościachoddziaływujących na parę wodną nocą, pozwalają na uchwyceniena film kolorowy „czarnych UFO”. Inaczej mówiąc obszarów,których promieniowanie światła odległych gwiazd ipromieniowanie kosmiczne jest w całości pochłaniane przez tedziwne twory. Tam gdzie występuje obszar pochłaniania światła -fotografuje się obszary ciemniejsze od tła nieba...

O czym jednak mówią te wszystkie niuanse? Bez wgłębianiesię w zawiłości fizyki... po prostu o tym, że efekt wywoływanew naszym otoczeniu leżą w obrębie praw fizyki,; a zatemczynniki, które je powodują nie są „halucynacjami”! jak usiłują towmówić sceptycy...

Badając znacznie później, bo po kilku latach przebiegi;kanałów na powierzchni ziemi pan Wilk stwierdził, że rzadkichprzypadkach, na przykład gdy kształt kanału jest wymuszony

ukształtowaniem terenu np, w wąskiej dolinie) - może on biec potorze łukowatym, półkolistym. Jak się okazało reakcja różdżki naściankach wewnętrznych takiego toru łukowatego była słabsza niżnormalna, zaś na ściankach zewnętrznych silniejsza. To z koleibyło kolejnym dowodem na przyjęty umowny sposóbwartościowania energii ścian...

Tu, patrząc na szkic bez trudu zorientujemy - się o co tuchodzi.

Penetrując obszar półwyspu helskiego a w następnychmiesiącach i latach resztę kraju Wilk wykrył, iż wykrywa nietylko oczka „podwójne” o rozmiarze 4x5 metrów ale i inne,większe, zawsze jednak takie, których długość boku jestwielokrotnością boku oczka siatki geopatycznej. I tak odnalezionezostały oczka sieci Wilka o rozmiarach:

dwukrotne (podwójne) 4x5 metrówpotrójne 6x7,5 metrapoczwórne 8 x 10 metrówpięciokrotne 10 x 12,5 metrasześciokrotne 12 x 15 metrówsiedmiokrotne 14 x 17,5 metraośmiokrotne 16 x 20,0 metrówdziewięciokrotne 18x22,5 metra- tu w ciągu „krotności” oczek występuje przerwa: nie

wykryto nigdzie oczek o rozmiarach dziesięcio -, jedenasto-, anidwunastokrotnych i kolejnym i zarazem ostatnim w „krotności”jest oczko: trzynastokrotne, o rozmiarze 26 x 32,5 metra Naterenie kraju wykrył też p. Wilk analogicznego rozmiaru „kanały”o szerokościach identycznych z rozmiarami „oczek”. W roku 1985w czasie terenowych ćwiczeń w wykrywaniu oczek i kanałóws ieci „W” jeden ze znanych warszawskich radiestetów, A.Brzeziński poprzednio mało mający styczności z badaniami Wilka

pokusił się o nieco inne badanie obecności „sieci” w terenieużywając zamiast różdżki wahadełka.

Różdżką na ogół wychwytuje się obecność pionowych ścianpromieniowania, schodzących z góry. Przy pomocy mniejszegood niej wahadła jak się okazuje można te same zależności badaćrównie precyzyjnie, a czasem - jak się okazało - dokładniej.

Byliśmy na polu, na którym p. Wilk wykrył kilka dużychoczek przylegających do równie szerokich kanałów poziomych.Okazało się, że przy pomocy wahadełka można wykryć...„podłogę” kanału, jego ścianki i „sufit, oraz określić, że pionoweboki kanału łączą się półkoliście zarówno z „sufitem” jak i z„podłogą”. Okazało się też, że poziome trójwymiarowe kanały sąidentyczne wymiarami z tymi, które schodzą „z góry”. Nadaljednak nie orientowaliśmy się skąd „z góry. Mieliśmy się o tymdowiedzieć już wkrótce po kolejnym dziwnym ustaleniuprzeprowadzonym przez naszego nieocenionego badacza, p.Wilka.

Powoli zaczął wyłaniać się trójwymiarowy, przestrzennyobraz struktury utworzonej z promieniowania wyczuwalnegoprzez system mózgowo-rdzeniowy uczulonego na nie człowieka,przekazywany niesterowanymi drgnięciami mięśni rąk na różdżkę,która w tym przypadku zaczynała pełnić rolę wskazówkiprzyrządu pomiarowego... Samym tym przyrządem, superczułyminstrumentem okazywał się sam Miłosław Wilk.

Ktoś posiadający wyobraźnię przestrzenną może sobie wy;obrazić obraz...

To już nie linie wątku i osnowy, na której jest „wyhaftowany”płaski rysunek oczek i kanałów sieci o ciągle nieznanym powodzieistnienia i przeznaczeniu. To mądra, trójwymiarowa układankastworzona przez jakąś inteligencję. Ten system pozorniebezładnie splątanych ze sobą różnej wielkości kanałów zaczynał

grać własnym życiem, w które wkraczał człowiek z różdżkąstopniowo, krok po kroku wdzierający się w tajemniczy świat,dotychczas skrywany przed ludzkimi oczami.

Badając poszczególne kanały przebiegające poprzez kraj Wilkzauważył, iż można podzielić je na trzy grupy według ichpoprzecznych przekrojów, jak pamiętamy wyrażających zawszerozmiary poszczególnych oczek sieci „W „. Okazało się, że każdyz tych trzech rodzajów pełni odrębną rolę. Są to więc: kanałynazwane „główne”. Posiadają największe przekroje wewnętrzne,od rozmiaru oczka „dziewięciokrotnego” do „trzynastokrotnego”.Stwierdzono, iż są one wiecznotrwałe, to znaczy istnieją w tereniew niezmienionym kształcie i wielkości, w tej samej lokalizacjiprzestrzennej i co najdziwniejsze - w tej samej lokalizacjiczasowej. Istnieją nieruchome, jak istniejący od zawsze”świadkowie zamierzchłych wydarzeń. W czasie licznychwędrówek po kraju, podejmowanych bez względu na pogodęwykrywane bywają jako łączące najważniejsze prastare zabytki,kościoły, budowle o pozytywnym znaczeniu dla tworzeniakultury człowieka. Łączą one też poszczególne miasta, same jakbyzwracając uwagę na te najstarsze a o najwyższym priorytecie dlanaszej historii cywilizacji.

Kolejne następne, nazwane „szerokimi” to kanały energii oprzekrojach od oczka pięciokrotnego do ośmiokrotnego. Terównież są trwałe w czasie, ale pełnią rolę jakby podrzędną,służebną w stosunku do tych „głównych”, największych.Przebiegają przez cały kraj łącząc wszystkie miasta, miasteczka iwsie, podchodzą do wszystkich zabytków a dalsze trasypokonują lokując się wprost na szosach, wzdłuż torówkolejowych, biegną dolinami górskimi. Nie przeszkadza im ruchkołowy czy tłumy ludzi. Przechodzą przez te przeszkody,niewyczuwalne przez nikogo - lub prawie przez nikogo. Tylko

najbardziej sensytywni mogą je wyczuwać. Często te kanałyszerokie zachowują się jak istota inteligentna lub jak drogaprzepływu energii przez kogoś sterowana. Zdarza się, że kanałszeroki biegnie środkiem ruchliwej szosy a ona nagle wbiega namost. Co w takim wypadku robi kanał?

Jeżeli nie ma w pobliżu innej, wygodniejszej drogi przebyciarzeki - korzysta z mostu ale z reguły nie po jego powierzchni, leczpod nim... Po prostu schodzi z szosy na pobocze, wchodzi Podmost i biegnie poprzez powietrze między mostem a lustremWody.

Gdy biegnie na duże odległości, na przykład pomiędzy dwomamiejscowościami na jego poboczach - naprzemian: raz po jednejjego stronie...a po dwóch kilometrach po stronie przeciwnejpojawiają się węższe kanały, teraz o przekroju od oczka„podwójnego” tj. 4 x 5 m, aż do oczka „poczwórnego”, na ogółjednak „preferują one” te mniejsze rozmiary. Zdarza się często, żechwilami ich poprzeczne rozmiary skracają się znacznie, naprzykład gdy trzeba pokonać wąskie przejście, np. drzwi domieszkań.

Kanały te powstające na poboczach kanałów szerokichzawsze zaczynają się „pętlą” o przekroju takim by końcówkakanału mogła swobodnie zatoczyć niewielki krąg. Długość takiegokanału nigdy nie przekracza dwóch kilometrów, przeważniejednak są one znacznie krótsze. Trwają w czasie niedługo,najwyżej do dwóch miesięcy. Zazwyczaj po krótkiej drodzewzdłuż kanału szerokiego odbiegają gdzieś w otoczenie i jakbypenetrują to, co je interesuje. Z tego powodu nazwane zostałykanałami „penetrującymi”.

Na barwnych mapach, na które nanosi się trasy przebiegówkanałów szerokich i głównych w kolorze czarnym - kanałypenetracyjne barwi się na kolor niebieski. (Oczywiście na

wydrukach jednobarwnych brak tego wyróżnienia).Kanały penetrujące to przedziwne struktury. Wciskają się

wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego, niezwykłego,ważnego, ale z zasady pozytywnego dla cywilizacji ludzkiej.Kanały te pełnią rolę kontrolera, a kto wie, czy i nie sternikaludzkich poczynań.

W trakcie wieloletnich badań p. Wilk stwierdził, iż penetrująone najważniejsze instytucje, zakłady pracy, imprezy i zabytki opozytywnym znaczeniu dla rozwoju człowieka. Już choćbyprzez tego rodzaju zainteresowania „Sieć Wilka” okazuje się byćtworem bardzo pozytywnym dla ludzkości, a tym samymwykazuje cechy sprzeczne, zaprzeczające ewentualności, iżmogłaby ona być stworzona przez „moce piekielne” jak usiłujązdeprecjonować to nie rozumiejące niczego dewotki.

I tak „kanały penetracyjne zauważa się w takich budowlach iinstytucjach jak: kościoły i świątynie wszystkich wyznań, muzea,biblioteki państwowe i publiczne (z wyjątkiem bibliotekwojskowych!), placówki służby zdrowia, instytuty naukowe,wiele teatrów, szczególnie tych posiadających duże znaczenie dlatradycji narodowych, np. Teatr Polski, Wielki, Operetka. (To zterenu stolicy).Kanały interesują się tylko niektórymi rodzajamisportu - np, lekkoatletyką...Brak ich natomiast przy wszelkichlokalach partii politycznych, ale są w sejmie. Brak ich wewszystkich kinach, lokalach rozrywkowych.

Okazuje się, że kanały te penetrują wszystkie lokale redakcjiczasopism o tematyce ezoterycznej, ufologicznej czyparapsychologicznej.

Podprowadziłem kiedyś p. Wilka pod lokal redakcji„Perspektyw”, w którym to piśmie opublikowałem artykuł oChałupach. Nie znał on ani rozkładu lokali redakcyjnych, anizresztą nie wiedział dokąd został zaprowadzony...

Poprosiłem go by szedł tam, dokąd różdżka go zaprowadzi.Nie bardzo wierzył, bym zaprowadził go w jakieś sensownemiejsce, ale wykonał o co go prosiłem...

Po kilku meandrach korytarzem na parterze wszedł napierwsze piętro i pewnym krokiem, prowadzony różdżką skręciłw któreś drzwi. Tam nie zważając na zaskoczoną minę starszegomężczyzny, który wytrzeszczył na niego oczy - przemaszerowałpo pokoju i okrążył biurko tego człowieka. „Tu kończy się kanałpenetracyjny”! - oznajmił...

Jak się szybko okazało różdżka zaprowadziła go do pokoju...redaktora naczelnego, który przed niedawnym czasem redagowałdo druku artykuł o Chałupach i... o nim. O Wilku.

Takie przykłady zaczęły się mnożyć. Jeden z młodychnaśladowców „mistrza” Wilka, pan Piotr B. pojechał zimą 1984roku do Szczyrku na zgrupowanie narciarskie. Przyjechałwcześniej niż pozostali uczestnicy i prosto z dworca udał się dopensjonatu, w którym miał zamieszkać. W recepcji przydzielonomu pokoik na poddaszu, poszedłszy tam więc zrzucił Plecak zramion i natychmiast wyjął różdżkę... Wiedział bowiem, że odczasu jak zaczął włączać się w badanie sieci „W „- kanałpenetracyjny zagościł w jego mieszkaniu.

Okazało się jednak, że tu kanału jeszcze nie ma. Jeszcze go niedogonił.. Zmęczony podróżą położył się spać. Obudził się podwóch godzinach i jeszcze raz poszukał kanału.

Tym razem już był. Wchodził do pokoiku przez okna, a jaksię później okazało, dostawał się tam wślizgując się po pionowejścianie z ulicy aż na trzecie piętro budynku.

Teraz jednak „pętla” otaczała przeznaczone mu łóżko iwychodziła przez drzwi z pokoju. Zaciekawiony poszedł jejśladem...Kanał schodził po schodach, mijał parter i szedł nadal dosutereny...tam wszedł na obszerną salę stołówki i do narożnego

stolika, nakrytego już do obiadu. Przy nim, przy jednym z nakryćujrzał kartkę ze swoim numerem pokoju i nazwiskiem

Już na początku lat osiemdziesiątych, po pierwszym rokubadań Wilka sprawa nowo wykrytej sieci, (jak się później okazałooplatającej świat) zaczęła być tak bulwersująca i wręcz niezwykła,że zwróciliśmy się do nieżyjącego już profesora inżynieraWilhelma Rotkiewicza, byłego Dyrektora Instytutu RadiotechnikiPolitechniki Warszawskiej i jednocześnie światowego autorytetuw dziedzinie badania sieci geopatycznej z prośbą o zapoznanie sięz aktualnym stanem badań nowo-odkrytej sieci i wyrażenie swejopinii.

Rozmowy trwały parę godzin, poparte licznymi planamimiejsc, schematami rozmieszczenia oczek, kanałów itp. ażwreszcie profesor sam wziął różdżkę do ręki i kierując się naszymiwskazówkami zaczął szukać kanału penetracyjnego już pozewnętrznej stronie drzwi na klatce schodowej prowadzącej dojego mieszkania. Jak było do przewidzenia - a ku wielkiemuzdumieniu profesora - wykrył on, że jego własne biurko, przyktórym pracuje, jego biblioteka i nawet tapczan, na którym śpi sąoplecione kanałem penetracyjnym wyjątkowo silniezaznaczonym...

Taką „pętlę” wykonuje jednak z reguły kanał penetracyjny,jakby zbiera informacje na interesujący go temat i odprowadzadokąd? Tego na razie jeszcze nie wiedzieliśmy.

Tylko w trzech miejscach na terenie Warszawy okazało się, żepodobną pętlę zatacza końcówka kanału nie penetracyjnego, leczszerokiego, co było zupełnym ewenementem.

Niejakim zaskoczeniem było, że jednym z tych miejsc byłlokal klubowy na Żoliborzu w Warszawie, miejsce zebrań od latgrupy ezoteryków i bioterapeutów. Klub już nie istnieje...odczasu gdy właściciel lokalu uznał, że rentowniej dla niego będzie

wynajęcie go dobrze płacącemu przedsiębiorcy.W miarę upływu czasu i nabierania doświadczenia badania w

łonie sieci nabierały większej wyrazistości. Pomału wszystkozaczynało zgrywać się ze sobą. Kluczowym odkryciem byłostwierdzenie skąd „z góry” napływa to promieniowanie i jaka jestjego natura...

Wędrując po terenie Warszawy pan Wilk zaszedł kiedyś nateren budowy, na którym wznoszono dziesięciokondygnacyjnebudynki. Była upalna niedziela i na budowie nie było żywejduszy. Obchodząc jeden z nich a nie wypuszczając różdżki z rękistwierdził, że: „prawie całkiem wokoło budynku, bo od stronypółnocnej, zachodniej i południowej wytycza się bez przeszkódsieć „W „. Brak jej natomiast na niewielkim kawałku terenu powschodniej stronie budynku, przy czym miejsce, gdzie się onapojawia nieco dalej na wschód od ściany wschodniej budynku jestodgraniczona równą linią równoległą do ścian budynku”.

Zaczęło świtać mu niejasne podejrzenie, które natychmiastzaczął sprawdzać. Kolejno wchodził na kondygnacje budynku wsurowym stanie, obchodził całe piętro i notował wykrywanie - lubnie - sieci „W”. Tak zawędrował na strych, pod gruby betonowystrop, jak się okazało grubości prawie dwudziestu centymetrów.

Konfrontacja tego co namierzył wewnątrz budynku z tym cobyło na zewnątrz pozwoliła na wykonanie stwierdzenia, że:

„Sieć „W” wykrywa się wewnątrz budynku tylko w pokojachpołożonych od zachodu, oraz na całej powierzchni poddasza.Brak sieci na piętrze leżącym poniżej poddasza oraz pozapokojami przylegającymi do zachodniej ściany budynku. Powschodniej stronie budynku, na powierzchni ziemi, od ścianybudynku na kilkanaście metrów ku wschodowi bez truduodszukuje się siatkę geopatyczną. Brak jej natomiast wszędziewokoło, gdzie jest wytłumiona przez sieć „W „. (rys. 3)

W ten sposób okazało się, że: rozrysowując tą sytuację nakawałku papieru można bez trudu określić kąt, pod jakim„schodzą z góry” tunele utworzone ze ścian promieniowania.

Na tym przykładzie okazało się też, że tunele te nachylone sąpod kątem 78 stopni ku zachodowi. Przenikają do wnętrzabudynku pokonując grube mury, ale po przejściu przez 25centymetrów bloków piano-betonowych, z jakich zbudowane tambyły ściany budynku promieniowanie ulega tłumieniu i następnepodobne przeszkody nie pozwalają by promienie dostawały sięgłębiej. Dzięki temu promieniowanie ścianek sieci „W” wykrytotylko w pokojach od strony zachodniej i na najwyższejkondygnacji budynku.

Kolejne żmudne ustalenia wykonywane zawsze w terenie, nakonkretnych budowlach i przeszkodach wykazały, że:promieniowanie tworzące ściany sieci „W „nie potrafi przebićtakich przeszkód jak: bloki piano-betonawe (gazobeton) grubszy niż 25 cm. czysty beton, zależnie od gatunku - 80 do 100 cm sucha cegła - 50 do 60 cm. nasypy ziemne - ok. 200 cm. grube suche belki drewniane - 10 - 18 cm. duża poduszka puchowa - zero cm. duże naczynie Dewara (termos) - zero cm. metale, nawet siatki o małych oczkach właściwie prawie nie

stawiają oporu.Promieniowanie swobodnie jednak przechodzi przez

atmosferę, wodę słoną i słodką IPrzyglądając się temu zestawieniu zauważamy, że

promieniowanie to zachowuje się nie jak fala elektromagnetyczna,

ale jak promieniowanie akustyczne.Tym razem nie będę podawać toku poszczególnych badań,

trwających powoli ale całymi latami, głównie z braku potrzebnejaparatury pomiarowej i współpracy instytucji, które by chciałypomóc. Teraz, po siedemnastu latach już sami daliśmy sobie radę,a o tym czy odkrycie Wilka ma istotną wartość mówi zdanienaukowców - fizyków niemieckich:

„Gdyby Pan pracował nad tym u nas, już dawno miałby Pannagrodę Nobla”

Porównywaliśmy doświadczenia w terenie i ich wyniki z tymidanymi, które docierały do nas z badań dokonywanych wjonosferze przez amerykańskie statki kosmiczne w lotachokołoziemskich. Otóż astronauci fotografowali w podczerwieni„subtelną, delikatną i ledwo dostrzegalną jakby sieć, rozciągającąsię nad wszystkimi kontynentami”. Ich ustalenia mówiły, żeokreślono częstotliwość drgań tej sieci na 100 MHz do 30 GHz.Inaczej mówiąc od stu milionów drgań na sekundę do 30 miliardówdrgań/sek.

Nasze rodzime ustalenia, prowadzone na dziesiątkachprzykładów określają ten zakres nieco skromniej - możemy sięjednak nieco mylić, koniec końców to Amerykanie z pewnościąmają lepszy sprzęt i warunki do badań - otóż określone przez nasparametry drgań to 100 MHz do 3 GHz.

To rzeczywiście jest promieniowanie akustyczne, ale wzakresie niesłyszalnym przez ludzkie uszy i do tego słabopoznane przez naukę, gdyż jak piszą o nim podręczniki fizyki„nie znalazło praktycznego zastosowania”.

Jest to promieniowanie nazywane przez fizykęhiperdźwiękowym.

Tu mała wstawka dla lepszego zrozumienia czym ono jest.Otóż zakres promieniowań dźwiękowych dzieli się na

następujące:a) częstotliwości akustyczne podsłyszalne, inaczej zwane

infradźwiękami. Ich zakres częstotliwości mieści się w przedzialeod znikomo małych do 16 drgań na sekundę, co notuje się jako 16herców (Herz) i zapisuje: 16 Hz. Zakres ten obejmuje więcdźwięki, których ucho ludzkie nie słyszy. Odbierają wrażeniasłuchowe w tym zakresie niektóre owady i niższe kręgowce,

b) drugi kolejny zakres, to dźwięki rejestrowane przez naszsłuch. Leżą one w częstotliwościach od 16 Hz do 20

000 Hz, czyli jak się to notuje do 20 KHz. KHz - czylikiloherców. W obrębie tych częstotliwości mieszczą się wszystkiedźwięki, na które reaguje nasz zmysł słuchu,

c) ultradźwięki, leżące powyżej częstotliwości 20 KHz aż do100 MHz, czyli do stu megaherców (przedrostek: „mega” oznacza„milion”) znów nie są słyszane przez nas. Słyszy je natomiastwiele ssaków w tym nietoperze, prawdopodobnie domowe k o t yi drobne zwierzęta polujące nocą, szczególnie w tropikach, gdziezdobycie pożywienia zależy od czułego słuchu. Ultradźwięki mająszerokie zastosowanie w technice, między innymi do wykrywanianiewidocznych uszkodzeń w materiałach takich jak stal, odlewymetalowe, oraz - jak wiemy z własnych doświadczeń życiowychdo USG, czyli ultradźwiękowego wykrywania złogów, kamicy wnaszych narządach wewnętrznych. O tym zakresie częstotliwościdźwiękowych nauka wie już bardzo dużo,

d) najbardziej tajemniczą dziedziną akustyki są hiperdźwięki.Niesłyszalne, nie odbierane przez żadne stworzenia żywe jako

wrażenia słuchowe - chociaż nie jest wykluczone, że odbierają jeptaki lecące na dużych wysokościach i być może wykorzystującedo swych przelotów jesiennych i wiosennych strukturę „sieciWilka”, szczególnie te kanały poziome, które ulokowane są nadużych wysokościach.

Kanary poziome sieci „W „w przeważającej większościunoszą się tuż nad poziomem ziemi, ale nie sięgają nad poziomotwartych wód, tj. jezior, rzek ani mórz. Badając poprzeczneodnogi kanałów, krzyżujących się z np. kanałem biegnącymwzdłuż osi półwyspu helskiego stwierdzono, że wchodzą one wwodę jedynie na kilka metrów od brzegu i tam ich promieniowaniezanika.

Częstotliwość akustyczna kanałów jest właściwieczęstotliwością fal akustycznych tworzących je. Ta wartość jestodwrotnie proporcjonalna do długości fali. Inaczej mówiąc imczęstotliwość jest wyższa, tym bardziej maleje jej długość fali iodwrotnie.

W miarę wzrostu częstotliwości akustycznej spada więcdługość fali i w krańcowych przypadkach, gdy częstotliwośćrośnie w dalsze obszary hiperdźwięków - długość fali może spaśćdo średnicy pojedynczego elektronu, podstawowej cząstkielementarnej. Na tym kończy się zakres długości fal - wraz zewzrostem częstotliwości.

Czy te zależności fizyczne są tak istotne dla trwania sieci „W„?

Okazuje się, że tak. I to bardzo.Wiemy już, że tunele „schodzące z góry” są nachylone w

stosunku do poziomu gruntu w kierunku zachodnim pod kątem 78stopni. Amerykańskie stwierdzenia odnośnie „subtelnej siecichwytanej w podczerwieni” mówią też o wykryciu niby-tuneliprawie pionowych, bo odchylonych od pionu o...12 stopni.

A właśnie 12 stopni + 78 stopni to 90 stopni czyli pion wstosunku do powierzchni Ziemi. Amerykańskie badania mimowoli potwierdziły nasze ustalenia

Badania radiestezyjne podejmowane jakby poza normalnymprogramem badawczym przez załogi statków kosmicznych

lecących ku Księżycowi wykazały, że różdżka „reaguje” tylko doniskiej jonosfery, czyli tak gdzieś do 60 do 300 kilometrów nadpoziomem Ziemi. Wyżej różdżka jest „martwa”. Ani drgnie wrękach trzymającego ją człowieka.

Czemu należy to przypisać?Przypomnijmy - to nie różdżka jest tu przyrządem

pomiarowym. Ona tylko spełnia rolę „strzałki przyrządu” jakimjest system nerwowy człowieka. Człowiek zareaguje, jeżeli tam, wkosmosie będą drgania hiperdźwiękowe. A nie reaguje, bo tam ichnie ma i nie może być!

Czemu? To proste - fala akustyczna o każdej długości fali ikażdej częstotliwości do swego rozprzestrzeniania się potrzebujeśrodowiska materii. Różdżka nie drgnie tam, gdzie powietrze jesttak rozrzedzone, że praktycznie biorąc znika możliwość drgańgazu, jakim jest choćby nawet rozrzedzona atmosfera.

Promieniowanie akustyczne to nie promieniowanieelektromagnetyczne, które może rozchodzić się w próżni...tupotrzebny jest obszar, w którym można wymusić drgania.

Zauważono jednak, że te „prawie pionowe” tunele utworzoneze ścian promieniowania wznoszą się z powierzchni naszejplanety ku jonosferze... Po co?

Przecież skoro istnieje coś tak przedziwnego jak „sieć Wilka” achoćby i ściany, których konfiguracja tworzy oczka siatkigeopatycznej to nie może być tak, by rozmywały się te „tunele”na wysokościach w nicość...

Musi istnieć jakaś celowość ich bytu, a co za tym idzie idobiegnięcie ich do jonosfery powinno być uwarunkowane jakimiśprzesłankami...

„ILE WYNOSI ŚREDNICA PLANETY ZIEMIA? „

Takie pytanie zadaję czasami moim antagonistom, którzy

podpierając się swymi tytułami naukowymi w zakresie astronomiiusiłują mnie zbić z tropu z okazji omawiania przedziwnej sieciWilka”

No wie pan! - odpowiadają - to przecież każde dziecko wie.Wystarczy podzielić obwód Ziemi na równiku przez liczbę „Pi”(3,14) i będzie pan mieć gotową odpowiedź!

Przepraszam moich hipotetycznych rozmówców, ale figę będęmieć, a nie „gotową odpowiedź”.

Roztrząsając tego rodzaju zagadnienia, poruszając się potemacie, w którym jest więcej nieznanego niż znanego trzebaprecyzyjnie formować pytania i żądać równie precyzyjnychodpowiedzi. Tymczasem taka „odpowiedź” jest daleka oddokładności.

Tym razem pytanie było precyzyjne a odpowiedź byle jaka...Obwód Ziemi na równiku dzielony przez „pi” powie mi jaka

jest średnica k u l i ziemskiej. Ja natomiast pytałem o p l a n e t ę.A to wcale nie to samo!

Wyobraźmy sobie, że skądś z kosmosu w stronę Zieminadlatuje: ktoś. Nie zobaczy powierzchni globu ziemskiego tylkowpierw odbierze na swym monitorze obraz pola magnetycznego,otulającego Ziemię. Po pokonaniu go dotrze do j ono sferysięgającej nawet do tysiąca kilometrów nad jej powierzchnię,zostanie mu do pokonania jeszcze kilkadziesiąt kilometrówatmosfery i dopiero dotrze do Ziemi...

Gdybyśmy rozrysowali pionowo przekrój przez planetęZiemię tak, aby przeciąć ją po linii obu jej biegunów tootrzymalibyśmy jej wizerunek otoczony podobnym doolbrzymiego motyla polem magnetycznym. Przecięcie planety polinii równika da z kolei obraz okrągłego pola magnetycznego

otulającego planetę Ziemię... A więc, jest bardzo istotne w jakiejpłaszczyźnie przekroimy „planetę”.

Jeżeli nawet odrzucimy pole magnetyczne i nie będziemy gobrać pod uwagę przy rysowaniu przekroju planety Ziemi, to beztrudu zauważymy, że:

najwyższą warstwą otuliny to jonosfera, która się tymcharakteryzuje, iż zawiera wolne ładunki elektryczne oraz prostezwiązki między pierwiastkami tworząc jony, mogące mieć swójwłasny ładunek elektryczny, tak samo jak pojedyncze atomywielu pierwiastków. Jest to więc warstwa przewodząca prądelektryczny.

Niżej rozciąga się aż do powierzchni Ziemi atmosfera,stanowiąca warstwę na ogół bez wolnych ładunków elektryczny(z wyjątkiem momentów burzowych). Zaznaczymy ją więc jakoizolator. Schodzimy głębiej, pod powierzchnię Ziemi. Skorupaziemska ma grubość, zależnie od umiejscowienia, od 40 do 120kilometrów, ale zawiera w sobie dużo wody, w większości słonejoraz sporo różnych metali w stanie związanym i wolnym. Kolejnawięc warstwa przewodząca... Schodzimy coraz głębiej teraz już wmagmę, warstwę płynnej skały. Składa się ona w większości zbazaltu, jest więc kolejnym izolatorem. Dochodzimy wreszcie dojądra Ziemi, kuli o prawdopodobnej średnicy 6000 km,utworzonej z ciężkich metali, czyli mamy następną warstwęprzewodzącą prąd...

