Upload
vuduong
View
215
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
1
Wileński Uniwersytet Pedagogiczny Wydział Slawistyki
Katedra Filologii Polskiej
Mirosława Bartoszewicz
OBRAZ KOBIETY W TWÓRCZOŚCI MARII RODZIEWICZÓWNY
Praca magisterska napisana pod kierownictwem dr Krystyny Syrnickiej
Wilno 2006
2
Spis treści: Wstęp………………………………………………………………………………………3 str. Rozdział I Zagadnienia ogólne………………………………………………………….5 str. Życiorys Marii Rodziewiczówny…………………………………………...6 str. Krytyka wobec pisarstwa Rodziewiczówny……………………………....14 str. O tytułach utworów………………………………………………………..19 str. Rozdział II Kobiety w utworach Rodziewiczówny……………………………………..26 str. Typy kobiet…………………………………………………………………27 str. Dewotka………………………………………………………………..27 str. Dzikuska……………………………………………………………….32 str. Demon zmysłów (wamp)………………………………………………40 str. Skandalistka……………………………………………………………47 str. Powój…………………………………………………………………..56 str. Matka Polka……………………………………………………………57 str. Matrona………………………………………………………………...59 str. Tradycjonalistka………………………………………………………..64 str. Kobieta fatalna…………………………………………………………66 str. Panna z dworku………………………………………………………...68 str. Patriotka………………………………………………………………..71 str. Kwiaty………………………………………………………………….73 str. Kwiat ziemi……………………………………………………..73 str. Trujący kwiat…………………………………………………...75 str. Baba herod……………………………………………………………...75 str. Kopciuszek……………………………………………………………...77 str. Kobiety pracujące zawodowo………………………………………………..79 str. Służąca…………………………………………………………………..80 str. Lekarz…………………………………………………………………...81 str. Artystki……………………………………………………………….....83 str. Żebraczka………………………………………………………………..86 str. Emancypacja, nauka, kobieta-człowiek……………………………………....89 str. Co mężczyźni myśleli i mówili o kobietach?...................................................96 str O kobiecych imionach w utworach Marii Rodziewiczówny...........................104 str. Zakończenie.....................................................................................................110 str. Bibliografia…………………………………………………………………..112 str. Załączniki………………………………………………………………….....120 str.
3
Wstęp
Niniejsza praca jest poświęcona kobietom w twórczości Rodziewiczówny. W swojej pracy
postanowiłam przede wszystkim skupić się na typach kobiet występujących w utworach tej pisarki,
tak też nazwałam podstawowy podtytuł mojej pracy. W innych częściach skupiłam się na
omówieniu zawodów wykonywanych przez bohaterki tychże powieści, co mężczyźni myśleli o
kobietach, oraz najczęściej występujących imionach kobiecych. Poruszyłam również kwestię
emancypacji i edukacji kobiet, gdyż jest to dość ważny element twórczości Rodziewiczówny, nie
mógł więc być pominięty.
W pierwszej części pracy skupię się na ogólnych zagadnieniach, takich jak życiorys
Rodziewiczówny, postawa krytyków wobec jej twórczości oraz tytuły utworów. Mimo iż jest to
rozległa i ciekawa tematyka, rozpatrzę to dość pobieżnie, abym mogła skupić się na głównym
wątku pracy.
Głównym moim zadaniem było zarysowanie obrazu kobiety przełomu XIX i XX wieków.
Jest to okres wielkich zmian w postrzeganiu kobiet i ich roli w nowym świecie. Kobiety
usamodzielniały się, musiały często same utrzymać siebie, dzieci, majątek, oprócz tego zakładały
różnego rodzaju przytułki i świetlice, prowadziły działalność charytatywną. Niemało kobiet
prowadziło też działalność konspiracyjną w czasie Powstania Styczniowego. Coraz więcej z nich
kończyło uniwersytety i zaczynało pracę zarobkową. I właśnie o takich kobietach pisała
Rodziewiczówna. Pisała o tym, co widziała wokół siebie, nie upiększając codzienności i nie
przesadzając w przedstawianiu ludzi, bo materiał do swych powieści brała wprost „z podwórka”.
Galeria występujących w jej twórczości kobiet jest bardzo szeroka, ale nie znajdzie się tam
dwu identycznych postaci. Właśnie na tym polegał fenomen pisarstwa Rodziewiczówny.
W swojej pracy korzystałam przede wszystkim z utworów samej Rodziewiczówny, jak
również z opracowań krytycznych, trzecim źródłem był internet. Przeczytałam wszystkie utwory
Rodziewiczówny, w pracy wykorzystuję większą ich część, ponieważ w niektórych utworach
(przeważnie nowele i obrazki, ale i w powieściach) kobiety nie odgrywają żadnej roli, są jedynie
dodatkiem do ogólnego tła. Nie zawsze też postać kobieca jest na tyle rozbudowana, żeby móc ją
zaliczyć do jakiegoś typu.
Korzystałam również z krytyki literackiej. Prace monograficzne o twórczości
Rodziewiczówny napisali: doc. dr hab. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajti. Studia o
powieściach Marii Rodziewiczówny, Ewa Tierling-Śledź Mit kresów w prozie Marii
Rodziewiczówny, Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, Tadeusz
4
Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące
niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach Marii Rodziewiczówny. Pozostali autorzy, których
przytoczyłam w bibliografii mają na swoim kącie zaledwie artykuły poświęcone Rodziewiczównie.
Tematyka kobieca w tych pracach jest jednak bardzo znikoma, ponieważ skupiają się oni zaledwie
na trzech najbardziej charakterystycznych typach kobiet: matka Polka, matrona i panna z dworku.
Natomiast pomijają inne typy, jakby zupełnie nie istniały, albo omawiają je pobieżnie. A.
Martuszewska skupia się w swojej pracy przede wszystkim na baśniowości utworów
Rodziewiczówny i na tym jak przyjmowano jej twórczość od jej debiutu do roku 1989, w którym
wydana była powyżej wymieniona monografia. Czachowski w swej pracy omawia twórczość
Rodzewiczówny, skupiając się na najbardziej poczytnych powieściach autorki Dewajtisa. J.
Szcześniak swoją monografię poświęciła omówieniu przyrody i jej znaczenia w utworach
Rodziewiczówny. Natomiast T. Dworak w swojej książce zebrał i omówił dzieła i wypowiedzi
krytyczne poświęcone Rodziewiczównie. Ta praca przypomina mi trochę monografię
Martuszewskiej, ale pani docent jest nastawiona wobec pisarki bardziej sceptycznie, natomiast
Dworak bierze Rodziewiczównę w obronę.
Dziękuję za wsparcie i pomoc Sz. P. Bronisławie Kozłowskiej, bibliotekarce ZPL, która
udostępniła mi większość utworów Rodziewiczówny, udzielała również informacji o współczesnym
stanie poczytności tej autorki; prof. dr hab. Władysławowi Dynakowi za pomoc w pisaniu pracy,
rady i kuratorstwo w czasie mojego pobytu we Wrocławiu; dr Markowi Karwalowi za kuratorstwo
podczas mojego pobytu w Krakowie.
6
Życiorys Marii Rodziewiczówny
Maria Rodziewiczówna urodziła się 2 lutego 1863 roku we wsi Pieniuba w
Grodzieńszczyźnie. Pochodziła z rodziny ziemiańskiej dotkniętej represjami po powstaniu
styczniowym. Kiedy miała dwa miesiące jej rodzice za udział w powstaniu zostali uwięzieni i
zesłani na syberię. Matce, będącej wówczas w ciąży z Marią, zezwolono na urodzenie dziecka i
późniejszy o kilka miesięcy wyjazd opłaconym przez nią powozem czy pocztą konną. Dziećmi
skazańców zajęli się różni kuzyni. Marią, pod ich nieobecność, opiekowała się najpierw babka, a
potem dalsza krewna – Karolina Skirmunttowa – surowa patriotka, wyznająca zasadę trwania „przy
ziemi ojców” i najwyższych nawet wyrzeczeń dla Ojczyzny. Osoba opiekunki wywarła na Marii
ogromny wpływ. Poczucie sieroctwa i krzywdy wyrządzonej przez wrogów narodu towarzyszyło
więc dziewczynce od początku jej życia.1 Rodzice wrócili w 1871 roku dzięki ogólnej amnestii.
Zabroniono im powrotu na kresy, a więc Marię i dwoje jej rodzeństwa zabrali do Warszawy, gdzie
początkowo bardzo biedowali.2 Ojciec, nieprzygotowany do żadnego fachu poza rolnictwem, miał
kłopoty ze znalezieniem pracy, był przez jakiś czas administratorem czy nawet dozorcą domu,
później dopiero został zatrudniony jako administrator majątku; matka w pewnym okresie pracowała
w fabryce cygar i papierosów. Z losem wygnańców borykali się cztery lata. Dzieci uczyły się w
Warszawskich szkołach, Maria kształciła się na pensji, ale nie na najlepszej. W 1876 roku była
wysłana na pensję Sióstr Niepokalanek w Jazłowcu w Galicji. Był to zakład dla panienek z
„dobrych” domów, o wysokim – jak na tamte czasy – poziomie kształcenia, wychowujący
dziewczęta w tonie patriotycznym i w pobożności, które gwarantowała m.in. „Mateczka” (tak ją
zwie Maria w listach) Przełożona, Marcelina Darowska. Naukę skończyła Rodziewiczówna w
1879 r. (będąc wówczas w piątej lub szóstej klasie pensji), kiedy z powodu choroby ojca i braku
pieniędzy na dalsze kształcenie musiała wrócić do rodziny.3
W 1875 roku ojciec odziedziczył po bracie majątek Hruszowa koło Antopola (Kobrynia) na
Polesiu.
W XV wieku Hruszowa należała do kniaziów Kobryńskich, a później stała się
królewszczyzną. Po trzecim rozbiorze caryca Katarzyna II ofiarowała ją Aleksandrowi Suworowi.
Od niego w końcu XVIII wieku odkupił Hruszową Seweryn Rodziewicz. Rezydencją rodu był
klasycystyczny piętrowy dwór z wysokim kolumnowym portykiem zbudowany w 1825 roku przez 1 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 2 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 230-231 3 Maria Rodziewiczówna, Dewajtis, wstęp, Wrocław-Warszawa-Kraków 2005, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich-wydawnictwo,s. X
7
dziadka pisarki Antoniego Rodziewicza. Do Rodziewiczów majątek należał do 1939 roku. Ostatnią
dziedziczką Hruszowej była właśnie Maria.4
Po śmierci ojca w 1881 roku we dworze pozostała bezradna matka i troje dorosłych dzieci.
Starsze rodzeństwo niechętnie myślało o „grzebaniu się w ziemi”. Osiemnastoletnia Maria marzyła
o studiach za granicą, ale to ona zdecydowała o pozostaniu w Hruszowej, zaopiekowaniu się matką,
spłaceniu rodzeństwa, ratowaniu majątku, który był zadłużony, zaniedbany i nierentowny.5 Pisarka
była osobą bardzo odważną, nie poddawała się przeciwnościom. Wkrótce więc majątek stał się
najdoskonalszy w całej okolicy. Świadoma była, że dwór pełnił rolę cywilizacyjną, zwłaszcza na
polskich kresach. Dom był w pewnej mierze świątynią, w której pielęgnowano tradycje i wiarę.6
Dwór był piękny; miał w sobie majestat, dostojeństwo i czar. „Dwór w starych drzewach, w
stylu czystego empiru, piętrowy z wysokimi kolumnami u podjazdu robi wrażenie pałacu. W dużej
sieni skrzynie krakowskie.” Rodziewiczówna pyta gościa: „Z jakimi słowami zwykle wchodzi się
do chrześcijańskiego domu?” I sama odpowiada z uśmiechem: „Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus”. W przedpokoju portrety księcia Józefa Poniatowskiego, Kościuszki, Mickiewicza, orzeł
biały. Zwykła mawiać: „Z jednej strony kościół, z drugiej dwór. To są podstawy i słupy granitowe,
na których opierała się zawsze i będzie się opierać polskość naszej dzielnicy”.7
Obronę owego skrawka ojcowizny, który uważała Rodziewiczówna za cząstkę szerszej,
większej ojczyzny, uczyniła swoim obowiązkiem moralnym i narodowym. Jak sama mówiła:
„Przyszłam głosić Bożą dobroć i cierpliwość”.8
Chodziła wówczas ubrana „po chłopsku” w samodziałowych ubraniach, strzygła włosy
krótko „po męsku”. Zawsze była kobietą surową, kryjącą przed innymi wzruszenia, nieco męską nie
tylko w ubiorze, ale i w sposobie bycia, zachowania się, otoczona przyjaciółkami i „działaczkami”,
które przejmowały jej styl. Jak głosi złośliwa anegdota, podczas jednego z jubileuszy, któryś ze
znakomitych mówców podświadomie zaakcentował tę jej odrębność, zwracając się do zebranych:
„Szanowne panie, szanowni panowie i Ty, Mario Rodziewicz...”9
Gdy w 1893 roku zmarła matka pisarki, a następnie w krótkich odstępach czasu babka i
siostra, Rodziewiczówna przez blisko ćwierć wieku mieszkała w Hruszowej sama. Około 1900 roku
4 Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [w:] http://www.bezuprzedzen.pl/recenzje/rodziewiczowna.html 5 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 231 6 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 7 Tamże 8 Alicija Rugiagėlė Rašytojaj: Maria Rodziewiczówna [w:] http://www.rasyk.lt/index.php/fuseaction,writers.view;id,669 9 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 233
8
udało się pisarce spłacić ostatecznie długi obciążające Hruszową (z kłopotami finansowymi będzie
się jednak rychło borykać). Zimy spędzała w Warszawie.10
W 1906 roku wstąpiła do Koła Zjednoczonych Ziemianek. Była tam kierowniczką wydziału
ekonomicznego.
W roku 1907 wydawała i redagowała „Ziemiankę”, pismo solidarystyczne, przeznaczone
dla gospodyń wiejskich, zawierającego nie tylko artykuły fachowe, ale i umoralniające, np. o ideale
kobiety.
W roku 1911 autorka obchodziła jubileusz 25-lecia pracy literackiej. Krytyka literacka
przyjęła ten jubileusz chłodno, ale Koło Zjednoczonych Ziemianek przygotowało uroczysty obchód
jubileuszu. Na zebraniu otwartym przemawiał prof. Tadeusz Korzon, a Henryk Sienkiewicz, w
uznaniu dla wartości ideowych pisarstwa jubilatki, nadesłał list z podziękowaniem za jej
dotychczasową twórczość. 11
W tym samym roku, w swoim majątku, pisarka kazała wybudować w lesie chatę, w której
ze swoją przyjaciółką Jadwigą Skirmuntt oraz szlachcianką z Kobrynia Marią Jastrzębską mogły
żyć życiem leśnych ludzi.
W momencie wybuchu pierwszej wojny światowej pisarka przebywała w Warszawie. Na
polecenie Zarządu Ziemianek przystąpiła do organizowania szpitala dla rannych żołnierzy. Była nie
tylko intendentką szpitala, jednocześnie pracowała w Komitecie Pomocy Sanitarnej, organizowała
kuchnię bratniej pomocy akademickiej i jadłodajnię dla bezrobotnej inteligencji.
W 1915 roku wróciła do majątku, zabrawszy z Warszawy ochronkę dzieci ofiar wojny. W
tym czasie i w okresie wojny bolszewickiej dwór hruszowski ocalał, ale był wielokrotnie rabowany.
W roku 1918 pisarka wróciła do Warszawy, gdzie pracowała w Czerwonym Krzyżu. W tym
samym roku, na prośbę władz wojskowych, powołała Komitet ratunkowy dla m. Lwowa. Została
też mianowana Komendantką Ziemi Warszawskiej z poleceniem prowadzenia biura werbunkowego
oraz prowadzenia zbiórki żywności i lekarstw. Kończy pracę kiedy Lwów w 1919 roku został
oswobodzony.
Dopiero w 1919 roku sprowadziła się do niej krewna i przyjaciółka o 11 lat młodsza
Jadwiga Skirmunttówna, która nie rozstawała się z pisarką aż do jej śmierci. Po latach opisze
ostatnie 25 lat życia Rodziewiczówny.
10 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 11 Tamże
9
Pisać zaczęła w wieku dwudziestu lat. Ogromny wpływ na jej twórczość miała matka. To za
jej namową za pierwszą nagrodę zakupiła biblioteczkę książek w różnych językach, zaś za drugą
wyjechała w podróż za granicę.12
Pisarka nie ograniczała się w swej działalności do literatury. Liczący 1600 ha majątek
wyciągnęła z długów i doprowadziła do rozkwitu. Zakładała świetlice wiejskie, organizowała tajne
nauczanie, sklepy spożywcze, opiekowała się ludowymi artystami i dbała o zdrowie żyjących w
pobliżu wieśniaków. Udzielała się stowarzyszeniu ziemianek, utrzymywała żywe kontakty z
pisarzami i ludźmi kultury. Gościem w Hruszowej bywał urodzony w Boczkach pod Łowiczem
malarz Józef Chelmoński.
Nie obyło się jednak bez pewnych zgrzytów i momentów wręcz tragicznych. Czytamy o
tym w biogramie Rodziewiczówny zamieszczonym w XXXI tomie Słownika Biograficznego: "[...]
w r. 1890 prasa warszawska doniosła o (pobiciu) przez Rodziewiczównę pastucha z Antopola,
grożącym pisarce dwutygodniowym aresztem, zakończonym jednak umorzeniem postępowania
śledczego, po wypłaceniu powodowi 5 rb. W grudniu 1900 roku spotkała Rodziewiczównę
chłopska zemsta w postaci podpalenia zabudowań jednego z folwarków (spaliła się stodoła ,
młocarnia i obora )."
Rodziewiczówna była zamiłowanym ornitologiem, wiele czasu poświęcała obserwowaniu
ptaków, studiowała dzieła naukowe.
Cechowała ją wielka miłość do przyrody, zaś szczególnie ukochała ona las, który dostarczał
jej wiele pięknych doznań.
Przyjaźniła się z sąsiadem Hruszowej, panem Zawadzkim – ornitologiem-amatorem. Mimo
to nigdy nie wyszła za mąż, kompensując brak życia rodzinnego przyjaźnią z „bliskimi duszami”,
pracą oraz działalnością społeczną.
Często zabierała głos w kwestiach społecznych. Była rozczarowana kierunkiem przemian,
jakie rozpoczęły się w Polsce po odzyskaniu niepodległości, zniechęcał ją przerost biurokracji,
nowoczesność i emancypacja.
Chorowała na rozedmę płuc, miała silną astmę i nie znosiła pyłu, zaduchu i dymu.
W roku 1919 owdowiała Kazimiera Chrzanowska, nękana trudnościami finansowymi,
wobec niemożności utrzymania całego majątku Olszyny, sprzedała jego część Marii
Rodziewiczównie. Było tego około 60 hektarów pól i lasów, bez których pisarka nie umiała żyć. I
ta właśnie część majątku uzyskała nazwę „Folwark Zagórze Dwór”. Na jego terenie była gajówka,
która stała się domem Rodziewiczówny, a który przez pamięć na swą poleską siedzibę nazwała
12 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stawarza, Częstochowa 1947, s. 15-16
10
„Wyrajem”. Spotkała ją tam zresztą niemiła przygoda, została bowiem napadnięta przez rabusiów,
a nawet postrzelona. Poza poważnym szokiem, którego doznała, do rany dostało się zakażenie,
ostatecznie jednak wyleczyła się z tego.
Po zwycięstwie nad bolszewikami, w roku 1920, Rodziewiczówna wróciła na swe ukochane
Polesie, zaś jej zagorzańska ziemia przechodziła kolejno w ręce Dukajów i Nowaków, a następnie
w roku 1938 „Zagorze Dwór” kupili Eugenia i Kazimierz Dąbrowscy przekazując go na rzecz Koła
Przyjaciół Państwowego Instytutu Higieny Psychicznej, gdzie w willi „Wyraj” do dziś mieści się
sanatorium młodzieżowe.13
Przez cały okres 20-lecia autorka Dewajtisa odbudowywała majątek, ale też prowadziła
działalność społeczną. Nie akceptowała polityki odrodzonego państwa dotyczącej Kresów
Wschodnich. Jako pisarka zamilkła prawie zupełnie. Opozycja endecka chwaliła Rodziewiczównę,
a jej kolejny jubileusz 27-lecia miał zabarwienie polityczne.
Jesienią 1920 roku pisarka energicznie zabrała się do odbudowy zniszczonej gospodarki.
Pisała wtedy mniej, ale powróciła do działalności społecznej. Zaangażowała się w obronę interesów
ziemiaństwa na Polesiu. Założyła koło rolnicze, bibliotekę, przedszkole, przytułek, utrzymywała w
Hruszowej szkołę i prowadziła przedsięwzięcia charytatywne. Do pobliskiego Horodca
sprowadziła siostry Urszulanki. W swoim dworze prowadziła rodzaj pensjonatu zawsze otwartego
dla gości.
W 1924 roku otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Rodziewiczówna miała niechętny stosunek do Żydów, których uważała za wyzyskiwaczy
przyczyniających się do nędzy poleskiej wsi i kłopotów finansowych miejscowych ziemian.
Znalazło to odbicie w jej utworach, gdzie zawsze można znaleźć przykład złego Żyda. Motyw ten
występuje na przykład w Jaskólczym szlakiem, Czahary, Straszny dziadunio, Dewajtis.
W roku 1934 otrzymała nagrodę literacką im. E. Orzeszkowej. Rok później odmówiła
przyjęcia Wawrzynu Polskiej Akademii Literatury.
W roku 1937 Maria Rodziewiczówna obchodziła 50-lecie swej pracy pisarskiej. Jednak ów
rok okazał się dla niej czymś bardzo ważnym, bo oto mieszkańcy Horodca i rodzinnej Hruszowej,
urządzili wielkie uroczystości na jej cześć. Odbyły się one 3 lipca 1937 roku. Mszę odprawił ksiądz
biskup ordynariusz piński, Kazimierz Bukraba, a liczny w niej udział wzięli mieszkańcy Horodca i
Hruszowej. W wygłoszonym przemówieniu biskup dziękował jubilatce za jej pracę "nad
rozpalaniem uczuć szlachetnych w duszach polskich - umiłowania kraju ojczystego i religii".
Mówił, że jako uczeń gimnazjalny czytał jej powieści i "niejedna łza popłynęła" z jego oczu, a
13 Barbara Buczek-Płachtowa Nasi sławni(3) Maria Rodziewiczówna [w:] EKO u nas nr. 8(19), grudzień 2000 [w:] http://www.qdnet.pl/unas/Nr19/art22.htm
11
"ziarna szlachetne wpadły do duszy". Ale najdonioślejszym momentem uroczystości było
podarowanie do kościoła w Horodcu dzwonu ufundowanego przez sąsiadów, oficjalistów
dworskich i okolicznych chłopów, nazwanego jej imieniem - "Maria". Na czaszy dzwonu wyryto
zaś (poza wspomnianymi już emblematami) wielce patriotyczny tekst-dedykację, tak brzmiącą:
"Ducha żarem, serca miłosierdziem, hojną ofiarnością, mocą żywego i pisanego słowa służyła
sprawie Bożej i umiłowanej Polskiej Macierzy. Dzwonie dzwoń! Głoś wieczną pamięć
zasługi."14
Ciekawostkę stanowi fakt, że we wspomnianym biogramie Marii Rodziewiczówny, we
fragmencie poświęconym owemu zatargowi mowa jest nie o jednym dzwonie, a o dzwonach. Brzmi
to tak: "[...] kupili dzwony do jej kaplicy i darmo zwieźli cegłę na budowany przez
Rodziewiczównę katolicki kościół w Antokolu".15
Niejako obok tego miało miejsce jedno jeszcze, bardzo ważne dla Marii, wydarzenie. Otóż,
okoliczni chłopi podarowali jej album z tak brzmiącą dedykacją: "Sprawiedliwej Pani i Matce za
50 lat wspólnej pracy". I to jest chyba najlepszy dowód na to, że współżycie tych dwu światów,
czyli dworu i mieszkańców okolicznych wsi, układało się bardzo dobrze, a incydent sprzed lat
czterdziestu został zapomniany, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę relację o "szczególnym
wzruszeniu", z jakim Rodziewiczówna odbierała ów album.16
W tymże 1937 roku została zaproszona do władz Obozu Zjednoczenia Narodowego.
Zaproszenie przyjęła, ale po kilku miesiącach, protestując przeciw poczynaniom rady naczelnej
OZN, z organizacji tej wystąpiła.
3 kwietnia 1938 roku Polskie Towarzystwo Opieki nad Kresami Wschodnimi urządziło
jubileuszową akademię na cześć pani Marii w Pałacu Staszica w Warszawie. Pisarka przybyła z
Polesia do stolicy, gdzie mogła przyjąć należny jej hołd, wysłuchać referatu pdt.: „Pół wieku na
straży Kresów Wschodnich”, a nawet obejrzeć sceniczną adaptację kilku swoich utworów w
wykonaniu młodych aktorów. Gdy później jakaś młoda dziennikarka przeprowadzała z
Rodziewiczówną wywiad usłyszała, że jubilatkę w wolnej Polsce wiele rzeczy boli i rozczarowuje,
a zwłaszcza stan młodzieży. Mówiła: „Wśród młodzieży panuje chamstwo i boję się, żeby was to
nie zalało. Musicie się arystokratyzować, a nie chamieć”.17
We wrześniu 1939 roku pisarka przyjmowała w swoim majątku uchodźców z ogarniętej
wojenną pożogą centralnej Polski. Gdy Brześć był zajmowany przez Niemców, Hruszowa znalazła 14 Barbara Buczek-Płachtowa Tajemnicza historia dzwonu Maria [w:] ECO u nas, nr. 24(34), lipiec/sierpień 2005 [w:] http://www.qdnet.pl/unas/Nr35/art09.htm 15 Tamże 16 Tamże 17 Felieton z cyklu “Myśląc Ojczyzna” prof. dr. hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 27.02.2001 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/02272001.htm
12
się na przedpolu frontu. Jednak nie zajęli jej Niemcy lecz Sowieci, którzy weszli tam 22 września.
Władzę zaraz przejęły bolszewickie wiejskie komitety. Bezkarni i podburzani chłopi zaczęli
mordować Polaków. Najpierw zabito leśniczego i wójta oraz kilku sąsiadów ziemian. Marię
Rodziewiczównę i Jadwigę Skirmunttównę zmuszono do zamieszkania w dwóch małych
pomieszczeniach, a dwór został doszczętnie obrabowany. Następnie komitet wiejski zdecydował, że
obydwie panie muszą opuścić Hruszową. 1 października miejscowi rezuni po splądrowaniu dworu
kazali odjechać obu staruszkom do Kobrynia. Zbrojna eskorta miała dostarczyć je do tego miasta
rzekomo na rozkaz władz wojskowych. 7 października wyjechały z majątku już na zawsze. Tu
jednak nikt ich nie wzywał. Obie udały się do Brześcia, a tam, kupiwszy fałszywe dokumenty, jako
Wołynien Deutsch przekroczyły granicę między strefą zaboru radzieckiego i niemieckiego. Wraz z
transportem trafiły do Pabianic, potem do Konstantynowa, do niemieckiego obozu, w którym
dokonywano dalszej selekcji (na roboty do Rzeszy lub do Łodzi na osiedle Monwiłła-
Moneckiego).18 Istniała ciągła obawa, że Niemcy będą szukać pisarki i zostanie ona
zdemaskowana. Przyjaciołom – państwu Mazarskim – udało się w końcu wydostać pisarkę i jej
przyjaciółkę z Łódzkiego obozu (w sumie był to piąty obóz niemiecki, w którym pisarka się
znalazła). Po długiej tułaczce na początku 1940 roku znalazły się w Warszawie, gdzie przebywały
do wybuchu powstania. Rodziewiczówna była wtedy już 76-letnią osobą.
W Warszawie zamieszkały w mieszkaniu przyjaciółki Heleny Weyhert, przy placu
Dąbrowskiego. Pierwszy rok okupacji zaczął dawać się we znaki: ciągle brakowało pieniędzy i
żywności. Nie brakowało jednak przyjaciół. Kiedy po Warszawie rozeszła się wiadomość, że przy
placu Dąbrowskiego mieszka – chora i potrzebująca pomocy – Rodziewiczówna, do ich mieszkania
zaczęli przychodzić urzędnicy i osoby prywatne, które dostarczały produktów, a nierzadko
zostawiano i pieniądze. Później pomagał też Czerwony Krzyż, Armia Krajowa, dawny wydawca
(R. Wegner). 19
Sierpniowe tygodnie 1940 roku przeżyła przy ulicy Szpitalnej 8 (dom Wedla). Była stamtąd
ewakuowana przez sanitariuszki powstańcze.20 Jeden z powstańczych operatorów filmowych
dotarł do ukrywającej się i mieszkającej w okropnych warunkach pisarki i jej towarzyszki. Na
zdjęciach, które ocalały, widzimy godne litości panie, nędznie odziane, pomarszczone, schorowane,
w sobie skulone. Po chwili jednak uwagę przyciągają niezwykle silne oczy, z których przebija
tragizm sytuacji. Te oczy nie są jednak wyblakłe i zgaszone, przeciwnie, emanuje z nich jakaś
18 Ewa Tierling W cieniu Dewajtisa –życie i twórczość Marii Rodziewiczówny [w:] http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html 19 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 230 20 Tamże, s. 230
13
przedziwna żywotność i siła ducha. Maria Rodziewiczówna na skrawku papieru drżącą ręką pisze:
„Bądźmy dumni zawsze, bośmy zostali – jedyni rycerze.”21
Bardzo interesujące są wspomnienia Józefa Puzyny, który poznał ją na dwa lata przed
śmiercią pisarki. Widział ją przelotnie wcześniej i wtedy zrobiła na nim ogromne wrażenie. Przede
wszystkim przypominała bardziej księdza niż kobietę, była przy tym osobą „dorodną, zamaszystą,
żywą w ruchach.”22 Natomiast kiedy mu ją przedstawiono była jakby zupełnie odmienioną, chociaż
od tamtego zetknięcia się minęły zaledwie dwa lata. Teraz była to „zgarbiona i z niejakim trudem
poruszająca się staruszka. Przecież miała wtedy 79 lat.”23 Mimo swego wieku i siwych włosów nie
wyglądała na osobę przygnębioną, starą, ona wręcz tchnęła optymizmem i młodością.
Po upadku powstania Rodziewiczówna i Skirmunttówna przebywały najpierw w Milanówku
i Skierniewicach, a później znalazły ostateczne schronienie u zaprzyjaźnionych Mozarskich w
majątku Żelazna koło Skierniewic, a właściwie w należącej do dworu leśniczówce Leonów. Tam
chora na zapalenie płuc Rodziewiczówna zmarła 16 listopada 1944 roku. Pogrzebano ją na
miejscowym cmentarzu, stąd cztery lata później została uroczyście ekshumowana. Spoczywa w
Alei Zasłużonych na Warszawskich Powązkach.
Dwór w Hruszowej zniszczono w czasie ostatniej wojny. Mury sowieci częściowo rozebrali.
Na jego miejscu stoją dwa powojenne budynki, do budowy których wykorzystano ocalałe
fragmenty. Na terenie majątku założono bazę remontową i wybudowano szkołę. Zachowały się
niektóre zabudowania gospodarcze i mieszkalne dawnej posiadłości Rodziewiczów. Częściowo
ocalał otaczający dwór park, w którym przez wiele lat stała „chata leśnych ludzi”. Zachował się też
cmentarz gdzie spoczywają rodzice i siostra Marii Rodziewiczówny.
Rośnie tam nadal wielki i nieśmiertelny dąb, nazwany przez pisarkę Dewajtisem, który był
bohaterem jednej z najpopupopularniejszych jej powieści. W 1994 roku warszawskie Towarzystwo
Polesia i Wołynia umieściło pod nim tablicę w języku polskim i białoruskim:
„Pamięci wielkiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1863-1944) wdzięczni za jej twórczość, tablicę niniejszą ustawioną pod dębem <<Dewajtis>> fundują rodacy.”
21 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 22 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stawarza, Częstochowa 1947, s. 10 23 Tamże, s. 10
14
Krytyka wobec pisarstwa Rodziewiczówny
Rodziewiczówna swoje najlepsze utwory napisała na początku swej kariery. Pisać zaczęła
pod koniec epoki pozytywizmu, ale tematyką była zawsze bliska pozytywistom. W okresie
międzywojennym nie pisała już tak dużo jak przedtem, zajęła się w tym czasie działalnością
społeczną.
Jej utwory, to popularne, barwne powieści głównie z życia poleskiego ziemiaństwa,
zawierające pochwałę tradycyjnych cnót, ideałów rodzinno-obyczajowych, patriotycznych i
religijnych oraz potępienie rewolucji bolszewickiej.24
W swych powieściach autorka często eksploatowała wątek romansowy.
Twórczością literacką zaczęła zajmować się będąc jeszcze na pensji w Jazłowcu.
Prawdziwym debiutem Rodziewiczówny był Straszny dziadunio, dzięki któremu wygrała w
1886 r. w konkursie, ogłoszonym przez Świt, w którym ta powieść w roku 1887 była opublikowana
w odcinkach.
Uchodzi za jedną z najpoczytniejszych pisarek. Najprawdopodobniej dlatego, że zawsze
kreowała bohatera pozytywnego, a właściwie dobrego, mocno przywiązanego do rodziny, do
ojcowizny i do klasy społecznej, z której pochodził – ziemiaństwa, któremu autorka wyznaczyła
rolę przewodnika w tworzeniu narodowego i kulturowego dziedzictwa. Rodziewiczówna piastuje
pewien ideał życia i przeświadczenie o narodowej i cywilizacyjnej misji ziemiaństwa,
przeświadczenie, że ludzie są dobrzy, że dobrzy być mogą, że motyw egoistyczny nie jest jedyny.
Czytelnicy naprawdę chcą bohatera pięknego i szlachetnego, a literatura naszego stulecia, nie tylko
w Polsce, zdecydowanie im tego odmawia.25 W swoich tekstach wierna była pozytywistycznym
hasłom, poruszała w nich zagadnienia powstania styczniowego, kultu pracy, problemów kobiet.
Ocena prac Rodziewiczówny przez krytyków zawsze była bardzo różna. Jedni ją chwalili,
inni ganili. Krytyka bardziej wymagająca wyśmiewała niejednokrotnie ten jej naiwny szablon, ale
czytelnicy Rodziewiczówny mieli inne zdanie.26
Mimo poczytności nigdy nie była uznawana za pisarkę wielką. Nawet przeciwnie. Pastwiła
się nad nią krytyka młodopolska, nie zostawiali na niej suchej nitki recenzenci dwudziestolecia. W
czasach powojennych uznano za stosowne pomijać jej twórczość milczeniem. Jedna z nielicznych
24 Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, tom 5, pod red. Barbary Petrolin-Skowrońskiej, wyd. 1, Warszawa 1997, s. 548 25 http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna 26 Artur Hutnikiewicz, Młoda Polska, Warszawa 1997, wyd. PWN, s. 322
15
pozytywnych recenzji, wydrukowana w latach siedemdziesiątych przez „Literaturę“ kończy się
dopiskiem „Od redakcji“, w którym dystansuje się ona od opinii autora.27
Powszechnie uważano, że te utwory były pisane w duchu pozytywizmu. Zarzucano
Rodziewiczównie nawet plagiat, wzorowanie się na innych pozytywistach, przede wszystkim na
Orzeszkowej, wręcz kradzież pomysłów oraz schematyczność utworów. Takie zarzuty stawia
autorce przede wszystkim Anna Martuszewska we wstępie do najnowszego wydania Dewajtisa.28
Nie brakowało także słów uznania dla pisarki w niektórych powstających w latach
trzydziestych XX wieku opracowaniach. Są to przede wszystkim wydana w 1931 r. monografia
Anny Zahorskiej Maria Rodziewiczówna i jej dzieła oraz wydana cztery lata później Maria
Rodziewiczówna na tle swoich powieści Kazimierza Czachowskiego.29
Tak oto w swym felietonie pisze o Rodziewiczównie prof. Piotr Jaroszyński:
„(...) pisała budzące ducha powieści, którymi karmiła spragnione polskie oczy i serca. Była
drugą po Sienkiewiczu znakomitością pióra, która całe swe siły twórcze oddała ku pokrzepieniu
narodu, aby się nie załamał pomimo zaborów, mimo zwątpienia.“30
Natomiast Stanisław Brzozowski mówi coś zgoła innego:
„(...), i zapewnić mogę, że pomimo całej grozy wywłaszczenia nie udało mi się wyszukać
głębokiego pojmowania duszy ludzkiej w powieściach Marii Rodziewiczówny. (...)“31
Także Władysław Jabłonowski zarzuca ówczesnym debiutantom, w tym też
Rodziewiczównie i Dąbrowskiej, w „sferze świadomości brak <ideałów artystycznych>, <idei
społecznej>, w sferze zaś praktyki twórczej <naśladownictwo, pośpiech i niedbalstwo>“.32
Równie sceptycznie o twórczości Rodziewiczówny wyraził się znany poeta i rzeźbiarz
Teofil Lenartowicz. W jednym ze swych listów do Konopnickiej pisze:
„Piszesz mi droga pani o Pannie Rodziewicz – dalekoż jej, daleko do ciebie. Jest talent
niewątpliwie i energia, ale ona mnie na duch praktyczno-zbuntowany wygląda, jest coś
27 Maria Rodziewiczówna, Błękitni, posłowie Anny Brzozowskiej, Warszawa 1989, s. 229 28 Maria Rodziewiczówna, Dewajtis, Wstęp Anny Martuszewskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków 2005, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich –wydawnictwo, s. XXIII 29 Tamże, s. XXIII 30 Felieton Porządek w Rzeczpospolitej prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego z dnia 28.01.2003 [w:] http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm 31 Stanisław Brzozowski, Eseje i studia o literaturze II tom, Biblioteka Narodowa Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wrocław 1990, s. 747 32 Problemy Literatury Polskiej Okresu Pozytywizmu, seria 1. pod red. Edmunda Jankowskiego i Janiny Kluczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Krzków-Gdańsk 1980, s. 245
16
dyplomatyczno-gorzko-stanowczego w jej usposobieniu, bierna ta konspiracja nigdy nie wybucha;
ona pozostanie zarzewiem, kiedy Maria jest ogniem – ale może ja się mylę.“33
W innym liście pisze:
„Czytam Rodziewicz Na fali – słabe.“34
Bardziej przychylny Rodziewiczównie jest Czeslaw Miłosz. A przynajmniej dostrzega
wymagania czytelników i trzeźwo ocenia stan zapotrzebowania na taką literaturę:
„Można się obawiać, że jeżeli polscy pisarze nadal będą celować za wysoko, nie zniżając się
do zgrzebnej codzienności, czytelnik będzie nadal skazany, jako na jedyną swojskość na przedruki
dzieł Rodziewiczówny.“35
Przyznaje jednak, że dla niego ta lektura była powrotem w krainę dzieciństwa „Nad
Niewiażą, gdzie się urodziłem, skąd wyniosłem moje żmudzkie nawyki odnajdywane w
powieściach Rodziewiczówny, w tym Kiejdańskim powiecie, głównym miejscu akcji pamiętników
Jakuba Gieysztora z 1863r.“36 W Innym abecadle pisze, że w okresie jego młodości nieuniknione
było czytanie Lata leśnych ludzi, które to było w spisie lektur szkolnych. Uważa iż
Rodziewiczówna ma „dar ciekawego opowiadania“ i nie ma pod tym względem wśród polskich
pisarzy wielu rywali.37 I dalej mówi:
„Czytanie Rodziewiczówny jest zajęciem bolesnym, raniącym, to jakby czytać kronikę
rodzinną, w której występują nieszczęśliwi, okaleczeni przodkowie.“38
Żeby już nie wracać do rozważań Miłosza, przytoczę jego dwa obszerniejsze cytaty:
„Tak to Rodziewiczówna zaprowadziła mnie w rozważania historyczne, ale tego rodzaju
podejście do literatury też jest ostatecznie dozwolone. Zresztą gdyby nie perspektywa czasu i
przestrzeni, tj. moich lat w Kalifornii, pewnie nie zajmowałbym się tą powieściarką, bojąc się, żeby
korona nie spadła mi z głowy. Teraz wymądrzania się za wszelką cenę, byle wydąć kilka nazwisk
niekoniecznie na to zasługujących, są mi obojętne i mogę być wobec Rodziewiczówny
sprawiedliwszy. I jednak coraz bardziej wracając w myślach do domu, w strony rodzinne, nie mogę
tych powieści pominąć.“39
Ostatni cytat, który znalazł się w jego eseju, brzmi tak:
„Ani spostrzegłem się, a dużo o Rodziewiczównie powiedziałem i okazuje się, że warto
było sięgnąć do tych książek, nieraz o pożółkłych od starości stronicach, bo nie wszystkie są 33 Maria Konopnicka, Korespondencje 1 Tom, pod red. Konrada Górskiego, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971, s. 107-108 34 Tamże, s. 136 35 Czesław Miłosz, Życie na wyspach, Kraków 1998, wyd. „Znak”, s. 137-138 36 Czesław Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s. 6 37 Tamże, s. 14-15 38 Tamże, s.18-19 39 Tamże, s. 43-44
17
wznawiane. Wolałbym oczywiście za przedmiot moich rozważań obrać inne, lepsze, powieści
tamtej epoki, cóż kiedy ich nie ma.(...)
