17
TEKLA+ numer 1/ styczeń 2012

Bizme numer 1 (styczeń 2012)

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Pismo kierujemy do studentów, doktorantów oraz pracowników naukowych zainteresowanych komercjalizacją swojej wiedzy.

Citation preview

Page 1: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

TEKLA+numer 1/ styczeń 2012

Page 2: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

SpiS Treści

Jeśli nie inkubator, to co? 3

Bez wiedzy i innowacyjności nie przetrwamy na rynku 6

Polskie wynalazki. Kamizelka kuloodporna 8

Idziemy ku zabetonowaniu innowacyjności 10

Nauka i biznes. To się opłaca 12

MicroBioLab, czyli jak z potrzebującego stać się opiekunem 15

Rozpoczynający się cykl publikacji Bizme został przygotowany w ra-mach projektu TEKLA PLUS Przedsiębiorczość akademicka – II edy-cja. Nasze pismo kierujemy do mazowieckich studentów, doktorantów oraz pracowników naukowych zainterosowanych komercjalizacją swo-jej wiedzy. Zachęcamy także do korzystania z naszego portalu www.teklaplus.pl z którego można pobrać praktyczne poradniki w formie e-booków oraz posłuchać wywiadów z naszymi gośćmi.

Page 3: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 3

Jeśli nie inkubaTor To co?Dobry pomysł na biznes to często nawet nie połowa sukcesu. Początkujący przedsiębiorca gubi się w gąszczu przepisów, a gdy już pokona biurokację to na jego drodze staje brak środków na rozwój. Na szczeście może liczyć na coraz liczniejsze formy pomocy. Oczywiście nie za darmo.

Paweł Olwert

Dla przyszłych przedsiębiorców wywodzą-cych się z uczelni wyższych wybór jest prosty – swoje pierwsze kroki kierują najczęściej do Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczo-ści. Jak sama nazwa wskazuje firmy w nich lo-kowane mają mieć tam cieplarniane warunki do czasu aż dorosną i rozwiną skrzydła. - To jest testowanie produktów biznesowych – przekonuje Jacek Aleksandrowicz, wicepre-zes zarządu fundacji Polska Przedsiębiorcza, właściciela AIP. - Studenci i naukowcy nie

zawsze wiedzą, czy maja dobry pomysł i czy sami maja odpowiednią wiedzę do jego roz-winięcia. W inkubatorze mogą to sprawdzić – dodaje. Jak to wygląda w praktyce? Biznesmen może działać w swojej branży, zdobywać klientów, ale wszystkie faktury i sprawy urzędowe kie-rowane są do AIP. To one dają osobowość prawną na początku działalności. Udostęp-niają także nowej firmie swoje pomieszczenia biurowe do pracy.

Page 4: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 4

Nie robią jednak tego za darmo. - W zamian za 250 zł miesięcznie zapewniemy nie tylko pełną obsługę księgową, ale także pomoc prawnika – przekonuje wiceprezes. Dodaje, że w tej kwocie Inkubatory organizują także eventy, spotkania biznesowe i treningi dla przyszłych rekinów biznesu.

Sprzedać, aby rozwinąć

Dla tych od razu rzucających się na głęboką wodę także nie brakuje propozycji. Jedną z nich są tzw. „seed-y” (od angielskiego seed - ziarno), czyli fundusze inwestujące w star-t-upy, oraz venture capital, które w sposób długoterminowy inwestują w projekty obar-czone dużym ryzykiem. W zamian za udziały w przedsięwzięciu (ich wielkość jest nego-cjowana indywidualnie) możemy liczyć na wsparcie finansowe. - Większość dzisiejszych gigantów techno-logicznych takich jak: Intel, Apple, Microsoft czy Yahoo na pewnym etapie swojej działal-ności potrzebowało zewnętrznego kapitału – rozwiewa obawy związane ze sprzedażą udziałów dr Paweł Perz. Wie co mówi, gdyż jest członkiem komitetu inwestycyjnego In-

nofund, przedsiębiorstwa założonego na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Dzięki unijnym pieniądzom fun-dusz przewiduje 10 inwestycji kapitałowych o wartości nawet 200 tys. euro każda. Na jego celowniku znajduje się e-biznes, telekomuni-kacja, mechatronika i elektronika. Na wspar-cie mogą tez liczyć firmy związane z ochroną środowiska i odnawialnym źródłami energii. Zdaniem naukowca można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie działalność takich funduszy, te firmy mogłyby nie powstać. - Mark Twain przewrotnie powiedział kiedyś: „Bankier to ktoś, kto pożycza ci parasol, kie-dy świeci słońce, ale chce go z powrotem w chwili, gdy zaczyna padać” - twierdzi. Prze-konuje, że łatwość finansowania swojej dzia-łalności w tradycyjny sposób mają tylko firmy o ugruntowanej pozycji rynkowej.

Jak wykiełkować?

Na łatwość postawił AIP Seed Capital, będący częścią projektu Polska Przedsiębiorcza. - Za 100 tys. złotych przejmujemy 15 proc. firmy. To jest nasz standard – mówi Jacek Aleksan-drowicz. AIP SC nastawiony jest na wyłuskiwa-nie najlepszych firm z Akademickich Inkuba-torów Przedsiębiorczości. Do tego funduszu trafiło już 50 spółek.- Jeśli rozpatrujemy sytuację, w której nowa firma rozpoczyna działalność, to wśród fun-duszy najbardziej odpowiedni będzie seed capital – potwierdza to Perz. Dodaje, że fun-dusze tego typu to nie tylko pieniądze na rozwinięcie działalności. - Najpierw próbuje-my wspólnie z pomysłodawcą przekształcić pomysł w realną koncepcję biznesową. Trze-ba opracować plany przychodów i kosztów, zastanowić się jaki będzie optymalny zespół realizujący pomysł, jak dobrać strukturę fi-nansowania transakcji – mówi. Jeśli powstały w toku prac biznes plan rokuje nadzieje na powodzenie fundusz dokonuje inwestycji. Gdy inwestycja już się dokonała, wiele pro-

Dla raczkujących Akademickie Inkubatory

przedsiębiorczości na dobry początek

SEED i Venture capital.

