44
CHEMIK POLSKI CZASOPISMO POŚWI CONE WSZYSTKIM GAŁ ZIOM CHEMII TEORETYCZNEJ I STOSOWANEJ 10—II. i czerwca 1910. Rok X. VI sprawie gromadzenia materyalów, do historyi chemii w Polsce. Nieznaczna tylko garstka chemików naszych, wie cośkolwiek o prze szłości chemii w Polsce i rozwoju tej nauki w kraju naszym. Pojawiaj si nawet bardzo dobrze napisane ksi żki, lub broszury, w których dzieje pracy naszych rodaków, notowane s tylko w drobnych przypiskach, lub wcale si o nich nie mówi. Otóż jeżeli my sami nie zdob dziemy si na zebranie i rozpowszech nienie wiadomości o pracach naszych poprzedników; tem bardziej teraz kiedy młodzież nasza kształci si przeważnie zagranic i w obcych j zy kach: to powoli wiadomości te b d coraz wi cej maleć, a ogół nasz me b dzie zupełnie wiedział, że i my oddawna już, przy najbardziej niesprzy jaj cych warunkach, pod żaliśmy jednak za ruchem cywilizacyjnym 1 cos nieb dź zrobiliśmy nawet na tem polu. B dzie to wielka krzywda dla na szego stanowiska cywilizacyjnego, wobec innych społeczeństw. Chemi , a dawniej alchemi , interesowało si zawsze społeczeństwo nasze dość żywo i miało dość licznych pracowników na tem polu. W XIX. *ieka mieliśmy J drzeja Śniadeckiego, Al. hr. Chodkiewicza, Ignacego Ponberga, Seweryna Żdzitowieckiego, a później Jakóba Natansona, Augu sta Freunda, Marcelego Nenckiego, Wróblewskiego, Juliana Grabowskiego i wielu innych mniej od nich wybitnych. Nie wspominamy tu o obecnie żyj cych, cz sto bardzo zasłużonych badaczach, jak również o liczniejszym jeszcze zast pie młodych pracowników rozrzuconych po całym św ec . Wszystko to wykazuje, że udział nasz * obecnych dziejach chemiijest p s

CHEMIK POLSKI - cybra.p.lodz.plcybra.p.lodz.pl/Content/289/ChePol X 10-11.pdf · Przedtem wszystkie samodzielne badania chemiczne pojawiały się tyl- ... i w miarę otrzymywania

  • Upload
    lamhanh

  • View
    220

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

CHEMIK POLSKICZASOPISMO

POŚWIĘCONE WSZYSTKIM GAŁĘZIOM CHEMII

TEORETYCZNEJ I STOSOWANEJ

10—II.i czerwca 1910. Rok X.

VI sprawie gromadzenia materyalów, do historyichemii w Polsce.

Nieznaczna tylko garstka chemików naszych, wie cośkolwiek o prze-szłości chemii w Polsce i rozwoju tej nauki w kraju naszym.

Pojawiają się nawet bardzo dobrze napisane książki, lub broszury,w których dzieje pracy naszych rodaków, notowane są tylko w drobnychprzypiskach, lub wcale się o nich nie mówi.

Otóż jeżeli my sami nie zdobędziemy się na zebranie i rozpowszech-nienie wiadomości o pracach naszych poprzedników; tem bardziej terazkiedy młodzież nasza kształci się przeważnie zagranicą i w obcych języ-kach: to powoli wiadomości te będą coraz więcej maleć, a ogół nasz mebędzie zupełnie wiedział, że i my oddawna już, przy najbardziej niesprzy-jających warunkach, podążaliśmy jednak za ruchem cywilizacyjnym 1 cosniebądź zrobiliśmy nawet na tem polu. Będzie to wielka krzywda dla na-szego stanowiska cywilizacyjnego, wobec innych społeczeństw.

Chemią, a dawniej alchemią, interesowało się zawsze społeczeństwonasze dość żywo i miało dość licznych pracowników na tem polu. W XIX.*ieka mieliśmy Jędrzeja Śniadeckiego, Al. hr. Chodkiewicza, IgnacegoPonberga, Seweryna Żdzitowieckiego, a później Jakóba Natansona, Augu-sta Freunda, Marcelego Nenckiego, Wróblewskiego, Juliana Grabowskiegoi wielu innych mniej od nich wybitnych. Nie wspominamy tu o obecnieżyjących, często bardzo zasłużonych badaczach, jak również o liczniejszymjeszcze zastępie młodych pracowników rozrzuconych po całym św ec .Wszystko to wykazuje, że udział nasz * obecnych dziejach chemiijest ps

_ CHEMIK POLSKI. N ° 1 0 —

wyraźny i powinien przejść do samowiedzy naszych chemików i do wiado-mości " inteligentnego naszego ogółu.

Jeżeli zaś dopiero w drugiej połowie XIX wieku, weszliśmy na polebadań samodzielnych, to nie zapominajmy, że i w Niemczech rozwój tenrozpoczął się dopiero od epoki Liebiga i Wohlera (±1828 r,).

Przedtem wszystkie samodzielne badania chemiczne pojawiały się tyl-ko we Francyi i Anglii, a czasami we Włoszech i Szwecyi.

W tych też warunkach bądźmy zadowoleni, że już w 1800 Jan Jaś-kiewicz i Franciszek Scheidt w Krakowie, a Jędrzej Śniadecki w Wilniewykładali chemię wedle nauki Lavoisiera, a także że w tych ciężkich wa-runkach, w jakich w XIX wieku znajdowało się nasze społeczeństwo,umieli oni urządzić sobie pracownie, otrzymywali w nich trudne preparaty,a nawet Jędrzej Śniadecki i hr. Chodkiewicz, już na początku ubiegłegostulecia prowadzili samodzielne badania.

Zobrazować też ten stan, przez zebranie materyałów do dziejów che-mii w Polsce, w myśl uchwały „Koła Chemików" z d. 23 kwietnia b. r.będzie zadaniem naszem. W tym nowym rozdziale naszego pisma będziemysię starali, na wzór wydawnictwa „ K l a s y k ó w n a u k śc i słych"Ostwalda, przedrukowywać rozmaite dawne ważne prace chemiczne na-szych rodaków i opatrywać je uwagami, albo dodatkowemi wiadomościami.Będziemy tłomaczyć je z języków obcych, będziemy ogłaszać rozbiory lubopracowania krytyczne pewnych epok, albo działów naszej wiedzy. Bę-dziemy zbierać wiadomości bibliograficzne o pracach naszych rodakówi gromadzić notaty do „słownika chemików polskich". Jednem słowem no-tować zamierzamy wszystko, co może rzucić jakieś światło na dzieje che-mii w Polsce.

Prace te zamierzamy wydawać nie w jakimś chronologicznym, alborzeczowym porządku, lecz w miarę zebrania wartościowego materyałui w miarę otrzymywania go od współpracowników.

Do pracy tej wzywamy też wszystkich chemików polskich i-uprasza-my ich najuprzejmiej o współudział, pomoc, radę i wskazówki w tej ważnejsprawie, a zużytkowywać je będziemy o ile możności jak najszerzej.

WŁ Leppert, B. MiUaszewsU.

s 10—11 CHEMIK POLSKI. 2 1 9

Materyały do hlstoryi chemii w Polsce.i.

Proces robienia kruszcu zwanego Potasium.Podany przez Alexandra hr. Chodkiewicza.1)

(1816).

Otrzymanie dwóch nowych kruszców potażu i sody (potasium et so-dium) przez odebranie kwasorodu za pomocą bateryi galwanicznej od ichniedokwasów, które stanowiły znajomy dawniej czysty potaż i sodę, win-niśmy pracy sławnego Davy. Chemicy francuscy, którzy w czyniących sięodkryciach nie zwykli w tyle się zostawać, nietylko ważne doświadczenieAnglika sprawdzili, ale nawet łatwiejsze otrzymania tych kruszców uka-zali sposoby. Wiadome już są oddawna Towarzystwu doświadczenia pp.Gay-Lussaca i Thenarda, nie myślę ich przeto opisywać, ale pragnę szcze-gólnie okazać wypadki takowych. Szanowny nasz Kolega Kitajewski, któ-remu udzieliłem sposobów postępowania mojego w otrzymaniu tych krusz-ców, zachęcił mnie, abym te sposoby Towarzystwu opisał, zwłaszcza, izosądził je być nieskończenie mniej pracy i wydatków wymagającemi.

Otrzymanie tych obu kruszców dzieje się w rurze żelaznej, nie OKI-towanej, napełnionej otoczynami żelaza i ustawionej w fajerce, podsycanejciągiem powietrza. Koniec rury, w którym się kłaść zwykły niedokwasy,zamyka się tylną szrubą, albo się zakowywa zupełnie, koniec zaś jej otwar-ty opatrzony jest korkiem mosiężnym, łatwo zamykającym się, od któregoidąca rurka szklana zanurza się w nafcie. _

Tak mając urządzoną rurę, ustawiam ją w fajerce w sposób takowyiż jej koniec zakuty jest podniesiony w górę, część napełniona oto^ynamiczyni bardzo nieznaczną pochyłość, część zaś otwarta wychodzi z piecafajerki. ,

W miejsce używanych zwykle niedokwasów potażu i sody, którychotrzymanie i długich zachodów i znacznego wymaga kosztu, biorę vęgi«anpotażu lub sody. Pierwszy z nich otrzymuję z zespolenia równych czę»cisaletranu potażu (saletry) i winianu potażu (kremortartary), drugizwyczajnego białego węglikanu sody, znajdującego się w handlu.

T ^ e ś d tej pracy umies^ona już była w tomie 2-gim Chemii £ ? J<*a, wydanej w r 1816, dopiero jednak p. Aleksander Kraushar ^ ^ ^ J jł°ści w r. 1902 w Anexach, w księdze III na atr. 359, swej » « " ™ £ S..War6 z a w s kie g 0 Towarzystwa Przyjaciół Nauk". Z Jego tez upoważnienial9 przedrukowujemy tu obeonie. .

£ o * CHEMIK POLSKU N° 1 0 —

sole nie pierwej sypię do rury, aż je dobrze wytopię, dla oddzieleniaz nich wody krystalizacyi, co gdy nastąpi, tak postępuję dalej.

Zapuszczam motny ogień w fajerce i gdy już rura jest do białościrozpalona, zaczynam ogrzewanie końca podniesionego. W tym razie sólta roztapia się, spływa częściami, a przechodząc przez rozpalone żelazorozkłada się. Tak więc:

a) Gaz kwasu węglikowego oddziela się od niedokwasu potażu lubsody, a oddzielony w zetknięciu z żelazem, odstępuje mu częśćkwasowodoru swojego, sam do stanu gazu niedokwasu węglika prze-chodząc.

b) Niedokwas potażu lub sody odłączony od kwasu węglikowego, za-mienia się w parę, a w takim stanie, stykając się z rozpalonymido białości otoczynami żelaza, odstępuje im swego kwasorodu, a temsamem uchodzi w postaci gazut który osiadając w części rury mniejogrzanej, stanowi już istotę, błysk kruszczowy mającą, którą skła-dam w Towarzystwie.

c) Ponieważ przy tej soli pozostała jeszcze pewna ilość wody krysta-licznej, woda takowa zatem przemieniona w parę, doświadcza takżew zetknięciu się z żelazem rozkładu, a tak, gdy się jej kwasoródłączy z żelazem i takowe ukwasza; wodoród jej znacznie uchodzi,a złączony z gazem niedokwasu węglika, zamienia się w gaz wodo-rodny węglikowy, uchodzący przez naftę.

Gdy już uchodzenie gazu zupełnie ustanie, należy zamknąć korek,a to dlatego, aby zbronić przystępu kwasorodowi do osiadłego kruszcu.Inaczej, kruszec ten zniedokwasi się znacznie; a tem samem narazi nas nawidoczną stratę.

Hura wydobywa się naówczas z ognia (gdyby była miejscami stopio-na, otwory takowe oblepiają się jak najlepiej gliną) i odpiło wy wa się w temmiejscu, w którym wychodziła z pieca 1). Odpiłowana podobnie, zanurza sięnatychmiast w nafcie, inaczej bowiem, z niebezpieczeństwem pracującego,zapalić się może. Zamoczona w takowy sposób rura wrzuca się do mise-czki z naftą i za pomocą wąskiego noża dostarcza kruszcu, który się wy-dobywać daje bez niebezpieczeństwa, pod naftą. Jakie są podobnie otrzy-manego kruszcu własności, powiadać nie potrzeba, rzecz ta bowiem dowolijest nam znajoma; jeżeli życzeniem będzie Towarzystwa, nie omieszkam naprzyszłe posiedzenie przynieść boru, który przez potaż sposobami opisany-mi przez Gay-Lussaca i Thenarda, z rozkładu kwasu borowego, lubo w ma-łych ilościach otrzymałem wszelako.

W Warszawie, dnia 27 marca 1816 roku.

ł) W wysuwaniu z pieca otwartego końca rury, starać się należy, aby ta dłuż5 2 J l A . n a d d w a c a l e ' k r ó t k o ś ( l b o w i e m "* a t w i & zebranie kruszcu, jak to nieradoświadczyłem.

10—11 ćłiEMri POLSKI. 22 i

Aleksander hr. Chodkiewicz.Generał brygady, senator i kasztelan, wielki patryota i uczony, zaj-

mujący się specyalnie chemią i naukami z nią pokrewnemi. Obok tegoliterat, poeta i działacz społeczny *). Wieloletni członek, a następnie pre-zes (1817 r.) „działu umiejętności" Towarzystwa królewskiego przyjaciółnauk w Warszawie, członek honorowy Uniwersytetu Wileńskiego, członekkorespondent (od r. 1818) Akademii nauk w Petersburgu, członek Towa-rzystwa galwanicznego w Paryżu2) i członek Towarzystwa gospodarczo-

rolniczego, tamże.Syn Jana, Mikołaja, starosty żmudzkiego i Ludwiki z Rzewuskich,

urodził się dnia 4-go czerwca 1776 r. w Czarnobylu, w gub. Kijowskiej,a umarł w Młynowie na Wołyniu 24 stycznia 1838 r. Kształcił się naj-przód w domu, a następnie w Warszawie w zakładzie naukowym MarcinaNicuty. Później podróżował wiele zagranicą, a następnie pod Kościuszkąwszedł do wojska polskiego, w r. 1811 przybył do Warszawy i wstąpił po-wtórnie do wojska, z którego wystąpił w r. 1819, za czasów KrólestwaPolskiego, w stopniu generała brygady. Osiadł najprzód w Pekłowie naWołyniu, a w r. 1819 przeniósł się do dóbr swych Młynów, pod Dubnem,

Zbiory i bibliotekę swoją umieścił najprzód w Warszawie przy ul*Miodowej N2 484, gdzie gromadził wszelkie pożyteczne nowości3), koszto-wne przyrządy i rzadkie okazy. Zbiory te po jego śmierci przewiezionodo Młynowa, który znajduje się dotąd w posiadaniu Ohodkiewiczów.

Wydał on między rokiem 1816 — 1820 aż 7-mio tomową „Chemię"(patrz niżej bibliografię N2 14), z których 4 pierwsze poświęcone są che-mii mineralnej, tom 5-ty zawiera chemię istot organicznych, tom 6-ty che-mię zwierzęcą, a 7-y rozkład ciał, t. j . dzisiejszą chemię analityczną (we-dle Thenarda).

Był to więc kompletny obraz ówczesnego stanu chemii, a ostatni tom7-my stanowił pierwszy, polski, systematyczny wykład chemii analitycznej;Poprzednio bowiem mieliśmy tylko niektóre poszczególne wskazówki odno-szące się do tego działu chemii4).

ł) patrz Wielką Encyklopedyę Orgelbranda, Tom V, str. 404 i Wielką Encyklo-Pedye. ilustrowaną, Tom XI, 747. 2) Badania Galvaniego i Volty zainteresowały wielce,swego czasu, Napoleona Bonaparte, który będąc dopiero konsulem rzeczypospolltejfrancuskiej zaprosił Voltę do wygłoszenia referatu o swych odkryciach, a następniePrzyczynił się głównie do założenia w Paryżu „stowarzyszenia galwanicznego*. ') patra:

urządzeniu pierwszej litografii w Warszawie, przez Siostrzeńskiego, dla Al. hr. Chod-Kiewicza[[Z P l k t II (1820 r) od str 218-2251. *) patrz .Przydatki do ekono-i fizy

ę gurządzeniu pierwszej litografii w Warszawie, przez Siostrzeńskiego, dla A

Kiewiczat[[Zy8 Polska, tom II (1820 r.) od str. 218-2251. *) patrz .Przydatki do ekono-miczny, chemicznej próby, czyli próbowania produktów krajowych. Różne uwagi fizy-zno- c i iy m i c z n e g o Warszawskiego Towarzystwa, 1769, II, str. 54-64 (Kucharzewski -ł u i i f i XVI )6 24) prawie współcześnie tłomacaone było tak*eb i t

j p ,i i y m i c z n e g o Warszawskiego Towarzystwa, 1769, II, str. 54-64 (Kucgrafia polska tecb.n.-przera. XVI, )6 24) prawie współcześnie tłomacaone było tak*e

L*i? E* °' K l e m e n s a Nowicklego D. I. B. Tromsdorff-Chemlaznj probierczy gabinet,lja wiadomości o użyciu i własnościach odczynników. Warszawa (1813). Nakład

1 Iruk Wiktora Dąbrowskiego.

POLSkl.

Wydał on także w r. 1819 „ R o z p r a w ę o g a z i e k w a s u solo-wego u k r a s z o n e g o , czyl i c h l o r y n i e (Bibliografia JM* 21). Wepo-ce tej nie było jeszcze stanowczo wiadomem, „czy chlor jest pierwiastkiem,czyli gaz ten nie jest w związku z kwasorodem, którego byt dawna teoryaprzypuszcza" 1).

Chodkiewicz u nas, a we Francyi Berthelot i G-ay-Lussae przechy-lali się do tego ostatniego przypuszczeniaa), kiedy Śniadeoki w 3-cim wy-daniu swej Chemii (1816 r.) stanął po stronie zwolenników, uważającychtshlorynę czyli dzisiejszy chlor za pierwiastek3). Wogóle jest to bardzociekawa praca i przeglądając ją obecnie, zdziwieni jesteśmy ówczesnymstanem techniki chemicznej u nas, licznemi własnemi doświadczeniami autorai jednocześnie widzimy jak ten dobry eksperymentator, pod wpływem fał-szywych teoretycznych pojęć o budowie kwasów, błędnie tłómaczył faktyzdobyte własnemi dobremi obserwacyami i w czystym chlorze odszukiwałobecności tlenu w jakiejś utajonej formie.

Pomieszczony powyżej sposób otrzymywania potasu nie jest wpraw-dzie zupełnie samodzielny, gdyż wiadomo już było z badań Gay-Lussacai Thenarda, drukowanych w r. 1808, a takte Smithsona i Thennanta, prze-prowadzonych w r. 1814, że potaż pod działaniem opiłek żelaznych, w mo-cnym białym ogniu, rozkłada się i daje potas w stanie metalicznym; to je-dnak sposób Chodkiewicza jest prostszy od wyżej wspomnianych, a oboktego ciekawym dla nas obecnie, że tego rodzaju doświadczenia dokony-wane były u nas w kraju już w r. 1816 i w 8 lat zaledwie po odkryciupotasu przez Davyego (1808)*).

Ohodkiewicz ulepszył także dmuchawkę tleno-wodorową, i demonstro-wał przed członkami Tow. przyjaciół nauk, nadzwyczaj ciekawe z nią do-świadczenia, stapiania platyny, boru, krzemionki etc. (Bibliografia M 16,16a, 16b, 17, 18). Zajmował się on ciepłomierzem powietrznym (Bibl. N» 1),zbudował nową l u n e t ę - k ą t o m i e r z do wymiaru odległości przedmiotówod punktu obserwacyi5), robił próby ze stosem galwanicznym Zaniboniego(Bibl. ;Ns 12 i 12a), badał naturę światła (Bibl. Ne 23), pisał o pyrofo-rach (Bibl. jNa 20) i złożył Warszaw. Tow. przyjaciół nauk rękopism Po-strzeżeń meteorologicznych, czynionych przez siebie na Wołyniu od r.1806—18106). Wogóle zajmował się bardzo żywo i energicznie rozwojemówczesnych nauk fizyczno-chemicznych i przedstawiał bardzo rzadki u nastyp samodzielnego badacza, którego działalność coraz jaśniej się terazprzedstawia.

) str. 45 .Rozprawy" Chodkiewicza. s) „Rozprawa" str. 40. ») Jędrzej Śni*deckl-. Początki chemii". Toto l-8Zy, 8 t r . 133. Wydanie 3-cie (1816 r.). «) Drugi spo-SOD o wymywania potasu, używany w Laboratoryum Uniw. Wileńskiego, a opisanyprzez Ignacego Ponberga w r. 1327, w tomie 1-szym na str. 349 jego Chemii, podamyLPT S) K r a u 8 h W l z y * " '

, w tomie 1szym na str. 349 jegov Ł

S ) K r a u 8 h a r > Warszaw. Tow. przyjaciół nauk, Księga II, tom) Kraushar, ]. c. Tom 2-gi, str 137

CHEMIK POŁStó. 223

Chodkiewicz był także przewodniczącym komisyi Tow. przyjaciół nauk,zajmującej się porównaniem miar polskich z francuskiemi i rezultat tychposiedzeń przedstawił najpierw Zarządowi Tow. a same tablice oparte natych zasadach, obliczył, wydał i ogłosił w osobnej monografii, pod wła-snym już nazwiskiem (Bibl. Na 3).

