22

Beata Sadowska, "I jak tu nie biegać!"

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

SADOWSKA

K R A K Ó W 2 0 1 4

wskazówki trenerskieKuba Wiśniewski

www.otwarte.euZamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków, tel. (12) 61 99 569

Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak, w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl

Copyright © by Beata Sadowska

Wskazówki trenerskie: copyright © by Kuba Wiśniewski

Opieka redakcyjna: Magdalena Oczachowska

Opracowanie redakcyjne: Helena Nowowiejska

Opracowanie typograficzne książki: Agata Gruszczyńska / Pracownia Register, Katarzyna Zalewska / Pracownia Register

Adiustacja i korekta: Zespół – Studio NOTA BENE

Łamanie: Agata Gruszczyńska / Pracownia Register

Projekt okładki: Eliza Luty, Magdalena Oczachowska

Fotografie na 1 s. okładki: biegnąca Beata – © Izabela Urbaniak; Beata z wózkiem – © Paweł Kunachowicz; portret Beaty, pies – © Beata Sadowska

Fotografia na 4 s. okładki: © Paweł Kunachowicz

Rysunki w książce i na okładce: Katarzyna Zalewska / Pracownia Register

Fotografie w książce: s. 10 – © Michał Mutor / Agencja Gazeta; s. 13, 136, 142 (dolne) – © Joanna Gorzelińska; s. 17, 29, 49, 67 – © Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska; s. 24, 25, 37, 38, 52–53, 57, 59, 77 (oba po prawej i górne po lewej), 79, 85, 86, 87, 97, 102–103, 105, 112, 113, 115, 118 (po prawej), 123, 128, 128–129, 129, 131, 142 (oba górne), 145, 154, 159, 161, 166, 169 (po prawej), 174 (dolne po prawej), 188–189, 192–193, 193, 196, 201, 208 (górne), 211, 213, 241, 260, 263, 265, 274, 278 – © Beata Sadowska; s. 26, 157 (górne i dolne po lewej), 182–183, 277 – © AP / EAST NEWS; s. 34 – © Jacek Heliasz / Runner’s Word; s. 36 – z archiwum MCI Maraton Mazury; s. 42, 42–43 – © Luc Alphand; s. 46, 77 (dolne po lewej), 225, 254 – © agnieszka sawicz; s. 48 – z archiwum Agnieszki Sawicz; s. 54, 72, 89, 90, 94, 118 (po lewej), 126, 174 (dolne po lewej), 181, 192, 207, 208–209, 234 – © Paweł Kunachowicz; s. 68 – © Aldona Karczmarczyk / Van Dorsen Talents; s. 74, 174 (górne) – © Paweł Misiurewicz; s. 75 (oba po lewej), 245, 249 – z archiwum autorki; s. 75 (oba po prawej) – z archiwum Run Nike Women Series; s. 157 (dolne po prawej) – © SCIENCE PHOTO LIBRARY / EAST NEWS; s. 169 (po lewej) – © Piotr Welc; s. 182, 183, 206 – © Studio 69; s. 208 (dolne) – © Dominik Thier; s. 208 (po prawej) – © Eliza Oczkowska; s. 220 – © Magdalena Rakowska; s. 222–223, 223 – © Mario Noerenberg; s. 226, 227 – z archiwum Roberta Nałęcza; s. 231 (po lewej) – z archiwum Moniki Coś; s. 231 (po prawej) – © Monika Coś; s. 238–239 – © Izabela Urbaniak; s. 252 – z archiwum Wojciecha Staszewskiego; s. 253 – © Wojciech

Staszewski; s. 273 – dzięki uprzejmości organizatora akcji T-Mobile Pomoc Mierzona Kilometrami

Pozostałe ilustracje: mapka na s. 14 – źródło: www.maratonwarszawski.pl, 31.01.2014; s. 14, 67 – https://www.facebook.com/beata.sadowska.52?fref=ts, 31.01.2014; s. 101 – źródło: Natemat.pl, 31.01.2014; s. 121 – © Kuba Wiśniewski; s. 198, 219 – https://www.facebook.com/oficjalnastronabeatysadow-

skiej?ref=hl, 31.01.2014; spinacz do papieru i kartka z przepisem – © picsfive / Fotolia.com