Page 5: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 5

blemów spada z barków przedsiębiorcy. - Fundusz jako udziałowiec chce, by firma się rozwijała. Mamy tutaj do czynienia z czymś co określa się mianem wspólnoty interesów – przekonuje pracownik Innofund. Dodaje, że osoby zatrudnione w funduszu to zazwy-czaj doświadczeni specjaliści z określonych dziedzin. Bardzo często są to ludzie, którzy wcześniej skutecznie zakładali własne biz-nesy. Teraz z racji doświadczenia i kontak-tów w branży są w stanie pomóc w procesie zarządzania firmą. Często poprzez swoje kontakty ułatwiają firmie pozyskiwanie klientów, zdobywanie zleceń. - Tego typu pomoc jest często cenniejsza od kapitału – twierdzi Paweł Perz.

Anioł stróż?

Podobnie działa także tzw. Anioł Biznesu. Zwrot Business Angels został pierwszy raz użyty w latach 70-tych. Nazywano tak osoby inwestujące w produkcję spektakli teatral-nych na Brodway’u. Jednak już w 1905 roku Henry Ford dostał 40 tys. dolarów od pry-watnych inwestorów na realizację projektu taniego samochodu dla każdego.Dziś pod tą wniosła nazwą kryją się indy-widualni inwestorzy. Działają podobnie jak seed lub venture capital, ale angażują tylko swoje pieniądze w branże na których się zna-ją i, w których wcześniej dobrze sobie radzili. Dzięki temu mogą ryzykowniej inwestować, ale jednocześnie przekonanie ich jest trud-niejsze. Wybierają oni firmy i pomysły obar-czone bardzo dużym ryzykiem. Rekompen-sują to sobie jednak dużymi stopami zwrotu i udziałami w przedsiębiorstwach często prze-kraczającymi 50 proc. Warto mieć na uwadze fakt, że Anioł nie bę-dzie nad nami czuwał wiecznie. Jego model biznesowy zakłada, że po kilku latach sprze-da udziały w przedsięwzięciu i wycofa się z firmy. Przeważnie horyzont inwestycyjny wynosi od 3-7 lat.

Pomoc bez wspólników

Dla indywudualistów, którzy nie chcą dzielić się swoim sukcesem także nie brakuje ofert. Jedną jest najnowszy pomysł Polski Przed-siębiorczej. - Naszym celem jest stworzyć pierwszy w Polsce Bussines Link dla istnie-jących już firm – przekonuje Jacek Aleksan-drowicz z Polski Przedsiębiorczej. Wykorzy-stano przy tym fundusze unijne. Z oferty tej skorzystało, jak na razie, ponad 60 przedsię-biorstw.Za 500 zł miesięcznie netto mogą one ko-rzystać nie tylko z pomocy prawnej i podat-kowej, ale także ze spotkań i konferencji. Do tego dochodzą profesjonalne szkolenia i księgowość on-line. Firma korzystająca z Business Link dostaje takze kartę człon-kowską, która upoważnia do wstępu na pięć placówek BL w Polsce: do Gdańska, Krako-wa, Poznania, Warszawy i Wrocławia. Tam można szukać pomocy, informacji, a także miejsca na spotkanie.- Naszym najmłodszym dzieckiem są amba-sady, czyli nasze zagraniczne Business Lin-ki – przekonuje Aleksandrowicz. Mają one ułatwiać firmom międzynarodowe kontak-ty. Pierwsza działa już w Dolinie Krzemowej w USA. Najnowszą otworzono w Szanghaju przy okazji wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Chinach. - Bez poważ-nego wsparcia politycznego, trudno byłoby marzyć o czymś takim – przyznaje. W pla-nach są placówki w stolicy Indii oraz w Izra-elu. Tak oto sojusz unijno-polityczno-biznesowy chucha i dmucha na nasze start-upy. Kto wie, może za kilka lat dzięki ikubatorom i seed-fund’om, pod czułym okiem Aniołów Biznesu i polityków doczekamy rozwinięcia ziaren polskiej przedsiębiorczości. Wtedy owoców sukcesu zakosztujemy wszyscy.

Page 6: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 6

„bez wieDzy i innowacyJności nie przeTrwamy

na rynku”- Unia wspierając innowacyjność wymaga współpracy nauka-biznes – przekonuje w rozmowie z Bizme Marcin Jędryczka z PESA Bydgoszcz. Największy w Polsce producent taboru szynowego poszerza właśnie współpracę z Uniwersytetem Technologiczno-Przyrodniczym.

