129
1 Wileński Uniwersytet Pedagogiczny Wydział Slawistyki Katedra Filologii Polskiej Mirosława Bartoszewicz OBRAZ KOBIETY W TWÓRCZOŚCI MARII RODZIEWICZÓWNY Praca magisterska napisana pod kierownictwem dr Krystyny Syrnickiej Wilno 2006

gs.elaba.ltgs.elaba.lt/object/elaba:1993461/1993461.pdfgs.elaba.lt

  • Upload
    vuduong

  • View
    215

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

1

Wileński Uniwersytet Pedagogiczny Wydział Slawistyki

Katedra Filologii Polskiej

Mirosława Bartoszewicz

OBRAZ KOBIETY W TWÓRCZOŚCI MARII RODZIEWICZÓWNY

Praca magisterska napisana pod kierownictwem dr Krystyny Syrnickiej

Wilno 2006

2

Spis treści: Wstęp………………………………………………………………………………………3 str. Rozdział I Zagadnienia ogólne………………………………………………………….5 str. Życiorys Marii Rodziewiczówny…………………………………………...6 str. Krytyka wobec pisarstwa Rodziewiczówny……………………………....14 str. O tytułach utworów………………………………………………………..19 str. Rozdział II Kobiety w utworach Rodziewiczówny……………………………………..26 str. Typy kobiet…………………………………………………………………27 str. Dewotka………………………………………………………………..27 str. Dzikuska……………………………………………………………….32 str. Demon zmysłów (wamp)………………………………………………40 str. Skandalistka……………………………………………………………47 str. Powój…………………………………………………………………..56 str. Matka Polka……………………………………………………………57 str. Matrona………………………………………………………………...59 str. Tradycjonalistka………………………………………………………..64 str. Kobieta fatalna…………………………………………………………66 str. Panna z dworku………………………………………………………...68 str. Patriotka………………………………………………………………..71 str. Kwiaty………………………………………………………………….73 str. Kwiat ziemi……………………………………………………..73 str. Trujący kwiat…………………………………………………...75 str. Baba herod……………………………………………………………...75 str. Kopciuszek……………………………………………………………...77 str. Kobiety pracujące zawodowo………………………………………………..79 str. Służąca…………………………………………………………………..80 str. Lekarz…………………………………………………………………...81 str. Artystki……………………………………………………………….....83 str. Żebraczka………………………………………………………………..86 str. Emancypacja, nauka, kobieta-człowiek……………………………………....89 str. Co mężczyźni myśleli i mówili o kobietach?...................................................96 str O kobiecych imionach w utworach Marii Rodziewiczówny...........................104 str. Zakończenie.....................................................................................................110 str. Bibliografia…………………………………………………………………..112 str. Załączniki………………………………………………………………….....120 str.

3

Wstęp

Niniejsza praca jest poświęcona kobietom w twórczości Rodziewiczówny. W swojej pracy

postanowiłam przede wszystkim skupić się na typach kobiet występujących w utworach tej pisarki,

tak też nazwałam podstawowy podtytuł mojej pracy. W innych częściach skupiłam się na

omówieniu zawodów wykonywanych przez bohaterki tychże powieści, co mężczyźni myśleli o

kobietach, oraz najczęściej występujących imionach kobiecych. Poruszyłam również kwestię

emancypacji i edukacji kobiet, gdyż jest to dość ważny element twórczości Rodziewiczówny, nie

mógł więc być pominięty.

W pierwszej części pracy skupię się na ogólnych zagadnieniach, takich jak życiorys

Rodziewiczówny, postawa krytyków wobec jej twórczości oraz tytuły utworów. Mimo iż jest to

rozległa i ciekawa tematyka, rozpatrzę to dość pobieżnie, abym mogła skupić się na głównym

wątku pracy.

Głównym moim zadaniem było zarysowanie obrazu kobiety przełomu XIX i XX wieków.

Jest to okres wielkich zmian w postrzeganiu kobiet i ich roli w nowym świecie. Kobiety

usamodzielniały się, musiały często same utrzymać siebie, dzieci, majątek, oprócz tego zakładały

różnego rodzaju przytułki i świetlice, prowadziły działalność charytatywną. Niemało kobiet

prowadziło też działalność konspiracyjną w czasie Powstania Styczniowego. Coraz więcej z nich

kończyło uniwersytety i zaczynało pracę zarobkową. I właśnie o takich kobietach pisała

Rodziewiczówna. Pisała o tym, co widziała wokół siebie, nie upiększając codzienności i nie

przesadzając w przedstawianiu ludzi, bo materiał do swych powieści brała wprost „z podwórka”.

Galeria występujących w jej twórczości kobiet jest bardzo szeroka, ale nie znajdzie się tam

dwu identycznych postaci. Właśnie na tym polegał fenomen pisarstwa Rodziewiczówny.

W swojej pracy korzystałam przede wszystkim z utworów samej Rodziewiczówny, jak

również z opracowań krytycznych, trzecim źródłem był internet. Przeczytałam wszystkie utwory

Rodziewiczówny, w pracy wykorzystuję większą ich część, ponieważ w niektórych utworach

(przeważnie nowele i obrazki, ale i w powieściach) kobiety nie odgrywają żadnej roli, są jedynie

dodatkiem do ogólnego tła. Nie zawsze też postać kobieca jest na tyle rozbudowana, żeby móc ją

zaliczyć do jakiegoś typu.

Korzystałam również z krytyki literackiej. Prace monograficzne o twórczości

Rodziewiczówny napisali: doc. dr hab. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajti. Studia o

powieściach Marii Rodziewiczówny, Ewa Tierling-Śledź Mit kresów w prozie Marii

Rodziewiczówny, Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, Tadeusz

4

Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące

niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach Marii Rodziewiczówny. Pozostali autorzy, których

przytoczyłam w bibliografii mają na swoim kącie zaledwie artykuły poświęcone Rodziewiczównie.

Tematyka kobieca w tych pracach jest jednak bardzo znikoma, ponieważ skupiają się oni zaledwie

na trzech najbardziej charakterystycznych typach kobiet: matka Polka, matrona i panna z dworku.

Natomiast pomijają inne typy, jakby zupełnie nie istniały, albo omawiają je pobieżnie. A.

Martuszewska skupia się w swojej pracy przede wszystkim na baśniowości utworów

Rodziewiczówny i na tym jak przyjmowano jej twórczość od jej debiutu do roku 1989, w którym

wydana była powyżej wymieniona monografia. Czachowski w swej pracy omawia twórczość

Rodzewiczówny, skupiając się na najbardziej poczytnych powieściach autorki Dewajtisa. J.

Szcześniak swoją monografię poświęciła omówieniu przyrody i jej znaczenia w utworach

Rodziewiczówny. Natomiast T. Dworak w swojej książce zebrał i omówił dzieła i wypowiedzi

krytyczne poświęcone Rodziewiczównie. Ta praca przypomina mi trochę monografię

Martuszewskiej, ale pani docent jest nastawiona wobec pisarki bardziej sceptycznie, natomiast

Dworak bierze Rodziewiczównę w obronę.

Dziękuję za wsparcie i pomoc Sz. P. Bronisławie Kozłowskiej, bibliotekarce ZPL, która

udostępniła mi większość utworów Rodziewiczówny, udzielała również informacji o współczesnym

stanie poczytności tej autorki; prof. dr hab. Władysławowi Dynakowi za pomoc w pisaniu pracy,

rady i kuratorstwo w czasie mojego pobytu we Wrocławiu; dr Markowi Karwalowi za kuratorstwo

podczas mojego pobytu w Krakowie.

5

Rozdział I

Zagadnienia ogólne

6

Życiorys Marii Rodziewiczówny

Maria Rodziewiczówna urodziła się 2 lutego 1863 roku we wsi Pieniuba w

Grodzieńszczyźnie. Pochodziła z rodziny ziemiańskiej dotkniętej represjami po powstaniu

styczniowym. Kiedy miała dwa miesiące jej rodzice za udział w powstaniu zostali uwięzieni i

zesłani na syberię. Matce, będącej wówczas w ciąży z Marią, zezwolono na urodzenie dziecka i

późniejszy o kilka miesięcy wyjazd opłaconym przez nią powozem czy pocztą konną. Dziećmi

skazańców zajęli się różni kuzyni. Marią, pod ich nieobecność, opiekowała się najpierw babka, a

potem dalsza krewna – Karolina Skirmunttowa – surowa patriotka, wyznająca zasadę trwania „przy

ziemi ojców” i najwyższych nawet wyrzeczeń dla Ojczyzny. Osoba opiekunki wywarła na Marii

ogromny wpływ. Poczucie sieroctwa i krzywdy wyrządzonej przez wrogów narodu towarzyszyło

więc dziewczynce od początku jej życia.1 Rodzice wrócili w 1871 roku dzięki ogólnej amnestii.

Zabroniono im powrotu na kresy, a więc Marię i dwoje jej rodzeństwa zabrali do Warszawy, gdzie

początkowo bardzo biedowali.2 Ojciec, nieprzygotowany do żadnego fachu poza rolnictwem, miał

kłopoty ze znalezieniem pracy, był przez jakiś czas administratorem czy nawet dozorcą domu,

później dopiero został zatrudniony jako administrator majątku; matka w pewnym okresie pracowała

w fabryce cygar i papierosów. Z losem wygnańców borykali się cztery lata. Dzieci uczyły się w

Warszawskich szkołach, Maria kształciła się na pensji, ale nie na najlepszej. W 1876 roku była

wysłana na pensję Sióstr Niepokalanek w Jazłowcu w Galicji. Był to zakład dla panienek z

„dobrych” domów, o wysokim – jak na tamte czasy – poziomie kształcenia, wychowujący

dziewczęta w tonie patriotycznym i w pobożności, które gwarantowała m.in. „Mateczka” (tak ją

zwie Maria w listach) Przełożona, Marcelina Darowska. Naukę skończyła Rodziewiczówna w

1879 r. (będąc wówczas w piątej lub szóstej klasie pensji), kiedy z powodu choroby ojca i braku

pieniędzy na dalsze kształcenie musiała wrócić do rodziny.3

W 1875 roku ojciec odziedziczył po bracie majątek Hruszowa koło Antopola (Kobrynia) na

Polesiu.

W XV wieku Hruszowa należała do kniaziów Kobryńskich, a później stała się

królewszczyzną. Po trzecim rozbiorze caryca Katarzyna II ofiarowała ją Aleksandrowi Suworowi.

Od niego w końcu XVIII wieku odkupił Hruszową Seweryn Rodziewicz. Rezydencją rodu był

klasycystyczny piętrowy dwór z wysokim kolumnowym portykiem zbudowany w 1825 roku przez 1 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 2 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 230-231 3 Maria Rodziewiczówna, Dewajtis, wstęp, Wrocław-Warszawa-Kraków 2005, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich-wydawnictwo,s. X

7

dziadka pisarki Antoniego Rodziewicza. Do Rodziewiczów majątek należał do 1939 roku. Ostatnią

dziedziczką Hruszowej była właśnie Maria.4

Po śmierci ojca w 1881 roku we dworze pozostała bezradna matka i troje dorosłych dzieci.

Starsze rodzeństwo niechętnie myślało o „grzebaniu się w ziemi”. Osiemnastoletnia Maria marzyła

o studiach za granicą, ale to ona zdecydowała o pozostaniu w Hruszowej, zaopiekowaniu się matką,

spłaceniu rodzeństwa, ratowaniu majątku, który był zadłużony, zaniedbany i nierentowny.5 Pisarka

była osobą bardzo odważną, nie poddawała się przeciwnościom. Wkrótce więc majątek stał się

najdoskonalszy w całej okolicy. Świadoma była, że dwór pełnił rolę cywilizacyjną, zwłaszcza na

polskich kresach. Dom był w pewnej mierze świątynią, w której pielęgnowano tradycje i wiarę.6

Dwór był piękny; miał w sobie majestat, dostojeństwo i czar. „Dwór w starych drzewach, w

stylu czystego empiru, piętrowy z wysokimi kolumnami u podjazdu robi wrażenie pałacu. W dużej

sieni skrzynie krakowskie.” Rodziewiczówna pyta gościa: „Z jakimi słowami zwykle wchodzi się

do chrześcijańskiego domu?” I sama odpowiada z uśmiechem: „Niech będzie pochwalony Jezus

Chrystus”. W przedpokoju portrety księcia Józefa Poniatowskiego, Kościuszki, Mickiewicza, orzeł

biały. Zwykła mawiać: „Z jednej strony kościół, z drugiej dwór. To są podstawy i słupy granitowe,

na których opierała się zawsze i będzie się opierać polskość naszej dzielnicy”.7

Obronę owego skrawka ojcowizny, który uważała Rodziewiczówna za cząstkę szerszej,

większej ojczyzny, uczyniła swoim obowiązkiem moralnym i narodowym. Jak sama mówiła:

„Przyszłam głosić Bożą dobroć i cierpliwość”.8

Chodziła wówczas ubrana „po chłopsku” w samodziałowych ubraniach, strzygła włosy

krótko „po męsku”. Zawsze była kobietą surową, kryjącą przed innymi wzruszenia, nieco męską nie

tylko w ubiorze, ale i w sposobie bycia, zachowania się, otoczona przyjaciółkami i „działaczkami”,

które przejmowały jej styl. Jak głosi złośliwa anegdota, podczas jednego z jubileuszy, któryś ze

znakomitych mówców podświadomie zaakcentował tę jej odrębność, zwracając się do zebranych:

„Szanowne panie, szanowni panowie i Ty, Mario Rodziewicz...”9

Gdy w 1893 roku zmarła matka pisarki, a następnie w krótkich odstępach czasu babka i

siostra, Rodziewiczówna przez blisko ćwierć wieku mieszkała w Hruszowej sama. Około 1900 roku

4 Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [w:] http://www.bezuprzedzen.pl/recenzje/rodziewiczowna.html 5 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 231 6 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 7 Tamże 8 Alicija Rugiagėlė Rašytojaj: Maria Rodziewiczówna [w:] http://www.rasyk.lt/index.php/fuseaction,writers.view;id,669 9 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 233

8

udało się pisarce spłacić ostatecznie długi obciążające Hruszową (z kłopotami finansowymi będzie

się jednak rychło borykać). Zimy spędzała w Warszawie.10

W 1906 roku wstąpiła do Koła Zjednoczonych Ziemianek. Była tam kierowniczką wydziału

ekonomicznego.

W roku 1907 wydawała i redagowała „Ziemiankę”, pismo solidarystyczne, przeznaczone

dla gospodyń wiejskich, zawierającego nie tylko artykuły fachowe, ale i umoralniające, np. o ideale

kobiety.

W roku 1911 autorka obchodziła jubileusz 25-lecia pracy literackiej. Krytyka literacka

przyjęła ten jubileusz chłodno, ale Koło Zjednoczonych Ziemianek przygotowało uroczysty obchód

jubileuszu. Na zebraniu otwartym przemawiał prof. Tadeusz Korzon, a Henryk Sienkiewicz, w

uznaniu dla wartości ideowych pisarstwa jubilatki, nadesłał list z podziękowaniem za jej

dotychczasową twórczość. 11

W tym samym roku, w swoim majątku, pisarka kazała wybudować w lesie chatę, w której

ze swoją przyjaciółką Jadwigą Skirmuntt oraz szlachcianką z Kobrynia Marią Jastrzębską mogły

żyć życiem leśnych ludzi.

W momencie wybuchu pierwszej wojny światowej pisarka przebywała w Warszawie. Na

polecenie Zarządu Ziemianek przystąpiła do organizowania szpitala dla rannych żołnierzy. Była nie

tylko intendentką szpitala, jednocześnie pracowała w Komitecie Pomocy Sanitarnej, organizowała

kuchnię bratniej pomocy akademickiej i jadłodajnię dla bezrobotnej inteligencji.

W 1915 roku wróciła do majątku, zabrawszy z Warszawy ochronkę dzieci ofiar wojny. W

tym czasie i w okresie wojny bolszewickiej dwór hruszowski ocalał, ale był wielokrotnie rabowany.

W roku 1918 pisarka wróciła do Warszawy, gdzie pracowała w Czerwonym Krzyżu. W tym

samym roku, na prośbę władz wojskowych, powołała Komitet ratunkowy dla m. Lwowa. Została

też mianowana Komendantką Ziemi Warszawskiej z poleceniem prowadzenia biura werbunkowego

oraz prowadzenia zbiórki żywności i lekarstw. Kończy pracę kiedy Lwów w 1919 roku został

oswobodzony.

Dopiero w 1919 roku sprowadziła się do niej krewna i przyjaciółka o 11 lat młodsza

Jadwiga Skirmunttówna, która nie rozstawała się z pisarką aż do jej śmierci. Po latach opisze

ostatnie 25 lat życia Rodziewiczówny.

10 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 11 Tamże

9

Pisać zaczęła w wieku dwudziestu lat. Ogromny wpływ na jej twórczość miała matka. To za

jej namową za pierwszą nagrodę zakupiła biblioteczkę książek w różnych językach, zaś za drugą

wyjechała w podróż za granicę.12

Pisarka nie ograniczała się w swej działalności do literatury. Liczący 1600 ha majątek

wyciągnęła z długów i doprowadziła do rozkwitu. Zakładała świetlice wiejskie, organizowała tajne

nauczanie, sklepy spożywcze, opiekowała się ludowymi artystami i dbała o zdrowie żyjących w

pobliżu wieśniaków. Udzielała się stowarzyszeniu ziemianek, utrzymywała żywe kontakty z

pisarzami i ludźmi kultury. Gościem w Hruszowej bywał urodzony w Boczkach pod Łowiczem

malarz Józef Chelmoński.

Nie obyło się jednak bez pewnych zgrzytów i momentów wręcz tragicznych. Czytamy o

tym w biogramie Rodziewiczówny zamieszczonym w XXXI tomie Słownika Biograficznego: "[...]

w r. 1890 prasa warszawska doniosła o (pobiciu) przez Rodziewiczównę pastucha z Antopola,

grożącym pisarce dwutygodniowym aresztem, zakończonym jednak umorzeniem postępowania

śledczego, po wypłaceniu powodowi 5 rb. W grudniu 1900 roku spotkała Rodziewiczównę

chłopska zemsta w postaci podpalenia zabudowań jednego z folwarków (spaliła się stodoła ,

młocarnia i obora )."

Rodziewiczówna była zamiłowanym ornitologiem, wiele czasu poświęcała obserwowaniu

ptaków, studiowała dzieła naukowe.

Cechowała ją wielka miłość do przyrody, zaś szczególnie ukochała ona las, który dostarczał

jej wiele pięknych doznań.

Przyjaźniła się z sąsiadem Hruszowej, panem Zawadzkim – ornitologiem-amatorem. Mimo

to nigdy nie wyszła za mąż, kompensując brak życia rodzinnego przyjaźnią z „bliskimi duszami”,

pracą oraz działalnością społeczną.

Często zabierała głos w kwestiach społecznych. Była rozczarowana kierunkiem przemian,

jakie rozpoczęły się w Polsce po odzyskaniu niepodległości, zniechęcał ją przerost biurokracji,

nowoczesność i emancypacja.

Chorowała na rozedmę płuc, miała silną astmę i nie znosiła pyłu, zaduchu i dymu.

W roku 1919 owdowiała Kazimiera Chrzanowska, nękana trudnościami finansowymi,

wobec niemożności utrzymania całego majątku Olszyny, sprzedała jego część Marii

Rodziewiczównie. Było tego około 60 hektarów pól i lasów, bez których pisarka nie umiała żyć. I

ta właśnie część majątku uzyskała nazwę „Folwark Zagórze Dwór”. Na jego terenie była gajówka,

która stała się domem Rodziewiczówny, a który przez pamięć na swą poleską siedzibę nazwała

12 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stawarza, Częstochowa 1947, s. 15-16

10

„Wyrajem”. Spotkała ją tam zresztą niemiła przygoda, została bowiem napadnięta przez rabusiów,

a nawet postrzelona. Poza poważnym szokiem, którego doznała, do rany dostało się zakażenie,

ostatecznie jednak wyleczyła się z tego.

Po zwycięstwie nad bolszewikami, w roku 1920, Rodziewiczówna wróciła na swe ukochane

Polesie, zaś jej zagorzańska ziemia przechodziła kolejno w ręce Dukajów i Nowaków, a następnie

w roku 1938 „Zagorze Dwór” kupili Eugenia i Kazimierz Dąbrowscy przekazując go na rzecz Koła

Przyjaciół Państwowego Instytutu Higieny Psychicznej, gdzie w willi „Wyraj” do dziś mieści się

sanatorium młodzieżowe.13

Przez cały okres 20-lecia autorka Dewajtisa odbudowywała majątek, ale też prowadziła

działalność społeczną. Nie akceptowała polityki odrodzonego państwa dotyczącej Kresów

Wschodnich. Jako pisarka zamilkła prawie zupełnie. Opozycja endecka chwaliła Rodziewiczównę,

a jej kolejny jubileusz 27-lecia miał zabarwienie polityczne.

Jesienią 1920 roku pisarka energicznie zabrała się do odbudowy zniszczonej gospodarki.

Pisała wtedy mniej, ale powróciła do działalności społecznej. Zaangażowała się w obronę interesów

ziemiaństwa na Polesiu. Założyła koło rolnicze, bibliotekę, przedszkole, przytułek, utrzymywała w

Hruszowej szkołę i prowadziła przedsięwzięcia charytatywne. Do pobliskiego Horodca

sprowadziła siostry Urszulanki. W swoim dworze prowadziła rodzaj pensjonatu zawsze otwartego

dla gości.

W 1924 roku otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Rodziewiczówna miała niechętny stosunek do Żydów, których uważała za wyzyskiwaczy

przyczyniających się do nędzy poleskiej wsi i kłopotów finansowych miejscowych ziemian.

Znalazło to odbicie w jej utworach, gdzie zawsze można znaleźć przykład złego Żyda. Motyw ten

występuje na przykład w Jaskólczym szlakiem, Czahary, Straszny dziadunio, Dewajtis.

W roku 1934 otrzymała nagrodę literacką im. E. Orzeszkowej. Rok później odmówiła

przyjęcia Wawrzynu Polskiej Akademii Literatury.

W roku 1937 Maria Rodziewiczówna obchodziła 50-lecie swej pracy pisarskiej. Jednak ów

rok okazał się dla niej czymś bardzo ważnym, bo oto mieszkańcy Horodca i rodzinnej Hruszowej,

urządzili wielkie uroczystości na jej cześć. Odbyły się one 3 lipca 1937 roku. Mszę odprawił ksiądz

biskup ordynariusz piński, Kazimierz Bukraba, a liczny w niej udział wzięli mieszkańcy Horodca i

Hruszowej. W wygłoszonym przemówieniu biskup dziękował jubilatce za jej pracę "nad

rozpalaniem uczuć szlachetnych w duszach polskich - umiłowania kraju ojczystego i religii".

Mówił, że jako uczeń gimnazjalny czytał jej powieści i "niejedna łza popłynęła" z jego oczu, a

13 Barbara Buczek-Płachtowa Nasi sławni(3) Maria Rodziewiczówna [w:] EKO u nas nr. 8(19), grudzień 2000 [w:] http://www.qdnet.pl/unas/Nr19/art22.htm

11

"ziarna szlachetne wpadły do duszy". Ale najdonioślejszym momentem uroczystości było

podarowanie do kościoła w Horodcu dzwonu ufundowanego przez sąsiadów, oficjalistów

dworskich i okolicznych chłopów, nazwanego jej imieniem - "Maria". Na czaszy dzwonu wyryto

zaś (poza wspomnianymi już emblematami) wielce patriotyczny tekst-dedykację, tak brzmiącą:

"Ducha żarem, serca miłosierdziem, hojną ofiarnością, mocą żywego i pisanego słowa służyła

sprawie Bożej i umiłowanej Polskiej Macierzy. Dzwonie dzwoń! Głoś wieczną pamięć

zasługi."14

Ciekawostkę stanowi fakt, że we wspomnianym biogramie Marii Rodziewiczówny, we

fragmencie poświęconym owemu zatargowi mowa jest nie o jednym dzwonie, a o dzwonach. Brzmi

to tak: "[...] kupili dzwony do jej kaplicy i darmo zwieźli cegłę na budowany przez

Rodziewiczównę katolicki kościół w Antokolu".15

Niejako obok tego miało miejsce jedno jeszcze, bardzo ważne dla Marii, wydarzenie. Otóż,

okoliczni chłopi podarowali jej album z tak brzmiącą dedykacją: "Sprawiedliwej Pani i Matce za

50 lat wspólnej pracy". I to jest chyba najlepszy dowód na to, że współżycie tych dwu światów,

czyli dworu i mieszkańców okolicznych wsi, układało się bardzo dobrze, a incydent sprzed lat

czterdziestu został zapomniany, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę relację o "szczególnym

wzruszeniu", z jakim Rodziewiczówna odbierała ów album.16

W tymże 1937 roku została zaproszona do władz Obozu Zjednoczenia Narodowego.

Zaproszenie przyjęła, ale po kilku miesiącach, protestując przeciw poczynaniom rady naczelnej

OZN, z organizacji tej wystąpiła.

3 kwietnia 1938 roku Polskie Towarzystwo Opieki nad Kresami Wschodnimi urządziło

jubileuszową akademię na cześć pani Marii w Pałacu Staszica w Warszawie. Pisarka przybyła z

Polesia do stolicy, gdzie mogła przyjąć należny jej hołd, wysłuchać referatu pdt.: „Pół wieku na

straży Kresów Wschodnich”, a nawet obejrzeć sceniczną adaptację kilku swoich utworów w

wykonaniu młodych aktorów. Gdy później jakaś młoda dziennikarka przeprowadzała z

Rodziewiczówną wywiad usłyszała, że jubilatkę w wolnej Polsce wiele rzeczy boli i rozczarowuje,

a zwłaszcza stan młodzieży. Mówiła: „Wśród młodzieży panuje chamstwo i boję się, żeby was to

nie zalało. Musicie się arystokratyzować, a nie chamieć”.17

We wrześniu 1939 roku pisarka przyjmowała w swoim majątku uchodźców z ogarniętej

wojenną pożogą centralnej Polski. Gdy Brześć był zajmowany przez Niemców, Hruszowa znalazła 14 Barbara Buczek-Płachtowa Tajemnicza historia dzwonu Maria [w:] ECO u nas, nr. 24(34), lipiec/sierpień 2005 [w:] http://www.qdnet.pl/unas/Nr35/art09.htm 15 Tamże 16 Tamże 17 Felieton z cyklu “Myśląc Ojczyzna” prof. dr. hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 27.02.2001 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/02272001.htm

12

się na przedpolu frontu. Jednak nie zajęli jej Niemcy lecz Sowieci, którzy weszli tam 22 września.

Władzę zaraz przejęły bolszewickie wiejskie komitety. Bezkarni i podburzani chłopi zaczęli

mordować Polaków. Najpierw zabito leśniczego i wójta oraz kilku sąsiadów ziemian. Marię

Rodziewiczównę i Jadwigę Skirmunttównę zmuszono do zamieszkania w dwóch małych

pomieszczeniach, a dwór został doszczętnie obrabowany. Następnie komitet wiejski zdecydował, że

obydwie panie muszą opuścić Hruszową. 1 października miejscowi rezuni po splądrowaniu dworu

kazali odjechać obu staruszkom do Kobrynia. Zbrojna eskorta miała dostarczyć je do tego miasta

rzekomo na rozkaz władz wojskowych. 7 października wyjechały z majątku już na zawsze. Tu

jednak nikt ich nie wzywał. Obie udały się do Brześcia, a tam, kupiwszy fałszywe dokumenty, jako

Wołynien Deutsch przekroczyły granicę między strefą zaboru radzieckiego i niemieckiego. Wraz z

transportem trafiły do Pabianic, potem do Konstantynowa, do niemieckiego obozu, w którym

dokonywano dalszej selekcji (na roboty do Rzeszy lub do Łodzi na osiedle Monwiłła-

Moneckiego).18 Istniała ciągła obawa, że Niemcy będą szukać pisarki i zostanie ona

zdemaskowana. Przyjaciołom – państwu Mazarskim – udało się w końcu wydostać pisarkę i jej

przyjaciółkę z Łódzkiego obozu (w sumie był to piąty obóz niemiecki, w którym pisarka się

znalazła). Po długiej tułaczce na początku 1940 roku znalazły się w Warszawie, gdzie przebywały

do wybuchu powstania. Rodziewiczówna była wtedy już 76-letnią osobą.

W Warszawie zamieszkały w mieszkaniu przyjaciółki Heleny Weyhert, przy placu

Dąbrowskiego. Pierwszy rok okupacji zaczął dawać się we znaki: ciągle brakowało pieniędzy i

żywności. Nie brakowało jednak przyjaciół. Kiedy po Warszawie rozeszła się wiadomość, że przy

placu Dąbrowskiego mieszka – chora i potrzebująca pomocy – Rodziewiczówna, do ich mieszkania

zaczęli przychodzić urzędnicy i osoby prywatne, które dostarczały produktów, a nierzadko

zostawiano i pieniądze. Później pomagał też Czerwony Krzyż, Armia Krajowa, dawny wydawca

(R. Wegner). 19

Sierpniowe tygodnie 1940 roku przeżyła przy ulicy Szpitalnej 8 (dom Wedla). Była stamtąd

ewakuowana przez sanitariuszki powstańcze.20 Jeden z powstańczych operatorów filmowych

dotarł do ukrywającej się i mieszkającej w okropnych warunkach pisarki i jej towarzyszki. Na

zdjęciach, które ocalały, widzimy godne litości panie, nędznie odziane, pomarszczone, schorowane,

w sobie skulone. Po chwili jednak uwagę przyciągają niezwykle silne oczy, z których przebija

tragizm sytuacji. Te oczy nie są jednak wyblakłe i zgaszone, przeciwnie, emanuje z nich jakaś

18 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 19 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 230 20 Tamże, s. 230

13

przedziwna żywotność i siła ducha. Maria Rodziewiczówna na skrawku papieru drżącą ręką pisze:

„Bądźmy dumni zawsze, bośmy zostali – jedyni rycerze.”21

Bardzo interesujące są wspomnienia Józefa Puzyny, który poznał ją na dwa lata przed

śmiercią pisarki. Widział ją przelotnie wcześniej i wtedy zrobiła na nim ogromne wrażenie. Przede

wszystkim przypominała bardziej księdza niż kobietę, była przy tym osobą „dorodną, zamaszystą,

żywą w ruchach.”22 Natomiast kiedy mu ją przedstawiono była jakby zupełnie odmienioną, chociaż

od tamtego zetknięcia się minęły zaledwie dwa lata. Teraz była to „zgarbiona i z niejakim trudem

poruszająca się staruszka. Przecież miała wtedy 79 lat.”23 Mimo swego wieku i siwych włosów nie

wyglądała na osobę przygnębioną, starą, ona wręcz tchnęła optymizmem i młodością.

Po upadku powstania Rodziewiczówna i Skirmunttówna przebywały najpierw w Milanówku

i Skierniewicach, a później znalazły ostateczne schronienie u zaprzyjaźnionych Mozarskich w

majątku Żelazna koło Skierniewic, a właściwie w należącej do dworu leśniczówce Leonów. Tam

chora na zapalenie płuc Rodziewiczówna zmarła 16 listopada 1944 roku. Pogrzebano ją na

miejscowym cmentarzu, stąd cztery lata później została uroczyście ekshumowana. Spoczywa w

Alei Zasłużonych na Warszawskich Powązkach.

Dwór w Hruszowej zniszczono w czasie ostatniej wojny. Mury sowieci częściowo rozebrali.

Na jego miejscu stoją dwa powojenne budynki, do budowy których wykorzystano ocalałe

fragmenty. Na terenie majątku założono bazę remontową i wybudowano szkołę. Zachowały się

niektóre zabudowania gospodarcze i mieszkalne dawnej posiadłości Rodziewiczów. Częściowo

ocalał otaczający dwór park, w którym przez wiele lat stała „chata leśnych ludzi”. Zachował się też

cmentarz gdzie spoczywają rodzice i siostra Marii Rodziewiczówny.

Rośnie tam nadal wielki i nieśmiertelny dąb, nazwany przez pisarkę Dewajtisem, który był

bohaterem jednej z najpopupopularniejszych jej powieści. W 1994 roku warszawskie Towarzystwo

Polesia i Wołynia umieściło pod nim tablicę w języku polskim i białoruskim:

„Pamięci wielkiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1863-1944) wdzięczni za jej twórczość, tablicę niniejszą ustawioną pod dębem <<Dewajtis>> fundują rodacy.”

21 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 22 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stawarza, Częstochowa 1947, s. 10 23 Tamże, s. 10

14

Krytyka wobec pisarstwa Rodziewiczówny

Rodziewiczówna swoje najlepsze utwory napisała na początku swej kariery. Pisać zaczęła

pod koniec epoki pozytywizmu, ale tematyką była zawsze bliska pozytywistom. W okresie

międzywojennym nie pisała już tak dużo jak przedtem, zajęła się w tym czasie działalnością

społeczną.

Jej utwory, to popularne, barwne powieści głównie z życia poleskiego ziemiaństwa,

zawierające pochwałę tradycyjnych cnót, ideałów rodzinno-obyczajowych, patriotycznych i

religijnych oraz potępienie rewolucji bolszewickiej.24

W swych powieściach autorka często eksploatowała wątek romansowy.

Twórczością literacką zaczęła zajmować się będąc jeszcze na pensji w Jazłowcu.

Prawdziwym debiutem Rodziewiczówny był Straszny dziadunio, dzięki któremu wygrała w

1886 r. w konkursie, ogłoszonym przez Świt, w którym ta powieść w roku 1887 była opublikowana

w odcinkach.

Uchodzi za jedną z najpoczytniejszych pisarek. Najprawdopodobniej dlatego, że zawsze

kreowała bohatera pozytywnego, a właściwie dobrego, mocno przywiązanego do rodziny, do

ojcowizny i do klasy społecznej, z której pochodził – ziemiaństwa, któremu autorka wyznaczyła

rolę przewodnika w tworzeniu narodowego i kulturowego dziedzictwa. Rodziewiczówna piastuje

pewien ideał życia i przeświadczenie o narodowej i cywilizacyjnej misji ziemiaństwa,

przeświadczenie, że ludzie są dobrzy, że dobrzy być mogą, że motyw egoistyczny nie jest jedyny.

Czytelnicy naprawdę chcą bohatera pięknego i szlachetnego, a literatura naszego stulecia, nie tylko

w Polsce, zdecydowanie im tego odmawia.25 W swoich tekstach wierna była pozytywistycznym

hasłom, poruszała w nich zagadnienia powstania styczniowego, kultu pracy, problemów kobiet.

Ocena prac Rodziewiczówny przez krytyków zawsze była bardzo różna. Jedni ją chwalili,

inni ganili. Krytyka bardziej wymagająca wyśmiewała niejednokrotnie ten jej naiwny szablon, ale

czytelnicy Rodziewiczówny mieli inne zdanie.26

Mimo poczytności nigdy nie była uznawana za pisarkę wielką. Nawet przeciwnie. Pastwiła

się nad nią krytyka młodopolska, nie zostawiali na niej suchej nitki recenzenci dwudziestolecia. W

czasach powojennych uznano za stosowne pomijać jej twórczość milczeniem. Jedna z nielicznych

24 Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, tom 5, pod red. Barbary Petrolin-Skowrońskiej, wyd. 1, Warszawa 1997, s. 548 25 http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna 26 Artur Hutnikiewicz, Młoda Polska, Warszawa 1997, wyd. PWN, s. 322

15

pozytywnych recenzji, wydrukowana w latach siedemdziesiątych przez „Literaturę“ kończy się

dopiskiem „Od redakcji“, w którym dystansuje się ona od opinii autora.27

Powszechnie uważano, że te utwory były pisane w duchu pozytywizmu. Zarzucano

Rodziewiczównie nawet plagiat, wzorowanie się na innych pozytywistach, przede wszystkim na

Orzeszkowej, wręcz kradzież pomysłów oraz schematyczność utworów. Takie zarzuty stawia

autorce przede wszystkim Anna Martuszewska we wstępie do najnowszego wydania Dewajtisa.28

Nie brakowało także słów uznania dla pisarki w niektórych powstających w latach

trzydziestych XX wieku opracowaniach. Są to przede wszystkim wydana w 1931 r. monografia

Anny Zahorskiej Maria Rodziewiczówna i jej dzieła oraz wydana cztery lata później Maria

Rodziewiczówna na tle swoich powieści Kazimierza Czachowskiego.29

Tak oto w swym felietonie pisze o Rodziewiczównie prof. Piotr Jaroszyński:

„(...) pisała budzące ducha powieści, którymi karmiła spragnione polskie oczy i serca. Była

drugą po Sienkiewiczu znakomitością pióra, która całe swe siły twórcze oddała ku pokrzepieniu

narodu, aby się nie załamał pomimo zaborów, mimo zwątpienia.“30

Natomiast Stanisław Brzozowski mówi coś zgoła innego:

„(...), i zapewnić mogę, że pomimo całej grozy wywłaszczenia nie udało mi się wyszukać

głębokiego pojmowania duszy ludzkiej w powieściach Marii Rodziewiczówny. (...)“31

Także Władysław Jabłonowski zarzuca ówczesnym debiutantom, w tym też

Rodziewiczównie i Dąbrowskiej, w „sferze świadomości brak <ideałów artystycznych>, <idei

społecznej>, w sferze zaś praktyki twórczej <naśladownictwo, pośpiech i niedbalstwo>“.32

Równie sceptycznie o twórczości Rodziewiczówny wyraził się znany poeta i rzeźbiarz

Teofil Lenartowicz. W jednym ze swych listów do Konopnickiej pisze:

„Piszesz mi droga pani o Pannie Rodziewicz – dalekoż jej, daleko do ciebie. Jest talent

niewątpliwie i energia, ale ona mnie na duch praktyczno-zbuntowany wygląda, jest coś

27 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 229 28 Maria Rodziewiczówna, Dewajtis, Wstęp Anny Martuszewskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków 2005, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich –wydawnictwo, s. XXIII 29 Tamże, s. XXIII 30 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 31 Stanisław Brzozowski, Eseje i studia o literaturze II tom, Biblioteka Narodowa Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wrocław 1990, s. 747 32 Problemy Literatury Polskiej Okresu Pozytywizmu, seria 1. pod red. Edmunda Jankowskiego i Janiny Kluczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Krzków-Gdańsk 1980, s. 245

16

dyplomatyczno-gorzko-stanowczego w jej usposobieniu, bierna ta konspiracja nigdy nie wybucha;

ona pozostanie zarzewiem, kiedy Maria jest ogniem – ale może ja się mylę.“33

W innym liście pisze:

„Czytam Rodziewicz Na fali – słabe.“34

Bardziej przychylny Rodziewiczównie jest Czeslaw Miłosz. A przynajmniej dostrzega

wymagania czytelników i trzeźwo ocenia stan zapotrzebowania na taką literaturę:

„Można się obawiać, że jeżeli polscy pisarze nadal będą celować za wysoko, nie zniżając się

do zgrzebnej codzienności, czytelnik będzie nadal skazany, jako na jedyną swojskość na przedruki

dzieł Rodziewiczówny.“35

Przyznaje jednak, że dla niego ta lektura była powrotem w krainę dzieciństwa „Nad

Niewiażą, gdzie się urodziłem, skąd wyniosłem moje żmudzkie nawyki odnajdywane w

powieściach Rodziewiczówny, w tym Kiejdańskim powiecie, głównym miejscu akcji pamiętników

Jakuba Gieysztora z 1863r.“36 W Innym abecadle pisze, że w okresie jego młodości nieuniknione

było czytanie Lata leśnych ludzi, które to było w spisie lektur szkolnych. Uważa iż

Rodziewiczówna ma „dar ciekawego opowiadania“ i nie ma pod tym względem wśród polskich

pisarzy wielu rywali.37 I dalej mówi:

„Czytanie Rodziewiczówny jest zajęciem bolesnym, raniącym, to jakby czytać kronikę

rodzinną, w której występują nieszczęśliwi, okaleczeni przodkowie.“38

Żeby już nie wracać do rozważań Miłosza, przytoczę jego dwa obszerniejsze cytaty:

„Tak to Rodziewiczówna zaprowadziła mnie w rozważania historyczne, ale tego rodzaju

podejście do literatury też jest ostatecznie dozwolone. Zresztą gdyby nie perspektywa czasu i

przestrzeni, tj. moich lat w Kalifornii, pewnie nie zajmowałbym się tą powieściarką, bojąc się, żeby

korona nie spadła mi z głowy. Teraz wymądrzania się za wszelką cenę, byle wydąć kilka nazwisk

niekoniecznie na to zasługujących, są mi obojętne i mogę być wobec Rodziewiczówny

sprawiedliwszy. I jednak coraz bardziej wracając w myślach do domu, w strony rodzinne, nie mogę

tych powieści pominąć.“39

Ostatni cytat, który znalazł się w jego eseju, brzmi tak:

„Ani spostrzegłem się, a dużo o Rodziewiczównie powiedziałem i okazuje się, że warto

było sięgnąć do tych książek, nieraz o pożółkłych od starości stronicach, bo nie wszystkie są 33 Maria Konopnicka, Korespondencje 1 Tom, pod red. Konrada Górskiego, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971, s. 107-108 34 Tamże, s. 136 35 Czesław Miłosz, Życie na wyspach, Kraków 1998, wyd. „Znak”, s. 137-138 36 Czesław Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s. 6 37 Tamże, s. 14-15 38 Tamże, s.18-19 39 Tamże, s. 43-44

17

wznawiane. Wolałbym oczywiście za przedmiot moich rozważań obrać inne, lepsze, powieści

tamtej epoki, cóż kiedy ich nie ma.(...)