Fotoedycja: Michał Dembiński

Promocja książki: Karolina Ołownia

ISBN 978-83-7515-286-9

Dla Tysia, bo pozwolił

Dla Kunka, bo pomógł

Dla Rodziców, bo są. Zawsze

SpiS treści

9 Na dwóch kółkach, czyli jak to się wszystko zaczęło

16 Kuba Wiśniewski o Kubie Wiśniewskim

22 Tylko nie jak Bridget Jones, czyli jak zacząć, żeby nie skończyć po pierwszym treningu

28 Trener wiedział i powiedział

33 O psie zapraszanym do apteki i śledzonym w parku

40 O budzącym się dniu i łapaniu myśli za ogon

50 O gałązkach pod stopami, porach roku i spadających liściach

58 Trener wiedział i powiedział

64 O bieganiu sercem i zegarku, którego nie potrafię obsługiwać

70 O tym, że nienawidzę biegać, czyli jak długi jest maraton

78 Trener wiedział i powiedział

83 O rytualnym oprawianiu mięsa w Nepalu, smogu w Delhi i wydmach na pustyni Atakama

92 O ciszy i kulkach ryżu w Tokio, dopingu w Nowym Jorku i pagórkach San Francisco

99 O neofitach, biegowych teoretykach i znaku: stop, nie zanudzaj!

104 Trener wiedział i powiedział

110 Kolor mnie niesie, czyli o modzie biegowej

117 O wolnych ptakach i aptekarkach, czyli o metodach i planach treningowych

125 O torcie bezowym z żurawiną, pasta party na podłodze i radości świętowania

134 O biegaczach weganach, śledziu przed maratonem i makaronie na śniadanie

144 Trener wiedział i powiedział

152 Rozdział, którego miało nie być, czyli jak teoria mija się z praktyką

160 Trener wiedział i powiedział

164 O kalesonach nie ze złota i bieganiu nie dla wyniku

170 O leniu za kołnierzem i kuszącej kanapie, czyli zbieraniu się na bieg, kiedy strasznie się nie chce

178 O micie wyjątkowości, ekskluzywności i klubu dla wybrańców, czyli o tym, że każdy może, jeśli tylko chce

186 Z ludźmi czy od ludzi, czyli o masowych biegach albo samotnych wyprawach biegowych

195 Jak nie biegam – kibicuję, czyli o frajdzie z wrzeszczenia i podawania żelków

202 O czym myślę, kiedy nie myślę o bieganiu, czyli co robię, kiedy nie biegam

212 Trener wiedział i powiedział

217 O tym, jak ciemno potrafi być na pustyni, jak pięknie w Patagonii i ile kolorowego pyłu wysypują na maratończyków w Dublinie, czyli o najbardziej wyjątkowych biegach na świecie

233 O niesłabej płci i nie puchu marnym, czyli o kobiecym bieganiu

244 Trener wiedział i powiedział

250 O tym, że widziałam orła cień, i o tym, ile jest wart polar pewnej Słowaczki, czyli najpiękniejsze przygody biegowe

264 Trener wiedział i powiedział

270 O wyrodnej matce i najdłuższym kilometrze świata

Na dwóch kółkachczyli jak to się wszystko zaczęło

Mój narzeczony biega od zawsze. Od zawsze, odkąd pamiętam, i od zawsze, odkąd on pamięta. Nasze pierwsze randki wyglądały tak, że Paweł pokonywał

kilometry na dwóch nogach, a ja z nim (no, czasem za nim) też na dwóch, tyle że kółkach. Zaczęłam od roweru. Bo naj-bezpieczniej. Byłam pewna, że: po pierwsze dam radę, a po drugie – Paweł mi nie ucieknie. W Warszawie jest pewna „długa prosta”, doskonale znana biegaczom i często w duchu przeklinana przez maratończyków. Prosta do Wilanowa. Bez zakrętów i fascynującej architektury wokół. Z jednej strony ruchliwa ulica, z drugiej – pola kapusty. Idealna na treningi, nudna jak cholera, kiedy trzeba nią pokonać ładnych parę ki-lometrów podczas Maratonu Warszawskiego (www.pzumara-tonwarszawski.com). Tam się spotykaliśmy po pracy, tam zu-pełnie nie przeszkadzało nam, że „prosta” jest prosta. Po kilku