Paweł Olwert

PESA Bydgoszcz to wielka firma zatrudniająca 140 kontruktorów. Opłaca się jeszcze współpra-ca z uczelniami? Ta współpraca ma sens i jest korzystna dla obydwu stron. Najlepszy przykład to rozpoczęta pod koniec 2010 roku współpraca z Uniwersytetem Technolo-giczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy. Dzięki niej uczelnia tworzy właśnie, za unijne pieniądze nowo-czesne centrum badawcze z laboratoriami wypo-sażonymi w sprzęt o wartości 60 mln zł. Docelowo ma tam być wykonywane badanie całych pojazdów w tym np. wózków jezdnych. Naukowcy bedą mię-

dzy innymi sprawdzać ich obciążenia statyczne i dy-namiczne.Jednak współpracę z uczelniami prowadzimy od dawna. Historia naszego zakładu liczy sobie już 160 lat i zawsze korzystaliśmy z lokalnych ośrodków na-ukowych. Nawet, gdy byliśmy „tylko” Zakładami Na-prawy Taboru Kolejowego.Dzisiaj wspieramy się wzajemnie - naukowcy poma-gają nam na przykład przy obliczaniu wytrzymałości poszczególnych węzłów konstrukcyjnych. A specja-liści z PESY zasiadają w radzie programowej na wy-dziale inżynierii mechanicznej.

Page 7: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 7

Co na tak szerokiej współpracy zyskuje uczelnia?Uniwesytet Technologiczno-Przyrodniczy może pochwalić się na zewnątrz współpracą z firmą, której planowane przychody na koniec 2011 roku sięgnęły 1,8 mld zł. Pociągi i tramwaje, w których powstaniu mają swój udział bydgoscy naukowcy, trafiają nie tylko na rynek krajowy, ale także do Nie-miec, Włoch, czy też za wschodnią granicę z Rosją i Kazachstanem włącznie. Nasi pracownicy działający na uczelni biorą udział w tworzeniu programu nauczania dla studentów. Dzięki temu żacy mogą uczyć się dokładnie tego, czego oczekują pracodawcy, a nauka nie będzie oderwana od praktycznych realiów. Najlepsi z nich mają możliwość odbycia płatnych praktyk w na-szych zakładach.

Od Uniwersytetu oczekują państwo specjali-stycznej wiedzy i możliwosci badawczych. Na co firmie zatrudniającej 3,5 tysiąca ludzi studenci bez doświadczenia?Sam pamietam z uczelni, jak ważne było dla nas praktyczne sprawdzenie naszej wiedzy. Przełoże-nie informacji z książek na rzeczywiste problemy, jakie pojawiają się przy projektowaniu i budowaniu skomplikowanych pojazdów było bezcenne. A przy budowie pociągu pojawia się cała masa zagadnień ciekawych dla studentów różnych kie-runków. Od mechaniki, przez elektrykę, aż do hy-drauliki. Osoby, które z nami pracują, a wiele z nich otrzymuje przy tym wynagrodzenie, nabywają uni-kalnych umiejętności. To dla nas idealni pracownicy i często zatrudniamy ich u nas na stałe.

Co było impulsem, by nagle zintensyfikować współpracę z naukowcami?Oczywiście jednym z impulsów były fundusze unij-ne. Władze UTP i PESA miały świadomość, że taka szansa na wyposażenie centrum badawczego za pieniądze z dotacji może się już nie powtórzyć. Unia wspierając innowacyjność wymaga współpracy na-uka-biznes. Punktowane są projekty gwarantujące wdrożenie wyników badań w przedsiębiorstwach. Nasza współpraca z UTP jest idealnym tego przy-kładem.

Spytamy przewrotnie: co innowacyjnego jest w pociągu czy tramwaju? Znamy je przecież od wielu lat. Zgadzam się. Koło i szyna - ten problem rozwiąza-no przed ponad stu laty. Innowacyjna jest opty-malizacja tego wynalazku. W naszym przypadku np. zmniejszenie zużycia energii i paliwa. Cały czas udoskonalamy wszystko od poziomu mechaniki i elektryki do oprogramowania sterującego całym pojazdem. Odczuwają to pasażerowie. Wchodząc do naszego pociągu łączą się z internetem przez sieć Wi-Fi, on-line mogą sprawdzać pozycję pociągu na mapie, a systemy informacji pasażerskiej informują ich nie tylko o przystankach, ale przekazują m.in. aktualny serwis informacyjny o wydarzenaich w kraju i zagra-nicą. Wiele wyzwań stawia przed nami bezpieczeństwo. Mało kto wie, że nowoczesne pociągi i tramwaje, po-dobnie jak samochody osobowe, mają m.in. strefy zgniotu. Ktoś musi to wszystko zaprojektować i obli-czyć. A tutaj bez współpracy z nauką ani rusz.

A nie lepiej kupić patent? Sprawdzone rozwią-zanie z zachodu? Mniej formalności, mniej kło-potu.Może byłoby prościej z punktu widzenia firmy, ale patenty to nie taka prosta sprawa. Nie dość, że są kosztowne to też mocno ograniczają taką firmę jak PESA.

Musimy mieć własne rozwiązania techniczne, które dobrze współpracują z naszymi produktami. Dlate-go mamy własne patenty. Stworzyliśmy specjalny dział rozwoju, który ma już na koncie wiele opaten-towanych rozwiązań. Bez wiedzy i innowacyjności nie przetrwamy na rynku, a ich nieustanny rozwój jest znacznie łatwiejszy dzięki współpracy z uczel-niami.

Dziękuję za rozmowę

Marcin Jędryczka jest szefem marketingu po-jazdów lekkich w firmie Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz S.A.

Page 8: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 8

polSkie wynalazkiKamizelka kuloodpornaWynalazcami pierwszej kamizelki kuloodpornej byli Polacy Jan Szczepanik (1872-1926) oraz Kazimierz Żegleń (1869-1910). Ten pierwszy był „polskim Edisonem” początku XX wieku. Pisał i przyjaźnił się z nim Mark Twain i Kazimierz Przerwa-Tetmajer. W jego pracowni gościł cesarz Austro-Węgier, a car rosyjski zabiegał o spotkania.