Jest to nadzwyczaj mozolna praca, którą wykonał, w przekonaniu jejważności, z bezprzykładną prawie cierpliwością, liczby bowiem ułamkowedochodzą czasami ażdo 20 znaków.

Niezależnie od tego, szczególniej w młodszych latach, interesował sięon bardzo rozwojem przemysłu chemicznego i pozostawił też cały szeregwartościowych prac i monografii odnoszących się do technologii chemicznejówczesnej epoki (patrz Bibliografię J^ 4, 5, ti, 9, 10 i 13).

Ten umysł ścisły i pracowity był jednocześnie temperamentu bardzożywego i krewkiego, czego dowodem polemika jego z Jędrzejem Śmiadeckimw sprawie słownictwa chemicznego (Bibliografia Jsfe 19 i 19a), uwagi po-czynione przezeń nad poglądami kosmograficznemi ks. Prezesa Staszica(Bibl. NŁ 8), jak również stanowisko, wielce liberalne, jakie zajął w obro-nie Abrachama Sterna, kiedy nie chciano go dopuścić, jako żyda i samo-uka, do przemawiania na posiedzeniu publicznem w Warszaw. Tow. przy-jaciół nauk 1).

Obok tych prac czysto naukowych, Chodkiewićz, jak to było wówczasczęsto spotykane, interesował się bardzo żywo i czynnie literaturą i poe-zyą. Odbijał na własnej prasie litograficznej wizerunki i sam pisał życio-rysy sławnych rodaków2). Pisał i tłomaczył powieści i tragiczne poema-ty 3) i pod tym względem zyskał sobie nawet uznanie K. Brodzińskiego,który w swym liście poetyckim do niego pisanym4), choć nieznany mu oso-biście, tak ubolewał nad porzuceniem przez Chodkiewicza prac literackich:

„Ty co miłością kraiu wiedziony statecznąUmiałeś nad rzecz piękną, przenieść pożyteczną.Co mogąc nie iednemu dadź wzory poecieKymy porzucić, pierwszy dałeś przykład w świecie71.

Ohodkiewicz, jak wspomnieliśmy we wstępie był wielkim patryotąi działaczem społecznym, w szerokim tego słowa znaczeniu. Z pomiędzy

3) Kraushar—Warszaw. Tow. przyjaciół nauk. Księga III, str. 114 i 152. *) Por-trety wsławionych polaków z 40 wizerunkami, rysowanemi przez Walentego Śliwickie-go- Warszawa, 1820, a także w Gazecie literackiej z r. 1822 pomieścił życiorys Ta-deusza Kościuszki, a w „Wandzie" Życie Henryka Dąbrowskiego. *) Przełożył 5-cioaktową tragedyę Kotzebuego „Hiszpanie w Peru" ^Warszawa, 1797), a przytem orygi-nalnie napisał: „Katon" tragedyę w 5-ciu aktach (Wilno, 1809 i wydanie ozdobne War-wawa 1817), j t* również .Wirginia", tragedyę w 5-ciu aktach (Warszawa, 1817) i „Pi-

e P t i ł k i i e 4 tomową powieść), j również .Wirginia, t r a g y ę ciu a (

s * a wierszem i prozą4* (Warszawa, 1817). Pozostawił w rękopisie 4 tomową powieśćpaulina", w której maluje cnoty drugiej swej żojay Xawery ze Szczeniowsklch. )P*-mHtnik Warszawski. Tom 2-gi (1815.) str, 328,

ć PólMi. Jsfs liO^

też czynów jego na tem polu wspomnieć należy, sformowanie własnymkosztem 18-go pułku piechoty, wojska polskiego, którego potem był dowód-cą. Dalej Bieliński przypomina!), że kiedy Tadeusz Czacki powołany zo-stał w r. 1803 na wizytatora szkół gub. Wołyńskiej, Kijowskiej i Podoi-skiej i rozwinął szeroką agitacyę, aby skłonić wszystkich obywateli, szcze-gólniej bogatszych, do ofiar na rzecz oświaty; to wtedy Aleksander Chód-kiewicz, Sanguszko, senator Ilióski i Czartoryski, pierwsi poparli jego dą-żenia i skłonili współobywateli do powszechnych składek. Przy otwarciuteż ginmazyum Wołyńskiego w r. 1805 Chodkiewicz wypowiedział mowępowitalną imieniem Warszaw. Tow. przyjaciół nauk 2 ).

Był on także mecenasem i przyjacielem wielu najwybitniejszych je-dnostek ówczesnej inteligentnej młodzieży.

I tak Oleszkiewicz Józef3), znany artysta malarz, kiedy będąc ucz-niem Smuglewicza, w Akademii Wileńskiej, wykazał niepospolite zdolności;wtedy przy pomocy Chodkiewicza w r. 1803 wyjechał za granicę do Dre-zna, a potem Paryża, gdzie w ostatniej z tych miejscowości doskonalił siępod słynnym Dawidem.

Szymkiewicz Jakób4) najpierwszy prezes Towarzystwa szubrawców,którego następcą w tej godności był potem Jędrzej Śniadecki, swoje dzieło„Naukę chirurgii teoretycznej i praktycznej" (Wilno 1806) dedykował ALChodkiewiczowi.

Toż samo zrobił Mianowski Mikołaj (brat Józefa, późniejszego rektoraSzkoły Głównej Warszawskiej), który przypisał mu swoją rozprawę do-ktorską5) i przez cały szereg lat wspólnie z nim przebywał i podróżowałpo kraju i zagranicą.

Wszystkie te prace i cała ta działalność znamionują też człowiekao szerokim umyśle, bardzo zdolnego, wysoko wykształconego i oddanegocałkowicie wiedzy i dobru swego społeczeństwa. Był on przytem niezwy-kle pracowity, niezwykle czynny i pełen poświęcenia dla każdej dobrejsprawy.

Obecne też pokolenie chemików naszych może być prawdziwie dumne,że miało między swymi poprzednikami, człowieka tak niezwykłego i takwielce zasłużonego.

B I B L I O G R A F I Aprac naukotoych Aleksandra hr. Chodkiewicza.

H 1. O ciepłomierzu powietrznym (Kraushar, Warszaw. Tow, przyj*ciół nauk, tom 1-szy, 278 (1805).

10—11 ĆMEMtK POLSfci. 225

jsg 2- Spostrzeżenia nad czerwcem polskim, nie ogłoszone, patrz A. M.Kitajewski. Rocznik Tow. przyjaciół nauk. Tom XII (1818), str. 348.

U 3. Tablice stosunku, dawniejszych miar i wag Francuskich i Koronno-Litewsko-Polskich z Miarami i Wagami nowemi, a przyjętemi we Francyi, przezAleiandra Hrabiego Chodkiewicza, Towarzystwa Królewsko-Warszawskiego Przy-jaciół Nuuk, Gospodarczo-Rolniczego i Galwanicznego członka. (Ze ZleceniaMinistra Spraw Wewnętrznych do druku podane w Warszawie), w DrukarniX-ży Pijarów Roku 1811.

Jsg 4. A1. h r. C h o d k i e w i c z . Nauka robienia piwa, w Warszawie1811 w druk. XX Pijarów, 4°, str. 100, rejestru k. 4 i tablic 12 z miedzior.Bibl. Jagieł. (Bibliografia Żebrawskiego 514, Bibliogr. polska techn.-przemysl.Kucharzewskiego XVIII, 15).

JsS 5. O rękodzielni prusianu żelaza. Dziennik gosp. roln. 1812, str.55-73. (Bibl. Kucharzewskiego XVI, 58.)

JsS 6. „O o ł o w i u " z 11 tablicami, którą Al. hr. Chodkiewicz przed-stawił Warszaw. Tow, przyjaciół nauk na posiedź, kwietniowem 1813 r. (Kraus-har, Warszaw. Tow. p. nauk, tom II 2 , str. 25.

iNS 7. WO krystalizacyi wapna". (Kraushar, Warszaw. Tow. przyj. nauk.Tom II2, str. 54). Rzecz, którą Chodkiewicz przedstawił na posiedź. W. T. p. n.w Styczniu 1814.

J^ 8. Uwagi krytyczne Al. hr. Chodkiewicza nad poglądami kosinogeni-cznemi ks. Prezesa Staszica. (Kraushar, Warszaw. Tow. przyj. nauk. Księga II2,str. 320 (1814).

^ 9. O robieniu hałunu, wyjątek z dzieła P. Chaptel'a. (Pamiętnik War-szawski, tom 1-szy (1815), str. 135—141.

J S 10. O polewach zdrowiu nieszkodliwych. (Pamiętnik Warszawski.T. I (1815), 313—315).

J^ 11. O nowej istocie w roślinie „Vareck" odkrytej, jodem zwanej.(Pamięt. Warszaw. T. I, 1815, str . 62).

H 12. Wyciąg z dziełka pod napisem „Delia pilą electrica a seco*.*• j . O stosie elektrycznym wystawionym na sucho, przez Józefa Zamboni,prof. Fizyki w Akademii Werońskiej, wraz z dodanym opisem elektrycznegoPerpetum mobile, utrzymywanego w ruchu przez tenże stos. (Pamięt. Warsz.Tom 3-ci (1815), str, 4 7 1 — 4 9 5 ) l ) .

** 12a/ A. C(hodkiewicz) zawiadania, że wystawił kolumnę galwanicznąPana Zamboniego na zimno —20° R i takowa utraciła w tym razie dzielnośćswoją, wahadło iść przestało a elektrometr Benefa żadnego nie okazał śladuelektryczności. Pamięt. Warszaw. Tom 4 (1816), str. 124.

** 13. A. C(hodkiewicz). O czyszczeniu oleiów, przeznaczonych od oświe-cania, wyjęte z dzieła Annales des arts et Manufactures. Pamiętn, Warszaw.T o ^ V (1816), str. 172.

W 14. C h e m i a , przez Alexandra hrabię Chodkiewicza, TowarzystwaKrólewskiego Przyjaciół Nauk, Gospodarczo-Rolniczego i Galwanicznego Pary-skiego członka, in 8°

Tom 1-szy XVI, s tr . 291 wydany 1816 r. w WarszawieTom 2-gi str . 432 „ 1816 n

Tom 3-ci XIV, str. 420 „ 1816 „drukiem

Józefa Węckiego

CMEMtK t>OŁSKt.

Tom'4-ty str. 363 wydany 1817 r. ^Tom 5-ty ' str. 420 „ 1817 „Tom 6-ty str. 352 M 1818,,

w Warszawiedrukipm

Zawadzkiegoi WęckiegoTom 7-ty str. 436 „ 1818 „

jS 15. Proces robienia kruszcu zwanego Potasium, podany przez Ale-xandra hr Chodkiewicza 1816 r. (Kraushar, Warszaw. Tow. przyjaciół nauk,Księga 3-cia, str. 359 (przedrukowany powyżej dosłownie).

jv£ 16. O nowej rurce hydrostatycznej, (Kraushar, Warszaw. Tow. przyj.nauk, 1817. Księga III, 108.

H 16a. A l e k s a n d e r C h o d k i e w i c z . Wiadomość (krótka) o do-świadczeniach z narzędziem do topienia ziem (jako odpowiedź Kitajewskiemu),Pamięt. Warszawski. Tom IX (1817), str. 502.

>S 16b. Alex. hr. C h o d k i e w i c z . Postrzeżenia względem topieniaciał. Pamięt. Warszaw. T. X (1818). str. 381—390.

jsS 17. A. M. K(itajewski). Krótka wiadomość o nowem narzędziu słu-żącem do otrzymywania naywyższych stopni ciepła, wynalezionym przez AI.hr. Chodkiewicza. (Pamiętnik Warszawski. T. VIII (1817), str. 339 — 349,(z ryciną),

j S 18. J a n Mile. Opisanie nowego aparatu do wydania wielkiegostopnia ciepła. Roczniki Tow. przyjaciół nauk. Tom XVI (1823), str. 320 (gdziejest mowa i o przyrządzie Chodkiewicza).

M 19. List Jędrzeja Śniadeckiego o nowych wyrazach zwłaszcza w Che-mii,, przez Alexandra Hr. Chodkiewicza wprowadzonych. Pamięt. Warszawski.Tom 8 (1817), str. 384.

J£ 19a. A l e x a n d e r C h o d k i e w i c z . Odpowiedź na niektóre uwagiJędrzeja Śniadeckiego, umieszczone w Pamiętniku Warszawskim na miesiącSierpień roku bieżącego. Pamięt. Warszaw. Tom IX (1817), str, 59, a takżew przedmowie do 3-go tomu Chemii Chodkiewicza. (Bibl. J S 14), str. I—XIV,1816 r.

20. 0 pyroforach. Pamięt. Warszaw. XI (1818), str, 88—93.21. A l e x a n d e r hr. C h o d k i e w i c z . Rozprawa o gazie kwasu

solowego ukwazzonego, czyli chlorynie. Warszawa, 1819 w drukarni przy No-wolipiu, 8-a, str. 247, z 1 tabl. litógr.

. J^ 22. A. Chodkiewicz . O machinie Abrahama Sterna. Pamięt.Warszaw. Tom XIV (1819), str, 118.

^ 23. Alex. hr. C h o d k i e w i c z . Rozprawa o ciężarze światła. Wil-no, 1837, druk Józefa Zawadzkiego, 8°, IV, str, 36, w Bibl. Jagiell. (Żebro-wski. Bibliografia 515).

te 25, Wizerunek AL hr. Chodkiewicza, w małym formacie, podał Kra-ushar, w swej monografii Warsz. Tow, przyjaciół nauk, Księga 1-sza, str. 100.

. Helenówęk w maju 1910 r. Władysław Leppert

Postępy prac nad czerwienią paranitranilinową.Przez D-ra W . Popławskiego.

Powstanie czerwieni paranitranilinowej, zaliczającej się do barwnikóważowych, zawdzięczamy po pierwsze poniekąd znanej reakcyi Griessa, apo-wtóre licznym usiłowaniom zdobycia barwnika, któryby mógł konkurowaćz czerwienią alizarynową.

fc 10-H CfcEMllt fOLsKt. 2 2 7

Już w roku 1881 Henri Schmid przy doświadczeniach nad czerwieniąksylidynową stwierdził, iż analogiczne związki chemiczne lecz niezawiera-jące grupy sulfo posiadają również charakter barwników i są nierozpusz-czalne w wodzie. Fakt powyższy rzucił badaczowi temu myśl, aby poddziałaniem dwóch związków rozpuszczalnych osadzić dopiero na włókniebarwnik nierozpuszczalny. Tak powstała i czerwień paranitranilinowat

wytwarzana i osadzana na włóknie po uprzedniem utrwaleniu na takowymp-naftolu i następnem łączeuiu tego ostatniego z dwuazonitrobenzolem. Leczotrzymywanie czerwieni para z pracowniach chemicznych nie rozstrzygnęłojeszcze sprawy zdobycia tego barwnika dla przemysłu fabrycznego; do te-go potrzeba bjło jeszcze wielu innych okoliczności, a co najważniejsze,taniego i dostępnego sposobu otrzymywania paranitraniliny na szersząskalę, mianowicie w fabrykach.

Jedną z najpierwszych syntez, która sprawę tę rozstrzygnęła doda-tnio, jest Noeltinga i Collina, dokonana w r. 1884, synteza paranitranilinyz dużą wydajnością tej ostatniej przez nitrowanie acetanilidu stężonymkwasem siarkowym i zmydlenie nitracetamidu stężonym kwasem chloro-wodorowym. Po zdobyciu produktu wyjściowego do otrzymywania barwni-ka prace nad czerwienią paranitranilinowa posunęły się w szybszym tępię.Gdy dzięki pracom Hollidaya i H. Schmida, a zwłaszczGdy dzi«ki pracom Hollidaya i H. S c h m , ??fabryki barwnik6w, wytknięty został kierunek w asowyskazitelne), ogniste czerwieni; gdy zwiaszcza dokonane J ^nie ckemicznie czystej paranitraniliny przez fabryk, barwmk6w d^emaWorystow skierowały sie wyłącznie kn otrzymam,, barwnych efektówobok pięknej i czystej czerwieni para.

Lcz jakkolwiek prostym i łatwym wydaje sie <barwnika na włóknie, to jednak w praktyce liczyć- s,eczynnikami, wpływającymi na pożądane efekty barwne.

p ł zystkich tych prac,Nie będę tutaj przytaczał wszystkich tych prac, rozrzuco,sraach zawodowych, które na te okoliczności zwracają uwaoęomówienia poszczególnych momentów barwienia.

Wspomnę najpierw o naftolowaniu tkaniny i obserwowanych przy t »

zjawiskach.Znane jest brunatnienie tkaniny w u l u o v « —

się z powietrzem atmosferycznein-zjawisko chemiczne na ury,tylko własnością utleniania się p-natolu w o b e c l i o s ; ! v ^ k ^ n a c l l p.naftoltego robiono doświadczenia i wydzielano na n a P ° J o n y ^ ; * g f e r ę ł n a s yconąw stanie wolnym przez przepuszczanie takowych prze , p r z e c ho-kwasem octowym. Preparowane w ten sposób t k a n 1 ^ J ^ Un*« bez zmiany zabarwienia w ciągu 24 godzin, a nawet d ażej

Dodatek soh antymonowych do napoju p-naftolowego, polecony Pr*e

A£g ĆHEMUt POLS&L N° 1 0 — U

Laubera i Cabertiego!) jest zrozumiały ze względu na ich odtleniającedziałanie.

Ilość p-naftolu, zawarta w 1-ym litrze napoju, jest zależną popierwszeod pożądanego odcienia jak również od rodzaju tkaniny. Liczba ta wahasię pomiędzy 10 — 25 grm, zaś dla satyn merceryzowanych, jak to podajep. Trepka, jest wystarczającą od 12—15 gr. Sądząc z własnego doświad-czenia liczbę 25 grm, spotykaną w ogólnych przepisach, podawanych przezfabryki farb, uważam za cokolwiek zadużą, gdyż przy zastosowaniu 20 grdo tkanin niemerceryzowanych i drapanych dostawałem żywe odcienie.

Przechodząc do sprawy dwuazowania paranitraniliny powołać się na-leży na jedną z nowszych prac 0. X. Witta 2 ) o dwuazowaniu wogóle związ-ków amidowych w rozmaitych warunkach. Chociaż praca ta nie dotyczyspeoyalnie paranitraniliny, to jednak, moim zdaniem, w sprawie poruszonejpozwala ona nam stworzyć sobie pogląd na wiele zagadnień teoretycznych,będących często w praktyce kolorystycznej na porządku dziennym

Wielką doniosłość ma ten fakt, że dwuazowanie związków amidowych;a także paranitraniliny może mieć miejsce przy solach amidozasad, t . j . wów-czas, gdy azot jest pięciowartościowy; grupa amidowa, uwolniona jednakżeprzez dysocyacyę, podlega dwuazowaniu przy kwasie azotawym. Możemyz tego wnioskować, że siarczan paranitraniliny, roztwór którego posiadadaleko większą własność hydrolityczną niż chlorowodorek, będzie potrze-bował przy dwruazowaniu znaczniejszego nadmiaru kwasu, niż ten ostatni.

Proces tworzenia się czerwieni paranitranilinowej na samem włókniebył przedmiotem ogromnego zainteresowania. Z odnośnych prac na uwagęzasługują badania Prud'hommea i A. Collina3). Treść tej pracy opartajest na badaniu przebiegu reakcyi podczas tworzenia się czerwieni para-nitroanilinowej w różnych warunkach. Autorowie przyszli do wniosku, żeintensywność barwTy czerwonej ma się w prostym stosunku do stężeniaroztworu dwuazonitrobenzolu i czasu działania takowego. Odcień czerwienipara okazał się zależnym od warunków doświadczalnych i może dojść dobarwy pomarańczowo-brunatnej. W mocno kwaśnym roztworze kwasu chlo-rowodorowego łączenie odbywa się powoli i wówczas dostajemy osad bru-natny. Obecność silnie jonizującego kwasu, jakim jest kwas chlorowodo-rowy, nie powstrzymuje łączenia się lecz wpływa na związanie pierścienianafteinowego w innem miejscu, niż zwykle. Również przekonano się, żepreparowanie tkaniny wolnym p-naftolem dało wogóle podobue zabarwienie,tylko z cokolwiek mniejszą intensywnością, niż przy stosowaniu soli sodo-wej p-naftolu; odcień zaś niebieskawy zależy od mniejszej lub większejwarstwy barwnika na włóknie.