Jeż eli ter az spojrzymy na rysunek koncentrycznych kółsymbolizujących poszczególne warstwy, ale zobaczymy tooczyma elektryka to będziemy mieć schemat kulistegokondensatora, w którym będą trzy warstwy przewodząceprzedzielone dwoma warstwami izolatora, (rys. 4)

Mając już taki schemat planety Ziemia możemy terazdorysować do niego tunel, schodzący „z góry” na powierzchnię

Ziemi i stykający się z nią pod katem 78 stopni, a nachylony kuzachodowi.

Skoro wiemy, że kula ziemska rotuje z zachodu na wschód(dzięki temu wschodzące słońce widzimy na wschodzie) zadziwinas fakt, że tunel jest nachylony właśnie ku zachodowi...

Teraz naocznie możemy dowiedzieć się, że dolny koniectunelu jest pociągany w ślad za obracająca się kulą ziemską - zzachodu na wschód, przez co g ó r n y koniec tunelu w jonosferze„nie nadąża za rotacją”. Mamy d o w ó d, że „prawie pionowy”tunel sieci Wilka tak naprawdę jest materią, tyle tylko że o bardzoznacznym stopniu rozrzedzenia, tak silnym, że staje sięzauważalny dopiero w skali Planety.

Jest subtelnie materialny - i właśnie dlatego może byćutworzony z akustycznego promieniowania hiperdźwiękowego.gdyż jedyną możliwością trwania go jest środowisko materii.Trzeba tu wziąć pod uwagę, że w miarę wzrostu wysokości nadpowierzchnią Ziemi spada ciśnienie powietrza aż do prawiecałkowitego zaniku - tymczasem „sieć” niesie ze sobą swojewłasne „środowisko materialne”.

Jedyną możliwością trwałego istnienia hiperdźwięków wprzestrzeni jest tak zwana fala stojąca. Jak mówi o tym fizyka jestto: „specyficzny rodzaj fali powstający w wyniku nakładania sięna siebie dwu fal poruszających się w jakimś kierunku alemających przeciwny zwrot i posiadających jednakową amplitudę iczęstotliwość”. Jednakże teoretycznie hiperdźwiękowa falastojąca w atmosferze nie może istnieć, gdyż z uwagi na bardzomałą długość i bardzo wielką częstotliwość prawie natychmiast odchwili powstania zamieniłaby się w ciepło chyba, że: jedna z falstojących jest „obłożona” inną F.S.

(falą stojącą), różniącą się od „rdzeniowej” F.S. kilkomahercami częstotliwości. Wówczas „rdzeniowa” (czyli ta znajdująca

się w środku) uzyskuje przedziwną właściwość: staje się„niezależna od biegu czasu gdyż nie traci nic z energii drgań wokresie swego trwania”.

To kapitalne stwierdzenie, zgodne z prawami fizyki mówi oczymś wręcz nieprawdopodobnym, co zaczyna wyjaśniać sens icel istnienia takiego tworu, jakim okazuje się sieć „W „. Otóżkażda fala - zgodnie z prawami fizyki - może być nośnikieminformacji. Skoro każda, więc i fala stojąca również. Ale ta „F.S.”jest niezależna od biegu czasu co oznacza nie mniej ni więcej, żeinformacja niesiona tą falą uzyskuje tą samą właściwość - jest odczasu niezależna, a skoro tak - to może być przenoszona zarówno„w przód w czasie” jak i „wstecz” a może i jeszcze inaczej, możedo czasu w innych przestrzeniach równoległych.

Pojmowalnym staje się teraz, w jaki sposób sieć „W„kontroluje zabytki z bardzo dawnych dla nas okresów czasu. Dlasieci czas po prostu nie istnieje. Sieć penetruje prastare Miejscatak jakby to było „tu i teraz”. Dzięki temu to wcale nie P’ Wilk anijego naśladowcy patrzą w przeszłość czy przyszłość Za pomocąswoich zdolności nadnormalnych lecz tylko odczytują to, co jesttrwale zapisane w sieci. Mniej tu teraz jest ważne, czy miejscetego zapisu będzie jakąś FS czy po prostu Kroniką Akaszywzględnie polem morfogenetycznym, tak jak wyjaśnia to RupertSheldrake. Najważniejszym okazuje się, że dobraliśmy się doistotnego znaczenia i przeznaczenia sieci.

Zupełnie inna sprawa kto stworzył ten genialny twórponadprzestrzenny. Prawie niemożliwy do wykrycia choćby zuwagi na to, że wszystkie nasze urządzenia pomiarowe oparte sąo pomiar różnicy potencjału dwóch struktur, z których jedna jestwzorcową a druga mierzoną. W dodatku pomiar odbywa się zapomocą znanych nauce fal i pól, elektromagnetycznego,elektrycznego, magnetycznego czy nawet grawitacyjnego. A jak

mierzyć sieć Wilka skoro nie ma żadnych wcześniejszychwzorców?

Jak się okazuje jednak obecność sieci w terenie można iwykrywać nie tylko różdżką czy w nielicznych przypadkachwahadłem ale i metodą fizykochemiczną.

Polega to na zauważeniu, że fala hiperdźwiękowa mającbardzo wysokie częstotliwości drgań niesie ze sobą potężnyładunek energii.

Opracowano - i sprawdzono w praktyce następujący sposób Iwykrycia fali stojącej hiperdźwiękowej w miejscu, w którympodejrzewa się jej istnienie - na przykład po wstępnym jejwykryciu metodą radiestezyjną.

Potrzeba do tego co najmniej dwanaście jednakowejpojemności i o identycznym szkle probówek laboratoryjnych, ajeszcze lepiej używanych w fotometrii. Najlepiej nadają się dotego i celu naczyńka z jednej serii szkła laboratoryjnego,kupowane w całych paczkach.

Naczynia, względnie probówki numerujemy cyframi pisząc nanich pisakiem do szkła, tzw. dermatografem lub naklejamyidentyczne, najlepiej białe, małe karteczki z numerami.

Następną czynnością będzie przygotowanie roztworunadmanganianu potasu, znanego wszystkim jako ciemnofioletowekryształki używane do dezynfekcji. Istotnym jest aby był totylko ten związek chemiczny, a nie żaden inny barwnik.

Do 1 litra wody destylowanej, w ostatecznościprzefiltrowanej przez węgiel aktywny i dobrze wygotowanejdodajemy jeden malutki kryształek nadmanganianu, tyle tylko abyroztwór był ledwo-ledwo liliowy.

Ponumerowane probówki umieszczamy w następującysposób:

a ) połowę z nich, jako wzorcowe umieszczamy tam, gdzie

różdżka nie wykryła żadnego promieniowania „sieci Wilka”,b ) drugą identyczną porcję rozmieszczamy w miejscu, w

którym podejrzewamy obecność ścianki sieci Wilka.Całość zostawiamy w spokoju na 24, a jeszcze lepiej na 48

godzin.Częstotliwość drgań sieci Wilka jest na tyle mocna, że rozbija

strukturę chemicznego połączenia nadmanganianu potasu wsłabym roztworze wodnym.

Cóż się wówczas dzieje?Nadmanganian potasu zostaje rozbity na: ciemno brązowy

dwutlenek manganu i bezbarwny wodorotlenek potasu. Na dnieprobówki i na jej ściankach osadzi się słabiutki, ale widzialny wświetle padającym ukośnie brązowy osad tlenku manganu, zaś wroztworze wodnym pozostanie tylko bezbarwny wodorotlenekpotasu.

Cały roztwór w probówce, która była poddanapromieniowaniu hiperdźwiękowemu pojaśnieje, straci liliowezabarwienie, stanie się bezbarwny. Natomiast probówkiwzorcowe, te poza ścianą sieci „W „nadal będą zawierać barwnyroztwór.

To proste badanie fizyko-chemiczne spełnia kanonpowtarzalności, można wykonywać je jakościowo, określająctylko fakt rozbicia struktury tak trwałego związku w roztworzewodnym jakim jest nadmanganian potasu - lub też oznaczać toilościowo, wykazując super-precyzyjnie ilość straconych iotrzymanych związków i określając dodatkowo stopieńprzenikania światła bezbarwnego przez badane naczynia. Możnarobić używając tak zwanego „fotometru Pulfricha” lub nowszych,skomputeryzowanych urządzeń. Ale ta uwaga odnosi się tylko dotych, którzy dysponują laboratorium chemicznym.

Istotnym tu jest, że w tym samym miejscu można powtarzać

takie badanie - otrzymując powtarzalne wyniki. A to jest właśnieżądanym przez naukę zachowaniem sprawdzalności zadania. Tymsamym badacz zajmujący się tak kontrowersyjnym tematem jaknieznana sieć utworzona z niewidzialnego promieniowania,przeprowadzając choćby tak prościutkie oznaczenie wkracza wobręb badania naukowego.

Aby to uściślić i nie przypisywać badaczowi tego co mu sięnie należy; podobna analiza stwierdzi jedynie obecność w tymmiejscu czynnika rozbijającego strukturę nadmanganianu potasu wsłabym wodnym roztworze a nie istnienie rozległej „sieci”. Ale i tojuż sporo...

Od czasu do czasu prowadząc dokumentacje fotograficznąróżnych dziwnych zdarzeń chwyta się na film światłoczułydziwne poziome linie, niekiedy krzyżujące się z innymi podkątem prostym w tle nieba. Nie wyglądają na to by były to smugikondensacyjne pozostające po przelocie samolotów, choćby zuwagi na ich niezbyt dużą wysokość nad ziemią oraz to, żekrzyżują się nie łukowatym torem a właśnie pod kątem 90 stopni.Czy byłoby możliwe sfotografowanie ścian sieci „W”?

Otóż promieniowanie jej mając bardzo wysokie częstotliwościdrgań być może umożliwia kondensację drobin pary wodnej,zawsze obecnej w atmosferze. Te drobiny tworzyć mogą większenieco „kropelki”, za małe jednak by opadły jako mżawka, aledostatecznie duże by załamywać promieniowanie słoneczne naswej krzywiźnie powierzchni i w rezultacie mogą powstawaćzdjęcia pokazujące tak powstałe drobiny wodne na przebieguściany radiestezyjnej...Byłoby to więc zdjęcie pokazujące wsposób pośredni efekty fizyczne, jakie może wywołać ściana „W„w atmosferze.

Odkrycie dokonane przez Miłosława Wilka było tak dziwneodkrycie dokonane przez Miłosława Wilka było tak dziwne,

że...postanowiliśmy poszukać podobnych „sieci” wykrywanych iopisywanych przez innych ludzi, w innych okresach czasu, nawetna innych kontynentach.

Wertując książki i prastare zapiski znaleźliśmy sporociekawostek. Otóż jak wiadomo z ustaleń w terenie kanały sieci„W” nigdy nie krzyżują się ze sobą lub nie skręcają pod katemostrzejszym (mniejszym) niż 90 stopni. Uwarunkowane to jesttym, iż tak naprawdę ich częściami składowymi są czworokątne„oczka” będące również tworami trójwymiarowymi.

Tymczasem polski turysta zawędrował w Szanghaju, mieściena południu Chin do miejskiego parku. Tam na dużym stawie jestmała wysepka a na niej piękna świątyńka w średniowiecznymstarym stylu. Z „lądu” biegnie na wysepkę dość długi mostdrewniany powyginany w dziwne łamańce, zygzaki posiadająceostre kąty swych zakrętów.

„Czy to budował pijany architekt „? - zapytał towarzyszącegomu przewodnika.

- Nie, to dlatego by przez most nie mogły przedostawać sięduchy - padła odpowiedź.

Jednakże w chińskich zapiskach trudno było wyszukać jakieświeści mówiące o tym w jakiej formie dawni chińscy geomanci(badacze sił ziemi) mogli znać ten rodzaj promieniowania,tworzący tak przedziwne „oczka” i tunele.

I znów musimy odwołać się do współczesnych wędrówekturysty po Chinach. Czy wiecie, że do końca XIX wieku niewolno było wznosić budowli wyższych niż 104 stopy chińskie”

W przeliczeniu 104 stopy po 0,34 metra to 35,36 metra. Tyle,ile obecnie jedenastokondygnacyjny budynek miejski. Skąd takiwymóg, stosowany nawet w „Zakazanym Mieście”, dzielnicycesarskiej otoczonej murami i linią kanałów wodnych.

I znów prostoduszna odpowiedź: „nie można było wyżej

budować bo...wyżej latają duchy”Prawdopodobnie badacze chińscy już przed setkami lat znali

Podobną sieć ale włączyli ją w obręb zagadnień Feng Shui.Czytelników będących zwolennikami dogmatycznej nauki

może złościć wysunięty przez autora wniosek o możliwości!przenoszenia informacji w łonie sieci Wilka w przeszłośćwzględnie z przeszłości w nasz czas obecny. Pozornierzeczywiście stoi to w sprzeczności z teorią względności, alepozwolę i sobie zauważyć, że jak sama nazwa wskazuje jest toteoria, a nie dogmat podany do wierzenia ogółowi fizyków imatematyków. Przez wiele lat nikt nawet nie śmiał naruszyćkanonów wynikających z niej, aż wreszcie w styczniu 1998 rokuudało i się to w wyniku niezamierzonych działań, a wiecwłaściwiej przypadkowo grupie profesorów fizyków na WydzialeFizyki Uniwersytetu w Kolonii w Niemczech.

Prowadzili oni doświadczenia z efektem tunelowym i wtrakcie jednego z doświadczeń uzyskali wpierw czterokrotne, apóźniej pięciokrotne przekroczenie prędkości światła w próżni.Nazwiska tych profesorów to Guenter, Deutsch i Nimitz. podanedo publicznej wiadomości w programie stacji „Discovery” wewrześniu 1998 roku w specjalnym programie omawiającym ichodkrycie. Trzeba tu dodać, iż Wydział Fizyki tej uczelni jestjedyną w Europie placówką zajmującą się zjawiskiem czasu.Komentator tego programu twierdził, iż fizycy niemieccy sugerująwięc obecnie możliwość podejmowania podróży w czasie...wstecz i w przyszłość...

Utarło się w potocznym mniemaniu, że czas p ł y n i e. Pojęciepłynącego czasu włącza się też jako „czwarty wymiar” dostruktury naszej czterowymiarowej czasoprzestrzeni.

Nie czas tutaj roztrząsać rzeczywistą naszą czasoprzestrzeń,dodam tylko, że w trakcie wielu „wzięć”, zabrań człowieka do

UFO, gdy rozmawia on z załogą, gdy zadaje on pytanie: „comożecie mi powiedzieć o waszych podróżach w czasie”? - zreguły otrzymuje odpowiedź sprowadzającą się do następującego:

„To co wy uważacie za bieg czasu jest tylko zmysłowerejestracją zjawisk, następujących po sobie.” Wy potraficie tylko -w waszym odczuciu - rozwijać się w ruchu w przestrzeni co - wwaszym odczuciu - rozwijać się w ruchu w przestrzeni co waszaświadomość rejestruje jako ruch w czasie „do przodu”, mynatomiast potrafimy „zwijać przestrzeń do niewymiernegopunktu w jednym kierunku” a „rozwijać w innym”, dzięki czemumożemy omijać czas...

To chyba tak rzeczywiście może być... nasi fizycy częstodyskutują na temat ugięcia przestrzeni zdarzenia, któreteoretycznie może zachodzić w rosnącym do nieskończonościpolu grawitacyjnym... ale te rozważania zostawmy już fizykomteoretykom.

Przy przekroczeniu prędkości światła w próżni, równego wprzybliżeniu 300 000 km/sek cząstka światła, o nazwie fotonuzyskałaby energię wyższą od normalnego fotonu copochodziłoby z częstotliwości wyższej niż najwyższa znana.częstotliwość promieniowania elektromagnetycznego. Za takąnajwyższą częstotliwość podręczniki podają 3 x 10 do 19 potęgiHerców/sek. Jest to więc cyfra „3” i dwadzieścia zer... Wyższeczęstotliwości, o wyższym wykładniku potęgi są tylkoteoretyczne. Można je obliczyć matematycznie, ale niestwierdzono ich istnienia w naturze. Już przy tej częstotliwościdługość fali spada do granicznie małej i za nią, przy ewentualnymwzroście ilości drgań promieniowanie elektromagnetyczne, znówt y l k o „teoretycznie przekształciłoby się w promienietachionowe...

Tachiony - to dotychczas hipotetyczne cząstki, które mogą

pokonywać barierę prędkości światła i cofać się w czasie, cozresztą wynika również z teorii względności.

Jeżeli odwrócilibyśmy zależność (co jest dopuszczalne wmatematyce) - to przy wystąpieniu przekazu informacji „wsteczw czasie” lub „w przód w czasie” mogłoby to zajść jedynie zapośrednictwem tachionów! Nie potrafimy jednak stwierdzićobecności ich, gdyż nie posiadamy ani wypracowanych iwypróbowanych metod ani odpowiednich instrumentówMożemy natomiast próbować dobrać się do tachionów inną drogą:poprzez analizę niezwykłych niekiedy zdarzeń.

Para badaczy niemieckich, mężczyzna i kobieta. On -poważny fizyk z dużym doświadczeniem naukowym, ona -magister psychologii i doktor astrofizyki. Pan Miłosław roztoczyłprzed nimi pełny zakres swoich badań demonstrując setki szkicówwykonywanych w trakcie badań terenowych, zdjęć, planów imap. W pokoju stała na statywie kamera video, rejestrującawszystko przez 5 godzin... Oprócz tego ten fizyk wykonał ponadsto zdjęć bardzo dobrym aparatem fotograficznym na dobrymfilmie o czułości ISO 400...

Po ich wyjeździe do Berlina, późną nocą dostałem od nichtelefon. Byli wręcz zaskoczeni efektem, na który nie było,wytłumaczenia...

Na całej długości taśmy video - elektronicznej oraz na kilkurolkach kolorowego negatywu, z rejestracji robionych u Wilka...niepowstał ani jeden obraz! Ani jedno zdjęcie!

Ci badacze niemieccy byli absolutnie zaskoczeni i nie potrafiliznaleźć na to żadnego wytłumaczenia

Przypomnijmy sobie co pisałem poprzednio: tylko w trzechmiejscach w Warszawie kanał szeroki zatacza pętlę. Jednym ztych miejsc jest mieszkanie Miłosława Wilka!

Jeżeli w tym miejscu, na pętli zachodziło zdarzenie

rozpowszechniania informacji zanotowanych uprzednio z sieci„W” - to wcale nie jest dla mnie dziwnym, że nastąpił podglądobecnych tani ludzi i ich poczynań, a mógł on powstać dziękipojawieniu się tam promieniowania tachionowego.

Nie odwołuję się tu do cudzych przemyśleń - z moichrozważań wynika, że „tachion” jest właściwie fotonem, któryuzyskał prędkość wyższą niż „c” czyli niż 300 000 km/sek.

Dla naszej świadomości i naszego wzroku może nie różnić sięod zwykłego fotonu czyli od światła widzialnego. Ale tylko dlanas!

Film światłoczuły jest uczulony na określony przedziałczęstotliwości drgań i odpowiedniej długości fale światła. Reagującna nie powoduje rozpad halogenków srebra w emulsji i powstanienegatywu. Jeżeli jednak do emulsji dotrze inna długość fali niżwłaściwa i inne częstotliwości, niż te, które potrzebne są dorozbicia halogenków - to nie powstanie ani procesfotochemiczny...ani nie powstanie żaden obraz na filmie. To samoodnosi się do taśmy video, inne częstotliwości niż założone niespowodują procesów magnetycznych takich jakie są potrzebnei...nie będzie obrazu...

Powróćmy teraz do... jonosfery.Zauważyliśmy, że „prawie pionowe” tunele sieci „W” sięgają

od jonosfery do powierzchni Ziemi. Inaczej mówiąc a mając nawzględzie kulisty kondensator jakim jest dla elektryka Ziemiatunele o ściankach utworzonych z fali stojącej hiperdźwiękowejsięgają...od jednej okładki kondensatora do następnej.

Zgodnie z prawami fizyki i elektryki „żadna okładkakondensatora nie jest uprzywilejowana względem innej”, tak samojak żadna warstwa izolatora względem następnej. To logiczne...

Zgodnie jednak z tym założeniem istnieje równeprawdopodobieństwo występowania takich samych zjawisk w

jednej warstwie izolatora ziemskiego jak i w kolejnej, następnej.Tu musimy zrobić mały odskok w kierunku...etnografii.Wierzenia większości ludów, czy to pierwotnych czy nawet

cywilizowanych mówią o niebie i aniołach „tam gdzieś w górze” adiabłach i piekle pod ziemią, w czeluściach ognistych”.

W gruncie rzeczy wierzenia te mówią o tym, że obserwuje sięzarówno postacie „anielskie”, istoty ubrane w jasne powłóczysteszaty o twarzach sympatycznych i podobnych do człowieka a winnych przypadkach czarne, złe, często z rogami. Te zwie siędiabłami.

Tak czy tak - w obu przypadkach opowiada się o podobnymzdarzeniu - o obecności nieznanych istot pomiędzy okładkamikondensatora ziemskiego.

W innych przypadkach mogą to być „pojazdy”, zarównouważane za UFO - jeśli przybywają „z góry” lub za ognistepojazdy piekielne...jeśli dochodzą nas od dołu...

Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że wewnątrz kanałów(horyzontalnych) czy tuneli (schodzących z góry) płynie jakaśenergia. Biorąc pod uwagę, że na skrętach kanałów jest ona iodpychana przez energię ścian kanałów - ma strukturę taką samąjak ściana kanału. Ponieważ wiemy, czym jest ściana, czylihiperdźwiękową falą stojącą - nasuwa się wniosek, iż strumieńenergii płynący wewnątrz kanału jest tym samym: falą stojącą. Aona zgodnie z kanonami fizyki - po pierwszej może przenosićinformację, a ponadto robić to w uniezależnieniu od czasu.

Fizyka twierdzi, że do powstania anomalii czasu potrzebnejest ugięcie przestrzeni. Zgoda, ale w takimi razie tam, gdzie takiezjawiska anomalii czasu zachodzą pojawia się ugięcie przestrzeni?

Gdyby ktoś z olbrzymiej odległości obserwował Wszechświatmógłby zobaczyć co następuje:

Gdzieś, o miliony lat biegu światła od malutkiej planety

zwanej Ziemia jest jakaś inteligencja, która nawiązuje łączność! znią. Jak to robi?

Na kierunku kontaktu zwija przestrzeń (ugina ją wedługokreślenia obecnych fizyków) i wąskim kanałem przesyła iodbiera informację. Ta zwinięta przestrzeń dociera tylko dojonosfery, warstwy rozrzedzonych, zjonizowanych gazów, gdziekończy się ugięcie przestrzeni. Ci, którzy to robią, wiedzą dobrze,że doprowadzenie ugięcia przestrzeni tej mocy jaka jest możliwaw przestrzeni kosmicznej do samej powierzchni Ziemipozbawiłoby wszystkie istoty życia.

Od jonosfery zatem do powierzchni planety (Ziemi) docierawięc milionami odgałęzień tunelowych zminimalizowane ugięcieprzestrzeni, które my nazywamy „siecią Wilka”, względnie winnym aspekcie „ścianami siatki geopatycznej”.

Obserwujący to „z boku” widzi więc swoisty UKŁAD wktórym istnieją:

a) ośrodek sterowania - dla nas nadal nieznany. Ten s rozwijasię ta łączność. Możemy go nazywać jak chce my „inną planetą”,kosmitami czy siła sprawczą,

b ) trasa przenoszenia i poboru informacji: zwinięta (ugięta)przestrzeń,

c ) ośrodek dekodowania, przekształcania struktury zwiniętejprzestrzeni w osłabiony lecz silnie zdeterminowany kierunkowop ę k „tuneli” o słabych zjawiskach „ugięcia przestrzeni”,(jonosferą),

d ) część docelowa: materialna struktura planety i wreszcieświadomość odbiorców.

My żyjemy w pkt. „d”, natomiast ludzkość, Amerykanie iRosjanie od 1987 roku prowadzą intensywne wspólne badania wtym obszarze, który nazwałem pkt. „c”.

Czy tych państw nie stać by każde z nich z osobna wysłało

wyprawę badawczą w jonosferę?Czy też może chodzi raczej o to, by któreś z nich nie wykryło

w jonosferze czegoś bardzo istotnego, o czym każde z nichchciałoby wiedzieć?

Miłosław Wilk dokonał bezprecedensowego odkrycia wobrębie leżącym pomiędzy punktem „c” i „d”. Wykrył trasyprzenoszenia informacji pomiędzy jonosferą a powierzchnią.Ziemi.

Ogólnie biorąc - znamy „jako-tako” przestrzenie oznaczone wtym zestawieniu literami od „c” do „d”.

Nie znamy, nie wiemy kim lub czym jest „ośrodek sterujący”„a”

„Anioły w wysokiej jonosferze”.

Rewelacyjną wiadomość przyniósł numer 43 z 1998 r

kwartalnika brytyjskiego „Flying Saucer Review”, uważanego zajeden z najlepszych wśród periodyków ufologicznych.

Otóż jak się okazuje po okresie „pierestrojki” w ZSRRodtajniono niektóre ze zdarzeń nie tyle ufologicznych cokosmicznych, dzięki czemu na jaw wyszły kulisy wręczNieprawdopodobnego spotkania w kosmosie jakie miało miejsce,podczas 155-go okrążenia Ziemi przez orbitujący w kosmosiestatek badawczy „SALUT-7” w 1985 roku. wiadomość o tym już22 października 1985 a następnie 8.

Wiadomość o tym już 22 października 1985 a następnie 8kwietnia 1986 podała amerykańska gazeta Weekly World News,jednak ogół mediów potraktował to jako nieprawdopodobny żart,czy kaczkę dziennikarską... Dopiero teraz to zdarzenie nabiera

innego wydźwięku, wraz z najnowszymi badaniami.Otóż okazało się, że sześciu kosmonautów radzieckich, a

mianowicie: Leonid Kizim, Oleg Atikow, Władimir Sołowiow zestałej załogi Sluta-7 oraz „zmiennicy”: Świetlana SawickajaWładimir Dżnanibekow i Igor Wołk przez 10 minut obserwowałoniezwykłe postacie, które pojawiły się na kursie ich statku, zciemności nocnego kosmicznego nieba wyłoniło się siedem postaci,wysokich na około 40 metrów z rozpostartymi skrzydłamipodobnymi do olbrzymich skrzydeł ćmy lub „anioła” ja nazwałyto amerykańskie mass-media. Postacie te miały barwę mglisto-ognistą i zbliżały się niebezpiecznie blisko do pojazd Salut-7, bona odległość nawet zaledwie 25-30 metrów. Naoczni świadkowie,kosmonauci, którzy t e r a z, w numerze 9 września 1998 rokupetersburskiego magazynu „NLO”(odpowiednik UFO) opisując tozdarzenie mówili: „To co pojawiło się przed statkiem w ułamkusekundy spowodowało, że do wnętrza naszego pojazdu wpłynęłapomarańczowa luminescencja i otoczyła nas... Gdy wyglądaliśmyprzez okna pojazdu, na zewnątrz widzieliśmy ich uśmiechnięteprzyjaźnie ludzki twarze. Gdy po kilku minutach rozpłynęli się,pozostawili po sobie żal z tak krótkiego kontaktu...”

To co wówczas wydarzyło się, stało w jawnej sprzeczności zideologią marksistowską i już choćby z tego względu musiało byćzachowane w tajemnicy przez radzieckie władze.

Od tamtych chwil minęło ponad trzynaście lat (do chwili gdyto piszę). Czemu tak długo nic nie było słychać na ten temat?

To proste. To było zbyt nieprawdopodobne, obecność UFOw kosmosie, w jonosferze i na Ziemi jakoś opinia publiczna mogłaostatecznie przyjąć, choćby z oporami. Ale pojawienie się siedmiuaniołów w wysokiej jonosferze, na trasie lotu radzieckiego statkukosmicznego? Na trasie ateistów? Tego było już za wiele...

Tymczasem niedawno amerykański inżynier z Programu

Hubble’a J. Pratchers ujawnił, iż teleskop orbitalny Hubble’a wtrakcie badania galaktyki oznaczonej jako NGG-3532 wykryłswymi czujnikami, że...na orbicie okołoziemskiej zauważył siedemobiektów wyglądających jak „postacie z rozpostartymiskrzydłami”. Określono ich wielkość na około 20 metrówkażdy...Pratchers określił je „Miały skrzydła takie jaknowoczesny samolot pasażerski, otoczone były niematerialnymnieziemskim światłem”

Teleskop Hubble’a sfotografował te „anioły”. Dopiero terazokazało się, że kosmonauci z Saluta-7 sfilmowali je na filmie oczasie trwania 43 sek...

Rozdział II

„UFO NA SIECI WILKA”

Jak wiemy odkrycie i pierwsze ustalenia w łonie sieci Wilka

miały miejsce na lądowisku UFO w Chałupach na Helu. Ciekawe,jak by to wyglądało na innych miejscach, znanych ufologom, naktórych w innych terminach pojawiało się UFO?