Dzisiejsi wielbiciele Rodziewiczówny nie muszą podzielać zastrzeżeń swoich bardziej

wybrednych inteligenckich współobywateli, ci z kolei nie mają na ogół ochoty tak się w nią

wgłębiać, jak ja to robię.“40

Tadeusz Skoczek w posłowiu do Złotej doli cytuje kilka niezbyt przychylnych wypowiedzi

pod adresem autorki. Przytacza tu dość obszerny cytat „Redakcji“ z zarzutami „mało oryginalnego

pisarstwa“, „uleganiu modom literackim“, jak też nazwanie Rodziewiczówny „epigonem

pozytywizmu“,41 „dostarczycielką łatwizn“.42 Jednocześnie bierze ją w obronę pisząc o

pozytywnych doznaniach, jakie dostarcza lektura jej powieści dla zwykłego czytelnika.

Opierając się na powyżej wspomnianym autorze warto wspomnieć, że tacy krytycy jak:

Jerzy Kwiatkowski, Andrzej Z. Makowski,43 Cezary Jellenta, Juliusz Kleiner czy Stefan

Żółkiewski44 w ogóle pomijali w swoich pracach Rodziewiczównę, albo wspominali ją tyle, co w

zbiorowych pracach o pozytywizmie.

W jednej z nich Jacka Pacuła stwierdza, że „Rodziewiczówna była i jest matką-żywicielką

polskich księgaży“.45 Według autora posłowia „rynek wydawniczy oszalał na punkcie Marii

Rodziewiczówny.“46 Ubolewa on jednocześnie nad niedbalstwem wznowień utworów tej pisarki.

Winni są sami wydawcy, poszukujący i goniący zysku, a Rodziewiczówna jest idealnym wyjściem,

gdyż w ostatnich latach wzrosła popularność jej utworów i zaciekawienie twórczością.

Według tych wypowiedzi możemy stwierdzić, że autorka Dewajtisa, mimo iż w swych

utworach poruszała podobną tematykę jaka pojawiała się w utworach innych autorów

pozytywistycznych musiała być doceniana nawet przez swych współczesnych, nie świadczy to

jednak o tym, że plagiowała swe utwory, o co ją posądzano, bo każdy jej utwór był zgoła

odmienny. Jak pisze w swych wspomnieniach Puzyna „(...) nikt oprócz niej nie potrafiłby tak

właśnie napisać(...).“47 Nie neguje jednak faktu, że w twórczości Rodziewiczówny istnieją pewne

usterki. Nie świadczą one jednak o nieumiejętności pisania czy też plagiowania obcych utworów,

ale dlatego, że pisarka posiadała pewną żywiołowość pracy, z czego sama nie zdawała sobie

40 Czesław Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s.50-51 41 Maria Rodziewiczówna, Złota dola/Ryngraf, posłowie Tadeusz Skoczek, Bochnia 1991, s.104 42 Tamże, s. 106 43 Tamże, s. 106 44 Tamże, s. 107 45 Tamże, s. 103 46 Tamże, s. 103 47 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stwarza, Częstochowa 1947, s. 14

18

sprawy. Wywód ten kończy aluzją, że „styl wypracowany czy wypieszczony u Rodziewiczówny

równałby się przekreśleniu jej talentu.“48

Nie trzeba też zapominać, że Rodziewiczówna tworzyła literaturę popularną, która podlega

zupełnie innym kryteriom niż ta z wysokich półek. Jest to przede wszystkim literatura zwrócona ku

szerszemu gronu czytelników i mimo iż ma najwięcej odbiorców, to pozostaje na marginesie, nie

można więc Rodziewiczówny porównywać z takimi autorami jak Orzeszkowa czy Sienkiewicz.

Można nawet powiedzieć, że twórczość Rodziewiczówny jest pomiędzy literaturą popularną a

wysoką, ponieważ zawiera pewne elementy, które są w twórczości wyżej wymienionych klasyków,

ale jest łatwa w odbiorze dla zwykłego czytelnika. Pozostaje więc na granicy dwu literatur.

Pewne zastrzeżenia mam do prac doc. dr hab. Anny Martuszewskiej, która w swoich

artykułach ze szczególnym entuzjazmem grzebie Rodziewiczównę porównując ją z Orzeszkową, co

jest moim zdaniem absolutnym nonsensem. Robi to poniekąd wielu krytyków, którzy nie

dostrzegają różnicy między utworami obu tych pisarek. Ale w takim razie nonsensem jest zaliczać

twórczość Rodziewiczówny do literatury podrzędnego gatunku, oddając palmę pierwszeństwa

nieczytanej dzisiaj Orzeszkowej, o której pewnie by zapomniano, gdyby nie figurowała w kanonie

lektur szkolnych.

48 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stwarza, Częstochowa 1947, s. 14

19

O tytułach utworów

Czytając powieści Rodziewiczówny zauważyłam, że tytuły niektórych jej dzieł mają bardzo

ciekawą etymologię. Pomysły autorka czerpała z mitologii, Biblii, wierzeń ludowych, z religii

bliskiego wschodu, wreszcie z botaniki i innych dziedzin nauki. Często były to wyrazy używane na

co dzień, ale też czasami zupełnie nieznane, a których znaczenia można było domyślić się dopiero

po przeczytaniu konkretnego utworu.

Jak podaje Słownik wyrazów obcych Michała Arcta Anima Vilis znaczy tyle co dusza podła,

istota nędzna, albowiem uważana za taką, gdyż nie posiada możności bronienia się.49

Tytuł nawiązuje do spodlenia dusz ludzi żyjących w Syberii. Przyczynia się do tego tamtejszy

klimat, pustka i jednostajność krajobrazu, bieda w której żyją ludzie. Takich spodlonych dusz jest w

utworze wiele.

Według tegoż samego słownika Czahary to zarośla na łąkach i mokradłach na Rusi.50

W samym utworze istotnie chodzi o mokradła, a że akcja rozgrywa się na Białorusi, to to

określenie jest jak najbardziej trafne.

Prototypem miejscowości występującej w tym utworze był własny majątek autorki, który

nazwała „Wyraj”. Ten sam motyw wykorzystała pisząc Lato leśnych ludzi. Tylko, że w istocie było

to miejsce spotkań trzech kobiet, a nie mężczyzn, jak w utworze.

Magnat to człowiek znakomitego rodu arystokratycznego, możnowładca; wielki pan;

bogacz (w Polsce i Węgrzech).51

Główny bohater utworu o takim tytule jest zubożałym szlachcicem. Ale nie stawia siebie

wyżej innych ludzi, pracuje w dwójnasób. Nigdy nie szczycił się swoim pochodzeniem.

Ryngraf to poświęcana blacha mosiężna z wyrytym na niej wizerunkiem Najświętszej Maryj

Panny, Jezusa Chrystusa, noszona przez rycerzy na zbrojach; blacha okrągława biała lub żółta,

zawieszona na szyi jako oznaka rycerza, strażnika na służbie. 52

Taką też rolę pełni i w tym utworze. Zabiera go ze sobą na front młody adept, który ją w

końcu zwraca matce i odchodzi znów na wojnę. Czuje wyrzuty sumienia z powodu śmierci

przyjaciela, który był narzeczonym jego siostry, a nad którym sam sprawił egzekucję, gdyż tamten 49 Słownik wyrazów obcych Michała Arcta, wyd.6, wyd. M. Arcta w Warszawie, 1913 r., s. 28-29 50 Tamże, s. 118

51 Tamże, s. 516

52 Tamże, s. 580

20

w Hiszpanii znalazł kochankę i zdradził z nią narzeczoną. Hiszpanie byli oprócz tego po drugiej

stronie frontu i jednocześnie była to zdrada pułku i kolegów broni.

W tłumaczeniu z języka litewskiego Dewajtis znaczy Bożek. Odnosi się to do litewskiej

mitologii, kiedy czczono lasy i poszczególne drzewa poświęcone różnym pogańskim bożkom.

W utworze pod takim tytułem staremu dębowi są przypisane właściwości takiego starego

bożka. Jest to ulubione miejsce głównego bohatera, który przychodzi pod dąb, kiedy jest mu źle, ma

jakieś problemy, kiedy czuje samotność i pustkę wewnętrzną. Kiedy był mały często

przyprowadzała go tu matka, która wkrótce zmarła. Jest to więc jednocześnie miejsce przepełnione

wspomnieniami o najbliższej osobie, miejsce bardzo osobiste.

Jak pisała w jednym ze swych wierszy litewska poetka Salomea Neris:

„ ...Nigdy świętego dębu tknąć toporem

Zmusić nie mogła dawniej żadna siła... (...)”

Drzewo o takiej nazwie istniało naprawdę w majątku Rodziewiczówny. Teraz pod tym

drzewem jest umieszczona tablica od „wdzięcznych rodaków”.

Lotos: rodzaj z rodziny grzybieniowatych złożony z dwóch gatunków (indyjski i egipski).

Wodne rośliny, zakorzenione w dnie, z talerzykowatymi liśćmi wystającymi na długich ogonkach

ponad wodę. W cieplejszych regionach świata uprawiany też jako roślina ozdobna, w

Lotosy są symbolami czystości i duchowych narodzin. Cytując za Lalitavistarą: "duch

najwyższego z ludzi jest nieskazitelny, jak świeży lotos w [błotnistej] wodzie". Zgodnie z ezoteryką

buddyjską, serca istot są niczym nierozkwitły lotos: kiedy cnoty Buddhy wnikają w nie, lotos

rozkwita. Dlatego Buddha siedzi na tronie z rozkwitającego lotosu. Kwiat Lotosu lub lilii wodnej

jest jednym z najpiękniejszych symboli w buddyzmie. Najpierw musi przeciskać się przez brudne,

zabłocone dno stawu, później wyciąga się ku górze przez wodę i wtedy wznosi się powyżej

wszystkiego w stawie. Mówimy, że życie jest jak kwiat lotosu. Często żyjemy splamieni ale jeśli

tylko będziemy praktykować dzielenie się, moralność i medytację, wtedy osiągniemy Nibbanę

(Nirwanę). Chociaż lotos wyrasta powyżej poziomu stawu, w dalszym ciągu jest częścią wspólnoty

stawu.

Kwiatu lotosu używa się powszechnie w krajach Theravady podczas modlitw. Po

skończonych modlitwach zostaje ofiarowany wizerunkowi Buddhy. Najczęściej ofiarowuje się w

ten sposób Różowy Lotos i Biały.53

53 Buddyjska symbolika i ikonografia [w:] http://users.mahajana.net/theravada/symbole/swietylotos.htm

21

W Kwiecie Lotosu tym kwiatem jest Wiktoria Brzezowa. Mimo iż żyje w społeczeństwie

spodlonym, sama jest czysta. Bezgranicznie wierzy Rafałowi, który jest dla niej ideałem, przez

niego przestaje wierzyć w kościół i głoszone tam dogmy, staje się odszczepieńcem. Ale po udarze

mózgu kończy gimnazjum i uniwersytet, wyjeżdża na wieś, gdzie leczy chłopów. Jest to okres jej

rozkwitu wewnętrznego, potrafiła w tym czasie wydostać się spod wpływu dawnego „opiekuna”,

odrodzić się, zmienić się i wewnętrznie i zewnętrznie. Jej powołaniem była praca dla ubogich, a

jednocześnie postawiła sobie za cel wydostać z moralnego błota Radwana.

Jazon – imię męskie pochodzenia greckiego. Jest imieniem mitologicznego przywódcy

argonautów. Wywodzi się od słowa iasthai oznaczającego "uzdrawiać". Jest też odpowiednikiem

biblijnego imienia Jozue.54

Tak nazwał głównego bohatera noweli Jazon Bobrowski Ksawerego Bobrowskiego jego

kolega Filip Prowicz, kiedy tamten wybierał się do majątku zostawionego mu przez ciotkę. Była to

podróż trochę przypominająca wyprawę argonautów po złote runo, ponieważ Ksawery wiedział

mniej więcej gdzie się to znajduje, ale nie wiedział co tam znajdzie i oczekiwał najgorszego. Była

to trochę wymuszona podróż, ale był przyjemnie zaskoczony.

Wrzos zwyczajny to jedyny przedstawiciel rodzaju Calluna. Jest to krzewinka wysokości

30-80 cm, o igiełkowatych, drobnych 3-kanciastych liściach. Liście ustawione są na łodyżkach w

czterech rzędach, a ulistnienie jest naprzeciwległe. Cała roślina zwykle jest naga, rzadko krótko

owłosiona. Najbardziej rozpoznawalna część wrzosu, to oczywiście kwiatostan. Jest to gęste grono

drobnych różowo-fioletowych kwiatów o zrośniętych płatkach korony i wolnych działkach kielicha.

Kwiaty te możemy podziwiać mniej więcej od połowy sierpnia do końca września.55

Tak nazwał główną bohaterkę, Kazię Szpanowską, Radlicz – malarz atrysta.

„Pani Tunia zagabnęła Radlicza:

- No i cóż? Stokroć czy topola?

Malarz chwilę myślał i wbrew zwyczajowi niw drwił.

- Ani jedno, ani drugie. A przecie przypomina mi kwiat. Wie pani, jaki? Wrzos. Znam takie

wrzosowiska w kwiecie. Znam takie wrzosowiska w kwiecie. Zdrowie od nich idzie i robią

wrażenie czegoś bardzo subtelnego a silnego.

Ona ma taki wdzięk nieświetny, niepozorny. Cieniutka, skromniutka, bez blasków, barw,

form okazałych, taka gałązka koralowa, osypana drobniutkim kwieciem, łagodnej barwy i kształtów

nadzwyczaj ślicznych, gdy się im przyjrzeć uważnie.

54 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jazon_%28imi%C4%99%29 55 http://www.lonicera.hg.pl/pom/calluna.html - serwis botaniczny

22

I nie zwiędnie to, nie osypie się. (...)”56

Powieść kończy się smutnie. Nieszczęśliwa dziewczyna umiera w nienawistnym mieście. I

tylko na grobie ktoś zostawił wiązankę suchego wrzosu.

„Kazimierz trącił nogą szkielet bukietu, jakieś badyle suche.

- Przecież ktoś maił?

- Nie widziałem kto. Miotłę ci jakąś przynieśli.

Wziął do rąk badyle i roztarł je w palcach.

- Wrzos leśny. Żadna parada. Za dziesiątkę dostanie! Ktoś ci na ofiarę nie zbankrutował. A

ja tom grosza nie dostał.”57

Kądzieli używa się w tkactwie. Kądziel przymocowuje się sznurem do przęślicy łopatkowej,

a na nią nasadza krążek.

W utworze Kądziel wyraz ten ma trochę inne znaczenie, bo tutaj oznacza kobietę zamężną,

zajmującą się domem:

„ - (...) Gwałtu! Żeby mi kto powiedział, że i ja skończę na kądzieli jak każda przeciętna

kobieta!” 58

Wcześniej Stasia zaklinała się, że nie skończy na kądzieli, gdyż milsza jej była swoboda, miała

marzenia, przeciwko woli rodziców wyjechała na studia, była w swoim kręgu dziwolągiem. Tak

było nawet później, kiedy już zaczęła pracować.

Wyraz macierz ma kilka znaczeń:

1. daw. «matka»

dziś tylko w zn. przen. podn. «ojczyzna»

Wróciły do macierzy utracone ziemie.

W utworze o tym samym tytule wyraz ten oznacza matkę.

Róża Jerychońska, zmartwychwstanka, nazwa 2 gat. pustynnych, drobnych, jednorocznych

roślin zielnych.

Najbardziej zdumiewająca roślina na Ziemi pochodząca z obszarów Jordanii. Do Europy

przywędrowała wraz z pielgrzymami powracającymi z Ziemi Świętej. Mimo że wygląda jak

martwa, to jednak siła wody budzi ją po kilkunastu godzinach do życia. Suchy kłębek przemienia

56 Maria Rodziewiczówna, Wrzos, Kraków 1991, s. 50

57 Maria Rodziewiczówna, Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998, s. 256 58 Maria Rodziewiczówna, Kądziel, Kraków 1988, s. 161

23

się pod jej wpływem w zieloną roślinę. Żeby podziwiać ten mały cud rozkwitania, wystarczy zalać

różę wodą w miseczce tak, aby jej korzeń był zanurzony. Rośliny nie trzeba nawet sadzić. Po ok. 2-

4 dniach róża rozwinie się. Przez tydzień może pozostać w wodzie, potem jak każda roślina

pustynna potrzebuje okresu suszy, który musi trwać 2 tygodnie. Wtedy zwija się znów w kłębek. Po

tym czasie może znowu rozkwitnąć (dowolną liczbę razy).59

„Otworzyła, a wtedy na podściółce z białego pustynnego piasku ukazał się kłębek szary

jakby perzu splątanego.

- A, jerychonka! – zawołała, a skronie jej pokryły się rumieńcem. ”60

W utworze Jerychonka taką różą jest główna bohaterka, malarka, która pełnią życia żyje

dopiero wtedy, gdy jest samodzielna, kiedy nikt i nic nie krępuje jej swobody, kiedy może

spokojnie tworzyć. Wtedy żyje pełnią życia, kwitnie. Taki stan zmienia się, kiedy wychodzi za mąż.

Więdnie, przypomina ptaka, któremu podcięto skrzydła. A mimo to nie poddaje się, jest niezmienna

w swych uczuciach, pracy.

„Wyniesionam w górę jako drzewo cedrowe na Libanie

I jako cyprys na górze Syjon.

Wywyższyłam się jako palma w Kades i

Jako szczepy różane w Jerycho.”61

Czterowers ten nawiązuje do losu głównej bohaterki, która odrodziła się do nowego życia i

nauczył się żyć bez ukochaej osoby. W ten sposób jakoby wywyższyła się ponad brudy świata.

Pewną farsę wymyśliła i wyreżserowała Henia Dobrzyńska z powieści Farsa panny Heni.

Miała to być psota dla wuja, która w pewnym sensie powiodła się, tylko główna jej sprawczyni nie

przewidziała, że sama wpadnie w zastawione przez siebie sidła.

Farsa jest utworem scenicznym bez głębszej myśli, ale pobudzającym do śmiechu,

krotochwila; plotka, niedorzeczność, bajka.

Ragnarök to w mitologii germańskiej zagłada bogów i świata jako rezultat walki bogów z

demonicznymi siłami. Świat i siedziba bogów spłonie, zgasną gwiazdy i słońce, morze zaleje

ziemię, a wówczas nowa ziemia wyłoni się z morza i nastanie szczęśliwa era.62

„W ciszy, która znów zapanowała po tych słowach starego, rzekł Niemirycz:

- Nadchodzi Ragnarök.

59 http://www.allegro.pl/item97576036_kwiat_z_jerycha_na_stol_wielkanocny.html

60 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wydanie 3, Kraków 1988, s. 50 61 Tamże, s 209 62 http://www.tiscali.co.uk/reference/encyclopaedia/hutchinson/m0011613.html

24

Dziewczyna spojrzała nań pytająco, więc dodał zapatrzony w dal:

- Saga skandynawska mówi, że po dniach, które trwają wieki wieków, nadchodzą zachody

słońc i zmierzchy duchów i światów, aż przychodzi Ragnarök, straszna noc idei i wiar, i sił. I wtedy

bogowie i ludzie, gwiazdy i słońca, złe i dobre duchy, geniusze i potwory, pojęcia i zasady,

zbrodnie i cnoty - skłębione, zbratane jednym zniszczeniem, kataklizmem, co w drzazgi aż do

posad świata wstrząsa, zapadają się w otchłań śmierci i zniszczenia. Przeżyły się, chaosem się stało

wszystko w noc Ragnaröku – w nicość zapadną.

I muszą, bo już panuje chaos, a fałsz przeżarł jak rdza fundamenty ludzkich wiar i uczuć, i

czynów. Nie ma na czym oprzeć nowego gmachu ani starego restaurować niepodobna, bo co stoi,

co się nie chwieje, co zdrowe?”63

Ragnarök jest tu użyty dla pokazania spodlenia społeczeństwa, potrzeby zmiany od

podstaw, zburzenia wszystkiego, co stare, potrzebę wzniesienia się ponad przesądy, klasy,

nieuctwo. Zmierzch widzi również Niemirycz – główny bohater tego utworu, który po śmierci

księdza Marka mocniej niż dotychczas poczuł wokół siebie pustkę i spodlenie społeczeństwa.

Wyraził to w tych słowach:

„ – Słońce, miłość, życie... Baldur wasz! Na świat zmierzch idzie i noc – i noc... Ragnaröku!

- Pójdź z nami! – rzekła.

- Weźcie mnie, zaprowadźcie kędyś, gdzie bym nie cierpiał, wskażcie coś niewzruszonego,

dobrego, nie skażonego, dajcie wiarę i spokój... Ragnarök, Ragnarök!”64

Joan VIII,1-12 opowiada o sierocie, dziewczynce, Maniusi, córce nędzarki, która zmarła

przy porodzie. Dziewczynka od urodzenia była skazana na złą dolę. Jej opiekun, Gedras, starał się

zaoszczędzić dziecku w dzieciństwie poniewierania ze strony innych ludzi. Jednak kiedy podrosła

była seksualnie wykorzystana przez Sulickiego, za co go Gedras zabił.

Zaś mottem tej powieści jest urywek z ewangelii św. Jana, o czym już świadczy sam tytuł.

Jest to przypowieść o jawnogrzesznicy, którą tłum chciał ukamieniować, kiedy złapano ją na

grzechu, ale który nie zrobił tego, gdyż ci sami ludzie mieli na swych sumieniach ciężkie

przewinienia.65

63 Maria Rodziewiczówna, Ragnarök, Kraków 1988, s.68-69 64 Maria Rodziewiczówna, , Ragnarök, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958, s. 272-273 65 „Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, (2) ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. (3) Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: (4) Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. (5) W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? (6) Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. (7) A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. (8) I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. (9) Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. (10) Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? (11) A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz. (12) A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.” [w:] http://www.biblia.poznan.pl/PS/Biblia.htm

25

Społeczeństwo, w którym miała nieszczęście żyć dziewczyna, było niestety zbyt

dewotyczne, żeby móc wybaczyć niestosowne według nich zachowanie się kobiety. Łatwiej im

było wybaczyć mężczyźnie, który miał od zawsze większe prawa.

Atma w utworze pod tym samym tytułem oznacza imię.

„ - To twój i mój brat, Atmo! – odezwał się Antoni.

- Atma – powtórzył Adam zdumiony.

- Tak. Mam takie imię! – odpowiedziała z uśmiechem, stawiając na ziemi dzban pełen wody

i podając mu rękę.

- Gdzie, kiedy jam to imię słyszał?

- Możeś studiował sanskryt, bo to znaczy „dusza”! – odparł Antoni.

- Nie, alem słyszał. Nie pamiętam kiedy, jak.”66

W hinduskiej mitologii występuje męski odpowiednik tego wyrazu – Atman (jaźń, dusza).

Jest to jedno z podstawowych pojęć w mitologii, religii i filozofii indyjskiej. Pierwotnie

atman rozumiany był jako „ja”, później „ciało”, a w końcu jako wieczna, stała i identyczna z

brahmanem cząstka absolutu zawarta w tajnym miejscu (tj. sercu) człowieka. Sam nie przejawia się,

ale jego poznanie możliwe jest dla specjalnie przygotowanych jednostek.67

Atman, według Upaniższad, pierwiastek duchowy przenikający całą rzeczywistość – jak

mówi księga III (rozdz. 14): jest „mniejszy niż ziarnko ryżu, mniejszy niż ziarnko jęczmienia, niż

gorczycy, niż prosa, niż ośrodek w ziarnku prosa! To jest mój Atman, wewnątrz serca będący!

Większy niźli ziemia, większy niż przestrzeń powietrza, większy niż niebo, większy niż światy!

Posiada wszystkie czyny, wszystkie żądze, wszystkie zapachy, wszystkie smaki – obejmuje

wszechświat, milczący, beztroski.”

W innym zaś miejscu dodaje się: „To, co pozbawione życia, umiera. Życie jednak nie

umiera. I to, właśnie to, co najlotniejsze, to rdzeniem jest wszechświata – to rzeczywistość, to

atman.”(ZD)68

Dwa kolejne tytuły odnoszą się do mitologii słowiańskiej. Pierwszym jest Południca. Jest to

bogini karząca wszystkich tych, którzy w dzień powszedni lenią się pracować.

„Stara brodę pięścią podparła i energicznie głową potrzęsła.

- Eee, co też panicz mówi! Któż widział spać w polu o południu? Toć południca zdybie i

głowę usiecze jak źdźbło.”69 66 Maria Rodziewiczówna Atma, wydawnictwo Alfa, Warszawa 1991, s. 33-34 67 Andrzej M. Kempiński Encyklopedia Ludów Indoeuropejskich, wydawnictwo Iskry, Warszawa 2001, s. 58 68 Ilustrowana Encyklopedia Religii Świata. Kościoły, wyznania, kulty, sekty, nowe ruchy religijne., pod redakcją Zbigniewa Drozdowicza i Zbigniewa Stachowskiego, wydawnictwo Kurpisz SA, Poznań 2002, s. 58

26

Była to bogini, którą pamiętali prości, starzy ludzie mieszkający na wsi. A że wśród

wiejskiego ludu zawsze istniał zabobonny strach przed tym, czego nie znają i pewna cześć przed

sakrum, więc bali się nawet nieistniejącej pogańskiej boginki i starali się ją nie urazić swym

lenistwem.

„- Nie w złą chwilę wymówić, to taki upiór. Boginka czy wiedźma. Nie daj Boże ją spotkać

śpiącemu! Miedzami idzie, łanami, strugami. Żeby się w najgłębsze zboże wszyć, wynajdzie.

Chodzi i roboty człeczej dogląda. Mówią, że od Boga jest, niby wójt.”70

Mimo iż nie zachowało się żadnych wizerunków słowiańskich bożków, to ludzie mieli

pewne wyobrażenie o ich wyglądzie. Takie wierzenia mogły przetrwać w ustnej formie w

niektórych regionach Polski.

„- Powiadają, że jak przodownica wygląda, w najbielszy len odziana, w kłosach na głowie, z

sierpem w garści. Tylko ten sierp nie na zboże, ale na ludzkie szyje.”71

Oprócz tego musiała to być bogini sroga, ale jednocześnie mądra i mająca własne zasady,

według których sądziła ludzi. A jej głównym zadaniem było doglądanie ludzkiej pracy, żeby nikt

nie zasypiał swojej pracy, a był użyteczny społeczności, w której żyje.

„- Ano, bo to ona bez sądu głowy nie bierze, wpierw takiemu śpiącemu zagadki daje,

rozumu próbuje. (...) Takiemu ona pytania różne stawia. On się wnet wytłumaczy i ona go nie

zaczepi, bo różne ludzie ziemi potrzebne, różnie pracować można. Ano zagadki tylko trzeba

odgadnąć. (...)”72

Jak widać z tego opisu, jest to bogini sprawiedliwa, a straszna tylko dla tych, którzy nie

wypełniają swoich obowiązków, powierzonych im na ziemi. Mogła też być tu symbolem pracy,

która prowadzi do wyzwolenia narodu spod jarzma zaborców.

Innym bożkiem jest Świątek.

„Kapliczka stała przy drodze szerokiej, piaszczystej, przerzynającej płaski, pusty kraj. Była

murowana, z daszkiem na słupach i stał w niej, a raczej siedział Świętek. Był tak stary, jak ten kraj

i zastąpił pewnie jakieś leśne bożyszcze, w czasach zamierzchłych, gdy tu stały bory, a w nich się

kryli ludzie.”73

69 Maria Rodziewiczówna Południca, wydawnictwo ARTUS international, Łódź 1992, s. 76 70 Tamże, s. 76 71 Tamże, s. 76 72 Tamże, s. 76 73 Maria Rodziewiczówna Świątek [w:] Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok 1991, s. 92

27

Jak widać nie wszystkich swych starych bogów pamiętali ludzie i dla wielu z nich znikł

wśród ludzi wszelki szacunek. To wyglądało tak, jakby wyrzeczono się części własnego ducha.

„Kogo przedstawiał nikt na pewno nie wiedział. Były legendy, że kiedyś przemówił: Ojcze!

Dlaczegoś mnie przysłał do tak smętnego kraju, do takich głupich ludzi. Więc utrzymywali jedni, że

był to Jan Chrzciciel, a drudzy, że to syn skarżył się ojcu, ale zresztą nikt nie wiedział, bo to było

bardzo dawno.”74

Jak widać z tego opisu ludzie, po przyjęciu chrztu nie wyrzekli się całkowicie swych starych

bogów i bożków, nadano im tylko charakter chrześcijański, wymyślono nowe legendy związane ze

starymi rzeźbami, a żywo nawiązujące do tradycji chrześcijańskiej znanej z Nowego Testamentu.

„Postać była bezkształtna, z jakiejś niespożytej bryły drzewnej, koloru burego jak niebo,

ziemia i odzież mieszkańców. Nie było znać rysów, tylko postać siedząca bez rąk, ze stopami jakby

wrosłymi w ziemię. Podobno w jakichś zamieszkach jacyś najeźdźcy ręce obcięli – tak opowiadały

matki dzieciom, a Świętek wrastał w ziemię aż zniknie.”75

Ten bożek też karał ludzi, ale nie za lenistwo, a za zło, które człowiek wyrządzał innemu

człowiekowi, zwierzęciu, lub w ogóle słabszemu stworzeniu. Był w pewnym sensie ludzkim sumieniem.

Pojawiał sie wtedy, gdy ktoś wyrządził komuś krzywdę: zabił, ukradł. Wtedy pojawiał się i patrzył na

winowajcę dużymi niebieskimi oczami. Nikt nie mógł dokładnie opowiedzieć co to było, pamiętał jedynie te

oczy. A on patrzył i znikał, tak samo, jak pojawił się, jak mgła.

O tytułach utworów Rodziewiczówny można omawiać długo i dużo, dlatego też wybrałam te

najciekawsze. Jak widać Rodziewiczówna dobrze orientowała się w różnych dziedzinach nauki, bo znała nie

tylko słowiańską i grecką mitologię, ale i hinduską i Dalekiego Wschodu, studiowała Biblię. Przez pewien

czas była zafascynowana buddyzmem. Wspomina o tym w jednym ze swych listów Konopnicka, która

spotkała się z nią w Nicei. 76 Oprócz ornitologii interesowała się też botaniką. Znała też pracę, mentalność,

język zwykłego ludu. Tytuły zawsze odzwierciedlają charakter tekstu i albo wprost, albo w przenośni

informują nas o czym ma być czytany utwór i uważam, że z tego powodu analiza tytułów utworów jest tak

ważna. Takie badania pozwalają dostrzec ukryte przesłanie autora (w tym wypadku Rodziewiczówny) w

jego tekstach, bo rzadko się zdarza, by tytuł nie odzwierciedlał sensu zawartego w książce.

74 Maria Rodziewiczówna Świątek [w:] Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok 1991 , s. 92 75 Tamże, s. 92 76 Maria Szyponowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 1, Warszawa 1963, s. 565

28

Rozdział II

Kobiety w twórczości Rodziewiczówny

29

Typy kobiet w twórczości Marii Rodziewiczówny

Już w XIX wieku, gdy szlachta i chłopi ginęli w powstaniach, byli wywożeni na Sybir lub

emigrowali za chlebem, kobiety musiały ich zastępować. Stawały się głowami rodzin, zarządcami

majątków, organizatorkami szkolnictwa oraz stowarzyszeń społeczno-kulturalnych. Także w

międzywojniu, kiedy część mężczyzn z klas wyższych podróżowała po Europie lub bywała w

stolicy, kobiety kierowały majątkami. To one były bohaterkami pozytywistów.77

Nie ominęło to też znanych kobiet. Maria Rodziewiczówna zarządzała majątkiem

ziemskim w Hruszowie, ratując go przed bankructwem. Maria Orsetti, z domu Jełowicka, sprawiała

zarząd nad majątkiem w Swierżach koło Chełma. Była też jedną z założycielek Ligi Kooperatystek,

zajmującej się rozwojem spółdzielczości w II Rzeczypospolitej. Maria Skłodowska-Curie,

dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, od 1914 r. Kierowała paryskim Instytutem Radowym. W

dwudziestoleciu międzywojennym kilka tysięcy Polek zarządzało majątkami ziemskimi, kierowało

szpitalami i szkołami.78

W swoich utworach Rodziewiczówna opisywała właśnie takie kobiety: pracujące, mające

wszystko na swoich barkach. Bo takie były tendencje w epoce pozytywizmu. Jednak nie wszystkie

kobiety były strażniczkami ogniska domowego, w twórczości Rodziewiczówny przewija się cała

galeria typów kobiecych. Wszystkie one są różne, chociaż niektóre z nich trudno jest

zaklasyfikować do jakiegoś jednego typu, mają cechy kilku typów.

O tym, do jakim typem była dana kobieta świadczy jej zachowanie się, wypowiedzi,

uczucia i odczucia, oraz to, jak była postrzegana przez innych.

Dewotka

W całej twórczości Rodziewiczówny były dwie dewotki, to Klara Wolska z Kądzieli i

ciotka Dorota z Między ustami a brzegiem pucharu.

Klara pojawiła się w powieści w momencie, kiedy pani Taida szukała kogoś na miejsce

cioci Dusi do pomocy w majątku, ciotka Dorota była krewną Wentzla ze strony ojca. Wybór padł

77 Andrzej Kropiwnicki, współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik „Wprost”, Nr. 1058 (09 marca 2003) 78 Tamże

30

właśnie na pannę Wolską, chociaż od pierwszego spotkania nie zrobiła na nikim dobrego wrażenia

swymi wywodami i poglądami.

„ – Od dawna marzę o wyjeździe na wieś, do ciszy i spokoju. W mieście nie można

uniknąć zgorszenia, pokus; ciągle się jest narażonym na grzeszne myśli i uczucia. Przed

występkiem skryć się można tylko w świątyni...”79

Mówi ciągle o modlitwie:

„ - Pani poszukuje posady? – zagaiła pani Skarczewska

- Tak, pani. Modlitwa i praca jest moim szczęściem.

(...)

- Pani jest dobrego zdrowia? Roboty będzie dużo.

- O, pani! Nie wiem co bezczynność. Gdy odpoczywam, to się modlę. Chorować nie

miałam czasu. ”80

Sama pani Taida przyznała, że panna Wolska jest dewotką, co nie było trudno zrozumieć

z jej wypowiedzi. Jednak pasuje bardziej od innych kobiet, które zgłosiły się na pracę:

„ – Albo ja wiem. Dziwoląg po dziwolągu, aż wreszcie traci się zupełnie zdrowy sąd. Ta

znowu dewotka, ale ze wsi rodem, pracować chce, na wszystko się zgadza, nic nie wymaga! Albo ja

wiem, jestem zupełnie zniechęcona.”81

Pokój panny Wolskiej przypominał „celę bałwochwalcy”82, jak go określiła gospodyni,

mimo iż sama Klara nazywała go „celką” i była niezmiernie dumna ze swojej roboty. A wyglądał

tak: „Największa ściana była od góry do dołu zawieszona obrazkami świętymi, przedzielonymi

jeden od drugiego festonami z różańców, i zakończona ołtarzykiem, na którym paliło się kilka

lampek i leżały stosy książek do nabożeństwa.”83

Nie dosyć tego, miała poważny zamiar nawracać służbę na wiarę chrześcijańską, kiedy

dowiedziała się, że wszyscy są innego wyznania. Jednak jej postanowienie rozbiło się o

rzeczywistość, bo nawet nie zaczęła tego robić. A nawet gdyby spróbowała, to byłaby gołosłowna,

gdyż jej uczynki były wręcz odmienne od słów. Jeszcze gorzej, bo ona potrafiła tylko mówić i nic

nie robić, wydawałoby się, że tezy które wygłaszała sama rozumiała na opak, nie zgłębiała ich

sensu. Była na tyle nafaszerowana pięknymi cytatami, że jej wiara nie potrzebowała niczego poza

79 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 49 80 Tamże, s. 49 81 Tamże, s. 51 82 Tamże, s. 54 83 Tamże, s. 54

31

tym: „ ‘Módl się i pracuj’, ‘Cnota skarb wieczny, cnota klejnot drogi’, ‘Cierpienie wrota do raju’,

‘Szanuj przykazania’, ‘Przy ubogim Bóg’ – mówiła po kolei wszystkim, kto przychodził po radę i

pomoc, uważając, że spełnia swój obowiązek. Chłopi słuchali potakując, czekając, że po pięknym

słowie nastąpi lekarstwo lub datek, ale panna Klara szła dalej lub cofała się do swego pokoju i

zatapiała się w swoich modlitewnikach, skąd wyławiała coraz piękniejsze frazesy, nigdy nie

dotarłszy do głębi, nigdy nie dostawszy pereł z tej toni.”84

Taka osoba nie mogła nawet pomyśleć o nawracaniu innych, skoro sama nie postępowała

według przykazań. Bo ona nie studiowała „Pisma Świętego”, ona je tylko czytała – dla własnej

przyjemności i na innych nieszczęście. Ale przynajmniej sumiennie spełniała obowiązki. Ze swymi

poglądami nie była przygotowana do życia wśród ludzi, zauważyła to nawet pani Taida, która też

skrytykowała wychowanie pomocnicy i jej osąd w tym był bardzo ostry, kiedy powiedziała, że

matka wiedząca, co może spotkać jej dziecko w świecie... „ – Toby panią może inaczej chowała –

hartowniej i trzeźwiej. Ze swym usposobieniem powinna pani do klasztoru wstąpić – odparła

zniecierpliwiona pani Taida. – Może by panią tam pojęli, bo na świecie – wątpię.”85

Panna Klara coraz częściej wyprowadzała gospodynię z równowagi, przez co była

bardziej uciążliwa. Szczęściem pani Skarczewska miała stalowe nerwy i nie miała czasu

zastanawiać się nad dziwactwami starej panny, która codziennie dziwaczała, ani się nimi martwić.