Pomimo całej prostoty procesu tworzenia związku dwuazowego na

oo.o \ J?' R ł P ' 7 9 8 0 2 ł ^bertragung auf Pr. Bayer et C-ie. 2) Berl. Ber. 1909, str.2953. *) Eev. gen. Col. 1909, str. 65.

$ 10—11 CHEMIK POLSKI, 229

napojonej naftolem tkaninie, mnsi być zwracaną wielka uwaga na szeregostrożności, jeżeli pragniemy osiągnąć cel zamierzony: czystość czerwienii pożądany odcień. Oddawna wiadomo, że zbrunatniałe od dłuższego czasutkaniny, napojone p-naftolem, nabierają mętnego odcienia oraz, że nadmiarługu sodowego w napoju powoduje wogóle odcienie niebieskie J), co tłoma-czy się merceryzacyą tkaniny przy stężaniu się ługu podczas suszenia,a wiadomo także, że na tkaninie merceryzowanej osiągnąć można o wielepełniejsze odcienie ogniste i niebieskawe, niż na niemerceryzowanej2).

Łatwo zrozumieć i to zjawisko, że tkanina, napojona znaczniejsząilością (5-naftolu; będzie wykazywała odcień pełniejszy, który przy ilościachzbyt wielkich przechodzi w żółtawy, albowiem barwnik osiada więcej napowierzchni niż na włóknie J). Niezwykłą jednak wydaje się ta okoliczność,ze ług sodowy z domieszką soli glauberskiej jest powodem powstania od-cieni nieczystych 4).

Na wielką uwagę zasługuje praca O. Schwalbego i W. Hiemenza3),którzy skrupulatnie przestudyowali warunki tworzenia się odcieni barwnychprzy stosowaniu różnych podkładów olejowych, mianowicie różnych prze-tworów oleju rycynowego (olej turecki i mydło „Monopol") oraz mydląmarsylskiego. To ostatnie powoduje odcień najżółciejszy, mniej żółtyodcień daje mydło „Monopol", potem olej turecki i wreszcie mydło sodowo-rjcynowe daje odcień najbardziej niebieskawy. Mydło zaś amonowo-rycy-nowe, jak to już zresztą wskazała Hochsteńska fabryka barwników, naj-bardziej przyczynia się do osiągnięcia odcienia niebieskawego.

Niezwykle silny wpływ na odcień niebieski wywiera, jak wiadomo,dodatek 2-naftol-7-sulfokwasu. Działanie to jest tem dziwniejsze, iż łącze-nie dwuazoparanitrobenzolu z samym 2,7-naftolsulfokwasem daje czerwieńiglastą, bardzo mało odporną na pranie. To niebieszczące działanie spro-wadzić się daje przeto do zjawiska czysto fizycznego. Można przyjąć, iżskutkiem energicznego prania, które następuje po wyfarbowaniu, barwnikPowstający z paranitraniliny i 2,7-naftolsulfokwasu podlega wypraniu, po-szczegótne więc cząsteczki kombinacyi p-nitrauiliny+P-naftol pozostająjakoby odosobnione we włóknie i na takowem inaczej jak przedtem zała-—j* światło. . , / ł f y n r w i p n i zmienić można

Nares.de pamiętać należy o tem, że odcaen c ~ l ^ d o t e , r o

na niebieskawy jni po wyfarbowaniu. BadlensKai i s z c z a w i o W e g o «).celu kąpiel mydlaną mocno alkaliczną z dodatkiem K d z i a łanie

**.J> i meme-, podaj,, tt <*£ ^ J Z ^ W —na wyfarbowaną, tkaninę w ciągu 10 - ^ m m u t

') porówn. Paranitranilinbroschttro Bayer et C-ie. J* 937 (1903 • s ^ „ c h s t o r i A z 0 .góner. mat. color. 1, 82, 115. •) Rev. góner. nat color. iw^ B u n t r o c k ,farbenbrosohfire; Witt, Chem. Technolog, d. Gespinstfaser, 3 Heft,1906, ster. 106. «) Badische A. S. F., Yorsohnft J« ?*•

CHEMIK POLSKI. N° 1 0 —

czanu glinu, octanu wapnia i octanu magnezu. Siarczan glinu działał naj-pomyślniej, 'czyniąc odcień bardziej ognistym lecz także żółciejszym. Siar-czan glinu czyni barwę nieco odporniejsza na parę i wrzącą wodę, analo-gicznie do tego, co Lauber i Caberti ») zauważyli odnośnie do soli anty-monowych. Należy wnioskować, że glin i antymon mają własność wytwa-rzania podobnej do laku barwnego mieszaniny, jak to zresztą wykazałSzaposznikow») odnośnie do soli miedziowych, które po dodaniu do napoiup-naftolowego, powodują zmianę odcienia z czerwonego na brunatny.

Najpospolitszą wadą czerwieni para jest nietrwałość jej względemczynników mechanicznych, wywieranych na wyfarbowane tkaniny, miano-wicie tarcia, co jest zrozumiałe na mechaniczne tylko przyczepienie bar-wnika do włókna. W różny sposób usiłowano wadzie tej zaradzić i taknap.: C. Kurtz3) proponuje wygotowywanie gotowych tkanin w roztworze0,2 g fenolu, 1 1. wody w ciągu •£ godziny, wychodząc z zasady, że czer-wień paranitranilinowa rozpuszcza się w gorących aminach i fenolach, żeprzeto w ten sposób da się usunąć z włókna nadmiar osadzonego na nimbarwnika. Niestety, na mocy własnych doświadczeń o celowości tego spo-sobu przekonać się nie mogłem. Sprawa nietrwałości czerwieni para wzglę-dem tarcia pozostaje więc nadal do rozstrzygnięcia.

Z chwilą otrzymania jednolitego efektu barwnego za pomocą czer-wieni para, barwnik ten na tych samycli zasadach zastosowano w drukar-stwie. Dokonauo bardzo wielu prób w kierunku otrzymania barwnych efe-któw drukarskich, jak to widzimy z tak licznie nadsyłanych nam próbz fabryk barwników, jako też z poszczególnych artykułów, rozrzuconychpo pismach zawodowych.

Nie zatrzymując się nad szczegółowym opisem tego działu, nie możnawszelako pominąć milczeniem tego, co w praktyce kolorystycznej stało sięz wielu względów najdonioślejszem.

I tak nap. wiadomo, jakie znaczenie ma utrzymanie białych miejscna tkaninie obok efektów barwnych, co właśnie przy czerwieni para naosobliwą zasługuje uwagę. W celu zabezpieczenia czystości miejsc białychprzy drukowaniu czerwienią para (jak wogóle barwnikami azowymi) od za-nieczyszczenia nierozłożonym dwuazonitrobenzolem, polecano różne sposobypostępowania. Doudain i Corhumel4) polecają przepuszczanie tkauiny na-drukowanej przez roztwór siarczynu sodowego w całej szerokości. Przydrukowaniu zaś na naftolowym podkładzie jednocześnie barwników zasado-wych z taniną polecają dodatek do kąpieli emetykowej żelazocyanku po-tasu, wskutek czego otrzymali oni czystość koloru białego. Przytem bar-

2. D ? *?' ? ' P > 7 9 8 0 2 - O b e r t " « o n g auf Fr. Bayer ot C-ie, Buntrock 1906,;8tr. 107.) Buntrock 1903, 3, s. 422. >) Bul. de la Soc. ind. de Rouen 1908, str. 470. «) Versie-

geltes Schre ben fc 1431 von 10 Deoember 1903. Chemie Aueschuss der Industr. Gesell-echaft in Mulhausen in Elsass Sitzung, 3 April 1907

X2 1 0 - 1 1 CHEMIK POLSKI. 231

wilki taninowe wykazały jakoby lepsze utrwalenie i żywą barwę. Spra-wa otrzymania żywych kolorów przedstawia się jednak moim zdaniem niecomglisto ze względu na obecność taniny i zarazem żelaza.

W celu zabezpieczenia miejsc wywabionych przy równoczesnein dru-kowaniu czerni anilinowej, Trepka i Filipkowski podali czysto praktycznysposób dodawania do wywabu octanu sodowego, który zabezpiecza miejscawywabione przed wytwarzaniem się na nich śladów czerni anilinowej.

Przy drukowaniu wywabów chromianowych na indygu nie było spo-sobu otrzymania czystego białego wywabu w sąsiedztwie czerwieni para-nitranilinowej. Fabryka w Hóchstx) czyni zadość temu brakowi, dodającdo .farby drukarskiej, t. j . do wywabu białego, roztworu kwasu dwuazo-arylosulfonowego, który % p-naftolem tworzy barwnik azowy łatwo rozpusz-czalny i dający się przy następnem kwaszeniu i płukaniu w zupełnościusunąć.

Czerwień paranitranilinowa miałaby także ogromne wzięcie przy otrzy-mywaniu efektów czerwonych na czerni anilinowej. Sprawa ta oddawnainteresowała kolorystów, lecz niestety, jak dotychczas, nie została roz-strzygnięta i w mniemaniu ogółu kolorystów uchodziła za niemożliwą.Wszelako pogląd ten osłabiony został przez Płużańskiego2) i być możez czasem wyłonią się stąd metody dostępniejsze dla praktyki fabryczuej.Zasada Płużańskiego polega na tem, że na p-naftolowym towarze drukujesię farbę drukarską, zawierającą dwuazonitrobenzol w obecności zasad nie-organicznych, dających węglany nierozpuszczalne, jak to octan cynku, octanołowiu i inne. Następnie tkaninę przepuszcza się przez gorący roztwórsody (płusze i suszy). W miejscach nadrukowanych, zawierających jużbarwnik, tworzy się węglan cynku ewentualnie ołowiu, zaś p-naftol prze-chodzi do kąpieli alkalicznej i przy następnem płukaniu zostaje z tkaninyusunięty.

Po wysuszeniu tak preparowanej tkaniny w miejscach zabarwionychczerwienią paranitranilinowa znajduje się węglan cynku lub ołowiu, którys*uży jako ochrona tych miejsc przy następnem wywoływaniu na tkaniniesposobem zwykłym Czerwieni anilinowej.

Jak przekonaliśmy się powyżej, omawiając farbowrnie i drukowanieczerwienią paranitranilinowa, tkaniny wymagają uprzedniej niezależnej ope-racyi, mianowicie naftolowania. Byłoby znacznie prościej, gdyby związkiwytwarzające czerwień para znajdowały się w jednej tarbie drukarskiej,Wymaganiu temu czyni zadość powstanie izodwuazozwiązków, czyni nitro-zamin. Związki te, jak wiadomo, są bardzo trwałe i nie dają z fenolamibarwników azowych, ale pod działaniem kwasów przechodzą napowrót nawiązki dwuazowe. Wychodząc z tego założenia, jesteśmy w możności

! ) Patent 199813, 19 l i s t 1907 r. >) F&*er Zeit. HefL. 5, 1908 r., slr.

232 CHEMIK POLSKI. Ns 1 0 —

wywoływać czerwień paranitranilinową po nadrukowaniu bez uprzedniegonaftolowania tkaniny.

Nitrozamin paranitroaniliny nie znalazł szerszego zastosowania zewzględu na brak żywości otrzymywanych barw, jednakże związek analo-giczny z paranitroortoanizydyny w opracowaniu D-ra K Dziewońskiego,zdaje się, może mieć doniosłe znaczenie ze względu na żywość barw i po-niekąd trwałość farby drukarskiej.

Dzięki odczynowi alkalicznemu farbę dwukarską, zawierającą nitro-samin para-nitro-orto-anizydyny, możemy stosować również, jako ochronępod czerń anilinową.

Wreszcie pragnąc otrzymać efekty różnokolorowe na tle czerwieniparanitranilinowej stosowane są środki, ochraniające miejsca nadrukowaneprzed wywołaniem na nich czerwieni para.

Z pomiędzy znanych nam ochron siarczynowe składają się ze stężo-nych roztworów siarczynu potasowego lub też kwaśnego siarczynu sodo-wego, zobojętnionego amoniakiem. Są one lepsze od cynowych, gdyż niepozostawiają żółtego zabarwienia na miejscach ochranianych przez chlorekcynawy. W tym ostatnim wypadku białe tło oczyścić można przez prze-puszczanie tkaniny przez roztwór kwasu szczawiowego i siarkowego (jakprzy indygu). Co dotyczy ochrony persiarkowej, to znalazła ona główniezastosowanie przy błękicie dwuanizydyiionaftoiowym na gruncie czerwieniparanitranilinowej. Działanie persiarczanów wyjaśnia się utlenianiem [3-na-ftolu, podczas gdy czteroazodwuanizydyna pozostaje bez zmiany. W tensposób przy drukowaniu na naftolowanym gruncie farby drukarskiej, zawie-rającej chlorek miedziowy i czteroazowaną dwuanizydynę, dostajemy efektgranatowy na czerwonym tle.

Znane są jeszcze ochrony organiczne, składające się ze związkówamidowych, jak to: hydrazyna, fenylohydrazyna, nattylohydrazyna, hydro-ksylamina, jak również sulfokwasy i sole tychże. Ciała te dają ze związ-kami dwuazowymi połączenia, ochraniające je tym sposobem od łączeniasię z fenolami, nap.: hydroksylamina łączy się z siarczanem dwuazobenzolui daje dwuazobenzolimid, podobnie działa hydrazyna.

Zupełnie odwrotnie na tłach różnorodnych można ochraniać miejscaz jednoczesnem wywoływaniem czerwieni paranitranilinowej. Ochrony ta-kie mają zastosowanie przy barwnikach siarkowych i poniekąd kadziowych.Dzięki komplikacyom i usterkom mechanicznym mają one jeszcze szczupłyzakres zastosowania, pomimo nadsyłanych nam obficie opracowanych spo-sobów w tym kierunku przez fabryki barwników.

Otrzymywanie pięknych ognisto-czerwonych efektów wywabowych natłaoh barwnych ciemnych, nap. oliwkowem, zielonem, ciemno-niebieskiem,bronzowem, czarnem oraz ich kombinacyach było dotychczas zadaniem pra-wie niedostępnem, a przynajmniej bardzo trudnem. Ograniczano się tu nawywabtfćh bydrosiarczynowych lub cynowych przy pomocy kombinowania

. , , CHEMIK POLSKI. 233

ików zasadowych, lecz nie otrzymano nigdy czystej barwy czerwo-ftUt nitv małych powierzchniach rysunku; przytem wywaby takie

D6J 11 d i t ł l b i e m w skład ich wchodzą zwy-ftUt n i t v małych powierzchniach rysunku; przytem w y y

D6J 11 ka?dvm wzg lędem nietrwałe, albowiem w skład ich wchodzą zwy-I W n i k i zasadowe, jak głównie rodamina. W ostatnich czasach zja-W A k l b i k ó w bezpośrednich które z powodu

niki zasadowe, jak głównie rodaminA w handlu liczna skala barwników bezpośrednich, które z powodullJin ł a t w o wywabiania się, szybko znalazły zastosowanie w tech-

lice Bai-wniki° te dają się łączyć na tkaninie z dwuazonitrobenzolem,tworząc przytem ładne i dość trwałe tła barwne. •

Ł a c na uwadze własności tych barwników, wspólnie z inz. Krasu-ięliśmy myśl wykorzystania kąpieli dwuazonitrobenzoesowej do

^ n e g o wywoływania czerwieni para na miejscach wywabionychW ten spo^b na miejscach wywabu powstaje czerwień parauitranili-

nowa, I Hnocześnie tworzy się równie, i barwne tło skutkiem łaczemasie barwnika bezpośredniego z dwuazonitrobenzolem.

* ^ d o d a t e k odpowiedniej ilości f naftolu do farby dru«sk,e, •

„itroanilina w obecności produktów rozkładuodbywa się bardzo powolnie. u^łłt^ni« domero

Miejsca WyWabioue >,ie maja naraaie ładnego .abanue a .fc»»rpo kilku sekundach przybierają odcień jas-o-oranzowy, W,dz>el,jac przjta pęcberzyki gaz6w, mianowieie k«asci s i a r k a ™j° o d a ! o B, z a u w a -

Zupełne związanie dwuazonitrobenzolu z M»ftf'™. «" « , „8,6 dopiero po 4 c ^ u i o m i d)»ższen, przebywamu tka • nj » k,Pdwazowej, oo tecbnicznie jest trudnem do 7 * " " " ^ ' * * "•jemuie wpływa „a odcień czerwieni i barwnika b^pośreimego^

Po licznych doświadczeniach udało nam s.e wres*M. o n " * ^iraia przepuszczanie nadrnkowanej tkaniny przezpnie prze^owietrze i wreszcie przez -wieńczony ^ ^ ^wego 8 cm« na litr. Wówczas jasno oranzowy ode en _nne£Onych po wejściu w kąpiel k^asu siarkowego momentalnie przywienie intensywnie czerwone.

Zjwenie intensywnie czerwone. rnrnatrywaniemAtóZjawisko to tłomaczymy procesami < ^ ^ \ ™ £ * ^ g o m jestem

rych nie będę nudził słuchaczy, nadmieniając, iż na zy s ł 6 w gz.Ułożyć potel poglądy osobiste, jak również skorzystać * *>myPanów, które może okażą się racjonalniejszymi. -paranitro-

Zauważyliśmy jednak, że otrzymane tym sposobem ^ J J ^ ! M ti stające

Ułożyć potel poglądy osobiste, jak rówPanów, które może okażą się racjonalniejszymi.

Zauważyliśmy jednak, że otrzymane tym sposobem ^ J J ^ ! M t t

anilinowe nabierają brunatnego odcienia, powstające,, , ś r e d n l e g oskutkiem łączenia się produktów rozkładowych b a ^ f z m i e n i l i ś m y pre-^ dwuazonitrobenzolem. W celu ulepszenia tego •P~™*V k a n i n ę n aj-^s fakrykacyi, przepuszczając nadrukowaną i wyparowaną

234 CHEMIK POLSKU >fo 1 0 —

pierw przez rozcieńczony kwas siarkowy, następnie przez kąpiel dwuazo-nitrobenzolową i wreszcie powtórnie kwas siarkowy. Dzięki temu siarczyn,obecny w miejscach nadrukowanych, rozszczepia się na kwas siarkowyktóry się ulatnia, a p-naftol wydziela się na włóknie w postaci wolnej.Ponieważ w tym wypadku odcień czerwieni jest zupełnie dostatecznej ży.wości, przeto mniemać należy, iż również produkty rozkładowe barwnikabezpośredniego zostają przez parokrotne przepuszczanie tkaniny przez roz-cieńczony kwas siarkowy usunięte.

Przy tym drugim sposobie zdołaliśmy otrzymać też białe efekty na-leżnej czystości w obecności czerwieni para, co tembardziej potwierdzanasze przypuszczenie co do usuwania produktów rozkładu barwnika bez-pośredniego.

W tym pobieżnym szkicu o rzeczach znanych Sz. Panom zarównoz teoryi jak i z praktyki, może zbyt nieudolnie uwydatniłem momenty?które w satsosowaniu czerwieni paranitranilinowej maja doniosłe znaczenie.

Prace nad czerwienią paranitranilinową w całej rozciągłości świad-czą o tych wielkich wynikach, jakie osiągnięto w kolorystyce od czasu,gdy ugruntowano zasady jej na podstawach czysto naukowych. Lecz po-mimo tak wielkiego sukcesu, jaki osiągnęli koloryści w dziedzinie omawia-nej, nie wyczerpano jeszcze wielu pomysłów i droga do dalszych ulepszeńjeszcze stoi otworem.

0 katal iz ie.Przez W. Ostwalda.

(Dokończenie).

Jak widzimy z tego, równocześnie z typowym przypadkiem przebieguchemicznego reakcyi zbadany był typowy przykład katalitycznego procesu,gdyż w obecności czystej tylko wody inwersya nie następuje, co dziękipóźniejszym żmudnym i bardzo obszernym badaniom ściśle ustalono.

Jednakże praca Wilhelniyego początkowo nie miała najmniejszegowpływu na rozwój wiedzy. • Stale z jednej strony mnożyły się spostrzeże-nia katalitycznego oddziaływania, które mniej lub więcej znane były che-mikom; z drugiej strony rosła znajomość powoli przebiegających reakcyichemicznych i ich praw. Obydwa szeregi rozwijały się równolegle oboksiebie bez najmniejszego wspólnego łącznika, Np. Schonbeiu zebrał w tokuswych badań najrozmaitsze i zadziwiające przypadki katalizy i stale zwra-cające uwagę swym towarzyszom po fachu (których uwagę wtedy całkowi-cie pochłonięta była otrzymywaniem i klasyfikacyą związków organiczny«Wna nieudolność ówczesnej wiedzy należycie je objaśnić, sam był zdania,ie

Jg 1 0 * - H CHEMIK POLSKI. 235

wszystkie procesy cliemiczne mogą zachodzić jedynie przy współdziałaniukatalizatorów. Brakowało mu pojęcia szybkości i przyspieszenia reakcyi,i prace jego w dziedzinie katalizy ograniczyły się na zebraniu bardzo obfi-tego i interesującego materyału. Z drugiej strony cały szereg reakcyi byłgruntem, na którym rozwijało się pojęcie szybkości reakcyi i cała kinetykachemiczna, nieraz w bardzo zawiłych przypadkach,- gdy tymczasem-katali-tyczna strona procesów zupełnie nie była brana pod rozważanie. Wytwo-rzyły się więc tego rodzaju warunki, że prędzej czy później musiało na-stąpić zlanie się obu kierunków badań, i mojem osobistem szczęściem byłoprzyłożyć do tego rękę.