9

1010

tygodniach wspólnych treningów odważyłam się coś zmienić: przesiadłam się na rolki. „Jeśli go nie dogonię – pomyślałam – zawsze mam wymówkę, że chodnik jest dziurawy, a rolki nie lubią wertepów”. Asekuracja, jak mi się wtedy zdawało, trochę na wyrost, bo nogi w rywalizacji z szynami kółek muszą być bez szans. Nie były! Po kilku latach miałam się zresztą przeko-nać, że biegnące nogi w porównaniu z maszerującymi nogami Roberta Korzeniowskiego też są bez szans!

Bieganie to ciągłe lekcje pokory. Bezcenne. Ale wracam do rolek. Wielokrotnie z wywieszonym językiem usiłowałam dotrzymać tempa Pawłowi. Jeśli nie robił przebieżek, miałam szansę. Jeśli nie miał akurat w planie biegu z narastającą pręd-kością (początek wolno, potem szybciej, na koniec – sprint), też całkiem nieźle mi to wychodziło. Ale jeśli tylko chciał mi utrzeć nosa – mógł bez problemu. A przecież zawsze byłam najlepsza z WF-u! I tak powoli zaczęła we mnie kiełkować fa-scynacja bieganiem. Sprytnie, podstępnie, niezauważalnie, tak że się nie zorientowałam. Inaczej bym się zjeżyła i jak man-trę powtarzałabym to, co powtarzałam od lat: NIeNAWIdZę BIegAć!

Naprawdę nienawidzę? Jako dziecko przez pięć lat trenowa-łam lekkoatletykę w klubie Legia. W podstawówce zauważyła mnie nauczycielka WF-u, która była też trenerką. Kochałam się ruszać, biegać, skakać, zasuwać pod górę, huśtać na linie. Im wyżej, im szybciej, im bardziej intensywnie – tym lepiej. Zaczęłam chodzić na SKS (Szkolny Klub Sportowy – tak, wtedy mówiło się „na”, nie „do”), czyli na dodatkowe zajęcia lekkoatle-tyczne, potem – na treningi na Legię. Na początku była duma – ktoś mnie wybrał, zaproponował, zobaczył, że mam potencjał i szybko biegam. Te dodatkowe lekcje WF-u, bo tak to wtedy traktowałam, nie były dla mnie ani wysiłkiem, ani obciążeniem.

11

12

Ot, kolejna okazja do sportowych wygłupów, które uwielbia-łam. do czasu, kiedy coś we mnie pękło. Okazało się, że już nie chodzi o radochę z aktywności fizycznej, ale o coś zupeł-nie innego: współzawodnictwo, porównywanie, walkę. A to od zawsze – i chyba na zawsze – jest nie dla mnie. Oczywiście przyjemnie było zasłużyć sobie wynikami na kolce po star-szej koleżance albo znoszony zielony dres z literką „L” (do dziś pamiętam, z jakim namaszczeniem głaskałam te skarby!), ale po drodze gdzieś zginęła frajda i poczucie szczęścia. Zamiast sportu dla sportu pojawił się sport dla miejsca na podium i medalu. Pewnie to były inne czasy, pewnie dziś byłoby inaczej. A może po prostu w zawodowym sporcie nie ma miejsca i cza-su na głaskanie po głowie i łagodność? Po pięciu latach, często morderczych treningów i obozów sportowych, zrozumiałam jedno: tak nie chcę. Nie chcę pędzić jak chart na polowaniu, żeby tylko dorwać zwierza przed chartem, który gna obok. Nie chcę rywalizować. Nie chcę ciągłych porównań. Jako piętna-stolatka powiedziałam „dość” i zrezygnowałam z treningów.