Dzisiejsi wielbiciele Rodziewiczówny nie muszą podzielać zastrzeżeń swoich bardziej
wybrednych inteligenckich współobywateli, ci z kolei nie mają na ogół ochoty tak się w nią
wgłębiać, jak ja to robię.“40
Tadeusz Skoczek w posłowiu do Złotej doli cytuje kilka niezbyt przychylnych wypowiedzi
pod adresem autorki. Przytacza tu dość obszerny cytat „Redakcji“ z zarzutami „mało oryginalnego
pisarstwa“, „uleganiu modom literackim“, jak też nazwanie Rodziewiczówny „epigonem
pozytywizmu“,41 „dostarczycielką łatwizn“.42 Jednocześnie bierze ją w obronę pisząc o
pozytywnych doznaniach, jakie dostarcza lektura jej powieści dla zwykłego czytelnika.
Opierając się na powyżej wspomnianym autorze warto wspomnieć, że tacy krytycy jak:
Jerzy Kwiatkowski, Andrzej Z. Makowski,43 Cezary Jellenta, Juliusz Kleiner czy Stefan
Żółkiewski44 w ogóle pomijali w swoich pracach Rodziewiczównę, albo wspominali ją tyle, co w
zbiorowych pracach o pozytywizmie.
W jednej z nich Jacka Pacuła stwierdza, że „Rodziewiczówna była i jest matką-żywicielką
polskich księgaży“.45 Według autora posłowia „rynek wydawniczy oszalał na punkcie Marii
Rodziewiczówny.“46 Ubolewa on jednocześnie nad niedbalstwem wznowień utworów tej pisarki.
Winni są sami wydawcy, poszukujący i goniący zysku, a Rodziewiczówna jest idealnym wyjściem,
gdyż w ostatnich latach wzrosła popularność jej utworów i zaciekawienie twórczością.
Według tych wypowiedzi możemy stwierdzić, że autorka Dewajtisa, mimo iż w swych
utworach poruszała podobną tematykę jaka pojawiała się w utworach innych autorów
pozytywistycznych musiała być doceniana nawet przez swych współczesnych, nie świadczy to
jednak o tym, że plagiowała swe utwory, o co ją posądzano, bo każdy jej utwór był zgoła
odmienny. Jak pisze w swych wspomnieniach Puzyna „(...) nikt oprócz niej nie potrafiłby tak
właśnie napisać(...).“47 Nie neguje jednak faktu, że w twórczości Rodziewiczówny istnieją pewne
usterki. Nie świadczą one jednak o nieumiejętności pisania czy też plagiowania obcych utworów,
ale dlatego, że pisarka posiadała pewną żywiołowość pracy, z czego sama nie zdawała sobie
40 Czesław Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s.50-51 41 Maria Rodziewiczówna, Złota dola/Ryngraf, posłowie Tadeusz Skoczek, Bochnia 1991, s.104 42 Tamże, s. 106 43 Tamże, s. 106 44 Tamże, s. 107 45 Tamże, s. 103 46 Tamże, s. 103 47 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stwarza, Częstochowa 1947, s. 14
18
sprawy. Wywód ten kończy aluzją, że „styl wypracowany czy wypieszczony u Rodziewiczówny
równałby się przekreśleniu jej talentu.“48
Nie trzeba też zapominać, że Rodziewiczówna tworzyła literaturę popularną, która podlega
zupełnie innym kryteriom niż ta z wysokich półek. Jest to przede wszystkim literatura zwrócona ku
szerszemu gronu czytelników i mimo iż ma najwięcej odbiorców, to pozostaje na marginesie, nie
można więc Rodziewiczówny porównywać z takimi autorami jak Orzeszkowa czy Sienkiewicz.
Można nawet powiedzieć, że twórczość Rodziewiczówny jest pomiędzy literaturą popularną a
wysoką, ponieważ zawiera pewne elementy, które są w twórczości wyżej wymienionych klasyków,
ale jest łatwa w odbiorze dla zwykłego czytelnika. Pozostaje więc na granicy dwu literatur.
Pewne zastrzeżenia mam do prac doc. dr hab. Anny Martuszewskiej, która w swoich
artykułach ze szczególnym entuzjazmem grzebie Rodziewiczównę porównując ją z Orzeszkową, co
jest moim zdaniem absolutnym nonsensem. Robi to poniekąd wielu krytyków, którzy nie
dostrzegają różnicy między utworami obu tych pisarek. Ale w takim razie nonsensem jest zaliczać
twórczość Rodziewiczówny do literatury podrzędnego gatunku, oddając palmę pierwszeństwa
nieczytanej dzisiaj Orzeszkowej, o której pewnie by zapomniano, gdyby nie figurowała w kanonie
lektur szkolnych.
48 Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, Księgarnia M. Stwarza, Częstochowa 1947, s. 14
19
O tytułach utworów
Czytając powieści Rodziewiczówny zauważyłam, że tytuły niektórych jej dzieł mają bardzo
ciekawą etymologię. Pomysły autorka czerpała z mitologii, Biblii, wierzeń ludowych, z religii
bliskiego wschodu, wreszcie z botaniki i innych dziedzin nauki. Często były to wyrazy używane na
co dzień, ale też czasami zupełnie nieznane, a których znaczenia można było domyślić się dopiero
po przeczytaniu konkretnego utworu.
Jak podaje Słownik wyrazów obcych Michała Arcta Anima Vilis znaczy tyle co dusza podła,
istota nędzna, albowiem uważana za taką, gdyż nie posiada możności bronienia się.49
Tytuł nawiązuje do spodlenia dusz ludzi żyjących w Syberii. Przyczynia się do tego tamtejszy
klimat, pustka i jednostajność krajobrazu, bieda w której żyją ludzie. Takich spodlonych dusz jest w
utworze wiele.
Według tegoż samego słownika Czahary to zarośla na łąkach i mokradłach na Rusi.50
W samym utworze istotnie chodzi o mokradła, a że akcja rozgrywa się na Białorusi, to to
określenie jest jak najbardziej trafne.
Prototypem miejscowości występującej w tym utworze był własny majątek autorki, który
nazwała „Wyraj”. Ten sam motyw wykorzystała pisząc Lato leśnych ludzi. Tylko, że w istocie było
to miejsce spotkań trzech kobiet, a nie mężczyzn, jak w utworze.
Magnat to człowiek znakomitego rodu arystokratycznego, możnowładca; wielki pan;
bogacz (w Polsce i Węgrzech).51
Główny bohater utworu o takim tytule jest zubożałym szlachcicem. Ale nie stawia siebie
wyżej innych ludzi, pracuje w dwójnasób. Nigdy nie szczycił się swoim pochodzeniem.
Ryngraf to poświęcana blacha mosiężna z wyrytym na niej wizerunkiem Najświętszej Maryj
Panny, Jezusa Chrystusa, noszona przez rycerzy na zbrojach; blacha okrągława biała lub żółta,
zawieszona na szyi jako oznaka rycerza, strażnika na służbie. 52
Taką też rolę pełni i w tym utworze. Zabiera go ze sobą na front młody adept, który ją w
końcu zwraca matce i odchodzi znów na wojnę. Czuje wyrzuty sumienia z powodu śmierci
przyjaciela, który był narzeczonym jego siostry, a nad którym sam sprawił egzekucję, gdyż tamten 49 Słownik wyrazów obcych Michała Arcta, wyd.6, wyd. M. Arcta w Warszawie, 1913 r., s. 28-29 50 Tamże, s. 118
51 Tamże, s. 516
52 Tamże, s. 580
20
w Hiszpanii znalazł kochankę i zdradził z nią narzeczoną. Hiszpanie byli oprócz tego po drugiej
stronie frontu i jednocześnie była to zdrada pułku i kolegów broni.
W tłumaczeniu z języka litewskiego Dewajtis znaczy Bożek. Odnosi się to do litewskiej
mitologii, kiedy czczono lasy i poszczególne drzewa poświęcone różnym pogańskim bożkom.
W utworze pod takim tytułem staremu dębowi są przypisane właściwości takiego starego
bożka. Jest to ulubione miejsce głównego bohatera, który przychodzi pod dąb, kiedy jest mu źle, ma
jakieś problemy, kiedy czuje samotność i pustkę wewnętrzną. Kiedy był mały często
przyprowadzała go tu matka, która wkrótce zmarła. Jest to więc jednocześnie miejsce przepełnione
wspomnieniami o najbliższej osobie, miejsce bardzo osobiste.
Jak pisała w jednym ze swych wierszy litewska poetka Salomea Neris:
„ ...Nigdy świętego dębu tknąć toporem
Zmusić nie mogła dawniej żadna siła... (...)”
Drzewo o takiej nazwie istniało naprawdę w majątku Rodziewiczówny. Teraz pod tym
drzewem jest umieszczona tablica od „wdzięcznych rodaków”.
Lotos: rodzaj z rodziny grzybieniowatych złożony z dwóch gatunków (indyjski i egipski).
Wodne rośliny, zakorzenione w dnie, z talerzykowatymi liśćmi wystającymi na długich ogonkach
ponad wodę. W cieplejszych regionach świata uprawiany też jako roślina ozdobna, w
Lotosy są symbolami czystości i duchowych narodzin. Cytując za Lalitavistarą: "duch
najwyższego z ludzi jest nieskazitelny, jak świeży lotos w [błotnistej] wodzie". Zgodnie z ezoteryką
buddyjską, serca istot są niczym nierozkwitły lotos: kiedy cnoty Buddhy wnikają w nie, lotos
rozkwita. Dlatego Buddha siedzi na tronie z rozkwitającego lotosu. Kwiat Lotosu lub lilii wodnej
jest jednym z najpiękniejszych symboli w buddyzmie. Najpierw musi przeciskać się przez brudne,
zabłocone dno stawu, później wyciąga się ku górze przez wodę i wtedy wznosi się powyżej
wszystkiego w stawie. Mówimy, że życie jest jak kwiat lotosu. Często żyjemy splamieni ale jeśli
tylko będziemy praktykować dzielenie się, moralność i medytację, wtedy osiągniemy Nibbanę
(Nirwanę). Chociaż lotos wyrasta powyżej poziomu stawu, w dalszym ciągu jest częścią wspólnoty
stawu.
Kwiatu lotosu używa się powszechnie w krajach Theravady podczas modlitw. Po
skończonych modlitwach zostaje ofiarowany wizerunkowi Buddhy. Najczęściej ofiarowuje się w
ten sposób Różowy Lotos i Biały.53
53 Buddyjska symbolika i ikonografia [w:] http://users.mahajana.net/theravada/symbole/swietylotos.htm
21
W Kwiecie Lotosu tym kwiatem jest Wiktoria Brzezowa. Mimo iż żyje w społeczeństwie
spodlonym, sama jest czysta. Bezgranicznie wierzy Rafałowi, który jest dla niej ideałem, przez
niego przestaje wierzyć w kościół i głoszone tam dogmy, staje się odszczepieńcem. Ale po udarze
mózgu kończy gimnazjum i uniwersytet, wyjeżdża na wieś, gdzie leczy chłopów. Jest to okres jej
rozkwitu wewnętrznego, potrafiła w tym czasie wydostać się spod wpływu dawnego „opiekuna”,
odrodzić się, zmienić się i wewnętrznie i zewnętrznie. Jej powołaniem była praca dla ubogich, a
jednocześnie postawiła sobie za cel wydostać z moralnego błota Radwana.
Jazon – imię męskie pochodzenia greckiego. Jest imieniem mitologicznego przywódcy
argonautów. Wywodzi się od słowa iasthai oznaczającego "uzdrawiać". Jest też odpowiednikiem
biblijnego imienia Jozue.54
Tak nazwał głównego bohatera noweli Jazon Bobrowski Ksawerego Bobrowskiego jego
kolega Filip Prowicz, kiedy tamten wybierał się do majątku zostawionego mu przez ciotkę. Była to
podróż trochę przypominająca wyprawę argonautów po złote runo, ponieważ Ksawery wiedział
mniej więcej gdzie się to znajduje, ale nie wiedział co tam znajdzie i oczekiwał najgorszego. Była
to trochę wymuszona podróż, ale był przyjemnie zaskoczony.
Wrzos zwyczajny to jedyny przedstawiciel rodzaju Calluna. Jest to krzewinka wysokości
30-80 cm, o igiełkowatych, drobnych 3-kanciastych liściach. Liście ustawione są na łodyżkach w
czterech rzędach, a ulistnienie jest naprzeciwległe. Cała roślina zwykle jest naga, rzadko krótko
owłosiona. Najbardziej rozpoznawalna część wrzosu, to oczywiście kwiatostan. Jest to gęste grono
drobnych różowo-fioletowych kwiatów o zrośniętych płatkach korony i wolnych działkach kielicha.
Kwiaty te możemy podziwiać mniej więcej od połowy sierpnia do końca września.55
Tak nazwał główną bohaterkę, Kazię Szpanowską, Radlicz – malarz atrysta.
„Pani Tunia zagabnęła Radlicza:
- No i cóż? Stokroć czy topola?
Malarz chwilę myślał i wbrew zwyczajowi niw drwił.
- Ani jedno, ani drugie. A przecie przypomina mi kwiat. Wie pani, jaki? Wrzos. Znam takie
wrzosowiska w kwiecie. Znam takie wrzosowiska w kwiecie. Zdrowie od nich idzie i robią
wrażenie czegoś bardzo subtelnego a silnego.
Ona ma taki wdzięk nieświetny, niepozorny. Cieniutka, skromniutka, bez blasków, barw,
form okazałych, taka gałązka koralowa, osypana drobniutkim kwieciem, łagodnej barwy i kształtów
nadzwyczaj ślicznych, gdy się im przyjrzeć uważnie.
54 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jazon_%28imi%C4%99%29 55 http://www.lonicera.hg.pl/pom/calluna.html - serwis botaniczny
22
I nie zwiędnie to, nie osypie się. (...)”56
Powieść kończy się smutnie. Nieszczęśliwa dziewczyna umiera w nienawistnym mieście. I
tylko na grobie ktoś zostawił wiązankę suchego wrzosu.
„Kazimierz trącił nogą szkielet bukietu, jakieś badyle suche.
- Przecież ktoś maił?
- Nie widziałem kto. Miotłę ci jakąś przynieśli.
Wziął do rąk badyle i roztarł je w palcach.
- Wrzos leśny. Żadna parada. Za dziesiątkę dostanie! Ktoś ci na ofiarę nie zbankrutował. A
ja tom grosza nie dostał.”57
Kądzieli używa się w tkactwie. Kądziel przymocowuje się sznurem do przęślicy łopatkowej,
a na nią nasadza krążek.
W utworze Kądziel wyraz ten ma trochę inne znaczenie, bo tutaj oznacza kobietę zamężną,
zajmującą się domem:
„ - (...) Gwałtu! Żeby mi kto powiedział, że i ja skończę na kądzieli jak każda przeciętna
kobieta!” 58
Wcześniej Stasia zaklinała się, że nie skończy na kądzieli, gdyż milsza jej była swoboda, miała
marzenia, przeciwko woli rodziców wyjechała na studia, była w swoim kręgu dziwolągiem. Tak
było nawet później, kiedy już zaczęła pracować.
Wyraz macierz ma kilka znaczeń:
1. daw. «matka»
dziś tylko w zn. przen. podn. «ojczyzna»
Wróciły do macierzy utracone ziemie.
W utworze o tym samym tytule wyraz ten oznacza matkę.
Róża Jerychońska, zmartwychwstanka, nazwa 2 gat. pustynnych, drobnych, jednorocznych
roślin zielnych.
Najbardziej zdumiewająca roślina na Ziemi pochodząca z obszarów Jordanii. Do Europy
przywędrowała wraz z pielgrzymami powracającymi z Ziemi Świętej. Mimo że wygląda jak
martwa, to jednak siła wody budzi ją po kilkunastu godzinach do życia. Suchy kłębek przemienia
56 Maria Rodziewiczówna, Wrzos, Kraków 1991, s. 50
57 Maria Rodziewiczówna, Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998, s. 256 58 Maria Rodziewiczówna, Kądziel, Kraków 1988, s. 161
23
się pod jej wpływem w zieloną roślinę. Żeby podziwiać ten mały cud rozkwitania, wystarczy zalać
różę wodą w miseczce tak, aby jej korzeń był zanurzony. Rośliny nie trzeba nawet sadzić. Po ok. 2-
4 dniach róża rozwinie się. Przez tydzień może pozostać w wodzie, potem jak każda roślina
pustynna potrzebuje okresu suszy, który musi trwać 2 tygodnie. Wtedy zwija się znów w kłębek. Po
tym czasie może znowu rozkwitnąć (dowolną liczbę razy).59
„Otworzyła, a wtedy na podściółce z białego pustynnego piasku ukazał się kłębek szary
jakby perzu splątanego.
- A, jerychonka! – zawołała, a skronie jej pokryły się rumieńcem. ”60
W utworze Jerychonka taką różą jest główna bohaterka, malarka, która pełnią życia żyje
dopiero wtedy, gdy jest samodzielna, kiedy nikt i nic nie krępuje jej swobody, kiedy może
spokojnie tworzyć. Wtedy żyje pełnią życia, kwitnie. Taki stan zmienia się, kiedy wychodzi za mąż.
Więdnie, przypomina ptaka, któremu podcięto skrzydła. A mimo to nie poddaje się, jest niezmienna
w swych uczuciach, pracy.
„Wyniesionam w górę jako drzewo cedrowe na Libanie
I jako cyprys na górze Syjon.
Wywyższyłam się jako palma w Kades i
Jako szczepy różane w Jerycho.”61
Czterowers ten nawiązuje do losu głównej bohaterki, która odrodziła się do nowego życia i
nauczył się żyć bez ukochaej osoby. W ten sposób jakoby wywyższyła się ponad brudy świata.
Pewną farsę wymyśliła i wyreżserowała Henia Dobrzyńska z powieści Farsa panny Heni.
Miała to być psota dla wuja, która w pewnym sensie powiodła się, tylko główna jej sprawczyni nie
przewidziała, że sama wpadnie w zastawione przez siebie sidła.
Farsa jest utworem scenicznym bez głębszej myśli, ale pobudzającym do śmiechu,
krotochwila; plotka, niedorzeczność, bajka.
Ragnarök to w mitologii germańskiej zagłada bogów i świata jako rezultat walki bogów z
demonicznymi siłami. Świat i siedziba bogów spłonie, zgasną gwiazdy i słońce, morze zaleje
ziemię, a wówczas nowa ziemia wyłoni się z morza i nastanie szczęśliwa era.62
„W ciszy, która znów zapanowała po tych słowach starego, rzekł Niemirycz:
- Nadchodzi Ragnarök.
59 http://www.allegro.pl/item97576036_kwiat_z_jerycha_na_stol_wielkanocny.html
60 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wydanie 3, Kraków 1988, s. 50 61 Tamże, s 209 62 http://www.tiscali.co.uk/reference/encyclopaedia/hutchinson/m0011613.html
24
Dziewczyna spojrzała nań pytająco, więc dodał zapatrzony w dal:
- Saga skandynawska mówi, że po dniach, które trwają wieki wieków, nadchodzą zachody
słońc i zmierzchy duchów i światów, aż przychodzi Ragnarök, straszna noc idei i wiar, i sił. I wtedy
bogowie i ludzie, gwiazdy i słońca, złe i dobre duchy, geniusze i potwory, pojęcia i zasady,
zbrodnie i cnoty - skłębione, zbratane jednym zniszczeniem, kataklizmem, co w drzazgi aż do
posad świata wstrząsa, zapadają się w otchłań śmierci i zniszczenia. Przeżyły się, chaosem się stało
wszystko w noc Ragnaröku – w nicość zapadną.
I muszą, bo już panuje chaos, a fałsz przeżarł jak rdza fundamenty ludzkich wiar i uczuć, i
czynów. Nie ma na czym oprzeć nowego gmachu ani starego restaurować niepodobna, bo co stoi,
co się nie chwieje, co zdrowe?”63
Ragnarök jest tu użyty dla pokazania spodlenia społeczeństwa, potrzeby zmiany od
podstaw, zburzenia wszystkiego, co stare, potrzebę wzniesienia się ponad przesądy, klasy,
nieuctwo. Zmierzch widzi również Niemirycz – główny bohater tego utworu, który po śmierci
księdza Marka mocniej niż dotychczas poczuł wokół siebie pustkę i spodlenie społeczeństwa.
Wyraził to w tych słowach:
„ – Słońce, miłość, życie... Baldur wasz! Na świat zmierzch idzie i noc – i noc... Ragnaröku!
- Pójdź z nami! – rzekła.
- Weźcie mnie, zaprowadźcie kędyś, gdzie bym nie cierpiał, wskażcie coś niewzruszonego,
dobrego, nie skażonego, dajcie wiarę i spokój... Ragnarök, Ragnarök!”64
Joan VIII,1-12 opowiada o sierocie, dziewczynce, Maniusi, córce nędzarki, która zmarła
przy porodzie. Dziewczynka od urodzenia była skazana na złą dolę. Jej opiekun, Gedras, starał się
zaoszczędzić dziecku w dzieciństwie poniewierania ze strony innych ludzi. Jednak kiedy podrosła
była seksualnie wykorzystana przez Sulickiego, za co go Gedras zabił.
Zaś mottem tej powieści jest urywek z ewangelii św. Jana, o czym już świadczy sam tytuł.
Jest to przypowieść o jawnogrzesznicy, którą tłum chciał ukamieniować, kiedy złapano ją na
grzechu, ale który nie zrobił tego, gdyż ci sami ludzie mieli na swych sumieniach ciężkie
przewinienia.65
63 Maria Rodziewiczówna, Ragnarök, Kraków 1988, s.68-69 64 Maria Rodziewiczówna, , Ragnarök, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958, s. 272-273 65 „Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, (2) ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. (3) Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: (4) Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. (5) W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? (6) Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. (7) A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. (8) I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. (9) Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. (10) Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? (11) A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz. (12) A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.” [w:] http://www.biblia.poznan.pl/PS/Biblia.htm
25
Społeczeństwo, w którym miała nieszczęście żyć dziewczyna, było niestety zbyt
dewotyczne, żeby móc wybaczyć niestosowne według nich zachowanie się kobiety. Łatwiej im
było wybaczyć mężczyźnie, który miał od zawsze większe prawa.
Atma w utworze pod tym samym tytułem oznacza imię.
„ - To twój i mój brat, Atmo! – odezwał się Antoni.
- Atma – powtórzył Adam zdumiony.
- Tak. Mam takie imię! – odpowiedziała z uśmiechem, stawiając na ziemi dzban pełen wody
i podając mu rękę.
- Gdzie, kiedy jam to imię słyszał?
- Możeś studiował sanskryt, bo to znaczy „dusza”! – odparł Antoni.
- Nie, alem słyszał. Nie pamiętam kiedy, jak.”66
W hinduskiej mitologii występuje męski odpowiednik tego wyrazu – Atman (jaźń, dusza).
Jest to jedno z podstawowych pojęć w mitologii, religii i filozofii indyjskiej. Pierwotnie
atman rozumiany był jako „ja”, później „ciało”, a w końcu jako wieczna, stała i identyczna z
brahmanem cząstka absolutu zawarta w tajnym miejscu (tj. sercu) człowieka. Sam nie przejawia się,
ale jego poznanie możliwe jest dla specjalnie przygotowanych jednostek.67
Atman, według Upaniższad, pierwiastek duchowy przenikający całą rzeczywistość – jak
mówi księga III (rozdz. 14): jest „mniejszy niż ziarnko ryżu, mniejszy niż ziarnko jęczmienia, niż
gorczycy, niż prosa, niż ośrodek w ziarnku prosa! To jest mój Atman, wewnątrz serca będący!
Większy niźli ziemia, większy niż przestrzeń powietrza, większy niż niebo, większy niż światy!
Posiada wszystkie czyny, wszystkie żądze, wszystkie zapachy, wszystkie smaki – obejmuje
wszechświat, milczący, beztroski.”
W innym zaś miejscu dodaje się: „To, co pozbawione życia, umiera. Życie jednak nie
umiera. I to, właśnie to, co najlotniejsze, to rdzeniem jest wszechświata – to rzeczywistość, to
atman.”(ZD)68
Dwa kolejne tytuły odnoszą się do mitologii słowiańskiej. Pierwszym jest Południca. Jest to
bogini karząca wszystkich tych, którzy w dzień powszedni lenią się pracować.
„Stara brodę pięścią podparła i energicznie głową potrzęsła.
- Eee, co też panicz mówi! Któż widział spać w polu o południu? Toć południca zdybie i
głowę usiecze jak źdźbło.”69 66 Maria Rodziewiczówna Atma, wydawnictwo Alfa, Warszawa 1991, s. 33-34 67 Andrzej M. Kempiński Encyklopedia Ludów Indoeuropejskich, wydawnictwo Iskry, Warszawa 2001, s. 58 68 Ilustrowana Encyklopedia Religii Świata. Kościoły, wyznania, kulty, sekty, nowe ruchy religijne., pod redakcją Zbigniewa Drozdowicza i Zbigniewa Stachowskiego, wydawnictwo Kurpisz SA, Poznań 2002, s. 58
26
Była to bogini, którą pamiętali prości, starzy ludzie mieszkający na wsi. A że wśród
wiejskiego ludu zawsze istniał zabobonny strach przed tym, czego nie znają i pewna cześć przed
sakrum, więc bali się nawet nieistniejącej pogańskiej boginki i starali się ją nie urazić swym
lenistwem.
„- Nie w złą chwilę wymówić, to taki upiór. Boginka czy wiedźma. Nie daj Boże ją spotkać
śpiącemu! Miedzami idzie, łanami, strugami. Żeby się w najgłębsze zboże wszyć, wynajdzie.
Chodzi i roboty człeczej dogląda. Mówią, że od Boga jest, niby wójt.”70
Mimo iż nie zachowało się żadnych wizerunków słowiańskich bożków, to ludzie mieli
pewne wyobrażenie o ich wyglądzie. Takie wierzenia mogły przetrwać w ustnej formie w
niektórych regionach Polski.
„- Powiadają, że jak przodownica wygląda, w najbielszy len odziana, w kłosach na głowie, z
sierpem w garści. Tylko ten sierp nie na zboże, ale na ludzkie szyje.”71
Oprócz tego musiała to być bogini sroga, ale jednocześnie mądra i mająca własne zasady,
według których sądziła ludzi. A jej głównym zadaniem było doglądanie ludzkiej pracy, żeby nikt
nie zasypiał swojej pracy, a był użyteczny społeczności, w której żyje.
„- Ano, bo to ona bez sądu głowy nie bierze, wpierw takiemu śpiącemu zagadki daje,
rozumu próbuje. (...) Takiemu ona pytania różne stawia. On się wnet wytłumaczy i ona go nie
zaczepi, bo różne ludzie ziemi potrzebne, różnie pracować można. Ano zagadki tylko trzeba
odgadnąć. (...)”72
Jak widać z tego opisu, jest to bogini sprawiedliwa, a straszna tylko dla tych, którzy nie
wypełniają swoich obowiązków, powierzonych im na ziemi. Mogła też być tu symbolem pracy,
która prowadzi do wyzwolenia narodu spod jarzma zaborców.
Innym bożkiem jest Świątek.
„Kapliczka stała przy drodze szerokiej, piaszczystej, przerzynającej płaski, pusty kraj. Była
murowana, z daszkiem na słupach i stał w niej, a raczej siedział Świętek. Był tak stary, jak ten kraj
i zastąpił pewnie jakieś leśne bożyszcze, w czasach zamierzchłych, gdy tu stały bory, a w nich się
kryli ludzie.”73
69 Maria Rodziewiczówna Południca, wydawnictwo ARTUS international, Łódź 1992, s. 76 70 Tamże, s. 76 71 Tamże, s. 76 72 Tamże, s. 76 73 Maria Rodziewiczówna Świątek [w:] Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok 1991, s. 92
27
Jak widać nie wszystkich swych starych bogów pamiętali ludzie i dla wielu z nich znikł
wśród ludzi wszelki szacunek. To wyglądało tak, jakby wyrzeczono się części własnego ducha.
„Kogo przedstawiał nikt na pewno nie wiedział. Były legendy, że kiedyś przemówił: Ojcze!
Dlaczegoś mnie przysłał do tak smętnego kraju, do takich głupich ludzi. Więc utrzymywali jedni, że
był to Jan Chrzciciel, a drudzy, że to syn skarżył się ojcu, ale zresztą nikt nie wiedział, bo to było
bardzo dawno.”74
Jak widać z tego opisu ludzie, po przyjęciu chrztu nie wyrzekli się całkowicie swych starych
bogów i bożków, nadano im tylko charakter chrześcijański, wymyślono nowe legendy związane ze
starymi rzeźbami, a żywo nawiązujące do tradycji chrześcijańskiej znanej z Nowego Testamentu.
„Postać była bezkształtna, z jakiejś niespożytej bryły drzewnej, koloru burego jak niebo,
ziemia i odzież mieszkańców. Nie było znać rysów, tylko postać siedząca bez rąk, ze stopami jakby
wrosłymi w ziemię. Podobno w jakichś zamieszkach jacyś najeźdźcy ręce obcięli – tak opowiadały
matki dzieciom, a Świętek wrastał w ziemię aż zniknie.”75
Ten bożek też karał ludzi, ale nie za lenistwo, a za zło, które człowiek wyrządzał innemu
człowiekowi, zwierzęciu, lub w ogóle słabszemu stworzeniu. Był w pewnym sensie ludzkim sumieniem.
Pojawiał sie wtedy, gdy ktoś wyrządził komuś krzywdę: zabił, ukradł. Wtedy pojawiał się i patrzył na
winowajcę dużymi niebieskimi oczami. Nikt nie mógł dokładnie opowiedzieć co to było, pamiętał jedynie te
oczy. A on patrzył i znikał, tak samo, jak pojawił się, jak mgła.
O tytułach utworów Rodziewiczówny można omawiać długo i dużo, dlatego też wybrałam te
najciekawsze. Jak widać Rodziewiczówna dobrze orientowała się w różnych dziedzinach nauki, bo znała nie
tylko słowiańską i grecką mitologię, ale i hinduską i Dalekiego Wschodu, studiowała Biblię. Przez pewien
czas była zafascynowana buddyzmem. Wspomina o tym w jednym ze swych listów Konopnicka, która
spotkała się z nią w Nicei. 76 Oprócz ornitologii interesowała się też botaniką. Znała też pracę, mentalność,
język zwykłego ludu. Tytuły zawsze odzwierciedlają charakter tekstu i albo wprost, albo w przenośni
informują nas o czym ma być czytany utwór i uważam, że z tego powodu analiza tytułów utworów jest tak
ważna. Takie badania pozwalają dostrzec ukryte przesłanie autora (w tym wypadku Rodziewiczówny) w
jego tekstach, bo rzadko się zdarza, by tytuł nie odzwierciedlał sensu zawartego w książce.
74 Maria Rodziewiczówna Świątek [w:] Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok 1991 , s. 92 75 Tamże, s. 92 76 Maria Szyponowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 1, Warszawa 1963, s. 565
29
Typy kobiet w twórczości Marii Rodziewiczówny
Już w XIX wieku, gdy szlachta i chłopi ginęli w powstaniach, byli wywożeni na Sybir lub
emigrowali za chlebem, kobiety musiały ich zastępować. Stawały się głowami rodzin, zarządcami
majątków, organizatorkami szkolnictwa oraz stowarzyszeń społeczno-kulturalnych. Także w
międzywojniu, kiedy część mężczyzn z klas wyższych podróżowała po Europie lub bywała w
stolicy, kobiety kierowały majątkami. To one były bohaterkami pozytywistów.77
Nie ominęło to też znanych kobiet. Maria Rodziewiczówna zarządzała majątkiem
ziemskim w Hruszowie, ratując go przed bankructwem. Maria Orsetti, z domu Jełowicka, sprawiała
zarząd nad majątkiem w Swierżach koło Chełma. Była też jedną z założycielek Ligi Kooperatystek,
zajmującej się rozwojem spółdzielczości w II Rzeczypospolitej. Maria Skłodowska-Curie,
dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, od 1914 r. Kierowała paryskim Instytutem Radowym. W
dwudziestoleciu międzywojennym kilka tysięcy Polek zarządzało majątkami ziemskimi, kierowało
szpitalami i szkołami.78
W swoich utworach Rodziewiczówna opisywała właśnie takie kobiety: pracujące, mające
wszystko na swoich barkach. Bo takie były tendencje w epoce pozytywizmu. Jednak nie wszystkie
kobiety były strażniczkami ogniska domowego, w twórczości Rodziewiczówny przewija się cała
galeria typów kobiecych. Wszystkie one są różne, chociaż niektóre z nich trudno jest
zaklasyfikować do jakiegoś jednego typu, mają cechy kilku typów.
O tym, do jakim typem była dana kobieta świadczy jej zachowanie się, wypowiedzi,
uczucia i odczucia, oraz to, jak była postrzegana przez innych.
Dewotka
W całej twórczości Rodziewiczówny były dwie dewotki, to Klara Wolska z Kądzieli i
ciotka Dorota z Między ustami a brzegiem pucharu.
Klara pojawiła się w powieści w momencie, kiedy pani Taida szukała kogoś na miejsce
cioci Dusi do pomocy w majątku, ciotka Dorota była krewną Wentzla ze strony ojca. Wybór padł
77 Andrzej Kropiwnicki, współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik „Wprost”, Nr. 1058 (09 marca 2003) 78 Tamże
30
właśnie na pannę Wolską, chociaż od pierwszego spotkania nie zrobiła na nikim dobrego wrażenia
swymi wywodami i poglądami.
„ – Od dawna marzę o wyjeździe na wieś, do ciszy i spokoju. W mieście nie można
uniknąć zgorszenia, pokus; ciągle się jest narażonym na grzeszne myśli i uczucia. Przed
występkiem skryć się można tylko w świątyni...”79
Mówi ciągle o modlitwie:
„ - Pani poszukuje posady? – zagaiła pani Skarczewska
- Tak, pani. Modlitwa i praca jest moim szczęściem.
(...)
- Pani jest dobrego zdrowia? Roboty będzie dużo.
- O, pani! Nie wiem co bezczynność. Gdy odpoczywam, to się modlę. Chorować nie
miałam czasu. ”80
Sama pani Taida przyznała, że panna Wolska jest dewotką, co nie było trudno zrozumieć
z jej wypowiedzi. Jednak pasuje bardziej od innych kobiet, które zgłosiły się na pracę:
„ – Albo ja wiem. Dziwoląg po dziwolągu, aż wreszcie traci się zupełnie zdrowy sąd. Ta
znowu dewotka, ale ze wsi rodem, pracować chce, na wszystko się zgadza, nic nie wymaga! Albo ja
wiem, jestem zupełnie zniechęcona.”81
Pokój panny Wolskiej przypominał „celę bałwochwalcy”82, jak go określiła gospodyni,
mimo iż sama Klara nazywała go „celką” i była niezmiernie dumna ze swojej roboty. A wyglądał
tak: „Największa ściana była od góry do dołu zawieszona obrazkami świętymi, przedzielonymi
jeden od drugiego festonami z różańców, i zakończona ołtarzykiem, na którym paliło się kilka
lampek i leżały stosy książek do nabożeństwa.”83
Nie dosyć tego, miała poważny zamiar nawracać służbę na wiarę chrześcijańską, kiedy
dowiedziała się, że wszyscy są innego wyznania. Jednak jej postanowienie rozbiło się o
rzeczywistość, bo nawet nie zaczęła tego robić. A nawet gdyby spróbowała, to byłaby gołosłowna,
gdyż jej uczynki były wręcz odmienne od słów. Jeszcze gorzej, bo ona potrafiła tylko mówić i nic
nie robić, wydawałoby się, że tezy które wygłaszała sama rozumiała na opak, nie zgłębiała ich
sensu. Była na tyle nafaszerowana pięknymi cytatami, że jej wiara nie potrzebowała niczego poza
79 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 49 80 Tamże, s. 49 81 Tamże, s. 51 82 Tamże, s. 54 83 Tamże, s. 54
31
tym: „ ‘Módl się i pracuj’, ‘Cnota skarb wieczny, cnota klejnot drogi’, ‘Cierpienie wrota do raju’,
‘Szanuj przykazania’, ‘Przy ubogim Bóg’ – mówiła po kolei wszystkim, kto przychodził po radę i
pomoc, uważając, że spełnia swój obowiązek. Chłopi słuchali potakując, czekając, że po pięknym
słowie nastąpi lekarstwo lub datek, ale panna Klara szła dalej lub cofała się do swego pokoju i
zatapiała się w swoich modlitewnikach, skąd wyławiała coraz piękniejsze frazesy, nigdy nie
dotarłszy do głębi, nigdy nie dostawszy pereł z tej toni.”84
Taka osoba nie mogła nawet pomyśleć o nawracaniu innych, skoro sama nie postępowała
według przykazań. Bo ona nie studiowała „Pisma Świętego”, ona je tylko czytała – dla własnej
przyjemności i na innych nieszczęście. Ale przynajmniej sumiennie spełniała obowiązki. Ze swymi
poglądami nie była przygotowana do życia wśród ludzi, zauważyła to nawet pani Taida, która też
skrytykowała wychowanie pomocnicy i jej osąd w tym był bardzo ostry, kiedy powiedziała, że
matka wiedząca, co może spotkać jej dziecko w świecie... „ – Toby panią może inaczej chowała –
hartowniej i trzeźwiej. Ze swym usposobieniem powinna pani do klasztoru wstąpić – odparła
zniecierpliwiona pani Taida. – Może by panią tam pojęli, bo na świecie – wątpię.”85
Panna Klara coraz częściej wyprowadzała gospodynię z równowagi, przez co była
bardziej uciążliwa. Szczęściem pani Skarczewska miała stalowe nerwy i nie miała czasu
zastanawiać się nad dziwactwami starej panny, która codziennie dziwaczała, ani się nimi martwić.