Początkowo interesowało mnie prawie wyłącznie znalezienie miary ilo-ściowej dla tak ważnego, a naówczas tak zamglonego pojęcia, jak powinowac-two chemiczne, i zwróciłem uwagę na nieznane naówczas, a opracowywanejeszcze przez Guldberga metody statyczne lub równowag chemicznych i dy-namicznych lub opaite na pomiarach szybkości reakcyi. Studyując litera-turę organiczną do wykładu stale spotykałem przykłady otrzymywaniaestrów z kwasu i alkoholu pod wpływem mocnych kwasów, jak solnego1 siarczanego. Ażeby módz operować w roztworach wodnych, szukałemestrów, rozpuszczających się dostatecznie w wodzie, i, pamiętam doskonale,z jaką przyjemnością obserwowałem wzrost kwasowości roztworu wodnegozwyczajnego eteru octowego, zadanego kwasem solnym. Octan metylowydzięki swej większej rozpuszczalności w wodzie i szybkości reakcyi okazałsię jeszcze dogodniejszym i jedno z moich pierwszych studyów nad dyna-miką chemiczną z roku 1883 obejmuje zbadanie procesu katalitycznego, —katalitycznego zmydlenia wspomnianego estru pod wpływem rozmaitychkwasów.

Nie będę się zajmował tu rozwojem problematu powinowactwa che-micznego, a w szczególności pomiaru mocy kwasu, co było właściwym te-matem moich poszukiwań; wystarczy zauważyć, że znaleziona zależnośćmetod dynamicznych i statycznych doprowadziła do określenia pojęcia„mocy* kwasu, jako własności ogólnej, niezależnej od charakteru poszcze-gólnych reakcyi. Wkrótce potem przeprowadzone badanie inwersyi cukruz uwzględnieniem: powyższych formułowań wykazało, że i ten klasycznyProces oparty jest ilościowo na tych właśnie własnościach kwasów, jakich2 otrzymanych rezultatów spodziewać się należało.

Na pierwszy plan więc wystąpiła ścisła zależność mocy kwasu i jegokatalitycznego oddziaływania, wobec czego zacząłem szukać innych wy-Padków katalizy kwasowej, aby w możliwie dużej ilości przykładów ma-tejyał cały przestudyować. Najdogodniejszymi okazały się niektóre procesyJtieaiąjące i redukcyjne, które w przeciwieństwie do powstawania i roz-

soli zachodzą w ciągu skończonego, często łatwo określanego czasu:najpierw był przestudyowany przebieg utleniania jodowodoru kwasemw y , jako ktwa dający się, wymierzyć. Tutaj przedewszystMem *jr-

236 CHEMIK POLSKI. <N» 1 0 \[

szło ua jaw, że w przeciwieństwie do znanych dotychczas kataliz dałareagujące działają nawzajem na siebie z wymierną szybkością, jeszcze przedwprowadzeniem ciała obcego. Obecnie wiadomem jest, że przyczyną tegozjawiska jest obecność jonu wodorowego; naówczas jednak nie mogło byćo tein mowy, gdyż praca przeprowadzona była w 1887 roku, bezpośrednioprzed powstaniem teoryi woluych jonów. Równocześnie znalazłem całyszereg-innych katalizatorów, jak sole żelaza, chromiany i t. p., które dzia-łały podobnie do kwasów, a w niektórych nawet przypadkach o wiele sil-niej. Wszystko to zmusiło muie do postawienia niezbitego twierdzenia,że istota katalizy leży nie w w y w o ł a n i u reakcyi, a w p r z y s p i e s z e -niu jej, i w odnośnej publikacyi z roku 1888 znajdują się matematycznewywody, które już w 1883 r. zostały otrzymane z badań nad octanem me-tylowym.

Z obowiązku ścisłości, szczególnie ważnego dla historyka własnychprac, muszę zaznaczyć, czego dotychczas jeszcze nie zrobiłem, że postępymoich prac by maj mniej mnie nie zadawalały. Dla chemii iizykalnej nastą-pił naówczas nadzwyczaj płodny czas, gdyż vau't Hoff postawił swą teo-ryę ciśnień osmotycznych, Arrheuius teoryę wolnych jonów i elektrolity-cznej dysocyacyi. Wszędzie budowano teorye chemiczne na nowych pod-stawach i nikt nie zadawał sobie trudu wynosić ponad poziom ogólnyjakieś oddzielne szczegóły. Dopiero cokolwiek później, gdy z większemzainteresowaniem zwróciłem się do energietyki, zarzucając rozmaite hypo,tetyczne zapatrywania, które nie doprowadzały do bezpośrednich, doświad-czalnie sprawdzalnych rezultatów, uczułem potrzebę przerwania tego zastoju-jaki zapauował w dziedzinie badań katalitycznych dzięki wyrobiouym nanie zapatrywaniom. Przypominam sobie ówczesne naiwne obrazki,, jakiepodał jeden z badaczy dla uzmysłowienia katalitycznego wpływu tłuczone-go szkła na reakcyę łączenia się składników gazu piorunującego przy umiar-kowanej temperaturze: wycinka wyobrażała, jak to cząsteczki gazu zostałyrozrywane ostrymi kantami kawałków szkła na atomy, dzięki czemu uła-twione było łączenie się. To już było coś więcej, niż teorya Lemeryego0 haczykowatej budowie atomów. Dzięki ciągłym odczytom i referatomnadarzała mi się stale sposobność zwalczać podobne szkodliwe hypotezy1 wskazywać na niezbitą korzyść prostej, opartej na doświadczalnych da-nych definicyi katalizy, jako zjawiska chemicznego przyspieszania dziękiobecności takich ciał, które bezpośredniego, udziału w reakcyi nie biorą-Tę stronę działalności mojej na tem polu uzupełnił odczyt w 1901 r. nazebraniu przyrodników w Hamburgu. Okazało się to potrzebnem, bo stalew literaturze chemicznej odzywały się głosy, że „nazwa katalizy nie jestobjaśnieniem tego procesu" i że wobec tego termin ten należy odrzucić.I działo się to pomimo tego, na co wskazywał z naciskiem Berzelius, teszkodiiwem jest dla rozwoju sprawy przedwczesne objaśnianie zjawisk, niemające eksperymentalnych podstaw; i jakgdyby ubiegłe pół stulecia nie do-

$ 1(M1 CHEMIK POLSKI. ^ 7

wiodły jeszcze raz, że i na tem polu ostrzeżenia Berzeliusa były bezsku-

tecznie.Postaram się teraz wyjaśnić stosunek podanej wyżej definicyi Berze-

liusa do wypracowanej obecnie, Z porównania będzie widać, że BerzeUusrzeczywiście zrobił wszystko, co z punktu widzenia jego czasów było mo-żliwe, aby określić samą istotę rzeczy.

Nie posiadając wyraźnego rozróżnienia szybkiego i powolnego prze-biegu reakcyi, oznaczył on te stany, które mogły przy odpowiednich wa-runkach (przy nadmiarze np. wolnej energii) przejść w inne, symbolk^nempojęciem „uśpionego powinowactwa". Przejście do stanu wyższej równo-wagi lub niniejszej ilości energii wolnej, co działo się w myśl drugiegoprawa termodynamiki, określał on jako przejście do stanu wyższej elektro,chemicznej neutralności. Fałszywem było jedynie mniemanie, że działaniekatalizatorów oparte jest jedynie na samej icb obecności, a nie powino-wactwie. Z wielu teoryi katalizy, powstałych w ostatnich latach, mniejlub więcej głębokich i opartych na rzeczowych dowodach, utrzymała sięjedynie teorya Clement i Desormesa, teorya reakcyi pośrednich, opierającadziałanie katalityczne na udziale katalizatora w procesie samym w tensposób, że sumarycznie ilość jego się nie zmienia, jest on natomiast głów-nym czynnikiem reakcyi pośrednich. Zwracam uwagę na to, że nie mamyżadnej pewnej podstawy sądzić, że wszystkie reakcye katalityczne dadząsię objaśnić w ten sposób, przyznać jednak należy, że żadna inna teoryaz taką łatwością i prostotą nie potrafiła opanować nauki o katalizie.

Ogólnie zatem można powiedzieć, że określenie Berzeliusa osiągnęłonajwyższy punkt możliwego naówczas wykończenia, nie mogło jednak opa-nować całokształtu zjawiska. I to, zdaje się, było zasadniczym powodem,dlaczego w walce o byt zwyciężyła naówczas mniej dokładna, lecz wciążmówiąca teorya Liebiga. Zalety pojęcia Berzeliusowskiego nie mogły zna-leźć oceny tam, gdzie nie było mowy o ściśle naukowem badaniu katalizyi dopiero wtedy, gdy stworzone były potrzebne podstawy, wyszła na jawcała metodyczna ścisłość szwedzkiego badacza.

Opierając się na powyższem, nie omieszkam zwrócić uwagi, że nie-którzy uczeni, którzy, zdaje się, przypuszczają, że wystarczy przestudyo-*ać stare chemiczne dzieła i pisma, by zostać historykiem chemii, w no-*eu\ ukształtowaniu pojęcia katalizy nie widzą nic innego, jak powtórze-n i* tego, co powiedział Liebig lub Berzelius, Różnica pomiędzy starem1 nowem określeniem, oparta na wprowadzeniu nowego pojęcia szybkościreakcyi, jest tak wybitna, uwydatniło się to nawet na eksperymentalnymroawojujej dziedziny.

Rzeczywiście, ani doskonałe określenie Berzeliusa, ani fałszywe tłu-maczenie Liebiga nie wpłynęło pobudzająco na rozwój tej, tak ciekawejnaukowo i ważnej technicznie dziedziny, w taki sposób, jak to wywołaładeBni b

CHEMIK POLSKI. Jsfe 1 0 — U

Oczywiście rozwinęła się ona najpierw w ważkich kołach gdzie po-wstała; dla mnie osobiście pojawienie się kwestyi przypadło w tym czasie,gdy po ukończeniu naglących prac systematyzujących i konstrukcyjnych,jakie wywołało w dziedzinie chemii ogólnej wprowadzenie wspomnianychwyżej podstaw zasadniczych, nastąpił okres silnego wyczerwania, wywoła-nego dziesięcioletnią bezustanną i gorączkową pracą.

Aczkolwiek udało mi się najsilniejsze przejawy zmęczenia usunąć przezdłuższy odpoczynek, straciłem jednak bezpowrotnie poprzednią zdolność dopracy eksperymentalnej, prowadzonej nieraz aż clo fizycznego wycieńcze-nia. Tym sposobem w latach dziewiędziesiątych rozpoczęte były badaniakatalityczne w szerszym zakresie przez moich współpracowników i uczni,ale już sam nie mogłem przyjmować osobiście udziału w pracach doświad-czalnych. W kilka lat później musiałem z tych samych powodów przerwaćma pracę profesorską. Rzucone poprzednio idee wkrótce przyniosły obfiterezultaty, i z moich uczni najwięcej zasług położył na tem polu G. Bre-dig. Równocześnie problemat katalizy znalazł olbrzymie znaczenie na polubiologii, jako główny czynnik organizmu w najróżnorodniejszych celach,i znów tutaj uznana była definicya kinetyczna, jako najlepszy przewodnikw porównaniu ze wszystkiemi innemi uogólnieniami, które posiadały cha-rakter więcej obrazowy, niż rzeczowy.

0 a lka lo idach.Przez D-ra Kazimierza T. Ciesielskiego.

(Dokończenie).Pokrewieństwo alkaloidów do pyridyny lub jej pochodnych co raz to

bardziej się rozcieńcza. Prace Hofmanna i Ladenberga nad koniiną, Jahnsanad trigorzeliną i zasadami owoców Oreca Catehu, Goldschmidta, Freunda,Rosera, Perkina nad papaweryną, hydrostyna, narkotyną i berberyną, wy-jaśniły budowę tych zasad, oraz wyznaczyły 'im odpowiednie miejsce w sy-stemie pochodnych pirydyny.

W miarę jak wykrywano co raz to nowe zasady roślinne, przekona-no się, że pierścienie w skład tych zasad wchodzące są odmiennego typutak np. w morfinie wykrytej przez Sertttrnera zdaniem Knora4) należyprzyjąć pierścień oksazynowy, hygrinie otrzymanej z Erythroxylon Cocaprzez Lossego2) przypisują Liebermann i Kiihling"3) wzór zbudowany napiperydynie i t. p. '

Z licznych badań nad syntetycznem otrzymaniem' alkaloidów wymie-nię kilka najważniejszych i to z zastrzeżeniem, że pogląd zarówno na syn-

407.

r • •• »

') Ber. d. d. Chem. Gesel. 22, 181, 1113. *) Ann. 121, 373; 133,;.352.' ');?<*•

-X? 1 0 — 1 1 CHEMIK POLSKI, 239

tezę jak i na budowę może się zmienić z wyjątkiem np. syntezy koniinywykonanej przez Ladenburga l) w r. 1886. Jest to synteza jedna z pier-wszy cli i po dziś.

Z syntez przed Ladenburgiem mamy dwie z grupy aminów tłuszczo-wych, t. j syntezę choliny i betainy, wykonane przez Wlirtza 1857 r.i Liebriecha 1869. W tym samym roku co Ladenburg koniinę, Hantzch2)otrzymał z kwasu nikotynowego metylobetainę, którą Jahns3) uznał zaidentyczną z trigonelliną otrzymaną z trigonella focuum graecum. W roku1894 Ladenburg z Scholzem4) otrzymali syntetycznie kwas piperynowy,w cztery lata potem otrzymał Fischer syntetycznie cały szereg zasad gru-py ksantynowej jak ksantynę, kaffeinę; teobrominę i areine.

Nadto otrzymano kilka alkaloidów drogą niezupełnej syntezy, t. j .z niektórych produktów rozkładu, za pomocą odpowiedniej kondeusacyi,która z powrotem doprowadzała do połączenia którego rozpoczęto np. syn-tezę atropiny z tropiny Ladenburga5).

Z tego krótkiego przedstawienia syntez okazuje się ich nader donio-słe znnczenie nietylko dla celów poznania samej budowy tych nader cie-kawych połączeń ale i dla celów leczniczych ze względu na działaniefizyologiczne poszczególnych grup.

O ile budowa drobidy alkaloidów jest nader trudną do roztrzygnię-cia i obok licznych wypadków, w których mamy pewne dane, dla wielujest kwestyą otwartą, o tyle jeszcze trudniej zbadać ich znaczenie i drogępowstawania w komórkach roślinnych.

Nawet jeżeli chodzi o wskazanie komórek, w których się znajdują,nie można nic pewnego powiedzieć. Mamy bowiem całe szeregi roślin,w których je spotykamy wszędzie, zacząwszy od korzenia a kończąc naowocu, u innych natomiast znajdują się tylko lub w przeważnej ilości,w nasionach, skórze lub w częściach podziemnych, jak w korzeniach kla-czach lub bulwach.

Powodem tego jest jest brak stosownych metod badania. Jedyną me-todą badań o tym kierunku jest zastosowanie chemii mikroskopowej, którana tem polu napotyka często na trudności nie do pokonania. Jednak mi-nio tego nasze wiadomości z tej dziedziny jej właśnie zawdzięczamy. Donajważniejszych prac nad rozmieszczeniem alkaloidów w roślinie należąbadania Lindta6), który opierając się na pracach i doświadczeniu swychpoprzedników, podał nam kilka * metod zupełnie nowych, oraz dostarczyłnara materyału do dalszych badań.

Badania jednak jego mimo ogromnej sumienności są nie raz zbyt da-eko idące, a jako przykład może nam służyć jego twierdzenie, że alka-°idy, których przedstawicielem jest strychnina, znajdują się w Monacii

komórkowych nasion, podczas gdy badania późniejsze wykazały, że te za-sady znajdują się również i w innych częściach roślin.

Jako; odczynnikiem do wykazania obecności tych alkaloidów posiugi-^ s i ę L i n d t jodkiem potasowym, którego używają również C antnani Barth. Ci jednak zwracają uwagę, że metoda ta nie jest zupełnie>pe-*|}łi-Se należy przedsiębrać kontrpróby na preparatach traktowanych

em celem usunięcia alkaloidów.

\ ^ Ż 2 , 1403. >) Ber. 19, 31. *J Ber.20 2840. «) Bar. 27, 2958. •) Her. 22,6) Zeitsch. wiss Miki-, tom. I, str. 237 (1834).

CHEMIK TOLBKt. Ń 2 1 0 —

Żnac^mie większego materyału do przeprowadzana reakeyi na alka-loidy dostarczają nam badania Molischa1), Yadama2, i Errera.

Zestawiając metody mikroskopowe dochodzimy do następującychwniosków: .

1) pewne odczynniki dają reakcye tylko z alkaloidami pewnej grupy;2) odczynniki te jak tannina, kwas pikrynowy, jodek potasowo-rtę-

ciowy (KI.Hgl2), jodek połasowo-bizmutowy, kwas fosforowo-molibdenowyi kwas fosforowo-wolframowy tworzą połączenie w wodzie wprawdzie tru-dno ale nie zupełnie nierozpuszczalne, zatem wobec znacznej ilości płynukomórkowego, a często znikomo małej ilości alkaloidów nie zawsze otrzy-mamy osad;

3) obecność różnych alkaloidów obok siebie trudno stwierdzić;4) że również i inne połączenia roślinne tworzą z tymi odczynnikami

związki trudno lub nawet nierozpuszczalne w wodzie. . .Gdyby nawet te odczynniki były wystarczającymi do stwierdzenia

obecności alkaloidu w danem miejscu rośliny, to jednak drogi powstawa-nia będą nam niedostępne. Tu musimy mieć metodę ilościową, by wyka-r/ać choć w przybliżeniu miejsce, gdzie one już jako takie, się pojawiają.

Z metodami ilościowemi spotykamy sio w niewielu pracach, np. Lo-tsyego nad zasadami cinchoninowemi i Feldhausa3) nad alkaloidami „Dature".

Badania te są nadzwyczaj uciążliwe z powodów już powyżej wspo-mnianych, a głównie z tego względu, że odczynniki nie tworzą związkównierozpuszczalnych w wodzie, a przedewszystkiem zachowanie się pierwo-szczn wobec tych odczynników jest wprost nieobliczalne i z reguły prze-szkadzające. l

<JO się tyczy znaczenia alkaloidów dla samej rośliny zdania są naderpodzielone.

Molisch, Heckel i Barth zwrócili uwagę na zwiększoną ilość -alkaloi-dów w nasionach niektórych roślin i uważają je za połączenia, kfcóte biorąudział w przemianie zapasowych pokarmów podczas kiełkowania. Zapa-trywania wyżej wymienionych "badaczy poddają ostrej krytyce Olantriansi^Feldhaus i starają się wykazać ich bezpodstawność.

Feldhaus badając i ziemię podczas kiełkowania nasion zawierającychalkaloidy stwierdził w niej obecność odpowiedniego alkaloidu zawartegow nasieniu, w znacznej ilości, która wzrastała w miarę kiełkowania.

Clautrians przypuszcza na podstawie licznych prób, że .alkaloidy sąpośrednimi produktami przy tworzeniu się połączeń białkowych. Skłaniasię jednak więcej ku zapatrywaniu, że są one środkami ochronnymi prze-ciw pasożytom.

Przeciw temu ostatniemu przypuszczeniu występuje jednak Peirce,popierając swe zapatrywania licznymi przykładam i, jalc Inp.' pasozytnićtwoCuscuty epilinum na trujących Euforbiach.

Z własnego doświadczenia -.mogę przytoczyć następujący fakt, któryprzemawiałby także przeciw ochronnemu znaczeniu alkaloidów w roślinach.Mianowicie, rośliny Hyoscyanum niger, Móre we wszystluch 'częśctóch za-wierają zuaczną, ilość hyoscyaininy,, bo w ilościach, przeszło 1%, bywają takchciwie zjadane przez nagiego ślimaka Ogrodowego, ze-wystarczy " " "

* * •*

^-^ $ ? r u n n r i s l £ . i n e r His tochamie-d. pfl. Genussmittel. Jena, 1891. 2) Journ. pharm.D a Ł M S U ^ I S S 1 t O m V l m *}- ^ U a n t U n t e r s u c h - d ' Yert luirg des/A cal. Yn

CHEMIK POLSKI. 241

na grządkach w ogrodzie kilka roślin Hyoscyamus, ażeby do nich znęcićwszystkie ślimaki z sąsiedztwa.

Zestawiając jednak badania o najrozmaitszych wynikach należałobyalkaloidy uważać za produkty uboczne w ciele rośliny, które nie biorą w jejżyciu żadnego udziału, których jednak rośliny nie mogą się pozbyć zeswego organizmu z powodu braku odpowiednich przyrządów. Oomadząsie wraz ż pokarmem zapasowym w nasionach lub korzeniach. Tu zaścała energia rośliny wytęża się w tym kierunku, aby w tych częściachnagromadzić materyał budulcowy dla przyszłej rośliny, tu zatem odbywasi§?najenergiczniejsza przemiana materyi, tu też produktów ubocznych możebyć najwięcej. . .