Przez okres najbliższych po 1981 roku lat p. Wilk z różdżkąw ręku przebadał dosłownie wszystkie miejsca, co do którychznano okoliczności mówiące, że kiedyś - ktoś zauważył tam nietylko UFO ale i choćby samotnych humanoidów, którzy z racjiswego wyglądu sprawiali wrażenie „istot nie z tej Ziemi” Jednymz pierwszych miejsc zbadanych na obecność tam „oczka „sieci „Wbyło lądowisko w Emilcinie. Tam właściwiwie UFO nie lądowało,nie dotykało powierzchni ziemi lecz zawisło na wysokości okołopięciu metrów nad gruntem. Okazało się że w tym momenciezawisu tkwiło w obrębie „oczka siedmiokrotnego”, czyli takiegoktóry ma boczne ściany o rozmiarach 14 x 17,5 metra..

Wisząc w powietrzu obiekt wydawał „buczenie”, być możewynikające z pracy jego jakiegoś urządzenia, które widziane byłoprzez naocznego świadka, p. Jana Wolskiego jako:

„To były po każdym rogu, na dole i na górze takie jakbyprzetaki, tej wielkości kręgi a z nich w górę i w dół sterczały „w i ry”, takie jak śruba, wirnik w maszynce do mięsa, które ciągniemięso. To tak wirowało i świeciło się jak tęcza i słychać było tobuczenie (relacja p. Wolskiego wg. posiadanego przez autoranagrania z dnia 29.08.1981 wykonanego przez niego Emilcinie).

W tym przypadku obiekt znajdujący się w dolnym odcinkutunelu sieci „W „o przekroju poprzecznym równym oczkusiedmiokrotnemu był z całą pewnością materialny, pomimo że niezostawił po sobie śladów na gruncie.

Owego dnia, 29 sierpnia 1981r. autor wraz z dwoma innymiufologami z Warszawy oraz ekipą telewizyjną Il-go Programu byłw Emilcinie by po trzech latach od momentu pojawienia się tamUFO jeszcze raz przesłuchać p. Wolskiego. Przypomnijmy, iżwówczas w 1978 roku Wolski został zabrany do UFO,przebadany i wypuszczony, przy czym wszystko pamiętał. Byłoto jednak dopiero trzy tygodnie po lądowaniu UFO w Chałupach inikt z nas nic jeszcze o nim nie wiedział. Pierwsze badania naewentualność istnienia tam sieci Wilka zostały przeprowadzonedopiero w 1983 roku. Wróćmy jednak do owego dnia 29 sierpnia1981 roku...

Po zakończeniu wywiadów ze świadkiem, obejrzeniu isfilmowaniu okolicy kierownik ekipy filmowców z TV wyjął zkieszeni wahadełko o kształcie wydłużonego walca.Przymocowane ono było do cienkiego rzemyka długości 60 cm,tak że można było okręcić rzemyk kilka razy wokoło otwartejtrzymanej płasko-pionowo dłoni a na reszcie rzemyka by wisiałowahadło. Trzymając w ten sposób je, pan Włodzimierz S. stanąłdokładnie w miejscu, nad którym wcześniej tkwiło w powietrzuUFO i powiedział: ciekawy jestem jak zareaguje tu mojewahadełko...

W tym momencie wokoło niego i o krok od niego stało ogółemjedenaście osób, wliczając w to pana Jana Wolskiego.

Radiesteta lekko przytrzymał palcami lewej dłoni wahadłoowinięte trzy razy wokoło prawej dłoni, przy czym rzemyk byłprzytrzymywany prawym kciukiem na krawędzi dłoni.

Wszyscy wlepiali wzrok w wahadło... Pan Włodzimierz puścił

je z palców i w tym momencie wahadło zniknęło na oczachjedenastu świadków, mimo że było na rzemyku okręconym, wokołodłoni i przytrzymywanym kciukiem. Zniknął również rzemyk...

„To niemożliwe! Krzyknął ktoś i wszyscy opadli na kolanaby znaleźć wahadło: Niestety niczego nie znaleziono pomimo żetrawa w tym miejscu była wydeptana i wykoszona prawie dogruntu. No, wahadło długości 40 mm. mogłoby nawet wbić się wziemię ale gdzie się podział sześćdziesięciocentymetrowyrzemyk?

Jedyne podejrzenie jakie się wówczas nasuwało, to to, żestojąc w koło stworzyliśmy mimo woli krąg, czyli „jeden zwójcewki”, w ewidentny sposób zmieniając (bardzo słabo) stan polaelektrycznego w jej obrębie. Ale to za mało, by coś znikało...

Teraz, po latach, mam podstawę do przypuszczenia, że mimowoli dzięki temu ludzkiemu kręgowi uaktywniliśmy pionowoprawie schodzący tunel o przekroju 14 x 17,5 metra.

Tym razem pobrał „informację” o tym przyrządziku, poprostu zabierając go.

Kanały i tunele sieci „W „pełnią rolę transmiterów i n formacji.Każdy z posiadaczy komputera zna przyrząd o nazwie

skaner. Przy jego pomocy można zamienić obraz na ciągi „bitów”,poszczególnych impulsów elektrycznych i magnetycznych izapisać je w pamięci komputera, albo też przesłać,] kablem lubfalą elektromagnetyczną w dowolne miejsce kuli] ziemskiej anawet poza nią (np. na pokład wahadłowca..)

Wówczas tworzy się umowny układ, w którym są następującejego składowe:

a) ośrodek sterujący (operator komputera)b) urządzenie kodujące (skaner)c) droga przenoszenia informacji (fala elektromagnetyczna)d) dekoder (docelowy komputer)

e) odbiorca - świadomość drugiego komputerzystyZauważmy: ten układ „operator-skaner-komputer-drogaprzenoszenia-komputer-świadomość odbiorcy jest bardzopodobny do poprzednio omawianego „kosmicznego” układu, wktórym mamy:

„ośrodek sterujący (nieznany) droga przenoszenia viakosmos(ugięcie przestrzeni) - dekoder (jonosfera) wtórna drogaprzenoszenia (sieć Wilka) - odbiorca (świadomość człowieka).

Najprostszy model przenoszenia „UFO” na Ziemię?Zamienienie go w ciąg sygnałów w systemie dwu-bitowym (takimzresztą posługują się wszystkie komputery ma świecie) i przesłanie go jako czystej informacji poprzez kosmos do jonosfery,tam na pół zdekodowaną „linią” (siecią Wilka) wprost do celu iponowne odtworzenie go w fazie „twardej materii”. Może ktośpowiedzieć, że to nonsens, że niemożliwe

Niemożliwym było jeszcze kilkanaście lat temu stworzenie s ka n e r a, do przekazywania kolorowych rysunków i map drogąelektromagnetyczną

W takim przypadku „UFO” przekształcając się z czystejenergii, choćby z zapisu cyfrowego w łonie sieci Wilka w twardąmaterię powinien pobrać z otoczenia dużą ilość energii, ponieważjak wynika z teorii względności procesowi powstawania czystejenergii z materii według znanego wzoru E (energia) równa się„masie” pomnożonej przez kwadrat prędkości światła przy czymproduktem „ubocznym” będzie olbrzymia emisja światła i ciepła...

W procesie dokładnie odwrotnym, przekształceniu energii wmasę (materię) musi towarzyszyć pobór ciepła z otoczenia.

Pamiętacie UFO zestrzelone w Południowej Afryce? Gdzietemperatura spadła z + 30 stopni Celsiusa do kilku poniżej zera?

Ci, którzy „rządzą” siecią Wilka, w Emilcinie zachowali sięwobec nas przyzwoicie. Mogli zdematerializować wahadełko, ale

wówczas olbrzymie promieniowanie zabiłoby nas wszystkich ipowstałoby zniszczenie dużej części okolicy. Zamiast tego„zeskanowali” wahadło, czyli zrobili tak, jak robi się względemobiektu wysyłanego przez ugięcie przestrzeni (UFO). Bez szkodydla nikogo. Prawdopodobnie poza czasem wahadło znalazłosię...gdzieś

Ktoś postronny, nie stykający się nigdy ani z Wilkiem anizagadnieniami odkrytej przez niego sieci mógłby niecopowątpiewaniem przyglądać się całej tej sprawie. Jakie bowiemsprawdziany potwierdzają autentyczność jego pomiarów?

Opowiem tu historię, która miała miejsce w początkachwrześnia 1998 roku w podwarszawskim lesie kabackim, w rębiePowsińskiego Parku Kultury.

Owego dnia rano zjawił sie u mnie znany mi bioterapeuta iezoteryk, pan Michał Zaręba wraz z drugim, również ezoterykiemi ekstrsensem, panem L. (nie chce on ujawniać nazwiska)zaproponowali mi, bym udał się z nimi do lasu Kabackiego, bochcą pokazać mi coś ciekawego. Ponieważ była piękna pogodachętnie się zgodziłem i po kilkunastu minutach! jazdysamochodem już byliśmy na miejscu. Poszliśmy kiepskąasfaltową szosą, wiodącą od przystanku autobusowego skrajemParku Kultury w stronę Ogrodu Botanicznego Polskiej! AkademiiNauk. Nie dochodząc do wiodącej tam bramy, oj jakieś trzystametrów przed nią,po lewej stronie szosy ujrzałem cztery brzozywyrastające z jednego miejsca, tworzącej jakby rozgałęzioną literę„V”.

Obaj panowie wyjęli wahadła i ujrzałem, że w ich rękachdziwnie wirują...

„Tu jest bardzo silne miejsce mocy - powiedzieli”.Ponieważ moje pomiary i odczucia mogłyby być subiektywne

- postanowiłem sprawdzić to w niecodzienny sposób. Następnego

dnia była niedziela, zatelefonowałem wiec do p. Wilka, proponującbyśmy pojechali do Powsina rano, obeszli Ogród Botaniczny apóźniej o jedenastej trzydzieści spotkali się z Michałem Zarębą,który chce go poznać. Tak też zrobiliśmy. Ponad dwie godzinybyliśmy w pięknych oranżeriach Ogrodu Botanicznego a późniejspacerem poszliśmy w kierunku tych drzew, tą opisaną wyżejszosą. Wilk - ciągle nie miał pojęcia, że zabrałem go tutaj wniezwykłym celu...Po dotarciu na miejsce powiedziałem: weźróżdżkę do ręki i sprawdź co tu może być - ale on skrzywił się zniesmakiem: „eee...ja tu już chodziłem, chodziłem... tu nic nie ma.Dał się jednak w końcu nakłonić...

Krótką chwilę chodził w kółko, widać że bez przekonania inagle powiedział „O cholera!

...i od tego momentu jakby zapomniał o moim istnieniu.Chodził badając bardzo starannie okoliczny teren. Co chwila

coś notował i chodził dalej nie zważając na moje ponaglenia, żespóźnimy się na spotkanie...

Kiedy skończył wreszcie, szliśmy szybkim krokiem w stronękawiarenki leśnej a on opowiadał:

„Tamtędy, gdzieś pomiędzy 620 a 630 rokiem po Chrystusiewędrowała grupa wojowników słowiańskich. Było ich kilkunastu inieśli na noszach ze sobą kogoś bardzo ważnego, jakby jakiegośwysokiego kapłana bardzo wysoko rozwiniętego duchowo.Zatrzymali się tam na biwak i zbudowali z krzaków trzy okrągłeszałasy, rozpalili też ognisko. W nocy im ten kapłan zmarł ipochowali go dokładnie tam, gdzie rosną teraz te cztery brzozy.(Do tej pory niczego Wilkowi o tych brzozach nie mówiłem!) Ztego miejsca bije w górę wprost nieprawdopodobnie silna,pozytywna energia...”

Wilk był wręcz zaskoczony, gdy po spotkaniu z p. Zarębądowiedział się w jakim celu został ściągnięty w to miejsce...

Potwierdziło się to, co mówił Zaręba i jego towarzysz omiejscu mocy?

Czy zatem przy pomocy różdżki można tak precyzyjnieodczytać datowanie? Dokładnie prawie, ze ścisłością do 10 latokreślić zdarzenie o którym przecież milczy historia, jako żedzieje narodu polskiego właściwie nie są znane z okresuwcześniejszego niż siódmy - ósmy wiek? Jak dowiedzieć się kto,jakiej profesji i jakiego poziomu duchowego tędy wędrował, byłchory czy ranny i był niesiony na noszach? Skąd wiadomo ilubyło towarzyszących mu wojowników i jak określono, że byli toSłowianie? Jak wreszcie dowiedział się Wilk, że ta ważna osobazmarła i została pochowana - i gdzie?

Jak wreszcie odczytał on inną metodą niż robili to Zaręba idrugi z ekstraseansów, że z tego miejsca bije wielkiej mocypozytywna energia?

O tym wszystkim dowiemy się teraz kolejno...Wspomnę tu, że tego rodzaju ludzi, radiestetów posługujących

się różdżką do odczytywania zdarzeń minionych u co dziwniejsze- przyszłych - Wielka Brytyjska Encyklopedia Techniczna nazywaterminem: „D I V I N E R”.

Diviner to ktoś posiadający w sobie „iskrę Bożą”. To człowiekdla którego niemożliwe staje się możliwym.

Badania rozpoczęły się w Chałupach i do nich znów musimyzawrócić.

Przypomnijmy sobie, że niewielkie rozmiarami poprzecznymikanały krzyżujące się w tym, który biegnie wzdłuż całej osipodłużnej półwyspu helskiego wchodzą w toń morską na kilkametrów od brzegu i zanikają tam schodząc w głąb. Niezapomnijmy - są to kanały poziome, jakby utkane ze stojącej falihiperdźwiękowej, a więc drgań akustycznych. Badacz radiestetawykrył je wchodząc w wodę tak daleko jak mógł bez obawy

utonięcia, przy czym starał się namierzać ścianki sieci nawet podwodą.

Okazuje się, że inna jest przewodność powietrza dla tegorodzaju sygnału a inna wody morskiej. Ta w Bałtyku jest znaczniemniej zasolona niż woda oceaniczna z uwagi na wielką ilośćdopływających do niego rzek niosących słodką wodę. Zawartośćsoli w wodach naszego morza waha się od 3,8 do 4,5 %. Nagleokazuje się, że oporność tak zasolonej wody wyrównuje się znatężeniem „sygnału” jakim jest struj mień fali stojącej sieci Wilka.Dzięki temu staje się niemożliwym badanie różdżką i wyłapaniestrumienia energii tworzącego zarówno same ścianki sieci jak iwewnętrzny strumieni energii niosący informację...

Ten fakt jednak, pomijając wynikające z niego zależnościfizyczne mówi nam o tym, że poziome kanały sieci „W „wchodząw morze... Po co?

Może się tego nigdy nie dowiemy... Na razie stwierdzamytylko stan rzeczywisty.

Badając rozmieszczenie wszystkich kanałów na półwyspiehelskim w następnych latach, Wilk ze zdumieniem stwierdził, żeod brzegu morskiego u nasady półwyspu wchodzi w głąb lądustałego kanał „szeroki”. Wchodzi w głąb lądu na około pięćdziesiątkilometrów i później rozgałęzia się na dwie odnogi. Każda z nichbiegnie poprzez kraj ale łączą się one w którymś miejscu daleko odmorza. Niezależnie od tego przebiegu, tworzącego z grubszakształt pętli trójkątnej - z tego samego prawie miejsca wychodzina ląd inny kanał, również początkowo jakopięćdziesięciokilometrowy odcinek, rozgałęziający się na dwieodnogi. Teraz jednak te trasy biegną blisko siebie i łączą się zesobą po okrążeniu z bliska...lądowiska UFO w Emilcinie, októrym poprzednio wspomnieliśmy.

Miłosław Wilk przeszedł pieszo obie te trasy wiodące

zarówno w obrębie pętli trójkątnej jak i tej drugiej, wydłużonej wkształt kiszkowaty. Dzięki temu mógł wyznaczyć je dokładnie namapie i stwierdził zdumiewające zależności:

Długość trasy przebytej przez każdą z tych „pętli” wynosidokładnie 1428 kilometrów.

Odcinek trasy od brzegu morza do Emilcina to równo połowatej drogi = 714 km.

Tu stwierdził (w Emilcinie),że na przebiegu kanału pojawił siędziwny znak, jakby umownie oznaczający „połowa drogi”.

Wartość „1428”, w tym przypadku kilometrów w dziwnysposób koresponduje z...częstotliwością drgań ścianek siatkigeopatycznej. Pozornie trudno uchwycić tu jakiś związek przyczynowy a jednak! Od dnia odkrycia przez Hartmana siatkigeopatycznej (stąd też druga jej nazwa „siatka Hartmana”)obliczono, iż biorąc pod uwagę grubość jej ścianek równy 21 cm,co przyrównuje się do długości fali najpowszechniejszego wprzyrodzie pierwiastka: wodoru, częstotliwość drgań fali odługości 21 cm wynosi... 1428 kiloherców.

Czy to tylko niezwykły zbieg okoliczności - czy też jakaśPrawidłowość, odnosząca się przecież do różnych jednostekpomiarowych? Faktem jest, iż mocno nas ona skoczyła...

Stwierdziwszy, że kanał zachował się jak sterowanainteligencją struktura, i po zauważeniu tego „znaku drogowego”jak z humorem nazwał znacznik połowy trasy, badacz zacząłstarannie obserwować wszelkie miejsca skrętów kanału, miejscawejścia go na most i zejścia z niego, nawet te odcinki gdzie kanał zjemu wiadomych powodów rozgałęział się na dwie odnogirozchodzące się w dwie strony. Znajdywać zaczynał! nawetniewielkie kanały krzyżujące się ze sobą - i tam wszędziewykrywać zaczynał specyficzne a powtarzalne w tych samychokolicznościach znaczniki, swoiste zapory wewnątrz struktury

kanału, których zakończenia sięgały aż poza ich ściany. Takstopniowo wyłaniać się zaczynał system zapór energetycznychsterujących przepływem informcji wewnątrz kanałów. Pomałustawało się jaśniejsze jaka rolę pełnią one w naszym otoczeniu.

Mając teraz do dyspozycji te „znaki drogowe” można byłepokusić się o zbadanie kierunków przepływu strumieniainformacji wewnątrz kanałów. Trwało to dość długo, ale okazałesię, że rzeczywiście: jest zmienna w czasie przepustowośćkanałów, raz energia płynie w jedną stronę a po chwili akurat wprzeciwną... Dzięki temu można było prześledzić czasem pobórinformacji z miejsc, które interesowały „sieć”.

Tu pomału zaczyna się wyjaśniać jeden z powodów istnienietej przedziwnej struktury w obrębie naszej planety. „Pobórinformacji” lub odwrotnie - docieranie jej do nas.

Tam, dokąd informacja dociera musi być ona w jakiś sposóbodbierana i spożytkowywana.

Informacja zakodowana w strukturze fali stojącej,niematerialnej i niewyczuwalnej przez zmysły człowieka,najbardziej przecież rozwiniętej istoty żywej na Ziemi musijednak docieraj tam, gdzie może zostać we właściwy sposób„odkodowana” spożytkowana.

Nie ma na Ziemi innej, bardziej rozwiniętej istoty niżczłowiek, stąd nasuwa się wstępny wniosek, że większośćprzekazu informatycznego jest przeznaczona jednak dlaludzkości.

Ale nie całość! Spora część zawierać może zakodowanąstrukturę służącą do pojawiania się u nas UFO - trudno jednakprzypuścić by taka możliwość zachodziła tam, gdzie kanałypenetracyjne wchodzą do placówek służby zdrowia, instytutówonkologicznych czy kościołów.

Skąd jednak jest nadawana ta „informacja”? Tego nie wiemy,

biorąc jednak pod uwagę tajemnicze obiekty zwane przez nasUFO i wielokrotnie stwierdzane fakty, że istoty ludzkiepoddawane są tam...dziwnym niekiedy badaniom iwykorzystywane do tworzenia krzyżówek z członkami załogitych obiektów - z pewnością nie pochodzi ona z naszej planety zżadnego okresu czasu - ani obecnego ani przyszłego czyprzeszłego.

Najwięcej nieufności wśród osób, stykających się z badaniamisieci Wilka budzi odczytywanie przyszłości. No bo jakże! Czywystarczy wziąć do ręki kawałek zagiętego drutu by dowiedziećsię co i kiedy wydarzy się w przyszłości?

Przez swoistą analogię przypomina mi się kiedyś posłyszanaanegdota.

Jechał ktoś kiedyś samochodem szosą i „wysiadł mu” silnik...Godzinę grzebał w nim, zanurzony po pas pod podniesioną

maską...gdy wreszcie podniósł głowę ujrzał że obok niego stoiniebogato ubrany chłop i uśmiecha się...

- Pan pozwoli! Posłyszał, i poczuł jak chłop wyjmuje mu zręki klucz francuski, którym on usiłował zlokalizowaćuszkodzenie. Na jego oczach chłop trzy razy stuknął w silnik inaglę zagrał on... na jałowym biegu.

- Ile się panu należy za pomoc spytał właściciel samochodu- Drobiazg... sto złotych i sześćdziesiąt groszy.Gdy uradowany wypłacał gotówkę zastanowił się i zapytał:

dlaczego akurat taka suma?- To proste - posłyszał. Po dwadzieścia groszy za każde

Puknięcie kluczem...A stówa za co?- A za to, że wiedziałem gdzie i jak puknąć.No właśnie. Trzeba tylko wiedzieć co i jak trzeba zrobić aby

czytać przyszłość.

W dalszej części spotkamy rysunkowe schematy budowli,które zostaną zbudowane na terenie Polski. Gdy pytałem Wilka,jaką najwcześniejszą przyszłość jest w stanie określić powiedział,że na skarpie mokotowskiej w Warszawie, w pobliżu pałacuUjazdowskiego w roku 2050 zostanie wzniesiony piękny pomnikz białego marmuru ku uczczeniu czynu dwóch rodzin, które„uratowały” miasto od zagłady...

Oczywistym jest, iż owe „uratowały” odnosi się do połowyXXI wieku. Nastąpi coś katastrofalnego co będzie zagrażaćstolicy... niestety, nie zawsze można wykryć złe zdarzenia owiele częściej przyszłość pokazuje swoje dobre strony...

Tu - w kontekście tego stwierdzenia pan Wilk posłużył sięodkrytymi wcześniej znakami radiestezyjnymi, jakby trwalezapisanymi w przestrzeni oznacznikami płci człowieka.

Doszedł do tego trudną i żmudną drogą, (patrz rys. 5)Penetrując warszawskie zabytki, wśród których na przykład

w Ogrodzie Saskim jest kilkanaście alegorycznych figurprzedstawiających poszczególne gałęzie nauki i sztuki zauważył,że tam gdzie rzeźba, przedstawia mężczyznę pojawia sięspecyficzny zwarty znak, powtarzający się zawsze tam gdziewystępuje pojęcie „mężczyzna”. Nie musi to być akurat figuraczy rzeźba, taki sam znak płci pojawia się na przykład przynagrobkach sławnych ludzi płci męskiej. Analogicznie jest z płciąkobiecą. Ona ma sobie też przypisany inny znak.

Zaczęły się podobne znaki powtarzać w setkachprzykładów... stopniowo wykryto kolejny znak określającypojęcie „dziecko”. Z tych trzech indywidualnych znaków „sieć”splotła zbiorowe pojęcie „rodzina”. Często też można określić iledzieci] wchodzi w skład takiej rodziny, o której pamięć została nawieczność zapisana w tej niezwykłej kronice, jaką to rolę międzyinnymi pełni „sieć W „.

Ogród Saski w Warszawie jest niezwykłym miejscemszczególnie wyróżnianym przez kanały sieci. Tylko w nimsamym i jego najbliższym otoczeniu zostało wykrytych ponadsto dwadzieścia miejsc, w których trwale zanotowane są śladypobytu tam tego co zwiemy „UFO”. Nie musiało ono być zakażdym razem obiektem materialnym. Do naszej przestrzenidociera przecież wpierw zakodowany sygnał, informacja niosącaw sobie pełną strukturę i budowę zarówno obiektu jak i jegozałogi. Człowiek może być zabierany do jego obrębu niekoniecznie jako żywa i materialna istota, o wiele częściej zdarzamu się to, gdy jest jedynie ciałem astralnym, dzięki temu tylkoniekiedy zatrzymuje pamięć o zdarzeniu a najczęściej niewiele ztego pamięta (patrz rys. 6).

Oprócz znaków płci przy wielu pomnikach odczytać możnaradiestezyjne znaki określające profesję danej osoby, nawet jejnarodowość. Tak było z alegoryczną figurąprzedstawiającą.Astronomię”. Pewien skręt kanału był tylko przyniej a nie było go przy sąsiednich rzeźbach Wilk skrzętniezanotował go i poszedł do niedalekiego pomnika Kopernika naKrakowskim Przedmieściu. Tam...był również taki sam znak...

Wybrał się więc na daleką dzielnicę Siekierki, do nowegoCentrum Astronomicznego. Tu nie był jeden taki znak lecz ichwiele...

W ten sposób krok za krokiem wykrywa się, porównujemiędzy sobą i notuje liczne znaki: płci, zawodu, narodowości.Określa się czy dana postać historyczna pełniła w kulturze icywilizacji rolę negatywną czy pozytywną. Stopniowo zaczynałsię gromadzić materiał porównawczy zapisany w przestrzenisymbolami, które można po pewnej wprawie odczytywać...

Każdy początek jest trudny... Dziecko też zaczyna odpoznawania poszczególnych liter, powoli tworzy z nich sylaby,

proste słowa i po latach uzyskuje wiedzę.Podobnie jest z Siecią Wilka. Zaczyna się od nieporadnego

„raczkowania” jak ślepe dziecko we mgle, po to by po latachżmudnych doświadczeń, pełnym pomyłek, upadków i błądzeniawyjść na prostą i zachłannie czytać w szeroko otwartejKRONICE AKASZY.

Odczytywanie tego co zapisane jest skrętami kanałów i ioczek zacznijmy od Lądowisk UFO.

To bardzo dziwne struktury. Schematycznie zbudowane zpodobnych do siebie układów, chociaż różnią się one mięć sobąwielkością i wewnętrzną „układanką”.

Radiesteta namierza gdzieś w terenie „kanał” i stwierdza: naglewykonuje on na małej przestrzeni skręt w lewo po kątemprostym, po to by przebywszy kawałek drogi dwukrotniedłuższy od swojej szerokości skręcić jeszcze dwa razy w prawo„wrócić na poprzedni kierunek. To oznaka, że w tym miejsczaczyna się „układ lądowiska UFO”. Zaraz za zakończenie skrętupojawiają się dwa najmniejsze oczka sieci Wilka, tj, 4 z 5 metrów,rozmieszczone po obu stronach nadal biegnącego kanału, na końcucienkiej linii, wytyczonej tą samą energią i tworząca ścianę. Takichpoprzecznych cienkich linii pojawia się w dalszym ciągu kanałuzawsze pięć. Na tych „ramionach” symetrycznie po obu stronachkanału pojawiać się zaczynają duże oczka, o różnych zresztąrozmiarach. Para oczek symetrycznych względem biegnącegośrodkiem kanału, ostatnia kolejności, piąta, ma zwykłe największerozmiary. Na jednym z tych bocznych oczek „ląduje” UFO. (rys.4)

O kreś lenie „ląduje” nie jest precyzyjne. Obiekt wprzeważającej większości przypadków pozostaje poza światłemwidzialnym, i nie może być zaobserwowany wzrokowo - chociażczasami może być sfotografowany, szczególnie gdy zdjęcie

wykonywane jest nocą z długim czasem naświetlania.Zdarza się, że badacz namierza w terenie układ lądowisk

pomimo, że kilka dni temu badał ten teren i żadnego takiego układunie wykrywał. To sygnał dla niego, że uaktywnia się energia wtym miejscu...

Nie zapominajmy, że ten układ to zbiór schodzących z gór wdół tuneli i dopiero ich rzut na powierzchnię Ziemi twór zarysykanałów i oczek. Jeżeli będziemy badać co kilka-kilkanaście godzinrosnące w wymiarach któreś z oczek to będzie oznaką, że jeden zkanałów poszerza swój przekrój poprzeczny, inaczej mówiącrośnie.

Jedno z pary oczek, zazwyczaj na czwartym licząc od„wejścia” w kanale potrafi przez jedną dobę urosnąć z 4x5 metrówdo 18 x 22,5 metrów a sporadycznie nawet do 26 x 32,5 metrów.

Do przekroju równego oczkom „dziewięciokrotnego” czynawet „trzynastokrotnego”.

Te rozmiary limitują rozmiary UFO pojawiających się wstyku z powierzchnią Ziemi.

Rzeczywiście - ufologia światowa nigdy nie stwierdziłalądowania na powierzchni gruntu obiektu o rozmiarach takwielkich by nie zmieściły się w oczku 26 x 32,5 metra.

Pojawienie się „UFO” czy to w fazie widzialnej wzrokowoczy też w postaci zjawiska nieobserwowalnego implikuje kolejnezdarzenia na sieci Wilka. Tam, gdzie w jakimś momencie czasuwykrywa się „szeregowe” lądowisko, po jakimś czasie ono znika apojawiają się kręgi UFO. Są to zazwyczaj dwie formy okrągłepołączone krótkim lecz szerokim odcinkiem kanału. Takie tworywykrywa się niekiedy setkami na niewielkim kawałku terenu, naprzykład właśnie w opisanym wyżej Ogrodzie Saskim.

Bywa, że trwają one w niezmienionym kształcie tysiącelat...lub pojawiają się zapowiadając jakieś wydarzenie...