„Ale równowagi nie miała panna Klara i błędnie szła, po omacku szukając.
Co wieczór, mniej więcej w podobny sposób, zanudzała panią Taidę i coraz więcej w
swych zajęciach wynajdywała gorszących stron i niestosownych szczegółów.”86
Pani Taida obserwowała zdewociałą pannę, widziała jej niezgrabność w niektórych
rzeczach. Swoje spostrzeżenia w taki sposób notowała w szarym zeszycie:
„Boję się, żem wpadła z deszczu pod rynnę. Dostałam bigotkę i skromnisię
trzydziestoletnią. Muszę się zająć oborą, bo ją coś tam gorszy, muszę się zająć chorymi, bo jej nie
wypada, i muszę się zająć nią samą i zaglądać, by nie popełniła jakiegoś ekscesu.(...) Wiek zbyłam,
a nie słyszałam tylu bredni naraz, co od niej dzisiaj. I do tego wszystkiego przyczepiona jakaś
religia zupełnie mi nie znana.(...)”87
Nie można dziwić się oburzeniu pani Taidy, bo zwykły człowiek zupełnie inaczej rozumie
religię i obowiązki chrześcijańskie, które są bardziej proste i miłosierne, a panna Klara 84 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 55 85 Tamże, s. 57 86 Tamże, s. 59 87 Tamże, s. 59
32
przedstawiała to wszystko w krzywym zwierciadle. Wyszydzano ja, śmiała się z niej służba, stroili
z niej kawały.
„Tymczasem panna Klara była pośmiewiskiem całego dworu, nie zdobyła sobie uznania
ani szacunku, ani powagi – nie nawróciła nikogo. Przedrzeźniano jej nabożeństwo, jej skromność,
jej zażenowanie. Co dzień przychodziła ze skargą do pani Taidy, że używano wobec niej
cynicznych wyrażeń, że ją pytano o najdrażliwsze kwestie, że się jej radzono w
najprozaiczniejszych kwestiach.”88
Jeszcze jedną zdewociałą panną była Dorota von Eschenbach z Między ustami a brzegiem
pucharu. Wolny czas poświęcała, podobnie jak panna Klara, modlitwie. Ale w odróżnieniu swej
poprzedniczki z zamiłowaniem oddawała się ploteczkom. Ze szczególną „wdzięcznością”
wysłuchiwała tego, co mówiono o jej siostrzeńcu.
„Ultramontańska jej dusza wezbrała zgrozą, patrzała na Wentzla jak na lokatora piekieł,
mieszkanie jego obchodziła z daleka jakby Sodomę, suszyła piątki, odprawiała dewocje, składała
ofiary – wszystko na próżno.”89
Dla kobiet zachowujących się inaczej od przyjętych norm ciocia Dora miała powabne
wręcz epitety, które wyrażały jej chrześcijańską postawę wobec nich, kiedy grzmiała: „(...) Gdzie
gromy niebieskie na te szkaradnice, Magdaleny, Samarytanki! Czemu ich nie pławią i nie palą, nie
piętnują żelazem! Sodoma, Gomora!”90
Była ona jednak bardziej zrównoważona od panny Wolskiej i dlatego mniej śmieszna.
Dzikuska
Dzikusek, jak i w innych typach kobiet jest po kilka. Kobieta dzika, albo dzikuska, to
taka, która najlepiej czuje się na łonie natury. Dzikuska mieszka na wsi. A jeżeli jest zmuszona
przenieść się do miasta czuje się tam źle, ponieważ ono je przytłaczało, napawało strachem,
osaczało. Dlatego też nazywane są jeszcze wiochą.
Tak na przykład czuła się Kazia, która po zamążpójściu przeniosła się do Warszawy.
Czuła się tu zagubioną.
88 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988 , s. 59-60 89 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo literackie, Warszawa 1987, s. 14 90 Tamże, s 16
33
„ – Doprawdy? Może być. Ja nie umiem patrzeć w mieście, nie biorę ukłonu dla siebie,
przy tym wciąż się boję zabłądzić, wpaść pod tramwaj lub dostać się pod miotłę stróża. Myślę, że
mnie kiedyś posłaniec przyprowadzi, bo się zgubię.”91
Tęskniła do wsi, czasami ogarniała ją nostalgia i wspomnienia:
„Kazię dym i wyziewy miejskie dławiły w gardle. Chwilami wspomnienie pól zalatywało
ją, jako przedsmak okropnej nostalgii, ale je odganiała jeszcze odważnie, zmuszając się do zajęcia
ruchem ulicznym. Instynktownie bała się wspomnień.”92
Widać z tego, że miała silną wolę i postanowienie poświęcenia się dla dobra i spokoju
ojca i teścia, a także częściowo swojego. Jednak czuje się tu zamkniętą i przeraża ją ogrom ludzi,
ale rozumie, że jest obserwowana przez ludzi ze swej sfery, którzy omawiają ją przy byle okazji.
„ – No, nie. Ja mam to samo uczucie, jak gdybym przybyła do klasztoru i zewsząd
słyszałam: nowa, nowa! Każde moje słowo, ruch, krok były oglądane i wyśmiewane. Tak samo
teraz z moim parafiaństwem będę zabawką dla Warszawy. (...)”93
Podświadomie ciągnęło ją do wsi, do pracy, do dzikiej przyrody, do wszystkiego, co tam
zostawiła.
„To wszystko, co on czuł, i ona czuła i idąc zamyślona przez podwórze, rozważała, czy
też oswoi się kiedy, nawyknie, przestanie tęsknić za łanem i borem, ciszą pól, zapachem łąk i
gajów, za pracą i wczasem wsi ukochanej.”94
Ciągle przypominała wieś, do której chciała przynajmniej na krótko wrócić, ale wiedziała,
że nie może tego zrobić, bo nie wypadało zachowywać się odmiennie, chociaż Kazia miała czasami
ochotą zachować się niewłaściwie.
„Zaczęli mówić o innych znajomych, Kazia rozglądała się po niebie i ziemi. Miała ochotę
usunąć woalkę, zdjąć kapelusz, dać głowę i twarz pod rzeźwy powiew wieczoru, nie słuchać
rozmowy.”95
Miasta nie lubiła, bo czuła do niego wstręt.
„- Warszawa? Boi się jej pani?
- Nie, ale czuję wstręt – szepnęła.”96
91 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków 1991), s. 68 92 Tamże, s. 54 93 Tamże, s. 67 94 Tamże, s. 89 95 Tamże, s. 78
34
Po trochu też bała się miasta, do czego przyznawała się, podobno martwił się tez o nią
teść, który nawet kazał dla niej brać z sobą karetę, żeby nie musiała wieczorami wracać na piechotę
do domu.
„ – Idée fixe mego teścia – odparła Kazia. – Przyśniło mu się, że mnie tramwaj przejechał,
i nie pozwala wieczorami iść pieszo. Co prawda, i ja się boję ulicy. To dziwne, u siebie na wsi nie
wiedziałam co strach. Bywałam wśród piorunów w polu, na cmentarzach w noc ciemną, błądziłam
w zadymkę, unosiły mnie koni, gonił rozszalały byk, nigdy nie doświadczałam tej grozy i lęku, jak
tu, gdy mi parę razy trafiło się wracać późnym wieczorem wśród ludzi.”97
Życie miejskie z dala od ukochanych pól i lasów nie wyszło dla Kazi na zdrowie.
Zauważył to też doktor, ale nie zrobiło to na nikim wrażenia. Była zamęczona i, jak już
wspomniałam, byłoby niewłaściwym zbyt częste oddalanie się nawet dla odetchnienia i nabrania
życia. Jej stan duchowy odbijał się na jej wyglądzie zewnętrznym.
„W tej chwili zapukano do drzwi i weszła Kazia. Zeszczuplała i zbielał przez te parę
miesięcy miejskiego życia(...)”98
A jednak Kazia nie była osamotnioną w swej tęsknocie. Sama postarała się o dodatkowe
zajęcie u pani Ramszycowej, co nie pozwalało jej dużo myśleć o pobocznych sprawach. A oprócz
tego spotkała w mieście bratnią duszę, osobę również ze wsi.
„ – Nie tęskno ci do wsi?
Kazia podniosła na nią oczy.
- Pani pewnie także ze wsi?
Roześmiała się kobieta.
- Tak. Widzisz, że cię rozumiem. Ja rodem z Krakowskiego. Tęskniłam ogromnie z
początku, do pierwszego dziecka. I tobie to przejdzie.”99
Była bardzo samokrytyczną osobą i to częściowo pozwalało dla nie przetrwać. Nie bała
się też mówić o sobie w sposób krytyczny.
„ – Nie. Doprawdy. Nie miałam kiedy używać tej rozrywki. Jestem przecie dzika
wieśniaczka.”100
96 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków 1991), s.78 97 Tamże, s. 127-128 98 Tamże, s. 125 99 Tamże, s. 112 100 Tamże, s. 127
35
Marta, inaczej zwana Pokotynką, do miasta nie wyjechała za mężem. Ale większość
swego życia spędziła w lesie, bała się ludzi instynktownie, nauczyła się tego, bo ją krzywdzili i
wyśmiewali, poniewierali ją. Rodziewiczówna na początku Macierzy przyrównuje ją nawet do
zwierzęcia.
„W ślad za nim uradnik wepchnął do izby kobietę. Jednym panterzym skokiem rzuciła się
do Szczepańskiego, do nóg mu przypadła z jakimś nie dającym się opisać jękiem.”101
Bywały tez chwile, w których sama czuła się zwierzęciem leśnym, które, żeby przeżyć,
musi oszukać człowieka.
„Zadumała się. Była w tej chwili tylko zwierzem ściganym, głodnym, rządził nią tylko
instynkt zachowawczy, czujność, przebiegłość.”102
Kochała nawet inaczej niż inni ludzie: głębiej, mocniej, uczciwiej.
„Zarzuciła mu ręce na szyję i poczęła namiętnie całować, a potem wyrwała się i uciekła
przed siebie w las, bez pamięci oszalała.
Gdy teraz przypomniała tę chwilę, zakryła twarz rękami i płakała ze szczęścia.
Taką duszę miała miłosną i wdzięczną, takie w kochaniu zapamiętanie i taką niedolę.”103
Kiedy opuścili ją ludzie, został przy niej tylko wybiedzony pies, który nie odstępował jej
na krok, a nawet pomagał wychowywać dziecko. Uciekając , już po aresztowaniu Wiktora Bielaka
przez pewien czas znów poczuła się zwierzęciem.
„Wstrząsnął nią deszcz zgrozy. Pożywienia miała na miesiąc, a potem do wiosny tak
jeszcze daleko.
Szła machinalnie, słaba, znękana, nie zważając na drogę. Opamiętała się, gdy zapadła
raptem w trzęsawisko. Wydobyła się, rozejrzała i zbudził się zwierzęcy zmysł zachowawszy.
Poczęła szukać przejścia w łozach i przestała myśleć. Błądziła parę godzin, grzęzła, ratowała się,
sto razy wracała na jedno miejsce, jak zmęczyła się wreszcie, że niezdolna kroku postąpić ni tchu
złapać, skuliła się pod krzakiem łozy i czekała śmierci. Senność ją ogarniała i nieznośna niemoc –
już nawet chłodu nie czuła.”104
Wtedy nawet mieszkała w zwierzęcych warunkach, bo na nic innego nie było ją stać.
Mieszkanie jej znajdowało się w opuszczonej chałupie w lesie. Jadła byle co, częściej jednak w 101 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987 102 Tamże, s. 44 103 Tamże, s. 39 104 Tamże, s. 68
36
ogóle nie miała jedzenia, nie miała nawet sił ubezpieczyć się na przyszłość, bo była w ciąży.
Ostatecznie żywiła się jagodami, suszoną rybą i czekała na wiosnę.
„Przędła i przypominała pacierze, słowo po słowie, powoli, jakby już dziecko uczyła, i
zaopatrzona w ogień, niepamiętna obecnej doli, widziała już u swych kolan drobinę zasłuchaną,
ciekawą, i uśmiechała się doń oczami pełnymi łez i radości.
(...)Pokotynka do wrzątku garście przemarzłych jagód kaliny i oszukiwała głód pijąc tę
ciepłą, kwaśną wodę. (...)”105
Jednak mając do wykarmienia nie tylko siebie, ale i dziecko zmuszała się do pracy i
szukania lepszego jedzenia.
„Kobieta, o ile sił czuła, rąbała lód i czatowała nad przeręblą, nie szła po ratunek do
ludzi, choć głód był większy od bojaźni, ale czuła, że nie dojdzie i zginie w śniegu. Przesypiała
często głód, wstając tylko, by ogień utrzymać, paliła teraz i w dzień, obojętna, czy kto dym ujrzy.
(...)
Pokotynka robiła zapasy, suszyła, dymiła popłatane sztuki, zawieszała je na żerdziach u
pułapu, zajęta była po całych dniach.”106
Jak widać miewała czasami przesilenia, kiedy coś robiła, pracowała. Nie były to jednak
częste chwile. Jedyną osobą, która jej w tym czasie pomagała był kowal Marek, ale i jego niedługo
uwięziono, także Marta mogła właściwie polegać tylko na sobie. Wśród ludzi, nawet w rodzinnej
zagrodzie czuła się zagrożoną, obcą, nieswojo. Już ani ona ludzi, ani oni ją nie rozumieli. Wszystkie
urazy odczuwała mocniej, ale i nauczyła bronić się. Wyrobiła w sobie inne wartości, niż te, które
panowały w społeczeństwie.
„Magda milczała. W długiej samotności odwykła od mówienia i myśli jej tak innymi
drogami chodziły, że obcowanie z ludźmi, ich pojęcia i rządy stały się jej zupełnie
niezrozumiałymi, wstrętnymi prawie. Wróciła tu nie po przebaczenie, nie czuła na sobie hańby, nie
chciała pozostać, żyć na łasce ojca, w gromadzie.
Chciała dla dziecka legitymacji – nic więcej; dla siebie samotności i ciszy pustkowia.
Nie rozumiała dlaczego ten skarb jej szczęście, dziecko, ciotka nazywała biedą, dlaczego
ma przeklinać Szczepańskiego, czemu się wstydzić i sromać. Stała się wśród zwierząt –
zwierzęciem, nie chciała, nie czuła potrzeby ludzkich obyczajów i praw. Chciała swe dziecko do
105 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987, s. 68 106 Tamże, s. 70
37
puszczy odnieść i tam je chować – sama i dla siebie. Za nic by nie wyjawiła przed ciotką swego
życia, (...).”107
Żyjąc z dala od ludzi zhardziała, nabrała pewności siebie, nie dawała się juz zastraszać,
ani łamać moralnie. Stała się od podstaw innym człowiekiem. Wyzbyła sie poczucia grzechu, a
dziecko, nawet nieślubne, było dla niej radością i świętością. Zaczęto ją nawet uważać za
nienormalną.
„Magda nic nie odpowiedziała i od tego dnia stała się bardziej ponura, ale od ojca nie
poszła, a gderań, morałów i nauk ciotki zdawała się ni słyszeć. Opętana była oczywiście.”108
Spodziewano się chyba po niej, że zacznie na wszystko reagować jak każda inna kobieta –
krzykami, dokuczaniem innym, plotkami. Życie jednak było Marcie srogie i pozbawiło ją
podobnych wad, dało natomiast jedną bardzo ważną lekcję – milczenia.
Kiedy ludzie zaczęli jej nadmiernie dokuczać, zaczęła ich unikać. Nie lubiła ani ona z
nich nikogo, ani nikt nie lubił jej. Dzikości nawet w domu nie zagłuszono, potęgowała się nawet.
„Nie broniła się, ale i nie desperowała, tylko jeszcze bardziej stała się dziką i jak wilk
patrzała na ludzi. Przestała wcale wychodzić poza furtę folwarku, ledwie odpowiadała sąsiadkom
odwiedzającym pannę Teofilę.”109
I mimo iż niczego jej nie brakowało w ojcowskiej chacie, to tęskniła za życiem z dala od
ludzi, w lesie. Bo czuła, że takie życie, jakie prowadziła tutaj było nie dla niej, ona już wyrosła z
ludzi, byli tylko zbytecznym dodatkiem do świata roślin i zwierząt i tego świata bynajmniej nie
upiększali.
„Przestroga była zbyteczna. Magda tylko Łysce powiedziała: Żyje nasz pan; do ludzi nie
miała zaufania, schodziła im z drogi, kryła przed nimi dziecko i swoje myśli.
Tylko im bliżej wiosny, tym ją dręczyła coraz srożej tęsknota za pustką Wieszańca. Kusił
ją wiatr bujny, lecący z dalekich przestrzeni, i ptasie sznury – hejnały powrotne, i dręczyło ją
zajęcie monotonne w błocie podwórka, i plotki kumoszek, i spory o drób i prosięta, i zaczepki
mężczyzn spotkanych po drodze, i gderliwe rozmowy ciotki.”110
Tęsknota była mocniejsza od niej, mocniejsza od więzów rodzinnych. Najważniejsze było
dziecko, które ona chciała wychować z dala od brudu, który widziała wokół siebie. Postanowienie
107 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987, s. 80-81 108 Tamże, s. 89 109 Tamże, s. 98 110 Tamże, s. 105-106
38
było jasne, bo pewnego dnia przebrała się w swe żebracze łachy i przez nikogo niezauważona
wyszła. Kiedy zamieszkała z babą żebraczką w jej budzie, to z początku instynktownie chowała się
za węgły od ludzi.
„Zakątek to był wymarzony dla jej życia i doli. Bytowała w nim jak w Wieszańcu,
silniejsza jeszcze baby opieką, spokojniejsza o los swój, patrząca w przyszłość niefrasobliwie.
(...)Gdy kto obcy przychodził, można się było skryć przed nim o kilka kroków za budą.
Czyniła to zawsze Magda, nie rada spotkania z ludźmi, od mówienia i słuchania spraw gromadzkich
odwykła.”111
Zżyły się w końcu Magda z żebraczką jak matka z córką i nie potrzebowały obcych ludzi.
Wspólnie pracowały, a Złynia chwaliła Magdę. Było to tym dziwniejsze, że nikogo przedtem nie
pochwaliła. I jak powiedziała: „(...) Ani chybi w borze tylko takie ludzie ciche i takie dzieci się
legną.(...)”112
O dzikości Rozalki mówi się tylko w jednym miejscu.
„ – Nieoswojona twoja siostra – zaśmiał się do bratowej.
- Kto by się z Krystofem oswoił? Patrząc ciągle na niego, to i ona taka się stała.”113
W pewnym momencie i ona przyrównuje siebie do zwierzęcia.
„ – Pójdę do ludzi – rzekła. – Tutaj teraz nie moja chata, gdzie mnie katują jak zwierzę, i
nie mego brata chata, ale zdrajcy i nikczemnika.(...)”114
I miała rację, bo bity człowiek jest traktowany jak zwierzę, zaś bijący sam upodabnia się
do zwierzęcia.
Kostusia z powieści Ona była bardzo podobna do Rozalki i Marty. Dzika dzikością
wiejskiej dziewczyny. Taką nawet była jej miłość, bo kiedy zawiodło prawo, to postanowiła
narzeczonego wyrwać z więzienia jak zwierzę swe dziecię.
„Śpieszyła się, by jeszcze niedostrzeżona przekraść się za płot w chmielniki i gąszcze
ligustrów otaczających lamus. Udała jej się ta pierwsza część wyprawy. Nikt nie widział, jak się
wśliznęła do dworu. Wtuliła się w najgłębsze krzaki nie dbając, że jej szarpią odzież, twarz i ręce, i
jak zwierz przypadła do ziemi pod osłoną dobroczynnych gałęzi.”115
111 Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987,s. 117 112 Tamże, s. 120 113 Maria Rodziewoczówna Szary proch, Wydawnictwo Literackie, wyd. 5, Kraków 1986, s. 44 114 Tamże, s. 144-145 115 Maria Rodziewiczówna Ona, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 99
39
Jest to kolejna bohaterka niedowierzająca ludziom i instynktownie przed nimi chowająca
się. Ten motyw będzie przewijał się w ciągu całej powieści, kiedy wyprowadziwszy ukochanego z
piwnicy, będzie z nim uciekać zachodząc do ludzi w razie największej potrzeby. W tymże urywku
autorka pokazuje jakie były jej odczucia zmysłowe Rozalki kiedy siedziała w swej kryjówce.
„Dzień się robił. Widziała ze swej kryjówki drzwi lamusu i ścieżkę, co doń wiodła;
utkwiła w ten punkt myśl i oczy. Inne wrażenia pozostawiały ją nieczułą. Nie dbała o bolące nogi, o
pragnienie i głód, nawet potrzeby snu nie czuła.”116
Ma się wrażenie, że Kostusię zahipnotyzował ten jeden punkt, wpadła w swoisty trans,
albo szał, w czasie którego człowiek pozostaje obojętny na otaczający go świat. Miała przed sobą
cel, który chciała doprowadzić do skutku. Była cierpliwa cierpliwością ponad ludzką miarę.
„Na swym posłaniu z traw i suchych, zeszłorocznych jeszcze liści siedziała nieruchoma,
objąwszy rękami kolana, wpatrzona w jeden punkt, zacięta w swym postanowieniu, cierpliwa aż do
śmierci. Czekała wieczora, czatowała na ukazanie się czyje na tej ścieżce, mało widocznie
uczęszczanej. Kto się ukaże? Wróg czy przyjaciel?”117
Gotowa była na wszystko i dlatego nie bała się.
I potem, już podczas ucieczki, kiedy wyszukiwały z mamką rozmaitych kryjówek, bo bały
się pościgu. Kostusia w takich chwilach bała się najbardziej tego, że zabiorą jej Sewera, o którego
drżała co chwila i była zazdrosna zazdrością człowieka pierwotnego.
„Kobiety spędziły ten dzień siedząc w błocie, skulone, drżące, nie mogąc się prawie
poruszyć, w ciągłym strachu, że je tu znaleźć może pastuszek lub pies i sprowadzić odkrycie.
Zimne, gliniaste kartofle nie szły do gardła Kostusi, chleb oszczędzała dla Sewera.”118
Strach przeszedł u nich w fobię. I znów przewija się motyw lasu, jako ostatecznego
schronienia przed wścibskimi spojrzeniami ludzi i azyl. Las dawał im nie tylko schronienie, ale i
pracę, rozrywkę.
Te kobiety można zaliczyć tez do trędowatych. Były inne, czuły się innymi, starały się
unikać ludzi, lubiły samotność, czuły wewnętrzną tego potrzebę. Instynktownie bały się ludzi, bo
czuły, że inni potrafią zadać im ból, co świadczy o ogromnej wewnętrznej wrażliwości. Spośród
otaczającego ich tłumu lgnęły do wybranych jednostek, które wzbudzały największe zaufanie i
116 Maria Rodziewiczówna Ona, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 99 117 Tamże, s. 99 118 Tamże, s. 109
40
wykazywały się najbardziej ludzkimi cechami. Wśród tłumu czuły się niepewnie, jak osaczone
zwierzęta, które wpadły w pułapkę cywilizacji.
Demon zmysłów (wamp)
Zupełnie odmiennymi typami były inne kobiety: demony zmysłów, wampy i skandalistki.
One nie przejmowały się innymi ludźmi, bo o nich nie myślały, jeżeli ci ludzie nie wchodzili im w
drogę , nie krzyżowali planów, albo panie nie miały zamiaru zabawić się ich kosztem.
Dobre określenie demonów zmysłu, albo wampów, jest w Magnacie. Wynika z niego, że
kobieta potrafi wszystko, bo „(...), kiedy zależy od fantazji i kaprysu kobiety, która dla zabawy
chwilowej, z nudów i próżniactwa, gotowa wszystkie jego postanowienia i zamiary zniszczyć jak
dziecko zabawkę.”119
Panna Gizela była właśnie taką osobą. Umiała kontrolować inne osoby i wykorzystywać je
do własnych celów. Sprawiało jej to szczególną przyjemność, bo w ten sposób czuła swoją
wyższość, mogła tych ludzi kontrolować. Widać to nawet według tego, w jaki sposób traktowała
swoją matkę.
„W ogóle nie cierpiała wsi, ale była zawojowana przez córkę, która ledwie skończywszy
nauki w Dreźnie, jeszcze nawet niepełnoletnia, objęła zarząd i matczynych dóbr i kapitałów,
dyrygowała, dysponowała, przewodziła matce i nawet Kalinowskiemu, który sam sobie nie zdawał
sprawy jak jej słuchał i ulegał.”120
Potrafiła rozkochać w sobie samego Aleksandra Kalinowskiego, którego wszyscy tak
bardzo się bali. Ostatecznie on sam czuł się wobec niej niezgrabnie.
„Stało się. Pobije mnie, ilekroć zechce, opęta i uczyni, co jej będzie w danej chwili
korzystne. Teraz nie dałbym za swoja wolę i siłę arkusza starej gazety. Przepadłem.” 121
Nie zmieniło sytuacji nawet to, że on wiedział o tym jaka ona jest. Potrafił myśleć
trzeźwo, nie mógł tylko wyrwać się z oków, którymi go opętała. Czuł się pobitym, i to przez
kobietę.
„A przecież wiem kto ona. Rozpieszczona milionerka, zimna kokietka i znudzona
szczęściem jedynaczka. Nie dba o mnie, ani nie czuje sympatii. Potrzebny jej jestem na
119 Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990, s. 169 120 Tamże, s. 72 121 Tamże, s. 118
41
administratora, jest pewna swej potęgi i czaru, zdobycz trzymać będzie, bo jej z tym wygodnie, a
jeślibym kiedy zapomniał dzielącej nas granicy, wyrzuci mnie za drzwi. To jest doskonale
obmyślony interes.”122
I nie wiadomo jak to się wszystko zakończyło, bo autorka zostawiła kompozycję otwartą.
Może Gizela zrujnowała Aleksandra, a może potrafił on oprzeć się jej urokowi, wytrwał, albo
zrzekł się postu, jaki u niej zajmował. Wszystko zależy od naszej wyobraźni.
Jej naturę na wylot znał również jej brat. Nie bronił jej, nie schlebiał, potrafił jako jedyny
powiedzieć dla niej o tym w oczy, wytknąć jej zachowanie się.
„ - Byłem często sam świadkiem, ale mimo to nie wierzę, ażeby cię napadł bez racji.
Zresztą widziałem, żeś go odtrącała, gdy klęczał. Licho mnie poniosło, wtedy się przestraszyłaś,
zawstydziłaś, obraziła cię twa próżność, wpadłaś w gniew, uknułaś całą brudną intrygę,
sponiewierałaś go i obrałaś ze czci i wiary. Innych konkurentów zbywałaś grzecznie, jego musiałaś
okropnie obrazić i rozdrażnić. Wtedy on też się zapomniał.”123
Jakże znamienne są jej ostatnie słowa po tym jak Aleksander w porywie szału wyjechał z
jej domu: „Wróci, kiedy zechcę i będzie czym zechcę!”124 Była tak bardzo pewna swej siły i uroku,
że nie dopuszczała do siebie, że coś może być niezgodne z jej chęciami.
Księżna Idalia z Błękitnych była bardzo podobną do Gizeli. Już sam jej wygląd mówił o
tym, że jest pewną siebie, ale znudzoną osobą. Porównując cztery kobiety jednego rodu, na koniec
autorka mówi też tak o niej, że „(...); a księżna Idalia, zda się była jedną z malowanych syren czy
nimf, która znudzona zaklętą na ścianie pozycją, zstąpiła między żyjących, ubrała się modnie i
rozłożyła rozkosznie, z mocnym postanowieniem zamiany swej roli widza na daleko dla niej
stosowniejszą – aktora.”125
Chociaż Gizela nie ustępowała jej urodą, ale jej plusem było to, ze lubiła wieś, w
przeciwieństwie do Idalii, która jej nie cierpiała. Tęskniła do wielkiego miasta.
„ – Chcę przede wszystkim wyjechać stąd – powtórzyła powoli. – Mnie ta Holsza zabija,
mnie potrzeba naszego świata i powietrza, Amadee – Wiednia, salonów, dworu!”126
122 Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990, s. 118 123 Tamże, s. 145 124 Tamże, s. 173 125 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 14 126 Tamże, s. 18
42
Mimo pozorów, w które lubiły bawić się kobiety z wyższych sfer, nie należała do tych
pokornych ludzi, którzy ze stoickim spokojem mogą wytrzymać na jednym miejscu.
„Księżna Idalia nudziła się szalenie; pragnęła towarzystwa, zmiany otoczenia. Żałoba
doprowadzała ją do rozpaczy; pamięć męża obmierzła. Żyć nie umiała na wsi, (...).”127
Dlatego częściowo z nudów, częściowo dla własnej przyjemności uwodziła szwagra. Nie
kryła tego, czym wprowadzała go w strach, kiedy „uśmiech bratowej stał się triumfująco złośliwy.
Poczuł Leon, że śliczne te rączki i główka namotały coś bardzo misternie i mocno, by go
pojmać.”128
Kolejnym demonem zmysłów była pani Celina z Wrzosu. Piękna rozwódka potrafiła
wzburzyć w mężczyznach krew. Już sam jej wygląd mógł doprowadzić osobnika płci przeciwnej do
szału, kiedy „spojrzała na niego zalotnie. Spomiędzy purpurowych warg błyskały zęby, oczy
pałały.”129
Była pewną siebie i stanowczą osobą. Wiedziała czego chce, o wszystkim miała
wyrobione zdanie, osobą która potrafiła i umiała zapanować nad swoimi uczuciami i nie pokazać po
sobie zdenerwowania, ani emocji, co u niej można by wziąć za cnotę.
„Pani Celina nie przyjmowała dziś nikogo. Czekała Andrzeja, na pozór spokojna, drżąc
wewnątrz niepokojem. Przywitała go serdecznie, wesoło, niczym się nie zdradzając i zaraz
rozpoczęła rozmowę o wypadkach parodniowej jego nieobecności, zdając sprawę ze swych czynów
i myśli.”130
Spokojna, chłodna, zrównoważona. Można by powiedzieć, że się ma przed sobą posąg
bóstwa, które aż kipi wewnątrz od niepokoju o swój los. W pewnym momencie dopuściła się na
Sanickim zdrady, jeżeli w ich wypadku można mówić o zdradzie, mając na uwadze, że od lat trwali
w wolnym związku i nie mieli zamiaru tego zmieniać. Andrzej był oprócz tego żonaty. A jednak
„zdrada Pani Celiny była logiczna. Znudził ją, miłość zgasła, przyszedł przesyt, żądza nowych
wrażeń. Rzuciła go, przestał dla niej istnieć.(...) Zazdrość kobiety nawet zdradę uniewinnia, a jakże
pieści próżność. Zdradziła, bo nie chciała podziału, kochała go, ale się zemściła za żonę.”131
Miała jak najgorsze zdanie o swej rywalce, jeżeli można tak nazwać Kazię, nie zostawiła
na niej suchej nitki. Sanickiego też nie zapomniała, a jej kochanek nie miał czego się żalić, bo „(...)
127 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 118 128 Tamże, s. 148 129 Maria Rodziewiczówna Wrzos, wydanie Graffiti, Kraków 1991, s. 9 130 Tamże, s. 55 131 Tamże, s. 147
43
wszystko nań spadło z winy tej głupiej, cnotliwej świętoszki, z którą w jakimś obłędzie głupoty dał
się skuć na całe życie, opętany przez starego filuta, ojca!
Jej zawdzięcza klęskę! Tej gęsi, której dał wszystko, stanowisko, dobrobyt, a która
jeszcze się ośmiela okazywać mu lekceważenie, jest tak bez ambicji i kobiecości, że rada jest i
przechwala się, że jej mąż nie kocha, czym by się czuła upokorzona ostatnia.”132
Jak widać żonaci mężczyźni zmieniają się i albo potrzebują kochanki, albo i nie. Czasami
stają się nieciekawi dla tych samych kochanek. W tym wypadku pani Celina poczuła się przegraną
w stosunku do Kazi, ale duma nie pozwoliła jej do tego przyznać się i dlatego postąpiła jak ostatnia
wioskowa baba – całą winę zwaliła na przeciwniczkę.
Baronowa Alicja z Jerychonki była tak samo piękna, ale i chłodna jak inne kobiety-
wampy. Była pewna swego czaru, jaki wokół siebie rozsiewała i mocy, w której znalazł się Filip.
Mówiły o tym jej ruchy, postawa i to, jak się do niego zwracała.
„Baronowa słuchała łaskawie, czasem uśmiechając się zalotnie lub nakazując mu
milczenie tonem , który przeczył słowom. Magda, zatopiona w pracy, nie słuchała ich. Po ustach jej
przelatywał zagadkowy uśmiech.”133
Nie znosiła konkurencji, a tym bardziej obojętności, nawet jeżeli obojętną na jej urodę
była kobieta, jeżeli to inną uważano za lepszą od niej.
„ – Owszem, ma! Przede wszystkim to, co brudne, nie cierpi tego, co czyste. Po drugie,
baronową to drażni, że ona ma tylko piękność, a o pani nikt nie mówi, żeś piękna. A nie! Pani jest
piękna, ale to nie bije w oczy, lecz bije umysł i dusza. Ta moc poniża baronową, gniewa. A
wreszcie pani zdaje się nie dbać o nią ani ją mieć za niebezpieczną. Tego ona nie daruje. Niech się
pani spodziewa prześladowania.”134
Jest to tym oczywiste, kiedy się jest w centrum uwagi.
„Piękna pani była, jak zwykle, celem spojrzeń i uwag; nadzwyczajna jej uroda musiała
wywierać wrażenie, pociągać najobojętniejszych. Loża jej pełna była odwiedzających mężczyzn, a
z Sali ścigały ją spojrzenia nieznajomych.”135
Tak jak zmienną była „piękna pani”, tak samo zmienne były jej nastroje.
132 Maria Rodziewiczówna Wrzos, wydanie Graffiti, Kraków 1991, s. 147 133 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 37 134 Tamże , s. 79 135 Tamże, s. 148
44
„Ale ona od pewnego czasu była w niełaskawym humorze – rozdrażniona, kapryśna, sto
razy na dzień zmienna, niestała w żądaniach nawet. Nie kryła przed nim, że się nudzi, że ją nic nie
bawi, że jego towarzystwo jej nie wystarcza, że ją męczy dwuznaczna pozycja.”136
Szczególnie bywało to wtedy, gdy coś szło nie po jej myśli, układało sie nie tak, jak to
sobie ułożyła. A w takich chwilach traciła swój urok.
„Na sekundę brwi baronowej zbiegły się i nozdrza rozdęły. Musiała być gwałtowna i
nieprzywykła do oporu.”137
Tak jak pusta była ona sama, puste bywały jej dni. A przy tym jeden nie różnił się od
drugiego.
„Ranek baronowej Faustanger rozpoczynał się około godziny jedenastej. (...)
Gdy dzwonek dawał znać z sypialni, że baronowa się przebudziła, pierwsza udawała się
do niej stara Angielka (...)
Brała swoich pupilów na ręce i przynosiła do łóżka pięknej pani.
(...)
Wnoszono je (śniadanie) natychmiast; baronowa je spożywała leżąc, wygadując na
ciastka, grymasząc na kawę.”138
Po śniadaniu jeszcze długo nie wstawała, bo „potem zakładała ręce pod głowę i
rozmyślała, jak dzień przepędzić. Najbardziej lubiła te, w których miała wizyty u szwaczki lub u
fotografa. Wtedy wstawała żywo i była wesoła.
W inne dnie świat dla niej był tak pusty i nudny, że nie miała wcale ochoty z puchów
wychodzić. Wtedy czekała na matkę (...).”139
Filip opamiętał się nieszybko, dopiero na łożu śmierci. Ale wtedy zrozumiał
postępowanie baronowej, potrafił głośno powiedzieć co o niej myśli.
„ – Kobietę tę pokochałem jak bóstwo. Ona sama zabiła we mnie ten kult. Ludzie ją mają
za rozpustnicę i pozór to stwierdza. Ale to tylko pozór. Jej szał jest pozorem, jej kokieteria, uczucie,
czułoś – to komedia. Ona zawsze, w każdej chwili rachuje. To już u nich we krwi, to wrodzone!”140
136 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 182 137 Tamże, s. 11 138 Tamże, s. 81 139 Tamże, s. 81-82 140 Tamże, s. 176
45
Bo i któż tak naprawdę mógłby szczerze pokochać chodzące cyfry, człowieka, który jest
pochłonięty sam sobą.
„Był wielki czas, aby wybawienie nastąpiło. Od dawna baronowa się przekonała, że
zmieniając towarzystwo matki na Osieckiego zrobiła zły interes. Matka była skąpa, ale cierpiąc z jej
racji niedostatek, znosząc obrzydliwe skąpstwo i oszczędność, miała jako wynagrodzenie stosunki
ze światem, była wszędzie przyjmowana w towarzystwach. Teraz Osiecki dawał jej zbytek, spełniał
wszelkie zachcianki i fantazje, ale ona była osamotnioną i duma jej cierpiała tortury w tym
położeniu dwuznacznym, które ją stawiało na równi z półświatkiem.
Baronowa zaś miała dwa ideały, które stanowiły dla niej szczyt szczęśliwości: bogactwo i
świetne stosunki. A to dwoje mógł jej teraz dać tylko mąż, milioner i magnat. Więc na wieść
subretki duch w nią wstąpił i zaczęła rozpytywać o szczegóły.”141
Hrabina Aurora była wręcz klonem baronowej Alicji. Umiała kusić mężczyzn, ułaskawiać
swe ofiary, ale była też uczciwa. Dowodzi tego chociażby jej list do narzeczonej Wentzla – Jadwigi,
chociaż tą uczciwość różnie można też interpretować.
Józefinę też można zaliczyć do tego grona. Chociaż ona nie chciała posiadać mężczyzn
na własność za wszelką cenę. I nie trzymała ich pod przysłowiowym pantoflem, jak robiły to inne
zazdrosne wampy. Józefina lubiła flirtować, było to jej żywiołem. Nawet Józef „do częstych zmian
w sympatiach Pepi nawykł w codziennym obcowaniu. Uprawiała flirt jak sport przyjemny, jak
ślizgawkę zimą, a wiosłowanie latem.