Ponieważ alkaloidy odznaczają się przeważnie łatwą rozpuszczalnościąw wodzie, zatem dostają się łatwo z nasion kiełkujących do ziemi jak toFelihans zauważył, z czego jeszcze nie wynikała konieczność przypuszcze-nia, że mają w ziemi spełnić jakieć zadanie.

Doświadczenia nad wpływem zewnętrznych czynników nad zawarto-ścią alkaloidów w roślinach nie dały pozytywnych wyników.

Światło słoneczne, np. według Clautriansego zupełnie na to me wpły-wa, a ilość alkaloidów w liściach ociemnionych i w liściach wystawionychna działanie słońca nie uległa zmianie. .

Doświadczenia Lotsyego w tym samym kierunku przeprowadzone dająwyniki zgodne z zapatrywaniem Clautriansego. Lotsy jednak zauważyłinny związek z ilością alkaloidów, a mianowicie, że z rozwojem liści Hoscalkaloidu wzrasta. Dalej tenże zauważył, że ilość ich malała w nocy,a podczas dnia wzrastała. W liściach odciętych nie zauważył w tym kie-runku żadnych zmian. . . ,, , .,

Obserwacye te potwierdzałyby częściowo zapatrywanie ze alkaloidysą produktami uboeznemi reakcyi biochemicznych. W liściach gdzie odby-wa się cały proces asymilacyi, gdzie tworzy się tyle różnych związków,ilość produktów ubocznych musi wzrastać z wiekiem liścia-

Z tego zaś, że we dnie ilość alkaloidów wzrastała w liściach, a w no-cy malała, możnaby przypuszczać za Clautriansem że one są produktemprzejściowym przy tworzeniu połączeń białkowych.

Podglebie również nie zdaje się wpływać na ^ c . alkaloidów w ro-ślinie. Feldhans np. nie zauważył tego przy stosowaniu j ^ u a w j o w*wzu ze saletry chilijskiej. Jednak Lotsy podaje fakt, ze liście cmchonmmobcięte, które nie zawierały alkaloidów, pływając przez kilka dnij>° ° > ^roztworze chlorku amonowego wykazały następnie o b e . c n ° l ć

ma ^ s a

Ze względów fizyologicznych również bardzo ciekawym momentem sąniektóre gatunki; należące do rodzin odznaczających się znaczną ilości*alkaloidów^ ich nie mają! a dalej, że jeden*i ten f^mgatunek może wwnych warunkach zawierać alkaloidy, iunych nie, jak to np. RochfcPodaje co do Conium maculatum, które rosnąc w Szkocyi, me ma, Z t e g o krótkiego przedstawienia wynika, że cały rozwój chemii alka-l i ó w ograniczył s i | na wyjaśnieniu budowy poszczególnych zasad, co jestJielką zdobyczą na polu chemii połączeń roślinnych me dał nam iediżadnych podstaw do postawienia pewnej teoryi któraby namsposób powstawania alkaloidów w ciele rośliny, ani ich roli, którą odgrywająw jej komórkach.

LWów, 1969.

242 CHEMIK POLSKI, «N2 1 0 - — 1 1

Zarys rozwoju hypotez powstania ropy w naturze.(Dalszy ciąg).

Zwolenników hypotez organicznych tworzenia się ropy w naturze da siępodzielić na dwie kategorye, które przez długi czas posiadały cechy zupełnieodrębne, a dopiero w ostatnich kilku latach wykazywać poczynają pewną wspól-ność w układzie i wnioskach.

Zwolennicy hypotez pierwszej kategoryi dowodzą, iż ropa jest pechodze-nia roślinnego*

Drudzy znów twierdzą, iż powstała ona z różnorodnych resztek ongi ży-jących organizmów zwierzęcych.. Flora więc z jednej strony, a fauna—z dru-giej są punktem wyjścia przy uzasadnianiu i rozwijaniu hypotezy powstaniaropy w naturze.

Ponieważ węgiel brunatny i kamienny są pochodzenia roślinnego, a róż-nią się pomiędzy sobą tylko dawnością okresu farmacyi, niektórzy więc uczeni,stojąc na gruncie hypotezy roślinnego pochodzenia ropy, uważali ją poprostuza produkt destylacyi węgla.

Pierwszym z nich był Ber ol di n g e n *) (1778 r.)t który uważał ropęza substancyę powstałą wskutek kondensacyi produktów destylacyi węgla ka-miennego, odbywającej się pod wpływem działania „ognia podziemnego" naznacznej głębokości, przyczem, prócz ropy, tworzyć się również musiały palnegazy, wydostające się przez szczeliny w ziemi nazewnątrz.

Zjawisko wydzielania się gazów u źródeł ropy uważa Beroldingen zastałe, identyfikując gazy te z mieszaniną palnych gazów, tworzących się w ko-palniach węgla kamiennego w Anglii. Upatruje on pewien stosunek pomiędzyropą a pokładami węgla kamiennego, chociaż poziom wiedzy ówczesnej nie-wątpliwie nie pozwalał na możliwość orzeczenia w każdym wypadku, czy po-kłady ziemne, stanowiące naturalne baseny ropy, zawierają również warstwywęgla.

Beroldingen w pewnym stopniu był również zwolennikiem wulkanicznejteoryi powstania ropy, a dowodzenia swe opierał na rezultatach badania obja-wów wybuchowych pewnego wulkanu we Włoszech (La Salsa), który jednakobecnie do rzędu prawdziwych wulkanów zaliczonym być nie może2), jakotemnas poucza geologia.

W myśl hypotezy Beroldingena, w kilkadziesiąt lat później, próbowałB e r t h e l o t 3 ) otrzymać syntetycznie ropę z węgla kamiennego przez praże-nie go przy 300° z jodowodorem. Płynny produkt tej reakcyi zawierał osadpodobny zewnętrznie do węgla (być może wskutek niezupełnie ukończonejreakcyi). Synteza ta posiada jednak znaczenie tylko doświadczenia laborato-ryjnego; w rzeczywistości proces tworzenia się ropy nie mógłby przebiegaćw ten sposób, ponieważ nie możemy przypuszczać obecności w naturze jodo-wodoru w stanie wolnym i to w znacznych ilościach, jakby tego wymagałotworzenie się ropy podług wyżej podanej reakcyi.

Z innych-zwolenników hypotezy powstania ropy zwęgla wymienić należyH o c h s t e t t e r a 4 ) , M i t c h e l l a 6 ) oraz W a l t e r a .

l) Hofer-Galizisches ErdSl.

J& 1 0 — H CHEMIK POLSKI. 243

Ten ostatni jednak uważa ropę za produkt destylacyi nie kamiennego,lecz brunatnego węgla, wychodząc z niesłusznego zresztą założenia, iż przysuchej destylacyi węgla brunatnego tworzą się przeważnie węglowodory sze-regu CĄn+2' podczas gdy destylacya węgla kamiennego daje węglowodoryaromatyczne.

W rzeczywistości jednak wiemy, iż zarówno węgiel kamienny przy nis-kiej temperaturze daje węglowodory szeregu C n H 2 n + 2 . jak węgiel brunatnywęglowodory aromatyczne, o ile go destylować będziemy przy wysokiej tempe-raturze. Na korzyść hypotezy powstania ropy z węgla mogłoby poniekąd prze-mawiać zjawisko wytryskania ropy z pokładów zawierających węgiel kamien-ny, obserwowane w pewnej miejscowości w Anglii (Wombridge), po bliższemjednak zbadaniu tego zjawiska okazało się, iż ropa wypływa właściwie z warstwtwardego piasku, przecinających pokłady węgla kamiennego.

Według hypotezy B i n n e y a 1 ) , ropa -powstawała pod działaniem wody,wsączającej się powoli w ziemię, na znajdujące się pod warstwami piasku po-kłady torfu, który wskutek tego ulegał powolnemu rozkładowi. Trudno jestjednak przypisywać hypotezie tej znaczenie, skoro mamy dużo torfowisk (Irlait-dya, Rosya, Niemcy), które posiadają wszelkie warunki, aby w nich mógł sięodbywać, według Binneya, proces tworzenia się ropy, nie znajdujemy jej tamjednak wcale.

B i s c h o f f 2 ) wypowiada się również za roślinnem pochodzeniem ropy,która powstawała przy powolnym rozkładzie drzewa, szczególnie o ile procesten przebiegał w warunkach pomyślnych, czyli pod wodą; jako poboczne pro-dukty reakcyi tworzyć się musiały woda, węgiel oraz kwas węglany; na ko-rzyść tej hypotezy przemawia, zdaniem Bischoffa, wydzielanie się lotnych wę-glowodorów w kopalniach brunatnego i kamiennego węgla.

Według R a d z i s z e w s k i e g o 3 ) ropa jest produktem gnilnej fermenta-cyi roślin, znajdujących się pod warstwami morskiego iłu. Przy tym rozkła-dzie cellulozy, prócz głównych produktów reakcyi (metanu i dwutlenku węgla),tworzą się i uboczne produkty reakcyi: płynne węglowodory szeregu C„H2U+2,które znajdujemy w ropach. Radziszewski przedstawia bieg rozkładu cellulozyza pomocą poniżej podanych równań:

Celluloża Produkty główne Produkty uboczne2C6H1005 = 5CO2+2CH4 "•4CeHloO5 = 10CO2+4CH4 •6C«H1OO5 = 1 5 C O 2 + 6 C H 4

C 2 H c + C 4 H 1 0 + C f H 2 0i t. d.

Rozmaity skład ropy, zależnie od terenu jej pochodzenia, tłómaczy Ra-dziszewski tem, iż procesowi fermentacyi podlegać musiały, prócz cellulozy,również inne substancye roślinnego oraz zwierzęcego pochodzenia.

Hypotezom powstania ropy wyłącznie z substancyi świata roślinnego sta-.wiane były liczne zarzuty.

Powstanie ropy wskutek destylacyi węgla uważa słusznie P i e d b o e f 4 )za mało prawdopodobne, ponieważ w takim razie ropa—jako rezultat destyla-cyi musiałaby się tworzyć w postaci frakcyi, różniących się pomiędzy sobą

*\ ~ % J* d ' K ł K- S e o L R - 1 8 ^ 15. 206. "> Lech*>uch d. chem. u. phys. <koLl756.f iP. u Zubera, Zeitsch. f. prakfc GeoL /m.Heft.3. *) Z. d. geol. Gee. 1892, 84, 98.Natur 41, 246, 257, 265. * ...•*•*

ttekuc POLSKU Jsfs id—ii

M M Wrzenia i cię£ar£m właściwym, podczas kiedy ropę znajdujśiny w zie-

mi jako mieszaninę frakcyi; po drugie, pod basenami ropy nie znajdujemywcale bogatych pokładów węgla, jakby to, w myśl hypotozy Beroldingena i jegotidśtępfeów, powinno mieć miejsce.

Hypoteza dowodząca powstania ropy wyłącznie z drzewa i wogóle z sub-stancyi świata roślinnego, drogą iermentacyi i gnicia, posiada dużo słabychstroti, jak to wykazali Engler, HSfer. Piedboeuf i inni. Drzewo oraz inne sub-śtaticye pochodzenia roślinnego w mniejszym lub większym stopniu wszystkiepogadają skład chemiczny, który mówić nam może o małem prawdopodobień-stwie możliwości utworzenia się z nich całego szeregu skomplikowanych wę-glowodorów, jeżeli weźmiemy pod uwagę skład chemiczny węgla brunatnegoi kamiennego, jako produktów roślinnych. Drzewo zawiera w przybliżeniu50 3% C, 6,2% H i 43,5% O, a antracyt, najwięcej ubogi w wodór i węgiel na-turalny, składa się w przyblżeniu z 92% C, 3,6^ H, 3,9% 0.

Proces powolnego rozkładu cellulozy badali E n g l e r i J e z i o r a ń s k i ;dowiedli oni, iż przy procesie tym prócz wody i CO2, jako produkt ostateczny,powstaje antracyt; skład zaś chemiczny antracytu różni się znacznie od składuropy, zawierającej przeciętnie 79,5—88,7% C, 9,6—14,0% H i 0—6,9% 0.

Gdyby możliwem było powstanie ropy z cellulozy, musiałby niewątpliwie,jako uboczny produkt reakcyi, powstawać węgiel. Piedboeuf dodaje do tego,iż nawet przy prędkiej, destylacji „destrukcyjnej" cellulozy tworzy się koksoraz mieszanina przeważnie ubogich w wodór węglowodorów oraz fenolów —czyli- mieszanina posiadająca mało podobieństwa do ropy.

Przeciwko hypotezie wyłącznie roślinnego pochodzenia ropy przemawiawreszcie, według Englera, zupełny brak azotu lub mała ilość takowego w zna-nych nam różnoropnych gatunkach ropy, a wiadomem jest, iż przy destylacyiwęgla kamiennego, a więc substancyi wyłącznie roślinnego pochodzenia, two-rzy się cały szereg związków azotu (amoniak, pyrrole i t. d.).

Hypotezy powstania ropy z różnorodnych substancyi świata zwierzęcegozyskały znacznie więcej zwolenników, niż hypotezy poprzednio omówione.

Jednym z naj pierwszych przeciwników popularnej swego czasu hypotezyBeroldingena był H a c ą u e t 1 ) , który w r. 1794 nietylko wypowiedział się zahypoteza powstania ropy z substancyi świata zwierzęcego, lecz próbował prócztego u2rifetidntc swe stanowisko, opierając się na studyach geologicznych.Hacąuet twierdził, iż pomiędzy istnieniem pokładów soli kamiennej, a obecno-ścią terenów ropy zachodzi ścisły związek. Badając pokłady soli kamiennejw Wieliczce, zawierające skorupniaki, Hacąuet przypuszczał, iż pokłady te po-wstać musiały wskutek parowania ongi tam istniejącej wody morskiej, któraprzy tym procesie wydzielała z siebie warstwami zawarte w niej sole. Póź-niejsze jednak badania geologiczne wykazały, iż w karpackich pokładach solikamiennej niema znacznej ilości skorupiaków.

Nieznaczna ilość tych ostatnich w miejscach obfitujących w ropę, w myślorganicznej hypotezy powstania ropy z organizmów fauny, da się wytłumaczyćw sposób następujący. Twarde części składowe zwierząt morskich zdwierająprzeważnie CaCOd; łatwo rozpuszczalny w wodzie, zawierającej kwas węglowy,który niewątpliwie tworzyć się musiał, jako produkt uboczny przy przetwa-rzaniu się morskiej fauny na ropę. Im więcej przeto tworzyło się ropy, temwięcej C02 się wydzielało, ten zaś ostatni brał udział w procesie rozpuszcza-nia twardych części organizmów morskich.

ł) Hofer — Cfalizisches BrdSl. "

10—11 CfcfeMtK tOŁStl.

Uważając ropę za produkt rozkładu różnorodnych organizmów morskiejfauny, traktuje Hacąuet asfalt, jako produkt zgęszczenia się ropy, połączonyz mieszaniną obcych pierwiastków.

Hypoteza Hacąueta w zasadniczej swej części (powstanie ropy wskutekrozkładu organizmów morskiej fauny) została uznaną później, oczywiście z pe-wnemi modyfikacyami, przez wielu uczonych (Engler, Hofer i inni)

W trzy lata po ogłoszeniu hypotezy Hacąueta, czyli w r. 1797 wydałw Warszawie kanonik K r z y s z t o f K l u k 1 ) dwutomowe dzieło2) p. t. „Rze-czy kopalnych osobliwie zdatniejszych szukanie, poznanie i zażycie". W dzieletem, traktującem o powstaniu ropy z tłuszczów roślinnych i zwierzęcych,Kluk nadzwyczaj ciekawie tłómaczy pochodzenie ropy w naturze w związkuz... wygnaniem pierwszych ludzi z raju(!). Po upadku ich bowiem, mówiKluk, ziemia była pozbawiona płodności, a substancye ją powodujące zostałyczęściowo pociągnięte przez słońce w powietrze, częściowo zaś, wskutek cią-żenia, dostawały się wgłąb ziemi, gdzie się mieszały z innemi napotykanemipo drodze substancyami.

Chociaż Kluk „hypotezę" swą opierał na badaniu ropy i asfaltu na tere-nach w Galicyi, uzasadnienie teoryi jego nie posiada jednak absolutnie cechnaukowyeh, co uwidocznia w zupełności sama metoda rozumowania.

Prred 80 laty Leopold B u c h 3 ) wypowiedział się za hypoteza powstaniaropy z organizmów świata zwierzącego; wywody swe opierał on na badaniuźródeł Ropy w Ameryce północnej.

W r i g 1 e y 4) uważa ropę za produkt rozkładu organizmów morskichzwierzęcych (przeważnie rybich); studyował on również związek pomiędzy po-kładami węgla kamiennego a basenami ropy i dowodził, iż w Ameryce półno-cnej obecność terenów ropy wyłącza współczesne istnienie tam warstw węgla.

B e r t e l s 5 ) , na zasadzie studyów nad źródłami ropy kaukaskiej, docho-dzi do uznania hypotezy powstania ropy drogą rozkładu organizmów zwierzę-cych, przeważnie morskich molusków, które w licznych koloniach zamieszkiwaćmusiały na wybrzeżach obfitującego w zatoki morza. Moluski te zostały po-woli pogrzebane pod warstwami szlamu, nanoszonego przez fale morskie; pro-ces ten, zdaniem Bertelsa, nie powinien być odniesionym ściśle do pewnegookresu geologicznego, a więc trwa i obecnie. Przy tworzeniu się ropy z orga-nizmów morskich decydującą rolę, według Bertelsa, gra proces fermentacyibez dostępu powietrza—rozkład ciał białkowych i tłuszczów; proces ten prze-biega zapewne pod ciśnieniem do 10 atm. Przy procesach fermentacyi tłuszozorganizmów zwierzęcych wędziela gazy i niższe węglowodory, ciała zaś biał-kowe tworzą wyższe węglowodory oraz wydzielają azot i wodór, które natych-miast łączą się ze sobą, tworząc amoniak. Jako produkty uboczne tego pro-cesu fermentacyi, który, według Bertelsa, przebiega w obojętnym, a być możenawet w alkalicznym rozczynie, tworzą się siarczek węgla oraz węglan amonu.

Różnorodność składu chemicznego ropy, zależnie od terenu jej pochodze-nia, tłómaczy Bertels zmiennością składu chemicznego tłuszczów, z którychpowstała ropa w naturze, oraz odmiennością warunków, które towarzyszyłyprocesowi fermentacyi.

P i e d b o e u f 3 ) (1892 r.) tłómaczy proces tworzenia się ropy z resztekzwierzęcych organizmów oraz ich wydzielin, które zbierały się powoli na dnie

„. ') HSfer - Das Erdol u. seine Verwandten. *) Właściwie tytuł ten wyglądałV ~ °*»»leraie w staropolskiej, archaicznej pisowni. *) HSfer - Das Erdol undseine^erwandten. «) Gesch. d. Natur U 616. *) Erdol, Schląmnwulkane und Stelnkohle,wga 1892; W a g n . Jahresber. 1875, 1059. fi) Zeitsch. d. geol. Ges. 1892, 84, 98.

CHEMIK POLSKU

morskiem a były ochronione od prędkiego rozkładu przez rozczyny chlorku wa-pnia i magnezu oraz przez pokłady gliny; dopiero w szeregu długich wieków,przy współdziałaniu wysokiej temperatury i dużego ciśnienia, z tych substan-cyi organicznych utworzyła się xopa.

W roku 1877 znany geolog H B f e r 1 ) wystąpił z całym szeregiem po-ważnych argumentów, dowodzących na gruncie geologii konieczności uznaniahypotezy powstania ropy z substancyi świata zwierzęcego. Teorya Hofera,dopełniona później przez Englera całym szeregiem argumentów o charakterzewyłącznie chemicznym, a popartych licznemi badaniami, uznaną została w świe-cie naukowym, jako teorya Htifera—Englera i w zasadniczych swych osnowachliczy wielu zwolenników. :

H6fer wystąpił przedewszystkiem przeciwko dualistycznej teoryi O r t o n a2)i P e c k h a m a 3 ) , którzy, na zasadzie badań nad niezawierającemi azotu ro-pami z Pensylwanyi, dowiedli, ii są one pochodzenia roślinnego, podczas kiedyropy zawierające związki azotu muszą być pochodzenia zwierzęcego. Poglądten, przypisujący azotowi rolę decydującą o charakterze ropy, podzielany byłprzez wielu amerykańskich geologów.

Nieracyonalnośó teoryi tych, dzięki badaniom Hofera i Englera, zostaław zupełności dowiedzioną. (d. c. n.)

Juljan Bartnicki.

S p r a w o z d a n i a .Krótki rys działalności Pracowni Mechanicznej Miejskiej w 1909 roku.