Paweł Olwert

Światową sławę dwojgu Polaków dała ochrona przed bronią palną. Ich pomysł działał na tej samej zasadzie co współczesne odpowiedniki. W kamizelce kuloodpornej energia pocisku była pochłaniana w kolejnych warstwach jedwabiu. Dodatkowym zabezpieczeniem (szczególnie przeciw broni białej) była cienka blacha. Pu-blicznie wykonywane testy wykazały, że tkanina

Szczepanika jest odporna na kule zdolne prze-bić grube sosnowe deski i blachę żelazną, oraz na ostrze sztyletu. Co ciekawe polski wynalazek zatrzymywał nie tylko pociski z rewolweru ka-liber 8 mm, ale nawet z karabinu Mannlicher, które przestrzeliwały stalową blachę o grubości 12 milimetrów z odległości 100 m. O skuteczno-ści wynalazku przekonały opinię publiczną nie

Page 9: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 9

tylko kolejne pokazy ze strzelaniem z pistoletu do biednego służącego Jana, ale przede wszyst-kim incydent z 1902 roku, gdy kareta wyłożona tkaniną kuloodporną uchroniła przed bombą i wielce prawdopodobną śmiercią króla Hiszpa-nii Alfonsa XIII.Czemu jednak żołnierze w czasie I i II Wojny Światowej nie nosili polskiego wynalazku? Roz-wój pocisków karabinowych był tak szybki, że kamizelka stała się wobec nich bezbronna. Tak było do 1965 roku i wynalezienia kevlaru.

Pierwsza telewizja

Galicyjski wynalazca Jan Szczepanik zapisał się w historii nie tylko dzięki swoim tkackim wyna-lazkom. Mało kto wie, że spod jego rąk wyszedł także Telektroskop, czyli urządzenie służące do przesyłania na odległość ruchomego obrazu ko-lorowego wraz z dźwiękiem. Szczepanik potrafił dbać o swoje interesy i wynalazek ten opatento-wał w Wielkiej Brytanii w 1897 oraz w Stanach Zjednoczonych rok później.Urządzenie transmitowało obraz w barwach na-turalnych wraz z dźwiękiem rozkładając go na punkty, które przekazywane były do odbiornika zamieniającego je ponownie na spójny koloro-wy przekaz. Działało zatem tak jak dzisiejsza te-lewizja. Jednak na przeszkodzie upowszechnie-niu się tego rewolucyjnego wynalazku stanęło skomplikowanie produkcji i jej kosztowność. Dzięki telektroskopowi amerykański uczony Albert Abramson uznał Szczepanika za trzecią z osób, które w znaczący sposób przyczyniły się do powstania telewizji. Od 2003 r. w Tarnowie działa Fundacja im. Jana Szczepanika, której głównym celem jest popularyzacja postaci pa-trona

Niebieski laser

Korzystając z odtwarzacza DVD czy Bluray mało kto zdaje sobie sprawę, że działają one dzięki po-wstaniu niebieskiego lasera. Choć nie jest praw-dą, że Polacy pierwsi go wynaleźli (w 1995 roku

zrobili to Japończycy i to oni mają większość rynku), to nasi naukowcy z Instytutu Wysokich Ciśnień PAN opracowali najlepszą metodę jego produkcji opartą na azotku galu GaN. Pierwszy pokaz najdokładniejszego niebieskiego lasera na świecie miał miejsce w 2001 roku. Technolo-gię tę komercjalizuje z powodzeniem rodzima firma Top GaN . Konkurencja próbowała kopio-wać polski wynalazek, ale jego skomplikowanie jak na razie chroni go przed takimi zakusami.

Kryształ Azotku Galu

Oporność polskiego niebieskiego lasera na ja-pońskie zakusy nasza nauka zawdzięcza być może największemu polskiemu wynalazkowi ostatnich lat – wydajnej i unikatowej technolo-gii hodowli kryształów Azotku Galu. GaN to nieorganiczny związek chemiczny, na-turalnie nieistniejący i uzyskiwany jedynie syn-tetycznie. Wykorzystuje się go głównie jako materiał półprzewodnikowy w optoelektronice i to nie tylko w laserach, ale też m. in. w diodach elektroluminescencyjnych LED, detektorach i przetwornikach elektroakustycznych. W branżowym czasopiśmie „IEE Spectrum” pi-sano w 2010 roku: „Dotychczas takie kryształy były poza zasięgiem wszystkich światowych firm poza jedną, która od lat nad nimi pracuje. Ta spółka nie znajduje się w Japonii, Korei czy Stanach Zjednoczonych, ale w Polsce. (...) Mała polska spółka, o której nigdy nie słyszeliście, wy-przedza tytanów techniki w technologii kluczo-wej dla XXI wieku”. Tą firmą rzucającą wyzwanie światowym gigantom jest Ammono zlokalizo-wane w Łomiankach pod Warszawą. Założyli ją blisko 12 lat temu czterej absolwenci i doktoran-ci Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej. To oni mają własny patent na obecnie największe na świecie kryształy azotku galu. Rodzą się one w autoklawach, w których panuje temperatura 400-500 st. C i ciśnienie do 5000 atmosfer.