Bezczynna, a żywa nadzwyczaj, w braku zajęcia – szukała wrażeń.”142
Bawiła się uczuciami. Podniecało to ją szczególnie, jakby sprawdzała męską
wytrzymałość. A zawsze przy tym „(...) ona udawała, że jest podnieconą i rozkochaną, a żartowała
tylko, silniejsza całym kobiecym sprytem i przebiegłością, odczuwając zabawę tylko i wrażenie
swawoli, jak po kieliszku szampańskiego wina.”143
Dla niej było to tylko zabawą, ale biada temu, kto dał się nabrać i tego typu zaloty
przyjął za dobrą monetę. Potrafiła nabrać mężczyzn na swe sztuczki, bo udawanie było jej drugą
naturą, które z jednej strony pozwalało trzymać mężczyzn w ciągłym napięciu, z drugiej działało na
nich jak magnez. Chociaż zdarzali się nietypowi mężczyźni, którzy nie dawali niczego po sobie
poznać, w takich wypadkach „ona nie czuła, lub udała, że nie czuje jego obserwacji. Projekt teatru
141 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988,s. 177 142 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 56 143 Tamże, s. 56
46
pochłonął ją całą: bezwiednie drażniła go, podniecała, była swobodną, rozbawioną. Wreszcie
znudziło ją jego roztargnienie i obojętność.”144
Demon zmysłów skupia się często na jednym mężczyźnie, którego wybiera na ofiarę
własnych zachcianek. Zawsze jednak robi to dyskretnie. Nigdy z nikim nie związuje się na dłużej,
nie sprawdza się w roli żony i dlatego większość tego typu kobiet jest rozwiedzionych, albo żyje w
separacji z mężem. Zawsze też są to kobiety bardzo piękne.
„Młoda, cudownie piękna kobieta leżała na wpół na fotelu w koronkowym negliżu,
obnażonymi rączkami rozplatając od niechcenia złote, przepyszne warkocze.
(...); ona – smukła, ślicznie zbudowana, o twarzy greckiego posągu, ale żywej, zalotnej, a
śmiejącej się całym urokiem białych ząbków, koralowych ust i zmrużonych, sfinksowych
oczu.(...)”145
Jak widać jest to chłodne, odpychające piękno. Wspomnieć by tu wypadało piękno Alicji
Faustanger, która sama była świadoma swej urody i zachwycała się nią.
„Obejrzała się na piękną panią, rozbierającą się przed zwierciadłem i uśmiechającą się do
siebie samej z lubością zupełnego zadowolenia.
Była bardzo piękna i ślicznie zbudowana, wyglądała na dziewczynę dwudziestoletnią, a
miała lat trzydzieści i od dwóch lat rozwiedziona była z mężem.”146
To jej piękno widoczne było nawet na portrecie.
„Wstała dość opieszale i zrzuciła zasłonę ze stalug. Ukazał się na pół podmalowany
portret bardzo pięknej kobiety w stroju balowym. Cała w bieli stała wyzywająca, chłodna, na tle
wschodniej makaty.”147
W takiej urodzie jest też coś nieprzyjemnego, odpychającego.
„Ta sama była, smukła, zgrabna, o rękach drobnych i toczonych kształtach, o wielkich
gorących oczach, ten sam głos dźwięczny i ruchy eleganckie, żywe, srebrny śmiech nerwowy, ta
sama... jego Pepi!”148
Dziwne było to, że mężczyźni mimo wszystko potrafili zachwycać się
powierzchownością tych kobiet.
144 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 58 145 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 5 146 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydanie Literackie, wyd. 3, Kraków 1988, s. 9 147 Tamże, s. 8-9 148 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 144
47
„Józef wpatrywał się w nią, jakby raz pierwszy oglądał. Jakaś gorącość wiała od niej,
jakiś czar, i dziwił się, że dotąd nie widział, jakie jej usta były purpurowe i wilgotne, jakie zawrotne
głębie leżały w źrenicach ciemnych, jak nerwowo rozdymały się nozdrza.”149
Skandalistka Kolejnym omawianym przeze mnie typem kobiet są skandalistki. Są to dość nietypowe
kobiety, które zachowywały się wbrew przyjętym ówcześnie normom. Ich zachowanie się można
określić jako nieprzystojne, zuchwałe, albo wręcz wyzywające. Każda nowość była przyjmowana
jako coś niestosownego. Już sam wygląd takich pań (panien) doprowadzał do zawału.
„ – To, to ma być kobieta? No, może się familia uspokoić. A to czupiradło, feministka,
salutystka czy coś równie ohydnego!(...) A toć ta kobieta uderzająco do pana podobna, nawet pozę
macie jednakową, nadzwyczaj dla kobiety wdzięczną. Siedzieć na ziemi i rękoma objąć kolana...
Pyszne!(...) ”150
Za skandalistkę była uważana Zośka, ponieważ nie zachowywała się tak, jak sobie tego
życzyła rodzina, a odsunęła się od nich i prawie zerwała stosunki ze światem. Powszechnie
okrzyknięto to skandalem, bo w tamtych czasach rzecz nie do pomyślenia. Niektórzy byli pewni, że
„ona się zlęknie opinii publicznej i zerwania z rodziną.”151
Jednak Zośka broniła się, postawiła na swoim i postanowiła nie schodzić z raz obranej
drogi, bo i po co?
„ – A kiedyż to ja wuju nie byłam sama, kiedyż to doświadczyłam sympatii, opieki i serca
rodziny? Przed siedmiu laty Lucjan i Karol gonili za mną aż do Paryża i jak zbiegłą kryminalistkę
odwieźli do domu z rozkazu ojca. Nie chciałam wtedy działu ziemi ni działu w majątku, chciałam
tylko człowieczej wolności, do tej chwili miałabym fach i stanowisko – i nie wzięłabym nic z
Woronnego. Tamto nazywano piętnem hańby, wstydem, skandalem, nie pozwolono mi iść wybraną
drogą, złamano mnie, małoletnią przemocą rodziny. Musiałam się poddać, wybrać inną drogę, inny
cel. Po siedmiu latach, gdy żądam tego, co mi się z prawa należy, znowu ma to być piętnem hańby,
wstydem, skandalem. No, ale tym razem ani małoletnia, ani władzy rodziny już nad sobą nie
uznaję; gdy ojciec umarł, już się żadnym groźbom nie poddam. Chodzi wam o to, bym została
zerem, rezydentką u brata, może mnie kto raczy za żonę wziąć – albo przy Bronce w warszawie
mam osiąść i żyć procentem od owych dziesięciu tysięcy, rzuconych mi wspaniałomyślnie przez
149 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 58 150 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 165 151 Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957, s. 12
48
Karola, lub umierać z głodu, gdy mi ich nie przyśle. No, nie, wuju, wobec takiej perspektywy
zostanę sama, ale na gruncie, wrosnę w ziemię i dział dać mi muszą, choć nie chcą. Oni walczą o
dobrobyt, ja tylko o byt będę, ale nie ustąpię i nie zastraszycie mnie już teraz skandalem.”152
Wiedziała co mówią o niej inni, mimo iż obmawiano ją najczęściej za oczami.
„ – To określenie wiecznie mi towarzyszy w życiu. Tyś użył raz pierwszy, ale słyszę od
dawna, ze wszech stron. Gdym wyrwała się do Paryża na studia, powiedzieli: To coś niesłychanego;
gdym odmówiła Owerle, gdym zachciała Czaharów, gdym tu osiadła i nie szukała ludzi, gdym
oswoiła Kasjana – wszystko nazywają czymś niesłychanym.(...) Wszystko to niesłychane dla mnie
jest bardzo prostym, tak jak przyszłam do wniosku, że co w moim życiu uważam za klęskę na razie,
wszystko mi korzyść przyniosło, wszystko mnie wiodło w górę, uczyło myśleć, dojrzewać, czyniło
człowiekiem. Jeden triumf byłby moim kresem może, opór, trudności dały hart i spokój.”153
Dobrze ją określił jej brat Wacław, że „Zośka zaś jest z tych, których naturą jest płynąć
przeciw fali. Ona przywykła być samą i woli zostać sama, niż płynąć z prądem. Dobrze jej w
Czaharach – jest szczęśliwa.”154
Stasię Ozierską w czarnych barwach narysowała sama matka, bo jej najmłodsza córka
zachowywała się inaczej niż panny w jej wieku.
„Najmłodsza, podlotek, zapowiadała się jeszcze gorzej. Samowolna, nieokiełzana natura,
głowa szalona, przy tym niesłychanie zdolna i ambitna, wypowiadała posłuszeństwo wszelkim
prawom, zwyczajom, formom; trwała w nieustannym buncie z rodziną i społecznym porządkiem.
Ona to z Kaziem uciekała do Ameryki, a potem rzuciła się do nauk, czytając najskrajniejsze dzieła,
wygłaszając zasady rewolucyjne, emancypując się spod władzy rodzicielskiej, wypowiadając wojnę
całemu ustrojowi świata.”155
Matkę swoimi wybrykami doprowadzała do zawałów i nerwowych rozstrojów i w takich
wypadkach pisała ona do pani Taidy, a „listy Ozierskiej pełne były rozpaczy i troski, żyła w ciągłej
trwodze o skandal, ucieczkę, jawną kompromitację. Włodzio, gdy przyjeżdżał na wakacje,
opowiadał tysiące awantur <wariatki Stasi>.” 156
Miała jednak częściowo rację, bo, jak się mówi, świat należy do odważnych, a ona swa
odwagą zdobywała nieprzyjazny kobietom świat, który dla mężczyzn stał otworem.
152 Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957, s. 16 153 Tamże, s. 166 154 Tamże, s. 191 155 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 12 156 Tamże, s. 12
49
„ – Słów mi nikt nie hamuje, a czyn każdy muszę zdobywać. Mam lat siedemnaście i kończę
gimnazjum. Pani synowie tyleż uczynili z pomocą i zachętą całego świata, co ja z buntem,
przeszkodami i oporem. I jeśli kto kogo się radzi w matematyce, to nie ja ich.”157
Na pani Taidzie Stasia zrobiła dobre wrażenie. Przynajmniej nie wydała się jej
koczkodanem jakim namalowała ją pani Ozierska. Po ich wyjeździe pani Taida tak zapisała w
swoim zeszycie:
„Wyjechała dzisiaj Walerka Ozierska z córką. Byłam bardzo do dziewczyny uprzedzoną i
teraz nie wątpię, że będą mieli z nią dużo biedy, ale nie tyle z jej winy, co z winy ich systemu. To
darmo – z dziewczyny tej nie zrobią salonowego sprzętu ani wychowają potulnej panienki <do
wydania>, ale mam nadzieję, że hańby też nie przyniesie. Jest bardzo zuchwała i harda, nie da się
sponiewierać, jest bardzo ambitna, więc nie powinna upaść.”158
Stasia, jak się można było spodziewać, postawiła na swoim i wytrwała w swym
postanowieniu, chociaż sama przyznawała, że nie przyszło jej to łatwo.
„ – Pani się pyta! Pani, która przez całe życie od celu swego nie odstąpiła na krok, nie
zawahała się na sekundę. Ja także na swoim postawię.
Znowu gorycz wróciła na jej twarz i dodała:
- Ciężko, mozolnie, gorzko ale bodaj najgorsze to ten wstręt i obrzydzenie, które w sobie
mam do ludzi i uczuć. Przechodzimy, my kobiety, tam piekło - nie zostaje nam nic niewiadomego,
nic nieznanego, nic świętego! Są takie, które uciekają, niezdolne wytrzymać, są inne, które się z
tym oswajają, nawet gustują. Ja wytrzymałam, tylko z niczym nie porównać ohydy mej i
pogardy.”159
Inna sprawa, że znosiła za granicą biedę i głód. Ale do tego nie przyznawała się już nikomu,
bo byłoby to wbrew jej poglądom, które mogły podupaść. Zmieniła się też bardzo, nie wyrzekła się
jednak swych ambicji, tylko tak bardzo już ich nie eksponowała. Była tak, że o niej nie myślano,
ani postrzegano ją jak kobietę. Przyznaje się do tego nawet Kazio, któremu zawsze była tylko
przyjacielem.
„ – Aleś Stasię Ozierską wynalazł.
- To nie było trudno. Ona tam się uczy.
- Cóż to – może to ta jest w twoim guście?
Kazio popatrzył na matkę z wyrazem zupełnie szczerego zdziwienia. Można było ręczyć, że
sam sobie nawet tego pytania nigdy nie zadawał.
157 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 15 158 Tamże , s. 19 159 Tamże, s. 45
50
- Albo ja wiem. Nigdy o niej jak o kobiecie nie myślałem! – odparł. – Ona tak do innych
niepodobna.”160
Ludziom, którzy uważali się za normalnych, była pierwszorzędnym eksponatem
dziwolągów, którym jednak nikt nie chciał się zachwycać, ani tym bardziej naśladować.
„ – No chyba, że taki dziwoląg nie ma wielu podobnych – szczęściem! W normalnych
warunkach dla takiej nie ma miejsca! Chodźmy obejrzeć tę karą klacz!”161
Ciekawe tylko jakie warunki były normalne. I czy aby na pewno tacy ludzie żyli w
„normalnych” warunkach. A dla Stasi bywały nawet momenty, kiedy z powodu jej postawy, albo
niezrozumienia innych ludzi, zostawała sama zdana na łaskę lub niełaskę losu. Tylko dlatego, że
była inną, ludzie woleli nie przebywać w jej towarzystwie, tak jakby można się było od niej zarazić.
„ – (...) Wiesz, Stasia bardzo porządnie się sprawia. Ani słówka narzekania, chociaż
niesłodko jej z chorą, no i rok stracony. Szkoda tylko, że ona tak do ludzi niepodobna, bywałbym
częściej. Miałaby towarzystwo i opiekę, ale cóż, kiedy ona jest dziwoląg i ja się z nią nie mogę
porozumieć.”162
Tylko ciekawe czy sama Stasia potrzebowała towarzystwa takich anomalii. A oprócz tego,
kto mógłby wytrzymać z osobą, która przeczy sama sobie. Trzeba się zdecydować, czy ktoś jest
„porządny”, czy „do ludzi niepodobny”, bo to jakoś jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Zauważono też, że nie jest tak żywa jak przedtem, stała się też małomówna. Jej matka nie
widziała w tym nic złego, wręcz przeciwnie, uważała, że odmienne niż dotąd życie zrobi dobrze
Stasi.
„ – Prawda – podchwyciła Ozierska. – Ona jest tak ciągle rozdrażniona i szorstka. To
korzyść z tylu lat swobody studenckiej i obcowania z Bóg wie kim. Ona już nie potrafi zadać sobie
najmniejszego przymusu.”163
A inni ludzie nie potrafili zadać sobie przymusu zrozumieć ją. Bo przecież gdyby zadawała
się z byle kim, to pewnie nie wróciłaby do domu i nie siedziałaby dniami przy chorej matce. Oprócz
tego żaden normalny, ambitny człowiek nie mógłby tak szybko pochować swych marzeń, którym
poświęcił tyle lat, a z których musi zrezygnować przy finiszu. Można by go przyrównać do
maratończyka, któremu przed metą łamią nogi, chociaż do końca biegu zostało mu zaledwie kilka
metrów. A pani Ozierska była starą schorowaną egoistką, która więcej myślała o własnych
wygodach niż o córce. Podzielam tu zdanie pani Taidy, że mając dziecko trzeba poświęcić się dla
jego szczęścia, nie zniewalać, bo za to na pewno nie będzie wdzięczne i w przyszłości zostaną mu 160 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 67 161 Tamże, s. 68 162 Tamże, s. 88 163 Tamże, s. 101
51
głębokie urazy. Stan duchowy, w którym była w tym czasie Stasia był w opłakany, bo zaczęła
zaniedbywać się, miewała nie najlepszy humor.
„Coraz duszniej i skwarniej czyniło się w murach miejskich. Stasi zdawało się, że jest
uwięziona pod ołowianym dachem, przygnębiona była, znękana, pełna rozpaczy. Nerwy jej poczęły
się rozstrajać, straciła sen i apetyt, po nocach płakała czasem, w dzień snuła się apatycznie, tyle
tylko mając mocy, by przed matką goryczy swej nie zdradzić.”164
Nie rozumiem tylko jednego, przecież pani Ozierska, jako matka, musiała zauważyć, że coś
z jej córką jest nie tak. Ale dlaczego nie spytała sama ją o to.
„Ozierska egoizmem, właściwym chorym, utrudniała jej jeszcze życie. Narzekała na jej
małomówność, na nudę w domu, wypominała roztargnienie, jej zaniedbanie tualety, jej
nietowarzyskość. Żeby miała przy sobie inną młodą panienkę, nie takiego cudaka, to by i ludzie
więcej bywali, i w domu byłoby gwarniej i weselej.
Podobne uwagi słyszała Stasia co dzień wraz z tęsknotą do tamtych córek, które, że dalekie,
były dla Ozierskiej ideałem.”165
Mimo iż napadana milczała, to jednak „Stasi nieraz przychodziły na usta ostre słowa, ale
spojrzawszy na bezwładne nogi matki, milczała, tylko obowiązek nie osłodzony uznaniem, dobrym
słowem poczynała ją przygniatać, tracić cechę bohaterstwa; ciężył i dolegał.”166
A Stasia chciała nawet rzucić to brzemię ze swych barków, była jednak zbyt harda i
zatwardziała w swym uporze, żeby chociażby słówkiem wspomnieć, że taka monotonność jest
ponad jej siły.
„Parę razy miała Stasia pokusę napisać do sióstr, by przyjechały wyręczyć ją na czas jakiś,
ale odrzucała zamiar przez dumę i zaciętość. Wolała zginąć, zmarnieć, niż prosić o pomoc.”167
A przecież potrzebowała odpoczynku, trochę rozrywki, której nie mogła zapewnić dla niej
matka, przy której Stasia tępiała. Nie mając też warunków do nauki „czuła tylko z rozpaczą, że w
niej zamiera siła i energia, wiara w siebie, nawet pamięć nauki. Rzucała się niekiedy do swych
notatek i książek i ręce jej opadały – po co? Wszystko się przecie skończyło, nie było już przed nią
kariery i triumfu.”168
Nie chce się nawet wierzyć, że to była ta sama osoba, która jeszcze niedawno udowadniała,
że nie ma zamiaru poświęcić tylu lat nauki na życie domowe. Zdarzały się chwile, w których Stasia
najchętniej milczałaby. Jednak i na to znalazła sposób.
164 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 100 165 Tamże, s. 100-101 166 Tamże, s. 101 167 Tamże, s. 100 168 Tamże, s.100
52
„Od kwartału zajęły mieszkanie na dole, kupiła fotel na kółkach i co dzień rano woziła
matkę do Saskiego Ogrodu. Przepędzały tam godzin parę, czytywała jej głośno, byle nie
rozmawiać, bo o czymże by mówić mogła, żeby nie zdradzić swego udręczenia. Ale dnie były
długie, ciężkie do przebycia z chorą, która wymagała, była się nią ciągle zajmować, grymasiła o
wszystko, zasypiała późno.”169
Ale im Stasia stawała się starszą, tym bardziej cichły w niej dawne zapały, przynajmniej
wobec świata nauczyła się milczeć. Skończyła naukę, zaczęła pracować w zawodzie. I po latach
potrafiła wyznać pani Taidzie, że to tylko dzięki jej wierze i wsparciu potrafiła dokonać tego
wszystkiego.
Nie mniej narwaną była Henia Dobrzyńska. Tylko dla sławy postanowiła wyjść za mąż, nie
obchodziło ją nawet to, kim będzie przyszły mąż.
„Nucąc wybiegła. Dziecko to, przez nikogo nie kierowane, gotowe było dla farsy wziąć imię
i nazwisko zbiegłego kryminalisty czy wytrawnego złodzieja. W tej cygańskiej głowie myśli były
też dzikim, koczowniczym stadem.”170
Umiała też marzyć, miała o czym. Czasami wręcz wpadała w ekstazę.
„Gdy się uwolniła od gderania starego i, zamknąwszy się w swoim pokoju, pozwoliła stadu
temu hulać, małżeństwo znikło juz zupełnie z pamięci. Myślała o swym głosie, o teatralnej sławie,
o gazeciarskich pochwałach, może o roju kochanków, żebrzących uśmiechu lub spojrzenia
primadonny. Ranek ją zastał na wpół leżącą na kanapie, z odrzuconą na poręcz główką, z
przymkniętymi oczyma, rozegzaltowaną owymi widzeniami przyszłości.”171
Nawet kiedy zdobyła sławę nie pozbyła się ostatecznie dziecinnej swawoli, mimo to innych
postrzegała trochę z góry, nawet swego męża, który przyjechał prosić o rozwód i kiedy „spojrzał na
nią. Wyzywała go wzrokiem i postawą zuchwałego lekceważenia i ironii.
Szatan! Pomyślał odwracając oczy ze wstrętem prawie.”172
Lubiła być ubóstwiana. I nic chyba nie było w tym dziwnego, bo przyzwyczajono ją do
tego.
„Henia nie przypuszczała, żeby można było czegoś innego żądać od niej. Była roztargniona
przez wieczór cały i dzień następny, jakaś niespokojna, zamyślona chwilami, to znów nienaturalnie
wesoła. Zapomniała zupełnie o figlach i swawoli, śpiewała dziwnie niedbale, wyglądała czegoś
niecierpliwie.”173
169 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 100 170 Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, Wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s. 14 171 Tamże, s. 14 172 Tamże, s. 63 173 Tamże, s. 62
53
Lubiła dokuczyć innym. Bawiła się przy tym przednio. Jednak jej żarty nie bawiły jakoś
innych ludzi.
„ – Nie znalem dotąd pani! – ozwał się ponuro. – Miałem za roztrzepane, ale dobre dziecko,
za istotę ze słodkim sercem i łagodną, wesołą duszą. Jest pani złą, upartą, kapryśną, pustą i upartą.
Dotąd była mi pani obojętna, teraz nienawidzę jej za szatańską złośliwość.”174
Do tego samego towarzystwa można by też przypiąć Ritę Różycką. Bardzo przypomina
Stasię, bo tak samo nie ustaje na jednym miejscu. Była jednak bardziej od Stasi zdyscyplinowana,
spokojniejsza. Może dlatego, że nie musiała tak drastycznie jak ona wywalczać sobie wolności.
„Ogromna lipa w ogrodzie Rogalskim nosiła od dawna nazwę lipy panienki.
Tam zawsze, skoro zaszczyciła Rogale swoją obecnością, rozwieszała hamak, znosiła
książki, rozpinała wielki parasol biały i spędzała większą część upalnych dnia.
Rita Różycka pędziła żywot swobodny, barwny i pracowity.
Zimę zajmowały studia jakie we Francji lub Szwajcarii, wiosnę wycieczki na południe, lato
sprowadzało ją do kraju, gdzie wypoczywała, aby z jesienią uciec znowu do pracy.”175
Stryj, mimo iż bardzo kochał Ritę, był dla niej niemiłosierny w krytykowaniu. Dziewczyna
była według niego wyrzutkiem, od którego trzeba było trzymać się z daleka, bo od kogoś takiego
nie można oczekiwać niczego dobrego.
„ – To jest moje osobiste zapatrywanie, samolubne i ciasne, bo zresztą pomimo, że cię
kocham, Rito, wyznać muszę, iż taki typ jak twój jest nienormalny; zdrowe organizmy społeczne
nie powinny wydawać podobnych. Ty jesteś okazem choroby, wyczerpania, nieprawidłowego
tworzenia czegoś nowego na świecie. Warunki, które cię taką ukształtowały, to ferment wielu
stuleci! I dlatego, pomimo wszystkich szczęśliwych warunków i ty szczęśliwa być nie możesz.
Teorie nowe trzeba na starej praktyce szczepić; oderwane, same niczym nie będą. Będziesz to czuła
zawsze rozdźwiękiem w sobie.”176
A oprócz tego „jej poglądy były śmiałe, oryginalne, punkt widzenia często odrębny od
wytartego szablonu.”177
Jednak były i takie osoby, nawet wśród starych panien, które starały się ją zrozumieć.
„Owszem, ale nie sądźmy wedle starego porządku. My dwie zostałyśmy starymi pannami; ja
dlatego, że mnie nikt nie wziął, ty, bo nie mogłaś na jednego zdecydować się. Okoliczności nami
kierowały. Dzisiaj są panny, które nie idą za mąż, bo nie chcą. Rita zdaje mi się taką.”178
174 Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, Wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s. 64 175 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 142. 176 Tamże, s. 154 177 Tamże, s.166 178 Tamże, s. 199
54
Lecz takie poglądy wnet zagłuszali pesymiści, którzy nawet nie starali się podjąć tego trudu,
bo w ich czasach bywało inaczej, a tuz obok były panny, które żyły „jak się należy”. Szczególnie
przesadzał jej wuj.
„ – Chciałbym bardzo zobaczyć się z panną Ritą. Panna Werbiczówna jednakże nie ma ani
jej szerokiego poglądu, ani wybitnego rozumu.
- Et, brednie! – odparł Różycki. – Rita miałaby mnóstwo nauki u panny Zofii, żeby nie
wyobrażenie o swoim rozumie. Jurek, zawracajże do Jagodzina!”179
Rita była jednak mądrą osobą. Tego nie można było jej wymówić. Ciekawiła się wieloma
rzeczami, znała języki.
„Gdy spór wynikł, zwykle sądziła Rita, cytując różnymi językami stosowne statuty
krokietowe. Imponowała erudycją.”180
Odmiennym typem była Ramszycowa. Już choćby z tego powodu, że była osobą zamężną, a
przy tym była pełna sprzeczności.
„ – To jest milionerka, Angielka, żona Ramszyca, tego od cukru, (...).
Kobieta, na której określenie trzeba samych superlatywów, jest najbrzydszą i najelegantszą,
jest najśmielszą i najswobodniejszą i najnieskalańszej opinii i życia. Jest złośliwa jak chochlik, a nie
obmówi nikogo, jest najskąpszą w domu, a najwspanialszą w potrzebach ludzkości. Zresztą jest osią
i trybem wszystkich dobroczynnych i miłosiernych zakładów i temu tylko oddana.”181
Nie była lubianą osobą. Najbardziej ulubionym zajęciem tak zwanej „śmietanki” było jej
obgadywanie, bo nie zachowywała się jak inne panie z towarzystwa. Ale mimo to potrafiła
wzbudzić sympatię.
„Kazia spojrzała. Młoda to była kobieta, śniada, nieładna, bardzo elegancka. (...)
Rozmawiała z redaktorem bardzo żywo, polecała mu coś, tłumaczyła, twarz jej drgała
życiem i inteligencją, trochę nawet zuchwalstwem.”182
Kazia wprost straciła dla niej głowę. Część dnia była zajęta u niej pracą charytatywną, do
której Ramszycowa sama sumiennie przykładała się i dlatego potrafiła zarazić tym innych.
„Nazajutrz stary Sanicki, przyszedłszy na obiad, zastał Kazię rozpromienioną. Układała
kwiaty na stole i poczęła mu opowiadać wesoło:
179 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 181 180 Tamże, s. 193 181 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Wydawnictwo Graffiti, Kraków 1991, s. 69 182 Tamże, s. 70
55
- Będzie miał ojciec teraz spokój ze mną. Znalazłam zajęcie. Ach, jaka ona sympatyczna, ta
Ramszycowa, co za energia i siła! Nie będę próżnowała! Jakie szczęście! Od jedenastej do trzeciej
co dzień będziemy pracowały!”183
I ostatnia, ale za to najbardziej ekscentryczna – panna Lawinia. Już od pierwszych stronic
widać, że wyróżniała się ona ze swojej rodziny zachowaniem się i ubiorem i zupełnie do niej nie
pasowała. Była inna niż pozostałe kobiety. Była starą panną, stała się zgryźliwa, miała cięty język.
„ – Kogo profesor chce mieć w powiększeniu? – zawołała z góry kobieta już niemłoda,
ubrana bardzo ekscentrycznie, a gadająca bez przerwy z młodym, bardzo wysokim i cienkim
mężczyzną o twarzy psotnej małpy czy złośliwego satyra.” „Nawet kiedy inne panie zachowywały się w pokoju wprost nieruchomo „dama w cudacznej
sukni, wbrew etykiecie, chodziła po sali podśpiewując pod nosem.”184
Mimo swego nagannego zachowania się była jedyną osoba, która w tym zmumifikowanym
światku zachowała pozory życia, chociaż musiała być przy tym odpychająca, bo „dama
ekscentryczna robiła wrażenie burczącej frygi, puszczonej dłonią złośliwego chochlika na
posadzkę kościoła; (...).”185
Nie istniały przy tym dla niej żadne tematy tabu.
„Księżniczka ciotka podziwiała z najzimniejszą krwią najmniej odzianą grupę nimf na
ścianie.”186
Jak widać Rodziewiczówna używała na określenie księżniczki Lawinii wielu epitetów,
które jednak nie muszą nastawiać czytelnika wobec niej negatywnie. Jak już powiedziałam była to
jedyna osoba, która w skostniałym światku wyższych sfer nie udawała, a zachowała swą
żywotność, nawet idąc przeciw rodzinie i panującym wtedy obyczajom. Sprawiała wrażenie, jakby
nie wiedziała czym jest niestosowne zachowanie się. Nie bała się też do tego przyznawać się,
mówiła wszystko wprost, jak to widziała, albo myślała.
„ – Nie żenuj się. Mama nie widzi, a ja - wiesz, tyle dbam o wasze ceremonie, co o stary
pantofel.”187
Zachowywała się niestosownie nie tylko z powodu pochodzenia, ale i wieku. Czasami chyba
wyobrażała sobie, że ciągle jest podlotkiem.
„Blisko tej pary jak psotny chochlik uwijała się księżniczka Lawinija.
183 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Wydawnictwo Graffiti, Kraków 1991, s. 82 184 Tamże, s. 14 185 Tamże, s. 14 186 Tamże, s. 17 187 Tamże, s. 22
56
Ta, niepomna lat i powagi, wybrała sobie najswawolniejszego wierzchowca, harcowała
wpadając między pary, mieszając się do rozmów, drażniąc ludzi i konie.
(...)
Dokuczanie było żywiołem księżniczki Lawinii, bawiły ją złe spojrzenia Maszkowskiego i
mars na czole pięknej pani, a gniewał niesłychanie spokój siostrzeńca.”188
Nie będąc zamężną przyciągały ją męskie mieszkania, w których czuła się jak ryba w
wodzie.
„Panna Lawinia poczęła szperać po gabinecie. Rzucała wszystko na biurku, obejrzała
książki, fotografie, ciekawymi oczyma wierciła koperty listy, pootwierała szufladki.
To gospodarowanie w męskim mieszkaniu sprawiało jej niesłychaną przyjemność. Była jak
aktor wycofany ze sceny, dla którego każdy teatr jest źródłem tysiącznych wspomnień.”189
Czasami swym zachowaniem się przypominała wiejskie baby.
„Panna Lawinia, ukryta w gęstwinie, oddawała się swej ulubionej czynności –
podsłuchiwaniu.”190
Powój
Teraz chciałabym omówić dość nietypowy typ kobiety: powój. Jest to kobieta, która nie ma
własnego zdania ani woli. Szuka oparcia w innych ludziach, najczęściej w małżonku. Jeżeli ma
dzieci, to najchętniej rozstaje się z nimi jak najpóźniej. Taką była właśnie jedna z bohaterek
Barbary Tryźnianki.
„(...) pani Julia , ubóstwiała męża, kochała nad życie dzieci, była wzorem moralności, zasad
matrony i obywatelki i stróżem tradycji domu. Nazywała siebie i była panią Feliksową, rzeczą,
własnością, echem i cieniem męża. Nie miała własnej woli, ani nawet myśli – nie zdecydowała się
ani postanowiła niczego samorzutnie i nie troszczyła się nigdy ani o pieniądze, ani o interesa.
Zawsze, ciągle i bezustannie czegoś się lękała i nad czymś płakała i w najmierniejszej sprawie bez
kierunku była bezradna jak małe dziecko. Dzieciom od niemowlęctwa ustępowała i dogadzała w
każdej zachciance i fantazji, i tylko w jednym była stanowczą: żeby jak najdłużej, jak najdłużej, jak
najwięcej mieć przy sobie, aby je pieścić, stroić, karmić, poić, bawić i ochraniać,(...).”191
188 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 51 189 Tamże, s. 156 190 Tamże, s. 72 191 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17
57
Szczególnie jej miłość skupiła się na najmłodszej córce, bo mając już siedemnaście lat „ta
jeszcze miała nauczycielkę, bo pani Feliksowa zbyt kochała córkę, żeby ją oddać z domu do szkoły,
i edukacją kierowała sama.”192
I nawet „bez Deniski pani Feliksowa nie umiałaby spędzić dnia.”193 Deniska była na pół
służącą na pół towarzyszką pani Julii.
Ale już po przeniesieniu się do miasta „pani Feliksowa miała bezustanne zajęcie z
urządzaniem mieszkania, ubieraniem Terki i pilnowaniem diety i regime’u męża.”194 Nie było to
właściwie żadnym zajęciem, ani tym bardziej pracą. Jednak osobie, która całe życie nic nie robiła
nawet to musiało sprawiać wysiłek. Tak, jak to określił jej syn Tomek:
„Albo stara – i ta mu cnotą albo pracą głowę zawraca. Pewnie! Była bogatą panną, wyszła
za mąż – i co więcej robiła? Przyjmowała gości, lub jeździła w gościnę. Służby w domu ma pełno,
ciągle tylko innych sądzi i potępia, a tyle wie o życiu, co ostryga.”195
Matka Polka
Tego typu kobiet tez jest zaledwie kilka. Są to za to bardzo charakterystyczne postacie.
Jedną z typu matek-polek jest Barbara Barcikowska, która „przywykła, że co roku dawała
życie drobinie wątłej, która zamierała bardzo rychło, nic nie dawszy matce prócz bólu i łez.”196
Z wszystkich dzieci została dla niej trójka, których kochała nad życie. Były jej największą
radością, a jednocześnie największym zmartwieniem i „świekra siwiała nad rachunkami, ona nad
dziećmi.”197 Do swych obowiązków podchodziła poważnie, wiedziała co należy do niej jako do
matki. A że był to czas popowstaniowy, tym bardziej czuła obowiązek, jakim było nauczanie dzieci
nauczanie dzieci historii, szacunku do tradycji.
„ – (...) Zresztą jeśli ja go nie nauczę przeszłości – kto go nauczy, kim jest, co ma
przechować, przy czym trwać. To mój obowiązek – matki!”198
Bolało ją rozstanie z dziećmi, szczególnie silnie to odczuwała, kiedy do szkół wyjechali
dwaj starsi synowie. Czuła się wtedy bodaj gorzej niż wtedy, gdy umierały noworodki.
„Tej nocy pani Barbara wcale nie spała. Widziała wciąż dwa puste łóżeczka chłopców jak
dwa gniazdka, z których ptaszęta wyfrunęły tak wcześnie, takie małe i słabe, i czuła się teraz
192 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17 193 Tamże, s. 18 194 Tamże, s. 101 195 Tamże, s. 6 196 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 7 197 Tamże, s. 8 198 Tamże , s. 30
58
zupełną sierotą.”199 Były to przecież jedyne istoty, które tak naprawdę kochała i którym była
oddana. Kiedy już dzieci dorosły pani Barbara żyła wspomnieniami ich dzieciństwa o czym mówiła
sama.
„ – Starość! Cóż znowu. A babka młodziej od mamy wygląda.
- Naturę ma inną, organizm tęższy. Ja zawsze takie skrzypiące koło byłam. Ale to nic!
Wiesz, ręczę, że gdybym stąd wyjechała, to bym się zatęskniła i zagryzła. Ja tu wrosłam jak drzewo
– korzeniami. Trzydzieści lat przeżyłam w tym domu, w tym pokoju przemieszkałam. To niemała
rzecz – życie! (...) Ja bym i dnia nie przeżyła spokojnie bez tych kątów i pamiątek. Dobrze mi tu o
zmroku dumać, was widzieć w łóżeczkach i dzień po dniu nizać wspomnienia dawne! Wam się
zdaje, że mi smutno i nudno życie zeszło. Ja za nie Bogu dziękuję, bom dla was i wami żyłam i ile
mocy, pełniła obowiązek! Teraz wypoczywam, mało już wam potrzeba, ot, tylko, by was kochać i
modlić się za was! Cała moja robota!”200
Nie bała się być śmieszną, ale i nie narzucała się nikomu. Nie starała się też, jak to czasami
robią zbyt samolubne lub histeryczne matki, zatrzymać przy sobie jak najdłużej dzieci.
Może się ktoś ze mną nie zgodzi, ale do tego typu zakwalifikowałam również Agnieszkę z
Złotej doli. Miała ona charakterystyczne cechy matki-polki.
„Mularzowa słuchała nie przerywając. Kobieta to była uczciwa, surowa dla siebie i innych.
Cnotę uważała za obowiązek, obowiązek za jedyne dobro i zadanie. Więc człowiek ten, który
żadnego obowiązku nie uszanował, żadnej cnoty nie posiadł, wstrętnym jej był.”201
Musiała też być osobowością, skoro potrafiła wpłynąć na syna i stać się dla niego wzorem.
„Zawrócił do brzegu, a blady obraz staruszki rósł w nadziemską postać, dostawał skrzydeł,
światłość nad głową i wołał go do obowiązku, do życia.”202
Bo przecież nawet inni nazywali ją matką, a to już nie jest byle czym.
„ – Została matka, Agnieszka mularzowa. Pilnuje pustki, koszule szyje kawalerom, bieliznę
pierze... na mogiłki w świątki chodzi. Nikogo więcej.”203
Rodziewiczówna naukę historii i poszanowanie tradycji uważała za najważniejszą lekcję,
jaką musi dać matka dziecku. I matki, które w podobnym stylu wychowywały swe dzieci były dla
niej ideałem.
199 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 51 200 Tamże, s. 91-92 201 Maria Rodziewiczówna Złota dola [w:] Czarny chleb, b.m., b.r., s. 28 202 Tamże, s. 84 203 Tamże, s. 25
59
„Tak chowały, tego uczyły matki dzieci w kraju, który Europa wymazała ze swej karty,
który największe potęgi przeznaczały na wyniszczenie i dla którego największy rozum ludzki nie
widział nadziei powstania.
Ale matki miały swój kodeks i swoją politykę, której największą potęgą i instancją był Bóg i
rządziły po swojemu, nie troszcząc się o kongresy, ludem swoim, malutkim a mnogim.”204
Przykładem wyrodnej matki i przeciwieństwem matek-polek była Sasza Barcikowska, której
uroda była ważniejsza od dziecka.
„Pani Saszeńka nie karmiła syna. Pełagieja Fokowna już naprzód zamówiła i sprowadziła
mamkę z tulskiej guberni, zdrową chłopkę z zadartym nosem i skośnymi oczami, Marfę
Jakimownę, która ustrojona w kokosznik i sarafan narodowy, objęła pieczę nad dzieckiem i od razu
nadała całemu domowi charakter czysto rosyjski. Z powodu mamki zaczęła i Saszeńka więcej się
po rosyjsku odzywać, gdy zwykle dotąd nie mówiono inaczej jak po francusku.”205
Nie była też dziecku czuła, tylko „parę razy na dzień przynoszono jej dziecko, które dość
obojętnie całowała.”206
A już najgorsze było chyba to, że nienawidziła swoje dzieci.
„ – Ależ Saszeńka, przecież ty się nimi nie turbowałaś nigdy.
- Ale dokuczyły mi dosyć. Nie turbowałam się i turbować nie myślę. Wiesz, że nie cierpię
bachorów. Nie jestem stworzona na samicę!”207
Zamiast tego, żeby hodować potomstwo wolała wałęsać się z kochankami.
Matrona Kolejnym typem kobiety, który chciałabym opisać jest matrona. Chyba sprawiedliwym
będzie, jeżeli ten typ umieszczę tuż po matce-polce, jako że oba te typy są ściśle ze sobą kojarzone.