„Ale równowagi nie miała panna Klara i błędnie szła, po omacku szukając.

Co wieczór, mniej więcej w podobny sposób, zanudzała panią Taidę i coraz więcej w

swych zajęciach wynajdywała gorszących stron i niestosownych szczegółów.”86

Pani Taida obserwowała zdewociałą pannę, widziała jej niezgrabność w niektórych

rzeczach. Swoje spostrzeżenia w taki sposób notowała w szarym zeszycie:

„Boję się, żem wpadła z deszczu pod rynnę. Dostałam bigotkę i skromnisię

trzydziestoletnią. Muszę się zająć oborą, bo ją coś tam gorszy, muszę się zająć chorymi, bo jej nie

wypada, i muszę się zająć nią samą i zaglądać, by nie popełniła jakiegoś ekscesu.(...) Wiek zbyłam,

a nie słyszałam tylu bredni naraz, co od niej dzisiaj. I do tego wszystkiego przyczepiona jakaś

religia zupełnie mi nie znana.(...)”87

Nie można dziwić się oburzeniu pani Taidy, bo zwykły człowiek zupełnie inaczej rozumie

religię i obowiązki chrześcijańskie, które są bardziej proste i miłosierne, a panna Klara 84 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 55 85 Tamże, s. 57 86 Tamże, s. 59 87 Tamże, s. 59

32

przedstawiała to wszystko w krzywym zwierciadle. Wyszydzano ja, śmiała się z niej służba, stroili

z niej kawały.

„Tymczasem panna Klara była pośmiewiskiem całego dworu, nie zdobyła sobie uznania

ani szacunku, ani powagi – nie nawróciła nikogo. Przedrzeźniano jej nabożeństwo, jej skromność,

jej zażenowanie. Co dzień przychodziła ze skargą do pani Taidy, że używano wobec niej

cynicznych wyrażeń, że ją pytano o najdrażliwsze kwestie, że się jej radzono w

najprozaiczniejszych kwestiach.”88

Jeszcze jedną zdewociałą panną była Dorota von Eschenbach z Między ustami a brzegiem

pucharu. Wolny czas poświęcała, podobnie jak panna Klara, modlitwie. Ale w odróżnieniu swej

poprzedniczki z zamiłowaniem oddawała się ploteczkom. Ze szczególną „wdzięcznością”

wysłuchiwała tego, co mówiono o jej siostrzeńcu.

„Ultramontańska jej dusza wezbrała zgrozą, patrzała na Wentzla jak na lokatora piekieł,

mieszkanie jego obchodziła z daleka jakby Sodomę, suszyła piątki, odprawiała dewocje, składała

ofiary – wszystko na próżno.”89

Dla kobiet zachowujących się inaczej od przyjętych norm ciocia Dora miała powabne

wręcz epitety, które wyrażały jej chrześcijańską postawę wobec nich, kiedy grzmiała: „(...) Gdzie

gromy niebieskie na te szkaradnice, Magdaleny, Samarytanki! Czemu ich nie pławią i nie palą, nie

piętnują żelazem! Sodoma, Gomora!”90

Była ona jednak bardziej zrównoważona od panny Wolskiej i dlatego mniej śmieszna.

Dzikuska

Dzikusek, jak i w innych typach kobiet jest po kilka. Kobieta dzika, albo dzikuska, to

taka, która najlepiej czuje się na łonie natury. Dzikuska mieszka na wsi. A jeżeli jest zmuszona

przenieść się do miasta czuje się tam źle, ponieważ ono je przytłaczało, napawało strachem,

osaczało. Dlatego też nazywane są jeszcze wiochą.

Tak na przykład czuła się Kazia, która po zamążpójściu przeniosła się do Warszawy.

Czuła się tu zagubioną.

88 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988 , s. 59-60 89 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo literackie, Warszawa 1987, s. 14 90 Tamże, s 16

33

„ – Doprawdy? Może być. Ja nie umiem patrzeć w mieście, nie biorę ukłonu dla siebie,

przy tym wciąż się boję zabłądzić, wpaść pod tramwaj lub dostać się pod miotłę stróża. Myślę, że

mnie kiedyś posłaniec przyprowadzi, bo się zgubię.”91

Tęskniła do wsi, czasami ogarniała ją nostalgia i wspomnienia:

„Kazię dym i wyziewy miejskie dławiły w gardle. Chwilami wspomnienie pól zalatywało

ją, jako przedsmak okropnej nostalgii, ale je odganiała jeszcze odważnie, zmuszając się do zajęcia

ruchem ulicznym. Instynktownie bała się wspomnień.”92

Widać z tego, że miała silną wolę i postanowienie poświęcenia się dla dobra i spokoju

ojca i teścia, a także częściowo swojego. Jednak czuje się tu zamkniętą i przeraża ją ogrom ludzi,

ale rozumie, że jest obserwowana przez ludzi ze swej sfery, którzy omawiają ją przy byle okazji.

„ – No, nie. Ja mam to samo uczucie, jak gdybym przybyła do klasztoru i zewsząd

słyszałam: nowa, nowa! Każde moje słowo, ruch, krok były oglądane i wyśmiewane. Tak samo

teraz z moim parafiaństwem będę zabawką dla Warszawy. (...)”93

Podświadomie ciągnęło ją do wsi, do pracy, do dzikiej przyrody, do wszystkiego, co tam

zostawiła.

„To wszystko, co on czuł, i ona czuła i idąc zamyślona przez podwórze, rozważała, czy

też oswoi się kiedy, nawyknie, przestanie tęsknić za łanem i borem, ciszą pól, zapachem łąk i

gajów, za pracą i wczasem wsi ukochanej.”94

Ciągle przypominała wieś, do której chciała przynajmniej na krótko wrócić, ale wiedziała,

że nie może tego zrobić, bo nie wypadało zachowywać się odmiennie, chociaż Kazia miała czasami

ochotą zachować się niewłaściwie.

„Zaczęli mówić o innych znajomych, Kazia rozglądała się po niebie i ziemi. Miała ochotę

usunąć woalkę, zdjąć kapelusz, dać głowę i twarz pod rzeźwy powiew wieczoru, nie słuchać

rozmowy.”95

Miasta nie lubiła, bo czuła do niego wstręt.

„- Warszawa? Boi się jej pani?

- Nie, ale czuję wstręt – szepnęła.”96

91 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków 1991), s. 68 92 Tamże, s. 54 93 Tamże, s. 67 94 Tamże, s. 89 95 Tamże, s. 78

34

Po trochu też bała się miasta, do czego przyznawała się, podobno martwił się tez o nią

teść, który nawet kazał dla niej brać z sobą karetę, żeby nie musiała wieczorami wracać na piechotę

do domu.

„ – Idée fixe mego teścia – odparła Kazia. – Przyśniło mu się, że mnie tramwaj przejechał,

i nie pozwala wieczorami iść pieszo. Co prawda, i ja się boję ulicy. To dziwne, u siebie na wsi nie

wiedziałam co strach. Bywałam wśród piorunów w polu, na cmentarzach w noc ciemną, błądziłam

w zadymkę, unosiły mnie koni, gonił rozszalały byk, nigdy nie doświadczałam tej grozy i lęku, jak

tu, gdy mi parę razy trafiło się wracać późnym wieczorem wśród ludzi.”97

Życie miejskie z dala od ukochanych pól i lasów nie wyszło dla Kazi na zdrowie.

Zauważył to też doktor, ale nie zrobiło to na nikim wrażenia. Była zamęczona i, jak już

wspomniałam, byłoby niewłaściwym zbyt częste oddalanie się nawet dla odetchnienia i nabrania

życia. Jej stan duchowy odbijał się na jej wyglądzie zewnętrznym.

„W tej chwili zapukano do drzwi i weszła Kazia. Zeszczuplała i zbielał przez te parę

miesięcy miejskiego życia(...)”98

A jednak Kazia nie była osamotnioną w swej tęsknocie. Sama postarała się o dodatkowe

zajęcie u pani Ramszycowej, co nie pozwalało jej dużo myśleć o pobocznych sprawach. A oprócz

tego spotkała w mieście bratnią duszę, osobę również ze wsi.

„ – Nie tęskno ci do wsi?

Kazia podniosła na nią oczy.

- Pani pewnie także ze wsi?

Roześmiała się kobieta.

- Tak. Widzisz, że cię rozumiem. Ja rodem z Krakowskiego. Tęskniłam ogromnie z

początku, do pierwszego dziecka. I tobie to przejdzie.”99

Była bardzo samokrytyczną osobą i to częściowo pozwalało dla nie przetrwać. Nie bała

się też mówić o sobie w sposób krytyczny.

„ – Nie. Doprawdy. Nie miałam kiedy używać tej rozrywki. Jestem przecie dzika

wieśniaczka.”100

96 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków 1991), s.78 97 Tamże, s. 127-128 98 Tamże, s. 125 99 Tamże, s. 112 100 Tamże, s. 127

35

Marta, inaczej zwana Pokotynką, do miasta nie wyjechała za mężem. Ale większość

swego życia spędziła w lesie, bała się ludzi instynktownie, nauczyła się tego, bo ją krzywdzili i

wyśmiewali, poniewierali ją. Rodziewiczówna na początku Macierzy przyrównuje ją nawet do

zwierzęcia.

„W ślad za nim uradnik wepchnął do izby kobietę. Jednym panterzym skokiem rzuciła się

do Szczepańskiego, do nóg mu przypadła z jakimś nie dającym się opisać jękiem.”101

Bywały tez chwile, w których sama czuła się zwierzęciem leśnym, które, żeby przeżyć,

musi oszukać człowieka.

„Zadumała się. Była w tej chwili tylko zwierzem ściganym, głodnym, rządził nią tylko

instynkt zachowawczy, czujność, przebiegłość.”102

Kochała nawet inaczej niż inni ludzie: głębiej, mocniej, uczciwiej.

„Zarzuciła mu ręce na szyję i poczęła namiętnie całować, a potem wyrwała się i uciekła

przed siebie w las, bez pamięci oszalała.

Gdy teraz przypomniała tę chwilę, zakryła twarz rękami i płakała ze szczęścia.

Taką duszę miała miłosną i wdzięczną, takie w kochaniu zapamiętanie i taką niedolę.”103

Kiedy opuścili ją ludzie, został przy niej tylko wybiedzony pies, który nie odstępował jej

na krok, a nawet pomagał wychowywać dziecko. Uciekając , już po aresztowaniu Wiktora Bielaka

przez pewien czas znów poczuła się zwierzęciem.

„Wstrząsnął nią deszcz zgrozy. Pożywienia miała na miesiąc, a potem do wiosny tak

jeszcze daleko.

Szła machinalnie, słaba, znękana, nie zważając na drogę. Opamiętała się, gdy zapadła

raptem w trzęsawisko. Wydobyła się, rozejrzała i zbudził się zwierzęcy zmysł zachowawszy.

Poczęła szukać przejścia w łozach i przestała myśleć. Błądziła parę godzin, grzęzła, ratowała się,

sto razy wracała na jedno miejsce, jak zmęczyła się wreszcie, że niezdolna kroku postąpić ni tchu

złapać, skuliła się pod krzakiem łozy i czekała śmierci. Senność ją ogarniała i nieznośna niemoc –

już nawet chłodu nie czuła.”104

Wtedy nawet mieszkała w zwierzęcych warunkach, bo na nic innego nie było ją stać.

Mieszkanie jej znajdowało się w opuszczonej chałupie w lesie. Jadła byle co, częściej jednak w 101 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987 102 Tamże, s. 44 103 Tamże, s. 39 104 Tamże, s. 68

36

ogóle nie miała jedzenia, nie miała nawet sił ubezpieczyć się na przyszłość, bo była w ciąży.

Ostatecznie żywiła się jagodami, suszoną rybą i czekała na wiosnę.

„Przędła i przypominała pacierze, słowo po słowie, powoli, jakby już dziecko uczyła, i

zaopatrzona w ogień, niepamiętna obecnej doli, widziała już u swych kolan drobinę zasłuchaną,

ciekawą, i uśmiechała się doń oczami pełnymi łez i radości.

(...)Pokotynka do wrzątku garście przemarzłych jagód kaliny i oszukiwała głód pijąc tę

ciepłą, kwaśną wodę. (...)”105

Jednak mając do wykarmienia nie tylko siebie, ale i dziecko zmuszała się do pracy i

szukania lepszego jedzenia.

„Kobieta, o ile sił czuła, rąbała lód i czatowała nad przeręblą, nie szła po ratunek do

ludzi, choć głód był większy od bojaźni, ale czuła, że nie dojdzie i zginie w śniegu. Przesypiała

często głód, wstając tylko, by ogień utrzymać, paliła teraz i w dzień, obojętna, czy kto dym ujrzy.

(...)

Pokotynka robiła zapasy, suszyła, dymiła popłatane sztuki, zawieszała je na żerdziach u

pułapu, zajęta była po całych dniach.”106

Jak widać miewała czasami przesilenia, kiedy coś robiła, pracowała. Nie były to jednak

częste chwile. Jedyną osobą, która jej w tym czasie pomagała był kowal Marek, ale i jego niedługo

uwięziono, także Marta mogła właściwie polegać tylko na sobie. Wśród ludzi, nawet w rodzinnej

zagrodzie czuła się zagrożoną, obcą, nieswojo. Już ani ona ludzi, ani oni ją nie rozumieli. Wszystkie

urazy odczuwała mocniej, ale i nauczyła bronić się. Wyrobiła w sobie inne wartości, niż te, które

panowały w społeczeństwie.

„Magda milczała. W długiej samotności odwykła od mówienia i myśli jej tak innymi

drogami chodziły, że obcowanie z ludźmi, ich pojęcia i rządy stały się jej zupełnie

niezrozumiałymi, wstrętnymi prawie. Wróciła tu nie po przebaczenie, nie czuła na sobie hańby, nie

chciała pozostać, żyć na łasce ojca, w gromadzie.

Chciała dla dziecka legitymacji – nic więcej; dla siebie samotności i ciszy pustkowia.

Nie rozumiała dlaczego ten skarb jej szczęście, dziecko, ciotka nazywała biedą, dlaczego

ma przeklinać Szczepańskiego, czemu się wstydzić i sromać. Stała się wśród zwierząt –

zwierzęciem, nie chciała, nie czuła potrzeby ludzkich obyczajów i praw. Chciała swe dziecko do

105 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987, s. 68 106 Tamże, s. 70

37

puszczy odnieść i tam je chować – sama i dla siebie. Za nic by nie wyjawiła przed ciotką swego

życia, (...).”107

Żyjąc z dala od ludzi zhardziała, nabrała pewności siebie, nie dawała się juz zastraszać,

ani łamać moralnie. Stała się od podstaw innym człowiekiem. Wyzbyła sie poczucia grzechu, a

dziecko, nawet nieślubne, było dla niej radością i świętością. Zaczęto ją nawet uważać za

nienormalną.

„Magda nic nie odpowiedziała i od tego dnia stała się bardziej ponura, ale od ojca nie

poszła, a gderań, morałów i nauk ciotki zdawała się ni słyszeć. Opętana była oczywiście.”108

Spodziewano się chyba po niej, że zacznie na wszystko reagować jak każda inna kobieta –

krzykami, dokuczaniem innym, plotkami. Życie jednak było Marcie srogie i pozbawiło ją

podobnych wad, dało natomiast jedną bardzo ważną lekcję – milczenia.

Kiedy ludzie zaczęli jej nadmiernie dokuczać, zaczęła ich unikać. Nie lubiła ani ona z

nich nikogo, ani nikt nie lubił jej. Dzikości nawet w domu nie zagłuszono, potęgowała się nawet.

„Nie broniła się, ale i nie desperowała, tylko jeszcze bardziej stała się dziką i jak wilk

patrzała na ludzi. Przestała wcale wychodzić poza furtę folwarku, ledwie odpowiadała sąsiadkom

odwiedzającym pannę Teofilę.”109

I mimo iż niczego jej nie brakowało w ojcowskiej chacie, to tęskniła za życiem z dala od

ludzi, w lesie. Bo czuła, że takie życie, jakie prowadziła tutaj było nie dla niej, ona już wyrosła z

ludzi, byli tylko zbytecznym dodatkiem do świata roślin i zwierząt i tego świata bynajmniej nie

upiększali.

„Przestroga była zbyteczna. Magda tylko Łysce powiedziała: Żyje nasz pan; do ludzi nie

miała zaufania, schodziła im z drogi, kryła przed nimi dziecko i swoje myśli.

Tylko im bliżej wiosny, tym ją dręczyła coraz srożej tęsknota za pustką Wieszańca. Kusił

ją wiatr bujny, lecący z dalekich przestrzeni, i ptasie sznury – hejnały powrotne, i dręczyło ją

zajęcie monotonne w błocie podwórka, i plotki kumoszek, i spory o drób i prosięta, i zaczepki

mężczyzn spotkanych po drodze, i gderliwe rozmowy ciotki.”110

Tęsknota była mocniejsza od niej, mocniejsza od więzów rodzinnych. Najważniejsze było

dziecko, które ona chciała wychować z dala od brudu, który widziała wokół siebie. Postanowienie

107 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987, s. 80-81 108 Tamże, s. 89 109 Tamże, s. 98 110 Tamże, s. 105-106

38

było jasne, bo pewnego dnia przebrała się w swe żebracze łachy i przez nikogo niezauważona

wyszła. Kiedy zamieszkała z babą żebraczką w jej budzie, to z początku instynktownie chowała się

za węgły od ludzi.

„Zakątek to był wymarzony dla jej życia i doli. Bytowała w nim jak w Wieszańcu,

silniejsza jeszcze baby opieką, spokojniejsza o los swój, patrząca w przyszłość niefrasobliwie.

(...)Gdy kto obcy przychodził, można się było skryć przed nim o kilka kroków za budą.

Czyniła to zawsze Magda, nie rada spotkania z ludźmi, od mówienia i słuchania spraw gromadzkich

odwykła.”111

Zżyły się w końcu Magda z żebraczką jak matka z córką i nie potrzebowały obcych ludzi.

Wspólnie pracowały, a Złynia chwaliła Magdę. Było to tym dziwniejsze, że nikogo przedtem nie

pochwaliła. I jak powiedziała: „(...) Ani chybi w borze tylko takie ludzie ciche i takie dzieci się

legną.(...)”112

O dzikości Rozalki mówi się tylko w jednym miejscu.

„ – Nieoswojona twoja siostra – zaśmiał się do bratowej.

- Kto by się z Krystofem oswoił? Patrząc ciągle na niego, to i ona taka się stała.”113

W pewnym momencie i ona przyrównuje siebie do zwierzęcia.

„ – Pójdę do ludzi – rzekła. – Tutaj teraz nie moja chata, gdzie mnie katują jak zwierzę, i

nie mego brata chata, ale zdrajcy i nikczemnika.(...)”114

I miała rację, bo bity człowiek jest traktowany jak zwierzę, zaś bijący sam upodabnia się

do zwierzęcia.

Kostusia z powieści Ona była bardzo podobna do Rozalki i Marty. Dzika dzikością

wiejskiej dziewczyny. Taką nawet była jej miłość, bo kiedy zawiodło prawo, to postanowiła

narzeczonego wyrwać z więzienia jak zwierzę swe dziecię.

„Śpieszyła się, by jeszcze niedostrzeżona przekraść się za płot w chmielniki i gąszcze

ligustrów otaczających lamus. Udała jej się ta pierwsza część wyprawy. Nikt nie widział, jak się

wśliznęła do dworu. Wtuliła się w najgłębsze krzaki nie dbając, że jej szarpią odzież, twarz i ręce, i

jak zwierz przypadła do ziemi pod osłoną dobroczynnych gałęzi.”115

111 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987,s. 117 112 Tamże, s. 120 113 Maria Rodziewoczówna Szary proch, Wydawnictwo Literackie, wyd. 5, Kraków 1986, s. 44 114 Tamże, s. 144-145 115 Maria Rodziewiczówna Ona, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 99

39

Jest to kolejna bohaterka niedowierzająca ludziom i instynktownie przed nimi chowająca

się. Ten motyw będzie przewijał się w ciągu całej powieści, kiedy wyprowadziwszy ukochanego z

piwnicy, będzie z nim uciekać zachodząc do ludzi w razie największej potrzeby. W tymże urywku

autorka pokazuje jakie były jej odczucia zmysłowe Rozalki kiedy siedziała w swej kryjówce.

„Dzień się robił. Widziała ze swej kryjówki drzwi lamusu i ścieżkę, co doń wiodła;

utkwiła w ten punkt myśl i oczy. Inne wrażenia pozostawiały ją nieczułą. Nie dbała o bolące nogi, o

pragnienie i głód, nawet potrzeby snu nie czuła.”116

Ma się wrażenie, że Kostusię zahipnotyzował ten jeden punkt, wpadła w swoisty trans,

albo szał, w czasie którego człowiek pozostaje obojętny na otaczający go świat. Miała przed sobą

cel, który chciała doprowadzić do skutku. Była cierpliwa cierpliwością ponad ludzką miarę.

„Na swym posłaniu z traw i suchych, zeszłorocznych jeszcze liści siedziała nieruchoma,

objąwszy rękami kolana, wpatrzona w jeden punkt, zacięta w swym postanowieniu, cierpliwa aż do

śmierci. Czekała wieczora, czatowała na ukazanie się czyje na tej ścieżce, mało widocznie

uczęszczanej. Kto się ukaże? Wróg czy przyjaciel?”117

Gotowa była na wszystko i dlatego nie bała się.

I potem, już podczas ucieczki, kiedy wyszukiwały z mamką rozmaitych kryjówek, bo bały

się pościgu. Kostusia w takich chwilach bała się najbardziej tego, że zabiorą jej Sewera, o którego

drżała co chwila i była zazdrosna zazdrością człowieka pierwotnego.

„Kobiety spędziły ten dzień siedząc w błocie, skulone, drżące, nie mogąc się prawie

poruszyć, w ciągłym strachu, że je tu znaleźć może pastuszek lub pies i sprowadzić odkrycie.

Zimne, gliniaste kartofle nie szły do gardła Kostusi, chleb oszczędzała dla Sewera.”118

Strach przeszedł u nich w fobię. I znów przewija się motyw lasu, jako ostatecznego

schronienia przed wścibskimi spojrzeniami ludzi i azyl. Las dawał im nie tylko schronienie, ale i

pracę, rozrywkę.

Te kobiety można zaliczyć tez do trędowatych. Były inne, czuły się innymi, starały się

unikać ludzi, lubiły samotność, czuły wewnętrzną tego potrzebę. Instynktownie bały się ludzi, bo

czuły, że inni potrafią zadać im ból, co świadczy o ogromnej wewnętrznej wrażliwości. Spośród

otaczającego ich tłumu lgnęły do wybranych jednostek, które wzbudzały największe zaufanie i

116 Maria Rodziewiczówna Ona, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 99 117 Tamże, s. 99 118 Tamże, s. 109

40

wykazywały się najbardziej ludzkimi cechami. Wśród tłumu czuły się niepewnie, jak osaczone

zwierzęta, które wpadły w pułapkę cywilizacji.

Demon zmysłów (wamp)

Zupełnie odmiennymi typami były inne kobiety: demony zmysłów, wampy i skandalistki.

One nie przejmowały się innymi ludźmi, bo o nich nie myślały, jeżeli ci ludzie nie wchodzili im w

drogę , nie krzyżowali planów, albo panie nie miały zamiaru zabawić się ich kosztem.

Dobre określenie demonów zmysłu, albo wampów, jest w Magnacie. Wynika z niego, że

kobieta potrafi wszystko, bo „(...), kiedy zależy od fantazji i kaprysu kobiety, która dla zabawy

chwilowej, z nudów i próżniactwa, gotowa wszystkie jego postanowienia i zamiary zniszczyć jak

dziecko zabawkę.”119

Panna Gizela była właśnie taką osobą. Umiała kontrolować inne osoby i wykorzystywać je

do własnych celów. Sprawiało jej to szczególną przyjemność, bo w ten sposób czuła swoją

wyższość, mogła tych ludzi kontrolować. Widać to nawet według tego, w jaki sposób traktowała

swoją matkę.

„W ogóle nie cierpiała wsi, ale była zawojowana przez córkę, która ledwie skończywszy

nauki w Dreźnie, jeszcze nawet niepełnoletnia, objęła zarząd i matczynych dóbr i kapitałów,

dyrygowała, dysponowała, przewodziła matce i nawet Kalinowskiemu, który sam sobie nie zdawał

sprawy jak jej słuchał i ulegał.”120

Potrafiła rozkochać w sobie samego Aleksandra Kalinowskiego, którego wszyscy tak

bardzo się bali. Ostatecznie on sam czuł się wobec niej niezgrabnie.

„Stało się. Pobije mnie, ilekroć zechce, opęta i uczyni, co jej będzie w danej chwili

korzystne. Teraz nie dałbym za swoja wolę i siłę arkusza starej gazety. Przepadłem.” 121

Nie zmieniło sytuacji nawet to, że on wiedział o tym jaka ona jest. Potrafił myśleć

trzeźwo, nie mógł tylko wyrwać się z oków, którymi go opętała. Czuł się pobitym, i to przez

kobietę.

„A przecież wiem kto ona. Rozpieszczona milionerka, zimna kokietka i znudzona

szczęściem jedynaczka. Nie dba o mnie, ani nie czuje sympatii. Potrzebny jej jestem na

119 Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990, s. 169 120 Tamże, s. 72 121 Tamże, s. 118

41

administratora, jest pewna swej potęgi i czaru, zdobycz trzymać będzie, bo jej z tym wygodnie, a

jeślibym kiedy zapomniał dzielącej nas granicy, wyrzuci mnie za drzwi. To jest doskonale

obmyślony interes.”122

I nie wiadomo jak to się wszystko zakończyło, bo autorka zostawiła kompozycję otwartą.

Może Gizela zrujnowała Aleksandra, a może potrafił on oprzeć się jej urokowi, wytrwał, albo

zrzekł się postu, jaki u niej zajmował. Wszystko zależy od naszej wyobraźni.

Jej naturę na wylot znał również jej brat. Nie bronił jej, nie schlebiał, potrafił jako jedyny

powiedzieć dla niej o tym w oczy, wytknąć jej zachowanie się.

„ - Byłem często sam świadkiem, ale mimo to nie wierzę, ażeby cię napadł bez racji.

Zresztą widziałem, żeś go odtrącała, gdy klęczał. Licho mnie poniosło, wtedy się przestraszyłaś,

zawstydziłaś, obraziła cię twa próżność, wpadłaś w gniew, uknułaś całą brudną intrygę,

sponiewierałaś go i obrałaś ze czci i wiary. Innych konkurentów zbywałaś grzecznie, jego musiałaś

okropnie obrazić i rozdrażnić. Wtedy on też się zapomniał.”123

Jakże znamienne są jej ostatnie słowa po tym jak Aleksander w porywie szału wyjechał z

jej domu: „Wróci, kiedy zechcę i będzie czym zechcę!”124 Była tak bardzo pewna swej siły i uroku,

że nie dopuszczała do siebie, że coś może być niezgodne z jej chęciami.

Księżna Idalia z Błękitnych była bardzo podobną do Gizeli. Już sam jej wygląd mówił o

tym, że jest pewną siebie, ale znudzoną osobą. Porównując cztery kobiety jednego rodu, na koniec

autorka mówi też tak o niej, że „(...); a księżna Idalia, zda się była jedną z malowanych syren czy

nimf, która znudzona zaklętą na ścianie pozycją, zstąpiła między żyjących, ubrała się modnie i

rozłożyła rozkosznie, z mocnym postanowieniem zamiany swej roli widza na daleko dla niej

stosowniejszą – aktora.”125

Chociaż Gizela nie ustępowała jej urodą, ale jej plusem było to, ze lubiła wieś, w

przeciwieństwie do Idalii, która jej nie cierpiała. Tęskniła do wielkiego miasta.

„ – Chcę przede wszystkim wyjechać stąd – powtórzyła powoli. – Mnie ta Holsza zabija,

mnie potrzeba naszego świata i powietrza, Amadee – Wiednia, salonów, dworu!”126

122 Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990, s. 118 123 Tamże, s. 145 124 Tamże, s. 173 125 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 14 126 Tamże, s. 18

42

Mimo pozorów, w które lubiły bawić się kobiety z wyższych sfer, nie należała do tych

pokornych ludzi, którzy ze stoickim spokojem mogą wytrzymać na jednym miejscu.

„Księżna Idalia nudziła się szalenie; pragnęła towarzystwa, zmiany otoczenia. Żałoba

doprowadzała ją do rozpaczy; pamięć męża obmierzła. Żyć nie umiała na wsi, (...).”127

Dlatego częściowo z nudów, częściowo dla własnej przyjemności uwodziła szwagra. Nie

kryła tego, czym wprowadzała go w strach, kiedy „uśmiech bratowej stał się triumfująco złośliwy.

Poczuł Leon, że śliczne te rączki i główka namotały coś bardzo misternie i mocno, by go

pojmać.”128

Kolejnym demonem zmysłów była pani Celina z Wrzosu. Piękna rozwódka potrafiła

wzburzyć w mężczyznach krew. Już sam jej wygląd mógł doprowadzić osobnika płci przeciwnej do

szału, kiedy „spojrzała na niego zalotnie. Spomiędzy purpurowych warg błyskały zęby, oczy

pałały.”129

Była pewną siebie i stanowczą osobą. Wiedziała czego chce, o wszystkim miała

wyrobione zdanie, osobą która potrafiła i umiała zapanować nad swoimi uczuciami i nie pokazać po

sobie zdenerwowania, ani emocji, co u niej można by wziąć za cnotę.

„Pani Celina nie przyjmowała dziś nikogo. Czekała Andrzeja, na pozór spokojna, drżąc

wewnątrz niepokojem. Przywitała go serdecznie, wesoło, niczym się nie zdradzając i zaraz

rozpoczęła rozmowę o wypadkach parodniowej jego nieobecności, zdając sprawę ze swych czynów

i myśli.”130

Spokojna, chłodna, zrównoważona. Można by powiedzieć, że się ma przed sobą posąg

bóstwa, które aż kipi wewnątrz od niepokoju o swój los. W pewnym momencie dopuściła się na

Sanickim zdrady, jeżeli w ich wypadku można mówić o zdradzie, mając na uwadze, że od lat trwali

w wolnym związku i nie mieli zamiaru tego zmieniać. Andrzej był oprócz tego żonaty. A jednak

„zdrada Pani Celiny była logiczna. Znudził ją, miłość zgasła, przyszedł przesyt, żądza nowych

wrażeń. Rzuciła go, przestał dla niej istnieć.(...) Zazdrość kobiety nawet zdradę uniewinnia, a jakże

pieści próżność. Zdradziła, bo nie chciała podziału, kochała go, ale się zemściła za żonę.”131

Miała jak najgorsze zdanie o swej rywalce, jeżeli można tak nazwać Kazię, nie zostawiła

na niej suchej nitki. Sanickiego też nie zapomniała, a jej kochanek nie miał czego się żalić, bo „(...)

127 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 118 128 Tamże, s. 148 129 Maria Rodziewiczówna Wrzos, wydanie Graffiti, Kraków 1991, s. 9 130 Tamże, s. 55 131 Tamże, s. 147

43

wszystko nań spadło z winy tej głupiej, cnotliwej świętoszki, z którą w jakimś obłędzie głupoty dał

się skuć na całe życie, opętany przez starego filuta, ojca!

Jej zawdzięcza klęskę! Tej gęsi, której dał wszystko, stanowisko, dobrobyt, a która

jeszcze się ośmiela okazywać mu lekceważenie, jest tak bez ambicji i kobiecości, że rada jest i

przechwala się, że jej mąż nie kocha, czym by się czuła upokorzona ostatnia.”132

Jak widać żonaci mężczyźni zmieniają się i albo potrzebują kochanki, albo i nie. Czasami

stają się nieciekawi dla tych samych kochanek. W tym wypadku pani Celina poczuła się przegraną

w stosunku do Kazi, ale duma nie pozwoliła jej do tego przyznać się i dlatego postąpiła jak ostatnia

wioskowa baba – całą winę zwaliła na przeciwniczkę.

Baronowa Alicja z Jerychonki była tak samo piękna, ale i chłodna jak inne kobiety-

wampy. Była pewna swego czaru, jaki wokół siebie rozsiewała i mocy, w której znalazł się Filip.

Mówiły o tym jej ruchy, postawa i to, jak się do niego zwracała.

„Baronowa słuchała łaskawie, czasem uśmiechając się zalotnie lub nakazując mu

milczenie tonem , który przeczył słowom. Magda, zatopiona w pracy, nie słuchała ich. Po ustach jej

przelatywał zagadkowy uśmiech.”133

Nie znosiła konkurencji, a tym bardziej obojętności, nawet jeżeli obojętną na jej urodę

była kobieta, jeżeli to inną uważano za lepszą od niej.

„ – Owszem, ma! Przede wszystkim to, co brudne, nie cierpi tego, co czyste. Po drugie,

baronową to drażni, że ona ma tylko piękność, a o pani nikt nie mówi, żeś piękna. A nie! Pani jest

piękna, ale to nie bije w oczy, lecz bije umysł i dusza. Ta moc poniża baronową, gniewa. A

wreszcie pani zdaje się nie dbać o nią ani ją mieć za niebezpieczną. Tego ona nie daruje. Niech się

pani spodziewa prześladowania.”134

Jest to tym oczywiste, kiedy się jest w centrum uwagi.

„Piękna pani była, jak zwykle, celem spojrzeń i uwag; nadzwyczajna jej uroda musiała

wywierać wrażenie, pociągać najobojętniejszych. Loża jej pełna była odwiedzających mężczyzn, a

z Sali ścigały ją spojrzenia nieznajomych.”135

Tak jak zmienną była „piękna pani”, tak samo zmienne były jej nastroje.

132 Maria Rodziewiczówna Wrzos, wydanie Graffiti, Kraków 1991, s. 147 133 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 37 134 Tamże , s. 79 135 Tamże, s. 148

44

„Ale ona od pewnego czasu była w niełaskawym humorze – rozdrażniona, kapryśna, sto

razy na dzień zmienna, niestała w żądaniach nawet. Nie kryła przed nim, że się nudzi, że ją nic nie

bawi, że jego towarzystwo jej nie wystarcza, że ją męczy dwuznaczna pozycja.”136

Szczególnie bywało to wtedy, gdy coś szło nie po jej myśli, układało sie nie tak, jak to

sobie ułożyła. A w takich chwilach traciła swój urok.

„Na sekundę brwi baronowej zbiegły się i nozdrza rozdęły. Musiała być gwałtowna i

nieprzywykła do oporu.”137

Tak jak pusta była ona sama, puste bywały jej dni. A przy tym jeden nie różnił się od

drugiego.

„Ranek baronowej Faustanger rozpoczynał się około godziny jedenastej. (...)

Gdy dzwonek dawał znać z sypialni, że baronowa się przebudziła, pierwsza udawała się

do niej stara Angielka (...)

Brała swoich pupilów na ręce i przynosiła do łóżka pięknej pani.

(...)

Wnoszono je (śniadanie) natychmiast; baronowa je spożywała leżąc, wygadując na

ciastka, grymasząc na kawę.”138

Po śniadaniu jeszcze długo nie wstawała, bo „potem zakładała ręce pod głowę i

rozmyślała, jak dzień przepędzić. Najbardziej lubiła te, w których miała wizyty u szwaczki lub u

fotografa. Wtedy wstawała żywo i była wesoła.

W inne dnie świat dla niej był tak pusty i nudny, że nie miała wcale ochoty z puchów

wychodzić. Wtedy czekała na matkę (...).”139

Filip opamiętał się nieszybko, dopiero na łożu śmierci. Ale wtedy zrozumiał

postępowanie baronowej, potrafił głośno powiedzieć co o niej myśli.

„ – Kobietę tę pokochałem jak bóstwo. Ona sama zabiła we mnie ten kult. Ludzie ją mają

za rozpustnicę i pozór to stwierdza. Ale to tylko pozór. Jej szał jest pozorem, jej kokieteria, uczucie,

czułoś – to komedia. Ona zawsze, w każdej chwili rachuje. To już u nich we krwi, to wrodzone!”140

136 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 182 137 Tamże, s. 11 138 Tamże, s. 81 139 Tamże, s. 81-82 140 Tamże, s. 176

45

Bo i któż tak naprawdę mógłby szczerze pokochać chodzące cyfry, człowieka, który jest

pochłonięty sam sobą.

„Był wielki czas, aby wybawienie nastąpiło. Od dawna baronowa się przekonała, że

zmieniając towarzystwo matki na Osieckiego zrobiła zły interes. Matka była skąpa, ale cierpiąc z jej

racji niedostatek, znosząc obrzydliwe skąpstwo i oszczędność, miała jako wynagrodzenie stosunki

ze światem, była wszędzie przyjmowana w towarzystwach. Teraz Osiecki dawał jej zbytek, spełniał

wszelkie zachcianki i fantazje, ale ona była osamotnioną i duma jej cierpiała tortury w tym

położeniu dwuznacznym, które ją stawiało na równi z półświatkiem.

Baronowa zaś miała dwa ideały, które stanowiły dla niej szczyt szczęśliwości: bogactwo i

świetne stosunki. A to dwoje mógł jej teraz dać tylko mąż, milioner i magnat. Więc na wieść

subretki duch w nią wstąpił i zaczęła rozpytywać o szczegóły.”141

Hrabina Aurora była wręcz klonem baronowej Alicji. Umiała kusić mężczyzn, ułaskawiać

swe ofiary, ale była też uczciwa. Dowodzi tego chociażby jej list do narzeczonej Wentzla – Jadwigi,

chociaż tą uczciwość różnie można też interpretować.