Program zajęć pracowni miejskiej w sprawozdawczym 16 roku życiai działalności obejmował jak i poprzednich lat i poprzednich lat badania róż-nych materyałów i wyrobów technicznych gotowych, oraz kontrolę cementówportlandskich, stosowanych do robót miejskich.

Od 1909 roku do zajęć w pracowni przybyła inspeksya samochodów, kur-sujących po mieście i sprawdzanie siły motorów, odbywane peryodycznie przezzarządzającego, jako członka stałej komisyi samochodowej.

Zapytań ogółem otrzymano 116 (w tej liczbie 3 przechodzące z r. 1908i 7 przechodzących na rok 1910).

Liczba zapytań rozdzieliła się jak następuje: A) Podług rodzaju mate-ryałów: 1) kamienie naturalne 6, 2) cegły i kamienie sztuczne 15, 3) mate-ryały wiążące 15, 4) metale różne 36, 5) drzewo 1, 6) wyroby gotowe 30,7) smary i nafta 16.

B) Według rodzaju instytucyi: 1) dla Zarządu miasta i jego oddziałów 30,2) dla instytufcyi rządowych 4, ;:3) dla władz wojskowych 6, 4) dla kolei że-laznych 9, 5) dla fabryk, zakładów przemysłowych, biur technicznych i t. p. 65,6) dla osób prywatnych 5. U w a g a : Próby dla miasta stanowiły 25,6%, po-zostałe 75,42.

Dane o rodzaju inateryałów i ilości oddzielnych prób przedstawiają sięjak następuje: w Dziale 1-ym (Kamienie naturalne): 1) granitów 3 (gatunków 4),2) wapieni 2, 3) bazaltu L Oddzielnych badań 12 (mechaniczno-fizyczne 7,chemiczne 5). Próbek ogółem 143.

, 73. *).-Hfltton Ztg. 1877, 311; Das Petroleum Nordamerikała-AustóUu.ngsbericW.licoD. Geol. Ohio VI, 409. ») Rep. Geol. Survey CaUŁ Geol. II, 89.

s 10—U criEMnt POLSKI; 247

W Dziale 2-im. Cegieł zwyczajnych 8 gatunków, klinkrów 1 gat., ce-mentowych 3 gat„ beton 2 gat. Oddzielnych badań ogółem 19 (mechaniczno-fizycznych 14 i chemicznych 5. Okazów ogółem 199-

W Dziale 3-im. Portland-cementów zapytań 15. Oddzielnych badań 21.Próbek 568.

W Dziale 4-ym. Próby wytrzymałości i twardości żelaza lanego, żelazaspawalnego, żelaza zlewnego, stali, mosiądzu, miedzi, drutów mosiężnych, sto-pów drukarskich. Zapytań 36, Oddzielnych badań 45 (w tem chemiczne 1).Ogółem okazów 209.

W Dziale 5-ym. Próby drzewa sosnowego i dębowego na zgniataniei gięcie zapytań 1. Oddzielnych badań 3. Okazów 18.

W Dziale 6-ym. Próby dachówek, łańcuchów, lin drucianych i zwyczaj-nych, a także skórzanych, pasów, rękawów parcianych i gumowych, płócienbrezentowych, rur porcelanowych, płyt betonowych, sukna, farb, ogółem zapy-tań 30. Oddzielnych badań 91 (w tem chemicznych 27). Próbek 312.

W Dziale 7-ym. Smary: zapytań 16. Oddzielnych badań (gatunków) 24.Analiz chemicznych 19. Razem 43.

W ciągu roboczej kampanii wykonywane były również próby kontrolującecement, stosowany do robót miejskich.

Do programu zajęć i w roku sprawozdawczym wchodziła inspeksya samo-chodów, kursujących po mieście, dokonywana przez Zarządzającego, jako człon-ka stałej komisyi. Tych w 1909 roku sprawdzono ogółem 58 sztuk o ogólnejsile 653 koni parowych.

Na 119 zapytań, ogółem wykonano 234 oddzielnych badań, a w tej licz-bie 57 analiz i badań chemicznych, przy ogólnej ilości próbek 1468.

Inwentarz pracowni miejskiej w 1909 roku nie uległ zmianie i liczbyogółem 300 pozycyi, obejmujących główne aparaty do naj różnorodniej szychbadań jakoteż i pomocnicze. Ogólna wartość 48700 rubli.

Biblioteka liczy obecnie 146 pozycyi, włączających celniejsze dzieła i wy-dawnictwa z dziedziny badań materyałów.

Personel obecny pracowni miejskiej składa się z 5-u osób: Zarządzają-cego, pomocnika, 2-ch współpracowników w tem 1 chemika oraz nadzorcy ma-szyn i przyrządów.

Ogólny dochód za badania wyniósł w sprawozdawczym roku rub. 3350,& w tem wpływ do kasy miejskiej za badania postronne 2081 rub. 50 kop,,reszta należność, obliczana podług taksy; za próby dla miasta i działów jegogospodarstwa.

Rok sprawozdawczy jak i poprzednie dostarczył wiele aktualnego matę-ryału do stwierdzenia, że pracownia miejska interesuje coraz więcej naszetechniczne, przemysłowe i handlowe sfery nietylko miejscowe ale i zamiejsco-we. Stwierdzają to coroczne zwiedzania pracowni miejskiej przez przedsta-wicieli techniki. Stała się pracownia miejska też pomocą przy eksperymen-talnych studyach nad wytrzymałością materyałów dla naszych miejscowychszkół technicznych średnich, grupy słuchaczy z których corocznie czynią eks-kursye. W roku ubierfym ekskursye tego rodzaju miały miejsce niejedno-krotnie.

Zarządzający Laboratoryum Mechanicznem MiejskiemInżynier 8. SzczeniowsH.

*. r-»

POLSKI. H° 10—11

Posiedzenie Koła CłiemikóW- Zebranie ogólne. Dnia 23 kwietnia 1910.Przewodniczy p. Boguski, sekretarzem jest p. Jakubowski. Po odczytaniu i przy-ieciu protokółu z poprzedniego posiedzenia zabrał głos pan Leppert, i?ió\riącp chemii w Wilnie w okresie Śmadeckiego. Po odczycie na wezwanie prze-wodniczącego sekretarz zarządu Koła odczytał sprawozdanie z działalnościKoła *za rok 1909- oraz sprawozdanie dodatkowe za rok bieżący do dnia 23kwietnia. Następnie bibliotekarz i skarbnik Koła odczytał sprawozdanie biblio-teczne i* kasowe, zaś w końcu prezes p. Boguski zestawił wyniki prac Koław treściwem przemówieniu. Po przemówieniu p. Boguskiego przyjęto spra-wozdanie, przyczem, na wniosek, p. Lepperta. podziękowano zarządowi za jegodziałalność.

Przewodniczący wspomniał zebranym, że na ogólnem zebraniu są dęba-towane wnioski członków, złożone uprzednio zarządowi, i że nie złożono ża-dnego wniosku—wobec czego proponuje, ażeby obecnie zebrani zechcieli, o ilemają, wnioski swe przedłożyć.

W odpowiedzi przemawiał p. Leppert, proponując utworzenie w Chemi-ku Polskim specyalnego działu, w którem byłyby umieszczane przyczynki dodziejów chemii w Polsce; p. Mikjaszewski zaznaczył, że z przyjemnością łamy„Chemika" dla tak drogiej nam rzeczy otwiera. Po przemówieniu p. Hanto-wpra, Grabowskiego i innych, uznano myśl p. Lepperta za zupełnie słusznąi pożyteczną.

Następnie p, Bendetson zakomunikował zebranym, że Koledzy Łodzianiezgodzili się na dzień 8 maja przyjechać do Warszawy, wobec czego zarządprosił o jaknajliczniejszy udział w tem posiedzeniu.

W wykonaniu ustawy, w skutek ustąpienia z zarządu dwu członków,dokonano wyboru dw,u nowych członków zarządu. Mianowicie głosowanie kart-kami dało następujące rezultaty: p. Goldsobel 1 głos, p„ Babiński 2 głosy,p. Leppert 3 głosy, p. Tarczyjisjti 5 głosów, p. Bendetson 17 głosów i p. Droz-dowski 22 głosy. Wobec powyższych rezultatów członkami zarządu zostalipp. Drozdowski i Bendetson.

Głosy obliczali pp.: M, Przyłuska, J. Berlinerblau i S. Otolski.Na tem zamknięto zebranie o godz. 11 m, 13 przy udziale 28 członków.

Posiedzenie Koła Chemików dnia 30 kwietnia 1910 roku. Przewodniczyp. Drozdowski, sekretarzem jest p. Jakubowski; przewodniczący zawiadomiłobecnych, że wkrótce upływa termin nadsyłania prac do zbiorowego wydaniana jubileusz prof. Radziszewskiego;—zaś następnie zabrał głos p. Edmund Trep-ka inż., piówiąc o podsiarczynąch i sulfoksylątach. W pierwszej części swegoreferatu prelegent wspomniał o odkryciu związków podsiarczynowych przezprof. Schiitzenbergera w ro^u 1874, zaś następnie zreferował przebieg sporuBerntsena z Schutzenbergerem o wzór dla tych związków. Mianowicie Bent-sen wyprowadzał związki tę od kwasu U2S20A9 saś Schiitzenberger od kwasuH2SO2. Dopiero w roku 1900 Berntsen i Barlęn wysolili zwjązęk Na a S 2 0 4 ++2H^O, którego otrzymanie potwierdziło teoryę Berntsena. Bardziej jeszczeprzekonywującą była synteza, dokonana w r. 1903 przez Moissana, który dzia-łając dwutlenkiem siarki na wodorek ;potasu, otrzymał bezpośrednio związekK 2 S 2 O 4 . /••••

W roku 1904 chemicy drukarni Zundla odkryli, że podsiarczyn sodowywstępuje z formaldehydem w związki nierozkładające się pod wpływem po-wietrza. Przekonali się jednak w -następstwie, że połączenie podsiarczynuz formaliną jest tylko mieszaniną dwu ciał NaHS05.CH20.H20 i NaHSO2.CH2O.2H3O#

10—11 CttfeMK fOLSKi, 249

Rozmaita rozpuszczalność tych ciał pozwala na rozdzielenie ich drogą krysta-lizacji cząsteczkowej. Z powyższego faktu chemicy Ziindlowscy wyprowadzilifałszywy wniosek, że związki typu Na2S?O4 wogóle nie mogą istnieć w roz-tworach wodnych, alo podlegają hydrolizie.

Jednakże Berntsen i pracownia Badeńskiej fabryki sody i aniliny swemibadaniami wykazały istnienie związków pochodzących od kwasu H2S2O3, a nie-zależnie od nich, związków typu H2SO2i t. j . sulfoksylatów, których nie udałosię dotychczas wydzielić w stanie wolnym, ale których pochodne znamyw postaci sulfoksylatu sodowego formaliny.

W drugiej części swego odczytu prelegent wspomniał o nader szerokiemzastosowaniu podsiarczynów i sulfoksylatów w przemyśle farbiarsko-drukar-skim, wymieniając użycie płynnego podsiarczynu sodowego do kadzi indygo-wej, a także użycie stałych sulfoksylatów przy drukowaniu barwników siarko-wych i indygowych. Prócz powyższych, związki te znajdują zastosowanie dowywabiania teł azowych bezpośrednich i tworzonych na włóknie; świeżo teżwynaleziono sposób wywabiania farbowań indygowych.

Poza farbiarstwem, podsiarczyny znajdują zastosowanie w cukrownictwie,oraz przy redukowaniu nitrozwiązków. W ostatniej części referatu prelegentmówił o sposobach fabrykacyi podsiarczynów.

W dyskusyi przyjmowali udział pp. Grabo wski, Hantower, Drozdowskii inni. Pan Drozdowski wspomniał, że związki te używają się jeszcze do t. zw.obciągania barw z tkanin.

Wreszcie przewodniczący podziękował za interesujący odczyt prele-gentowi.

Następnie mówił p. L. Mierzejewski o sztucznym jedwabiu. Zamiana ce-lulozy na nić błyszczącą, wyglądem swym zbliżoną do jedwabiu, jest kwestyąjuż dziś rozwiązaną. Myśl wytwarzania nici na podobieństwo jedwabnych,pierwszy ogłosił konkretnie Reaumur. Wynalezienie bawełny strzelniczej dałopodstawę przemysłowi sztuczno-jedwabniczemu, tak że w roku 1855 ukazał siępierwszy angielski patent z tej dziedziny; jednakże dopiero po latach 30, wsku-tek rozwoju przemysłu lampek żarowych, widzimy i rozwój wyrobu nici sztu-cznego jedwabiu. Pierwszym narodem, który opracował techniczną część fabry-kacyi sztucznego jedwaniu, byli anglicy. Na specyalne wymienienie zasługujeSwan, który fabrykacyę tę rozwinął przez wyrabianie mniej łatwopalnego ma-teryału.

W roku 1888 rozpoczyna swe znakomite prace de Chardonnet, sposóbktórego polega na tem, że bawełnę przez nitracyę zamienia się w tri- i tetra-nitrocelulozę, którą po przemyciu i wysuszeniu rozpuszcza się w mieszaniniespirytusu i eteru, następnie roztwór przeciska się przez filtry, a w końcuprzez mundsztuki z otworami o włoskowatej średnicy. Nić tak wytworzonajest łatwopalną, będąc jeszcze nitrocelulozą; odnitrowuje się ją przez kąpielw wodorosiarczku wapnia, sodu, amonu etc.

Z innych sposobów prelegent wspomniał o sposobach, polegających nastosowaniu innych rozpuszczalników, np. tlenku miedzi w amoniaku, dwuchlorkucynku, wreszcie dwusiarczku węgla przy bawełnie merseryzowanej.

W dyskusyi przyjmowali udział pp. Drozdowski, Hantower, Miklaszewski,Leppert i inni.

Zawiadomieniem o spodziewanym na dzień 8 b. m. przyjeździe gości-biegów i^dzian zamknięto posiedzenie o godz. 11-ej przy udziale 36 członków.

250 CHEMIK EOLSKI. N° 10—U

Posiedeenie Koła Chemików z dnia 8 maja 1910 r. odbyło się przy li-cznym udziale gości chemików zamiejscowych przeważnie Łodzian. Obecnychosób 70; przewodniczy p. Boguski, sekretarzem jest p. Jakubowski, następniezastępuje go vice-prezes Drozdowski.

Na wstępie przewodniczący powitał przybyłych kolegów i zaprosił dostołu prezydyalnego pp. Górskiego, Markowskiego, Tymowskiego, Rosickiego.

Po odczytaniu protokółu i poprzedniego zebrania przez p. Jakubowskiegoi przyjęciu takowego przez obecnych, zabrał głos p. H. Drozdowskj, wygła-szając rzecz „Z historyi kolorystyki", sięgającą aż do czasów naj dawni ej szyciuZaznajomiwszy słuchaczy z purpurą, wynalezioną przez fenicyan i farbowaniemtakową, prelegent zaznaczył, że obecnie purpura ta naukowo została w zupeł-ności stwierdzoną i oznaczoną jako dwubromoindygo. Następnie prelegent za-znajomił słuchaczy z rozwojem farbiarstwa i drukarstwa w różnych krajach,wspominając naprzykład, że w Polsce była założoną drukarnia już w 1785 r.w Krakowie. W sprawie rozwoju sztucznych barwników prelegent zaznaczył,że pierwszym wynalazcą sztucznego barwnika nie był W. H. Perkin, lecz Ja-kób Natanson, były profesor Szkoły Głównej, który wyprzedził Perkina o całyrok. Następnie prelegent wspomniał o dwu epokach w tej dziedzinie chemii,a mianowicie przed teoryą Kekulego i po ustaleniu tej teoryi; najważniejszymi pierwszym wynikiem prac podług tej teoryi było otrzymanie alizaryny.

Pabrykacya sztucznych barwników datuje się od r. 1863, przyczem w r.1908 było zaangażowanych kapitałów około 100 milionów rubli, zaś pracowałookoło 40000 robotników, oprócz znacznej liczby chemików i urzędników.

W ożywionej dyskusyi przyjmowali udział pp. Leppert, Tymowski, Gra-bowski, Górski, Miklaszewski, Boguski i inni.

Następnie zabrał głos p. Popławski, zaznajamiając słuchaczy z przebie-giem rozwoju stosowania czerwieni paranitronilinowej na różnych tłach, uzu-pełniając odczyt ładnemi pokazami, otrzymanemi przez prelegenta wspólniez dyrektorem Krasuskim.

Po przerwie odbywały się pod przewodnictwem p. Bendetsona obradygrupy kolorystów. Uchwalono zjechać się w kwietniu 1911 r. w Warszawiei zawiązać ściśle zawodową grupę kolorystów. Do wykonania tych uchwałwybrano delegatów.

W czasie przerwy, przy wspólnem śniadaniu, na wniosek p. Tarczyńskie-go, przyjęty z entuzyazmem przez obecnych, wysłano do prof, Kostaneckiegodo Bernu depeszę treści następującej:

„Polscy koloryści i chemicy zebrani dzisiaj w Warszawie w Kole Che-mików przesyłają czcigodnemu profesorowi najlepsze życzenia w dniu imienini wyrazy czci za naukową pełną chwały działalność"; na depeszę tę ZarządKoła otrzymał odpowiedź niezwłocznie od prof. Kostaneckiego:

„Serdeczne dzięki i koleżeńskie pozdrowienie. Kostanecki".Powyższy protokół uzupełniono uwagą, że zjazd w kwietniu roku przy-

szłego nie będzie właściwie zjazdem kolorystów, lecz zjazdem chemików.

Protokół obrad Kolorystów z Królestwa Polskiego, przybyłych na ze-branie Koła Chemików w dn. 8/V 1910 r.

Z kolorystów zamiejscowych obecni: pp. Flaczyrfski, Górski, Kępiński, Kra-i, Markowski, Tymowski, Krzyśktewicz, Przybórowski, Rosicki, Popławski,

Knabe, Rozenman, Oryng i inni.Posiedzenie otwiera przewodniczący Koła Chemików prof. Boguski. Zale-

ciwszy zebranym przedewszystkienj. ułożenie ściśle określonego programu obrad,

CHEMIK POLSKI. 251

nrof. Boguski wyraża życzenie, by zebraniu; jako ściśle fachowemu, przewo-dniczył fachowiec-kolorysta, poczem ustępuje z miejsca prezydyalnego. Napro-pozycyę kilku uczestników zebrania na przewodniczącego zostaje wybrany przezaklamacyę p. Bendetson. Przewodniczący proponuje na sekretarza p. Górskie-go, na co obecni się zgadzają, poczem przypomniawszy wnioski, do jakichw sprawie związku kolorystów polskich doszła wybrana ad hoc przez KołoChemików w dn- 30/X 1909 r. specyalna komisya, wytyka regulamin obradwedług kolejnego następstwa postulatów, zaznaczonych w opracowanej przezpomienioną komisyę odezwie i rozesłanej w liczbie 80-iu egzemplarzy do koło*rystów polskich w listopadzie roku zeszłego. Na życzenie uczestników zebra-nia przewodniczący odczytuje pomienioną odezwę, poczem nadmieniwszy, że naodezwę zgłoszono tylko 10 odpowiedzi, wzywa obecnych do dyskusyi kolejnonad 4-ma punktami porządku dziennego, dotyczącymi:

1) Zasadniczego pytania, czy związek kolorystów polskich utworzyć przyistniejącem w łonie Warszawskiego Stowarzyszenia Techników Kole Chemików^w myśl wniosku, wypowiedzianego przez specyalna komisyę Koła w odezwiedo kolorystów.

2) Wydziału pośrednictwa pracy dla kolorystów.3) Zjazdu kolorystów polskich.4) Pachowego organu „Związku kolorystów polskich".W dyskusyi nad punktem 1-ym zabierają głos pp.: Boguski, Tymowski,

Miklaszewski, Grabowski, Knabe, Górski, Markowski, Drozdowski i przewodni-czący. Nasamprzód prof. Boguski wyraziwszy mniemanie, że otrzymanie 10odpowiedzi na 80 ofert za dość poważny wynik uważać należy, gdyż brak po-zostałych 70 wypadnie sobie tłomaczyć w większości przypadków raczej nie-chęcią do pióra, niż zasadniczą odmową, ze strony naszych kolegów, zazna-cza, że kwestya, czy siedliskiem związku będzie to, czy owo miasto, jest pod-rzędna, idzie zaś głównie o to, byśmy działali solidarnie i dołożyli nieco ener-gji i pracy w duchu twórczym, aby osiągnąć zrzerzenie rozproszonych poświecie naszych sił fachowych w jedno ogniwo.