Page 10: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 10

„iDziemy, ku zabeTonowaniu innowacyJności”

W mediach słyszymy często o własności intelek-tualnej i unijnej polityce wspierania innowacyj-ności. Jak na prawdę wygląda ochrona patentów w Polsce, Unii Europejskiej i na świecie?Przede wszystkim muszę podkreślić, że nie ma czegoś takiego, jak unijne normy patentowe, czy też Patent Unii Europejskiej. Od pięćdziesięciu lat trwają próby stwo-rzenia takiej regulacji. Obecnie także tworzy się się Jed-nolitą Ochronę Patentową. Jednak dwa państwa Unii,

czyli Włochy i Hiszpania powiedziały nie. Dlatego nie 27 państw objęte byłoby JOP, a dwa mniej. Przez to regula-cja ta nie byłaby obowiązującą w całej Wspólnocie.Jakby tego było mało istnieje Patent Europejski, ale wbrew zwyczajowi kojarzenia wszystkiego z tym przymiotnikiem z Unią, jest on tylko umową między-narodową zawieraną przez państwa Starego Konty-nentu. Należą do niej owszem wszystkie kraje 27., ale także 11 państw spoza Wspólnoty. Polska przystąpiła

W 2009 roku na milion mieszkańców przypadały w Polsce cztery petenty. W Niemczech było ich 306! - bije na alarm prof. Aurelia Nowicka z UAM w Poznaniu. Dodaje, że za nami są tylko Rumunia i Bułgaria.

Paweł Olwert

ezine 10

Page 11: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 11

do niej co prawda w marcu 2004 roku. Sama umowa został podpisana w 1973 roku w Monachium.

Czemu nasz kraj tak późno zaakceptował Patent Europejski?Kiedy kraje zachodnioeuropejskie podpisywały Umowę Monachijską, u nas panował realny socja-lizm, a u władzy był Gierek. Później baliśmy się Pa-tentu Europejskiego i jego blokującego wpływu na naszą gospodarkę. Jest nim objętych znacznie więcej wynalazków, niż w polskim urzędzie patentowym. Sprawa uległa zmianie wraz z naszymi sojuszami. Do przyjęcia Patentu Europejskiego zobowiązaliśmy się już w układzie o stowarzyszeniu ze Wspólnotą Euro-pejską w 1991 roku. Jednak podkreślam, ze nie jest on częścią unijnego prawa.

Jak wygląda stosunek Patentu Europejskiego do jego odpowiednika w Polsce? Załóżmy, że jestem właścicielem innowacyjnej firmy, opracowałem nową technologię i chciałbym jak najlepiej ją chronić. Gdzie to zrobić?Wszystkie prawa ochrony własności intelektualnej, a więc również patent mają charakter terytorialny np. patent amerykański w USA czy japoński w Japonii. Zanim podpisaliśmy Umowę Monachijską w Polsce chronione były tylko nasze patenty. Po przystąpieniu do konwencji wiele się zmieniło.Musimy tu wrócić do procedury zgłaszania wynalaz-ków w Monachium. Może to robić każdy i z każdego zakątka globu. Nie ma co ukrywać, że najwięcej pa-tentują u nas Amerykanie. Ważność ochrony w Pa-tencie Europejskim to 20 lat. Jeśli firma zza oceanu chce by patent był chroniony w Polsce, to Urząd udzieli go także na nasz kraj. Jednak zgłaszający musi także dokonać tzw. walidacji, czyli zgłoszenia tego faktu do polskiego urzędu patentowego. W dodatku musi – i tu należą się słowa pochwały dla Konwencji – przetłumaczyć patent na język polski. Oczywiście przedsiębiorca nie robi tego sam, ale wynajmuje specjalistycznych rzeczników patentowych. Muszę podkreślić, że w tworzonej Jednolitej Ochro-nie Patentowej dla 25 państw Unii tłumaczeń już nie będzie. Dlatego moim zdaniem Polska nie powinna się zgadzać na takie rozwiązanie.

Jednak więcej słyszymy teraz i innej umowie mię-dzynarodowej powiązanej z ochroną własności intelektualnej, czyli o ACTA. Czy ona zmienia coś w prawie patentowym?Wbrew nazwie ACTA nie jest tylko umową dotyczą-ca zwalczania podróbek. Zawartość tej umowy jest zgoła inna. Przewiduje ona bardzo drakońskie proce-dury dochodzenia praw własności, także patentów. Jest to kolejna groźna eskalacja środków ochrony.Podkreślam, że nasze środki ochrony już teraz nie na-leżą do łagodnych. Są one dostosowane do standar-dów, które zaakceptowaliśmy w 2004 roku, w trakcie wchodzenia do Unii Europejskiej. Jednak tak dopaso-waliśmy nasze prawo, że w niektórych miejscach jest ono surowsze niż wymagane.

Pojawiają się głosy, że drakońskie przestrzeganie praw własności intelektualnej nie leży w polskim interesie narodowym. Ograniczamy w ten spo-sób swoją innowacyjność?Nasza racja stanu polega na tym, by się rozwijać i nadrabiać nasze zapóźnienia. Unijne dane staty-styczne budzą przerażenie. W 2009 roku na milion mieszkańców przypadały w Polsce cztery petenty. W Niemczech było ich 306! Kiedyś mówiono, że „za nami już tylko Albania”. Dziś za nami są tylko Rumu-nia i Bułgaria.Patent ze swej natury daje monopol. Jeżeli zgadza-my się na to, by patentów było wielokrotnie więcej, to działamy na naszą niekorzyść. Na koniec 2010 roku było w naszym kraju polskich i unijnych paten-tów 30 tysięcy. A teraz Europejski Urząd Patentowy udziela rocznie już 60 tysięcy patentów. Każdy na 20 lat. Ogólne tendencja idzie ku liberalizacji udzielania ochrony prawnej. Zatem idziemy ku zabetonowaniu innowacyjności przez nadmiar ochrony.