Józefinę też można zaliczyć do tego grona. Chociaż ona nie chciała posiadać mężczyzn

na własność za wszelką cenę. I nie trzymała ich pod przysłowiowym pantoflem, jak robiły to inne

zazdrosne wampy. Józefina lubiła flirtować, było to jej żywiołem. Nawet Józef „do częstych zmian

w sympatiach Pepi nawykł w codziennym obcowaniu. Uprawiała flirt jak sport przyjemny, jak

ślizgawkę zimą, a wiosłowanie latem.

Bezczynna, a żywa nadzwyczaj, w braku zajęcia – szukała wrażeń.”142

Bawiła się uczuciami. Podniecało to ją szczególnie, jakby sprawdzała męską

wytrzymałość. A zawsze przy tym „(...) ona udawała, że jest podnieconą i rozkochaną, a żartowała

tylko, silniejsza całym kobiecym sprytem i przebiegłością, odczuwając zabawę tylko i wrażenie

swawoli, jak po kieliszku szampańskiego wina.”143

Dla niej było to tylko zabawą, ale biada temu, kto dał się nabrać i tego typu zaloty

przyjął za dobrą monetę. Potrafiła nabrać mężczyzn na swe sztuczki, bo udawanie było jej drugą

naturą, które z jednej strony pozwalało trzymać mężczyzn w ciągłym napięciu, z drugiej działało na

nich jak magnez. Chociaż zdarzali się nietypowi mężczyźni, którzy nie dawali niczego po sobie

poznać, w takich wypadkach „ona nie czuła, lub udała, że nie czuje jego obserwacji. Projekt teatru

141 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988,s. 177 142 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 56 143 Tamże, s. 56

46

pochłonął ją całą: bezwiednie drażniła go, podniecała, była swobodną, rozbawioną. Wreszcie

znudziło ją jego roztargnienie i obojętność.”144

Demon zmysłów skupia się często na jednym mężczyźnie, którego wybiera na ofiarę

własnych zachcianek. Zawsze jednak robi to dyskretnie. Nigdy z nikim nie związuje się na dłużej,

nie sprawdza się w roli żony i dlatego większość tego typu kobiet jest rozwiedzionych, albo żyje w

separacji z mężem. Zawsze też są to kobiety bardzo piękne.

„Młoda, cudownie piękna kobieta leżała na wpół na fotelu w koronkowym negliżu,

obnażonymi rączkami rozplatając od niechcenia złote, przepyszne warkocze.

(...); ona – smukła, ślicznie zbudowana, o twarzy greckiego posągu, ale żywej, zalotnej, a

śmiejącej się całym urokiem białych ząbków, koralowych ust i zmrużonych, sfinksowych

oczu.(...)”145

Jak widać jest to chłodne, odpychające piękno. Wspomnieć by tu wypadało piękno Alicji

Faustanger, która sama była świadoma swej urody i zachwycała się nią.

„Obejrzała się na piękną panią, rozbierającą się przed zwierciadłem i uśmiechającą się do

siebie samej z lubością zupełnego zadowolenia.

Była bardzo piękna i ślicznie zbudowana, wyglądała na dziewczynę dwudziestoletnią, a

miała lat trzydzieści i od dwóch lat rozwiedziona była z mężem.”146

To jej piękno widoczne było nawet na portrecie.

„Wstała dość opieszale i zrzuciła zasłonę ze stalug. Ukazał się na pół podmalowany

portret bardzo pięknej kobiety w stroju balowym. Cała w bieli stała wyzywająca, chłodna, na tle

wschodniej makaty.”147

W takiej urodzie jest też coś nieprzyjemnego, odpychającego.

„Ta sama była, smukła, zgrabna, o rękach drobnych i toczonych kształtach, o wielkich

gorących oczach, ten sam głos dźwięczny i ruchy eleganckie, żywe, srebrny śmiech nerwowy, ta

sama... jego Pepi!”148

Dziwne było to, że mężczyźni mimo wszystko potrafili zachwycać się

powierzchownością tych kobiet.

144 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 58 145 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 5 146 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 9 147 Tamże, s. 8-9 148 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 144

47

„Józef wpatrywał się w nią, jakby raz pierwszy oglądał. Jakaś gorącość wiała od niej,

jakiś czar, i dziwił się, że dotąd nie widział, jakie jej usta były purpurowe i wilgotne, jakie zawrotne

głębie leżały w źrenicach ciemnych, jak nerwowo rozdymały się nozdrza.”149

Skandalistka Kolejnym omawianym przeze mnie typem kobiet są skandalistki. Są to dość nietypowe

kobiety, które zachowywały się wbrew przyjętym ówcześnie normom. Ich zachowanie się można

określić jako nieprzystojne, zuchwałe, albo wręcz wyzywające. Każda nowość była przyjmowana

jako coś niestosownego. Już sam wygląd takich pań (panien) doprowadzał do zawału.

„ – To, to ma być kobieta? No, może się familia uspokoić. A to czupiradło, feministka,

salutystka czy coś równie ohydnego!(...) A toć ta kobieta uderzająco do pana podobna, nawet pozę

macie jednakową, nadzwyczaj dla kobiety wdzięczną. Siedzieć na ziemi i rękoma objąć kolana...

Pyszne!(...) ”150

Za skandalistkę była uważana Zośka, ponieważ nie zachowywała się tak, jak sobie tego

życzyła rodzina, a odsunęła się od nich i prawie zerwała stosunki ze światem. Powszechnie

okrzyknięto to skandalem, bo w tamtych czasach rzecz nie do pomyślenia. Niektórzy byli pewni, że

„ona się zlęknie opinii publicznej i zerwania z rodziną.”151

Jednak Zośka broniła się, postawiła na swoim i postanowiła nie schodzić z raz obranej

drogi, bo i po co?

„ – A kiedyż to ja wuju nie byłam sama, kiedyż to doświadczyłam sympatii, opieki i serca

rodziny? Przed siedmiu laty Lucjan i Karol gonili za mną aż do Paryża i jak zbiegłą kryminalistkę

odwieźli do domu z rozkazu ojca. Nie chciałam wtedy działu ziemi ni działu w majątku, chciałam

tylko człowieczej wolności, do tej chwili miałabym fach i stanowisko – i nie wzięłabym nic z

Woronnego. Tamto nazywano piętnem hańby, wstydem, skandalem, nie pozwolono mi iść wybraną

drogą, złamano mnie, małoletnią przemocą rodziny. Musiałam się poddać, wybrać inną drogę, inny

cel. Po siedmiu latach, gdy żądam tego, co mi się z prawa należy, znowu ma to być piętnem hańby,

wstydem, skandalem. No, ale tym razem ani małoletnia, ani władzy rodziny już nad sobą nie

uznaję; gdy ojciec umarł, już się żadnym groźbom nie poddam. Chodzi wam o to, bym została

zerem, rezydentką u brata, może mnie kto raczy za żonę wziąć – albo przy Bronce w warszawie

mam osiąść i żyć procentem od owych dziesięciu tysięcy, rzuconych mi wspaniałomyślnie przez

149 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 58 150 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 165 151 Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957, s. 12

48

Karola, lub umierać z głodu, gdy mi ich nie przyśle. No, nie, wuju, wobec takiej perspektywy

zostanę sama, ale na gruncie, wrosnę w ziemię i dział dać mi muszą, choć nie chcą. Oni walczą o

dobrobyt, ja tylko o byt będę, ale nie ustąpię i nie zastraszycie mnie już teraz skandalem.”152

Wiedziała co mówią o niej inni, mimo iż obmawiano ją najczęściej za oczami.

„ – To określenie wiecznie mi towarzyszy w życiu. Tyś użył raz pierwszy, ale słyszę od

dawna, ze wszech stron. Gdym wyrwała się do Paryża na studia, powiedzieli: To coś niesłychanego;

gdym odmówiła Owerle, gdym zachciała Czaharów, gdym tu osiadła i nie szukała ludzi, gdym

oswoiła Kasjana – wszystko nazywają czymś niesłychanym.(...) Wszystko to niesłychane dla mnie

jest bardzo prostym, tak jak przyszłam do wniosku, że co w moim życiu uważam za klęskę na razie,

wszystko mi korzyść przyniosło, wszystko mnie wiodło w górę, uczyło myśleć, dojrzewać, czyniło

człowiekiem. Jeden triumf byłby moim kresem może, opór, trudności dały hart i spokój.”153

Dobrze ją określił jej brat Wacław, że „Zośka zaś jest z tych, których naturą jest płynąć

przeciw fali. Ona przywykła być samą i woli zostać sama, niż płynąć z prądem. Dobrze jej w

Czaharach – jest szczęśliwa.”154

Stasię Ozierską w czarnych barwach narysowała sama matka, bo jej najmłodsza córka

zachowywała się inaczej niż panny w jej wieku.

„Najmłodsza, podlotek, zapowiadała się jeszcze gorzej. Samowolna, nieokiełzana natura,

głowa szalona, przy tym niesłychanie zdolna i ambitna, wypowiadała posłuszeństwo wszelkim

prawom, zwyczajom, formom; trwała w nieustannym buncie z rodziną i społecznym porządkiem.

Ona to z Kaziem uciekała do Ameryki, a potem rzuciła się do nauk, czytając najskrajniejsze dzieła,

wygłaszając zasady rewolucyjne, emancypując się spod władzy rodzicielskiej, wypowiadając wojnę

całemu ustrojowi świata.”155

Matkę swoimi wybrykami doprowadzała do zawałów i nerwowych rozstrojów i w takich

wypadkach pisała ona do pani Taidy, a „listy Ozierskiej pełne były rozpaczy i troski, żyła w ciągłej

trwodze o skandal, ucieczkę, jawną kompromitację. Włodzio, gdy przyjeżdżał na wakacje,

opowiadał tysiące awantur <wariatki Stasi>.” 156

Miała jednak częściowo rację, bo, jak się mówi, świat należy do odważnych, a ona swa

odwagą zdobywała nieprzyjazny kobietom świat, który dla mężczyzn stał otworem.

152 Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957, s. 16 153 Tamże, s. 166 154 Tamże, s. 191 155 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 12 156 Tamże, s. 12

49

„ – Słów mi nikt nie hamuje, a czyn każdy muszę zdobywać. Mam lat siedemnaście i kończę

gimnazjum. Pani synowie tyleż uczynili z pomocą i zachętą całego świata, co ja z buntem,

przeszkodami i oporem. I jeśli kto kogo się radzi w matematyce, to nie ja ich.”157

Na pani Taidzie Stasia zrobiła dobre wrażenie. Przynajmniej nie wydała się jej

koczkodanem jakim namalowała ją pani Ozierska. Po ich wyjeździe pani Taida tak zapisała w

swoim zeszycie:

„Wyjechała dzisiaj Walerka Ozierska z córką. Byłam bardzo do dziewczyny uprzedzoną i

teraz nie wątpię, że będą mieli z nią dużo biedy, ale nie tyle z jej winy, co z winy ich systemu. To

darmo – z dziewczyny tej nie zrobią salonowego sprzętu ani wychowają potulnej panienki <do

wydania>, ale mam nadzieję, że hańby też nie przyniesie. Jest bardzo zuchwała i harda, nie da się

sponiewierać, jest bardzo ambitna, więc nie powinna upaść.”158

Stasia, jak się można było spodziewać, postawiła na swoim i wytrwała w swym

postanowieniu, chociaż sama przyznawała, że nie przyszło jej to łatwo.

„ – Pani się pyta! Pani, która przez całe życie od celu swego nie odstąpiła na krok, nie

zawahała się na sekundę. Ja także na swoim postawię.

Znowu gorycz wróciła na jej twarz i dodała:

- Ciężko, mozolnie, gorzko ale bodaj najgorsze to ten wstręt i obrzydzenie, które w sobie

mam do ludzi i uczuć. Przechodzimy, my kobiety, tam piekło - nie zostaje nam nic niewiadomego,

nic nieznanego, nic świętego! Są takie, które uciekają, niezdolne wytrzymać, są inne, które się z

tym oswajają, nawet gustują. Ja wytrzymałam, tylko z niczym nie porównać ohydy mej i

pogardy.”159

Inna sprawa, że znosiła za granicą biedę i głód. Ale do tego nie przyznawała się już nikomu,

bo byłoby to wbrew jej poglądom, które mogły podupaść. Zmieniła się też bardzo, nie wyrzekła się

jednak swych ambicji, tylko tak bardzo już ich nie eksponowała. Była tak, że o niej nie myślano,

ani postrzegano ją jak kobietę. Przyznaje się do tego nawet Kazio, któremu zawsze była tylko

przyjacielem.

„ – Aleś Stasię Ozierską wynalazł.

- To nie było trudno. Ona tam się uczy.

- Cóż to – może to ta jest w twoim guście?

Kazio popatrzył na matkę z wyrazem zupełnie szczerego zdziwienia. Można było ręczyć, że

sam sobie nawet tego pytania nigdy nie zadawał.

157 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 15 158 Tamże , s. 19 159 Tamże, s. 45

50

- Albo ja wiem. Nigdy o niej jak o kobiecie nie myślałem! – odparł. – Ona tak do innych

niepodobna.”160

Ludziom, którzy uważali się za normalnych, była pierwszorzędnym eksponatem

dziwolągów, którym jednak nikt nie chciał się zachwycać, ani tym bardziej naśladować.

„ – No chyba, że taki dziwoląg nie ma wielu podobnych – szczęściem! W normalnych

warunkach dla takiej nie ma miejsca! Chodźmy obejrzeć tę karą klacz!”161

Ciekawe tylko jakie warunki były normalne. I czy aby na pewno tacy ludzie żyli w

„normalnych” warunkach. A dla Stasi bywały nawet momenty, kiedy z powodu jej postawy, albo

niezrozumienia innych ludzi, zostawała sama zdana na łaskę lub niełaskę losu. Tylko dlatego, że

była inną, ludzie woleli nie przebywać w jej towarzystwie, tak jakby można się było od niej zarazić.

„ – (...) Wiesz, Stasia bardzo porządnie się sprawia. Ani słówka narzekania, chociaż

niesłodko jej z chorą, no i rok stracony. Szkoda tylko, że ona tak do ludzi niepodobna, bywałbym

częściej. Miałaby towarzystwo i opiekę, ale cóż, kiedy ona jest dziwoląg i ja się z nią nie mogę

porozumieć.”162

Tylko ciekawe czy sama Stasia potrzebowała towarzystwa takich anomalii. A oprócz tego,

kto mógłby wytrzymać z osobą, która przeczy sama sobie. Trzeba się zdecydować, czy ktoś jest

„porządny”, czy „do ludzi niepodobny”, bo to jakoś jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

Zauważono też, że nie jest tak żywa jak przedtem, stała się też małomówna. Jej matka nie

widziała w tym nic złego, wręcz przeciwnie, uważała, że odmienne niż dotąd życie zrobi dobrze

Stasi.

„ – Prawda – podchwyciła Ozierska. – Ona jest tak ciągle rozdrażniona i szorstka. To

korzyść z tylu lat swobody studenckiej i obcowania z Bóg wie kim. Ona już nie potrafi zadać sobie

najmniejszego przymusu.”163

A inni ludzie nie potrafili zadać sobie przymusu zrozumieć ją. Bo przecież gdyby zadawała

się z byle kim, to pewnie nie wróciłaby do domu i nie siedziałaby dniami przy chorej matce. Oprócz

tego żaden normalny, ambitny człowiek nie mógłby tak szybko pochować swych marzeń, którym

poświęcił tyle lat, a z których musi zrezygnować przy finiszu. Można by go przyrównać do

maratończyka, któremu przed metą łamią nogi, chociaż do końca biegu zostało mu zaledwie kilka

metrów. A pani Ozierska była starą schorowaną egoistką, która więcej myślała o własnych

wygodach niż o córce. Podzielam tu zdanie pani Taidy, że mając dziecko trzeba poświęcić się dla

jego szczęścia, nie zniewalać, bo za to na pewno nie będzie wdzięczne i w przyszłości zostaną mu 160 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 67 161 Tamże, s. 68 162 Tamże, s. 88 163 Tamże, s. 101

51

głębokie urazy. Stan duchowy, w którym była w tym czasie Stasia był w opłakany, bo zaczęła

zaniedbywać się, miewała nie najlepszy humor.

„Coraz duszniej i skwarniej czyniło się w murach miejskich. Stasi zdawało się, że jest

uwięziona pod ołowianym dachem, przygnębiona była, znękana, pełna rozpaczy. Nerwy jej poczęły

się rozstrajać, straciła sen i apetyt, po nocach płakała czasem, w dzień snuła się apatycznie, tyle

tylko mając mocy, by przed matką goryczy swej nie zdradzić.”164

Nie rozumiem tylko jednego, przecież pani Ozierska, jako matka, musiała zauważyć, że coś

z jej córką jest nie tak. Ale dlaczego nie spytała sama ją o to.

„Ozierska egoizmem, właściwym chorym, utrudniała jej jeszcze życie. Narzekała na jej

małomówność, na nudę w domu, wypominała roztargnienie, jej zaniedbanie tualety, jej

nietowarzyskość. Żeby miała przy sobie inną młodą panienkę, nie takiego cudaka, to by i ludzie

więcej bywali, i w domu byłoby gwarniej i weselej.

Podobne uwagi słyszała Stasia co dzień wraz z tęsknotą do tamtych córek, które, że dalekie,

były dla Ozierskiej ideałem.”165

Mimo iż napadana milczała, to jednak „Stasi nieraz przychodziły na usta ostre słowa, ale

spojrzawszy na bezwładne nogi matki, milczała, tylko obowiązek nie osłodzony uznaniem, dobrym

słowem poczynała ją przygniatać, tracić cechę bohaterstwa; ciężył i dolegał.”166

A Stasia chciała nawet rzucić to brzemię ze swych barków, była jednak zbyt harda i

zatwardziała w swym uporze, żeby chociażby słówkiem wspomnieć, że taka monotonność jest

ponad jej siły.

„Parę razy miała Stasia pokusę napisać do sióstr, by przyjechały wyręczyć ją na czas jakiś,

ale odrzucała zamiar przez dumę i zaciętość. Wolała zginąć, zmarnieć, niż prosić o pomoc.”167

A przecież potrzebowała odpoczynku, trochę rozrywki, której nie mogła zapewnić dla niej

matka, przy której Stasia tępiała. Nie mając też warunków do nauki „czuła tylko z rozpaczą, że w

niej zamiera siła i energia, wiara w siebie, nawet pamięć nauki. Rzucała się niekiedy do swych

notatek i książek i ręce jej opadały – po co? Wszystko się przecie skończyło, nie było już przed nią

kariery i triumfu.”168

Nie chce się nawet wierzyć, że to była ta sama osoba, która jeszcze niedawno udowadniała,

że nie ma zamiaru poświęcić tylu lat nauki na życie domowe. Zdarzały się chwile, w których Stasia

najchętniej milczałaby. Jednak i na to znalazła sposób.

164 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 100 165 Tamże, s. 100-101 166 Tamże, s. 101 167 Tamże, s. 100 168 Tamże, s.100

52

„Od kwartału zajęły mieszkanie na dole, kupiła fotel na kółkach i co dzień rano woziła

matkę do Saskiego Ogrodu. Przepędzały tam godzin parę, czytywała jej głośno, byle nie

rozmawiać, bo o czymże by mówić mogła, żeby nie zdradzić swego udręczenia. Ale dnie były

długie, ciężkie do przebycia z chorą, która wymagała, była się nią ciągle zajmować, grymasiła o

wszystko, zasypiała późno.”169

Ale im Stasia stawała się starszą, tym bardziej cichły w niej dawne zapały, przynajmniej

wobec świata nauczyła się milczeć. Skończyła naukę, zaczęła pracować w zawodzie. I po latach

potrafiła wyznać pani Taidzie, że to tylko dzięki jej wierze i wsparciu potrafiła dokonać tego

wszystkiego.

Nie mniej narwaną była Henia Dobrzyńska. Tylko dla sławy postanowiła wyjść za mąż, nie

obchodziło ją nawet to, kim będzie przyszły mąż.

„Nucąc wybiegła. Dziecko to, przez nikogo nie kierowane, gotowe było dla farsy wziąć imię

i nazwisko zbiegłego kryminalisty czy wytrawnego złodzieja. W tej cygańskiej głowie myśli były

też dzikim, koczowniczym stadem.”170

Umiała też marzyć, miała o czym. Czasami wręcz wpadała w ekstazę.

„Gdy się uwolniła od gderania starego i, zamknąwszy się w swoim pokoju, pozwoliła stadu

temu hulać, małżeństwo znikło juz zupełnie z pamięci. Myślała o swym głosie, o teatralnej sławie,

o gazeciarskich pochwałach, może o roju kochanków, żebrzących uśmiechu lub spojrzenia

primadonny. Ranek ją zastał na wpół leżącą na kanapie, z odrzuconą na poręcz główką, z

przymkniętymi oczyma, rozegzaltowaną owymi widzeniami przyszłości.”171

Nawet kiedy zdobyła sławę nie pozbyła się ostatecznie dziecinnej swawoli, mimo to innych

postrzegała trochę z góry, nawet swego męża, który przyjechał prosić o rozwód i kiedy „spojrzał na

nią. Wyzywała go wzrokiem i postawą zuchwałego lekceważenia i ironii.

Szatan! Pomyślał odwracając oczy ze wstrętem prawie.”172

Lubiła być ubóstwiana. I nic chyba nie było w tym dziwnego, bo przyzwyczajono ją do

tego.

„Henia nie przypuszczała, żeby można było czegoś innego żądać od niej. Była roztargniona

przez wieczór cały i dzień następny, jakaś niespokojna, zamyślona chwilami, to znów nienaturalnie

wesoła. Zapomniała zupełnie o figlach i swawoli, śpiewała dziwnie niedbale, wyglądała czegoś

niecierpliwie.”173

169 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 100 170 Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, Wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s. 14 171 Tamże, s. 14 172 Tamże, s. 63 173 Tamże, s. 62

53

Lubiła dokuczyć innym. Bawiła się przy tym przednio. Jednak jej żarty nie bawiły jakoś

innych ludzi.

„ – Nie znalem dotąd pani! – ozwał się ponuro. – Miałem za roztrzepane, ale dobre dziecko,

za istotę ze słodkim sercem i łagodną, wesołą duszą. Jest pani złą, upartą, kapryśną, pustą i upartą.

Dotąd była mi pani obojętna, teraz nienawidzę jej za szatańską złośliwość.”174

Do tego samego towarzystwa można by też przypiąć Ritę Różycką. Bardzo przypomina

Stasię, bo tak samo nie ustaje na jednym miejscu. Była jednak bardziej od Stasi zdyscyplinowana,

spokojniejsza. Może dlatego, że nie musiała tak drastycznie jak ona wywalczać sobie wolności.

„Ogromna lipa w ogrodzie Rogalskim nosiła od dawna nazwę lipy panienki.

Tam zawsze, skoro zaszczyciła Rogale swoją obecnością, rozwieszała hamak, znosiła

książki, rozpinała wielki parasol biały i spędzała większą część upalnych dnia.

Rita Różycka pędziła żywot swobodny, barwny i pracowity.

Zimę zajmowały studia jakie we Francji lub Szwajcarii, wiosnę wycieczki na południe, lato

sprowadzało ją do kraju, gdzie wypoczywała, aby z jesienią uciec znowu do pracy.”175

Stryj, mimo iż bardzo kochał Ritę, był dla niej niemiłosierny w krytykowaniu. Dziewczyna

była według niego wyrzutkiem, od którego trzeba było trzymać się z daleka, bo od kogoś takiego

nie można oczekiwać niczego dobrego.

„ – To jest moje osobiste zapatrywanie, samolubne i ciasne, bo zresztą pomimo, że cię

kocham, Rito, wyznać muszę, iż taki typ jak twój jest nienormalny; zdrowe organizmy społeczne

nie powinny wydawać podobnych. Ty jesteś okazem choroby, wyczerpania, nieprawidłowego

tworzenia czegoś nowego na świecie. Warunki, które cię taką ukształtowały, to ferment wielu

stuleci! I dlatego, pomimo wszystkich szczęśliwych warunków i ty szczęśliwa być nie możesz.

Teorie nowe trzeba na starej praktyce szczepić; oderwane, same niczym nie będą. Będziesz to czuła

zawsze rozdźwiękiem w sobie.”176

A oprócz tego „jej poglądy były śmiałe, oryginalne, punkt widzenia często odrębny od

wytartego szablonu.”177

Jednak były i takie osoby, nawet wśród starych panien, które starały się ją zrozumieć.

„Owszem, ale nie sądźmy wedle starego porządku. My dwie zostałyśmy starymi pannami; ja

dlatego, że mnie nikt nie wziął, ty, bo nie mogłaś na jednego zdecydować się. Okoliczności nami

kierowały. Dzisiaj są panny, które nie idą za mąż, bo nie chcą. Rita zdaje mi się taką.”178

174 Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, Wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s. 64 175 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 142. 176 Tamże, s. 154 177 Tamże, s.166 178 Tamże, s. 199

54

Lecz takie poglądy wnet zagłuszali pesymiści, którzy nawet nie starali się podjąć tego trudu,

bo w ich czasach bywało inaczej, a tuz obok były panny, które żyły „jak się należy”. Szczególnie

przesadzał jej wuj.

„ – Chciałbym bardzo zobaczyć się z panną Ritą. Panna Werbiczówna jednakże nie ma ani

jej szerokiego poglądu, ani wybitnego rozumu.

- Et, brednie! – odparł Różycki. – Rita miałaby mnóstwo nauki u panny Zofii, żeby nie

wyobrażenie o swoim rozumie. Jurek, zawracajże do Jagodzina!”179

Rita była jednak mądrą osobą. Tego nie można było jej wymówić. Ciekawiła się wieloma

rzeczami, znała języki.

„Gdy spór wynikł, zwykle sądziła Rita, cytując różnymi językami stosowne statuty

krokietowe. Imponowała erudycją.”180

Odmiennym typem była Ramszycowa. Już choćby z tego powodu, że była osobą zamężną, a

przy tym była pełna sprzeczności.

„ – To jest milionerka, Angielka, żona Ramszyca, tego od cukru, (...).

Kobieta, na której określenie trzeba samych superlatywów, jest najbrzydszą i najelegantszą,

jest najśmielszą i najswobodniejszą i najnieskalańszej opinii i życia. Jest złośliwa jak chochlik, a nie

obmówi nikogo, jest najskąpszą w domu, a najwspanialszą w potrzebach ludzkości. Zresztą jest osią

i trybem wszystkich dobroczynnych i miłosiernych zakładów i temu tylko oddana.”181

Nie była lubianą osobą. Najbardziej ulubionym zajęciem tak zwanej „śmietanki” było jej

obgadywanie, bo nie zachowywała się jak inne panie z towarzystwa. Ale mimo to potrafiła

wzbudzić sympatię.

„Kazia spojrzała. Młoda to była kobieta, śniada, nieładna, bardzo elegancka. (...)

Rozmawiała z redaktorem bardzo żywo, polecała mu coś, tłumaczyła, twarz jej drgała

życiem i inteligencją, trochę nawet zuchwalstwem.”182

Kazia wprost straciła dla niej głowę. Część dnia była zajęta u niej pracą charytatywną, do

której Ramszycowa sama sumiennie przykładała się i dlatego potrafiła zarazić tym innych.

„Nazajutrz stary Sanicki, przyszedłszy na obiad, zastał Kazię rozpromienioną. Układała

kwiaty na stole i poczęła mu opowiadać wesoło:

179 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 181 180 Tamże, s. 193 181 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Wydawnictwo Graffiti, Kraków 1991, s. 69 182 Tamże, s. 70

55

- Będzie miał ojciec teraz spokój ze mną. Znalazłam zajęcie. Ach, jaka ona sympatyczna, ta

Ramszycowa, co za energia i siła! Nie będę próżnowała! Jakie szczęście! Od jedenastej do trzeciej

co dzień będziemy pracowały!”183

I ostatnia, ale za to najbardziej ekscentryczna – panna Lawinia. Już od pierwszych stronic

widać, że wyróżniała się ona ze swojej rodziny zachowaniem się i ubiorem i zupełnie do niej nie

pasowała. Była inna niż pozostałe kobiety. Była starą panną, stała się zgryźliwa, miała cięty język.

„ – Kogo profesor chce mieć w powiększeniu? – zawołała z góry kobieta już niemłoda,

ubrana bardzo ekscentrycznie, a gadająca bez przerwy z młodym, bardzo wysokim i cienkim

mężczyzną o twarzy psotnej małpy czy złośliwego satyra.” „Nawet kiedy inne panie zachowywały się w pokoju wprost nieruchomo „dama w cudacznej

sukni, wbrew etykiecie, chodziła po sali podśpiewując pod nosem.”184

Mimo swego nagannego zachowania się była jedyną osoba, która w tym zmumifikowanym

światku zachowała pozory życia, chociaż musiała być przy tym odpychająca, bo „dama

ekscentryczna robiła wrażenie burczącej frygi, puszczonej dłonią złośliwego chochlika na

posadzkę kościoła; (...).”185

Nie istniały przy tym dla niej żadne tematy tabu.

„Księżniczka ciotka podziwiała z najzimniejszą krwią najmniej odzianą grupę nimf na

ścianie.”186

Jak widać Rodziewiczówna używała na określenie księżniczki Lawinii wielu epitetów,

które jednak nie muszą nastawiać czytelnika wobec niej negatywnie. Jak już powiedziałam była to

jedyna osoba, która w skostniałym światku wyższych sfer nie udawała, a zachowała swą

żywotność, nawet idąc przeciw rodzinie i panującym wtedy obyczajom. Sprawiała wrażenie, jakby

nie wiedziała czym jest niestosowne zachowanie się. Nie bała się też do tego przyznawać się,

mówiła wszystko wprost, jak to widziała, albo myślała.

„ – Nie żenuj się. Mama nie widzi, a ja - wiesz, tyle dbam o wasze ceremonie, co o stary

pantofel.”187

Zachowywała się niestosownie nie tylko z powodu pochodzenia, ale i wieku. Czasami chyba

wyobrażała sobie, że ciągle jest podlotkiem.

„Blisko tej pary jak psotny chochlik uwijała się księżniczka Lawinija.

183 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Wydawnictwo Graffiti, Kraków 1991, s. 82 184 Tamże, s. 14 185 Tamże, s. 14 186 Tamże, s. 17 187 Tamże, s. 22

56

Ta, niepomna lat i powagi, wybrała sobie najswawolniejszego wierzchowca, harcowała

wpadając między pary, mieszając się do rozmów, drażniąc ludzi i konie.

(...)

Dokuczanie było żywiołem księżniczki Lawinii, bawiły ją złe spojrzenia Maszkowskiego i

mars na czole pięknej pani, a gniewał niesłychanie spokój siostrzeńca.”188

Nie będąc zamężną przyciągały ją męskie mieszkania, w których czuła się jak ryba w

wodzie.

„Panna Lawinia poczęła szperać po gabinecie. Rzucała wszystko na biurku, obejrzała

książki, fotografie, ciekawymi oczyma wierciła koperty listy, pootwierała szufladki.

To gospodarowanie w męskim mieszkaniu sprawiało jej niesłychaną przyjemność. Była jak

aktor wycofany ze sceny, dla którego każdy teatr jest źródłem tysiącznych wspomnień.”189

Czasami swym zachowaniem się przypominała wiejskie baby.

„Panna Lawinia, ukryta w gęstwinie, oddawała się swej ulubionej czynności –

podsłuchiwaniu.”190

Powój

Teraz chciałabym omówić dość nietypowy typ kobiety: powój. Jest to kobieta, która nie ma

własnego zdania ani woli. Szuka oparcia w innych ludziach, najczęściej w małżonku. Jeżeli ma

dzieci, to najchętniej rozstaje się z nimi jak najpóźniej. Taką była właśnie jedna z bohaterek

Barbary Tryźnianki.

„(...) pani Julia , ubóstwiała męża, kochała nad życie dzieci, była wzorem moralności, zasad

matrony i obywatelki i stróżem tradycji domu. Nazywała siebie i była panią Feliksową, rzeczą,

własnością, echem i cieniem męża. Nie miała własnej woli, ani nawet myśli – nie zdecydowała się

ani postanowiła niczego samorzutnie i nie troszczyła się nigdy ani o pieniądze, ani o interesa.

Zawsze, ciągle i bezustannie czegoś się lękała i nad czymś płakała i w najmierniejszej sprawie bez

kierunku była bezradna jak małe dziecko. Dzieciom od niemowlęctwa ustępowała i dogadzała w

każdej zachciance i fantazji, i tylko w jednym była stanowczą: żeby jak najdłużej, jak najdłużej, jak

najwięcej mieć przy sobie, aby je pieścić, stroić, karmić, poić, bawić i ochraniać,(...).”191

188 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 51 189 Tamże, s. 156 190 Tamże, s. 72 191 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17

57

Szczególnie jej miłość skupiła się na najmłodszej córce, bo mając już siedemnaście lat „ta

jeszcze miała nauczycielkę, bo pani Feliksowa zbyt kochała córkę, żeby ją oddać z domu do szkoły,

i edukacją kierowała sama.”192

I nawet „bez Deniski pani Feliksowa nie umiałaby spędzić dnia.”193 Deniska była na pół

służącą na pół towarzyszką pani Julii.

Ale już po przeniesieniu się do miasta „pani Feliksowa miała bezustanne zajęcie z

urządzaniem mieszkania, ubieraniem Terki i pilnowaniem diety i regime’u męża.”194 Nie było to

właściwie żadnym zajęciem, ani tym bardziej pracą. Jednak osobie, która całe życie nic nie robiła

nawet to musiało sprawiać wysiłek. Tak, jak to określił jej syn Tomek:

„Albo stara – i ta mu cnotą albo pracą głowę zawraca. Pewnie! Była bogatą panną, wyszła

za mąż – i co więcej robiła? Przyjmowała gości, lub jeździła w gościnę. Służby w domu ma pełno,

ciągle tylko innych sądzi i potępia, a tyle wie o życiu, co ostryga.”195

Matka Polka

Tego typu kobiet tez jest zaledwie kilka. Są to za to bardzo charakterystyczne postacie.

Jedną z typu matek-polek jest Barbara Barcikowska, która „przywykła, że co roku dawała

życie drobinie wątłej, która zamierała bardzo rychło, nic nie dawszy matce prócz bólu i łez.”196

Z wszystkich dzieci została dla niej trójka, których kochała nad życie. Były jej największą

radością, a jednocześnie największym zmartwieniem i „świekra siwiała nad rachunkami, ona nad

dziećmi.”197 Do swych obowiązków podchodziła poważnie, wiedziała co należy do niej jako do

matki. A że był to czas popowstaniowy, tym bardziej czuła obowiązek, jakim było nauczanie dzieci

nauczanie dzieci historii, szacunku do tradycji.

„ – (...) Zresztą jeśli ja go nie nauczę przeszłości – kto go nauczy, kim jest, co ma

przechować, przy czym trwać. To mój obowiązek – matki!”198

Bolało ją rozstanie z dziećmi, szczególnie silnie to odczuwała, kiedy do szkół wyjechali

dwaj starsi synowie. Czuła się wtedy bodaj gorzej niż wtedy, gdy umierały noworodki.

„Tej nocy pani Barbara wcale nie spała. Widziała wciąż dwa puste łóżeczka chłopców jak

dwa gniazdka, z których ptaszęta wyfrunęły tak wcześnie, takie małe i słabe, i czuła się teraz

192 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17 193 Tamże, s. 18 194 Tamże, s. 101 195 Tamże, s. 6 196 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 7 197 Tamże, s. 8 198 Tamże , s. 30

58

zupełną sierotą.”199 Były to przecież jedyne istoty, które tak naprawdę kochała i którym była

oddana. Kiedy już dzieci dorosły pani Barbara żyła wspomnieniami ich dzieciństwa o czym mówiła

sama.

„ – Starość! Cóż znowu. A babka młodziej od mamy wygląda.

- Naturę ma inną, organizm tęższy. Ja zawsze takie skrzypiące koło byłam. Ale to nic!

Wiesz, ręczę, że gdybym stąd wyjechała, to bym się zatęskniła i zagryzła. Ja tu wrosłam jak drzewo

– korzeniami. Trzydzieści lat przeżyłam w tym domu, w tym pokoju przemieszkałam. To niemała

rzecz – życie! (...) Ja bym i dnia nie przeżyła spokojnie bez tych kątów i pamiątek. Dobrze mi tu o

zmroku dumać, was widzieć w łóżeczkach i dzień po dniu nizać wspomnienia dawne! Wam się

zdaje, że mi smutno i nudno życie zeszło. Ja za nie Bogu dziękuję, bom dla was i wami żyłam i ile

mocy, pełniła obowiązek! Teraz wypoczywam, mało już wam potrzeba, ot, tylko, by was kochać i

modlić się za was! Cała moja robota!”200

Nie bała się być śmieszną, ale i nie narzucała się nikomu. Nie starała się też, jak to czasami

robią zbyt samolubne lub histeryczne matki, zatrzymać przy sobie jak najdłużej dzieci.

Może się ktoś ze mną nie zgodzi, ale do tego typu zakwalifikowałam również Agnieszkę z

Złotej doli. Miała ona charakterystyczne cechy matki-polki.

„Mularzowa słuchała nie przerywając. Kobieta to była uczciwa, surowa dla siebie i innych.

Cnotę uważała za obowiązek, obowiązek za jedyne dobro i zadanie. Więc człowiek ten, który

żadnego obowiązku nie uszanował, żadnej cnoty nie posiadł, wstrętnym jej był.”201

Musiała też być osobowością, skoro potrafiła wpłynąć na syna i stać się dla niego wzorem.

„Zawrócił do brzegu, a blady obraz staruszki rósł w nadziemską postać, dostawał skrzydeł,

światłość nad głową i wołał go do obowiązku, do życia.”202

Bo przecież nawet inni nazywali ją matką, a to już nie jest byle czym.

„ – Została matka, Agnieszka mularzowa. Pilnuje pustki, koszule szyje kawalerom, bieliznę

pierze... na mogiłki w świątki chodzi. Nikogo więcej.”203

Rodziewiczówna naukę historii i poszanowanie tradycji uważała za najważniejszą lekcję,

jaką musi dać matka dziecku. I matki, które w podobnym stylu wychowywały swe dzieci były dla

niej ideałem.

199 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 51 200 Tamże, s. 91-92 201 Maria Rodziewiczówna Złota dola [w:] Czarny chleb, b.m., b.r., s. 28 202 Tamże, s. 84 203 Tamże, s. 25

59

„Tak chowały, tego uczyły matki dzieci w kraju, który Europa wymazała ze swej karty,

który największe potęgi przeznaczały na wyniszczenie i dla którego największy rozum ludzki nie

widział nadziei powstania.