Jak wspominała w Micie Kresów... Ewa Tierling-Śledź matroną jest najczęściej wdowa,
matka, albo babka. Takie właśnie matrony są w twórczości Rodziewiczówny. Nie zgadzam się
jednak z nią, że „matrona polska jest surowa, ale właśnie pracowita”208 i że „(...) stoi na straży
obyczaju, wartości, narodowego sacrum.”209 Zgadzam się jednak z faktem, że te, które pracowały
wykonywały też męską pracę. Mężczyzn w tym czasie na gwałt brakowało w gospodarstwach i
204 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 33 205 Tamże, s. 110 206 Tamże, s. 115 207 Tamże, s. 133 208 Ewa Tierling-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418, Szczecin 2002, s. 131 209 Tamże, s. 131
60
dworkach, a przecież ktoś musiał wykonywać ich prace. Nie każda też matrona kochana jest przez
dzieci, bo nie każda się o nie troszczy.
Skoro ostatni typ skończyłam omawiać na Barcikowskich, to od nich teraz zacznę.
Matroną w tym utworze jest pani Anna Barcikowska. Była kobietą silną, stanowczą, wręcz
władczą.
„Matkę uczynił dożywotnią właścicielką fortuny, pod jej opiekę oddał żonę i dzieci. Pani
Anna miała w owe czasy lat pięćdziesiąt kilka, siły wielkie, włos ledwie szronem przypruszony,
zdrowie żelazne. Ból zniosła w milczeniu i zaraz po pogrzebie syna, w silne, wprawne ręce wzięła
zarząd domu, interesów i majątku.”210
Wnuki kochała, mimo iż swoją miłość wyrażała w dość dziwny sposób. Przeżyła śmierć
każdego noworodka. Umiał postawić na swoim. Niektórzy woleli jej ustąpić niż się narażać, nawet
jeżeli ich zdanie diametralnie różniło się od jej zdania. Miała tez niemały wpływ na ludzi.
„Jedna pani Anna zakłócała mu spokój sumienia. Ona bo miała takie przedpotopowe teorie i
poglądy, z którymi i dysputować nie było sposobu, a dokuczały.”211
Nikt jednak nie miał dla niej tego za złe, bo jej zdania były zawsze mądre i sensowne,
głęboko przemyślane. Na urzędników też miała swój sposób. Rodziewiczówna na przykład
wspomina o pięciu rublach, które miał dostać jeden z nich dla zakrycia oczu na pewne sprawy
dziejące się w majątku Barcikowskich.
Matronami można też nazwać obie panie Kalinowskie z Magnatu. Co prawda żadna z nich
nie odegrała ważnej roli w tym utworze, a już tym bardziej nie można je przyrównać do
Barcikowskiej, to posiadają one pewne cechy typowe dla tego typu.
Matka Aleksandra wyróżniała się przede wszystkim spartańską siłą ducha i wytrwałością.
Nieszczęścia znosiła z istnym stoicyzmem.
„A jednak niegdyś Kalinowska była tez dziedziczką i panią, tylko wielka pożoga uczyniła ją
nędzarką – wdową, z synaczkiem kilkumiesięcznym. Z pożogi tej wyniosła siłę bohaterstwa i cześć
u ludzi. Szczyciła się swą biedą i dobrze wychowała syna, żeby się i nim mogła szczycić.”212
Nazywano ją typem „matrony ze starego portretu”. A skoro znała biedę, to tym bardziej
żałowała i litowała się nad biednymi i wyzyskiwanymi, szczególnie dziećmi. Z ogromną troską
opiekowała się Józią, kiedy wypędzono ją z dworu.
210 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, Wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 7 211 Tamże, s. 35 212 Maria Rodziewiczowna Magnat, Warszawa 1990, s. 7
61
Natomiast matka Gizeli była równocześnie przeciwieństwem i podobieństwem
Kalinowskiej. Nigdy nie zaznała biedy, ale biednych wspomagała jak tylko mogła. Nie cierpiała też
wsi.
„Pani Kalinowska, wdowa, była to matrona poważna, oddana nabożeństwu, patronessa
różnych dobroczynnych instytucji w Warszawie i w Galicji, bardzo czynna, bardzo ruchliwa, ale
tylko w mieście. W Zborowie wypoczywała i była zupełnie jakby gościem.”213
Pani marszałkowa Hrehorowiczowa trochę się różniła od dwu powyżej wymienionych pań.
Bardziej podobna była do Barcikowskiej. Prawie wszyscy mężczyźni z rodziny zginęli w powstaniu
i sama musiała zarządzać majątkiem, wsią, wychowywać wnuki. Swoje obowiązki spełniała
idealnie, dolę znosiła bez szemrania.
„Na progu stanęła kobieta.
Była wysoka, szczupła, cała w czerni.
Od tego kiru szat odbijała jakby blaskiem twarz blada, spokojna o bardzo cienkich, jeszcze
pięknych rysach, otoczona srebrnymi bujnymi włosami. Była to pani Michałowa Hrehorowiczowa,
którą stary i mały, obywatel, chłop, Żyd, wszyscy nie nazywali inaczej jak panią marszałkową z
Grel. Panna cudnej urody niegdyś, potem szczęśliwa żona ukochanego i kochającego człowieka,
szczęśliwa matka dwojga dzieci, bogata pani otoczona czcią, miłością, dostatkiem, teraz wdowa,
sierota, nędzarka samotna na zgliszczach i grobach.”214
Właśnie dlatego, że była taką kochali ją ludzie, szanowali znajomi, a podziwiali wszyscy ci,
którzy ją przynajmniej raz w życiu widzieli.
„Nagle drgnął i o krok postąpił. To ona była! Czarno ubrana kobieta, prosta, wysoka, a tak
inna od wszystkich. Za nią szedł Kostuś.
- To ona! Babka. Matka ojca, bohatera!”215
Mimo wielkości ducha i powagi bywały tez chwile, w których i ta nieugięta kobieta
wzruszała się.
„Pani marszałkowa drżącą ręką wzięła opłatek. Chwilę zmieniła się jej twarz, skurczyła,
zdawało się zapłacze.”216
Zupełnie odmienną osobowością była Tekla Ostrowska, która mimo lat była żywą, pełną
energii. Nie była jednak naiwną, nie dawała się nabrać, wiedziała swoje i miała dostatecznie
powagi, by inni czuli wobec niej respekt.
213 Maria Rodziewiczowna Magnat, Warszawa 1990, s. 72 214 Maria Rodziewiczowna Byli i będą, Wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 21-22 215 Tamże, s. 129 216 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 45
62
„Pani Tekla to nie była ciocia Dora, którą można było łatwo ułagodzić konceptem i
uśmiechem lub nastraszyć lada czym.”217
Miała wręcz stalowy charakter, czego nie można powiedzieć o jej nerwach, a jeszcze
wybujała wyobraźnia i mamy całkiem niezłą mieszankę wybuchową.
„Pani Tekla traciła cierpliwość i żeby nie spokój panny Jadwigi, posłałaby dawno po nich.
Ciekawość o interes łączyła z niepokojem o szaleństwa i nierozwagę młodych. Widziała ich
obu postrzelonych, chorych z przeziębienia, z ranami i tyfusem. Nie można było jej uspokoić.”218
Była mistrzynią w zamartwianiu się. Było jednak w niej coś takiego, co odbierało ludziom
odwagę. Nie umiano przy niej wydobyć słowa. Najważniejszą była dla niej ziemia przodków i żeby
ją utrzymać gotowa była na najbardziej drastyczne przedsięwzięcia i ofiary.
„ – Broń Boże! Przecież jeżeli pańską pomoc usunie, to ją pani Tekla gwałtem zapędzi do
ołtarza pomimo swej antypatii do Głębockiego. To są dwie jedyne drogi wyjścia. Aut – aut.
Babunia pewnie przenosi polską ziemię nad Jadzię, choć ją niby ubóstwia jedną, i gotowa spalić
biedna dziewczynę dla jednego morga, nie tylko dla kilku tysięcy. Oho, znam ją. Niech no co
weźmie do głowy, to nie da tchnąć, aż dopnie. Jadzia ani się obejrzy jak ją odstawia z posagiem do
Strugi.”219
Babka Kryszpinowa już samym swym wyglądem wzbudzała poważanie i nie ważne, że była
ubogą. Miała za to w sobie pewien majestat, wobec którego malało wszystko inne.
„Pośrodku stała stara, srebrnowłosa kobieta, w czarnym czepku i wytartej chustce,
pokrywającej zrudziałą czarną suknię. Ręce białe i przezroczyste trzymała na dwóch złotych
głowach.”220
Powszechnie ja szanowano i poważano, zaś wnuk Dyzma czcił jak świętą, przychodził
wręcz jak do wyroczni, przed nią składał swe troski, cierpienia, niepewności, nadzieje i radości. Na
wszystko miała radę, pociechę, dobre słowo, uśmiech. A sama nigdy nie skarżyła się. Swe troski i
zmartwienia chowała głęboko w duszy niczym się przed innymi nie zdradzając.
Zupełnie odmienną od powyżej wymienionych matron była księżna-matka. Już to jaką ją
widzimy na początku powieści zawiera pewne jej cechy, kiedy „matrona w żałobie usiadła na
pewnego rodzaju tronie zajmującym środek bocznej ściany. Pary przefiladowały przed nią, nisko
pochylając głowy; (...).”221
217 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 44 218 Tamże, s. 86 219 Tamże, s. 77 220 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, T. 1, Wrocławska Oficyna Wydawnicza ASTRUN, Wrocław 1991, s. 12 221 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 13
63
Sam już jej wygląd był nieprzyjemny, bo „z czterech kobiet pozostawionych sobie , matrona
na podwyższeniu wyglądała jak bożyszcze syte ofiar.”222 Będąc nawet wśród rodziny rzadko kiedy
odzywała się.
„Stara księżna odzywała się zwykle mało, uwag nigdy nie czyniła w towarzystwie, ale oczy
je ostre i zimne spoczęły na synu z wyrazem nieopisanego lekceważenia.”223
Bywając w salonie oddawała się w marzeniom. W takich chwilach „księżna matka siedząca
na tronie, zatopiona w kontemplacji brązowego centaura w przeciwległej niszy, zdawała się upajać
chwałą swego rodu i stanowiska.”224 Była ona zawsze poważna, a przy tym okropnie cyniczna,
nigdy nie żartowała, wobec swojej rodziny była despotką.
„ – Zażartowano? Cha! Cha! Twoja matka nie żartuje nigdy, mój drogi.
- Moja matka? – tonem zdumienia powtórzył, podnosząc na nią oczy spokojne, a tak twarde,
że nagle przestała uśmiechać się, zbladła i widząc, że jego nie podejdzie słodyczą, przybrała zwykły
ton despotycznej monarchini.”225
Tylko ten jeden raz spróbowała uśmiechnąć się, ale wtedy „(...) miała ten uśmiech na
twarzy, ale sztuczny i niejasny, jakby za nim kryła niepewność i trwogę.”226
Spośród żywych nie kochała nikogo, za to ciągle wspominała niedawno zmarłego starszego
syna, którego umiłowała nad życie i tylko on liczył się dla niej.
„Księżna matka może jedna pamiętała i szanowała powód przydługiej bytności w Holszy,
wspominała starszego ukochane go syna, z ciągłym buntem na los i przeznaczenie ślepe, które
rzuciło jej znowu przed oczy tego drugiego, niepojętego, nieznanego, który wszelkie jej życzenia
spełniając, był zawsze obcy, zawsze podejrzany.”227
Rodzina o tym wiedziała i nikt nawet nie starał się łudzić co do jej uczuć.
„ – To bardzo naturalne. Matka ma mnie dziś za intruza. Alfred był jej dumą i chlubą. Nie
grzebie się chętnie swych nadziei, swego dzieła, a na niespodziewanego dziedzica nie patrzy się
mile. Alfreda matka kochała. Lęka się, czy we mnie, nie przygotowanym i starym, znajdzie podatny
dla swej woli materiał. Lęka się i nie wierzy.”228
Nie uwzględniała odmowy innych, bo „ bo matka jest na tyle dumną, iż się na to nie nie
narazi.”229
222 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 14 223 Tamże, s. 64 224 Tamże, s. 17 225 Tamże, s. 148 226 Tamże, s. 148 227 Tamże, s. 73 228 Tamże, s. 65 229 Tamże, s. 65
64
Nikt jednak nie próbował interweniować, bo każde zbędne słowo mogło tylko pogorszyć
sytuację, a nikt nie chciał narażać się na niełaskę guru, jakim była matka. Zrobił to pierwszy
młodszy syn za co był wyklęty z rodu, ale co mało go obchodziło. Księżna zaś myślała tylko o
upokorzeniu, o tym co powiedzą ludzie. Stało się to nawet powodem jej bezsenności.
Tradycjonalistka Tradycjonalistami są ludzie wrośnięci w ziemię przodków, żyjącymi zgodnie z
przykazaniami kościelnymi, piastującymi tradycje. Są to też ludzie oddani pracy. Dzieci hodują w
poszanowaniu najwyższych wartości.
Taką osobą była pani Taida. Była osobą ostrą, dla obcych nieprzystępną, jej poglądy były
nie dla wszystkich do przyjęcia.
„Była bezwzględna dla słabości, wymagająca cnoty jako obowiązku, pracy jako jedynej
dźwigni i celu życia, pogardzająca próżniakiem jak przestępcą, prawiąca prawdę ostrą twardo, bez
żadnych ogródek! Nie wierzyła w słabe zdrowie, w przeciwne okoliczności, w pokusy i upadki –
nawet w wadliwe wychowanie i dziedziczne wady. Dla niej świat nie dzielił się na stany, klasy,
płcie.”230
Praca była dla niej najwyższym szczęściem, najlepszym odpoczynkiem, zajmowało cały
czas i myśli. Pracowała całe dnie nie oszczędzając siebie ani nikogo ze służby. Mało miała wolnych
chwil, a i te, które miała starała się wykorzystać jak najlepiej. Z upływem lat nie zmieniła nawet
jednej linijki w swych poglądach, dlatego nie była lubiana i została właściwie sama. Jednak dla niej
taki stan rzeczy zupełnie nie przeszkadzał, była nawet zadowolona. Potępiała wszelkie ludzkie
wady, do których zaliczała plotki, krytykę, wyśmiewanie z innych. Nie lubiła przyjmować gości i
sama prawie nigdzie nie jeździła. Co do edukacji synów to zanim nie poszli do gimnazjum pani
Taida uczyła ich historii, a ciocia Dysia religii.
Miała tez wysokie zdanie o obowiązkach matki i nie pochwalała egoizmu Ozierskiej, z
powodu którego trzymała przy sobie Stasię i nie pozwalała dla niej skończyć studiów.
„ – Więc i tobie trzeba mieć sumienie i serce. Uważasz, jest przykazanie o czci rodziców,
ale miłość macierzyńska jest taką siłą przyrody, że jej nawet nakazywać Bóg nie widział potrzeby.
A w tym wypadku córka ciebie zawstydza.“231
230 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 5 231 Tamże, s. 104
65
Z latami nabyła nie tylko doświadczenia, ale również dystansu do wielu rzeczy. Nigdy na
przykład nikomu nie moralizowała, powstrzymywała ją od tego jej powściągliwość.
„A ona, mądra doświadczeniem, długimi laty nauczona taktu i cierpliwości, hamowała go w
jednym, napędzała w innym, przypominała to i owo.“232
Mądrością nabytą przez całe życie mogłaby obdzielić kilku ludzi. Znamienne są jej słowa
wypowiedziane przed jej śmiercią dla Stasi.
„ – Człowiek, żeby najlepiej czynił przez całe życie, nic trwałego nie pozostawi. Żeby
najmocniej budował, próżno rachuje, że po nim co zostanie. Żeby najściślej rachował nie obrachuje
przyszłości. Bardzo marne i próżne są wszystkie plany i zabiegi, bardzo nieużyteczny
mozół.(...)“233
Tradycjonalistką była też Felicja Jamont, która specjalnie przywiozła do kraju bratanka,
żeby go ożenić z którąkolwiek z tutejszych panien. Bo nie mogła sobie nawet wyobrazić, żeby do
ich rodziny miała wejść jakaś zagraniczna panna. Stało sie to pretekstem docinków ze strony
Kostusia.
„ – Może mi już ciocia i żonę wybrała? – zaśmiał sie Konstanty.
- Żartuj zdrów! A pewnie, wybrałam jakoby. Ożenisz się albo z jaką Stocką, albo
Zawirską.
- A to czemu?
- Bo widzisz, w tych rodzinach jest pełno panien i zawsze ładnych.“234
Powód błahy, ale stara panna potrafiła coś zrobić tylko dla samego pozoru. Była ona
przywiązana do starych tradycji. Bolała nad ty, co zobaczyła po dwudziestu latach nieobecności w
kraju. Z niczym też nie da sie porównać jej bólu po tym, jak zobaczyła zbezczeszczoną rodzinną
kaplicę, którą zmieniono na skład.
W pewnym stopniu tradycjonalistką była też ciocia Dora. Obchodziło jej dobre imię
rodziny. Starała się tez o dobrą partię dla synowca.
„ – W jej ręce może każdy złożyć z ufnością honor domu. Potrafi stworzyć ognisko, zająć
się porządkiem, nie zhańbi nazwiska, a mężowi da szczęście, spokój, dzieci uczyni dobrymi
chrześcijanami i patriotami...“235
Tradycjonalistkami można też nazwać pannę Jadwigę, panią Teklę i Siemaszkową. Te ich
cechy omawiałam juz powyżej, dlatego nie będę się już powtarzać.
232 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 110 233 Tamże, s. 152 234 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 9 235Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 26
66
Kobieta fatalna
Długo zastanawiałam się nad tym, którą z bohaterek mam zaliczyć do typu kobiet fatalnych,
bo każda z heroin ma w sobie coś z tragizmu. Jedne mają więcej takich cech, inne mniej. Mimo to
dość trudno było dokonać klasyfikacji. Wytypowałam trzy najbardziej charakterystyczne postacie.
Jedną z nich jest Gabrysia. Była piękną, chociaż powierzchowność miała surową.
„Była to Gabrynia, a raczej ktoś tę dawną Gabrynię przypominający. Te same złociste
warkocze, te same błękitne oczy mocno ociemnione rzęsami, te same usta wiśniowe, pełne. Ale tyle
tylko zostało z dawnej dziewczynki. Teraz była to kobieta poważna, spokojna, bez śladu dawnej
naiwności, zlęknienia, czułości.“236
Miała naturę uczulona na ludzkie nieszczęścia, tak, jakby sama przeżywała i odczuwała to,
co inni ludzie. Z powodu nadwrażliwej i znerwicowanej bratowej przeżywała w domu piekło,
jednak ani razu nie poskarżyła się nikomu ze swych zmartwień. Całe jej życie zeszło na przcy.
Pomagala bratu w jego gospodarstwie. Oprócz pięknej powierzchowności miała tez piękną duszę,
która obudziła sie na nowo, kiedy po latach spotkała Leona. Wtedy na przekór swemu realizmowi
zaczęła marzyć, układać plany na przyszłość. Całe życie odrzucała wszystkich konkurentów
wierząc, że los się odmieni. A przecież kiedy pierwszy raz spotkali sie była zupełnie innym
człowiekiem – niepozorna, otwarta na ludzi dziewczynka, pełna marzeń na przyszłość, lubiąca
poezję, kwiaty i ptaki. Była też bardzo piękna, dziecięcą urodą. I zakochana w młodym księciu.
Jednak despotyzm jego matki nie pozwolił rozwinąć się ich miłości, którą uważała za mezalians,
skandal, na który nie miała ochoty.
Maria Kazimirowna była bodaj bardziej nieszczęśliwą od Gabryni. Sama sobie to
uświadomiła, kiedy zakochała się.
„Panna Maria przestała pisać i patrzyła ponuro na litery. Chory był zupełnie wyczerpany i
spokojny. Złożyła list i została nieporuszona. Własne gorycze i przykrości wydawały jej sie teraz
bardzo małe wobec doli tego człowieka.(...)
Tyle razy go uraziła, czuła sie okropnie winna, upokorzona.“237
Kiedy spotkała się z Morozowieckim była zupełnie odmiennym typem, jakiego Antoni
dotąd nigdy i nigdzie nie spotykał. Całe jej życie było podporządkowane cyfrom, miała
niekochanego narzeczonego; sama zachowywała się tak, jakby nie było już w niej życia; wobec
ludzi zachowywała się chłodno, jakby nie była zdolna na najmniejszy odruch życzliwości. Czasami
była wrecz nieobecna. 236 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 104 237 Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957, s. 90
67
„Kobieta rachowała niby, ale nie widziała cyfr ni pamiętała, gdzie jest i po co.“238
Nie trzeba jednak dziwić się takiemu jej zachowaniu wiedząc, że panna Maria hodowała się
na syberii, w tamtejszym klimacie, który zmrozi wszelkie uczucia i odczucia, a gdzie mieszkańcy
nigdy sie nie uśmiechają, na obcych patrzą spode łba i ogólnie są im niechętni. Sama panna
Kazimierowna przyznała się do tego, że zmroził ją tutejszy klimat, z którego wyjechała tylko raz do
Wilna.
„ – Nie mówiłam tego nikomu... – odparła zamyślona. – Zdaje mi się jednak, że ta męka
zwalczona, ta nuda zabita uczyniła mnie złą. Myślę, że komu tego kochać nie można, niczego już
nie pokocha. Nie rośnie i nie kwitnie, staje się suchym kolącym badylem!“239
Tamże przyznaje, że śnieg wpędza ludzi w choroby, ale też z nich leczy, tak, jak uleczył ją.
Ale po tym została już taką, jaką poznał ją Morozowicki.
„ – (...)Wtedy bardzo byłam chora, bardzo, bardzo. Ale to życie było, czucie, kochanie!
Matka umarła, zostałam wtedy tutaj na wieki i wyzdrowiałam. Ten śnieg – mój, ten dom – mój, to
słońce – moje. Ostatecznie ziemia ta bogactwa daje i zdrowie ciału, i nieciasno tutaj! Cóż! Raj w
porównaniu z tamtym...“240
Dołączyła do tego śmierć matki, a potem brata. Został jej tylko ojciec. Ona nie widziała
niczego poza pracą, dla narzeczonego była dobrym towarem. W takich warunkach może stwardnieć
każde serce, odlecieć każda dusza, zniknąć uśmiech, a oczy stracić blask i nabrać ponurości,
wyostrzyć się rysy.
Hrabina, wychowanka panny von Treizner była chyba najnieszczęśliwsza spośród tej trójki.
Było tak dlatego, że była skrzywdzona nie tylko przez los, ale i ludzi. Jej serce było po tysiąckroć
przebite ich sztyletami, zostało jednak na tyle żywe, żeby jeszcze móc marzyć i być w porządku
wobec samej siebie.
Nigdy tak naprawdę nie miała domu, bardzo szybko musiała usamodzielnić się i podjąć
pracę na swoje utrzymanie. Mieszkała wszędzie i nigdzie, a jej największym marzeniem było
odnaleźć ojczyznę, mieć własny, normalny dom, ukochaną ziemię, tradycję. Zazdrościła ludziom,
którzy to mieli i nie rozumiała jak można nie doceniać takiego skarbu, samowolnie go odrzucać.
Była mądrą i rozważną osobą, nie oszukiwała się co do swego losu, bo wiedziała, że i tak
niczego nie zmieni, a ciągłe biadolenie nie polepszy sytuacji. I tylko jeden raz wybuchła.
„Hrabina wstała niecierpliwie, założyła ręce za głowę, w pięknych jej oczach była otchłań
rozpaczy.
238 Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957, s. 11 239 Tamże, s. 79 240 Tamże, s. 79
68
- Istotnie, czego mi brak?! Mam brata bez charakteru i poczucia honoru, mam męża na
pół tabetyka, który jawnie mieszka z utrzymanką, mam zbytek za cudze pieniądze, niewolę
wśród przepychu, mam wstyd, hańbę, fałsz, pustkę jako życie – i mam dwadzieścia dwa lata!
Istotnie, niczego mi nie brak.“241
Z tych słów wyczytać można samokrytykę. Przebija z nich ogromny żal człowieka, który
rozumie, że zmarnował w jałowym związku lata, siły, może też przelał wiele łez, że był to wyrywek
z życia, którego już nie da się niczym załatać. Hrabina była piękną osobą, była tylko wszystkim
zniechęcona, znudzona, nawet jej twarz stała się bez wyrazu, apatyczna, niewidząca wokół siebie
ludzi. Rozwód, którego właśnie czekała, był jej wyzwoleniem, powrotem do życia, do normalnego
funkcjonowania, do pracy. Był to promyk światła w ciemnym tunelu przyświecający oślepłej osobie
i wyprowadzający ją na drogę życia. Można to też przyrównać do kuracji zdrowotnej, bo będąc w
chorym związku było to jedynym sposobem na uleczenie społeczeństwa.
Panna z dworku
Jest to chyba najbardziej rozległy typ kobiecy w twórczości Rodziewiczówny. Tutaj
można dokonać jeszcze jednego wewnętrznego podziału. Na panny z prawdziwego zdarzenia i
zahukane panienki nie mające nawet własnego zdania. Niektóre z nich tak naprawdę nic nie
umiały, bo wszystko było zrobione za nie. Mało też która skończyła wyższe studia, a nawet
przyzwoite gimnazjum, bo miały bony i prywatnych nauczycieli, którzy kształcili je w domu.
Niektóre z tych panien nie odgrywały w powieściach właściwie żadnej roli, a stworzone były
tylko dla zapełnienia pewnej luki, albo dla rozwinięcia fabuły. Taką na przykład funkcje
spełniały Fela i Jadwiga z Ona, Anielka Sarnecka z Kwiatu lotosu.
Panna Maria z Joan VIII,1-12 jest przeciwieństwem Maniuchy. Rozpieszczona
jedynaczka, dla której nawet człowiek mógł stać się zabawką. Od najmłodszych lat była
musztrowana na lalę z wszystkimi „wypada“ i nie „wypada“.
„ – Maniusiu, trzeba włożyć kapelusik, bo to brzydko, jak dziewczynka zwichrzy włoski i
opali buzię. Maniusiu, nie biegaj tak głośno, to nie wypada dziewczynce! Maniusiu, dygaj ładnie
jak dziewczynka. Maniusiu, nie można krzyczeć i śmiać się dziewczynce. To brzydko! Nie
można tarzać sie po trawie i bić z chłopcami! Maniusia dziewczynka! Jak Maniusia będzie
grzeczna to dostanie ładną sukienkę i wyjdzie do gości.“242
241 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, Warszawa 1991, s. 185 242 Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Kraków 1987, s. 81
69
Zewsząd na nią chuchano i dmuchano, nawet kiedy zaczęto wybierać pensję nie obyło się
bez zbytecznego przebierania, żeby stworzyć coś takiego bez charakteru, jakby starano się, żeby i
dalej był niewyrobiony.
„Potem rozpoczęło się badanie różnych pensji, czy były dość godne mieć Maniusię w
gronie uczennic. W jednej okazało się, że lokal był niehigieniczny, w drugiej przemęczano
dziewczynki nauką, w trzeciej było dla Maniusi zbyt ordynarne towarzystwo, we wszystkich zaś
okazało się, że Maniusia jest zaledwie przygotowana do pierwszej klasy. A dziewczyna,
dożywiana silnie, była dużego wzrostu i nawet nad wiek rozwinięta fizycznie aż śmiesznie
wyglądała wśród pierwszoklasistek.
Zarembina obrażona, zdenerwowana, zresztą zmęczona i znudzona, ulokowała ją
wreszcie u jakiejś pani, która miała jakiś komplet panienek ze wsi i prowadziła nauki
fantastycznie, pilnując przedmiotów estetycznych i towarzyskich, bez określonego programu.“243
Wszystkie te matczyne zabiegi odbiły się na niej głębokim śladem, bo zamiast
normalnego człowieka wyrosło dziwadło, bez ambicji, bez wyższych celów i to „wypada“ i nie
„wypada“ było dla niej najwyższym autorytetem. Takich anachronizmów było w owym czasie
więcej i u większości ludzi nie wzbudzały negatywnych odczuć.
Były też zupełnie inne panny. Chociaż wychowane w dworku na tak zwane lale, to jednak
tliło się w nich życie. Były piękne, ale zahukane przez rodziców, jak na przykład hrabianka
Gizela z Czarnego boga albo Iza z Błękitnych. Miały one jednak w sobie więcej życia niż te
panny, które dbały tylko o swe toalety i których jedynym bólem głowy było dobrze wyjść za
mąż. Nie umiały tak jak one odczuwać tęsknoty, zaciekawienia, czułości, chęci miłości. I Gizela i
Iza dla zakrycia swych prawdziwych uczuć przed rodziną zaczynały grać według ich reguł.
Nakładały maskę, żeby mieć spokój.
„Księżniczka Iza, już pogodzona z losem, zasypana prezentami, zajęta wspaniałością
wyprawy, słuchała o koniu cierpliwie, z uprzejmym uśmiechem. Uśmiech ten, podobnie jak
martwota na twarzy brata, stał się jej maską, pod którą Bóg wie ile ukryła młodych pragnień i
dziewiczych marzeń.(...)
Taki uśmiech miewają niewolnice i lalki.”244
Jednocześnie po ślubie mogły pokazać światu swoje prawdziwe twarze. Wtedy to z
prawdziwym zapałem wspomagały przede wszystkim potrzebujących, opiekowały się sierotami,
ubogimi. Nie znosiły próżniactwa. Ciągłym zajęciem próbowały stłumić pustkę, która otaczała
je. Bo albo wydano je za mąż za niekochanego człowieka, albo to ich nie kochał małżonek.
243 Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Kraków 1987, s. 78 244 Maria Rodziewiczówna Błękitni,Warszawa 1989, s. 51
70
Bywało też, że wchodziły w życie nic nie umiejąc i nie wiedząc jak sobie w nim radzić.
Tak było na przykład ze Stankarową.
„ – Więc co ja mogę zrobić, czym się zająć, jak pracować! – wybuchnęła kobieta.
Wychowana na wsi i w dostatkach, nic nie umiem, niczym być nie mogę. Uschnę jak to drzewo
w skwerze. O, byle prędzej.”245
Ostatecznie jednak koło fortuny obracało się i ich los zmieniał się diametralnie.
Zmieniało się życie małżeńskie, odseparowywały się od rodzin, wyjeżdżały z miasta. A
najważniejsze, że przestawały być lalkami, jakimi ich wychowano, a stawały się
pełnowartościowymi ludźmi.
Jednak pannami z prawdziwego zdarzenia były inne osoby. Przede wszystkim tak można
określić Jadwigę Chrzczątkowską z Między ustami i brzegiem pucharu i Kazimierę Rahozę z
Kwiatu lotosu. Hodowane były zdrowo, na świat patrzyły trzeźwo, nie bały się pracy. Od zawsze
opiekowały się biedotą w swych majątkach. Kochano je za to powszechnie. Ludzie wyrażali im
za to szacunek, odwdzięczali się przywiązaniem. Jedni mówili o tym głośno, tak, jak o pannie
Kazimierze.
„ – (...) Chciałbym ja szczęścia dla niej, ale żal pomyśleć, że jej kiedyś we dworze nie
stanie. Taka dusza anielska, taka nad wiek powaga i pamięć o wszystkim. Gdzie biedny a chory,
a smutny, tam i ona.”246
O Jadzi nie musiano nawet mówić. Wystarczało, że ludzie okazywali swe uczucia
wybuchami wdzięczności i radości wszędzie tam, gdzie się pojawiła.
„Gromadka dzieci i kobieta z niemowlęciem na ręku rzucili się na powitanie panienki,
musieli ją bardzo kochać i szanować.”247
Janina była typem pośrednim między jednymi a drugimi pannami. Trudno jest ją jakoś
konsekwentnie przedstawić, bo nie wpisała się w żadne normy, była czymś pośrednim. Chociaż
przypominała pierwsze panny, była tym lepszym typem. Wrażliwa, wykształcona, a jednak
czegoś dla niej brakowało. Była zbyt niezdecydowana, nie wiedziała sama czego tak naprawdę
chce, odrzucała miłość i z własnej woli związywała się z człowiekiem, którego nie kochała.
Miała żywą pamięć nieboszczki, która się nią opiekowała, zachowała dla niej wdzięczność i
cześć, ale miało się wrażenie, że zmarła nie zdążyła wyrobić w niej woli, ani nawet pokierować
ją w tym kierunku. Mimo zajęcia w domu czuła w duszy pustkę.
245 Maria Rodziewiczówna Nieoswojone ptaki, Wydawnictwo Astrun, Wrocław 1991, s. 55 246 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, s. 47 247 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1987, s. 82
71
„Obraz opiekunki, nauczycielki, powiernicy stał w oczach dziewczęcia łzami przyćmiony
i było jej smutno i samotnie, gdy przestępowała próg rodzinnego domu gdzie na nią czekały
gospodarskie sprawy i bezik wieczorny z matką.”248
Teraz prowadziła zupełnie inne życie niż to, które miała za życia nieboszczki
Bobrowskiej. Została jej nostalgia tamtych dni, o których wspominała z rozrzewnieniem.
„ – Za życia ciotki pańskiej nie robiłam nic, żyłam jak ptaszek; lecz to przeszło
bezpowrotnie.
Zaśmiała się zmieniając poważny ton.
- Widocznie nabrałam gustu do nawału obowiązków, bom się wreszcie zgodziła i na
małżeńskie jarzmo, choć w tym było dużo egoizmu, by zrzucić na szerokie barki Stacha ciężar
agronomicznych trudów.”249
Bronkę Wereszczakównę można by wziąć za siostrę bliźniaczkę Janiny. Tak samo jak
ona nie przepracowywała się , a z rozpoczęciem wojny musiała na równi z chłopami zabrać się
do gospodarki. Na początku miała w sobie wiele entuzjazmu, który po jakimś czasie ustąpił
miejsca nerwicy. Brakowało dla niej towarzystwa, książek, życia sprzed wojny. Miała przecież
wyższe wykształcenie, przywykła do słodyczy życia, życzliwości ze strony innych ludzi. Teraz
tego nie miała. Teraźniejsze swoje życie nazywała wegetacją. Nauczanie dzieci muzyki było w
porównaniu z tą pracą zabawą.
Panny z dworku były bardzo podzielone wewnętrznie. Nie można znaleźć w tym
środowisku dwu podobnych typów. Nawet ich wykształcenie nie było na jednym poziomie, bo
jedne miały wyższe studia, a inne zaledwie pensję i to nie zawsze dobrą.
Patriotka
Patriotka – to dość ważny typ kobiet w twórczości Rodziewiczówny. Większość
głównych bohaterek była patriotkami. O niektórych o tym nie mówiło się dosłownie, one same
tez o tym nie wspominały, nie było takiej potrzeby. Ale można było to wyczytać między
linijkami. Nawet we Florianie z Wielkiej Hłuszy pominięto wobec kobiet ten temat, chociaż był
to okres 1-ej wojny światowej. Oczywiście, że kochały one ziemię rodzinną i szanowały tradycje,
pracowały dla dobra ogółu i nie był to mały wkład w rozwój ojczyzny. Bo jak Rodziewiczówna
napisała w Barcikowskich:
„Są przywyknienia, co starczą za największe bohaterstwo.” 248 Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1992, s. 50 249 Tamże, s. 59
72
Tak, jak Barcikowska „Jadwinia, blada i zamyślona, była między nimi jako tradycja
kobiet, co mają przeznaczenie nieść dalej w nowe pokolenie cześć pamiątek i ideałów, historii i
wiary, poezji i legendy.”250
Nie trzeba zapominać, że akcja Barcikowskich rozgrywa się tuz po Powstaniu
Styczniowym. Panowała ogromna niechęć do cudzoziemców, Rosjan wręcz nienawidzono. I to
było jednym z argumentów Wacława do poślubienia Saszy, bo ona „nienawidzi Rosji tyle co
mama. Języka nawet nie zna, nigdy nie używa. Wychowana za granicą. Kocha Polskę i polaków,
uczy się po polsku, marzy, aby tu przyjechać, kraj i rodzinę poznać.”251
Akcja Byli i będą i Pożarów i zgliszczy rozgrywa się w czasie i kilka lat po tymże
powstaniu. W tym okresie walczyły już nawet kobiety. Zostawszy same w domu „zaczęły mówić
ciszej, ku sobie pochylone, o rzeczach zrobionych i jeszcze do zrobienia, o papierach, o broni, o
zabiegach, szeptały różne nazwiska, nazwy miejscowości, terminy.”252 Musiały wziąć sprawy w
swoje ręce ponieważ „mężczyźni legli, siedzieli w więzieniach lub zbiegli, teraz los reszty
pozostałych, fortun, istnienia, zatarcia śladów był w rękach kobiet.”253 Kobiety musiały być silne
i mocne wewnętrznie. Same sobie nie pozwalały załamywać się, zapominały o tkliwości.
Potrzebowały odwagi, żeby przetrwać i móc zachować to, co zostało. Musiały stać się
wyroczniami, podtrzymywać na duchu siebie i wszystkich tych, którzy pozostali przy życiu.
„ – Co pani? Wiadomo, święta. Nie widział ja nigdy jej łez ni bojaźni, ni desperacji.
Tylko biała się zrobiła, biała jak śnieg, i jak przyjdę z jaką nową biedą czy potrzebą, to chwilę
pomilczy, pomyśli i odpowie tak mądrze, że człowiek jakby z prorokiem mówił.”254
Szczycono się tymi kobietami, które urodziły i wychowały bohaterów. Takie matki same
wyrastały do roli bohaterek.
Były też i takie, które prowadziły działalność konspiracyjną przeciwko zaborcom, albo
były w nią wciągnięte, tak jak Duszka, która „wtajemniczona była we wszystkie tajne
stowarzyszenia tej ‘młodej Polski’. Wiedziała gdzie i kiedy odbywały się lekcje języka polskiego
i historii, gdzie się zbierała organizacja różnych związków, gdzie bywały odczyty i posiedzenia
oświaty, jaką droga dostawały się pisma i książki z zagranicy. Wiedziała wszystko, a umiała
milczeć jak grób, a umiała zapalone głowy mitygować, śpiące ożywić.”255
Same kobiety wyprawiały mężczyzn na pole walki, do boju za ojczyznę.
250 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 62 251 Tamże, s. 90 252 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 43 253 Tamże, s. 43-44 254 Tamże, s. 20 255 Tamże, s. 77
73
„Gdy brał w ręce, lekkie drżenie przebiegło jej postać, ale nie podziękowała mu za ofiarę
życia.
Patrzyła tylko z dziwnym wyrazem twarzy, jak na piersi ukrył srebrnego ptaka za
sztandaru – patrzyła posępnie, mgławo, jakby w myśli widziała pierś wojownika naznaczoną już
ciemną plamą i martwą!”256
Zawsze myślały o tych wszystkich, których nie było z nimi. Już wspominałam o matkach
powstańców. Tutaj muszę dodać, że sami powstańcy mieli słowa matek wyryte głęboko wyryte
w sercach, bo były im one świętością. Przysięga dana matce miała u nich więcej znaczenia niż ta
przed ołtarzem. Same matki modliły się za swe dzieci będące na froncie, bo trudny był wybór
miedzy dzieckiem a ojczyzną.