Dziękuję za rozmowę

Dr hab. Aurelia Nowicka jest profesorem Uniwer-sytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wykłada prawo własności intelektualnej na Wydziale Pra-wa i Administracji.

Page 12: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 12

W lipcu 2010 roku KPMG przeprowadziła dla Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywat-nych Lewiatan badanie „Współpraca firm z sek-torem edukacji”. Wyniki nie były optymistycz-ne: „Wśród największych barier we współpracy z sektorem edukacji uczestnicy badania wy-mieniali m.in.: nieadekwatny do potrzeb firmy program edukacyjny, niezgodność oczekiwań związanych z formą i zakresem współpracy, skomplikowane procedury nawiązania współ-pracy, biurokrację, brak regulacji prawnych, brak środków na finansowanie, brak zaintere-sowania współpracą.

Według PKPP Lewiatan „większość rekrutowa-nych pracowników, w opinii znacznej części przedsiębiorstw uczestniczących w badaniu, nie posiada wystarczającego przygotowania praktycznego do efektywnego wykonywania zadań na stanowisku pracy. Badanie to jest symptomatyczne, gdyż nie do-tyczyło skomplikowanej i raczkującej w Polsce współpracy biznes-nauka przy wdrażaniu innowa-cyjnych projektów, lecz „tylko” kontaktów w spra-wie kształcenia pracowników i organizowania szkoleń. Optymistyczny był jeden wniosek, że „współ-

nauka i bizneS?To się opłacaNie brak opinii i twardych danych, że polskie uczelnie są skostniałe, a rodzime firmy stronią od innowacyjności. Jednak przełom w kontaktach tych dwóch światów już się dokonał. - Korzyści są po obu stronach – twierdzi producent polskiego BlackHawka.

Paweł Kowalik

Page 13: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 13

praca przynosi wymierne korzyści obu stronom – przedsiębiorstwu i instytucji edukacyjnej”.

Koncerny wyznaczają kierunek

Pomimo oporów coraz więcej firm wybiera ten pierwszy szczebel na drodze współpracy bizne-su z uczelniami. Czołówkę otwierają światowi giganci, jak IBM, który poza działaniami w ra-mach społecznej odpowiedzialności biznesu, oferuje studentom i absolwentom praktyki studenckie: ESI (Educational Student Internship Program) oraz PSI (Professional Student Intern-ship Program).Następnym stopniem jest Inicjatywa Akade-micka IBM (IBM Academic Initiative), która ma na celu zapewnienie na uczelni infrastruktury edukacyjnej, a następnie przygotowanie wykła-dowców do jej efektywnego wykorzystywania. Po przeprowadzeniu przez firmę autoryzacji uczelnia zyskuje dostęp do materiałów edukacyj-nych. Dalej na uczelni powstaje Training Center, oferujące aktywne wsparcie w edukowaniu ka-dry naukowej do efektywnego wykorzystywania zaoferowanego oprogramowania i wiedzy.Z rodzimą nauką współpracuje nawet taki gi-gant jak Microsoft. Głównym programem stwo-rzonym z myślą o szkolnictwie wczesnoszkol-nym, podstawowym i średnim jest zakrojony na dużą skalę, długoterminowe Partnerstwo dla Przyszłości – polską edycja globalnego progra-mu Partners in Learning. Co ważne podpisano porozumienie o współpracy z Konferencją Rek-torów Akademii Pedagogicznych, ma ono na celu podniesienie poziomu przygotowania na-uczycieli w zakresie wykorzystywania nowocze-snych technologii w procesie nauczania.Jednak producent Windows’a działa także mocniej na samych uczelniach. Od programu darmowych aplikacji dla studentów Inicjatywa Microsoft, poprzez wspieranie przez firmę dzia-łalności studenckich kół naukowych zakłada-nych na wydziałach informatycznych, kończąc na szkoleniach kardy naukowej i praktykach w siedzibie w Redmond.

Podobnie zaczynają działać polskie firmy takie jak np. Corpo Sp. z o.o. Ten warszawski produ-cent odzieży korporacyjnej boleśnie odczuł niechęć młodych ludzi do szkół zawodowych. Corpo nawiązało ścisłą współpracę ze szkołami kształcącymi w zawodach związanych z branżą odzieżową gwarantując uczniom możliwość odbywania praktyk zawodowych i uczestnictwa w warsztatach organizowanych w zakładach produkcyjnych firmy. Przedsiębiorstwo współ-pracuje także z Wojewódzkim Ośrodkiem Do-skonalenia Nauczycieli w Łodzi.

Diesel pójdzie w odstawkę?

Współpraca w zakresie szkolenia pracowników jest jednak dopiero pierwszym krokiem. Od tego właśnie zaczynał jeden z flagowych okrę-tów naszej gospodarki, czyli podpoznański Solaris. Ten producent pojazdów komunikacji miejskiej już od sześciu lat współpracuje ze Szkołą Zawodową w Murowanej Goślinie, ma tam nawet swoją klasę patronacką. Szybko jed-nak postanowił pójść dalej.- W ramach prac rozwojowych Solaris Bus and Coach S.A. współpracuje z uczelniami wyższymi

co zyskuje uczelnia?

prestiż i kontakt z biznesem.

co zyskuje firma? idealnych

pracowników i nowe technologie.