P. Tymowski mniema, że dzisiejszy dzień zjazdu jest dopiero pierw-szym poważnym czynnikiem w wytworzeniu związku kolorystów. Mówca zale-ca nie zrażać się małą ilością odpowiedzi i doradza rozesłać jeszcze raz odez-wy do kolegów, którzy dotychczas milczą. Najodpowiedniejszą siedzibą związ-ku będzie Warszawa, jako punkt centralny, przez który wszyscy niemal kolo-rJTści polscy z Rosyi corocznie przejeżdżają i jako serce naszego życia kultu-ralnego. Podobe uwagi wygłasza również p. MiklaszewsH; poza tem mówcawskazuje korzyści, jakie z podobnego zrzeszenia wypływają i podkreśla owo-cne zwłaszcza znaczenie projektowanego wydziału pośrednictwa pracy.W tym samym duchu przemawia i p. Grabowski. Następnie zabiera głosP. Knabe. Mówca zaznacza, że już sama obecność tutaj tak znacznej liczbyfachowców świadczy dosadnie o niezawodnych z ich strony chęciach stwo-rzenia ściślejszego związku fachowego. Należy się jednak zastanowić, jakicharakter będzie mieć owo zamierzone zrzeszenie, skoro niewątpliwie więk-szość jego przyszłych członków będzie należała do Międzynarodowego Zwią-zku kolorystów. Należy wyjaśnić, w jakim stosunkn Związek kolorystów pol-skich ma pozostawać względem Związku Międzynarodowego. W toku narad6-°to polskich kolorystów, uczestniczących w zeszłorocznym międzynarodo*

zjeździe kolororystów w Dreźnie projektowało, — zdaniem mówcy, —J polski Związek kolorystów stanowił rodzaj podgrupy („Ortsgruppe") Zwią*fu Ml«tfzynarodowego, Tymczasem zarówno z dzisiejszych przemówień, jak1 z treści odezwy, rozesłanej przez komisyę Koła Chemików do kolorystów

GHfeMIK POLSKI.. Ns 1 0 - - U

polskich, wynika, że zamierzony związek' kolorystów polskich ma przedstawiaćorganizacyę niezależną, nie liczącą się wcale ze Związkiem Międzynarodowym.Ta sprzeczność, zdaniem mówcy, z pierwotnem założeniem, zaznaczająca sięw pomienionej odezwie do kolorystów, i wypływająca stąd niejasność byłyniewątpliwie powodem, że zgłoszono ze strony kolorystów tak mało odpowie-dzi. Dalej mówca zaznacza, że wypada również wyjaśnić stosunek Stowa-rzyszenia Łódzkiego do Koła Chemików Warszawskiego. Wielu bowien człon-ków zamierzonego przy „Kole Chemików" Związku kolorystów polskich będzienależeć i do Łódzkiego Stowarzyszenia Techników, co pociągnie za sobą nad-mierne ciężary finansowe dla członków. Wreszcie mówca uważa, że przede-wszystkiem należy rozstrzygnąć przez głosowanie, czy Związek kolorystówpolskich ma stanowić organizacyę niezależną, czy też podgrupę Związku Mię-dzynarodowego.

W odpowiedzi p, Knabemu pp. Górski a następnie Grabowski zaznaczają,że treść odezwy wystosowanej przez komisyę specyalną Koła Chemików do ko-lorystów polskich zgadza się odnośnie sprawy utworzenia Związku kolorystówpolskich, jako organizacyi odrębnej, najzupełniej z życzeniem zakomunikowa-nem przez p. Edmunda Trepkę Kołu Chemików w d. 30/X 1909. Pan Trepkaoznajmił mianowicie, że polscy uczestnicy Zjazdu międzynarodowego w Dre-źnie powzięli tam myśl utworzenia zupełnie samoistnego zrzeszenia kolorystówpolskich, niezależnego od Związku Międzynarodowego, który mimo swej nazwy,posiada — przynajmniej w dobie obecnej — zabarwienie wyłącznie niemieckie.Tę właśnie myśl pan Trepka, jako przedstawiciel grupy 6-ciu inicyatorów, za-komunikował najpierw swym kolegom w Łodzi a następnie wyłuszczył jączłonkom Koła Chemików na zebraniu październikowem. Zatem więc słuszniemożna orzec, że kwestya przyłączenia sił kolorystów polskich, jako grupy na-rodowej, do Związku Międzynarogowego została przesądzona i odrzucona jużw Dreźnie przez samych uczestników polskich Zjazdu międzynarodowego.W dalszym ciągu dyskusyi pp. Marlcowski, TymotosJci i Mihlaszeioski oświad-czają się za utworzeniem własnego Związku kolorystów polskich, niezależnegood Związku międzynarodowego, oraz że należy się wyrzec myśli utworzeniaprzy Związku międzynarodowym osobnej grupy narodowej polskiej.

Odpowiadając p. Knabemu na poruszoną przezeń kwestyę stosunku Łódz-kiego Stowarzyszenia Techników do Warszawskiego, p. MiTdaszewski mniema,że najprostsze rozwiązanie kwestyi polegałoby na połączeniu się dwu tychstowarzyszeń.

Po wyczerpaniu dyskusyi przewodniczący poddaje pod głosowanie wnio-sek zaznaczony już w odezwie do kolorystów polskich, aby „Związek kolory-stów polskich" zorganizował się przy Warszawskiem „Kole Chemików". Wnio-sek ten zostaje przyjęty.

Przewodniczący wyjaśnia następnie przywileje i obowiązki członków i „go-ści" Koła Chemików, przypominając, że członkowie „Związku kolorystów pol-skiej" mają wolny wybór zapisywania się bądź do jednej bądź do drugiej ką-tegofyi. W sprawie wysokości opłaty, pobieranej od „gości" Koła Chemikówna rzecz Stowarzyszenia Techników zaznacza p. Górski, że proponowana w ode-zwie przez komisyę i pobierana obecnie od gości miejscowych oplata ,w wy-sokości 5 rubli rocznie będzie dla chcących zapisać się w poczet „gości" Kołazamiejscowych członków „Związku kolorystów polskich" stanowczo za wysoką,uoście zamiejscowi bowiem, będąc pozbawieni możności regularnego uczęszcza-nia na zebrania Koła Chemików, nie korzystają z najgłównieiszych preroga-tyw, przyznanych „£ościo^< i rzec możw, że w ten sposób płaciliby 5 rubli

& ló-n CHEMIK POLSKI. 253

rocznie zS sam tylko tytuł „gościa". Należy więc składkę dla „gości" zamiej-scowych zredukować do minimum.

Zdanie p. Górskiego popiera p. Markoioski i proponuje ustalić następu-jące opłaty: Dla gości miejscowych 5 rubli rocznie; dla zamiejscowych z Kró-lestwa Polskiego 3 ruble, dla zamiejscowych z Rosyi i zagranicy 1 rub. Po-nieważ na sali dają się słyszeć liczne głosy, żeby opłatę dla wszystkich gościzamiejscowych ustanowić jednakową, w wysokości 3 rubli rocznie, przewodni-czący poddaje pod głosowanie to życzenie. Przyjęto: „opłata na rzecz Kołaprzy Stowarzyszeniu Techników od zamiejscowych gości Koła Chemików wy-nosi rocznie rub; 3".

W dalszym ciągu, na życzenie kilku uczestników zebrania, przewodni-czący odczytuje instrukcyę dla członków Koła Chemików, zatwierdzoną przezOgólne Zebranie Stowarzyszenia Techników.

P. Drozdowśki podkreśla konieczność stworzenia specyalnego organu fa-chowego dla Związku kolorystów polskich; same czerwone kartki, zawiadamia-jące członków i gości Koła Chemików o zebraniach tygodniowych są dla kolo-rystów zamiejscowych papierkiem bezwartościowym, natomiast pismo fachowobyłoby dla nich wielce cennym materyałem i poważną atrakcyą.

Pnwodntczący odkłada dyskusyę nad poruszonym przez p. Drozdowskie-go tematem, jako zaznaczonym w punkcie 4-ym porządku dziennego, na potem,poczem na życzenie prof. Boguskiego odczytuje wytknięty już poprzednio po-rządek obrad i otwiera dyskusyę nad punktem 2-im, dotyczącym wydziału po-średnictwa pracy dla kolorystów, zaznaczając, że istniejący w StowarzyszeniuTechników Wydział pośrednictwa pracy bynajmniej nie poleca pracowników pra-codawcom lecz tylko pośredniczy między obu stronami, i że utworzenie spe-cyalnego wydziału dla kolorystów, opartego na zasadzie rekomendacyi, w pra-ktyce spotkałoky dość poważne trudności. Po krótkiej dyskusyi zebrani oświad-czają się za tem, by wydział pośrepnictwa pracy dla kolorystów włączyć doogólnego wydziału pośrednictwa pracy w Stowarzyszeniu Techników.

Przewodniczący otwiera teraz dyskusyę nad punktem 3-im, obejmującymsprawę Zjazdu kolorystów polskich. Wbrew zdaniu p. Tymowshiego, któryproponuje sprawę zjazdu uważać za otwartą do czasu bardziej ścisłego ukon-stytuowania sił Związku kolorystów polskich, nawołuje prof. Boguski ao jaknajenergiczhipjszego działania, by Zjazd mógł się odbyć już w roku przyszłym.Propozycyę swoją prof. Boguski podaje w formie wniosku: " P ^ W " " . 1 "siejszego zjazdu kolorystów polskich z Królestwa łącznie z prezydyum KołaChemików mają przez Zebranie jak najkategoryczniej polecone urządzić ogoinjzjazd kolorystów polskich w roku przyszłym, w okresie Świąt Wie kiej JNocjstarego stylu. Po dalszych przemówieniach pp. GrabomUegoj Mtklasmoskie-90, którzy wyrażają życzenie, by zjazd ten był zjazdem wogóle chemików pol-skich, Zebranie jednomyślnie przyjmuje wniosek prof. Boguskiego.

Pod obrady przychodzi teraz sprawa organu Związku kolorystów polskichZabierający w tej sprawie głos pp.: przewodniczący. D/orfowski. QrabowskiTymotki i Markowski zgadzają się wszyscy na jedno, ż * P 0 S f a n l ° J ^ °organu fachowego jest dla wszelkich związków fachowych, a tem samem i dlakształtującego się Związku kolorystów polskich niezbędnem. S k ^ J 6 ^ °amie dla braku środków nie można myśleć o stworzeniu P ^ ^ ^ ^wUety skorzystać skwapliwie z gościnności redaktora Chemik.łamach tego.pisma pom eszczać wszelkie ^%U^°Ml^ 1^1 te WSZB\-.. Odpowiadając poprzednim mówcom. ^MtUaszewsU z ^ c ^ t s wszelfce prace kolegów, bądź luźne notatki z zakresu kolorystyki-zawsze baraao

254 CHEMIK POLSKI. "N* 10—41

chętnie będzie zamieszczać w Chemiku Polskim. Potrzeba tylko, ż e b y znale-źli się piszący i żeby był mat&ryał do druku. .

P. DrozdowsU wyraża życzenie, by oprócz oryginalnych prac kolorystówpolskich w Chemiku mogły być regularnie pomieszczane sprawozdania z cie-kawszych prac, ogłaszanych w^Bulletin de la Socióte Chimiąue de Mulhouse.W ten sposób Chemik Polski posiadałby stale obfity materyał kolorystyczny.

P. OórsH proponuje utworzyć z pośród kolorystów grono osób, którebyzajęło się rozwinięciem działu kolorystycznego w Chemiku Polskim. Współ-działanie podobnego grona fachowców, czy komitetu Redakcyjnego — o nazwętu zresztą nie chodzi—ułatwi znacznie pracę redaktorowi Chemika Polskiego,który sam nie jest fachowcem-kolorystą, i zapewne mile będzie przezeń przy-jęte. W odpowiedzi p* Miklaszewski zaznacza, że istnienie podobnego komi-tetu redakcyjnego niewieleby posunęło sprawę naprzód. Wszelkie wogóle ko-mitety redakcyjne, jak to już stwierdziła praktyka dotychczasowa, nie przy-czyniają pismu spodziewanych korzyści i do członków podobnych instytucyimożnaby trafnie zastosować nazwę „martwe dusze".

Za utworzeniem gronn redakcyjnego, któreby się zajęło sprawę działukolorystycznego w Chemiku Polskim, przemawiają w dalszym ciągu pp. Prze-wodniczący i Grabowski. Ostatni mówca podkreśla, że aczkolwiek nieraz możesię zdarzyć, że jakiś komitet 'redakcyjny składa się z „martwych dusz", tojednak istnienie grona redakcyjnego fachowców w danym wypadku byłoby dlasprawy rozwoju działu kolorystycznego w Chemiku Polskim nie bez korzyści.Zyskałaby na tem gwarancya wartości fachowej ogłaszanych prac, zyskałbyilościowo i sam zakres działu .kolorystycznego wskutek zabiegów osób powo-łanych do pracy redakcyjnej. '

Przewodniczący wzywa obecnych do wyboru grona osób, któreby wzięłona się obowiązek współdziałania z Redakcyą Chemika Polskiego w pracachołoko rozwoju działu kolorystycznego i proponuje by chętni do pracy w tymkierunku sami oświadczyli swoje zgłoszenia.

Zgłaszają się pp. KrasusM, Tymowski, Markowski i Popławskij ostatniprzez aklamacyę ze strony uczestników zebrania.

Przewodniczący stawia >fceraz pod obrady kwestyę, czy pismo ChemikPolski należy uznać za organ, któregoby prenumerata obowiązywała członkówZwiązku kolorystów polskich. • -Tutaj zaznacza się rozbieżność sądów poszcze-gólnych uczestników zebrania. Za tem, by Chemik Polski był organem obo-wiązującym dla wszystkich członków kolorystów polskich, przemawiają gorącopp. Drozdowski i Tyszkiewicz (z Zawiercia). Oponują pp. Boguski i Górski.Prof. Boguski proponuje punkt ten zrzucić zupełnie z porządku dziennego,zwłaszcza wobec faktu, że koledzy koloryści z Rosyi są dzisiaj nieobecni,a wszakże pierwsza zasada ogólnie prawna powiada, że „nie można decydo-wać o ludziach bez nich". Pozatem nie należy zanadto obciążać opłatamiczłonków Związku- kolorystów -polskich w pierwszych dniach kształtowania siętego zrzeszenia. *;

P. Górski zaznacza, że obowiązek prenumeraty Chemika Polskiego, jakoorganu Związku, możnaby włożyć na członków tego Związku dopiero wówczas,gdyby dział poświęcony kolorystyce, funkcyonował w tem piśmie już od pe-wnego czasu. Tymczasem Chemik Polski wogóle b. mało uwzględniał litera-turę kolorystyczną i nie wiadomo jeszcze, jak się ten dział rozwinie. Che-mika Polskiego należy polecać członkom Związku, wszakże nie można nakładaćna nich obowiązku prenumeraty. Przedwczesna uchwała w tym kierunku mo-głaby zniechęcić wielu kolorystów do przystąpienia do Związku. . •

P. lymotosh oznajmia, * e wprawdzie pragnąłby bardzo, by Chemik Poi-

Jk 10—11 CHEMIK POLSKI. 255

sil został uznany za organ obowiązkowy Związku, z drugiej jednak stronyobawia się, by wysokość składek nie odstraszyła kandydatów od przystąpieniado Związku.

P. Krzyszkiewicz proponuje uznać Chemika Polskiego za organ, któregoprenumerata obowiązywałaby wszystkich członków Związku, a wzamian radzipobierać od członków roczną prenumeratę w wysokości 4 rubli oprócz uchwa-lonej poprzednio składki 3 rublowej.

Po wyjaśnieniu p. MiJclaszetvsJciego} który oznajmia, że roczną prenu-meratę mógłby dla członków związku kolorystów obniżyć do 7 rb., przetoodni-cacy poddaje pod głosowanie wniosek: „czy Chemik Polski ma być organem,prenumerowanym obowiązkowo przez członków Związku kolorystów polskich?"Za wnioskiem głosuje 6-ciu, przeciw — 9-ciu uczestników zebrania. Wnioskuzatem nie przyjęto.

W dalszym ciągu obrad zebranie przyjmuje wniosek Przewodniczącego,by te same osoby, które zostały powołane do Komitetu Redakcyjnego, wzięłyrównież udział w pracy nad przygotowaniem Zjazdu kolorystów polskich w rokuprzyszłym. Osoby te, zatem pp. Krasuski, Markowski, Popławski i Tymowskibędą stanowiły łącznie z Prezydyum Koła polskiego i kolorystyczną komisyąKoła komitet organizacyjny przyszłego Zjazdu1 kolorystów polskich.

Na propozycyę p. Tymowskiego Zebranie uchwala zaprosić pozatem dokomitetu organizacyjnego p. Raczkowskiego.

W końcu obrad poruszono sprawę wyboru delegatów z poszczególnychśrodowisk przemysłu kolorystycznego, którzyby w myśl uchwały, zaznaczonejw odezwie komisyi kolorystycznej, utrzymywali z Wydziałem pośrednictwapracy ciągły stosunek, informując Wydział o wszelkich wakujących w danymokręgu przemysłowym, a także i o spodziewanych w niedalekiej przyszłościposadach.

Do tej pracy uchwalono zaprosić: z Łodzi p. Krasuskiego, z OberlangenBielau p. Rączkowskiego, z Petersburga p. Edmunda Trepkę, z Iwanowo-Wozniesienska p. Karola Dzieworiskiego, z Moskwy p. Iwanowskiego.

Na tem zakończono obrady fachowe. •?•Prezydyum obejmuje teraz Przewodniczący Koła Chemików p. Boguski

i nawiązując do znanych słów Mickiewiczowskich Jedność większa od dwuch",wzywa obecnych do solidarności, poczem, dziękując Gościom za udział w pra-cach zebrania, zamyka posiedzenie.

Dnia 13, 14 i 15 września b. r. odbędzie się w Brukseli!I Zjazd między-narodowy Radiologii i Elektryczności pod P r o t e k t o r a | ? ^gijskiego' oraz Sodótó francaise de Physiąue, Deutsche Physikalische Gesellschaft, Elektrotechnischer Verein, Sociótó hollandaise des^ Sciences, SociStebelge de radiologie i Societó de radiologie módicale de Paris,

Program zjazdu dzieli posiedzenia naukowe na trzy f k ? * % J ^ d ^*sza obejmuje sprawy dotyczące terminologii i radiometry!. Sekcy^ drugaobejmuje nauki fizyczne, a więc: 1) teorye i hypotezy podstawowy> 2) prom*iwanie materyalne, 3) promieniowanie elektromagnetyczne 4) jony I atomy.5) radioczynność, 6) własności magnetyczne i elektryczne matery]16) zastoso*anie t h i h 8) fenomeny kosm^znewanie techniczne fal elektromagnetycznych, 8) fenomeny

Sekcya trzecia wreszcie obejmij nauki biologiczne wlogią i elektrycznością: 1) ogólny związek nauk biologicz-i elektrycznością, 2) radiodiagnostyka i 3) radioterapeutyka.

Członkami zjazdu według regulanunuv3jasdow«go m 0 « ą b y 0 #

CHEMIK POLSKI.

2ftr»adóW tdmitiiBtrafcyjnych i radowych belgijskich i cudzoziemski^ 2) ofla-ródawcy którfcy ztofc* ria rzecz zjazdu conajmmej 100 franków, i 3) osobyktóre wnoszą do kasy zjazdu kwotę 20 franków.

Dotychczas (t. j . do 20 marca) zgłosiło swój udział w zjeździe okołodwustu osób z rozmaitych stron świata. Z nazwisk polskich spotykamy: inżCiechomskiego % Fryburga, p. Dierzbickiego z uniwersytetu we Fryburgu SzAvaj!carskim, prof. Kowalskiego z Fryburga, p. Pieńkowskiego z Leodjum i prof,Smoluchowskiego ze Lwowa.

Referatów naukowych zgłoszono już kilkadziesiąt. Z pośród nich kilkawypowiedzą nasi rodacy, a więc: prof. Śmoluchowski ze Lwowa (w oddzialeaustryackim) mówić będzie o „Ruchu cząsteczkowym Browna"; p. Bronisław-ski (Belgia) o „Indukcyi elektrostatycznej"; p. Białobrzeski (Francya) o; „Prze-wodnictwie dielektryków stałych i płynnych pod wpływem promieni przenika-jącyeh55; p. Pieńkowski (Belgia) o „Teoryi elektryczności atmosferycznej", paniCurie (Francya) o „Metodach oznaczania radu" i o „Własnościach polonu";prof. Kowalski (Szwajcarya) o „WpłyAvie temperatury na zjawiska fosfores-cencyi i fluorescencyi".

Nawiasem zwrócę uwagę, że i tutaj, jak i na innych międzynarodowychzjazdach naukowych, ignorowaną jest narodowość polska; wybrano i ustano-wiono już komitety agitacyjne narodowościowe dla rozmaitych krajów kuliziemskiej, nawet np. dla Nowej Zelandyi, z pominięciem zupełnem narodowo-ści polskiej, pozostawiając jej udział jedynie w sekcyach innych narodów, jakto już zaznaczyłem przy podaniu zgłoszonych referatów. Sprawę naszegoudziału w naukowych zjazdach międzynarodowych poruszył niedawno w ma-jowym zeszycie miesięcznika „Zdrowie" dr. Jaworski i postawił nawet w tejmierze pewne dezyderaty, na które zwracam na tem miejscu uwagę. Pozy-tecznemby więc, przypuszczam, było, żeby nasi rodauy, członkowie tego zja-zdu, postarali się zająć w tej sprawie wyraźne stanowisko i domagać sięstanowczego uznania naszej nauki i kultury.