Potem przez lata robiłam wszystko, żeby nie biegać. grałam w tenisa, squasha, jeździłam konno, na nartach, rowerze, ćwi-czyłam jogę, pilates i Bóg wie, co jeszcze. Byle dalej od poko-nywania kilometrów na nogach. Wydawało mi się, że z biega-niem pożegnałam się na zawsze. Z całą powagą i determinacją nastolatki obiecałam sobie: NIgdY WIęCeJ.

Na szczęście okazało się, że pasję nie tak łatwo w sobie za-bić. Czasami musi drzemać w ukryciu przez 15 lat, zanim ktoś (albo coś) ją obudzi. U mnie obudził ją Paweł, nawet nie pró-bując udawać księcia, który całuje ropuchę. Po prostu zabierał mnie na swoje treningi. A ja po prostu patrzyłam, aż w końcu pomyślałam: „A może jednak spróbuję?”. Odważyłam się nawet powiedzieć to na głos. Co usłyszałam w odpowiedzi?

12

13

W gonitwie na dwóch kółkach za Pawłem dzielnie towarzyszył mi Momo

13

14

– daj spokój – skwitował Paweł. – Zostań przy rolkach, bie-ganie jest strasznie męczące.

do dziś nie wiem, czy Paweł zrobił to celowo. Czy już wte-dy wiedział, że straszna ze mnie uparciucha, która działa na przekór, wbrew i pomimo. Nie wierzy we mnie? Udowodnię mu, że potrafi ę! Powątpiewa? Jak śmie?! Nie dla mnie?! Jakim prawem?!

Czy Paweł już wtedy podejrzewał, że słynną długą prostą pokonam kiedyś podczas maratonu? Ja nie!

14

W tym czasie zadzwoniła Monika Coś, koleżanka zajmująca się promocją biegania w fi rmie Nike, i zapytała, czy wezmę udział w pierwszym miejskim biegu Run Warsaw. dystans – 5 kilometrów. Zanim pomyślałam, z rozpędu powiedziałam „tak”. A potem się przestraszyłam. Przecież ja już nie pamiętam, co to znaczy przebiec 5 kilometrów! Od czego zacząć? gdzie? Jak? O matko, w co ja się wpakowałam?! I po co? Żeby udo-wodnić coś Pawłowi? A może sobie… Monika nie miała wąt-pliwości, że dam radę. Czasami wystarczy impuls albo wiara (niekoniecznie nasza), że się uda. Ja miałam i impuls (Paweł), i wiarę (Monika). I tak, po 15 latach przerwy, poszłam na swój pierwszy trening biegowy.

Run Warsaw | Od 2009 roku bieg nosi nazwę Biegnij Warszawo, a dystans wynosi 10 kilometrów |

15

16

Kuba Wiśniewski o Kubie Wiśniewskim

Dlaczego sport?Rodzice. Poznali się w klubie sportowym i genetycznie zarazili mnie bieganiem. Mama i tata byli w kadrze Polski juniorów. Mama biegała na krótsze dystanse, tata przekazał mi pasję do biegu przeszkodowego. Mówisz: „na 3000 metrów z prze-szkodami”, widzisz bieżnię, bariery jak na Wielkiej Pardubickiej, rów z wodą i Bronisława Malinowskiego wygrywającego złoto na igrzyskach olimpijskich w Moskwie.

Dlaczego bieganie?Poszedłem do szkoły sportowej, do której rodzice wysłali wcześ - niej moją starszą siostrę. Profil klasy był lekkoatletyczny. Ja na zdjęciach klasowych to ten najniższy chłopak, który wygląda jak syn tego najwyższego. Nieźle radziłem sobie z bieganiem, ale szału nie było. dopiero na studiach zacząłem porządnie trenować, najpierw pod okiem taty, później świetnego trene-ra Marka Jakubowskiego. Z każdym rokiem poprawiałem się odrobinę – może dlatego tak długo wytrwałem w sporcie wy-czynowym. Sukcesy nie były oszałamiające, ale co roku, więc nie zniechęcałem się i cieszyłem systematycznymi postępami.