W połowie marca 1987 roku zawiadomiono nas, (tj. grupębadaczy tych zjawisk), że w zachodniej części lasu Kabackiego,położonego na południowych krańcach Warszawy ktoś napotkał22 lutego owego roku siedzącego na ławce...ufoludka...

Świadek okazał się w pełni wiarygodny, był nim oficer wstopniu pułkownika w służbie czynnej, codziennie po pracychodzący spacerem przez las z przedmieścia Pyry do Powsina,pokonując za każdym razem dwa razy po 4,5 km. Po wyjściu zPyr, i przejściu nie więcej niż jeden kilometr natknął się na małąistotkę, w kombinezonie ciemnozielonej barwy, siedzącą na leśnejławce w ten sposób, że nogami nie sięgała ziemi.

Twarz tej istoty była taka, że świadkowi zrobiło sięnieprzyjemnie...

„Podobna do wykrzywionego małpiego pyska z dużymiczarnymi oczyma ale za to bez nosa...

Głowa obciągnięta kapturem takiej samej barwy jakkombinezon, a nad czołem na tle tego kaptura pełgające światełkożółto - fioletowej barwy...”

Świadek mijając o kilka kroków tą ławkę czuł silne drżeniecałego ciała, „mrowienie w oczach”, uczucie chodzenia mrówek potwarzy, przyśpieszone łomotanie serca (czego nigdy przedtem niemiał) i jak mówił - czuł że mu pod czapką włosy stają dęba...

Wszystko to mogły być odczucia spowodowane wejściem wbardzo silne pole siłowe otaczające UFO.

Trzy tygodnie później, 15 marca 1987 roku w miejsce tegozdarzenia wybrała się grupa badaczy w skład której wchodzili teżMiłosław Wilk i autor.

Bez trudu został odnaleziony o kilkadziesiąt metrów w bok oddrogi, którą przechodził świadek wytopiony w słabym pokryciuśniegowym ślad po UFO. Świadek nie raportował, iżby widziałten obiekt, przepytywanie się wśród bywalców tego lasu (jest on

częścią Parku Kultury i liczy 930 ha powierzchni) również niesugerowało, by ktoś widział wzrokowo to UFO.

Pomiar radiestezyjny metodą Wilka wykazał, że już po„odlocie” a raczej zniknięciu UFO w tym miejscu pojawił sięradiestezyjny ślad zdarzenia, a mianowicie obraz miejsca, naktórym było UFO oraz trwale zarejestrowany krąg, tam gdziestała ławeczka z ufoludkiem...

Dokładnie w tym miejscu, gdzie siedziała ta istotka i gdziep op rzednio „siedziało” w krzakach UFO, po 76 dniach odpojawienia się tam ufoludka na ławce i UFO w zaroślach - rozbiłsię pasażerski samolot PLL LOT typu „IŁ-62” grzebiąc w swychszczątkach 183 ofiary.

Nie istnieje już ta ławeczka ani układ dróg śródleśnych w tymmiejscu. Spadający lotem koszącym samolot wyciął skrzydłamizanim eksplodował pas lasu szerokości około sześćdziesięciumetrów i długości dwustu. Stoi tam teraz pomnik poświęconyofiarom katastrofy.

Niestety, jeszcze wówczas w 1987 roku nie było możliwościwykrycia w przyszłości tej katastrofy, cóż by to zresztą dało?

Prognozowanie zdarzeń, które mają dopiero nadejść nie jestwcale sprawą łatwą Najczęściej dochodzi do tego raczejprzypadkowo, z okazji badania jakichś innych przypadków,wcale nie z myślą o przyszłości Tak też badając teleradiestezyjniezachodnią Kalifornię, bo i taką metodę stosuje p. Wilk wodniesieniu do trudnodostępnych terenów, stwierdził zprzerażeniem, że na terenie San Francisco „w dniu 10 kwietnia2010 roku zostanie zakończone usypywanie kopców z gruzów”O co tu chodzi dotychczas nie udało się wykryć, ale jest toniepokojące, gdyż tych kopców ma być siedemnaście...Niestetyna nic nie zdały się dotychczasowe próby „zmuszenia różdżki”by powiedziała z jakiej okazji powstaną te gruzy...Jedno jest

raczej pewne - nie będą to gruzy po jakiejś katastrofie nuklearnej,gdyż wówczas nie byłoby komu tego robić...

Skręty, meandry kanałów w pobliżu licznych pomnikówzawierają w sobie znaki płci, zawodu, narodowości osoby, którymsą one poświecone a także specjalne oznakowania tycząc! sięszczegółów architektonicznych, wbudowanych lub otaczającychto miejsce.

Dziwny jest na przykład znak oznaczający „fontanna”.Przypomina dwa przeciwstawne do siebie ramiona, skręconeprzeciwnych kierunkach, podobne do dwóch leżących naprzeciwsiebie ramion swastyki. Taki zbiorczy znak, składający z kilkuelementów Wilk nazwał „signum” (po łacinie „znak”}. Zbiór kilkulub wielu „signum” wykrywany w pobliżu jakiegoś budynku,kompleksu budowli czy nawet miejscowości twórz; „spectrum”tego.

I znów po łacinie oznacza to „widok”, zatem określeniedobrane do charakteru miejsca.

Używanie łaciny podyktowane jest zrozumiałością określeńdla badaczy cudzoziemskich poznających tajniki badań Wilka. Tenjęzyk bowiem i zwarte w nim zwroty zrozumiałe są dlawiększości wykształconych ludzi zachodu, szczególnie będącychw starszym wieku, jako że za lat ich młodości znajomość tego ‘języka była warunkiem otrzymania świadectwa dojrzałości.

W swoich wędrówkach z różdżką w ręku zawędrował PanWilk na tereny bitwy pod Grunwaldem. Był tam wiele razy,spędzając tam łącznie kilka tygodni. Traf chciał, iż spotykał tamhistoryków szwajcarskich, niemieckich i szwedzkich, dla którychznajomość jednej z kluczowych bitew świata była o wieleważniejsza niż analogicznie dla naszych rodzimych. Tam właśnie,badając w terenie, przemierzając za każdym razem wielekilometrów pieszo wykrył wielokrotnie powtarzające się znaki

narodowości, jakimi „sieć” oznaczyła poszczególne nacje biorąceudział w tych zmaganiach. I tak w bliskości siebie na terenie bitwystali rycerze polscy, niemieccy, trafiali się Szkoci, walczący postronie krzyżackiej, nieliczni Anglicy, Flamandowie, a takżewojska ruskie, litewskie, tatarskie, czeskie... Dzięki temu nie tylkostwierdzono obecność różnych narodowości ale i wzajemne ichustawienie przed bitwą. (rys. 7)

Namierzenie rozmieszczenia wojsk obu z walczących stron,pozycji zajmowanych przez dowódców, wilczych rowówpokopanych przez Krzyżaków, do których spodziewali sięzapędzić część wojsk polskich, nawet namioty króla polskiegoWładysława Jagiełły itp. - nie stanowiło istotnego celu dla „sieciWilka”. To było pokazane jakby „w tle” plątaniny kanałów,układów oczek, lądowisk, kręgów UFO itp.

Tym niemniej właśnie dzięki tym badaniom wykonywanymradiestezyjnie przez Wilka a wspartym badaniami zachodnichhistoryków w znaczny sposób powiększyła się znajomośćprzebiegu bitwy.

Wielu historyków i badaczy konwencjonalnych „boczy się” nabadania wspomagane radiestezją. Nic na to nie poradzimy, żepotwierdzają one niekiedy logikę zdarzenia na przykład bitwygrunwaldzkiej a zaprzeczają brakowi logiki strategicznej wieluhistoryków uważających się za ekspertów. Na przykładwyznaczeniu królowi Jagiełłę stanowiska dowodzenia, wprawdziena wzgórzu, z którego mógł mieć wgląd w pole walki, ale mającegoza plecami, u stóp wzniesienia bagniste jezioro, do któregoewentualne cofnięcie się skończyłoby się klęską. Do tego nikomunie przyszło do głowy, że dowódca nie może obserwować bitwypod słońce, które w południe świeciłoby mu prosto w oczy.

Radiestezyjne obserwowanie zdarzeń historycznych wiąże sięz wykryciem sposobu namierzania daty zdarzenia. Nie będę się tu

rozwodzić nad skomplikowanymi czynnościami, jakie byłypodejmowane, by w żmudnym trudzie dojść d o właściwegosposobu wychwycenia okresu czasu związanego z jakimśzdarzeniem czy dłuższym ciągiem wydarzeń. Koniec końcówudało się i to w zaskakujący sposób:

Otóż „sieć” traktuje czas nie jako coś przemijającego i ulotnegolecz jak jeden z parametrów siebie samej. Dzięki temu badajączjawiska związane z jego „upływem” wykrywa się powtarzającesię „sigma” i „spectra” a nawet co tu jest najdziwniejszym - udajesię niekiedy wykryć zapis, dokonany cyframi arabskimi irzymskimi i to w zależności do stosowanego przez ludzikalendarza, opartego na odniesieniu do daty narodzin Chrystusa.

Dowodzi to, że „sieć” nie jest strukturą li tylko techniczną,służącą przesyłowi informacji, ale że sporządzona została po toby służyć rasie ludzkiej w ciągu jej powstawania i trwania.

Spójrzmy na rysunek nr. 8, tym razem już dość szczegółowy,pokazujący przedziwne zdarzenie: chodzi tu o „wzięcie kobietydo wnętrza UFO połączone z badaniem jej wewnątrz”.

Linią przerywaną zaznaczone zostały krawędzie kanału iPoszczególnych oczek. Jeden człon złożonego z dwóch kręgówUFO położony jest na „oczku dwukrotnym”. Z jego końcawy chodzą „signa” oznaczające: „podwójny krzyż = miernyrozwój duchowy”. Z drugiej strony tego „signum” widzimy znak„kobieta” i od małego kanaliku odbiegającego w bok wychodzi„plansza” z datą w cyfrach arabskich i rzymskich „3.VII. 1987 +”.Znak „+” oznacza tu „po Chrystusie”, względnie w stosowanymprzez nas określaniu daty.

Od pustego kręgu biegnie odcinek kanału. Miejsce zaznaczonelinijką przerywaną oznacza, że kanał ten w terenie jest znaczniedłuższy niż na rysunku.

Tamten pierwszy krąg UFO, pusty, nie jest właściwym

miejscem badania kobiety. Tam, na tym pierwszym znaku UFOpojawiło się na ziemi, ale stamtąd kanałem sieci „W „istoty z UFOdostały się do mieszkania kobiety i tam dopiero, w stworzonymdo tego celu „kręgu” dokonały właściwego badania. Dwa małekółka, jedno nad drugim to jakby „głowy” tych pozaziemskichistot, większe „kółko” na zakończeniu szyjki: symbolizujeobecność w tym miejscu badanej istoty ludzkiej. I znów, jakpoprzednio pojawia się z boku „signum” miernego rozwojuduchowego i na przeciwko znak „kobieta”. Z obu stron całegoukładu widzimy ugięcia kanału, jakby zapoczątkowujące ikończące cały układ..

Jak wiadomo ufologom a także wielu kobietom, któreprzeżywają koszmarne, dręczące ich wizje, uważane przez nie zasny lub przywidzenia - podobne sytuacje zdarzają się o wieleczęściej niż przypuszczamy. Jak mówią o tym poważne źródła,przypuszcza się, że około 1/3 populacji zdrowych kobietpomiędzy 16-tym a 40-tym rokiem życia jest napastowanychprzez pozaziemskie istoty, docierające do naszego pobliża jako„byty niematerialne” właśnie poprzez sieć „W „.

Powyższy schemat „spectrum zdarzenia” w tym przypadkudotyczył kobiety znanej badaczom jako jedna z tych, którewprawdzie nie uległy zabraniu do UFO będącego w fazieobserwowalnej wzrokowo, tym niemniej został jej po tymwrażeniu uraz psychiczny spowodowany dręczącymi ją przezdłuższy czas zmorami sennymi.

Jak opisują swoje przeżycia młode kobiety, któreniejednokrotnie zwracają się do mnie opisując swoje - jak toniejednokrotnie określają - „wizje”.

„Leżałam na łóżku nie mogąc długo zasnąć...pomimozmęczenia wywołanego całodziennym bieganiem za domowymisprawami, gotowaniem, wychowaniem dzieci, sprawdzaniem

odrabiania przez nie lekcji...no jednym słowem codziennymizwykłymi, sprawami powinnam się czuć zmęczona...bo b y ł a mprzecież zupełnie wykończona, ale sen nie nadchodził. Niejasnowyczuwałam jakieś jakby czające się wokoło mnie zagrożenie...

Niby nic konkretnego...nic mi przecież fizycznie niegroziło...byłam zdrowa i w pełni sił i swoich dwudziestu ośmiulat... a czułam, chyba podświadomie, że coś tu nie jest „tak”...

Zupełnie nie zdaję sobie sprawy czy nagle usnęłam, czy teżwpadłam w jakiś dziwny stan...

Nagle ujrzałam nachylone nad sobą dwie ohydne głowy... dużejajowato kuliste i łyse. Miały bardzo duże i nieruchomo wlepionewe mnie oczy...czarne...albo prawie czarne, błyszczące iwypukłe...Nie zwracałam uwagi na szczegóły w ich twarzy, stądnie potrafię powiedzieć czy i jakie miały usta, nos czy uszy...tomnie nie obchodziło...Czułam, że te oczy niosą mi jakieśzagrożenie... ale nie grożące śmiercią, a jakieś inne...

Czułam...miałam takie dziwne przekonanie,że gdzieś mnieniosą. Nagły zawrót głowy zamącił mi myśl i leżę na jakimśbiałym stole a naokoło mnie nachyla się nade mną kilka takichsamych głów. Nagle uświadamiam sobie, że na mnie leży jeszczejeden...czuję jego lodowato zimną głowę tuż obok mojej...

Znów kolejne uczucie jakbym była na zwariowanejhuśtawce...mdłości i...czuję że mi wszystko podchodzi do gardła...szaro...szaro przed oczami...Na moment budzę się z tego złegosnu, rozglądam się po pustym i ciemnym pokoju i zasypiam jakkamień...

Po paru dniach na lewej nodze tej kobiety stwierdzamytypowy ślad po pobraniu tkanki oraz dwadzieścia kilkacentymetrów nad ziemią, na jej lewej łydce ślad po wszczepieniujej implantu

W tym przypadku „ufonauci” zadali sobie trud, a może było

to niezależne od ich woli, ale na spectrum tego zdarzenia pojawiłosię dokładne datowanie. Najczęściej nic się nie pojawia, chociażbywają i inne dziwne zdarzenia.

Zimą 1997/98 zgłoszono nam (ufologom) dziwny przypadek.Bohaterką była dziewięcioletnia dziewczynka, która opowiadałaswoim rodzicom, że w nocy pojawia się w jej pokoju (śpi sama)mała postać „gnoma”, siedzącego naprzeciw jej posłania na małejkomódce...Twierdziła, że robiło się jej „szaro przed oczyma” i...

„Już leżę na jakimś dziwnie miękkim łóżku, niby nieprzywiązana, ale nie mogę się ruszyć. To bardzo miękki materacotoczony wokoło takim jakimś wałkiem czegoś miękkiego. To jestbardzo wygodne. Koło mnie stoi dwóch „panów”, całychczarnych, oni wyglądają jak sylwetki wycięte z papieru...

C i „panowie” prawdopodobnie ufonauci tym razemograniczyli swoje czynności do wszczepienia dziewczynce wlewą łydkę implantu niematerialnego.

Zrobili to urządzeniem podobnym do cienkich i długich,czarnych szczypiec, nakładając ich końcówkę na duży palec ulewej stopy. Dziewczynka poczuła ostry ból w palcu wmomencie gdy prawdopodobnie został puszczony impulsenergetyczny w nogę. Wszczep umiejscowił się dokładnie na tejsamej wysokości nad ziemią co u dorosłej kobiety.

Polski uczony, profesor Jan Pająk, zamieszkały od 1981 rokuw Nowej Zelandii i tam naturalizowany, zajmujący się międzyinnymi podobnymi sprawami twierdzi, iż wszczepy (implanty)umieszczane są kobietom zawsze w lewej nodze i zawsze nawysokości 27,7 cm. nad ziemią. Nie potrafimy (może tylko narazie...) powiedzieć czemu akurat w tych miejscach, może kiedyś ito się wyjaśni.

Dodajmy, że w przypadku mężczyzn implanty są lokowanew prawej nodze w analogicznych miejscach. Nie zawsze jednak

implanty wykrywa się tylko w nogach. Często zdarzają się wnastępujących miejscach (tu podaję miejsca, w których wykrytote wszczepy tylko na terenie Polski): W przestrzeńmiędzykręgową stosu pacierzowego” w jednym przypadku u 4,5letniej dziewczynki wszczepiono jednocześnie siedem implantóww przedramię obu rąk, przy czym nie zauważono rozróżniania„lewa” czy „prawa” ręka u mężczyzny lub kobiety. Kości stopy -lewej - u kobiety.

Jeden z warszawiaków, mistrz stolarsko-meblowy panWiesław R. O., przez cztery kolejne lata był zabierany do UFO idorobił się czterech implantów: w miejscu połączenia szyi zmostkiem, w lewej części klatki piersiowej w okolicy serca, podlewą łopatką i za prawym uchem. Wszystkie te implantypozostawiły po sobie blizny, zagojone natychmiast po momencieich włożenia w ciało. Wszystkie też były wykryte urządzeniemdo pomiaru promieniowań jonizujących (radiometrem), jako żepowodowały niezwykłe anomalie w zakresie promieniowaniagamma, możliwe tylko w przypadku pojawienia się w tymmiejscu promieniowania tachionowego.

Pan Wiesław kilka razy występował w TV ze swoją relacją,między innymi opisując częściowo zapamiętane wzięcie do UFOw programie „Nie do Wiary”. Być może, że któryś z Czytelnikówzapamiętał go...ale z zasady stosowanej od lat nie ujawniamnazwisk osób zabieranych do UFO lub tych, które miały tylkojakieś inne związane z tym przeżycia. Z praktyki bowiem znamreakcje naszych kochanych bliźnich, dla których wszystko coprzerasta ich samych jest „niemożliwe” a potrafią z wrodzonejzłośliwości obrzydzić życie tym, których nie pojmują...Niezależnie od jego relacji składanych przed kameramitelewizyjnymi jego przypadki sprawdzane były radiestezyjnieoraz w dniu 28 grudnia 1998 roku również w trakcie regresyjnego

seansu hipnotycznego.W terenie wykrywa się niekiedy złożone „spectra” o tak

skomplikowanym rysunku, że na pierwszy rzut oka trudnopołapać się o co tu chodzi. Dopiero wnikliwa analiza tych znakówzaczyna pomału coś wyjaśniać...

Wykrywając poszczególne „signa” (znaki) przypisaneczynnościom czy „zawodom” zauważono wielokrotnie dziwnyznak przypominający rozmytą, nieostrą literę „F”, czasami nie zdwoma poziomymi kreskami a z trzema. Nie wiadomo byłopoczątkowo co by ten znak miał oznaczać, aż drogą kolejnych adługotrwałych odkryć - wynikło, że prawdopodobnie związanyjest on z ingerencją obcej inteligencji, być może twórców „sieciWilka”.

Zapamiętaliśmy go - i oto właśnie na takich bardzo złożonychoznakowaniach wykrywa się wielokrotnie ten właśnie dziwnyznak.

Weźmy jako przykład spectrum wykryte na placu zabaw dladzieci w Parku Agrykola w Warszawie. Cóż na nim widać? (rys.9)

Dwa spore kręgi podobne do kręgów UFO połączone kanałemo szerokości około trzech kroków, czyli pojedynczego oczkasiatki geopatycznej. Kanał długi jest naokoło 25 kroków czylimniej - więcej dziesięć oczek geopatycznych. Krąg narysowany ugóry rysunku posiada „kołnierz”, swoiste zakończenie w kształciekrótkiego odcinka kanału. Takim kołnierzem zawsze kończą siętypowe kręgi UFO, tym razem jest to początek wejścia energii aleprzed nim są jeszcze rozmieszczone „signa” mówiące nam: poprawej od „wejścia na kanał” widzimy złożony znak, signum,składający się z pojęć: mężczyzna + kobieta + jedno dziecko, corazem daje znak złożony symbolizujący pojęcie „rodzina”. Wprawo od wejścia = silny znak „Kobieta”. Wewnątrz pierwszego

kręgu, tego z „kołnierzem” w prostokątnym obramowaniu znakpodobny do górnej części litery F, jakby zaznaczona opieka istotczy inteligencji pozaziemskiej nad tym co tu się dzieje. Dalejbiegnie kanał (grubo zaznaczony) a wewnątrz niego strumieńinformacji dochodzący do drugiego kręgu. Tu głównym znakiemjest niedomknięty krąg, podobny do dużej litery „C” a wewnątrzniego powtórzony znak „trójzębu” względnie górnej części litery„F”, lecz z trzema zębami. To znów, wyraźniej niż w pierwszymkręgu zaznaczona opieka inteligencji nieziemskiej, nadludzkiej.Nad kim? No chyba nad dziećmi, skoro jest to plac zabaw dladzieci...

Kanał energetyczny opuszcza teraz krąg przez „kołnierz” i po

drodze powtarza po lewej złożony signum „rodzina” a po prawejuproszczony symbol „medycyna” + jedno dziecko.

Co to wszystko oznacza i dla kogo jest przeznaczone?Przypomnijmy sobie, że jest to konglomerat horyzontalnie

biegnących kanałów, którymi płynie strumień informacji odjednego kręgu do drugiego, a one z kolei są stycznymi z ziemiąprawie pionowymi tunelami transmitującymi energię i zawartą wniej informację pomiędzy jonosferą a najbliższą nas sferąprzyziemną.

Chyba prawie nie zauważyliśmy, że wnikając w znaczenieposzczególnych „signów” odczytaliśmy złożone spectrum.

Bardziej złożone i jak dotąd nie całkowicie zrozumiałe sąskomplikowane „spectra” w ogólnym rysunku podobne czasamido sławnych „kręgów w zbożu” Z pewnością czytaliście o tychdziwnych tworach pojawiających się zazwyczaj nocami na polachzbożowych..

Rankiem znajduje się na nich kręgi położonego zboża ale w takdziwny sposób, że pojedyncze źdźbła nie są połamane lecz

przygięte do ziemi i rosną nadal w tej dziwnej pozycji. Wbrewpotocznym przypuszczeniom nie są to twory tylko ostatnich lat.Znane były już w Niemczech w XVIII wieku, jako miejsca, gdziediabeł nocami ogonem zamiatał. Faktem jest, że ostatnio najwięcejich pojawia się na terenie Wielkiej Brytanii.

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Kręgi zbożowe zjawiają sięw Niemczech, Irlandii, USA nawet na Nowej Zelandii. Tam jednaknie uprawia się zboża i kręgi zjawiają się na wysokich trawiastychpastwiskach dla owiec, z których hodowli słynie ten kraj.

Parę lat temu pisał do mnie mój korespondent, japońskidziennikarz Kazuo Ueno o tym, że na jednej z południowychwysp Japonii z n a la z ł ślady typowego kręgu i dwóchkilkunastoletnich chłopców, którzy o świcie widzieli powstawanietego dziwu. Chłopcy wynajęci byli do pilnowania nocą polaryżowego już dojrzałego, którego zbiór miał się rozpocząćnazajutrz. Widzieli z odległości kilkudziesięciu metrów nadleceniedyskoidalnego srebrzystego obiektu średnicy około dziesięciumetrów, który zwisł nieruchomo nad ryżowiskiem na wysokościkilkunastu metrów. Z dna obiektu wydostał się w zupełnej ciszy,na oczach osłupiałych z wrażenia chłopców, którzy nie tylkonigdy nie widzieli UFO ale nawet nie słyszeli o czymś takim -pionowy słup delikatnego żółtawego promieniowania. Z polaryżowego, z roślin stojących w płytkiej bagnistej wodzie buchnąłkłąb pary i obiekt bezszelestnie a bardzo szybkoodleciał...Pozostał po nim okrągły „krąg” położonych roślinryżowych, ścielących się spiralą zgodną z ruchem wskazówekzegara...

Wśród badaczy kręgów zbożowych w Anglii znalazł się nawetlingwista, znający język starożytnych Sumerów z dorzeczadwóch rzek, Eufratu i Tygrysu, jednym słowem z terenu obecnegoIraku.. Twierdzi on, że wykształceni Sumerowie posługiwali się

pismem klinowym, wyciskanym w miękkiej glinie, którą późniejwypalano dla utrwalenia zapisu, dzięki czemu obecnie możnaczytać zapiski z przed sześciu tysięcy lat. Natomiast biedniejsi imniej wykształceni posługiwali się uproszczonym zapisem, napół obrazkowym, i na przykład] symbolem oznaczającym studniębyło kółko. Tymczasem na kręgach zbożowych często pojawia sięz nak „kółko w kółku” co może oznaczać „podwajajcie swojestudnie” jako o s t r z e żenie przed nadchodzącymi okresamisuszy. Oczywistymi jest, że nikt z tych, którzy mają coś dopowiedzenia nie bierze! tego serio, zapominając że w ostatnichlatach została naruszona równowaga sił natury na Ziemi przeznierozważne spowodowanie początków efektu cieplarnianego, comoże się w bardzo negatywny sposób odbić na warunkachpogodowych... od tropikalnych ulew w krajach o klimacieumiarkowanym do podbiegunowych mrozów, tajfunów i suszy,wówczas gdy nikt się tego nie spodziewa. Brytyjczycyzapominają, że mieszkają na wyspie otoczonej zewsząd słonymmorzem a wystarczy parę miesięcy bez deszczu by wyschły ichrzeki.

Dlaczegóż jednak „ci z kosmosu”, „obcy” czy „pozaziemianie”dają nam znaki w tak prymitywny sposób? Czy nie prościejbyłoby napisać to po angielsku?

Nie zapominajmy - to nie „obcy „pojawiają się na kręgachzbożowych lecz co najwyżej zjawiają się tam końcówki kanałówtransmitujących energię i niosących w obie strony informację.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa przedstawiciele tejinteligencji byli na Ziemi po raz ostatni około sześciu tysięcy lattemu, Właśnie w okresie sumeryjskim. Z tego okresu ich„receptory” zapamiętały „znaki” do porozumiewania się z ludźmi.Stosują się więc do nich...

W momencie pisania książki dotarła do mnie wiadomość o

wykryciu przez pana Henryka K. dziwnego „kręgu”, tym razemnie zbożowego, lecz utworzonego na piasku plaży nieco zaMiędzyzdrojami, idąc w kierunku Świnoujścia, czyli w tymprzypadku około 2 km. na zachód. Podaję autentyczny zapis ozdarzeniu dostarczony przez świadka, który autor otrzymał wpierwszych dniach lutego 1999 roku...Szkoda, że świadek takdługo zwlekał z dostarczeniem tego opisu...bowiem zdarzeniemiało miejsce ostatniego dnia lipca 1998 roku.

„300 m. za nadbrzeżną stacja radarową znalazłem spiralny śladusypany strumieniem piasku o przekroju trójkąta wysokiego naok. 5 cm. ślad tworzył 3 spirale o różnej liczbie zwojów. Dwiespirale leżały tak, że nie stykały się między sobą natomiaststykały się obie z trzecią największą. Kąt poprowadzony ześrodka największej spirali do środków pozostałych spiral wynosił60 stopni. Największa spirala licząca 22 zwoje była prawoskrętna.Spirala prawa (patrząc w kierunku morza) miała 8 zwojów i byłarównież prawoskrętna.

Spirala lewa była lewoskrętna i liczyła 11 zwojów. Odległośćmiędzy zwojami w poszczególnych spiralach była stała i wynosiła35 cm. Wszystkie spirale rozwijały się dokładnie ze swychśrodków. Punkty styku mniejszych spiral z większą były idealne.Cały rysunek był w doskonałym stanie. Nie stwierdziłem żadnychśladów „stóp”.

Opis - jak na przypadkowego świadka jest bardzo dokładny.Trudno spodziewać się lepszego, gdyż idąc na spacer nie zabierasię przecież żadnych przyborów pomiarowych...

W chwili gdy to piszę dopiero zaczynają się badania tegoewenementu...

Tu prośba do pt. Czytelników, którzy by kiedyś byliświadkami jakiegoś dziwnego wydarzenia lub znaleziska:dostarczajcie mniej - więcej dokładne dane jak najprędzej do

badaczy tych zjawisk, prędkość dostarczenia spowoduje, że możeuda się otrzymać maksymalną ilość danych fizycznych na miejscuzdarzenia. Większość zjawisk na takim miejscu na ogół szybkoulega zanikowi, są po prostu zadeptywane przez nieuważnych aciekawych „badaczy” ale niektóre trwają dość długo.

Jeżeli - Czytelniku - znajdziesz się kiedyś w takichokolicznościach jak ten, który to przysłał, postaraj sięsfotografować takie miejsce, i to o ile możności z jakiejśwysokości. Zrozumiałe, że nikt nie wykona zdjęć „z lotu ptaka”ale można spróbować je zrobić wchodząc koledze „na barana”, zdachu samochodu itp. Chodzi o to by uchwycić możliwie dobrze„rysunek” kręgu. Wykonać od razu jak najbardziej dokładnepomiary przy pomocy jakiejś miary metrycznej, w ostatecznościkrokami. Warto zauważyć jak na takim miejscu zachowuje siękompas, czy igła wskazuje północ normalnie - czy wariuje, każdespostrzeżenie jest cenne dla badaczy.