„Załkała, kładąc głowę na ramieniu męża, konwulsyjne drżenie wstrząsało nią całą.
Zbolałe, zmaltretowane serce matki walczyło z duszą Polki!”257
Kwiaty Może jest to nietypowy typ kobiet. Jednak wiele kobiet przypomina kwiaty. Nie wszystkie
jednak są tymi pięknymi kwiatuszkami i dlatego wyodrębniłam tu dwa typy: kwiaty ziemi i
trujące kwiaty. Zacznę od tych piękniejszych.
Kwiat ziemi
Nie może tutaj zabraknąć Kazi z Wrzosu i Magdy z Jerychonki.
O Kazi jak o kwiecie mówi się dość często. Przecież nawet tytuł powieści odnosi się do
niej, bo „ona ma taki wdzięk nieświetny, niepozorny. Cieniutka, skromniutka, bez blasków,
barw, form okazałych, taka gałązka koralowa, osypana drobniutkim kwieciem, łagodnej barwy i
kształtów nadzwyczaj ślicznych, gdy się im przyjrzeć uważnie.
I nie zwiędnie to, i nie osypie się. Zdrowe i silne.(...)”258
Była piękną, a jej piękno zaczęło więdnąć w mieście, kiedy nabrała ogłady. Ludzie na
okrągło przyrównywali ją do kwiatu.
256 Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 39 257 Tamże, s. 165-166 258 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 50
74
„ – Niech pan też uważa na żonę. Młoda jest i zdrowa, ale to kwiat. Zbladła i zmarniała w
mieście; trudno się aklimatyzuje widocznie.
- Jeśli kwiatem ją profesor raczy nazywać, to chyba polny. W cieplarni jej nie chowano
stanowczo, a tu robi, co jej się podoba.”259
Sama Kazia marzyła tylko o czasie „gdy sady zakwitną.”260 Kiedy już zmarła znów
porównano ją do kwiatu.
„ – Źle – odpowiada – a może i dobrze. Ukochani przez bogów umierają młodo. Zresztą,
proszę pani, na bruku się wrzosy nie hodują. Fiut, stróż miotłą w rynsztok wymiecie, kwiaty
zawsze tak kończą.(...) ”261
W Jerychonce też ważną rolę odgrywa tytuł. Filip przywozi Magdzie różę z Jerycha.
Nikt wprawdzie nie przyrównywał Magdę do kwiatu, ale nie jest trudno domyślić się, że ten
kwiat symbolizuje właśnie ją. Tak jak jerychonka potrzebowała do życia wody i słońca Magdzie
potrzebna była swoboda i spokój, to czego nie miała. Znamienna jest też scena, w której „Magda
obejrzała się za bronią odporną i porwawszy z dzbana pęk astrów, zaczęła nim uderzać siostrę,
pędząc ją ku drzwiom(...).”262 Astry są jesiennymi kwiatami. To tak, jakby symbolizowały jesień,
która miała przyjść do duszy i życia bohaterki.
Hinduskie przysłowie mówi On mani padme hum, co znaczy klejnot jest w kwiecie lotosu.
Jest to motto Kwiatu lotosu. Główna bohaterka miała w sobie ten klejnot, a przede wszystkim
sama była podobna do tego kwiatu. W Indiach jest to święta roślina, natomiast Leonka cudem
wyszła z bardzo poważnej choroby. To tak, jakby zmartwychwstała, odrodziła się na nowo. Była
teraz zupełnie innym człowiekiem, lepszym, wyzbytym z kompleksów. Co prawda w tym
utworze nie wspomina się o tytułowym kwiecie. Ale w pewnym momencie mówi się o Leonce,
że „wyglądała teraz tym, czym była. Istotą bez ciała prawie i sił, sztucznie pędzoną rośliną,
atomem nędznym i nikłym.”263
Zupełnie inaczej wyglądała panna Kazimiera Rahozówna.
„Siedziała obok niego zamyślona i uśmiechnięta, jak kwiat jasny wśród ciemnych mchów
i drzew.”264
Kobiety te miały nie tylko piękną powierzchowność, ale i dusze. Zawsze niosły pomoc
poszkodowanym, osłaniały słabszych. Ich pomoc była i materialna i duchowa, a robiły to tym
chętniej, że rozumiały tych ludzi. 259 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 184 260 Tamże, s. 221 261 Tamże, s. 235 262 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 17 263 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 39 264 Tamże, s. 72
75
Trujący kwiat Ten typ jest przeciwieństwem do kwiatów ziemi. Były to kobiety, które wysysały z
człowieka wszystko to, co miał w sobie najlepszego. Już w Kwiecie lotosu mówi się jak
„dziewczę, przejęte i oczarowane, całowało kwiaty potępieńca i usypiało z jego imieniem na
ustach, a rozkoszną nadzieją w sercu.”265
Jedną tylko kobietę przyrównuje się do rośliny w negatywnym znaczeniu, i nawet nie do
kwiatu a drzewa.
„Przyszedł mu też sukurs w osobie żony, która matką Szymona była. Kobieta jak dąb,
czarna, sucha, o latających oczach, (...).”266
Trującym kwiatem jest też Zozula, stara czarownica z noweli Skręt. Od niej w pewnym
sensie zależał byt ludzi. Była znaną czarownicą i potrafiła narzucić na ludzi przekleństwo.
„Nóż błysnął w powietrzu: ucięła skręt przy samym korzeniu; zgarnęła go jako łup
krogulczymi rękoma; omotała, jak więźnia, nicią ciemną wydobytą z fartucha, i, opędzając
wokoło siebie coś niewidzialnego, schowała wiązkę w szmatę.”267
Dziwna jest historia panny Róży, która z trującego kwiatu zmieniła się w różę. Złą była
dlatego, że nikt jej nie lubił, a nie lubiono jej z powodu ułomności fizycznej. Ostatecznie sama
zaczęła obmawiać ludzi, potem wychodziła jak najmniej do miasta, nawet do kościoła i na ulicę,
aż zupełnie zakryła się w domu. Do życia pomógł jej wrócić pewien ogrodnik, który za wodę i
spoczynek oddał dla niej dziesięć wazoników róż i nauczył je pielęgnować. I właśnie te kwiaty
wróciły ją do świata, a świat do niej. Nareszcie ludzie przestali widzieć jej fizyczną brzydotę, a
odkryli coś zupełnie innego. Tak, jakby te kwiaty były zaczarowane.
Baba-Herod
„W każdym osiedlu, choćby najmniejszym, znajdzie się zawsze trzy rodzaje bab: Jędza
Baba, Herod Baba i Wiedźma Baba. Im większe osiedle, tym ich więcej bywa i dlatego im
większe ludzkie zbiorowisko, tym większe piekło.”268
W Gnieździe Białozora znajdujemy jeszcze takie określenie tego typu kobiet
265 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990 , s. 125 266 Maria Rodziewiczowna Klejnot, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905, s. 32 267 Maria Rodziewiczówna Skręt [w:] Czarny chleb. Opowiadania, Wrocław 1991, s. 52 268 Maria Rodziewiczówna Historie Baby Silichy [w:] Róże panny Róży, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s. 23
76
„(...) – patronka, madame Denis, chuda, skąpa, wrzaskliwa herod-baba, która wszystkim
trzęsie.”269
W powieściach Rodziewiczówny znalazłam dwie postacie, które odpowiadają typowi
baby herod. Obie są z utworu Na fali. Pierwszą była Maricowa. Już sam jej wygląd odpychał i
nie wzbudzał zaufania.
„Ciężki chód i sapanie rozległo się w sieni i do biura wtoczyła się kobieta niemłoda,
czerwona na twarzy, w fartuchu sinym i rozdeptanych pantoflach.(...) Kobieta(...) miała
zapalczywość i niepokój w wyrazie całego oblicza.”270
Cały zarząd młyna trzymała w swoich rękach, nie dowierzała nawet mężowi, którego
szpiegowała przy byle okazji. Jej skąpstwo sięgało zenitu, kiedy powzięła w domowym budżecie
reformy, które nie ominęły też młyna, w którym zostawiła na stanowisku, oprócz kilku
młynarczyków, tylko męża i małoletnią krewną. Wyzyskiwała ich przy ty we wszystkim,
wydłużyła przy tym godziny pracy.
Po ślubie z Józefem podobną do niej stała się Liza.
„Dźwięk jej mowy, ostry, świszczący przedzierał powietrze i sykiem wpadał aż do
kantoru. Chuda, wysoka, w pysznym oświetleniu letniego dnia, czyniła przykre wrażenie linii
twardej i sztywnej.”271
Mimo iż w panieństwie ubierała się z przesadnym przepychem, który raził wybredne
spojrzenia, to teraz jej strój przypominał ten, jaki nosiła Maricowa.
„Odzież jej była zaniedbana, czarne włosy opylone i zaczesane płasko, na nogach stare,
zdeptane pantofle, w rękach klucze, którymi wywijała wymyślając chłopcu za bezład i
nieporządek.”272
Maricowa wiedziała, co znaczył ślub z Maltasówną. Były do siebie podobne i nietrudno
było zgadnąć intencje takich ludzi. Bała się za synowca, chociaż sama w taki sam sposób
traktowała swego męża. Zrozumiała całą swoją niecność dopiero po jego pogrzebie i bała się
takiej przyszłości chłopakowi, który miał jeszcze przed sobą całe życie.
Liza była oprócz tego osobą powierzchowną, zapatrzoną w siebie, w swoje ego. Nic nie
wiedziała o innych ludziach, dla niej był to obcy temat. Męża uważała za swoją własność, którą
nabyła wraz z młynem.
269 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, Warszawa 1991, s. 112 270 Maria Rodziewiczówna Na fali, Warszawa 1991, s. 10 271 Tamże, s. 136 272 Tamże, s. 135
77
Kopciuszek
Jest to ostatni typ, jaki chciałabym omówić w tym podrozdziale. Wielu może się ze mną
nie zgodzić, ale po długich rozważaniach doszłam do wniosku, że w całej twórczości
Rodziewiczówny jest tylko jedna postać tego typu. Była nią ciocia Dysia z Kądzieli. Sama
autorka tak ją nazwała.
„Kopciuszek rodziny, ciocia Dysia po owdowieniu siostry przyjechała na czas jakiś do
Rudy i została na zawsze. Była cichutka, łagodna, każdemu z drogi ustępująca, skrzętna i
pracowita.”273
Chyba trudno jest o człowieka bardziej zadowolonego ze swojej doli i roli, która mu
przypadła, a którą mógł znosić ze stoickim spokojem jak to robiła ta staruszka. Pomagała siostrze
w gospodarstwie, w wolnych chwilach leczyła chłopów, szyła biednym dzieciom ubranka i każdy
wiedział, że jest ktoś, do kogo można w razie potrzeby zwrócić się o pomoc. A miała u chłopów
poważanie. Nikt nigdy z niej nie śmiał się, ani nie ubliżał.
Pracy miała niemało, a pani Taida ciągle jej dodawała. Mimo to ciocia Dysia była
zadowolona i nie domagała się uznania. Największa zaś dla niej radością było kiedy dostała
pieniądze i pomieszczenie na szpital dla ubogich.
W bajkach kopciuszek opuszcza macochę i przyrodnie siostry i wyjeżdża z królewiczem do
jego zamku. Ciocia Dysia również opuściła swoje stadko. Niestety, nie dla własnych wygód i
dostatku. Wybrała się w swą ostatnią podróż, na cmentarz, a że kochaną była prze wszystkich
„miała tedy ciocia Dysia kondukt, jaki spotyka tylko bardzo maluczkich albo bardzo wielkich.”274
Ostatecznie w każdej grupie znaleźć można różne typy ludzi. Tak oto w opowiadaniu Ciotka
opisuje Rodziewiczówna spotkanie po dwudziestu latach grupki koleżanek z gimnazjum:
„W tych piętnastu czterdziestoletnich kobietach są wszystkie typy. Są elegantki dostatnie,
udające jeszcze młodość i wdzięki, śmiejące się za wesoło – jedne, bo nie myślą, inne, bo
wyobrażają sobie, że je tak widzą, jak one chcą się przedstawić. Są matki i mężatki, dumne ze
swego stanowiska. Są wdowy, obarczone dziećmi, znękane i wyczerpane. Są stare panny
zgorzkniałe, chore. Są sterane pracą zarobkową nauczycielki, są fanatyczki feminizmu, o oczach
gorejących, a poradlonych, zmiętych, jakby skwarem spalonych, twarzach. Są włosy czernione i
wszelkie odcienie siwizny, są postacie zatyłe potwornie i wychudzone na suchy badyl, są oczy
273 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 8 274 Tamże, s. 22
78
zgasłe lub tlące złym ogniem histerii, są zmarszczki, śmieszne i tragiczne, i wszelkie odcienie
brzydoty lat czterdziestu, od upudrowanej maski – do barwy i zwiędnienia liścia opadającego.”275
W tym podrozdziale opisałam typy kobiet występujących w utworach Rodziewiczówny. Jak
już wspominałam o tym wcześniej nie wszystkie kobiety można poklasyfikować według typów,
gdyż niektóre są przedstawione bardzo blado i nie odzwierciedlają żadnego typu.
Jeżeli dobrze zrozumiałam przesłanie obrazka Ciotka, to według Rodziewiczówna nie
wyodrębnia jakiś jeden typ kobiet jako idealny, bo każdy ma w sobie coś odpychającego. Według
autorki kobieta musi być przede wszystkim człowiekiem i dobrze spełniać swoje obowiązki żony,
matki, pracując w zawodzie. Tylko taka kobieta zasługuje na szacunek. Najważniejsze zaś jest to,
że kobiety muszą wyzbyć się wszystkich swoich słabostek.
275 Maria Rodziewiczówna Ciotka [w:] Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań 1925, s.124
79
Kobiety pracujące zawodowo
Kobiety pracowały zawsze. Ich praca ograniczała się do zajęć domowych, w polu, w oborze
i ogrodzie. W twórczości Rodziewiczówny gospodarstwem zajmowała się na przykład Malecka w
Barbarze Tryźniance i Zubowiczowa w noweli Jezioro, oraz chłopskie gospodynie. Panny z
dworków zajmowały się administracją swych majątków oraz opiekowały się biedotą. Tak zwane
panny i panie z dobrych domów nie robiły niczego, gdyż miały na swe usługi sługi i najemników.
Bardzo dobrze opisała to Rodziewiczówna w Błękitnych.
„Była godzina południowa, godzina najcięższego skwaru i znoju. Damy spędziły ją jeszcze
w negliżach na balkonie od północnej strony pałacu, spożywając śniadanie, ziewając, rozmyślając
jak czas do obiadu zabiją.”276
Były bardzo znudzone i zmęczone życiem poza miastem, które przedłużało się z powodu
żałoby starszego dziedzica, którego stratował koń.
„Stały baciki na rzece, stały setki koni na stajni, zachęcały do spaceru cieniste parki.
Zaczynało im jednak nieznośnie ciążyć życie i pobyt na wsi.”277
W takich wypadkach najczęściej spędzały czas na rozmowach.
„Przy owym południowym śniadaniu panie rozmawiały poważnie wyprawie Izy i o rychłym
wyjeździe; debatowano z całym przejęciem o ilości strojów i klejnotów, o wizytach do przyjęcia i
oddania, o poślubnej podróży nowożeńców.”278
Wyraz „debata” kojarzy się przede wszystkim z polityką i z poważnymi negocjacjami. Jak
można debatować o strojach? Pisarka chciała tu widocznie pokazać jak bardzo dla tych pań te
tematy były ważne, skoro nie mogły o nich normalnie rozmawiać. Urozmaicano sobie czas także
innymi sprawami.
„Często bardzo poważnie napomykano się o księżniczce Caramon-Capet i spodziewanym
drugim małżeństwie. Z dzienników wyczytywano wiadomości high-life’u, odbierano i wysyłano
wonne listy do znajomych różnej narodowości; najwięcej jednak narzekano na kraj i brak
stosownego towarzystwa.”279
Jak miały trochę woli, to wybierały się na przejażdżkę konną, ale też czytały romanse i
wiele czasu zajmował im flirt towarzyski.
276 Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 73 277 Tamże, s. 73 278 Tamże, s. 74 279 Tamże, s. 74
80
Były jednak i takie kobiety, które pracowały zawodowo i same na siebie zarabiały
pieniądze. Wytypowałam cztery zawody i postaram się to przedstawić w świetle wykonujących je
kobiet.
Służąca Zawód służącej istniał właściwie od zawsze. Nie zawsze jednak kojarzono go z zawodem.
Pierwotnie był służbą pełnioną u bogatych lub utytułowanych. Rozpatruję tu go jednak według
współczesnych wymogów i zapatrywań.
W twórczości Rodziewiczówny spotykamy jedną prawdziwą służącą. Była nią madame
Denise z Barbary Tryźnianki, o innych pannach lub paniach pracujących w dworkach mówiło się
jak o pomocy domowej. Współcześnie jednak kojarzy się to bardziej z wolontariatem, chociaż
otrzymywały za to wypłatę.
Deniska też miała o tyle nieokreślone zajęcia, że można ją uważać i za służącą i za
towarzyszkę pani Feliksowej.
„I była pani Denise, Deniska, jak ją spolszczono, dawna bona, która została jako sprzęt
niezbędny dla pani Feliksowej. Deniska kładła proroczą kabałę i tłumaczyła sny, wysłuchiwała
cierpliwie i z przejęciem o chorobach, nieszczęściach, złych przeczuciach, lękach i
niepokojach;(...).“280
Jej zajęcia nie ograniczały się jednak tylko do towarzyszenia gospodyni, chociaż tamta
czasami była z niej niezadowolona, że nic nie robi, pobierając przy tym niemałą pensję.
„(...); Deniska robiła herbatę i grała do tańca, rano przynosiła domowe nowiny, a wieczorem
gotowała ziółka lub przyrządzała jakieś inne lekarstwa, w dzień podawała pani Feliksowej
koszyczek z robótką, książkę, face-a-main, kluczyki, rękawiczki, parasolkę i chodziła za nią do
słuchania i potakiwania. Deniska smażyła suche konfitury, robiła abażury z bibułki i wełniane
kaftanki na drutach, umiała też masować i stawiać bańki.“281
Została u swych państwa nawet wtedy, gdy ci przenieśli się do miasta. Tutaj jej obowiązki
nie zmieniły się, chociaż miała ich znacznie mniej, przybyło też wolnego czasu.
Jednak kobietami z prawdziwego zdarzenia były te, które ukończyły wyższe studia lub
przynajmniej miały gimnazjalne wykształcenie. Pracę zawodową musiały podjąć nawet panny ze
znakomitych rodów, jak na przykład w Barcikowskich „Jadwisia skończyła nauki i po krótkim w
domu odpoczynku poszła w świat – za chlebem. Dostała posadę nauczycielki w Kownie u bogatego
280 Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991, s. 17 281 Tamże, s. 17
81
inżyniera, brata jednej ze swych klasztornych koleżanek i rada była z doli, odsyłając święcie matce
prawie całą pensję.”282
Lekarz
Do najbardziej poważnych od zawsze zaliczano zawód lekarza, w którym do końca XIX
wieku pracowali wyłącznie mężczyźni. Jednak wraz ze zmieniającymi się warunkami socjalnymi i
większą swobodą słowa, również kobiety zaczęły kształcić się w typowo „męskich” zawodach. W
twórczości Rodziewiczówny są dwie kobiety uprawiające zawód lekarza. To Stasia Ozierska z
Kądzieli i Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu.
Zmagania Stasi z losem pokazane są stopniowo w akcji całego utworu. Nikt nawet nie
wyobrażał sobie, że pójdzie ona na medycynę. Dowiedziano się o tym po fakcie, kiedy ona sama
napisała o tym dla Kazia w liście. Jej marzenia były związane z tym zawodem. I tylko w zależności
od jej wieku i poglądów zmieniały swoją formę.
„ – Także mi obojętne, gdzie jestem. Dawniej chciałam, skończywszy studia, praktykować
w mieście, być sławną. Potem marzyło mi się właśnie osiąść gdzie w zapadłym kącie i leczyć
chłopów bezpłatnie.”283
Nawet w żartach, którymi raczył ją Włodzio – też lekarz, pojawiał się motyw ich zawodu.
Na wszelkie jego docinki Stasia odpowiadała z konceptem.
„ – Czy pani zawsze do wszystkiego używa skalpelu?
- Zawsze, to moja broń!
- Winszuję, ale nie zazdroszczę – nadąsał się Włodzio – z tymi pojęciami musi pani być
najprzyjemniej w prosektorium.”284
Mimo to z czasem przekonał się do niej jako do przyszłego lekarza, nabrał szacunku do
wiedzy. Przekonali się o tym nawet mieszkańcy miasteczka, w którym po studiach osiadła Stasia ze
swoja matką. Nie obeszło się oczywiście bez obgadywania, bo kobieta-lekarz była osobliwością.
Każdy chciał wiedzieć jak żyje, jak wygląda, jak się zachowuje. Nikt nie mógł jednak jej zarzucić
niedbalstwa, nie znania swej pracy.
„ – A jakże? Grosza nie bierze, a człowieka tak osłucha, opatrzy, rozpyta jak rodzonego. A
na drugie ledwo spojrzy i wnet nie pytając powie, co mu dolega. Takie oczy jakieś mądre ma, a
dobra!”285
282 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991, s. 87 283 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd. 2, Kraków 1988, s. 91 284 Tamże, s. 108 285 Tamże, s. 134
82
Chwalono nie tyle ją, co jej umiejętności i dziwiono się, że kobieta potrafi dobrze leczyć
ludzi i jeżeli nie lepiej, to przynajmniej nie gorzej niż mężczyźni. Zwrócono też uwagę na jej
mieszkanie.
„ – A to państwu powiem, że ma szafę z narzędziami – cudo! W Warszawie najpierwszy
chirurg taką by się szczycił. Książek też pełno i pism w różnych językach.(...)”286
Ale dopiero po dwóch latach „Stasia zyskała sławę i uznanie; nie miała już niechętnych i
krytyków, lubiana i poważana była ogólnie.”287 Jednak ona sama najbardziej cieszyła się z uznania
jakim darzył ją pewien profesor jeszcze w czasie studiów, i to taki, który o kobietach jako o
lekarzach nie miał najlepszego zdania.
„ – A ten – odparła obojętnie. – Nie lubił, nie cierpiał studentek, nie dla żadnych uprzedzeń,
wyższy jest nad to, ale dowodził, że do chirurgii brak im siły fizycznej. Bo to czasem bywają
operacje, gdzie tylko siła coś znaczy, no i nerwy trzeba oswoić, by się nie wahać, ciąć, ciągnąć, gdy
ciało z bólu aż, zda się, kurczy! Wtedy każdej studentce aż wargi zbieleją i ręka drży. Gniewał się i
złościł, precz odpędzał i zawsze do mnie się zwracał: <Panna Ofierska – sie sind doch Mensch –
naprzód, tamte mi tylko zepsują robotę! No, pokaż pani siłę – zimną siłę.> Przezwali mnie nawet
zimna siła.”288
Może było to dla niej nie tyle zaszczytem, co zachętą do jeszcze lepszego studiowania. Ona
sama uważała za coś oczywistego fakt, że mężczyźni tolerują kobiet fachowców. Bo przecież nie po
to tyle uczyła się, tyle walczyła o swoje prawa, oddała swojej sprawie tyle sił i czasu, żeby potem to
wszystko legło w gruzach.
Inną znaną lekarką była Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu. O tym jak doszła do tego
zawodu w samym utworze nie ma mowy. Najpierw widzimy ją jeszcze jako uczennicę i tylko
potem pojawia się z patentem doktora. Polubili ją wszyscy chłopi, bo znała swój fach i leczyła
lepiej od swych poprzedników. Chwalono ją za to bezmiernie.
„ - Kto tam mieszka? - spytał domek stary ukazując.
- Aha, kto! Tam mieszka taka rzecz, co pan nigdy nie widział. Taka kobieta, co ludzi leczy
lepiej niż wszystkie tutejsze doktory, ilu ich było. Ot, dziwy na świecie.”289
Swój zawód szanowała i starała się go zawsze dobrze wykonywać. Jednak do siebie
odnosiła się z dystansem i nawet z pewną dozą krytycyzmu.
286 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, wyd. 2, Kraków 1988, s. 136 287 Tamże, s. 156 288 Tamże, s. 124 289 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990, s. 164
83
„ - O, nie podobna! Ksiądz zawsze ratunek i zbawienie przynosi, ja tylko pomoc nieudolną.
To moja rozpacz. Myślałam, że hartowniejszej nade mnie nie ma kobiety, a przecież dotąd przemóc
nie zdołam żalu, że kogoś nie wyratuję. Doktorowie zwykle znoszą to filozoficznie, a ja, wstyd
powiedzieć, płaczę jak dziecko.”290
Artystki Jest to kolejny zawód wykonywany przez kobiety w tych czasach. W twórczości
Rodziewiczówny są cztery takie kobiety.
Malarstwem zajmowały się Magda Domontówna z Jerychonki i Ocieska z Wrzosu. Różniły
się od siebie tym, że dla Ocieskiej był to zawód jak każdy inny, zaś Magda ciągle powoływała się
na apostolstwo sztuki, którą zbrukać może małżeństwo. Wspominała ciągle o tym jej siostra, która
przy okazji lubiła prawić dla niej morały.
„ - A nie dam, bo to byłby nonsens. Gadałaś zawsze o kapłaństwie sztuki, bardzo pięknie.
Chcę w to wierzyć, ale tylko w kapłaństwo bezżenne, jakem prawa katoliczka. Bądźże sobie
kapłanką, bo do niczego więcej nie jesteś zdatna. Zastanów się, w jakim stanie byłby obiad twojego
męża i jego bielizna! A też dzieciska nieszczęsne od razu, dla uratowania ich od śmierci, trzeba by
oddać ich do przytułków.”291
Marynia w ogóle miała niezbyt dobre zdanie o artystach, a więc jej gderanie jest poniekąd
uzasadnione. Ogólnie artyści byli dla niej wariatami, była tylko zadowolona, że Magda nie popełnia
głupstw i jest z nią spokój. Magda nie malowała całymi dniami. Przeznaczała temu zajęciu
określoną ilość czasu, a w ciągu dnia z zamiłowaniem oddawała się również innym rozrywkom. A
mimo to jej talentu można było pozazdrościć, bo potrafiła oddać w swoich obrazach to coś,
widoczne tylko dla artystów. Praca dawała jej nie tylko sławę i utrzymanie, ale jak to określiła
Rodziewiczówna „życie artystyczne wyrobiło w niej samodzielność i dojrzałość.”292
Oprócz tego miała wyrobiony nadzwyczajny hart ducha i trzeźwość umysłu. Było to
szczególne zjawisko w kręgu ludzi sztuki.
Ocieska była podobna do Magdy, a jednocześnie diametralnie się od niej różniła. Miała taką
samą pewność siebie, a jednocześnie była bezczelna i cyniczna. Ludzie nie lubili jej, ona ludzi.
Była jednocześnie człowiekiem niezależnym i wyzwolonym od wszelkich reguł. Była osobą
290 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990, s. 170 291
Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd 3, Kraków 1988, s. 8 292 Tamże, s. 25
84
niefrasobliwą, a przy tym szorstką. Ludzi postrzegała jako gorszy gatunek, o który nawet nie warto
dbać, co nie przeszkadzało dla jej jednak słuchać o nich plotek.
Najbardziej jednak różniło się ich zdanie o mężczyznach. Magda, mimo swego poświęcenia
się sztuce marzyła o miłości. Była też ładną i powszechnie kochaną, zaś Ocieską wszyscy uważali
za koczkodana, którego nikt nie kochał i nigdy nie pokocha. Zdawała sobie z tego sprawę, ale mało
ją to obchodziło.
Miała też dziwny stosunek do sztuki. Sama utrzymywała się z malowania, ale odnosiła się do
tego z przymrużeniem oka. I kiedy Kazia poprosiła o zaopiekowanie się pewną dziewczynką, która
wykazywała zdolności plastyczne Ocieska nie chciała na to zgodzić się.
„ - Żeby popełniała w przyszłości takie kryminały jak malowane ekrany, patery, poduszki
itp. ohydy, które ją doprowadzą do głodowej śmierci, a ludzkość do kompletnego zaniku poczucia
artyzmu. Winszuję! Ja mam do tego pomagać?”293
Trzeba tu zaznaczyć, że oprócz wymienionych powyżej wad była jeszcze egoistką i bardzo
leniwą osobą.
Odmienną dziedzinę reprezentują Henia Dobrzyńska i Willa Mora, które są operowymi
śpiewaczkami. Ich głosami zachwycało się tysiące wielbicieli na całym świecie, na koncertach
największe sale przepełnione były po brzegi.
Willa Mora była przy tym osobą nieszczęśliwą i pomimo sławy skromną, co nader rzadko
zdarza sie diwom. Takimi są tylko te, które znają cenę i wartość sławy, a jednocześnie przeszły
trudną szkołę życia, w czasie której wyzbyły się manii wielkości. Osiągnęły za to sławę
międzynarodową, stawały się cosmopolitkami, wszędzie chętnie widziane, zapraszane, uwielbiane.
Z rozwojem techniki ich sława rosła .
„W witrynach fotografii ujrzał Willę Mora w tysiącznych pozach i kostiumach. Modą była,
sławą chwili.”294
Bohaterka jednak nienawidziła swego zawodu, wyrażała się o nim z odrazą.
„ - Miałam matkę, która mnie pilnowała... dla kariery. Kariera, sława – sława, kariera. To
bóstwo, co zastąpiło bałwany kartagińskie, którym się służyło.”295
Wykonywała go jednak, bo tylko w taki sposób miała szansę na samodzielne życie bez
wtrącania się w nie męża, od którego uciekła. Artystka była dla niej człowiekiem, który już nie
znajdzie świecie szczęścia i którego nie spotka nic dobrego, bo już osiągnęły najwyższe szczyty, a
zarazem najgłębsze dno. A oprócz tego nie mają szacunku wśród ludzi.
293
Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 126 294 Maria Rodziewiczówna Rnagrök, Kraków 1988, s. 26 295 Tamże, s. 24
85
„ - Nie ma rzeczy bardziej zdartej, zniszczonej, jak dusza aktorki. Nikt jej nie szanuje, ba,
nawet nie uznaje w niej duszy, ona sama nawet nie.(...)”296
Potrafiła jednak być uroczą, a spustoszenie, strach, bóle ukrywała pod maską światowej
damy. Dla wielbicieli potrafiła znaleźć uroczy uśmiech.
Henia była absolutnym przeciwieństwem Willi Mory. Wystarczyło raz ją pochwalić, a już
widziała siebie wielką artystką, otoczoną wielbicielami, przyjmującą hołdy, uwielbianą i kochaną.
Nie zrażało ją nawet to, że do prawdziwie wielkiej kariery droga jest długa, mozolna, trudna i pełna
poświęceń. Musiało się dla niej udać chociażby z tego powodu, iż tego chciała i taki miała cel.
Karierę zrobiła dzięki swemu uporowi i talentowi. Szła raz wytkniętym przez siebie szlakiem do
ostatecznego celu jaki sobie wyznaczyła. Udało jej się dopiąć swego: była ubóstwiana.
„Była to Harriet, bożyszcze Paryża, bożyszcze zmienne jak kameleon, a ubóstwiane
bałwochwalczo. Ubóstwiano ją , gdy kochała jak Gretchen, tęskniła jak Mignon, szalała jak
Trawiata, ubóstwiano ją za sceną, gdy wabiła i drwiła, żartowała i była bezlitosną zawsze,
wszędzie.”297
Zdawała sobie sprawę ze swej potęgi i wrażenia jakie robiła na innych ludziach. Ale mimo
swej sławy była tylko półczłowiekiem, bo nie znalazła na swej drodze najważniejszych ludzkich
zalet. Była uwielbiana i rozpieszczana przez tłumy, który poddawał się jej cielesnemu urokowi.
Była pewna swego czaru i swej siły: arogancka, nie licząca się z uczuciami innych ludzi, potrafiła o
siebie zadbać i poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Była sławną, była popularną, piękną,
inteligentną i miała w sobie nieprzeparty czar. Miała wszędzie ogromne powodzenie: wśród
mieszczan, na dworach magnackich, szlacheckich. A jednak w pewnym momencie zakochała się -
we własnym mężu. Było to jak grom z jasnego nieba. Ta miłość przyniosła dla niej wiele
zmartwień, zgryzoty, tęsknoty i marzenia. Kochała go ponad wszystko, udawała przed innymi
wesołość i dobry humor, a w domu marzyła. Ta miłość dała dla niej siły wydobyć z siebie
najczystszą, najprawdziwszą melodię.
„Byłże to śpiew? Byłaż to Harriet?
Nie, takiego głosu nie wydały dotąd jej piersi, dla ludzi tak dotąd nigdy nie śpiewała. Ona
śpiewała nie dla świata, ona nie o roli myślała, nie głos to był, tylko jej serce całe i dusza,
streszczone w cudnej melodii Gaunoda.”298
Jednocześnie z przyjściem miłości zakończyła swą karierę by poświęcić się domowi i mężu.
296 Maria Rodziewiczówna Rnagrök, Kraków 1988, s. 28 297 Maria Rodziewiczówna Farsa pany Heni, wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991, s.59 298 Tamże, s. 67-68
86
Żebraczka Jest to ostatni omawiany przeze mnie zawód. Jest to dość kontrowersyjna teza i wielu może
się ze mną nie zgodzić. A jednak żebrami zajmuje się kilka procent naszego społeczeństwa i jest to
jedyne źródło utrzymania, nie figurujące w żadnych rejestrach pracy, a jednak dochodowe.
Żebraczki pojawiają się u Rodziewiczówny w pięciu utworach. Nie są to nawet postacie
drugoplanowe, bo zawsze odgrywają jakąś znaczącą rolę dla fabuły utworu. Niektóre są
rozbudowanymi, pełnoprawnymi postaciami. Nie zawsze też mają imiona. Są nazywane po prostu
żebraczkami albo mają przezwiska, jak na przykład Dreptucha w Tak zwanych głupich, albo
Symonicha zwana Złydnią w Macierzy.
Ważną rolę odgrywa żebraczka w Byli i będą. Jeżeli wierzyć autorce, to nie musiała ona
nawet być starą babą, a taki krogulczy wygląd miała z powodu łachmanów i tobołków, którymi
była obładowana. Była oprócz tego pogodną osobą, która potrafiła podtrzymać na duchu nie tylko
siebie, ale i inne osoby. Sobie też znanymi sposobami tak samo te osoby wykarmiała i znajdywała
dla nich schronienie. Byli to Wiktor i Marcelka Krasińscy, którzy ukrywali się przed Moskalami. A
miała wprost anielską cierpliwość, której nauczyło ją życie i potrafiła być pokorną wobec losu.
Jeżeli była taka potrzeba mogła dowiedzieć się wszystkiego. Miała na to swoje wypróbowane
sposoby, a oprócz tego miała wszędzie dojście, bo nikt nigdzie nie bronił jej wstępu.
„Przez cały ten czas przyglądała się ludziom, co wstępowali, gadała z nimi, wszystkiego, co
się działo w okolicy ciekawa.
Gdy dzwony zagrały, poszła do kościoła.(...)
Po mszy poszła na ulicę mieszczańską i wstępowała od domu do domu. Nie żebrała
natrętnie, nie dopraszała się niczego, ale ją znano i każda gospodyni dawała chętnie kęs pieroga i
okrasy, słuchała wieści z dalekich dróg.”299
Chodząc po żebrach nauczyła się dobrze po rusińsku. Potrafiła swym akcentem zmylić
nawet samych Rosjan. Był to skutek częstego stykania się z ludźmi z różnych kultur. Będąc w
potrzebie potrafiłaby wybrnąć z różnych niebezpiecznej sytuacji i na pewno znała więcej narzeczy,
gwar, dialektów. Wynika to z faktu, że w czasach swej włóczęgi była w wielu miejscach, do
których niejednokrotnie wracała. Dlatego znała nie tylko wielkie miasta i ich ulice, ale i lasy z ich
ścieżkami. I tylko jesienią lub wczesną wiosną nie zawsze mogła wszędzie dostać się z powodu
błota lub zatopów. Jeżeli chodziło o ludzki byt, to potrafiła znieść niewygody nawet za cenę
własnego odpoczynku. Była też osobą odważną, nawet bardzo, tak jak bywają wariaci lub osoby nie
mające już niczego do stracenia, prócz własnego życia. 299 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, Warszawa 1993, s. 55
87
„ - Ubijesz? Mnie? Spróbuj! - odparła bez drgnienia, podnosząc na niego twarz i wzrok
przejmujący. Uderzyła weń tymi oczami jakby nagłym płomieniem, zmrużył swoje.”300
Znamienną też rolę odegrała żebraczka w Macierzy. Swoją drogą Magda – Pokotynka też
była żebraczką, mimo iż miała chatę, ojca. Skazała jednak siebie na taki los wyszedłszy za
chłopakiem, którego kochała, a który jej nie chciał. Do domu jednak nie wróciła, a została w
miasteczku. Wszyscy nazywali ją Pokotynką, nikt nie znał jej prawdziwego imienia. Była
właściwie niczyją, nawet rodzony ojciec ledwo jej nie zabił. I tylko trzy osoby odnosiły się do niej
jak do człowiekiem: Wiktor Szczepański, kowal Marek i stara żebraczka, którą spotkała
przypadkiem w karczmie.
„Baba wzięła dziecko na ręce, wpatrzyła się weń i poczęły jej z oczu padać łzy. Stara była,
obdarta i chuda, sakwami obwieszona, snadź żebraczka.”301
Żebraczka zabrała ich oboje ze sobą do pańskiego lasu, w którym mieszkała latem w
wydzielonej dla niej budzie.
„ - Ty tutejsza?
- Byłam tutejsza. Teraz cały świat mój. Zimą staruję. Latem w swoje strony wracam. Z
Kijowa idę. Na wieczór będę w swej budzie. Chcesz? Pójdziemy razem.”302
W Tak zwanych głupich żebraczka Dreptucha była jedną z trzech równorzędnych postaci.
Określano ją jednym zdaniem, że „głupia Dreptucha była baba włóczęga, a co gorsze –
złodziejka.”303
Nie była to jednak taka zwykła żebraczka. Chętnie leczyła ludzi, chociaż nikt jej tego nigdy
nie uczył. Jej zachowanie się też było dość nietypowe. Bo nawet kradła nie dla siebie, a zabierała u
bogatszych i potem zanosiła to biedniejszym. We wsi była uważana za swoją i kiedy zmarła
wszyscy poczuli pustkę, której nie mógł nikt zapełnić, bo to była ich żebraczka.
Najbardziej tajemniczą była chyba żebraczka z Magnata. Sama była niemową. Nikt o niej
niczego nie wiedział, nie pamiętano nawet ile już lat żyła we wsi.