Ale matki miały swój kodeks i swoją politykę, której największą potęgą i instancją był Bóg i

rządziły po swojemu, nie troszcząc się o kongresy, ludem swoim, malutkim a mnogim.”204

Przykładem wyrodnej matki i przeciwieństwem matek-polek była Sasza Barcikowska, której

uroda była ważniejsza od dziecka.

„Pani Saszeńka nie karmiła syna. Pełagieja Fokowna już naprzód zamówiła i sprowadziła

mamkę z tulskiej guberni, zdrową chłopkę z zadartym nosem i skośnymi oczami, Marfę

Jakimownę, która ustrojona w kokosznik i sarafan narodowy, objęła pieczę nad dzieckiem i od razu

nadała całemu domowi charakter czysto rosyjski. Z powodu mamki zaczęła i Saszeńka więcej się

po rosyjsku odzywać, gdy zwykle dotąd nie mówiono inaczej jak po francusku.”205

Nie była też dziecku czuła, tylko „parę razy na dzień przynoszono jej dziecko, które dość

obojętnie całowała.”206

A już najgorsze było chyba to, że nienawidziła swoje dzieci.

„ – Ależ Saszeńka, przecież ty się nimi nie turbowałaś nigdy.

- Ale dokuczyły mi dosyć. Nie turbowałam się i turbować nie myślę. Wiesz, że nie cierpię

bachorów. Nie jestem stworzona na samicę!”207

Zamiast tego, żeby hodować potomstwo wolała wałęsać się z kochankami.

Matrona Kolejnym typem kobiety, który chciałabym opisać jest matrona. Chyba sprawiedliwym

będzie, jeżeli ten typ umieszczę tuż po matce-polce, jako że oba te typy są ściśle ze sobą kojarzone.

Jak wspominała w Micie Kresów... Ewa Tierling-Śledź matroną jest najczęściej wdowa,

matka, albo babka. Takie właśnie matrony są w twórczości Rodziewiczówny. Nie zgadzam się

jednak z nią, że „matrona polska jest surowa, ale właśnie pracowita”208 i że „(...) stoi na straży

obyczaju, wartości, narodowego sacrum.”209 Zgadzam się jednak z faktem, że te, które pracowały

wykonywały też męską pracę. Mężczyzn w tym czasie na gwałt brakowało w gospodarstwach i

204 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 33 205 Tamże, s. 110 206 Tamże, s. 115 207 Tamże, s. 133 208 Ewa Tierling-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418, Szczecin 2002, s. 131 209 Tamże, s. 131

60

dworkach, a przecież ktoś musiał wykonywać ich prace. Nie każda też matrona kochana jest przez

dzieci, bo nie każda się o nie troszczy.

Skoro ostatni typ skończyłam omawiać na Barcikowskich, to od nich teraz zacznę.

Matroną w tym utworze jest pani Anna Barcikowska. Była kobietą silną, stanowczą, wręcz

władczą.

„Matkę uczynił dożywotnią właścicielką fortuny, pod jej opiekę oddał żonę i dzieci. Pani

Anna miała w owe czasy lat pięćdziesiąt kilka, siły wielkie, włos ledwie szronem przypruszony,

zdrowie żelazne. Ból zniosła w milczeniu i zaraz po pogrzebie syna, w silne, wprawne ręce wzięła

zarząd domu, interesów i majątku.”210

Wnuki kochała, mimo iż swoją miłość wyrażała w dość dziwny sposób. Przeżyła śmierć

każdego noworodka. Umiał postawić na swoim. Niektórzy woleli jej ustąpić niż się narażać, nawet

jeżeli ich zdanie diametralnie różniło się od jej zdania. Miała tez niemały wpływ na ludzi.

„Jedna pani Anna zakłócała mu spokój sumienia. Ona bo miała takie przedpotopowe teorie i

poglądy, z którymi i dysputować nie było sposobu, a dokuczały.”211

Nikt jednak nie miał dla niej tego za złe, bo jej zdania były zawsze mądre i sensowne,

głęboko przemyślane. Na urzędników też miała swój sposób. Rodziewiczówna na przykład

wspomina o pięciu rublach, które miał dostać jeden z nich dla zakrycia oczu na pewne sprawy

dziejące się w majątku Barcikowskich.

Matronami można też nazwać obie panie Kalinowskie z Magnatu. Co prawda żadna z nich

nie odegrała ważnej roli w tym utworze, a już tym bardziej nie można je przyrównać do

Barcikowskiej, to posiadają one pewne cechy typowe dla tego typu.

Matka Aleksandra wyróżniała się przede wszystkim spartańską siłą ducha i wytrwałością.

Nieszczęścia znosiła z istnym stoicyzmem.

„A jednak niegdyś Kalinowska była tez dziedziczką i panią, tylko wielka pożoga uczyniła ją

nędzarką – wdową, z synaczkiem kilkumiesięcznym. Z pożogi tej wyniosła siłę bohaterstwa i cześć

u ludzi. Szczyciła się swą biedą i dobrze wychowała syna, żeby się i nim mogła szczycić.”212

Nazywano ją typem „matrony ze starego portretu”. A skoro znała biedę, to tym bardziej

żałowała i litowała się nad biednymi i wyzyskiwanymi, szczególnie dziećmi. Z ogromną troską

opiekowała się Józią, kiedy wypędzono ją z dworu.

210 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 7 211 Tamże, s. 35 212 Maria Rodziewiczowna Magnat, Warszawa 1990, s. 7

61

Natomiast matka Gizeli była równocześnie przeciwieństwem i podobieństwem

Kalinowskiej. Nigdy nie zaznała biedy, ale biednych wspomagała jak tylko mogła. Nie cierpiała też

wsi.

„Pani Kalinowska, wdowa, była to matrona poważna, oddana nabożeństwu, patronessa

różnych dobroczynnych instytucji w Warszawie i w Galicji, bardzo czynna, bardzo ruchliwa, ale

tylko w mieście. W Zborowie wypoczywała i była zupełnie jakby gościem.”213

Pani marszałkowa Hrehorowiczowa trochę się różniła od dwu powyżej wymienionych pań.

Bardziej podobna była do Barcikowskiej. Prawie wszyscy mężczyźni z rodziny zginęli w powstaniu

i sama musiała zarządzać majątkiem, wsią, wychowywać wnuki. Swoje obowiązki spełniała

idealnie, dolę znosiła bez szemrania.

„Na progu stanęła kobieta.

Była wysoka, szczupła, cała w czerni.

Od tego kiru szat odbijała jakby blaskiem twarz blada, spokojna o bardzo cienkich, jeszcze

pięknych rysach, otoczona srebrnymi bujnymi włosami. Była to pani Michałowa Hrehorowiczowa,

którą stary i mały, obywatel, chłop, Żyd, wszyscy nie nazywali inaczej jak panią marszałkową z

Grel. Panna cudnej urody niegdyś, potem szczęśliwa żona ukochanego i kochającego człowieka,

szczęśliwa matka dwojga dzieci, bogata pani otoczona czcią, miłością, dostatkiem, teraz wdowa,

sierota, nędzarka samotna na zgliszczach i grobach.”214

Właśnie dlatego, że była taką kochali ją ludzie, szanowali znajomi, a podziwiali wszyscy ci,

którzy ją przynajmniej raz w życiu widzieli.

„Nagle drgnął i o krok postąpił. To ona była! Czarno ubrana kobieta, prosta, wysoka, a tak

inna od wszystkich. Za nią szedł Kostuś.

- To ona! Babka. Matka ojca, bohatera!”215

Mimo wielkości ducha i powagi bywały tez chwile, w których i ta nieugięta kobieta

wzruszała się.

„Pani marszałkowa drżącą ręką wzięła opłatek. Chwilę zmieniła się jej twarz, skurczyła,

zdawało się zapłacze.”216

Zupełnie odmienną osobowością była Tekla Ostrowska, która mimo lat była żywą, pełną

energii. Nie była jednak naiwną, nie dawała się nabrać, wiedziała swoje i miała dostatecznie

powagi, by inni czuli wobec niej respekt.

213 Maria Rodziewiczowna Magnat, Warszawa 1990, s. 72 214 Maria Rodziewiczowna Byli i będą, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 21-22 215 Tamże, s. 129 216 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 45

62

„Pani Tekla to nie była ciocia Dora, którą można było łatwo ułagodzić konceptem i

uśmiechem lub nastraszyć lada czym.”217

Miała wręcz stalowy charakter, czego nie można powiedzieć o jej nerwach, a jeszcze

wybujała wyobraźnia i mamy całkiem niezłą mieszankę wybuchową.

„Pani Tekla traciła cierpliwość i żeby nie spokój panny Jadwigi, posłałaby dawno po nich.

Ciekawość o interes łączyła z niepokojem o szaleństwa i nierozwagę młodych. Widziała ich

obu postrzelonych, chorych z przeziębienia, z ranami i tyfusem. Nie można było jej uspokoić.”218

Była mistrzynią w zamartwianiu się. Było jednak w niej coś takiego, co odbierało ludziom

odwagę. Nie umiano przy niej wydobyć słowa. Najważniejszą była dla niej ziemia przodków i żeby

ją utrzymać gotowa była na najbardziej drastyczne przedsięwzięcia i ofiary.

„ – Broń Boże! Przecież jeżeli pańską pomoc usunie, to ją pani Tekla gwałtem zapędzi do

ołtarza pomimo swej antypatii do Głębockiego. To są dwie jedyne drogi wyjścia. Aut – aut.

Babunia pewnie przenosi polską ziemię nad Jadzię, choć ją niby ubóstwia jedną, i gotowa spalić

biedna dziewczynę dla jednego morga, nie tylko dla kilku tysięcy. Oho, znam ją. Niech no co

weźmie do głowy, to nie da tchnąć, aż dopnie. Jadzia ani się obejrzy jak ją odstawia z posagiem do

Strugi.”219

Babka Kryszpinowa już samym swym wyglądem wzbudzała poważanie i nie ważne, że była

ubogą. Miała za to w sobie pewien majestat, wobec którego malało wszystko inne.

„Pośrodku stała stara, srebrnowłosa kobieta, w czarnym czepku i wytartej chustce,

pokrywającej zrudziałą czarną suknię. Ręce białe i przezroczyste trzymała na dwóch złotych

głowach.”220

Powszechnie ja szanowano i poważano, zaś wnuk Dyzma czcił jak świętą, przychodził

wręcz jak do wyroczni, przed nią składał swe troski, cierpienia, niepewności, nadzieje i radości. Na

wszystko miała radę, pociechę, dobre słowo, uśmiech. A sama nigdy nie skarżyła się. Swe troski i

zmartwienia chowała głęboko w duszy niczym się przed innymi nie zdradzając.

Zupełnie odmienną od powyżej wymienionych matron była księżna-matka. Już to jaką ją

widzimy na początku powieści zawiera pewne jej cechy, kiedy „matrona w żałobie usiadła na

pewnego rodzaju tronie zajmującym środek bocznej ściany. Pary przefiladowały przed nią, nisko

pochylając głowy; (...).”221

217 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 44 218 Tamże, s. 86 219 Tamże, s. 77 220 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, T. 1, Wrocławska Oficyna Wydawnicza ASTRUN, Wrocław 1991, s. 12 221 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 13

63

Sam już jej wygląd był nieprzyjemny, bo „z czterech kobiet pozostawionych sobie , matrona

na podwyższeniu wyglądała jak bożyszcze syte ofiar.”222 Będąc nawet wśród rodziny rzadko kiedy

odzywała się.

„Stara księżna odzywała się zwykle mało, uwag nigdy nie czyniła w towarzystwie, ale oczy

je ostre i zimne spoczęły na synu z wyrazem nieopisanego lekceważenia.”223

Bywając w salonie oddawała się w marzeniom. W takich chwilach „księżna matka siedząca

na tronie, zatopiona w kontemplacji brązowego centaura w przeciwległej niszy, zdawała się upajać

chwałą swego rodu i stanowiska.”224 Była ona zawsze poważna, a przy tym okropnie cyniczna,

nigdy nie żartowała, wobec swojej rodziny była despotką.

„ – Zażartowano? Cha! Cha! Twoja matka nie żartuje nigdy, mój drogi.

- Moja matka? – tonem zdumienia powtórzył, podnosząc na nią oczy spokojne, a tak twarde,

że nagle przestała uśmiechać się, zbladła i widząc, że jego nie podejdzie słodyczą, przybrała zwykły

ton despotycznej monarchini.”225

Tylko ten jeden raz spróbowała uśmiechnąć się, ale wtedy „(...) miała ten uśmiech na

twarzy, ale sztuczny i niejasny, jakby za nim kryła niepewność i trwogę.”226

Spośród żywych nie kochała nikogo, za to ciągle wspominała niedawno zmarłego starszego

syna, którego umiłowała nad życie i tylko on liczył się dla niej.

„Księżna matka może jedna pamiętała i szanowała powód przydługiej bytności w Holszy,

wspominała starszego ukochane go syna, z ciągłym buntem na los i przeznaczenie ślepe, które

rzuciło jej znowu przed oczy tego drugiego, niepojętego, nieznanego, który wszelkie jej życzenia

spełniając, był zawsze obcy, zawsze podejrzany.”227

Rodzina o tym wiedziała i nikt nawet nie starał się łudzić co do jej uczuć.

„ – To bardzo naturalne. Matka ma mnie dziś za intruza. Alfred był jej dumą i chlubą. Nie

grzebie się chętnie swych nadziei, swego dzieła, a na niespodziewanego dziedzica nie patrzy się

mile. Alfreda matka kochała. Lęka się, czy we mnie, nie przygotowanym i starym, znajdzie podatny

dla swej woli materiał. Lęka się i nie wierzy.”228

Nie uwzględniała odmowy innych, bo „ bo matka jest na tyle dumną, iż się na to nie nie

narazi.”229

222 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 14 223 Tamże, s. 64 224 Tamże, s. 17 225 Tamże, s. 148 226 Tamże, s. 148 227 Tamże, s. 73 228 Tamże, s. 65 229 Tamże, s. 65

64

Nikt jednak nie próbował interweniować, bo każde zbędne słowo mogło tylko pogorszyć

sytuację, a nikt nie chciał narażać się na niełaskę guru, jakim była matka. Zrobił to pierwszy

młodszy syn za co był wyklęty z rodu, ale co mało go obchodziło. Księżna zaś myślała tylko o

upokorzeniu, o tym co powiedzą ludzie. Stało się to nawet powodem jej bezsenności.

Tradycjonalistka Tradycjonalistami są ludzie wrośnięci w ziemię przodków, żyjącymi zgodnie z

przykazaniami kościelnymi, piastującymi tradycje. Są to też ludzie oddani pracy. Dzieci hodują w

poszanowaniu najwyższych wartości.

Taką osobą była pani Taida. Była osobą ostrą, dla obcych nieprzystępną, jej poglądy były

nie dla wszystkich do przyjęcia.

„Była bezwzględna dla słabości, wymagająca cnoty jako obowiązku, pracy jako jedynej

dźwigni i celu życia, pogardzająca próżniakiem jak przestępcą, prawiąca prawdę ostrą twardo, bez

żadnych ogródek! Nie wierzyła w słabe zdrowie, w przeciwne okoliczności, w pokusy i upadki –

nawet w wadliwe wychowanie i dziedziczne wady. Dla niej świat nie dzielił się na stany, klasy,

płcie.”230

Praca była dla niej najwyższym szczęściem, najlepszym odpoczynkiem, zajmowało cały

czas i myśli. Pracowała całe dnie nie oszczędzając siebie ani nikogo ze służby. Mało miała wolnych

chwil, a i te, które miała starała się wykorzystać jak najlepiej. Z upływem lat nie zmieniła nawet

jednej linijki w swych poglądach, dlatego nie była lubiana i została właściwie sama. Jednak dla niej

taki stan rzeczy zupełnie nie przeszkadzał, była nawet zadowolona. Potępiała wszelkie ludzkie

wady, do których zaliczała plotki, krytykę, wyśmiewanie z innych. Nie lubiła przyjmować gości i

sama prawie nigdzie nie jeździła. Co do edukacji synów to zanim nie poszli do gimnazjum pani

Taida uczyła ich historii, a ciocia Dysia religii.

Miała tez wysokie zdanie o obowiązkach matki i nie pochwalała egoizmu Ozierskiej, z

powodu którego trzymała przy sobie Stasię i nie pozwalała dla niej skończyć studiów.

„ – Więc i tobie trzeba mieć sumienie i serce. Uważasz, jest przykazanie o czci rodziców,

ale miłość macierzyńska jest taką siłą przyrody, że jej nawet nakazywać Bóg nie widział potrzeby.

A w tym wypadku córka ciebie zawstydza.“231

230 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 5 231 Tamże, s. 104

65

Z latami nabyła nie tylko doświadczenia, ale również dystansu do wielu rzeczy. Nigdy na

przykład nikomu nie moralizowała, powstrzymywała ją od tego jej powściągliwość.

„A ona, mądra doświadczeniem, długimi laty nauczona taktu i cierpliwości, hamowała go w

jednym, napędzała w innym, przypominała to i owo.“232

Mądrością nabytą przez całe życie mogłaby obdzielić kilku ludzi. Znamienne są jej słowa

wypowiedziane przed jej śmiercią dla Stasi.

„ – Człowiek, żeby najlepiej czynił przez całe życie, nic trwałego nie pozostawi. Żeby

najmocniej budował, próżno rachuje, że po nim co zostanie. Żeby najściślej rachował nie obrachuje

przyszłości. Bardzo marne i próżne są wszystkie plany i zabiegi, bardzo nieużyteczny

mozół.(...)“233

Tradycjonalistką była też Felicja Jamont, która specjalnie przywiozła do kraju bratanka,

żeby go ożenić z którąkolwiek z tutejszych panien. Bo nie mogła sobie nawet wyobrazić, żeby do

ich rodziny miała wejść jakaś zagraniczna panna. Stało sie to pretekstem docinków ze strony

Kostusia.

„ – Może mi już ciocia i żonę wybrała? – zaśmiał sie Konstanty.

- Żartuj zdrów! A pewnie, wybrałam jakoby. Ożenisz się albo z jaką Stocką, albo

Zawirską.

- A to czemu?

- Bo widzisz, w tych rodzinach jest pełno panien i zawsze ładnych.“234

Powód błahy, ale stara panna potrafiła coś zrobić tylko dla samego pozoru. Była ona

przywiązana do starych tradycji. Bolała nad ty, co zobaczyła po dwudziestu latach nieobecności w

kraju. Z niczym też nie da sie porównać jej bólu po tym, jak zobaczyła zbezczeszczoną rodzinną

kaplicę, którą zmieniono na skład.

W pewnym stopniu tradycjonalistką była też ciocia Dora. Obchodziło jej dobre imię

rodziny. Starała się tez o dobrą partię dla synowca.

„ – W jej ręce może każdy złożyć z ufnością honor domu. Potrafi stworzyć ognisko, zająć

się porządkiem, nie zhańbi nazwiska, a mężowi da szczęście, spokój, dzieci uczyni dobrymi

chrześcijanami i patriotami...“235

Tradycjonalistkami można też nazwać pannę Jadwigę, panią Teklę i Siemaszkową. Te ich

cechy omawiałam juz powyżej, dlatego nie będę się już powtarzać.

232 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 110 233 Tamże, s. 152 234 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 9 235Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 26

66

Kobieta fatalna

Długo zastanawiałam się nad tym, którą z bohaterek mam zaliczyć do typu kobiet fatalnych,

bo każda z heroin ma w sobie coś z tragizmu. Jedne mają więcej takich cech, inne mniej. Mimo to

dość trudno było dokonać klasyfikacji. Wytypowałam trzy najbardziej charakterystyczne postacie.

Jedną z nich jest Gabrysia. Była piękną, chociaż powierzchowność miała surową.

„Była to Gabrynia, a raczej ktoś tę dawną Gabrynię przypominający. Te same złociste

warkocze, te same błękitne oczy mocno ociemnione rzęsami, te same usta wiśniowe, pełne. Ale tyle

tylko zostało z dawnej dziewczynki. Teraz była to kobieta poważna, spokojna, bez śladu dawnej

naiwności, zlęknienia, czułości.“236

Miała naturę uczulona na ludzkie nieszczęścia, tak, jakby sama przeżywała i odczuwała to,

co inni ludzie. Z powodu nadwrażliwej i znerwicowanej bratowej przeżywała w domu piekło,

jednak ani razu nie poskarżyła się nikomu ze swych zmartwień. Całe jej życie zeszło na przcy.

Pomagala bratu w jego gospodarstwie. Oprócz pięknej powierzchowności miała tez piękną duszę,

która obudziła sie na nowo, kiedy po latach spotkała Leona. Wtedy na przekór swemu realizmowi

zaczęła marzyć, układać plany na przyszłość. Całe życie odrzucała wszystkich konkurentów

wierząc, że los się odmieni. A przecież kiedy pierwszy raz spotkali sie była zupełnie innym

człowiekiem – niepozorna, otwarta na ludzi dziewczynka, pełna marzeń na przyszłość, lubiąca

poezję, kwiaty i ptaki. Była też bardzo piękna, dziecięcą urodą. I zakochana w młodym księciu.

Jednak despotyzm jego matki nie pozwolił rozwinąć się ich miłości, którą uważała za mezalians,

skandal, na który nie miała ochoty.

Maria Kazimirowna była bodaj bardziej nieszczęśliwą od Gabryni. Sama sobie to

uświadomiła, kiedy zakochała się.

„Panna Maria przestała pisać i patrzyła ponuro na litery. Chory był zupełnie wyczerpany i

spokojny. Złożyła list i została nieporuszona. Własne gorycze i przykrości wydawały jej sie teraz

bardzo małe wobec doli tego człowieka.(...)

Tyle razy go uraziła, czuła sie okropnie winna, upokorzona.“237

Kiedy spotkała się z Morozowieckim była zupełnie odmiennym typem, jakiego Antoni

dotąd nigdy i nigdzie nie spotykał. Całe jej życie było podporządkowane cyfrom, miała

niekochanego narzeczonego; sama zachowywała się tak, jakby nie było już w niej życia; wobec

ludzi zachowywała się chłodno, jakby nie była zdolna na najmniejszy odruch życzliwości. Czasami

była wrecz nieobecna. 236 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 104 237 Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957, s. 90

67

„Kobieta rachowała niby, ale nie widziała cyfr ni pamiętała, gdzie jest i po co.“238

Nie trzeba jednak dziwić się takiemu jej zachowaniu wiedząc, że panna Maria hodowała się

na syberii, w tamtejszym klimacie, który zmrozi wszelkie uczucia i odczucia, a gdzie mieszkańcy

nigdy sie nie uśmiechają, na obcych patrzą spode łba i ogólnie są im niechętni. Sama panna

Kazimierowna przyznała się do tego, że zmroził ją tutejszy klimat, z którego wyjechała tylko raz do

Wilna.

„ – Nie mówiłam tego nikomu... – odparła zamyślona. – Zdaje mi się jednak, że ta męka

zwalczona, ta nuda zabita uczyniła mnie złą. Myślę, że komu tego kochać nie można, niczego już

nie pokocha. Nie rośnie i nie kwitnie, staje się suchym kolącym badylem!“239

Tamże przyznaje, że śnieg wpędza ludzi w choroby, ale też z nich leczy, tak, jak uleczył ją.

Ale po tym została już taką, jaką poznał ją Morozowicki.

„ – (...)Wtedy bardzo byłam chora, bardzo, bardzo. Ale to życie było, czucie, kochanie!

Matka umarła, zostałam wtedy tutaj na wieki i wyzdrowiałam. Ten śnieg – mój, ten dom – mój, to

słońce – moje. Ostatecznie ziemia ta bogactwa daje i zdrowie ciału, i nieciasno tutaj! Cóż! Raj w

porównaniu z tamtym...“240

Dołączyła do tego śmierć matki, a potem brata. Został jej tylko ojciec. Ona nie widziała

niczego poza pracą, dla narzeczonego była dobrym towarem. W takich warunkach może stwardnieć

każde serce, odlecieć każda dusza, zniknąć uśmiech, a oczy stracić blask i nabrać ponurości,

wyostrzyć się rysy.

Hrabina, wychowanka panny von Treizner była chyba najnieszczęśliwsza spośród tej trójki.

Było tak dlatego, że była skrzywdzona nie tylko przez los, ale i ludzi. Jej serce było po tysiąckroć

przebite ich sztyletami, zostało jednak na tyle żywe, żeby jeszcze móc marzyć i być w porządku

wobec samej siebie.

Nigdy tak naprawdę nie miała domu, bardzo szybko musiała usamodzielnić się i podjąć

pracę na swoje utrzymanie. Mieszkała wszędzie i nigdzie, a jej największym marzeniem było

odnaleźć ojczyznę, mieć własny, normalny dom, ukochaną ziemię, tradycję. Zazdrościła ludziom,

którzy to mieli i nie rozumiała jak można nie doceniać takiego skarbu, samowolnie go odrzucać.

Była mądrą i rozważną osobą, nie oszukiwała się co do swego losu, bo wiedziała, że i tak

niczego nie zmieni, a ciągłe biadolenie nie polepszy sytuacji. I tylko jeden raz wybuchła.

„Hrabina wstała niecierpliwie, założyła ręce za głowę, w pięknych jej oczach była otchłań

rozpaczy.

238 Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957, s. 11 239 Tamże, s. 79 240 Tamże, s. 79

68

- Istotnie, czego mi brak?! Mam brata bez charakteru i poczucia honoru, mam męża na

pół tabetyka, który jawnie mieszka z utrzymanką, mam zbytek za cudze pieniądze, niewolę

wśród przepychu, mam wstyd, hańbę, fałsz, pustkę jako życie – i mam dwadzieścia dwa lata!

Istotnie, niczego mi nie brak.“241

Z tych słów wyczytać można samokrytykę. Przebija z nich ogromny żal człowieka, który

rozumie, że zmarnował w jałowym związku lata, siły, może też przelał wiele łez, że był to wyrywek

z życia, którego już nie da się niczym załatać. Hrabina była piękną osobą, była tylko wszystkim

zniechęcona, znudzona, nawet jej twarz stała się bez wyrazu, apatyczna, niewidząca wokół siebie

ludzi. Rozwód, którego właśnie czekała, był jej wyzwoleniem, powrotem do życia, do normalnego

funkcjonowania, do pracy. Był to promyk światła w ciemnym tunelu przyświecający oślepłej osobie

i wyprowadzający ją na drogę życia. Można to też przyrównać do kuracji zdrowotnej, bo będąc w

chorym związku było to jedynym sposobem na uleczenie społeczeństwa.

Panna z dworku

Jest to chyba najbardziej rozległy typ kobiecy w twórczości Rodziewiczówny. Tutaj

można dokonać jeszcze jednego wewnętrznego podziału. Na panny z prawdziwego zdarzenia i

zahukane panienki nie mające nawet własnego zdania. Niektóre z nich tak naprawdę nic nie

umiały, bo wszystko było zrobione za nie. Mało też która skończyła wyższe studia, a nawet

przyzwoite gimnazjum, bo miały bony i prywatnych nauczycieli, którzy kształcili je w domu.

Niektóre z tych panien nie odgrywały w powieściach właściwie żadnej roli, a stworzone były

tylko dla zapełnienia pewnej luki, albo dla rozwinięcia fabuły. Taką na przykład funkcje

spełniały Fela i Jadwiga z Ona, Anielka Sarnecka z Kwiatu lotosu.

Panna Maria z Joan VIII,1-12 jest przeciwieństwem Maniuchy. Rozpieszczona

jedynaczka, dla której nawet człowiek mógł stać się zabawką. Od najmłodszych lat była

musztrowana na lalę z wszystkimi „wypada“ i nie „wypada“.

„ – Maniusiu, trzeba włożyć kapelusik, bo to brzydko, jak dziewczynka zwichrzy włoski i

opali buzię. Maniusiu, nie biegaj tak głośno, to nie wypada dziewczynce! Maniusiu, dygaj ładnie

jak dziewczynka. Maniusiu, nie można krzyczeć i śmiać się dziewczynce. To brzydko! Nie

można tarzać sie po trawie i bić z chłopcami! Maniusia dziewczynka! Jak Maniusia będzie

grzeczna to dostanie ładną sukienkę i wyjdzie do gości.“242

241 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Warszawa 1991, s. 185 242 Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Kraków 1987, s. 81

69

Zewsząd na nią chuchano i dmuchano, nawet kiedy zaczęto wybierać pensję nie obyło się

bez zbytecznego przebierania, żeby stworzyć coś takiego bez charakteru, jakby starano się, żeby i

dalej był niewyrobiony.

„Potem rozpoczęło się badanie różnych pensji, czy były dość godne mieć Maniusię w

gronie uczennic. W jednej okazało się, że lokal był niehigieniczny, w drugiej przemęczano

dziewczynki nauką, w trzeciej było dla Maniusi zbyt ordynarne towarzystwo, we wszystkich zaś

okazało się, że Maniusia jest zaledwie przygotowana do pierwszej klasy. A dziewczyna,

dożywiana silnie, była dużego wzrostu i nawet nad wiek rozwinięta fizycznie aż śmiesznie

wyglądała wśród pierwszoklasistek.

Zarembina obrażona, zdenerwowana, zresztą zmęczona i znudzona, ulokowała ją

wreszcie u jakiejś pani, która miała jakiś komplet panienek ze wsi i prowadziła nauki

fantastycznie, pilnując przedmiotów estetycznych i towarzyskich, bez określonego programu.“243

Wszystkie te matczyne zabiegi odbiły się na niej głębokim śladem, bo zamiast

normalnego człowieka wyrosło dziwadło, bez ambicji, bez wyższych celów i to „wypada“ i nie

„wypada“ było dla niej najwyższym autorytetem. Takich anachronizmów było w owym czasie

więcej i u większości ludzi nie wzbudzały negatywnych odczuć.

Były też zupełnie inne panny. Chociaż wychowane w dworku na tak zwane lale, to jednak

tliło się w nich życie. Były piękne, ale zahukane przez rodziców, jak na przykład hrabianka

Gizela z Czarnego boga albo Iza z Błękitnych. Miały one jednak w sobie więcej życia niż te

panny, które dbały tylko o swe toalety i których jedynym bólem głowy było dobrze wyjść za

mąż. Nie umiały tak jak one odczuwać tęsknoty, zaciekawienia, czułości, chęci miłości. I Gizela i

Iza dla zakrycia swych prawdziwych uczuć przed rodziną zaczynały grać według ich reguł.

Nakładały maskę, żeby mieć spokój.

„Księżniczka Iza, już pogodzona z losem, zasypana prezentami, zajęta wspaniałością

wyprawy, słuchała o koniu cierpliwie, z uprzejmym uśmiechem. Uśmiech ten, podobnie jak

martwota na twarzy brata, stał się jej maską, pod którą Bóg wie ile ukryła młodych pragnień i

dziewiczych marzeń.(...)

Taki uśmiech miewają niewolnice i lalki.”244

Jednocześnie po ślubie mogły pokazać światu swoje prawdziwe twarze. Wtedy to z

prawdziwym zapałem wspomagały przede wszystkim potrzebujących, opiekowały się sierotami,

ubogimi. Nie znosiły próżniactwa. Ciągłym zajęciem próbowały stłumić pustkę, która otaczała

je. Bo albo wydano je za mąż za niekochanego człowieka, albo to ich nie kochał małżonek.

243 Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Kraków 1987, s. 78 244 Maria Rodziewiczówna Błękitni,Warszawa 1989, s. 51

70

Bywało też, że wchodziły w życie nic nie umiejąc i nie wiedząc jak sobie w nim radzić.

Tak było na przykład ze Stankarową.

„ – Więc co ja mogę zrobić, czym się zająć, jak pracować! – wybuchnęła kobieta.

Wychowana na wsi i w dostatkach, nic nie umiem, niczym być nie mogę. Uschnę jak to drzewo

w skwerze. O, byle prędzej.”245

Ostatecznie jednak koło fortuny obracało się i ich los zmieniał się diametralnie.

Zmieniało się życie małżeńskie, odseparowywały się od rodzin, wyjeżdżały z miasta. A

najważniejsze, że przestawały być lalkami, jakimi ich wychowano, a stawały się

pełnowartościowymi ludźmi.

Jednak pannami z prawdziwego zdarzenia były inne osoby. Przede wszystkim tak można

określić Jadwigę Chrzczątkowską z Między ustami i brzegiem pucharu i Kazimierę Rahozę z

Kwiatu lotosu. Hodowane były zdrowo, na świat patrzyły trzeźwo, nie bały się pracy. Od zawsze

opiekowały się biedotą w swych majątkach. Kochano je za to powszechnie. Ludzie wyrażali im

za to szacunek, odwdzięczali się przywiązaniem. Jedni mówili o tym głośno, tak, jak o pannie

Kazimierze.

„ – (...) Chciałbym ja szczęścia dla niej, ale żal pomyśleć, że jej kiedyś we dworze nie

stanie. Taka dusza anielska, taka nad wiek powaga i pamięć o wszystkim. Gdzie biedny a chory,

a smutny, tam i ona.”246

O Jadzi nie musiano nawet mówić. Wystarczało, że ludzie okazywali swe uczucia

wybuchami wdzięczności i radości wszędzie tam, gdzie się pojawiła.

„Gromadka dzieci i kobieta z niemowlęciem na ręku rzucili się na powitanie panienki,

musieli ją bardzo kochać i szanować.”247

Janina była typem pośrednim między jednymi a drugimi pannami. Trudno jest ją jakoś

konsekwentnie przedstawić, bo nie wpisała się w żadne normy, była czymś pośrednim. Chociaż

przypominała pierwsze panny, była tym lepszym typem. Wrażliwa, wykształcona, a jednak

czegoś dla niej brakowało. Była zbyt niezdecydowana, nie wiedziała sama czego tak naprawdę

chce, odrzucała miłość i z własnej woli związywała się z człowiekiem, którego nie kochała.

Miała żywą pamięć nieboszczki, która się nią opiekowała, zachowała dla niej wdzięczność i

cześć, ale miało się wrażenie, że zmarła nie zdążyła wyrobić w niej woli, ani nawet pokierować

ją w tym kierunku. Mimo zajęcia w domu czuła w duszy pustkę.

245 Maria Rodziewiczówna Nieoswojone ptaki, Wydawnictwo Astrun, Wrocław 1991, s. 55 246 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, s. 47 247 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 82

71

„Obraz opiekunki, nauczycielki, powiernicy stał w oczach dziewczęcia łzami przyćmiony

i było jej smutno i samotnie, gdy przestępowała próg rodzinnego domu gdzie na nią czekały

gospodarskie sprawy i bezik wieczorny z matką.”248

Teraz prowadziła zupełnie inne życie niż to, które miała za życia nieboszczki

Bobrowskiej. Została jej nostalgia tamtych dni, o których wspominała z rozrzewnieniem.

„ – Za życia ciotki pańskiej nie robiłam nic, żyłam jak ptaszek; lecz to przeszło

bezpowrotnie.

Zaśmiała się zmieniając poważny ton.

- Widocznie nabrałam gustu do nawału obowiązków, bom się wreszcie zgodziła i na

małżeńskie jarzmo, choć w tym było dużo egoizmu, by zrzucić na szerokie barki Stacha ciężar

agronomicznych trudów.”249

Bronkę Wereszczakównę można by wziąć za siostrę bliźniaczkę Janiny. Tak samo jak

ona nie przepracowywała się , a z rozpoczęciem wojny musiała na równi z chłopami zabrać się

do gospodarki. Na początku miała w sobie wiele entuzjazmu, który po jakimś czasie ustąpił

miejsca nerwicy. Brakowało dla niej towarzystwa, książek, życia sprzed wojny. Miała przecież

wyższe wykształcenie, przywykła do słodyczy życia, życzliwości ze strony innych ludzi. Teraz

tego nie miała. Teraźniejsze swoje życie nazywała wegetacją. Nauczanie dzieci muzyki było w

porównaniu z tą pracą zabawą.

Panny z dworku były bardzo podzielone wewnętrznie. Nie można znaleźć w tym

środowisku dwu podobnych typów. Nawet ich wykształcenie nie było na jednym poziomie, bo

jedne miały wyższe studia, a inne zaledwie pensję i to nie zawsze dobrą.

Patriotka

Patriotka – to dość ważny typ kobiet w twórczości Rodziewiczówny. Większość

głównych bohaterek była patriotkami. O niektórych o tym nie mówiło się dosłownie, one same

tez o tym nie wspominały, nie było takiej potrzeby. Ale można było to wyczytać między

linijkami. Nawet we Florianie z Wielkiej Hłuszy pominięto wobec kobiet ten temat, chociaż był

to okres 1-ej wojny światowej. Oczywiście, że kochały one ziemię rodzinną i szanowały tradycje,

pracowały dla dobra ogółu i nie był to mały wkład w rozwój ojczyzny. Bo jak Rodziewiczówna

napisała w Barcikowskich:

„Są przywyknienia, co starczą za największe bohaterstwo.” 248 Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1992, s. 50 249 Tamże, s. 59

72

Tak, jak Barcikowska „Jadwinia, blada i zamyślona, była między nimi jako tradycja

kobiet, co mają przeznaczenie nieść dalej w nowe pokolenie cześć pamiątek i ideałów, historii i

wiary, poezji i legendy.”250

Nie trzeba zapominać, że akcja Barcikowskich rozgrywa się tuz po Powstaniu

Styczniowym. Panowała ogromna niechęć do cudzoziemców, Rosjan wręcz nienawidzono. I to

było jednym z argumentów Wacława do poślubienia Saszy, bo ona „nienawidzi Rosji tyle co

mama. Języka nawet nie zna, nigdy nie używa. Wychowana za granicą. Kocha Polskę i polaków,

uczy się po polsku, marzy, aby tu przyjechać, kraj i rodzinę poznać.”251

Akcja Byli i będą i Pożarów i zgliszczy rozgrywa się w czasie i kilka lat po tymże

powstaniu. W tym okresie walczyły już nawet kobiety. Zostawszy same w domu „zaczęły mówić

ciszej, ku sobie pochylone, o rzeczach zrobionych i jeszcze do zrobienia, o papierach, o broni, o

zabiegach, szeptały różne nazwiska, nazwy miejscowości, terminy.”252 Musiały wziąć sprawy w

swoje ręce ponieważ „mężczyźni legli, siedzieli w więzieniach lub zbiegli, teraz los reszty

pozostałych, fortun, istnienia, zatarcia śladów był w rękach kobiet.”253 Kobiety musiały być silne

i mocne wewnętrznie. Same sobie nie pozwalały załamywać się, zapominały o tkliwości.

Potrzebowały odwagi, żeby przetrwać i móc zachować to, co zostało. Musiały stać się

wyroczniami, podtrzymywać na duchu siebie i wszystkich tych, którzy pozostali przy życiu.

„ – Co pani? Wiadomo, święta. Nie widział ja nigdy jej łez ni bojaźni, ni desperacji.

Tylko biała się zrobiła, biała jak śnieg, i jak przyjdę z jaką nową biedą czy potrzebą, to chwilę

pomilczy, pomyśli i odpowie tak mądrze, że człowiek jakby z prorokiem mówił.”254

Szczycono się tymi kobietami, które urodziły i wychowały bohaterów. Takie matki same

wyrastały do roli bohaterek.