Istotnym jest nawet spostrzeżenie jak zachowuje się człowiekI po dłuższym tam pobycie. Co czuje, czy ma jakieś przypadłościzdrowotne, psychiczne itp.

Podam tu znamienny przykład: ósmego sierpnia 1998 roku wpobliżu miejscowości Beckhampton w hrabstwie Wiltshire wAnglii ujawnił się przedziwny „krąg w zbożu” wyglądający jak naplanie pięciokąta, i to pięciokąta wypełnionego rysunkiemnałożona jest pięcioramienna gwiazda a na niej druga taka samapięcioramienna gwiazda. Czubki ramion gwiazd nieco wystająpoza kontur pięciokąta. Na samym środku tego kręgu” widniejejakby wygolone koło o średnicy ok. 8 m. Całość kręgu obejmuje 32m.

Gdy zauważono powstanie tego kręgu okazało się, że nikt niepotrafi wytrwać dłużej niż pięć minut na tym środkowym, łysymkółku. Po tym czasie każdy uciekał z niego z silnymi zawrotami

głowy, Badacze niemieccy, którzy opisali to dziwo nie podaliniestety czy potwierdzono choćby najprostszymi badaniamijakieś fizyczne anomalie, np. w polu magnetycznym.

Nieco wcześniej, bo 4 lipca 1998 roku w Dadford w hrabstwieBuckinghamshire pojawiła się również podwójnie nałożonapięcioramienna gwiazda na trzech koncentrycznych kołach.

Tu średnica całej formacji wyniosła 63 metry. Zadziwiającymjest, ze na poboczu tego kręgu w zbożu wyciśnięto dwa znaki,wysokości po 5 metrów każdy. Jak podają badacze jeden z nich toznany kształt egipskiego „Ankh”, drugi zaś to „sumeryjski kluczstrażnika” zwany „NETERU”. Czy to tylko przypadek, że tenklucz ma zakończenie wykryte przez Wilka jako „nadzór bogów”?

Podwójną spiralę podobną do opisanych przez p. Henryka zMiędzyzdrojów wykryto też w tym samym miesiącu, drugiegolipca 1998 r. w pobliżu Ehlen w Niemczech. Oś podłużna obuspiral leży dokładnie w kierunku północ - południe. Tu każda zespiral miała średnicy ok. 12 metrów a ich rysunek wytyczały linie,na których zboże leżało pokotem, ale tylko z przygiętymi a niepołamanymi łodygami.

Rozdział III

ZAPISANE NA WIECZNOŚĆ?

Niemiecka para naukowców, małżeństwo Grażyna Fosar, mgr.

psychologii i astrofizyk w jednej osobie, Polka z pochodzeniaoraz jej mąż Franz Bludorf, fizyk byli w swoim czasiewydawcami periodyku „KARMAKURIER” w Niemczech. Dużaczęść numeru 3 z roku 1995 poświęcona jest osobie, badaniom iodkryciom Miłosława Wilka, w artykule p.t. „Spuren derZivilisation” - „Tropami Cywilizacji”.

Pójdźmy więc tam dokąd wiodą nas ślady w najdalsząprzeszłość. Do epok tak dawnych, że trudno je sobie wyobrazićjako jakiś okres czasu. Pojęcie tygodnia miesiąca, roku czy nawettrzydziestu lat jest dla nas zrozumiałe i pojmowalne, jako żeżyjemy w nich i w tych interwalach czasowych nasza pamięćlokuje zdarzenia które zaszły na świecie lub które samiprzeżyliśmy. Trudniej już pojąć dla wielu z nas okres „pół-wieku”, pięćdziesięciu lat, mimo że niektórzy z Czytelników liczysobie ich więcej. Zupełną abstrakcją staje się dla nas okres stu lat,jako że nie potrafimy osadzić go w zrozumiałych dla naswydarzeniach a co dopiero powiedzieć o okresach sięgającychwstecz nawet do sześciuset tysięcy lat...a równie dobrze nawetkilku milionów lat...

Czy możliwym by było, by korzenie ludzkie, już nawet nie„cywilizacji” a po prostu ludzkich istot sięgały tak dawno? Dodwóch milionów lat? A może...dawniej?

Niezwykłego odkrycia dokonał w 1986 r. profesor Holger

Preuschoft z uniwersytetu w Bochum. Znalazł odciśnięte w skaleodciski stóp istoty dwunożnej, sądząc po śladach - ludzkiej-,która żyła i chodziła w postaci wyprostowanej około 15 milionówlat temu. Miało to miejsce w Japonii. To jeszcze byłoby jeszczemożliwe do przyjęcia przez świat naukowy na KongresieAntropologicznym, który miał miejsce w tymże Bochum wpaździerniku 1991 r., gdyby nie fakt, iż ślad o długości 42centymetrów określał, iż istota ta musiała mieć wzrostu odczterech do czterech i pół metra.

Z rejonu środkowej Ameryki znany jest Kalendarz Majówliczący nie jak dzisiejszy 364 dni lecz 260. Wielu przyrównuje godo czasu rotacji planety Wenus, sugerując tym samympochodzenie „bogów” z tej planety. Tymczasem wyjaśnieniemoże być prostsze: kalendarz mógł być opracowany przezpotomków pierwszych istot pozaziemskich w czasach gdy rotacjaZiemi była prędsza niż obecnie i wynosiła nie 364 jak obecnie,lecz tylko 260 dni, akurat tyle ile t e r a z wynosi rotacja Wenus.

Szybsza rotacja globu mogła tak znacznie zmniejszać wagę, żemożliwym stawało się zarówno istnienie wielotonowych gadówjak i roślin.

Wiele wzmianek o postaciach gigantów znajduje się w danychz okresu sumeryjskiego, z terenu Mezopotamii, z czasów gdykraina ta nie została jeszcze podbita przez Babilon.

Właśnie z tego okresu, na który powołuje się angielskihistoryk - lingwista ostrzegający swój kraj przed możliwościąnadejścia okresu wysuszenia kraju.

Dziwne zaiste rzeczy mogły zachodzić na naszej rodzimejplanecie wówczas gdy posiadała ona zmniejszoną siłę ciążenia.

Wszyscy orientujemy się z grubsza z jak dawnych okresówpochodzą pokłady węgla kamiennego. Są one nie młodsze niż zprzed 25 milionów lat a mogą sięgać wiekiem nawet do 300

milionów lat.Dziwny przypadek zdarzył się kilka lat temu pewnej

gospodyni domowej w Szkocji, nadal pali się tam w kominkachwęglem. Szkotki do tego celu chętniej kupują bardzo mało dającydymu węgiel najwyższej jakości, ten właśnie najstarszy, ozawartości 99% czystego składnika.

Przeważnie nie kupują go w większych ilościach lecz wworeczkach po 20-25 funtów wagi.

Pewnej zapobiegliwej gospodyni trafił się taki worek zniezwykłą zawartością.

Młotkiem rozbijała większy kęs węgla na mniejsze kawałki,gdy z bryły błysnęło złoto...

Bywa to czasami „złoto głupców”, jak nazywany jest siarczek żelaza o złotawej barwie, często spotykany jako delikatnynalot w warstwach węgla kamiennego, tym razem był toautentyczny złoty łańcuch, o długości kilkunastu centymetrów,wykonany z pięknie cyzelowanych ogniw... Tkwił wrośnięty wcaliznę bryły pochodzącej z przed setek milionów lat

Sceptyk oczywiście (nie mając ku temu żądnych poszlak!)powie, że ktoś zrobił jej „kawał” wklejając jej ten łańcuszek wspreparowany węgiel

Byłby to rzeczywiście dobry kawał, tylko że rzeczoznawcyjubilerzy orzekli, ze z uwagi na przepiękną jego robotę i zawartośćzłota 99,5% ten „żart” wart jest ponad 3000 funtów szterlingów..

Takie przypadki, dziwne znaleziska i stwierdzenia możnamnożyć...przyjrzyjmy się kilku...

Niemiecki profesor archeologii, von Koenigswald kupił kiedyśna rynku w którymś z chińskich miasteczek, u sprzedawcy ziół iludowych lekarstw ząb trzonowy o wysokości 6, i długości 18cm. Dokładne badania porównawcze wykazały, że jest to ząbludzki. Tyle tylko, że szczęka tego człowieka musiała mieć

wielkość paszczy hipopotama., zaś jego wzrost co najmniejkilkanaście metrów. I znów: ten jego wzrost i waga uzależnionemusiały być od zwiększonej rotacji Ziemi a co za tym idzie niemogło to być znalezisko z przed tysięcy lecz z przed milionówlat.

Niemiecki „Der Spiegel” nr. 50/96 w artykule „Rozumne śladyz głębi (czasu)” podaje, że w Rumunii w górach Bihar odkrytogroby ludzkie z przed...85 000 lat...

Erich von Daniken wspomina, że w 1995 roku w dolinie rzekiRen we Francji odkryto petroglify w jaskini przedstawiające oboksiebie dinozaury i „latających ludzi”. Wiek tych malowidełokreślono na 85 000 lat, co wydaje się mocno zaniżone, z uwagiwłaśnie na namalowanie kopalnych gadów, których 85 tysięcy lattemu po prostu już nie było. Całkiem niedawno, bo w roku 1996w rejonie położonym na południowy-wschód od Sydney, napłaskowyżu Kimberley odkryto duże ilości rysunków naskalnychi napisów w nieznanym języku. Są wśród nich obrazy potworówpodobnych do przedhistorycznych gadów i ludzi z aureolami nadgłową. Analizy dokonane na tych znaleziskach sugerują powstanieich... 175 000 lat temu... Znalezisk tych dokonali archeolodzy zUniwersytetu Woologong z okolic Sydney.. Telewidzowie wnaszym kraju mieli możność zobaczyć te dziwy na własne oczy wprogramie angielskiej stacji „Discovery” w programie nadanym 5-go lutego 1999r, poświęconym tym odkryciom w Kimberley.

Minie jeszcze wiele lat zanim do umysłów europejskichuczonych dotrą fakty o podobnych odkryciach i zburzązakorzenione poglądy o pochodzeniu Homo Sapiens.

W trakcie wysadzania w powietrze skał granitowych na trasiemającej powstać autostrady w Teksasie w USA z kawałkaurwanej wybuchem skały wyjrzał na światło dzienne skrajjakiegoś naczynia. Po dokładnym rozbiciu kamienia ujawnił się,

znajdujący się wewnątrz, rodzaj „kubka”kilkunastocentymetrowej wysokości i zbliżonej średnicy górnegootworu a rozszerzającego się ku dołowi aż do średnicy dna równejrównież szesnastu centymetrom. Na bocznych ścianach „kubka”widniał wypukły, przepiękny w kształcie rysunek kwitnącychsłoneczników...O tym zdarzeniu pisał jeden z numerów biuletynuz lat osiemdziesiątych „Ancient Astronaut Society (TowarzystwaStarożytnej Astronautyki)” - jak brzmi w wolnym przekładzie tanazwa),tym razem naczynie wykonane było ze stopu platyny ipalladu v

I znów: z jakiego okresu mogło pochodzić znalezisko, skorobyło wrośnięte w skałę granitową? W grę wchodzą znów milionylat...

Tu jednak, z uwagi na artyzm zabytku, podobnie jak złotyłańcuch z bryły węgla, wydają się one mówić o pochodzeniu alboz jakiejś zaginionej cywilizacji, po której prawie żaden ślad niepozostał, albo też są to po prostu zagubione przedmioty,wykonane przez ż y w y c h przedstawicieli istot, przysyłanychna naszą planetę kiedyś bardzo dawno, po to by zasiewali życiena Ziemi Może nawet nie dosłownie żywych w sensiebiologicznym, może tylko jako prawie nieśmiertelne „hologramywyższego rzędu” jakby zbudowane z „shadow matter”, materiijakby utkanej ze światła a jednak ulegającej polu grawitacyjnemu imogącej przyjmować kształty podobne żywym istotom,zamieszkującym naszą planetę.

Po co mieliby się do nas upodabniać? Może po prostu po to,by swym wyglądem zbyt od nas odbiegającym nie szokowaćnaszych przodków a samymi wydawać się w ich oczach „bogompodobnymi”.

Może podobne twory, obywające się bez atmosfery, ciepła ipola grawitacyjnego jako nie potrzebne istotom z „materii

cieniowej” pojawiły się niedawno kosmonautom radzieckim anieco później były fotografowane za pomocą teleskopu Hubble’a?

Geofizycy twierdzą, że parę milionów lat temu, gdy Ziemiaszybciej wirowała wokoło swojej osi, zwiększona waga żyjącychna nich istot nie była wynaturzeniem lecz po prostukoniecznością. Małe wymiarami i tym samym posiadającemniejszą masę mięśni stworzenia miały by zbyt mało siły bypokonywać silne przyciąganie ziemskie. Zauważmy, żewykopaliska paleontologiczne potwierdzają to, rzeczywiście nalądach królowały zwierzęta duże. Znajdowane niekiedy mniejszerozmiarami, wrośnięte w skałę odciski szkieletów kostnych tycząsię albo zwierząt zamieszkujących wodę, gdzie wypierana przeznie objętość pozornie zmniejszała wagę. Innymi mniejszymi byłyteż stworzenia latające, np. znani z wykopalisk protoplaściptaków - pterodaktyle.

Od czasu do czasu gdzieś na kuli ziemskiej ktoś dokonujeodkrycia - znalezienia szczątków kostnych zupełnie niepasujących do obrazu istoty przedludzkiej, jaką wyobrażali sobieantropolodzy, niestety przeważnie o skostniałych poglądach,XIX-wieczni i z początków naszego wieku XX-go. Wszelkienowatorskie spojrzenia na historię ludzkości nie znajdują poklaskuwśród szanowanych uczonych obawiających się, by przezprzyjęcie do wiadomości nowych teorii - nie mówiąc już ogłoszeniu ich - nie straciła ich powaga naukowa.

Trzeba mieć pasję badacza ciekawego świata, w którymprzyszło nam żyć by na własną rękę, nie licząc się z trudem ilatami poszukiwań, bez oglądania się na opinię „znawców”,którzy zza biurka wiedzą lepi ej - wdzierać się w tajemniceludzkości, bo o nią w końcu chodzi - na wszystkich kontynentachod równika do biegunów. Jednym z takich pasjonatów wiedzy jestwłaśnie Miłosław Wilk, podobnymi są członkowie wielu

nieprofesjonalnych stowarzyszeń, choćby Ancient AstronautSociety, Z ich biuletynów czasami korzystam, wyławiając takiestwierdzone znaleziska jak profesora Holgera Preuschofta czyKoenigswalda.

Stowarzyszeniem tym obecnie kieruje Erich von Daniken,którego pt. Czytelnikom chyba nie muszę przedstawiać. Wielupoważnych przedstawicieli nauki „ma za złe”, że pochodzi on zrodziny hotelarskiej, tak jakby profesja przodków miałajakiekolwiek znaczenie dla spojrzenia otwartymi oczyma na świati...wyciągania z tego właściwych wniosków. Jego antagoniści,których nie brak w naszym kraju skromnie „zapominają”, iż ichwłaśnie przodkowie już tylko o jedno pokolenie wstecz chodziliw łapciach z łyka i wycierali nos dwoma palcami...

Czy takie pochodzenie jest lepsze od „hotelarza”? Możeuważają, że w Polsce nadal liczą się „punkty za pochodzenie”?

Nie trzeba nawet być radiestetą tej miary co Wilk, byzauważyć, że kubek wydobyty w Teksasie ze skały musiał byćwyprodukowany przez istoty posługujące się w życiucodziennym energią elektryczną i posiadających wysoki stopieńrozwoju technicznego.

Rzecz polega na tym, iż metale pallad i platynę możnaotrzymać w stanie czystych metali jedynie w procesieelektrolizacji stopionych w olbrzymich temperaturach ichtlenków.

Czy wiecie, że w roku 1900 w czasie pierwszejogólnoświatowej Wystawy w Paryżu wręczono honorowemugościowi, cesarzowi Niemiec, najcenniejszą zdobycz nowoczesnej(XIX wiecznej) nauki i techniki a mianowicie sześć łyżeczek iwykonanych z nowego metalu - aluminium? Takich, jakie terazkosztują po parę groszy?

Wówczas wytworzenie tego metalu wiązało się z

koniecznością uzyskania temperatury ponad 4500 stopniCelsjusza łuku elektrycznym i elektrolizie w tej temperaturzestopionej tlenku aluminium... a nie znano jeszcze metodwytwarzani! tygli, które by mogły wytrzymać taką temperaturę...

Co teraz można powiedzieć, o dokonanym jeszcze przeddrugą wojną światową znalezisku na terenie Chin, gdzie grobiejakiegoś nieznanego wielmoży znaleziono nie zardzewiały mieczstalowy (ze stali nierdzewnej!) z rękojeścią właśnie z aluminium.Wówczas czasokres, z którego pochodzi grobowiec uznano nadrugi wiek po Chrystusie, w ogóle zastanawiając się w jaki sposóbjakiś chiński czy mongolski władca wszedł w posiadanie tychmetali...

Doszukujemy się istnienia prastarych kultur czy cywilizacjina dalekich lądach nie mając pojęcia, że tu, dosłownie tuż koło nasrozpościerają się prastare ślady obecności nie tylko istot niepochodzących z Ziemi ale i naszych dalekich praprzodków,Słowian, Germanów, Gotów czy Prusów. Tych ostatnich nienależy mylić z późniejszymi „Prusakami” pochodzenianiemieckiego. Prusowie, było to plemię prawdopodobnie zbliżonedo szczepów łotewskich i litewskich. Od nazwy tegonieistniejącego jeszcze nawet w XIV wieku plemienia wzięłynazwę „Prusy wschodnie”, teren ich ostatniego miejsca pobytu.

Prusowie byli ludem osiadłym i nastawionym pokojowo.Zamiast wojować i napadać sąsiadów woleli zajmować sięrybołówstwem, myślistwem i handlem.

Nie są znane, nawet z zapisków jakieś ich większe siedziby zokresu przed X-tym wiekiem, poza jedną: Truso. Był to gródpołożony w zatoce morskiej, tak usytuowanej, że stanowiłwygodną sadybę zimową na zamarzającym we wczesnymśredniowieczu morzu bałtyckim - dla Wikingów, którzy tamspływali Wisłą na zimowe leże. Tam mieszkali przez zimę

i...przepijali zdobyte dobra, zrabowane na polskich terenach APrusowie skupowali je za grosze...

O Truso wspominają zapiski irlandzkiego mnicha Wulfstana zIX wieku. Jak dotychczas jest to jedyny pisany ślad istnienia tegogrodu.

Archeolodzy niemieccy od końca XIX wieku do II wojnyświatowej przez osiemdziesiąt lat bezskutecznie szukali Truso.Po wojnie to samo robili przez trzydzieści lat nasi historycy. Teżbez skutku...

Wilk poszedł po rozum do głowy - ...i po trochę zapiskówgeofizycznych mówiących o okresie IX wieku po Chrystusie...Okazuje się na przykład, że poziom wód Bałtyku był wyższy odobecnego o trzy metry...To zawęziło obszar poszukiwań...

Gród, w którym mieli zimować Wikingowie był wystawionyna silne wiatry. Zabudowa była wówczas tylko drewniana, a więcniezbyt solidna. Miejsce ich paromiesięcznego bytowaniapowinno więc być zasłonięte przed zimnymi wiatrami...

Tu ukłon w stronę meteorologii: skąd zimą wieją wiatry,odczuwalne w terenach południowego Bałtyku? Z północnego-wschodu i z zachodu. Ale te zachodnie nawiewają cieplejszepowietrze, a te drugie zmrożone od strony lądowych terenówówczesnej Rusi..

Szukajmy zatem takiego terenu, który teraz leży nie trzy, leczokoło pięć metrów nad poziomem morza...ponieważ trzeba też tuuwzględnić zanurzenie pełnomorskich lodzi Wikingów, średnio 1 -do 1,5 metra... - i do tego to miejsce powinno być osłoniętewzgórzem od północnego-wschodu

Niemcy szukali Truso 80 lat, Polacy około trzydziestu... a jakdługo szukał w terenie Wilk? Z całkowitym powodzeniem? Pięćgodzin...

Zastanawiać się możemy jaka jest sprawdzalność pomiarów i

wykryć w terenie znalezisk z najdawniejszych czasów. Kiedyśwędrował on z różdżką w okolicach Skierniewic, w pobliżurozkopanej i kompletnie wyeksploatowanej kopalni żwiru,którego resztki było jeszcze widać. Zastanowiły go pojawiającesię znaki wyczuwalne radiestezyjnie a mówiące o bardzo dawnymrodowodzie tego miejsca... może nawet kilkudziesięciu tysięcy lat,ale nie „martwe” lecz połączone z prastarą bytnością tam ludzi.Cóż się okazało? Wszedł na teren wykopaliska, w którym podwarstwami wywiezionego stamtąd żwiru, naniesionego tam przedtysiącami lat wodami rzeki znaleziono ślady ognisk ludzipierwotnych, myśliwych i pozostałe po nich kości zwierząt, naktóre polowali Analiza tych znalezisk, resztek węgla drzewnego itych kości, powiedziały że jest to najstarsze znalezisko tegorodzaju w naszym kraju i datuje się z przed pięćdziesięciu tysięcylat...

W momencie gdy jednak on się tam znalazł - na wykopaliskunie było żywej duszy - ani jakichś archeologów ani dawnychkopaczy żwiru.

Pan Wilk niejednokrotnie wędrował z różdżką w rękudosłownie jej tropem. Szedł dokąd go ona zaprowadzi. Potrafilitak iść godzinami...

Szedł kiedyś przez pustkowia, w województwie białostockim,porośnięte tu i ówdzie zaroślami, lasami, ale wokoło panowałaprzygnębiająca pustka... jakieś nieużytki, nie uprawiana od latziemia w pobliżu granicy polsko-sowieckiej...

Różdżka prowadziła wijącą się wśród lasów drogą, widać żedawniej przeznaczoną dla pojazdów, ale od wielu lat nieużywaną izarośniętą nie tylko chwastami ale wszędobylskimi samosiejkamidrzewek Za zakrętem...za kępą drzew zobaczył rozległąkilkuhektarową polanę...na niej zmurszałe, częściowo rozwalającesię szczątki baraków...otoczonych porwanym drutem kolczastym

na wysokich słupach, niektórych powalonych już na ziemię.Rozpadające się ze starości wieże strażnicze”„

Typowy, niewielki obóz jeńców lub koncentracyjny ... Aleprzez kogo zbudowany?

Może niemiecki do przetrzymywania jeńców sowieckichjeszcze z 1941 roku...ale raczej nie.

Oni wówczas trzymali ruskich pod gołym niebem, beżżadnych baraków...

Może też niemiecki, jeszcze z 1939 roku...małoprawdopodobne, jeńców polskich wywożono do Niemiec... a nietrzymano na polskich terenach.

Czyżby sowiecki z lat 1944-45 zbudowany dla jeńcówniemieckich? Też domysł mało sensowny ... jeńców wywożonodaleko na wschód...na Syberię, więc czyj - i kto tam siedział?

Wątpliwości zaczynały się rozwiewać po znalezieniu na ziemikilku łusek od naboi karabinowych typu Mosin.. i od rosyjskichpepeszy a więc prawdopodobnie obóz sowiecki przeznaczony dlaPolaków, zwożonych tu resztek polskich od działówpartyzanckich po roku 1944, jako że pepeszy nie

znano jeszcze ani w 1939 ani nawet do roku 1941... A wojsksowieckich nie było tam pomiędzy rokiem 1941 a 1944... Okazujesię, że drogą dedukcji można wiele odkryć...

Czemu tak utajniony? Zapomniany? Nie wspominają o nimżadne źródła mówiące o historii II wojny?

Jeszcze by też! Kto by ośmielił się za czasów PRL takobsmarowywać „braci ze wschodu”!

Nie zapominajmy - znaczną większość swych odkryć wterenie Wilk wykonał w latach gdy jeszcze istniał w Polsce ustrój„socjalistyczny”. Trzeba było mieć sporo odwagi by tak samotniewędrować tam, gdzie diabeł mówi dobranoc...Zaczepiany przezWOP czy MO legitymował się artykułami prasowymi

mówiącymi o jego pracy i odkryciach, publikowanych przez wieluautorów w prasie oficjalnej.

To zazwyczaj wzbudzało wielkie zainteresowanie a bywało,że i chęć jakiejś pomocy.

Z białostockich lasów cofnijmy się w bardzo dawnąprzeszłość. Tym razem sięgnijmy do danych zapisanych wpowszechnie znanych dziełach antycznych jak i w jednym zeznanych pism naukowych

Leżą przede mną dwa dzieła Homera, greckiego poety - któryjak wiadomo był nie tylko analfabetą ale i niewidomym. Będącwędrowcem, żebrakiem, śpiewał prastare poematy, które słyszałod swoich poprzedników. Dzięki temu, że te wiekowe przekazyprzechodziły z ojca na syna, dotrwały do naszych czasów wieścio tym, co działo się na naszej planecie przed milionami lat.

Główne dzieła Homera to „Iliada” i „Odysea”. Obie opisują toco zdarzało się w czasie wojny trojańskiej i bezpośrednio po niej.Troja, to miasto autentycznie leżące na wybrzeżu MorzaŚródziemnego w dzisiejszej Turcji. Walki opisywane tam toczyłysię około XII wieku przed Chrystusem i 400 lat przed Homerem..

A teraz przenieśmy się do wieku dwudziestego... wyobraźmysobie, że jakiś Grek, z czasów wojen trojańskich znalazłby się naCap Canaveral w momencie gdy któryś ze statków kosmicznychstartuje w kosmos...

Czy nie opisałby to tymi słowami: „Tak donośnie zaryczałbóg Ares miedziany, jako dziewięć lub dziesięć tysięcy ludzikrzyknęłoby razem... a jak oczom obłoki wydają się mgliste.,przyniesione z południa przez wiatry ogniste... tak się zdał Aresponury unoszony w chmury...”

Za czasów Homera nie znano jeszcze żelaza, stąd każdy metalnazy wano „miedzią.” i dlatego Aresa przyrównano do tegometalu.

Jak jednak ten werset potraktowali znawcy jego twórczości?Nazwali go zwyczaj nie: „Wniebowstąpieniem Aresa”. Dodajmy,ż e „bóg” Ares był bogiem wojny ... A więc może to jakiś latającypojazd wojenny startował w chmury? Trudno zresztą dziwić sięhistorykom i znawcom literatury antycznej - w czasach gdyszafowano takimi apodyktycznymi określeniami...nikt na świecienie wiedział co przyniesie ze sobą epoka lotów kosmicznych...

Z czasów Homera i nieco wcześniejszych przenieśmy sięznów w koniec dwudziestego wieku. Czy wiecie, żenajnowocześniejsze komputery mogą już być sterowane nie zapomocą dotyku, klawiatury czy „myszki”, nawet nie głosemoperatora, ale jego myślą? Odpowiednie receptory komputerawychwycą nie tylko prądy czynnościowe mózgu ale nawet jegoimpulsy wysłane do niego przez neurony wprost do systemuoperacyjnego i przetworzą je na konkretne polecenia?

Z kolei, w ten sposób można sterować pracą nie tylko fabrykczy poszczególnych urządzeń, ale również wszelkimi pojazdami,z kosmicznymi włącznie?

Właśnie tam, w kosmosie olbrzymie znaczenie ma szybkośćdecyzji, a nic nie jest szybsze od myśli, szczególnie gdy może onabyć sprzężona z superkomputerem przetwarzającym miliardybitów informacji na sekundę...

Nieżyjący już ks. prof. Sedlak z Katolickiego UniwersytetuLubelskiego był prekursorem badań nad czynnościami mózgu. Onto po raz pierwszy użył nazwy „biopole”, trafnie oddającegoczynności psychofizyczne mózgu ludzkiego. Zarówno on jak izachodni biofizycy są zdania, że mózg ludzki zdolny jestprodukować tachiony, bez których nie byłoby możliweprzesyłanie i odbieranie informacji z przeszłości i z czasów, któredla nas dopiero będą..

Może inaczej teraz spojrzymy na urywki tekstu drugiego z

dzieł Homera, „Odysei”, opisującej wędrówki jednego z głównychbohaterów imieniem Odys. Płynąc swym małym stateczkiemzawędrował do tajemniczego kraju Feaków, a tamtejszy królmówił do niego:

„Będziesz leżeć w więzach snu, dopóki nasi ludzie niezawiozą cię do Itaki (rodzinnej wyspy Odysa) lub dokąd tylkozechcesz. Powiedz tylko swój kraj, swój lud, swoje miasto, abycię tam poniosły kierowane rozumem okręty. Same znają zamiaryi myśli ludzkie, nie mają ani steru ani żagli ani żadnych innychrzeczy, które mają twoi żeglarze. Chyżo prują topiel morską mgłąi chmurą okryte i nie ma w nich lęku, że się rozbiją lub zginą.”

Cytowane tu urywki tekstu były tłumaczone przez JanaParandowskiego prozą, przez co uniknął on zniekształceniazawartego w nich sensu.

Przez prawie trzy tysiące lat „znawcy antycznej poezji”uważali to tylko za fantazję, a jest całkiem możliwe, że ten coprzekazał tą informacje poprzez wieki mówił dosłownie o tym, comiało miejsce na Ziemi już nie przed setkami czy tysiącami, aleprzed milionami lat.