„ - Kto ją wie! Jak zapamiętam we dworze była i do śmierci ostatniej dziedziczki
przetrwała; potem zginęła bez wieści. Nieboszczki na koniec to tylko nią się wysługiwały. Jak do
pana przyszła, to niechby była, bo to licho mściwe i każdy się jej lęka sprzeciwiać.”304
Kochała swe gospodynie, nawet po ich śmierci została wierna ich grobom i szanowała ich
pamięć. Miała też respekt do ludzi, którzy to tak samo uszanowali. 300 Maria Rodziewiczówna Byli i będą, Warszawa 1993, s. 57 301 Maria Rodziewiczówna Macierz, Kraków 1987 s. 110 302 Tamże, s. 111 303 Maria Rodziewiczówna Tak zwani głupi [w:]Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań 1925, s. 94 304 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 79
88
„Koło ganku, na kosturze wsparta, stała stara żebraczka i przyglądała mu się. (...) Kobieta
potrząsnęła głową, wskazała na uszy i usta, była głuchoniema. Sięgnął tedy do kieszeni i podał jej
miedziaka.”305
I ostatnia żebraczka – Prytulanka z Hrywdy.
„Tak nazywano kobietę żebraczkę, którą przez długie lata pędzono z chaty do chaty,
bezdomną, bezrolną, bez rodziny i opieki.
Latem każdy ją chętnie trzymał i wysługiwał się, jesienią każdy za próg wyrzucał, żałując
chleba, tym bardziej, że dziecko miała.”306
Ostatecznie wszystkie one znalazły swoje stałe miejsce i nie były już typowymi
żebraczkami żyjącymi z tego, co uzbierają. I co najdziwniejsze, to że wszystkie te żebraczki nie
zawsze były żebraczkami. Urodziły się w dostatku, ze służbą i tylko nieszczęśliwy los zgotował dla
nich taką dolę, że straciły wszystko, co miały i musiały iść żebrać, żeby móc jakoś przeżyć.
Na koniec chciałabym przytoczyć jako cytat wypowiedź Leonki Brzezówny z Kwiatu
lotosu:
„ - (...)Zresztą my, pionierki nowych dróg i światów, nie możemy się bać, bo byśmy nigdy
do celu swego nie doszły. Wam tradycje wyrównały tor życia. Osłoniły was szczelnie przed
każdym kamieniem obrazy; nam te kamienie pokrwawiły stopy, a tory własną siłą trzeba było
zdobywać! Hej, hej! Między naszą bracią bujającą wykwitnąć muszą trzy rzeczy, rzadko znane
kobietom: odwaga, zimna krew i zdrowie jak stal hartowne; a zaniknąć także trzy: wrażliwość,
plotkarstwo i płochość! Inaczej nie będzie nas!”307
Od przełomu XIX i XX wieków pracujących kobiet ciągle przybywało. Być może
Rodziewiczówna przedstawiła te kobiety trochę nierealnie, są one u niej bardzo wyidealizowane.
Nie przeczę oczywiście faktowi, że kobieta może osiągnąć wyżyny zawodowe, jednak w świecie
opanowanym przez mężczyzn jest to bardzo trudne. Oznaczało to, że kobieta musi zrezygnować z
życia osobistego i poświęcić się całkowicie zawodowi, który sobie wybrała, a kobiety
przedstawione w powieściach Rodziewiczówny nie potrafią ostatecznie zrezygnować z miłości i
domowego ogniska, a więc nie są tak silne, jakimi chciałyby być.
305 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 58 306 Maria Rodziewiczówna Hrywda, wydawnictwo ALFA, warszawa 1991, s. 28 307 Maria Rodziewiczówna Kwiat Lotosu, Warszawa 1990, s. 184
89
Emancypacja, nauka, kobieta-człowiek Rodziewiczówna, jak to już było powiedziane w jej życiorysie, była przeciwna emancypacji
kobiet. Mimo to wielu badaczy literatury dostrzega w jej utworach hasła emancypacyjne.
Już w XIX wieku, gdy szlachta i chłopi ginęli w powstaniach, byli wywożeni na Sybir, lub
emigrowali za chlebem, kobiety musiały ich zastępować. Stawały się głowami rodzin, zarządcami
majątków, organizatorkami szkolnictwa oraz stowarzyszeń społeczno-kulturalnych. Także w
międzywojniu, kiedy część mężczyzn z klas wyższych podróżowało po Europie lub bywała w
stolicy, kobiety kierowały majątkami.308
Sama Rodziewiczówna zarządzała majątkiem ziemskim w Hruszowej, ratując go przed
bankructwem. Maria Orsetti, z domu Jełowicka, sprawowała zarząd nad majątkiem Swierżach koło
Chełma. Była też jedną z założycielek Ligi Kooperatystek, zajmującej się rozwojem spółdzielczości
w II Rzeczpospolitej. Maria Skłodowska-Curie, dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, od 1914 roku
kierowała paryskim Instytutem Radowym. W dwudziestoleciu międzywojennym kilka tysięcy
Polek zarządzało majątkami ziemskimi, kierowało szpitalami i szkołami.309
Bardziej by do nich pasowało określenie kobiet pracujących. Mimo to, co bardzo dziwi,
wszyscy powtarzają raz zasłyszaną teorie nie sprawdziwszy przedtem wiarygodności faktów. Jak
twierdzi Hutnikiewicz rysem znamiennym twórczości Rodziewiczówny „był też swoisty feminizm,
nie tylko aprobata dla dążeń emancypacyjnych kobiety, ale też przekonanie o wrodzonej wyższości
moralnej kobiet, czego dowodem miały być życiorysy jej powieściowych bohaterek.”310 Nie
znalazłam niestety w życiorysach bohaterek Rodziewiczówny niczego, co potwierdzałoby tą
wypowiedź, ona nigdy nie mówiła o „wrodzonej wyższości moralnej” kobiet nad mężczyznami.
Potwierdza to, że autor powyższej wypowiedzi twórczość omawianej autorki znał powierzchownie i
wiedza ta nie była kompletna. Stwierdziłabym nawet, że niektórzy mężczyźni przerastali
moralnością kobiety, bo do tego, co kobietom przychodziło z łatwością, oni dochodzili ciernistymi
ścieżkami i dlatego bardziej to potem cenili.
Kobiety jako „strażniczki kresowych stanic” musiały być silne i zaradne, bo to one jako
jedyne w okresie wojennym zostały w zagrodach i dworkach. Nie ma to jednak nic wspólnego z
feminizmem, bo gdyby tak było nie tęskniłyby tak bardzo do miłości i nie potrzebowałyby męskiej
opieki.
308 Andrzej Kropiwnicki, współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik Wprost, nr1058 (09 marca 2003) 309 Tamże. 310 Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, Warszawa 1997, s. 321-322
90
Echa feministyczne pojawiają się zaledwie w kilku utworach Rodziewiczówny, w których
ona potępia ten ruch. Same kobiety odrzucają hasła, których nie można było w owych czasach w
pełni wprowadzić w życie, bo były zbyt nowatorskie i nie miały zbyt wielu zwolenników.
W Czaharach niezadowolenie z nowego ruchu wyraża starsze pokolenie.
„ - Oto jest rezultat emancypacji i wolności dawanej pannom! - wybuchnęła Wilczycowa. -
Sumienia i wstydu nie ma taka dziewczyna. Całą rodzinę gubi! Nic nie uszanuje, nawet ojcowskiej
świeżej mogiły. Zgroza!”311
Zdarzały się też lekceważące wypowiedzi o takich kobietach.
We Wrzosie przeciwniczką emancypacji jest Ramszycowa. Jednak winą za taki stan obarcza
mężczyzn.
„ - Otóż właśnie. Galanteria... Płeć piękna... Co za bzdury. Zbydlęciliście tym kobiety! Jeśli
wam i z tym dobrze, to i owszem; ale wy nie zawracajcie głowy czcią dla nich, bo to fałsz, a one
niech nie napełniają świata wrzaskiem o emancypacji, bo ten wrzask, to gęganie!(...)”312
Za określone poglądy również Kazię z Wrzosu posądzono o feminizm. Według Radlicza nie
pasowało to do każdej kobiety.
„ - O! Pani feministka! - rzekł ironicznie. - Nie do twarzy z tym pani. Proszę to zostawić
Ramszycowej i jej klice na pociechę. Pani za piękna, za urocza, zanadto stworzona do uwielbień i
szczęścia.”313
Również w Kądzieli poruszona jest poruszona kwestia emancypacji. Wszystkie za i przeciw
włożyła Rodziewiczówna w usta Taidy Skarczewskiej i Stasi Ozierskiej. Przede wszystkim Stasia
zaczęła burzyć się na ustrój panujący w społeczeństwie. Potępiała wszystko, co krępowało swobodę
i niezależność kobiet.
„ - Żeby się kto chciał zastanowić, ile takich anachronizmów jak rak toczy ludzi. Żeby
kobiety same się zastanowiły, jaki dla nich jest wstyd i hańba w tych obyczajach niby
opiekuńczych, w tym ohydnym „nie wypada”! Nie wypada się uczyć, bo to ujma kobiecości, nie
wypada samej jeździć i chodzić; nie wypada pannie obrać sobie fachu i opuścić dom rodzicielski;
nie wypada ostrzyc warkoczy, zrzucić gorset, ubierać się niemodnie; nie wypada, nie być naiwną,
palić tytoniu, śpiewać wesołych kupletów i gwizdać; nie wypada być człowiekiem, mieć
indywidualność, charakter!(...)”314
Nie jest też zachwycona tym, co czeka panny, które poddają się takim torturom jak noszenie
gorsetów, nienaturalne zachowanie się, sztuczne uśmiechy. 311 Maria Rodziewiczówna Czahary, Kraków 1957, s. 11 312 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 76 313 Tamże, s. 99 314 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 15
91
„ (...)No, a gdy przestrzega tych prawideł, jakaż nagroda? - dostanie męża. To ci dopiero
szczyt wart takiego starania! Miałabym się za kretynkę, gdybym dla takiej nagrody spełniła choć
jedno „wypada” i zatruła sobie jedną minutę mojej złotej wolności”315
Pani Taida rozumiała ją, bo sama widziała co się wokół dzieje. Mimo to trudno jej było do
końca zaakceptować taką jej postawę. Nie winiła jednak w tym dziewczyny a postęp i nowe
wynalazki, które, jej zdaniem, pomieszały młodym ludziom w głowach.
„(...) Źle się stało i teraz poważnie się lękam, że dziewczyna się zmarnuje! A kto temu
winien? Druk i mania pisania! Żeby zamiast smarowania papieru kwestią emancypacji kobiet
wzięły się naprawdę wszystkie do pracy, którą mają pod ręką, nie byłoby kwestyj i nie byłoby
takich szalonych głów jak Stasia! Ano – łatwiej smarować piórem po papierze uniwersytetach i
równouprawnieniu, jak osiwieć w ciężkim trudzie beż sławy i mienia. Smarują tedy na nieszczęście
ludzkości!(...)”316
W swym szarym zeszycie pani Taida zapisała znamienne słowa: „(...) Ogólny prąd
emancypacji ogarnia od dawna świat. Była emancypacja Murzynów, chłopów, teraz kolej na
kobiety. Nie potępiono Murzynów i chłopów, nie trzeba potępiać kobiet.”317
Emancypację Rodziewiczówna rozumie nie jako kierunek sam w sobie, zachciankę kobiet
do uwolnienia się spod władzy mężczyzn i skostniałych zasad. Kobiety potrzebowały
samodzielności, ciągnęły się ku wiedzy. Ustami pani Skarczewskiej autorka wyłożyła własne
poglądy o edukacji kobiet, którą uważała za podstawę dla wyrobienia normalnego człowieka. Bo
kobieta musi umieć dużo, o wiele więcej od mężczyzny, ponieważ to kobieta opiekuje się domem,
dziećmi, spiżarnią. A jak się okazuje, to tak naprawdę młode panny nie są przygotowane do życia,
gdyż wiele spraw wydaje się rodzicom zbyt wstydliwymi, żeby mówić o nich z córkami, co potem
niestety jest zgubne w skutkach, gdyż wychodząc za mąż nie mają o wielu rzeczach pojęcia.
Mimo iż pani Skarczewska była osobą starej daty, rozumiała, że młode dziewczęta
potrzebują wykształcenia. Czasy się zmieniają, dziewczyny potrzebują więcej swobody.
„(...)Dawniej ukrywano przed dziewczętami wiedzę, żeby pozostały niewinne i czyste
nieświadomością, dzisiaj wiedza stoi otworem – naiwnych nie ma, może świadomość brudu
utrzyma w nich czystość. (...)”318
Nie muszę już chyba wspominać o Stasi, która odważnie szła do nauki. Sama ukończyła
gimnazjum, potem studia. Cierpiała głód i niedostatek, jednak nikomu nigdy się nie skarżyła.
Dostała w końcu patent na lekarza. 315 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 15 316 Tamże, s. 20 317 Tamże, s. 162 318 Tamże, s. 19
92
Jeszcze jedną osobą potrzebującą nauki była panna Irena. Wydawałoby się, że ona już umie
i wie więcej niż by się po niej można było spodziewać.
„ - Umiem szyć, proszę pani, księgi kasowe prowadzić, robię sztuczne kwiaty, jak mówią
wcale nieźle, uczyłam się introligatorstwa, rysunków, a posiadam muzykę, bo dawałam lekcje.
Mogę też przygotowywać dziecko do trzeciej klasy gimnazjum i chodziłam przez lato na kursy
pszczelnicze.”319
Oprócz tego skończyła jeszcze różne kursy, które jednak na nic się dla niej nie zdały, bo
była zbyt nieśmiała i zbyt słabego zdrowia. Więcej też było chętnych do pracy niż miejsc. Bardzo
bolała nad tym, że mało umie, nie wszystkiego nauczyła się, nie wszystko przestudiowała.
„ - Mój Boże, czemuż nie uczyłam się ogrodnictwa.”320
Na nic się zdały tłumaczenia pani Taidy, że nie musi umieć wszystkiego, bo jest to
niemożliwe. Doszło do tego, że gospodyni odbierała książki i ciągle musiała mieć ją na oku. Takie
podejście do życia i różnych profesji doprowadzało domowników do szału. Żeby mieć w domu
spokój zaczęto skrzętnie ukrywać, że coś jest do zrobienia.
Rita Różycka z Jaskólczym szlakiem również ponad wszystko ceniła naukę. Jej wuj skarżył
się, że „(...); dziewczyna ma głowę przewróconą na punkcie emancypacji i co roku zdaje egzamina
na jakiejś wyższe patenty.(...)”321
W kraju spędzała tylko lato. Pozostałą część roku przebywała za granicą ucząc się i
pracując. Była w każdym calu samodzielną osobą. Podobnie jak panna Jadwiga z Jaskólczym
szlakiem.
„ - Więc jeśli panna Jadwiga jest materiałem, z którego robią bohaterki, ona ci za wiedzę, za
światło, za staranie odda duszę na własność. A ty?
- (...); ona kocha tylko naukę, czuje tylko ambicję dojścia wyżej i wyżej, ceni tylko siłę. (...)
Stryj ją ma za kobietę, a to dziecko!”322
W Strasznym dziaduniu sąsiadka Hieronima już samym swoim wyglądem i zachowaniem
się przypominała studentkę.
„I ta, co stanęła przed nim, była piękną dwudziestoletnią dziewczyną, z krótko obciętym
włosem, binoklami na nosie i piórem za uchem.
Słuszna, zgrabna, smagłej cery brunetka o wyzywającym, śmiałym spojrzeniu, o
lekceważącym wyrazie twarzy. Studentka – miała wypisane na czole.”323
319 Maria Rodziewiczówna Kądziel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 71 320 Tamże, s. 72 321 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957, s. 57 322 Tamże, s. 102 323 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, s. 76
93
Była towarzyską osobą, w jej pokoju często odbywały się spotkania młodzieży. Lubiła
wesoło spędzać czas, a przy tym nie myślała o zamęściu.
W Dewajtisie do nauki ciągnęło Hankę Czertwan. Miała na to nawet ojcowskie pozwolenie i
błogosławieństwo. Jednak matka nie pozwoliła na jej edukację.
„ - No to pan jej nie pozna. Cień został! Pomimo pozwolenia ojca matka słyszeć nawet nie
chce o jej naukach. Skonfiskowała jej pieniądze, rządzi sama folwarkiem, jej każe pracować w
spiżarni i oborze. Nie mogąc sama poradzić, Hanka wezwała mnie na ratunek.”324
Leonka Brzezówna z Kwiatu lotosu miała szczególny dar do nauki.
„Rzadko ją pytano wprawdzie, ale zawsze o najcięższe przedmioty. Była pierwszą w klasie,
rozumiała, co to znaczy, i raz zająwszy pierwsze miejsce, pozostawała.”325
Była bardzo ambitną osobą. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich musiała uczyć się było to
niemałym wyczynem. Uczyła się w spiekocie, przy matczynym gderaniu, kiedy po mieszkaniu
ciągle ktoś się kręcił. Jej obowiązki nie ograniczały się też do nauki. Wstawała bardzo wcześnie i
biegła do gimnazjum, po lekcjach dawała korepetycje, w domu pomagała matce przepisywać
różnego rodzaju dokumenty, musiała też zaopiekować się lokatorami. Spała byle gdzie i byle jak.
Zbyt ostry tryb życia negatywnie odbił się na jej zdrowiu. Przeszła bardzo poważną chorobę.
Zdołała jednak skończyć studia i zdobyć patent lekarza.
Trzeba tu też zaznaczyć, że nie wszyscy mężczyźni zachowywali się jednakowo wobec
kobiet. Większość uważała kobiety za rzeczy, dodatek do swoich majątków i bogactw. Nie
przeszkadzało im to oddawać w ręce tychże kobiet zarząd domu i gospodarstwa. Byli jednak i tacy,
którzy widzieli w kobietach ludzi, co było ważne przynajmniej dla części tych kobiet.
„ - Pani jest człowiekiem.
- Właśnie tegom chciała. To moje marzenie dla kobiety. Nie niewolnica i nie zabawka, i nie
dziecko!(...)”326
Byli też i tacy mężczyźni, którzy uważali kobiety za równe sobie, czego nie uważali za
ujmę, skoro płeć nie odgrywa żadnej roli w pracy, bo jak powiedział jeden z bohaterów powieści
Na wyżynach: „na robocie zaś każdą uważam za koleżankę i towarzyszkę pracy, równą mi we
wszystkim.”327
Podobnie mężczyźni wyrażają się o kobietach w Ragnarök:
324 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 46 325 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990,s. 31 326 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T 2, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905,s.155 327 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, Wrocławska oficyna wydawnicza Astrun, Wrocław 1991, s. 109
94
„ - My traktujemy naszą Jaśkę jak młodszego kolegę i towarzysza. Nie dama ona, ale
człowiek, i nie pojęłaby pana światowej grzeczności.(...)”328
Czasami w takich kobietach również kochano się, chociaż niektórym mężczyznom trudno
było zrozumieć fakt, że nawet ktoś tak bardzo różny od mężczyzny jak kobieta również zasługuje
na względy. Ostatecznie również kobietom przyznano duszę.
„ - Ależ ja jestem kobietą i pan mi przyznaje duszę? Opamiętaj się pan!
- Bywają cielęta z dwiema głowami, dlaczego nie ma być kobiety z duszą? Natura czasem
tworzy dziwolągi, żeby jej nie posądzono, iż w pomysłach się wyczerpała. Pani niech to w dumę
nie wbija. Ma pani duszę, ale ją pani zmarnuje.(...)”329
Było to prawdziwym anachronizmem, ale kobiety walczyły właśnie o takie ich traktowanie.
Żadnej nie chciało się być traktowaną jak sprzęt, bo czuły się ludźmi. I takie poglądy popierała
Rodziewiczówna. A w opowiadaniu Ciotka autorka wykpiła kobiety, które nazywały siebie
feministkami, walczącymi o równouprawnienie kobiet. Bo takie kobiety tak naprawdę nie do końca
wierzyły w powołanie, któremu służyły. Ich hasła, które tak zażarcie wykrzykiwały na swych
zebraniach zostały tylko słowami nie wcielanymi w życie. Nie szerzono ich też wśród szerszego
grona, albo były rozumiane na opak, bo kobiety nie potrafiły dojść do wspólnego mianownika.
„ - Słyszycie to i milczycie – wy, co walczycie dla kobiet o równe prawa. Toć one ciskają
wam obelgę, toć nie mężczyźni, ale one ideę wam podkopują.(...)
A oto ja wam powiadam, że jałowa będzie wasza praca i próżny wasz zapał, póki tych nie
uczynicie ludźmi!”330
W kręgu znajomych Rodziewiczówny było niemało kobiet, które popierały ruchy
feministyczne i dlatego można było o to samo posądzić autorkę wyżej wymienionych powieści.
Julia Kisielewska na przykład tak mówi w swoim referacie poświęconym jubileuszowi twórczości
pisarskiej Rodziewiczówny:
„(…) Nam zastanowić się należy, w jaki sposób pisma Rodziewiczówny przyczyniły się do
spopularyzowania idei emancypacji kobiet w najmniej na te hasła wrażliwych, w najbardziej
opornych środowiskach.(…)”331
Na początku tegoż referatu autorka odwołuje się do trudnych początków ruchów kobiecych.
„Jakie były początki naszego ruchu kobiecego, z jakiemi trudnościami walczyły pierwsze
pionierki, mając przeciw sobie przesądy, niechęć większości społeczeństwa i własne
328 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 64 329 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd 2, Kraków 1988, s. 79 330 Maria Rodziewiczówna Ciotka [w:] Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-Poznań, s. 130 331 Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr jubileuszowy 13 czerwca 1911r. (wydanie książkowe), s.15
95
niedoświadczenie, jak ofiarne i niezmordowane w służbie dla idei musiały być te kobiety, torujące
drogę zastępom do źródeł nauki i warsztatów poważnej pracy, (…).”332
Rodziewiczówna nie dała w swych powieściach odpowiedzi jaka kobieta jest albo może być
ideałem, bo kobiety w jej utworach są bardzo różne. Jednak pisarka ceniła osoby pracowite,
wykształcone, otwarte na świat i na innego człowieka, szczere. Autorka Kądzieli nigdy nie oceniała
innych według tego, jak wyglądają, a jaki typ człowieka sobą reprezentują, co mają do
powiedzenia. Szanowała kobiety odważne, potrafiące stawić czoło przeciwnościom losu i radzić w
każdej sytuacji życiowej.
332 Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr jubileuszowy 13 czerwca 1911r. (wydanie książkowe), s. 18
96
Co mężczyźni myśleli i mówili o kobietach w utworach Marii Rodziewiczówny?
Kobietom od zawsze zależało na tym co o nich samych, ich wyglądzie myślą i mówią inni,
szczególnie mężczyźni.
W utworach Rodziewiczówny główne bohaterki mają za nic to, co się o nich mówi, a
jednak mężczyźni na stronicach tychże powieści swoje zdanie o płci przeciwnej. Wypowiedzi te
nie są jednoznaczne i nie zawsze niestety pochlebne. Różnie są też odbierane tak przez same
kobiety, jak i innych mężczyzn.
Tak na przykład w Kwiecie Lotosu dialog między Rafałem Radwanem,a Adamem
Lachnickim pokazuje dwie skrajne postawy wobec kobiet:
„ – Tą małą? Zajęła mnie i badałem. Żeby nie była kobietą, może by z niej co było, ale
kobieta – nędza!
Machnął lekceważąco ręką.
- Cóż to ma znaczyć? Mogą być niepospolite kobiety, jak niepospolici mężczyźni. Przecie
im się nie zaprzecza duszy i rozumu.
- Po pierwsze: dusza jest to także określenie z bajek Szacherezady, a co do rozumu kobiet,
najrozumniejsza ma go trochę więcej od kury.
- A panna Leonia?
- Panna Leonia jest jeszcze dzieckiem. U kobiet okres myślenia kończy się z epoką
rozwinięcia; potem jest to tylko rzecz i basta!
- Mówisz jak ślepy o kolorach. Twoje kobiety są właśnie istotami z bajek Szacherezady.
Szczęściem, że teraz takich nie ma, a inne są nie równe nam, ale wyższe od nas.
- Chytrzejsze i sprytniejsze! To przymiot płci żeńskiej w całej przyrodzie. Wynik logiczny
potrzeb.”333
Rafał należy do takich, którzy wyrażają się o kobietach z nieukrywana wzgardą, uważają, że
są lepsi od kobiet, a kobiety są według nich bezduszne, złe i winne wszystkich nieszczęść na ziemi.
Tacy mężczyźni czują się panami, którzy mogą traktować kobietę jako swoją własność i rzucić ją,
kiedy się im znudzi lub znajdą inną. Tak oto Andrzej Sanicki we Wrzosie pomstuje na swoją
kochankę Celinę, która go rzuciła:
„ – Kobiety są stworzone na katów – rzekł wreszcie.
- Racja – kochać naprawdę umieją tylko swoje dzieci, zresztą szał i okrucieństwo.
333 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 29-30
97
- I fałsz. W tym są mistrzynie. Boże, jak ja ją ubóstwiałem, jak wierzyłem. Za to mnie
zabiła!”334
Szczególnie ”miłym” wobec kobiet był piękny Wiktor z powieści Jaskólczym szlakiem.
Wystarczy przytoczyć chociażby jeden cytat, żeby zrozumieć jego myślenie i postrzeganie kobiet:
„ – Kobiety! – zaśmiał się Kostuś. – A gdzie ich nie ma? I tu ich nie brak.
- At, śmiecie! – skrzywił się piękny Wikor. – Znam już je wszystkie nadto dokładnie.”335
Podobnie o płci przeciwnej wyraża się Olszyc w Strasznym dziaduniu:
„ – Ach, panie! – rzekł Olszyc z cynicznym grymasem. – Dlatego to pan dostał tam czarnej
polewki! Kobiety nie znoszą delikatności, lubią być poniwierane. Im je lżej traktujesz, tym silniej
się przywiązują.”336
Obaj powyżej wymienieni mężczyźni znani byli z dość łatwego traktowania kobiet, co im
nie przynosiło chluby ani zaszczytów. Podobnie złe zdanie o kobietach ma Krystofor z Szarego
prochu:
„ – To pewnie, ale i narzeczona nudzi po mnie.
- Wierzysz w kobiecą naturę? Byle gach ją pocieszy...
- Ty wszystkie wedle Magdalenki cenisz.
- Jednakie one.”337
To tylko z powodu zdrady kochanki.
Również Dobrzecki przekłada samotność nad towarzystwo kobiet i dlatego nigdy nie ożenił
się:
„ – Dobrześ zrobił, żeś się jej pozbył, jeśliś człowiek stateczny i pracowity. Kobieta,
młodzieńcze, to katarynka, co ci rzępoli pod oknem wtedy, gdyś najbardziej zajęty; to skrobanie
noża po talerzu; to źle wychowany kot, co ci tłucze statki i wazony; to zmora klopot, zguba
człowieka.”338
Zaś hrabia Andrzej w Ragnarök niezbyt pochlebnie wyraża się o kobietachsalonowych,
które tak naprawdę nie mają żadnego pojęcia ani o życiu, ani o zarządzaniu domem:
„ – Wspomniał, że chcą mnie żenić z księżniczką Różą. Odpisałem, że nie uznaję kobiet
wychowanych u wizytek, znających tylko salony, umiejących tylko się bawić i męża łapać,
piszących tylko po francusku, na ulicę wychodzących z Angielką i nie mających żadnego fachu.
334 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 146 335 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 118 336 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 96 337 Maria Rodziewiczówna Szary proch, s. 116 338 Maria Rodziewiczowna Farsa panny Heni, s. 31-32
98
(...) Nie mogę się żenić z Hildą ani z żadną inną, mam wstręt do kobiet. Najlepsza ma wpływ
ujemny.”339
Tak samo wykształcone kobiety ceni Kazio z Kądzieli i dlatego popiera dążenia Stasi do
wyższego wykształcenia. Pomaga jej jak może.
W podobny sposób do ożenku odnosił się Stach Bychowski z noweli Nad program i to
właśnie z powodu kobiet i w taki oto sposób wyraża się o „pochodni” małżeństwa:
„ – Ja? Także gadanie! Kto ją raz w życiu zapalił, po to tylko, żeby z chorą żoną objechać
wszystkie bady, kto ją pomimo to stracił, został z dwojgiem dzieci i gwoli ich wychowaniu ma w
domu dwie ciotki, bratową i siostrę niezamężną, ten mój kochany nie tylko nie zapala, ale pogasiłby
wszelkie pochodnie, w których kobiety biorą współudział. ”340
Ustami Bychowskiego przemawia mężczyzna, który uważa się za roztropnego i
przezornego, ale tak naprawdę boi się odpowiedzialności i niewygody, bo jest zbyt leniwy i
zastygły w życiu, które prowadził dotychczas. Schemat, który przedstawił, mógł podpatrzeć u
sąsiadów i znajomych i to go mogło ostatecznie zniechęcić do ożenku, nie chce tylko do tego
przyznać się i woli całą winę zwalić na kobiety.
W Gnieździe Białozora wyrażone są wręcz rasistowskie poglądy, kiedy jeden z bohaterów
mówi o kobietach rasy czarnej:
„ – (...) Kobiet wcale nie ma, boć nie można rachować Murzynek – cuchnących gorzej tego
mydła, kiedy się w kotłach skwierczy.”341
Są też i tacy mężczyźni, którzy zaprzeczają temu, że kobiety mają rozum i mówią im o tym
wprost, jak to zrobił Marek Czertwan:
„ – (...) Ty tego nie rozumiesz, boś mała i kobieta.”342
Zupełnie inaczej mówi o tym Clark Marwitz. Wychowany w Ameryce zupełnie inaczej
ustosunkowuje się do kobiety niż zaściankowa szlachta i chłopi na Litwie, których poglądy na
niektóre sprawy nie zmieniały się od wieków. Słusznie przyznaje kobietom rozsądek, podkreśla
tylko inność myślenia kobiet i mężczyzn:
„ – Ty Izy jesteś bardzo praktyczna i rozsądna, ale masz jeden błąd: nie lubisz powolnego
rozumowania! (...)”343
339 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s.155 340 Maria Rodzieiwczówna Nad program [w:] Jazon Bobrowski, Warszawa 1992,s. 111 341 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, s. 117 342 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 41 343 Tamże, s. 120
99
Jeżeli zaś mamy mówić o kobiecym pięknie, to ono jest bardzo różnie rozumiane w
wyższych sferach i wśród chłopów, którzy w taki sposób omawiają wygląd nowo przybyłej kobiety
z miasta:
„ – Niczego sobie, taka chuderlawa i biała, jak pany lubią. Co ona będzie w Ługach robić?
- Panować tobie, zobaczysz! Ja bym jej taki na moją panienkę nie handlował. Kraski nie ma,
trusliwa, drepcze jak indyczka, miastowe jakieś heho. Tyle to u nas na ziemi warte, co pajęczyna po
kątach! Niby to nic, a tego ani prząść, ani tym szyć, takie to śmiecie.”344
Alei i inni nie byli zbyt pochlebni:
„ – Słowo daję. Z naszych pań można robić wystawę koczkodanów.(...)”345
Są to słowa Filipa Prowicza z noweli Jazon Bobrowski.
Byli też tacy mężczyźni, którzy dla okazania swej niechęci anonimowo układają niezbyt
dowcipne rymowanki i wypisują je na drzwiach mieszkań, jak to zrobiono pani Brzezowej z Kwiatu
lotosu.
„Pani Brzezowa
Sądowa wdowa,
Panna Brzezina
Cudna dziewczyna,
Kto mi nie wierzy
Niech w dzwon uderzy.”346
W powieściach Rodziewiczówny pojawiają się również tacy mężczyźni, którzy unikali
kobiet, bo w ich przekonaniu „Kobieta daje mężczyźnie tchórzostwo i słabość. (...)”347
Nie był to jednak podstawowy pretekst do takiego traktowania kobiet. Po prostu niektórzy
nie znali kobiet, inni się ich bali, czuli się wobec nich nieswojo, nie wiedzieli jak się maja zachować
i dlatego woleli ich unikać, najwyżej zachować przyjacielskie stosunki i nie zawierać z nimi
przyjaźni, ani bliższych znajomości.
„ – Bredzisz? Po pierwsze: jak ognia zawsze bałem się kobiet, a po drugie: jeśli mężczyznę
oszuka kobieta, ano, to choć najlepszy jego przyjaciel przez życzliwość, a znajomi przez
grzeczność powiedzą, że on nieszczęśliwy; (...).”348
Kobiety kpiły z takiego do nich uprzedzenia, bo widziały, że mężczyźni tak naprawdę pod
maską silnych ludzi próbowali ukryć strach przed nieznanym, a kobiet obawiali się dlatego, że te
344 Maria Rodziewiczówna Czahary, s. 162 345 Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, Warszawa 1992, s. 15 346 Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, Warszawa 1990, s. 4 347 Maria Rodziewiczówna Czarny bóg [w:] Farsa panny Heni, s. 154 348 Maria Rodziewiczówna Filantrop [w:] Jazon Bobrowski, s. 159
100
zaczęły sięgać po nieznane dotychczas dla nich dziedziny nauki, tak skrzętnie dotychczas przed
nimi ukrywane, a dostępne przedtem tylko mężczyznom. Teraz kobiety stały się poważnym
zagrożeniem dla mężczyzn, gdyż wraz z posiadaną wiedzą zaczęły też zagrażać stanowiskom, które
zajmowali dotąd niepodzielnie mężczyźni.
„ – Nigdy kobiet! – zaśmiała się. – Czy to przez kult dla cnoty czystości?
- Nie, pani. Można mieć zdanie o tym tylko, co się zna. Kobiet się nie boję. Tout
simplement – nie chcę ich.”349
Tak naśmiewała się Willa Mora w Ragnarök z Romana Niemirycza.
Jak widać mężczyźni przyznawali się do tego, że boją się kobiet, albo, że je nie znają i nie
chcą. Oczywiście, że ci sami mężczyźni nie robili nic, żeby taką sytuację zmienić. Nie chodzi o to,
żeby nagle zaczęli żenić się, ale nie starali się kobiety zrozumieć, poznać chociażby z innej strony
niż dotuchczas. Mieli wyrobione zdanie przez opowiadania znajomych, przyjaciół, sąsiadów, to, co
widzieli na ulicy lub w salonach. Nie wiedzieli więc, że na to jaką jest kobieta złożyło się wiele
różnych aspektów i że kobiety nie zawsze są takie, jakimi je można zobaczyć, bo inni widzą je
takimi, jakimi one same chcą być widziane. Do poznania prawdziwej kobiecej natury potrzebny jest
niemały wysiłek intelektualny i znajomość kobiecej psychologii, a z powyższych wypowiedzi
wynika, że mężczyźni jednak wolą spokój i współczucie innych ludzi. Nie umieją, albo nie chcą
zrozumieć płci przeciwnej.
W pewnym też momencie rozgoryczony Hieronim w Strasznym dziaduniu przyrównuje
kobiety do kóz:
„ – Kobieta i koza wszędzie się wciśnie dziadku – rzekł kapryśnie chłopiec. – Gatunki to
bardzo podobne, wszystko ogryzą, popsują, zawsze je znajdziesz w szkodzie. Że też dziad to znosić
możesz.”350
Tutaj jego wypowiedź jest pełna goryczy, gdyż został odrzucony przez kobietę, która tak
naprawdę nie była warta jego miłości, bo wolała wesoło spędzać czas, mieć kochanków, nie była
zdolna do poświęceń, a on ją pokochał. Oprócz tego nie odnalazł Bronki, której wszystko oddał i
która była jego oczkiem w głowie. Była to dziewczynka, którą znalazł w czasie powodzi w czasie
swych wakacji i którą zabrał ze sobą do miasta, kształcił, hodował, odmawiał sobie z jej powodu
różnych drobnych przyjemności, ale która sprawiała mu wiele radości. Po jej zniknięciu poczuł
wokół siebie pustkę, którą nie mógł niczym zapełnić.
349 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Kraków 1988, s. 23 350 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 138
101
Jednak nie wszystkie wypowiedzi mężczyzn są aż tak złe, bo są i tacy mężczyźni, którzy o
kobietach mówili z szacunkiem i bronili ich cnoty przed zarozumialcami. Na przykład Rosomak w
Lecie leśnych ludzi tak oto mówi o kobietach:
„ – Tak, miałem żonę i matkę! Obedwie zmarły, ale żyją w mej duszy czczone i bardzo
umiłowane. Dlatego dziwię się, gdy kto lekko o tych rzeczach mówi i w ogóle rozmawia i równie
mi dziwne, gdy słyszę wyrażenie: baba, babskie. Zdaje mi się, że tacy nie pamiętają, kim jest
matka, siostra, żona, albo są nieszczęśliwcami, którzy tych trzech rodzajów istot najświętszych nie
mogli kochać ni szanować.”351
Podobnie wobec kobiet odnosi się Hieronim ze Strasznego dziadunia.
„ – Kochankiem pani być nie chcę, bobym przez to okazał, że siebie przenoszę nad ciebie.
Nie zejdę do poziomu Olszyca!”352
Z tak pozytywnymi zdaniami różnie bywa. Są to wypowiedzi, w których ich autorzy
sprzeciwiają się temu, co o płci przeciwnej było powiedziane powyżej. Emanuje z nich zachwyt nad
kobietami.
„ – Ty, bracie, co anioła masz w domu, wiesz jaką podnietą jest obraz kobiety, do jakich
poświęceń wzniesie, jakim bohaterstwem natchnie!
O, błogosławione niech będą za szczęście człowiecze!”353
I jakby dziwią sie faktowi, że „(...) kobieta nas wiąże i to także niezwykłe, bo przecie one
zawsze kłócą.(...)”354
Są też mężczyźni, którzy muszą dojrzeć do tego, by móc docenić i ocenić pozytywnie
kobietę. Do takich należał na przykład hrabia Wentzel z Między ustami a brzegiem pucharu.
Wiadomo, że ludzi ocenia się przede wszystkim według tych osób, z którymi miało się do
czynienia. Tak samo było i w jego przypadku. Początkowo, mieszkając w Niemczech zadawał się z
kobietami lekkich obyczajów i był przyzwyczajony do konkretnego zachowania się wobec kobiet,
lecz kiedy stawił się na wezwanie babci do Polski, zetknął się z zupełnie innym, dotąd mu
nieznanym, typem kobiet – poważnych, dumnych, niedostępnych, które nie pozwalały na
zachowanie się wobec nich w sposób lekki i lekceważący. Tak oto porównywał je:
„ (...) Pan nie zna Niemek. Po nich siostra pańska – to antypody.”355
Początkowo wszystkie kobiety są dla niego jednakowe:
„ – Nie uważałem. One tu wszystkie dziwnie do siebie podobne. Różowe, białe...”356
351 Maria Rodziewiczówna Lato leśnych ludzi, wyd. Prószyński i s-ka, Kraków b.r., s. 140 352 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 95 353 Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, s. 26 354 Maria Rodziewiczówna Ragnarök, s. 151 355 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Warszawa 1987, s. 79
102
Konstanty Jamont z Jaskólczym szlakiem, wychowany za granicą, tak jak i Clark Marwitz,
kobiety stawia na równi z mężczyznami.
„ – Ach, więc równouprawniasz i kobiety!