Były też i takie, które prowadziły działalność konspiracyjną przeciwko zaborcom, albo

były w nią wciągnięte, tak jak Duszka, która „wtajemniczona była we wszystkie tajne

stowarzyszenia tej ‘młodej Polski’. Wiedziała gdzie i kiedy odbywały się lekcje języka polskiego

i historii, gdzie się zbierała organizacja różnych związków, gdzie bywały odczyty i posiedzenia

oświaty, jaką droga dostawały się pisma i książki z zagranicy. Wiedziała wszystko, a umiała

milczeć jak grób, a umiała zapalone głowy mitygować, śpiące ożywić.”255

Same kobiety wyprawiały mężczyzn na pole walki, do boju za ojczyznę.

250 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 62 251 Tamże, s. 90 252 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 43 253 Tamże, s. 43-44 254 Tamże, s. 20 255 Tamże, s. 77

73

„Gdy brał w ręce, lekkie drżenie przebiegło jej postać, ale nie podziękowała mu za ofiarę

życia.

Patrzyła tylko z dziwnym wyrazem twarzy, jak na piersi ukrył srebrnego ptaka za

sztandaru – patrzyła posępnie, mgławo, jakby w myśli widziała pierś wojownika naznaczoną już

ciemną plamą i martwą!”256

Zawsze myślały o tych wszystkich, których nie było z nimi. Już wspominałam o matkach

powstańców. Tutaj muszę dodać, że sami powstańcy mieli słowa matek wyryte głęboko wyryte

w sercach, bo były im one świętością. Przysięga dana matce miała u nich więcej znaczenia niż ta

przed ołtarzem. Same matki modliły się za swe dzieci będące na froncie, bo trudny był wybór

miedzy dzieckiem a ojczyzną.

„Załkała, kładąc głowę na ramieniu męża, konwulsyjne drżenie wstrząsało nią całą.

Zbolałe, zmaltretowane serce matki walczyło z duszą Polki!”257

Kwiaty Może jest to nietypowy typ kobiet. Jednak wiele kobiet przypomina kwiaty. Nie wszystkie

jednak są tymi pięknymi kwiatuszkami i dlatego wyodrębniłam tu dwa typy: kwiaty ziemi i

trujące kwiaty. Zacznę od tych piękniejszych.

Kwiat ziemi

Nie może tutaj zabraknąć Kazi z Wrzosu i Magdy z Jerychonki.

O Kazi jak o kwiecie mówi się dość często. Przecież nawet tytuł powieści odnosi się do

niej, bo „ona ma taki wdzięk nieświetny, niepozorny. Cieniutka, skromniutka, bez blasków,

barw, form okazałych, taka gałązka koralowa, osypana drobniutkim kwieciem, łagodnej barwy i

kształtów nadzwyczaj ślicznych, gdy się im przyjrzeć uważnie.

I nie zwiędnie to, i nie osypie się. Zdrowe i silne.(...)”258

Była piękną, a jej piękno zaczęło więdnąć w mieście, kiedy nabrała ogłady. Ludzie na

okrągło przyrównywali ją do kwiatu.

256 Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 39 257 Tamże, s. 165-166 258 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 50

74

„ – Niech pan też uważa na żonę. Młoda jest i zdrowa, ale to kwiat. Zbladła i zmarniała w

mieście; trudno się aklimatyzuje widocznie.

- Jeśli kwiatem ją profesor raczy nazywać, to chyba polny. W cieplarni jej nie chowano

stanowczo, a tu robi, co jej się podoba.”259

Sama Kazia marzyła tylko o czasie „gdy sady zakwitną.”260 Kiedy już zmarła znów

porównano ją do kwiatu.

„ – Źle – odpowiada – a może i dobrze. Ukochani przez bogów umierają młodo. Zresztą,

proszę pani, na bruku się wrzosy nie hodują. Fiut, stróż miotłą w rynsztok wymiecie, kwiaty

zawsze tak kończą.(...) ”261

W Jerychonce też ważną rolę odgrywa tytuł. Filip przywozi Magdzie różę z Jerycha.

Nikt wprawdzie nie przyrównywał Magdę do kwiatu, ale nie jest trudno domyślić się, że ten

kwiat symbolizuje właśnie ją. Tak jak jerychonka potrzebowała do życia wody i słońca Magdzie

potrzebna była swoboda i spokój, to czego nie miała. Znamienna jest też scena, w której „Magda

obejrzała się za bronią odporną i porwawszy z dzbana pęk astrów, zaczęła nim uderzać siostrę,

pędząc ją ku drzwiom(...).”262 Astry są jesiennymi kwiatami. To tak, jakby symbolizowały jesień,

która miała przyjść do duszy i życia bohaterki.

Hinduskie przysłowie mówi On mani padme hum, co znaczy klejnot jest w kwiecie lotosu.

Jest to motto Kwiatu lotosu. Główna bohaterka miała w sobie ten klejnot, a przede wszystkim

sama była podobna do tego kwiatu. W Indiach jest to święta roślina, natomiast Leonka cudem

wyszła z bardzo poważnej choroby. To tak, jakby zmartwychwstała, odrodziła się na nowo. Była

teraz zupełnie innym człowiekiem, lepszym, wyzbytym z kompleksów. Co prawda w tym

utworze nie wspomina się o tytułowym kwiecie. Ale w pewnym momencie mówi się o Leonce,

że „wyglądała teraz tym, czym była. Istotą bez ciała prawie i sił, sztucznie pędzoną rośliną,

atomem nędznym i nikłym.”263

Zupełnie inaczej wyglądała panna Kazimiera Rahozówna.

„Siedziała obok niego zamyślona i uśmiechnięta, jak kwiat jasny wśród ciemnych mchów

i drzew.”264

Kobiety te miały nie tylko piękną powierzchowność, ale i dusze. Zawsze niosły pomoc

poszkodowanym, osłaniały słabszych. Ich pomoc była i materialna i duchowa, a robiły to tym

chętniej, że rozumiały tych ludzi. 259 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 184 260 Tamże, s. 221 261 Tamże, s. 235 262 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 17 263 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 39 264 Tamże, s. 72

75

Trujący kwiat Ten typ jest przeciwieństwem do kwiatów ziemi. Były to kobiety, które wysysały z

człowieka wszystko to, co miał w sobie najlepszego. Już w Kwiecie lotosu mówi się jak

„dziewczę, przejęte i oczarowane, całowało kwiaty potępieńca i usypiało z jego imieniem na

ustach, a rozkoszną nadzieją w sercu.”265

Jedną tylko kobietę przyrównuje się do rośliny w negatywnym znaczeniu, i nawet nie do

kwiatu a drzewa.

„Przyszedł mu też sukurs w osobie żony, która matką Szymona była. Kobieta jak dąb,

czarna, sucha, o latających oczach, (...).”266

Trującym kwiatem jest też Zozula, stara czarownica z noweli Skręt. Od niej w pewnym

sensie zależał byt ludzi. Była znaną czarownicą i potrafiła narzucić na ludzi przekleństwo.

„Nóż błysnął w powietrzu: ucięła skręt przy samym korzeniu; zgarnęła go jako łup

krogulczymi rękoma; omotała, jak więźnia, nicią ciemną wydobytą z fartucha, i, opędzając

wokoło siebie coś niewidzialnego, schowała wiązkę w szmatę.”267

Dziwna jest historia panny Róży, która z trującego kwiatu zmieniła się w różę. Złą była

dlatego, że nikt jej nie lubił, a nie lubiono jej z powodu ułomności fizycznej. Ostatecznie sama

zaczęła obmawiać ludzi, potem wychodziła jak najmniej do miasta, nawet do kościoła i na ulicę,

aż zupełnie zakryła się w domu. Do życia pomógł jej wrócić pewien ogrodnik, który za wodę i

spoczynek oddał dla niej dziesięć wazoników róż i nauczył je pielęgnować. I właśnie te kwiaty

wróciły ją do świata, a świat do niej. Nareszcie ludzie przestali widzieć jej fizyczną brzydotę, a

odkryli coś zupełnie innego. Tak, jakby te kwiaty były zaczarowane.

Baba-Herod

„W każdym osiedlu, choćby najmniejszym, znajdzie się zawsze trzy rodzaje bab: Jędza

Baba, Herod Baba i Wiedźma Baba. Im większe osiedle, tym ich więcej bywa i dlatego im

większe ludzkie zbiorowisko, tym większe piekło.”268

W Gnieździe Białozora znajdujemy jeszcze takie określenie tego typu kobiet

265 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990 , s. 125 266 Maria Rodziewiczowna Klejnot, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905, s. 32 267 Maria Rodziewiczówna Skręt [w:] Czarny chleb. Opowiadania, Wrocław 1991, s. 52 268 Maria Rodziewiczówna Historie Baby Silichy [w:] Róże panny Róży, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 23

76

„(...) – patronka, madame Denis, chuda, skąpa, wrzaskliwa herod-baba, która wszystkim

trzęsie.”269

W powieściach Rodziewiczówny znalazłam dwie postacie, które odpowiadają typowi

baby herod. Obie są z utworu Na fali. Pierwszą była Maricowa. Już sam jej wygląd odpychał i

nie wzbudzał zaufania.

„Ciężki chód i sapanie rozległo się w sieni i do biura wtoczyła się kobieta niemłoda,

czerwona na twarzy, w fartuchu sinym i rozdeptanych pantoflach.(...) Kobieta(...) miała

zapalczywość i niepokój w wyrazie całego oblicza.”270

Cały zarząd młyna trzymała w swoich rękach, nie dowierzała nawet mężowi, którego

szpiegowała przy byle okazji. Jej skąpstwo sięgało zenitu, kiedy powzięła w domowym budżecie

reformy, które nie ominęły też młyna, w którym zostawiła na stanowisku, oprócz kilku

młynarczyków, tylko męża i małoletnią krewną. Wyzyskiwała ich przy ty we wszystkim,

wydłużyła przy tym godziny pracy.

Po ślubie z Józefem podobną do niej stała się Liza.

„Dźwięk jej mowy, ostry, świszczący przedzierał powietrze i sykiem wpadał aż do

kantoru. Chuda, wysoka, w pysznym oświetleniu letniego dnia, czyniła przykre wrażenie linii

twardej i sztywnej.”271

Mimo iż w panieństwie ubierała się z przesadnym przepychem, który raził wybredne

spojrzenia, to teraz jej strój przypominał ten, jaki nosiła Maricowa.

„Odzież jej była zaniedbana, czarne włosy opylone i zaczesane płasko, na nogach stare,

zdeptane pantofle, w rękach klucze, którymi wywijała wymyślając chłopcu za bezład i

nieporządek.”272

Maricowa wiedziała, co znaczył ślub z Maltasówną. Były do siebie podobne i nietrudno

było zgadnąć intencje takich ludzi. Bała się za synowca, chociaż sama w taki sam sposób

traktowała swego męża. Zrozumiała całą swoją niecność dopiero po jego pogrzebie i bała się

takiej przyszłości chłopakowi, który miał jeszcze przed sobą całe życie.

Liza była oprócz tego osobą powierzchowną, zapatrzoną w siebie, w swoje ego. Nic nie

wiedziała o innych ludziach, dla niej był to obcy temat. Męża uważała za swoją własność, którą

nabyła wraz z młynem.

269 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, Warszawa 1991, s. 112 270 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 10 271 Tamże, s. 136 272 Tamże, s. 135

77

Kopciuszek

Jest to ostatni typ, jaki chciałabym omówić w tym podrozdziale. Wielu może się ze mną

nie zgodzić, ale po długich rozważaniach doszłam do wniosku, że w całej twórczości

Rodziewiczówny jest tylko jedna postać tego typu. Była nią ciocia Dysia z Kądzieli. Sama

autorka tak ją nazwała.

„Kopciuszek rodziny, ciocia Dysia po owdowieniu siostry przyjechała na czas jakiś do

Rudy i została na zawsze. Była cichutka, łagodna, każdemu z drogi ustępująca, skrzętna i

pracowita.”273

Chyba trudno jest o człowieka bardziej zadowolonego ze swojej doli i roli, która mu

przypadła, a którą mógł znosić ze stoickim spokojem jak to robiła ta staruszka. Pomagała siostrze

w gospodarstwie, w wolnych chwilach leczyła chłopów, szyła biednym dzieciom ubranka i każdy

wiedział, że jest ktoś, do kogo można w razie potrzeby zwrócić się o pomoc. A miała u chłopów

poważanie. Nikt nigdy z niej nie śmiał się, ani nie ubliżał.

Pracy miała niemało, a pani Taida ciągle jej dodawała. Mimo to ciocia Dysia była

zadowolona i nie domagała się uznania. Największa zaś dla niej radością było kiedy dostała

pieniądze i pomieszczenie na szpital dla ubogich.

W bajkach kopciuszek opuszcza macochę i przyrodnie siostry i wyjeżdża z królewiczem do

jego zamku. Ciocia Dysia również opuściła swoje stadko. Niestety, nie dla własnych wygód i

dostatku. Wybrała się w swą ostatnią podróż, na cmentarz, a że kochaną była prze wszystkich

„miała tedy ciocia Dysia kondukt, jaki spotyka tylko bardzo maluczkich albo bardzo wielkich.”274

Ostatecznie w każdej grupie znaleźć można różne typy ludzi. Tak oto w opowiadaniu Ciotka

opisuje Rodziewiczówna spotkanie po dwudziestu latach grupki koleżanek z gimnazjum:

„W tych piętnastu czterdziestoletnich kobietach są wszystkie typy. Są elegantki dostatnie,

udające jeszcze młodość i wdzięki, śmiejące się za wesoło – jedne, bo nie myślą, inne, bo

wyobrażają sobie, że je tak widzą, jak one chcą się przedstawić. Są matki i mężatki, dumne ze

swego stanowiska. Są wdowy, obarczone dziećmi, znękane i wyczerpane. Są stare panny

zgorzkniałe, chore. Są sterane pracą zarobkową nauczycielki, są fanatyczki feminizmu, o oczach

gorejących, a poradlonych, zmiętych, jakby skwarem spalonych, twarzach. Są włosy czernione i

wszelkie odcienie siwizny, są postacie zatyłe potwornie i wychudzone na suchy badyl, są oczy

273 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 8 274 Tamże, s. 22

78

zgasłe lub tlące złym ogniem histerii, są zmarszczki, śmieszne i tragiczne, i wszelkie odcienie

brzydoty lat czterdziestu, od upudrowanej maski – do barwy i zwiędnienia liścia opadającego.”275

W tym podrozdziale opisałam typy kobiet występujących w utworach Rodziewiczówny. Jak

już wspominałam o tym wcześniej nie wszystkie kobiety można poklasyfikować według typów,

gdyż niektóre są przedstawione bardzo blado i nie odzwierciedlają żadnego typu.

Jeżeli dobrze zrozumiałam przesłanie obrazka Ciotka, to według Rodziewiczówna nie

wyodrębnia jakiś jeden typ kobiet jako idealny, bo każdy ma w sobie coś odpychającego. Według

autorki kobieta musi być przede wszystkim człowiekiem i dobrze spełniać swoje obowiązki żony,

matki, pracując w zawodzie. Tylko taka kobieta zasługuje na szacunek. Najważniejsze zaś jest to,

że kobiety muszą wyzbyć się wszystkich swoich słabostek.

275 Maria Rodziewiczówna Ciotka [w:] Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań 1925, s.124

79

Kobiety pracujące zawodowo

Kobiety pracowały zawsze. Ich praca ograniczała się do zajęć domowych, w polu, w oborze

i ogrodzie. W twórczości Rodziewiczówny gospodarstwem zajmowała się na przykład Malecka w

Barbarze Tryźniance i Zubowiczowa w noweli Jezioro, oraz chłopskie gospodynie. Panny z

dworków zajmowały się administracją swych majątków oraz opiekowały się biedotą. Tak zwane

panny i panie z dobrych domów nie robiły niczego, gdyż miały na swe usługi sługi i najemników.

Bardzo dobrze opisała to Rodziewiczówna w Błękitnych.

„Była godzina południowa, godzina najcięższego skwaru i znoju. Damy spędziły ją jeszcze

w negliżach na balkonie od północnej strony pałacu, spożywając śniadanie, ziewając, rozmyślając

jak czas do obiadu zabiją.”276

Były bardzo znudzone i zmęczone życiem poza miastem, które przedłużało się z powodu

żałoby starszego dziedzica, którego stratował koń.

„Stały baciki na rzece, stały setki koni na stajni, zachęcały do spaceru cieniste parki.

Zaczynało im jednak nieznośnie ciążyć życie i pobyt na wsi.”277

W takich wypadkach najczęściej spędzały czas na rozmowach.

„Przy owym południowym śniadaniu panie rozmawiały poważnie wyprawie Izy i o rychłym

wyjeździe; debatowano z całym przejęciem o ilości strojów i klejnotów, o wizytach do przyjęcia i

oddania, o poślubnej podróży nowożeńców.”278

Wyraz „debata” kojarzy się przede wszystkim z polityką i z poważnymi negocjacjami. Jak

można debatować o strojach? Pisarka chciała tu widocznie pokazać jak bardzo dla tych pań te

tematy były ważne, skoro nie mogły o nich normalnie rozmawiać. Urozmaicano sobie czas także

innymi sprawami.

„Często bardzo poważnie napomykano się o księżniczce Caramon-Capet i spodziewanym

drugim małżeństwie. Z dzienników wyczytywano wiadomości high-life’u, odbierano i wysyłano

wonne listy do znajomych różnej narodowości; najwięcej jednak narzekano na kraj i brak

stosownego towarzystwa.”279

Jak miały trochę woli, to wybierały się na przejażdżkę konną, ale też czytały romanse i

wiele czasu zajmował im flirt towarzyski.

276 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 73 277 Tamże, s. 73 278 Tamże, s. 74 279 Tamże, s. 74

80

Były jednak i takie kobiety, które pracowały zawodowo i same na siebie zarabiały

pieniądze. Wytypowałam cztery zawody i postaram się to przedstawić w świetle wykonujących je

kobiet.

Służąca Zawód służącej istniał właściwie od zawsze. Nie zawsze jednak kojarzono go z zawodem.

Pierwotnie był służbą pełnioną u bogatych lub utytułowanych. Rozpatruję tu go jednak według

współczesnych wymogów i zapatrywań.

W twórczości Rodziewiczówny spotykamy jedną prawdziwą służącą. Była nią madame

Denise z Barbary Tryźnianki, o innych pannach lub paniach pracujących w dworkach mówiło się

jak o pomocy domowej. Współcześnie jednak kojarzy się to bardziej z wolontariatem, chociaż

otrzymywały za to wypłatę.

Deniska też miała o tyle nieokreślone zajęcia, że można ją uważać i za służącą i za

towarzyszkę pani Feliksowej.

„I była pani Denise, Deniska, jak ją spolszczono, dawna bona, która została jako sprzęt

niezbędny dla pani Feliksowej. Deniska kładła proroczą kabałę i tłumaczyła sny, wysłuchiwała

cierpliwie i z przejęciem o chorobach, nieszczęściach, złych przeczuciach, lękach i

niepokojach;(...).“280

Jej zajęcia nie ograniczały się jednak tylko do towarzyszenia gospodyni, chociaż tamta

czasami była z niej niezadowolona, że nic nie robi, pobierając przy tym niemałą pensję.

„(...); Deniska robiła herbatę i grała do tańca, rano przynosiła domowe nowiny, a wieczorem

gotowała ziółka lub przyrządzała jakieś inne lekarstwa, w dzień podawała pani Feliksowej

koszyczek z robótką, książkę, face-a-main, kluczyki, rękawiczki, parasolkę i chodziła za nią do

słuchania i potakiwania. Deniska smażyła suche konfitury, robiła abażury z bibułki i wełniane

kaftanki na drutach, umiała też masować i stawiać bańki.“281

Została u swych państwa nawet wtedy, gdy ci przenieśli się do miasta. Tutaj jej obowiązki

nie zmieniły się, chociaż miała ich znacznie mniej, przybyło też wolnego czasu.

Jednak kobietami z prawdziwego zdarzenia były te, które ukończyły wyższe studia lub

przynajmniej miały gimnazjalne wykształcenie. Pracę zawodową musiały podjąć nawet panny ze

znakomitych rodów, jak na przykład w Barcikowskich „Jadwisia skończyła nauki i po krótkim w

domu odpoczynku poszła w świat – za chlebem. Dostała posadę nauczycielki w Kownie u bogatego

280 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17 281 Tamże, s. 17

81

inżyniera, brata jednej ze swych klasztornych koleżanek i rada była z doli, odsyłając święcie matce

prawie całą pensję.”282

Lekarz

Do najbardziej poważnych od zawsze zaliczano zawód lekarza, w którym do końca XIX

wieku pracowali wyłącznie mężczyźni. Jednak wraz ze zmieniającymi się warunkami socjalnymi i

większą swobodą słowa, również kobiety zaczęły kształcić się w typowo „męskich” zawodach. W

twórczości Rodziewiczówny są dwie kobiety uprawiające zawód lekarza. To Stasia Ozierska z

Kądzieli i Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu.

Zmagania Stasi z losem pokazane są stopniowo w akcji całego utworu. Nikt nawet nie

wyobrażał sobie, że pójdzie ona na medycynę. Dowiedziano się o tym po fakcie, kiedy ona sama

napisała o tym dla Kazia w liście. Jej marzenia były związane z tym zawodem. I tylko w zależności

od jej wieku i poglądów zmieniały swoją formę.

„ – Także mi obojętne, gdzie jestem. Dawniej chciałam, skończywszy studia, praktykować

w mieście, być sławną. Potem marzyło mi się właśnie osiąść gdzie w zapadłym kącie i leczyć

chłopów bezpłatnie.”283

Nawet w żartach, którymi raczył ją Włodzio – też lekarz, pojawiał się motyw ich zawodu.

Na wszelkie jego docinki Stasia odpowiadała z konceptem.

„ – Czy pani zawsze do wszystkiego używa skalpelu?

- Zawsze, to moja broń!

- Winszuję, ale nie zazdroszczę – nadąsał się Włodzio – z tymi pojęciami musi pani być

najprzyjemniej w prosektorium.”284

Mimo to z czasem przekonał się do niej jako do przyszłego lekarza, nabrał szacunku do

wiedzy. Przekonali się o tym nawet mieszkańcy miasteczka, w którym po studiach osiadła Stasia ze

swoja matką. Nie obeszło się oczywiście bez obgadywania, bo kobieta-lekarz była osobliwością.

Każdy chciał wiedzieć jak żyje, jak wygląda, jak się zachowuje. Nikt nie mógł jednak jej zarzucić

niedbalstwa, nie znania swej pracy.

„ – A jakże? Grosza nie bierze, a człowieka tak osłucha, opatrzy, rozpyta jak rodzonego. A

na drugie ledwo spojrzy i wnet nie pytając powie, co mu dolega. Takie oczy jakieś mądre ma, a

dobra!”285

282 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 87 283 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd. 2, Kraków 1988, s. 91 284 Tamże, s. 108 285 Tamże, s. 134

82

Chwalono nie tyle ją, co jej umiejętności i dziwiono się, że kobieta potrafi dobrze leczyć

ludzi i jeżeli nie lepiej, to przynajmniej nie gorzej niż mężczyźni. Zwrócono też uwagę na jej

mieszkanie.

„ – A to państwu powiem, że ma szafę z narzędziami – cudo! W Warszawie najpierwszy

chirurg taką by się szczycił. Książek też pełno i pism w różnych językach.(...)”286

Ale dopiero po dwóch latach „Stasia zyskała sławę i uznanie; nie miała już niechętnych i

krytyków, lubiana i poważana była ogólnie.”287 Jednak ona sama najbardziej cieszyła się z uznania

jakim darzył ją pewien profesor jeszcze w czasie studiów, i to taki, który o kobietach jako o

lekarzach nie miał najlepszego zdania.

„ – A ten – odparła obojętnie. – Nie lubił, nie cierpiał studentek, nie dla żadnych uprzedzeń,

wyższy jest nad to, ale dowodził, że do chirurgii brak im siły fizycznej. Bo to czasem bywają

operacje, gdzie tylko siła coś znaczy, no i nerwy trzeba oswoić, by się nie wahać, ciąć, ciągnąć, gdy

ciało z bólu aż, zda się, kurczy! Wtedy każdej studentce aż wargi zbieleją i ręka drży. Gniewał się i

złościł, precz odpędzał i zawsze do mnie się zwracał: <Panna Ofierska – sie sind doch Mensch –

naprzód, tamte mi tylko zepsują robotę! No, pokaż pani siłę – zimną siłę.> Przezwali mnie nawet

zimna siła.”288

Może było to dla niej nie tyle zaszczytem, co zachętą do jeszcze lepszego studiowania. Ona

sama uważała za coś oczywistego fakt, że mężczyźni tolerują kobiet fachowców. Bo przecież nie po

to tyle uczyła się, tyle walczyła o swoje prawa, oddała swojej sprawie tyle sił i czasu, żeby potem to

wszystko legło w gruzach.

Inną znaną lekarką była Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu. O tym jak doszła do tego

zawodu w samym utworze nie ma mowy. Najpierw widzimy ją jeszcze jako uczennicę i tylko

potem pojawia się z patentem doktora. Polubili ją wszyscy chłopi, bo znała swój fach i leczyła

lepiej od swych poprzedników. Chwalono ją za to bezmiernie.

„ - Kto tam mieszka? - spytał domek stary ukazując.

- Aha, kto! Tam mieszka taka rzecz, co pan nigdy nie widział. Taka kobieta, co ludzi leczy

lepiej niż wszystkie tutejsze doktory, ilu ich było. Ot, dziwy na świecie.”289

Swój zawód szanowała i starała się go zawsze dobrze wykonywać. Jednak do siebie

odnosiła się z dystansem i nawet z pewną dozą krytycyzmu.

286 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd. 2, Kraków 1988, s. 136 287 Tamże, s. 156 288 Tamże, s. 124 289 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990, s. 164

83

„ - O, nie podobna! Ksiądz zawsze ratunek i zbawienie przynosi, ja tylko pomoc nieudolną.

To moja rozpacz. Myślałam, że hartowniejszej nade mnie nie ma kobiety, a przecież dotąd przemóc

nie zdołam żalu, że kogoś nie wyratuję. Doktorowie zwykle znoszą to filozoficznie, a ja, wstyd

powiedzieć, płaczę jak dziecko.”290

Artystki Jest to kolejny zawód wykonywany przez kobiety w tych czasach. W twórczości

Rodziewiczówny są cztery takie kobiety.

Malarstwem zajmowały się Magda Domontówna z Jerychonki i Ocieska z Wrzosu. Różniły

się od siebie tym, że dla Ocieskiej był to zawód jak każdy inny, zaś Magda ciągle powoływała się

na apostolstwo sztuki, którą zbrukać może małżeństwo. Wspominała ciągle o tym jej siostra, która

przy okazji lubiła prawić dla niej morały.

„ - A nie dam, bo to byłby nonsens. Gadałaś zawsze o kapłaństwie sztuki, bardzo pięknie.

Chcę w to wierzyć, ale tylko w kapłaństwo bezżenne, jakem prawa katoliczka. Bądźże sobie

kapłanką, bo do niczego więcej nie jesteś zdatna. Zastanów się, w jakim stanie byłby obiad twojego

męża i jego bielizna! A też dzieciska nieszczęsne od razu, dla uratowania ich od śmierci, trzeba by

oddać ich do przytułków.”291

Marynia w ogóle miała niezbyt dobre zdanie o artystach, a więc jej gderanie jest poniekąd

uzasadnione. Ogólnie artyści byli dla niej wariatami, była tylko zadowolona, że Magda nie popełnia

głupstw i jest z nią spokój. Magda nie malowała całymi dniami. Przeznaczała temu zajęciu

określoną ilość czasu, a w ciągu dnia z zamiłowaniem oddawała się również innym rozrywkom. A

mimo to jej talentu można było pozazdrościć, bo potrafiła oddać w swoich obrazach to coś,

widoczne tylko dla artystów. Praca dawała jej nie tylko sławę i utrzymanie, ale jak to określiła

Rodziewiczówna „życie artystyczne wyrobiło w niej samodzielność i dojrzałość.”292

Oprócz tego miała wyrobiony nadzwyczajny hart ducha i trzeźwość umysłu. Było to

szczególne zjawisko w kręgu ludzi sztuki.

Ocieska była podobna do Magdy, a jednocześnie diametralnie się od niej różniła. Miała taką

samą pewność siebie, a jednocześnie była bezczelna i cyniczna. Ludzie nie lubili jej, ona ludzi.

Była jednocześnie człowiekiem niezależnym i wyzwolonym od wszelkich reguł. Była osobą

290 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990, s. 170 291

Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd 3, Kraków 1988, s. 8 292 Tamże, s. 25

84

niefrasobliwą, a przy tym szorstką. Ludzi postrzegała jako gorszy gatunek, o który nawet nie warto

dbać, co nie przeszkadzało dla jej jednak słuchać o nich plotek.

Najbardziej jednak różniło się ich zdanie o mężczyznach. Magda, mimo swego poświęcenia

się sztuce marzyła o miłości. Była też ładną i powszechnie kochaną, zaś Ocieską wszyscy uważali

za koczkodana, którego nikt nie kochał i nigdy nie pokocha. Zdawała sobie z tego sprawę, ale mało

ją to obchodziło.

Miała też dziwny stosunek do sztuki. Sama utrzymywała się z malowania, ale odnosiła się do

tego z przymrużeniem oka. I kiedy Kazia poprosiła o zaopiekowanie się pewną dziewczynką, która

wykazywała zdolności plastyczne Ocieska nie chciała na to zgodzić się.

„ - Żeby popełniała w przyszłości takie kryminały jak malowane ekrany, patery, poduszki

itp. ohydy, które ją doprowadzą do głodowej śmierci, a ludzkość do kompletnego zaniku poczucia

artyzmu. Winszuję! Ja mam do tego pomagać?”293

Trzeba tu zaznaczyć, że oprócz wymienionych powyżej wad była jeszcze egoistką i bardzo

leniwą osobą.

Odmienną dziedzinę reprezentują Henia Dobrzyńska i Willa Mora, które są operowymi

śpiewaczkami. Ich głosami zachwycało się tysiące wielbicieli na całym świecie, na koncertach

największe sale przepełnione były po brzegi.

Willa Mora była przy tym osobą nieszczęśliwą i pomimo sławy skromną, co nader rzadko

zdarza sie diwom. Takimi są tylko te, które znają cenę i wartość sławy, a jednocześnie przeszły

trudną szkołę życia, w czasie której wyzbyły się manii wielkości. Osiągnęły za to sławę

międzynarodową, stawały się cosmopolitkami, wszędzie chętnie widziane, zapraszane, uwielbiane.

Z rozwojem techniki ich sława rosła .

„W witrynach fotografii ujrzał Willę Mora w tysiącznych pozach i kostiumach. Modą była,

sławą chwili.”294

Bohaterka jednak nienawidziła swego zawodu, wyrażała się o nim z odrazą.

„ - Miałam matkę, która mnie pilnowała... dla kariery. Kariera, sława – sława, kariera. To

bóstwo, co zastąpiło bałwany kartagińskie, którym się służyło.”295

Wykonywała go jednak, bo tylko w taki sposób miała szansę na samodzielne życie bez

wtrącania się w nie męża, od którego uciekła. Artystka była dla niej człowiekiem, który już nie

znajdzie świecie szczęścia i którego nie spotka nic dobrego, bo już osiągnęły najwyższe szczyty, a

zarazem najgłębsze dno. A oprócz tego nie mają szacunku wśród ludzi.

293

Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 126 294 Maria Rodziewiczówna Rnagrök, Kraków 1988, s. 26 295 Tamże, s. 24

85

„ - Nie ma rzeczy bardziej zdartej, zniszczonej, jak dusza aktorki. Nikt jej nie szanuje, ba,

nawet nie uznaje w niej duszy, ona sama nawet nie.(...)”296

Potrafiła jednak być uroczą, a spustoszenie, strach, bóle ukrywała pod maską światowej

damy. Dla wielbicieli potrafiła znaleźć uroczy uśmiech.

Henia była absolutnym przeciwieństwem Willi Mory. Wystarczyło raz ją pochwalić, a już

widziała siebie wielką artystką, otoczoną wielbicielami, przyjmującą hołdy, uwielbianą i kochaną.

Nie zrażało ją nawet to, że do prawdziwie wielkiej kariery droga jest długa, mozolna, trudna i pełna

poświęceń. Musiało się dla niej udać chociażby z tego powodu, iż tego chciała i taki miała cel.

Karierę zrobiła dzięki swemu uporowi i talentowi. Szła raz wytkniętym przez siebie szlakiem do

ostatecznego celu jaki sobie wyznaczyła. Udało jej się dopiąć swego: była ubóstwiana.

„Była to Harriet, bożyszcze Paryża, bożyszcze zmienne jak kameleon, a ubóstwiane

bałwochwalczo. Ubóstwiano ją , gdy kochała jak Gretchen, tęskniła jak Mignon, szalała jak

Trawiata, ubóstwiano ją za sceną, gdy wabiła i drwiła, żartowała i była bezlitosną zawsze,

wszędzie.”297

Zdawała sobie sprawę ze swej potęgi i wrażenia jakie robiła na innych ludziach. Ale mimo

swej sławy była tylko półczłowiekiem, bo nie znalazła na swej drodze najważniejszych ludzkich

zalet. Była uwielbiana i rozpieszczana przez tłumy, który poddawał się jej cielesnemu urokowi.

Była pewna swego czaru i swej siły: arogancka, nie licząca się z uczuciami innych ludzi, potrafiła o

siebie zadbać i poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Była sławną, była popularną, piękną,

inteligentną i miała w sobie nieprzeparty czar. Miała wszędzie ogromne powodzenie: wśród

mieszczan, na dworach magnackich, szlacheckich. A jednak w pewnym momencie zakochała się -

we własnym mężu. Było to jak grom z jasnego nieba. Ta miłość przyniosła dla niej wiele

zmartwień, zgryzoty, tęsknoty i marzenia. Kochała go ponad wszystko, udawała przed innymi

wesołość i dobry humor, a w domu marzyła. Ta miłość dała dla niej siły wydobyć z siebie

najczystszą, najprawdziwszą melodię.

„Byłże to śpiew? Byłaż to Harriet?

Nie, takiego głosu nie wydały dotąd jej piersi, dla ludzi tak dotąd nigdy nie śpiewała. Ona

śpiewała nie dla świata, ona nie o roli myślała, nie głos to był, tylko jej serce całe i dusza,

streszczone w cudnej melodii Gaunoda.”298

Jednocześnie z przyjściem miłości zakończyła swą karierę by poświęcić się domowi i mężu.

296 Maria Rodziewiczówna Rnagrök, Kraków 1988, s. 28 297 Maria Rodziewiczówna Farsa pany Heni, wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s.59 298 Tamże, s. 67-68

86

Żebraczka Jest to ostatni omawiany przeze mnie zawód. Jest to dość kontrowersyjna teza i wielu może

się ze mną nie zgodzić. A jednak żebrami zajmuje się kilka procent naszego społeczeństwa i jest to

jedyne źródło utrzymania, nie figurujące w żadnych rejestrach pracy, a jednak dochodowe.

Żebraczki pojawiają się u Rodziewiczówny w pięciu utworach. Nie są to nawet postacie

drugoplanowe, bo zawsze odgrywają jakąś znaczącą rolę dla fabuły utworu. Niektóre są

rozbudowanymi, pełnoprawnymi postaciami. Nie zawsze też mają imiona. Są nazywane po prostu

żebraczkami albo mają przezwiska, jak na przykład Dreptucha w Tak zwanych głupich, albo

Symonicha zwana Złydnią w Macierzy.

Ważną rolę odgrywa żebraczka w Byli i będą. Jeżeli wierzyć autorce, to nie musiała ona

nawet być starą babą, a taki krogulczy wygląd miała z powodu łachmanów i tobołków, którymi

była obładowana. Była oprócz tego pogodną osobą, która potrafiła podtrzymać na duchu nie tylko

siebie, ale i inne osoby. Sobie też znanymi sposobami tak samo te osoby wykarmiała i znajdywała

dla nich schronienie. Byli to Wiktor i Marcelka Krasińscy, którzy ukrywali się przed Moskalami. A

miała wprost anielską cierpliwość, której nauczyło ją życie i potrafiła być pokorną wobec losu.

Jeżeli była taka potrzeba mogła dowiedzieć się wszystkiego. Miała na to swoje wypróbowane

sposoby, a oprócz tego miała wszędzie dojście, bo nikt nigdzie nie bronił jej wstępu.

„Przez cały ten czas przyglądała się ludziom, co wstępowali, gadała z nimi, wszystkiego, co

się działo w okolicy ciekawa.

Gdy dzwony zagrały, poszła do kościoła.(...)

Po mszy poszła na ulicę mieszczańską i wstępowała od domu do domu. Nie żebrała

natrętnie, nie dopraszała się niczego, ale ją znano i każda gospodyni dawała chętnie kęs pieroga i

okrasy, słuchała wieści z dalekich dróg.”299

Chodząc po żebrach nauczyła się dobrze po rusińsku. Potrafiła swym akcentem zmylić

nawet samych Rosjan. Był to skutek częstego stykania się z ludźmi z różnych kultur. Będąc w

potrzebie potrafiłaby wybrnąć z różnych niebezpiecznej sytuacji i na pewno znała więcej narzeczy,

gwar, dialektów. Wynika to z faktu, że w czasach swej włóczęgi była w wielu miejscach, do

których niejednokrotnie wracała. Dlatego znała nie tylko wielkie miasta i ich ulice, ale i lasy z ich

ścieżkami. I tylko jesienią lub wczesną wiosną nie zawsze mogła wszędzie dostać się z powodu

błota lub zatopów. Jeżeli chodziło o ludzki byt, to potrafiła znieść niewygody nawet za cenę

własnego odpoczynku. Była też osobą odważną, nawet bardzo, tak jak bywają wariaci lub osoby nie

mające już niczego do stracenia, prócz własnego życia. 299 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, Warszawa 1993, s. 55

87

„ - Ubijesz? Mnie? Spróbuj! - odparła bez drgnienia, podnosząc na niego twarz i wzrok

przejmujący. Uderzyła weń tymi oczami jakby nagłym płomieniem, zmrużył swoje.”300

Znamienną też rolę odegrała żebraczka w Macierzy. Swoją drogą Magda – Pokotynka też

była żebraczką, mimo iż miała chatę, ojca. Skazała jednak siebie na taki los wyszedłszy za

chłopakiem, którego kochała, a który jej nie chciał. Do domu jednak nie wróciła, a została w

miasteczku. Wszyscy nazywali ją Pokotynką, nikt nie znał jej prawdziwego imienia. Była

właściwie niczyją, nawet rodzony ojciec ledwo jej nie zabił. I tylko trzy osoby odnosiły się do niej

jak do człowiekiem: Wiktor Szczepański, kowal Marek i stara żebraczka, którą spotkała

przypadkiem w karczmie.