Przekazywał potomnym zawoalowane wieści i istnieniu nanaszej planecie jakiejś nieznanej a potężnej inteligencji, której nieobce były zdobycze techniki, których nigdy byśmy się takdawnych okresach nie spodziewali.

Idąc tropami Homera, w jego pierwszym dziele, „Iliadzieczytamy opis walki Hektora z Ajaksem. Nie wdając się w jejpowód - czytamy tam:

„Hektor z ogromną tarczą śmiałym stąpa krokiem, y< odzianyposępnym Syriusz obłokiem. Raz błyśnie krwaw^ tarczą, drugiraz się skryje...”

Niby nic nadzwyczajnego.. Tylko dwa zdania, a ileż w nichsensu... Jest tu wzmianka o „krwawej tarczy” Syriusza, jednej z

gwiazd. Obecnie nie ma on tej barwy, nie świeci czerwono byłnatomiast takim wcześniej niż 100 tysięcy lat temu, będąc w tymstanie może nawet przez milion lat. Tworzył wówczas układgwiazdy podwójnej, gdzie jeden z „bliźniaków”, tzw. „Syriusz B”był w fazie gasnącej gwiazdy i rzeczywiście świecił „krwawo”.Zgasł i pozornie zniknął z nieba około stu tysięcy lat temu. Tuzachodzi pytanie: kto to zaobserwował, skoro nauka twierdzi, żew owym czasie ludzkość żyła na etapie pierwotnym i nikt nie byłzdolny do prowadzenia takich obserwacji?

Potwierdzenie istnienia jakiejś inteligencji, jakichś nieznanychistot ingerujących w życie na Ziemi nadeszło z zupełnieniespodziewanej strony:

Przed około trzydziestu laty dawna francuska kolonia „AfrykaRównikowa”, która po uzyskaniu niepodległości przyjęła nazwęGabon próbowała uruchomić wydobycie rudy uranowej, wnaszych czasach cenniejszej od złota. Badania wykazały jednak,że w złożu są miliony ton rudy zawierającej Uran-238,zupełniezaś brak w niej Uranu-235, którego używa się w reaktorachjądrowych czy do produkcji bomb atomowych. Mało tego,wykryto w złożu dużo pierwiastków, które nowoczesna naukauzyskuje sztucznie, właśnie w pracy reaktorów jądrowych, a sąto: neodym, samar, ruten, osm i promieniotwórczy cez.

Przeprowadzono serię analiz, a wynik ich jest zaskakujący:„Przed około dwoma milionami lat ktoś w sposób sztuczny alesterowany zapoczątkował naturalną reakcję rozpadu uranu-235wprost w z łoż u, chłodząc tak powstały „reaktor” wodamiokolicznych rzek, kierowanych podziemnymi kanałami wprost wzłoże. Ten niezwykły reaktor jądrowy „pracował przez okresokoło miliona lat - z przerwami (może potrzebnymi dokonserwacji i oczyszczania „urządzenia”), poczym wygaszono gorównież sztucznie milion lat temu...”

Wydaje się to być czystą fantazją, a podane zostało przeznaukowy amerykański miesięcznik „The New Scientist” wnumerze z 9 listopada 1972 r.

Jeszcze raz cofnijmy się do urywku z „Iliady”:Jego początek brzmi: „będziesz leżeć w więzach snu..”

Czyżby dawno...dawno temu już stosowano w podróżachkosmicznych hibernację? Bo tylko o takich podróżach może tubyć mowa, do innych przejażdżek nie jest ona potrzebna. Małotego, dokładny i dosłowny sens przekazu wydaje się nam mówić otym, że kiedyś istniały na naszej planecie istoty stosujące doswych podróży dokładnie taki sam sposób pokonywaniaprzestrzeni jaki dopiero w ostatnich czasach staje sięperspektywiczną możliwością dla naszych astronautów. Mowa tubowiem o pojazdach sterowanych myślą, a więc przy pomocykomputerów i do tego w trakcie przemieszczania się poprzez czasi przestrzeń nie obawiających się rozbicia i zaginięcia. Terazdopiero wiemy, że nie obawiać się tego mogą nie obiektymaterialne, lecz tylko czyste zapisy cyfrowe, informacjezawierające w sobie pełny schemat odbudowy, odtworzenia „ucelu” całego „statku „łącznie z załogą.

Badacz, radiesteta z długoletnią praktyką jakim jest Miłos-1ław Wilk w pewnych przypadkach zamiast poszukiwań w]terenie może wspomagać się też tak zwaną teleradiestezją.Badaniem jakiegoś terenu a nawet zdarzenia zdalnie, przy pomocybadania mapy, rysunku czy opisu zdarzenia lub osoby czy grupyosób wahadełkiem. Oczywiście,nie należy swych badań zaczynaćod tego sposobu. Można by się z miejsca wprowadzić namanowce...

Jest to dopuszczalne, ale tylko po przeprowadzeniuuprzednich badań sprawdzających metodę. Wykonuje się topoprzez dwa równolegle prowadzenie badań: w terenie przez

jednego z badaczy i teleradiestezyjnie przez drugiego. Dopieroporównanie obu wyników stwarza podstawę do podejmowaniadalszych takich czynności. Wilk sprawdzał podobne sytuacje wterenie i później według mapy dziesiątki razy. Trafność obupomiarów, która przekracza 66 % jest już dość dobra, jednak imwyższa jest ta procentowość tym lepiej.

W czasach gdy w Polsce nikomu się jeszcze nie śniło oradiestezji, a mianowicie w roku 1937 - zimą, (o ile pamięć mnienie myli było to w styczniu) zaginął bez śladu polski samolotpasażerski lecący nad Karpatami z Bukaresztu. Wysłane naposzukiwanie samoloty ze względu na ciężkie warunki pogodowe,zamiecie śnieżne i wichry niczego nie odnalazły. Rodziny licznychpasażerów tego samolotu zwróciły się do znanego jasnowidza,inżyniera Ossowieckiego o pomoc. Wiem, że do pracy nad mapąterenu Karpat, którą mu przedstawiono użył jakiegoś ciężarkauwieszonego na łańcuszku, po prostu prostego wahadełka. Pokilkunastu minutach zlokalizował samolot, który w śnieżycyzawadził o drzewa na jakieś górze i niezbyt] groźnie przymusowolądował na szczytach drzew, nie powodując wypadkówśmiertelnych.

Miłosław Wilk pracując teleradiestezyjnie w odniesieniu dokopalni rudy uranowej w Gabonie wiedział, że ona tam jest, alebez szczegółowej lokalizacji. Teraz wie, że miejscowość zwie sięO G L O i położona jest w pobliżu Zatoki Gwinejskiej.

Pracował nad nią dobre dwa tygodnie...Relacjonował wynikibeznamiętnie...

„Teren obszaru wydobycia obejmował kilka kilometrówkwadratowych... pracowały tam jakieś prymitywne istoty,pilnowane przez łańcuch nadzorców... Wokoło terenówwydobywczych rozmieszczone były kręgiem liczne, małezabudowania, może dla tych tam pracujących, w pobliżu tego

terenu namierzyłem obecność kilku „statków” sporychrozmiarów”.

Pod pojęciem „statki” Wilk rozumie radiestezyjny ślad - z a ws z e o jednakowym kształcie, różniący się jedynie rozmiarami,pojawiający się wszędzie tam, gdzie bez wątpienia była ingerencjapozaziemskiej inteligencji. Przypomina on płaską tablicę opionowej proporcji takiej jaką ma oczko siatki geopatycznej, tojest zbliżonej do 3: 4. Na jednej z węższych ścian występujewybrzuszenie na zewnątrz o kształcie półkolistym...

Wielkości śladów takich „statków”, jak już powiedziałemmogą być bardzo różne - od kilkunastu metrów wysokości(długości?) do wielu kilometrów.

Takie gigantyczne obiekty o tych kształtach, tym razem odługości kilkuset kilometrów namierza się obecnie na tereniepółnocnej Brazylii w dorzeczu Amazonki, w strefie tropikalnej.Czy to tylko przypadek, że Brazylia obecnie (rok 1998, 1999)przeżywa formalne zmasowanie pojawień się UFO właśnie tam?

Model takiego kształtu „statku nie wiadomo skąd” dziwnymtrafem pojawia się kilka tysięcy lat temu w prastarych egipskichstelach magicznych. To co jest na nich odwzorowane w postacifiguralnej w ogóle nie jest podobne do żadnego wizerunku bogówstarego Egiptu. Dominuje w tych stelach brodata głowa oszerokich kościach policzkowych i mięsistym nosie, umieszczonawłaśnie nad tym wybrzuszeniem w górnej części steli.

Ta głowa zupełnie nie pasuje ani do wizerunków bóstw ani teżdo samych Egipcjan okresu antycznego, którzy wprzeciwieństwie do ościennych ludów posiadali bardzo skąpyzarost, a praktycznie biorąc nie spotyka się wizerunków ani rzeźbprzedstawiających brodatych wielmożów z faraonami włącznie.Coś podobnego do bród, ale w bardzo stylizowanej formiepojawia się na posągach niektórych faraonów ale raczej jako

sztucznie wykonana ozdoba twarzy, coś w rodzaju „perukibrody” Jaki byłby tego cel? Może upodobnianie się do postaciboskich, tych brodaczy ze stel magicznych. Egipscy kapłanizanosili modły co wieczór w stronę zachodzącego Słońca, alejednocześnie, w ogóle, w stronę zachodu. Może w tą stronę skądprzybyli ich przodkowie, w stronę mitycznej Atlantydy.

Czy to tylko dziwnym przypadkiem brodate głowy ze stelimagicznych podobne są do głów nieznanego bliżej plamienieTolteków z Ameryki środkowej, które w dość dużej liczbie, jakokamienne zabytki o kilkumetrowych rozmiarach znajduje siej wdżunglach Gwatemali i Nikaragui? Czy to znów „przypadek”, żeżadne plemię z tego terenu przed odkryciem Ameryki niejposiadało zarostu na twarzy? Tak samo jak Egipcjanie.

Kształt jakby płyty z półkolistym wybrzuszeniem na jednejze ścian „przypisany” jest jednak tylko pojazdom istotpozaziemskich, tych których ślady ciągle pojawiają się na sieci„W” i które według wszelkiego prawdopodobieństwa są jejtwórcami.

Natomiast wszelkie radiestezyjne ślady po bytności gdzieśstatków, przeważnie służących do pływania po wodzie,zbudowanych kiedyś przez ludzi - mają kształty podobne donaszych obecnych łodzi. Bywają jednak wyjątki, że obraz„pojazdów” nie istot pozaziemskich” różni się i od naszych łodzi i„ich” pojazdów kosmicznych. Być może chodzi tu o obecnośćinnych „ras” istot pozaziemskich, które usiłowały też ingerowaćw życie na naszej planecie.

Wędrując po kraju stwierdzone zostało, że całkiem niedalekoWarszawy, bo wokoło Mińska Mazowieckiego istnieje dośćrozległy teren, na którym więcej niż milion lat temu był rozległyport morski.

Na rysunku przedstawiającym to co zostało namierzone

wpierw teleradiestezyjnie a następnie potwierdzone badaniem wterenie widzimy taki „pozaziemski statek kosmiczny” w kształcieprawie kwadratu z półkolistą kopułą i dwoma jakimiś odnogamipo bokach. Przed nim horyzontalnie biegnący kanał „W” tworzyjakby rozchodzące się w dwie strony „schodki”. Tego rodzajusymbol, to też jeden z „signum”, oznaczający „pozytywnewyróżnienie”, „ważność przedsięwzięcia”. Kanał styka się zpotężnym, długim na kilkaset metrów zarysem łodzi, całkiem wtym kształcie podobnym do statków wodnych budowanychprzez ludzi. W innym miejscu do kanału przylega o wielemn ie js z y „statek” posiadający wewnątrz dwa wyraźneprzedziały. W części dziobowej tego statku widnieje konturuznawany w sieci Wilka jako „miejsce rozrodcze”, podobneprzekrojem do macicy ssaka, może nawet ludzkiej. Właśnie ten„stateczek” z tym symbolem daje do myślenia, że może to jeden zobiektów cywilizacji pozaziemskiej, służący do optymalizacjiprocesów rozrodczych ssaków ziemskich. Może nawetczłowieka, (rys. 10)

Nie od dziś wiadomo, że większość UFO pojawiających się naświecie wykazuje zainteresowanie problemami rozrodczości.Młode kobiety i młodzi mężczyźni bywają zabierani na pokładnieziemskich obiektów i tam poddawani procesom zapładniania -ziemskie kobiety przez „obcych”, najczęściej siłą, młodzimężczyźni zmuszani są do stosunków seksualnych z„ufonautkami”. Stykałem się z kilkoma z wykorzystywanymi wten sposób osobami obojga płci. Kobiety na ogół mało pamiętająlub wstydzą się o tym mówić, natomiast paru mężczyzn byłonawet zadowolonych z przygody „nie z tej ziemi”.

W jednej z nadmorskich miejscowości Wilk wykrył trwaleistniejący „krąg rozrodczości”.

Jest to oczywiście tylko nasz domysł, gdyż tak naprawdę

trudno jest stwierdzić jakiemu celowi on służył, a może i nadalsłuży? (rys. 11)

W dolnej części struktury widać zagięty pod katem prostym

kanał z płynącą wewnątrz energią... na samym zakręcie odbiega wbok krótki odcinek kanału rozwijający się w krąg z „przypisanymido niego” znakami - signum.

To tak jakby wewnątrz kręgu zachodził jakiś ważny proces a„signa” wysunięte poza krąg tylko go opisują...

Rozpatrywanie jego znaczenia, dzięki umiejętności choćbyczęściowego rozszyfrowywania znaczenia poszczególnychsymboli mówi nam, że należy go rozpatrywać idąc okręgiem wprawo, wokoło kręgu...

Czytamy więc na nim znane nam już poszczególne „signa”,które jak pismo obrazkowe mówią nam; Tuż za zakrętemwejściowym widzimy dwa znaki „polskie” jakby doczepione dowysięgnika, ale posiadające wewnątrz kręgu jakby „oś”, następnyznak wewnętrzny - to signum m a c i c y w kole, wychodzący nazewnątrz jako złożony znak „mężczyzna + kobieta”. Dalej ponieznanym „przerywniku” kolejny znak: wewnątrz znak macicy -na zewnątrz znów „kobieta i mężczyzna”. I znów = poprzerywniku - to samo, ale tu wewnątrz macicy wyraźny symbolfallusa. Kolejny podobny znak - Lo „mężczyzna + kobieta zdzieckiem, a więc już symbol rodziny. Teraz przerywnik mazakończenie w kształcie prostokąta, a to oznacza „współcześnie”.Krąg kończy się z zewnątrz signum mężczyzny i kobiety, awewnątrz znakiem małej macicy.

Co naprawdę oznacza taki krąg nie wiemy,- możemy się tylkodomyślać, iż ma to jakieś ważne znaczenie dla istnienia dwu płcina Ziemi...

Ale teraz nie podchodzimy już do tego rodzaju znalezisk z

pozycji kompletnego analfabety. Prawda, że nie potrafimy jeszczeczytać całkowicie tego, co jest zapisane w tej niezwykłej sieci, alezaczynając od zera i tak wiemy już coś-niecoś..

Jak już wiemy, najprostszym sposobem przekazu informacjina dowolną odległość, jest jej transmisja przy pomocy kodubinarnego. W ten sposób można zapisać nie tylko każde działaniematematyczne ale i każdy przekaz słowny w dowolnym języku, oczym najlepiej wiedzą posługujący się w pracy komputerem.Nasz łaciński alfabet składa się zasadniczo z dwudziestu czterechzgłosek, inne alfabety mają ich inne ilości - ale nie jest ważne ileich jest, istotnym natomiast, że wszystkie one służą do zapisuinformacji.

Znany od niewielu lat kod genetyczny zbudowany z DNA,kwasu dezoksyrybonukleinowego tak naprawdę jest zbudowany zdwudziestu aminokwasów i czterech złożonych białek. W sumieto też dwadzieścia cztery znaki, które tworzą podwójnie skręconąspiralę. Jeżeli pod każdy z dwudziestu aminokwasów i czterybiałka podstawimy odpowiednią konfigurację zapisu dwójkowego(binarnego), to nic nie stoi na przeszkodzie by cały kod zapisać wsposób binarny. A stąd już tylko krok, by taką strukturę wzapisie binarnym przesłać dokądkolwiek w dowolny sposób,choćby stojącą falą hiperdźwiękową lub wiązką tachionów.

Czyż nie byłby to prostszy, szybszy i bezpieczniejszysposób przekazania na Ziemię kodu, od którego zależałopowstanie miliardów gatunków żywych komórek jednocześnie nacałej Ziemi? Wystarczyłoby dostarczenie tylko swoistego „know-how” (wiedzieć jak to zrobić) i zarazem dostarczyć na planetęodpowiednią energię potrzebną do ożywienia stworzonychkomórek Tą energię, której nauka nie zauważa, a która ożywiawszelkie istoty, z naukowcami włącznie!

Zastanawiając się nad energią niosącą informację po - przez

przestrzeń i czas, a raczej poza czasem wydaje się, iż jest onabardzo podobna do znanej w Indiach od tysięcy lat „prany”,zwanej zresztą innymi nazwami w innych krajach! Jest to więcjapońska „ki” czy chińska „chi”. Nie nazwa jest tu istotna, lecz jejfunkcja.

Kod genetyczny dostarczony na Ziemię przed miliardami latpozwolił ominąć żmudne tworzenie się żywej materii drogą „próbi błędów”. Aby w taki sposób, poprzez przypadkowe łączenie sięatomów w proste związki, później bardziej skomplikowane aż dostruktur organicznych posiadających zbudowany w identycznysposób kod DNA - miała powstać istota ż y w a, i znów w drodze„doboru naturalnego” miał powstać człowiek - byłoby naturze zamało tych czterech i pól miliarda lat od powstania Ziemi. Taknaprawdę, to jakiekolwiek powstanie wodnego środowiska oochłodzonej wodzie zdolnej do powstania i rozrodu strukturbiałkowych miało miejsce znacznie później, około 3 miliardów lattemu.

Wilk wykrywa na terenach naszego kraju setki zjawiskodpowiedzialnych za takie rozsiewanie życia.. Trudno nawetjednoznacznie powiedzieć czy noszą one charakter „obiektów,które skądś przybyły” czy też może „laboratoriów stacjonarnychdostarczonych wprost do nas, przeznaczonych do kontrolipowstawania życia”, czy wreszcie „statków, które co jakiś czasprzybywają na naszą planetę” Żeby zbliżyć się do wyjaśnieniatych niejasności trzeba nie kilku czy kilkunastu dobrzeprzeszkolonych w badaniu sieci „W „radiestetów a ich setki, jeślinie tysiące. Ta sprawa kiedyś może się okazać bardzo ważna dlaprzetrwania życia na naszej planecie. Nie mam tu nawet na myśliprzetrwania rasy ludzkiej a życia w szerszym pojęciu, bo nie mywcale jesteśmy najważniejsi we wszechświecie, jak nam się stalewydaje...

W tych „obiektach” zauważa się jednak prawie zawszepodwójne kręgi UFO, względnie jaki ich związek z opisanymipoprzednio „statkami obcych istot, prostokątów z półkolistymwybrzuszeniem na jednej z węższych ścian. To z kolei świadczy,że nie są to struktury automatyczne ani nieożywione lecz w jakiśnieznany nam sposób sterowane.

Często spotyka się - na przykład na ziemiach polskich ponad500 razy - obłe kształty, przypominające grubego robaka lubliszkę o gigantycznym rozmiarze.

Jej wiek, moment powstania na Ziemi został określony napięćset milionów lat, a więc na okres gdy na naszej planecie nieistniały jeszcze nawet gady kopalne, a pierwsze prymitywnekręgowce dopiero opuszczały środowisko wodne...

Ten obiekt o wydłużonej formie posiadał wewnątrz kilkakomór. W jednym końcu dochodzą do niego dwa kanały, jedenobok drugiego, Rozejrzenie się w konstrukcji tego tworu pokazuje,że jeden z kanałów doprowadza energię, być może z zawartą wniej informacją, zaś drugi odprowadzają po wykorzystaniu Zdrugiego końca umiejscowiony jest „Przedział dla obsługi” o niecobardziej skomplikowanym rysunku. Wewnątrz niego widzimynieostry signum „F”, jak pamiętamy mówiący o ingerencji obcegorozumu. Dopiero na to nałożony jest „krąg UFO” gdzie jeden zkońców jest wewnątrz tej struktury a drugi na zewnątrz.

Długość takiego tworu sięga od paruset metrów do parukilometrów, (rys. 12)

...Czytelnikowi, który czyta te wywody wydawać się mogąone czystą fantazją. No bo jak że, ktoś może przy pomocyróżdżki czy wahadełka odkrywać takie niezwykłości, a ja (myślisobie w duchu) mogę co najwyżej z wielkim trudem wykryć „ciekiwodne” i to nawet bez rzeczywistego potwierdzenia ichobecności...

Już twierdzenie, że przedstawiciele obcej cywilizacji moglibyodwiedzać Ziemię przed kilkoma setkami tysięcy lat czy choćbynawet przed dwoma ich milionami wywołuje czasem niewiarę... atu mowa o okresie dłuższym kilkaset razy...

Czasami pomoc w uwierzytelnianiu czegoś, jakiegoś zdarzeniaczy zjawiska nadchodzi z zupełnie niespodziewanej strony.Wiadomym jest na przykład archeologom i historykom, żeSumerowie znali kalendarz oparty nie rok liczący 365,25 dnia lecz360 dni.

Czy to pomyłka astronomów „boskich”, czy możeniewłaściwie odczytana wartość w zawiłym piśmie klinowym?Nic z tego...wiadomość jest nie tylko bezbłędna ale i mówi oczymś dziwnym.

Z badań astrofizycznych wiadomo, że Ziemia w miarę upływuczasu nieco przyśpiesza swój bieg dookoła Słońca i jednocześniecoraz to minimalnie oddala się od niego, elipsa którą zataczadookoła niego powiększa swój rozmiar. Jednocześnie - w miaręupływu czasu - Ziemia minimalnie zwalnia swój ruch rotacyjnydookoła własnej osi.

Teraz - Ziemia obiega Słońce w 365,25 doby (średnio). Byłczas, gdy nasza planeta była 1,009684 razy bliżej niego, i właśniewówczas Ziemia obiegała Słońce w 360 dni. Miało to miejsce 500tysięcy lat temu...

Właśnie wówczas ktoś, kto nie był człowiekiem obliczył to ipóźniej przekazał tą wiadomość Sumerom...

Można by zaciekawić się kto w tak sprytny sposób dokonałtakiego obliczenia potwierdzającego obecność „bogówsumeryjskich”. Czy to aby nie jakiś mądrala szukającypotwierdzenia dla swoich teorii? Muszę rozwiać obawy...

Obliczenia te wykonał Johannes Kepler, słynny astronomniemiecki w XVII wieku, wówczas gdy jeszcze nikt w Europie nie

wiedział niczego o Sumerach i ich historii kontaktów z „bogami”.Ten okres - pół miliona lat pokrywa się z czasem eksploatacji

kopalń złota przez „istoty boskie” w Południowo-WschodniejAfryce i wieloma datami, łączonymi z tymi „istotami”.

DATOWANIE WYDARZEŃ

Wiele osób nie może pojąć w jaki sposób można bardzo

dokładnie określić datę zdarzenia czy budowli. Jak skręty kanałówi prowadzona za nimi różdżka może dokładnie nakreślić kształtycyfr, i to w dwóch zapisach: arabskim i łacińskim?

Nie od razu p. Wilk doszedł do takiej wprawy. Jak to zwyklebywa - było z początku dużo pomyłek, potknięć i niezrozumieniatego co się właściwie dzieje na sieci.

Zdarzyło się kiedyś, że obaj byliśmy na pustkowiu i nagleWilk zapytał mnie o godzinę. Odwinąłem rękaw i stwierdziłem,ze...zapomniałem zegarka. Wilk zasmucił się i rzekł, że onteż...zostawił go w domu... Ale po chwili poweselał, boprzypomniał sobie, że ma przecież różdżkę...

- Chcesz nią sprawdzić która godzina? - spytałem zpowątpiewaniem.

Okazało się, że jesteśmy na „dziwnym miejscu”, na którym oddawna zachodzą jakieś niezwykłe manipulacje w wymiarze czasu,nie wiadomo po co i przez kogo powodowane...

Patrzyłem jak chodzi nachylony, w dziwny sposób trzymającswój przyrząd, wykręcający się jak wąż w jego ręku, chociażwidać było, że są to ruchy nie przez niego powodowane.

Po niezbyt długiej chwilipowiedział...jedenasta...dwadzieścia...

Odchodząc kawałek z tego miejsca zobaczyliśmy jakiegośmężczyznę idącego w naszym kierunku. Spytaliśmy go, czy aby

nie ma zegarka i okazało się, że jest już... jedenasta dwadzieściadwie...

Sprawdzian był bezbłędnyMając w ręku do swej dyspozycji tak dobry i jak się okazało

precyzyjny instrument do pomiaru wieku jakiegoś zdarzenia mógłbadacz z wielką uwagą podchodzić teraz do najbardziejniezwykłego znaleziska, jakie udało mu się odkryć. Jest ono tymdziwniejsze i ważniejsze, że pokazuje dokładną datę powstaniaistoty ludzkiej na Ziemi.

Gdyby powstawał on w wyniku długotrwałej ewolucjiniemożliwym byłoby określenie jakiegokolwiek ścisłego momentuzaistnienia człowieka. Staje się to jednak możliwe tylko w jednymprzypadku - gdy po długotrwałych próbach i nieudanychkrzyżówkach po raz pierwszy udało się laboratoryjniedoprowadzić do wszczepienia pierwotnej istocie tylkozewnętrznie człekokształtnej nowego elementu - duszy, względnietego co nazywamy psychiką. Od tego momentu, przez sieć ściśleumiejscowionego w czasie zaczęło się istnienie praojca „Adama”.Nawiasem mówiąc w języku sumeryjskim,Adamu” oznaczawłaśnie: człowiek”.

Nieprawdopodobnie szczegółowe „spectrum” zaczyna się datą„Czerwiec 415 131 lat przed narodzeniem Chrystusa”. Data tazbieżna jest z przypuszczeniami badaczy, historyków iarcheologów i z ich ustaleniami odnośnie dat eksploatacji złóżzłota w południowo-wschodniej Afryce, o którym to fakciewspominaliśmy poprzednio. Jednakże tam to datowanie opierałosię na tak zwanej analizie obecności węgla „14” w resztkachsłupów tworzących szalunek w tych kopalniach. Metoda ta niejest zbyt dokładna a błąd pomiaru rośnie wraz z dłuższymiokresami wieku, o jaki; podejrzewa się badaną próbkę. Marginesbłędu dla przedmiotów z przed pól miliona lat może sięgać nawet

do 10 %.,czyli do 50 000 lat... (rys. 13)To przedziwne spectrum nazwane zostało „Początek i koniec

ingerencji inteligencji, która wpłynęła na powstanie Człowiekarozumnego” Cóż może być później?

Chyba po prostu...przedstawiciele obcej inteligencji zostawiąnas swojemu losowi...

Te dwie daty przedzielone są strukturą znajdującą sięwewnątrz jednego z typowych kręgów UFO połączonegoniedługim odcinkiem kanału z drugim kręgiem, ponad dwukrotniewiększej średnicy. Tam, wewnątrz niego widzimy pusty signum„macicy”, miejsca rozrodu ssaka, jakim jest przecież człowiek. Wdwie strony, poprzez wychodzące na zewnątrz kołnierzewewnętrznego dużego kręgu wychodzą na zewnątrz kanałyposiadające na swych poboczach signa złożone: określającepojęcia: kobieta z dzieckiem, rodzina.

Przypomnijmy sobie, że signum „zdrowie” podobny dokrótkiego krzyża na poprzecznej podstawce umieszczany jestkażdorazowo odbiegających ponad kanał schodkowo biegnącychwzwyż „signum” oznaczającego „wyróżnienie pozytywne”. Tylkoraz w tej części „spectrum” widzimy signum mężczyznypołożone na przeciw signum kobiety.

Zauważyć też możemy, że oznaka rozwoju duchowegopojawia się na początku kanału leżącego pomiędzy datamipowstania człowieka i jego końca istnienia jako podległego opiecetwórców sieci „W „...

Trudno ze stuprocentową pewnością określić czego dotyczyćma ta końcowa data. Czy to tylko koniec opieki „boskiej” nadludźmi czy może koniec wszystkiego Tak czy inaczej - jeszcze todaleko przed nami...

Cofając się nieco ku bliższej dla nas przyszłości sięgamy doterenu leżącego obecnie w granicach Warszawy, na Żoliborzu w

pobliżu Wisły. Tam w nisko położonym terenie, pomiędzywysokimi domami a wałem odgradzającym rzekę od terenówmieszkalnych leży od kilku lat po zakończeniu wojny parkzabaw, szczególnie dla dzieci z licznymi urządzeniamirekreacyjnymi i kilkoma płytkimi stawami.

Kto by przypuścił obecnie, że na tym terenie za kilkaset latskomplikowana struktura architektoniczna, poświęconaproblemom rozrodczym wielu narodowości przy współudzialeistot pozaziemskich. Mówią o tym liczne „signum”poszczególnych nacji, a wśród nich zauważamy narodowość:polską,

ruską, niemiecką, tatarską i obcych z kosmosu. Może więcwreszcie za kilka wieków nastąpi wreszcie spotkanie się ludzi zprzybyszami pozaziemskimi, na które wielu z utęsknieniemoczekuje.