- A jakże. Bądźmy logiczni, uważamy je za słabsze, a dajemy mniej niż silniejszym.”357
Są też wypowiedzi (oczywiście włożone w usta mężczyzn), które mogłyby stać się
sentencjami o kobietach. Niektóre z tych wypowiedzi są nawet bardzo ciekawe. Przytoczę może
niektóre z nich, jak na przykład:
„ – (...) Skaranie Boże z dziećmi i kobietami!...”358
„ – A tak! Używają kobietki i w mowie, i w stroju, i obyczaju.”359
„ – (...) Kobiety strasznie zabijają spryt w człowieku (...).”360
„ – (...) Kobieta, jak zła, żadnego nie ma taktu.”361
„ – Wiadomo, babę latem trzeba głaskać! – zdecydował Sydor.”362
„ – (...) Nie, babski rozum wart niucha tabaki.”363
„ – Takie panny ze wsi, są zwykle karmione czarnym chlebem i... cnotami. (...)”364
„ – Dowodzenie kobiecie kończy się zawsze ukrytym ja.”365
„ – (...); - ja lubię, ale to bardzo lubię kobietki, alem ich nigdy serio nie traktował, bo tego
nie warte. (...) ”366
„Żadna logika nie przekona rozżalonej, biednej kobiety.”367
„ – Kobiety zwykle lepiej od mężczyzn pamiętają o drobiazgach. (...)”368
„ – (...) Zresztą kobieta, jeśli nie kocha przed ślubem, pokocha potem.”369
„ – Masz pani słuszność. Kobiety są od nas dużo chytrzejsze i zręczniejsze.”370
„ – Wszystkie klucze powinny być w rękach kobiecych, to ich symbol!(...)”371
„ – (...) Wy, kobiety, macie wyobrażenie i frazesy z poezji i romansów.(...)”372
„ – Złość w pannie ukryta pod siedmiu zamkami dopiero się po ślubie okaże.(...)”373 356 Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Warszawa 1987, s. 25 357 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 128 358 Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989, s. 256 359 Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, s. 60 360 Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972, s. 33 361 Maria Rodziewiczówna Magnat, Warszawa 1990, s. 132 362 Maria Rodziewiczówna Hrywda, s. 128 363 Tamże, s. 168 364 Maria Rodziewiczówna Wrzos, Kraków 1991, s. 10-11 365 Tamże, s. 133 366 Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, s.180 367 Maria Rodziewiczówna Na wyżynach, s. 137 368 Tamże, s. 253 369 Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, s. 147 370 Tamże, s. 164 371 Tamże, s. 271 372 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T. 1, s. 103
103
„ – (...) Kobiety mają duszę chociażby z tej racji, że rozumieją ją w drugich, (...).”374
Wynika z tego, że przynajmniej niektórzy mężczyźni myśleli o kobietach jak o słabszych
istotach i starali się im pomóc, a przynajmniej szanowali je. Mimo to te same kobiety stały się
rywalkami mężczyzn, ponieważ skoro już zasmakowały edukacji uniwersyteckiej i zaczęły same na
siebie zarabiać, to mogły z czasem również wkroczyć i do polityki, i do innych dziedzin, które
dotąd były zarezerwowane wyłącznie i bezwarunkowo dla mężczyzn. Bano się też może, że wraz z
posiadaną wiedzą kobiety staną się nie tylko potężniejsze, ale też utracą pierwiastek kobiecości,
coś, czym trzymały przy sobie mężczyzn.
Nowela Czarny chleb jest hymnem ku chwale kobiet: matek i żon. Zwykły chłop dostrzega
w kobiecie nie zło, ale mądrość, dobroć, pracowitość i czułość. Przyznaje też, że kobieta potrafi być
bardziej zaradna od mężczyzny, docenia jej pracę i poświęcenie. A swoimi przemyśleniami dzieli
się z młodym paniczem. Bo złe kobiety nie są warte szacunku, takie szkodzą tylko sobie, zaś na
dobrą trzeba zasłużyć i umieć ją zauważyć wśród innych.
Pisarka na pewno nie odzwierciedla dokładnie tego, co współcześni jej mężczyźni myśleli o
kobietach. A jednak, jak już to wspomniałam, Rodziewiczówna była dobrą obserwatorką i znała się
na ludzkiej psychice. Miała też rozległe znajomości i wiele męskich zachowań mogła zauważyć.
Uważam, że mężczyźni nie kryli się ze swym zdaniem o kobietach. Tego, o czym nie wiedziała,
mogła domyślić się.
373 Maria Rodziewiczówna Klejnot, T. 2, s. 11 374 Maria Rodziewiczówna Jerychonka, s. 46
104
O imionach w utworach Marii Rodziewiczówny
Ogółem w utworach Rodziewiczówny występuje 168 różnych imion, z czego 94 są to
męskie imiona i 74 kobiece. Jako że tematem mojej pracy są kobiety, skupię się więc na tych
imionach.
Najczęściej występującym kobiecym imieniem w utworach Rodziewiczówny jest Maria (12
razy). Autorka używa go w bardzo różnych formach: Maria, Marynka, Marynia, Maniucha. W ten
sposób wyraża swój stosunek emocjonalny do danej postaci, a jednocześnie jakby stara się oddać w
nim charakter danej kobiety lub dziewczyny. Podobnie postępuje odnośnie innych imion. O postaci,
która ma być poważna, albo pochodząca z wyższych sfer pisarka mówi pełnym imieniem, zaś w
stosunku do kogoś swawolnego, płochego, emocjonalnego używa zdrobnień.
Skupię się teraz na tłumaczeniu znaczenia imion.
Imię Maria pochodzi ze zgrecyzowanego hebrajskiego Mirjam, Marjam. Etymologicznie
imię to łączy się z akadyjskim mariām – napawa radością. W greckiej wersji Nowego Testamentu
występuje forma Mariám.
Należy także dodać, że etymologia tego imienia nie jest pewna. Na temat jego pochodzenia
wypracowano wiele hipotez. Jedni wyprowadzają je od mara – być tłustym, a w dalszym znaczeniu
– być pięknym. Inni wywodzą je od egipskiego meri-jam i tłumaczą – ukochana przez Jahwe,
ukochana przez Boga lub miłująca Boga. Według Hieronima imię to znaczy – pani. Jeszcze inni
wywodzą je od czasownika rawah, który znaczy poić i sądzą, że imię to oznacza – napawająca
radością, przyczyna naszej radości.375
Marie cechuje doskonałość, mistrzostwo i wszelkie osiągnięcia, daleko wykraczające poza
to, co zwykłe i pospolite. Pociąga je wszystko, co tajemnicze. Mają rozwinięta intuicję. Są przy tym
wnikliwe i starają się zawsze dotrzeć do istoty problemu. Do życiowych zadań podchodzą w sposób
perfekcyjny i często innym ludziom stawiają wysokie wymagania. Są wymagające, ale opiekuńcze,
uczuciowe. Oddane życiu rodzinnemu, ale i wiele żądające od tych, których kochają. Cenią sobie
wysoką jakość życia, także w sensie materialnym, ale nie pozwalają się "wciągnąć" w wyścig po
pieniądze.376
Ta charakterystyka całkowicie pasuje do Marii występującuch w utworach Rodziewiczówny.
Pewnym odstępstwem jest panna Maria z Joan VIII, 1-12. Jest ona na wskroś materialistką, ale
chyba nie jest temu winna, ponieważ taką zrobiło ją społeczeństwo, w którym żyła. 375 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Maria&litera=M&jacy=all 376 http://www.imiona.listonosz.net/?q=maria
105
Inna Maria z tej samej powieści, którą nazywano Maniuchą, była całkowitym jej
przeciwieństwem. Wychowywana była w biedzie. Od najmłodszych lat, jak już tylko zaczęła
chodzić, zaczęła pomagać swemu opiekunowi w różnych drobnych pracach. Kiedy zaś trochę
podrosła jej jedyną myślą było zarobić na życie. Jednocześnie bardzo dowierzała innym ludziom i
przez to wykorzystano ją.
Panna Maria Kazimierowna z Anima Vilis na początku jest oschła, zimna, ale jednocześnie
nie interesują ją pieniądze co nie przeszkadza jej pomagać ojcu w księgowości, ale to uważa
bardziej za rozrywkę niż pracę, przy której może zapomnieć o śmierci brata, o surowości klimatu
syberyjskiego i nie dopuszczać do siebie marzeń o innym życiu i innym świecie.
Częstotliwość występowania innych imion jest mniejsza. Imię Barbara występuje 4 razy;
Hanna, Jadwiga, Teresa oraz Zofia występują po 3 razy; 22 imiona pojawiają się po 2 razy,
pozostałe (46 imion) po jednym razie. Skupię się więc na imionach głównych bohaterek.
Główną bohaterką Czaharów jest Zośka Janicka.
Jest to imię pochodzenia greckiego. W funkcji imienia własnego występuje tu rzeczownik
pospolity sophía – mądrość. Na gruncie chrześcijańskim imię zawiera aluzję do mądrości Boga.377
Zofie są wrażliwe na wszelkie wartości, obdarzone bystrym okiem i przenikliwym
umysłem. Są uwrażliwione na pewne subtelne szczegóły tego świata, które dla większości ludzi są
wręcz niedostrzegalne. Mają naturalny talent wnikliwych psychologów. Trudno jest na nie wpływać
i przekonywać do czegoś, do czego same nie mają przekonania. Zofie wiedzą swoje i cenią sobie
własne zdanie. Nie należą do osób, które łatwo pozwalają sobą kierować. Są przy tym wolne od
małostkowości, od złośliwości czy podejrzeń. Do wielu spraw, które dla innych są przykre,
podchodzą z czystym umysłem. W swoich życiowych wyborach rzadko popełniają omyłki, gdyż
chroni je przed tym ostrożność połączona ze zdrowym rozsądkiem.378
I właśnie taka jest Zośka Rodziewiczówny. Nie dawała sobą manipulować. Potrafiła
milczeć, ale po śmierci ojca stanowczo zażądała u braci wydania dla niej jej części majątku.
Dokładnie wiedziała na co stać jej braci, ale wytrwale trzymała sie swego i zostało jej to odpłacone.
Nie dała się przekupić roczną rentą, którą jej proponowano, starała się jeszcze pomóc siostrze, oraz
starszemu bratu, który podobnie jak ona opuścił dom rodzinny, aby żyć własnym kosztem, i z
którym miała zawsze najlepsze stosunki.
377 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Zofia&litera=Z&jacy=all 378 http://www.imiona.listonosz.net/?q=zofia
106
Bronisława - imię żeńskie pochodzenia słowiańskiego utworzone od imienia męskiego
Bronisław. W pierwszym członie imię to zawiera element broni-, który pochodzi od słowa bronić, a
w drugim rzeczownik -sława.379
To imię jest słowiańskie, a znaczy tyle co bronić swojej dobrej sławy. Czynili to z dużym
skutkiem słowiańscy rycerze noszący dumnie to imię. Kobiety Bronisławy nie troszczą się o swą
sławę. Gadatliwa, plotkarska, lubi komfort życia za wszelką cenę. Przy tym posiada umysł twórczy,
który wsparty dużą siłą witalną, przynosi dobre efekty. Posiada zdolności organizatorskie, potrafi
przeanalizować zjawiska i tak nimi pokierować, by przyniosły rezultat. Jest miła, zbyt nie można na
niej polegać, lubi gry.380
To imię noszą dwie bohaterki utworów Rodziewiczówny – Bronia ze Strasznego dziadunia i
Bronka z Floriana z Wielkiej Hłuszy. O Broni w Strasznym dziaduniu niewiele się mówi, bo cała
akcja kręci się wokół głównego bohatera – Hieronima Białopiotrowicza. Autorka tylko informuje
nas jaka ona była na początku utworu, jak się zmieniła pod wpływem opieki Hieronima i jak
wyglądała w końcu, po kilku latach. Ale to tylko ze strony fizycznej, ani o jej charakterze, ani o
psychice autorka nic nie wspomina.
Natomiast Bronka z Floriana z Wielkiej Hłuszy całkowicie odpowiada temu opisowi. Co
prawda pomaga dziadkom utrzymać ziemię, zajmować się gospodarstwem podczas wojny i mimo
iż poszła na to dobrowolnie to narzeka na brak rozrywek, na harówkę, na byt zwierzęcy i na
warunki niegodne człowieka. Ma ukończone konserwatorium, dlatego brakuje jej muzyki, książek,
rozmów na wysokim poziomie, a nie tylko o gospodarstwie.
Barbara - imię to może mieć etymologię grecką lub łacińską. Mianowicie grecki
przymiotnik bárbaros znaczy tyle co nie mówiący po grecku, niekulturalny, barbarzyński. Jako
określenie innych ludów to słowo przejęli Rzymianie. Użyte jako rzeczownik bárbaros oznaczało
każdego cudzoziemca. Tak więc Barbara to po prostu cudzoziemka. Mamy także poświadczoną
męską formę tego imienia Barbarus.381
Barbara jest uczuciowa, spokojna, niezależna. Interesuje się sztuką i życiem towarzyskim,
ale przyzwyczajona jest do wygód. Typ kobiety niezależnej, pewnej siebie i do perfekcji
szlachetnej. Zawsze pozostaje lojalna wobec przełożonych, wierna swym życiowym zasadom,
ciągle poszukująca dobrych rozwiązań trudnych spraw życiowych. Lubi poznawać inne kraje, toteż
379 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=618&litera=B&jacy=all 380 Tamże 381 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=83&litera=B&jacy=all
107
dużo czyta i podróżuje. Posiada talent artystyczny, który musi być odkryty przez inną osobę. Jest
wzorową matką i dobrą przyjaciółką męża. Bardzo czuła na krzywdę ludzką.382
Imię Barbara mają u Rodziewiczówny też dwie kobiety: Barbara Barcikowska w powieści
Barcikowscy i niejaka Barbara von Treizner z powieści Barbara Tryźnianka.
Niestety, autorka nic nie pisze o ich talentach. Wiadomo tylko, że Barbara Barcikowska jest
dobrą matką i oddaną żoną. Szczególnie jest wyczulona na krzywdy kraju, surowa patriotka, daleko
widząca osoba.
Natomiast Barbara Tryźnianka to postać prawie mityczna. Co prawda w utworze Barbara
Tryźnianka występuje postać o imieniu von Treizner, ale główny bohater, a z nim i czytelnik, w
końcu dochodzi do wniosku, że tak naprawdę to ta postać nie istnieje, a została wymyślona dla
pokazania przemiany duchowej głównego bohatera.
Jadwiga - jest to imię pochodzenia germańskiego złożone z dwóch członów: hadu- i -wig.
Słowa te miały to samo znaczenie – walka.383 Jadwiga to osoba walki. Osoba z tym imieniem
posiada wiele zalet. Jest dobra dla rodziny, znajomych i bliskich. Szanuje harmonię społeczną, jest
lojalna wobec przełożonych, lubi kierować swe siły na działalność filantropijną. Jeżeli
przedsięwzięcia altruistyczne wiodą się, jest bardzo szczęśliwa, że może służyć drugim. Wiele
czasu poświęca na doskonalenie swojej osobowości, kultury bycia i podnoszenie ogólnego
wykształcenia. Ceni piękną mowę, występuje często jako wspaniała oratorka lub lektorka. Z gruntu
szlachetna osoba, umiejąca się znaleźć się w każdej sytuacji.384
Gdybym miała napisać charakterystykę dla Jadwigi z Między ustami a brzegiem pucharu, to
byłaby ona właśnie taka. Starała się być dobra dla wszystkich, prowadziła w majątku ciotki
świetlicę, gdzie uczyła dzieci pisać, czytać oraz tabliczki mnożenia. Pomagała również chłopom na
różne sposoby, zawsze wiedziała kto i jakiej potrzebuje pomocy i takiej pomocy udzielała: leczyła
chorych, dzieliła zapomogi, odwiedzała sieroty.
Wiktoria - imię wywodzi się od imienia rzymskiej bogini Zwycięstwa, której świątynia
znajdowała się na Palatynie [łac. victoria – zwycięstwo]. 385
Kobieta o tym imieniu jest wszechstronnie utalentowaną osobą zwłaszcza w dziedzinie nauk
humanistycznych. W wielu dziedzinach życia zwycięża, dzięki swej pracowitości, zaparciu w
dążeniu do celu i uporowi, jaki ją cechuje. Jest niewiastą o wielkiej intuicji, ustabilizowanych
przekonaniach religijnych, autorytatywnym charakterze i mocnym postanowieniu służenia
społeczności. Jest tolerancyjna, skłonna uznawać racje innych. Posiada duże umiejętności 382 http://www.imiona.listonosz.net/?q=barbara 383 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=Jadwiga&litera=J&jacy=all 384 http://www.imiona.listonosz.net/?q=jadwiga 385 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?imiona=Wiktoria&litera=W&jacy=all
108
przystosowania się do nowego otoczenia i innych warunków. Wiele przebywa na łonie natury.
Miłość traktuje jako wyższe uczucie. 386
To idealnie pasuje do Wiktorii Brzezowej z Kwiatu lotosu. Na przekór przepowiedniom
Rafała Radwana przeżyła poważny atak udaru mózgu, ukończyła uniwersytet. Kochała Rafała nad
życie, uważała go za swego mistrza. Była bardzo pracowitą, religijną, a po ukończeniu uniwersytetu
wyjechała do małego miasteczka, gdzie pracowała jako lekarz.
Magda jest to w zasadzie spieszczona forma imienia Magdalena. Imię to, znane z literatury
pięknej. Ma duży temperament, bystry umysł, jest impulsywna. Nie znosi rygorów, stałych
obowiązków, regularności.
Magda jest główną postacią w Macierzy. Jest ona prawie taka, jak w powyższym opisie.
Była ona spokojna, wytrwała, a to, co postanowiła spełniała, nie przebierając w środkach. Nie
potrafiła długo usiedzieć w domu, stała w uczuciach, ale nigdy nie zapominała wyrządzonych jej
krzywd. Potrafiła być wdzięczna i tą wdzięczność okazać, szczególnie rozumiała pokrzywdzonych,
bo sama do takich należała.
Rozalia - imię pochodzenia łacińskiego o niejasnym znaczeniu. Pierwszy jego człon
wskazuje na związek z różą (rosa-), drugi natomiast powstał być może pod wpływem imienia
Eulalia, gdzie jednak cząstką słowotwórczą jest -lalia, a nie -alia. Może też być to imię
pochodzenia germańskiego jako odmiana (albo skrócenie) formy Rosalinde, czyli różana tarcza.387
Osoba o tym imieniu jest niezależna, ceni wolność myśli i działania, szuka swobody postępowania.
Jest spokojną, szlachetną, pewną siebie kobietą. Nie chce być zależna od kogokolwiek, chodzi
własnymi ścieżkami, nie potrafi naśladować innych. Zbiera doświadczenia życiowe, które
przekazuje swym dzieciom. Jest dobrą matką, poprawną żoną, wzorową gospodynią. Posiada
uzdolnienia artystyczne, lubi muzykę, plastykę, teatr. Ponad wszystko przekłada modny,
ekstrawagancki ubiór. Chce wszystkim imponować. Nie potrafi być koleżeńska. Lubi zmieniać
przyjaciół, toteż chętnie oddaje się miłostką. Jest bardzo zazdrosna, chorobliwie ciekawa. Lubi
zbierać pochwały, nie znosi uwag o swoim sposobie bycia.
Rozalka z Szarego prochu jest zupełnie inna. Jest poważna, dostojna, spokojna. Co do
ubiorów to poprzestaje na zwykłym ubraniu, nie gania za nowinkami, chociaż jest tylko zwykłą
wiejską dziewczyną. Pochwał nie lubiła, bo uważała, że robi tylko to, co do niej należy.
Ogółem w utworach Rodziewiczówny jest 120 kobiet nazwanych po imieniu.
Są też wypadki kiedy autorka nie ujawnia imienia kobiety, a nazywa ją z nazwiska, lub z
imienia męża, np. Utowiczowa, Filipowa. Takich kobiet jest 26. I zaledwie 18 kobiet ma tak zwane
386 http://strony.aster.pl/zyczenia/znaczenia-imion-zenskich.htm 387 http://www.imiona.net.pl/pokaz.php?id=391&litera=R&jacy=all
109
„przezwiska”. Jest to jednak zupełnie inny temat, który wymaga rozwinięcia w specjalnie temu
poświęconej pracy.
Większość kobiet nie odgrywa w tych utworach jakichś ważnych ról. Są one bardziej tłem
utworu, wątkiem w życiu głównego bohatera, a bazą, tłokiem, spiralą kręcącą akcją powieści jest
mężczyzna.
Jak widzimy Rodziewiczówna najczęściej nie powtarza się przy nadawaniu imion swoim
bohaterom. Te imiona, które występują częściej widocznie były jej ulubionymi.
110
Zakończenie W swojej pracy omówiłam twórczość Rodziewiczówny. Zgodnie z tematem pracy skupiłam
się na postaciach kobiet występujących w jej utworach. Rodziewiczówna jest autorką czterdziestu
utworów, w których występuje 168 kobiet. Wiele z nich nie odgrywa w utworach Rodziewiczówny
w ogóle żadnej roli, a więc przede wszystkim skupiłam się na głównych bohaterkach i na
najbardziej charakterystycznych postaciach występujących w jej twórczości.
Oprócz głównych typów omówiłam również najbardziej charakterystyczne imiona oraz
zawody, jakie wykonywały te kobiety, również znaczenie tytułów utworów i pogląd mężczyzn na
kobiety. Nie mogłam również pominąć tematu emancypacji i edukacji kobiet.
Tematyka poruszana przez Rodziewiczównę jest szersza. Proponowałabym takie oto tematy
związane z tą pisarką:
1. Świat fauny zwierzęcej w twórczości Rodziewiczówny.
2. Franciszkanizm Marii Rodziewiczówny
3. Świętych obcowanie w Tajemniczym medaliku i Dwóch radach
4. Obraz mężczyzn w utworach Rodziewiczówny
5. Ekranizacje powieści M. Rodziewiczówny (Wrzos, Florian z Wielkiej Hłuszy, Między
ustami a brzegiem pucharu)
6. Praca porównawcza: Hrywda M. Rodziewiczówny – Chłopi Wł. S. Reymonta – Miesiące
Mniszkówny
Pisząc pracę zwróciłam też uwagę na wykształcenie pisarki. Z jej życiorysu wiadomo, że
ukończyła zaledwie gimnazjum. Można jednak przypuszczać, że kształciła się później
samodzielnie. Posiadała wiedzę z dziedziny ornitologii i botaniki. Widoczne jest to przede
wszystkim w Lecie leśnych ludzi i kilku obrazkach, ale też i w większych powieściach. Była też
obeznana w mitologii słowiańskiej, greckiej i wschodniej. Orientowała się również w dziedzinie
onomastyki.
Nie można też zapomnieć o pracy w dworku i obowiązkach gospodarskich, bo od
osiemnastego roku życia sama zarządzała rodzinnym majątkiem Hruszowa. Odbiło się to też w jej
twórczości, gdyż większość głównych bohaterek występujących w jej utworach administruje w
swych dworkach. Miała też częstą styczność z chłopami z pobliskich wsi, bo również żywo opisała
ich życie i codzienne obowiązki, jak również wesele na białoruskiej wsi Jednoznacznie można więc
stwierdzić, że pisała o tym, co wiedziała i poznała najlepiej.
111
W twórczości Rodziewiczówny występuje niemało różnych typów ludzi. To, że potrafiła ich
tak dokładnie opisać świadczy o tym, że była dobrą i wnikliwą obserwatorką, wiedziała wiele o
mentalności różnych sfer i nacji. Wobec Żydów, Niemców i Rosjan odnosiła się z uprzedzeniem, co
znalazło odbicie na kartkach jej powieści.
W związku z tym, że pisałam o kobietach, to muszę wyznać, że wraz z pisaniem przybywało
mi pomysłów na opisanie wciąż nowych typów, które odkrywałam po głębszej analizie
przeczytanych utworów.
Analizując materiał krytyczny nie znalazłam w nim odpowiedzi na wszystkie nurtujące
mnie pytania. Miałam wrażenie, że krytycy, pisząc o Marii Rodziewiczównie, kalkują się
wzajemnie, gdyż poglądy ich są zbyt zbieżne, żeby mogły być do końca własne i z wieloma z nich
nie zgadzam się. Przyznam też, że brakowało mi informacji o życiorysie omawianej pisarki. Są
wspomnienia Puzyny i Skirmunttówny, ale dotyczą one ostatniego ćwierćwiecza i dwóch lat życia
pisarki. Ale niewiele wiadomo o wcześniejszym życiu Rodziewiczówny, szczególnie jeżeli chodzi
o dzieciństwo, okres gimnazjalny oraz losy rodzeństwa. Uważam, że jest to ogromna strata,
szczególnie dla tych osób, które żywo interesują się jej twórczością. Mało też jest obiektywnych
opracowań jej twórczości, gdyż krytycy najczęściej nie zostawiali na niej suchej nitki. Tylko
niewielu doceniło jej wkład w polską literaturę przełomu wieków.
Kobiety w twórczości Rodziewiczówny są najczęściej mocnymi osobowościami, które
życiowych wyborów dokonują dobrze przedtem wszystko przemyślawszy. I jeżeli kończą dla
rodziny karierę, to robią tak z własnej woli, a nie dlatego, że tego od nich wymagano. Miłość i
małżeństwo wyzwalały w kobietach ich talenty, z których jednak one rezygnowały poświęcając się
wznioślejszym celom.
Są to osoby ambitne, które mają wiele do zaoferowania innym, a w zamian niczego nie
potrzebują. Są w różnym wieku, mają różne wykształcenie, temperament, charaktery, ale mają
przed sobą jeden cel: chcą, żeby kobiety były traktowane na równi z mężczyznami, żeby miały taki
sam dostęp do wyższych studiów, żeby mogły urzeczywistnić się zawodowo i żeby nie traktowano
je jak niższą rasę.
113
Utwory literackie:
1. Maria Rodziewiczówna Anima Vilis, Warszawa 1957
2. Maria Rodziewiczówna Atma, wydawnictwo ALFA, wyd. 2, Warszawa 1991
3. Maria Rodziewiczówna Barbara Tryźnianka, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991
4. Maria Rodziewiczówna Barcikowscy, wydawnictwo Resovia, Rzeszów 1991
5. Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989
6. Maria Rodziewiczówna Byli i będą, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993
7. Maria Rodziewiczówna Czahary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985
8. Maria Rodziewiczówna Czarny chleb. Opowiadania, Wrocławska oficyna wydawnicza
„Astrum”, Wrocław 1991 (b.m., b.r.)
9. Maria Rodziewiczówna Dewajtis, Kraków 1989
10. Maria Rodziewiczówna Farsa panny Heni, wydawnictwo ALFA, wyd. 5, Warszawa 1991
11. Maria Rodziewiczówna Florian z Wielkiej Hłuszy, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991
12. Maria Rodziewiczówna Gniazdo Białozora, wydawnictwo ALFA, wyd. 2, Warszawa 1991
13. Maria Rodziewiczówna Hrywda, wydawnictwo ALFA, wyd. 6, Warszawa 1991
14. Maria Rodziewiczówna Jaskólczym szlakiem, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,
Warszawa 1957
15. Maria Rodziewiczówna Jazon Bobrowski, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1992
16. Maria Rodziewiczówna Jerychonka, Wydawnictwo Literackie, wyd. 3, Kraków 1988
17. Maria Rodziewiczówna Joan VIII,1-12, Wydawnictwo Literackie, wyd. 3, Kraków 1987
18. Maria Rodziewiczówna Klejnot, Druk Józefa Sikorskiego, Warszawa 1905
19. Maria Rodziewiczówna Kwiat lotosu, wydawnictwo ALFA, wyd. 7, Warszawa 1990
20. Maria Rodziewiczówna Lato leśnych ludzi, wydawnictwo Prószyński i s-ka, Warszawa b.r.
21. Maria Rodziewiczówna Macierz, Wydawnictwo Literackie, wyd. 6, Kraków 1987
22. Maria Rodziewiczówna Magnat, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1990
23. Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu, Wydawnictwo Literackie,
Warszawa 1987
24. Maria Rodziewiczówna Na fali, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1991
25. Maria Rodziewiczówna Na wyżynach Tom 1-2, Wrocławska Oficyna Wydawnicza
„Astrun”, Wrocław 1991
26. Maria Rodziewiczówna Niedobitowski z granicznego bastionu, Krajowa Agencja
Wydawnicza, Białystok 1991
27. Maria Rodziewiczówna Nieowojone ptaki, wydawnictwo „Astrun”, Wrocław 1991
114
28. Maria Rodziewiczówna Ona, wydawnictwo ALFA, wyd. 3, Warszawa 1993
29. Maria Rodziewiczówna Południca, wydawnictwo ARTUS International, Łódź 1992
30. Maria Rodziewiczówna Pożary i zgliszcza, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa
1957
31. Maria Rodziewiczówna Ragnarök, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958
(Kraków 1988)
32. Maria Rodziewiczówna Róże panny Róży, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993
33. Maria Rodziewiczówna Rupiecie, Nakładem Wydawnictwa Polskiego, wyd. 2, Lwów-
Poznań 1925
34. Maria Rodziewiczówna Straszny dziadunio, Warszawa 1972
35. Maria Rodziewiczówna Szary proch, Wydawnictwo Literackie, wyd. 5, Kraków 1986
36. Maria Rodziewiczówna Światła, wydawnictwo Continental, Rzeszów 1991
37. Maria Rodziewiczówna Wrzos, Prószyński i s-ka, Warszawa 1998 (wyd. Graffiti, Kraków
1991)
38. Maria Rodziewiczówna Z głuszy, wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993
39. Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia 1991
115
Literatura krytyczna:
40. Anna Brzozowska Posłowie, [do:] Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 229-
234
41. Stanisław Brzozowski Eseje i studia o literaturze, Tom 2, Zakład Narodowy imienia
Ossolińskich, Wrocław 1990
42. Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, wyd. Polskie R.
Wegner, Poznań 1936
43. Tadeusz Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Oficyna wydawnicza Rytm, Warszawa
1993
44. Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, PWN, Warszawa 1997, s. 321-322
45. Julia Kisielewska Znaczenie społeczne utworów Rodziewiczówny [w:] Ziemianka – nr
jubileuszowy, 13 czerwca 1911 r. (wydanie książkowe), red. naczelny Maria
Rodziewiczówna
46. Maria Konopnicka, Korespondencja, Tom 1, pod red. Konrada Górskiego, Wydawnictwo
Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971
47. Andrzej Kropiwnicki; współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik
„Wprost”, Nr 1058 (09 marca 2003)
48. Julian Krzyżanowski Dzieje Literatury Polskiej od początków do czasów najnowszych,
Wydawnictwo PWN, Warszawa 1969, s. 404
49. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajtis? Studia o powieciach Marii Rodziewiczówny,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989
50. Anna Martuszewska Od „dzikiej” do „dzikuski”. Przemiany funkcji natury w powieści, [w:]
Przestrzeń i literatura. Z dziejów form artystycznych w literaturze polskiej, Tom LI, pod red.
Michała Głowińskiego i Aleksandry Okopień-Słowińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-
Gdańsk 1978, s. 211-227
51. Anna Martuszewska W stronę powieści popularnej. Pisarstwo Marii Rodziewiczówny w
latach 1887-1904, [w:] Problemy literatury polskiej okresu pozytywizmu, seria 1, pod red.
Edmunda Jankowskiego i Janiny Kulczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i
Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1980, s. 201-215
52. Anna Martuszewska Wstęp, [do:] Maria Rodziewiczowna Dewajtis, wyd. Zakład Narodowy
Imienia Ossolińskich, Wrocław 2005, s. V-XXVI
53. Czesław Miłosz Inne abecadło, c/o Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s.120
116
54. Czesław Miłosz Szukanie Ojczyzny, Wydawnictwo „Znak”, wydanie 2, Kraków 1996, s. 13-
52
55. Czesław Miłosz Życie na wyspach, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998
56. Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [z:] RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000
57. Leszek Pułka Hołota, masa, tłum. Bohater zbiorowy w prozie polskiej 1890-1918,
Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1996, s. 106-110
58. Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, wyd. Księgarnia M. Stawarza,
Częstochowa 1947
59. Tadeusz Skoczek Posłowie [do:] Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia
1991, s. 103-110
60. Barbara Szargot Emancypacja i emancypantki w powieściach Marii Rodziewiczówny [w:]
Kobiety w literaturze Materiały z II Międzynarodowej Sesji Studentów i Naukowców z
cyklu „Świat jeden, ale nie jednolity”, Bydgoszcz 3-5 listopada 1998 roku, redaktor i wstęp
Lidia Wiśniewska, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy, Bydgoszcz 1999
61. Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach
Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin
1998, s. 124-125, 129, 134
62. Maria Szypowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 1963
63. Ewa Tierlig-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe
Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418,
Szczecin 2002
64. Anna Brzozowska Posłowie, [do:] Maria Rodziewiczówna Błękitni, Warszawa 1989, s. 229-
234
65. Stanisław Brzozowski Eseje i studia o literaturze, Tom 2, Zakład Narodowy imienia
Ossolińskich, Wrocław 1990
66. Kazimierz Czachowski Maria Rodziewiczówna na tle swoich powieści, Poznań 1936
67. Tadeusz Dworak Rodziewiczówna i polskie piekło, Oficyna wydawnicza Rytm, Warszawa
1993
68. Artur Hutnikiewicz Młoda Polska, PWN, Warszawa 1997, s. 321-322
69. Maria Konopnicka, Korespondencja, Tom 1, pod red. Konrada Górskiego, Wydawnictwo
Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971
70. Andrzej Kropiwnicki; współpraca Rafał Geremek Rzeczpospolita babska [w:] Tygodnik
„Wprost”, Nr 1058 (09 marca 2003)
117
71. Julian Krzyżanowski Dzieje Literatury Polskiej od początków do czasów najnowszych,
Wydawnictwo PWN, Warszawa 1969, s. 404
72. Anna Martuszewska Jak szumi Dewajtis? Studia o powieciach Marii Rodziewiczówny,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989
73. Anna Martuszewska Od „dzikiej” do „dzikuski”. Przemiany funkcji natury w powieści, [w:]
Przestrzeń i literatura. Z dziejów form artystycznych w literaturze polskiej, Tom LI, pod red.
Michała Głowińskiego i Aleksandry Okopień-Słowińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-
Gdańsk 1978, s. 211-227
74. Anna Martuszewska W stronę powieści popularnej. Pisarstwo Marii Rodziewiczówny w
latach 1887-1904, [w:] Problemy literatury polskiej okresu pozytywizmu, seria 1, pod red.
Edmunda Jankowskiego i Janiny Kulczyckiej-Saloni, przy współudziale Michała Kabaty i
Ewy Pieńkowskiej-Rohozińskiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1980, s. 201-215
75. Anna Martuszewska Wstęp, [do:] Maria Rodziewiczowna Dewajtis, wyd. Zakład Narodowy
Imienia Ossolińskich, Wrocław 2005, s. V-XXVI
76. Czesław Miłosz Inne abecadło, c/o Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s.120
77. Czesław Miłosz Szukanie Ojczyzny, Wydawnictwo „Znak”, wydanie 2, Kraków 1996, s. 13-
52
78. Czesław Miłosz Życie na wyspach, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998
79. Remigiusz Okraska W krainie leśnych ludzi [z:] RECENZJE - ZB nr 9(154)/2000, sierpień 2000
80. Leszek Pułka Hołota, masa, tłum. Bohater zbiorowy w prozie polskiej 1890-1918,
Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1996, s. 106-110
81. Józef Puzyna Moje wspomnienia o Rodziewiczównie, wyd. Księgarnia M. Stawarza,
Częstochowa 1947
82. Tadeusz Skoczek Posłowie [do:] Maria Rodziewiczówna Złota dola/Ryngraf, Bochnia
1991, s. 103-110
83. Barbara Szargot Emancypacja i emancypantki w powieściach Marii Rodziewiczówny [w:]
Kobiety w literaturze Materiały z II Międzynarodowej Sesji Studentów i Naukowców z
cyklu „Świat jeden, ale nie jednolity”, Bydgoszcz 3-5 listopada 1998 roku, redaktor i wstęp
Lidia Wiśniewska, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy, Bydgoszcz 1999
84. Janina Szcześniak Drzewo wiecznie szumiące niepotrzebne nikomu. Kresy w powieściach
Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin
1998, s. 124-125, 129, 134
85. Maria Szypowska Konopnicka jakiej nie znamy, Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 1963
118
86. Ewa Tierlig-Śledź Mit kresów w prozie Marii Rodziewiczówny, Wydawnictwo Naukowe
Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytet Szczeciński, Rozprawy i studia T. (CDXII) 418,
Szczecin 2002
119
Strony WWW:
87. http://www.apsik.pl/pages/apsik/trop/1.php - o alergii M.R.
88. http://www.bezuprzedzen.pl/recenzje/rodziewiczowna.html
89. http://www.biblia.poznan.pl/PS/Biblia.htm
90. http://encyklopedia.pwn.pl/34697_1.html
91. http://encyklopedia.xorg.pl/haslo/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna
92. http://fundacjagoniewicza.webpark.pl/Wydawnictwa/Rota/Rota2000/Rota2000_3/art28.html
93. http://www.imiona.net.pl/
94. http://www.lonicera.hg.pl/pom/calluna.html
95. http://www.linia.com.pl/indeks.php?d=13&w=274&p=08
96. http://users.mahajana.net/theravada/symbole/swietylotos.htm
97. http://www.odpowiedzi.com/Maria-Rodziewiczowna
98. http://www.qdnet.pl/unas/Nr19/art22.htm
99. http://www.qdnet.pl/unas/Nr35/art09.htm
100. http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/20030128f.htm
101. http://www.radiomaryja.pl/archiwum/feliet/dane/02272001.htm
102. http://www.rasyk.lt/index.php/fuseaction,writers.view;id,669
103. http://www.wiedza.servis.pl/haslo/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna
104. http://www.wigry.win.pl/ocalic/rzem.htm
105. http://pl.wikipedia.org/wiki/Jazon_%28imi%C4%99%29
106. http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Rodziewicz%C3%B3wna
107. http://www.zb.eco.pl/zb/154/recenzje.htm
124
Załącznik 4
Drzewo genealogiczne Rodziewiczów z herbem Ojciec pisarki, Henryk Rodziewicz w 1876 roku
Fragment listu pisarki z 1941 roku
125
Załącznik 5
Maria Rodziewiczówna w 1937 roku Maria Rodziewiczówna na letnisku Olszyny w 1942 roku
Maria Rodziewiczówna w wieku dziecięcym Jadwiga Skirmunttówna
126
Załącznik 6
U góry – grób Amelii i Henryka Rodziewiczów w Hruszowskim lesie. U dołu – płyta pod dębem „Dewajtis“
127
Załącznik 7 Tabele przedstawiające częstotliwość występowania imion żeńskich w utworach Marii Rodziewiczówny Tabela 2
Atma Anima Vilis
Byli i będą Błękitni
Barbara Tryźnianka Barcikowscy Czahary
Czarny bóg Dewajtis
Florian z Wielkiej Hłuszy
Farsa panny Heni
GniazdBiałozo
Aurora Aneta x Aniela x Atma x Anatolia Anna x Aleksandra x Antonina Agnieszka Bronisława x Barbara x x Cecylia Celina Dorota Emma Elżbieta Felicja Gabriela x Hanna x Helena Henryka x Izabela x Idalia x x Irena x Joanna Józefina Julia x Józefa Janina Jadwiga x Kazimiera Karolina x Klara Konstancja Liza Lawinia x Leonia Łucja x Maria x x Marcelia x Marta x Monika x
128
Matylda Marianna Marta Malwina Magda Natalia x Oktawia x Pełagieja x Gizela x Rozalia Rita x Stanisława Tekla Teresa x x Teofila Tatiana Taida Stefania Wiktoria x Władysława Willa Waleria Wanda Weronika Zofia x Zuzanna x Alicja Ogółem