16

Co Ci dało bieganie?Wielką satysfakcję z przełamywa-nia siebie, wielką pokorę w obliczu przegranych, systematyczność w realizacji zadań, konsekwen-cję w dążeniu do celu. Myślę też, że wszyscy biegacze wyczynowi umieją ciężko pracować, również w życiu zawodowym. Bieganie zmobilizowało mnie do dalekich podróży, poznania tysięcy ludzi, sportowych charakterów i ra-dzenia sobie w nowych sytuacjach.

Sport wyczynowy to ciągłe obcowanie ze swoim ciałem, poznawanie go i rozumienie sygnałów, jakie wysyła organizm. Czasem myślę, że bieganie jest jedną z nielicznych namacal-nych i konkretnych rzeczy, które robię w życiu.

Aha, last but not least, bieganie wyczynowe zamieniłem w swoją pracę. Współpracuję z miesięcznikiem „Runner’s World”, z firmą Nike przy organizacji programów i imprez bie-gowych, prowadzę działalność gospodarczą związaną z bie-gowym PR.

Co zabrało?Na pewno na poziomie zawodniczym bieganie zabiera czas na inne pasje. Tak jest zresztą w każdym sporcie wyczynowym, który wymaga poświęceń. („Wymaga ofiar. dlatego wszystkie ofiary garną się do sportu” – żartuje jeden ze znajomych tre-nerów).

Wierzę, że trening w górach pomaga biegaczom wskoczyć na wyższy poziom. Kuba Wiśniewski

17

18

Pamiętam, jak kończyłem Międzywydziałowe Indywidu-alne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim i w jakim tempie pisałem pracę magisterską. Na obozach sportowych nie bardzo miałem po prostu siłę, by skupić się na siedzeniu i logicznym myśleniu. Tak samo w młodości… – tu słyszę liczne okrzyki: „Kuba, ale ty przecież jesteś młody!”. dziękuję, to miłe. Zatem w młodości musiałem ograniczyć że-glarstwo i na przykład narty, bo ten rodzaj wysiłku „nie biegł” w parze z bieganiem.

Były momenty zwątpienia, pytania, czy to w ogóle ma sens?Jasne, co roku są! Odnoszę zresztą więcej spektakularnych po-rażek niż spektakularnych sukcesów. Wątpliwości są u mnie jednak miarą zaangażowania. gdybym nie zadawał sobie regu-larnie pytań „po co?“, pewnie nie umiałbym wyznaczać sobie nowych celów.

Moment największej euforii?Może pierwszy medal mistrzostw Polski w biegu przeszko-dowym? Wspomnienia innych chwil, które mi się nasuwają, związane są z obozami w fajnych miejscach świata: rozbiega-nie w rezerwacie Hell’s gate w Kenii, długi cross w Wolińskim Parku Narodowym, trening w dolinie pod Piz Berniną w Szwaj-carii, podbieg na Rysy, na pewno wiele innych samotnych tre-ningów w górach. Zbyt intymne, by się tym dzielić (tu głos się łamie, a rozmówca patrzy w dal lekko rozmarzonym wzrokiem).

Kiedy ostatnio czułeś się jak zwycięzca?Nie mogę tak powiedzieć. Nigdy nie czuję się jak zwycięzca. Wiecznie czuję niedosyt.

18

Czy już biegasz tylko dla przyjemności, czy wciąż dla wyniku?Pół na pół. Uczę się właściwie cały czas biegać dla przyjemno-ści. To dla mnie dosyć trudne po tylu latach ścigania się, ale staram się, by wynik na mecie nie był najważniejszy. Z drugiej strony zawsze miałem w sobie radość z biegania, nigdy nie szedłem na trening za karę.

Największa przyjemność w trenowaniu amatorów?Chyba mam podobnie jak większość bardziej doświadczonych ode mnie trenerów – nic tak nie cieszy jak widok podopiecz-nego, który robi postępy. U amatorów dochodzi do tego au-tentyczna radość. Lubię widzieć, gdy poprawiają technikę bie-gu, osiągają ze mną coś, o czym marzyli, o czym mówili, że to niemożliwe.

Największe zaskoczenie w trenowaniu amatorów?Zaskakiwany jestem nieustannie. Że każdy ma inną motywację. Że lubią trenować dla samego trenowania, a nie dla wyników. Że coś, co dla mnie jest jasne jak słońce, może być dla nich kluczem do sukcesu. Że umieją poświęcić czas, którego im brakuje, na bieganie. Że mają w sobie wielki entuzjazm, któ-ry co prawda czasem okazuje się słomianym zapałem, ale jest bardzo budujący.