We wszystkich znakach, spektrach czy innych wykreślonychpóźniej na papierze schematach zauważa się silną ingerencję„obcej inteligencji”, Jest to chyba zrozumiałe, gdy weźmie się poduwagę, że to oni są twórcami tej przedziwnej sieci, (rys. 14)

Rys. 14. W Warszawie, blisko północnej dzielnicy Żoliborz,na tak zwanej Kępie Potockiej wykryto istniejący trwale w czasiez przeszłości zapis istnienia tam CENTRUM ROZRODCZEGO.Datowanie wykazuje okres lat 2830 dcl 2900 po Chrystusie, awięc wyprzedzających nasze czasy o około 900 lat. Na „wejściu”,od dołu rysunku pojawiają się „znaki określające narodowość” apośród nich, „signum”, „zdrowie”, „psychika”, „wyróżnieniepozytywne”! liczne znaki „rodzina” oraz: Polacy, Rosjanie,Niemcy, Tatarzy. Znaki ’ „mężczyzna”, „kobieta” i „wyróżnieniew rozwoju duchowym”. Wewnątrz schematu budowli, w jej górnejczęści widać pojęcia: „Rozrodczość” oraz dwukrotny symbol„rodzina”.

Całość sieci, jej wszystkie drogi przepływu informacjiniesionej strumieniami tachionów, gdy rozpatruje się ją wprzestrzeni trójwymiarowej daje nam skomplikowany irozbudowany splot milionów linii, kanałów czy niematerialnychrur... Nie mamy niestety wizualnego wglądu ani nawet niepotrafimy sobie wyobrazić jak by ta sieć wyglądała na przykład wktórymś z wymiarów przekraczających znane nam trzy wymiaryprzestrzenne. Ponieważ jednak zauważamy, że na sieci Wilkadochodzi do występowania innego „biegu „czasu, sama siećzachowuje się czasami jakby była u wylotu tzw. „białej dziury”.Jest to pojecie z pogranicza astrofizyki. Oznacza, że gdzieś wewszechświecie powstaje tak wielkie pole grawitacyjne żezakrzywia całkowicie przestrzeń i powoduje powstanie lejagrawitacyjnego. Wszystko, co dostanie się do niego, łącznie zeświatłem i wszelkimi formami energii i materii nie ma szansucieczki po przekroczeniu pewnej granicznej odległości odpoczątku tego „leja”. To miejsce otaczające „lej” wokoło nazywasię horyzontem zdarzeń. Co przejdzie do jego wnętrza -bezpowrotnie wpada do niego...

Wszystko, co przekracza horyzont zdarzeń spływa ku „dnu”tego leja. Tam w granicznie małym punkcie grawitacja rośnie donieskończoności zaś czas znika do zera...

Ale na tym nie koniec. Taki układ grawitacyjny nazywa sięczarną dziurą. Po „drugiej stronie” grawitacja z maksymalnejzaczyna wydostawać się „na zewnątrz” i maleje, zaś czas zzerowego rodzi się i zaczyna, mieć wartość wyższą niż zero. To zkolei, ta odwrotność czarnej dziury nazywamy „białą dziurą”.

W obrębie tych dwóch układów zachodzi coś dziwnego: wczarnej dziurze czas biegnie w przyszłość, zaś wbiałej...odwrotnie, zaczyna się cofać. Światło, które wpada doczarnej dziury dostaje się do punktu osobliwego, tego

bezczasowego dna leja i prawdopodobnie wychodzi po drugiejstronie, w białej dziurze uzyskują prędkość wyższą niż miałopoprzednio. Dzieje się coś dziwnego...w białej dziurze czaszaczyna płynąć wstecz...

Dla lepszego zobrazowania takich układów wyobraźmy sobieje jako dwa leje spięte ze sobą cienkimi końcami. Narysować, lubnapisać moglibyśmy je „z profilu” jako literę „X”. Górna połowalitery to „czarna dziura” a dolna - biała.

Jeżeli chciałoby się nam, moglibyśmy zrobić trójwymiarowymodel takich układów nazywany czasem „mostem Einsteina -Rosena” lub „tunelem czasu”.

Jeżeli teraz ruchem wirowym, na przykład rysując toflamastrem na wewnętrznej ścianie „czarnej dziury” będziemykreślić długą spiralną linię, symbolizująca spływające do lejaenergie - to po przekroczeniu punktu osobliwego (dna leja)kreślimy tą spiralę dalej tym samym torem, teraz wywijając ją kukrawędzi lej a...

Jeżeli rysować zaczęliśmy w „czarnej dziurze” zgodnie zruchem wskazówek zegara, to zauważymy ze zdumieniem, że z„białej dziury” strumień energii wychodzi po torze odwrotnym...odwrotnie niż ruch wskazówek zegara

Nagle spostrzegamy, że...zjawisko biegu czasu „kuprzyszłości” różni się od „odwrotnego jego biegu” tylkokierunkiem skrętu strumienia energii. Nie potrzebne stają się dwa„leje” stykające się ze sobą, to może być jedna struktura, wirującajednocześnie w dwie strony... by złamać zasadę przyczynowościi...przemieścić się w czasie...

Wówczas dochodzi do emisji tachionów... i...na przykład donie udawania się zdjęć w takim miejscu.

Rozmiary układów czarnych dziur mogą być olbrzymie albozupełnie znikome. Od astronomicznych rozpiętości rzędu 500 000

lat biegu światła do zupełnie niezauważalnych o średnicyzbliżonej do miliardowej części mikrona a nawet jeszcze mniejsze.Istnienie tych ostatnich wynika jednak tylko z obliczeńmatematyczno-fizycznych a nigdy nie udało się fizykomstwierdzić ich istnienia w naturze.

Nie należy jednak upraszczać tego co tu powyżej podałem.Skrętem w stronę zgodną z ruchem wskazówek zegara, żeby niewiadomo jak szybko to by była rotacja nie przemieścimy się wprzyszłość tak samo jak skrętem przeciwnym w przeciwną stronębiegu czasu. Istotnym jest aby oba ruchy skrętne wystąpiły wtym samym układzie, można by powiedzieć aby dotyczyły tegosamego „urządzenia” w tej samej fazie istnienia.

Wyobraźmy sobie spłaszczoną kulę aż do formy dysku, którazawiera w sobie wewnątrz drugi analogiczny dysk, nieco tylkomniejszy. Wyobraźmy sobie, że dysk wewnętrzny uzyskujerotację granicznie wielką w stronę przeciwną, niż dyskzewnętrzny, również rotujący z maksymalną prędkością. Wobrębie takiego „pojazdu” lub „układu” możemy uzyskać różneanomalie czasu, ale taki dysk będzie dziwnie podobny do UFO...

Fizyka zna pojecie, przynajmniej teoretycznie, światówrównoległych.

Dokładnie takich samych jak ten, w których żyjemy z tymtylko, że bieg zdarzeń może w nich być zupełnie różny od tego codzieje się u nas.

W świecie równoległym możesz istnieć TY czytelniku, aletwój zewnętrzny (równoległy świat) może się bardzo różnić odnaszego, chociaż w zasadzie główne punkty będą prawie takiesame.

W kręgu takich zdarzeń znany jest przypadek pewnej młodejdziewczyny z jednego z uniwersytetów amerykańskich. Gdyzmęczona grą w siatkówkę na boisku uczelni weszła na chwilę do

budynku i w chwilę później na pustą o tej porze salę wykładową -zobaczyła i posłyszała głos jednego ze swoich profesorów,pytającego wzburzonym głosem, dlaczego „wczoraj” nie zjawiłasię u niego na kolokwium

Nie to byłoby dziwne, ale fakt, że profesor był ubrany wstaromodny tużurek dziewiętnastowieczny, na zawsze wygolonej,znanej jej przecież twarzy miał sporą bródkę ściętą w szpic iwąsy. Gdy zdezorientowana rozejrzała się po sali ujrzała swoichkolegów i koleżanki ubrane w zapinane pod szyją (pomimoupału!) sukienki z ciemnego materiału i wysokie sznurowanebuciki...ze zdumieniem stwierdziła, że sama też tak jest ubrana...

Parusekundowy szok przerwały jej głosy dobiegające z boiska. Spojrzała w okno i znów zobaczyła tą samą grupę tychsamych kolegów, teraz już „normalnie roznegliżowanych”biegających po boisku... Gdy kompletnie już ogłupiała rzuciła sięku drzwiom by uciec z tego XIX wieku...ujrzała, że salawykładowa jest pusta, a ona sama ubrana podobnie jak jej koledzyza oknem

Gdzie była? W innym, równoległym świecie? Cospowodowało, że „coś” przerzuciło ją...nie w czasie - bo byli cisami koledzy i ten sam profesor, nie do „innej” przestrzeni, bo winnej by ich nie było - tylko dokąd?

Znane są przypadki jeszcze dziwniejsze: otóż w pierwszychlatach po II wojnie światowej płynął w pobliżu Bermudów, nocą,jakiś frachtowiec amerykański. Kapitan został wywołany namostek przez oficera wachtowego, który nie wiedział co mamyśleć o przepływającym równoległym kursem statku i...jak mato zapisać w książce okrętowej?

Zdumiony kapitan, nawet bez lornetki ujrzał, że nie dalej niż otrzysta metrów od nich, równolegle z nimi ale odrobinę prędzejprzepływa olbrzymi i bardzo dziwny statek.

Widać było kilkupiętrowe pokłady w prawie całkowicieprzeźroczystych częściach statku wznoszących się ponadmetalowy kadłub. Wszelkie nadbudówki, jakieś dziwneniewysokie „maszty” były jak ze szkła, statek nie miał jednakżadnych kominów ani normalnie obserwowanych na statkachpasażerskich licznych szalup ratunkowych. Był on rzęsiścieoświetlony różnokolorowymi światłami i pełen ludzi. Wydawałosię, że wewnątrz toczy się zabawa, w dolnej części nadbudówekpokładowych, tuż nad kadłubem widać było równieżprzeźroczysty obszerny basen kąpielowy, pełen ludzi.Najdziwniejszymi było, że przy burcie statku „widma”, od stronyskierowanej ku frachtowcowi widać było i słychać dziesiątki ludzistojących przy burcie, wymachujących do niego rękoma ikrzyczących coś ze śmiechem we wszystkich chyba językachświata...

Statek sprawiał wrażenie nieziemsko pięknego obiektu o takiejbudowie, która chyba dopiero będzie konstrukcją przyszłości.Ostatecznie mógłby to być jakiś nieznany typ wycieczkowca,gdyby nie to, co nastąpiło już w chwilę później...

„Jakby przed jego dziobem wyrosła jakaś niewidzialna ściana,w którą on wpływał w ten sposób, że w miarę wchodzenia! w niąsukcesywnie znikał ze wzrokowej obserwacji.

Ci co byli tam na pokładzie nie zauważali tego i sprawiało I todziwne wrażenie, gdy po paru minutach...dziób zanurzyli się wnicość... do połowy kadłuba... za chwilę już tylko tył rufy był wnaszym świecie a po sekundzie już nic... Znikł cały.

Od pierwszego momentu obserwacji do zniknięcia „widma zprzyszłości” nie minęło dłużej niż dziesięć minut... Czy t y mrazem obserwowano wcale nie nieziemski, nie z kosmosu aleicałkiem zwyczajny, zbudowany na naszej planecie autentycznystatek rekreacyjny z naszej przyszłości!?

Anomalie czasu przybierają czasami dziwne formy. Co innegoczytać o nich, nawet stykać się z badaniami obiektów zprzyszłości sieci Wilka, będąc przecież w momencie badania wnaszym świecie i naszym czasie obecny, a co innego samemuzetknąć się ze zjawiskiem „z tej ziemi” ale na pewno nie z tegoczasu...

Taki dziwny przypadek wydarzył się autorowi we wrześniu1972 roku.

Pojechałem wówczas z tak zwaną „wycieczką zakładową”organizowaną przez zakład pracy na kilkudniowy objazdzabytków południowo-wschodniej Polski. Droga zawiodła nas teżdo Łańcuta. Nasz autokar zajechał tam po południu. Zmęczenidługotrwałą jazdą wycieczkowicze rozlokowali się wzarezerwowanych pokojach w pałacowym skrzydle hotelowym,ale nie wszyscy. Wraz z jednym z nich skorzystaliśmy z ostatniejgrupy, innych przyjezdnych udających się na zwiedzanie salpałacu, ale szybko odbiliśmy się od grupy by na własną rękęobejrzeć sobie bibliotekę. Sala ta oświetlona była promieniamizachodzącego już słońca, ale pusta... nikogo oprócz nas... Tegosamego dnia, ale nieco wcześniej do Łańcuta przyjechała grupafilmowców. Mieli kręcić jakieś ujęcie do któregoś z filmówkostiumowych.

Spacerowaliśmy powoli oglądając w zadumie grzbiety książekza oszklonymi szafami.. i w pewnym momencie zauważyłem, żena jednej z sof siedzi... w niedbałej pozycji piękna pani watłasowej sukni z krynoliną, barwy starej kości słoniowej, bogatohaftowanej i przystrojonej koronkami. Miała wielki dekolt, gładkąszyję i twarz z oczami wpatrzonymi w małą książeczkę wbiaławej skórkowej oprawie, którą trzymała w dłoniach. Jej ręceobnażone były aż do łokci...Nie zwracała na nas uwagi...

Nastrój tego miejsca i tej postaci bardzo współgrały ze sobą...

byliśmy obaj pewni, że mamy przed sobą jedną z aktorek już wstroju „z epoki”, która szykując się do zdjęć na chwilę relaksuprzysiadła tutaj... Przechodząc koło niej zerknąłem na grzbiet tejksiążeczki trzymanej przez nią. Zauważyłem napis wyblakłymizłotymi zgłoskami: „La Fonta...” - dalej napis zasłaniał jej palec”.

„Czy ta „Bajki La Fontaine’a” w oryginale! - pomyślałem iwchodząc w j e j rolę a mijając ją w tej odległości, że musiałbympotrącić czubki jej pantofli na wyciągniętych nogach, skłaniając wpowitalnym geście głowę powiedziałem po francusku półgłosem„Excusez nous, madame” (Pani nam wybaczy...).

Oderwała na moment wzrok od książki, cofnęła nogi byśmymogli przejść, spojrzała w naszą stronę, i leciutko uśmiechnąwszysię szepnęła” Merci...

Gdy po kilkunastu minutach zeszliśmy do hallu na parterze,zagadnąłem którąś z portierek, siwowłosą staruszkę, której wiekwskazywał, że jest tu bardzo zadomowiona. Chciałem siędowiedzieć jaki film będzie tu kręcony, gdyż w bibliotecespotkaliśmy tą „aktorkę”.

Od słowa do słowa opowiedzieliśmy jej nasze spotkanie.Przeraziłem się jej reakcji Spojrzała na nas jakby zobaczyła

ducha... zaczęła się tyłem cofać spluwając na boki i mruczącgłośno:

„Z białą panią gadali...po francusku...a ona imodpowiedziała...tfu...tfu...zgiń nieczysta siło...” Szybko oddaliłasię, obejrzawszy się parę razy za nami.

Dopiero na drugi dzień sprawdziliśmy - ...w ekipie filmowcówwśród aktorów nie było ani jednej kobiety...

Tym razem - spotkanie „widziadła” względnie ducha jakby tomożna było określić związane było ze specyficznym miejscem.Jestem jednak pewny, że w momencie kontaktu akustycznego z tąosobą - to nie ona była w naszym świecie XX wieku, a my przez

chwilę w j e j świecie. Może to właśnie nasze pozbawionewrogości czy strachu zachowanie spowodowało taką aurę tegospotkania, że nie zostaliśmy wchłonięci przez świat wirtualny -równoległy - i spokojnie wróciliśmy do siebie...

Tak samo jak powstanie w przestrzeni specyficznych pólsiłowych wywołać może z „niebytu” dziwne zjawiska, z UFOwłącznie, czy ze zjawiskami anomalii czasu - tak inny,diametralnie różny poziom tych pól może spowodować odwrotnyskutek: rozłączenie się dwóch światów - naszego i „tamtego”.

Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że poziom pól siłowych iich rodzaj uwarunkowany jest konkretnym podejściem do tegobiorących w tym udział.

Grażyna Fosar i Franz Bludorf, autorzy książki „DziedzictwoAvalonu” podają przedziwny fakt: 16 czerwca 1992 roku, wobecności ponad stu osób, wśród których byli naukowcy,operatorzy TV z kamerami, fotografowie itp. - intencjonalnenatężenie myśli, „przywołujących UFO” spowodowało, żerozstąpiły się chmury i w kawałku czystego nieba, wprzedwieczornej porze pojawiło się UFO w kształcie widzialnegodysku...

Tym razem nasilenie pola emitowanego przez tak dużą grupęjednocześnie wystarczyło do przerwania granicy pomiędzy„naszym światem” a innym, może równoległym, wirtualnym.

To nie UFO „przyleciało na żądanie tych ludzi”, ono nie byłoposłuszne ich chęciom zobaczenia go, po prostu ich wolastworzyła optymalne warunki do przebicia się informacji zjednego świata w obręb innego.

Ten fakt wyciągnął na wierzch jeszcze jeden aspekt kontaktówczłowieka „z nimi”.

W o l a. To potężny czynnik, który doceniają j o g i n iwszyscy, którzy idąc drogą rozwoju duchowego zaczynają

rozumieć jej rolę. Nie bez przyczyny jeden z wyższychczakramów, piąty z kolei (licząc od dołu ciała), zwany„Vishuddha”, to ośrodek kształtujący i wzmacniający ją...

Człowiek, który idzie drogą rozwoju duchowego po pewnymczasie, wspierany tezami wyłuszczonymi przez wspomnianegopoprzednio Omkara - orientuje się, że będąc formąnieskończoności, wszechjaźni, absolutu - „wszystkiego wewszystkim” nie musi w medytacji czy odmiennym stanieświadomości nikogo o nic prosić, jako że to „coś innego” jest wgruncie rzeczy tylko podobną „formą” co i on sam...

Zebranie się większej ilości ludzi to spotęgowanie emisji pólsiłowych adekwatnych wyrażeniu woli, którzy kierują jedną myśl,jedno pragnienie - by stało się coś, na co czekają i czego chcą.

W latach przed drugą wojną światową modne były seansespirytystyczne. Polegały one najczęściej na zebraniu się kilkuosób w ciemnym pokoju (zauważono, że światło nie sprzyja„koncentracji”), a tak naprawdę jaskrawe światło e l e k t r y c z ne, jest silną falą elektromagnetyczną i m o ż e zakłócić słabebiopole kilku ludzi, nie pozwalając na pojawienie się pożądanychefektów. Osoby siadały wokoło stołu, najlepiej okrągłego i kładłydłonie obu rąk na blacie stołu w ten sposób, by stykały się onemiędzy sobą palcami. W ten sposób tworzył się zamknięty krągutworzony z dłoni, a właściwie o czym mało kto z biorącychudział w seansie zdawał sobie sprawę...jeden zwój „cewki”wzmacniający biopole, krążące pomiędzy uczestnikami ipowodujące dokładnie to samo co dwa dyski wirująceprzeciwbieżnie. Pojawiać się mogły zarówno zjawiska świetlne iakustyczne, na przykład „pukanie wewnątrz mebli”, nawetzjawiska lewitacji (anomalie grawitacyjne) czy wreszcierzeczywisty kontakt z „bytami” świata wirtualnego, w miejscu, wktórym silne, spotęgowane biopole plus wola uczestników

powodowało optymalny moment do przebicia się ich z innego,niepojętego obszaru „zaświatów”...

Uczestnicy seansów, zgodnie z chęcią wyrażoną przedpodjęciem tego rodzaju praktyki uważali to za kontakt z duchami,przeważnie osób zmarłych, podczas gdy prawdopodobnie mogliporozumiewać się tylko z istotami z innych, wirtualnychwzględem nas światów.

Musimy wyjaśnić tu pewne pojęcie: otóż świat wirtualny, jestto analogiczna do naszej przestrzeni wersja świata, w której mysami istniejemy powtórnie, może nawet wielokrotnie, zupełnie niezdając sobie sprawy, który z tych bytów jest tymnajważniejszym. Pojęcie to sprecyzowali w swoim czasie fizycydla możliwości zrozumienia tak zwanego „paradoksu dziadka”.Polega on na takiej zagadce logicznej: „załóżmy, ż ktoś z nas cofasię w czasie do okresu, w którym żył jego dziadek. Przeznieuwagę czy przypadek zabija swego dziadka. Czy w takimprzypadku on sam nie narodzi się, a tym samym nie zabijeswojego dziadka, bo wówczas nie będzie istniało pojęcie„własnego” i pojęcie „Dziadek”?

Czy też może jest to jakoś inaczej? Jak?Otóż pan X teoretycznie mógłby cofnąć się w przeszłość,

gdyby miał taką fizyczną możliwość, może spotkać swojegodziadka i „zabić dziadka”, ale nie tego w linii, tego samego światawirtualnego lecz innego świata, też wirtualnego, gdyż„wirtualność” zmienia się w jakichś mikromomentach czasowychspontanicznie, w sposób nieuporządkowany.

Zabiłby więc swojego „wirtualnego dziadka” identycznego zprawdziwym, lecz na dobrą sprawę tylko jego kopię...

Zwróćmy jednak uwagę, że większość anomaliiprzestrzennych zachodzi tam, gdzie warunki lokalne ustawiajączynniki emitujące energię w kształt pierścienia lub litery greckiej

„Omega”, to jest pierścienia poziomego niedomkniętego wpewnym miejscu swego przebiegu.

Analiza pojawień się UFO wykazuje, że większość ichobserwuje się tam, gdzie w terenie istnieją tak ułożone szczegółyterenowe, nawet wówczas, gdy świadek tego nie spostrzegł abadacz nie bardzo wiedzący na co ma zwracać baczniejszą uwagępomija wszystko, co mogłoby go naprowadzić na znalezienie tegorodzaju zależności.

Dlatego też ja i moi koledzy, badający relacje o pojawieniu sięgdzieś tych obiektów, zwracają pilną uwagę na wyszukiwaniemaksimum zależności podobnego rodzaju i - przeważniewykrywają je w terenie..

Chińscy budowniczowie w czasach średniowiecza, a i terazteż zwracają wielką uwagę, by pałace czy siedziby władców arównież osób znaczących w życiu społeczeństwa byłyzlokalizowane tak, aby opływał je naturalny strumień lub kanałwodny o kształcie „omegi”, otwarty od południa. Ma to usuwać zjego drogi życiowej wszelkie niepożądane przeszkody.

W podobny sposób wzniesiono na przykład „ZakazanyPałac” w Pekinie.

Turysta zwiedzający go dziwi się, czemu wszystkie schodywiodące na górne piętra umieszczono na zewnątrz budynku?Dlaczego w tych komnatach, które przeznaczone są dla żeńskiejczęści mieszkających tam osób z otoczenia cesarza nie ma anijednego lustra, które by zawieszone było na przeciwko wejścia dokomnaty?

Wyjaśnienia przewodników, że budowano tak] gdyż było tozgodne z kanonami starej mądrości z zakresu Feng-Shui zazwyczaj dla większości zwiedzających nie są żądanymwyjaśnieniem. Oni przecież nie mają pojęcia o czym mówioprowadzający ich funkcjonariusz chińskiej służby specjalnej.

Feng-shui oznacza dosłownie dwa połączone pojęcia: wiatr iwodę. Zgodnie z chińską filozofią, Ziemią rządzą cztery żywioły:ogień, ziemia, wiatr i woda. Dwa pierwsze są domeną duchówopiekuńczych. Tych istot, których nie widać, ale którychoddziaływanie na życie ziemskie widzi się na każdym kroku. Dwaostatnie - to sfera działania ludzi, którzy z jednej strony sąpoddanymi duchów a z drugiej dzięki nabytemu rozumowi mogąniekiedy im się przeciwstawiać. Choćby przez budowaniezygzakowatego mostu w Szanghaju czy jak obecnie... wejść dobanków w Hong-Kongu.

Na jednej z eleganckich ulic w tym mieście inwestor przedbudową siedziby banku poradził się specjalisty od tej dziedzinywiedzy: jak skonstruować wejście, by wchodziły nimi pieniądze anie mogły wejść złe duchy, wypędzające bogactwo na zewnątrz?

Tak powstała jedna z super-nowoczesnych przeszklonychbudowli, gdzie szerokie drzwi wejściowe usytuowane są nierównolegle do biegnącego przed nimi chodnika, lecz ostrymskosem. Właśnie na podobieństwo zygzaków na moście wSzanghajskim parku.

Turyści przybywający dawniej, przed włączeniem miasta doChińskiej Republiki Ludowej, chętnie odwiedzali tak niezwyklezbudowane wejście do banku... Później często ulegając jegoreklamom i promocjom zostawali jego klientami I płynęłypieniądze do banku...

Faktem jest też niezbitym, że kanały sieci „W „szczególnie naterenach miejskich nigdy nie skręcają pod kątem ostrzejszym niż90 stopni.

Rozdział IV

GDY NIEPRAWDOPODOBNE STAJE SIĘ MOŻLIWE”

Wędrując po polach i drogach z różdżką w ręku radiesteta

napotyka niekiedy na poboczu kanału sieci „W „przylegające doniego „stacje postojowe”. Są to miejsca istniejące jakiś czaspotrzebny „sieci” do wykonania jakiegoś zadania, którym z regułybywa zabranie człowieka, najczęściej bez jego woli i...wiedzy, jakoże odbywa się to zazwyczaj wówczas gdy słodko śpi wewłasnym łóżku. Jak to możliwe? Czy może to być prawdą? Czymożemy temu w jakikolwiek sposób przeciwdziałać? Jak mogą„oni” nie liczyć się w ogóle z naszą wolą, z naszymi prawami?Kto im pozwolił by wyczyniać takie rzeczy z nami bez naszejzgody ani nawet wiedzy? (rys. 15)

Zastanówmy się... Gdyby nie ta publikacja - to nikt naświecie, oprócz grona badaczy sieci Wilka nie wiedziałby o tym...

Każdy z nas, każdy żywy człowiek składa się z dwóchswoistych części, ciała i psychiki.

Nie wypowiadamy się tu o ciele, to domena fizjologów,biologów i medyków.

Psychiką zajmują się psycholodzy, czasami równieżpsychiatrzy, natomiast my sami tak na co dzień na ogół niezdajemy sobie sprawy ze złożoności tej niematerialnej wersji nassamych. Wiemy coś niecoś o tym, że warstwa świadomości matrzy stany: nadświadomość, ostatnio łaskawie zauważaną przezpsychologów, jako że już teraz nie daje się wytłumaczyćwszystkiego wyłącznie świadomością i podświadomością.

Świadomość kieruje wszystkimi procesami życia codziennego,podświadomość - jak sama nazwa wskazuje - to teren do któregonasza zwykła świadomość nie ma naogół dostępu. To przebieg isterowanie procesami życiowymi, przemiany materii, trawienie,praca serca i narządów wewnętrznych, mózgu itp. itd.

Rys. 15. Tak według Miłosława Wilka wyglądał obiekt

kosmiczny, który w dniu 30 czerwca 1908 r. znalazł się w pobliżuZiemi. Widoczny w dolnej części pojazdu rakietopodobny obiektbezzałogowy eksplodował przy wejściu w atmosferę nawysokości kilku kilometrów nad Ziemią.

Pozostaje trzecia, najbardziej tajemnicza warstwa - nad-świadomość. Tu świadomie nie mamy do niej dostępu. Czasamitylko możemy uzyskać do niej dostęp w sposób pośredni,poprzez podświadomość. Ale takim brakiem szerszychmożliwości kontaktu z najwyższym stanem naszej świadomościwykazać się może około 95 % ludzi Natomiast w krajach gdzieludzie żyją w kontakcie z naturą, czyli tam gdzie jeszcze istniejądo tej pory plemiona prawie pierwotne - ten procent bezradnychwobec kontaktu z naszym wyższym „ja” znacznie maleje...

Połączenie swojej świadomości wprost z nadświadomościąudaje się wyłącznie tylko w dwóch przypadkach: gdy człowiekstale rozwija się duchowo i dzięki silnej stymulacji czakramu„vishuddha” uzyskuje możność takiej łączności dzięki wyrażeniuświadomemu swojej woli, która w tym przypadku jestrównoznaczna z wolą Absolutu (którego każdy z nas jest formą)lub w drugim wypadku, gdy kontakt z wyższym „ja” zostajezainspirowany niejako „z zewnątrz” przez ingerencję „bytów”istniejących jako formy rozumne znacznie dawniej niż istnieje rasaludzka na naszej planecie.

Taki kontakt w nadświadomości potrzebny może być obu

grupom istot. Wobec naszej świadomości jest on tak skrzętnieukrywany, że prawie nikt nie zdaje sobie sprawy, że w ogóleistnieje...Tam zaś gdzie człowiek zaczyna się czegoś domyślać,lub w wyższych stanach świadomości nawet zauważa cośponadnormalnego - tam też prawie nigdy nie ujawnia on tego nazewnątrz, bojąc się posądzenia o nienormalność. W dawnychwiekach ujawnianie podobnych doznań groziło spaleniem na stosiez a „kumanie się ze złymi duchami”. Teraz też przeważnie małokto przyznaje się do tego, że w medytacji transcendentalnej„wychodzi ze swego ciała fizycznego” i kontaktuje się z „bytamiastralnymi”. Jednakże ludzie wyposażeni przez naturę w podobnezdolności a także dzięki poprzednim wcieleniom używającyprzyniesionych ze sobą na nasz świat wrodzonych umiejętnościczęsto zostają wychwytywani przez różnego rodzaju placówki,mieniące się „naukowymi” właśnie do celów pozacielesnegokontaktu nie tyle z „obcymi astralnymi bytami”, co raczej dopenetracji światów zarówno wirtualnych jak i naszego kosmosuleżącego w naszym Wszechświecie lecz na odległościachniedostępnych normalnym środkom kontaktu..