„Baba wzięła dziecko na ręce, wpatrzyła się weń i poczęły jej z oczu padać łzy. Stara była,

obdarta i chuda, sakwami obwieszona, snadź żebraczka.”301

Żebraczka zabrała ich oboje ze sobą do pańskiego lasu, w którym mieszkała latem w

wydzielonej dla niej budzie.

„ - Ty tutejsza?

- Byłam tutejsza. Teraz cały świat mój. Zimą staruję. Latem w swoje strony wracam. Z

Kijowa idę. Na wieczór będę w swej budzie. Chcesz? Pójdziemy razem.”302

W Tak zwanych głupich żebraczka Dreptucha była jedną z trzech równorzędnych postaci.

Określano ją jednym zdaniem, że „głupia Dreptucha była baba włóczęga, a co gorsze –

złodziejka.”303

Nie była to jednak taka zwykła żebraczka. Chętnie leczyła ludzi, chociaż nikt jej tego nigdy

nie uczył. Jej zachowanie się też było dość nietypowe. Bo nawet kradła nie dla siebie, a zabierała u

bogatszych i potem zanosiła to biedniejszym. We wsi była uważana za swoją i kiedy zmarła

wszyscy poczuli pustkę, której nie mógł nikt zapełnić, bo to była ich żebraczka.

Najbardziej tajemniczą była chyba żebraczka z Magnata. Sama była niemową. Nikt o niej

niczego nie wiedział, nie pamiętano nawet ile już lat żyła we wsi.

„ - Kto ją wie! Jak zapamiętam we dworze była i do śmierci ostatniej dziedziczki

przetrwała; potem zginęła bez wieści. Nieboszczki na koniec to tylko nią się wysługiwały. Jak do

pana przyszła, to niechby była, bo to licho mściwe i każdy się jej lęka sprzeciwiać.”304

Kochała swe gospodynie, nawet po ich śmierci została wierna ich grobom i szanowała ich

pamięć. Miała też respekt do ludzi, którzy to tak samo uszanowali. 300 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, Warszawa 1993, s. 57 301 Maria Rodziewiczówna Macierz, Kraków 1987 s. 110 302 Tamże, s. 111 303 Maria Rodziewiczówna Tak zwani głupi [w:]Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań 1925, s. 94 304 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 79

88

„Koło ganku, na kosturze wsparta, stała stara żebraczka i przyglądała mu się. (...) Kobieta

potrząsnęła głową, wskazała na uszy i usta, była głuchoniema. Sięgnął tedy do kieszeni i podał jej

miedziaka.”305

I ostatnia żebraczka – Prytulanka z Hrywdy.

„Tak nazywano kobietę żebraczkę, którą przez długie lata pędzono z chaty do chaty,

bezdomną, bezrolną, bez rodziny i opieki.

Latem każdy ją chętnie trzymał i wysługiwał się, jesienią każdy za próg wyrzucał, żałując

chleba, tym bardziej, że dziecko miała.”306

Ostatecznie wszystkie one znalazły swoje stałe miejsce i nie były już typowymi

żebraczkami żyjącymi z tego, co uzbierają. I co najdziwniejsze, to że wszystkie te żebraczki nie

zawsze były żebraczkami. Urodziły się w dostatku, ze służbą i tylko nieszczęśliwy los zgotował dla

nich taką dolę, że straciły wszystko, co miały i musiały iść żebrać, żeby móc jakoś przeżyć.

Na koniec chciałabym przytoczyć jako cytat wypowiedź Leonki Brzezówny z Kwiatu

lotosu:

„ - (...)Zresztą my, pionierki nowych dróg i światów, nie możemy się bać, bo byśmy nigdy

do celu swego nie doszły. Wam tradycje wyrównały tor życia. Osłoniły was szczelnie przed

każdym kamieniem obrazy; nam te kamienie pokrwawiły stopy, a tory własną siłą trzeba było

zdobywać! Hej, hej! Między naszą bracią bujającą wykwitnąć muszą trzy rzeczy, rzadko znane

kobietom: odwaga, zimna krew i zdrowie jak stal hartowne; a zaniknąć także trzy: wrażliwość,

plotkarstwo i płochość! Inaczej nie będzie nas!”307

Od przełomu XIX i XX wieków pracujących kobiet ciągle przybywało. Być może

Rodziewiczówna przedstawiła te kobiety trochę nierealnie, są one u niej bardzo wyidealizowane.

Nie przeczę oczywiście faktowi, że kobieta może osiągnąć wyżyny zawodowe, jednak w świecie

opanowanym przez mężczyzn jest to bardzo trudne. Oznaczało to, że kobieta musi zrezygnować z

życia osobistego i poświęcić się całkowicie zawodowi, który sobie wybrała, a kobiety

przedstawione w powieściach Rodziewiczówny nie potrafią ostatecznie zrezygnować z miłości i

domowego ogniska, a więc nie są tak silne, jakimi chciałyby być.

305 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 58 306 Maria Rodziewiczówna Hrywda, wydawnictwo ALFA, warszawa 1991, s. 28 307 Maria Rodziewiczówna Kwiat Lotosu, Warszawa 1990, s. 184

89

Emancypacja, nauka, kobieta-człowiek Rodziewiczówna, jak to już było powiedziane w jej życiorysie, była przeciwna emancypacji

kobiet. Mimo to wielu badaczy literatury dostrzega w jej utworach hasła emancypacyjne.

Już w XIX wieku, gdy szlachta i chłopi ginęli w powstaniach, byli wywożeni na Sybir, lub

emigrowali za chlebem, kobiety musiały ich zastępować. Stawały się głowami rodzin, zarządcami

majątków, organizatorkami szkolnictwa oraz stowarzyszeń społeczno-kulturalnych. Także w

międzywojniu, kiedy część mężczyzn z klas wyższych podróżowało po Europie lub bywała w

stolicy, kobiety kierowały majątkami.308

Sama Rodziewiczówna zarządzała majątkiem ziemskim w Hruszowej, ratując go przed

bankructwem. Maria Orsetti, z domu Jełowicka, sprawowała zarząd nad majątkiem Swierżach koło

Chełma. Była też jedną z założycielek Ligi Kooperatystek, zajmującej się rozwojem spółdzielczości

w II Rzeczpospolitej. Maria Skłodowska-Curie, dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, od 1914 roku

kierowała paryskim Instytutem Radowym. W dwudziestoleciu międzywojennym kilka tysięcy

Polek zarządzało majątkami ziemskimi, kierowało szpitalami i szkołami.309

Bardziej by do nich pasowało określenie kobiet pracujących. Mimo to, co bardzo dziwi,

wszyscy powtarzają raz zasłyszaną teorie nie sprawdziwszy przedtem wiarygodności faktów. Jak

twierdzi Hutnikiewicz rysem znamiennym twórczości Rodziewiczówny „był też swoisty feminizm,

nie tylko aprobata dla dążeń emancypacyjnych kobiety, ale też przekonanie o wrodzonej wyższości

moralnej kobiet, czego dowodem miały być życiorysy jej powieściowych bohaterek.”310 Nie

znalazłam niestety w życiorysach bohaterek Rodziewiczówny niczego, co potwierdzałoby tą

wypowiedź, ona nigdy nie mówiła o „wrodzonej wyższości moralnej” kobiet nad mężczyznami.

Potwierdza to, że autor powyższej wypowiedzi twórczość omawianej autorki znał powierzchownie i

wiedza ta nie była kompletna. Stwierdziłabym nawet, że niektórzy mężczyźni przerastali

moralnością kobiety, bo do tego, co kobietom przychodziło z łatwością, oni dochodzili ciernistymi

ścieżkami i dlatego bardziej to potem cenili.

Kobiety jako „strażniczki kresowych stanic” musiały być silne i zaradne, bo to one jako

jedyne w okresie wojennym zostały w zagrodach i dworkach. Nie ma to jednak nic wspólnego z

feminizmem, bo gdyby tak było nie tęskniłyby tak bardzo do miłości i nie potrzebowałyby męskiej

opieki.

308 Andrzej Kropiwnicki, współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik Wprost, nr1058 (09 marca 2003) 309 Tamże. 310 Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, Warszawa 1997, s. 321-322

90

Echa feministyczne pojawiają się zaledwie w kilku utworach Rodziewiczówny, w których

ona potępia ten ruch. Same kobiety odrzucają hasła, których nie można było w owych czasach w

pełni wprowadzić w życie, bo były zbyt nowatorskie i nie miały zbyt wielu zwolenników.

W Czaharach niezadowolenie z nowego ruchu wyraża starsze pokolenie.

„ - Oto jest rezultat emancypacji i wolności dawanej pannom! - wybuchnęła Wilczycowa. -

Sumienia i wstydu nie ma taka dziewczyna. Całą rodzinę gubi! Nic nie uszanuje, nawet ojcowskiej

świeżej mogiły. Zgroza!”311

Zdarzały się też lekceważące wypowiedzi o takich kobietach.

We Wrzosie przeciwniczką emancypacji jest Ramszycowa. Jednak winą za taki stan obarcza

mężczyzn.

„ - Otóż właśnie. Galanteria... Płeć piękna... Co za bzdury. Zbydlęciliście tym kobiety! Jeśli

wam i z tym dobrze, to i owszem; ale wy nie zawracajcie głowy czcią dla nich, bo to fałsz, a one

niech nie napełniają świata wrzaskiem o emancypacji, bo ten wrzask, to gęganie!(...)”312

Za określone poglądy również Kazię z Wrzosu posądzono o feminizm. Według Radlicza nie

pasowało to do każdej kobiety.

„ - O! Pani feministka! - rzekł ironicznie. - Nie do twarzy z tym pani. Proszę to zostawić

Ramszycowej i jej klice na pociechę. Pani za piękna, za urocza, zanadto stworzona do uwielbień i

szczęścia.”313

Również w Kądzieli poruszona jest poruszona kwestia emancypacji. Wszystkie za i przeciw

włożyła Rodziewiczówna w usta Taidy Skarczewskiej i Stasi Ozierskiej. Przede wszystkim Stasia

zaczęła burzyć się na ustrój panujący w społeczeństwie. Potępiała wszystko, co krępowało swobodę

i niezależność kobiet.

„ - Żeby się kto chciał zastanowić, ile takich anachronizmów jak rak toczy ludzi. Żeby

kobiety same się zastanowiły, jaki dla nich jest wstyd i hańba w tych obyczajach niby

opiekuńczych, w tym ohydnym „nie wypada”! Nie wypada się uczyć, bo to ujma kobiecości, nie

wypada samej jeździć i chodzić; nie wypada pannie obrać sobie fachu i opuścić dom rodzicielski;

nie wypada ostrzyc warkoczy, zrzucić gorset, ubierać się niemodnie; nie wypada, nie być naiwną,

palić tytoniu, śpiewać wesołych kupletów i gwizdać; nie wypada być człowiekiem, mieć

indywidualność, charakter!(...)”314

Nie jest też zachwycona tym, co czeka panny, które poddają się takim torturom jak noszenie

gorsetów, nienaturalne zachowanie się, sztuczne uśmiechy. 311 Maria Rodziewiczówna Czahary, Kraków 1957, s. 11 312 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 76 313 Tamże, s. 99 314 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 15

91

„ (...)No, a gdy przestrzega tych prawideł, jakaż nagroda? - dostanie męża. To ci dopiero

szczyt wart takiego starania! Miałabym się za kretynkę, gdybym dla takiej nagrody spełniła choć

jedno „wypada” i zatruła sobie jedną minutę mojej złotej wolności”315

Pani Taida rozumiała ją, bo sama widziała co się wokół dzieje. Mimo to trudno jej było do

końca zaakceptować taką jej postawę. Nie winiła jednak w tym dziewczyny a postęp i nowe

wynalazki, które, jej zdaniem, pomieszały młodym ludziom w głowach.

„(...) Źle się stało i teraz poważnie się lękam, że dziewczyna się zmarnuje! A kto temu

winien? Druk i mania pisania! Żeby zamiast smarowania papieru kwestią emancypacji kobiet

wzięły się naprawdę wszystkie do pracy, którą mają pod ręką, nie byłoby kwestyj i nie byłoby

takich szalonych głów jak Stasia! Ano – łatwiej smarować piórem po papierze uniwersytetach i

równouprawnieniu, jak osiwieć w ciężkim trudzie beż sławy i mienia. Smarują tedy na nieszczęście

ludzkości!(...)”316

W swym szarym zeszycie pani Taida zapisała znamienne słowa: „(...) Ogólny prąd

emancypacji ogarnia od dawna świat. Była emancypacja Murzynów, chłopów, teraz kolej na

kobiety. Nie potępiono Murzynów i chłopów, nie trzeba potępiać kobiet.”317

Emancypację Rodziewiczówna rozumie nie jako kierunek sam w sobie, zachciankę kobiet

do uwolnienia się spod władzy mężczyzn i skostniałych zasad. Kobiety potrzebowały

samodzielności, ciągnęły się ku wiedzy. Ustami pani Skarczewskiej autorka wyłożyła własne

poglądy o edukacji kobiet, którą uważała za podstawę dla wyrobienia normalnego człowieka. Bo

kobieta musi umieć dużo, o wiele więcej od mężczyzny, ponieważ to kobieta opiekuje się domem,

dziećmi, spiżarnią. A jak się okazuje, to tak naprawdę młode panny nie są przygotowane do życia,

gdyż wiele spraw wydaje się rodzicom zbyt wstydliwymi, żeby mówić o nich z córkami, co potem

niestety jest zgubne w skutkach, gdyż wychodząc za mąż nie mają o wielu rzeczach pojęcia.

Mimo iż pani Skarczewska była osobą starej daty, rozumiała, że młode dziewczęta

potrzebują wykształcenia. Czasy się zmieniają, dziewczyny potrzebują więcej swobody.

„(...)Dawniej ukrywano przed dziewczętami wiedzę, żeby pozostały niewinne i czyste

nieświadomością, dzisiaj wiedza stoi otworem – naiwnych nie ma, może świadomość brudu

utrzyma w nich czystość. (...)”318

Nie muszę już chyba wspominać o Stasi, która odważnie szła do nauki. Sama ukończyła

gimnazjum, potem studia. Cierpiała głód i niedostatek, jednak nikomu nigdy się nie skarżyła.

Dostała w końcu patent na lekarza. 315 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 15 316 Tamże, s. 20 317 Tamże, s. 162 318 Tamże, s. 19

92

Jeszcze jedną osobą potrzebującą nauki była panna Irena. Wydawałoby się, że ona już umie

i wie więcej niż by się po niej można było spodziewać.

„ - Umiem szyć, proszę pani, księgi kasowe prowadzić, robię sztuczne kwiaty, jak mówią

wcale nieźle, uczyłam się introligatorstwa, rysunków, a posiadam muzykę, bo dawałam lekcje.

Mogę też przygotowywać dziecko do trzeciej klasy gimnazjum i chodziłam przez lato na kursy

pszczelnicze.”319

Oprócz tego skończyła jeszcze różne kursy, które jednak na nic się dla niej nie zdały, bo

była zbyt nieśmiała i zbyt słabego zdrowia. Więcej też było chętnych do pracy niż miejsc. Bardzo

bolała nad tym, że mało umie, nie wszystkiego nauczyła się, nie wszystko przestudiowała.

„ - Mój Boże, czemuż nie uczyłam się ogrodnictwa.”320

Na nic się zdały tłumaczenia pani Taidy, że nie musi umieć wszystkiego, bo jest to

niemożliwe. Doszło do tego, że gospodyni odbierała książki i ciągle musiała mieć ją na oku. Takie

podejście do życia i różnych profesji doprowadzało domowników do szału. Żeby mieć w domu

spokój zaczęto skrzętnie ukrywać, że coś jest do zrobienia.

Rita Różycka z Jaskólczym szlakiem również ponad wszystko ceniła naukę. Jej wuj skarżył

się, że „(...); dziewczyna ma głowę przewróconą na punkcie emancypacji i co roku zdaje egzamina

na jakiejś wyższe patenty.(...)”321

W kraju spędzała tylko lato. Pozostałą część roku przebywała za granicą ucząc się i

pracując. Była w każdym calu samodzielną osobą. Podobnie jak panna Jadwiga z Jaskólczym

szlakiem.

„ - Więc jeśli panna Jadwiga jest materiałem, z którego robią bohaterki, ona ci za wiedzę, za

światło, za staranie odda duszę na własność. A ty?

- (...); ona kocha tylko naukę, czuje tylko ambicję dojścia wyżej i wyżej, ceni tylko siłę. (...)

Stryj ją ma za kobietę, a to dziecko!”322

W Strasznym dziaduniu sąsiadka Hieronima już samym swoim wyglądem i zachowaniem

się przypominała studentkę.

„I ta, co stanęła przed nim, była piękną dwudziestoletnią dziewczyną, z krótko obciętym

włosem, binoklami na nosie i piórem za uchem.

Słuszna, zgrabna, smagłej cery brunetka o wyzywającym, śmiałym spojrzeniu, o

lekceważącym wyrazie twarzy. Studentka – miała wypisane na czole.”323

319 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 71 320 Tamże, s. 72 321 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 57 322 Tamże, s. 102 323 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, s. 76

93

Była towarzyską osobą, w jej pokoju często odbywały się spotkania młodzieży. Lubiła

wesoło spędzać czas, a przy tym nie myślała o zamęściu.

W Dewajtisie do nauki ciągnęło Hankę Czertwan. Miała na to nawet ojcowskie pozwolenie i

błogosławieństwo. Jednak matka nie pozwoliła na jej edukację.

„ - No to pan jej nie pozna. Cień został! Pomimo pozwolenia ojca matka słyszeć nawet nie

chce o jej naukach. Skonfiskowała jej pieniądze, rządzi sama folwarkiem, jej każe pracować w

spiżarni i oborze. Nie mogąc sama poradzić, Hanka wezwała mnie na ratunek.”324

Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu miała szczególny dar do nauki.

„Rzadko ją pytano wprawdzie, ale zawsze o najcięższe przedmioty. Była pierwszą w klasie,

rozumiała, co to znaczy, i raz zająwszy pierwsze miejsce, pozostawała.”325

Była bardzo ambitną osobą. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich musiała uczyć się było to

niemałym wyczynem. Uczyła się w spiekocie, przy matczynym gderaniu, kiedy po mieszkaniu

ciągle ktoś się kręcił. Jej obowiązki nie ograniczały się też do nauki. Wstawała bardzo wcześnie i

biegła do gimnazjum, po lekcjach dawała korepetycje, w domu pomagała matce przepisywać

różnego rodzaju dokumenty, musiała też zaopiekować się lokatorami. Spała byle gdzie i byle jak.

Zbyt ostry tryb życia negatywnie odbił się na jej zdrowiu. Przeszła bardzo poważną chorobę.

Zdołała jednak skończyć studia i zdobyć patent lekarza.

Trzeba tu też zaznaczyć, że nie wszyscy mężczyźni zachowywali się jednakowo wobec

kobiet. Większość uważała kobiety za rzeczy, dodatek do swoich majątków i bogactw. Nie

przeszkadzało im to oddawać w ręce tychże kobiet zarząd domu i gospodarstwa. Byli jednak i tacy,

którzy widzieli w kobietach ludzi, co było ważne przynajmniej dla części tych kobiet.

„ - Pani jest człowiekiem.

- Właśnie tegom chciała. To moje marzenie dla kobiety. Nie niewolnica i nie zabawka, i nie

dziecko!(...)”326

Byli też i tacy mężczyźni, którzy uważali kobiety za równe sobie, czego nie uważali za

ujmę, skoro płeć nie odgrywa żadnej roli w pracy, bo jak powiedział jeden z bohaterów powieści

Na wyżynach: „na robocie zaś każdą uważam za koleżankę i towarzyszkę pracy, równą mi we

wszystkim.”327

Podobnie mężczyźni wyrażają się o kobietach w Ragnarök:

324 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 46 325 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990,s. 31 326 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T 2, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905,s.155 327 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, Wrocławska oficyna wydawnicza Astrun, Wrocław 1991, s. 109

94

„ - My traktujemy naszą Jaśkę jak młodszego kolegę i towarzysza. Nie dama ona, ale

człowiek, i nie pojęłaby pana światowej grzeczności.(...)”328

Czasami w takich kobietach również kochano się, chociaż niektórym mężczyznom trudno

było zrozumieć fakt, że nawet ktoś tak bardzo różny od mężczyzny jak kobieta również zasługuje

na względy. Ostatecznie również kobietom przyznano duszę.

„ - Ależ ja jestem kobietą i pan mi przyznaje duszę? Opamiętaj się pan!

- Bywają cielęta z dwiema głowami, dlaczego nie ma być kobiety z duszą? Natura czasem

tworzy dziwolągi, żeby jej nie posądzono, iż w pomysłach się wyczerpała. Pani niech to w dumę

nie wbija. Ma pani duszę, ale ją pani zmarnuje.(...)”329

Było to prawdziwym anachronizmem, ale kobiety walczyły właśnie o takie ich traktowanie.

Żadnej nie chciało się być traktowaną jak sprzęt, bo czuły się ludźmi. I takie poglądy popierała

Rodziewiczówna. A w opowiadaniu Ciotka autorka wykpiła kobiety, które nazywały siebie

feministkami, walczącymi o równouprawnienie kobiet. Bo takie kobiety tak naprawdę nie do końca

wierzyły w powołanie, któremu służyły. Ich hasła, które tak zażarcie wykrzykiwały na swych

zebraniach zostały tylko słowami nie wcielanymi w życie. Nie szerzono ich też wśród szerszego

grona, albo były rozumiane na opak, bo kobiety nie potrafiły dojść do wspólnego mianownika.

„ - Słyszycie to i milczycie – wy, co walczycie dla kobiet o równe prawa. Toć one ciskają

wam obelgę, toć nie mężczyźni, ale one ideę wam podkopują.(...)

A oto ja wam powiadam, że jałowa będzie wasza praca i próżny wasz zapał, póki tych nie

uczynicie ludźmi!”330

W kręgu znajomych Rodziewiczówny było niemało kobiet, które popierały ruchy

feministyczne i dlatego można było o to samo posądzić autorkę wyżej wymienionych powieści.

Julia Kisielewska na przykład tak mówi w swoim referacie poświęconym jubileuszowi twórczości

pisarskiej Rodziewiczówny:

„(…) Nam zastanowić się należy, w jaki sposób pisma Rodziewiczówny przyczyniły się do

spopularyzowania idei emancypacji kobiet w najmniej na te hasła wrażliwych, w najbardziej

opornych środowiskach.(…)”331

Na początku tegoż referatu autorka odwołuje się do trudnych początków ruchów kobiecych.

„Jakie były początki naszego ruchu kobiecego, z jakiemi trudnościami walczyły pierwsze

pionierki, mając przeciw sobie przesądy, niechęć większości społeczeństwa i własne

328 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 64 329 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 79 330 Maria Rodziewiczówna Ciotka [w:] Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań, s. 130 331 Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr jubileuszowy 13 czerwca 1911r. (wydanie książkowe), s.15

95

niedoświadczenie, jak ofiarne i niezmordowane w służbie dla idei musiały być te kobiety, torujące

drogę zastępom do źródeł nauki i warsztatów poważnej pracy, (…).”332

Rodziewiczówna nie dała w swych powieściach odpowiedzi jaka kobieta jest albo może być

ideałem, bo kobiety w jej utworach są bardzo różne. Jednak pisarka ceniła osoby pracowite,

wykształcone, otwarte na świat i na innego człowieka, szczere. Autorka Kądzieli nigdy nie oceniała

innych według tego, jak wyglądają, a jaki typ człowieka sobą reprezentują, co mają do

powiedzenia. Szanowała kobiety odważne, potrafiące stawić czoło przeciwnościom losu i radzić w

każdej sytuacji życiowej.

332 Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr jubileuszowy 13 czerwca 1911r. (wydanie książkowe), s. 18

96

Co mężczyźni myśleli i mówili o kobietach w utworach Marii Rodziewiczówny?

Kobietom od zawsze zależało na tym co o nich samych, ich wyglądzie myślą i mówią inni,

szczególnie mężczyźni.

W utworach Rodziewiczówny główne bohaterki mają za nic to, co się o nich mówi, a

jednak mężczyźni na stronicach tychże powieści swoje zdanie o płci przeciwnej. Wypowiedzi te

nie są jednoznaczne i nie zawsze niestety pochlebne. Różnie są też odbierane tak przez same

kobiety, jak i innych mężczyzn.

Tak na przykład w Kwiecie Lotosu dialog między Rafałem Radwanem,a Adamem

Lachnickim pokazuje dwie skrajne postawy wobec kobiet:

„ – Tą małą? Zajęła mnie i badałem. Żeby nie była kobietą, może by z niej co było, ale

kobieta – nędza!

Machnął lekceważąco ręką.

- Cóż to ma znaczyć? Mogą być niepospolite kobiety, jak niepospolici mężczyźni. Przecie

im się nie zaprzecza duszy i rozumu.

- Po pierwsze: dusza jest to także określenie z bajek Szacherezady, a co do rozumu kobiet,

najrozumniejsza ma go trochę więcej od kury.

- A panna Leonia?

- Panna Leonia jest jeszcze dzieckiem. U kobiet okres myślenia kończy się z epoką

rozwinięcia; potem jest to tylko rzecz i basta!

- Mówisz jak ślepy o kolorach. Twoje kobiety są właśnie istotami z bajek Szacherezady.

Szczęściem, że teraz takich nie ma, a inne są nie równe nam, ale wyższe od nas.

- Chytrzejsze i sprytniejsze! To przymiot płci żeńskiej w całej przyrodzie. Wynik logiczny

potrzeb.”333

Rafał należy do takich, którzy wyrażają się o kobietach z nieukrywana wzgardą, uważają, że

są lepsi od kobiet, a kobiety są według nich bezduszne, złe i winne wszystkich nieszczęść na ziemi.

Tacy mężczyźni czują się panami, którzy mogą traktować kobietę jako swoją własność i rzucić ją,

kiedy się im znudzi lub znajdą inną. Tak oto Andrzej Sanicki we Wrzosie pomstuje na swoją

kochankę Celinę, która go rzuciła:

„ – Kobiety są stworzone na katów – rzekł wreszcie.

- Racja – kochać naprawdę umieją tylko swoje dzieci, zresztą szał i okrucieństwo.

333 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 29-30

97

- I fałsz. W tym są mistrzynie. Boże, jak ja ją ubóstwiałem, jak wierzyłem. Za to mnie

zabiła!”334

Szczególnie ”miłym” wobec kobiet był piękny Wiktor z powieści Jaskólczym szlakiem.

Wystarczy przytoczyć chociażby jeden cytat, żeby zrozumieć jego myślenie i postrzeganie kobiet:

„ – Kobiety! – zaśmiał się Kostuś. – A gdzie ich nie ma? I tu ich nie brak.

- At, śmiecie! – skrzywił się piękny Wikor. – Znam już je wszystkie nadto dokładnie.”335

Podobnie o płci przeciwnej wyraża się Olszyc w Strasznym dziaduniu:

„ – Ach, panie! – rzekł Olszyc z cynicznym grymasem. – Dlatego to pan dostał tam czarnej

polewki! Kobiety nie znoszą delikatności, lubią być poniwierane. Im je lżej traktujesz, tym silniej

się przywiązują.”336

Obaj powyżej wymienieni mężczyźni znani byli z dość łatwego traktowania kobiet, co im

nie przynosiło chluby ani zaszczytów. Podobnie złe zdanie o kobietach ma Krystofor z Szarego

prochu:

„ – To pewnie, ale i narzeczona nudzi po mnie.

- Wierzysz w kobiecą naturę? Byle gach ją pocieszy...

- Ty wszystkie wedle Magdalenki cenisz.

- Jednakie one.”337

To tylko z powodu zdrady kochanki.

Również Dobrzecki przekłada samotność nad towarzystwo kobiet i dlatego nigdy nie ożenił

się:

„ – Dobrześ zrobił, żeś się jej pozbył, jeśliś człowiek stateczny i pracowity. Kobieta,

młodzieńcze, to katarynka, co ci rzępoli pod oknem wtedy, gdyś najbardziej zajęty; to skrobanie

noża po talerzu; to źle wychowany kot, co ci tłucze statki i wazony; to zmora klopot, zguba

człowieka.”338

Zaś hrabia Andrzej w Ragnarök niezbyt pochlebnie wyraża się o kobietachsalonowych,

które tak naprawdę nie mają żadnego pojęcia ani o życiu, ani o zarządzaniu domem:

„ – Wspomniał, że chcą mnie żenić z księżniczką Różą. Odpisałem, że nie uznaję kobiet

wychowanych u wizytek, znających tylko salony, umiejących tylko się bawić i męża łapać,

piszących tylko po francusku, na ulicę wychodzących z Angielką i nie mających żadnego fachu.

334 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 146 335 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 118 336 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 96 337 Maria Rodziewiczówna Szary proch, s. 116 338 Maria Rodziewiczowna Farsa panny Heni, s. 31-32

98

(...) Nie mogę się żenić z Hildą ani z żadną inną, mam wstręt do kobiet. Najlepsza ma wpływ

ujemny.”339

Tak samo wykształcone kobiety ceni Kazio z Kądzieli i dlatego popiera dążenia Stasi do

wyższego wykształcenia. Pomaga jej jak może.

W podobny sposób do ożenku odnosił się Stach Bychowski z noweli Nad program i to

właśnie z powodu kobiet i w taki oto sposób wyraża się o „pochodni” małżeństwa:

„ – Ja? Także gadanie! Kto ją raz w życiu zapalił, po to tylko, żeby z chorą żoną objechać

wszystkie bady, kto ją pomimo to stracił, został z dwojgiem dzieci i gwoli ich wychowaniu ma w

domu dwie ciotki, bratową i siostrę niezamężną, ten mój kochany nie tylko nie zapala, ale pogasiłby

wszelkie pochodnie, w których kobiety biorą współudział. ”340

Ustami Bychowskiego przemawia mężczyzna, który uważa się za roztropnego i

przezornego, ale tak naprawdę boi się odpowiedzialności i niewygody, bo jest zbyt leniwy i

zastygły w życiu, które prowadził dotychczas. Schemat, który przedstawił, mógł podpatrzeć u

sąsiadów i znajomych i to go mogło ostatecznie zniechęcić do ożenku, nie chce tylko do tego

przyznać się i woli całą winę zwalić na kobiety.

W Gnieździe Białozora wyrażone są wręcz rasistowskie poglądy, kiedy jeden z bohaterów

mówi o kobietach rasy czarnej:

„ – (...) Kobiet wcale nie ma, boć nie można rachować Murzynek – cuchnących gorzej tego

mydła, kiedy się w kotłach skwierczy.”341

Są też i tacy mężczyźni, którzy zaprzeczają temu, że kobiety mają rozum i mówią im o tym

wprost, jak to zrobił Marek Czertwan:

„ – (...) Ty tego nie rozumiesz, boś mała i kobieta.”342

Zupełnie inaczej mówi o tym Clark Marwitz. Wychowany w Ameryce zupełnie inaczej

ustosunkowuje się do kobiety niż zaściankowa szlachta i chłopi na Litwie, których poglądy na

niektóre sprawy nie zmieniały się od wieków. Słusznie przyznaje kobietom rozsądek, podkreśla

tylko inność myślenia kobiet i mężczyzn:

„ – Ty Izy jesteś bardzo praktyczna i rozsądna, ale masz jeden błąd: nie lubisz powolnego

rozumowania! (...)”343

339 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s.155 340 Maria Rodzieiwczówna Nad program [w:] Jazon Bobrowski, Warszawa 1992,s. 111 341 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, s. 117 342 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 41 343 Tamże, s. 120

99

Jeżeli zaś mamy mówić o kobiecym pięknie, to ono jest bardzo różnie rozumiane w

wyższych sferach i wśród chłopów, którzy w taki sposób omawiają wygląd nowo przybyłej kobiety

z miasta:

„ – Niczego sobie, taka chuderlawa i biała, jak pany lubią. Co ona będzie w Ługach robić?

- Panować tobie, zobaczysz! Ja bym jej taki na moją panienkę nie handlował. Kraski nie ma,

trusliwa, drepcze jak indyczka, miastowe jakieś heho. Tyle to u nas na ziemi warte, co pajęczyna po

kątach! Niby to nic, a tego ani prząść, ani tym szyć, takie to śmiecie.”344

Alei i inni nie byli zbyt pochlebni:

„ – Słowo daję. Z naszych pań można robić wystawę koczkodanów.(...)”345

Są to słowa Filipa Prowicza z noweli Jazon Bobrowski.

Byli też tacy mężczyźni, którzy dla okazania swej niechęci anonimowo układają niezbyt

dowcipne rymowanki i wypisują je na drzwiach mieszkań, jak to zrobiono pani Brzezowej z Kwiatu

lotosu.

„Pani Brzezowa

Sądowa wdowa,

Panna Brzezina

Cudna dziewczyna,

Kto mi nie wierzy

Niech w dzwon uderzy.”346

W powieściach Rodziewiczówny pojawiają się również tacy mężczyźni, którzy unikali

kobiet, bo w ich przekonaniu „Kobieta daje mężczyźnie tchórzostwo i słabość. (...)”347

Nie był to jednak podstawowy pretekst do takiego traktowania kobiet. Po prostu niektórzy

nie znali kobiet, inni się ich bali, czuli się wobec nich nieswojo, nie wiedzieli jak się maja zachować

i dlatego woleli ich unikać, najwyżej zachować przyjacielskie stosunki i nie zawierać z nimi

przyjaźni, ani bliższych znajomości.

„ – Bredzisz? Po pierwsze: jak ognia zawsze bałem się kobiet, a po drugie: jeśli mężczyznę

oszuka kobieta, ano, to choć najlepszy jego przyjaciel przez życzliwość, a znajomi przez

grzeczność powiedzą, że on nieszczęśliwy; (...).”348

Kobiety kpiły z takiego do nich uprzedzenia, bo widziały, że mężczyźni tak naprawdę pod

maską silnych ludzi próbowali ukryć strach przed nieznanym, a kobiet obawiali się dlatego, że te

344 Maria Rodziewiczówna Czahary, s. 162 345 Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, Warszawa 1992, s. 15 346 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 4 347 Maria Rodziewiczówna Czarny bóg [w:] Farsa panny Heni, s. 154 348 Maria Rodziewiczówna Filantrop [w:] Jazon Bobrowski, s. 159

100

zaczęły sięgać po nieznane dotychczas dla nich dziedziny nauki, tak skrzętnie dotychczas przed

nimi ukrywane, a dostępne przedtem tylko mężczyznom. Teraz kobiety stały się poważnym

zagrożeniem dla mężczyzn, gdyż wraz z posiadaną wiedzą zaczęły też zagrażać stanowiskom, które

zajmowali dotąd niepodzielnie mężczyźni.

„ – Nigdy kobiet! – zaśmiała się. – Czy to przez kult dla cnoty czystości?

- Nie, pani. Można mieć zdanie o tym tylko, co się zna. Kobiet się nie boję. Tout

simplement – nie chcę ich.”349

Tak naśmiewała się Willa Mora w Ragnarök z Romana Niemirycza.

Jak widać mężczyźni przyznawali się do tego, że boją się kobiet, albo, że je nie znają i nie

chcą. Oczywiście, że ci sami mężczyźni nie robili nic, żeby taką sytuację zmienić. Nie chodzi o to,

żeby nagle zaczęli żenić się, ale nie starali się kobiety zrozumieć, poznać chociażby z innej strony

niż dotuchczas. Mieli wyrobione zdanie przez opowiadania znajomych, przyjaciół, sąsiadów, to, co

widzieli na ulicy lub w salonach. Nie wiedzieli więc, że na to jaką jest kobieta złożyło się wiele

różnych aspektów i że kobiety nie zawsze są takie, jakimi je można zobaczyć, bo inni widzą je

takimi, jakimi one same chcą być widziane. Do poznania prawdziwej kobiecej natury potrzebny jest

niemały wysiłek intelektualny i znajomość kobiecej psychologii, a z powyższych wypowiedzi

wynika, że mężczyźni jednak wolą spokój i współczucie innych ludzi. Nie umieją, albo nie chcą

zrozumieć płci przeciwnej.

W pewnym też momencie rozgoryczony Hieronim w Strasznym dziaduniu przyrównuje

kobiety do kóz:

„ – Kobieta i koza wszędzie się wciśnie dziadku – rzekł kapryśnie chłopiec. – Gatunki to

bardzo podobne, wszystko ogryzą, popsują, zawsze je znajdziesz w szkodzie. Że też dziad to znosić

możesz.”350

Tutaj jego wypowiedź jest pełna goryczy, gdyż został odrzucony przez kobietę, która tak

naprawdę nie była warta jego miłości, bo wolała wesoło spędzać czas, mieć kochanków, nie była

zdolna do poświęceń, a on ją pokochał. Oprócz tego nie odnalazł Bronki, której wszystko oddał i

która była jego oczkiem w głowie. Była to dziewczynka, którą znalazł w czasie powodzi w czasie

swych wakacji i którą zabrał ze sobą do miasta, kształcił, hodował, odmawiał sobie z jej powodu

różnych drobnych przyjemności, ale która sprawiała mu wiele radości. Po jej zniknięciu poczuł

wokół siebie pustkę, którą nie mógł niczym zapełnić.

349 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 23 350 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 138

101

Jednak nie wszystkie wypowiedzi mężczyzn są aż tak złe, bo są i tacy mężczyźni, którzy o

kobietach mówili z szacunkiem i bronili ich cnoty przed zarozumialcami. Na przykład Rosomak w

Lecie leśnych ludzi tak oto mówi o kobietach:

„ – Tak, miałem żonę i matkę! Obedwie zmarły, ale żyją w mej duszy czczone i bardzo

umiłowane. Dlatego dziwię się, gdy kto lekko o tych rzeczach mówi i w ogóle rozmawia i równie

mi dziwne, gdy słyszę wyrażenie: baba, babskie. Zdaje mi się, że tacy nie pamiętają, kim jest

matka, siostra, żona, albo są nieszczęśliwcami, którzy tych trzech rodzajów istot najświętszych nie

mogli kochać ni szanować.”351

Podobnie wobec kobiet odnosi się Hieronim ze Strasznego dziadunia.

„ – Kochankiem pani być nie chcę, bobym przez to okazał, że siebie przenoszę nad ciebie.

Nie zejdę do poziomu Olszyca!”352

Z tak pozytywnymi zdaniami różnie bywa. Są to wypowiedzi, w których ich autorzy

sprzeciwiają się temu, co o płci przeciwnej było powiedziane powyżej. Emanuje z nich zachwyt nad

kobietami.

„ – Ty, bracie, co anioła masz w domu, wiesz jaką podnietą jest obraz kobiety, do jakich

poświęceń wzniesie, jakim bohaterstwem natchnie!

O, błogosławione niech będą za szczęście człowiecze!”353

I jakby dziwią sie faktowi, że „(...) kobieta nas wiąże i to także niezwykłe, bo przecie one

zawsze kłócą.(...)”354

Są też mężczyźni, którzy muszą dojrzeć do tego, by móc docenić i ocenić pozytywnie

kobietę. Do takich należał na przykład hrabia Wentzel z Między ustami a brzegiem pucharu.