Page 14: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 14

zarówno z kraju jak i zagranicznymi. Współpraca ta obejmuje wykonywanie prac zleconych w postaci specjalistycznych analiz oraz badań – mówi Mate-usz Figaszewski z działu PR polskiego producenta taboru komunikacji publicznej. - Prace te związa-ne są z własnościami fizycznymi używanych w bu-dowie autobusów materiałów, specjalistycznymi badaniami weryfikującymi zastosowane rozwią-zania techniczne oraz badaniami oddziaływania pojazdów na środowisko – dodaje.Jednak firma, która walczy jak równy z równym z takimi tuzami jak MAN czy Mercedes zdecydo-wała się na poważniejsze wejście we współpracę z nauką. Już teraz razem z Politechniką Poznańską, przy dofinansowaniu z Ministerstwa Nauki i Szkol-nictwa Wyższego, powstaje w stolicy Wielkopol-ski rodzimy autobus hybrydowy z szeregowym układem napędowym. Dotychczas producent korzystał z systemów amerykańskiego Allisona lub czeskiej Skody. Jeszcze dalej idzie inny projekt tworzony z Poli-techniką Poznańską, czyli pierwszy w Europie pol-ski autobus elektryczny. Dzięki unijnemu dofinan-sowaniu (Projekt POIG 1.4 4.1) został opracowany oraz zbudowany prototyp w pełni elektrycznego autobusu zasilanego bateriami. Po serii testów i badań ma nastąpić wdrożenie nowego produktu do produkcji seryjnej. Co ważne prototyp autobu-su został już zaprezentowany na wrześniowych targach Transexpo 2011 w Kielcach.

Nauka dostaje skrzydeł

Podobną drogę co Solaris przeszedł inny zakład korzystający z wysokich technologii – Polskie Zakłady Lotnicze w Mielcu. - Współpraca PZL Mielec z uczelniami w zakresie, zarówno spe-cjalności lotniczej, jak i ogólno-technicznej realizowana była od dawna, jeszcze za czasów działalności poprzedniej firmy WSK-PZL Mie-lec, w różnych formach. Obecnie przybrała ona bardziej nowoczesną postać umów o współpra-cy – mówi Michał Tabisz, rzecznik spółki. Jego zdaniem pomysł na współprace z uczelniami nie jest niczym innowacyjnym. Obecnie coraz

więcej firm próbuje zacieśnić współprace na-uki z przemysłem. Podkreśla przy tym, że spe-cjalność lotnicza na Politechnice Rzeszowskiej powstała już wiele lat temu z myślą o lokalnych (podkarpackich) przedsiębiorstwach lotniczych m.in. PZL Mielec, WSK Rzeszów czy WSK Krosno.Rewolucja w firmie, która nastąpiła w 2007 roku nie zachwiała współpracy. Nowy właści-ciel koncern United Technologies Holdings S.A. (PZL jest teraz spółką zależną Sikorsky Aircraft Corporation), choć posiada wiele własnych technologii nie zrezygnował z polskich na-ukowców. Sztandarowym produktem podkar-packiej firmy stała się międzynarodowa wersja śmigłowca BlackHawk.Zdaniem Tabisza współpraca z uczelniami wynika z dwóch powodów. - Pierwszy to dba-łość o dopływ kadry dobrze przygotowanych fachowców, stąd współpraca z uczelniami przygotowującymi określonych specjalistów, przygotowywanych niekiedy wręcz „pod ocze-kiwania” przyszłego pracodawcy – mówi. Wy-razem tego są prace dyplomowe realizowane zgodnie z propozycjami i z udziałem przed-siębiorstw. Dzięki temu absolwent i przyszły pracownik mają możliwość zapoznania się ze specyfiką swojego przyszłego miejsca pracy. Pracodawca ma możliwość wcześniejszego i dłuższego ocenienia potencjalnego pracow-nika. - Ten zakres jest rozszerzany dalej o moż-liwości realizacji praktyk studenckich – dodaje rzecznik. Co ważne firma jest świadoma, że współpraca jest opłacalna. - Korzyści są po obu stronach, wymierne w postaci mierzalnych (najczęściej w wyniku finansowym) opracowań technicz-nych (obniżka pracochłonności, wdrożenie no-wej technologii czy rozwiązania technicznego) i niewymierne w postaci bezpośrednich kon-taktów pracowników naukowych z przemysłem – wylicza Tabisz. Jego zdaniem te ostatnie po-zwalają na przybliżenie zagadnień i oczekiwań realnego przedsiębiorstwa i pomoc przy roz-wiązywaniu rzeczywistych problemów tech-nicznych, a niekiedy koleżeńskich konsultacji.

Page 15: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 15

Do tego, że fundusze unijne zmieniają Polskę nie musimy nikogo przekonywać, ale że ze spółki biotechnologicznej tworzą hodowcę i opiekuna innowacyjnych firm to trzeba zobaczyć na własne oczy. Dowodem jest MicroBioLab – ukochane dziecko dr Magdaleny Kalińskiej.