„Obcy”, ci którzy stworzyli coś tak dziwnego jak sieć „W „isieć geopatyczną nie potrzebują tych „uzdolnionych”, którzynajczęściej z chęci przeżycia czegoś ekstra-niezwykłego decydująsię na podejmowanie tego rodzaju praktyk, zaś w stosunku dotych ludzi, dla których celem nadrzędnym jest podwyższanieswego rozwoju duchowego - ci „pozaziemianie” zachowują się zrezerwą.

Tak to już jest, a mówi o tym również wielu autentycznychjoginów, że „obcy z UFO” kontaktując się z ludźmi szukają u nichwsparcia w dwóch aspektach:

a) potrzebne im jest nauczenie się od nas metod rozwojupsychiki, uzyskiwania wyższych stopni rozwoju ducha. Oni sami

bowiem przez miliony lat rozwoju z jednej strony zdegenerowaliswoje ciała kosztem rozwoju mózgu, a z drugiej potrafią obecnieprzesyłać w dowolny moment pola czasu i do dowolnej lokalizacjiprzestrzennej kopie samych siebie. Quasi-zmaterializowane, lecznie do końca „żywe” istoty, przesłane do nas w zapisie binarnymza pomocą wiązek tachionów...

Tu, na Ziemi skanują zdolności psychiczne ludzkich mózgów,nie uszkadzając ich ani na jotę, tak samo jak w kserokopiarce nieuszkadza się skanowanego tekstu drukowanego na papierze. Dotego potrzebne są im psychiki statystycznie średnich warstwpopulacji ludzkiej, dlatego kontakty takie przeżywają z zasadyludzie o statystycznie miernym rozwoju umysłowym. Brakwśród nich zarówno debilów czy upośledzonych w rozwoju jak igeniuszy.

Prawdopodobnym jest, że „istoty nie z tej Ziemi” mająodpowiedniki naszych cielesnych czakramów, ale nie są w stanie,wskutek bardzo długiego zdegenerowania, stymulować czakramówanalogicznych z naszymi trzema najwyższymi: Vishuddhą, Adżnąi Sahasrarą.

Dlatego praktycznie biorąc ci z pośród ludzi, którzy posiadająnajwyższe poziomy rozwoju duchowego są dla nich n i e t y k a 1n i.

Jak ich rozpoznać? Tych zwykłych, szarych, zazwyczajniebogatych ludzi?

Każdy w miarę dobrze przeszkolony radiesteta jest w stanieich wykryć., większość z nich ma radiestezyjny kolor srebrny...

Tam właśnie, w „bazach postojowych” są badanenadświadome warstwy psychiki tych ludzi, którzy mogą „im”posłużyć w zdobywaniu wyższych niż u nich samych zdolnościrozwoju duchowego...

Typowym takim przykładem jest „baza” uwidoczniona na

jednym z przebiegów kanału. Pokazuje ona z lewej stronyotoczony szerokim a nierównym kręgiem placyk, na którymwidzimy trzy obszerniejsze niż gdzie indziej jakby „głowy” istot -nadzorców pilnie kontrolujących to, co dzieje sie w mniejszymkręgu. Te dwie figury, z dwoma i trzema „wybrzuszeniami” mająjakiś związek z „signami” tworzącymi zbiorcze „spectrum”.Ogólny rzut na nie pokazuje nam jakimi właściwościamiduchowymi charakteryzuje się wzięta do badania rodzina zjednym dzieckiem. Znając już niektóre „signum” potrafimy jużsamodzielnie odczytać co jest tam zapisane: - u góry po lewej -1signum „rodzina z jednym dzieckiem”, obok pionowy prostokąt„mocne”.

Z tego miejsca schodzi w dół ku kanałowi schodkowy wąskikanał, oznaczający „pozytywne wyróżnienie” - i dół tego signumprzecinając kanał wchodzi w signum „mężczyzna”. Tuż obok -idąc w prawo -”grzybek” symbolizujący „w kontakcie z UFO” i upodstawy tego znaku signum „kobieta z dzieckiem”. Tu kanałskręca i odchodzi w bok, ale dalej pojawiają się na poboczu kanału„przyrośnięte do niego trzy prostokąty, oznaczające „brany(brani) trzeci raz - i na samym końcu znak narodowości = Polski”.

W tym przypadku c a ł oś ć zdarzenia jest zapisana w

spectrum i daje się odczytać od prawej do lewej = „Kraj: Polska,trzecie wzięcie, Kobieta niezamężna z dzieckiem była już brana doUFO. Samotny mężczyzna w pozytywnym postępowaniu(mocnym) tworzy z tą kobietą i jej dzieckiem rodzinę(małżeństwo). Badany wewnątrz kręgu UFO. Nadzór i uwagawyrażana przez trzech nadzorców” (rys. 16)

Można by wysnuć wniosek, że tych „trzech nadzorców”przywiązuje wielką wagę do badania rodziny o pozytywnymrozwoju duchowym, składającej się z mężczyzny wchodzącego w

rodzinę z kobietą i jej dzieckiem”Rysunek górny to natomiast „silnie wyróżnione miejsce

rozrodcze”, w którym kila obcych bytów pilnie nadzoruje kontaktcielesny pomiędzy kobietą i mężczyzną. Później są oniwypuszczeni w niezmienionej formie - jako dwie odrębne osoby,nie tworzące stałego związku(małżeństwa).

Powtarzające się na bardzo wielu „spectrach” znaki wkształcie pionowego grzybka na wysokiej nóżce oznaczają, iżdana osoba miała kontakt z „obcą rasą pozaziemian”, co skrótowonazywamy „kontakt z UFO”. Zazwyczaj pomiędzy „grzybkiem”a „kręgiem UFO” pojawia się figura w kształcie grubego krzyża odwóch poprzecznych ramionach, (rys. 17) Według tego codotychczas udało się stwierdzić w oparciu o podobne „krzyże”pojawiające się w miejscach, w których były zabierane do UFOznane nam osoby, domyślamy się, że oznaczają one „wysokirozwój duchowy”. Na przestrzeni kilkunastu lat badańterenowych tylko dwa razy udało się znaleźć „krzyże”posiadające nie dwa, lecz trzy poprzeczne ramiona. W obuprzypadkach umiejscowione one były w odniesieniu do osób obardzo wysokim rozwoju duchowym, odznaczających sięsrebrnym kolorem aury otaczającej ich głowy... Z zasady nieujawniamy nazwisk tych osób.

O ile w większości „nieświadomych wizyt warstwy astralnejczłowieka w UFO” mają miejsce jakieś czynności związane zprokreacją, z kwestiami rozrodu, które bardzo interesują „ich” - tow odniesieniu do osób o wysokim rozwoju wyższych czakramówkontakty ograniczają się do „kurtuazyjnego spotkania” i conajwyżej przekazywaniu „im” co nieco” ze swych wartości ducha.Znajduje to odbicie w „spectrach” przedstawionych na rys.Widzimy tu dwa przypadki - dolny rysunek przedstawiaczłowieka odbywającego już trzecią wizytę „u nich” (trzy

prostokąty pod kanałem), zaś górny rysunek obrazuje takiepierwsze spotkanie. W obu przypadkach z tego, co zachodzi wkręgu UFO wywnioskować możemy, że toczą się tylko„rozmowy”.

Cz asami „spectrum” przyjmuje zupełnie niespodziewanycharakter. Na przykład...w Warszawie na Pradze znajduje sięindywidualny grób załogi kanadyjskiego samolotu, o numerzerejestracyjnym „EV-961” który został zestrzelony nad Warszawąw czasie Powstania Warszawskiego.

To co pokazuje „spectrum” wokoło niego jest naprawdęzadziwiające, czytamy tam, że:

„Tu spoczywają Brytyjczycy, którzy nieśli pomoc w złym(negatywnym) działaniu ludzi niemieckich przeciwko miastu iludziom polskim”

Jak na „radiestezyjny opis pomnika” to chyba sporo? Możnarównież przeczytać mniej więcej zawarty tam sens tego przekazuna wieki: „To miejsce jest pod naszą szczególną opieką...”

Prowadząc coraz bardziej rozszerzające się badania p. Wilkstopniowo wykrywa wiele pojęć obrazujących nie tylkonarodowości ludzi, płeć ale i skomplikowane niekiedy zagadnieniana przykład związane ze zdarzeniami historycznymi, nie takbardzo dawnymi ale takimi co do których nauka do tej pory niema jednoznacznego zdania.

Takim bulwersującym faktem jest na przykład sprawa„meteorytu tunguskiego”. Już samo użycie w tym określenius ło w a „meteorytu” chce z góry przesądzić o charakterzefizycznym tego co miało miejsce 30 czerwca 1908 roku nad rzekąPodkamienną Tunguzką, niezbyt daleko od południowego skrajujeziora Bajkał i miasta Irkuck.

Do dziś nie bardzo wiadomo co się tam naprawdę stało.O tym, że zostało powalone 2 200 km. kwadratowych tajgi

połączone z wyrwaniem drzew z korzeniami i rozrzuceniem ichekscentrycznie od miejsca „wybuchu” wiadomo nie od dziś...

Cała Europa, nawet tak odległe od Syberii miasto jak Paryżprzez kilka kolejnych dób miało tak jasne noce, że można byłoczytać na ulicy o północy. Fala sejsmiczna, wywołana potężnąeksplozją kilka razy okrążyła świat...

To stało się - jak podano - 30-go czerwca 1908 roku, ale w jakisposób określono tą datę? Okolice te zamieszkałe były przezniepiśmiennych Tunguzów, którzy też nie znali się na kalendarzu.

G dz ieś „około” końca czerwca mieszkańcy najbliższychrejonów obserwowali na niebie jakieś przedziwne zjawiska, którewryły się im w pamięć tak, że przesłuchiwani przez ekspedycjęLeonida Kulika, badacza radzieckiego zeznali, że widzielipodłużne lśniące jaśniej niż słońce ciało mknące po niebie...

Nikt, żaden z nich nie powiedział iżby widział na własne oczyeksplozję tego co leciało. Przecież jednak eksplodowało...todlaczego nikt nie miałby tego widzieć...?

Zauważmy - to miało miejsce w roku 1908 a przesłuchiwanibyli w 1927, czyli w 19 lat po fakcie. Z tych co tam byli namiejscu wybuchu, w najbliższej okolicy, tak gdzieś do 300 km.wokoło nie mógł przeżyć ani jeden z nich, będący na otwartejprzestrzeni. Czemu?

Mamy przykład po Hiroszimie i Nagasaki - nikt będący naotwartym terenie nie przeżył wybuchu jądrowego. Nikt widzącyz dowolnej odległości wybuch atomowy lub tylko grzyb wybuchu- nie zachował wzroku.

Jednakże w roku 1978, a więc w siedemdziesiąt lat po tymzdarzeniu słuchałem opowieści naocznego świadka, pana Józefa S.ze Skarżyska Kamiennej który wówczas jako ośmioletni chłopiec,syn zesłańca polskiego po rewolucji 1906 roku, mieszkającywówczas o 740 kilometrów od miejsca wybuchu akurat wyszedł

do szkoły...Dodać tu należy znamienny szczegół: na Syberii latem nie

było szkolnych wakacji. Odbywano je zimą, gdy o jakimkolwiekdojściu do szkoły w mróz sięgający poniżej minus 40 stopni niebyło mowy...O tym też dowiedziałem się od tego świadka.

Siedemdziesięcioośmioletni wówczas pan Józef wraz ze mną ikilkunastoma innymi osobami występował w TVP w programieWandy Konarzewskiej poświęconego właśnie temu zdarzeniu.Miał on miejsce w 70-tą rocznicę... Co mówił n a o c z n yświadek?

„Wyszedłem jak co dzień o siódmej z rana...do szkoły byłookoło trzech kilometrów...

Gdy przeszedłem połowę drogi...(tj. ok. godz. 7,20- 7,30,trzeba uwzględnić bardzo powolny marsz 8-letniegochłopca)...niebo zaczęło się robić ż ó ł t e...wszystkożółkło...niebo... las... liście na drzewach...trawa pod nogami, nawetmoje ręce...

Nie było niczego słychać...ale umilkły ptaki i zrobiło się takcicho, że nie słyszałem nawet swojego przyśpieszonego zwrażenia oddechu... Stanąłem i patrzyłem jak kolor zmieniał się, zżółtego na pomarańczowy...później czerwonawy...i znówwszystko robiło się w tym kolorze wszystko to w absolutnejciszy...

Teraz dopiero ujrzałem, że w stronie Podkamiennej Tunguskiej(rzeki) z nieba „leje się” jakby wodospad, ale na całą szerokośćnieba a wysoki, aż hen w niebo jakby rtęci, taki błyszczący...terazdopiero pędem zawróciłem do domu...Tam, gdy zdyszanyprzybiegłem mój ojciec kazał pozasłaniać w domu wszystkie oknagrubymi kocami i nakazał aby nikt nie wychodził na dwór. Wdomu paliły się gromnice i wszyscy modlili się, myśleli, że tokoniec świata...

Kilka godzin trwała ta barwa w otoczeniu, stopniowozmieniając się przez czerwoną do buraczkowej, prawie czarnejzupełnie czarnej po południu była wokoło już głucha noc,absolutna ciemność, ale nie było widać gwiazd. Małego Józiaoczywiście korciło żeby wyjrzeć mimo zakazu na dwór, dziękiczemu mam precyzyjne zeznanie naocznego świadka...

Zauważone przez niego efekty: powolna zmiana barwyświatła, od żółtej aż do pełnej czerni, zauważenie absolutnej ciszywokoło i tej „lejącego się z góry wodospadu barwy rtęci” - totypowe efekty znane badaczom terenowym w ufologii. Toznamiona innego biegu czasu w miejscu rozległego incydentu

Wiemy z doświadczenia j a k w ZSRR wyglądały„przesłuchania naocznych świadków”, w tym przypadkuciemnych Tunguzów, wykonywane w 19 lat po fakcie! Żadnemuz badaczy zachodnich interesujących się tym zdarzeniem nawetdo głowy nie może przyjść pod jaką presją ze strony GPU(wcześniejszej niż NKWD) musieli oni mówić to, co było na rękęKulikowi i oficjalnej wersji zdarzenia? W jaki sposób wrozmowach z Tunguzami ustalono, że było to „akurat 30czerwca”? A może to co oni opisywali, jako widoczne na niebiemiało miejsce kilkanaście miesięcy wcześniej lub później?

Relacjonując przed Kulikiem mogli pamiętać, że na niebie byłocoś niezwykłego”,

Podając tu kilka danych astronomicznych - przypuszczamy co mogli oni obserwować w zbliżonych datach:

- 29 stycznia 1907 r...Wschód księżyca o godz, 15.04miejscowego czasu Irkucka i tego samego wieczoru, o godz. 19,39pełne zaćmienie księżyca

- 27 listopada 1909 wschód księżyca o godz. lokalnego czasu14,37 i jego kolejne pełne zaćmienie o = 14,55

Skąd mam te dane? To proste...t e r a z. Wystarczy dobry

komputerowy program astronomiczny ustawić na parametrymiejsca zdarzenia i podać interwał czasowy by prawienatychmiast otrzymać aktualne wówczas parametry zdarzenia...

To było dla Tunguzów coś godnego zapamiętania: „czarnypotwór zjadający księżyc!”

Zjawisko tunguskie wypadło więc pomiędzy dwomazaćmieniami księżyca, może zatem tamtejszym tubylcom bardziejwryły się w pamięć te d w a wydarzenia? Tym bardziej, że małojest prawdopodobnym by przez 19 lat przeżył ktokolwiek, to„zjawisko tunguskie” z takiej odległości by mógł to dokładnieopisać.

Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że patrząc na jakieśzjawisko świetlne lub wysyłające jakiekolwiek promieniowanianarażamy się na jego negatywne oddziaływanie. Pół biedy jeśli jestto tylko zjawisko świetlne, ale tam wszędzie gdzie dochodzićmoże do emisji promieniowania gamma tak jak przy wybuchuatomowym, tam wszędzie nasz wzrok, głowa i zawarty w niejmózg narażone są na silne oddziaływanie morderczego natężeniapromieni radioaktywnych.

Nikt z ludzi, którzy byli na otwartej przestrzeni w Hiroszimiei Nagasaki nie przeżył dłużej nią parę miesięcy. Ci co widzieliwzrokowo te wybuchy - wszyscy stracili wzrok bardzo szybko ipo kilku tygodniach zmarli...Dlaczego tam, w rejoniePodkamiennej Tunguskiej miałoby być inaczej, skoro przekrojepni drzewnych z tamtego rejonu mówią o wystąpieniu silnegopromieniowania radioaktywnego w momencie kulminacjizdarzenia?

Dziewiętnaście lat, do momentu przyjazdu tam LeonidaKulika mogli przeżyć tylko ci, którzy wzrokowo nie widzieliprzylotu obcego ciała z kosmosu, o ile było to takie, którespowodowało eksplozję nuklearną (atomową lub jądrową).

Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że zeznawali conajwyżej ci, którzy pamiętali dwa dziwne czarne ciała zasłaniająceobraz księżyca...

Mały Józio S. również opisał tylko to co działo się z ahoryzontem. Dzięki temu uniknął bezpośredniego zetknięcia się zpromieniowaniem radioaktywnym i przeżył.

Wszystkie dotychczasowe przypuszczenia i hipotezyopierały się nie na obserwacji wzrokowej lecz na domniemanymwyglądzie zjawiska, takim jakie ono powinno być, gdyby było:meteorem, głowicą komety, małą planetoidą która zanadto zbliżyłasię do Ziemi, zderzeniem się nad Ziemią dwóch meteorów....ikilkudziesięcioma jeszcze innymi przyczynami. Mało ktonatomiast wysuwał podejrzenie, że mógłby to być: statekkosmiczny z napędem konwencjonalnym (tj. osiągającymprędkość niższą niż prędkość światła), statek poruszający się zprędkością przyświetlną lub ponadświetlną, względnie z napędemfotonowym. Przypuszczano ostatnio nawet, że to „mała czarnadziura uderzyła w Ziemię”.

W praktyce sieci Wilka istnieje coś takiego jak sporządzaniespectrum na zadany temat. Może to być np. mapa jakiegoś terenu,o którym chcemy się dowiedzieć co kryje on w sobie w zakresiezjawisk pozazmysłowych, w tych rejonach do których naszwzrok i instrumenty nie sięgają. Można też na mapie jakiegośmiejsca napisać pytanie „Czym było tak zwane zjawiskotunguskie”? I dostać odpowiedź!

Pan Wilk przygotowując się do starannego badaniateleradiestyzyjnego przede wszystkim dobiera odpowiednią mapępotrzebnego terenu w możliwie małej skali, Niestety, jest bardzotrudno dostać mapy Syberii i akurat tej okolicy. Poradził sobieinaczej: dobrą mapę powiększa w kserokopiarce taką ilość razy,że o mało nie traci na niej wyrazistości terenu. Ponieważ każde

powiększenie jest dwukrotnością poprzedniego, można np. wdrodze czterech kolejnych powiększeń otrzymać z mapy o skali1:300 000 uzyskać minimalną skalę około 1:18 000, tj. taką naktórej jeden centymetr równa się około 180 do 200 metrów wterenie.

Nie jest to dokładne, gdyż w trakcie kolejnych kopiowańmapy traci się nieco z precyzji wskazań. Wystarcza jednak dobadań na tak otrzymanej mapie wykonywanych za pomocąmałego wahadełka.

Zdumiony był gdy na postawione pytanie: Co i k t o to byłMeteoryt Tunguski? wahadło wskazywało ku kierunkowipółnocnemu. Idąc jego śladem badacz zauważył iż jakaś nitkadrogi wiedzie do...bieguna północnego. Tam, w jego pobliżuwykrył nagle cały pęk podobnych „ścieżek” rozbiegających się wróżne okolice naszego globu. Badając przebiegi wielu z nichzorientował się, iż niektóre dochodzą1 do prastarych centrówzaginionych bądź mitycznych cywilizacji. Do tych okolic globuziemskiego, gdzie one kiedyś egzystowały, a tajemnicze, bardzodługie „kanały” nadal penetrują te okolice, teraz wybiegając zokolic obu biegunów, północnego i południowego. Jednakże zanimskupimy się na nich zatrzymajmy się przy tajemnicy zjawiskatunguskiego.

Wiemy już, iż wiele ze zjawisk można dość dokładniedatować, ale dotyczy to tylko tych zdarzeń, które miały miejscena ziemi. Tu jednak Wilk po raz pierwszy namierzył obiektbędący ponad ziemią, tyle że na trasie właśnie biegnącej od stronybieguna północnego ku wsi Wanawara, w pobliżu której miałomiejsce to dziwne zdarzenie w 1908 roku Był to olbrzymi obiekto kształcie wydłużonego pocisku czy rakiety. Sprawiał wrażeniejakby był jednocześnie w przestrzeni i zarazem „przypisany” dodziwnego systemu znaków w pewien sposób „kotwiczących go”

w tej okolicy na Ziemi.Wilk twierdzi, że obiekt ten, wewnątrz którego udało się

namierzyć obecność czterech istot - jeden jakby w przedzialesterowniczym u czubka pojazdu i trzech z tyłu„wypoczywających”- przemierzył przestrzeń od bieguna doWanawary, tam wypuścił z przedziału tylnego bezzałogową„sondę”, która prawdopodobnie miała albo bardzo zbliżyć się dopowierzchni Ziemi albo też na niej wylądować. Z niewiadomychprzyczyn nastąpiła potężna eksplozja nuklearna. Obiektmacierzysty po eksplozji ponownie przybył z nad biegunapółnocnego a do niego dołączył drugi taki sam, który z tej okazjidotarł na Ziemię z kosmosu...Później oba opuściły Ziemię.

Prawdopodobieństwo takiej wersji wydarzeń w końcuczerwca 1908 roku być może pozostanie jako jeszcze jednaniepotwierdzona hipoteza. Bardziej istotnym wydaje się tu jednakcoś innego.

Wspominaliśmy poprzednio o sposobie, w jaki obiekty znajdalszych okolic Wszechświata mogą dostawać się napowierzchnię Ziemi. Przypomnijmy, iż chodzi tu o zakrzywienieprzestrzeni którego zewnętrznym efektem jest pojawienie sięstrumienia tachionow, cząstek pędzących prędzej niż światło.Silny taki strumień, niosący w sobie zakodowaną informacjęprawdopodobnie dociera tylko do jonosfery i tam przekształca sięw obiekt, zwany przez nas „UFO”. Od jonosfery do nas, dopowierzchni Ziemi i do naszej świadomości dociera tylko to, co„zmaterializowało się” w jonosferze.

Jonosfera otacza glob ziemski niejednakowej grubościwarstwą. Najgrubsza jest ona ekscentrycznie wokoło równika,cienieje w miarę zbliżania się do biegunów a najcieńsza jest właśnienad biegunami. Jest to uwarunkowane siłą odśrodkową wirującegoglobu ziemskiego. Podobnie zachowuje się ziemskie pole

magnetyczne.. Najcieńsze nad oboma biegunami, najgrubsze nadrównikiem.

Jest wysoce prawdopodobne, że w drodze ku Ziemi do grubejjonosfery docierają przede wszystkim „pęki informacji”, którewłaśnie „potrzebują” by była ona dostatecznie gruba, by mógł tamzajść proces przekształcenia się tachionow w poleelektromagnetyczne a informacja mogła przybrać postać materii.Natomiast tam, gdzie do Ziemi dociera nie pęk tachionów niosącyinformację lecz konkretny, materialny obiekt = grube polemagnetyczne i gruba jonosfera byłyby niepożądane... dlatego dodotarcia do Ziemi wybiera się te obszary gdzie te parametry sąminimalne oba bieguny Ziemi. Zaznaczam jednak, że jest to tylkomoje przypuszczenie ale oparte na realiach radiestezyjnychwykrytych przez p. Wilka oraz na znanych prawach natury...

Tak więc od strony bieguna północnego w stronę południowejSyberii, ku południowemu krańcowi jeziora Bajkał zbliżał się wlocie prawie poziomym duży pozaziemski statek kosmiczny, byćmoże wiozący ku Ziemi ekspedycję istot przyjaźnie do nasusposobionych...a może wrogich. Tego się chyba nigdy niedowiemy.

Przed lądowaniem wysłał jednak „zwiadowcę”, którego celembyło obejrzenie terenu, zorientowanie się co do możliwości zejściana powierzchnie planety jego olbrzymiego przywódcy. Możemiał też zamiar nawiązać wstępny kontakt z ziemianami, a możebyło zupełnie inaczej - to mogła być też wyprawa mająca na celupodbój naszej planety.

Tak czy inaczej - Ziemię od milionów lat ktoś pilnuje. Tym„ktosiem” są te siły, które uformowały ją do roli ożywionejplanety i które nadzorują rozwój wszelkiego życia na niej.

Nie po myśli była im czyjakolwiek obca ingerencja. Bezwdawania się w żadne targi czy „rozmowy”, po zorientowaniu się

w zamiarach „obcych” posłały w ich stronę niszczący pocisk,który spowodował eksplozję obu ciał: nadlatującego z Ziemi„pocisku” i tego z kosmosu...

Zauważmy - na schemacie, który wychwycił p. Wilk zwiecznego zapisu ponadczasowego, ze swoistej kroniki Akaszyczy pola morfogenetycznego nie wynika wcale by był to małyobiekt (sonda) uzbrojony, i wcale nie wyglądał na załogo-w y. Poprostu martwa, ale obdarzona sztucznym mózgiem maszyna.Swoisty latający komputer.

Ci co wysłali ku niemu niszczący „obiekt” (rakietę czy cośinnego) zachowali jednak podstawowe warunki humanitarnegopostępowania względem mieszkańców Ziemi: zniszczyli obcegoprzybysza nad najsłabiej zamieszkałym terytorium azjatyckim.

Czy taki wariant zjawiska tunguskiego jest bardziejfantastyczny od kilkudziesięciu naukowych hipotez wysuniętychprzez „poważnych” naukowców...?

Wydaje mi się, że bardziej pozbawionym podstaw naukowychjest przypuszczenie” przylotu małej czarnej dziury, przebicieZiemi na wylot i poszybowanie dalej w kosmos”.

Kompletnym nonsensem jest wysunięcie hipotezy, że była togłowica komety lodowej i dlatego nie znaleziono ani kawałkaprzybysza...? A skąd wzięło się potężne promieniowanieradioaktywne? Z kosmicznego lodu? Choćby był on nawet zzestalonych gazów takich jak azot czy metan?

Zupełnym ewenementem na sieci Wilka jest zbadanie podkątem uchwycenia „spectrum” z artykułu autora (KazimierzaBzowskiego) zamieszczonego w nr. 6/99 tygodnika „GwiazdyMówią” pt. „Kosmiczni Szpiedzy”? Otóż do artykułu tegoRedakcja dodała trzy zdjęcia przedstawiające UFO nad miastemMeksyk. Bowiem tam właśnie udało się przypadkowemufotografowi uchwycenie przelotu dużego obiektu na kilku

kolejnych zdjęciach.Nauczony wieloma poprzednimi takimi doświadczeniami p.

Wilk przystąpił do sporządzenia swoistego prześwietlenia tegowydarzenia obecności nieznanego obiektu, jako że zdjęciabezsprzecznie są autentyczne.

Co kilka dni Wilk telefonował do mnie coraz bardziejzbulwersowany. Tu nie mówił już, że namierza czy odkrywacokolwiek na wizerunku owego UFO lecz wręcz „dostaję to i to”.

Bowiem czuł się jakby ktoś kierował ruchami wahadłatrzymanego przez niego w dłoni.

Zakładając, że 1 cm, na rysowanym schemacie przekrojupoprzecznego przez UFO odzwierciedlał 1 metr zaskoczony byłniezwykłą wielkością obiektu, który opisywał jakby poddyktando kogoś, kto „dyktował mu rysunek”, (rys. 18)

„Muszę doklejać papier bo rysunek nie mieści się na żadnym...koniec końców cały obraz przekroju poprzez olbrzymi obiektmieści się na dziesięciometrowym sklejanym arkuszu papieru...

„Będzie kłopot ze skserowaniem takiego giganta, mówił Wilk.Chyba wyprasuję to, żeby nie było żadnych załomów, rozpostręna ścianie i sfotografuję z lampą błyskowa a później zrobię z tegoduże zdjęcie, ale zatraci się w ten sposób dużo drobnychszczegółów. Tam jest tylko kilku humanoidów ale za to całyobiekt to siedmiopiętrowy olbrzym, przy czym każde piętro makilkanaście metrów wysokości...Cały ten latający obiekt wyglądaraczej na jakąś b a z ę a nie na UFO latające tu i ówdzie...

Teraz „Sieć Wilka” wkracza w nową fazę: wejścia za jejpomocą do tych rejonów, które dotychczas ukrywane były przedoczyma ludzi, do wnętrz obiektów przybywających do-naspoprzez zakrzywienie przestrzeni z innego świata...

Ale to już zupełnie inna historia, która dopiero zaczyna biec wczasie...