Ile kilometrów przebiegłeś?O, to jedno ze znienawidzonych przeze mnie pytań, choć ro-zumiem jego genezę. Inne pytania z tego katalogu powinny brzmieć: ile pokonałem maratonów i ile przebiegłem w życiu? Nie lubię ich, bo muszę tłumaczyć, że nie chodzi tylko o ile, ale też w jakim stylu i w jakim tempie. Ale faktycznie, policzyłem

19

20

ostatnio, że na treningach i zawodach przebiegłem już ponad 60 000 kilometrów.

A jednak policzyłeś . Dlaczego Tatry?Bo ciągle mnie o to pytacie! A dlaczego Tatry? Przez wiele lat w treningu biegaczy nie doceniano roli siły biegowej. Tatry choćby dlatego są świetnym miejscem do treningów. Wiele razy jeździłem do Zakopanego na obozy sportowe. Jest tam sporo wymagających tras, jest też stadion tartanowy, na któ-rym z powodzeniem można realizować trening tempowy i szybkościowy.

Razem z Magdaleną derezińską-Osiecką, dr. Jakubem Czają i Mariuszem giżyńskim wymyśliliśmy projekt Tatra Running, w ramach którego pokazujemy Tatry od strony biegacza. Po-konujemy tam z amatorami duże przewyższenia, ćwiczymy technikę biegu w trudnych warunkach, ale też wykonujemy próby wysiłkowe i dbamy o prawidłową sylwetkę. Podczas kilkudniowych zgrupowań treningi w terenie wzbogacone są o zajęcia core stability, sesje rozciągające na sali, jak również wykłady dotyczące żywienia czy teorii treningu. do dyspozy-cji uczestników obozu jest dietetyk sportowy i fizjoterapeuta. Chcemy, by bieganie w Zakopanem dało bodziec treningo-wy i zastrzyk wiedzy każdemu amatorowi. Odkrywamy góry i wbiegamy w nie z pokorą, ale również z przeświadczeniem, że każdy jest w stanie o własnych siłach wbiec na szczyt.

Pytałaś, co jest najprzyjemniejsze w treningu amatorów. Właśnie taki moment, kiedy grupa pod naszą opieką wbiega na szczyt Kopy Kondrackiej i śmieje się do gór.

20

21

Twoja żona musi biegać?Kurczę, niby nie musi, ale obawiam się, że nie wytrzymałaby ze mną, gdyby sama nie posmakowała biegania. Ola była przed kilku laty mistrzynią Polski w biegach górskich, trenowała po-tem we Wrocławiu biegi średnie i miała pierwszą klasę spor-tową na 1500 metrów. Wie, co to znaczy trenować codziennie lub częściej i skupiać się na startach.

Teraz żona biega dla przyjemności, ale rozumie moją pasję i mocno mnie wspiera. Jeździmy często razem na obozy spor-towe, podczas których trenujemy i jednocześnie realizujemy naszą pasję, czyli dziennikarstwo sportowe.

Chodzicie razem na treningi?Tak, dosyć często. Są to dla mnie spokojniejsze sesje treningo-we, ale bardzo je lubię.

Ola pomaga mi też podczas wybranych treningów mara-tońskich, czasem zamienia się w masażystkę, na pełen etat pracuje w domu jako dietetyk .

Kiedy trenujecie razem, wtedy biegniesz wolniej?Tak, trochę zwalniam, ale bez przesady. dla Oli rozbieganie w tempie 5 minut na kilometr nie jest problemem, najwyżej wcześniej kończy trening, a ja „dokręcam” brakujące kilometry lub przyspieszam w drugiej części treningu.

Kiedy bieganie jest najpiękniejsze?Kiedy wbiegam na szczyt: Tatry, bicie serca, które słyszę w uszach, i moment, gdy z czystym sercem mogę się odwrócić i spojrzeć na drogę, którą pokonałem o własnych siłach.

21