Paweł Olwert

MicroBioLab po czterech latach działalności z fir-my biotechnologicznej przekształciło się w fun-dusz zalążkowy, który sam pomaga początkują-cym przedsiębiorcom. Skąd ta zmiana?Złożyły się na to dwa czynniki. MicroBioLab od lat działało w innowacyjnym otoczeniu. Można po-wiedzieć, że w najlepszym z możliwych, gdyż firma powstała przy Uniwersytecie Jagiellońskim jako inicjatywa naukowców Wydziału Biochemii, Biofizy-ki i Biotechnologii. Jakby tego było mało wydatny wkład dało Centrum Innowacji, Transferu Technolo-

gii i Rozwoju Uniwersytetu, które wsławiło się pierw-szym w Polsce uregulowaniem stosunków uczelnia-biznes. Dzięki temu udało się nam nawiązać wiele kontaktów biznesowych i naukowych. Biotechnolo-gia to przecież jedna z najbardziej twórczych obec-nie dziedzin.Punktem przełomowym był kontakt z naszym obec-nym udziałowcem, czyli EFICOM SA, który jest spół-ką konsultingowo-inwestycyjną specjalizującą się w doradztwie przy funduszach unijnych. Dzięki temu razem zdecydowaliśmy się złożyć wniosek w ramach

microbiolabczyli jak z potrzebującego stać się opiekunem

Page 16: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

bizme 16

programu 3.1 (Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka obejmujący dotacje na inkubację oraz na inwestycję w nowo utworzone przedsiębior-stwo innowacyjne – przyp. red.). Szczęśliwie udało się zdobyć osiem milionów złotych dofinansowania i MicroBioLab stał się funduszem zalążkowym.Zrezygnowaliśmy przy tym całkowicie ze swojej biotechnologicznej działalności. Chcemy się skupić na profesjonalnej pomocy ludziom z pomysłami.

Załóżmy, że zgłasza się do Państwa młody na-ukowiec. Ma pomysł na firmę z Pani branży, czyli biotechnologiczną. Na co może liczyć?Na „naszym celowniku” mamy firmy z zakresu bio-technologii, bioinformatyki oraz tworzenia kompu-terowych modeli sieci neuronowych. Naukowiec spełnia więc kryteria.Nasza pomoc zaczyna się od oszacowania mery-torycznego projektu. Naukowcy mówią, że ich po-mysł opiera się na badaniach. Lecz często są to ich własne badania. Musimy to zweryfikować. Robimy to siłami naszego zespołu.Później przechodzimy do etapu preinkubacji. Na tym etapie pomysł jest poddawany zewnętrznej ocenie. Jeśli wszystko jest w porządku i rokowania są dobre to przechodzimy do inkubacji.Tu już powstaje zaawansowany biznesplan oraz term sheet (dokument nie będący jeszcze właściwą umową, ale listą warunków, jakie gotowe są zaak-ceptować sporządzające go strony - przyp. red.). Ustanawiamy już kamienie milowe, które spółka musi osiągnąć. Oszacowujemy też przewidywane stopy zwrotu. Tu musimy podjąć już decyzję, czy MicroBioLab zainwestuje w to pieniądze.

O jakich kwotach wsparcia tutaj mówimy?Możemy zaangażować w powstającą firmę do 200 tysięcy euro. Zgodnie z przyjętymi zasadami, fundusz będzie obejmował do 49 proc. udziałów założonego przedsiębiorstw. Planujemy, że „wyho-dujemy” co najmniej sześć takich firm.Jednak, gdy projekt jest obiecujący, a 200 tysięcy euro to za mała kwota na jego powodzenie, nie oznacza to fiaska przedsięwzięcia. Mamy liczne kontakty z inwestorami prywatnymi jak i fundusza-

mi inwestycyjnymi. Spróbujemy ich także zaintere-sować takim projektem.

Są już pierwsi „absolwenci” funduszu?Naszą nową działalność zaczęliśmy 1 września, więc dopiero się rozpędzamy. Jednak już 23 stycznia mieliśmy małe święto, gdyż podpisaliśmy pierwszą umowę na preinkubację firmy. Teraz zaczynamy analizy technologiczne i finansowe.

Wróćmy do kwietnia 2007 roku i Pani początków w biznesie. Czy to była trudna decyzja porzucić uczelnię i założyć własne przedsiębiorstwo?Uważam, że takie decyzje wynikają przede wszyst-kim z cech osobowych. Nauka jest bardzo ciekawa, ale wiedziałam, że nie chcę zostać na uczelni i speł-niać się jako naukowiec. Potrzebuję innej formy dzia-łalności. Zdecydowałam się założyć spółkę i absolut-nie tego nie żałuję. W międzyczasie zrobiłam nawet doktorat.Były oczywiście trudne chwile. Szczególnie w pierw-szych dniach przygniatały mnie formalności. Cieka-wa lekcja biurokracji, ale do przejścia. Szokiem było zagadnienie, jak powinna wyglądać odpowied-nio stworzona faktura. Naukowiec nie ma pojęcia o tym.Jednak wszystko pięknie się połączyło i cieszę się, że mogę teraz służyć pomocą innym.

Czy te doświadczenia przydają się teraz przy po-mocy innym odważnym z pomysłami?Zdecydowanie tak! Jest mi łatwiej rozmawiać z wnioskodawcami. Jako naukowiec rozumiem ich obawy i oczekiwania. Dzięki temu szybciej mogę ich wesprzeć.Przecież świat biznesu jest zupełnie inny od świata nauki. Pracownicy uczelni boją się, ze stracą stycz-ność z żywą wiedzą i pochłonie ich tylko zarabianie pieniędzy. Pojawia się też strach przed wyjawieniem nam swojej własności intelektualnej. Moim zada-niem jest rozwiać te obawy i stworzyć jak najwięcej firm z których będziemy dumni.

Dziękuję za rozmowę.

Page 17: Bizme numer 1 (styczeń 2012)

Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

www.teklaplus.pl

ul.Wiejska 12, 00-490 Warszawa22/622-35-19, 628-21-28

Publikacja jest dystrybuowana bezpłatnie

www.teklaplus.plul. Wiejska 12, 00-490 Warszawa

22/622-35-19, 628-21-28

Projekt TEKLA PLUS - studium przypadków

Komercjalizacja wiedzy przez instytucje badawcze - zagadnienia prawne