Wszelkie zgłoszenia i zapytania w kwesty i zjazdu kierować należy dojeneralnego sekretaryatu komitetu organizacyjnego zjazdu: Bruksella* 1 rue dePróvótó. , L. K.

Henryk Thies.(Wspomnienie pośmiertne).

Dnia 2 'lutego r. b. zeszła z tego świata wybitna jednostka na polu ko-lorystycznem. znana w całej Europie i wieloma węzłami związana t naszymkrajem.

. H f ! f* Thies urodzony 25 stycznia 1852 r. w Boohołt w Westfalii odmłodych lat obracał się w środowisku przemysłu włókiennego i p,o ukończeniuśredniego zakładu naukowego z całym młodzieńczym zapałem rzucił &ą f>pracy na polu farbiarstwa i kolorystyki. Pierwsze swe kroki stawiał pod kwI^SfT ^°? w y b U n e S° fachowca w farbowaniu indygiem, ale za mało w

lii*A?IMi*ttm^™** ży° i a Praktykuje w drukarni B. Schnij^ b a c h u R o ł j k i i i ł d S i k k ł a d a j ą c y koto-

\x m— ^*v^^«i«aBuym TOKU życia praKiyKuje w uruMun **• ~—, M ' « l a^achu. Rozgfea jakim się cieszył dr. Spirk wykładający Btfo-' w 7 e ' ^ ł g n t f doń młodego Thiesa. który wkrótce stal się uiu

uczniem d-ra Spirka. a po objęciu przez tego posady dyrektora w ta-L>> Ueyera w Łodzi, praeszedł z nim tem na dalszą praktykę, ro

2 1 0 — 1 1 CHEMIK CO^SKI; 25F

cznyui pobycie w tej firmie przechodzi H. Tlnea do słynnej w owe czasy dru-karni braci Elbers w-Hagea. w.Westfalii, a :w-r, 1875^zostaje sanjto^ielnymkierownikiem drukarni w Kungsholm pod Stockholmom. /Niełatwe zadanie cze-kało tam • młodego fachowca, gdyż na nowej ,ppsadzie brak. było niezbędnychurządzeń i pieniędzy na nie; trzeba było sobie, radzić i być4 wszystkiem jednor

cześnie, dzięki czemu Thies wyrobił się sam na dzielnego inżyniera, któremunie obce były dokładne wiadomości -z mechaniki i konstrukcyi, maszyn., Po7 letnim pobycie w Szwecyi przechodzi H. Thies. na współpracownika firmySehlieper Baumów w Elbesfeldzie. Tutaj wraz z dr. Adolfom Schlicperem (sen.)<wprowadza drukowanie indygiem metodą z glukozą, farbowanie ciągłe (kpn-tinue) na czerwony turecki i wiele innych artykułów, które wsławiły firmęSehlieper Baumów. Jednocześnie bada warunki dokładnego bielenia, opraco*wywa i wprowadza w życie do spółki z E. Herzigiem nowy sposób bieleniaz ługiem z możliwie najlepszą cyrkulacyą, a tem samem wygotowaniem;:(llauniknięcia oksycelulozy stosuje próżnię, t kwaszenie odbywa w stanie ciągłymprzy temperaturze 50° etc. Ostatni jego patent na tem polu stanowi udoskornalony układacz towaru w kotle za pomocą „ryja" (Riissel), który w praktyceokazał się nieocenionym.

W roku. 1896 H. Thies przechodzi na nowo do Tow. Akc. L. Geyer w Ło-dzi na stanowisko dyrektora, stan jednak zdrowotny zniewala go po pięcio-letnim pobycie do zakończenia pracy w charakterze kierownika fabrycznego-Nie żegna się jednak z kolorystyką, gdyż z początku w swym majątku w Hol-sztyńskiem, następnie w Hanowerze, a ostatnio w Coesfeld w Westfalii jestotoczony młodzieżą żądną w jego laboratoryum zyskania części jego wiedzyi doświadczenia. Poza tem był on przez ostatnie lata doradcą technicznymw wielu poważnych fabrykach, gdzie chętnie słuchano jego rad i zdania.

Jako człowiek odznaczał się zawszy wielką energią życiową, wysokiomoczytaniem, znajomością nietylko nauk ścisłych, lecz i sztuki, i był wspania-łym towarzyszem, zawsze rozmownym, uczynnym i dobrym. Do nas polakówodnosił się z rzadką życzliwością, wielu pomógł zająć wybitne stanowiska,a zawsze starał się być najlepszym kolegą. To też wiadomość o śmierci ś. p.H. Thiesa przyjęli ci, co go znali z szczerym smutkiem, gdyż zgasła rzadkiejprawości jednostka, a dla nas polaków jeden z nielicznych przyjaciół niemców.

Niech mu ziemia będzie lekką.T. Marleowski.

Ryszard łbegg.(1869—1910).

Ofiarą katastrofy balonowej w Koslinie na początku kwietnia padł znanybadacz w dziedzinie chemii fizykalnej, Ryszard Abegg.

Z pierwszych lat studyów swoich chemicznych wykazywał Abegg szcze-gólne zamiłowanie do zajęć na polu chemii fizykalnej, któru właśnie w tymczasie (w latach 90-ych ubiegłego stulecia) znajdowała się w okresie najpię-kniejszego rozwoju Prace swe w tej dziedzinie zaczął on pod kierownictwemtakich powag, jak Ostwald, Nernst i Arrhenius. Wspólnie z Nernstem wyko-nał on cały szereg wspaniałych pomiarów aniżkj punktu zamarzania roztworówi badania nad ciśnieniem osmotyoznem. roBtworów o znacaniejszem stężeniu^Podczas pobytu w Getyndze, jako asystent Nernsta, opracował on wspólni*

CHEMIK POLSKU N2 10—

* Bodl&nderem teoryę elektro-pocinowactwa. która, aczkolwiek spotkała wieleaarautów i krytyki, przyczyniła się znacznie do wykonania nowych prac i p 0 .miarów. Ciągłe prace nad związkami nieorganicznymi, a często bardzo nawetzłożonymi, pozwoliły Abeggowi wyrobić sobie nowe zapatrywania na-budowętych związków i teoryę wartościowości. Opierając się na znanym fakcie, żepierwiastki mogą łączyć się tak dobrze z atomami elektrododatnimi, jak i elektro-ujemnymi, np. chlor łączyć się może zarówno z wodorem, jak i z tlenem, roz-winął on nową myśl, że każdy pierwiastek posiada dwa rodzaje wartościowo-ści, dodatnią i ujemną których liczba zależną jest od położenia pierwia-stku w układzie peryodycznym;^ Na podstawie teoryi da się w łatwy spo-sób objaśnić działaniem sił cheąicznych powstanie wielu związków złożonych,a nawet mieszanin i roztworów^Teorya ta, wraz z koordynacyjną teoryą Wer-nera należą do ważniejszych zdobyczy naszych czasów na polu chemii fizy-kalnej. '-,

Obok prac naukowych poważną zasługę położył Abegg, redagując tak po-mnikowe dzieło, jak „Handbuch .der anorganischen Chemii". Dzieło to, któregodotychczas wyszła połowa (5 tomów), jest jednym obszerniejszych i bardzostarannie opracowanych podręczników chemii nieorganicznej, jakie posiada nie-tylko literatura naukowa niemiecka, ale wogóle wszechświatowa.

Pracą profesorską zajmow&ł się Abegg od r. 1900 w instytucie chemi-cznym uniwersytetu we Wrocławiu. Jesienią zeszłego roku mianowany zostałkierownikiem instytutu chemii ? fizykalnej w politechnice wrocławskiej, leczśmierć nie pozwoliła mu doczekać się nawet otwarcia tej uczelni.

Bibliografia „Chemika Polskiego".(Marzec—Kwiecień 1910).

Arrheniiis S. Lehrbuch cl Elektroche-iriie. Lipsk. J. Barth. (8 m.).

red. Askenasy P. Elektrothermie: („Bin-fuhrung i. d. techn. Elektrochemie"). Brun-świk. F. Vie\veg. (9 m).

Battelli AM Ocohialini A. i Chella S.Die RarlioaktiYitat. Lipsk. J. A. Barth.<640 m))

Bctts, Anson Gardner, Bloiraffination-durch Elektrolyse. Hal la. W. Knapp. a$ m.).

Broun J. Der elektrischc Ofen imDienste d. keramischen Gewerbe u der<łlaserzeugung... Halia. W.Knapp..(22m.).

Chodounsky Fr. Die Bierbrauerei. Ha-nower. M. Janecke. (4,60 m.).

red. Dammer 0. Ohemische Technolo-gie der Neuzeit. Zeszyt 1. Sztutgard. P.Enke. (Zapowiedź 12-13 zeszytów po 6 m,).

IT P# ColloMes et eaux minóra

^ e r i , H ; A 1 1 S e J ? e i n e Chemie d.Enzy-. Więsbaden. J. Bergmann. (7 m.)fiwi.ng J A , Die mechanische Kal-

tcerzeugung. Brunświk. P. Vieweg. (7 m )- red. Fischer F. (Załoz. R. Waenerl

Jnhres.Bericht ^ ab. d. Leistungen \!\,l

mischen Technologie 1909. Dział I Nieor-ganiczny. Lipsk. J. A. Barth. (15 m.).

Frankc G. Handbuch cl. Brikettberei-tung. Tom II. Sztutgard. E. Enke. (8 m.).

red, Prćmy (i Chastaing). Encyclope-die chimiąue. "(15 fr.).

Fritscli J . La fabrikation du choco-lat. (23,50 fr.).

Kremami K* Leitfaden d. graphisehenChemie. Berlin. Borntraeger. (6 m.).

Leimbach U. Die atherischen Ole. Hal-la. W. Knapp. (16 m.).

Marr O, Das Trocknen u. die Trock-ner... Piir allo Zweige d. chem. u median.Industrie.... Monachium. R. Oldenbourg.

Maurain Cli. Les ćtats physiąues dela matiere (3,50 fr.)'

Niewenęłowski 6 . H. Traite pratiquede nhotographie des conleurs. (4 fvX

Ostwald W. L*Ćvolution de la Chimie.(3,50 fr.). .,

Ouyrard L. Industries du chrome, dumanganese, du nickel et du cobalt. (o ff.j.

Pślet-Jolivet L. Die Theorie d. ParDe-prozesses. Drezno. Th. Steinkopff. (7 m*

Otolski Stefan. Krótka charakterystł;

10—11 CHEMIK POLSKf.: 259

•fea ważniejszych alkaloidów roślinnych.Podręcznik dla farmaceutów. Warszawa,3csięg. Wende, 1910 r., str. 139.

red. Schmidt J, Jahrbuch d. organi-schen Chemie. 1909. Sztutgard 1910. F. Bn-ke. (1* m.).

Scholtz &• Lehrbuch d. pharmazeuti-rschen Chemie I. Cz. nieorganiczna. Heidel-berg. C. Win ter. (11,50 m.).

tv& Stark J. Jahrbuch <I. Radioakti-vit&t u. Elektronik. Zesz. I. Lipsk. S. Hir-zel. (5 m.).

Stnrk E. W. Kurzcs Lehrbuch d.Che-Biie f. Papiertechniker. Halla. W. Knapp.<6 m.).

Strzyżowski C. Cours de Chimiephy-siologique et guide de laboratoire... (5 fr.).

Yraiiken E. i Aulard A. Manuel de:ia fabrication du sucre de betterave. (11 fr.).

Winterstein B. i Trier »• Die Alka-loide. Berlin. G. Borntraeger. (11 m.).

Witt O. i Leliiiiann L. Chemische Te-chnologie d. Gespinnstfasern. Tom I. Zesz.W.(str. 771 — 956). JBrunświk. F. VIeweg.{10 m.)-

Wolbing H. Lehrbuch d. analytischenChemie. Berlin. J. Springer. (8 m.).

Zininiermnnn W. Modernę Batikfar-ben. (5 m.). Die BatikfSrberei (3,50 m.).Zurych. A. Wehnor.

Nowe wydania dzieł dawniejszyclu

Becknrts H. i Liining O. Die Metho->den d. Massanalyse. (Mohr Fi\ Lehrbuch<1. chemisch-analyt. Titrirmethode. Wyd.3-e). Dział I. Brunświk. F. Vie\veg. (U m.).

Diiliem P. Thermodynamiąue et Chl-anie. Wydanie przejrzane i powiększone.<(10 fr.).

Uerzfeld J* i Wuth B. Das Farbenv. Baumwolle, Wolle, etc, Cz. Iii. Die Pra-xis (1. Farberei v. Baumwolle in losem'Zustand etc. Wyd. 2-e. Zesz. I. Berlin. M.Krayn. (i m . ) .

Kielmoyer A, Der Fiirbelehrling im<<Chemie-Examen. Wyd. 2-e. Wittenberg.-A. Ziomsen. (6 m.).

Melliuann P. Chemie d. taglichen u.wirtschaftlichen Lebens. Wyd. 2-e. Lipsk.

^ 7 5 m.).r Ostwald W. Die Schule d. Chemie,yd. 2-e. F. Vieweg. (5 m.).

Ostwald i Luther R. Hftlfsbuch z. Aus-

fuhrung physiko-cheraisclier MessungenWyd. 3-e. Lipsk. W. Engelmann, (10 m.)*

Rottger H« Lehrbuch d. Nahrungsmit-tel-Chcińie. Wyd. 4-e. Tom I. Lipsk. J. ABarth. (11 m)

Nowe broszury.

Aut hauser. Vorlesungen ab. Brennstoff-kunde. Hamburg. Boysen. (2 m.).

Battegay A. Analyses drurines, de fe-ces, de.Iait. (2 fr.).

Biltz E. Der Schutz d. Chloroformsvor Zersetzung am Licht. Berlin. (2 m.).

Bmz X. Ursprung u. Entwicklung d.chemischen Industrie. Berlin. G. Reimer.(0,80 m.).

tfróssmaim H. i Neubnrgrer A. (icedł.J, Bojer). Die synthetischen Edelsteine.Berlin. rM. Krayn. (2.50 m.).

Hąrries C. Ob. d. gegenwartigen Standd. Chemie d. Kautschuks. Berlin. Union.(1 m.).

Jarisch K. W. Luftsalpeter. Lipsk.(1,50 m.).

KaufTmaaii H. Das Radium u. d. Br-scheinungen d. Radioaktivitat. Sztutgard.Strecker. (1 m.).

Knrz. Der Radiumvorrat der Natur.Monachium. (1 m.).

Lob W. Grundziige d. Elektrochemie.Wyd. 2-e. Lipsk. J. J. Weber. (3 m.).

Lundón H. Das Nobelinstitut f. phy-sikalische Chemie in Stockholm. Uppsala.(0,60 m.).

Meyer J. Die Allotropie d. chem. Ele-mente. Sztutgard. F. Enke. (2,40 m.).

Morosoff N. A. Die Evolution d. Ma-terie auf den Himmełskorpern. Drezno.Th. Steinkopff. (1,50 m.).

Ośtwald W. Ober Katalyse. Lipsk*(1,50 m.).

Poschl V. Einfahrung i. d. Kolloidche-mie. Wyd. 2-e, Drezno. (1,80 m.).

Poutio M, Analyse du caontchoucet de U guttapercha. (3 fr.),

Pozzi-Esoot* Los syntheses daus legroupo de Tlndigo. (1,50 fr.).

Soliall M. Verdichtete u. verflassigteGase. Hanower. M. Janecke. (3,50 m.).

TrSgele Fr. Ober d. Verhalten derAlkaloide i d. Organen d. Atropa Bella-donna..,. Berlin. R. Trenkel. (2 m.).

260 CHEMIK POLSKI. .\Ł- 10—1L

Wiadomości bieżące.

Sadeslaue do Redakcji:-A Kmzyn-ski. O związku między barwą a budowąchemiczną połączeń organicznych. Odbitkaz „Kosmosu", t. XXXV, stor. 29. 1910 r.

W. Śtoiętosławski. ThermochOTuscheUutersuchungon Organischer Yerbjndun-grni. Wyd. Akad. Urn. w Krakowie, str. 30,1910 r / i t

K. Smoleński. O fosforidach pszemcz-noj muki. Odbitka z XX tomu „IzwiestijTechnologiczeskawo Instituta" 1910 rok,17 str.

— Zur Frage nach der Muttersubs-tanz durch welche dic Reaktion von Cam-midge im Harn hervorgerufen wird Sepe-rat Abdruck z Kopf. S. Zeit. f. Phys. Che-mie, b. 60, h. 2, 1909 r., 12 str. ii

A. KorczyńshL Ueber Addilion vonChiorwasserstoff bei tufer Temperatur ansubstituirte Anilinę. Odb. Akad. Urn. w Kra-kowie 1910 r., str. 11. '. (\

Mutniaiiski. Praktyczny sposób dokła-dnego oczyszczenia wody do picia. War-szawa, str. H.

Prof. Dr. Stefan Jeniys Niewyzyska-ne skarby. Słów kilka o potrzebie racyo-nalnego poparcia produkcyi roślionąj w Ga-licyi wraz z głosami rolniczemi o pożyt-ku prób polowych. Kraków, 1909, str. 60.

Prof. Hipolit Jewnieioicz. Tzorya sprę-żystości i jej zastosowanie do nau^i o wy-trzymałości materyałów budowlanych orazdo zasad głównych statyki cieczy 'i dyna-miki cieczy. Warszawa, wyd. kasy fund.im. prof. Jewniewicza przy Stów. Techn.1910 r., str. 296.

Roczniki nauk rolniczych. Kraków,t. IV, zesz. 2, str. 209.

OłolsH Stefan. Krótka charakterysty-ka ważniejszych alkaloidów roślinnych.Podręcznik dla farmaceutów. Warszawaksięg. Wende, 1910 r., str. 139. '

Orsetti Marja. O promieniach Rontge-na i ich zastosowaniu.Mat. do odcz. pop.Warszawa, księg. Ccntnerszwera; 1910 rstr. 48.

Przemysł nafoiany w Groźnym \y 19OS r.(Chem. Zft. 1910, 45). W pierwszej poło-wie 1910 r. działalność przedsiębiorstwnafcianych stała w normalnych warun-kach: dzięki zawczasu zawartym timowomz konsumentami, a w piorwszym rzędziez zarządem kolei Władykaukaskiei i zna-cznemi destylarniarai nafty producencimieli zapewniony zbyt ropy. Głównym

konsumentem była kolej Władykaukaska.która sama w swych rafineryach przero-biła z górą 20 milionów pudów.

Ogólna zdobycz ropy w Groźnym do-sięgła w 1908 r. 52059000 pud., z czego-około 7000000 pud. było zużyte na miej-scu, jako matcryał opałowy. Na sprzedażwięc poszło 45 milj. pud. Z tego, jak byłopowiedziane wyżej, kolej Władykaukaskazużyła 20 milj. pud., reszta zaś 25 milj.p.przeszło do przeróbki. Wywieziono z Gro-źnego w 1908 r. produktów nafcianycbwszelkiego rodzaju (jak benzyna, naftai mazutj przez Nowo-Rossijsk około U mil.pudów. Tak znaczne nagromadzenie nie-sprzedanego materyalu było spowodowanenadmierną, jak na Groznyj, produkcyą,gdyż zdobycz nafty w 1908 przewyższyłao 13 milj. pud. zdobycz z roku poprzed-niego.

W drugiej połowie 1908 r. zarząd ko-lei Władykaukaskiej zakupił ropę niew Groźnym, ale w Baku w ilości 8 milj.pudów i umieścił w zbiornikach w Gro-źnym. Oczywiście, wywołało to ogromneniezadowolenie wśród producentów.

1 stycznia 1909 w Grozdym 14 po-ważniejszych firm posiadało ogółem 487dziesięcin pól nafcianych i 287 otworówświdrowych, z których 158 było czynnych;58 otworów było pogłębione, w 7 próbo-wano ropę pompować, 5 było w ladowieva reszta 59 otworów zupełnie nie dawałyjuż ropy.

Zauważyć jeszcze należy, że w 1908 r.wywieziono ogółem 16570 metrów w po-równaniu z 13792 metr. w r. 1907. Dziękidodatnim rezultatom wierceń r. 1908, nar. 1909 zapowiadała się bardzo ożywionapraca świdrowa, co przypisać należy głów-nie temu, że okazało się, iż w okolicach,gdzie nie przypuszczano obecności wię-kszych ilości ropy na znaczniejszej głę-bokości, znaleziono ją jednak w obfitycnmasach. Wobec tego i nadzieje na przy-szłość produkcyi nafcianej w Groźnymznacznie się polepszyły. Przedsiębiorstwa,które dawniej nie wierciły głębiej, J a k *£400-550 metr., wiercą obecnie do 8 0 0 - wmetr.; szczególnie w lepiej położonycumiejscowościach. „.

Fabryki, przerabiające w Groźnym ro-pę, otrzymują przociętnie około 15$ n»Mpalnej, 10£ benzyny, 10 odpadków it. zw. „mazut".

Redaktor i Wydawca B. Miklaszewski*

Czcionkami Drukarnj-Naukowej, Warszawa, Hoża 60, tel. 186-40.