Wiadomo, że ludzi ocenia się przede wszystkim według tych osób, z którymi miało się do

czynienia. Tak samo było i w jego przypadku. Początkowo, mieszkając w Niemczech zadawał się z

kobietami lekkich obyczajów i był przyzwyczajony do konkretnego zachowania się wobec kobiet,

lecz kiedy stawił się na wezwanie babci do Polski, zetknął się z zupełnie innym, dotąd mu

nieznanym, typem kobiet – poważnych, dumnych, niedostępnych, które nie pozwalały na

zachowanie się wobec nich w sposób lekki i lekceważący. Tak oto porównywał je:

„ (...) Pan nie zna Niemek. Po nich siostra pańska – to antypody.”355

Początkowo wszystkie kobiety są dla niego jednakowe:

„ – Nie uważałem. One tu wszystkie dziwnie do siebie podobne. Różowe, białe...”356

351 Maria Rodziewiczówna Lato leśnych ludzi, wyd. Prószyński i s-ka, Kraków b.r., s. 140 352 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 95 353 Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, s. 26 354 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, s. 151 355 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Warszawa 1987, s. 79

102

Konstanty Jamont z Jaskólczym szlakiem, wychowany za granicą, tak jak i Clark Marwitz,

kobiety stawia na równi z mężczyznami.

„ – Ach, więc równouprawniasz i kobiety!

- A jakże. Bądźmy logiczni, uważamy je za słabsze, a dajemy mniej niż silniejszym.”357

Są też wypowiedzi (oczywiście włożone w usta mężczyzn), które mogłyby stać się

sentencjami o kobietach. Niektóre z tych wypowiedzi są nawet bardzo ciekawe. Przytoczę może

niektóre z nich, jak na przykład:

„ – (...) Skaranie Boże z dziećmi i kobietami!...”358

„ – A tak! Używają kobietki i w mowie, i w stroju, i obyczaju.”359

„ – (...) Kobiety strasznie zabijają spryt w człowieku (...).”360

„ – (...) Kobieta, jak zła, żadnego nie ma taktu.”361

„ – Wiadomo, babę latem trzeba głaskać! – zdecydował Sydor.”362

„ – (...) Nie, babski rozum wart niucha tabaki.”363

„ – Takie panny ze wsi, są zwykle karmione czarnym chlebem i... cnotami. (...)”364

„ – Dowodzenie kobiecie kończy się zawsze ukrytym ja.”365

„ – (...); - ja lubię, ale to bardzo lubię kobietki, alem ich nigdy serio nie traktował, bo tego

nie warte. (...) ”366

„Żadna logika nie przekona rozżalonej, biednej kobiety.”367

„ – Kobiety zwykle lepiej od mężczyzn pamiętają o drobiazgach. (...)”368

„ – (...) Zresztą kobieta, jeśli nie kocha przed ślubem, pokocha potem.”369

„ – Masz pani słuszność. Kobiety są od nas dużo chytrzejsze i zręczniejsze.”370

„ – Wszystkie klucze powinny być w rękach kobiecych, to ich symbol!(...)”371

„ – (...) Wy, kobiety, macie wyobrażenie i frazesy z poezji i romansów.(...)”372

„ – Złość w pannie ukryta pod siedmiu zamkami dopiero się po ślubie okaże.(...)”373 356 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Warszawa 1987, s. 25 357 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 128 358 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 256 359 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, s. 60 360 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 33 361 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 132 362 Maria Rodziewiczówna Hrywda, s. 128 363 Tamże, s. 168 364 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 10-11 365 Tamże, s. 133 366 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, s.180 367 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, s. 137 368 Tamże, s. 253 369 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 147 370 Tamże, s. 164 371 Tamże, s. 271 372 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T. 1, s. 103

103

„ – (...) Kobiety mają duszę chociażby z tej racji, że rozumieją ją w drugich, (...).”374

Wynika z tego, że przynajmniej niektórzy mężczyźni myśleli o kobietach jak o słabszych

istotach i starali się im pomóc, a przynajmniej szanowali je. Mimo to te same kobiety stały się

rywalkami mężczyzn, ponieważ skoro już zasmakowały edukacji uniwersyteckiej i zaczęły same na

siebie zarabiać, to mogły z czasem również wkroczyć i do polityki, i do innych dziedzin, które

dotąd były zarezerwowane wyłącznie i bezwarunkowo dla mężczyzn. Bano się też może, że wraz z

posiadaną wiedzą kobiety staną się nie tylko potężniejsze, ale też utracą pierwiastek kobiecości,

coś, czym trzymały przy sobie mężczyzn.

Nowela Czarny chleb jest hymnem ku chwale kobiet: matek i żon. Zwykły chłop dostrzega

w kobiecie nie zło, ale mądrość, dobroć, pracowitość i czułość. Przyznaje też, że kobieta potrafi być

bardziej zaradna od mężczyzny, docenia jej pracę i poświęcenie. A swoimi przemyśleniami dzieli

się z młodym paniczem. Bo złe kobiety nie są warte szacunku, takie szkodzą tylko sobie, zaś na

dobrą trzeba zasłużyć i umieć ją zauważyć wśród innych.

Pisarka na pewno nie odzwierciedla dokładnie tego, co współcześni jej mężczyźni myśleli o

kobietach. A jednak, jak już to wspomniałam, Rodziewiczówna była dobrą obserwatorką i znała się

na ludzkiej psychice. Miała też rozległe znajomości i wiele męskich zachowań mogła zauważyć.

Uważam, że mężczyźni nie kryli się ze swym zdaniem o kobietach. Tego, o czym nie wiedziała,

mogła domyślić się.

373 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T. 2, s. 11 374 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, s. 46

104

O imionach w utworach Marii Rodziewiczówny

Ogółem w utworach Rodziewiczówny występuje 168 różnych imion, z czego 94 są to

męskie imiona i 74 kobiece. Jako że tematem mojej pracy są kobiety, skupię się więc na tych

imionach.

Najczęściej występującym kobiecym imieniem w utworach Rodziewiczówny jest Maria (12

razy). Autorka używa go w bardzo różnych formach: Maria, Marynka, Marynia, Maniucha. W ten

sposób wyraża swój stosunek emocjonalny do danej postaci, a jednocześnie jakby stara się oddać w

nim charakter danej kobiety lub dziewczyny. Podobnie postępuje odnośnie innych imion. O postaci,

która ma być poważna, albo pochodząca z wyższych sfer pisarka mówi pełnym imieniem, zaś w

stosunku do kogoś swawolnego, płochego, emocjonalnego używa zdrobnień.

Skupię się teraz na tłumaczeniu znaczenia imion.

Imię Maria pochodzi ze zgrecyzowanego hebrajskiego Mirjam, Marjam. Etymologicznie

imię to łączy się z akadyjskim mariām – napawa radością. W greckiej wersji Nowego Testamentu

występuje forma Mariám.

Należy także dodać, że etymologia tego imienia nie jest pewna. Na temat jego pochodzenia

wypracowano wiele hipotez. Jedni wyprowadzają je od mara – być tłustym, a w dalszym znaczeniu

– być pięknym. Inni wywodzą je od egipskiego meri-jam i tłumaczą – ukochana przez Jahwe,

ukochana przez Boga lub miłująca Boga. Według Hieronima imię to znaczy – pani. Jeszcze inni

wywodzą je od czasownika rawah, który znaczy poić i sądzą, że imię to oznacza – napawająca

radością, przyczyna naszej radości.375

Marie cechuje doskonałość, mistrzostwo i wszelkie osiągnięcia, daleko wykraczające poza

to, co zwykłe i pospolite. Pociąga je wszystko, co tajemnicze. Mają rozwinięta intuicję. Są przy tym

wnikliwe i starają się zawsze dotrzeć do istoty problemu. Do życiowych zadań podchodzą w sposób

perfekcyjny i często innym ludziom stawiają wysokie wymagania. Są wymagające, ale opiekuńcze,

uczuciowe. Oddane życiu rodzinnemu, ale i wiele żądające od tych, których kochają. Cenią sobie

wysoką jakość życia, także w sensie materialnym, ale nie pozwalają się "wciągnąć" w wyścig po

pieniądze.376

Ta charakterystyka całkowicie pasuje do Marii występującuch w utworach Rodziewiczówny.

Pewnym odstępstwem jest panna Maria z Joan VIII, 1-12. Jest ona na wskroś materialistką, ale

chyba nie jest temu winna, ponieważ taką zrobiło ją społeczeństwo, w którym żyła. 375 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Maria&litera=M&jacy=all 376 http://www.imiona.listonosz.net/?q=maria

105

Inna Maria z tej samej powieści, którą nazywano Maniuchą, była całkowitym jej

przeciwieństwem. Wychowywana była w biedzie. Od najmłodszych lat, jak już tylko zaczęła

chodzić, zaczęła pomagać swemu opiekunowi w różnych drobnych pracach. Kiedy zaś trochę

podrosła jej jedyną myślą było zarobić na życie. Jednocześnie bardzo dowierzała innym ludziom i

przez to wykorzystano ją.

Panna Maria Kazimierowna z Anima Vilis na początku jest oschła, zimna, ale jednocześnie

nie interesują ją pieniądze co nie przeszkadza jej pomagać ojcu w księgowości, ale to uważa

bardziej za rozrywkę niż pracę, przy której może zapomnieć o śmierci brata, o surowości klimatu

syberyjskiego i nie dopuszczać do siebie marzeń o innym życiu i innym świecie.

Częstotliwość występowania innych imion jest mniejsza. Imię Barbara występuje 4 razy;

Hanna, Jadwiga, Teresa oraz Zofia występują po 3 razy; 22 imiona pojawiają się po 2 razy,

pozostałe (46 imion) po jednym razie. Skupię się więc na imionach głównych bohaterek.

Główną bohaterką Czaharów jest Zośka Janicka.

Jest to imię pochodzenia greckiego. W funkcji imienia własnego występuje tu rzeczownik

pospolity sophía – mądrość. Na gruncie chrześcijańskim imię zawiera aluzję do mądrości Boga.377

Zofie są wrażliwe na wszelkie wartości, obdarzone bystrym okiem i przenikliwym

umysłem. Są uwrażliwione na pewne subtelne szczegóły tego świata, które dla większości ludzi są

wręcz niedostrzegalne. Mają naturalny talent wnikliwych psychologów. Trudno jest na nie wpływać

i przekonywać do czegoś, do czego same nie mają przekonania. Zofie wiedzą swoje i cenią sobie

własne zdanie. Nie należą do osób, które łatwo pozwalają sobą kierować. Są przy tym wolne od

małostkowości, od złośliwości czy podejrzeń. Do wielu spraw, które dla innych są przykre,

podchodzą z czystym umysłem. W swoich życiowych wyborach rzadko popełniają omyłki, gdyż

chroni je przed tym ostrożność połączona ze zdrowym rozsądkiem.378

I właśnie taka jest Zośka Rodziewiczówny. Nie dawała sobą manipulować. Potrafiła

milczeć, ale po śmierci ojca stanowczo zażądała u braci wydania dla niej jej części majątku.

Dokładnie wiedziała na co stać jej braci, ale wytrwale trzymała sie swego i zostało jej to odpłacone.

Nie dała się przekupić roczną rentą, którą jej proponowano, starała się jeszcze pomóc siostrze, oraz

starszemu bratu, który podobnie jak ona opuścił dom rodzinny, aby żyć własnym kosztem, i z

którym miała zawsze najlepsze stosunki.

377 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Zofia&litera=Z&jacy=all 378 http://www.imiona.listonosz.net/?q=zofia

106

Bronisława - imię żeńskie pochodzenia słowiańskiego utworzone od imienia męskiego

Bronisław. W pierwszym członie imię to zawiera element broni-, który pochodzi od słowa bronić, a

w drugim rzeczownik -sława.379

To imię jest słowiańskie, a znaczy tyle co bronić swojej dobrej sławy. Czynili to z dużym

skutkiem słowiańscy rycerze noszący dumnie to imię. Kobiety Bronisławy nie troszczą się o swą

sławę. Gadatliwa, plotkarska, lubi komfort życia za wszelką cenę. Przy tym posiada umysł twórczy,

który wsparty dużą siłą witalną, przynosi dobre efekty. Posiada zdolności organizatorskie, potrafi

przeanalizować zjawiska i tak nimi pokierować, by przyniosły rezultat. Jest miła, zbyt nie można na

niej polegać, lubi gry.380

To imię noszą dwie bohaterki utworów Rodziewiczówny – Bronia ze Strasznego dziadunia i

Bronka z Floriana z Wielkiej Hłuszy. O Broni w Strasznym dziaduniu niewiele się mówi, bo cała

akcja kręci się wokół głównego bohatera – Hieronima Białopiotrowicza. Autorka tylko informuje

nas jaka ona była na początku utworu, jak się zmieniła pod wpływem opieki Hieronima i jak

wyglądała w końcu, po kilku latach. Ale to tylko ze strony fizycznej, ani o jej charakterze, ani o

psychice autorka nic nie wspomina.

Natomiast Bronka z Floriana z Wielkiej Hłuszy całkowicie odpowiada temu opisowi. Co

prawda pomaga dziadkom utrzymać ziemię, zajmować się gospodarstwem podczas wojny i mimo

iż poszła na to dobrowolnie to narzeka na brak rozrywek, na harówkę, na byt zwierzęcy i na

warunki niegodne człowieka. Ma ukończone konserwatorium, dlatego brakuje jej muzyki, książek,

rozmów na wysokim poziomie, a nie tylko o gospodarstwie.

Barbara - imię to może mieć etymologię grecką lub łacińską. Mianowicie grecki

przymiotnik bárbaros znaczy tyle co nie mówiący po grecku, niekulturalny, barbarzyński. Jako

określenie innych ludów to słowo przejęli Rzymianie. Użyte jako rzeczownik bárbaros oznaczało

każdego cudzoziemca. Tak więc Barbara to po prostu cudzoziemka. Mamy także poświadczoną

męską formę tego imienia Barbarus.381

Barbara jest uczuciowa, spokojna, niezależna. Interesuje się sztuką i życiem towarzyskim,

ale przyzwyczajona jest do wygód. Typ kobiety niezależnej, pewnej siebie i do perfekcji

szlachetnej. Zawsze pozostaje lojalna wobec przełożonych, wierna swym życiowym zasadom,

ciągle poszukująca dobrych rozwiązań trudnych spraw życiowych. Lubi poznawać inne kraje, toteż

379 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=618&litera=B&jacy=all 380 Tamże 381 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=83&litera=B&jacy=all

107

dużo czyta i podróżuje. Posiada talent artystyczny, który musi być odkryty przez inną osobę. Jest

wzorową matką i dobrą przyjaciółką męża. Bardzo czuła na krzywdę ludzką.382

Imię Barbara mają u Rodziewiczówny też dwie kobiety: Barbara Barcikowska w powieści

Barcikowscy i niejaka Barbara von Treizner z powieści Barbara Tryźnianka.

Niestety, autorka nic nie pisze o ich talentach. Wiadomo tylko, że Barbara Barcikowska jest

dobrą matką i oddaną żoną. Szczególnie jest wyczulona na krzywdy kraju, surowa patriotka, daleko

widząca osoba.

Natomiast Barbara Tryźnianka to postać prawie mityczna. Co prawda w utworze Barbara

Tryźnianka występuje postać o imieniu von Treizner, ale główny bohater, a z nim i czytelnik, w

końcu dochodzi do wniosku, że tak naprawdę to ta postać nie istnieje, a została wymyślona dla

pokazania przemiany duchowej głównego bohatera.

Jadwiga - jest to imię pochodzenia germańskiego złożone z dwóch członów: hadu- i -wig.

Słowa te miały to samo znaczenie – walka.383 Jadwiga to osoba walki. Osoba z tym imieniem

posiada wiele zalet. Jest dobra dla rodziny, znajomych i bliskich. Szanuje harmonię społeczną, jest

lojalna wobec przełożonych, lubi kierować swe siły na działalność filantropijną. Jeżeli

przedsięwzięcia altruistyczne wiodą się, jest bardzo szczęśliwa, że może służyć drugim. Wiele

czasu poświęca na doskonalenie swojej osobowości, kultury bycia i podnoszenie ogólnego

wykształcenia. Ceni piękną mowę, występuje często jako wspaniała oratorka lub lektorka. Z gruntu

szlachetna osoba, umiejąca się znaleźć się w każdej sytuacji.384

Gdybym miała napisać charakterystykę dla Jadwigi z Między ustami a brzegiem pucharu, to

byłaby ona właśnie taka. Starała się być dobra dla wszystkich, prowadziła w majątku ciotki

świetlicę, gdzie uczyła dzieci pisać, czytać oraz tabliczki mnożenia. Pomagała również chłopom na

różne sposoby, zawsze wiedziała kto i jakiej potrzebuje pomocy i takiej pomocy udzielała: leczyła

chorych, dzieliła zapomogi, odwiedzała sieroty.

Wiktoria - imię wywodzi się od imienia rzymskiej bogini Zwycięstwa, której świątynia

znajdowała się na Palatynie [łac. victoria – zwycięstwo]. 385

Kobieta o tym imieniu jest wszechstronnie utalentowaną osobą zwłaszcza w dziedzinie nauk

humanistycznych. W wielu dziedzinach życia zwycięża, dzięki swej pracowitości, zaparciu w

dążeniu do celu i uporowi, jaki ją cechuje. Jest niewiastą o wielkiej intuicji, ustabilizowanych

przekonaniach religijnych, autorytatywnym charakterze i mocnym postanowieniu służenia

społeczności. Jest tolerancyjna, skłonna uznawać racje innych. Posiada duże umiejętności 382 http://www.imiona.listonosz.net/?q=barbara 383 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Jadwiga&litera=J&jacy=all 384 http://www.imiona.listonosz.net/?q=jadwiga 385 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?imiona=Wiktoria&litera=W&jacy=all

108

przystosowania się do nowego otoczenia i innych warunków. Wiele przebywa na łonie natury.

Miłość traktuje jako wyższe uczucie. 386

To idealnie pasuje do Wiktorii Brzezowej z Kwiatu lotosu. Na przekór przepowiedniom

Rafała Radwana przeżyła poważny atak udaru mózgu, ukończyła uniwersytet. Kochała Rafała nad

życie, uważała go za swego mistrza. Była bardzo pracowitą, religijną, a po ukończeniu uniwersytetu

wyjechała do małego miasteczka, gdzie pracowała jako lekarz.

Magda jest to w zasadzie spieszczona forma imienia Magdalena. Imię to, znane z literatury

pięknej. Ma duży temperament, bystry umysł, jest impulsywna. Nie znosi rygorów, stałych

obowiązków, regularności.

Magda jest główną postacią w Macierzy. Jest ona prawie taka, jak w powyższym opisie.

Była ona spokojna, wytrwała, a to, co postanowiła spełniała, nie przebierając w środkach. Nie

potrafiła długo usiedzieć w domu, stała w uczuciach, ale nigdy nie zapominała wyrządzonych jej

krzywd. Potrafiła być wdzięczna i tą wdzięczność okazać, szczególnie rozumiała pokrzywdzonych,

bo sama do takich należała.

Rozalia - imię pochodzenia łacińskiego o niejasnym znaczeniu. Pierwszy jego człon

wskazuje na związek z różą (rosa-), drugi natomiast powstał być może pod wpływem imienia

Eulalia, gdzie jednak cząstką słowotwórczą jest -lalia, a nie -alia. Może też być to imię

pochodzenia germańskiego jako odmiana (albo skrócenie) formy Rosalinde, czyli różana tarcza.387

Osoba o tym imieniu jest niezależna, ceni wolność myśli i działania, szuka swobody postępowania.

Jest spokojną, szlachetną, pewną siebie kobietą. Nie chce być zależna od kogokolwiek, chodzi

własnymi ścieżkami, nie potrafi naśladować innych. Zbiera doświadczenia życiowe, które

przekazuje swym dzieciom. Jest dobrą matką, poprawną żoną, wzorową gospodynią. Posiada

uzdolnienia artystyczne, lubi muzykę, plastykę, teatr. Ponad wszystko przekłada modny,

ekstrawagancki ubiór. Chce wszystkim imponować. Nie potrafi być koleżeńska. Lubi zmieniać

przyjaciół, toteż chętnie oddaje się miłostką. Jest bardzo zazdrosna, chorobliwie ciekawa. Lubi

zbierać pochwały, nie znosi uwag o swoim sposobie bycia.

Rozalka z Szarego prochu jest zupełnie inna. Jest poważna, dostojna, spokojna. Co do

ubiorów to poprzestaje na zwykłym ubraniu, nie gania za nowinkami, chociaż jest tylko zwykłą

wiejską dziewczyną. Pochwał nie lubiła, bo uważała, że robi tylko to, co do niej należy.

Ogółem w utworach Rodziewiczówny jest 120 kobiet nazwanych po imieniu.

Są też wypadki kiedy autorka nie ujawnia imienia kobiety, a nazywa ją z nazwiska, lub z

imienia męża, np. Utowiczowa, Filipowa. Takich kobiet jest 26. I zaledwie 18 kobiet ma tak zwane

386 http://strony.aster.pl/zyczenia/znaczenia-imion-zenskich.htm 387 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=391&litera=R&jacy=all

109

„przezwiska”. Jest to jednak zupełnie inny temat, który wymaga rozwinięcia w specjalnie temu

poświęconej pracy.

Większość kobiet nie odgrywa w tych utworach jakichś ważnych ról. Są one bardziej tłem

utworu, wątkiem w życiu głównego bohatera, a bazą, tłokiem, spiralą kręcącą akcją powieści jest

mężczyzna.

Jak widzimy Rodziewiczówna najczęściej nie powtarza się przy nadawaniu imion swoim

bohaterom. Te imiona, które występują częściej widocznie były jej ulubionymi.

110

Zakończenie W swojej pracy omówiłam twórczość Rodziewiczówny. Zgodnie z tematem pracy skupiłam

się na postaciach kobiet występujących w jej utworach. Rodziewiczówna jest autorką czterdziestu

utworów, w których występuje 168 kobiet. Wiele z nich nie odgrywa w utworach Rodziewiczówny

w ogóle żadnej roli, a więc przede wszystkim skupiłam się na głównych bohaterkach i na

najbardziej charakterystycznych postaciach występujących w jej twórczości.

Oprócz głównych typów omówiłam również najbardziej charakterystyczne imiona oraz

zawody, jakie wykonywały te kobiety, również znaczenie tytułów utworów i pogląd mężczyzn na

kobiety. Nie mogłam również pominąć tematu emancypacji i edukacji kobiet.

Tematyka poruszana przez Rodziewiczównę jest szersza. Proponowałabym takie oto tematy

związane z tą pisarką:

1. Świat fauny zwierzęcej w twórczości Rodziewiczówny.

2. Franciszkanizm Marii Rodziewiczówny

3. Świętych obcowanie w Tajemniczym medaliku i Dwóch radach

4. Obraz mężczyzn w utworach Rodziewiczówny

5. Ekranizacje powieści M. Rodziewiczówny (Wrzos, Florian z Wielkiej Hłuszy, Między

ustami a brzegiem pucharu)

6. Praca porównawcza: Hrywda M. Rodziewiczówny – Chłopi Wł. S. Reymonta – Miesiące

Mniszkówny

Pisząc pracę zwróciłam też uwagę na wykształcenie pisarki. Z jej życiorysu wiadomo, że

ukończyła zaledwie gimnazjum. Można jednak przypuszczać, że kształciła się później

samodzielnie. Posiadała wiedzę z dziedziny ornitologii i botaniki. Widoczne jest to przede

wszystkim w Lecie leśnych ludzi i kilku obrazkach, ale też i w większych powieściach. Była też

obeznana w mitologii słowiańskiej, greckiej i wschodniej. Orientowała się również w dziedzinie

onomastyki.

Nie można też zapomnieć o pracy w dworku i obowiązkach gospodarskich, bo od

osiemnastego roku życia sama zarządzała rodzinnym majątkiem Hruszowa. Odbiło się to też w jej

twórczości, gdyż większość głównych bohaterek występujących w jej utworach administruje w

swych dworkach. Miała też częstą styczność z chłopami z pobliskich wsi, bo również żywo opisała

ich życie i codzienne obowiązki, jak również wesele na białoruskiej wsi Jednoznacznie można więc

stwierdzić, że pisała o tym, co wiedziała i poznała najlepiej.

111

W twórczości Rodziewiczówny występuje niemało różnych typów ludzi. To, że potrafiła ich

tak dokładnie opisać świadczy o tym, że była dobrą i wnikliwą obserwatorką, wiedziała wiele o

mentalności różnych sfer i nacji. Wobec Żydów, Niemców i Rosjan odnosiła się z uprzedzeniem, co

znalazło odbicie na kartkach jej powieści.

W związku z tym, że pisałam o kobietach, to muszę wyznać, że wraz z pisaniem przybywało

mi pomysłów na opisanie wciąż nowych typów, które odkrywałam po głębszej analizie

przeczytanych utworów.

Analizując materiał krytyczny nie znalazłam w nim odpowiedzi na wszystkie nurtujące

mnie pytania. Miałam wrażenie, że krytycy, pisząc o Marii Rodziewiczównie, kalkują się

wzajemnie, gdyż poglądy ich są zbyt zbieżne, żeby mogły być do końca własne i z wieloma z nich

nie zgadzam się. Przyznam też, że brakowało mi informacji o życiorysie omawianej pisarki. Są

wspomnienia Puzyny i Skirmunttówny, ale dotyczą one ostatniego ćwierćwiecza i dwóch lat życia

pisarki. Ale niewiele wiadomo o wcześniejszym życiu Rodziewiczówny, szczególnie jeżeli chodzi

o dzieciństwo, okres gimnazjalny oraz losy rodzeństwa. Uważam, że jest to ogromna strata,

szczególnie dla tych osób, które żywo interesują się jej twórczością. Mało też jest obiektywnych

opracowań jej twórczości, gdyż krytycy najczęściej nie zostawiali na niej suchej nitki. Tylko

niewielu doceniło jej wkład w polską literaturę przełomu wieków.

Kobiety w twórczości Rodziewiczówny są najczęściej mocnymi osobowościami, które

życiowych wyborów dokonują dobrze przedtem wszystko przemyślawszy. I jeżeli kończą dla

rodziny karierę, to robią tak z własnej woli, a nie dlatego, że tego od nich wymagano. Miłość i

małżeństwo wyzwalały w kobietach ich talenty, z których jednak one rezygnowały poświęcając się

wznioślejszym celom.

Są to osoby ambitne, które mają wiele do zaoferowania innym, a w zamian niczego nie

potrzebują. Są w różnym wieku, mają różne wykształcenie, temperament, charaktery, ale mają

przed sobą jeden cel: chcą, żeby kobiety były traktowane na równi z mężczyznami, żeby miały taki

sam dostęp do wyższych studiów, żeby mogły urzeczywistnić się zawodowo i żeby nie traktowano

je jak niższą rasę.

112

Bibliografia:

113

Utwory literackie:

1. Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957

2. Maria Rodziewiczówna Atma, wydawnictwo ALFA, wyd. 2, Warszawa 1991

3. Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991

4. Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991

5. Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989

6. Maria Rodziewiczówna Byli i będą, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993

7. Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985

8. Maria Rodziewiczówna Czarny chleb. Opowiadania, Wrocławska oficyna wydawnicza

„Astrum”, Wrocław 1991 (b.m., b.r.)

9. Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989

10. Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991

11. Maria Rodziewiczówna Florian z Wielkiej Hłuszy, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991

12. Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, wydawnictwo ALFA, wyd. 2, Warszawa 1991

13. Maria Rodziewiczówna Hrywda, wydawnictwo ALFA, wyd. 6, Warszawa 1991

14. Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,

Warszawa 1957

15. Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1992

16. Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd. 3, Kraków 1988

17. Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Wydawnictwo Literackie, wyd. 3, Kraków 1987

18. Maria Rodziewiczówna Klejnot, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905

19. Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990

20. Maria Rodziewiczówna Lato leśnych ludzi, wydawnictwo Prószyński i s-ka, Warszawa b.r.

21. Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987

22. Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990

23. Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie,

Warszawa 1987

24. Maria Rodziewiczówna Na fali, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991

25. Maria Rodziewiczówna Na wyżynach Tom 1-2, Wrocławska Oficyna Wydawnicza

„Astrun”, Wrocław 1991

26. Maria Rodziewiczówna Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja

Wydawnicza, Białystok 1991

27. Maria Rodziewiczówna Nieowojone ptaki, wydawnictwo „Astrun”, Wrocław 1991

114

28. Maria Rodziewiczówna Ona, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1993

29. Maria Rodziewiczówna Południca, wydawnictwo ARTUS International, Łódź 1992

30. Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa

1957

31. Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958

(Kraków 1988)

32. Maria Rodziewiczówna Róże panny Róży, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993

33. Maria Rodziewiczówna Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-

Poznań 1925

34. Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972

35. Maria Rodziewiczówna Szary proch, Wydawnictwo Literackie, wyd. 5, Kraków 1986

36. Maria Rodziewiczówna Światła, wydawnictwo Continental, Rzeszów 1991

37. Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków

1991)

38. Maria Rodziewiczówna Z głuszy, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993

39. Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia 1991

115

Literatura krytyczna:

40. Anna Brzozowska Posłowie, [do:] Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 229-

234

41. Stanisław Brzozowski Eseje i studia o literaturze, Tom 2, Zakład Narodowy imienia

Ossolińskich, Wrocław 1990

42. Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, wyd. Polskie R.

Wegner, Poznań 1936

43. Tadeusz Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Oficyna wydawnicza Rytm, Warszawa

1993

44. Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, PWN, Warszawa 1997, s. 321-322

45. Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr

jubileuszowy, 13 czerwca 1911 r. (wydanie książkowe), red. naczelny Maria

Rodziewiczówna

46. Maria Konopnicka, Korespondencja, Tom 1, pod red. Konrada Górskiego, Wydawnictwo

Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971

47. Andrzej Kropiwnicki; współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik

„Wprost”, Nr 1058 (09 marca 2003)

48. Julian Krzyżanowski Dzieje Literatury Polskiej od początków do czasów najnowszych,

Wydawnictwo PWN, Warszawa 1969, s. 404

49. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajtis? Studia o powieciach Marii Rodziewiczówny,

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989

50. Anna Martuszewska Od „dzikiej” do „dzikuski”. Przemiany funkcji natury w powieści, [w:]

Przestrzeń i literatura. Z dziejów form artystycznych w literaturze polskiej, Tom LI, pod red.

Michała Głowińskiego i Aleksandry Okopień-Słowińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-

Gdańsk 1978, s. 211-227

51. Anna Martuszewska W stronę powieści popularnej. Pisarstwo Marii Rodziewiczówny w

latach 1887-1904, [w:] Problemy literatury polskiej okresu pozytywizmu, seria 1, pod red.

Edmunda Jankowskiego i Janiny Kulczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i

Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1980, s. 201-215

52. Anna Martuszewska Wstęp, [do:] Maria Rodziewiczowna Dewajtis, wyd. Zakład Narodowy

Imienia Ossolińskich, Wrocław 2005, s. V-XXVI

53. Czesław Miłosz Inne abecadło, c/o Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s.120

116

54. Czesław Miłosz Szukanie Ojczyzny, Wydawnictwo „Znak”, wydanie 2, Kraków 1996, s. 13-

52

55. Czesław Miłosz Życie na wyspach, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998

56. Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [z:] RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000

57. Leszek Pułka Hołota, masa, tłum. Bohater zbiorowy w prozie polskiej 1890-1918,

Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1996, s. 106-110

58. Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, wyd. Księgarnia M. Stawarza,

Częstochowa 1947

59. Tadeusz Skoczek Posłowie [do:] Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia

1991, s. 103-110

60. Barbara Szargot Emancypacja i emancypantki w powieściach Marii Rodziewiczówny [w:]

Kobiety w literaturze Materiały z II Międzynarodowej Sesji Studentów i Naukowców z

cyklu „Świat jeden, ale nie jednolity”, Bydgoszcz 3-5 listopada 1998 roku, redaktor i wstęp

Lidia Wiśniewska, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy, Bydgoszcz 1999

61. Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach

Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin

1998, s. 124-125, 129, 134

62. Maria Szypowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy,

Warszawa 1963

63. Ewa Tierlig-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe

Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418,

Szczecin 2002

64. Anna Brzozowska Posłowie, [do:] Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 229-

234

65. Stanisław Brzozowski Eseje i studia o literaturze, Tom 2, Zakład Narodowy imienia

Ossolińskich, Wrocław 1990

66. Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, Poznań 1936

67. Tadeusz Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Oficyna wydawnicza Rytm, Warszawa

1993

68. Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, PWN, Warszawa 1997, s. 321-322

69. Maria Konopnicka, Korespondencja, Tom 1, pod red. Konrada Górskiego, Wydawnictwo

Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971

70. Andrzej Kropiwnicki; współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik

„Wprost”, Nr 1058 (09 marca 2003)

117

71. Julian Krzyżanowski Dzieje Literatury Polskiej od początków do czasów najnowszych,

Wydawnictwo PWN, Warszawa 1969, s. 404

72. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajtis? Studia o powieciach Marii Rodziewiczówny,

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989

73. Anna Martuszewska Od „dzikiej” do „dzikuski”. Przemiany funkcji natury w powieści, [w:]

Przestrzeń i literatura. Z dziejów form artystycznych w literaturze polskiej, Tom LI, pod red.

Michała Głowińskiego i Aleksandry Okopień-Słowińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-

Gdańsk 1978, s. 211-227

74. Anna Martuszewska W stronę powieści popularnej. Pisarstwo Marii Rodziewiczówny w

latach 1887-1904, [w:] Problemy literatury polskiej okresu pozytywizmu, seria 1, pod red.

Edmunda Jankowskiego i Janiny Kulczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i

Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1980, s. 201-215

75. Anna Martuszewska Wstęp, [do:] Maria Rodziewiczowna Dewajtis, wyd. Zakład Narodowy

Imienia Ossolińskich, Wrocław 2005, s. V-XXVI

76. Czesław Miłosz Inne abecadło, c/o Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s.120

77. Czesław Miłosz Szukanie Ojczyzny, Wydawnictwo „Znak”, wydanie 2, Kraków 1996, s. 13-

52

78. Czesław Miłosz Życie na wyspach, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998

79. Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [z:] RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000

80. Leszek Pułka Hołota, masa, tłum. Bohater zbiorowy w prozie polskiej 1890-1918,

Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1996, s. 106-110

81. Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, wyd. Księgarnia M. Stawarza,

Częstochowa 1947

82. Tadeusz Skoczek Posłowie [do:] Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia

1991, s. 103-110

83. Barbara Szargot Emancypacja i emancypantki w powieściach Marii Rodziewiczówny [w:]

Kobiety w literaturze Materiały z II Międzynarodowej Sesji Studentów i Naukowców z

cyklu „Świat jeden, ale nie jednolity”, Bydgoszcz 3-5 listopada 1998 roku, redaktor i wstęp

Lidia Wiśniewska, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy, Bydgoszcz 1999

84. Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach

Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin

1998, s. 124-125, 129, 134

85. Maria Szypowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy,

Warszawa 1963

118

86. Ewa Tierlig-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe

Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418,

Szczecin 2002

119

Strony WWW:

87. http://www.apsik.pl/pages/apsik/trop/1.php - o alergii M.R.

88. http://www.bezuprzedzen.pl/recenzje/rodziewiczowna.html

89. http://www.biblia.poznan.pl/PS/Biblia.htm

90. http://encyklopedia.pwn.pl/34697_1.html

91. http://encyklopedia.xorg.pl/haslo/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna

92. http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html

93. http://www.imiona.net.pl/

94. http://www.lonicera.hg.pl/pom/calluna.html

95. http://www.linia.com.pl/indeks.php?d=13&w=274&p=08

96. http://users.mahajana.net/theravada/symbole/swietylotos.htm

97. http://www.odpowiedzi.com/Maria-Rodziewiczowna

98. http://www.qdnet.pl/unas/Nr19/art22.htm

99. http://www.qdnet.pl/unas/Nr35/art09.htm

100. http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm

101. http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/02272001.htm

102. http://www.rasyk.lt/index.php/fuseaction,writers.view;id,669

103. http://www.wiedza.servis.pl/haslo/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna

104. http://www.wigry.win.pl/ocalic/rzem.htm

105. http://pl.wikipedia.org/wiki/Jazon_%28imi%C4%99%29

106. http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna

107. http://www.zb.eco.pl/zb/154/recenzje.htm

120

Załączniki

121

Zalacznik 1 Portret Marii Rodziewiczówny

Rodziewiczówna Maria (1863–1944)

122

Załącznik 2

Polesie Dom rodzinny Marii Rodziewiczówny

„Wyraj“ – dworek Marii Rodziewicz

123

Załącznik 3

Nieistniejący dwór w Hruszowej

Rycina dworu w Hruszowej

124

Załącznik 4

Drzewo genealogiczne Rodziewiczów z herbem Ojciec pisarki, Henryk Rodziewicz w 1876 roku

Fragment listu pisarki z 1941 roku

125

Załącznik 5

Maria Rodziewiczówna w 1937 roku Maria Rodziewiczówna na letnisku Olszyny w 1942 roku

Maria Rodziewiczówna w wieku dziecięcym Jadwiga Skirmunttówna

126

Załącznik 6

U góry – grób Amelii i Henryka Rodziewiczów w Hruszowskim lesie. U dołu – płyta pod dębem „Dewajtis“

127

Załącznik 7 Tabele przedstawiające częstotliwość występowania imion żeńskich w utworach Marii Rodziewiczówny Tabela 2

Atma Anima Vilis

Byli i będą Błękitni

Barbara Tryźnianka Barcikowscy Czahary

Czarny bóg Dewajtis

Florian z Wielkiej Hłuszy

Farsa panny Heni

GniazdBiałozo

Aurora Aneta x Aniela x Atma x Anatolia Anna x Aleksandra x Antonina Agnieszka Bronisława x Barbara x x Cecylia Celina Dorota Emma Elżbieta Felicja Gabriela x Hanna x Helena Henryka x Izabela x Idalia x x Irena x Joanna Józefina Julia x Józefa Janina Jadwiga x Kazimiera Karolina x Klara Konstancja Liza Lawinia x Leonia Łucja x Maria x x Marcelia x Marta x Monika x

128

Matylda Marianna Marta Malwina Magda Natalia x Oktawia x Pełagieja x Gizela x Rozalia Rita x Stanisława Tekla Teresa x x Teofila Tatiana Taida Stefania Wiktoria x Władysława Willa Waleria Wanda Weronika Zofia x Zuzanna x Alicja Ogółem

129

Tabela3

Czarny Bóg

Hist. O białym wole

Nad program

Niedobitowski z G.B.

Pierwsza kula Ryngraf

Tydzień u Niedobit.

Za wiarę i ojczyznę

Złdo

Agnieszka xAntonina x Emilia x Gizella x Honorata x Johenia x Józefa x Leokadia x Maria x x xMercedes x Zofia x Róża Ogółem